Stanisław Wyspiański Noc listopadowa Sceny dramatyczne ISBN 978-83-288-2948-0 Rzecz dzieje się w Warszawie 29-ego listopada roku 1830. Korytarz w Szkole Podchorążych, przez całą sceny szerz szeroki, do pół drugiego planu w głąb. Z lewej księżyca zieleń wpada przez okna ścianę szklaną; pośrodku brama, nad tą bramą chorągwi czworo w pęk złożono; giwery w rzędów dwa pod ścianą. Noc — wieczór — pusto; — szum od pola, z Łazienkowskiego parku… Warta gdzieś stąpa — słychać kroki. Na kozłach bębny, dwa moździerze i kopczyk kul i szpada. Podziemu prysną wraz ościeże: w tym korytarzu wstaje Dziewa, hełm z kitą na jej karku, prawicą włócznia, tarcz jej lewa; jej pierwszy głos i rola. Ze spiżu czerwony kask kryje jej lica a oczy jej gorą w przyłbicy; jej szata się łyska w odblasku księżyca; tarcz wielka na złotej pętlicy: Egida śrebrzysta, przez ramię rzucona, wężami szeleści żywemi. Wężami ciążące podźwiga ramiona i spisę wbija do ziemi. I głosem zawoła, aż gromem uderzy, że ku niej skrzydlatych chór dziewek nadbieży a każda na skrzydłach niesiona. PALLAS Do mnie! Do mnie! Do mnie!! Zwycięskie duchy w orli lot powietrznym szlakiem biegajcie we wichrowym szumie; potrząsam władnym znakiem! Wy wszystkie razem, mężobójczym sprzysięgłe żelazem, co byt poświęcacie dumie; na szczytach Hymetu, Ossy Słońcu ślubujecie niezłomnie! Ze szczytów Pelionu biegajcie, biegajcie tłumnie, śmiertelnych żądne zgonu. Oto stawiłam grot! Hej ku mnie, ku mnie, ku mnie!! / gromy / Ty, co zwyciężyłaś pod Maratonem, że Ateny radośne nowiną; ty, co zwyciężyłaś pod Salaminą, że Pers smagał morze rózgami, że w złości nurzał się w pył; ty co byłaś pod Termopilami; ty coś wiodła Aleksandra pod Tyr, przydając mu Achillesowych sił; ty, którą wieść wędrownych lir pod Troją wsławiła Hektorem; ty, co wiodłaś Cezarów Romy, że świat zeszli taborem wszerz i wzdłuż. Gdy gasły gwiazdy Północy, ty, coś Sławie przydała mocy; ty, coś zwyciężała Teutony, gdy Witołd, jako Ares, szalony, odbywał kąpiel krwi; coś wiodła Boży-Bicz w łunach we chwałę przekleństw ognistą, że zachwiał się krzyż śród miasta siedmiu wzgórz, gdyś we światło rzuciła miot lwi! Do mnie sam! Do mnie w piorunach! / pioruny / Przyzywam was władnym znakiem, na Egidy złoto, kość i spiż; zaklinam przez Noc wieczystą, kędy was siłą pchnąć mogę, na Słońce zaklinam palące, na Zewsa kędziory straszliwe, na moc wężową Gorgony, w drogę!!! Wy, którym nieśmiertelność dam, stawajcie żywe, przytomnie! Powietrznym okrążajcie szlakiem! Do mnie sam! Do mnie! Do mnie! I otóż lecą ku niej, lecą zwycięstwa dziwne Panie: skrzydlate wielkim skrzydeł lotem. Wielkim kołują wprzód zawrotem, nim w kole która stanie. PALLAS Ten, co z zawrotnych szczytów Olbrzymów pchnął w głąb Tartaru i włada w państwie chmurnem błękitów, skąd gromem i błyskiem spada, przeze mnie każe! Niechaj błysk piorunowy zapala ognie-ołtarze! Szał być ma Aresowy!!!! Pobierajcie z bożego daru: Zews nawołuje sług! CHÓR Ares!! Mój pan i bóg!! PALLAS Oto Ares, zwalony z pętów, uleciał z Olimpu bram, jako burza i opadł nad miastem sam a teraz przelatuje konny i krzyczy i podjudza i podburza. CHÓR Powalim męże i poranim! PALLAS Lećcie za nim!!! CHÓR Hej! Skrzydła porozwijane nad miastem szeroko rozprężem, aż one uzbrojone dosiężem, dopadniem, pochwycim siłą; rola się stanie mogiłą narodom; przez krew zwyciężem!! PALLAS Nad ludami uderzą gromy, chmury się zapalą pożarem, w gruzy zapadną domy, ogień z niebios wyleci widomy, zaciąży Gniew! CHÓR Kto walczy — ? PALLAS Polska z Carem! — — Powołane są i wysłane Kery, sine dajmony, z przeklętych nor Tartaru — Harpije, co ssają krew konających… Znacie tę Nike Fidiaszową, jak sandał wiąże szybka, jak ze zwróconą w górę głową, (tej brak, gdyż dzieło jest fragmentem) wstrzymana w locie, gibka, sandał chce splątać rozplątany a strój jej, taśmą nie wiązany, z polotnych fałdów tors odkrywa i pierś na ciele wpół przegiętem. Otóż to ona się odzywa Jako: NIKE NAPOLEONIDÓW Pod Moskwę, na gniazdo Carów, wiodłam Cezara Franków. W orłowej leciałam chmurze, nad lasem sztandarów, w górze! w górze! Szczęście unosiło skrzydła: Rycerzy wiodłam kochanków… PALLAS Odzyszczesz rycerzy kochanków: leć… NIKE NAPOLEONIDÓW Nad duszami zaciążę. Zwycięzców ramiony uniosę na bój. PALLAS Leć! NIKE NAPOLEONIDÓW Sandały zwiążę; biegłam z Olimpu chyża, na twoje zaklęcia zlękła; o olimpijskie dźwirza uwadziłam; — ażem uklękła — / zawiązuje sandały / Kto będzie im wrogiem? PALLAS Książę. NIKE NAPOLEONIDÓW Oni jego pochwycą?! PALLAS Zdradą!! NIKE NAPOLEONIDÓW Nie! PALLAS Oni tam wlecą gromadą i pochwycą książęcia w pół-śnie. Pójdziesz za nimi! NIKE NAPOLEONIDÓW Nie!! — – Niech walczą twarzą w twarz, niech pierś o pierś ubroczą, niech działa na się zatoczą, tej nocy walce wydolę, niech wyjdą w pole! Uderzą miecz o miecz! PALLAS Przeznaczeniu ty nieposłuszna; Rzecz ma się dopełnić już. NIKE NAPOLEONIDÓW Ty wielka, a ty małoduszna! Niechaj podejmą oręże i idą walczyć, jak Bogi! Olimpu zeszłam progi! PALLAS Spalę cię w ogniach rumieńca: poznajesz Gorgony węże?! NIKE NAPOLEONIDÓW Nie zwolę wieńca! PALLAS Więc nie! — i bez ciebie poradzą. NIKE NAPOLEONIDÓW Nie poradzą! — Zwycięża ten, kto z nami: patrzaj, my ze skrzydłami. PALLAS Trojej dobyłam tą władzą, wsławiłam Odysa nad męże; Księcia pochwycę jeńca. NIKE TROJAŃSKA Dobywcom Trojej biada, nie zwyciężysz. PALLAS Zwyciężę!! Losów dopełnić muszę. Kajdany zejmę i pokruszę! NIKE NAPOLEONIDÓW Orlico, nie zwyciężysz. PALLAS Orlico! Gdy rzucę tarcz strasznolicą, drży tron Zeusa skrzydlaty orłami; gdy widmem zatrwożę duszę i najmocniejszy pada. NIKE SPOD TERMOPIL Byłam pod Termopilami: krocie bohaterów we krwi zdradzieckimi zabiłam mieczami, zdrada nie plami!!! Gdy legną pobici zdradą, te ręce wawrzyn pokładą. Zamęczyłam je w zwycięskiej dumie; padli, przykryci chmurą strzał, w grotów zabójczych szumie, w jarach niedostępnych skał. Do czynu siostry, do czynu! Jedli podstęp przyspieszy wawrzynu — podstępem! — NIKE SPOD SALAMINY Narodom stanę się sępem; byłam pod Salaminą! Których losy dopełnione, niech giną. Jeśli-że za zaborem szli, niechże je ziemia pochłonie; Jeśli-że ognie ma w łonie; na cudzym-że chcą orać zagonie i cudze piony kraść — ? Lepiejże trupem paść, niżal dopuścić tę właść! — Czego-że to pragniemy?! CHÓR Krwi! NIKE SPOD SALAMINY Jak sięgniem po wawrzyny — ? CHÓR Przez krew!! PALLAS W krwi nie masz winy! NIKE SPOD SALAMINY Kto ludy powiedzie?! CHÓR Gniew. NIKE SPOD SALAMINY Kto weźmie wieniec róż — ? CHÓR Wódz! NIKE SPOD SALAMINY Kto on? PALLAS Chmurny, jak Noc. NIKE SPOD MARATONU Czyli będzie rówien, jak mój, któren wzeszedł w gaju Maratonu, we szczęku krwią płynących zbrój, nim Helios z nieśmiertelnych dróg przebieżał połowę skłonu. Jego imię? PALLAS Wołane w skrach i dymie, w mgławicy Napoleonidów. On pierwszy i on jedyny. CHÓR Jakie jego imię — ? NIKE NAPOLEONIDÓW Czyny!! Mnie jego daj i zwól; pożądaniem jemu krew rozpalę. Jak poznać? PALLAS Chodzi w chwale; wszyscy ku niemu drżą. NIKE NAPOLEONIDÓW Gdzie jest?! PALLAS Satyry bawią go śpiewem i grą na teatrze. NIKE NAPOLEONIDÓW Satyrom skruszę liry, przy nim stanę i w oczy popatrzę i krzyknę: w mieście bój!! PALLAS Leć, skrzydła nad nim sprząż, unieś go i skryj w arsenale. NIKE NAPOLEONIDÓW Jest mój. PALLAS Chwytaj i wiąż! NIKE SPOD CHERONEI Posępna weszła i cmentarna i wiew przynosi grobów, blada i wieńce niesie choinowe i ciska — ręce składa — to wznosi je tragicznie nad głowę i jakby wieszczka rozpowiada gestem, wróżąca jedno słowo: biada. Czarne welony, czarne chusty; z zaciśniętemi idzie usty; że cała onych Bogiń gromada przystanęła przycichła i bada. NIKE SPOD CHERONEI Oto wieńce wam niosę wiązane z choin; przystanęłam w ogrodzie i rwałam — NIKE SPOD SALAMINY Chcę wieńców z róż. NIKE SPOD CHERONEI Róż nie ma, róże pomarły; badyle kwiatów suche wichry przegonne w puch starły; z liści złotych kobierzec na wodzie. NIKE NAPOLEONIDÓW Chcę wawrzynu wieńców i dębu. Jakoż zwycięstwo się ziści — ? NIKE SPOD CHERONEI Dęby odarte z liści. Wichr przegnał zimną zawieruchę nad ogrodem; — i liście opadły; ogrody puste i głuche a gałązki zmartwiałe i kruche; ni ptaków świergoty letnie, ni Marsjasowe fletnie; zbłąkane dzieci Eola dmą mierzwę przegniłą z pola, słomę dziergają na drzewa, że drzewo, jak arfa śpiewa we wichrze miotem gałęzi; a krzewy, co najdroższe, w zimowej słomianej uwięzi; a krzewy, co najuboższe, w łachmanach sczerniałych liści. CHÓR Jakoż zwycięstwo się ziści — — ? NIKE SPOD CHERONEI Uprzołek suchy jaśminu i perły owocu, jako łzy duże — krwawe po jarzębinach korale — NIKE SPOD MARATONU Gdy zwycięskie proporce zawarczą, po kierz bohatery nie sięgną. NIKE SPOD SALAMINY Nędzą zmartwiałe badyle; oto je stopą podepcę — i w pierwszym ogniu spalę. Wstanąli to pieśniarze i ślepce lirni — czy męże, jako spiż?! NIKE SPOD CHERONEI Onym te wieńce wystarczą za róże — NIKE SPOD SALAMINY Pieśniarze!? NIKE SPOD CHERONEI Drwisz! Będą jaśnieć przez chwilę. NIKE SPOD SALAMINY Jacyż ludzie? NIKE SPOD CHERONEI Wzrośli w mękach i trudzie. CHÓR Jacyż ludzie?! PALLAS Męże się lęgną? NIKE SPOD CHERONEI Na urwiskach jałowiec i sosna, przygięta wichrem, drży… NIKE SPOD MARATONU Drzewa żałoby! NIKE SPOD CHERONEI Siostry! Krzew zwarzył wicher ostry i szron bieluchny mży. Laurów nie ma, a róże pomarły. CHÓR Jakoż zwycięstwo się ziści — ? NIKE SPOD CHERONEI Niech giną, synowie moi — kres hańbie, wstrętom, zawiści; łza już się w oczach nie ląże, do lotu się skrzydła rozwarły… CHÓR Gdzie dążysz? — NIKE SPOD CHERONEI Oto po Śmierć dążę. Obaczę ich znowu we krwi. Pozwalasz mi znowu wstać, poległym łoże słać. O Pallas, Zewsowa dziewo, jakożem dzisiaj szczęśliwą. O Sławo, przecz znowu mogę dziełami znaczyć drogę. Widziałam Maciejowice i ległą zakłutą brać. Na bój, na bój! Podajcie ręce siostrzyce: otośmy przymierze zawarły. CHÓR / podają sobie ręce / Cyt! — — — Stój. Krzew zwarzył wicher ostry; wylękłe, wyschłe drzewa, w nich Eol, jak w arfach śpiewa; laurów nie ma a róże pomarły — — NIKE SPOD CHERONEI Siostry! Otośmy przymierze zawarły: oto po Śmierć, po Śmierć dążę: niech giną we chwale zbroi, łza już się w oczach nie ląże. / ujmuje za ręce Chór / PALLAS Ujrzycie bohatery i karły i wojenniki i gachy i dumne, pychą pojęte i podłe, jako gad liche i wyniosłe i groźne i ciche i zbrodnicze i jako cud: święte. — Leć! leć! w puste, w ciemne ulice! Wołajcie, tam Ares goni, uderzcie o dzwon błyskawice, niech trwogą przez miasto dzwoni! Krzyczcie: do broni!!… CHÓR Do broni!!! Chór odlatuje; — zaś Pallada ze smugi świetlnej w cień wstępuje i kęs przystaje, czatująca. — I tejże chwili samej wpada Wysocki Piotr do korytarza, od prawej biegnąc strony. Ku drzwiom środkowym prosto bieży; płaszcz wielki kryje go po oczy; biegnie — drzwi pchnął do sali; dobył szpady — i tą koło zatoczy; płaszcza odkrył — oni już go poznali; do drzwi się cisną: chór młodzieży; słuchają, a on nawołuje: WYSOCKI Hej bracia, dzieci, żołnierze za broń, za broń, za broń! Niech każdy za giwer bierze i ustawia się w szeregu, w podwórze. Hej bracia, oto budzą się burze: za broń, za broń, za broń; przyszedł czas, gdy zrywamy obroże, co gardła i ręce porze i święcim noże!!! Śmierć przywłaszczycielom, tyranom, co nasze kalają trony, co brudem ołtarze ścielą! Bóg wziął nasze obrony: Śle wolność ludom i stanom! Czas pomsty za bezprawie, czas pomsty, lećcie żurawie, roznieście po polach skry z płonących chat! Za łzy, za urąganie męce, hej bracia, rycerze, dzieci, młodzieńcze sprzęgajcie ręce. Oto godzina wybija, gnana tęsknotą lat: do broni, Jezus, Maryja! Do broni za Polskę, za krew, za lata niewoli i nędz, za widma, upiory jędz, co nasz obsiadły dom, niosąc srom; niech krzyż upiory wyżenie, spełniajcie przeznaczenie: Czas przyszedł, zwyciężym dziś. Hej dzieci, rycerskie łupy dla was, czas iść! Drogę zaścielą wam trupy; to wam ratować się z toni, wasz los od waszych dłoni, wam serca! — Mężowie dzieła! Już za nim Dziewa znów się zjawia i słowem-ogniem go zaprawia i słowem-ogniem go porywa, płonąca wiedźma łun straszliwa: PALLAS Niech płoną grody i miasta!! Do broni, do broni, do broni! WYSOCKI Tyżeś to koło mnie stanęła, we wieńcu błyskawic niewiasta: łuną palisz się jasną… PALLAS Oto jestem przy tobie siostrzyca; błyskawice w mym ręku się palą i gwiazdy w mym ręku gasną. CHÓR PODCHORĄŻYCH Patrzajcie, gorą mu lica. WYSOCKI Hej, naszym krzywdom granica! PALLAS Opętańcze mieczowy, do dzieła!! WYSOCKI Poprzysięgam się tobie: miecz; zgaduję cię, radosne widziadło; tyżeś mnie za włosy ujęła, Córo Zewsa, dziewo nieśmiertelna; tysiące mężów pobladło, przed tobą upadło w pył… CHÓR PODCHORĄŻYCH Dla nas Sława, Sława niepodzielna! Wyżeniem księcia precz! PALLAS Patrz, jak się prężą do sił; patrz, lecą, ja z nimi orlica; zapalę ich duchy, jak pochodnie; niech lecą spełnić zbrodnię; wężami osmagam twarze. Zaklinam je w wojennym gniewie; zapalę, jako zarzewie; duchy młodzieńcze obnażę, rozedmę piersi okrzykiem, każden wstanie skrzydlatym orlikiem i wzleci w śmiertelnym śpiewie. WYSOCKI Przez krew, przez krew, wy w gniewie: rycerze krwawego przymierza, słuchajcie, piorun uderza przez pierś, przez polskie serca. Oto wszystko wam odebrał wydzierca! Pallado! tyżeś z piorunów urosła, potrząśnij tarcz gromowładą, niechaj patrzą w płomień uniesieni, niech się łuna nad nimi rumieni! Rozedrzej piorunem mrok! / gromy / CHÓR PODCHORĄŻYCH Łuna się na niebie uniosła — ! WYSOCKI Zapamiętajcie rok trzydziesty, dzień dwudziesty dziewiąty listopada: dzień wzeszedł dla was, ta noc! / łuna / PALLAS Wam dana potęga i moc! WYSOCKI Wskrześnijcie mściwce! Krzepcie się, orężna gromada! PALLAS Zdobywce; Tratujcie, depczcie Centaury! WYSOCKI Na moim stawajcie Słowie: Do broni! PALLAS Jutro laury!! CHÓR PODCHORĄŻYCH Każesz iść, o ty oczekiwany, mówiono, że przyjdziesz k'nam. PALLAS Na Słowo pękają kurhany. Wam duch, latami wołany, poima serca łańcuchem; kto się oprze tej wolej serdecznej, tego tarczy uderzę obuchem i męce przekażę wiecznej. Oto głos, co wam woła: Sława! Hej, stado orłów szeleści, powietrze skrzydłami porą, łuna tęczą ogniową je pieści. Niechaj duchy płomieniem zagorą! Miecz świętość, miecz twoja Sprawa, Los w wasze ręce dan. CHÓR PODCHORĄŻYCH Rozkazuj! WYSOCKI Bierzcie za giwery — oto stoją rzędami u ścian; chwyć w lot; czas ucieka, trza nam chyżo do wrot, nim was ubiegą. Jest tu cała hurma Moskali, co wrót strzegą. Trza, by was nie poznali; trza nam wpaść na koszary na Solcu; to tam się pali szopa opodal przedmiejskich kopców i to jest umówiony znak. Iluż was tu jest chłopców? Stu sześćdziesięciu? CHÓR PODCHORĄŻYCH Tak! WYSOCKI Są wszyscy? CHÓR PODCHORĄŻYCH Wszyscy są. Patrz, pełnią się korytarze… WYSOCKI Dostajecie do działania część lwią: trza rozbroić trzy pułki ułanów, most zająć, omylić straże. Dam naboje, sam sprawię waćpanów. Potem zejdziem na miejski szlak. / do nowych, którzy nadbiegli / Imać za broń! CHÓR PODCHORĄŻYCH Za broń!! WYSOCKI Czas mija, nie trza dzieła odwlekać. Przelecimy koło Belwederu ku miastu, by przedostać się do Arsenału. Zaliwski Arsenału dobędzie. PALLAS / szeptem za jego uchem / Nie zazdrosnyś-że jego udziału, że i on sławę równą posiądzie — ? WYSOCKI W ogrodzie, koło mostu-posągu, jest młodych, umówionych szesnastu; wszystko z uniwersytetu studenty i literaci, Tym trza dać broń i drogę do pałacu pokazać; dwóch przydzielę i sam ich wyznaczę; oni mają pochwycić książęcia, gdyby zechciał ogrodem uciekać. CHÓR PODCHORĄŻYCH Więc to dziś — to nie do pojęcia… WYSOCKI Dziś dzień wyzwolin braci! CHÓR PODCHORĄŻYCH Leć z nami, jako orzeł z orlęty! Już biegą, już biegą. Już nic ich nie wstrzyma, Już bronie mają w ręku; do niego, do wodza przykuci oczyma, śród gwaru, rumotu, śród szczęku. Kurty w granat a żółte rabaty; białe spodnie i białe kamasze. Na giwerach piętrzą bajonety przypasują do boków pałasze, tornistry przytroczą na grzbiety. na krzyż pasy przez pierśne kolety. Już się stawią we czwórki-kwadraty, Już w rząd długi wyciągli się sznurem a wesołym radują się chórem. WYSOCKI To dziś — do broni! za giwery! Bajonety nasadzić! W podwórzu się gromadzić, przeć do wrot! Żeby wrot wam nie zamkli — w lot! Dostaniecie ładunki u bram. Ja z wami — ja powiodę was sam! Do broni, godzina wybiła, przy nas Potęga, Siła. Za wstyd, za lata niewoli, za lata, lata łez przywłaszczycielom kres! Miecz wyoralim z roli, Będziemy tym, co naszą łamali cześć, grób grześć, na piersi kolanem sieść i łamać kości. PALLAS Będziesz nieśmiertelność mieć! WYSOCKI Wnijdziecie do nieśmiertelności! Hej dzieci, męże, rycerze! PALLAS Niech każdy płomieniem płonie, lećcie gorejące pochodnie, ozwarte świątyni ościeże. We światło przez mieczów zbrodnie! WYSOCKI Hej bracia, żołnierze, dzieci! PALLAS Gwiazda wam wzeszła i świeci! WYSOCKI Bóstwo przed nami goni! PALLAS Do broni!! WYSOCKI Do broni!! CHÓR PODCHORĄŻYCH Do broni!!! SALON W BELWEDERZE Dwoje drzwi z prawej. Dwoje drzwi z lewej. W głębi potrójne okno, aż do posadzki. Za oknami ogród-park łazienkowski. W oddalenia nad stawem posąg konny biały. JOANNA / wchodząc / Patrzajcie, łuna pożaru! W. KSIĄŻĘ / wchodząc / Gdzie pożar? KURUTA / wchodząc / Miasto się pali. GENDRE / wchodząc / Nie miasto. W. KSIĄŻĘ Gdzie? GENDRE Tam, w oddali. W dziedzińce lecą sygnały. KURUTA Dwa się szwadrony zerwały i pędzą… JOANNA / wychodzi / GENDRE Konia dla księcia! KURUTA Już wiodą. W. KSIĄŻĘ Nie — pozostanę. — Tam — po co? — Niech ogień płonie. KURUTA A co by książę powiedział, gdy płomień drugi uderzy i trzeci i czwarty wstanie, i tak te czarne otchłanie zaczną grać — ? W. KSIĄŻĘ Że to powstanie. KURUTA A tak — tak — ogień — bunt, ogień pożarny; tak, jak rozpali się ten lud cmentarny; tak świeże groby wystrzelą piorunem; będziemy tańczyć trupy. W. KSIĄŻĘ Z złotym Runem na piersi; — jak kto nasze odkryje opończe, pozna stróże Carskiego słowa — wsio rycerni, my nie będziemy umierać, lecz ginąć albo zwyciężać; — jak zechce Car, będziemy słynąć. GENDRE A jeśli Car nie zechce — ? KURUTA Będziem wierni. GENDRE / wychodzi / W. KSIĄŻĘ Postój sam! KURUTA Słuszajus. W. KSIĄŻĘ Ot, ty durny. KURUTA Ja ludzki. W. KSIĄŻĘ A potrafiłby ty, jak jaki kniaź Zarudzki, porwać dziewkę? — i chcieć być Moskwie Carem sam? KURUTA Wy gospodyn — ja sługa. W. KSIĄŻĘ No ja znam. KURUTA Wierny. W. KSIĄŻĘ Głupi zadość. KURUTA Mudry po rozkazu. W. KSIĄŻĘ Przebiegły Grek; na tonie pozna się do razu. No — lubię gaworzyć… KURUTA Paplać swobodno. W. KSIĄŻĘ Małczaj — — — no ruszaj won — — a służyć! KURUTA Niezawodno. W. KSIĄŻĘ A potrafiłby ty w ogień za Carem skoczyć? KURUTA Choćby i carski brat — W. KSIĄŻĘ Nóż jemu w pierś — ubroczyć i chresty wziąć — ty zbladł? Car skazałby powiesić wprzód, potem by chresty kładł. — Paszoł! — — Adieu — — masz dłoń — po kamracku. KURUTA Wasza miłość… W. KSIĄŻĘ Flozof ja — tak po omacku szukam ludzi; człowieka zwącham w grubej skórze. KURUTA Dar boski wasz. W. KSIĄŻĘ Tak ja wam się wynurzę, Kamràt — — powiem słowo — li nie zlękniesz się kar? KURUTA Diabeł bierz — cóże jest to — — ? W. KSIĄŻĘ …Że książę będzie Car. KURUTA / zaśmiał się / Cha, cha cha, W. KSIĄŻĘ / pchnął go / Precz! — czego ty się zaśmiał, jak czart? KURUTA / milczy / W. KSIĄŻĘ Precz — no nie trza służby mnie. KURUTA / pozostaje / W. KSIĄŻĘ Precz. Ruszaj do kart. / wypycha Kurutę za drzwi / / został sam / / puka do drzwi na lewo / / z tychże drzwi wychodzi: / JOANNA / podeszła ku środkowi salonu / W. KSIĄŻĘ / zamyka wszystkie drzwi / / idzie do biurka / Od samego rana zwlekałem — i wczoraj, cały dzień i pozawczora, aże do chwili tej — gdy na zegarze dziejowym, taka znaczyła się pora dla mnie i ich godzina ta. / uderza ręką o biurko / Tu — list Cesarza — JOANNA Cara!? W. KSIĄŻĘ Cara brata. I nominacja. JOANNA Na zbawcę! W. KSIĄŻĘ Na kata! JOANNA Co to jest — ?! W. KSIĄŻĘ Car oszalał. JOANNA Co znaczy…? W. KSIĄŻĘ — Milczenie, tajemnica — wsiowładztwo — komedia — skażenie! Otom jest…. JOANNA W ogniu cały… W. KSIĄŻĘ I we krwi się zjawię i albo los podejmę i Polskę wybawię i będę czymś — nie błaznem, nie kpem, nie dworakiem, ale Carem Polski — przez krew. JOANNA Ty!!! W. KSIĄŻĘ Polakiem. JOANNA Łżesz. W. KSIĄŻĘ Małczaj! JOANNA Ty łasisz się i klniesz — — W. KSIĄŻĘ Słuchaj — ty milcz — ja mówię świętą rzecz; ja się zbudził od dziś — ja będę lew, ja chcę krwi, walczyć chcę — ja poczuł krew w powietrzu. — Będę Bóg przez ciebie. JOANNA Łżesz. W. KSIĄŻĘ Ty piękna — ciszej ty, bo ty mnie słowem gniesz. Słuchaj mnie ty. — Jak była wielka wojna, tak będzie teraz znów — a ty dostojna Carowa; — — ja każę kuć koronę dla ciebie — jako wziąłem cię za żonę. Wojna, wojna — Polaki to są lwy. Oni zdobędą wsio — jak lodowcowe kry, przebojem wzdłuż i wszerz! Co? Napoleonidzi przeszli?! A co, Polkà!? JOANNA A serce moje widzi. Ty śnisz — ty — co, ty knujesz — — W. KSIĄŻĘ Zblednie Car. JOANNA Przeciw bratu — ty brat — — W. KSIĄŻĘ Wot rzucił na cię czar. Wiesz ty? — Jedyne słowo takie, jakom tu rzekł a Car by żywcem pasy darł i żywcem piekł, zazdrosny Car — a ja będę nad Cara; ja będę Polski król — i ze mną twoja wiara. Wot co? ty zrozumiała — ? JOANNA Zamach. W. KSIĄŻĘ Wsiej czas — mój los. A co — ja poszedł gdzie mnie wiódł twój głos. Polkà. JOANNA W obłędzie ty — chcesz mnie udaniem zwieść. Daj list — czytać mi daj… W. KSIĄŻĘ / otwiera biurko, / / podaje list / Czytaj. — Co wiesz? Plein pouvoir. — Co? — Znasz! Ha mów, ze słowem spiesz. Wyrzec ty — krzycz — bo w tobie gore krew. Ty w oczach moich, ty przede mną stoisz zbrojna nożem — ty uderz — — co…? JOANNA Precz. W. KSIĄŻĘ Ty się boisz. — A czego ty się lękasz? W blaskach ty polska dusza, ty we świetle, w twych oczach skry i żar i zorza. A chciałabyś ty — co — od morza, hej do morza? No, skrzydła rozwiń twe — roztaczaj ty twój lot, nie skrywaj się — ja znam — — a to katusza — tam ogień święty wre — ty westalka. Cha, zgadnij moją myśl — cha — ? JOANNA Ty bankrot. Chcesz naigrawać się — pójdź precz. Ze serca, z duszy drwisz. W. KSIĄŻĘ Ty lalka — ty cud — ty świętość polska ukradziona, ty z twoim rysem dumy i bladością lica, ty u mnie niewolnica — no — ty u mnie żona — kochaj — ot we mnie geniusz się obudził; ty nie zapomnij mnie — patrz, ja się zbudził; duchem ja był ugrzęzły w nędzy i rozpuście, padlèc — ale mi świecisz ty sławo, urodo, ty moja — ja cię miał, przygarnął świeżo, młodo; moja ty służebnica — daj ust — pić, ja głodny pić duszy czystość — w uścisku rozpalić białą lilijkę do żaru płomieni — daj ust — JOANNA Puszczaj — W. KSIĄŻĘ Krew, lice się rumieni. JOANNA Puszczaj. W. KSIĄŻĘ Czuj moc. JOANNA Precz. W. KSIĄŻĘ — Ty będziesz chwalić za uściski — kobieta ty — legniesz… JOANNA Ty cham. W. KSIĄŻĘ Ha — ty słaba — ty kwiat, bierz rozkosz, lubość dam. — — Dziewka! — Ruszaj! JOANNA / oddala się / W. KSIĄŻĘ Postój! JOANNA / staje / / chwila milczenia / W. KSIĄŻĘ / opuszcza wzrok ku ziemi / / stoi obezwładniony / JOANNA / zwraca głowę ku oknu / Czy nie wydaje się, że ot tam jacyś ludzie stoją — ? W. KSIĄŻĘ / nie poruszył się / Może to być — to i cóż? Myśl moja w trudzie. Trzeba gwałtownie działać, rządzić, rozkazywać. Tyle potrzeba umieć, wiedzieć, znać, przemóc na sobie, przełamać podejrzenia — precz rozgonić cienie. — Któż to jest moim wrogiem — ? JOANNA Spójrz no tam. W. KSIĄŻĘ Sumienie. / ostro / Czego chcesz? / czule / Pójdź no ku mnie. — Nie pragniesz się tulić? miłość — sen — za marami gonisz po ogrodzie. JOANNA Spójrz no — patrz — jakieś smugi odbite na wodzie i cień koło posągu. W. KSIĄŻĘ Ty marząca — luba — ty patrzysz za cieniami — ot, mnie czeka zguba, jeśli się duch nie wzmoże, w moc się nie rozpręży. Dzisiaj przeczułem moc — nade mną cięży. Innym dziś, niźli indziej — nie rozumiem siebie. Widzę wielkość i drżę… JOANNA Krocie iskrzących gwiazd… W. KSIĄŻĘ Ty myślą w niebie, za światem — JOANNA Chłód. W. KSIĄŻĘ Po oknach cienie gonią. JOANNA Tam jacyś ludzie są. — W. KSIĄŻĘ Przystępu straże bronią. Czytujesz Lamartina — JOANNA Zaczęłam dziś rano. Harmonijne harmonie w muzyce przestworów i ten Bóg, objawiony w kształcie wszelkich stworów. Religijne romanse duszy nad jeziorem; jego myśli nad ranem, myśli nad wieczorem. W. KSIĄŻĘ Tak więc masz ideami duszę zadumaną i ludzi tam dostrzegasz, gdzie ich cale nie ma; gdzie są żywi, nie widzisz. JOANNA Tak duszy oczyma patrzę i wdzięczna jestem… W. KSIĄŻĘ Francuskiemu hrabi, który ma sowi mózg i ma sentyment babi. — Otoczony jest ogród sotniami żołnierzy. Nie przejdzie nikt — no a ty myślisz, kto — ? JOANNA — Nikt — — Może drzewa tam gałęźmi trzęsą — ? Tak wszystko kryje mrok. — — W. KSIĄŻĘ Łzy masz pod rzęsą. JOANNA To nic. W. KSIĄŻĘ Pokorny ja — bez gniewu — jużem rozczulony — już całuję, przepraszam. — JOANNA Ten tam oddalony posąg — coraz się bardziej uporczywie wbija w oczy — i ciągnie ku sobie urokiem. W. KSIĄŻĘ Dosyć. JOANNA Na ogród pójdę. — — W. KSIĄŻĘ / tupie nogą / Nigdzie krokiem. Nie pójdziesz nigdzie. JOANNA To nie. — Już zostaję. — O czym ty myślisz — ? W. KSIĄŻĘ To idź. JOANNA Tam. — A po co? W. KSIĄŻĘ Urok, czarodziej biały — świecący bohater. Słyszysz — — ? JOANNA Szept. W. KSIĄŻĘ W gałązkach szemrze wiater. Wszystkie się cienie na ogrodzie razem zakołysały. JOANNA Cicho znów. W. KSIĄŻĘ Tym głazem ty rozkochana… — ? JOANNA Może. W. KSIĄŻĘ Ja go każę zrzucić z konia! JOANNA Już nie patrzę. — — — W. KSIĄŻĘ Wysadzić go każę. JOANNA Ech. — W. KSIĄŻĘ Każę ozłocić — blachą okuć złotą. Zmierzym się oko w oko — bohater… JOANNA Z hołotą. W. KSIĄŻĘ Małczaj! / chwyta ją za rękę / JOANNA Ot żeś co jest — ? W. KSIĄŻĘ Ty dumą i pychą karmiona duszo — patrz — ty bańką lichą, skrzysz się w kolorach twych żądz niedościgłych, jak tęcza rzucasz farby przez obłoki, a lada wicher je zdmuchnie — pogrzebie; roślino wiotka — polskiej oderwana glebie — czar ciebie polski owiał — pojęły uroki — — tak ja złamię. — JOANNA Ty wstrętny. W. KSIĄŻĘ Ot, ty kochanica. A już krwią, już purpurą rozgorzały lica. Pójdź. JOANNA Puszczaj. W. KSIĄŻĘ Pójdź. JOANNA Precz. W. KSIĄŻĘ Suko! Ruszaj! JOANNA Najświętsza Panno! — Nie — ty nie wymuszaj. W. KSIĄŻĘ Zapomnisz. — Czego chciałaś? Tam — już ciebie widzę, pół omdlałą w mym ręku — z wstrętów, doniu, szydzę; będziesz pieścić i tulić, hołubić i wołać, cha, cha — co będziesz wołać… JOANNA Najświętsza Panienko. — W. KSIĄŻĘ Precz ręce! JOANNA Łamiesz. O wstydzie, o męko. W. KSIĄŻĘ Znaj rozkosz. — Ty kobieta — jak panna wstydliwa — godna tronu. Carowa będziesz ty… JOANNA / upada / Ja nieszczęśliwa. W. KSIĄŻĘ Nie klnij — nie płacz — milcz! — cicho — cicho! JOANNA Precz. W. KSIĄŻĘ Gniewna, żałosna. JOANNA Odejdź; — ja szalona. W. KSIĄŻĘ Ty głupia. — Ty obłędna. — Obłęd moja siła. Ja dziś w obłędzie lew. — Gdyby ty się paliła. Gdyby żar — gdyby ogień, płomienie i skry ogarnęły twą twarz — twą postać w ogniów mgły, gdyby ty twoje ręce zarzuciła na szyję mnie — gdyby ty… JOANNA Ja się w męczeństwie wiję, mój rozum mi się mąci — krzyczysz — ty jak burza. W. KSIĄŻĘ Jak wichr — ja byłbym wichr, huragan… JOANNA Jak z podwórza słychać — ? czy jęk? — czy drzew to łoskot — ? W. KSIĄŻĘ Czar. Ty śnij — w objęciach moich śnij — oczarowana wróżka. Spokojność duszy daj — — daj ust… JOANNA Ty… W. KSIĄŻĘ Chodź do łóżka. JOANNA Daj ust — ty mój — — — o bierz tę twoję moc — podtrzymaj mnie — na oczach, w duszy noc; w obłędzie myśli moje — splątane myśli, chmura, nie widzę nic. — łyskanie — szum — W. KSIĄŻĘ To miłość — ura! Pocałuj — JOANNA Ha — W. KSIĄŻĘ Pocałuj. JOANNA Cyt… W. KSIĄŻĘ To nic. — — JOANNA Co to? — po oknach śwista — zgrzyt — zgrzyt szyb — brzęk — szept — ktoś jęczy — czy kto łka — ? W. KSIĄŻĘ To wiatr północny dmie. — JOANNA Wichr wyje. W. KSIĄŻĘ W oczach łza — ty płaczesz, łza miłośna — lubość, ty poddana, ty kochanka — miłośna ty. — JOANNA Ja obłąkana — ty mój. — — ty mój. — — Kto jęczy tam na dworze? Kto z wichrem goni tam? Kto klnie? — Przeklina — może — ciebie i mnie. — W. KSIĄŻĘ Daj ust — JOANNA Pocałuj — skon. W. KSIĄŻĘ Daj ust — pocałuj — JOANNA Tyś dla mnie rzucił tron. W. KSIĄŻĘ Dla ciebie tron zdobędę, koronę dam na skroń. JOANNA Ty mój — kochanku — panie — W. KSIĄŻĘ Dam tobie królowanie. JOANNA W kościele Świętego Jana. W. KSIĄŻĘ Carstwo. JOANNA Korona zmartwychwstana. Nie od dziś to czuję i wiem i pragnę, chcę i drżę — ty mój — ty zadmiesz w róg — powołasz — ty na bój! A oni z tobą rycerze; — zwyciężą! — Szał mnie bierze. — Kochanku — powstań ty, zdruzgotaj Cara, zgnieć! Zapalaj burze, ognie nieć. Kochaj — daj ust — tam pożar się rozpali: Tam są gotowi wszyscy już! — — Powstali!! W. KSIĄŻĘ Co!? — wiesz!! JOANNA Wiem. Tam w sercach ogień wre. Tam czekają i rwą się już. — — W. KSIĄŻĘ Tam?! — gdzie?! Obłędna ty — co wołasz — ? Jaki bunt — ? Ty znasz? Mów. — — Ty zdradziłaś się. JOANNA Ty patrzaj w twarz. Cesarski szpieg. — — Mój sen — ty podły — kłam. — Ty lękasz się — za tobą nikt — — W. KSIĄŻĘ / odstępuje od niej / Ja sam… To ja się zdradził — a z czym — czym ja to był? Ty rzekła: carski szpieg: — ty żona, ty miłość moja, mnie zabiła i zatruła, ty z nóg mnie powaliła. — A ja się rwał. — Ja tam, tam, z orłami w loty chciał — a ty — ty z duszy głębin wydobyła podłość. — — — To ty mój wróg. A ty zemdlała mnie u nóg miłośna — nie — co ja wiem — ty moja kaźń — ty boska — / dzwoni / JOANNA / omdlała / W. KSIĄŻĘ / otwiera z kluczów wszystkie drzwi / / przenosi ją do innych pokojów / PANNY / wbiegają / / otaczają zemdlałą / / oddalają się / W. KSIĄŻĘ / wbiega / / idzie ku jednemu z pokojów / / rozmawia z kimś we drzwiach / / po chwili wchodzi na salon / / Obok W. Księcia wchodzi: / GENDRE / z pochyloną głową / W. KSIĄŻĘ Ot, co ty mówisz? Na śmierć? — Generàł? GENDRE Ot, czemu by ja nie umieràł? — Ja tchórz — a Wasza Miłość taki — tak każdyj czełowièk tchórz — — a my łajdaki. A niech bierze, kto chce — kto chciwy — choćby Bóg — takoj ja rozrzutnik — niech każdy będzie syt, czort, anioł, Boh i Car — — — a serce — cyt, cyt, cyt. Ja serce miał — — cha, cha — dziś mundury i gwiazdy — a książę gwiazdę masz — czoło mnie pali. — / opiera czoło o pierś W. Księcia / Daj ochłodzić kamykiem czoło. — — — — Carski dar — piękny. — W. KSIĄŻĘ Biedny ty — duràk — — GENDRE Tak Carstwo czar. — W. KSIĄŻĘ Rzewny ty — czy pijany — ? GENDRE Wasza miłość? — W. KSIĄŻĘ Obraza — ? No — no — rzewny — już ja widzę, że rzewny, że ty się stał przede mną sercem śpiewny. A dla kogo ty nucisz ten serdeczny żal — ? No, generàł — tak masz tu przy boku stal, szpada — co? — — GENDRE Tak kto mnie wydarł serce — ? Ja serce miał — — czy naszli mnie morderce, gdy ja się duchem chwiał…? Wszystko wziął Car — niech wziął; — tak, gdy już u grobu, kto dziś uwolni mnie wlec się do tego żłobu, gdzie duszom dają pić — ? gdy pragnie dusza? W. KSIĄŻĘ Ty chcesz na tamten świat — ty brat — ? a co cię zmusza? GENDRE Duch. — Tak ja tu widzę wstyd — bezczelny wstyd; a tak ja widzę tam za grobem jasny świt; tak ja tu widzę podłość, brud i męt a za grobem ja widzę czyste łzy a smęt… W. KSIĄŻĘ Tak ty urlop weź — poczekaj. — GENDRE Urlop duszy. Daj ty zwoleństwo duszy, niech poleci tam. — — W. KSIĄŻĘ Tak ty duràk — weź ty teorban, dzwoń; — ty się nudzisz. — A gdyby ciebie ja, jak Mazepę, na koń, w step? — uczyniłbym Centaura — przez gąszcz leciałby ty, jak wichr — i jaka Laura rozkochana by biegła z rozpuszczonym włosem za kochankiem — — ? GENDRE Tak książę dziewkę rai… KURUTA / wszedł cicho i szepce / Majestè — nadbiegł właśnie ów człowiek z donosem. W. KSIĄŻĘ Niech-że wejdzie. — / do Gendra / Adieu — / do Kuruty / A przycienić światło, niech ślepiami nie rzuca. KURUTA Wiem, kto jest. W. KSIĄŻĘ Co mnie to? Niczym nie jest. GENDRE Addio! / odchodzi / W. KSIĄŻĘ Włóczęga, hołota, człowiek podły — potrzebna nam jest jego cnota. MAKROT / wchodzi / KURUTA A ty masz dla mnie co — ? MAKROT Dla księcia słowo. KURUTA A czemu dla mnie nie — ? MAKROT Dla majestatu. KURUTA No tak, ja ci pozycję dał. MAKROT Więc za umową działam — sekret. KURUTA Daj go katu — — / szepce W. Księciu / / do Makrota / No tak, co ty wynalazł — ? MAKROT Słowa — gesta — cienie. KURUTA Któż co z tego odgadnie — he — kto? MAKROT Złe sumienie. Kto się boi, dla tego gest jeden wystarczy znaczący; — kto zgaduje — odgadnie z pół-ruchu, z pół-słowa — co kto chowa utajone w duchu i z tym straszydłem pójdzie w noc milczenia a będzie tam ten potwór gospodarczy — ten zatruje mu krew, przeźre rdzenia i wejdzie, wpełznie jad w krwi uderzenia — zatruje, zgnębi duszę — usiądzie na piersi, aż przytłoczy i zaprze w noc. — KURUTA Tak my najszczersi — daj rękę — no i gęby daj — a wypleć bajkę cożeś wynalazł, zmyślił, odgadł…. MAKROT Szajkę. Może się co powiedzie? — Trzeba pójść posłuchać. KURUTA Można pójść — ? MAKROT Można. W. KSIĄŻĘ Jawno? MAKROT Niewygodnie. W. KSIĄŻĘ I cóż tam knują — ? MAKROT Oni — ? — Knują zbrodnie. Trzeba, żeby sam książę podszedł, jak w romansie; by mi zaufał, poległ… W. KSIĄŻĘ Jak na Sanszo-pansie. I dużo ich się schodzi? MAKROT Garść, partie — gromada. To zależy. — KURUTA I gdzież to? MAKROT Kto przyjdzie, to gada i można stan umysłu w dialogu czytać, by tylko umiejętnie podsłuchać, pochwytać. Słowa są urywane — lecz myśl jednolita. W. KSIĄŻĘ Tak gdybym ja tam poszedł sam…? MAKROT To nie wypada. Mój ubiór wyszarzany, brudny, pfuj, jak szuja; za dnia przyjść tu nie mogę, psami lokaj szczuje. A żyć muszę dla dzieci — mam serce i czuję. W. KSIĄŻĘ I gdzież to — ? MAKROT Rzecz doniosła — niejawna, nietajna. W. KSIĄŻĘ Byłeś tam? MAKROT Wracam. KURUTA A, sprytna sobaka! W. KSIĄŻĘ Gdzie to? MAKROT Na Świętojańskiej uliczna kloaka. KURUTA / zaśmiał się / Cha, cha. MAKROT Spisek odkryłem — wyjawię dowody. W. KSIĄŻĘ Łajdaku, coś ty chciał — ja mam pójść w łajna? MAKROT Tam mówiono o księciu słowy szkaradnymi. W. KSIĄŻĘ I ty, podły, przychodzisz obrzucać mnie nimi? MAKROT Ja tam stałem na zimnie, o głodzie — z rozkoszą chwytałem każde słowo; — powtarzałem duchu: stój, postój — czekaj jeszcze, zapłaci dukatem, dukatem płacą tym, co donos noszą. W. KSIĄŻĘ Co? I cóż? — Co przyniosłeś — co? MAKROT Ja cały w słuchu, przy tym brudzie i wstydzie; — no ja z tego żyję, Książę płacisz. W. KSIĄŻĘ / rzuca pieniądz / Masz. Gadaj. MAKROT »Pojednał się z bratem i że to jest udane — że jest list od Cara — i że trzeba dziś jeszcze« — ot, patrz, krople z czoła… W. KSIĄŻĘ Gadaj. MAKROT »Dziś jeszcze trzeba w pysk tego Mogoła«. W. KSIĄŻĘ Mnie!? MAKROT Ja tak myślę. W. KSIĄŻĘ Precz! — Mnie!? MAKROT To wyraźne — bo oto tu są inne donosy ukaźne, które wskazują — że się dziś — coś ma pojawić. No i wiadomo co — gdzie — to trza zdławić. W. KSIĄŻĘ Ale co!? — Co?! — Precz-ty! — albo zostań jeszcze chwilę; potem wydam rozkazy, ukaz; — ja tu mile przepędzam czas — tak wy mnie napędzacie strachu. Tak ja spokoju nie mam — ciągle w szachu. — A kto mnie trzyma? — wy — tak to błazeństwo. — MAKROT Oni się modlić przychodzą na groby w dnie narodowej, tak zwanej, żałoby. Wtedy ja idę i śpiew intonuję razem wspólnie z innymi, nawet popłakuję. A w notesie kryjomie imiona spisuję osób, które tam klęczą. — I tak na trop spisku wpadam z lekka, powoli — na ich cmentarzysku, gdy na ich głowy liście spadają zżółkniałe. Oto tu mam notaty. / dobywa papierów / Co — ? — Foliały całe? Jeśli książę przypomnieć raczy w listopadzie… W. KSIĄŻĘ Listopad to dla Polski niebezpieczna pora — ? MAKROT Znacząca. — — W. KSIĄŻĘ A ty, widzę, jesteś zmora. MAKROT Tak teraz jest listopad — więc baczne mam słuchy. Jest to pora, gdy idą między żywych duchy — i razem się bratają. KURUTA / wybucha śmiechem / Cha, cha, cha, W. KSIĄŻĘ / śmieje się / Poeta. Nowy Lamartine może? — Patrzaj — szpieg esteta. Spisek — codziennie spisek… KURUTA Bo jest. W. KSIĄŻĘ Co dzień nowy. KURUTA Co dzień nowy. MAKROT Jest wszędzie. KURUTA W zawiązku. MAKROT Gotowy. W. KSIĄŻĘ A wszystko pierzchnie z rankiem — ze dniem — nocne mary. Tak wy, strachy — puszczyki dwa — ja nie dam wiary. KURUTA Wasza Książęca Mość nie drży — człowiek wojenny, no to dość; — trzeba, książę, wydać rozkaz dzienny, że wsio ma być spokojno — spokojnie tam w duszy: jak usłyszę w rozkazie — tak strach się rozprószy. W. KSIĄŻĘ Ty żartowny. KURUTA Tak ja się na wszystko zgotuję. A kto to jutro będzie pan — ? W. KSIĄŻĘ Tu ja panuję. A ty mnie przy mnie milcz — o innym panu. KURUTA Ja miał na myśli Cara. W. KSIĄŻĘ Milcz. KURUTA I zamach stanu. Słyszałem pode drzwiami — rozumiem, miarkuję. Myśl genialna — W. KSIĄŻĘ Słyszałeś — ty — ja cię zakuję w kajdany. KURUTA Tak się dowie Car. W. KSIĄŻĘ Car się nie dowie. Ja się owinę szarfą — szpieg — wszyscy szpiegowie, precz wy ode mnie, precz — krew mi wyssali, krew moją carską żłopać przyszli tu i tu chłeptali, duszę wy moją brali w szpon; — piekła szatani i wlekli w noc. — — — / wypędza obydwóch / Ja sam — — skąd czekać mnie zwiastuna? i kto wyzwoli z mąk — — ? — / widać łunę / Co to? — — Pożarna łuna — — gaśnie — zapada — — — znów snop iskier bucha. Cisza. — — i coraz noc; — — i pustość głucha. / dzwoni / A co? OFICER SŁUŻBOWY / wchodzi / / salutuje / Raport złożony — pożar ugaszony. Na Solcu płonie szopa pusta — trochę słomy. W. KSIĄŻĘ Słomiany ogień — zgasł — OFICER SŁUŻBOWY Cztery szwadrony powróciły. W. KSIĄŻĘ Pożaru powód — ? OFICER SŁUŻBOWY Niewiadomy. W. KSIĄŻĘ Jak to — ? — Ha — nic — tak — nic nie wiadomo; tak — że to wszystko nic — — kto ma łakomą duszę — — — czego? — — co? / do oficera / Rozpędzić straże. Niech idzie wszystko spać. OFICER SŁUŻBOWY / salutuje / / wychodzi / W. KSIĄŻĘ / klaska / LOKAJE / wchodzą / W. KSIĄŻĘ Gasić lichtarze. POD POSĄGIEM SOBIESKIEGO GOSZCZYŃSKI Wiatr dmie, że ogród cicho łka za każdym liści szelestem… 1 GŁOS Idą. 2 GŁOS O, teraz słychać gwar… 3 GŁOS W pałacu gasną sale. GOSZCZYŃSKI Zapada mgła. — — Ty jesteś, bracie? 1 GŁOS Jestem. GOSZCZYŃSKI Policz nas. 1 GŁOS Szesnastu ludzi. GOSZCZYŃSKI Po drzewach jakaś arfa gra i ogród jęczy tłumem mar. 1 GŁOS Jeśli się książę obudzi..? 2 GŁOS A jeśli nie przyjdą cale — ? GOSZCZYŃSKI Niepokój, ogień piersi żre jak Harpia; złość ssie krew. Przysięgi, jako słowa czcze; na marne poszedł siew. 1 GŁOS Już idą… GOSZCZYŃSKI Słyszę. 3 GŁOS To szum drzew. 1 GŁOS Nie przyjdą. GOSZCZYŃSKI W ogród wstąpił czar. 1 GŁOS Będziem wszystko bić w łeb, w łeb i na odlew z obu stron. GOSZCZYŃSKI Gałązki obsiadł lśniący szron i coraz gęstsze smugi mgły. 1 GŁOS Już idą — — 2 GŁOS Czy to ty? 1 GŁOS Tak ciemno. GOSZCZYŃSKI Ulituj się ty Boże nade mną; — Sądzisz, że już koszar dopadli? 1 GŁOS Tak sądzę. GOSZCZYŃSKI Ta cichość mnie zabija. — Nie wraca nikt. 1 GŁOS Wicher szumi. GOSZCZYŃSKI Czas mija. 1 GŁOS Na zimnie stoję godzin dwie. GOSZCZYŃSKI Milcz. — Ogień piersi pali, ręka się niecierpliwa rwie. 1 GŁOS Byleśmy się tam w pałac dostali, tego łotra z pościeli zwlec. 2 GŁOS Co powiesz, jakbyśmy go porwali — ? 1 GŁOS Co powiesz, jeśliby zdążył zbiec — ? 3 GŁOS Mgieł gęstwa na ogród spada. GOSZCZYŃSKI Stoimy jako orłowie w chmurze. Drzewa szepcą — miotem gałęzi a krzewy w słomianej uwięzi przystanęły, równie jako my, w oczekiwaniu i lęku. 3 GŁOS Idą mgły. GOSZCZYŃSKI Wicher powiał szumem… CHÓR Ogród gada.: Przystanęli tak bohaterowie młodzi na ogrodzie w bolesnej zadumie. A oto przy drzew śpiewnym szumie posąg staje we świateł powodzi. GOSZCZYŃSKI Wszakże on wskazuje — — tam. NABIELAK W stronę Belwederu wskazuje. GOSZCZYŃSKI Jak gdyby rozkaz daje nam. NABIELAK On wie i czuje to, co czujemy my. GOSZCZYŃSKI Widzisz — ręka mu drży. NABIELAK To księżyc cień rzucił liści i cień liści przemknął po ramieniu. GOSZCZYŃSKI Jak śnieg on biały w tym odzieniu… NABIELAK Wskazuje tam a patrzy żywem okiem. GOSZCZYŃSKI Przykuł mnie wzrokiem. NABIELAK On wie i czuje. GOSZCZYŃSKI Patrz — drgnął — to koń się wspina — ! NABIELAK To cienie drzew. GOSZCZYŃSKI Bije godzina. Przystanęli tak bohaterowie młodzi na ogrodzie w bolesnej zadumie a oto przy drzew śpiewnym szumie niewiast dwie pośrodkiem przechodzi. Idą środkiem, śród młodych szeregu, idą wolno ujęte uściskiem… Nie powstrzymać tajemnic w ich biegu… Noc ta dziwnem przemawia zjawiskiem: DEMETER Z CÓRKĄ KORĄ ŻEGNA SIĘ KORA Powiedzie mnie Orkus w noc, w świat ciemny wichrów burz; nie zaznam słońca już, nie zaznam twoich ust, twych ócz; o matko, żegnaj dziecię. DEMETER Żegnaj mi dziecię, żegnaj córo; Orkus cię czeka, Orkus wzywa, musisz zejść k'niemu nieodbycie; zejdziesz w kraj śmierci, poślubiona, kędy cię żenie Moc straszliwa, Moc niezbłagana, bezlitośna. Pomnisz, pamiętasz wielą laty, jakom płakała lubej straty i skargi wodziłam żałośna. KORA Orkus mnie wzywa, idę żona, przez letni jeno czas szczęśliwa, gdy z tobą matko, bliska tobie; — a oto dzisiaj znów w żałobie, drogą, co wiedzie do podziemu, idziem i płaczem obie. DEMETER Pocałuj usta, całuj oczy; tak-że się smutkiem lice mroczy i całun biały cię otula a przedsię róż z twych lic nie płoszy — ? KORA O matko, przykrać ta koszula, którą przywdzieję, ślubna jemu, przemieszkująca tam w pustoszy. O matko, przykręć to wezgłowie, które podadzą służebnice, gdy legnę w jego łożnice. Jakoż uchylę moich losów? Orkusa miłość jak oddalę? Ja Orkusowi ślubowana, czarem miłości zniewolona; oto się już tajemnie palę i oto już tajemnie płonę, bym jego uznała pana a on przytulił mnie żonę. DEMETER O córo, żegnaj ukochana; matczyne serce pogardzone; już mnie nie trefić twoich włosów, ostatni raz twe plotłam kosy; już mnie nie stroić tobie szatki, już idziesz precz od matki; jeno mi dziwno, że twarz płonie, że twoja twarz w rumieńcach; tyżeś się stała rozkochana, żeś w ślubnych wyszła wieńcach? KORA O matko, wstydem przed cię płonę a żar me piersi pali — żeście mi poznać miłość dali; wszakżeż wiedziecie mnie dziś żonę, więc się ten płomień w licach trwali; przetom spłoniona i rumiana, żem matko, mocno zakochana i tobie wyznać muszę. DEMETER Jakoż te więzy twoje skruszę? KORA O, nie sąć one nieznośliwe. DEMETER Teć więzy ciebie mi odbiorą. KORA O matko — letnią wrócę porą. DEMETER Do lata, wiosny czekać długo. KORA Muszę do czasu tam być sługą i muszę jemu żoną. DEMETER Pierwej-że z matką twą rodzoną być tobie wolną i dziewiczą, niż tam w podziemiu niewolniczą. KORA O matko, przedsięś przepomniała: w ogniach miłości stoję cała — czas, bym odeszła już. Żegnaj mi — żegnaj matko dziecię; z wiosną mnie drugą znów ujrzycie. Odchodzę precz w kraj snów. DEMETER Odchodzisz w ciemnie wichrów, burz; nie zaznasz słońca już… KORA Za drugą wiosną wrócę znów. Tu przystanęła zapłoniona, Z objęć się matki uchyli; przejrzysta kryje ją zasłona, a w zadumanej jej postawie widać, że łzami mówi prawie; a z ócz i czoła to zgadywać, że jakąś tajemnicę sili, którą kazano jej ukrywać. Łzy te, co jej do ócz się cisną, dziwnym weselnym blaskiem błysną. Na ustach palec położyła i tak do matki swej mówiła: Pamiętasz, matko, jako lecie ustroiłam się w żywe kwiecie i biegłam do cię w śpiewie, z pola…? DEMETER Spominasz darmo dzień wesoły na dniu, gdy obie płaczem społy, że nieodmienna tobie dola, że giniesz dla mnie, twej macierze, gdy cię za żonę Orkus bierze i za Styg wiedzie, ku otchłani, gdzie będziesz włada i pani. KORA O matko, Hymen mnie powiedzie w orszaku sług na przedzie; pochodnię smolną spali jasną. Sługom na czoła wieńce włoży i śpiew zanuci pochodowy, jako mam zacząć żywot inny, zasiadłszy tron królowy. DEMETER O córko, rzucasz matkę własną; w pochodniach, które dla cię płoną, żywoty onych gasną. KORA Z wiosną, gdy pierwsze lody spłyną, gdy pierwsze wichry powioną, wrócę i żywot zacznę nowy. DEMETER Rzucasz mnie — to ostatnie chwile, jako na ciebie patrzą żywą — ?! KORA Ja, matko,będę tam szczęśliwą. DEMETER A przedsię droga to cmentarna. KORA Tajemnic tobie część uchylę: Nie jestem ci ja matko ubogą; bogate podziemu śpichlerze: z każdego owocu się bierze nasienie i skrzętnie kryje; tam przechowują się ziarna a jak je przyniosę na świat, to każde kwiatem odmyje i owoców urodzi mnogo. DEMETER Patrz! Wszystkie pędy pomarnieją, gdy nocą wichry powieją; patrz, oto martwy konar drzew. KORA Pamiętaj, matko, wczesny siew. Spieszno mi odejść, spieszno tam, gdzie stróżką ziarn być mam i zgarnąć wszystek płód. Rzeczy tajemne tam się dzieją; nie mogą się beze mnie stać. DEMETER Opuszczasz mnie, mnie twoją mać — do serca podszedł chłód; już idziesz, biegniesz, spieszysz… Marnieją moje letnie chudoby; o bezlitośna, ty się cieszysz, a mnie ostawiasz groby. KORA Z tajemnic moich, matko, znaj: Jest inny tamten kraj, kędy są wiecznotrwałe siły; z tych coraz nowy rośnie pęd i wzejdą i będą rodziły. Tam wszelki żywot ma swój byt i czeka, aż dlań błyśnie świt i czeka, aż dlań przyjdzie czas: zajaśnieć pełnią kras. DEMETER A te zwarzone, kędyż legną; im-że w barłogu zimnym gnić…? KORA Umierać musi, co ma żyć… DEMETER Ty na śmierć wiedziesz twe służebne! Poznaję miłość twą przeklętą i moc i słowa twe wróżebne. KORA My oto, matko, zmartwychwstaniem na wielkie siewu święto. DEMETER Już palą dla cię pochodnie!! / Wchodzi Hymen i jego orszak z pochodniami i muzyką i otaczają Korę. / KORA Z tajemnic moich, matko wiedz: Gdy wszystko żywe musi lec pod ręką, która znaczy kres; śmierć tych użyźnia nowe pędy i życie nowe sieje wszędy. Więc smutna, matko, tym rozstaniem, ale weselna tajemnicą, szaty przyoblekłam godnie. — Poniechaj żalu, niechaj łez. DEMETER Obłędna, stamtąd nikt nie wraca; Przysięgą zguby więzisz duszę. KORA Gdy więzy śmierci skruszę i zieleń pędów nowych rzucę na niwy, łęgi, na zagony — o matko, Bogów godna praca! — sposobić każ lemiesze, brony… DEMETER Śmierć biorąc żywa, spełniasz zbrodnię! KORA / stała się poważna / Zaś w nieśmiertelnych wieńcu wrócę. MUZYKA / weselna zaczyna grać. / DEMETER Noc cię uwodzi w wieczność ciemną! KORA / stała się rozkazująca / Pochodnie święte nieść przede mną!! Przede mną weselne pochodnie!!!! / Orszak muzyką weselną otacza Korę i uprowadza / / do podziemu / DEMETER / przepada na ogrodzie / 1 PODCHORĄŻY / wbiega nagle / Piotr nas Wysocki śle. Sam idzie. GOSZCZYŃSKI Gdzie? 1 PODCHORĄŻY We mgle. Ku koszarom kawalerii na bój. Chce ich dopaść uśpionych co tchu. Gdzie twoi? GOSZCZYŃSKI Czekają tu. PODCHORĄŻY To wszyscy? GOSZCZYŃSKI Tylu wystarczy. PODCHORĄŻY A reszta? GOSZCZYŃSKI Czekać daremno. PODCHORĄŻY Ja drogę wam wskażę do domu. 2 PODCHORĄŻY / nadbiega / 1 PODCHORĄŻY Wysocki przydzielił nas dwóch. My znamy przejścia pałacu. Strzec bacznie wszystkich wyjść, by książę sam po kryjomu nie uciekł. GOSZCZYŃSKI Patrzaj, drga we wichrze liść i drzewa grają szumem. A przyniosłeś naboje, ładunki? 2 PODCHORĄŻY W tej puszce — rozdzielcie, bierz. GOSZCZYŃSKI Więc Wysocki dobędzie koszary? 1 PODCHORĄŻY By ino wpadł znienacka do leż. NABIELAK Gotowi? GOSZCZYŃSKI Gotowi. 1 PODCHORĄŻY Za mną! / pada strzał w pobliżu / GOSZCZYŃSKI Słychać strzał! 2 PODCHORĄŻY To Wysocki już wyszedł z ogrodu. Wystrzałem sygnał wam dał. GOSZCZYŃSKI A pokłońmy się białemu królowi… 2 PODCHORĄŻY Gotowi?! NABIELAK Gotowi! CHÓR Gotowi! / wybiegają. / DEMETER / wchodzi / Gdzieżeś córo, co byłaś mi ptakiem, radosnym letnim śpiewakiem — ? Zda mi się jeszcze płacz twój słyszę i słuchem gonię w głuchą ciszę i zapłakana żalem dzwonię i w skardze słucham własnych jęków, jakoby twoich córko lęków. A tyżeś może tam wesoła — ? Płoniesz Hymenu płomieniami — ? Cóż będzie córo z mymi dniami? Cóż będzie z długą ciemną nocą dla mnie, gdy cale światłem ninie oczy twe dla mnie nie migocą i jeden dzień za drugim spłynie i noc za nocą spadnie a ciebie przy mnie nie będzie — ? Tyżeś już zaszła w te otchłanie, gdzie Orkus straszny władnie, skąd moc cię moja nie dobędzie — ? / nawołująco / Hekate, córko Tytana Taurydy; światłonośna niewiasto, dzierżąca pochodni dwoje — zjaw się ty, czujna wszelkim skargom i żalom; ty, co obecna jesteś, gdy matki rodzą; ty, co samotnych strzeżesz pustkowi i drogom rozstajnym stróżujesz. Zjaw się! / spod ziemi wychodzi: / HEKATE / pochodni dwoje dzierży w ręku / Oto stoję! DEMETER Córkę mi wydarto, porwano i uwięziono; straciłam ją sprzed oczu, pięknolicą i młodzieńczą. Gdzie jest, gdzie zanikła, zatraciłam pamięć i nie wiem i przeto ciebie wzywam, leć, goń, szukaj; o ty, która odgadujesz tajemnice bogów i ludzi przywodzisz do utraty rozumu i do szału, leć ty i świeć dwojgiem świateł głowni płonących i odnaleź córką moją najmilszą. / oddala się w ogród / HEKATE Do mnie, Eumenidy lotne; wy, które zamieszkujecie Tartaru rozległe pustkowia skalne. Dalej! Wy, kroczące w mroku i chmurą otoczone ciemną. Przybądźcie! Krzywda się stała! EUMENIDY / wychodzą spod ziemi / HEKATE Wy, wylęgłe z kropel krwi, padłych na ziemią czarną; ze krwi mordowanego zrodzone a przeto krwawymi łzami płaczące. Porwano oto pełne życie w pełni świeżości kras i uwiedziono w noc i grób i uwiedziono na rozdroża i łęgi zapadłe. Patrzajcie, krzywda się stała: Oto wszystko widzicie umarłe, powiędłe i zgasłe i zbladłe; ziemia się stała jako trup, drzewa obnażone z szat, zdeptany owoc i kwiat. Hej, wy Eumenidy lotne, do zemsty! do zemsty mściwe! Krzywdy się stały straszliwe. Zburzona spokojność chat i cichość małżeńskiego łoża. Szałem obejmujcie dusze, niechaj w obłędzie krwią poją się ciała i duch się świetli zbrodniami, pognany w męczarń katownie. Do zemsty! Krzywda się stała! Zapalcie czerwone głownie!! EUMENIDY Już zapalają swoje żagwie i nagle w blasku łun czerwonym, oczy ich świecą krwią ociekłe. Na głowach węże, w splot wiązane, czoła im bolem prężą a one bolem, raną wściekłe, wsłuchane w słowa te wołane. HEKATE Nie spoczniem, aż trzykroć razy księżyc się odmieni złoty. Poprzysięgnijcie loty, nie spocząć, wy niestrudzone, aż krzywdy będą pomszczone. Wojna, wojna, wam żer i wasza obiata! Na świat, na świat, wy mściwe! Upadajcie ludziom na pierś i kark i ssajcie ze serca krew, niech znają Boży gniew. Wężami przegońcie park i dalej, dalej i dalej, lotami sięgnijcie świata! Rózga niech mściwa obali! Ziemia oto we skardze zadrżała: Krzywda, krzywda się stała!!!! EUMENIDY / rozbiegają się po ogrodzie / HEKATE / zapada się. / SALON W BELWEDERZE / Ciemno. Na ogrodzie noc księżycowa / GENDRE / pijany, leży na kanapie / LUBOWIDZKI / chodzi po salonie / GENDRE Przynosisz wiadomości — ? — Masz relacje czyje? LUBOWIDZKI Gdy pora się nadarzy — wszystko mu odkryję. GENDRE Patrz — by nie było późno. — I cóż wiesz nowego? LUBOWIDZKI Wiem dla samego księcia. Cóż tobie do tego? GENDRE Nie wiesz nic. LUBOWIDZKI Wiem dla siebie. GENDRE To i schowaj sobie. LUBOWIDZKI Dla książęcia pracuję. — Zysku zazdrość tobie — ? GENDRE A może by partyjkę? LUBOWIDZKI Nie mam dzisiaj głowy. GENDRE To szkoda, że bez głowy wychodzisz na łowy. Książę, choćby cię nawet przyjął najłaskawiej, rogi, jak rogi — głowy nie przyprawi. LUBOWIDZKI Gadaj zdrów — chcesz wyłudzić ode mnie pieniędzy. GENDRE Masz dukata, łajdaku — tuczysz się na nędzy. LUBOWIDZKI / goni za dukatem / Dukat zawsze dukatem, piechotą nie chodzi. GENDRE Najlepiej go ocenisz ty, książęcy złodziej. LUBOWIDZKI / odrzuca dukat w kierunku Gendra / Przestań pijaku, bo to mnie już nudzi. GENDRE Pyskuj ciszej — bo książę jeszcze się obudzi… / głuchy łoskot / LUBOWIDZKI Cóż to? Biją do bramy?! Rozwalają wrota?! GENDRE A cóż mnie to obchodzi? — To twoja robota. LUBOWIDZKI Trzeba obudzić księcia! / wpada do sypialni / KAMERDYNER FRIEZE / wpada ze drzwi w głębi / Trzeba księcia budzić! / wpada do sypialni / GENDRE Niech książę śpi spokojnie — na co ma się trudzić? Co być ma, niechaj będzie. — FRIEZE / ze sypialni / / wywleka W. Księcia pół ubranego / / wlecze go po ziemi przez salon / / do drzwi w głębi / / gdzie znikają / LUBOWIDZKI / w sypialni / Ha! na pomoc! Zbóje!! PODCHORĄŻY / w sypialni / Masz łajdaku! — Już uciekł!! SPRZYSIĘŻENI / w kilkunastu wpadają ze sypialni na salon / / przebiegają do innych pokoi w głębi / NABIELAK Któż to tu wartuje? / nastaje na generała Gendra. / GENDRE / powalony / Ja nie winowat — — — NABIELAK Milcz, ty synu wraży. GENDRE A czy wy wiecie, wy — czyja śmierć znaczy? Może ta moja śmierć szalę zaważy i napiętnuje was piętnem siepaczy — ? GOSZCZYŃSKI Jeśliś niewinny, winujesz się słowem. GENDRE Wot słowo u was — dym. Zabij gotowem. NABIELAK Chcesz, by rozważać twą śmierć — rozważyłem. / uderza bagnetem / GENDRE Nieszczęście! GOSZCZYŃSKI Sława! GENDRE Przeklnij Bóg — NABIELAK Łajdaki. Ty kartowniku, złodzieju… GENDRE Rycerzu. Ty mordujesz; czy myślisz, że z Bogiem w przymierzu? Znajdzie się na was sąd. NABIELAK Sądu nie będzie. Od dzisiaj my jesteśmy sądem i my sędzie a wam się znaczy kres. — Ty wziąłeś swoje. GOSZCZYŃSKI Pójdź — dalej — musim przebiegnąć pokoje. Tamci tam już pobiegli — my w te drzwi — bacz pilnie, byśmy jak w labiryncie błędnym nie zbłądzili. / przy drzwiach u przodu z lewej / Drzwi zaparte. NABIELAK Poszarpnij. GOSZCZYŃSKI Ktoś trzyma. NABIELAK Ciąg silnie. GOSZCZYŃSKI Czekaj. Księżnej pokoje — może — ? NABIELAK Pchnijmy razem. Słyszysz — tamci wracają — ? Czasu nie ma chwili. Jeśli tam zdołał umknąć — ? SPRZYSIĘŻENI / wbiegają ze drzwi w głębi z lewej / / przebiegają ku sypialni / GOSZCZYŃSKI Patrzaj, ktoś mnie sili. NABIELAK Kolbą we drzwi — uderzaj! GOSZCZYŃSKI Już klucz przekręcony i zasuwka zapadła — osób kilka słyszę — — odbiegają — — NABIELAK Uderzaj! GOSZCZYŃSKI Ha! NABIELAK Któż jest na progu — ? / drzwi się roztwierają / / pada przez nie światło świec / JOANNA Jestem książęcia żoną. GOSZCZYŃSKI Polka. JOANNA Wy morderce. NABIELAK A jeśli łotra żoną ty — ranionaś w serce. JOANNA Ustąpcie — tam po moim trupie! GOSZCZYŃSKI Egzaltowana lalko — lwico sentymentu, bierz uczucie pogardy. JOANNA Bierz uczucie wstrętu. NABIELAK Ukryłaś tchórza — dosięgniem — dzierz siłą. JOANNA Precz stąd — to podłość. GOSZCZYŃSKI Milcz — odejdziem sami. Niechże dla cię ostanie — twój mąż; — ty kobieta, jeśli nie wiesz, że miłość podła ciebie plami, żebyś piękniejsza była ty: Judyta. JOANNA Ja Polka — i jeżeli Bóg miłość rozpali, to ja kocham i bronię, choć dwór mój się pali. GOSZCZYŃSKI Tu jest człowiek raniony. JOANNA / podbiega, gdzie leży Gendre / Boże. NABIELAK Był omdlały. JOANNA A to ten — był pijany — / słychać strzały / NABIELAK Co to? GOSZCZYŃSKI Padły strzały. NABIELAK Jakiś tętent…? JOANNA To jadą księcia kirasjerzy. NABIELAK My jesteśmy tu sami — już nasi uciekli. / biegnie ku drzwiom z prawej, w głębi / GOSZCZYŃSKI / biegnie za nim / JOANNA Nie tamtędy — GOSZCZYŃSKI Chcesz szydzić — ?! JOANNA Ha, bądźcie wy wściekli, rycerze czynu — — — ocalę rycerzy. Przez te drzwi! / wskazuje drzwi sypialni / NABIELAK Więc tam nie ma!? JOANNA Spiesznie! GOSZCZYŃSKI Już w podwórzu! / wybiegają / JOANNA Ha, trup we drzwiach sypialni. W. KSIĄŻĘ / wbiega z głębi, z lewej / / przypada jej do nóg. / Polkà — Polkà! JOANNA Tchórzu! W. KSIĄŻĘ Wolałabyś ty mnie zagrać notturno sentymentalne nad popiołów urną, gdyby ja padł — ? JOANNA Jak padł twój wierny. W. KSIĄŻĘ Mój wierny pies — — zsiniały, tak już — czerny. Ha — a! — Wywlec go precz! LOKAJE / wynoszą ciała Gendra i Lubowidzkiego / JOANNA Zawiążcie mu rany. W. KSIĄŻĘ Pomarł już — takoj sczezł — wot posiekany. Tak-bym ja był… Wyrzucić — trup — trup — zimny, siny. Poszedł. A diabeł tam spisuje jego winy. Przegrał! — Ja jeszcze gram — stawka ostatnia. OFICER KIRASJERÓW / wchodzi / / salutuje / Wasza Wysokość. Wsio buntowszczyki uciekli. W. KSIĄŻĘ Uciekli!! — Cha, cha, cha. — A on — ten z posągu? Uciekł takoj? — A! / głos mu się łamie / OFICER Kto? Wasza Cesarska? JOANNA O kim ty mówisz? W. KSIĄŻĘ Wot — koń jego parska pianą i wyrzuca mnie krew na koszulę. On na koniu, sam śnieżny król — wskazał buławą a koń kopytem w pierś — w pierś moją bije — tratuje mnie — na moje wdarł się łoże! A rycerz, król z kamienia krzyknął: Heliodorze!!! / przypada do ziemi / Ratunku! KURUTA Do stu diabłów. JOANNA Jezus Maria! Mdleje! W. KSIĄŻĘ Czujecie wy woń siarki w powietrzu? Wonieje — — LOKAJE / przynoszą ubiory W. Księcia / 1 LOKAJ / podając / Wasza Cesarska Mość… 2 LOKAJ / podając / Wasza Wysokość… 1 LOKAJ Niech Wasza Miłość wdzieje — rękaw — drugi… 2 LOKAJ / podając / Inexpressible Waszej Wysokości… 1 LOKAJ Wstęgi…. 2 LOKAJ Gwiazda. 1 LOKAJ Szpada. W. KSIĄŻĘ Kto wy jesteście — ? 1 LOKAJ My pokorni… 2 LOKAJ Sługi. W. KSIĄŻĘ Myślałem — że koło mnie szatański śmiech gada. JOANNA Uspokój się — W. KSIĄŻĘ / kładzie na głowę pióropusz / Spokojna ty! — Żmijo — cudowna! Ty byłaś w zmowie z nimi. JOANNA Z kim? — Pleciesz, głupcze. W. KSIĄŻĘ Z nim! — Ty byłaś w zmowie! — Z białym królem. JOANNA Ach, drwisz szydersko — gdy pierś moja bólem się pełni, za ten czyn spełniony — że to są moi. W. KSIĄŻĘ Bracia!!! JOANNA Ty szalony. W. KSIĄŻĘ Szalony ja. — Wiesz, z kogo ja szaleństwo wziął? / dobywa szpady / Ja wyjął dzisiaj miecz — — i będę klął! SZWADRON WOJSKA / wchodzi do salonu / W. KSIĄŻĘ / komenderuje / Stać tam! JOANNA Wydaj rozkazy! W. KSIĄŻĘ Polska czarownico, Któż to piekielnym ogniem ogrzał twoje lico? Nadzieja! Węże, żmije w oczach twych się prężą. Ty może myślisz, że oni… JOANNA Zwyciężą! W. KSIĄŻĘ Polska… ty polska krwi, przeklęta jędzo! Ty myślisz może, że oni mnie… JOANNA Wypędzą!! W. KSIĄŻĘ Ha! — / biegnie ku niej / / by uderzyć ręką / JOANNA / mdleje / / opadając na ręce panien / W. KSIĄŻĘ Vraiment — c'est une dame. Je deviens Polonais — i chcę bić, jak cham. KURUTA / salutując / Generał Potocki — na czele swego pułku — jest — otoczył domek — i sprowadził działa. W. KSIĄŻĘ / w przerażeniu / Otoczył!! Staś Potocki?! KURUTA / śmieje się / Nie — idzie z pomocą. W. KSIĄŻĘ Z pomocą? — Podły — ach charmant garçon. STANISŁAW POTOCKI / wchodzi / Bon soir, mon ami, cher prince? W. KSIĄŻĘ Que dit-on de moi? — — Varsovie va se taire! On parlera de vous auprès de l'empereur! Donnez l'ordre! mon vieux-beau — que la Pologne meurt! Marchez — sur Varsovie — et massacrez tout! POTOCKI / milczy / / posępny / W. KSIĄŻĘ Comment? — Tu restes muet? / drży / / patrzy na Joannę. / / przerażony. / / krzyczy: / Zbudźcie ją ze snu!! W TEATRZE ROZMAITOŚCI / Scena teatrzyku. Tyły dekoracji; głębiej kurtyna, zapuszczona. Satyry z mającego się odegrać baletu, zajęte przytwierdzaniem i umocowywaniem kulis. Aktorzy w kostiumach, w rolach zapowiedzianego wodewilu. / AKTOR / na scenie, poza kurtyną / / zapowiada: / Odegrany będzie wodewil ze śpiewami! PUBLICZNOŚĆ / na widowni / / poza kurtyną / Ze śpiewami! AKTOR Z Kudliczem w roli Mefista! PUBLICZNOŚĆ Brawo Kudlicz! AKTOR Rzecz będzie urozmaicona kupletami à propos. PUBLICZNOŚĆ Kudlicz! Kuplety! AKTOR Zaczynamy! / schodzi ze sceny / / kurtyna się podnosi / / odsłoniła się widownia oświetlona / PUBLICZNOŚĆ / na miejscach parkietowych, na parterze, w lożach / / zajęta rozmową, w grupach, obojętna wobec widowiska / / Na scenie: / / laboratorium Fausta. / FAUST / czyni zaklęcia / MEFISTO / wychodzi spod ziemi / / obaj rozmawiają mimicznie / MEFISTO / czyni zaklęcia / / Ukazuje się: / VENUS-HELENA / z pucharem w dłoni / FAUST / klęka przed zjawiskiem / MEFISTO / bierze puchar z rąk zjawiska / VENUS-HELENA / znika / MEFISTO / podaje Faustowi puchar / FAUST / pije / / strój jego czarny opada / / stał się młody / / Zapada kurtyna z gazy, przesłaniając widownię / / na scenie zmiana dekoracji / / muzyka antraktowa / 1 SATYR / zza kulis, wskazując publiczność / O czym oni myślą — ? 2 SATYR Co innego. Nie to, co się na scenie gra. 1 SATYR Trzeba im zagrać co nowego, wytrzeszczą ślipie. 2 SATYR Cha, cha, cha. 1 SATYR Ja będę niby Wielki Książę. Ty będziesz Grek, zausznik mój. 2 SATYR / podaje frak / Frak! 1 SATYR / kładzie frak / Szarfę niech mi kto zawiąże! / rozkazując / Łapy po sobie! 2 SATYR / chichocze / 1 SATYR Małczaj! Stój! / przyczaili się za kulisami / / Tymczasem na scenie już ustawiono dekorację / / która wyobraża: plac przed kościołem / / Kurtyna się podnosi, odsłaniając widownię / MAŁGOSIA / wychodzi z kruchty / FAUST / zbliża się ku niej / O piękna pani — czyli mogę podać ci ramię — ? MAŁGOSIA Wcale nie. FAUST Chcę towarzyszyć ci przez drogę. Jak rycerz, czci chcę waszej bronić. MAŁGOSIA Przestańcie, panie, za mną gonić. FAUST Przyjmijcie ramię — mówię szczerze. MAŁGORZATA Odejdźcie, panie — to — uwierzę. / przechodzą / / tuż za nimi wkraczają na środek sceny Satyry / / przygrywka / 1 SATYR / udaje W. Księcia / Cóż o mnie mówią polskie dziewki? lubieżny w oczach mają błysk. 2 SATYR / udaje adiutanta Kurutę / Śpiewają sobie różne śpiewki, że Książę masz kałmucki pysk. 1 SATYR Cóż o mnie mówią te Polaki? Szczekaj, bo masz przemyślny łeb. 2 SATYR Że Wielki Książę taki, siaki… 1 SATYR Jaki?! 2 SATYR Że Wielki Książę kiep. 1 SATYR Któż to powiedział? 2 SATYR Nie pamiętam. 1 SATYR Zasługi order złoty dam. 2 SATYR / wskazując w publiczność / Spójrz Wasza Miłość, fotel — ten tam. 1 SATYR Chłopicki! 2 SATYR Właśnie, on to sam. PUBLICZNOŚĆ / powstaje z miejsc, zaciekawiona / / Zapada kurtyna z gazy, przesłaniając widownię / / na scenie odbywa się zmiana dekoracji / SATYRY / zmykają za kulisy / / przygrywka antraktowa / AKTOR / zirytowany, biega po scenie / Kurtyna przecież miała zapaść natychmiast, skoro odszedł Faust! Gdzież chłop, co tu przy korbie stał?! 1 SATYR Widzisz, spostrzegli naszą napaść. AKTOR Zdawało mi się — że ktoś grał?! 1 SATYR Zdawało mu się! 2 SATYR Głupi gap! Nie poznał moich kozich łap! AKTOR / do statystów / Proszę się schodzić do baletu! Uważać dobrze, jak dam znak! 1 SATYR / do innego Satyra / A nie zapomnij dać kaszkietu. Spostrzegnę niby jakiś brak. To będzie niby legionista w szeregu będzie sobie stał; ja będę klął do diabłów trzysta i szlify w złości rwał. Ty na to wejdź i chrząknij tak: / chrząka / Hm, hm. / Tymczasem ustawiono na scenie dekorację, / / która wyobraża: plac publiczny / / kurtyna się podnosi, odsłaniając widownię. / / Na scenie: mieszczanie i mieszczanki / / przechadzają się / SATYRY / część Satyrów poza kulisami przedostaje się do widowni / / gdzie pojawiają się poza krzesłami publiczności / 3 SATYR / za krzesłem Chłopickiego / Pamiętasz na Saskim placu, przed frontem, Wielki Książę Cesarzewicz dostojny skakał i pienił się w złości i szlify komuś zerwał sobaka i nogami w błocie podeptał. I stała się cisza taka… A ty patrzysz opodal spokojny i tyś chrząknął. CHŁOPICKI / chrząka mocno / 3 SATYR Tak on się nagle zwrócił, a szpada w ręku mu niepewno zadrgała, bo ku tobie oczy publiczności… PUBLICZNOŚĆ / zwraca uwagę na Chłopickiego / 3 SATYR Poznał cię i spiekł raka, jakby go nagle kto lontem podżegł, pod nosem coś bąknął i pognał precz. Skończona była parada. SATYRY / śmieją się / Cha, cha — cha, cha, wściekł się bez mała. 3 SATYR Tak on się ciebie boi, sobaka. 4 SATYR Patrzy, a tu Chłopicki stoi. / Na scenę wchodzą statyści w kostiumach gwardzistów / / i ustawiają się rzędem po dwu stronach scenki / / tworząc w ten sposób szpaler / / dla mającego tańczyć baletu. / / Muzyka gra baletową partię. / / W tejże chwili: / 1 SATYR / udający W. Księcia / / wbiega z dobytą szpadą / / równając ostrzem szpady szereg stojących gwardzistów / / gdy spostrzega, że jeden z gwardzistów jest w kasku polskiego żołnierza, wygraża nad nim pięściami / / zdziera mu szlify / / rzuca je na ziemię / / depce nogami / / staje się cisza / 2 SATYR / pojawia się na scenie w płaszczu wielkim i cylindrze / / ubrany i upozowany à la Chłopicki / / i chrząka / 1 SATYR / udający W. Księcia / / na to chrząknięcie zmyka ze sceny / PUBLICZNOŚĆ / wybucha śmiechem / 3 SATYR / za krzesłem Chłopickiego / Wielki książę Cesarzewicz spiekł raka; cała Warszawa się śmiała! SATYRY Cha, cha — cha, cha — PUBLICZNOŚĆ Cha, cha — cha, cha. 1 SATYR / za kulisami / Kurtyna!! AKTOR / za kulisami / Co to?!! PUBLICZNOŚĆ Forra! Forra! / Zapada kurtyna z gazy, przesłaniając widownię / / muzyka antraktowa / AKTOR / wpada na scenę zły / Kto się tu rządzi?!! 1 SATYR / za kulisami / To był zwid!! PUBLICZNOŚĆ / za kurtyną, na widowni / Brawo!!!! 1 SATYR / wchodzi na środek sceny, tryumfujący / Publiczność woła!! PUBLICZNOŚĆ Forra!!!! AKTOR / zrozpaczony / Teatr nam zamkną!! SATYR / przedrzeźniając / A to wstyd! AKTOR / do Satyrów / Przecież wy mieliście tańcować!!? 1 SATYR / dumnie / Ja nie należę do twych sług! 2 SATYR / w śmiechu / Chcesz, możesz nas zaangażować!? AKTOR Któż wy jesteście!!? 1 SATYR Jestem Bóg! Gram tak, jak mi się to spodoba! AKTOR Znajdziesz się za to w kozie, kpie! 1 SATYR Ja jestem, widzisz, ta osoba, co ludźmi bawi się!! / Muzyka cichnie / 2 SATYR / uspokaja Aktora / Lecz oto scena się zaczyna. AKTOR / spostrzega się / W piwnicy Auerbacha! Hej! Ustawić z boku beczki wina!! 1 SATYR / do innego Satyra / Pójdź i ty maskę wdziej! / Tymczasem na scenie ustawiono dekorację, / / która przedstawia piwnicę Auerbacha / / Kurtyna się podnosi, odsłaniając widownię / / Na scenie: studenci pijani i jeszcze pijący / / siedzą na ławkach wśród beczek / CHÓR STUDENTÓW Haj la li la la — Haj la la la. Haj li la la la — la la, ho! MEFISTO i FAUST / wchodzą wpośród / MEFISTO / do Fausta / Posłuchać musisz mojej rady, a zaraz będziesz dziewkę mieć. Trzeba ją zdobyć. FAUST Słucham rady. MEFISTO Daj złoto, zaraz wpadnie w sieć. FAUST Lecz nie mam złota. MEFISTO Nie z parady moce piekielne w sobie mam. Gdy zechcesz mej posłuchać rady, natychmiast złoto dam. / czyni zaklęcia / / Ukazuje się: / PANDORA / niosąca w rękach kasetę / MEFISTO / bierze kasetę z rąk zjawiska / PANDORA / znika / MEFISTO / podaje kasetę Faustowi / FAUST / otwiera kasetę i przypatruje się klejnotom / MEFISTO W ten oto sposób człowiek wpada w sieć, którą ja zastawiam sam. Idź teraz do niej, będzie rada. Gdy zechcesz, więcej dam. FAUST Ileż to dusz chwyciłeś w kleszcz, uśpionych twoim darem? 1 SATYR / w masce wśród pijących / Orderów co dzień spada deszcz. 2 SATYR / w masce, wśród pijących / Bóg Cara zrobił Carem. 1 SATYR Dziś resztę nocy się zabawię. Na dzisiaj wino, jutro krew! 2 SATYR Tyrana szarfą własną zdławię! Wesoły dzisiaj nucę śpiew! CHÓR STUDENTÓW Láihula — láilala, húlalila, lilalala! 1 SATYR Przysiążcie chować tajemnicę. 2 SATYR Maska dziś naszą kryje twarz. 1 SATYR Jutro dzień mężów pozna lice. 2 SATYR Przy księciu będziem pełnić straż. 1 SATYR Tyrana mieczem w krwi powalę, dzień zemsty przyszedł i dzień kar!! 2 SATYR Nie będzie Carem Car. CHÓR STUDENTÓW / pijanych / Láihulala — láilala! húlalila — lilalala! / Zapada kurtyna z gazy, przesłaniając widownię / / Muzyka antraktowa / / Na scenie: zmieniają dekorację / AKTOR / do Satyrów / Ja nie pojmuję, co się dzieje!? Ja panom każę strącić feu. 1 SATYR Pojmiesz nas jutro, gdy zadnieje! 2 SATYR Pisz na Berdyczów — znajdziesz mnie! AKTOR / do sług teatralnych / Proszę tych panów wziąść na oko, niechaj mi tu nie kręcą się! 2 SATYR / tupnął nogą w zapadnię / / dając znak, aby otworzono / 1 SATYR W tej chwili wpadniesz tam głęboko, gdzie twój Mefisto skrywa się! AKTOR / zapada się ze zapadnią, / / na którą nieopatrznie nastąpił. / / Tymczasem już ustawiono na scenie dekorację, / / która przedstawia ogródek przed domkiem Małgosi / / Kurtyna się podnosi, odsłaniając widownię / SATYRY / czają się za kulisami / FAUST i MEFISTO / wchodzą / FAUST / składa kasetę na ławie okna / MEFISTO i FAUST / ukrywają się za krzewami / MAŁGOSIA / ukazuje się w okienku / / spostrzega kasetę / / otwiera / / wydobywa klejnoty i przymierza / / śpiewa / Klejnociki, koraliki, co ich to tu jest… MEFISTO Patrzaj na jej gest. Zbliż się, przemów, rada będzie, nie odprawi z niczym. / nuci / Licz, dziewczyno, koraliki, później się policzym. MAŁGOSIA / do Fausta / Miły panie, wyście dali; czy to tylko wszystko mnie? FAUST Przychyl twoich ust z korali, serce do cię lgnie. MAŁGOSIA Widzi mi się, miły panie, żeście zawsze mnie kochali. Czy kochacie ino mnie? FAUST Cóż się lękasz? MAŁGOSIA Kto to z wami? FAUST Mój lutnista. MAŁGOSIA Każcie, niech się precz oddali… FAUST Byśmy byli — sami…? MAŁGOSIA Wasz lutnista? — Niech zostanie. / w uścisku schodzą ze sceny za kulisy / MEFISTO / gra na mandolinie / 1. Przyjdzie starość, młodość mija, z liczka spadnie wdzięk! Kiep, kto do dna nie wypija… / trąca struny / brzdęk, brzdęk — brzdęk, brzdęk, brzdęk. PUBLICZNOŚĆ / poznała Kudlicza w roli Mefista / Kudlicz! Kuplety! KUDLICZ / się kłania / SATYRY / pojawiają się / / po obu bokach Kudlicza / / kłaniają się również / KUDLICZ / uderza akord na mandolinie / / śpiewa / Je protège la loi, l'effronterie enfin je vous permet de vivre; connaissez la grâce suprème: SATYRY »Point des rêveries«. PUBLICZNOŚĆ / zadziwiona / KUDLICZ / uderza akord na mandolinie / Je protège le viole, l'escroquerie dans des ordres, qui vont se suivre. C'est mon loyale système: SATYRY »Point des rêveries«. PUBLICZNOŚĆ / powtarza w zainteresowaniu / »Point des rêveries«. KUDLICZ / uderza akord na mandolinie / / śpiewa / Quand on vous verra fideles, reptiles, SATYRY / śpiewają / Vous serez invités à la cour. KUDLICZ / śpiewa / Vous pourrez marier les dames gentilles, des dames, qui étaient mes amours. Je danserais moi-même fleuri: KUDLICZ i SATYRY / śpiewają / »Polonais, point des rêveries«. SATYRY Vive la loi, l'effronterie; c'est Dieu, qui vous donne la raison: »Polonais, point des rêveries«. PUBLICZNOŚĆ / zaniepokojona / SATYRY / kłaniają się ze sceny / 3 SATYR / z budki suflera / / podpowiada Kudliczowi / Przyzwyczaić się można z czasem do niewoli. KUDLICZ / powtarza bezwiednie za Suflerem-satyrem / Przyzwyczaić się można do rany, co boli; tańcować, 3 SATYR Gdy Car każe… KUDLICZ Śmiać się, gdy pozwoli. PUBLICZNOŚĆ / powstaje z miejsc / Co to jest? — Co on gada? To nie z jego roli! / Nagle / / na widowni otwierają się drzwi z ulicy do parteru / / wysoko we drzwiach staje: / NIKE NAPOLEONIDÓW Do broni! Do broni! Pókiż będziecie spać w podłej niewoli?! Bóg Wojny przez miasto goni i powołuje braci!! / zstępuje po stopniach schodów, wiodących z parteru na salę / OFICER ZAJĄCZKOWSKI / wbiega tuż poza nią / / z ulicy, staje we drzwiach rozwartych parteru / / krzyczy / Na mieście naszych mordują! NIKE NAPOLEONIDÓW / biegnie pośrodkiem / / wśród foteli parkietu / / aż staje przed Chłopickim / / którego uderza po ramieniu / Wstań!!! CHŁOPICKI / zrywa się / NIKE NAPOLEONIDÓW / krzyczy nad Chłopickim / Stawo!! Wstań! Zerwij się lotem, na bój — ty jedyny! Czekają ciebie z mych rąk laur! Wawrzyny!! CHŁOPICKI Co to jest? 1 SATYR Widowisko! 2 SATYR Patrz! Wiążą Moskali! PUBLICZNOŚĆ / wstała z miejsc / Mordują?! Wiązać! — Broń się! — Warszawa się pali! NIKE NAPOLEONIDÓW / przy Chłopickim / Wstań ty i głosem gromu uderz ponad męże! W imieniu twoim i głosie zwyciężę! CHŁOPICKI / dominuje głosem nad zamieszaniem / Oddalcie się do domów w spokoju! OFICER DĄBROWSKI / z dobytym pałaszem / / wkracza z ulicy od strony parteru / / na salę / / za nim kilku żołnierzy z giwerami i nasadzonemi bajonetami / PUBLICZNOŚĆ Co zaszło?! ZAJĄCZKOWSKI To generał Chłopicki mówi! PUBLICZNOŚĆ Słuchać! Cicho! 1 SATYR Dziwo weszło wśród was i zawrzasło! 2 SATYR Chcą wam napędzić strachu! 1 SATYR Jakieś licho! DĄBROWSKI / wskazując kilku oficerów Moskali / Aresztuję Waćpanów! ŻOŁNIERZE / otaczają oficerów Moskali / CHŁOPICKI / ze swego miejsca / / krzyczy / Precz stąd! Rozkazuję! / wskazując oficerów Moskali / Ja tych panów pod moją opiekę przyjmuję. / do Dąbrowskiego / Oddal się pan natychmiast! Wywiedź straż ze sali! DĄBROWSKI To chyba, panie, nie wiesz, żeśmy już powstali? CHŁOPICKI Naucz się wprzódy słuchać, gdy ci rozkaz dali! DĄBROWSKI Bierzesz odpowiedzialność?! CHŁOPICKI Milczeć! Rozkaz dany! DĄBROWSKI Że jesteś generale przez wszystkich słuchany, niech to będzie dowodem. / ku żołnierzom swoim / / komenderuje / Za mną marsz! / idzie ku drzwiom / ŻOŁNIERZE / idą za nim / / wyszli / 1 SATYR Wyśmiany!!! NIKE NAPOLEONIDÓW / do Satyrów, ku scenie / Precz stąd! — To w chwili, gdy naród do boju porwał za broń zwycięską — wy tu na teatrze!? / wkracza na scenę, wiodąc za sobą Chłopickiego / PUBLICZNOŚĆ Gdzie jest Chłopicki?! NIKE NAPOLEONIDÓW Wyszedł. PUBLICZNOŚĆ Wszak był tutaj z nami! 1 SATYR Nie skłamię, jeśli powiem, że uciekł przed wami! PUBLICZNOŚĆ Tam mordują się! — Tam?! Gdzie?! 2 SATYR W Belwederze!? NIKE NAPOLEONIDÓW / osłoniła Chłopickiego skrzydłami; / / deklamuje ze sceny, ku widowni / »Odejdźcie! — Niech się zamkną tej sali podwoje i niech dawny porządek zajmie miejsce swoje!« SATYRY / gaszą światła na scenie / PUBLICZNOŚĆ Patrzaj — odejdźmy — już światło pogasło. / wychodzą tłumnie / / Zapada kurtyna z gazy, przesłaniając widownię, / / jeszcze oświetloną / NIKE NAPOLEONIDÓW / wypędza Satyrów / Precz wy stąd! / wydziera im liry i tłucze / 1 SATYR Uciekajmy, bo wróżkę szał bierze! / uciekają w kierunku widowni, za publicznością / NIKE NAPOLEONIDÓW / klęka przed Chłopickim / Klękam przed tobą, wodzu! CHŁOPICKI / podnosi ją / NIKE NAPOLEONIDÓW Daj dłoń na przymierze! / patrzy mu w oczy / Gdy wszyscy ciebie szukają, ty jeden okryty chmurą. CHŁOPICKI Dzieci to z ogniem igrają. NIKE NAPOLEONIDÓW Ty jeden okryty chmurą, gdy wszyscy za tobą patrzą. CHŁOPICKI Spokojem stałaś się gładszą, ty piękna wyniosłą dumą. NIKE NAPOLEONIDÓW Tłumy za tobą krzyczą, ty nie poddałeś się tłumom. Wielkość w twoim każdym ruchu. CHŁOPICKI O siostro ty, mistrzyni moja w duchu. Z tobą przez ognie dział, przez dym, kurzawę, z tobą na świata skraj! NIKE NAPOLEONIDÓW Po Sławę. CHŁOPICKI Hej, po Sławę. NIKE NAPOLEONIDÓW Sławę ty ze mną masz, ja żywa tobie Sława. CHŁOPICKI A gdyby pójść — ? NIKE NAPOLEONIDÓW Gdzie? CHŁOPICKI Tam — NIKE NAPOLEONIDÓW A to co jest co — ? CHŁOPICKI To Sprawa. NIKE NAPOLEONIDÓW Nie — to uliczny wrzask — aleć go słuchać lubię z daleka tak, ramieniem o cię wsparta, dłońmi przesłonić twarz i słuchać, jak tam podziemne te wulkany poczną wybuchać i bić płomieniem w górę. — Sprawa się zacznie, skoro ty staniesz na czele, od ciebie rzecz zależy jedynie; ty jeden najśmielszy w wierze, ty jeden najśmielszy w czynie; ciebie naród wodzem wybierze i miłość całą swą w tym jednym zawrze synie. CHŁOPICKI Gdy naród się zachwieje — ja mocą go postawię. NIKE NAPOLEONIDÓW Na wyżynach zwycięstwa ja zwycięstwo sprawię. Już widzę, jak zwyciężasz, wódz! CHŁOPICKI Z mojej to woli. Jeśli zechcę, buławę w dłoń pochwycę sam. Orły w mój rydwan wprzęgnę i kędy zechcę — sięgnę. NIKE NAPOLEONIDÓW Po dyjadem — dyjadem tobie dam. CHŁOPICKI Gdy zechcę — dyjadem twój złoty zedrę i wezmę sam. NIKE NAPOLEONIDÓW Otoś godzien miłości, ty dumny. / Światła na widowni powoli gasną / / Słychać szum / CHŁOPICKI A to, co słychać — ? NIKE NAPOLEONIDÓW Skrzydeł przelot szumny. Siostry to moje lecą przez powietrze. CHŁOPICKI Po szybach wicher gra — brzęczą na wietrze. To siostry twoje biegną? NIKE NAPOLEONIDÓW Orlice! — Ja tu z tobą, ty ze mną. CHŁOPICKI Przebiegły i skrzydłami zatrzęsły nade mną? Ty jedna ze mną? NIKE NAPOLEONIDÓW Ty wódz jedyny. CHŁOPICKI Zwyciężę, skoro zechcę. NIKE NAPOLEONIDÓW Rzucęć pod nogi plon tej nocy, tej nocy miasto ci oddam — chcesz? CHŁOPICKI Nie chcę. NIKE NAPOLEONIDÓW A chcesz pamięci po tobie? Tej jednej zyskasz godziny!! CHŁOPICKI Jako? NIKE NAPOLEONIDÓW To ze mną graj. CHŁOPICKI O co? NIKE NAPOLEONIDÓW O twoje czyny. Wymienię ci i wskażę tryumfu górne szlaki czyn po czynie — ty dobądź kart Wszak masz przy sobie karty. — Daj. Gdy wybierzesz jako krew czerwone karowe albo kiery, zwycięstwo masz zapewnione; zaś czarne karty wyrzucone, to bitwy i pozycje stracone. Chcesz — graj. — Usiądźmy. — Rzuć! CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW / patrzy w kartę pochylona / Trzeciego dnia będziesz pierwszy, wygrana! Patrzaj, trzy znaki czerwieni. Trzy będą to twoje dni. — Co dalej? CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Patrz, znowu czerwień się pali, wschodzi łuna płomieni nad Warszawą — ty się przejmujesz Sprawą! CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Upadłeś! — Książę ucieka. CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Upadłeś! CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Powracasz znowu! — — / zadaje mu kartę / A teraz, pomnij: wiktoria na polach pod Warszawą?! Chwila to niedaleka. Rzucaj kartę i bierz! CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Przegrałeś! / zadaje mu kartę / Zwycięstwo w obozie Księcia i Książę obezwładniony?! CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Przepadłeś! CHŁOPICKI Daj mi pole otwarte. NIKE NAPOLEONIDÓW / przyzwala głową / CHŁOPICKI / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Przegrałeś! — Bledniesz! / łuna za oknami widowni / CHŁOPICKI Tam gore! Niech będzie na jedną kartę! / rzuca kartę / NIKE NAPOLEONIDÓW Przegrałeś! / rzuca karty na ziemię / Addio amore! / odbiega / CHŁOPICKI / upada na krzesło / W MIESZKANIU LELEWELA / Duży pokój na pierwszem piętrze. Z lewej dwa okna. Drzwi w głębi, wiodące do sieni. Z prawej drzwi do pokoju obok. Ściany żółte, pokryte szafami z półek prostych, na których stosy książek nieoprawionych. Stół, kilka krzeseł, kanapa. Na stole lampa, przyrządy pisarskie i rysownicze, blachy i rylce, medale, monety. / LELEWEL JOACHIM / siedzi, pochylony nad stolikiem / / w ręku trzyma monetę i szkło zwiększające / Czyja to może być moneta — ? Napis już prawie nieczytelny. *B*, *O* — Bolesław — ale który? / odkłada monetę / / bierze książkę / Dla porównania weźmy dzieło… / słychać pukanie / / ze sieni wpada: / BRONIKOWSKI KSAWERY / zdyszany / Jesteś, kochany? — — biegłem pędem i ledwom dopadł rogu Freta. / Tuż za nim przez uchylone drzwi wchodzi: / HERMES / przystaje u drzwi / BRONIKOWSKI Wiesz co się dzieje?! LELEWEL Ciszej. — Cicho. — Tam — / wskazuje na boczne drzwi z lewej / Tam mój ojciec stary — kona. BRONIKOWSKI Rzecz rozpoczęła się spragniona. Byt zaczęliśmy nieśmiertelny. Podchorążowie już powstali i wzięli Księcia lub zabili. Rząd trzeba złożyć, i tej chwili. LELEWEL Co mówisz?! — Dawno się gotuję; — lecz dziś — gdy chwile policzone; — ty wiesz, co dla tej Sprawy czuję. — — Gdy każda jego dzisiaj chwila może ostatnia być — — zmęczenie — bezsenne noce — wczoraj — dalej — już od tygodnia — jak nikogo nie widywałem. BRONIKOWSKI Dzisiaj rano przysięgę od nich odebrano w kościele — czynił to Nabielak. Nabielak stanął na ich czele. W tej chwili w ruchu miasto całe. A jutro już… LELEWEL Dzień nowy — ! Z dawna — tak — byłem już gotowy — lecz dziś — co mówisz — nic nie słyszę, bo tam — tam jestem cały słuchem, bo — lada chwila — — tam jest siostra — czuwa — więc cicho mówić muszę, bo zasnął chwilę. — — — W tym, co mówisz, ciężar ogromny spadł na duszę. BRONIKOWSKI Aleś ty jeden jest, człowieku, konieczny. — Zebrać trzeba ludzi. W chwili tej, gdy się naród budzi, ty nie chcesz wziąć na siebie grzechu niedbalstwa? LELEWEL Innych macie. BRONIKOWSKI Tyś przyrzeczenie składał, bracie. Natychmiast zwołaj — spisz ich listę. Poniechaj sprawy osobiste, bo to jest rzecz ogromnej wagi, to się stać musi. LELEWEL To się stanie, co Bóg zakreślił w swojej woli, nie to, co człowiek zaś ma w planie. BRONIKOWSKI Pan nie masz prawa. LELEWEL Serce boli. Bóg wprzódy inne skreślił prawo. Tu moje prawo — dziś, w tej chwili od łoża ojca pójść nie mogę. Nie pójdę nigdzie. — BRONIKOWSKI Czyś oszalał?! LELEWEL Nie będę mojej duszy kalał, i tom pamięci ojca winien, żem przy nim zostać dziś powinien. Bóg, co ojczyznę z martwych wskrzesza, snać sam mnie skazał dziś w odstawę i innym w ręce daje Sprawę a mnie z tej winy dziś rozgrzesza. BRONIKOWSKI Mam odejść z niczem? LELEWEL Z niczem — z niczem. — BRONIKOWSKI Z jak strasznym mówisz to obliczem — — ? Ja tu biegłem i wbiegłem zdyszany, bom sądził, że rozum zastanę, że Pallas, że wróżka Ulissa u ciebie przebywa z egidą — a widzę, że nie słuchasz Pallady, tylkoś wylękły, tylkoś blady, nie rączy, jako człowiek czynu. LELEWEL Nie najdziesz u mnie Pallady, nie najdziesz u mnie nadziei. Przez myśli moich ognisko cień przemknął się z Cheronei; przetom wylękły, przetom blady. Nie najdziesz Pallady, nadziei. Raczej, to widzę, Hermes nagi wszedł i u wrót tych z wężem czeka, by duszę wieść człowieka, gdyby dziś martwe ojca ciało w mym ręku syna — tam ostało. Dopokąd Bóg ten wrót mych strzeże, dostępu nie ma tu Bóg inny. Sądź przeto, bracie, czym jest winny — ? Dzisiaj nic nie wiem, nie pamiętam. Wszystko na dzisiaj we mnie zmarło i łzy… ściskają… BRONIKOWSKI / odchodzi / LELEWEL Bądź zdrów. — / słucha pode drzwiami pokoiku ojca / / wraca do stolika / / usiada / / bierze monetę i szkło zwiększające / Bolesław — ale który — ? Napis — i rycerz na koniku — z mieczem i tarczą — gwiazda z boku. Wykopalisko. — Przerysuję. Z rysunku łatwiej wymiarkuję. — / rysuje / Cięży głowa. Niejasno widzę. — Kształt się gubi. / przestaje rysować / HERMES / idzie w kierunku pokoiku bocznego / LELEWEL / zamyślony / Któż — ? Czartoryski — ja — Niemcewicz. — Lubecki może — ? — Rzecz się złoży. Sejm trzeba zwołać. — Palec Boży. — Chłopicki! — — Sprawa się zaczyna. Późno. / patrzy ku zegarowi / Już dziewiąta godzina. HERMES / wchodzi we drzwi z prawej / / do pokoiku ojca Lelewela / LELEWEL / wstaje / / chwieje się / / idzie do okna / / stoi chwilę przy oknie / / odchodzi od okna / / ku stolikowi / / usiada / / zegar poczyna bić dziewiątą / / Ze drzwi z prawej / / wychodzi: / HERMES / prowadząc starego Ojca Lelewela / OJCIEC / idący za Hermesem ku drzwiom w głębi / / zatrzymuje się w pół drogi / / poza krzesłem syna / OJCIEC Nie czekaj, stamtąd nikt nie wraca. Żywemu tobie żywa praca. Nie czekaj — jestem marny cień i zgasnę, skoro błyśnie świt. Padam, jak pada stary pień, skruszały, zgnębion wielą lat. Bierz jeno żywą szybką myśl i gotuj Czyn i sposób Czyn spólnością, zgodą kurnych chat. Goń szybką myśl — myśl lotny puch, przegania wichrem świat. O spiesz, o spiesz, myśl lotny puch, gnana w przestrzeniach wichrem burz. Ockniesz się jutro w klątwie strat a wtedy pojmiesz głębie win: czym będzie jutro, czym jest dziś, gdy błyśnie szary świt…. LELEWEL / zadumany / Jak starożytny grecki mit, nieznany mężom życia bieg i niezgadniony kresny czas, gdy Kloto dzierga krosien ścieg. Dzisiajże starzec ciężko legł, gdy się obudza żądza mas i pędem rwie i naprzód rwie spólnością wszystkich klas. Trzebaż, abym ja ognia strzegł a ręce moje załamane u wrót grobowca, który sypię ojcu — mnież cieszyć się na stypie? OJCIEC O żegnaj, lice zadumane — żegnaj, w dalekie idą kraje, na elizejskie ciche gaje i wzrok się myli, oczy lsną i ledwie syna cię poznają, bądź zdrów — o nie plam ty się krwią — ! LELEWEL / wstaje / Czemuż to ręce załamane? Mój czyn — tam — znak — ostatni kres, tam krew — mój ojciec kona tam i ja w ustawnym żalu łez. O precz — o precz — wyzwolin mnie, bo mnie ten ciężar łzawy gnie. Ja nie chcę łez — chcę krwi, chcę krwi! — — Ojcze! OJCIEC O nie plam ty się krwią — LELEWEL Chcę krwi — ach głos — czyj szept, czyj cień — ? Po szybach wicher brzękiem gra, na ulicach się huragan zrywa. Tłum ludzi pędzi — tam, to tu —. Zmęczonym tak — o snu — o snu — bezsennych nocy tyle a tam się obudzą za chwilę, tam wstają, gonią, rodzą myśl, budują państwo — ognia żec! — O czemuż mnie nie wolno biec — ? OJCIEC Odchodzę precz, odchodzę precz — próżno mnie twego serca strzec. LELEWEL Dzieła poczęli dziś część lwią. OJCIEC Synu, o nie plam ty się krwią. LELEWEL Wolność, dziś święto, dzisiaj czyn. Myśl lotny puch — ulata precz — tam Polska już poczęta rzecz. OJCIEC Byłeś mi wdzięczny syn… LELEWEL Precz łzy, precz smutku, precz, precz żal; już myśl poczęła wielką rzecz, myśl lotna, ścigła — precz łzy, precz… OJCIEC We wieczność idę, w dal. LELEWEL Potęgę sił mi tęgich daj! Przemóc obawy, troski, znój, biec tam, gdzie ma się zacząć bój a Polska państwem letnich snów! OJCIEC / oddala się ku drzwiom w głębi, za Hermesem / W spokojów wiecznych idę gaj. Bądź zdrów, bądź zdrów, bądź zdrów. / przepada we drzwiach / LELEWEL / odwraca się / / spostrzega drzwi otwarte / Ha! Co to — !? Czy kto przyszedł znów mnie wzywać — co to? — Pusta sień. / Z pokoiku z lewej wchodzi / SIOSTRA LELEWELA / znużona / LELEWEL / patrząc na nią / Mój ojciec!!! — / w kierunku drzwi / Ojca mego cień! SIOSTRA / wskazując drzwi pokoiku / / niepewno cicho / Śpi — śpi — — LELEWEL / cicho w myślach / Wiem, wieczny to już sen. SIOSTRA Nie śmiałam dotknąć skroni, czoła. — LELEWEL / chce coś mówić / SIOSTRA Ciszej. — — LELEWEL Głos zbudzić go nie zdoła. Duch jego odszedł już daleko. / wchodzą oboje do pokoiku ojca / / skąd tejże chwili Lelewel wraca / SIOSTRA / wraca i zatrzymuje się w progu pokoiku / Patrz, łzy z przymkniętych powiek cieką… LELEWEL Ostatnie jego do nas słowa… SIOSTRA Był ktoś u ciebie — wejść nie śmiałam, lecz uchyliłam drzwi na chwilę. Odeszłam odeń tylko tyle, co was u drzwi słuchałam. Prot właśnie nadejść miał w tej porze, więc chciałam z nim prześcielić łoże, bo sama nie byłabym w stanie… — Skończyła się już nasza trwoga — gdy odszedł duch od Boga. / Przez otwarte drzwi z korytarza wpada: / PROT, BRAT LELEWELA / przejęty radością / / gdy ma wybuchnąć potokiem słów / / z wieścią z miasta, / / słowa mu giną i martwieją na widok brata i siostry / / stojących bez ruchu / NIKE SPOD CHERONEI / wbiega tuż za nim / / i przesłaniając go ręką w gwałtownym ruchu / / mówi za niego: / Radość wam wróżę! Umarli biorą róże!! Mrą wasi wrogowie i waszych świętości Stróże walczą! Idą w honorze! Więzy zerwane! Śmierć kosi! Przez ten dom dąży! Zbudź się ludom chorąży! Śmierć tobie wzięła trud i ciężar, co ciąży. Zbrój się w męczarni ducha! Tam krew i zawierucha!! — — — Czyż wy zdeptać miłości niezdolni?! — Wy dziś już — wolni!! / bębny wojsk przechodzących daleko w ulicach / W ULICY / Wąska uliczka wiodąca od głębi ku przodowi; tyły domów, mury ogrodów. Dwie ulice wiodą w bok, jedna z prawej, druga z lewej. Na rozstaju ulic latarnia. W głębi widok się otwiera na szeroką ulicę: Krakowskiego Przedmieścia. / PALLAS / stoi w uliczce wąskiej / / patrząca ku głębi / WOJSKO / przechodzi oddziałami w głębi z prawej ku lewej, wciąż w jednym kierunku / / bębny biją / PALLAS / skrada się ku wylotowi uliczki / / nawołuje / / udając komendę / W lewo zwrot! PORUCZNIK CZECHOWSKI / idący główną ulicą wśród oddziałów / Naprzód marsz! / zwraca w ulicę wąską / ODDZIAŁ CZECHOWSKIEGO / odłącza się od głównej kolumny / / wkracza w uliczkę wąską za dowódcą / PALLAS / kroczy przed nimi / CZECHOWSKI Gdzie wiedziesz? PALLAS Do Arsenału! Za tobą mnogie pójdą roty. Uderzę ogniami szału. Na loty, na loty, na loty! CZECHOWSKI Za tobą, Boża dziewico, o Pallas! PALLAS Ja za przyłbicą duch nieśmiertelnej siły. Chodź ty, mój miły. Jakież twe imię? Niech słyszę: CZECHOWSKI Czechowski. PALLAS Twe imię Sława ukołysze. Twój dzień jedyny, ta noc jedyna. Ojczyźnie twej zyskałam syna! W drogę! CZECHOWSKI Naprzód marsz! Wiara? Skończone królestwo Cara! Do Arsenału! / przechodzą w uliczkę z prawej / / bębny / PALLAS / zwraca się ku głębi / / bo spostrzega, że / WOJSKO / przechodzi znów główną ulicą w dawnym kierunku / PALLAS Hej! Stójcie — tam kto są? Gonią? Hej! — Przesłoniły drogę skrzydłami. Stójcie, ja z wami! Gdzie dążycie? Tu idzie o wasze życie. Prowadzą was na zdradę! A wy gonicie rade. ARES / wśród wojska, w głównej ulicy / Do Belwederu! GENERAŁ ŻYMIRSKI / na koniu, wśród wojska, w głównej ulicy / Do Belwederu! ARES Trupami zaścielę pole! Zwycięstwo biorę nad tłumem! PALLAS Rozłączasz się z rozumem. Szaleństwem oszołomiony! ARES Grajcie trąby! ŻYMIRSKI Hej! Bęben, sygnały! NIKI / lecą na skrzydłach / / ponad głowami żołnierzy / / w kierunku przechodzącego wojska / PALLAS Oszalały! oszalały! / cofa się ku przodowi / WYSOCKI / wbiega z uliczki, z lewej / / spostrzega Pallas / Ha, ty moja! PALLAS Ha, ty mój! Jużeś pierwsze zwycięstwo wziął! WYSOCKI O patrz, jako mnie kirasjer ciął; a tu na licu, patrzaj — PALLAS Rana! Krew świeża, pozwól wyssać, pić. Ty Sławą będziesz żyć! PODCHORĄŻOWIE / wkraczają z uliczki, z lewej / / zatrzymują się / PALLAS Oto słuchaj, tam oni, kolumny mnogie rycerzy, w zaślepieniu idą na Belweder. Ares, Ares szalony je goni. A córy moje skrzydlate we chmurze nad ich głowami, nad wojska zwartą kolumną. Jeden tylko głosu słucha mego z jedynego tego jestem dumną. Ten głos mój posłyszał tajemny i z nocy korzysta ciemnej i w boczną wiedzie ulicę swój huf. WYSOCKI Gdzie szedł? PALLAS Ten poszedł do Arsenału. Co tchu tam lećcie, a tłumom rozdajcie bronie! Rwać bramy! Słyszycie mnie!? PODCHORĄŻOWIE Słuchamy!! GOSZCZYŃSKI / wchodzi z uliczki, z lewej / BELWEDERCZYCY / wchodzą za nim / PALLAS A zasię teraz ja sama, działająca świadomie, zezwolę, by Ares uwierzył, że zwyciężył. Tak z wami jedynie dobędę Arsenału i zamknę dla Księcia miasto. Ares będzie mym więźniem w domie, w królewskim pustym pałacu, gdzie się będzie cieszył niewiastą. Wtedy pójdę doń i Słowem zbudzę. STANISŁAW POTOCKI / w głębi / / wchodzi z ulicy głównej / / zbliża się / GOSZCZYŃSKI Ktoś idzie — ? PALLAS Ktoś dostojny. WYSOCKI Stój! POTOCKI / z daleka / Ty stój!! WSZYSCY / przystanęli / POTOCKI / zbliża się / / poznał Podchorążych / Dokąd to, dzieci?! PALLAS Gwiazda na czołach nam świeci, gwiazda Bożej dumy. WYSOCKI Pójdź z nami, panie Potocki! Gdy orzeł wzleciał nad nami! POTOCKI Milcz!! Każę! WYSOCKI Generale, nie żartuj z honorem! POTOCKI Nie ty stróżem mojego honoru! WYSOCKI Nie ujmuję Waszmośoi waloru. Chcę, byś ty nam był wzorem. Byś był pierwszy pośród bohaterów. POTOCKI Awanturnik. NABIELAK W łeb kulką! WYSOCKI O, panie Potocki. Na kolanach cię prosimy. / klęka / PODCHORĄŻOWIE i BELWEDERCZYCY / stoją nieporuszeni / POTOCKI / się uśmiecha / WYSOCKI Błagam. Pójdź z nami. — — POTOCKI / milczy / WYSOCKI Milczysz — ? PODCHORĄŻOWIE Pójdź z nami. / klękają / POTOCKI / odwraca się / WYSOCKI Milczysz — ? PODCHORĄŻOWIE / powstają / WYSOCKI Więc sami! / nawołuje / Dzieci, hej bracia, laury do podziału! Do Arsenału! Do Arsenału!! / wychodzi / / wyprowadzając oddział Podchorążych / / oraz Belwederczyków / / w uliczkę małą, z prawej / POTOCKI / pozostał / / zadumany / PALLAS / staje przed Potockim / Ktoś ty jest? — że oni ciebie żądają. Czyliś ty znaczny i możny? Jakążeś ty znaczony potęgą, że stajesz wprzek moich dróg? Z czyich-żeś ty sług? POTOCKI / marszczy brew / PALLAS Czyli ty chcesz, by twoi przelewali krew marnie? I ty sądzisz że ciebie nie ogarnie ten lot orłów, którychem ja pobudziła. A wiesz-że ty, jaka jest siła, co się dzisiaj w nocy przesila? POTOCKI / opuszcza głowę, zasępiony / PALLAS / włócznią uderza go po głowie / Zapamiętaj się w twoim rozumie. ZALIWSKI / na czele oddziału żołnierzy / / wchodzi z małej uliczki, z lewej / To noc, niech kule biją. / komenderuje / Formuj front! — W lewo zwrot! Marsz!! PALLAS Gdzie?! ZALIWSKI Do Arsenału! PALLAS / wskazując Potockiego / Patrz! ZALIWSKI Kto tu jest?! Hasło! Stój! POTOCKI / nieporuszony / Kto? — — — — — — — Swój. ZALIWSKI / poznaje / / salutuje / / komenderuje / Prezentuj broń! POTOCKI / dobywa szpady / / komenderuje / Uchwyć za broń! — Baczność! — W prawo zwrot! ZALIWSKI Idziemy do Arsenału! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / usłuchał komendy Potockiego / / i stoi odwrócony / POTOCKI Naprzód marsz! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / poczyna iść / / w uliczkę ku głębi / ZALIWSKI / staje przed oddziałem swoim / Gdzie?!! POTOCKI Milcz!! ZALIWSKI Tam droga do Belwederu! — Zdrada!! POTOCKI / odsuwa Zaliwskiego szpadą / Ot służę — to moja szpada. GŁOS Moskale! Patrol żandarmów! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / cofa się ku przodowi / PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH / pojawia się w głównej ulicy / ZALIWSKI / do swoich / Formuj front! — Zejmij broń! W rękę broń! POTOCKI Stój! ZALIWSKI Zmierz się! Cel! POTOCKI Stój! ZALIWSKI Cel! Pal! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / strzela w głąb / PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH / wkracza w uliczkę wąską / OFICER ŻANDARMÓW Hurra! Cel! — Hurra! Pal! ZALIWSKI / do swoich / Na ziemię! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / przypada do ziemi / PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH / strzela ku przodowi / POTOCKI / który stoi nieporuszony / / ugodzony / / pada. / ZALIWSKI Podnieść się! — Bajonet! ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / nakłada bajonety / Naprzód marsz! Naprzód leć! PALLAS Naprzód! ZALIWSKI Wiara! Tnij! OFICER ŻANDARMÓW Cel! Pal! / padają strzały / / wielu z oddziału Zaliwskiego upada / ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / z bajonetami wchodzi ku głębi w uliczkę / PALLAS / biegnie ku głębi / Krwi! krwi! PATROL ŻANDARMÓW ROSYJSKICH / cofa się / / wyparty w głąb / ODDZIAŁ ZALIWSKIEGO / znika w ulicy głównej. / POSPÓLSTWO / z uliczki, z lewej / / wlecze po ziemi Makrota / CHÓR Szpieg! Szpieg! Powiesić, rozedrzeć, mordować! MAKROT Zmiłujcie się? Zmiłujcie się! CHÓR Szpieg! Szpieg! Powiesić, rozedrzeć, mordować! MAKROT Zmiłujcie się! Zmiłujcie się! MŁODY GENDRE / w mundurze oficera rosyjskiego / / wbiega z uliczki, z prawej / Stójcie! Stójcie! TŁUM / zatrzymuje się / MAKROT O ty miłosierny! / czepia się nóg wybawcy / / wpatruje się w pochylonego nad sobą / / nagle: / A wiecie, kto to jest?! To syn obwiesia, najpodlejszego łotra syn. Przy Wielkim Księciu jest jego ojciec przybocznym na służbie; Zabijcie go! / rzuca się na młodego Gendra / Ty psie! Ty psie! Ty psie! MŁODY GENDRE / dobywa pałasza / TŁUM / odbiera mu pałasz i łamie / MŁODY GENDRE Ojcze! — A!!! / upada / Ojcze — — — MAKROT / stoi nad trupem / / ogłupiały / GŁOS Teraz kolej na cię! MAKROT / nasłuchuje / Stójcie! — Ktoś jedzie? — — — TŁUM / słucha / / oczekują / MAKROT Kareta po bruku! / wjeżdża kareta / MAKROT / rzuca się ku karecie / Kto jedzie!? WOŹNICA Jenerał Nowicki! MAKROT He? Kto, mówisz, jedzie? TŁUM / otacza karetę / MAKROT Patrzajcie! Chresty na piersiach na przedzie! Zdrajca! Ty zdrajca Lewicki! Znam ja cię! Cha, cha, cha, przedajniku! Będziesz wisiał, bracie! / pada kilka strzałów / MAKROT Och — trup! — trup! 1 GŁOS Wyciągnąć trupa! POSPÓLSTWO / wywleka trupa z karety / 2 GŁOS Zobaczcie kto to?! WOŹNICA Nowicki generał! / zeskakuje z kozła / 2 GŁOS Za Lewickiego zabit! — Nieszczęście! Szlachetny poległ za zdrajcę! WOŹNICA / wyprowadza konia w boczną uliczkę / 1 GŁOS Kto rzekł, że to zdrajca!? Kto nazwiska pomylił? 2 GŁOS Wieszać! TŁUM / wskazując Makrota / To on!! 2 GŁOS Rajca! We krwi mu wytrzeć pysk! TŁUM / rzucają się na Makrota / / przewracają na ziemię i wleką / Niech wisi w górze! Naści pij! Na latarnię! Krew, krew, krew na murze! / porzucają trupa w ulicy / / oddalając się w ulicę główną. / / Popod murami skradają się: / KERY / przypadają ku trupom leżącym / / pochylają się nad trupami / / ssające ich krew. / CHÓR Ssaj z piersi wszystko złe, jad wszelki wypij z ran. KERA / pochylona nad trupem Makrota / Ten mój. KERA / pochylona nad trupem Potockiego / Ten mój. KERA / pochylona nad trupem młodego Gendra / Ten mój. KERA / przypadła nad trupem Makrota / / ssąca krew / To szpieg. KERA / przypadła nad trupem Potockiego / To wielki pan. KERA / przypadła nad trupem młodego Gendra / To nędzarz. KERA / nad trupem Makrota / Wyssaj ból i tul i pieść i tul. KERA / nad trupem Potockiego / Gdy zejmiesz duszy jarzmo, gdy wyżresz z duszy grzech, poniesiem je na ostrów, na śmiech. KERA / nad trupem młodego Gendra / Na śmiech. KERA / nad trupem Makrota / Na śmiech. / W uliczce, w murze ogrodowym / / słychać u furty przekręcanie klucza / / furta się otwiera / / wchodzi: / KSIĄŻĘ ADAM CZARTORYSKI / zatulony w wielki płaszcz / / rozgląda się / / pozostaje w cieniu pod murem ogrodu / KERA / nad trupem Potockiego / Ktoś idzie…. KERA / nad trupem młodego Gendra / Człowiek żywy. KERA / nad trupem Potockiego / Pod murem wstąpił w cień. KSIĄŻĘ ADAM CZARTORYSKI / postąpił kilka kroków / / we światło / / nasłuchuje / / bada / / zamyślony / KERA / nad trupem Potockiego / Wystąpił. KERA / nad trupem młodego Gendra / Mówi. KERA / nad trupem Potockiego / Myśl swą waży. KS. CZARTORYSKI Korona — — — — KERA / nad trupem Potockiego / O koronie marzy. KS. CZARTORYSKI / zadumany / Gdzie pójść — ? KERA / nad trupem Potockiego / Myśl swoją miej na straży. KS. CZARTORYSKI / rozgląda się / By w głąb mej duszy się nie wdarli, uniknę — — — / chce iść w kierunku ulicy / KERA / nad trupem Potockiego / / wznosi głowę / Słyszą. — — KS. CZARTORYSKI / zatrzymał się / / pochylił się, by zbadać, / / by dostrzec / Kto!? KERA / nad trupem Potockiego / / podnosi się / / z ust jej ciecze krew / Umarli! W PAŁACU ŁAZIENKOWSKIM / Przedsionek pałacu z kolumnadą. / / Zwiędłe krzewy i cyprysy. / BOGINIE ZWYCIĘSTWA / prowadzą Aresa jako Tryumfatora / CHÓR BOGINEK Zwyciężyłeś zwycięstwem Boga. ARES Przygiąłem opornych do stóp. CHÓR BOGINEK O piersi dumy ich uderza twoja ręka, na karku pychy ich spoczęła twoja noga. Pobrałeś rycerski łup. ARES Oto zbroja od upałów pęka. Pot z liców ocieka kroplami. Podajcie pić. CHÓR BOGINEK Zwyciężyłeś nad mnogimi ludami. Po tej kąpieli krwawej odrodzą się i poczną żyć. ARES Zdejmijcie zbroję, co krwawi. Zdejmijcie z oczu kask. Rozpłomienić domostwo ogniami. Dziękczynne zapalić kadzidła Zewsowi za wielość łask. BOGINIE / podają mu pić / ARES Nie wprzódy pucharu nachylę, aż ojca obiatą zasilę. / przyjmuje puchar / / wylewa część napoju na ziemię / BOGINIE / zapalają ognie na trójnogach / / pałac się rozświetla / ARES Czyjaż to ta siedziba pusta? CHÓR BOGINEK Polski ostatniego Augusta dom, stawion Hellenów sztuką. ARES Przecz serca nie stało wnukom tu mieszkać — ? CHÓR BOGINEK Puste pokoje. ARES Rozewrzeć na ścież podwoje! BOGINIE / otwierają drzwi główne pałacu / / w głębi ukazuje się: / EROS / stojący w drugiej sali, okrągłej / CHÓR BOGINEK Jakiż to chłopiec młody? Rumieńcem kraśne jagody. Łuk dłonią ujął złoty i złotą strzałę waży. On-że stoi na straży w opustoszałym domie. Kto jesteś piękny młody? Czy Cypryda ciebie urodziła, żeć tyle przydała urody i lice dziwem okrasiła? EROS / zmierza się łukiem / / godząc w pierś Aresa / BOGINIE / wchodzą w głąb pałacu. / / Z głębi pałacu wiodą ku Aresowi / JOANNĘ / ubraną w wielki welon biały / / i suknię białą w gwiazdy. / CHÓR BOGINEK Wiedziem do cię miłośnicę, bierz miłośny dar. Patrz, lubieżna Afrodite wstaje ze śmiertelnych mar. ARES / patrzy na Joannę / To blednie, to się płoni. JOANNA Eros mnie k'tobie goni. Eros, Eros mnie ściga. ARES Cyprys mnie w tobie obdarza, rumieńców licom przydaje. JOANNA Miłość rumieńców przymnaża. Któż-to mnie z nędzy dźwiga? CHÓR BOGINEK Cyprys, wszechwładna Afrodite, przydałać godną świtę i przykazuje kochanka. JOANNA Ja słusznej woli poddanka, Erosa moc poznałam i uwiedziona wojny znakiem, na mieczów igrzysko wstałam i jestem oto tu z orszakiem. ARES Pójdź, jakoś dla mnie przeznaczona. JOANNA Miłością k' tobie pałam. ARES Cyprys cię zsyła niezwyciężona. JOANNA Przez wstyd mój i hańby pożyte ty pomścisz mej niemocy. ARES Rycerze mnogie zabite do twego rydwanu zaprzęgnę i wszystkie zlękłe dosięgnę. Patrz, oto wieńce zdobyte. Pobrałem wszystkie tej nocy. JOANNA Złotem te wieńce uwite, nie mego to kraju listowie. ARES Zdobyłem potęgą mocy: teć biorą bohaterowie. JOANNA Ciebie ja to pragnęłam, ciebie kocham. W nędzy i lęku się gięłam, że w nocach bezsennych szlocham a teraz jużem wesoła. ARES Rozpogódź dziewo czoła. JOANNA A teraz jużem dumna. Dotknęłam twego kolana, chcę ciebie uznawać pana. Poza mną, poza mną trumna, poza mną Śmierć i lęk. Weselny słyszę zgiełk i szum. ARES Uderzać mieczmi o tarcze. Chcę słuchać zwycięskich dum. / w salach pałacu odzywa się muzyka / JOANNA Twojej miłości wystarczę, miłośnym chętna upałom. ARES Powaliłem rycerzy zastępy, z pęt wyzwoliłem ducha; rozkoszy śmierci zaznali, ty zaznasz rozkoszy ciała. JOANNA Twoja je rozkosz ocali z mąk ducha i ducha bolu. O ty, któryś je porwał ogniem, bierz rozkosz… CHÓR BOGINEK Powstaniem za jego głosem i mnogie zapory pogniem. On włady wojennym losem. ARES Zwycięstwo zyskałem w polu, zwycięstwo zdobyłem krwi, narody zbudziłem do życia. JOANNA Miłość zdobyłeś tajemną. Byłam bolesną i ciemną, serce pojmałeś z ukrycia. ARES Jakież cię nędze trapią, jakież niepokoje cię łamią, ty piękna, jeśliżem rzekł, żem pobił i zwyciężył bojem — ? JOANNA To serce drży niespokojem. Pobiłeś rycerze w boju, lecz ja się troskam w niepokoju, bo walczył wzajem mąż i brat a nie wiem, jaki walki bieg i nie znam jeszcze krwawych strat, czyli mam płakać męża a cieszyć się brata zdrowiem, czy bratowego zgonu płakać, a męża kląć zabójcę — ? ARES Zapomnij, zapomnij niewiasto. W pożarach wzdęło się miasto krzykiem i wojny wrzaskiem. Otoczęć łun złotych blaskiem, nacieszę widokiem plonu. JOANNA Zwycięski wchodzisz w te progi, gdzie latmi zerdzałe wrzeciądze i czas upłynął mnogi, jak nie wszedł nikt godny. ARES Wnoszę zwycięską moc. Pobrałem zastępy tłumne i podeptałem dumne. JOANNA Wzeszedłeś na jedną noc. ARES Na jedną noc ty moja. JOANNA Daj patrzeć — twoja to zbroja — ? W bojach już razy tyle, / wskazuje leżącą opodal zbroję Aresa / Szczęsno spominać ta boje, wspominać zwycięstwa chwile na smutku dzisiejszej żałobie. ARES W zwycięstwie myślę o tobie, o tobie, miłośna pani i dar twój biorę w ofierze. JOANNA Jesteś ten, któremu ja w dani miłość moją przynoszę, i ten, w którego wierzę. ARES / wiedzie ją ku drzwiom pałacu / JOANNA / we wrotach zatrzymuje się / / patrzy na Boginie / BOGINIE ZWYCIĘSTWA / stulają skrzydła / JOANNA Co one robią? ARES Skrzydła kładą. JOANNA Nie będą walczyć — ? ARES Więcej nie. — Cóż twarz twą w lęku chylisz bladą? JOANNA To źle. — — — BOGINIE ZWYCIĘSTWA / kładą się do snu w przysionku pałacu / JOANNA Co one czynią? ARES Sen je ściele. Spełnione dzieło. — Patrzaj, wieńce kładą pod czoła, snu spragnione. — Cóż lice chowasz wylęknione? JOANNA Nie zbudzą się do walk? JOANNA Już nie. Cóż drżysz i szlochasz w męce? JOANNA To źle. — — — ARES / wiedzie ją w podwoje pałacu / / muzyka coraz cichnie / KORA / jako królowa / / pojawia się w salonach pałacu / JOANNA Kto jest ta, która przechodzi przez jasność sal, jako pani? Wszyscy, jak jej poddani — ? Jakaś cichość za jej każdym gestem — jeno drzewa z ogrodu szelestem drżą — — — KORA / wchodzi do przedsionka pałacu / Oto pani jestem. JOANNA Powiedz piękna — zdajesz się władnąca, czyliś nocy królowa tajemna? Miłość nas wiedzie a światła przed nami gasną i droga staje się ciemna — ? Oto miłośna w pałacu tym błądzę. Ktoś jest — ? KORA Ja tutaj rządzę. JOANNA Oczy twe płomieniące, dziw w oczach twych i głębie, przetom zlękła, jako gołębie i nogi pode mną drżące. KORA Zaszłaś w kraje tajemne. Z Plutusem święcę gody a oto teraz idę zwiedzać spichrze. Oto część mej urody straciłam na jesiennym wichrze i na jesiennym chłodzie; fala niesie po wodzie moje złote kosztowne listowie. Lecz cyt… — cicho — — tam groby, tam pod ziemią śpichlerze, tam idę. / zwraca się do orszaku / Podajcie złote klucze. / przyjmuje klucze / Zamykam nimi serca, zamykam nimi dusze. Oto wieki ożywię idące. Wieki i lata, co przyjdą, żyć będą ziaren tych treścią. Ziemia rodzić będzie, kędy siew padnie zdrowy. Ludzi zbudzę, roześlę orędzie na żywot — żywot nowy! Pokoleniom ostawię czyny, po ojcach wielkich — wielkie wskrzeszę syny — kiedyś — — będziecie wolni! Co złego w was i co marne, to jako plewy i ziele złe zgarnę; co chwastu na waszej roli i co szkodzi wam i co was boli, to ukoję — czasu przebiegiem. Przejdziecie jeszcze niejedną nędzę i niejedną przebolicie próbę. A jeżeli lichego serca ludzie w was samych gotują wam zgubę — ja ich powołam — i jak plewo zmiotę! I w ziarnach tu — na dnie — przechowam cnotę! Za czas znów wrócę — i jeszcze razy wiele przyjdę — Wiosna, z gwiazdą na czele i żywot dam — tlejący w zgliszcz popiele! — A dzisiaj — kres. — Krwi przelanej nie zmarnię. Krwią pola a role użyźnię i synów z krwi tej dam — kiedyś — Ojczyźnie. Dzisiaj kres. — — — JOANNA Co ona mówi — ! KORA To wola! Słyszysz skargi Eola — ? — — — Rządzę tu gospodarnie. I zapęd, i siłę skryję, przechowam lata długie i kiedyś ich — — — — użyję!! / rozkłada ręce / W sen, w sen, w sen bogowie, w sen ludzie, strudzone dusze! Zaklinaniem was muszę! Wolą mam w Słowie!! / gestem / / każe przejść Aresowi i Joannie / ARES i JOANNA / idą do wnętrza pałacu / / światła za nimi gasną / KORA / staje wśród śpiących Bogiń / Hej wy boginie — w śnie — ?! Hej, wy moi goście skrzydlaci. Kiedyś przyjdzie znowu ten czas, gdy Pallas wezwie was i zwycięski dług wam zapłaci. Zapamiętajcie słowa. / zamyka drzwi pałacu kluczem / DZIECI EOLA / w szumie drzew / Królowa — królowa — królowa — — — KORA / zapada się / TEATRUM STANISŁAWA AUGUSTA W Stanisławowskim parku, na ostrowie jest teatrum Króla Jegomości. Ponad wodą na podium jest scena, przeciw sceny półkrągle dla gości. Przeciw sceny na kamiennem otoczu siedli w tronach wielcy tragikowie. Co się kiedy na scenie tej dzieje, patrzą oni, co dzieła tworzyli. I tej nocy, gdy jesień się sili, zeszedł księżyc w drzew suchych przeźroczu i w tym dziwnym odblasku księżyca sterczą rujny i w gruzach świątynie. O północy, o dwunastej godzinie przyszli ci, co w wojennym czynie polegli, przyszli gromadą i na stopniach na podium przysiedli, oczekujący. GENERAŁ GENDRE Czas mnie, hej Boże, czas na tamten lepszy świat. Słowianin ja, wasz brat, ja był z wami niezgodny, podłości spętany kajdanem, tak ja dziś stanął za majdanem, dziś do mnie złość nie ma przystępu, ani zawiść, ani małość podła; Boża mnie to ręka wywiodła. Bracie w męce, podaj-że ty dłoń. STANISŁAW POTOCKI Precz! — Dusza się moja wzdryga. Co ty za duch — ty mój wróg; nie ten ci mój — co tobie Bóg. Jakoż podam dłoń? GENDRE Ja widzę, iż ciebie pali skroń. Tyś powalony mieczem padł — ? POTOCKI Własny zabijał mnie brat i własny syn złorzeczył. Przekleństwem mnie Bóg strącił, Kat. Jemużem dziś władztwa przeczył; jakoż mnie pchnął los w ten bój, gdym chciał boju powstrzymać i ognie; czylim wiedział, że zapęd mnie pognie i połamie, jak zbroję skruszałą a serce się ozwało za późno. — O syny, o ojczyzno, o bracia! Daleko wy ode mnie, daleko. Już mnie głosy wieczyste wezwały, już tylko wołań mych echo jękliwe w parku się błąka; też mi czekać, bym rychło powiezion był w miejsce spokoju, gdzie łąka wiecznie kwitnąca; — — a dusza jeszcze tęskniąca — a serce, czego nie przebolało żywe, teraz się upomniało tęskliwe. GENDRE Wot tobie, duszo, upały a sercu mojemu mroźno, czyli mój syn ostał się cały? Syn jedynak — dziecina miłości — czy mi jego też Boh pozazdrości? Czyli on też będzie ojcu towarzyszem i w uścisk obejmie szyję i pocałowaniem zmyje z mych ust słowa trwogi i lęki wyżenie precz i wypije — ? O dziecię, o synu jedyny! POTOCKI Jakież były moje ciężkie przewiny? Giną z oczu, zanikają z myśli. — Otośmy tu duchy przyśli, rozkazem nieśmiertelnych wołani. CHÓR POLEGŁYCH Popłyniem polegli ku otchłani. POTOCKI Patrzę jeszcze w świat ten, jak zanika i wraz tracę z myśli, co się stało; coraz giną moje czyny i błędy, jeno spokojność dziwna wszędy. Jakież były moje przewiny? Za broń wzięły ojce i syny i na się wzajem godziły w zapamiętaniu, w obłędzie. — O jakożem stawał za sędzie tym, co sprawiedliwie walczyli? Zali sprawiedliwość i sąd śmiertelnym nie największy błąd? GENDRE / wśród oczekujących poznał syna / / przygarnia go ku sobie / O syn mój, poznaję cię, synu! Tyżeś to koło mnie, dziecino? Sięgałeś ręką wawrzynu, aż Śmierć zadzwoniła godziną wskazane dla ciebie piętno. Będzie twa dola pamiętną. Lecz któż tę pamięć zapłacze, twoją dumę i wolę junacką? Zapłakałby i sam Car, kozacze, że ty wmieszał się w tę bójkę lacką i padł pierwszy, jako podcięty kłos żyta; jako jabłoń, gdy w płatkach okwita i ostrzejsze powieją nań zwieje, tak ty spadł, jak ten okwit, co mdleje. I z ojcem, przy ojcowej piersi, razem na tamten raj idziem najpierwsi. Cóż nas czeka? Pójdziem ku otchłani, przez piekielne pustynie gnani? O gdzieżeś, pokoju wieczysty? Kraj mamy przegonić ognisty — — — ? SYN GENDRE Ach ojcze, łzy cudze palą. Łzy cudze na twarz mą upadły i przez to lica syna twojego pobladły, bo trwogą zjęty i strachem, że te łzy zaciążą przed Bogiem, bo ja zabójca był w tej wojnie z Lachem. GENDRE Synu, zabijałeś w obronie! SYN GENDRE Jakoż nie mieli walczyć, gdy okręt i łódź ich tonie; widno ognie i żar wrzał w ich łonie. A ja byłem pośród nich przeklęty i miecz mój i moja dola i szedłem z tą klątwą do pola i padłem, jako kłos zżęty. Snać Boża była ta wola. Pójdziem, ojcze jedyny, w kąt święty, kędy Cary będą nasi ojce, gdzie wszyscy równi i bliscy i ci górni i wyniośli i niscy, kędy będziem rówieśni mołojce, śród kwiecia, pośród uroków. Rzucamy ten kraj mętów i mroków i dusze oczyścim winni i będziem za łaską Bożą, jako są czyści i niewinni, gdy przeminie czas piekieł niewoli. Ach ojcze — — — ! GENDRE Coć jest duszo-synu? SYN GENDRE Serce boli, żem nie kochał — skorom był tam żywy a mogłem być kochaniem szczęśliwy. Żem był ojcze dla wielu ohydą i iż nienawidzili mnie. Więc, jak widzę ich, że teraz idą razem ze mną i z nami, kędy przeznaczenie, to mnie ściska ból serce i duszę, i dumę moją dawną i dawną pychę marną kruszę i chciałbym uzyskać przebaczenie. GENDRE Śpij, uśnij dziecino-synu. Śpij w wieńcu złotym wawrzynu; położyć go dłoń Boska w dań. Upadłeś, jako pierwsza brań. SYN GENDRE Tak tęsknię ojcze do świtu, do jasnego, czystego błękitu; bodaj zeszła ta trwóg pełna noc. — Któż to może? — Kto to jest ten Bóg, co posiada nieśmiertelną moc, przegonić precz ciemnie i mgły i sprowadzić pogodą kwietne sny i powieść nas w jasność i światłość dróg? GENDRE O synu, przeklął nas Bóg. O synu, nie pytaj starego, ileć ręce zdziałały złego, ilekroć ciebie pchnęły ku czemu, i duszę skalały młodą. Teraz nas wichry powiodą w noc jeszcze większą i groźną. O czujesz, jak wieją mroźno? SYN GENDRE O nic to, ojcze, te mrozy, jeno łzy te bratnie i siostrzane; tych straszną, palącą ranę czuję — ta rana wskroś duszę dojmuje i jakby ukaźne łozy, zabija, męczy, katuje. Te łzy, które oni płaczą — o patrzaj — na nich — przeklęli. — — — POTOCKI Odwrócili się ode mnie Anieli. O kędyż jasne słońce? Kędyż skrzydeł ich przedsłanne gońce? Ostała przy nas noc i pustość strachu. PALLAS / wchodzi / Kto tu się skarży? CHÓR POLEGŁYCH To my. PALLAS Kto wy? CHÓR POLEGŁYCH Spętane lwy. PALLAS Czyją wy ujęci ręką? CHÓR POLEGŁYCH Męką. PALLAS Kto was tu zaprzągł? CHÓR POLEGŁYCH Śmierć. PALLAS Wy padli, pierwszy łup. — — A ty co za jeden? — Hej? GENDRE Trup. PALLAS A ty kto? POTOCKI Marny cień. PALLAS Wytniemy wszystkich w pień, nim zejdzie dzień. Przybędą towarzysze. O patrzajcie, tam w oddali, w pałacu, poprzez wodne spojrzyjcie kryształy: oto dom z kolumnami. Tam Ares w okowach miłości. Za chwilę Ares będzie z nami i wszystko ponurzy we krwi. GENDRE Potrząsaj ty daremno twą żerdź; przecz nie wiesz, że Zews z ciebie drwi i zapęd twój lwi za czas się skończy? PALLAS Heu? GENDRE Przybył tu poseł gończy i wężownicą potrząsał i cały świat, co się dąsał, ujął w spokój — i skon zapowiedział a tyś, duchu wspaniały, nie wiedział, że my spokoju czekamy i że do łodzi zejść mamy i płynąć na święte wody, w wieczystą noc. PALLAS A ten młody? GENDRE Mój syn — nie budź — niech śpi. Spokojność jemu oczy zawarła. Calem bluźnił, że śmierć niezbłagana żywot jemu w kras pełni wydarła, aż oto szczęściem niezwodnym ja ojciec sercem niegodnym u łona go tulę na skon. PALLAS Kto idzie? CHÓR POLEGŁYCH Oto zwiastun — to on! HERMES / wchodzi / Zbłąkane duchy — precz! PALLAS Zabieraj swoją właść. Co mieli pierwsi paść w ofiarnicy mężów, tych masz — oto pozbawieni orężów. Bierz ich, jak swoją brań. HERMES Ty sama masz się oddalić. Przynoszęć rozkazanie. PALLAS A czyjeż to przynosisz wołanie? HERMES Tyś ludy biegła rozpalić. Oto ogniem spłonęło miasto. Ares odebrał swą dań. Wracaj niewiasto! PALLAS Jako Ares wziął swoje wiano? Zwycięstwa mu nie dano. HERMES A oto Ares we chwale zwycięstwem cieszy się cale. PALLAS To złuda — to podstęp mój, bym go miała dla mnie po niewoli. HERMES Jego już Zews nie zwoli. — PALLAS Podstęp!!! HERMES To twoja broń. Zwołaj twoje duchy i zgoń. Kres twemu władztwu kładę. PALLAS Śmiesz-że ty mnie niweczyć przez zdradę?! HERMES »Pójdziesz i zniweczysz Palladę« Twój rodzic wyrzekł sam. Zwołaj twe duchy i zgoń i pilnuj do olimpijskich bram, skąd-eś je zwołała. PALLAS Cóż pozostanie ludziom? HERMES Próżna chwała. Będą walczyć, jako wydolą sami a ty wracaj z Egidą i duchami, z tarczą twoją, bijącą płomieniami i dzidą, co wybija hasło. PALLAS Tam duchów tysiąc zawrzasło, tam gore całe miasto. Poczęli dzieło krwawe! Mamże im odebrać Sławę?! HERMES Wracaj niewiasto! — Wężowy chylę splot. / nachylił laski wężowej / PALLAS / schyla głowę / Uznajęć, synu Mai. HERMES W lot! PALLAS / nawołuje / Hej Zewsowe orły, które, pioruny niosą, niechaj-że się w ciszę oddalą! Niechaj-że polecą ku szczytom, ku górnym Hymetu śniegom, ku sinym nad Hymetem błękitom! Hej, Zewsowe dziewy, siostry płomienolice, przybiegajcie powrotne z lotów. Oto czas się dopełnił obrotów i Zews groźny wasze wyrzekł granice. Ku mnie wy z dalekosiężnemi skrzydły. Ku mnie wy, co dzierżycie Sławę. Bojową poczynaliśmy wrzawę, zapalone narodów ołtarze i oto porzucić Sprawę Zews nam każe! Hej do mnie, powrotne siostrzyce! Hej do mnie, do mnie orlice!! CHÓR POLEGŁYCH / patrzą ku stronie pałacu / Patrzaj, skrzydlate tam się chwieją, w przedsionku nagły ruch. Oneć słyszą i wracać nie śmieją. Ku wodzie przygiął je słuch. PALLAS / nawołuje ku stronie pałacu / Hej siostry, siostry orlice, rzucajcie płonący dom! Hej do mnie, do mnie sam! Zwycięstwo wasze kłam! Biegajcie, nim padnie grom. CHÓR BOGINEK / przylatuje od strony pałacu / Wzywałaś, wzywasz — ? PALLAS Tak. — Przysłany straszny znak, wężowy splot. Musimy siostry w lot wracać. — CHÓR BOGINEK Kto każe nam — ? PALLAS Zews sam. CHÓR BOGINEK Rzucić wojenny miot — ? PALLAS Wracać. CHÓR BOGINEK Przecz Aresowa moc połamie czar!? PALLAS Zwycięstwo wasze kłam! CHÓR BOGINEK Z naszej ręki Ares wziął dar rozkazem twoim i wolą. PALLAS Wieńce Aresa niewolą. Syt Sławy, zwycięstwa syt, w gnuśności legł. Zbudzi go straszny świt. Pokąd go duch wasz strzegł, Amorów wiązało pęto; gdy ocknie się ze sennych larw, gdy pojmie zdradę przeklętą, gdy posłyszy jęk tych dziwnych harf i trwogą zadrży niepojętą — — — ? CHÓR BOGINEK / przejęte trwogą / Siostry — — — w lot, w noc! Gaśnie już nasza moc, już niedaleki świt. PALLAS Rozwińcie skrzydła, w drogę! Widzicie tam szerzogę — ? CHÓR BOGINEK Mgły sine idą od pól, wiatr ustał — drży po fali kobierzec złotolistych szmat. / W oddali na wodzie ukazuje się: / ŁÓDŹ CHARONOWA / płynąca powoli / CHÓR BOGINEK Kto-że to płynie z dali? PALLAS Ha! — Oto płynie łódź. CHÓR BOGINEK / poznając / Człowiek podeszłych lat; ogniem mu oko płonie. Oto zwodzi łódź wielką przez tonie. PALLAS Dopełnion śmiertelny ból. Oto Charon wiedzie im łódź nieśmiertelną… CHÓR POLEGŁYCH O bródź Charonie, starcze bródź przez fale, przez wody męt. Wyzwolin nam przybliżasz czas. O lituj nas, o lituj nas w ohydzie ziemskich pęt. POTOCKI Czegom nie zaznał w ziemskiej doli, pojmany w ognie pychy, pojmany w ognie gniewu, za tem stęsknione serce boli, że wielki a byłem lichy. Więc płaczę żal, gdy mam się brać przez noce płynąć fal na tamten świat. CHÓR POLEGŁYCH Słuchajcie, skarży się nasz brat Wtóruje jemu szept tych drzew do żałosnego duszy śpiewu. Snać-że litują jego doli, za czym stęsknione serce boli. Był wielki pychą, lichy sercem a tymże samym jemu spłynąć wód złotolistym kobiercem. POTOCKI Dałeś mi Panie wszystkie statki i mnogie, mnogie włości i w rzędzie pierwszych przed narodem stawiłeś; jednoś nie wszczepił w pierś litości, żem się nie poczuł syn tej matki, której pozgonne widzę dziatki, jak ze mną idą bratnim chodem w tę samą noc i toń i mrok. Czemużeś Panie zaćmił wzrok, żem nie mógł zaznać szczęsnej chwili i być z tych, którzy mnie zabili i sławę szczytną wzięli? Onych-że męka zbrodni pali, na mnie się winy ciężar wali, żem szedł ich czynom wprzek. O Panie, losów pęd tajemny; przeznaczeń nieodmienny bieg. Terazże mam w okrutnej skardze zestąpić w czółno przewoźnika na drogę do niezwrotnych rzek — człowiek występny, człowiek ciemny — ? Coraz-że pamięć już zanika. — — O Panie, nie szczędź mi promyka, daj słyszeć jeden śpiew litosny, daj jeszcze słyszeć szept tych drzew. Czy szemrzą — ? Jakaż cisza głucha — — ? Kto-że to płynie mętem wód? Lud-że tych dusz za wiosłem słucha? To bracia moi? — dusz ten lud? We wodny zapatrzeni bród. ŁÓDŹ CHARONOWA / pojawia się bliżej płynąca / CHÓR POLEGŁYCH O bródź Charonie, starcze bródż przez fale, przez wodny męt nieśmiertelności cichą łódź. Wyzwolin nam przybliżasz czas. O lituj nas, o lituj nas w ohydzie ziemskich pęt. POTOCKI / rozgląda się wśród ruin sceny / Ojczyzna-że to moja w złomie? Na moim-że to skazy domie? Pałac się sypie w gruz… Dla mnie to już przekleństwo wieczne i miecze bratnie obosieczne i łódź: śmiertelny mus — ? Przebaczcie mi, przebaczcie mi, rozpaczą żywie duch. Oto się mój obłędny duch tych czepia drzew, gdzie szumiał śpiew niedawny na mój skon. Gruzy koło mnie, spadły złom; rozstąpił się ojczysty dom i krew spłynęła z łon. ŁÓDŹ CHARONOWA / podpływa przed scenę Teatrum / CHÓR POLEGŁYCH O bródź Charonie, starcze bródź, wyzwolin nam przybliżaj czas, nieśmiertelności cichą łódź. O lituj nas, o lituj nas w ohydzie ziemskich złud. HERMES Skończony wasz i wczas i trud, pora zejść w Acheronu bród, zapomnień na was zejdzie moc. Do łodzi precz, precz w noc! Powiodę was przez ciemnie dróg, goniec stygijskich wód. / wznosi wężownicę i zatacza nad głowami poległych / Tym oto berłem tnę przestrzenie, pod berłem drży podziemny świat i moce zlękłe wszystkiej ziemi. Spełnioneć wasze przeznaczenie, żal próżen ziemskich strat. Rzucajcie świat — kędy was berła gest pożenie wężami splecionemi! Powiodę was przez ciemnie dróg, w Acheronowy wwiodę bród, jako wam losy znaczył Bóg. Oto łódź czeka — zstąpcie w próg, za świat — za świat — za świat!! POLEGLI / zstępują do łodzi / HERMES / wstępuje w łódź / ŁÓDŹ CHARONOWA / odpływa / PALLAS Igraszką byłam w ręku Boga ja gwiazda, którą Bóg zapala. Oto mnie Jego głos powala, że odejść muszę. CHÓR BOGINEK Cóż będzie z narodem? PALLAS Bez pomocy mej ostanie sam. Zapaliłam w narodzie dusze, skąpałam męże we krwi. CHÓR BOGINEK Ostawisz ich z ich krwawym głodem?! PALLAS Naród będzie walczył z narodem. Dałam im szczęścia błysk przez chwilę. Nieszczęść dopełnią sami, gdy krokiem pójdą wstecz! Siostry w lot! — Wy ze skrzydłami precz!! BOGINIE / na rozwiniętych skrzydłach / / ulatują / ŁÓDŹ CHARONOWA / przepływa w oddali / W ALEJACH UJAZDOWSKICH Drzewa wielkim schyliły się skłonem bezlistnych, sczerniałych gałęzi. Cała droga liściem uścielona, które wiatr rozgania drgające. Noc jeszcze. Widać w oddali, jak wojska stanęły szwadronem, w pogotowiu. W. KSIĄŻĘ / sam / / w mundurze, otulony w płaszcz / / przechadza się wśród zeschłych liści / KURUTA / wchodzi / / zbliża się powoli / Przybył generał… W. KSIĄŻĘ Małczat! KURUTA Właśnie przybył W. KSIĄŻĘ Małczat! KURUTA Jazdy pułki cztery czekają. W. KSIĄŻĘ Niech czekają. KURUTA Co Książę rozkaże? Wasza Cesarska Mość niech rozkaz wyda. W. KSIĄŻĘ Nie wydam. KURUTA Wydać trzeba. W. KSIĄŻĘ Na cóż to się przyda? KURUTA / odchodzi / W. KSIĄŻĘ Kuruta! KURUTA / nadbiega / Wasza Cesarska Mość każe — — ? W. KSIĄŻĘ / daje znak, by się zbliżył / Słyszysz ty ten szum liści i w liści pogwarze szepty — ? KURUTA Wot znaczy? — — Podal stoją straże i czekają rozkazów. W. KSIĄŻĘ Niechaj dzień nie wschodzi. Kto to przybył — ? KURUTA Krasiński generał. W. KSIĄŻĘ Niech czeka. KURUTA I czemuż Książę rozkazy odwleka? W. KSIĄŻĘ To ty rozkazuj. KURUTA Nie wiem. — Ja nie umiem. W. KSIĄŻĘ Wyjdź przed front i klnij głośno. KURUTA Książę — nie rozumiem? W. KSIĄŻĘ Nie rozumiesz — ? Czy słyszysz, co te liście gwarzą? / kopie nogą liście / Szit, szit — szit, szit… szit, te liście marzą. O czym? — O Wielkim Księciu… ? Hej… KURUTA / wzrusza ramionami / Wszak ci tu Wasza Miłość na czele wojsk stoi. — Tak gotowi powiedzieć — że Książę się — boi. W. KSIĄŻĘ Boi się Wielki Książę nie ludzi, lecz Boga. Jak dla mnie znajdzie drogę Bóg — tak minie trwoga. KURUTA / odchodzi / W. KSIĄŻĘ / sam / KURUTA / wraca / / zbliża się do W. Księcia / W. KSIĄŻĘ / w zaufaniu / Tak te drzewa na wiosnę — pędy puszczą nowe. Tak teraz jest listopad, niebezpieczna pora. Zaczęto się to wczoraj — tak wczoraj z wieczora Od czego się zaczęto — i co to się stało? Liście spadły, tak drogę zaścieliły całą. Liście suche, szit, szit… KURUTA / wzrusza ramionami / / odchodzi / W. KSIĄŻĘ / sam / KURUTA / po chwili wraca / / zbliża się do W. Księcia / Przebudziła się właśnie. W. KSIĄŻĘ Cóż? KURUTA Plecie od rzeczy. W. KSIĄŻĘ Cóż plecie — ? KURUTA / wzrusza ramionami / W. KSIĄŻĘ A niech plecie. KURUTA / wzrusza ramionami / W. KSIĄŻĘ Niech lekarz ją leczy. KURUTA / milczy / W. KSIĄŻĘ Nieprzytomna? KURUTA To właśnie — choć patrzy na oczy, ręce ku czemuś wznosi i jak we śnie kroczy. W. KSIĄŻĘ Wynoś się! KURUTA Książę panie? W. KSIĄŻĘ Do drogi się zbierać! KURUTA Lecz właśnie Księżna pani nie da się ubierać i zrzuca z siebie stroje. W. KSIĄŻĘ / patrzy wielkimi oczyma / A! A! A! Wenera! KURUTA Wasza Miłość — ? W. KSIĄŻĘ / spostrzegł Joannę / Ot moja pani. JOANNA / we futrze, półubrana / / wchodzi / PANNY / biegną za nią / W. KSIĄŻĘ / gestem zatrzymuje orszak / JOANNA / nuci / »Mówił ojciec do swej Basi: biją w tarabany…..« Nie, to nie tak — — tak. — Mars mnie zabiera na swoje łoże — w miłość. W. KSIĄŻĘ / otula ją / JOANNA O czemuś ty się przebudził?! Uciekasz?! — Stój! — Stój kochanku! — — / wskazuje orszak panien stojący opodal / Patrzaj — to są moje boginie uskrzydlone. — One swoje stroje zwinęły; — czyli skrzydła rozchylą nad głowy? Czyli znowu ulecą? — / jakby powtarzała za kim / Bądź zdrowa. — / jakby mówiła do kogoś / Bądź zdrowy. — Gdzie ty biegniesz? — Tyś w twoje zwycięstwo uwierzył! Patrzaj — tyś oszukany!!! — Pożar się rozszerzył!! Ratuj mnie!! — Miłość moja wiąże cię w niemocy?! Pusty pałac — ? Jak czarne okropne otchłanie. — Noc i straszliwa głuchość. — Ulituj się panie! On odpycha mnie! Pęta miłości mej zrywa! Ja byłam z tobą — w śnie moim szczęśliwa — — / przytomnieje / / szeptem / To sen był — — taki był mój sen — tej nocy. W. KSIĄŻĘ / prowadzi ją ku głębi / / sanie zajeżdżają w głębi / JOANNA / usiada w saniach / / obok niej usiada jedna z panien / W. KSIĄŻĘ / odszedł od żony / / przesyła jej z daleka całusa / Adieu — adieu Żaneto. / krzyczy / Konia! / Żołnierze wprowadzają w głębi konia / GENERAŁ WINCENTY KRASIŃSKI / wchodzi / / Sanie z W. Księżną odjeżdżają / W. KSIĄŻĘ / zapatrzony za odjeżdżającą W. Księżną / / nagle zwraca się / / spostrzega Krasińskiego / / usiłuje sobie przypomnieć / Prawdali to? — Jest prawda? — Tak. — Pardon. C'est vrai. Lecz mnie uwierzyć trudno. — Tak już widzę. Chcę. Ja was każę powiązać! / wpatruje się w Krasińskiego / Nie — to jest udanie. Ja was każę powiązać! KRASIŃSKI / obojętnie / Wiąż. W. KSIĄŻĘ O polski panie! Wiązać Was? — — / wpatruje się w Krasińskiego / Nie. Ja tak was ostawić nie mogę. Wy buntowni. — Wy, jakoż nie? Tak wy Polacy. I jakoż wy, wy polscy, wy byliby tacy, żeby rzucić swą Sprawę — swoją Polskę rzucić i stać po stronie Cara? — Wy potężni. Jak ja patrzę się na was tak — że wy orężni, tak ja blednę. — Wybaczcie przyjacielu, bracie, ale wy moje wrogi mnie — wy się nie znacie. Tak wy zdrajce! KRASIŃSKI / w gniewie / Zamilcz! — — / ochłonął / / głosem stłumionym / Wybacz książę. Wasza Cesarska Mość w obłędzie gada i nie zważa na cios, gdy ostre słowo pada, słowo błędu. W. KSIĄŻĘ Ja jasno widzę. Ja upadłem. Upadłem już. — Już w ogniach, hej, pobladłem. Ja już skończyłem się. A teraz wy gwiazdami. Tak na was czas — wy nie będziecie z nami. Nie łudzę się. Nie, nie chcę. Zostaniem wrogowie. Tak ja was upokorzyć chcę — wy, wy panowie! Dlaczego jeszcze tu? — Tam miasto się gotuje. Tam pożar wre. Powstanie? Szał. Wszyscy orężni. Błyskawice wstrzymali w pędzie — i potężni! A wy — czemu wy tu? — Tak ja się o was boję. Wy trupy — — — jeśli ze mną związani w przymierze. Wy nie wierzycie w Polskę — ? Co? — A ja w nią wierzę! / wpatruje się w Krasińskiego / KRASIŃSKI Nie widzi Car, co polską wziął koronę, że my tam trupów naszych ścielem mosty. Nie widzi Wielki Książę brat, żeśmy wbrew woli narodu, co nas woła tam — u jego boku stanęli, jako mur, co brata chroni i dzisiaj, gdy nam Bóg na Wolność dzwoni, my nie o sobie myślim w takiej chwili, lecz by tej szczędzić krwi, co tam się leje, gdyście jej tyle w kaźniach roztrwonili, krwi naszej spodleni złodzieje. Zginął Potocki, Blumer, Nowicki generał a przy Potockim byłem ja, kiedy umierał, gdy śród poległych trupa wyszukano. Zginął Trębicki, Siemiątkowski zginął. Ja, Wielki Książę, jeżelim ocalał, to nie na to, bym honor mój w podłości kalał, by mnie pod pręgierz bezwstydu stawiano. Nie macie prawa pytać, Książę, w co ja wierzę. Pewna, że mnie z podłością nie wiąże przymierze. / oddaje szpadę / W. KSIĄŻĘ Zostaw ty to! — I waruj tu, jak pies, u moich nóg; Cha, cha! — Gdy polskie ozwało się serce, tak ja pokażę wam, kto wasi zdzierce. Sumienia obrachunek zrobię. Spłacę dług. Tam, pod pokojami Belwederu, tam w lochu człowiek jest, od lat kilku zamkniony. Tak to perła. — Tak ty nie czujesz się zarumieniony przede mną?! Tak ty mówisz, że masz serce i czujesz?! Ty spojrzyj jemu w twarz — / nawołuje / Hej! Straż! KURUTA / wbiega / W. KSIĄŻĘ / szepce mu do ucha / KURUTA / staje zdumiały / W. KSIĄŻĘ / przynagla gestem / KURUTA / odchodzi / W. KSIĄŻĘ Skończył się Wielki Książę — / zrywa z piersi gwiazdę i ordery / / depce nogami / Precz, precz — depcę, gardzę. To nic — to wszystko dał mi Car. — Nie chcę — nie. / nasłuchuje / Słyszycie — tam — ? Ta noc, jak wicher hula — dmie W noc taką skonał ojciec mój. — — / nagle trwoży się / Ja nie był jego kat! / krzyczy / / zasłaniając oczy / to brat — to brat, to brat, to brat, to brat!! KRASIŃSKI / stoi nieporuszony / / w głębi armaty przeciągane przejeżdżają / / ku prawej stronie / W. KSIĄŻĘ / idzie ku generałowi Krasińskiemu / / chwyta go za guz munduru na piersi / / śmieje się / / wskazuje w głąb / KRASIŃSKI / patrzy we wskazanym kierunku / W. KSIĄŻĘ Tak ja tu klejnot mam! — Ja ci pokażę. Prometeusz wasz polski. / wskazuje / Ot, wiodą go straże. WALERYAN ŁUKASIŃSKI / ślepy / / w łachmanach, w kajdanach na nogach i rękach / / wchodzi / / prowadzony przez straż / STRAŻ / wiąże Łukasińskiego do armaty / / zdejmują mu kajdany z nóg. / / Słychać dzwony z Warszawy / W. KSIĄŻĘ / idzie ku głębi / / dosiada konia / STRAŻ / oddala się od Łukasińskiego / ŁUKASIŃSKI / poczuł, że straż już się odeń oddaliła. / I poczuł, że chwila wolności nadeszła, ta chwila, w której go wiodą; choć skuty w kajdany, do działa związany, to jednak ci jego wrogowie, jak tchórze tej chwili zadrżeli, zwątpili — powietrze czuć swobodą. I poczuł, że bracia wzlecieli orłowie, wzlecieli tam w Warszawie; że dzwony, co biją, wieść niosą gloryją, że wstali bohaterowie. »Wytrwania! Wytrwania, o dajże im Boże, niech siły ich się nie zmarnią. Bądź srogie więzienie wieczyste me łoże i żywot jedyną męczarnią. Niech wloką, niech wloką, niech w lochy zakują, niech sępy żreją me ciało, by ino tym braciom, co dzwonią w Warszawie, zwycięstwo się walki dostało.« I dłonie przed siebie wyciąga i słucha, wiew każdy powietrza czuje i twarz mu się mieni, w zachwycie jest ducha, spełnione dzieło zgaduje. Uklęka — łzy cieką, pierś łkaniem się wstrząsa, radością płonie oblicze i szepce, a trudno mu słowa się wleką, modlitwy łka tajemnicze: »O pójdziesz ty kiedyś mój duchu na gody za kaźń twą, żywota gorycze. W tych dzwonach z Warszawy do ciebie to gońce:….« Witaj — Jutrzenko — swo—bo—dy — — , za to—bą — zba—wie—nia — Słoń—ce. / powstaje / KRASIŃSKI / przesłania twarz dłońmi / W. KSIĄŻĘ / rusza z miejsca / / Rozpoczyna się pochód. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/noc-listopadowa. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Stanisław Wyspiański, Noc listopadowa. Sceny dramatyczne, Odbito w drukarnii Uniw. Jag., nakł. autora, skład. Księgarnia Gebethnera, Kraków 1904. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł. ISBN-978-83-288-2948-0