Juliusz Słowacki Księżyc 1 Wstąpiłeś już, księżycu, na niebieskie szczyty I niepewnymi śniegi powlokłeś błękity, A twój promień niepewny, blady i srebrzysty, Odbija się o kryształ lodu przezroczysty, Lub na gałęzie giętkiej i wzniosłej topoli, Z którą szumny Akwilon lub Zefir swawoli I opadłymi z liści gałęziami chwieje, Twój promień to się skryje, to znów zajaśnieje. 2 Gwiazd tysiące, na nieba jaśniejąc błękicie, Zdają się przyrodzeniu nowe wlewać życie; Gdzieniegdzie posrebrzone mijają się chmury; Ty panem się wydajesz uśpionej natury. Lecz czemuż twoje drżące i blade promienie Nie rozpędzą zupełnie czarne nocy cienie? Ty obrazem nadziei w smutnej jesteś duszy: Otrze ona łez kilka, całkiem nie osuszy. 3 Ale oto już widać nadchodzącą chmurę, Ta wkrótce w cieniu całą pogrąży naturę, Nadeszła; już nie widać pięknego księżyca; Lecz wiatr zawiał, znów niebo się rozjaśnia; Wiatr burzliwy, gwałtowny przedarł obłok mglisty I znowu w dawnym blasku błysnął księżyc czysty, Jak cnota i poczciwość, czernione potwarzą, Prędzej czy później zawsze w blasku się okażą. 4 O ty, imaginacją obdarzona żywą, Która duszę posiadasz tak czułą, tak tkliwą, Na której czarnych oczach i ustach z koralu Maluje się twa dusza w radości lub w żalu, — Ty, co tak często w wiejskiej samotna ustroni, Wsparłszy głowę na białej jak alabastr dłoni I wpół okryta ciemnym swych włosów pierścieniem, Przeglądałaś sklepienie nieba z zachwyceniem, Nie ścierając łzy czystej, nie tłumiąc westchnienia, Księżycowi zwierzałaś swoje zasmucenia — Ty doznałaś, ty pojmiesz, jak nasza myśl tkliwa Mimowolnie się z więzów ciała wydobywa I gdy pomiędzy światy urojone wzleci, Tysiące miłych myśli w naszym sercu wznieci. Wtenczas drżąca, jak w wodzie drży promień księżyca, Długo nieznana w duszy nadzieja zaświeca. Lecz jak po tych marzeniach straszne jest ocknienie! Znów dusza w czarne smutku pogrąża się cienie, Równie straszna, jak tego nieszczęsnego człeka, Któremu gdy się zamknie zdjęta snem powieka, W lubym śnie ukochane ogląda osoby: Przebudza się — cóż widzi? niestety, ich groby. 5 Płyń, płyń, gwiazdo, spokojnie przez nieba obłoki! A póki ty przebiegniesz horyzont wysoki, Lub nim znikniesz, gdy zorzy nadejdą promienie, Moją lirę tymczasem zajmie przypomnienie Chwil, na które ty patrząc z nieba wysokości, Widziałaś mnie w rozkoszy, smutku lub radości. 6 Siostry, na tę wspomnijcie!… przy szerokim stawie Siedliśmy przy księżycu na pięknej murawie; Pod nogami wód czystych spokojne przestrzenie; W nich tysiąc gwiazd wzruszało jedno wiatru tknienie; Kościółek opuszczony na jednym stał brzegu, Na nim porósł mech biały, podobny do śniegu, Czyli tak się wydawał przy świetle księżyca? W nim prochy dawniejszego leżały dziedzica. Lecz jakież jeszcze psalmów słychać w nim śpiewanie? To miejsce smutny starzec obrał za mieszkanie; Licząc lat dziewięćdziesiąt, upadłszy na sile, Jedną nogą na ziemi, a drugą w mogile, Przy prochach tego, dawniej któremu on służył, Prosi, by jego dzieciom życie Bóg przedłużył. Dalej chatki wieśniacze, w każdej ogień błyskał, Wieśniak wracając z pola swoje dzieci ściskał, A dla dziewcząt przywoził rwane w polu wianki: Niezabudki, bławatki, lilije, tymianki. Szum wody, co z wysokiej spadała góry, Odległe psów szczekanie, szum wiatru ponury, Co w swoim bystrym locie zatrzymany lasem, Giął sosnowe konary z okropnym hałasem — Z tym połączone głosów melodyjne brzmienie Wprawiało duszę, serce w jakieś zachwycenie. 7 Lecz jakimiż światłami gmachy Wilna tleją? Tysiącznymi lampami ulice jaśnieją, Ogniami oświecony szczyt góry wysoki, Niosąc zamek na barkach, wznosił się w obłoki I jakby na powietrzu zawieszony sztuką, Czarnoksięską się zdawał być stawian nauką. Bulwary jak arabskie świetniały ogrody, Oświecone w fontanny wytryskały wody — I ty wtenczas, księżycu, wzniesion z miną hardą, Na pałające światła patrzałeś z pogardą; A gdy tylko się wzniosłeś na nieba lazurze, Każden przyznał, że sztuka nie zrówna naturze. 8 I tę mi, o księżycu, przypomniałeś chwilę, Gdy to po raz ostatni bawiłem się mile, Gdy przy twoim srebrzystym i bladym promieniu Pod gruszą na darniowym spocząłem siedzeniu. Wilia się wydawała jako srebrne błonie, Zefir przyjemny kwiatów niósł w powietrzu wonie, Rybacy w łódce czyste przepływali wody I z radością ryb pełne ciągnęli niewody. Ich głos echa bliskości w ciągłe wprawiał grzmienie, Nad wodą tu [i] owdzie błyskały płomienie Ogniów, które po dziennej chcąc odpocząć pracy Zapalili do Niemna płynący wieśniacy: Jak ten wieczór był piękny! lecz losie okrutny: Byłem wesół — nazajutrz nieszczęśliwy, smutny. 9 Lecz cóż to? jakież słychać płacze i kwilenia? Jakież łzy, jakież smutne spostrzegam odzienia? To człowieka w wieczności prowadzą ustronie, Co uwielbian za życia, opłakan po zgonie, Co był sierot, ubogich [i] przyjaciół wsparciem, Co nie mógł ścisnąć dzieci przed powiek zawarciem. Tłumy ludu się snuły w milczeniu głębokiem; Każden z wlepionym w trumnę, łzami zlanym okiem Chce choć raz jeszcze miłe odebrać spojrzenie, Co osładzało troski i nędzy cierpienie. I ty wtenczas, księżycu, przyjemnie jak zorza Zabłysnąłeś wśrzód nieba pysznego przestworza: Chmury się rozstąpiły na twoje skinienie, Zdawało się, że nieba otwarłeś sklepienie, A oświeciwszy trumnę srebrzystym promieniem, Zdałeś się w niebo wznosić jego duszę z drżeniem. 10 Lecz księżyc zaszedł, struna zerwała się z brzękiem, Ostatnim konającym żegnając mnie jękiem. 1825 roku, 20 marca. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/ksiezyc. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Dzieła wybrane, t. I: Liryki i powieści poetyckie, oprac. Julian Krzyżanowski, Wrocław 1987 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła.