Władysław Syrokomla Gawędy O skarbcu zaklętym Gawęda gminna I Ma swe powieści prostota wioskowa — A tak im wierzy, że przysiąc gotowa! Kłamią starcowie, dokłamują młodzi, I tak się gminne podanie urodzi; Z ojca na syna, a z syna na wnuka, Idzie, na przykład, taka banialuka: * Stał sobie zamek przed dawnemi laty, Żył sobie w zamku kasztelan bogaty; Znany po całym Wschodzie i Zachodzie, Rąbał Tatarów jak zielsko w ogrodzie, Zmurował kościoł z miedzianemi szczyty, Przy nim osadził ojce jezuity, Sprawiał dla królów biesiady i łowy, Wypędzał z gruntów sieroty i wdowy, Z wielkiemi pany żył *za-panie-bracie*, Szlachciców chłostał na perskiéj makacie; Tysiąc mu chłopów uprawiało zboże, I wielkie skarby zgromadził w komorze. On żył — zwyczajnie jak książę udzielny, Umarł — zwyczajnie jak człowiek śmiertelny; Śladem za dziadem i ród jego ginie, I groźny zamek stanął w rozwalinie. Marmur i cegła z wieżycy wyniosłéj, Opadły gruzem i chwastem zarosły; Po bastyjonach, skąd grzmiała potęga, Szczur się zagnieżdża i żmija wylęga. Bóg jeno tutaj przytułek naznacza Na noc dla zbójcy, na dzień dla puchacza, Słowem pustkowie!… Nie całkiem pustkowie — Spytaj u ludzi, a każdy ci powie: Że pod gruzami, trzy sążnie od ziemi, Jest loch zakuty sztaby żelaznemi; A w lochu skrzynia zakowana młotem, A w skrzyni skarbiec ze srébrem i złotem, A na powietrzu, nad gruzami, nisko, Sinie i błędne pali się ognisko. II Mówią o skarbcu i starzy, i młodzi, Po całym kraju powieść się rozchodzi; Zwiedzał to miejsce niejeden ochoczy I widział skarbiec na własne swe oczy, Lecz brać nie można, bo w głębi pieczary Jęczy duch jakiś czy pokutnik stary. Twarz jego sucha, jakby trupia głowa, W sobolą szubę i w kołpak się chowa; Ma siwe kudły na brwiach i na brodzie, Oczami strzela aż duszę przebodzie; Iskrzą brylanty u jego kaftana, Na piersiach zbroja srébrem żwirowana — On jęczy jękiem żywego człowieka, A przecię, grobem czuć odeń z daleka, Postać nieznana, krój szaty nieświeży, Rdza na pancerzu, a pleśń na odzieży. Brzęcząc w ogniwa rdzawego łańcucha, Pies z całych piersi groźnym rykiem bucha Szczeka i warczy, i pilnuje wnijście, Z oczów mu patrzy krwawo i ogniście. Niejeden z mieczem i szepcząc pacierze Był tam w nadziei, że skarby zabiérze, Lecz byle trafił na jaskinię czarną, Grobowe jęki strachem go ogarną; Brytan się rzuca na piersi, na ramię, Zakrwawi ręce i oręż połamie, Aż biédny śmiałek, nie mogąc dać rady, Ucieka z lochu zraniony i blady. III Mówią o skarbcu i starzy, i młodzi, Po całym kraju powieść się rozchodzi — I mówił prymas do pobożnych księży: «Niech egzorcyzmem piekło się zwycięży, Śpiéwajcie psalmy i uderzcie w dzwony, Snadź że ów piéniądz na kościoł sądzony. Orate fratres, téj duszy cóś boli. Od mąk czyscowych modlitwa wyzwoli! Zbrojny w modlitwę i święconę wodę, Ja sam was bracia do zamku powiodę, I skarb zabierzem». I oto kapłani Wychodzą, w szaty świąteczne przybrani, Choć po ich czołach pot ocieka zimny, Biją we dzwony i śpiéwają hymny, Święcą zwaliska i pełni popłochu, Przy świetle gromnic tłoczą się do lochu. I widzą postać zbrojnego widziadła — Postać jęknęła i na twarz upadła, Lecz kiedy prymas, za którym szło grono, Sięgnął rękami, kędy skarb złożono, Widmo powstaje, rękę mu odpycha, Pies brzęknął w łańcuch i zawarczał z cicha. Prymas nie wątpi, że strachy odegna, Żegna upiora, i upior się żegna: — Święconą wodą kropi go co chwila, Upior się modli i głowę uchyla. Więc chrześcijanin… nie lęka się krzyża, Lecz trąca, kto się do skarbu przybliża. Próbują księża wszyscy po kolei, Śpiewają psalmy: «Miserere mei». I upiór śpiéwa, i uklęka z dala, Jeno do skarbcu tknąć się nie dozwala. Jęczy aż echo odzywa się w gmachu; Kapłani zbladli, umilkli ze strachu, I przerażeni wybiegli spod ziemi, A jęk grobowy ozwał się za niemi. IV Mówią o skarbcu i starzy, i młodzi, Po całym kraju powieść się rozchodzi — I król zawołał: «Skąd ten postrach płonny? Ej mości panie podskarbi koronny! Znając odwagę nigdy nieomylną, Wierności waszéj polecamy pilno: Ruszaj do zamku! to sprawa ojczysta, Rzeczpospolita na skarbie skorzysta; A jakieś widmo co przestrasza księży, Mego rycerstwa pewno nie zwycięży». Więc uzbroiwszy i piersi, i głowę, Lecą pancerni w zwaliska zamkowe, Lecą w sto koni, na śmierć obojętni: Wesołe echo po zwaliskach tętni, Mieczami brzęczą, a tu nuta żwawa, Bojowa surma serca im dodawa. Zsiedli z rumaków — i w szykownéj parze, Tłoczą się w wąskiéj i ciemnéj pieczarze, Weszli do lochu — cofnęli się w trwodze… Widmo rycerza klęczy na podłodze. Wbiega podskarbi (a śmiały był dosyć), Każe rycerstwu cały skarb wynosić… Widmo spójrzało strasznemi oczyma, Wzniosło prawicę, do boku się ima, I z dzikim zgrzytem, co by wzruszył skały, Wyciąga z pochwy swój miecz zardzawiały: Zwarli się bojem — szczękła stal na stali, Trupie żelazo jakby ogniem pali, Rąbie pancérze i gruchoce kości; — A brytan skuty wścieka się ze złości; Skacze rycerstwu na piersi, na ramię, Zakrwawia ręce i oręże łamie; Kto się posunie już na ziemi leży, Widmo zrąbało secinę rycerzy. «Nie walczyć z duchem! — wykrzyknęli starzy — Nas nie przemogli Szwedzi ni Tatarzy, Przemogło widmo, na jawie czy we śnie… Trudno dotrzymać, gdy rażą boleśnie!» Więc bladzi, we krwi, wybiegli spod ziemi, A jęk grobowy ozwał się za niemi. V Mówią o skarbcu i starzy, i młodzi, Po całym kraju powieść się rozchodzi; A lud się dziwi, że nie dany zgoła, Ni dla ojczyzny, ani dla kościoła. Jesienną nocą, sierota z pobliska, Przyszła w ruinach szukać przytuliska, Wicher się wkradał przez okna i szczyty, Jęczał od gzémsów ceglanych odbity. Puchacz wychylił ze strzelnicy głowę, I wydobywał jęki nadgrobowe. Smutniéj nad wichry, smutniéj nad puchacze, Młoda sierota narzeka i płacze: «O ludzie, ludzie! niech Bóg nie pamięta! Jestże na ziemi sprawiedliwość święta? Rodzice zmarli, zgorzał dach méj chaty, Czyha na cnotę złoczyńca bogaty, Abym służyła za hańby narzędzie, Zbrojne pachołki ścigają mię wszędzie!… Muszę uciekać i tułać się z dali, Kryć się od ludzi, by mię nie wydali — Straszno mi w nocy! przypadłam bez znaku Na grobie matki w cmentarnym sośniaku, Ach! przed zbrodniarza dzikiemi oczyma, Nawet na grobie przytuliska nié ma; I tam mię ścigał — biegnę na bezdroże, Te puste gruzy ocalą mię może, Lecz przyjdzie jutro — ja wyjść stąd się boję, Umrę od głodu — o losyż wy moje!! Za cóż ja, za co, mam cierpieć tak srogo? Nie mam na świecie nikogo! nikogo!» «O! znam ja kogoś co mi rękę poda, U niego dla mnie i życia nie szkoda! On mię tak kocha, mnie przy nim tak miło, Jeszcze by szczęście sierocie wróciło! Lecz biédnym myśleć o szczęściu nie wolno, On sam na chléb swój pracuje mozolno, Z pracy rąk jego wyżywienia czeka, Zgrzybiały ojciec i matka kaleka». «Och! marnych groszy gdyby choć niewiele, Wraz byśmy wiarę przysięgli w kościele. Potém, gdzie oko, gdzie poniesie noga, Na kraj by świata uciekli od