Shakespeare, William
Paszkowski, Józef
2018-05-07
1932
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska.
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/shakespeare-koriolan
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
William Szekspir, Dzieła dramatyczne. Tragedie, Państwowy Instytut Wydawniczy, [Warszawa 1980].
Domena publiczna - Józef Paszkowski, zm. 1861.Tragedia
Renesans
Dramat
Koriolan
text
Kotwica, Wojciech
Barszcz, Agnieszka
Kopeć, Aleksandra
Kotwica, Wojciech
Ołtusek, Paulina
https://wolnelektury.pl/media/book/pdf/shakespeare-koriolan.pdf
ISBN-978-83-288-5498-7
ISBN
application/pdf
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/shakespeare-koriolan.html
ISBN-978-83-288-5499-4
ISBN
text/html
https://wolnelektury.pl/media/book/txt/shakespeare-koriolan.txt
ISBN-978-83-288-5500-7
ISBN
text/plain
https://wolnelektury.pl/media/book/epub/shakespeare-koriolan.epub
ISBN-978-83-288-5501-4
ISBN
application/epub+zip
https://wolnelektury.pl/media/book/mobi/shakespeare-koriolan.mobi
ISBN-978-83-288-5502-1
ISBN
application/x-mobipocket-ebook
Dramat
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/use/7282.jpg
John McCullough jako Coriolanus, James M. Landy (1838–1897), domena publiczna
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/7282/
Jedna z ostatnich sztuk Szekspira, niewystawiana za życia autora. Poruszająca tragedia honoru i zdrady, choć opowiada losy na wpół legendarnego Rzymianina, przedstawia uderzająco aktualną, gorzką ocenę społeczeństwa i polityki.
Akcja sztuki rozgrywa się na początku piątego wieku przed naszą erą, kilkanaście lat po obaleniu władzy królewskiej w Rzymie i zaprowadzeniu republiki. Rządy, za pośrednictwem senatu i konsulów, sprawują przedstawiciele możnych rodów, patrycjusze. Kajusz Marcjusz, szlachetnie urodzony dowódca rzymski, z niechęcią patrzy na kolejne ustępstwa senatu wobec ludu. Już w młodości zyskał sobie sławę na polach bitew, wychowany przez matkę na nieustraszonego i dumnego obrońcę miasta. Pogardza ludem, uważając go za głupi, tchórzliwy i zmienny motłoch. Z powodu głodu i drożyzny w mieście zaczynają się zamieszki, a tymczasem na ziemie Rzymu kieruje się armia Wolsków dowodzona przez Aufidiusza, zaprzysiężonego wroga Marcjusza, z którym już kilkukrotnie starł się w bitwie. Kiedy główna część rzymskich wojsk maszeruje na spotkanie Wolsków, Marcjusz jako zastępca dowódcy armii prowadzi oddziały na wrogie miasto Koriole.
Przełożył Józef Paszkowski
Skany mamy z książki udostępnionej przez Dorotę Kowalską.
William Shakespeare
KoriolanKoriolan --- dramat opowiada losy na wpół legendarnego Rzymianina Koriolana na podstawie tekstu Życia Koriolana, będącego częścią Żywotów sławnych mężów Plutarcha. Z tego źródła Szekspir zapożyczył ogólną fabułę razem z większością postaci sztuki (Koriolan, Tytus Larcjusz, Kominiusz, Meneniusz Agryppa, Sycyniusz Welutus, Juniusz Brutus i Tullus Aufidiusz, który w źródłach staroż. występuje jako Attius Tullius, oraz matka i żona Koriolana).
Poprawione błędy źródła: popomyślnym > pomyślnym; uzupatorskich > uzurpatorskich;
Uzupełnienia i zmiany w części wstępnej, niepochodzącej od autora, dodanej w późniejszych wyd.:
Dodano Nikanora oraz Adriana do spisu osób dramatu. Zmieniono opis miejsca akcji: w posiadłościach Wolsków i Ancjatów > w posiadłościach Wolsków na południu, z miastami Koriole i Ancjum.
Poprawki na podst. tekstu ang.:
ale oni powtarzają sobie, że nas trzeba krótko trzymać (but they think we are too dear) > ale oni sądzą, że jesteśmy za kosztowni;
waszej biedy podczas tej drożyzny (Your suffering in this dearth) > ...podczas tego głodu; Drożyznę bowiem zrządzają bogowie > Bo nieurodzaj zrządzają bogowie;
podobno mam list przy sobie (I think I have the letter here) > jak myślę mam list przy sobie;
czy to z gniewu, że się dał złapać (or whether his fall enraged him) > czy to z gniewu, że upadł;
z częścią naszych falang (with one part of our Roman power) > z częścią naszych sił; Wśród waszych falang rozbitych (Amongst your cloven army) > Wśród waszych hufców rozbitych;
Dość tego! (O, they are at it!) > Już walczą!;
Inaczej byłbym tu był przed godziną (else had I, sir, Half an hour since brought my report) > Inaczej byłbym tu od pół godziny;
jak widmo męża ległego w boju (as he were flay'd) > jak gdyby ze skóry go obdarto;
Od wszelkich dźwięków znajomych (From every meaner man) > Od głosu lichszych ludzi;
Bolałyby mnie, gdybym o nich słyszał (and they smart To hear themselves remember'd) > Bolą mnie wszakże, kiedy o nich słyszę;
powinny by w tysiąc barw się przyodziać (let (...) Made all of false-faced soothing) > powinny by całe w fałsz się przyodziać;
Śmielszy od niego, ale mniej subtelny (Bolder, though not so subtle) > ...ale mniej przebiegły;
mój obrót (on my journey) > mą drogę;
kiedy głupie wymagania słyszy (upon too trivial motion) > z błahego powodu;
chwytając się za brzuch (in roaring for a chamber-pot) > krzycząc o urynał;
wypędzeniu Tarkwiniuszów > wypędzeniu Tarkwiniusza
walczył opodal od reszty hufców (he fought Beyond the mark of others) > przewyższał innych w zaciętej walce;
jedni z nas mają czarne głowy, inni siwe, a inni łyse (our heads are some brown, some black, some abram, some bald) > jedni z nas mają brązowe głowy, inni czarne, inni płowe, a inni łyse;
wchodzi dwóch obywateli > wchodzi trzech obywateli;
TRZECI OBYWATEL: Trzeba wam wiedzieć > PIERWSZY OBYWATEL:
Trzeba wam wiedzieć [w konsekwencji zmieniono na o jeden wyższe numery kolejnych obywateli w następnych kwestiach tej sceny (akt II, sc.3)];
Zięć Numy (Numa's daughter's son) > Wnuk Numy;
i wolicie raczej heroicznymi driakwiami chore / przesadzić ciało niż oddać je śmierci na pewną pastwę (and wish To jump a body with a dangerous physic That's sure of death without it) > a wolicie raczej niebezpiecznymi driakwiami ciało chore leczyć, niż bez nich dać je śmierci na pewną pastwę;
Nie mógłże on trochę ustąpić? (Could he not speak 'em fair?) > Nie mógłże on mówić łagodniej?;
o stratę tej pojedynczej jednostki, Marcjusza (this single plot to lose, This mould of Marcius) > o stratę tej jednej ziemi bryłki, Marcjusza;
Idźmy, zadaliście mi rolę, której plamy nigdy w życiu zatrzeć nie zdołam (To the market-place! You have put me now to such a part which never shall discharge to the life) > Chodźmy już na rynek! Rolę mi taką dajecie, że nigdy dobrze jej zagrać nie zdołam;
bez potwierdzenia albo odrzucenia masy głupoty (
of general ignorance) > ...przez masę głupców;
Na dożywotnie tułactwo, chociażbym o jedno ziarnko dnia chciał ten los odwlec (Vagabond exile, flaying, pent to linger But with a grain a day) > Na dożywotnie tułactwo, na zdarcie skóry czy nawet usychanie z głodu w lochu, o jednym nędznym ziarnku dziennie;
Nie myśl na chwilę, by syn twego łona albo się kusił przejść dane granice, albo się kiedykolwiek dał uwikłać w sidła przewrotnych praktyk > Wiedz, że się wzniosę ponad pospolitość, jeśli zaś tego nie dokonam, padnę w sidłach zdradzieckich intryg;
setnicy z centuriami swymi mają wyznaczone marszruty (The centurions and their charges distinctly billeted) > setnicy z centuriami swymi są zaciągnięci;
I żyć bym nie mógł, jeno ku twej szkodzie (And cannot live but to thy shame) > Żyć bym mógł jeno ku twemu wstydowi;
Sękatą moją maczugę, aż trzaski(My grained ash) > Mą jesionową włócznię, aż jej drzazgi;
może nawet na samo miasto (Though not for Rome itself) > choć nie zaraz na samo miasto;
Czyli też celem rzucenia postrachu (rudely visit them in parts remote To fright them ere destroy) > Czy postrach rzucić, zanim ich zniszczymy;
błogosławi się ręką (sanctifies himself with's hand) > błogosławi go ręką;
może zwać się nierządnicą (may be said to be a ravisher) > ...gwałcicielem;
pod księżyc (above the moon) > nad księżyc;
Bierz go licho! Nasz wódz to mi człowiek! > Nasz wódz to mi człowiek!;
szlachetna córo Publikoli (The noble sister of Publicola) > szlachetna siostro Publikoli;
jak drugi Aleksander (as a thing made for Alexander) > jak posąg Aleksandra;
Skoro zaś legnie, stosowna odezwa pogrzebie (When he lies along, after your way his tale pronounced shall bury) > ...twoja wersja sprawy pogrzebie;
tylko trud nam zostawić; zawierać układy (answering us with our own charge, making a treaty) > tylko zwracać nam nasze koszty; zawrzeć układ;
W swojej siedzibie, o najnikczemniejszy (Boy! O slave!) > ...,,Dzieciuch"! O nędzniku! [etc.];
krzywdę waszą jakby na pośmiech przypominał? Niech zginie za to! ('Fore your own eyes and ears) > ...stawiał przed oczy i uszy? Niech zginie;
W akcie V, sc. 2 kwestię: ,,No i cóż, mości panie, nazywasz się przecie Meneniusz?" przypisano pierwszemu wartownikowi zamiast drugiemu oraz zmieniono odpowiednie przypisania kolejnych kwestii aż do wypowiedzi Meneniusza.
Uzupełniono brakujące fragmenty:
MARCIUS: Come I too late? COMINIUS: Ay, if you come not in the blood of others, But mantled in your own.
MARCJUSZ: Więc za późno? KOMINIUSZ: Tak, jeśliś przyszedł tu nie we krwi innych, Ale swą własną okryty.
PLEBEIANS: No, no, no, no, no.
OBYWATELE: Nie, nie, nie!
Uwspółcześnienia:
Nie masz stąd mili > Nie ma stąd mili;
poprzedzeni od liktorów > poprzedzeni przez liktorów;
Siłaż kosztuje...? > Wiele kosztuje...?;
serce mi się kraje, pomyślawszy > serce mi się kraje, gdy pomyślę;
odbyt > pokup;
Co żywie ślina mu poda > Co tylko ślina mu poda;
w pośrodku > pośrodku;
ten był zawsze dobrym dla ludzi > ten był zawsze dobry dla ludzi; bądź weselszą > bądź weselsza itp;
Pisownia łączna ,,nie" z imiesłowami przymiotnikowymi, np.: nie poskromiona > nieposkromiona; nie stargane > niestargane.
Ograniczono użycie partykuły -ż w zdaniach pytających, np.:
Zgadzacież się na to? > Zgadzacie się na to?;
Postanowiliścież (...) raczej niż głód cierpieć? > Postanowiliście (...) raczej niż głód cierpieć?
Dostosowano interpunkcję do współczesnych zasad. Zamiast niemających podstaw w oryginale użytych w funkcji emocjonalnej wykrzykników i pytajników w środku zdania użyto przecinków.
OSOBY
Kajus Marcjusz Koriolan --- Rzymianin szlachetnego rodu
Tytus Larcjusz --- dowódca wojsk przeciw Wolskom
Kominiusz --- dowódca wojsk przeciw Wolskom
Meneniusz Agryppa --- przyjaciel Koriolana
Sycyniusz Welutus --- trybun ludu
Juniusz Brutus --- trybun ludu
Młody Marcjusz --- syn Koriolana
Nikanor --- Rzymianin
Rzymski herold
Tullus Aufidiusz --- wódz Wolsków
Powiernik Aufidiusza
Adrian --- Wolsk
Sprzysiężeni w zmowie z Aufidiuszem
Jeden z obywateli Ancjum
Dwóch wolscyjskich wartowników
Wolumnia --- matka Koriolana
Wirgilia --- żona Koriolana
Waleria --- przyjaciółka Wirgilii
Jedna ze służebnic Wirgilii
Rzymscy i wolscyjscy senatorowie, patrycjusze, edylowie, liktorowie, żołnierze, obywatele, gońcy, słudzy Aufidiusza i inne osoby.
Rzecz dzieje się częścią w RzymieRzecz dzieje się częścią w Rzymie... --- akcja sztuki rozgrywa się na początku V w. p.n.e., kilkanaście lat po obaleniu władzy królewskiej i zaprowadzeniu republiki. Rządy, za pośrednictwem senatu i konsulów, sprawują przedstawiciele możnych rodów, patrycjusze., częścią w posiadłościach WolskówWolskowie --- staroż. lud italski zamieszkujący tereny płd. Lacjum, w V i IV w. p.n.e. prowadzący wojny z republiką rzymską; w 338 p.n.e. podbici przez Rzym. na południu, z miastami KorioleKoriole, łac. Corioli --- staroż. miasto w środkowej Italii, należące do ludu Wolsków; po wydarzeniach opisywanych w tej sztuce zniknęło z kart historii. i AncjumAncjum --- staroż. miasto nadmorskie w Italii, ok. 50 km na płd. od Rzymu, daw. stolica ludu Wolsków; ob. Anzio..
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Ulica w Rzymie.
Tłum zbuntowanych obywateli wchodzi z kijami, pałkami i inną podobną bronią.
PIERWSZY OBYWATEL
Posłuchajcie mnie, nim się dalej udamy.
OBYWATELE
jeden przez drugiego
Mów, mów!
PIERWSZY OBYWATEL
Postanowiliście nieodmiennie wszyscy umrzeć raczej niż głód cierpieć?
OBYWATELE
Nie inaczej, nie inaczej.
PIERWSZY OBYWATEL
Trzeba wam przede wszystkim wiedzieć, że Kajus Marcjusz jest hersztem nieprzyjaciół ludu.
OBYWATELE
Wiemy o tym, wiemy.
PIERWSZY OBYWATEL
Zabijmy go więc, a będziemy mieć zboże za dowolną cenę. Zgadzacie się na to?
OBYWATELE
Zgadzamy się, nie ma się nad czym rozwodzić: idźmy, idźmy.
DRUGI OBYWATEL
Słowo, zacni obywatele.
PIERWSZY OBYWATEL
BiedaMyśmy biedni obywatele, zacnymi nazywają nas patrycjusze. To, co przeładowuje ich uprzywilejowane kiszki, nas by postawiło na nogi. Gdyby przynajmniej dla własnego zdrowia chcieli nam odstąpić przewyżki od swych potrzeb, moglibyśmy przypuścić, że nas z ludzkości wspierają, ale oni sądzą, że jesteśmy za kosztowni. Nasza chudość, widomy skutek nędzy naszej, jest tabelą specyfikacyjną ich intratintrata --- dochód, zysk., nasze cierpienia są dla nich lichwą. Zemścijmyż się za to, póki się nie obrócimy w szczapy, a bogom wiadomo, że mówię to, łaknąc chleba, nie zaś pragnąc zemsty.
DRUGI OBYWATEL
Nastajesz więc osobliwieosobliwie (daw.) --- szczególnie. na Kaja Marcjusza?
PIERWSZY OBYWATEL
Najbardziej na niego, bo on jest najzawziętszym na lud brytanem.
DRUGI OBYWATEL
Zważ, jakie on ojczyźnie wyświadczył przysługi.
PIERWSZY OBYWATEL
Nie przeczę, moglibyśmy mu za nie wdzięcznością zapłacić, ale on sam sobie płaci za nie dumą.
DRUGI OBYWATEL
Być może, w każdym razie jednak nie godzi się źle o nim mówić.
PIERWSZY OBYWATEL
Powiadam wam, że co bądź dobrego zrobił, zrobił to jedynie dla zaspokojenia dumy. Niech tam ludzie delikatni, jak chcą, mówią, że on ojczyznę miał na celu; ja nie przestanę utrzymywać, że celem jego było przypodobanie się matce i wyniosłość, w którą rośnie w miarę zasług.
DRUGI OBYWATEL
Poczytujecie mu za występek to, co leży w jego naturze i czego tym samym nie może się pozbyć. Nie możecie jednak żadną miarą powiedzieć, żeby był chciwy.
PIERWSZY OBYWATEL
Jeżeli tego powiedzieć nie mogę, nie idzie za tym, żeby mi brakło zarzutów, znalazłoby się ich tyle, że człowiek zmordowałby się ich wyliczaniem.
Krzyki za sceną.
BuntCóż to za krzyki? Tamta część miasta powstała. Czegóż tu stoim i paplem? Dalej, do KapitoluKapitol --- jedno z siedmiu wzgórz Rzymu, będące symbolem miasta. Kapitol stanowił naturalną twierdzę oraz ważne miejsce kultu: na wierzchołku zbudowano świątynię gł. bóstw oraz liczne inne przybytki; u stóp wzgórza znajdowało się archiwum państwowe.!
OBYWATELE
Dalej! Dalej!
PIERWSZY OBYWATEL
Cicho, któż się zbliża?
Wchodzi Meneniusz Agryppa.
DRUGI OBYWATEL
Szanowny Meneniusz Agryppa, ten był zawsze dobry dla ludzi.
PIERWSZY OBYWATEL
On jeden jako tako poczciwy, niechby wszyscy byli tacy tylko!
MENENIUSZ
Cóż się to święci, moi współrodacy?/
Gdzież to idziecie z kijmi i pałkami?/
O co wam idzie? Powiedzcie mi, proszę.
PIERWSZY OBYWATEL
Zamiar nasz nie jest senatowi obcy; już go przed piętnastu dniami doszły słuchy o tym, cośmy mieli na myśli, a co teraz postanowiliśmy przywieść do skutku. Panowie senatory mówią, że biedni suplikancisuplikant (daw.) --- osoba wnosząca prośbę. mają ciężki oddech, poznają teraz, że mają i ciężkie pięści.
MENENIUSZ
Moi panowie, łaskawcy, sąsiedzi,/
Chcecie się sami o zgubę przyprawić?
PIERWSZY OBYWATEL
Nie boimy się tego, panie, bośmy już o nią przyprawieni.
MENENIUSZ
WładzaMogę wam ręczyć, moi przyjaciele,/
Że patrycjusze mają o was pieczę./
Co się waszego tyczy niedostatku/
I waszej biedy podczas tego głodu,/
Za to zarówno moglibyście miotać/
Kijami w niebo, jak i w rzymskie państwo,/
Które iść dalej będzie swoją drogą,/
Rwąc krocie twardszych wędzideł niż wszelkie/
Mogące przez was stawić się zawady./
Bo nieurodzaj zrządzają bogowie,/
Nie patrycjusze, a u tych schylone/
Kolana raczej mogłyby coś wskórać,/
Nie podniesione ramiona. Niestety!/
Niedola rzuca was w większą niedolę;/
I złorzeczycie sterownikom państwa,/
I przeklinacie jako nieprzyjaciół/
Tych, co się o was jak ojcowie troszczą.
PIERWSZY OBYWATEL
BiedaTroszczą się o nas! Ba, i bardzo! Pięknie się troszczą: pozwalają nam umierać z głodu, a magazyny ich pełne zboża; wydają ustawy o lichwie, aby wspierać lichwiarzy; kasują co dzień zbawienne jakie prawo, stawiające tamę bogaczom, i co dzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedakówi co dzień uciążliwsze ogłaszają postanowienia ku uszczerbkowi i ograniczeniu biedaków --- wg Plutarcha plebejuszom, masowo tracącym dobytek i wtrącanym do więzienia z powodu długów, przed wyprawą przeciwko Sabinom najzamożniejsi wierzyciele obiecali, że będą ich traktować łagodniej. W senacie przegłosowano, że gwarantem przyrzeczenia zostanie konsul Waleriusz. Jednak po wygranej wojnie sabińskiej senat udawał, że nic nie wie o takiej umowie, a wierzyciele wrócili do wcześniejszych praktyk.. Jeżeli nas wojna nie zje, oni to zrobią. Taka to ich troskliwość o nas.
MENENIUSZ
Albo musicie przyznać, że nad miarę/
Złe macie serca, albo ścierpieć zarzut,/
Że macie bardzo źle w głowie. Opowiem/
Wam jedną powieść, jużeście ją może/
Słyszeli kiedy, gdy jednakże ona/
W obecnej chwili wielce jest stosowna,/
Spróbuję ją wam raz jeszcze przytoczyć.
PIERWSZY OBYWATEL
Słuchamy jej, panie; nie spodziewajcie się jednak otumanić dykteryjkami naszej biedy. Mówcież więc.
Państwo, WładzaMENENIUSZ
Onego czasu wszystkie członki ciałaOnego czasu wszystkie członki ciała... --- wg źródeł starożytnych bajkę o żołądku Meneniusz Agryppa opowiedział ludowi podczas tzw. pierwszej secesji plebejuszy (494 p.n.e.), kiedy oburzeni postawą senatu w sprawie długów opuścili miasto i udali się na Świętą Górę koło Rzymu, odmawiając służby wojskowej w obronie interesów bogatych patrycjuszy. Przemowa Meneniusza, stojącego na czele delegacji senatu, oraz obietnica stworzenia urzędu trybunów ludu doprowadziły do zawarcia zgody. Plutarch rozróżnia dwa wystąpienia ludu, różnej wagi: jedno z powodu zdzierstwa wierzycieli oraz drugie, po zdobyciu Korioli, z powodu klęski głodu, podczas gdy Szekspir łączy je w jedno wydarzenie./
Zbuntowały się przeciw żołądkowi/
I obwiniły go, że on jak przepaść/
Spoczywa w ciele gnuśny i nieczynny,/
Chłonąc pokarmy i nigdy nie dzieląc/
Prac z resztą członków; gdy tymczasem one/
Patrzą, słuchają, radzą, uczą, chodzą,/
Czują i wzajem sobie pomagając,/
Zaspokajają żądze i potrzeby/
Całego ciała. Żołądek rzekł na to...
PIERWSZY OBYWATEL
Cóż on rzekł? Ciekawy jestem.
MENENIUSZ
Zaraz się o tym dowiecie. Z uśmiechem,/
Nie takim jednak, co to idzie z serca,/
Lecz oto takim (bo żołądek może/
Nie tylko mówić, jak widzicie, ale/
I śmiać się czasem) odparł on szyderczo/
Niechętnym członkom, owym rozdąsanym/
Organom, co mu zazdrościły bytu/
Z równą słusznością, jak wy powstajecie/
Na senatorów, że nie są takimi,/
Jakbyście chcieli i jacyście sami.
PIERWSZY OBYWATEL
Niech wasz żołądek kpi sobie zdrów. Jak to?/
Toż by król członków głowa, serce-radca,/
Oko-stróż, ramię-żołnierz, koń nasz-noga,/
Język-nasz herold, oprócz tylu innych/
Ważnych narzędzi i pomniejszych cząstek/
Naszej machiny, toż by to...
MENENIUSZ
Co? Cóż by?/
Ten człowiek śmie mi przerywać! Co? Cóż by?
PIERWSZY OBYWATEL
Toż by to wszystko pasibrzuch żołądek..../
Miał trzymać w klubachkluby (daw.) --- dyby, imadło, daw. narzędzie tortur; przen.: porządek, ryzy.; żołądek, ta istna/
Kloaka ciała?
MENENIUSZ
Cóż dalej? Cóż dalej?
PIERWSZY OBYWATEL
Jakąż odpowiedź mógł dać ten pasożyt/
Na zażalenie owych cnychcny (przestarz.) --- cnotliwy, prawy, szlachetny. działaczów?
MENENIUSZ
Zaraz wam powiem, jeżeli się tylko/
Zdołacie zdobyć przez parę chwil na to,/
Na czym wam zbywa, to jest na cierpliwość,/
Będziecie słyszeć odpowiedź żołądka.
PIERWSZY OBYWATEL
Za długo się z nią ociągacie.
MENENIUSZ
Uważuważ --- daw. forma trybu rozkazującego; dziś: zwróć uwagę, zauważ.,/
Mój przyjacielu, poważny żołądek/
Nie tak był prędki jak strona skarżąca;/
Zastanowiwszy się, tak odpowiedział:/
,,Prawda to, moi współwcieleni bracia,/
Że ja karmkarm (r.ż., daw.) --- pokarm, strawa. wspólną nam pierwszy odbieram./
I słusznie, bom ja spichrz, bom ja magazyn/
Całego ciała. Pomnijciepomnieć (daw.) --- pamiętać. atoliatoli (daw.) --- jednak, ale; spójnik wyrażający przeciwstawienie, kontrast.,/
Że ją strumieńmistrumieńmi --- dziś popr.: strumieniami. krwi waszej posyłam/
Do dworu, w serce; do stolicy, mózgu;/
I że rozliczną drogą różnych funkcyj/
Najtęższe nerwy i najmniejsze żyłki/
Biorą ode mnie swój dział pożywienia./
Skoro zaś, moi kochani --- tak dalej/
Mówił żołądek, uważajcie dobrze... ---
PIERWSZY OBYWATEL
No, no, cóż dalej mówił pan żołądek?
MENENIUSZ
Skoro zaś wszyscy razem nie możecie/
Widzieć naocznie, czego wam dostarczam,/
Mogę wam moje rachunki pokazać,/
Z których poznacie, że wszyscy ode mnie/
Otrzymujecie sam ekstrakt wszystkiego,/
Mnie zaś zostają gręzygręzy (daw.) --- męty, osad, fusy.. --- Cóż wy na to?
PIERWSZY OBYWATEL
Wzdyćwzdyć, właśc. wżdyć (daw.) --- zawsze; jednak, przecież. to odpowiedź. Radzi byśmy tylko/
Usłyszeć teraz jej zastosowanie.
MENENIUSZ
Senat nasz jest tym poczciwym żołądkiem,/
A wy jesteście krnąbrnymi członkami./
Bo zważcie tylko jego trudy, jego/
Gorliwą czynność; rozpoznajcie bacznie/
To, co się tyczy publicznego dobra,/
A przekonacie się sami, że wszelka/
Ogólna korzyść, jaka wam przypada,/
Od niego tylko pochodzi, nie od was./
BuntCóż na to waszmość, waszmość, mój ty wielki/
Palcu u nogi tego zgromadzenia?
PIERWSZY OBYWATEL
Ja wielki palec u nogi? Dlaczego?
MENENIUSZ
Bo będąc jednym z najnieokrzesańszych,/
Najnikczemniejszych, najbrudniejszych cząstek/
Tej mądrej zgrai, stajesz na jej czele./
Nędzny odrzutku, znam cię: tyś tu przyszedł/
Podszczuwać innych, byś sam coś skorzystał./
Dalej, do pałek! Rzym z szczurami swymi/
Staje do walki, jedna strona musi/
Wziąć wnyki. Witaj, szlachetny Marcjuszu!
Wchodzi Kajus Marcjusz.
MARCJUSZ
Witaj! Cóż się tu dzieje? Co to znaczy?/
Niesforne gbury, dlaczegóż to drapiąc/
Litości godną świerzbęświerzba --- dziś popr.: świerzb, zakaźna choroba skóry. swych mózgownic,/
Chcecie powiększać swoje wrzody?
PIERWSZY OBYWATEL
Zawsze/
Otrzymujemy od was dobre słowo.
MARCJUSZ
Kto by wam dobre dał słowo, ten byłby/
Pochlebcą niższym nad wszelką pogardę./
Czegóż wy chcecie, trutnie, wy, co ani/
Pokoju, ani wojny nie lubicie?/
Jedno was straszy, drugie uzuchwala./
Kto wam zaufa, ten zamiast lwów znaleźć/
Znajdzie zające, zamiast lisów --- gęsi./
Statek wasz tym jest, czym iskra na lodzie,/
Czym szron na słońcu. Cała wasza cnota/
Na tym polega, aby pod niebiosa/
Wynosić tego, kogo potępiły/
Własne postępki, a potępiającą/
Lżyć sprawiedliwość. Kto na cześć zasłużył,/
Ten zasługuje na waszą nienawiść,/
Życzenia wasze są jako apetyt/
Chorego, który najbardziej pożąda/
Tego, co może zwiększyć jego niemoc./
Kto wasze względy zyskuje, ten pływa/
Płetwą z ołowiu, trzciną dęby rąbie./
Niech wam kat świeci! Wamże by zaufać?/
Wam, co zmieniacie zdanie z każdą chwilą,/
Szlachetnym zwiecie tego, co wam wczoraj/
Był nienawistnym, a nikczemnym tego,/
Co wczoraj jeszcze był ozdobą waszą?/
Cóż się to znaczy, że się tu i owdzie/
Włóczycie, wrzeszcząc, i wyszczekujecie/
Na senat, który za przewodem bogów/
Trzyma was w swoich opiekuńczych karbach,/
Ażebyście się sami nie pożarli?/
Czegoż oni chcą?
MENENIUSZ
Zboża i zniżenia/
Jego wysokiej ceny, twierdzą bowiem,/
Że miasto jest nim dobrze opatrzonejest nim dobrze opatrzone --- dziś popr.: jest w nie dobrze zaopatrzone..
MARCJUSZ
Obwiesie! Oni to twierdzą? Jak świerszcze/
Siedzą za piecem i wmawiają w siebie,/
Że wiedzą, co się dzieje w Kapitolu:/
Kto pozyskuje wziętość, kto się wznosi/
I kto upada. Popierają fakcjefakcja (daw.) --- stronnictwo, koteria; zmowa, wichrzenie./
I domniemane kojarzą małżeństwa./
Jednym dodają splendoru, a drugich,/
Których nie lubią, obryzgują błotem/
Gorzej niż swoje dziurawe chodaki./
I oni twierdzą, że mamy dość zboża?/
O, gdyby senat chciał na bok odłożyć/
Litość i miecza użyć mi pozwolił,/
Nagromadziłbym z tych głów kapuścianych/
Stos tak wysoki, jak najwyżej mogę/
Dosięgnąć szpicąszpica (daw., r.ż.) --- szpic, ostra końcówka czegoś. mej włóczni.
MENENIUSZ
Ci się już dali przekonać, bo chociaż/
Na roztropności potężnie im zbywa,/
Tchórzem są za to porządnie podszyci./
Bieda, BuntAle powiedz mi, proszę, co się stało/
Z tą drugą tłuszczą, tam?
MARCJUSZ
Już się rozpierzchła./
Niech im kat świeci! Mówili, że głodni,/
Stękali, plotąc przysłowia, jako to:/
Że głód rozbija mury, że psy nawet/
Dostają strawy, że chleb jest dla wszystkich,/
Co mają gęby, że bogowie dają/
Zboże nie tylko dla bogatych. W takich/
I tym podobnych bzdurstwach wyzionęli/
Swe użalania, którym czyniąc zadość,/
Postanowiono, zgodnie z ich życzeniem,/
Coś, co szlachetną myśl przejmuje zgrozą/
I śmiałą władzę w bladą lalkę zmieni./
Zaczęli wtedy rzucać czapki w górę,/
Jakby je chcieli zawiesić na obu/
Rogach księżyca, i jak opętani/
Wrzeszczeć z radości.
MENENIUSZ
Cóż postanowiono?
MARCJUSZ
Pięciu trybunów wedle ich wyboruPięciu trybunów wedle ich wyboru... --- wg Plutarcha senat zawarł porozumienie z protestującymi na Świętej Górze plebejuszami, dając im prawo wybierania rocznie pięciu urzędników, zwanych trybunami ludu, którzy mieli bronić ich interesów. Jako pierwszych trybunów wybrano przywódców secesji: Juniusza Brutusa i Sycyniusza Welutusa. Imion pozostałych trybunów Plutarch nie wymienia.,/
Którzy praw szui strzec i bronić mają./
Jednym obrany został Juniusz Brutus,/
Drugim Sycyniusz Welutus, kto więcej,/
Nie wiem. Do kroćset siarczystych piorunów!/
Prędzej byłoby to szubrawcze plemię/
Z całego Rzymu pozdzierało dachy,/
Niżby zdołało było coś takiego/
Wymóc ode mnie. Wezmą oni wkrótce/
Większą przewagę i, poparci buntem,/
Przyjdą nam podać trudniejsze warunki.
MENENIUSZ
Rzecz dziwna.
MARCJUSZ
Precz stąd do domów, hultaje!
Goniec nadchodzi.
GONIEC
Gdzie Kajus Marcjusz?
MARCJUSZ
Tu, cóż mi obwieścisz?
GONIEC
To, że Wolskowie wzięli się do broni.
MARCJUSZ
Cieszę się z tego, będziem przecie mogli/
Przewietrzyć trochę ten stęchły kram gminu;/
Lecz oto nasza starszyzna.
Kominiusz, Tytus Larcjusz i inni senatorowie, Juniusz Brutus i Sycyniusz Welutus wchodzą.
PIERWSZY SENATOR
Marcjuszu,/
Prawdę mówiłeś: Wolskowie istotnie/
Podnieśli oręż.
MARCJUSZ
Przywodzi im sławny/
Tullus Aufidiusz, z którym twarda sprawa./
Grzeszę, zazdroszcząc mu jego wartości,/
Zaprawdę, gdybym nie był tym, czym jestem,/
Nim tylko być bym chciał.
KOMINIUSZ
Jużeście kiedyś/
Szczerbili z sobą miecze?
MARCJUSZ
Gdyby jedna/
Połowa świata drugą wzięła za łeb,/
A on stał na tej samej ze mną stronie,/
Umyślnie bym wszczął bunt dlatego tylko,/
Abym go mógł mieć przeciw sobie. On jest/
Lwem, na którego polowanie łechce/
Mą dumę.
PIERWSZY SENATOR
Zacny Marcjuszu, chciej zatem/
Pod Kominiuszem wziąć udział w tej wojnie.
KOMINIUSZ
Wszakżeś nam to już przyrzekł?
MARCJUSZ
Nie inaczej./
I wiernym słowu. Tytusie Larcjuszu,/
Będziesz więc jeszcze raz świadkiem mojego/
Spotkania z Aufidiuszem; wszakże będziesz?/
Jeszcześ nie stępiał?
LARCJUSZ
Nie, Marcjuszu, wolę/
Choćby o kuli pójść z drugimi walczyć/
Niż zostać z tyłu.
MENENIUSZ
Szlachetna krew!
PIERWSZY SENATOR
Idźmy/
Do Kapitolu, tam na nas czekają/
Najlepsi nasi przyjaciele.
LARCJUSZ
Idźmy./
Ty nam przewodnicz, panie, i ty także,/
Cny Kominiuszu, my za wami pójdziem./
Wam wprzód przystoi.
KOMINIUSZ
Szlachetny Marcjuszu!
PIERWSZY SENATOR
do obywateli
Dalej, do domu!
MARCJUSZ
Nie, niech pójdą z nami./
Wolskowie mają dość zboża; pozwólcie/
Tym szczurom napaść się w ich spichrzach. Nuże,/
Przezacna zgrajo, pokaż swą waleczność!
Senatorowie, Kominiusz, Marcjusz, Larcjusz i Meneniusz wychodzą. Obywatele wynoszą się chyłkiem.
SYCYNIUSZ
Jestże kto bardziej dumny niż ten Marcjusz?
BRUTUS
Nie wiem, kogo by z nim porównać.
SYCYNIUSZ
Będąc obrani trybunami ludu...
BRUTUS
Czy uważałeśuważać coś (daw.) --- dziś: zwracać na coś uwagę, zauważać coś. jego wzrok i gesty?
SYCYNIUSZ
Nie, tylko jego przekąsyprzekąs (daw.) --- drwina, szyderstwo..
BRUTUS
Gdy go rozdrażnisz, z bogów szydzić gotów.
SYCYNIUSZ
Drwić z spokojnego księżyca.
PychaBRUTUS
Obecna wojna pożera go. Nie wie,/
Jak się już nadąć, że tak jest waleczny.
SYCYNIUSZ
Tego rodzaju ludzie, połechtani/
Bodźcem powodzeń, pogardzają cieniem,/
Po którym chodzą w południe. Dlatego/
Dziwi mnie, że on przy swej wyniosłości/
Pod Kominiuszem nie wzbrania się służyć.
BRUTUS
Sławy, o którą mu idzie, a której/
Nieskąpe względy już zyskał, nie można/
Skuteczniej nabyć i łatwiej zarazem,/
Jak stojąc za kimś będącym na czele,/
Bo jeśli się co nie uda, powiedzą:/
,,Wódz temu winien" --- choć wódz z swojej strony/
Czynił, co tylko człowiek czynić może;/
Głupia krytyka krzyczeć będzie wtedy:/
,,O, gdyby Marcjusz był tę rzecz prowadził!"
SYCYNIUSZ
Jeżeli się zaś powiedzie, opinia,/
Która tak bardzo sprzyja Marcjuszowi,/
Obierze z zasług Kominiusza.
BRUTUS
Z góry/
Można przewidzieć, że połowa chwały/
Kominiuszowej na Marcjusza spłynie,/
Choćby ten na nią nie pracował. Wszystkie/
Zaś jego chybychyba (daw.) --- uchybienie, błąd. podniosą wysokość/
Zalet Marcjusza, choćby Marcjusz w gruncie/
Bynajmniej na to nie zasłużył.
SYCYNIUSZ
Pójdźmy/
Posłuchać, co tam o wyprawie radzą/
I w jaki sposób weźmie się ten człowiek/
Do obecnego przedsięwzięcia.
BRUTUS
Idźmy.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Koriole. Wnętrze senatu.
Aufidiusz i senatorowie.
PIERWSZY SENATOR
Jesteś więc tego zdania, Aufidiuszu,/
Że Rzym przeniknął nasze tajne plany/
I wie, co knujem?
AUFIDIUSZ
Inneż zdanie wasze?/
Kiedyż to u nas co bądź umyślono/
I wykonano, żeby wprzód do Rzymu/
Nie doszły o tym słuchy? Przed czterema/
Niespełna dniami miałem stamtąd wieści,/
Których treść na to wychodzi; jak myślę,/
Mam list przy sobie; oto jest, słuchajcie.
czyta
,,Zbierają wojska, nie wiadomo jednak,/
Czy je chcą wysłać na wschód, czy na zachód,/
Drożyzna wielka, lud wichrzy i słychać,/
Że wódz Kominiusz, a z nim Marcjusz, dawny/
Wasz nieprzyjaciel, którego jednakże/
Rzymianie bardziej niż wy nienawidzą,/
I Tytus Larcjusz, waleczny Rzymianin,/
Kierują we trzech przygotowaniami/
Do tej wyprawy. Snadźsnadź (daw.) --- widocznie, zapewne. ona jest na was./
Pomyślcie nad tym".
PIERWSZY SENATOR
Nasze wojska w polu./
Nie wątpiliśmy, że Rzym skory będzie/
Dać nam odpowiedz.
AUFIDIUSZ
Ani się wam zdało/
Stosownym plan nasz w tajemnicy trzymać/
Tak długo, ażby śmiało mógł wyjść na wierzch;/
Bo go Rzym w samym zarodzie przewąchał./
Przez to odkrycie zostajemy zbici/
Z drogi do celu, który się zasadzał/
Na wzięciu kilku miast, nimby się w Rzymie/
O poruszeniach naszych dowiedziano.
DRUGI SENATOR
Dzisiaj niezwłocznie, zacny Aufidiuszu,/
Nie tracąc czasu, śpiesz do swoich hufców;/
My tu w Koriolach zostaniem ku straży/
I ku obronie. Jeśli nas oblegną,/
Przyjdź nam na odsiecz; nie sądzę jednakże,/
Abyś ich znalazł przygotowanymiznaleźć kogoś jakimś (daw.) --- zobaczyć, że ktoś jest jakiś; uznać kogoś za jakiegoś; ocenić jako..
AUFIDIUSZ
O, nie uwodźcie sięuwodzić się --- tu: zwodzić samego siebie, oszukiwać się., mówię wam o tym/
Jako o rzeczy pewnej, więcej powiem:/
Liczne oddziały ich wojsk już są w marszu/
I tu zmierzają. Żegnam was, panowie./
Jeśli się spotkam z Kajusem Marcjuszem,/
Nie będzie żartów między nami, bośmy/
Przysięgli sobie wzajem póty walczyć,/
Póki jednemu z nas tchu nie zabraknie.
WSZYSCY
Niech cię bogowie wspierają!
AUFIDIUSZ
I w zdrowiu/
Was utrzymują
PIERWSZY SENATOR
Żegnaj!
DRUGI SENATOR
Żegnaj!
WSZYSCY
Żegnaj!
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Rzym. Komnata w domu Marcjusza.
Wolumnia i Wirgilia siedzą na stołkach i szyją.
WOLUMNIA
MatkaProszę cię, córko, śpiewaj, a przynajmniej bądź weselsza. Gdyby mój syn był moim mężem, bardziej bym się czuła szczęśliwa w jego nieobecności, która mu jedna sławę, niż w jego objęciach, które by mi świadczyły o jego miłości. Gdy jeszcze małym był chłopięciem, jedynym owocem mego żywota; gdy jego młodość i uroda wszystkich pociągała oczy; gdy inna matka takiego dziecka na całodzienne prośby królów nie byłaby odstąpiła jednej godziny spoglądania na nie, wtedy ja, marząc o jego przyszłości, myśląc, że ta piękna postać bez wieńca chwały byłaby tym, czym marny obrazek zawieszony na ścianie, znajdowałam uciechę w wyszukiwaniu dlań niebezpieczeństw, wśród których mógł się dobić chwały. Wysłałam go na krwawą wojnę, z której wrócił ozdobiony wieńcem dębowymwieniec dębowy --- corona civica, jedno z najwyższych odznaczeń wojskowych starożytnego Rzymu, przyznawane za uratowanie życia współobywatela w czasie bitwy.. Zaprawdę, córko, nie bardziej zadrgałam z radości, słysząc po raz pierwszy, że mi się urodziło dziecię płci męskiej, niż widząc po raz pierwszy, że się to dziecię pokazało mężem.
WIRGILIA
Matka, PatriotaLecz gdyby był zginął, o pani, gdyby był zginął!
WOLUMNIA
Wtedy jego dobre imię zastąpiłoby mi było miejsce syna i w nim bym się była odrodziła. Szczerze ci wyznaję, że gdybym miała dwunastu synów, z których by każdy stał na równi w mym sercu i każdy był mi tak drogi jak twój i mój kochany Marcjusz, wolałabym, żeby jedenastu szlachetnie umarło za ojczyznę, niż żeby jeden poza bitwą zmarniał na łożu rozkoszy.
Wchodzi Domownica.
DOMOWNICA
Pani, szlachetna sąsiadka, Waleria,/
Przyszła odwiedzić was.
WIRGILIA
Błagam cię, pani,/
Pozwól mi odejść.
WOLUMNIA
Zostań. ŻołnierzZdaje mi się,/
Że słyszę odgłos trąb twojego męża,/
Że widzę, jak w tej chwili Aufidiusza/
Targa za włosy, a przed nim Wolskowie/
Jak dzieci przed lwem stronią; zdaje mi się,/
Że jestem przy tym, jak tupie i woła:/
,,Za mną tu, tchórze! Was w trwodze poczęto,/
Chociaż byliście w Rzymie narodzeni"./
I łuskokrytąłuskokryta ręka --- ręka okryta pancerną rękawicą, z metalowych płytek mocowanych do skórzanego podkładu. ręką obcierając/
Skrwawione czoło, postępuje naprzód,/
Na kształt żniwiarza, który postanowił/
Zżąć wszystko albo utracić zarobek.
WIRGILIA
Skrwawione czoło! O, chroń go, JowiszuJowisz a. Jupiter (mit. rzym.) --- najwyższe bóstwo rzymskiego panteonu, bóg nieba i burzy, odpowiednik gr. Zeusa.!
WOLUMNIA
Milcz, głupie dziecko! ŻołnierzKrwawe znamię bardziej/
Ozdabia męża niż złote trofea./
Piersi Hekuby, karmiące HektoraPiersi Hekuby, karmiące Hektora --- Hekuba była żoną króla Priama i matką Hektora, najdzielniejszego z wojowników trojańskich podczas wojny trojańskiej.,/
Mniej były piękne niż Hektora czoło,/
Gdy zeń krew ciekła pod ciosami Greków./
Powiedz Walerii, żeśmy ją gotowe/
Przyjąć, jak zawsze.
Wychodzi Domownica.
WIRGILIA
O nieba, zasłońcie/
Mego małżonka przed tym Aufidiuszem!
WOLUMNIA
Dziecinne modły! On zegnie zuchwały/
Kark Aufidiusza i zdepce go nogą.
Domownica wprowadza Walerię i jej towarzyszkę.
WALERIA
Zacne niewiasty, bądźcie pozdrowione!
WOLUMNIA
Luba sąsiadko.
WIRGILIA
Miło mi widzieć was.
WALERIA
Jakże się macie? Zakute z was domatorki. Cóż to, szyjecie, widzę? Śliczne rąbkirąbek --- daw. element stroju, chusta osłaniająca głowę kobiety., na poczciwość! Jakże się miewa twój mały synek, Wirgilio?
WIRGILIA
Dziękuję wam, łaskawa pani, zdrów jest, do usług waszych.
WOLUMNIA
Wolałby patrzeć na połysk mieczów i słuchać odgłosu trąb niż siedzieć przy swoim ochmistrzuochmistrz (daw.) --- urzędnik zarządzający dworem panującego lub magnata; opiekun dzieci na takim dworze. .
WALERIA
DzieckoWalnywalny (daw.) --- dzielny, chwacki. chłopiec, prawdziwy syn swego ojca. Przeszłej środy przyglądałam mu się przez pół godziny, ma coś tak pewnego w sobie. Widziałam, jak pogonił za złotobarwnym motylem; schwytał go i puścił, dalejże znowu w pogoń za nim, i znowu go schwytał. Schwytawszy go znowu, czy to z gniewu, że upadł, czy to z innej jakiej przyczyny, zacisnął zęby i zgniótł go; powiadam wam, zgniótł go bez litości.
WOLUMNIA
To z ojca te raptusy.
WALERIA
Doprawdy, rzadkie dziecko.
WIRGILIA
Ladacoladaco --- ktoś niewiele wart, nicpoń., pani.
WALERIA
Odłóżcie na bok robotę i pójdźcie ze mną: muszę was dziś rozpróżniaczyć.
WIRGILIA
Wybacz, kochana pani, nie wyjdę na krok z domu.
WALERIA
Ani na krok?
WOLUMNIA
Wyjdzie, wyjdzie.
WIRGILIA
Przepraszam cię, matko: nie wyjdę, nie przestąpię progu domu, dopóki mój pan nie powróci z wojny.
WALERIA
Wstydź się, nierozsądnie czynisz, więżąc się tak w domu. Pójdź, odwiedzimy leżącą połogiem przyjaciółkę.
WIRGILIA
Życzę jej prędkiego wydobrzenia i odwiedzę ją w modłach moich, ale do niej pójść nie mogę.
WOLUMNIA
Dlaczego? Powiedz dlaczego?
WIRGILIA
Nie dla oszczędzenia sobie fatygi ani dla braku życzliwości ku niej.
WALERIA
Chcesz być drugą PenelopąPenelopa (mit. gr.) --- opisana w Odysei żona Odyseusza, która przez 20 lat wiernie czekała na powrót męża z wojny trojańskiej. W tym czasie zwodziła ubiegających się o jej rękę zalotników, obiecując, że wyjdzie ponownie za mąż, gdy skończy tkać całun dla teścia, lecz każdej nocy pruła robioną w dzień tkaninę.; powiadają jednak, że wszystkie jej prace pod niebytność UlissesaUlisses (mit. gr.) --- inaczej: Odyseusz, król Itaki, bohater Iliady i Odysei Homera, znany ze sprytu. posłużyły tylko do rozplenienia molów w Itace. Pójdź, chciałabym, żeby ten twój rańtuchrańtuch (daw.) --- kobiece nakrycie głowy; wełniana chusta zakrywająca głowę i ramiona, niekiedy również część twarzy. tak był czuły jak twoje palce, ażebyś go z litości kłuć przestała. Pójdź, pójdź z nami.
WIRGILIA
Nie, kochana pani, wybacz mi; doprawdy nie pójdę.
WALERIA
Daj się namówić, a ja ci za to udzielę wybornych nowin o twym mężu.
WIRGILIA
Jeszcze ich być nie może, pani.
WALERIA
Jako żywo, nie żartuję; tej nocy nadeszły wieści od niego.
WIRGILIA
O pani! Czy podobna?
WALERIA
Tak jest, rzeczywiście; słyszałam to od jednego z senatorów. Rzecz się ma tak: Wolskowie wysłali wojsko, przeciw któremu pociągnął Kominiusz z częścią naszych sił. Twój mąż i Tytus Larcjusz rozłożyli się pod Koriolami; nie wątpią bynajmniej o pomyślnym skutku wyprawy i spodziewają się położyć wkrótce koniec tej wojnie. Wszystko to, na honor, szczerą jest prawdą; a teraz, proszę cię, pójdź z nami.
WIRGILIA
Miej mnie za wytłumaczoną, łaskawa pani; będę ci we wszystkim posłuszna prócz w tym jednym.
WOLUMNIA
Daj jej pokój, w takim usposobieniu, jak jest teraz, popsułaby nam dobry humor.
WALERIA
W istocie, i ja tak sądzę. Bądź więc zdrowa. Pójdźmy, szanowna przyjaciółko. Proszę cię, jeszcze raz, Wirgilio, wypraw za drzwi posępność i pójdź z nami.
WIRGILIA
Nie, kochana pani; rzetelnie powiadam, że nie mogę. Życzę wam dobrej zabawy.
WALERIA
Kiedy tak, bądźże zdrowa.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Pod Koriolami.
Przy odgłosie trąb wchodzą z chorągwiami Marcjusz, Larcjusz, dowódcy i żołnierze, ku nim nadbiega Goniec.
LARCJUSZ
Nadchodzą wieści stamtąd. O co idzie,/
Że się już starli?
MARCJUSZ
Konia mego stawiam/
Przeciw twojemu, że jeszcze nie.
LARCJUSZ
Zgoda./
Czy wódz nasz starł się już z nieprzyjacielem?
GONIEC
Stoją naprzeciw siebie, ale jeszcze/
Nie przemówili do siebie i słowa.
LARCJUSZ
Koń twój należy do mnie.
MARCJUSZ
Przyjmij odkup.
LARCJUSZ
Ani go sprzedam, ani go daruję,/
Pożyczyć ci go wszakże gotów jestem/
Na jakie pół stasta --- dziś: setki. lat. Wezwijmy miasto/
Do poddania się.
MARCJUSZ
Dalekoż stąd stoją/
Obydwa wojska?
GONIEC
O półtorej mili.
LARCJUSZ
Będziemy ich więc, a oni nas słyszeć./
A teraz, MarsieMars (mit. rzym.) --- bóg wojny., dodaj nam szybkości,/
Abyśmy mogli nie otarłszy mieczów,/
Ruszyć na pomoc naszym braciom w polu./
Nuże, surmaczesurmacz (daw.) --- trębacz wojskowy; od surma: instrument dęty używany w daw. wojsku do sygnalizacji., dajcie znak.
Dają znak do rozmówienia się. Na murach ukazuje się kilku senatorów i mieszczan.
Tullus Aufidiusz jestlijestli --- konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: czy jest. w murach waszych?/
Odpowiadajcie.
PIERWSZY SENATOR
Nie ma go i nie ma/
Nikogo, co by się lękał was bardziej/
Niż on, który się wcale was nie lęka./
Słyszycie odgłos naszych trąb?
Odgłos trąb w oddali.
Wzywają/
One do walki dzielną naszą młodzież./
Zburzym te mury prędzej, niżby one/
Miały nas zamknąć jak bydło. Te bramy/
Zdają się wprawdzie zatarasowane,/
Ale podparte są tylko trzcinami;/
Otworzą się wnet same. Czy słyszycie?
Powtórny odgłos trąb i wrzawa w oddaleniu.
Tam jest Aufidiusz, słyszycie, jak hula/
Wśród waszych hufców rozbitych?
WalkaMARCJUSZ
Już walczą!
LARCJUSZ
Niech ten zgiełk będzie nam hasłem. Hej, drabin!
Bramy Korioli otwierają się nagle i Wolskowie wchodzą na scenę.
MARCJUSZ
Nie boją się nas i wychodzą. Dalej!/
Zasłońcie serca tarczami i walczcie/
Przy serc pomocy, pewniejszej niż tarcze./
Naprzód, waleczny Tytusie! Te łotry/
Wyraźną sobie igraszkę z nas stroją./
Czuję po całym ciele pot wściekłości./
Dalej, żołnierze! Naprzód! Kto się cofnie,/
Będzie w mych oczach Wolskiem i poczuje/
Smak mego miecza.
Hasło do bitwy. Rzymianie i Wolskowie wychodzą, walcząc. Rzymianie zostają odparci do swych przekopów. Marcjusz powraca.
MARCJUSZ
Walka, TchórzostwoNiech was tkną wszystkie zarazy południa!/
Wy kały Rzymu, psy! Niech was okryją/
Wrzody i trądy, byście wstręt budzili/
Przed ukazaniem się, byście się wzajem/
O milę z ciągiem wiatru zarażali!/
O, gęsie dusze w powłoce człowieczej!/
Jakżeście mogli uciec przed hałastrą,/
Którą by małpy w puch rozbiły? Bodaj/
Was ErebEreb (mit. gr.) --- najciemniejsza część Hadesu, podziemnej krainy zmarłych. schłonął! Wszystkie rany z tyłu./
Plecy czerwone, a oblicza blade/
Z trwogi i znoju. Wróćcie do ataku/
Albo, do wszystkich piorunów, porzucę/
Nieprzyjaciela, a rzucę się na was;/
Podnieście głowy! Poprawcie się! Jeśli/
Śmiało natrzecie, zagnamy ich nazad/
Między ich baby, tak jak oni teraz/
Do tych przekopów nas odparli.
WalkaPowtórne hasło do bitwy. Wolskowie i Rzymianie stają znowu naprzeciw siebie i walka znowu się wszczyna. Wolskowie cofają się do miasta. Marcjusz ściga ich aż do bram.
Bramy otwarte: wesprzyjcie mnie teraz!/
Szczęście otwiera je idącym naprzód,/
Nie tym, co podle tył podają. Za mną!
Wbiega w bramę, która w tejże chwili zostaje za nim zatrzaśnięta.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
Szalona śmiałość! Niegłupim pójść za nim.
DRUGI ŻOŁNIERZ
Ani ja.
TRZECI ŻOŁNIERZ
Patrzcie, zatrzasnęli bramę!
Szczęk broni nie ustaje.
WSZYSCY
Będzie mu ciepło! Przepadł, ani wątpić.
Wchodzi Tytus Larcjusz.
LARCJUSZ
Co się z Marcjuszem stało?
WSZYSCY
Zginął pewnie.
ŻołnierzPIERWSZY ŻOŁNIERZ
Zdążając krok w krok za pierzchającymi,/
Wszedł z nimi razem do miasta, wtem nagle/
Zamknięto bramy. Został się sam przeciw/
Całej załodze.
LARCJUSZ
O szlachetny mężu!/
W tobie jest lepszy hart niż w mieczu twoim,/
Choć on ze stali; kiedy on się zgina,/
Ty się wyprężasz. Opuszczono ciebie!/
Rubin tak wielki jak ty obok ciebie/
Straciłby wartość. Tyś był wojownikiem/
Szkoły KatonaTyś był wojownikiem szkoły Katona --- tzn. na wzór Katona Starszego (234--149 p.n.e.), znanego z surowości obyczajów rzymskiego męża stanu, mówcy i zdolnego wodza, który przeprowadził m.in. bezwzględną kampanię wojenną w Hiszpanii. Życiorys Katona, podobnie jak życiorys Koriolana, znajduje się w Żywotach sławnych mężów Plutarcha, jednak Szekspir, który czerpał z tego dzieła, zapomniał, że Katon żył prawie trzysta lat później niż Koriolan., nie tylko prawicą/
Dzielnym i strasznym, lecz i siłą wzroku,/
I brzmieniem głosu do gromu podobnym./
Takeś przerażać umiał nieprzyjaciół,/
Że się zdawało, jakby świat miał febrę/
I trząsł się w swoich posadach.
Marcjusz wraca skrwawiony i ścigany przez nieprzyjaciół.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
Patrz, wodzu!
LARCJUSZ
To Marcjusz, idźmy mu pomóc lub zginąć!
Walczą i wszyscy wchodzą do miasta.
SCENA PIĄTA
Wewnątrz miasta. Ulica.
Kilku Rzymian wchodzi z łupami.
PIERWSZY RZYMIANIN
Zaniosę to do Rzymu.
DRUGI RZYMIANIN
A ja to.
TRZECI RZYMIANIN
Zjedzże kaduka!Zjedzże kaduka! --- daw. przekleństwo: niech cię licho (dosł.: zjedz diabła). Wziąłem to za złoto.
Wrzawa wojenna ciągle się daje słyszeć w oddali.
Marcjusz i Tytus Larcjusz wchodzą z trębaczami.
MARCJUSZ
Patrz no, ci trutnie ważą czas na równi/
Z złamaną drachmądrachma --- staroż. moneta grecka, na ogół srebrna; jedną drachmę dzielono na 6 oboli.. Ołowiane łyżki,/
Bety, żelazo niewarte obolaobol --- drobna staroż. moneta grecka.,/
Stare łachmany, które by kat pogrzebł/
Razem z wisielcem: wszystko to zagarnia/
Ta szuja jeszcze przed skończeniem bitwy./
Rzućcie mi zaraz precz tę drańdrań (daw., r.ż.) --- o rzeczach: lichota, rupiecie, graty, gałgany.. --- Słyszycie/
Tę wrzawę, ten szczęk broni w tamtej stronie?/
Tam wasz wódz, dalej do niego! Tam brodzi/
W strugach krwi waszych współziomków Aufidiusz,/
Cel nienawiści mojej. Cny Tytusie,/
Weź pewną liczbę ludzi, ile trzeba/
Do obsadzenia miasta; ja tymczasem/
Z takimi, którzy mają szczyptę ducha,/
Pospieszę w pomoc Kominiuszowi.
LŻołnierzARCJUSZ
Zacny człowieku, tyś ranny; po takiej/
Gwałtownej pracy niepodobnaniepodobna (daw.) --- nie można, nie da się, jest niemożliwe. tobie/
Przedsiębrać nowej wyprawy.
MARCJUSZ
Bez pochwał,/
Tytusie, jeszczem się wcale nie rozgrzał./
Bądź zdrów, ubytek tych kilku krwi kropel/
Na zdrowie będzie mi, a nie na szkodę./
Tak się ukazać chcę Aufidiuszowi/
I walczyć.
LARCJUSZ
Oby nadobna bogini/
FortunaFortuna (mit. rzym.) --- bogini ślepego przypadku, losu; wspominana zwłaszcza w związku z dobrym losem, szczęściem. chciała zakochać się w tobie,/
I swymi czary odbijała miecze/
Twych przeciwników! Dzielny wojowniku,/
Niech szczęście będzie ci giermkiem!
MARCJUSZ
A tobie/
Tak wiernym druhem, jak tym, których wznosi/
Najwyżej. Bywaj zdrów.
LARCJUSZ
O wzorze mężów!
Wychodzi Marcjusz
Idź zadąć w trąbę na rynku, każ na nim/
Zebrać się pierwszym urzędnikom miasta!/
Tam im zamiary oznajmimy nasze.
Wychodzą.
SCENA SZÓSTA
W pobliskości obozu Kominiusza.
Kominiusz z wojskiem w odwrocie wchodzi na scenę.
KOMINIUSZ
Nabierzcie nieco tchu, jestem z was kontentkontent (daw.) --- zadowolony../
Sprawiliście się, moi przyjaciele,/
Tak, jak przystoi Rzymianom, w spotkaniu/
Nielekkomyślnie, w odwrocie niepodleniepodle --- tj. bez hańby, bez tchórzostwa../
Będziemy jeszcze musieli wytrzymać/
Nowe natarcie wrogów. W ciągu walki/
Dochodziły nas od czasu do czasu/
Wiatrem niesione wojenne odgłosy/
Naszych współbraci. Oby ich orężom/
Bogowie rzymscy tak błogosławili,/
Jak tego tobie życzym; aby nasze/
Obydwa wojska radośnie złączone/
Dziękczynną mogły im ofiarę złożyć!
Goniec nadbiega.
Cóż tam nowego?
GONIEC
Mieszkańcy koriolscy,/
Zrobiwszy z miasta wycieczkę, wydali/
Wojskom Larcjusza i Marcjusza bitwę./
Widziałem naszych odpartych do szańców,/
I z tym przychodzę.
KOMINIUSZ
Choćbyś mówił prawdę,/
Nie zdaje mi się, abyś dobrze mówił./
Jakże to dawno się stało?
GONIEC
Nie dawniej/
Jak przed dwiema godzinami, wodzu.
KOMINIUSZ
Nie masz stąd milimila --- jednostka miary długości (odległości), używana od czasów staroż., oznaczająca początkowo tysiąc kroków (łac. mille passus) podwójnych, czyli ok. 1,5 km. do Koriol, dopiero/
Cośmy słyszeli odgłosy ich kotłów./
Jakżeś mógł tyle czasu spotrzebować/
Na przejście jednej mili i tak późno/
Przybyć z tą wieścią?
GONIEC
Przednie straże Wolsków/
W pogoń puściły się za mną, musiałem/
Nadłożyć drogi trzy czy cztery mile;/
Inaczej byłbym tu od pół godziny.
Wchodzi Marcjusz.
ŻołnierzKOMINIUSZ
Któż to jest, co się tu zbliża, jak gdyby/
Ze skóry go obdarto? O, bogowie!/
To twarz, to postać Marcjusza, widziałem/
Go już tak kiedyś.
MARCJUSZ
Przychodzę za późno?
KOMINIUSZ
Pasterz nie mógłby dokładniej odróżnić/
Odgłosu grzmotu od brzęku grzechotki,/
Jak ja odróżniam dźwięk głosu Marcjusza/
Od głosu lichszych ludzi.
MARCJUSZ
Więc za późno?
KOMINIUSZ
Tak, jeśliś przyszedł tu nie we krwi innych,/
Ale swą własną okryty.
MARCJUSZ
O, pozwól/
Mi się uścisnąć ramieniem tak zdrowym/
Jak wtedy, kiedy chodziłem w zaloty:/
Z równie radosnym uczuciem jak wtedy,/
Kiedyśmy ślubny dzień nasz obchodzili/
I blask jarzących pochodni nam świecił/
Do łóż małżeńskich.
KOMINIUSZ
Kwiecie wojowników!/
Mów, co się dzieje z Tytusem Larcjuszem?
MARCJUSZ
To, co z kimś urząd sędziego pełniącym:/
Dekretującym jednych na wygnanie,/
A drugich na śmierć, ułaskawiającym/
Jednych, a drugich przejmującym trwogą./
W imieniu Rzymu trzyma on Koriole,/
Jakby na sforzesfora (daw.) --- rzemień lub linka do prowadzenia psów gończych na polowanie. ogara, którego/
Puści, gdy zechce.
KOMINIUSZ
Gdzież jest ten niecnota,/
Co mówił, że was odparto do szańców?/
Niech się tu zaraz stawi.
MARCJUSZ
Daj mu pokój,/
On prawdę mówił, bo te bohatery,/
Co były ze mną (podła zbieranina!/
Niech im kat świeci! Im dawać trybunów!),/
Jak mysz przed kotem zemknęli przed zgrają/
Gorszą od siebie.
KOMINIUSZ
Jakimże sposobem/
Zwycięstwo przy was zostało?
MARCJUSZ
Zostawmy/
Opowiadanie na później./
Gdzież nieprzyjaciel? Jesteście już pola/
Bitwy panami? Jeśli nie, dlaczegoż/
Stać się onymi zwlekacie?
KOMINIUSZ
Marcjuszu,/
Ścieraliśmy się z niepomyślnym skutkiem/
I cofnęliśmy się dla pomyślniejszej/
Odmiany losu.
MARCJUSZ
Nie wiecie, jak stoją/
Ich wojska i gdzie znajdują się ludzie,/
W których swą ufność położyli?
KOMINIUSZ
Jeślim/
Dobrze uważał, przednią straż trzymają/
Ancjaci, czoło ich wojska, a wodzem/
Ich jest Aufidiusz, jądro ich nadziei.
Żołnierz, OdwagaMARCJUSZ
Wodzu, zaklinam cię na wszystkie bitwy,/
Któreśmy razem odbyli, na wszystką/
Krew, którą obok siebie przeleliśmy;/
Na ową przyjaźń, którąśmy przyrzekli/
Sobie nawzajem --- pozwól mi pójść przeciw/
Aufidiuszowi i jego Ancjatom,/
I to niezwłocznie. Napełniwszy przestwór/
Podniesionymi mieczmi i włóczniami,/
Doświadczmy szczęścia tej chwili.
KOMINIUSZ
Chociażbym/
Wolał, ażebyś przede wszystkim innym/
Pokrzepiającą wziął kąpiel i balsam/
Pozwolił sobie przyłożyć na rany,/
Nie śmiem się jednak opierać/
Żądaniu twemu. Wybierz sobie ludzi,/
Którzy najlepiej wesprzeć cię zdołają/
W tym przedsięwzięciu.
MARCJUSZ
Są nimi ci, którzy/
Najwięcej czują pochopupochop (daw.) --- chęć; zapał. do tego./
Jeżeli tu jest kto taki (a grzechem/
Byłoby wątpić), co lubi ten pokost,/
Którym widzicie mnie pomalowanym;/
Jeżeli tu jest kto taki, co mniej się/
Uszczerbku ciała niż złej sławy lęka,/
Co myśli, że śmierć szlachetna ma stokroć/
Więcej wartości niż jałowe życie,/
I bardziej kocha ojczyznę niż siebie,/
Niech taki, wespół z podobnymi sobie,/
Poruszy ręką --- tak:
podnosi rękę i wstrząsa nią
Na okazanie/
Swej gotowości, i uda się za mną.
Wszyscy wydają okrzyk i potrząsają mieczami, podnoszą go na ramionach i rzucają czapki w górę.
Mnie tylko? Tylko mnie? Cóż to, czy chcecie/
Miecz ze mnie zrobić? Bez tych zwierzchnich oznak!/
Któryż z was w gruncie niewart czterech Wolsków?/
Któryż w spotkaniu z Aufidiuszem tak się/
Nie złoży tarczą, jak on się nią składa?/
Przecież choć wszystkim wam dziękuję, muszę/
Pewną część tylko spomiędzy was wybrać,/
Reszta dopełni swego obowiązku/
W innym spotkaniu, gdy się pora zdarzy./
Marsz, więc! Niech czterech setników oddzieli/
Z komendy swojej tych, co się okażą/
Najbardziej skłonni do boju.
KOMINIUSZ
Ruszajcie,/
Moi waleczni, stwierdźciestwierdzić (daw.) --- tu: potwierdzić; wzmocnić, utrwalić. te oznaki/
Męstwa czynami, a będziecie z nami/
Dzielili wszelkie korzyści zwycięstwa.
Wychodzą.
SCENA SIÓDMA
Bramy Korioli.
Tytus Larcjusz, zostawiwszy załogę w Koriolach, idąc przy odgłosie trąb i kotłów na pomoc Kominiuszowi i Marcjuszowi, wchodzi na scenę z Namiestnikiem swoim, oddziałem żołnierzy i przewodnikiem.
LARCJUSZ
Niech bramy będą strzeżone, pełnijcie/
Waszą powinność tak, jakem wam wskazał;/
Jeżeli przyślę, wyprawcie natychmiast/
Tamte centuriecenturia --- jednostka taktyczna wojska rzymskiego licząca stu piechurów., reszta ich wystarczy/
Do utrzymania się jakiś czas. Jeśli/
Przegramy bitwę, będziemy musieli/
Opuścić miasto.
NAMIESTNIK
Spuśćspuścić się na kogoś (daw.) --- polegać na kimś, liczyć na kogoś. się na nas, wodzu.
LARCJUSZ
Idźcie i bramy zamknijcie za sobą./
Hej, przewodniku, postępuj przed nami ---/
I do rzymskiego prowadź nas obozu.
Wychodzą.
SCENA ÓSMA
Pole bitwy pomiędzy obozami Rzymian i Wolsków.
PojedynekWrzawa wojenna. Marcjusz i Aufidiusz wchodzą.
MARCJUSZ
Z tobą chcę tylko walczyć, boś ty dla mnie/
Nienawistniejszy niż krzywoprzysięzca.
AUFIDIUSZ
Równieśmy sobie nienawistni. Nie ma/
W Afryce węża, którym bym się bardziej/
Brzydził niż twoją sławą i zuchwalstwem./
Trzymaj się krzepko!
MARCJUSZ
Kto się pierwszy cofnie,/
Niech skona jako niewolnik drugiego/
I niech go przeklną bogowie!
AUFIDIUSZ
Jeżeli ja ci tył podam, Marcjuszu,/
Wolno ci będzie szczuć mnie jak zająca.
MARCJUSZ
Nie ma trzech godzin, Tullusie, jak w murach/
Twojego miasta samopas walczyłem/
I wyprawiałem, co chciałem. Nie moja/
To krew, którą mnie widzisz tak upstrzonym./
W imieniu zemsty natęż swoje siły.
AUFIDIUSZ
Chociażbyś nawet był HektoremHektor (mit. gr.) --- bohater Iliady Homera, najdzielniejszy obrońca Troi. owym,/
Gwiazdą twojego chełpliwego rodu,/
Nie wymkniesz mi się stąd.
Walczą. Kilku Wolsków przychodzi w pomoc Aufidiuszowi.
Usłużni, ale niemężni! Przeklęta/
Wasza gorliwość wstydem mnie okrywa.
Wychodzą, walcząc. Aufidiusz i Wolskowie ustępują przed Marcjuszem.
SCENA DZIEWIĄTA
Tamże.
Zgiełk bitwy. Sygnały do odwrotu. Muzyka triumfalna. Z jednej strony wchodzi Kominiusz z częścią wojska, z drugiej Marcjusz, z zawieszoną ręką na bindziebinda (daw.) --- wstęga, szarfa, opaska., na czele swego oddziału.
KOMINIUSZ
Gdybym ci zaczął opowiadać twoje/
Dzisiejsze czyny, sam byś im, Marcjuszu,/
Nie chciał dać wiary, ale zdam z nich sprawę/
Tam, gdzie słuchając ich, senatorowie/
Łzy mieszać będą z uśmiechem radości./
Gdzie znakomici patrycjusze, milcząc,/
Słuchać mnie będą, wzruszać ramionami,/
Wreszcie podziwiać, gdzie kobiety będą/
Drżeć z przerażenia i w słodkim wzruszeniu/
Z uwagą chwytać każde moje słowo./
Gdzie płytkogłowi trybunowie, wespół/
Z cuchnącą zgrają niesfornych plebejan,/
Nienawidzący twej wyższości, będą/
Zmuszeni mówić: ,,Dziękujemy bogom,/
Że Rzym takiego posiada żołnierza!"./
Aleś ty przyszedł na szczątki biesiady,/
Sutą wprzód ucztę spożywszy.
Tytus Larcjusz, wracając z pogoni za nieprzyjacielem, wchodzi z wojskiem swoim.
LARCJUSZ
O wodzu!/
Oto jest rumak, my tylko czaprakiczaprak --- tkanina umieszczana pod końskim siodłem.,/
Gdybyś był widział!
MARCJUSZ
Przestań! Moja matka,/
Posiadająca szczególny przywilej/
Do wynoszenia zalet swego rodu,/
Chwaląc mnie, przykrość mi sprawia. Zrobiłem/
To, co wy, to jest, co mogłem; jednaki/
Mieliśmy bodziec, to jest myśl, że przez to/
Służym ojczyźnie. Kto wypełnił tylko/
To, czego pragnął, ten w zasłudze stoi/
Ze mną na równi.
KOMINIUSZ
Nie będziesz ty grobem/
Twych cnót. Rzym musi znać wartość swych dzieci./
Występkiem by to było, i zaprawdę/
Gorszym niż kradzież, gorszym niż oszczerstwo,/
Kryć czyny twoje i przemilczać o tym,/
Co podniesione do szczytu uwielbień/
Skromnym by jeszcze się zdało. Dlatego/
Pozwolisz, abym (w celu okazania,/
Czym jesteś, nie zaś w dankdank (daw., z niem.) --- podziękowanie, hołd; nagroda zwycięstwa. za to, coś zdziałał)/
Przemówił do cię przed obliczem wojska.
MARCJUSZ
Rany me, chociaż same przez się błahe,/
Bolą mnie wszakże, kiedy o nich słyszę.
KOMINIUSZ
Gdyby je raczej milczeniem pokryto,/
Wtedy by słusznie mogły się rozgnoić/
I zgangrenować; byłaby to bowiem/
Niewdzięczność gorsza niż drażniący plaster./
Z wszystkich tych koni (którycheśmy wzięli/
Niemałą ilość, i to dobrej rasy),/
Z wszystkich tych skarbów, których nam dostarczył/
Ich gród i obóz, wolno ci dziesiątą/
Część wziąć na własność, oddajem ją tobie/
Przed uczynieniem ogólnego działudział --- podział, tu: dzielenie łupów./
I zostawiamy ci wybór.
MARCJUSZ
Dziękujęćdziękujęć --- konstrukcja z partykułą -ci, skróconą do -ć.,/
Wodzu; nie mogę jednak w żaden sposób/
Na sercu moim wymóc przyzwolenia,/
Iżbym zapłatę przyjął za usługi/
Miecza mojego. Uchylam się przeto/
Od tej korzyści i pragnę pozostać/
Na równej stopie z tymi, którzy byli/
Świadkami moich usiłowań.
Przeciągły odgłos trąb. Wszyscy wykrzykują: ,,Marcjusz! Marcjusz!", rzucają w górę czapki i włócznie.
Kominiusz i Larcjusz stoją z odkrytymi głowami.
Oby/
DumaTe instrumentainstrumenta --- daw. forma M. lm, dziś: instrumenty., które znieważacie,/
Nigdy już więcej nie zabrzmiały! Kiedy/
Trąby i kotły na polu BellonyBellona (mit. rzym.) --- bogini wojny./
Mogą się zniżać do dworaczych pochlebstw,/
Dwory i miasta powinny by całe/
W fałsz się przyodziać. Kiedy się stal może/
Stawać tak miękką jak jedwab gnuśnika,/
Niechże z niej szyją kołdry wojownikom!/
Przestańcie. Toż więc za to, żem jak baba/
Nie otarł nosa, gdy mi krew szła z niego,/
Żem kilku słabych powalił charłakówcharłak --- człowiek wyniszczony chorobą; cherlak, mizerak.,/
Co i niejeden z obecnych tu zrobił,/
Chociaż nikt tego nie pamięta, za to/
Hiperbolicznehiperboliczny --- tu: przesadny. odbieram oklaski,/
Jak gdybym lubił karmić moją małość/
Mdłą karmiąkarm (r.ż., daw.) --- pokarm, strawa. pochwał zaprawionych kłamstwem.
KOMINIUSZ
Za skromny jesteś, Marcjuszu, surowszy/
Dla swoich zasług niż uprzejmy dla nas,/
Którzy cześć prawdzie oddajemy. Wybacz,/
Ale ponieważ sam chcesz krzywdzić siebie,/
Musim cię pierwej (jak kogoś, co godzi/
Na własne zdrowie) ująć w pęta, zanim/
Będziem się mogli lepiej porozumieć./
Niech więc wiadomo będzie nam i światu,/
Że Kajus Marcjusz zasłużył w tej wojnie/
Na bohaterski wieniec; w dowód czego/
Daję mu mego dziarskiego rumaka,/
Wychowanego w obozach, z wszelkimi/
Należącymi do niego przyboryprzybory --- dziś popr. forma N. lm: przyborami; przybory (tu daw.): ogół przedmiotów tworzących komplet, tu: składających się na rząd koński (osprzęt potrzebny do jazdy)../
Za to zaś, co pod Koriolami zdziałał,/
Niechaj nazwany będzie uroczyście,/
Wśród wiwatowych ogólnych okrzyków:/
Kajem Marcjuszem Koriolanem./
Noś ten dodatek godnie aż do śmierci!
Odgłos trąb i kotłów.
WSZYSCY
Niech żyje Kajus Marcjusz Koriolanus!
KORIOLAN
Idę twarz obmyć, zobaczycie potem,/
Czy mnie ta nazwa rumieni. Przyjmijcie/
Dzięki tymczasem. Konia twego, wodzu,/
Radrad (daw.) --- zadowolony; chętny, przychylny. będę dosiąść i przez całe życie/
jako pióropusz na szyszaku nosić/
Na czele mych nazw ten drogi dodatek,/
Który od ciebie otrzymałem.
KOMINIUSZ
A teraz idźmy do namiotów spocząć/
Po trudach, wprzódy trzeba nam jednakże/
Wysłać do Rzymu listy z doniesieniem/
O odniesionym zwycięstwie. Larcjuszu,/
Tobie wypada powrócić do Koriol;/
Przyślesz nam stamtąd do Rzymu przedniejszych/
Obywateli, celem traktowania/
Z nimi o własnym ich dobru i naszym.
LARCJUSZ
Wypełnię, wodzu, co każesz.
KORIOLAN
Bogowie/
Naigrawać się ze mnie zaczynają./
Ja, com przed chwilą odrzucił ofiarę/
Książęcych darów, zniewolony jestem/
Udać się z prośbą do mojego wodza.
KOMINIUSZ
Z góry już masz jej skutek. O cóż idzie?
KORIOLAN
Zdarzyło mi się w Koriolach przed laty/
Nocować w domu pewnego biedaka,/
Który mięmię --- daw. forma nieakcentowana w zdaniu zaimka osobowego 1 os.lp (analogiczna do 2 os.lp: cię); dziś tylko: mnie. przyjął gościnnie. Ten człowiek,/
Zostawszy dzisiaj pojmany przez naszych,/
Zawołał na mnie, ale wzrok mój wtedy/
Widział przed tobą tylko Aufidiusza,/
I gniew zagłuszył litość w moim sercu./
Proszę cię teraz, wodzu, puść na wolność/
Tego biedaka!
KOMINIUSZ
O, ta prośba godna/
Jest ciebie! Choćby ten człowiek był mego/
Brata zabójcą, zostałby natychmiast/
Tak jak wiatr wolnym. Uwolń go Tytusie.
LARCJUSZ
Jakież jest jego miano?
KORIOLAN
Na Jowisza,/
Nie mogę sobie przypomnieć --- znużony/
Jestem, nie jestem w stanie zebrać myśli./
Nie ma tu wina?
KOMINIUSZ
Idźmy do namiotu,/
Krew ustąpiła z twych lic, czas w to wejrzeć,/
Nie ociągajmy się dłużej.
Wychodzą.
SCENA DZIESIĄTA
Obóz Wolsków.
Odgłos trąb i rogów. Tullus Aufidiusz skrwawiony wchodzi z dwoma czy trzema żołnierzami.
AUFIDIUSZ
Wzięto więc miasto!
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
Nie inaczej, wodzu;/
Ale podobno ma być powrócone/
Pod łagodnymi dla nas warunkami.
AUFIDIUSZ
Pod warunkami? O, trzeba mi było/
Być Rzymianinem, kiedy będąc Wolskiem,/
Nie mogę być tym, czym jestem. Warunki!/
Jakież u kata łagodne warunki/
Mogą się mieścić w układach dla strony,/
Co się na łaskę zdała lub niełaskę?/
ZemstaPięć razy z tobą walczyłem, Marcjuszu,/
I tyleż razy pobity zostałem./
Spotkałoby mnie, rozumiem, toż samo/
Za każdym razem, chociażbyśmy z sobą/
Ścierali miecze tak często, jak jemy./
Na wszystkie nieba i piekła! Jeżeli/
Kiedy bądź jeszcze przyjdzie mi się znowu/
Broda o brodę zetknąć z tym człowiekiem,/
Albo ja padnę, albo on. Szlachetne/
Współzawodnictwo już mnie dziś nie łechce./
Dotąd myślałem go zgnieść w równej walce,/
Miecz z jego mieczem skrzyżowawszy: teraz/
Nie dbam o środki, byle się go pozbyć,/
Siła lub podstęp, jedno z tego dwojga/
Musi go dosiąc.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
To prawdziwy szatan.
AUFIDIUSZ
Śmielszy od niego, ale mniej przebiegły.../
Moja waleczność nasiąkła trucizną/
Przez to jedynie, że cierpiała plamę,/
Którą ją okrył, gotowa dla niego/
Zaprzeć się siebie. NienawiśćNic nie zdoła wstrzymać/
Mej ręki, ani sen, ani modlitwa,/
Ani choroba, ani nagość, ani/
Próg Kapitolu, ani wnętrze świątyń,/
Ani kapłanów pobożne obrzędy,/
Ani czas ofiar: nic z tego wszystkiego,/
Co wszelkiej stawia wściekłości zaporę,/
Nie zdoła żadnym starym przywilejem/
I zardzewiałym puklerzempuklerz --- rodzaj okrągłej tarczy. zwyczaju/
Zasłonić piersi Marcjusza przed gromem/
Mej nienawiści. Gdziekolwiek go znajdę,/
Choćby to było w domu i pod strażą/
Brata mojego własnego, utopię/
Chciwą krwi dłoń w własnych jego wnętrznościach./
Idźcie do miasta, wywiedzcie się, co tam/
Zaszło nowego i jacy do Rzymu/
Posłani będą zakładnicy.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
Mamy/
Sami iść, wodzu? nie pójdzieszże z nami?
AUFIDIUSZ
Czekają na mnie w gaju cyprysowym/
(Ku południowi za młynami miasta)./
Tam mi donieście, jak się świat obraca,/
Abym do tego zastosować umiał/
Dalszą mą drogę.
PIERWSZY ŻOŁNIERZ
Uczynim tak, wodzu.
Wychodzą.
AKT DRUGI
SCENA PIERWSZA
Rzym. Plac publiczny.
Metieniusz, Sycyniusz i Brutus.
MENENIUSZ
Augurowieaugur --- kapłan w starożytnym Rzymie, który odczytywał wolę bogów i przepowiadał przyszłość z lotu ptaków. powiedzieli mi, że tej nocy będziemy mieli wieści.
BRUTUS
Dobre czy złe?
MENENIUSZ
Niezupełnie odpowiednie życzeniom ludu, bo lud nie lubi Marcjusza.
SYCYNIUSZ
Natura uczy zwierzęta poznawać nieprzyjaciół.
MENENIUSZ
Powiedzcie mi, proszę, kogo wilk lubi?
SYCYNIUSZ
Jagnięta.
MENENIUSZ
Ba, dlatego że rad by je pożreć, tak jak głodni plebejusze radzi by pożreć szlachetnego Marcjusza.
BRUTUS
To jagnię nie lada, mruczy jak niedźwiedź.
MENENIUSZ
To niedźwiedź nie lada, co żyje jak jagnię. Jesteście już starzy obydwa, odpowiedzcie mi, proszę, na jedno zapytanie.
OBAJ TRYBUNOWIE
Chętnie to uczynim.
Pycha, WładzaMENENIUSZ
Jakimiż to wadami upośledzony jest Marcjusz, których byście wy nie mieli pod dostatkiem?
BRUTUS
Nie upośledzony on jest żadną, owszem, sowicie każdą uposażony.
SYCYNIUSZ
Mianowicie dumą.
BRUTUS
Którą depcze drugich bez względu.
MENENIUSZ
To rzecz dziwna, wiecie wy, co o was mówią na mieście, to jest w naszych wyższego rzędu towarzystwach? Czy wiecie?
OBAJ TRYBUNOWIE
Cóż takiego o nas mówią?
MENENIUSZ
Ponieważ dopiero co wspomnieliście o dumie, nie będziecie urażeni?
OBAJ TRYBUNOWIE
Bynajmniej, panie, bynajmniej.
MENENIUSZ
Niewiele zresztą na tym zależy, bo maleńka doza pierwszej lepszej okoliczności zdolna wam będzie odjąć i bez tego wielką porcję wyrozumienia. Popuśćcie więc cugle cholerzecholera (daw., dziś wulg.) --- złość, gniew. i gniewajcie się, jak chcecie. Zarzucacie więc Marcjuszowi, że jest dumny?
BRUTUS
Nie sami jedni to czynimy.
MENENIUSZ
Wiem ja, że sami jedni mało co możecie uczynić, macie licznych popleczników; inaczej czynności wasze wydałyby się dziwnie odosobnione. Zdolności wasze tak są drobne, iż niepodobna im wiele zrobić samym przez się. Mówicie o dumie? O, gdybyście mogli zwrócić oczy wasze na włos rosnący wam na karku i zrobić jaki taki przegląd wewnętrznej strony jestestw waszych! Gdybyście mogli!
BRUTUS
Cóż byśmy zobaczyli?
MENENIUSZ
Co? Oto parę lichych, nadętych, gwałtownych, drażliwych urzędników (aliasalias (łac.) --- inaczej. półgłówków), jedynych w swoim rodzaju na cały Rzym.
SYCYNIUSZ
Meneniuszu, waszmość także dokładnie jesteś znany!
MENENIUSZ
Znany jestem jako patrycjusz, mający swoje dziwactwa i lubiący czarę dobrego wina, w którego skład TyberTyber --- rzeka w Italii, nad którą leży Rzym. nie wchodzi; o którym mówią, że jest cokolwiek za słaby, bo pierwszego lepszego skargi popiera, porywczy i do hubkihubka --- miąższ huby, grzyba rosnącego na pniach drzew, stosowany przy rozpalaniu ognia za pomocą krzesiwa. podobny z błahego powodu, że woli pośladek nocy niż czoło poranku. Co myślę, to i mówię; złość mą przelewam w słowa, kiedy spotkam dwóch takich jak wy dobroczyńców ludzkości (LikurgamiLikurg (IX a. VIII w. p.n.e.) --- na poły legendarny prawodawca spartański. nazwać was nie mogę), a napój podany mi przez nich nie głaszcze mi podniebienia, to się krzywię. Nie mogę powiedzieć, że wasze miłoście dobrze rzecz rozważyli, kiedy widzę, że do większej części ich sylab wchodzi as-i-nusasinus (łac.) --- osioł. a chociaż nie spieram się z tymi, co utrzymują, żeście poważni i szanowni, mniemam jednak, że kapitalnie kłamią ci, co mówią, że wam dobrze z oczu patrzy. Jeżeli to wszystko dostrzegacie na mapie mojego mikrokosmumikrokosm --- mikrokosmos, światek., idzie za tym, że jestem znany dokładnie? I cóż by wasze ślepe przenikliwoście mogły sprostować, jeżeli dokładnie jestem znany?
BRUTUS
No, no, już my waćpana dobrze znamy.
MENENIUSZ
Nie znacie ani mnie, ani siebie, ani niczego zgoła! Dumni jesteście z tego, że czereda gnojków czapice zdejmuje przed wami i nogami wam uniżenie wierzga; marnujecie drogie przedpołudnie, słuchając sprawy między przekupką i tandeciarzem, a potem odraczacie mizerny spór o trzy grosze na drugi dzień audiencji. Jeżeli was przy słuchaniu stron kolka zażgnie, wykrzywiacie się jak maszkary, podnosicie czerwoną flagę ku zniecierpliwieniu najspokojniejszych, i krzycząc o urynałurynał (daw.) --- nocnik., zostawiacie spór zawikłany bardziej, niż był przed wprowadzeniem. Jedyna zgoda, do której przyprowadzacie strony, na tym zależyzależeć na czymś (daw.) --- polegać na czymś., że i tych, i owych zwiecie szelmami. Jesteście czworonożną szajką dziwnego nabożeństwa.
BRUTUS
No, no, no, wiadomo każdemu, że waszmość jesteś lepszym śmieszkiem u stołu niż potrzebnym sprzętem w Kapitolu.
MENENIUSZ
Kapłani nawet muszą się stać trefnisiamitrefniś --- błazen. w towarzystwie tak śmiesznych jak wy kreatur. Kiedy się wam zdarzy jako tako mówić w jakiej materii, to jeszcze i wtedy wasza mowa niewarta poruszenia bród waszych, a wasze brody nie zasługują na nic szlachetniejszego po śmierci, jak żeby nimi wypchać poduszki gałganiarza lub utkać z nich derędera --- gruby materiał kładziony pod siodło; rodzaj koca. dla osła. Mimo tego utrzymujecie, że Marcjusz jest dumny, on, którego wartość, lekko oceniona, przewyższa wartość wszystkich poprzedników waszych w rumelw rumel (daw.) --- bez wyjątku. wziętych od czasów DeukalionaDeukalion (mit. gr.) --- syn Prometeusza i Pandory; Deukalion i jego żona Pyrra byli jedynymi ludźmi ocalałymi z zesłanego przez Zeusa potopu; odrodzili ludzkość, rzucając za siebie kamienie, które stawały się ludźmi., chociaż może najlepsi z nich z ojca na syna pełnili urząd oprawców. Dobranoc, moi przezacni pasterze plebejskiej trzody, dłuższa rozmowa z wami mogłaby mi mózg zarazić; pozwalam sobie pożegnać was.
Brutus i Sycyniusz oddalają się w głąb sceny. Wolumnia, Wirgilia, Waleria i kilka innych niewiast wchodzą.
Witajcie piękne, szlachetne niewiasty. Gdyby LunaLuna (łac.: księżyc; mit. rzym.) --- bogini księżyca. była ziemianką, śmiało by mogła obok was stanąć. Gdzież to tak niecierpliwie wzrok posyłacie?
WOLUMNIA
Zacny Meneniuszu, mój Marcjusz jest spodziewany. Na miłość JunonyJunona (mit. rzym.) --- bogini kobiet, małżeństwa i macierzyństwa, utożsamiana z gr. Herą., idźmy naprzeciwko niego.
MENENIUSZ
Co słyszę! Marcjusz powraca?
WOLUMNIA
Tak jest, Meneniuszu, powraca szczęśliwie i zaszczytnie.
MENENIUSZ
Do góry, czapko moja! Jowiszu, przyjm pokłon i dzięki! Marcjusz, Marcjusz powraca?
DWIE NIEWIASTY
Nie inaczej, wkrótce tu będzie.
WOLUMNIA
Patrz, oto list od niego; senat odebrał drugi, jego żona trzeci, a czwarty pewnie w domu na was czeka!
MENENIUSZ
Biada memu domowi! Roztrząsnę go za powrotem. List do mnie od niego?
WIRGILIA
Najniezawodniej znajdziecie list w domu, widziałam go.
MENENIUSZ
List od niego? Wieść ta wprawia mnie w stan zdrowia, którego na siedem lat wystarczy. Dziś jeszcze dam szczutkaszczutek (daw.) --- prztyczek. w nos lekarzowi. Najdoskonalszy przepis GalenaGalen, właśc. Claudius Galenus (ok. 130--ok. 200 n.e.) --- wybitny rzym. lekarz i anatom pochodzenia greckiego, autorytet medycyny średniowiecza i odrodzenia; żył kilkaset lat po Koriolanie. szarlatańskim jest środkiem, nie lepszym od końskiej mikstury w porównaniu z taką receptą. Nie jestże on ranny? Bo on bez ran nie zwykł powracać.
WIRGILIA
O, nie, nie, nie!
WOLUMNIA
I owszem, jest ranny; bogom za to dzięki składam.
MENENIUSZ
Czynię i ja to samo, jeżeli tylko jego rany nie są cięższego kalibru, będą mu one do twarzy. Przynosi w garści zwycięstwo?
WOLUMNIA
Na czole, Meneniuszu; po raz trzeci to już wraca w wieńcu dębowym.
MENENIUSZ
Musiał dać dobrą pamiątkę Aufidiuszowi?
WOLUMNIA
Tytus Larcjusz pisze, że walczyli z sobą, ale Aufidiusz uszedł.
MENENIUSZ
I dobrze zrobił, mogę mu ręczyć; bo gdyby mu byłgdyby mu był dotrzymał... --- przykład użycia czasu zaprzeszłego, wyrażającego czynność wcześniejszą niż opisana czasem przeszłym lub niezrealizowaną możliwość. dotrzymał placu, za wszystkie skrzynie Koriolów i wszystko złoto, co w nich jest, nie chciałbym wyglądać tak, jak by on wyglądał. Czy wie o tym senat?
WOLUMNIA
Idźmy, moje kobiety. Nie inaczej, nie inaczej, senat odebrał listy od wodza, w których tenże przyznaje mojemu synowi cały zaszczyt tej wojny, przewyższyć on miał w dwójnasób tym razem poprzednie swoje czyny.
WALERIA
W istocie, dziwne o nim rzeczy opowiadają.
MENENIUSZ
Dziwne? Gwarantuję, że nie przesadzono o włos rzeczywistości.
WIRGILIA
Dałyby bogi, żeby tak było!
WOLUMNIA
Dałabyś pokój swoim żeby...
MENENIUSZ
A ja dałbym gardło, że tak jest. Gdzież on raniony?
do trybunów, którzy przystąpili
Polecam was bogom! Marcjusz powraca, przybyło mu powodów być dumnym. Gdzież on raniony?
WOLUMNIA
W łopatkę i w lewe ramię; pod dostatkiem będzie miał blizn do pokazania ludowi, kiedy się będzie starał o przynależny mu stopień. Przy wypędzeniu TarkwiniuszaTarkwiniusz Pyszny --- wg tradycji siódmy i ostatni król rzymski (535--509 p.n.e.), po którego wypędzeniu ustanowiono w Rzymie republikę. Ostateczna próba jego powrotu do władzy została udaremniona w zwycięskiej dla Rzymian bitwie nad jeziorem Regilus (498 a. 496 p.n.e.). Właśnie w tej bitwie Koriolan miał się wyróżnić po raz pierwszy. otrzymał był siedem cięć.
MENENIUSZ
Z tych, jedno w kark, a dwa w udo, o ile pamiętam, wiemy już więc o dziewięciu.
WOLUMNIA
Udając się na ostatnią wyprawę, miał na sobie dwadzieścia pięć szram.
MENENIUSZ
Będzie ich więc miał dwadzieścia i siedem, każda z nich stała się grobem nieprzyjaciela.
Odgłos trąb i okrzyków.
Słyszycie te głosy?
WOLUMNIA
Są to Marcjusza heroldowie, przed nim/
Idą okrzyki, za nim łzy zostają./
Duch śmierci siedzi na jego prawicy,/
Którą gdy wstrząśnie, giną przeciwnicy.
Marsz. Odgłos trąb. Kominiusz i Tytus Larcjusz wchodzą, pomiędzy nimi Koriolan z dębowym wieńcem na czole, za nimi rotmistrze i żołnierze, na przodzie Herold.
SławaHEROLD
Wiadomo czynim Rzymowi, że Marcjusz/
Sam jeden walczył w murach miasta Koriol,/
Gdzie obok sławy zyskał nowe miano/
W dodatku do dwóch dawnych. Od tej pory/
Ma się zwać: Kajus Marcjusz Koriolanus./
Witaj, wsławiony męstwem Koriolanie!
Odgłos trąb.
WSZYSCY
Witaj, wsławiony męstwem Koriolanie!
KORIOLAN
Dość tego, okrzyk ten razi mi serce./
Dość tego, błagam.
Żołnierz, Matka, ŻonaKOMINIUSZ
Oto wasza matka.
KORIOLAN
O! matko!
klęka
Wiem, że za moją pomyślność/
Do wszystkich bogów zanosiłaś modły.
WOLUMNIA
Powstań, waleczny bohaterze, powstań,/
Luby Marcjuszu, szlachetny Kajusie,/
W nagrodę chlubnych dzieł świeżo nazwany ---/
Jakież to miano? Ha, mam cię podobno/
Zwać Koriolanem? Drogi Koriolanie!/
Lecz oto twoja żona.
KORIOLAN
O, ty moje/
Wdzięczne milczenie, pozdrawiam cię! Czyżbyś/
Się śmiała, gdybym był w trumnie powrócił,/
Kiedy przy moim triumfie łzy ronisz?/
O, luba, takie oblicza dziś mają/
Wdowy w Koriolach i matki żałosne/
Po stracie synów.
MENENIUSZ
Niechże cię bogowie/
Ukoronują!
KORIOLAN
Żyjesz jeszcze, stary?
do Walerii
Wybacz mi, zacna pani; w rzeczy samej,/
Nie wiem, gdzie pierwej mam się zwrócić. Witaj,/
Rodzinne miasto, witajcie mi wszyscy/
Razem, witajcie po szczególe wszyscy!
MENENIUSZ
Po sto tysięcy razy witaj! Mógłbym/
Śmiać się i płakać; czuję się na poły/
Lekki i ciężki: witaj nam! Niech temu/
Przekleństwo toczy serce, kto niekontent/
Z twego widoku. W was trzech powinien by/
Rzym się rozszaleć; są tu jednak stare,/
Dzikie jabłonie, których cierpki owoc/
Oblektamentówoblektament (daw., z łac. oblectamentum) --- przyjemność, uciecha; rozrywka. wam nie da. Z tym wszystkim/
Bądźcie nam całym sercem pozdrowieni,/
Chwastem nazwijmy chwast, a błędy głupców/
Głupotą.
KOMINIUSZ
Dobrze mówisz.
KORIOLAN
Tak jak zawsze.
HEROLD
Dalej, mężowie!
KORIOLAN
do matki i żony
Podajcie mi dłonie!/
Nim mnie dach domu naszego ocieni,/
Muszę odwiedzić zacnych patrycjuszów,/
Od których obok pozdrowień zaszczytny/
Dank otrzymałem.
WOLUMNIA
Dożyłam spełnienia/
Życzeń mych, nawet marzeń, jednej tylko/
Brak jeszcze rzeczy, a i tej zapewne/
Rzym względem ciebie ziścić nie zaniedba.
KORIOLAN
Bądź przekonana, matko, że wolałbym/
Być po swojemu sługą niż panować/
Po służalczemu.
KOMINIUSZ
Idźmy na Kapitol.
Odgłos trąb i rogów. Wszyscy odchodzą tym samym porządkiem, jak weszli.
Trybunowie zostają.
BRUTUS
SławaWszystko, co żyje, o nim tylko mówi..../
Kto ma wzrok słaby, okulary wkłada,/
Aby go ujrzeć. Świegotliwa niańka/
Pozwala dziecku zanieść się od krzyku,,/
A plecie o nim: lada pluchpluch, właśc. plucha (daw.) --- flejtuch, brudas., skręciwszy/
Najdroższą szmatę koło szyi, idzie/
Piąć się na mury i gapić na niego;/
Wystawy domów, przyzbyprzyzba --- wał usypany z ziemi dokoła podmurówki dawnej chaty wiejskiej, na którym można było usiąść., okna, ganki/
Upstrzone, gną się dachy, na facjatachfacjata --- mieszkanie a. pokój na poddaszu, z oknem wychodzącym z dachu i nakrytym własnym daszkiem; daw., pot.: twarz./
Okraczkiem siedzą żyjące facjaty,/
Tym tylko jednym do siebie podobne,/
Że wszystkie oczy wytrzeszczają. Rzadko/
Napotykani flaminowieflamen, lm. flaminowie (z łac.) --- kapłan w starożytnym Rzymie służący jednemu z bogów oficjalnego panteonu państwowego; najważniejszych trzech flaminów zajmowało się kultem Trójcy Kapitolińskiej: Jowisza, Marsa i Kwiryna. drą się/
Pośrodkiem tłumów i zaledwie dysząc,/
Szukają sobie miejsca wśród motłochu,/
Nasze zazwyczaj zakwefionezakwefiony --- mający twarz osłoniętą kwefem, tj. zasłoną z tkaniny. damy/
Podają śmiało swoje delikatne/
Różą i lilią jaśniejące lica/
Na łup figlarnych FebaFeb (mit. gr.) --- przydomek Apolla, boga światła i słońca, opiekuna sztuk (z gr. Fojbos: promienny). pocałunków:/
Taki ścisk wszędzie, taki wir, jak gdyby/
Jakiś bóg w tego człowieka wcielony/
Dał mu nadludzką potęgę i powab.
SYCYNIUSZ
Zobaczysz, że się ani spostrzeżemy,/
Jak go obiorą konsulem.
BRUTUS
A wtedy/
Urząd nasz pójdzie spać.
SYCYNIUSZ
On nie potrafi/
Z umiarkowaniem piastować do końca/
Swoich godności; to, co dziś pozyskał,/
Utraci jutro.
BRUTUS
W tym nasza otucha.
SYCYNIUSZ
Nie wątp, że nasi mieszczańscy mandancimandant (z łac., praw.) --- mocodawca, osoba powierzająca prawnikowi prowadzenie swoich spraw./
Przy pierwszej lepszej okazji poczują/
Dawną ku niemu niechęć i zapomną/
O jego nowych zaszczytach, do czego/
Że im da powód, znając jego dumę,/
Z łatwością można przewidzieć.
BRUTUS
Słyszałem,/
Jak się zarzekał, że choćby chciał zostać/
Konsulem, nigdy nie pójdzie na rynek,/
Nigdy nie włoży na siebie wytartej/
Szaty pokory ani też nie będzie/
Ran swych po formiepo formie (daw. rusycyzm) --- zgodnie z formą, z przyjętym sposobem zachowania się. odkrywać ludowi,/
By tym sposobem skarbić sobie jego/
Smrodliwy oddech.
SYCYNIUSZ
Tym lepiej.
BRUTUS
Powiedział,/
Oto są jego słowa: że wolałby/
Nie być konsulem niż być nim inaczej/
Jak za usilną prośbą sobie równych/
I wskutek życzeń szlachty.
SYCYNIUSZ
Nie pragnijmy/
Niczego więcej: jenojeno (daw.) --- tylko, zaledwie. żeby wytrwał/
W tym przedsięwzięciu i one wykonał.
BRUTUS
Zdaje się, że tak zrobi.
SYCYNIUSZ
W takim razie/
Zgotuje sobie to, czego mu życzym,/
To jest niechybną zgubę.
PolitykaBRUTUS
Jedno z dwojga/
Musi nastąpić: albo on upadnie,/
Albo my wpływ nasz utracim. Dlatego/
Trzeba nam zręcznie poszepnąć ludowi,/
Jak on go zawsze nie cierpiał; że gdyby/
Miał władzę, to by go zaprzągł do jarzmajarzmo --- uprząż dla bydła pociągowego, przen.: niewola.;/
Obrońcom jego nakazał milczenie;/
Ukrócił jego swobody; że on go/
W praktycznym życiu, w publicznych stosunkach/
Względniewzględnie (daw.) --- względem czegoś, ze względu na coś. na zdolność i na użyteczność/
Za nic lepszego nie ma, jak wielbłąda/
Na wojnie, który dostaje posiłek/
Za to jedynie, że dźwiga ciężary,/
A kije, kiedy pod nimi upada.
SYCYNIUSZ
Skoro się o tym, coś powiedział, wspomni/
W stosownym czasie, kiedy jego niczym/
Nieposkromiona zuchwałość wybuchnie/
W oczy ludowi (wybuchnie zaś ona,/
Jak tylko się go podżegnie, a jego/
Podżec tak łatwo, jak psem poszczuć owce),/
Wtedy ten wybuch ogarnie w lot suche/
Paliwo ludu, a dym stąd powstały/
Zaćmi na zawsze cały jego urok.
Wchodzi Posłaniec.
BRUTUS
Co nam przynosisz?
POSŁANIEC
Jesteście wezwani/
Do Kapitolu. SławaZanosi się na to,/
Że Marcjusz będzie konsulem. Widziałem/
Głuchych tłoczących się, żeby go widzieć,/
A ślepych --- żeby go słyszeć. Matrony,/
Niewiasty, panny rzucały na niego/
W przechodzie chusty, szarfy i zasłony;/
Szlachta skłaniała się z uszanowaniem/
Jak przed statuą Jowisza; a nasze/
Tłumy wydały taki grzmot okrzyków,/
Zrobiły taki grad z czapek, jakiegom/
Jeszcze nie widział.
BRUTUS
Idźmy na Kapitol!/
Nastrójmy oczy i słuchy do tego,/
Co jest, a serca postawmy na czatach/
Tego, co będzie.
SYCYNIUSZ
Wesprę cię we wszystkim.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Tamże. Kapitol.
Dwaj woźni ustawiają senatorskie krzesła i kładą na nich poduszki.
PIERWSZY WOŹNY
Spieszmy się; wkrótce nadejdą. Ilu jest kandydatów do konsulatu?
DRUGI WOŹNY
Trzech podobno; ale powszechnie mówią, że Koriolan będzie obrany.
LudPIERWSZY WOŹNY
Tęgitęgi --- tu: dzielny. to człowiek, ale kaduczniekaducznie (daw.) --- diabelnie. dumny i nie ma serca do ludu.
DRUGI WOŹNY
Prawdę mówiąc, bywali wielcy ludzie, którzy pochlebiali ludowi, a lud do nich nie miał serca; są także tacy, do których lud ma serce, nie wiedząc sam dlaczego: idzie za tym, że jeżeli lud ma do kogoś serce, nie wiedząc dlaczego, z równą zasadą nie ma go do kogoś drugiego. Jeżeli więc Koriolan nie dba o to, czy go lud lubi, czy nie lubi, dowodzi tym, że zna doskonale naturę ludu, a szlachetności charakteru tym, że mu to jawnie okazuje.
PIERWSZY WOŹNY
Gdyby mu to było wszystko jedno, czy lud go lubi, czy nie lubi, obojętnie by się względem niego zachował; to jest: nie czyniłby mu ani dobrze, ani źle; ale on żarliwiej się stara o nienawiść ludu niż lud o uczynienie mu w tym zadość i niczego nie zaniedbuje, żeby się okazać otwartym jego przeciwnikiem. Moim zdaniem, paradęparadę robić z czegoś --- popisywać się czymś, robić coś na pokaz. robić z lekceważenia i drażnienia ludu jest równie nagannym, jak czynić to, na co prawość nie pozwala, to jest pochlebiać dla zyskania jego względów.
DRUGI WOŹNY
Znakomicie się zasłużył ojczyźnie i wyniesienie się jego nie szło po tak łatwych stopniach jak u tych, co nadskakując i łasząc się ludowi czapkowaniem tylko, bez żadnego innego tytułu, jednali sobie jego cześć i życzliwość. On swoją godność tak mu postawił przed oczyma, a swoje czyny tak mu wraził w serce, że milczenie ludu i niewyznawanie tego, co czuje, byłoby już rodzajem krzyczącej niewdzięcznością obelgi, a odezwanie się ubliżające --- złością, która, sama sobie zadając kłamstwo, oburzyłaby i przejęła zgrozą każdego, co by ją słyszał.
PIERWSZY WOŹNY
Nie ma co mówić; zacny to jest człowiek./
Ustąpmy; oto nadchodzą.
Przy odgłosie muzyki wchodzą poprzedzeni przez liktorówliktor --- w staroż. Rzymie niższy funkcjonariusz, członek ochrony urzędnika państwowego; liktor nosił pęk rózeg i topór i brał udział w wykonywaniu wyroków. Kominiusz --- konsul, Meneniusz, Koriolan, wielu innych senatorów, Sycyniusz i Brutus. Senatorowie zajmują twoje miejsca, trybunowie swoje.
MENENIUSZ
Po tymczasowym załatwieniu kwestii/
W sprawie z Wolskami i po wyrzeczeniu/
Względem powrotu Tytusa Larcjusza/
Głównym zadaniem zebrania naszego/
W obecnej dobiedoba (daw.) --- czas, moment. jest wynagrodzenie/
Znakomitego męża, który świeżo/
Tak ważne przyniósł ojczyźnie usługi./
Dlatego chciejcie łaskawie, przezacni/
I przedostojni panowie, zawezwać/
Teraźniejszego naszego konsula,/
A niegdy wodza naszej tak pomyślnie/
Przeprowadzonej wyprawy, ażeby/
Wam zdał pokrótce relację o czynach/
Kaja Marcjusza Koriolana, który/
Jest tu pomiędzy wami, a to celem/
Podziękowania mu i zawdzięczenia/
Miarą zaszczytów odpowiednią mierze/
Jego zasługi.
PIERWSZY SENATOR
Mów, cny Kominiuszu;/
Nie pomiń, przez wzgląd na długość, niczego,/
I spraw, abyśmy uznali, że raczej/
Naszemu państwu brakuje nagrody/
Niźli nam chęci przysądzenia onej/
Jak najsowiciej. Naczelnicy, ludu!/
Senat was prosi, abyście nasamprzód/
Uprzejmie ucho podać, a następnie/
Z przychylnym wnioskiem raczyli zdać sprawę/
Z tego, co zajdzie.
SYCYNIUSZ
Jest to arcymiłym/
Dla nas wezwaniem i jesteśmy skłonni/
Wedle możności uczcić i potwierdzić/
Przedmiot naszego zebrania.
BRUTUS
O tyle/
Chętniej, o ile dostojny kandydat/
Zechce uprzejmiej cenić wartość ludu,/
Niż to dotychczas czynił.
MENENIUSZ
Dawne dzieje!/
Lepiej byłoby milczeć niż to wznawiać./
Chcecież posłuchać Kominiusza?
BRUTUS
Z całą/
Uwagą, panie; rozumiałbym jednak,/
Że moja wzmianka stosowniejsza była/
Niżeli wasza przygana.
MENENIUSZ
On kocha/
Wasz lud, upewniam; nie żądajcie jednak,/
Żeby z miłości aż łoże z nim dzielił./
Zabierz głos, zacny Kominiuszu. Cóż to?/
O, zostań, zostań!
Koriolan zrywa się z miejsca i chce wyjść.
PIERWSZY SENATOR
Usiądź, Koriolanie,/
Nie wstydź się słyszeć o tym, co z honorem/
Spełnić umiałeś.
KORIOLAN
Wybaczcie, ojcowie:/
Wolę na nowo goić moje rany/
Niż słuchać, jakem je poniósł.
BRUTUS
Nie mogę/
Przypuścić, panie, że to moje słowa/
Tak cię wzruszyły z miejsca.
KORIOLAN
O, bynajmniej!/
Masz waćpan słuszność; nieraz mi się jednak/
Zdarzyło słowom tył podać, gdziem stale/
Dotrzymał placu padającym ciosom./
Nie głaszcząc, zranić mnie waszmość nie mogłeś./
Co się zaś tyczy ludu, o, na honor,/
Cenię go, ile wart.
MENENIUSZ
Usiądź, prosimy.
KORIOLAN
Wolałbym sobie spokojnie dać głowę/
Iskać na słońcu, gdy alarm uderzą,/
Niż siedzieć gnuśnie, słuchając opisu/
Mojej nicości.
Wychodzi.
MENENIUSZ
Przewodnicy ludu!/
Możeż ten człowiek zalecać się tłumom/
(W których na tysiąc głów ledwie jest jedna/
Godna uczczenia), gdy sam, jak widzicie,/
Wolałby raczej wszystkie swoje członki/
Podać na hazardhazard (daw.) --- niebezpieczeństwo. w honorowej sprawie/
Niż jedno ucho tym, co by mu chcieli/
O tym powiedzieć? Zacznij, Kominiuszu.
KOMINIUSZ
BohaterstwoSłów mi zabraknie: Koriolana czyny/
Słabo się bowiem nie dadzą wyrazić./
Powszechnie twierdzą, że waleczność z wszystkich/
Cnót jest najpierwszą i że sama przez się/
Najznakomiciej uszlachetnia ludzi:/
Jeżeli tak jest, nikt w świecie nie może/
Zrównać w zacności mężowi, o którym/
Mówić mam zaszczyt. Gdy Tarkwiniusz Pyszny/
Wojskami pod Rzym podstąpił, on wtedy,/
Szesnaście mając lat, przewyższał innych/
W zaciętej walce. Ówczesny dyktatorówczesny dyktator --- niewymieniony z imienia u Plutarcha, wg Liwiusza był to Aulus Postumius Albus, który otrzymał przydomek Regillensis.,/
O którym ze czcią przychodzi mi wspomnieć,/
Był świadkiem jego popisu i widział,/
Jak przed bezbrodym, amazońskimamazońskie lico --- twarz bez zarostu, więc jak kobieca; Amazonki były legendarnym plemieniem kobiet-wojowniczek. licem/
Młodzieńca starzy pierzchali brodacze./
Jakiś Rzymianin obskoczony został/
Od nieprzyjaciół, on, niosąc mu pomoc,/
Wobec konsula własną ręką zabił/
Trzech napastników; z samym Tarkwiniuszem/
Ścierał się nawet i takie mu zadał/
Cięcie, że stary wojownik aż przykląkł./
Wtedy już, kiedy mógł był jeszcze dziewkę/
Udać na scenie, okazał się w boju/
Najpierwszym mężem i w nagrodę zyskał/
Dębowy wieniec. Tak nieznacznienieznacznie --- niezauważalnie, niepostrzeżenie. przeszedł/
Z małoletności do męskiego wieku:/
Rosnąc jak morze, odtąd w siedemnastu/
Bitwach z kolei wszystkim innym mieczom/
Odbierał wieńce. Nareszcie w ostatniej,/
Tak pod murami, jak i w murach Koriol,/
Tu muszę wyznać, że nie będę w stanie/
Sprostać mu żadnym opisem --- powstrzymał/
Uciekających i nieporównanym/
Przykładem swoim sprawił, że lękliwym/
Niebezpieczeństwo stało się igraszką./
Jak przed okrętem żaglolotnym fala,/
Tak przed naciskiem jego dłoni wszystko/
Ustępowało i padało. Jego/
Miecz, stempel śmierci, gdziekolwiek zabłysnął,/
Wszędzie ślad wyrył. Od stóp aż do głowy/
Cały wydawał się jakąś żyjącą/
Masą krwi, której wszelkim poruszeniom/
Towarzyszyły jęki konających./
Sam jeden wkroczył w groźne bramy miasta,/
Aby się zgubnym stać jego obrońcom;/
Sam bez pomocy wyszedł z nich i nagle,/
Nowych nabrawszy sił, spadł jak planeta/
Na mury Koriol. Cokolwiek się stało/
Jego jest dziełem. Kiedy trud wojenny/
Zaczynał czasem nieco wątlić jego/
Przytomne władze, wtedy podwojony/
Duch jego dawał w mgnieniu oka odsiecz/
Fatydze ciała. Szybkim zwrotem przeszedł/
Na pole bitwy, jak geniuszgeniusz --- bóstwo opiekuńcze miejsca a. osoby, wyobrażane jako uskrzydlony człowiek; później ogólnie duch (dobry a. zły). zagłady,/
Depcąc tych, co mu śmieli opór stawić./
I pókiśmy się nie stali panami/
Tak pola bitwy, jak i miasta, póty/
Nie ustał w pracy, aby choć na chwilę/
Dać folgęfolga (daw.) --- ulga, odpoczynek. piersi wytchnieniem.
MENENIUSZ
To człowiek!
PIERWSZY SENATOR
Wart on ze wszech miar tego dostojeństwa,/
Na jakie chcemy go wynieść.
KOMINIUSZ
ŻołnierzOn łupy/
Odtrącił nogą, skarbami pogardził/
Jak pospolitym śmieciem; on nie pragnie/
Niczego więcej nad to, co ostatnia/
Nędza dać może: nagrodę swych czynów/
Znajduje w samychże czynach i dość mu/
Działać dlatego tylko, żeby zdziałać.
MENENIUSZ
Szlachetny człowiek! Każcie go przywołać.
PIERWSZY SENATOR
Idźcie przywołać Koriolana.
WOŹNY
Właśnie nadchodzi.
Koriolan wraca.
MENENIUSZ
Cny Koriolanie, senat postanowił/
Nadać ci godność konsula.
KORIOLAN
Do niego/
Należą moje usługi i życie.
DumaMENENIUSZ
Zostaje ci już tylko zwykłym trybem/
Mieć rzeczrzecz (daw.) --- tu: mowa (coś, co się rzecze, tj. mówi). do ludu.
KORIOLAN
Pozwólcie mi, proszę,/
Tryb ten pominąć: nie mogę przyoblec/
Szat kandydata, nie mogę obnażać/
Mych ran i w imię ich błagać o głosy./
Raczcie od tego mnie uwolnić.
SYCYNIUSZ
Panie!/
Lud nie odstąpi od swych praw i ani/
Joty nie ujmie ze zwykłych obrzędów.
MENENIUSZ
Lud pod tym względem nie zwykł czynić ujmy./
Proszę cię, poddaj się prawom zwyczaju/
I za przykładem poprzedników dopełń/
Form wymaganych.
KORIOLAN
Jest to rola, której/
Nikt nie odegra bez zarumienienia/
I która słusznie powinna by kiedyś/
Być skasowana.
BRUTUS
Zapiszmy to sobie.
KORIOLAN
Chełpić się wobec mas, prawić im: ,,Patrzcie,/
Com to ja zrobił"; odsłaniać im szramy/
Już zabliźnione, które bym chciał ukryć,/
Tak jakbym na to tylko je odebrał,/
Abym skutecznie o ich łaskę żebrał./
Nie!
MENENIUSZ
Nie bądź wzbroniony. Trybunowie ludu,/
Wam zalecamy, abyście ludowi/
Postanowienie oznajmili nasze:/
Zaś szlachetnemu konsulowi życzym/
Wszelkich powodzeń i honorów.
SENATOROWIE
Wszelkich powodzeń i honorów cnemu/
Koriolanowi!
Odgłos trąb. Senatorowie rozchodzą się.
Polityka, LudBRUTUS
A co, słyszałeś,/
Jak się on względem ludu chce postawić?
SYCYNIUSZ
Niechże i lud wie, jak się ma postawić/
Naprzeciw niego. Jeśli on wystąpi/
Z prośbą do ludu, to będzie miał minę,/
Jakby pogardzał tym, o co go prosi,/
Dlatego że cel jego prośby zawisł/
Od łaski ludu.
BRUTUS
Pójdź, uwiadomimy/
Naszych klientówklient --- w staroż. Rzymie wolny, lecz ubogi obywatel pozostający pod opieką zamożnego patrona, zwykle patrycjusza, winny mu w zamian posłuszeństwo i poparcie. o tym, co tu zaszło./
Czekają na nas na rynku.
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Tamże. Forum.
Wchodzi kilku obywateli.
LudPIERWSZY OBYWATEL
Już to, jeżeli nas poprosi o głosy, odmówić mu nie będziemy mogli.
DRUGI OBYWATEL
Będziemy mogli i owszem, jeżeli tylko zechcemy.
TRZECI OBYWATEL
Mocni jesteśmy to uczynić, ale jest to moc przechodząca naszą możność, bo jak nam pokaże swoje rany, to nam zamknie gęby i zmusi nas do względnejwzględny (daw.) --- okazujący względy, przychylny; uprzejmy. odpowiedzi. Jeżeli nam znowu powie o swoich pięknych czynach, będziemy mu także musieli o naszych uczuciach coś pięknego powiedzieć. Niewdzięczność potworną jest rzeczą, za czymza czym (daw.) --- więc, zatem, wobec tego. lud niewdzięczny byłby potwornym ludem, a my jako jego członkowie bylibyśmy potwornymi członkami.
PIERWSZY OBYWATEL
Na poparcie czego mogłyby posłużyć własne jego wyrazy, boć on nas przecie nazwał pstrogłową hydrą wtedy, kiedyśmy się domagali zboża.
TRZECI OBYWATEL
Nazwało nas tak wielu; nie dlatego, że jedni z nas mają brązowe głowy, inni czarne, inni płowe, a inni łyse; ale że u nas w głowach są takie różne barwy. I w rzeczy samej gdyby myśli nasze mogły się wydobyć z jednej czaszki, podobno by jedne poleciały na wschód, drugie na zachód, te na północ, a te na południe, a zdania ich zwróciłyby się z prostej drogi na wszystkie punkta kompasu.
DRUGI OBYWATEL
Tak myślicie? Na jakąż drogę, waszym zdaniem, zwróciłoby się moje zdanie?
TRZECI OBYWATEL
Twoje zdanie nie tak prędko mogłoby się wyzwolić jak u kogokolwiek innego, bo jest w ciasnym miejscu szczelnie zamknięte, ale gdyby się wydostało na wolność, to by pewnie powędrowało na południe.
DRUGI OBYWATEL
Dlaczego na południe?
TRZECI OBYWATEL
Dlatego żeby się w parę zamienić. Skoroby się tam trzy jego części ulotniły w masie złych wyziewów, czwarta, przez sumienność, powróciłaby do ciebie, żeby ci do ożenienia się dopomóc.
DRUGI OBYWATEL
Ciebie się zawsze żarty trzymają; wolnećwolneć --- konstrukcja z partykułą wzmacniającą -ci (skróconą do -ć). one, wolne.
TRZECI OBYWATEL
Jesteście gotowi pisać się za nim? Ale mniejsza o to, większość tu rozstrzygnie. Powiadam wam, że gdyby on się tylko chciał zbliżyć do ludu, nie byłoby godniejszego człowieka.
Wchodzą Koriolan i Meneniusz.
Otóż i on, i to w szacie pokory. Uważajcie jego postawę. Nie wypada nam tu stać razem, ale zbliżyć się do niego po jednemu, po dwóch albo po trzech. Trzeba, żeby każdemu z nas pojedynczo przełożył swoje żądanie, tym sposobem każdy z nas będzie miał honor dać mu głos własnymi ustyusty (daw.) --- dziś popr. forma N. lm.: ustami.. Pójdźcie więc, pokażę wam, jak macie do niego przystąpić.
WSZYSCY
Zgoda! Zgoda!
Wychodzą.
MENENIUSZ
Błędnie uważasz tę rzecz, Koriolanie;/
Nie wieszli, że się temu poddali/
Najznakomitsi ludzie?
KORIOLAN
Cóż im powiem?/
,,Proszę waszmościów" --- tfy! tfy! nie potrafię/
Nagiąć języka do takiej przemowy:/
,,Patrzcie, panowie, oto moje rany,/
Odebrałem je, walcząc za ojczyznę,/
Wtenczas, gdy pewna liczba braci waszych/
Gwałtu krzyczała i zmykała z placu/
Przed dźwiękiem własnych trąb naszych".
MENENIUSZ
Na bogi!/
Nie mów im tego, powinieneś raczej/
Polecić siebie ich dobrej pamięci.
KORIOLAN
Niech im kat świeci z ich pamięcią! Wolę,/
Żeby zupełnie o mnie zapomnieli,/
Jak zapomnieli o cnotach, o których/
Na próżno prawią im nasi kapłani.
MENENIUSZ
Chcesz wszystko popsuć. Zostawiam cię, przemów/
Do nich uprzejmie, zaklinam cię!
Wychodzi. Wchodzi trzech obywateli.
KORIOLAN
Każ im/
Umyć się pierwej i wypłukać zęby./
Oto już dwóch się zbliża. --- Wiecie waszmość,/
W jakim tu celu jestem?
PIERWSZY OBYWATEL
Wiemy, panie./
Lecz chciejcie wyznać, co was tu przywiodło?
KORIOLAN
Moje zasługi.
DRUGI OBYWATEL
A, wasze zasługi.
KORIOLAN
Ma się rozumieć, że nie dobra wola.
PIERWSZY OBYWATEL
Jak to? Nie dobra wola?
KORIOLAN
Nie inaczej,/
Bom dobrowolnie nigdy jeszcze dotąd/
Nie trudził biednych prośbami.
TRZECI OBYWATEL
Trzeba wam wiedzieć, panie, że jeżeli/
Wam w czym wygodzim, to tylko w nadziei,/
Że coś zyskamy u was.
KORIOLAN
Bardzo dobrze./
Wiele kosztuje wasz konsulat?
PIERWSZY OBYWATEL
Tyle,/
Ile kosztuje żądać go uprzejmie.
KORIOLAN
Uprzejmie żądać? Proszę więc waszmościów,/
Pozwólcie mi go dostąpić. Mam rany,/
I gotówemgotówem --- skrócone: gotów jestem. je wam zaprezentować/
Gdzie na ustroniu. Cóż, panowie, będę/
Miał wasze głosy?
DRUGI OBYWATEL
Będziesz je miał, panie.
KORIOLAN
Rzecz więc skończona. Wyprosiłem sobie/
Przecie jałmużnę dwóch poważnych głosów:/
Dobranoc!
PIERWSZY OBYWATEL
Jakoś to dziwnie wygląda.
DRUGI OBYWATEL
Rad bym się cofnąć, ale mniejsza o to.
Wychodzą. Wchodzą dwaj inni obywatele.
KORIOLAN
Moi panowie, jeżeli się to zgadza z melodią głosów waszych, żebym był konsulem, chciejcie zauważyć, że mam na sobie strój formalny.
CZWARTY OBYWATEL
Pięknieś się, panie, zasłużył ojczyźnie, ale niepięknie się zasługiwałeś.
KORIOLAN
Co znaczy ten enigmatenigmat (daw.) --- coś zagadkowego.?
CZWARTY OBYWATEL
Byłeś, panie, plagą nieprzyjaciół kraju, a biczem jego przyjaciół, okazywałeś się nieprzychylny pospolitemu ludowi.
KORIOLAN
PolitykaPowinni byście mi to do cnót policzyć, żem przychylności mojej nie pospolitowałpospolitować (daw.) --- robić pospolitym, pozbawiać należytej wartości.. Będę odtąd, mój panie, inaczej sobie postępował z przyrodnim moim bratem, ludem: głaskać go będę, żeby sobie na większy jego szacunek zasłużyć; jest to bowiem warunek, którego on ściśle przestrzega. A ponieważ w mądrości swojej woli posiadać raczej moją czapkę niż serce, nie zaniedbam mu się kiwać i kłaniać i przestanę być oryginałem, to jest kopiować będę urok ludzi popularnych i hojnie obdzielać nim na żądanie. Na tej zasadzie proszę waszmościów o możność zostania konsulem.
PIĄTY OBYWATEL
Spodziewamy się, panie, znaleźć w was dobrego przyjaciela, i na tej zasadzie ofiarujemy wam nasze głosy.
CZWARTY OBYWATEL
Odebrałeś, panie, niemało ran za ojczyznę.
KORIOLAN
Nie będę świadomości waszmość panów obarczał ich pokazywaniem. Wielce sobie ważę ich głosy, dlatego nie chcę ich dłużej zatrzymywać.
OBYWATELE
Niech wam bogowie, panie, dadzą wszystko dobre! Z serca wam tego życzymy.
Wychodzą.
KORIOLAN
Miluchne głosy!/
Lud, Polityka, DumaLepiej jest umrzeć, głód i męki znosić/
Niż o nagrodę zasłużoną prosić./
Mnież to przystoi tu w tej wilczej szacie/
Stać ku jałowej gminu aprobacie?/
Przed tym i owym uniżać się chłystkiem?/
Zwyczaj chce tego. Gdyby nam we wszystkim/
Zwyczaj był normą, starożytne śmiecie/
Pozostałyby nietknięte na świecie./
I takie góry błędów by powstały,/
Że święta prawda już by tej zawały/
Przebić nie mogła. Precz, podła głupoto!/
Kto dla godności gotów rzucać w błoto/
Wewnętrzną godność, niech sobie zabierze/
Ten cel upodleń. Lecz jużem w tej mierze/
Przebył pół drogi, cofnąć się nie mogę,/
Zabrnąwszy, muszę przebrnąć dalszą drogę.
Wchodzą trzej inni obywatele.
Otóż i nowe głosy!/
Mości panowie, dajcie mi swe głosy!/
Dla pozyskania ich głosów walczyłem,/
Nie dosypiałem, odebrałem przeszło/
Parę tuzinów ran: dla pozyskania/
Ich głosów byłem w kilkunastu bitwach;/
Dla pozyskania ich głosów zrobiłem/
Siłasiła (daw.) --- wiele. zachodów mniej więcej zaszczytnych./
Dajcież mi głosy, krótko mówiąc, chciałbym/
Zostać konsulem.
SZÓSTY OBYWATEL
Szlachetnie postępował, nie może mu więc zbraknąć głosów poczciwych ludzi.
SIÓDMY OBYWATEL
Niech więc będzie konsulem! Niech go bogowie błogosławią i utrzymują w przyjaźni z ludem.
WSZYSCY
Tak niech się stanie! Bogowie z tobą, szlachetny konsulu!
Wychodzą obywatele.
KORIOLAN
Szanowne głosy!
Wchodzi Meneniusz z Brutusem i Sycyniuszem.
MENENIUSZ
Uczyniłeś już, Koriolanie, zadość/
Zwykłej rutynie, oto trybunowie/
Przychylne ludu przynoszą ci wotawotum, lm. wota (z łac., tu daw.) --- uroczyste przyrzeczenie a. głos osoby głosującej../
Nie pozostaje ci teraz nic więcej,/
Jak tylko w znakach godności niezwłocznie/
Pójść się przedstawić senatowi.
KORIOLAN
Zatem/
To już minęło.
SYCYNIUSZ
Dopełniłeś, panie,/
Uświęconego zwyczajem warunku,/
Lud cię potwierdza, wzywamy cię przeto,/
Abyś się udał niezwłocznie po odbiór/
Publicznej sankcjisankcja --- tu: zatwierdzenie nadające moc prawną..
KORIOLAN
Gdzież się to mam udać?/
Do Kapitolu?
SYCYNIUSZ
Tak, do Kapitolu.
KORIOLAN
Mogę więc zdjąć ten ubiór?
SYCYNIUSZ
Możesz, panie.
KORIOLAN
Uczynię też to natychmiast, a skoro/
Znów będę sobą, stawię się w senacie.
MENENIUSZ
Idźmy. A waszmość panowie?
BRUTUS
My tutaj/
Czekać będziemy na lud.
SYCYNIUSZ
Bądźcie zdrowi.
Koriolan i Meneniusz wychodzą.
Zgryzł orzech, ale mu ciężko na sercu;/
To z oczu widać.
BRUTUS
Pod szatą pokory/
Zawsze ta sama wyniosłość. Cóż myślisz?/
Mamy rozpuścić lud?
Obywatele wracają.
SYCYNIUSZ
Tak więc, waszmoście,/
Daliście temu człowiekowi głosy?
PIERWSZY OBYWATEL
Ta jużci, niby tak.
BRUTUS
Prosimy bogów,/
Ażeby się on wam za to odwdzięczył.
DRUGI OBYWATEL
Dałyby bogi! Według mojej biednej/
Miary widzenia zdało mi się jakoś,/
Że on z nas szydził, prosząc nas o głosy.
TRZECI OBYWATEL
Ba, nawet drwił z nas.
PIERWSZY OBYWATEL
Ej, to taki jego/
Sposób mówienia; nie myślał drwić.
DRUGI OBYWATEL
Żaden/
Z nas, oprócz ciebie jednego, nie wątpi,/
Że on się z nami obszedł pogardliwie;/
Powinien nam był pokazać znamiona/
Swojej zasługi, rany odebrane/
W obronie kraju.
SYCYNIUSZ
Musiał ci je przecie/
Pokazać. Jak to, nie?
OBYWATELE
jeden przez drugiego
Nikt ich nie widział.
PolitykaTRZECI OBYWATEL
Powiedział, że ma rany, że je gotów/
Zaprezentować nam gdzie na uboczu;/
Potem, skłaniając się z urągowiskiem,/
Rzekł: ,,Chciałbym zostać konsulem, atoli/
Bez waszych głosów dawny zwyczaj nie chce/
Na to pozwolić; dajcie mi więc głosy"./
Kiedyśmy mu w tym uczynili zadość,/
Wtedy przebąknął: ,,Dziękuję wasanomwasan (daw.) --- pot. skrót od: waszmość pan./
Za wasze głosy --- lube głosy! --- teraz,/
Mając je w garści, nie mam już z wasaństwem/
Nic do czynienia". Nie byłyżbyłyż --- konstrukcja z partykułą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy nie były. to drwiny?
SYCYNIUSZ
Alboście byli ślepi, żeście tego/
W lot nie spostrzegli, albo dobroduszni/
Jak dzieci, żeście spostrzegłszy to, dali/
Mu jednak głosy.
BRUTUS
Czyżeście nie mogli/
Tak mu powiedzieć, jak was nauczono?/
Nie mając władzy, będąc jeszcze w rzędzie/
Prostych sług państwa, był on wrogiem waszym./
Zawsze opierał się waszym swobodom/
I przywilejom, które posiadacie,/
Stanowiąc ciało RzeczypospolitejRzeczpospolita --- tu: republika rzymska, postrzegana zgodnie z dosłowną nazwą jako państwo tworzone wspólnie przez obywateli../
Jeżeli teraz, zyskawszy znaczenie,/
Miejsce u steru państwa, pozostanie/
Nieprzyjacielem ludu, czyliżczyliż (daw.) --- czy, czyż. wasze/
Wota nie będą przeciwko wam samym/
Wołać o pomstę? Trzeba mu wam było/
Powiedzieć, że jak z jednej strony jego/
Chwalebne czyny torują mu drogę/
Do tego, o co się stara, tak z drugiej/
Uprzejmy jego i wdzięczny charakter/
Niepłonnąniepłonny --- tu: uzasadniony, niebezpodstawny. czyni wam wróżbę, że będzie/
Pamiętał o was, w dank za wasze głosy,/
I że zamieni niechęć ku wam w miłość,/
Zostając stale przychylnym wam panem.
SYCYNIUSZ
Gdybyście byli rzecz tak wyłuszczyli,/
Jak wam instrukcję dano, bylibyście/
Byli trafili w jego słabą stronę/
I chęci jego zbadali. A przy tym/
Alboby musiał był wam uroczyste/
Dać przyrzeczenie, które byście w każdym/
Razie potrzeby mogli mu przypomnieć;/
Alboby jego gwałtowna natura,/
W niczym hamulca klauzul nie cierpiąca,/
Została przez to podrażniona. Wtedy/
Wzburzywszy mu żółć, bylibyście byli/
Mogli skorzystać z jego uniesienia/
I z kwitkiem panka odprawić.
BRUTUS
Skoroście/
Zauważyli, że on was traktował/
Z jawną pogardą, wtenczas kiedy jako/
Suplikant waszych potrzebował względów,/
Pomyślcie jeno, jakiej to pogardy/
Przyjdzie wam wtedy doświadczyć od niego,/
Kiedy was będzie mógł zgnieść? Cóż, u licha,/
Nie macież serca w ciele, klepek w głowie,/
A język na to tylko, żeby wrzeszczeć/
Przeciw powadze rozumu?
SYCYNIUSZ
Czyżeście/
Żadnego dotąd jeszcze kandydata/
Nie odpalili? Skądże wam dziś znowu/
Przyszedł szał czynić faworfawor (daw.) --- przywilej, względy. człowiekowi,/
Który bynajmniej was nie prosił, owszem,/
Zbył was drwinkami?
TRZECI OBYWATEL
On nie zatwierdzony/
Jeszcze; możemy go jeszcze odpalić.
DRUGI OBYWATEL
I odpalimy; ja pięćset mieć będę/
Głosów po temu.
PIERWSZY OBYWATEL
Ja tysiąc; nie licząc/
Półgłosów, które się przypną w dodatku.
BRUTUS
Idźcież, nie tracąc czasu, uwiadomić/
Waszych przyjaciół, że sobie obrali/
Konsula, który ich z swobód obierze,/
Głos im ukróci jak psom, które często/
Bywają bite za szczekanie, chociaż/
Na to są, żeby szczekały.
SYCYNIUSZ
Zgromadźcie/
Ich i po zdrowym rozważeniu rzeczy/
Jednozgodnymi głosy odwołajcie/
Wasz niedorzeczny wybór. Przypomnijcie/
Im jego dumę i nienawiść ku wam./
Nie zapomnijcie im także nadmienić,/
Z jaką on wzgardą był dla szat pokory,/
Jak się z was, niby prosząc, naigrawał./
Ale naówczas afektafekt (daw.) --- skłonność, sympatia, miłość. wasz ku niemu,/
Wzgląd na zasługi jego nie pozwolił/
Wam pilnie baczyć na jego obejście,/
Którym niegodnie i uwłaczająco/
Zakorzenionej nienawiści ku wam/
Jawny dał dowód.
BRUTUS
Złóżcie całą winę/
Na nas: powiedzcie, żeśmy pracowali/
Usilnie nad tym, ażebyście (w razie,/
Jeżeli k'temuk'temu (daw.) --- skrócone: ku temu, do tego. nie zajdzie przeszkoda)/
Poparli jego elekcję.
SYCYNIUSZ
Powiedzcie,/
Żeście mu dali wasze wota raczej/
Wskutek naszego rozkazu niż wskutek/
Własnej skłonności i że ważąc w myśli/
To, co wam zrobić kazano, z tym, co wam/
Zrobić przystało, w chwili roztargnienia/
Mimowolnieście głosowali za nim./
Tak, bez skrupułu złóżcie na nas winę.
BRUTUS
Nie oszczędzajcie nas: powiedzcie, żeśmy/
Opowiadali wam, jak to on młodo/
Zaczął ojczyźnie służyć; jak już dawno/
Służy; z jakiego szczepu ród wywodzi;/
Że go szlachetny dom Marcjuszów wydał,/
Z którego wyszedł niegdyś Ankus MarcjuszAnkus Marcjusz --- czwarty legendarny król Rzymu (642--617 p.n.e.); według tradycji był synem córki Numy Pompiliusza, drugiego króla po Romulusie, oraz następcą Tullusa Hostiliusza.,/
Wnuk Numy, ten sam, co później był królem/
Po wiekopomnej sławy Hostyliuszu./
Z tegoż samego pochodzili domu/
Publiusz i KwintusPubliusz i Kwintus, którzy nam (...) wodociągami wodę sprowadzili --- informacja o członkach rodu wzięta z Plutarcha, ale ci byli potomkami, a nie przodkami Koriolana. Kwintus Marcjusz Rex był pretorem w 144 p.n.e. i na polecenie senatu wyremontował dwa istniejące akwedukty oraz zbudował nowy, większy: Aqua Marcia., którzy nam najlepszą/
Wodociągami wodę sprowadzili;/
A CenzorinusCenzorinus --- tu: Gajusz Marcjusz Rutilus, syn pierwszego plebejskiego dyktatora i cenzora starożytnego Rzymu, noszącego to samo imię; trybun ludowy (311 p.n.e.) i konsul (310 p.n.e.); przydomek Cenzorinus otrzymał, gdy po raz drugi pełnił wysoki urząd cenzora (294 i 265 p.n.e.), wprowadzony w Rzymie pół wieku po wygnaniu Koriolana. Do głównych obowiązków cenzora należało przeprowadzanie spisów obywateli i czuwanie nad obyczajnością, a także zawieranie kontraktów na roboty publiczne., ulubieniec ludu,/
Godzien swej nazwy, bo dwakroć piastował/
Godność cenzora, był jego pradziadem.
SYCYNIUSZ
Jako potomka tak zacnego rodu,/
Który sam oprócz tego osobiście/
Na wywyższenie zasłużył, żarliwie/
Poleciliśmy go waszej pamięci./
Porównywając wszakże teraźniejsze/
Postępowanie jego i poprzednie,/
Przekonaliście się, że on jest stale/
Nieprzyjacielem waszym, i dlatego/
Cofacie waszą skorą aprobatę.
BRUTUS
Powiedzcie (i w to bijcie jak najwięcej),/
Żebyście mu jej, jak żywo, nigdy/
Nie byli dali, gdybyście nie byli/
Do tego przez nas namówieni. Idźcie/
I, zebrawszy się w przyzwoitej liczbie,/
Udajcie się do Kapitolu.
OBYWATELE
Śpieszym/
Błąd nasz naprawić, był to błąd nie lada.
Wychodzą.
BRUTUS
Niech idą, lepiej nam zaryzykować/
To poruszenie niż czekać na większe,/
Które musiałoby nastąpić. Skoro/
On po swojemu w wściekłość wpadnie, słysząc/
Ich odwołanie, my wtedy wystąpmy/
I korzyść schwyćmy za łeb.
SYCYNIUSZ
Idźmy zaraz,/
Trzeba nam bowiem być na Kapitolu/
Wprzód niż pospólstwo; tym sposobem cała/
Ta sprawa wyda się własnym ich dziełem,/
Choć w gruncie przez nas była podżegnioną.
Wychodzą.
AKT TRZECI
SCENA PIERWSZA
Odgłos rogów. Koriolan, Menoniusz, Kominiusz, Tytus Larcjusz wchodzą w orszaku senatorów i patrycjuszów.
KORIOLAN
Tullus Aufidisz znów się odgrażał?
LARCJUSZ
Tak, i to właśnie nas spowodowało/
Pośpieszniej zawrzeć pokój.
KORIOLAN
Więc Wolskowie/
Stoją na takiej stopie jak poprzednio,/
Czekając tylko na sposobną porę,/
Żeby nas znowu napaść?
LARCJUSZ
Taką oni/
Świeżo ponieśli klęskę, że my, starzy,/
Powiewających chorągwi ich pewnie/
Nigdy już więcej nie ujrzym.
KORIOLAN
Widziałżeś/
Gdzie Aufidiusza?
LARCJUSZ
Z glejtemglejt --- dokument wystawiony przez władze, zezwalający posiadaczowi na przejazd przez podległe im terytorium i zapewniający mu bezpieczeństwo osobiste; inaczej: list żelazny, list bezpieczeństwa. bezpieczeństwa/
Przyszedł on do mnie i klął Wolskom za to,/
Że tak nikczemnie miasto nam poddali./
Jest teraz w Ancjum.
KORIOLAN
Czy mówił co o mnie?
LARCJUSZ
Mówił.
KORIOLAN
Cóż mówił?
LARCJUSZ
Żeście się już nieraz/
Starli samowtórsamowtór (daw.) --- sam z kimś wtórym, we dwóch., że nie ma na świecie/
Rzeczy, którą by nienawidził bardziej/
Niż ciebie, i że gotów oddać wszystkie/
Swoje dostatki, bez nadziei zwrotu,/
Byleby tylko mógł się wreszcie nazwać/
Twoim zwycięzcą.
KORIOLAN
Jest więc teraz w Ancjum?
LARCJUSZ
Tak, w Ancjum.
KORIOLAN
Rad bym go pójść tam odwiedzić/
I nienawiści jego odpowiedzieć./
A teraz, witaj nam, Tytusie!
Sycyniusz i Brutus wchodzą.
Patrzcie!/
Są to tak zwani trybunowie ludu,/
Języki gminnej gęby. Gardzę nimi,/
Bo się dmą w sposób wzburzający wszelką/
Szlachetną flegmęflegma --- powolność i spokojność charakteru, zimna krew..
SYCYNIUSZ
Ani kroku dalej!
KORIOLAN
Co to jest?
BRUTUS
Dalej iść byłoby zgubne:/
Nie idźcie dalej.
KORIOLAN
Co znaczy ta zmiana?
MENENIUSZ
Skąd powód?
KOMINIUSZ
Czyliż on nie zyskał wotów/
Szlachty i ludu?
BRUTUS
Nie zyskał ich jeszcze.
KORIOLAN
Miałżem więc głosy żaków?
PIERWSZY SENATOR
Trybunowie,/
Nie brońcie mu iść na rynek: odstąpcie.
PolitykaBRUTUS
Lud jest rozżarty na niego.
SYCYNIUSZ
Ogólny/
Wybuch nastąpi, jeśli się ukaże.
KORIOLAN
To więc lud waszą jest trzodą? I na cóż/
Głos jest udziałem tych, co go wydają/
I zaprzeczają go natychmiast? Jakaż/
Jest wasza funkcja? Jesteście ich gębą,/
Czemuż ich zębów nie trzymacie w karbach?/
Podbechtaliściepodbechtać --- podjudzić, nastawić kogoś wrogo, zbuntować przeciw komuś a. czemuś. ich?
MENENIUSZ
Miarkuj się, miarkuj!
KORIOLAN
To ułożona rzecz: intryga w celu/
Upokorzenia szlachty. Można znieść to/
I żyć, gdzie tacy bezkarnie rej wodzą,/
Co sami rządzić nie umiejąc, nie chcą/
Być rządzonymi?
BRUTUS
Nie nazywaj tego/
Intrygą, panie. Lud woła, żeś szydził/
Z niego; żeś sarkał, kiedy mu bezpłatnie/
Dawano zboże; żeś czerniłczernić --- oczerniać, zniesławiać. tych, co się/
Za nim wstawiali, zwąc ich lizusami,/
Chorągiewkami, odstępcami szlachty.
KORIOLAN
To i wprzód było wiadome.
BRUTUS
Nie wszystkim.
KORIOLAN
Doniosłeś im więc potem?
BRUTUS
Jam miał donieść?
KORIOLAN
Do takich kroków zdasz się waszmość.
BRUTUS
Zdam się/
Do niejednego, by sprostować wasze.
KORIOLAN
Na cóż mi tedytedy (daw.) --- zatem, więc. być konsulem, na co?/
O, na te chmury, co wiszą nad nami,/
Jeżeli jestem tak złym sługą kraju,/
Zróbcie mnie lepiej trybunem.
SYCYNIUSZ
Ta mowa/
Zdradza zbyt jawnie to, co jest przyczyną/
Szemrania ludu. Chceszlichceszli (daw.) --- konstrukcja z partykułą -li; tu w znaczeniu: jeśli chcesz., panie, dopiąć/
Celu swych życzeń, trzeba ci oględniej/
Dotychczasowe zbadać stanowisko./
Ani się stawiać tak górnie jak konsul,/
Ani tak nisko jak trybun.
MENENIUSZ
Zbierz flegmę.
KOMINIUSZ
Lud błędnie został poinformowany./
Takie krętactwo nie jest godne Rzymian/
Ani Koriolan nie zarobił sobie,/
Aby mu dzisiaj na utorowanej/
Zasługą drodze tak uwłaczającą/
Tamę stawiano.
Lud, TłumKORIOLAN
Prawić mi o zbożu!/
Com wtedy mówił, powtórzę i teraz.
MENENIUSZ
Tylko nie teraz, nie teraz.
PIERWSZY SENATOR
Nie teraz,/
W tym uniesieniu.
KORIOLAN
Teraz, jako żywo!/
Wybaczcie, zacni przyjaciele. Niechaj/
Ten zmienny, durny tłum spojrzy mi w oczy/
I w nich się przejrzy. Powtarzam, że głaszcząc/
Ten ród, żywimy ku ujmie senatu/
Kąkol rokoszurokosz --- bunt., zuchwalstwa, zamieszek./
Sami go siejem i sami worujemworujem --- skrócone: worujemy, tzn. orząc, wprowadzamy w głąb gleby.,/
Dając tym ludziom miejsce w naszym kole,/
Któremu chyba o tyle brak tylko/
Czci i powagi, o ile się nimi/
Dzieli z żebractwem.
MENENIUSZ
Dobrze, ale przestań.
PIERWSZY SENATOR
Prosim cię, panie, przestań.
KORIOLAN
Ja mam przestać?/
Jakem przelewał krew mą za ojczyznę,/
Nie obawiając się potęgi wrogów,/
Tak przekonanie me przelewać będę/
W słowa, dopóki tchu w piersi mej stanie./
Na przekór temu liszajowi, który/
Lekceważymy, jednakże samochcącsamochcąc (daw.) --- z własnej woli./
Zarażać mu się pozwalamy.
BRUTUS
Mówisz,/
Panie, o ludzie, jak gdybyś był bóstwem/
Karzącym, nie zaś stworzeniem podobnież/
Upośledzonym.
SYCYNIUSZ
Trzeba nam lud o tym/
Uprzedzić.
MENENIUSZ
O czym? O jego gorączce?
KORIOLAN
O mej gorączce! Chociażbym był zimny/
Jak sen północny, na władcę piorunów,/
Ani na jotę nie zmieniłbym zdania.
SYCYNIUSZ
Jad tego zdania pozostanie jadem/
Tam, gdzie jest, nigdzie dalej nie dosięgnie./
Tak ma być.
KORIOLAN
Tak ma być! Mości panowie,/
Słyszycie tego trytonaTryton (mit. gr., mit. rzym.) --- bóstwo morskie, syn i herold Posejdona (w mit. rzym. Neptuna); przedstawiany jako postać o ludzkim tułowiu i rybim ogonie, z wielką muszlą, w którą dął, uspokajając lub wzburzając fale; czasem uznawany za ojca trytonów, podobnych sobie istot morskich. serdeli?/
Uważaliście jego ton stanowczy?
KOMINIUSZ
Tak, to trąciło prawodawczym stylem.
KORIOLAN
Tak ma być! Lud, Państwo, WładzaO, wy dobrzy, ale słabi/
Patrycjuszowie, wy senatorowie/
Poważni, ale nad miarę niebaczni,/
Jakżeście mogli pozwolić tej hydrzeHydra (mit. gr.) --- potwór z wieloma głowami, odrastającymi po ścięciu, zabity przez Heraklesa./
Obierać sobie urzędników, którzy/
Chociaż są tylko rogamisą tylko rogami potworu --- tzn. instrumentami dętymi, wydającymi dźwięk, o którym decyduje grający na nich potwór. potworu,/
Apodyktycznym tonem śmią przemawiać/
I przez to dawać wam do zrozumienia,/
Że waszą rzekę sprowadzą do rowu/
I sami w łożu jej spoczną? Jeżeli/
Przy nich jest władza, zasłońcie ze wstydem/
Waszą ślepotę, jeżeli nie, zbudźcie/
Zgubną łagodność waszą. Jeżeliście/
Światli, przestańcie być prostodusznymi,/
Jeśli nie, idźcie im krzesła podstawiać/
I kłaść przy sobie poduszki. Będziecie/
Plebejuszami, jeśli oni będą/
Senatorami, a onićonić (daw.) --- konstrukcja z partykułą wzmacniającą -ci, skróconą do -ć i dodaną do zaimka osobowego ,,oni". już nie są/
Czym innym, skoro po zmieszaniu głosów/
Obojejobojej strony (daw.) --- dziś: obu stron. strony ich wrzask idzie górą./
Pozwoliliście im obierać sobie/
Pełnomocników: otóż i obrali/
Sobie takiego, który wobec grona/
Mężów, powagą przewyższającego/
Areopagiareopag --- rada starszych w staroż. Atenach, początkowo mająca najwyższą władzę polityczną i sądowniczą; jej siedzibą było położone w pobliżu Akropolu wzgórze Aresa (stąd nazwa). greckie, śmie wyjeżdżać/
Z swym popularnym: ,,Tak ma być!". Na bogi!/
Taki stan rzeczy poniża konsulat/
I serce mi się kraje, gdy pomyślę,/
Że kędy miejsce obok siebie mają/
Dwie równe władze, łatwo zamieszanie/
Zakraść się może w szczeliny i zrządzić/
Upadek jednej przez drugą.
KOMINIUSZ
Masz słuszność./
Idźmy na rynek.
KORIOLAN
Kto pierwszy wniósł, żeby/
Z publicznych spichrzów darmo wydać zboże,/
Jak się to zwykło było praktykować/
U Greków...
MENENIUSZ
Dobrze, dobrze, ale przestań.
KORIOLAN
(Chociaż tam lud miał więcej praw do władzy)/
Ten, mówię, rzucił kość nieposłuszeństwa/
I zgubę państwa zaszczepił.
Lud, Państwo, WładzaBRUTUS
Miałżeby/
Lud dać głos komuś, co tak mówi?
KORIOLAN
Dam ja/
Natychmiast rację, dlaczego tak mówię,/
A ta ważniejsza jest niż jego głosy./
Wie on, że zboża nie dostał w nagrodę,/
Boć mu wewnętrzne przekonanie szepce,/
Że żadnych k'temu zasług nie położył./
Będąc wezwany na wojnę, podówczas/
Kiedy ojczyźnie szło o śmierć lub życie,/
Nie chciał przestąpić bram. Ten rodzaj zasług/
Nie jedna prawa do bezpłatnych datków./
Na samejże zaś wojnie ciągłe jego/
Niespokojności i rokosze, w których/
Głównie dał dowód swojej waleczności,/
Nie przemówiły za nim. Jego liczne/
Skargi na senat, jako wiatr zasadne,/
Nie mogły także, rozumiem, wywołać/
Naszej tak łatwej darowizny. Jakiż/
Był tedy powód? Jakimże procesem/
Ten różnolity, niesyty brzuch trawi/
Ową uczynność senatu? Niech fakta/
Staną za słowa, które by brzmieć mogły,/
Jak następuje: ,,Żądaliśmy tego,/
Bo stanowimy większość, i z bojaźni/
Dano nam, cośmy chcieli". Tym sposobem/
Sami wzruszamy świętość naszych posad/
I przyprawiamy się o to, że szuja/
Troskliwość naszą nazywa bojaźnią./
Przyjdzie do tego z czasem, że wyłamią/
Rygle senatu i że wrony będą/
Dziobały orłów.
MENENIUSZ
Pójdź, pójdź; dość już tego.
BRUTUS
Dość i nad miarę.
KORIOLAN
Nie, weźcie, co wasze;/
Niech to, co można by stwierdzić przysięgą/
Zarówno w bogów, jak ludzi obliczu,/
Zapieczętuje koniec mowy mojej!/
Państwo, LudPrzy takiej dwójcy władz, gdzie jedna strona/
Słusznie pogardza, a druga niesłusznie/
Miota obelgi; gdzie ród, tytuł, mądrość/
Niczego zgoła stanowić nie może/
Bez potwierdzenia albo odrzucenia/
Przez masę głupców --- prawdziwe potrzeby/
Ustąpić muszą chwilowym błyskotkom;/
A gdzie jest taka przewrotność, tam wszystko/
Prędzej czy później musi się przewrócić./
Dlatego wzywam was, którym przystoi/
Nie lękliwymi być, lecz przezornymi,/
Którzy podstawy egzystencji państwa/
Bardziej kochacie, niż się domyślacie,/
Jak mało braknie im, żeby runęły;/
Którzy szlachetny żywot przekładacie/Którzy szlachetny żywot przekładacie/
Nad długowieczny, a wolicie raczej /
Niebezpiecznymi driakwiamidriakiew (daw.) --- medykament z kilkudziesięciu składników, uważany za uniwersalny lek i odtrutkę, wytwarzany aż do XVIII w.; przen.: lekarstwo. ciało /
Chore leczyć, niż bez nich dać je śmierci/
Na pewną pastwę: wyrwijcie od razu/
Ten język paszczy pospólstwa, nie dajcie/
Im lizać miodu, który jest dlań jadem./
Uszczerbek waszej powagi przynosi/
Uszczerbek zdrowej logice, odbiera/
Właściwą godność państwu, przyprawiając/
Je o niemożność świadczenia dobrodziejstw/
Wśród złego, które śmie je kontrolować.
BRUTUS
Dość już powiedział.
SYCYNIUSZ
Mówił jako zdrajca/
I jako zdrajca odpowie.
KORIOLAN
Nędzniku!/
Przepadnij w wzgardzie! Na licho ludowi/
Ta drań trybunów, od których zależny/
Odmawia wyższej władzy posłuszeństwa?/
W zamęcie buntu obrano ich, w chwili/
Gdy nie potrzeba, ale mus był prawem./
Niechże, na odwrót, w sposobniejszej chwili/
Musi być prawem to, co jest konieczne,/
A wpływ ich legnie w prochu!
BRUTUS
Jawna zdrada.
SYCYNIUSZ
I toż to ma być konsul? Nigdy, nigdy!
BRUTUS
Hej, edylowieedyl --- w staroż. Rzymie urzędnik nadzorujący porządek i bezpieczeństwo w mieście, odpowiadający też za aprowizację, handel i organizację igrzysk.! Pochwyćcie go!
SYCYNIUSZ
Biegnij/
Po lud.
Wychodzi Brutus.
W którego wszechwładnym imieniu/
Aresztuję cię jako nowatorajako nowatora --- tj. jako człowieka dążącego do zaprowadzenia nowego, zmienionego ustroju, buntownika.,/
Zdrajcę i wroga Rzeczypospolitej./
Rozkazuję ci zaraz być posłusznym/
I zaraz za mną pójść.
KORIOLAN
Precz, stary capie!
SENATOROWIE I PATRYCJUSZE
My poręczamy za nim.
KOMINIUSZ
Odstąp, starcze.
KORIOLAN
Zbutwiały zlepku, precz, albo wytrząsnę/
Z szat twoich wszystkie twe kości.
SYCYNIUSZ
Na pomoc,/
Obywatele!
Brutus powraca z edylami i gromadą obywateli.
MENENIUSZ
Zalecamy jednej/
I drugiej stronie więcej wzajemnego/
Uszanowania.
SYCYNIUSZ
Oto ten, co śmiał się/
Targnąć na waszą władzę.
BRUTUS
Edylowie,/
Bierzcie go!
OBYWATELE
Biada mu! biada mu!
DRUGI SENATOR
Stójcie!
Patrycjusze i obywatele ścierają się wkoło Koriolana.
Hola, hej, trybunowie, patrycjusze,/
Obywatele! Hej, obywatele!/
Brutusie, Sycyniuszu, Koriolanie!
OBYWATELE
Stójcie, wstrzymajcie się, czekajcie, stójcie!
MENENIUSZ
Do czegóż to ma przyjść? Tchu mi brakuje./
Ta waśń nas wtrąci w przepaść. Trybunowie,/
Przemówcie przecie. Miej wzgląd, Koriolanie./
Mów, Sycyniuszu.
SYCYNIUSZ
Słuchajcie mnie, ludzie.
OBYWATELE
Nasz trybun mówi. Słuchajmy. Hej, cicho!
SYCYNIUSZ
Jesteście w punkcie utracenia swobód,/
Marcjusz chce je wam odjąć, ten sam Marcjusz,/
Coście go świeżo zanominowali/
Konsulem.
MENENIUSZ
Tfu! Tfu! Tfu! Nie jest to gasić,/
Ale rozżarzać pożar.
PIERWSZY SENATOR
Burzyć miasto/
I wszystko z ziemią równać.
Polityka, Kara, LudSYCYNIUSZ
Czymże innym/
Jest miasto, jeśli nie ludem?
OBYWATELE
To prawda,/
To szczera prawda, lud stanowi miasto!
BRUTUS
Za zezwoleniem wszystkich zostaliśmy/
Urzędnikami ludu.
OBYWATELE
Tak, i nadal/
Pozostaniecie nimi.
MENENIUSZ
Jako tacy/
Powinni byście także postępować.
KORIOLAN
Tak postępować jest to siać zniszczenie,/
Z fundamentami równać szczyty gmachów/
I wszystko, co się znakomicie wznosi,/
Grzebać w zwaliskach.
SYCYNIUSZ
Godzien śmierci za to.
BRUTUS
Albo się mamy utrzymać przy władzy,/
Albo ją mamy utracić. W imieniu/
Tej części ludu, która nas obrała/
Stróżami swoich praw, dekretujemy/
Marcjusza godnym śmierci.
SYCYNIUSZ
Niech więc będzie/
Zaprowadzony na Tarpejską SkałęTarpejska Skała --- stroma ściana skalna w płd. części wzgórza kapitolińskiego, z której w czasach republiki rzymskiej strącano zbrodniarzy i zdrajców./
I z niej strącony w przepaść.
BRUTUS
Edylowie,/
Weźcie go!
OBYWATELE
Poddaj się, poddaj, Marcjuszu!
MENENIUSZ
Posłuchajcie mnie, trybunowie, słowo,/
Nic, tylko słowo.
EDYLOWIE
Cicho, cicho!
MENENIUSZ
Bądźcie/
Takimi, jak się wydajecie, to jest/
Rzeczywistymi przyjaciółmi kraju/
I zachowajcie się z umiarkowaniem/
W tej sprawie, którą z taką gwałtownością/
Chcecie załatwić.
BRUTUS
Powolne działanie/
Dobrym jest, panie, środkiem, lecz nie w razie/
Gwałtownych chorób. Bierzcie go, prowadźcie/
Zaraz na skałę!
KORIOLAN
Nie, tu wolę umrzeć.
dobywa miecza
Niejeden tu jest, co mnie widział w boju,/
Niechaj na sobie sprawdzi to, co widział.
MENENIUSZ
Schowaj miecz. Chwilę tylko, trybunowie.
BRUTUS
Bierzcie go, dalej!
MENENIUSZ
Na pomoc, na pomoc!/
W kim krew szlachetna płynie! Hej, na pomoc,/
Młodzi i starzy!
OBYWATELE
Niech ginie, niech ginie!
Wśród tego zamieszania trybunowie, edylowie i obywatele zostają wyparci.
MENENIUSZ
Wracaj do domu teraz, spiesz, bez zwłoki,/
Inaczej wszystko na nic.
DRUGI SENATOR
Idź, idź!
KORIOLAN
Śmiało/
Stawmy im czoło, mamy równą liczbę/
Przyjaciół, jak i nieprzyjaciół.
MENENIUSZ
Chceszże/
Do tego rzeczy doprowadzić?
PIERWSZY SENATOR
Niech nas/
Bogowie chronią! Zacny przyjacielu,/
Odejdź do domu i zdaj naszej pieczy/
Tę smutną sprawę.
MENENIUSZ
Bo w tej alternaciealternata (daw.) --- zmiana biegu wypadków./
Nic sam nie wskórasz, zaklinam cię, odejdź!
KOMINIUSZ
Pójdź z nami razem, pójdź z nami.
KORIOLAN
Chciałbym, żeby to byli barbarzyńcy/
(Którymi w gruncie są, choć ich Rzym wydał),/
A nie Rzymianie (którymi bynajmniej/
Nie są, choć się ich matki ocieliły/
Pod przysionkami Kapitolu).
MENENIUSZ
Odejdź,/
Błagamy ciebie, nie przelewaj w usta/
Sprawiedliwego gniewu twego, jedna/
Chwila zaciąga dług względem następnych.
KORIOLAN
Na innym gruncie zgniótłbym ich czterdziestu.
MENENIUSZ
Ja sam najtęższych dwóch wziąłbym na siebie,/
Choćby tych łotrów trybunów.
KOMINIUSZ
Lecz teraz/
Liczba nad wszelką miarę jest nierówna,/
A męstwo zmienia się w istne szaleństwo,/
Gdy chce walący się budynek wspierać./
Chceszże tu czekać na powrót motłochu,/
Którego wściekłość wybuchnie niebawem/
Jak woda w biegu wstrzymana i przerwie/
Dotychczasowe swe tamy?
MENENIUSZ
Idź, proszę,/
Spróbuję, czy mój stary dowcipdowcip (daw.) --- inteligencja, spryt, rozum. znajdzie/
Pokuppokup (daw.) --- popyt na jakiś towar. u ludzi niezdolnych nim zgrzeszyć./
Trzeba nam zatkać tę dziurę gałganem/
Jakiej bądź barwy.
KOMINIUSZ
Wysłuchaj próśb naszych,/
Daj się nakłonić.
KORIOLAN
Idźmy więc.
Wychodzą Koriolan, Kominiusz i inni.
DumaPIERWSZY PATRYCJUSZ
Ten człowiek/
Zniweczył sobie przyszłość.
MENENIUSZ
Jego umysł/
Jest za szlachetny dla naszego świata./
Nie schlebiłby on NeptunowiNeptun (mit. rzym.) --- bóg morza, odpowiednik gr. Posejdona, jego atrybutem był trójząb do połowu ryb., choćby/
Mu szło o trójząb, ani Jowiszowi/
Za wszystkie jego gromy. Jego serce/
Jest w ustach; co się pocznie w jego piersi,/
To jego język wnet musi urodzić,/
Będąc zaś zdjęty gniewem, zapomina,/
Że kiedykolwiek słyszał miano śmierci./
Będziemy mieli sęk nie lada!
Zgiełk zewnątrz.
DRUGI PATRYCJUSZ
Rad bym,/
Żeby już byli w łóżku!
MENENIUSZ
Ja bym wolał,/
Żeby nie w łóżku byli, ale w Tybrze! ---/
Co za zawziętość! Nie mógłże on mówić/
łagodniej?
Brutus i Sycyniusz wracają z gromadą pospólstwa.
dodane wciecie wg oryginału i metrum:
SYCYNIUSZ
Gdzie jest ta żmija, co chciała/
Wyludnić miasto i sama być wszystkim?
MENENIUSZ
Cni trybunowie...
SYCYNIUSZ
Zostanie strącony/
Z Tarpejskiej Skały, nie ma dlań litości,/
śmiał się opierać prawu, toteż prawo/
Odmawia mu wręcz zwykłej procedury/
I oddaje go całej surowości/
Władz, które za nic miał.
PIERWSZY OBYWATEL
Powinien wiedzieć,/
Że trybunowie są ustami ludu,/
A my rękami ich.
OBYWATELE
w kilku razem
Już on się dowie.
MENENIUSZ
Moi panowie!
SYCYNIUSZ
Cicho!
MENENIUSZ
Nie wołajcie/
Gwałtu, gdzie swego możecie spokojnym/
Dopiąć wyrokiem.
SYCYNIUSZ
Jakże się to stało,/
Żeście panowie temu człowiekowi/
Ujść dopomogli?
MENENIUSZ
Chciejcie mnie wysłuchać./
Tak samo, jak znam zalety konsula,/
Tak samo mogę wymienić i jego/
Wady.
SYCYNIUSZ
Konsula! Jakiego konsula?
MENENIUSZ
Konsula Koriolana.
BRUTUS
Co? On konsul?
OBYWATELE
Nie, nie, nie!
MENENIUSZ
Jeżelibym mógł zyskać posłuchanie/
Panów trybunów i wasze, poczciwi/
Obywatele, powiedziałbym słowo/
Lub dwa najwięcej, co by was o inną/
Nie przyprawiło szkodę jak o stratę/
Kilku chwil czasu.
SYCYNIUSZ
Mówcież, panie, mówcie,/
Ale niedługo, bo nam pilno sprzątnąć/
Ten gad zdradzieckisprzątnąć ten gad zdradziecki --- dziś popr. z N.: sprzątnąć tego gada zdradzieckiego.; wypędzić go grozi/
Niebezpieczeństwem, trzymać go zaś w mieście/
Grozi nam śmiercią, stanęło więc, że ma/
Zginąć tej nocy.
MENENIUSZ
Nie dajcie, bogowie,/
Aby nasz sławny Rzym, którego wdzięczność/
Dla zasłużonych dzieci swoich stoi/
W Jowisza nawet księdze zapisana,/
Na wzór wyrodnej matki miał dziś własny/
Płód swój pożerać.
SYCYNIUSZ
On jest chorobliwą/
Naroślą, którą gwałtem trzeba odciąć.
MENENIUSZ
O, on jest raczej chorym tylko członkiem,/
Odciąć go zgubnie, uleczyć go łatwo./
Cóż on tak złego uczynił Rzymowi,/
Żeby aż na śmierć zasłużył? Że wrogów/
Naszych zabijał? Krew, którą utracił/
(A utracił jej, ręczę, o niejedną/
Uncjęuncja --- jednostka wagi używana w starożytnym Rzymie, a także w krajach anglosaskich, równa ok. 28 gramów. obficiej, niż jej dziś ma), krew ta/
Przelana była w obronie ojczyzny;/
Ma mu ojczyzna resztę jej odbierać?/
Taki postępek okryłby nas wszystkich,/
Co byśmy mogli zrobić to i ścierpieć,/
Wieczystym piętnem hańby.
SYCYNIUSZ
Stara piosnka.
BRUTUS
I na fałszywą nutę. Kiedy dobrze/
Służył ojczyźnie, wtedy go ojczyzna/
Umiała także cenić.
MENENIUSZ
Kiedy nogę/
Dotknie gangrena, dawne jej usługi/
Przestają już być cenione?
BRUTUS
Niczego/
Słuchać nie chcemy --- idźcie go poszukać/
W jego mieszkaniu i wywlec go stamtąd,/
Aby się jego zaraźliwy oddech/
Dalej nie rozszedł.
MENENIUSZ
Jeszcze tylko słowo;/
Słowo, panowie. Ta tygrysia wściekłość,/
Poznawszy gorzkie skutki nierozważnej/
Swej porywczości, zechce poniewczasie/
Ołowiem sobie okowywać nogi./
Złóżcie na niego sąd, inaczej bowiem/
Powstaną partie (bo on ma przyjaciół)/
I wielki nasz Rzym runie w waśni Rzymian.
BRUTUS
Gdyby tak miało być...
SYCYNIUSZ
Co waszewasze a. waszeć (daw.) --- skrócona forma grzecznościowa: waszmość, tzn. wasza mość, wasza miłość. prawiszprawić (daw.) --- mówić, opowiadać.!/
Nie wiemyż, jak on umie być posłusznym?/
Nie uderzyłże on naszych edylów?/
Nie targnąłże się na nas samych? Idźmy!
MENENIUSZ
Zważcie, że on się wychował w obozach,/
Odkąd mógł dźwignąć miecz, że się nie ćwiczył/
W cedzonej mowie, mąkę i otręby/
Razem pytlujepytlować --- przesiewać mąkę przez pytel, sito z tkaniny, mające kształt worka.. Pozwólcie mi działać:/
Pójdę do niego i biorę na siebie/
Skłonić go, żeby się stawił przed wami/
I wedle prawnych form usprawiedliwił/
Z zarzutów albo kaźń poniósł.
PIERWSZY SENATOR
Szlachetni/
Obrońcy ludu, to jest droga zgodna/
Z ludzkościąludzkość --- tu: człowieczeństwo, natura człowieka utożsamiana z dobrymi cechami ludzi., inna byłaby za krwawa;/
A końca naprzód nie można przewidzieć.
SYCYNIUSZ
Szlachetny Meneniuszu, bądźże waćpan/
W tej sprawie niby delegatem ludu./
Mości panowie, złóżcie broń.
BRUTUS
Jednakże/
Nie rozpierzchajcie się.
SYCYNIUSZ
Idźcie na rynek;/
Tam, Meneniuszu, czekać na was będziem./
Jeśli Marcjusza nam nie przyprowadzisz,/
Chwycim się pierwszej drogi.
MENENIUSZ
Przyprowadzę/
Go, przyprowadzę. Szanowni koledzy,/
Mogę na wasze liczyć uczestnictwo?/
Musi się stawić, inaczej najgorsze/
Skutki wynikną.
PIERWSZY SENATOR
Chętnie ci służymy.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Komnata w domu Koriolana.
Wchodzi Koriolan z patrycjuszami.
KORIOLAN
Niech się wkoło mnie, jak chcą, srożą, niech mi/
Stawią przed oczy sromotnąsromotny (daw.) --- haniebny. śmierć w koleśmierć w kole --- właśc.: na kole, chodzi o karę łamania kołem, metodę egzekucji publicznej stosowaną w Europie od czasów starożytnych aż do XVIII w.; ofiarę przywiązywano do osadzonego na palu dużego koła od wozu, a kat uderzał kołem (drągiem) lub nawet młotem kolejne członki ciała skazańca, podczas gdy jego pomocnik stopniowo obracał koło./
Albo u kopyt rozpędzonych koni;/
Niech na Tarpejską Skałę wsadzą jeszcze/
Dziesięć skał takich, aby dno przepaści/
Sięgało dalej, niż wzrok może dosiącdosiąc --- dziś: dosięgnąć.;/
Jeszcze i wtedy będę dla nich takim/
Samym, jak jestem.
PIERWSZY PATRYCJUSZ
Tym szlachetniej czynisz.
Matka, PolitykaKORIOLAN
Zastanawia mnie to, że moja matka/
Nie okazuje mi teraz takiego/
Zadowolenia jak dawniej, a przecie/
LudSama ich dawniej zwała poddańcami/
Z wełną pod strzyżęstrzyża --- strzyżenie owiec.; istotami, które/
Na to są tylko, aby je kupować/
Za marny szelągszeląg --- dawna drobna moneta; miedziak. i za marny szeląg/
Sprzedawać; żeby szły na zgromadzenia/
Z odkrytą głową; żeby się gapiły,/
Słuchały, milcząc, i wpadały w podziw,/
Kiedy ktoś mego stopnia wstał i prawił/
O sprawach kraju!
Wchodzi Wolumnia.
O was mówię, matko./
Dlaczegóż mnie chcesz widzieć uleglejszym?/
Chciałabyś, abym zaprzeczał sam sobie?/
O, powiedz raczej, że nie zaprzestaję/
Być tym, czym jestem.
WOLUMNIA
Synu, synu, synu!/
Trzeba ci było wprzód pozyskać władzę,/
Nimeśnimeś ją stracił --- konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; znaczenie: nim ją straciłeś. ją stracił.
KORIOLAN
Dajmy temu pokój.
WOLUMNIA
Byłbyś był łatwo mógł być tym, czym jesteś,/
Gdybyś być sobą mniej był usiłował./
Nie postawiono by się tak na drodze/
Twoim widokom, gdybyś był dopiero/
Wtedy był pozór odrzucił, kiedy by/
Już nie zdołano stanąć ci na poprzek.
KORIOLAN
Niech im kat świeci!
WOLUMNIA
Niech ich spali nawet!
Wchodzi Meneniusz z senatorami.
MENENIUSZ
Pójdź, pójdź! Za ostro się z nimi obszedłeś,/
Za opryskliwie; trzeba ci powrócić/
I złe naprawić.
PIERWSZY SENATOR
Nie ma środka; jeśli/
Tego nie zrobisz, nasze wielkie miasto/
Rozpadnie się i runie.
WOLUMNIA
Słuchaj rady;/
I ja mam serce nieugięte, ale/
Umysł mój zwraca czynność mego gniewu/
Na korzystniejsze drogi.
MENENIUSZ
Dobrze mówisz,/
Zacna matrono. Nimby on w ten sposób/
Stanąć miał przed tą trzodą w innym czasie,/
Nie omieszkałbym ja sam przywdziać zbroi,/
Którą już ledwie mogę dźwignąć; ale/
W obecnym razie krok ten jest niezbędny/
Jako lekarstwo w gwałtownej chorobie/
Czasu, potrzebne dla całego państwa.
KORIOLAN
Cóż mam uczynić?
MENENIUSZ
Wrócić do trybunów.
KORIOLAN
Dobrze; cóż potem? Cóż potem?
MENENIUSZ
Żałować/
Tego, coś wyrzekł.
KORIOLAN
Żałować? Przed nimi?/
Nie mógłbym tego przed obliczem bogów,/
A mam żałować przed nimi?
WOLUMNIA
Mój synu,/
Za niezawisły masz sposób myślenia:/
Piękny to przymiot, ale niebezpieczny/
W niektórych razach ostatecznych. Nieraz/
Z ust twych słyszałam, że honor i zręczność,/
Na wzór przyjaciół nierozłącznych, w parze/
Chodzą na wojnie; jeśli tak jest, powiedz,/
Czym może jedno drugiemu zaszkodzić/
W czasie pokoju, że je w nim rozdzielasz?
KORIOLAN
Przestańcie, matko.
MENENIUSZ
Dobre zapytanie.
Matka, Polityka, PodstępWOLUMNIA
Jeśli na wojnie zgadza się z honorem/
Wydawać się tym, czym się w gruncie nie jest/
I k'temu zręczność przyzywać na pomoc:/
Dlaczegoż by mniej miało być godziwym/
Honor z zręcznością spleść w czasie pokoju,/
Kiedy tak wojna, jak pokój zarówno/
Obu tych zalet wymaga?
KORIOLAN
O matko,/
Dlaczegóż przy tym obstajesz?
WOLUMNIA
Bo teraz/
Masz się odezwać do ludu nie wedle/
Własnego zdania i poszeptu serca,/
Ale takimi słowy, które będą/
Języka twego nieprawymi dziećmi;/
Głoskami, które z przekonaniem twoim/
Nie będą nic mieć wspólnego. Nie bardziej/
Ci to ubliży niż wejście do miasta/
Wskutek uprzejmej odezwy, bez czego/
Nie uniknąłbyś niebezpieczeństw walki/
I krwi rozlewu. Byłabym zaiste /
W sprzeczności z sobą, gdybym się wahała/
Tak honorowo postąpić w potrzebie,/
W której by los mój lub moich najbliższych/
Był narażony. W tej potrzebie teraz/
Jestem ja, żona twa, syn, szlachta, senat ---/
A ty ludowi wolisz pokazywać/
Zmarszczone czoło niż pozorny uśmiech,/
Którym byś kupić mógł jego przychylność/
I zabezpieczyć tym samym nas wszystkich/
Od nieochybnej ruiny.
MENENIUSZ
Szlachetna/
Matko Rzymianko! Pójdź, pójdź z nami; przemów/
Do nich uprzejmie: tym sposobem zdołasz/
Nie tylko zakląć złe dziś nam grożące,/
Lecz i odzyskać to, cośmy stracili.
PolitykaWOLUMNIA
Uczyń tak, synu, proszę cię, pójdź do nich/
Z tą czapką w ręku; unieś ją do góry,/
Pocałuj ziemię kolanami (w takich/
Bowiem okazjach gesta są wymową,/
A oczy gminu wrażliwsze niż uszy),/
Kiwaj im głową, aby pomyśleli,/
Że twarde serce twe skruszało, zmiękło/
Jako dojrzała morwowa jagoda,/
Którą najmniejszy wiatr strząsa. Lub wreszcie/
Powiedz im, żeś jest żołnierzem, że będąc/
W bitwach i w wrzawie wychowanym, nie masz/
Tego łatwego, słodkiego obejścia,/
Które właściwie, jak to sam przyznajesz,/
Mieć byś powinien; a którego oni/
Właściwie mogą od ciebie wymagać,/
Skoro się starasz o ich względy. Wszakże/
Uczynisz wszystko, co będzie w twej mocy,/
Ażeby się im nadal przypodobać.
MENENIUSZ
Weź się w ten sposób do rzeczy, a wszystkich/
Sobie zniewolisz; bo tacy prostacy/
Równie pochopnipochopny (daw.) --- prędki, chętny. są do przebaczenia,/
Gdy ich pogłaszczesz, jak skorzy do krzyków/
O lada bzdurstwo.
WOLUMNIA
Jeszcze raz cię proszę,/
Posłuchaj rady i pójdź do nich, chociaż/
Wiem, że wolałbyś za nieprzyjacielem/
W ognistą otchłań skoczyć niż mu w chłodziew chłodzie --- w oryginale: in a bower, w altanie, zatem w ocienionym, przyjemnie chłodnym miejscu./
O włos pochlebić. Otóż i Kominiusz.
Wchodzi Kominiusz.
KOMINIUSZ
Byłem na rynku; wypada ci śpiesznie/
Zebrać stronników lub szukać ucieczki/
W zimnej krwi albo oddaleniu. Wszystko/
Wre przeciw tobie.
MENENIUSZ
Niech jeno uprzejmie/
Do nich przemówi.
KOMINIUSZ
To by wprawdzie mogło/
Zaradzić złemu, ale czy on tylko/
Potrafi zdobyć się na to?
WOLUMNIA
Powinien,/
Musi się zdobyć. Zaklinam cię, synu:/
Powiedz, żeś gotów, i idź to uczynić.
KORIOLAN
Mam więc pójść ciemię odkrywać przed nimi?/
Podłymi usty szlachetnemu sercu/
Kłamstwo zadawać, że się musi, temu/
Poddać spokojnie? Dobrze, niech tak będzie./
Gdyby atoli tylko szło o stratę/
Tej jednej ziemi bryłki, Marcjusza,/
Niechby ją starli w proch i rozrzucili/
Na cztery wiatry. Chodźmy już na rynek! /
Rolę mi taką dajecie, że nigdy/
Dobrze jej zagrać nie zdołam.
MENENIUSZ
Pójdź, my cię wesprzemy.
WOLUMNIA
Kochany synu, mówiłeś był dawniej,/
Że ci pochwały moje bodźcem były/
Na polu Marsa; niechajże cię one/
Zachęcą teraz do tej roli trudnej/
I tak dla ciebie nowej.
KORIOLAN
DumaDobrze więc, dobrze więc. Precz, męski duchu!/
Niech mnie duch sprośnej niewolnicy natchnie;/
Wojenne gardło moje, które dźwiękom/
Trąb wtórowało, niechaj się zamieni/
W cienką piszczałkę rzezańcarzezaniec (daw.) --- eunuch, kastrat. lub niańki,/
Co dzieci lula! Niech szalbierski uśmiech/
Osiądzie na mych licach; łzy żakowskie/
Powloką szybę mych oczu! Niech w ustach/
Moich żebraczy język zabełkoce,/
Kolana moje, com je dotąd chyba,/
Pnąc się pod górę, zginał, niech się zniżą/
Jak u charłaka, co bierze jałmużnę!/
Nie, nie, nie zrobię tego: bo musiałbym/
Przestać czcić godność własną i grą ciała/
Wdrażać swój umysł do najostatniejszej/
W świecie podłości.
WOLUMNIA
Jak ci się podoba,/
Żebrać od ciebie większą jest zakałązakała --- tu: wstyd. Najczęściej słowo to oznacza osobę przynoszącą wstyd innym./
Dla mnie niż od nich dla ciebie. Matka, DumaZgub wszystko;/
Daj matce doznać skutków dumy twojej!/
Wolę to niż się obawiać zgubnego/
Twego uporu, bo pogardzam śmiercią/
Tak samo jak ty. Rób, co chcesz. Odwaga,/
Którą się pysznisz, moją jest; tyś z moim/
Mlekiem ją wyssał, ale duma twoja/
Wyłączną twoją własnością.
KORIOLAN
O matko,/
Idę na rynek. Bądź zadowolona,/
Przestań mnie winić. Jak szachraj wyłudzę/
Ich dobre względy, jak kuglarz podchwycę/
Serc ich życzliwość i wrócę do ciebie/
Pieścidłem wszystkich rzemieślników Rzymu./
Oto już idę, patrz. Pozdrów mą żonę./
Wrócę konsulem lub zwątpię na zawsze,/
Aby mój język na drodze pochlebstwa/
Mógł kiedy czego dokazać.
WOLUMNIA
Masz wszelką/
Wolność.
Wychodzi.
KOMINIUSZ
Dalejże, dalej; trybunowie/
Czekają na cię; uzbrój się w łagodność./
Bo oni mają, jak słyszę, wystąpić/
Z oskarżeniami gorszymi niż dotąd.
KORIOLAN
Łagodność jest więc hasłem. Dobrze, idźmy./
Niech mnie oskarżą, jak chcą, ja odbiję/
Ich oskarżenia, jak mi honor każe.
MENENIUSZ
Tylko łagodnie.
KORIOLAN
O, tak, tak, łagodnie!
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Tamże. Forum.
Wchodzą Sycyniusz i Brutus.
BRUTUS
Bijmy w to, że on chce sobie przywłaszczyć/
Tyrańską władzę. Jeśli nam w tym ujdzie,/
Przywiedźmy jego nienawiść do ludu;/
I to, że zdobycz, wzięta na Ancjatach,/
Jeszcze nie była rozdzielona.
Wchodzi Edyl.
Jakże,/
Czy przyjdzie?
EDYL
Idzie już.
BRUTUS
Z kim?
EDYL
Z Meneniuszem/
I z pewną liczbą senatorów, którzy/
Mu są życzliwi.
BRUTUS
Czy masz szczegółowy/
Spis wszystkich głosów przez nas zwerbowanych?
EDYL
Mam go tu; oto jest.
BRUTUS
Sąlisąli --- konstrukcja z partykułą pytającą -li; znaczenie: czy są. spisane/
Porządkiem cechów?
EDYL
Tak jest.
PolitykaBRUTUS
Idźcie teraz/
Wezwać w to miejsce gminy, skoro powiem:/
,,Tak ma być z mocy praw i woli ludu",/
Czyliczyli (daw.) --- czy. to będzie śmierć, sztrofsztrof a. sztraf (z niem.) --- kara pieniężna, grzywna. czy wygnanie./
Niech, jeśli powiem: ,,Śmierć", chórem: ,,Śmierć" krzyczą,/
,,Sztrof", jeśli powiem: ,,Sztrof", ,,Wygnanie", jeśli/
Powiem: ,,Wygnanie", obstając przy dawnej/
Prerogatywie swojej i legalnej/
W tej mierze władzy.
EDYL
Powiem im.
BRUTUS
A skoro/
Raz zaczną krzyczeć, niech nie poprzestają,/
Owszem, z całego gardła wrzeszczą, nagląc/
O przyspieszenie wydanego przez nas/
Wyroku.
EDYL
Bardzo dobrze.
SYCYNIUSZ
Niech się niczym/
Zmiękczyć nie dają i bacznymi będą/
Na wszelkie nasze skinienia.
BRUTUS
Spiesz po nich.
Wychodzi Edyl.
Od razu wprawmy go w wściekłość. On przywykł/
Zwycięsko wszelki pokonywać opór,/
Żadnym się nie da powściągnąć wędzidłem,/
Jak weźmie na kieł, wypowie nam wszystko,/
Co tylko ślina mu poda, a wtedy/
Będziemy go mieć w punkcie pożądanym,/
Żeby mu prawnie kark skręcić.
SYCYNIUSZ
Nadchodzi.
Koriolan, Meneniusz, Kominiusz, senatorowie i patrycjusze wchodzą.
MENENIUSZ
Tylko spokojnie, błagam cię.
KORIOLAN
Spokojny/
Będę jak szkapa, która za garść paszy/
Furę gałganów ciągnie. Niech bogowie/
Stale w opiece twojej utrzymują/
Nasz Rzym i krzesła sędziowskie osadzą/
Zacnymi ludźmi, niech pomiędzy nami/
Zaszczepią miłość! Obszerne świątynie/
Nasze napełnią łaską, a ulice/
Błogim widokiem zgody!
PIERWSZY SENATOR
Amen, amen.Amen, amen --- oczywisty anachronizm, gdyż hebrajskie słowo amen, uroczysty zwrot potwierdzający (dosł.: niech tak będzie), przeniknęło do łaciny dopiero w czasach chrześcijańskich.
MENENIUSZ
Piękne zaiste życzenie!
Edyl wraca z tłumem obywateli.
SYCYNIUSZ
Obywatele, przystąpcie!
EDYL
Słuchajcie/
Waszych trybunów, uciszcie się: baczność!
KORIOLAN
Słuchajcie mnie wprzód.
OBAJ TRYBUNOWIE
Dobrze, mów. Milczenie!
KORIOLAN
Nie będę więcej badany? Czy na tym/
Skończy się wszystko?
SądSYCYNIUSZ
Ja się ciebie pytam,/
Czy się poddajesz wyrokowi ludu,/
Czy chcesz szanować jego urzędników/
I czyś jest gotów ponieść zgodną z prawem/
Karę za winy, które ci niebawem/
Dowiedzionymi będą.
KORIOLAN
Jestem gotów.
MENENIUSZ
Słyszycie, obywatele, on mówi,/
Że gotów. Weźcie na uwagę jego/
Wojenne czyny, pomyślcie o jego/
Szerokich bliznach, które wyglądają/
Jako grobowce na cmentarzu.
KORIOLAN
Furdafurda (daw.) --- błahostka.!/
To są draśnięcia, szramy śmiechu warte.
MENENIUSZ
Zważcie następnie, że gdy w jego mowie/
Nie przebija się obywatel, żołnierz/
Stoi przed wami. Nie bierzcie przyszorstkich/
Jego wyrażeń za objaw niechęci,/
Jeno, jak rzekłem, za sposób mówienia,/
Który przystoi żołnierzowi bardziej/
Niż urażanie się wam.
KOMINIUSZ
Nie inaczej.
KORIOLAN
Jakiż jest powód, że zostawszy świeżo/
Za wspólną zgodą obrany konsulem,/
Doznaję teraz tak wielkiej obelgi,/
Iż mi tę godność odbieracie?
SYCYNIUSZ
Zanim/
Ci odpowiemy, ty nam odpowiadaj.
KORIOLAN
Mówcie więc, ani słowa, powinienem.
SYCYNIUSZ
ZdradaOskarżamy cię, żeś się kusił odjąć/
Rzymowi jego starodawne prawa/
I sam zagarnąć despotyczną władzę./
Dopuściłeś się przez to zdrady ludu.
KORIOLAN
Co? Zdrady?
MENENIUSZ
Tylko bez gniewu, przyrzekłeś...
KORIOLAN
Duma, KłamstwoŻeby z najgłębszych otchłani piekielnych/
Ognie zionęły na ten lud! Ja zdrajca!/
Bezwstydny, fałszem przesiąkły trybunie!/
Choćby w twych oczach pięćdziesiąt tysięcy/
Środków zagłady siedziało, w twym ręku/
Tyleż milionów, w kłamliwych twych ustach/
Dwa razy tyle, jeszcze bym ci w oczy/
Powiedział: ,,Kłamiesz!", tak śmiało, jak śmiało/
Zanoszę modły do bogów.
SYCYNIUSZ
Czy słyszysz,/
Ludu?
OBYWATELE
Na skałę z nim, na skałę z nim!
SYCYNIUSZ
Cicho! Nie mamy potrzeby przywodzić/
Na potępienie go niczego więcej./
Jego postępki, jego słowa dosyć/
Świadczą w tej mierze. Widzieliście sami,/
Jak się na waszych targnął urzędników,/
Siłą się oparł prawu. Słyszeliście,/
Jak wam złorzeczył i tu nawet bluźnił/
Tym, których prawa władza ma stanowić/
O jego losie. Te wszystkie przestępstwa/
Tak kapitalnekapitalny (z łac. capitalis: główny) --- doniosły, ważny, istotny., już go czynią godnym/
Najsromotniejszej śmierci.
BRUTUS
Bacząc wszakże,/
Że względem Rzymu położył zasługi...
KORIOLAN
Co tam waść pleciesz o zasługach?
BRUTUS
Mówię,/
O czym wiem...
KORIOLAN
Waść wiesz?
MENENIUSZ
Takżetakże --- tu: konstrukcja z partykułą -że; znaczenie: to tak? dotrzymujesz/
Danego matce przyrzeczenia?
KOMINIUSZ
Miejże/
Wzgląd przecie.
KORIOLAN
Nie chcę już na nic mieć względu,/
Niechaj wyrzekną wyrok, niech mnie skażą/
Na śmierć z Tarpejskiej Skały, na wygnanie,/
Na dożywotnie tułactwo, na zdarcie/
Skóry czy nawet usychanie z głodu/
W lochu, o jednym nędznym ziarnku dziennie,/
Nie opłaciłbym jednym dobrym słowem/
Ich przyzwolenia anibym za wszystkie/
Dary ich łaski nie krępował dłużej/
Mojego męstwa, choćbym je ryczałtem/
Mógł u nich kupić za marne ,,dzień dobry".
SYCYNIUSZ
Sąd, WygnanieZ powodu przeto, że różnymi czasy/
Uwłaczał ludu powadze, szukając/
Środków odjęcia mu władzy, jak tego/
Świeży dał dowód, podniósłszy zbrodniczo/
Rękę nie tylko wobec nietykalnej/
Sprawiedliwości, ale co ważniejsza,/
Na samychże jej wykonawców:/
W imieniu ludu i z mocy służących/
Nam atrybucjiatrybucje --- uprawnienia komuś przysługujące. trybunalnej władzy,/
Wypędzamy go z miasta jednocześnie/
Z tym wyrzeczeniemwyrzeczenie --- tu: orzeczenie.: nie wolno mu odtąd/
Pod karą śmierci wstąpić w bramy Rzymu./
Taka jest wola ludu, tak ma być.
OBYWATELE
Tak ma być! Precz z nim! Niech będzie wygnany!/
Tak ma być!
KOMINIUSZ
Posłuchajcie mnie, moi przyjaciele!
SYCYNIUSZ
Wyrok już zapadł, już po wszystkim.
KOMINIUSZ
Słowo!/
Byłem konsulem i mogę na sobie/
Pokazać znaki nieprzyjaciół Rzymu,/
Kocham ojczyznę uczuciem gorętszym,/
Świętszym i głębszym niż własne me życie,/
Drogą mą żonę, owoc jej żywota,/
Skarb mego rodu. Jeżeli obecnie/
O tym nadmieniam...
SYCYNIUSZ
Wiemy, dokąd zmierzasz./
Cóż tedy?
BRUTUS
Nie ma tu o czym już mówić,/
Wygnany został jako nieprzyjaciel/
Ludu i kraju, niechże się wynosi./
Tak ma być.
OBYWATELE
Tak ma być! Tak ma być! Precz z nim!
KORIOLAN
Duma, TłumPodła, wrzaskliwa psiarnio, której tchnienie/
Jest dla mnie tym, czym wyziew zgniłych bagien/
Której przychylność tyle u mnie warta,/
Ile pobliskość ścierw nie pogrzebionych,/
Zarażająca mi powietrze. Ja to,/
Ja ci powiadam: Precz ode mnie! Zostań,/
Marnij tu w swoim niedołęstwie! Niech was/
Najmniejszy szelest wskroś przejmuje dreszczem!/
Widok wiejących piór nieprzyjacielskich/
Niechaj was w rozpacz wprawia! Używajcie/
Z całą swobodą władzy wypędzania/
Obrońców waszych, aż was wreszcie wasza/
Głupota, która nie widzi, nie czując,/
I nie ma nawet prostego instynktu /
Własnego dobra, odda w obce ręce,/
Które was w kluby wezmą jako bydło/
Nie wydobywszy miecza! Gardząc wami,/
Z wzgardą odwracam się od tego miasta./
Jest ci gdzie indziej jeszcze świat!
Koriolan, Kominiusz, Meneniusz, senatorowie i patrycjusze wychodzą.
EDYLOWIE
Poszedł już, poszedł wróg ludu!
OBYWATELE
Wróg nasz wygnany, poszedł już! Ha! ha!
Lud wydaje okrzyki i rzuca czapki w górę.
SYCYNIUSZ
Idźcie w trop za nim aż do bram,/
Urągajcie mu, jak on wam urągał,/
Oddajcie mu wet za wet, nam zaś dajcie/
Dla bezpieczeństwa straż przez miasto.
OBYWATELE
Idźmy,/
Odprowadźmy go do bram. Niech bogowie/
Strzegą dni naszych szlachetnych trybunów!
Wychodzą.
AKT CZWARTY
SCENA PIERWSZA
Tamże. Przed bramą miasta.
Koriolan, Wolumnia, Wirgilia, Meneniusz, Kominiusz wchodzą z orszakiem młodych patrycjuszów.
KORIOLAN
Połóżcie tamę łzom, bądźcie mi zdrowi;/
Tysiącznogłowy zwierz rogami swymi/
Wybódł mnie z moich progów. Ejże, matko,/
Gdzież jest twój dawny hart? Nieraz mawiałaś,/
Że przeciwności są próbnym kamieniem/
Tęgości ducha; że los pospolity/
Znośnym być może pospolitym ludziom;/
Że kiedy morze jest spokojne, wtedy/
Każda łódź śmiało płynie; że im cięższe/
Ciosy fortuny, tym chlubniejsze rany,/
Jeśli je znosim mężnie i roztropnie./
Tyś we mnie takie wpoiła zasady,/
Które przejęte nimi serce mogły/
Niezwyciężonym uczynić.
WIRGILIA
O bogi!
KORIOLAN
Przestań, kobieto, proszę cię.
WOLUMNIA
Niech czarna/
Zaraza spadnie na ten lud i wszystkie/
Warsztaty jego przepadną!
KORIOLAN
Cóż z tego?/
WygnanieBędą mnie cenić, gdy mnie mieć nie będą./
Matko, zbierz w sobie ów duch, za którego/
Wzniosłym natchnieniem mawiałaś mi nieraz,/
Że gdybyś była żoną Herkulesa,/
Byłabyś była część jego prac wzięła/
Na swój rachunek, aby tym sposobem/
Ulżyć mężowi trudów. Kominiuszu,/
Nie smuć się, bądź zdrów! Żono moja! Matko!/
Żegnam was! Jeszcze mi będzie się szczęścić./
I ty, mój stary, wierny Meneniuszu!/
Łzy twoje słońsze są niż łzy u młodych,/
Mogą ci strawić wzrok. Dawny mój wodzu!/
Widziałem nieraz twoją nieugiętość,/
I tyś był nieraz świadkiem takich rzeczy,/
Na których widok serce mogło stwardnieć,/
Powiedz tym smutnym niewiastom, że szlochać/
Nad nieszczęściami nieuniknionymi/
Równie jest zdrożnym, jak z nich się naśmiewać./
Matko, wiesz dobrze, że niebezpieczeństwa/
Moje kończyły się dotychczas zawsze/
Twoją pociechą; ufaj w to i nadal,/
Chociaż sam jeden idę w świat (jakoby/
Do odludnego legowiska smoka,/
Który dokoła szerzy postrach, wszakże/
Bardziej w podaniach niż w rzeczyw rzeczy (daw.) --- w rzeczywistości, rzeczywiście. istnieje),/
Wiedz, że się wzniosę ponad pospolitość,/
Jeśli zaś tego nie dokonam, padnę/
W sidłach zdradzieckich intryg.
WOLUMNIA
Drogi synu!/
Gdzież się chcesz udać? Weź z sobą na jaki/
Czas Kominiusza, postanów coś naprzód/
Zamiast się puszczać na dzikie koleje/
Ślepego trafu.
KORIOLAN
Bogom się oddaję.
KOMINIUSZ
Ja cię przez miesiąc nie opuszczę, razem/
Będziemy radzić, gdzie stale zamieszkasz,/
Abyś mógł słyszeć o swoich i oni/
Wzajem o tobie, a gdy czas nastręczy/
Sposobną porę, w której byś mógł wrócić,/
Abyśmy wtedy nie potrzebowali/
Pojedynczego po szerokim świecie/
Szukać człowieka i nie utracili/
Korzyści, które nieobecnych zawsze/
Chybiająchybiać --- tu: zaniedbywać, pomijać, zawodzić..
KORIOLAN
Bądźcie zdrowi! Kominiuszu!/
Jesteś już letniletni (daw.) --- mający wiele lat, leciwy. i syty wojennych/
Biesiad, nie tobie tułać się po świecie/
Z kimś, co ma jeszcze niestargane siły;/
Przyjmuję twoje towarzystwo tylko/
Do bramy. Luba żono, droga matko,/
Cni przyjaciele, pójdźcie! Jak odejdę,/
Poślijcie za mną nieme pożegnania/
I uśmiechnijcie się. Pójdźcie! Choć będę/
Z daleka od was, zawsze mieć będziecie/
Ode mnie wieści i nigdy inaczej/
Nie usłyszycie o mnie jak w sposobie/
Godnym przeszłości mojej.
MENENIUSZ
To mi mowa:/
Aż miło słuchać! No, no, dość już tego;/
Idźmy, otrzyjmy łzy! Gdybym mógł strząsnąć/
Jakich dziesiątek lat z tych starych kości,/
Wszędzie bym poszedł za tobą.
KORIOLAN
Daj rękę:/
Idźmy.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Tamże. Ulica w pobliskości bramy.
Sycyniusz i Brutus wchodzą z Edylem.
PolitykaSYCYNIUSZ
Każ im się rozejść, już go nie ma w mieście./
Nie posuwajmy się dalej. Stronnicy/
Jego ze szlachty krzywo na nas patrzą.
BRUTUS
Pokazaliśmy im, co możem; teraz,/
Dopiąwszy swego, trzeba nam się wydać/
Pokorniejszymi naprzeciw tych panów,/
Niżeśmy byli przed dopięciem.
SYCYNIUSZ
Każ się/
Rozejść ludowi: powiedz mu, że jego/
Wróg już ustąpił i że jego prawa/
Znów odzyskały moc.
BRUTUS
Rozpuść ich zaraz.
Edyl wychodzi. Wolumnia, Wirgilia i Meneniusz wchodzą.
Oto nadchodzi jego matka.
SYCYNIUSZ
Zejdźmy/
Jej z drogi.
BRUTUS
Czemu?
SYCYNIUSZ
Oszalała, mówią.
BRUTUS
Już nas spostrzegli; idźmy swoją drogą.
WOLUMNIA
Ha, to wy! Niech was kaźń niebios przywali/
Za wasze dzieło!
MENENIUSZ
Ciszej, ciszej!
WOLUMNIA
Gdybym/
Mogła płacz wstrzymać, usłyszelibyście.../
Lecz posłuchajcie i tak.
do Brutusa, który chce odejść
Zostań.
WIRGILIA
do Sycyniusza
Zostań./
Czemuż nie mogę tak samo powiedzieć/
Do mego męża!
SYCYNIUSZ
Azaliżazaliż (daw.) --- czyż. jesteście/
Męskiego rodu?
WOLUMNIA
Tak, głupcze. Ot głupiec!/
Czyliż to ojciec mój nie był mężczyzną?/
Mamże się tego rumienić? --- Nikczemny,/
Lisi wyrodku, tyżeś to się ważył/
Wygnać człowieka, który w sprawie Rzymu/
Orężem swoim więcej zadał ciosów,/
Niżeś ty twoim językiem słów spłodził.
SYCYNIUSZ
O dobre nieba!
WOLUMNIA
I to szlachetniejszych/
Ciosów niżeli ty słów, z dobrem Rzymu./
Słuchaj no: ale nie, poczekaj jednak:/
Chciałabym, żeby mój syn był w Arabii/
I miał przed sobą całe twoje plemię,/
A w ręku swój miecz.
SYCYNIUSZ
Cóż by stąd wynikło?
WIRGILIA
Co? Położyłby on od razu, pewnie,/
Koniec twojemu pokoleniu.
WOLUMNIA
Temu/
Gniazdu bękartów! Tak szlachetny człowiek,/
Za tyle zasług!
MENENIUSZ
Dajcie pokój, idźmy.
SYCYNIUSZ
Żałuję, że tak nie skończył, jak zaczął,/
I że związawszy tak chwalebny węzeł/
Sam go rozwiązał potem.
BRUTUS
Żałujemy.
WOLUMNIA
TłumŻałosne dusze! A któż to, jeżeli/
Nie wy, podbechtał przeciw niemu motłoch?/
To bydło, które o jego wartości/
Tyle jest w stanie osądzić, ile ja/
O niezbadanych tajemnicach niebios.
BRUTUS
Prosim, was, panie, pozwólcie nam odejść.
WOLUMNIA
Proszę cię, panie, odejdź. Spełniliście/
Czyn bohaterski, triumfujcież teraz;/
Ale pomnijcie, że jako Kapitol/
Przenosiprzenosić (daw.) --- przewyższać. czołem niskie strzechy Rzymu,/
Tak syn mój (mąż tej szlachetnej niewiasty,/
Co ją widzicie tu) przenosi duchem/
Wszystkich was w rumel wziętych.
BRUTUS
Dobrze, dobrze:/
Już idziem.
SYCYNIUSZ
Czegóż tu stoim, u licha,/
Za cel przekąsów szalonej niewiasty?/
Idźmy.
WOLUMNIA
Zabierzcie z tobą modły moje.
Trybunowie odchodzą.
Rada bym, żeby bogowie nie mieli/
Nic do czynienia więcej, jeno spełniać/
Moje przekleństwa! Gdybym tych nędzników/
Raz na dzień tylko mogła mieć przed sobą,/
Pozbyłabym się wnet tego ciężaru./
Który mi tłoczy serce.
MENENIUSZ
Obeszłyście/
Się walnie z nimi, i słusznie: a teraz/
Podobaż się wam spożyć w moim domu/
Małą wieczerzę?
WOLUMNIA
GniewGniew jest moją karmiąkarm (r.ż., daw.) --- pokarm, strawa.:/
Sama się trawię i głodową śmiercią/
Umrę z sytości. Pójdź, córko; zaniechaj/
Tych niedołężnych, nadaremnych żalów;/
Rozpaczaj tak jak ja, na wzór Junony/
Wrąc gniewem. Pójdź, pójdź.
MENENIUSZ
Hańba ci, o Rzymie!
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Droga pomiędzy Rzymem a Ancjum.
Z dwóch stron przeciwnych wchodzą Rzymianin i Wolsk i spotykają się pośrodku.
RZYMIANIN
Znam cię i jestem ci znany: nazwisko twoje Adrian, jeśli się nie mylę.
WOLSK
W istocie tak mnie zowią, ale wasza osoba wyszła mi z pamięci.
RZYMIANIN
Rzymianinem jestem, ale jak ty, służę przeciw Rzymowi; nie poznajeszże mnie teraz?
WOLSK
Nikanor? Wszakże tak?
RZYMIANIN
Ten sam, do usług.
WOLSK
Większą miałeś brodę, kiedym cię widział po raz ostatni, ale mowa twoja uwydatnia rysy twojej twarzy: Cóż tam nowego w Rzymie? Mam polecenie od wolscyjskiego rządu dowiedzieć się, co się u was dzieje! Oszczędziłeś mi dzień drogi.
RZYMIANIN
W Rzymie były niespokojności: lud powstał przeciwko senatorom, patrycjuszom i szlachcie.
WOLSK
Były? A więc się już skończyły? Rząd nasz nic nie wie o tym i czyni wielkie przygotowania do wojny, spodziewając się ich zejść w samym zapale rozruchu.
RZYMIANIN
Gorączka już minęła, ale najmniejsza okazja może ją wzmóc na nowo, bo szlachta tak żywo wzięła do serca wygnanie poczciwego Koriolana, że bardzo myśli o odebraniu wszelkiej władz ludowi i skasowaniu na zawsze trybunów. Tli to tak, powiadam waszmości, i niewiele brakuje do gwałtownego wybuchu.
WOLSK
Koriolan wygnany?
RZYMIANIN
Wygnany, bracie.
WOLSK
Mile przyjęty będziesz z tą wieścią, Nikanorze.
RZYMIANIN
Pora wam jest przyjazna: słyszałem, że cudzą żonę najłatwiej uwieść wtedy, kiedy się z mężem poróżni. Wasz mężny Tullus Aufidiusz poradzi sobie w tej wojnie bez wielkiego trudu, skoro Rzymowi ubył taki jak Koriolan obrońca.
WOLSK
Nie zaśpi też pewnie sprawy. Poczytuję sobie za szczęście, żem się z waszmością tak przypadkowo zdybał; uwalniasz mnie od dalszych zachodów i stawiasz mnie w możności towarzyszenia ci.
RZYMIANIN
Opowiem ci w ciągu drogi dziwne rzeczy o Rzymie; wszystkie się składają na waszą korzyść. Powiadasz więc, że macie armię w pogotowiu?
WOLSK
I to prawdziwie królewską. Już setnicy z centuriami swymi są zaciągnięci, żołd im z góry zapłacono, czekają tylko na rozkaz do pochodu.
RZYMIANIN
Cieszę się, słysząc o takowej ich gotowości, i tuszętuszyć (daw.) --- uważać, sądzić; spodziewać się, mieć nadzieję., że moje przybycie tym mniej im pozwoli stać nieczynnie. Niechże się święci nasze spotkanie; serdeczniem rad z towarzystwa waszmości.
WOLSK
Uprzedzasz mnie waszmość; dla mnie to radość, że mu mogę służyć.
RZYMIANIN
Idźmy teraz razem.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Ancjum. Przed domem Aufidiusza.
Koriolan w pospolitej odzieży przebrany i osłonięty.
KORIOLAN
Porządne to jest miasto, ten gród Ancjum;/
O grodzie, ja to jestem, ten sam, który/
Twoje niewiasty przywiódł o wdowieństwo;/
Przed którym w wirze bitwy padł i skonał/
Niejeden dziedzic tych pięknych budowli./
Nie poznaj ty mnie, boby mnie inaczej/
Twe białogłowy rożnami zakłuły,/
A chłopcy twoi ukamienowali/
W pigmejskiejpigmejska bitwa --- taka jak prowadzona przez Pigmejów, mityczny lud karłów mieszkających w Afryce lub w Indiach, wg legend prowadzących ustawiczną wojnę z żurawiami. bitwie.
Obywatel wchodzi.
Bądź pozdrowion, panie.
OBYWATEL
Nawzajem.
KORIOLAN
Wskażcie mi, jeżeli łaska,/
Gdzie mieszka wielki Aufidiusz. Nie wiecie,/
Czy jest on w Ancjum?
OBYWATEL
Jest i teraz właśnie/
Wyprawia ucztę panom Rady.
KORIOLAN
Gdzie jest/
Dom jego, chciejcie mi, proszę, pokazać?
OBYWATEL
Ot tu, przed wami.
KORIOLAN
Dziękuję waszmości.
Obywatel wychodzi.
O świecie, dziwne są twoje koleje!/
Najprzywiązańsi przyjaciele, którzy/
W dwojgu łon jedno zdali się mieć serce,/
Których godziny, łoże, mienie, jadło,/
Prace, uciechy, wszystko było wspólne,/
Którzy w miłości byli nierozdzielni/
Jako bliźnięta, nagle skutkiem sporu/
O rzecz niewartą szeląga wpadają/
W najzapalczywszą ku sobie nieprzyjaźń./
A z drugiej strony najnieubłagańsi/
Nieprzyjaciele, którym jadowite/
Szepty zawiści i przemyśliwania,/
Jakby mógł jeden drugiemu zaszkodzić,/
Sen przerywały dla bzdurstwa, o którym/
Wspomnieć nie warto, zmieniają się nagle/
W najzagorzalszych przyjaciół i ściśle/
Jednoczą z sobą byt i całą przyszłość./
Tak się ma właśnie ze mną: nienawidzę/
Miejsc mych rodzinnych, a kocham to miasto,/
Którego dotąd byłem wrogiem. Wnijdźmywnijść (daw.) --- wejść.,/
Zabijelizabijeli --- konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: jeśli zabije. mnie, sprawiedliwie zrobi;/
Zostawilizostawili --- konstrukcja z partykułą -li; znaczenie: jeśli zostawi. mnie przy życiu, wyświadczę/
Przysługi jego ojczyźnie.
Wychodzi.
SCENA PIĄTA
Tamże. Sala w domu Aufidiusza.
Muzyka z zewnątrz. Jeden z miejscowych sług wchodzi.
PIERWSZY SŁUGA
Wina, wina, wina! Cóż to za usługa, czy nasi ludzie posnęli?
Drugi sługa wchodzi.
DRUGI SŁUGA
Gdzie Kotus? Pan go woła. Kotusie!
Koriolan wchodzi.
KORIOLAN
Piękny dom, miły zapach uczty wonie,/
Lecz jam do gościa niepodobny.
Pierwszy sługa wraca.
PIERWSZY SŁUGA
Czego chcesz, przyjacielu? Skąd jesteś? Nie ma tu miejsca dla ciebie, proszę cię, wyjdź za drzwi.
Wychodzi.
KORIOLAN
Nie zasłużyłem na lepsze przyjęcie,/
Będąc, czym jestem.
Wchodzi Drugi sługa.
DRUGI SŁUGA
Skąd waść? Czy odźwierny ma oczy z tyłu, że wpuszcza takie figury? Wynoś się, skąd przyszedłeś.
KORIOLAN
Precz!
DRUGI SŁUGA
Precz? Ty sam precz!
KORIOLAN
Jesteś naprzykrzony.
DRUGI SŁUGA
Jaki mi zuch! Zaraz ci lepiej rzecz przełożę.
Wchodzi Trzeci sługa. Pierwszy spotyka się z nim.
TRZECI SŁUGA
Co to za człowiek?
PIERWSZY SŁUGA
Oryginał, jakiego nie widziałem, nie mogę się go pozbyć z domu; poproś no tu naszego pana.
TRZECI SŁUGA
Po coś tu przyszedł, człowieku? Radzę ci, nie zawadzaj tu dłużej.
KORIOLAN
Pozwólcie mi tu stać, moi panowie,/
Nie zrobię krzywdy waszemu ognisku.
TRZECI SŁUGA
Któż waść jesteś?
KORIOLAN
Szlachcic.
TRZECI SŁUGA
Podupadły, widać.
KORIOLAN
W istocie, podupadły.
TRZECI SŁUGA
Proszę cię, mój podupadły szlachcicu, obierz sobie inne stanowisko; tu nie ma miejsca dla waszmości, wynoś się, pókiś cały!
KORIOLAN
Precz, drabie! pilnuj twego obowiązku i idź się napaść szczątkami biesiady.
Odtrąca go.
TRZECI SŁUGA
Cóż to? Nie chcesz? Idź no, kamracie, donieś panu, jakiego tu ma gościa.
DRUGI SŁUGA
Zaraz to zrobię.
Wychodzi.
TRZECI SŁUGA
Gdzie mieszkasz?
KORIOLAN
Pod stropem.
TRZECI SŁUGA
Jakim?
KORIOLAN
Niebieskim.
TRZECI SŁUGA
Pod stropem niebieskim?
KORIOLAN
Wzdyć tak.
TRZECI SŁUGA
Gdzież jest ten strop?
KORIOLAN
W mieście wron i kawek.
TRZECI SŁUGA
W mieście wron i kawek? Patrzcie, co to za osioł! To mieszkasz i z gawronami?
KORIOLAN
Nie, nie jestem przecie sługą twego pana.
TRZECI SŁUGA
Mojego pana śmiesz zaczepiać?
KORIOLAN
Patrz, żebym twojej pani nie zaczepił;/
Dość tego: weź blatblat (daw.) --- taca, płaski, podłużny półmisek na pieczone mięsa. pod pachę i ruszaj!
Wypędza go.
Aufidiusz wchodzi z Drugim sługą.
AUFIDIUSZ
Gdzie jest ten człowiek?
DRUGI SŁUGA
Tu, panie: byłbym go wypchnął jak psa, gdybym się nie był obawiał harmideru narobić w pobliskości panów.
AUFIDIUSZ
Skąd jesteś? Czego chcesz? Jak się nazywasz?/
Czemu nie mówisz? Odpowiadaj, jak się/
Nazywasz?
KORIOLAN
odsłaniając się
Jeśliś mnie jeszcze nie poznał,/
Tullusie, jeśli ci widok mej twarzy/
Nie mówi głośno, kim jestem, zaprawdę,/
Muszę ci moje wymienić nazwisko.
AUFIDIUSZ
Wymień je.
Słudzy oddalają się w głąb sceny.
KORIOLAN
Jest to nazwisko niedźwięczne/
Dla ucha Wolsków, twarde i rażące/
Dla twego.
AUFIDIUSZ
Wymień je. Masz postać groźną,/
W twarzy twej jest coś rozkazującego;/
A choć pokrowiec twe podarte, widnowidno (daw.) --- widać.,/
Że się szlachetny pod nim sprzęt ukrywa./
Jak się nazywasz?
KORIOLAN
Przygotuj się zmarszczyć/
Czoło. Jeszcze mnie teraz nie poznajesz?
AUFIDIUSZ
Nie, nie poznaję cię. Jak się nazywasz?
KORIOLAN
Nazwisko moje, Tullusie, jest Marcjusz./
Jam to ów Kajus Marcjusz, który Wolskom,/
A w szczególności tobie, tyle ciężkich/
Krzywd i klęsk zadał, na poparcie czego/
Posłużyć może nazwa Koriolana,/
Którą mi dano. W nagrodę przebytych/
Mozolnych trudów, srogich niebezpieczeństw/
I krwi przelanej za niewdzięczną ziemię/
Zyskałem tylko ten przydomek: hasło/
Twej sprawiedliwej ku mnie nienawiści./
Kromkrom (daw.) --- oprócz. tego miana nic mi nie zostało./
Dzikość i zawiść ludu, ośmielona/
Ustąpieniami chwiejącej się szlachty,/
Niedbałej o mnie, pochłonęła resztę/
I przyprawiła mnie o to, żem został/
Przez niewolniczą hałastrę sromotnie/
Wygnany z Rzymu. Ta to ostateczność/
Sprowadza mnie dziś do twego ogniska./
Nie myśl, ażebym łudził się nadzieją,/
Że mi zachowasz życie; gdybym bowiem/
Lękał się śmierci, nikogo bym pewnie/
Na całym świecie nie unikał bardziej/
Niż ciebie. Staję tu nie w innym celu,/
Jeno ażebym się skwitowałskwitować się (daw.) --- wyrównać rachunki. z tymi,/
Co mnie skrzywdzili. Jeżeli więc w sercu/
Żywisz gniew, który by rad odwetować/
Własne twe krzywdy i zabliźnić rany/
Twojego kraju, masz sposobność. Przybierz/
Moją niedolę w pomoc doli twojej/
I użyj zemsty mojej za narzędzie/
Twojej korzyści; będę bowiem walczył/
Przeciwko mojej skażonej ojczyźnie/
Z całą wściekłością podziemnych zastępów./
Jeżeli ci to jednak nie dogadza,/
Jeżeli syty walk i znojów nie chcesz/
Dalej próbować szczęścia, w takim razie/
Krótko rzecz możesz skończyć. Syty życia,/
Chętnie ci głowę podaję pod topór,/
Weź ją jak swoją, zmyj dawne urazy./
Niedorzecznością byłoby z twej strony/
Nie wziąć jej, bacząc, żem cię od tak dawna/
Z zawziętą ścigał nienawiścią, z piersi/
Ojczyzny twojej beczki krwi wytoczył,/
Żyć bym mógł jeno ku twemu wstydowi,/
Jeślibym nie mógł żyć ku wyświadczeniu/
Przysług twej sprawie.
AUFIDIUSZ
O Marcjuszu, każde/
Z twych słów wyrwało z serca mego korzeń/
Dawnej niechęci. Choćby mi sam Jowisz/
Z głębi chmur boskie obwieszczając rzeczy/
Powiedział: ,,Tak jest", nie dałbym mu większej/
Wiary niż tobie, szlachetny Marcjuszu./
Pozwól mi objąć ramieniem to ciało,/
O które tylekroć razy miotałem/
Mą jesionową włócznię, aż jej drzazgi/
Lecące w górę zaćmiewały księżyc./
Oto rękojeść miecza obejmując,/
Zobowiązuję się równie żarliwym/
Współzawodnikiem twoim być w przyjaźni,/
Jak mnie nim w boju znajdowałeś, kiedym/
Zajrzączajrzeć (daw.) --- zazdrościć. ci sławy, występował na harc/
Doświadczać twego męstwa. Wiedz nasamprzód,/
Żem kochał dziewkę, którąm wziął za żonę./
Żaden miłośnik nie wzdychał serdeczniej;/
Lecz teraz widząc tu ciebie, cny mężu,/
Radośniej skacze mi serce niż wówczas,/
Kiedym małżonkę moją po raz pierwszy/
Ujrzał wchodzącą w me progi. Tak, Marsie!/
A teraz dowiedz się, żeśmy na nowo/
Zebrali siły. Zakładałem sobie/
Raz jeszcze zmierzyć się z tobą i albo/
Tobie odrąbać tarczę od ramienia,/
Albo dać sobie odciąć ramię. Tyś mnie/
Dwanaście razy pokonał, za każdym/
Co noc marzyłem o spotkaniach z tobą./
Stałeś przede mną we śnie, walczyliśmy,/
Gruchotaliśmy sobie wzajem hełmy,/
Chwytaliśmy się oburącz za gardło,/
I przebudzałem się martwy z rozpaczy,/
Że to był tylko sen. O tak, Marcjuszu,/
Choćbyśmy żadnych zajść nie mieli z Rzymem,/
Żadnych do niego uraz, za to jedno,/
Że ciebie wygnał, wielki bohaterze,/
Podnieślibyśmy całą naszą ludność/
Od lat dwunastu do siedemdziesięciu/
I jako wrzący potok wlelibyśmy/
Żar wojny w wnętrze niewdzięcznego kraju./
Pójdź, pójdź i w dowód przyjacielskich uczuć/
Uściśnij ręce naszym senatorom,/
Którzy mnie przyszli pożegnać; nie później/
Bowiem jak jutro zamierzam się rzucić/
Na posiadłości wasze, choć nie zaraz/
Na samo miasto.
KORIOLAN
Wspierajcie mnie bogi!
AUFIDIUSZ
Jeżeli zatem chcesz, dostojny mężu,/
Sam sprawą zemsty twej kierować, przyjmij/
Połowę mojej władzy i postanów ---/
Ile że jesteś bieglejszy w rzemiośle/
I bliżej zdolny ocenić silniejszą/
I słabszą stronę twej ziemi --- którędy/
Mamy się udać i od czego zacząć:/
Czy zaraz do bram Rzymu zakołatać,/
Czy postrach rzucić, zanim ich zniszczymy,/
Pohulać pierwej w dalszych okolicach./
Ale pójdź; pozwól, bym się przede wszystkim/
Przedstawił moim gościom, którzy z góry/
Na każde twoje zgodzą się żądanie./
Witaj po tysiąc razy! Nigdyś nie był/
Nieprzyjacielem naszym w takim stopniu,/
Jak teraz jesteś przyjacielem, mimo/
Żeś niepoślednio był tym pierwszym. Podaj/
Mi rękę! Niechaj się święci ta chwila,/
W której cię mogę nazwać gościem moim.
Wychodzą Koriolan i Aufidiusz.
Słudzy zbliżają się.
PIERWSZY SŁUGA
Szczególne się rzeczy dzieją.
DRUGI SŁUGA
Świerzbiało mnie coś, żeby go poczęstować lagą, a jednak coś mi szeptało, że jego ubiór fałszywie mówi o jego osobie.
PIERWSZY SŁUGA
Cóż to on ma za rękę! Zakręcił mną w dwóch palcach jak ten, co frygęfryga (daw.) --- wirująca zabawka dziecięca, podobna do bąka. puszcza.
DRUGI SŁUGA
Wyczytałem mu ja z oczu, że w nim jest coś; miał on widocznie w twarzy coś takiego --- nie wiem, jakby to powiedzieć.
PIERWSZY SŁUGA
W istocie, miał coś takiego, jak gdyby --- niech mnie kaci porwą, jeżelim zaraz nie pomyślał --- że w nim jest coś więcej, niż myślałem.
DRUGI SŁUGA
Dalipandalipan (daw.) --- doprawdy, słowo daję; wykrzyknienie podkreślające prawdziwość wypowiedzi., i ja to samo; po prostu mówiąc, nie ma na świecie równego mu człowieka.
PIERWSZY SŁUGA
I ja tak sądzę, ani większego żołnierza, chyba tylko jeden.
DRUGI SŁUGA
Kto, nasz pan?
PIERWSZY SŁUGA
Ani mowy o tym.
DRUGI SŁUGA
On wart sześciu takich.
PIERWSZY SŁUGA
Ejże, chyba nie tyle, ale że większy żołnierz, to pewnapewna (daw.) --- skrócone: rzecz pewna; dziś: pewne..
DRUGI SŁUGA
Prawdę powiedziawszy, nie wysłowię, jakby to można wyrazić, jednakże nasz wódz jedyny jest do obrony miasta.
PIERWSZY SŁUGA
Ba, i do szturmu.
Wchodzi Trzeci sługa.
TRZECI SŁUGA
O mazgaje, o niedołęgi, wiecie, co wam powiem?
PIERWSZY I DRUGI SŁUGA
Co, co, co? Co takiego? Mów.
TRZECI SŁUGA
Nie chciałbym być Rzymianinem za nic w świecie, na jedno by mi wyszło być zbrodniarzem, co go na śmierć wiodą.
PIERWSZY I DRUGI SŁUGA
Dlaczegóż to? Dlaczego?
TRZECI SŁUGA
Dlaczego? A toć to jest ten, co tyle razy na kwaśne jabłko zbił naszego wodza --- Kajus Marcjusz.
PIERWSZY SŁUGA
Na kwaśne jabłko naszego wodza?
TRZECI SŁUGA
Co tam kwaśne jabłko, ale że go nieraz pobił, to pewna.
DRUGI SŁUGA
Dajcie pokój, jesteśmy zgodni kamraci i dobrzy przyjaciele, stał on mu zawsze kością w gardle, sam to słyszałem z jego ust.
PIERWSZY SŁUGA
Prawdę mówiąc, dał on mu się nieraz we znaki. Pod Koriolami, na przykład, popłatał go i pokiereszował jak pieczeń.
DRUGI SŁUGA
Gdyby miał ludożerczą naturę, byłby go był upiekł i pożarł.
PIERWSZY SŁUGA
Cóż nam więcej powiesz?
TRZECI SŁUGA
Na rękach go tam noszą, jak gdyby był rodzonym synem i dziedzicem Marsa; sadowią go na najpierwszym miejscu przy sobie; senatorowie za lada słowem uniżają przed nim łysiny; sam nas wódz nadskakuje mu jak gachgach (daw., gw.) --- kochanek. w zalotach, błogosławi go ręką i z wytrzeszczonym białkiem stoi na czatach jego słów. Ale esencją moich nowin jest to, że nasz wódz rozpadł się na dwie części i że jest tylko połową tego, czym był wczoraj, bo tamten zabrał drugą połowę na prośby i za zgodą całej kompanii. Powiada, że pójdzie natrzeć uszu tym, co bram Rzymu strzegą, że wszystko skosi przed sobą i wolną sobie utoruje drogę.
DRUGI SŁUGA
Bardzo on do tego podobny. Nie wyobrażam sobie człowieka, któremu by bardziej coś takiego z oczu patrzało. Jak powiedział, tak zrobi.
TRZECI SŁUGA
Nie ma kwestii, że zrobi; bo trzeba wam wiedzieć, moi panowie, że tyluż ma przyjaciół, co i nieprzyjaciół, tylko że owi przyjaciele, mówiąc między nami, nie śmią, widzicie, pokazać się, że tak powiem, jego przyjaciółmi, dopóki jest dyskredowanydyskredowany --- przekręcone przez mówiącego: dyskredytowany..
PIERWSZY SŁUGA
Dyskredowany! Co to znaczy?
TRZECI SŁUGA
Ale skoro zobaczą, że mu się grzebień podniósł i że mu krew nie skrzepła, powyłażą z kryjówek jak króliki po deszczu i skakać zaczną wkoło niego.
PIERWSZY SŁUGA
Rychłoż rozpocznie działanie?
TRZECI SŁUGA
Jutro, dziś, teraz, zaraz. Usłyszycie kotły dziś jeszcze po południu, będzie to niejako na wetywety (daw.) --- deser.; nie otrą ust, a już hasło zabrzmi.
WojnaDRUGI SŁUGA
Tak więc świat znowu się rozrucha. Pokój na to jest tylko, żeby żelazo rdzewiało, żeby się krawcy mnożyli i fabrykanci rymów.
PIERWSZY SŁUGA
Bodaj to wojna, i ja mówię; ona a pokój to tak jak dzień i noc, rześko na niej, ruchawo, głośno i swobodnie. A pokój to prawdziwy letarg, paraliż: ckliwy, głuchy, ospały, nieczuły, i więcej płodzi bękartów, niż wojna zabija ludzi.
DRUGI SŁUGA
Tak, tak, i jeżeli wojna pod pewnym względem może się zwać gwałcicielem, to niezaprzeczenie pokój śmiało można nazwać przyprawiaczem rogów.
PIERWSZY SŁUGA
I przyprawiaczem ludzi o to, że jedni drugich nienawidzą.
TRZECI SŁUGA
Racja zaś w tym, że wtedy mniej potrzebują jedni drugich. Niech więc żyje wojna! Kładę mieszek w zakład, że wkrótce Rzymianie tak będą tani jak Wolskowie! Wstają od stołu, wstają od stołu!
WSZYSCY TRZEJ
Śpieszmy, śpieszmy, śpieszmy!
Wybiegają.
SCENA SZÓSTA
Rzym. Plac publiczny.
Wchodzą Sycyniusz i Brutus.
SYCYNIUSZ
Nic coś nie słychać o nim, w każdym razie/
Nie mamy się go potrzeby obawiać./
Pokój obecny i spokojność ludu,/
Który niedawno jeszcze tak się burzył,/
Bezsilnym czynią wszelki jego zamach./
Świat idzie swoim trybem na przekorę/
Jego stronnikom, którzy by woleli,/
Aczkolwiek może z własną swoją szkodą,/
Widzieć wichrzące po ulicach tłumy/
Niżeli cichą czynność rzemieślnika/
Śpiewającego przy pracy i raźnie/
Zwijającego się koło warsztatu.
Wchodzi Meneniusz.
BRUTUS
W poręśmy wzięli się do rzeczy. Wszak to/
Meneniusz.
SYCYNIUSZ
On sam. Od pewnego czasu/
Wygrzeczniał stary! Witaj, panie.
MENENIUSZ
Witam/
Waszmościów.
SYCYNIUSZ
Ten wasz Koriolan niewielką/
Jakoś po sobie próżnię pozostawił,/
Chybaby może między przyjaciółmi./
Rzeczpospolita stoi i będzie,/
Choćby się nie wiem jak zżymał.
MENENIUSZ
Tak, jak jest, dobrze jest, byłoby jednak/
Nierównie lepiej, gdyby był miał władzę/
Nad sobą.
SYCYNIUSZ
Gdzież on się teraz obraca?/
Nie słyszeliście nic?
MENENIUSZ
Nic nie słyszałem./
I jego matka, jego żona także/
Nic nie słyszały.
Wchodzi trzech czy czterech obywateli.
OBYWATELE
Niech wam bogowie płacą!
SYCYNIUSZ
Dobry wieczór,/
Sąsiedzi.
BRUTUS
Dobry wieczór, dobry wieczór.
PIERWSZY OBYWATEL
Powinniśmy się z żonami i z dziećmi/
Na klęczkach dzień w dzień modlić za was.
SYCYNIUSZ
Żyjcie/
I prosperujcie!
BRUTUS
Bądźcie zdrowi. Gdyby/
Was był Koriolan tak jak my miłował!
OBYWATELE
Poruczamy was bogom.
OBAJ TRYBUNOWIE
Bądźcie zdrowi.
Wychodzą obywatele.
SYCYNIUSZ
Lepsze to dzisiaj czasy i weselsze/
Niż owe, kiedy ciż sami ludziska/
Biegali, ,,gwałtu!" krzycząc.
BRUTUS
Kajus Marcjusz/
Niepospolitym, prawda, był żołnierzem,/
Ale zuchwałym nad wszelkie pojęcie,/
Dumnym, wyniosłym, samolubnym.
SYCYNIUSZ
Pełnym/
Uzurpatorskich uroszczeń.
MENENIUSZ
Nie sądzę.
SYCYNIUSZ
Bylibyśmy się o tym przekonali,/
Niech no by tylko był został konsulem.
BRUTUS
Bogowie strzegli nas i uchronili/
Rzym od tyranii.
Wchodzi Edyl.
EDYL
Cześć wam, trybunowie./
Jakiś niewolnik przytrzymany przez nas/
Wskutek badania zeznał, że Wolskowie/
Dwoma wojskami wtargnęli w granice/
Rzymu i z wściekłą zawziętością niszczą,/
Co tylko im się nawinie.
MENENIUSZ
Aufidiusz/
Nie traci czasu, widzę. Usłyszawszy/
O oddaleniu Marcjusza, na nowo/
Wystawia rogi, które, przytulone/
W skorupie, ruszyć się z miejsca nie śmiały,/
Dopóki Marcjusz bronił Rzymu.
SYCYNIUSZ
Co tam/
Waszmość nam prawisz o Marcjuszu?
BRUTUS
Każcie/
Wychłostać tego rozsiewacza bajek./
To być nie może, Wolskowie by z nami/
Nie śmieli zerwać.
MENENIUSZ
Nie śmieliby zerwać?/
To być nie może? Że może być, mamy/
Przykłady, ja sam trzy razy widziałem/
Coś podobnego. Zanim ukarzecie/
Tego człowieka, dowiedzcie się wprzódy,/
Skąd on zaczerpnął tę wieść, moglibyście/
Go bowiem skrzywdzić, jeżeli rzetelną/
Prawdę podając, uprzedził was o tym,/
Co nam istotnie grozi.
SYCYNIUSZ
Przestań waćpan./
To być nie może.
BRUTUS
To bajka wierutna.
Wchodzi Goniec.
GONIEC
Szlachta w największym poruszeniu spieszy/
Do sali obrad, doszła ją wiadomość/
Przerażająca.
SYCYNIUSZ
To ten pies niewolnik./
Wysypcie mu sto plagplagi (daw.) --- uderzenia batem, kijem, rózgą itp. na środku rynku,/
On to narobił tego swym zeznaniem!/
On to.
GONIEC
Zeznanie tego niewolnika/
Sprawdza się, panie; oprócz tego chodzi/
Straszniejsza jeszcze wieść.
SYCYNIUSZ
Jeszcze straszniejsza?
GONIEC
Dość głośno mówią (o ile to prawda,/
Nie wiem), że Kajus Marcjusz w połączeniu/
Z Aufidiuszem znaczne wojska wiedzie/
Przeciw Rzymowi i przysięga zemstę/
Tak wielką, jak jest wielki przeciąg czasu/
Między najmłodszym a najstarszym wiekiem.
SYCYNIUSZ
Niepodobnego w tym nic nie ma.
BRUTUS
Jest to/
Po prostu wymysł, dążący do tego,/
Ażeby słabsi ludzie zapragnęli/
Mieć znów Marcjusza w Rzymie.
SYCYNIUSZ
Próżny fortel.
MENENIUSZ
Nie ma w tym ani cienia podobieństwa,/
On i Aufidiusz tak się z sobą zgodzą/
Jak najsprzeczniejsze żywioły.
Wchodzi Drugi goniec.
Wojna, Polityka, ZemstaGONIEC
Panowie!/
Senat was wzywa: masy wojsk pod wodzą/
Kaja Marcjusza i Aufidiusza/
Pustoszą naszą ziemię, już zajęły/
Znaczną część kraju, spaliwszy i wziąwszy,/
Co im stanęło na drodze.
Wchodzi Kominiusz.
KOMINIUSZ
Cieszcie się z swego dzieła!
MENENIUSZ
Cóż się stało?
KOMINIUSZ
Dopomogliście gwałcić córy wasze,/
Dopomogliście, żeby wam na głowy/
Dachy zrzucano, żeby wam pod nosem/
Żony hańbiono!
MENENIUSZ
Nieba! Cóż się stało?
KOMINIUSZ
Żeby świątynie wasze do ostatniej/
Cegły runęły i owe swobody,/
O które tak wam chodziło, zmalały/
I znikczemniały tak, iżby je można/
W najlichszą dziurę wsadzić.
MENENIUSZ
Cóż się stało?/
Piękneście dzieło osnuli. Na bogi,/
Mów, co się stało? Jeżeliby Marcjusz/
Miał się połączyć z Wolskami...
KOMINIUSZ
Jeżeli!/
On jest bożyszczem ich, jest dla nich jakimś/
Wyższym jestestwem, które nie natura/
Wydała, ale jakieś inne bóstwo/
Z lepszego ludzi lejące metalu./
Prowadzi ich, jak chce, a oni idą/
W trop za nim przeciw nam, frycomfryc (daw.) --- nowicjusz, początkujący., tak ufnie/
Jak chłopcy, co za motylami gonią,/
Lub jak rzeźnicy idący na szlachtuzszlachtuz (daw., z niem. Schlachthaus) --- rzeźnia./
Muchy zabijać.
MENENIUSZ
Oto wasze dzieło,/
Wasze i waszej fartuchowej zgrai./
Otóż to skutek waszego wspólnictwa/
Z tymi, co mają powalane łapy,/
A dech cuchnący czosnkiem.
KOMINIUSZ
On wam strząśnie/
Rzym na kark.
MENENIUSZ
Tak jak Herkules trząsł z drzewa/
Dojrzały owoc.Tak jak Herkules trząsł z drzewa dojrzały owoc --- jedną z dwunastu prac mitycznego herosa i siłacza Heraklesa (w mit. rzym. Herkulesa) było zdobycie złotych jabłek z jabłoni rosnącej w ogrodzie nimf Hesperyd. Piękneście nam żniwo/
Zasieli!
BRUTUS
Ale czy to tylko prawda?
KOMINIUSZ
Czy prawda? Prędzej zbledniecie jak trupy,/
Niż się dowiecie o czym innym. Wszystkie/
Powiaty rokosz podnoszą radośnie./
Kto się opiera odważnym szaleństwem,/
Śmiech tylko wzbudza i pada ofiarą/
Głupiej stałości. Można mu to zganić?/
Wy sami łącznie z wrogami waszymi/
Musicie przyznać mu słuszność.
MENENIUSZ
Jedynie/
Jego wspaniałośćwspaniałość (daw.) --- wspaniałomyślność. może nas ocalić.
KOMINIUSZ
I któż go o nią poprosi? Trybunom/
Wstyd nie otworzy ust, lud zasługuje/
Na jego litość tak jak wilk na litość/
Owczarza, jego przyjaciele także/
Nie mogą się z tym odezwać, bo gdyby/
Mu powiedzieli: ,,Oszczędź Rzym", podobną/
Niesprawiedliwość by mu wyrządzili,/
Jak ci, co jego ściągnęli nienawiść,/
I okazaliby się przez to jego/
Nieprzyjaciółmi.
MENENIUSZ
Niestety, to prawda!/
Gdybym go widział podpalającego/
Mój dom, nie miałbym czołanie mieć czoła (daw.) --- nie mieć wstydu, honoru. mu powiedzieć:/
,,Folguj"folgować (daw.) --- traktować łagodniej. . Pięknieście nas wykierowali,/
Trzymając z stekiem partaczów! Piękneście/
Spartali dzieło!
KOMINIUSZ
Wyście to przywiedli/
Rzym o wstrząśnienie, któremu zaradzić/
Niepodobieństwemniepodobieństwo (daw.) --- coś nieprawdopodobnego a. niemożliwego. jest prawie.
TRYBUNOWIE
Nie mówcie,/
Że to my.
MENENIUSZ
Nie wy! Któż więc? Może senat?/
Myśmy sprzyjali mu, ale jak bydło/
Rozbrataliśmy szlachetność z szlachectwem,/
Ustąpiwszy wam i dawszy go z miasta/
Wysykać waszym szczekaczom.
KOMINIUSZ
Zawyją/
Oni wnet za nim. Tullus Aufidiusz,/
Pierwszy mąż po nim, słucha jego skinień,/
Jak gdyby jego był podwładnym. Rozpacz/
Jedyną tarczą jest, jedyną siłą,/
Jaką im możem przeciwstawić.
Wchodzi gromada obywateli.
MENENIUSZ
TłumOto/
Szanowna gawiedź. Aufidiusz jest tedy/
Z nim razem? Wyście to zapowietrzyli/
Rzym, podrzucając swoje przepocone,/
Plugawe czapki, wtenczas gdy Koriolan/
Szedł na wygnanie. Zbliża się on teraz,/
A każdy włos tych, co mu towarzyszą,/
Biczem jest na was. Ilu niedołęgów/
Rzucało czapki, tylu głąbów gardłem/
Zapłaci za głos, co im wyszedł z gardła./
Nie ma co mówić; chociażby nas wszystkich/
Spalił na węgiel, jeszcze by miał słuszność.
OBYWATELE
Straszne nas rzeczy dochodzą.
LudPIERWSZY OBYWATEL
Co do mnie,/
Kiedy mówiłem: ,,Wygnać go", mówiłem/
Także, że szkoda by go było wygnać.
DRUGI OBYWATEL
I ja także.
TRZECI OBYWATEL
I ja także, i prawdę mówiąc, wielu z nas tak samo mówiło. Cokolwiek zrobiliśmy, zrobiliśmy w najlepszej myśli; i chociażeśmy dobrowolnie zgodzili się, żeby go wygnać, stało się to jednak mimo woli naszej.
KOMINIUSZ
Poczciwe dusze z was!
MENENIUSZ
Nawarzyliście/
Kwaśnego piwa, wypijcież je teraz./
Udamy się na Kapitol?
KOMINIUSZ
A jakże,/
Tam przede wszystkim.
Wychodzą Kominiusz i Meneniusz.
SYCYNIUSZ
Wracajcie do domów,/
Nie przypuszczajcie obawy: to klika;/
Oni by radzi, żeby było prawdą/
To, co na pozór tak ich trwoży! Idźcie,/
Idźcie do domów i nie okazujcie/
Najmniejszej trwogi.
PIERWSZY OBYWATEL
Niech się bogowie nad nami zmiłują! Chodźcie, bracia, wracajmy do domów. Ja zawsze mówiłem, żeśmy nie mieli racji go wypędzać.
DRUGI OBYWATEL
Wszyscyśmy to mówili. Cóż robić! Wracajmy do domów.
Wychodzą obywatele.
BRUTUS
Nie podobają mi się te nowiny.
SYCYNIUSZ
I mnie tak samo.
BRUTUS
Idźmy na Kapitol./
Chętnie bym oddał połowę fortuny,/
Żeby to było bajką.
SYCYNIUSZ
Idźmy, idźmy.
Wychodzą.
SCENA SIÓDMA
Obóz w niewielkiej odległości od Rzymu.
Wchodzi Aufidiusz z swym Powiernikiem.
AUFIDIUSZ
Czy jeszcze wszystko bije czołem temu/
Rzymianinowi?
POWIERNIK
Nie pojmuję, jaką/
Moc czarodziejską posiada ten człowiek:/
On staje naszym żołnierzom za przedmiot/
Modłów przed stołem, rozmów w czasie jadła,/
Podzięk przy końcu biesiad; ty zaś, panie,/
Bledniesz nieznacznienieznacznie --- niezauważalnie, niepostrzeżenie. w oczach własnych ludzi.
AUFIDIUSZ
Nie mogę temu na teraz zaradzić,/
Bo przedsiębiorąc coś przeciwko temu,/
Zwichnąłbym nasze plany. Takiej dumy,/
Jakiej sam teraz od niego doświadczam,/
Nie przypuszczałem: mianowicie wtenczas,/
Kiedym mu moje otwierał objęcia./
Natura jego niepoprawna; darmo,/
Trzeba zabaczaćzabaczać (daw.) --- zapominać. i znosić to, czego/
Zmienić nie można.
POWIERNIK
Wolałbym był jednak/
(Dla twego dobra, panie), żebyś nie był/
Dzielił z nim władzy, lecz żebyś albo/
Na siebie przyjął cały onej ciężar,/
Albo zupełnie jemu go zostawił.
AUFIDIUSZ
Zrozumiałem cię dobrze i bądź pewny,/
Że skoro przyjdzie z nim do porachunku,/
Będę mu takie mógł stawić zarzuty,/
Jakich się ani domyśla. Na pozór/
Zdaje się wprawdzie, i on sam rozumie,/
Że dobrze rzeczy prowadzi, że cały/
Wylanywylany (daw.) --- ofiarny, życzliwy, serdeczny. jest dla sprawy Wolsków. Walczy/
Jak smok i ledwie miecz z pochwy dobędzie,/
Jużci i pobił; jest jednak coś, czego/
Jeszcze nie zrobił; coś, co albo jemu/
Kark skręci, albo mój na szwank narazi,/
Jeżeli kiedy przyjdzie między nami/
Do porachunku.
POWIERNIK
Rozumieszli, panie,/
Że on zdobędzie Rzym?
AUFIDIUSZ
Wszystkie obronne/
Miejsca poddają mu się bez oporu/
I szlachta rzymska trzyma jego stronę;/
Senatorowie i patrycjusze/
Także są za nim: trybunowie --- zera/
W sprawie wojennej; a lud ich zarówno/
Pochopny będzie wezwać go na powrót,/
Jak był skwapliwy wygnać go. Ja mniemam,/
Że Rzym tym będzie dla niego, czym ryby/
Są dla morskiego orła, który one/
Porywa mocą naturalnej władzy./
Służył on zrazu zaszczytnie Rzymowi,/
Ale nie umiał z jednostajnym zawsze/
Umiarkowaniem piastować zaszczytów./
Czyliczyli (daw.) --- czy. to była duma, nazbyt często/
Pociągająca szczęśliwych za metę/
Danej im doli, czyli brak zdrowego/
Rozsądku w trafnym użyciu wypadków,/
Których był panem, czy wreszcie natura,/
Która nie dając mu być tym, czym nie był,/
Nie pozwoliła mu twardego hełmu/
Złożyć na miękkim krześle i szeptała,/
Że surowością równie dobrze można/
W pokoju rządzić jak na wojnie. Mniejsza/
Czy to, czy owo, dosyć, że coś z tego/
(Bo on wszystkiego tego ma po trochu,/
Po trochu, mówię; nie powiem, że wszystko),/
Dość, że coś z tego zrobiło go strasznym,/
Znienawidzonym, a wreszcie wygnańcem./
Zasługi jego same się zabiły/
Tym, że za bardzo wychodziły na wierzch./
Niezaprzeczenie cnoty nasze leżą/
W opinii świata; wszelka zaś potęga,/
Jakkolwiek w sobie chwalebna, znajduje/
Grób na mównicy, z której siebie chwali./
Płomień ruguje płomień, falę fala./
Prawo praw, siła sił budowę zwala./
Idźmy, Marcjuszu, jeśli Rzym posiędziesz,/
Biada ci wtedy; bo wnet moim będziesz.
Wychodzą.
AKT PIĄTY
SCENA PIERWSZA
Rzym. Plac publiczny.
Wchodzi Meneniusz, Kominiusz, Sycyniusz, Brutus i inni.
MENENIUSZ
Nie, ja nie pójdę; słyszeliście sami,/
Co mówił dawny wódz jego, któremu/
On tak był drogi. On mnie wprawdzie kiedyś/
Ojcem nazywał, ale cóż stąd? Wyście/
Go wypędzili, wy idźcie do niego;/
Idźcie na milę przed jego namiotem/
Paść na kolana i na klęczkach pełzać,/
Żebrającżebrając --- dziś popr.: żebrząc. jego przebaczenia. Kiedy/
On Kominiusza wzbraniał się wysłuchać,/
Ja ani kroku nie zrobię.
KOMINIUSZ
Nie chciał mnie poznać nawet.
MENENIUSZ
Czy słyszycie?
KOMINIUSZ
Raz mnie jednakże nazwał po imieniu:/
Zakląłem go na dawne nasze związki,/
Na krew, którąśmy przelewali razem,/
Ale on głuchy był na te zaklęcia./
Zaparł się wszelkich nazw dotychczasowych;/
Powiedział, że jest czymś nieokreślonym,/
Czymś bezimiennym, że sobie dopiero/
Zamierza ukuć nazwisko w płomieniach/
Palącego się Rzymu.
MENENIUSZ
Cóż wy na to?/
Pięknychście rzeczy narobili; to mi/
Para trybunów, co się przez patriotyzm/
Starała o to, żeby w Rzymie węgle/
Staniały. Będą wam pomniki stawiać.
KOMINIUSZ
Napomknąłem mu, jaką by to było/
Monarchy godną wspaniałomyślnością/
Przebaczyć tam, gdzie ani śmią rachowaćrachować na coś (daw.) --- dziś: liczyć na coś./
Na przebaczenie; a on odpowiedział,/
Że to jest śmieszna rzecz, aby karzący/
Ukaranego o łaskę prosili.
MENENIUSZ
Wybornie; mógłże powiedzieć inaczej?
KOMINIUSZ
Usiłowałem obudzić w nim czułość/
Na dolę jego prywatnych przyjaciół./
Odrzekł mi na to, że trudno mu zdrową/
Słomę wybierać ze stosu zepsutej,/
Zbutwiałej mierzwy; że gwoligwoli (daw.) --- z powodu. jednego/
Albo dwóch biednych ziarn, byłoby głupstwem/
Nie puszczać z dymem barłogu i wąchać/
Coś, co obraża nos.
MENENIUSZ
Gwoli jednego/
Albo dwóch biednych ziarn? Ja, jego matka,/
Żona, syn, nawet ten szanowny człowiek,/
Jesteśmy biedne ziarna; wy jesteście/
Zbutwiałą mierzwą, której odór bije/
Nad księżyc; dla was wszyscy musim spłonąć.
SYCYNIUSZ
Nie, nie, uspokój się, panie. Jeżeli/
Nam odmawiacie pomocy w tej nigdy/
Nieprzewidzianej toni, nie zwalajcie/
Na nas przynajmniej całej winy. Pewni/
Jesteśmy jednak, że gdybyście chcieli/
W tej opłakanej odezwać się sprawie,/
Głos wasz dopomógłby ojczyźnie bardziej/
Niż wszelkie wojska, które byśmy mogli/
Zebrać naprędce.
MENENIUSZ
Nie, nie chcę się wcale/
W to mieszać.....
SYCYNIUSZ
Błagam was, pójdźcie do niego.
MENENIUSZ
Po cóż ja tam mam pójść?
BRUTUS
Po to jedynie,/
Żeby spróbować, co wpływ wasz u niego/
Wskórać potrafi dla zbawienia Rzymu.
MENENIUSZ
A jeśli on mnie tak jak Kominiusza/
Z niczym odprawi, to cóż wtedy? Jeśli/
Niewysłuchany, obrażony jego/
Nieuprzejmością, z kwitkiem do was wrócę,/
To i cóż wtedy?
SYCYNIUSZ
Wtedy Rzym wam będzie/
Za waszą dobrą chęć obowiązany/
Z uwagi, żeście czynili, co mogli,/
Dla jego dobra.
MENENIUSZ
Dobrze więc, spróbuję./
Rozumiem, że mnie wysłucha; że jednak/
Mógł się oburknąć i zacisnąć zęby,/
Kiedy Kominiusz go odwiedził, to mnie/
Zbija z terminuzbijać z terminu --- zbijać z tropu.. Snadź wtedy był nieswój,/
Musiał być jeszcze przed obiadem. Kiedy/
Żyły niepełne, krew w człowieku chłodna,/
Zrzędni jesteśmy i niezdolni baczyć/
Ani przebaczyć; kiedy zaś, przeciwnie,/
Winem i jadłem dobrze wprzód opatrzym/
Owe kanały i duktadukt --- droga leśna; dziś popr. lm: dukty. krwi, wtedy/
Wnet nasze dusze giętszymi się stają,/
Niż kiedy pościm jak kapłani. Czekać/
Więc będę, aż pod dietetycznym względem/
Usposobiony będzie odpowiednio;/
Wtedy dopiero szturm przypuszczę.
SYCYNIUSZ
Wiecie/
Najlepiej, panie, jaką obrać drogę/
Do jego serca, i fatyga wasza/
Nie może chybić celu.
MENENIUSZ
Na poczciwość,/
Zrobię, co mogę, i wkrótce się dowiem,/
Jak wiele mogę.
Wychodzi.
KOMINIUSZ
On go nie wysłucha.
SYCYNIUSZ
Nie?
KOMINIUSZ
Nie, powiadam wam. On siedzi w złocie,/
Wzrok mu się iskrzy, jakby chciał Rzym spalić,/
A litość jego jest spętanym więźniem/
Jego urazy. Uklęknąłem przed nim;/
Półgębkiem rzekł mi: ,,Powstań", i niedbałym/
Skinieniem ręki pokazał mi wyjście./
Co postanowił zrobić i od czego/
Z mocy przysięgi odstąpić nie może./
W przysłanym liście oznajmił mi potem,/
Dodając, iż nam pozostaje tylko/
Poddać się jego warunkom./
Jeśli go matka nie zmiękczy i żona,/
Które, jak słyszę, mają go pójść błagać/
O łaskę, żadnej już nie ma nadziei./
Idźmy więc do nich, panowie, i prośmy,/
Aby zabiegi swoje przyspieszyły.
Wychodzą.
SCENA DRUGA
Forpoczty Wolsków przed Rzymem. Warty na posterunkach.
Wchodzi Meneniusz.
PIERWSZY WARTOWNIK
Stój! Skąd?
DRUGI WARTOWNIK
Stój! Nazad!
MENENIUSZ
Pełnicie służbę po ludzku, to dobrze;/
Ale za wielkim waszym pozwoleniem/
Przychodzę tutaj w poselstwie, w poselstwie/
Do Koriolana.
PIERWSZY WARTOWNIK
Od kogo?
MENENIUSZ
Od Rzymu.
PIERWSZY WARTOWNIK
Nie przejdziesz, wasze, wracaj, skąd przyszedłeś;/
Koriolan nie chce już słyszeć o Rzymie.
DRUGI WARTOWNIK
Prędzej ujrzycie Rzym w płomieniach, niż się/
Z nim rozmówicie.
MENENIUSZ
Moi przyjaciele,/
Musiał wam pewnie wasz wódz nieraz prawić/
O Rzymie i o przyjaciołach, których/
W nim pozostawił; można więc sto stawić/
Przeciw jednemu, że i moje miano/
Was doszło: jestem Meneniusz.
PIERWSZY WARTOWNIK
Być może;/
Idź waść zdrów, mości Meneniuszu, siła/
Waszego miana nic tu nie poradzi.
MENENIUSZ
Mówię ci przecie, chłopcze, żem przyjaciel/
Twojego wodza; żywą byłem księgą/
Jego chwalebnych dzieł, w której to księdze/
Ludzie czytali szeroko i długo/
O jego sławie niezrównanej; bom ja/
Moich przyjaciół (których on jest głową)/
Zawsze wystawiał w tak korzystnym świetle,/
Na jakie tylko prawda bez uszczerbku/
Zgodzić się mogła. Ba, czasami nawet/
Przeholowałem i chwaląc go, pchnąłem/
Prawdę jak kulę po gładkiej płaszczyźnie/
Za rzeczywisty jej obręb: dlatego/
Musisz mnie puścić, chłopcze.
PIERWSZY WARTOWNIK
Chociażbyś był waszmość tyle kłamstw na jego korzyść powiedział, ileś tu w swoim interesie słów uronił, nie przejdziesz, dalipan, nie przejdziesz; chociażby równy zaszczyt przynosiło kłamać jak żyć poczciwie. Dlatego proszę nazad.
MENENIUSZ
Zważ, mój przyjacielu, że się nazywam Meneniusz; że to nazwisko figurowało zawsze na czele listy przyjaciół twego wodza.
DRUGI WARTOWNIK
Jeżeliś waszmość z przyjaźni ku niemu pełnił urząd kłamcy (jak to sam wyznajesz), ja z mojego urzędu oświadczam ci po prawdzie, że nie przejdziesz. Zawróć się więc i odejdź.
MENENIUSZ
Powiedzcie mi, czy jadł on już obiad? Bo nie chciałbym z nim mówić przed obiadem.
PIERWSZY WARTOWNIK
Jesteś waść Rzymianinem czy nie jesteś?
MENENIUSZ
Jestem nim, tak dobrze jak i wasz wódz.
PIERWSZY WARTOWNIK
Powinien byś więc nienawidzić Rzym, tak jak on go nienawidzi. Jak to? Wyforowaliściewyforować (daw.) --- wyrzucić. najdzielniejszego swego obrońcę, w przystępie ślepego szału oddaliście tarczę waszą w ręce nieprzyjaciół i spodziewacie się zakląć jego zemstę babskimi jękami, dziewiczymi załamywaniami rąk i niedołężnymi instancjamiinstancja (daw., z łac.) --- wstawiennictwo, poparcie. takiego starca gaduły jak waszmość? Jak wam może przejść przez głowę, żeby tak słaby oddech mógł zdmuchnąć grożący Rzymowi pożar? Mylicie się grubo. Dlatego zawróć się, waszmość, do Rzymu i gotuj się na śmierć wraz z drugimi. Zapadł już dekret na was; przysięga naszego wodza zagradza wam wszelką drogę do frysztufryszt (daw., z niem.) --- odłożenie sprawy, zawieszenie broni. i ułaskawienia.
MENENIUSZ
Milcz, drabie; gdyby twój komendant wiedział, że tu jestem, obszedłby się ze mną z uszanowaniem.
DRUGI WARTOWNIK
Idź waść, nasz komendant nie wie nawet, czy waść jesteś na świecie.
MENENIUSZ
Mówię o waszym wodzu.
PIERWSZY WARTOWNIK
Nasz wódz nie troszczy się o waści. Jeszcze raz, odstąp waść, jeżeli nie chcesz, żebym z twojego ciała wyprosił resztę krwi, co się w nim kołacze. Nazad! Oto ostatnie słowo: nazad!
MENENIUSZ
Ależ posłuchaj, posłuchaj.
Wchodzą Koriolan i Aufidiusz.
KORIOLAN
Co się tu dzieje?
MENENIUSZ
Zaraz mi ty inaczej śpiewać będziesz, zuchwały zawalidrogo; dowiesz się, jak się ze mną trzeba obchodzić, i że lada drągal na placówce nie może mi bronić przystępu do mego syna Koriolana. Bacz na rozmowę moją z nim i wnioskuj, ażaliażali a. azali (daw.) --- czy, czyż. zasługujesz na szubienicę lub na inny jaki rodzaj śmierci, dłuższy dla widzów i cięższy dla ciebie; słuchaj i truchlej, myśląc, co cię czeka.
obraca się do Koriolana
Niech nieśmiertelni bogowie na nieustającym posiedzeniu radzą o twej prywatnej pomyślności i niech cię miłują, tak jak cię miłuje stary twój przyjaciel Meneniusz! O synu, synu mój! Ty nam pożogę gotujesz; patrz, tu jest woda do ugaszenia jej. Zaledwie mnie nakłoniono, żebym się udał do ciebie, ale przekonany, że oprócz mnie nikt cię nie potrafi wzruszyć, podałem ucho naglącym mnie westchnieniom i oto staję przed tobą: zaklinam cię, przebacz Rzymowi i żebrzącym łaski twej współrodakom. Niech litościwi bogowie ukoją twój gniew i zwrócą szczątki jego na tego tu hultaja, który jak kloc zagradzał mi drogę do ciebie.
KORIOLAN
Precz!
MENENIUSZ
Jak to? Precz?
