Syrokomla, Władysław Janko Cmentarnik Sekuła, Aleksandra Kotwica, Wojciech Choromańska, Paulina Kotwica, Wojciech Fundacja Nowoczesna Polska Romantyzm Liryka Gawęda Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Utwór powstał w ramach konkursu "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013", realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w roku 2013. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013". Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może byc utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/syrokomla-janko-cmentarnik http://www.dbc.wroc.pl/Content/8728/57551_t6.djvu Władysław Syrokomla, Janko Cmentarnik. Gawęda ludowa, nakł. Maurycego Orgelbranda, Wilno 1856. Domena publiczna - Władysław Syrokomla zm. 1862 1933 xml text text 2013-11-21 pol https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5629.jpg Mario Sánchez Prada@Flickr, CC BY-SA 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5629 http://wolnelektury.pl/media/book/pdf/syrokomla-janko-cmentarnik.pdf ISBN-978-83-288-0962-8 ISBN application/pdf https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/syrokomla-janko-cmentarnik.html ISBN-978-83-288-1928-3 ISBN text/html http://wolnelektury.pl/media/book/txt/syrokomla-janko-cmentarnik.txt ISBN-978-83-288-2883-4 ISBN text/plain http://wolnelektury.pl/media/book/epub/syrokomla-janko-cmentarnik.epub ISBN-978-83-288-3958-8 ISBN application/epub+zip http://wolnelektury.pl/media/book/mobi/syrokomla-janko-cmentarnik.mobi ISBN-978-83-288-5044-6 ISBN application/x-mobipocket-ebook Janko Cmentarnik to gawęda ludowa napisana przez Władysława Syrokomlę. To historia Janka, mieszkańca litewskiej wsi. Koleje życia kierują go jednak w zupełnie inne strony. Przez wiele lat jest żołnierzem i, chociaż wiele razy znajduje się niedaleko rodzinnej wsi, nie może do niej wrócić. Intensywne życie i wojenne przygody nie zmniejszają jego tęsknoty za domem. Czy Janko ujrzy jeszcze kiedyś rodzinne strony? Władysław Syrokomla to pisarz i tłumacz żyjący i tworzący w XIX wieku, związany z ówczesną Litwą. Znany przede wszystkim jako autor gawęd chłopskich, szlacheckich, historycznych. Syrokomla pochodził z ubogiej rodziny szlacheckiej i często w swoich utworach ukazywał ten stan, nie szczędząc irocznicznych komentarzy na temat bliskiej mu rzeczywistości. Uwspółcześniono: (1) pisownię łączną/rozdzielną, np.: niesłuży > nie służy, niewiem > nie wiem, dla tego > dlatego, poco > po co, zdaleka > z daleka, pokryjomu > po kryjomu, z razu > zrazu itp. (2) udźwięcznienia/ubezdźwięcznienia: zkąd > skąd, ztamtąd > stamtąd, Bozkich > boskich, Rakuzkiéj > rakuskiéj, męztwo > męstwo, męzki > męski, blizko blisko, zwycięztwo >zwycięstwo itp.; (3) pisownię joty: warjaty > wariaty, miljonów > milionów itp.; (4) pisownię wielką/małą literą: w Hiszpańskiéj krainie > w hiszpańskiéj krainie, w ziemi Rakuzkiéj > w ziemi rakuskiéj, Bozkich > boskich, Mszy -> mszy itp. Inne uwspółcześnienia: dwónasty > dwunasty, półk > pułk, ramie w ramie > ramię w ramię, imie -> imię, mięsza -> miesza; trędzla -> tręzla. Poprawiono błędy źródła: żonierzem > żołnierzem, ścikać > ściskać, istoi -> stoi. Władysław Syrokomla Janko Cmentarnik Gawęda ludowa W naszéj wiosce za mych latek,/ Inszyinszy (daw., gw.) --- inny. bywał ruch:/ I wesele, i dostatek,/ Każde dziéwczę gdybygdyby (daw.) --- niby, jak. kwiatek,/ Każdy chłopiec zuch! Obraz świataDziś na rozum ludzie biorą,/ Ale idzie cóścóś (gw.) --- dziś: coś. niesporoniesporo --- powoli, opieszale, nie najlepiej. ---/ Insze czasy masz!/ Szarém kwieciem łąka kwitnie,/ Pokarlały kłosy żytnie,/ Zbladła ludziom twarz! Czy w jesieni, czy to w wiośnie,/ Były piękne dni;/ Czy pracujem --- serce rośnie,/ Czy się bawim --- to rozgłośnie,/ Aż gospoda drży! Dzisiaj ludzie już nie tacy/ I do czarki, i do pracy ---/ Wiémwiém (daw.) --- z rzecz. w D.: znam. ich siłę, wiém!/ A ojcowie dzielni, starzy,/ Spoczywają u cmentarzy/ Wiekuistym snem!... Pójdę do nich: na mogile/ Będę płakać rad;/ Do nich miodu dzban wychylę,/ I pogwarzę słodko, mile,/ Z ludźmi dawnych lat. Janko Cmentarnik I Młodość, Dorosłość, Czas, WspomnieniaJak ponad grobem wśród nocnéj pory/ Błądzą ogniki i meteory,/ Tak dni ubiegłe, dawne dni nasze,/ Zawsze uroczy promień opasze./ Choć one były zwykłemi dniami,/ Ludzie ci sami i tacy sami,/ I świat, i człowiek jedną miał dolę:/ Chmury na niebie, troski na czole;/ Niekiedy jutrzni promień szeroki/ Rozjaśnił serce, przebił obłoki,/ I znów się ukrył za gęste mgliska;/ Z niebios deszcz pada, z oczu łza tryska,/ I tak się ciągle miesza na ziemi:/ Chwilka pogody z dniami tęsknemi; ---/ A jednak promień przeszłości złoty/ Każe zapomnieć chmur i tęsknoty:/ Gdy w tamtą stronę myśli pobiegąpobiegą --- dziś: pobiegną; popłyną.,/ Rzewniéj na sercu --- Bóg wié dlaczego!/ Rok dawno zbiegły dziwne ma wdzięki!/ Bo to rówieśnik naszej jutrzeńkijutrzeńka (gw.) --- dziś popr.: jutrzenka.;/ A tamci ludzie dlatego mili,/ Że w naszém życiu świadkami byli/ Piérwszéj pielgrzymki --- kiedyśmy śmieli/ Ku niewidomym celom lecieli,/ Za motylami, to za kwiatkami,/ Za wszystkiém piękném, co oko mami,/ Za wszystkiém miłem, co serce pieści, ---/ Grób, Podróż, Kondycja ludzkaNie tak jak dzisiaj --- gdy syn boleści,/ Zaznawszy świata, głowę schyliwszy,/ Co chwila mędrszy i nieszczęśliwszy,/ Obarczon ciężką sakwą podróży,/ Gdy mu dawniejsza siła nie służy,/ Krwawiąc się cierniem i ostrém zielem,/ Idzie do celu --- a grób tym celem. II Święta jutrzeńko mojego rana!/ Tyś była chmurna i opłakana,/ Ot taka sama i w każdym względzie/ Jak dzień dzisiejszy, jak jutro będzie./ A jednak nie wiem i skąd? i po co?/ Nad twém wspomnieniem światła migocą;/ A przy tych światłach gdy się rozmarzę,/ Lubię oglądać dawniejsze twarze,/ Miejsca, gdzie moje zbiegło zaranie,/ Gdzie dzisiaj noga już nie postanie./ I patrzę czasem, i tęsknię rzewno/ Za ową barwą mglistą, niepewną;/ Za temi dachy, gdzie życie biegło,/ Za tamtych świątyń znajomą cegłą,/ Za tamtym wiatrem, łąki przekosem,/ Za tamtych ludzi wzrokiem i głosem,/ Z którymi niegdyś żyło się ściśléj,/ Łamiąc chléb bratni, mieniającmienić (daw.) --- wymieniać. myśli... Starość, Przemijanie, Przemiana, WspomnieniaGdy spracowane ramię zaboli,/ Gdy pulsapulsa --- dziś popr. forma M.lm: pulsy. życia tętnią powoli,/ Człek ciężko westchnie: «Boże mój Boże!/ Tam świeżość dawną zyskałbym może,/ Widok stron tamtych i tamtych twarzy/ Zastygłe serce pewnie rozżarzy...»/ Śmieszne rojenia! puste gawędy!/ Wszak czas i życie szły i tamtędy;/ A tamte miłe dachy ze słomy/ Pokrył mech siwy, mnie nieznajomy;/ Drzewka, com niegdyś kochał jak braci,/ Musiały wzrosnąć w nowéj postaci ---/ A cóż mi po nich? myśl ma pochmurna/ Chciała w nich widziéć dawne konturnakonturna --- kontury.,/ A one wzrosły jak wszystkie drzewa;/ A wiatr tam dzisiaj inny powiewa;/ Inaczéj huczą kościelne dzwony,/ Jeden rozbity, drugi zmieniony.../ A twarze ludzkie?? jak karta biała:/ Tam każda chwila cóś zapisała./ PrzemijanieNowe kolébki ściele niewiasta;/ Co było dzieckiem --- w męża urasta,/ Co było mężem --- dzisiaj skroń siwa,/ Co było starcem --- w grobie spoczywa./ To jacyś obcy... nie chcę tych ludzi:/ Ich widok tylko boleść mi wzbudzi!/ Cóś znajomego, cóś mi się roi;/ Lecz to nie tamci, lecz to nie moi!/ Na twarzach zmarszczek głębokie żłoby,/ Ślad wieku, smutków albo choroby;/ Już głos dziewiczy, co ucho pieści,/ Ostro dziś płynie z piersi niewieściéj,/ Głos męża silny, pełen słodyczy,/ Dziś w starczych ustach szepleni, syczy, ---/ Człek przypomina, wsłucha się, wsłucha:/ To obce dźwięki dla mego ucha!.../ A sercaż ludzkie! jaka tam zmiana!/ Przemijanie, SerceWidziałeś piękny zapał młodziana ---/ Dzisiaj tę duszę czyż poznać można?/ Tak samolubna, taka ostrożna!/ Widziałeś w niebo wzniesione oko,/ Czytałeś w sercu wiarę głęboką,/ A jakąż miłość kryło to łono,/ Niewyczerpaną, niewyziębioną!/ Lecz czego lodem zakuć nie w stanie/ Grzech, doświadczenie, odczarowanie?/ I już w tych piersiach i już w tej głowie/ Chłodna niewiara, straszne pustkowie!/ Posłuchaj tylko: szydzi bluźnierca/ Z dawniejszéj wiary, z własnego serca.../ Precz mi z tym człekiem! ja go nie znałem!/ A jam chciał wskrzesnąćwskrzesnąć --- tu: zmartwychwstać. jego zapałem!/ A jego postać, ileż to razy,/ Gdym w myślach kréślił przeszłe obrazy,/ Tak promieniście i tak różowo/ Przelatywała nad moją głową!.../ Szatan nie człowiek!... za jakież winy/ Skalał mój obraz, obraz jedyny/ Młodéj przeszłości, szczęśliwszej chwili,/ Źrzódłaźrzódło --- dziś: źródło., com sądził, że mię posili,/ Że zwątpiałemu wróci nadzieje,/ Że mięmię --- daw. forma (analogiczna do: cię, się) zaimka w pozycji nieakcentowanej w zdaniu; dziś: mnie. dawniejszym ogniem zagrzeje?!... Och! jak boleśnie, och! jak boleśnie,/ Że dzień wczorajszy nigdy nie wskrześnie!/ Wczorajsi ludzie już dziś umarli,/ A wiek się zmienia, przyszłość się karli.../ Chcesz zdłużyćzdłużyć --- wydłużyć. chwilę, która ucieka??/ Rozważaj przeszłość, ale z daleka. III Jeśli ochota, słuchacze mili,/ Dajcie mi ucho choć na pół chwili:/ Starym zwyczajem, w kółku słuchaczy,/ Powiém powiastkę, przygodę raczéj,/ Którąm zasłyszałktórąm zasłyszał --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika: którą zasłyszałem. z ludzkiéj pogłoski,/ Prostą i rzewną --- wiadomo z wioski./ Czyńcie co wola --- śmiejcie się, płaczcie,/ Dobre przyjmijcie, a złe przebaczcie. IV Przed pięćdziesięciu czy więcéj laty,/ Żył w jednéj wiosce młodzian bogaty, / Młody, wesoły --- jeden z tych ludzi,/ Którego serca nic nie wystudzi,/ Co go nie stworzył Bóg na pieszczocha,/ Co kiedy kocha, to szczerze kocha,/ Co to do pracy rwie się ochotnie,/ Co to przy pługu z rozkoszą potniepotnie --- tu: potnieje; poci się; oblewa się potem.,/ A kiedy hula, to z całéj duszy,/ Którego serce wszystko poruszy,/ Co gotów stawić we dnie i w nocy/ Pierś do uścisku, dłoń do pomocy./ Więc wszyscy brata widzieli w Janku;/ A on zajęty był bez ustanku,/ Temu, owemu, czy to, czy owo,/ Jakąś gromadzką sprawą wioskową./ Kochał swą wioskę, chlubił się wioską,/ Kochał rodziców duszą synowską,/ Kochał swe pola i sianożęci,/ Kochał rzeczułkę, co tam się kręci,/ Kochał swe lasy i dymy chatniechatni --- należący a. odnoszący się do chaty; z chaty.,/ Dla parobczaków miał serce bratnie,/ Kochał na zabój dziewczęta młode,/ Kochał kaplicę, cmentarz, gospodę. I z tą miłością rodzonéj ziemi,/ Dobrze mu było między swojemi:/ Bo jakoś zawżdyzawżdy (daw., gw.) --- zawsze. na sercu gracko,/ Dolę, niedolę dzieląc gromadzką;/ Żyć ze wszystkimi, czuć bratnią spójnię,/ To jakoś serce bije podwójnie./ Bywało, we wsi śmierć kogoś bierze --- / Janek jak dziecko spłacze się szczerze,/ W obcym człowieku, co zszedł ze świata,/ Jakby utracił ojca czy brata;/ On dół wykopie, trumnę wyciosa,/ Żałobną pieśnią grzmi pod niebiosa,/ A jeśli krewni nie dość bogaci,/ Jeszcze, bywało, za pogrzeb płaci./ Za to gdy we wsi jakaś hulanka,/ Za siódmą górą posłyszysz Janka:/ To hucznie śpiewa, to w taniec ruszy,/ Gromadzka radość tak mu do duszy./ On na weselach za drużbę stanie,/ On piérwszy oracz na dworskim łanie,/ Przodowy kosarz na sianożęci,/ Nigdy mu nie brak siły i chęci./ Bijatyka, ChłopNo! a na świecie różnie się plecie:/ Czasem do bitwy przychodzi w lecie,/ Zwłaszcza --- że wioska ustronna, mała,/ Na spornych gruntach jakoś leżała./ Więc cudzopanieccudzopaniec --- poddany innego pana., w dogodnéj porze,/ Łąkę przekosi, grunta przeorze,/ Wpuści dobytekdobytek --- tu: zwierzęta gospodarskie: krowy, konie itp. w niwę wioskową:/ Groźba za groźbę, słowo za słowo,/ Krzywda widoczna, a sprawa prędka,/ To się i pobić przychodzi chętka./ No! różnie bywa --- któréj niedzieli,/ Ten się podchmieli, drugi podchmieli,/ Słówko za słówko, krew'krew' --- daw. apostrofem na końcu wyrazu oznaczano miękkie w (co ujawnia się w odmianie: krwią itd.), a zarazem miejsce po zaniku prasłowiańskiej półsamogłoski, jeru miękkiego. silniéj bije,/ Jakoś przychodzi grzmotnia na kije;/ A drugi siedząc, niedługo duma,/ Żal mu sąsiada, żal pana kuma,/ Więc do pomocy! i z drugiéj strony/ Znowu się zjawi gość nieproszony,/ I dwie gromadki starym zwyczajem/ Gdzieś przy gospodzie grzmocą się wzajem. Na taką grzmotnię, w lichéj godzinie,/ Niech no się tylko Janek nawinie/ I rzutem oka niech no wybada,/ Że tam chcą skrzywdzić jego sąsiada:/ To własne życie już mu nie w cenie,/ Choć na dziesięciu wpada szalenie,/ A słabej stronie dając pomoce,/ Potężną ręką jak cepem grzmoce,/ I póty grzmoce daléj a daléj,/ Aż przeciwników z nóg nie obali:/ Piersi do piersi, a ramię w ramię,/ Aż nim ich kije w trzaskiw trzaski --- w drzazgi; całkowicie. połamie./ Słowem, czy w zgodzie, czy to we zwadzie,/ Janek był pierwszy w całéj gromadzie. V Takie pierwszeństwo nie idzie z rodu,/ Ani go zjednać za kufel miodu;/ Lecz trzeba kochać a sercem całém,/ Trzeba być silnym duszą i ciałem, ---/ A czy to w wiosce, czy w wielkiem mieście,/ Taką przewagę uznają wreszcie./ Przewaga serca w imię przyjaźni,/ Najdumniejszego dumy nie draźnidraźnić --- dziś: drażnić.,/ Wszyscy się chylą przed taką władzą,/ Ochocze serca zawżdy poddadzą;/ A gdy już pierwsza przebyta proba,/ Prowadź gromadkę gdzie się podoba. VI Rozstanie, Chłop, Pan, SługaI świetną była dola Jankowa,/ Póki się we wsi rodzinnéj chowa./ Lecz inszą dolę dały mu nieba:/ Panu hajduka było potrzeba,/ Spodobał Janka --- zabrał go z chaty/ W obce wojwództwo aż pod Karpaty./ Żal rodzinnego było mu płota,/ I wioska po nim będzie sierota:/ Ojciec przeżegnał dobrego syna,/ Gorzko płakała matka jedyna,/ Chłopaki ucztę dali mu w domu,/ Dziewczętom zucha żal po kryjomu,/ Jedna, jak widać, smutniejsza nieco,/ U drugiéj łezki na oczach świecą./ Wszyscy żałują --- on głowę traci:/ Dumny tym żalem swoich współbraci./ Z sercem rozdartém i bolejącém,/ Z tysiącem wspomnień, z marzeń tysiącem,/ Zakończył z braćmi uczty ostatki,/ Rzucił się do nóg ojca i matki,/ Uściskał chłopców i dziewy młode,/ Pożegnał kościół, cmentarz, gospodę;/ Wsiadł na konika dworsko a raźnie,/ Jeszcze się wszystkim skłonił przyjaźnie,/ I ruszył, świszcząc piosnkę kozaczą,/ Pewien, że jego łez nie zobaczą,/ I snuć marzenia zaczął powoli/ O nowém życiu, o inszéj doli. VII Dobrze mu było na dworze pana:/ Barwa złocista i posrebrzana,/ Spięty popręgą, w sutéj bekieszybekiesza (z węg.) --- daw. strój męski, płaszcz podszyty futrem, wcięty w talii, ozdobiony szamerunkiem.,/ Z kity u czapki wielce się cieszy,/ Strzelba przez plecy, konik cisawy, ---/ O! taka służba jak dla zabawy!/ Prędko się zuczył celnego strzału,/ I przyjaźń ludzka nie szła pomału:/ Pan go od razu polubił wielce,/ Kazał policzyć pomiędzy strzelce;/ Dworscy przyjęli braterską dłonią,/ No, i dziewczęta nie bardzo stronią./ TęsknotaWesołe życie! jedyna bieda:/ Że Bóg przeszłości zapomniéć nie da,/ Że w dzień i w nocy tak sercem miota/ TęsknotaTa do rodzinnej skiby tęsknota!/ Te ciągłe myśli o swojéj strzesiestrzesie (daw.) --- dziś popr. forma Msc.lp: strzesze./ Ptaszek pod skrzydłem chyba je niesie!/ Słodkie powietrze ze swego świata/ Chyba zdradziecko z wiatrem przylata,/ Aby do reszty odurzyć głowę,/ Ażeby serce darćdarć --- dziś: drzeć. na połowę.../ Najpierwsze myśli, kiedy się zbudzi,/ Posyła naprzód do tamtych ludzi:/ Co oni robią? żywi? czy zdrowi?/ Ojciec i matka, nasi domowi?/ Nasze chłopaki, nasze dziewczęta?.../ I kto tam jeszcze o mnie pamięta?/ Czy tam wczorajsza doszła ulewa?/ Czy wiatr którego nie złamał drzewa?/ Tak była wątła, tak pochylona,/ Grusza przy chacie starca Szymona.../ Co się tam stało z kościelną wieżą?/ Kto tam rej wiedzie między młodzieżą?/ Czy zawsze psisko u Pawła bramy?/ Czy stary dzwonnik jeszcze ten samy?.../ Och! cóś mi serce niedobrze tuszytuszyć --- mieć nadzieję; tu: przewidywać.!/ Musiał któś umrzéć: bo tęskno w duszy!... Strój, ChłopGdy się w niedzielę świetnie ustroi,/ Och! --- myśli sobie --- gdyby tu moi,/ Gdyby widzieli rodzice starzy,/ Jak mi strzelecka barwa do twarzy!/ Toż by zazdrościł, aż głową kiwa,/ Wioskowy strojniś Marcin Pokrzywa!/ A dziewkiż nasze! nasze jagódki,/ Toż by to uśmiéch zrobiły słodki!/ Niby to z cicha, niby to skromnie,/ Zawsze by jednak przylgnęły do mnie.../ O gdzie tam! gdzie tam!... lepiéj we świcieświta a. świtka --- siermięga; wierzchnia odzież chłopów i biedniejszej szlachty.!/ Proste jéj sukno, proste uszycie.../ Ja w stroju dworskim pomiędzy chłopcy/ W rodzonéj wiosce byłbym jak obcy;/ Gdybym zawitał w takim ubiorze,/ Pies by domowy rzucił się może.../ Nie chcę téj barwy złotéj, zielonéj!/ Puśćcie mię, puśćcie w domowe strony!... VIII Tak często patrzał w stronę swej ziemi,/ Stojąc z rękami załamanemi;/ A chcąc zagłuszyć tęskność zdradziecką,/ Myśli, bywało: --- «Jakież ja dziecko!/ Młodemu człekuczłeku (daw., gw.) --- dziś por. forma: człekowi; człowiekowi., ot wielka bieda,/ Że pan mi domadoma (daw., gw.) --- w domu. zagnuśniéć nie da!/ Cóż robić? tęskno po swéj rodzinie,/ Lecz to przeminie... Ej, nie przeminie,/ Biednyś ty, Janku! wioskowéj głuszy/ Nie trzeba było wrastać do duszy;/ Kiedy raz wrosła, nic nie pomożem,/ Już téj miłości nie wyciąć nożem!/ Z taką tęsknotą, jak z karą bożą,/ Już i do trumny ciebie położą!...»/ Ojczyzna, TęsknotaSą jedne dusze, które umieją/ Ciągle żyć światem, ciągle nadzieją,/ A których serce wszędzie przyrasta:/ Dzisiaj do wioski, jutro do miasta,/ Dziś leć w powietrze, jutro płyń wodą,/ Gdziekolwiek losy ciebie powiodą,/ Wiosna im w maju, wiosna w oktobrzew oktobrze --- w październiku.,/ Wszędy ojczyzna, gdzie jeno dobrze./ Są insze dusze, niby to święte,/ Co burzą życia w obczyznę pchnięte,/ Tęsknią za swymi, tęsknią i marzą;/ Potem powoli z zimniejszą twarzą/ Z gorzkim uśmiéchem już winią nieba:/ Cóż mamy począć? tak już potrzeba!/ A zresztą, mówiąc prawdą a Bogiem,/ Konieczność musi stać się nałogiem,/ Nałóg naturą: --- radzi nieradzi,/ Los jak ogrodnik, gdy nas przesadzi,/ W Indyje wschodnie, do Neapolu,/ Pomimo cierpień, pomimo bolu,/ Musim się zrosnąć z nowym klimatem./ Litwa --- Neapol... nie idzie za tém:/ Litwę u piersi jak dziécko niańczę;/ Lecz w Neapolu są pomarańcze,/ Tam cień oliwny osłania głowę,/ A w Litwie tylko szyszki borowe./ Człowiek rad nierad, jakoś przywyka/ Do pomarańczy od słonecznika;/ Nałóg --- natura: więc co za dziwa,/ Że mi smakuje bardziéj oliwa?/ Są insze dusze, głupcy, wariaty,/ Co wolą słomę domowéj chaty;/ Co wśród palm pragną sosnowych lasów,/ Co wśród pomarańcz i ananasów/ Gminne ich zdrowie bardziej przywykło/ Karmić się szczawiem lub swoją ćwikłą./ Poradź tu z grubą duszą Litwina,/ Co swéj dzikości nie zapomina;/ Co swe lepianki, swych borów liście/ Kocha ogniście, kocha wieczyście:/ Który, rwąc z drzewa pomarańcz złoty,/ Za szyszką sosen ginie z tęsknoty;/ Co otoczony natury blaskiem,/ Za dzikim borem, za żółtym piaskiem/ Jak za kochanką tęskni kochanek! ---/ Tak się dziwaczył, tak tęsknił Janek./ Widząc na murach blaszane szczyty,/ On wolał domek słomą pokryty;/ Nieuleczony, dziwny szaleniec:/ On w kraju pszennym śnił żyta wieniec/ Szkoda cię, Janku w złoto przybrany,/ Że do wioskowéj tęsknisz sukmany,/ Że gdy cię szczyci łaska bogacza,/ Kiedy cię dworski przepych otacza,/ Ku nędzy ojców strzelasz oczyma:/ Zgubionyś, Janku! rady już nié ma!/ Gdy raz gangrena wpadnie do łona,/ To już choroba nieuleczona;/ Znane lekarzom takie zjawisko,/ Nawet łacińskie nosi nazwisko./ Jedyną na to leczebnąleczebny --- leczniczy. siłą/ Oddech z powietrza, gdzie się rodziło,/ Szklanica wody z domowéj rzeki,/ Albo ze szczęściem rozbrat na wieki. IX Rozbrat ze szczęściem! --- taka twa dola:/ Nieprędko wrócisz na twoje pola./ Mocuj się duchem, póki duch służy:/ Bo długa koléj twojéj podróży. ---/ W rok cóś niespełna, po wszystkich stronach/ Poczęto gadać o legijonach,/ Coraz to głośniéj, coraz to szerzéj;/ Poczęła szlachta zbierać żołnierzy,/ I kto sam jeden, i kto gromadką/ Marsz zagranicę umykać gładko!/ I pan Jankowy, żywéj natury,/ Kazał swym strzelcom uszyć mundury:/ Dał nowe konie, szable i lance,/ I powiódł zastęp w dalekie krańce./ Janek wesoły poszedł w żołnierze;/ A chociaż chętka zapłakać bierze,/ Lecz myśli sobie: niech płaczą dzieci!/ Łza żołnierzowi mundur oszpeci!/ Skoczyłby teraz do swojej wioski,/ Wziąć pożegnanie z ręki ojcowskiéj,/ Przyjąć od matki medal święcony,/ Pożegnać braci i swoje strony,/ Uścisnąć szczerze dziewczęta z siołasioło --- wieś.;/ Ale już czasu nie było zgoła:/ Zagrano w trąbkę --- pan już na przedzie,/ I pal z kopyta, gdzie oko wiedzie. X Historia, Przywódca, Słowo, CzynKrwawo, ruchawo, jakby w zachwycie,/ Płynęło wtedy żołnierskie życie./ Dyktator Gallówdyktator Gallów --- Napoleon Bonaparte. grzmiącemi słowy/ Zagrał poemat wielki, dziejowy:/ Z mnogich zastępów tworzył wyrazy,/ Z hufców układał ogniste frazy,/ Takt jego piersi bije armata,/ Za kartę użył połowę świata./ A każda fraza i każda głoska/ Wrzała tak silnie jak myśl mistrzowska,/ Kipiała ogniem piersi człowieczéj, ---/ Nie dziw, że wielkie popisał rzeczy:/ Krwawym zygzakiem przekreślił Romę,/ Przytoczył Alpów urwiska strome,/ Trącił o stare piramid głazy,/ Ziemię germańską przeszedł dwa razy,/ Przerznął skalisty grzbiet Pirenei!/ A ludzkość pełna nowych nadziei,/ Patrząc na krwawy zygzak, co pała,/ Charakter boży na nim czytała!/ To była tylko zwyczajna droga,/ Którędy tytan szedł na półboga:/ Wielki poemat krwi, ognia, czynu,/ Myślą nie wyszedł za obręb gminu,/ Tylko że większy dał rozmiar pysze ---/ A pycha boskich dzieł nie napisze:/ Czy biorąc słowa kolory bledsze,/ Albo kartaczem ryjąc powietrze. XI Ludzkość w półboga swego wierzyła:/ Zbrojnych milionów olbrzymia siła/ Stawała przy nim w jednéj godzinie;/ Leciała pędem, gdzie jeno skinie,/ Porywa wirem, gdzie się zaczepi,/ Co chwila wzrasta, coraz się krzepi. ---/ Pod sklepieniami obcego nieba/ Janek przy panu walczył jak trzeba:/ Wespół z drugimi wstąpił z zaszczytem/ Na groźne pasmo skał pod Madrytem;/ Wespół z drugimi zasługą czystą/ Został mianowan starym gwardzistą;/ Gdy jego męstwo wodzowie chwalą,/ Dostał wojenny krzyż pod Alhalą;/ W ziemi rakuskiéj, gdzie Wagram pole,/ Wziął chrzest żołnierski --- ranę na czole./ Lecz się wyleczył --- w szeregi staje,/ I znowu poszedł w hiszpańskie kraje,/ Gdzie niebo świetnym promieniem pała,/ Gdzie pełno złota, gdzie trud i chwała,/ Gdzie do zasługi niwa tak żyzna,/ Gdzie najpiękniejszych dziewic ojczyzna./ Żołnierz, Chłop, Wieś, MarzenieLecz tęsknych myśli z chrobrego czoła/ Gwar obozowy wygnać nie zdoła;/ W chwilach spoczynku śpią towarzysze,/ A ich marzenia bitwa kołysze,/ Śni się bój, zdobycz albo hulanka./ Insze marzenia na sercu Janka:/ Choć w takt rycerski puls jego grzmoce,/ On o swéj wiosce śni całe noce,/ W brzękocie bębnów, wśród trąb zgrzytania,/ Wiejski się obraz przed nim odsłania:/ Słyszy kościelny dzwonek cichutki,/ Słyszy skowronka piosnkę pobudki;/ Słyszy, jak rybka pluska się w wodzie,/ Słyszy strojenie skrzypiec w gospodzie;/ Śpi na biwaku, na cudzéj ziemi,/ A dusza jego hula ze swemi!