Sienkiewicz, Henryk Toast Orzechowska, Dorota Sekuła, Aleksandra Orzechowska, Dorota Choromańska, Paulina Fundacja Nowoczesna Polska Pozytywizm Epika Opowiadanie Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska z książki udostępnionej przez Martę Niedziałkowską. Dofinansowano ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach Programu Narodowego Centrum Kultury - Kultura - Interwencje. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sienkiewicz-toast Henryk Sienkiewicz, Baśnie i Legendy, wybór i wstęp - Tomasz Jodełka-Burzecki, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1986. Domena publiczna - Henryk Sienkiewicz, zm. 1916 1987 xml text text 2013-04-09 polhttp://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2429.jpg search the light, [le]doo (francis)@Flickr, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2429 http://wolnelektury.pl/media/book/pdf/sienkiewicz-toast.pdf ISBN-978-83-288-0914-7 ISBN application/pdf https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/sienkiewicz-toast.html ISBN-978-83-288-1883-5 ISBN text/html http://wolnelektury.pl/media/book/txt/sienkiewicz-toast.txt ISBN-978-83-288-2838-4 ISBN text/plain http://wolnelektury.pl/media/book/epub/sienkiewicz-toast.epub ISBN-978-83-288-3910-6 ISBN application/epub+zip http://wolnelektury.pl/media/book/mobi/sienkiewicz-toast.mobi ISBN-978-83-288-4996-9 ISBN application/x-mobipocket-ebook Grupa żołnierzy, przedstawicieli różnych pułków, odpoczywa przy ognisku. W pewnej chwili mężczyźni dostrzegają spadającą gwiazdę. Wywiązuje się rozmowa o tym, czyja to gwiazda spadła --- czyją śmierć zwiastuje. Rozmowa szybko przeradza się spór, podczas którego pada wyzwanie na pojedynek. Wojaków jednak zaskakuje atak nieprzyjaciela. Nowela Henryka Sienkiewicza Toast ukazała się w pierwodruku w wydawnictwie Scena polska w Łodzi w r. 1844--1901 w 1901 roku. Utwór luźno nawiązuje do Trylogii --- to scenka z życia słynnej postaci Sienkiewicza --- Zagłoby. Autor ukazuje w niej skłonność do przepychanek słownych oraz drażliwość związaną z walką o dobre imię wojaków i porywczość, ale także waleczność i współpracę na polu bitwy. Henryk Sienkiewicz Toast Było ich około pięćdziesięciu. Mieli jechać na nocny podjazd, ale tymczasem siedzieli przy ognisku i spożywszy kilka baranów, których smakowity zapach czuć było w powietrzu, popijali gorzałką. A zdarzyło się tak dziwnie, że choć była ich garść nieznaczna, zebrali się ludzie z różnych stron Rzeczypospolitej, jako to: wolentarzewolentarz (daw.) --- ochotnik, służący w wojsku bez żołdu. spod pana Muraszki i spod pana Zboińskiego z Mazowsza, i spod pana Prokszy, któren kresowym ochotnikom przewodził. Komenderowano po kilkunastu z chorągwi dlatego, że każdy pułkownik chciał mieć w podjeździe swoich ludzi. Rej przy ognisku wodził, jak zwykle, pan Zagłoba, ale nie był w dobrym humorze, albowiem lubił się wywczasowaćwywczasować się (daw.) --- wypocząć., a tu tymczasem trzeba było czekać komendy, a potem siadać na koń i ciągnąć pod nieprzyjaciela. Pieczony udziec barani i dwie lub trzy kwaterki gorzałki pokrzepiły wprawdzie nieco ducha w starym wojowniku, jednakże nie przestał ludziom dogryzać, co omal nie stało się przyczyną ciężkiej niezgody i wielce ostrych pojedynków. Bo gdy tak siedzieli popijając, trafiło się, że nad przygasłym ogniskiem oberwała się na nocnym niebie gwiazda i ciągnąc za sobą świetlistą strugę zgasła gdzieś w ciemnościach blisko ziemi. Co widząc pan Pluta, Mazur, stary żołnierz spod Zboińskiego, przeżegnał się i rzekł: --- Może to gwiazda którego z nas. Lecz Zagłoba dmuchnął przed siebie po wypiciu nowej kwaterki, odsapnął i rzekł: --- Nie waścina. --- A czemu to? --- Bo Mazurowie ciemną gwiazdę mają, a ta była jasna. --- Niejednemu już, co tej gwieździe przymawiał, świeczki stanęły w oczach. --- Świeczki tym potrzeba, którzy się ślepo rodzą. --- Nie daj, panie Pluta, przymawiać Mazurom --- zawołał pan Skulski, który lubolubo (daw.) --- chociaż. łęczyczanin służył z nimi od dawnych lat. Więc pan Pluta --- cięta szabla, ale jeszcze ciętszy język, wraz odparł: --- Mazur ślepo się rodzi, ale za to jak przewidzi, to kpakiep (daw.) --- dureń, głupiec. i przez deskę rozezna. Myśleli tedy wszyscy, że pan Zagłoba raz przecie nie znajdzie odpowiedzi, ale on począł tylko przytakiwać głową i rzekł: --- Słusznie! Słusznie! Ma się rozumieć! Swój swego i przez deskę rozezna. Na to śmiech wielki powstał koło ogniska, a najgłośniej śmiał się pan Sipajło spod Oszmiany. --- Boże ty mój --- mówił. --- Ot, zapomniał języka w gębie. A ja by się nie dał tak skonfundować nawet i panu Zagłobie. Nie wiedzieć co! Niechby tylko!... Tu pan Zagłoba, czując się poniekąd wyzwanym, spojrzał na niego niezbyt życzliwie, a pan Pluta, rad, że może na kogoś złość wywrzeć, huknął: --- Milczałbyś, boćwino! Nie tobie, któryś prochu nie wąchał, zabierać głos między starymi żołnierzami. --- Nie wąchał albo i wąchał --- odpowiedział z flegmą Sipajło. --- Lepiej ja się może i częściej od waszmości potykał. --- Prawdę mówi! --- zawołał Zagłoba. --- Przecież to oszmiański szlachcic, co w jednym bucie, a w jednym łapciu chodzi. W takowym stroju, zwłaszcza w zimie na grudzie, musiał się często nie tylko potykać, ale i zgoła przewracać. Tu znów roześmieli się wszyscy, a pan Sipajło, więcej wrażliwy niż wymowny, trzasnął z cicha szablą i rzekł: --- Kto mnie poprosi, temu nie odmówię. Lecz witebszczanin, pan Portanty, począł go mitygować: --- Nie gniewaj się waść i nie ujmuj za głupią modą. --- Lepiej konserwowaćkonserwować (daw.) --- tu: zachować. taką modę, niż mieć czarne podniebieniemieć czarne podniebienie --- być złośliwym, napastliwym. jako witebszczanie --- odpowiedział Sipajło. --- Lepsze czarne podniebienie niż głupia głowa! --- Co, u dytkau dytka --- tu: u diabła; dytko: demon w mitologii słowiańskiej.! --- zawołał pan Tretiak spod Humania --- dość mi tych swarów przed wyprawą! --- Czego się waść wtrącasz? --- zapytał part Skulski, łęczyczanin. --- Bo mi się podoba! --- A mnie się nie podoba. Patrzcie go! Humańczuk... Potrafią i waści przymówić. --- To przymów. --- A dobrze! Bre! Bre! Humański dureń, co z cudzego woza bere, na swój kładebere (...) kłade (rus.) --- bierze, kładzie.. --- Stulże gębę, piskorku! Siedem razy kaczka cię połknęła i siedemeś razy się wyśliznął. --- Ty się zaś nic wyśliźniesz... Parolparol --- dosł. z fr.: słowo; słowo szlacheckie zobowiązujące do dotrzymania obietnicy, tu: wezwanie do stawienia się na pojedynek.! --- Dobrze! Parol! Jutro! --- To i ja kogo poproszę! --- rzekł Pluta. --- Lepiej moich wnuków --- odparł pan Zagłoba. --- A jaż to ostatni? --- zapytał pan Sipajło. --- Kogo waść prosisz? --- At! co wybierać... wszystkich, i kwita! --- Baczność! --- zawołał Zagłoba. Jakoż do ognia zbliżył się oficer spod chorągwi pana Radrożewskiego, a jednocześnie ozwało się ciche trąbienie przez musztukmusztuk właśc. munsztuk (daw.) --- ustnik.. --- Na koń! --- skomenderował oficer. Po czym do pana Zagłoby: --- Siłasiła (daw.) --- wiele. na tym podjeździe zależy, więc staraj się waść dostać koniecznie językadostać (...) języka --- dowiedzieć się; zdobyć informacje., choćbyś też sam miał polec z połową ludzi. --- Dobrze --- odpowiedział stary rycerz --- lubolubo --- chociaż. muszę waści rzec, że takie polecenie łatwiej komuś dać, niż samemu spełnić! Oficer ruszył ramionami i zawrócił, a oni pojechali. Noc była gwiaździsta, ale bez księżyca. Za majdanemmajdan --- plac, szczególnie w obozie wojskowym. pół mili borku, dalej niezmierne łąki, na nich, jako zwykle latem, biały, nisko leżący tumantuman --- mgła., niby morze bez końca. Wąska, pachnąca torfem droga biegła przez owe łęgi, aż hen ku dalszym borom, między którymi stał nieprzyjaciel. Gdy wjechali w tuman, ledwie człek człeka mógł dojrzeć, a o kilka kroków nie było widać nic. --- Choć w pysk daj! --- mruknął Zagłoba. Ujechali milę i drugą. W tumanie i mroku nie było słychać nic prócz parskania koni. Aż tu naraz trzej ludzie, którzy jechali w przedniej straży, wrócili w cwał, krzycząc: --- Nieprzyjaciel! Nieprzyjaciel! Tuż za nimi słychać było tętent nadbiegającej jazdy. Pan Zagłoba zdarł bachmata i krzyknął: --- Bij! I po chwili zwarli się tak, iż mogli się rękami za piersi chwytać. We mgle rozległ się szczęk szabel, a czasem huk samopału, czasem kwik koński i okrzyki walczących. Pan Zagłoba rykiem żubrowym przerażał ludzi w ciemnościach, ale i miotał się okrutnie, gdyż straszny to był żołnierz, gdy go zanadto do muru przyparto. Pan Skulski ciął jadowicie, po łęczycku, tuż koło pana Tretiaka. Pana Portantego chlaśnięto przez policzek i byłby zginął, gdyby nie pan Sipajło, który odbiwszy drugi cios, sztychem nieprzyjaciela w gardło ugodził. Pan Pluta, stary i cięty żołnierz, wił się wśród skrzętu jak wąż w mrowisku --- i bił w całe kupy, jak jastrząb w stado dzikich kaczek. I wzajem jeden ratował życie drugiemu, a wtem wstał powiew. Tuman zrzedł trochę. Mogli się lepiej widzieć. Więc przyrosło im serca i poczęli pokrzykiwać, aby tym lepiej każdy mógł rozpoznać, co się z towarzyszem dzieje i kogo ma przy sobie. Pierwszy pan Sipajło, który Plucie żywot zawdzięczał, krzyknął z głębi serca w tumanie: --- Górą Mazury! --- Żywie Oszmiana! --- odgłosił Pluta. A inni, nie chcąc się dać wyprzedzić, nuż wołać: --- Sława Łęczycy! --- Chwała witebszczanom! --- Górą Humań! --- Wiwat Rzeczpospolita! Ale tymczasem natarto na nich z boków --- ba --- i z tyłu, tak że wpadli jako wilkowi w gardziel. Że jednak byli z różnych stron, przeto wstydzili się siebie wzajem, więc żaden nie prosił pardonu, i bili się do upadłego --- bez nadziei, ale na śmierć. Byliby też wszyscy polegli, gdyby nie to, że pan Zboiński wiedząc, iż w małej liczbie i w nocy nietrudno o przygodę, pociągnął za nimi w trzysta Mazurów, chłopów dobrych. Ów odegnał nieprzyjaciela, złamał, rozbił, część wyścinał, część zagarnął i uwolnił podjazd sprzed przemocy. Lecz nie mógł powstrzymać zdziwienia widząc ich robotę --- gdyż istotnie, po desperacku się bijąc, naszatkowali ludzi jak kapusty. --- Już chyba i aniołowie nie potykaliby się grzeczniej --- rzekł. Za czym wrócili radośnie do obozu. Ale choć świt uczynił się, nim dojechali, nie poszli spać, a to od wielkiej uciechy i dlatego, że poczęto ich zaraz częstować. Oni zaś jedli i pili wysławiając jeden drugiego i słuchając pana Zagłoby, który coś skromnie o TermopilachTermopile --- symbol bohaterskiej postawy niewielkiej grupy obrońców przyjmujących na siebie zadanie powstrzymania przeważających sił wroga ze świadomością, że poniosą w tym starciu śmierć; tu: użyty iron.; pierwotnie Termopile to nazwa wąwozu w Tesalii stanowiącego przejście w kierunku Grecji środkowej i z tego powodu będącego miejscem, gdzie stoczono wiele bitew na przestrzeni wieków, z których najsławniejszą, tą, która uzyskała rangę symbolu, była obrona Termopilów przez trzystu Spartan pod wodzą króla Leonidasa w 480 r. p.n.e., próbujących powstrzymać marsz wojsk perskich pod wodzą Kserksesa na Ateny; wszyscy obrońcy zginęli. wspominał. Aż gdy już dobrze podpili, pan Portanty przyłożył nagle palec do ust i rzekł: --- Ba, a nasz parol? Jakoż z nim będzie? --- Parol? Zjadł go nieprzyjaciel. --- I trochę mu niezdrowo --- dodał Zagłoba. A wtem pan Pluta, który się pokrzepił lepiej od innych, począł uderzać się dłońmi po piersiach, aż rozległo się w izbie --- i wołać żałosnym głosem: --- Ja na stare lata miałbym KainemKain --- w Biblii: pierwszy zabójca, morderca własnego brata, Abla. zostać i rozlewać niewinną krew Abla? na stare lata? ja? Pluta? I zawył wielkim płaczem, co usłyszawszy inni, kiedy bo nie rykną --- aż ludzie spod innych chorągwi zaczęli ich otaczać, ciekawi, co im się mogło wydarzyć. Tymczasem powstał pan Zagłoba i podniósłszy z niezmierną powagą garniec miodu rzekł: --- Komilitonikomiliton (z łac., daw.) --- towarzysz broni. moi, dzieci eiusdem matriseiusdem matris (łac.) --- tej samej matki.! Dwa jeno słowa powiem, ale kiep, kto mi nie przywtórzy: Kochajmy się! --- Kochajmy się! --- powtórzyły wszystkie usta. A w tejże chwili na rogach majdanu poczęto trąbić --- nie przez musztuk, ale rozgłośnie, jak czyniono zwykle przed wielką bitwą.