KORIOLAN
Nie znam cię; nie znam matki, żony, dziecka,/
Nikogo. Wszystko, co się mnie dotyczy,/
Należy dzisiaj do kogo innego./
Choć zemsta, którą tchnę, moja jest własna,/
Jej umorzenie leży w piersiach Wolsków./
Niech raczej czarna niepamięć ze szczętem/
Zatrze ślad naszej dawnej zażyłości,/
Niżby ją litość miała budzić. Odejdź!/
Twardsze są uszy moje dla próśb waszych/
Niż bramy wasze dla mojej potęgi./
Ponieważ jednak był czas, żem ci sprzyjał./
Weź to: pisałem to dla ciebie, starcze.
oddaje mu list
I miałem przesłać ci przez gońca. Nie chcę/
Z ust twoich słyszeć ani słowa więcej./
Patrz, Aufidiuszu, ten człowiek był pierwszym/
Mym przyjacielem w Rzymie: widzisz jednak...
AUFIDIUSZ
Stałość ta czyni ci zaszczyt.
Wychodzą Koriolan i Aufidiusz.
PIERWSZY WARTOWNIK
No i cóż, mości panie, nazywasz się przecie Meneniusz?
DRUGI WARTOWNIK
To istne czarodziejskie słowo. Patrzże teraz, którędy droga do domu.
PIERWSZY WARTOWNIK
Kaducznie nas zmyto za daną waszej wielmożności odprawę.
DRUGI WARTOWNIK
Z jakiegoż to ja powodu mam truchleć, jak waść myślisz?
MENENIUSZ
Mniejsza mi o cały świat, a z nim i o waszego wodza. Co się tyczy takich jak wy istot, o takim drobiazgu ani mi przyjdzie pomyśleć. Kto sam pragnie umrzeć, ten się nie boi śmierci z rąk drugiego. Niech wasz wódz, co chce, robi. Co do was: pchajcie jak najdłużej waszą taczkę i niech się z wiekiem powiększa nędza wasza! Jak mnie powiedziano, tak ja wam powiadam: ,,Precz!"
Wychodzi.
DRUGI WARTOWNIK
Tęgi starowina, na poczciwość!
PIERWSZY WARTOWNIK
Nasz wódz to mi człowiek! Jak skała, jak dąb niewzruszony wiatrem.
Wychodzą.
SCENA TRZECIA
Namiot Koriolana.
Wchodzą Koriolan, Aufidiusz i inni.
KORIOLAN
Jutro staniemy pod murami Rzymu./
Współtowarzyszu mój w tej sprawie, donieś/
Wolscyjskim panom Rady, czy rzetelnie/
Zobowiązania mojego dopełniam.
AUFIDIUSZ
W istocie, tylko nasz interes miałeś/
Na względzie, głuchy byłeś na wszechstronne/
Utyskiwania i błagania Rzymu,/
Puściłeś, mimo poszeptyposzept (daw.) --- podszept, namowa. przyjaciół,/
Tych nawet, którzy z pewnością liczyli/
Na twą powolnośćpowolność (daw.) --- uległość, poddawanie się cudzej woli..
KORIOLAN
Ten starzec, którego/
Świeżo z rozdartym sercem odprawiłem,/
Kochał mnie bardziej niż ojciec; co mówię,/
On mnie ubóstwiał: w istocie ostatnia/
Otucha Rzymu na nim polegała./
Okazałem się twardy względem niego,/
Przez wzgląd jednakże na dawną z nim przyjaźń,/
Choć zachowałem twarz ponurą, srogą,/
Podałem jeszcze raz owe warunki,/
Które Rzym już był odrzucił, a których /
I teraz pewno nie przyjmie, tym bardziej/
Że się za jego pośrednictwem większych/
Rzeczy spodziewał. Dobrze rzecz zważywszy,/
Ustąpiłem z nich nieco. PrzysięgaOd tej chwili/
Żadne wstawienia, żadne prośby posłów/
Ani prywatnych przyjaciół nie znajdą/
Do mnie przystępu. Lecz cóż to za hałas?
Hałas za sceną.
Czyliżbym miał być stawiony na próbę/
W tej właśnie chwili, kiedy to wyrzekłem?
W żałobnych szatach wchodzi Wirgilia, Wolumnia prowadząca małego
Marcjusza za rękę, Waleria i ich orszak.
Małżonka moja idzie przodem, za nią/
Szanowna forma, w której to naczynie/
Wzięło początek, a obok niej mała/
Odrośl jej szczepu. Ale precz czułości!/
Pękajcie wszelkie ogniwa natury!/
Zakamieniałość niechaj będzie cnotą./
Czymże jest wdzięczna ta pokora albo/
Ten wzrok gołębi, który bogów nawet/
Może uczynić krzywoprzysięzcami?/
Mięknę i czuję się z takiegoż kruszcu/
Jak inni. Matka moja chyli czoło,/
Jak gdyby Olimp skłaniał się błagalnie/
Przed kretowiskiem, a mój mały synek/
Ma w twarzy wyraz pojednawczy, którym/
Cała natura woła: ,,Nie odmawiaj!"./
Nie! Niech Wolskowie Rzym zrównają z ziemią,/
Niechaj Italię wzdłuż i wszerz rozryją,/
Nie będę nigdy tyle dobroduszny,/
Iżbym ślepego miał słuchać instynktu./
Nieporuszony stać będę, jak gdybym/
Własnym był twórcą i nie miał najmniejszej/
Wspólności z ludźmi.
WIRGILIA
Mężu mój i panie!
KORIOLAN
Niestety, inne w Rzymie miałem oczy.
WIRGILIA
Smutek to, panie, który tak nas zmienił,/
Nasuwa ci tę myśl.
KORIOLAN
Jak ów zły aktor,/
Na samym wstępie zapominam roli/
I najsromotniej utykam. Najmilsze/
Moje! Przebaczcie mi moją nieczułość,/
Ale nie mówcie mi: ,,Przebacz Rzymianom"./
O, choćby tylko jeden pocałunek,/
Długi jak moje wygnanie, a słodki/
Jak nasycenie zemsty! Na zazdrosną/
Królowę niebios, pocałunek taki/
Wziąłem od ciebie, luba, przy rozstaniu./
I wierne usta me w dziewiczym stanie/
Zachowały go dotąd. SynO bogowie!/
Ja tu rozprawiam, a najszlachetniejsza/
Ze wszystkich matek na tej ziemi jeszcze/
Nie powitana. Zniżcie się kolana!
klęka
Okażcie głębszą cześć niż zwykłe hołdy/
Niewieścich synów.
MatkaWOLUMNIA
Powstań! Mnie to raczej/
Na granitowej poduszce wypada/
Klęknąć przed tobą i wbrew przyrodzeniu/
Cześć ci okazać tak, jak gdybym była/
Jakimś obłędnym, pośrednim jestestwem/
Pomiędzy dzieckiem a matką.
Klęka.
KORIOLAN
Ty klękasz?/
Przede mną? Przed twym zawstydzonym synem?/
Niechże więc lichy żwir z wyschłego brzegu/
Bije o gwiazdy, niech szalony wicher/
Dumnymi cedry miota o tarcz słońca,/
Niepodobieństwo mieniąc w rzeczywistość/
I niemożebność w czyn.
WOLUMNIA
Tyś mój bohater,/
Płód mego łona. Czy znasz tę niewiastę?
KORIOLAN
Witaj, szlachetna siostro PublikoliPublikola, właśc. Publius Valerius Publicola (zm. 503 p.n.e.) --- rzymski arystokrata, polityk i dowódca, uważany za jednego z ojców założycieli republiki; jeden z przywódców powstania przeciwko Tarkwiniuszom, pierwszy konsul republiki (w 509 p.n.e., razem z Lucjuszem Juniuszem Brutusem); urząd konsula pełnił łącznie czterokrotnie; swoim oddaniem sprawie ludu zyskał sobie przydomek Publicola (Przyjaciel ludu).,/
Ty luno Rzymu, czysta jako sopla,/
Którą mróz osnuł z najbielszego śniegu/
I wdzięcznie zwiesił u świątyni DianyDiana (mit. rzym.) --- dziewicza bogini łowów i księżyca, odpowiednik gr. Artemidy.,/
Droga Walerio!
WOLUMNIA
A to małe ziarnko/
Twego pnia, które się z czasem stać może/
Tak wielkim jak ty drzewem.
KORIOLAN
Niech bóg wojny/
Za pozwoleniem wielkiego Jowisza/
Zaprawi duch twój szlachetnością, abyś/
Rósł wolenwolen (daw.) --- dziś: wolny; wolen plamy: wolny od plamy, tj. od zmazy na honorze. plamy i stał wśród bitw jako/
Ów słup na morzu, który się opiera/
Wszelkim nawałom i chroni od zguby/
Tych, co nań patrzą.
WOLUMNIA
Na kolana, chłopcze.
KORIOLAN
To mój waleczny syn.
WOLUMNIA
Dowiedz się teraz,/
Że ten syn, żona twoja, ta niewiasta/
I ja przyszłyśmy z prośbami do ciebie.
KORIOLAN
Błagam was, milczcie lub jeżeli chcecie/
Prosić mnie o co, pamiętajcie z góry/
Nie poczytywać za odmowę tego,/
Czego, związany przysięgą, nie mogę/
Dla was uczynić. Nie żądajcie, abym/
Rozpuścił wojsko lub kapitulował/
Z rzemieślnikami Rzymu. Nie znajdujcie/
W postępowaniu moim cech wyrodka;/
Nie usiłujcie chłodniejszymi względy/
Tłumić mojego gniewu.
WOLUMNIA
Przestań! przestań!/
Jużeś powiedział, że się nie możemy/
Niczego zgoła spodziewać od ciebie,/
Bo my cię mamy o to tylko prosić,/
Czego nam z góry odmawiasz. Będziemy/
Prosić jednakże, aby cała wina/
Bezskuteczności naszych błagań spadła/
Na ciebie: słuchaj zatem.
KORIOLAN
Aufidiuszu,/
I wy, Wolskowie, bądźcie obecnymi;/
Nie chcę mieć bowiem z Rzymem żadnych obcych/
Dla was stosunków. O cóż tedy idzie?
WOLUMNIA
Matka, PatriotaChoćbyśmy ani słowa nie wyrzekły,/
Odzienie nasze i nasze oblicza/
Już by wskazały, jaki był nasz żywot/
Od chwili twego oddalenia. Pomyśl/
Sam tylko, czy są gdzie niefortunniejsze/
Niewiasty niż my w tej dobie? Twój widok,/
Miastomiasto (daw.) --- zamiast. rozjaśniać nam oczy radością/
I serca nasze pociechą napawać,/
Wyciska z tamtych łzy, a te przejmuje/
Bólem i trwogą. Możeż być inaczej,/
Gdy matka, żona, dziecko widzi syna,/
Męża i ojca rozdzierającego/
Wnętrzności wspólnej ojczyzny? Zawziętość/
Twoja pozbawia nas nawet możności/
Wznoszenia modłów do bogów, tej ulgi,/
Którą w nieszczęściu najlichszy ma nędzarz,/
Bo czyliż możem modlić się za sprawę/
Ojczyzny, co jest obowiązkiem naszym,/
I za pomyślność twojego oręża,/
Co jest podobnież naszym obowiązkiem?/
Niestety, albo nam przyjdzie utracić/
Ojczyznę, drogą żywicielkę naszą,/
Albo postradać ciebie, który jesteś/
Pociechą naszą w ojczyźnie. Na korzyść/
Której bądź strony los przechyli szalę,/
Które bądź nasze spełni się życzenie,/
Nie możem ciosu uniknąć. Bo albo/
W kajdanach musisz, jak obcy złoczyńca,/
Pośrodkiem ulic Rzymu być ciągniony,/
Albo w triumfie przejść po jego gruzach,/
Palmą zwycięstwa ozdobiony za to,/
Żeś mężnie przelał krew żony i dzieci./
Co się mnie tyczy, bynajmniej nie myślę/
Czekać wypadku tej wojny; jeżeli/
Nie zdołam skłonić cię do szlachetnego/
Zaspokojenia obydwu stron, zamiast/
Co byś na zgubę jednej z nich miał godzić,/
Nie prędzej pójdziesz zdobyć gród rodzinny/
(Nie prędzej, zapisz to sobie), aż przejdziesz/
Po ciele matki twojej, po tym łonie,/
Którećktóreć (daw.) --- tu: które cię. wydało na świat.
WIRGILIA
I po moim,/
Które ci tego dziedzica imienia/
Twego wydało.
MAŁY MARCJUSZ
Nie przejdzie on po mnie;/
Schowam się, będę rósł, a potem walczył.
KORIOLAN
Kto nie chce przejąć niewieściego ducha,/
Niech nigdy niewiast i dzieci nie słucha;/
Za długo już tu siedzę.
Powstaje.
WOLUMNIA
O, nie odchodź!/
Gdyby to, o co cię prosim, zmierzało/
Do ocalenia Rzymu jednocześnie/
Ze szkodą Wolsków, którym służysz, słusznie/
Mógłbyś odrzucić nasze prośby jako/
Zgubną dla twego honoru truciznę;/
Ale nam o nic innego nie idzie,/
Jak o wzajemne pojednanie. Niechby/
Wolskowie mogli powiedzieć: ,,Wspaniale/
Postąpiliśmy z nimi", a Rzymianie:/
,,Wspaniale z nami postąpiono". Niechby/
Jedni i drudzy, błogosławiąc ciebie,/
Mogli zawołać: ,,Chwała tobie, sprawco/
Tego pokoju!". Synu mój, wiesz dobrze,/
Że skutek wojen zawżdyzawżdy (daw.) --- zawsze. jest niepewny,/
Ale to pewna, że gdybyś Rzym zdobył,/
Całym owocem twojego zwycięstwa/
Byłoby takie imię, które nigdy/
Z niczyich by ust nie wyszło bez przekleństw,/
Pod którym tak by pisały kroniki:/
,,Był to szlachetny mąż, ale ostatnim/
Postępkiem zmazał całą swoją przeszłość,/
Zburzył ojczyznę, imię jego przeto/
Zgrozą dla przyszłych pozostanie wieków"./
Ubiegałeś się o zaszczytny rozgłos,/
Chciałeś majestat bogów naśladować,/
Gromem powietrzne sklepienia rozsadzać,/
A wzdyć do siarki swej użyłeś tylko/
Takiego bełtu, który by zaledwie/
Dąb mógł rozszczepić. Nic nie odpowiadasz?/
Mniemaszli, że to jest ozdobą męża/
Nie zapominać uraz? Matka, PatriotaMów ty, córko:/
On nie dba o twe łzy. Mów ty, pacholę:/
Może dziecinne twoje słowa więcej/
Na nim wymogą niż moja wymowa./
Nikt nie ma większych niż on obowiązków/
Dla matki, a on mi się tu pozwala/
Rozwodzić, jakby spętany miał język./
Biedna ja, com cię do walk zachęcała,/
Gdacząc jak kokosz, choć tracąc cię, mogłam/
Zostać bezdzietna; com cię za powrotem/
Obsypywała błogosławieństwami./
Nic miałam nigdy tej słodkiej pociechy,/
Abyś mi w czym bądź okazał powolność,/
Nazwij żądanie me niesprawiedliwym,/
Każ mnie odpędzić, nie rzeknę i słowa,/
Ale jeżeli tego nie uczynisz,/
Wręcz ci powiadam, że czynisz niegodnie/
I że bogowie skarżą cię za takie/
Lekceważenie i łamanie względów/
Matce należnych. Odwraca się, milczy;/
Dalej, niewiasty, zegnijmy kolana,/
Upokorzeniem tym go upokorzmy./
Przydomek jego więcej, widać, wpływa/
Na jego pychę niż nasze błagania/
Na jego czułość. Dalej, na kolana!/
Ostatni to już krok --- wrócimy potem/
Do Rzymu umrzeć razem z rodakami. Spojrzyj/
Raz jeszcze na nas, na to chłopię, które/
Nie mogąc jeszcze uczuć swych wysłowić,/
Klęczy i ręce ku tobie wyciąga./
Czymże byś upór twój usprawiedliwił/
Wobec tej niemej wymowy? Dość tego;/
Idźmy. Ten człowiek miał matkę Wolscjankę,/
W Koriolach żonę ma, a jego dziecko/
Musi być pewnie takie jak i ojciec ---/
Bywaj zdrów! Skoro ujrzę pożar Rzymu,/
Wtedy ci powiem jeszcze coś, na teraz/
Niczego więcej z ust mych nic usłyszysz.
KORIOLAN
O matko, matko!
bierze Wolumnię za rękę i milczy przez czas niejaki
Cóżeś uczyniła?/
Spojrzyj: niebiosa otwarły się na ścieżna ścież (daw.) --- na oścież.;/
Bogowie patrzą się na nas i szydzą/
Z nienaturalnej tej sceny. O matko,/
Matko! Odniosłaś zwycięstwo fortunne/
Dla Rzymu, ale dla twojego syna,/
Wierzaj mi, bardzo niebezpieczne, może/
Nawet fatalne. Niech się święci jednak;/
Przyjmę następstwa jego. Aufidiuszu,/
Nie mogąc dalej prowadzić tej wojny,/
Zawrę godziwy pokój. Czyżbyś, powiedz,/
Na moim miejscu mniej był słuchał matki/
I mniej był zadośćuczynił jej prośbie?
AUFIDIUSZ
Byłem wzruszony.
KORIOLAN
Mógłbym przysiąc na to!/
Musiała to być trudna próba, kiedy/
Litość zdołała oczy me zwilgocić./
Powiedz mi, jaki wam pokój najlepiej/
Dogadzać będzie? Co do mnie, nie myślę/
Wracać do Rzymu; pójdę z wami. Chciej mnie/
Wesprzeć w tej sprawie. Matko moja! Żono!
AUFIDIUSZ
na stronie
Nie mam ci za złe, żeś wspaniałomyślność/
Przeniósł nad honor: to mi dopomoże/
Wrócić na dawne moje stanowisko.
Niewiasty dają znak Koriolanowi.
KORIOLAN
Nie traćmy czasu.
do Wolumnii i Wirgilii
Ale pierwej pójdźmy/
Spełnić puchary. Weźmiecie ze sobą/
Lepsze świadectwo niż słowa, bo pismo,/
W którym wzajemne, podobne warunki/
Spisane będą i pieczęcią naszą/
Stwierdzone. Pójdźcie z nami do namiotu./
Jeżeli komu, to wam by powinien/
Rzym wznieść świątynie.Jeżeli komu, to wam by powinien Rzym wznieść świątynie --- wg Plutarcha senat dla uhonorowania kobiet spełnił ich prośbę i nakazał zbudowanie świątyni Fortuny oraz utrzymywanie kultu z pieniędzy publicznych. Wszystkie jego miecze,/
Wszystkie zastępy wojsk z nim sprzymierzonych/
Nie potrafiłyby były wyjednać/
Tego pokoju.
Wychodzą.
SCENA CZWARTA
Rzym. Plac publiczny.
Wchodzą Meneniusz i Sycyniusz.
MENENIUSZ
Czy widzisz ten narożny kamień Kapitolu?
SYCYNIUSZ
Widzę, cóż z tego?
MENENIUSZ
Jeżeli znajdziesz sposób poruszenia go z miejsca małym palcem, to jeszcze jest nadzieja, że nasze kobiety, a w szczególności jego matka, potrafią na nim coś wymóc. Ale ja mówię, że żadnej nie ma nadziei; głowy nasze dekretowane i egzekucja za pasem.
SYCYNIUSZ
Może się człowiek w krótkim czasie do tego stopnia zmienić!
MENENIUSZ
Pomiędzy poczwarką a motylem jest różnica, a przecie motyl był poczwarką. Ten Marcjusz stał się z człowieka smokiem: ma skrzydła, jest czymś więcej niż pełzającą istotą.
SYCYNIUSZ
On był do matki bardzo przywiązany.
MENENIUSZ
I do mnie także, ale teraz dba on o matkę tyle, co koń ośmioletni. Cierpkość jego najdojrzalszą by skwasiła jagodę. Kiedy stąpa, myślałbyś, że to kusza posuwa się pod mury, ziemia zdaje się pod nim uginać, wzrok jego przebiłby pancerz, mowa jego jest jak dźwięk dzwonów pogrzebowych, a mruczenie podobne do grzmotu. Siedzi w obozie jak posąg Aleksandra. Co każe uczynić, to, ledwie wyrzekł, staje się czynem. Wieczności mu brak tylko, żeby był bogiem, i niebios, z których by światu panował.
SYCYNIUSZ
Biada nam, jeżeli ten jego obraz prawdziwy!
MENENIUSZ
Odmalowałem go, jakim jest. Osądź z tego, czy przyczynienie się matki potrafi go rozczulić. Jego rozczulić! U niego czułości tyle, co mleka w samcu tygrysie. Przekona się o tym biedne nasze miasto, a wszystkiego tego wyście przyczyną.
SYCYNIUSZ
Niech się bogowie nad nami zmiłują!
MENENIUSZ
Nie, w takim przypadku nie zmiłują się nad nami bogowie. Nie mieliśmy na nich względu, kiedyśmy go wyganiali, toteż i oni teraz nie będą mieli na nas względu, kiedy on nam przychodzi kark skręcić.
Wchodzi Posłaniec.
POSŁANIEC
Uciekaj, panie, jeśli dbasz o życie,/
Lud gniewny porwał waszego kolegę,/
Wlecze go środkiem ulic i przysięga,/
Że go powolną śmiercią zamorduje,/
Jeżeli matka i żona Marcjusza/
Nie wrócą z dobrą odpowiedzią.
Wchodzi Drugi posłaniec.
SYCYNIUSZ
Cóż tam!
DRUGI POSŁANIEC
Dobre nowiny, radosne nowiny:/
Niewiasty triumf odniosły, Wolskowie/
Usunęli się i Koriolan z nimi./
Od czasu wyjścia z Rzymu Tarkwiniuszów/
Jeszcze piękniejszy dzień nam nie zajaśniał.
SYCYNIUSZ
Jestże to szczerą prawdą? Jestżeś pewny,/
Że to jest prawdą?
DRUGI POSŁANIEC
Tak, jak pewny jestem,/
Że słońce szczerym jest ogniem. Z jakiegoż/
Świata wracacie, że wątpicie o tym?/
Nigdy tak chyżo parta wichrem fala/
Nie wylewała się przez luki arkad,/
Jak się w tej chwili przez bramy wylewa/
Uradowany tłum ludu. Słyszycie?
Odgłos trąb, obojów i kotłów w połączeniu z okrzykami słychać za sceną.
Trąby, puzony, harfy, surmy, flety,/
Kotły, cymbały i okrzyki Rzymian/
Wzbudzają słońce do pląsów. Słyszycie?
Znowu okrzyki.
MENENIUSZ
Walna wieść, spieszę na spotkanie naszych/
Szlachetnych niewiast. Tę Wolumnię warto/
Ozłocić, całe miasto senatorów/
I patrycjuszów, z konsulami razem,/
Nie zrównoważy jej w zasłudze. Co się/
Tyczy trybunów, takich jak wy, tych by/
Do równowagi trzeba wziąć przynajmniej/
Tylu, ile by cały kraj i morze/
Mogło pomieścić. Dobrzeście się dzisiaj/
Modlili. Jeszcze dziś rano nie byłbym/
Był dał denaradenar --- srebrna moneta rzymska bita od III w. p.n.e.; w oryginale: doit, tj. drobna moneta holenderska, przen.: marny grosz. za dziesięć tysięcy/
Głów waszych. Co za radosne okrzyki!
Okrzyki i muzyka.
SYCYNIUSZ
Niech cię nasamprzód bogi błogosławią!/
Następnie przyjmij nasze dziękczynienia/
Za tę wiadomość.
DRUGI POSŁANIEC
My wszyscy podobno/
Równy tu mamy powód do dziękczynień.
SYCYNIUSZ
Dalekoż one są od miasta?
DRUGI POSŁANIEC
Były/
Tuż przed bramami, gdym tu przyszedł.
SYCYNIUSZ
Idźmy/
Na ich spotkanie i dołączmy głosy/
Do tych weselnych okrzyków.
Postępują. Niewiasty otoczone senatorami, patrycjuszami i ludem przechodzą przez scenę.
PIERWSZY SENATOR
Oto zbawczyni nasza, życie Rzymu!/
Zwołajcie wszystkie cechy, chwalcie bogi,/
Rozpalcie ognie triumfalne, sypcie/
Kwiaty pod nogi tych niewiast, zagłuszcie/
Ów okrzyk, który Marcjusza wywołał,/
W niebo bijącym okrzykiem wdzięczności,/
Należnym jego matce! Krzyczcie: ,,Cześć wam,/
Cześć wam, niewiasty! Cześć wam!".
WSZYSCY
Cześć wam, cześć wam,/
Niewiasty! Cześć wam!
Odgłos trąb i kotłów. Wszyscy wychodzą.
SCENA PIĄTA
Ancjum. Plac publiczny.
Tullus Aufidiusz wchodzi z orszakiem swoim.
AUFIDIUSZ
Oznajmcie panom Rady, że tu jestem,/
Wręczcie im ten list, gdy go przeczytają,/
Niech się zgromadzą na rynku, ażebym/
Tak im, jak gminom dowodnie wykazał/
Zawartą w liście tym prawdę. Oskarżam/
Tego zmiennikazmiennik (daw.) --- mężczyzna zmienny w uczuciach, niedotrzymujący słowa., który się nie wahał/
Wnijść w bramy miasta i zamierza stanąć/
Przed ludem, tusząc, że się wnet oczyści/
Zręcznym do niego przemówieniem. Spieszcie.
Orszak odchodzi. Wchodzi trzech czy czterech sprzysiężonych stronników Aufidiusza.
Witam was!
PIERWSZY SPRZYSIĘŻONY
Cóż się dzieje z naszym wodzem?
AUFIDIUSZ
To, co z człowiekiem otrutym przez własny/
Czyn miłosierdzia i zamordowanym/
Przez własną litość.
DRUGI SPRZYSIĘŻONY
Szlachetny Tullusie,/
Jeżeli jeszcze trwasz w owym zamiarze,/
W którym naszego poparcia żądałeś,/
Gotowiśmy cię dziś jeszcze uwolnić/
Od grożącego ci niebezpieczeństwa.
AUFIDIUSZ
Nie mogę jeszcze nic wyrzec stanowczo,/
Trzeba nam zbadać wprzód usposobienie/
Ludu.
TRZECI SPRZYSIĘŻONY
Lud będzie wahał się bez końca,/
Póki będziecie stać naprzeciw siebie,/
Ale upadek jednego uczyni/
Wnet spadkobiercą jego względów tego,/
Co pozostanie przy życiu.
AUFIDIUSZ
Wiem o tym;/
I mam też na czym ugruntować powód/
Mego zamachu. Wyniosłem go, dałem/
Honor mój w zakład za jego rzetelność,/
A on, wyniósłszy się z mej łaski, polał/
Rosą pochlebstwa nowe swoje pole;/
Odwiódł ode mnie przyjaciół i ugiął/
K'temu swój umysł, znany dotąd zawsze/
Z samowolności, z szorstkości i dumy.
TRZECI SPRZYSIĘŻONY
Wyniosłość, z jaką starał się był w Rzymie/
O konsulostwokonsulostwo (daw.) --- urząd konsula, konsulat., którego też za to/
Nie dostał.
AUFIDIUSZ
Właśnie o tym chciałem mówić:/
Wygnany za to, przyszedł do mnie; poddał/
Pod mój miecz gardło. Przyjąłem go mile;/
Zrobiłem go mym towarzyszem broni;/
Wszelkim życzeniom jego dogodziłem;/
Co więcej, dałem mu wybrać w szeregach/
Mojego wojska najdzielniejszych ludzi,/
Z którymi by swe plany uskutecznił./
Sam osobiście podjąłem się służyć/
Jego widokom; byłem mu pomocą/
Do żniwa chwały, którą on wyłącznie/
Sobie przywłaszczył; znajdowałem nawet/
Jakowąś chlubę w wyrządzaniu sobie/
Tej krzywdy: ażem się wydał nareszcie/
Służalcem jego, nie współtowarzyszem,/
Ażem się przezeń ujrzał traktowany/
Jak prosty żołdak.
PIERWSZY SPRZYSIĘŻONY
Nie inaczej: wojsko/
Zdumiewało się nad tym. Na ostatek,/
Kiedy już Rzym miał w garści i kiedyśmy/
Z rychłym podbojem wyglądali nie mniej/
Łupów jak chwały...
AUFIDIUSZ
Toć to przeciw niemu/
Wypręży nerwy mojego ramienia./
Dla kilku kropel niewieściej wilgoci,/
Tanich jak kłamstwo, sprzedał krew i trudy/
Wielkiej wyprawy naszej: umrze za to,/
A ja odżyję. Słyszycie ten odgłos?
Trąby i kotły odzywają się przy głośnych okrzykach ludu.
PIERWSZY SPRZYSIĘŻONY
Jak goniec wszedłeś, panie, w progi domu,/
Rodzinne miasto głucho cię przyjęło;/
A jego powrót rozdziera powietrze/
Grzmotem okrzyków.
DRUGI SPRZYSIĘŻONY
Dobroduszne głąby,/
Drą sobie gardła dla niego, nie pomnąc,/
Że on im dzieci pozabijał.
TRZECI SPRZYSIĘŻONY
Nim więc/
Zdoła głos zabrać i na lud zdradziecko/
Wpłynąć swą mową, daj mu uczuć, panie,/
Hart twego miecza; w czym my cię poprzemy./
Skoro zaś legnie, twoja wersja sprawy/
Pogrzebie jego usprawiedliwienie/
Wraz z jego ciałem.
AUFIDIUSZ
Dosyć tego: oto/
Panowie rajcy.
Wchodzą rajcowie miasta.
RAJCOWIE
Bądź nam pozdrowiony.
AUFIDIUSZ
Nie zasłużyłem na to, miłościwi/
Moi panowie; ale czyście tylko/
Z uwagą list mój odczytali?
RAJCOWIE
Z całą/
Uwagą.
PIERWSZY RAJCA
Lecz i z niemałą boleścią./
Poprzednie jego przewinienia mogły/
Były jeszcze się zatrzeć jako tako;/
Ale tam kończyć, gdzie zaledwie zaczął,/
Rzucać plon naszych wysileń i tylko/
Zwracać nam nasze koszty, zawrzeć układ/
Tam, gdzie był pewny podbój --- to się nie da/
Usprawiedliwić.
AUFIDIUSZ
Otóż i nadchodzi.
Koriolan wchodzi z muzyką i chorągwiami, za nim tłum obywateli.
KORIOLAN
Cześć wam, szlachetni panowie! Powracam/
Tak, jakem wyszedł, wiernym wam żołnierzem;/
Nie zarażonym miłością ojczyzny,/
Ale wylanym dla was i i posłusznym/
Waszym rozkazom. Wiedzcie, żem szczęśliwie/
Wojnę rozpoczął i żem sobie krwawą/
Aż do bram Rzymu utorował drogę./
Wartość zdobyczy, którą wam przynosim,/
Przewyższa o część trzecią koszt wyprawy./
Uczyniliśmy mirmir (daw.) --- pokój. z nie mniejszą chwałą/
Dla synów Ancjum jak hańbą dla Rzymian;/
A to składamy waszmościom na piśmie,/
Zbiór punktów przez nas przyjętych, stwierdzony/
Ręką konsulów oraz patrycjuszów/
I opatrzony pieczęcią senatu.
AUFIDIUSZ
Odrzućcie niecne to pismo i zdrajcą/
Nazwijcie tego, co śmiał w taki sposób/
Nadużyć waszej ufności.
KORIOLAN
Zdrajcą! Ja, zdrajca?
AUFIDIUSZ
Tak, zdrajco Marcjuszu!
KORIOLAN
Marcjuszu!
AUFIDIUSZ
Ma się rozumieć, Marcjuszu,/
Kaju Marcjuszu! Chcesz, żebym cię krasiłkrasić (poet.) --- zdobić, upiększać./
Owocem twego rozboju, kradzionym/
W koriolskich murach mianem Koriolana?/
Tak, naczelnicy państwa, wiarołomnie/
Zdeptał on waszą sprawę i za kilka/
Mizernych kropel słonej wody wydał/
Wasz Rzym (wasz, mówię, Rzym) matce i żonie./
Przysiąg, honoru stargał święte węzły/
Jak stary sznurek jedwabny i nigdy/
Radzie wojennej nie dawszy przystępu,/
Dał wreszcie przystęp łzom matki i onym/
Poświęcił wasze zwycięstwo. Pachołcy/
Rumienili się na widok tej zgrozy,/
A ludzie z sercemludzie z sercem --- tj. ludzie mający mężne serca, dzielni. patrzyli po sobie,/
Nie wierząc własnym uszom.
KORIOLAN
Słyszysz, Marsie?
AUFIDIUSZ
Nie tobie wzywać tego boga mężnych,/
Miękki dzieciuchu.
KORIOLAN
Ha!
AUFIDIUSZ
Milcz, ani słowa.
KORIOLAN
Bezczelny kłamco! Tyś mi serce zrobił/
Tak wielkim, iż się nie może pomieścić/
W swojej siedzibie. ,,Dzieciuch"! O nędzniku!/
Synu podłości! Przebaczcie, panowie,/
Po raz to pierwszy lżyć musiałem. Sąd wasz/
Światli mężowie, zada nieochybnie/
Temu bydlęciu fałsz, a własna jego/
Świadomość (jego, który niezatarte/
Nosi na sobie piętno dłoni mojej/
I nosić ono będzie aż do śmierci)/
Powie mu z wami: łżesz!
PIERWSZY RAJCA
Stłumcie ten zapęd/
I posłuchajcie nas.
KORIOLAN
Niech mnie Wolskowie/
Zrąbią na sztuki, niechaj lada młokos/
Aż po rękojeść miecz swój wbije we mnie!/
,,Dzieciuch"! Fałszywy psie! Jeśli umiecie/
Rzetelnie pisać, patrzcie w swoje dzieje:/
Jest tam krwawymi podane głoskami,/
Żem waszych Wolsków w puch rozbił w Koriolach/
Jak orzeł ptactwo w gołębniku. Sam to,/
Sam to sprawiłem, on zaświadczy. ,,Dzieciuch"!
AUFIDIUSZ
Możecie ścierpieć, szlachetni panowie,/
Ażeby wam ten niecny samochwalca/
Ślepe swe szczęście, a z nim krzywdę waszą/
Stawiał przed oczy i uszy?
SPRZYSIĘŻENI
jednogłośnie
Niech zginie!
OBYWATELE
jeden przez drugiego
Rozszarpcie go! rozćwiartujcie! On mi zabił syna! On mi zabił córkę! On zabił mego krewnego Marka! On mi zabił ojca!
DRUGI RAJCA
Hola! Wstrzymajcie się! Bez zniewag! Hola!/
Jest to szlachetny mąż i jego chwała/
Napełnia cały krąg ziemski. Ostatni/
Czyn jego względem nas ulegnie śledztwu/
W drodze właściwej. Miarkuj się, Tullusie,/
I nie zakłócaj spokoju!
KORIOLAN
O, gdybym/
Sześciu miał takich Tullusów i więcej,/
Cały ród jego, do użycia mojej/
Poczciwej stali!
AUFIDIUSZ
Zuchwały niecnoto!
SPRZYSIĘŻENI
Śmierć mu! Niech ginie!
Aufidiusz i sprzysiężeni dobywają mieczów i przebijają Koriolana, ten pada, a Aufidiusz wstępuje na jego ciało.
RAJCOWIE
Stójcie! Stójcie! Stójcie!
AUFIDIUSZ
Cni rządcy ludu, chciejcie mnie wysłuchać.
PIERWSZY RAJCA
Tullusie, cóżeś uczynił?
DRUGI RAJCA
Spełniłeś/
Dzieło, nad którym zapłacze waleczność.
TRZECI RAJCA
Nie depcz go! Hola! Panowie! Schowajcie/
Miecze do pochew.
AUFIDIUSZ
Szlachetni mężowie,/
Skoro wam będzie wiadomym (bo teraz,/
W tym zamieszaniu, które on wywołał,/
Trudno wam wiedzieć), skoro się dowiecie,/
Jak wielkim złem wam zagrażało życie/
Tego człowieka, cieszyć się będziecie,/
Że je przeciąłem. Pozwólcie mi stanąć/
Przed wami w sali obrad, tam dowiodę/
Wiernej wam służby mojej lub poniosę./
Kaźń najsurowszą.
PIERWSZY RAJCA
Zdejmcie stąd to ciało;/
I uroczystym uczcijcie je żalem,/
Bo nigdy herold szlachetniejszym zwłokom/
Nie towarzyszył do urny.
DRUGI RAJCA
Porywczość/
Jego łagodzi winę Aufidiusza./
Załatwmy tę rzecz w dobry sposób.
AUFIDIUSZ
Gniew mój/
Już minął, smutek następuje po nim./
Niech go trzech najcelniejszych wojowników/
Weźmie na barki, ja jednym z nich będę./
Uderzcie w kotły, niech żałobnie zabrzmią!/
Uniżcie ostrza dzid! Choć on w tym mieście/
Niemało matek zrobił bezdzietnymi,/
Niemało niewiast wdowami, choć dotąd/
Z jego przyczyny płyną łez strumienie,/
Znajdzie w nim jednak zaszczytne wspomnienie./
Dalej!
Wychodzą, niosąc ciało Koriolana. Muzyka gra marsza pogrzebowego.