/ WieśPowiecie może: to rzecz wiadoma,/ Janek zostawił kochankę doma./ Nie! jeszcze serce biło swobodą:/ Opuścił wioskę zanadto młodo;/ A w cudzych wioskach --- pożal się, Boże,/ Czyż piękne dziéwczę zrodzić się może?/ On lubił na wsi orszak dziewczęcy,/ Ale nie kochał żadnéj goręcéj./ Kochanka jego --- to wcale inna,/ Ona się zowie: wioska rodzinna,/ Ze swém powietrzem, ze swoją wodą,/ Z ludźmi, z kaplicą, z lasem, z gospodą,/ Z wieczornicamiwieczornica --- zabawa organizowana wieczorem. i z doświtkamidoświtka --- zabawa trwająca do świtu.,/ Ze swojém niebem, swemi chmurami. XII Przez pięć lat służąc w gwarnéj żołnierce,/ Janek zachował dawniejsze serce,/ Zawsze w niém pieścił obraz swéj wioski,/ Zawsze śnił stary domek ojcowski:/ Czy go zobaczy? i w jakiéj doli?/ Ot może Pan Bóg kiedyś pozwoli,/ Miłe dla serca zaświta rano:/ Wojskom w te strony ruszyć kazano,/ Bo właśnie zapał najwyżéj wzrastał,/ Rok osimsetnyosimsetny a. ośmsetny (daw.) --- dziś: osiemsetny. dwunasty nastał./ Cezarów orzeł skrzydła rozpina/ Nad sztandarami KorsykaninaKorsykanin --- Napoleon Bonaparte pochodził z Korsyki.;/ Skinął na północ i na wschód słońca ---/ Dwadzieścidwadzieści --- dziś: dwadzieścia. plemion, jak lawa wrząca,/ Płonąc i sycząc, i zionąc parę,/ Szło zburzyć KremluKreml --- warowny zamek władców Rosji w Moskwie. wieżyce stare./ «Pędem piorunu potok się leje». / (Tak o téj chwili pisały dzieje.)/ «Żołw'żołw' --- daw. apostrofem na końcu wyrazu oznaczano miękkie w lub b (co ujawnia się w odmianie, np. żółwia, a nie: żółwa itd.), a zarazem miejsce po zaniku prasłowiańskiej półsamogłoski, jeru miękkiego. nas prześcignie w takim pochodzie!»/ Powiadał Janek --- ostrogą bodzie/ I tręzlątręzla --- uzda. swego wierzchowca spina:/ «Ot już i Niemen, ot i rodzina,/ Ot i powietrze stamtąd powiało,/ Ot i zobaczę mą wioskę całą!/ Toż mię otoczą roje gromadne!/ Toż ojcu, matce do nóg upadnę!/ Powiem im, powiem z całym zapałem,/ A gdzie ja byłem, a co widziałem ---/ Otoż się każdy ze mnie nadziwi!/ Bógże wie tylko, czy oni żywi?/ Czy oni zawsze zdrowi, weseli?/ Czy może o mnie już zapomnieli?!» XIII Niemen przebyli --- przyszli do Kowna./ Już miota Jankiem radość gwałtowna/ Zdaje się serce w piersiach nie mieści:/ «Już mi do domu mil ze dwadzieści.../ Dwadzieści tylko, och! jak to mało!/ Toż mię tysiące mil przedzielało/ Od moich miłych... gdybyż być w przodzie!»/ I znowu konia ostrogą bodzie;/ Ale hamuje chętkę swawolną,/ Bo się z szeregu wymknąć nie wolno:/ Wezmą za zbiega, wystrzelą może.../ «Umrzeć w tej chwili!... Boże mój, Boże/ Kiedy już czuję rodzinną ścianę!/ O nie! w szeregu lepiéj zostanę:/ Tak każe dola, poddam się doli.../ Tylko że oni idą powoli,/ Noga za nogę za przednią strażą.../ Czemu im prędzéj ruszyć nie każą?...» XIV Nareszcie wojsko weszło do Wilna./ Nad głową Janka tęskność mogilna/ Chmurno powisła --- szepce kryjomu:/ «Tylko mil osim do mego domu.../ Lecz cóż tam na myśl przyjdzie monarsze?/ Kędykędy --- gdzie; dokąd. obróci wojenne marsze?/ W prawo? czy w lewo?... ależ broń Boże!/ Pułk naszéj wioski minąć nie może:/ Wioska na lewo --- tamtędy droga...»/ Ale myśl władców, to jak myśl Boga/ Nieodgadniona, nieprzeniknięta,/ Słowo ich prawem, wola ich święta./ Więc drżący Janek ileż to razy/ Pytał u pana: «jakie rozkazy/ Z głównéj kwatery?» --- lecz pan nie zgadnie,/ Którędy pułkom ruszyć wypadnie./ Przyszła na koniec karta złowroga:/ «Dla konnych pułków na prawo droga;/ Za dwie godziny wojsko wyruszy»./ Co się tam działo w Jankowéj duszy,/ Trudno wysłowić... Od swojéj niwy/ Znów los odpycha nielitościwy!/ Onaż tak blisko być się zdawała,/ I znowu lata lub wieczność cała/ Przedzieli może nieszczęśliwego/ Od miejsc, do których wciąż dumki biegąbiegą --- dziś: biegną; lecą, płyną.!.../ Chciał już uciekać --- lecz honor drogi,/ ŻołnierzWojskowa karność ma swe nałogi;/ Kto tych przekonań raz pójdzie drogą,/ Już go pokusy zachwiać nie mogą;/ Pęknie mu serce, w oczach się ściemni,/ Lecz nie postąpi jako nikczemni./ Janko niezdolny postąpić podle,/ Spuścił jak martwy ręce na siodle,/ Spojrzał na lewo, gdzie jego niwa, ---/ Myśl pożegnalna, myśl rozpaczliwa/ Pobiegła z wiatrem aż ku domowi:/ «Zostańcie żywi! bywajcie zdrowi!» XV Niech ci powiedzą dziejowe karty,/ Niech powié starzec na kiju wsparty,/ Te straszne hufce jaką szły drogą,/ Budząc po kraju nadzieję z trwogą?/ Gdzie ich zwycięstwo, gdzie była klęska?/ Spytaj Możajska, spytaj Smoleńska,/ Spytaj u ognia, śniegu i wody,/ Gdzie się podziały owe narody?/ Na bojowiskach spytaj się kości,/ Spytaj u Chwały, co w niebie gości./ Z tęsknotą w sercu, z raną na czole,/ Pan, Sługa, Chłop, ŻołnierzJanek podzielał z panem niedole;/ Chrobrze, cnotliwie i nieszczęśliwie/ Wiodło się obu na własnéj niwie./ Panu pod Moskwą, gdy bitwa pała,/ Kula armatnia ręce urwała;/ Uniósł go Janek z pobojowiska,/ Czuwał, dopóki życie odzyska./ A potém niosąc służby ochocze,/ Czuwał w szpitalu całe półrocze./ Gdy nieco zdrowia dano kalece,/ Janek w troskliwéj miał go opiece:/ Na lichym wózku, w chłopskiéj odzieży,/ I pan, i sługa nędzarze szczerzy,/ Jeden i drugi jak grób ponury/ Jechali kryć się w karpackie góry;/ A silna pogoń gnała ich w tyle.../ Od wsi Jankowéj tylko dwie mile;/ Ale zmykając co bliższą drogą,/ Ani na chwilę zboczyć nie mogą./ Tylko gdzieś w karczmie na pół spalonéj/ Spotkali człeka z tamtejszej strony;/ Ten opowiedział wiernie Jankowi:/ Że wszyscy żywi, że wszyscy zdrowi,/ Tylko że ojciec jego już w grobie,/ Tylko że matka jęczy w chorobie,/ Tylko że w wiosce, niedawnéj chwili/ Wrogowie kilka domów spalili,/ Tylko się jakaś pobrała para,/ Tylko runęła dzwonnica stara;/ A co do reszty --- łaskawe nieba:/ W Jankowéj wiosce wszystko jak trzeba. Janko na wojnie miał widok mnogi/ Codziennych śmierci albo pożogi;/ A serce jego, które niemało/ Ciężkich zawodów w życiu doznało,/ Stało się twarde, płakać nie może;/ Tylko zawołał: «Boże mój, Boże,/ Bądź wola Twoja zawsze i wszędzie!/ A ja mówiłem, że już tak będzie!/ Ojciec nie żyje, a matka kona ---/ Już wioska dla mnie jakby stracona!.../ Och! gdyby do niéj choć na godzinę,/ Błogosławieństwo przyjąć matczyne,/ Widziéć grób ojca, znajome licelice (daw.) --- twarz.,/ I rumowisko staréj dzwonnicedzwonnice (daw.) --- dziś popr. forma D.lp: dzwonnicy.!/ Lecz nié ma czasu!» --- Ruszyli daléj;/ Pan słabnie w drodze; już pogoń wali./ Bohaterowie z Wagram, z Madrytu,/ Dzisiaj strąceni ze sławy szczytu,/ Zranieni w ciele, zwątpializwątpiały --- osłabiony. duszą,/ Z dworku do dworku tułać się muszą,/ Gdzie tyle ofiar boleśnych ginie,/ Wędrować muszą po żebraninie./ Przywędrowali w karpackie góry:/ Świetny dwór pański dzisiaj ponury/ Swego dziedzica żałośnie wita:/ Droga zarosła, brama rozbita,/ A na dziedzińcu głuche milczenie,/ W komnatach śmierci wilgotne tchnienie,/ A hufiec pański zbrojny i strojny/ Legł w różnych stronach dalekiéj wojny./ Pan tylko z Jankiem zostali sami,/ Z pogadankami, ze wspomnieniami;/ Tylko w ich duszy zostały bole:/ Rany na ciele, chwała na czole. XVI Janek, jak zawsze, do swéj ustroni/ Tęskni kryjomu i łezki roni;/ Ale powracać?? pożal się Boże,/ Wbijać do serca kolce i noże!/ Zresztą i tutaj taka odmiana:/ Pan, Sługa, Choroba, Cierpienie, Poświęcenie, Miłosierdzie, OpiekaGrzech by odstąpić chorego pana;/ I on do Janka przywyknął szczerze,/ Z niczyjéj ręki jadła nie bierze,/ Jeno z Jankowéj --- szkoda go, szkoda!/ Któż go nakarmi? kto napój poda?/ Kto mu obetrze pot z jego twarzy?/ Kto mu o sławnych bitwach pogwarzy? ---/ Leżąc jak Łazarz w łożu boleści,/ Pan długo konał --- bo lat trzydzieści./ Przez lat trzydzieści, aż do ostatka,/ Jako piastunka, jak własna matka,/ Janek pilnował łoża choroby/ I przemyśliwał ulgi sposoby;/ Karmił jak dziécię, bawił jak dziécię,/ I już pokochał nad wszystko w świecie,/ Nad własne życie, a nawet ponopono (daw.) --- podobno, prawdopodobnie./ Nad swoję wioskę --- wioskę rodzoną!/ Bo tam na wiosce nie ma już domu/ Tam niepotrzebny na nic, nikomu;/ A tu, gdzie cierpiał wódz jego stary,/ Przykuł go święty łańcuch ofiary:/ Zrazu --- z łańcuchem przykro mu było,/ Potém przyrosnął, a z taką siłą,/ Że się ofiara stała nałogiem,/ Stała miłości zachceniem drogiém. Tak się zjednoczył duchem najściśléj,/ Że umiał zgadnąć, co pan pomyśli;/ Sercem zgadywał, choć bez lekarza,/ Czy się ból zmniejsza albo pomnaża,/ Czy pan zasypia lub się ocyka./ Och! to nie zwykły hołd niewolnika!/ Bo ci niewolnik na twarz upadnie,/ Każdy kapryśny grymas odgadnie,/ Przeznaprzeznać --- poznać na wylot. nałogi w latach niewoli;/ Ale nie zgadnie, co tobie bolico tobie boli --- daw. konstrukcja z C.; dziś z D: co ciebie boli.,/ Ani przepowie w długiéj chorobie,/ Czy będzie lepiéj, czy gorzéj tobie?/ Co ból uśmierzy albo rozdraźnirozdraźni --- dziś: rozdrażni.?/ Och! dla miłości i dla przyjaźni/ Nie korca soli, nie beczki chleba,/ Ale cierpienia na próbę trzeba!/ Kto bolał z tobą albo nad tobą,/ Już byś go krzywdził przyjaźni probą;/ Zawierz mu śmiało życie i zdrowie:/ On twój na wieki bezwarunkowiebezwarunkowie --- dziś: bezwarunkowo.! XVII Tak Janek przeżył i stał się stary,/ Z jedném uczuciem, z duchem ofiary./ Lecz w przeznaczeniach jego żywota:/ Samo sieroctwo, sama tęsknota./ Sługa, Pan, Śmierć, SzaleństwoBiedny pan jego spoczął w mogile;/ Janko, co nad nim czuwał lat tyle,/ Co własne życie wlewał mu w łono,/ Z których go zda się duchem spojono,/ Ciężko zaniemógł; --- już się zdawało,/ Że duch opuści znękane ciało:/ Bo już na pana swego pogrzebie,/ Janko pochował połowę siebie,/ Połowę myśli i całą wolę,/ Jak niedołężne stał się pacholę./ Jak zielsko chmielne, wyciekłe, chore,/ Gdy mu odejmą jego podporę,/ Chwieje się, pada, blednieje, ginie,/ Tak zatęsknione po swéj tyczynie!/ Tyka wspierała gałązkę chorą,/ Janek dla pana sam był podporą:/ Więdnieje dręczon boleścią srogą,/ Że nieść ofiary nié ma dla kogo,/ Że już nikogo nié ma na świecie/ Karmić i niańczyć jak małe dziécię!/ Szaleństwo, Miłość, Ojczyzna, DomPo osłupiałéj Janka postaci,/ Można by sądzić, że rozum traci:/ Wybladły na kształt nocnego stracha,/ Sam z sobą gwarzy, rękami macha,/ Udaje bitwę, szykuje roty,/ Śpiewa piosenkę dawnéj ochoty,/ Niby wystrzela --- i marzy Janek/ O czarnych oczach młodych Hiszpanek,/ O piękném niebie tamtejszej strony ---/ I znowu inną myślą wiedziony,/ Idzie na atak, prowadzi więźnie,/ Woła o pomoc, że w śniegach grzęźnie,/ Niby to wiezie pana w podróży,/ Niby to panu w chorobie służy,/ Albo prowadzi orszak grobowy.../ Wtedy się skarży na boleść głowy,/ Że tam szum jakiś, cóś jęczy, brzęczy.../ I już nastawał moment szaleńczy,/ Gdzie nić rozumu w prężonym nerwie/ Już się na zawsze starga i przerwie./ Ale w tym szumie, jęku i brzęku,/ Inszy nerw życia drgnął pomaleńku,/ Cóś jakby szelest daleki drzewa,/ Cóś jakby piosnka, co słowik śpiewa;/ Ale ten szelest, czy piosnki nuta,/ To cóś dawniejsza, cóś niepopsuta,/ Cóś taka sama, jak to bywało/ Echo w powietrzu rodzinném grało./ «Tak... to powietrze rodzinnéj niwy,/ A to skowronek, zwiastun życzliwy,/ Tam szelest sosny, tam polnej gruszy,/ A tam od łąki rożek pastuszy,/ A tam ze zbożem skrzypią woziska,/ A tam szczekają znajome psiska,/ Tam wóz plebana turkoce drogą.../ Boże mój Boże! jakże mi błogo!/ Jakiś Ty dobry, Ojcze i Panie,/ Za te rodzinnych dźwięków przysłanie!»/ Uklęknął Janek, łzami się zalał, ---/ Już jego biedny rozum ocalał:/ Miłość swéj wioski i swojéj strony/ Wróciła wskrzesić duch przygnębiony,/ Zagrała w piersiach na dawną nutę,/ Pokutnik skończył swoję pokutę./ Już pan nie żyje --- któż mu zabroni/ Wrócić na starość do swéj ustroni?/ Ludzie się dziwią, skąd taka zmiana?/ Skąd ta przytomność niespodziewana?/ Skąd taki spokój na Janka twarzy?/ Czemu sam z sobą teraz nie gwarzy?/ W końcu się czując zdrowszy i żwawszy/ Zniknął, nikogo nie pożegnawszy;/ Myślą, że poszedł po żebraninie,/ I pamięć o nim we dworze ginie. XVIII A on z tłomokiem, z wyniosłą głową,/ Wybrał się w podróż ze stomilową./ Miał zapas grosza; lecz się nie lęka,/ Że go obedrze zbójecka ręka, ---/ Bo w Słowianszczyźnie cześć siwéj brodzie./ Zajdzie gdzie na noc, spocznie w gospodzie,/ I, gdziegdzie (pot.) --- tu: jak bardzo. przed świtém! w porannéj głuszy,/ Dalej w pośpieszną podróż wyruszy. XIX PielgrzymW miesiąc od wyjścia Janek szczęśliwy/ Już był na wzgórku rodzinnéj niwy;/ I jako pielgrzym, kiedy postrzeże/ Jerozolimskie najświętsze wieże,/ Upada na twarz --- jakowaś siła/ Janka na ziemię jakby rzuciła./ Zaśmiał się, krzyknął, łzy słodkie roni:/ «Otoż i wioska! otoż i oni!/ Otoż ja przy nich! otom u celu!/ O dobry Boże! o Zbawicielu!...» Podniósł się, spojrzał z twarzą żałośną:/ «Gdzież nasza chata? tam drzewa rosną!/ Ojciec już umarł, umarła matka.../ Ależ brat starszy! ależ gromadka!.../ A gdzież kaplica? gdzie chatka stróża?.../ Gospoda nowa... a jaka duża! ---/ Konie się pasą --- niedzielna pora,/ A gdzież jest biały konik HrehoraHrehor (rus.) --- Grzegorz.?/ Musiał go przedać --- źle zrobił... szkoda:/ Żwawy był konik... a krew' nie woda.../ Skąd się tu wzięły te nowe grusze?/ Dawniéj nie było --- pamiętać muszę:/ Tam stała dawniéj ponad mogiłą, ---/ Cóż się tam zawsze ptastwa gnieździło!.../ Biedny ja człowiek!... Boże kochany!/ Jakież tu zmiany! jakież tu zmiany!/ Gdzie stary olszniak? pod samym wjazdem/ Kto zrąbał olchę z bocianiem gniazdem?.../ A jakie zboża! patrzéć żałośnie;/ Toż to, bywało, w człowieka rośniew człowieka rośnie --- rośnie na wysokość człowieka.!.../ Strumień powężałpowężał --- zwęził się. --- błoto na drodze.../ O nieszczęśliwy! co ja znachodzę!/ Gdzie moja wioska, drzewka i strugi?...»/ Janek się zachwiał --- i po raz drugi/ Upadł na ziemię, płacząc boleśnie:/ «Och! dusza moja tutaj nie wskrześnie!» XX Karczma, Obyczaje, Wieś, Starość, Przemijanie, Spotkanie, Młodość, Przemiana, DomWszedł do gospody; --- tam, jak w niedzielę,/ Już się zebrało narodunaród (gw.) --- lud, ludzie. wiele:/ --- «Dziewczęta, chłopcy... czy mi się marzy?/ Tu ani jednej znajoméj twarzy!.../ Dobrzy wy ludzie! (spyta nieśmiało)/ Czy wy tutejsi? czy mi się zdało?/ Czy jestem we śnie?» ---/ --- «A waść kto taki?»/ Poczęli pytać wiejskie chłopaki./ --- «Jam Janko Skiba --- czyż mię nie znacie?/ Mieszkałem kiedyś w końcowéj chacie.../ Gdzież moja chata?»/ --- «Tyś pijany chyba:/ W téj wiosce żaden nie mieszkał Skiba.»/ --- «Jak to nie mieszkał? --- drugi odpowie ---/ Słyszę, tu żyli dawniéj Skibowie,/ Ale wymarli, --- pewnie ich niwa,/ Co Skibowszczyzna dziś się nazywa;/ Tam pustosz dworna»./ --- «Gdzież Szymon Żłoba?»/ --- «Ten dawno umarł; synowie oba/ Żyją przy studni, tam, w nowéj chacie./ Otóż i oni jeżeli znacie»./ --- «Nie znam tych twarzy!... a Piotr Siekiera?»/ --- «Ten jeszcze żyje, ale umiera:/ Starość nie radość, a śmierć na dziady!»/ --- «On był najmłodszy z naszéj gromady,/ Lubił tańcować!» ---/ Tu śmiéch bez miary:/ --- «Co się wam święci, żołnierzu stary?/ Toż on, już pewno dziesięć lat minie,/ Chodzi na szczudłach po żebraninie!»/ Janek umilknął, --- z pochmurném czołem,/ Kazał dać kwartę, zasiadł za stołem,/ I jak swych braci dobrze pamięta,/ Pytał o chłopców i o dziewczęta./ Za każdym razem śmiéch bez ustanku:/ Bo tamci ludzie, rówieśni JankuJanku --- dziś popr. forma C.: Jankowi.,/ Jedni pomarli, drudzy stąd wyszli,/ Nowéj gromadzie już ani w myśli,/ A z tamtych dziewcząt gromady całéj/ Dwie stare babki ledwie zostały./ Janek już nie śmie pytać o więcéj;/ Krew w jego piersiach bije goręcéj,/ Wychyli czarkę i gorzko duma:/ Tu każdy brata, każdy ma kuma,/ A on nikogo znaleźć nie może!/ «Oj, życie, życie! pożal się Boże!»/ Wtém jeden wieśniak, człek już niemłody,/ Przyszedł ku niemu z końca gospody:/ --- «Panie żołnierzu! tutaj przy kwarcie,/ Muszę pomówić z wami otwarcie./ Czy wy doprawdy tę wioskę znacie?/ Czy, jak to mówią, drogi pytacie?/ Lecz, jak uważam, znana wam strona,/ Znacie nazwiska, znacie imiona./ Czy wy ze Skibów który jesteście?/ Czy dawno z wioski?»/ --- «Już lat czterdzieście»./ Tu młodzież znowu śmiéchem wybucha:/ --- «A w imię Ojca, Syna i Ducha!/ Szalony człowiek! jemu się zdało,/ Że znajdzie swoję gromadę całą!/ Piotr żebrak skacze ze starą Martą!/ A dalipanże, popatrzéć warto!/ Marta jedyna dzisiaj do pląsa!» Tu stary Janek pokręcił wąsa,/ Pogłaskał brodę, stuknął w stół lichy,/ Że aż skoczyły na nim kielichy,/ I krzyknął męskim z Austerlitz głosem!/ --- «Wara mi bluźnić! jam nie młokosem!/ Na gorzkie jabłko pogrzmotam plecy/ Kto szydzi z Piotra --- to wy kalecy!/ On (jeśli wierzyć) na nogę chromiechromieć --- kuleć.;/ U was kalectwo znaczno widomie,/ Kalectwo w głowach!... Kto zbluźni Marcie,/ To go na rękę wyzwę otwarcie!/ To było dziéwczę cnotliwe, piękne!/ Kto mi zaprzeczy, nic się nie zlęknę,/ Zbiję dziesięciu!».../ Młodzież pobladła./ --- «To jakaś sztuka srodze zajadła!»/ Pomruknął jeden --- a drugi doda:/ --- «Uważasz, kumie! to krew' nie woda!/ On tak dowodzi --- i prawda może,/ Że stara Marta to dziéwczę hoże./ Niech i tak będzie, jeśli wypada». Kiedy tak z cicha szepce gromada,/ Janek łzę otarł, co w oczach świeci,/ Wychylił czarkę:/ --- «Dzieci wy, dzieci!/ Nie znam was wcale, bo wy nie moi./ Ta wioska dzisiaj inaczéj stoi./ Z waszemi dziady dobrze się znałem,/ Z waszemi ojcy piłem, hulałem ---/ Ja do nich pójdę... Héj! kto chce złota?/ Komu na cmentarz służy ochota,/ Niech mi pokaże z odwiecznych śladów,/ Gdzie kości waszych ojców i dziadów!/ Do nich mi trzeba, do nich i kwita;/ Stary znajomy niech ich powita./ Niechaj w ich uszach głos mój zadzwoni ---/ A Janka Skibę poznają oni!/ Do nich mi jeszcze przepić potrzeba./ Hej, gospodarzu! Daj miodu, chleba.../ Chleba i soli, tak zwyczaj każe,/ Że wszyscy nowych chat gospodarze/ Z chleba i soli podarek biorą.../ Jam tu do wioski przyszedł dopiero.../ A jeśli wszyscy życzliwi ku mnie,/ Nowe mieszkania obrali w trumnie,/ Pójdę z podarkiem --- będą mi radzi.../ Hej! Kto na cmentarz mnie zaprowadzi?»/ I dwa dukaty z trzosa miota./ Żaden z gromady nie tknął się złota,/ Lecz jeden z włości rzekł, chyląc czarę:/ --- «Ja ci pokażę grobowce stare»./ Janek kipiący i odmłodniały,/ Wziął kufel miodu, kufel gorzały,/ I z przewodnikiem, w znane rozdroże,/ Na stary cmentarz spieszy jak może. Epilog Nocował na cmentarzu, a kiedy się zbudzi,/ Starość, Przemiana, Wspomnienia, RozczarowanieRozpytywał po wiosce u dawniejszych ludzi;/ Znalazł chorych dwóch starców, których zapamięta,/ I dwie stare niewiasty --- dawniejsze dziewczęta./ Przy nich szukał wytchnienia upragnionéj chwili,/ Lecz i oni jak wioska --- strasznie się zmienili:/ Życie wionęło chłodem do ich starej duszy/ Jeszcze radzi pogwarzyć --- lecz ich nic nie wruszy;/ Czas wyciska swe piętno i zarówno plami/ Ich serce samolubstwem, jak czoło zmarszczkami;/ Janko, co znał ich dusze w dawniejszym rozkwicie,/ Co się cieszył z początku, że tleje w nich życie,/ Gdy widział, jak ich postać zmienia się i karli,/ Pożałował, że jeszcze i ci nie umarli./ Pijaństwo, Żałoba, CmentarzI na zawsze zaniechał wdawać się z żywemi:/ Jego świat, jego wioska, leżą w głębi ziemi!/ Najął chatkę i co dzień ledwie jutrznia świta,/ On się zrywa z pościeli, o jadło nie pyta,/ Zachodzi do gospody, bierze flaszkę miodu,/ Aby z ludźmi, z któremi żyło się za młodu/ Przepić na ich grobowcach. --- Tak co dzień a co dzień/ Zawsze go na cmentarzu spotykał przechodzień;/ A płocha kupa dziatwy, co przed starcem znika,/ Nadała mu przezwisko Jana Cmentarnika. Znano jego sukmanę i barki pochyłe,/ Co dzień Janek Cmentarnik idzie na mogiłę,/ Klęka przed jakim krzyżem i miód z kufla chyli:/ «W ręce twoje Hrehory! Pij wesół Wasili!/ Czy pamiętasz Hrehory? Tyś był zuch do spółki!/ Służąc do mszy, jak wino piliśmy z ampułkiampułka --- tu: naczynie liturgiczne w religii katolickiej.?/ O! ja ciebie lubiłem, nazywałem swoim:/ Nieraz my z tobą bracie całą wioskę poim;/ Tyś ostatkiem z bliźniemi podzielić się gotów,/ Ale masz jedną wadę: skoryś do zalotów./ Miłość, RozczarowanieA kochać mój Hrehory, powiem rzecz otwartą,/ Mężczyznę, czy niewiastę --- to nie bardzo warto./ Na dwoje babka wróży --- w miłości mój bracie,/ Albo zawód dla serca, lub żal po utracie./ Ja przynajmniéj nie myślę pokochać na nowo!»/ Tu Janko machnął ręką i pokiwał głową,/ Odszedł i do drugiego grobowca się chyli/ «Wasili! Czy ty słyszysz? Czy ty śpisz Wasili!?/ Ty chciałeś być żołnierzem --- zapalonyś nieco;/ Ty chciałeś widzieć wojnę, jak to kule lecą!/ Wiesz Wasili? Ja byłem w hiszpańskiéj krainie,/ Byłem w Niemczech, w Smoleńsku, wszędy gdzie krew płynie!/ Czy ty wiesz? To niestraszne! Leci pułk zuchwalczy/ Wierząc w Boga i wierząc w to, za co się walczy!/ Kule zwyczajnie... lecą... no... może zabiją:/ Ale tego kto wrócił z niezłamaną szyją,/ Jaką witają cześcią, jakiemi krzyżami!/ TrupSzkoda!... Szkoda Wasili, żeś ty nie był z nami!/ Przyniosłem miód dla ciebie, --- w ręce mój Wasili:/ Lecz prawda, tyś umarły --- Janek sam wychyli./ Nowe czasy nastały! Gdzie skryć się przed zgrają:/ Tutaj mię ludzie Cmentarnikiem nazywają!/ Bo cóż poradzisz sercu? Ja tu z wami gwarzę;/ Mój dom, kościół, gospoda, to wasze cmentarze,/ I u mnie w sercu cmentarz, my pokrewne trupy:/ Cóż za dziw, że wolimy schodzić się do kupy,/ Niźli rękę żywego ściskać w bratniéj dłoni?/ My nie dla nich Wasili --- i nie dla nas oni!» Tak od grobu do grobu pijąc, plotąc baśnie, ---/ Janek spłacze się --- spłacze --- i na koniec zaśnie, ---/ Na noc wraca do chaty --- nazajutrz to samo:/ Lecz w rok po śmierci pana, pod cmentarną bramą/ Znaleźli z kuflem w ręku już nieżywe ciało:/ A miodu ani kropli w kuflu nie zostało,/ Nic tedy po szaleńcu młody świat nie wskóra:/ Ej ten Janek Cmentarnik --- pocieszna figura.