Stanisław Wyspiański Wesele Dramat w trzech aktach ISBN 978-83-288-2950-3 OSOBY: * GOSPODARZ * GOSPODYNI * PAN MŁODY * PANNA MŁODA * MARYSIA * WOJTEK * OJCIEC * DZIAD * JASIEK * KASPER * POETA * DZIENNIKARZ * NOS * KSIĄDZ * MARYNA * ZOSIA * RADCZYNI * HANECZKA * CZEPIEC * CZEPCOWA * KLIMINA * KASIA * STASZEK * KUBA * ŻYD * RACHEL * MUZYKANT * ISIA OSOBY DRAMATU: * CHOCHOŁ * WIDMO * STAŃCZYK * HETMAN * RYCERZ CZARNY * UPIÓR * WERNYHORA DEKORACJA: Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i ludzi, którzy się przez nią przesuną. Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupotających tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie piosenki…. I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską nutę… wirujący dookoła, w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, nasza dzisiejsza wiejska Polska. A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżko gospodarstwa i kołyska, i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; — za oknem ciemno mrok — za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew otulony w słomę, w zimową ochronę okryty. Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu proste drewniane stołki kuchenne z białego drzewa; przy tym na izbie biurko, zarzucone mnóstwem papierów; ponad biurkiem fotografia Matejkowskiego „Wernyhory” i litograficzne odbicie Matejkowskich „Racławic”. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny świecącymi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowymi kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy młodej w lokach i na ciemnej sukni. U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary grat, fotel z wysokim oparciem. Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej szacie, w koralach i koronie polskiej Królowej, z Dzieciątkiem, które rączkę ku błogosławieniu wzniosło. Strop drewniany w długie belki proste z wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania. RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM. AKT I SCENA I / Czepiec, Dziennikarz / CZEPIEC Cóz tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!? DZIENNIKARZ A, mój miły gospodarzu, mam przez cały dzień dosyć Chińczyków. CZEPIEC Pan polityk! DZIENNIKARZ Otóż właśnie polityków mam dość, po uszy, dzień cały. CZEPIEC Kiedy to ciekawe sprawy. DZIENNIKARZ A to czytaj, kto ciekawy; wiecie choć, gdzie Chiny leżą? CZEPIEC No, daleko, kajsi gdzieś daleko; a panowie to nijak nie wiedzą, że chłop chłopskim rozumem trafi, choćby było i daleko. A i my tu cytomy gazety i syćko wiemy. DZIENNIKARZ A po co — ? CZEPIEC Sami się do światu garniemy. DZIENNIKARZ Ja myślę, że na waszej parafii świat dla was aż dosyć szeroki. CZEPIEC A tu ano i u nas bywają, co byli aże dwa roki w Japonii; jak była wojna. DZIENNIKARZ Ale tu wieś spokojna. — Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna. CZEPIEC Pon się boją we wsi ruchu. Pon nos obśmiwajom w duchu. — A jak my, to my się rwiemy ino do jakiej bijacki. Z takich, jak my, był Głowacki. A, jak myślę, ze panowie duza by juz mogli mieć, ino oni nie chcom chcieć! SCENA II / Dziennikarz, Zosia / DZIENNIKARZ Pani to taki kozaczek; jak zesiądzie z konika, jest smutny. ZOSIA A pan zawsze bałamutny. DZIENNIKARZ To nie komplement, to czuję i tego bynajmniej nie tłumię. ZOSIA Dobrze, że przynajmniej pan umie zmiarkować, kiedy uczucie, a kiedy salonowa zabawka — ale w tym razie… DZIENNIKARZ To sprawka pani wdzięku, pani jest bardzo miła, pani tak główkę schyliła… ZOSIA Prawda? Tak jakbym się dziwiła, że mnie tyle honoru spotyka; pan redaktor dużego dziennika przypatruje się i oczy przymyka na mnie, jako na obrazek. DZIENNIKARZ A obrazek malowny, bez skazek, farby świeże, naturalne, rysunek ogromnie prawdziwy, wszystko aż do ram idealne. ZOSIA Widzę, znawca osobliwy. DZIENNIKARZ I czemuż pani się gniewa? ZOSIA Że pan jak Lohengrin śpiewa nade mną jak nad łabędziem, że my dla siebie nie będziem, i po cóż tyle śpiewności? DZIENNIKARZ Oto tak, tak z rozlewności towarzyskiej. SCENA III / Radczyni, Haneczka, Zosia / HANECZKA Ach, cioteczko, ciotusieńko! RADCZYNI Co, serdeńko? HANECZKA Tamci tańczą, my stoimy; chcemy tańczyć także i my. RADCZYNI Może który z panów zechce? ZOSIA Z nikim z panów tańczyć nie chcę. RADCZYNI Potańcujcie trochę same. ZOSIA My byśmy chciały z drużbami, z tymi, co pawimi piórami zamiatają pułap izby. RADCZYNI Poszłybyście tam do ciżby? HANECZKA To tak miło, miło w ścisku. RADCZYNI Oni się tam gniotą, tłoczą i ni stąd, ni zowąd naraz trzask, prask, biją się po pysku; to nie dla was. ZOSIA My wrócimy zaraz. RADCZYNI Cóżeś ty dziś tak wesoła? Odgarnij se włosy z czoła. ZOSIA Raz dokoła, raz dokoła! HANECZKA Ciotusieńka zła okropnie, zła okrutnie — a przelotnie — zaraz buzię pocałuję. RADCZYNI Hanka zawsze swego dopnie. Niech się panna wytańcuje. SCENA IV / Radczyni, Klimina / KLIMINA Pochwalony, dobry wieczór państwu. RADCZYNI Pochwalony — gospodyni… KLIMINA Tu wsiosko od maleńkości, Klimina, po wójcie wdowa. RADCZYNI Radczyni jestem z Krakowa. KLIMINA Macie syna. RADCZYNI Tańcuje tam. KLIMINA Niech się bawi; som ta dziwki, niech nie stoją. RADCZYNI Jakoś mu nie idzie sporo, bo się ino pogapuje. KLIMINA Panowie dziwek się boją; zaraz która co przyniesie, ino roz sie przetańcuje. RADCZYNI Wyście sobie, a my sobie. Każden sobie rzepkę skrobie. KLIMINA Myślałam, pomówię z matusią, toby wnuczka kołysała — ? RADCZYNI A toście wy skora, kumosiu; ledwo że wkoło spojrzała, już by mi synów swatała — ? KLIMINA Hej, jo sie bawiła wprzódzi, teroz bym lo inszych chciała. Coraz więcej potrza ludzi. Żeniłabym, wydawała! SCENA V / Zosia, Kasper / ZOSIA Drużba tańczy, proszę ze mną. KASPER Panienka obcesem wpada. ZOSIA A w kółeczko… KASPER Dookoła. Panienka se ta wesoła. Ano Kaśka będzie rada, jak przestoi. ZOSIA Kaśka, jaka? KASPER Ano ta, co w kącie taka… ZOSIA Druhna? KASPER Juści, druhna pirso, co mi ją na żone rają. ZOSIA Raz dokoła, raz dokoła… KASPER Panienka się nie zgniwają, że ją lepiej gabne w pasie, ano Kaśka w sobie syrso. ZOSIA Pewno drużba kocha Kasię — ? KASPER Panienka se ta wesoła. ZOSIA Raz dokoła, raz dokoła… SCENA VI / Haneczka, Jasiek / HANECZKA Jakby Jasiek chciał tańcować, tobym z Jaśkiem tańcowała — ? JASIEK A mogę sie ofiarować, by ino panienka chciała — ? HANECZKA Proszę, proszę, chwilkę w koło, jak wesoło, to wesoło. Jasiek dzisiaj pierwszy drużba. JASIEK Najmilso mi tako służba. SCENA VII / Radczyni, Klimina / RADCZYNI Cóż ta, gosposiu, na roli? Czyście sobie już posiali? KLIMINA Tym ta casem sie nie siwo. RADCZYNI A mieliście dobre żniwo — ? KLIMINA Dzięka Bogu, tak ta bywo. RADCZYNI Jak złe żniwo, to was boli, żeście się napracowali — ? KLIMINA Zawszeć sie co przecie zgarnie. RADCZYNI Dobrze sobie wyglądacie. KLIMINA I pani ta tyz nie marnie. RADCZYNI Jeszcze się widzicie młoda. KLIMINA Jak po Marcinie jagoda. RADCZYNI Może jeszcze się wydacie — ? KLIMINA A cóz sie ta tak pytacie?! SCENA VIII / Ksiądz, Panna Młoda, Pan Młody / PAN MŁODY Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo. Proszę nas nie zapominać. KSIĄDZ Są i tacy, co mną gardzą, żem jest ze wsi, bom jest z chłopa. Patrzą koso — zbędą prędko, a tu mi na sercu lentko. Sami swoi, polska szopa, i ja z chłopa, i wy z chłopa. PAN MŁODY Ksiądz dobrodziej już niebawem będzie nosić pelerynkę — ? KSIĄDZ Może i należy mi się; lecz pewnego nic nie wi się. Inni także robią ślinkę! Może sprawię pelerynkę — PAN MŁODY Może z konsystorza przecie popatrzą okiem łaskawem; życzę bardzo. PANNA MŁODA Choć co dadzą; ino te ciarachy tworde, trza by stoć i walić w morde. PAN MŁODY Moja duszko, tu sie mówi o kościelnej dostojności, którą mają przyznać Jegomości. PANNA MŁODA Jo myślała, że co inne. KSIĄDZ Naiwne to i niewinne. SCENA IX / Pan Młody, Panna Młoda / PANNA MŁODA Cięgiem ino rad byś godać, jakie to kochanie będzie. PAN MŁODY A ty wolisz całowanie — będziesz kochać, a powiédzże — ? PANNA MŁODA Przeciem ci już wygodała. Przecież ci mnie nikt nie wydrze. PAN MŁODY Serce do kochania radsze. Toś już moja! Radość, szczęście! Nie myślałem, że tak wiele. PANNA MŁODA Ano chciałeś, masz wesele. PAN MŁODY Ach, nie patrzę, jak całuję; nie całuję, kiedy patrzę, a lica masz coraz gładsze. PANNA MŁODA A krew sie tak zesumuje. PAN MŁODY Pocałujże, jeszcze, jeszcze, niechże tobą się napieszczę: usta, oczy, czoło, wieniec… PANNA MŁODA Takiś ta nienasyceniec. PAN MŁODY Nigdy syty, nigdy zadość; taka to już dla mnie radość; całowałbym cię bez końca. PANNA MŁODA A to męcąco robota; nie dziwota, nie dziwota, żeś tak zbladnoł, taki wrzący. PAN MŁODY Nie chwalący, nie chwalący, spokoju mi nie dawały. PANNA MŁODA A bo chciałeś. PAN MŁODY Same chciały. PANNA MŁODA Cóz ta za śkaradne śtuki? PAN MŁODY Myśmy takie samouki; kochałem się po różnemu, a ciebie chcę po swojemu, po naszemu. PANNA MŁODA A no z duszy; jak ci dobrze, niech ta będzie. PAN MŁODY Teraz ci mnie nic nie zwiedzie. Takem pragnął, zboża, słońca… PANNA MŁODA Mos wesele! — Pódź do tońca! SCENA X / Poeta, Maryna / POETA Żeby mi tak rzekła która, sercem już dysponująca, tak po prostu: „no, chcę ciebie”, jak jaka wiejska dziewczyna… MARYNA To niby ja ta dziewczyna, ja oświadczyć się mająca? Skądże taka pewna mina? POETA Wcale insze miałem plany jeźlim plany miał w ogóle — chciałem coś powiedzieć czule, chciałem zapukać w serduszko, coś usłyszeć, coś podsłuchać: jak się to tam musi ruchać, jak się to tam musi palić — ?! MARYNA Muszę panu się pożalić, w serduszku nienapalone; jak kto weźmie mnie za żonę. będzie sobie ciepło chwalić; muszę panu się pożalić: choć zimno, można się sparzyć. POETA Amor mógłby gospodarzyć. MARYNA Amor ślepy, może zdradzić. POETA Amor: duch skrzydlaty, gończy. MARYNA Pretensji do skrzydeł wiele. POETA Więc się na pretensjach kończy. MARYNA A nie kończy się w kościele. POETA Byłby to już Amor w klatce. MARYNA Lis w pułapce. POETA Motyl w siatce. MARYNA Paź królowejna usługach. POETA Ślub po zapłaconych długach. Miłość nęci rozmaita. MARYNA A, to z nami kwita. POETA Kwita — nie myślałem, że coś świta, pani prawie obrażona — ? MARYNA Czegóż to pan jeszcze szuka? POETA Że nie poszła w las nauka. MARYNA Któż się uczył? POETA Tak wzajemnie Ja od pani, pani ze mnie. MARYNA A na cóż mnie tej nauki? POETA Na nic. MARYNA Więc? POETA Sztuka dla sztuki. MARYNA Zawrót głowy, wielka chwała; niech pan sztuki płata różne, bylebym ja spokój miała. POETA Rozmowa z panienką młodą, jak ją zwykle młodzi wiodą w takim stylu skrzydełkowym; rozmowa z panną upartą: o miłości, o Amorze, o kochaniu, co w tym, owym z nagła się przejawić może; — szepty z panną czarującą, przez pół serio, przez pół drwiąco — zawsze jeszcze studium warto. MARYNA Przez pół drwiąco, przez pół serio bawi się pan galanterią. POETA Ale gdzie ta, ale gdzie ta. MARYNA Pan poeta, pan poeta. Coś, jak liryzm, struna brzękła: ja o pana się przelękła, że ta strzała niespodziana może trafić, ale pana. POETA Bawię panią galanterią przez pół drwiąco, przez pół serio; stąd się styl osobny stwarza: nikt nikogo nie dosięga, nikt nikogo nie obraża — na łokcie różowa wstęga — nie prowadzi do ołtarza. — Tajemnicą jest kobieta. MARYNA Słucham, co to za wymowa! POETA Słowa, słowa, słowa, słowa. MARYNA Ale gdzie ta, ale gdzie ta! POETA Jakaż znów refleksja nowa? MARYNA Pan poeta, pan poeta. SCENA XI / Ksiądz, Pan Młody, Panna Młoda / KSIĄDZ Zwracam się do panny młodej, pijąc do pana młodego… PANNA MŁODA Cóz takiego, cóz takiego? KSIĄDZ Może, hm, po pewnym czasie, bo to człowiek jest człowiekiem, ot, przykładem tylu ludzi — bo to człowiek jest człowiekiem, usiada się tylko z wiekiem… PANNA MŁODA Niby jak to kwaśne mliko. KSIĄDZ Wyście młodzi, wyście młodzi, choć się dzisiaj wszystko godzi, przyjdzie czas, co was ochłodzi. PAN MŁODY Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi, niech nie trudzi się dobrodziéj, wdał się Pan Bóg już w tę sprawę i ten wszystko załagodzi; byliśmy rano w kościele, braliśmy ślub u ołtarza. KSIĄDZ No, ale to tak się zdarza; ogromnie przypadków wiele, i przypomnieć pożytecznie. PAN MŁODY Podziękujże za obawę. PANNA MŁODA Zdarłabym jej łeb, jak krosna! PAN MŁODY A kocha, bo jest zazdrosna. KSIĄDZ Ach, kolorowa bajecznie! SCENA XII / Pan Młody, Panna Młoda / PAN MŁODY Kochasz ty mnie? PANNA MŁODA Moze, moze — cięgiem ino godos o tem. PAN MŁODY Bo mi serce wali młotem, bo mi w głowie huczy, szumi… moja Jaguś, toś ty moja?! PANNA MŁODA Twoja, jak trza, juści twoja; bo cóż cie ta znów tak dumi? Cięgiem ino godos o tem. PAN MŁODY A ty z twoim sercem złotem nie zgadniesz, dziewczyno-żono, jak mi serce wali młotem, jak cię widzę z tą koroną, z tą koroną świecidełek, w tym rozmaitym gorsecie, jak lalkę dobytą z pudełek w Sukiennicach, w gabilotce: zapaseczka, gors, spódnica, warkocze we wstążek splotce; że to moje, że to własne, że tak światłem gorą lica! PANNA MŁODA Buciki mom trochę ciasne. PAN MŁODY A to zezuj, moja złota. PANNA MŁODA Ze sewcem tako robota. PAN MŁODY Tańcuj boso. PANNA MŁODA Panna młodo?! Cóz ta znowu?! To ni mozno. PAN MŁODY Co się męczyć? W jakim celu? PANNA MŁODA Trza być w butach na weselu. SCENA XIII / Ksiądz, Pan Młody / PAN MŁODY Któż komu czego zabroni? KSIĄDZ Zależy, za czym kto goni. PAN MŁODY Tak cudzego pilnujecie — ? KSIĄDZ Nie każdy ma jedno na świecie, a każdy ma swoje osobne, co go trzyma — a te drobne rzeczki, małe, niepozorne składają się na jedną wielką rzecz. PAN MŁODY Ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. — Szczęście każdy ma przed nosem, a jak ma, to trzeba brać — trzeba iść za serdecznym głosem i nie pozwolić się kpać. KSIĄDZ No, mój panie, nie każdemu jednakie wołanie. A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie? SCENA XIV / Radczyni, Maryna / RADCZYNI A panny już bez pamięci, widzę, hulają. MARYNA Do smaku. Jak mnie Czepiec chwycił wpół, jak zawinął i obleciał w kółko, tom w oczach zobaczyła gwiazdy, jakby jakieś napowietrzne jazdy, kręcące się zawrotem kół. RADCZYNI Pot oblewa całe czółko; możesz się zaziębić wnet. MARYNA A tak — teraz to sobie myślę: co insze złoto, a co insze miedź. RADCZYNI Nie pleć, spocznij, cicho siedź. MARYNA A myśl moja het, het, het… SCENA XV / Maryna, Poeta / POETA Elektryczność z oczu bije. MARYNA Zgrzałam się przy tańcowaniu. POETA Pani marzy o kochaniu — co tam pani serce czyje. MARYNA Może pańskie serce zatem — —? POETA Umie pani strzelać batem — —? MARYNA Jak to, co to — tak przez kogo? POETA Tak w powietrze, a szeroko. MARYNA Co tam panu serce czyje; — a umie pan kopnąć nogą — — ? POETA Tak przez kogo — ? MARYNA Nie tak srogo — tak w powietrze, a wysoko. POETA Na co, po co? MARYNA Dla niczego. POETA To nic złego. MARYNA I nic z tego. POETA To zagadka? MARYNA Sfinks. POETA Meduza. MARYNA Może z tego pan odgadnie nowoczesny styl harbuza; tak jak ja odgadłam snadnie: próżność na wysokiej skale, w swojej własnej śpiącą chwale. POETA Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie, przedsię obaj są u siebie. Psyche to najczulej pieści. — O tym, gdzie kto śpi wysoko, pani wie coś z głuchych wieści; nie dosięgło jeszcze oko. MARYNA Rozumiem coś z wielką biedą; nie dosięgło jeszcze oko, nie zawlokłam się na turnie; tak tam dumnie, szumnie, chmurnie. Bałamuctwa w wielkim stylu, które już przeżyło tylu, różni więksi, mniejsi, niscy; wszystko bardzo wyjątkowe, bardzo dziwne, bardzo nowe, tylko że tak robią wszyscy. POETA Słucham, co to za wymowa — ? MARYNA Słowa, słowa, słowa, słowa. POETA To uczucia tak się garną; szkoda, żeby szły na marno. MARYNA Ale gdzie ta, ale gdzie ta. Pan myśli, że ja zajęta? POETA Widzę, że pani pamięta, jaka komu etykieta przylepiona i przypięta. MARYNA Szkoda, żeby szły na marno te uczucia, co się garną: Pan poeta, pan poeta. POETA Otóż to, to etykieta. SCENA XVI / Zosia, Haneczka / ZOSIA Chciałabym kochać, ale bardzo, ale tak bardzo, bardzo, mocno. HANECZKA To ta muzyka gra tak skoczno i pewno serce tobie skacze. Jeszcze się dosyć, dość napłacze, nim go kochanie ułagodzi. Pociesz się, serce, pociesz, miła, jeszcze niejedna łza, mogiła, od tej miłości ciebie grodzi. ZOSIA Że to tak losy szczęściem gardzą, że tak nie sypią szczęściem w oczy, tylko tak zaraz błyski gasną, ledwo się w oczach świt roztoczy? HANECZKA Musisz przejść wprzódy cierpień koło; przejść musisz wprzódy nędzę, bole, a potem kiedyś będzie wesoło, jak ci ból serce dość nakole. ZOSIA Ja, gdybym była losów panią, na przykład taką, wiesz: Fortuną. tobym odarła złote runo, żeby dać wszystko ludziom tanio; żeby się tak nie umęczali, w takiem gonieniu ciężkiem, długiem: każden, jak więzień, za swym pługiem; żeby się syto nakochali, żeby się wszystko im kręciło: jakby się złote nitki wiło. HANECZKA A tu są takie Parki stare, co nożycami tną przędziwo… ZOSIA A chyba to za jaką karę Miłość jest taką nieszczęśliwą. Za czyjąż winę, czyjąż karę rwać chcą przędziwo Parki stare…? Ach, tak bym chciała kochać bardzo! HANECZKA Musisz się wprzódy dość naszlochać, napłakać, zbeczeć, razy wiele, aże postawią cię w kościele, a potem sobie możesz kochać. ZOSIA Ach, tym uczucia moje gardzą — nie to, nie jeszcze miałam w myśli: chciałabym, żeby się kto zjawił, kto by mi nagle się spodobał, żebym się jemu też udała i byśmy równo na to przyśli. Widzisz, takiego bym kochała, i to tak bardzo, bardzo, bardzo. HANECZKA Ach, tym uczucia moje gardzą; przecie trza wprzódy wypróbować, trza coś przecierpieć, coś przeboleć, żeby móc miłość uszanować. ZOSIA Już ja tam swoje będę woleć. SCENA XVII / Pan Młody, Żyd / PAN MŁODY Przyszedł Mosiek na wesele… ŻYD Nu, ja tu przyszedł nieśmiele. PAN MŁODY No, jesteśmy przyjaciele. ŻYD No, tylko że my jesteśmy tacy przyjaciele, co się nie lubią. PAN MŁODY A tak, jak są tacy, co skubią, to i są tacy, co się boczą. ŻYD Niech się boczą, a jak oni potrzebują, to ich u mnie jest bardzo wiele. PAN MŁODY W zastawie. ŻYD No, to tak, jak w kieszeni; — pan dzisiaj w kolorach się mieni; pan to przecie jutro zruci — ? PAN MŁODY Narodowy chłopski strój. ŻYD No, pan się narodowo bałamuci, panu wolno — a to ładny krój — to już było. PAN MŁODY No, to jeszcze wróci. ŻYD Jak będzie każdy patrzeć przed nos swój, może co z tego będzie na inkszy raz. PAN MŁODY Oto właśnie teraz taki czas. ŻYD No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas. PAN MŁODY Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuję. ŻYD No, już ja wiem od mojej córki, że pan młody muzykę czuje. PAN MŁODY Pragnąłem widzieć pannę Rachelę. ŻYD Ona przyjdzie sama tu; mówiła, że zamiast snu woli widok panów i wesele — wykształcona. PAN MŁODY Nawet wierzę. ŻYD Mówi, że ją muzyka bierze, za mąż jej nie biorą jeszcze; może ją przy poczcie umieszczę; moja córka, to kobita, a jest panna modern, całkiem jak gwiazda. PAN MŁODY Więc satelita? ŻYD Jakie tylko książki są, to czyta, a i ciasto gniecie wałkiem, była w Wiedniu na operze, w domu sama sobie pierze — no, zna cały Przybyszewski, a włosy nosi w półkole, jak włoscy w obrazach anieli ala… PAN MŁODY A la Botticelli. ŻYD Żeby pan był przecie kiedy chciał z nią gadać — ? PAN MŁODY Chciałem, chciałem. Raz byłem, to nie zastałem. ŻYD Ona lubi te poety; ona nawet chłopy lubi; ona chłopom kredyt daje, to mi się aż serce kraje, bo to rzecz drażniąca wielce i nieraz jestem w rozterce: tu interes — a tu serce. — Po co się pan z chłopką żeni? Są panny inteligentne. PAN MŁODY One mnie się wydają przeciętne. Kocham te z Botticellego, lecz nie chcę zapychać niemi każdej piędzi naszej ziemi. SCENA XVIII / Pan Młody, Żyd, Rachel / RACHEL Ach, bon soir. ŻYD Moja córka. RACHEL Jedna mnie tu zwiodła chmurka, jedna mgła, opary nocy; ta chałupa rozświecona, z daleka, jak arka w powodzi, błoto naokoło, potopy, hukają pijane chłopy; ta chałupa rozświecona, grająca muzyką w noc ciemną, wydała mi się arcyprzyjemną, jako arka, na kształt czarów łodzi, i przyszłam — — tate pozwoli…? ŻYD No, niech sobie Rachel poswywoli. No, pan się mną Żydem brzydzi, a ją to pan musi uszanować; ona się ojca nie wstydzi. PAN MŁODY Przyszła pani z nami potańcować; jeśli pani szuka parki, przygarniemy ją w noc ciemną. Tam są tańce — tam są grajki, a tu zastaw gospodarski. SCENA XIX / Pan Młody, Rachel / RACHEL Ensemble jak z feerii, z bajki, ach, ta chata rozśpiewana, jakby w niej słowiki dźwięczą, i te stroje ukąpane tęczą. PAN MŁODY Ma pani słuszność, ćmy brzęczą najwięcej wokoło świec: gdzie błyska, muszą się zbiec. RACHEL Zlatują się w dobrej wierze, na oślep, serdecznie, szczerze; nie domyślają się wcale, że ich tam czeka ogarek, co im będzie skrzydła piec. PAN MŁODY Na skrzydłach pani tu przyszła — ? RACHEL Na skrzydłach myśl moja zwisła; szłam, przez błoto po kolana, od karczmy aż tu do dworu; — ach, ta chata rozśpiewana, ta roztańczona gromada, zobaczy pan, proszę pana, że się do poezji nada, jak pan trochę zmieni, doda. PAN MŁODY Tak to czuję, tak to słyszę: i ten spokój, i tę ciszę, sady, strzechy, łąki, gaje, orki, żniwa, słoty, maje. Żyłem dotąd w takiej cieśni, pośród murów szarej pleśni: wszystko było szare, stare, a tu naraz wszystko młode, znalazłem żywą urodę, więc wdecham to życie młode; teraz patrzę się i patrzę w ten lud krasy, kolorowy, taki rześki, taki zdrowy — choćby szorstki, choć surowy. Wszystko dawne coraz bladsze, ja to czuję, ja to słyszę, kiedyś wszystko to napiszę; teraz tak w powietrzu wiszę w tej urodzie, w tym weselu; lecę, jak mnie konie niosą — od miesiąca chodzę boso, od razu się czuję zdrowo, chadzam boso, z gołą głową; pod spód więcej nic nie wdziewam od razu się lepiej miewam. SCENA XX / Pan Młody, Rachel, Poeta / POETA Panna młoda jakieś słówko ma do ciebie. PAN MŁODY Rzucam damę, muszę służyć mojej pani. RACHEL Może słóweczko z wymówką, bo coś na mnie kiwa główką. POETA Takie tam drobnostki same. SCENA XXI / Rachel, Poeta / RACHEL A pan mi zostawia siebie. POETA Pani mnie interesuje. RACHEL Ja się patrzę i miarkuję. POETA Tak od pierwszego spojrzenia? RACHEL Ach, myśli pan, tak z niechcenia? POETA Trzask gromu. RACHEL Spudłować można. POETA Otóż, panienko wielmożna: miłość, Amor, strzała złota. RACHEL Amor, Amor, bóg, bożyszcze, rzuca się na pastwę oślep i woła: i zapalę, i zniszczę. POETA Bellerofon leci oklep. Pani poezją przesiąkła; ledwo słówek parę brząkła Muza pani — a już błyski — ? RACHEL Pan sądzi, że koniec bliski; że mnie porwie Amor-bożek? POETA Oto od stóp głowy do nożek: Galatea! RACHEL Co, ja nimfa? To samo mi właśnie powtarza pewien koncypient jurysta. POETA Więc go pani zaniedbuje, że to człowiek pracy — ? RACHEL Limfa: to jest taki, jak się zdarza zbyt często, co tylko powtarza, co kto drugi gdzie umieści w poezji albo w powieści; nie indywidualista. POETA Pani żąda z pierwszej ręki — ? RACHEL Jak od kwiatów, od jabłoni, od chmur, słońca, żabek, gadu, jak od kwitnącego sadu; — cała ta poezja, co goni w powietrzu, którą wichr miata, która co dnia świeża wzlata, z wszystkiego fosforyzuje — — pan to pisze, ja to czuję, więc… POETA I czegóż pani życzy? RACHEL Miodu, rozkoszy, słodyczy miłości, roznamiętnienia i szczęścia. POETA A miłość wolna?… RACHEL Ach, marzyłam o tym zawsze! POETA A gdyby tak szczęście łaskawsze pożaliło się jej biedy? RACHEL Przestałabym marzyć wtedy. SCENA XXII / Radczyni, Pan Młody / PAN MŁODY Jak się żenić, to się żenić! RADCZYNI Komu dzwonią lat południe, niech się spieszy użyć wczasu. PAN MŁODY Tak się pić chce przy źródełku; ożenić się w tym pragnieniu, to tak jakby w uniesieniu… RADCZYNI W równe nogi wskoczyć w studnię. PAN MŁODY Nie utonę, nie utonę! RADCZYNI Topi się, kto bierze żonę. PAN MŁODY Niech się stopi, niech się spali, byle ładnie grajcy grali, byle grali na wesele. Jak się tak muzyka miele, jak na żarnach, hula, dzwończy, niech se huka, stuka, puka, pląsa, bije, przybasuje, piska skrzypiec struną cienką, tak podskocznie, tak mileńko; niech się miele jak młyn wodny w noc miesięczną, w czas pogodny; szumiejąca, niech się snuje, a niech w dźwiękach się nie kończy, choćby usnąć w tańcowaniu przy mieleniu, przy hukaniu, w zapomnieniu, w kołysaniu; światy czarów — czar za światem! — jestem wtedy wszystkim bratem i wszystko jest moim swatem w tym weselu, w tej radości: Bóg mi gości pozazdrości. Granie miłe, spanie miłe, życie było zbyt zawiłe, miło snami uciec z życia, sen, muzyka, granie, bajka — zakupiłbym sobie grajka — spać, bo życie zbyt zawiłe, trza by mieć ogromną siłę, siłę jakąś tytaniczną, żeby być czymś na tej wadze, gdzie się wszystko niańczy w bladze — to już tak po uszy sięga, Los: fatyga, czas: mitręga. Spać, muzyka, granie, bajka, zakupiłbym sobie grajka, to mi się do duszy nada… RADCZYNI Ach, pan gada, gada, gada. SCENA XXIII / Pan Młody, Poeta / PAN MŁODY Jakże ci tu na weselu? POETA Zdaje mi się, żem pan młody. PAN MŁODY A mnie się widzi, że patrzę na piękno i szczęście cudze, że nie moje to, co moje. POETA To są takie niepokoje — a co mnie tam szczęście moje czy nie moje, a bierz licho! PAN MŁODY Tylko cicho, tylko cicho, bo jak najdziesz twoje, to tak jakbyś nalazł nutę. POETA Wiersze? PAN MŁODY Wrażenia, wrażenia najszczersze, śpiewnik serdeczny, kantyczki, całość w książce, komplet serca, i te wszystkie spotkania najpierwsze, i te wszystkie rozmowy u pola, i w ogródku, i we dworze, w sieni, na przysionku, w komorze, aż do ślubu, aże do kobierca: komplet serca. POETA To ciekawe, że, co my rozumiemy przez prozę, przetapia się na dźwięk, rymy i że potem z tego idą dymy po całej literaturze. PAN MŁODY Zupełnie tak, jak w naturze: kwiat w swoim zapachu się lotni i przychodzą różni markotni te same wąchać róże. POETA A gdyby tak ustroić się w róże i wejść na ogromny stos drzewa, i pokazać: jak śpiewa człowiek, co w różach na czole umiera — — ? PAN MŁODY Trzeba by lutni Homera! POETA A Los, a Atmosfera, a ogień, a płomieni góra, a czarna obłoków chmura, co by się ze stosu wzbiła?!! PAN MŁODY Śmierć!? POETA A to byłaby Siła! SCENA XXIV / Poeta, Gospodarz / POETA Taki mi się snuje dramat groźny, szumny, posuwisty jak polonez; gdzieś z kazamat jęk i zgrzyt, i wichrów świsty. — Marzę przy tym wichrów graniu o jakimś wielkim kochaniu. Bohater w zbrojej, skalisty, ktoś, jakoby złom granitu, rycerz z czoła, ktoś ze szczytu w grze uczucia, chłop „qui amat”, przy tym historia wesoła, a ogromnie przez to smutna. GOSPODARZ To tak w każdym z nas coś woła: jakaś historia wesoła, a ogromnie przez to smutna. POETA A wszystko bajka wierutna. Wyraźnie się w oczy wciska, zbroją świeci, zbroją łyska postać dawna, coraz bliska, dawny rycerz w pełnej zbroi, co niczego się nie lęka, chyba widma zbrodni swojej, a serce mu z bólów pęka, a on, z takim sercem w zbroi, zaklęty, u źródła stoi i do mętów studni patrzy, i przegląda się we studni. A gdy wody czerpnie ręką, to mu woda się zabrudni. A pragnienie zdroju męką, więc mętów czerpa ze studni; u źródła, jakby zaklęty: taki jakiś polski święty. GOSPODARZ Dramatyczne, bardzo pięknie — u nas wszystko dramatyczne, w wielkiej skali, niebotyczne — a jak taki heros jęknie, to po całej Polsce jęczy, to po wszystkich borach szumi, to po wszystkich górach brzęczy, ale kto tam to zrozumi. POETA Dramatyczny, rycerz błędny, ale pan, pan pierwszorzędny: w zamczysku sam, osmętniały, a zamek opustoszały, i ten lud nasz, taki prosty, u stóp zamku, u stóp dworu, i ten pan, pełen poloru, i ten lud prosty, rubaszny, i ten hart rycerski, śmiały, i gniew boski gromki, straszny. GOSPODARZ Tak się w każdym z nas coś burzy, na taką się burzę zbiera, tak w nas ciska piorunami, dziwnymi wre postaciami: dawnym strojem, dawnym krojem, a ze sercem zawsze swojem; to dawność tak z nami walczy. Coraz pamięć się zaciera — — — tak się w każdym z nas coś zbiera. POETA Duch się w każdym poniewiera, że czasami dech zapiera; tak by gdzieś het gnało, gnało, tak by się nam serce śmiało do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu pospolitość skrzeczy, a tu pospolitość tłoczy, włazi w usta, uszy, oczy; duch się w każdym poniewiera i chciałby się wydrzeć, skoczyć, ręce po pas w krwi ubroczyć, ramię rozpostrzeć szeroko, wielkie skrzydła porozwijać, lecieć, a nie dać się mijać; a tu pospolitość niska włazi w usta, ucho, oko; — — daleko, co było z bliska — serce zaryte głęboko, gdzieś pod czwartą głębną skibą, że swego serca nie dostać. GOSPODARZ Tak się orze, tak się zwala rok w rok, w każdym pokoleniu; raz wraz dusza się odsłania, raz wraz wielkość się wyłania i raz wraz grąży się w cieniu. Raz wraz wstaje wielka postać, że ino jej skrzydeł dostać, rok w rok w każdym pokoleniu i raz wraz przepada, gaśnie, jakby czas jej przepaść właśnie. — Każden ogień swój zapala, każden swoją świętość święci… POETA My jesteśmy jak przeklęci, że nas mara, dziwo nęci, wytwór tęsknej wyobraźni serce bierze, zmysły drażni; że nam oczy zaszły mgłami; pieścimy się jeno snami, a to, co tu nas otacza, zdolność nasza przeinacza: w oczach naszych chłop urasta do potęgi króla Piasta! GOSPODARZ A bo chłop i ma coś z Piasta, coś z tych królów Piastów — wiele! — Już lat dziesięć pośród siedzę, sąsiadujemy o miedzę. Kiedy sieje, orze, miele, taka godność, takie wzięcie; co czyni, to czyni święcie; godność, rozwaga, pojęcie. A jak modli się w kościele, taka godność, to przejęcie; bardzo wiele, wiele z Piasta; chłop potęgą jest i basta. SCENA XXV / Poeta, Gospodarz, Czepiec, Ojciec / CZEPIEC Szczęść wam Boże! OJCIEC Pochwalony. GOSPODARZ Pochwalony, ojcze, kumie — tyle gości od Krakowa! OJCIEC A bo lo nich to rzecz nowa, co jest lo nos rzeczą starą, inszom sie ta rzondzom wiarą, przypatrujom sie jak czarom. GOSPODARZ A to dla nich nowe rzeczy, to ich z ospałości leczy. CZEPIEC Pan brat — z miasta — do nas znowu. Jak się panu na wsi widzi? POETA Jak u siebie za pazuchą. CZEPIEC Tu ta ładniej, tam to brzydzij; z miastowymi to dziś krucho; ino na wsi jesce dusa, co się z fantazyją rusa. GOSPODARZ Gdyby wam tak… CZEPIEC Nie powtórzyć; — jakby kiedy co do czego, myśmy — wi sie, nie od tego; — ino kto by nos chcioł użyć — kosy wissom nad boiskiem. OJCIEC Toście zawdy mocny pyskiem. CZEPIEC Ino sie napatrzcie pięści, niech no ino kaj-gdzie świsnę, to słychać, jak w ziobrach chrzęści. GOSPODARZ Jak z tym Żydem…! CZEPIEC Tego Zyda, było, jak go huknę w pysk — juzem myśloł, że sie stocył, on sie tylko krwiom zamrocył, a nie upod, bo był ścisk. A to było przy wyborze, w sali w tym sokolskim dworze, po co sie bestyjo darła, a to tak z całygo garła; — było, jak go huknę w pysk, myślołem juz, że sie stocył, on sie ino krwiom zamrocył, a nie upod, bo był ścisk. GOSPODARZ Toście Ptaka wybierali? CZEPIEC A kiedy ptak, niechta leci. POETA Macie ta skrzydlate ptaki? CZEPIEC Ptok ptakowi nie jednaki, człek człekowi nie dorówna, dusa dusy zajrzy w oczy, nie polezie orzeł w gówna — pon jest taki, a ja taki; jakby przyszło co do czego, wisz pon, to my tu gotowi, my som swoi, my som zdrowi. POETA Pokłońcie się byle komu, poszukajcie króla Piasta. CZEPIEC Pon mi razy dwa nie powi, bo jo orze grunt i basta. Znom, co kruk, a co pędraki, bo jo orze grunt i basta. GOSPODARZ Brat mój wiele podróżuje… CZEPIEC Szkoda, że pon nie lubuje, u nas wschodzi pikne żyto, pon pszenice odlazuje; pojonby sie pon z kobitą, swoja rola, swoja wola, swoje trocha, dobre i to. POETA Mnie to tak coś gna po świecie. CZEPIEC Kaj ta znów… OJCIEC Nie rozumiecie; panu trza powietrza dużo. POETA Jestem sobie pan, żurawiec; zlatam, jak się ma na lato; buduję se gniazdo z róż, ciułam słomę z waszych strzech, przysiadam na kalenice, rozpatruję okolice: daleko czy blisko burz? — Rośnie wtedy wszystko u mnie, jak na próchnie, jak na trumnie; pełno wszelakiego ziela, które słońca żar aż spopiela — przy tym ta ogromna skala: jak w cmentarzu Ruisdala. A jak mnie kto w serce rani, ostrz się tępy w biedrze złomi, tego ani leczyć, ani ustrzec się i zażyć hartu; człowiek się na ból łakomi, że ból swój, że to są swoi — — — ucieka wtedy za morze. Jak tak sercem co zatarga, to ostanie w sercu skarga; chce mieć wtedy szumne łoże fal, gdzie szuka snu w głębinie, snu w topieli, gnać w przestworze! Taki grot się ze mną włóczy; myślę, że ten ból jest siłą. CZEPIEC Weź pan sobie żonę z prosta: duza scęścia, małe kosta. GOSPODARZ Cie cie cie, panie starosta! Wy byście ino swatali! CZEPIEC Jo chce, by sie ludzie brali, zeby sie jako garnęli, zeby sie tak w kupę wzięli, toby sie przecie nie dali. GOSPODARZ A to sie wam chwali, chwali… OJCIEC Czegóż wy tak prosto z mosta na panaście nastawali — ? Pon pedzieli, że żurawiec. POETA Ptak powrotny. CZEPIEC Pon latawiec! SCENA XXVI / Ojciec, Dziad / DZIAD Patrzcie, kumie, patrzcie, kumie, jak sie wam to przydarzyło. OJCIEC Pan Bóg daje, Pan Bóg bierze; ani mi sie o tym śniło. DZIAD Piękne pany, szumne pany, i cóż wy na to mówicie, że to niby różne stany — ? OJCIEC Co tam po kim szukać stanu. Ot, spodobała się panu. Jednakowo wszyscy ludzie. Ot, pany się nudzą sami, to się pięknie bawiom z nami. DZIAD Bawiom, bawiom, moiściewy, a toć były dawniej gniewy! Nawet była krew, rzezańce i splamiła krew sukmany. OJCIEC Byli ta tacy pohańce. Jo nic nie wiem, jestem czysty. To tam pewnie swoje robi Czart i ogień wiekuisty. Nie wódź nas na pokuszenie, Panie Jezusie najsłodszy… Wyście znali. DZIAD Byłeś młodszy, a ja bywał blisko, bywał, widziałem, patrzały oczy, jak topniał śnieg i krew spłukiwał, a potem Widziadło kroczy. wielką czarną chustą wieje i Śmierć sieje… OJCIEC Strasno podobno cholera… DZIAD Tylo sta luda zabiera. — Padali, jak bąki rażone, byle ka, pod płot, na gnoju. OJCIEC Wieczyste odpocznienie… DZIAD Hań kreślicie krzyż daremno! Na czołach, jakby znaczone, plamy czarne i plamy czerwone. Dopust Boski — i rzeź dopust. Odbywało się w czas zapust. OJCIEC Ot wy, dziadu, jakby kruk, włóczycie się przy weselu. DZIAD Hej hej, stary przyjacielu, będzie pan twój wnuk. SCENA XXVII / Dziad, Żyd / DZIAD Tu tańcują, tam hulają… ŻYD W karczmie trza podmiatać izbę, kręcicie się tu po weselu. DZIAD Lepiej się im tańczy w błocie, tu wcale nie zamiatają — akurat Żyd o nich dbo. ŻYD Co godocie, co godocie, córka wam robotę do, nie kręćcie się tu, tam służba. DZIAD Mosiek ta tyz tu nie drużba. ŻYD Ja tom tu po interesie. DZIAD Ciągnąć do swojego szynkwasu. ŻYD Z weselem tyle hałasu, że wszystko się gniecie tu. DZIAD On z miasta pan, ona chłopka, z miasta het poprzyjezdzali, z chłopami się przywitali jak się patrzy. ŻYD Taka szopka, bo to nie kosztuje nic potańcować sobie raz: jeden Sas, a drugi w las. SCENA XXVIII / Żyd, Ksiądz / KSIĄDZ Ano, panie arendarzu, jutro! ŻYD Termin, ja to wim. KSIĄDZ A Mosiek jest akuratny, to dlatego trzymam z nim. ŻYD Co do czego Żyd jest nieprzydatny, to do takich rzeczy z groszem zawsze się przyda. KSIĄDZ Po chłopach jednaka bieda; nic nie sprzedam z pustym koszem. ŻYD Bierę, płacę. KSIĄDZ Daję, bierę. ŻYD Moje, twoje. KSIĄDZ Twoje, moje. Chłopską biedą nie obstoję. ŻYD Patrz dobrodzij, co się dzieje, przy stołach się chłopy biją! Czepiec Maćka gruchnoł w łeb. KSIĄDZ Maciek ta ma mocną głowe. ŻYD Może mu i nic nie zrobił, może rozbił na połowe. KSIĄDZ A niech się ta chłopy biją. To Mosiek w nich wódkę leje, Żyd, chłop, wódka, stare dzieje. ŻYD A sprzedaję, bo mam sklep; — Czepiec jutro ma mnie płacić, to dziś wkoło bije w pysk. KSIĄDZ Na chłopach się chcesz bogacić, drzesz podwójny zysk. ŻYD Chce dobrodzij na nich stracić, karczmę oddam. KSIĄDZ Jeszcze czas. ŻYD Czas to pieniądz. KSIĄDZ Dług rzecz święta: jutro termin. ŻYD Żyd pamięta. KSIĄDZ Pomów z Czepcem. ŻYD Chamy piją. Kto by zadarł z tą bestyją? SCENA XXIX / Żyd, Ksiądz, Czepiec / CZEPIEC O mnie mowa — jestem ci jo. KSIĄDZ Panie Czepiec, znów coś było! CZEPIEC Obmył sie juz, nic nie będzie, szyćko przeńdzie, wylicy-sie. KSIĄDZ A wam to cosi patrzy-sie za te bitki, zwady, kłótnie. CZEPIEC Zawzięty jestem okrutnie, po co mi sie pies sprzeciwio. ŻYD Panie Czepiec, wyście winni, wyście zapłacić powinni za mój konicz. CZEPIEC Ty psie ścirwo, konic twój? Łżesz! Z nas się żywią, ssają naszą krew — grosz łudzą, nasze szyćko świństwem brudzą. KSIĄDZ Panie Czepiec, macie dług. CZEPIEC Nawet konic nie był wart; te trzy kopki raił czart; nie dam nic. KSIĄDZ / do Żyda / Pozwijcie sądem. CZEPIEC / do Księdza / Ciewy, ciewy, z kiepskim rządem! Toć to z waszej łaski ino Mosiek w karczmie sie rozpiro. KSIĄDZ A bo wy nie chcecie płacić. CZEPIEC Bo drzecie skórę aż miło. ŻYD Prawda jest, za duży czynsz! Spuści z czynszu ksiądz dobrodzij. CZEPIEC / wskazując Żyda / A, bo trzeba drzyć takiego. KSIĄDZ Jaka taksa słuszna, muszę. ŻYD / wskazując Czepca / Nie dam księdzu, aż zapłaci swój dług. KSIĄDZ / do Czepca / Płaćcie dług!! CZEPIEC Cy kaci?! To któż moich groszy złodzij, czy Żyd jucha, cy dobrodzij!? KSIĄDZ Wódka — ŻYD Weź, skąd chcesz! CZEPIEC Psie dusze!! Niech jegomość sie nie gniewa, ale takim w gorącości, żebym, psiakrew, potłukł kości nawet rodzonemu bratu. SCENA XXX / Pan Młody, Gospodarz / PAN MŁODY Jak się kłócą, jak się łają! GOSPODARZ Ha! temperamenta grają! Temperament gra, zwycięża: tylko im przystawić oręża, zapalni jak sucha słoma; tylko im zabłysnąć nożem, a zapomną o imieniu Bożem — taki rok czterdziesty szósty — przecież to chłop polski także. PAN MŁODY A jakże to okropne, jakże… GOSPODARZ Do dziś chwalą sobie te zapusty. PAN MŁODY Znam to tylko z opowiadań, ale strzegę się tych badań, bo mi trują myśl o polskiej wsi: to byli jacyś psi, co wody oddechem zatruli, a krew im przyrosła do koszuli. Patrzę się na chłopów dziś… GOSPODARZ To, co było, może przyjś — PAN MŁODY Myśmy wszystko zapomnieli; mego dziadka piłą rżnęli… Myśmy wszystko zapomnieli. GOSPODARZ Mego ojca gdzieś zadźgali, gdzieś zatłukli, spopychali: kijakami, motykami krwawiącego przez lód gnali… Myśmy wszystko zapomnieli. PAN MŁODY Jak się to zmieniają ludzie, jak się wszystko dziwnie plecie; myśmy wszystko zapomnieli: o tych mękach, nędzach, brudzie; stroimy sie w pawie pióra. GOSPODARZ At, odmienia nas natura; wiara, co jest jeszcze w ludzie, że coś z tego przecie będzie; rok w rok idziem po kolędzie i szukamy, i patrzymy, czy co kiedy z tego będzie — ? Ot, odmienia nas natura: wicher, co nad łanem wionie; drżenie, gdzieś aż w ziemi łonie; — par, który się wsiąka, wdycha, że się tak w tych zbożach tonie; chocia gleba może licha, nie trza ustępować z drogi: były bogi, będą bogi; wiara jeszcze jakaś w ludzie. PAN MŁODY Jak się wszystko dziwnie plecie… GOSPODARZ Jak się wszystko plecie dziwno. SCENA XXXI / Gospodarz, Ksiądz / GOSPODARZ Ksiądz dobrodziej chce się spieszyć chce odjechać, zaraz konie… KSIĄDZ Bardzo mile czas tu schodzi; tak sie w swoim gruncie brodzi; ciekawi ci państwo młodzi. GOSPODARZ Ciekawe, wszystko ciekawe. Strzemiennego! KSIĄDZ Strzemiennego! GOSPODARZ Kurdesz!!! KSIĄDZ Coś staropolskiego — — GOSPODARZ Kurdesz nad kurdeszami!!! SCENA XXXII / Haneczka, Jasiek / HANECZKA A, dziękuję, Jaśku. JASIEK Dobrze? HANECZKA Dobrze, dobrze — później jeszcze. JASIEK Ja bo się panienką pieszczę jak jakim świętym obrazkiem, jak pisanką, malowanką. HANECZKA Jeszcze będę tańczyć z Jaśkiem. SCENA XXXIII / Kasper, Jasiek / KASPER Jasiek, drużba, słuchaj, bratku, co ci powiem na ostatku, zgadnij, co — ? JASIEK Nie wiem, co. KASPER Że te panny to nos chcom. JASIEK Moze — jo tak myśle som. Kasper, drużba, słuchaj, bratku: co ci powiem na ostatku; zgadnij, co — ? KASPER Nie wiem, no? JASIEK Że tak one ino kpiom. KASPER Co ta o to, druhny som, jesceśmy nie lada jacy. JASIEK, KASPER Albośmy to jacy, tacy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . SCENA XXXIV / Jasiek / JASIEK Zdobyłem se pawich piór, nastroiłem pawich piór: pawie pióra ładne, pawie pióra kradnę: postawie se pański dwór! Zdobędę se pański dwór, wywlekę se złoty wór: złoty wór wysypie ludziskom przed ślipie: nakupie se pawich piór! SCENA XXXV / Pan Młody, Radczyni / PAN MŁODY Jaki taki niech se szczeka. Czy dziwota, czy dziwota: zamiast wody, że chcę mleka; że nie gonię, kto ucieka; na konkury lat nie trwonię, jak ci, co lat kwarantannę czekają, nim zgarną pannę. RADCZYNI Mego zdania to nie zmienia. PAN MŁODY Punkt widzenia, kąt widzenia O ten kredens, o tę szafę rozbiją się, jak o rafę, i najbardziej zakochani; — znałem takich, proszę pani, pięć lat byli zaręczeni — naraz kredens wszystko zmieni. RADCZYNI Mego zdania to nie zmienia. SCENA XXXVI / Poeta, Rachel / POETA Pani się kiedy zakocha w chłopie… RACHEL Pan może wywróży. Mam do chłopców pociąg duży, lecz być musi ładny chłopiec. Powrót, powrót do natury. POETA Nie tak trudno tego dociec: nie trafia się inszy który; skarżył się już pani ociec na ten literacki ton. RACHEL Na wszystko dla mnie pozwala; nawet sobie mnie zachwala. Interesujące, co? Wyzysk, handel, ja i on — ? POETA Wszystko się w poezji topi u pani, ojciec i chłopi. RACHEL Ogromnie dużo wierszy czytałam. POETA Pisała pani kiedy? RACHEL Nie chciałam. Gust ten właśnie wielki miałam, żeby nie pisać — lichą formą się brzydzę; ale za to, kędy spojrzę, to widzę poezję żywą zaklętą, tę świętą, i tym jestem szczęśliwa: że święta i dla mnie żywa. POETA Ze świętymi pani przestaje; za pan brat z różami w ogrodzie; za pan brat z obłokami, a ku swojej wygodzie chce pani za pan brat z poetami. RACHEL Ach, pan ciągle mnie łaje — cała ta przyroda tajemna przestała mi być ciemna. POETA Choć oko wykol, noc na dworze — to pannie serce żądzą gorze i wolałaby gdzie w komorze nie sama…? RACHEL Przyszłam na chwilę, gdzie ta chata rozśpiewana, przybiegłam jak ćmy, jak motyle, co biegą — gdzie zapalona lampa — ale odejdę w pokorze do dom i będę sobie wyobrażać pana z daleka, a jak będę zakochana, przyszlę panu list i klucz. POETA A włócz się, poezjo, włócz, od komory do komory, od ogrodu róż do sadu tych śpiących drzew: widać je tu z okienka; więc jak pójdzie panienka, a muśnie jej szal który krzew, to jej tęsknota i żal udzieli się przyciętej słomie, a z krzaka smutek i cień udzieli się nieświadomie panience… RACHEL A tak, a tak… POETA A jak się drużba przydarzy, serduszko się drużbą pocieszy i zgrzeszy. RACHEL A tak, a tak: przez ogród pójdę, przez sad, a pan niech tu w oknie stoi. POETA Ujrzę panią rad, błądzącą przez mroczny sad, niby zakochaną i błędną, pół dziewicą, pół aniołem, pochyloną nad chochołem, jakby z obrazu Bern-Dżonsa — gdy ja będę w cieple stać. RACHEL No, nie trza się o mnie bać; nie przeziębi najgorszy mróz, jeźli kto ma zapach róż; owiną go w słomę zbóż, a na wiosnę go odwiążą i sam odkwitnie. POETA To szczytnie; — ach, pani się trochę dąsa — ? RACHEL Patrz pan różę na ogrodzie owitą w chochoł ze słomy; przed tą pałubą słomianą poskarżę się mej poezji; wyznam, jakich się herezji nasłuchałam; jak się jęto kąsać, gryźć mnie, com przyszła zakochana! — Zmówię chochoł, każę przyść do izb, na wesele, tu — może uwierzycie mu, że prawda, co mówi Rachela. POETA Pani na imię Rachela — RACHEL Czy to postać rzeczy zmienia? POETA Ach, pani się zarumienia; — cieszę się pani imieniem — sproś pani, jakich chcesz, gości — imię pani tak liryczne… RACHEL Prawda, śliczne — a teraz proszę Miłości wysłuchać. — Chcę poetyczności dla was i chcę ją rozdmuchać; zaproście tu na Wesele wszystkie dziwy, kwiaty, krzewy, pioruny, brzęczenia, śpiewy… POETA I chochoła! RACHEL Już pan wierzy?! Już to pana zajęło: słoma, zwiędła róża, noc, ta nadprzyrodzona Moc. POETA Może być weselna feta na wielką skalę! RACHEL A! teraz pana pochwalę. Adie — ta jedyna chwilka — pan mnie zajął, pan teraz poeta. POETA Otula się panna w szal — więc już adie?! RACHEL Nie dorosłam do wielkich skal; bawię się pour passer le temps tylko. SCENA XXXVII / Poeta, Panna Młoda / POETA Panno młoda, myślę sobie, że co zechcesz, to się stanie: miłość płonie z lic. PANNA MŁODA Jako, jo nie umiem nic; niby na moje zawołanie? POETA Na prośbę i rozkaz twój: żeś to dzisiaj panna młoda, jak jaśminy, jak jagoda… PANNA MŁODA I o cóz się to rozchodzi, że pon tylo się spodziwo po mnie? POETA Ty dzisiaj jesteś szczęśliwą, panno młoda — zaproś gości tych, którym gdzie złe wciórności dopiekają — którym źle — których bieda, Piekło dręczy, których duch się strachem męczy, a do wyzwoleństwa się rwie. PANNA MŁODA I po cóż te z Piekła duchy? POETA Niechaj przyjdą na podsłuchy, na Wesele, gdzie muzyka… PANNA MŁODA A to mi pon zabił ćwika; kaz się tylo luda zmieści? POETA Muzyka ich chwilę popieści; duch taki chwilę przystanie, a potem, jako dym znika. PANNA MŁODA Pon cosi trzy po trzy bają; może się inksi poznają, o co chodzi — ot, mój mąż. SCENA XXXVIII / Poeta, Panna Młoda, Pan Młody / POETA Ach! pan młody! — ty pan młody! Słuchaj, przecie ty poeta i ty dzisiaj sprawiasz Gody! PAN MŁODY Ja szczęśliwy, do gospody sprosiłbym tu cały świat: takim rad, takim rad. POETA Zaprośże tego chochoła; tam za oknem skrył się w sad. PAN MŁODY Cha cha cha — cha cha cha, przyjdź, chochole, na Wesele, zapraszam cię ja, pan młody, wraz na gody do gospody! PANNA MŁODA Jest na tyle jeść i pić, mozes sobie z nami kpić! PAN MŁODY Dla nas samych dość za wiele; przyjdź, chochole, na Wesele! PANNA MŁODA Przyjdze, przyjdze, jak mos wole! POETA Cha cha cha… PANNA MŁODA Cha, cha, cha! Skoro północ zacznie bić, do nas tu na izbę przydź. PAN MŁODY Cha cha cha! POETA Cha cha cha… PANNA MŁODA Cy on nos tyz posłucha, bo to głucho psiajucha. PAN MŁODY Sprowadź jeszcze, kogo chcesz, ciesz się z nami, ciesz Godami! PANNA MŁODA Ciesz się, ciesz! PAN MŁODY Cha cha cha, czy on nas też posłucha — ? AKT II / Świeczniki pogaszone; na stole mała lampka kuchenna / SCENA I / Gospodyni, Isia / GOSPODYNI Trza rozbirać dzieci spać, już północno godzina. ISIA Mnie sie nie chce spać, pokil bedom grać, a tamte dziecka śpiom, niech se lezom, tak jak som. GOSPODYNI Chodź tu zaraz. ISIA Matusiu, jesce ino w kółko raz; przyjrzę im sie z komina. GOSPODYNI Nie bedzies kcieć jutro wstać; z łóżka trzeba wyganiać, a do łóżka trzeba gnać. ISIA Nie, nie póde, matusiu, zaroz bedom cepiny, muse widzieć cepiny, matusieńku, matusiu, ino dziś, ino dziś. GOSPODYNI Ocy ci sie przymykają, ślipki ci sie mruzom. ISIA Chciałabym być duzom: jak cepiny przypinają, jak druhny słuzom. GOSPODYNI A przynieś tu lampę haw, pozakołysz dziecko, dobrze mi sie spraw, to pódzies w kółecko. SCENA II / Gospodyni, Isia, Klimina / KLIMINA / w drugiej izbie / Juz cepiny, juz cepiny, podciez tam, podciez juz, na mężatki szyćkie mus. / Obiedwie zaświecają małe łojówki i z płonącymi świeczkami w rękach idą ku Weselu, gdzie się odbywają oczepiny. Po ich odejściu chwilę Isia sama bawi się rozkręcaniem i przykręcaniem lampki i patrzy we światło. Północ bije na zegarze w izbie. / SCENA III / Isia, Chochoł / CHOCHOŁ Kto mnie wołał, czego chciał — zebrałem się, w com ta miał: jestem, jestem na Wesele, przyjedzie tu gości wiele, żeby ino wicher wiał. Co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi snach: czy to grzech, czy to śmiech, czy to kapcan, czy to pan, na Wesele przyjdzie w tan. ISIA Aj, aj, aj — aj, aj, aj, a cóz to za śmieć?! CHOCHOŁ Tatusiowi powiadaj, że tu gości będzie miał, jako chciał, jako chciał. ISIA A ty mi się przepadaj, śmieciu jakiś, chochole, huś ha, na pole! CHOCHOŁ Tatusiowi powiadaj… ISIA Huś ha, na pole, głupi śmieciu, chochole! CHOCHOŁ Szepnij w ucho mamusie… ISIA Wynocha, paralusie! CHOCHOŁ Kto mnie wołał, czego chciał… ISIA A, słomiany nygusie, wynocha, paralusie! CHOCHOŁ Ubrałem sie, w com ta miał, sam twój tatuś na mnie wdział, bo się bał, bo się bał, jak jesienny wicher dął, zaś bym zwiądł, róży krzak, a tak, tak, a tak, tak, skądże bym ja sam to wziął… ISIA Idź precz, idź precz, na pole, huś ha, hulaj, chochole! CHOCHOŁ Kto mnie wołał, czego chciał, . . . . . . . . . . . . . . . . . . SCENA IV / Marysia, Wojtek / MARYSIA Odpocnijze haw, Wojtecku, bo i jo tańcem zmęcona. WOJTEK O mojaś ty, serce, zona, moja duszo, tak mi smutno o ciebie — idź ta ku muzyce, hulaj… MARYSIA Tak se ta znów nie zyce, żebym wystoć nie mogła przy tobie. WOJTEK Nagle mi się zawróciło w głowie, jakby twoje to wesele było, / nuci / „ale nie nase, Marysiu, ale nie nase…” MARYSIA Podź hań, przy dzieciach se siądź, pośpij, zaśpisz bolenie. WOJTEK W głowie mi sie zamrocyło, inom ku muzyce wszed, i tak mi sie uwidziło, ze łazom koło nos cienie… MARYSIA Czarno figura po ścienie ze światła — o, patrzajże sie, widzis, jak po wszyćkim goni — ? WOJTEK / nuci / „Pilnuj, parobku, koni, pon ci dziewuchę zgoni…” Przystaw gęby, żonisiu. MARYSIA Smęcisz czego — ? WOJTEK Marysiu! / Gdy oboje idą do alkierza w głębi, Marysia zabiera lampkę ze stołu. Izba pozostaje ciemna — tylko alkierz oświetlony i od weselnych drzwi smuga światła. / SCENA V / Marysia, Widmo / WIDMO Miałem ci być poślubiony, moja ślubna ty. MARYSIA Bywałeś mój narzeczony, przyrzekałeś mi. WIDMO Byłaś dla mnie słońce złote, w moim domku zimno mnie. MARYSIA Mróz jakisi od wos wionie, zimnem ubiór dmie. WIDMO Ogniem, żarem lico płonie, zaś krew w tobie wre. MARYSIA Miałam ci być poślubiona i mój ślubny ty. WIDMO Maryś, Maryś, narzeczona, długie moje sny. MARYSIA Ka ty mieszkasz, kaś ty jest? Jechałeś do obcych miest, czekałam cie długo, długo i nie doczekałam sie. Kaś ty jest, kajś ty jest, gdzie ty mieszkasz, gdzie? WIDMO Goniłem do różnych miest, rozhulaniec, pędziwiatr, ażem gdziesi w ziemię wpad, gdzie mnie toczy gad. MARYSIA O mój Boże, Boże mój, to juz ciebie tocy gad. WIDMO Zwabiło mnie echo z Tatr, otom jest, otom jest, zwabiły mnie głosy z chat, do myśli mi przyszedł gest przypomnieć się z dawnych lat; domek mój, podobnoś grób, nie jestem wymagający, przeszedłem niejedną z prób, ale żebym ja był trup, nie wierz, Maryś, bo to kłam; żywie Duch, żywie Duch, wytężyłem cały słuch, zwabiły mnie głosy z chat. MARYSIA Ka twój grób, ka twój grób? Pono gdziesi zadaleko, nie dobiegnie, nie doleci. / Ona przesłania oczy ręką, on zaś jej, nagły, dłoń odrywa. / WIDMO Łzy mnie palą, łzy mnie pieką, licho bierz grób mój; otom jest, otom twój; czy pamiętasz jeszcze dzień, jak nas gruszy cienił cień, tu w tym sadzie, na zieleni, śród połednia, śród promieni, przy mnie stałaś: w dłoni dłoń — ? MARYSIA Dawno, dawno, tyle lat. WIDMO Skłońże ku mnie główkę, skłoń. MARYSIA Hańśmy stoli w dłoni dłoń — szedł od ciebie swat. WIDMO Dawno, dawno, tyle lat. MARYSIA Miałabym tylo wesele, co jak dziś, jak to dziś. WIDMO Potańcujmy raz dokoła, potem zaś znów mus mnie iść. MARYSIA Som tu twoi przyjaciele, ostań chwile. WIDMO Raz dokoła, — — — — — — — — — — — — potem to już mus mnie iść: mus mnie woła, mus mnie woła. MARYSIA Ano dziś nasze wesele; raz dokoła, raz dokoła. WIDMO Taki smutek idzie z czoła… MARYSIA Takie zimno wieje z ust… WIDMO Przytul mnie do twoich chust, przytul mnie do piersi, rąk… MARYSIA Nie chytaj sie moich wstąg, taki wieje trupi ciąg. WIDMO Kochaj…! MARYSIA Precz, nie sięgaj lic. WIDMO Nie broń mi się — nic to, nic… MARYSIA Zimnem dołu wieje strój, ty nie mój, ty nie mój! WIDMO Mus mnie woła, mus mnie woła, raz dokoła… MARYSIA Stój, ach, stój! SCENA VI / Marysia, Wojtek / WOJTEK Maryś — jakoześ ty blado — ? MARYSIA To światła sie takie kładą po twarzy… WOJTEK Trzęsiesz się cała. MARYSIA Uchyliłam drzwi i stamtąd powiała jakaś zawieja — to nic — WOJTEK A to znów czerwoność do lic przyszła — MARYSIA Z twojego patrzenia; przytul mnie, Wojtecku, do siebie, wole ciebie, wole ciebie. WOJTEK / nuci / „Pójdze, Maryś, po niewoli na mój jeden zagon roli”. SCENA VII / Stańczyk, Dziennikarz / STAŃCZYK / idąc / Ktoś się za mną włóczy wciąż. DZIENNIKARZ Ktoś przede mną ciągle stąpa. STAŃCZYK / już był usiadł / Domek mały, chata skąpa: Polska, swoi, własne łzy, własne trwogi, zbrodnie, sny, własne brudy, podłość, kłam; znam, zanadto dobrze znam. DZIENNIKARZ Zacz kto? — STAŃCZYK Błazen. DZIENNIKARZ / poznając / Wielki mąż! STAŃCZYK Wielki, bo w błazeńskiej szacie; wielki, bo wam z oczu zszedł, błaznów coraz więcej macie, nieomal błazeńskie wiece; Salve, bracie! DZIENNIKARZ Ojcze, Salve! Szereg dobrych błaznów zrzedł, przywdziewamy szarą barwę; koncept narodowy gaśnie; gasną coraz te pochodnie, które do hajduków ręku przywiązane żarem płoną. Skąpały, zżarły się świece, a że do rąk przytroczone, więc jeszcze palą się ręce, w tę samą zaklęte stronę. — Trzeba by do służby narodu błaznów całego zastępu; palą się hajduki w męce, z własnego bólu się śmieją; gasną świece narodowe, okropne rzeczy się dzieją, śmiechem i szyderstwem biegu obudzić, ośmielić zdolne serce spodlone, niewolne, które naszą krew zaprawia. STAŃCZYK A wolicie spać — DZIENNIKARZ To jedno! Usypiam duszę mą biedną i usypiam brata mego; wszystko jedno, wszystko jedno, tyle złego, co dobrego, okropne rzeczy się dzieją. Patrzeć na przebiegi zdarzeń — dalekie, dalekie od marzeń, tak odległe od wszystkiego, co było wielkie w kraju; że wszystko, co było, przepadło, bezpowrotnie w mroku zbladło: to bajki o Trzecim Maju! Matkę do trumny się kładło, siostry i rodzinę całą; ksiądz pokropił i poświęcił, grabarze gruz przywalili; epigonów co zostało, na stypie się weselili wesołością, co przeklina; w pijaństwie duszę zabili, a nie mogli zabić serca. Zostało serce, co woła, spłakane u bram kościoła, skrwawione u wrót świątyni i jeszcze w męce okrutnej, w czułej litości rozrzutnej samo siebie wini. STAŃCZYK Asan jako spowiedź czyni, spowiedź, widzę, cudzych grzechów; Acan się zalewa łzami, duszę krwawi, serce krwawi; ale znać z Acana mowy, że jest — tak — przeciętnie zdrowy; jutro humor się naprawi. — Gotów mi płakać najrzewniej, rozczulać się cudzych grzechów, u bliskiego widzieć tramy, zbrodnie, brudy, grzechy, plamy i za swojego bliskiego uczynić publiczną spowiedź. — A! doprawdy! warte śmiechów — Może jeszcze rozgrzeszenie wziąć kapłańskie z cudzych zbrodni — DZIENNIKARZ Wina ojca idzie w syna; niegodnych synowie niegodni; ten przeklina, ów przeklina — ród pamięta, brat pamięta, kto te pozakładał pęta i że ręka, co przeklęta, była swoja. — Rozbrat wieczny duszy z ciałem, ciała z duszą; w nim się słabi kruszą — miecz do walki obosieczny — myśmy słabi. — Wielkość gniecie, przekleństwo nosi na grzbiecie: zbrodnie nosi, czarne kiry, szatę krwawą Dejaniry Wielkość: Zbrodnia; Małość: podła — Jakaż nasza dzisiaj Wola?! Czarodziejska dłoń ogrodła nasze pola. STAŃCZYK Łzy ze źródła! Tyle żalów o nieswoje!? A cóż tobie niepokoje tych, co w grobach leżą? Myślisz — że się trupy odświeżą strojem i nową odzieżą — a ty z trupami pod rękę będziesz szedł na Ucztę-mękę i jako potrawy żuł, czym się tylko kiejś kto truł; wsączał w siebie i pił, czym tylko kto gdzie gnił; czy to ma być twoja krew?! DZIENNIKARZ Moja krew, moja krew — czy ja wiem — okrzyk mew, gdy gonią ponad skały, okrzyk mew osmętniały, żałośliwy, straszny, gdy od brzegu odbiegły daleko. Morze ciche, strop się chmurzy, ale burza i orkan daleko. Tylko głuchość i pustka bezmierna — a tu skrzydła rozchwiane do lotu, nie pragną, nie pragną powrotu i wiedzą, że tam, gdzie dążą, wylądu szukać daremno; przekleństwu swojemu wierne, lecą — i nie śmieją ustać, aż krew do ust pocznie chlustać ze znużenia — wtedy padną, łzą niepożegnane żadną, bo śmierć ulga, ulga zgon. STAŃCZYK Zaśpiewałeś kruczy ton; tobież tylko dzwoni w głuszy pogrzebowych jęków dzwon? — — — — — — — — — — — — A słyszałżeś kiedy, z wieży jak dźwięczy i śpiewa On? DZIENNIKARZ Zygmunt, Zygmunt… STAŃCZYK Dzwon królewski: — Siedziałem u królewskich stóp, królewski za mną dwór: synaczek i kilka cór, Włoszka — a wielki chór kleru zawodził hymny; — a dzwon wschodził. Patrzali wszyscy w górę, a dzwon wschodził — zawisnął u szczytów i z wyżyn się rozdzwonił: głos leciał, polatał, kołysał się górnie, wysoko, podchmurnie — a tłum się wielki pokłonił. Pojrzałem na króla, a król się zapłonił… Dzwon dzwonił — — — — — — — — — — — — DZIENNIKARZ A toć on nam tętni dziś, jak grzebiemy, kto nam drogi; zwołuje nas, każąc iść posłuchać kościelnych szumów, w wielkim zamęcie rozumów, w wielkim modlitew rozjęku, On pan, ten dzwon królewski, nieustający w brzęku, o pękniętym sercu: nasz ton. — Nad przepaścią stoję i nie znam, gdzie drogi moje. STAŃCZYK Byś serce moje rozkroił, nic w nim nie najdziesz inszego, jako te niepokoje: sromota, sromota, wstyd, palący wstyd; jakoweś Fata nas pędzą w przepaść — DZIENNIKARZ Ty Wid! STAŃCZYK Ja Wstyd!! Piekło wiem gorsze niż Dante, piekło żywe. DZIENNIKARZ Żyję w Piekle! STAŃCZYK Społem w przepaść! DZIENNIKARZ Społeczeństwo! Oto tortury najsroższe, śmiech, błazeństwo — to my duchy najuboższe. — „Społem” to jest malowanka, „społem” to duma panka, „społem” to jest chłopskie „w pysk”, „społem” to papuzia kochanka, próżność, nadczłowieczeństwo — i przy tym to maleństwo: serce pęknione, co krwawi. STAŃCZYK Asan prawi — jako najwalniejsi gębacze, odrośl od tych samych pni z moich dni. DZIENNIKARZ Wolałbym już stokroć razy policzone dni niż ten bieg, bieg, pęd, gonitwa ku przepaści, otchłani, zawrotom! Ach, kresu, ach, kresu lotom! Stacza się sercowa bitwa, opadam coraz na głazy, mrze na ustach modlitwa, ach, kresu, ach, kresu lotom! — Niechby się raz wszystko spali, zetrze się, na proch się zsypie, jak kolumny, na gruz się rozwali, byśmy padli potruci jadami w pogrzebowej stypie; niechajby się raz wszystko spali, i te nasze polskie posty dusz do polskich świętych, i te nasze tęczowe mosty czułości nad pustką rozpiętych, malowanki Częstochowskie w koronach — i wszystkie Wiary! Nieszczęścia wołam!! STAŃCZYK Puszczyku… DZIENNIKARZ Może by Nieszczęście nareście dobyło nam z piersi krzyku, krzyku, co by był nasz, z tego pokolenia. — Ach, Sumienia, Sumienia! Już było tych prawd bez liku dla nas — Prawdy czy Fraszki?? Stoimy u polskich granic, a mamy obecność za nic, od talentów zawisłe igraszki. STAŃCZYK Puszczyku! Zgrałeś się przy zielonym stoliku czy z kobietami w gorączce opętałeś duszę mdłością i w tej momentu palączce oślep gnasz we własne próchno. A gdy na nie wichry dmuchną, rozleci się zgasłe próchno, zamurują się otchłanie i krzyk i jęk, i wołanie zda ci się błazeństwem duszy, które nikogo nie skruszy, które zeżre siebie samo, a trzewia mu gniciem cuchną. — Znam ja, co jest serce targać gwoźdźmi, co się w serce wbiły, biczem własne smagać ciało, plwać na zbrodnie, lżyć złej woli, ale Świętości nie szargać, bo trza, żeby święte były, ale Świętości nie szargać: to boli. DZIENNIKARZ Tragediante… STAŃCZYK Commediante, dla ciebie błazeńska laska. DZIENNIKARZ Piastujesz ją, piastun stary; znasz tylko: status quo ante; błazeństwo z tobą się zrosło. STAŃCZYK Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. DZIENNIKARZ Fatum nas w obłędy wodzi: u rozstajnych dróg zły Duch! Tu moje rozstajne drogi; ty mój Duch-zły — demon, Szatan; błazeństwem ja z tobą zbratan, byłem ci duszą poswatan, nim dusza stała się trup; — a teraz mi pachnie grób, czuję trąd. STAŃCZYK Naści; rządź! Masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. DZIENNIKARZ Nie chcę żadnych więcej prób. Serce miałem kiedyś młode, porwałeś mi serce młode, wlałeś jad goryczny w krew. Nie widzę, nie widzę dróg, zaćmił mi się Bóg… STAŃCZYK Fata pędzą, pędzą Fata — Wielkość — Nicość — pusty dzwon, serce strute — uderzyłeś błazna ton: moją nutę. Kłam sercu, nikt nie zrozumie, hasaj w tłumie! Masz tu kaduceus, chwyć! Rządź! Mąć nim wodę, mąć! Na Wesele! Na Wesele! Idź! Mąć tę narodową kadź, serce truj, głowę trać! Na Wesele! Na Wesele! Staj na czele!!! SCENA VIII / Dziennikarz, Poeta / DZIENNIKARZ Może z mętów się dobędzie człowieka; może minie palączka i głód; ot, kaleka ja, ot, ja kaleka: każdy dzień piekielny trud. Młodości! wyrwi mię z cieśni, oplatają mnie grzyby i pleśni; o Młodości, jakożeś daleko, a to jeszcze wczora, prawie wczora… POETA Cóżeś tak się rozżalił, rozpalił, czy cię jakie przemieniły cuda? DZIENNIKARZ A przeszedł tu koło mnie cień, cień goryczy pełen wielkoluda i ostawił mi laseczkę kaduczą. POETA Nie przeczę, że rozmyślania uczą, ale cóż tak sobie żalisz serce? DZIENNIKARZ Och, w okropnej jestem poniewierce; po torturach mię duchowych włóczą, więżą mnie konwenansowe szpangi: oto droga utarta do rangi, a ja gardzę, ja gardzę, ja plwam na to wszystko, ze serca szczerego — i nie zdołam rozerwać obroży, a wstrętów coraz się mnoży i cokolwiek słyszę, to mnie drażni. Przyjaźń farsą, Litość: kłam, a słyszę, że gadają o przyjaźni. Miłość farsą — słyszę wkoło półszepty miłości. Kłamstwo Szczerość, a widzę tu gości i muzyki słyszę swoje, polskie, nasze, i po ścianach złożone pałasze, obrazeczki, sceny narodowe. To mnie drażni i męczy, i boli: Czy my mamy prawo do czego?!! Czy my mamy jakie prawo żyć…? My motyle i świerszcze w niewoli, puchnąć poczniemy i tyć z trucizny, którą nas leczą. I tę naszą dolę kaleczą, widzieć i trupem gnić… POETA Rozżaliłeś się, działa muzyka, to się koło widzeń zamyka i działa na nerwy. DZIENNIKARZ Na nerwy!? Na nerwy działa te, na te sieci, które mają duszę w uwięzi, że gdy tak mi grają bez przerwy, zdało mi się, że moja dusza ze mnie wyszła i koło mnie świeci. POETA Zdawało ci się — sam mówisz przez to, że o jedno złudzenie więcej. DZIENNIKARZ Poezjo! — tyś to jest spokojną sjestą; chcesz mnie uśpić, znieczulić, zniewolić, byle słówka nie wyrzec goręcej. Ach, nie ukrywaj — nie udawaj, ty sameś w ogniu — to maska ten pozorny spokój — to kłam. A! ta muzyka tak brzęczy, jak z ula dzwonienie pszczół — a my jak szerszenie: to mi się rzuca do garła ta duża wesołość narodowa, to mi się rozszerza głowa szumem, gwarnością, zawrotem i nawet mi jest wstrętny ból. POETA Daj rękę. DZIENNIKARZ Ech, daj mi pokój — wyjdę za próg — jak wieje od pól… Powietrza, powietrza!… POETA Daj dłoń… DZIENNIKARZ Daj mi spokój! SCENA IX / Poeta, Rycerz / POETA Otwarła się toń! Upomina się o swoje Umarła. Szumem, gwarnością, zawrotem idzie ku nam z powrotem; jakaś Przemoc wrotom grobu się wydarła, oto, słyszę, woła: RYCERZ Daj dłoń!! POETA Puszczaj! RYCERZ Ty mój! POETA Puszczaj! RYCERZ Ty mój!! POETA Żelazem owita ręka, żelazem zakryta skroń. RYCERZ Zbieraj się, skrzydlaty ptaku, nędzarzu, na koń, na koń, przepadnie przekleństwo, męka! POETA Co mówisz, okropne widziadło, na koń? — gdzie? — jak? Żelazna twoja dzwoni szczęka, żelazna więzi mnie ręka. RYCERZ Na koń, zbudź się, ty żak, ty lecieć masz jak ptak! Bioręć w pętle. POETA Na arkan mnie wiąże! RYCERZ Poznasz, ktom jest, gdy zaciążę — ty więzień mój, mnie służ; biorę przemocą, Ja Moc: za mną, przede mną ognia kurz; po drogach, po których lecę, drzewa się palą jak świece, ciskają się błyskawice, jak lecę, Duch: wytężaj, wytężaj słuch! POETA Puszczaj, przepadaj w Noc — o, ręce, ręce martwieją… RYCERZ Ty mój! POETA Precz. — RYCERZ Słysz grom… POETA Zatrzasnął się cały dom… RYCERZ A czy wiesz, czym ty masz być, o czym tobie marzyć, śnić? POETA Sen, marzenie, mara, wid. RYCERZ Jutro dzień! przede dniem świt! Wiesz ty, czym ty mogłeś być? POETA Słowo, Widmo gończe! RYCERZ Zwiastun!! POETA Głos jak marzeń moich piastun; Rycerz, Widmo, urojenie przyoblekło szatę żywą. RYCERZ Krwi, krwi pragnę, krwawe żniwo! Wracam do dom w noc szczęśliwą, w noc ponurych wichrów łkań. Niosę dań, orężną dań. POETA Wracasz do dom ze snów, z dali… RYCERZ Z dali, hen z zaświatów, z prochów. — Przeszedłem ogień, co pali, przeszedłem zapady lochów. Ścigam, gonię, moc roztrwonię. Niosę dań, orężną dań. POETA W noc ponurych wichrów łkań wstajesz z lochów, z prochów, skał… RYCERZ Na głos mój ty będziesz drżał: Grunwald, miecze, król Jagiełło! Hajno się po zbrojach cięło, a wichr wył i dął, i wiał; stosy trupów, stosy ciał, a krew rzeką płynie, rzeką! Tam to jest!! Olbrzymów dzieło; Witołd, Zawisza, Jagiełło, tam to jest!! — Z pobojowiska zbroica się w skibach przebłyska, żelezce, połamane groty, drzewce powbijane do ciał, z trupów zapora, z trupów wał, rycerski zgotowiony stos: Ofiarnica — tam leć — tam chodź, tam leć!!! brać z tej zbrojowni zbroje. kopije, miecz i szczyt i stać tam wśród krwi, aż na ogromny głos bladością się powlecze świt, a ciała wstaną, a zbroje wzejdą i pochwycą kopije, i przejdą!!! Spiesz, tam leżą stosy ciał; przeparłem trumniska wieko, czas, bym wstał, czas, bym wstał. POETA Łzy mnie pieką, łzy mnie pieką, czymże bym ja tam być miał. RYCERZ Niosę dań, orężny szał. POETA Dech twój zimny, dech grobowy… RYCERZ Patrzaj w twarz, patrz mi w twarz, ślubuj duszę, duszę dasz. POETA Za przyłbicą pustość, proch; w oczach twoich czarny loch, za przyłbicą Noc; zbroja głuchym jękiem brzękła. RYCERZ Miecz, miecz, siła nieulękła; patrzaj w twarz, patrzaj w twarz; ty mnie znasz. POETA Ktoś jest? RYCERZ Moc. POETA — — Przyłbicę wznieś! RYCERZ Rękę daj. POETA Duszę weź. RYCERZ Patrz!! POETA Śmierć — — — Noc! SCENA X / Poeta, Pan Młody / POETA Potęga, wieczysta Potęga, Moc nieprzeparta!! PAN MŁODY O czym mówisz — ? POETA Niedołęga byłem — a dzieła to mitręga próżna — mgła nic niewarta. Teraz naraz się koło mnie zapaliło i gore — i piersi się palą; zdaje mi się, że słyszę gdzieś górą, jak skały się padają i w otchłań z łoskotem się walą. PAN MŁODY Będziesz sonet pisać czy oktawę? POETA Nie — przewiduję inszą zabawę; poczułem na szyi arkan — Polska to jest wielka rzecz: podłość odrzucić precz, wypisać świętą sprawę na tarczy, jako ideę, godło, i orle skrzydła przyprawić, husarskie skrzydlate szelki założyć, a już wstanie któryś wielki, już wstanie jakiś polski święty. PAN MŁODY Zajmujące. POETA Ty tematem zajęty. PAN MŁODY Myślałżeś ty co więcej niż poemat? POETA Może ja to myślę goręcej i w tej chwili to jeszcze się pali — jeszcze — a jutro się zawali w gruz ten pożarny gmach. A! chciałbym wstąpić w to Piekło Ach! PAN MŁODY Rozpalony. POETA Piekło żywe w tej chacie, w zaklętym dworze: Piekło gorze! PAN MŁODY A to coże?! SCENA XI / Pan Młody, Hetman, Chór / CHÓR Hej, panie, panie Branecki, nie żałuj grosika, nie żałuj, pocałuj się z nami, pocałuj, nie żałuj dukacika, nie żałuj, dajże go nam z tej kieski! HETMAN Ha, szatańce, sztab moskieski, znajcie pana, bierzcie złoto, nie stoję ja pan o złoto; piekielna mnie dziś gospoda: hulaj dusza, z wami zgoda. CHÓR Hulaj dusza, z nami w zgodzie, potańcujemy w gospodzie; pocałuj się z nami, pocałuj, nie żałujta, hetmanie, kieski, braliśta pieniążek moskieski, hej, hetmanie, hetmanie Branecki!! HETMAN Bierzcie złoto, pali złoto. CHÓR Pali pieniążek moskieski? HETMAN Piekielna mnie dziś gospoda: diabły moją piją krew; szarpają mi pierś, plecyska, psy zjawiska, łby ogniska; szarpają, sięgają trzew! PAN MŁODY Wojewoda! Wojewoda! HETMAN Puszczajcie, litości! PAN MŁODY Jezu!! SCENA XII / Pan Młody, Hetman / HETMAN Ha, przepadli kędyś diabli, ktoś się doli ulitował; rana jeno straszna boli — — puste żale, mnie nie szkoda, bo ja pan, piekielny pan, drwię z serdecznych ran. Setkę lat przez puszczę gnam, przez bór gonię, gęsty las, przez ugory, łąki, błoń — upałami bije skroń, młotami serce wali, ogień wnętrzności pali — — — Każ muzyce dla mnie grać, mnie na Piekło stać. Ja pan, ćwierć kraju mam w ręku, a jak kto po cichuteńku powie „Jezus” — ja wolny na chwilę, powietrzem się zasilę: odetchnąłem piersią całą; bierz ty, ile złota zostało, patrz, oto niecki, diabli mi to kazali nieść; co noc tak świeżych nasypią, a sztabowi, czerńcy przeklęci, krzyczą za mną: panie Branecki, nie żałuj; — krew moją chlipią — — Masz! PAN MŁODY Hetmaniłeś ty, hetmanie, chocia byłeś łotr, i sam król był tobie kmotr; przewodziłeś, przewodziłeś, a my dzisiaj w psiej niewoli: nie hetmany, strzęp, łachmany, gruz; duszę ziębi mróz; ciebie ogień, ogień pali — przecz już nic nas nie ocali, ani król, ani ból, ani żale, ni płakanie, hej, hetmanie, hej, hetmanie dzisiaj to mój dzień miłości… HETMAN Czepiłeś się chamskiej dziewki?! Polska to wszystko hołota, tylko im złota; trza było do bękartów Carycy iść smalić cholewki: byłać ta we mnie cnota. Asan mi tu Polski nie żałuj, jesteś szlachcic, to się z nami pocałuj, jesteś wolny! PAN MŁODY Bierz cię diabli. HETMAN Gębuj, widzęś nie przy szabli. SCENA XIII / Pan Młody, Hetman, Chór / HETMAN Ścigają psy, kąsają psy. CHÓR Przeklęty ty, przeklęty ty. HETMAN Sursum corda, serce żreją — serce mi wyjmują z trzew. CHÓR Zaprzedałeś kraj, ty lew; złotem pysk ci zaleją! Złoty pan, weselny pan, pójdźże w tan, pójdźże w tan! HETMAN Złoto pali, złoto war; sursum corda, wiwat Car! CHÓR Lejcie mu do pyska żar, sięgajcie mu dłońmi trzew. HETMAN Piją krew, żłopają krew, cielsko drą po kawale! CHÓR Złoty pan, weselny pan, Pójdźże w tan, dalej w tan: na Weselu hula Śmierć, garniec pereł, złota ćwierć, zaprzedałeś Czortu kraj. HETMAN Żłopią krew Czarty Moskale, sursum corda, wiwat Car! CHÓR Huś ha, huś — haj go, haj! Pójdźże w tan, dalej w tan! Złoty pan! weselny pan! SCENA XIV / Pan Młody, Dziad / PAN MŁODY Tyle się przewlekło mar z okropnym śmiechem Piekła… DZIAD Cóż wam to? cóż wam to? Czy was panna młoda urzekła? PAN MŁODY Oj, tu Diabły, ze samego Piekła, włóczyły przede mną człowieka, ach, powietrza, tchu… DZIAD Cóż pon ucieka? SCENA XV / Dziad, Upiór / DZIAD / za Panem Młodym / Miałem rzec, cosi miałem rzec: Szczęść Boże przy weselu. UPIÓR Przyjacielu, przyjacielu… DZIAD Kto! ty we krwi! precz, piekielny! UPIÓR Ja weselny, ja weselny, dajcie, bracie, kubeł wody: ręce myć, gębe myć, chce mi się tu na Weselu żyć, hulać, pić. DZIAD Precz, przeklęty, precz, przeklęty. UPIÓR Dajcie, bracie, kubeł wody: gębe myć, ręce myć… DZIAD Krew na sukniach, krew na włosach… UPIÓR Nie pyskuj, nie powtarzaj. — Już, już wiedzą o tym w niebiosach. / nuci / „A stało się to w Zapusty”. DZIAD Precz, przeklęty, precz, przeklęty. UPIÓR Jeno ty nie przeklinaj usty, boś brat — drżyj! ja Szela!! Przyszedłem tu do Wesela, bo byłem ich ojcom kat, a dzisiaj ja jestem swat!! Umyje się, wystroje się. Dajcie, bracie, kubeł wody: ręce myć, gębe myć, suknie prać — nie będzie znać; chce mi się tu na Weselu żyć, hulać, pić — jeno ta plama na czole… DZIAD Cholera! UPIÓR Zaraza, grób. DZIAD Precz, precz, ty trup! UPIÓR Widzisz, w orderach chodzę. DZIAD O! plamy na podłodze od nóg. UPIÓR To krew, obmyję próg, dajcie ino, bracie, wody, kubeł wody — gębe myć, suknie prać — nie będzie znać. DZIAD Przeklęty! Maryjo, strać! UPIÓR Gadu, gadu, stary dziadu, trza się do roboty brać; kubeł wody, gębe myć, nie bede próżno stać, na Wesele, na Wesele, podź tańcować, bośma brać. . . . . . . . . . . . . . . . . . . SCENA XVI / Kasper, Kasia, Jasiek / JASIEK Kasiu — KASPER Kasiu — KASIA Cóz ta, Jasiu? JASIEK Bo to widzis, Kasiu, że to — tak mnie ciągnie bez pół. KASPER Pódź, Kasicko, ku mnie, cosi mom ci sepnonć. KASIA Co, że co — ? KASPER Radź, co z nami — ? KASIA Kiej na ogrodzie rosi. KASPER Kiejbyśmy byli sami!… JASIEK Kasper — idze pod stodołę. KASIA Po co? — Idze ty. KASPER Wis, bracie, idź ty pirwy — namość słomę. KASIA Przyjdziewa. JASIEK Cóz sie trzymacie, lgnies do niego — ? KASPER To sie zeń. JASIEK Do zeniacki pirsy leń, a wpół chyci, zwyobraco. KASPER Jest ta Kasie chycić za co. JASIEK Juz bym do wos nic nie cuł — ino ciągnie mnie bez pół. KASIA Przynieś wódki. KASPER Naści grosz. JASIEK Zaros, juści racje mos, lece! SCENA XVII / Kasper, Kasia / KASIA Powiedziałam tak na hece. KASPER Kasiu, dyć to k'sobie miło, byśwa poszli spolnie ka. KASIA Na ogrodzie sie zrosiło — jak kces gęby, na — KASPER Ino by najmilej było k'sobie, Kasiu, byle ka. KASIA Juści, miło, Kaspruś — co? k'sobie — KASPER Ano — KASIA Juści… KASPER Zaś. KASIA Splezła mi się wstązka kaś — KASPER Wstązka od gorseta? KASIA Nie ta, przewiązka spodnicki. KASPER Kabyśwa pośli, Kasicko, mojeś ty palące policki. / nuci / „Ino mi się nie broń dziś, jutro mozes sobie iść”. SCENA XVIII / Kasper, Kasia, Nos / NOS / z flaszką i kieliszkiem / W twoje ręce. KASPER Podziękować. NOS A dej Kasię pocałować. KASPER W twoje ręce! KASIA Podziękować! NOS A teraz pocałuj z woli. KASIA Ej ta, cóz to — ? NOS Nie zaboli — Kasiu, dziwcze, co za dąs, i on, i ja gołowąs; chcesz go, to ci go nie bronię; niedobrze ci w tej koronie. KASIA Pódzies pon, patrzcie go, ledwo przysed, juz by kcioł. NOS Adie, druhna, jak nie, to nie. KASPER Cało flaszkę bestia schloł. SCENA XIX / Panna Młoda, Pan Młody / PANNA MŁODA Och, mójeśty, juz nie mogę tańcować, a tańce, nie chciałabym żałować jutro, że dzisiaj nie dosyć, jak dzisiaj, że nie dość wczora, ażem osłabła, aż prawie chora, ino, że mi nie trza doktora, ino tańca — PAN MŁODY Jak paciorki różańca, taniec jeden, jak drugi jednaki, a łańcuch taneczny długi, do rana, a od rana do nocy. PANNA MŁODA Pokiel starcy piecywa i kołocy, hulać, hulać w kółecko, tańcować… PAN MŁODY A pocałuj, bo będziesz żałować. PANNA MŁODA Tak ci mnie to granie tkliwi — PAN MŁODY Poczekaj, będziemy szczęśliwi — PANNA MŁODA Mój ty Boże — ! PAN MŁODY W jakim dworze; postawimy se dwór modrzewiowy, brzózek przed oknami posadzę. PANNA MŁODA Brzoza straśnie sybko pusco, het ściany we trzy roki ocieni. PAN MŁODY Będziemy se siedzieć w zieleni, będziemy se siedzieć w maju, we kwitnącym sadzie. PANNA MŁODA W paradzie. PAN MŁODY / nuci / „A jak będzie słońce i pogoda, słońce i pogoda…” PANNA MŁODA / nuci / „Pójdziemy se razem do ogroda — będziemy se fijołecki smykać…” SCENA XX / Dziennikarz, Zosia / ZOSIA Ach! DZIENNIKARZ Aa! — ZOSIA Bardzo ciemno. DZIENNIKARZ Nie widno. ZOSIA Zmęczonam, wciąż w kółko, w kółko… DZIENNIKARZ I cóż? chłopy pani nie brzydną? ZOSIA Nie wiem — nie; — patrzę na ludzi jak na przeróżnych ludzi. DZIENNIKARZ A tak się serduszko budzi. ZOSIA Patrzę i usypiam serce; to ładne — to bardzo górne, ale z tego co? — ja czuję, muru głową nie przewiercę, a jak widzę w lichej poniewierce rzeczy górne i piękne, i czułe, to mnie boli. DZIENNIKARZ A ten ból przechodzi. ZOSIA A pan ma swoją bibułę, żeby ból każdy przeszedł. DZIENNIKARZ Epidemia. ZOSIA Pan nie wierzy, co nieprzewidziane? A wie pan, ojczyzna to chemia; serce, jak się czego uczepi, to dynamit. DZIENNIKARZ Coraz lepiéj, jeszcze jeden taniec w kółko, a edukacja skończona. ZOSIA Nie byłabym ja chłopu żona; nikt mnie w śluby nie poprosi — ale myślę, panie redaktorze, że tam w tej wiejskiej komorze, w półblasku kuchennej lampy, że tam mój taniec coś znaczy. DZIENNIKARZ Gdy sama to pani uznać raczy… — ZOSIA Pan skąd się tu bierze? DZIENNIKARZ Ja się patrzę, lubię i nie wierzę, za to wierzę w panią. ZOSIA Za co? DZIENNIKARZ Za tę minkę, oczy, gest. ZOSIA Podobam się? DZIENNIKARZ W tym coś jest. SCENA XXI / Poeta, Rachel / POETA To pani, o, proszę wejść. RACHEL Idę za panem jak cień; pan się może śmiać, ale mnie się wymarzyło, że się tu zaczyna coś dziać — ? POETA Może — a w tej chwili na dworze pani mi się z dala pokazała, jak płomieniste widziadło. RACHEL Byłam w ten szal owita cała i w świetle ode drzwi, ot tak. POETA Noc nasze przeinacza widzenia. RACHEL Ja prawie że jestem w trwodze — a wie pan, że się zwróciłam w drodze, bo mi w poprzek ścieżki przeszła jakaś osoba… POETA To są ludowe baśnie. RACHEL Chodzą hałaśnie w huczącym wichrze; pan widzi, jaki się huragan zrywa, jak świszczy i drzewa szamoce — POETA Zatrząsł szybami; — patrz pani, czego nie dostrzegam w ogrodzie… RACHEL Tak bardzo ciemno… POETA Ktoś wyrwał krzew różany. RACHEL Czy ten, co był w słomę odziany? POETA No ten chochoł. RACHEL Ktoś połamał? — a myśmy, cośmy to chcieli z nim — ? POETA Myśmy lecieli na lep poezji — i teraz dwór się od poezji trzęsie; odbywa się wielkie darcie piór wszelijakiego drobiu: grunwaldzkie duchowe starcie, lecą pióra orle, pawie, gęsie, wnet ujrzymy husarię i króla; zatrzęsło się tu ze wszech jak do ula. RACHEL W powietrzu atmosferyczna zmiana: chata stała się rozkochana w polskości — właściwa skala: żar, co się duchem udziela, co się na powietrzu spala jak garść lnu. POETA Dawno nie miałem snu, jak ten wieczór, jak ta noc. RACHEL Przedziwna, przedziwna Moc, te potęgi walczące, ten wiatr, jakieś prastare siły. POETA Hen z Tatr przylatują ku mnie przypomnienia! Skrzydeł! — nad ten las z kamienia lecieć — w górę — RACHEL Na szczyty! POETA Walküra! RACHEL Dzisiejsze sny, po tej nocy nieprzespanej, będą cudne — bo oczy patrzące stały się figurami ludne, które się niełatwo zatrzeć dadzą. POETA Chodźmy patrzeć! SCENA XXII / Gospodarz, Kuba / KUBA Jakiś pon, jakiś pon zsiadają z siwka w podwórzu; koń ogromniec… GOSPODARZ Weźcie konia razem ze Staszkiem ku szopie; podrzućcie co żryć. KUBA A pon musi wielgi być: ubiory na nim czerwone, siwa broda a lira u siodła, jak te dziady z Kalwaryje co nosą lirę u pasa. Niech pon wyjdą w sień. GOSPODARZ Bania się z gośćmi rozbiła w ten weselny dzień; kogóż ta ciekawość przywiodła? Latarkę zaświeć! — KUBA Jak żyje, jeszczem takiego Polaka nie ujzoł — GOSPODARZ Bo żyjesz mało; jeszcze duża takich Polaków ostało, co są piękni. KUBA A kaz się to wszyćko kryje? — O, zaroz będzie latarka, ino sie przypiece siarka. SCENA XXIII / Gospodarz, Gospodyni, Kuba / GOSPODARZ Słyszysz, ponoś ktoś w gościnę, jakiś jakby wielki gość… GOSPODYNI Tu drzwi zawrzes — tam se gwarzcie, jo już mom tych tańców dość; a cóż ty mos za tęgom minę, coś ty jakisik niepewny — ? GOSPODARZ Ino, matuś, zaś nie swarzcie — ja tak dziś przy Weselu rzewny; jakiś gość nie lada jaki… GOSPODYNI Tu drzwi zawrzes, tam se gwarzcie. GOSPODARZ Kto to taki, kto to taki — — ? SCENA XXIV / Gospodarz, Wernyhora / WERNYHORA Sława, panie Włodzimierzu, zjechałem tu gość. GOSPODARZ Spocznij, Wasza Mość; żona stroi się w alkierzu… WERNYHORA Ostań, panie Włodzimierzu. GOSPODARZ Żona stroi się w alkierzu; niespodziany gość, właśnie była przy pacierzu, bo się dziecka kładło spać. WERNYHORA Niechajże żona w alkierzu… GOSPODARZ Bo się dziecka kładło spać, a ci nie przestają grać: jak wesele, to wesele, to nie będą w miejscu stać; ot, tu żona jest w alkierzu. WERNYHORA Niechajże żony w alkierzu, niechże tańcuje Wesele. Siądźże, panie Włodzimierzu, mam Asaństwu nowin wiele: Pomówimy o Przymierzu. GOSPODARZ Ano proszę, bardzo proszę. WERNYHORA Siadaj. GOSPODARZ Siadam — zacny gość — bardzo proszę, bardzo proszę; ceremonii dość. WERNYHORA Ja z daleka — hen od kresów, konia zgnałem. GOSPODARZ Podły czas. A do wszystkich spadłych biesów, toście tu są pierwszy raz; któż was zwabił w taki czas? A do wszystkich spadłych biesów, żeście tak niespodziewanie w noc i na to weselisko zechcieli tu, Ichmość Panie? WERNYHORA Z daleka, a miałem blisko i wybrałem Weselisko, boście som tu jakoś wraz, i wybrałem Ichmość Mości dom, gdzie ludzie sercem prości. GOSPODARZ Wasza Mość mieliście blisko, serceście zobligowali — myśmy sobie prości — mali. WERNYHORA Z daleka, a miałem blisko; ledwom wymienił nazwisko, a zaraz mi pokazali tacy chłopcy, rześcy, mali. GOSPODARZ Co to u nich serce z miską; przybieżali, powiadali, czego nie zjęzykowali: że pan stary, że Dziad stary, że Dziad z lirą, brodą siwą… WERNYHORA Ot, dziadzisko z siwą brodą. Dawnoż było w duszy młodo; żeście sobie prości, mali, toście wielkich krzywd nie znali. — Chudobę macie szczęśliwą. GOSPODARZ A ot, takie złote żniwo, złote pola — pokoszone — wszystko błoto — zadyszczone; — sady ciche — kwitną, rodzą, jedne z drugich same wschodzą: złote żniwo, serce z miską; nie trzeba szukać daleko, kiedy było jakoś blisko. Pokażę waćpanu żonę. WERNYHORA Złote żniwo, serce złote: jeszcze u was w duszy młodo, żeście sobie prości, mali, toście wielkich krzywd nie znali. — Może żona ma robotę — ? GOSPODARZ Żona stroi się w alkierzu, chce się wydać urodziwa, że to gość niespodziewany, każe zaraz podać piwa. WERNYHORA Zostaw, panie Włodzimierzu, że to chwila osobliwa… GOSPODARZ Lepiej gwarzy się przy szklenie, że to z drogi, tyle błoto; lepiej gada się przy wenie. WERNYHORA Kiej się nie rozchodzi o to; że to chwila osobliwa, możemy na osobności porozmawiać. GOSPODARZ Słucham Mości; a to chwila osobliwa. Wolnoć spytać o nazwisko… — ? WERNYHORA Nie poznałeś — ? GOSPODARZ Ktoś mi znany, ktoś serdeczny, ktoś kochany, ktoś, co groźny — dawny, stary, jak wiek cały… WERNYHORA Dawnej wiary. GOSPODARZ Ktoś mi znany, niespodziany… WERNYHORA Przypominasz krwawe łuny i jęk dzwonów, i pioruny, i rzeź krwawą, krwawe rzeki? GOSPODARZ A sen, sen jakiś daleki, jeszcze w uszach mam te dzwony — mieszają weselne grajki: jakieś stare dumy, bajki. WERNYHORA Jeszcze w uszach mam te dzwony ponad ich weselne grajki: jęk posępny, jęk męczony, tyle krwi rzezanych ciał; ja tam był, przy trupach stał; jeszcze w uszach mam te dzwony. Patrzyłem się na lud święty, jako upadał przeklęty, przekleństwami potępiony: kiedy ojce klną na synów, kiedy syny przeklną ojce, takie jęczące ogrojce łez krwawiących, łez serdecznych słyszałem w tych głosach wiecznych: w głosach dzwonów jęk szalony — jeszcze w uszach mam te dzwony. GOSPODARZ Dawne czasy — dawne wieki, a sen, sen jakiś daleki, jęki przygłuszają grajki; jakieś stare dumy, bajki. WERNYHORA Ja stałem w pożarnej łunie na siwym, na siwym rumaku, czekając Bożego znaku. Za mną piorun po piorunie bije z chmur, przez niebo łyska. GOSPODARZ Rzecz daleka — taka bliska, ktoś mi znany, niespodziany; ktoś, o którym jeszcze wczora tylko we śnie, tylko w marze: Pan-Dziad z lirą… WERNYHORA Wernyhora. GOSPODARZ Pan-Dziad z lirą — Wernyhora! Wy mnie znany — spodziewany, Wy, o którym jeszcze wczora tylko we śnie, tylko w marze: jak owi dawni mocarze, Wy na koniu, siwym koniu, poprzed dom mój, z wieścią. WERNYHORA Słowem! GOSPODARZ Wy ze Słowem — Wy ze Słowem! WERNYHORA Ja z Rozkazem. GOSPODARZ Rozkaz-Słowo! Dawno serce już gotowo tem wezwaniem piorunowem. WERNYHORA Słowo-Rozkaz, Rozkaz-Słowo; dla serca serce gotowo. Słuchaj, panie Włodzimierzu: oto chwila osobliwa, pomówimy o Przymierzu. GOSPODARZ To jak ze snu prawda żywa, chwila dziwnie osobliwa. Jakiż rozkaz? WERNYHORA Trzy zlecenia. GOSPODARZ Chwila dziwnie osobliwa: żem niejako jest wezwany. WERNYHORA Roześlesz wici przed świtem, powołasz gromadzkie stany. GOSPODARZ To jak ze snu prawda żywa; prawie że są wszyscy społem u mnie przez to weselisko. WERNYHORA Ma być jawne, co jest krytem; co dalekie było — blisko. Dziś u Waści weselisko; prawie że są wszyscy społem; roześlesz wici przed świtem; niech jadą we cztery strony. GOSPODARZ Porozsełam konno gońce, roześlę wici przed świtem; zaraz się poradzę żony — ona swoim chłopskim sprytem. WERNYHORA Niech jadą we cztery strony! Bądź gotów, nim wstanie słońce. Skoro porozsełasz gońce, zgromadzisz lud przed kościołem, jak są zdrowi, prości, mali; ażeby godność poznali, Bogiem powitasz ich kołem, a wtedy przykaż im ciszą, niech żaden brzeszczot nie szczęknie, a skoro rzesza uklęknie, niech wszyscy natężą słuch: czy tętentu nie posłyszą od Krakowskiego gościńca — ? GOSPODARZ Wytężam, wytężam słuch. WERNYHORA Ja wiem, żeś jest Asan zuch Od Krakowskiego gościńca czy tętentu nie posłyszą, czy już jadę z Archaniołem — ? GOSPODARZ Wytężam, wytężam słuch — choćby i największy zuch, jak to, co to, rozpoczęcie — —? WERNYHORA Słuchać ślepo, wierzyć święcie; ja wiem, żeś jest Asan zuch. GOSPODARZ Ja mam stanąć przed kościołem? to jak we śnie prawda żywa. Któż mnie darzy tym zaszczytem; któż śle ku mnie dawne gońce: chwila dziwno osobliwa. WERNYHORA Bądź gotów, nim wstanie Słońce. GOSPODARZ Wstaną kosy w słońca świcie; będę gotów! WERNYHORA Przysiąż Słowo. GOSPODARZ Rzekłem. WERNYHORA Przysiąż. GOSPODARZ Rośnie życie. Czyli marą Wy widmową, czyliś Waść jest upiór grobów, czy ty próchno, czy ty czarem, żeś ze słowem przyszedł starem, żeś na mnie użył sposobów i co we mnie tajemnicą, ty mówisz jak rzecz prawdziwą; jako żywo, jako żywo — ! WERNYHORA Mówię Słowo — rzecz prawdziwą; chwila, chwila osobliwa: wybrałem dziś weselisko, twój dworek, dróżkę, zagrodę. — Słyszysz, jaki wicher wyje! Słyszysz, wielki deszcz się pluszcze! Słyszysz, chrzęszczą wielkie drzewa i jako trzaskają kuszcze: to tam moja drużba śpiéwa, tysiąc koni grudy bije ze złotymi podkowami! GOSPODARZ Jezus, zmiłuj się nad nami — — ! WERNYHORA Leć kto pierwszy do Warszawy z chorągwią i hufcem sprawy, z ryngrafem Bogarodzicy; kto zwoła sejmowe stany, kto na sejmie się pojawi Sam w stolicy — ten nas zbawi! GOSPODARZ Jako żywo, jako żywo; Waść mi takie dziwa prawi, i to jako rzecz prawdziwą. WERNYHORA Wszystko święte, wszystko żywo: z daleka, a miałem blisko; wybrałem twój dom, zagrodę i wybrałem Weselisko. Waszmość rękę miej szczęśliwą: Daję Waści złoty róg. GOSPODARZ Złoty róg. WERNYHORA Możesz nim powołać chór. GOSPODARZ Bratni zbór. WERNYHORA Na jego rycerny głos spotężni się Duch, podejmie Los. Daję w twoje ręce róg. GOSPODARZ Dziękuj Bóg. WERNYHORA Waść masz porozsełać wici, lud zgromadzić przed kaplicą. GOSPODARZ Jutro? — skoro się zgromadzą? mają radzić? — co uradzą? WERNYHORA Jutro: wielką tajemnicą, jutro skoro się zgromadzą, niech nie radzą, nic nie radzą, jednoś niechaj w ciszy staną. Jutro wielką tajemnicą. A ty wstawszy bardzo rano, skoro zejdzie pierwsze słońce. ku drogom natężaj słuch. GOSPODARZ Jutro?! WERNYHORA Jutro!!! GOSPODARZ Wszelki duch!!! SCENA XXV / Gospodarz, Gospodyni / GOSPODARZ Żono, słuchaj no, żonisia, pódź no, Hanuś! GOSPODYNI Cóz takiego?! GOSPODARZ Osobliwy ten dzień dzisia, tyle naraz wiem nowego. GOSPODYNI A złego co, cy dobrego? GOSPODARZ A wiesz, mama, tyle tego, że mi w głowie huczy, szumi; kto zrozumi, kto zrozumi? GOSPODYNI Cóz takiego, cóz takiego? możeś chory, któż ten stary? GOSPODARZ Kto ten stary: — Wernyhora; jeno nie mów to nikomu, to ci mówię po kryjomu, i on był tu w tajemnicy. GOSPODYNI Ka już posed — — ? GOSPODARZ Precz odjechał, bardzo ważne mówił rzeczy: trza się zbierać. GOSPODYNI A co tobie? GOSPODARZ Trza się zbierać, pasy, torby, moja flinta, pistolety i te szable wezmę obie — — ! GOSPODYNI O Jezusie, jakieś borby po nocy, gdzież to, cóż znowu — — ? GOSPODARZ Mam być gotów. GOSPODYNI Gwałtu, rety! Ledwo stoisz, jesteś chory. GOSPODARZ Zaraz konno jechać muszę. GOSPODYNI Jeszcze spadniesz ka do rowu… GOSPODARZ Poprzysiągłem się na duszę; konno muszę — — ! GOSPODYNI Cary, zmory, jakaś siła?! GOSPODARZ Od tej pory żyć zaczniemy — coś wielkiego! GOSPODYNI Chowaj Boże czego złego. GOSPODARZ Z daleka jechał, miał blisko; goniec, zwiastun, Wernyhora! Tam! już jakaś wielka Zgoda. Z daleka jechał, miał blisko — koniec i początek Sprawy. Kazał. — Słowo. Słuchać muszę, zaprzysiągłem się na duszę. Jego siła mnie urzekła: Duch narodu! GOSPODYNI Widmo z Piekła! gwałtu, rety, jesteś chory, cosi, gdziesi, kajsi, ktosi – piłeś duza. GOSPODARZ Duch ponosi! SCENA XXVI / Gospodarz, Jasiek / GOSPODARZ Jasiek!! JASIEK Pon co!? GOSPODARZ Sam tu! JASIEK Juści! GOSPODARZ Siodłać konia, dosiądź szkapy, pojedziesz zwoływać chłopy! JASIEK Jechać, teraz, trzeba — — ? GOSPODARZ Musi! JASIEK Zagubię się w tej celuści, wszędy straszne błotne chlapy. GOSPODARZ Aleś Jasiek, co przeleci! JASIEK Konia se odwiąze z szopy! GOSPODARZ Musi! Ważne rzeczy. JASIEK Nasza? GOSPODARZ Przeleć, przeleć w cztery strony; pukaj w okna, zakrzycz „musi”; niech tu staną przede świtem, niech tu staną przed kaplicą chłopy z ostrzem rozmaitem. JASIEK Chłopy z kosą — dobra nasza! GOSPODARZ Dobędzie się i pałasza. JASIEK Że pon wojak — dobra nasza! GOSPODARZ Dobra nasza! JASIEK Lecę duchem! GOSPODARZ Tajemnica! JASIEK Chłopy z kosą! Same wichry mnie poniosą! GOSPODARZ Niech przed świtem staną. JASIEK Musi!! GOSPODARZ A nie słuchaj, choć czart kusi, jeno prosto. JASIEK Swego nosa. GOSPODARZ Nim na wrzosy padnie rosa, zanim ptaki zaświergocą… JASIEK Lecę duchem. GOSPODARZ A leć z mocą! JASIEK Hej! GOSPODARZ / wręcza Jaśkowi złoty róg, który otrzymał był od Wernyhory / Masz w łapę, to jest dar. JASIEK Szczyre złoto, cóż to? GOSPODARZ Czar! Owiń se o szyję sznur i dzierż mocno cięgiem róg. Bacuj u rozstajnych dróg, by cię jaki czart nie zmóg. Nie chylaj się nigdzie po nic, ino leć. JASIEK Do samych granic! GOSPODARZ Wróć, nim trzeci pieje kur; wrócisz, to se staniesz tu; wtedy zadmij tęgo w róg, to się taki wzmoże Duch, jaki nie był od lat stu — bo wszyscy wytężą słuch. Ino nie zgub, bo róg złoty, bo go zseła Jasny Bóg. JASIEK Wolę goreć w Piekle poty. GOSPODARZ Bez tego złotego dźwięku wniwecz pójdzie cały ruch. JASIEK Opasę sie. GOSPODARZ Nie szarp w ręku! JASIEK Hajże — ! GOSPODARZ Leć, krakowski zuch! JASIEK / który był wybiegł, wraca, chylając się za czapką porzuconą na podłodze / Moja copka z pawim piórem. GOSPODARZ Stawaj tu przed trzecim kurem. SCENA XXVII / Gospodarz, Staszek / STASZEK Cy pon słyszą, co sie dzioło: teraz sie tak wicher wzdon, jak odjechał stary pon. GOSPODARZ Toś ty przywodził starego, tego pana w delii, w pąsach? STASZEK Kiela tego, tela tego, złote iskry miał na wąsach, a ta delijo pąsowa, to jak ogień, jak płomieniec, a koń diabeł, czart, odmieniec. GOSPODARZ Koń siwy, czaprakiem kryty, czaprak tkany, rozmaity. STASZEK U siodła pistolców dwoje. GOSPODARZ I lira przez siodło zwisła. STASZEK Wszystko jakbyście widzieli… GOSPODARZ Gdziesi, kiedyś coś widziałem… STASZEK Przy samiuśkim koniu stałem; szkapa jak ogonem świsła — skąd ta u niej tako siła — to pysk Kubie osmaliła. GOSPODARZ Kuba strzymał? STASZEK A, psiawiara, nijak strzymać się nie dała, ino het ogonem prała, żeśmy oba sie chycili uzdek — aż i dosiadł Stary. GOSPODARZ Siadł, pojechał — STASZEK A cy cary, koń — jak ony nań sie zwalił, jakby wągle w nim rozpalił: ogniem piernół, ogniem łysnął, jak się naroz bez płot cisnął, mnie i Kubie pysk osmalił. GOSPODARZ A wszelki duch Pana Boga: na zegarze po północku. STASZEK Została zguba u proga… GOSPODARZ Zguba!? STASZEK / podaje Gospodarzowi złotą podkowę / Na! GOSPODARZ Złota podkowa — STASZEK Błyskotała sie na błocku. GOSPODARZ Wymowniejsze niźli słowa: znak widoczny, oczywisty, że zawitał gość ognisty na stepowym siwym koniu, z lirą dzwoniącą u siodła: orły, kosy, szable, godła! SCENA XXVIII / Gospodarz, Gospodyni, Staszek / GOSPODARZ Patrzaj, Hanuś! GOSPODYNI Scęście w ręku! GOSPODARZ Szczęście, szczęście znalezione. GOSPODYNI Ka? GOSPODARZ Pod progiem na przysieniu; szczęście w ręku. GOSPODYNI Cała złota, o mistyrna tyz robota. Któż to zgubił? — Schować trzeba. GOSPODARZ Zwołać ludzi — spadło z nieba; trza pokazać zgromadzeniu. SCENA XXIX / Gospodarz, Gospodyni / GOSPODYNI Ni ma cego — Scęście w ręku; tego z ręki się nie zbywa, w tajemnicy się ukrywa, światom się nie przekazuje: Scęście swoje sie szanuje! GOSPODARZ Złota! GOSPODYNI Prawda. GOSPODARZ Rzuć do skrzyni! Prawdziwieś do ręki wzięła; szczęście swoje się szanuje, czyli Piekła dar, czy z Nieba — aleć jensze szczęście moje. GOSPODYNI Cóz ty godos, ja sie boje. GOSPODARZ A boś jeszcze nie pojęła: skończyć nędzę — zacząć dzieła. GOSPODYNI Jakie dzieła, co za dzieła? cóżem to ja nie pojęła? GOSPODARZ Orły, kosy, szable, godła, pany, chłopy, chłopy, pany: cały świat zaczarowany, wszystko była maska podła: chłopy, pany, pany, chłopy, szable, godła, herby, kosy, aż na głowie wstają włosy, wszystko była podła maska farbiona — jak do obrazka: cały świat zaczarowany. GOSPODYNI A cóż tobie, cy gorącka? GOSPODARZ Snuło się to jak gorączka, jak gorączka na wulkanie, jak szumienie na organie: takie figury w koronie, tacy pyszni szlachta w herbie, pałace, zamczyska, wille, tabunami gnane konie, sześciu paradników w tyle: hulaj dusza bez kontusza z animuszem, hulaj dusza!! ani zbili pan w koronie, że stoimy gdzieś na szczerbie, ani zbili szlachta w herbie, ani zbili chłop przy roli, czy tam kogo gdzie co boli: wół przy roli, świnia w ganku — hulajże, panie kochanku. GOSPODYNI Połóżże sie, boś pijany. GOSPODARZ Świat pijany, świat pijany, cały świat zaczarowany puść mnie, ja mam jechać, muszę, poprzysiągłem się na duszę. GOSPODYNI Gwałtu, rety!!! SCENA XXX / Gospodarz, Gospodyni, Goście z miasta / WSZYSCY Co się dzieje?? Co się stało? GOSPODYNI Ot, szaleje! GOSPODARZ Wy a wy — co wy jesteście: wy się wynudzicie w mieście, to sie wam do wsi zachciało: tam wam mało, tu wam mało, a ot, co z nas pozostało: lalki, szopka, podłe maski, farbowany fałsz, obrazki; niegdyś, gdzieś tam, tęgie pyski i do szabli, i do miski; kiedyś, gdzieś tam, tęgie dusze, półwariackie animusze: kogoś zbawiać, kogoś siekać; dzisiaj nie ma na co czekać. Nastrój? macie ot nastroje: w pysk wam mówię litość moje. / pluje / AKT III SCENA I / Gospodarz / / Chodzi tam i sam; zatrzaskując zamyka to jedne, to drugie drzwi, które ktoś od zewnątrz otworzy; wreszcie znużony położył się na zestawionych krzesłach, drzemiący. Pokój jest ciemny. / / Wszystko już odtąd mówione półgłosem. / SCENA II / Gospodarz, Poeta, Nos, Pan Młody, Gospodyni, Panna Młoda / POETA Spił sie, no! GOSPODARZ Zwyczajna rzecz: powinien mieć polski łeb i do szabli, i do szklanki — a tymczasem usnął kiep. NOS Do szklanki i do kochanki — — chociaż nie — chociaż nie; — rzecz mi się inaczej widzi, coś mnie tak pod sercem rwie, może z tego będzie co; — wino, wódka — to nie to, czynnik główny: …miecz. GOSPODARZ Miecz — miecz, czynnik główny miecz. POETA Dziwna rzecz — dziwna rzecz; połóżcie go spać. PAN MŁODY Szarpie sie. NOS Widzi mi się, jestem w lesie; uciekają drzewa precz…. PAN MŁODY Czy cię nudzi? NOS Wszystko nudzi, wszystko mi się przykrzy już; koło serca mi się studzi, odleciał mnie Anioł stróż; ino mi się widzi las i te drzewa lecą precz: wszystko hula: has, has, has. PANNA MŁODA To sie spił. POETA Ciekawa rzecz. GOSPODARZ Wszystko zawsze jest ciekawe, wszystko interesujące. PAN MŁODY Własny ton, muzyka duszy; ton, przez który dusza krzyczy. POETA Ciszej — czegoś sobie życzy. NOS Kapkę wina, w gardle suszy. POETA Masz — NOS / do Poety / Znam, znam: evviva l'arte, życie nasze nic niewarte: kult Bachusa i Astarte. Ha! trza znosić Fata, Los, konsekwentnie próżny trzos; o Wielkościach darmo śnić, trzeba żyć, trzeba żyć. — Bonaparte, ten miał nos. GOSPODARZ / ze swego miejsca / Gdzieżeś ty się tak uwinoł, ledwo drugi dzień wesela, jużeś powalony z nóg. NOS Chciałem, żebym w tłumie zginął, żeby się tak zniwelować, zanurzyć się po szczyt głowy w ten świat zdrowy; indywidualność zdusić, do prostoty się przymusić, ale cóż, kiedy natura rozśpiewała moją duszę; mimo żem chciał się pogłębić, na plan pierwszy wstąpić muszę — czuję! psiakrew, serce czuję… POETA Nie żarty, choroba serca; po cóż pijesz? PAN MŁODY Niebezpieczno, ach, to już prawie szaleństwo. GOSPODARZ / mrucząc / …A jednak i to… męczeństwo: żyć z tą pustką w duszy wieczną. NOS Piję, piję, bo ja muszę, bo jak piję, to mnie kłuje; wtedy w piersi serce czuję, strasznie wiele odgaduję: tak po polsku coś miarkuję szumi las, huczy las: has, has, has. Chopin gdyby jeszcze żył, toby pił — has, has, has, szumi las, huczy las. POETA Połóżże się na kanapie, jak się wyśpisz, pójdziesz w tan. NOS Tańcowałem z Morawianką, nikt jej nie chciał w taniec brać, przecie mnie na litość stać: ona chłopka, a ja pan, jak się prześpię, niech poczeka. GOSPODARZ / majacząc / Sen — sen: — niech poczeka tam;… długa droga i daleka, jedzie drogą wielki pan… POETA / do brata / Coś się marzy — — ? GOSPODARZ I ja śpiący. GOSPODYNI / do męża / Podź na łóżko, zgotowione. GOSPODARZ Nie — zostanę tu w fotelu. / ku Nosowi / He, dobranoc, przyjacielu, tych prawdziwych już niewielu. NOS / układa się na sofie; do Pana Młodego / Całowałem Morawiankę, a trzymałem flaszkę w łapie; flaszka mi się przechyliła i czuję, że wino kapie; szkoda wina; — w tym przyczyna, że trzymałem flaszkę w łapie; chciałem wyjąć korek, a tu korek coraz na spód idzie; myślę sobie, daj go katu, wyciągnę korek za włos, za włos długi Morawianki, a ona poszła po szklanki; no, ale się jakoś stało, że wypiłem flaszkę całą i… musiałem wypić włos! i to mnie tak rozmarzyło, żem się kochać począł naraz — chcę całować drugi raz i tutaj nowy ambaras, bom runął jak, jak — jak głaz. PAN MŁODY Pamiętaj na drugi raz: wprzód całować, potem pić. POETA Wprzódy zmarnieć, potem żyć. GOSPODYNI A podźcie juz, niechże śpiom. NOS Tom te rom tom, tom, tom, tom… PANNA MŁODA Ostawcie ich, podźcie już. POETA Ciekawy stan takich dusz. PAN MŁODY My jeno znamy połowę o sobie — któż resztę wie — — ? POETA Gdzie to człowiek chadza w śnie: straszno tam, tutaj źle; prawie co dzień myślę o tem: jak to długo może trwać — ? NOS Na ten temat myślę co dzień; jak się wyśpię, powiem mowę — chce mi się okrutnie spać, najlepiej na ten temat śpię. PAN MŁODY Całe ciało zlane potem. POETA Trza mu suknie insze wdziać. NOS Wieczność — czy tak rozumiecie — ? Nieskończoność — hej, gdzieś, hej — ty mi, panno, wina lej; spłyniem, inni po nas przyjdą. GOSPODARZ Czy oni już raz stąd wyjdą! Nie tłuczcie się — ruszaj tam, chcę mieć spokój, chcę być sam. NOS Spłyniem, inni po nas przyjdą; uciekajcie, kysz, a kysz — après nous le déluge. / Nos zasypia na sofie, Gospodarz na fotelu i krzesłach i tak już śpiący obaj pozostają. / SCENA III / Czepiec, Muzykant we drzwiach wejściowych / CZEPIEC Durny gajdusie, piniądze tobyś chcioł brać?! MUZYKANT Nie gawędźcie, gospodorzu, połóżcie się spać; niech se potańcują inni. CZEPIEC Psiekwie — mieście grać powinni; to mnie kazujecie leżeć, jagem wom zesypoł piniądze. — Patrzyć! — jak wom pyski spiere. Będziecie czy nie będziecie grać — ? MUZYKANT Nie gawędźcie, gospodorzu, połóżcie się spać; niech se potańcują inni. CZEPIEC Psiekwie — mieście grać powinni. MUZYKANT Szóstkeście dali, juześmy wom przegrali; niech se potańcują inni. CZEPIEC Psiekwie — mieście grać powinni. SCENA IV / Czepiec, Czepcowa / CZEPCOWA Dejze pokój — cóz ci ta o głupie granie; zastępujesz ta komu. CZEPIEC Następ — jo im sprawie lanie. CZEPCOWA Pojdze do dom, boś ochlany. CZEPIEC Caf się, babo — jo pijany? Szuruj do domu! Skrzypkowie, jo mom rękę silno, moze wicie — po dobroci. CZEPCOWA O cóz to ci — o cóz to ci? CZEPIEC Następ, ja im sprawie lanie. CZEPCOWA Dejze pokój. CZEPIEC Psie gazdonie, pokil mówię po dobroci. SCENA V / Czepcowa, Gospodyni / CZEPCOWA Was ta śpi. GOSPODYNI Mój ta śpi. CZEPCOWA Telo z tym Weselem zachodu. GOSPODYNI Niech sie ta pocieszom z młodu. CZEPCOWA Juści, ino tylecka człowieka, co sie nawesołuje z młodu; późni ino cięgiem narzeka: tego szkoda, tego szkoda… GOSPODYNI Tak ta, jak ta, jak sie co da. CZEPCOWA Ale piknie sie odbywo. Ino to miastowe państwo patrzy sie, patrzy, a poziwo; widać to niewyspane cy jakie; poziwo, a nie odydzie; widać im sie szyćko udało; — a naprzyjezdzało niemało. GOSPODYNI Tylo ozrywki w cały bidzie. SCENA VI / Rachel, Poeta / RACHEL Ach, panie, jak to piękna dla pana chwila — ja panu oddana; a że to tak przemija i ani się pan coraz zbliża, ani ja, bo ja wciąż nieśmiała. POETA Pani by tam stała i stała na tym wichrze… RACHEL A, ten pęd; a potem te głosy coraz cichsze — coraz dalsze — i ta muzyka bliska, i te wszystkie na sadzie zjawiska, którem ja widziała — a że to tak przemija; że my się rozejdziemy że się wzajem zapomniemy, to jest, pan mnie zapomni, i jak się Rachel oprzytomni, to będzie marzyć i może będzie smutna. POETA To będzie pani kontenta, że myśl tak upornie zajęta smutkiem — a Smutek to Piękno. RACHEL A jak struny sie jakie rozpękną i zacznie grać ten żal. POETA Wtedy pani weźmie szal i przystanie jak Polymnia w ogrodzie, i pomyśli — — jaki krój jest w modzie, jak się ubrać, mając pójść na bal lub do koncertowych sal, a tam — to się spotkamy. RACHEL No a cóż ten serdeczny żal i ta na moim czole chmura — ? POETA A od czegóż jest literatura ? to wejdzie w sztukę; w jakiejkolwiek formie, ale wejdzie: czy jako sonet, czy liryka, czy feleton powieści. RACHEL A moja muzyka serca — prawie miłość do pana najszczersza — — ? POETA Ta będzie najszczerzej oddana, co do wiersza. SCENA VII / Haneczka, Pan Młody / HANECZKA Dziękuję ci, panie bratku, tak mi dobrze było tańcować. PAN MŁODY Dobrze, kwiatku? HANECZKA Jakem sie zaczęła kręcić tak w kółeczko, tak w kółeczko, takem i chciała pocałować drużbę. PAN MŁODY Dziecko?! HANECZKA No a wy, to sie całujecie nie jak dzieci. PAN MŁODY My jako poeci, to nam, to niby uchodzi, to się inaczej rozumie. HANECZKA A ja to w sobie zatłumię? Niechże przecie sie wyszumię w czułości dla tych Krakusów. PAN MŁODY Wszystko dobrze, prócz całusów HANECZKA Całus nie jest żadną stratą. PAN MŁODY Drużbowie za głupi na to. HANECZKA To tak mówisz na ostatku! PAN MŁODY Nie trza, kwiatku! SCENA VIII / Poeta, Maryna / POETA Coraz piękniej — pani sama. MARYNA Pięknieję w tej samotności; pan już, widzę, przypiął skrzydła, pan już upoetyzował chwilę i dom cały, wesele i gości. POETA Tak — już wszelakie straszydła, cały raj fantastyczności zimaginowałem żywy. MARYNA No i stał się pan szczęśliwy, miarkując talentu tyle; a my co — my nie poeci; — czy nie uważa pan, że nad nas leci jakaś kaskada czułości, że się nam na oczach świeci, jakbyśmy już coś widzieli — ? POETA Może, to może być, że staliście się anieli przez tę noc nieprzespaną, przetańczoną, przegraną a dalej co — ? MARYNA Myślę właśnie, co dalej z anielstwem począć — że do wozu się koniki zaprzągnie, my siądziemy — lokaj trzaśnie z bicza — i wszystko… POETA Jak z bicza trzask zgaśnie. MARYNA No ale któż ten ton tak wysoki uciągnie?? Tam poza mną, jak stałam przy skrzypku — wysłuchałam: mówili o Polsce chłopi i mówili wcale rozsądnie i szczerze: że tego, tamtego trzeba bić, że się nie trzeba dać, że trzeba jakoś żyć, że dłużej tak nie może trwać, i, wie pan — jakoś temu wierzę, że to było rozsądnie i szczerze. POETA Że jakby przyszło do czego… MARYNA Kiedy!? POETA Bo po co się to ciągle skarżyć biedy: po co myśleć. MARYNA Rzeczywiście, po co — POETA A za popędem idąc… MARYNA Jak kto! — POETA Oni i my — my i oni, na wyścigi — kto kogo przegoni! MARYNA A pan na Pegazie na chmurze. Mnie się zdaje — że coś jest… POETA Tam?! MARYNA Tam — tu! — w całej polskiej naturze przemiana. POETA Obserwacja? MARYNA Ja wróżę. POETA Ach, wierzę pani, i ja też przemieniony, a jeszcze sobie nie wierzę i choć wszystko pani mówię szczerze, to przed sobą prawdę własną kryję i we mgle jakowejś żyję. Tyle się podłości i głupoty koło mnie wlokło jak psów, czepiało się moich rąk, czepiało się moich nóg; z tylum już zawracał dróg dla mgieł, dla nocy, ciemności! Oszaleć — bo wszędy czuję ten ustrój poetyczności i wszystko we mnie tańcuje: mgły i smutek, i podłości — i na skrzydłach mi cięży ciężar jakby cudzych łez: ktoś płacze i łzy się do mojej duszy czepiły — skrzydeł nie ruszy mój Duch, bo spętany. Słyszałem, jakby gdzieś nad nami w górze, czy u stropów, czy chmur, ktoś rzewnymi płakał łzami. MARYNA Co panu jest, co panu jest, niech pan idzie ochłonąć na dworze, na wichrze. POETA Tam! tam gorze jeszcze więcej — tam mnie porywa ten sad, gdzie drzewa ogromnieją i ponurość się rodzi straszliwa z krzewów i pni, i liści — co rdzewieją w ciemni, jak majaki spokojnych Słowiańskich Bogów. MARYNA — A, prawda się jak oliwa zbiera; — cóż to pana boli? myśl — ? POETA Ta myśl mnie boli: — jest ktoś, co mnie wiąże do roli, i ktoś, co mnie od roli odrywa; jest ktoś, co mi skrzydła rozwija, i ktoś, co mi skrzydła pęta; jest ktoś, co mi oczy zakrywa, i ktoś, co światło ciska; jest jakaś ręka święta i jest dłoń inna, przeklęta; jest Szczęście, co się ze mną mija, i Nieszczęście, które mnie tuli. MARYNA Że to pan wszystko tak pamięta, że pan tym wszystkim tak się czuli. SCENA IX / Czepiec, Kuba / CZEPIEC Pódzies, smyku! pódzies, zdybiu! KUBA Dejciez pokój, panie wójcie. CZEPIEC Nie kręć się tu pod nogami, tu starszeństwo ino sami. KUBA A jo coś wim i pedziołbym, żebyście się nie ciskali. CZEPIEC Co…? KUBA Wy macie pójść kajś z nim. / tu wskazuje Gospodarza / CZEPIEC / wskazując / Z tym… KUBA / wskazując / Co śpi. CZEPIEC Ka? KUBA Na Moskali! CZEPIEC Co, ja z nim, z tym, co śpi — — ?! KUBA Cyt, jemu sie cosik śni; był u niego jakiś pon, bary mioł jak chlebny piec. CZEPIEC Jakiś bardzo znakomity pon, jeźli bary mioł jak piec. KUBA Zajechał konno w podwórze, a potem, jak se pogadali z tym, co śpi — pon Jaśka wzion; Jasiek zaraz konia spion i zakrzyknął: bić Moskali! Myśmy dwa ze Staskiem stali. Jesce wam i to powtórzę, jak oni tu sie zgodali… CZEPIEC A ten pon — — ? KUBA Gość z Ukrainy, jakiś okropnie bogaty, straśnie polskie robił miny. CZEPIEC Stary — ? KUBA Pono setne laty. — Mówili o jakisi rzezi, krwi — że trza objezdzywać dwory; pon był do szyćkiego skory, tak się prędziuśko zmówili, że jak stary już skońcyli, tośmy ledwo odskocyli ze Staskiem ode drzwi i niby to, ze trzymomy siwka. CZEPIEC Koń był siwy — ? KUBA Jak śnig, mliko, a czaprak pozłocisty. CZEPIEC Czy to nie jakosi podrywka, czy Czart może ze mnie drwi? Kto go więcej widzioł? KUBA Nik. CZEPIEC Staszek: bajok, a ty: śpik. KUBA Nie wierzycie? — jest podkowa, bo koń złotem był podkuty; oddarła sie i jo naloz. CZEPIEC Gdzie jest? KUBA A oddałem zaroz, a matuś schowali do skrzynie. CZEPIEC Schowali podkowę do skrzyni — ? nikomu nie pokazali; jak na dobrom gospodynie. dobrze — to sie nawet chwali. Ale Szczęście! — Jo już wim, trza, żebyśmy poszli z nim. Słuchaj, Kuba, pódź ty ze mną, bo jest ciemno. Bedzies świciuł, zbierema się! / z gestem w stronę Gospodarza / Czekajcie! Rozmówiewa sie! SCENA X / Czepiec, Dziad / CZEPIEC / nastąpił we drzwiach na wchodzącego / A cóżeś za…! DZIAD Panie wójcie! CZEPIEC Ni mocie ka? W drodze stójcie?! DZIAD A strzeżcie sie — zmiłujcie sie — tak sie rozpytujom chłopy, jakby się co miało dziać: chcom sie do żelastwa brać. CZEPIEC Stanie sie, co ma sie stać. DZIAD Jasiek cosi po wsi gonił konno — w okna wszystkim dzwonił. CZEPIEC Czy ja spał, gdziem ja był! DZIAD Wyście, panie wójcie, pił. SCENA XI / Czepiec, Gospodyni / GOSPODYNI Mój ta śpi… CZEPIEC Wasz ta śpi… GOSPODYNI Tyla sie naciskoł, szumioł, zwymyśloł het dookoła. CZEPIEC Mówił co i ciekawego? GOSPODYNI A kto by ta co rozumioł? CZEPIEC To może co będzie — hę? GOSPODYNI Tylo z tego, co z niczego; kajś sie zbiroł, kajś sie broł, moze by był kogo proł. CZEPIEC Moze by nie było źle? GOSPODYNI Moze byście chcieli ś nim konno lecieć? CZEPIEC Konno, gdzie — !? GOSPODYNI Jo to wim? CZEPIEC A mówił tyz więcy co? GOSPODYNI Jo to wim? CZEPIEC Kto jak kto — ale jo! SCENA XII / Radczyni, Dziennikarz / RADCZYNI Panowie macie tak wiele absorbującej pracy — a Wesele zwabiło pana. DZIENNIKARZ Rad jestem od głupstwa oderwać się chwilę. RADCZYNI Pańska praca: rzecz serio, a pan takim przekreśla ją gestem, tak ją wspomina niemile, tę rzecz serio. DZIENNIKARZ Rzeczy serio nie ma; wszystko jest prowizoryczne: przekonania, opinie, twierdzenia. RADCZYNI Jednak Prawda — ? DZIENNIKARZ Nawet Prawdy cienia! RADCZYNI To tak zależy od człowieka: ale gdy pan sam ucieka z posterunku — —? DZIENNIKARZ Pani, to akcyza: „Placówka” — imaginacja; Danaid zbyteczne trudy. RADCZYNI — — A to pan bywa wiele — ? DZIENNIKARZ Tak z nudy. Człowiek się tak w młyn zamiele, że bywam, i bywam wiele; wist, partyjka, kolacyjka, bliscy, dalsi przyjaciele. Z biegiem lat, z biegiem dni ten umarł, tamtego brak; człowiek sobie marzy, śni, a z nudów przywdziewa frak — przyjechałem na wesele i choć mi niejedno wspak, jakoś, jakoś dobrze mi. SCENA XIII / Radczyni, Panna Młoda / RADCZYNI No, moja ty urocza panno młoda, jakże wy sobie będziecie żyli? PANNA MŁODA A tak-ta, tak-ta, co jo wim, jescem sie nie zgodała ś nim. RADCZYNI Ja wiem, że twoja uroda niejedną trudność przesili, żeś sobie młoda; no, ale o czym wy będziecie mówili, jak tak nadejdzie wieczór długi: mówić się nie chce, trza przesiedzieć; on wykształcony, ty bez szkół — PANNA MŁODA Po cóz by, prose pani, godoł, jakby mi nie mioł nic powiedzieć, po cóż by sobie gębę psuł? SCENA XIV / Panna Młoda, Marysia / MARYSIA Cieszę się, a myślę sobie, że ci będzie, siostro, żal. PANNA MŁODA Czego żal? MARYSIA Jakeś do pola ganiała krasą i siemieniatke; jageś jesce była mała i ty, i Hanusia, i ja, byłyśmy razem doma, że ci sie zacnie bez stajnie; żeś kole niej wyrosła zwycajnie i bez cały ty wsioski roboty, bez tego harowanio; że jak ty bedzies panią, cieszę sie, a myślę sobie, że ci będzie, siostro, żal. PANNA MŁODA Czego żal — —? MARYSIA Że ci sie będzie cnieło bez tatusia, bez nos, bez tych płotów, bez ogroda; że choć sie chłopem uciesys, jesce tu płacząca przylecis, bo tutok duszę mos, bo tu sie serce przyjęło, a tam ci będzie samotno i bez to ci będzie markotno, i bez to ci będzie żal. PANNA MŁODA Mało szkoda, krótki żal. MARYSIA A teraz ty sobie chwal, rumień się teraz i pal; ale tutok dusza sie ostanie i tutok twoje kochanie, a tam ci będzie samotno i bez to ci będzie markotno, i bez to ci będzie żal. SCENA XV / Marysia, Ojciec / MARYSIA Tatuś sie Weselem cieszą… OJCIEC Niech sie bawią, niech sie weselą; tela tego, co te parę dni — a potem, jak sie pobierą, to już mnie do nich nic, niech se ta na swoich żarnach mielą, jako chcą — nie moje prawo. MARYSIA Ale tatuś nam pomogą z tą sprawą grontów — do tej upłaty — ? OJCIEC Jo patrzę swego — jo niebogaty; posłaś, toś posła; cy tam za tego, cy za insego: telo, co byś sie wyniosła na tamten świat. MARYSIA Może byście byli więcej rad, żebym za pana sie wydała, jak mię to przed laty chcioł — ? OJCIEC Ten, co umarł; — ostał swat, boś sie przez Wojtka swatała, i swat ciebie wzioł. MARYSIA A ja swata pokochała, a dzisiok, jak sie Jaga wydała i ja sobie moje przypomniała o tym zmarłym przyjacielu, jakem sie to ś nim poznała na Hanusinym weselu — zrobiło mi sie markotno, nie wiem czego — przecie wolałam mego — chyba, że onemu samotno. OJCIEC Ka twój mąż? MARYSIA Już legnoł, śpi, zmęcony — a kazał mi tu być, tom przyszła — a nie wiem, po co; nic tu dla mnie, a tu ide, że tu tańczą — jak przed laty: kiedy do mnie przyszły swaty i od chłopa, i od pana, a ja byłam zakochana. OJCIEC Idze ku nim. MARYSIA Ino patrze: jak te druhny coraz bladsze z umęcenia, a kręcom sie, nie ustanom, radujom sie. OJCIEC Potańcuj se. MARYSIA Ino patrzę… OJCIEC Płaczesz — — ? MARYSIA Tak się w oczach mgli, wszystko widzę coraz bladsze. SCENA XVI / Poeta, Panna Młoda / POETA Panna młoda — ze snu, z nocy? PANNA MŁODA A sen to miałam, choć nie spałam, ino w taki ległam niemocy… POETA Od miłości panna młoda osłabła. PANNA MŁODA — — — — — — — — — — — — We złotej ogromnej karocy napotkałam na śnie diabła; takie mi sie głupstwo śniło, tak sie ta pletło, baiło. POETA I od razu diabeł jak z procy, i od razu kareta złota? PANNA MŁODA A tak-ta na śnie, nie dziwota, że sie jakie byle co zwidzi; niech ino pon nie szydzi, bo pon, to po dniu zdziwuje, jesce wsady rozgaduje, jakby cejco — choć ni ma co. POETA Są tacy, co za to płacą; że z jednego takiego bajania można sobie powóz sprawić i zestrojonego diabła, i ogromnie wielu gapiów zabawić. PANNA MŁODA Od tańcenia takem osłabła… Śniło mi się, że siadam do karety, a oczy mi sie kleją — o rety. — Śniło mi sie, że siedzę w karecie i pytam sie, bo mnie wiezą przez lasy, przez jakiesi murowane miasta „a gdzież mnie, biesy, wieziecie?” a oni mówią: „do Polski” — A kaz tyz ta Polska, a kaz ta? Pon wiedzą? POETA Po całym świecie możesz szukać Polski, panno młoda, i nigdzie jej nie najdziecie. PANNA MŁODA To może i szukać szkoda. POETA A jest jedna mała klatka — o, niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś. PANNA MŁODA To zakładka gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie. POETA — — — A tam puka? PANNA MŁODA I cóz za tako nauka? Serce — ! — ? POETA A to Polska właśnie. SCENA XVII / Poeta, Pan Młody / PAN MŁODY Takie zimno bardzo rano; noc tę dzisiaj nieprzespaną zapamiętam długie czasy. POETA Zapewne, noc to poślubna, ta jest zawsze siłopróbna. PAN MŁODY Trochę to, co inne jeszcze. Ujęły mnie jakieś kleszcze przestrachu, ogromne grozy. Uląkłem się nagle prozy, jaka jest we fantastycznym świecie: że to, co jest tu przed nami żywe, tak się nagle wiatrem zmiecie; że my próżno wyciągamy ręce do widziadeł — bo to są widziadła, i tak mi fantazja zbladła, bo już się była układła do snu we widziadeł lesie. POETA A mnie to znowu teraz niesie ten wicher z nocy. Określiłbym to tak, że dusza pnie się po skale stromej w górę i wie — wie, że stanie tam! Taka pewność sił, tę teraz mam! PAN MŁODY I to wszystko na żart — — ? POETA A ot tak, jak leci czart po nocy — nie zeszła jeszcze noc. PAN MŁODY A trafiaj ty orły z proc, ja wolę gaik spokojny, sad cichy, woniami upojny: żeby mi się kwieciły jabłonie i mlecze w puchów koronie, i trawa schodziła zielona, kręciła się przy mnie żona, żebym miał kąt z bożej łaski, maleńki, jak te obrazki, co maluje Stanisławski z jabłoniami i z bodiakiem we złotawem słońcu takiem… żeby mi tam było cicho, spokojnie, a jeśli gwarno i rojnie, to od brzęczących pszczół, błyszczących much. . . . . . . . . . . . . . . . . . . SCENA XVIII / Poprzedni, Czepiec / CZEPIEC / w kożuchu, z wielką kosą w ręku / A moi panowie tu. PAN MŁODY Kosa! Jaka piękna. CZEPIEC A bo nastawiona. PAN MŁODY Prawda, ostro najeżona, jak do bicia — cóż to będzie z tego? CZEPIEC Ano nastawiona do użycia, ale to wy, panowie, nie wicie, jak widzę — co sie gotuje. POETA Cóż to Czepiec mówią — czy do brata jaka sprawa? CZEPIEC Ano właśnie: Sprawa. PAN MŁODY Rzecz ciekawa — POETA Rzecz ciekawa, PAN MŁODY Cóżeście to niby mieli, żeście tak nagle wlecieli — ? CZEPIEC Ej, pon jakby ślepy, ślepiec; nie do panam szedł. POETA No, Czepiec; brat drzymie, budzić nie trzeba; czy co ważne — — ? CZEPIEC Ważno kosa. POETA Jeśli potrzebował do obrazu kosy — postawcie ją w kącie — jak się zbudzi… CZEPIEC Aha, bratku, mom cie. Juz sie obrazy skońcyły; panom ino obrazy, płótna. PAN MŁODY Coś dziś u Czepca mina butna. CZEPIEC Pańska ta za rezolutna; pon sie na mnie skrzywiom, jak rzekę, że my sie nie rozumiewa i na nic rozmowa nasa. POETA No pewnie, my do Sasa, wy do lasa. SCENA XIX / Poprzedni, Gospodarz / CZEPIEC / podszedł ku śpiącemu i szarpie go za ramię / Hej, hej, panie — — — ! Cóz to pon śpią, trzeba wstać, trzeba się do czego brać. GOSPODARZ / rozbudzony, z fotelu i z krzeseł, na których leży / Cóż — wyście tu — któż hałasi!? Gdzież Hanusia? Hanuś! CZEPIEC / przywierając drzwi do izby / Cicho, nie potrza jej tu do rzeczy, co chcę panu powiadać. GOSPODARZ Cóż mi kum do ucha skrzeczy, o czym? — cóż z tą kosą, po co? CZEPIEC A tam ludzie sie szamocą we wsi — tam sie garną, kupią; może idą już — pon śpią!! Zaspane ślipia. GOSPODARZ Co ty mnie tu — co wy, co to? CZEPIEC A spieszy mi sie z robotą, juzem sie wycniół ze spania i jestem gotów, i czekam dalszego rozkazowania, a pon sie nie wycniół i śpi. GOSPODARZ A wam co się z kosą śni — — ?! CZEPIEC Mnie sie nie śni, wstawaj pon; boć kum pono rozkaz wzion jakiś ważny, najważniejszy, i papiry, czy tam co. GOSPODARZ Ja, papiery, rozkaz, czyj? CZEPIEC Myjze sie pon prędzej, myj — niech po próżności nie stoję, bo mi próżno mitręga i wstyd. Pon mają pójść razem z chłopami, a chłopi tu wsioscy już som gotowi — i stoją tam! Zbierają się kole studnie z gościeńca i przywalą się tu do dziedzieńca, jak się poszarzeje świt. GOSPODARZ Zachodzę, zachodzę w głowę… CZEPIEC Tam w Krakowie już wszystko gotowe. GOSPODARZ Coście, kumie, coście, chłopie, zbajczyli przez długą noc? — Ja z Wami? CZEPIEC Wy z nami! GOSPODARZ A wy wszyscy z kosami…? CZEPIEC Jak się patrzy, ostrzem tak. GOSPODARZ Jakiś znak? POETA — — Jakiś znak? CZEPIEC Zbierajcie się, póki czas, byśwa byli radzi z was, a nie stójcie jak te ćmy albo kpy; co kto ma, do ręki brać, na podwórze wyjść i stać; tam już ludzie som, co sie sami rwiom: chłopi, tak! A chłopi, tak! POETA — Jakiś znak. GOSPODARZ Jakiś znak! CZEPIEC Panowie, jakeście som, jeźli nie pójdziecie z nami, to my na was — i z kosami! GOSPODARZ Wy, a jako — ? POETA Wiecież, kto my!? Co wy o nas wiecie — nic. CZEPIEC O, pon, widno, niewidomy; widać, że nie znacie nas. PAN MŁODY Widzę, żeście krwi łakomy; jeno że na krew nie czas. CZEPIEC Hej, pan młody, hej, pan młody, wyszczezyły mu się gody, to mu ino w myśli wczas. GOSPODARZ A! wstydzę się waszych słów, choć mi radość z waszych lic. CZEPIEC Wyście bo to żarnych świc rozpalili z naszych lic. Panie, a cy pon pamięta, jak pon szeptoł nieraz w noc, co mówiła Panna Święta, jako w nas jest wielga moc, jako że moc jest zaklęta, że sie kiedyś opamięta… Wyście to pożarnych świc rozpalili z naszych lic. PAN MŁODY A wy zaraz w rękę nóż. CZEPIEC A cóż czekać, cy jo tchórz? GOSPODARZ Kumie, miarkujcie się w słowie. CZEPIEC A kiej słucho, niech sie dowie. PAN MŁODY Gębą toście bardzo harny. CZEPIEC Kręć pon ino próżne żarny, poezyje, wirse, książki, podobajom ci sie wstążki, stroisz sie w te karazyje, a jak trza sie mirzać z czego, to pon w sobie szyćko skryje. POETA A przecież się nic nie dzieje. CZEPIEC A toć przecie wciąż mówicie, jeśli rozumiem co z tego; ponoć nawet pierwsi wicie: to rzecz wielka? GOSPODARZ Jaka?! CZEPIEC Dnieje!!! POETA Dnieje, tak, to tam szaleje ta majaka z chmur i mgły, ta majaka, co sie wieje ponad łan. PAN MŁODY / ku oknu / Na liściach skry. Opalowa rosa spływa; przesiewa się w dyjamentach z drzew, jak wiszar w skalnych pętach. — Cud! CZEPIEC Pon ino widzisz pchły, pchły, świecidła, rosę, ćmy, a nie chcesz znać, co som my: że w nas dnieje, dusa świci, że zarucko kur zapieje, że na nas czekają w mieście, że nas tu jest ze dwiedzieście z kosom, cepem, żelaziwem i że to, to nie som sny. POETA Co on mówi? A to dziwne, bo mi się to dziś marzyło: jako dramat, jako sen. PAN MŁODY Co za temat! POETA Chłopska krew i ten jego pański gniew. GOSPODARZ Nas czekają? — Was czekają? Zaraz — coś to — coś tu było, co już o tym mnie mówiło — lecz kto, jaki… CZEPIEC Ktoś tu był, co przejechał duże światy, ponoś kajsi z Ukrainy; przywiózł hasło cy papiry, rozesłać kazał wiciny — a są tu za progiem ludzie, mogą świadczyć, jak z północka słyszeli brząkanie liry. POETA / do brata / Liry brzęki po północy, jakeś ty leżał w niemocy, ja słyszałem. PAN MŁODY Ja słyszałem od podwórza, z tego sadu. POETA Z tego sadu, spod jabłonki, ale sobie myślę: mrzonki — może ktoś się ubrał w dzwonki? GOSPODARZ A był także jakiś taki — był też inny — nie pamiętam — ale mi coś świta — CZEPIEC Pany — wyście ino do majaki; niechże który wyjrzy w pole, co sie widzi hań na dole, kandy jest krakowsko ścizka. POETA / wychodzi / I stąd widzieć, bo to z bliska; trza zobaczyć. SCENA XX / Pan Młody, Czepiec, Gospodarz / PAN MŁODY Po cóż gniewy? takiście są rozpaleni. CZEPIEC A tam, panie, się rumieni; na powietrzu słychać śpiewy. PAN MŁODY Wyście, Czepiec, w gorącości, to wam się coś marzy, dzwoni. CZEPIEC Panie młody, tam ktoś goni, tyle chłopa, tyle koni, idź pon ujrzyć. PAN MŁODY / wybiega / Co tam znowu? SCENA XXI / Gospodarz, Czepiec / GOSPODARZ Kum pijany — ja pijany. Ładnie wam tak z kosą w dłoni. CZEPIEC Psiakrew — — jo mom stać, a tu ludzie chcom się rwać. Podźcie, chłopcy — Kasper, podź! Stańcie se tu kole proga. / Uchylił był drzwi nawołując; wchodzi dwóch parobków z nastawionymi kosami; z tych Kasper w stroju drużby. Stają na warcie: jeden przy drzwiach w głębi, drugi u drzwi weselnych. / SCENA XXII Gospodarz, Czepiec, Parobcy GOSPODARZ / do Kaspra / Zamknij, niech nie lazom baby. A więc co to — co to, co — ?! CZEPIEC Któż to u was był — no kto? Jeźli mos pon w sercu Boga, to sie z nami zgódź. GOSPODARZ Czekaj, czekaj, coś mi świta: ktoś był u mnie, mówisz kum taki w głowie słyszę szum — nie pamiętam, myśl ukryta nie może się dobyć z głębi — — coraz innych myśli tłum… CZEPIEC Pon se ino serce ziębi tym myśleniem, sumowaniem: boby sie pon usroł na niem. SCENA XXIII / Poprzedni, Pan Młody / PAN MŁODY / we drzwiach / Stado mi białych gołębi wyfurknęło przed sam nos, że aż Jaga krzykła w głos; powietrze się od nich kłębi. Jaga, podź no! KASPER / u drzwi weselnych / Nie trza Jagi. Tu sie ważne grajom sprawy; podź ta pon, boś tu ciekawy, ino nie trza żadnych bab. SCENA XXIV / Poprzedni, Panna Młoda / PANNA MŁODA / szarpła drzwi silnie i wchodząc odpycha Kaspra / Pódzies, selmo, jakiś drab! Bedzies mi tu groził wniść, żeś se wraził w rękę żyrdź, kces kim rządzić, taki cap — wraź se jeszcze na łeb ćwirć! PAN MŁODY Cóż ci o to? KASPER Jasna pani! Poszłabyś sie przespać ś nim. PANNA MŁODA Wyście wszyscy niewyspani, w izbach swąd, a we łbie dym. SCENA XXV / Poprzedni, Poeta / POETA / wbiegając / Huragan się czarnych wron zerwał z pola, gdzieś z tych stron, i z krakaniem wielkim goni; taki był głęboki ton w tym krakaniu czarnych wron, jakby jakiś niosły plon we łbach. GOSPODARZ Bracie — nie to. POETA Na chmurach się dziwy stroją. PAN MŁODY / ku oknu / Z daleka już widać róż; przypatrz się, tak oczy zmruż: co za gra tych pierwszych zórz! POETA Z chmur się stawia jakby tron i jakieś zjawiska skrzydeł koło tronu. CZEPIEC Widzioł pon! SCENA XXVI / Poprzedni, Gospodyni / GOSPODYNI / wchodząc żywo / Słyszcie, chłopy, podźcie patrzeć, jakieś wojsko w ogniu stoi. Całe pole pod Krakowem od tych kosisków się roi. GOSPODARZ Ha! — już stoją! POETA Tyś widziała — muszę widzieć! płoniesz cała! / odbiegł, wiodąc za sobą Gospodynią / SCENA XXVII / Poprzedni, prócz Gospodyni i Poety / PAN MŁODY Cóż wy tutaj? PANNA MŁODA / ciągnie go ze sobą / Podź sie patrz: dają znaki, dają znaki! PAN MŁODY A cóż za świat jakiś taki; to ciekawe, to ciekawe. / Wybiegają obydwoje. / SCENA XXVIII / Poprzedni, prócz Państwa Młodych, Poeta / POETA / wraca szybko / Słyszałem w powietrzu wrzawę, coś jakoby głosy, śpiew, ale wiatru zimny wiew w coraz inną dmucha stronę i co było już widome, już, zdaje się, pojawione, staje się nagle znikome; umilka i cichnie śpiew, przestaje się chylić krzew… SCENA XXIX / Poprzedni, Pan Młody / PAN MŁODY / wraca pędem / Ze Zorzy się zrobiła krew: taki sznur krwi wydłużony ponad Kraków — krwawy pąs, jakby wieża Zygmuntowska miała we dwie strony wąs. SCENA XXX / Poprzedni, Panna Młoda / PANNA MŁODA / wraca pędem / Ogromny przyleciał ptak, hań se na ganecku siad, taki ci ogromiec kruk. Potem sie ze skrzydlich wag uniósł, wzleciał, znowu spad, potrzaskał gałązki brzóz, strącił rosy gęsty deszcz i posed — ! SCENA XXXI / Poprzedni, Gospodyni / GOSPODYNI / wpada / Niech broni Bóg!!! Cóz wy chcecie, co wy chcecie!? Cózeście sie kosów jeni; / do Czepca / idźcież, kumie, haw do sieni, boście całom noc nie spali. KASPER Coroz wiency nas sie wali. SCENA XXXII / Poprzedni, wielu Chłopów z kosami i różną bronią, poubieranych jak do drogi / GOSPODYNI Gwałtu rety, Boże chroń! Kto wam wraził kosy!? CZEPIEC Broń!! Dejcie, matka, spokój dziś, trza nam iść. GOSPODARZ Trza nam iść. Coś mi świta; — świta w polu. Wszyscy widzą jakieś cuda. Sen — sny: bajki — Myśl: kąkolu! Precz, kąkolu, chwaście, precz. — Niechże wymiarkuję rzecz: ktoś był — kazał — co — ? POETA / do Gospodarza / Co, bracie, w tobie się szamoce ból. PAN MŁODY / do Panny Młodej / Mgły się już rozwłóczą z pól; będzie ranek śliczny — Jaga, wczoraj były wichry, burza, dzisiaj wszystko się rozchmurza, moja duszo, jużeś moja. POETA / do Gospodarza / Mnie się w nocy zjawił duch: na nim była czarna zbroja; napadł na mnie tak obcesem, krzyczał słowa, takie słowa, wytężałem cały słuch. GOSPODARZ / do Poety, a słuchany przez wszystkich / Tak mi cięży, cięży głowa. To powietrza ranny wiew. Czy to prawda, bracie drogi, że oni tam jakiś śpiew napowietrzny słyszą gdziesi? POETA A może we wichrach biesi śpiewają i pryszczą krew na chmury — ? PAN MŁODY Na niebie ruch. GOSPODARZ / do Poety / Mówisz, żeś wytężył słuch — bracie — skądś te słowa znam: „wytężać — wytężać słuch”. SCENA XXXIII / Poprzedni, Haneczka, Zosia / HANECZKA / do Pana Młodego / Bratku, w niebie jakiś ruch, jakieś wojny, jakieś dziwy: gonitwy po chmurach konne. ZOSIA A powietrze takie wonne… HANECZKA Gonitwy po niebie konne; rycerze jacyś ogromni stoją równo w dwa szeregi i dalekim łanem drzewców godzą na się wielkim pędem. PAN MŁODY A to graniczy z obłędem, tyle zwidzeń, dziwów tyle; jak to człowiek z czego byle wysnuje znaczące rzeczy. HANECZKA / do Czepca / Ach, jaka to wielka kosa, moiściewy, taka szczytna; można by nią ciąć niebiosa na płaty, jak sztukę płótna. CZEPIEC Nie daj Boże ciąć po niebie; mowa jakaś bałamutna; zjawi się w naszy potrzebie nie bluźniercza, ale bitna; panienka se rezolutna, jesce nic o kosach nie wi. HANECZKA Jacyście wy, moiściewi, dajcie no mi ją do ręki. CZEPIEC A to juz nie lo panienki; Sprawa inso. GOSPODARZ / do Poety, a słuchany przez wszystkich / Sprawa, Sprawa! Duch! — przez Boga — Duch — miarkuję: Ta noc była: dziwna jawa — miałem gościa — kto przeczuje? — Była na dusze obława. POETA Widziałem rycerza w zbroi, bracie, mówisz: Duch! GOSPODARZ Mój bracie, przyleciał Duch — ludzie moi! Jeszcze w oczach, jak cień, stoi. Przypominam, przypominam: człowiek stary, z brodą siwą, twarz owita w siwy włos, w kożuchu ogromnym czerwonym przyszedł tu. STASZEK / który się przecisnął ku Gospodarzowi przez gromadę chłopów i bab w natłoku zebraną na izbie / Przyjechał, wim, trzymaliśmy konia razem z nim; koń był biały. KUBA / tuż za Staszkiem / W siodle lira. GOSPODARZ Myśli zbieram, słuch naginam… POETA W siodle lira… STASZEK Dwa pistolce. GOSPODARZ W mózgu kłuje — jakby kolce: myśli zbieram… CZEPIEC / do gromady otaczającej Gospodarza / Myśli zbira. GOSPODYNI O mój Boże, jakiś chory — GOSPODARZ Lżej, opadła z piersi zmora. — Słuchajcie — wytężcie słuch: był u mnie Duch: Wernyhora! WSZYSCY Co ty mówisz, wszelki duch?! GOSPODARZ Oblatywał nocą dwory, był spokojny, dziwnie silny, dawał mi rozkazy, hasła, a był w sprawach takich pilny, nic w nim Siła, Moc nie gasła. Spieszył się, wyleciał zara, miał objechać liczne dwory i miał wrócić do tej pory. WSZYSCY Tego rana?! GOSPODARZ Tego rana. WSZYSCY I cóż rozkaz — — ?! GOSPODARZ Wić posłana. POETA / ku kosynierom / Boże, toście wy są z Wici? CZEPIEC A som ludzie rozmaici; my ta wiemy od chłopaków, co sie trzymali czapraków, jak ta śkapa w dworcu stała. STASZEK Co sie szarpią, to kopała; trzymaliśmy uzdki w łapach; mnie i Kubie pyski sprała; co za pon na takich śkapach! GOSPODARZ Wernyhora! — Wernyhora! Obudziłem się ze snu — kazał broń — broń kazał brać! POETA Lecieć?! GOSPODARZ Nie — tu w miejscu stać. Czekać, jak zapieje kur, wytężać, wytężać słuch, aż się pocznie słyszeć ruch od Krakowa na gościńcu. GOSPODYNI / z drugiej izby / Tyle luda na dziedzińcu. PANNA MŁODA / we drzwiach / Sami swoi! GOSPODYNI / z drugiej izby / Som i z Toń. Cała pod Krakowem błoń pełna ludu, pełna kos! POETA Jakaś złuda. GOSPODARZ Jakiś los. POETA Jakoweś wołanie duszy; w tak długiej żyjemy głuszy. PAN MŁODY Jakiś błysk, jakiś dźwięk. POETA Jakieś serce krzyczy w głos. CZEPIEC A! pon słucho! A! pon zmięk! POETA Słuchać, słuchać, co to być ma — — ? GOSPODARZ Ma być słychać tętent, pęd. POETA Tętent konia. HANECZKA Kto przyjedzie? GOSPODARZ Nie tu, ale na gościniec wjedzie stary lirnik siwy. HANECZKA Wjedzie stary Wernyhora!?! GOSPODARZ I przeżegna lirą niwy — wtedy trzeba się pokłonić, potem siąść na koń. POETA I gonić! GOSPODARZ Nie wiem — potem co — tajemno potem świt… POETA Jeszcze mrok, ciemno. Jeszcze świt daleki, z dala łuna zorna się zapala, świt… CZEPIEC Ma zapiać trzeci kur. GOSPODARZ Tak, na znak. POETA Te widma chmur znaczą? — ? GOSPODARZ Znaczą! Widma! PAN MŁODY Wzdęła się na chmurach wydma; ucichło się, szumy zaszły. POETA Słuchać! CZEPIEC Słuchać. HANECZKA Słuchać — GOSPODARZ Cóż…? PAN MŁODY / u okna zasłuchany / Jakiś pęd, ile mój słuch — szedł, lecz wplątał się w sad grusz; drzewa go więżą. POETA / wśród ogólnej ciszy / Brzęk much, nad malw badyle suche brzęczy przedranny szum. GOSPODYNI / szepce / Poklękali, luda tłum, patrzajcie hań ku dworcowi. PANNA MŁODA / z wykrzykiem / Coraz nowi, coraz nowi!! HANECZKA / między Gospodarzem a Czepcem; przez łzy / Czy on sam, czy jedzie społem z kim — czy jest kto z nim? — ? GOSPODARZ Pokłońcie się o ziem czołem: ma przyjechać z ARCHANIOŁEM, od gościńca, od Krakowa… Na Zamku czeka KRÓLOWA z Częstochowy. POETA Bracie, Duch! GOSPODARZ Natężać, natężać słuch. HANECZKA Rany Boskie, słyszę! GOSPODYNI Kaj? PANNA MŁODA Hań, daleko, słyszę. PAN MŁODY Gdzie?! POETA / półgłosem / Spadły liście suche z drzew. PAN MŁODY / szeptem / Ustał przecie wiatru wiew. POETA Zerwały się wrony dwie ze sadu. PAN MŁODY Z ogrodu w sad. PANNA MŁODA Zajść do pola! GOSPODARZ Cicho! HANECZKA Cyt! GOSPODYNI / śród milczenia / Może i słychać co — ? POETA / rękę stulił przy uchu, głowę pochylił ku piersiom brata / Świt! GOSPODARZ Słychać, słychać… POETA / pewny, z dłonią przy uchu / Wielki Duch! Wytężać, wytężać słuch. Słychać. GOSPODARZ Cicho! PAN MŁODY / z uchem przy szybie okienka / Pędzi ktoś. HANECZKA / zapatrzona przed siebie, osłaniając dłońmi twarz / Zosiu, Zosiu, Boga proś, jedzie! ZOSIA Tętni! GOSPODARZ Jedzie! POETA Goni! CZEPIEC / cały w słuchu / Będzie ze sta, do sta koni. GOSPODYNI Tętni. KASPER Jedzie. PANNA MŁODA Dudni. POETA Pędzi! — — — GOSPODARZ Cicho — świta, świta, zorze! Prawie widno — to On — Boże! On, On — cicho — Wernyhora. — W pokłon głowy, prawda żywa, Widmo, Duch, Mara prawdziwa. POETA Świtanie na lutniach gędzi… PAN MŁODY Tętni. PANNA MŁODA Jedzie. GOSPODYNI Tętni. CZEPIEC — Pędzi. / Wszyscy w nasłuchiwaniu, pochyleni ku drzwiom i oknu — w ogromnej ciszy, w przejęciu. / GOSPODARZ — — — — — — — — — — — — Słuchajcie, kochani, dzieci — ażeby to była prawda: że Wernyhora tam leci z Aniołem, Archaniołem na czele; że tej nocy, gdy my przy muzyce, przy weselu, gdy my w tańcowaniu, tam, kędyś, stało się tak wiele: że Kraków ogniami płonie, a MATKA BOŻA w koronie, na Wawelskim zamkowym tronie siedząca, manifest pisze: skrypt, co przez cały kraj poleci i tysiące obudzi i wznieci. — Słuchajcie, serce mi dysze, ażeby to prawda była: że Wernyhora tam leci, a za nim tabunem konie! PAN MŁODY Coraz bliżej? POETA Klęknąć!! CZEPIEC — — — Stanął, wrył. GOSPODARZ Strzymał, widać, z całych sił. HANECZKA / w zachwyceniu / Gdyby to Archanioł był. . . . . . . . . . . . . . . . . . . / Wszyscy pochyleni, półklęczący, zasłuchani; silnie dzierżąc w prawicach kosy; to imając szable, ze ściany pochwycone; to znów jakieś flinty i pistolety; w tym zasłuchaniu jak w zachwycie duszy; dłoń do ucha przychylona. — Słychać było rzeczywiście tętent, który nagle bliski, coraz bliższy — tuż ustał — — słychać po chwili ciężkie kroki szybkie, gwałtowne, w sień, w drugą izbę, aże we drzwiach w głębi staje pierwszy drużba: / SCENA XXXIV JASIEK Maryś, panie, panie — Jezu! koń w podwórcu padł. / rozglądając się / Cóż wy — Hanka — Jaga — hej, cóż wy — cóż to, Jaga — ej — — — — — — — — — — — — Cóż to, co to, czy zaklęci: stoją wsyscy jak pośnięci; słysta, Hanuś, Błażek, matuś, panie młody, Czepiec, tatuś, panie, cóż to — czy zaklęci; stoją syscy jak pośnięci; — — — — — — — — — — — — Aha; prawda, żywy Bóg, przecie miałem trąbić w róg; kaz ta, zaś ta, cyli zginoł, cyli mi sie ka odwinoł — kajsim zabył złoty róg, ostał mi sie ino sznur. — — — — — — — — — — — — / Z izby głębnej, od chwili, wszedł był, w tropy za Jaśkiem, kołyszący się słomiany Chochoł. / SCENA XXXV CHOCHOŁ . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jak ci spadła czapka z piór. JASIEK Tom sie chyloł po te copke, to mi może sie odwinoł. CHOCHOŁ Miałeś, chłopie, złoty róg, miałeś, chłopie, czapkę z piór: czapkę ze łba wicher zmiótł. JASIEK Bez tom wiechę z pawich piór. CHOCHOŁ Ostał ci sie ino sznur. JASIEK Najdę ka gdzie przy figurze. CHOCHOŁ Pod figurą ktosik stał. JASIEK Strasy u rozstajnych dróg — — cy to pioł, cy nie pioł kur? / Wybiega przez drzwi weselne, przeciskając się przez gromadę znieruchomioną; — słychać tupot jego kroków w sieni — to raz się zastanowi, to dalej biegnie; …w trop za nim kołysze się Chochoł, szeleszcząc słomą po potrącanych ludziach. / / Od sadu, od pola, we świetle szafiru, co idzie jak łuna błękitna — głosy się cisną przedrannych ptasich świergotań; niebieskie to Światło wypełnia jakby Czarem izbę i gra kolorami na ludziach pochylonych w pół-śnie, pół-zachwycie. — Przeze drzwi w głębi wraca Jasiek i patrzy dokoła, i oczom nie wierzy, i coraz się słania od grozy. / SCENA XXXVI JASIEK Juz świtanie, juz świtanie — tu trza bydłu paszę nieść, trza rżnąć sieczki, warzyć jeść; — jakże ja se rade dam, oni w śnie — ja ino sam — ? — — — — — — — — — — — — Syćko tak porozwierane — syćko z rękami na usach, dech im zaparło w dusach; jako drzewa wrośli w ziem, jak tu, co tu radzić jem — ? — — — — — — — — — — — — Kajsim zabył złoty róg, u rozstajnych może dróg, copke strasny wicher zwiał bez tom wiechę z pawich piór; żebym chocia róg ten miał — ostał mi sie ino sznur. — — — — — — — — — — — — Straśnie sie zasumowali, tak im czoła zmarszczek spion, jakby ciężko pracowali… SCENA XXXVII / Przez drzwi głębne od chwili wsunął się był za Jaśkiem tropiący Chochoł; a teraz na skrzynię malowaną się wygramolił i ze skrzyni tak do drużby poczyna: / CHOCHOŁ To ich Lęk i Strach tak wzion, posłyszeli Ducha głos: rozpion sie nad nimi Los. JASIEK Tak sie męcą, pot z nich ścieko, bladość lica przyobleko; — jak ich zwolnić od tych mąk? CHOCHOŁ Powyjmuj im kosy z rąk, poodpasuj szable z pęt, zaraz ich odejdzie Smęt. Na czołach im kółka zrób, skrzypki mi do ręki daj; ja muzykę zacznę sam, tęgo gram, tęgo gram. JASIEK / który był uczynił rzecz / Ka te kosy złożyć — — ? CHOCHOŁ W kąt. JASIEK / ciska za piec drzewca / Nik ich ta nie najdzie stąd. CHOCHOŁ Ze skałek postrzepuj proch i ciś je w piwniczny loch. Lewą nogę wyciąg w zad, zakreśl butem wielki krąg; ręce im pozałóż tak: niech się po dwóch chycą w bok; odmów pacierz, ale wspak. Ja muzykę zacznę sam, tęgo gram, tęgo gram: będą tańczyć cały rok. JASIEK / który był uczynił wszystką rzecz / Już ni majom kos. CHOCHOŁ Rozśmiej im się w nos. JASIEK Już ich odszedł Smęt. CHOCHOŁ Już nie mają pęt. JASIEK Chytajom sie w tan. CHOCHOŁ Już nie czują ran. JASIEK Zniknoł czar! CHOCHOŁ To drugi CZAR! / A zaklęte słomiane straszydło, ująwszy w niezgrabne racie podane przez drużbę patyki — poczyna sobie jak grajek-skrzypek — i — słyszeć się daje jakby z atmosfery błękitnej idąca muzyka weselna, cicha a skoczna, swoja a pociągająca serce i duszę usypiająca, leniwa, w omdleniu a jak źródło krwi żywa, taktem w pulsach nierówna, krwawiąca jak rana świeża: — melodyjny dźwięk z polskiej gleby bólem i rozkoszą wykołysany. / JASIEK / jest teraz kontent a dziwuje się / Tyle par, tyle par! CHOCHOŁ Tańcuj, tańczy cała szopka, a cyś to ty za parobka? JASIEK / z ręką do czoła, jakby se chciał na ucho nasunąć czapki / Kajsi mi sie zbyła copka — przeciem drużba, przeciem drużba, a drużbie to w copce służba. CHOCHOŁ / w takt się chylą a przygrywa / Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci sie ino sznur, ostał ci sie ino sznur. / Kogut pieje. / JASIEK / jakby tknięty, przytomniejąc / Jezu! Jezu! zapioł kur! Hej, hej, bracia, chyćcie koni! chyćcie broni, chyćcie broni!! Czeka was WAWELSKI DWÓR!!!!! CHOCHOŁ / w takt się chyla a przygrywa / Ostał ci sie ino sznur. — — — — — — — — — — — — Miałeś, chamie, złoty róg. JASIEK / aże ochrypły od krzyku / Chyćcie broni, chyćcie koni!!!! / A za dziwnym dźwiękiem weselnej muzyki wodzą się liczne, przeliczne pary, w tan powolny, poważny, spokojny, pogodny, półcichy — że ledwo szumią spódnice sztywno krochmalne, szeleszczą długie wstęgi i stroiki ze świecidełek podzwaniają — głucho tupocą buty ciężkie — taniec ich tłumny, że zwartym kołem stół okrążają, ocierając o się w ścisku, natłoczeni. / JASIEK Nic nie słysom, nic nie słysom, ino granie, ino granie, jakieś ich chyciło spanie…?! / Dech mu zapiera Rozpacz, a przestrach i groza obejmują go martwotą; słania się, chylą ku ziemi, potrącany przez zbity krąg taneczników, który daremno chciał rozerwać; — a za głuchym dźwiękiem wodzą się sztywno pary taneczne we wieniec uroczysty, powolny, pogodny — zwartym kołem, weselnym — / ------------------------------------------------ / Kogut pieje. / JASIEK / nieprzytomny / Pieje kur; ha, pieje kur… CHOCHOŁ / nieustawną muzyką przemożny / Miałeś, chamie, złoty róg…. — — — — — — — — — — — — ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/wesele. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Stanisław Wyspiański, Wesele, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Kraków 1973 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Jan Nowakowski, Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska. ISBN-978-83-288-2950-3