Gabriela Zapolska Panna Maliczewska ISBN 978-83-288-7963-8 Osoby: * Daum * Filo * Edek * Bogucki * Koledzy 1, 2, 3, 4 * Panna Maliczewska * Daumowa * Hiszowska * Żelazna * Michasiowa * Sekwestrator AKT I / Scena przedstawia izbę, a raczej izdebkę w suterenie, bardzo małą i bardzo wąską. Po lewej dwa okna małe dwuszybowe, we framugach. W głębi piec do gotowania i łóżko Żelaznej, po prawej od widzów drzwi wejściowe, po trzech zmurszałych i ścierką zasłanych schodkach, i łóżko Stefki, przy nim koszyczek nieduży zamiast szafki, na nim lusterko, książki, grzebień, bardzo piękna bombonierka, jakieś flaszki, jabłko i dużo innego śmiecia. Mały, obdarty parawan stoi przy ścianie, na nim wisi sukienka i jaskrawa halka, po lewej pod oknami sofa ceratowa, na niej pościel Edka Kuleszy, paczka przewrócona, świeca, bochenek chleba zaczęty, obdarty kołnierzyk. Pod oknami stół, na nim garnki, książki, zeszyty. W głębi, koło kominka lampa ścienna, nad łóżkiem Żelaznej obrazy, kwiaty z bibuły, fotografie i obraz święty, a przed nim świeci się lampka. Całość daje obraz ciasnoty i wilgoci. Ściany powinny być ciemne. Podłoga świeżo wyszorowana, piaskiem wysypana, po niej porozkładane ścierki i gazety. Przy podniesieniu zasłony Żelazna stoi przy balii w głębi komina i pierze. Edek Kulesza siedzi przy oknie przy stole z zatkanymi rękami uszami i głośno uczy się. Para napełnia całą izbę. Przez chwilę słychać monotonny głos Edka i pluskot wody w balii, po chwili Edek wstaje, idzie do chleba, kroi kawałek, je i wraca na miejsce, nie przerywając głośnego mamrotania. Wreszcie Żelazna podchodzi do stołu, zaczyna przewracać wszystko, zła, czegoś szuka. / Scena I / Edek — Żelazna / EDEK No! ŻELAZNA / szuka na stole, przy którym uczy się Edek / Ty… no… EDEK Proszę nie przewracać… ŻELAZNA Niech Kulesza się ustąpi. EDEK Nie przewracać! ŻELAZNA Tu była farbka do bielizny, gdzie jest? EDEK A mnie co do tego? ŻELAZNA Tu była farbka. Gdzie jest? EDEK Niech mnie Żelazna da spokój — ja muszę się uczyć. ŻELAZNA A ja muszę prać. Moje pranie więcej warte jak Kuleszy nauka, bo za pranie płacą, a za naukę Kuleszy pies grosza nie da. Dzie farbka? EDEK / z pasją, bijąc w stół / Proszę stąd iść! ŻELAZNA A! A! to co? Kto tu pani? ja, czy Kulesza? Kto to na stancji — ja, czy Kulesza? Kto komu winien za trzy miesiące? ja, czy Kulesza? co? co? Kulesza milczy. A no… a no… teraz trza pyska nie rozwierać, jak się na to nie ma i Bogu dziękować, że jeszcze trzymam, bo inna dawno by porządek zrobiła. EDEK / cicho / Sie zapłaci. ŻELAZNA Spodziewam się. Ukrzywdzić się nie dam, ja ciężko pracuję. / Odchodzi do balii. Znowu słychać plusk wody i monotonny głos Edka. / EDEK / odwraca się ku Żelaznej / Już ciemno! ŻELAZNA / sucho / Dopiero trzecia. EDEK To cóż, ale tu ciemno! ŻELAZNA / sucho / To trzeba się do pałacu wynieść i elektrykę sę fundnąć. EDEK / Uczy się, bierze chleb, je, siada na stole przy oknie. Żelazna bierze kubeł mydlin i wychodzi, stukanie w okno. Edek klęka i otwiera okno. / Scena II / Edek, Filo / FILO Siawus. EDEK / mamrocze / FILO Kujesz Demostenesa? EDEK / mamrocze w dalszym ciągu / FILO Ta przestań, idziesz? EDEK / rozkłada ręce / FILO Szkoda. EDEK / bije się po głowie / Ciężko, nie idzie — cholera, jakby kto zaciągnął tuman. FILO Już wszyscy poszli. EDEK / macha ręką / FILO / zagląda do wnętrza / A… nie ma? EDEK / ciągle się uczy / Nie. FILO Ja tu dla niej coś przyniósł. EDEK / machinalnie wyciąga rękę / Dawaj! FILO Nie, ja sam. zagląda A twojej wiedźmy nie ma? / Wchodzi przez okno, leci do łóżka Stefki, wydobywa spod peleryny bukiecik kwiatów, stawia na koszu i wraca do Edka zadowolony. / Tak! Do kobiet tylko z kijem Nietschego albo… z kwiatami… Mówię ci to z doświadczenia. Zapamiętaj to sobie Kulo! EDEK Idź, mnie to nie w głowie. FILO Ale… jak nie teraz, to później; zawsze cię to napadnie. EDEK Nie będę miał czasu. FILO Na to czasu nie trzeba. EDEK Właśnie. FILO / siada na stole / Naturalnie. Jesteś młody, to nie potrzebujesz się długo wysługiwać. Raz, dwa, kobieta wpada ci w objęcia. EDEK Wielkie szczęście. FILO No, nie jest to główny czynnik życia — ale konieczny. siada na stole i zapala papierosa Chcesz? EDEK Dobrze. / Bierze; palą chwilę w milczeniu. / FILO / patrzy na kąt Stefki i Edka / Wiesz, ja przecie nie mogę uwierzyć, żebyś tak był blisko niej i tak… nic… tego. EDEK / z wybuchem / Tobie tylko świństwa w głowie. FILO Wcale nie świństwa, bo musisz przyznać, że ta Stefka to szampańska dziewczyna. EDEK Ja mam inne zapatrywania w tym względzie. FILO No… wiem… wiem, nie potrzebujesz mi imponować, każden z nas uznaje w kobiecie człowieka, e!… po jakiemu ty palisz — zaciągaj się… słyszysz? EDEK Daj mi spokój. / Rzuca papierosa i idzie do chleba, kroi, zaczyna jeść i pisze przy stole. / FILO / siada na sofie / Najlepiej — jak nie umiesz palić, to nie pal… po chwili Ona pali? EDEK / przy stole / Kto? FILO Maliczewska. EDEK E! FILO Widziałem raz — wychodziła z próby, ktoś, jakiś chórzysta czy co, palił, ona mu wyrwała z ust papierosa i sama paliła. EDEK Dla hecy. A zresztą, niech ją diabli, masz tu twoje polskie… podaje mu kilka kartek Na… przepisz sobie, tylko byków nie rób. FILO / szuka po kieszeniach / Tu jest dwadzieścia centów. EDEK / twardo / Słuchaj ty? A reszta? Jeszcześ mi winien za poprzednie czterdzieści centów. FILO / z przymileniem / Kula, nie szalej! Kupiłem kwiatów dla niej! EDEK Lepiej było dać jej gotówką. FILO Tyś oszalał? Jej? Artystce? EDEK Taka ona artystka, jak ja doktor filozofii. No, niech cię diabli… FILO / machinalnie kroi kawałek chleba i je / Ja mam swoje zapatrywania na kobiety. Powinno się nie zdzierać poezji. Ja nawet napisałem do niej wiersze. O tam… na tej karteczce w środku bukietu. „I tylko dziwię się, że kwiatyPod twymi stopami nie rosną”. EDEK / z ironią, przy stole / FILO O, o! EDEK Tak, tak, brachu, Sienkiewicz! Sienkiewicz! FILO Może ona nie czytała? EDEK Nie czytała? Ona wszystko już pożarła, całą bibułę — ona ciągle czyta. Bez wyboru. Chciałem to jakoś pokierować, ale diabła tam. FILO / zadowolony / Taka inteligentna? EDEK Nie inteligentna, ale oczytana. A zresztą nie piłuj mnie nią. Ja mam już tego powyżej uszu. FILO Kiedy wróci? EDEK Nie wiem. FILO Nie jesteś uprzejmy. EDEK / smutno / Jak byś miał dziury w butach, dziury w portkach, dziury w mózgu, jak by ci było niewesoło i ciężko, to byś także nie był uprzejmy. FILO / serdecznie / Ja bym cię, Kula, do siebie zaprosił, jak Boga kocham i wszystko ci dał, ale moi starzy to taka para Dulskich, że aż w nosie kręci. EDEK Ja wiem, tyś dobry w gruncie rzeczy, ale twoje środowisko — bagno! FILO No — a ja romantyk. EDEK Diabła tam! Pozujesz na romantyka. Szczerości ani grdynia. No… idź już… FILO Zostawię dla niej papierosów. EDEK Także coś. Idź już. FILO Aha! Tu masz! Etykę. / Wchodzi Żelazna i patrzy ze złością na Fila. / EDEK Kiedy oddać? FILO Weź całkiem. Nie krępuj się. Ja i tak bym spuścił. Scena III / Ciż i Żelazna / ŻELAZNA Nie lubię wizytów. FILO Siawus Edek! ŻELAZNA Proszę po papierach, bo podłoga świeżo umyta. FILO Nikt by się tego nie domyślił. / wychodzi / ŻELAZNA Wymawiam sobie wizyty, i żeby mi przez okno nie wpuszczać. Bo to jakby do jakiej nory złodziejskiej, a nie chrześcijańskiego domu. EDEK Nie żadne wizyty, tylko kolega. ŻELAZNA Nie chcę. Jak ma się przyjmować kolegów, to pałac se wynająć. / Edek włazi na stół, kładzie się we framudze okna i uczy się. Widać tylko jego długie zwisające nogi w obszarpanych spodniach. Żelazna pierze i nuci pod nosem pieśń jakąś pobożną, coraz ciemniej, z kątów wysuwa się wilgotny, chorobliwy zmrok. / Scena IV / Ciż, Michasiowa / / Michasiowa, blada i jeszcze dość młoda — w kaftaniku, wnosi kosz jak do bielizny, przykryty kawałkiem starej firanki. W koszu baletowe spódniczki, lusterko, pudełko ze szminkami, gorset, jakieś łachy. W milczeniu stawia kosz na łóżku Stefki, potem rozwiesza baletowe spódnice i trykoty na parawanie — wreszcie idzie do pieca i grzeje się. Michasiowa milczy. / ŻELAZNA Skończyło się! MICHASIOWA A jakże. ŻELAZNA No, a gdzie ona? MICHASIOWA Terkocze ze swoimi. Mówiła, żeby mleko było gorące. ŻELAZNA Właśnie, pieniądze się rodzą. MICHASIOWA I tak się pali. ŻELAZNA No to co? / Michasiowa milczy. / ŻELAZNA Nie pada tam? MICHASIOWA Nie jeszcze. ŻELAZNA Dałby Bóg; będzie deszczówka na kolory. MICHASIOWA I śnieg może. ŻELAZNA No, to już nie! MICHASIOWA Zima idzie. ŻELAZNA Niech się skręci po drodze. MICHASIOWA E, co tam pani — ale ja. ŻELAZNA A jakże! ja, właśnie. MICHASIOWA Zemgliło mnie. pije wodę Znów dostała cukierki i za dużo se podjadłam. ŻELAZNA / z pogardą / Cukierki! MICHASIOWA A no, taki teraz widać zwyczaj! spogląda na chleb Czyj to chleb? ŻELAZNA Daleko by zajechała z tymi cukierkami. MICHASIOWA Czyj to chleb? ŻELAZNA A no… tego… MICHASIOWA / ułamuje kawałek i je / ŻELAZNA Tak sobie… ot… MICHASIOWA Ta my z jednej wsi. ŻELAZNA O! Jakże to? MICHASIOWA A no z Biedoty. śmieje się gorzko To jest jedna taka wieś, gdzie się takie rodzą. Idę! jeszcze trza przynieść. Nie dała psia krew od razu wszystkiego zabrać, żeby się jej kiecki nie pogniotły. Ach! niech ją!… miarkuje się A niech pani Żelazna nic jej nie mówi. ŻELAZNA Niby co? MICHASIOWA Że ja… trochę… ŻELAZNA Ja chrześcijanka, plotków nie robię. / Michasiowa bierze pusty kosz i wychodzi. Żelazna chwilę pierze, wreszcie śpiewając pobożną pieśń podchodzi ukradkiem do stolika, spoglądając ciągle ukradkiem, wreszcie bierze nóż, kroi kawałek chleba szybko, zanosi go i wtyka pod poduszkę, po czym śpiewając ciągle ku balii. / Scena V / Żelazna — Edek, Daumowa, Hiszowska / / pukanie / ŻELAZNA Co za diabeł? DAUMOWA / wsuwa głowę przez drzwi / Niech będzie pochwalony! ŻELAZNA Na wieki wieków! / Obie panie wchodzą powoli, wsuwając z trudem swe olbrzymie kapelusze przez wąskie drzwi. Są bardzo strojne, szeleszczące, czarno ubrane, podśmiechują się trochę z cicha i spoglądają na siebie. Żelazna, która na widok dam trochę się zdumiała, zaczyna szybko odsuwać z podłogi papiery i ścierki. / DAUMOWA Czy tu mieszka praczka? ŻELAZNA To ja, do usług wielmożnej pani. DAUMOWA Dobrze, dobrze… cóż tu tak ciemno? HISZOWSKA I duszno. ŻELAZNA Wiadomo… w pralni… wiadomo… zaraz zapalę. DAUMOWA Tak. Bo to my chcemy się porozumieć co do koronek… nie wiem, czy pani też umie prać koronki? ŻELAZNA W lot… w lot… HISZOWSKA A gipiury? ŻELAZNA W lot… w lot… / Zapala lampę, panie rozglądają się dookoła, spostrzegają baletowe spódnice i mówią do siebie. / C'est ici, oui, oui… DAUMOWA / spostrzega nogi Edka wiszące u okna / O, o! A to czyje? ŻELAZNA To… zaraz. / ściąga Edka / Proszę na dwór — ja tu mam interesa. / Edek złazi z okna i ciągle się ucząc i patrząc w książkę, owija się w pelerynę i wychodzi z izby, ponosząc Demostenesa. / HISZOWSKA Czy to synek pani? ŻELAZNA Gdzie zaś… to sierota… przygarnęłam… przytuliłam za swego… DAUMOWA To pięknie, to bardzo pięknie… ŻELAZNA To obowiązek chrześcijański, proszę wielmożnej pani. Ta matką jestem mu rodzoną. Co robić?! Może wielmożne panie siądą… / podaje stołki / DAUMOWA Dziękujemy! Trochę tu ciasno u pani! HISZOWSKA / cicho do Daumowej / Niech pani mecenasowa wprost… DAUMOWA / do Hiszowskiej / Pst… nie zdradzić… Tu jeszcze ktoś sypia… ŻELAZNA A! to już lokatorka… Panna Maliczewska. DAUMOWA Zdaje mi się, ona z teatru? ŻELAZNA Tak, ale to takie dopiero coś nie coś, bo to młode jeszcze. DAUMOWA A ona co? sierota? ŻELAZNA Ta… zdaje się… nie wiem… HISZOWSKA Dużo wam płaci? ŻELAZNA / podejrzliwie / Ta… różnie… DAUMOWA Ale… przecie… ŻELAZNA Dwadzieścia guldeny… z wiktem… a jakże… DAUMOWA A… więc ma mieszkanie i wikt? do Hiszowskiej No… więc tu wszystko w porządku… HISZOWSKA Zapiszę do sprawozdania… DAUMOWA / dyktując / „U Stefanii Maliczewskiej statystki teatralnej znaleziono mieszkanie odpowiednie, wikt i… a!” / do Żelaznej / Moja pani, bo my tu właściwie w najlepszym celu… My jesteśmy delegatki towarzystwa podnoszenia kobiet… ŻELAZNA / trochę zaniepokojona / Wielmożne panie mają pozwolenie z policji? DAUMOWA / z uśmiechem / Nie, ale sumienie nam wydaje pozwolenie! My spisujemy i dowiadujemy się, z czego jaka dziewczyna żyje… no… Zresztą chodzi o to… Czy panna Maliczewska dobrze się prowadzi? ŻELAZNA / po chwili / Ta ja się nią opiekuję. DAUMOWA Właśnie, właśnie i to bardzo, bardzo dobrze… Ale zawsze… HISZOWSKA Tak czy nie… ŻELAZNA Nie! po chwili Ja, proszę wielmożnych pań, jestem gdowa, chrześcijańska gdowa i nigdy bym czegoś takiego pod dachem nie trzymała. DAUMOWA To bardzo piękne… HISZOWSKA Więc pani ręczy za prowadzenie się panny Maliczewskiej. ŻELAZNA A, na co to? Ja ręczyć nie ręczę. Tylo mówię, że niby teraz… DAUMOWA No, mniejsza… do Hiszowskiej: Niech pani napisze: „Panna Maliczewska zastaje pod opieką zacnej kobiety…” do Żelaznej: Nazwisko… bo zapomniałam… ŻELAZNA Anna Żelazna. DAUMOWA / patrzą się na siebie i śmieją / Anny Żelaznej! Tak! Możemy dodać, że panna Maliczewska nie okazuje skłonności do upadku… ŻELAZNA Do czego, proszę wielmożnej pani? DAUMOWA / z uśmiechem / Do upadku… To… taka przenośnia. To potrzebne do aktów towarzystwa. HISZOWSKA Co tu tak pachnie? DAUMOWA Gdzie? HISZOWSKA A! To ten chleb! To czarny chleb… J'en rafolle… już dawno nie jadłam. ŻELAZNA Może wielmożne panie pozwolą? HISZOWSKA Ależ… DAUMOWA / pobłażliwie / Nie trzeba odmawiać. / Żelazna kraje kromeczki i podaje na spodku. / HISZOWSKA Doskonały! DAUMOWA Jakie z pani dziecko! śmieją się Reasumując, panna Maliczewska jest uczciwa, porządna dziewczynka i ma byt zabezpieczony! HISZOWSKA No, to my nie mamy tu co robić. DAUMOWA Naturalnie. Skoro jeszcze nie… / Śmieją się. / HISZOWSKA Tak, skoro jeszcze nie… patrzy w książeczkę Mamy teraz być gdzie? Zaraz… u tej, co ma kamienicę na rogu Piasecznej. DAUMOWA To będzie cięższy orzech do zgryzienia. Nie chwyta… nie chwyta… Mówię jej, tłumaczę, cóż? Ona odpowiada, iż jej tak dobrze… z tą kamienicą… i… że jej tak dobrze z kamienicą. HISZOWSKA Straszne! Straszne! O! patrzy na zegarek Już późno, chodźmy! Nasi mężowie się niecierpliwią! DAUMOWA A mój się domyśli, to byłoby najgorsze. HISZOWSKA Zawsze przeciwny? DAUMOWA Strasznie. HISZOWSKA / nakładając rękawiczki / Trzeba mu wytłumaczyć, że to jest obowiązek po prostu. DAUMOWA Ale on ma swoje zasady. On po prostu nie może pojąć czegoś takiego i lęka się, ażebym ja nie przeszła mimo takich kobiet. On mówi, że to ściera puch… HISZOWSKA E! To przesada! Więc… z panną Maliczewską skończyłyśmy… DAUMOWA Chyba że… HISZOWSKA Ach! Broń Boże! Zresztą po co? Ma wszystko… chyba przez moral insanity. DAUMOWA / wzdycha / Toteż to… właśnie… to… HISZOWSKA / podchodzi do łóżka Stefki / Jedno tylko… tak to wszystko w jednym pokoju. Moja pani Żelazna, tu jest jedna izba? ŻELAZNA Jedna… I tak co to kosztuje… to… HISZOWSKA Więc i ten młody człowiek także tutaj? ŻELAZNA Jaki młody człowiek? HISZOWSKA No… sierotka… ŻELAZNA A, Kulesza! A no tak! HISZOWSKA To jakoś… DAUMOWA / bierze parawan, rozkłada / Zaraz to zaaranżerujemy. Tu jest parawanik. Trochę podarty… To my tu przyślemy wollatlasu parę metrów… HISZOWSKA Tak, wollatlas! Nieprzezroczysty… DAUMOWA I pani Żelazna będzie łaskawa kazać obić parawanik i pilnować… żeby zawsze… tego… / Rozsuwa ręce nad łóżkiem Maliczewskiej, jak anioł stróż. / ŻELAZNA Dobrze, dobrze. DAUMOWA No, zostańcie z Bogiem pani Żelazna — dziękujemy za chlebuś. HISZOWSKA A pannę Maliczewską opiece polecamy. ŻELAZNA Jak matka… jak matka… kłania się Całuję rączki… niech Pan Bóg prowadzi. odprowadza w ukłonach obie panie i gdy wyjdą, mruczy do siebie przez zęby: Bodajście karki skręciły! idzie do okna, uchyla i woła: Można przyjść! Scena VI / Żelazna — Edek później Michasiowa / / Edek wchodzi, ucząc się dalej i mrucząc, jest trochę ośnieżony, przechodzi przez scenę, taszczy stół przed lampkę, siada, zatyka oboma palcami uszy i uczy się. Żelazna kończy pranie, bo zaczyna sprzątać koło komina, balię wynosi do sieni. / ŻELAZNA Która też to godzina? krzyczy: Która godzina? EDEK Nie wiem. MICHASIOWA / wchodzi, wnosi kosz, jest ośnieżona, stawia kosz i strzepuje chustką. / ŻELAZNA Nie tu! Nie tu! Nie wolno mi chlewa z izby robić. MICHASIOWA A cóż to, wielkanocne święta czy co, że takie czystości? ŻELAZNA Co jest, to jest… nie wolno… Do sieni. MICHASIOWA Moja siostra płaci, to mnie wolno. ŻELAZNA Płaci za wikt i za spanie, ale nie za brudzenie podłogi. / Michasiowa wyjmuje suknie lekkie i rozwiesza, potem śliczną bombonierkę stawia na koszu. / ŻELAZNA / oglądając bombonierkę / To musi kosztować! MICHASIOWA A musi!… Proszę postawić… ŻELAZNA O wa! Jakbym to ja nie umiała z takim pudełkiem się obejść. Scena VII / Ciż — Stefka / / Stefka wchodzi cicho, wolno, w milczeniu przesuwa się przez scenę — cisza — Stefka wyczerpana siada na łóżku, zrzuca kapelusz. Milczenie. / MICHASIOWA Tu są cukierki. STEFKA / cicho / Dobrze! Zostaw! A psia krew! A psia krew. MICHASIOWA Dałaby Stefka parę szóstek. STEFKA / cicho / Właśnie. Z czego? Gryźnij się. MICHASIOWA Dałaby Stefka parę szóstek! STEFKA Ta idź do cholery… jak mówię, że nie mam, to nie mam… kładzie się na łóżko Tom zharowana! MICHASIOWA To ja pójdę. STEFKA / leży jak martwa / A nie spóźnij się o siódmej po rzeczy! MICHASIOWA Znowu dziś Stefka gra? STEFKA No — ta przecież opera wieczór. MICHASIOWA Ta musieli po południu zapłacić. STEFKA Rozenthalowa czekała i wzięła ratę. A zresztą co u diabła, nie mam! / Michasiowa powoli odziewa się w chustkę i wychodzi, Stefka leży na łóżku jak martwa w rozpiętym żakiecie i patrzy w sufit, chwila milczenia. Żelazna podchodzi do Stefki z garnuszkiem mleka w ręku. / ŻELAZNA Podwieczorek! STEFKA / cicho / Zaraz, tylko odsapnę. ŻELAZNA Dolałam trochę kawy. STEFKA Jaj! A to co się stało! ŻELAZNA No tak, trochę… panna Stefka o której idzie do teatru? STEFKA O siódmej. ŻELAZNA A teraz? STEFKA Wpół do szóstej. ŻELAZNA No… STEFKA Co? ŻELAZNA Nic… nic… STEFKA / zrywa się / Już odsapnęłam. biegnie do Edka, zasłania mu oczy Siawus! EDEK Ta daj mi pokój! STEFKA Ta joj! Nie ugryzę cię, diable nietykalny! patrzy na chleb Cóż się ten twój chleb tak skurczył? kraje sobie kawałek i je Może chcesz cukierków? / Edek nie przerywając sobie nauki, wyciąga rękę w tył, Stefka mu wkłada parę cukierków. / STEFKA / śmiejąc się / Na masz! Spożywaj! To są owoce mojej hańby! zaśmiewa się A wiecie co, że mnie pedały dziś bolą. ŻELAZNA Bo się panna Stefka zapracowuje. STEFKA Co się pani Żelazna taka słodka dziś zrobiła?! ŻELAZNA Ja taka zawsze. STEFKA Właśnie! / do Kuleszy / To nie ten chleb co zawsze. EDEK Bo to komyśniak, kupuję teraz od żołnierzy, to dłużej potrwa. STEFKA I więcej napcha. Cóż dziś spietrasił. Dużo? EDEK Trzy. STEFKA / siada na stole gdzie Edek pisze / A na celujący miałeś? EDEK Jedno, ale mi nie zapłacił. Jeszcze dwa mam na bardzo dobry i dostateczny. STEFKA A o czym dziś? EDEK Wściec się. Trza opisać boleść ojca zadżumionych. STEFKA Nie gadaj! EDEK Jak Boga kocham! Takie ci Kakuś daje tematy. STEFKA I ty trzy razy takeś bolał ojcowsko? EDEK Cztery. Na obstalunek trzy, a dla siebie czwarty. STEFKA Ty za mało bierzesz. EDEK Nie dadzą… No… usuń się… Jeszcze Demostenesa połknę… STEFKA / pakuje się coraz więcej na stół / Ty, co to jest Spinoza? EDEK Filozof. STEFKA Żyd — bo Baruch. EDEK Żyd. STEFKA Co on zrobił? EDEK Fi-lo-zof! Skąd ci przyszło? STEFKA To Osterlo — ta z chórów dostała dziś taką rolę. My bardzo się naradzały, co to. Żadna nie wiedziała. Ty mi napisz na kartce co to — to ja im powiem. Dobrze? Ja ci dam cukierków. Ta Osterlo ma szczęście. Ona mówiła, że to przez to, że ona ma proste nogi do trykot, to jej dali. Ale to nieprawda, bo ja mam jeszcze prościejsze… Tylko ona ma kochanka, co jest z dyrektorem na ty i przez to ma protegę. Ach, psia kość słoniowa, żeby mi znaleźć kogo, co by był z dyrektorem na ty! przewala się po stole Żeby mi to znaleźć! EDEK Uważaj, co robisz! STEFKA / leży na stole / Żeby mi jedną rolę dali, to by się przekonali, że mam talent… Żeby jedną rolę… podnosi nogę. patrzy z uwagą na bucik O!… Byłabym wtedy bogata! Co dzień bym piła kawę, jeździła na gumach i tobie bym dała dużo monety — pedam ci, byłoby no! ogląda bucik A to… a to… nagle Masz tekturę? / zrywa się na środek sceny / EDEK Weź jaką okładkę. Ja zawsze okładkami zeluję — grube… STEFKA Dziś gram damę, to muszę mieć swoje buciki — a klękamy do publiczności. zdejmuje bucik, pakuje tekturę Dawaj atrament. zasmarowuje EDEK Czekaj! / smaruje sobie także dziurę w bucie / STEFKA Ta co — ta prosto na skarpetkę? EDEK / smutno / Durnaś! to ciało! — Tam masz kwiaty! STEFKA E! niech się wypcha z zielskiem. Dziś mi się już nic nie chce. EDEK Trza mieć odwagę. STEFKA / smutno / Ty Edek to masz zawsze duże słowa w pogotowiu… EDEK / gorzko / Choć to… / Żelazna przez ten czas złożyła bieliznę do kosza. / ŻELAZNA Idę na strych. / wychodzi / STEFKA A idź na złamanie karku. EDEK No… wstawaj, muszę pozbierać papiery. / Stefka się podnosi ze stołu powoli. / STEFKA Uf… jakby mnie kto zbił! / pukanie / Scena VIII / Stefka, Edek, Sekwestrator / SEKWESTRATOR Czy tu mieszka Stefania Maliczewska? STEFKA A co pan sobie winszuje? SEKWESTRATOR Z sądu… mam opisać. STEFKA / w lansadach / Pan się trudni literaturą? SEKWESTRATOR Zajęcie ruchomości. STEFKA / do publiczności robi oko / Oj! To z sądu! SEKWESTRATOR Sprawa Icka Ejzensztejna. Należność 27 koron, 58 halerzy… proszę nie utrudniać… idzie do stołu Muszę opisać… STEFKA / obojętnie idzie do łóżka, kładzie się na nim / Ano to se pan opisuj! / Wpada Żelazna. / ŻELAZNA / zasłania meble / Co to? Z sądu? Nie pozwolę. To wszystko moje. Panna Maliczewska nie ma nic. Jest u mnie sublokatorką… SEKWESTRATOR Nie wiem nic… proszę nie utrudniać! ŻELAZNA Ja przysięgnę. Meble moje, wszystko moje! STEFKA / zanosi się od śmiechu / No wiecie… no wiecie… ŻELAZNA I to moje! I to moje! / Edek zabiera papiery i wychodzi. / ŻELAZNA / do Edka / Proszę nie wracać przed siódmą, bo ja mam interesa. SEKWESTRATOR Kredens sosnowy. ŻELAZNA / pędzi do kredensu / To mój! Przysięgnę! SEKWESTRATOR Można zrobić reklamację w sądzie. Nie utrudniać. / Dochodzi do łóżka i bierze spódniczkę baletową. / STEFKA / zrywa się / Proszę położyć, to są narzędzia pracy. bierze trykoty Nie ruszać… narzędzia pracy… nuci Ty… ty… moje marzenie… SEKWESTRATOR / spisując / Stół sosnowy, kanapa ceratą kryta wypchana trawą… dość, starczy… formalizuje, lepi marki Tak. STEFKA / tańczy po scenie / Pan żonaty? SEKWESTRATOR Nie utrudniać! STEFKA I dzieciaty? SEKWESTRATOR Nie utrudniać! Opiekę i odpowiedzialność nad zajętymi ruchomościami zdaje się tejże Stefanii Maliczewskiej, pod grozą odpowiedzialności paragrafu… STEFKA Pan ma wprawę. / Kładzie stare pantofle baletowe, Sekwestrator wychodzi. / STEFKA Żonie moje uszanowanie, dziateczki proszę ucałować, a niech pan uważa, bo tam trochę błoto… tańczy przed Żelazną Babciu morowa, mam opiekę nad twoimi gratami. ŻELAZNA To nie zabawne. Mogła panna Stefka tego Żyda zapłacić. STEFKA / od razu smutnieje / Widać nie mogłam. ŻELAZNA To źle, to trzeba mieć. STEFKA Ta z czego? ŻELAZNA Ja ta nie wiem, ale tak nie można. STEFKA / nagle posępniejąc / Ja sama wiem, że nie można. rzuca się na łóżko Spać chcę! Żelazna! Ma pani trochę spirytusu do maszynki — nie mam czym się dziś ufryzować. ŻELAZNA Nie mam. STEFKA Co to będzie? Ja ciągle od innych pożyczam. ŻELAZNA Ja ta nie wiem. / Wygląda do sieni. / STEFKA / zwłóczy się z łóżka / Pójdę do grajzlerki — może mi zborguje. / Wywłóczy się z izby, otuliwszy czymkolwiek. / Scena IX / Żelazna — Daum / / Po wyjściu Stefki Żelazna zapala lampkę przed obrazem, robi trochę porządku w izbie, nasłuchuje, stukanie do drzwi, biegnie szybko, wchodzi Daum w futrze i kapeluszu. / DAUM No? ŻELAZNA Całuję rączki. DAUM / odrzuca ją laską od siebie / Dobrze, już dobrze… no… gdzie? ŻELAZNA Wyszła, za chwilę wróci. DAUM Może nie wróci. ŻELAZNA Ale… wróci… wróci… Jaki to wielmożny pan niecierpliwy. Może se wielmożny pan przysiądzie. DAUM / siada w futrze i kapeluszu / Dobrze, już dobrze. / Chwila milczenia. / DAUM A… uprzedzona? ŻELAZNA A jakże… a jakże. DAUM Zgodziła się? ŻELAZNA Naturalnie. DAUM No, to nie bardzo tam z tą cnotą, skoro tak zaraz… ŻELAZNA Ta gdzie zaraz? Ta wielmożny pan nie wie, co to było… Ta aż mglała… ta aż krzyczała… ale powoli… ta wielmożny pan rozumie… ta panienka to uczciwa dziewczyna… to musi pogrymasować… DAUM / odsuwa ją lekko / No już dobrze… dobrze… ŻELAZNA Ale ona będzie tak z początku udawała, że niby nie wie o niczym. Wielmożny pan rozumie, taka komedia… DAUM / skrzywiony / Po co to? ŻELAZNA I wielmożny pan także tak będzie, że niby nic. To tak żeby nie poznała, że ja tak wielmożnemu panu dobrze życzę. Aż się jej wielmożny pan spodoba… tak za kwadransik!… DAUM No już dobrze, dobrze! ŻELAZNA / z uśmiechem, cicho / A… co do tego… DAUM / wyjmuje z pugilaresu 50 koron i daje jej. / ŻELAZNA Ta to tylko pięćdziesiąt. DAUM / cicho / Drugie pięćdziesiąt… jutro… ŻELAZNA Całuję rączki… całuję rączki! / Chwila milczenia. / DAUM Coś nie ma. ŻELAZNA Przyleci… przyleci… tylko tu do szynku, w tej kamienicy… DAUM / skrzywiony / Pije? ŻELAZNA Jezus Maria, takie dziewcząteczko! Tylko po spirytusik do kręcenia włosów… Wiadomo… młode, kokietka… DAUM Ile ma lat? ŻELAZNA Dziewiętnaście. DAUM Czy tylko pewne? ŻELAZNA Najpewniejsze. Wywąchałam metrykę. / Chwila milczenia. / DAUM / wstaje / Zdaje się, że ktoś idzie. ŻELAZNA / zagląda do sieni / To samsiad. A jakby co, to wielmożny pan powie, że przyszedł oglądać kamienicę, bo kupuje. DAUM Najlepiej niech nikt nie przychodzi. ŻELAZNA Zarządzę, zarządzę. Jak ona przyjdzie, to zamknę drzwi, sama se przysiądę na dziedzińcu. / Chwila milczenia. / ŻELAZNA Idzie! / Daum siada przy kominie ciągle ubrany, wchodzi Stefka. / ŻELAZNA Idę do trafiki. / wysuwa się z izby / / Stefka nie widzi na razie Dauma, który siedzi wciąż nieruchomy koło pieca w futrze i kapeluszu, nagle Stefka go dostrzega. / Scena X / Stefka — Daum / STEFKA Pan sobie winszuje? DAUM Nic. STEFKA To niewiele. / Krząta się koło swoich rzeczy teatralnych, układa sukienkę balową, wachlarz, kwiaty w koszu, staje, patrzy na Dauma chwilę, nagle parska śmiechem. / DAUM / ciągle siedząc / Z czego się panienka śmieje? STEFKA Pan ma dobrą głowę. / Chwila milczenia, Stefka siada i zaczyna fastrygować na baletowej spódnicy wstążki. Jest odwrócona tyłem do Dauma, nareszcie odwraca się i patrzy na niego. / STEFKA Właściwie — co pan tu chce? DAUM Kamienicę kupuję. Oglądam. STEFKA Kamienicę? To pan musi być bogaty. DAUM Tak sobie. STEFKA Nie ma „tak sobie”. Albo bogaty, albo nie bogaty. Trza porządnie gadać. po chwili Pan żonaty? DAUM Tak. STEFKA A dzieciaty? DAUM Tak. STEFKA A jakie żona ma imię? DAUM Ewa. STEFKA / do publiczności grubym głosem / Jak w Dziejach grzechu. DAUM Gdzie? STEFKA E! Pan nie czytał. Pan nie wygląda na takiego, coby książki czytał. DAUM / ubawiony / A na co ja wyglądam? STEFKA No… w każdym razie na dobry numer. Która godzina? DAUM Wpół do siódmej. STEFKA Psia kość słoniowa, nie zdążę. DAUM Co? STEFKA A to… DAUM Po cóż sama? Cóż, nie mamy krawcowej? STEFKA Ta z czego? Tyż! / Wstaje, idzie do komina, bierze mleko, pije. / DAUM Co panienka pije? STEFKA Podwieczorek i kolację. biegnie do chleba Edkowego, kraje kawałek i rzuca w przechodzie resztę Daumowi Może pan też — komiśniak… DAUM Co? STEFKA / dziecinnie, śmiejąc się / Pstro… / Chwila milczenia Daum zapala papierosa, Stefka gestem pokazuje, że by zapaliła. / DAUM / wabi ją papierosem, jak zwierzątko / Proszę! / Stefka bierze papierosa, ale się go boi i wraca do szycia spódnicy. / DAUM Pani dziś występuje? STEFKA Właśnie! Taki występ! Statystuję… już trzy lata, ale co? Ani protegi… ani nic… a przecież ja mogłabym grać. nagle zrywa się i idzie do Dauma Pan zna dyrektora? DAUM Znam. STEFKA Ale tak: „per-ty”! DAUM Tak. STEFKA / idzie do komina, klęka i grzeje żelazko od włosów / Pan nie cygani? DAUM Nie! patrzy na żelazko O! ho! / Gasi papierosa, słychać zgrzyt klucza w zamku. / STEFKA / obojętnie, ciągle przy piecu / Co to? Zamknął ktoś… DAUM No… dość tych komedii… / Przykręca lampkę, ciemność zalega norę, ledwo przez okienko mdłe smugi światła, Daum rzuca się na Stefkę z tyłu. / DAUM No… STEFKA / bezradnie zdziwiona, z opuszczonymi rękami, nie rozumiejąc na razie / Czego? Co? DAUM Cicho! Cicho! STEFKA / krzycząc — zrozumiała / Dać mi spokój! Precz! Precz! / Wydziera mu się, on ją dopada, chwyta za włosy, pociąga w tył. / STEFKA Jezus! Boli! DAUM Cicho! / Stefka rzuca się ku oknu, wskakuje na stół, bije ręką w szyby, tłucze okno, krwawi sobie ręce. / DAUM Oszalałaś! STEFKA Ratujcie! Ludzie! Ratujcie! DAUM Milcz szelmo! / Chce ją ściągnąć ze stołu, ona pokrwawionymi rękami bije go po twarzy i rękach i wala go. Drzwi otwierają się, wpada Żelazna. / ŻELAZNA / szeptem / Jezus Maria! Na dziedzińcu słychać! STEFKA / płacze serdecznie, zanosi się, rzuca się na swoje łóżko, płacząc / Łajdak! Łotr! Łotr! ŻELAZNA / szeptem, rozjaśnia lampę / Cicho, nic się nie stało. DAUM / do Żelaznej / A to ładna historia! A tom się wplątał… ŻELAZNA / półgłosem / Wielmożny panie, ta ja nie wiedziałam… DAUM / wściekły / Mówiła pani, że uprzedzona… Ładnie uprzedzona! ŻELAZNA Wielmożny panie, klnę się na sumienie! DAUM Proszę mi dać się czym obetrzeć… Żelazna daje mu wody, on ściera z rąk krew ruchem Ponckiego Piłata No… temu nie jestem winien. wyjmuje portfel i wyciąga angielski papierek, zalepia ranę i gubi 10 koron, gdy już ubrany do wyjścia, mówi A teraz oddajcie. ŻELAZNA / kłania się / Wielmożny panie! Te wydatki! DAUM / odrzuca ją / Dobrze już, dobrze… ŻELAZNA / już przy wyjściu zatrzymuje go / A za szybę, wielmożny panie? DAUM Idźcie do diabła! / Wychodzi, trzaskając drzwiami. / Scena XI / Stefka — Żelazna później Edek / / Żelazna (idzie do łóżka, bierze poduszkę, włazi na stół i zatyka okno) / ŻELAZNA Panna Stefka zbiła szybę, proszę, żeby jutro zapłaciła… STEFKA / cicho / Zapłacę! ŻELAZNA Szyba lagrowa… Dwie korony… STEFKA Zapłacę! / Żelazna krząta się jeszcze chwilę, potem odchodzi, mrucząc. Stefka chwilę leży, wreszcie wstaje, siada i kończy sukienkę, wchodzi zmarznięty Edek, idzie do stołu. / EDEK A tu co? Jak po spaleniu! Moje zeszyty o! Wypisy, i to pożyczone. Czy to ty? STEFKA / cicho / Ja! EDEK / płacze / A no! To wiesz, wiesz, to świństwo! STEFKA / nagle zrywa się / Daj mi spokój! Żebyś ty wiedział, co tu było. EDEK O! To świństwo! Mnie tak ciężko. STEFKA Durnyś… ja ci to odkupię… Żebyś ty wiedział… albo ci nie powiem… bo się wstydzę… / płacze / EDEK / zainteresowany zbliża się / No co? STEFKA / rzuca mu się na piersi i płacząc mówi / Bo tu był taki stary… koń… taki… w futrze… i aż mnie złapał za włosy… i ciągnął po ziemi… EDEK / głupowato / Czego chciał? STEFKA A to tuman! EDEK Aha! po chwili A ty co? STEFKA / z dumą / A no wydarłam mu się. EDEK / podaje jej rękę / To dzielnie! Wreszcie widzę w tobie człowieka… STEFKA Ta daj mi spokój, rękę sobie skaleczyłam. EDEK To nic! To chrzest… z tego wyjdziesz dzielniejsza. STEFKA Ładne nic! / Idzie w stronę komina, aby podkręcić lampkę i spostrzega na ziemi banknot dziesięciokoronowy. / STEFKA To on zgubił… nic innego… o! Powalany krwią… EDEK Rzuć to! STEFKA Ale także pieniądze! EDEK Rzuć to! Spal!… STEFKA Ta ty do wariatów idź!.. EDEK To są nieczyste pieniądze. STEFKA Nie. Troszkę obłocone i troszkę krwi… ale… wyciera O! Ani nie znać! Dobra! / Biegnie do kosza, układa baletowe spódniczki, narzuca firankę, wkłada spiesznie buciki, żakiet, kapelusz. / EDEK To chodzi o moralny brud. STEFKA E! Wypchaj się… jak przyjdzie Michasiowa, niech bierze kosz i niesie do garderoby… / Biegnie ku wyjściu. / EDEK Poczekaj! Gdzie idziesz? STEFKA / z triumfem, już na schodach / Idę długi płacić. / Wylatuje. / EDEK / sam, patrzy na nią z pogardą, pluje i macha ręką / Ot… kobieta… idzie do stołu, szuka chleba, potem pod sofą, wreszcie z płaczem Co się u diabła z moim chlebem stało? / Zasłona spada. / Akt II / Scena przedstawia pokój w mieszkaniu Stefki. Meble zwyczajne, żydowskie, jakie dają do wynajęcia. Szafy dwie — szezlong, stoły — komoda, fotel bujający, dwa kosze pokryte dywanikami. Na ziemi tani dywanik. Na prawo od widza okno z firankami. Przed nim trzcinowa żardinierka z trochą zeschłych kwiatów. Dużo niesmacznych, a tanich głupstw. Od sufitu różowa sypialna ampla. W głębi alkowa, zasłonięta firankami. Gdy się odsłania, widać łóżko blaszane dość starannie zasłane, z różową kołdrą, piec — w głębi drzwi wejściowe na lewo do kuchni. Na pierwszym planie stolik, przy podniesieniu zasłony Michasiowa klęczy przy piecu i pali. Zmrok. Tylko z pieca oświetlenie. / Scena I / Michasiowa — Daum / / Michasiowa trochę lepiej odziana ma bluzkę jedwabną niebieską starą z koronkami — podartą spódnicę i boso. Gdy napali w piecu, siedzi przez chwilę na ziemi i patrzy w ogień. Słychać chrzęst klucza w przedpokoju, drzwi się otwierają i wchodzi Daum z masą paczek i dwoma butelkami. Michasiowa, która się zdrzemnęła — budzi się. / MICHASIOWA / uniżenie, ale złośliwie / Wielmożny pan… całuję rączki… całuję rączki… DAUM / odsuwa ją laską / No już dobrze, dobrze… nie ma panienki? MICHASIOWA Panienka na próbie. DAUM A z czego? MICHASIOWA Jakieś coś smutnego. Panienka tam będzie za Hiszpana… DAUM Stół trzeba przysunąć… MICHASIOWA / złośliwie / Ta… noga odlatuje. DAUM / wściekły / Znowu? Ja płacić za wasze szkody nie będę. MICHASIOWA Ta wielmożny panie! To to z tandety, nic niewarte, samo próchno. DAUM Nieprawda. MICHASIOWA Ta na wypożyczenie nic porządnego nie dadzą… DAUM Cicho! Nakryć stół! do Michasiowej, która zapala lampę Ja sam! zdejmuje surdut i włazi na krzesło Po co to palić? Szkoda nafty! MICHASIOWA / odchodząc do kuchni / Panienka ze swoich pieniędzy na naftę daje! / Odchodzi, Daum po zapaleniu ampli złazi z krzesła i obchodzi meble, sprawdzając, czy się trzymają, i mruczy. Michasiowa wraca z obrusem, nakrywa stół. Daum otwiera pakiety. / DAUM Proszę dać trzy nakrycia. MICHASIOWA Ta jakie? DAUM No… mamy trzy widelce… trzy noże… MICHASIOWA I nie rozchodźcie się. DAUM No, to na trzy osoby starczy… MICHASIOWA To ma być ktoś na kolacji? DAUM Proszę nie rezonować, tylko nakrywać… Tu sardynki… tak… a tego nie ruszać… to kawior… MICHASIOWA No… no… DAUM Wina to za okno… za okno… MICHASIOWA Ta jakie wina? Jedna butelka i tyle awantur… DAUM No już dobrze, dobrze… idzie do pieca Co tu tak zimno? MICHASIOWA No, bo się raz na dzień w piecu pali, a tam mróz. DAUM Powinno być cieplej. MICHASIOWA A zdało by się. A u mnie w kuchni to trza lód rano z ganku ode drzwi odrębywać… Ale jak trzeba szparować na wszystkim, to inaczej być nie może. DAUM / pali papierosy, po chwili / Nikt tu nie przychodzi? MICHASIOWA Ta Jezu! Ta wielmożny pan wiecznie się o to samo pyta. Ta kto miałby przychodzić? Ta panienka się już tak nudzi jak ten pies… DAUM Niech czyta. MICHASIOWA Ojej! a co będzie na starość robiła? DAUM Ja widzę, że Michasiowa jej w głowie przewraca! MICHASIOWA / urażona / Też coś! Co mnie do niej. Ona se tak życie układa jak chce… po chwili No a co będzie na kolację? DAUM Musi tam przecie być coś z obiadu. MICHASIOWA Właśnie. Tak się dużo robi. DAUM Zresztą to nie kolacja, to tylko przekąska… MICHASIOWA Bo ja bym może jeszcze polędwicy dostała. DAUM Nie trzeba… nie trzeba… to tylko przekąska… MICHASIOWA Niech będzie. DAUM / wstaje i widzi na stoliku pozew sądowy / A to co? MICHASIOWA A to znów ze sądu. DAUM / wściekły / Co? Jeszcze? Nie zapłacę! Jak Boga kocham, nie zapłacę! MICHASIOWA Ta niech wielmożny pan nie płaci… Ojej! DAUM Na ileż to? MICHASIOWA Na osiemdziesiąt… DAUM Czego? Guldenów? MICHASIOWA Ta nie! Ta koron! Joj!… DAUM Za co to?! MICHASIOWA Ta panienka musi się na scenę ubrać. Ta na jutro dwie suknie — niby za to. / Chwila milczenia — Daum siedzi przy ogniu. / MICHASIOWA Herbaty zrobić? DAUM Tak, ale się zaparzy tę, co ja przyniosłem w papierku, a nie waszą… Scena II / Michasiowa, Daum, Stefka / / Stefka wpada, jest ubrana trochę lepiej, ma wielki kapelusz z piórami. / STEFKA / śpiewając / Platz da! jetzt kommt die Grette! DAUM No, nareszcie! STEFKA Niby co — nareszcie? Próba trwała… przez alembik… to oni z dramatu tak nazywają, zdawało się, że będziemy nocować. do Michasiowej, rzucając kapelusz No, bierz to szutro! układnie A ja z nim mam na pieńku. DAUM Ze mną? STEFKA / pudrując się i przyczesując / A z nim, z nim… dlaczego się nie zobaczył z dyrektorem? Ciągle mnie zwodzi. DAUM Co Stefka chce? Przecież ma rolę. STEFKA To nie jest rola, to jest skandal. A potem to nie przez niego, tylko przez wypadek, że Bóg tak dał, że Milowicz pedał se zwichnęła i mnie dali zastępstwo. DAUM / leży na sofie / Ale dali. STEFKA Ale ja prosiłam, żeby iść do dyrektora i prosić, żeby mnie dali na afisz, a oni zostawili Milowicz. DAUM Mnie się tam nie spieszy. STEFKA Ale mnie się spieszy. Ale on się boi skompromitować. DAUM / skrzywiony / A cóż? Mam się z czym chwalić? Zresztą ja jestem w porządku. Ja nic nie obiecywałem. STEFKA / smutno / Ale ja sobie obiecywałam! do Michasiowej Co się śmiejesz? MICHASIOWA Panience się zdaje. STEFKA Widzę dobrze. Idź do kuchni… z udaną grozą i naostrz nóż… MICHASIOWA Chryste Panie! Na co? STEFKA / śmiejąc się / Pozarzynam was! No dalej! hop! A on niech Bogu dziękuje, że ona ma taki anielski charakter, bo inna to by takie piekło zrobiła, że… no! DAUM To by mnie tyle widziała. STEFKA Ojoj! Wielkie nieszczęście! Michasiowa wychodzi, Daum pociąga Stefkę do siebie. Stefka delikatnie mu się wysuwa i aby coś powiedzieć, leci do stołu Cóż to za bufet pierwszej klasy? DAUM / na sofie / Jak Stefka przyrzeknie, iż będzie się przyzwoicie zachowywać, to może jeden z moich przyjaciół przyjdzie dziś na herbatę. STEFKA Jeżeli podobny do niego… DAUM O to nie chodzi. Ale — że ona zawsze się skarży, że się nudzi, więc jeżeli (powtarzam) potrafi zachować się przyzwoicie, języka nie pokazywać… Stefka język pokazuje na nosie nie grać… Stefka gra na nosie nie robić pajaca… słowem — mieć jakąś godność… STEFKA Wypchać się z godnością! Jak ten twój przyjaciel tu przychodzi, to on wie, co ja jestem i jaka moja sy-tu-a-cja! DAUM W każdej sytuacji można zachować się godnie i przyzwoicie. Niech patrzy na mnie, czy ja kiedy wyprawiam takie łamańce jak ona? Nie — a dlaczego? Bo wiem, co to jest godność. STEFKA On może tak długo gadać? DAUM Chodzi mi o to, ażeby ten mój przyjaciel wyniósł stąd wyobrażenie odpowiednie. STEFKA Jak to także nudna trąba, to niech zostanie, gdzie jest. Ja nie mam ochoty z nudów posiwieć. milutko A teraz — proszę stąd iść… DAUM Gdzie? STEFKA Na ulicę czy gdzie. Bo tu zaraz przyjdą moi goście. DAUM Co za goście? STEFKA Moi. Klaka. Jutrzejsza. No co? Jak on się nie zatroszczy, żeby mi wyrobić stanowisko, to ja się muszę troszczyć. Będę miała jutro po kuplecikach szmerek i brawko. Muszę to sobie urządzić — i udało mi się po wielu trudach i staraniach. Zaraz tu przyjdą moje klakiery i muszę ich czymś przyjąć… ogląda się smutno, że nie ma nic — nagle dostrzega stół — do kuchni Michasiowa! — dyguj tu tacę! Tak! z tego będą kanapki ef… ef… DAUM Bardzo proszę — to jest moja przyjacielska przekąska. STEFKA Gwiżdżę na to!… Michasiowa wnosi tacę. Stefka stawia to, co na stole Tak! Sardynki, szynka… prutek… masełko… ef… ef… DAUM Proszę nie ruszać, to kawior!… STEFKA Pycha! dawać kawior!… Musi być zatrzęsienie kanapek… DAUM Czekać! Ja sam!… / Wypadają wszyscy do kuchni — chwila milczenia — dzwonek — Michasiowa wypada wyrzucona przez Stefkę, która w progu kuchni z nożem w ręku, mówi: / STEFKA Poproś, niech zaczekają! Scena III / Filo, 1 Kolega, 2 Kolega, 3 Kolega i trzech innych z mandolinami, później Stefka / / Widać rękę Dauma robiącą rozpaczliwe ruchy ku Michasiowej — z kuchni / DAUM Mój surdut! mój surdut!… / Młodzież wchodzi, rozgląda się. / FILO My, do panny Maliczewskiej. Czy jest w domu? MICHASIOWA Jest. Prosi, żeby panowie zaczekali! / wychodzi do kuchni / 1 KOLEGA / do FILA / No… żeby taki wielki szyk to nie bardzo. FILO No… co chcesz, przyzwoicie. 2 KOLEGA A może to dopiero przedpokój. FILO Nie. Tam jest tylko kuchnia. 3 KOLEGA Ja myślałem, że ona lepiej mieszka. FILO Ona się dobrze prowadzi. 1 KOLEGA Ale… FILO Tak jest. Ja wiem! Nigdy z nikim nie chodzi. Nawet z aktorem… No a teraz, żeby nie pozapominać, jak się nazywamy. Ty do pierwszego kolegi Drwęski. 1 KOLEGA Rwęski, mówiłem — a nie Drwęski. FILO Niech ci będzie Rwęski, ty… / do drugiego kolegi / 2 KOLEGA Norymberski. FILO To nie jest żadne nazwisko. Nie trzeba w niej budzić podejrzenia, że się poprzezywaliście… Niech będzie Janiszewski. 2 KOLEGA Zgoda. FILO Ty! Jastrzębski. 3 KOLEGA Może by jednego hrabiego? FILO Nie. Ona zaraz przewącha pismo nosem. 1 KOLEGA Taka cwana? FILO Ho, ho!… Ty — Gwaranc, ty Młodziejewicz, ty… 1 KOLEGA Coś z herbów. FILO Ty Pomian, ty… 1 KOLEGA Coś ze zwierząt. FILO Ty Wołoski. Ślicznie!… 1 KOLEGA A ty? Filo — jak się przezwiesz? FILO Ja? — Jaroszewski. Pamiętać! Nie zasypać się. I… wiecie… to przyzwoita dziewczyna! I w drogę mi nie włazić tylko dopomagać — bo ja ją kocham! Cicho! Nie brząkać!… Idzie! STEFKA / wychodzi godna, robiąc artystkę, nie wie, co zrobić z rękami, jak debiutantka / Panowie! FILO Pani pozwoli się powitać. Oto moi koledzy, ci, o których mówiłem. Wszyscy są na pani rozkazy. Oto — kolega Drwęski… 1 KOLEGA Rwęski. FILO Norymberski, nie — kolega Pomian Gwaranz. do kolegów No… dalej, bo już pozapominałem! / Każdy coś mamrocze i kłania się. / STEFKA Bardzo mi przyjemnie! Bardzo! Panowie tacy łaskawi, trudzili się aż tutaj. FILO Cały zaszczyt dla nas. / Długa chwila milczenia — nikt nie wie, co mówić. Stefka zakłopotana — nagle mówi z uśmiechem. / STEFKA Panowie będą łaskawi, posiadają!… / Chłopcy siadają, pod dwoma łamią się krzesła — konsternacja, nagle Stefka wybucha śmiechem i zanosi się. / 2 KOLEGA Pani daruje… FILO Doprawdy… coś takiego… STEFKA / śmieje się / Ależ to nic, to takie meble od siedmiu boleści. Ani na nich usiąść. To żydowskie. Nie ma tu między wami Żyda? No to dobrze, to się żaden nie obrazi. Siadajmy na ziemi! Tak się przynajmniej nic nie załamie. Co? Źle? FILO Ale cudownie! / Siadają w kółko na ziemi, Stefka pomiędzy nimi — rzuca im przedtem trochę poduszek. / STEFKA Jak na wschodzie! A jakbyśmy się załamali, to prosto buch! do piwnicy. Ha, ha, ha! / Śmieją się wszyscy zdrowym, dziecięcym śmiechem. / FILO Ja bym panią uratował. KOLEDZY I ja! I ja! STEFKA A to jak? FILO W powietrzu złapał. STEFKA Jak królewnę ze szklanej góry. FILO Królewicz z księżyca. STEFKA / do kolegów / A to nasi dworzanie… A ten najmniejszy kawaler — to paź. Co! — Tylko złotej karety nie ma! 1 KOLEGA My zbudujemy aeroplan. STEFKA Z pajęczyny — a pozbijacie gwoździami z diamentów i motor będzie złoty — a zamiast benzyny?… FILO Rosa z kwiatów. STEFKA Daleko byśmy zalecieli! FILO Słońce by rosę wypiło. 1 KOLEGA A pani gwoździe diamentowe by na kolczyki wzięła. STEFKA / smutno / E!… nie!… otrząsa się Ale poczekajcie… będziemy coś jedli! zrywa się, biegnie do drzwi od kuchni Dawajcie! wynosi tackę z kanapkami, za nią Michasiowa parę talerzyków Proszę! Proszę! częstuje, chłopcy biorą — do Fila Ta najlepsza… dla Pana… zaraz serwetki! / Wylatuje do kuchni. / FILO / do kolegów / Co? Prawda? 1 KOLEGA Ona mi się na scenie wydawała większa. 3 KOLEGA I młodsza. 3 KOLEGA Właśnie, że starsza. FILO Głupi jesteście. Ona jest cudna. 1 KOLEGA No… Milowicz ładniejsza. FILO Także! / Stefka wraca — rozrzuca serwetki. / STEFKA Proszę! A!… Jeszcze!… Michasiowo! Korkociąg… kieliszki… MICHASIOWA / cicho / Są tylko dwa. STEFKA No to będzie dwa!… do chłopców No napijmy się coś dobrego! / Michasiowa wraca z dwoma kieliszkami — Stefka bierze zza okna butelkę i chce otworzyć. / FILO Pani pozwoli! MICHASIOWA / do Stefki cicho / Pan mecenas chce swego surduta! STEFKA / cicho / A czy ja wiem, gdzie leży? stawia na stole, głośno O tu — jeszcze dwie szklanki, a tu kubek od jaj — a tu głęboka popielniczka, a tu wazonik od kwiatów… Tak! Po cygańsku!… / Siadają i grupują się. / FILO Panowie! Pijmy za zdrowie pani domu i jej jutrzejszego powodzenia! STEFKA To już od was zależy! trąca się z nimi Michasiowo! Kanapki! Michasiowa podaje znów tackę Doprawdy, że panowie mogą mnie na nogi postawić. / Stefka mówi to z czarującym wdziękiem. / 1 KOLEGA Już my to urządzimy. Sprawimy pani klakę pierwszej klasy. STEFKA Tylko, żeby znów nie za dużo. FILO / zarozumiale / My już mamy wprawę. STEFKA Tak — z amatorstwa. FILO Spodziewam się. Tylko my byle komu nie urządzamy owacji. 1 KOLEGA Z pewnością. STEFKA / biegnie do drzwi — i woła / Kanapki! przeze drzwi wysuwa się ręka Dauma w rękawie od koszuli z tacką kanapek Proszę panów jeszcze! i wina… trochę!… teraz ja za panów zdrowie! Niech żyje moja klaka! któryś brzdąknął na gitarze Wino! Muzyka!… Taniec!… Wesołość!… Boże! Jak mi dobrze! Jak mi czegoś dobrze! / Koledzy zaczynają grać walca Metressa / FILO / do Stefki / Służę Pani! / Tańczą. / 1 KOLEGA / zrywa się / Teraz ja! porywa Stefkę / Filo gra na mandolinie chwilę — wreszcie odbiera koledze Stefkę — i tańcząc mówi jej do ucha. / FILO Pani jest cudna!… STEFKA / śmiejąc się / I pan także!… FILO Takie ma pani cudne oczy! STEFKA Pan ma takie cudne usta!… / Mały kolega kręci się sam — wpadają tańcząc na kolegów — krzyk, śmiech — nagle Stefka porywa najmłodszego — i woła / STEFKA Z paziem — drobna kaszka! / Zaczyna się kręcić krzycząc roześmiana, inni koledzy wstają, niektórzy grają — inni tańczą — zabawa dziecinna i wesoła, wchodzi Michasiowa / MICHASIOWA Proszę panienki! STEFKA Co? / Zatrzymuje się, wszyscy się zatrzymują. / MICHASIOWA Ciocia panienkę prosi na chwilę. FILO Pani ma ciocię? STEFKA / jakby ze snu zbudzona / Ale… o… czego chce? MICHASIOWA Ciocia prosi, żeby było cicho. STEFKA / jak w gorączce / E! Niech się wypcha — dalej! Drobna kaszka! Bierzcie Michasiową! / Jeden z kolegów chwyta Michasiową i kręci. — Stefka porywa Kolegę. — Michasiowa wyrywa się i wchodzi do kuchni, zaczyna się krzyk, zabawa i wrzawa — po chwili Michasiowa wraca z grobową miną i mówi / MICHASIOWA Proszę panienki! STEFKA / zła / Cóż znowu? MICHASIOWA Ciocia jest bardzo chora — ma migrenę — i bardzo się gniewa. STEFKA / przerywa i poważnieje / Mówisz — że się gniewa? MICHASIOWA / znacząco / Bardzo! STEFKA / zmieszana / A no! To przepraszam panów… ale… FILO / i Koledzy, także zmieszani / Ale my doskonale to rozumiemy… przepraszamy panią bardzo… ja za moich kolegów… dziękujemy za takie miłe przyjęcie… STEFKA Mnie jest bardzo przykro, że… 1 KOLEGA Ale proszę pani — myśmy i tak mieli już iść. FILO Tak, tak! 1 KOLEGA A teraz! Na pożegnanie! Walca!… / Zaczynają grać walca — Stefka odprowadza ich do drzwi. / STEFKA Polecam się panom, jutro — po trzecim kuplecie… moi złoci… 1 KOLEGA Proszę być spokojną — już pani nas posłyszy… / Śmieją się i grając wychodzą. / Scena IV / Filo — Stefka / / Scena pusta — Stefka opiera się o piec i tak pozostaje zgnębiona, wsuwa się Filo i po cichu mówi ładnie na tle walca. / FILO Pani smutna? STEFKA / przy piecu / Tak mi jakoś… FILO Taka pani była przed chwilą wesoła. STEFKA / wzdychając / No cóż? Chwila do chwili niepodobna. FILO Tym lepiej. Rozmaitość. Jak łąka kwietna. Aż się śmieje. STEFKA Tak… panu… FILO A pani? STEFKA Och! Mnie!… FILO Cóż pani brak? Pani młoda, śliczna — artystka — tylko się śmiać. Pani jeszcze nic nie przeszła — ja… to co innego. STEFKA Właśnie. FILO Na lata to ja młody. Ale co ja już przeszedłem! Właściwie ja jestem starcem. STEFKA E! To taka moda tak mówić. FILO Ja jestem ponad to… Niech pani nie będzie smutna. STEFKA Tak na rozkaz? FILO Tak — na prośbę. STEFKA A co panu na tym zależy? FILO Bo mnie zaraz tak smutno, jak pani pogasiła w oczach światełka. Takie pani miała cudne oczy, kiedy pani tańczyła walca. STEFKA Ba! Żeby to można całe życie tańczyć walca. FILO Można… w przenośni! Takie upojenie, taka radość to może trwać całe życie. STEFKA A potem taki smutek… FILO Co tam myśleć co potem? Dziś do nas należy! Niech żyje dziś! Jaka pani cudna!… STEFKA Ciągle pan to powtarza. FILO Bo inaczej nie mogę. A ja to już od Bóg wie kąd tak za panią… jeszcze jak pani mieszkała w tej suterenie… STEFKA A! To pan mi kwiatki przez Kuleszę dawał? FILO Ja! STEFKA Ja nie wiedziałam, bo on nigdy nie powiedział od kogo, tylko że od „kolegi”… ani się pan pod wierszami nie podpisał. Ja nawet nie wiem, jak się pan nazywa. FILO / z uśmiechem / Ja się nazywam… wiosna! / Chwila milczenia — Stefka powtarza cicho „wiosna”! — a potem z wdziękiem. / STEFKA Ale tak — naprawdę? FILO / po chwili / Januszkiewicz. STEFKA A na imię? Tak w domu jak na pana wołają. Mama panowa? FILO Mamusia? Filo… STEFKA To jak w Balladynie… / Wchodzi Michasiowa. / MICHASIOWA Proszę panienki? STEFKA / jak ze snu / Ach!… Czego?… MICHASIOWA Ciocia panienkę prosi, żeby zaraz przyszła. FILO To ja pójdę… żegnam panią… STEFKA / z żalem / Szkoda! Tak dobrze z panem porozmawiać. A Kulesza co robi — zdrów? FILO A — kuje! STEFKA I zadania odrabia za pana? / Śmieje się. / FILO / śmieje się / Pst!… To sekret. STEFKA E! Wróble o tym gwiżdżą! FILO Ale! STEFKA Na sumienie! Siawus! FILO Siawus!… / Chwyta ją za ręce i całuje w ramiona, w łokcie. / STEFKA / śmiejąc się / A to ładna historia… wyrzuca go za drzwi No, no! Dosyć, dosyć! / Filo jest wzruszony i ona także — śmieją się nerwowo — Filo wychodzi — Stefka patrzy za nim — wraca na scenę — porządkuje meble — przez drzwi od kuchni wchodzi ostrożnie Daum — szuka surduta. / Scena V / Daum — Stefka, później Michasiowa / DAUM / skrzywiony / Gdzie mój surdut? STEFKA / znajduje, ubiera się w surdut, który jest ogromny, i skacze przed Daumem / Oto surdut ekscelencji! Oto surdut!… DAUM / jw. / Proszę oddać — muszę iść teraz kupować drugie przyjęcie, bo prawie nic się nie zostało. / Stefka zdejmuje surdut podaje go z przesadą Daumowi. / STEFKA Ale kanapki były ef… ef… DAUM Zaraz wracam! Proszę nie zakładać łańcucha. STEFKA Niech Bóg prowadzi! Będę tęsknić… / Daum wychodzi. — Stefka biegnie do niszy i zaczyna się szybko przebierać z sukni w szlafroczek jasny genre kimono. Śpiewa walca Metressa — wchodzi Michasiowa, sprząta. / STEFKA Kto tam? MICHASIOWA Ja! STEFKA Co? Ładny ten chłopak, co ostatni poszedł. MICHASIOWA Takie to się nie liczy. STEFKA / w niszy śmieje się / A to dlaczego? MICHASIOWA Bo Stefka to albo jakiego grzyba — albo takie coś co ma mleko pod nosem wynajdzie. STEFKA No to się wyrówna. MICHASIOWA Właśnie. STEFKA E! Nie truj mnie! Znów się nadąsałaś? Nieznośna jesteś. Wyrzucę cię. MICHASIOWA Właśnie. STEFKA A cóż? Dlatego, że jesteś moja siostra, to mam cię zawsze przy sobie trzymać? MICHASIOWA Tak Pan Bóg przykazał. A zresztą proszę mi dać comiesięcznie, to se pójdę. STEFKA / cicho / Właśnie… / Pukanie do drzwi od kuchni. / MICHASIOWA A tam co wlazło do kuchni? / Po chwili Michasiowa wraca. / MICHASIOWA / cicho / Stefka! Tam jest jakaś pani i chce z tobą gadać. STEFKA Pani? Ze mną? — Z teatru? MICHASIOWA Ale! Ubrana jak ktoś bardzo tego… i chce, żebyś była sama. STEFKA / zaintrygowana / A no to poproś! / Zapina pośpiesznie szlafrok na piersiach. / Scena VI / Daumowa — Stefka — Michasiowa / DAUMOWA Czy zastałam pannę Maliczewską? STEFKA To ja. DAUMOWA Czy można z panią chwilę bezpiecznie porozmawiać, ale tak żeby nikt nie wszedł. STEFKA A no — dobrze. idzie, zakłada łańcuch ode drzwi wchodowych — do Michasiowej — cicho Idź przed bramę i jakby stary szedł, to mu powiedz, niech sobie pospaceruje gdzie i nie lezie jeszcze na górę! — głośno do Daumowej Proszę pani — już jesteśmy same. za Michasiową Ja zamknę za tobą drzwi kuchenne. / Stefka i Michasiowa wychodzą do kuchni — potem Stefka wraca. / STEFKA Jestem! DAUMOWA / trochę stropiona / Pani jeszcze bardzo młoda. STEFKA / śmieje się / Nie — to złudzenie optyczne. DAUMOWA I bardzo wesoła! STEFKA Dlaczego miałabym być smutna? DAUMOWA No… każdy ma przyczyny do smutku. Usiądźmy! Dobrze? STEFKA O tu, na szezlongu… to jeszcze najpewniej. DAUMOWA / siada na szezlongu / Panią pewnie dziwi, co ja tu robię. Otóż — powiem pani, że się panią bardzo interesuję. STEFKA A dlaczego? / Bierze jedno z krzeseł przy stole i taszczy przed Daumową. / DAUMOWA Widzi pani — jest nas kilka kobiet, dam właściwie, myśmy zawiązały takie Stowarzyszenie. STEFKA / siada ostrożnie na krześle / Aha! Panie zbierają składki. Ale u mnie chuda fara. DAUMOWA Ależ nie. My nic nie zbieramy. My się opiekujemy samotnymi kobietami, które z powodów dla nas obojętnych (jakby to powiedzieć…) wykoleiły się… no… i… STEFKA No… i do czego to paniom? DAUMOWA Tak nam każe obowiązek sumienia. STEFKA Ja bym wolała co innego robić. DAUMOWA O proszę pani — to wielkie szczęście, skoro się tak w kimś obudzi godność — poczucie przyzwoitości… STEFKA Taktu… moralności… DAUMOWA / strapiona / Taktu… właśnie, właśnie. STEFKA Ja to co dzień słyszę. DAUMOWA Skąd? Ja tu pierwszy raz. STEFKA / grubym głosem / Ale ja mam taką domową katarynkę… cienko przepraszam panią. DAUMOWA Tym lepiej, że jest u pani ktoś pojmujący godność człowieka. — Bo takie życie, jakie pani pędzi, to przecież nie może zadowolić człowieka. Ten przepych, który panią otacza, nie wystarcza. Musi pani czuć w głębi niepokój… STEFKA Pewnie — bo — mam długi. DAUMOWA To jest nic w porównaniu z tą zbrodnią, jaką pani spełnia na samej sobie. STEFKA / zesuwa się z krzesła / Ja? / Przysiada na ziemi. / DAUMOWA Pani stoi w tej chwili poza społeczeństwem. STEFKA / śmieje się / Ja na to gwiżdżę. DAUMOWA Społeczeństwo potrzebne. STEFKA Do czego? Do chrzanu! Czy za mnie społeczeństwo długi popłaci? DAUMOWA Ale otoczy Panią szacunkiem. STEFKA E! To luks. — Jak się ma już wszystko, co potrza, to wtedy można se porcję szacunku fundnąć. DAUMOWA Właśnie. Wtedy może już być za późno. STEFKA / smutno / No to się dziura w niebie nie zrobi. DAUMOWA Przecież… gdyby pani chciała… porzucić ten tryb życia i powrócić… STEFKA / trochę gwałtownie i ponuro / I powrócić? dzie? do sutereny. Oho! nie chyci. Źle mi tu, że no… ale tam… oho!… DAUMOWA Ja tam byłam — miała pani wszystko, dach, życie… STEFKA / gorzko bardzo / No — niechby Pani tak przyszło żyć i mieszkać — to ciekawa jestem, jak by pani długo wytrzymała. DAUMOWA Miała pani opiekę — tę samą kobiecinę. STEFKA / zasłania oczy dla ukrycia łez, gdy odrywa ręce wzrok jej pada na futro Daumowej / Właśnie… to pani trafiła w samo sedno… proszę pani, czy to plusz czy sealskiny? DAUMOWA / niedbale / Sealskiny. STEFKA / wyciąga nieśmiało rękę i głaszcze / Ale! To musi kosztować morowe pieniądze. DAUMOWA Nie takie drogie. Tysiąc pięćset… z uśmiechem Prezent męża — za syna. STEFKA / gładząc futro / Pani ma męża? DAUMOWA Mam. STEFKA / z dźwiękiem dziecięcym / Dobrego? DAUMOWA Bardzo — najzacniejszy człowiek. STEFKA I syna? DAUMOWA I synka. STEFKA Duży? DAUMOWA O! To już mężczyzna. STEFKA A ładny? DAUMOWA Bardzo. STEFKA A jak go pani w domu nazywa? DAUMOWA Filo. STEFKA Ja też mam jednego Fila. — Fila Januszkiewicza. DAUMOWA / śmiejąc się / To nie mój syn. No… i widzi pani, gdyby pani była umiała się poprowadzić w życiu, miałaby pani tak jak ja dobrego męża, dzieci… STEFKA E! Mój mąż by mi takiego palta nie dał. DAUMOWA / rozpiera się w palcie / No kto wie. A zresztą czyż to palto stanowi szczęście? STEFKA Ale pani się takiego palta chciało? DAUMOWA Bardzo… ale… STEFKA Ale co? Ja taka sama kobieta jak pani, może nie? Czy z innej gliny? DAUMOWA Ale nie kosztem swej godności. STEFKA Proszę pani — przecież pani to futro dał także mężczyzna. DAUMOWA / zaskoczona, po chwili / Mąż. STEFKA No bo pani miała posag, to pani miała za co kupić sobie męża, a ja biedusia nie miałam posagu, to mnie kupili. DAUMOWA / nie wiedząc, co mówić / Z panią trudno się dogadać. STEFKA / wstaje z ziemi / A no!… / Daumowa wstaje. / DAUMOWA / uprzejmie / Odchodzę! Ale ja się jeszcze z panią zobaczę. Mam nadzieję że pani rozważy moje słowa… STEFKA / trochę serio / Ja pani coś powiem. Trzeba było wcześniej zobaczyć się ze mną. Teraz już za późno. DAUMOWA Nigdy nie jest za późno. STEFKA Właśnie… DAUMOWA / dobitnie / Zresztą ustawa naszego towarzystwa opiewa, że wkraczamy czynnie dopiero wtedy — gdy już dany osobnik wybitnie zeszedł z prawej drogi. STEFKA / podciągając nosem / Musztarda po obiedzie. DAUMOWA Nie wdzieramy się w tajemnice. Nie zajmujemy się stroną plotkarską sprawy… Nie obchodzi nas kto — dość, że… rzecz nielegalna, gorsząca. STEFKA / naiwnie / Proszę pani, żeby tak towarzystwo długi płaciło. DAUMOWA Nie należy robić długów. To ubliża godności człowieka. / Daumowa odchodzi do drzwi, Stefka za nią. / STEFKA Syty głodnemu nie wierzy. — Pani się nie perfumuje? DAUMOWA / mimo woli porwana jej humorem / Nie. Mój mąż tego nie lubi. Zakazuje mi. STEFKA Mnie także zakazują się perfumować. Mówią, że to kokotki tylko się perfumują. Ale ja panią coś nauczę. Niech Pani zwilża rafrechisserem brzeg sukni perfumami, to za każdym krokiem będzie smuga zapachu. DAUMOWA / śmiejąc się / To będzie kontrabanda! STEFKA / śmieje się / Niech będzie. DAUMOWA Doprawdy! Szkoda mi pani!… Bardzo mi się pani podobała. STEFKA / pokazując na nią palcem / Pani mi się także podobała. DAUMOWA / urażona prostuje się / Ale pani, panno Maliczewska, to jest osóbka sans gêne. STEFKA / urażona / O! Proszę pani — mnie *nikt* nie zaimponuje. DAUMOWA Czy mogę wyjść bezpiecznie — tak żeby mnie nikt nie widział? — STEFKA Sądzę! Ale najlepiej niech pani idzie kuchnią. / Dzwonek. / DAUMOWA A co? Byłabym się złapała. STEFKA To jest tędy! Żegnam panią. ironicznie Pani daruje, że ją nie będę rewizytować — ale — nawet nie wiem, jak się pani nazywa. DAUMOWA / wyniośle / To do rzeczy nie należy. uprzejmie Ja jeszcze panią zobaczę, żegnam… proszę rozmyślać o tym, co mówiłam… / Dzwonek — wychodzi do kuchni — Stefka ją odprowadza, słychać głos Stefki — „Proszę — prosto, a na dole przez dziedziniec na lewo — całuję rączki” — Stefka wraca, pokazuje za Daumową język i biegnie do drzwi wchodowych — otwiera, ale nie zdejmuje łańcucha. Słychać głos Boguckiego. „Czy tu mieszka panna Maliczewska?” — Stefka odkłada łańcuch, wchodzi Bogucki, szykowny, 35-letni mężczyzna — ma w ręku kwiaty. / SCENA VII / Bogucki — Stefka / BOGUCKI Panna Maliczewska? STEFKA / z wdziękiem / To ja! BOGUCKI / ogląda się / Miał tu być… STEFKA Nasz wspólny przyjaciel. Ale poszedł trochę się przeluftować. Niech się pan rozbierze i zaczeka. BOGUCKI Widzę, że pani uprzedzona o mej wizycie. STEFKA A trąbi mi o panu jak o Archaniele. BOGUCKI / rozbierając się z palta / Pani daruje… STEFKA To pan daruje, że nie ma przedpokoju. BOGUCKI / przedstawia się zupełnie correct / Jestem Bogucki. STEFKA Niech pan siada! O! Nie tu!… Nie tu!… BOGUCKI Czemu? STEFKA Bo to wszystko połamane. O, to się jeszcze trzyma… Bogucki siada na szezlongu — Stefka stoi koło stołu Ja pana skądciś znam. BOGUCKI Może ze sceny. Ja często bywam w teatrze. STEFKA W pierwszym rzędzie. BOGUCKI Naturalnie. STEFKA A, a! Czekaj pan… teraz już wiem! To pan z Milowiczówną… BOGUCKI / śmiejąc się / Może ja! STEFKA / leci do niego i wskakuje na szezlong / Ach tak! Tak! Pan po nią przychodził i czekał od strony damskiej garderoby. BOGUCKI Dawne czasy! STEFKA Trzy lata temu… Ja byłam wtedy jeszcze szkrab w balecie… BOGUCKI Nie przypominam sobie. STEFKA Bo nie było co… BOGUCKI / wstaje — idzie do wieszadła — podając jej kwiaty / Pani pozwoli trochę kwiatów… STEFKA / olśniona i ucieszona / Dziękuję… postawię na widoku, aby go kłuły w oczy. / Biegnie do niszy, bierze dzbanek z wodą, stawia na stole. / BOGUCKI / za nią idzie / Czemu? STEFKA Bo on mi nigdy kwiatka nie przyniesie. BOGUCKI Co pani mówi! STEFKA O, o! Pan go nie zna!… Ale dzięki Bogu, że to pan ten przyjaciel. BOGUCKI Dlaczego? STEFKA Bo pan jest do Boga i do ludzi. Ja się bałam, że to będzie znów jaki godny karawaniarz — jak on… BOGUCKI To on taki nudny? STEFKA Panie! To mało nudny! To jest całe szczęście, że ja mam taki anielski charakter i mogę z nim wytrzymać. BOGUCKI A to… niech go pani porzuci. STEFKA Właśnie. E! Mówmy o czymś weselszym. bierze go pod rękę Ta Milowiczówna to pana porządnie oszukiwała. BOGUCKI / śmiejąc się — idą do szezlongu / Co pani mówi? / siadają / STEFKA / zanosząc się ze śmiechu / Jak Bozię kocham, raz pamiętam, deszcz padał… to było po operetce… Pan miał czekać od strony naszej garderoby, a ona wyszła męską stroną. A pan czekał, a deszcz lał. Myśmy patrzyły przez okna i zaśmiewały się! Taka była heca!… BOGUCKI To nieładnie ze strony Milowiczówny. STEFKA Dlaczego, jak pana miała wyżej uszów. BOGUCKI A ja byłem jej wierny. STEFKA Właśnie… pan na to wygląda… BOGUCKI / łasząc się do niej / Niech się pani przekona… / Zgrzyt klucza w zamku. / SCENA VIII / Daum, Stefka, Bogucki, później Michasiowa / / Daum wchodzi z paczkami, staje w progu niemile dotknięty widokiem blisko siedzących dwojga — wreszcie mówi z udaną wesołością. / DAUM A! Już jesteś? Przepraszam cię… musiałem wyjść. BOGUCKI / wita się z nim / Nic nie szkodzi. Myśmy się już poznali. STEFKA I pokochali!… / Pokazuje język, Daum robi rozpaczliwe miny. / BOGUCKI / śmieje się / Och gdyby… / Michasiowa wchodzi. / DAUM Proszę się zająć kolacją… właściwie… to nie jest kolacja… STEFKA / koło stołu z Michasiową / Ale… przyjacielska przekąska… DAUM / do Boguckiego / Posłałem ci wczoraj jedną ekstabulację. BOGUCKI Dziękuję, ale to trudno przeprowadzić. DAUM Dlaczego? BOGUCKI Ja proponuję, żeby raczej urządzić fikcyjną sprzedaż — o wiele będzie łatwiejsza. / Stefka wpada między nich. / STEFKA / dziecinnie / Nie — nie gadajcie o interesach — mówcie co wesołego. DAUM Proszę bardzo przypomnieć sobie, co mówiłem. Niech pani będzie łaskawa sobie przypomni… STEFKA Panie dobrodzieju, nie pamiętam. DAUM / zirytowany / To szkoda. A ja prosiłem… BOGUCKI / wstaje / O co chodzi? STEFKA Pan dobrodziej żądał, ażebym się godnie zachowywała. A to przecież nudne. Co? I pana to znudzi, bo pan to wesoły pasażer… BOGUCKI Ależ naturalnie! / Siadają na dawnym miejscu oboje. — Daum dogląda nakrywania stołu przez Michasiową. / BOGUCKI Niech mi pani powie — dlaczego Milowiczówna miała mnie wyżej uszów? Czy co mówiła? STEFKA No bo Pan był zazdrosny i wyprawiał sceny. BOGUCKI To nieprawda. Ona się tylko tak chwaliła. Ja nie mam takiej brzydkiej wady. STEFKA To dobrze. / ogląda się na Dauma / Szkaradna wada zazdrość. DAUM / włażąc między nich / Czy ci kawior przyprawić z cytrynką? BOGUCKI Dobrze! do Stefki Ja zresztą wszystko wiedziałem. STEFKA / zainteresowana / I o Bucholtzu? BOGUCKI I o Winickim… STEFKA Co pan mówi?! Ale o jednym to pan nie wiedział, założę się… BOGUCKI A no załóżmy się. DAUM / włazi między nich / Bryndzę ci spreparować z korniszonami? STEFKA Ach! Nie przeszkadaj nam! No… załóżmy się! … BOGUCKI O co? STEFKA Dyskrecja. BOGUCKI A jak będzie niedyskretna… STEFKA To trudno… / Zaśmiewają się. / DAUM / zły, przy stole / Pani Maliczewska — może pani będzie łaskawa powie, gdzie pani podziała kieliszek? STEFKA A to piła!… Zbił się! DAUM Ślicznie!… ale było dwa… STEFKA / wskakuje na szezlong — zeskakuje i biegnie do kuchni / Zaraz! BOGUCKI / siedząc na swoim miejscu, ogląda się za nią / Ma śliczną linię… I bardzo sznitowna. DAUM Taka sobie. Może papierosa? / Podaje porte cigarres. / BOGUCKI / bierze papierosa, śmiejąc się / Cóżeś taki skrzywiony? Ładna papierośnica. DAUM To prezent! / Bogucki ogląda — Stefka wraca. / STEFKA Jest jeszcze jeden. / Siada przy Boguckim. / STEFKA No więc teraz panu powiem o kochanku Milowicz — ale o tym prawdziwym… To ładna. / Bierze papierośnicę Dauma. / BOGUCKI To Dauma. STEFKA Nie widziałam u niego. kładzie na szezlongu Ktoś z teatru. BOGUCKI Pch…! STEFKA To nie — pch!… bo my tych swoich naprawdę kochamy. BOGUCKI Może wstąpić do operetki? STEFKA Nie, do dramatu; będzie pan brał ze mną razem lekcje. Ja się uczę do dramatu. Już umiem Desdemonę i Klarę, i teraz Julię… BOGUCKI Co pani mówi? STEFKA Jak Boga kocham. Jeszcze Judytę, to będę gotowa… DAUM / od stołu / Proszę państwa na przekąskę. STEFKA Pan myśli, że ja jestem za młoda? / Wspina się na palce. / BOGUCKI Ale przeciwnie. Pani jest wściekle zgrabna. I oczy ma pani pierwszej klasy. DAUM Proszę na przekąskę. STEFKA Właśnie chodzi w dramacie o oczy. W balecie nogi, w operze gardło, w dramacie ślepia. BOGUCKI Pani ma i wyraz, i oprawę — tylko nie wiem, jaki kolor. STEFKA Czarne… o niech pan patrzy! / Zasłania oczy ręką, Bogucki jej rękę odsuwa — ona go bije po łapie. — Daum wściekły — odchodzi od stołu, bierze gazetę, siada opodal i zaczyna czytać. / DAUM Jak państwo będą mieli ochotę — to może raczą… STEFKA A pan jakie ma oczy? BOGUCKI Szafirowe. STEFKA Co pan gada? BOGUCKI Proszę zobaczyć! / Daum chrząka znacząco — oni się oglądają na niego / STEFKA / cicho do Boguckiego / Gniewa się. BOGUCKI Zdaje się. STEFKA Chodźmy jeść. Nie trzeba go drażnić. BOGUCKI Chodźmy! STEFKA / śmiejąc się / Zwłaszcza, że doktor zakazał… / Bierze pod rękę Boguckiego i idą w stronę Dauma, składają mu ukłon głęboki. / STEFKA Idziemy na przyjacielską przekąskę. DAUM No… nareszcie! / Wstaje i idzie z nimi do stołu — siadają, Stefka w środku. / DAUM Koniaczku? BOGUCKI Chętnie. Ale jeść nic nie mogę, bo to wcześnie… STEFKA A ja to od macochy?… DAUM Proszę. Ale tylko jeden. BOGUCKI Dlaczego? STEFKA / do Boguckiego / Pan żonaty? BOGUCKI Bóg strzegł. STEFKA A dzieciaty? DAUM / zgorszony / Pani Maliczewska!… STEFKA No co?… A więc kiedy ani to, ani to — to nasze… kawalerskie! / Trącają się kieliszkami Daum lezie także. / BOGUCKI Ty tu nie masz co robić. Ty nie jesteś kawalerem! STEFKA Tak, tak! Tylko my dwoje. DAUM / zaprzeczając / Przecież… cokolwiek. BOGUCKI Kawałeczek szynki. STEFKA Musztardy, przyniosę… / Wylatuje do kuchni, tańcząc i śpiewając. / BOGUCKI / patrzy za nią z upodobaniem, później na Dauma / Coraz jesteś kwaśniejszy. Cóż to? Jesteś zazdrosny? DAUM / wyniośle / Ja? O metresę zazdrosny? Za kogo mnie bierzesz. BOGUCKI Tym lepiej. Nie będę się krępował… DAUM No… w każdym razie… BOGUCKI / śmiejąc się / A co! A widzisz!… STEFKA / wpada mazurowym krokiem / Z czego się śmieją? Ona nie wie, ona chce się śmiać także… BOGUCKI Niech pani siada. Jak pani nie ma, to zaraz ciemno w pokoju. STEFKA / zachwycona / Joj!… Pan będzie tu częściej przychodził? Co? BOGUCKI Ależ naturalnie. Jeśli pani pozwoli! Daum chrząka Jeśli państwo pozwolą… może się kiedy gdzie razem wybierzemy… STEFKA / radośnie / Ach Boże! Żeby trochę się rozerwać… DAUM O, co to, to nie. Moja sytuacja nie pozwala na takie wybryki. BOGUCKI No — ja to rozumiem. Ale tak po ciemku, wieczorem — za miasto w zamkniętym powozie. STEFKA / zła / E!… Jak na pogrzeb. DAUM Nawet to byłoby za ryzykowne. STEFKA Widzi pan, jakie ja mam wesołe życie. DAUM To trudno. Inaczej być nie może. STEFKA / do Boguckiego / Niech mi pan naleje koniaku. DAUM Co to — to nie. BOGUCKI Ale dlaczego? nalewa Za zdrowie przegranej dyskrecji! STEFKA / rozparta na stole / Dobrze piją Bardzo mi się pan podobał. BUGUCKI Mnie się pani także bardzo podobała. STEFKA / do Dauma / A co? A co? I bez godności i podobałam się. Proszę pana — a pan zna dyrektora teatru? BOGUCKI Znam! STEFKA / klęka na krześle i opiera się o stół — Daum ją reflektuje, ona mu język pokazuje / Ale na „ty”? BOGUCKI Nie. STEFKA E!… BOGUCKI A jak to pani potrzeba, to ja z nim bruderschaft kiedy wypiję. STEFKA Mój królu! Zrób to — to ja ci wtedy powiem, o co mi chodzi… BOGUCKI Dobrze — zaraz dziś go wynajdę. STEFKA Mój królu! / Bogucki wstaje. / DAUM Co to? Idziesz? BOGUCKI Mam bardzo ważne rendez-vous… STEFKA Z damą? DAUM Pani Maliczewska! / Stefka gra na nosie. / DAUM Pani Maliczewska! BOGUCKI / ubiera się / Ale niebawem przyjdę… Pani pozwoli. STEFKA / koło drzwi podaje mu kapelusz / Mój panie! Niech pan przyjdzie! Prędko! Prędko!… BOGUCKI A ty pozwolisz? — DAUM / kwaśno / Proszę! BOGUCKI / śmieje się / Bez entuzjazmu! Ale to mniejsza do Dauma Zostajesz? DAUM Trochę. BOGUCKI Do widzenia! STEFKA Do widzenia! Pa!… SCENA IX / Stefka — Daum / / Mchasiowa sprząta ze stołu — Stefka przebiega około Dauma i gra na nosie. / STEFKA Dzisz pama! Zrobiłam konkietę. DAUM Właśnie. Jak wyszła — to on mówił, że jest zgorszony. STEFKA Kłamie jak pies. Bo — mówił, że ona ma linię… Ona podsłuchiwała!… No a teraz raz dwa… muszę się uczyć Julii… dawajcie balkon! Mam zadane na jutro… no!… Stół… taszczy stół na środek sceny wskakuje na stół — rzuca broszurę Daumowi — i woła Niech czyta Romea i sufleruje… dalej. DAUM / skrzywiony / Nie mam okularów. / Rozwala się na szezlongu. / STEFKA / grzecznie i miluchno / Jakkolwiek. No!… ona prosi… DAUM / grożąc / Nie zasłużyła… / czyta / Coś błysnęło mi w oknie ach! to Julii lica itd. STEFKA / na stole / Teraz ja! — Romeo — niestety Nazwisko twoje razi Kapulety. Bo co jest Romeo — czyli to źrenica Czy ręka? czy też która stopa… czy jaka część lica… DAUM Czy stopa. STEFKA No — to już powiedziałam… DAUM Ale ona powiedziała „czy też która stopa!” STEFKA Nie piłować… no teraz on. / Pokazuje nogą na niego. / DAUM Zaraz! / czyta / Zieloność barwa głupców, Porzuć modne stroje O Julio Monteka! ty kochanie moje! STEFKA Ale gdzie? gdzie? przeskoczył… / dzwonek / Któż tam? DAUM Łańcuch? Łańcuch? / Michasiowa wpada na scenę — Stefka stoi ciągle na stole. / DAUM Nie odkładać łańcucha!… MICHASIOWA Wiem, wiem! SCENA X / Ciż — Sekwestrator / SEKWESTRATOR Czy tu mieszka panna Maliczewska? MICHASIOWA Tu — a czego? SEKWESTRATOR W imieniu prawa — zajęcie. / ponuro odkłada łańcuch / / Stefka zwraca się do Dauma — Daum chwyta futro i kapelusz i ucieka przez kuchnię. / STEFKA / chwilę bezradna — zeskakuje ze stołu — pędzi do drzwi / Po moim trupie! SEKWESTRATOR / wchodzi / Panna Maliczewska? Stefania? Przychodzę w sprawie Rozenbuszowej Ryfki… towary modne… kwota… pięćdziesiąt trzy korony… STEFKA Serwus Brzezina! Chodź pan!… ta pan stary znajomy!… Jak się pan miewa?… ale tu nic mojego nie ma… SEKWESTRATOR Znowu? STEFKA / zaśmiewa się / Stale. SEKWESTRATOR / obchodzi dookoła, dostrzega srebrne porte cigarre Dauma na szezlongu i rzuca się na nie jak drapieżca / O… a to… STEFKA / robi ruch jakby ocalić, ale się opamiętowuje / A to! I owszem!!! Bierz pan… bierz pan!… do Michasiowej, zanosząc się ze śmiechu porte cigarres starego!… Pan Bóg go skarał!… / Okręca Michasiową, która się także śmieje — i puszcza się kankana, zadarłszy suknię z dziecinnym rozpasaniem, śpiewając na całe gardło — „Pan Bóg go skarał!…”, aż kurtyna zupełnie zapadnie. / / Zasłona spada. / AKT III / Ta sama dekoracja — dzień — przy stoliku, przy małym stoliku siedzi Stefka i fryzuje włosy. / SCENA I / Stefka — Michasiowa / MICHASIOWA / kręci się po pokoju / Dałaby Stefka trochę pieniędzy. STEFKA / w matince niebieskiej batystowej i krótkiej wełnianej szarej spódnicy / Nie mam. MICHASIOWA Stale? STEFKA Tak. A jak ci źle — to se idź. MICHASIOWA Pewnie, że mi źle — jakbym u obcych służyła, to miałabym zasługi… / Dzwonek — Michasiowa idzie do drzwi. / MICHASIOWA Może *on*… STEFKA Ale! On tylko wieczorem, cichcem lezie… MICHASIOWA Ale — był już we dnie dwa razy. STEFKA No — kto tam? / Michasiowa uchyla drzwi — posłaniec oddaje bukiet i list. / STEFKA To pewnie od małego. Nie chcę!… Oddaj! MICHASIOWA Kiedy już posłaniec poszedł. STEFKA Powiedziałam ci, żebyś nie przyjmowała nic od tego smarkacza… MICHASIOWA Ta czemu? Ta wziąć można. STEFKA Nie chcę! Pewnie tam w kuchni znów drzwi otwarte. MICHASIOWA Zamknięte! Trzeba zobaczyć, co on pisze. STEFKA Naturalnie. Ani myślę. MICHASIOWA To ja przeczytam! / siada przy stole i czyta list Fila / Perłami skuję twe śmigłe ręce Na nie rozsypię twych włosów złoto Więzami ducha… / wzdycha / Ładnie pisze, tylko trudno czytać. STEFKA Ciekawe komu on to znów ukradł? MICHASIOWA Ta co miał ukraść? Przecie nie ma przy liście nic jeno kwiaty. STEFKA Po co mi to zielsko? MICHASIOWA To niech mu Stefka powie, żeby zamiast kwiatów przysyłał kolonialne towary… To będzie wydatniejsze. STEFKA Głupiaś. MICHASIOWA Co — głupiaś… to jeden pieniądz. / zaczyna czytać / Perłami skuję twe śmigłe ręce… STEFKA. A to piła… MICHASIOWA Albo żeby mi pensję zapłacił… STEFKA Ty mi się nie waż mówić o tym — ani jemu, ani staremu… MICHASIOWA Pewnie. Jakbym się prezentowała za siostrę, to nie wypadałoby mówić — ale tak za sługę, to co, że się upominam o swoje! STEFKA Ja ci zapłacę. MICHASIOWA Na święty Jury — jak będą w niebie dziury. Mogłaby też Stefka lepiej panu powiedzieć, że ja siostra, to by się wstydził i zapłacił. STEFKA Niech cię Bóg broni! On mi to przecież wyraźnie zapowiedział, żebym mu nigdy o familii nic nie wspominała. Ja ci to zaraz postawiłam za warunek. Jak chcesz być u mnie, dobrze. Ale — jak sługa… Zgodziłaś się. Więc — keine gadanie być nie może. MICHASIOWA / ponuro / Bo ja myślałam, że się tu będzie przelewać. STEFKA O to, to!… Tędy go wiedli. dzwonek Któż tam? / Michasiowa idzie do drzwi. / SCENA II / Też same, Filo w ubraniu cywilnym / FILO W domu? STEFKA / jednym susem zrywa się z sofy / Czego? Czego?… FILO / zmieniony / Dwa słowa. Coś o premierze. Kiedy? Chcemy urządzić owację… STEFKA Nie mnie brać na kawał! Pan wie, że nie gram w tej premierze i że mam wasze owacje pod podeszwą. Ja zakazałam tu przychodzić! Ja nie chcę! Ja nie lubię, jak się za mną włóczą… FILO Ja się nie włóczę, bo ja jestem pani cień!… STEFKA / wraca do szezlongu / No… ja mam też los. I proszę kwiatów nie przysyłać, bo pan na to nie ma pieniędzy… FILO To do pani nie należy. Ja bym ukradł gwiazdy, aby Pani rzucić pod nogi. STEFKA / śmieje się / A tymczasem pan sprzedaje książki… FILO Nieprawda. Ja mam swoje dochody. Ojciec mi daje pensję. STEFKA Pięć koron… FILO Trochę więcej. STEFKA Wszystko jedno. Nie na to, aby pan kwiaty kupował. Zresztą ja nie chcę… nie chcę… / Tupie nogami i biegnie do okna. / FILO To trudno. Ani pani, ani ja na to nic nie poradzimy. Ja kochać panią będę do śmierci, a że miłość wywołuje miłość, pani mnie także pokocha… / Siada na krześle na środku sceny i patrzy na Stefkę spode łba. / STEFKA Ja pana więcej znienawidzę. FILO / ręce w kieszeniach od spodni / Tym więcej panią kochać będę. STEFKA Pan niech idzie do sztuby. FILO / ponuro / Ja jestem — w szkole miłości. STEFKA / powraca do szezlongu / Ja do rodziców pana napiszę. FILO Tym lepiej — sytuacja się od razu wyklaruje. STEFKA Jaka sytuacja? FILO Moja i pani. Przejdę walki, piekło — ale zwalę to wszystko i utoruję drogę dla nas obojga… STEFKA Gdzie??? FILO Do wspólnej egzystencji. STEFKA / idzie do lustra / Pan ma źle w głowie. FILO / ponuro / A nie zdołam zwalczyć przeszkód — zginiemy razem! STEFKA / robi perskie oko / Właśnie. FILO Czy pani sądzi, że ja bym panią samą na świecie zostawił? Nigdy! Wszystko czyha na pani wdzięk, niewinność, młodość. Wszystko! Wszak teraz ciskają na panią ostatnie obelgi. Mówią o pani straszne rzeczy… STEFKA / zaciekawiona / Co mówią? FILO / wstaje, ale pozostaje na środku / Nie powtórzyłbym nigdy tych szkaradstw z obawy, aby panią nie znieważyć. Ale niech pani będzie spokojna. Ja nie wierzę! Ja jeden na świecie znam panią i wiem, kim pani jest. — I zawsze w obronie pani stanę, choćby mi życie utracić przyszło. Śmierć samą bym wyzwał i zwalczył. Proszę mi wierzyć. STEFKA / siada z nogami na sofie / Że też pan wiecznie o tej śmierci gada. FILO / ponuro / Bo się jej nie lękam. STEFKA A jakby przyszła, to by pan uciekał za piec… Ale co tam śmierć! Niechby się tu zjawił jaki profesor, pan by uciekł. FILO Nigdy! Pani mnie nie zna. / Dzwonek. / STEFKA No… no… może profesor. FILO / nie rusza się z rękami w kieszeniach od spodni / Świat cały wyzywam do walki o panią… siada na krześle A zresztą ja się nikogo nie boję, bo jestem po cywilnemu! STEFKA Tymczasem niech się pan wynosi przez kuchnię. FILO / siedzi / Ani myślę. / Dzwonek. / STEFKA Proszę — to może być moja koleżanka… FILO / j.w. / Niech wejdzie. STEFKA Nie chcę, aby mnie wzięła na język. FILO / j.w. / Niech spróbuje — potrafię panią obronić. STEFKA Ach Boże!… po chwili Aha! — A może ja o pana jestem zazdrosna i boję się, aby mi pana nie odebrała… FILO / zrywa się / Skoro tak… to pójdę… ale wrócę! STEFKA Nie dziś — proszę bardzo! FILO Dla mnie nie ma zakazu. Ja… wrócę!… / Dzwonek — Michasiowa idzie otwierać. / MICHASIOWA Ja bym nie radziła, żeby panicz tu siedział. FILO Idę!… Niebawem… / Wychodzi. / STEFKA / szybko / Żebyś mi go więcej nie wpuszczała. Otwórz! MICHASIOWA Ta co się spieszyć. To pewnie ktoś z rachunkiem. / Uchyla drzwi, przez łańcuch widać Boguckiego. / BOGUCKI Panienka w domu? MICHASIOWA Zaraz! do Stefki szeptem Jesteś w domu — czy nie? STEFKA Kto? MICHASIOWA Ten pan, przyjaciel starego… STEFKA Ale jestem, jestem — proś!… MICHASIOWA / otwiera / Panienka jest. / Bogucki wchodzi, ma w ręku paczkę. / SCENA III / Bogucki — Stefka — Michasiowa / STEFKA Cóż tak rano? BOGUCKI / uprzejmie / Chciałem pani jak najprędzej przynieść, co pani wie… STEFKA O, o, o! BOGUCKI Proszę! / Podaje jej zawiniątko. / STEFKA / rozpakowuje — boa, papier rzuca na ziemię koło szezlonga / Pycha! rzuca mu się na szyję i całuje go — przygląda się Kogucie! BOGUCKI / zmieszany / Pani takie chciała… STEFKA / dobry charakter jej bierze górę / Ja mówiłam strusie… ale to nic. Śliczne. BOGUCKI A zwłaszcza, że jednej malutkiej osóbce ślicznie… STEFKA Może za duże? Co? Mnie się zdaje, że wyglądam jak pies w chomącie… skacze na sofkę, ogląda się w lustrze, nie zdejmując boa siupaj pan także… Bogucki siada obok niej Jak mi się stary zapyta, skąd wzięłam, to powiem, że mi pan dał. Niech się wstydzi, że taki skąpy i inni panowie mi prezenta dają. BOGUCKI Ja w ogóle nie rozumiem, jak panią można czegoś pozbawiać. Przecież to największym szczęściem jest otoczyć kobietę zbytkiem i przepychem… STEFKA No — proszę pana… a niech pan tylko tu spojrzy… MICHASIOWA / w głębi / Mnie się już nawet nie chce kurzów ścierać z tych gratów. STEFKA / surowo / Niech Michasiowa pójdzie zobaczyć w kuchni, czy mnie tam nie ma… / Michasiowa wychodzi / BOGUCKI Panią to należałoby postawić w serwantce jak figurkę z porcelany… STEFKA / powoli smutniejąc / To nie. Ale widzi pan, ja bym chciała choć w mojej sytuacji mieć tyle pieniędzy, aby ludziom gardła pozatykać. A tak to mną poniewierają dwa razy tyle i tak mi się zdaje, że każdy to ma do mnie żal za to, że ja mam tak mało pieniędzy… Byle kto się nade mną znęca i poniewiera. I stróżowa, i lokatorzy, i gospodarz, a ja przecież drożej płacę jak inni. po chwili Ja panu daję słowo — że to wszystko to diabła starego niewarte. BOGUCKI Ja ciągle powtarzam, panią potrzeba otoczyć zbytkiem. STEFKA Ja panu powiem, że to znów nie takie konieczne. Ja sobie dużo rzeczy umiem wyperswadować. Nie ma, no to nie ma. Ale widzi Pan, ja mam ambicję… BOGUCKI Co? STEFKA Am-bi-cję. Żebym ja się tylko dochrapała czego w teatrze, to już ja bym sobie w życiu dała radę… po chwili A pan… widział dyrektora? BOGUCKI Mam się z nim zobaczyć jutro rano. STEFKA I będzie mu pan mówił o mnie? BOGUCKI Naturalnie. STEFKA / wstaje i idzie do stołu, siada przy nim / Bo jak ja będę miała stanowisko — to będzie wolno mi robić wszystko, co zechcę — prawda? Już taki świat. Ja to widzę… / Bogucki idzie za nią, bierze jej rękę i całuje każdy palec / Tylko Daum widzieć tego nie chce. Panie! On się tak mnie wstydzi, pan nie ma pojęcia. Zresztą każdy się mnie wstydzi. Pan także… BOGUCKI / stoi obok niej / Cóż znowu? Jakby mnie pani kochała, to ja bym się tym chwalił — przecież to szczęście. STEFKA Ale… BOGUCKI Daję słowo. STEFKA Chodziłby pan ze mną pod rękę? — BOGUCKI Pod obie. STEFKA W biały dzień? BOGUCKI W najbielszy. STEFKA / zrywa się / To chodźmy! BOGUCKI Pardon! Jest różnica. Stefka mnie nie kocha… STEFKA E! Co panu po mojej miłości. / Idzie do szezlonga i siada na swoim miejscu. / BOGUCKI Widocznie, że mi „coś” — i to bardzo… bardzo… głaszcze ją po włosach Moja Stefuś!… a takie to młode, a takie to kochane… STEFKA / kładzie się jak dziecko i przymyka oczy, tyłem do publiczności, powoli odwraca się i widać, jak ma zamknięte oczka / Niech gada jeszcze… BOGUCKI / siada obok niej od wewnątrz sceny / Żeby było moje — to na rękach by ją nosił, dopomagał, czuwał — pielęgnował… STEFKA / z przymkniętymi oczami / Niech gada jeszcze… BOGUCKI Opiekował się, kochał… STEFKA / j.w. / Miałaby stanowisko. BOGUCKI Pierwszorzędne… STEFKA / jw. cichutko, ślicznie / I długów by nie miała. BOGUCKI I długów by nie miała… Wszystko by to jej dał, gdyby była jego. STEFKA / otwierając oczy dziecinnym głosem / To niech ją sobie weźmie… BOGUCKI / pochyla się ku niej roznamiętniony / Stefuś… STEFKA / zrywa się — odtrąca go i po chwili tuli się / Ale nie… nie… Niech ją sobie weźmie stąd precz… niech ją sobie weźmie na zawsze… na zupełne… BOGUCKI / stygnąc / Nad tym to trzeba się zastanowić. STEFKA / wzdychając / Tak!… BOGUCKI Ja przedtem muszę się przekonać, czy Stefka mnie kocha. STEFKA / patrzy na niego tępo, potem zrywa się / Ehe!… Nie ma głupich! / perskie oko / / biegnie do stołu / BOGUCKI / wstaje / A tak nie trzeba mówić, bo to zaraz cały urok psuje. STEFKA / przy stole / I mnie też dużo rzeczy urok psuje. z wybuchem E!… Ja już widzę, że ja tak zginę… BOGUCKI O, o! Zaraz — wielkie słowa… / Chrzęst klucza w zamku — drzwi się uchylają, widać Dauma przez łańcuch, jak usiłuje wejść. / SCENA IV / Daum — ciż sami / DAUM / za drzwiami wściekły / Panno Maliczewska! Panno Maliczewska!… Proszę odpiąć łańcuch. STEFKA / zdenerwowana / Zaraz! Co za wrzaski! odkłada łańcuch Proszę!… Cóż pana dobrodzieja przyniosło? DAUM Co? Zaraz po… spostrzega Boguckiego A!… To ty? Cóż tu robisz? BOGUCKI Przychodzę z wizytą. DAUM / zły / Tak? Trochę wcześnie. BOGUCKI A skoro i ty… DAUM Ja przychodzę, bo mam trochę wolnego czasu w sądzie i… do Stefki Pani nieubrana? STEFKA Jestem w negliżu. E! Niech nie nudzi. Tylko się pokaże, to już zaczyna… DAUM / na boa / Cóż to za pierzyna? STEFKA / wyrywa mu / To moje boa. DAUM Obrzydliwe, kokotki takie noszą. STEFKA / zirytowana / Bardzo dla mnie stosowne. DAUM / surowo / Mam panią za coś wyższego. Należałoby o tym pamiętać. STEFKA / coraz więcej podrażniona / Kto się wywyższa, będzie poniżony. DAUM / do Boguckiego / Przepraszam cię mój drogi za tego rodzaju rozmowę. STEFKA / bardzo podniecona / Nie należy gorszyć maluczkich. DAUM / patrzy na nią zły — i mówi ostro / Gdzie jest moja inhalacja? — STEFKA / opuszcza głowę, zgnębiona i mówi po chwili cicho / Zaraz! / Wychodzi do kuchni. / SCENA V / Bogucki — Daum / BOGUCKI Jaka inhalacja? DAUM Chrypnę — więc w przerwie zachodzę do niej zrobić sobie inhalację — bliżej mi tu niż do domu. BOGUCKI Nie bardzo się żenujesz. Dziewczynę to może zrazić. DAUM Nie boję się… Ona wie, że po prostu dobijają się o mnie. — A zresztą. BOGUCKI No… daj no spokój! Chodzi ci o nią. DAUM Och!… To rzecz podrzędna. BOGUCKI Udajesz obojętność… DAUM / zagaduje / Cóż twój mariaż? BOGUCKI Nie wiem jeszcze. DAUM No, no. Partia niezła. Ja radziłbym… BOGUCKI Tak ci chodzi, aby mnie ożenić? Nie bój się, nie włażę ci w drogę. DAUM Powtarzam ci, że ja się nikogo nie boję. BOGUCKI Tak ją trzymasz? DAUM Może! / idzie do kuchni / No?… STEFKA / za sceną / Już gotowe. DAUM / wychodząc do Boguckiego / Darujesz — ale to rzecz ważna… BOGUCKI Proszę cię — zresztą ja idę… / Wchodzi Stefka. / BOGUCKI Chcę panią pożegnać. STEFKA / z daleka / Pa, pa!… BOGUCKI / chwyta ją, przegina i całuje w usta / Tak, tak, tak! STEFKA Puść pan! On tu taszczy swoją łaźnię. / Wchodzi Daum skrzywiony, ustawia sobie aparacik do inhalacji i siada przy małym stoliku. / STEFKA / zła, do Boguckiego / To brzydkie, co pan wyprawia. BOGUCKI / udaje zainteresowanego inhalacją / A! To tak się robi. DAUM / patrzy na Stefkę / Co pani taka z lewej strony czerwona? STEFKA / która się zbliżyła i podaje serwetkę / Bo nie z prawej. BOGUCKI Więc tędy idzie para? DAUM Darujesz… ale ja mówić nie będę… BOGUCKI Nie… nie… ja odchodzę! DAUM / macha ręką — Stefka odprowadza Boguckiego do drzwi / BOGUCKI / cicho do niej / Jak on wyjdzie, ja przyjdę. STEFKA Niech pan przyjdzie jutro — już od dyrektora. BOGUCKI Nie — ja przedtem muszę panią jeszcze widzieć. / Wychodzi. / SCENA VI / Daum — Stefka / DAUM Zepsuta… zepsuta… musiał ktoś poruszać. / Stefka, milcząc, klęka i naprawia maszynkę. / DAUM / wściekły / To kosztuje pieniądze… tak nie można… STEFKA Już poprawione. / Bierze boa i ogląda. / DAUM A za to boa to ja nie zapłacę! Potrzebne to było? Mało tych fatałaszków? STEFKA Przeziębiam się na próbach. DAUM To chustką sobie gardło okręcić. / Stefka siada na szezlongu z nogami i pozostaje tak nieruchoma, patrząc przed siebie. / DAUM / po chwili / A teraz dąsy, fochy. I to się nazywa anielski charakter! Ja zapowiadałem — że nie znoszę min pogrzebowych, że muszę być rozrywany, że musi się być wesołą w mojej obecności… Ja to zapowiadałem. Tak czy nie? — STEFKA / cicho / Tak. DAUM No — to niech się zastosuje do moich żądań. STEFKA Zaraz!… przeciąga się To ja mam co wesołego powiedzieć? DAUM Można by… STEFKA Kiedy mi dzisiaj czegoś nie tego… DAUM Przez łańcuch słyszałem, jak się wesoło bawiła. STEFKA No… bo… DAUM Bo i pan Bogucki wesoły? To się chciało powiedzieć? STEFKA / zdenerwowana / Może. DAUM / z nagłym wybuchem / Ja sobie wypraszam wizyty. Ja sobie wypraszam. Ja zapowiadałem — żadnych wizyt. Tak czy nie? — zapowiadałem? STEFKA Ależ tak! tak! DAUM / ubiera się w futro / To proszę się zastosować do mojej woli. Nie życzę sobie trafiać na podobne sceny. STEFKA / na szezlongu / Jakie sceny? Myśmy tylko rozmawiali. DAUM Właśnie. Wierzę… Z nią można rozmawiać! STEFKA / urażona / Dlaczego nie? DAUM Bo ona nie jest do rozmawiania. STEFKA / urażona bardzo / Właśnie że pan Bogucki ze mną rozmawia i bardzo dobrze się ze mną bawi. DAUM Że się bawi, to wierzę, ale nie rozmową. STEFKA / coraz więcej rozgoryczona / Może się we mnie kocha? / Daum parska śmiechem. / STEFKA / wściekła, do głębi serca zadraśnięta / Dlaczego? Dlaczego się śmieje? Dlaczego nie mają mnie ludzie kochać? DAUM Bo kocha się rodzinę — kocha się swój zawód, kocha się swój honor, kocha się swoją godność. STEFKA / coraz wścieklejsza / Ale takiej jak mnie, to się nie kocha… DAUM To jest wszystko komiczne… patrzy na zegarek Idę. STEFKA / następując na niego / Aha, aha! Żeby wiedział, że mnie kochają i to nie tylko Bogucki, ale i inni — młodzi… z włosami na głowie, i z zębami… / ze łkaniem prawie / DAUM / odsuwa ją laską / Niech się odsunie! Brzydka teraz jest!… Ja tu znów za godzinę przyjdę zrobić inhalację. Niechaj będzie gotowe. I proszę, żeby było w pokoju cieplej — bo tu zimno. STEFKA / ponuro / Nie mam pieniędzy. DAUM Tu jest trzydzieści centów, to niech Michasiowa przyniesie pół cetnara drzewa i zapali. kładzie futro, cylinder i woła Michasiowa! SCENA VII / Stefka — Michasiowa / MICHASIOWA / ironicznie / Całuję rączki wielmożnego pana. DAUM Niech Michasiowa zobaczy, czy tam nie ma nikogo na schodach? MICHASIOWA Zaraz. / Wychodzi na schody. / STEFKA / przy oknie / Najlepiej za dnia nie przychodzić. DAUM Robię, co mi się podoba! — I proszę do mnie tym tonem nie mówić, bo ja tego nie lubię. / Michasiowa wraca. / MICHASIOWA Nie ma nikogo! — DAUM Dobrze! / Wychodzi. / STEFKA / chwilę patrzy za nim, wreszcie biegnie od okna, rzuca się na szezlong i zaczyna płakać po cichu / MICHASIOWA / obojętnie / No i czego?… Czego?… Nos ci spuchnie. STEFKA / na sofie, płacząc / Ja jestem obrażona… obrażona… duma moja obrażona… MICHASIOWA O co ci chodzi? STEFKA / z całym bólem serca / Powiada, że mnie nie może nikt kochać. MICHASIOWA / stojąc / Niby jak kochać? — STEFKA No… uczciwie, bardzo — no… kochać. MICHASIOWA / ironicznie / A… to co innego. Niech się Stefce *takiego* kochania nie zachciewa, bo Stefka nie na takie kochanie, tylko na takie inne. STEFKA / szybko / Dlaczego? Dlaczego? MICHASIOWA / zgryźliwie / Bo — Stefka już jest… tak… poza ludźmi… STEFKA / szybko / Jak to? MICHASIOWA / dumniej / A no… tak… poza ludźmi. Co zrobić? Ja jeszcze jestem między ludźmi i mnie można tak niby *uczciwie* kochać. STEFKA / ironicznie / Ciebie? MICHASIOWA / z wybuchem / A no tak! a no tak!… choć mam doły po ospie i nos mi się czerwieni — ale ja jestem między ludźmi… / Nachyla się ku siostrze z nienawiścią, obie patrzą sobie w oczy z siłą — Stefka pierwsza spuszcza oczy. / STEFKA Nie gadaj głupstw… MICHASIOWA / ze złośliwym, nerwowym śmiechem — pochylona tuż nad Stefką, odwróconą ku niej twarzą / Ja jestem taka, że do mnie można przyjść i we dnie, a do Stefki to cichcem, jak nikogo na schodach i nocą… o… STEFKA Czego ty się na mnie uwzięłaś?… Za co ty się nade mną mścisz?… / Michasiowa patrzy na nią przeciągle — wreszcie owija się z głową w chustkę — idzie do niszy — wyjmuje z koszyka pończochy długie, poplamione atramentem. / MICHASIOWA Za nic!… / Długa chwila milczenia. / MICHASIOWA / innym, dawnym tonem / Stefka by nie smarowała ciągle dziur w bucikach atramentem, bo pończochy ani doprać. STEFKA / zgnębiona kładzie się na szezlong / Cicho bądź — daj mi co zjeść… MICHASIOWA Nie ma nic. Resztę rolmopsów wielmożny pan zjadł wczoraj. / Dzwonek. / STEFKA / leży na sofie / Kto? MICHASIOWA / patrzy przez łańcuch / Ten od wierszów przyszedł. do sieni Nie ma panienki. STEFKA / leżąc / Głupia jesteś — dawaj go tu!… MICHASIOWA Ta po co? STEFKA Dawaj go! — SCENA VIII / Też same — Filo / FILO Ja na chwilę. STEFKA Chodź pan tu… bliżej… siadaj pan… Tak… a teraz mi pan powiedz — jedno. Czy we mnie naprawdę można się kochać? FILO / siada na krześle koło szezlonga od strony widzów / Przecież… ja… STEFKA / klęcząc w kucki na szezlongu / Ale nie tak jak każdy i w byle kim. Tylko uczciwie… no tak, jak się tam w waszych kobietach kochacie? FILO Jak pani się może pytać o to. Ja panią ubóstwiam. Dla mnie pani jest uosobieniem miłości, ja ponad panią… STEFKA To są faramuszki. Ja się pytam, czy można się we mnie kochać *uczciwie*? FILO Inna miłość byłaby dla pani obelgą! STEFKA / gorączkowo / Więc ja nie stoję poza ludźmi? — FILO Pani stoi pomiędzy aniołami, ponad ludźmi. STEFKA / tupie nogami / Nie… nie… ja chcę stać pomiędzy ludźmi, pomiędzy zwyczajnymi kobietami — takimi, które można kochać, zaręczyć się, ożenić… FILO / wpatruje się w nią / Tak… powiedziała pani wielkie słowo. Wielkie… STEFKA / patrzy się na siostrę / Bo mnie wszyscy znieważają, mówią, że ja jestem taka, którą się nie kocha… FILO A któż jest godniejszy miłości, jak nie pani? Gdzie istota czystsza, doskonalsza jak nie pani? osuwa się przed sofą na kolana Stefko, nasza miłość… STEFKA Czego pan ciągle mówi *nasza* miłość! Ja pana nie kocham. FILO Nasza miłość musi pozostać nierozerwalna. Ja siadam w tym roku do matury — potem idę na prawo… STEFKA A ja na lewo… FILO Skończę prawo — i wtedy — Stefko — wtedy już będziemy na zawsze razem! — Szczęśliwi — nierozłączeni — pod chmury cię podniosę, w błękity ustroję — gwiazdami oświetlę… STEFKA / zrywa się i biegnie do stołu / To będzie wcale… wcale… FILO / idzie za nią / Tak sobie umyśliłem. W teatrze cię nie zostawię. To bagno, to zgnilizna. Nie tobie tam być, nie tobie… tam zatracasz swą godność… STEFKA / stoi przy oknie / Jest… wyjechała godność… FILO / przy stole / Gdybyś nawet nie chciała… STEFKA No… dosyć… już mi się to znudziło. Może pan sobie iść. Mnie szło o to, aby pewne osoby słyszały… patrzy na Michasiową, która w głębi ceruje pończochy że mnie bardzo uczciwie kochać można. FILO Kto wątpi? Niech wystąpi… Stefko!… Oto pierścioneczek… weź go, noś jako zaręczynowy między nami pierścień… STEFKA Daj mi pan spokój… FILO Co do mego ojca, matki — nie lękaj się. Ja mam sposób, ja powiem im coś, co zmusi ich, aby sami zwrócili się do ciebie i nie rozrywali naszego związku. — To sposób może straszny, może bolesny — ale niezawodny. Mój kolega jeden go wypróbował — był w tej samej sytuacji — zaręczył się — rodzice grozili — użył tego sposobu — i zmieniło się wszystko… MICHASIOWA / od okna, zainteresowana / Ożenił się? — FILO Nie — bo uciekła z drugim. Ale wiem, czym zwalczyć rodziców… STEFKA / znudzona / Zakazuję panu! do Michasiowej Proszę stąd iść — / Michasiowa wychodzi. — Stefka idzie do szezlonga / FILO Czy chcesz, czy nie chcesz, uczynię to! Tylko zawczasu przepraszam! Przepraszam! brzeg sukni całuję… będzie to chwilowe zaćmienie, jakaś plama przelotna… ale ja wiem, gdy wywalczę w ten sposób szczęście nasze — ty mi darujesz… A! Jeszcze jedno! Słuchaj! Stefek… ja cię oszukałem, okłamałem… ale ja działałem pod wpływem szału młodości… nierozwagi… ja ci się przedstawiłem pod obcym nazwiskiem. STEFKA / przy lustrze / O Boże! Jak mi to wszystko jedno. FILO Ja się nie nazywam Janiszewski. Ja się nazywam Daum. STEFKA / szybko / Jak? FILO Daum — Gustaw Daum… STEFKA Syn starego Dauma? FILO Mecenasa… STEFKA / gwałtownie / Jak? Jak?… / Biegnie i zakłada łańcuch. / FILO Ty znasz moich rodziców?… STEFKA / z krzykiem / Nie… nie… nie… ale i ciebie nie chcę znać!… Nie chcę… nie chcę… / Ucieka do okna. / FILO / biegnie za nią / Co to jest! Dlaczego? Co się stało? / Chce ją wziąć za rękę. / STEFKA Nie chcę… wynocha stąd… wynocha… FILO Ja wiem — mój ojciec nie ma szczególnej opinii, ale to w polityce — zmienił przekonania… ale to, Stefuś, zdarza się w najporządniejszej familii, za co ja mam być karany? — To życiowo bardzo porządny człowiek, nieposzlakowanej moralności, Stefuś, on ciebie… STEFKA / zatyka uszy biegnie do kuchni / Nie gadać!… Nie gadać!… Wynosić się… woła Michasiowa zrób z nim co… niech się zgubi… MICHASIOWA / wpada — do Fila / Najlepiej niech pan sobie idzie — ona jak wpadnie w gniew, to święty Boże nie pomoże… niech pan idzie… FILO / z energią / Ja pójdę… ja poszukam mego ojca, ja go zaraz tu przyprowadzę — i wszyscy razem pojedziemy do mojej matki. Zobaczysz, jak się ucieszy!… Idę… ale wrócę… / Chce iść przez główne wschody. / MICHASIOWA Nie tędy! — przez kuchnię… FILO / z patosem / Dobrze — ale ja powrócę głównym wejściem otwarcie i w sposób godny nas obojga… / Wychodzi szybko, zdecydowany. / SCENA IX / Stefka — Michasiowa / STEFKA / zdenerwowana / Żebyś mi go nigdy tu nie puszczała. MICHASIOWA Najlepiej trzeba było z takim dzieciakiem nie zaczynać. STEFKA Cicho bądź!… po chwili parska śmiechem Nie rezonuj. Sama wiersze brałaś. MICHASIOWA Przez pocztę można… / Dzwonek — Michasiowa idzie do drzwi — przez łańcuch. / MICHASIOWA Zaraz… do Stefki przyjaciel!… STEFKA / ucieszona / A!… Proś!… MICHASIOWA / szeptem / A ty uważaj — lepszy wróbel w garści niż kanarek na powietrzu… / Stefka biegnie do drzwi — otwiera. / SCENA X / Też same — Bogucki / BOGUCKI Jestem! STEFKA Dzięki Bogu! BOGUCKI / z kokieterią / Naprawdę? STEFKA / szczerze / Doprawdy. — Jak pana widzę — zaraz mi lżej. Pan musi być bardzo miły w domowym pożyciu. BOGUCKI / filuternie / Staram się. STEFKA I dlatego pana lubią kobiety. BOGUCKI / śmiejąc się / Mało lubią — szaleją. STEFKA / z przekorą / No… no… BOGUCKI / idąc do szezlongu / I Stefcia także… Stefcia szaleje… / Siadają — Stefka na krześle. / STEFKA Ani myślę. Zresztą mnie nie wolno… BOGUCKI / na poręczy szezlonga, odwrócony do Stefki / Ach! Jaka wierność. Dużo Stefci z tego przyjdzie. STEFKA No… zawsze… BOGUCKI Nie powiem, gdyby Stefka była żoną Dauma, ale tak… STEFKA No — a gdyby pan był na miejscu Dauma, a gdybym pana zdradzała to… BOGUCKI Phi! To co innego… STEFKA Bo się o pana rozchodzi… BOGUCKI Nie — ale widzi Stefka, między mną a Daumem jest różnica. Gdyby Stefka mnie zdradzała, byłaby nieusprawiedliwiona, a zdradzając Dauma, Stefkę każdy uniewinni… STEFKA / smutno / Trochę to w tym prawdy… BOGUCKI Ale tak… tak… i ogromna… Niech tylko Stefka spróbuje zdradzić Dauma… / Przyciąga Stefkę z krzesła do siebie. / STEFKA Z panem… BOGUCKI / czule / Spodziewam się! Zobaczy Stefka, jak się zaraz życie Stefci rozjaśni… STEFKA Wie pan, szczerze ja nie mam jakoś zdolności do tego, żeby zdradzać… BOGUCKI Szkoda… STEFKA Ja wolałabym prosto, uczciwie — bez oszustw… BOGUCKI Naturalnie, naturalnie… kto wie, jak by się rzeczy ułożyły… po chwili może życie Stefki by zupełnie inny obrót wzięło… ja na przykład wiem dobrze, co Stefce potrzeba… ja zrobiłbym wiele… wiele nawet, czego się Stefka nie spodziewa… STEFKA / wzięta, pomimo woli lgnąc do niego / Niech pan powie… co?… BOGUCKI / po lisiemu / Ja wolę nie mówić, ale ja zwykle wiem, co jest moim obowiązkiem względem kobiety, która mnie kocha i jest dla mnie łaskawa. Ja jestem dżentelmenem i jako ten wiem, czym i kim być powinienem… STEFKA / po chwili / Wie pan… może ja się namyślę… BOGUCKI Tak — tak będzie najlepiej. Ja nie chcę do niczego kobiety przymuszać. — Niech sama, sama, to jest mój system… obejmuje Stefkę i całuje Dzieciuś, pieszczoszka, Stefuś… jak zechce i kiedy zechce… choćby zaraz jestem twój… i z dyrektorem pomówię… i wszystko… Stefuś… laleczka… pieścidełko… jakie to cacane, jakie to zgrabne… może dziś Stefcia by mnie odwiedziła?… ja tu będę w sądzie… karteczkę przez woźnego… Michasiowa zaniesie… uprzedzi… jakie to zgrabne… powiadam ci Stefuś wszystko… wszystko… / Słychać chrzęst klucza, drzwi się szamoczą o łańcuch, widać za drzwiami Dauma. / SCENA XI / Daum, Stefka, Bogucki / STEFKA Masz! Jest! DAUM / za drzwiami / Proszę łańcuch odłożyć. STEFKA / wyniośle / Cóż tam? Czego? Pali się? … / Idzie drzwi otwierać. / DAUM / wchodzi, spostrzega Boguckiego / Pewny byłem. BOGUCKI / ironicznie / Ślicznie, żeś się nie zawiódł. — Idę — panno Stefciu… do widzenia… DAUM / zły / Czy ja wypłaszam? — BOGUCKI / ubiera się / Cóż znowu? Idę do sądu. — DAUM / z intencją / Spotkałem właśnie twoją przyszłą narzeczoną. BOGUCKI / śmiejąc się / Tak jest — właśnie miała iść na wystawę, razem — z twoją żoną… do Stefki Panno Stefciu!… czekam na decyzję. STEFKA / śmiejąc się / Kto wie — może pan nie będzie długo czekał. DAUM Co to znaczy? STEFKA / sucho / To nasza rzecz! / Odprowadza Boguckiego do drzwi, on wychodzi, uśmiechając się do niej znacząco. / SCENA XII / Daum — Stefka / STEFKA / ironicznie i sucho / Jeżeli myślał, że ja uwierzę w to, iż Bogucki ma narzeczoną, to się mylił. DAUM Niech nie gada — a poda inhalację. STEFKA / pokazuje mu nogą aparat / Niech sobie weźmie. / Zaczyna się bardzo szybko ubierać w niszy. / DAUM Co? STEFKA. / z furią i brutalnie / Pstro! DAUM / bierze sam maszynkę i przygotowuje inhalację / Jeżeli myśli, że daleko z tym zajedzie, to się myli. Ślubu nie braliśmy… STEFKA Całe szczęście! MICHASIOWA / wchodzi z kuchni / Niech panienka idzie do teatru po gażę — bo to dzisiaj piętnasty, a za obiady trza zapłacić. spostrzega Dauma Całuję rączki wielmożnemu panu! DAUM Ile za te obiady? Ja zapłacę. STEFKA / gwałtownie / Nie potrzeba… ja sama… nie chcę… / Ubiera się w żakiet i kapelusz. / DAUM Należałoby w domu zostać, kiedy *ja* tu jestem. STEFKA / gwałtownie / Nic nie należy! Nic nie należy!… DAUM Zwracam uwagę na proste zasady przyzwoitości… STEFKA / gwałtownie, ale nie trywialnie / Pies niech polkę z nim tańcuje przez wały hetmańskie… DAUM Co? Jak? STEFKA / otwiera drzwi i dorzuca / Albo nie — bo psa szkoda! / Wylatuje jak wicher przez kuchnię — Michasiowa patrzy za nią. / DAUM A jej co?… MICHASIOWA Ot!… DAUM Różki odrosły… MICHASIOWA Bogiem a prawdą to były zawsze. DAUM Już ja je przytrę… MICHASIOWA To było rogate i będzie rogate. Czy zapalić? DAUM Przecież dałem na drzewo. Zimno jak w psiarni, muszę palto włożyć… / Kładzie palto. / MICHASIOWA Ale nie ma zapałek. DAUM Tu są… wyjmuje z kieszeni, rzuca na ziemię — Michasiowa podnosi A co do Stefki, to najlepiej, jak ja jej piśmiennie *ultimatum* zostawię. Tak i tak ma być… a nie, to… jak chce… MICHASIOWA / mierząc Dauma z wściekłością ukrytą, pali w piecu / Wielmożny pan by ją porzucił? DAUM / pisząc / To jest moja rzecz. MICHASIOWA / przy piecu / Bo mi się zdaje, że wielmożny pan to by bez niej już nie wyżył. DAUM A to co?… Coście wy tak na rezon dziś wzięły?… / Przez drzwi kuchenne wsuwa się Filo. / SCENA XIII / Filo — Daum — Michasiowa / MICHASIOWA / zrywa się / Pan tu czego? FILO Drzwi były otwarte… dostrzega Dauma Ojciec!!! DAUM Ty? Tutaj?… Ja… kamienicę kupuję… więc oglądam… ale co ty… co ty tu robisz?… MICHASIOWA Jezus Maria! Ja po nią polecę! / Wylatuje. / FILO Nie wiem, ojcze… sądzę jednak, że… śledziłeś mnie… to źle… wolność indywidualna… ale to mniejsza. To forma, mogę ci to przebaczyć. Tu rozchodzi się o rzecz główną. Co ja tu robię! Otóż — wolę powiedzieć od razu — jestem tu u panny Maliczewskiej… DAUM / udając obojętność / Któż to taki? FILO / stanowczo nabiera na odwagę / To jest kobieta, którą kocham, która mnie kocha i z którą po skończeniu prawa *ożenię się*. DAUM / cofając się, ale od razu nie dając całego głosu / Z kim? — Z nią?… FILO / coraz odważniej — chociaż mu głos zamiera / Tak. I tu jest wszystko na próżno. Cokolwiek mi zechcesz powiedzieć. Pozycja społeczna? To dla mnie nie istnieje! Nazwisko? Lepsze niż nasze… na *-ski* — a co do niej samej… DAUM / przerywa krótko, ostro / Milcz!… i zabieraj się stąd… FILO Widzę, że zaczyna się znów wieczyste nieporozumienie… ojcowie… dzieci… Trudno… ojciec mnie zmusza… powiem coś, czego bym mówić nie chciał. Ale — mówić będę językiem ojca… po chwili Ojciec ma wygórowane pojęcie honoru, godności. Ja także. Czy ojciec kazałby mi zapłacić karciany dług? DAUM Do czego ty zmierzasz?… FILO Dług zaciągnięty względem kobiety jest stokroć większej wagi. Panna Maliczewska i ja… to jest ja… mam względem niej obowiązki… DAUM / blednie, cofa się i mówi chrapliwie / Ty?… Ty?… FILO Daruj ojcze… młodość… DAUM / szeptem / I ona… ona… FILO Ona niewinna, ja tylko… DAUM Cicho! Cicho!… / Siada prawie bezprzytomny, zakrywa twarz. / FILO Spodziewam się, że teraz… DAUM Cicho… pozwól mi choć myśli zebrać. / Chwila milczenia — Filo stoi nieruchomy pod ścianą — Daum zasłonił oczy i siedzi. / FILO / cicho / Ojcze!… DAUM / jakby się budząc / Przede wszystkim *ty* musisz *stąd* iść… FILO Ale… DAUM / w gorączce / Ja także, o, ja także stąd pójdę. Za chwilę. FILO Czy chcesz pomówić z moją narzeczoną? DAUM / w gorączce / Tak… tak… właśnie… FILO / dziecinnie / Bądź dla niej pobłażliwy. Ona taka nieśmiała, choć na pozór swobodna; ale skoro to uznajesz za konieczne — pójdę. Ufam ci i widzę, że uznajesz we mnie prawa człowieka. Cenię cię za to. Jej powiedz, że… DAUM / szeptem / Wiem, co mam powiedzieć — ty idź!… FILO / kieruje się do drzwi frontowych / Zamknięte… DAUM Czekaj! machinalnie wyjmuje klucz od drzwi frontowych i opamiętowuje się, chowa Może tu jest inne wyjście… FILO Tak — przez kuchnię idzie do kuchni Otwarte. do ojca serdecznie Będę czekać na dole… DAUM Nie… nie… idź do domu chwilę patrzy na niego, bierze jego głowę w dłonie i całuje syna w czoło Tyś nic nie wiedział… tyś nie winien… FILO Nie ojcze — to ja, ja… ona niewinna… DAUM Nie… nie… idź… idź… / Filo wychodzi — Daum pozostaje chwilę sam — obłędnym wzrokiem patrzy dokoła — chce usiąść — wstaje — bierze kapelusz, laskę — siada znów na szezlongu — tupot po schodach — frontowymi drzwiami wpada Michasiowa, otwierając je z klucza, który ma przy sobie. / SCENA XIV / Daum — Michasiowa później Stefka / MICHASIOWA Panienka idzie… nie chciała, ale ja ją namówiłam, teraz się zatrzymała na dole, rozmawia z… paniczem. DAUM / z szezlonga / Zakazać!… Zakazać!… Niech nie mówi z nim… MICHASIOWA Ale ona go nie kocha, proszę wielmożnego pana. DAUM / z szezlonga / Nie o nią tu chodzi, nie o nią tu chodzi… / Drzwi frontowe się otwierają i wpada Stefka — Daum rzuca się ku niej, jakby ją chciał bić — ona woła / STEFKA A… / Chce coś mówić — nagle się cofa pod okna i tak zostaje nieruchoma, z zaciśniętymi pięściami przy ustach — Michasiowa przy niej, jakby ją broniła. / DAUM / po chwili, chrapliwie — cicho / Ja tu się dowiedziałem… takich rzeczy… takich rzeczy, że aż dreszcz przejmuje na samo wspomnienie… chwila milczenia Ja nie miałem wysokiego wyobrażenia o jej moralności… ale to przechodzi pojęcie… to już błoto… to już… MICHASIOWA / cicho do Stefki / Niech mu Stefka powie prawdę, że przecież nic nie było… STEFKA / cicho przez zaciśnięte zęby / Nie powiem! Niech teraz myśli… to sobie pójdzie… napiszę mu jutro… ale niech ze mną zerwie… DAUM / j.w. / Ja odchodzę… na zawsze… z najwyższą pogardą… ze wstrętem… i to jedno… od mego syna wara!… Nie dam!… Nie dam!… / kieruje się do wyjścia, nagle staje i zwraca się do Michasiowej / Mój aparat inhalacyjny mi zapakować… zabiorę. / Michasiowa pakuje aparat w papier rzucony od boa — milczenie w czasie tego — wreszcie Daum bierze aparat i wynosi się zgarbiony, zestarzały — przechodząc, mówi z goryczą, patrząc na Stefkę / DAUM Za tyle dobrodziejstw!!! STEFKA / do Michasiowej szybko / Klucz!… niech odda klucz ode drzwi! / Michasiowa wybiega i za chwilę wraca z kluczem. / STEFKA / zrywa się jak szalona i zaczyna tańczyć po pokoju / Poszedł! Poszedł! Co za radość! Co za szczęście. Nie ma go!… Nie ma go!… Już tu nie przyjdzie… nie… / Płacze i śmieje się nerwowo, w miarę słów Michasiowej śmiech ten zastyga. / MICHASIOWA / skrzywiona / Jest czego się cieszyć. STEFKA / śmieje się spazmatycznie / Pewnie że jest! Och! Jak ja go nienawidziłam… jak ja go nienawidziłam… MICHASIOWA / cicho / Jutro po kwartalne przyjdzie Żyd za meble — a jakże… obiady za cały miesiąc — praczka już przeszło dziesięć guldenów — po sklepach Stefka wszędzie wisi — na szesnasty się zlecą jak kruki. Ciekawam, co będzie… STEFKA / zgaszona, cicho — siedzi na szezlongu / Co Bóg da… MICHASIOWA Mieszkanie to jeszcze na dwa tygodnie… najgorzej z krawcową — dziś trzy razy była dziewczynka z rachunkiem… już zaczyna na schodach wymyślać… STEFKA / cicho, niepewnie / To poślij po stróża, niech ją wyrzuci. MICHASIOWA Stróż też zły, pluje — mówi, że Stefka mu za siedem szper winna… a już co do mnie to ja nie mówię, ale niby ta pensja to… STEFKA / pada na twarz na szezlong / No — co ja mam robić? Co?… MICHASIOWA Było załatać!… Nie zrywać… / dzwonek / Może się wraca? STEFKA / zrywa się / Nie chcę! Wolę najgorsze… nie chcę… / Zatyka oczy. / SCENA XV / Też same — Bogucki / BOGUCKI Jest? MICHASIOWA Przyjaciel! STEFKA / skacze / Z nieba spadł!… rzuca się ku niemu Miałam kartkę posyłać… BOGUCKI / szybko / Wyszedłem z sądu — widzę, jak Daum jedzie dorożką strasznie blady — odwrócił się ode mnie — co jest? STEFKA / z entuzjazmem / To jest, że jestem wolna… wolna… że nikt nie ma do mnie prawa… że mogę sobą rozporządzać… BOGUCKI / zdziwiony / Zerwane? STEFKA / z energią / Na fest! Daum pogrążon! Z Dauma nici!… BOGUCKI Ale dlaczego? MICHASIOWA / szybko / To przez wielmożnego pana — bo tamten wielmożny pan był zazdrosny o wielmożnego pana… BOGUCKI / nieufnie / Oho, ho! Żeby aż tak… STEFKA / szybko / Mniejsza, czy o to czy o to — dość, że jestem wolna… I ja powiem panu od razu, że jestem bardzo szczęśliwa, że nie potrzebuję go zdradzać z panem z wdziękiem dziecka bo ja byłabym go zdradziła, a to przecież brzydko… zawsze… więc przecież lepiej otwarcie i szczerze… BOGUCKI No… tak… do Michasiowej Niech Michasiowa wyjdzie, bo ja mam pomówić z panienką. / Michasiowa, wychodząc, mówi do siebie. / MICHASIOWA / do siebie / Może da Bóg, że się wygrzebiemy!… STEFKA / dziecinnie i serdecznie / Pan się cieszy, że ja już będę całkiem panowa? BOGUCKI / lisio / Bardzo… Ale siadaj Stefuś naprzeciw mnie i pogadajmy rozsądnie. Jak ma już być tak, że ja mam zastąpić Dauma — to w miarę moich środków. Otwarcie mówię — wiele zrobić nie mogę, nawet prawdopodobnie mniej jak Daum. Ale ja lubię czyste sytuacje. Tak jak on. O! Teraz rozeszliście się — a ponieważ on nic nie przyrzekał… STEFKA Oho, ho!… Co przyrzekał!… BOGUCKI / jakby ucinał nożem / Ale ogólnikowo! Nic wyraźnie. Rozeszliście się i nie macie pretensji jedno do drugiego… Tak samo i ze mną. Żadnych pretensji. wstaje, zagląda do kuchni, do niszy Mieszkanie może zostać to samo, meble wynajęte, bo to praktyczniejsze w razie wyjazdu… a długi są?… STEFKA / cicho siedzi na szezlongu i patrzy za nim / Są. BOGUCKI / siada na szezlongu na poręczy / Dużo? STEFKA / j.w. / Sto osiemdziesiąt reńskich szybko Ale zaraz nie trzeba będzie wszystkiego płacić. BOGUCKI To się ułoży… Tylko zapowiadam — nic więcej płacić nie będę — ani centa długów poza to — to niech Stefka pamięta. — Także… żeby żadna rodzina o…! Tego nie lubię. I proszę, jedno, niech to, że ja tutaj bywam, zostało w zupełnej tajemnicy… zupełnej… STEFKA / smutno / To pan znów będzie tak po ciemku przychodził? BOGUCKI / z obleśnym uśmiechem / No… naturalnie ja wyrabiam sobie sytuację… ja muszę liczyć się z opinią. STEFKA / nieśmiało / I nigdzie mnie pan ze sobą nie weźmie? BOGUCKI / jak wielki pan / Może kiedy — za miasto… wieczorem… STEFKA / ironicznie / Z podniesioną budą… A! Z Milowiczówną to pan chodził nawet w dzień. BOGUCKI / wymijająco / Byłem o kilka lat młodszy, dziś mam zastanowienie i muszę myśleć o przyszłości. STEFKA / coraz smutniej / A z dyrektorem się pan zobaczy? BOGUCKI Naturalnie… przy sposobności… STEFKA / nieśmiało / I o mnie mu pan powie? BOGUCKI / wymijająco / Przez jednego z moich przyjaciół. Mnie samemu teraz nie wypada… Cóż to? Humorek niedobry? wstaje O! To już wypraszam sobie. — Trzeba się zawsze uśmiechać i wesoło mnie przyjmować, bo ja sam mam często chwile strasznego zdenerwowania i należy mnie rozrywać. — To jest moje ultimatum. Cóż — sztimt?… STEFKA / smutno / Sztimt! BOGUCKI O! Tak nie lubię… wesoło… no… roześmiać się… STEFKA / śmiejąc się blado / Sztimt!… / Bogucki ją całuje, ona się biernie poddaje. — Bogucki patrzy na zegarek. / BOGUCKI Ho, ho!… Trzecia… idę do kancelarii — wieczorem przyjdę… sam coś przyniosę na kolację — tak coś… STEFKA / z ironią / Przyjacielską przekąskę… BOGUCKI / ubiera się / To… to… no!… Pa!… A jakie to zgrabne… jakie to zgrabne… całuje ją Do wieczora! Zawołaj Michałową! STEFKA Po co? BOGUCKI Czy tam nie ma kogo na schodach? STEFKA / kiwa głową / Ha no!… idzie sama, patrzy Jest!… pies właścicielki. BOGUCKI A Stefuś dowcipny! Pa!… kotuś! Pa, dzidziuś! Pa! Czekać i tęsknić! przysuwa ją do siebie Kocha? STEFKA / z całą zawiedzioną duszą / Chciała… Teraz już nie… BOGUCKI / jak do dziecka niedbale / Będzie… będzie… pa! / Wychodzi. / SCENA XVI / Stefka — Michasiowa / MICHASIOWA / szeptem / No — co? STEFKA Ha no… co mam robić? / Siada na szezlongu z nogami. / MICHASIOWA / przysiada na krześle / Słusznie. Nóż na karku. A co ja mam być? Siostra? Sługa? STEFKA Sługa. Wymówił sobie rodzinę. MICHASIOWA / wściekła / Patrzcie go! Taki drugi Protazy… STEFKA Niech mnie Michasiowa zostawi samą. Głowa mnie boli. MICHASIOWA To z głodu, bo i mnie. — Ja nie pójdę po obiad bez pieniędzy, bo wyzywają, a to wstyd. Stefka z gaży co przyniosła? STEFKA / cicho / Nic. Zabrała Rosenbuszowa… czekała przed teatrem. Poczekamy do wieczora… on coś na kolację przyniesie… MICHASIOWA / prosto / Byle znów nie ciągle sardynki jak tamten. No… to czekajmy… STEFKA / sennie / Połóż się spać! MICHASIOWA / przysiada na ziemi przy piecu / Chyba. Ciekawa jestem, u którego ja mam się teraz o zasługi upomnieć… / Wychodzi. / STEFKA / sama ze łzami owija się chustką i układa się do snu / I to już tak całe życie!… Psia krew!… Tak całe życie!… / Zasłona zapada wolno. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/zapolska-panna-maliczewska/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Gabriela Zapolska, Panna Maliczewska. Sztuka w 3 aktach, nakł. i dr. Tow. Akc. S. Orgelbranda Synów, Warszawa 1912. Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja zrealizowana w ramach biblioteki Wolne Lektury (wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Karolina Maj, Aleksandra Sekuła, Suri Stawicka. ISBN-978-83-288-7963-8