wroga. W słomianéj chacie, na ubogiéj niwie, Wiek by nam płynął, oj płynął szczęśliwie! Bo niczém praca na polu lub w lesie, Byle mieć szczęście, jako sercu chce się. Mało co sercu?! kiedy dola nie da, Ot czeka hańba albo gorzka bieda! Wybierz sieroto dopóki masz porę — Nie! ja śmierć głodną w tych gruzach wybiorę!» VI Wtém zagrzmiał tętent donośny i długi… To prześladowca ze swojemi sługi… Sierota drgnęła i pełna popłochu Tuli się w gruzy… i wpadła do lochu. I widzi skrzynię okutą w oddali, Nad nią w powietrzu ognisko się pali, Klęczy człek w staréj rycerskiéj odzieży, I pies łańcuchem przykowany leży. Twarz człeka sucha jakby trupia głowa, W sobolą szubę i w kołpak się chowa; Ma siwe włosy, grobem z niego wieje, Lecz w oczach widać słodycz i nadzieję. Skinął na skrzynię, potém na dziewoję; Jak gdyby mówił: «zabieraj, to twoje!» I wnet ze skrzyni jakby cudu dzieło, Rozpękły sztaby i wieko runęło. VII Sierota w strachu zemdlała, upadła I słyszy we śnie, jakby głos widziadła: «Owo te skarby we srébrze i złocie, Ja przed wiekami wydarłem sierocie, Lecz za tom srogą ukaran pokutą, Bo serce moje do skarbu przykuto. I po mym zgonie zostawszy upiorem, Musiałem jęczeć i czuwać nad zbiorem, Póki sierota cnotliwa, a biédna, Zabrawszy złoto, zbawienie mi zjedna. Zabierz i módl się — bo jest wyrok boży, Że twa modlitwa niebiosa otworzy!» Dziéwczę się budzi — i patrzy, i słucha; Zniknął już upiór, zniknął pies z łańcucha, Jeno we skrzyni migocą się staréj Czerwone złote i białe talary. Sierota klękła i łzami zalana, Zaduszne psalmy mówiła do rana, Porankiem wyszła strwożona i blada, Z płaczem, ze śmiechem swój cud opowiada. VIII Zbiegli się ludzie poczciwi a prości — Patrzą na złoto, lecz nikt nie zazdrości, Szeptają owszem i młodzi i starzy: «Dawny kasztelan ukrzywdzał nędzarzy, Zgromadził wiele i srébra, i złota — To łzy sieroce — niech bierze sierota!» IX W niedzielę idą przed ołtarza progi, Biédna sierota i młodzian ubogi, I świętych ślubów zaprzysięgli słowa, I była huczna biesiada godowa. — Zabrali skarbiec i świętym zwyczajem Dzielą się z Bogiem, bliźniemi i krajem. Sypią jałmużny ku biédnych potrzebie, Murują kościoł, że aż widno w niebie; W kościele zasię modlą się co rana, Za wieczny pokój duszy kasztelana. Rzeczpospolitéj dali na usługi, Hufiec pancerny, i jeden, i drugi, A co zostało, to jakoś się sporzy; Żyli w miłości i w bojaźni bożéj. X Mówią o skarbcu i starzy, i młodzi, W całym się kraju przypowieść rozchodzi, — A gdy ją każdy powtarzał jak zdoła, Doszła na koniec do naszego sioła. By zaś w późniejszéj nie zginęła dobie, Ja wziąłem przed się utrwalić ją sobie, I wedle ludzi statecznych rozmowy Spisałem wszystko rzetelnemi słowy. 25 lutego 1851 ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/syrokomla-gawedy-o-skarbcu-zakletym. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Władysław Syrokomla, Gawędy i rymy ulotne, Nakładem Księgarni pod firmą Zawadzkiego i Węckiego, Warszawa 1853. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Utwór powstał w ramach konkursu ,,Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013", realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w roku 2013. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie ,,Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013". Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może byc utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Aleksandra Sekuła.