William Shakespeare Miarka za miarkę tłum. Leon Ulrich ISBN 978-83-288-2900-8 OSOBY * Wincencjo — książę * Angelo — namiestnik w nieobecności Księcia * Eskalus — stary pan, kolega Angela w namiestnikostwie * Klaudio — młody szlachcic * Lucjo — dziwak * Dwóch innych podobnego charakteru szlachciców * Stróż więzienia * Tomasz — mnich * Piotr — mnich * Sędzia * Łokieć — głupowaty sługa policyjny * Pianka — głupowaty szlachcic * Pompej — służący Pani Przepieczonej * Abhorson — kat * Barnardyn — rozpustny więzień * Izabela — siostra Klaudia * Mariana — narzeczona Angela * Julia — kochanka Klaudia * Franciszka — zakonnica * Pani Przepieczona — rajfurka * Panowie, szlachta, straż, oficerowie, służba. Scena w Wiedniu. AKT PIERWSZY SCENA PIERWSZA / Pokój w pałacu Księcia. Wchodzą Książę, Eskalus, panowie, służba. / KSIĄŻĘ Eskalus… ESKALUS Panie. KSIĄŻĘ Chcieć ci wykładać rządu tajemnice, Byłoby tylko słowa marnotrawić, Bo wiem, że twoja w rzeczach tych nauka Prześciga wszystko, co mógłbym powiedzieć; Jedno więc tylko teraz mi zostaje: Przyrzucić władzę do twojej zasługi, Wolne ci pole działania zostawić. Nie znam prawnika dosyć ćwiczonego Samotną pracą i długą praktyką, Co by cię przeszedł znajomością ludzi I ustaw naszych, i prawnych terminów. Papier ten nasze zawiera zlecenia, A pragnę, żebyś wiernie się ich trzymał. Niechaj Angelo stawi się przed nami. Wychodzi sługa. Jak sądzisz, naszą zastąpi osobę? Trzeba ci wiedzieć, że go wybieramy Naszym zastępcą na czas oddalenia. Naszym postrachem i łaską odziany, Wszystkie przybory władzy naszej weźmie. Co o tym myślisz? ESKALUS Jeśli mąż jest w Wiedniu Godny tej łaski i takich honorów, Mężem tym jeden Angelo. / Wchodzi Angelo. / KSIĄŻĘ Przychodzi. ANGELO Zawsze książęcym rozkazom posłuszny, Przybiegam, panie, po twoje zlecenia. KSIĄŻĘ Słuchaj, Angelo, życie twoje całe Głośnym jest świadkiem duszy twej przymiotów, Lecz sam nie jesteś swych cnót właścicielem, Nie masz więc prawa w cieniu ich marnować! Co my z pochodnią, niebo robi z nami; Jak dla niej samej nie palim pochodni, Tak cnoty nasze, gdyby na jaw nie szły, Śpią w naszej duszy, jak gdyby nie były. Duch nasz odbiera piękne dary nieba, Tylko ażeby piękności był twórcą; Natura bowiem nigdy nie pożycza, Choćby skrupułu swej doskonałości, Żeby zarazem, gospodarna pani, Od swych dłużników, jak chciwy wierzyciel, Nie wymagała dzięków i procentów. Lecz na co długie mowy do człowieka, Co zna tak dobrze wielkość mych poruczeń? Przyjm więc, Angelo, w mej nieobecności Władzę mą całą; śmierć i przebaczenie W twym będą sercu i na twym języku. Stary Eskalus, choć pierwszy wybrany, Twym jest podwładnym. To twa nominacja. ANGELO Racz, panie, metal mój wprzód wypróbować, Nim tak szlachetny, wielki wizerunek Na nim wyciśniesz. KSIĄŻĘ Nie szukaj wybiegów; Nasz wybór długich skutkiem jest rozmysłów, Przyjmij więc honor, który ci dajemy. Odjazd nasz śpieszny nie daje nam czasu O ważnych z tobą rozmówić się sprawach; Lecz gdy pozwolą czas i interesa, Damy ci listem wiadomość o sobie, Jak wy listownie wszystko opowiecie, Co się tu dzieje. Teraz bądźcie zdrowi! A mam nadzieję, że wiernie i pilnie Będziecie pełnić powierzoną władzę. ANGELO Pozwól nam, panie, byśmy cię część drogi Odprowadzili. KSIĄŻĘ Pośpiech nie dozwala. Zresztą, na honor, nie troszczcie się o nic; Całą wam moją powierzyłem władzę, Możecie prawo ostrzyć lub łagodzić, Jak to myśl wasza za stosowne uzna. Dajcie mi rękę. Odjeżdżam tajemnie; Choć lud mój kocham, mam jakąś odrazę Na próżne dawać mu się widowisko Ni mi do smaku, chociaż w dobrej chęci, Głośne oklaski i krzykliwe „wiwat”! Liche mam zdanie o rozumie ludzi, Co za takimi gonią się fraszkami. Raz jeszcze jeden bywajcie mi zdrowi! ANGELO Niechaj Bóg waszym poszczęści zamiarom! ESKALUS I niech szczęśliwie do domu was wróci! KSIĄŻĘ Dzięki wam za to; bywajcie mi zdrowi! / Wychodzi. / ESKALUS Pozwól mi, panie, szczerze z sobą mówić, Albowiem wiele na tym mi zależy, Bym poznał całą władzy mej rozciągłość. Wiem, że mam władzę, lecz jaka jej siła, Jaka natura, nie rozumiem jeszcze. ANGELO I ja nie więcej. Odejdźmy na stronę, A cała nasza w sprawie tej wątpliwość Skończy się wkrótce. ESKALUS Jestem na rozkazy. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Ulica. Wchodzą Lucjo i dwaj szlachcice. / LUCJO Jeśli książę z innymi książętami nie pogodzi się z królem węgierskim, to wszyscy książęta rzucą się na króla. PIERWSZY SZLACHCIC Niech nam da niebo swój pokój, ale nie pokój króla węgierskiego! DRUGI SZLACHCIC Amen. LUCJO Kończysz jak pobożny korsarz, który wypłynął na morze z dziesięcioma przykazaniami, ale wyskrobał jedno z tablicy. DRUGI SZLACHCIC Nie kradnij? LUCJO To właśnie przykazanie wyskrobał. PIERWSZY SZLACHCIC Bo to przykazanie nakazywało kapitanowi i jego ludziom wyrzec się własnego rzemiosła; boć, żeby kraść, wypłynęli. Nie ma między nami jednego żołnierza, który by odmawiając modlitwy przed obiadem, smakował w prośbie, która błaga o pokój. DRUGI SZLACHCIC Nie słyszałem jednego żołnierza sarkającego na tę modlitwę. LUCJO Coś mi się wszystko zdaje, że nie byłeś tam nigdy, gdzie odmawiają modlitwy. DRUGI SZLACHCIC Nigdy? Przynajmniej tuzin razy. PIERWSZY SZLACHCIC A na jaką nutę śpiewanych? LUCJO Na jaką chcesz nutę i w jakim chcesz języku. PIERWSZY SZLACHCIC A ja bym jeszcze dodał: i w jakiej chcesz religii. LUCJO A czemu nie? Modlitwa jest modlitwą na przekór wszystkim dysputom; jak na przykład: z ciebie łotr wierutny mimo wszelkich cnót. PIERWSZY SZLACHCIC Przypuśćmy. Z jednej jesteśmy sztuki, jednymi wystrzyżeni nożycami. LUCJO Zgoda, toć krajka i aksamit jedną robią sztukę: ty jesteś krajką. PIERWSZY SZLACHCIC A ty aksamitem. To prawda, trzy razy postrzyżonym aksamitem. Ja też wolę być krajką angielskiego szaraczku niż jak ty strzyżonym na francuski aksamit. Czy się jasno wytłumaczyłem? LUCJO Bardzo jasno. Z mowy twej widzę, że nie bez kosztów przyszedłeś do takiej nauki. Twoje własne zeznanie uczy mnie, jak pić twoje zdrowie: zawsze pierwszy, a nigdy po tobie i nigdy z twojej szklanki. PIERWSZY SZLACHCIC Zdaje mi się, że sam sobie zaszkodziłem. Jak sądzisz? DRUGI SZLACHCIC Nie ma wątpliwości, a to czyś zdrów, czy robaczywy. LUCJO Patrzcie, patrzcie, zbliża się pani Uśmierznicka. PIERWSZY SZLACHCIC Pod jej dachem tyle kupiłem chorób, że mi wypadają… DRUGI SZLACHCIC Na ile? LUCJO Zgadnij. DRUGI SZLACHCIC Na trzy tysiące talarów rocznie. PIERWSZY SZLACHCIC I trochę więcej. LUCJO Francuską koronę w dodatku. PIERWSZY SZLACHCIC Tylko choroby we mnie widzisz, ale się mylisz, jam czerstwy jak rydz. LUCJO Nie przeczę; ale twoje: czerstwy, nie znaczy: zdrowy, ale wyschły. Kości twoje wyschły; bezbożność ucztowała na tobie. / Wchodzi Rajfurka. / PIERWSZY SZLACHCIC Witamy! W którym dziś biodrze głębsza scyjatyka? RAJFURKA Dobrze, dobrze, tylko że nie pora teraz żartować; aresztowano tam i poprowadzono do więzienia człowieka, który wart takich jak wy wszyscy pięć tysięcy. PIERWSZY SZLACHCIC Kogo? Powiedz, proszę. RAJFURKA Kogoż, jeśli nie Klaudia, sinior Klaudia. PIERWSZY SZLACHCIC Klaudio w więzieniu? To być nie może! RAJFURKA A ja wiem, że to jest. Widziałam sama, jak go aresztowano, jak go poprowadzono; ale co gorsza, za trzy dni utną mu głowę. LUCJO Mimo naszych żartów nie chciałbym, żeby go to spotkało. Czy jesteś tego pewna? RAJFURKA Zbyt tylko pewna; a za to jedynie, że pani Julii zrobił dziecko. LUCJO Zaczynam wierzyć, że to być może; dwie już godziny minęły, jak miał przyjść do mnie, a on zawsze był słowny. DRUGI SZLACHCIC Prócz tego, zgadza się to, jak wiesz, z tym, cośmy przed chwilą mówili. PIERWSZY SZLACHCIC A przede wszystkim zgadza się to z ostatnią proklamacją. LUCJO Spieszmy wywiedzieć się o prawdzie. / Wychodzi Lucjo i szlachcic. / RAJFURKA Tak więc trochę przez wojnę, trochę przez potnicę, trochę przez szubienicę, a trochę przez ubóstwo, dość, że straciłam całą klientelę. Wchodzi Pompej. A ty tu po co? Co za nowiny przynosisz? POMPEJ Prowadzą tam człowieka do więzienia. RAJFURKA Co on zrobił? POMPEJ Panią… RAJFURKA Ale jakie jego przewinienie? POMPEJ Łowił pstrągi nie w swej rzece. RAJFURKA Co? Czy jakiej pannie zrobił dziecko? POMPEJ Nie, ale z panny zrobił panią. Jak to, czy nie słyszałaś o proklamacji? RAJFURKA O jakiej proklamacji, człowieku? POMPEJ Że wszystkie domy na przedmieściach Wiednia będą zburzone? RAJFURKA A co zrobią z domami w samym mieście? POMPEJ Zostawią je na zasiew; a i one także ten sam los byłby spotkał, gdyby nie jeden mądry obywatel, który się wstawił za nimi. RAJFURKA Jak to, wszystkie nasze domy schadzek na przedmieściach mają być zburzone? POMPEJ Z ziemią zrównane. RAJFURKA A to mi zmiana w rzeczypospolitej! A ze mną co się stanie? POMPEJ Ba, ba, nie lękaj się niczego. Dobremu konsyliarzowi nie braknie nigdy na klientach. Zmieniając mieszkanie, nie potrzebujesz zmieniać rzemiosła, a ja zawsze twoim będę pomocnikiem. Nie trać serca, zmiłują się nad tobą ludzie; ty, co prawie straciłaś oczy na publicznej służbie, znajdziesz u ludzi poważanie. RAJFURKA Co nam tu wypadnie robić, chłopcze mój, Tomaszu? Idźmy do domu. POMPEJ Właśnie nadchodzi sinior Klaudio pod strażą dozorcy więzienia, a z tamtej strony zbliża się, widzę, pani Julia. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Klasztor. Wchodzą Stróż więzienia, Klaudio, Julia, straż, Lucjo, dwaj szlachcice. / KLAUDIO Czemu po mieście wodzisz mnie jak dziwo? Wedle rozkazu zamknij mnie w więzieniu. STRÓŻ Co robię, panie, nie robię w złej myśli, Ale z wyraźnych poleceń Angela. KLAUDIO Tak więc półbożek Władza samowolnie Żelazną ręką uciskać nas może, Kogo chce, może łaskami osypać, Bez miłosierdzia, kogo chce, katować, Ale się zawsze zowie: Sprawiedliwość. LUCJO Jaki jest powód, mój Klaudio, twojego uwięzienia? KLAUDIO Zbytek wolności, mój Lucjo, wolności. Jak przesycenie postu jest rodzicem, Tak i swawola niewoli jest matką. Jak szczur swą trutkę pożera łakomie, Tak serce ludzkie, zguby swojej chciwe, Truciznę własną pije — i umiera. LUCJO Gdybym był pewny, że pod kluczem tak będę mądrze rozprawiał, posłałbym po którego z moich wierzycieli. Żeby jednak nie kłamać, wyznam, że przenoszę prawić duby na wolności niż moralizować w więzieniu. Jaki twój występek Klaudio? KLAUDIO Mówić o tym byłoby nowym występkiem. LUCJO Co? Mężobójstwo? KLAUDIO Nie. LUCJO Wszeteczeństwo? KLAUDIO Nazwij tak rzecz, jeśli ci się podoba. STRÓŻ W drogę, panie, czas nagli. KLAUDIO Jeszcze słowo, dobry przyjacielu. Lucjo, chciałbym ci powiedzieć jedno słowo. / Bierze go na stronę. / LUCJO Sto, jeśli ci się przydać na co mogę. Czy taki los czeka wszeteczeństwo? KLAUDIO Mnie taki spotkał. Do mej Julii łoża Kontrakt zupełne nadawał mi prawo. Wszak znasz ją; ona ślubną jest mi żoną; Jeśli brak jeszcze pewnych formalności, Te odłożyłem dlatego jedynie, By wyrwać posag z szkatuły jej krewnych; Przed nimi sprawę ukryliśmy całą, Póki nam lepszych nie pokażą chęci. Lecz los zawzięty na osobie Julii Zbyt jasno nasze wypisał zamęście. LUCJO Czy zaszła w ciążę? KLAUDIO Tak jest, na nieszczęście Nowy namiestnik, czy to zaślepiony Blaskiem potęgi uchwyconej świeżo, Czy, naród cały biorąc za rumaka, Chciał mu dać uczuć władzy swej ostrogę W tej zaraz chwili, w której siodła dosiadł; Czy miejsce samo tyranii jest gniazdem, Czy też osoba, co na nim zasiadła, Nie wiem, wiem tylko, że nowy namiestnik Rozbudził wszystkie prawa zapleśniałe, Które, jak zbroja rdzą czasu okryta, Od tak już dawna wisiały na ścianie, Że dziewiętnaście przeszło lat ubiegło, Jak się ich żadna nie dotknęła ręka; Aż nagle, żeby zrobić sobie imię, Drzemiące prawo do mnie zastosował, Tak tylko, żeby zrobić sobie imię. LUCJO Nie wątpię o tym. Twoja głowa tak słabo teraz na twoim karku się trzyma, że zakochana mleczarka strąciłaby ją westchnieniem. Wyślij za księciem; załóż do niego apelację. KLAUDIO Chciałem, lecz księcia niepodobna znaleźć. Proszę cię, Lucjo, zrób mi jedną łaskę; Dziś siostra moja wchodzi do klasztoru, Aby rozpocząć próby nowicjatu; Śpiesz do niej, opisz me niebezpieczeństwo, Proś w mym imieniu, niechaj mi wyszuka Przy namiestniku surowym obrońców, Błagaj, niech sama do niego pośpieszy; Niemało liczę na jej pośrednictwo, Bo jest w młodości milcząca wymowa Na serca mężów silnie działająca, A przy tym sztukę posiada szczęśliwą, Że kiedy zechce, budzi przekonanie Rozumnym słowem w słuchaczów swych myśli. LUCJO Daj Boże, aby się jej to udało tak dla pociechy podobnych tobie, którzy inaczej pod surowym staliby prawem, jak dla uratowania twojego życia, które bym widział z żalem tak głupio przegrane w jednej partii mariasza. KLAUDIO Dziękuję ci, dobry przyjacielu Lucjo. LUCJO Nim dwie godzin upłynie. KLAUDIO Stróżu, idźmy teraz. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Klasztor. Wchodzi Książę i Mnich Tomasz. / KSIĄŻĘ Nie, święty ojcze, myśl odrzuć podobną; Nie chciej przypuszczać, że miłości strzała Może dosięgnąć zbrojne męża serce. Jeżeli żądam u ciebie schronienia, To w poważniejszych, dojrzalszych zamiarach Niż płoche cele gorącej młodości. MNICH Wolnoż mi pytać o te tajemnice? KSIĄŻĘ Nikt lepiej nie wie jak ty, święty ojcze, Żem zawsze lubił życie na ustroniu, Że zawsze w niskiej były u mnie cenie Huczne zebrania, gdzie szalona młodzież Z dziecinną pychą marnowała skarby. Mąż niezachwiany, surowy i czysty, Angelo, w Wiedniu władzę moją dzierży; On i lud cały są dziś przekonani, Że wyruszyłem tajemnie do Polski, Bo sam z umysłu wieść tę rozpuściłem. Chcesz teraz wiedzieć dla jakich powodów? MNICH Chętnie, mój książę. KSIĄŻĘ Są u nas ustawy, Są u nas prawa ostre i surowe (Brykliwym koniom potrzebne wędzidło), Których czternaście lat nie rozbudziłem, Jak lew w jaskini, starością przykuty, Co przestał szukać pastwy pośród kniei. Lecz kiedy ojciec w zbytku pobłażania Związane rózgi przed dziećmi postawi Raczej na groźbę niż na ich użycie, Wnet rózga budzi szyderstwo, nie postrach. Tak prawa nasze, nie zastosowane, Są jak umarłe; zuchwała swawola Bezkarnie ciągnie za nos sprawiedliwość, Dziecko swą mamkę bije, przyzwoitość Znikła do szczętu. MNICH W twojej było mocy Sprawiedliwości rozwiązać znów pęta. Kara z twej ręki większy by wśród ludzi Zrobiła postrach. KSIĄŻĘ Lękam się, zbyt wielki. Z mej winy lud się na swawolę puścił, Tyranią teraz z mej byłoby strony Karać za grzechy, które wywołałem, Bo kto nie karze winy przy spełnieniu, Ten upoważnia do spełnienia winy. Dlategom władzę Angelowi zwierzył; Pod moją tarczą śmiało może karcić, A mnie od ciężkich zasłonić wyrzutów. By jego rządom przypatrzeć się bliżej, Niby braciszek twojego zakonu Odwiedzę władcę i lud mu podległy. Daj mi więc habit i naucz mnie, proszę, Jak się mam trzymać, bym uszedł za mnicha. W wolniejszej chwili obszerniej wyłożę Moje powody; teraz jeszcze słowo: Angelo, człowiek sumienny, surowy I zawsze baczny na zawistnych sądy, Ledwo chce przyznać, że ma krew w swych żyłach, Że kawał chleba nad kamień przenosi; Obaczę, czyli władza zmienia ludzi, Czy pozór często mylną ufność budzi. / Wychodzą. / SCENA PIĄTA / Klasztor zakonnic. Wchodzą Izabela i Franciszka. / IZABELA Nie macie żadnych innych przywilejów? FRANCISZKA Czy tych nie dosyć? IZABELA O, aż nadto dosyć, Uchowaj Boże, bym pragnęła więcej; Chciałabym raczej surowszej reguły Dla sióstr pod świętej Klary inwokacją. LUCJO / za sceną / Pokój tym ścianom! Hola! IZABELA Kto tam woła? FRANCISZKA To głos mężczyzny. Słodka Izabelo, Otwórz mu furtkę, spytaj, czego pragnie; Jeszcze ci wolno, nie przyjęłaś ślubów; Bo gdy je przyjmiesz, nie będziesz już mogła, Jak ja nie mogę, z mężczyzną rozmawiać Bez obecności matki przeoryszy, A wtedy nawet nie wolno ci będzie W ciągu rozmowy oblicza odsłonić Lub słowa wyrzec, jeśli kwef odchylisz. Raz jeszcze woła. Idź się z nim rozmówić. / Wychodzi. / IZABELA Pokój i szczęście z tobą! Kto mnie woła? / Wchodzi Lucjo. / LUCJO Witaj, dziewico! Bo lic twoich róże Są mi świadkami, że jesteś dziewicą. Czy możesz wielką wyświadczyć mi łaskę, Dać mi sposobność mówić z Izabelą. Nowicyjuszką w tych murach, a siostrą Nieszczęśliwego brata Klaudiusza? IZABELA Nieszczęśliwego? A