William Shakespeare Otello tłum. Leon Ulrich ISBN 978-83-288-2901-5 Wstęp „Był niegdyć w Wenecji Maur bardzo waleczny, którego męstwo i dowody roztropności a biegłości, czasu wojny okazane, uczyniły drogim w oczach starszyzny Rzeczypospolitej. I stało się, że cnotliwa niewiasta, cudownej piękności, imieniem Desdemona, uwiedziona, nie żądzą jakąś skrytą, ale cnotą onego Maura, pokochała go, a on też ujęty pięknością i szlachetnymi uczuciami onej kobiety, rozgorzał ku niej. Miłość im tak sprzyjała, iż połączeni zostali małżeństwem, chociaż rodzina niewiasty czyniła, co było w jej mocy, aby kogo innego zaślubiła. I dopóki zamieszkiwali w Wenecji, żyli w tak doskonałej zgodzie i tak słodkim pokoju, że nigdy pomiędzy nimi nie tylko nic nie zaszło, ale i słowa do siebie nie rzekli, w którym by miłości nie było. Aż zdarzyło się, iż panowie weneccy zmienili załogę, którą na Cyprze trzymali, i wybrali Maura za wodza wojsk, jakie tam wysłali. Ten radował się ze czci, jaką mu wyrządzono, lecz radość tę truła myśl o długiej i trudnej podróży. Desdemona, widząc Maura pomieszanym, rzekła mu raz przy stole: — Drogi Maurze, dlaczego, gdy panowie taką ci cześć wyrządzili, ty jesteś smutnym? — Zatruwa moją radość, rzekł Maur, miłość, jaką mam ku tobie, gdyż widzę, że albo cię muszę narazić na długą i niebezpieczną przeprawę, albo cię w Wenecji zostawić. W pierwszym razie boleć będę, gdyż niewczasy, jakich doznasz i niebezpieczeństwo, na jakie będziesz narażoną, udręczenie mi sprawią — a drugiego nie zniosę, bo rozdzielić się z tobą, jest to z życiem się rozstać. — Kochany mężu! co znaczą te myśli, które ci serce poruszają? Pójdę za tobą, gdziekolwiek się udasz, gdyby przez ogień trzeba iść w koszuli jednej, i to bym uczyniła, a cóż znaczy z tobą się puścić na okręcie mocnym i dobrze opatrzonym? Maur objął rękami szyję żony, i całując ją czule, rzekł: Niech nas Bóg długo uchowa, droga moja, z tą miłością. I popłynęli, i przybyli do Cypru po szczęśliwej morskiej podróży. Maur miał przy sobie Chorążego, mężczyznę pięknego, ale najniecniejszego w świecie człowieka. Niegodziwiec ten wiózł też z sobą żonę, która była piękną i uczciwą, a że Włoszką też była, miłowała ją żona Maura, i większą część dnia spędzały z sobą. Był też w tej wyprawie oficer, którego Maur lubił bardzo; ten przychodził często do domu Maura, razem z nim i żoną jego jadając. Pani widząc, iż go mąż jej kochał, przyjaźń mu też okazywała, z czego i Maur rad był. Niegodziwy Chorąży, nie zważając ani na wierność żonie przysiężoną, ani na przyjaźń, ani na wdzięczność, jaką Maurowi był winien, pokochał gwałtownie Desdemonę i próbował wszelkimi sposoby dać jej poznać swą miłość, a skłonić ją do wzajemności. Ale ona, która tylko Maura na myśli miała, nie zważała wcale na owe natręctwa Chorążego, jakby ich nie widziała… I zdało mu się, że musiała być zakochaną w oficerze… Miłość ku niej zmieniła się w straszną nienawiść, począł myśleć, jakby mógł, pozbywszy się oficera, posiąść niewiastę, lub przynajmniej Maurowi ją odebrać. A tak różne myśli knując niepoczciwe a zbrodnicze, postanowił obwinić Desdemonę o cudzołóstwo, udając, jakoby oficer był jej wspólnikiem. Było to trudne, póki się zręczność nie podała. Wkrótce potem, gdy oficer żołnierza na warcie zranił mieczem, Maur mu odjął jego dowództwo. Desdemona zmartwiona tym, usiłowała go z mężem pojednać. I jednego razu rzekł Maur do Chorążego, iż go żona tak męczy, prosząc za oficerem, że go nazad przyjmie. — Może też, rzekł zdrajca, Desdemona nie bez przyczyny tak go mile widzi. — Dlaczegożby? zapytał Maur. — Nie chcę między męża a żonę ręki kłaść, ale oczy miej otwarte, dopatrzysz się sam. I pomimo wszelkich nalegań Maura, nie powiedział mu nic więcej”. W ten prosty sposób Giraldi Cinthio, w swych Hekatommythi (ovvero Cento Novelle, Venezia 1608 r.) opisuje historię tę tragiczną, z której Szekspir swój dramat ułożył. Poeta, wedle zwyczaju, przedmiot wziął gotowy z podania, ale z suchej jego treści, z mało oznaczonych postaci, stworzył całość z największą sztuką zbudowaną, jednolitą, rozwijającą się z życiem potężnym z charakterów, których jest logiczną wynikłością. Jego to jest tajemnicą umieć, w ślad idąc za powieścią, podnieść ją, uczynić zrozumiałą, prawdopodobną i z prochu stworzyć życie. Zakończenie włoskiej powieści tylko zupełnie jest różne i w dramacie zmienione być musiało. W opowiadaniu tym, Maur i Chorąży (Jago) oba razem zamordowują Desdemonę nocą, w izbie, w której spała, obalając na nią sufit, jak gdyby ten upadłszy, ją przytłukł. Przez czas jakiś przyczyna istotna jej śmierci jest niewiadomą. Maur wkrótce potem, obrzydziwszy sobie Chorążego, z wojska go wypędza. Ten, powróciwszy do Wenecji, oskarża Maura o zabójstwo żony; przywieziony do Wenecji Maur, wydany na męki, nie przyznaje się do niczego, zostaje skazany na wygnanie, a rodzina Desdemony nasyła nań zbójców i wydaje na śmierć. Po zgonie męża dopiero żona, która o wszystkim wiedziała, wydała tajemnicę. Z tej treści poeta zbudował dramat, w którym nie tyle Otello sam, jak idealnej, anielskiej cierpliwości łagodności Desdemona i najszkaradniejszej przewrotności Jago, są postaciami głównymi. Ostatni jest sprężyną główną, poruszającą całym dramatem. W Jagu poeta wystawił człowieka życiem awanturniczym, żołdaczym wniwecz zepsutego, istotę, dla której nie ma nic świętego, której serce ludzkie uschło, litość jest nieznana, który pomiata ludźmi, szydząc z nich, mści się na nich za własną nikczemność, ukrywając swą szkaradę o tyle tylko, o ile mu to dla bezpieczeństwa jest potrzebne. Postać ta zapożyczona ze starego teatru, z czasów Marlowe'a, której raz już podobną, w samych początkach swojego zawodu, nakreślił Szekspir w Aaronie; ogromna jednak różnica między dwoma, bo pierwszy jaskrawo i przesadnie wychodzi, jakby odblask Barrabasza Marlowe'a, drugi z nie mniejszą odmalowany siłą, doskonale jest nacechowany. Żołdak taki najemny, zazdroszczący wszystkiego wszystkim, chciwy życia a przewrotny, stanowi wyborny kontrast z Otellem, rycerzem szlachetnym, mężnym, nieulęknionym, ale charakteru niepohamowanego, gwałtownym, jak człowiek, którego cywilizacja okiełznała, ogładziła, nie mogąc ani mu odjąć pierwotnej prostoty i łatwowierności, ani namiętności w nim poskromić. Jago włada nim jak dzieckiem i na wszystkie jego wady i przymioty rachuje. Tłumacz nasz poszedł za zdaniem wielu swych poprzedników, którzy w Otellu chcą widzieć Murzyna, gdy poeta miał niezawodnie na myśli Maura śniadej płci, ogorzałego… Schlegel i wielu innych mają go także za Murzyna. Coleridge (Kolridż) z mniejszością jest za Maurem, my też z tłumaczem francuskim, Fr. V. Hugo, dzielimy przekonanie, iż Szekspir mieć go chciał Maurem. Nic nie dowodzi, iż poeta często czarnym go zowie (black); wyraz ten zarówno oznacza płeć ciemną, czego najlepszym dowodem Sonet (131) Szekspira, w którym woła do ciemnej płci czarnobrewej: Thy black is fairest in my judgement's place — i dalej: Then will I swear beauty herself is *black* And all they foul that thy complexion lack… (Sonet 132). W Kupcu Weneckim książę marokański, zarówno jak Maur w Otellu, jest porównany do diabła. Prawda, że Aaron w Tytusie zowie się tak samo „Moor”, a jest Murzynem jawnie — lecz i to nie przesądza o Otellu. Szlachetność ta i męstwo, które ujęły Desdemonę, były cechą Maurów, nigdy Murzynów. Negr w XVI wieku był uważanym za istotę upośledzoną, której poeta nie śmiałby tknąć i podnosić. O Maurach w Hiszpanii prawiono cuda jako o narodzie rycerskim, krwi gorącej, namiętnym jak Otello i jak on szlachetnym. W roku 1601, na rok przed pierwszym przedstawieniem Otella na scenie, królowa Elżbieta przyjmowała na swym dworze ogorzałych maurytańskich posłów, którym Szekspir mógł się przypatrzeć. Dla nas zdaje się nie ulegać wątpliwości, że tradycje teatralne zostały zwichnięte. Dramat zyskuje na jaskrawości, na efekcie pewnym, odegrywany przez Murzyna; ale Maur byłby w nim prawdopodobniejszym i całość w nim wspanialszą — piękniejszą. Między dramatami Szekspira jest to jeden z najdoskonalszych, szczególniej wyrazistością charakterów. Sam Otello, natura pierwotna, przyswojona, ułagodzona, za najmniejszym dotknięciem staje się znowu synem pustyni, dziecięciem Afryki. Stosunek jego do zepsutego płodu cywilizacji fałszywej, przegniłej, rozuzdanej, polerowanej na pozór, a szkaradnej wewnątrz, którą przedstawia Jago, odmalowany po mistrzowsku. Żadna może z bohaterek poety nie ma tego wdzięku kobiecego, jakim jest obdarzona Desdemona, zakochana w Maurze dla jego bohaterskich czynów i z anielską słodyczą znosząca wszystko z rąk ukochanego. Miłość, zazdrość, nikczemność żołdaka, stanowią naturalne sprężyny tragedii, z niezmierną prawdą przeprowadzonej. Szekspirowskie: All is true — nigdzie się lepiej zastosować nie daje. Prawda charakterów, naturalność scen i języka, nawet w chwilach najwyższego natężenia uczuć, napiętnowanego taką rzeczywistości cechą, podnoszą złudzenie do najwyższego stopnia. Dosyć jest Otella porównać do francuskiej tragedii, aby odróżnić obraz z natury od konwencjonalnego utworu. Szekspira nic nie pęta, nie zna on innych wzorów nad to, co czerpie z natury i z siebie; dla podniesienia wrażenia nie poświęca prawdy, dla jednolitości obrazu nie wyrzeka się rysów na pozór dysharmonijnych; widzi wszędzie życie w kontrastach i w sztuce się ich nie lęka. Kreśli wizerunki człowieka w całej jego nagości, z blaskami razem i sromotą. Wśród postaci wprowadzonych w Otellu, nie ma też ani jednej, która by wyrazistą indywidualnością się nie odznaczała. Wrażenie tragiczne, jakie wywołuje szlachetna, anielska, czysta, dziewicza postać Desdemony rzuconej, wśród tego obozu brudnego, na łup ludziom wojaczką zdziczałym — jest przejmujące. Zdeptaną widzimy tu świętość, sponiewierany w błocie ideał. Lecz nie spotykaż się podobnej roli co chwila? Podobnych losów co kroku? Zetknięcie się dwóch światów, dwóch natur — jest w całym dramacie najpotężniejszym efektem tragicznym. Nie mamy potrzeby tłumaczyć Jaga. Jest to natura zepsuta, nikczemna, lubująca się w złem, bo niezdolna podnieść się nad kał, z którego wyszła. Nienawidzi Maura za to, że — obcy, przybłęda dobił się stanowiska w Rzeczypospolitej; za to, że jemu nie dał namiestnictwa, że pogłoski chodzą, jakoby w łaskach był u jego żony, za to wreszcie, iż Maur jest szlachetny, mężny, i że takie dwie postacie jak Otello i Jago nienawidzić się muszą. Szatańska złość i przewrotność Chorążego, jest to płód owej półcywilizacji, w obozie rozbestwionej, rozpasanej życiem rozpustnym na lagunach, okryty polorem, a przejedzony zgnilizną. Jak Maur wierzy wszystkim i nie podejrzewa nikogo, tak Jago nie kocha nic, nie ufa nikomu, żonę ma za nikczemną istotę, przyjaciółmi posługuje się jak narzędziami — jest to istotny szatan i nie dziw, że w ostatniej scenie Otello patrzy mu na nogi, czy kopyt u nich nie dostrzeże. Kassjo, człek prostoduszny i słaby, Roderigo chciwy rozkoszy głupiec, daje się wyzyskiwać i wyszydzać.. „Ze wszystkich rozwiązań teatru Szekspira, powiada Hugo, śmierć Desdemony i Otella jest najboleśniejszym, najprzykrzejsze czyniącym wrażenie. W innych dramatach konieczność takiego krwawego końca sama z siebie tłumaczy się i usprawiedliwia. Hamlet musi umrzeć, bo zabił Ofelii ojca i winien jest jej śmierci; Romeo umiera, bo jest zabójcą Parysa; Lear własną córkę przekleństwem zamordował; Macbeth odpokutowuje za Banqua i Lady Macduff — lecz co zawinił Otello? Co uczyniła Desdemona? Padają oni ofiarą złości ludzkiej, a raczej losów człowieka, które na ziemi częściej są niezrozumiałe niż logiczne”. Schlegel widzi w tym karę Desdemony za nieposłuszeństwo ojcu, za połączenie się z obcym, ekspiację za namiętność, której ona poświęciła wszystko, ojca, rodzinę, dom… Lecz gdyby taką w istocie była myśl poety, nigdy by nie przedstawił bohaterki w takim blasku cnoty, pokory i rezygnacji. Malone pierwsze przedstawienie Otella odnosi do roku 1611; Fr. V. Hugo, uwiedziony rękopismem znalezionym jakoby przez p. Colliera, sądzi, iż sztuka była przedstawiana na zamku Harefield (Herold), gdy królowę Elżbietę przyjmowała Lady Derby w roku 1602 dnia 3 sierpnia, lecz wielkie odkrycia Colliera okazały się tak dowodnie fałszerstwami, iż się wcale dziś na nich opierać nie można. Drukowany wychodzi Otello dopiero w roku 1622 kosztem Thomasa Walkleya (Uokleja) u. N. O., ze wzmianką, iż sztuka grywana bywała wielekroć w teatrze Globe i Black-Friars, przez sługi J. Kr. Mości. Walkley pisze w przedmowie: Księgarz do Czytelnika. Książka wydana bez przedmowy byłaby, jak mówi stare angielskie przysłowie, suknią niebieską bez galona. Autor umarł, zdało mi się właściwym podnieść jego dzieło. Polecać go nie będę, bo co dobre, to się samo, bez pośrednictwa zaleca wszystkim, a ja tu tym większą mam pewność, że imię autora starczy na postawienie dzieła. A więc, zostawując każdemu sąd wolny, ośmieliłem się wydrukować tę sztukę i poddaję ją krytyce ogółu. Wasz Tomasz Walkley Wydawca zabezpieczył się od przedruków, wpisując swe prawo w Stationer's Hall dnia 6 października 1621 roku. Drugi raz ukazał się Otello już w wydaniu zbiorowym (folio) 1623 roku podzielony na akty i sceny. Rękopism roku 1622, różni się od tego, który służył wydawcom 1623 roku, oba dopełniają się wzajemnie. Wydanie pierwsze ma o dziesięć wierszy więcej, które nie znajdują się w następnym, ale to o 163 innych jest pełniejsze. Rękopism Walkleya poprawniejszy, służył do sprostowania 1623 roku. Imię Otella, nie znajduje się w noweli Cinthio. Malone znalazł je w innej włoskiej powieści, nadane jakiemuś staremu żołnierzowi Niemcowi. Imiona Jago i Emilii zapożyczył pono poeta ze starego romansu o Evordanusie, księciu duńskim, i Jago, księciu saskim. W wydaniu 1622 roku osoby (na końcu) oznaczone są jak następuje: Otello, Maur wenecki; Brabanti, ojciec Desdemony; Kassjo, porucznik uczciwy; Jago, złoczyńca; Roderigo, szlachcic oszukany; Doża; Senatorowie; Montano, rządca Cypru; Szlachta; Lodowiko i Graciano, szlachcice; Majtkowie; Clown (Klaun); Desdemona, żona Otella; Emilia, żona Jago; Bianka, nierządnica. Pieśń o wierzbie, którą nuci Desdemona, znajduje się cała w zbiorze Percy'ego i ma charakter ludowy… lecz — u niego nuci ją opuszczony kochanek. Otello OSOBY: * Doża Wenecki * Brabancjo, senator, ojciec Desdemony * Dwaj inni Senatorowie * Gracjano, brat Brabancja * Lodowiko, krewny Brabancja * Otello, wódz, Murzyn * Kassjo, jego porucznik * Jago, jego chorąży * Roderigo, szlachcic wenecki * Montano, poprzednik Otella, gubernator Cypru * Pajac, sługa Otella * Herold * Desdemona, żona Otella * Emilia, żona Jaga * Bianka, kortezana * Oficerowie, Szlachta, Posłańcy, Muzykanci, Majtkowie, Służba Scena w pierwszym akcie w Wenecji, w innych aktach w porcie Cypryjskim. AKT PIERWSZY SCENA I / Ulica w Wenecji. / / Wchodzą: Roderigo i Jago. / RODERIGO Dość tego, przestań! Naprawdę się gniewam, Że ty, ty, Jago, coś miał kieskę moją, Jakby jej sznurki w twoim były ręku, Wiedziałeś o tym. JAGO Lecz nie chcesz mnie słuchać! Brzydź się mną, jeślim marzył nawet o tym. RODERIGO Mówiłeś nieraz, że go nienawidzisz. JAGO Gardź mną, jeżeli nie mówiłem prawdy. Prosili za mną trzej senatorowie, Żeby mnie swoim zrobił porucznikiem, Chodzili za mną, czapkowali przed nim; Znam moją cenę; wiem, żem godzien stopnia; Lecz on w swych własnych zakochany planach, Ciągle ich łudził brzmiącymi słowami, Epitetami wojny nadzianymi, A w końcu, z kwitkiem odprawił proszących. „Prawdziwie, rzekł im, mam już porucznika”. Któż on? Zaiste, wielki matematyk, Jakiś Florentczyk, jakiś Michał Kassjo, Co nie jak żołnierz, ale żył jak panna, Co nigdy w polu nie rozwijał kolumn, A na manewrach tak zna się jak szwaczka. Porządku bitwy z książek się nauczył; Teoria, którą lada mowny rzecznik Może wykładać; jego też wojskowość Czczą jest gawędą. A ja, którym walczył Pod jego okiem na Cyprze i Rodus, Po chrześcijańskich i pogańskich ziemiach, Jak stara nawa muszę w tyle zostać, Muszę ustąpić temu kupczykowi! On porucznikiem, a ja, co za łaska! Jego murzyńskiej mości ot, chorążym! RODERIGO Wolałbym raczej jego być oprawcą. JAGO Nie ma lekarstwa; to jest klątwa służby. Awans zależy od wpływu i łaski, Nie od starszeństwa, jak dawniej bywało, Gdy drugi miejsce pierwszego dziedziczył. Sam teraz osądź, czyli mam powody Murzyna kochać. RODERIGO A po cóż z nim płyniesz? JAGO Mój Roderigo, niech cię to nie dziwi: Idę z nim tylko w nadziei odwetu. Toćże nie każdy panem może zostać, I pan nie każdy wierne sługi znaleźć. Czasem zobaczysz pokornego głupca, Który w niewoli własnej zakochany Czas swój marnuje, niby osieł pański, Za lichą strawę; na starość — idź z torbą! Daj mi batogi tym głupcom uczciwym! Są inni, biegli w wszystkich formach służby, Którzy dla siebie baczne strzegą serca, A łudząc panów usługi pozorem, Tuczą się na nich; podszywszy kieszenie, Żyją swobodnie. Tacy mają duszę, Do takich rzędu ja się także liczę. Bo tak jest pewna jak to, żeś Rodrygo, Będąc Murzynem, nie chciałbym być Jagiem. Idąc z nim, z sobą tylko samym idę; Niebo mi świadkiem, nie, nie dla miłości, Choć to jest pozór, lecz dla własnych celów. Bo kiedy moja zewnętrzna postawa Zdradzi rodzimą formę mego serca Znakiem wyraźnym, niezadługo potem Własne me serce przypnę do rękawa Na żer dla kawek. Nie jestem, czym jestem! RODERIGO Co za fortunę znajdzie grubowargi, Jeśli mu jego udadzą się plany! JAGO Wołajże, krzyczże; ze snu rozbudź ojca; Goń za nim w tropy, zatruj mu rozkosze; Trąb o nim w mieście, podszczuwaj jej krewnych, A chociaż żyje w szczęśliwym klimacie, Dręcz go muchami; choć radość radością, Przynajmniej tyle frasunku mu dorzuć, Żeby choć cząstkę blasku utraciła. RODERIGO To dom jej ojca. Głośno go zawołam. JAGO Niech głos twój będzie trwożny a wrzaskliwy, Jak kiedy w nocy, wśród ludnego miasta, Ujrzy kto nagle płomień buchający. RODERIGO Hola, Brabancjo! hej, panie Brabancjo! JAGO Wstawaj, Brabancjo! Złodzieje! złodzieje! Pilnuj twej córki, pilnuj twoich worków! Wstawaj! Złodzieje! BRABANCJO / w oknie: / Co się to ma znaczyć? Co za przyczyna tych krzyków ulicznych? RODERIGO Panie, czy w domu cała twa rodzina? JAGO Czy drzwi zamknięte? BRABANCJO Dlaczego się pytasz? JAGO Boś okradziony; ubierz się co prędzej; Pierś twa rozdarta, pół duszy straciłeś, Bo teraz, teraz, stary czarny baran Tryksa się z twoją bieluchną owieczką. Wstawaj! Chrapiących zbudź obywateli, Albo cię wkrótce diabeł zrobi dziadkiem. Wstawaj! powtarzam. BRABANCJO Czy głowę straciłeś? RODERIGO Czyli znasz głos mój, przewielebny panie? BRABANCJO Nie znam. Kto jesteś? RODERIGO Jestem Roderigo. BRABANCJO Tym gorzej. Czym ci raz już nie powiedział, Abyś się więcej przy mych drzwiach nie włóczył? Wszak ci z uczciwą otwartością rzekłem, Że ręka córki mojej nie dla ciebie. Teraz szalony wieczerzą i winem, Chcesz mnie, jak widzę, próżno niepokoić, Sen mój przerywać. RODERIGO Panie! panie! panie! BRABANCJO Ale bądź pewny, dość mam jeszcze wpływu, Aby ci z lichwą złość twoją zapłacić. RODERIGO Cierpliwość, panie! BRABANCJO Mówisz o kradzieży; Wszak to Wenecja, dom mój nie stodoła. RODERIGO Panie Brabancjo, przychodzę do ciebie W całej prostocie i szczerości ducha. JAGO Należysz, jak widzę, mój panie, do liczby ludzi, którzy nie chcą służyć Bogu, jeśli im diabeł to radzi. Przychodzimy oddać ci usługę, a ty, biorąc nas za łotrów, wolisz, żeby się twoja córka odstanowiła z afrykańskim ogierem; chcesz, żeby twoje wnuki rżały do ciebie; chcesz mieć rumaki za kuzynów, a za kuzynki klacze. BRABANCJO Kto jesteś? wyuzdany nędzniku! JAGO Jestem człowiek, który przychodzi powiedzieć ci, panie, że twoja córka i Murzyn robią teraz zwierzę o dwóch grzbietach. BRABANCJO Jesteś nędznikiem! JAGO A pan — senatorem! BRABANCJO Odpowiesz za to; znam cię, Roderigo! RODERIGO Za wszystko jestem gotów odpowiedzieć. Jeśli z twą radą, mądrym zezwoleniem, (Jak w części wierzę) piękna córko twoja, W tej chmurnej nocy, tej późnej godzinie, Sama, wątpliwej powierzona straży Najemniczego wioślarza gondoli, Biegnie w lubieżne objęcia Murzyna; Jeśli wiesz o tym, gdyś na to zezwolił, Wtedy, wyznaję, masz powód mnie łajać; Lecz jeśliś dotąd o niczym nie wiedział, Wyznaj, żeś krzywdził przyjaciół niesłusznie. Nie sądź, bym ustaw grzeczności niepomny Chciał szydzić z twojej wysokiej godności. Twa córka, jeśliś na to nie zezwolił, Bunt przeciw twojej podniosła powadze, Łącząc swą piękność, dowcip i majątek Z awanturnikiem obcego narodu, Który, bez domu, tuła się po świecie. Patrz, czyli córka jest w swojej komnacie; Jeśli ją znajdziesz, cała prawa srogość Niech spadnie na mnie, żem śmiał cię tak łudzić. BRABANCJO Rozpalcie ogień! Dajcie mi pochodnię! Zwołajcie wszystkich moich domowników! To wydarzenie zgadza się z snem moim, Wiara w nie ciąży już na duszy mojej. Światła! powtarzam; dajcie mi pochodnię! / Znika z okna. / JAGO Bądź zdrów! Nie mogę z tobą dłużej zostać. W mym położeniu źle i niebezpiecznie Stawać jak świadek przeciw Murzynowi, A to mnie czeka, jeśli nie odejdę. Senat nie może, chociaż obrażony, Bez niebezpieczeństw odjąć mu dowództwa, Bo zbyt ma wiele i ważnych powodów, By mu cypryjskiej wojny dać kierunek; I duszy kosztem znaleźć by nie zdołał Równego jemu wyspy swej obrońcy. Tak więc, zmuszony koniecznością życia, Choć się nim brzydzę jak mękami piekła, Miłości flagę i znaki wywieszam; Lecz znaki tylko! Dla większej pewności Brabancja z dworem zaprowadź pod Strzelca, A tam mnie znajdziesz z Otellem. Więc żegnam. / Wychodzi. — Wchodzą: Brabancjo i Domownicy z pochodniami. / BRABANCJO O, zbyt prawdziwe nieszczęście! Zniknęła! A dla dni moich nędznego ostatka Gorycz została. Powiedz, Roderigo, Gdzie ją widziałeś? — Nieszczęsna dziewczyna! — Z Murzynem, mówisz? — Kto by chciał być ojcem! — Jakżeś ją poznał? — O, ty mnie zawiodłaś Nad myśli miarę! — Co ci powiedziała? Więcej pochodni! Rozbudźcie mych krewnych! Czy sądzisz, że już ślub wzięli? RODERIGO Tak sądzę. BRABANCJO O nieba! Ale jakże wyszła z domu? Zdrada krwi własnej! O, odtąd, ojcowie, Przestańcie wierzyć, że zewnętrzne znaki Szczerze tłumaczą córek waszych myśli! — Nie ma li czarów, które tajną siłą Młodej dziewicy uwieść mogą duszę? Czy nie czytałeś o podobnych czarach? RODERIGO Czytałem, panie. BRABANCJO Zawołać mi brata! Teraz żałuję, że ci jej nie dałem. My tą, a tamtą wy pójdziecie stroną. Czy wiesz, gdzie szukać córki i Murzyna? RODERIGO Myślę, że zdołam znaleźć ich schronienie. Panie, racz tylko dobrą straż wziąć z sobą. BRABANCJO Prowadź nas, proszę. Wszystkie zburzę domy, Bo wszędzie prawie mogę rozkazywać. Wszyscy do broni! Zbudzić komisarzy! Naprzód, Rodrygo! licz na moją wdzięczność! / Wychodzą. / SCENA II / Ulica w Wenecji. / / Wchodzą: Otello, Jago, Służba z pochodniami. / JAGO Choć zabijałem w żołnierskim rzemiośle, Za treść to jednak sumienia uważam Nie dokonywać rozmyślnego mordu. Chciałbym mieć czasem więcej trochę złości, Ażeby sobie w potrzebie poradzić. Stokroć pod piąte chciałem pchnąć go żebro. OTELLO Lepiej się stało. JAGO Aleć bo on, panie, Tak w słowach swoich był niepowściągliwy, Honor twój czysty tak zjadliwie szarpał, Że ledwo, z trochą mojej pobożności, Mogłem cierpliwie do końca go słuchać. Lecz przede wszystkim, wodzu, czy ślub dany? W senacie wielka jest ojca jej miłość, W Radzie głos jego silny i przeważny, Jakby głos doży. Albo was rozwiedzie, Lub zwali na was kłopoty i ucisk, Do jakich zdoła przy swojej powadze Prawo naciągnąć. OTELLO Śmieję się z gróźb jego. Usługi, którem oddał senatowi Potrafią zgłuszyć skargi jego wszystkie. Jeśli przechwałki za honor tu służą, I ja dowiodę, choć dotąd milczałem, Że ród mój wiodę z królewskiego szczepu, I że mi prawo dają me zasługi, Abym z nakrytą przemawiać mógł głową Do tych, z którymi mój ślub dziś mnie łączy. Gdybym nie kochał słodkiej Desdemony, Nie chciałbym stanu mojego swobody Ujmować w kluby domowego życia Za morza skarby. Co znaczą te światła? / Wchodzą: Kassjo i Straż z pochodniami. / JAGO To pewno ojciec w przyjaciół swych gronie. Ukryj się, wodzu. OTELLO Ja kryć się? Broń Boże! Bo moja godność, charakter, sumienie Każą mi czoło stawić im otwarcie. Oniż to idą? JAGO O nie, na Janusa! OTELLO To straże doży z moim porucznikiem. Pokój tej nocy z wami, przyjaciele! Co przynosicie? KASSJO Pozdrowienie doży, I prośbę, wodzu, ażebyś bez zwłoki, Żebyś natychmiast śpieszył do senatu. OTELLO Co jest, jak sądzisz, przyczyną pośpiechu? KASSJO Myślę, że jakieś z Cypru wiadomości, Które najmniejszej przewłoki nie cierpią. Nasze galery przysłały tej nocy Dwunastu, jeden po drugim, posłańców; Większa część Rady, nagle rozbudzona, Już się zebrała do pałacu doży; O ciebie, wodzu, pytają się ciągle; Gdy powiedziano, że nie ma cię w domu, Senat wyprawił trzy oddzielne straże Szukać za tobą. OTELLO Dobrze, żeś mnie spotkał. W domu tym tylko kilka słów pomówię, I razem z tobą śpieszę do senatu. / Wychodzi. / KASSJO Nie wiesz, chorąży, co go tu sprowadza? JAGO Co? Abordował lądową karakę, A jeśli zdobycz sąd za prawną uzna, Skarb posiadł wielki. KASSJO Nie rozumiem wcale. JAGO Żonę dziś pojął. KASSJO Kogo? JAGO Pytasz kogo? Pojął — / Wchodzi Otello. / A, wodzu, czyli idziesz z nami? OTELLO Jestem gotowy. KASSJO Otóż drugi oddział, Który, jak widzę, szukać cię przychodzi. JAGO Ha, to Brabancjo! Miej się na baczności, Bo, jak mówiłem, w złej przychodzi myśli. / Wchodzą: Brabancjo, Roderigo, i Oficerowie z pochodniami. / OTELLO Kto idzie? Stój! RODERIGO Ha, to jest głos Murzyna! BRABANCJO Zabić złodzieja! / Z obu stron dobywają szabli. / JAGO / do Roderigo: / Chcesz bitki? i owszem. OTELLO Włóżcie do pochew jasne wasze miecze, Bo zardzewieją od rosy. Ty, panie, Przemożesz więcej wiekiem niż żelazem. BRABANCJO Podły złodzieju, gdzie jest córka moja? Ty, potępieńcze, tyś ją zaczarował! Bo odwołuję się do sądu świata, Czy dziewczę młode, piękne i szczęśliwe, Unikające przez wstręt do małżeństwa Hożych, bogatych młodzianów Wenecji, Gdyby nie wpadło w czarodziejską matnię, Chciałoby stać się szyderstwa przedmiotem, Lecieć w czarnego potworu objęcia, Przedmiotu trwogi, ale nie miłości? Niech świat mnie sądzi, czy nie jest widoczne, Żeś czarodziejskich środków na nią zażył, Żeś ziół sokami, proszkami kamieni Osłabił władze delikatnej myśli. To rzecz widoczna, to rzecz niewątpliwa! Więc cię, Murzynie, aresztuję teraz, Jak zwodziciela, który śmiał używać Sztuk przez weneckie prawa zabronionych. Weźcie go, straże; jeśli opór stawi, Weźcie go, choćby życia jego kosztem! OTELLO Ni kroku dalej! Niech się nikt nie waży, Z moich ni twoich, ręki wznieść do góry! Gdybym chciał walczyć, wiem, jak szabli dobyć Bez waszych podniet. Gdzie chcesz, abym poszedł Na zaskarżenie twoje odpowiedzieć? BRABANCJO Do turmy, póki nie przyjdzie godzina, W której cię wezwie sąd do zdania liczby! OTELLO Cóż, gdybym twego rozkazu usłuchał? Mógłżebym razem spełnić rozkaz doży, Którego posłów przy mym widzisz boku, Ażebym śpieszył do izby senatu, Gdzie mnie wzywają państwa interesa? 1 POSŁANIEC Tak jest, zaprawdę, godny senatorze, Doża jest w Radzie; nie ma wątpliwości, Że i do ciebie posłano wezwanie. BRABANCJO Co? Doża w Radzie? O tak późnej nocy? Weźcie go, straże! Moja także sprawa Zwłoki nie cierpi, i równie sam doża Jak bracia moi, członkowie senatu, Krzywdę mą uczuć muszą jak swą własną, Albo w senacie naszym, naszym sądzie Podły niewolnik, poganin zasiądzie. / Wychodzą. / SCENA III / Wenecja. Izba Senatu. / / Doża, Senatorowie na ławach, Służba. / DOŻA WENECKI Tyle sprzeczności w listach tych znajduję, Że im nie mogę zupełnej dać wiary. 1 SENATOR To prawda, sprzeczność granice przechodzi. W liście mym czytam sto i siedem galer. DOŻA WENECKI Ja znowu w moim czytam sto czterdzieści. 2 SENATOR Ja w moim dwieście. Ale chociaż listy Na liczbę statków zgodzić się nie mogą, Co bywa zwykle, gdy je wieść dyktuje, Lecz wszystkie mówią o tureckiej flocie, Wszystkie, że flota żegluje do Cypru. DOŻA WENECKI Zważywszy dobrze, wszystko to być może. Nie uspakaja mnie tych nowin sprzeczność, Przeciwnie, w groźną treść wszystkich tych listów Zupełnie wierzę. MAJTEK / za sceną: / Hej, hola! hej, hola! 1 SŁUGA Nowy posłaniec od floty przybywa. / Wchodzi Majtek. / DOŻA WENECKI Co nam przynosisz? MAJTEK Tureckie okręty Zwróciły nagle ku rodyjskim brzegom. Signor Angelo z wieścią tą mnie przysłał. DOŻA WENECKI Cóż senat na to? 1 SENATOR Nie, to być nie może; Wieści tej zdrowy rozsądek zaprzecza; Puścił ją Turek, żeby nas oszukać. Bo gdy zważymy, jak wielkiej jest wagi Posiadłość Cypru dla sprawy pohańców; Gdy pomyślimy, że ważniejsza wyspa Słabszy od Rodu stawić może opór, Bo ani mur jej ściska naokoło, Ni mnogie środki upartej obrony, W które ubrane są brzegi rodyjskie; Gdy na uwagę wszystko to weźmiemy, Trudno przypuścić w Turkach tyle głupstwa, Aby, niepomni ważniejszej wyprawy, Korzyść i łatwość na bok usunęli, Niebezpieczeństwo bezowocne budząc. DOŻA WENECKI Nie, nie do Rodu zmierzają pohańce. 1 SŁUGA Nowy posłaniec. / Wchodzi Posłaniec. / POSŁANIEC Dostojny mój książę, Turecka flota, płynąca do Rodus Tam się z oddzielną złączyła eskadrą. — 1 SENATOR Ach, tak myślałem! W jakiej sądzisz liczbie? POSŁANIEC Trzydzieści żagli — ster zwróciła nagle, I jak pozory zmuszają nas mniemać, Ciągnie z powrotem ku cypryjskim brzegom. Wierny, waleczny sługa wasz Montano, Śląc tę wiadomość, śmie senat upraszać, By o jej prawdzie na chwilę nie wątpił. DOŻA WENECKI Do Cypru płyną. Czy Marco Lucchese Jest w naszym mieście? 1 SENATOR Jest teraz w Florencji. DOŻA WENECKI Pisać do niego, niech wraca piorunem. 1 SENATOR Otóż Brabancjo i waleczny Murzyn. / Wchodzą: Brabanco, Otello, Jago, Roderigo, Służba. / DOŻA WENECKI Dzielny Otello, musim cię natychmiast Słać na spólnego wroga chrześcijaństwa. Witaj, Brabancjo, godny senatorze, Trzeba nam twojej rady i pomocy. BRABANCJO Mnie trzeba waszej. Przebacz, dobry książę, Ani mój urząd, ani sprawy państwa Sen mój przerwały. Narodowe troski Obce są dla mnie, bo prywatna boleść Pędem gwałtownym, jak potopu wody, Topi, pożera wszystkie inne żale, Sama niezmienna. DOŻA WENECKI A co jej powodem? BRABANCJO O, córka moja, książę, córka moja! DOŻA WENECKI Umarła? BRABANCJO Dla mnie. Podły uwodziciel Wykradł ją z domu, obłąkał jej duszę Zdradnym, czarami zaprawnym napojem; Natura bowiem nie mogłaby nigdy, Nie będąc ślepej ni kulawej myśli, Bez czarodziejstwa dziwacznie tak błądzić. DOŻA WENECKI Ktokolwiek czarnej dopuścił się zbrodni, Córkę twą uwiódł i od siebie samej I od twych objęć, w krwawej ustaw księdze Sam przeciw niemu gorzkie czytaj słowo, Sam po swej myśli, choćby syn nasz własny Był skargi twojej występnym przedmiotem. BRABANCJO Dzięki ci, książę! Oto jest ten człowiek, Murzyn, którego, jak zdaje się, książę, Wezwałeś nagle w interesach państwa. WSZYSCY Bolejem nad tym! DOŻA WENECKI / do Otella: / Co na to odpowiesz? BRABANCJO Nic, jak — wyznaję. OTELLO Potężny, wielki, poważny senacie, Moi szlachetni i dobrzy panowie, Żem uprowadził starca tego córkę Jest prawda; prawda, że ją poślubiłem, Lecz na tym cała wielkość moich przestępstw, Na tym się kończy. Niećwiczony w mowie, Słodkich pokoju słówek nieświadomy, (Bo odkąd ramię to lat siedm liczyło, Oprócz dziewięciu ostatnich księżyców, Obóz był polem działań mych jedynym), Mało o rzeczach świata prawić umiem Prócz krwawych dziejów bitew i zatargów, Sprawy też mojej upiększyć nie zdołam, Sam siebie broniąc. W dobroć waszą ufny, Opowiem prostą, nieozdobną powieść Miłości mojej, opowiem zaklęcia, Proszki i czary, i magiczne wpływy, (Bo o to wszystko jestem oskarżony) Jakimim zyskał miłość jego córki. BRABANCJO Mogłaż dziewica skromna i wstydliwa, Którą ruch własny trwożył i rumienił, Na przekór latom, naturze, opinii, Znaczeniu ojca, wszystkiemu na koniec, Pokochać tego, na którego widok Drżała z przestrachu? Gdzież jest myśl tak krzywa, Co zechce wierzyć, aby tyle cnoty, Tak niespodzianie, w błąd taki popadło Przeciw odwiecznym natury ustawom? O nie, do tego wciągnąć ją musiały, Chytrego piekła podstępy i sztuki! Dlatego zarzut ponawiam raz jeszcze, Że lekarstwami krew jej rozpłomienił, I że napojem na cel ten zaklętym Myśl jej przewrócił. DOŻA WENECKI Skarga nie jest dowód. Tu nam potrzeba świadectw wyraźniejszych Nad czcze domysły, nad chude pozory, Jedyne teraz skargi twej podstawy. 1 SENATOR Otello, powiedz, czyli podstępami, Czyli przymusem nie podbiłeś myśli, Czy nie zatrułeś dziewiczych jej uczuć? Lub czyś ją zyskał przez czułe zaloty, Jakimi dusza przemawia do duszy? OTELLO Błagam cię, książę, racz posłać pod Strzelca. Rozkaż ją przywieść do izby senatu, Niech mówi o mnie w przytomności ojca; A jeśli jego zarzuty potwierdzi, Nie tylko odbierz mi godności moje, Ale niech cała praw waszych surowość Na głowę moją bez litości spadnie. DOŻA WENECKI Niech Desdemona stawi się w senacie. OTELLO Wiedź ich, chorąży! najlepiej znasz miejsce. / Wychodzą: Jago i kilku ze Służby. / A zanim przyjdzie, tak szczerze jak niebu Wyznaję grzechy mojej krwi namiętnej, Poważnym uszom senatu opowiem, Jak pokochałem tę piękną dziewicę, A jak mnie ona. DOŻA WENECKI Słuchamy, Otello OTELLO Jej ojciec lubił mnie, często zapraszał, Pytał o dzieje mojego żywota. O oblężenia, bitwy i przygody, Śród których młode spłynęły mi lata. Posłuszny, długą rozpocząłem powieść, Com widział, robił od mych dni chłopięcych. Mówiłem często o strasznych przygodach, O krwawych scenach na lądzie i morzu, Szturmach, gdzie życie na włosku wisiało; Mówiłem, jak mnie pojmał nieprzyjaciel, Jak mnie zaprzedał, com w niewoli cierpiał, Kto mnie wykupił, co się potem stało. Prawiłem później o moich wędrówkach, O głuchych puszczach, o wielkich jaskiniach, O dzikich skałach trącających niebo, Jak ciąg powieści nastręczał kolejno, O kanibalach, co krew ludzką piją, Antropofagach, o ludziach, co głowy Pod ramionami mają. Desdemona Wszystkiego pilnie słuchała, lecz nieraz Wzywał ją od nas zarząd gospodarstwa; Skoro się tylko zdołała ułatwić, Wracała do nas i łakomym uchem Słowa powieści mojej pożerała. To widząc, chwilę przyjazną schwyciłem, Serdeczną od niej wyciągnąłem prośbę, Bym jej pielgrzymki moje rozpowiedział, Których, choć części urywkowo znała, Nie znała ciągu. Zezwoliłem chętnie. Z jasnych jej oczu częstom łzy wywabiał, Gdy przyszło mówić o niebezpieczeństwach Mojej młodości. Gdy skończyłem powieść Za trudy moje świat mi westchnień dała. Potem mówiła: co za dziwna powieść! Dziwna a tkliwa, jak serdecznie tkliwa! Raz by wolała nie słyszeć mnie, znowu Chciała, by Bóg jej takiego dał męża. Potem dziękując, powtarzała nieraz: Jeśli przyjaciel twój kocha się we mnie, Naucz go twojej powieści, a pewno Miłość mą zyska. To mnie ośmieliło: Ona kochała mnie dla przygód moich, A jam ją kochał za litość nad nimi. Oto są czary, których używałem. Niechaj mi teraz sama da świadectwo. / Wchodzą: Desdemona, Jago, Służba. / DOŻA WENECKI Powieść i moją uwiodłaby córkę. Dobry Brabancjo, radzę ci zaniechać W tej nieprzyjemnej sprawie dalszych kroków; Bo lepiej walczyć połamanym mieczem Niż nagą ręką. BRABANCJO Wysłuchaj jej, książę; Jeśli współudział swej skłonności przyzna, Niech zginę, jeśli przeciw Murzynowi Skargę ponowię. Zbliż się, mościa panno, Czyli spostrzegasz, w tym szlachetnym kole Komu najpierwsze winnaś posłuszeństwo? DESDEMONA Szlachetny ojcze, w tym dostojnym kole Moją powinność rozdzieloną widzę; Bo tobiem winna życie, wychowanie, A wychowanie i życie mnie uczą, Jak cię szanować. Ty woli mej panem, Bom córką twoją. Lecz to mój małżonek, A posłuszeństwo matki mej dla ciebie, Dla twojej woli nad ojcowską wolę, Niechaj mnie broni, jeśli dziś wyznaję Równą powinność dla mego Otella. BRABANCJO Bóg z tobą — przestań — dosyć mi już na tym! Książę, przystąpmy teraz do spraw państwa. Wolałbym przybrać dziecię, jak je spłodzić! Zbliż się, Murzynie; całym daję sercem To, czego gdybyś nie posiadał jeszcze, Całym bym sercem bronił przeciw tobie. Tyś winna, perło, że cieszę się w duszy, Że niebo drugiej nie dało mi córki, Bo na tyrana krok twój by mnie zmienił, Zmusił pod kluczem niewolnicę trzymać. Skończyłem, książę. DOŻA WENECKI Pozwól mi słów kilka; Słowa te może za szczeble posłużą, Po których oni do twej łaski wrócą. Rozpacz z serc ludzkich z nadzieją ucieka; Z nadziei śmiercią łez wysycha rzeka. Po niepowrotnej stracie kto się smuci, Ten boleść nową do dawnej przyrzuci. Ciosów fortuny skargi nie odstraszą: Szydzić z nich możem cierpliwością naszą. Skradziony, śmiechem okrada złodzieje; Sam się okrada, kto łzy próżne leje. BRABANCJO Niech Cypr w tureckich wpadnie dłoń korsarzy; Nic nie tracimy, póki śmiech na twarzy. Łatwo tam prawić mądre przypowieści, Gdzie serce żadnej nie czuje boleści; Lecz ci, słuchając, po dwa razy tracą, Którzy swe straty cierpliwością płacą. Tym jak żółć gorzkie, tym jak miód przyjemne, Mądre nauki zawsze są daremne, Bo słowo słowem, a jeszcze nie było, By ranne serce słowo uleczyło. Przystąpmy, proszę, do spraw narodowych. DOŻA WENECKI Turek z potężną flotą żegluje ku Cyprowi. Otello, zasoby wyspy znane ci są najlepiej; a choć nasz tameczny namiestnik posiada niewątpliwe zdolności, opinia, wszechwładna pani wypadków, więcej liczy na ciebie. Musisz więc blask swojego szczęścia przyćmić tą twardą a niebezpieczną wyprawą. OTELLO Przyzwyczajenie, ten człowieka tyran, Wojny kamienne i stalowe łoże Zmieniło dla mnie na posłanie z puchu. Wyznaję silny, wrodzony mi pociąg Do wojny trudów; wyznaję, że chętnie Śpieszę do boju z tłuszczą Otomanów. Chyląc w pokorze czoło przed senatem, Dla żony mojej błagam o opiekę, O poważanie, o zaopatrzenie, O towarzystwo takie, jak przystoi I jej godności, i jej wychowaniu. DOŻA WENECKI Czy chcesz ją z ojcem zostawić? BRABANCJO Ja nie chcę. OTELLO Ani ja. DESDEMONA Nie chcę w domu ojca zostać, Mą obecnością gniew jego rozbudzać. Dostojny książę, słuchaj mnie łaskawie. I racz do mojej przychylić się prośby, Racz przybyć mojej prostocie na pomoc. DOŻA WENECKI O co mnie błagać pragnie Desdemona? DESDEMONA Że z nim żyć pragnę, że kocham Murzyna, I krok mój śmiały, i burze fortuny Przed światem głoszą. Serce me podbite Kocha rzemiosło mojego Otella. Jam w duszy jego twarz jego widziała, A jego sławie, a jego odwadze Poświęcam duszę i moją fortunę. Tak więc, panowie, jeśli tu zostanę, Jak mól pokoju, gdy on walczyć pójdzie, Stracę powody, dla których go kocham, Nieprzytomności drogiej ciężkie brzemię Zwali się na mnie. Pozwól nam iść razem. OTELLO I ja was błagam, nie krępujcie słowem Wolnej jej woli: a błagam was o to Nie, żeby moje zaspokoić żądze, Nasycić ogień młodych namiętności, W moim dziś sercu przez nią rozbudzonych, Lecz żeby chęciom jej zadość uczynić. Niechaj was niebo od myśli tej strzeże, Że dla niej wielkie nasze interesa Puszczę w niepamięć. Gdy skrzydlate cacko Miłości Boga czynne władze duszy Zdoła lubieżnym przytępić lenistwem, Zabawą świętość obowiązków skazić, Niech hełm mój służy za kocieł kucharce, I niechaj wszystkie hańbiące nieszczęścia Zadadzą kłamstwo przyszłej mojej chwale! DOŻA WENECKI Rób, jak sam zechcesz; weź ją albo zostaw; Nie zwlekaj tylko; rzecz nie cierpi zwłoki. Tej nocy musisz opuścić Wenecję. OTELLO Rozkazy wasze chętnym spełnię sercem. DOŻA WENECKI Senat się zbiera jutro o dziewiątej. Otello, w mieście zostaw oficera, Który ci nasze poniesie rozkazy, Wszystkie oznaki względów i honoru, Które twej nowej przystoją godności. OTELLO Książę, zostanie w mieście mój chorąży, Człowiek uczciwy i godny ufności. Jego opiece żonę mą zostawiam, A razem wszystko, co senat zamierzy Wyprawić za mną. DOŻA WENECKI Niechże i tak będzie. Teraz dobranoc! Szlachetny Brabancjo, Jeżeli cnota wagę ma piękności, Nikt zięcia twego nie sprosta białości. 1 SENATOR Bądź zdrów, Murzynie, kochaj Desdemonę! BRABANCJO A niech jej strzeże bacznie twa źrenica: Zwiedzie ta męża, co zwiodła rodzica! / Wychodzą: Doża, Senatorowie i Oficerowie. / OTELLO O, za jej wierność życiem odpowiadam! Uczciwy Jago, moją Desdemonę Zostawiam w twojej żony towarzystwie; A ile możesz, nie zwlekaj przybycia. Pójdź, Dedemono, godzinę mam tylko, Którą mi wolno poświęcić miłości, Słodkim rozmowom. Czas panem jest naszym. / Wychodzą: Otello i Desdemona. / RODERIGO Jago — JAGO Co chcesz mi powiedzieć, szlachetne serce? RODERIGO Co mam począć, jak myślisz? JAGO Co? Pójść do łóżka i spać. RODERIGO Utopię się natychmiast. JAGO Jeśli to zrobisz, przestanę cię kochać na zawsze. Dlaczego chcesz się topić, szaleńcze? RODERIGO Szaleństwem jest żyć, kiedy życie jest męczarnią. Naszą receptą jest umrzeć, kiedy śmierć jest naszym doktorem. JAGO Co za nikczemność! Patrzę już na świat lat cztery razy siedem, a odkąd mogłem rozróżnić dobrodziejstwo od krzywdy, jeszcze nie znalazłem człowieka, który by umiał kochać samego siebie. Nim bym powiedział: utopię się z miłości dla perlicy, pomieniałbym się wprzódy na życie z pawianem. RODERIGO Co robić? Wyznaję, że wstyd mi do tego stopnia być zakochanym, lecz nie mam w sobie dość cnoty, aby tę miłość zwyciężyć. JAGO Cnoty? fe! Od nas samych zależy być tym albo owym. Ciała nasze — to nasze ogrody, w których wola nasza jest ogrodnikiem. Czy to chcemy sadzić po krzywy, czy siać sałatę, hodować hizop, a plewić tymianek; czy to zapełnić go jednym rodzajem ziela, czy go rozdzielić między wiele; czy zrobić jałowym przez niedbalstwo, czy użyźnić przemysłem; siła do tego i wszechwładne środki leżą w naszej woli. Gdy by wagi naszego żywota nie miały jednej szali rozumu dla równoważenia drugiej szali zmysłowości, krew i ułomność naszej natury powiodłyby nas do najopłakańszych konkluzji. Lecz mamy rozum na ostudzenie naszych szalonych popędów, naszych cielesnych podniet, naszej niepohamowanej lubieżności; a tak więc wnoszę, że co ty nazywasz miłością, jest tylko pasożytną naroślą. RODERIGO To być nie może. JAGO Jest tylko wybrykiem krwi, a dopuszczeniem woli. A więc śmiało, pokaż się mężem! Utopić się? Top koty i ślepe szczenięta! Powiedziałem ci już, że jestem twoim przyjacielem, a teraz dodaję, że wiążą mnie do twoich zasług liny wiecznotrwałej siły. Nigdy jeszcze nie mogłem usłużyć ci lepiej, jak dzisiaj. Wyładuj kieskę pieniędzmi; ruszaj na tę wojnę, a dla niepoznania, przypraw sobie fałszywą brodę; tylko powtarzam: wyładuj kieskę pieniędzmi! Niepodobna, żeby Desdemona trwała długo w miłości dla Murzyna — wyładuj kieskę pieniędzmi! — albo Murzyn w miłości dla niej. Początek był gwałtowny, taki będzie i koniec, zobaczysz. Wyładuj tylko kieskę pieniędzmi! Pokarm teraz mu tak smaczny, jak szarańcza, wyda mu się wkrótce gorzki, jak ośli ogórek. A i ona też trudno, żeby nie zapragnęła młodszego; jak się nim nasyci, odkryje błędy swego wyboru. Ona musi się zmienić, musi — a więc wyładuj kieskę pieniędzmi! Jeśli ci się chce gwałtem iść do piekła, toć szukaj przynajmniej przyjemniejszej drogi, niż utopienie. Zbierz, ile możesz pieniędzy! Jeśli święte a wiotkie przysięgi barbarzyńskiego włóczęgi a przechytrej Wenecjanki nie będą za twarde dla mojego dowcipu i wszystkich potęg piekielnych, będziesz ją miał; zbieraj więc pieniądze! Do diabła z utopieniem! Nie tędy do niej droga. Staraj się raczej wisieć po zadosyćuczynieniu twojej żądzy, niż tonąć przed jej spełnieniem. RODERIGO Czy mnie tylko nie opuścisz, jeśli pójdę za twoją radą i oprę na niej moje nadzieje? JAGO Licz na mnie. Idź, zbieraj pieniądze! Mówiłem ci często i powtarzam raz jeszcze: nienawidzę Murzyna! Sprawa moja tkwi mi w głębi serca; twoja nie mniejszej jest wagi. Połączmy się i razem szukajmy zemsty. Jeśli potrafisz rogi mu przyprawić, będzie to rozkoszą dla ciebie, a dla mnie zabawką. Są jeszcze wypadki w łonie czasu, co się później narodzą. A teraz marsz! Zbieraj pieniądze. Jutro pogadamy o tym obszerniej. Bądź zdrów! RODERIGO Gdzie się zejdziemy jutro rano? JAGO W moim mieszkaniu. RODERIGO Przyjdę jak najwcześniej. JAGO Bądź zdrów! — Ale, ale, Roderigo — RODERIGO Co chcesz powiedzieć? JAGO Ani słowa więcej o utopieniu! Czy słyszysz? RODERIGO Zmieniłem postanowienie. Sprzedam wszystkie moje posiadłości. JAGO Dobrze zrobisz. Bądź zdrów! Wyładuj tylko dobrze sakiewkę! / Wychodzi Roderigo. / Tak zawsze głupca w kieskę moją zmieniam. Krzywdę bym robił memu rozumowi, Gdybym inaczej trawił czas z tym dudkiem, Jak dla zabawy mojej i korzyści. Jak nienawidzę Murzyna! Wieść chodzi, Że w mej łożnicy powinność mą pełnił; Czy prawda, nie wiem; lecz za podejrzenie Tak mu zapłacę, jak za pewność samą. W cnotę mą wierzy — sprawa tym łatwiejsza. Posłuży Kassjo. Myślmy, jak najłatwiej Miejsce mu zabrać, a zemstę nasycić Przez dubeltowe łotrostwo. A jakże? Po pewnym czasie szepnąć Otellowi, Że z jego żoną zbyt jest poufale. Gładka twarz jego, jak gdyby stworzona Zwodzić kobiety, zbudzi podejrzenie. Murzyn jest prostej, otwartej natury, Wierzy w uczciwość, gdzie widzi jej pozór. Tak mi go łatwo za nos będzie wodzić, Jak osła — mam go! — myśl jest już poczęta. Niech teraz ciemność i piekło swą władzą Potwór co rychlej na dzień wyprowadzą! / Wychodzi. / AKT DRUGI SCENA I / Portowe miasto w Cyprze. / / Wchodzi Montano z dwoma Szlachcicami. / MONTANO Co tam z przylądka spostrzegasz na morzu? 1 SZLACHCIC Nic, jak gniewliwie wybujałe fale; Pomiędzy niebem a pomiędzy wodą Daremno żagla chciwym szukam okiem. MONTANO Nigdy na lądzie gwałtowniejszy wicher Nie wstrząsał jeszcze twierdzy naszej posad, Jeżeli równie szalał i po morzu, Jaki dąb, fali górami tłuczony, W fugach swych dostał? I cóż usłyszymy? 2 SZLACHCIC Wieść o tureckiej floty rozproszeniu. Bo stań na brzegu spienionym, a ujrzysz, Jak gniewny bałwan, zda się, w chmury skacze, Zda się, że wodę rozdąsana fala Ku Niedźwiedzicy płonącej wyrzuca, Gasi strażnice wiecznego bieguna. Nigdym podobnych nawałnic nie widział. MONTANO Jeśli turecka flota do przystani Jakiej nie wbiegła, na dnie teraz leży, Bo takiej burzy nie wytrzyma okręt. / Wchodzi trzeci Szlachcic. / 3 SZLACHCIC Dobre nowiny! skończyła się wojna, Bo burza flotę Turków skołatała I kark skręciła wszystkim ich zamiarom. Szlachetny okręt wenecki na morzu Widział rozbitki tej groźnej wyprawy. MONTANO Lecz czy to prawda? 3 SZLACHCIC Już okręt jest w porcie I na ląd wysiadł już Kassjo, namiestnik Nieulękłego Murzyna, Otella; Sam Murzyn, teraz gubernator Cypru, Do wyspy także pełnym płynie żaglem. MONTANO Rad jestem wieści. Dzielny to naczelnik! 3 SZLACHCIC Lecz tenże Kassjo, choć z weselem mówi O Turków stratach, smutne wznosi oczy I prosi nieba o całość Murzyna, Z którym go wściekła rozdzieliła burza. MONTANO O, i ja błagam, niech go Bóg ocali! Służyłem pod nim; człowiek ten dowodzi Jak stary żołnierz. Idźmy nad brzeg morza Zobaczyć statek, który już zawinął, I męczyć oczy za dzielnym Otellem, Aż morskie fale i powietrzny błękit Spłyną się w jeden niewyraźny obraz. 3 SZLACHCIC Idźmy, bo teraz możemy co chwila Nowych przybyszów ujrzeć w naszym porcie. / Wchodzi Kassjo. / KASSJO Dzięki walecznym tej walecznej wyspy Za sąd tak chlubny dla mojego wodza. Niechaj go niebo od żywiołów strzeże, Bo go straciłem śród fali ryczącej. MONTANO Czy tylko dobra niesie go tu nawa? KASSJO Z silnego dębu Otella jest barka, A sternik jego z dawna doświadczony; Jeszcze też w piersiach mych nadzieja żyje I umrzeć nie chce. Głos / za sceną: / Żagiel! żagiel! żagiel! / Wchodzi czwarty Szlachcic. / KASSJO Co krzyk ten znaczy? 4 SZLACHCIC Miasto nasze puste, A na krawędzi pieniącej się wody Tłum ludu stoi i powtarza: żagiel! KASSJO A ja przypuszczam, że to wodza okręt. / Słychać huk dział. / 2 SZLACHCIC Nasze wybrzeża dział swych ogniem wita: Przynajmniej pewna, że to przyjaciele. KASSJO Proszę cię, panie, udaj się do portu I przynieś pewną wiadomość, kto przybył. 2 SZLACHCIC Chętnie. / Wychodzi. / MONTANO Lecz, panie, czy wódz twój ma żonę? KASSJO Szczęśliwym losem poślubił dziewicę Wyższą nad opis, wyższą nad wieść wszelką, Nad wszelki polot piór panegiryków, I w rzeczywistej stworzenia powłoce Zamykającą wszelką doskonałość. / Wchodzi drugi Szlachcic. / Co za nowiny? Kto przybył do portu? 2 SZLACHCIC Niejaki Jago, chorąży dowódzcy. KASSJO Miał więc żeglugę spieszną i szczęśliwą. Burze i wody, i wyjące wiatry, Nawiane piaski i drążone skały, Niewinnych statków zdrajcy przyczajone, Jak gdyby miały uczucie piękności, Z swej się okrutnej wyzuły natury, Puszczając wolno boską Desdemonę. MONTANO Kto ona? KASSJO Ona? Wódz naszego wodza, Oddana straży walecznego Jaga; A jej przybycie myśl naszą wyprzedza O tydzień cały. — Boże strzeż Otella! Wydmij mu żagle potężnym twym tchnieniem! Niech statek jego port ten błogosławi, W uściskach żony serce silniej bije, Niechaj odnowi ogień już gasnący Śród piersi naszych, wyspę tę pocieszy! / Wchodzą: Desdemona, Emilia, Jago, Roderigo, Służba. / O patrz, na lądzie już jest skarb okrętu! Mieszkańcy Cypru, na kolana przed nią! Witaj nam, pani! Niechaj łaska nieba Płynie przed tobą, za tobą, przy tobie, Niech cię owieje dokoła! DESDEMONA Dziękuję. Jakie o mężu moim wiadomości? KASSJO Nie przybył jeszcze, i nic więcej nie wiem, Jak, że jest zdrowy, że wkrótce przybędzie. DESDEMONA Ach, jak się lękam! — Czemuś go opuścił? KASSJO Wściekły spór między falami a niebem Rozerwał nagle nasze towarzystwo. Lecz słuchaj, żagiel! GŁOS / za sceną: / Żagiel, żagiel, żagiel! / Słychać huk strzału. / 2 SZLACHCIC Tym grzmotem okręt wita cytadelę: A więc przyjaciel! KASSJO Zobacz, kto przybywa. / Wychodzi drugi Szlachcic. / Witaj, chorąży! / do Emilii: / I ty witaj, pani! Dobry mój Jago, niech cię to gniewa, Że tak daleko zażyłość posuwam, Śmiała ta grzeczność w naturze jest mojej. / Całuje ją. / JAGO Gdyby ci, panie, ust swych dała tyle, Ile mi często języka udziela, To miałbyś dosyć. DESDEMONA Ona ledwo mówi. JAGO Zbyt tylko wiele; czuję to najlepiej, Kiedy na moje oczy sen się ciśnie. Przyznaję pani, że w twej przytomności Swój język trochę do serca zamyka I w myślach gdera. EMILIA Do skarg tych jednakże Mało, jak sądzę, dałam ci powodów. JAGO Ba! na ulicy wyście obrazkami, Żbikami w kuchni, dzwonkami w salonie, Świętymi w krzywdach a diabłami w gniewie, Komediantkami w waszym gospodarstwie, Gospodyniami w łóżku. DESDEMONA Co za potwarz! JAGO Albo ja Turkiem, lub każda z was, panie, Pracuje w łóżku, bawi się, gdy wstanie. EMILIA Nie dam ci mojej pochwały napisać. JAGO Nie proś mnie o to. DESDEMONA Cóż byś napisał, gdybyś mnie miał chwalić? JAGO O, słodka pani, nie naglij mnie proszę, Bom nie jest niczym, gdym nie jest krytykiem. DESDEMONA No, spróbuj jednak. Poszedł kto do portu? JAGO Tak, pani. DESDEMONA Chociaż nie jestem wesołą, Smutek mój pragnę zwodzić pozorami. Więc dalej, śmiało; jakżebyś mnie chwalił? JAGO Myślę; lecz widzę, że wynalezienie Wyciskam z głowy jakby lep z flaneli — Z mózgiem mym razem. Ale muza moja Zległa nareszcie; i oto jej dziecię: Tam, gdzie z płcią białą w parze dowcip staje, Drugi używa, co mu pierwsza daje. DESDEMONA Dobra pochwała! A czarna z dowcipem? JAGO Gdy niebo czarnej dowcipu udzieli, Znajdzie się biały, co czarność jej zbieli. DESDEMONA O, coraz gorzej! EMILIA Gdy piękna a głupia? JAGO Ta głupią nie jest, co gładką ma postać: Głupstwo pomoże jej dziedzica dostać. DESDEMONA Stare to, niedorzeczne parodoksa, dobre do śmieszenia głupców po szynkowniach. Jakąż lichą znajdziesz pochwałę dla tej, co i brzydka, i głupia? JAGO Szpetna i głupia równie płatać umie Te same figle, co wdzięk przy rozumie. DESDEMONA Co za nieświadomość! Najgorszą chwalisz najlepiej. Lecz jakąż przyznałbyś pochwałę prawdziwie zasługującej na nią kobiecie, która, wartości swojej pewna, zmusza samą nawet złośliwość do oddania jej sprawiedliwości? JAGO Tę, co jednoczy skromność przy urodzie; Mowny ma język, jednak żyje w zgodzie; Dosyć ma złota, a skromnie się zdobi; Mówi: to mogę, a jednak nie robi; Gniewom przystępu do piersi swych broni, Przebacza krzywdy, choć zemstę ma w dłoni; Tę, co nie wzięła, przez myśli sąd zdrowy, Ogona śledzia miast łososia głowy; Tę, która myśląc, skrycie myśli trzyma; Na zalotników nie strzela oczyma; Tę, jeśli znajdziesz, ślij mi ją co żywo. DESDEMONA Gdzie? JAGO Niańczyć dzieciom i szynkować piwo. DESDEMONA Co za koślawa i niedołężna konkluzja! Nie ucz się od niego, Emilio, choć on twoim mężem. Czy nie przyznasz, Kassjo, że to najniezbożniejszy i najwyuzdańszy cenzor? KASSJO Mówi, co myśli. Lepiej mu do twarzy żołnierka niż szkolarstwo. Jago / na stronie: / Bierze ją za rękę; ach, dobrze, szeptaj jej do ucha! W tak wątłą, jak ta, pajęczynę złapię muchę tak wielką jak Kassjo. Uśmiechaj się do niej; dobrze, dalej! Złapię ja cię w twoje własne umizgi. Prawdę mówisz; tak jest, niezawodnie! Jeśli takie jak ta sztuczki obedrą cię z twojego porucznikostwa, to byłoby lepiej, żebyś nie całował tak często twoich trzech palców, co znowu niewątpliwie powtórzysz, żeby grać rolę galanta. Bardzo dobrze; piękne pocałowanie; dworska grzeczność; tak, tak niezawodnie! I znowu do ust palce; a bodaj ci się w szprycę przemieniły! / Słychać odgłos trąbki. / To Murzyn, znam jego trąbkę. KASSJO Tak jest, to on. DESDEMONA Idźmy na jego spotkanie, na jego przyjęcie. KASSJO Otóż i on sam. / Wchodzą: Otello i Służba. / OTELLO Piękna rycerko moja! DESDEMONA Mój Otello! OTELLO Zdziwienie moje rozkoszy mej równe, Gdy cię tu widzę. Duszy mej pociecho, Jeśli po każdej burzy taka cisza, Niech wiatry wieją, aż samą śmierć zbudzą, Po morskich górach niech się barka drapie Aż do Olimpu, potem niech się nurza Aż na dno piekła! Gdybym skonał teraz, Byłbym szczęśliwy, dusza moja bowiem Tyle posiadła rozkoszy bez granic, Że się już nigdy jej podobna rozkosz Z cieniów przyszłości nie wysnuje dla mnie! DESDEMONA Nie dopuść Boże, aby miłość nasza, I szczęście nasze z naszego żywota Nie rosły dniami! OTELLO Potęgi niebieskie, Domówcie: Amen! Ja mówić nie mogę, Zbytek wesela tu słowa zamyka. / Całując ją. / Niechaj to będą najsroższe zatargi Pomiędzy moim a między twym sercem! Jago / na stronie: / Strojniście widzę dzisiaj do akordu; Lecz ja potrafię odkręcić kołeczki, Co ton ten dają, jak jestem uczciwy! OTELLO Teraz do zamku! Moi przyjaciele, Skończona wojna; Turcy potopieni. Starzy znajomi wyspy jak się mają? Cukierku, dobre znajdziesz tu przyjęcie, Bom wielką miłość znalazł między nimi. Słodka, spostrzegam, że plotę bez ładu; Zbytek mi szczęścia odejmuje rozum. Dobry mój Jago, idź proszę do portu, Niech na ląd moje sprowadzą bagaże; Do cytadeli przyprowadź sternika, Zacny to człowiek, a jego zasługi Względów są warte. Idźmy, Desdemono, Raz jeszcze witaj na cypryjskiej ziemi! / Wychodzą: Otello, Desdemona, Służba. / JAGO Czekam cię w porcie bez zwłoki. Zbliż się. Jeżeli masz serce — a mówią, że i najpotulniejszej natury ludzie, gdy zakochani, wznoszą się do niezwykłej sobie szlachetności charakteru — słuchaj mnie. Porucznik trzyma dziś wartę na głównym odwachu — ale muszę ci powiedzieć sekret. Desdemona kocha się w nim szalenie. RODERIGO W nim? Jak to? Nie, to być nie może! JAGO Połóż sobie palec tak na ustach, a słuchaj i ucz się! Rozważ, z jaką gwałtownością pokochała naprzód Murzyna za same junakierie i rozpowiadania łgarstw wierutnych. Będzież go ciągle kochała za gadulstwo? Niech tak nie myśli twoje niewinne serce. Jej oko potrzebuje pokarmu; a jakąż znajdzie rozkosz, przyglądając się diabłu? Kiedy krew ostygnie przez pożycie, do zapalenia jej na nowo, do dania świeżego apetytu sytości, potrzeba wdzięku postaci, sympatii lat, obyczajów i piękności, a na tym wszystkim zbywa Murzynowi. Więc dobrze, w braku tych koniecznych warunków, jej czuła delikatność spostrzeże się, że się oszukała, poczuje wstręt i obrzydzenie do Murzyna; sama natura tego ją nauczy i przymusi do innego wyboru. Więc dobrze, to przypuściwszy, — a przypuszczenie jest najwidoczniejsze i najprostsze — kto stoi bliżej tej fortuny od Kassja? Łotr z niego obrotny; sumienia nie więcej jak trzeba do przywdziania pięknych form obyczajności i uczciwych pozorów, aby tym łatwiej skryte, rozpasane namiętności utaić; nie, nikt bliżej, nikt od niego bliżej! Łotr to śliski i subtelny, wynalazca okazji, którego oczy umieją chytrze bić fałszywą monetę sposobności, gdy mu zbywa na prawdziwej; łotr wierutny, wcielony diabeł, a do tego piękny, młody, mający za sobą wszystko, za czym niedoświadczone głowy szaleją. Morowy łotr stemplowany, a kobieta oczyma już do niego strzyże. RODERIGO Nie mogę temu wierzyć; ona, tak pełna myśli bogobojnych! JAGO Dobryś sobie z jej bogobojnością! Wino, które ona pije, z winogron wytłoczone. Gdyby była bogobojną, nigdy by nie kochała Murzyna. Bogobojna lemieszka! Czyś nie widział, jak się cackała z jego ręką? Czyś nie widział? RODERIGO I owszem, widziałem, ale to była nic nieznacząca grzeczność. JAGO Lubieżność, na moją rękę! wskazówka, niewyraźny prolog do historii rozwiozłości i wszetecznych myśli! Usta ich tak były blisko, że się pomieszały ich oddechy. Paskudne myśli, Roderigo! Gdzie takie poufałości otwierają drogę, tam w trop za nimi przyjdzie stanowcze ćwiczenie i wcielona konkluzja. Pfe! Lecz mospanie, mnie słuchaj. Sprowadziłem cię z Wenecji. Stój na warcie; wydam potrzebne do tego rozkazy. Kassjo cię nie zna. Bądź niedaleko. Staraj się, żeby go w gniew wprowadzić, czy to zbyt głośno mówiąc, czy to szydząc z jego żołnierki, czy to w jakikolwiek inny sposób okolicznością podsunięty. RODERIGO Dobrze. JAGO Kassjo jest żywy i porywczy; może cię i uderzy; daj mu do tego powód, a zapewniam cię, iż potrafię taki rozruch w Cyprze wywołać, że go tylko oddalenie Kassja uspokoi. Będziesz więc miał krótszą drogę do osiągnienia twoich życzeń, bo znajdę wtedy potrzebne do tego środki, a przede wszystkim usuniemy szczęśliwie zawadę, która odejmowała nam wszelką nadzieję pomyślnego skutku. RODERIGO Zrobię to, byleś mi nastręczył sposobność. JAGO Bądź spokojny, znajdziesz ją. Przyjdź do mnie niebawem do cytadeli. Muszę teraz jego bagaże na ląd sprowadzić. Bądź zdrów! RODERIGO Do zobaczenia! / Wychodzi. / JAGO Że Kassjo kocha ją, w to bardzo wierzę; Że ona Kassja, i w to wierzyć łatwo. Murzyn, (przyznaję, choć go nienawidzę) Jest kochającej, szlachetnej natury, I śmiem przypuścić, że będzie dla żony Najlepszym mężem. I ja też ją kocham, Nie przez lubieżność, chociaż może cięży Grzech równie wielki na moim sumieniu, Lecz, w części, żeby zemstę mą nasycić. Mam podejrzenie, że lubieżny Murzyn Mym był zastępcą. Już myśl sama o tym Toczy mi trzewia jakby witryolej, I nic nie zdoła duszy mej uleczyć, Jak wziąć ząb za ząb i żonę za żonę. Jeśli się na tym zawiodę, przynajmniej W Murzyna piersiach zazdrość taką zbudzę, Że rozum na nią lekarstwa nie znajdzie. Byle ten wyżeł wenecki dotrzymał, Którego ogień karcić często muszę, Nasz Michał Kassjo w moje wpadnie szpony, Przysłużę mu się dobrze u Murzyna, Bo i on czyha na moją szlafmycę. Murzyn mnie będzie kochał i dziękował, Żem z niego osła ogromnego zrobił, Pokój mu wydarł, do szaleństwa przywiódł. O, tu mi wszystko, choć jeszcze w mgle, pływa; Kształty łotrostwa tylko czyn odkrywa. / Wychodzi. / SCENA II / Ulica. / / Wchodzi Herold z proklamacją, za nim Lud. / HEROLD Oto jest wola Otella, naszego szlachetnego i walecznego generała: Skoro się potwierdza wiadomość o zupełnym zniszczeniu floty tureckiej, niech ją miasto przyjmie oznakami tryumfu; niech jedni tańczą, inni radosne puszczają fajerwerki, każdy, jak go naturalna skłonność pociąga, bo dzień ten, oprócz tych szczęśliwych wieści, jest także dniem obchodu małżeństwa generała. Taka jest jego wola. Wszystkie pokoje zamku są otwarte; zupełna każdemu wolność bankietowania tam od godziny piątej, dopóki zegar nie wybije jedenastej. Boże błogosław cypryjskiej wyspie i szlachetnemu naszemu dowódzcy Otellowi! / Wychodzi. / SCENA III / Sala w zamku. / / Wchodzą: Otello, Desdemona, Kassjo, Służba. / OTELLO Dobry Michale, sam dopilnuj straży. Bądźmy pierwszymi w zachowaniu miary, I nie przekroczmy granic przystojności. KASSJO Jago potrzebne odebrał zlecenia; Lecz dla pewności i ja osobiście Dojrzę porządku. OTELLO Jago jest uczciwy. Kassjo, dobranoc! Jutro o świtaniu Mam z tobą mówić. Chodź, moja pieszczotko! Kto pole kupił, rachuje na żniwa: A dzisiaj owoc i dla mnie dojrzewa. Dobranoc! / Wychodzą: Otello, Desdemona, Służba. — Wchodzi Jago. / KASSJO Witaj, Jago! Musimy śpieszyć na odwach. JAGO Nic śpiesznego, poruczniku, jeszcze nie ma dziesiątej. Nasz generał odprawił nas tak wcześnie z miłości dla Desdemony; nie ganię go jednak; toć on nie przebaraszkował z nią ani jednej nocy, a to kąsek godny Jowisza. KASSJO Prawda, że zachwycająca to kobieta. JAGO I, ręczę, pełna krotofilności. KASSJO Prawda, że to najświeższe, najpiękniejsze stworzenie. JAGO A co za oko! Zdaje się, że ciągle wyzywa do boju. KASSJO Ponętne spojrzenie, a jednak, zda mi się, tak skromne! JAGO A kiedy mówi, czybyś nie powiedział, że miłość na gwałt dzwoni? KASSJO O prawda, prawda, to żywa doskonałość! JAGO A więc szczęście ich prześcieradłom! A teraz chodźmy, poruczniku, znajdziemy u mnie buteleczkę wina i czekających na nas parę cypryjskich chwatów, którzy chętnie wytrząsną miarkę za zdrowie czarnego Otella. KASSJO Nie tej nocy, dobry Jago. Mam nieszczęśliwą, słabą głowę do kieliszka. Pragnąłbym, żeby jaki polityk wynalazł inny sposób objawienia koleżeńskiej serdeczności. JAGO O, to nasi przyjaciele! Tylko kubek. Będę pił za ciebie. KASSJO Tej nocy wychyliłem tylko szklankę i to na pół z wodą, a patrz, jaka już we mnie zmiana. Nieszczęśliwa to słabość, nie chcę tej głowy nową dolewką przeciążać. JAGO A to co znowu, człowieku! Toć to przecie noc hulanki, nasze chwaty życzą sobie tego gorąco. KASSJO Gdzie są? JAGO U drzwi czekają. Proszę cię, zawołaj ich. KASSJO Zrobię to, choć z wielką niechęcią. / Wychodzi. / JAGO Bylem wlał w niego jedną jeszcze szklankę, Będzie tak pełnym burd i kłótliwości, Jak mały piesek młodej mojej pani. A i Rodrigo, chore me głupiątko, Któremu miłość przewróciła głowę, Widziałem, jak dziś na cześć Desdemony Spełniał gorliwie rzęsiste kielichy, A będzie także z nami na odwachu. Trzech Cypryjczyków, trzy dusze nadęte, Czystą saletrę tej rycerskiej wyspy, Gdy o honoru punkt sprawa się toczy, Do reszty pełną rozpaliłem szklanką. Pośród tej bandy gorących pijaków Podszczuję Kassja do jakiego czynu, Który oburzy wyspę. Otóż oni. Jeżeli skutek z pomysłem się zgodzi, Wiatry i prądy mej posłużą łodzi. / Wchodzą: Montano, Kassjo i kilku Szlachciców. / KASSJO Na uczciwość, wlali już we mnie jedną szklankę za wiele. MONTANO Słowo uczciwości, ledwo kropelkę; nie więcej jak kwaterkę, jakem żołnierz! JAGO Hej, wina! / Śpiewa: / Niech szklaki i dzbanki dzwonią mi klik, klik, Hej szklanki i dzbanki klik, klik! Bo życie żołnierzy Piędziami się mierzy, Żołnierzu, co żywo łyk, łyk! Hej, wina! / Przynoszą wino. / KASSJO Daję słowo, przewyborna piosneczka. JAGO Nauczyłem się jej w Anglii, gdzie są najpotężniejsze suszykufle. Wasz Duńczyk, wasz Niemiec, wasz opasły Holender — hej, wina! — są niczym przy waszym Angliku. KASSJO Czy twój Anglik taki doskonały pijus? JAGO On? On ci, śmiejąc się, na śmierć zapije Duńczyka; nie spoci się, powalając z nóg Niemca, a Holendrowi da na wymioty, nim mu drugi kufel zdążą napełnić. KASSJO Zdrowie naszego generała! MONTANO Przyjmuję wyzwanie, poruczniku, i wychylę zdrowie sumiennie. JAGO O słodka Anglio! / Śpiewa: / Król Stefan, król Stefan, o, pan to jak mało! Za pludry on swoje zapłacił talara, I to mu dwa dytki za wiele się zdało, I nazwał też krawca swojego niezdara. Ze strugi szlacheckiej krew Stefana płynie, A tyś jest chudeusz zrodzony pod ścianą: Czy nie wiesz, mój bracie, przez dumę świat ginie, Więc przykryj twą nagość opończą zszarzaną. Hej, wina! KASSJO Na honor, ta piosneczka jeszcze piękniejsza od pierwszej. JAGO Czy mam ją powtórzyć? KASSJO Nie, nie, bo, moim zdaniem, niegodny swojego stanowiska, kto tak robi. O tak, tak — a Pan Bóg nad wszystkimi! — a są dusze, które będą zbawione, a są dusze, które nie będą zbawione. JAGO Wielka prawda, dobry poruczniku. KASSJO Co do mnie, bez obrazy generała i wszystkich dostojników, mam nadzieję, że będę zbawiony. JAGO I ja też, poruczniku. KASSJO Prawda, tylko, z przeproszeniem, nie przede mną; porucznik musi być zbawiony przed chorążym. Lecz dosyć tego; teraz, do służby! I odpuść nam nasze winy — panowie, nie zapominajmy służby! Nie myślcie tylko, panowie, żem pijany; to jest mój chorąży, to moja prawa, a to moja lewa ręka — nie jestem wcale pijany; mogę się niezgorzej trzymać na nogach i mówić niezgorzej. Wszyscy Przewybornie. KASSJO A więc dobrze, nie trzeba wam przeto myśleć, że jestem pijany. / Wychodzi. / MONTANO Panowie, czas śpieszyć na odwach, czas porozstawiać warty. JAGO Czyście widzieli męża, który wyszedł? To żołnierz godny stanąć przy Cezarze, Prowadzić wojska. Lecz patrzcie, ta słabość Jest porównaniem dnia z nocą cnót jego, Równie potężna. Co za wielka szkoda! Lękam się, by ta wada nieszczęśliwa, Przez zbytnią ufność ku niemu Otella, Nie wywołała rozruchów na wyspie. MONTANO Częstoż go w takim widzieć można stanie? JAGO Do snu to jego zwyczajny jest prolog. Dwa by obroty skazówki przeczuwał, Gdyby go napój do snu nie kołysał. MONTANO Trzeba by o tym uprzedzić Otella, Bo lub nic nie wie, lub przez dobroć serca, Cnoty szanując, które w Kassju znalazł, Na słabość jego nie baczy. Co myślisz? / Wchodzi Roderigo. / JAGO Przybyłeś przecie; proszę cię, Rodrigo, Bez zwłoki tylko śpiesz za porucznikiem. / Wychodzi Roderigo. / MONTANO Wielka to szkoda, że szlachetny Murzyn Ważną posadę swego namiestnika Nałogowemu oddał pijakowi. Zdaniem też moim, byłoby uczciwie Przełożyć całą sprawę Otellowi. JAGO Nie ja przynajmniej, za tę piękną wyspę! Ja kocham Kassja i dałbym niemało, Bylem go zdołał wyleczyć z tej wady. Co to za wrzawa? / Wbiega Roderigo, za nim Kassjo. / RODERIGO Ratujcie! ratujcie! KASSJO A ty łajdaku! MONTANO Co się to ma znaczyć? KASSJO Mnie powinności mych uczyć, hultaju? Na leśne jabłko zbiję cię! RODERIGO Mnie zbijesz? KASSJO Co, łotrze! Jeszcze gębę śmiesz otworzyć? / Uderza go. / MONTANO Przebacz mu, proszę, dobry poruczniku! / Wstrzymuje go. / Kochany panie, uspokój się tylko! KASSJO Puść mnie natychmiast, lub sam co oberwiesz! MONTANO Widzę, że jesteś pijany. KASSJO Pijany? / Dobywają szabli i biją się. / JAGO / na stronie do Rodrigo: / Bez straty czasu krzycz po mieście: rozbój! / Wychodzi Roderigo. / Mój namiestniku — przez Boga, panowie! Ratujcie! — Kassjo! — panowie — Montano — Ratujcie! To mi doskonała warta! / Słychać dzwon bijący na gwałt. / Któż to w dzwon bije? Tamże do szatana! Zbudzi się miasto; wstydź się poruczniku! Skończ, dosyć tego, zhańbisz się na wieki! / Wchodzi Otello z Orszakiem. / OTELLO Co się to znaczy? MONTANO Krew moja upływa; Czuję, że jestem raniony śmiertelnie. Giń! OTELLO Stójcie, jeśli drogie wam jest życie! JAGO Stój, poruczniku, Montano — panowie! Baczcie na miejsce i na obowiązki; Wódz do was mówi! Stójcie! Co za hańba! OTELLO Skądże ta kłótnia? Kto w Turków nas zmienił? Czy mamy własną prawicą dokonać, Czego pohańcom niebo zabroniło? Skończcie te szpetne, barbarzyńskie burdy! Pierwszy, co swoją wściekłą dłoń podniesie, Lekce swą duszę waży; jednym ruchem Śmierć swą przywoła! Dzwon mi ten uciszcie! Po co daremnie miasto ze snu trwożyć? Uczciwy Jago, pobladłeś ze żalu; Na przywiązanie twe ci rozkazuję, Powiedz, kto pierwszy tę walkę rozpoczął? JAGO Nie wiem. Przed chwilą, ledwo przed minutą Pełni miłości, niby małżonkowie Wieczór po ślubie; wtem nagle, jak gdyby Jaka planeta rozum im odjęła, Dobyli mieczy, rzucili się wściekle Na piersi swoje. Nie mogę powiedzieć, Co wywołało tę waśń niepojętą. O, czemu nóg tych w boju nie straciłem Wprzód, nim mnie tutaj przywiodły na świadka! OTELLO Michale, jak się mogłeś tak zapomnieć? KASSJO Przebacz mi, wodzu, lecz nie mogę mówić! OTELLO Montano, zwykłą była ci przystojność; Od lat już młodych poważna twa postać Zwracała baczność; mądrość najsurowsza Imię twe czciła; jakże się więc stało, Że sławę zdawna nabytą marnujesz, I dobrą świata opinię rozpustnie Na imię burdy nocnego przemieniasz? Odpowiedz! MONTANO Wodzu, ciężko jestem ranny. Gdy mi krwi upływ odejmuje mowę, Chorąży Jago wszystko ci opowie, Co wiem; a nie wiem, abym miał tej nocy Słowem lub czynem przystojność przekroczyć, Chyba, że miłość życia będzie grzechem, I grzechem w własnej obronie wystąpić, Gdy gwałt nam grozi. OTELLO Czuję, że krew moja Nad cierpliwością górę brać zaczyna, Namiętność zimny rozsądek przygniata, Chce rej prowadzić! Jeśli raz wybuchnę, Jeśli to ramię do góry podniosę, Od gniewu mego najlepszy z was padnie! Mówcie, kto pierwszy ten brudny spór zaczął, A na którego pierwsza wina spadnie, Chociażby nawet mym bliźnim był bratem, Przyjaźń mą straci! — Jak śmiecie w fortecy, Gdy serca trwogą wojny przepełnione, Prywatne kłótnie śród nocy rozniecać, Gdzie straż porządku stoi na odwachu? Ha, to potwornie! — Jago, kto spór zaczął? MONTANO Jeśli przez przyjaźń, związki koleżeństwa, Powiesz mniej albo więcej, niż jest prawda, Nie jesteś żołnierz. JAGO Nie trącaj w mą słabość! Wprzód, nim zaszkodzę Michałowi Kassjo, Niechaj mi w ustach grzeszny utną język: Lecz jestem pewny, że mu nie zaszkodzi Prawdy wyznanie. — Słuchaj, generale: Gdym tu z Montanem spokojnie rozmawiał, Człek jakiś wbiega, wołając: ratujcie! Tuż za nim Kassjo z dobytym orężem, Już, już go ciąć miał, gdy podbiegł Montano I prosił Kassja, żeby się miarkował. Ja za wrzeszczącym pobiegłem co żywo, Aby krzykami nie potrwożył ludzi; (Co na nieszczęście zrobił) szybkonogi Zniknął mi z oczu; więc co rychlej wracam. Bo już słyszałem szczękanie pałaszy, I klęcia Kassja, jakie w jego ustach Wprzód nie postały. Chwilę nieobecny, Gdym wszedł do izby, znalazłem już obu W tym samym wściekłym, krwawym pojedynku, Który ty, wodzu, słowem rozdzieliłeś. Otóż i wszystko, co o tej wiem sprawie. Ludzie są ludźmi; chwile zapomnienia Najlepsi mają; choć Kassjo go ranił, (A ludzie w gniewie i własnych przyjaciół Skrzywdzić gotowi) tego jestem pewny, Że ten, co uciekł, musiał go obrazić Nad wszelką miarę ludzkiej cierpliwości. OTELLO Znam ja cię, Jago; widzę, przez uczciwość I przyjaźń, sprawy pragniesz zmniejszyć wagę, Ocalić Kassja. Kassjo, choć cię kocham, Od dziś nie jesteś moim porucznikiem. / Wchodzi Desdemona w gronie kobiet. / Patrz, moją miłość ze snu rozbudziłeś. Będziesz przykładem. DESDEMONA Co znaczą te krzyki? OTELLO Wszystko skończone; wróćmy do komnaty. Montano, ran twych ja lekarzem będę. Weźcie go! — Jago, zbież miasta ulice, Uspokój ludzi, zbudzonych tą burdą. Pójdź, Desdemono; żołnierza jest losem, Sen balsamiczny wojny zrywać głosem. / Wychodzą wszyscy prócz Jaga i Kassja. / JAGO Jakże, poruczniku, czy jesteś raniony? KASSJO Bez nadziei ratunku. JAGO Uchowaj Boże! KASSJO Dobre imię, dobre imię, dobre imię! O, straciłem moje dobre imię! Straciłem nieśmiertelną cząstkę samego siebie, a co zostało, jest bydlęce. — Moje dobre imię, Jago, moje dobre imię! JAGO Na uczciwość, myślałem, że jaką cielesną odniosłeś ranę: więcej jest w tym niebezpieczeństwa, niż w ranach dobrego imienia. Dobre imię, to puste i najwierutniejsze kłamstwo, zyskane często bez zasługi, a utracone bez winy. Nie utraciłeś wcale dobrego imienia, byleś tylko sam nie myślał, że je utraciłeś. Człowieku, alboż to nie ma sposobów odzyskania łaski generała? Odepchnął cię w paroksyzmie gniewu, więcej przez politykę, niż przez złośliwość, właśnie jak gdy kto chłosta swojego psa niewinnego, żeby przestraszyć lwa, króla zwierząt. Udaj się tylko do niego w prośby, a otrzymasz przebaczenie. KASSJO Wolałbym go raczej prosić o pogardę, niż oszukiwać tak dobrego naczelnika, narzucając mu lekkomyślnego pijanicę, nieroztropnego oficera. Upijać się! Paplać jak papuga! Bić się i kląć i hajdamaczyć! Kłócić się z własnym cieniem! O, ty niewidzialny duchu wina, jeśli nie masz dotąd nazwiska, niech cię nazwą diabłem! JAGO Za kimże to goniłeś z dobytym pałaszem? Co on ci zrobił? KASSJO Nie wiem. JAGO Czy być może? KASSJO Przypominam sobie nawał wypadków, lecz wszystko jak we mgle; wiem, że była kłótnia, lecz nie pamiętam powodu. Oh, że też ludzie sami wlewają sobie w usta nieprzyjaciela, aby im rozum wykradał! Że też z radością, rozkoszą, weselem i dumą sami się przemieniamy w bydlęta! JAGO Ależ teraz jesteś zupełnie dobrze! Jakim sposobem wytrzeźwiałeś tak prędko? KASSJO Podobało się diabłu pijaństwa ustąpić miejsca diabłu gniewu. Jedna ułomność pokazuje mi drugą, abym sobą do szczętu pogardził. JAGO No, no, za surowym jesteś moralistą! W obecnym czasie, położeniu i stanie wyspy, pragnąłbym z serca, żeby się to nie było wydarzyło, ale skoro już raz tak są rzeczy, jak są teraz, staraj się je naprawić dla własnego dobra. KASSJO Gdybym zaniósł do niego prośbę o zwrócenie mi mojego stopnia, odpowie mi, żem pijak! Choćbym miał tyle ust co hydra, taka odpowiedź zamknęłaby mi wszystkie. Być rozsądnym człowiekiem, po chwili zostać wariatem, a wkrótce potem bydlęciem! O dziwy! Każdy kieliszek nad miarę jest przeklęty, a na jego dnie siedzi diabeł! JAGO Ba, ba! dobre wino dobre to i miłe stworzenie, byle dobrze użyte, nie wygaduj na nie dłużej. Bądź co bądź, dobry poruczniku, myślę, iż nie wątpisz o mojej przyjaźni. KASSJO Mam jej silne dowody. — Ja pijany! JAGO Ty, jak każdy żyjący człowiek może się upić przypadkiem. Powiem ci teraz, co masz zrobić. Żona naszego generała jest teraz generałem. Mogę tak mówić, bo on oddał i poświęcił się cały rozmyślaniu — uważaj! — i czci wszystkich jej przymiotów i wdzięków. Wyspowiadaj się jej szczerze, proś natrętnie, a ona ci pomoże odzyskać stracony stopień. Natura jej tak jest otwarta, tak dobra, tak przychylna, tak błogosławiona, że grzechem się jej zdaje przeciw własnej dobroci nie zrobić więcej niż to, o co jest proszoną. Proś ją, niech włoży łubki na złamaną przyjaźń między tobą a jej mężem, a zakładam się, o co zechcesz, że pęknięta miłość wasza zrośnie się silniej, niż była przedtem. KASSJO Dobrą mi dajesz radę. JAGO Przysięgam, że ją przynajmniej daję ze szczerej miłości i uczciwej przyjaźni. KASSJO Chętnie wierzę. Jutro rano pójdę z prośbą do cnotliwej Desdemony o wstawienie się za mną. Przepadłem bez nadziei, jeśli mnie ten krok zawiedzie. JAGO Na dobrej stanąłeś drodze. Dobranoc, poruczniku! Muszę teraz spieszyć na odwach. KASSJO Dobranoc, poczciwy Jago! / Wychodzi. / JAGO I kto mi powie, że jak łotr poczynam? Wszak rada moja szczera i uczciwa, I bez wątpienia najpewniej prowadzi Do przebłagania wodza. Ją tak łatwo Do każdej prośby uczciwej nakłonić! Tkliwe jej serce tak jest dobrotliwe, Jak dobroczynne są żywioły świata, A jej tak łatwo pociągnąć Murzyna, Choćby szło nawet o grzeszne odstępstwo Od chrztu świętego i symbolów wiary! On tak swą duszę w miłość jej uwikłał. Że jej nietrudno wznosić i obalać Wedle przywidzeń swoich, bo jej wola Słabym rozumem jego jak Bóg rządzi. Jestemże łotrem, jeśli daję radę, Wiodącą Kassja niewątpliwą drogą Do jego dobra? — Teologio piekieł! Gdy szatan grzechy najczarniejsze knuje, Naprzód niebieskie przybiera pozory, Tak jak ja teraz. — Gdy uczciwy głupiec Na swoją pomoc Desdemonę wzywa, Ona gorąco do swego Murzyna Wstawia się za nim, ja w uszy Otella Wleję truciznę, że za Kassjem wzdycha Dla nasycenia swoich żądz cielesnych. Im silniej w jego wystąpi obronie, Tym większą zbudzi w Murzynie nieufność, A tak przetopię cnotę jej na smołę, Z własnej dobroci jej siatkę udzierzgam, W którą ich wszystkich połapię. — Rodrigo! / Wchodzi Roderigo. / Co mi nowego przynosisz, Rodrigo? RODERIGO Poluję ja tu, jak widzę, nie jak pies, który łapie, ale jak pies, który szczeka. Wydałem już prawie do ostatniego grosza moje pieniądze, a jak mi się zdaje, wszystko się na tym skończy, że za moje kłopoty nabędę trochę doświadczenia i wrócę do Wenecji z pustą kieszenią, lecz z odrobiną więcej rozumu. JAGO Jak jest ubogi człek bez cierpliwości! Któż kiedy ranę uleczył od razu? Wiesz, że działamy przez rozum, nie czary, A rozum tylko z czasem się rozwija. Źleż stoją rzeczy? Kassjo cię wygrzmocił, Tyś trochą bólu Kassja zdegradował. Choć wiele rzeczy w blasku słońca rośnie, Co pierwej kwitło, dojrzeć pierwej musi. Bądź więc cierpliwy. Na honor, już świta; Rozkosz i praca godziny skracają. Teraz, Rodrigo, wracaj do kwatery, Wracaj! Niedługo dowiesz się o reszcie. Wracaj, powtarzam! / Wychodzi Roderigo. / Dwie rzeczy mam zrobić: Żonę za Kassjem do pani wyprawić — O to nietrudno — a ja, z mojej strony, Zręcznie Murzyna na stronę pociągnę, A potem tak go wprowadzę, że znajdzie Kassja z swą żoną. Droga to jest łatwa, Niechże niedbalstwo planu nie zagmatwa! / Wychodzi. / AKT TRZECI SCENA I / Przed zamkiem. / / Wchodzi Kassjo i Muzykanci. / KASSJO Tu mi zagrajcie — zapłacę wam trudy — Krótko, na dobry dzień generałowi. / Muzyka. Wychodzi Błazen z pałacu. / BŁAZEN Cóż to, panowie, czy wasze instrumenta były w Neapolu, że tak przez nos gadają? MUZYKANT Co, mospanie? Jak to rozumiesz? BŁAZEN Mniejsza, jak to rozumiem; ale weź te pieniądze dla was przeznaczone. Muzyka wasza tak przypadła do smaku generałowi, że zaklina was na waszą dla niego miłość, abyście nie robili więcej hałasu. MUZYKANT Dobrze, panie, przestaniemy. BŁAZEN Jeśli macie jaką muzykę, której nie słychać, to i owszem, prosimy o nią; ale jak powiadają, generał nasz nie bardzo się troszczy o słuchanie muzyki, którą słychać. MUZYKANT Nie mamy takiej muzyki. BŁAZEN Więc zapakujcie do miecha wasze piszczałki i w drogę! Dalej, rozpłyńcie się w powietrze i zgińcie! / Muzyka wychodzi. / KASSJO Czy słyszysz, poczciwy mój przyjacielu? BŁAZEN Nie, nie słyszę twojego poczciwego przyjaciela, ale słyszę ciebie. KASSJO Jeśli łaska, schowaj na teraz te koncepta. Oto jest biedny dukat dla ciebie. Jeśli szlachcianka, która towarzyszy żonie generała, jest już na nogach, powiedz jej, że niejaki Kassjo błaga ją o chwilę rozmowy. Czy zrobisz to? BŁAZEN Już jest na nogach, panie, a byle zechciała nóg tych użyć, żeby przyjść do ciebie, zobaczę, jak by ją o tym zawiadomić. KASSJO Idź zobacz, dobry mój przyjacielu. / Wychodzi Błazen. — Wchodzi Jago. / W dobry czas, Jago. JAGO Więc nie spałeś wcale? KASSJO Nie, już świtało, gdyśmy się rozeszli. Przebacz, że śmiałem do żony twej posłać, Bo chcę ją prosić, bym mógł za jej wpływem Chwilę z cnotliwą Desdemoną mówić. JAGO Czekaj, natychmiast przyślę ją do ciebie, Sam zaś Murzyna usunę ci z drogi, Żebyś swobodnie cały twój interes Mógł jej przedstawić bez wszelkiej obawy. / Wychodzi. / KASSJO Z serca dziękuję. Jeszcze nie spotkałem Z lepszym, poczciwszym sercem Florentczyka. / Wchodzi Emilia. / EMILIA Dzień dobry, Kassjo! Mocno ubolewam Nad twym nieszczęściem; wszystko się naprawi. Wódz o tej sprawie z żoną teraz mówi; Ona cię broni, Murzyn odpowiada, Żeś ranił męża z wielkim tu znaczeniem I wielkim wpływem, że cię przez roztropność Oddalić musiał, ale, że cię kocha, Że miłość jego i bez protektorów Pierwszą sposobność uchwyci bez zwłoki, Aby cię wrócić do dawnego stopnia. KASSJO Błagam cię, pani, jeśli się to zgadza Z przyzwoitością, jeśli to być może, Wyproś mi chwilę rozmowy sam na sam U Desdemony. EMILIA Chodź ze mną do zamku, A znajdziem sposób, abyś mógł jej śmiało Serce otworzyć. KASSJO Przyjmij moje dzięki. / Wychodzą. / SCENA II / Pokój w zamku. / / Wchodzą: Otello, Jago i Służba. / OTELLO Te listy, Jago, oddaj sternikowi, Niech służby moje senatowi złoży. Chcę teraz zwiedzić forteczne roboty, Tam przyjdziesz do mnie. JAGO Wykonam rozkazy. OTELLO Czy chcecie ze mną iść do cytadeli? SZLACHCIC Jesteśmy, wodzu, na twoje rozkazy. / Wychodzą. / SCENA III / Przed zamkiem. / / Wchodzą: Desdemona, Kassjo i Emilia. / DESDEMONA Dobry mój Kassjo, nie wątp ani chwilę, Że zrobię wszystko, co w mej będzie mocy. EMILIA Zrób, pani. Mąż mój nad tym ubolewa, Jak gdyby sprawa jego własną była. DESDEMONA Uczciwy człowiek. Bądź pewny, mój Kassjo, Że pragnę męża mojego i ciebie Widzieć, jak dawniej, w przyjaźni i zgodzie. KASSJO Szlachetna pani, jaki bądź los czeka Michała Kassjo, on zawsze zostanie Twym najwdzięczniejszym, najwierniejszym sługą. DESDEMONA Wiem i dziękuję. Kochasz mego męża, Znasz go od dawna, i wierzaj mi, Kassjo, Że nigdy jego oziębłość ku tobie Nie przejdzie granic politycznych względów. KASSJO Lecz ach, o pani, wszak względy te mogą Lub trwać tak długo, albo też się karmić Tak delikatną trawą, tak wodnistą, Okoliczności tak je przewlec mogą, Że gdy mój stopień kto inny posiędzie, Wódz mej miłości i usług zapomni. DESDEMONA O, nie myśl o tym. Tu, wobec Emilii, Moim ci słowem ten stopień zaręczam. Bądź pewny, że gdy przyjaźń raz ślubuję, Spełnię przyjaźni wszystkie powinności. Lub bezsennością ułaskawię męża, Prośbą wynudzę, albo mu zamienię Łoże na szkołę, stół na konfesjonał, Zaprawię wszystkie jego zatrudnienia Kassja prośbami. Więc przestań się trwożyć, Bo wprzódy umrze twoja protektorka, Nim twoją sprawę puści w zapomnienie. / Otello i Jago pokazują się w odległości. / EMILIA Otello wraca. KASSJO Żegnam cię więc, pani. DESDEMONA Nie, zostań, słuchaj, co będę mówiła. KASSJO Pani, nie teraz. Nie jestem dziś zdolny Przemówić słowa w własnej mojej sprawie. DESDEMONA Więc rób, jak sądzisz. / Wychodzi Kassjo. / JAGO Ha, tego nie lubię! OTELLO Co mówisz? JAGO Panie, nic — lub jeśli — nie wiem. OTELLO Czy to nie Kassjo od żony mej odszedł? JAGO Kassjo, mój wodzu? Nie mogę przypuścić, Aby się Kassjo jak zbrodniarz wykradał Na twoje przyjście. OTELLO Zdaje mi się jednak, Że to był Kassjo. DESDEMONA Dzień dobry, mój mężu! W porę przychodzisz, właśnie co mówiłam Z człowiekiem, który ma prośbę do ciebie, Którego twoja zabija niełaska. OTELLO O kimże mówisz? DESDEMONA O twym poruczniku. Dobry mój mężu, jeśli mam u ciebie Choć trochę łaski, chociaż trochę wpływu, Daruj mu, przyjmij jego przeproszenie. Bo jeśli Kassjo nie kocha cię szczerze, Grzeszy z umysłu, nie przez nieświadomość, Nie znam się wcale na uczciwej twarzy. Racz go przywrócić. OTELLO Czy on teraz wyszedł? DESDEMONA On, a tak smutny, tak upokorzony, Że mi część smutku swojego zostawił. I ja z nim cierpię. Przywołaj go, drogi. OTELLO Nie teraz, moja słodka; innym czasem. DESDEMONA Ale to wkrótce? OTELLO Jak można najprędzej, Dla twej miłości. DESDEMONA A więc dziś wieczorem. OTELLO Nie, nie dziś wieczór. DESDEMONA To jutro na obiad. OTELLO Jutro nie w domu, ale w cytadeli Z oficerami twierdzy obiaduję. DESDEMONA Więc jutro wieczór, lub we wtorek rano, Albo w południe, lub we wtorek wieczór, Lub, co najgorsza, choć we środę rano. Powiedz mi, kiedy; ale czas, mój drogi, Niech nie przechodzi trzech dni. On żałuje Za błąd swój, który w moim biednym sądzie — Gdyby, jak mówią, rygor nie wymagał Czasem najlepszych kary dla przykładu — Ledwo że wart jest prywatnej nagany. Kiedyż ma wrócić? Powiedz mi, Otello. Ja nie wiem, nie wiem, o co byś mnie prosił, Co bym odmówić mogła, lub się wahać Tak jak ty teraz. Jak to? Michał Kassjo, Co był miłości twojej powiernikiem, Stronę twą trzymał, jeślim kiedy słowo Niechętne rzekła, jegoż mi tak trudno Do twojej łaski przywrócić? O, ja bym — OTELLO Dość na tym, droga, kiedy chce, niech przyjdzie, Nic ci odmówić nie mogę. DESDEMONA Otello, To nie jest łaska, to jest, jakbym chciała Prosić cię, żebyś rękawiczki nosił, Zdrowy jadł pokarm, strzegł się przeziębienia, I robił wszystko, co dobre dla ciebie. O, gdy czas przyjdzie, w którym się odwołam Prawdziwie do twej miłości, Otello, Będzie to prośba ważna, jej spełnienie Trudne i groźne. OTELLO Nic ci nie odmówię. A za to, teraz, proszę cię, na chwilę Dozwól mi, żebym sam z sobą pozostał. DESDEMONA Jaż bym odmówić miała? Nie, bądź zdrowy! OTELLO Bądź zdrowa! Wkrótce pośpieszę do ciebie. DESDEMONA Idźmy, Emilio. Rób, jak ci chęć przyjdzie, A zawsze znajdziesz posłuszną mnie żoną. / Wychodzi z Emilią. / OTELLO Drogie stworzenie! — Niech zginę, jeżeli Nie kocham ciebie; gdy przestanę kochać, Świat w chaos wróci! JAGO Szlachetny mój panie — OTELLO Co mówisz, Jago? JAGO Czyli Michał Kassjo Wiedział cokolwiek o twojej miłości, Gdyś się o rękę pani swojej starał? OTELLO Wiedział o wszystkim. Dlaczego się pytasz? JAGO Tylko ażeby myśl mą zaspokoić — I nic, nic więcej! OTELLO Jaką myśl twa, Jago? JAGO Nie byłbym sądził, że o wszystkim wiedział. OTELLO Wiedział, i nieraz był mi pośrednikiem. JAGO Czy tak? OTELLO Tak, pewno. Co w tym złego widzisz? Alboż on nie jest uczciwy? JAGO Uczciwy, Mój wodzu? OTELLO Tak jest, uczciwy, uczciwy! JAGO O ile znam go — OTELLO Jaka myśl jest twoja? JAGO Moja myśl, wodzu? OTELLO Moja myśl, wodzu? Czemuż mnie powtarzasz, Jak gdyby potwór jaki był w twej myśli, Zbyt szpetny, aby na światło go wywieść. Masz coś na myśli; słyszałem, jak rzekłeś, Kiedy od żony mojej Kassjo odszedł: Tego nie lubię! — i czegoż nie lubisz? Gdym ci powiedział, że był mi pomocą W moich zalotach, czy tak? zawołałeś, I pomarszczyłeś, ściągnąłeś brwi twoje, Jak gdybyś wtedy w mózgu twoim zamknął Myśl jakąś straszną. Jeżeli mnie kochasz, Myśl mi tę otwórz. JAGO Ty wiesz, że cię kocham. OTELLO Wierzę, że kochasz, a wiedząc zarazem Żeś uczciwości i przyjaźni pełny, Że ważysz słowa, nim je z piersi wypchniesz, Twoje przestanki tym bardziej mnie trwożą, Bo te oznaki w przeniewierczym łotrze Zwykłą są sztuką, w człeku sprawiedliwym Są ono skargą mimowolną serca, Które wzruszenia utaić nie może. JAGO Co do Michała Kassjo, ja bym przysiągł Że on, jak sądzę, uczciwy jest człowiek. OTELLO I ja tak myślę. JAGO Ludzie by powinni Być, czym się zdają, lub bodajby nigdy, Czym nie są, tym się i zdawać nie mogli! OTELLO Tak, ludzie winni być, czym się być zdają! JAGO Dlatego sądzę, że Kassjo uczciwy. OTELLO Nie, nie, coś więcej jeszcze w tym się kryje. Mów proszę do mnie, jak do własnej myśli, Jak sam do siebie, i daj, proszę ciebie, Najgorszej myśli najgorsze nazwisko. JAGO Daruj mi, panie. Choć moja powinność Zawsze ci z wiernym służyć posłuszeństwem, To przecie moją nie jest powinnością, W czym i niewolnik jest wolny. Myśl moją Otworzyć! Powiedz, że fałszywa, podła. Jestżeli pałac, gdzie się płaz obrzydły Nie wczołga czasem? Gdzie jest pierś tak czysta, Gdzie by występne czasem podejrzenie Nie zasiadało do sądu pospołu Z godziwą myślą? OTELLO A więc się sprzysięgasz Na przyjaciela, Jago, skoro myśląc, Że pokrzywdzony, jednak ucho jego Dla myśli twoich obcym pozostawiasz. JAGO Błagam cię, panie — ja bowiem, mój wodzu, Mylę się może w moich przypuszczeniach. Wyznaję, plagą to mojej natury Śledzić występki; często ma nieufność Tam błędy widzi, gdzie ich wcale nie ma. W twej więc mądrości nie przywięzuj wagi Do słów człowieka, co tak błędnie widzi; Na tak niepewnej i wątłej podstawie Nie buduj sobie gmachu niepokoju. Ni się to z twoim pokojem i szczęściem, Ni się to zgadza z moją uczciwością, Z moim honorem i moim rozsądkiem Myśl ci mą odkryć. OTELLO Co to wszystko znaczy? JAGO Bo dobre imię w mężu i kobiecie Najkosztowniejszy to klejnot ich duszy. Kto kradnie złoto, kradnie coś — nic — metal, Który jest jego, był moim, przede mną Służył tysiącom; ale dobre imię Kto mi wykrada, sam się nie zbogaca, A mnie prawdziwie ubogim zostawia. OTELLO Muszę znać myśli twoje. JAGO Nie, nie będziesz, Choćbyś miał serce moje w twoim ręku, Ani też będziesz, póki mam je w piersiach! OTELLO Ha! JAGO O mój wodzu, strzeż się, strzeż zazdrości, Zielonookiej potwory, co sama Z swej szydzi strawy! Mąż, choć oszukany, Choć losu swego pewny, szczęsny żyje, Jeśli nie kocha swojej krzywdzicielki; Lecz potępieńca godziny ten pędzi, Kto wątpiąc kocha, nie wierzy a kocha! OTELLO O biada! JAGO Nędzarz, gdy przestał na swoim, Dość jest bogaty, lecz skarby bez granic Są tak, jak zima, ubogie dla tego, Którego ciągle trwoży myśl ubóstwa. Boże, strzeż braci moich od zazdrości! OTELLO Po co to wszystko? Alboż ty przypuszczasz, Że ja bym życie zazdrości chciał pędzić? Co chwila nowym liczyć podejrzeniem Zmiany księżyca? Wątpić raz, jest dla mnie Raz postanowić. Przemień mnie na kozła, Jeśli do duszy mej otworzysz przystęp Twym podejrzeniom, czczym jak bańki wodne. Ten mnie zazdrosnym nie zrobi, co mówi, Że żona moja piękna i wesoła, Lubi śpiew, uczty, tańce, towarzystwo: Tam, gdzie jest cnota, wszystko jest cnotliwe. Ani dla małej wartości mej będę Stwarzał obawy i powątpiewania, Boć miała oczy, mnie przecie wybrała. Wprzódy chcę widzieć, niźli wątpić zacznę; Gdy zwątpię, dowiedź, a z dowodem razem Precz lub z miłością, albo precz z zazdrością! JAGO Cieszę się z tego; teraz się nie lękam Dowieść ci mojej wiary i miłości. Słuchaj, co w usta powinność mi kładzie; Jeszcze nie mówię wcale o dowodach; Uważaj bacznie żonę twoją z Kassjem, Ani zbyt ufnie, ni zbyt podejrzliwie, Nie chciałbym, żeby twą szlachetną dobroć Zdradą płacono; miej czujne źrenice. Znam dobrze miasta naszego zwyczaje: Weneckie panie pokazują gwiazdom Figle, troskliwie ukrywane mężom; Ich też sumieniem nie jest nie popełnić, Ale utaić. OTELLO Czy takie twe zdanie? JAGO Pojmując ciebie, ojca oszukała; Gdy się zdawała spojrzeń twoich lękać, Wtedy je właśnie kochała najwięcej. OTELLO To prawda! JAGO Dobrze; ona, co tak młoda, Mogła swym licom pozory te nadać, I ojca ślepym jak sowa uczynić, Tak ślepym, że w tym czary jakieś widział — Ale źle robię: wodzu, racz wybaczyć Zbytek miłości. OTELLO Wdzięcznym ci na wieki. JAGO Widzę, że słowa moje na twej myśli Wrażenie robią. OTELLO Bynajmniej, bynajmniej! JAGO Zda mi się jednak, wodzu, że zrobiły. Mam też nadzieję, że, co powiedziałem, Weźmiesz za dowód mej szczerej przyjaźni. Ale spostrzegam, że jesteś wzruszony — Tylko cię proszę, słów mych nie naciągaj Do rozleglejszych przypuszczeń i wniosków, Jak podejrzenie. OTELLO Możesz być spokojny. JAGO Gdybyś naciągał, wtedy mowa moja Zgubne by tylko osiągnęła skutki, Do których myśli moje nie zmierzały. Kassjo jest moim zacnym przyjacielem — Lecz, panie, widzę, że jesteś wzruszony. OTELLO Nie — nie, nie bardzo! — myślę, że cnotliwa Jest Desdemona — JAGO Niech długo tak żyje! I ty, o wodzu, długo żyj z tą myślą! OTELLO A przecie, jakże natura zbłąkana — JAGO Ach, tu sęk właśnie; bo otwarcie powiem, Ozięble widzieć mnogich zalotników Własnego miasta; urody i stopnia, Odrzucić związki, do których, jak widzim, Wszystko w naturze ciągnie mimowolnie, Jasnym jest znakiem woli wyuzdanej, Nienaturalnych i potwornych myśli. Przebacz; nie mówię w moim przypuszczeniu O niej wyraźnie, choć lękać się mogę, Że myśl jej, sądem lepszym kierowana, Zechce cię z dziećmi swej ziemi porównać, I — i — żałować. OTELLO Bądź zdrów, bądź zdrów, Jago! Powiedz mi więcej, gdy się więcej dowiesz. I żonie powiedz, niech na nią ma oko. Zostaw mnie, Jago. JAGO Żegnam cię, mój wodzu. / Chce odchodzić. / OTELLO Po com się żenił? — Uczciwy to człowiek A bez wątpienia on wie, widzi więcej, Daleko więcej, niźli mi objawił. JAGO / wracając: / Panie, ja chciałbym, ja śmiałbym cię prosić Rzecz tę na teraz czasowi zostawić; I choć jest słuszna, byś przywrócił Kassja, Bo bez wątpienia ma zdolność po temu, Gdybyś chciał jednak przywrócenie odwlec, Będziesz mógł poznać myśl jego i środki. Zważaj, czy ona prośbę jego wspiera Z ciągłym, upartym, gwałtownym natręctwem — Wiele stąd będzie wnieść można. Tymczasem Myśl, że zbyt jestem w sądzie popędliwy, Jak mam przyczyny lękać się, że jestem; Miej za niewinną Desdemonę, błagam. OTELLO Bądź pewny, będę umiał się miarkować. JAGO A więc raz jeszcze żegnam cię, mój wodzu. / Wychodzi. / OTELLO Uczciwość jego przechodzi granice, A doświadczoną myślą sprawy ludzkie Zna i przenika. Jeżeli ją znajdę Błędnym sokołem, chociażby jej dłużec Był do mojego przyczepiony serca, Pognam ją świstem, z wiatrami ją puszczę, Na los niech leci! Może, żem jest czarny, Jak salonowiec nie umiem z pieszczotą Słów cedzić słodkich, lub żem się pochylił Na lat dolinie — ale mniejsza o to — Ona mnie zwiodła, a gardzić nią odtąd Ulgą mi będzie. O klątwo małżeństwa! Czemuż tych słodkich stworzeń się możemy Panami mienić, a nie mamy siły Żądz ich okiełznać! Lepiej być ropuchą, Karmić się wieży zapadłej wilgocią, Niż jeden kątek istot ukochanych Innym zostawić. To wielkości plaga, Że los jej sroższy, twardszy od nędzarzy; To przeznaczenie jak śmierć nieodzowne: Dwurożna plaga wtedy już nam grozi, Gdy nam dzień pierwszy wschodzi. Otoż ona. / Wchodzą: Desdemona i Emilia. / Ona fałszywa! Więc się niebo samo Urąga sobie! Nie, wierzyć nie mogę! DESDEMONA Dobry Otello, obiad już gotowy; Zacni wyspiarze, których zaprosiłeś Czekają na cię. OTELLO Prawda, moja wina. DESDEMONA Czemu tak słabym, cichym mówisz głosem? Czyś chory? OTELLO Czuję niezwykły ból głowy. DESDEMONA Skutek niewczasu; ale za godzinę Ból ten ustanie; skronie tylko twoje Pozwól mi ścisnąć. OTELLO Chustka ta za mała. / Odwięzuje chustkę i upuszcza. / Daj pokój, proszę. Śpieszmy się do gości. DESDEMONA O jak mi smutno, że cierpisz, mój drogi! / Wychodzą: Desdemona i Otello. / EMILIA Szczęście, że chustkę tę znalazłam przecie; To jej pamiątka pierwsza od Murzyna, A mąż mój dziwak więcej niż sto razy Prosił, nalegał, żebym ją wykradła; Nie mogłam dotąd, Desdemona bowiem Tak dar ten kocha, bo on ją zaklinał, Aby go wiecznie przy sobie nosiła, Że chustkę ciągle przy sercu swym trzyma, Ciągle całuje, ciągle z nią rozmawia. Z chustki dla męża wyhaftuję wzorek; Co z nią chce zrobić, o tym Bóg wie tylko, Ja przywidzeniom jego zadość czynię. / Wchodzi Jago. / JAGO Cóż to? O czymże dumasz tak samotnie? EMILIA Tylko nie gderaj, bo mam coś dla ciebie. JAGO Coś dla mnie? Wierzę, masz, o co nie trudno. EMILIA Co? JAGO Głupią żonę. EMILIA Tylko? I nic więcej? A cóż byś teraz dał mi za tę chustkę? JAGO Za jaką chustkę? EMILIA Co, za jaką chustkę? Murzyna pierwszy dar swej Desdemonie, Którąś tak często wykraść nakazywał. JAGO Czy ją wykradłaś? EMILIA Nie, z rąk Desdemony W mej obecności upadła przypadkiem, I mam ją; widzisz? JAGO Daj mi ją, kochanko. EMILIA Co z nią chcesz zrobić? Czemu tak natrętnie Nagliłeś o nią? Jago / Wyrywa jej chustkę. / Co tobie do tego! EMILIA Jeśli przyczyna nie jest wielkiej wagi, Zwróć mi ją, proszę. Biedna moja pani! Gdy jej nie znajdzie, gotowa oszaleć. JAGO Mów, że nic nie wiesz; chustka mi potrzebna. Zostaw mnie teraz. / Wychodzi Emilia. / Bez zwłoki tę chustkę Podrzucę w domu Kassja, tam ją znajdzie. Wszak małe, lekkie jak wietrzyk drobnostki W oczach zazdrosnych mają wagę tekstu Z Pisma Świętego. Może się to przydać. Murzyn zaczyna czuć wpływ mej trucizny: Te niebezpieczne myśli są trucizną, Której smak naprzód ledwo czuć się daje, Ale działając z wolna, krew jak miny Siarczane pali. A więc, jak mówiłem — Lecz patrz, nadchodzi! Mak ni mandragora, Ani napoje senne całej ziemi Do oczu twoich słodkich snów nie wrócą, Któreś miał wczora. / Wchodzi Otello. / OTELLO Ha, ha, mnie niewierna! JAGO Co, generale? Nie myśl więcej o tym. OTELLO Precz, precz, tyś serce me ujął w tortury! Przysięgam, lepiej wiele być zwiedzionym, Niż wiedzieć o tym mało. JAGO Co, mój wodzu? OTELLO Czułżem rozkosze ukradzione przez nią? Jam ich nie widział, nie myślałem o nich; Spałem spokojny, byłem wesół, Kassja Całunków na jej ustach nie znalazłem. Komu skradzionych nie potrzeba skarbów, Nie mów mu o nich, nie jest okradziony. JAGO Z boleścią słucham słów twoich, mój wodzu. OTELLO Byłbym szczęśliwy, gdyby obóz cały, Cały, kosztował jej słodkiego ciała, Bylem nie wiedział o tym! Lecz, ach! teraz Spokojna myśli, na wieki bądź zdrowa! Wojsk pływające pióra, groźna wojno, Dla której duma cnotą, bądźcie zdrowe! Bądźcie mi zdrowe, rżące me rumaki, I głośna trąbko, i rycerskie bębny, Ostra piszczałko, królewskie sztandary, Chwało, przepychu, cała dumo wojny! I wy, o działa, których groźne gardła Nieśmiertelnego Jowisza głos straszny Naśladowały, bywajcie mi zdrowe! Otella praca skończona na wieki! JAGO Byćże to może? Mój panie, mój wodzu — OTELLO Podlcze, myśl, żebyś dowiódł jej niewiary, Myśl, żebyś dowiódł, naocznie mi dowiódł, / Chwytając go: / Lub, klnę się na mą nieśmiertelną duszę, Byłoby lepiej psem ci się urodzić, Niż spotkać moją wściekłość rozbudzoną! JAGO Czy aż do tego przyszło? OTELLO Pokaż mi to, Albo przynajmniej tak mi tego dowiedź, By nie zostało dziurki, szparki jednej Dla wątpliwości, lub biada ci, biada! JAGO Szlachetny panie — OTELLO Jeśli ją potwarzasz, Jeśli mnie męczysz, przestań się już modlić, Grozę do grozy przyrzucaj, twe zbrodnie Niech ziemi trwogę, niebu łzy wycisną, Bo do twojego potępienia więcej Nic już nie dodasz! JAGO O ratuj mnie, Boże! Jestżeś człowiekiem? Maszże zmysły, duszę? Wodzu, Bóg z tobą! Odbierz godność moją. Głupcze, uczciwość twoja jest twą zbrodnią! Potworny świecie! Pamiętaj, pamiętaj, Że niebezpiecznie uczciwą iść drogą! Od dzisiaj, wodzu, dzięki twej nauce, Nie znam przyjaciół, skoro miłość rodzi Takie owoce. OTELLO Czekaj! Może jesteś Uczciwym człekiem. JAGO Winienem być mądrym, Uczciwe głupstwo traci swój zarobek. OTELLO Na niebo, myślę, że ona jest czystą, I znowu myślę, że nie jest; raz myślę, Żeś jest uczciwym i znowu, żeś nie jest! Dowiedź mi tego! Jej imię tak świeże, Jak twarz Diany, teraz jest tak czarne, Jako twarz moja. Jeżeli są stryczki, Noże, trucizna, ogień, wód głębiny, Nie zniosę tego! Gdybym miał dowody! JAGO Spostrzegam, panie, toczy cię namiętność; Żałuję teraz, że ją rozbudziłem. Chciałbyś dowodów? OTELLO Chciałbym? Mieć je muszę! JAGO I możesz. Ale jakich chcesz dowodów? Chceszli być widzem i oczy roztwierać, Kiedy ją Kassjo — OTELLO Śmierć i potępienie! O! JAGO Trochę trudno będzie ich nakłonić, Żeby ci takie dali widowisko. Wtrąć ich do piekła, jeśli tak ich kiedy Inne jak własne zobaczą źrenice. I cóż więc? Dobrze, gdzie szukać dowodów? Niepodobieństwo, żebyś to mógł widzieć, Chociażby byli jak małpy gorący, Krewcy, jak kozły, a jak wilki w trui Lubieżni, jak chłop pijany wszeteczni. Ale, powtarzam, gdy okoliczności, Wiodące prostą ku drzwiom prawdy drogą, Wystarczą tobie, te możemy znaleźć. OTELLO Daj mi żyjący dowód jej niewiary! JAGO Nowy ten urząd nie jest mi do smaku, Ale w tę sprawę raz już uwikłany, Przez moją przyjaźń i głupią uczciwość, Muszę iść dalej. Przed kilkoma dniami Kassjo noc spędził w jednym ze mną łóżku — Ja z bólu zębów oka nie zmrużyłem — Są pewni ludzie niespokojnej duszy, Co przez sen czasem o sprawach swych mruczą: Takim jest Kassjo. Tej nocy słyszałem, Jak przez sen mówił: „Słodka Desdemono, Bądźmy ostrożni, tajmy naszą miłość!” Potem dłoń moją chwycił, ściskał, mówiąc: „Słodkie stworzenie!” Potem mnie całował, Jakby chciał wyrwać z korzeniem całunki Na moich ustach rosnące; założył Nogę na nogę, wzdychał i całował, Mówiąc: „Przeklęty los ten, który ciebie Dał Murzynowi!” OTELLO Potwornie, potwornie! JAGO Lecz to sen tylko. OTELLO Lecz sen, który zdradza Czyn dokonany. Chociaż to sen tylko, Dowód to wielki. JAGO A może dopomóc, Poprzeć dowody, które podejrzenia Słabo stwierdzają. OTELLO Poszarpię ją w sztuki! JAGO Lecz bądź ostrożny; nie widzimy czynu; Może być jeszcze niewinną. — Lecz powiedz, Czyś kiedy w ręku żony twojej widział Chustkę, na której szyte są poziomki? OTELLO Ta chustka była pierwszym moim darem. JAGO Ha! nie wiedziałem; lecz podobną chustką, A jestem pewny, że była twej żony — Widziałem, Kassjo pot ocierał z czoła. OTELLO Jeśli ta chustka — JAGO Czy ta albo nie ta, Chustka jej była i przeciw niej świadczy. OTELLO Bodaj niewolnik miał w piersiach żyć tysiąc! Jedno za mało, mało dla mej zemsty. Widzę, że wszystko prawda. — Patrzaj, Jago, Miłość mą całą tak puszczam z wiatrami — I już jej nie ma! — Z podziemnych pieczar powstań, czarna zemsto! Miłości, ustąp korony i tronu W mym sercu, ustąp wściekłej nienawiści! Wezdmij się, piersi, bo jesteś ciężarną Padalców żądłem! JAGO Uspokój się, wodzu. OTELLO O krwi, krwi, krwi chcę! JAGO Cierpliwość, powtarzam! Twoja myśl jeszcze przemienić się może. OTELLO O nigdy, Jago! Jak Pontyjskie morze, Którego pchnięte lodowate wody Nie czują nigdy odstępnego biegu, Do Helespontu wiecznym płyną prądem, Tak myśl ma krwawa kroku nie odwróci, Nigdy do cichej miłości nie spłynie, Póki jej straszna zemsta nie pochłonie! / Klęka. / Teraz przez niebo to jasne nad głową, Pomny świętości wykonanych ślubów, Teraz przysięgam — JAGO Wstrzymaj się na chwilę. / Klęka. / Bądźcie mi świadkiem wy, światła niebieskie, I wy, żywioły, świat ten ściskające, Bądźcie świadkami, gdy Jago poświęca Swój dowcip, serce, ramion swoich siłę Pokrzywdzonego Otella usłudze! Choćby mi wydał najkrwawsze rozkazy, Sumienie moje zgryzoty nie znajdzie, Aby mnie wstrzymać. OTELLO Miłość twą przyjmuję, Nie czczą podzięką, ale chętnym sercem, I bez przewłoki na próbę ją stawiam. Powiedz mi, Jago, nim dzień trzeci minie: Kassjo nie żyje. JAGO Przyjaciel mój umarł, Umarł z twej woli. Lecz niech ona żyje. OTELLO O, z nierządnicą do piekła! Do piekła! Pójdź ze mną, Jago, musimy wynaleźć Śmierć jaką nagłą dla pięknego czarta. A teraz jesteś moim porucznikiem. JAGO Wodzu, na zawsze jestem twoim sługą. / Wychodzą. / SCENA IV / Sala w pałacu. / / Wchodzą: Desdemona, Emilia i Błazen. / DESDEMONA Hej, błazenku, czy wiesz, gdzie się kryje Kassjo? BŁAZEN Nie śmiałbym powiedzieć, że się gdziekolwiek kryje. DESDEMONA A to dlaczego? BŁAZEN Boć to żołnierz, a powiedzieć o żołnierzu, że się kryje, to pachnie sztyletem. DESDEMONA Więc dobrze, czy wiesz, gdzie mieszka? BŁAZEN Powiedzieć ci, gdzie mieszka, byłoby ogłosić się łgarzem. DESDEMONA A to dlaczego? BŁAZEN Bo nie wiem, gdzie mieszka, musiałbym więc wymyśleć mieszkanie, a mówiąc, że tam mieszka, omieszkałbym prawdzie. DESDEMONA Czy nie mógłbyś się o niego wypytać, wywiedzieć się o nim od ludzi? Błazen Będę o niego świat katechizował, to jest robił pytania, a przyniosę odpowiedź, jaką dostanę. DESDEMONA Poszukaj go, powiedz mu, niech tu przyjdzie, dodaj, że wymogłam na mężu przebaczenie dla niego i mam nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie. BŁAZEN Sprawa nie przechodzi granic ludzkiego rozumu, spróbuję, czy mi się uda. / Wychodzi. / DESDEMONA Gdzie bym tę chustkę zgubiła, Emilio? EMILIA Nie wiem. DESDEMONA Prawdziwie, wolałabym zgubić Kieskę dublonów. Gdyby mąż mój nie był Szlachetnej myśli, obcy nikczemności Właściwej wszystkich zazdrośników sercom, Ta strata chustki zbudzić by w nim mogła Złe podejrzenia. EMILIA Czy on nie zazdrosny? DESDEMONA Nie. Zda się słońce, pod którym się rodził, Wyssało z niego zazdrość do kropelki. EMILIA Właśnie nadchodzi. DESDEMONA Teraz go nie puszczę, Dopóki Kassja do łaski nie wróci. / Wchodzi Otello. / Jak się masz, mężu? OTELLO Dobrze, moja pani. / Na stronie: / Męko obłudy! / Głośno: / A ty, Desdemono? DESDEMONA Dobrze, mój mężu. OTELLO Daj mi twoją rękę. Jak widzę, pani, ręka jest wilgotna. DESDEMONA Nie czuła wieku, nie znała cierpienia. OTELLO To płodność znaczy, serce szczodrobliwe. Ręka wilgotna, gorąca. Ta ręka Wymaga postu, modlitw, samotności, Utrapień ciała i ćwiczeń pobożnych; Siedzi tam diabeł młody a gorący, Który do buntu zbyt tylko pochopny. Dobra to ręka, ręka szczodrobliwa! DESDEMONA Tak możesz śmiało powiedzieć, Otello, Boć ci ta ręka serce me oddała. OTELLO O, hojna ręka! Dawniej zwykle serca Dawały rękę; wedle nowej mody Ręka bez serca. DESDEMONA Tego nie rozumiem. Lecz wróćmy, mężu, do twej obietnicy. OTELLO Drogie kurczątko, jakiej obietnicy? DESDEMONA Wezwałam Kassja do rozmowy z tobą. OTELLO Jakże mi katar okrutnie dokucza! Daj mi twą chustkę. DESDEMONA Oto jest, mój mężu. OTELLO Tę, co ci dałem. DESDEMONA Nie mam jej przy sobie. OTELLO Nie? DESDEMONA Nie, mój mężu. OTELLO To bardzo źle robisz. Mej matce dała chustkę tę Cyganka, Która przez czary mogła w myślach czytać, Mówiąc, że póki chustkę tę zatrzyma, Ojciec mój będzie w miłości jej wierny; Jeśli ją straci, lub da w podarunku, Mój ojciec od niej swe odwróci serce, Pogoni myśli do nowych miłostek. W godzinę śmierci matka mi ją dała, I zaleciła, jeśli pojmę żonę, Dać jej tę chustkę. Spełniłem jej rozkaz. Strzeżże jej pilnie, strzeż jej jak twych źrenic; Dać ją lub stracić byłoby nieszczęściem, Któremu nie ma równego na ziemi. DESDEMONA Byćże to może? OTELLO Powiedziałem prawdę. Jest w jej tkaninie siła czarodziejska; Sybilla, która zliczyła na ziemi Dwieście obiegów koła słonecznego, W szale wieszczego natchnienia ją szyła; Jedwab był snuty z zaklętych robaczków, Ufarbowany w serc dziewiczych soku, Przez mądre głowy wydystylowanym. DESDEMONA I czy to prawda? OTELLO Prawda niewątpliwa. Pilnujże chustki! DESDEMONA Więc dałoby niebo, Żebym jej nigdy, nigdy nie widziała! OTELLO Ha, co? dlaczego? DESDEMONA Skądże ta gwałtowność? OTELLO Czy ją straciłaś? Mów, czy ją straciłaś? DESDEMONA Boże! OTELLO Co mówisz? Odpowiedz, straciłaś? DESDEMONA Nie, nie straciłam. Lecz gdybym straciła? OTELLO Ha! DESDEMONA Lecz powtarzam, że jej nie straciłam. OTELLO Więc mi ją pokaż. DESDEMONA Chętnie, lecz nie teraz. To wykręt, żeby prośbę mą odrzucić. Proszę cię, przywróć Kassja do twej łaski. OTELLO Przynieś mi chustkę! Zaczynam się trwożyć — DESDEMONA Nie znajdziesz nigdy lepszego człowieka. OTELLO Chustka! DESDEMONA Mój drogi, mówże mi o Kassju — OTELLO Chustka! DESDEMONA Człowieku, który życie całe Swe szczęście na twej miłości opierał, Niebezpieczeństwa dzielił z tobą. OTELLO Chustka! DESDEMONA Źle postępujesz. OTELLO Precz! / Wychodzi. / EMILIA Czy to nie zazdrość? DESDEMONA W takim go stanie nigdy nie widziałam. Tak jest, spostrzegam, w chustce czary były. Co za nieszczęście, że ją utraciłam! EMILIA Poznajem mężów nie w rok ni w dwa lata. Naprzód są tylko żołądkiem, my strawą, Którą łakomo, chciwie pożerają, A nasyceni odpychają z wstrętem. Lecz widzę, Kassjo z mym mężem nadchodzi. / Wchodzą: Kassjo i Jago. / JAGO Nikt, jeśli ona tego nie załatwi. Patrz, co za szczęście! Idźże i nalegaj. DESDEMONA Jak się masz, dobry Kassjo? Co nowego? KASSJO Z starą przychodzę prośbą, droga pani. Niech twoja dobroć przywróci mi życie, Odda mi cząstkę przyjaźni dowódcy, Któregom zawsze sercem przywiązanym Czcił i szanował. Nie zniosę przewłoki. Jeśli obraza moja tak śmiertelna, Że żal obecny, minione zasługi, Ni obietnice przyszłej gorliwości W jego mnie przyjaźń wkupić nie potrafią, Wiedzieć mi o tym dobrodziejstwem będzie; Wtedy pociechy przymuszonej szatą Myśli oblokę i na innych drogach Pobiegnę szukać jałmużny fortuny. DESDEMONA Niestety, dobry Kassjo, ma obrona Nie w porę dzisiaj; mąż mój bowiem dzisiaj Nie jest mym mężem; nibym go poznała, Gdyby twarz jego jak myśl się zmieniła. Niechaj mi w niebie tak Bóg dopomoże, Jak jam ci chciała na ziemi dopomóc; Moje natręctwo zrobiło mnie celem Gniewu Otella. Musisz być cierpliwy. Zrobię, co będę mogła; zrobię więcej, Niżbym dla siebie samej zrobić śmiała. Przestań więc na tym. JAGO Czy pan mój był w gniewie? EMILIA Tylko co wyszedł w dziwnym niepokoju. JAGO Możeż się gniewać? Widziałem, jak kule Szeregi z jego wyrywały kolumn, Jak z objęć jego, niby duch piekielny, Brata wydarły — możeż on się gniewać? Coś w tym ważnego — muszę się z nim widzieć — Coś jest ważnego, kiedy on się gniewa. DESDEMONA Idź, proszę, zobacz. / Wychodzi Jago. / Jakieś sprawy państwa, Może z Wenecji, a może na Cyprze Nagle odkryty spisek niebezpieczny Zmąciły jego myśl czystą; w tym razie Dusza, choć wielkich spraw zajęta myślą, Z małymi walczy. Tak bywa zazwyczaj. Niech nas zaboli palec, wnet rozleje Po zdrowych członkach uczucie boleści. Zresztą pomyślmy, człowiek nie jest Bogiem, Nie można zawsze od niego wymagać Dni jak dzień ślubu. O łaj mnie, Emilio! Niezręczny szermierz, chciałam w mojej duszy Skarżyć Otella o niedobre serce, Lecz widzę, że mych przekupiłam świadków, I że fałszywe moje zaskarżenie. EMILIA Daj Boże, aby wedle twojej myśli, Były to skutki interesów państwa, A nie podejrzeń, zazdrosnych przywidzeń! DESDEMONA Ach, dobry Boże! Dałamże mu powód? EMILIA Nie dość zazdrosnym na tej odpowiedzi. Nie zawsze bowiem zazdrość ma powody, Jest, bo jest; jest to okrutna potwora Z siebie poczęta, z siebie urodzona. DESDEMONA Oddal ją, Boże, od duszy Otella! EMILIA Amen, o pani! DESDEMONA Śpieszę do niego. Zatrzymaj się, Kassjo! Jeśli myśl jego przystępniejszą znajdę, Użyję wszelkich sprężyn w twojej sprawie. KASSJO Dziękuję, pani, z głębi mego serca. / Wychodzą: Desdemona i Emilia — Wchodzi Bianka. / BIANKA Poszczęść ci Boże, przyjacielu Kassjo. KASSJO Co za przyczyna z domu cię wygnała? Jakże się miewasz, piękna moja Bianko? Słodka kochanko, właśniem szedł do ciebie. BIANKA A ja do ciebie. Nie przyjść tydzień cały! Siedem dni i nocy! Dwadzieścia i cztery Godzin siedm razy! A zegar kochanków, W nieobecności, sto razy nudniejsze Bije godziny; jak nudny rachunek! KASSJO Przebacz mi, Bianko, lecz przez ten czas cały Gniotły mi duszę myśli ołowiane. W szczęśliwszych chwilach, wierzaj, słodka Bianko, Wszystkie stracone godziny odpłacę. / Dając jej chustkę Desdemony. / Chustki tej wzorek przehaftuj mi, proszę. BIANKA Ach, skądże, Kassjo, dostałeś tej chustki? Pewno zadatek od nowej kochanki. Ha, teraz widzę, co cię wstrzymywało! Na toż mi przyszło? Kassjo, dobrze, dobrze! KASSJO Kobieto, słuchaj! Co ci się przyśniło? Rzuć czartu w zęby twoje podejrzenia, On ci je natchnął. Widzę, żeś zazdrosna; W chustce dar widzisz mej nowej kochanki; Tak nie jest, wierzaj. BIANKA Skądżeś do niej przyszedł? KASSJO Sam nie wiem; w moim domu ją znalazłem; Wzorek jest piękny; nim się kto upomni, Chciałbym, ażebyś kopią z niego zdjęła. Zrób to; a teraz zostaw mnie na chwilę. BIANKA Zostawić? Czemu? KASSJO Czekam na Otella; A to ni sprawie mojej dopomoże, Ani się z moim zgadza też życzeniem, Żeby mnie widział w kobiet towarzystwie. BIANKA Dlaczego, proszę? KASSJO Nie przez brak miłości. BIANKA Lecz brak kochania. Proszę cię, przynajmniej Ku mojej stronie odprowadź mnie trochę, I powiedz, czy cię zobaczę tej nocy. KASSJO Bianko, nie mogę iść z tobą daleko; Tu muszę czekać. Lecz przyjdę wieczorem. BIANKA Co robić! Trzeba ulec konieczności. / Wychodzą. / AKT CZWARTY SCENA I / Przed zamkiem. / / Wchodzą: Otello i Jago. / JAGO Czy w to uwierzysz? OTELLO Czy uwierzę, Jago? JAGO Całować skrycie? OTELLO Występny całunek! JAGO Albo przepędzić w łóżku z przyjacielem Małą godzinkę bez żadnej złej myśli? OTELLO Przepędzić w łóżku bez żadnej złej myśli? Jago, to przeciw piekłu hipokryzja! Ci, co kochają cnotę, a tak robią, Piekło ich cnotę, oni kuszą niebo. JAGO To grzech powszedni, jeśli nic nie robią. Lecz jeśli żonie mej daruję chustkę — OTELLO I cóż więc? JAGO Co więc? Chustka jej własnością, A własność swoją, komu chce, dać może. OTELLO Toć jej własnością honor jest jej także, Czy i nim może zarówno szafować? JAGO Honor, to rzecz jest lotna, niewidzialna, Często go mają ci, co go nie mają. Lecz co do chustki — OTELLO Chciałbym jej zapomnieć. Mówiłeś, Jago — słowa na mą pamięć Jak kruk spadają na dom zarażony, Wróżąc — mówiłeś, że miał chustkę moją. JAGO Tak jest, i cóż stąd? OTELLO O, stąd bardzo wiele! JAGO A cóż dopiero, gdybym ci powiedział: Widziałem, jak cię skrzywdził, lub słyszałem, Jak mówił o tym — są albowiem łotry, Co gdy przez długie, przez namiętne prośby, Albo przez chętny swej kochanki kaprys, Po swojej woli myśli jej nagięły, Natychmiast muszą wypaplać o wszystkim. OTELLO Czy co powiedział? JAGO Tak jest, lecz bądź pewny Nie więcej, jak jest gotowy odprzysiądz. OTELLO Cóż przecie mówił? JAGO On mówił, że nieraz, Że nieraz — nie wiem — że nieraz — OTELLO Co? co? co? JAGO Leżał — OTELLO Z nią leżał? JAGO Leżał z nią lub na niej, Możesz wybierać. OTELLO Leżał z nią! Leżał na niej! Leżał z nią! Och, to okropnie! Chustka — wyznania — chustka. Niech wyzna i umrze, nie, niech wprzódy umrze a potem wyzna! Drżę na myśl samą! Natura nie zabłąkałaby się w ten szał namiętności bez tajemniczego przeczucia prawdy. Nie słowa mną tak wstrząsają — fe — nosy — uszy — usta. Byćże to może? Wyznaj! Chustka! O szatanie! / Pada w konwulsjach. / JAGO Działaj, wciąż działaj, moja ty trucizno! Tak się to głupców łatwowiernych łapie; Tak to niejedna pani skromna, czysta, Niepokalana, potwarzom ulega. Czy słyszysz, panie? Wodzu mój! Otello! / Wchodzi Kassjo. / A, to ty Kassjo? KASSJO Co się krzyk ten znaczy? JAGO Nasz wódz Otello wpadł nagle w konwulsje; Wczora miał jeden, dziś drugi paroksyzm. KASSJO Nacieraj skronie. JAGO O nie, nie rób tego. Niemoc mieć musi swój bieg naturalny, Albo inaczej usta mu się pienią, A potem dzika napada go wściekłość. Rusza się, widzisz? Oddal się na chwilę; Wraca do zmysłów; jak tylko odejdzie, Mam mówić z tobą o ważnym przedmiocie. / Wychodzi Kassjo. / Jakże, mój wodzu? Czyś głowy nie ranił? OTELLO Czy szydzisz ze mnie? JAGO Uchowaj mnie Boże! Chciałbym, byś los swój męskim znosił sercem. OTELLO Człowiek z rogami jest potworną bestią. JAGO To w ludnym mieście potworów niemało, Niemało bestii cywilizowanych. OTELLO Czy wyznał? JAGO Dobry panie, bądź człowiekiem, Pomnij, że każdy, co ma żonę, jarzmo Ciągnąć twe może. Są miliony ludzi, Którzy swe noce w spólnym pędzą łożu, Gotowi przysiąc, że ich jest wyłącznie. Los twój jest lepszy. Bo żart to piekielny, Arcyszyderstwo szatana, całować Usta niewiernej w bezpiecznej komnacie, I myśleć, że jest czystą. Niech wiem wszystko; Wiedząc, czym jestem, wiem, czym ona będzie. OTELLO O, bez wątpienia! Jago, mędrzec z ciebie. JAGO Odejdź na stronę a cierpliwie słuchaj. Kiedyś tu leżał powalony żalem I namiętnością duszy twej niegodną, Wszedł Kassjo, ale odejść go skłoniłem, Twą słabość zręcznym tłumacząc pozorem. Przyrzekł mi jednak, że wróci za chwilę Pomówić ze mną. Ukryj się, mój wodzu, Patrz, jak szyderstwo i uśmiech pogardy Po całej jego rozleje się twarzy, Skoro go skłonię, by na nowo prawił, Gdzie, jak, jak często, jak długo i kiedy Z żoną twą miewał schadzki i mieć będzie. Zważaj na gesta, ale bądź cierpliwy, Lub powiem, żeś jest ulepiony z gniewu, Że nie masz w sobie jednej żyłki męża. OTELLO Czy słyszysz, Jago? Będę najchytrzejszy W mej cierpliwości, lecz Jago, czy słyszysz? Razem najkrwawszy. JAGO Tego nie potępiam. Jest czas na wszystko. Oddal się, mój wodzu. / Wychodzi Otello. / Pociągnę Kassja w rozmowę o Biance, Kobiecie, która za całunków sprzedaż Chleb swój i odzież kupuje. Biedaczka Szaleje za nim; takich jejmościanek Zwykłym jest losem uwodzić tysiące, A przez jednego być znów zwiedzionymi. Ilekroć razy Kassjo o niej słyszy, Z serca się śmieje. Lecz otóż nadchodzi. / Wchodzi Kassjo. / Śmiech jego rozum Otella przewróci, Bo jego zazdrość głupia wytłumaczy Biednego Kassja uśmiechy i żarty Zupełnie mylnie. Dobry poruczniku, Jak się masz? KASSJO Gorzej, gdy mi tytuł dajesz, Którego ujma właśnie mnie zabija. JAGO Miej Desdemonę za sobą a wygrasz. / Ciszej: / Ach, gdyby skutek od Bianki zależał, Jakbyś już dawno do łaski powrócił! KASSJO O biedna dziewka! OTELLO / na stronie: / Patrz, jak się już śmieje. JAGO Tak zakochanej jeszcze nie widziałem. KASSJO Ach, nieboraczka! Myślę, że mnie kocha. OTELLO / na stronie: / Przeczy, a śmiechem zaciera przeczenie. JAGO Czy słyszysz Kassjo? / Mówi z nim na stronie. / OTELLO A teraz nalega, By rzecz opisał. Dobrze, dalej, dalej! JAGO Ona powiada, że się z nią ożenisz. Czy to myśl twoja, Kassjo? KASSJO Ha, ha, ha, ha! OTELLO / na stronie: / Ha, tryumfujesz ze mnie, Rzymianinie! KASSJO Ja się z nią żenić? Ja? Żenić się z gamratką? Proszę cię, miej litość nad moim rozumem, nie myśl znowu, że do tego stopnia chory. Ha, ha, ha! OTELLO / na stronie: / Tak, naturalnie; śmieje się, kto wygrał. JAGO Na uczciwość, biegają wieści, że się z nią ożenisz. KASSJO Doprawdy? JAGO Jestem łotrem, jeżeli zmyślam. OTELLO / na stronie: / Już się rządzicie, jakby mnie nie było? KASSJO To plotki tej małpy. Zaślepiona miłością wmówiła w siebie, że ją wezmę za żonę, bo przyrzeczenia mojego nie ma, możesz mi wierzyć. OTELLO / na stronie: / Jago znak daje; zaczyna się powieść. KASSJO Była tu przed chwilą; wszędzie włóczy się za mną. Rozmawiałem niedawno nad brzegami morza z kilku znajomymi Wenetczykami, aż tu wbiega mój gagatek i tak mi się rzuca na szyję — OTELLO / na stronie: / Wołając: o drogi Kassjo! Jakbym ją słyszał. Jego ruch to oznacza. KASSJO I wiesza mi się na szyi, na piersiach opiera głowę i płacze, i szczypie mnie i ciągnie; ha, ha, ha! OTELLO / na stronie: / A teraz opowiada, jak go wciągnęła do mojej alkowy. O, widzę twój nos, lecz nie widzę psa, któremu go rzucę! KASSJO Nie zostaje mi, jak zerwać z nią stosunki. JAGO W mojej obecności, bo patrz, otóż i ona. / Wchodzi Bianka. / KASSJO Przez Boga, to tchórz mój choć uperfumowany. Czemu włóczysz się ciągle za mną? BIANKA Niech się diabeł i mać jego włóczą za tobą! Co znaczy ta chustka, którą mi dałeś przed chwilą? Biorąc ją sławne zrobiłam głupstwo. Wzorek ci przehaftować? Co za prawdopodobieństwo, że znalazłeś tak piękną robotę, a nie wiesz, kto ją tam zostawił. To zadatek jakiego wytłuczka; a ja mam wzorek kopiować? Daj ją, komu ci się podoba; skąd bądź ją masz, nie myślę ani listka z niej haftować. KASSJO Co się to znaczy, słodka Bianko? Co ci się przyśniło? OTELLO / na stronie: / Na nieba, to jest pewno chustka moja! BIANKA Jeśli chcesz dziś wieczór wieczerzać ze mną, to dobrze; jeśli nie chcesz, przyjdź kiedy ci się spodoba. / Wychodzi. / JAGO Goń za nią! Goń za nią! KASSJO Muszę; inaczej gotowa narobić brewerii na ulicy. JAGO Czy pójdziesz dziś do niej na wieczerzę? KASSJO Taki przynajmniej mój zamiar. JAGO To dobrze; być może, że zajrzę do was, bo mam z tobą do pogadania. KASSJO Proszę cię, przyjdź; czy przyjdziesz? JAGO Rachuj na mnie i na tym koniec. / Wychodzi Kassjo. / OTELLO Jak go mam zamordować, Jago? JAGO Czy widziałeś, jak się śmiał ze swojego łotrostwa? OTELLO O Jago! JAGO A chustkę, czy widziałeś? OTELLO To była moja? JAGO Twoja, na tę rękę! Jawny dowód, jak wysoko ceni szaloną kobietę, twoją żonę. Ona mu dała swoją chustkę, a on ją dał swojej gamratce. OTELLO Chciałbym go całe dziewięć lat mordować! Piękna kobieta! O, słodka kobieta! JAGO Wodzu, trzeba ci o tym zapomnieć. OTELLO Niech zginie i przepadnie i pójdzie do piekła tej nocy, bo jej nie przeżyje! Nie, moje serce zmieniło się w kamień: uderzam w nie i czuję, że mi rani rękę. O, świat nie ma słodszego stworzenia! Godna zasiąść przy boku cesarza i rozkazy mu wydawać. JAGO Nie, wodzu, nie twoja rzecz o tym myśleć. OTELLO Na gałąź z nią! Ja tylko mówię, jak jest; a jak ćwiczona w kobiecych robotach! A jaka śpiewaczka! Ach! Ona by z niedźwiedzia dzikość jego wyśpiewała. A myśli jej jak szczytne, jak bujne! JAGO Tym występniejsza dla wszystkich tych przymiotów. OTELLO O tysiąc, tysiąc razy! A potem jak uprzejma! JAGO To prawda, zbyt tylko uprzejma. OTELLO Bez wątpienia. A jednak, co za szkoda, Jago! Och Jago, co za szkoda! Jago! JAGO Jeśli się tak rozczulasz nad jej grzechem, to daj jej patent wolnego krzywdzenia cię, boć jeśli to ciebie nie obchodzi, to pewno nie obejdzie nikogo. OTELLO Posiekam ją na kawałki. Mnie rogi przyprawić! JAGO Co za nikczemność z jej strony! OTELLO Z moim podwładnym! JAGO Jeszcze nikczemniej. OTELLO Postaraj mi się o truciznę, Jago, tej nocy; nie będę się z nią rozprawiał, żeby jej postać i jej piękność nie zmieniły znowu mojego postanowienia. Tej nocy, Jago! JAGO Po co trucizna? Uduś ją w jej łożu, W tym samym łożu, które pokalała. OTELLO O dobrze, dobrze! Sprawiedliwość kary Podoba mi się; dobrze, bardzo dobrze! JAGO A co do Kassja, zostaw mi tę sprawę; Usłyszysz o niej więcej przed północą. / Słychać trąbkę za sceną. / OTELLO Wybornie, Jago. Co znaczy ta trąbka? JAGO Pewno z Wenecji listy. LODOWIKO Przybył od doży; z nim jest żona twoja. / Wchodzą: Lodowiko, Desdemona, Orszak. / LODOWIKO Niech Bóg cię strzeże, godny generale! OTELLO Dziękuję. LODOWIKO Doża, senat cię pozdrawia. / Oddaje mu listy. / OTELLO Całuję wyraz wszechwładnej ich woli. / Czyta. / DESDEMONA Co za nowiny, dobry mój kuzynie? JAGO Rad jestem, panie, że cię widzieć mogę; Witaj nam w Cyprze! LODOWIKO Dziękuję; a Kassjo Jakże się miewa? JAGO Kassjo? Żyje, panie. DESDEMONA Wielki jest rozbrat między mężem moim A między Kassjem; lecz ty to naprawisz. OTELLO Czyś tego pewna? DESDEMONA Mężu? OTELLO / czyta: / „Nie zaniedbaj Dokonać tego śpiesznie, a gdy będziesz” — LODOWIKO On nic nie mówił, czytaniem zajęty. Jest między nimi, jak mówisz, oziębłość? DESDEMONA Najnieszczęśliwsza. Pragnę ich pogodzić Z szczerej przyjaźni, którą mam dla Kassja. OTELLO Ogień i siarka! DESDEMONA Mężu? OTELLO Maszli rozum? DESDEMONA Czy on się gniewa? LODOWIKO Może list to sprawił. Senat podobno wracać mu nakazał, A zarząd wyspy w ręce Kassja złożyć. DESDEMONA Wierzaj, kuzynie, bardzo mnie to cieszy. OTELLO Czy tak? DESDEMONA Mój mężu? OTELLO O, i ja się cieszę, Widząc, że rozum tracisz i szalejesz. DESDEMONA Cóż to jest, słodki Otello? OTELLO Diablico! / Uderza ją. / DESDEMONA Nie zasłużyłam na to. LODOWIKO Generale, W Wenecji nikt by uwierzyć mi nie chciał, Choćbym przysięgał, że sam to widziałem. To nadto. Przeproś ją; czy widzisz? Płacze. OTELLO O ty diablico! Gdyby łzy niewieście Mogły zapłodnić ziemię, owoc wydać, Z każdej by kropli wylągł się krokodyl. Precz z moich oczu! DESDEMONA Nie chcę cię dłużej widokiem mym gniewać. / Chce odchodzić. / LODOWIKO Posłuszna żona. Błagam cię, mój wodzu, Pozwól, niech wróci. OTELLO Pani! DESDEMONA Co, mój panie? OTELLO Czego chcesz od niej? LODOWIKO Ja od niej, mój wodzu? OTELLO Ty, ty. Wszak chciałeś, ażeby wróciła. O, ona może powracać, odchodzić, I wracać znowu; może płakać, płakać, I jest posłuszna, jak mówisz, posłuszna, Bardzo posłuszna, no, proszę, płacz dalej! Co do tej sprawy, dobrze grana boleść! Mam wracać śpiesznie. Idź precz! A niebawem Poślę po ciebie; do Wenecji wrócę Wedle rozkazu. Idź precz! / Wychodzi Desdemona. / Moje miejsce Kassjo zastąpi. Spodziewam się, panie, Że raczysz przyjąć dziś u mnie wieczerzę. Witaj nam, panie, na cypryjskiej ziemi! Kozły i małpy! / Wychodzi. / LODOWIKO Jestże to Murzyn, którego nasz senat Nazywa mężem do wszystkich spraw zdolnym? Jestże to dusza, której wstrząść nie mogła Namiętność żadna?Dusza, której hartu Żaden strzał losu, żaden cios wypadków Nie zdołał przeszyć i zadrasnąć nie mógł? JAGO Zmienił się bardzo. LODOWIKO Czy zmysły utracił? Czy mu się w głowie mózg nagle przewrócił? JAGO On tym jest, czym jest; nie moja rzecz sądzić, A czym by mógł być, jeżeli tym nie jest, Daj Bóg, by został! LODOWIKO Jak to, bić swą żonę! JAGO To źle, wyznaję. Ale z duszy pragnę, By uderzenie złem największym było. LODOWIKO Zwykłeż to jego jest postępowanie? Lub czy te listy krew jego zburzyły, I wywołały chwilowe szaleństwo? JAGO Niestety, panie, uczciwość mi broni Mówić, com widział, czegom się dowiedział; Sam go uważaj, własne jego czyny Bez słów go moich dokładnie opiszą. Nie trać go z oczu, patrz tylko, co robi. LODOWIKO Żal mi, żem w sądzie o nim tak się zawiódł. / Wychodzi. / SCENA II / Pokój w zamku. / / Wchodzą: Otello i Emilia. / OTELLO Więc utrzymujesz, żeś nic nie widziała? EMILIA Ani słyszała, nie marzyła nawet. OTELLO Przecież z nią razem widywałaś Kassja? EMILIA Ale nic złego wtedy nie widziałam; Słyszałam każde wymówione słówko. OTELLO Jak to? Czy nigdy nie szeptali cicho? EMILIA Nie, panie, nigdy. OTELLO Czy cię z rozkazami Nie odsyłali? EMILIA Nigdy. OTELLO To po wachlarz, Po rękawiczki, maskę, po cokolwiek? EMILIA Nie, panie, nigdy. OTELLO To rzecz niepojęta! EMILIA Ja za jej cnotę, panie, daję w zakład Mą duszę własną. Gdy inaczej sądzisz, Odepchnij myśl tę, bo zwodzi twe serce. Jeśli łotr jaki szepnął ci do ucha, Niech go przekleństwem węża niebo skarze! Bo jeśli ona nie jest czysta, wierna, Nie ma szczęśliwych mężów na tej ziemi, Najczystsza żona, jak potwarz jest czarna. OTELLO Powiedz, niech przyjdzie! / Wychodzi Emilia. / Nagadała dosyć; Aleć ostatnia rajfurka to samo Z równą wymową powiedzieć by mogła; A to jest zręczna i chytra gamratka, Klucz i szkatuła wszetecznych tajemnic; A jednak klęknąć, modlić się gotowa, Toć ją widziałem modlącą się nieraz. / Wchodzą: Desdemona i Emilia. / DESDEMONA Co chcesz, mój panie? OTELLO Zbliż się tu, kurczątko! DESDEMONA Co mi rozkażesz? OTELLO Podnieś twoje oczy I w twarz mi spojrzyj! DESDEMONA Cóż to za myśl straszna? Otello / do Emilii: / A ty, waćpani, do twego rzemiosła; Zostaw kochanków, drzwi zamknij na rygiel, Chrząkaj lub kasłaj, jeśli się kto zbliży. No, do rzemiosła twego, do rzemiosła! / Wychodzi Emilia. / DESDEMONA Na klęczkach błagam, co znaczy to wszystko? Rozumiem wściekłość, w słowach twych zawartą, Słów nie rozumiem. OTELLO Powiedz mi, kto jesteś? DESDEMONA Jestem twą żoną, twoją wierną żoną. OTELLO Przysiąż więc na to i potęp się sama, Bo diabły, widząc twą anielską postać, Lękałyby się chwycić cię. Więc przysiąż, Żeś jest uczciwą; potęp się podwójnie! DESDEMONA Niebo mi świadkiem — OTELLO Niebo ci jest świadkiem, Żeś jest fałszywą, jak piekło! DESDEMONA I komuż? I z kim, mój mężu? Jak jestem fałszywą? OTELLO O, Desdemono! Precz, precz, precz! DESDEMONA Niestety! O dniu boleści! I dlaczegóż płaczesz? Jamże łez twoich powodem, Otello? Jeśli przypuszczasz, że wpływ mego ojca Stał się przyczyną twego odwołania, Nie skarż mnie o to; jeśliś ty utracił, I jam też jego utraciła miłość. OTELLO Gdyby zesłało niebo na mnie próby Ciężkich utrapień, na mą głowę nagą Lunęło deszczem hańby i boleści, W nędzy bezdenne popchnęło mnie morze, Mnie, me nadzieje, w niewolę podało, Jeszcze bym znalazł w jakim duszy kątku Pociechy kroplę; lecz zrobić mnie celem, Który pogardy wytykają dłonie Swoim leniwym a szyderczym palcem — Ale to nawet, i to bym wycierpiał! Lecz być wygnanym z świątyni, gdziem złożył Serce me całe, której tak mi trzeba, Że bez niej chwili jednej żyć nie mogę; Źródło to stracić, bez którego strumień Mego żywota albo do dna wyschnie, Lub się w kałużę zmieni, gdzie plugawe Płodzą się żaby — spojrzyj, cierpliwości, Ty cherubinie z różanymi usty, A na ten widok na twoim obliczu Uśmiech na wściekłość zmieni się piekielną! DESDEMONA Tuszę, mój mężu, że w cnotę mą wierzysz. OTELLO Tak, jak w much letnich, co ledwo wylęgłe, A już się płodzą. — O ty jasny kwiecie, Tak wdzięczny, piękny i tak słodkiej woni, Że wszystkie zmysły mdleją odurzone, Bodajeś nigdy był się nie urodził! DESDEMONA Jakąż nieznaną popełniłam zbrodnię? OTELLO Na toż stworzony był ten piękny papier, By napisano na nim: nierządnica! Coś popełniła? Ty, ty wszetecznico! Lica bym moje na kuźnię przemienił, A skromność moją na węgiel w niej spalił, Gdybym chciał twoje czyny rozpowiadać. Coś popełniła? Na czyny twe niebo, Nos swój zatyka, księżyc oczy mruży; Rozpustny wietrzyk, co wszystko całuje, Chowa się z wstydu wśród ziemskich przepaści, Słuchać ich nie chcąc! Ha, coś popełniła? Ty nierządnico bezczelna! DESDEMONA Otello, Krzywdzisz mnie! OTELLO Toś więc nie jest nierządnicą? DESDEMONA O nie, nie, mężu, jakem chrześcijanka! Jeżeli ciała tego strzec dla ciebie Od wszelkich dotknięć nieprawych, występnych, Być nierządnicą nie jest, to nie jestem. OTELLO Co? Więc nie jesteś? DESDEMONA Nie, jak chcę zbawienia! OTELLO Byćże to może? DESDEMONA O, przebacz nam, Panie! OTELLO Więc cię przepraszam. Ja cię dotąd brałem Za tę wenecką, chytrą nierządnicę, Co Otellowi swą oddała rękę. Hej, mościapani, co pełniłaś urząd Na opak z Piotra świętego urzędem, Strzegąc bram piekła, ty! ty! o tak, ty! / Wchodzi Emilia. / Rzecz już skończona — weź to za fatygę — Teraz drzwi zamknij, a zachowaj sekret. / Wychodzi. / EMILIA Niestety, pani, co to wszystko znaczy? Pani, co tobie? O pani, co tobie? DESDEMONA Na pół uśpionam. EMILIA Co się z panem dzieje? DESDEMONA Z kim? EMILIA Z moim panem. DESDEMONA Kto jest panem twoim? EMILIA Ten, słodka pani, co jest twoim mężem. DESDEMONA Ja nie mam męża. Przestań do mnie mówić! Nie mogę płakać, nie mam odpowiedzi, Prócz tej, co może we łzach gorzkich płynąć. Proszę cię, połóż ślubne prześcieradło Dziś na mym łożu — nie zapomnij tylko! — Zawołaj twego męża. EMILIA Co za zmiana! / Wychodzi. / DESDEMONA Na los ten ciężki zasłużyłam przecie: Czym jednak mogłam tej największej zbrodni Choćby najmniejsze dać mu podejrzenie? / Wchodzą: Emilia i Jago. / JAGO Co mi rozkażesz, pani? Co ci, pani? DESDEMONA Nie wiem, o Jago. Ci, co uczą dzieci, Łatwą je pracą i dobrocią uczą; On środków równie łagodnych mógł użyć, Bo jestem dzieckiem, kiedy mnie kto łaje. JAGO Co się to znaczy? EMILIA Niestety, pan mój tak ją znierządniczył, Tak wzgardliwymi obrzucił ją słowy, Że znieść uczciwe nie może ich serce. DESDEMONA Czy zasłużyłam, Jago, na to imię? JAGO Na jakie imię? DESDEMONA Na imię to, którym, Jak ona mówi, nazwał mnie Otello? EMILIA On nierządnicą ją nazwał; pijany Żebrak tak swojej nie zwałby gamratki! JAGO Skądże to wszystko? DESDEMONA Nie wiem; to wiem tylko, Że tym nie jestem. JAGO Pani, nie płacz! Nie płacz! O dniu boleści! EMILIA Po toż pani moja Tylu szlachetnych wyrzekła się związków, Swojego ojca, przyjaciół, swej ziemi, By ją nazwano w końcu nierządnicą? Kto by nie płakał? DESDEMONA To jest los mój gorzki! JAGO A bodaj przepadł! Skądże mu to przyszło? DESDEMONA To Bóg wie jeden. EMILIA Niech mnie powieszą, jeśli tej potwarzy Jaki przeklęty łotr nie ukartował, Jaki zausznik, nikczemny pochlebca, Jaki niewolnik liżący się, chytry, Aby w nagrodę urząd jaki dostał. JAGO To być nie może; nie ma takich ludzi. DESDEMONA Jeśli są tacy, niech im Bóg przebaczy! EMILIA Niechaj im stryczek przebaczy! Niech piekło Kości ich pożre! Czemuż nierządnicą Ma ją nazywać? Z kimże ją kto widział? I gdzie, i kiedy? Jakie podobieństwo? Murzyna uwiódł jakiś łotr wierutny, Jakiś nikczemny, jakiś podły łajdak. Czemuż go, Boże, czemu nie odkryjesz, W wszystkie uczciwe ręce nie dasz bicza, Aby nagiego chłostały potwarcę Po ziemi całej, od wschodu na zachód? JAGO Mów tylko ciszej! EMILIA Wieczna hańba na nich! I tobie także podobny jegomość Przewrócił głowę i rozum tak zmącił, Żeś mnie z Murzynem w podejrzeniu trzymał. JAGO Wariatka z ciebie — ale dosyć na tym! DESDEMONA Niestety! Jago, jakże mego męża Przebłagać zdołam? Idź, proszę, do niego, Na to niebieskie światło ci przysięgam, Czym rozgniewałam go, nie wiem; tu klękam, Jeżelim kiedy wolą albo słowem, Czynem lub myślą złamała mu wiarę; Jeśli me oczy, uszy, zmysły moje, Dla innych, chwilę o nim zapomniały; Jeśli nie kocham, jeśli nie kochałam, Jeśli go wiecznie nie będę kochała, Choćby rozwodem żebraczką mnie zrobił, Niech bez pociechy umrę! Gniew jest silny; Gniew jego może pozbawić mnie życia, Lecz mej miłości skazić nie potrafi. Ha, nierządnica! Nie mogę bez zgrozy Wymówić słowa, a popełnić czynu, Którym na imię bym to zasłużyła, Skarby całego świata mnie nie skłonią! JAGO Ukój się, pani! Gniew jego przeminie. Pewno sprawami państwa rozdrażniony Mści się na tobie. DESDEMONA Bodajby tak było! JAGO Tak jest, zaręczam. / Słychać trąby. / To znak wieczerzy. Weneccy posłowie Czekają na was w pałacowej sali. Idź, pani, nie płacz; wszystko będzie dobrze. / Wychodzą: Desdemona i Emilia. — Wchodzi Roderigo. / Jak się masz, Roderigo? RODERIGO Coś mi się wszystko zdaje, że nie postępujesz ze mną uczciwie. JAGO A to dlaczego? RODERIGO Jago, co dzień zbywasz mnie jakim nowym wykrętem, a jak teraz spostrzegam, usuwasz raczej ode mnie wszelkie sposobności, zamiast pokrzepiać moich nadziei choćby najmniejszym postępem. Nie zniosę tego dłużej, jak nie myślę schować do kieszeni w milczeniu, co już przez moją głupotę wycierpiałem. JAGO Czy chcesz mnie słuchać, Roderigo? RODERIGO Słuchałem cię już zbyt długo, bo słowa twoje nie idą w parze z czynami. JAGO Najniesłuszniej mnie oskarżasz. RODERIGO Prawdę tylko mówię. Zmarnotrawiłem cały mój majątek. Za połowę klejnotów, które ci dałem, aby je wręczyć Desdemonie, uwiódłbym zakonnicę. Powiedziałeś mi, że je przyjęła, a w zapłatę dała mi oczekiwania i nadzieje śpiesznych względów i zażyłości, lecz dotąd czekałem na nie daremno. JAGO Dobrze, dalej, bardzo dobrze! RODERIGO Bardzo dobrze, dalej! Nie mogę już dalej, a nie ma w tym nic dobrego. Myślę, że mnie traktujesz nieuczciwie, i zaczynam spostrzegać, że mnie wystrychnąłeś na dudka. JAGO Bardzo dobrze! RODERIGO A ja ci powiadam, że nie bardzo dobrze! Dam się poznać Desdemonie, a byle mi chciała zwrócić klejnoty, wyrzeknę się zalotów, oświadczę żal za moje występne nalegania; w przeciwnym razie możesz być przekonany, że będę na tobie strat moich poszukiwał. JAGO Czy skończyłeś? RODERIGO Tak jest, skończyłem, a przysięgam, że nie powiedziałem słowa, którego bym nie miał na myśli wykonać. JAGO No, teraz dopiero spostrzegam, że masz ducha; odtąd też lepsze niż kiedykolwiek buduję na tobie nadzieje. Daj mi rękę, Roderigo. Powziąłeś ku mnie najsprawiedliwszą urazę, choć przysięgam, że szczerze pracowałem w twoim interesie. RODERIGO Nie pokazało się to wcale. JAGO Wyznaję, że się to nie pokazało; twój zarzut nie jest bez dowcipu i sensu. Lecz, Roderigo, jeżeli prawdziwie masz w sobie to, co teraz mam więcej niż kiedykolwiek przyczyn wierzyć, że masz, to jest postanowienie, odwagę i męstwo, dowiedź tego tej nocy, a jeżeli następującej zaraz nocy nie będziesz miał Desdemony, spiskuj na moje życie, sprzątnij mnie podstępnie. RODERIGO Zobaczmy, o co idzie. Czy to w granicach rozsądku i możebności? JAGO Słuchaj: przyszedł szczególny rozkaz z Wenecji, mianujący Kassja następcą Otella. RODERIGO Czy być może! Więc Otello i Desdemona wracają do Wenecji? JAGO O nie! Otello płynie do Maurytanii i zabiera z sobą piękną Desdemonę, chyba że jaki niespodziewany wypadek jego tu pobyt przedłuży, a najpewniejszym takiego rodzaju wypadkiem byłoby sprzątnienie Kassja. RODERIGO Co rozumiesz przez sprzątnienie Kassja? JAGO Rozumiem zrobienie go niezdolnym do zajęcia posady Otella: rozpłatanie mu czaszki. RODERIGO I chciałbyś, żebym ja to zrobił? JAGO Tak jest, jeśli chcesz oddać sobie usługę i sprawiedliwość. Kassjo wieczerza tej nocy z pewną jejmościanką, u której mam się z nim spotkać. Nic on jeszcze nie wie o swojej świetnej fortunie; jeżeli zechcesz czatować na niego przy wyjściu, które tak urządzę, że wypadnie między dwunastą a pierwszą, możesz go napaść w najlepszą porę; ja też będę w bliskości, żeby ci dopomóc w potrzebie; toć przecie we dwóch przyjdziem z nim do ładu. Chodź ze mną, a nie wytrzeszczaj tak oczu; chodź tylko za mną, a ja ci tak wykażę potrzebę jego śmierci, że zadać mu ją będziesz uważał za obowiązek. Już czas wieczerzy; noc przemija; do dzieła! RODERIGO Chcę wprzódy coś więcej słyszeć o twoich przyczynach. JAGO Będziesz je miał. / Wychodzą. / SCENA III / Inny pokój w zamku. / / Wchodzą: Otello, Lodowiko, Desdemona, Emilia, Orszak. / LODOWIKO Tylko się dalej nie fatyguj, proszę. OTELLO O nie, przechadzka potrzebna mi teraz. LODOWIKO Dobranoc, pani; dzięki za uprzejmość! DESDEMONA Jesteś nam, panie, miłym zawsze gościem. OTELLO A teraz, panie, idźmy! — Desdemono — DESDEMONA Mój mężu? OTELLO Idź natychmiast spać się położyć; za chwilę wrócę. Odeślij twoją towarzyszkę; zrób, jak ci mówię. DESDEMONA Zrobię, jak rozkazujesz. / Wychodzą: Otello, Lodowiko i Orszak. / EMILIA A jak on teraz? Zda się spokojniejszy. DESDEMONA Słyszałaś, mówił, że za chwilę wróci; Polecił, żebym natychmiast spać poszła, Żebym bez zwłoki ciebie odesłała. EMILIA Mnie odesłała? DESDEMONA Taka jego wola. Dlatego daj mi, proszę, nocny ubiór, I bądź mi zdrowa; nie chcę go rozgniewać. EMILIA Bodaj go nigdy oczy twe nie znały! DESDEMONA Tego nie powiem, bo ja go tak kocham, Że nawet jego groźby, gniewy, fuki — Odejm tę szpilkę — urok dla mnie mają. EMILIA Wedle rozkazu w ślubne prześcieradła Łoże oblekłam. DESDEMONA Wszystko mi to jedno. O Boże, co za dziwne myśli nasze! Jeśli przed tobą umrę, moje ciało W jedno z tych owiń, proszę, prześcieradeł. EMILIA Ach, nie myśl o tym! Co za myśl dziwaczna! DESDEMONA Matki mej panna, nazwiskiem Barbara, Miała kochanka, który ją opuścił, Umiała ona piosenkę o wierzbie. Pieśń była stara, ale malowała Dobrze jej losy; nucąc ją umarła. Ta pieśń mi teraz ciągle w myśli stoi, I coś mnie nagli, bym zwiesiła głowę I tak śpiewała, jak biedna Barbara. Spiesz się. EMILIA Czy nocny mam znieść pani ubiór? DESDEMONA Rozbierz mnie tylko. Jakże ci się zdaje? Ten Lodowiko miły bardzo człowiek. EMILIA Przy tym urodny. DESDEMONA A jak pięknie mówi! EMILIA Znam w Wenecji jedną panią, która by poszła boso do Palestyny za jedno dotknięcie jego dolnej wargi. DESDEMONA / śpiewa: / I. Szumią nad dziewczyną gałązki wierzbowe, O wierzbo zielona! Dłoń sparła na sercu, na kolanach głowę, O wierzbo zielona! Świeża srebrna struga jej wtórzy westchnienie, O wierzbo zielona! Słone łzy jej oczu zmiękczyły kamienie. Włóż to do szufladki. O wierzbo zielona! Śpiesz się tylko, bo wkrótce powróci. O wierzbo zielona, ty będziesz mi wiankiem. II. Niech nikt go nie gani, on słusznie mną gardzi — Nie, nie ten wiersz teraz. — Cicho! Kto stuka? EMILIA To wiatr. DESDEMONA / śpiewa: / Jam rzekła, niewierny! On na to, cóż z tego? O wierzbo zielona! Gdy inną ja kocham, ty kochaj innego. A więc dobranoc! Swędzą mnie powieki; Czy to łzy znaczy? EMILIA Nie, to nic nie znaczy. DESDEMONA A mnie mówiono, że to łzy ma znaczyć, O ci mężczyźni! Powiedz mi, Emilio, Czy są, jak myślisz, na ziemi kobiety, Zdolne tak ciężko mężów swych pokrzywdzić? EMILIA O są, są, pani, wątpliwości nie ma. DESDEMONA Chciałabyś zrobić to za ziemię całą? EMILIA Czybyś ty, pani, nie chciała? DESDEMONA Emilio, O nie! Te gwiazdy niebieskie mi świadkiem. EMILIA I ja przy gwiazdach świadkach bym nie chciała; Rzeczy te lepiej robią się po ciemku. DESDEMONA Więc byś zrobiła to za świata cenę? EMILIA Świat, rzecz to wielka, i wielka to cena za grzech niewielki. DESDEMONA Nie, nie wierzę, abyś chciała to zrobić. EMILIA A mnie się zdaje, że bym zrobiła, a odrobiłabym, zrobiwszy. Naturalnie, nie chciałabym takiej dopuścić się sprawy ani za obrączkę, ani za łokieć batystu, ani za sukienkę, ani za spódniczkę, ani za kapelusz, ani za jakie inne podobnego rodzaju bagatele, ale za świat cały! Ba! kto by nie przyprawił rogów, żeby go zrobić monarchą? Za taką cenę gotowam ryzykować się na czyściec. DESDEMONA Niech zginę, jeślibym występek ten popełniła za świat cały! EMILIA Lecz pomnij, pani, że występek jest tylko występkiem na świecie, a mając świat za twoją pracę, byłby to występek na twoim własnym świecie i mogłabyś go łatwo na cnotę przemienić. DESDEMONA Nie myślę, żeby była taka kobieta na ziemi. EMILIA O, tuzinami; a w dodatku tyle, że by nimi można było zaludnić świat, który w grze tej był stawką. Lecz, moim zdaniem, jeśli żony grzeszą, Mężów to wina. Lub stygną w uczuciach, Skarb nasz na obce wylewają łona, Lub wybuchają z zazdrością zgryźliwą, Krępują wolność, biją nas czasami, W gniewie zbyt nasze ścieśniają wydatki; My też żółć mamy, choć skore przebaczać, Nie gardzim zemstą. Niech wiedzą mężowie, Że tak jak oni, żony zmysły mają, Widzą, smakują kwasy i słodycze, Wąchają wonie. Czego oni pragną, Gdy inne nad nas przenoszą? Rozkoszy. Tak sądzę; czyli namiętność ich goni? Tak myślę; czyli ułomność w tym ludzka? Tak, bez wątpienia. A w naszych też piersiach Czy namiętności, ułomności nie ma? Niech nas szanują, lub niech pamiętają, Że grzesząc, przykład do grzechu nam dają. DESDEMONA Dobranoc! — Boże, racz mną tak kierować, By złe naprawić, a nie naśladować! / Wychodzą. / AKT PIĄTY SCENA I / Ulica. / / Wchodzą: Jago, Roderigo. / JAGO Stań za tym murem. Za chwilę nadejdzie: Dobądź twej dobrej szabli, a mierz w serce, Żwawo, bez trwogi! Będę niedaleko. Wzrośniem lub zgnijem, pomnij tylko na to I utwierdź silnie twe postanowienie. RODERIGO Bądź tylko blisko, dłoń może mnie zawieść. JAGO Widzisz, tam będę. Zajmij stanowisko. / Odchodzi na stronę. / RODERIGO Niewielką w sercu czuję chęć do tego; Przyczyny jednak dał mi dostateczne. Mniej jeden człowiek i koniec. Niech ginie! / Zajmuje swoje stanowisko. / JAGO Młodą wrzodziankę przytarłem do żywa; Wścieka się z gniewu. Czy zabije Kassja, Czy Kassjo jego, czy też oba zginą, Ja zawsze wygram. Roderigo, żyjąc, O zwrot mnie będzie bez ustanku dręczył Złota i pereł, którem zeń wyłudził, Dla Desdemony niby na prezenta. Tak być nie może. Jeśli Kassjo żyje, W dniu każdym jasna czynów jego piękność Mnie szpetnym robi, a przy tym, co gorsza, Otello mógłby wszystko mu wyjawić. On musi zginąć! Tak! Otóż nadchodzi. / Wchodzi Kassjo. / RODERIGO Chód mi ten znany; to on. / Wybiega z zasadzki i uderza Kassja. / Giń, nędzniku! KASSJO Cios był mistrzowski, mógł być niebezpieczny, Lecz karacena lepsza, niźliś myślał. Spróbujmy teraz twojej! / Walczą. Roderigo ranny upada. / RODERIGO Ach, umieram! / Wbiega Jago, rani Kassja w udo i wychodzi. / KASSJO O, jam kaleką na wieki! Ratujcie! / Upada. — Wchodzi Otello w odległości. / OTELLO Głos Kassja! Jago dotrzymał mi słowa. RODERIGO O ja nikczemnik! OTELLO Prawdę powiedziałeś. KASSJO Zbójcy! Ratujcie! Światła! Och, doktora! OTELLO To on! Uczciwy, sprawiedliwy Jago, Krzywd przyjaciela szlachetnym uczuciem Uczy mnie — Duszko, kochanek twój zginął, I twój los bliski! — Idę, nierządnico! Precz z serca czary siane jej oczami! Splamione przez cię łoże krew twa splami! / Wychodzi. — Wchodzą: Gracjano i Lodowiko w odległości. / KASSJO Niktże nie przyjdzie? Och, zbójcy! Ratujcie! GRACJANO Jakieś nieszczęście; to jest krzyk boleści! KASSJO Ratujcie! LODOWIKO Słuchaj! RODERIGO O podlec nikczemny! LODOWIKO Dwa lub trzy jęki! Wszystko ciemność kryje; Może to podstęp; zbyt jest niebezpiecznie W tak małej liczbie za krzykiem tym śpieszyć. RODERIGO Niktże nie przyjdzie? Na śmierć mnie krew ujdzie! / Wchodzi Jago z pochodnią. / LODOWIKO Cicho! GRACJANO Z szablą i światłem ktoś w koszuli bieży. JAGO Kto tam? Kto wołał: zbójcy! Na ratunek! LODOWIKO Nie wiemy wcale. JAGO Nic nie słyszeliście? KASSJO Tu! Tu! Na Boga! Ratujcie! Ratujcie! JAGO Kto to? GRACJANO Jak widzę, to chorąży wodza. LODOWIKO To on, zaprawdę; zuch to próbowany. JAGO Kto jesteś, co tak miłosiernie wołasz? KASSJO O Jago, jestem raniony przez łotrów, Ratuj mnie, ratuj! JAGO Drogi poruczniku, Cóż to za łotry zbrodni tej sprawcami? KASSJO Jeden z nich musi blisko tutaj leżeć, Bo nie mógł uciec. JAGO O zdradzieckie łotry! / Do Lodowika i Gracjana: / Kto idzie? Śpieszcie, śpieszcie tu na pomoc! RODERIGO Och, tu! Ratunku! KASSJO To jeden z nich, słyszysz? JAGO O podły zbójco! Nędzny niewolniku! / Przebija Roderigo. / RODERIGO Przeklęty Jago! O ty psie nieludzki! / Umiera. / JAGO Krwawi złodzieje! Po nocy zabijać. Jak głuche miasto! Ratujcie! Ratujcie! Kto idzie? Mówcie; czy wróg, czy przyjaciel? LODOWIKO Po czynach naszysz zdołasz nas osądzie. JAGO Czy Lodowiko? LODOWIKO On sam. JAGO Śpieszcie, proszę! Tu leży Kassjo przez zbójców raniony. LODOWIKO Kassjo? JAGO Mój bracie, co ci jest takiego? KASSJO Och, noga moja rozcięta na dwoje! JAGO Uchowaj Boże! Hej światła, panowie! Niech ranę jego owinę koszulą. / Wchodzi Bianka. / BIANKA Co się tu dzieje? Czyje to są krzyki? JAGO Czyje to krzyki? BIANKA O mój drogi Kassjo? Mój słodki Kassjo! Kassjo! Kassjo! Kassjo! JAGO Ty nierządnico! Czyli się domyślasz, Dobry Kassjo, kto cię mógł tak ranić? KASSJO Nie. GRACJANO Z szczerym żalem w tym widzę cię stanie. Właśniem cię szukał. JAGO Daj mi twą podwiązkę. Tak. Gdyby można znaleźć gdzie nosidła! BIANKA Boże! On mdleje. Kassjo, Kassjo, Kassjo! JAGO Panowie moi, mam powody mniemać, Że ta szurgotka w zbrodni miała udział. Cierpliwość, Kassjo! Przybliżcie się, proszę, Dajcie pochodnię. Czy znam ja te rysy? Ach, mój przyjaciel, drogi mój spółziomek, Rodrigo! Lecz nie — tak — to on, Rodrigo! GRACJANO Wenetczyk? JAGO Tak jest. Czyli go pan znałeś? GRACJANO Czyli go znałem? Ach! JAGO Signior Gracjano? Przebacz mi, proszę. Te krwawe wypadki Mej niegrzeczności niech tłumaczem będą. GRACJANO Rad ciebie witam. JAGO Jak się masz, Kassjo? Prędzej, nosidła! nosidła! GRACJANO Rodrigo? JAGO Tak, on. O szczęście! Otóż i nosidła! / Wnoszą lektykę. / Niech go stąd dobrzy jacy ludzie wezmą; Ja zamkowego poszukam chirurga. / Do Bianki: / Ty, mościa panno, oszczędź sobie pracy. Ten, co tu leży, był mym przyjacielem; Jakiż mu dałeś powód nienawiści? KASSJO Żadnego w świecie; ja go nie znam nawet. JAGO / do Bianki: / Cóż to? Bledniejesz? Wnieście go do domu! / Wynoszą Kassja i Roderiga. / Panowie, chwilę! Zbladłaś, mościapanno? Czy uważacie wzrok jej obłąkany? Trwożysz się, ptaszku? Wnet usłyszym więcej, Tylko uważnie raczcie spojrzeć na nią; Czy spostrzegacie? Występek przez siebie Dość jest wymowny — słów mu nie potrzeba. / Wchodzi Emilia. / EMILIA Co się tu stało, mężu, co się stało? JAGO Na Kassja napadł pośród nocy cieniów Rodrigo z bandą nieodkrytych zbójców; Rodrigo zginął, Kassjo ciężko ranny. EMILIA Ach, dobry, biedny, nieszczęśliwy Kassjo! JAGO Oto są skutki nierządnego życia. Emilio, proszę, idź, zapytaj Kassja, Gdzie wieczór spędził. Co? Drżysz na pytanie? BIANKA Spędził go u mnie, lecz nie drżę dlatego. JAGO Spędził u ciebie? A więc pójdziesz ze mną. EMILIA Hańba ci, hańba, podła nierządnico! BIANKA Nie jestem wcale podłą nierządnicą, Ale uczciwą, tak jak ty kobietą. EMILIA Jak ja? O zgrozo! JAGO Łaskawi panowie, Idźmy o stanie Kassja się dowiedzieć. Ty, aśćko, będziesz inną śpiewać piosnkę. Do cytadeli spiesz co tchu, Emilio, Panu i pani zdarzenie opowiedz! Idźmy, panowie! / Na stronie: / Za krótką godzinę Urosnę, albo bez nadziei zginę. / Wychodzą. / SCENA II / Sypialny pokój. / / Desdemona uśpiona w łóżku; wchodzi Otello z lampą i mieczem. / OTELLO Te mam powody, te mam, moja duszo! Wy, czyste gwiazdy, nie pytajcie o nie! Te mam powody! — Krwi jej nie przeleję, Ani zadrasnę nad śnieg bielszej skóry, Nad alabaster monumentów gładszej. / Kładzie na stronę miecz. / Lecz musi umrzeć, albo innych zdradzi. Zagaśmy światło, potem — zgaśmy światło. Ty, lampo, jeśli twój zagaszę płomień, Wzniecić go mogę, gdyby żal mi było, Żem go przydusił; ale ciebie, lampo, Najczulszy wzorze arcydzieł natury, Jeżeli zgaszę, gdzie jest Prometeusz, Który cię zdoła rozpalić na nowo? Jeśli tę różę uszczknę raz z gałęzi, Żywotnych soków nie zdołam jej wrócić, I zwiędnąć musi. Na krzu ją powącham. / Całuje ją. / O słodki oddech, który sprawiedliwość Prawie przymusza, aby miecz strzaskała! O, jeszcze jeden! Bądź tak, kiedy umrzesz, Ja cię zabiję, potem kochać będę. O, jeszcze jeden, jeden i ostatni! Tak słodki nie był nigdy tak fatalny! Ja płakać muszę; lecz to łzy okrutne. Żal mój niebieski: uderza, gdzie kocha. Ona się budzi. DESDEMONA Czy to ty, Otello? OTELLO Ja, Desdemono! DESDEMONA Chcesz się spać położyć? OTELLO Czyś wieczór twoje zmówiła modlitwy? DESDEMONA Zmówiłam, mężu. OTELLO Jeśli, Desdemono, Grzech jeszcze jaki przypominasz sobie, Którego szczerą nie omyłaś skruchą, To módl się teraz! DESDEMONA Niestety, mój mężu, Co myślisz przez te słowa? OTELLO Spiesz się tylko! Odejdę na bok, bo nie chciałbym razem Zabić twej duszy nieprzygotowanej; Nie, broń mnie Boże, nie chcę duszy zabić! DESDEMONA Czy o zabiciu mówisz? OTELLO O zabiciu. DESDEMONA Więc niech się niebo zlituje nade mną! OTELLO Ja na to: Amen, z głębi serca wtórzę. DESDEMONA Choć mówisz, ty mnie przecie nie zabijesz. OTELLO Hm! DESDEMONA Lecz drżę jednak, bo śmierć niedaleka, Gdy oczy twoje tak srogo się iskrzą. Czemu drżę, nie wiem, bo się w sercu moim Niewinną czuję; lecz wiem, że drżę cała. OTELLO Myśl o twych grzechach! DESDEMONA Chyba grzechem będzie Miłość ku tobie. OTELLO I dlatego umrzesz! DESDEMONA O jak okropnie ginąć dla miłości! Niestety, czemuż tak przygryzasz wargi? Cała twa istność drga od namiętności; Wszystko strasznego coś tu zapowiada; Lecz mam nadzieję, że nie mnie ta groźba. OTELLO Milcz! DESDEMONA Będę, mężu. Lecz o co mnie skarżysz? OTELLO Tą chustkę, którąm dał ci w upominku, Którąm tak kochał, ty Kassjowi dałaś. DESDEMONA Nie, na me życie, nie, na duszę moją! Poślij po Kassja, zapytaj go o to! OTELLO O duszko, strzeż się, strzeż krzywoprzysięstwa; Pomnij, że jesteś na śmiertelnym łożu! DESDEMONA Lecz ach! nie umrę jeszcze! OTELLO Tak, natychmiast! Więc szczerze wyznaj wszystkie grzechy twoje, Bo przecząc jeden po drugim przysięgą, Nie zdołasz zmienić silnych postanowień, Które szaleją w mej śmiertelnej duszy. Ty musisz umrzeć. DESDEMONA Zlituj się, o Boże! OTELLO Ja mówię: Amen! DESDEMONA A i ty miej litość! Nie obraziłam ciebie nigdy, nigdy! Inną miłością nie kochałam Kassja, Jak tą, na którą niebo przyzwoliło. Jam mu żadnego nie dała podarku. OTELLO Na Boga! Chustkęm w jego ręku widział. Krzywoprzysięstwem serce me na kamień Zmieniasz, przymuszasz, abym czyn mój nazwał Morderstwem, gdy go brałem za ofiarę. Widziałem chustkę! DESDEMONA Więc Kassjo ją znalazł. Jam jej nie dała. Każ posłać po niego, Niech prawdę wyzna. OTELLO On już wyznał prawdę. DESDEMONA Co wyznał, panie? OTELLO Że — że byłaś jego. DESDEMONA Jego i grzesznie? OTELLO Tak. DESDEMONA Tego nie powie. OTELLO Nie, usta jego zamknięte na wieki; Uczciwy Jago zaradził już temu. DESDEMONA Wytłumaczona teraz trwoga moja. On zginął? OTELLO Gdyby każdy włosek jego Na jego głowie udzielnym bił życiem, Ma wielka zemsta wszystkie by pożarła. DESDEMONA Ach, on zdradzony, a jam jest zgubiona! OTELLO Ha, nierządnico! Przy mnie płaczesz po nim? DESDEMONA Wygnaj mnie, panie, lecz mnie nie zabijaj! OTELLO Giń, nierządnico! DESDEMONA Pozwól mi żyć dzisiaj, Zabij mnie jutro! OTELLO Jeśli chcesz się bronić — DESDEMONA Choć pół godziny! OTELLO Ani jednej chwili! DESDEMONA Choć daj mi zmówić modlitwę! OTELLO Za późno! / Dusi ją. / Cóż to za wrzawa? Czy jeszcze oddycha? Chociaż okrutny, jestem miłosierny, I nie chcę twoich przedłużać boleści. Tak, tak! EMILIA / za sceną: / Hej, panie! Mój panie! Mój panie! OTELLO Kto tam? EMILIA / za sceną: / Mój panie, pragnę mówić z tobą. OTELLO Tak, to Emilia. Zaraz! Już skonała. Chce pewno donieść mi o śmierci Kassja. Krzyk tam był wielki. — Żadnego już ruchu. Już jak grób cicha. — Mamże jej otworzyć? Rusza się znowu? Nie. Co ja mam począć? Gdy wejdzie, mówić z moją zechce żoną. Z mą żoną? Jaką żoną? Nie mam żony! O ty fatalna, ty straszna godzino! Zda mi się teraz, że księżyc i słońce Zaćmić się winny, a strwożona ziemia Drżeć z przerażenia! EMILIA / za sceną: / Błagam cię, mój panie, Pozwól mi z sobą mówić! OTELLO Zapomniałem. O wejdź, Emilio! Ale czekaj chwilę. Spuśćmy firanki. / Otwiera drzwi. / Co cię tu sprowadza? EMILIA / wchodząc: / Jak tam okropne spełniono zabójstwo! OTELLO Co? Kiedy? Teraz? EMILIA Przed chwilą mój panie. OTELLO Wina księżyca, który bliżej ziemi Toczy się dzisiaj, niż miał zwyczaj dawniej. Nic też dziwnego, że ludzie szaleją. EMILIA Kassjo młodego zabił Wenetczyka, Rodriga. OTELLO Zabił? Lecz i Kassjo zginął? EMILIA Nie, on nie zginął. OTELLO Nie? Kassjo nie zginął? Więc odstrojone jest, widzę, morderstwo, I słodka zemsta ostre daje tony. DESDEMONA Zamordowana niewinnie! Niewinnie! EMILIA Niestety! Co ten krzyk znaczy? OTELLO Krzyk? Jaki? EMILIA Tam. Ha, niestety! To był krzyk mej pani. Och! Na ratunek! Pani, przemów jeszcze! Przemów, o słodka pani, Desdemono! DESDEMONA Niewinną śmiercią ginę. EMILIA Kto cię zabił? DESDEMONA Nikt, nikt; ja sama. Bądź zdrowa! Bądź zdrowa! Poleć mnie męża mojego pamięci. / Kona. / OTELLO Jak to, i któż by miał ją zamordować? EMILIA Kto wie? Niestety! OTELLO Lecz nie ja przynajmniej, Wszak sama z ust jej wyznanie słyszałaś. EMILIA Tak powiedziała; prawdę zeznać muszę. OTELLO Z kłamstwem na ustach poszła w piekła ogień: Ja ją zabiłem! EMILIA Tym czystszym aniołem Ona, czarniejszym diabłem ty, morderco! OTELLO Żyła nierządnie, była mi niewierną. EMILIA Ty ją potwarzasz, a sam diabłem jesteś. OTELLO Jak fale wody była mi fałszywą. EMILIA A ty jak ogień jesteś popędliwy, O fałsz ją skarżąc. Ona była wierną Jak niebo. OTELLO Kassjo posiadał ją. Jaga Pytaj się o to. Niechaj się zapadnę Głębiej niż piekła dno, jeślim ją zabił Bez ważnych przyczyn! Twój mąż wie o wszystkim. EMILIA Mój mąż? OTELLO Tak, mąż twój. EMILIA Że była niewierną? OTELLO Niewierną z Kassjem. Gdyby wierną była, A Bóg mi drugi taki świat ulepił, Z nieskażonego diamentu cały, I tak bym w zamian dać jej nie chciał. EMILIA Mąż mój? OTELLO Twój mąż. On pierwszy odkrył mi rzecz całą. Uczciwy człowiek, co się z serca brzydzi Szlamem, sromotne kryjącym występki. EMILIA Mój mąż? OTELLO Dopókiż powtarzać ci muszę; Tak jest, tak, mąż twój. EMILIA Droga moja pani, Czemuż łotrostwo miłość oszukało! Mój mąż powiedział, że była niewierną? OTELLO On, mąż twój, mówię. Czy mnie nie rozumiesz? Twój mąż, przyjaciel mój, uczciwy Jago. EMILIA Jeśli tak mówił, niechaj po pół grama Co dzień przeklętej jego duszy gnije! Kłamca bezczelny! Zbyt tylko kochała Swój lekkomyślny wybór a potworny. OTELLO Ha! EMILIA Rób, co zechcesz. Ten czyn twój okrutny Nie więcej nieba wart, jak ty jej serca! OTELLO Milcz! Dla twojego dobra ci to radzę. EMILIA Krzywdzić mnie nie masz połowy tej siły, Którą ja czuję do zniesienia krzywdy. O głupcze! głupcze! plugawy i głupi, Szydzę z twej szabli! Czyn odkryję światu, Choćbym dwadzieścia razy miała zginąć. Ratujcie! Murzyn zabił panią moją! Ratujcie! Zbójcy! / Wchodzą: Montano, Gracjano i Jago. / MONTANO Cóż to, generale? EMILIA Dobrze, żeś przyszedł. Jago, coś ty zrobił, Że ludzie zbrodnie swe na grzbiet twój kładą? GRACJANO Co się tu stało? EMILIA Jeżeliś jest mężem Zaprzecz, o zaprzecz temu zbrodniarzowi, Który śmie mówić, iż od ciebie słyszał, Że żona jego była mu niewierną. Ja wiem, żeś tego nie powiedział, Jago, Boś nie jest łotrem. Odpowiedz mi Jago, Serce me pełne! JAGO Mówiłem, com myślał; Nie powiedziałem ani słowa więcej, Jak sam mógł stwierdzić i za prawdę uznać. EMILIA Lecz, Jago, czy mu powiedziałeś kiedy, Że mu niewierną była? JAGO Powiedziałem. EMILIA Podłe, piekielne powiedziałeś kłamstwo, Zbrodnicze kłamstwo, na duszę przysięgam! Niewierna z Kassjem! Z Kassjem powiedziałeś? JAGO Tak, mościapani; kiełznaj tylko język! EMILIA Mam kiełznać język? Muszę, muszę mówić! Zabita pani na łożu tym leży. WSZYSCY Uchowaj Boże! EMILIA A twoje raporta Stały się tego morderstwa powodem. GRACJANO Potworna prawda! MONTANO Okropny uczynek! EMILIA Pojmuję teraz — myślę — widzę — zbrodnia! Zaraz myślałam — zabiję się z żalu! O zbrodnia! Zbrodnia! JAGO Czy straciłaś rozum? Wyjdź stąd natychmiast i do domu wracaj! EMILIA Dobrzy panowie, pozwólcie mi mówić. Mą powinnością słuchać go — nie teraz. Już nigdy może do domu nie wrócę. OTELLO Och! och! och! / Pada na łóżko. / EMILIA Wij się i rycz wśród rozpaczy, Boś zamordował najsłodszą niewinność, Co kiedykolwiek na ziemi tej żyła! OTELLO Była niewierną! Ledwo cię poznałem. Stryju; patrz, oto twoja synowica. Ta dłoń jej żywot przed chwilą przecięła. Czyn się wam zdaje czarny i okrutny. GRACJANO O Desdemono moja biedna, teraz Cieszę się z tego, że ojciec twój umarł! Ślub go twój zabił, ciężki żal po tobie Nić życia jego na dwoje rozerwał. Widok ten pewno w rozpacz by go pochnął, Anioła stróża odkląłby od siebie I w potępieńców rzucił się gromady! OTELLO O, to okropnie! Lecz Jago wie dobrze, Że z Kassjem tysiąc razy dokonała Sprośnego czynu. Sam Kassjo to wyznał, A ona, w jego uczynków nagrodę, Dała mu mojej miłości zadatek, Który ja w Kassja sam widziałem ręku. Była to chustka niegdyś mojej matce Przez ojca dana. EMILIA Niebieskie potęgi! JAGO Idź! Milcz! EMILIA Ja milczeć? O nigdy! O nigdy! Jak wiatr północny wolna mówić będę; Niechaj powstaną przeciw mnie niebiosa, Ziemia i piekło, i tak mówić będę! JAGO Roztropność radzę, a wracaj do domu. EMILIA Nie. / Jago chce ją sztyletem uderzyć. / GRACJANO Wstydź się! Jak to, miecz przeciw kobiecie? EMILIA Głupi Murzynie, przypadkiem znalazłam Tę twoją chustkę i dałam mężowi, Bo często, długo, uroczystą prośbą, Większą niż warta podobna drobnostka, Błagał, zaklinał, abym ją ukradła. JAGO Precz, nierządnico! EMILIA Dała ją Kassjowi? Jam ją znalazła i mężowi dała. JAGO Kłamiesz, nędznico! EMILIA Nie kłamię, Bóg widzi! Nie, nie, panowie! Podły rozbójniku! Co miał z tak dobrą żoną taki głupiec, Co miał spólnego? / Jago przebija Emilię i ucieka. / OTELLO O czyliż w niebiosach Pocisków nie ma? Na co są pioruny? O łotr nikczemny! GRACJANO Kobieta upada: Nie ma wątpienia, on żonę swą zabił. EMILIA Zabił. Połóżcie mnie przy pani mojej. GRACJANO On uszedł, ale żonę zamordował. MONTANO Ha, łotr nikczemny! Zachowajcie oręż, Który z Murzyna dłoni odebrałem. Drzwi te obsadźcie; niechaj wprzódy zginie, Nim próg przestąpi; ja biegnę tymczasem Za tym zbrodniarzem, za tym potępieńcem. / Wychodzą: Montano i Gracjano. / OTELLO Nie mam odwagi; lada dzieciuch może Miecz mi odebrać; lecz dlaczegoż honor Chwilą ma przeżyć straconą uczciwość? Niech ginie wszystko! EMILIA O pani, o pani, I cóż nam twoja piosenka wróżyła? Czy mnie ty słyszysz? Niech będę łabędziem, Niech w pieśni skonam! O wierzbo zielona! Murzynie, słuchaj, ona była czystą; Srogi Murzynie, ona cię kochała; Jak prawdę mówię, niech Bóg mnie tak zbawi! Mówię, co myślę — umieram! Umieram! / Kona. / OTELLO Mam tu miecz drugi; hiszpańska w nim klinga, A w lodowatej hartowana wodzie. Mam go. Mój stryju, muszę wyjść z tej izby. GRACJANO / za sceną: / Strzeż się, bo drogo twój przypłacisz zamiar. Jesteś bezbronny, musisz ulec sile. OTELLO A więc przyjdź do mnie na chwilę rozmowy, Lub z gołą ręką rzucę się na ciebie. GRACJANO / wchodząc: / Co chcesz? OTELLO Czy widzisz miecz w mojej prawicy? Nigdy przy męskim nie wisiała boku Wierniejsza klinga. Wierz mi, dnie widziałem, W których tą dłonią i tą dobrą szablą Przez więcej zawad przerąbałem drogę, Niźli dwadzieścia razy piersi twoje. Lecz próżna chwalba! Kto swój los przemoże? Nie tak jest dzisiaj. Nie lękaj się miecza, Bo tu jest koniec, tu cel mych podróży, Dla żagli moich tu port jest ostatni. Czemu się cofasz? Daremna obawa; Zwróć wiotką trzcinę ku piersiom Otella, A on ustąpi. Gdzież pójdzie Otello? Jakże wyglądasz teraz, Desdemono, Kobieto pod złą urodzona gwiazdą? Jak twe osłonki blada! Tam, w dniu sądu, Twój widok z niebios duszę moją strąci I czartom wyda. O dziewico moja, Zimnaś jest, zimna tak jak twoja czystość! O niewolniku przeklęty! Szatanie. Odpędź mnie od tej niebieskiej postaci, Wiatrem mnie miotaj, siarką pal me ciało, Rzuć mnie w ocean ognia płynącego! O Desdemono! Desdemono moja! Umarła! O! O! / Wchodzą: Lodowiko, Montano, Kassjo niesiony na krześle, Oficerowie, Jago pod strażą. / LODOWIKO Gdzie ten szalony, nieszczęśliwy człowiek? OTELLO Jam jest, co niegdyś zwałem się Otello. LODOWIKO A gdzie ta żmija? Przywiedźcie tu łotra. OTELLO Patrzę na stopę jego — lecz to bajka. Jeśliś jest diabłem, nie zdołam cię zabić. / Rani Jaga. / LODOWIKO Miecz mu odbierzcie! JAGO Tylkom jest raniony. OTELLO Cieszę się z tego. Bodajeś żył długo! Bo śmierć, mym zdaniem, jest błogosławieństwem. LODOWIKO O ty, Otello! niegdyś tak szlachetny, Zgubiony podłą niewolnika sztuką, Jak cię mam nazwać? OTELLO Daj mi, jeśli zechcesz, Honorowego mordercy nazwisko, Bo mną kierował honor, nie nienawiść. LODOWIKO Ten nędznik zbrodnię swą po części wyznał. Czy z nim o Kassja śmierć się ułożyłeś? OTELLO Tak jest. KASSJO Do tego, drogi generale, Nigdy ci żadnych nie dałem powodów. OTELLO Wierzę ci, Kassjo, i przebacz mi, proszę. Zapytaj teraz tego pół-szatana, Czemu me ciało i duszę uwikłał? JAGO Daremno pytać; co wiecie już, wiecie, Odtąd z ust moich słowa nie usłyszysz. LODOWIKO Jak to, ni słowa jednego modlitwy? GRACJANO Czekaj, męczarnie otworzą ci usta. OTELLO Najlepiej zrobisz. LODOWIKO Potrzeba, Otello, Abyś zrozumiał cały bieg wypadków; Nie znasz go jeszcze. Oto są dwa listy, Wzięte z kieszeni zmarłego Rodriga. Jeden z nich mówi, że morderstwo Kassja Miało być dziełem ręki Roderiga. OTELLO O podły zbójca! KASSJO Nikczemny poganin! LODOWIKO Drugi list, przy nim także znaleziony, A zda się w wielkim napisany gniewie, Miał być do tego wyprawiony łotra, Ale, jak sądzę, widział się z nim Jago, I wybuch gniewu umiał załagodzić. OTELLO O ty nędzniku! Lecz wytłumacz, Kassjo, Jak otrzymałeś chustkę mojej żony? KASSJO Przypadkiem w mym ją znalazłem mieszkaniu, A i sam Jago przed chwilą nam wyznał, Że tam dla własnych podrzucił ją celów, I celów dopiął. OTELLO Głupcze! głupcze! głupcze! KASSJO W Rodriga liście znajduje się ustęp, W którym Jagowi surowo wyrzuca, Że go podmówił, aby gniew mój drażnił W tej nocy, która nieszczęść mych początkiem, Z pozornej śmierci rozbudzony wyznał, Że gdy mnie ranił, na podszepty Jaga, Jago mu zdradnie cios śmiertelny zadał. LODOWIKO A teraz musisz pójść z nami, Otello, Bo ci odjęta władza i dowództwo; Gubernatorem Cypru Kassjo teraz. Jeśli męczarnie jakie nowe, długie, Odkryje twórczy okrucieństwa przemysł, Na tym nędzniku pierwszą znajdą próbę. Otello, jesteś teraz naszym więźniem, Aż o naturze twojego występku Senat się dowie. Śpieszmy się, czas nagli. OTELLO Stój, jedno słowo, zanim się oddalisz. Wie senat, żem mu nieraz służył wiernie. Nie mówmy o tym. Błagam cię, w twych listach, Opowiadając te straszne wypadki, Mów o mnie tak, jak jestem; nic nie ujmij, Lecz nic nie dodaj przez złośliwość serca. Mów, że niemądrze, ale zbyt kochałem; Obcy zazdrości, gdy ją raz uczułem, Ostateczności dosięgnąłem granic; Że jak Indianin głupi odrzuciłem Perłę niż całe jego plemię droższą; Że oczy moje, choć do łez niezwykłe, Roniły krople jak arabskie drzewa Gummy woniące. Wszystko to opowiedz, A dodaj potem, że niegdyś, w Alepie, Złośliwy Turek, z turbanem na głowie, Szydził z Wenecji, krzywdząc jej mieszkańca, Jam za kark chwycił psa obrzezanego I tak go skarcił! / Przebija się. / LODOWIKO O krwawa godzino! GRACJANO Daremne wszystkie nasze polecenia. OTELLO Jam cię całował w śmierci twej godzinie, Niech teraz duch mój z całunkiem wypłynie! / Umiera. / KASSJO Tegom się lękał, bo wielkie miał serce; Ale sądziłem, że bez broni został. LODOWIKO / do Jaga: / Ty psie spartański, sroższy niźli wściekłość, Niż głód, powietrze, niźli morza fale, Patrz na tragiczny łoża tego ciężar! To dzieło twoje; widok wzrok zatruwa. Spuśćcie zasłonę. A teraz, Gracjano, Na ciebie spada fortuna Otella; Zabierz dziedzictwo. Ty, gubernatorze, Ukarzesz zbrodnię piekielną nędznika; A niech męczarnie będą srogie, długie. Ja sam pośpieszę w senacie się stawić, By smutne dzieje smutnym sercem prawić. / Wychodzą. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/otello. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: William Shakespeare, Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach, tom V, Romeo i Julia, Otello, Macbeth, tłum. L. Ulrich, wyd. G. Gebethner i Spółka, Kraków 1895. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Dorota Kowalska, Aneta Rawska. Publikację wsparli i wsparły: Kasia Januszkiewicz, Michał Nowak, Grażyna Łebecka, leo23, Guton, Aleksandra Wojciechowska, Janusz Wolle, Andrzej Mendel, Ksenia Olkowska, marzena :), anonim, Agata, Gal Anonim, kroonia, tholeus. ISBN-978-83-288-2901-5