Andrzej Sosnowski Życie na Korei Huntsville Le sexe est sombre, et, Henri Parisot, parce que la poesie l'est encore plus. Antonin Artaud Dni są nieistotne: sprawunki, zniewagi, i ta szorstka jawność w tekturowych domkach bez okiennic, zazdrostek, firanek i rolet tak że wie się dużo i męczy wrażenie uczestnictwa w spowiedzi każdego przed każdym, Tu wszędzie jest skała, nuda i otwartość, plateau ennui i beletrystycznych nastrojów i można odpowiedzieć na każde pytanie zadane przez kogoś dawno i daleko. A świat nam się układa w żmudne serie rytmów rzucanych bezładnie we wszystkich kierunkach — fala, skowyt nura, grzmot, kroki i oddech — jakby jakiś demiurg puszczał kaczki przez wszechświat siedząc na kamienistej plaży w skupieniu godnym lepszej sprawy. Ale czy cokolwiek z tego staje się częścią umierania? Bo myślę, że śmierć jest jak to jezioro stojące na sztorc w powietrzu, całe skryte w rudej mgle, grzywce światła. I to już jest noc. A noce są ciekawsze, montują obrazy, księżyc jak cząstka cytryny wbity w krawędź szklanki nagle przepada we mgle i jeden dom z tektury wygląda jak bania pinakolady na śniegu. I słychać świerszcza „jak-jak” surową krytykę, słychać każdy oddech i dalej wszystko trzeba robić jakby potajemnie z palcem na czyichś ustach, z zębami na własnym nadgarstku, bo noc niby miłość musi być cicha i pusta jak plaża baptystów w niedzielę. Ale i noc do nich należy, bo zorza polarna, ta korona, przyczółek lub ostroga światła w rzece nocy (choć dla mnie raczej oszroniona szklanka, lub dłoń na ciepłym czole nocy) jest dość sugestywna, by pisali farbą w sprayu na wysokich skałach o sądzie, który przyjdzie zaraz po tym, i palcem w lepkim kurzu na samochodach, że Jezus umarł za nasze grzechy. A wszędzie na trawniczkach: my presence shall go with thee. Zaiste, nieoswojone są tylko te chwile nad ranem, kiedy zamiera śmiech i dogorywają gry, wywrotowe zabawy — chińczyk na planszy od węży i drabin jak na ironię serio. I pamiętam biel soli na ustach, poranne pragnienie i brak uzmysłowiony, który uświadomiony staje się sekretem jak tamten nocny motyl, ćma wielkości dłoni dziecka, jakby z barwnego zamszu, kropka postawiona po nocy — emblemat snu, albo magiczny inicjał rozpoczynający iluminowany rękopis, którego treści nie będziemy znali. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sosnowski-huntsville. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Andrzej Sosnowski, Pozytywki i marienbadki, Biuro Literackie, Wrocław 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.