z jakich powodów? Pozwól mi, proszę, pytanie to zrobić, Bo ja tą siostrą jestem Izabelą. LUCJO Piękna dziewico, twój brat cię pozdrawia, A w krótkich słowach — brat twój jest w więzieniu. IZABELA Biada mi, biada! Za jakie przestępstwo? LUCJO Przestępstwo, które, gdybym ja był sędzią, Karę by jego zmieniło na dzięki: Swojej kochance zrobił prezent z dziecka. IZABELA Proszę cię, panie, racz żarty te skończyć. LUCJO To czysta prawda. Choć moim zwyczajem Przy młodych pannach żartami się bawić, Wśród których język daleko od serca, Nie chciałbym z tobą wolności tej użyć, Bo mi się zdajesz niebieskim stworzeniem, Przez ślub zrzeczenia duchem nieśmiertelnym, Przy którym szczerość jest mi powinnością, Jakby przy świętym. IZABELA Jeśli ze mnie szydzisz, Jesteś bluźniercą. LUCJO Wierzaj memu słowu I słuchaj prawdy, która tej jest treści: Twój brat kochankę do łona przycisnął; Lecz kto się karmi, ten się i napełnia; Jak pole długim odłogiem leżące, Jeśli posiane w porę, plon przynosi, Tak jej dziś łono jasny daje dowód Skrzętnej uprawy swego gospodarza. IZABELA Jakaś kobieta w ciąży jego sprawą? Czy to nie Julia, a moja kuzynka? LUCJO Czy jest twą krewną? IZABELA Tylko przez przybranie. Dziewczyny w szkole dają sobie miana, Które ich uczuć szczerym są wyrazem. LUCJO Tak jest, to Julia. IZABELA Niech ją więc zaślubi. LUCJO W tym cała trudność. Jest temu dni kilka, Jak książę w dziwny oddalił się sposób; Dawał nadzieje kilku młodym panom, I mnie w ich liczbie, władzy i urzędów, Aż my tu dzisiaj słyszymy od ludzi, Dla których nie ma tajemnicy stanu, Że obietnica ta była odległa O nieskończoność od jego zamiarów. Na jego miejscu z całą jego władzą Stoi Angelo, mąż, w którego żyłach Zamiast krwi płynie tylko śnieg stopiony; On nie czuł nigdy zmysłowości żądła, Postem i pracą, na duszy swej korzyść, Przytępia ostrze natury popędów. Żeby przestraszyć swawolę, co z dawna Przed srogim prawem igrała bezkarnie Jak przed lwem myszka, on odkopał prawo, Które twojego brata śmiercią karze; Na jego mocy do turmy go wtrącił, A dla przykładu chce bez miłosierdzia Całą surowość jego na nim spełnić. Ostatni promień nadziei nam zgaśnie, Jeśli nie zdołasz tkliwą twoją prośbą Wzruszyć Angela; w tym mnie właśnie celu Brat twój przysyła. IZABELA Czy pewno nastaje Na jego życie? LUCJO Już wyrok nań wydał, A jak słyszałem, rozkaz egzekucji Był wyprawiony. IZABELA O ja nieszczęśliwa! Cóż ja dla niego zrobić będę w stanie? LUCJO Próbuj sił swoich. IZABELA Sił moich? Niestety! Ja wątpię bardzo… LUCJO Wątpienie to zdrajca, Który zwycięstwo często z rąk wydziera, Kiedy nas trwogą odwodzi od próby. Idź do Angela, naucz go, że ludzie, Gdy dziewczę prosi, szczodrzy są jak bogi, Gdy dziewczę klęknie, kiedy łzę wyleje, Każda jej prośba jest tylko rozkazem. IZABELA Obaczę, panie, co mogę dlań zrobić. LUCJO A nie trać czasu. IZABELA Nie zabawię dłużej Niż trzeba, żeby matkę zawiadomić. Poleć mnie bratu, sam przyjmij me dzięki. Tej jeszcze nocy przyślę wam wiadomość, Jaki osiągną skutek me zabiegi. LUCJO Żegnam cię teraz. IZABELA Bądź zdrów, dobry panie. / Wychodzą. / AKT DRUGI SCENA PIERWSZA / Sala w domu Angela. Wchodzą Angelo, Eskalus, Sędzia, Stróż więzienia, służba. / ANGELO Nie róbmy z prawa śmiesznego straszydła, Co miało ptaki drapieżne odganiać, A które wkrótce przez przyzwyczajenie Stało się grzędą zamiast być postrachem. ESKALUS Zgoda, zaostrzmy miecz sprawiedliwości, By lekko zaciąć, nie żeby zabijać. Ach, ten młodzieniec, za którym się wstawiam, Jest synem ojca wysokiej zasługi. Rozważ sam, panie (choć wierzę, że ciągle Życie twe biegło prostą drogą cnoty), Czyli w wybuchu twoich namiętności, Gdyby czas, miejsce twym sprzyjało żądzom, Gdyby podszepty twej krwi rozpalonej Znalazły pewną do celów swych drogę, O, rozważ, czyli nie uległbyś czasem Pokusom, które potępiasz w nim dzisiaj, Czy by cię prawa nie dosięgła srogość. ANGELO Inną jest rzeczą pokus być przedmiotem, A inną rzeczą pokusom tym ulec. Wiem ja, że nieraz w dwunastu przysięgłych O życiu więźnia mających stanowić, Zasiada stokroć wierutniejszy złodziej Niż ten, którego ma dotknąć ich wyrok; Lecz sprawiedliwość jawne chwyta zbrodnie; Rzecz obojętna dla prawa, że złodziej Złodzieja sądzi. Gdy obaczę klejnot, Zapewne skrzętnie podejmę go z ziemi, Lecz klejnot, który oczów moich uszedł, Rozgniotę stopą bez myśli i żalu. To jego winy wcale nie umniejsza, Że grzech podobny i ja popełniłem, To może tylko służyć za prawidło (Jeżeli kiedy ja, sędzia surowy, Stanę się winnym podobnego czynu), Aby ta sama dosięgła mnie kara Bez żadnych względów. On więc musi umrzeć. ESKALUS Niechaj się stanie wedle twej mądrości. ANGELO Gdzie stróż więzienia? STRÓŻ Jestem na rozkazy. ANGELO Dopilnuj, żeby jutro o dziewiątej Wyrok spełniono. Daj mu spowiednika, Niech się na drogę dobrze przygotuje, Bo to ostatnia jest jego pielgrzymka. / Wychodzi Stróż. / ESKALUS I nam, i jemu racz przebaczyć Boże! Grzech wznosi jednych, innych cnota traci: Jeden bezkarnie ciągle grzeszyć może, Inny grzech jeden gardłem swoim płaci. / Wchodzą Łokieć, Pianka, Pompej i straż. / ŁOKIEĆ Dalej, odstawcie ich tu. Jeśli to są dobrzy ludzie w rzeczypospolitej, co marnie czas marnują po domach publicznych, to ja się nie znam na prawie. Odstawcie ich tu. ANGELO Cóż to, mości panie? Jak się nazywasz i po co tu przychodzisz? ŁOKIEĆ Z pozwoleniem waszej dostojności, jestem ubogi konstabel jego książęcej mości, a nazywam się Łokieć. Stoję na sprawiedliwości i przyprowadzam przed waszą dostojność dwóch znanych dobroczyńców. ANGELO Dobroczyńców? Cóż to za dobroczyńcy? Czy nie chcesz czasem powiedzieć złoczyńców? ŁOKIEĆ Jeśli tak się waszej dostojności podoba. Nie wiem ja dobrze, czym oni są, ale to wiem i tego jestem pewny, że wierutne z nich hultaje, że nie ma w nich okruszyny bezbożności, którą dobry chrześcijan mieć powinien. ESKALUS Sprawa doskonale wyłożona; dowodzi mądrości urzędnika. ANGELO Ciągnij rzecz dalej. Co to za ludzie? Imię twoje Łokieć; czemu nie mówisz, panie Łokciu? POMPEJ Nie może, dostojny panie, do tego trzeba światła, a u niego tylko łokcie świecą. ANGELO A ty co za jeden? ŁOKIEĆ On, panie? To szynkarczyk, panie, a półrajfur, sługa złej niewiasty, której dom, jak powiadają, rozwalono na przedmieściu, a która teraz trzyma łazienki, choć nie radziłbym nikomu szukać w nich czystości. ESKALUS Skąd wiesz o tym? ŁOKIEĆ Żona moja, panie, którą przed niebem i waszą dostojnością prostytuję… ESKALUS Jak to? Twoją żonę? ŁOKIEĆ Tak jest, panie, bo to, dzięki Bogu, uczciwa jest niewiasta. ESKALUS I dlatego ją prostytujesz? ŁOKIEĆ I siebie samego tak dobrze jak ją prostytuję, że jeśli ten dom nie jest domem wszeteczności, to tym gorzej dla niej, bo to nic warte domisko. ESKALUS Ale skąd wiesz o tym, konstablu? ŁOKIEĆ Skąd wiem? Od mojej żony, która, gdyby miała cielesne depozycje, mogłaby się tam była dopuścić porubstwa, cudzołóstwa i wszystkich nieczystości. ESKALUS Z podszeptów tej kobiety? ŁOKIEĆ Tak jest, panie, z podszeptów pani Przepieczonej; ale jak mu w twarz plunęła, obaczył dopiero, z kim ma do czynienia. POMPEJ Z pozwoleniem waszej dostojności, nie tak stoi sprawa. ŁOKIEĆ Dowiedź tego przed tymi hajdamakami, ty honorowy człowieku, dowiedź tego. ESKALUS / do Angela / Uważaj na jego przekładnię. POMPEJ Przyszła ona do nas brzemienna, bo się jej zachciało, z pańskim przeproszeniem, gotowanych śliwek. Mieliśmy podówczas dwie tylko w całym domu, a i te, w owym odległym czasie, leżały, że tak powiem, na talerzyku od wetów wartującym mniej więcej trzy grosze. Wasza dostojność widziała zapewne tego rodzaju talerzyki; nie chińska to porcelana, ale fajans niezgorszy. ESKALUS Do rzeczy, do rzeczy, mniejsza o talerzyk. POMPEJ To prawda, talerzyk niewart niucha tabaki. Wasza dostojność ma w tym zupełną rację, a więc do rzeczy. Otóż więc, jak już powiedziałem, ta pani Łokciowa, będąc, jak już powiedziałem, brzemienną, miała żywot odęty, a zachciało się jej gotowanych śliwek, a że nie mieliśmy więcej jak dwie na talerzyku, jak to już powiedziałem, bo pan Pianka, ten sam właśnie tu człowiek, zjadł resztę, jak powiedziałem, i jak powiedziałem, zapłacił za nie uczciwie, bo jak pewnie zapamiętasz, panie Pianko, nie miałem ci wydać reszty trzech groszy… PIANKA To prawda, nie miałeś. POMPEJ Bardzo dobrze; gdy więc, jak zapamiętasz, w tę właśnie porę gryzłeś pestki śliwek wyż rzeczonych… PIANKA To prawda, gryzłem podówczas pestki. POMPEJ Więc dobrze, a ja ci mówiłem, jeśli zapamiętasz, że ten jeden i tamten drugi nie wyleczą się z wiadomej ci rzeczy, jeśli nie pójdą na ścisłą dietę, jak ci powiedziałem… PIANKA Wszystko prawda. POMPEJ Więc dobrze… ESKALUS Do rzeczy; nudny z ciebie błazen; do rzeczy. Coście zrobili żonie Łokcia, że przychodzi na skargę? Opowiedz, coście jej zrobili. Przystąp do rzeczy. POMPEJ Wasza dostojność nie może jeszcze do niej przystąpić. ESKALUS Ani też myślę. POMPEJ A jednak przystąpi do niej wasza dostojność, z waszej dostojności przyzwoleniem. Błagam, niech wasza dostojność raczy spojrzeć na tego tu Piankę; człowiek ten ma osiemdziesiąt funtów intraty, a jego ojciec umarł w dzień Wszystkich Świętych. Czy nie w dzień Wszystkich Świętych, panie Pianko? PIANKA W wilię Wszystkich Świętych. POMPEJ A, tak jest, w wilię Wszystkich Świętych. Spodziewam się, że to mi są prawdy. Otóż więc, jak powiedziałem, siedział pan Pianka na stołeczku w izbie Winogradu, w której, jak wiadomo, najwięcej sobie upodobałeś. Czy to prawda? PIANKA Prawda, bo to ciepła izba i doskonała na zimę. POMPEJ Dobrze więc; spodziewam się, że to mi są prawdy. ANGELO Widzę, że będziesz bajał przez noc ruską W porze, gdy noce ciągną się najdłużej. Ja muszę odejść; zostawiam ci sprawę, A mam nadzieję, że znajdziesz powody, Aby na chłostę wszystkich razem skazać. ESKALUS I ja tak myślę. Więc żegnam cię, panie. Wychodzi Angelo. Wróćmy teraz do rzeczy. Coście zrobili żonie Łokcia? Raz jeszcze pytam. POMPEJ Raz, panie? Nic jej raz nie zrobiliśmy. ŁOKIEĆ Błagam cię, panie, zapytaj, co hultaj ten żonie mojej zrobił. POMPEJ I ja także błagam cię, panie, zapytaj mnie. ESKALUS Więc pytam, co zrobił jej ten jegomość. POMPEJ Błagam cię, panie, przyjrzyj się twarzy tego jegomościa. Dobry panie Pianko, spojrzyj na jego dostojność, proszę cię o to w dobrej myśli. Czy przypatrzyła się wasza dostojność jego twarzy? ESKALUS Przypatrzyłem się jej dobrze. POMPEJ Błagam cię, panie, przypatrz się jej tylko dobrze. ESKALUS Już to zrobiłem. POMPEJ Czy wasza dostojność widzi co złego w jego twarzy? ESKALUS Nic wcale. POMPEJ Otóż ja gotów przysiąc na Biblię, że co w nim najgorsze, to twarz jego; jeśli więc co w nim najgorsze, to twarz jego, jakżeby mógł pan Pianka zrobić co złego żonie konstabla? Pragnąłbym, żeby mi na to pytanie wasza dostojność odpowiedział. ESKALUS Ma rację. Cóż ty na to, konstablu? ŁOKIEĆ Naprzód, z pozwoleniem waszej dostojności, dom tamten jest respektowany, po wtóre, jegomość ten jest respektowany, a na koniec, pani jego jest respektowana kobieta. POMPEJ A ja, panie, na tę rękę przysięgam, że żona jego więcej jest respektowana jak my wszyscy. ŁOKIEĆ Łżesz, hultaju, łżesz, obrzydły hultaju, nie przyszedł jeszcze czas, w którym by żona moja była respektowana przez mężczyznę, kobietę lub dziecię. POMPEJ Panie, panie, ona była z nim respektowana, nim jeszcze wziął ją za żonę. ESKALUS Kto tu jest mądrzejszy? Sprawiedliwość czy niegodziwość? — Czy to prawda? ŁOKIEĆ A, ty łotrze! a ty hajdamaku! ty złośliwy Hannibalu! Ja z nią respektowany, nim ją wziąłem za żonę? Jeśli się pokaże, że ja byłem z nią respektowany albo ona ze mną, to niech mnie wasza dostojność nie uważa więcej za urzędnika jego książęcej mości. Dowiedź tego, złośliwy Hannibalu, albo ci wytoczę proces o gwałt publiczny. ESKALUS A gdyby ci jeszcze dał w gębę, mógłbyś dołączyć proces o potwarz! ŁOKIEĆ To prawda; dziękuję waszej dostojności za radę. Co mi każe wasza dostojność zrobić z tym hultajem? ESKALUS Żeby ci powiedzieć prawdę, mój konstablu, skoro ten człowiek dopuścił się rzeczy, które byś denuncjował, gdybyś mógł, pozwól, niech brnie w nich dalej, póki się nie dowiesz, co to za rzeczy. ŁOKIEĆ Dziękuję waszej dostojności za wyrok. Widzisz, rozpustny hultaju, na co ci przyszło, musisz brnąć teraz, hultaju, tak jest, musisz brnąć, hultaju, w twoich rzeczach. ESKALUS / do Pianki / Gdzie się rodziłeś, przyjacielu? PIANKA Tu w Wiedniu, panie. ESKALUS Czy masz osiemdziesiąt funtów rocznej intraty? PIANKA Mam, z pozwoleniem waszej dostojności. ESKALUS / do Pompeja / Jakie twoje rzemiosło? POMPEJ Szynkarczyk, szynkarczyk w służbie u biednej wdowy. ESKALUS Nazwisko twojej pani? POMPEJ Pani Przepieczona. ESKALUS Czy miała więcej niż jednego męża? POMPEJ Dziewięciu, panie, ostatni był Przepieczony. ESKALUS Dziewięciu! — Zbliż się tu, panie Pianko. Panie Pianko, nie życzyłbym sobie, żebyś zabierał znajomość z szynkarczykami, oni cię odszumują, panie Pianko, a ty ich poprowadzisz na szubienicę. Idź teraz z Bogiem i niech nie słyszę o tobie więcej. PIANKA Dziękuję waszej dostojności. Co do mnie, moja noga nie postanie w szynkowni, żeby mnie tam kto nie pociągnął. ESKALUS Dosyć na tym, panie Pianko, żegnam cię. Wychodzi Pianka. Teraz na ciebie kolej, panie szynkarczyku. Twoje nazwisko, panie szynkarczyku? POMPEJ Pompejusz. ESKALUS Pompejusz, a potem? POMPEJ Zad, z przeproszeniem waszej dostojności. ESKALUS Sprawiedliwie cię nazwano od rzeczy, którą celujesz, tak więc w najbestliwszym znaczeniu wyrazu jesteś Pompejusz Wielki. Pompejuszu, jesteś trochę rajfurem, choć osłaniasz twoje rzemiosło szynkarskim fartuchem. Czy nie prawda? Bądź ze mną szczery, nic na tym nie stracisz. POMPEJ Uznaję, panie, że biedny ze mnie chudeusz, że chcę na kawałek chleba zarobić. ESKALUS Chcesz na kawałek chleba zarobić, Pompejuszu, rajfurując? Co myślisz o twoim rzemiośle? Czy to prawne rzemiosło? POMPEJ Gdyby prawo pozwoliło. ESKALUS Ale prawo nie pozwoliło; rzemiosło to zakazane w Wiedniu. POMPEJ Czy wasza dostojność zamierza owałaszyć i okapłonić wszystką młodzież naszego miasta? ESKALUS Bynajmniej. POMPEJ To wedle mojego biednego sądu młodzież pójdzie, gdzie chodziła. Niech tylko wasza dostojność weźmie w dobrą ryzę jejmościanki i birbantów, a nie będzie miała potrzeby obawiać się rajfurów. ESKALUS Przedsięwzięte są już środki zaradcze, możesz wierzyć mojemu słowu: miecz i szubienica. POMPEJ Jeżeli tylko przez lat dziesięć będziecie ścinać i wieszać tego rodzaju przestępców, to radzę wam zawczasu za granicą świeży transport głów zapisać. Niech to prawo utrzyma się w Wiedniu przez lat dziesięć, to ja najpiękniejszy dom wynajmę po trojaku od łokcia fasady. Jeśli wasza dostojność dnia tego dożyje, niech powie: Pompejusz mi to przepowiedział. ESKALUS Dziękuję ci, dobry Pompejuszu, a słuchaj, co ci powiem w nagrodę twoich przepowiedni: Strzeż się, żebym cię znowu nie obaczył przed sobą oskarżonego o cokolwiek bądź, choćby tylko o dalszy pobyt w twoim dzisiejszym mieszkaniu, bo inaczej przepędzę cię do twoich namiotów i będę dla ciebie niemiłosiernym Cezarem, a tłumacząc się jaśniej, każę cię wychłostać. Na teraz, żegnam cię, Pompejuszu. POMPEJ Dziękuję waszej dostojności za dobrą radę; o ile jej usłucham, będzie to zależało od ciała i fortuny. Wychłostać! Chłop cham swego niech wychłoszcze osła: Kij nie odstraszy męża od jego rzemiosła. / Wychodzi. / ESKALUS Zbliż się, panie Łokciu, zbliż się, panie konstablu. Od jak dawna piastujesz godność konstabla? ŁOKIEĆ Od siedmiu lat i sześciu miesięcy, panie. ESKALUS Domyślałem się z twojej zręczności w pełnieniu urzędu, że go sprawowałeś czas długi. Powiadasz więc, całych lat siedem? ŁOKIEĆ I sześć miesięcy. ESKALUS Ach, niemały to być musiał krzyż dla ciebie! Źle, że tak często obarczasz się tą godnością. Czy nie ma w twoim cyrkule zdolnych do tego ludzi? ŁOKIEĆ Mało, panie, mających dość sprytu do takich rzeczy; wybrani radzi wybierają mnie na zastępcę. Podejmuję się obowiązku za trochę grosiwa, a starczę wszystkiemu. ESKALUS Słuchaj, przynieś mi listę imienną sześciu lub siedmiu najzdolniejszych ludzi twojej parafii. ŁOKIEĆ Do mieszkania waszej dostojności? ESKALUS Do mojego mieszkania. Żegnam cię. Wychodzi Łokieć. Która teraz, jak sądzisz, godzina? SĘDZIA Jedenasta. ESKALUS Proszę cię z sobą na obiad. SĘDZIA Pokornie dziękuję. ESKALUS Wyrok na Klaudia głęboko mnie smuci, Lecz nie ma na to rady. SĘDZIA Zbyt się surowym okazał Angelo. ESKALUS Surowość jednak była koniecznością. Nie zawsze, co się miłosierdziem zdaje, Jest miłosierdziem. Zawsze przebaczenie Nowych i gorszych występków jest ojcem. A przecie — przecie — o biedny nasz Klaudio! Nie ma lekarstwa. Czas już, śpieszmy, panie. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Inna sala w pałacu Angela. Wchodzą Stróż więzienia i Sługa. / SŁUGA Angelo teraz daje posłuchanie: Lecz wkrótce wyjdzie, idę go uprzedzić. / Wychodzi. / STRÓŻ Raz jeszcze spytam, jaka jego wola; Może przebaczy — to grzech jakby we śnie, Grzech wspólny wszystkim i sektom, i wiekom, A on za grzech ten gardłem ma zapłacić! / Wchodzi Angelo. / ANGELO Czego chcesz, stróżu? STRÓŻ Czy twą zawsze wolą, By Klaudia głowa spadła jutro rano? ANGELO Czyś nie odebrał już moich rozkazów? Co się ma znaczyć powtórne pytanie? STRÓŻ Popędliwości zbytku się obawiam; Przebacz mi, panie, jeśli śmiem powiedzieć: Były przypadki, że po egzekucji Trybunał swego żałował wyroku. ANGELO To rzecz jest moja, ty rób, co ci każą, Lub złóż twój urząd, nie będziemy płakać Po twojej stracie. STRÓŻ O, przebacz mi, panie. A co z płaczącą Julią mamy począć? Jej czas się zbliża. ANGELO Wynajdź jej schronienie Z jej położeniem zgodniejsze, a śpiesz się. / Wchodzi Sługa. / SŁUGA U progu błaga siostra skazanego O posłuchanie. ANGELO Czy Klaudio ma siostrę? STRÓŻ Ma, panie, siostrę, pełną cnót dziewicę, Która ma wkrótce wstąpić do klasztoru Lub już wstąpiła. ANGELO Możesz ją wprowadzić. Wychodzi Sługa. Dojrzyj, ażeby dano poróbnicy Co jej potrzeba, ale nic nad miarę. Wydam potrzebne do tego rozkazy. / Wchodzą Lucjo i Izabela. / STRÓŻ Składam me służby. / Chce odchodzić. / ANGELO Zatrzymaj się chwilę. do Izabeli Po co przychodzisz? IZABELA Przychodzę ze łzami O miłosierdzie błagać cię, o panie! Racz mnie wysłuchać. ANGELO Słucham, czego żądasz? IZABELA Jest grzech od wszystkich grzechów obrzydliwszy, Który bym chciała, by praw miecz surowy Z ziemi wyplenił, w którego obronie Słowa jednego nie rzekłabym nigdy, Gdyby z mą wolą nie walczyło serce. ANGELO Tłumacz się jaśniej. IZABELA Ach, panie, mam brata, Twoim wyrokiem na śmierć skazanego. Niech grzech, nie człowiek będzie potępiony. STRÓŻ / na stronie / Natchnij cię Boże przekonania siłą! ANGELO Mam grzech potępić, przebaczyć grzesznikom? Już przed uczynkiem grzech jest potępiony, A mój by urząd wszelką wagę stracił, Gdybym grzech tylko surowo potępiał, A grzesznikowi dawał przebaczenie. IZABELA Surowe prawo, chociaż sprawiedliwe! Miałam więc brata. Bóg z tobą, o panie! / Chce wychodzić. / LUCJO / do Izabeli / Nic trać już serca; powtórz jeszcze prośbę, Uklęknij, zawieś się na jego płaszczu; Zbyt jesteś zimna; gdyby szło o szpilkę, Mniej byś niż teraz nie była natrętną. Powtórz twą prośbę. IZABELA A więc umrzeć musi? ANGELO Nie ma ratunku. IZABELA O, jest, jest ratunek; Możesz przebaczyć, a litości słowo Nie zbudzi smutku na niebie ni ziemi. ANGELO Nie chcę. IZABELA A gdybyś chciał, panie, czy możesz? ANGELO Tego nie mogę, czego zrobić nie chcę. IZABELA Lecz czy byś nie mógł — a bez krzywdy świata — Nie mógł przebaczyć, gdyby twoje serce Litość uczuło, którą czuje moje? ANGELO Wyrok już zapadł, wszystko już za późno. LUCJO / do Izabeli / Zbyt jesteś zimna. IZABELA Wszystko już za późno? Kto wyrzekł słowo, może je odwołać. O, wierz mi, panie, znak żaden godności, Królów korona lub miecz namiestnika, Sędziów gronostaj, hetmanów buława, Nie tyle zdobią ich co miłosierdzie. Gdybyś, o panie, był na jego miejscu, A on na twoim, gdybyś jak on zgrzeszył, Nie byłby sędzią tak jak ty surowym. ANGELO Skończ, proszę; odejdź. IZABELA Gdyby Bóg łaskawy Twą mi dał władzę, tyś był Izabelą, Czy bym tak twoją prośbę odepchnęła? Ja bym ci słowem wskazała różnicę Pomiędzy sędzią a pomiędzy więźniem. LUCJO / do Izabeli / Dalej, mów dalej! Trafiłaś w słabiznę. ANGELO Praw tylko naszych twój brat jest ofiarą; Na próżno ze mną słowa twe marnujesz. IZABELA Ach! Pomnij, panie, że ród ludzki cały Pierwszego grzechu padł także ofiarą, A ten, co mógłby uwiecznić upadek, W samym upadku znalazł wybawienie. Czym byłbyś, panie, gdyby sędziów Sędzia Chciał tylko wedle zasług twych cię sądzić? O, pomyśl o tym, pomyśl, a z ust twoich Wypłynie wdzięczne słowo miłosierdzia, Jakbyś na nowo odżył odkupieniem. ANGELO Piękna dziewico, raz jeszcze powtarzam, Nie ja, lecz prawo brata twego sądzi; Gdyby mym krewnym, bratem był lub synem, Temu samemu uległby losowi. On jutro umrze. IZABELA Jutro! To zbyt nagle! Ach, nazbyt nagle! O, przebacz mu, panie! On na śmierć jeszcze nie przygotowany. Na stół nasz ptactwo zabijamy w porę; Ty niebu służyć z mniejszą chcesz bacznością, Niż kucharz naszym grzesznym służy ciałom? O dobry panie, rozważ w twojej myśli, Kto dotąd życiem płacił ten występek, Choć go się tylu dopuściło! LUCJO Dobrze! ANGELO Prawo to spało, ale nie umarło. Występnych liczbę zmniejszyłaby trwoga, Gdyby, kto pierwszy śmiał przestąpić prawo, Gardłem zapłacił. Dziś prawo zbudzone Notuje czyny i na wzór proroka Patrzy w zwierciadło, w którym jasno widzi Zbrodnie, gotowe lub dziś pobłażaniem, Albo w następnych pojawić się latach, I czujnie w samym niszczy je zarodku. IZABELA Bądź miłosierny! ANGELO Mego miłosierdzia Najlepszym świadkiem moja sprawiedliwość, Która litośnie ratuje tysiące, Gnana do grzechów zbytkiem pobłażania, A łaską nawet jest dla winowajcy, Co, życiem płacąc jeden grzech spełniony, Ginie i więcej grzeszyć już nie może. Dość na tym, odejdź; twój brat umrze jutro. IZABELA Pierwszy wydajesz wyrok tak surowy, On surowości tej pierwszą ofiarą. Dobrze jest, panie, mieć olbrzymią siłę, Lecz jest tyranią jak olbrzym używać Siły tej. LUCJO Pysznie, mówisz jak należy. IZABELA Gdyby potężni ludzie w swoich dłoniach Mieli Jowisza grzmoty, nigdy Jowisz W swoim by niebie nie ostał spokojnie. Lada urzędnik słaby, karłowaty, Wiecznym by grzmotem niebiosa ogłuszał. Grzmoty! Wciąż grzmoty! Miłosierny Boże, Ty częściej swoim siarczystym piorunem Kruszysz pień dębu twardy i sękaty Niż gibkie mirtu gałązki, lecz człowiek, Dumny potęgą na chwilę mu daną, A swojej szklanej niepomny kruchości, Jak małpa w gniewie, przed wysokim niebem, Tak dziwne stroi wybryki i susy, Że łzy boleści sączy chór aniołów, A gdyby chór ten ludzkie miał szyderstwo, Całe by niebo śmiechem swym napełnił. LUCJO / na stronie do Izabeli / O, jeszcze, jeszcze! Mięknąć już zaczyna. STRÓŻ Dozwól, o Boże, by go przebłagała! IZABELA Nie możem bliźnich wagą naszą mierzyć; Wolno jest wielkim ludziom z świętych szydzić, Lecz co dowcipem u nich, to w maluczkich Jest profanacją. LUCJO Wybornie! Ciąg dalszy! IZABELA Co w ustach wodza gniew tylko oznacza, W ustach żołnierza czystym jest bluźnierstwem. LUCJO / na stronie do Izabeli / Skąd wiesz to wszystko? Ale ciągnij dalej! ANGELO W jakim mi celu prawisz te maksymy? IZABELA Bo władza, panie, choć jak my omylna, Ma jednak w sobie razem i lekarstwo, Którym wielkości wady może leczyć. Uderz się w piersi, zagłąb się sam w sobie Spytaj się serca, czy w nim nie ma śladu Grzechu, za który brat mój płaci głową. Gdy serce zezna winę przyrodzoną, Niech językowi i myślom twym wzbroni Na życie brata mojego nastawać. ANGELO / na stronie / Tyle rozumu w tym wszystkim, co mówi, Że się mój rozum chwiać we mnie zaczyna. Bądź zdrowa! IZABELA Panie, zatrzymaj się jeszcze! ANGELO Pomyślę o tym, wróć tu jutro rano. IZABELA Słuchaj, jakimi przekupię cię skarby. ANGELO Co? Mnie przekupisz? IZABELA Tak jest, ciebie, panie, Skarby, którymi z niebem się podzielisz. LUCJO O, co za szczęście! Bez tego dodatku Psułaby wszystko. IZABELA Nie złotą monetą, Nie klejnotami, których wartość leży W kaprysie ludzkim, lecz czystą modlitwą, Co przed tron boski, skrzydlata, dociera Przed wschodem słońca. Niewinną modlitwą Poszczących dziewic, które się wyrzekły Myśli o wszystkim, co z czasem przemija. ANGELO Dobrze, przyjdź jutro. LUCJO Idźmy, jest nadzieja. IZABELA Niechaj Bóg waszą dostojność zachowa! ANGELO / na stronie / Amen! Bo czuję, że pokusa modłom Drogę zabiega. IZABELA O której godzinie Mam się tu stawić? ANGELO Byle przed południem. IZABELA Niech Bóg was strzeże! / Wychodzą Lucjo, Izabela i Stróż. / ANGELO O, niech Bóg mnie strzeże, Strzeże od ciebie, nawet od twej cnoty! Cóż to jest? Jej to czy moja jest wina? Ha! Kto winniejszy! Kto? Czyli kusiciel, Czyli kuszony? Nie, nie, to nie ona, Ona nie kusi, lecz ja, przy fiołku Stojąc na słońcu, na jego promieniach, Nie jak kwiat wonię, lecz jak ścierwo gniję. Czemu na zmysły nasze silniej działa Kobiety cnota niż jej lekkomyślność? Czemu, gdy tyle pustych mamy gruntów, Pragniemy jeszcze i świątynię zburzyć, By na jej gruzach dom grzechu budować? O zgroza, zgroza! Co robisz, Angelo? Czym jesteś? Czemu pragniesz jej do grzechu, Który był dla niej podnietą do cnoty? Niech brat jej żyje; złodziej ma wymówkę, Gdy się sam sędzia kradzieży dopuszcza. Co? Czy ją kocham, kiedy tak gorąco Pragnę raz jeszcze jej słodki głos słyszeć I grzać się pragnę przy ócz jej płomieniach? O czymże marzę? O chytry nasz wrogu, Który, świętego złapać chcąc na haczyk, Świętą zanętę włożyć potrafiłeś! Ze wszystkich pokus najniebezpieczniejsza, Co nas miłością cnoty na grzech pędzi. Nigdy mi dotąd rozpustna kobieta Podwójną wędką sztuki i natury Nie rozbudziła śpiącej zmysłowości, A ta dziewica podbija mnie cnotą! Do dziś, gdy parę kochanków widziałem, Tylkom się dziwił, tylko uśmiechałem. / Wychodzi. / SCENA TRZECIA / Izba w więzieniu. Wchodzą Książę przebrany za mnicha, Stróż więzienia. / KSIĄŻĘ Witam cię, stróżu! Wszak ze stróżem mówię? STRÓŻ Tak jest, mój ojcze, jakie twe żądanie? KSIĄŻĘ Prawa zakonu, miłość chrześcijańska Mury więzienia nawiedzać mi każą, By nieść pociechę duszom utrapionym. Wedle zwyczaju otwórz mi ich wrota, Opowiedz zbrodni każdego naturę, Bym dał stosowną każdemu naukę. STRÓŻ Zrobię i więcej, jeśli więcej trzeba. Wchodzi Julia. Patrz, oto wchodzi jedna z uwięzionych, Co wpadła w ogień swej własnej młodości I w nim spaliła czyste swoje imię. W ciąży jest, widzisz; jej współwinowajca Na śmierć skazany; gorący młodzieniec Gotowszy grzech swój raz jeszcze powtórzyć Niż popełniony swą zapłacić głową. KSIĄŻĘ Kiedy ma umrzeć? STRÓŻ Jutro, jak się zdaje. do Julii Zaczekaj chwilę, wszystko już gotowe. Wnet do nowego wyślę cię mieszkania. KSIĄŻĘ Czyli żałujesz za grzech, który dźwigasz? JULIA Żałuję; hańbę mą z pokorą znoszę. KSIĄŻĘ Zrobimy razem rachunek sumienia, Obaczym, czyli szczera twa pokuta, Czyli pozorna. JULIA Słucham cię, mój ojcze. KSIĄŻĘ Czy kochasz męża, nieszczęść twoich sprawcę? JULIA Kocham, jak kocham sprawcę jego nieszczęść. KSIĄŻĘ Więc grzech wasz wielki był, widzę, spełniony Za wspólną zgodą? JULIA Za wspólną, mój ojcze. KSIĄŻĘ Gdy tak, to większe twoje przewinienie. JULIA Wiem o tym, ojcze, i żałuję za nie. KSIĄŻĘ To dobrze, córko, lecz czy żal twój czasem Nie skutkiem hańby, którą grzech sprowadził? Żal taki o nas, nie o niebie, myśli I nie jest bożej miłości owocem, Lecz naszej trwogi. JULIA Jak za zły uczynek Za grzech żałuję i z radością teraz Hańbę mą znoszę. KSIĄŻĘ Wytrwaj w tym uczuciu. Jutro ma umrzeć twój współwinowajca, Idę go właśnie na śmierć przygotować. Benedicite! Pan z tobą. / Wychodzi. / JULIA On jutro, Jutro ma umrzeć! Jak okrutna litość, Co mi zostawia życie, które odtąd Będzie mi tylko bolesnym konaniem! STRÓŻ Los jego smutny serce mi zakrwawia. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Pokój w domu Angela. Wchodzi Angelo. / ANGELO Gdy chcę się modlić lub myśleć, modlitwy I myśl ku różnym ulatują stronom. Niebo ma tylko próżne moje słowa, Ma wyobraźnia nie słucha języka, Przy Izabeli zarzuca kotwicę. Niebo w mych ustach, jakbym jego imię Przeżuwał tylko, lecz w sercu panuje I ciągle rośnie namiętność bez granic. Rząd, dotąd myśli mych jedyny przedmiot, Jest dla mnie teraz jakby dobra księga, Ciągłym czytaniem sucha i nudząca: Moją powagę, którąm tak był dumny (Niechaj mnie ludzkie nie dosłyszy ucho!) Moją powagę mógłbym dziś wymienić Za lada piórko, wietrzyków igraszkę. O wielka formy i miejsca potęgo! Jak często twoją powłoką i suknią Nie tylko głupców odurzasz, lecz nawet I mędrców dusze wiążesz pozorami! Krew krwią jest zawsze; napisz „dobry anioł” Na diabła rogu, a ujrzysz, dla tłumu Rogi przestaną diabła być znamieniem. Wchodzi Sługa. Co mi przynosisz? SŁUGA Siostra Izabela O posłuchanie prosi. ANGELO Wskaż jej drogę. Wychodzi Sługa. O Boże! Czemu żył moich krew wszystka Do serca bieży, władzę mu odbiera, I wszystkie moje krępuje zdolności? Tak omdlałego głupi tłum zabija, Każdy chce pomóc, a tylko tamuje Powietrze, które mogłoby go jeszcze Do zmysłów wrócić; tak lud nierozważny, A do swojego przywiązany króla, By się pokazał, swe rzuca warsztaty, Tłoczy się wkoło, tak że się na koniec Natrętna miłość obrazą wydaje. Wchodzi Izabela. Piękna dziewico, po co tu przychodzisz? IZABELA O twej ostatniej dowiedzieć się woli. ANGELO Wolałbym raczej, żebyś bez pytania Wiedziała o niej. Brat twój żyć nie może. IZABELA Czy tak? Niech niebo zachowa cię, panie. / Chce wychodzić. / ANGELO Żyć jednak może na chwilę, a nawet Żyć jeszcze może jak ty lub ja długo: A jednak musi umrzeć. IZABELA Przez twój wyrok? ANGELO Tak jest. IZABELA Więc, panie, racz mi dzień powiedzieć, By, korzystając z krótkiej chwili zwłoki, Brat mój choć duszę uratować zdołał. ANGELO Ha, szpetne grzechy! Byłoby to samo Przebaczyć temu, który skradł naturze Postać człowieka już ukształtowaną, Co ułaskawić występne słodycze, Które fałszywym wybijać śmią stemplem Obraz niebieski; nie trudniej jest bowiem Fałszywie wydrzeć życie prawnie dane, Co odlać nowe na fałszywą formę. IZABELA Tak napisano w niebie, nie na ziemi. ANGELO To twoje zdanie? Zaraz obaczymy: Powiedz, co wolisz, czy by twemu bratu Wydarło życie prawo sprawiedliwe, Czy też dla brata twojego ratunku Ciało twe oddać słodkiej nieczystości, Jak ta oddała, którą on zniesławił? IZABELA Lepiej poświęcić ciało niźli duszę, Wierzaj mi, panie. ANGELO Lecz o twojej duszy Nie ma tu mowy. Z grzechów przymuszonych, Choć robią liczbę, nie zdajemy liczby. IZABELA Jak to rozumiesz? ANGELO Nie zaręczam za to, Bo mógłbym przeczyć temu, co wyrzekłem. Odpowiedz jednak: Ja, jak tłumacz prawa, Na śmierć skazuję twojego dziś brata, Czyliżby nie był grzech dobrym uczynkiem, By tego brata życie uratować? IZABELA O, grzech ten popełń, a ja bez obawy, Na mój go duszy rachunek zapiszę: To nie grzech będzie, lecz dobry uczynek. ANGELO Jeżeli pragniesz dopuścić się grzechu I na twej duszy rachunek go wpisać, Chęć miłosierna twój grzech równoważy. IZABELA Jeśli o życie jego błagać grzechem, Niechaj przed niebem za grzech ten odpowiem; Jeśli jest grzechem błagań mych wysłuchać, W moich modlitwach prosić będę Boga, By grzech ten dodał do wszystkich mych grzechów, A liczby z niego od ciebie nie żądał. ANGELO Nie, słuchaj; myśl twa nie idzie mej śladem Zbytkiem prostoty szczerej czy udanej; Jesteś niedobrą, jeśli ją udajesz. IZABELA Niechże więc będę prostą i niedobrą, Bylem w pokorze ducha ci wyznała, Żem nie jest lepszą. ANGELO Tak mądrość chce świecić W całej swej chwale, kiedy się poniża, Tak czarna maska przymusza nas marzyć O wdziękach stokroć razy potężniejszych Niż wdzięki w całym jaśniejące blasku — Lecz słuchaj, muszę tłumaczyć się jaśniej, Abyś na koniec myśl mą zrozumiała. Brat musi umrzeć. IZABELA Wiem. ANGELO Jego występek Wyraźne prawo śmiercią każe płacić. IZABELA Wiem. ANGELO Teraz przypuść, że dla ocalenia Żadnych już innych nie znajdziesz dlań środków… (Wszystko, co mówię, mówię w przypuszczeniu) Jak żebyś sama, skazanego siostra, Od tej osoby chciwie pożądana, Której wpływ w sądach lub godność wysoka Może z praw matni wyrwać twego brata, Jeżeli żaden inny ludzki środek Nie może brata twojego ocalić I jeśli skarbów ciała twego nie dasz Tej przypuszczonej przeze mnie osobie, Surowe prawo pójdzie w wykonanie, Co byś zrobiła? IZABELA Gotowam jest zrobić Dla brata mego, co dla siebie samej: Na śmierć skazana, przód bym się ubrała, Jakby w rubiny, w krwawe znaki bicza, Przódy bym cichej zapragnęła trumny, Jak pragną łoża bolejące członki, Nim bym me ciało na wstyd miała wydać. ANGELO Więc brat twój umrze. IZABELA Strata mniej kosztowna: Lepiej, że brat mój chwilową śmierć zniesie, Niż żeby siostra, aby go odkupić, Miała na wieki umrzeć. ANGELO Powiedz teraz, Czyli nie jesteś okrutna jak prawo, Które potępiasz. IZABELA Nie w jednym się domu Haniebny wykup życia mego brata I dobrowolne rodzi przebaczenie; Prawna też łaska nie może być siostrą Grzesznej frymarki. ANGELO A jednak przed chwilą, Zda mi się, brałaś prawo za tyrana; Jego występek był raczej pustotą Niż szpetnym grzechem. IZABELA O, przebacz mi, panie! Zdarza się nieraz, że chcąc łaskę zyskać, Nie zawsze słowem naszą myśl tłumaczym; Wymawiam trochę grzech, którym się brzydzę, Na korzyść tego, który mi jest drogi. ANGELO Wszyscyśmy słabi. IZABELA Niech więc brat mój umrze, Jeśli on jeden grzechem się tym skalał. ANGELO Kobieta także jest słaba. IZABELA O, prawda! Słaba i krucha jak kruche zwierciadło, W którym jej słabe odbija się ciało. Kobiety! Boże! Czystą ich naturę Mężczyźni psują dla własnej korzyści. Sto razy powtórz, że jesteśmy słabe, Bo duch nasz wiotki, jak wiotkie jest ciało Wierzy zbyt łatwo przysięgom fałszywym. ANGELO Gdy, twoim zdaniem, płeć twoja tak słaba, Gdy i my także nie więcej sił mamy, By opór stawić napaściom pokusy, Więc, śmielszy teraz, biorę cię za słowo: Bądź tym, czym jesteś, to jest, bądź kobietą; Jeśliś jest więcej, kobietą nie jesteś. Jeśli nią jesteś, jak piękność twa świadczy, Pokaż to dzisiaj i poddaj się prawu, Przywdziej kobietom barwę przeznaczoną. IZABELA Jeden mam tylko język, i ty, panie, Mów teraz ze mną, jak mówiłeś wprzódy. ANGELO Więc powiem jasno — kocham cię. IZABELA O panie, I brat mój kochał Julię, a powiadasz, Że umrzeć za to musi. ANGELO On nie umrze, Nie, Izabelo, jeśli chcesz mnie kochać. IZABELA Cnota ci twoja przywilej ten daje, Że, aby innych cnotę wypróbować, Bierzesz na chwilę pozory występku. ANGELO Wierz mi na honor, mówię ci, co myślę. IZABELA Mały ten honor, gdzie takie są myśli. O zgubny zamiar! Pozory, pozory! Słuchaj, Angelo, odkryję, czym jesteś: Podpisz natychmiast brata przebaczenie Lub z całych piersi całą twą brzydotę Światu opowiem. ANGELO A kto ci uwierzy? Czyste me imię, surowość żywota I słowo moje, i moje znaczenie Odejmą wiarę twoim oskarżeniom, Które świat weźmie za występną potwarz. Gdy raz zacząłem, puszczam wolne cugle Mej zmysłowości szalonym popędom; Skończ próżny opór, ustąp moim żądzom, Pożegnaj skromność, zbyteczny rumieniec, Który odpycha to, czego sam pragnie. Żeby ocalić brata, twoje ciało Woli mej oddaj, bo inaczej — umrze, A śmierć tę, dzięki twemu oporowi, Długie, okrutne poprzedzą męczarnie. Odpowiedz jutro. Pomnij, że dla niego Miłość mnie moja zmieni na tyrana, Pomnij, że kłamstwo moje w sądach ludzi Od twojej prawdy większą wiarę znajdzie. / Wychodzi. / IZABELA Do kogoż teraz skargę mą poniosę? Kto mi uwierzy, gdy mu prawdę powiem? O zgubne usta, w których ten sam język Może potępić i może przebaczyć! Po swojej woli nagina ustawy I sprawiedliwość, i niesprawiedliwość Ciągnie za sobą na haczyku żądzy! Pójdę do brata, choć krewkością zgrzeszył. W sercu ma dosyć uczucia honoru, Że gdyby trzeba było głów dwadzieścia, Chętniej by wszystkie na krwawy pień oddał, Nim by zezwolił, aby jego siostra Na zgrozę taką oddała swe ciało. Niech umrze; moja niechaj żyje cnota; Droższa ma czystość od jego żywota. Angela żądze wyjawić mu muszę, Ażeby na śmierć przygotował duszę. / Wychodzi. / AKT TRZECI SCENA PIERWSZA / Izba w więzieniu. Wchodzą Książę, Klaudio i Stróż. / KSIĄŻĘ Więc myślisz, że ci Angelo przebaczy? KLAUDIO Jedynym biednych lekarstwem — nadzieja. Z nadzieją życia jestem gotów umrzeć. KSIĄŻĘ Na śmierć się gotuj, a śmierć albo życie Słodsze ci będą. Z życiem tak rozumuj: Jeśli cię stracę, stracę rzecz, o którą Jeden się tylko może głupiec troszczyć. Bo czymże jesteś? Tylko lekkim tchnieniem, Wszystkich niebieskich wpływów niewolnikiem, Co dom twój ciągłym napełniają bólem, Tylko igraszką śmierci jesteś wieczną. Całą twą troską, jak od niej uciekać, A uciekając, do niej tylko lecisz. Wszelka szlachetność daleko od ciebie, Bo pospolitość wszystkich twych rozkoszy Jest rodzicielką; nie masz i odwagi, Bo drżysz przed żądłem lichego robaka; Sen jest najlepszym twoim wypoczynkiem. Często go szukasz, a przecie nikczemnie Śmierci się lękasz, która snem jest tylko. Nie jesteś samo sobą, bo cię składa Tysiąc atomów z prochu wydzielonych. Na chwilę nawet nie jesteś szczęśliwe, Bo gonisz za tym, czego nie posiadasz, A nie dbasz o to, co w twym posiadaniu. Nie jesteś stałe, każdy bowiem księżyc Dziwne przemiany w tobie wywołuje. Jesteś ubogie, choć bogactwa dzierżysz, Bo jako osieł pod złotem się gnący W krótkiej podróży niesiesz ciężkie skarby, Aż śmierć je zdejmie; nie masz przyjacieli, Bo twe wnętrzności, które zwą cię ojcem, Ten czysty wypływ własnych swoich lędźwi, Klną trąd, podagrę, febry i katary, Że tak powoli do końca cię wiodą; Nie masz młodości ni starego wieku, Ale, podobne do snu po obiedzie, Jesteś ich tylko przelotnym marzeniem; Bo twoja młodość, jak wiekowy nędzarz, Koślawych starców o jałmużnę prosi, A gdy bogactwo przyjdzie ze starością, Nie masz piękności, ognia, uczuć, członków, Aby bogactwo wdzięki jakie miało. Cóż się więc mieści w tym, co zwiemy życiem? O, tysiąc śmierci w tym się życiu kryje, A my, szaleni, śmierci się lękamy, Co w końcu godzi wszystkie te sprzeczności. KLAUDIO Dzięki ci, ojcze! Błagając o życie, Jak widzę teraz, śmierci tylko szukam, Szukając śmierci, wynajduję życie. Niech więc śmierć przyjdzie! / Wchodzi Izabela. / IZABELA Pokój wam i łaska! STRÓŻ Życzenie warte dobrego przyjęcia. Witaj więc! KSIĄŻĘ Wkrótce znowu cię nawiedzę. KLAUDIO Święty mój ojcze, z serca ci dziękuję. IZABELA Kilka słów bratu chciałabym powiedzieć. STRÓŻ Przychodzisz w porę. Klaudio, twoja siostra. KSIĄŻĘ Słowo, mój stróżu. STRÓŻ Ile chcesz, mój ojcze. KSIĄŻĘ Ukryj mnie, proszę, podczas ich rozmowy Tak, żebym każde słowo mógł usłyszeć. / Wychodzą Książę i Stróż. / KLAUDIO Jaką mi, siostro, pociechę przynosisz? IZABELA Pociechę dobrą, bardzo, bardzo dobrą: Angelo, w niebie mając interesa, W wyborze dał ci nad wszystkich pierwszeństwo, Tam na stałego wyprawia cię posła. Więc do podróży gotuj się co prędzej, Jutro wyruszasz. KLAUDIO Czy nie ma ratunku? IZABELA Jest jeden, który ocalając głowę, Serce rozedrze. KLAUDIO Lecz czy jest ratunek? IZABELA O, jest ratunek, możesz żyć, mój bracie; Diabelska litość w sędziego jest duszy, Jeśli ją przyjmiesz, życie uratujesz, Ale łańcuchy do śmierci zachowasz. KLAUDIO Wieczne więzienie? IZABELA Tak, wieczne więzienie. Choćbyś mógł nawet świat cały przebiegać, Na chwilę z ciasnej nie wymkniesz się jamy. KLAUDIO Ale ratunku powiedz mi naturę. IZABELA Jego naturę? Jeżeli go przyjmiesz, Poszarpiesz honor, który cię odziewa, I będziesz nagi. KLAUDIO Objaw mi warunki. IZABELA Lękam się, bracie, i drżę, abyś czasem, Wiedziony życia gorączkową żądzą, Przez miłość sześciu lub siedmiu zim więcej Na pastwę nie dał wiecznego honoru, Śmieszli ty umrzeć? Tylko w czczej obawie Gorzkie uczucie śmierci głównie leży, A biedny chrabąszcz, nogą rozdeptany, Cielesną mękę tak boleśnie czuje Jak konający olbrzym. KLAUDIO Siostro moja, Krzywdzisz mnie ciężko; nie w kwiecistych słowach Gdy trzeba, męskiej szukam rezolucji. Gdy umrzeć muszę, wieczne śmierci cienie Jak narzeczoną do serca przycisnę. IZABELA To brat mój mówił, z ojcowskiego grobu Słowa te wyszły. Tak jest, umrzeć musisz, Bo serce twoje zbyt szlachetnie bije, Abyś podłością ratować chciał życie. Ha, ten pozorny świętoszek, namiestnik! Co ostrą twarzą i mierzonym słowem Przeraża młodość, szaleństwo rozgania Jak sokół kury — on diabeł jest tylko! Ach, gdyby można duszy jego błoto Na jaw pokazać, świat ujrzałby tylko Bez dna kałużę. KLAUDIO Poważny Angelo? IZABELA O, ta powaga to piekła jest barwa, Osłaniająca jak kapłańska szata Przeklęte ciało. Czy uwierzysz, bracie, Że gdybym moje dała mu dziewictwo, Wyszedłbyś wolny? KLAUDIO Nie, to być nie może! IZABELA Za grzech ten ciężki gotów ci dać prawo Grzeszyć na nowo. Jeżeli tej nocy Nie spełnię, co się i wymówić wzdrygam, Umrzesz, mój bracie. KLAUDIO Nie, tego nie zrobisz. IZABELA O, gdyby tylko szło o moje życie! Dla twej wolności ja bym je jak szpilkę Chętnie rzuciła. KLAUDIO Dzięki, droga siostro. IZABELA Więc się na jutro przygotuj do śmierci. KLAUDIO Tak jest. Więc człowiek ten ma namiętności, Gdy szczypie prawo, które chce na innych Surowo pełnić? To nie grzech, zapewne, Lub z siedmiu grzechów śmiertelnych najmniejszy. IZABELA Który z śmiertelnych grzechów jest najmniejszy? KLAUDIO Inaczej bowiem jak człowiek tak mądry Chciałby dla jednej chwilowej rozkoszy Na wieczne męki narażać swą duszę? O Izabelo! IZABELA Co mówić chcesz, bracie? KLAUDIO Śmierć to rzecz straszna. IZABELA Życie bez honoru Rzecz jest nieznośna. KLAUDIO Droga Izabelo, O, pomyśl, umrzeć! Pójść, nikt nie wie dokąd, I leżeć w zimnej trumnie, gnić powoli, Zamienić ciało żywe i gorące Na gliny garstkę, gdy duch wywołany Albo się kąpie pośród fal ognistych, Albo drży w wiecznych, zamarzniętych lodach Lub, w niewidzialnych uwięziony wiatrach, W gwałtownym pędzie nad wiszącym światem, Krąży bez końca — lub zostać nędzniejszym Od najnędzniejszych istot, co wśród wycia Czarne, bezkształtne ciągle tworzą myśli! O, to zbyt straszne! Na ziemi tej życie, Jakkolwiek ciężkie, smutne, opłakane, Starość, choroba, nędza i więzienie, Jasnym są rajem porównane z śmiercią. IZABELA O, biada! KLAUDIO Pozwól mi żyć, droga siostro! Grzech popełniony dla ratunku brata W swojej dobroci przebacza natura, Na cnotę zmienia. IZABELA O, bydlę przeklęte! Podły nędzniku, tchórzu wiarołomny, Chcesz się wybawić kosztem mojej cnoty? Powiedz, czy nie jest prawie kazirodztwem Żywota szukać w hańbie własnej siostry? Co ja mam myśleć? Przebacz mi, o Boże! Lecz wierność matki zda mi się wątpliwa, Bo niepodobna, by z krwi mego ojca Taka wyrodna strzeliła latorośl. Nie rachuj na mnie; umrzyj i przepadnij! Gdyby mi tylko schylić się wypadło, By cię ocalić, i schylić się nie chcę. Dla twojej śmierci modłów mam tysiące, Lecz nie mam słowa dla twojego życia. KLAUDIO Słuchaj mnie tylko, droga Izabelo! IZABELA O zgrozo, zgrozo! Grzech twój jest rzemiosłem, A nie przypadkiem, i litość dla ciebie Byłaby nowych występków rajfurką. Im prędzej umrzesz, tym lepiej. KLAUDIO O siostro! / Wchodzi Książę. / KSIĄŻĘ Pozwól mi powiedzieć jedno słowo, młoda siostro, jedno tylko słowo. IZABELA Czego żądasz? KSIĄŻĘ Jeśli masz chwilę wolnego czasu, pragnąłbym się z tobą rozmówić; łaska, o którą proszę, będzie i dla ciebie korzystna. IZABELA Nie mam chwili do stracenia; czas, który tu spędzam, muszę kraść innym obowiązkom, gotowa jednak jestem posłuchać cię na chwilę. KSIĄŻĘ / do Klaudia na stronie / Mój synu, podsłuchałem, co zaszło między tobą a twoją siostrą. Angelo nie miał nigdy zamiaru uwiedzenia jej, chciał tylko cnoty jej doświadczyć, ćwiczyć się w sztuce sądzenia ludzkiej natury. Siostra twoja, pełna uczuć prawdziwego honoru i cnoty, dała mu odmowną odpowiedź, którą on z największą usłyszał radością. Jestem spowiednikiem Angela i wiem, że to prawda, na śmierć się więc przygotuj. Nie łudź się próżną nadzieją, jutro musisz umrzeć; więc na kolana i bądź gotowy. KLAUDIO Pozwól mi prosić siostrę o przebaczenie. Życie mi tak obmierzło, że co prędzej pozbyć się go pragnę. KSIĄŻĘ Wytrwaj w tym uczuciu. Bądź zdrów! / Wychodzi Klaudio. Wchodzi Stróż. / KSIĄŻĘ Stróżu, mam ci coś powiedzieć. STRÓŻ Jaka twoja wola, ojcze? KSIĄŻĘ Oddal się, jak przyszedłeś; zostaw mnie na chwilę z tą dziewicą; mój charakter i mój habit ręczą ci, że nic jej nie zagraża w moim towarzystwie. STRÓŻ Bardzo chętnie. / Wychodzi. / KSIĄŻĘ Ręka, która ci dała piękność, dała ci także i dobroć. Dobroć, która frymarczy wdziękami, wkrótce zmarnotrawi wdzięki piękności, ale cnota, która jest duszą twojej istoty, zachowa także piękność twojego ciała na zawsze. Napaść Angela na ciebie doszła przypadkiem mojej wiadomości i gdyby słabość ludzkiej natury nie dała już licznych przykładów podobnego upadku, dziwiłby mnie Angelo. Co zrobić zamierzasz, aby zadosyć uczynić namiestnikowi i brata ocalić? IZABELA Idę mu objawić moje postanowienie: wolę, żeby brat mój umarł wedle prawa, niż żeby syn mój urodził się na przekór prawa. Ale jak bardzo dobry książę na Angelu się oszukał! Jeśli wróci kiedykolwiek, a zdołam otrzymać posłuchanie, albo nadaremnie usta otworzę, albo mu rządy jego namiestnika odsłonię. KSIĄŻĘ Myśl bardzo dobra, ale jak rzeczy dziś stoją, łatwo się będzie obronić Angelowi przeciw twoim oskarżeniom, utrzymując, że chciał tylko wziąć cię na próbę. Daj ucho moim radom, bo mojej żądzy dobrze czynienia przedstawia się lekarstwo. Przekonany jestem, że możesz najniewinniej wyświadczyć zasłużoną łaskę biednej, pokrzywdzonej kobiecie, wyzwolić brata od surowości prawa bez żadnej plamy dla twojej wdzięcznej osoby, a oddać miłą usługę nieobecnemu księciu, jeśli kiedy wróci, a przypadkiem o sprawie tej usłyszy. IZABELA Słucham, co masz dalej powiedzieć, gotowam zrobić wszystko, co w prawdzie mojego ducha za niewinne uznam. KSIĄŻĘ Cnota jest odważna i dobroć nie zna trwogi. Czy nie słyszałaś kiedy o niejakiej Marianie, siostrze Fryderyka, wielkiego kapitana, który zginął na morzu? IZABELA Słyszałam, a dobre słowa towarzyszyły jej nazwisku. KSIĄŻĘ Ją właśnie Angelo miał wziąć za żonę; już się odbyły zaręczyny, nawet dzień ślubu był oznaczony. Między zrękowinami a uroczystością brat jej Fryderyk rozbił się na morzu, a z nim i z okrętem przepadł zarazem i posag jego siostry. Patrz, ile nieszczęść zwaliło się na biedną Marianę: straciła szlachetnego i sławnego brata, który czuł dla niej najtkliwsze i najszczersze przywiązanie, straciła z nim razem najlepszą cząstkę swojej fortuny, swój posag, straciła na koniec zaręczonego małżonka, tego pozornego świętoszka Angela. IZABELA Byćże to może? Więc ją opuścił Angelo? KSIĄŻĘ Opuścił ją we łzach, z których ani jednej słowem pociechy nie osuszył; połknął wszystkie swoje przysięgi pod pozorem, że odkrył rzeczy krzywdzące jej honor, słowem, zostawił ją w żałobie, którą jeszcze po stracie jego nosi, a na łzy jej kamienny, choć nimi oblany, obcy jest litości. IZABELA Jaką łaskę oddałaby śmierć tej biednej dziewicy, zabierając ją z tego świata! Co za zepsucie w życiu, gdy człowiek ten jeszcze żyje! Lecz jaka może być dla niej korzyść z tego, co tu zaszło? KSIĄŻĘ Nietrudno ci będzie uleczyć złamanie jego wiary, a lekarstwo to i brata twojego ocali, i czystości twojej nie naruszy. IZABELA Wytłumacz mi, jakim sposobem, mój ojcze. KSIĄŻĘ Dziewica, o której mówię, zachowała w sercu całą pierwszą miłość dla niego; niesprawiedliwe jego okrucieństwo, które, biorąc rzeczy na rozum, powinno było miłość tę zagasić, jak tama na potoku, tylko ją potężniejszą i niesforniejszą zrobiło. Idź do Angela, oświadcz pozorną gotowość do posłuszeństwa jego żądaniom, przystań na wszystko, połóż tylko za warunek, że twoje z nim spotkanie będzie krótkie, odbędzie się w godzinie ciemności i milczenia, w stosownym do tego miejscu. Warunki te raz przyjęte, reszta pójdzie jak z płatka. Uprzedzimy tę pokrzywdzoną dziewicę, aby za ciebie poszła na umówione miejsce. Jeśli tajemnica tego spotkania na jaw kiedy wyjdzie, może zmusić Angela do naprawienia wyrządzonej jej krzywdy. Tym więc sposobem brat twój będzie ocalony, honor twój nietknięty, Mariana pocieszona, a występny namiestnik odkryty. Sam uwiadomię o wszystkim młodą dziewicę i do przedsięwzięcia ją przygotuję. Jeżeli gotowa jesteś wszystko wedle możności wykonać, podwójna z tego korzyść ochroni nasze oszukaństwo od nagany. Co o tym myślisz? IZABELA Myśl sama pociechą mnie napełnia, a spodziewam się, że szczęśliwy skutek uwieńczy wykonanie. KSIĄŻĘ Wiele od ciebie zależy. Śpiesz do Angela; jeśli się będzie domagał spełnienia przyrzeczeń tej nocy, przyrzecz posłuszeństwo. Ja tymczasem biegnę do Świętego Łukasza, gdzie w samotnej chatce mieszka niepocieszona Mariana. Tam mnie znajdziesz. Śpiesz się z Angelem, aby co prędzej wszystko ukończyć. IZABELA Dziękuję ci za te zbawienne rady i żegnam cię, dobry ojcze. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Ulica przed więzieniem. Wchodzą Książę, przebrany za mnicha, Łokieć, Pompej, straż policyjna. / ŁOKIEĆ Słuchaj, jeśli nie ma na to lekarstwa, jeśli chcesz gwałtem kupować i sprzedawać mężczyzn i kobiety, jak bydlęta, wkrótce świat cały będzie musiał pić białego i czerwonego bękarta. KSIĄŻĘ O Boże, cóż to za gawiedź?! POMPEJ Radość z tego świata uciekła od czasu, jak z dwóch lichwiarzy weselszy był zrujnowany, a gorszy prawem był upoważniony do przywdziania płaszcza z futrem, żeby mu było ciepło; płaszcz podbity był lisem i barankami na znak, że oszustwo bogatsze od uczciwości może się stroić tym godłem. ŁOKIEĆ No, dalej w drogę, mopanku. Pan z tobą, dobry ojcze braciszku. KSIĄŻĘ I z tobą, dobry braciszku ojcze. W czym ci ten człowiek zawinił? ŁOKIEĆ Człowiek ten pogwałcił prawo, a prócz tego, panie, zdaje się nam, że to złodziej, bo znaleźliśmy na nim dziwnej natury wytrych, któryśmy posłali do namiestnika. KSIĄŻĘ Obrzydły potwór, rajfur, grzeszny rajfur! Grzech, do którego jesteś pośrednikiem, Chlebem jest twoim; czyś pomyślał kiedy: Co się to znaczy grzbiet swój przyodziewać I brzuch napełniać z tak brudnego źródła? Sam sobie powiedz: z ich dotknięć zwierzęcych I jem, i piję, ubieram się, żyję. Możeszli wierzyć, że życiem jest życie Od tak smrodliwej zależne kałuży? Popraw się, popraw, póki jeszcze pora. POMPEJ Prawda, panie, że to śmierdząca trochę kałuża, jednakże podejmuję się dowieść… KSIĄŻĘ Jeśli ci diabeł podsunął dowody, By grzech obronić, to dowód, że jesteś Własnością diabła. Precz z nim do więzienia! Nim takie bydlę dobrą pójdzie drogą, Trzeba mu dodać chłostę do nauki. ŁOKIEĆ Musi się stawić przed namiestnikiem, który mu dobrą dał już przestrogę. Namiestnik nie może ścierpieć rajfurów. Jeśli się pokaże, że to jego rzemiosło, lepiej by mu było pójść milę za sprawunkami niż pokazać mu się na oczy. KSIĄŻĘ O, bodaj byli ludzie, za co chcą uchodzić, Bez grzechu albo, grzeszni, nie pragnęli zwodzić! / Wchodzi Lucjo. / ŁOKIEĆ Wkrótce będzie miał na szyi, co ty, braciszku, na brzuchu — postronek. POMPEJ Nadchodzi sukurs! Złożę kaucję; oto jest szlachcic, a mój dobry przyjaciel. LUCJO Co tu nowego, szlachetny Pompejuszu? Jak to, przy wozie Cezara? czy cię w tryumfie prowadzą? Co, czy nie ma już posągów Pigmaliona, świeżo w kobiety zmienionych, które by można nabyć, wkładając rękę do kieszeni, a wyciągając ją stuloną? Co na to odpowiesz, hę? Co mówisz o tej nucie, o tym temacie, o tej metodzie? Czy ci język w ostatnim deszczu utonął? hę? Co mówisz, brukowcze? Czy świat idzie zawsze po staremu? Dokąd droga? Czy smutna, a krótka? No, jakże dziś stoją rzeczy? KSIĄŻĘ Świat zawsze jednakowy! Coraz gorszy i gorszy! LUCJO A jak się ma drogi mojemu sercu kąsek, twoja pani? Czy zawsze prokuruje, hę? POMPEJ Żeby ci powiedzieć prawdę, panie, już zjadła wszystek swój pekefleisz i sama siedzi teraz w solówce. LUCJO Bardzo dobrze, nic sprawiedliwszego, tak być powinno. Dziewczyna zawsze świeża, a rajfurka zawsze solona, to nieuniknione następstwo, tak być powinno. A ty, Pompejuszu, idziesz do więzienia? POMPEJ Tak jest, panie. LUCJO Nic w tym złego, Pompejuszu. Bądź zdrów! Idź z Bogiem! Powiedz, że to ja cię tam posłałem. Czy za długi, Pompejuszu, czy za co innego? POMPEJ Za rajfurstwo, za rajfurstwo! LUCJO Więc co prędzej z nim do więzienia. Jeśli więzienie należy się rajfurom, ma do niego najlepsze prawo, bo to rajfur niewątpliwy, rajfur starożytny, rajfur z dziada pradziada. Bądź zdrów, Pompejuszu! Poleć mnie więzieniu, Pompejuszu; zostaniesz tam dobrym gospodarzem, będziesz pilnował domu. POMPEJ Spodziewam się, panie, że nie zechcesz mi odmówić twojego poręczenia. LUCJO Ani dać go myślę, Pompejuszu, nie w modzie to teraz. Poproszę ich nawet, Pompejuszu, aby przedłużyli twoje więzienie, jeśli go nie będziesz znosił cierpliwie, bo będzie to znak, że masz za gorący temperament. Bądź zdrów, wierny Pompejuszu! Pan z tobą, ojcze! KSIĄŻĘ I z tobą. LUCJO Czy Brygita zawsze się maluje, hę? ŁOKIEĆ Dalej, mopanku, w drogę! POMPEJ Więc mi odmawiasz, panie, twojego poręczenia? LUCJO Na teraz przynajmniej, Pompejuszu. Co za nowiny na świecie, mój ojcze, co za nowiny? ŁOKIEĆ Dalej, mopanku, w drogę! LUCJO Idź do psiarni, Pompejuszu, idź śmiało. / Wychodzą Łokieć, Pompej, straż. / Co za nowiny, ojcze? Co nowego słyszałeś o księciu? KSIĄŻĘ Żadnej nie słyszałem o nim nowiny. A ty czy możesz mi co o nim powiedzieć? LUCJO Jedni powiadają, że jest u cesarza rosyjskiego, inni, że jest w Rzymie; a tobie jak się zdaje? Gdzie on teraz? KSIĄŻĘ Nie wiem wcale; lecz gdzie bądź jest, życzę mu szczęścia. LUCJO Fantastyczny był to wybryk z jego strony wykraść się z własnego księstwa, a osiąść na rzemiośle wagabundy, do którego się nie rodził. Angelo w jego nieobecności dobrze się rozpanoszył, tylko że poszedł trochę za daleko. KSIĄŻĘ Dobrze zrobił. LUCJO Trochę więcej pobłażania jurności nie zrobiłoby mu krzywdy; trochę on za cierpki do tego artykułu. KSIĄŻĘ Występek ten zbyt się rozpowszechnił; surowość musi go wyleczyć. LUCJO Nie przeczę, że występek ten liczną ma familię i wysokie koligacje, ale niepodobna do szczętu go wyplenić, ojcze, dopóki jeść i pić nie zabronisz. Powiadają, że ten Angelo nie rodził się z mężczyzny i niewiasty wedle zwyczajnej formy stworzenia: czy to prawda? Co o tym myślisz? KSIĄŻĘ A w jakiż rodził się sposób? LUCJO Jedni utrzymują, że go wyikrzyła syrena, inni, że był poczęty przez dwóch stokfiszów; ale co jest niewątpliwe to to, że kiedy wypuszcza wodę, uryna jego ścina się na lód; wiem z pewnością, że to prawda, jak prawda niezawodna, że jest rodzaju nijakiego. KSIĄŻĘ Zabawny z ciebie człowiek; sam nie wiesz, co pleciesz. LUCJO Pomyśl tylko, co za okrucieństwo z jego strony za bunt rozporka wydzierać człowiekowi życie! Czy nieobecny książę zrobiłby co podobnego? Nim by jednego człowieka powiesił za to, że spłodził stu bękartów, on by dał raczej na mamki dla tysiąca, bo on ma trochę w tych sprawach doświadczenia, zna tę służbę, dlatego też czuje dla niej miłosierdzie. KSIĄŻĘ Nigdy nie słyszałem, aby nieobecny książę zbyt był kobietom oddany; nie jego to słabość. LUCJO Mylisz się, mój ojcze. KSIĄŻĘ To być nie może. LUCJO Co, książę nie miał do kobiet słabości? Choćby do pięćdziesięcioletniej żebraczki. Zwyczajem jego było rzucać jej dukata na miseczkę. Książę miał swoje przywidzenia; lubił się też zalewać, mogę cię o tym zapewnić. KSIĄŻĘ Krzywdzisz go niewątpliwie. LUCJO Byłem jednym z jego poufałych. Nurkowaty to był jegomość, mój pan książę, i zdaje mi się, że zgaduję przyczynę jego oddalenia się. KSIĄŻĘ Powiedz, proszę, jaka może być tego przyczyna? LUCJO Nie, daruj, ale ten sekret musi mi zostać za zębami. To jednak mogę ci powiedzieć, że wielka liczba poddanych przyznaje księciu rozum. KSIĄŻĘ Rozum? Wszak nie ma wątpliwości, że go posiadał. LUCJO To człowiek powierzchowny, nieuk i wiatrołów. KSIĄŻĘ Jest tu z twojej strony albo zazdrość, albo szaleństwo, albo omyłka. Cały potok jego żywota i sprawy, którymi sterował, powinny mu w potrzebie lepsze zapewnić imię. Niech mu tylko własne jego czyny za świadków służą, a zazdrośni nawet przyznają, że to mąż uczony, statysta i żołnierz. Albo więc mówisz bez świadomości, albo tę świadomość, jeśli ją posiadasz, złośliwość twoja ogromnie przyćmiła. LUCJO Znam go, mój ojcze, i kocham go. KSIĄŻĘ Miłość mówi z lepszą znajomością, a z większą miłością znajomość. LUCJO Ba, ba, wiem ja, co wiem. KSIĄŻĘ Nie sądzę, skoro sam nie wiesz, co mówisz. Jeśli kiedykolwiek książę wróci (o co modły zanoszę codziennie), w jego przytomności odpowiesz za to, co mówisz; jeśli powiedziałeś prawdę, będziesz miał zapewne odwagę w oczy mu ją powtórzyć; moim będzie obowiązkiem zawezwać cię do tego; proszę cię więc, powiedz mi twoje nazwisko. LUCJO Nazywam się Lucjo, a książę zna mnie dobrze. KSIĄŻĘ Pozna cię lepiej, bylem dożył, aby mu naszą rozmowę opowiedzieć. LUCJO Nie boję się ciebie. KSIĄŻĘ Bo myślisz, że książę nie wróci, albo sobie wyobrażasz, że jestem zbyt słabym przeciwnikiem; mogę ci jednak trochę dokuczyć i wiem, że się wszystkiego odprzysiężesz. LUCJO Dam się powiesić wprzódy. Mylisz się w twoim o mnie sądzie, o mój ojcze. Lecz skończmy rzecz tę na teraz. Możeszli mi powiedzieć, czy Klaudio umrze jutro? KSIĄŻĘ Dlaczego miałby umrzeć, mój panie? LUCJO Dlaczego? Dlatego że butelkę za pomocą lejka napełnił. Chciałbym, żeby książę, o którym mówiliśmy, co prędzej wrócił, inaczej bowiem ten wykapłoniony namiestnik wstrzemięźliwością całe państwo wyludni. Wróblom nawet nie wolno pod jego dachem się gnieździć, zbyt są jurne. Sam książę sądziłby w ciemności czyny ciemności, a nie wyprowadzał ich na światło dzienne. Jakże pragnę, aby wrócił! Biedny ten Klaudio skazany na śmierć za podgięcie fartuszka! Bądź zdrów, dobry ojcze, a proszę cię, módl się za mną. Książę, raz ci jeszcze powtarzam, jadłby w piątek baraninę. Choć minęły już jego dobre czasy, jeszcze jednak, wierzaj mi, gotów się cmoktać z żebraczką, którą czuć czosnkiem i berłowym chlebem. Powiedz, że ja ci to powiedziałem. Bądź zdrów! / Wychodzi. / KSIĄŻĘ Z największych królów złośnik się natrząsa, Najbielszą cnotę zawiść z tyłu kąsa; Gdzie król klucz znajdzie, co szczelnie zamyka Żółć ściekającą z potwarzy języka? Lecz ktoś nadchodzi. / Wchodzą Eskalus, Stróż więzienia, Rajfurka, straż. / ESKALUS Precz z nią do więzienia. RAJFURKA Dobry mój panie, bądź dobrym i dla mnie. Dostojność wasza ma u ludzi imię człowieka miłosiernego, dobry mój panie. ESKALUS Po dwóch i trzech ostrzeżeniach zawsze to samo przestępstwo? Toć na ten widok samo miłosierdzie kląć by zaczęło i zmieniło się na tyranię. STRÓŻ Rajfurka ta praktykuje od lat jedenastu, z przeproszeniem waszej dostojności. RAJFURKA Dobry panie, to niejaki Lucjo mnie denuncjował. Zrobił dziecko Kasi Trzymaj-go-nisko jeszcze za czasów książęcia; obiecał się z nią ożenić; dziecko będzie miało rok i trzy miesiące na świętego Filipa i Jakuba, chowało się u mnie, a patrzcie, jak mi za to płaci. ESKALUS Wiem, że to rozpustny jegomość; zawezwać go, żeby się stawił przed nami. Tymczasem precz z nią do więzienia. Precz z nią! Ani słowa więcej. Wychodzą Rajfurka i straż. Stróżu, brat mój Angelo jest nieugięty. Klaudio musi umrzeć jutro. Poślij mu księdza i dopilnuj, żeby miał wszystko, co chrześcijańska miłość nakazuje. Gdyby brat mój chciał się był moją litością kierować, nie przyszłoby mu na ten koniec. STRÓŻ Ten właśnie braciszek był już u niego i na śmierć go dysponował. ESKALUS Dobry wieczór, dobry ojcze. KSIĄŻĘ Błogosławieństwo boże z tobą! ESKALUS Skąd jesteś, mój ojcze? KSIĄŻĘ Nie z tego kraju, chociaż czas niejaki Zostać tu muszę; z mojego klasztoru Ojca świętego rozkaz mnie oddalił W świątobliwości jego interesach. ESKALUS Co słychać nowego na świecie? KSIĄŻĘ Nic nowego, chyba to, że uczciwość tak na gorączkę zapadła, iż tylko śmierć może ją wyleczyć; sama tylko nowość poszukiwana, a tak niebezpieczną jest rzeczą zestarzeć się w jakiej bądź profesji, jak korzystną zmieniać co chwila rzemiosło. Ledwo jest dosyć szczerości na ziemi, aby towarzystwo zachować, tyle jednak zaręczeń, że wszyscy przeklinają stowarzyszenia: na tej zagadce obraca się cała mądrość świata. Dość to stara nowina, a przecie codzienna to nowina. Proszę cię teraz, panie, powiedz mi, jaki był charakter książęcia? ESKALUS Był to mąż, który wszystkimi siłami starał się poznać sam siebie. KSIĄŻĘ W czym szukał głównie rozrywki? ESKALUS Cieszył się raczej widząc innych wesele, niż rozweselał się rzeczami, którymi weselić go chciano: pan wielkiej wstrzemięźliwości. Lecz zostawmy go jego przeznaczeniom, prosząc Boga, aby przeznaczenia te były szczęśliwe. A teraz pozwól mi zapytać, w jakim usposobieniu znalazłeś Klaudia? Mówiono mi, że go dysponowałeś. KSIĄŻĘ Sam wyznaje, że sędzia nie był względem niego niesprawiedliwy; z dobrowolną pokorą poddaje się wyrokowi prawa; jednakże pod wpływem ludzkiej słabości łudził się jeszcze zwodną nadzieją życia, lecz powoli moimi przestrogami wybiłem mu ją z głowy i teraz na śmierć jest przygotowany. ESKALUS Dopełniłeś obowiązków twojego stanu względem nieba i względem więźnia. Z mojej strony do ostatnich granic wyrozumiałości pracowałem w interesie tego szlachcica, lecz sędziego sprawiedliwość tak surową znalazłem, iż musiałem mu w końcu powiedzieć, że jest naprawdę wcieloną sprawiedliwością. KSIĄŻĘ Jeśli własne jego życie zgadza się z surowością jego sądów, surowość ta mu przystoi; ale jeśli zbłądzi przypadkiem, sam wyda wyrok na siebie. ESKALUS Idę odwiedzić więźnia. Bądź zdrów! KSIĄŻĘ Pokój z tobą! Wychodzą Eskalus i Stróż. Kto trzymać w ręku miecz nieba się kusi, Jeśli surowy, i święty być musi; Wzór życia drugim twardą cnoty drogą Iść zawsze musi nieznużoną nogą, Przeciw występnym chcąc stanowić karę, Na swoich własnych słabościach brać miarę. O, hańba temu, co na śmierć skazuje Występek, w którym sam równie smakuje! Potrójna hańba dla tego Angela, Co, swój hodując, innych grzech wypiela! Jak czarną duszę człowiek nieraz zdoła Chować pod jasną postacią anioła! Jak często zbrodnia, strojna pozorami, Płaszczykiem cnoty zwiedziony świat mami, I w słabe swojej pajęczyny nici Godność, powagę i władzę uchwyci! Tej nocy zbrodnię podstępem założę, Oszukanego Angela położę Przy nieszczęśliwej narzeczonej boku, Którą opuścił w gorzkich łez potoku. Tak oszukaństwo oszukaństwem zmażę, I starych przysiąg dochować mu każę. / Wychodzi. / AKT CZWARTY SCENA PIERWSZA / Pokój w domu Mariany. Mariana, Paź. / PAŹ / śpiewa / O, odwróć usta, co mi fałszywe Przysięgi słodko kłamały, I oczy, których płomienie żywe Jutrzenkę oszukiwały, Lecz zwróć całunki, uczuć zadatki, uczuć zadatki, Miłości naszej fałszywe świadki, fałszywe świadki! MARIANA Skończ twoje pieśni i opuść komnatę, Bo mąż nadchodzi, co słowem pociechy Cierpień mych burzę nieraz ukołysał. Wychodzi Paź. Wchodzi Książę. Przebacz mi, ojcze, jeśli mnie znalazłeś Łakomym uchem pieśni słuchającą; Wierzaj mi jednak, śpiewu słodkie fale Nie leczą ducha, choć łagodzą żale. KSIĄŻĘ Przebaczam, chociaż nieraz pieśni siła Złe czasem w dobre, dobre w złe zmieniła. Powiedz mi, proszę, czy się tu nie pytał kto dziś o mnie? O tej właśnie godzinie miałem tu spotkać się z pewną osobą. MARIANA Nikt się nie pytał, ojcze: cały dzień tu siedziałam. / Wchodzi Izabela. / KSIĄŻĘ Zawsze wierzę twojemu słowu. Właśnie teraz pora. Oddal się, proszę, na chwilę. Być może, że cię niebawem zawołam w sprawie nie bez korzyści dla ciebie. MARIANA Zawsze mnie znajdziesz posłuszną. / Wychodzi. / KSIĄŻĘ Witaj mi, siostro, a jakie nowiny Od uczciwego niesiesz namiestnika? IZABELA Ma on ogródek murem otoczony, Zachodnią stronę osłania winnica, Prowadzi do niej brama tarcicowa, Która tym wielkim otwiera się kluczem, A ten znów kluczyk furtkę ma otworzyć, Która z winnicy do ogrodu wiedzie; Tam mu przyrzekłam tajemnie się stawić, Tam czeka na mnie o głuchej północy. KSIĄŻĘ Czy tylko sama zdołasz drogę znaleźć? IZABELA Z pilną bacznością na wszystko zważałam, Gdy szepcząc z całą grzechu gorącością, Sam mi dwa razy wszystko czynem wskazał. KSIĄŻĘ Czyście na jaki znak się nie zmówili, Który przy wejściu zdać mu będzie trzeba? IZABELA Nie. Wśród ciemności wejść mam do ogrodu, A tam mój pobyt nie może być długi, Bo powiedziałam, że mam służebnicę, Która u bramy na mój powrót czeka, W tym przekonaniu, że tajemna podróż Jest w brata mego opłakanej sprawie. KSIĄŻĘ To wszystko dobrze. Dotąd o tej rzeczy Jednego słowa nie wie Mariana; Czas ją objaśnić. Hola, Mariano! Wchodzi Mariana. Zabierz znajomość z młodą tą dziewicą, Chętną ci służyć. MARIANA To moje życzenie. KSIĄŻĘ Czy wierzysz w moją życzliwą przychylność? MARIANA Wierzę, bo tego dałeś mi dowody. KSIĄŻĘ Ściśnij więc rękę młodej towarzyszki, Która gotową ma dla ciebie powieść. Ja czekam na was, lecz nie traćcie czasu, Bo noc wilgotna niedługo zapadnie. MARIANA Czy chcesz pójść ze mną? / Wychodzą Mariana i Izabela. / KSIĄŻĘ O władzo, potęgo, Ócz tysiąc błędnych w ciebie się wlepiło! Tysiące sprzecznych a fałszywych wieści O każdym czynie twym wśród tłumu krąży! Tysiączne ludzkich dowcipów wybryki Robią cię ojcem swych szalonych marzeń, W swych wyobraźniach męczą cię bez końca! Wchodzą Mariana i Izabela. Czy już z powrotem? Czy zgoda na wszystko? IZABELA Chętnie się, ojcze, sprawy tej podejmie, Jeśli ty radzisz. KSIĄŻĘ Ja nie tylko radzę, Lecz błagam o to. IZABELA Niewiele masz mówić, Tylko odchodząc, cichym szepnij głosem: „Pamiętaj o mym bracie!” MARIANA Bądź spokojna. KSIĄŻĘ I ty spokojną bądź, o! córko moja, Bo on jest twoim mężem zaręczonym, Wasze spotkanie nie może być grzechem, A praw twych świętość podstęp nasz rozgrzesza. Do dzieła teraz, idźmy! Czas ucieka: Siać wprzódy musi, kto na żniwo czeka. / Wychodzą. / SCENA DRUGA / Izba w więzieniu. Wchodzą Stróż i Pompej. / STRÓŻ Sam tu, mopanku! Czy potrafiłbyś uciąć głowę człowiekowi? POMPEJ Potrafię, jeśli to kawaler, ale nie potrafię, jeśli żonaty, bo żonaty jest głową swojej żony, a nigdy nie potrafię uciąć głowy kobiecie. STRÓŻ Skończ tylko twoje koncepta, a daj mi jasną odpowiedź. Jutro rano Klaudio i Barnardyn mają być egzekutowani. Mamy tu w więzieniu zwyczajnego kata, który potrzebuje pomocnika; jeśli się chcesz podjąć tej służby, otrzymasz wolność, w przeciwnym razie wysiedzisz w turmie czas twój cały, a przy wyjściu dostaniesz niemiłosierne cięgi, bo byłeś znanym rajfurem. POMPEJ Byłem, panie, nieprawnym rajfurem od niepamiętnych czasów, podejmę się chętnie prawnym zostać katem. Chciałbym tylko, żeby poprzednio mój kolega dał mi potrzebne instrukcje. STRÓŻ Hola! Abhorson! Gdzie jest Abhorson! Przybywaj! / Wchodzi Abhorson. / ABHORSON Czy wołasz mnie, panie? STRÓŻ Oto człowiek, który jutro będzie twoim pomocnikiem przy egzekucji. Jeśli ci to po myśli, ułóż się z nim rocznie i niech tu z tobą zostanie; jeśli nie chcesz, to weź go na ten raz, a odpraw go potem. Nie może ci robić trudności przez wzgląd na swoje dobre imię, był rajfurem. ABHORSON Rajfurem, panie? O zgrozo! Człowiek ten poda w dyskredyt naszą sztukę. STRÓŻ Bądź spokojny, jedną macie wagę, a piórko przechyli szalę. / Wychodzi. / POMPEJ Jak to, dobry panie (bo jesteś dobry, choć źle ci patrzy z oczu), więc nazywasz twoje rzemiosło sztuką? ABHORSON Tak je nazywam, bo jest sztuką. POMPEJ Malarstwo, słyszałem, jest sztuką; a że panienki, uczestniczki mojego rzemiosła, na malarstwie się znają, mogę śmiało utrzymywać, że moje rzemiosło jest sztuką, ale jaka może być sztuka w wieszaniu, tego, choćbym miał wisieć, pojąć nie jestem w stanie. ABHORSON Powtarzam, że to jest sztuka. POMPEJ Jak tego dowiedziesz? ABHORSON Suknia każdego uczciwego człowieka przystaje złodziejowi… POMPEJ Bo jeśli za ciasna dla złodzieja, uczciwemu człowiekowi zdaje się dość przestronna, a jeśli za przestronna dla złodzieja, złodziejowi zdaje się dosyć ciasna, tak więc suknia każdego uczciwego człowieka przystaje złodziejowi. / Wchodzi Stróż. / STRÓŻ Czyście się ugodzili? POMPEJ Przyjmuję u niego służbę, bo widzę, że rzemiosło oprawcy pokutniejsze od rzemiosła rajfura: oprawca prosi częściej o przebaczenie. STRÓŻ Miej więc na pogotowiu pień i topór jutro o czwartej godzinie. ABHORSON Chodź ze mną, rajfurze, dam ci naukę mej sztuki, chodź ze mną. POMPEJ Znajdziesz we mnie gorliwego ucznia, panie, i mam nadzieję, że jeśli zapotrzebujesz mnie kiedy na własną usługę, nie powstydzisz się mojej roboty, bo twoja dla mnie dobroć zasługuje na wzajemność. STRÓŻ Przyślij mi Klaudia tu i Barnardyna. Wychodzą Pompej z Abhorsonem. Żal mi jednego, drugi zbrodniarz z katem Bez łez mych pójdzie, choćby był mym bratem. Wchodzi Klaudio. Widzisz? To rozkaz twojej egzekucji. Jest teraz północ, a o ósmej rano Posłać cię muszę w grono nieśmiertelnych. Gdzie jest Barnardyn? KLAUDIO Tak usnął głęboko I tak spokojnie, jak znużony pielgrzym. Nie chce się zbudzić. STRÓŻ Kto by go naprawił? Niech i tak będzie. Ty na śmierć się gotuj. Lecz cicho! Słuchaj! Co krzyki te znaczą? Słychać stukanie za sceną. Bodaj Bóg zesłał pociechę twej duszy. Wychodzi Klaudio. Idę już, zaraz. Mam jeszcze nadzieję, Że to jest łaska albo odroczenie. Wchodzi Książę. Witam cię, ojcze! KSIĄŻĘ Niechaj, dobry stróżu, Najlepsze nocy duchy cię otoczą! Czyli przed chwilą nikt się tu nie zgłosił? STRÓŻ Od wczorajszego wieczora nikt wcale. KSIĄŻĘ Ni Izabela? STRÓŻ Nie. KSIĄŻĘ To przyjdzie wkrótce. STRÓŻ Jakie dla Klaudia przynosisz nowiny? KSIĄŻĘ Trochę nadziei. STRÓŻ Cierpki nasz namiestnik. KSIĄŻĘ Nie, nie, bo dotąd całe jego życie Z sprawiedliwością jego było w zgodzie, I w duszy jego święta wstrzemięźliwość Podbija żądze, które w drugich karci; Dopiero kiedy w ten grzech sam popadnie, Będziesz go słusznie tyranem nazywał: Dotąd jest tylko sędzią sprawiedliwym. Słychać stukanie za sceną. A, już przychodzą. Czy słyszysz stukanie? Wychodzi Stróż. Uczciwy człowiek! Rzadko cień litości W żelaznych sercach więzień stróżów gości. Cóż to za wrzawa? Śpieszno jest tej ręce, Co z taką siłą w więzienia drzwi tłucze. / Wchodzi Stróż i mówi do osoby za sceną. / STRÓŻ Tam musi czekać, aż nadejdzie klucznik, który go wpuści; posłałem go zbudzić. KSIĄŻĘ Czy nic nowego względem losu Klaudia? Zawsze na jutro? STRÓŻ Ach, nic, nic nowego. KSIĄŻĘ Choć ranek bliski, wierz mi jednak, stróżu, Przed wschodem słońca nowy przyjdzie rozkaz. STRÓŻ Może słyszałeś jakie o tym wieści? Nie sądzę jednak, bym odebrał rozkaz Biednego Klaudia wstrzymać egzekucję. Dotąd przynajmniej nie było przykładu, A sam Angelo na sędziowskim krześle Odmienny wyrok publicznie ogłosił. Wchodzi Posłaniec. Oto jest właśnie sługa namiestnika. KSIĄŻĘ Pewno przynosi Klaudia przebaczenie. POSŁANIEC Pan mój przysyła ci to pismo, a ustnie oświadczyć mi polecił, abyś co do czasu, sprawy i wszystkich szczegółów na jedną jotę nie oddalił się od danych w nim rozkazów. A teraz, dzień dobry! bo zdaje mi się, że dzień niedaleko. STRÓŻ Wypełnię rozkazy. / Wychodzi Posłaniec. / KSIĄŻĘ / na stronie / To przebaczenie kupił grzech krzyczący, Którym się splamił sam przebaczający. Łatwo tam zbrodnia rządy rozpościera, Gdzie ją urzędu powaga podpiera. Gdzie grzech ma łaskę, tam powszednia łaska Przez miłość grzechu i grzesznika głaska. Co tam nowego? STRÓŻ Tak ci mówiłem, ojcze, Angelo mając, zdaje się, w podejrzeniu moją gorliwość, budzi ją tym niezwykłym napomnieniem. Nie pomału mnie to dziwi, bo nigdy dotąd tego nie robił. KSIĄŻĘ Odczytaj mi, proszę, jego pismo. STRÓŻ / czyta / „Mimo wszystkich przeciwnych wieści, które dojść cię mogą, dopilnuj, aby Klaudio był egzekutowany o czwartej godzinie, a Barnardyn po południu. Dla większej pewności przyślij mi głowę Klaudia o piątej. Pamiętaj, aby rozkaz ten wykonany był co do joty, bo więcej mi na tym zależy, niż w tej chwili powiedzieć ci jestem w stanie. Za niedokładne wykonanie włożonego na ciebie obowiązku głową mi odpowiesz”. Co mówisz na to, mój ojcze? KSIĄŻĘ Kto jest ten Barnardyn, którego egzekucja ma mieć miejsce po południu? STRÓŻ Jest to Cygan z urodzenia, lecz tu się wychował i urósł. Od lat dziewięciu jest już w więzieniu. KSIĄŻĘ Jak się to stało, że nieobecny książę albo na wolność go nie wypuścił, albo egzekutować nie kazał? Mówiono mi, że to był jego zwyczaj. STRÓŻ Przyjaciele więźnia otrzymywali zawsze odroczenie. Zresztą zbrodnia jego do czasów rządów Angela nie była stanowczo dowiedzioną. KSIĄŻĘ A teraz na jaw wyszła? STRÓŻ Wszystko odkryte i on sam się przyznaje. KSIĄŻĘ Czy okazał w więzieniu żal jaki za swoje zbrodnie? Czy okazuje skruchę? STRÓŻ Śmierć nie straszniejsza dla niego niż sen dla pijaka. Na wszystko obojętny, patrzy bez trwogi na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Gotowy na wszystko, ze śmierci się śmieje. KSIĄŻĘ Potrzeba mu dobrej rady. STRÓŻ Nie chce słuchać żadnej. Od dawna używał pewnej wolności w więzieniu, ale gdyby nawet dano mu sposobność ucieczki, nie chciałby z niej korzystać. Upija się kilka razy na dzień, jeśli nie leży pijany całe dnie. Budziliśmy go nieraz, pokazując fałszywy rozkaz egzekucji, jakby chcąc go prowadzić na rusztowanie; nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. KSIĄŻĘ Wkrótce pomówimy o nim obszerniej. Stróżu, na twoim czole stoi napisane: Uczciwość i Stałość. Jeśli się pomyliłem w czytaniu, to mnie zawiodło moje stare doświadczenie. Ale ufny w nieomylność mojego sądu, wszystko na los stawić się odważam. Klaudio, do którego egzekucji rozkaz trzymasz w ręku, nie więcej przeciw prawu zawinił niż Angelo, który go na śmierć skazał: aby ci tego jasno dowieść, proszę cię tylko o cztery dni zwłoki. Czy chcesz mi wyświadczyć wielką, choć niebezpieczną łaskę? STRÓŻ Jaką? KSIĄŻĘ Odłóż egzekucję. STRÓŻ Ach, mój ojcze, jakże to mogę zrobić? Czas mój ograniczony, rozkaz wyraźny, pod surową karą mam głowę do Angela odesłać; los Klaudia mi grozi za najmniejsze nieposłuszeństwo. KSIĄŻĘ Na mój ślub zakonny, za wszystko odpowiadam, byłeś chciał radą moją się kierować. Każ dziś rano uciąć głowę Barnardynowi i poślij ją do Angela. STRÓŻ Angelo widział obydwu i rysy rozpozna. KSIĄŻĘ Wielki ze śmierci przeobrażca, a jeszcze dopomóc jej możesz. Ogól mu głowę, ostrzyż brodę i powiedz, że zrobiłeś to wskutek ostatniej prośby umierającego. Wszak wiesz, że się to często zdarza. Jeśli cię spotka za to co innego jak podziękowanie i łaska, przysięgam na mojego świętego patrona, że cię uratuję kosztem własnego żywota. STRÓŻ Przebacz mi, dobry ojcze, lecz to się przeciwia mojej przysiędze. KSIĄŻĘ Czy księciu, czy namiestnikowi wierność przysięgłeś? STRÓŻ Księciu i jego pełnomocnikom. KSIĄŻĘ Czy będziesz się sądził wolnym od wszelkiej winy, jeśli książę uzna sprawiedliwość twojego postępowania? STRÓŻ Ale jakie w tym prawdopodobieństwo? KSIĄŻĘ Nie prawdopodobieństwo, ale pewność. Gdy jednak widzę twój przestrach, gdy ani mój habit, ani moja uczciwość, ani moje przedkładania nic z tobą wskórać nie mogą, pójdę dalej, niż zamierzałem, aby ci odjąć wszelką obawę. Patrz, oto ręka i pieczęć książęca. Znasz niewątpliwie jego pismo i pieczęć nie jest ci zapewne obca. STRÓŻ Znam je dobrze. KSIĄŻĘ List ten donosi o powrocie książęcia, odczytasz go później uważnie i dowiesz się, że za dwa dni tu będzie. Angelo nic o tym nie wie, bo dziś właśnie odebrał listy dziwnej treści, może o śmierci książęcia, może o jego wstąpieniu do jakiego klasztoru, w każdym razie nic o tym, co się tu zawiera. Lecz patrz, już gwiazda poranna budzi pasterza. Przestań się dziwić, jak się to wszystko stało; wszelka trudność łatwa jest temu, kto zna jej sekret. Zawołaj oprawcę i precz z głową Barnardyna! Wyspowiadam go natychmiast i przygotuję do lepszej ojczyzny. Widzę twoje zdziwienie; list ten wytłumaczy ci wszystko. Idźmy, bo już prawie dzień biały. / Wychodzą. / SCENA TRZECIA / Inna izba więzienia. Wchodzi Pompej. / POMPEJ Mam tu tyle znajomości, co w naszym magazynie; myślałby kto, że to własny dom pani Przepieczonej, bo co krok spotykam jakiego z jej starych klientów. Mamy tu najprzód młodego pana Postrzeleńca; dostał się on tu za ładunek bibuły i starego imbiru, oceniony na sto dziewięćdziesiąt siedem funtów szterlingów, a który mu przyniósł pięć grzywien gotowizną; ale nic w tym dziwnego, imbir nie był podówczas poszukiwany, bo wszystkie stare kobiety powymierały. Mamy tu także niejakiego panicza nazwiskiem Hołupiec; dostał się do nas na żądanie sławetnego Trzywłosa, bławatnika, za cztery ubrania atłasowe brzoskwiniowego koloru, bo był twardy jak brzoskwiniowa pestka do zapłaty. Siedzi tu następnie młody Kostka, młody pan Przysięgalski i pan Miedziostrogski, i pan Głodosłupski, człowiek od szabli i sztyletu, i młody pan Psujdziedzicki, co zabił tłustego Pudynga, i pan fechtmistrz Rębaczewski, i nieustraszony pan Rzemyczek, wielki podróżnik, i szalony Półkwartek, co zakłuł pana Garnca, i, jeśli się nie mylę, czterdziestu innych wielkich amatorów i znawców naszego towaru, a którym dziś przyszło żyć z miłosierdzia bożego. / Wchodzi Abhorson. / ABHORSON Przyprowadź mi tu natychmiast Barnardyna. POMPEJ Panie Barnardyn! Wstawaj! Bo musisz iść na szubienicę. Panie Barnardyn! ABHORSON Barnardyn, wstawaj! BARNARDYN Bodajeście ochrypli! Kto tam tak wrzeszczy? co wy za ludzie? POMPEJ Twoi przyjaciele, oprawcy. Wyświadcz nam jedną łaskę, wstań i chodź z nami na szubienicę. BARNARDYN / za sceną / Precz mi stąd, łajdaki! Spać mi się chce. ABHORSON Powiedz mu, że musi wstać, i to natychmiast. POMPEJ Proszę cię, panie Barnardyn, obudź się, nim cię powieszą, a śpij potem, póki ci się spodoba. ABHORSON Idź po niego i przyprowadź go tu. POMPEJ Przychodzi, sam przychodzi! Słyszę, jak jego słoma chrzęści. / Wchodzi Barnardyn. / ABHORSON Czy topór już na pniu, mopanku? POMPEJ Wszystko gotowe, panie. BARNARDYN A, witam, panie Abhorson; co tam nowego? ABHORSON Szczerze bym pragnął, mój panie, żebyś się wziął do modlitwy, bo patrz, przyszedł rozkaz egzekucji. BARNARDYN A, ty łajdaku! Piłem noc całą, nie jest przygotowany. POMPEJ Więc tym lepiej, panie, bo kto noc całą pije, a powieszony jest rano, może spać tym twardziej cały dzień następujący. / Wchodzi Książę. / ABHORSON Patrz, panie, nadchodzi twój ojciec duchowny; czy jeszcze myślisz, że to żarty? KSIĄŻĘ Natchniony chrześcijańską miłością, słysząc, jak nagle ten świat masz opuścić, przynoszę ci radę i pociechę, przychodzę modlić się z tobą. BARNARDYN Żartujesz, braciszku. Piłem na zabój przez noc całą, potrzeba mi więcej czasu na przygotowanie. Chyba mi drągami głowę roztrzaskają, bo dobrowolnie nie zgodzę się na egzekucję, możesz być tego pewny. KSIĄŻĘ A jednak musisz, więc błagam cię, panie, myśl o podróży, która na cię czeka. BARNARDYN Przysięgam, że nie chcę dziś umrzeć mimo twoich wszystkich perswazji. KSIĄŻĘ Ale słuchaj tylko… BARNARDYN Ani słowa więcej. Jeśli mi masz co do powiedzenia, chodź do mojej ciupy, z której nie myślę się dziś na krok oddalić. / Wychodzi. Wchodzi Stróż więzienia. / KSIĄŻĘ O bydlę, umrzeć ani żyć niezdolne! Idźcie, prowadźcie go na rusztowanie. / Wychodzą Abhorson i Pompej. / STRÓŻ W jakim znalazłeś stanie więźnia, ojcze? KSIĄŻĘ Człowiek ten nie jest dziś na śmierć gotowy. Na świat go tamten słać w obecnym stanie Byłoby zbrodnią. STRÓŻ Słuchaj mnie, mój ojcze: Właśnie dziś rano na zgniłą gorączkę Umarł w więzieniu niejaki Rakocy, Głośny pirata, był on Klaudia wieku, Ich włos i broda jednej były farby; Co mówisz, czyli nie byłoby dobrze Dać czas pokuty temu grzesznikowi, A zaspokoić żądania Angela Widokiem głowy do Klaudia podobnej? KSIĄŻĘ O, niebo samo na pomoc nam przyszło! Śpiesz się! Godzina, którą ci wyznaczył, Już niedaleko; dopilnuj, by wszystko Wedle się jego spełniło rozkazów, Ja tu powrócę, gdy się na dzień zbierze, Na śmierć to dzikie przygotować zwierzę. STRÓŻ Ojcze mój, wszystko wykonam bez zwłoki. Barnardyn musi umrzeć po południu. Co zrobić z Klaudiem, by mnie uratować Od niebezpieczeństw głowie mej grożących, Gdy się dowiedzą, że on jeszcze żyje? KSIĄŻĘ Słuchaj mej rady; zamknij w ciemnych lochach Obu tych więźniów, a bądź przekonany, Że zanim słońce dwa razy pozdrowi Jasnym obliczem ziemi tej mieszkańców, I twoja także skończy się obawa. STRÓŻ Chętnie się, ojcze, twą kieruję radą. KSIĄŻĘ Więc spiesz się, głowę poślij do Angela. Wychodzi Stróż. Ja list tymczasem do niego napiszę, Stróż mu go wręczy, w nim go zawiadomię, Że nagle wracam, że dla ważnych przyczyn Mój wjazd się odbyć musi uroczyście; Wezwę go, żeby szedł na me spotkanie Milę za miasto, do świętego źródła, Stamtąd ordynkiem, procesjonalnie Do bram się miasta wspólnie posuniemy. / Wchodzi Stróż. / STRÓŻ Oto jest głowa, sam mu ją poniosę. KSIĄŻĘ Wybornie. Wracaj, jak możesz najprędzej, Bo chciałbym z tobą pogadać o rzeczach Dla twego tylko ucha przeznaczonych. STRÓŻ Wrócę niebawem. / Wychodzi. / IZABELA / za sceną / Pokój święty z wami! KSIĄŻĘ To Izabela, zapewne nadbiega Pytać, czy przyszło brata przebaczenie. Nic jednak o jej nie powiem jej szczęściu, Aby pociecha tym słodszą się zdała, Im mniej już na nią w swej ciężkiej niedoli Rachować będzie. / Wchodzi Izabela. / IZABELA Daruj, dobry ojcze! KSIĄŻĘ Dzień dobry, córko czysta i nadobna! IZABELA Tym lepszy, gdy go mąż tak święty życzy. Przysłał namiestnik brata przebaczenie? KSIĄŻĘ On go wyzwolił od wszystkich trosk ziemi, Już jego głowa jest w domu Angela. IZABELA To być nie może. KSIĄŻĘ To jest jednak, córko. Mądrości twojej dowiedź cierpliwością. IZABELA Biegnę do niego, oczy mu wydrapię. KSIĄŻĘ Straż cię nie wpuści przed jego oblicze. IZABELA O biedny Klaudio! Biedna Izabelo! Okrutny świecie! Przeklęty Angelo! KSIĄŻĘ Wszystkie te żale tobie nie pomogą I nie zaszkodzą jemu, skończ je przeto, A niebu zostaw pomstę za twe krzywdy. Słuchaj mnie teraz, a każde me słowo Wkrótce się sprawdzi: książę jutro wraca — Osusz łzy twoje — mnich z mego klasztoru, Jego spowiednik, donosi mi o tym. Już uprzedzeni Eskalus, Angelo, Wyjdą za bramy na jego spotkanie, Aby mu oddać władzę powierzoną. Jeżeli możesz, prowadź mądrość twoją Tą dobrą ścieżką, którą ci pokażę, A znajdziesz pomstę, której w duszy pragniesz, I łaskę księcia, i sławę u świata. IZABELA Twą radą, ojcze, kierować się pragnę. KSIĄŻĘ Więc list ten zanieś do braciszka Piotra (W nim mnie uprzedził o księcia powrocie), Znak ten oddając, powiedz, że tej nocy Czekać go będę w domu Mariany, Tam mu opowiem jej i twoją sprawę, On was powiedzie przed księcia oblicze, Tam śmiało, w oczy, skarż przed nim Angela. Tajemne śluby wiążą mnie, biedaka, Bronią iść z tobą. Teraz śpiesz się z listem, Otrzyj łzy gorzkie — weź do serca radość, A jeśli błędną powiodę cię drogą, Przestań mieć wiarę w świętym mym zakonie. Któż to nadchodzi? / Wchodzi Lucjo. / LUCJO Ojcze, dobry wieczór! Gdzie stróż więzienia? KSIĄŻĘ Wyszedł; wkrótce wróci. LUCJO O piękna Izabelo! Serce moje blednieje na widok twoich czerwonych oczu. Cierpliwości! I mnie jej potrzeba, i ja na obiad i wieczerzę poprzestać muszę na garści otrąb i szklance wody; ze strachu o głowę nie śmiem napełnić brzucha, bo po jednej dobrej uczcie wzięłaby mnie pokusa. Lecz powiadają, że jutro wraca książę. Na uczciwość, Izabelo, kochałem twojego brata; gdyby stary ten dziwak książę, miłośnik czarnych kątów, został był w domu, on żyłby teraz. / Wychodzi Izabela. / KSIĄŻĘ Książę niewielką winien ci wdzięczność, mój panie, za sąd twój o nim, tylko na szczęście, obraz niepodobny. LUCJO Nie znasz tak dobrze księcia jak ja, mój ojcze; lepszy z niego strzelec, niż ci się zdaje. KSIĄŻĘ Dobrze, dobrze, odpowiesz kiedyś za to wszystko. Bądź zdrów! LUCJO Czekaj chwilę; pójdę z tobą i opowiem ci jeszcze parę pięknych historyjek o naszym księciu. KSIĄŻĘ Już i tak opowiedziałeś mi ich więcej niż potrzeba, jeśli są prawdziwe; jeśli nie — to i jednej byłoby za wiele. LUCJO Stawiono mnie raz przed jego oblicze za to, że jakiejś dziewce zrobiłem dziecko. KSIĄŻĘ Czy to była prawda? LUCJO Niewątpliwa prawda, ale musiałem się wszystkiego wyprzysiąc, bo inaczej byłby mnie ożenił z tym zgniłym niesplikiem. KSIĄŻĘ Towarzystwo twoje więcej wesołe jest niż uczciwe. Bądź zdrów! LUCJO Na uczciwość, pójdę z tobą przynajmniej do rogu ulicy, a jeśli cię gniewają tłuste powiastki, nie będziesz ich miał zbyt wiele. Trzeba ci wiedzieć, kochany braciszku, że należę do familii łopianów; nie puszczam, jak się raz przyczepię. / Wychodzą. / SCENA CZWARTA / Pokój w domu Angela. Wchodzą Angelo i Eskalus. / ESKALUS Każdy nowy list jego jest w sprzeczności z poprzedzającymi. ANGELO W sposób najdziwniejszy i najbezładniejszy. Postępowanie jego nosi piętno obłąkania; daj tylko Boże, aby mu się w głowie nie pomieszało! Dlaczego mamy się z nim spotkać u bram miasta, tam mu oddać naszą władzę? ESKALUS Ani się domyślam. ANGELO Dlaczego nakazał ogłosić godzinę przed swoim przybyciem, że każdy chcący zanieść skargę na jaką niesprawiedliwość winien mu wręczyć prośbę na ulicy? ESKALUS Daje tego powód: chce od razu położyć koniec wszelkim zażaleniom, zasłonić nas na przyszłość od skarg, które odtąd posłuchania nie znajdą. ANGELO Niech i tak będzie. Ogłoś wolę księcia. Do twego domu przyjdę jutro rano, Tymczasem poślij do panów i Rady, Z którymi ruszym na przyjęcie księcia. ESKALUS Zajmę się wszystkim. ANGELO A teraz dobranoc! Wychodzi Eskalus. Ten czyn me wszystkie odebrał mi władze, Sparaliżował wszelkie me działania. Zwiedzione dziewczę! Przez kogo? Przez męża, Co srogo karcił zbrodnie tej natury! Gdyby wstydliwość ust jej nie zamknęła, Jaką by skargą mogła mnie przywalić! Ale jej rozum nie pozwala mówić, Bo cnoty mojej taka jest powaga, Że kto by na nią chuchnąć się poważył, Marnie przepadnie. Klaudio żyłby teraz, Gdyby nie trwoga, że niesforny młokos Zapragnie kiedyś pomścić się za życie, Kupione drogo siostry jego hańbą. Co bym dał jednak, gdyby on żył jeszcze! Lecz gdy się raz kto z drogi cnoty skręci, Wszystko źle idzie mimo dobrych chęci. / Wychodzi. / SCENA PIĄTA / Pole za miastem. Wchodzą Książę we własnym ubiorze, Mnich Piotr. / KSIĄŻĘ List mi ten wręczysz przy stosownej porze. daje mu list Stróż wie o naszych planach i zamiarach. Trzymaj się wiernie danych ci instrukcji I zmierzaj ciągle do naszego celu, Choćby ci przyszło w wypadków natłoku Porzucić jeden, chwycić inny środek. Idź, Flawiuszowi powiedz, gdzie mnie znajdzie, Uprzedź Rolanda, Walentyna, Krassa, Każ im do bramy sprowadzić trębaczy, Lecz przede wszystkim przyślij mi Flawiusza. MNICH PIOTR Nie tracąc czasu, wypełnię rozkazy. / Wychodzi. Wchodzi Wariusz. / KSIĄŻĘ Dzięki za pośpiech, dobry mój Wariuszu. Chodź teraz ze mną, za niedługą chwilę Przyjdzie nas drugi pozdrowić przyjaciel. / Wychodzą. / SCENA SZÓSTA / Ulica niedaleko bramy. Wchodzą Izabela i Mariana. / IZABELA Wstręt jakiś czuję mówić z ogródkami, Całą bym prawdę wolała powiedzieć; Lecz oskarżenie do ciebie należy, Ja z mojej strony zrobię, co przykazał, Aby tajemne spełnić jego cele. MARIANA Słuchaj go wiernie. IZABELA Dodał oprócz tego, Żebym słuchała bez dziwu i trwogi, Jeśli przypadkiem za stosowne uzna Stanąć w obronie mego przeciwnika. Gorzkie lekarstwo słodkie wyda skutki. MARIANA Ojciec Piotr… IZABELA Cicho! Widzę, że nadchodzi. / Wchodzi Mnich Piotr. / MNICH PIOTR Znalazłem dla was doskonałe miejsce; Musi was książę obaczyć w pochodzie. Lecz już się trąby rozległy dwa razy, Osiedli bramy miasta dostojnicy, I lada chwila pokaże się książę. I my też śpieszmy, bo czas jest nam drogi. / Wychodzą. / AKT PIĄTY SCENA PIERWSZA / Publiczny plac przy bramie miasta. Mariana zakwefiona, Izabela i Mnich Piotr w odległości; wchodzą z przeciwnych stron Książę, Wariusz, panowie; Angelo, Eskalus, Lucjo, Stróż, oficerowie, mieszczanie. / KSIĄŻĘ / do Angela / Zacny mój bracie, szczęśliwe spotkanie! do Eskala Rad cię znów widzę, stary przyjacielu! ANGELO I ESKALUS Szczęśliwy powrót waszej dostojności! KSIĄŻĘ Z całego serca obu wam dziękuję. Zewsząd jednakie odbieram świadectwa, Że wielka była wasza sprawiedliwość. Dziś wam publicznie składam za to dzięki, Przyszłej nagrody ubogi zadatek. ANGELO Dług tylko moich powiększasz dziękczynień. KSIĄŻĘ O, głośno twoja przemawia zasługa! Byłoby krzywdą, gdybym się ją ważył Jak tajemnicę zamknąć w głębi serca; Jej się należy obrona spiżowa Od zębów czasu, pyłu zapomnienia. Daj mi twą rękę; niechaj lud mój widzi W zewnętrznych znakach duszy mojej myśli, A ty, Eskalus, stań po drugiej stronie, Niech mnie podeprą dwa moje filary. / Piotr i Izabela posuwają się naprzód. / MNICH PIOTR Teraz czas, klęknij i przemów doń głośno. IZABELA Sprawiedliwości, książę mój i panie! Łaskawe oko rzuć na pokrzywdzoną, Czemu nie mogę powiedzieć: dziewicę! O dobry książę, nie sromoć twych oczu, Na inny przedmiot zwracając je wprzódy, Zanim wysłuchasz głosu wołającej O sprawiedliwość, świętą sprawiedliwość, Tak, sprawiedliwość! KSIĄŻĘ Krzywdy twe opowiedz: W czym kto cię skrzywdził? Mów śmiało! Angelo Tu sprawiedliwość wymierzy ci całą. Krótko więc swoją opowiedz mu skargę. IZABELA Książę i panie, słowa mi twe każą Mego zbawienia szukać u szatana. Sam mnie wysłuchaj, bo co mam powiedzieć, Karę mi ściągnie, gdy nie znajdzie wiary, Lub cię przymusi krzywdę mą naprawić. Więc tu natychmiast wysłuchaj mnie, książę! ANGELO Rozum jej, panie, pomieszał się trochę, Znam ją, bo była kiedyś u mnie z prośbą O życie brata, które musiał stracić Pod mieczem prawa. IZABELA O, pod mieczem prawa! ANGELO I dziwne rzeczy gotowa jest prawić. IZABELA O, bardzo dziwne! Dziwne, lecz prawdziwe, Że ten Angelo jest krzywoprzysięzcą, Czy to nie dziwne? Czy to rzecz nie dziwna, Że jest mordercą, że jest obłudnikiem I cudzołożnym złodziejem? Że dziewic Jest gwałcicielem, czy to rzecz nie dziwna? Czy to nie dziwna? KSIĄŻĘ O, sto razy dziwna. IZABELA Jeśli jest pewna, że to jest Angelo, To jest pewniejszą dziwna moja powieść, Stokroć pewniejszą, bo prawda jest prawdą Do końca czasów. KSIĄŻĘ Weźcie tę biedaczkę. Wyraźnie plecie w obłąkaniu zmysłów. IZABELA Książę, zaklinam cię na twoją wiarę W świat inny, lepszy nad ten świat boleści, Nie gardź mą prośbą w błędnym przekonaniu, Że mi szaleństwo zmysły pomąciło; Nie rób w pośpiechu niemożebną rzeczy, Która jest tylko nieprawdopodobną. Być bowiem może, że łotr najgrzeszniejszy, Jakiego jeszcze ziemia nie nosiła, Może mieć minę świętą jak Angelo; Jak to być może równie, że Angelo, Mimo tytułów, form i swych godności, Może być arcyłotrem. Wierzaj, książę, Jeżeli mniej jest od tego, jest niczym, Ale jest więcej, tylko że słów więcej Nie mogę znaleźć na jego złośliwość. KSIĄŻĘ Jeśli ta dziewka szalona, jak sądzę, Na honor, sens jest dziwny w jej szaleństwie, Tak myśl się jedna z drugą myślą wiąże, Jak nigdym jeszcze w szaleństwie nie słyszał. IZABELA O książę, błagam, sąd twój porzuć błędny, Mimo sprzeczności nie wątp o rozumie; Lecz niech twój własny rozum dopomoże Odsłonić prawdę tam, gdzie kryć się zdaje, A z kłamstwa prawdy obedrze pozory. KSIĄŻĘ Nieraz mniej bywa sensu w słowach ludzi, Których nikt nigdy za szaleńców nie brał. Co chcesz powiedzieć? IZABELA Jestem siotrą Klaudia, Którego na śmierć Angelo ten skazał Za grzech porubstwa. Do mego klasztoru Brat nieszczęśliwy przysłał mi w poselstwie Pewnego Lucja. LUCJO To jest mnie, mój książę. Poszedłem do niej na żądanie Klaudia Z prośbą, ażeby próbowała szczęścia, I u Angela błagała o życie Biednego brata. IZABELA To on był. KSIĄŻĘ O słowo Nikt cię nie prosił. LUCJO Prawda, mości książę, Jak i milczenia nikt mi nie nakazał. KSIĄŻĘ To ja ci teraz zalecam milczenie; Zapisz to sobie, a kiedy z kolei O twoich sprawach mówić nam wypadnie, Proś Boga, żebyś czysty miał rachunek. LUCJO Za wszystko ręczę. KSIĄŻĘ Ręcz lepiej za siebie; Powtarzam jeszcze, miej się na baczności. IZABELA On część mej sprawy powiedział. LUCJO A dobrze. KSIĄŻĘ Może i dobrze, lecz teraz źle robisz Mówiąc przed czasem. Ciągnij twoją powieść. IZABELA Kiedym więc przyszła do tego nędznika… KSIĄŻĘ Wyraz zda mi się trochę za szalony. IZABELA Nie, książę, wyraz tylko sprawiedliwy. KSIĄŻĘ Byleś go mogła dowieść; lecz mów dalej. IZABELA Skracam rzecz, książę. Nie chcę opowiadać, Jakie na klęczkach prośby doń zaniosłam, Jak mnie odepchnął, co odpowiedziałam (Bo długi, długi czas trwała rozmowa), Lecz przystępuję do szpetnego końca, Choć w każdym słowie boleść jest i hańba. Za głowę brata w zwierzęcej rozpuście Zapragnął ciała mojego czystości. Miłość braterska po długim wahaniu Tryumfowała nad moim honorem. Uległam, książę, lecz nazajutrz rano, Kiedy chuć swoją występną nasycił, Ponowił rozkaz śmierci mego brata. KSIĄŻĘ Jak cała powieść ta prawdopodobna! IZABELA O, gdyby była tak prawdopodobna, Jak jest prawdziwa! KSIĄŻĘ Szalona dziewczyno, Przez Boga, sama nie wiesz, co mi pleciesz, Albo cię jakaś piekielna intryga Na jego honor nastawać skłoniła. Jego uczciwość jest dotąd bez plamy, A potem, jest to przeciw rozumowi, Aby tak srogo karcić chciał występek, Którego sam się przed chwilą dopuścił. Gdyby był grzeszny, zamiast śmiercią karać, Brata by twego własną ważył wagą. Ani też wątpię, że cię ktoś podżegnął. Wyznaj mi prawdę, mów, za czyją radą Przychodzisz do mnie z tą fałszywą skargą. IZABELA I na tym koniec? Więc ty, wielki Boże, Natchnij mnie teraz świętą cierpliwością, A spraw, by zbrodnia pozorami skryta Wyjść mogła na jaw, kiedy czas dojrzeje! Odchodzę. Niech ci Bóg przebaczy, panie, Że moja krzywda bez pomsty zostanie. KSIĄŻĘ O, bardzo wierzę, że byś odejść chciała. Sierżancie, dziewkę mi tę aresztować. Mamże pozwolić, by oddech zatruty Na wierne sługi czarną potwarz miotał? To jest wyraźny praktyk tajnych skutek. Kto wiedział o twym tu przyjściu i skargach? IZABELA Braciszek Ludwik. Czemuż go tu nie ma! KSIĄŻĘ Pewno spowiednik. Czy komu tu znany? LUCJO Ja go znam, książę. To mnich wszędowścibski; Nigdy ten bratek nie był po mej myśli, Gdyby nie habit, za pewne wyrazy Przeciw książęcej mości powiedziane Byłby ode mnie dobre dostał cięgi. KSIĄŻĘ Przeciw mnie słowa? A to mi braciszek! On to podmówił tę biedną dziewczynę, By oszkalować mego namiestnika. Wyszukać mnicha! LUCJO Przeszłej właśnie nocy I ją, i mnicha widziałem w więzieniu. Mnich to ladaco, wielki świszczypałka. MNICH PIOTR Bóg z tobą, książę! Słyszałem wyrazy, Którymi uszy twe oszukać chciano. Najprzód, ta dziewka twego namiestnika Niesprawiedliwie oskarżać przychodzi, Bo on tak wolny od grzesznej z nią sprawy, Jak dziecię jeszcze w łonie matki śpiące. KSIĄŻĘ Ani wątpiłem. Czy znasz tego mnicha, Ojca Ludwika, o którym mówiła? MNICH PIOTR Znam, panie. Mąż to pobożny i święty, Nie świszczypałka ani wszędowścibski, Jak to jegomość ten chce utrzymywać. Zaręczam, nigdy nierozważnym słowem Waszej książęcej nie obraził mości. LUCJO Wierzaj mi, panie, obraził, i ciężko. MNICH PIOTR W swym czasie sam się uniewinnić przyjdzie, Dziś na gorączkę w celi swej boleje. Na jego prośbę (dowiedział się bowiem, Że na Angela ma tę skargę zanieść) Przybyłem tutaj, by w jego imieniu Powtórzyć słowa, których on rzetelność Stwierdzić przysięgą i świadkami gotów Na twoje pierwsze, książę mój, wezwanie. A najprzód, żeby od publicznej skargi Usprawiedliwić niewinnego pana, Postawię świadka, który, oko w oko, Fałsz jej zarzuci i zmusi do wyznań. KSIĄŻĘ Dobry braciszku, powtórz jego słowa. Straż wyprowadza Izabelę; zbliża się Mariana, zakwefiona. Angelo, czy się nie uśmiechasz na to? O Boże, co za szaleństwo nędzników! Przynieście krzesła. Siądź przy mnie, Angelo, Chcę być bezstronny; zostanę na boku, Sam będziesz sędzią skargi przeciw sobie. Czy to jest świadek? Niech wprzód się odsłoni, A świadczy potem. MARIANA Przebacz mi, mój książę, Tylko na męża mojego rozkazy Twarz mą odsłonię. KSIĄŻĘ Czy jesteś mężatką? MARIANA Nie. KSIĄŻĘ A więc panną? MARIANA Nie, nie jestem panną. KSIĄŻĘ Więc jesteś wdową? MARIANA Nie wdową, mój książę. KSIĄŻĘ Co? Ni mężatką, ni panną, ni wdową? LUCJO To może jest szurgotką, mości książę; niejedna z takich jejmościanek nie jest ani panną, ani wdową, ani mężatką. KSIĄŻĘ Zamknijcie gębę temu paplaczowi; Jakżebym pragnął, by miał jaką sprawę, Aby w swej własnej sprawie perorował! LUCJO Bardzo dobrze, mości książę. MARIANA Wyznaję, nigdy nie byłam zamężną, Wyznaję także, że nie jestem panną; Poznałam męża, chociaż mąż mój nie wie, Że i on także poznał mnie za żonę. LUCJO To chyba był pijany, mości książę, trudno inaczej tajemnicę tę wytłumaczyć. KSIĄŻĘ Pragnąłbym dla miłości milczenia, żebyś i ty był pijany. LUCJO Bardzo dobrze, mości książę. KSIĄŻĘ Lecz to w Angela sprawie nie jest świadek. MARIANA Przebacz mi, książę. Ta młoda kobieta, Która go skarżyć przyszła o porubstwo, Oskarża razem i mojego męża, A czas oznacza, w którym, jak dowiodę, Sama go w moim trzymałam objęciu I miałam jego miłości dowody. ANGELO Czyż jeszcze kogo oprócz mnie oskarża? MARIANA Nie sądzę. KSIĄŻĘ Jednak mówisz o twym mężu. MARIANA O mężu, lecz tym mężem jest Angelo, On myśli, że on nigdy mnie nie poznał, Pewny, że tylko poznał