Gerard Witowski Historia Pustelnika Felieton nr 4, z 17 kwietnia 1816 roku. Est natura hominum novitatis avida. Plinius, Historia naturalis I, 3. Ciekawość jest ludziom wrodzona. Jednakże to bardzo rzecz przyjemna być czymsiś na świecie i mam w sobie nieskończoną wdzięczność, żem został Pustelnikiem. Póki niczym nie byłem, nikt się o mnie i nie spytał; na próżno się przypatrywałem światu, świat tego nie postrzegał. Krótko mówiąc, mogłem bezpiecznie, tak jak żyłem, zachorować sobie i umrzeć incognito. Teraz dzięki Niebu już mnie taka nie spotka obelga. Zaledwie podałem się trzy razy do gazety i złe czy dobre obwieściłem rzeczy, aliści skwapliwie po całym dochodzono mnie Krakowskim Przedmieściu; byli nawet niewierni, którzy mnie i po innych szukali ulicach. Ci, których bystrego oka nic dotąd nie uszło, mówią, że mnie już poznali. Tamten mnie widział na kosmoramie, ten znowu na sądach, inny widział w Alejach Ujazdowskich, inny jeszcze, jakem liczył idące z Pragi woły. Przyznam się, taka usilność w śledzeniu kroków moich pochlebia próżności starca, który co dopiero żyć zaczyna. — Lecz jak z jednej strony wdzięcznym być muszę za tyle ciekawości, tak z drugiej cierpię, ile razy dowiem się, że z mojej przyczyny ludzie niewinni napastowani są przez tych wszystkich, w sądzeniu skorych, którym uprzykrzona jakaś do zgadywania chęć nie daje chwili namysłu. I tak, powiedziano naprzód, że owym mniemanym Pustelnikiem był ktoś z biura, wielki miłośnik loterii, i który w nowym sposobie chce raz jeszcze popróbować losu. Posądzono potem pewnego szambelana od dawnego dworu, mieszkającego w pałacu Radziwiłłowskim, i różne już poczyniono domysły o jego rozproszonym potomstwie, nie spytawszy się wprzódy, czy ten szambelan miał żonę i dzieci. Inni jeszcze zwrócili oko na pewnego sędziwego człowieka w tabaczkowym, długim surducie i z kresą na czole, który siada w parterze, po prawej stronie, pod piątym numerem, a o którym powiedziano, że dlatego ukosem na aktorów pogląda, żeby zaraz drugim okiem widział, co się dzieje po lożach. Mamże dodać, co jeszcze zgaduje niczym nienasycona a złośliwa ciekawość? Oto mówiono, że tym kronikarzem nie jest bynajmniej Pustelnik żaden, ale raczej Pustelniczka ze Smoczej ulicy, która sąsiadkom swoim przez lat kilkanaście dawała kurs plotek ciekawych, i która w zapowiedzianym piśmie chce tak przedziwnej nauki, a razem przykładu swojego, uwiecznić pamiątkę. Jest powinnością moją zbić te mylne wieści przez wydanie krótkiej o życiu moim wiadomości, którą, jeśli łaskawy czytelnik cierpliwie do końca mieć zechce przed oczyma, z łatwością już potem znajdzie moje ustronie, do którego jemu tym chętniej wskazuję drogę, iż jestem przekonany, że co u mnie widzieć będzie, sam dla siebie zatrzyma i nic nikomu nie powie. Prócz tego, ponieważ wziąłem na siebie charakter publiczny, słusznie jest, że powiem, czym dawniej byłem, gdziem się i jak zachowywał, jakie są moje sposoby i jakie do ufności prawo; a jeśli w zamierzonym celu przejdę ścisłe konieczności granice i zbyt długo zastanawiać się będę nad zdarzeniami mnie tylko tyczącymi się, raczy dobry czytelnik przebaczyć to starcowi, który w przeszłości już tylko żyje i dla którego całym prawie szczęściem są dawne wspomnienia. Urodziłem się na Podlasiu dnia 15 maja 1745. Pierwsze chwile młodości przepędziłem ma wsi pod dozorem ojca, który w dziecinnym zaraz wieku dał mi uczuć cały ciężar surowej cnoty swojej, Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi, Różdżka bynajmniej zdrowiu nie zawadzi. te były pierwsze słowa, które mi czytać kazał w elementarzu. — Do tej ostrości charakteru, jaką obdarzyła go natura, łączył jeszcze mocne przeciw ludziom zagniewanie, skutek nieszczęśliwych w sprawie króla Leszczyńskiego doświadczeń. — Z rąk takiego to nauczyciela przeszedłem w roku 16. w ręce guwernera. Pan Delamarée, dawny przyjaciel domu naszego, umyślnie sprowadzony z Lunevilu, jak gdyby w zmowie z ojcem, jeszcze go w jego zdaniach przesadzał. Przywiózł on był z sobą Emila, ledwo co światu wiadome o edukacji dzieło, płód wielkiego, lecz razem dziwacznego geniuszu, tym droższe i milsze, że prześladowane i nowe, i postanowił podług niego młody jeszcze kształcić mój umysł. Łatwo się domyśleć można, jakie były takiego prowadzenia skutki. — Wziąłem sobie za obowiązek sumienia pogardzać światem i kiedym się już dobrze w tym uprzedzeniu utwierdził, pan Delamarée uznał potrzebę wyjechać ze mną do Warszawy dla zbogacenia mnie niektórymi jeszcze wiadomościami. Nie bez wstrętu udawałem się do tej stolicy biesiadującego wówczas narodu i nie bez żalu opuszczałem po raz pierwszy dom rodziców. — Moja matka, zwyczajnie jak matka, dała mi na drogę własnej roboty woreczek po kryjomu, napełniony złotem zebranym z małej swojej intratki; ojciec mój dał mi tysiąc morałów i ślepe panu Delamarée przykazał posłuszeństwo. Ułożyliśmy w drodze nowy plan nauk, z którego wypadło, żeby stać na wolnym powietrzu, i dlatego za przybyciem do miasta obraliśmy Krakowskie Przedmieście w miejscu, które dziś oddziela własność domu Tyszkiewiczów od placu koszar kadeckich. Przypadek zdarzył, że w tym samym domu stała pani Łowczycowa, kuzynka ojca mojego, której córka Teodozja tym łatwiej przejmowała uprzedzenia moje, że sama żadnych jeszcze nie miała. Z nią to w częstych naszych po ogródku przechadzkach powstawałem przeciw marnościom światowym, złorzeczyliśmy próżności, a tymczasem zbierały się kwiaty i uwite przechodziły z rąk do rąk bukiety; nie wiem, co by się było dalej stało z tej nienawiści, którąśmy oboje czuli w sobie do ludzi, gdyby zwykła rzeczy ziemskich zmiana nie była nas rozłączyła i nie położyła końca uczonej pana Delamarée edukacji. August III żyć przestał. Już blaskiem korony ozdobił się monarcha znany z osobistych przymiotów swoich i już od granic Podola zbierała się chmura mająca tak świetne zaburzyć panowanie. Pan stolnik, wujaszek mój, który nie mógł być za królem, a nie chciał być przeciw królowi, obrał środek wyjechania z kraju i nie bez trudności zyskał na moim ojcu pozwolenie wzięcia mnie z sobą. W tej to politycznej wędrówce zwiedziłem dwory filozofa poety Fryderyka, wytworny Ludwika XV, skromny Ganganellego papieża i pobożny Marii Teresy. Od tej podróży zaczyna się druga epoka życia mojego. Wujaszek mój, pan wesoły i hojny, humoru z ojcem moim zupełnie przeciwnego, jednym słowem *optymista*, znalazł wszędzie chętnych dla siebie cudzoziemców i ze mnie Emila zrobił ucznia Adissona. — Berlin kwitnący przemysłem hugenotów, przytulonych wygnańców Francji, właśnie wzrastał wtenczas pod opiekuńczą władzą monarchy, który równie w pokoju, jak na wojnie, zawsze umiał być wielkim. — Tu rzuciłem pierwsze rysy mojego dziennika. W Paryżu zostawił mi był ojciec w puściźnie dobre imię swoje; bo choć jeszcze przydomek dany mu Alcesta trwał w umyśle jego znajomych, tkwiła także w ich pamięci ta jego niczym nieskażona uczciwość i ta szlachetność Polakom wrodzona, która mi do najpierwszych domów ułatwiła wnijście. Tam to widziałem wzory tego poloru, tej niezrównanej grzeczności, która same nawet błędy znośnymi czynić umiała, i tam postrzegałem jeszcze to niebezpieczne w nowościach upodobanie, które miało Francję potem w tylu odmiennych ukazać postaciach. Kochany wuj pozwolił mi nadto widzieć z sobą włoską krainę. Jakież nowe do nauki i uwag znalazłem pole na tej ziemi klasycznej! Jakie do porównania ze stanem dzisiejszego Rzymu dawnej świetności pamiątki i jakie życie wpośród miejsc, gdzie się co krok razem zebrana dwudziestu przeszło wieków spotykać daje obecność! Spiesznie przejechaliśmy Wiedeń i niewiele nas zastanawiał sławny wówczas Kaunitz, bo nas tęsknota pociągała do ziemi ojczystej, bośmy dążyli do mniej okazałej wprawdzie, lecz miłej Warszawy. Świetny wtenczas zajmował już Polaków widok wypogodzonej stolicy. Ten, który miał Polskę oświecić i przywrócić dla niej wiek dawny Zygmuntów, już z tronu ubezpieczonego rozdawał spokojnie zachęcenia i dary. Już się cisnęli koło niego monarchy godni Naruszewicze, Trębeccy i ten na ich czele książę polskich poetów, najwyborniejszych towarzystw ozdoba, który …Cnej pisania sztuki z dowcipem i gustem Dał najpierwsze przykłady pod naszym Augustem. Śpiesznie zatem postanowiłem odziedziczone po ojcu dobra w ten sposób urządzić, żebym bez utraty majątku mógł swobodnie przesiedzieć w Warszawie. — Poznałem też wkrótce osobę, która dozgonną miała być przyjaciółką moją, poznałem kobietę, która jak była wzorem piękności, tak przymiotami serca i rozumu zrobiła z domu mojego prawdziwe szczęścia wyobrażenie. Odtąd całkowicie oddany słodyczom domowego pożycia, wychowaniu dzieci, słodyczy nareszcie ówczesnych towarzystw, skwapliwie wymawiałem się od ofiarowanych mi przez króla urzędów, lubo się starałem pełnić zawsze powinność obywatela, chętnym się do dobra publicznego, w czym mogłem, przykładaniem. Zwięzłość pisma tego uwalnia mnie wchodzić tą razą w szczegóły owych czasów, które w przeciągu lat piętnastu tak piękną uczyniły Warszawę. Świadczą jeszcze Fawory, ogrody upadające księcia ekspodkomorzego, ruiny Powązek, Górców i Woli, świadczą na koniec Łazienki i inne publiczne pamiątki o świetności epoki, którą zakończył świetniejszy nad wszystko Sejm Czteroletni. Winienem atoli do hołdu uwielbienia przydać głos wdzięczności dla tych czcigodnych mężów, którzy utworzyli Szkołę Rycerską, chlubną jeszcze owych czasów pamiątkę. Tam oba synowie moi odebrali zasady czystego obywatelstwa, którego piękny wkrótce, lubo nader drogi dali przykład!… Z boleścią serca przystępuję do dalszej życia mego osnowy. Przyszedł dzień okropny, dzień zguby. Stanąłem i ja, choć nieco już podeszły, w sprawie powszechnej i z chlubą wspominać będę otrzymane w czasie powstania kalectwo. — Lecz jak drogo mnie ten zaszczyt obrony kosztuje! Z upadkiem kraju widziałem, jak upadł starszy syn mój, i jak drugi ledwo się od śmierci obronił. Straciłem także młodszą córkę, a za nimi poszła wkrótce z żalu i matka. Te tak okropne i szybko po sobie idące ciosy w czarnej pogrążyły mnie melancholii. Rozporządziłem, jak mogłem, dwoje pozostałych dzieci. August osiadł na Podlasiu, siostra jego wyjechała z mężem na Wołyń; sam zaś z domu Roeslera, gdzie świetne przeżyłem czasy, przeniósłszy się do dawnego domku mojego przy koszarach kadeckich, mimo częstych próśb dzieci, u których nie wątpię, że by mi dobrze było, zamknąłem się przed ludźmi z dwojgiem wiernych służących i tak całe przetrwałem panowanie pruskie. Od tego czasu, który stanowi nową epokę życia mojego, posiadam przydomek Pustelnika, dany mi z początku nie bez przyczyny od moich sąsiadów, który teraz nosić muszę dla nałogu ludzkiego i który wreszcie przybieram publicznie, chociażem sposób życia raz jeszcze odmienił. Jeden mnie tylko w moim ustroniu znajomy odwiedzał. Ten wierny przyjaciel donosił mi, co się działo na świecie, i od niego to pierwszego dowiedziałem się o ważnej zmianie, która sprowadzić miała owe sceny polityczne, jakich przez lat 6 byliśmy niedawno świadkami. Wyszedłem znowu na świat, a raczej na miasto. Zacząłem do dawnych powracać znajomości i nawet zawierać nowe; wszystkim zaś tym chętniej się udzielać, żem się był w domku moim nieco długo zasiedział. — Bawiła mnie, więcej powiem, zajmowała, ta powszechna żądza znaczenia w nowym rzeczy porządku, i lubom się walecznie bronił, a raczej wiek mój bronił się walecznie, od próżności urzędowania, zawsze jednak cierpiałem, żem nigdy nic nie znaczył, i że tak naturalnie stosować się do mnie mogła owa bajeczka o pewnym starcu w trzech słowach zawarta, a której natrętne wyrazy coraz się głośniej w moich obijały uszach. O! Jakże ci podziękować mam, Pustelniku Paryski, dobrodzieju mój! Miałem i ja podobny do twego, od lat czterdziestu kilku prowadzony dziennik. Tyś mi wskazał jego i moje przeznaczenie, tyś wzory udzielił naśladowania godne, bo sam spomiędzy pisarzy jedną z tobą idących drogą łączysz te wszystkie przymioty, które zebrani Czytelnicy raczyli mi przepisać na swoim ogólnym posiedzeniu. — Późno, to prawda, wziąłem się do pracy, ale z tego względu nie mamy sobie nic do wyrzucenia oba; i abym tylko w trudnej sztuce twojej jakikolwiek zrobił postęp, mogę lepiej użyć reszty życia, jak kiedy pod słodkim panowaniem Monarchy, który nam wszelkich swobód użycza, poświęcę ją na usługi tych, których On godnymi uznał Swojej Wysokiej Opieki. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/witowski-historia-pustelnika. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Gerard Witowski, Historia Pustelnika, w: Gazeta Warszawska no IV, Warszawa 1816. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Biblioteki. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła.