Cecylia Walewska Z dziejów krzywdy kobiet ISBN 978-83-288-6103-9 Przedmowa Pragnąc przyczynić się do zapoznania ogółu naszego ze sprawą kobiecą jako z jednym z palących zagadnień nowoczesnego życia, wydajemy szereg prac mających na celu omówienie z różnych punktów widzenia istoty i rozwoju ruchu kobiecego oraz jego stosunku do całokształtu zjawisk społecznych. W wydawnictwie naszym dajemy głos zwolennikom zupełnego uprawnienia kobiety, niezależnie od panujących wśród nich różnic w poglądach na poszczególne czynniki ruchu kobiecego, na jego drogi i cele najbliższe. Polskie Stowarzyszenie Równouprawnienia Kobiet „Pierwszą ludzką istotą, która popadła w niewolę, jest kobieta” — mówi Bebel, porównywując położenie jej z położeniem robotnika. Oboje ich łączy ucisk, dzieli jednak różnica w uświadomieniu go. Gdy na zegarze dziejowym wybiła wielka godzina wyzwolenia się ludu roboczego, gdy w pełnym poczuciu i zrozumieniu krzywd doznawanych stanął on do walki o prawa swoje, jednym głosem wołając za wszystkich, jednym zwartym legionem obejmując szeregowców świata całego — kobieta tylko w nielicznych, słabo zorganizowanych zastępach staje do obwołania nędzy upośledzeń swoich. Długotrwałe stosunki: kark zgięty od wieków, pręgierz wychowania, nawyk dziedziczny pokoleń znieczuliły w niej zmysł sprawiedliwości. Ogół kobiet uznaje podrzędne swe stanowisko w życiu społecznym, politycznym i obywatelskim za zupełnie naturalne i dziwi się, jak można żądać zmiany, jak można chcieć przewrotów, które by ją wyzwoliły z pęt ekonomicznej, duchowej, fizycznej i prawnej zależności. Tak, jak jest, musi być dobrze: babki, matki nasze nie narzekały. Czemu my mamy podnosić głos? Na co skarżyć się? Jakich nowych szukać dróg? * Były okresy dziejowe — wykazać je można u bardzo wielu plemion pierwotnych — kiedy na świecie panowało tzw. *prawo macierzyste (matriarchat)*. Dzieci należały wtedy tylko do matki i do jej szczepu. Naturalnym opiekunem męskim ich był wuj, brat matki. Dziedziczyły spadek po niej jedynie, gdy majątek ojca przechodził do jego rodu wyłącznie. Mężczyzna nie zabierał kobiety do swego domu, jak to się dzieje w małżeństwach obecnych, lecz sam wprowadzał się do niej. Przy tym istniał zwyczaj wielomęstwa. Kobieta mogła mieć mężów, ilu chciała, i wybierać ich sobie dowolnie. Dawna to epoka, która stworzyła mit o tzw. „żonowładztwie”, tj. o władzy kobiet publicznej. Nawet wówczas jednak, gdy mężczyzna był tzw. „nadomnikiem” żony, tj. wprowadzał się do niej i żył z jej pracy, gdy bez pozwolenia jej nic do ust wziąć nie mógł, nawet wówczas władza przysługiwała kobiecie tylko w domu, nigdy na zewnątrz, w bycie politycznym. Działo się tak, zdaniem L. Krzywickiego, w okresie rolnictwa kopieniackiego, kiedy motyka w ręku mężczyzny była hańbą. Zajmował się on wtedy pasterstwem, zabronionym kobiecie, ponieważ nie wolno jej było dotknąć ani wołu, ani żadnego innego domowego zwierzęcia. Na mocy badań nad warunkami bytu plemion pierwotnych powstała hipoteza, iż wprowadzenie pługa, przy którym stanęły woły, nietykalne długi czas jeszcze dla kobiet, zmusiło mężczyznę do porzucenia gnuśnych wywczasów i zabrania się do uprawy roli. Kobieta objęła w posiadanie święty ogień domowy, który trzeba było zabezpieczyć od wichru i deszczów, żeby nie zgasł. Gdy mężczyzna ugania się po borach i puszczach za łupem zwierzyny, kobieta buduje szałas nad ołtarzykiem domowym, przy którym znajduje schronienie i kąt ciepły jej dziecko. Troska o nie pobudza ją do wynalazczej pomysłowości. Wynajduje sposób ugotowania mu strawy gorącej, sporządzenia odzieży. Szuka w pobliżu domostwa korzeni i owoców soczystych, zbiera nasiona, zasadza w ziemi, staje się więc pierwszym budowniczym, pierwszym krawcem, kucharzem i ogrodnikiem. Wynalazki jej nie wychodzą z granic naiwnej, pierwotnej pomysłowości, bo nie ma czasu rozwinąć ich, bo ciasny deptak domowy: myśl, zwrócona nieustannie w kierunku zaspokajania najpilniejszych codziennych potrzeb, nie pozwala jej rozwinąć lotów wyobraźni; trzyma ją przy ziemi, jak zabiegliwego kreta… Mąż wraca z łowów. Dech szerokiego świata, bujne, pełne przygód i wrażeń życie wchodzi z nim pod strop szałasu. Bije serce kobiece tęsknotą do dziwów, o których słyszy, do czynów, które by ją, kreta czarnego, poniosły w dal promienistą. Nie dla niej urok świata, nie dla niej wielkie czyny: pozostać musi w szałasie, karmić i obsługiwać zgłodniałego męża, ojca, brata, gdy wrócą z szumnych wędrówek, z łowieckich walk i zapasów; oprzątnąć musi dom, a przede wszystkim wyniańczyć dzieci, nie dać im zginąć marnie z braku opieki… Strzeżenie ogniska i instynkt macierzyński to pierwsze więzy kobiety. Nie słabość fizyczna, lecz dbałość o dobro dobytku i rodziny zatrzymały ją wewnątrz szałasów. Że siłą dorównywała mężczyźnie, dowodem podania (w których tkwi zawsze jądro prawdy) o Amazonkach, wojowniczkach z zamierzchłej przeszłości, a także naukowe dane z bytu różnych plemion pierwotnych. U Indian Similkameen w Brytańskiej Kolumbii np. kobiety były równie dobrymi myśliwymi, jak i mężczyźni. Jaghani z Ziemi Ognistej rybołówstwo oddali wyłącznie kobietom. Wśród Tasmańczyków tylko kobiety nurkowały przy połowie ryb, a przy tym celowały także w sztuce włażenia na gładkie drzewa gumowe dla chwytania oposów. Uczony Johnson twierdzi, że są pewne plemiona nad Kongo w Afryce, gdzie kobiety bywają często silniejsze i lepiej zbudowane od mężczyzn. To samo pisze inny uczony, Schellong, o Papuaskach z Nowej Gwinei. Że pod względem siły fizycznej kobieta wychowana w jednakowych warunkach z mężczyzną nie ustępuje mu i teraz, świadczy praca wyrobnic fabrycznych i wiejskich, skazanych tak samo na dźwiganie ciężarów, zgięty kark i mękę niewywczasów. Tak więc nie warunki fizyczne, lecz ustrój życia wywołał zadomowienie się kobiety i zrobił z niej służebnicę mężów, ojców, braci, synów swoich. Zajęta przyrządzaniem strawy, oprzątaniem domostwa, karmieniem i niańczeniem niemowląt, szyciem odzieży, wreszcie obsiewaniem pól i zbieraniem plonów, ani spostrzegła, jak wprzęgła się w jarzmo roboty, która, każąc jej czuwać w dzień, w nocy, by mogli wypoczywać inni, nie znalazła nigdy uwartościowania na giełdzie pracy. Zaspokajanie tysiąca potrzeb ciągłych, ale wciąż odmiennych — względnie do pory dnia, roku i przypadkowych okoliczności — nadało jej piętno dorywczej krzątaniny, którego aż do chwili dzisiejszej zrzucić z siebie nie może. Pędząc od nakarmionego dziecka do głodnych domowników, rzucając garnki dla sporządzenia odzieży lub uprzątnięcia izby, nic nigdy nie mogła wykończyć starannie, żadnej roboty podnieść na wyżyny technicznego udoskonalenia. Pomysłowość jej ginęła w drobiazgach powszedniego życia, pozostając jedynie bodźcem dla rozwoju prac mężczyzny. On to nad szałasem przygodnym wzniósł tęgie gmachy z belek i kamieni, gdzie pomieścił łupy i zdobycze awanturniczych wypraw swoich, gdzie gromadził oręż, naczynia, narzędzia, które zapragnął przekazać pokoleniom następnym, zrozumiawszy po raz pierwszy, co to jest własność. Dzieci stały się potrzebne dla pilnowania trzody na pastwiskach, dorośli synowie dla obrony mienia przed chciwością sąsiadów, żony dla zostawiania ich na straży nad całym dobytkiem w czasie wypraw łowieckich lub wojennych. Mieć więc *własne* dzieci, *własne* kobiety stało się koniecznością, warunkiem bytu mężczyzny. Prawo macierzyste ustąpiło prawu ojcostwa, tzw. *patriarchatowi*, który przetrwał aż do dnia dzisiejszego, zatracając kobietę stopniowo w groźnej męskiej wszechwładzy. Od patriarchatu rozpoczyna się właściwie historyczny okres dziejów ludzkości. Ucisk słabszych, panowanie brutalnej siły fizycznej, nieznane w prawie macierzystym, idzie za nim po przez wieki. Grzmi hasło uprzywilejowania, urągając najelementarniejszym zasadom sprawiedliwości. Tresura form, kanonów, obrządków spycha kobietę w jarzmo coraz cięższej niewoli. Dziewczyny najczęściej przed przyjściem na świat były zaręczane z człowiekiem, którego dopiero w dzień ślubu wolno im było widzieć po raz pierwszy. Za samowolną ucieczkę z wybranym przez głos serca oblubieńcem podlegały najsroższym torturom, praktykowanym i dziś jeszcze u niektórych ludów barbarzyńskich, jak przeszywanie nóg dzirytem, rozszarpywanie nozdrzy itp. Wydana z domu, wiedziała, że ma być służebnicą męża i na znak tego myła mu nogi. Mąż w zamian, dla oznaczenia symbolu władzy, miał prawo ją okaleczyć. U bardzo wielu plemion pierwotnych z chwilą dojścia kobiety do dojrzałości połączony był okres pastwienia się nad nią mężczyzny. Wszyscy krewni i powinowaci rodzaju męskiego mieli do niej przystęp. Prawo pierwszej nocy ślubnej przysługiwało przede wszystkim najstarszym w rodzie. Bywały wypadki, że zdręczona upustem chuci męskich 11-, 12-letnia dziewczyna konała w objęciach dziadów, ojców, braci. Z czasem wprowadzone zostały ograniczenia. Ustroje społeczne poczęły regulować stosunek kobiet do mężczyzn. W przekonaniu, że każde zbliżenie się kobiety z mężczyzną musi wywołać stosunek realny, rzucano coraz ostrzejsze zakazy. Bratu wzbroniono na znacznej nawet odległości rozmawiać z siostrami, teściom z synowymi itp. Doszło do tego, że żona z mężem, ojciec z córką, syn z matką nie mogli siadać przy jednym stole, jeść z jednych półmisków. W pewnych okresach życia, w czasie menstruacji i ciąży mianowicie, uznano kobietę za istotę tak nieczystą, że dotknięcie jej sprowadzało klęski najsroższe, a nawet śmierć. U niektórych plemion barbarzyńskich do dnia dzisiejszego jeszcze nie wolno jej wtedy wejść na ścieżkę, po której stąpają mężczyźni, nie wolno przesunąć się pod pochyłym drzewem, bo runie, skoro podejdzie do niego osobnik płci męskiej; nie wolno krążyć po polach i łąkach ani być przy połowie ryb, bo zepsuje się plon; nie wolno podejść do studni, bo ulegnie woda zatruciu; nie wolno doić krów, bo przestaną dawać mleko; nie wolno gotować i sprzątać, nie wolno nawet myć się i kąpać. U Indian z okolic Quebecu zabrania się kobiecie ciężarnej wejść na próg izby, w której leży ktoś chory, sprowadzi bowiem natychmiastowy skon. Oręż, którego dotknie, staje się nieczysty. Naczynia, sprzęty, których używała w czasie połogu, bywają palone. Przesądy te nicią czerwoną snują się po przez wieki. Pada klątwa za klątwą, ryjąc ślady przeżytków, pod wpływem których pozostajemy do dnia dzisiejszego. U nas, jak u dzikich ludów, kto przed polowaniem albo przed połowem ryb spojrzy na kobietę ciężarną, temu nie uda się wyprawa. Nie wezmą do ust potrawy z rąk jej włościanie z pewnych okolic Bułgarii, Rosji, a nawet naszej Polski. Kobieta ma diabła w sobie. Żeby wypędzić go, poddawało się ją u niektórych plemion pierwotnych ścisłemu postowi przed zamążpójściem i nie pozwalano patrzeć w słońce. Zamknięta przez 40 dni dziewczyna podobna była raczej do trupa aniżeli do młodej oblubienicy w dzień ślubu. Wprowadzona przez patriarchat monogamia śmiercią karała cudzołóstwo żony, mąż jednak mógł kupować sobie ich tyle, na ile pozwalał mu majątek. Stopień po stopniu obniża się i upada godność kobiety, na Wschodzie zwłaszcza. Zamieniona w poddankę, żona *nie może posiadać* — na równi z niewolnikami — *żadnej własności*. Święte prawa indyjskie orzekły wyraźnie, że wszystko, cokolwiek kobieta lub niewolnik odziedziczy albo otrzyma w darze, należy nie do nich, lecz do pana ich. Od urodzenia aż do śmierci pozostawała kobieta w Indiach pod opieką mężczyzny: najpierw ojca, potem męża, którego imienia nie wolno jej było wymówić, bo to go poniżało. Jako wdowa szła za nieboszczykiem na stos. Zwyczaj palenia się żon trwał do niedawna jeszcze. W 1810 r. po śmierci jednego z książąt hinduskich spłonęło w ogniu aż 47 żon jego razem. Każda z nich ubrała się jak na najświetniejszą uroczystość: w suknie pąsowe, w kwiaty i drogie kamienie. Zbliżywszy się do stosu, kolejno odmawiały modlitwy, całowały zwłoki męża i z płomiennym zapamiętaniem rzucały się w paszczę ognistą. Celem i przeznaczeniem kobiet wschodnich było wydawanie na świat dzieci. W razie bezdzietności po ośmiu latach pożycia z mężem żona mogła być wydalona. U Izraelitów obowiązkiem męża było przybierać na miejsce bezdzietnej małżonki służebnicę i uznawać dzieci jej za prawe. Córki jednak nie miały znaczenia i nieraz ojciec, zawiedziony w nadziejach na syna, toporem odcinał głowę niemowlęciu płci żeńskiej. U Hebrajczyków kobieta, która zrodzi chłopca, uważana ma być za nieczystą przez dni siedem i potrzebuje 30 dni dla oczyszczenia się. Zrodziwszy dziewczynkę, pozostaje 14 dni w stanie nieczystym i powinna oczyszczać się przez dni 60. Księga praw Manu pozwala mężowi wydalić po upływie lat 10 żonę wydającą na świat tylko córki. W Atenach po narodzinach dziewczynki ojciec z niesmakiem kazał zawieszać nad drzwiami garść przędzy zamiast wieńców oliwkowych, którymi czczono przyjście na świat chłopca. W Sparcie na dziesięcioro dzieci porzucanych dla różnych powodów 7% stanowiły dziewczynki, których płeć uważana była za hańbiącą ułomność. W Indiach ojciec, kładąc na usta nowo narodzonego chłopca to, co ziemia ma najsłodszego i najcenniejszego: miód i złoto, głosem uroczystym nadawał mu najpodnioślejsze nazwy: dziecięcia obowiązku, Putry wybawiciela piekieł itp. Głuche milczenie towarzyszyło narodzinom dziewczynki. Przez całe wieki średnie, zwłaszcza w państwach feudalnych, przyjście na świat córki uchodziło za ciężką klęskę, a z przesądów tych nie otrząsnęliśmy się jeszcze do dnia dzisiejszego. Jak dalece lekceważono człowieczeństwo w kobiecie, dowodem tego jest prawo Mojżesza, orzekające, iż niewiasta, która przysięga, może nie dotrzymać słowa, jeżeli mąż lub ojciec tego żądają. Manu, prawodawca indyjski, każe kobietę na równi z szalonym trzymać na wodzy, karać biczem i wiązać powrozami, albowiem „nicość, wichry, śmierć, głębiny przepaści, ostrze brzytwy, trucizna, węże — nie są razem wzięte tak złe jak kobieta”. Koran uczy, że bramy raju dla kobiet na wieki są zamknięte. U Żydów nie wolno kobiecie do dnia dzisiejszego modlić się razem z mężczyznami. Salomon mówi: „Niewiasta gorsza jest niźli śmierć. Kto się Bogu podoba, ujdzie jej, ale kto grzeszny, będzie od niej pojman… Męża jednego prawego z tysiąca znalazłem, lecz niewiasty ze wszech nie znalazłem”. Chińczycy odmawiają jej duszy nieśmiertelnej, a przekonanie to długi czas kołatało się nawet i w Europie, bo jeszcze w V w. na soborze w Macon wszczęto spór na temat: czy kobieta ma duszę. Zgromadzenie najwyższych dostojników kościoła jednym głosem tylko przeważyło szalę wątpliwości na korzyść kobiety. Przyznano jej duszę, ale ani myślano przywrócić praw człowieka. W Europie niewiele lepiej działo się kobiecie aniżeli w Azji. Grecja starożytna Pandorze, symbolowi ciekawości kobiecej, każe ściągnąć na ludzkość grzech, klęski, cierpienia i jako dla istoty ułomnej żąda dla kobiety szeregu ograniczeń. Pod wolnym niebem Hellady istniało prawo, mocą którego ojciec mógł wydać córkę wbrew jej woli za mąż, a małżonek podarować żonę komu chciał, zamienić, bezdzietną usunąć zupełnie i zastąpić inną. W Lacedemonii istniał zwyczaj, mocą którego obcinano młodej małżonce włosy po samą skórę z chwilą wejścia pod dach męża, ubierano ją po męsku na znak podporządkowania mężczyźnie i zamykano w ciemnym pokoju, aby wiedziała, iż odtąd świat ze wszystkimi swymi pokusami zniknął dla niej. Ze Wschodu szła pogarda dla kobiet i upatrywanie w nich ułomności. Demostenes, zwróciwszy się kiedyś do Greczynek publicznie, zawołał: „Otrzyjcie łzy, stłumcie boleść waszą i okażcie cokolwiek mocy duszy, i dodajcie choćby jedną cnotę do wszystkich wad, jakimi was obdarzyła natura”. Opowiadał on o bogatych Grekach, że żenią się, by „mieć dzieci prawowite, wierną strażniczkę domu i niewolnicę dla usługi, heterę, płatną kochankę, dla miłości”. Mężczyzna, człowiek wolny w starożytnej Helladzie, uważał sobie za hańbę zajęcia koło domu. Wszystkie obowiązki spełniać musiała żona wraz z niewolnikami, ginąć w tłumie ich. Cóż dziwnego zatem, że Platon, filozof, dziękując bogom za osiem dobrodziejstw, którymi go obdarzyli, za jedno z nich uważał to, że urodził się mężczyzną, a nie kobietą? (Podobne dziękczynienie zawarte jest i w modlitwie żydów, którzy wołają: „Bądź pochwalony, Boże, Panie nasz i całego świata, któryś mnie nie uczynił kobietą!”.) Przyjaciółką, powiernicą, towarzyszką uczt, zabaw i życia umysłowego mężczyzny w Grecji była hetera, płatna kochanka, która mogła rozporządzać sobą dowolnie, nieskrępowana więzami opinii i reguł życia rodzinnego. Karierę swoją zaczynała najczęściej od służby w świątyniach bogiń miłości, zdobywając później najzupełniejszą swobodę. Gdy żony dostojnych obywateli greckich więdły w ciasnych gineceach, kochanki ich strojne, wspaniałe, obnoszone w lektykach po mieście, piły wszystkie rozkosze życia. Ujarzmiając mężczyzn czarem wdzięków i wykołysanego w bujnej niezależności umysłu, skupiając dokoła siebie zastępy najwybitniejszych poetów, filozofów i mędrców, wywoływały hetery — przez kontrast warunków bytu swojego — tym większe poniżenie kobiet zamężnych. Ślubne małżonki były złem, tolerowanym z konieczności, tak że Platon w imieniu mężczyzn mógł śmiało powiedzieć: „Nie jesteśmy z natury skłonni do małżeństwa; potrzebne są prawa, zniewalające nas do tego”. Kapłanka rodzinnego ogniska, zepchnięta na stanowisko najpodrzędniejszej służebnicy, przed którą zamurowano drzwi i przedsionki świątyń domowych, żeby nie zapragnęła wyjść poza nie, uwierzyła, że dolą jej… klątwa samowyrzeczeń. ------------------------------------------------ Jest pewna legenda indyjska, która najwymowniej przedstawia zabiegi mężczyzny, starającego się od wieków usunąć kobietę od prac szerszych i spraw ogólnych. „Tygater, dziewczyna hinduska, wybornie doiła krowy, więc ojciec obawiał się, by za przykładem braci nie przyszła jej ochota do myślistwa, rybołówstwa, żeglugi lub oglądania świata. Wówczas synowie doradzili mu, by zapowiedział córce, *że wiedzieć, rozumieć i pragnąć* jest dla dziewczyny grzechem. Zakaz ten poskutkował. Tygater w naiwności swej doiła krowy do końca życia i tak pozostało aż po dzień dzisiejszy”. ------------------------------------------------ Trochę więcej swobody od Greczynek miała kobieta rzymska. Żona mogła przyjmować gości na równi z mężem. Nie bywała zamykana ze służebnicami; owszem, brała czynny udział we wszystkich uroczystościach publicznych, pokazywała się w teatrze i cyrkach, prawnie jednak przez całe życie pozostawała w zależności od mężczyzny: ojca, męża, brata. Nie wolno jej było zarządzać własnym majątkiem, robić długów, ani nawet ofiarowywać podarków bez pozwolenia opiekuna. Krok naprzód w kierunku zdobywania pewnych praw stanowiło jednak już to, że mogła w swoich i cudzych sprawach występować jako świadek lub nawet obrońca. Były kobiety, które dzielną swą wymową pokonywały przeciwników wobec niezliczonych tłumów, święcąc głośne zwycięstwa. Ale żadna z nich nie pomyślała, żeby przemówić w obronie warunków bytu kobiety i zażądać dla nich szerszych swobód polityczno-społecznych. Każdy w Rzymie był sobą tylko zajęty. Wielkie bogactwa, które po wojnach szczęśliwych spadły na miasto, wywołały żądzę użycia i rozpustę. Zaraziły się nią i kobiety. Dawna matrona rzymska, która nie cofała się przed żadną ofiarą dla ojczyzny, zaczęła szaleć w rozpętaniu zmysłowym. Nie pomagało prawo, które nakładało kary surowe na wiarołomstwo żon. Dla uniknięcia ich najznakomitsze damy zapisywały się na listę prostytutek. Cynizm i wyuzdanie doszły do tego, że zbrodnie mężobójstwa za pomocą trucizny z zatarciem jej śladów pojawiały się niemal epidemicznie. Ustały wszystkie nakazy moralne, zerwały się więzy prawa. Kobieta czy mężczyzna — żadne z nich przed trybunałem sądów obyczajowo-społecznej etyki nie było odpowiedzialne za czyny swoje. W apokaliptycznym szale dzikiego rozpętania dążył naród do upadku, śladami niebywałych orgii znacząc powolne swe konanie. ------------------------------------------------ Przeciwieństwo leniwych, rozpustnych Rzymianek z epoki zaniku państwa rzymskiego stanowiła kobieta germańska, znana z wielkich cnót domowych: pracowitości, czystości i dobrych obyczajów. Życie jej to był kierat roboczy od świtu do późnej nocy. Mąż w czasie pokoju wylegiwał się swobodnie na skórze niedźwiedziej; ona musiała iść w pole, mleć zboże na żarnach, piec chleb, warzyć piwo, prząść wełnę, tkać sukno, hodować bydło, strzyc owce, uprawiać i przyrządzać len na odzież. W zamian za to, jak w Grecji, stanowiła bezduszną własność mężczyzny. Ojciec mógł wydać za mąż córkę za kogokolwiek wbrew jej woli. Mężowi wolno było żonę darować komu chciał, sprzedać w razie potrzeby, wdowę zapisać testamentem przyjacielowi jak każdą inną rzecz z dobytku swego. Wobec syna do lat 7 jedynie przysługiwało matce prawo opieki nad nim. W niektórych krajach, we Fryzji np., chłopiec w razie śmierci ojca mógł się od 7 roku życia już ogłosić pełnoletnim i zostać opiekunem matki. Chrześcijaństwo powinno było wyzwolić kobietę, a jednak nie spełniło zadania. Po wiekach poniżenia, upośledzenia, krzywdy żon i matek pogańskich, skazywanych na śmierć za przekroczenia uchodzące bezkarnie małżonkom ich, Chrystus pierwszy uznał, że nie ma różnicy między winą mężczyzn a kobiet. „Kto z was bez grzechu, niechaj pierwszy rzuci na nią kamieniem” — woła wobec pokutującej prostytutki. Od obojga małżonków żąda jednakowej względem siebie wierności. Każe mężowi miłować żonę tak, jak ona jego. Dzieje Apostolskie głoszą najwyraźniej, że „Duch Święty zstąpił zarówno na synów, jak i na córki”. Co stał się później z hasłami Chrystusowej sprawiedliwości? Już Piotr apostoł nakazuje żonie ulegać mężowi. Paweł pisze do Efezjan, że mąż jest głową niewiasty, jak Chrystus jest głową Kościoła i występuje z całą gwałtownością przeciwko wykształceniu kobiet. „Nie pozwalam, by przez naukę niewiasta panowała nad mężczyzną, ale chcę, by była pokorna” woła, w liście zaś do Koryntian dodaje: „Każcie swym niewiastom milczeć na zebraniach wiernych, albowiem nie ma być im dozwolone, by mówiły, lecz by były uległe, jak to też nakazuje prawo”. Św. Tomasz z Akwinu nazywa kobietę bujnym chwastem, człowiekiem niedoskonałym, którego ciało dlatego tylko wcześniej się rozwija, że mniej ma wartości i przyroda mniej się nim zajmuje. Kobiety według niego rodzą się po to, by zostawać zawsze pod jarzmem swego pana i władcy, którego natura, dzięki przewadze, jaką go obdarzyła, stworzyła do panowania. Chrześcijaństwo późniejsze tak dalece odbiegło od nauki Chrystusa, że jak na Wschodzie, u Żydów, Turków, Tatarów, kobieta uznana zostaje za istotę nieczystą, Ewę kusicielkę, służebnicę szatana, naczynie plugawości. Nigdy nie zepchnięto jej w otchłań takiej pogardy, jak wówczas Tertulian, mędrzec, należący do tzw. Ojców Kościoła, mówi: „Niewiasto, powinnaś zawsze chodzić w żałobie i w łachmanach ze łzami skruchy, aby ci zapomniano, żeś zgubiła rodzaj ludzki! Niewiasto, ty jesteś wrotami piekła!” * Być jak najdalej od kobiety, nie dać uwikłać się w szaleńskie jej sidła! Wiek XI–XII — całe średniowiecze, w którym dziwnie plącze się pogarda Ewy i kult Marii — rozbrzmiewa tym hasłem. Najdzielniejsze jednostki męskie w celach klasztornych szukają ucieczki przed pokusą grzesznych ust. Celibat zostawia na bruku olbrzymią ilość kobiet niezaradnych, nieumiejących pracować inaczej jak w domu. Punktem oparcia, ratunkiem przed śmiercią głodową stają się dla nich klasztory. Tłumnie też dążą pod stropy ich. Tchnienie sztuki i wiedzy idzie za nimi wzdłuż cichych naw, znajdując oddźwięk w rozbudzonych duchem czasu sercach i umysłach. Spragnione nauki zakonnice otrzymywały w XI w. nieraz bardzo wysokie wykształcenie. Uczyły się łaciny, filozofii. Niejedna uczona przeorysza zdobywała ogromny wpływ na sprawy kościoła i państwa. Inne grupy mniszek uczyły dzieci w szkołach, pielęgnowały chorych, leczyły nędzarzy, przepisywały rękopisy lub wykonywały roboty artystyczne dla kościołów i na zamówienia bogaczy. Był to więc pierwszy etap umysłowej, społecznej i zarobkowej pracy kobiet, którą w XIII w. stłumiło rozprzężenie reguły klasztornej. Z przybytków nauki i pracy stały się zakony środowiskiem zabaw, plotek i — rozpusty. Grzmi przeciwko nim Luter, z niesłychaną zaciekłością uderzając w rozpasanie, sprzedajność, wyzysk i nadużycia duchowieństwa. Młot jego wstrząsa Europą. Przychodzi rewizja starych, zmurszałych porządków. Podnoszą głos wszystkie krzywdy. Stają do porachunku grzechy feudalizmu, który zaciążył na plebejuszach pięścią suzerena. Pada wyłom po wyłomie. Co zyskuje na tym kobieta? Nowa wiara znosi celibat księży, uznany przez Lutra za najgłówniejsze źródło zepsucia duchowieństwa. Wyklęta przez biczowników zdrowa, normalna zmysłowość wraca do znaczenia niezbędnej, jak pokarm, woda, powietrze, potrzeby życiowej. Małżeństwo, według Lutra, winno podlegać prawom czysto świeckim. „Tak samo, jak z poganinem, Żydem, Turkiem, heretykiem mogę jeść, pić, spać, chodzić, tak samo mogę z nimi żenić się i żyć w małżeństwie. O prawa głupców, którzy tego zakazują, nie dbajcie…” — woła reformator niemiecki. Wyzwoliwszy małżeństwo z więzów kościelnych, rozszerzywszy prawa kobiety w zakresie stosunków płciowych, nie przestaje on w niej widzieć jednak tylko narzędzia rozkoszy mężczyzn, ich wiernej służebnicy, której po dawnemu nakazuje posłuszeństwo, uległość, skromność. Reformacja nie podnosi kobiety z upadku, zmniejsza raczej nimb świętości, którym opromienił ją katolicki kult Marii. Przez całe wieki średnie snuje się dokoła niej sieć potrójnej miary. Trubadurzy czczą w pałacowych księżniczkach dziewiczą Wenus-Uranię lub bachiczną Polihymnię. U Danta, Petrarki potrąca ideał kobiecy struny przeczystej muzyki sferycznej; Boccaccio, Ariosto tańczą przed nim sarabandę nieokiełznanej zmysłowości. A mnich ponury z zakratowanej, mrocznej swej celi nie przestaje wyklinać: „Precz z kusicielką! Z dala od wrót piekła!” * Przyszły czasy wielkich klęsk. Czarna dżuma w w. XIV porywa 25 milionów ofiar w ciągu lat sześciu. Burze, szarańcza, susza, nieurodzaj, głód, zaraza bydła chustą śmierci wieją nad światem. Kto winien? Mnisi z posępnych swych strażnic, zabitych deskami przed słońcem prawdy, głoszą: „Ta, przez którą mówi piekło; ta, do piersi której przyczaja się wąż złego, kobieta, naczynie plugawości, z tworów Stworzyciela najgorszy, ta, opętana przez diabła: czarownica, wiedźma…” Papież Innocenty VIII pędzi ją na stos. Inkwizycja z szatańskim cynizmem wymyśla narzędzia najstraszniejszych tortur, za pomocą których wymusza zeznania stosunków z diabłem. W ślad za nią — ze spazmów trwogi — wlecze się niemoc zbiorowa, histeria w połączeniu z maligną, somnambulizm, halucynacje, obłęd erotyczny, wszystko to, co leczymy dzisiaj, a co przed wiekami, dla mnichów-biczowników, było widomym znakiem czarownictwa: stosunków z diabłem. Powietrze drży lękiem. Z kazalnicy klątwy: na sługi szatana, które chcą końca świata… Smagana biczem fanatyzmu i zaciekłości duchowieństwa ludzkość przyczaja się pod murem zabobonów. Krwi winnych łaknie i krew ta zalewa świat, łuną pożogi czerwieni ziemię i niebo. W diecezji bydgoskiej w ciągu lat pięciu spalono 600 czarownic, w würzburskiej 900, w prowincji Como w XVI w. przeszło 1000, w Saragossie 150, a 200 wysmagano. W kantonie Glarus jeszcze w 1782 r. skazano na stos Annę Goldi. U nas w Polsce ostatnie wypadki palenia czarownic miały miejsce pod Warszawą w 1766 r. i we wsi Dorechowie w pow. ostrzeszowskim, gdzie śmierci uległo aż 14 kobiet. Znęcanie się nad posądzonymi o czary głośnym echem obiegło Galicję w latach 1873 i 1874. * Wysoko, na skałach niedostępnych jak orle gniazda, strzelały w niebo zamki warowne panów udzielnych. W każdym z nich boginka, na cześć której z przepaską jej u ramienia szedł w bój rycerz. Imię tej, którą niekiedy raz jeden tylko widziały oczy, było słupem ognistym przeznaczenia. O chwałę i honor lub dla zdobycia Beatrice-Laury nadstawiał pierś smętny kochanek. Zmieniał się obraz, gdy po powrocie z bojów rycerza pani jego serca jako ślubna małżonka wchodziła w progi podniebnych pałaców. Potrójnym przywilejem obdarzony był w stosunku do żony mąż feudalny: prawem karcenia jej, bodajby nawet chłostą, prawem bezwzględnego opanowania jej i czynów i nieograniczonym prawem do ciała jej. W Anglii, typowym kraju feudalizmu, mąż mógł sprzedać żonę, odsądzić ją od praw do osobistego majątku. Żona nie mogła w testamencie czynić zapisu mężowi, gdyż jej testament uważany był za akt jego woli, a przecież według prawa mąż sam siebie nie mógł obdarzać… Kult Beatrice z terrorem kodeksu godzono w ten sposób, że gdy ciało żony należało do męża, dusza jej przechodziła na wiekuistą własność platonicznego kochanka. Wdowa po upływie roku i dnia jednego od śmierci męża mogła wziąć ślub powtórny; kobieta, którą mąż opuścił, nie dając znaku życia przez lat sześć, była również wolna. Kochanka jednak musiała dochować wierność duchowemu oblubieńcowi swemu przez całe życie, chociażby wieści o nim zaginęły zupełnie. Kobietę rozwiedzioną wrzucano do klasztorów, ale mężatka, pani ponadskalnych pałaców, z wiedzą męża przyjmowała hołd rycerzy. Mąż, według istniejących wówczas dworskich sądów miłości, nie miał prawa kochać żony; żona za to winna była oddać serce komuś innemu. Kroniki przytaczają fakt, w którym pewna pani, znudzona prześladowaniami zakochanego w niej rycerza, chcąc go się pozbyć, obiecała mu względy z chwilą, w której straci miłość człowieka, związanego z nią ślubem duchowym. Los zdarzył, że w dwa miesiące wyszła za mąż za platonicznego oblubieńca, a wtedy zgłosił się natychmiast tamten drugi, żądając dotrzymania słowa. Wyrok sądu dworskiego, któremu przewodniczyła królowa, orzekł, iż zaspokojenie życzeń rycerza „byłoby chwalebne”. ------------------------------------------------ Kobiety z ludu najbardziej jęczały w jarzmie suzerenów. Pan udzielny miał prawo nakazać im małżeństwo albo zakazać go. W razie nieopłaconego przez lennika podatku lub niedokonanej roboty mógł odebrać żonę mężowi przemocą. Poddankę zasadzano przy kołowrotku, w myśl zasady, że „mężczyzna powinien walczyć, a kobieta prząść”. Przędła więc, szyła, haftowała po dworach szlacheckich, na zamkach wielkich panów, w czeladnych izbach klasztornych. Wynagrodzenia nie dostawała żadnego. Zapewniano jej tylko liche, niedostateczne pożywienie lub co najwyżej cztery grosze dziennie na kupno pokarmu. Przędzenie należało do najlżejszych zajęć. Większość kobiet zapędzano do nierównie cięższej pracy. Kazano im ręcznie obracać koła młyńskie, znosić do kuchni olbrzymie sągi drzewa, dźwigać pod górę wodę ze źródeł, czyścić stajnie, oprzątać bydło, a w chwilach wolnych niańczyć dzieci, obsługiwać gości. Pod koniec wieków średnich weszły w zwyczaj dziwne dowody gościnności. Każdy przybysz otrzymywał na cały czas pobytu do rozporządzenia swego dziewczynę dworską. Izby czeladne wytworzyły tym sposobem ogniska prostytucji, która wraz z rozwojem miast podległa prawom reglamentacji i stała się jawnie uprawianym rzemiosłem. Warunki życia proletariuszki miejskiej były opłakane. Gdy mężczyźni rękodzielnicy, łącząc się w związki cechowe, znajdowali w nich pomoc i oparcie, kobiety własnymi siłami dobijać się musiały zarobkowej pracy i walczyć o nią. Cechy wyłączyły je początkowo, a choć później zostały przyjęte, prawa ich nigdy nie dorównały prawom uczestników męskich. Do wyjątków należały tzw. „mistrzynie cechowe”. Po większej części najzdolniejszym rękodzielnikom nie wolno było przekroczyć stopnia czeladnika, a gdy wskutek wielkiej podaży kobiecych sił roboczych, nastąpiło znaczne obniżenie płacy męskiej, powstał bojkot zarobkowej pracy kobiet. Cechy jedne po drugich zaczęły je usuwać. W XVI w. wystąpili przeciw pracy kobiet przede wszystkim krawcy, doprowadziwszy do tego, iż kobietom zakazano szyć ubiory męskie, a zarazem ograniczono liczbę uczennic w tym zawodzie. Odtąd mężczyźni zaczęli uważać za hańbę współpracę z kobietami. Introligatorzy norymberscy ogłosili wyraźnie, iż uznany zostanie za nieuczciwego każdy, co nie wstydzi się siedzieć przy jednym warsztacie z kobietą. Pod koniec XVII w. wyparto ją ze wszystkich rękodzielniczych placówek. Próbowała bronić się, lecz na próżno. Nędza rosła. Głód zmuszał do roboty za byle co, aby tylko nie paść z wycieńczenia na bruku miejskim. Wówczas to powstały pierwsze próby pracy po domach, ciężkiej, mechanicznej, bez żadnych widoków na przyszłość, ale ratującej od śmierci głodowej. Wzbogaca się nią legion pośredników, zaprzęgających do przemysłu domowego niezliczone zastępy kobiet wiejskich i miejskich. Nabywając robotę ich za bezcen, sprzedają ją nieraz na wagę złota. I nie ma ratunku dla walczących z upiorem nędzy proletariuszki. Musi brać, co jest, i czekać godziny wyzwolenia, nie wiedząc, kiedy wybije. ------------------------------------------------ Patrycjuszki miały dobę szerokich swobód. W epoce Odrodzenia, kiedy nad światem powiał dech poezji, wiedzy i sztuki, wielkie damy — we Włoszech i w południowej Francji zwłaszcza — mogły uczyć się na równi z mężczyznami. Otworzono przed nimi uniwersytety, ofiarowano im wstęp na katedry profesorskie. Katarzyna Cornaro, Cecylia Gonzaga, Isotta Malatesta, Emilia Pia, Weronika Gambarra, Wiktoria Colonna i inne, długi szereg nazwisk z tej epoki… Genialne kobiety brały udział w publicznych rozprawach i wymową swoją ściągały tysiące słuchaczy. Krótko trwał jednak złoty okres równouprawnienia w nauce. Już w XVII w. następuje gwałtowny zwrot w opinii. Wyrazicielka jej, pani de Maintenon, uważana za jeden z wybitniejszych umysłów współczesnych, powstaje ostro przeciw wyższemu wykształceniu kobiet. „Czytanie — pisze — więcej przynosi szkody młodym dziewczętom aniżeli pożytku, bo książki wzbudzają niezadowoloną ciekawość”. Z historii, według niej, powinna poznać kobieta co najwyżej imiona panujących, żeby nie pomieszać króla angielskiego z hiszpańskim, perskim lub syjamskim. Wieki niewoli i ujarzmienia zrobiły swoje: straciwszy instynkt swobody i niezależności, stała się kobieta sama najzawziętszym wrogiem wyzwolenia swego. Dzielnie wtórują jej najtęższe umysły męskie. Czterej myśliciele XVIII w.: Montesquieu, Rousseau, Voltaire, Diderot, każdy na swój sposób wypowiada się przeciw kobiecie. Diderot widzi w niej tylko zmysłową kurtyzanę; Montesquieu zachwyca się czarem jej i wdziękiem, poza którym nie przyznaje jej nic. Voltaire twierdził, że „idee są jak zarost, którego nie posiadają młodzieńcy i kobiety”. Rousseau pisze: „Kobieta została stworzona, aby podobać się mężczyźnie; mniej bezwzględną koniecznością jest, aby on jej się podobał; wartością jego — władza i siła; to jedno starczy, aby przykuć do niego”. Kto nie zna aforyzmu Lessinga, również z XVIII w., że „kobieta, która myśli, jest również śmieszna, jak mężczyzna, który się czerwieni”? Dwa wybitne umysły z czasów rewolucji francuskiej: Condorcet i Sieyès żądali równouprawnienia kobiety. Wielcy trybuni wyzwalającego się ludu podnieśli jednak głośny protest. Mirabeau nie tylko nie chciał dopuścić kobiet do działalności społecznej, ale żądał wykluczenia ich z wszelkich zgromadzeń publicznych. Danton, uczeń Diderota, widział w nich tylko narzędzia zmysłowych rozkoszy; Robespierre, odrzuciwszy wyzwoleńcze projekty Sieyèsa, milczał, ilekroć chodziło o sprawy kobiece. Cudów bohaterstwa dokonywały kobiety na schyłku XVIII w. Gdy w Ameryce powstała myśl zrzucenia jarzma Anglii, one pierwsze dały hasło do walki. Nim Washington zdecydował się na wojnę o niepodległość, pani Otis Warren już zbierała u siebie przywódców powstania. W odpowiedzi na to dwa stany tylko: Wirginia i New Jersey uwzględniły żądanie praw politycznych, które w imieniu kobiet przedstawiła kongresowi z 1776 r. p. Abigail Smith, żona pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rewolucja francuska powołała do czynu zastępy najdzielniejszych jednostek kobiecych, jakie wydał świat. „Jeżeli czternasty lipca jest dziełem mężczyzn, to kobiety stworzyły szósty października” — woła Michelet. Trybunki ludu pierwsze podnoszą protest przeciw terrorowi demagogów, zalewających Paryż posoką krwi. „I twoim tronem będzie kiedyś szafot!” — rzuca w twarz Robespierrowi Olimpia de Gouges i idzie za to na szubienicę. Théroigne de Méricourt, piękna amazonka z Liège, odmawia mu szacunku publicznie za skazywanie ofiar bez dowodów. Żyrondyści dokonywują na niej aktu zemsty, gorszego od śmierci, bo wlokącego za sobą obłęd. Podnoszą spódnice i biczują ją publicznie wśród śmiechu i krzyku rozpasanej tłuszczy. Czternaście lat, wyjąc jak zwierz raniony, drąc na sobie ubranie, złorzecząc katom swoim, błądzi po ulicach Paryża oszalała z grozy i upokorzenia amazonka. Czternaście lat mroku, poniewierki, nędzy! Karolina Corday, Róża Lecombe, p. Roland, p. Legros… Każda z nich depcze na drodze wszystko osobiste: własne szczęście, własne mienie, żądając praw sprawiedliwych i ludzkich. Przebrała się miara cierpliwości szalejących dyktatorów. Spędzono z trybun mówczynie; zakazano im udziału w zgromadzeniach publicznych; zakazano *pod karą więzienia* zbierania się więcej ponad pięć w domach prywatnych; rozwiązano raz na zawsze wszystkie stowarzyszenia kobiece. Przycichła amazonka. W latach dziewięćdziesiątych odezwała się pobożna dewotka, narzędzie w ręku reakcji. Od kobiet wandejskich, za którymi stał kler, przyszły pierwsze przeciwrewolucyjne porywy. Odtąd — aż po dzień dzisiejszy — wlecze za sobą amazonka jak żółwi pancerz czarne zastępy dewotek, murem stojących w obronie zwietrzałych porządków i utartych reguł. Duch, tresurą wieków zahartowany w niewoli, przestał rozumieć i czuć potrzebę wyzwolenia. „Dziadom, ojcom było dobrze: co nam po nowinkach?” Przeszłość niezatartą bruzdą ryje się w teraźniejszości… * Maszyna wyważyła z posad nakazy tradycji. Kto tylko ręce ma do pracy, pędzi w czeluść fabryczną. Przemysł zaprzęga kobiety do wszystkich robót, które dla wyzysku przedstawiają pole największe. Gdziekolwiek na rynku roboczym pojawi się kobieta, wszędzie jak cień wlecze za sobą obniżenie płacy i utrudnienie jej warunków. W przemyśle tkackim, gdzie kobiety stanowią więcej niż połowę wszystkich sił roboczych, dzień pracy jest najdłuższy. W modniarstwie, kwiaciarstwie, szyciu bielizny itp., wbrew wysiłkom uregulowania godzin prący, biorą robotę do domów, albo za nędzny dodatek do pensji tygodniowej siedzą do północy w pracowni. W fabrykach, przeznaczona do czynności pomocniczych przy maszynie, staje się częścią ich składową, bezdusznym automatem, któremu nie wolno wejść na wyższe stopnie hierarchii roboczej, bo… mężczyźnie na tym samym miejscu płacić by musiano więcej. Cierpliwość, sumienność, zręczność niekiedy większa od męskiej, niebezpieczeństwa pracy te same, a… połowa wynagrodzenia zaledwie… W pralniach kapeluszy słomkowych, w fabrykach papieru i opłatków kolorowych, przy wyrabianiu kwiatów, przy blichowaniu materiałów roślinnych, przy malowaniu żołnierzy ołowianych i zabawek organizm, zatruwany systematycznie, zanika powoli. Podkładanie rtęci pod zwierciadła zabija kobietę i płód dziecka, jeżeli ma go w sobie. W fabryce bieli ołowianej ślepota, próchnienie kości idzie w ślad za jarzmem roboczym, a niemowlęta, karmione piersią matki, umierają w konwulsjach przez zatruty pokarm. Większość kobiet ciężarnych w tych warunkach nie jest w stanie donosić płodu do czasu: roni lub wydaje na świat nieżywy. Pył bawełny w przędzalniach, tropikalna temperatura i cuchnące wyziewy w fabrykach jedwabiu przy rozmotywaniu kokonów wywołują suchoty, zgniłą gorączkę, wymioty krwią. Zdrowa, tęga dziewczyna, wchodząc w mury fabryczne, żegna młodość swoją: czeka ją śmierć lub starcze niedołęstwo. Gdyby przynajmniej praca starczyła na zaspokojenie najniezbędniejszych potrzeb!… Ale… dwa złote, w najlepszym razie pół rubla dziennie — to zaledwie dach nad głową i łyżka strawy. Gdzie ubranie, opał, światło? Pędzi na ulicę bezradna nędza. Parent Duchâtelet notuje, że na 3000 badanych przez niego prostytutek 35 zaledwie zarabiało tyle, iż mogły się wyżywić; 1400 z głodu wpadło w otchłań nierządu. Jedna przed ostatecznym krokiem nie jadła od trzech dni. Dwanaście, czternaście i więcej godzin roboczych, pół mili nieraz do domu, a w domu proletariuszki zamężnej dzieci głodne przy zimnym ognisku…. Trzeba je rozpalić; trzeba ciepłą strawę włożyć maleństwom w usta. Strudzony robotnik rzuca się na barłóg i w śnie kamiennym znajduje wypoczynek. Żona jego, współkarmicielka rodziny, gotuje, pierze, sprząta, nastawia garnki na dzień następny. W fabryce praca dla chleba; w domu praca dla ocalenia tych resztek rodzinnych ustrojów, które lecą w gruz i w dawnej swej formie już istnieć nie mogą. ------------------------------------------------ Proletariuszkę pierwszą porwał pęd ekonomicznych przewrotów na rynki pozadomowej pracy. Wbrew instynktom zadomowienia swego podążyła za nią i uprzywilejowana do niedawna mieszczka. Dotąd nauczycielstwo tylko stało przed nią otworem. Dziś kantory biur, przedsiębiorstw, hoteli, telegraf, sklepy, telefony, poczta porwały ją w otchłań roboczą, która czasami nie zna niedzielnego ani nocnego wypoczynku. Niewolnice własnych najniezbędniejszych potrzeb życiowych, za pracę od 15 do 16 godzin dziennie zarabiają 200 do 400 rubli rocznie najwyżej i z braku snu, powietrza, ruchu, z wyczerpania i przepracowania wpadają w blednicę, suchoty, neurastenię lub graniczącą z obłędem histerię. Mieszczka zamężna, tak samo jak proletariuszka, poza zarobkowym jarzmem ma jeszcze deptak domowy: głodne usta wyczekujące pokarmu z jej rąk. Na barki jej wali się ciężar podwójny, ale jako istota „*słaba, nierozwinięta fizycznie i umysłowo*” nie może rościć praw do stanowiska i wynagrodzenia współrzędnego ze stanowiskiem i wynagrodzeniem mężczyzny. Gdzie zawodowe jej przygotowanie? Istotnie, nie ma go najczęściej, bo społeczeństwo odmawia jej pomocy. Stypendia dla dziewcząt prawie nie istnieją, a rodzice, mając do wyboru popieranie nauki syna czy córki, stają zawsze po stronie „filara rodziny”. Angielka Mary Wollstoncraft przed stu laty już zażądała radykalnej zmiany w wychowaniu kobiet, powstając na przesądy, które zamykały dotąd przed nimi przybytki nauki i nie pozwalały wyciągnąć ich z duchowego poniżenia. Pod wpływem namiętnych jej protestów, które obiegały świat cały, zaczęto otwierać szkoły niższe i wyższe dla kobiet. Dziś już mało jest krajów, które by nie dopuszczały obu płci do uniwersytetów. Czy przyszło to z łatwością? Spory, które toczyły się w prasie XIX w., uwydatniają nastrój chwili. Najgłośniejszym echem odbiła się walka fizjologa i anatoma niemieckiego, Bischoffa, z dyrektorem telegrafów i poczt w Niemczech, Stefanem. Profesor Bischoff dowodził, że z powodu mniejszej wagi mózgu kobieta raczej do wszystkiego innego może być zdolna aniżeli do medycyny. „Niech idzie na pocztę, do telegrafu!” — proponował uprzejmie. Oburzyło to dygnitarza państwowego tak dalece, że wystąpił z protestem, orzekającym, iż białogłowa zdolna być może do wszystkiego: do medycyny, krawiectwa, szewstwa, filozofii, tylko nie… do stukania w aparat telegraficzny lub wydawania listów za okienkiem kantorów pocztowych. Pionierki wyższej wiedzy mogą powiedzieć wraz z Orzeszkową: „Co dla innych ziarnkiem piasku jest, górą staje się dla nas”. Gdy przed jakimiś laty trzydziestu rodaczka nasza, dr Zakrzewska, postanowiła otworzyć w Nowym Jorku pierwszą przez kobietę prowadzoną klinikę dla chorych, nie chciano jej wynająć mieszkania. Właściciele bali się śmieszności. Kobiet adwokatek, których jest dużo w Ameryce, długi czas nie dopuszczano przed kratki sądowe. Kaznodziejki zasypywano gradem kamieni, wygwizdywano je, gdy zaczynały mówić. Nawet w handlu ruch kobiecy wywołał na razie ogromny bojkot. Pierwsze sklepy, które przyjęły żeńskich subiektów, omijano z oburzeniem, dowodząc, że sieją niemoralność. Z wolna, pod wpływem potrzeb życiowych, wyprzedzających niekiedy ruch ideowy, powstawał wyłom po wyłomie. Dziś, zwłaszcza w Ameryce, Australii i niektórych państwach Europy, jak: w Szwecji, Norwegii, Finlandii, Holandii i poniekąd w Anglii zajęły kobiety wszystkie placówki robocze, przyjmowane zwykle na posady niższe albo za jednakową ilość godzin pracy, przy jednakowym uzdolnieniu i sprawności, otrzymujące połowę zaledwie wynagrodzenia męskiego. Minął czas rezydentek, żyjących z łaski rodziny. Do warsztatów nie idzie tylko wzbogacona plutokratka lub cieplarniany storczyk arystokratyczny. Zresztą armia zarobkujących kobiet coraz szybciej dorównuje zastępom męskim. W Anglii kobiety stanowią 25% całego ogółu robotników fabrycznych; w Niemczech na 6 700 000 robotników mężczyzn wypada 1 500 000 kobiet. U nas w Polsce zarobkujące proletariuszki wynoszą 36%. A gdzie armia pracownic kancelaryjnych i biurowych? (Anglia na pocztach i w telegrafach zatrudnia przeszło 25 000 kobiet). Gdzie wyrobnictwo nauczycielstwa, spoczywające przeważnie w rękach kobiecych? Gdzie nieuwartościowana na rynkach roboczych praca gospodarstwa domowego, którą spółdzielczość podnosi do godności zawodu? Wyzyskując siły kobiety, stawiając ją na stanowisku współkarmicielki rodziny, co społeczeństwo daje jej w zamian? Czy otworzywszy przed nią wrota pracy, zaprzągłszy ją do pługów najcięższych, uznało w niej odpowiedzialną za czyny swoje istotę ludzką, pozwoliło jej upomnieć się o wiekowe krzywdy swoje, powołało ją do głosu w sprawach, o których nikt poza nią stanowić nie może? Wiek XIX, wiek wielkich rewolucyjnych przełomów, wiek haseł równości, braterstwa, wolności, przez usta Króla-Ducha swego rzucił klątwy najdokuczliwsze. „Miałażby kobieta marzyć o równości? To czyste szaleństwo — woła Napoleon. — Ona do nas należy, a my nie należymy do niej. Kobieta daje nam dzieci, jest więc naszą własnością z tego samego tytułu, z jakiego drzewo rodzące owoce jest własnością ogrodnika”. „Jedna kobieta nie wystarcza jednemu mężczyźnie…” — W myśl tej zasady otwiera koszary dla nierządnic, prywatnym przedsiębiorcom nakazując werbunek ich i — pierwszy — wszczepia jad tolerowanej przez państwa prostytucji. „Natura uczyniła kobietę niewolnicą mężczyzny, stworzoną dla zapewnienia mu potomstwa…” Wierny temu hasłu, obwarowuje mężatkę paragrafami kodeksu. Bez upoważnienia męża nie może ona rozporządzać majątkiem swym i dochodami, choćby mąż ten żył na jej łasce, choćby był marnotrawcą, pijakiem, szaleńcem. Bez pozwolenia jego nie może stawać przed sądem, nie może być świadkiem przy spisywaniu testamentów, umów i innych aktów notarialnych. Wspólność majątkowa polega na tym, że mąż ma prawo *wyłączne* i *bezwzględne* rozporządzania nie tylko majątkiem wniesionym przez żonę, lecz i wszelkimi jej dochodami: wolno mu dobra żony sprzedać, wydzierżawić, obciążyć hipotecznie bez jej wiedzy i zgody. Nad dziećmi ojciec jedynie ma władzę, bez jego zgody nie wolno im opuszczać domu rodzicielskiego: o matce milczą paragrafy. Zdanie jej nie bywa brane w rachubę. Mąż ma prawo zmusić żonę do towarzyszenia mu wszędzie, na stałe lub chwilowe miejsce zamieszkania. Żona obowiązana jest milczeć i słuchać. Nierozerwalność małżeństwa ciąży tylko kobiecie: mężczyzna, dzięki paragrafom o dochodzeniu ojcostwa, może mieć żon pobocznych, ile zechce; nie grozi mu odpowiedzialność ani przed prawem, ani przed opinią, mającą wyrazy potępienia tylko dla skrytej poligamii kobiety. Sto lat jęczy pod jarzmem dyktatorskiego kodeksu kobieta Francji, Belgii, Hiszpanii, Portugalii i… nasza polska, ta z Królestwa… Znieść je? Wyzwalająca się Ewa staje u podnóży trybun publicznych, chce zabrać głos, chce powiedzieć, co ją boli, wskazać na rany swoje odwieczne. Spycha ją upór, zaciekłość, przemoc władztwa, które nie chce podziału. W dziejach świata nie było ołtarzy, których by krwią swoją męczeńską nie zlała kobieta. Fabiola czy Hypatia, Karolina Corday czy Platerówna — każda z nich za ideę z czołem podniesionym szła na śmierć. „Jeżeli kobiecie przysługuje prawo do szafotu, to tym samym winna zdobyć prawo i do trybuny…” — wołała Olimpia de Gouges, pierwsza we Francji rzeczniczka sprawy kobiecej. Słabe echo odpowiedziało jej. W paru stanach Ameryki zaledwie, w Nowej Zelandii i Australii otrzymała kobieta pełne prawa polityczno-społeczne. Europa, z wyjątkiem Finlandii i do pewnego stopnia Norwegii, obstaje przy dawnych ustrojach. Życie wali w wyłomy, ale im młot silniejszy, z tym większym uporem zastawia je tradycja szańcami przeżytków. Literatura Bebel, Kobieta i socjalizm. Lili Braun, Die Frauenfrage. J. Dohm, Kobieta i wiedza. Stanton, Kwestia kobieca. J. Buttler, Mój pochód krzyżowy. Pember Reeves, Prawa wyborcze kobiet. Michelet, Les femmes de la révolution. Bentzon, Femmes d'Amerique. Ellen Key, Stulecie dziecka. Legouvé, Histoire morale des femmes. Prądzyński, O prawach kobiety. J. Oksza, Historia rozwoju ruchu kobiecego według Lili Braun. Głos kobiet w sprawie kobiet, odczyty pp.: Kuczalskiej-Reinschmit, Turzymy, Witkowskiej, Balzigerowej. Kobieta współczesna, wydawnictwo „Bluszczu”. Chwalewik, Ekonomiczne czynniki ruchu kobiecego. Krzywicki, Kartka z dziejów ludzkości, „Prawda”, 1887. Krzywicki, Kobieta przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, cykl odczytów wygłoszonych w Polskim Stowarzyszeniu Równouprawnienia Kobiet. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/walewska-z-dziejow-krzywdy/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Cecylia Walewska, Z dziejów krzywdy kobiet, Skład główny w księgarni Gebethnera i Wolffa, Warszawa 1908. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Sfinansowano ze środków Miasta Stołecznego Warszawy Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Wojciech Kotwica, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-6103-9