Izabelę. ANGELO A, to już nadto! Pokaż mi oblicze. MARIANA Na rozkaz męża zdejmuję zasłonę. odsłania się Czy twarz poznajesz, okrutny Angelo, Która, jak kiedyś nieraz przysięgałeś, Czułych twych spojrzeń nie była niegodną? To ręka, którą w twej trzymałeś ręce. Wiarę ślubując, i patrz, to jest ciało, Co Izabeli podjęło się roli I w twej altanie za nią wystąpiło. KSIĄŻĘ Znasz tę kobietę? LUCJO Cieleśnie, jak mówi. KSIĄŻĘ Ni słowa więcej! LUCJO Dość na tym, mój książę. ANGELO Wyznaję, książę, że znam tę kobietę. Pięć lat już temu była między nami O stadle mowa, lecz się rzecz zerwała, Częścią, że wiano nie było spłacone Wedle układów, lecz głównie dlatego, Że cień podejrzeń upadł na jej cnotę. Lecz odtąd, książę, przez pięciu lat przeciąg, Na honor, słowa z nią nie przemówiłem, Anim ją widział, ni o niej słyszałem. MARIANA Jak prawda, że nam z nieba światło spada, Że dźwięk i słowa rodzi oddech piersi, Że prawda cnotą, że rozum jest w prawdzie, Tak to jest prawda, miłościwy książę, Że jestem żoną jego zaręczoną, Jeśli przysięgi są znakiem zrękowin, Że mnie w ogrodzie swoim w przeszły wtorek, Jak żonę poznał; jeżeli to kłamstwo, Z ziemi, na której klęczę, niech nie wstanę, Niech do niej wiecznie zostanę przykuta Jak martwy kamień! ANGELO Dotąd śmiać się mogłem, Lecz się przebrała cierpliwości miarka. Teraz, mój książę, domagam się sądu, Bo jasno widzę, że te puste dziewki Są podszczuwaczy mędrszych, potężniejszych Prostym narzędziem; pozwól mi więc, panie, Bym się zapuścił aż na dno tych praktyk. KSIĄŻĘ Z całego serca pozwalam, a karę Wedle twej woli naznaczę występnym. Szalony mnichu, przewrotna kobieto, W zmowie z tą, którą zamknąć już kazałem, Czy wam się zdaje, że wasze przysięgi Choćby na wszystkich świętych po kolei Potrafią kredyt człowieka osłabić, Którego cnota prób już tyle przeszła? I ty, Eskalu, siądź przy jego boku, A twoją radą pomóż mu uprzejmie Całej intrygi odkryć szpetne źródło, Zaraz drugiego wyszukać mi mnicha, Który ją podszczuł. MNICH PIOTR Bodaj tu był teraz! On tym kobietom skargę zanieść radził. Stróż ten o miejscu jego wie pobytu. On go wynajdzie. KSIĄŻĘ Przyprowadź go zaraz. Wychodzi Stróż. Ty mój szlachetny, ty zacny mój bracie, Któremu tyle zależy na prawdzie, Pomścij twą krzywdę, jak sam chcesz, surowo. Teraz na krótką opuszczam was chwilę; Lecz wy zostańcie, póki potwarz cała Nie wyjdzie na jaw, nie ulegnie karze. ESKALUS Całą tę sprawę pilnie roztrząśniemy. Wychodzi Książę. Czy nie mówiłeś, signor Lucjo, że wedle tego, co wiesz o mnichu Ludwiku, jest to człowiek bez czci i wiary? LUCJO Cucullus non facit monachum; nic na nim uczciwego prócz habitu; mówił przy tym o księciu w najnieprzyzwoitszych wyrazach. ESKALUS Prosimy cię, zostań tu do jego przybycia i twoją skargę powtórz mu oko w oko, bo się pokaże, jak mi się zdaje, że mnich ten okrzyczanym jest człowiekiem. LUCJO Drugiego takiego w całym Wiedniu nie znajdziesz, daję słowo. ESKALUS / do sługi / Przyprowadź tu raz jeszcze Izabelę, chciałbym się z nią rozmówić. Wychodzi sługa. Do Angela. Pozwól mi, panie, żebym jej zrobił parę pytań; obaczysz, jak ją przyprę do ściany. LUCJO Nie lepiej jednak od niego, wedle jej zeznania. ESKALUS Co mówisz? LUCJO Zdaje mi się, panie, że gdybyś ją przyparł sam na sam, wyspowiadałaby się prędzej, bo, być może, że przy świadkach wstyd jej będzie. / Wchodzą Izabela pod strażą, Książę w habicie mnicha, Stróż więzienia. / ESKALUS Wezmę się z nią do rzeczy omackiem. LUCJO To najlepszy sposób, najłatwiej kobietę przeniknąć o północy. ESKALUS Zbliż się tu, mościa panno. Oto kobieta, która przeczy wszystkiemu, coś powiedziała. LUCJO Panie, panie, widzę, zbliża się wisus, o którym mówiłem; tu, tu przychodzi ze stróżem więzienia. ESKALUS W samą porę; nie odzywaj się do niego, póki cię nie zawezwę. LUCJO Cyt! ESKALUS Zbliż się tu, panie. Czy to ty podmówiłeś te kobiety do rzucenia potwarzy na Angela? Wyznały, że to była twoja rada. KSIĄŻĘ To fałsz. ESKALUS Jak to? Czy wiesz ty, przed kim stoisz? KSIĄŻĘ Poszanowanie waszej dostojności! Niech szanowany diabeł nawet będzie, Gdy na ognistym swoim siedzi tronie. Gdzie książę? Przed nim chcę się wytłumaczyć. ESKALUS W nas widzisz księcia, tłumacz się przed nami. A pomnij, żebyś mówił do nas szczerze. KSIĄŻĘ Przynajmniej śmiało. Biedne niewiniątka, Toż w lisiej jamie szukacie jagnięcia? A więc żegnajcie krzywd waszych naprawę; Znikł książę? Znikła i wasza wygrana. Źle, że sam książę słuchać was nie raczył, Powierzył wyrok łotra tego ustom, Przeciw któremu skargę zanosicie. LUCJO To jest wisielec, o którym mówiłem. ESKALUS Jak to, bezbożny i bezwstydny mnichu, Nie dość, żeś podszczuł biedne te niewiasty, By dostojnego oskarżyły męża, Jeszcze ci trzeba bezecnym językiem Łotrem go w jego obecności nazwać, Zuchwałą myślą wyżej jeszcze sięgnąć, Oskarżać księcia o niesprawiedliwość? Precz z nim! Natychmiast wziąć go na tortury; Staw ci po stawie będziemy wywijać, Aż na jaw cała wyjdzie tajemnica. Źle zrobił książę! KSIĄŻĘ Nie bądź tak gorący, Wiedz, że się książę nie więcej odważy Jeden mój palec ze stawu wywichnąć Niż na tortury wziąć własną osobę. Nie tum się rodził, nie jegom poddany; W sprawach Kościoła przybyłem do Wiednia; Widziałem zbrodnie jakby w kotle wrzące, Aż wykipiały; prawo na grzech każdy, Ale grzech każdy tak protegowany, Że wszystkie wasze ustawy i kary Są pośmiewiskiem jak w balwierza sklepie Porozwieszane jak trofea zęby. ESKALUS Precz do więzienia z tym rządu potwarcą! ANGELO Jakie masz przeciw niemu skargi, Lucjo? Czy to jest człowiek, o którym mówiłeś? LUCJO To on, dostojny panie. Zbliż się tu, uczciwcze, postrzyżona pało, czy znasz mnie? KSIĄŻĘ Poznaję cię po głosie; spotkałem cię w więzieniu podczas nieobecności księcia. LUCJO A, spotkałeś mnie w więzieniu? A czy przypominasz sobie, co i mi tam mówiłeś o księciu? KSIĄŻĘ Bardzo dobrze. LUCJO A, przypominasz sobie bardzo dobrze; więc książę jest zawsze birbant, postrzeleniec i tchórz, jak mi mówiłeś podówczas. KSIĄŻĘ Musimy wprzódy zamienić role, mój panie, nim to będzie moje zdanie o księciu, bo to ty tak go nazywałeś, i jeszcze coś więcej, coś gorzej. LUCJO A, łotrze przeklęty! Czy ci nie dałem szczutka za twoje słowa? KSIĄŻĘ Przysięgam, że kocham księcia jak samego siebie. ANGELO Patrzcie, jak ten hultaj chciałby się teraz wycofać z tarapaty, w którą wpadł przez swoje zbrodnicze mowy. ESKALUS Z tego rodzaju ludźmi nie ma się co rozprawiać; precz z nim do więzienia! Gdzie stróż? Precz z nim do więzienia! A zarygluj mi go, jak należy. Zamknij mu gębę. Zabierz także te dwa szurgoty i trzeciego ich powiernika. / Stróż kładzie rękę na Księcia. / KSIĄŻĘ Zaczekaj, zaczekaj chwilę, przyjacielu. ANGELO Co? Stawia opór? Dopomóż mu, Lucjo. LUCJO W drogę, paniczu! W drogę, paniczu! W drogę, paniczu! Co, paniczu, co, postrzyżona pałko, hajdamaku i łgarzu, co, musisz być zakapturowany? Koniecznie? Pokaż nam twoje hultajskie oblicze, twoją wilczą mordkę, a potem dyndaj godzinę na szubienicy. Czy go nie odsuniesz? / Zrywa mnichowi kaptur i odsłania Księcia. / KSIĄŻĘ Tyś pierwszym łotrem, który zrobił księcia. do Stróża Za trzech tych więźniów ja daję rękojmię. do Lucja Paniczu, milczkiem nie wynoś się, proszę, Bo mnich ma jeszcze coś z tobą pomówić. Pod straż go weźcie. LUCJO To coś stryczkiem pachnie. KSIĄŻĘ Usiądź. Przebaczam wszystko, co mówiłeś. do Angela Pozwolisz teraz, że zajmę twe miejsce. Czy znajdziesz słowo, myśl lub jaki wykręt, Który by teraz mógł przyjść ci na pomoc? Jeśli masz, spiesz się, bo będzie za późno, Skoro ja całą moją powieść skończę. ANGELO Ja bym od mojej winniejszy był winy, Gdybym śmiał jeszcze spodziewać się, książę, Że tajemnicą zbrodnia ma zostanie, Gdy oko twoje, jak boża źrenica, Wszystkie praktyki moje przeniknęło. Nie chciej przeciągać sądu na mą hańbę; Wyznanie moje niech wszystko zakończy; A bezpośredni wyrok i śmierć moja — Oto jedyna łaska, której żądam. KSIĄŻĘ Odpowiedz wprzódy — zbliż się, Mariano — Czy z tą kobietą byłeś zaręczony? ANGELO Byłem, mój książę. KSIĄŻĘ A więc ją natychmiast, Bez żadnej zwłoki, pojmij za swą żonę. Połącz ich, mnichu, a po ceremonii Powróć tu z nimi. Dopilnuj ich, stróżu. / Wychodzą Angelo, Mariana, Mnich Piotr i Stróż więzienia. / ESKALUS Bardziej mnie jego zadziwia niesława Niżeli dziwny odkrycia jej sposób. KSIĄŻĘ Przybliż się teraz, piękna Izabelo, Twój mnich przed chwilą księciem jest twym teraz; Ale jak wprzódy twym byłem obrońcą, Tak dziś z odzieżą nie zmieniłem serca I zawsze jestem sprawie twojej wierny. IZABELA Przebacz mi, panie, że, twoja poddanka, Śmiałam twą godność ukrytą kłopotać. KSIĄŻĘ Wszystko przebaczam, i ty, drogie dziewczę, Z twojej mi strony równą pokaż względność. Wiem, że śmierć brata ciąży ci na sercu. Może się dziwisz, dlaczego się kryłem, Czemu, chcąc życie jego uratować, Wolałem skryty na śmierć jego patrzeć Niż jawnie z moją wystąpić potęgą. Szlachetne dziewczę, wszystkie moje plany Zmąciła zbytnia śmierci jego nagłość, Której leniwszą przypuszczałem stopę. Pokój mu teraz! Bo lepsze to życie, W którym już śmierci lękać się nie trzeba, Niż życie pełne utrapień i trwogi. Niech cię pocieszy myśl ta, Izabelo, Że brat twój teraz szczęśliwy. IZABELA Daj Boże! / Wchodzą Mariana, Angelo, Mnich Piotr, Stróż więzienia. / KSIĄŻĘ Teraz przez miłość Mariany przebacz Nowożeńcowi, który się przybliża, Który w rozpustnej myśli śmiał pokrzywdzić Twój czysty honor, tak dobrze broniony. Lecz jak on na śmierć twego skazał brata, Dwa razy zbrodniarz, bo zgwałcił dwa razy I świętą czystość, i świętą przysięgę, Że uratuje Klaudia twego życie, Tak przeciw niemu woła teraz prawo Przez jego usta: Angelo za Klaudia! Pośpiech za pośpiech i za karę kara, Głowa za głowę i za miarę miara. Tak jest, Angelo, twoja zbrodnia jawna, Choćbyś śmiał przeczyć, na nic się to nie zda. Na pniu tym samym głowę twą położysz, Na którym Klaudio, a z równym pośpiechem. Precz z nim! MARIANA O książę, łaskawy mój książę, Chceszli więc zmienić ślub mój na szyderstwo? KSIĄŻĘ Jego, nie moją sprawą to szyderstwo, Ślub mi się zdawał konieczną potrzebą, Aby twój czysty honor uratować, Bo zarzut, że cię niezamężną poznał, Mógłby w przyszłości zatruć twoje szczęście. Majątek jego, chociaż spada na mnie Przez konfiskatę, daję ci na wiano, Żebyś lepszego kupić mogła męża. MARIANA Nie, książę, nie chcę, nie pragnę lepszego. KSIĄŻĘ Nie błagaj darmo, wyrok mój niezmienny. MARIANA / klęka / Łaskawy panie… KSIĄŻĘ Czas tracisz na próżno. Precz z nim i na śmierć! do Lucja Teraz twoja kolej. MARIANA O książę! Wstaw się za mną, Izabelo! Pożycz mi kolan teraz, a na wieki Siebie, me wszystko służbie twej poświęcę! KSIĄŻĘ Czemu szalonym dręczysz ją błaganiem? Gdyby uklękła przez litość dla ciebie, Duch by jej brata z kamiennego łoża Powstał i gniewny od stóp ją mych porwał. MARIANA Klęknij, o klęknij przy mnie, Izabelo! Milcząc dłoń podnieś, a ja mówić będę. Mówią, że nawet najcnotliwsi ludzie Z wad są zlepieni i dla wad swych właśnie Zdają się lepsi; i tak jest z mym mężem. O, czy mi twoich nie pożyczysz kolan? KSIĄŻĘ On Klaudia głowę swoją płaci głową. IZABELA / klęka / Racz, panie, sądzić tego winowajcę, Jak gdyby jeszcze brat mój był przy życiu; Ja prawie wierzę w czynów jego szczerość Do chwili, w której oko na mnie rzucił; A jeśli tak jest, daruj mu, o panie! Sąd sprawiedliwy na mego padł brata, Bo czyn popełnił, który życiem spłacił: Lecz złej Angelo nie dokonał myśli; Racz w zapomnieniu pogrzebać zamiary, Które przepadły, nim dobiegły mety; Ale myśl ludzka nie jest jeszcze czynem, A zamiar jego był myślą. MARIANA Nic więcej. KSIĄŻĘ Próżne twe prośby; wstań, powtarzam jeszcze. Nowy występek na myśl mi przychodzi: Powiedz mi, stróżu, co było powodem, Że głowa Klaudia o niezwykłym czasie Pod mieczem spadła? STRÓŻ Odebrałem rozkaz. KSIĄŻĘ Czyś miał z urzędu zlecenie szczególne? STRÓŻ Nie, książę, tajny rozkaz odebrałem. KSIĄŻĘ Więc za to służbę twoją dzisiaj tracisz; Oddaj mi klucze. STRÓŻ Przebacz mi, mój panie! I mnie się rozkaz nieprawny wydawał, Wątpiłem jednak; w mojej niepewności Żal mnie ogarnął, a jak dowód żalu Żyje w więzieniu człowiek, który także Umrzeć miał wskutek ustnego rozkazu. KSIĄŻĘ Jego nazwisko? STRÓŻ Zowie się Barnardyn. KSIĄŻĘ Czemuś podobnie z Klaudiem nie postąpił? Przywiedź go tutaj, niechaj go obaczę. / Wychodzi Stróż. / ESKALUS Jakże mi smutno, że człowiek tak mądry I tak uczony jak ty, o Angelo, Tak mógł pobłądzić w swej krwi gorącości, Potem tak mało miarkować się w sądzie! ANGELO Mnie równie smutno, żem ten sprawił smutek, A w sercu moim tkwi żał tak głęboki, Że nie o łaskę, ale o śmierć błagam, Bo tysiąc razy na śmierć zasłużyłem. KSIĄŻĘ Gdzie jest Barnardyn? STRÓŻ To on jest, mój książę. KSIĄŻĘ O tym człowieku mówił mi braciszek. Harda, jak słyszę, w ciele twoim dusza, Niczego za tym światem się nie lęka; I wedle twojej żyłeś dotąd wiary. Wyrok twój zapadł, ale ci przebaczam Ziemskie twe grzechy i tylko wymagam, Żebyś korzystał z mego miłosierdzia I lepsze sobie przygotował czasy. Ty, mnichu, przyjdź mu twą radą na pomoc; Tobie go zwierzam. A to co za człowiek Zakapturzony? STRÓŻ To inny jest więzień, Któregom także w dniu tym uratował, W którym miał umrzeć Klaudio, a do Klaudia Tak jest podobny jak do kropli kropla. / Odsłania Klaudia. / KSIĄŻĘ / do Izabeli / Jeśli do brata twojego podobny, Przez pamięć brata i jemu przebaczam. Daj mi twą rękę, powiedz, żeś jest moją Jak on mym bratem. Ale o tym później. Angelo czuje, że jest ocalony, Płomyk radości widzę w jego oczach. Zły czyn, Angelo, na dobre ci wyszedł; Kochaj twą żonę, bo lepsza od ciebie. Serce mi w piersiach radzi miłosierdzie, Jednemu tylko nie mogę przebaczyć. do Lucja Ty, ty, mopanku, coś tak dobrze wiedział, Że jestem tchórzem, osłem i szaleńcem, Że jestem cały z rozpusty zlepionym, Czymże na tyle pochwał zasłużyłem? LUCJO Na uczciwość, mój książę, wszystko na żart tylko mówiłem. Jeśli chcesz mnie za to powiesić, nic łatwiejszego, ale co do mnie, jeśli to być może, wolałbym zamienić szubienicę na chłostę. KSIĄŻĘ Nie, najprzód chłosta, potem szubienica. Poprzednio, stróżu, ogłoś po ulicach, Że jeśli jaką łotr ten skrzywdził dziewkę (A sam niedawno wyznał pod przysięgą, Że jego sprawą jedna była matką), Niech się tu stawi, a my zaręczamy, Że ją natychmiast wziąć musi za żonę, Następnie chłosta, w końcu szubienica. LUCJO Błagam cię, książę, nie żeń mnie z wytłukiem. Wszak sam powiedziałeś przed chwilą, że cię zrobiłem księciem, dobry panie, nie chciej w nagrodę robić mnie rogalem. KSIĄŻĘ Na honor, musisz pojąć ją za żonę. Na ten raz twoim przebaczam potwarzom I resztę kary odpuszczam łaskawie. Zamknij go teraz i zrób, co kazałem. LUCJO Zmuszać człowieka do pojęcia za żonę wytłuka jest to skazać go na śmierć, chłostę i postronek. KSIĄŻĘ Potwarz na księcia zasługuje na to. Pamiętaj, Klaudio, że musisz naprawić Krzywdę niewinnej dziewce wyrządzoną. Niech ci Bóg szczęści, dobra Mariano! Bądź wdzięczny, kochaj swą żonę, Angelo, Jak jej spowiednik znam wszystkie jej cnoty. Za twoją dobroć dzięki ci, Eskalu. W przyszłości lepsza czeka cię nagroda, I tobie, stróżu, dzięki za gorliwość! Godniejsze ciebie znajdziemy ci miejsce. Przebacz, Angelo, że zwiódł cię i posłał Za Klaudia głowę, głowę Rakocego; Błąd się ten zresztą sam usprawiedliwia. A teraz tobie, droga Izabelo, Mam zrobić wniosek dla ciebie korzystny: Jeśli przychylne znajdę posłuchanie, Twoje i moje naszym pozostanie. Do zamku teraz, by wam opowiedzieć, Co jeszcze ciemne, co wam trzeba wiedzieć. / Wychodzą. / ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/miarka-za-miarke. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: William Shakespeare, Komedie, tom I, tłum. L. Ulrich, S. Koźmian, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1964. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Doroty Kowalskiej. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Sylwia Budzyńska, Paulina Choromańska, Paweł Kozioł, Józef Ignacy Kraszewski. Publikację wsparli i wsparły: Paweł Siemiątkowski, Ruslan Kowalczuk, Wanda, xxx, Michalina Pacholska. ISBN-978-83-288-2900-8