Julisz Słowacki Uspokojenie [Ujęcie wcześniejsze] Co nam zdrady! — Jest u nas kolumna w Warszawie Na której usiadają podróżne żurawie, Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka; Taka zda się odludna i taka wysoka! Za tą kolumną, we mgły tęczowe ubrana, Stoi trójca świecących wież Świętego Jana; Dalej ciemna ulica, a z niej jakieś szare Wygląda w perspektywie sinej *Miasto Stare*; A dalej, jeszcze we mgle, która tam się mroczy, Szkła okien — jak zielone Kilińskiego oczy, Czasami uderzone płomieniem latarni, Niby oczy cichego upiora spod darni. Więc lada dzień, a nędza sprężyny dociśnie: To naprzód tam na rynku para oczu błyśnie I spojrzy w Świętojańską na przestrzał ulicę; A potem się poruszą wszystkie kamienice, A za kamienicami przez niebios otchłanie Przyjdzie zorza północna i nad miastem stanie; A za zorzą wiatr dziwne miotający blaski Porwie te wszystkie zemsty i te wszystkie wrzaski; Wicher jakiś z aniołów urobiony Pańskich, Oderwany jak skrzydło z widzeń Świętojańskich, Przezroczysty jak brylant, a jak ogień złoty, Który chwyci te zemsty, te światła, te grzmoty, Zwinie i nimi ciemną uliczkę zalęże, Jako brąz w niej zakipi, zaświszcze jak węże I naprze tak, że będzie trzęsąca się cała Jako wół sycylijski na miasto ryczała. Usłyszycie wy wtenczas, serc naszych złodzieje, Jaki wiatr z tej ulicy na miasto powieje; Przez harmonikę tonów swój krzyk przeprowadzi, O kościół katedralny skrzydłami zawadzi, Porwie królewski zamek, otworzy jak trumnę, A potem na Zygmunta uderzy kolumnę I z marmuru wyciągnie jakieś echo skalne, Jakieś smętne, dalekie muzyki chóralne, Które ja dziś już chwytam myślą na pół senną, Słysząc ten wiatr i strunę pod wiatrem kamienną. Więc kiedy kościół zadrży od stóp aż do skroni I płaczącym się głosem na miasto rozdzwoni, Więc kiedy ta kolumna w pomroku miesiąca Zostanie gdzieś na placach jak harfa grająca… To wtedy co? — Krzyk jeden jak burza ponura, Nie wiem, «Niech żyje Polska!» czyli też krzyk «Hurra!» Wyleci jak koń śmierci zerwany z wędzidła, O katedralny kościół otrze głośne skrzydła… A miasto co? — Słuchając z wyciągniętą szyją Powie: że tam się ciemni aniołowie biją, Że tam szatan ogniste przywoławszy moce Koń swój brązowy ciska i piorun gruchoce; Że jako Machabeusz pod zwalonym słoniem, Tak szewcy pod piorunem padają i koniem Zgruchotani; że księżyc na niebie odkryty Pokaże tę ulicę pustą, lud wybity, Piorun zagasły, walkę okropną skończoną, Ulicę całą ciemną i krwią zadymioną… Więc kiedy miasto całe przestrachem ogłuchnie, To znowu ta ulica jednym wiatrem buchnie, Jednym krzykiem………. A potem co? — Stojący uliczce na strychu Kościół się katedralny odezwie po cichu, Walkę i krzyk, różnymi wiejący głosami, Jak organ rzuci miastu — głucho — akordami — Coraz głośniej; — i całą tę harmonią senną Roztrąci o kolumnę, tę strunę kamienną. Wtem znów jeden z tych wrzasków, od których natura Wzdryga się — jeden «Vivat» uliczny i «Hurra!» Jeden z tych krzyków, które czynią, że skrzydlata Natura ducha w kościach tak jak ptaszek lata; Że duch na ustach staje i już nie jest zdolny Zatrzymać śmiech serdeczny i płacz mimowolny; Jeden z tych krzyków, który wnikając w człowieka Tak śpiewa w nim jak anioł, a jak szatan szczeka; Jeden z tych krzyków… szumem błyskawic nawalnym Uderzy, na kościele pęknie katedralnym, Pójdzie mimo, lecz skrzydłem o kościół otarty, Kamienie w nim wrzeszczące zostawi jak czarty, I wiele innych głosów, które zmartwychwstanie Zapieją jak anioły związane w organie. I jeszcze ta harmonia nie zamilkła senna, A już kolumna placu, ta struna kamienna, Tym samym wichrem bita, z rozwahanym czołem, Prym wzięła przed chóralnie jęczącym kościołem, I dwa te śpiewy już bez odpoczynku Będą miastu ogłaszać lud idący z rynku. Jeśliż ma ta ulica taką ciasną szyję, Że z niej — by słowo wyszło, to jak działa bije; Jeśliż na każdą formę naszego uczynku Tak srogo ona patrzy oczyma aż z rynku; Jeśliż lada noc, a z niej wystrzeli powstanie I w proch tego rozrzuci, kto na rychcie stanie; Jeśliż jest taka mocna, że przez nocy cieni Muzykę ciemną strachu wyrzuca z kamieni, A kolumny na swoje muzykanty stroi: To człowiek, który zawsze o zdradę się boi I wszędzie widzi tylko postrachu upiory, Albo dzieckiem być musi, lub na serce chory. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/uspokojenie-ujecie-wczesniejsze. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Słowacki, Juliusz (1809-1849), Dzieła. Pierwsze krytyczne wydanie zbiorowe, t. I., Wiersze drobne, wyd. Bronisław Gubrynowicz, Lwów 1909 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska.