Juliusz Słowacki Mazepa Tragedia w 5 aktach. ISBN 978-83-288-2863-6 OSOBY: * KRÓL JAN KAZIMIERZ. * MAZEPA, dworzanin Króla. * WOJEWODA. * AMELIA, żona Wojewody. * ZBIGNIEW, syn Wojewody z pierwszego małżeństwa. * CHMARA, dworzanin Wojewody. * CHRZĄSTKA, dworzanin Wojewody. * KASZTELANOWA. * Pokojowi królewscy, Szlachta, ludzie Wojewody, Ksiądz, itd. Scena w zamku Wojewody. AKT I SCENA I / Sala oświecona jak na bal. WOJEWODA, ZBIGNIEW, potem KASZTELANOWA. / WOJEWODA A przy moździerzach trzymać zapalone lonty. Waść mi, panie Zbigniewie, synu, zajrzyj w kąty, Czy wszystko jak potrzeba na królewskie gody? Do wchodzącej Kasztelanowej. Mościa kasztelanowo, mam wielkie powody Cieszyć się, że cię widzę w zdrowiu i w świeżości. KASZTELANOWA Jakże mi pięknie zamek wygląda waszmości, Co lamp! Co pozłotowin! — A gdzie aści żona? WOJEWODA Dotychczas nie gotowa i nie przystrojona — A to mój syn zastąpi ją tu przy asindźce. Pójdę tymczasem z wieży zajrzeć na gościńce, Czy się już król nie toczy po drodze lipowej. Zbigniewie, atentuj się waść kasztelanowej I baw jaśnie wielmożną. KASZTELANOWA / do Zbigniewa. / Waść przyjeżdżasz z Padwy? ZBIGNIEW Nie, mościa dobrodziejko, już z wojska. KASZTELANOWA Doprawdy? Waść w wojsku? ZBIGINIEW Tak, rotmistrzem zostałem pancernym. KASZTELANOWA Strzeż mi się waść, bo zaraz zostaniesz niewiernym, Płochym uwodzicielem, jak wszyscy rotmistrze. ZBIGNIEW Broń Boże! KASZTELANOWA Masz oczęta, co się błyszczą bystrze, Ale coś trochę mgliste i afekcjonalne. I cóż to jest waćpanu… ot, w pancerz cię palnę Wachlarzykiem i wszystko serduszko wyśpiewa. Mówże mi co o Włoszech asińdziej. / Słychać zgiełk za sceną. / WOJEWODA Cholewa! Panie Cholewa, co tam za wrzask? Panie Chmara! Mości Chrząstko! Czy wszystkich diabli wzięli? — Wiara! Szablice dzwonią, trzeba iść pacyfikować. / Wychodzi. / SCENA II / ZBIGNIEW, KASZTELANOWA, PAN CHRZĄSTKA wchodząc innymi drzwiami. / CHRZĄSTKA Gdzie Wojewoda? KASZTELANOWA Chciej nas waść zainformować, Co to za krzyk? CHRZĄSTKA Zdarzenie, mościa dobrodziejko, Bardzo smutne. KASZTELANOWA A powiedz że? CHRZĄSTKA Bryka za bryką Wjechała na dziedziniec, mościa dobrodziejko. Z tych bryk wysiadło szlachty, panów co niemiara. Jednych prowadził pan marszałek ziemski Szczara, Lubomirszczyk zajadły, rokoszanin, śmiałek; Drugim pan Olgopolski przywodził, marszałek, Babińcowym nazwany, bo trzyma z królową. Zeszli się, mościa pani, przed bramą zamkową Owi dwaj marszałkowie, a każdy jak patron Caudy swej przyjacielskiej, amicus i matron. KASZTELANOWA Proszę Waćpana, nie leź w łacinę jak w błoto. CHRZĄSTKA Obu więc tym marszałkom przeciwnym szło o to, Który z nich krok najpierwszy ma mieć do przedsienia; Lecz jako oba grzeczni, więc bez ubliżenia Jeden drugiemu, oba, mając czapki w rękach, Nuż się kłaniać, we dwoje giąć się, jak na mękach; Próżno obu łysiny mroził księżyc chłodny, Jeden krzyczał: niegodny — i drugi: niegodny! I byłyby na wieki trwały te respekta, Gdyby jeden z baczących na te kontrefekta Jezuickiej grzeczności nie był krzyknął z brzucha: A weźże, panie Szczara, krok i nakryj ucha. Co słysząc Olgopolski, jak piorun z obłoku W bramę — co widząc, równie accelerans kroku I pan Szczara uczynił. — Waćpani się spytasz, Co się stało? Jak razem wstąpili w korytarz, Tak i razem ugrzęźli, brzuch z brzuchem, nos z nosem; Próżno ich szlachta częstym szturchańcem i głosem Podżega i na dalsze zaprasza pokoje — Nie mogą — więc myśl wzięto seccare na dwoje Zaciętych inimicos, więc błysnęły szable. Jako więc w ciasnym porcie dwa wielkie korabie, Które fortunam niosą przed burzliwym gromem… WOJEWODA / za sceną. / Rozbić mur, niechaj wejdą Ichmoście wyłomem. Panie Chmara! Rozwalić mur. KASZTELANOWA O! Krotochwila. / Chrząstka wychodzi. / SCENA III / ZBIGNIEW, KASZTELANOWA, wchodzi AMELIA. / KASZTELANOWA Cóż to jest za dzieweczka? Ze skrzydeł motyla Trzewiczki ma; na głowie bez żadnego fiocha. ZBIGNIEW To, mościa dobrodziejko, jest moja macocha. KASZTELANOWA Ta młodziutka? To jeszcze dziecko! Do Amelii. A proszę cię, Bądźże mi przyjaciółką, moje piękne dziecię. Uważaj mnie jak swoją. — Cóż? Jaka ty ładna! A to, panie Zbigniewie, cud! Z sąsiadek żadna Nie wyrówna. Nie płoń się, starej wolno mówić. Trzeba ci było muszek wiosennych nałowić, Oberwać im skrzydełka i upstrzyć twarzyczkę. Nadto białą we włosach zatknęłaś różyczkę, Nadto białą. To jeszcze dzieciątko niewinne. Panie Zbigniewie, czy masz respekta powinne Dla takiej młodej matki? Jakże wy z nią razem? To dziwnie, waszeć mi się zdajesz zimnym głazem, Atentujże się wasze tej młodziutkiej matce. Do Amelii Tobie tu jak białemu gołębiowi w klatce: Ten zamek bardzo smutny, tobie trzeba słońca. Cóż — czy cię nudzi starej gawęda bez końca? Powiem ci coś miłego: tu z królem przybywa Pan Mazepa. AMELIA Któż to jest? KASZTELANOWA Jak to, nieszczęśliwa! Ty nigdy nie słyszałaś o panu Mazepie? AMELIA Nie, mościa dobrodziejko. KASZTELANOWA Ja ciebie oślepię, Jak ci zacznę o złotym mówić sowizdrzale, A może twoje czyste serduszko rozpalę Ogniem nieugaszonym. — Obaczysz go sama. Serce jego otwarte jak przejezdna brama, Jedna wjeżdża, a druga wyjeżdża za wrota. Spojrzenia jego na kształt kowalskiego młota, Ciągle w biedne serduszka uderzają, tłuką Na miazgę. Niech to będzie asińdźce nauką. / Walą z dział. / AMELIA O Boże, król! KASZTELANOWA Nim wejdzie, mamy czasu dużo, Tam na ganku pan Pasek, z powagą papużą I z wielkim stał papierem — Ba! To mówca śliczny, Przygotował dla króla wiersz makaroniczny. O czym że ja mówiła, mościa dobrodziejko? Ha — otóż paź Mazepa — jeszcze mu czuć mleko Pod nosem, a już o nim tyle rzeczy plotą. SCENA IV / CIŻ SAMI. Mazepa włazi oknem nie widziany przez aktorów. / KASZTELANOWA Wystaw ty sobie, co to za sowizdrzał! Co to Za urwis ten Mazepa. MAZEPA / na stronie. / Ba, tu o mnie mowa. KASZTELANOWA Wystaw sobie, co to jest za przewrotna głowa! Co to za wróg niewieści! Węża wziął za godło. Paź kochanek włosami kazał wypchać siodło. MAZEPA / kłaniając się kasztelanowej, nagle. / Fałsz, mościa dobrodziejko, proszę nie dać wiary. KASZTELANOWA Jakże tu pan przyszedłeś? MAZEPA Z księżycem przez szpary. Lecz w czas przychodzę bronić własnego honoru. KASZTELANOWA Lecz jak tu pan przyszedłeś? MAZEPA Jak motylek dworu Przez okno, mościa pani. KASZTELANOWA Ba, kłamcy masz minę; Okno wysokie. MAZEPA Z włosów mam różnych drabinę. KASZTELANOWA Z włosów kochanek? MAZEPA Tak jest. KASZTELANOWA Lecz czemuż przez szyby, Nie przez drzwi? MAZEPA Bo we drzwiach jest pan Pasek, niby Cerber z trzema głowami — krew się w żyłach ścina, Co jedna skończy mówić, to druga zaczyna. Myśląc, że to się nigdy nie skończy — uciekłem. KASZTELANOWA Już ja widzę, że Waćpan ten dom zrobisz piekłem, Że tu Waćpan przez okno wniesiesz niepokoje. MAZEPA Skądże tak zła opinia? KASZTELANOWA Ja bardzo się boję Waszej niestateczności. — Niech nas Bóg ochrania, Waszeć nigdy nie możesz być bez zakochania; Lecz tutaj warto by się rozkochać ze skruchą. Jak się zakochasz, to mi powiesz w kim na ucho, Ja stara cię nie zdradzę. MAZEPA / z ręką na sercu / Paź aśćkę przekona. SCENA V / CIŻ SAMI, KRÓL, WOJEWODA i wiele szlachty. / WOJEWODA Oto jest, najjaśniejszy panie, moja żona, Która ci się pokornie do kolan uniży. A to — kasztelanowa Robroncka ze Spiży. A to mój syn jedynak, twej potencji sługa. KRÓL Cóż to? Paź tu? MAZEPA Oracja była bardzo długa, Nie chciałem się rozczulić, wnet mi oczy mokną, Wszedłem przez okno… KRÓL Strzeż się wylecieć przez okno. MAZEPA W szczęśliwsze pozwól, królu, ufać horoskopy. KRÓL / do Wojewodziny. / Pani, racz mi dać rękę. — Te ogniste stropy Prawdziwie empirejskim zdają się obłokiem, A ty, wojewodzino… / Kończy do ucha komplement. / WOJEWODA Za królewskim krokiem, Mości panowie, proszę — proszę — bardzo proszę. / Wychodzą wszyscy, oprócz Mazepy, na dalsze pokoje. / SCENA VI MAZEPA / sam. / O! Dziwny świat! Ten młody rotmistrz, przy macosze Tak cudownej, a zimny jak lód się wydaje, Gdy ja, ledwom ją ujrzał, już mi serce taje… Już chciałbym albo żyć z nią, albo umrzeć dla niej. Mościa kasztelanowo, o! Zgadłaś waćpani, Że tu przyjdzie w miłości zapisać się wiecznik. Zacznę jak słońce, może skończę jak słonecznik, Ona mi będzie serce obracać oczyma. / Wojewoda wchodzi. / WOJEWODA Cóż to — czy mój stół żadnych względów nie otrzyma, Proszę, wielmożny panie, nie pogardzaj strawą. / Mazepa kłania się i odchodzi. / SCENA VII / WOJEWODA, CHMARA. / WOJEWODA Panie Chmara, w ogrodzie czy od lamp jaskrawo? CHMARA Już się palą. WOJEWODA Wyłamać zaraz tę przegrodę. Niechaj król zobaczy dobrze w zamku Wojewodę. Niechaj mu będzie jasno — cóż — wyjąć tę ścianę. Ludzie wyjmują ścianę w głębi teatru, pokazuje się ogród iluminowany. To pięknie? Czy tam wszystkie rozkazy wydane? Czy włość pije, mospanie, czy upiekli wołu? CHMARA Wszystko, panie. / Wchodzi p. Pasek. / PAN PASEK Jegomość król wstaje od stołu, Już kazał sobie podać z nalewką miednicę. WOJEWODA Panie Pasek, każ urżnąć polskiego muzyce. / Rozchodzą się w różne strony, wojewoda idzie do króla. / SCENA VIII / Muzyka gra poloneza — Król wchodzi w pierwszej parze, prowadząc Wojewodzinę — Za nim paź Mazepa z Kasztelanową, potem opodal Zbigniew z jakąś panią. — Wojewoda na końcu. / KRÓL / do Amelii. / Pani Wojewodzino, to królewskie gody. Jeśli wola, pójdziemy kołem przez ogrody? AMELIA Sługa waszej królewskiej mości. KRÓL Proszę w ślady. Polonez wychodzi do ogrodu. KASZTELANOWA / przechodząc, do Mazepy. / A Waćpan się już kochasz? MAZEPA Już. PIERWSZA Z PAŃ / do Zbigniewa. / Jak Waszmość blady. ZBIGNIEW Mościa pani, zapewne takim byłem wczora. / Wychodzą. Polonez wraca z ogrodu. Król puszcza rękę Wojewodziny, wszystkie pary rozłączają się. / KRÓL Wielmożne panie, proszę iść same, gąsiora. A teraz nowym wszystkich wyborem zaszczycić. / Kasztelanowa bierze rękę Króla — inne panie wybierają tancerzy — Amelia zostaje na przodzie sceny, a paź z boku — polonez cały wychodzi — i bal przenosi się do sal dalszych. / SCENA IX / AMELIA, MAZEPA. / MAZEPA / na stronie. / Udało mi się żadnej ręki nie uchwycić I zostać z nią sam na sam… Piękności cudowna! Owiała mnie przy tobie trwoga niewymowna, Jak w miejscu świętym. AMELIA / do siebie. / Tak mi coś na sercu smutno! MAZEPA / na stronie. / Niespokojnością jestem dręczony okrutną. Jak tu zacząć? Do Amelii. Czy wolno panią prosić w tany? AMELIA Niech pan wybaczy. MAZEPA Więc nie? AMELIA Nie. MAZEPA Głosek twój szklany Wyuczył się harmonii od leśnych słowików; Oczy twoje z błękitów całe i z promyków Od gwiazd się nauczyły być tak błękitnymi, I tak zawsze, tak prosto zlatywać ku ziemi. Pozwól mi głos usłyszeć i zobaczyć oczy, Bo pomyślę, żeś gniewna. Ty drżysz? Nikt nie wkroczy, Wszyscy za królem ciągną po zamku. My sami. O! To kraj dziwny! Tu są niebianek ustami Róże zamknięte, nie chcą otworzyć się całe… Widzę na ustach uśmiech… Muszę oczy śmiałe Odwrócić, bo mnie twoich brwi mignienie zgubi. AMELIA Nie wiem, czy Waszmość wiejską prostotę polubi, Ale muszę mu wyznać, że ta jego mowa Wcale mi się nie zdaje… MAZEPA Bywaj pani zdrowa, Jeślim obraził… AMELIA O! Nie. MAZEPA Idę — i w łeb strzelę. AMELIA Tak żartować! MAZEPA Bynajmniej — jak sobie podchmielę, Gotów jestem na wszystko, idę pić z rozpaczy. AMELIA A potem? MAZEPA Potem pani z okna mnie zobaczy Strzelającego sobie w łeb. AMELIA Pan stroi żarty. MAZEPA Cóż mam robić na świecie? co? — czy grać drużbarty, Albo z królem odmawiać litanije smętne? Ot — nie mam już w nic wiary, serce moje mętne — Ciebie bym jeszcze, pani, wziął za spowiednika, Boś podobna do świętej — ty słuchasz słowika, A ja mam więcej, pani, z tobą do mówienia. A ty mnie słuchać nie chcesz. Do siebie. Już się zarumienia, Dobry znak. Głośno. O! Niebieska, bądź świętą osobą! Tylko mi się ty pozwól spowiadać przed sobą; Ja mam wiele na sercu ciążącej spowiedzi. Pod oknem twem pewnie jaki ptaszek siedzi I przez całą noc śpiewa piosnkę nieudolną; Czyliż mi dziś słowika zastąpić nie wolno? Czy to gniew twój obudzi? AMELIA O, Boże! O, Boże! MAZEPA Jam się rozpytał dobrze o wszystko we dworze. Wiem, że twój balkon brzozą płaczącą okryty. Lilijami ubrany. AMEMIA Pan nie jesteś skryty, Gdy się do roli szpiega przyznajesz tak snadnie. MAZEPA Tak, jestem bez honoru. AMELIA Pan tu w przepaść wpadnie. Ja mam obrońcę, ja tu będę obroniona. MAZEPA Lecz pani będziesz tego żałować, kto skona. AMELIA Próżne słowa, tak błaho nikt życia nie traci I bez żadnej nadziei. MAZEPA W twej drżącej postaci Wiele dla mnie nadziei. AMELIA Żadnej nie ma — żadnej. / Odchodzi. / SCENA X / MAZEPA, potem KASZTELANOWA. / MAZEPA Już się jak rybka wędki uchwyciła zdradnej, Przysięgnę, że się z okna dziś do mnie wychyli. Resztę uczyni diabeł. / Wchodzi Kasztelanowa. / KASZTELANOWA A gdzież to wy byli, Mój panie dworzaninie? Z kim się to gwarzyło? MAZEPA Z nikim, wielmożna pani. KASZTELANOWA Serduszko się wpiło Jak kleszcz! Ja ci coś powiem — jestem tu na oku. Widziałam, jak was Zbigniew wypatrywał z boku; Strupiałbyś, panie paziu, gdybyś go zobaczył, Bo tak wyglądał, jak trup. — Żeby Waszmość raczył Podać mi do powozu rękę. MAZEPA Już cię tracę, Mościa kasztelanowo? / Daje rękę i wyprowadza Kasztelanową. / SCENA XI / ZBIGNIEW i WOJEWODA, który przez cały ciąg sceny wyprowadza gości z czapką w ręku i kłania się nisko. / ZBIGNIEW Serce mi kołace, Jakbym miał omdleć. — Tutaj stała nieruchoma — On gadał do niej, trwoga w niej była widoma. O czym on do niej mówił? Jakimi wyrazy? Ona się odwróciła, widziałem, dwa razy, Jakby z niespokojności — trzebaż mi się było Pokazać? — Ten dom będzie paziowi mogiłą. WOJEWODA Gasić światła! Król się pan ma ku spoczynkowi. / Wychodzi. / ZBIGNIEW I niktże mi tu z duchów litosnych nie powie, O czym oni gadali. Nie, ja spać nie będę; Pójdę, aż się tych myśli dręczących pozbędę, Ukołysany nocną cichością w ogrodzie. Jeśli usłyszy — ona mnie pozna po chodzie I przypomni, że jestem na świecie. O! Męka. / Wychodzi. / SCENA XII / Inny pokój w zamku. KRÓL, WOJEWODA z pochodnią, MAZEPA, POKOJOWI KRÓLEWSCY. / KRÓL A niechże Waszmość przecie przede mną nie klęka. WOJEWODA Król się pozwoli rozzuć. KRÓL / podnosząc go z ziemi. / Waść zanadto czyni, Prosimy cię, zostaw nas nocnej monarchini Dyjanie, co w te szyby zamierzchłe zagląda, Sam się ku spoczynkowi miej; Morfeusz żąda Ofiary po ofierze Bachusa. Wojewoda kłania się i odchodzi. Bóg z wami. / Pokojowce królewscy odchodzą. / SCENA XIII / KRÓL, MAZEPA. / KRÓL Podaj mi brewiarz. Niebo iskrzy się gwiazdami. Ave Maria gratias plena. — Mazo! MAZEPA Panie! KRÓL Czy wiesz acan, gdzie tutaj śpią moi dworzanie? MAZEPA Na lewo. KRÓL A pan zamku? MAZEPA Nie wiem. KRÓL Toś kiep. MAZEPA Zgoda. KRÓL Ave Maria. — Nie wiesz, gdzie śpi wojewoda? MAZEPA Nie wiem. KRÓL Toś wielki dureń. MAZEPA Już drugi raz słyszę. KRÓL A ty gdzie śpisz? MAZEPA Ja nie śpię. KRÓL A coż robisz? MAZEPA Piszę Dzieje twe, miłościwy panie. KRÓL Sowizdrzale, Historiografie. MAZEPA / na stronie, / Bogdajś pękł, ex-kardynale. KRÓL Co waść mruczysz? MAZEPA Nic, wiersze. KRÓL Ba, ja się założę, Że ty masz jaką schadzkę po nocy. MAZEPA Być może. KRÓL Ja wiem pewnie. Waść gadał już z wojewodziną. MAZEPA Chwaliłem przed nią waszą królewską mość. KRÓL Ino Mów prawdę. Waść ją będziesz widział dzisiaj jeszcze? MAZEPA Jak tylko serce moje gdziekolwiek umieszczę, To mi król miłościwy wnet zajrzysz. KRÓL Nie zajrzę Bynajmniej. MAZEPA Wnet przeszkadzasz mi, królu… KRÓL A dajże Mi święty pokój, głupcze! Tak mi trąbisz w uszy, Że aż uciekam… / Bierze na siebie płaszcz Mazepy zostawiony na krześle, i kapelusz Mazepy kładzie na głowę. / MAZEPA Królu! To mój płaszcz. KRÓL Bez duszy! Chcesz, żebym dostał febry, bez płaszcza, po rosie. MAZEPA Król miłościwy, wszakże masz swój. KRÓL Co? Młokosie, Chcesz, żeby mnie po nocy, w królewskiej odzieży, Poznało zaraz całe wojsko nietoperzy I oddawało winne królewskie honory? Cóż, Mazo, waść nie jesteś na gorączkę chory; Jeśli mnie płaszcz zarazi czym, to głupstwem chyba. Czekaj tu waść. / Wychodzi do ogrodu. / SCENA XIV MAZEPA / sam. / Niech diabli wezmą tego grzyba! Jemu to w pazia płaszczu po księżycu chodzić, I pod oknami marznąć — i niewiasty zwodzić! Ortodoxus! Przeklęty Ortodoxus! Ckliwy! Wszak jeszcze wczora włos mu wyrywałem siwy; Poczekaj! Drugi raz mnie nie złapiesz tak snadnie. Dalibóg, że mu w moim płaszczu bardzo ładnie, Gotowa jeszcze okno otworzyć. SCENA XV / KRÓL wraca ze szpadą dobytą, ranny w rękę. MAZEPA. / KRÓL Nędzniku! MAZEPA Królu! KRÓL Zdrajco bezczelny. MAZEPA Skądże tyle krzyku? KRÓL Waść mnie posłał na zgubę. MAZEPA Ja? KRÓL Zbójcę nasadził. MAZEPA Przysięgam, miłościwy panie… KRÓL Waść mnie zdradził… MAZEPA Co widzę? Najjaśniejszy pan masz krew na dłoni! KRÓL Wytłumacz się, urwisie! Niech się waszeć broni, Będziesz waść ukarany. — Ledwom dał dwa kroki, Jakiś olbrzym wypada, jak sosna wysoki, Z szablą dobytą — i wnet, nuż rąbać na ślepo; Krzycząc: podły Mazepo! tchórzu ty Mazepo! Nie będziesz ty mi więcej po księżycu łaził. MAZEPA I król go nie zabiłeś? KRÓL On mnie nie obraził, On waści lżył — a mnie co do tego, mospanie? MAZEPA Lecz on ranił królewską dłoń — i znak zostanie. KRÓL Bogdajeś pękł! — to wszystko ja cierpię za waści. MAZEPA On widział, że król, jego uchodząc napaści, Zostałeś ranny? KRÓL Widział… krew ciekła z oszczepa, A mój ludojad krzyczał: jaki tchórz Mazepa, Ranny już, a spod szabli jak łajdak uchodzi. MAZEPA I król go nie zabiłeś? KRÓL A cóż to mi szkodzi, Że ktoś waści nazywa tchórzem? MAZEPA W żaden sposób… KRÓL Injurie takie zawsze należą do osób, Do których wymierzone są i do nazwiska. MAZEPA Lecz jutro, miłościwy panie, krew odzyska Swoje prawa. KRÓL Co? Jakie krew odzyska prawa? MAZEPA Jutro nazwisko tchórza weźmie ręka krwawa. KRÓL Co ty mówisz? MAZEPA Racz o tym pomyśleć raz drugi. KRÓL Idź waść i obudź moje pokojowe sługi. Pakować się — ja jutro wyjeżdżam przed słońcem. Przeklęta noc! MAZEPA Przeklęta noc! KRÓL I koniec końcem Wyjedziemy. MAZEPA I koniec końcem, wyjedziemy. KRÓL Ten zabójca rozpapla… MAZEPA Nie musi być niemy. KRÓL Przeklęta noc! MAZEPA Injurie należą do osób… KRÓL Co ty mruczysz? MAZEPA Ot! Panie, wynalazłem sposób. Aby tu zostać jutro. KRÓL Ba! To rzecz ciekawa? MAZEPA Jutro nazwisko tchórza weźmie ręka krwawa. KRÓL No, i cóż? Jakże waszeć mój honor obroni? MAZEPA / bierze szpadę króla i sam siebie w dłoń rani. / Oto mi, królu, patrzaj, krew trysnęła z dłoni. KRÓL / ściskając go. / Dziecko moje kochane. MAZEPA Cóż jest w tej zadzierce! Ja bym się może, królu, dla niej ranił w serce. AKT II SCENA I / Galeria z arkadami otworzonymi na ogród. KRÓL, WOJEWODA. / KRÓL Mój mości wojewodo! To rzecz nie do wiary, Paź napadnięty. WOJEWODA Niech mnie położą na mary, Jeśli ja co rozumiem, Najjaśniejszy Panie, W tej gmatwaninie. KRÓL Niech to już tak i zostanie. A waszeć, wojewodo, nie wdawaj się w śledztwo. WOJEWODA Co? Miłościwy panie, moje tu ślachectwo Na szwank jest wystawione, assasynium w domu. KRÓL No, przecież się nie stało wielkie zło nikomu, Paź tylko przywileju wietrznika nadużył I oberwał, mospanie, to, na co zasłużył; Dobrze mu tak, niech ładnym się oczkiem nie wabi. No — cóż tak, wojewodo, dumasz? WOJEWODA Wabik babi, Ten paź, może się strasznie oparzyć. Mopanek Niechaj się strzeże, niech tu nie szuka kochanek. Mój dom nie jest… KRÓL I cóż tak drzesz pas złotolity? WOJEWODA Więc pazik szukał tutaj po nocy kobiety? KRÓL Wojewodo, ja nie wiem. WOJEWODA Miłościwy panie, Pozwól mi — pójdę — ranne zastawić śniadanie. KRÓL Dajem wam wszelką wolność. / Wojewoda odchodzi. / SCENA II KRÓL / sam / Ten starzec zazdrosny, Jakże taki charakter w starych ludziach sprośny! Jaki śmieszny! Rwał wąsa i rozdzierał pasa, A wszystko więził w sobie, i krwi tylko krasa Wyszła mu na policzki starością zwiędniałe. Wstrząsał się, jakby dźwigał na ramionach skałę; Widziałem, jak mu błysła źrenica czerwona, Gdy wyrzekłszy, kobieta, w myśli dodał: żona. Oj wojewodo, tak mi wyglądałeś wasze, Jak Radziejowski, gdy jadł ze Szwedami kaszę. Cóż to? Wojewodzina? SCENA III / KRÓL, AMELIA. / AMELIA Panie miłościwy! Przyszłam ze skargą. KRÓL Jakżem dumny i szczęśliwy. AMELIA Królu, widzisz mnie jeszcze drżącą z przelęknienia, Wielką zniosłam obelgę — twarz mi opłomienia, Mówić nie mogę. Niech król w lice mi nie patrzy. KRÓL Któżby chciał na tych licach kwiat oglądać bladszy, Kiedy jesteś tak cudnie piękną, gdy się płonisz. AMELIA Królu, ty mnie obronisz — ufam, że obronisz, Jeśli mnie nie chcesz widzieć, panie, pod mogiłą. Twój dworzanin mnie zelżył, panie. KRÓL Jak to było? AMELIA O tak, królu, jak zwykle, dziś, o słońca wschodzie Szłam na mszę. Pan Mazepa mnie spotkał w ogrodzie. Na wąskiej kładce, zewsząd okrytej drzewami, Ukląkł — jam się bladością okryła i łzami, Lecz nie chciałam się cofnąć, by nie zdradzić strachu: Począł mówić, że poznał mnie po róż zapachu, Że mu wschodzące słońce powiedziało o mnie; Zawstydzona, ile że ubrana mniej skromnie, Bom nie myślała, że mnie kto z ludzi nadybie, Musiałam spuścić oczy i w rzeczułki szybie Wołać rybek na pomoc i prosić o radę. Gdy ten bezczelnik, lica moje widząc blade, Rozumiał, że mnie z barwą zarazem różaną Odleciał wstyd — i z trwogi na kładce zachwianą Zatrzymał tak, że usta uczułam na twarzy. KRÓL O! Szatan! AMELIA Więc się, panie, zawstydzona skarży. Ufam, że się król ujmiesz za sprawą kobiety. KRÓL Osądź go sama. AMELIA Jak to! Ja mam sądzić — nie ty? Królu, ty w naszym domu. KRÓL / na stronie. / Przeklęty paziku! Do Amelii. Pani, w naszym kodeksie jest zbrodni bez liku, Lecz takiej nie ma zbrodni, ani kary na nią. AMELIA Królu! Powiedz mu, że on domu tego panią Zhańbił, że podłe serce mu w piersiach uderza, Ani serce Polaka, ni serce rycerza; Powiedz mu, że my, biedne kobiety, się bronim Wzgardą — więc ja pogardzam i zapomnę o nim. Że choćbym nierządnicą była — nie skorzysta, Bo jeszcze ja dlań będę za dumna, za czysta. Powiedz mu, że nikogo nie mając za stróża, Mogłabym mieć mściciela, lecz mam go za tchórza, I wzgarda moja litość urodziła we mnie. Ale mu powiedz, królu, że zrobił nikczemnie, Powiedz i wypędź, niech go nie widzę przed sobą. KRÓL Czemuż winienem, pani, że z twoją żałobą Do mnie przyszłaś? AMELIA Sądziłam, że króla przytomność Nie wstydzi… KRÓL O! Szczęśliwy król, któremu skromność Zawierza i w całem się zdaje zaufaniu; Szczęśliwy cię oglądać po świeżem spłakaniu, Jeszcze cichymi łzami żalu brylantową. O! Nie płacz, ja ukarzę pazia — daję słowo, Ukarzę — i nie ujrzysz go więcej przed tobą. Teraz o innych rzeczach pomówimy z sobą, Piękna wojewodzino — o zakład, że zgadnę Jak masz imię; być musi imię smętne, ładne, Jakże twe chrzestne imię? AMELIA Amelia. KRÓL Bóg z nami! Słowik tej nocy ciągle pod mymi oknami Śpiewał to imię, jam spał i słyszał po trosze: Teraz już z serca tego słowika nie spłoszę, Piękna Amelio! I tak więdnąć tu odludnie? Ten zamek nad jeziorem położony cudnie, Ale smętny jak moje we Francji więzienie. Te okna, te arkady, te lipowe cienie, Ale tu całe życie prawie przeżyć trudno. Amelio, czy ci w zamku tym czasem nie nudno? Czy nie żądasz odmiany, tu dnie smutne płyną, Ja bym w tym zamku umarł już, wojewodzino. To więzienie jak moja francuska wieżyca. Ach! Było i tam dziewczę tak jasnego lica Jak ty pani — tak w każdym ujęciu okrętna, Która mi wtenczas miła — a dziś jest pamiętna. Jesteś od niej piękniejsza, lecz podobna trochę, Ty jesteś smutna, tamto dziewczę było płoche, Nieraz oszukiwała więzienia pachołków, I list z kraju przyniosła w bukiecie fiołków. Dziś woń fiołków zawsze mi ją przypomina. AMELIA Jakże się nazywała ta biedna dziewczyna? KRÓL Klaudia. AMELIA Więc kochała i umarła z żalu. KRÓL Wdową jest po marszałku dzisiaj d'Hopitalu. AMELIA Zapomniała? Zdradziła? KRÓL Odmieńmy rozmowę. Dziś, gdy mnie gryzą kolce korony cierniowe, Cóż bym nie dał, by dawne powróciły lata, Gdy chleb spleśniały przy mnie, w oknach była krata, A serce kochające przy sercu mi biło. O! Pani, jakże teraz samotnemu miło Znaleźć tak piękną smętnych uczuć powiernicę, Takie dwie łzy, dwie takie w oczach błyskawice, Co z gniewnym ogniem niosą razem przebaczenie; Takie słyszeć nad własną niedolą westchnienie, Tak białą dłoń i miękką mieć do łez otarcia. Tron i koronę rzucić, bez przyjaciół — wsparcia Opuścić kraj, gdzie ludzie są w sercach zatruci, Rzucić wszystko, z tą jedną, co nigdy nie rzuci. AMELIA Mogęż odejść? KRÓL O! Pani, zostań — jedna chwila. Ty nie wiesz, że w tej chwili los mój się przesila, Że mi korona spada z głowy, co się schyla Przed tobą, czarodziejko. AMELIA Mogęż odejść, panie? KRÓL O! Dumna, raz niechętnie dałaś całowanie Czołu pazia — lecz teraz spotkasz… AMELIA Już mi widne… KRÓL Czoło w koronie… AMELIA Zimne… KRÓL Dokończ… AMELIA I bezwstydne. / Odchodzi / SCENA IV / KRÓL, WOJEWODA. / WOJEWODA / spotykając odchodzącą Amelię. / Co to jest? Do swych aśćka idź apartamentów. KRÓL Cóż tak srogi? WOJEWODA Mościwy Panie, bez wykrętów, Coś mi dziś we łbie jęczy pogrzebowym dzwonem, Krew, co się lała, leży pod żony balkonem. KRÓL Co? pazik taki śmiały? WOJEWODA Królu, proszę o to: Wypraw ty mi z zamczyska tę laleczkę złotą, Wypraw ją — bo już, Panie Miłościwy, ranna, To jak się dotknę, stłuc się gotowa jak szklanna; Ja żony nie podzieram, to święta kobieta. Lecz ten paź, on się czegoś tu, królu, dopyta. Ja ciebie może, panie miłościwy, nudzę, Lecz powiadam, jeśli chcesz mieć w dalszej usłudze Twojego dworzanina, to go wypraw prędzej, On się tu może zgubić jak worek pieniędzy, Złoto wabi, on cały złoty — toć ukradną, Wypraw go, mciwy panie, ma figurkę ładną, Ja się o niego boję. KRÓL No, mój wojewodo, Widzę, że w tobie ta krew, to nie szafran z wodą. Cieszę się, żeś mi jeszcze czerstwy i ognisty. Przyślij mi pazia, zaraz mu napiszę listy I wyślę do Warszawy. WOJEWODA A ja mu dam szkapę. / Odchodzi. / SCENA V / KRÓL, potem MAZEPA. / Ja zgrzeszyłem jak dziecko, a paź weźmie w łapę; To i dobrze, on w moich zamiarach przeszkadza. A jak widzę, to mnie tu on haniebnie zdradza I sam pięknie przy własnej patronuje sprawie. To i dobrze, z listami pazika wyprawię, Zostanę sam, a pomoc mi rychło przybędzie. Wchodzi Mazepa. Nastraszyłeś mi Waćpan przed czasem łabędzie. Próżno spuszczasz oczęta i przegryzasz wargi, Były tu na Waćpana, gapiu, różne skargi; Wywędrujesz mi stąd precz, z listami do żony. Do gabinetu za mną. / Wchodzi do pokoju bocznego. / MAZEPA Proszę, jaki słony Mój ortodoxus, nigdy tak źle nie zaczynał. KRÓL Ze mną do gabinetu wać… MAZEPA Diabeł kardynał. / Wychodzi za królem. / SCENA VI ZBIGNIEW / wchodzi. / Tu wszedł paź, już go nie ma, zaczekam tą razą, Niechaj nas po dniu zimne rozsądzi żelazo. O! Zabić go! A potem zabić się samemu. Cóż jest w tej cichej śmierci okropnego? Czemu Lękamy się tej ziemi, co nam czoło plami, I snu z założonymi na piersiach rękami? Śmierć, innej nie ma drogi przede mną — o Boże! Gdyby mi kto powiedział wczora, że być może Jaki człowiek na ziemi, z sercem ludzkim w łonie, Śmielszy, niż róża listkiem kryjąca jej skronie, Bliższy jej ust, niż swojski jej kanarek złoty, Szczęśliwszy niż powietrze, niż owe istoty, Muszki wieczorne, którym ja zazdroszczę co dnia, Ach, nie wiem… wczoraj mi się zdawała to zbrodnia Dotknąć jej twarzy… dzisiaj może bym szalony… Tak więc ten, co się pali sam — żar zapalony Ciska na serca drugich i winien pożogi, Która człowieka wali losowi pod nogi Zimnym — zwalanym trupem… SCENA VII / WOJEWODA, ZBIGNIEW. / WOJEWODA Waść tu czekasz kogo, Waść widzę porysował marmury ostrogą. Cóż to jest za rysunek — trupia głowa — synu! Waszeć mi chcesz się rąbać? Wstyd, to człowiek z gminu: Takiego wojewoda pod kijem zatłucze… Posłałem Chmarę — ja go respektu nauczę… Melka niewinna, że krew pod oknem — niewinna, Lecz z paziem, co ją sądził ścierką — to rzecz inna. Pod kijami odszczeka, już posłałem Chmarę. Zostaw to wszystko waszeć na to czoło stare. Czy ty myślisz, że matka o tym nie wiedziała? ZBIGNIEW O! Na to ja przysięgnę. WOJEWODA Panu Bogu chwała, Że mi nadarzył świętą kobietę za żonę. Czy waść uważał, miała oczęta czerwone Od płaczu? ZBIGNIEW Bo też każde posądzenie boli… WOJEWODA Posłałem ludzi — będą przy wielkiej topoli Koło karczmy na tego czatować gałgana. ZBIGNIEW Lecz jak się król pan dowie? WOJEWODA Króla mam za pana, Ale nie w moim domu. SCENA VIII / Ciż sami. KRÓL i MAZEPA wychodzą z bocznych drzwi. / KRÓL Mości wojewodo, Paź jedzie do Głuchowa, potem z naszą zgodą Powraca do Warszawy, rzecz ukartowana. Pozwólże mu waścine uściskać kolana, I każ mu spuścić mosty. WOJEWODA Niech odjeżdża zdrowo. A ode mnie niech przyjmie szablę turkusową, I rumakiem murzynem nie gardzi na drogę. Koń ten bystre ma oczy i lotną ma nogę. Oby waści szczęśliwie niósł przez nasze pola Do szczęśliwego celu. MAZEPA Jeśli wasza wola, Przyjmuję oba dary — piękny upominek, Dobra szabla, a jeszcze lepszy koń murzynek; I bodajby to koń był, co kędyś po lesie I po łąkach aż na tron pazika zaniesie, Jak to już wywróżyła cyganka przed laty. KRÓL A lećże mi po łąkach, paziku skrzydlaty, Wspomnij o mnie na tronie i bądź mi aliantem. A teraz, wojewodo, chodźmy alikantem Pić za szczęśliwą podróż tego pretendenta Do korony. Do Mazepy. Niech waszeć o listach pamięta. / Odchodzi z wojewodą. / SCENA IX / MAZEPA, ZBIGNIEW. / ZBIGNIEW / dobywając szabli. / Mości panie, do szabli. MAZEPA / dobywa szabli. / Wiem, co się to znaczy. ZBIGNIEW Strzeż łba. MAZEPA Mości rotmistrzu, jestem syn kozaczy, Bić się umiem, lecz wcale nie czuję ochoty Tłuc ojca turkusówką w syna pancerz złoty; Ani wojewodzica, co jak róża młody, Zabiwszy, uciec z zamku koniem wojewody. Wreszcie i to waćpanu w pokorności ducha Wyznaję, że mnie teraz poruszyła skrucha, Że się wstydzę tej w zamku odegranej roli; Więc jeżeli szanowny pan Zbigniew pozwoli, Ścisnąwszy się jak bracia, rozjedziemy w zgodzie. Czar był jakiś w tym zamku, w księżycu, w ogrodzie, Co mnie obłąkał, ogniem zapalił, miłością; Czar trwa i mnie uniża teraz przed waszmością, I szczerym mnie afektem ku niemu zapala. Cóż mówisz na to Waszmość? Czy serce pozwala? Czy od proponowanej jest dalekie zgody? Wierzaj mi, wrzućmy nasze zatargi do wody I bądźmy przyjaciółmi. ZBIGNIEW Drwisz? Czy jesteś tchórzem? MAZEPA Każdy swego honoru powinien być stróżem. Zdaj to na mnie; potrafię zniżyć się bez szwanku. ZBIGNIEW Waść zmykałeś tej nocy. MAZEPA Księżyca kochanku Czy pewny jesteś, że ja przed waścią umykał? ZBIGNIEW Mój Boże! Jak wąż z bolu pod żelazem ksykał, Zdejm rękawiczkę, krwawe masz na ręku znamię. MAZEPA Pewnyż jesteś, że twoje żelazo i ramię Temu winne, mospanie, że mam krew na ręce? ZBIGNIEW Wykręcasz mi się podle. MAZEPA Lecz się nie wykręcę. Co? Oto moja ręka — tak, dalibóg krwawa, Lecz nie waćpan ją zranił. ZBIGNIEW Ba! To rzecz ciekawa! MAZEPA Mospanie, jak nabierzesz znajomości świata, Poznasz, że nieraz cześci albo krwi utrata Potrzebną jest ut salvat miłe nam osoby. Waćpan jeszcze przez żadne nie przeszedłeś próby, A jednak w tym się właśnie waść znajdujesz razie, Że nie tak na odwadze szumnej, na żelazie Honor najdroższej tobie osoby spoczywa, Jako na roztropności — to sztuka prawdziwa Serce mieć pełne ognia, zimne jak lód lice, I do grobowca z sobą zanieść tajemnicę. ZBIGNIEW Żadnych takich tajemnic nie mam do ukrycia. MAZEPA Więc może ja się mylę. — Każdy ma do picia Kielich mniej więcej gorzki; a ja się lituję Nad tym, co się codzienną męką serca truje. Zdjął mnie smutek, gdym ujrzał w chmurach ciemnych losu Dwie istoty cierpiące bez jęku, bez głosu, Ciche, co mając serca od Chrystusa krwawsze Mówią: niestety! Dodać zmuszeni: na zawsze! Jestem dziecko; lecz takie widząc przeznaczenie, Szczere i wielkie w sercu uczułem cierpienie I litość — i poświęciłbym siebie. ZBIGNIEW Za kogo? MAZEPA To moja tajemnica. ZBIGNIEW Do szabli! MAZEPA Tak srogo? ZBIGNIEW Serce wydrę… MAZEPA Dlaczegóż pobladłeś jak chusta? — Pewien mi pocałunek wiecznie zamknął usta. ZBIGNIEW Kłamiesz jak pies! MAZEPA Koniecznie? ZBIGNIEW Do szabli, mospanie! MAZEPA Ha! kochasz ją… / Biją się — Zbigniew końcem szabli rozdziera i wyrzuca listy królewskie, które paź był schował przy piersi. / ZBIGNIEW Dostałeś. MAZEPA Waść lepiej dostanie. / Mazepa wytrąca pałasz z ręki Zbigniewowi i obala go na kolano. / ZBIGNIEW Korzystaj z losu, przepędź mi sztychem przez kości. MAZEPA / podnosząc go. / Zbigniewie! Proszę teraz drugi raz waszmości O braterstwo i przyjaźń. Daj zemście spoczynek. Użyłem słów wabiących gniew i pojedynek, Abym poznał, czy wasze jest jednym z tych ludzi, Który się w domu ojca szpiegowaniem trudzi, I odejmuje pokój starca włosom siwym; Czy waść jesteś szlachetnym, ale nieszczęśliwym. O! tak, szczerze waszmości chcę być teraz bratem… Zbigniew rzuca się w objęcia Mazepy. Zbigniewie mój, z tym biednym kłócący się światem Walką wrącego serca, mój drogi! Szlachetny! Ty mi się podobałeś; ty w tym zamku, świetny Jak rycerz dawnych czasów, ująłeś mi serce, Słuchaj! Twój pożar jeszcze w maleńkiej iskierce, A już cię strawił, już cię zwiędniałym uczynił. Aniś ty jeszcze w niczym skalał się, przewinił, W jej szafirowych oczach twoja bogobojność Zostawiła anielskość dotąd i spokojność; Lecz to nie potrwa wiecznie, to nie potrwa długo… Wierzaj mi, ty być musisz twego losu sługą, Bo nie możesz być panem; nie, to niepodobna. Zostaw ją tu — jak róża kwiatami ozdobna Niech się błyszczy i cicho na słońcu przekwita. Lecz ty uciekaj! Ciebie już skrzydłami chwyta Straszny duch ognia, tobie uciekać potrzeba. Wierzaj mi, są miłoście bez gwiazd, Boga, nieba, Te wkrótce zetrą serce na proch — tak go znudzą, Tak splamią, tyle razy do niczego zbudzą, Tyle razy w sen cichy ogłupienia wtrącą, Że wreszcie źródło wspomnień na wieki zamącą — To się i z tobą stanie. Jedź ze mną, Zbigniewie. Jak dwa motyle w wichru kręcone powiewie, Przelecimy przez okna otworzone dworu, Gdzie gapie, a w kontuszach różnego koloru, Jak ćmy głupie obsiadły starą Francuzicę. Przewrócimy ten cały stary świat na nice, Brzękiem, śmiechem, szyderstwem napełnimy salę. Jak mi serce zagaśnie, to je znów zapalę Przy ogniu twego serca — a jak ogień boski I w tobie zamrze — wtenczas żadne łzy i troski Już nie wrócą, i będziem śpiewali victoria. Widzisz, moje kazanie gorzkie jak cykoria, Wycisnęło ci z oczu łzy, drogi Zbigniewie… I cóż? ZBIGNIEW Pojadę z tobą… MAZEPA Dziś przy wielkim drzewie Koło karczmy zaczekam na cię do północy. ZBIGNIEW Nie tam — jedź inną drogą… MAZEPA Co? Czy tam Rakocy Stoi z wojskiem? ZBIGNIEW Nie pytaj, bo mi wstyd wyjawić… MAZEPA Więc potrafię się w bliskim miasteczku zabawić Grą w kości, choćby z jakim wojakiem ciemięgą. ZBIGNIEW Czekaj tu, ja ci każę klacz osiodłać tęgą, Wtenczas wiatr nie doścignie. MAZEPA Idź, chłopaku szczery. / Zbigniew odchodzi. / SCENA X MAZEPA / sam. / Panie Mazepo! Teraz wasze innej cery — Co się z twoją złoconą zrobiło maszkarą? Mówiłeś jak ksiądz — próżno diabeł krzyczał: haro! Ty brnął w cnotę jak w błoto, ani dbał o siebie… Dwa dni tego humoru, a umrę, i w niebie Będę siedział po uszy. — Ba — lecz bies powróci. Podnosi listy królewskie z ziemi. A ha! Królewskie listy… Ten król mi coś czmuci. Dalibóg! Szablą pieczęć przecięta na dwoje — Schowam — ja się tej szelmy ciekawości boję; To mój wróg — ba! Lecz pieczęć na dwoje złamana. Tylko troszeczenieczkę… Zaziera w listy. „Proszę Waszmość pana” Do Głuchowskiego pisze komendanta.. Przebiega list oczyma. Nieba! Ukartowane wszystko na rapt jak potrzeba, Ortodoxus chce porwać żonę wojewodzie! Dalej — tu widać jakiś przypisek na spodzie — Czy ja ślepy? Czy bielmo mi na oczach leży? Czyta. „Pana Mazepę zaraz zasadzić do wieży, I strzec aż do dalszego z nim rozporządzenia”. Chowa listy. Ach, panie ortodoxus! Co? Mnie do więzienia? A młodziutką starego żonę w twoje łapy?… Więc ty myślisz, że wszyscy, włącznie ze mną, gapy? Że w twoich sidłach muszki uwikłane zginą? Tej nocy muszę widzieć się z wojewodziną. Jej tylko mogę wyznać tę dziecka ciekawość; Czegóż się lękam? — Moja zwinność, lotność, prawość Wszystko ocali. — Będę ją widział tej nocy… Mam jej honor i własną śmierć we własnej mocy, Z tym się zgubić nie można. SCENA XI / ZBIGNIEW wraca, MAZEPA. / ZBIGNIEW Koń czeka gotowy. MAZEPA Do widzenia. / Wychodzi. / ZBIGNIEW / sam. / Skończona rzecz! Ugiąłem głowy Przed nieszczęściem — skończona ze mną rzecz — zginąłem. Gdyby wiedzieć, że człowiek smutny jest aniołem, Że co tu niespokojnych miłości uniknie, To będzie miał u Boga. Mój cień wkrótce zniknie, I w tej krainie więcej o mnie nie usłyszą; Ale po latach wielu z jaką straszną ciszą Trumny się starych ludzi w jednym lochu schodzą, Jakby się nigdy z sobą nie znały, i płodzą Robactwo obrzydliwe. Patrząc na te kości, Kto by wtenczas przypomniał ludziom o miłości, Odebrałby śmiech dziwny trumien w odpowiedzi I odszedłby jak głupiec z mistycznej spowiedzi — Czas jest rozgrzeszycielem. — O! Jakże tym błogo, Co swe gryzące wiecznie serce przeżyć mogą. SCENA XII / ZBIGNIEW zamyślony. — Widać AMELIĘ zbliżającą się po drugiej stronie arkad. — KSIĄDZ idzie za nią. — AMELIA staje przed Zbigniewem i uderza go lilią po twarzy. / AMELIA Cóż tak smutny? ZBIGNIEW Nic! Głowa mi cięży jak ołów. / Amelia daje Zbigniewowi lilię, lecz ksiądz stojący za nią wyrywa kwiat z ręki Amelii i mówi srogo. / KSIĄDZ Daj do kościoła — lilia jest kwiatem aniołów. AKT III SCENA I / Pokój wojewody. — WOJEWODA, CHMARA. / WOJEWODA Więc paź jest tu, w ogrodzie? CHMARA Widziałem na oczy… WOJEWODA Zdejm wacan strzelbę, spróbuj czy zamek odskoczy. Czemu waść patrzysz na mnie? Co? Zbierz acan ludzi, Ale cicho, niech się król jegomość nie zbudzi, Idź — z ludźmi bądź w ogrodzie. Chmara wychodzi. Panie! Chryste Panie! Oto rzecz! W zamczysku moim polowanie Na gacha mojej żony! Chryste! Jezu Chryste! A dajże tym umarłym światło wiekuiste! Pomrą! Piekielnie pomrą! / Wychodzi zbrojny. / SCENA II / Mieszkanie wojewodziny. — Okno otwarte na balkon — z jednej strony alkowa zasłoniona firankami. / MAZEPA / włazi oknem. / Wszystko śpi w zamczysku. Żadnego po komnatach szmeru ani błysku. Doskonale! To pokój kobiecy. Gdzież ona? Może jeszcze w ogrodzie chodzi zamyślona, Może u swoich niewiast? Pokazując na alkowę. Może tam uśnięta. Co robić? czy tam zajrzeć? — Alkowo przeklęta! O! Najniebezpieczniejsza z zasadzek, alkowo! Za tą zasłoną lekką, wiotką, purpurową, Ona śpi snem różowa, cicha. — Diable! Diable! Jak ty mnie dręczysz… Zaziera w alkowę i wraca. Pusta. — Przysięgam na szablę, Że nie miałem złej myśli ruszając firanek. Cóż robić?… Ona przyjdzie… skryję się na ganek, A na wachlarzu kilka słów do niej napiszę… Pisząc. Odeślij twe niewiasty — jestem tu… Rzuca wachlarz. Co słyszę? Kroki dwóch osób… mury te dla mnie fatalne! Ha! Jeśli mnie odkryją tu, w łeb sobie palnę. / Wchodzi do alkowy i zasłania firanki. / SCENA III / AMELIA, ZBIGNIEW. / AMELIA Więc to ostatnie twoje ze mną pożegnanie? ZBIGNIEW Tak, moja matko. AMELIA Słyszysz słowików śpiewanie? Chce mi się płakać — biedna ja! Biedna! ZBIGNIEW Dlaczego? AMELIA Nie wiem! Ja na tym świecie nie pragnę niczego, A jednak ja nie jestem szczęśliwa. Ja nie wiem, Co mi jest. Siedząc teraz z tobą pod modrzewiem, Zdało mi się, że jakaś okropna godzina Dzwoni w nocnem powietrzu. — Wczoraj moja sina Szpileczka turkusowa, którą mam po matce, Złamała się — to mała rzecz! — lecz na okładce Książki od nabożeństwa zapisałam sobie Ten dzień, jak zły dzień. — Boże! Skądże przyszło tobie Odjeżdżać?… ty mi nigdy nie mówiłeś o tem. Zostanę sama!… Lecz ty odjeżdżasz z powrotem? ZBIGNIEW Nie, matko. AMELIA Nie — więc nigdy tu już nie powrócisz? ZBIGNIEW Nigdy! Nigdy już! Nigdy! AMELIA Żałośnie mi nucisz, Jak szpaczek, co jednego nauczony słowa, Nie rozumie i gada… ZBIGNIEW O matko! Bądź zdrowa! AMELIA Chodź tu! Klęknij mi wasze — cóż tak nieserdecznie Żegnasz się? — i ty mówisz, że się żegnasz wiecznie! Ja ciebie nie rozumiem. Chodź! Czoło waszmości Okropnie zimne. ZBIGNIEW / klęka przed nią. / Matko! O matko! Litości… AMELIA Milcz! Milcz! Ja cię rozumiem! Tak padłeś przede mną, Waćpan przede mną strasznie upadłeś. Bóg ze mną! Ja waćpanu nie mogę nic, prócz łez, ja sama Cierpię. — Idź waść. ZBIGNIEW Litości! AMELIA Prócz łez… Jaka plama Dla mojej czystej duszy tak z waćpanem gadać, Jak gdybym rozumiała. Nie chcę o nic badać… Ja będę wiecznie Boga za ciebie prosiła. Nie bój się, my niewinni; Bóg cierpienia zsyła, Ale można spokojność wyprosić u Boga. Ja pana żegnam wiecznie — ja jestem uboga, Nie mam co dać mu prócz łez. — To ciebie nie splami, Że schylona nad tobą obleję cię łzami; Ty będziesz je pamiętał, te łzy. Proszę! Proszę! Proszę te łzy pamiętać… i o mnie. Ja znoszę Wielkie męki, lecz proszę źle nie myśleć o mnie, Bo to, co teraz mówię, mówię nieprzytomnie. Bądź zdrów! ZBIGNIEW / chce wstać i mdleje / Ciemno mi w oczach… AMELIA Słyszysz! Ktoś nadchodzi. O! Wstań! O! Wstań… to ojciec nasz! Do wchodzącego wojewody. Niech pan dobrodziej Ratuje — twój syn leży mi u nóg zemdlały. SCENA IV / CIŻ SAMI, WOJEWODA, CHMARA. / WOJEWODA / do ludzi za sceną. / Pilnować drzwi i okien. — Jeszcze honor cały. Mój syn tu był na straży. Do Amelii. Czyś ty jego struła? AMELIA Ja? WOJEWODA Ty bez cześci. AMELIA Mężu! WOJEWODA Waćpaniś tu czuła Gacha w komnacie; czarów użyłaś na dziecko. Wszedł i omdlał. AMELIA Co waćpan mówisz? WOJEWODA O! Zdradziecko Umiesz ty się wykręcać, czarna ohydnico. Panie Chmara! Synowi memu pod nos świecą, Czy żyje? CHMARA Dycha, panie. WOJEWODA Wynieść do ogrodu. ZBIGNIEW / przychodząc do zmysłów. / Gdzie jestem? Co to znaczy? Ojciec! WOJEWODA Bez wywodu, Panie synu! Nie kryj się waćpan, ja świadomy Całej rzeczy. — Bogdajby mnie trzasnęły gromy! Bogdajbyśmy obadwa legli od pioruna… I ta winna! Ta sądna! Ta przebiegła kuna! Ta… ta ścierka! ZBIGNIEW Ach! Ona, mój ojcze, niewinna. WOJEWODA Nie… ona jest, jak mówią, kobieta uczynna, Nic więcej, ona tylko się… ZBIGNIEW Ojcze! Na Boga! WOJEWODA / do Amelii. / Jak mi waćpani płaczesz! Jak cię trzęsie trwoga? Ha! Bo też tu się stanie z nami rzecz okropna. Waćpani mi tu byłaś bardzo nieroztropna! Waćpaniś prowadziła źle twe ceregiele, To teraz będą kiry i trumny w kościele; Przygotuj się waćpani, bo to sprawa czarta. O! Jaka ty na czole ze wstydu wytarta! Inna by już mi do nóg padła cała długa I całowała stopy. AMELIA Ja waszmości sługa, Ale jestem niewinną. / Zbigniew pada do nóg / WOJEWODA / do Zbigniewa. / Ty śmiesz prosić za nią? ZBIGNIEW Nie, ja sam jestem… WOJEWODA / przerywając. / Tak, ty — z twoją matką panią Złączyliście się… ZBIGNIEW Ojcze! WOJEWODA Przeciw starca głowie, Aby ją okryć hańbą — niech ci Bóg da zdrowie; Wybrałeś się tu dobrze z protekcyą wasze. ZBIGNIEW Ojcze! Choćbyś miał piorun, to ja go zagaszę Krwią moją, i sam jeden tę winę odkupię. WOJEWODA O! synu krwi wężowej! Synu — zimny — trupie! Bez duszy — i ty żadnym gniewem się nie palisz? Czy twoje młode kości naruszył paraliż? Czy serce tylko twoje tknięte paraliżem? ZBIGNIEW Ojcze! Te słowa dla mnie są boleści krzyżem — Reszta będzie bez męki. — Syn z pokorą czeka. WOJEWODA / do Amelii. / Waćpani masz w sypialnym pokoju człowieka. AMELIA Ja?… WOJEWODA Patrzcie na nią teraz, patrzcie! Jak się chwieje, Ona tu wnet omdleje. AMELIA Nie — ja nie omdleję. O! Matko Boska! Bądź ty ze mną w tej godzinie. WOJEWODA Przysięgam, że waćpani gach jak mucha zginie, Panie Chmara, poszukać w alkowie. AMELIA / zatrzymując Chmarę. / Stój wasze! Pierwej w tych piersiach srogie utopcie pałasze, Nim dotkniecie firanek — a ty słuchaj, mężu. WOJEWODA W twoim pokoju człowiek jest — kobieto! Wężu! AMELIA Zbigniewie! Nie ma w moim pokoju nikogo. WOJEWODA Da się to widzieć. ZBIGNIEW Ojcze! Nim postąpisz nogą, Pomyśl, co robisz! Tu się rzecz okropna stanie… Ja wierzę — i ty musisz wierzyć — o! Mój panie! O! Mój ojcze! Ty wierzysz? Nieprawdaż? WOJEWODA Rufianie! ZBIGNIEW O! Mój ojcze! WOJEWODA Dlaczegoż ty się z pasjonatem Droczysz — i stoisz tutaj — i jesteś mi katem?… Dlaczegóż ty jej wierzysz? O godzino sromu! Waść by mnie teraz wtrącił do szalonych domu? A jednak ja mam zmysły wszystkie dobrze zdrowe. Panie Chmara! Każ ludziom tę straszną alkowę Zrewidować — tam nie ma okien; nie uciecze, Tu go waćpani kozak za włosy wywlecze, Będziesz ssać jego rany i całować w usta, Położysz się na piersiach — lecz pierś będzie pusta, Bo ja mu z piersi serce jak oko wyłupię. Ja waćpani pozwolę potem spać przy trupie, Jeśli nie będziesz chciała, przywiąże jak sukę. Ja dam niewiernym żonom okropną naukę, Będą o niej pamiętać aż Polski nie będzie. Waćpani będziesz słynąć w sławnych ścierek rzędzie, Mną będą straszyć dziatwę. — Hej, iść pod kotary! / Ludzie zawołani przez Chmarę chcą iść do alkowy. — Zbigniew staje u wejścia, dobywa szabli. / ZBIGNIEW Ojcze, każ im się cofnąć, bo pójdą na mary. Bo ja tu ich nie puszczę. WOJEWODA / sam daje krok wprzód. / / Zbigniew dobywa pistoletu i przykłada sobie do piersi. / On ze mną zaczyna. ZBIGNIEW Stój, ojcze! Bo na progu tu wstąpisz w krew syna. WOJEWODA A to diabeł zacięty! AMELIA Zbigniewie! Zbigniewie! Odsłoń firanki, ja wiem, że twój ojciec nie wie, Co ja cierpię, lecz niech się przekona oczyma. Oczy są jego sercem, on innego nie ma; Gdyby miał, ulitowałby się tysiąc razy. Do wojewody. O! Panie, ja niewinna! Ja bez żadnej zmazy, Lecz patrzaj, co ty robisz tu z sercem kobiety? Patrz! Twój syn do ust kładzie pistolet nabity; On nie może wytrzymać udręczenia mego, On się chce zabić, panie. WOJEWODA A wiesz ty dlaczego? Do ust włożył pistolet i za śmiercią dyszał? Bo tam za sobą szelest człowieka usłyszał, Bo ja aż tu słyszałem. AMELIA Ten starzec mnie łamie! Zbigniewie! Tyś nie słyszał nic? Ten starzec kłamie. ZBIGNIEW / jakby pasując się z sobą i wpadając w obłąkanie. / Nie, ja nic nie słyszałem — nic — to rzecz skończona, Tam nikt nie wejdzie. Piersi Chrystusa czerwona Siedmią ranami, tam nikt nie wejdzie — o! Boże! Idzie ku Amelii. Matko! — macocho. Cofa się ze wstrętem i znów wraca przed alkowę. Ojcze, ja się tu położę Jak pies i nikt nie wejdzie, miej litość nade mną. Ojcze! O! Ja omdleję, słabo mi i ciemno… Ja omdleję drugi raz. Ta scena mnie dręczy! Ojcze! Syn ci na duszę nieśmiertelną ręczy, Że tam nie ma nikogo, czy ci nie dość na tem? Ojcze! O! Będzie ze mną tak jak z moim bratem, Którego ty zabiłeś przed laty niechcący. Patrzaj, ja cały blady, patrzaj, cały drżący, Ja słabnę — jeszcze chwila, a serce mi pęknie. AMELIA / do wojewody. / Litości, panie! Niechaj twa zaciętość zmięknie, Ja bardzo cierpię. WOJEWODA / ponuro. / Chciałbym uwierzyć w waćpanią. Zdejmuje ze ściany krucyfiks. Przysięgniesz na krucyfiks? ZBIGNIEW Ja przysięgnę za nią! Ojcze! Co myślisz? Kazać przysięgać kobiecie? Ja sam oto na moje nieśmiertelne życie, Na tym krzyżu obiedwie położywszy ręce, Przysięgam. Usta kobiet są jak niemowlęce, Ich straszliwymi słowy nie potrzeba mazać. Mój ojcze, daj krzyż, ludziom już można rozkazać, Aby odeszli. Na stronie. Cóż to? I ona się zbliża? AMELIA Ja przysięgnę. ZBIGNIEW Ty? AMELIA I cóż? ZBIGNIEW / cicho do ucha Amelii. / Matko — precz od krzyża. AMELIA / kładzie rękę na krucyfiks. / Na Chrystusowe rany i na matki duszę, Na wycierpiane teraz krzyżowe katusze Przysięgam, że niewinnie byłam posądzona, Niech wam tak Bóg odpuści. ZBIGNIEW Ojcze! Rzecz skończona. WOJEWODA Ha? ZBIGNIEW Wszak przysięgła? WOJEWODA Amen. ZBIGNIEW Ojcze! Idźmy razem, Ja sam jestem — jak senny! WOJEWODA Chmara! Idź z rozkazem, Niechaj mi tu mularzy przyśle budowniczy. / Chmara odchodzi. / ZBIGNIEW Cóż to jest? WOJEWODA Król Jegomość tutaj sobie życzy Kaplicę mieć pod bokiem, więc trzeba mularzy. ZBIGNIEW Ojcze! Tobie coś patrzy okropnego z twarzy. WOJEWODA Ja, mospanie, spokojny. Na Chrystusa rany, Spokojny jestem starzec. Choćby teraz w tany, Tak mi wesoło, tak mnie ta przysięga cieszy. Gdyby nie to, że śmierci się kościotrup śpieszy I już stoi nad głową, śmiałbym się na gardło… Lecz, mości panie, serce już we mnie umarło; Śmierć się dotknie i kości na proch się rozsypią… Cyt, cyt, cyt — czy słyszałeś? Jakieś buty skrzypią, Czemu waść drżysz? ZBIGNIEW Już późno, ojcze, już poranek… / Wchodzą mularze i Chmara. / WOJEWODA Zamurować alkowę, nie tykać firanek. ZBIGNIEW Mój ojcze, ta niewiara… WOJEWODA A waść mojej żonie Wierz, przysięgła na krzyżu, to ja teraz bronię, Abyś ją waść o krzywą posądził przysięgę. Zamurować! Na piekieł czerwonych potęgę Zaklinam się, że nigdy tam nie zajrzą ludzie. Tam leży tajemnica, tam żeńskiej obłudzie Jest zamknięta rzecz czarna, dręcząca — tam kara! Tam po ciemnościach z głodem tłukąca się mara, Tam letargnik żyjący swego ciała strawą Ze szklanymi oczyma, z gębą wyschłą, krwawą, Gryzący ręce. Patrzcie, jak ten mur podrasta. Otóż to z sercem prawie kamiennym niewiasta, Żona, co dba o siebie, o honor kobiecy, Zabójczyni zrobiona nagle z nierządnicy. Synu! Co wacan myślisz o swojej macosze? / Podczas tych słów, mularze już część wejścia zamurowali. Amelia, która stała zamyślona, rzuca się do nóg wojewody. / AMELIA Panie! Mój mężu… WOJEWODA Aśćka mi rozkazuj. AMELIA Proszę, Pozwól mi, nim alkowę zamurują… WOJEWODA Aha! AMELIA Ja muszę tam wejść, mężu! WOJEWODA Już aśćka się waha, A przysięgłaś! AMELIA Ja muszę tam wejść, nim dokończą. WOJEWODA Jak waćpanią Bóg złączy — ludzie nie rozłączą. Gotowi zamurować. ZBIGNIEW / na stronie. / Dzień sądu prawdziwy. AMELIA / pokazując na alkowę. / Panie, tam jest… WOJEWODA Ha — jest kto? i cóż? AMELIA Tam jest żywy… ZBIGNIEW / na stronie. / Kto? Czy tam król? AMELIA Konterfekt mej nieboszczki matki. WOJEWODA Na Boga ran siedmioro, wybieg bardzo gładki! Precz od kolan! A wy tam spieszniej z tą robotą. Rozwiedziemy się, pani; tę obrączkę złotą Odbierzesz, cudzołożna żono, w konsystorzu. A teraz mi acani utoniesz jak w morzu. Pod klucz serce, nie będziesz mnie więcej hańbiła. CHMARA Panie, mur dokończony. WOJEWODA Zamknięta mogiła. Na murze krzyż napisać. ZBIGNIEW / znajduje wachlarz rozłożony, na którym był Mazepa o swojem przyjściu napisał. Czyta i chowa wachlarz. / O! Nieba, co widzę. WOJEWODA Chodź stąd waćpani, nie płacz, ja z łez próżnych szydzę, Precz stąd wszyscy, tu będzie królewska kaplica; A za ołtarzem straszna, trupia tajemnica, Między tobą, niewierna, a piekłem chowana. O! Straszliwa to ściana! Bolesna to ściana! Do Chmary. A wy, co tam byliście tego muru bliscy, Milczcie. Et requiescat in pace! I wszyscy Precz stąd. / Wychodzą wszyscy. Wojewoda ostatni żonę za rękę na pół omdlałą wyciąga. / AKT IV SCENA I / Pokój ciemny — okno jedno z kratami — AMELIA sama, potem Chmara. / AMELIA Z wszystkich nędz — najstraszniejsze ludzkie zapomnienie. O! Jak posępnie błyszczą księżyca promienie! Już druga noc, jam ani godziny nie spała. CHMARA / wchodząc z wody dzbankiem i z chlebem. / Czy pani będzie jadła? AMELIA Nie. CHMARA Pani płakała? AMELIA Nie. Czy nikt się nie pytał ciebie, panie Chmara, Jak ja się mam? CHMARA Nikt, pani. AMELIA I nikt się nie stara Za mną? Nikt się nie wstawia? Czy jegomość w zdrowiu? Powiedz, że tu od tego na dachu ołowiu Zimno mi, ja mam febrę. CHMARA Czy przysłać doktora? AMELIA O! Nie, jeszcze nie jestem ja śmiertelnie chora, Tylko mi zimno. Czy tu ksiądz nie przyjdzie do mnie, Ksiądz spowiednik? CHMARA Pan się dziś rozgniewał ogromnie Na panicza, godzinę się kłócili z synem. AMELIA Ach! CHMARA Panicz się za księdzem ujął kapucynem, Lecz bardzo było trudno dojść do ładu z panem, Wreszcie zezwolił. Oto chleb i woda z dzbanem. Niech się pani posili, wszystko dobrze będzie. Przypomniały dziś panie panu dwa łabędzie, Co przypłynęły po żer aż pod okno szklane, Pan je chciał spłoszyć. AMELIA Moje łabędzie kochane. CHMARA Pan je chciał spłoszyć, nawet już ze strzelby mierzył, Ale pan Zbigniew ręką po lufach uderzył I nabój poszedł na wiatr. Jegomość już wzdycha; Wczoraj ledwo przy stole wziął się do kielicha, Nie mógł dopić i ryknął jak lew — wstał od stołu I chciał odbić alkowę… ba — pańskiemu czołu Coś cięży, coś dolega — wstyd samego siebie. Ja go znam — on się prędzej pod zamkiem zagrzebie, Niż przyzna się do żalu, to panisko dumne, Ja go znam, taki dzieckiem był i pójdzie w trumnę. Ja go znam, to dotkliwy jest pan na honorze. AMELIA Panie Chmara, acana słowo wiele może. Proś acan jegomości i nalegaj na to, Aby zajrzał w alkowę. CHMARA Juściż, całe lato Nie przejdzie tak, wypłynie na wierzch tajemnica, Ale teraz nie można. AMELIA Czemu? CHMARA Tam kaplica, Gdzie był pokój imości, ołtarz gdzie alkowa. Królisko się tam ciągle z brewiarzem chowa. Wpadł w religijny afekt i sprowadził popów Unitów. AMELIA Panie Chmara, zbierz ty kilku chłopów. Pójdź w nocy, każ rozwalić mur, pan się przekona, Że niewinną posądził, że ja wierna żona. Ty nawet panu wielką uczynisz przysługę. CHMARA Ale, pani, tam człowiek jest — ja w tę framugę Zajrzałem, stał tam blady jak trup. AMELIA Matko Boska! Czy to jest urok jaki! Panno Częstochowska! Czy jaki zły duch ludziom tym pokazał lice. Człowieku, ty widziałeś szatana źrenice, Błyszczące się w ciemności po nad mojem łożem. Idź precz! Idź, jesteś kłamcą. / Chmara wychodzi. / SCENA II AMELIA / sama. / O! Gdyby tym nożem Można się przebić i być spokojną i zasnąć! Nie, nie, nie mam odwagi — ja muszę zagasnąć Z wolna, wypiwszy do dna ten kielich goryczy. Cóż to? Słychać po wschodach znów krok tajemniczy? Ktoś idzie, ksiądz zapewne. SCENA III / AMELIA, ZBIGNIEW wchodzi zakapturzony, w księdza habicie / AMELIA / rzucając się ku niemu. / To anioł z obłoków. Zbigniewie, jam poznała szelest twoich kroków! To ty! ZBIGNIEW Precz! precz! — z daleka ode mnie. AMELIA Co słyszę? To musi być kto inny. ZBIGNIEW / odsłania twarz. / To ja. AMELIA Gniew kołysze Twoją wiotką postacią jak znikomym cieniem. I z czymże ty przyszedłeś do mnie? ZBIGNIEW Z potępieniem. AMELIA Za cóż ty mnie potępić chcesz? Ty cały drżący. ZBIGNIEW Przyszedłem cię potępić jak umierający, I przekląć — i przed tobą trupem się położyć, Lecz pierwej przekląć. AMELIA Skądże ci mnie biedną trwożyć! Dlaczego ty przeklinać mnie masz? Wszak ty jeden Nie masz prawa przeklinać. ZBIGNIEW O! Tu mi był Eden. Oczy twe były dla mnie gwiazdami zbawienia, Hymnem anielskim twoje tłumione westchnienia, Twoja dusza połową mej duszy weselszą; Nie mówiłem ci tego, pókiś była bielszą; Teraz ty czarna, ciebie już słowa nie splamią, Choćbym powiedział: kocham — oczy twoje kłamią, Serce twoje jest brudne, usta twoje drżące Zdają mi się tak na mnie oddychać gorące, Że mi się czoło pali i więdnie. O! Matko, Z daleka stój. Przyszedłem się na twoją gładką Twarz zapatrzeć i ludzkiej piękności urągać. Nie śmiej już po mnie żadnej przysięgi wyciągać, Bo już nie mógłbym przysiądz, żeś nie jest fałszywą; Chociaż ty mnie przysięgać nauczyłaś krzywo, Ja ciebie teraz czegoś nawzajem nauczę. Chodź tu, powiem na ucho. Utnij włosy krucze, I powieś się, lub — słuchaj, zakryj twarz włosami, Bo się nie płonisz. AMELIA Zbigniew! ZBIGNIEW Ty mnie raz już łzami Oszukałaś, więc oszczędź sobie teraz mdłości, O! Jak ja tę kobietę kochałem! — litości! O! Jak ja tę kobietę kochałem! AMELIA Zbigniewie. ZBIGNIEW Kto by myślał, że ona nic o żądzach nie wie! Ja sam myślałem, głupi! Teraz dobrze pomnę. Jakie mi ona nieraz uściski nieskromne, Jakie gorące usta na czole mi kładła. Drżę cały, kiedy myślę — i tego widziadła Nie mogę teraz wygnać z pamięci, nie mogę! Śmiała się ze mnie w duchu! Chodź, dam ci przestrogę: Nie kochaj się ty nigdy w człowieku cnotliwym, Bo to jest miłość długa i głupia, i żywym Nie przystoi; lecz musi być wreszcie wyśmianą. AMELIA Jakżem się ja za niego modliła dziś rano! ZBIGNIEW Ty? AMELIA Czy wiesz ty, co do mnie mówiłeś, Zbigniewie? ZBIGNIEW Czy ty go bardzo kochasz? AMELIA Kogo? ZBIGNIEW O! Zarzewie Piekielne! Ona pyta kto? — Wiesz! Twój kochany! Wiesz, o! Ten podły… o! Ten tchórz, zamurowany. Czy ty go bardzo kochasz? Mów! Mów! Klnę się duszą, Że się rączęta twoje w moich rękach skruszą, Jeśli nie powiesz — wyznaj, nie potrzeba szlochać, Ty zamurowanego musisz bardzo kochać, Bo ty myślisz, że się on poświęcił za ciebie? Kłamstwo! Omdlał ze strachu, to tchórz, jak Bóg w niebie! To tchórz, ze strachu omdleć musiała gadzina. Ale gdy się obudził, to ciebie przeklina, To pierś drze, i przeklina; ręce w piersiach broczy, Ot i chciałby tę swoją krew ci rzucić w oczy, Tu, gdzie te łzy po czystym migają lazurze. On cię przeklina, ręce swe krwawi na murze, Potem je niesie do ust z głodu i krew pije, Ten człowiek teraz przekleństwami żyje. Zamyśla się. Ona go będzie wiecznie kochać umarłego… To sęk, jak wydrzeć marę z pamięci… bez tego Zemsta się jak skorpion własnym jadem chłoszcze. Ze smutkiem i skargą. Amelio! O Amelio! Chodź tu! Ja zazdroszczę Tamtemu człowiekowi i zawiść mnie dręczy… Amelio! Ja jęczałem, jak on teraz jęczy, Jak on, patrzaj! Pogryzłem z bolu ręce obie, Ja mu będę zazdrościł spokojności w grobie Tak, jak teraz zazdroszczę męczarni i głodu… Daj mi ten nóż… to serce chce zimnego lodu, Obaczysz, jak ja umiem kochać, cierpieć, konać, Daj nóż! Ja ciebie muszę, kobieto, przekonać, Że gdybyś mnie kochała, to ja bym był godny Nawet miłości wiecznej. AMELIA Stój! Nóż nadto chłodny, Ja ci go moim sercem rozdartym ogrzeję; O! Jak ten człowiek straszny! — serce we mnie mdleje. Zbigniewie! Czy ty pewny, że tam był kto taki? ZBIGNIEW / rzuca jej wachlarz / Patrz! AMELIA Wachlarz mojej matki. ZBIGNIEW Czytaj! Tam są znaki, Po których ja poznałem, że był. AMELIA Chryste Panie! Prowadź ty mnie, przed królem uczynię wyznanie. Prowadź mnie! Ja niewinna, lecz tam człowiek kona. Potem umrę ze wstydu i w twoje ramiona Upadnę skonać. — Ty mnie uwierzysz niewinną. O! Przed królem ujrzycie wy mnie teraz inną, Ja was tam dobrze wszystkich i ciebie przekonam, Ja wam opowiem wszystko, co wiem, potem skonam. To może wy się przecie zmiękczycie litością. SCENA IV / CIŻ SAMI, WOJEWODA. / Waćpani masz przed królem stanąć jegomością Ze mną! Rzecz się odkryła. / Wyciąga za sobą żonę. / ZBIGNIEW Bronić ją! Niewinna! / Zrzuca habit księdza i wychodzi. / SCENA V / Pokój jak w trzecim akcie przemieniony na kaplicę. — KRÓL stoi na stopniach ołtarza — Kilku KSIĘŻY. Potem WOJEWODA, AMELIA, potem ZBIGNIEW. / KRÓL A! To, święci ojcowie, jakby powieść gminna, Mury jęczą — trudno tu strachom nie dać wiary… Coś mi się bardzo kręci wojewoda stary. Żona jego zniknęła — może tu zamkniona. / Wojewoda wchodzi z Amelią / WOJEWODA A ot mi, królu, zmartwychwstała żona. KRÓL Lecz tam jęk słychać było, przeniknął mi kości. A, panie wojewodo, gdzie jest syn waszmości? WOJEWODA Nie wiem! Wchodzi Zbigniew. A ot i Pan Bóg zesłał mego syna. KRÓL To rzecz dziwna! Ojcowie święci, to kraina Zaczarowana — duchy wywołane stają. Mury te, wojewodo, dziwne rzeczy tają, Rozkazujemy zaraz tę ścianę rozwalić. WOJEWODA Wolałbym, miłościwy panie, zamek spalić, Za mur ten nie zajrzawszy — lecz gdy taka wola… Panie Chmara, rozbić mur… Panie Chmara, hola! Krzyknij mi tam na ludzi, niechaj przyjdą z młoty. Lecz, miłościwy panie królu, ten skarb złoty Będzie należeć do mnie… cały skarb cacany — Bo to skarb przez małżonkę moją pochowany. KRÓL Rozbić mur. Ludzie rozwalają mur, jeden z księży wchodzi do alkowy. Cóż tam? KSIĄDZ Jakiś człek bez zmysłów leży. KRÓL Wynieść go tu! WOJEWODA Lecz, królu, on do mnie należy. SCENA VI / CIŻ SAMI, MAZEPA wyprowadzony z alkowy przez księdza. / KRÓL Co to znaczy? Mój własny paź — to pan Mazepa. WOJEWODA Fortuna mi, jak widzisz, królu, daje ślepa Twego pazia za trupa. KRÓL Ocucić go winem. Na Boga! Wojewodo, z twoim panem synem Odpowiecie przed sądem i przed trybunały! WOJEWODA To mi więc, mości królu, jest krok nazbyt śmiały Zabić cudzołożnika? KRÓL Rzecz się ta wyświeci… Gościnny mi się wcale zdaje dom waszeci! Panie Mazepo, cóż się waćpanu wydarza? MAZEPA Mości królu, wychodzę z pod tego ołtarza Jak Lazarus, rzecz całą jak była odsłonię, A przynajmniej, że honor tej pani obronię, Która niewinnie męża posądzenie znosi. Potem paź, kogo trzeba pokornie przeprosi, A komu trzeba — mignie pod oczy żelazem. Wyprawiony przez ciebie, panie mój, z rozkazem, Wziąwszy za nadrę listy, groźby i odprawę, Musiałem tu załatwić honorową sprawę… W pojedynku zaś owym, przez traf oczywisty, Przeciwnik mi otworzył szablą twoje listy, A ja w otwarte, jak paź ciekawy… KRÓL Mazepo! MAZEPA Listy te były takie, żem się tu na ślepo Wrócił do zamku. — Króla chcąc uniknąć twarzy, Wkradłem się do ogrodu, nie spotkałem straży, I długo ważąc w myślach owego wieczora, Kogo by w mojej biedzie wziąć za protektora, Albowiem mnie to srogie groziło więzienie, Wpadłem, bo tak nieszczęsne chciało przeznaczenie, Do pustego pokoju tej pani. — Wtem słyszę, Ktoś nadchodzi — osób dwie — kilka słówek piszę Na wachlarzu jejmości o prezencji własnej, Potem z trwogi do ciupy tej wpadam niejasnej I zapuszczam firanki. — Moja dotąd wina! — Z wojewodzicem była to wojewodzina. Jużem chciał łeb wychylić jak ryba z niewoda, Gdy oto wpada z ludźmi zbrojny wojewoda, Krzyczy, grzmi, wietrzy — zwietrzył mnie za tą firanką; Już miałem wyjść i moją szabelką acanką Drogę sobie otworzyć i wrota kozacze… Lecz słucham — ona, panie miłościwy, płacze; Ona, kiedy mąż wrzeszczy i tupce ciemięga, Na krzyżu mu najświętszym Chrystusa przysięga, Że mnie w alkowie nie ma. — Jakże tu wyjść było? Przysięgła — jam się kurczył i serce mi biło: Już myślałem, że burzę przeczekam bez szwanku. Wtem wojewoda ludzi zawołał z krużganku… Przyszli — ja słucham — włosy mi wstają na głowie, Każe mnie kamieniami zawalić w alkowie… Walą głazy — ja słucham — stosują do węgła… Lecz jakże było, królu, wyjść? — ona przysięgła! Tej kobiecie by nigdy wtenczas nie wierzono… Nie wyszedłem. Lecz jakże drżało moje łono, Gdy usłyszałem już mur rosnący przede mną. Zamurowali… Ciszę uczułem podziemną… W oczach stanęły różne młodości obrazy, Wyciągnąłem przed siebie ręce, czuję głazy Zimne, nieporuszone… zacząłem żałować, Że się tak marnie dałem żywcem zamurować… I zdjął mnie strach, o głodzie pierwsza myśl nadbiegła; Gdzie zajrzę, ciemność; czego się dotknę, to cegła. I zdjął mnie strach i strach mi był bratem do końca. Nie wiem wiele tych godzin minęło bez słońca, Jużem się rezygnował na wszelkie boleści, Wtem słyszę, coś nade mną jęczy i szeleści; Szukam, przebiegam ręką drżącą czarne ściany, Znalazłem… to kanarek był zamurowany I zdychający z głodu. — Te skargi pisklęce, Trzepotanie się jego, gdy konał na ręce, Taką mnie zdjęły zgrozą, że padłem bez ducha. KRÓL Byłbyś tam waszeć zamarł jak w bursztynie mucha, Gdyby nie ja. — Nad czymże dumasz, wojewodo? Nie widzimy, aby to było z jaką szkodą Waścinego honoru, że ten świszczypała Zmartwychwstał. WOJEWODA Co? KRÓL Ta rzecz się przez omyłkę stała. Paź mówi prawdę, mógłbym pokazać te listy, A obaczyłbyś Waćpan, że miał zamiar czysty, Że pragnął owszem honor waściny ocalić. WOJEWODA Na Boga! To mnie, królu, na nic się nie żalić? Być ukontentowanym, z hańbą zostać wiecznie… Nie prawdaż? KRÓL Ja tu hańby nie widzę. WOJEWODA To grzecznie! To, miłościwy panie, dowód twojej łaski… Więc ty hańby nie widzisz? Ja stawiam zatrzaski Na wilka, a złowiłem wróbla i czyżyka; Pokój chcę zamurować — i cudzołożnika Zamurowałem. — Smutny to wypadek, panie! — A teraz niech się ze mną wola boska stanie; Ale ja tego pazia już mam i nie puszczę. KRÓL Co? I ty śmiesz?… WOJEWODA Gdy jeleń wejdzie w moją puszczę, To, mości królu, jeleń mój, ja dobrze strzelam. Ja tu was teraz starą męką rozweselam. Śmiejcie się! I ty, żono, śmiej się, pókiś żywa… KRÓL Cóż to za zemsta w starym twarda i straszliwa! MAZEPA Chodzi mi o tę panię, co u waszej mości Nie znajduje obrony, ani też litości… Cóż pocznie tu obelgom na zęby wydana? Oto miłościwego mi zaklinam pana, Aby temu, co powiem, chciał dodać powagi Królewskim przyzwoleniem. Oto jest miecz nagi, Na tym pałaszu honor niewiasty spoczywa: Kto śmie ją lżyć, niech szabli z jaszczura dobywa, Ja żądam sądu Boga. KRÓL Zezwalamy z żalem. WOJEWODA / dobywając szabli. / Chodź się bić! KRÓL Ty sam, starcze? WOJEWODA Ja będę rywalem Tego gacha, co broni niewiernicy sprośnej; A jużby też był Pan Bóg bardzo nielitośny, Gdybym ja go nie zabił. ZBIGNIEW Ojcze, zdaj to na mnie; Lecz jeżeli ja zginę, to wtenczas przynajmniej Uwierz ty w jej niewinność… Niechaj żyje błoga, Krwią ludzką od potwarzy broniona przez Boga. Przyrzekasz mi? Tu boski cios nie może minąć… Przyrzekasz mi? AMELIA / do wojewody. / Nie pozwól mu iść, on chce zginąć. WOJEWODA Precz! On zwycięży — a ty… Odpycha ją. No, synu, do szabli! Zbigniewie! Ot mi teraz szepcą jakby diabli, Że ty się pomścisz za mnie. Czy czujesz to w sobie? Jeśli nie, to zostań. ZBIGNIEW Nie myślę o grobie! To za wcześnie, za wcześnie. Cóż, panie Mazepo, Co się tak mamy rąbać i może na ślepo Przy księżycu, albo li przy pochodni blasku; Proponuję broń palną. Miejsce w bliskim lasku… Czekam na pana. MAZEPA Chodźmy! ZBIGNIEW A ha, mości panie! Nim się tu z nami wola Pana Boga stanie, Jako rycerz osoby, której cześci bronisz, Warto, że się jej kornie do kolan ukłonisz, Że ciebie i obrończą broń pobłogosławi… WOJEWODA Paź przed nią?… ZBIGNIEW Jeśli winna, to pazia odprawi Z błogosławieństwem zguby… Bóg winnym nie sprzyja. / Mazepa klęka przed Amelią, która stoi nieruchoma. / WOJEWODA / do Amelii. / Słyszysz! Błogosławieństwo waćpani zabija, Błogosław go! Cóż, martwa jak kamień, daj rękę! AMELIA / wyrywając rękę Wojewodzie. / Czemu mnie waćpan ciśniesz? Błogosławiąc Mazepę. Na Chrystusa mękę, Bądź błogosławiony. A tamten? A drugi?… WOJEWODA Tamtego błogosławił ojciec… Hej! Niech sługi Wyjdą w las z pochodniami; poświecić synowi. ZBIGNIEW Niech nikt nie idzie za mną. WOJEWODA / do Zbigniewa. / Zamorduj! — strach mrowi Przenika mnie… Zamorduj! — mierz w serce głęboko. / Zbigniew całuje ojca w ręką i daje znak Mazepie, Wychodzą oba, / SCENA VII / CIŻ SAMI, prócz Zbigniewa i Mazepy. / KRÓL / do Wojewody. / Osłupiałeś mi coś waszmość — w ziemię wlepił oko. Pomyśl, jeszcze czas cofnąć tych szaleńców obu. WOJEWODA Już nie czas, moja krzywda domaga się grobu… Już nie czas, mości królu! Wszak tam winny padnie. A mój syn… ot, mi czoło ni trochę nie bladnie; Mój syn przeciwko mojej cześci nie zawinił. Niesprawiedliwość by to sam Pan Bóg uczynił, Gdyby mój syn nie wrócił. Cyt, proszę o ciszę; Proszę… o wielką cichość… / Chwila milczenia, słychać strzał z pistoletu. / KSIĄDZ To sąd Boga. WOJEWODA Słyszę. — To mój syn strzelił… drugi nie strzela. Nie strzeli… Już mu się czoło śmierci okropnością bieli, Już serce pękło… leży u stóp mego syna. Bądź pochwalony, Boże! Twoja to przyczyna, Najświętsza Panno, ciebie moje serce sławi! Jakże się nad tym trupem mój syn długo bawi… To dziwnie, strzał był tylko jeden mego syna, A po nim już ogromna ubiegła godzina — Trup musiał umrzeć… czemuż tu nie widać mego… SCENA VIII / CIŻ SAMI, MAZEPA wchodzi z pistoletem w ręku i staje przy królu, / WOJEWODA Gdzie jest mój syn? Gdzie syn mój? Gdzie mój syn? Dlaczego Wy tacy bladzi? — W imię przenajświętszej Panny Co to jest? — Pokaż mi piersi twoje? Biegnie do Mazepy i rozdziera mu żupan na piersiach. Nie ranny!… Mój syn zabity! — Chłopiec mój zamordowany!!! / Wali się u stóp króla twarzą do ziemi. / KRÓL Nie ruszać go, nie mówić nic, bo takie rany Same się muszą goić — i łzy mają swoje. WOJEWODA Gdzie moje dziecko! Ja chcę widzieć dziecko moje! Wychodzi. KRÓL Iść za nim! / Jeden z księży wychodzi za Wojewodą. / SCENA IX / CIŻ SAMI, prócz Wojewody. / KRÓL / do Mazepy. / Czy się wszystko odbyło z honorem?… MAZEPA Nie pytaj, najjaśniejszy panie; on był wzorem Szlachetności i wdzięku, śmierć miał bardzo smutną. Zajmij się ty jej losem; patrz, blada jak płótno, Posąg, który się trzyma strętwieniem boleści… Jej ducha anioł teraz podnosi i pieści… A ona mu rozpaczy ciszą odpowiada. Patrzcie, powraca stary, wraca mara blada.. Nie zatrzymujcie, idzie obłąkany, puśćcie! SCENA X / CIŻ SAMI, Wojewoda wraca niosąc w ręku chustę zbroczoną. / WOJEWODA Oto me łzy i syna mego krew na chuście. AMELIA / z obłąkaniem postępuje ku niemu. / To dla mnie. WOJEWODA / rzuca jej w twarz chustkę krwawą. / Masz ją w oczy. AMELIA A!… A!… / Pada na wznak omdlała. / KRÓL To dzień sądny! WOJEWODA Królu! Proszę na pogrzeb, a będzie porządny… A ty mi, panie, wszakże nie odmówisz, sądzę, I ten paź także. U wrót zasunąć wrzeciądze! I ten paź także… Czarną wywiesić chorągiew… Tokaju z beczek zaraz utoczyć do stągiew, Będzie stypa… KRÓL / na stronie. / On, widzę, mnie tu więzi gwałtem. WOJEWODA Dla oszczędności grzebać będziemy ryczałtem. AKT V SCENA I / Sala w zamku, WOJEWODA, CHMARA. / WOJEWODA Czy syn już w trumnie? CHMARA W trumnie już panicz spoczywa. WOJEWODA Czy moja żona jeszcze nie umarła? CHMARA Żywa, Ale już jej nie długo. WOJEWODA Teraz, panie Chmaro, Cokolwiek się tu stanie z mą głową starą, Waćpan mnie nie opuścisz? CHMARA Przysięgam na krzyżu. WOJEWODA Więc ty widziałeś wojsko kwarciane w pobliżu? CHMARA Jadąc po trumnę, wojsko spotkałem i działa. Tu szli. WOJEWODA Stąd o dwie mile? CHMARA O dwie. WOJEWODA Bogu chwała, Dosyć mam czasu. Król chce wyjechać koniecznie, Ja króla puszczę; lecz paź tu zostanie, wiecznie, Choćby mi spadł łeb siwy. Idź, czekaj rozkazu. Chmara wychodzi. Proszę, nie zapłakałem jeszcze ani razu, Tak mi ta zemsta wszystkie łzy w oczach wypiekła. Lękam się tylko, by mi już z rąk nie uciekła. SCENA II / WOJEWODA, KRÓL ubrany jak do podróży, MAZEPA — kilku pokojowych królewskich. / KRÓL Mój wojewodo, z naszą by to chęcią było Nad twojego chłopaka zapłakać mogiłą, Bo to nam i pancerny tęgi wojak ubył. Zaprawdę, że to smutna rzecz! On wczoraj tu był, Śmiał się z nami, rozmawiał, dziś już gdzieś przed Bogiem, A na nas tu spogląda z litością, i głogiem Nazywa róże świata. To rzecz jest głęboka, Kiedy tak nagle młodość nam schodzi sprzed oka I wynosi swe wszystkie za ten świat nadzieje. Dziwnie, że się i kiedy człowiek głośno śmieje, Będąc na takim świecie; lecz cóż robić z dolą! Stary mój druhu, jak ci te rany przebolą, Zapraszamy cię do nas, do stolicy, w gości. Dalipan, że mi smutno rzucać dom waszmości, Ale są interesa Rzeczypospolitej I te mnie bardzo naglą. WOJEWODA Pogrzeb nie odbyty A ty, panie, wyjeżdżasz? KRÓL Wierzaj, Wojewodo, Że gdyby to nie było z wielką kraju szkodą… WOJEWODA Ot — na co próżno gadać, miłościwy panie, Ty wyjeżdżasz; lecz syna mego kat zostanie. KRÓL Na Boga! Mości panie, na co? WOJEWODA By zdał sprawę. KRÓL Cóż to? Czy Waszmość sądną chcesz postawić ławę? A niechże się coś Waszmość na króla ogląda, Czy waszeć męki, czy waść krwi człowieczej żąda? Na Boga! A to może, gdy mi pryśniesz w oczy, I waćpana się głowa po trumnie potoczy. Śmiałżebyś tutaj zrobić rokoszową próbę? Czy waść myśli uwięzić królewską osobę? WOJEWODA Król stąd wyruszy — ale bez pazia wyruszy. KRÓL Zobaczymy, czy śmiesz nas trzymać? Waść się puszy, Ale waść nie śmie. WOJEWODA Żadnej nie użyję siły, Ale ci, królu, drogę zastąpią mogiły. KRÓL Do szabel, mospanowie. WOJEWODA Moja w pochwie leży. Kazałem zaszpuntować gardła mych moździerzy. Ja się nie oprę siłą; tylko w moim dworze Nieprzestąpiony jeden próg tobie położę… Próg dla królewskiej nogi. KRÓL Ba — gadzino dumna! / Wojewoda wychodzi do bocznego pokoju i wraca, niosąc na ramionach trumnę syna, którą w drzwiach stawia poprzek. / WOJEWODA Oto jest, mości królu, syna mego trumna, Oto próg, mości królu, święty trup człowieka. Teraz że, najjaśniejszy panie, ojciec czeka. Niechaj twoja ostroga to ciało ubodzie, Niech będzie każda hańba znaną w moim rodzie. Daj pazia, lub idź, panie. KRÓL Odsuń tego trupa. WOJEWODA O! Teraz dobrze moja zamknięta chałupa. Cóż, panie paziu, ze mną zostajesz? Czy zgoda? Ja waćpana dzień jeden chcę mieć. Dzisiaj środa? W piątek wypuszczę, żywcem wypuszczę, niech zginę. Lecz cię żywego będę miał, choć przez godzinę. Na Matkę się najświętszą klnę, że wyjdziesz żywy, Ja tylko chcę mieć ciebie w rękach. MAZEPA / na stronie. / O! Straszliwy. W ręce mnie chce wężowe owinąć jak bluszcze. WOJEWODA / do króla. / Przysięgam, panie, że ci go żywcem wypuszczę. MAZEPA / do króla na boku. / Panie, zostaw mnie, sam jedź. Twoje szyki blisko. Przyjedziesz tu, działami otoczysz zamczysko; Mnie się tu nic nie stanie, Król stracisz powagę. Mam szczęśliwe przeczucie, będę miał odwagę. Król wrócisz za godzinę. KRÓL / namyśliwszy się, do Wojewody, / O! Starcze zacięty. Ja ci pazia zostawiam; lecz za jeden zdjęty Włosek z niego — za jedną plameczkę na części, Ty mi odpowiesz głową. WOJEWODA W tym domu boleści Paziowi będzie dobrze. KRÓL Zobaczym się, stary. / Wojewoda trumnę bierze na ramiona, Król i pokojowce wychodzą. / SCENA III / MAZEPA, potem Chmara i słudzy w żałobie. / WOJEWODA Nie wiem, czy do widzenia? Tu szerokie mary, Ja może pójdę z synem — tu śmierć ludzi ściga. O! Patrzajcie, jak człowiek krzyż Chrystusa dźwiga, Zmorduje się i gotów się powalić trupem. / Kładzie trumnę na środku sali. / MAZEPA / na przedzie sceny sam z sobą gada, Wojewoda zaś nad trumną, stoi i daje rozkazy. / Zostałem się więc teraz królewskim okupem. Stary zda się, że nie dba, ani na mnie patrzy. Lecz się w nim żółć gotuje strasznie, coraz bladszy, Coś żuje, jakby zemstę żuł. WOJEWODA Hej! Panie Chmara. Wchodzi Chmara i słudzy. Ustawić tu katafalk — trupów będzie para. MAZEPA Zimno mi trochę. WOJEWODA Rzędem postawić gromnice. MAZEPA Wolałbym jaką prędką śmierć — jak błyskawicę. WOJEWODA Na drugiej trumnie także przybić moje herby. MAZEPA To nie dla mnie. WOJEWODA / do Mazepy, uderzając go po ramieniu. / Mospanie! MAZEPA Co? WOJEWODA Czy liczysz szczerby Na tym suficie? MAZEPA Patrzę na sufit bez celu. WOJEWODA Stary dom. MAZEPA Jeszcze potrwa. WOJEWODA Dłużej niż nas wielu. MAZEPA Życie jest w ręku Boga. WOJEWODA Waszmość mi pozwoli, Że zostawię samego, jest to dom niedoli, Ot zostawiam waćpana z nim. Pokazuje na trumnę syna i do niej mowę obraca A wstanże, śpiochu! Wstańże i baw. Co, nigdy już? Nigdy! Garść prochu! Kilka desek i wszystko! MAZEPA / na stronie. / Biedny stary. WOJEWODA Proszę, Zostań waść z tym nudziarzem i baw się po trosze, Jak można, aż powrócę. MAZEPA Mam suplikę jedną Do ciebie, mości panie. WOJEWODA Co? Masz matkę biedną? Którą żywisz? Ja dam jej dławiącego chleba, Jak waść umrzesz. MAZEPA Tu mówić otwarcie potrzeba, Syn twój — wielmożny panie, nim skonał… WOJEWODA Nim? Dalej. MAZEPA Kilka mi próśb ostatnich zdał. WOJEWODA Starcze, oszalej! Syn go egzekutorem zrobił testamentu. MAZEPA Nie chcesz więc słuchać, panie, cierpliwie? WOJEWODA Bez wstrętu. MAZEPA Klnę się Bogiem i śmiercią, jak sądzę, już bliską, Że mam czyste zamiary. To biedne chłopczysko Polecił mi, bym widział się tu z matką panią. WOJEWODA Ja ci ją przyślę. / Wychodzi. / SCENA IV / MAZEPA, później AMELIA. / MAZEPA Boże! O jakże mnie ranią Słowa tego człowieka, próżno — cierpieć muszę. Warto by też i na śmierć przygotować duszę, I pomodlić się Pannie Najświętszej przy trumnie. To potem czoło moje będę nosił dumnie, I będzie mi pomocą Przenajświętsza Trójca. Wchodzi Amelia z rozpuszczonymi włosami, biało ubrana. Otóż i ona… Jaka ty blada? AMELIA / dając mu znak, aby się nie przybliżał. / Zabójca! MAZEPA Pozwól mi się przybliżyć, biedna moja pani, Nie oddalaj mnie ręką, jesteśmy związani Łańcuchem tajemnicy, jak trzy cienie bratnie. Ja mam od umarłego zlecenia ostatnie. On ciebie kochał, pani. AMELIA On! MAZEPA Śmierć jego sama… Amelia pokazuje ze zgrozą na Mazepę. O! Nie, na czole moim krwi nie leży plama; Jam go nie zabił. Amelia postępuje krokiem ku niemu Słuchaj, gdyśmy byli w lasku Brzozowym, przy księżyca ujrzałem go blasku Bardzo smutnym i bladym. Co? Serce ci bije? Amelia daje znak ręką, aby mówił dalej. On mi się rzucił pierwszy z uściskiem na szyję, I położywszy głowę mi na pierś bijącą, Milczał długo i rękę moją trzymał drżącą. Niestety! W mojej ręce była broń nabita! Nagle strzał usłyszałem. Patrzę — on się chwyta Rękami za powietrze i na wznak się wali. Przybiegam — patrzę; mały sznureczek korali Zbiegał mu po puklerzu i plamił stokrocie. Otworzył oczy całe w księżycowym złocie, I rzekł… przebacz! Ty byłeś rycerzem zhańbionej, Ja ginę z ręki przez nią pobłogosławionej, Przebaczcie mi i razem pamiętajcie o mnie. Potem zaczął pacierze mówić nieprzytomnie, I zamknął oczy pełne łez — mówiąc o tobie. Amelia zaczyna płakać. O! Płacz! O! Płacz go, pani — ten, co leży w grobie, Godzien jest teraz naszej zobopólnej cześci. Amelio — oto jestem ci bratem boleści; Jeśli kiedy ja biedny na dworze sierota… Wszak nie masz braci? Jeśli więc biedna istota, Dworskie pacholę, może być tobie pomocą? Otom jest na kolanach. AMELIA / kładąc ręce na głowie klęczącego pazia i nachylając się nad nim. / Niech ci drogę złocą Matki Boskiej anieli. Ja umierająca. SCENA V / CIŻ SAMI, WOJEWODA. / WOJEWODA / chwyta za rękę Amelia i odrzuca ją od pazia. / Co? Wobec trupa? AMELIA Niech mnie waszmość nie odtrąca, Ja sama padnę — jestem otruta. / Chwiejąc się, idzie i klęka przy trumnie. / WOJEWODA To dumnie! A nie kładź się waćpani tam; na dziecka trumnie, Bo ją splamisz. MAZEPA Okropność! Starcze, daj, niech skona. WOJEWODA Co? Trupie ty! SCENA VI / Ciż sami, CHMARA, potem GONIEC od króla. / CHMARA Posłaniec króla. WOJEWODA Śmierci wrona, Niech wleci, ścierwo tutaj gotowe i świeże. / Goniec wchodzi. / GONIEC Król jegomość, spotkawszy kwarciane żołnierze, Jest przed zamkiem i każe ci otworzyć wrota, O dworzanina się też upomina. WOJEWODA Złota Wolność szlachecka, zamku nie dam. Niech król bierze, Co zaś do dworzanina, na szlacheckiej wierze Król może polec, pazia mu wypuszczę żywcem; Ale król będzie dobrym, mopanku, myśliwcem, Jeśli go złowi. GONIEC Mości panie, są harmaty. WOJEWODA Da się to słyszeć — idź precz. / Goniec i Chmara odchodzą. / SCENA VII / WOJEWODA, MAZEPA i AMELIA, umarła na trumnie. / WOJEWODA Moje antenaty, Cieszcie się, ja ostatni nie bez szlachetności Światowi daję habdank. MAZEPA / na stronie. / Mróz idzie przez kości. WOJEWODA / zbliżając się do Amelii. / Cóż to? Na trumnie! — czy to cudzołożne łoże? Cóż to? Waćpani milczysz. Co? Ja ci otworzę Piersi i tam zobaczę twój strach. Wstań, obłudna. Waćpani mi tak była zawsze czysta, schludna, A teraz się nie lękasz popiołem powalać. A wstańże imość i precz! Zrzuca ją z trumny. Jak się można skalać, Dotknąwszy takiej rzeczy rękami — pfu! Zgroza! Do Mazepy, który klęczy nad ciałem Amelii. Słuchaj mnie ty, urwany wisielcze z powroza! Ty mi nie tykaj żony. MAZEPA / wstając. / Starcze wściekły, siwy, Żałowałem cię, sądząc, żeś był nieszczęśliwy, Teraz pogardzam. WOJEWODA Mówisz, paniczu, rozumnie. Poczekaj — pogadamy — usiądę na trumnie. No — i cóż? MAZEPA Podłą duszę masz. Jać się nie boję. WOJEWODA Ha… MAZEPA Mogę na proch strzaskać podłe serce twoje. Mogę cię tu otrętwić jak piorun, co miga. Ot, wstań z trumny, bo trup się tam pod tobą wzdryga. WOJEWODA Trup mego syna. MAZEPA Syna twego trup się męczy, On cię nie chce na sobie czuć, on w trumnie jęczy. Wstań, hańbicielu zmarłych i upadnij czołem, Bo ja tu jestem dla nich mścicielem aniołem. Bo ja mam piorun w ustach i przez litość jedno Nie rzucam go na twoję głowę siwą, biedną. Na twoję nędzną głowę. WOJEWODA Waszmość jesteś głupi. Mówisz, a tu wokoło słuchają cię trupi; A waszmość jesteś trzecim. MAZEPA Jam się zdał na Boga. Lecz wać mi, wojewodo, do nóg — bo wieść sroga, Bo jak powiem — waćpana krew zabić gotowa. WOJEWODA Mów… MAZEPA A waćpan precz z trumny. WOJEWODA Mów, bo twoja głowa… MAZEPA Niechże więc ciebie żółcią zgryzoty napoję. — Ot — kochało się razem do śmierci tych dwoje! WOJEWODA / porywając się z trumny. / Łżesz! MAZEPA A ty wstałeś z trumny. WOJEWODA Przenajświętsza Trójco! MAZEPA I twój syn był dla żony twojej — samobójcą. WOJEWODA Mój syn — czekaj, przypomnę, czy prawda. — Ohydni! Słychać huk dział, kilka kul wlatuje do sali. Idź Waćpan stąd — tu kule latają… Bezwstydni! Idź waść… MAZEPA Powrócę z królem, mości wojewodo! Syn twój chce leżeć przy niej!… WOJEWODA Precz! MAZEPA Z waszmości zgodą Oddalam się, cokolwiek mnie czeka za progiem. / Wychodzi. — Słychać, że go w korytarzu napadają ludzie zbrojni. — Szczęk krótkiej walki. / SCENA VIII WOJEWODA / sam. / Biorą go, wiążą… To mi to zemsta nad wrogiem! Sznury się w mięso wpiły… koń ciało roztarga. Zimno mi, synu! Ojciec waszmości się szarga We krwi, a ty się krwawej nie przelęknij mary… Co to jest? Jak tu ciemno?… Jakie to poczwary Całujące się głośno w ciemnym korytarzu? A wstańże z trumny! Wstańże, ohydny nędzarzu! Powiedz, że to nieprawda!… Każ się deskom spaczyć! Wstań! Otwórz ty się, trumno! Ja gotów przebaczyć, Jak mi do nóg upadniesz. — Łzy gotowe pociec… O, trumno! Ja ci gotów przebaczyć — ja, ojciec, Jeżeli z ciebie wyjdą łzy nad moją nędzą. Precz, trupy! Niech szatani was przez ognie pędzą! Dosyć oszukiwania! I dosyć żywota! SCENA IX / WOJEWODA, CHMARA, później KRÓL na czele zbrojnych. / CHMARA Król… WOJEWODA Daj mi kindżał. CHMARA Panie, ukorz się… WOJEWODA Do błota?… / KRÓL wchodzi / KRÓL Wojewodo! Dasz głowę… WOJEWODA / zabija się. / Ot masz… niech ją zwleką, Lecz każ mnie od tych trupów pogrzebać daleko… / Pada martwy. / 1834. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/slowacki-mazepa. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Pisma Juliusza Słowackiego, Tom III, nakł. ksiegarni Gubrynowicza i Schmidta, Lwów 1880. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Utwór powstał w ramach "Planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku" realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o "Planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.". Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Paweł Kozioł, Wojciech Szczęsny. ISBN-978-83-288-2863-6