William Shakespeare Troilus i Kresyda tłum. Leon Ulrich ISBN 978-83-288-5687-5 OSOBY: * Priam — król trojański * Hektor — syn Priama * Troilus — syn Priama * Parys — syn Priama * Deifobus — syn Priama * Helenus — syn Priama * Eneasz — wódz trojański * Antenor — wódz trojański * Kalchas — kapłan trojański, stronnik Greków * Pandarus — stryj Kresydy * Margarelon — naturalny syn Priama * Agamemnon — naczelnik Greków * Menelaus — brat jego * Achilles — dowódca Greków * Ajaks — dowódca Greków * Ulisses — dowódca Greków * Nestor — dowódca Greków * Diomedes — dowódca Greków * Patroklus — dowódca Greków * Tersytes — Grek niekształtny i nieokrzesany * Aleksander — sługa Kresydy * Słudzy Troilusa, Diomedesa, Parysa * Helena — żona Menelausa * Andromacha — żona Hektora * Kasandra — córka Priama, wieszczbiarka * Kresyda — córka Kalchasa * Trojańscy i greccy żołnierze, służba. Scena w Troi i w obozie greckim pod murami miasta. PROLOG / w zbroi / Scena jest w Troi. Greckich wysp książęta, Których krew dumną rozpaliła zemsta, Do Aten swoje wyprawili nawy Ładowne wojskiem i morderczą bronią. Sześćdziesiąt dziewięć głów koronowanych Z ateńskich brzegów do Troi ruszyło, Ślubując miastu ostatnią zagładę, Gdzie Parys trzyma w objęciach Helenę, Porwaną żonę króla Menelaja; Taki był powód tej zażartej wojny. Już są w Tenedos; już ciężkie ich nawy Na brzeg rzuciły wojenny ładunek. Świeża, nietknięta jeszcze grecka armia Na polach Troi rozbija namioty, Kiedy Priama miasto sześciobramne — Dardan, Tymbria, Ilias i Chetas, Antenorides, a szósta Trojańska — W olbrzymich klamrach, olbrzymią zasuwą Trojańskich synów w swych murach zamyka. Oczekiwanie, łechcąc krzepkie duchy Jednych i drugich, Trojanów i Greków Na niebezpieczną wyprowadza walkę. I ja, choć Prolog, występuję zbrojny, Nie, żebym zbytnią pokładać miał ufność W poety piórze albo grze aktorów, Lecz by wystąpić zgodnie z treścią dzieła, By was uprzedzić, łaskawi widzowie, Że sztuka nasza przeskakuje wojny Cały początek i w środku zaczyna, Zbierając wszystko, co w tym krwawym sporze Poeta w sztuce jednej streścić może. Chwalcie lub gańcie wedle waszej woli: Złe albo dobre to wojny jest kolej. AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA / Troja. Przed pałacem Priama. / / Wchodzą Troilus w zbroi i Pandarus. / TROILUS Gdzie jest mój giermek? Pragnę się rozbroić. Po co mi walczyć za murami Troi, Gdym w mieście samym krwawą znalazł bitwę? Niech ten, co panem swojego jest serca, Do boju leci. Troil stracił swoje. PANDARUS Czy się te skargi nigdy nie zakończą? TROILUS Silni są Grecy, ich siła ćwiczona, Z nauką dzielni, z dzielnością wytrwali, Kiedym ja słabszy jest od łez niewieścich, Od snu lękliwszy, od prostoty głupszy, Nie waleczniejszy od dziewic w ciemności, A nie ćwiczeńszy od słabych niemowląt. PANDARUS No, już ci się dosyć o tej sprawie nagadałem i nie chcę się mieszać do niej na przyszłość. Kto chce jeść bułkę z pszenicy, musi wprzód czekać na mlewo. TROILUS Czy nie czekałem? PANDARUS Na mlewo; lecz czekać jeszcze musisz na pytlowanie. TROILUS Czy nie czekałem? PANDARUS Jeśli czekałeś na pytlowanie, to musisz czekać i na zakis. TROILUS Ciągle czekałem. PANDARUS Na zakis; ale to nie koniec; idzie potem zagniecenie, ulepienie bułki, rozgrzanie pieca i upieczenie. A w dodatku trzeba ci także czekać na ostygnienie, jeżeli nie chcesz sobie gęby poparzyć. TROILUS Cierpliwość sama, chociaż jest boginią, Z mniejszym ode mnie boleść znosi męstwem. Kiedy zasiadam przy stole Priama, A na myśl piękna przyjdzie mi Kresyda… Co? Przyjdzie? Zdrajco, kiedyż z niej wybiega? PANDARUS A wczoraj w wieczór wydawała mi się piękniejsza niż kiedykolwiek, niż jakakolwiek inna kobieta. TROILUS Chciałem powiedzieć, że gdy moje serce Od westchnień prawie na dwoje się pęka, By przed Hektorem, skryć przed ojcem żałość, Jak słońce burzę promieniem złocące, W marszczkach uśmiechu westchnienia grzebałem; W radości pozór owite cierpienia Są jak śmiech, który los na łzy przemienia. PANDARUS Gdyby jej włosy nie były trochę ciemniejsze od włosów Heleny, choć mniejsza o to, nie byłoby porównania między tymi dwiema kobietami. Ale że to moja krewna, nie chciałbym, jak to powiadają, trąbić jej pochwał. Chciałbym tylko, żeby kto mógł, tak jak ja wczoraj, przysłuchać się jej rozmowie. Nie mam zamiaru uwłaczać dowcipowi twojej siostry Kasandry, ale… TROILUS Pandarze, słuchaj! Słuchaj mnie, Pandarze! Kiedy ci mówię, że tam zatopione Moje nadzieje, nie licz w odpowiedzi, Na ile sążni głęboko zapadły. Gdy mówię: „Miłość jej mąci mi rozum”, Ty w odpowiedzi dodajesz: „Jak piękna!”, Potem do żywej serca mego rany Przykładasz włos jej, oczy, lica, mowę, Słowami rękę poruszasz jej, rękę, Przy której wszelka białość atramentem, Zapisującym własną swoją hańbę, Przy której tknięciu szorstki puch łabędzi, Jak dłoń oracza twarde każde czucie. Ty mi to mówisz, mówisz tylko prawdę, Gdy mówię, że ją z całej duszy kocham; Ale tak mówiąc, miast kropli balsamu, Do ran miłości w sercu zakrwawionym Nóż jeszcze wciskasz, co te rany zadał. PANDARUS Mówię tylko prawdę. TROILUS I to niecałą. PANDARUS Wierzaj mi, nie chcę się do tej sprawy mieszać. Niech sobie będzie, jak jest: jeśli piękna, tym lepiej dla niej; jeśli niepiękna, ma na to lekarstwo we własnych rękach. TROILUS Dobry Pandarze, co mówisz, dobry Pandarze? PANDARUS Na zapłatę wszystkich moich zachodów dostałem tylko kłopot. Źle sądzony przez nią, źle sądzony przez ciebie, biegałem od jednego do drugiej, lecz liche dzięki za fatygę. TROILUS Jak to? Gniewasz się, Pandarze, gniewasz się na mnie? PANDARUS Dlatego że to moja krewna, to nie jest tak piękna jak Helena; a gdyby nie była moją krewną, to byłaby tak piękna w piątek jak Helena w niedzielę. Ale czy ja dbam o to? Niech sobie będzie czarna jak Murzynka, wszystko mi to jedno. TROILUS Alboż mówię, że nie jest piękna? PANDARUS Mów albo nie mów, nie troszczę się o to. Głupia, że za ojcem nie poszła. Niech sobie idzie do Greków; dam jej tę radę przy pierwszym widzeniu. Co do mnie, nie chcę się więcej do sprawy tej mieszać, nie myślę się nią zajmować. TROILUS Pandarze… PANDARUS Nie ja. TROILUS Słodki Pandarze… PANDARUS Proszę cię, nie mów do mnie więcej! Zostawię wszystko, jak znalazłem, i na tym koniec. / Wychodzi. Alarm. / TROILUS Zmilknijcie, krzyki! Zmilknij, dzika wrzawo! Głupcy stron obu! Jakżeby Helena Piękna nie była, kiedy ją codziennie Tak krwią najczystszą waszą malujecie. Lecz ja nie mogę w sprawie takiej walczyć: Dla mego miecza za lichy to przedmiot. Lecz Pandar — bogi, jakże mnie dręczycie! Pandar mnie tylko do niej zbliżyć może, A tak mi trudno pomoc jego zyskać Jak prośbą czystość jej upartą zwalczyć. Przez pamięć Dafny powiedz mi, Apollo, Czym jest Kresyda, czym ja, czym Pandarus? Łożem jej Indie; tam drzemie ta perła; Pomiędzy Troją naszą a jej ziemią Toczą się fale burzliwego morza. Ja kupcem jestem, Pandarus okrętem, Moje niepewne niosącym nadzieje. / Alarm. Wchodzi Eneasz. / ENEASZ Troilu, czemu nie na placu boju? TROILUS Bom tu jest. Dobra niewieścia odpowiedź, Gdy rzecz niewieścia stać w dali od bitwy. Jakie nam z pola przynosisz nowiny? ENEASZ Parys powrócił ranny. TROILUS A przez kogo? ENEASZ Przez Menelaja. TROILUS Niechże mu krew płynie! Nie dziw, że ranny, z takim walcząc wrogiem: Parysa przebił Menelaj swym rogiem. / Alarm. / ENEASZ Co tam za tańce! TROILUS Ja bym tu miał lepszy, Gdybym potrafił „chcę” na „mogę” zmienić. Ale czy wracasz do tańca na polu? ENEASZ Bez żadnej zwłoki. TROILUS To pójdziemy razem. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Troja. Ulica. / / Wchodzą Kresyda i Aleksander. / KRESYDA Kto nas wyminął? ALEKSANDER Hekuba z Heleną. KRESYDA Gdzie tak śpieszyły? ALEKSANDER Do wschodniej szły bramy, Która nad całą panuje doliną, Przyjrzeć się bitwie. Hektora cierpliwość, Silna jak cnota, zachwiała się dzisiaj: Uderzył giermka, zgromił Andromachę, I jakby w wojnie gospodarka była, Przed świtem jeszcze lekką przywdział zbroję, Na pole wybiegł, a tam każdy kwiatek, Jak prorok jaki, płakał w przewidzeniu Skutków wściekłości jego. KRESYDA Skąd ta zmiana? ALEKSANDER Taka wieść biega: Jest między Grekami Mąż krwi trojańskiej, Hektora synowiec, Zowią go Ajaks. KRESYDA Dobrze, i cóż dalej? ALEKSANDER Mówią, że mąż ten dzielny w swojej sile Sam jeden stoi. KRESYDA Jak każdy inny, co niepijany i niechory, a ma nogi. ALEKSANDER Mąż ten, pani, niejedno okradł zwierzę z właściwych mu przymiotów. Jest jak lew waleczny, nieokrzesany jak niedźwiedź, jak słoń powolny; mąż, w którym natura tak pomieszała humory, że jego odwaga zarywa szaleństwa, a jego szaleństwo zaprawne mądrością. Nie ma ludzkiej cnoty, której by nie miał poszlaki, ani ludzkiej wady, której by nie nosił na sobie plamki; to melancholiczny bez przyczyny, to mimo woli wesoły; ma spryt do wszystkiego, ale wszystko tak robi niesprytnie, że czysty z niego podagryczny Briareusz: rąk co niemiara, a żadnego z nich użytku, albo krótkowidzący Argus: ócz bez liku, a ślepy. KRESYDA Ale jakże ten człowiek, który we mnie uśmiech tylko budzi, mógł rozgniewać Hektora? ALEKSANDER Powiadają, że wczoraj zwiódł bój z Hektorem i powalił go na ziemię. Upokorzenie i wstyd odtąd ani jeść, ani spać Hektorowi nie pozwoliły. / Wchodzi Pandarus. / KRESYDA Kto się tu zbliża? ALEKSANDER Stryj twój, pani, Pandarus. KRESYDA Hektor, mąż to waleczny. ALEKSANDER Ile nim być można na tej ziemi. PANDARUS O czym tu mowa? O czym tu mowa? KRESYDA Dzień dobry, stryju. PANDARUS Dzień dobry, Kresydo; o czymże to rozmawiacie? Dzień dobry, Aleksandrze. Jakże zdrowie, synowico? Kiedy byłaś w Ilium? KRESYDA Dziś rano, stryju. PANDARUS O czymże rozmawialiście, gdy nadszedłem? Czy Hektor był zbrojny i już wybiegł, nim przyszłaś do Ilium? Helena jeszcze nie wstała, czy nieprawda? KRESYDA Hektor już wyszedł, a Helena jeszcze nie wstała. PANDARUS Tak myślałem. Hektor nie zaspał dzisiaj. KRESYDA O tym właśnie mówiliśmy i o jego gniewie. PANDARUS Czy był w gniewie? KRESYDA Przynajmniej jak on powiada. PANDARUS Prawda, był w gniewie, wiem nawet dlaczego. Będzie on tam kosił wokoło siebie, mogę im to przepowiedzieć, a jest tam i Troilus, który nie bardzo daleko z tyłu za nim zostanie; niech się strzegą Troila, i to im mogę zalecić. KRESYDA Co, czy i on także w gniewie? PANDARUS Kto? Troilus? Troilus z nich dwóch waleczniejszy. KRESYDA O Jowiszu! Nie ma porównania. PANDARUS Co? Nie ma porównania pomiędzy Troilem a Hektorem? Czy możesz poznać człowieka na pierwszy rzut oka? KRESYDA Bardzo łatwo, jeśli go widziałam wprzódy i znałam. PANDARUS Więc dobrze, ja powiadam, że Troilus jest Troilus. KRESYDA Mówisz to samo, co i ja mówię, bo i ja jestem pewna, że to nie Hektor. PANDARUS Jak Hektor nie jest Troilem pod pewnym względem. KRESYDA Żeby każdemu oddać sprawiedliwość, każdy jest samym sobą. PANDARUS Samym sobą? Ach, biedny Troilus! Dałby Bóg, żeby był samym sobą! KRESYDA Jest nim. PANDARUS Żeby nim został, poszedłbym boso do Indii. KRESYDA Nie jest przecie Hektorem. PANDARUS Samym sobą? Nie jest on samym sobą. Chciałbym, żeby był samym sobą! Ale cóż robić, bogowie są nad nami; czas naprawi albo zdławi. Więc dobrze — Troilus — dobrze, dobrze — chciałbym, żeby moje serce w jej było piersiach! Nie, Hektor nie lepszy od Troila. KRESYDA Przebacz! PANDARUS Starszy, to prawda. KRESYDA Przebacz, przebacz! PANDARUS Drugi jeszcze lat tych nie doszedł; ale zaśpiewasz mi inną o nim piosenkę, gdy lat tych dojdzie. Nie tego roku będzie miał Hektor jego dowcip. KRESYDA Nie potrzeba mu go, dopóki ma swój własny. PANDARUS Ani jego przymiotów. KRESYDA Mniejsza o nie. PANDARUS Ani jego urody. KRESYDA Nie byłaby mu do twarzy; lepsza jego własna. PANDARUS Nie masz zdrowego sądu, synowico. Sama Helena przysięgała, dni temu kilka, że Troilus, jak na bruneta — bo jest brunet, muszę przyznać — choć niebrunet… KRESYDA Ale brunet. PANDARUS Na uczciwość, żeby powiedzieć prawdę, brunet i niebrunet. KRESYDA Żeby powiedzieć prawdę, prawda i nieprawda. PANDARUS Przenosiła jego cerę nad cerę Parysa. KRESYDA Parys przecie dosyć ma kolorów. PANDARUS I on też. KRESYDA Więc Troilus ma ich za wiele. Jeżeli go przenosiła nad Parysa, cera jego musi być rumieńsza, a że jeden dosyć ma kolorów, a drugi ma ich więcej, zbyt to płomienista pochwała dla dobrej cery. Brakowałoby tylko, żeby złoty język Heleny wychwalał Troila, że ma nos miedziany. PANDARUS Przysięgam ci, że jak myślę, Helena kocha go więcej niż Parysa. KRESYDA Jeśli to prawda, to wesoła z niej Greczynka. PANDARUS Jestem tego pewien. Zbliżyła się do niego ostatnim razem we framudze okna i — wiesz, że nie ma więcej jak trzy lub cztery włosy na brodzie… KRESYDA To pod tym przynajmniej względem arytmetyka szynkarczyka. I bez trudności by znalazła sumę jego jednostek. PANDARUS To prawda, że jeszcze młody, a przecie nie dostaje tylko trzy funty, żeby uniósł ten sam ciężar co brat jego Hektor. KRESYDA I co, tak młody, a już tak stary nosiciel? PANDARUS Otóż, żeby ci dowieść, że go Helena kocha, wyobraź sobie, zbliża się do niego i kładzie mu swoją białą rączkę na rozłupanym podbródku… KRESYDA Zmiłuj się nad nami, Junono! A któż mu go rozłupał? PANDARUS Ach, wiesz przecie, że ma dołki. Moim zdaniem, jego uśmiech lepiej mu do twarzy niż komukolwiek w całej Frygii. KRESYDA O, uśmiecha się walecznie! PANDARUS Czy nieprawda? KRESYDA Wielka prawda; powiedziałbyś, że to chmura w jesieni. PANDARUS A więc dobrze. Teraz, żeby ci dowieść, że Helena kocha Troila… KRESYDA Może by i Troilus chciał dowieść twojego dowodzenia. PANDARUS Kto? Troilus? On dba o nią tyle, co ja o zgniłe jaje. KRESYDA Jeśli tak lubisz zgniłe jaja jak zgniłków, to nieraz jesz kurczęta w skorupie. PANDARUS Nie mogę się wstrzymać od śmiechu, gdy sobie przypomnę, jak go łechtała pod brodą. Nie ma co powiedzieć, dziwnie białą ma rączkę, muszę wyznać. KRESYDA A bez przymusu. PANDARUS Aż tu nagle odkrywa biały włos na jego brodzie. KRESYDA Ach, biedna broda! Niejedna brodawka jest od niej bogatsza. PANDARUS Dopieroż tam było śmiechu! Królowa Hekuba tak się śmiała, że oczy jej kipiały. KRESYDA Młyńskimi kamieniami. PANDARUS Śmiała się także Kasandra. KRESYDA Ale mniejszy był ogień pod garnuszkiem jej oczu. Czy i jej oczy kipiały? PANDARUS I Hektor śmiał się. KRESYDA Ale cóż wywołało wszystkie te śmiechy? PANDARUS Co? Biały włos, który Helena znalazła na brodzie Troila. KRESYDA Gdyby to był włos zielony, to i ja bym się śmiała. PANDARUS Mniej jednak śmiano się z białego włosa niż z jego pięknej odpowiedzi. KRESYDA A cóż to była za odpowiedź? PANDARUS Mówi ona: „Jest tylko pięćdziesiąt dwa włosy na twojej brodzie, a jeden z nich biały”. KRESYDA To jej pytanie? PANDARUS Prawda, o to nie pytaj. „Pięćdziesiąt dwa włosy — odrzecze — a jeden z nich biały? Ten włos biały to mój ojciec, a wszystkie inne to jego synowie”. „Jowiszu — mówi ona — a któryż z nich jest Parys, mój małżonek?” „Rosochaty — odpowiedział — wyrwij i daj mu go”. Dopieroż było tam śmiechu! A Helena tak się zaczerwieniła, a Parys tak się sierdził, a wszyscy inni tak się śmiali, że to przechodzi wszystko. KRESYDA Niechże i historia ta przejdzie, bo dość już długo wędruje. PANDARUS Chętnie, synowico. Myśl o tym, co ci powiedziałem wczoraj. KRESYDA Myślę. PANDARUS Przysięgam, że to prawda. Płacze z twojej przyczyny, jakby się w kwietniu urodził. KRESYDA Ja też w jego łzach urosnę jak pokrzywa w maju. / Słychać znak odwrotu. / PANDARUS Słuchaj! Wracają z pola bitwy! Czy chcesz się zatrzymać, aby im się przyjrzeć w powrocie do Ilium? Dobra synowico, zostań, słodka synowico, Kresydo. KRESYDA Jak ci się podoba. PANDARUS Tu, tu doskonale jest miejsce; tu będziemy mogli widzieć przewybornie. Będę ci ich nazywał po imieniu w przechodzie, tylko uważaj Troila przed wszystkimi. / Przechodzi Eneasz. / KRESYDA Mów ciszej! PANDARUS To jest Eneasz. Czy nie wspaniały wojownik? To jeden z kwiatów trojańskich, mogę ci zaręczyć. Lecz uważaj Troila, za chwilę go zobaczysz. KRESYDA A to kto jest? / Przechodzi Antenor. / PANDARUS To Antenor. Bystry u niego dowcip, możesz mi wierzyć, i na waleczności mu nie zbywa. To mąż najzdrowszego rozsądku w całej Troi, a do tego i urodziwy. Kiedyż nadejdzie Troilus? Pokażę ci Troila niebawem. Byle mnie spostrzegł, zobaczysz, jak kiwnie na mnie głową. KRESYDA Kiwnie nad tobą głową, stryju? PANDARUS Zobaczysz. KRESYDA Uczciwe serce! Nie bez powodu. / Przechodzi Hektor. / PANDARUS A, to jest Hektor, to, to, patrz tylko, to. To mi zuch dopiero! Bóg z tobą, Hektorze! To mi waleczny żołnierz, synowico. O waleczny Hektorze! Patrz, co za spojrzenie, co za mina! Czy nie okazały to człowiek? KRESYDA Dzielny wojownik! PANDARUS Czy nieprawda? Aż się miło robi na sercu. Patrz tylko, jak jego hełm posiekany, czy widzisz? Patrz tylko! To nie są żarty, to mi się nazywa przyłożyć ręki; niech mu teraz kto odejmie, jak to powiadają. A to mi nasiekanie! KRESYDA Od miecza? / Przechodzi Parys. / PANDARUS Od miecza, od czego zechcesz, to wszystko jedno dla niego. Choćby sam diabeł wsiadł na niego, to mu rzecz obojętna. Na bożą źrenicę, na taki widok miło mi się robi na sercu. Tam idzie Parys, tam idzie Parys, tam idzie Parys! Patrz tam, synowico. Czy nie piękny i to wojownik? Jak ci się zdaje? Wspaniałe widowisko! Któż to powiedział, że wraca ranny do domu? Nie ranny, wielkie szczęście! Uraduje się serce Heleny. Jakbym pragnął zobaczyć teraz Troila! Niebawem zobaczysz Troila. / Przechodzi Helenus. / KRESYDA A to kto? PANDARUS To jest Helenus. Nie pojmuję, co się zrobiło z Troilem. To jest Helenus. Myślę, że nie ruszył dziś w pole. To Helenus. KRESYDA Czy może Helenus walczyć, stryju? PANDARUS Helenus? Nie — tak — może walczyć niezgorzej. Nie pojmuję, gdzie się obraca Troilus. Cicho! Czy nie słyszysz, jak lud wykrzykuje: „Troilus!”? Helenus jest kapłanem. / Przechodzi Troilus. / KRESYDA Cóż to za chłystek się zbliża? PANDARUS Gdzie? Tam? To Deifobus. A to jest Troilus. To mi człowiek, synowico. Hm, dzielny Troilus! Książę rycerzy! KRESYDA Cicho! Wstydź się, cicho! PANDARUS Uważaj go, przyjrzyj mu się. O waleczny Troilus! Otwórz tylko oczy, synowico. Patrz, jak miecz jego zakrwawiony, a hełm jego straszniej posiekany od przyłbicy Hektora. A co za spojrzenie Co za chód! Cudowny młodzieniec! A jeszcze dwadzieścia trzy nie skończył! Bóg z tobą, Troilu, Bóg z tobą! Gdybym miał siostrę Grację lub córkę Boginię, dałbym mu do wyboru. Cudowny człowiek! Parys? Parys przy nim błoto i zaręczam, że Helena pomieniałaby się chętnie i dorzuciłaby w dodatku garść złota. / Przechodzi wojsko. / KRESYDA Nadchodzi więcej! PANDARUS Osły, błazny, głupcy! Słoma i otręby, słoma i otręby! Rosół po obiedzie. Chciałbym żyć i umierać, patrząc na Troila. Nie poglądaj dłużej! Nie poglądaj dłużej! Orły już przeleciały; to same tylko wrony i kawki, wrony i kawki! Wolałbym być takim jak Troil mężem niż Agamemnonem i całą Grecją. KRESYDA Jest jednak między Grekami Achilles, dzielniejszy od Troila rycerz. PANDARUS Achilles? To furman, tragarz, to czysty wielbłąd. KRESYDA Dobrze, dobrze. PANDARUS Dobrze, dobrze? Czy masz ty choć trochę sensu? Czy masz ty oczy? Czy wiesz ty, co to jest człowiek? Czy urodzenie, piękność, kształtna postać, wymowa, męskość, nauka, łagodność, cnota, młodość, szczodrobliwość i tak dalej nie są imbirem i solą zaprawiającą człowieka? KRESYDA Może jakiego ciastucha, żeby go potem wypiec na montową bułeczkę i z pieca dobyć piecuchem. PANDARUS Co za dziwna z ciebie kobieta! Ani zgadnąć, gdzie twój puklerz. KRESYDA W moich plecach, żeby bronić mojego brzucha; w moim dowcipie, żeby bronić moich fortelów; w mojej oględności, żeby bronić mojej osoby; w mojej masce, żeby bronić mojej piękności; a w tobie, żeby bronić tego wszystkiego; przy tylu puklerzach mam jeszcze tysiąc innych strażników. PANDARUS Wymień mi jednego z twoich strażników. KRESYDA Mam się dosyć na straży, aby się nie wygadać, i to jest najpierwszy z moich strażników. Jeśli się nie mogę ustrzec, aby mnie nie pchnięto, gdzie bym nie chciała, mogę się przynajmniej ustrzec, aby ci nie powiedzieć, jak dostałam to pchnięcie, chyba że puchlina zbyt będzie wydatna, a wtedy i straż już niepotrzebna. PANDARUS Co za dziwna z ciebie kobieta! / Wchodzi Paź Troilusa. / PAŹ Mój pan chciałby natychmiast mówić z tobą, panie. PANDARUS Gdzie? PAŹ W twoim domu, panie, gdzie się rozbraja. PANDARUS Powiedz mu, paziu, że przyjdę niebawem. / Wychodzi Paź. / Lękam się, żeby nie był ranny. Bądź zdrowa, dobra synowico. KRESYDA Żegnam cię, stryju. PANDARUS Zobaczymy się za chwilę. KRESYDA A przyniesiesz mi, stryju… PANDARUS Zadatek miłości Troila. / Wychodzi. / KRESYDA A ten zadatek zrobi cię rajfurem. Słowa, przysięgi, prezenty i jęki, Wszystko przynosi z innego poręki; Stokroć w nim więcej sama widzę blasku Niż w bladym pochwał Pandara obrazku. Milczę, bo bóstwem dziewka upragniona, Lecz z posiadaniem radość duszy kona. Kochanka nie wie nic, gdy nie wie o tym, Że czego pragną, jest dla mężczyzn złotem; Szczęśliwa miłość dać tego nie może, Co żądza daje klęczącym w pokorze. To jest więc pierwszym miłości pewnikiem: Mieć jest być panem; chcieć — być niewolnikiem. Choć więc w mym sercu miłości żar tleje, Nie zdradzą oczy, co się w duszy dzieje. / Wychodzi. / SCENA TRZECIA / Obóz grecki. / / Przy odgłosie trąb wchodzą Agamemnon, Nestor, Ulisses, Menelaus i inni. / AGAMEMNON Dostojni książęta, Od jakiej troski lica wam pożółkły? Rozległe plany, w nadziei poczęte, Wszystkich przedsięwzięć człowieka na ziemi Nigdy w swej całej nie iszczą się pełni. Im większe dzieło, tym klęsk, zawad więcej; Jak sęki z biegiem oskoły tworzone Garbacą smukłej sosny kształtną postać, Skręcają włókna w górę strzelające. Cóż więc dziwnego, że i nas zawiodły Nasze nadzieje, że trojańskie mury Stoją po siedmiu latach oblężenia; Gdy wszystkie czyny upłynionych wieków, Których nam pamięć dzieje przechowały, Nigdy w spełnieniu nie ziściły kształtów, Jakie w poczęciu twórcza myśl im dała? Czemuż was klęski nasze mają smucić? Czemu z boleścią za hańbę bierzecie To, co Jowisza próbą tylko było, By nieugiętą w was odkryć wytrwałość? Metalu tego nie jawi się czystość W szczęścia uśmiechach, bo głupi i mądry, Tchórz i waleczny, artysta i partacz, Twardy i miękki, wszyscy w pomyślności Jednej pozornie wydają się próby; Lecz gdy zawyje przeciwności burza, Wachlarz jej wszystko, co lekkie, odwieje, Zostanie tylko masa pełna treści, Bogata w wartość, niezmieszana z niczym. NESTOR Agamemnonie, pozwól Nestorowi Z winnym potęgi twej poszanowaniem Dopełnić myśli słów twoich ostatnich. Tylko w nieszczęściu próbuje się serce. Na cichym morzu lada łódź, jak cacko, Ślizga się śmiało po cierpliwej piersi, Żegluje z nawą o bokach potężnych; Lecz niech surowy rozdrażni Boreasz Łagodną Tetys, a zobaczysz okręt Olbrzymim bokiem siekący wód góry, Jak Perseusza uskrzydlony rumak, Pośród przestrzeni dwóch mokrych żywiołów. Gdzie teraz łódka, co śmiała przed chwilą Z dębem się mierzyć ścianą papierową? Lub do bezpiecznej uciekła przystani, Lub była jednym dla Neptuna kąskiem. Tak i waleczność, pozorna lub szczera, Tylko się w burzach fortuny objawia; Kiedy jej słońce w całym świeci blasku, Giez dręczy trzodę więcej niźli tygrys; Ale gdy wicher ugina kolana Sękatych dębów, gdy skryją się muchy, Waleczne zwierzę, jak zbudzone burzą, Sympatyzuje z groźną jej wściekłością I rykiem do jej tonu nastrojonym Wściekłej fortunie odpowiada. ULISSES Królu, Ty Greków wodzu i nerwie, i kości, Sił naszych serce i ożywna duszo, W którym się winny wszystkie myśli skupiać, Słów moich słuchaj. Zaczynam od hołdu, Który / do Agamemnona / twej mowie, wszystkich królów królu, I twojej, wieku odziany powagą, Słusznie należy. / do Agamemnona / Słowa twoje godne, By, Greków ręką na spiżu wyryte, Były nauką dla przyszłych pokoleń; Jak twe są godne, dostojny Nestorze, By, w srebrze kute, powietrznym łańcuchem, Jak oś, na której niebo krąży, silnym, Do wymownego twojego języka Hellenów uszy przybiły na zawsze. Raczcie jednakże — ty wielki — ty mądry, Cierpliwie słuchać mowy Ulissesa. AGAMEMNON Królu Itaki, mów, bo się nie lękam, Żeby czcze słowa, ciężkie, a bez treści, Z twych ust płynęły, jak nie mam nadziei, Żebym z zjadliwych Tersyta ust słyszał Dźwięczną muzykę, dowcip lub wyrocznię. ULISSES Na swych podstawach nie stałaby Troja, A miecz wielkiego Hektora od dawna Pana by nie miał, bez przeszkód następnych: Powaga władzy poszła w zapomnienie; Ile namiotów greckich na dolinie, Tyle się pustych wyrodziło stronnictw. Jeżeli namiot wodza nie jest ulem, Gdzie każda pszczoła swą przynosi zdobycz, Jak miodu czekać? Gdzie władz stopniowanie Osłania maska, tam i najmniej godny Z najzasłużeńszym pod maską się mierzy. Toć niebo samo, planety i ziemia Pilnują wiernie pierwszeństwa porządku, Stopnia i miary, służby, kształtu, pory I nieodmiennej w biegu swoim drogi; Dlatego słońce, ten jasny planeta, Na szczytnym tronie wyżej innych siadło, By jasnym okiem złych planet wpływ leczyć I bez oporu wśród gwiazd złych i dobrych Swe panowanie rozciągnąć królewskie. Lecz gdy planety grzeszną mieszaniną W nieład popadną, jak potworne klęski! Wokoło bunty; tu ziemia się trzęsie, Tam ryczy morze, tu szaleją wiatry; Groza i klęski burzą i druzgoczą Małżeński pokój i jedność państw świętą. Gdy się podstawy chwieje stopniowanie, Które do wielkich czynów jest drabiną, Marnieją wszystkie ludzkie przedsięwzięcia. Jak stopnie szkolne, bractwa miast, jak handel, Dalekie brzegi pokojem łączący, Jak urodzenia i starszeństwa prawa, Korony, berła, wieku przywileje Bez stopniowania jakżeby zdołały Każde zatrzymać miejsce mu należne? Znieś stopniowanie, spuść jedną tę strunę, A słuchaj, straszny naokoło rozdźwięk! Patrz, wojna wszędzie; zbuntowane fale Podnoszą piersi nad brzegów zapory, Zmieniają ziemię w jedno wielkie bagno; Bezprawna przemoc słabości jest panią, Dziki syn ojca własnego morduje, Siła jedynym prawem jest, a raczej Imię swe tracą prawo i bezprawie, W których pośrodku sprawiedliwość mieszka. Wszystko na jednym opiera się gwałcie, Na samowoli gwałt, na żądzy wola; A żądza, świata jeden wilk powszechny, Przez samowolę i gwałt popierana, Gdy wszystko zmieni na łup, wszystko połknie, Musi na koniec pożreć sama siebie. Gdy stopniowanie, królu, pogrzebane, Na grobie jego zamęt taki rośnie. To stopniowania grzeszne zaniedbanie, Pnąc się do góry, coraz niżej spada. Swym gardzi wodzem, kto o szczebel niżej, Sam od trzeciego z rzędu pogardzany, I tak koleją każdy wojska stopień, Idąc za śladem tego, który pierwszy Śmiał stopniem sobie wyższego ohydzić, Bladej zazdrości farbą się zaraził. Przez tę jedynie febrę, nie swe siły, Troja na swoich stoi podwalinach, Troja, by skończyć w słowach kilku, powiem, Stoi chorobą naszą, nie swym zdrowiem. NESTOR Mądrze Ulisses chorobę nam odkrył, Która zamysły wszystkie nasze łamie. AGAMEMNON Odkryłeś słabość, wskaż teraz lekarstwo. ULISSES Wielki Achilles, który ludu głosem Jest armii naszej nerwem i prawicą, Swej chwały wietrznej krzykiem ogłuszony, W swojej wartości przesadzonym sądzie, Od dawna w własnym namiocie zamknięty, Naszym się wszystkim urąga zamiarom. Przy nim Patroklus na leniwym łożu Dzień cały stroi nieprzystojne żarty, Wszystkich szyderczym nicuje nas migiem, Który potwarca zwie naśladowaniem. Czasem przywdziewa godność twoją, królu, I jak na scenie sierdzący się aktor, Którego talent cały w ścięgnach leży, Co z dumą słucha drewnianej rozmowy Swych nóg, o deski sceny kołaczących, Śmiesznej postawy przesadzonym ruchem Śmie twój królewski przedrzeźniać majestat. Głos jego niby dźwięk pękniętych dzwonów, A wyrażenia tak wiatrem nadęte, Że i w Tyfona ryczącego ustach Byłyby tylko nędzną hiperbolą. Na to zatęchłych błazeństw widowisko, Ogromnym ciałem swoim gniotąc łoże, Achilles z głębi swej piersi dobywa To śmiechy głośne, to głośne oklaski. Woła: „Wybornie! Żywy Agamemnon! A teraz graj nam mądrego Nestora, Jak Nestor chrząkaj i gładź sobie brodę, Gdy się do jakiej perory zabierze”. Ma, czego żądał, a naśladowanie Tak wzoru bliskie jak dwie równoległe, A tak podobne jak Wulkan i Wenus; Boski jednakże Achilles wykrzyka: „Wybornie! Żywy Nestor! Daj go teraz, Jak się przy nocnym uzbraja alarmie”. Dopieroż śmiechy ze słabości wieku! Kaszle i pluje, trzęsącą się ręką Bez końca dłubie po spinkach swej zbroi, A na ten widok umiera od śmiechu Jego Waleczność; woła: „Skończ, Patroklu, Lub mi stalowe daj żebra, inaczej Od śmiechu pęknę!”. I takim zwyczajem Nasze przymioty, kształty, charaktery, Nasze zasługi, czyny i fortele, Nasze rozkazy, przezorność i mowy, By zagrzać wojsko lub zawrzeć przymierze, Triumf i klęski, prawda i potwarze, Wszystko treść daje ludzi tych szyderstwom. NESTOR Przykład tej pary, którą głos powszechny Ukoronował, jak mówi Ulisses, Niejedną duszę zatruł swoim jadem. Toć Ajaks także urósł w samowolę I głowę nosi z Achillesa dumą, I jak Achilles, w namiocie zamknięty, Uczty wydaje buntownicze, szydzi Z naszych rozkazów, śmiały jak wyrocznia Szczuje Tersyta, tego niewolnika, Który potwarze jak monetę kuje, Żeby nas z błotem mieszać swoją żółcią, Naszą powagę podkopać i zniszczyć Mimo grożących wkoło niebezpieczeństw. ULISSES Tchórzostwem zowią naszą politykę; Z wojennych rachub mądrość chcą wykluczyć I tylko o tym trzymają wysoko, Co działa ręką; gardzą przezornością: Ciche, głębokie przymioty umysłu, Nieprzyjacielskie ważącego siły, Żeby obliczyć, ile rąk potrzeba, By w dobrą porę wpaść, gdzie przynależy, To dla nich palca niewarte kiwnięcia. U nich to zwie się wojną alkierzową, Dziełem piecuchów po mapach ślepiących; Bo dla nich taran, który trzaska mury Siłą zamachu i ciężaru skutkiem, Lepszy od ręki, co taran stworzyła, Lub od rozumu, co swoją bystrością Kieruje ciosem ślepego narzędzia. NESTOR Jeśli to prawda, to koń Achillesa Wart kilku synów Tetydy. / Słychać odgłos trąbki. / Lecz cicho! AGAMEMNON Co trąbka znaczy? Zobacz, Menelaju! / Wchodzi Eneasz. / MENELAUS Trojański poseł. AGAMEMNON Po co tu przybyłeś? ENEASZ Przybywam z Troi; tożli, powiedz, proszę, Agamemnona wielkiego jest namiot? AGAMEMNON Tak jest. ENEASZ Czy może krwi królewskiej poseł W królewskie uszy swe zlecenie złożyć? AGAMEMNON Może bezpiecznie jak pod Achillesa Tarczy osłoną, w tych wodzów obliczu, Którzy uznają głosem jednomyślnym Agamemnona za wszech królów króla. ENEASZ Wolność niemała, wielkie bezpieczeństwo. Lecz jak od innych rozezna go mężów Królewskiej twarzy nieświadomy poseł? AGAMEMNON Jak? ENEASZ Jak, powtarzam, by w sobie obudził Poszanowanie, a licom nakazał Skromny rumieniec, jak zimny poranek, Gdy zwraca oczy na młodego Feba, Gdzie ten Bóg władzy, narodów przewodnik, Gdzie Agamemnon wielki i potężny? AGAMEMNON Lub on z nas szydzi, lub trojańskie mury Ceremonialnych chowają dworaków. ENEASZ Gdy wojna drzemie, znajdziesz tam dworaków Łatwych, łagodnych jak klęczący anioł; Lecz gdy bój zawre, za broń każe chwytać, Mają żółć, silne muskuły i ręce, I miecze wierne, i tarcze niezłomne, I serca dzielne przy łasce Jowisza. Lecz, Eneaszu, złóż palec na ustach, Pochwała bowiem wartość swoją traci, Gdy ją zasługa sama sobie płaci; Wróg tylko jeden klęską daje własną U świata chwałę jak dzień czysty jasną. AGAMEMNON Trojański pośle, zwiesz się Eneaszem? ENEASZ To imię moje. AGAMEMNON Jakie twe poselstwo? ENEASZ Dowie się o nim jeden Agamemnon. AGAMEMNON Trojańskich poselstw nie słucha on tajnie. ENEASZ Nie po tom przyszedł z Troi, by je szeptać, Wojenną trąbą uszy jego zbudzę, Dopiero pewny zmysłów jego bacznych Powiem, com przyniósł. AGAMEMNON Więc mów jak wiatr wolny. Nie teraz pora snu Agamemnona, A żebyś wiedział, iż teraz nie drzemie, On sam to mówi. ENEASZ Więc ozwij się, trąbo. Spiżowym głosem leniwe namioty Przeleć potężnie, niech każdy Grek dzielny Słyszy, co Troja głośno mu powiada! / Trąba. / Potężny królu, mamy w Troi murach Dzielnego męża, a syna Priama, Hektor mu imię. W długiej nieczynności Rdzewieje teraz; on mnie tu przysyła, Przy trąb odgłosie mówić tak poleca: Greków królowie, książęta i pany, Jeśli śród waszych dzielnych wojowników Jest mąż ceniący honor nad spoczynek, Nad niebezpieczeństw trwogę jasną chwałę, Co zna swe męstwo, a swej nie zna trwogi, Kocha swą lubą nie w czczych tylko słowach, Przysięgach, które na ustach jej składa, Co śmie przymioty jej i piękność wielbić Nie tylko w miękkim ramion jej objęciu, Temu przynoszę Hektora wyzwanie. Hektor w obliczu i Greków, i Trojan Dowiedzie, dowieść przynajmniej zamierza, Że równie wiernej, pięknej i roztropnej Jak dama jego nigdy żaden z Greków Do swojej wiernej nie przycisnął piersi. Jutro w pośrodku wojsk nieprzyjacielskich Przyjdzie i trąbą swą do boju wezwie Greka chętnego za kochankę walczyć. Jeśli wystąpi, Hektor cześć mu odda; Gdy nikt nie stanie, powie za powrotem, Że greckie damy spalone od słońca, Niewarte jednej drzazgi dzid trojańskich. Skończyłem. AGAMEMNON Słowa twe naszym kochankom Rozgłosić każę, a jeśli z nich żaden Nie znajdzie serca do takiej rozprawy, To w domu wszyscy zostali waleczni. Lecz my żołnierze; a żołnierz to chudy, Który nie kocha lub nie kochał wprzódy; Jeżeli żaden do boju nie stanie, To za kochanków ja przyjmę wyzwanie. NESTOR Powiedz mu także o starym Nestorze, Który był mężem, kiedy dziadek jego Ssał mleko mamki, powiedz, że choć stary, Jeśli się w naszym nie znajdzie obozie, Młodszy wojownik, z iskrą ognia w sercu, Gotowy walczyć za swoją kochankę, Ja srebrne włosy w złoty hełm ubiorę, Na zwiędłe barki wdzieję naramiennik, Do boju stanę i w oczy mu powiem, Że moja dama urodniejsza była Od jego babki, że ten świat nie widział Czystszej jak ona; tego mu dowiodę, Przeciw potokom krwi młodej i wrzącej, Trzema kroplami mojej krwi stygnącej. ENEASZ Nieurodzaju takiego młodzieży Nie daj wam, Boże! ULISSES Amen. AGAMEMNON Eneaszu, Daj mi twą rękę; pozwól, bym cię naprzód Do pawilonu mego poprowadził. O tym wyzwaniu Achilles się dowie, I wszystkich greckich namiotów panowie, A ty zobaczysz na Hellenów święcie, Jakie wróg dzielny ma u nas przyjęcie. / Wychodzą wszyscy prócz Ulissesa i Nestora. / ULISSES Nestorze! NESTOR Co chcesz mówić, Ulissesie? ULISSES Czuję, jak w mózgu myśl rodzi się młoda, Niechże na słońcu twej rady zakwitnie. NESTOR Co za myśl? ULISSES Słuchaj: klin tępy rozdziera Sęki najtwardsze. Chwast nieznośnej dumy, Który już w sercu Achilla dojrzewa, Ściąć teraz pora, bo jeśli dozwolim, Ażeby ziarna swoje wkoło rozsiał, Las złego zielska udusi nas wszystkich. NESTOR A jak? ULISSES Wezwanie dzielnego Hektora, Choć niby wszystkim ogłoszone Grekom, Miało na celu jednego Achilla. NESTOR To łatwo odkryć, jak naturę skały Łatwo z drobnego rozpoznać odłamku. Skoro się tylko o wyzwaniu dowie Achilles — choćby mózg jego był suchy, Jak jest libijski piasek, a wie Febus, Że dość jest suchy — nieomylnym sądem Zgadnie natychmiast, że w swoim wyzwaniu Hektor jedynie jego miał na celu. ULISSES I sądzisz, że je przyjmie? NESTOR Tego pragnę. Kto zdoła, oprócz jednego Achilla, Z Hektorem walcząc, czysty unieść honor? A choć ta bitwa jest tylko igraszką, Potężnie dotknie ducha dwóch narodów. Trojanie chwałę naszą chcą smakować Swym podniebieniem najdelikatniejszym, A dobre imię nasze, Ulissesie, Na wagę idzie w sporze fantastycznym, A pojedynku skutek dla stron obu Złą albo dobrą będzie przepowiednią; Będzie to indeks, który w kilku słowach Długich rozdziałów daje treść skróconą, Jest niemowlęciem, które na olbrzyma Wyrośnie z wolna w dalszym rzeczy toku. Ich zdaniem, rycerz z Hektorem walczący Przez nas wybrany; a przy tym wyborze Wszystkich nas dusze, bacząc na zasługę, Z wszystkich cnót naszych i naszej dzielności Jednego męża wydestylowaly; Jeśli on chybi, jak jego zwycięzca Urośnie w serce! jak przybierze hartu Ufność w swe siły! a takiej ufności Ramię jest tylko posłusznym narzędziem Jak miecz i strzała narzędziem ramienia. ULISSES Przebacz, Nestorze, lecz z słów twoich wnoszę, Że powinnością naszą jest przeszkodzić, Aby z Hektorem mierzył się Achilles. Jak kupcy, naprzód towar nasz podlejszy Wystawmy, może uda się go sprzedać; W przeciwnym razie lepszego zalety Tym się korzystniej po gorszym wydadzą. Nie dozwól nigdy, aby się z Hektorem Achilles mierzył, z ich bowiem spotkaniem W tropy za naszym honorem lub hańbą Jak psy dwa gonią dziwne dwa następstwa. NESTOR Me stare oczy dojrzeć ich nie mogą; Jakież to? ULISSES Gdyby nie tyle był dumny Achilles, chwałę swojego zwycięstwa Dzieliłby z nami; ale z jego pychą Wolałbym piec się na libijskim słońcu Niż na palącej ócz jego pogardzie, Gdyby zwycięzcą z pojedynku wrócił. Jeśli ulegnie, z obrażoną sławą Najdzielniejszego Greków bohatera Głęboka rana grecki dotknie honor. Ciągnijmy losy, a rozumną sztuką Niech na ciężkiego wypadnie Ajaksa Z Hektorem walczyć. Udajmy przed ludźmi, Że w nim pierwszego widzimy rycerza. Dla Achillesa, zbytkami oklasków Odurzonego, lekarstwem to będzie: Wybór mu czuba niewątpliwie przytrze, Który w swej dumie wyżej go najeżył Niż łuk swój Irys. Jeśli z bitwy Ajaks Wyniesie całą swoją pustą głowę, Zwycięzcy pochwał nie będziemy szczędzić; W razie przegranej zostanie nam wiara, Że na dzielniejszych nie zbywa nam mężach. Co bądź wypadnie, w Achillesa czubie Wybór ten piórka najlepsze wyskubie. NESTOR Zaczynam teraz w zdaniu twym smakować; Idźmy bez zwłoki do Agamemnona, A wiem, że chętnie myśl moją podzieli. Niech jeden kundel drugiego ugłaszcze, Gdy na kość jedną — dumę, zwrócą paszcze. / Wychodzą. / AKT DRUGI SCENA PIERWSZA / Obóz grecki. / / Wchodzą Ajaks i Tersytes. / AJAKS Tersytesie! TERSYTES Agamemnon — a gdyby Agamemnon miał wrzodzianki dotrawione po całym ciele? AJAKS Tersytesie… TERSYTES I gdyby wrzodzianki te ciec zaczęły? Przypuśćmy. Wtedy przynajmniej wyciekłoby co z naszego wodza. Czy nie byłaby to materia ropna? AJAKS Psie… TERSYTES Bo wyciekłoby choć trochę materii, której dopatrzyć się teraz nie mogę. AJAKS Ty synu wilczycy, gdy słyszeć nie możesz, czuj przynajmniej. / Bije go. / TERSYTES Bodaj grecka zaraza na ciebie spadła, ty mieszańcze z wolim mózgiem! AJAKS Gadaj więc, ty spleśniały kisie, gadaj lub będę bił, póki nie wyładniejesz. TERSYTES Prędzej ja ci szyderstwami wbiję do głowy trochę dowcipu i pobożności; choć myślę, że prędzej koń twój oracji się nauczy niż ty modlitwy bez książki. Bić umiesz, nieprawda? Bodaj cię okryły parchy końskie za twoje końskie żarty. AJAKS Ty zła bedłko, powiedz mi, co to za ogłoszenie? TERSYTES Czy myślisz, że nie mam czucia, skoro mnie tak bijesz? AJAKS Ogłoszenie… TERSYTES Ogłoszono cię dudkiem, jak mi się zdaje. AJAKS Strzeż się, jeżu, strzeż się, bo świerzbią mnie palce! TERSYTES Chciałbym, żeby cię od głowy do stóp świerzbiało, a mnie drapać cię nakazano; zostałbyś z mojej łaski najobrzydliwszym w całej Grecji parszywcem. Na placu jednak nie skorzej ci od innych do bicia. AJAKS Powtarzam, ogłoszenie! TERSYTES Mruczysz na Achillesa i szydzisz z niego bez ustanku; zazdrościsz jednak jego wielkości, jak Cerber urodzie Prozerpiny, dlatego też szczekasz na niego. AJAKS Pani Tersytesie… TERSYTES Czemu jego bić nie spróbujesz? AJAKS Ty zakalista bułko! TERSYTES Skruszyłby cię swoją pięścią jak majtek suchary. AJAKS A psie, bękarcie! / Bije go. / TERSYTES Jeszcze! Jeszcze! AJAKS Ty stołku czarownicy! TERSYTES Dobrze, jeszcze! Jeszcze! Wywarzonego dowcipu, panie, tyle u ciebie w głowie mózgu co u mnie w łokciu; dardański osieł mógłby twoim być mistrzem, ty parszywy, waleczny ośle! Jesteś tu tylko, żeby grzmocić Trojan, ale każdy, byle miał odrobinę dowcipu, kupuje cię i sprzedaje jak barbarzyńskiego niewolnika. Jeśli chcesz bić mnie, zacznę od twojej pięty i powiem ci, czym jesteś, cal po calu, ty stworzenie bez wnętrzności. AJAKS Ty psie! TERSYTES Ty parszywy magnacie! AJAKS Ty kundlu! / Bije go. / TERSYTES Nie żenuj się, głuptasie Marsa, nie żenuj się, grubiaństwo! Dalej, wielbłądzie, jeszcze, jeszcze! / Wchodzą Achilles i Patroklus. / ACHILLES Cóż to, Ajaksie, czemu go tak bijesz? Tersytes, powiedz, co to jest za sprawa? TERSYTES Czy go tam widzisz? ACHILLES Widzę, i cóż stąd? TERSYTES Patrz tylko na niego. ACHILLES Patrzę, i cóż stąd? TERSYTES Ach, tylko dobrze mu się przypatrz. ACHILLES Już mu się dobrze przypatrzyłem. TERSYTES Nie, nie przyglądasz mu się dobrze, bo za kogo bądź go weźmiesz, zawsze to będzie Ajaks. ACHILLES Wiem o tym, błaźnie. TERSYTES Tylko że błazen sam się nie zna. AJAKS I dlatego cię biję. TERSYTES Słuchaj tylko, co za chude koncepty! Słowa jego długie mają uszy. Lepiej ja mu mózg wyhuśtałem, niż on mi połamał kości. Za grosz dostanę dziewięć wróbli, a jego pia mater niewarta dziewiątej części jednego wróbla. Ten pan, Achillesie, to Ajaks, który nosi dowcip swój w brzuchu, a w głowie swoje kiszki. Powiem ci, co o nim myślę. ACHILLES Co? TERSYTES Myślę, że ten Ajaks… / Ajaks chce go uderzyć, zatrzymuje go Achilles. / ACHILLES Nie, dobry Ajaksie. TERSYTES Nie więcej ma dowcipu… ACHILLES Muszę cię zatrzymać. TERSYTES Niż trzeba na zalepienie uszka igły Heleny, za którą bić się tu przyszedł. ACHILLES Cicho, błaznie! TERSYTES Z całego serca pragnąłbym siedzieć spokojnie i cicho, ale żadną miarą nie chce na to pozwolić ten sam błazen, tam, spójrz tylko, czy go tam widzisz? AJAKS A ty przeklęty kundlu! Ja ci tu… ACHILLES Czy chcesz mierzyć się na dowcipy z błaznem? TERSYTES O nie, zaręczam, zawstydziłby go dowcip błazna. PATROKLUS Mów tylko uczciwie, Tersytesie. ACHILLES O co spór idzie? AJAKS Żądałem od tego obrzydliwego puszczyka, żeby poszedł wywiedzieć się o treści ogłoszenia, a on tu sobie zaczął ze mnie żartować. TERSYTES Nie jestem twoim sługą. AJAKS Bardzo dobrze, a co potem? TERSYTES Służę tu na ochotnika. ACHILLES Jednak ostatnia twoja ta służba była pańszczyzną, bo nikt się na ochotnika bić nie daje. Ajaks był tu ochotnikiem, a ty przymuszonym rekrutem. TERSYTES Tak właśnie. Dobra część twojego dowcipu leży także w twoich żyłach albo kłamią ludzie. Nie lada zdobycz odniesie Hektor, rozwalając jednemu z was czaszkę; właśnie jakby zgryzł zbutwiały orzech bez jądra. ACHILLES Co, i ze mną także zadzierasz? TERSYTES Gadaj mi o Ulissesie i starym Nestorze! Ich dowcip był już spleśniały, nim wasi dziadowie mieli paznokcie na palcach; oni to was zaprzęgli do pługa, jak dwa ciężkie woły, i kazali wam orać pole wojny. ACHILLES Co? Co? TERSYTES Tak jest, możecie mi wierzyć. Nu! Achillesie, nu! Ajaksie, nu! AJAKS Język ci utnę. TERSYTES Mniejsza o to; będę i potem przynajmniej tak jak ty wymowny. PATROKLUS Dość już słów, Tersytesie, cicho! TERSYTES Co? Ja mam siedzieć cicho na rozkaz Achillesowej suki? Ja? ACHILLES Dostałeś i ty swoje, Patroklusie. TERSYTES Wprzód was zobaczę na szubienicy wiszących jak gamonie, nim zajrzę do waszych namiotów. Pójdę, gdzie dowcip się rusza, usunę się od fakcji głuptasów. / Wychodzi. / PATROKLUS Szczęśliwy ubytek! ACHILLES W obozie całym ogłoszono, panie, Że Hektor jutro o godzinie piątej Przy trąb odgłosie wyzwie do rozprawy Na polach, wojska dwa nasze dzielących, Każdego Greka mającego serce Z orężem w ręku śmiało mu powiedzieć, Że — co — nie pomnę, jakieś tam błazeństwo. Żegnam cię. AJAKS Żegnam. Kto przyjmie wyzwanie? ACHILLES Nie wiem; słyszałem, że los ma rozstrzygnąć; Inaczej, wie on, z kim miałby się mierzyć. AJAKS Chcesz mówić: z tobą. Idę się wywiedzieć. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Troja. Sala w pałacu Priama. / / Wchodzą Priam, Hektor, Troilus, Parys i Helenus. / PRIAM Po tylu godzin, słów i mężów stracie, W imieniu Greków Nestor mówi znowu: „Zwróćcie Helenę, a wszystkie ofiary Honoru, czasu, pieniędzy, podróży, Przyjaciół, tylu drogich nam przedmiotów, Które kormoran-wojna chciwie połknął, Wszystko zapomnim”. Hektorze, co myślisz? HEKTOR Nikt mniej ode mnie Greków się nie lęka, Nie znajdziesz jednak, potężny Priamie, Damy z wrażliwszym od mojego sercem, W którą by łatwiej trwoga mogła wsiąkać, Która by chętniej ode mnie wyrzekła: „Kto wie, co wypaść może?”. Zbytnia pewność I w sobie ufność jest zbójcą pokoju, Kiedy nieufność skromna, zdaniem świata, Jest mądrych lampą, jest tą ołowianką, Która największych nieszczęść mierzy głębie. Puśćmy Helenę. Odkąd po raz pierwszy W sprawie tej mieczy dobyliśmy z pochew, Każda dziesiąta dusza z dusz tysiąca, Którąśmy wojnie w dziesięcinie dali, Była nam równie jak Helena droga; Gdyśmy już tyle stracili dziesiątków, Aby zatrzymać, co nie było nasze, Co, gdyby nawet do nas należało, Jednego naszych dziesiątka niewarte, Nie wiem, dla jakich ważnych dziś powodów Nie chcem jej oddać. TROILUS Wstydź się, wstydź się, bracie! Jak to, więc honor i monarszą godność Tak potężnego jak ojciec nasz króla Chcesz na kupieckiej ważyć teraz szali? Chcesz liczmanami obrachować sumę, Z której się składa jego nieskończoność? Chcesz łokciem trwogi, rozumnych wywodów Pas niezmierzony dzielnic jego mierzyć? Wstydź się, przez Boga! HELENUS Nie dziwię się wcale, Że tak zjadliwym zębem kąsasz rozum, Którego nie masz. Dlategoż nasz rodzic Ziemie ma swoje bezrozumnie rządzić, Że twoim radom zbywa na rozumie? TROILUS Bracie kapłanie, wiem, że ci są drogie Sny i marzenia; podszywasz rozumem Twe rękawice, a oto twój rozum: Wiesz, że na zgubę twą czyhają wrogi, Wiesz, że dobyty miecz jest niebezpieczny, A rozum każe wszelkie zło wymijać; Kogoż więc zdziwi, że kiedy Helenus Zobaczy Greka, z jasnym jego mieczem, Skrzydła rozumu do pięt swych przyczepia I jak Merkury ucieka, gdy widzi Na Jowiszowym czole gniewu błyski, Lub jak z swej sfery wytrącona gwiazda? Więc dobrze; skoro mowa o rozumie, Śpijmy spokojnie, zatrzaśnijmy bramy, Zajęcze serce dajmy honorowi I męstwu, jeśli chcą tyć na rozumie. Przy twym rozumie i twej roztropności Dzielność upada i blednie wątroba. HEKTOR Wierzaj mi, bracie, niewarta Helena Tego, co płacim, aby ją zatrzymać. TROILUS Cenę klejnotom sąd nasz tylko daje. HEKTOR Nie sama wola cenę tę stanowi; Klejnotu wartość tak w samym klejnocie, Jak w myślach jego nabywcy spoczywa. Tylko szalonym jest to bałwochwalstwem Więcej obrzędy niźli bóstwo cenić; Tylko dziecinny może kochać umysł Przedmiot miłości, który nie posiada I cienia nawet kochanych przymiotów. TROILUS Biorę dziś żonę; ma wola kieruje Moim wyborem, wola podpalona Przez oczy moje i przez moje uszy, Sterników między dwóch skał przepaściami Woli i sądu — czy będę miał prawo, Jeśli mój wybór zbrzydzi sobie wola, Odepchnąć żonę mojego wyboru? Czy się potrafię z węzłów tych wywikłać, A od honoru na krok nie odstąpić? Nie odsyłamy kupcowi jedwabiu, Któryśmy długim noszeniem zużyli; I resztek uczty na gnój nie rzucamy Dlatego tylko, że jesteśmy syci. Zemsta Parysa słuszną się wam zdała, Tchem przyzwolenia wydęliście żagle Jego okrętu, gdy się w drogę puszczał; Fale i wiatry — dwa odwieczne wrogi — Dla służby jego przymierze zawarły; Do upragnionej zawinął przystani. Za starą ciotkę, przez Greków więzioną, Młodą królowę Greków porwał Parys, Przy której wdziękach blednieje poranek, A pomarszczonym starcem jest Apollo. Jak Grecy ciotkę naszą, my Helenę Trzymamy u nas; czy warta trzymania? Toć ona perłą, perły tej kosztowność Statków tysiące rzuciła na fale, A królów Grecji w kupców przemieniła. Jeśli mądrością Parysa jest podróż — Czemu z was żaden zaprzeczyć nie może, Każdy z was bowiem: „Płyń! płyń!” wówczas wołał, Jeśli kosztowny łup do domu przyniósł, A pamiętacie, że każdy z was, klaszcząc, „Nieporównana!” zachwycony wołał, Czemu dziś własną potępiacie mądrość? Czego fortuna nigdy nie zrobiła, Skarb, niegdyś droższy nad lądy i morza, Z taką pogardą dzisiaj odrzucacie? Jakże nikczemną wyda się kradzieżą Skraść, czego teraz zatrzymać się boim! Skradzionych skarbów niegodni złodzieje, Greków na greckiej skrzywdziliśmy ziemi, A dziś, na własnej, drżymy na ich widok! KASANDRA / za sceną / Płaczcie, Trojanie, płaczcie! PRIAM Skąd te krzyki? TROILUS Znam głos, szalonej to siostry głos naszej. KASANDRA / za sceną / Płaczcie, Trojanie! HEKTOR To jest krzyk Kasandry. / Wchodzi Kasandra w obłąkaniu. / KASANDRA Płaczcie, Trojanie! Miejcie ócz tysiące, A mam dla wszystkich łez proroczych strugi. HEKTOR Cicho, o siostro! KASANDRA Dziewice, młodzieńcy, Męże i starcy wiekiem pochyleni, I niemowlęta tylko płakać zdolne, Przydajcie wasze mym krzykom boleści, Spłaćmy część jęków na nas czekających! Płaczcie, Trojanie, płaczcie! Do łez gorzkich Wdrażajcie oczy! Troja musi upaść I w gruzach legnie Ilion dziś potężny! Pochodnia Parys, nasz brat, spali wszystko. Płaczcie! Wołajcie: Heleno, o biada! Puśćcie Helenę lub Troja przepada! / Wychodzi. / HEKTOR Młody mój bracie, czy te przepowiednie, Z ust siostry naszej tak groźnie płynące, W sercu twym żadnej zgryzoty nie budzą? Czy zawsze krew twa szalenie gorąca Nigdy rozumnej nie posłucha rady Ni się złej doli w złej sprawie nie lęka? TROILUS Bracie Hektorze, nie zawsze wypadek Sprawiedliwości sprawy jest znamieniem. Nie powinniśmy hartu duszy tracić, Choć siostra nasza, Kasandra, szaleje. Obłąkanego umysłu szał dziki Nie nadweręży dobroci tej sprawy, Za którą walczyć honor nam nakazał. Co do mnie, większej w tym prywaty nie mam Jak bracia inni, synowie Priama; I nie daj Boże, byśmy chcieli bronić Sprawy, za którą walczyć by się wzdrygał W rzeczach honoru najdrażliwszy umysł! PARYS Świat by inaczej skarżył lekkomyślność Tak rady waszej, jak moich przedsięwzięć, Bo Bóg mi świadkiem, że moim skłonnościom Dodało skrzydeł wasze przyzwolenie, Odjęło bojaźń w groźnym przedsięwzięciu. Bo cóż, niestety, dłoń ta jedna może! W męstwie jednego jakaż jest obrona Przeciw wściekłości tysiącznych zastępów, Które w tym sporze do boju stanęły? Przysięgam jednak, że choćby wypadło Samemu wszystkie trudności wytrzymać, Gdyby mej woli moc odpowiedziała, Parys by czynu swego nie żałował I nigdy w jego obronie nie omdlał. PRIAM Mówisz, Parysie, jak niemądry młodzik, Słodkim rozkoszy swej pijany trunkiem. Ty miód, gdy inni żółć piją dość długo, Twoja waleczność nie jest też zasługą. PARYS Nie sama rozkosz, którą taka piękność Przynosi z sobą, na myśli mi teraz; Rozmyślam teraz, jak by jej porwanie Honorem pokryć, walcząc w jej obronie. Jakąż by zdradą dla królowej było, Jaką na czystej chwale waszej plamą, A hańbą dla mnie wydać się nikczemnie, Jakby na rozkaz zuchwałego wroga! Myśl tak wyrodna mogłażby zawładnąć W sercach, jak wasze, pełnych szlachetności? Nie ma tak niskiej między nami duszy, By miecza dobyć nie miała odwagi, Gdy walczyć trzeba w obronie Heleny, Jak nie ma równie duszy tak szlachetnej, Dla której umrzeć nie byłoby chwałą W sprawie Heleny. Jeszcze więc powtarzam, Że śmiało możem w obronie tej walczyć, Z którą nic ziemia porównać nie zdoła. HEKTOR Bardzo wymownie prawiliście obaj, Lecz treści sprawy, która się tu toczy, Zbyt powierzchownie tylko dotknęliście, Jak młodzi, zdaniem Arystotelesa, Słuchać moralnej nauk filozofii Niezdolni jeszcze; wasze argumenty Raczej wybuchów krwi gorącej bronią, Niż pomagają wolny zrobić wybór Spokojnej duszy między złem a dobrem. Rozkosz i zemsta twardsze mają ucho Od głuchej żmii na mądrości rady. Natura każe, abyśmy każdemu Oddali chętnie, co mu się należy, A jestże świętszy dług w całej ludzkości Jak małżonkowi oddać jego żonę? Jeśli namiętność chce to prawo gwałcić, Gdy wielkie serce przez stronnicze względy Dla ślepej chuci chce wojnę z nim toczyć, Jest prawo ludów cywilizowanych, Nakazujące w kluby ująć twarde Szalone żądze, co ten bunt podnoszą. Jeśli więc żoną spartańskiego króla Jest ta Helena — jak jest niewątpliwie — Moralne prawo natury i ludów Oddać mężowi żonę nakazuje. Nie zmniejsza winy w winie się upierać, Lecz większy ciężar wkłada na sumienie. Tak sądzi Hektor, kiedy prawdy szuka; A jednak, młodzi i namiętni bracia, Z wami głosuję, aby ją zatrzymać, Sprawa ta bowiem w ścisłym stoi związku Z naszym honorem i naszą godnością. TROILUS Teraz dotknąłeś żywotny punkt sprawy. Gdyby nam więcej nie szło tu o chwałę Niż o spełnienie pragnień namiętności, Nie chciałbym więcej jednej krwi kropelki Lać w jej obronie; lecz, zacny Hektorze, Ona honoru, chwały jest osnową, Ostrogą czynów wielkich i walecznych, Przez nią poskromić możem najezdników, A imię nasze na wieki uświęcić. Nie myślę przeto, aby wielki Hektor Za świata skarby chciał z swych rąk wypuścić Bogate żniwo obiecanej chwały, Co się na czole sprawy tej uśmiecha. HEKTOR Dzielni synowie wielkiego Priama, Po waszej stronie całą duszą stoję, Już wyprawiłem głośne me wyzwanie Między swarliwą ciężkich Greków szlachtę, Które rozbudzi dusze ich drzemiące. Mówią, że zasnął wielki wódz Achiwów, Zazdrość się wkradła do greckich namiotów: Myślę, że głos mój śpiącego obudzi. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Obóz grecki. Przed namiotem Achillesa. / / Wchodzi Tersytes. / TERSYTES Jak to, Tersytesie, jak to? Zabłąkałeś się w labiryncie wściekłości? Więc słoń ten, Ajaks, będzie stał górą? On mnie bije, a ja z niego szydzę; co za wspaniałe zadośćuczynienie! Wolałbym jednak, żeby się to działo odwrotnie: żebym ja go grzmocił, a on ze mnie szydził. Do kroćset beczek! Jeśli trzeba, nauczę się diabłów wywoływać, ale muszę znaleźć upust mojemu obrzydzeniu i wstrętom. Mamy też i Achillesa — rzadki to inżynier. Jeśli Troja nie upadnie, póki ci dwaj jej nie podkopią, to będą stały jej mury, póki się same od starości nie rozwalą. O, ty wielki piorunogromco Olimpu, zapomnij, że jesteś Jowiszem, królem bogów, i ty, Merkury, strać całą wężową mądrość twojego kaduceja, jeśli we dwóch nie odbierzecie im tej drobnej odrobiny, tego mniej niż mało ich dowcipu! Lecz najograniczeńsza nieświadomość wie dobrze, iż go mają tak obficie mało, że nie potrafią uwolnić muchy od pająka, nie dobywając ciężkiego żelastwa na rozcięcie nitki pajęczyny. A potem ześlijcie na cały obóz pomstę albo raczej próchnienie kości, bo jak mi się zdaje, to jest pomsta należna walczącym za spódnicę. Odmówiłem już modlitwę, a ty, diable zazdrości, dołóż teraz twoje amen. Hej, hola! Mości Achillesie! / Wchodzi Patroklus. / PATROKLUS Kto woła? Tersytes? Dobry Tersytesie, wejdź i lżyj co wlezie. TERSYTES Gdybym mógł o złoconej lalce pamiętać, nie uszedłbyś mojej baczności; ale wszystko da się jeszcze naprawić. Więc zostań samym sobą! Zwykłe przekleństwo ludzkości, szaleństwo i głupota, niech będą całą twoją intratą! Niech cię niebo uchowa od opiekuna, a dyscyplina niech się nigdy do ciebie nie zbliży! Niech krew będzie twoim przewodnikiem aż do śmierci! A jeśli potem ta, co cię włoży do trumny, powie, że piękny trup z ciebie, to ja przysięgnę, że całe życie samych tylko łazarzy owijała. Amen. Gdzie Achilles? PATROKLUS Co, czy zostałeś pobożny? Odmawiasz modlitwy? TERSYTES Zgadłeś; a bodaj wysłuchało mnie niebo! / Wchodzi Achilles. / ACHILLES Kto tu? PATROKLUS Tersytes, panie. ACHILLES Gdzie, gdzie? Przyszedłeś? Mój ty serze, moje trawidło, dlaczegóż to przez tyle obiadów nie zastawiłeś się na moim stole? Powiedz mi teraz, co to jest Agamemnon? TERSYTES Twój wódz, Achillesie. A teraz, z kolei, powiedz mi, Patroklu, co to jest Achilles? PATROKLUS Twój pan, Tersytesie. A teraz powiedz mi, jeśli łaska, co ty jesteś? TERSYTES Twój znawca, Patroklu. A teraz, na zakończenie, powiedz, Patroklu, co ty jesteś? PATROKLUS Możesz sam na to odpowiedzieć, skoro jesteś moim znawcą. ACHILLES O, powiedz, powiedz! TERSYTES Przedeklinuję całą kwestię: Agamemnon rozkazuje Achillesowi, Achilles jest moim panem, ja jestem Patrokla znawcą, a Patroklus jest dudkiem. PATROKLUS A ty łotrze! TERSYTES Cicho, dudku, jeszcze nie skończyłem. ACHILLES To człowiek uprzywilejowany. Prowadź rzecz dalej, Tersytesie. TERSYTES Agamemnon jest dudkiem, Achilles jest dudkiem, Tersytes jest dudkiem i, jak już powiedziałem, Patroklus jest dudkiem. ACHILLES Dowiedź nam tego, słuchamy. TERSYTES Agamemnon jest dudkiem, bo chce rozkazywać Achillesowi; Achilles jest dudkiem, bo słucha rozkazów Agamemnona; Tersytes jest dudkiem, bo służy takiemu dudkowi; a Patroklus jest dudkiem bezwzględnym. PATROKLUS Dlaczego jestem dudkiem? TERSYTES Pytaj o to swojego stwórcę; dla mnie jest dosyć, że nim jesteś. Ale patrz, kto się zbliża? / Wchodzą Agamemnon, Ulisses, Nestor, Diomedes i Ajaks. / ACHILLES Patroklu, nie chcę z nimi rozmawiać. Chodź ze mną, Tersytesie! / Wychodzi. / TERSYTES Co za błazeństwo, co za kuglarstwo, co za łotrostwo! A wszystkiego tego przyczyną rogal i ladaszczyca! Wyborny powód, żeby tworzyć zazdrosne stronnictwa i krwi sobie aż na śmierć upuszczać! Bodaj toczące wrzody spadły na wszystkiego powód, a wojna i rozpusta wszystkich pożarły! / Wychodzi. / AGAMEMNON Gdzie Achilles? PATROKLUS W swoim namiocie, ale w złym usposobieniu, królu. AGAMEMNON Idź mu powiedzieć, że tu nań czekamy. Posłańców naszych z pogardą odepchnął, Sami go przeto pragniemy odwiedzić, Na prawa naszej godności niepomni. Idź mu to powiedz, żeby nie przypuszczał, Że bronić naszych praw nie mamy serca, Że nam wybiegło z myśli, kim jesteśmy. PATROKLUS Wszystko mu to powtórzę. / Wychodzi. / ULISSES Widzieliśmy go u wejścia namiotu, więc niechory. AJAKS I owszem, na lwią chorobę, na dumę serca. Możecie to nazwać melancholią, jeśli chcecie oszczędzać człowieka, ale, moim zdaniem, jest to pycha. A pycha ta skąd, skąd pochodzi? Kto nam powie jej przyczyny? Jedno słowo, królu. / Bierze Agamemnona na stronę. / NESTOR Dlaczego Ajaks tak zajadle na niego szczeka? ULISSES Achilles zdmuchnął mu jego błazna. NESTOR Kogo? Tersytesa? ULISSES Właśnie. NESTOR To wkrótce oniemieje Ajaks, bo stracił jedyny swój argument. ULISSES Bynajmniej, bo jak widzisz, jego teraz argumentem ten, co mu zabrał jego argument, Achilles. NESTOR Tym lepiej; pożądańszą dla nas ich frakcja niż ich fakcja. Wielka to jednak musiała być przyjaźń, skoro potrafił ją zerwać błazen. ULISSES Przyjaźń, której nie kleiła mądrość, łatwo zrywa błazeństwo. Ale wraca już Patroklus. / Wchodzi Patroklus. / NESTOR Bez Achillesa. ULISSES Słoń nie ma stawów, aby się mógł kłaniać: Nogi do chodu ma, nie do zginania. PATROKLUS Wielkim by smutkiem było dla Achilla, Gdyby ważniejszy powód niż rozrywka Wielkiego króla z dostojnym orszakiem Do tych odwiedzin skłonił niespodzianych; Lecz się pociesza myślą, że to spacer Tylko dla zdrowia i lepszej strawności Po dobrej uczcie. AGAMEMNON Słuchaj, Patroklusie, Odpowiedź taką nie pierwszy raz słyszym, Lecz te wybiegi na skrzydłach pogardy Przenikliwości naszej nie uchodzą. Mnogie przymioty posiada Achilles, Mnogie powody wyznać nam to każą; Lecz w oczach naszych wszystkie jego cnoty, Do niecnotliwych używane celów, Nieporównany blask zaczęły tracić, Jak piękny owoc na tacy plugawej Zgnije zapewne niepokosztowany. Wróć więc i powiedz, że chcemy z nim mówić A i to możesz bez grzechu powiedzieć, Że nam się teraz wydaje naddumnym A poduczciwym; w zarozumiałości Większym daleko niźli w sądach ludzi; Mów, że mężowie godniejsi od niego, Przez zbytnią względność na jego dziwactwa Na świętą siłę swej władzy niepomni, Zdają się teraz swym własnym podpisem Uznawać jego urojoną wyższość, Humoru jego zmienne śledzić fale, Jakby wyprawy tej skutek żeglował Po morzu jego kapryśnych przywidzeń. Idź, mu to powtórz i to jeszcze dodaj, Że gdy się będzie zbyt wysoko cenił, Zrzeczem się kupna, tu go zostawimy Niby wojenną niezdarną machinę, Której do boju użyć niepodobna, Pójdziemy szukać lżejszej katapulty. Ruchliwy karzeł lepszy dla nas będzie Niż śpiący olbrzym. Powtórz mu te słowa. PATROKLUS Idę i spieszną przyniosę odpowiedź. / Wychodzi. / AGAMEMNON Skorośmy przyszli z nim samym traktować, Na pośrednikach nie możemy przestać. Wejdź, Ulissesie. / Wychodzi Ulisses. / AJAKS Czymże on wyższy od innych? AGAMEMNON Nie wyższy przynajmniej od swojej o sobie myśli. AJAKS A czy jest i tak wysoki? Czy nie myślicie, iż mu się zdaje, że jest waleczniejszym ode mnie? AGAMEMNON Bez wątpienia. AJAKS Czy podpiszesz jego zdanie i powiesz, że to prawda? AGAMEMNON Nie, szlachetny Ajaksie; jesteś jak on silny, jak on waleczny, jak on mądry, a nie mniej szlachetny, daleko dworniejszy, a nieskończenie powolniejszy od niego. AJAKS Boć i dlaczego miałby człowiek być dumny? Jak się rodzi duma? Ani wiem, co jest duma. AGAMEMNON Tym jaśniejszy twój rozum, Ajaksie, a piękniejsza twoja cnota. Dumny sam się pożera. Duma jest jego własnym zwierciadłem, jego własną trąbą, jego własną kroniką; a kto się chwali inaczej jak czynami, pożera czyny w pochwale. AJAKS Nienawidzę dumnych jak ropuszej ikry. NESTOR / na stronie / A przecież sam się kocha; czy to nie dziwy? / Wchodzi Ulisses. / ULISSES Achilles jutro nie stanie do boju. AGAMEMNON Jego powody? ULISSES Żadnych nam nie daje. Idzie za nurtem swojego humoru, Tylko przywidzeń swoich rady słucha, Na ludzkie rady baczności nie daje. AGAMEMNON Dlaczego, głuchy na uprzejmą prośbę, Wolnym odetchnąć nie chce tu powietrzem? ULISSES Lada drobnostkę, byłeś o nią prosił, Zmienia w olbrzyma, wielkością nadęty Z taką do siebie sam przemawia dumą, Że słów mu braknie. Wymarzona wartość Taki żar w jego roznieciła żyłach, Że w swych królestwach myśli i działania, Szalejąc, sam się własną razi myślą. Co dodam? Tak jest zaraźliwie dumny, Że wszystkie śmierci oznaki wołają: Nie ma lekarstwa! AGAMEMNON Niech Ajaks doń idzie, Drogi Ajaksie, pozdrów go w namiocie; Mówią, że wielkie masz u niego wzięcie, Może twą prośbą wybuch ten złagodzisz. ULISSES Agamemnonie, zmień postanowienie. Święty nam będzie każdy krok Ajaksa, Który oddali go od Achillesa. Jak to, zuchwalec, który swoją dumę Własnym polewa tłuszczem, do swej myśli Nie wpuści sądu o zdarzeniach świata, Jeśli go własnym nie przeżuł rozumem, Ma cześć odbierać od wielkiego męża, Który jest droższym niż on dla nas bóstwem? Nie, nie, dostojny i waleczny rycerz Palmy dzielnością nabytej nie skala, Przynajmniej nigdy z moim przyzwoleniem, Zasług, zasługom Achillesa równych, Nie skrzywdzi, idąc w Achillesa namiot, Tylko by tuczył dumę, dość już tłustą, Tylko by węgli przyrzucił Rakowi, Który już wszystko ogniem swoim pali. On iść do niego? Uchowaj Jowiszu! A grzmotem nakaż: „Ty idź doń, Achillu!” NESTOR / na stronie / Jakże wybornie w słabiznę mu trafił! DIOMEDES / na stronie / Jak chciwie, milcząc, pochwały te pije! AJAKS Jeśli doń pójdę, zbrojną moją pięścią Twarz mu pooram. AGAMEMNON O nie, nie, nie pójdziesz! AJAKS Gdy będzie dumny, wyczeszę mu dumę. Puśćcie mnie tylko. ULISSES Nie, za skarby świata! AJAKS Nędzny pyszałek! NESTOR / na stronie / Jak się doskonale opisuje! AJAKS Czy nie może być towarzyski? ULISSES / na stronie / Kruk kracze na czarność. AJAKS Jego humorom krwi upuszczę. AGAMEMNON / na stronie / Chory chce być doktorem. AJAKS Ha, gdyby wszyscy byli mojej myśli! ULISSES / na stronie / AJAKS Nie tak skończyłaby się sprawa; niejeden połknąłby wprzód miecz. Jak to? Więc duma ma triumfować? NESTOR / na stronie / Gdyby tak było, miałbyś prawo do połowy triumfu. ULISSES / na stronie / Nawet do dziesięciu dziesiątych. AJAKS Już ja go ugniotę i gibkim zrobię. NESTOR / na stronie / Jeszcze niecały gorący. Przyczyń mu jeszcze pochwał, lej, lej tylko! Ambicja jego spragniona. ULISSES / do Agamemnona / Na drobną przykrość, królu, zbyt uważasz. NESTOR Zapomnij o niej. DIOMEDES Przygotuj się raczej Bez Achillesa walczyć z naszym wrogiem. ULISSES Samo to imię gniew jego rozbudza. Tu męża mamy — ale jest przytomny, Więc milczeć wolę. NESTOR Dlaczego masz milczeć? Achillesowej nie znajdziesz w nim dumy. ULISSES Lecz znajdziesz męstwo, niech to świat wie cały. AJAKS Ten bękart, ten kundel, chce sobie z nas podrwiwać? Ach, czemuż nie jest Trojańczykiem! NESTOR Jaką by krzywdą dla Ajaksa było… ULISSES Gdyby był dumny… DIOMEDES Albo chciwy pochwał… ULISSES Lub opryskliwy… DIOMEDES Albo samolubny. ULISSES Dziękuj też niebu za twoją powolność, Ojcu i piersi, którą dzieckiem ssałeś! Cześć twoim mistrzom! Lecz cześć przede wszystkim Twoim wrodzonym przymiotom, nad wszelką Naukę wyższym! Temu, co twe ramię Do boju wprawiał, niechaj Mars ustąpi Nieśmiertelności swej jedną połowę! Co do twej siły, miano Wołonosza Milon ci musi z pokorą ustąpić. O twej mądrości na teraz przemilczam, Która jak skała, jak morskie wybrzeża, Twoje przymioty swym otula łonem. Widzisz Nestora? Latami ćwiczony, Jest i być musi mądrym, być nie może Jak tylko mądrym, lecz, ojcze Nestorze, Przebacz, gdy powiem, że gdyby dni twoje Dni Ajaksowych świeżość jeszcze miały, I gdyby mózg twój hart jego posiadał, Twoja by mądrość nie stanęła wyżej — Byłbyś Ajaksem. AJAKS Nazwęż cię mym ojcem? NESTOR Nazwij, mój synu. DIOMEDES Słuchaj jego rady, Dzielny Ajaksie. ULISSES Rzecz zwłoki nie cierpi, Skoro Achilles w gęstwinie się chowa, Wojenną radę niechaj wódz nasz zwoła. Nowi królowie do Troi przybyli. Jutro wystąpić musim z całą siłą. Niech wschód i zachód kwiat rycerzy zwoła, Ajaks dotrzyma najdzielniejszym czoła. AGAMEMNON Niech śpi Achilles. Z wiatrem lecą łodzie, Gdy cięższe nawy grzęzną w słonej wodzie. AKT TRZECI SCENA PIERWSZA / Troja. Sala w pałacu Priama. / / Wchodzą Pandarus i Sługa. / PANDARUS Hola, przyjacielu, proszę cię, jedno słowo. Czy nie jesteś z orszaku młodego Parysa? SŁUGA Jestem, kiedy za nim idę. PANDARUS Chciałem się pytać, czy mu służysz? SŁUGA Służę panu. PANDARUS Szlachetnemu służysz panu; trudno go nie chwalić. SŁUGA Więc chwała panu! PANDARUS Wszak znasz mnie, nieprawda? SŁUGA Tak jest, panie, z widzenia. PANDARUS Przyjacielu, poznaj mnie lepiej, jestem pan Pandarus. SŁUGA Spodziewam się, że poznam waszą dostojność lepiej. PANDARUS Pragnę tego. SŁUGA Wielka wasza łaskawość. / Słychać muzykę za sceną. / PANDARUS Łaskawość? Nie, przyjacielu, jestem tylko dostojny i jaśnie oświecony. Co to za muzyka? SŁUGA Znam ją tylko po części: jest to muzyka instrumentalna. PANDARUS Czy znasz muzykantów? SŁUGA Bardzo dobrze. PANDARUS Komu grają? SŁUGA Słuchaczom, panie. PANDARUS Dla czyjej przyjemności, przyjacielu? SŁUGA Dla mojej, panie, i dla przyjemności amatorów muzyki. PANDARUS Mam na myśli rozkaz, przyjacielu. SŁUGA Komu mam rozkazać? PANDARUS Widzę, przyjacielu, że się nie rozumiemy: ja nazbyt dworski, a ty nazbyt bystry. Na czyje żądanie ludzie ci grają? SŁUGA Teraz przynajmniej wiem, o co idzie, panie. Otóż ludzie ci grają na żądanie mojego pana, Parysa, który jest tu osobiście, a z nim śmiertelna Wenus, kwintesencja piękności, niewidoma dusza miłości… PANDARUS Kto, synowica moja, Kresyda? SŁUGA Nie, panie, Helena. Czy nie mogłeś się domyślić z przypisanych jej przymiotów? PANDARUS Zdawałoby się, przyjacielu, że nie widziałeś Kresydy. Przychodzę rozmówić się z Parysem w interesie księcia Troila. Wpadnę na niego bez ceremonii, bo interes gorący. SŁUGA Interes gorący! Co za frazes niedowarzony! / Wchodzą Parys, Helena i służba. / PANDARUS Piękne pozdrowienie tobie, pani, i całej tej pięknej kompanii; niech piękne życzenia prowadzą was pięknie, w pięknej mierze do pięknego celu, a przede wszystkim dla ciebie, piękna królowo, niech piękne myśli pięknym będą wezgłowiem! HELENA Drogi panie, jak widzę, jesteś pięknych słów pełen. PANDARUS Mówisz, słodka królowo, jak twoja piękna wola. Piękny książę, doskonała muzyka ucięta. PARYS A ty ją uciąłeś, kuzynie; musisz ją teraz naprawić, musisz ją nadsztukować własną sztuką. Helko, to człowiek pełen harmonii. PANDARUS Nie, pani, bynajmniej, na uczciwość. HELENA O panie… PANDARUS Głos mój przykry, możesz mi wierzyć, bardzo przykry. PARYS Doskonale! Wiemy, że tak mówisz czasami przez kaprys. PANDARUS Mam interes do księcia, droga królowo. Czy pozwolisz mi, mości książę, słowo jedno powiedzieć? HELENA Nie, nie, tak się nam nie wywiniesz, musisz nam co zaśpiewać, musisz koniecznie. PANDARUS O moja słodka królowo, naigrawasz się ze mnie. Otóż, mości książę, drogi pan mój i najszacowniejszy przyjaciel, a brat twój, Troilus… HELENA Panie Pandarus, miodopłynny panie… PANDARUS Daj spokój, słodka królowo, daj spokój! Poleca się uprzejmym twoim względom. HELENA Nie wykpisz się z naszej melodii; albo inaczej niech nasza melancholia spadnie na twoją głowę! PANDARUS Słodka królowo! Słodka królowo! Co to za słodka królowa, na honor! HELENA A słodką damę zasmucić co za kwaśna obraza! PANDARUS Nie, nie, na nic się to nie przyda, na nic, możesz mi wierzyć, na nic. Na takie słowa nie zważam wcale, nie, bynajmniej! Otóż pan mój prosi cię, żebyś raczył go wytłumaczyć, jeśli się przypadkiem zapyta król o niego przy wieczerzy. HELENA Panie Pandarus… PANDARUS Co rozkaże moja słodka królowa, moja najsłodsza królowa? PARYS Jakąż to wyprawę układa? Gdzie wieczerza tej nocy? HELENA Ale tylko, mój panie… PANDARUS Co mówi moja słodka królowa? Moja synowica pogniewa się z tobą, panie. Nie należy ci wiedzieć, gdzie tej nocy wieczerza. PARYS Zakładam się o głowę, że u mojej pięknej nieprzyjaciółki Kresydy. PANDARUS Nie, nie, nic podobnego; o sto mil jesteś od prawdy. Twoja nieprzyjaciółka dziś chora. PARYS Więc dobrze, wytłumaczę go. PANDARUS Wybornie, łaskawy panie. Ale skąd przyszła ci myśl wymówić nazwisko Kresydy? Ach, nie, biedna twoja nieprzyjaciółka jest chora. PARYS Domyślam się… PANDARUS Domyślasz się? Czego się domyślasz? Dalej, dajcie mi lutnię; jestem na twoje rozkazy, piękna królowo. HELENA To mi się nazywa być uprzejmym. PANDARUS Synowica moja szalenie jest zakochana w pewnej rzeczy, którą posiadasz, słodka królowo. HELENA Dostanie ją, byle to nie był mąż mój, Parys. PANDARUS Parys? Nie pragnie go wcale. On i ona to dwoje. HELENA Nietrudno, żeby z takich dwojga zrobiło się troje. PANDARUS Ani chcę więcej o tym słuchać. Wolę wam zaśpiewać moją piosneczkę. HELENA I owszem, prosimy. Na uczciwość, słodki panie, piękne masz czoło. PANDARUS Wolne żarty, wolne żarty! HELENA Niech treścią twojej piosneczki będzie miłość; ta miłość zgubi nas wszystkich. O Kupidynie! Kupidynie! Kupidynie! PANDARUS Miłość? O, tak jest, miłość zgubi nas wszystkich. PARYS Miłość! Miłość! Nie żądam nic prócz miłości. PANDARUS Na uczciwość, tak właśnie zaczyna się moja piosneczka: Miłość, miłość, a więcej nic nie chcę, Bo strzała miłości Przeszywa do kości Wszystko, co żyje; Choć nie zabije, Lecz ranę wciąż ostrzem swym łechce. Gdy woła kochanek och! och! och! i mdleje, Ta rana go nie zabije, To och! och! na cha! cha! niedługo przeleje, Tak miłość mdlejąca wciąż żyje; Wprzód było och! och! och! teraz jest cha! cha! cha! Niedługo och! och! och! znów będzie z cha! cha! cha! Hoc! hoc! HELENA Prawda, zakochany po uszy. PARYS Je tylko same gołębie, kochanko, a taka strawa wyrabia krew gorącą, a krew gorąca rodzi gorące myśli, a gorące myśli rodzą gorące czyny, a gorące czyny to miłość. PANDARUS Czy to jest rodowód miłości? Gorąca krew, gorące myśli i gorące czyny? Toć to żmije; czy więc miłość jest żmij plemieniem? Słodki panie, kto dziś do boju wystąpił? PARYS Hektor, Deifobus, Helenus, Antenor i całe rycerstwo trojańskie. I ja miałem ochotę zbroję dziś przywdziać, ale moja Helka ani chciała na to zezwolić. A brat mój Troilus dlaczego w domu został? HELENA Dąsa się na coś. Ty wiesz o wszystkim, panie Pandarze. PANDARUS Ja? Miodosłodka królowo, ja nie wiem o niczym. Pragnąłbym wiedzieć, jak im się dziś powiodło. Nie zapomnisz, książę, o wytłumaczeniu twojego brata? PARYS Co do włoska. PANDARUS Żegnam cię, słodka królowo. HELENA Poleć mnie twojej synowicy. PANDARUS Nie omieszkam, słodka królowo. / Wychodzi. Słychać sygnał odwrotu. / PARYS Wracają. Idźmy do królewskiej sali Witać rycerzy. Ty, słodka Heleno, Pomóż nam, proszę, rozbroić Hektora. Uporne sprzączki prędzej usłuchają Tknięć czarodziejskich twoich białych palców Niż ostrza mieczów albo greckich ramion: Prędzej rozbroisz wielkiego Hektora Niźli wysp królów połączone wojska. HELENA Parysie, z dumą sługą jego będę, A poważania naszego oznaki Piękności naszej blask nowy przydadzą. PARYS Słodka Heleno, nad wszystko cię kocham. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Troja. Ogród Pandara. / / Wchodzą Pandarus i Sługa Troilusa. / PANDARUS Co tam nowego? Gdzie pan twój? U mojej synowicy Kresydy? SŁUGA Nie, panie, czeka na pana, żebyś go tam poprowadził. / Wchodzi Troilus. / PANDARUS Otóż i on nadchodzi. Co tam nowego? Co tam nowego? TROILUS Ruszaj stąd, pachołku. / Wychodzi Sługa. / PANDARUS Czy widziałeś moją synowicę? TROILUS Nie; przed jej domu drzwiami się wałęsam Jak biedna dusza nad Styksu brzegami Na przewoźnika barkę czekająca. Bądź mym Charonem, prowadź mnie co prędzej Na błogie pola zasłane liliami, Po których wolno zasłudze się tarzać! Drogi Pandarze, malowane skrzydła Z Kupidynowych wyrwij dzisiaj ramion I do Kresydy leć ze mną! PANDARUS W ogrodzie Przechodź się chwilę; wraz ją przyprowadzę. / Wychodzi. / TROILUS Oczekiwanie głowę mi zawraca. Rozkosz tak słodka w samej wyobraźni, Że wszystkie moje zmysły już zachwyca, A cóż to będzie, kiedy podniebienie W rzeczywistości skosztuje nektaru Przez słodką miłość destylowanego? Chyba śmierć, chyba w omdleniu zagłada Lub radość nazbyt silna, zbyt subtelna, Zbyt delikatna dla mych grubych zmysłów. Lękam się bardzo; a lękam się także, By rozkosz zmysłów mych nie pomieszała, Jak gdy śród boju zwycięskie szwadrony Gromadnie rąbią pierzchających tłumy. / Wchodzi Pandarus. / PANDARUS Gotuje się, przyjdzie za chwilę. Teraz musisz cały twój dowcip pokazać. Tak się rumieni i oddech ma tak prędki, jakby się jej jaki duch pokazał. Przyprowadzę ją. Nie było jeszcze piękniejszej hultajki. Oddech ma tak prędki jak dopiero co złapany wróbel. / Wychodzi. / TROILUS Tę samą w piersiach mych gwałtowność czuję, Serce mi bije gorączkowym pulsem, Cała ma istność władze swoje traci Jak wasal, kiedy niespodzianie spotka Monarchy oko. / Wchodzi Pandarus i Kresyda. / PANDARUS Tylko śmiało! Na co się przyda rumieniec? Wstyd jest niemowlęciem. Masz ją teraz przed sobą. Powtórz teraz jej samej przysięgi, które mi recytowałeś. Co? Znowu się wymykasz? Czy trzeba cię pilnować, nim się ułaskawisz? Czy trzeba? Jeśli tak cofać się będziesz, wprzężemy cię do hołobli. Czemu do niej nie mówisz? Dalej! Podnieś tę zasłonę i pokaż nam twój obrazek. Ach, biedne to światło dzienne! Jak się lękacie je obrazić! Gdyby było ciemno, zbliżylibyście się prędzej. Tak, tak właśnie, całuj, a dobrze przyciskaj. Co? Czy to pocałunek na wieczną dzierżawę? Tu buduj, cieślo, miłe tu powietrze! Do ostatka sobie wytrzęsiecie dusze, nim was rozłączę. Sokół będzie miał swoją sokolicę mimo wszystkich kaczek na rzece! Tylko śmiało! TROILUS Zabrałaś mi wszystkie słowa, pani. PANDARUS Słowa nie płacą długów, płać uczynkiem. Ale podobno i wszystkie twoje uczynki zabierze, byle twoją czynność wzięła na próbę? Co? Znowu cmokanie? Więc słuchajcie: a na świadectwo, obie strony — wejdźcie, wejdźcie tylko. Idę wam ogień przyrządzić. KRESYDA Czy chcesz wejść, panie? TROILUS O Kresydo! Ileż to razy być tam pragnąłem! KRESYDA Pragnąłeś, panie? Daj to Boże! O panie! TROILUS Co daj Boże? Co znaczy ta piękna przerwa? Co za dziwne męty piękna moja kochanka ujrzała na dnie źródła naszej miłości? KRESYDA Więcej mętów niż wody, jeśli moja obawa ma oczy. TROILUS Obawa przemienia cherubinów na diabłów; obawa nie widzi nigdy prawdy. KRESYDA Ślepa obawa, którą kieruje widzący rozum, bezpieczniej stawia nogę niż ślepy rozum, potykający się bez obawy. Lękać się najgorszego jest często najgorsze wyleczyć. TROILUS O, niech pani moja będzie bez obawy; w żadnym dramacie Kupidyna nie występują potwory. KRESYDA I nic potwornego? TROILUS Nic oprócz naszych przedsięwzięć, gdy przysięgamy wylewać łez morze, żyć w płomieniach, pożerać skały, ugłaskiwać tygrysy; gdy nam się zdaje, iż trudniej będzie kochankom naszym wymyślić nowe próby niż nam pokonać nałożone trudności. To jedynie jest potwornością w miłości, moja pani, że wola jest nieskończona, a siły ograniczone, że żądza jest bez granic, a działalność jest granic niewolnikiem. KRESYDA Powiadają, że wszyscy kochankowie przysięgają więcej, niż mogą wykonać, a trzymają w odwodzie siły, których nie używają nigdy; ślubują więcej niż dziesięć, a wykonywają mniej niż dziesiątą część jednego. Kto jak lew ryczy, a działa jak zając, czy nie jest potworą? TROILUS A czy są tacy na ziemi? Ja przynajmniej do liczby ich nie należę. Chwal mnie wedle tego, co zobaczysz; oceń mnie po próbie. Z odkrytą zostanę głową, póki nie zasłużę na koronę; nie domagam się nagrody dzisiaj za czyn, którego mam dokonać jutro, nie mówmy o zasłudze przed jej urodzeniem, a i po urodzeniu mówmy o niej skromnie. Prawdziwa wierność nie potrzebuje słów wielu. Troilus taki będzie dla Kresydy, że co najgorszego zdoła powiedzieć potwarz, będzie szyderstwem jego szczerości, a co najszczerszego powie prawda, nie będzie szczersze od Troila. KRESYDA Czy chcesz wejść, panie? / Wchodzi Pandarus. / PANDARUS Co? Jeszcze rumieńce? Jeszczeście nie skończyli gadaniny? KRESYDA Pamiętaj, stryju, że jeśli popełnię jakie szaleństwo, tobie je przypiszę. PANDARUS Dziękuję. Jeśli pan mój będzie miał z tobą chłopca, to mnie go oddasz. Bądź mu wierna, a jeśli on się zmieni, mnie rób za to wyrzuty. TROILUS Znasz teraz twoich zakładników: słowo twojego stryja i moją niezachwianą wiarę. PANDARUS I za nią także daję moje słowo. Jeśli w naszej familii długiego trzeba czasu, żeby nas zyskać, jesteśmy za to wierni, raz zyskani; jesteśmy jak łopuch, możesz mi wierzyć; przyczepiamy się, gdzie nas rzucą. KRESYDA Śmiałość na koniec dodaje mi serca: Przez ile długich, bolesnych miesięcy, Chociaż milcząca, kochałam cię, książę! TROILUS Czemuż tak długo byłaś mi oporna? KRESYDA Z pozoru tylko, bo już mnie podbiłeś Pierwszym spojrzeniem; przebacz! Bo jeżeli Zbyt wiele wyznam, będziesz mi tyranem. Kocham cię teraz, jednakże aż dotąd Mogłam panować nad moją miłością — Lecz nie, nie, kłamię, miłość moja była Jak te niesforne dzieci, zbyt uporne Dla swojej matki. Patrz na me szaleństwo, Po co szczebiocę? Gdy sama się zdradzam, Jakże na innych liczyć mogę wiarę? Lecz zakochana nie stroiłam zalot, Chociaż, wyznaję, chciałam być mężczyzną, Chciałam, by mężczyzn przywilej nam służył, By i nam było pierwszym wolno mówić. Każ mi, mój drogi, każ mi usta zamknąć, Bo w uniesieniu powiem niewątpliwie, Czego w przyszłości gorzko pożałuję. Patrz, twe milczenie, patrz, jak chytrze nieme, Z głębin mi duszy ciągnie tajemnice. Zamknij mi usta. TROILUS Woli twej dopełniam. Choć słodka płynie z twoich ust wymowa. / Całuje ją. / PANDARUS Ślicznie, na honor! KRESYDA O, przebacz mi, panie, Nie miałam myśli o całunek prosić. Wstyd mi. O Boże, co ja tu zrobiłam! Na teraz, panie, muszę cię pożegnać. TROILUS Pożegnać, droga? PANDARUS Jeśli go pożegnasz, Nim jutro rano… KRESYDA O, błagam cię, pozwól! TROILUS Cóż cię to razi? KRESYDA Moja bytność tutaj. TROILUS Nie możesz sama przed sobą uciekać. KRESYDA Pozwól przynajmniej odejść i spróbować. Coś na kształt siebie z tobą tu zostawię, Coś tak niedobre, że się samo zdradza, Chętnie innego robi mnie igraszką. Lecz gdzie mój rozum? Muszę, muszę odejść. Nie wiem, co mówię. TROILUS Kto tak mądrze mówi, Ten wie, co mówi. KRESYDA Więc może przypuszczasz, Że więcej we mnie sztuki niż miłości; Że mych oświadczeń tajnym było celem Jakby na wędkę myśli twoje chwytać. Ale kto mądry, ten niezakochany; Rozum i miłość są nad ludzkie siły, To tylko bogom w niebie dozwolone. TROILUS O, gdybym myślał, że może kobieta — A jeśli może, to ty jedna tylko — Na wieki płomień swej miłości karmić, W wiecznej młodości swą utrzymać wiarę, Trwalszą od wdzięków zewnętrznej urody Potęgą myśli, co prędzej odmładnia, Niż krew starzeje. O, gdybym mógł wierzyć, Że moja szczera, a niezmienna miłość Znajdzie w odpłacie taką czystość uczuć, Jakże wysoko duch by mój uleciał! Lecz, ach, jam wierny, jak wiary prostota, A prostszy niźli wiara jest dziecięcia. KRESYDA W tym z tobą walczyć będę o pierwszeństwo. TROILUS Walka cnotliwa, gdy prawość z prawością W prawości uczuć o pierwszeństwo walczy! W późnej przyszłości wierni kochankowie Będą przysięgać wierność na Troila, Gdy ich poezji, pełnej strasznych przysiąg, Wielkich oświadczeń, nie stanie porównań, Kiedy już stare znudzą ich przysięgi: Wierny, jak kwiaty wierne księżycowi, Jak dniowi słońce, gołąb gołębicy, Środkowi ziemia, a stal magnesowi, Jeszcze po wszystkich wiary porównaniach Na przysiąg swoich ostatnie stwierdzenie Dołożą w końcu: wierny jak Troilus, I tym nazwiskiem słowo swe uświęcą. KRESYDA Bądź mi prorokiem! Jeśli ja cię zdradzę, Na włosek jeden wiary mej odstąpię, Gdy czas, starzejąc, zapomni o sobie, Kropelki deszczu stopią Troi mury, Gdy zapomnienie pożre wielkie miasta, Potężne państwa bez śladu pogrzebie W prochu nicości, niechaj ludzka pamięć I wtedy jeszcze, wśród niewiernych dziewic, Moją niewierność piętnuje przekleństwem. I gdy powiedzą: niewierna jak woda, Jak wiatr, powietrze, jak pustyni piasek, Jak lis jagnięciu, jak wilk jałowicy, Jak tygrys łani, macocha pasierbom, Niechaj dodadzą, aby w samo serce Ugodzić zdradę: „Zdradna jak Kresyda”. PANDARUS Zgoda, handel dobity. Przypieczętujcie przysięgi, a ja będę świadkiem. Tu trzymam twoją rękę, tu rękę mojej synowicy. Jeśli wzajemnie wiary sobie nie dotrzymacie, gdy tyle zadałem sobie kłopotów, aby was połączyć, niech odtąd wszystkie biedne rajfury nazywają się aż do końca świata od mojego nazwiska: Pandarami; niech wszyscy wierni kochankowie nazywają się: Troilus, wszystkie fałszywe kobiety: Kresyda, a wszystkie rajfury: Pandarus! Dodajcie: amen. TROILUS Amen. KRESYDA Amen. PANDARUS Amen. A teraz pokażę wam izbę; żeby łóżko nie wygadało waszych pięknych utarczek, wygniećcie je na śmierć; a teraz, marsz! Każdej tu niemej dziewce, czy młoda czy stara, Niech Kupido da izbę, łoże i Pandara! / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Obóz grecki. / / Wchodzą Agamemnon, Ulisses, Diomedes, Menelaus i Kalchas. / KALCHAS Za waszej sprawie oddane usługi Okoliczności zmuszają mnie dzisiaj Nagrody żądać. Pomnijcie, książęta, Że przenikając wzrokiem moim przyszłość, Me posiadłości, Troję opuściłem, Zyskałem zdrajcy imię nienawistne I dla wątpliwej zrzekłem się fortuny Korzyści pewnych i już posiadanych. Wszystko, co sercu memu było drogie, Przez czas, stosunki i przyzwyczajenie, Wszystkom opuścił, wszystkiegom się wyrzekł; Dla waszej służby sam wśród obcych żyję, Jakbym się nowo dla świata narodził. Błagam was teraz, dajcie mi skosztować Choć drobną cząstkę bogatych obietnic, Które w przyszłości czekać mają na mnie. AGAMEMNON Powiedz nam, czego żądasz, Trojańczyku. KALCHAS W wczorajszym boju jeńcem waszym został Antenor, drogi wódz swojemu miastu. Nieraz już — za co me składam wam dzięki — Chcieliście moją wymienić Kresydę; Do dzisiaj Troja odrzucała wnioski; Lecz spraw ich takim Antenor jest kluczem, Że się rokowań ich budowa zwali, Gdy jej nie wesprze swoją obecnością. Za niego dadzą syna krwi królewskiej. Dajcie mu wolność, dostojni książęta, Bo jego powrót wykupi mą córkę, A jej przytomność z lichwą mi zapłaci Wszystkie usługi, które wam oddałem. AGAMEMNON Niech Diomedes z Antenorem idzie, Niech nam Kresydę przyprowadzi w zamian; Kalchas otrzyma, czego od nas żąda. Idź, Diomedzie, a pełniąc zlecenie, Dowiedz się razem, czy Hektor w wyzwaniu Niezmienny dotrwał: gotowy jest Ajaks. DIOMEDES Idę rozkazy twoje spełnić, królu. Włożony ciężar z dumą podejmuję. / Wchodzą Diomedes i Kalchas. / / Achilles i Patroklus pokazują się przy wejściu do swoich namiotów. / ULISSES Stoi Achilles przy wejściu namiotu. Racz go wyminąć, wodzu, obojętnie, Jakbyś go nie znał; niech wszyscy książęta Niedbałe oko rzucą nań z niechcenia. Przyjdę ostatni; pewno mnie zapyta, Co miały znaczyć te wzgardliwe oczy? Mam w pogotowiu leczące szyderstwo, Stawię je między waszą oziębłością A jego dumą; nie wątpię na chwilę, Że sam lekarstwa mego zechce zażyć. Może się przydać: jedynym zwierciadłem Dla dumnych tylko duma innych ludzi; Pyszałków strawą są gibkie kolana, Dla dumy dumnych płaca obiecana. AGAMEMNON Pójdziemy za twą radą, Ulissesie; Idąc, przywdziejem oziębłości pozór. Niech mu z nas żaden nie da pozdrowienia Lub da z pogardą, co nim silniej wstrząśnie, Niż gdyby żaden na niego nie spojrzał. Ja pierwszy idę. ACHILLES Czy wódz nasz przychodzi, By mówić ze mną? Znacie moje myśli: Nie mam ochoty przeciw Troi walczyć. AGAMEMNON Co tam Achilles mówi? Czego żąda? NESTOR / do Achillesa / Czy chcesz o sprawie jakiej mówić z królem? ACHILLES Nie. NESTOR / do Agamemnona / Nie, królu. AGAMEMNON Tym lepiej. / Wychodzą Agamemnon i Nestor. / ACHILLES Dzień dobry! Dzień dobry! MENELAUS Jak się masz? Jak się masz? / Wychodzi. / ACHILLES Co? I ten rogal mną gardzi? AJAKS Co tam nowego, Patroklu? ACHILLES Dzień dobry, Ajaksie. AJAKS Hę? ACHILLES Dzień dobry. AJAKS Dzień dobry dziś i dzień dobry jutro. / Wychodzi. / ACHILLES Co się to znaczy? Nie znają Achilla? PATROKLUS Skąd ta oziębłość? Zwyczajem ich było Zginać kolana, z dala już uśmiechy, Jak pośredników, słać Achillesowi, Z taką do niego zbliżać się pokorą, Z jaką do świętych zbliża się ołtarzy. ACHILLES Czy do ubóstwa w tych czasach przyszedłem? Wiem, że z fortuną rozbratana wielkość Przychodzi także z ludźmi do rozbratu. Czym jest, upadły równie jasno czyta W spojrzeniach ludzi jak w upadku własnym. Człowiek to motyl: skrzydła swe pierzyste Letniemu tylko pokazuje słońcu. Żaden tu człowiek w swej ludzkiej godności Czci nie odbiera; ludzie czczą honory, Które istoty jego nie są treścią, Urzędy, skarby albo królów łaskę, Choć je przypadek równie często daje, Jak i zasługa; śliska to podstawa, Ledwo upadnie, ciągnie też za sobą Opartą na niej miłość równie śliską: Co żyło razem, razem też umiera. Ale dziś ze mną tak źle jeszcze nie jest, Fortuna jeszcze mą jest przyjaciółką; Co posiadałem, w pełni dziś posiadam, Oprócz pochlebnych ludzi tych uśmiechów. Rzekłbyś, że nagle odkryli coś we mnie, Co mnie tych względów zrobiło niegodnym, Które tak często wprzód mi oddawali. Widzę Ulissa; przerwę mu czytanie. Witaj, Ulissie! ULISSES Witaj mi, Tetydy Potężny synu! ACHILLES Co takiego czytasz? ULISSES Dziwny to pisarz; toć on mnie tu uczy, Że człek, jakkolwiek bogato posażny Czy w duszy wielkość, czy w urodę ciała, Ze skarbów swoich chełpić się nie może; Czucia ich nie ma, tylko przez odbicie, Gdy cnoty jego promienistym ciepłem Innych ogrzeją, a ci znów od siebie Pierwszemu dawcy ciepło odsyłają. ACHILLES Nic w tym dziwnego nie ma, Ulissesie, Piękności twarzy nie widzi posiadacz; Jej blask dla innych tylko świeci źrenic. Zmysłowych wrażeń najczystszy pośrednik, Oko, nie może z swej jamy wyskoczyć, Samo się widzieć; w innych tylko oku Może się własnym pozdrowić obrazem. Wzrok się nie może ku sobie obrócić, Błąkać się musi, aż zwierciadło znajdzie, W którym na koniec może się zobaczyć. Nic w tym dziwnego. ULISSES Nie zdanie mnie dziwi — Nic w nim nowego — lecz pisarza wnioski, Który chce dowieść, że żaden śmiertelny Nic nie posiada, jakkolwiek bogaty W złoto lub cnoty, jeżeli poprzednio Z drugimi skarbem swym się nie podzieli, Że sam przez siebie nie wie nawet o nich, Póki nie ujrzy ich w oklasku bliźnich, Co je rozwija, jak sklepienie murów Głos potęguje, jak brama stalowa Bierze od słońca i słońcu odsyła Twarz jego jasną i jego upały. To mnie zajęło i zaraz do myśli Przyszedł mi Ajaks, światu dziś nieznany. Cóż to za człowiek! Boże, to koń czysty, Co ma, sam nie wie. Ileż to jest rzeczy Podłych z pozoru, kosztownych w użyciu! A ile znowu drogich sądem ludzi, A bez wartości! Jutro może ujrzym, Jak czyn, przypadkiem w rękę mu rzucony, Wsławi Ajaksa. Czemu jedni robią To, czego inni zrobić zaniedbali? Czemu się jedni wczołgać potrafili Do świątyń zmiennej Fortuny, gdy inni Przed jej oczyma głupców grają rolę? Jak jeden dumą drugiego się karmi, Gdy pyszny pości przez swoją głupotę. Czy widzisz Greków? Patrz, jak po ramieniu Klepią w zawody niezgrabę Ajaksa, Jakby już deptał po Hektora piersiach, Jakby już mury trojańskie rozwalał. ACHILLES Bardzo ci wierzę; minęli mnie właśnie, Jak bogacz dumny żebraka wymija. Dobrego słowa żaden nie powiedział, Nie spojrzał żaden. Czy już zapomnieli Mych czynów przeszłych? ULISSES Alboż nie widziałeś, Że czas na grzbiecie swoim torbę nosi, W którą jałmużny wkłada zapomniane, Czas, ten olbrzymi potwór niewdzięczności. Drań ta to dobre uczynki minione, Pożarte w samej chwili urodzenia I zapomniane, ledwo dokonane. Wytrwałość tylko chowa jasny honor; Wychodzą z mody minione usługi Jak zardzewiała zbroja na szyderstwo Na monumencie starym zawieszona. Idź, nie ustając, bo honor wędruje Po ciasnej ścieżce, na której zaledwo Jeden się zmieści. Nie opuszczaj ścieżki, Bo mnogich synów ma współubieganie, A wszyscy tłumnie cisną się za tobą I byleś stanął albo z drogi zeszedł, Jak przystęp morza, niewstrzymaną falą Wszyscy cię miną i w tyle zostawią. Jak dzielny rumak, poległy na czele, Dla pogardliwej tylnej będziesz straży Z obojętnością deptanym pomostem. Obecne czyny, choć niższe zasługą Od twoich przeszłych, górują nad nimi, Bo czas, zwyczajem modnych gospodarzy, Z niechcenia ściska odchodzących rękę, A nowych gości do serca przytula Silnym ramieniem, jakby chcieli uciec. Zawsze witanie uśmiech ma na twarzy, A pożegnanie z westchnieniem odchodzi. Darmo się cnota domaga zapłaty Za to, czym była, za minione czyny, Bo piękność, dowcip, ród, siła, zasługa, Miłość i przyjaźń, wszystko niewolnikiem Zazdrości czasu i jego potwarzy. Wspólny znak jeden wszystkich ludzi krewni: Wszyscy bez miary nowe cacka wielbią, Chociaż ze starych ulepione cacek, I proch przenoszą trochę pozłocony Nad przyprószone lekkim pyłem złoto. Obecne oczy chwalą rzecz obecną. Nie dziw się przeto, mężu niezrównany, Jeśli Ajaksa czcić zaczęli Grecy, Rzecz bowiem w ruchu przyciąga wzrok łatwiej Niż rzecz w spoczynku. Był czas, gdy Hellenów Krzyk cię pozdrawiał; ten czas może wrócić, Byleś się żywcem nie chciał sam pogrzebać, W własnym namiocie chwały twojej zamknąć, Mężu, którego śmiałe niegdyś czyny, Na tych trojańskich dokonane polach, Budziły zazdrość w bogach nawet samych I buntowały Marsa. ACHILLES Oddalenia I samotności ważne mam powody. ULISSES Ale ważniejsze, lecz heroiczniejsze Znajdziesz powody przeciw oddaleniu. Rzecz to wiadoma, Achillu, że kochasz Jedną z Priama córek. ACHILLES Rzecz wiadoma? ULISSES Czy cię to dziwi? Przenikliwy rozum Zna każde ziarnko w Plutusa skarbnicy, Dno niezgłębionych przepaści nurtuje, Ulata z myślą i prawie jak bóstwo Odsłania myśli w niemej ich kolebce. Są tajemnice (których się historia Nie waży dotknąć) w głębiach rządów duszy, Których działanie tak szybkie, tak boskie, Że nie wypowie ich pióro ni język. Achillu, wszystkie twe stosunki z Troją Tak nam wiadome jak tobie samemu. Może godniejszym byłoby Achilla Nie Poliksenę, lecz Hektora podbić. Serce Pyrrhusa zakrwawi się młode, Gdy wieść po naszych otrąbi wybrzeżach, Gdy greckie dziewki, tańcząc, zaśpiewają: „Hektora siostrę zwyciężył Achilles, Lecz wielki Ajaks Hektora powalił”. Bądź zdrów; mówiłem jak szczery przyjaciel. Po tym się lodzie głupiec ślizga śmiało, Który się tobie strzaskać należało. / Wychodzi. / PATROKLUS To było zawsze rad mych wszystkich treścią. Bezwstydna dziewka, w męża przedzierzgnięta, Od zniewieściałych nie szpetniejsza mężów W godzinie czynu. Na mnie spada wina; Mówią, że mała ma do bitw pochopność, A wielkie twoje do mnie przywiązanie Było powodem twojej bezczynności. Ocknij się, drogi, a wietrzny Kupido Miłości łańcuch z twej szyi odwiąże, Jak kropla rosy z grzywy lwa strząśnięta W nic się rozpłynie. ACHILLES Więc Ajaks z Hektorem Mierzyć się będzie? PATROKLUS I może w tej walce Chwałą się okryć. ACHILLES Widzę zagrożone Me dobre imię: sława ma blednieje. PATROKLUS Bądź baczny; trudno ta się leczy rana, Którą zadajem własną sobie ręką. Kto konieczności nie pełni rozkazów, Niebezpieczeństwo sam sobie kupuje; Niebezpieczeństwo, jak subtelna febra, Chwyta nas, chociaż na słońcu się grzejem. ACHILLES Idź, mój Patroklu, przywołaj Tersyta, Wyprawię błazna z prośbą do Ajaksa, Aby po bitwie sprosił do mnie Trojan. Kobiecą bowiem uczułem zachciankę Ujrzeć Hektora w odzieży pokoju, Mówić z nim, jego oblicza widokiem Wzrok mój nasycać. Lecz otóż Tersytes. / Wchodzi Tersytes. / TERSYTES Cud! ACHILLES Jaki? TERSYTES Ajaks biega tam i sam po polu, szukając samego siebie. ACHILLES Jak to? TERSYTES Jutro ma się mierzyć sam na sam z Hektorem, a w proroczej dumie heroicznych cięgów plecie trzy po trzy, nic nie mówiąc. ACHILLES Jak to być może? TERSYTES Stąpa jak paw nadęty, krok jeden i pauza; zamyśla się jak gospodyni, która za całą arytmetykę ma tylko głowę, żeby uregulować swój rachunek; gryzie sobie wargi z ogromnie mądrym spojrzeniem, jakby mówił: „Siedzi w tej głowie dowcip, byle chciał wyleźć”; i wielka w tym prawda, tylko że ten dowcip tak zimno tam spowity jak iskra w krzemieniu: żeby ją wywołać, trzeba wprzód dobrze krzesać. Zgubiony to człowiek na wieczne czasy, bo jeśli mu Hektor nie skręci karku w pojedynku, to on go sam sobie skręci w próżności. Nie poznał mnie; gdy mu: „Dzień dobry, Ajaksie”, powiedziałem, on mi odrzekł: „Dziękuję, Agamemnonie”. Co myślisz o człowieku, który mnie bierze za wodza? Zmienił się w rybę lądową, bezjęzyczną potworę. Bodaj przepadło dobre u ludzi imię! Można je nosić na lice i na nice jak skórzany kaftan. ACHILLES Musisz być moim do niego posłem, Tersycie. TERSYTES Kto? Ja? Nie odpowie nikomu. Nie jego rzemiosłem odpowiadać. Mówić to dobre dla żebraków, u niego język w pięści. Odegram wam jego rolę: niech mnie pyta Patroklus, przedstawię wam Ajaksa. ACHILLES Przemów do niego, Patroklu. Powiedz mu, że błagam pokornie walecznego Ajaksa, aby zaprosił do mojego namiotu najdzielniejszego Hektora, bez zbroi, aby wyrobił dla niego list żelazny u wielkomyślnego, najjaśniejszego, sześć lub siedem razy dostojnego naczelnika greckiej armii, Agamemnona, i tak dalej. Zaczynaj. PATROKLUS Błogosław, Jowiszu, wielkiemu Ajaksowi! TERSYTES Hm! PATROKLUS Przychodzę w imieniu zacnego Achillesa. TERSYTES Hę? PATROKLUS Który błaga cię pokornie, abyś raczył zaprosić Hektora do jego namiotu. TERSYTES Hm! PATROKLUS Abyś wyrobił dla niego list żelazny u Agamemnona. TERSYTES Agamemnona! PATROKLUS Tak jest, panie. TERSYTES Ha! PATROKLUS Co na to odpowiadasz? TERSYTES Bóg z tobą, z całego serca. PATROKLUS Co odpowiadasz, panie? TERSYTES Jeśli będzie jutro pogoda, o jedenastej godzinie rzecz się tak lub owak rozstrzygnie: bądź co bądź, drogo zapłaci, nim mnie złapie. PATROKLUS Ale co odpowiadasz, panie? TERSYTES Bądź zdrów, z całego serca. ACHILLES Czy tylko naprawdę tak nastrojony? TERSYTES Nie tak nastrojony, ale tak rozstrojony. Jaką wyda muzykę, gdy mu Hektor rozpłata czaszkę, nie wiem; ale jestem pewny, że nie wyda żadnej, chyba że skrzypek Apollo z jego żył porobi struny. ACHILLES Pójdziesz do niego natychmiast z listem. TERSYTES To daj mi drugi do jego konia, bo to z dwóch rozumniejsze stworzenie. ACHILLES Umysł mój mętny jak zmącona woda I sam nie mogę dna jego zobaczyć. / Wychodzi Achilles z Patroklusem. / TERSYTES Bodaj źródło twoich myśli ustało się i znowu było czyste, bym mógł w nim osła napoić! Wolałbym być kleszczem barana niż takim walecznym nieukiem. / Wychodzi. / AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA / Troja. Ulica. / / Z jednej strony wchodzi Eneasz i sługa z pochodnią, z drugiej Parys, Deifobus, Antenor, Diomedes i inni z pochodniami. / PARYS Hola! Kto idzie? DEIFOBUS Eneasz. ENEASZ Co widzę? I Parys? Książę, gdybym miał powody Ważne jak twoje do długiego spania, Chyba niebieskie mogłoby poselstwo Od towarzyszki łoża mnie oderwać. DIOMEDES I ja tak myślę. Witaj, Eneaszu! PARYS Ściśnij dłoń jego, bo Grek to waleczny; Sam to przyznałeś, gdyś nam opowiadał, Jak Diomedes dzień w dzień, tydzień cały Gonił za tobą. ENEASZ Zdrowie ci, rycerzu, Póki nam służy słodki czas rozejmu. Ale w dniu bitwy tak czarne wyzwanie, Jak może serce w swych głębiach wymyślić, A dzielność spełnić. DIOMEDES Przyjmuje Diomed Jedno i drugie. Póki krew spokojna W żyłach mych płynie, zdrowie, Eneaszu! Lecz gdy bój zawrze, a pora posłuży, Na twoje życie strzelcem mnie zobaczysz, Z całą chytrością i zapałem strzelca. ENEASZ Będziesz polował lwa, który się cofa Twarzą do łowcy. Z całą uprzejmością Witaj nam w Troi! Na Anchiza życie, Witaj! Przysięgam na rękę Wenery, Nikt szczerzej kochać nie może ode mnie Męża, którego z duszy pragnie zabić. DIOMEDES Jest w nas sympatia. Niech żyje Eneasz Lat tysiąc, jeśli dla mego oręża Śmierć jego nie jest chwałą przeznaczoną. Lecz dla mej sławy niechaj jutro zginie, Niech ciało jego jedną będzie raną. ENEASZ Znamy się dobrze. DIOMEDES Prawda, a pragniemy Poznać się gorzej. PARYS Jest to powitanie Najzawistniejszej pełne serdeczności, Nienawidząca najpiękniejsza miłość, O jakiej dotąd dało się nam słyszeć. Co cię tak wcześnie z domu wywołało? ENEASZ Królewski rozkaz; lecz nie wiem powodu. PARYS Dowiesz się teraz: królewską jest wolą, Byś Greka tego do domu Kalchasa Powiódł i piękną Kresydę mu wydał Za Antenora. Bądź nam towarzyszem Lub, jeśli pragniesz, wyprzedź nas na chwilę. Przypuszczam bowiem, jestem raczej pewny, Brat mój Troilus na tę noc tam gościem. Zbudź go i donieś o naszym przybyciu, O jego celu; tylko mi się zdaje, Że nas nie bardzo powita serdecznie. ENEASZ Chętniej do Greków poniesioną Troję Niż wyniesioną z Troi swą Kresydę Ujrzałby Troil. PARYS Lecz nie ma ratunku; Taka przeznaczeń jego dola gorzka. Śpieszym za tobą. ENEASZ Więc żegnam was wszystkich. / Wychodzi. / PARYS Teraz szlachetny powiedz, Diomedzie, Z całą szczerością dobrego kolegi: Kto, zdaniem twoim, godniejszy Heleny: Ja czy Menelaj? DIOMEDES Równie godni obaj: On, że jej szuka z taką wytrwałością (Na jej honoru plamę obojętny) Przez tyle trudów i cierpień piekielnych; Ty, że jej bronisz (nie czując goryczy, Jaką zaprawna Heleny niesława) Tak wielkim kosztem skarbów i przyjaciół. On, jak skomlący i płaczliwy rogal, Wywietrzałego wina chce pić męty; Ty, jak rozpustnik, z wszetecznego łona Pragniesz szczęśliwy sukcesorów dostać. Ważycie równo: kto ją z was posiędzie, O ladaszczycę tylko cięższy będzie. PARYS Dla współziemianki jesteś za surowy. DIOMEDES Ona surowsza dla swojej jest ziemi. Słuchaj, za każdą fałszywej krwi kroplę, Która po żyłach cieknie jej wszetecznych, Grek jeden zginął, a za każdy skrupuł Jej nieczystego, splamionego ścierwa Jeden Trojańczyk swym zapłacił życiem. Ode dnia, w którym otworzyła usta, Do dzisiaj z ust tych mniej słów uleciało, Niż dla niej Greków i Trojan skonało. PARYS Przekupnia, widzę, naśladujesz przykład, Bo ganisz towar, który pragniesz nabyć. Ja na przymioty jej zostanę niemy: Nie chwalim, czego sprzedać nie myślemy. To droga nasza. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Troja. Dworzec przed domem Pandara. / / Wchodzą Troilus i Kresyda. / TROILUS Nie wychodź, droga, bo zimny poranek. KRESYDA A więc zawołam stryja mego, panie, On ci otworzy… TROILUS Zostaw go w pokoju. Idź, niech sen twoje piękne zamknie oczy, Tak ukołysze łagodnie twe zmysły Jak dziecko żadnej troski nie znające. KRESYDA A więc dzień dobry. TROILUS Proszę, wróć do łóżka. KRESYDA Czy cię już nudzę? TROILUS Gdyby dzień kłopotny, Śpiewem skowronka do życia zbudzony, Wron nie wywołał rozpustnych na pola, Gdyby nas dłużej noc słoniła senna, Nigdy komnaty twej bym nie opuścił. KRESYDA Noc była krótka. TROILUS Szpetna czarownica! Jak piekło wiernie służy trucicielom, A od kochanków ucieka uścisku Skrzydłem lotniejszym od człowieka myśli! Lecz się zaziębisz; kląć mnie potem będziesz. KRESYDA Czekaj. Mężczyźni nigdy czekać nie chcą. Ach, gdybym dłuższy stawiła ci opór, Zostałbyś jeszcze. Cicho, ktoś się zbliża. PANDARUS / za sceną / Cóż to? Czy wszystkie drzwi stoją otworem? TROILUS To stryj twój. / Wchodzi Pandarus. / KRESYDA Bodaj dżumy padł ofiarą! Zacznie szyderstwa; biedne moje życie! PANDARUS Ha, ha? Co tam nowego? Co tam za wiadomości od dziewictwa? To ty, moja dziewico? Gdzie moja synowica Kresyda? KRESYDA Bodajeś przepadł, stryju mój, szyderco! Naprzód podmawiasz, urągasz się potem. PANDARUS Podmawiam? A do czego? Niech powie do czego. Do czego cię podmawiałem? KRESYDA Skończ tylko, proszę, bo, sam nieuczciwy, Nie możesz ścierpieć uczciwości innych. PANDARUS Ha! Ha! Nieboraczko! Biedne głupiątko! Nie spałaś tej nocy? Czy ten niedobrego oka ci zmrużyć nie pozwolił? Bierz go licho! / Słychać stukanie. / KRESYDA Czy nie mówiłam? Bodaj tak stukano Po jego czaszce! Kto tam, zobacz, stryju. Wejdź ze mną, panie, do mojej komnaty. Śmiejesz się, jakbym złą myśl jaką miała. TROILUS Ha! Ha! KRESYDA Mylisz się; ani marzę o tym. / Stukanie. / Coraz gwałtowniej. Za pół Troi nie chcę, Aby cię ludzkie ujrzały tu oczy. / Wychodzą Troilus i Kresyda. / PANDARUS / idąc ku drzwiom / Kto tam? Czego żądasz? Czy drzwi chcesz wysadzić? Co się to znaczy? Czego żądasz? / Wchodzi Eneasz. / ENEASZ Dzień dobry. PANDARUS Kto to? Eneasz, na honor. Jaka cię sprawa tak rano sprowadza? ENEASZ Czy jest tu Troil? PANDARUS A cóż by tu robił? ENEASZ Wiem, że jest tutaj; darmo się zapierasz. Ważną dla niego przynoszę wiadomość. PANDARUS Mówisz, że tu jest? To, przysięgam, więcej wiesz ode mnie. Prawda, że późno wróciłem do domu; ale cóż by tu robił? ENEASZ Co?! Przypuśćmy, że nic. Skrzywdzisz go, ani wiedząc o tym. Tylko, chcąc mu służyć, szkodzisz mu i zdradzasz go przez zbytek wierności. Nie wiedz sobie nic o nim, ale idź i przyprowadź go do mnie. / Gdy Pandarus zamierza wyjść, wchodzi Troilus. / TROILUS Więc czego żądasz? ENEASZ Witać czasu nie mam, Tak jest naglące moje tu poselstwo. Za chwilę przyjdą Parys, Deifobus, Grek Diomedes, a z nimi Antenor Dziś nam wrócony, a w zamian za niego Musim natychmiast, nim pierwsze ofiary W świątyniach złożym, Diomedesowi Kresydę wydać. TROILUS Takie są układy? ENEASZ Już potwierdzone przez króla i Radę. Zwłoki nie cierpi żadnej wykonanie. TROILUS Jakże mi szczęście moje się urąga! Idę ich przyjąć. A wiesz, Eneaszu, Żeśmy przypadkiem spotkali się tutaj, Żeś mnie nie znalazł w tym domu. ENEASZ O, zgoda, Bo tajemnice natury ode mnie Nie bardziej skryte. / Wychodzą Troilus i Eneasz. / PANDARUS Czy to być może? Ledwo zyskana, a już stracona? Bodaj diabeł porwał Antenora! Młody książę gotów zwariować. Zaraza na Antenora! Ach! Czemu też nie złamali sobie karków! / Wchodzi Kresyda. / KRESYDA Kto tu był, stryju, jakie wiadomości? PANDARUS Ach! Ach! KRESYDA O, powiedz, czemu wzdychasz tak głęboko? Gdzie pan mój? Powiedz, drogi, drogi stryju. Co się to znaczy? PANDARUS Chciałbym tak być głęboko pod ziemią, jak jestem wysoko na ziemi. KRESYDA O Boże! Boże! I cóż się tu stało? PANDARUS Proszę cię, wróć do twojej komnaty. Bodajeś się była nigdy nie rodziła! Wiedziałem, że będziesz przyczyną jego śmierci. O biedny książę! Zaraza na Antenora! KRESYDA Dobry mój stryju, błagam cię, na kolanach błagam cię, powiedz, co tu zaszło? PANDARUS Musisz nas opuścić, dziewko, musisz nas opuścić; wymieniono cię za Antenora. Musisz pójść do twojego ojca, a porzucić Troila. To go zabije, to go otruje, nie zniesie tego. KRESYDA O wielki Boże! Nie opuszczę Troi. PANDARUS Musisz. KRESYDA Nie, stryju, nie chcę. Zapomniałam ojca; Nie czuję żadnych pokrewieństwa natchnień, Nie mam rodziców, miłości, krwi, duszy Tak sercu bliskich jak mój słodki Troil. Potężne bogi, z imienia Kresydy Zróbcie koronę i fałszu, i zdrady, Jeśli mojego Troila opuszczę! Niech czas i przemoc, i śmierć nawet sama Zabiorą ciało moje na ofiarę; Miłości bowiem mojej podwaliny Tak są potężne, jak środek jest ziemi, Przyciągający wszystko, co stworzone. Do mej komnaty płakać teraz idę… PANDARUS Idź, idź! KRESYDA Rwać jasne włosy, piękne lica drapać, Głos westchnieniami mój czysty ochrypiać. Z ostatnim krzykiem: „Drogi mój Troilu!” Niechaj w mych piersiach serce moje pęknie! Nie, nigdy, nigdy Troi nie opuszczę! / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Troja. Przed domem Pandara. / / Wchodzą Parys, Troilus, Eneasz, Deifobus, Antenor i Diomedes. / PARYS Już późne rano, zbliża się godzina, W której dzielnemu wydać ją Grekowi Trzeba nam będzie. Bracie mój, Troilu, Idź ją uprzedzić, odjazd jej przyśpieszyć. TROILUS Wejdźcie do domu. Oddam ją Grekowi, A w chwili, w której dotknie jej swą dłonią, Pomyśl, że widzisz zbudowany ołtarz, Na którym kapłan, a twój brat, Troilus Składa w ofierze własne swoje serce. PARYS Wiem, co jest miłość. Ach, gdybym ci, bracie, Jak się litować mogę, tak mógł pomóc! Raczcie, panowie, wejść ze mną do domu. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Troja. Pokój w domu Pandara. / / Wchodzą Pandarus i Kresyda. / PANDARUS Miarkuj się, miarkuj! KRESYDA O umiarkowaniu Na co mi mówisz? Boleść w moim sercu, Jak jej przyczyna, wielka jest i pełna. Jakżebym mogła siłę jej miarkować? O, gdybym mogła zatłumić uczucie Lub je osłabić albo je ostudzić, Mogłabym także boleść mą łagodzić. Ale jak granic w mej nie ma miłości, Tak i po stracie nie ma ich w żałości. / Wchodzi Troilus. / PANDARUS Patrz, patrz, patrz, to on przychodzi. Biedne kurczątko! KRESYDA O Troilu, Troilu! PANDARUS Cóż to za widowisko! Niechże i ja was uściskam. Serce, jak to pięknie mówi piosneczka: Serce, wzdychasz jawnie, skrycie, Czemu nie pękniesz z westchnieniem? A na to odpowiedź: Bo ran serca nie zgoicie Ni gadaniem, ni milczeniem. Nie było prawdziwszych nad te rymów. Nie rzucajmy niczego na świecie, bo możemy dożyć dnia, w którym te wiersze mogą się nam przydać. Widzimy to teraz, widzimy. Jakże wam teraz na sercu, baranki? TROILUS Kresydo, tak cię czystym kocham sercem, Że bogi, jakby na mą gniewne miłość, Stokroć gorętszą od pobożnych myśli, Przez usta zimne słanych do ich bóstwa, Z moich cię objęć wyrywają mściwie. KRESYDA Jak to? Czy bóstwo może być zazdrosne? PANDARUS Że może, mamy tego teraz dowód. KRESYDA Prawdaż, że Troję muszę dziś opuścić? TROILUS Okrutna prawda! KRESYDA I mego Troila? TROILUS Musisz opuścić Troję i Troila. KRESYDA Byćże to może? TROILUS Opuścić natychmiast. Los nam zawistny pożegnać się broni, Jednej ubogiej odmawia nam chwili, Usta odrywa od ust bez litości, Na jeden uścisk nawet nie pozwala, Morduje śluby wprzód, nim je do życia Westchnienie z głębin serca wyprowadzi. My, cośmy siebie tylu westchnień kosztem Kupili wzajem, musim się dziś sprzedać Za jęk ubogi, ledwo dosłyszany; Bo z rozbójnika pośpiechem czas srogi Bogatą kradzież, sam nie wie, jak grabi, I pożegnania, bez liczby jak gwiazdy, Każde osobnym znaczone całunkiem, Wszystkie na jedno zimne: „Bądź zdrów!” składa Ledwo na jeden przyzwala całunek Głodny, łez naszych zaprawny goryczą. ENEASZ / za sceną / Książę, czy dama gotowa do drogi? TROILUS Czy słyszysz? Mówią, że Geniusz „przyjdź” woła Na tych, co nagłą zginąć mają śmiercią. / do Pandara / Idź do nich, powiedz, że przyjdzie za chwilę. PANDARUS Gdzie są łzy moje? Deszczu mi trzeba, żeby ten wicher uciszyć, inaczej wyrwie mi serce z korzeniem. / Wychodzi. / KRESYDA Jak to, iść muszę do greckich namiotów? TROILUS Nie ma lekarstwa. KRESYDA Płacząca Kresyda Między tłum Greków szczęśliwych, wesołych? Ujrzym się znowu? TROILUS Słuchaj mnie, kochanko, Bądź tylko wierna… KRESYDA Ja wierna? Przez Boga! Co za myśl grzeszna… TROILUS Daj pokój wyrzutom, Bo to ostatnia chwila pożegnania. Jeśli mówiłem: „Bądź mi tylko wierna”, To nie przez trwogę o duszy twej stałość, Bom gotów śmierci rzucić rękawicę, Że plamki nie ma na twym czystym sercu; Jeśli mówiłem: „Bądź mi tylko wierna”, To żeby dodać: a znów się zobaczym. KRESYDA Na jak okrutne przyjdzie się narażać Niebezpieczeństwa! Ale będę wierna. TROILUS A ja pokocham się w niebezpieczeństwach. Weź ten rękawek. KRESYDA Ty tę rękawiczkę. Kiedyż cię ujrzę? TROILUS Straż grecką przekupię, Co noc do ciebie przyjdę w odwiedziny. Bądź tylko wierna! KRESYDA I znowu: „Bądź wierna”! TROILUS Słuchaj mnie, droga, dlaczego tak mówię. Młódź grecka wielkich pełna jest przymiotów: Urok przez łaskę natury jej dany Urósł w potęgę sztuką i ćwiczeniem, Wpływu nowości, przymiotów, urody, Zazdrosnych przeczuć bolesnym natchnieniem — Które cnotliwym nazwij, proszę, grzechem — Lękam się, droga. KRESYDA Ach, ty mnie nie kochasz. TROILUS To niechaj umrę wzgardzony od ludzi! Nie twoją wierność mam ja w podejrzeniu, Lecz me zasługi. Ja śpiewać nie umiem Ni w tańcu krążyć ani słów cukrować, Ni gier subtelnym zaostrzać dowcipem; U Greków wszystkie znajdziesz te przymioty; Wierzaj mi tylko, że w każdym z tych wdzięków Ukryty diabeł na zasadzce siedzi I kusi cnotę. O, nie daj się skusić! KRESYDA Alboż przypuszczasz, że mam chęć po temu? TROILUS Nie, ale często i to stać się może, Czego nie chcemy; i często jesteśmy Sami dla siebie diabłem kusicielem, Kiedy zbyt ufni w sił naszych potęgę, Na słabość naszą liczymy za wiele. ENEASZ / za sceną / Książę, czas nagli. TROILUS Raz jeszcze pocałuj I bądź mi zdrowa! PARYS / za sceną / Bracie mój, Troilu! TROILUS Wejdź, dobry bracie, wejdź, przyprowadź z sobą I Eneasza, i greckiego posła. KRESYDA Będziesz mi wierny? TROILUS Ja? To mym jest grzechem. Gdy inny goni za chwałą fortelem, Ja wiernym sercem za prostotą gonię; Kiedy miedzianą inny swą koronę Chytrością złoci, ja w ducha prostocie I w prawdzie serca moją, jak jest, noszę. Nie bój się o mnie: wiara i prostota To cała mojej natury istota. / Wchodzą Eneasz, Parys, Antenor, Deifobus i Diomedes. / Oto dziewica, którą, Diomedzie, Za Antenora w zamian ci dajemy; Przy miasta bramach oddam ci ją w ręce, A czym jest, wszystko w drodze ci opowiem. Bądź dla niej dobry, a na moją duszę, Jeśli przez zmienne wojny przeznaczenia Na miecza mego będziesz kiedy łasce, Nazwij Kresydę, a życie twe będzie Bezpieczne, jak jest Priam w Ilionie. DIOMEDES Piękna Kresydo, oszczędź podziękowań, Na które książę ten zdaje się czekać. Oczu twych ogień i lic twoich niebo Dosyć wymownie twojej bronią sprawy. Diomedesa odtąd jesteś panią, A twoja wola rozkazem mi będzie. TROILUS Prawa grzeczności gwałcisz ze mną, Greku, Jej pochwałami mych próśb niszcząc skutek; Lecz nad pochwały twe tak ona wyższa, Jak ty niegodny jej się mienić sługą. Bądź dla niej dobry, to moja jest wola, Jeśli nie będziesz, klnę się na Plutona, Choćby Achilles swą cię słonił tarczą, Z mej ręki zginiesz. DIOMEDES Uspokój się, książę; Lecz korzystając z posła przywilejów, Powiem, co myślę: za murami miasta, Tylko mej woli natchnień będę słuchał. Wiedz, że mi dotąd nikt nie rozkazywał. Będę ją cenił wedle jej wartości; Ilekroć powiesz: „Tak chcę, niech tak będzie”, Krzyknę: „Nie!”, mając honor mój na względzie. TROILUS Idźmy! Lecz wierzaj, za podobną mowę Przed wrogiem schować musisz nieraz głowę. / do Kresydy / Daj mi twą rękę; nim dobiegniem bramy, Jeszcze ostatni raz się pożegnamy. / Wychodzą Troilus, Kresyda i Diomedes. Słychać odgłos trąbki. / PARYS Trąbka Hektora. ENEASZ Jak nam przeszedł ranek! O brak czujności słusznie mnie posądzi, Gdy mu przysiągłem pierwszy w polu stanąć. PARYS Nie jest w tym nasza, lecz Troila wina. DEIFOBUS Więc śpieszmy za nim. ENEASZ Lotem oblubieńca Na plac spotkania gońmy za Hektorem. Byt swój i chwałę Troja dziś powierza Sercu i dłoni jednego rycerza. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Obóz grecki. Szranki. / / Wchodzą Ajaks uzbrojony, Agamemnon, Achilles, Menelaus, Ulisses, Nestor i inni. / AGAMEMNON Przed umówioną stanąłeś godziną, Zbrojny, gotowy. Teraz niech twa trąbka Głośne wyzwanie pośle Trojańczykom, Niech przestraszone uderzy powietrze Hektora ucho, niechaj go wywoła. AJAKS Weź tę sakiewkę, a dmij, aż ci pękną I płuca twoje, i trąbka spiżowa, Dmij, chamie, póki pyzy twe nie przejdą Pucołowatej gęby Akwilonu. Wydmij twe piersi, niech krew z ócz ci tryska, Bo na Hektora trąbisz. / Trębacz trąbi. / ULISSES Wszystko głucho. ACHILLES Zbyt jeszcze rano. AGAMEMNON Czy to nie Diomed Z Kalchasa córką? ULISSES Tak jest, to on, królu, Znam go po chodzie, na palcach on stąpa, Bo go od ziemi duch jego odrywa. / Wchodzą Diomedes i Kresyda. / AGAMEMNON Czy to Kresyda? DIOMEDES Tak jest. AGAMEMNON Piękna pani, W greckim obozie tysiąc witaj razy! NESTOR Nasz wódz cię, pani, wita pocałunkiem. ULISSES To jest jednego tylko pozdrowienie, Kolejno będzie lepiej gościa witać. NESTOR Piękna to rada: ode mnie początek — To Nestor daje. ACHILLES Z twych ust, piękna pani, Zimę tę zgarnę. Achilles cię wita. MENELAUS Całować niegdyś dobry miałem powód. PATROKLUS Lecz to nie powód, byś teraz całował; Zuchwały Parys tak niegdyś wystrzelił I od powodów tak cię twych rozdzielił. ULISSES Smiertelna żałość! Losie, losie srogi! My głowy tracim, by mu złocić rogi. PATROKLUS Pierwszy całunek był Menelausa, Drugi mój własny. Patroklus cię wita. MENELAUS Bardzo dowcipnie; konceptu winszuję. PATROKLUS Śladem Parysa w zastępstwie całuję. MENELAUS Muszę mieć jednak me pocałowanie. KRESYDA Całując, bierzesz czyli dajesz, panie? MENELAUS Biorę i daję. KRESYDA Wzięty pocałunek Od oddanego większy ma szacunek; Nie mam zwyczaju ze stratą handlować, Więc przebacz, ale nie myślę całować. MENELAUS Dam trzy za jeden. KRESYDA Myśli mej nie zmienię; Nie znasz się, widzę, na towaru cenie. MENELAUS Nie znam? Któż lepiej znać się może na nim? KRESYDA Kto, pytasz? — Parys. Bo każdego zdaniem, Lepiej on kupił, niżeliś ty sprzedał. MENELAUS Lepszego szczutka nikt mi w głowę nie dał. KRESYDA Nie miałam chęci. ULISSES Toć by oszalała, Gdyby paznokciem bić się z rogiem chciała. Czy mogę, pani, o całunek prosić? KRESYDA Możesz. ULISSES Więc proszę. KRESYDA Więc proś, ale długo. ULISSES Dasz go, gdy będzie Helena dziewicą I Menelaja znów oblubienicą. KRESYDA Dług mój na termin zapłacić przyrzekam. ULISSES Więc nigdy; wtedy całunku doczekam. DIOMEDES Czas już, do twego ojca idźmy, pani. / Wychodzą Diomedes i Kresyda. / NESTOR Dowcipna dziewka. ULISSES A bodaj przepadła! Jest język w oczach, licach jej i ustach, Jej nogach nawet, a duch jej namiętny Z każdego ruchu jej ciała wygląda. O, te świegotki, co gładkim językiem Każdemu dają pierwsze pozdrowienie, Pierwsze swych myśli otwierają księgę Rozpustnym oczom wszystkich czytelników! Łup to skalany pierwszej sposobności, Córki rozpusty. / Słychać za sceną trąbkę. / WSZYSCY To trąbka trojańska. AGAMEMNON Widzicie? Zastęp ich zbliża się ku nam. / Wchodzą Hektor w zbroi, Eneasz, Troilus i inni Trojanie, orszak. / ENEASZ Witam was, wszyscy Greków dostojnicy, Jaka nagroda na zwycięzcę czeka? Czy w dwóch obozach ma być ogłoszony? Czy ma być walka, póki stanie życia, Czy też rycerze mają się rozdzielić Na pierwsze słowo kierownika szranków? Hektor was pyta. AGAMEMNON Czego Hektor pragnie? ENEASZ Hektor na wszystkie zgadza się warunki. ACHILLES Odpowiedź godna Hektora, jednakże Trochę za dumna, upokarzająca Dla drugiej strony rycerza. ENEASZ Mój panie, Jakie twe imię, jeśliś nie Achilles? ACHILLES Nie jestem niczym, jeślim nie Achilles. ENEASZ A więc Achilles. Lecz ktokolwiek jesteś, Wiedz, że odwaga Hektora i duma Są granicami dwóch ostateczności: Co nieskończenie wielkie i co małe. Jego odwaga, jak świat, nie ma granic, A jego duma, jak nic, niedojrzana. Rozważ, a co ci dumą się wydaje, Jest uprzejmością. Ajaks z krwi Hektora Na pół zlepiony; przez krwi własnej miłość W domu została Hektora połowa. Pół tylko ręki i pół serca czeka Na pół Trojana a połowę Greka. ACHILLES Rozumiem: niby dwóch dziewic spotkanie. / Wchodzi Diomedes. / AGAMEMNON Przychodzisz w porę, dzielny Diomedzie, Idź i bądź świadkiem naszego Ajaksa. Warunki, jakie przyjmiesz z Eneaszem, I my przyjmujem: czy to na śmierć walka, Czy do krwi pierwszej. Z jednej krwi zrodzeni Przed pierwszym ciosem pół są rozbrojeni. / Ajaks i Hektor wstępują w szranki. / ULISSES Już sobie w oczy spojrzeli rycerze. AGAMEMNON Co za Trojańczyk z tą posępną twarzą? ULISSES To syn najmłodszy Priama, to żołnierz Nieporównany, chociaż niedojrzały; Wymowny czynem, bezczynny językiem; Trudny w zaczepce, lecz raz zaczepiony, Trudno ukojny; dłoń jego i serce Z równą szczodrotą dla wszystkich otwarte; Co ma, to daje, co myśli, objawia, Lecz podarunkiem sąd zdrowy kieruje, A od ust myśli odpędza niegodne; Mężny jak Hektor, lecz niebezpieczniejszy, Bo Hektor w gniewie słuchać jeszcze Może natchnień litości, gdy on zapalony, Od zazdrosnego mściwszy jest kochanka. Zwą go Troilem, na nim to spoczywa Druga nadzieja po dzielnym Hektorze. To Eneasza sąd, który młodziana Na wskroś przeniknął; taki jego obraz Wśród poufałej skreślił mi rozmowy. / Alarm. Hektor i Ajaks walczą. / AGAMEMNON Walczą. NESTOR Ajaksie, pokaż twoją dzielność! TROILUS Ty śpisz, Hektorze, zbudź się! AGAMEMNON Jego ciosy Dobrze zadane. Tak, o tak, Ajaksie! DIOMEDES Przestańcie! / Cichną trąby. / ENEASZ Tak jest, dość tego, książęta. AJAKS Jeszcze gorąca nie czuję, więc walczmy. DIOMEDES Jak Hektor zechce. HEKTOR Więc przestańmy na tym. Mojego ojca siostry synem jesteś; Gdy krew Priama w twoich żyłach cieknie. Krew nam zabrania śmiertelnego boju. Gdyby się w tobie dwie narodowości Tak pomieszały, żebyś mógł powiedzieć: „Ręka ta grecka, a ta jest trojańska, Nogi tej żyły wszystkie są helleńskie, A tej frygijskie; wszystka krew mej matki Prawe me lice rumieni, a lewe Krwią ojca bije” — wtedy, na Jowisza, Nimbyś stąd odszedł, każdy grecki członek Miecza by mego piętno uniósł krwawe Jako pamiątkę naszej nienawiści. Dzisiaj mi bogów sprawiedliwych prawo Zabrania przelać jednej krwi kropelki, Którą od świętej wziąłeś twojej matki. Więc pozwól, niech cię uściskam, Ajaksie. Ha, na Jowisza, ramiona twe silne! Hektor się chętnie tak im objąć daje. Cześć ci, mój bracie! AJAKS Dzięki ci, Hektorze! Nazbyt szlachetny, zbyt jesteś łagodny. Myślą mą było zabić cię, kuzynie, A twoją śmiercią chwałę mą podwoić. HEKTOR Nie, Neoptolem nawet niezrównany, Chociaż z szczytu jego hełmu Sława Donośnym głosem do walczących woła: „To on!”, daremną myślą by się łudził, Że Hektor nowej chwały da mu żniwo. ENEASZ Na objaw woli twej czekają wszyscy. HEKTOR Łatwa odpowiedź: uścisk skończy wszystko. Bądź zdrów, Ajaksie! AJAKS Jeśli mogę prosić — A rzadka tego zdarza się sposobność — Prosiłbym, żeby mój brat raczył ze mną Greckie namioty na chwilę odwiedzić. DIOMEDES To jest życzenie i Agamemnona; Wielki Achilles także pragnie z duszy Rozbrojonego zobaczyć Hektora. HEKTOR Idź, Eneaszu, przywołaj Troila, A czekającym na mnie Trojańczykom O tym uprzejmym donieś zaproszeniu, Powiedz, niech wrócą. Daj rękę, kuzynie, Do uczty waszej przy tobie zasiądę, Waszym rycerzom przypatrzę się z bliska. AJAKS Zbliża się do nas wielki Agamemnon. HEKTOR Daj mi nazwiska waszych dostojników; Lecz Achillesa oko me ciekawe Bez słów rozpozna przez groźną postawę. AGAMEMNON Przyjmij, rycerzu, takie pozdrowienie, Jakie dać zdolny człowiek, który pragnie Takiego wroga pozbyć się na zawsze. Lecz nie, to żadne nie jest pozdrowienie; Więc powiem jaśniej: niech przeszłość i przyszłość Znikną na chwilę w prochu zapomnienia. Tu teraz tylko serdeczność i wiara, Wolne od wszelkiej chytrości podstępów, Z boską prawością, z głębi mego serca, Wielki Hektorze, witaj nam! powtarza. HEKTOR Potężny królu, przyjmij moje dzięki! AGAMEMNON / do Troila / I ciebie także witam, dzielny książę. MENELAUS Królewskim brata pozdrowieniom wtórzę: Paro walecznych braci, witaj u nas! HEKTOR Za pozdrowienie komu mam dziękować? ENEASZ Menelajowi szlachetnemu. HEKTOR Królu, Dzięki! Na Marsa rękawicę, dzięki! Niech cię nie dziwi przysięga niezwykła. Quondam twa żona dziś jeszcze przysięga Na rękawiczkę Wenery, a zawsze Zdrowa i piękna; lecz mi nie kazała Pamięci twojej polecić się, królu. MENELAUS Nie mów mi o niej; śmiertelny to przedmiot. HEKTOR O, przebacz, jeślim niechcący obraził. NESTOR Częstom cię widział, Trojańczyku dzielny, Spełniającego przeznaczeń wyroki, Po krwawej drodze Grekami zasłanej. Widziałem, jakeś z ogniem Perseusza Spinał twojego frygijskiego konia; Jak, gardząc łupem bez niebezpieczeństwa, Miecz na powietrzu trzymałeś wiszący, Nie chcąc, by upadł na upadających; A na ten widok mówiłem do swoich: „Patrzcie, to Jowisz rozdający życie!” Widziałem, jak się zatrzymałeś chwilę, Aby odetchnąć, gdy cię Greków koło, Niby szermierze igrzysk olimpijskich, Zewsząd owiło: widziałem to nieraz, Lecz zawsze stalą odziane oblicze Dziś po raz pierwszy widzę. Twego dziada Znałem, a nawet raz z nim i walczyłem; Dzielny był żołnierz, lecz klnę się na Marsa, Wspólnego wszystkich mężów naczelnika, Daleko, żeby mógł się z tobą równać. Pozwól, niech stary uściska cię żołnierz, Niech cię powita wśród greckich namiotów. ENEASZ To stary Nestor. HEKTOR Niechże cię uściskam, Uczciwa, stara kroniko, dłoń w dłoni Tak długo z czasem krążąca po ziemi. Rad cię pozdrawiam, poważny Nestorze. NESTOR Chciałbym ci zrównać potęgą ramienia, Jakem ci teraz równy uprzejmością. HEKTOR I ja bym pragnął. NESTOR Na tę białą brodę, Jutro bym z tobą orężem się zmierzył. Lecz mniejsza; witaj! I ja swój czas miałem. ULISSES Dziwna, że mury jeszcze stoją całe, Gdy ich fundament i kolumna u nas. HEKTOR Znam dobrze twoje rysy, Ulissesie; Ach, iluż Greków i Trojan upadło Od czasu, kiedyś przybył z Diomedem Jak grecki poseł w mury Ilionu! ULISSES Przepowiedziałem wtedy, co się stanie. Pół tylko drogi uszło me proroctwo, Bo i te mury, dziś jeszcze tak dumne, Bo i te wieże, chmury trącające, Swe muszą własne pocałować nogi. HEKTOR Nie chcę ci wierzyć. Jeszcze stoją całe, A niech mi wolno będzie dodać skromnie, Za każdy kamyk z murów tych wypadły Krwi greckiej kropla musi wprzód zapłacić. Czas wszystko wieńczy; stary wspólny sędzia, Czas, w swojej porze wszystko to rozstrzygnie. ULISSES A więc zostawmy wszystko to czasowi, A teraz, dzielny, szlachetny Hektorze, Witaj! Po królu i mnie racz odwiedzić, Na chwilę gościem mego bądź namiotu. ACHILLES Ja cię uprzedzić muszę, Ulissesie. Hektorze, oczy me tobą napasłem, Wszystkie twe członki uważną źrenicą Bacznie zmierzyłem. HEKTOR Czy to jest Achilles? ACHILLES Jestem Achilles. HEKTOR Stań, proszę, na chwilę, Niech ci się przyjrzę. ACHILLES Napatrz się do syta. HEKTOR Widziałem dosyć. ACHILLES Nazbyt się śpieszyłeś; Ja po raz drugi, jakbym cię chciał kupić, Członek po członku wezmę na uwagę. HEKTOR Chcesz mnie jak książkę zabawną przeczytać; Jest we mnie więcej, niż możesz zrozumieć. Czemuś łakomy wzrok we mnie utopił? ACHILLES Powiedzcie, nieba, w której ciała części Zabić go mogę: tu, tam czy gdzie indziej? Abym mógł nadać nazwę owej ranie, Pokazać wyłom, przez który uleci Duch jego wielki. Odpowiedzcie, nieba! HEKTOR Byłoby krzywdą bogom, dumny mężu, Dać ci odpowiedź na takie pytanie. Czy sądem twoim tak ci łatwo będzie Wydrzeć mi życie, że z góry zapowiesz, Gdzie mi śmiertelny zadasz cios? ACHILLES Tak myślę. HEKTOR Gdybyś wyrocznią był i prorokował, Jeszcze bym słowu twemu nie dał wiary. Bądź odtąd baczny! Ja cię nie zabiję Tu ni tam, ale, na kuźnię Wulkana, W której był kuty boga Marsa szyszak, Ja cię zabiję wszędzie, tak jest, wszędzie! Junackiej mowie przebaczcie, książęta, Lecz jego pycha do ust mi przyniosła Szalone słowa; mym usiłowaniem Będzie czynami mowę moją sprawdzić Albo niech nigdy… AJAKS Uspokój się, bracie. Ty, Achillesie, odłóż twoje groźby, Aż ci przypadek albo wolna wola Dobrą nadarzy do czynu sposobność; Codziennie dosyć będziesz miał Hektora, Byleś chciał tylko, choć bardzo się lękam, Żeby niełatwo greckiej było Radzie Do tej z Hektorem skłonić cię rozprawy. HEKTOR Pokaż się, proszę, na bojowym polu. Odkąd przestałeś w Greków walczyć wojnie, Tylkośmy drobne widzieli utarczki. ACHILLES Chcesz tego? Dobrze. Jutro więc, Hektorze, Jak śmierć okrutny spotkam cię z orężem. Dziś przyjaciele. HEKTOR Zgoda! Daj mi rękę. AGAMEMNON Naprzód do mego zapraszam namiotu, Gdzie już na wszystkich wodzów uczta czeka; Później niech każdy wedle swej szczodroty Przyjmie Hektora, ile czas pozwoli. Uderzcie w trąby, niech słyszą Trojanie, Jakie tu Hektor znalazł powitanie. / Wychodzą wszyscy prócz Troilusa i Ulissesa. / TROILUS Powiedz mi, błagam, królu Ulissesie, Kalchasa namiot w której leży stronie? ULISSES Menelausa dotyka namiotu; Tam Diomedes ucztuje tej nocy, Tam on na niebo nie patrzy ni w ziemię, Bo swoich spojrzeń miłosnych potęgę Na piękne lica Kresydy wymierzył. TROILUS Wolnoż mi prosić, ażebyś mnie raczył Tam poprowadzić, gdy Agamemnona Opuścim ucztę? ULISSES Jestem na rozkazy. A teraz racz mi powiedzieć w odwecie, W jakim Kresyda była poważaniu? Czy zostawiła po sobie kochanka, Który łzy leje w jej nieobecności? TROILUS Szyderstwa tylko, królu, ci są godni, Co pokazują szramy swe chełpliwie. Idźmy! Kochała i była kochaną, Jak jest kochaną teraz i jak kocha. Ale wiesz, że to odwieczne jest prawo, Że miłość zębów fortuny jest strawą. / Wychodzą. / AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA / Obóz grecki. Przed namiotem Achillesa. / / Wchodzą Achilles i Patroklus. / ACHILLES Krew jego greckim rozgrzeję dziś winem, Którą mu jutro mym ostudzę mieczem. Daj baczność, żeby uczta była świetna. PATROKLUS Otóż Tersytes. / Wchodzi Tersytes. / ACHILLES Ty wrzodzie zazdrości, Pełne zakalca natury pieczywo, Co mi przynosisz? TERSYTES Co przynoszę? Ty obrazku tego, czym być się zdajesz, a bożyszcze głupochwalców, list ci przynoszę. ACHILLES Skąd, ułomku? TERSYTES Pełny półmisku błazeństwa, z Troi. PATROKLUS Kto został w namiocie? TERSYTES Chirurga futerał albo chorego rana. PATROKLUS Doskonale, mości Przeciwnicki, ale na co wszystkie te koncepty? TERSYTES Milcz, proszę cię, chłopcze, na nic ci się nie przyda twoja gadanina. Ludzie biorą cię za męskie pacholę Achillesa. PATROKLUS Męskie pacholę, hultaju? Jak to rozumiesz? TERSYTES Rozumiem jego męską ladaszczycę. Bodaj też wszystkie zgniłe choroby południa, kurcze żołądka, ruptury, katary, kamienie w nerce, letargi, zimne paraliże, śluzotoki oczu, gnicie wątroby, charkotanie płuc, ciekące wrzody, scjatyki, wapnienie dłoni, nieuleczone łamanie kości i wieczne dziedzictwo parchów, bodaj wszystkie te choroby były twoją zapłatą za wszystkie twoje wszeteczeństwa. PATROKLUS Przeklęte pudło zazdrości, co znaczą twoje przekleństwa? TERSYTES Czy cię przeklinam? PATROKLUS Nie, ty beczko dziurawa, ty niezdarny psie, bękarcie, nie. TERSYTES Nie? Czemu więc tak się oburzasz? Ty wątły motku surowego jedwabiu, ty gałganku zielonego floransu dla chorych oczu, ty kutasie sakiewki marnotrawnika, ty! Ach, jak ten nasz świat biedny dręczą te wodne muchy, te wymoczki natury! PATROKLUS Precz stąd, żółci! TERSYTES Wróble jaje! ACHILLES Drogi Patroklu, konieczność mnie zmusza Wyrzec się myśli jutrzejszego boju. List ten pisała królowa Hekuba I piękna moja kochanka, jej córka. Obie wzywają czułym napomnieniem, Abym przysiędze danej wiernym został. Nie chcę jej złamać; niech przepadnie Grecja, Chwała i honor niech razem przepadną! Jakże mi stratę ich znieść będzie snadno! Tu ślub mój pierwszy, zostanę mu wierny. Idźmy, Tersycie, namiot przygotować, Bo noc zamierzam całą bankietować. Idźmy, Patroklu. / Wychodzą Achilles i Patroklus. / TERSYTES Dla zbytku krwi, a niedostatku mózgu gotowi oba zwariować; ale jeśli kiedykolwiek zwariują dla zbytku mózgu, a krwi niedostatku, to ja będę doktorem wariatów. Patrzcie na Agamemnona: uczciwe to człeczysko, a wielki lubownik przepiórek, ale mniej u niego mózgu w głowie niż woskowiny w uszach. A dopieroż to wspaniałe przeobrażenie Jowisza, brat jego, byk, pierwotny posąg i koślawy pomnik rogalów, użyteczny róg do wdziewania trzewików, na łańcuszku u nogi brata zawieszony, do jakiej innej formy jak ta, którą już posiada, mógłby go porównać dowcip szpikowany złośliwością albo złośliwość podszyta dowcipem? Do osła? Byłoby to za mało, bo on jest osłem, a razem i wołem. Do wołu? I to za mało, bo on jest wołem, a razem i osłem. Niech sobie będzie psem, mułem, kotem, tchórzem, ropuchą, jaszczurką, sową, kobuzem lub śledziem bez ikry, mniejsza o to; ale gdybym ja został Menelausem, zbuntowałbym się przeciw przeznaczeniu. Nie pytaj mnie, czym bym chciał zostać, gdybym nie był Tersytesem. Niech sobie zostanę wszą parszywą, bylem nie został Menelausem. Hej, ho! Duchy i ognie! / Wchodzą Hektor, Troilus, Ajaks, Agamemnon, Ulisses, Nestor, Menelaus i Diomedes z pochodniami. / AGAMEMNON Zbłądziłem, widzę. AJAKS Nie, to nasza droga, Tam gdzie te światła. HEKTOR Kłopocę was tylko. AJAKS Nie, nie, bynajmniej. ULISSES Sam do nas wychodzi. / Wchodzi Achilles. / ACHILLES Witaj, Hektorze! Witajcie, książęta! AGAMEMNON Dobranoc teraz, trojański rycerzu. Ajaks dowodzi twą przyboczną strażą. HEKTOR Dzięki! Dobranoc greckim naczelnikom. MENELAUS Bądź zdrów! HEKTOR Dobranoc, słodki Menelaju! TERSYTES Słodki Menelaju, powiada? Słodki rynsztoku! Słodki wychodku! ACHILLES Razem dobranoc i me pozdrowienie Tym, co odchodzą, i tym, co zostają. / Wychodzą Agamemnon i Menelaus. / AGAMEMNON Dobranoc! ACHILLES Stary Nestor tu zostaje, I ty więc zostań, dzielny Diomedzie, Bądź towarzyszem Hektora na chwilę. DIOMEDES Nie mogę. Sprawa, która na mnie czeka, Nie cierpi zwłoki. Dobranoc, Hektorze! HEKTOR Daj rękę. ULISSES / na stronie do Troilusa / W tropy za jego pochodnią, On do Kalchasa namiotu pośpiesza. Ja pójdę z tobą. TROILUS Wielki dla mnie honor. HEKTOR Dobranoc! / Wychodzą Diomedes, za nim Troilus i Ulisses. / ACHILLES Proszę do mego namiotu. / Wychodzą Achilles, Hektor, Ajaks i Nestor. / TERSYTES Ten Diomedes to hultaj fałszywy, to łotr bez sumienia. Nie więcej mu ufam, gdy się do mnie wdzięczy, jak wężowi, gdy syka. Nie żałuje gęby ni obietnic jak Cygan kundys, ale jeśli dotrzyma, to śmiało mogą przepowiadać astronomowie, że zbliżają się cuda i rewolucje. Słońce pożyczy światła u księżyca, gdy Diomedes słowa dotrzyma. Zrzekam się dobrowolnie widoku Hektora, żeby go tropić. Powiadają, że chowa trojańską dziewkę, a zdrajca Kalchas pożycza mu swego namiotu. Wszędzie tylko rozpusta! Wszystko tylko niewstrzemięźliwe pachołki! / Wychodzi. / SCENA DRUGA / Obóz grecki. Przed namiotem Kalchasa. / / Wchodzi Diomedes. / DIOMEDES Hola! Czy śpicie?! Hola! KALCHAS / za sceną / Kto tam woła? DIOMEDES Diomed. Kalchas, myślę. Gdzie twa córka? KALCHAS / za sceną / Idzie do ciebie. / Wchodzą Troilus i Ulisses, w odległości za nimi Tersytes. / ULISSES Odejdźmy na stronę, żeby nas nie zdradziła pochodnia. / Wchodzi Kresyda. / TROILUS Kresyda! DIOMEDES Witaj, moja ty sierotko. KRESYDA Witaj, mój drogi opiekunie, witaj! Mam ci coś szepnąć. / Mówi do niego na stronie. / TROILUS Co za poufałość! ULISSES To ptaszek, który wszystkim równo śwista. TERSYTES I każdego wpuści do gniazdeczka, byle świsnął. DIOMEDES Czy nie zapomnisz? KRESYDA Nigdy! DIOMEDES Więc dotrzymaj; Niech myśl ze słowem wojny nie prowadzi. TROILUS Czegóż to ona nie zapomni? ULISSES Cicho! KRESYDA Nie kuś mnie, słodki Greku, do szaleństwa. TERSYTES Hultajstwa. DIOMEDES A więc… KRESYDA Słuchaj tylko, drogi. DIOMEDES Ba, ba, dzieciństwo! Łamiesz twą przysięgę. KRESYDA Nie mogę, wierzaj. Czego chcesz ode mnie? TERSYTES Klucza do skrzyni, gdzie zamknięte skarby. DIOMEDES Wymagam tego, co mi dać przysięgłaś. KRESYDA Nie żądaj, drogi, przysiąg mych spełnienia. Wszystko prócz tego otrzymasz ode mnie. Dobranoc. TROILUS Strzeż mnie, święta cierpliwości! ULISSES Co myślisz teraz? KRESYDA Diomedzie, czekaj! DIOMEDES Dobranoc! Nie chcę twym błaznem być dłużej. TERSYTES Lepsi od ciebie muszą nimi zostać. KRESYDA Lecz słuchaj, jedno jeszcze tylko słowo. TROILUS Męki! Szaleństwo! ULISSES Widzę, żeś wzruszony, Odejdźmy, książę, bo się bardzo lękam, By się na wściekłość gniew twój nie zamienił, Nie zaprowadził do ostateczności. Miejsca, gdzie stoim, pełne niebezpieczeństw. Czas sprzyja zbrodni; proszę cię, odejdźmy. TROILUS Patrz! ULISSES Dobry panie, nie czekajmy dłużej. Czy chcesz się zgubić? Słuchaj mnie, odejdźmy. TROILUS Błagam cię, zostań. ULISSES Nie masz cierpliwości. Odejdźmy. TROILUS Zostań! Na piekło przysięgam I piekła męki, słowa nie wyrzeknę. DIOMEDES A więc dobranoc! KRESYDA W gniewie mnie opuszczasz? TROILUS Czy cię to smuci? O wiaro złamana! ULISSES Panie… TROILUS Na Boga, zostanę cierpliwy. KRESYDA Drogi… DIOMEDES Bądź zdrowa! Ty wybiegów szukasz. KRESYDA Nie, nie, przysięgam. Zbliż się tylko. Słuchaj. ULISSES Ty drżysz; powtarzam, oddalmy się, książę. Gniew twój wybuchnie. TROILUS Głaszcze go po twarzy! ULISSES Idźmy! TROILUS Nie, czekaj; nie wyrzeknę słowa. Mur cierpliwości stoi niewzruszony Między mą wolą a jej przeniewierstwem. Czekajmy chwilę. TERSYTES Jak diabeł lubieżności tłustym swoim cielskiem i kartoflanym palcem łechce ich nawzajem! Smaż, lubieżności, smaż ich! DIOMEDES Więc zgoda? KRESYDA Zgoda lub nie wierz mi więcej. DIOMEDES Daj mi zadatek twej wiary. KRESYDA Przyniosę. / Wychodzi. / ULISSES Dałeś mi słowo, że będziesz cierpliwy. TROILUS Będę nim, panie. Przestanę być sobą, Będę nieczuły na własne uczucie, Będę obrazem cierpliwości żywym. / Wchodzi Kresyda. / TERSYTES Przynosi mu swój zadatek; zobaczmy, zobaczmy, zobaczmy! KRESYDA Mój Diomedzie, przyjmij ten rękawek. TROILUS Piękności, gdzie jest, gdzie jest twoja wiara? ULISSES Panie mój… TROILUS Będę cierpliwy — pozornie. KRESYDA Przyjrzyj się dobrze temu rękawkowi. On mnie tak kochał! — ha, fałszywa dziewko! — Oddaj go. DIOMEDES Czyją był wprzódy własnością? KRESYDA Ach, mniejsza o to. Ha, znów go mam w ręku. Nie czekaj na mnie jutro, Diomedzie, I, błagam, twoich zaprzestań odwiedzin. TERSYTES Ostrzy go teraz. Wybornie, osełko! DIOMEDES Ja mieć go muszę. KRESYDA Co? To? DIOMEDES Tak jest. KRESYDA Boże! O piękny, piękny zadatku! W tej chwili Pan twój o tobie, o mnie, pewno marzy, Wzdycha, przyciska do ust rękawiczkę, Tysiąckroć moją pamiątkę całuje, Tak jak ja ciebie. Zostaw mi go, błagam! Kto mi to bierze, bierze i me serce. DIOMEDES Jam wprzód miał serce, to idzie za sercem. TROILUS Będę cierpliwy, przysiągłem cierpliwość! KRESYDA Mój Diomedzie, tego nie dostaniesz, Wierzaj mi, nigdy. Dam ci co innego. DIOMEDES Ja mieć go muszę. Czyją był własnością? KRESYDA Ach, mniejsza o to! DIOMEDES Czyją był? Odpowiedz. KRESYDA O, ten rękawek należał do męża, Który mnie szczerzej od ciebie miłował. Lecz masz go, trzymaj. DIOMEDES Do kogo należał? KRESYDA Na wszystkie nimfy Diany przysięgam I na Dianę, tego ci nie powiem. DIOMEDES Jutro do hełmu przypnę ten rękawek I będę dręczył właściciela duszę, Jeśli o własność swą się nie upomni. TROILUS Upomni, choćbyś wcielonym był diabłem I do twych rogów przypiął mój zadatek. KRESYDA Stało się! Zgoda. — Nie. Nic się nie stało. I nie dotrzymam mojej obietnicy. DIOMEDES A więc bądź zdrowa! Zapewniam, że więcej Nie będziesz mogła z Diomeda szydzić. KRESYDA Czekaj! Nie można słowa ci powiedzieć, Żebyś się zaraz od gniewu nie pienił. DIOMEDES Bo takie żarty nie są mi do smaku. TROILUS I mnie też nie lepiej smakują, na Plutona! Ale wszystko, czego nie lubię, podoba mi się najlepiej. DIOMEDES Mam przyjść? A kiedy? KRESYDA Przyjdź! Przyjdź! O Jowiszu! Przyjdź! Ileż sobie gotuję boleści! DIOMEDES Teraz bądź zdrowa! KRESYDA Dobranoc! Przyjdź tylko. / Wychodzi Diomedes. / Bądź zdrów, Troilu! Jedno oko błądzi Za tobą jeszcze, drugim serce rządzi. Biedna płeć nasza! Smutna to jej dola, Że błędem oczu rządzi się jej wola. Czym błąd kieruje, to w błędu kał wtrąca: Pełna ohydy myśl ócz słuchająca. / Wychodzi. / TERSYTES By lepiej stwierdzić prawdę powiedzianą, Dodaj otwarcie: jestem kurtyzaną. ULISSES Stało się. TROILUS Tak jest. ULISSES Na co więc czekamy? TROILUS W duszy mej jeden jeszcze raz powtórzę Każdą sylabę tutaj wymówioną. A jednak głosząc, czego świadkiem byłem, Nie będęż kłamcą, choć ogłoszę prawdę? Jeszcze jest w moim sercu wiara silna, Niezwyciężona, uparta nadzieja, Oczu i ucha niszcząca świadectwo, Jakby tych zmysłów było przeznaczeniem Nas łudzić tylko, a innych potwarzać. Jestże to prawda? Byłaż to Kresyda? ULISSES Nie umiem duchów wywoływać, książę. TROILUS Nie, to nie ona! ULISSES Ona niewątpliwie. TROILUS Słowa me przecie szaleństwem nie trącą. ULISSES Ni moje, książę. To była Kresyda. TROILUS Nie, nie wierz temu, dla honoru kobiet, Nie zapominaj, żeśmy mieli matki, Nie daj pozoru upartym krytykom Chętnym oczerniać nawet bez powodu, Do rozmierzania cnoty wszystkich niewiast Miarą Kresydy, lecz utrzymuj ze mną, Że to nie ona. ULISSES Cóż ona zrobiła, Co by zdołało matki nasze splamić? TROILUS Nic, byle tylko nie ona to była. TERSYTES Czyżby chciał własne otumanić oczy? TROILUS Nie, to Kresyda była Diomeda, Ale nie ona; bo jeżeli piękność Posiada duszę, to nie była ona; Jeżeli dusze strzegą ludzkich przysiąg, Jeśli przysięga święta jest dla ludzi, Jeśli, co święte, radością jest bogów, Jeżeli nawet jedność ma swe prawa, Nie, to nie ona. O szalone słowa, Za mną i przeciw mnie orędujące! Zwodna powaga, przeciw której rozum Bez obłąkania może się zbuntować, A obłąkanie może sobie przyznać, Bez buntu, wszystkie rozumu pozory. To jest, a razem to nie jest Kresyda. Jak dziwna w duszy, mej zawrzała walka, Która rozdziela, co jest nierozdzielne, Przestrzenią większą niż od ziemi niebo! A jednak cała ta rozdziału przepaść I tyle nawet nie zostawia próżni, Aby w nią wcisnąć można było ostrze Jak nić pajęczej tkaniny subtelne. Dowód! tak silny jak Plutona bramy: Niebieskie węzły złączyły ją ze mną; Dowód! tak silny, jak silne jest niebo: Niebieskie węzły stargane, rozdarte; A innym węzłem, pięciu palców dziełem, Resztki jej wiary, miłości paździory, Zużytej wiary zatłuszczone skrawki, Do Diomeda wiążą dziś Kresydę. ULISSES Czy może Troil czuć tego połowę, Co w tak namiętnych wyraża tu słowach? TROILUS O, czuje, Greku, czuje i objawi W piśmie czerwonym, jak jest Marsa serce, Palone ogniem miłości Wenery. Nigdy młodzieniec nie kochał kobiety Duszą tak wierną i tak wiecznie stałą. Słuchaj, jak kocham bez granic Kresydę, Tak nienawidzę jej Diomedesa. On mój rękawek do hełmu ma przypiąć; Chociażby hełm ten Wulkana był dziełem, Miecz go mój przetnie; groźna morska trąba, Którą żeglarze uraganem zowią, Dziecko promieni wszechwładnego słońca, Mniej groźnym świstem przeraża Neptuna, Kiedy po falach jego wściekła leci, Niż ostrze moje, gdy mściwe upadnie Na Diomeda. TERSYTES Połechce go, widzę, za jego pożądliwości. TROILUS O ty fałszywa, fałszywa Kresydo! Całego świata zdrady, postawione Przy twym splamionym, Kresydo, imieniu, Zdadzą się piękne i jasne jak cnota. ULISSES Miarkuj się, książę; wybuch twój namiętny Ciekawe uszy prowadzi w te strony. / Wchodzi Eneasz. / ENEASZ Przeszło godzina, jak cię szukam, książę. Już Hektor wrócił i przywdziewa zbroję, A Ajaks czeka, by cię odprowadzić. TROILUS Idę. Więc żegnam cię, uprzejmy panie! Bywaj mi zdrowa, ty piękna zwodnico! Dotrzymaj placu, o Diomedesie, A na twej głowie posadź cytadelę! ULISSES Twym towarzyszem do bram miasta będę. TROILUS Przyjm za to dzięki moje rozpaczliwe. / Wychodzą Troilus, Eneasz i Ulisses. / TERSYTES Pragnąłbym spotkać tego łotra Diomedesa!. Jak kruk bym krakał, złowieszczyłbym, złowieszczył! Patroklus zapłaci mi, co zechcę, za wiadomość o tej ladaszczycy; papuga nie zrobi więcej za migdał niż on za łatwą dziwkę. Rozpusta, rozpusta! Ciągle tylko wojny i rozpusta; one jedne tylko zawsze w modzie. Bodaj palący diabeł je porwał! / Wychodzi. / SCENA TRZECIA / Troja. Przed pałacem Priama. / / Wchodzą Hektor i Andromacha. / ANDROMACHA Nigdyś, mój mężu, tak okrutny nie był, Byś zamknął uszy na moje przestrogi. Rozbrój się, rozbrój! Dziś, błagam cię, nie walcz! HEKTOR Do słów surowych przymuszasz mnie sama. Wróć, bo na bogów klnę się nieśmiertelnych, Śpieszę do boju. ANDROMACHA Więc sny me złowieszcze Spełnią się dzisiaj! HEKTOR Dość tego, powtarzam! / Wchodzi Kasandra. / KASANDRA Gdzie brat mój, Hektor? ANDROMACHA Zbrojny, w krwawej myśli. Upadnij razem ze mną na kolana, Do moich błagań prośby twoje dorzuć, Bo noc tę całą marzyłam jedynie O krwawych bojach, o mordach i rzezi. KASANDRA O, prawda! HEKTOR Niechaj da znak moja trąbka! KASANDRA Przez Boga, bracie, żadnej dziś wycieczki! HEKTOR Precz! Niebo moje słyszało przysięgi. KASANDRA Niebo jest głuche na szalone śluby; Od pokalanej ślubów tych ofiary Bóg z większym wstrętem odwraca źrenice Niż od wątroby plamami znaczonej. ANDROMACHA Słuchaj rad naszych. Nie myśl, że jest cnotą Źle robić, grzesznych dopełniając ślubów. Alboż jest wolno kraść, żeby rozdawać, I dla jałmużny odzierać bliźniego? KASANDRA Tylko cel siły przysięgom udziela: Ślub nieroztropny nikogo nie wiąże. Rozbrój się, drogi. HEKTOR Daremne błagania. Moich przeznaczeń honor jest wskazówką. Żywot każdemu drogi, lecz nad żywot Szlachetnej duszy honor stokroć droższy. / Wchodzi Troilus. / Cóż tam, młodziku? Czy myślisz dziś walczyć? ANDROMACHA Przyzwij nam ojca, Kasandro, na pomoc. / Wychodzi Kasandra. / HEKTOR Nie, mój Troilu; rozbrój się, młodzieńcze. Rycerskie myśli kierują mną dzisiaj. Czekaj, aż ścięgna twoich żył stwardnieją, Szorstkich rąk wojny unikaj wprzód dotknięć. Zdejm hełm, mój chłopcze, bo ja się dziś zbroję Za mnie, za ciebie i za całą Troję. TROILUS Bracie, masz w sobie miłosierdzia wadę, Która lwom lepiej niż ludziom przystoi. HEKTOR Cóż to za wada? Karć mnie za nią, bracie. TROILUS Często, gdy greccy upadają jeńcy, Na sam jasnego miecza twego powiew, Ty wołasz: „Wstańcie, żyjcie!” HEKTOR Rzecz godziwa. TROILUS Raczej, Hektorze, powiedz: ”Rzecz to głupca”. HEKTOR Jakże to? Jak to? TROILUS Toż na miłość bogów, Zostawmy matkom pustelniczą litość; My, skoro piersi obleczemy zbroją, Trucizną zemsty zaprawmy oręże, A na ich ostrzach śmierć niech galopuje. HEKTOR Wstyd, co za dzikość! TROILUS Hektorze, to wojna. HEKTOR Pragnąłbym, bracie, byś dzisiaj nie walczył. TROILUS Nic mnie nie wstrzyma, los ni posłuszeństwo, Ni Marsa ręka ręka krwawym zbrojna mieczem Dająca znaki, abym się wycofał, Ni na kolanach Priam, ni Hekuba Z okiem błagania krwią gorzką zalanym, Ni ty, mój bracie, mieczem twym dobytym Póty mi drogi nie zamkniesz do boju, Póki mnie martwym nie położysz trupem. / Wchodzą Kasandra i Priam. / KASANDRA Chwyć go twą dłonią, wstrzymaj go, Priamie! On kulą twoją; gdy podporę stracisz, I ty, i Troja, która tobą stoi, I wszystko legnie. PRIAM Zostań tu, Hektorze! Sny twojej żony, matki twej widzenia I duch proroczy Kasandry to radzi, I ja, Hektorze, nagle, jak natchniony, Ja przepowiadam, że to dzień złowieszczy. Więc zostań z nami! HEKTOR Już wyszedł Eneasz I ja związałem się słowem honoru Stanąć dziś rano tam, gdzie Grek niejeden Już czeka na mnie. PRIAM Nie, nie, musisz zostać! HEKTOR Ja muszę słowa danego dotrzymać. Znasz me synowskie uczucia, mój ojcze, Czci ci należnej dziś nie chciałbym zgwałcić; Przychyl się raczej, bym z twym zezwoleniem Dotrzymał słowa, które gwałcić radzisz, Królu Priamie. KASANDRA Zatrzymaj, go, ojcze! ANDROMACHA Przy twym zakazie dotrwaj nieugięty! HEKTOR Twój mnie obraża upór, Andromacho: Więc cię zaklinam teraz na twą miłość, Oddal się! / Wychodzi Andromacha. / TROILUS Wszystkie te prorocze mrzonki, Wszystkie się w głowie drzemiącej wylęgły Szalonej dziewki. KASANDRA Bądź zdrów, mój Hektorze! Patrz, jak umierasz, jak twarz blednie twoja! Patrz, jak z ran twoich krew czerwona tryska! Słuchaj, jak Troja, jak jęczy Hekuba! Jak krzykiem boleść zdradza Andromacha! Patrz, jak szaleństwo, rozpacz, odurzenie Zbiegły się razem i bezmyślnie krzyczą: Hektor, o, Hektor zginął! Hektor zginął! TROILUS Precz! KASANDRA Bądź zdrów! Czekaj, to żegnanie moje: Siebieś oszukał, oszukujesz Troję. / Wychodzi. / HEKTOR Krzyki jej, ojcze, myśl twą odurzyły, Lecz się uspokój, królu, ukój miasto; My idziem walczyć, by, jak dzień omdleje, Świetne rąk naszych opowiadać dzieje. PRIAM Bądź zdrów! Niech Jowisz tarczą swą cię słoni! / Oddalają się w różne strony Hektor i Priam. / / Alarm. / TROILUS To hasło boju. Wierny słowu, muszę Zedrzeć rękawek lub wyzionąć duszę. / Gdy się chce oddalić, wchodzi Pandarus. / PANDARUS Czy słyszysz, książę, czy słyszysz? TROILUS Co takiego? PANDARUS Przynoszę list od tej biednej dziewczyny. TROILUS Zobaczmy. PANDARUS Te szelmowskie suchoty, te przeklęte szelmowskie suchoty tak mnie męczą, a do tego ta głupia fortuna tej dziewki, że czy to dla tej, czy to dla owej przyczyny, lada dzień się z wami pożegnam. A do tego mam w oczach łzawienie i taki ból w kościach, że albo jestem zczarowany, albo ani wiem, co powiedzieć. Co ci tam pisze? TROILUS Słowa, czcze słowa, z serca ni litery. / drze list / Serce gdzie indziej powiodło uczucie. Idź z wiatrem, wietrze, i wirujcie razem! Miłość mą karmi zwodnymi słowami, Ale innego nasyca czynami. / Wychodzą w różne strony. / SCENA CZWARTA / Między Troją a greckim obozem. / / Alarm. Utarczki. Wchodzi Tersytes. / TERSYTES Poszli już w targańce; przypatrzmy się. Ten fałszywy, obrzydliwy hultaj Diomedes przypiął do swego hełmu rękawek tego zakochanego durnia, młodego trojańskiego ciury. Chciałbym, żeby się spotkali, żeby ten trojański osioł, wzdychający do tej tam ladaszczycy, odprawił tego greckiego hołysza, rajfura z rękawkiem, a bez rękawa, do tej fałszywej, rozpustnej pomywaczki. Z drugiej strony, polityka tych szczwanych, wiarołomnych łotrów — tego zgniłego, nadgryzionego przez myszy, starego sera, Nestora, i tego lisa, Ulissesa — niewarta torby sieczki. Podjudzili mi przez politykę tego mieszańca, kundla Ajaksa, przeciw nie lepszemu psu Achillesowi i teraz kundel Ajaks, dumniejszy od kundla Achillesa, nie chce się wziąć dziś do miecza; tak więc Grecy zaczynają podnosić chwałę barbarzyństwa, a polityka zaczyna tracić na wzięciu. Lecz cicho! Zbliża się rękawek i bezrękawy. / Wbiega Diomedes, nim Troilus. / TROILUS Stój, nie uciekaj! Bo choćbyś w Styks skoczył, Wpław cię pogonię. DIOMEDES Odwrót nie ucieczką: Tłum opuściłem, by dogodniej walczyć. TERSYTES Broń twojej ladaszczycy, Greku! Bij się za twoją ladaszczycę, Trojańczyku! Dalej w czuby o rękawek! Dalej o rękawek bezrękawy! / Wychodzą Troilus i Diomedes, walcząc. Wbiega Hektor. / HEKTOR Kto jesteś, Greku? Czy krew twa i godność Dają ci prawo z Hektorem się mierzyć? TERSYTES Bynajmniej! Bynajmniej! Ja hołysz, nikczemny ciura, plugawy hultaj. HEKTOR Wierzę ci, żyj więc. / Wychodzi. / TERSYTES Dzięki Bogu, że mi uwierzyłeś; ale bodaj zaraza kark ci skręciła za strach, którego mi napędziłeś! Lecz co się stało z moimi babiarzami? Chyba jeden drugiego połknął; śmiałbym się z takiego cudu, choć pod pewnym względem rozpusta sama się pożera. Pójdę ich szukać. / Wychodzi. / SCENA PIĄTA / Inna część placu bitwy. / / Wchodzi Diomedes i Sługa. / DIOMEDES Idź, idź, mój giermku, weź konia Troila, Oddaj Kresydzie pięknego rumaka, A służby moje poleć jej piękności. Zakochanego karcąc Trojańczyka, Złożyłem dowód, żem nie jest niegodny, Być jej rycerzem. SŁUGA Śpieszę, dobry panie. / Wychodzi Sługa. Wchodzi Agamemnon. / AGAMEMNON Naprzód, rycerze! Dumny Polidamas Zwalił Menona, bękart Margarelon Pojmał Dorea, kolos nieruchomy Belką wywija nad trupem Cediusza I Epistrofa, dwóch poległych królów; Śmiertelnie ranni Toas, Amfimachus; Legł Poliksenes; zginął i Patroklus Lub w jasyr poszedł; Palamed pokłuty; Na wojska nasze Łucznik postrach rzucił. Na pomoc naszym śpieszmy, Diomedzie, Lub bez nadziei zginęliśmy wszyscy. / Wchodzi Nestor. / NESTOR Ciało Patrokla nieście do Achilla; Niech ślimak Ajaks choć przez wstyd się zbroi. Tysiąc Hektorów plac boju przebiega: Tu na Galacie, rumaku swym, walczy, Tam mu roboty brakło, tutaj znowu Na pieszo biegnie; przed nim uciekają Lub giną nasi, jak przed wielorybem Kiełbików roje. Już tam się pokazał, Greckie szeregi, jak dojrzałe zboże Pod mieczem jego walą się pokosem. Tu, tam i wszędzie bierze i zostawia. Wprawna dłoń, woli posłuszna rozkazom, Co zechce, spełnia, a spełnia tak wiele, Że istność zda się niepodobieństwem. / Wchodzi Ulisses. / ULISSES Nie traćmy serca; już wielki Achilles Przywdziewa zbroję, a wśród łez i przekleństw Ślubuje zemstę. Rany Patroklusa I Myrmidonów widok posiekanych, Bez rąk, bez nosów, skarżących Hektora, Śpiącą krew jego zbudziły na koniec. Ajaks po stracie swego przyjaciela Z pianą na ustach wystąpił do boju, Ryczy: „Gdzie Troil?”, który dziś wśród walki Dokonał czynów szalonej odwagi, W odmęt się rzucał i wychodził cały, Z beztroską siłą, a troską bezsilną. Jakby fortuna, na przekór zręczności, Dała mu wszędzie bezpieczne zwycięstwo. / Wchodzi Ajaks. / AJAKS Tchórzu, Troilu! Pokaż się, Troilu! / Wybiega. / DIOMEDES Tam! tam! NESTOR Znów nasze formują się szyki. / Wchodzi Achilles. / ACHILLES Gdzie Hektor? Wystąp, dzieciuchów morderco, Pokaż oblicze, naucz się na koniec, Co to jest spotkać gniewnego Achilla. Gdzie Hektor? Szukam jednego Hektora. / Wychodzą. / SCENA SZÓSTA / Inna strona placu bitwy. / / Wbiega Ajaks. / AJAKS Troilu, tchórzu, pokaż twe oblicze! / Wchodzi Diomedes. / DIOMEDES Troilu! Gdzie on? AJAKS Czego chcesz od niego? DIOMEDES Chcę go wychłostać. AJAKS Gdybym tu był wodzem, Prędzej godności mej bym ci ustąpił Niźli tej chłosty, Troilu! Troilu! / Wbiega Troilus. / TROILUS Mam cię na koniec, zdrajco Diomedzie! Twe przeniewiercze zwróć ku mnie oblicze I zapłać życiem za mojego konia. DIOMEDES Ha, to ty jesteś? AJAKS Odstąp, Diomedzie, Sam chcę z nim walczyć. DIOMEDES On łupem jest moim. Nie myślę boju bezczynnym być świadkiem. TROILUS Starczę dla obu, wy greccy szalbierze! / Wychodzą walcząc. Wchodzi Hektor. / HEKTOR To Troil. Dzielnie walczysz, młody bracie. / Wchodzi Achilles. / ACHILLES Hektor! Na koniec! Na nas teraz kolej! HEKTOR Jeśli chcesz, wytchnij! ACHILLES Dumny Trojańczyku, Uprzejmość twoją z pogardą odrzucam. Na twoje szczęście miecz się mój wyszczerbił; Winieneś życie mej nieprzezorności, Ale niebawem znów o mnie usłyszysz. Więc żyj tymczasem, idź i szczęścia próbuj. / Wychodzi. / HEKTOR Bądź zdrów! Sił moich oszczędzałbym więcej, Gdybym przypuszczał, że cię dziś zobaczę. / Wchodzi Troilus. / Co tam, mój bracie? TROILUS Ajaks Eneasza Pojmał przed chwilą. Zniesiemyż tę hańbę? Nie, na to słońce w górze gorejące, Nie, tak nie będzie! Los jego podzielę Lub go odbiję. O Parki, słyszycie, Niech zginę dzisiaj, bo nie dbam o życie! / Wychodzi. Wchodzi rycerz w świetnej zbroi. / HEKTOR Stój, o, stój, Greku, bo piękny cel z ciebie! Nie chcesz? Twa zbroja piękna mi się zdaje, I mieć ją muszę, chociażby mi przyszło Całą ją posiec, spinki jej potrzaskać. Lotna zwierzyna przez pola szoruje: Dla twej cię pięknej skóry upoluję. / Wychodzi. / SCENA SIÓDMA / Inna strona placu boju. / / Wchodzi Achilles z Myrmidonami. / ACHILLES Stańcie tu kołem, dzielne Myrmidony, Słuchajcie pilnie: Przy mym zawsze wozie, Sił nie marnujcie na bezcelne cięcia. Lecz kiedy znajdę krwawego Hektora, Waszych go mieczy opasujcie lasem, Opasanego sieczcie bez litości. Za mną! Bo losy dziś spełnić się muszą, Ciało Hektora pożegna się z duszą. / Wychodzą. / / Inna strona placu boju. / / Wchodzą Menelaus i Parys walcząc, z innej strony Tersytes. / TERSYTES Rogal poszedł w targańce z rogalorobem. Dalej, byku! Huź-ha, ogarze! Huź, Parysie, huź-ha! A i ty śmiało, dwusamiczny wróblu! Huź, Parysie, huź-ha! Byk, widzę, górą; baczność, rogi, baczność! / Wychodzą Parys i Menelaus. / / Wchodzi Margarelon. / MARGARELON Zwróć się, niewolniku, i walcz! TERSYTES Kto jesteś? MARGARELON Bękart Priama. TERSYTES I ja też jestem bękartem; kocham bękartów. Urodziłem się bękartem, wychowałem bękartem, jestem bękartem duszą, bękartem odwagą, we wszystkim nieprawego rodu. Niedźwiedź nie kąsa niedźwiedzia, a dlaczegóż mieliby się kąsać bękarci? Strzeż się, wszelka bitwa złe nam wróży. Syn ladaszczycy bijący się za ladaszczycę kusi wyroki. Bądź zdrów, bękarcie. MARGARELON Niech cię diabeł porwie, tchórzu! / Wychodzą. / SCENA ÓSMA / Inna strona placu boju. / / Wchodzi Hektor. / HEKTOR Tak zgniły w sercu, tak na zewnątrz piękny! Świetną twą zbroję zapłaciłeś życiem. Czas spocząć, dzienną pracę mą skończyłem. Śpij, mieczu, dość cię krwią dziś napoiłem! / Zdejmuje hełm i zawiesza tarczę na ramieniu. Wchodzi Achilles z Myrmidonami. / ACHILLES Spojrzyj, Hektorze, jak zachodzi słońce, Patrz, jak noc szpetna w tropy za nim pędzi! Dnia tego koniec będzie dni twych końcem, I życie twoje zgaśnie razem z słońcem. HEKTOR Czy chcesz korzystać z tego, żem bez broni? ACHILLES Sieczcie, to on jest, sieczcie, Myrmidoni! / Hektor upada. / Trojo, tak duma twych zwali się wieży, Bo tu twe serce i ramię twe leży! Teraz wam z całej piersi zagrzmieć pora: „Achilles zabił wielkiego Hektora!” / Słychać sygnał odwrotu. / Cicho! Słyszycie? To znak jest odwrotu. PIERWSZY MYRMIDON Ten sam znak dają i trojańskie trąby. ACHILLES Noc smoczym skrzydłem owinęła ziemię, Rozdziela wojska jak rozjemca szranków. Miecz mój, co liczył na bankiet obfity, Po smacznym kąsku spać idzie półsyty. / wkłada miecz do pochwy / Przywiążcie trupa do mojego wozu, Niech go powlokę do Greków obozu. / Wychodzą. / SCENA DZIEWIĄTA / Inna strona placu bitwy. / / Wchodzą Agamemnon, Menelaus, Nestor, Diomedes i inni w pochodzie. / / Okrzyki za sceną. / AGAMEMNON Co krzyk ten znaczy? NESTOR Uciszcie się, bębny! / Okrzyki za sceną: „Achilles! Hektor zabity! Achilles!”. / AJAKS Hektor zabity Achillesa ręką. AJAKS Niech się Achilles nie pyszni zwycięstwem. Hektor przynajmniej był mu równy męstwem. AGAMEMNON Niech jeden czeka Achilla powrotu, Niech go zaprosi do mego namiotu. Jeżeli Hektor łaską bogów zginał, Nasza jest Troja, i czas wojny minął. / Wychodzą. / SCENA DZIESIĄTA / Inna strona placu boju. / / Wchodzi Eneasz i Trojańczycy. / ENEASZ Stójcie! Bo przy nas jeszcze plac jest boju; Stójcie! Tu musim długą noc przetrzymać. / Wchodzi Troilus. / TROILUS Hektor zabity. WSZYSCY Hektor? Nie daj Boże! TROILUS Zginął; morderca za swoim go wozem Po krwawym polu bez litości wlecze. Niebiosa, szybciej okażcie swą wściekłość, Na waszych tronach, zawistni bogowie, Z uśmiechem rzućcie na Troję spojrzenia, Przez miłosierdzie skróćcie jej męczarnie, Pewnej ruiny zbyt nie przewlekajcie! ENEASZ Książę mój, całe zniechęcasz rycerstwo. TROILUS Widzę, że moich słów nie zrozumiałeś. Nie, ja o trwodze, o śmierci nie mówię, Ja raczej wszystkie wyzywam pogróżki, Którymi bogi i ludzie nas straszą. Hektor zabity! Kto zechce z tą wieścią Pójść do Priama albo do Hekuby? Kto chce na wieki mieć puszczyka miano, Niechaj ogłosi Troi: „Hektor zginął!” Ha! Na te słowa Priam skamienieje, Każda niewiasta zmieni się w Niobę, Każdy młodzieniec w marmurowy posąg, Cała się Troja zlęknie samej siebie. Lecz idźmy! Idźmy! Wielki Hektor zginął! Jakież do tego mógłbym dodać słowo? Lecz nie, czekajcie! Obrzydłe namioty, Dumnie po naszych rozbite dolinach, Niech wstanie Tytan, jak zechce raniej, Ja was od końca do końca przebiegnę! Olbrzymi tchórzu! Ciebie przestrzeń żadna Od nienawiści mojej nie rozdzieli Będę cię straszył jak grzeszne sumienie, Tworzące widma w myślach obłąkanych. Idźmy! Niech każdy z towarzyszów broni Nadzieją zemsty żal serca osłoni! / Wychodzą Eneasz i Trojanie. W chwili gdy Troilus ma się oddalić, wchodzi z przeciwnej strony Pandarus. / PANDARUS Słuchaj, słuchaj! TROILUS Precz stąd, rajfurze! Niech zawsze i wszędzie Hańba nazwiska twego piętnem będzie. / Wychodzi. / PANDARUS Doskonałe lekarstwo na moje łamanie kości! O świecie, świecie, świecie! Oto pogarda na każdego pośrednika czekająca! Zdrajcy i rajfury, jak ciężką wkładają na was pracę, a jak źle ją wynagradzają! Jak się to dzieje, że nasze usiłowania tak są upragnione, a w takim obrzydzeniu ich wykonanie? Czy znajdę na to jakie wiersze, jakie porównanie? Zobaczmy: Z wesołym brzękiem muska wonne ziółka, Dopóki żądło, póki miód ma pszczółka; Ale niech straci broń ostrą ogona, Miód słodki mija i pieśń słodka kona. Uczciwi handlarze ludzkiego mięsa, zapiszcie to sobie na waszych malowanych szyldach. Bracia mojego cechu, na los dziś mój patrzcie, Oczu na pół już zgniłych ostatki wypłaczcie. Kto z was płakać nie może, niech wzdycha z litości, Nie dla mnie, dla łamania własnych swoich kości. Bracia, drzwiczczanej straży wierni towarzysze, Za jakie dwa miesiące testament napiszę; Napisałbym go teraz, lecz mąci mi szyki Trwoga o wściekłej gęsi winczesterskiej syki. Teraz idę się pocić, a wam się dostanie W niewątpliwej puściźnie kości mych łamanie. / Wychodzi. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/shakespeare-troilus-i-kresyda. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: William Szekspir, Dzieła dramatyczne. Tragedie, tom. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, [Warszawa 1980]. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Wojciech Kotwica, Paulina Ołtusek. ISBN-978-83-288-5687-5