Jan Kasprowicz Z wichrów i hal, Z Alp Szlakiem symplońskiej drogi I Szlakiem symplońskiej drogi, po żwirów siwej wstędze, Snującej się krawędzią przepastnych, stromych ścian, Płomienny rozlew słońca w łyskliwej swej potędze Pod stopy się nam ściele, jak dywan, srebrem tkań. Nad nami Mont' Leone, w iskrzystą strojny przędzę, Majestatycznie władnie, niby cesarski pan, Co imię swe na wieki zapisał w bytów księdze, Opancerzony grozą, blaskami chwały zlan. Jest–li w nim ludzkie życie, w tym dumnym Mont' Leone, Zaklęte czarów mocą w rozsiadły kolos skał, Że tak spogląda na nas, jakby nas przygnieść chciał? Jest–li w nim ludzkie życie, że tak w wędrowców stronę Szle po wierzchołkach lasów dreszcz wlewający szum, Jak echo zbrojnych dum? II Źrenice mgłą zachodzą, w ten straszny szczyt wpatrzone: To nie kopuła śniegu, to już nie martwy głaz — Jak tytan, świat walący, ruszył się Mont' Leone, A za nim płynną rzeką ciemny się ruszył las. Na czole spochmurniałem zwycięzcy ma koronę; Rubiny krwi w niej błyszczą słonecznych tęczą kras, i skrzydła lśnią u ramion, rozwarte, rozpierzone, Nad legią, co zalała symplońskiej drogi pas… Powiewa szmat proporców, radosne grzmią fanfary; Wojenna nuta płynie na kształt dźwięczących fal Z mosiężnych surm klangorem w błękitną płynie dal. Sam tylko wódz milczący; utopił wzrok w bezmiary I sunie, zadumany, na czele wiernych sług Ten bitew wielki bóg… III Dlaczego w nim źreniczne przygasły dzisiaj żary? Wesele jego wojów dlaczego ma w nim grób? Wszakże podważył ziemię, porządek zburzył stary, Połowę świata rzucił do swych kamiennych stóp! Wszak spieszy jego pycha po świeże znów ofiary? Z pożogi i posoki wyniesie świeży łup! Wszak pić on dziś nie idzie z hańby piołunnej czary, Lecz z sławą promienistą wieczny zawierać ślub?… Rycerski duch ludzkości, który zapładniał wieki, Który sam jeden stawiał i walił kościół swój, W nim znalazł znów wcielenie, wystąpił w nim na bój… Więc czemu, gdy tak w przestwór zapatrzył się daleki, Nie uśmiech go rozjaśnia, lecz smutku mrok swą dłoń Kładzie na jego skroń?… IV Grzmi, huczy tłum wojenny, jak huczą grzmiące rzeki, Kaskadą spadające z szczytów symplońskich gór; Sam tylko wódz oniemiał, rozwarłszy dwie powieki Nad szklaną ócz martwotą, jak konający tur. Czyżby przeczuwał dzisiaj, że nowe krwi rozcieki Przemienia w żal i jęki ten tryumfalny chór? Że świat spod jego groźnej wyrywa się opieki, Że ludom gdzieś prześwieca innego bytu wzór? Że inny duch ogłosi ludzkości swe orędzie, Nie ten, co w ręku dzierży rozpłomieniony miecz; Że imię jego: Miłość, a hasło: „koj i lecz”!… Że ludzkość, pobratana, okalać już nie będzie Światłością swojej glorii, jak za ginących dni, Siewaczy łun i krwi? V Raz jeszcze on narodom narzuci się na sędzię, By rozciąć węzeł dziejów przy huku dział i kul; Raz jeszcze w swym pochodzie, w szalonych burz rozpędzie, Zdruzgocze miast bramice, stratuje zasiew pól. Raz jeszcze spieszy k'niemu, na krwawej szukać grzędzie Wrzosów ze zbawczym miodem zgnębionych rojny ul. A potem — czyż przeczuwa, że mrok już sieć swą przędzie, Że padnie w niej, jak nędzarz, ten wszechpotężny król? Zapatrzył się bóg wojny w dalekie gdzieś przestwory… To nie słoneczne blaski! To jakby chmurny śnieg! A środkiem straszna rzeka znaczy swój zmarzły bieg. A tylko tam, gdzie zmierzchy swe mgławe kreślą —tory, Jak gdyby — nie dla niego! — jęły się płonić już Przebłyski nowych zórz!… VI W powietrzu się rozwiały dzwoniących surm klangory Rozwiały się na zawsze… Darmo wytężasz słuch… Na darmo wzrok wytężasz: Tłum zginął różnowzory I wódz się w mgłę rozpłynął, co wiódł ten zbrojny ruch. W ciała wędrowców wrócił duch, do rozmarzeń skory, Urokiem chwał umarłych tak przepojony duch… I tylko Mont' Leone, owity w ciemne bory, Skrzy się w promieniach słońca, w śnieżysty strojny puch. W dali Aletschu wstęga, w sinawe ścięta lody; Naokół pasma szczytów drzemią w błękitnych mgłach; Nad nimi strop niebieski rozpiął lazurów dach. Z gardzieli skalnych lecą siklawic huczne wody, A przy nich cicho szepce w roztęskniający wtór Szumny symploński bór. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/z-wichrow-i-hal-z-alp-szlakiem-symplonskiej-drogi. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Jan Kasprowicz, Krzak dzikiej róży, Towarzystwo Wydawnicze, Lwów, 1898 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska.