Spis treści

      Piotr SommerPamiątki po nasSpóźniony list

      1
      Och, dziadku César,
      dlaczego nie poczekałeś na mnie?
      Wystarczyłoby jedno spojrzenie dziecka
      i wiedziałbym dzisiaj, że mogę, że mam prawo
      5
      przypominać sobie twoją twarz, bo ją widziałem naprawdę
      Zdjęcia są stare i martwe,
      a opowiadania matki coraz rzadsze.
      Wystarczyłoby jedno zdanie,
      powtórzono by mi je, na pewno.
      10
      Wiesz, wuj Marcel, kiedy tam byłem
      pierwszy raz, narysował mi całe drzewo genealogiczne
      (ja też chciałem mu narysować,
      ale było mi wstyd: mama, babcia —
      babcię zresztą miał, bo była twoją żoną —
      15
      ojciec, i Chaim, i Fajga, jego rodzice,
      o których, podobnie jak o nim, nic nie wiem do dziś
      — i to wszystko), a ja patrzyłem i patrzyłem
      zdziwiony, że znalazłem się na tej
      dużej kartce, tuż pod mamą
      20
      i że w jednej rodzinie
      może być tyle ludzi.
      Ty byłeś oczywiście o wiele wyżej i głębiej.
      Wszyscy mówili o tobie
      z szacunkiem i miłością, i czułem
      25
      że miałeś artystyczną duszę,
      i byłem dumny.
      Myślę, że w porządnej francuskiej rodzinie
      w tamtych czasach ożenić się
      z Żydówką też nie było łatwo,
      30
      i to w dodatku w kraju
      z którego został tylko język
      (chociaż przyjaciel mówi
      że tylko forma „pan” i ganki).
      Mama opowiadała, że były dwie
      35
      uroczystości ślubne — cywilny
      nie był chyba jeszcze zbytnio popularny? —
      ach te kompromisy dla wspólnego dobra
      i niezadrażniania stosunków, co?
      A jak wróciłeś z wojny to podobno
      40
      kazałeś babci zrobić jajecznicę z dwudziestu jaj.
      Zawsze mi to okropnie imponowało.
      Myślę, dlaczego ty,
      a nie ten drugi, ojciec ojca,
      o którym nie wiem nic zupełnie —
      45
      nie wiem, czy można o kimkolwiek
      tak bardzo nic nie wiedzieć — ponad to
      że żył, miał żonę, imię i nazwisko,
      i że musiał coś robić.
      A więc byłoby nawet łatwiej
      50
      pisać o nim, do niego, niż do ciebie.
      Mógłbym się stworzyć, wybudować od początku.
      To by dopiero były emocje!
      Czy Łódź wtedy też była taka ponura?
      Wziąłbym cię oczywiście tutaj, do Otwocka,
      55
      i pokazał dokładnie to miejsce
      gdzie nie ma nic do pokazania, opowiedział.
      Może i stąd się wszystko wzięło: nie było gdzie
      iść, co oglądać, trzeba było siedzieć po domach,
      co najwyżej patrzeć przez okno —
      60
      pięćdziesięcio-, sześćdziesięcioletnie drewniaki, jedno dwa
      piętra trzeszczących schodów, na podwórkach otwarte
      doły i zdechłe koty, i piłka, która zawsze wpada dzieciom
      do śmieci, trochę obdartych sosen, kałuże, albo ciemne
      wyschnięte plamy po kałużach, bielizna na sznurku. To
      65
      wszystko — przez okno, a w środku
      kaflowy piec, łóżko, kwadrat piwnicy na podłodze i zbrą-
      zowiałe pasmo słońca, co usiadło pod szafą; kurz.
      Moi tutaj przyjaciele nic o tobie nie wiedzą,
      a może i wspomniałem kiedyś
      70
      o legii honorowej, wąsatym lieutenant, Verdun i Sommie,
      ale to najwyżej raz i pewnie tylko jednemu albo dwóm,
      nie pamiętam komu.
      A jeśli nawet coś z tego zapamiętali,
      pewnie myślą, że chciałem się pochwalić, kto wie?
      75
      A może naprawdę to jest dorabianie sobie genealogii?
      Najbardziej to mi potem było wstyd
      że nie nauczyłem się twojego języka.
      Może mama zaczęła mnie uczyć za wcześnie,
      kiedy wolałem wziąć przylepkę
      80
      i iść na podwórko (czy tak już musi zostać?
      Colette raz powiedziała, że mógłbym mówić
      całkiem dobrze). Na podwórku dzieci
      też mi o tym przypominały, wołały
      piot-huź, piot-huź, jakby wiedziały
      85
      i koniecznie chciały się tym ze mną podzielić,
      że przyjechałeś z Francji. Ale wkrótce
      zrozumiałem, że szło o inny kraj,
      to znaczy o innego dziadka.
      (Nie wiem, jak to się stało, że one
      90
      wiedziały wtedy o tym lepiej ode mnie. )
      Ale nie chcę winić matki, sam
      zmarnowałem jeszcze niejedną okazję.
      Och, dziadku César,
      dlaczego nie poczekałeś na mnie?
      95
      Twój prawnuk nie ma jeszcze trzech lat,
      a jednak gdybym teraz umarł, chyba by
      pamiętał już coś ze mnie.
      Więc wystarczyłoby chociaż kilka lat
      życia więcej, zupełnie nowy świat
      100
      którego musiałbyś się znowu uczyć,
      te dziesięć lat, powiedzmy: koniec wojny,
      Stalin, a w domu
      zięć, który nie skończył bodaj czterech klas
      w chederze, kuśnierz, i wreszcie ja,
      105
      w siedem lat po twojej śmierci.
      o wykształceniu ojca mama wolała mi
      nie mówić, było jej wstyd,
      przed tobą wstyd być może byłby jeszcze większy.
      Babcia nie lubiła go podobno,
      110
      ja nie mam stosunku, nie wiem
      czy tylko sami ludzie ponoszą winę
      za nieszczęśliwe małżeństwa.
      (Pamiętam, raz mi zrobił kogel-mogel,
      ale obiecał dać, gdy powiem, że wolę go od matki,
      115
      nie wiem, czy ona to pamięta,
      ja pamiętam ten wstyd.)
      Jest maj, parę dni temu spadły
      pierwsze większe deszcze.
      I nawet każda kropla ma swoją prehistorię,
      120
      która pozwala jej przybrać własny kształt.
      Wiesz, czasem mi się zdaje, że jestem
      zbitką gestów, które mnie przekonały,
      słów, które jakimś cudem zapamiętałem
      i czym prędzej schowałem do ręki
      125
      żeby nie uciekły, i paru milczeń
      których nie umiem.
      Po co ja to robię, no właśnie, po co?
      W gruncie rzeczy nie ma mnie
      dla ciebie jeszcze bardziej niż ciebie dla mnie,
      130
      choć ja przynajmniej wiem, że byłeś
      i że umarłeś.
      Po co ja piszę ten list, ten wiersz, to czy ja wiem co,
      który chce mnie otworzyć z kilku stron
      jednocześnie. Być może on powinien
      135
      znaleźć sobie jeszcze tylko jakiś naturalny koniec
      i nie marudzić dłużej. Zawiesić cię w ramce
      wspomnień na ścianie,
      jako twój domniemany portret
      (razem z tą jajecznicą z dwudziestu jaj, powiedzmy,
      140
      czy inną wyłudzoną historyjką),
      ale on nie chce, on chce przez chwilę jeszcze
      kontynuować temat, jakbyś naprawdę był
      tylko literackim pretekstem, na tyle
      pojemnym, by mówić o wszystkim.
      145
      Wiesz, przejeżdżałem dzisiaj
      obok babci, to znaczy obok was
      ja (wybacz, ale dopiero teraz
      uzmysłowiłem sobie, że jeśli groby
      nie zostały pomylone, jesteście tam razem),
      150
      było już ciemno, wziąłem taksówkę,
      żeby zdążyć na sen dziecka,
      którego nie widziałem tydzień.
      Jechałem wzdłuż muru
      oddzielającego martwych od żywych
      155
      i nie wiedziałem, czy wierzyć
      w życie pozagrobowe, czy nie.
      Czy to na pewno nasze dzieci
      przenoszą nas dalej? Jakiś ślad
      powinien zostać odciśnięty,
      160
      choć pewnie można by zapytać — po co.
      I co to znaczy być wiernym sobie?
      Za chwilę mam lekcję konwersacji
      i powinienem wymyślić temat do rozmowy,
      bo to już czerwiec i uczniowie
      165
      chcą się dostać na studia.
      Czy ty lubiłeś prywatne lekcje, te panienki
      przychodzące do ciebie do domu — teraz
      zdaje się ulica Więckowskiego, a wtedy jak? —
      Czy miałeś dla nich swój prawdziwy uśmiech, czy lekcje
      170
      to byłeś naprawdę ty?
      Co za traf, że robię to samo!
      (czy ty też musiałeś to robić?)
      Owszem, uśmiecham się,
      żeby nie wyszło całkiem źle, i zbieram, zbieram
      175
      wszystkie preteksty do wyduszania słów,
      powody do rozmowy, na ciężkie chwile ciszy.
      Pamiętam, że pisałem na ten temat wiersz,
      który nie wyszedł. Ostatnio —
      ale już spieszę się trochę — piszę
      180
      tylko wtedy, kiedy powinno wyjść,
      albo gdy nie wiem, co wyjdzie, z ciekawości.
      Ale czy ja naprawdę jestem mną?
      I patrz, tyle myślałem o tym,
      a to się samo kończy.