Leon Schiller Pastorałka Misterium ludowe w układzie Leona Schillera muzyka Leona Schillera i Jana Maklakiewicza Żonie mojej, Ewie na pamiątkę wspólnej pracy w Reducie Postacie odtwarzane na scenie przez kolędników: * Maria — Józef * Archanioł Michał — Archanioł Gabriel * Aniołowie * Adam — Ewa * Trzej Królowie * Pasterze * Herod — Herodowa * Pachoły Heroda * Żydek — Rabin * Karczmarka — Szlachcic * Chłop — Chłopka * Wół — Osioł * Turoń * Śmierć — Diabeł PROLOG Na widowni ciemno. Tylko świece kościelne w rogach przedscenia zapalono. Odzywają się uroczyście organy i dzwony. Chór za sceną, lub tam, gdzie będzie orkiestra, śpiewa chorał starodawny. 1. CHORAŁ CHÓR Nużeśmy chrześcijanie Serdecznie się radujmy Dnia dzisiejszego, Iże się nam narodził Z czystości Panieńskiej Syn Boga żywego, Aby szatańską moc I jego wszystką złość Wiecznie zagubił, A nas chrześcijany Za swe własne syny Sobie poślubił. Z tego my się radujmy I wdzięcznie przywitajmy Pana naszego, Że się raczył narodzić, Chciejmyż Jemu wdzięczni być Z serca prawego. Jemu dziś śpiewajmy, Jemu chwałę dajmy, Mówiąc bez miary: Tobie chwała, Panie, Tobie dziękowanie Za Twoje dary. / Śpiew i dzwony milkną. Wchodzi na przedscenie, przez rozpór opony, zasłaniającej miejsce właściwej akcji, Prologus, jeden z kolędników urządzających widowisko, i zdjąwszy czapkę z głowy, tak mówi: / PROLOGUS Silentium, waszmościowie, czapki proszę z głowy, Przychodzimy tu do was orszak kolędowy Z widowiskiem nabożnym, które nazwę ma tę: Historia de Domini Nativitate. Szczodry wieczór, chrześcijanie, zawitał na ziemi! Jezus, Maria, Józef z Anioły wdzięcznymi Zstąpią na to theatrum z niebieskich obłoków, Testamentu Starego spełniając Proroków Obietnice, nam grzesznym zasię na pociechę. Dorocznym obyczajem pod serc naszych strzechę Wpuśćmy ich, waszmośćpaństwo, a oni prezentem Za gościnę zapłacą w onym kraju świętym, Kędy, skończywszy smętne, ziemskie pątowanie, Wiekuiste znajdziemy duchowne mieszkanie. Kto dla Pana w swym sercu jasłeczko uczyni, Ten będzie miał urodzaj w polu, a skarb w skrzyni! Kto litośnie Panienkę dzisia przenocuje, Niechże się już w tym roku o nic nie turbuje! Kto Józefowi wtórem pomoże w kolędzie, Temu się jako nigdy, wiera, szczęścić będzie! Chwała Tobie, Jezu, na wysokiej górze, A nam ludziom pokój na niskim pagórze! Amen. / Daje znak gromadzie kolędniczej, aby weszła. Z obydwu stron widowni, z głębi, idą w takt wiejskiej muzyki kolędnicy. Jeden niesie ruchomą Gwiazdę na kiju. Ten idzie na czele prawej drużyny. Lewą prowadzi kolędnik, udający Turonia lub Kozę. Inni w strojach ludowych, w których potem będą występowali, mają na sobie zwykłe ozdoby kolędnicze, a więc: czako wojskowe, wyklejone z lśniącego papieru, takież basy i epolety. Są tu Trzej Królowie, Herod i inne persony widowiska. Znajdują się też w orszaku grajkowie: skrzypkowie, klarnecista, basista i bębnista z wielkim tołumbasem. Wszyscy idą rytmicznie, zapatrzeni nabożnie w Gwiazdę. Schodzą się na przedsceniu. Ustawiają się w szereg tak, że Prologus tworzy wraz z Gwiazdorem środek. / / Śpiewają, kołysząc się z nogi na nogę, do taktu. Ręce ich wzniesione ku Gwieździe. Ruchy ich przypominają zachwycenie świątków kapliczkowych. Podczas refrenu śmielej przytupują, ale słowa „w Betlejem” śpiewają z ogromnym namaszczeniem i nabożeństwem. / 2. ŚPIEW KOLĘDNIKÓW KOLĘDNICY Gore gwiazda Jezusowi W obłoku, w obłoku, Józef z Panną asystują Przy boku, przy boku. Hojże ino, dana, dyna, Narodził się Bóg Dziecina W Betlejem, w Betlejem. weselej Wół i osioł w parze stoją Przy żłobie, przy żłobie, naśladują pociesznie zwierzęta Huczą, buczą delikatnej Osobie, osobie. Hojże ino… Anioł Pański kuranciki Wycina, wycina! naśladują granie i okręcają się tanecznie Stąd pociecha dla Panięcia Jedyna, jedyna! Hojże… / Śpiewając refren, odchodzą, tak jak przyszli. / / Prologus znika w rozporze opony. / / Gdy dźwięki muzyki kolędniczej ucichną, odsłania się scena i teraz zaczyna się właściwe misterium. / / Scena przedstawia stale jednakowy widok. W głębi, na drugim planie, sporządzony jest budynek w kształcie tryptyku. Część środkowa, największa, służy do odgrywania najważniejszych scen religijnych. Tu odbywa się scena w Raju, Zwiastowanie i wszystkie Adoracje. W prawym skrzydle (od aktora) ukazują się postacie dobre, w lewym złe. Ta orientacja, zapożyczona z teatru religijnego średniowiecza, obowiązuje w układzie wszystkich ruchów i sytuacji. Do budynku misteryjnego wchodzi się po stopniach. Wszystkie trzy otwory zasłonięte są oponami, które się w miarę potrzeby odsłania. Nad otworem środkowym przytwierdzona gwiazda, taka sama, jak ta, którą mieli kolędnicy. Budynek winien posiadać prostą, jak najbardziej celową architekturę, wzorowaną na budownictwie ludowym, wolną wszakże od zbytecznych ornamentów i malowideł. „Teren ziemski” oznacza przestrzeń pierwszoplanowa. / SPRAWA PIERWSZA UPADEK PIERWSZYCH RODZICÓW 3. PPRELUDIUM ORGANOWE NA TEMAT „ACH, ZŁA EWA NAROBIŁA” / Odsłonięta część środkowa tryptyku. W niej wyobrażony Raj, a więc drzewo pośrodku, obwieszone jabłkami, złoconymi orzechami i świecidełkami. Nieco głębiej dwa krzaki. Adam i Ewa stoją po obydwu stronach drzewa owego. Adam bo prawej stronie, Ewa po lewej. Są półnadzy. Szaty ich z liści łopianu. Ewa ma na głowie wianek. Adam i Ewa stoją nieruchomo, jakby we śnie pogrążeni. (Jeszcze ich Bóg nie stworzył). Pod koniec preludium Adam budzi się. Ręce ma złożone na piersiach. / ADAM Wielką radością jestem cały napełniony Iżem z dobroci Boga na ten świat stworzony, A co większa, że jestem w Raju postawiony, rozglądając się dokoła Wielkim szczęściem i dobrem jestem opatrzony. zwracając się na prawo i patrząc w górę I cóż za takowe dobro oddam Panu swemu, Gdy wszystko od Niego mam, a swego nic nie mam? z pokorą dziecięcą Bo On jest Bogiem i Panem moim, nie kto inny, On nadał duszę we mnie, ulepił mnie z gliny. A co większa, ażeby mi się samemu nie cnęło, Zasnąłem… tu zasypia nagle budzi się i patrzy ze zdziwieniem na lewo, gdzie stoi Ewa, która ocknęła się z drętwoty dotychczasowej i kusząco się uśmiecha Ocknąwszy się, nie wiem, skąd się to wzięło? Aż tu słucham pilnie, co się przy boku mym rusza… Patrzę prędko… z radością Niewiasta! w niej żyjąca dusza!! odwraca głowę na prawo słucha jak gdyby głosu spływającego z wysokości i słowa te uroczyście, z wielkim przejęciem powtarza Aż mówi Pan Bóg do mnie, że: „niewiastę onę Oddaję ci, Adamie kochany, za żonę… tu oboje uśmiechają się do siebie i łączą ręce, jak przed ołtarzem nowożeńcy potem znów z godnością Abyście wraz w Raju tego jabłka strzegli, Wszystkiego używali, co chcieli, to jedli…” do Ewy z trwogą Drzewa wiadomości złego i dobrego Zakazał nam Pan Bóg używać i kosztować z niego, z naciskiem Z drzewa tego owocu abyśmy nie jedli! EWA / wielce przerażona, ale spuszczone ku ziemi oczy i ciążenie jej ciała bardziej ku lewej stronie każą się domyślać, iż ulega już podszeptom Diabła / Adamie, mężu mój, trzeba się nam strzec, Rozkaz boski zachować, jabłek z tego drzewa nie jeść, Bo skorobyśmy tego owocu skosztowali, Zapewne toby nas i z Raju wygnali… ADAM / surowo jak ojciec do dziecka / A tyś jak myślała, Ewo ukochana? Wszak wiesz, że to jest wielka łaska tak dobrego Pana! Toć Aniołowie święci, jak w niebie zgrzeszyli, Zaraz ich wypchnęli, więcej nie wpuścili! EWA Oj, Adamie, mężu mój, toby i nam to zrobili? ADAM / grożąc pięścią / Skorobyśmy tylko cokolwiek zgrzeszyli!! odsapnął, wziął się pod boki Pilnujże ty, Ewo, tej jabłonki w Raju, A ja się pójdę przypatrzyć zwierzętom do Raju. / Wychodzi na prawo, śpiewając wesoło. / 4. ŚPIEWKA ADAMA Helo, helo Bydełko moje, Jako mi się pasiesz, Jako mi się pasiesz? Helo, helo! / śpiew jego ginie za sceną / EWA / została sama, patrzy, czy Adam nie widzi, zbliża się do drzewa / / podczas jej słów z wolna rozsuwa się zasłona w lewym, złym skrzydle tryptyku / O jabłko, jabłko, jabłuszko rumiane, Jakożeś moim ustom pożądane! Nie stoczyły cię szkodliwe robaki, Winne ty pewno mieścisz w sobie smaki… Biedna-ć ja, biedna jestem białogłowa, Skąd mi się wzięła ta pokusa nowa? Kazał mi Adam jabłuszka pilnować, A mam oskomę przedsię pokosztować… / Z tymi słowy zasłona w lewym skrzydle rozsunęła się zupełnie. Teraz widać, czyja dłoń to zrobiła, bo ukazuje się Diabeł. Ma twarz poczernioną sadzami, na grzbiecie czarny kożuch barani, buty czerwone. Z kudłatego łba wystają rogi. / DIABEŁ / nie wychodzi poza ramy „złej” części tryptyku i rozmawia z Ewą jakby przez ścianę / / gdy chce silniej na Ewę natrzeć, z ogromnym natężeniem wykonywa ruchy dziwaczne, podobne do „pas magnetycznych” / / Ewa zlękła się, a on do niej, obleśnie kłaniając się: / Jakże mi się masz, moja miła pani? Wiem, że w tym szczęściu nikt cię nie pogani… Ale powiedz mi, czego pod tym drzewem stoisz? Pewno jabłka pilnujesz, a zerwać się boisz… EWA Prawdę mówisz, szatanie, że się zerwać boimy, A przez to samo kosztować nie śmiemy… tym samym tonem, jakim Adam przestrogę boską wygłaszał Bo Pan Bóg powiedział, że „skoro tylko owocu z tego drzewa skosztujecie, Bądźcie pewni, że śmiercią — i na wieki — pomrzecie”!! DIABEŁ / aż się tarza ze śmiechu / Ha, ha, ha! nierozumni ludzie, co temu wierzycie! Zaraz śmiercią pomrzeć macie, jak to jabłko zjecie?! kusi ją szeptem Usłuchaj ty mojej rady, jak ja tobie powiem: Jak to jabłko zjecie,… to tak, jak bogowie… przeraził się słów wypowiedzianych, przykucnął ze strachu, nie śmie oderwać wzroku od ziemi Będziecie wiedzieć, co źle, a co dobrze… prosi łagodnie Usłuchaj mojej rady, a zrób, jak ja tobie życzę! EWA / dziecinnie uśmiechnięta, palec w ustach / A jak się Pan Bóg na nas zagniewa o to jabłko? DIABEŁ No, głupia, zjedz, pójdzie ci to wszystko we wład, gładko! EWA / pod naporem magnetycznej siły Diabła, bezwiednie niemal, sięga po owoc; ruchy jej powolne, senne, rytmicznie uzgodnione ze słowami / Słucham ja twojej rady, to jabłko kosztuję… / Prawą ręką zerwała jabłko i podniosła do ust, lewą jednocześnie zdjęła wianek i rzuciła na ziemię. Słychać śpiew Adama z prawej strony. Ewa stoi nieruchomo. Twarz jej przybrała wyraz niewysłowionej błogości. Diabeł z przeraźliwym śmiechem zasuwa szybko zasłonę lewego skrzydła tryptyku. / 5. ŚPIEWKA ADAMA Żeńże wołki, żeń, Jużci biały dzień Żeńże je na rosę, Dla Boga cię proszę, Żeńże… / Wszedł, wesoło przytupując, ale zobaczywszy Ewę, urwał i stanął jak wryty. / EWA Naści Adamie, mężu, toż cię nie otruje… Posmakujże, jakie dobre i zjedzże… / podaje mu jabłko / / Adam, podobnie jak przed chwilą Ewa, bezwiednie bierze owoc z jej rąk i kosztuje / / na twarzy jego ten sam wyraz rozkoszy / / nagle rzuca ogryzek i mówi z lękiem i rozpaczą / ADAM Ach, Ewo ukochana, przez Boga żywego, cóż się z nami stało? patrzy ze wstydem na obnażone części ciała i wstydzi się widowni zasłania się jak może rękami, Ewa czyni to samo Jam nagi — a ty czymże odziejesz swe ciało? Jakże nam się przyjdzie stawić w oczy komu? Teraz nam trza chodzić w Raju po kryjomu. / Z tymi słowy cofają się wstydliwie w głąb i kryją się za krzakami tak, że tylko głowy ich widać / ARCHANIOŁ-MICHAŁ / odsłania prawą, „dobrą” część tryptyku / / ma na sobie zgrzebny strój chłopski, tylko przepasany jest pasem, ozdobnie nabijanym / / w ręku miecz w kształcie płomienia / / skrzydła ze srebrnej, papierowej łuski / Adamie, kędyś jest i kędyś się podział? ADAM Ach panie, nagim jest i nie mam, czym bym się przyodział… ARCHANIOŁ-MICHAŁ A? ty teraz po krzakach będziesz tylko siedział? A któż ci to Adamie, żeś nagi, powiedział? milczenie Nie było się ważyć zrywać jabłka z drzewa! ADAM / jak uczniak, wykręcając się, zwala winę na Ewę, która wygraża mu pięściami / Ach, panie, to nie ja, tylko żona, Ewa. ARCHANIOŁ-MICHAŁ A gdzieżeś się podział natenczas od żony, Gdyś nie miał być od niej na moment odłączony? gdy Adam milczy, do Ewy z wyrzutem A ty Ewo, dlaczegożeś to jabłko zerwała? / już od pewnej chwili zasłona w lewym skrzydle poczęła się rozsuwać / / spoza zasłony Diabeł tchórzliwie wyścibia łeb swój / EWA / w podobny sposób jak Adam, spycha winę na Diabła / Ach, panie, bom od szatana pokuszenie miała! / Diabeł wściekły wygraża jej pięścią / ARCHANIOŁ-MICHAŁ O szatanie przeklęty, cóżeś ty narobił, Żeś Adama i Ewę grzechem przyozdobił! Diabeł zrazu się wymawia, potem pod ciosami słów Archanioła kurczy się i znika, z furią zasuwając zasłonę Byłeś przeklęty, a teraz na wieki W coraz to większym piekle będziesz cierpiał męki! Adam i Ewa cieszą się, że nie ich kara spotkała, ale miny im rzedną, gdy Archanioł mówi: Wędrujże, Ewo, z Raju, Już cię tu dobrze znają, Fora, Adamie, fora Z tak rozkosznego dwora! Adam i Ewa pokazują, że wstyd im wyjść w takim stroju Archanioł, choć nie obrócony do nich twarzą, widzi ich zakłopotanie i uśmiechając się, mówi dobrotliwie Ale gdy się widzicie, wstyd was nago chodzić, Kazał wam Pan Bóg na drogę kożuszki porobić. Adam i Ewa, jak dzieci na widok podarków pod choinką, klaszczą z radości, bo dopiero teraz zauważyli, że pod „drzewem wiadomości złego i dobrego” leżą dwa chłopskie kożuchy: jeden długi dla Adama, drugi, w rodzaju góralskiego serdaka, dla Ewy idą pod drzewo i przypatrują się z podziwem owym darom Zaodziej się, Adamie, wybieraj się w drogę! ADAM / markotnie / Ach, panie, choć cokolwiek zabawić się mogę? ARCHANIOŁ-MICHAŁ / zasuwa teraz zasłonę prawego skrzydła i wchodzi do części środkowej tryptyku / / staje pośrodku, między Adamem i Ewą / Wychodź, wychodź, Adamie, na świat jak najprędzej, A tam dla siebie musisz używać nędzy. Adam i Ewa niechętnie ubierają się gdy Archanioł miecz płomienisty nad nimi wzniesie, ze spuszczonymi głowami schodzą na stopnie Dałaś się zwieść Wężowi, Tyś słuchał białogłowy, Będziecie cierpieć niewolą, Na świecie ze złą dolą! W boleści będziesz rodzić, W wianeczku już nie chodzić, Ty ziemię będziesz kopać I o chleb się kłopotać! / znika, zasuwając zasłonę części środkowej. / / Adam i Ewa schodzą na poziom sceny, ponuro patrząc w ziemię. Gdy światło rajskie znikło sprzed ich oczu, są jakby ociemniali, błądzą w półmroku, z wyciągniętymi rękoma idą przed siebie. Adam chce wrócić do Raju, ale nie może trafić. Gdy tak stoją zrozpaczeni, spostrzegają nagle na przodzie sceny leżącą kądziel i łopatę. Po namyśle Ewa siada na ziemi, po prawej stronie nieco bliżej widowni i zaczyna prząść, leniwie i niezręcznie. Adam z wielkim trudem usiłuje kopać, ale robota idzie mu jak po grudzie. Podczas tej niemej sceny organy grają znane już preludium na temat „Ach zła Ewa narobiła…”. / ADAM / przestaje kopać, ociera pot z czoła / Ach, biada mnie nędznemu, Człekowi strapionemu, Do Raju trafić nie mogę, Bom przez grzech stracił drogę! W Rajum miał dość rozkoszy, Złote na polach kłosy, Nigdym nie umiał orać, Za wołmi: hela! — wołać… Gdzieżeście się podziały, owe złote kłosy? z rozpaczą Chyba sobie wyrwę wszystkie z głowy włosy! gniewnie do Ewy A te wszystkie nędze w nędzy się poczyna, Wszystko to żony mojej, Ewy kochanej, przyczyna! EWA / odcina mu się ze złością / Ach mój miły mężu, kochany Adamie, Dlaczego wszystkie winy składasz teraz na mnie? Wszakżeś i ty tam był, gdziem i ja była, Było mnie strzec i pilnować, bym złego nic nie zrobiła! ADAM / coraz zapalczywiej / Otóż to! Zawsze trzeba cię pilnować, Ażeby cię na moment nigdy nie odstępować! Cóż to za tobą trza się z kijem włóczyć? Abyś źle nie robiła, trza cię często młócić! / zaczyna okładać łopatą Ewę, ta z wrzaskiem ucieka, Adam goni za nią / / całej tej scenie przypatruje się z radością Diabeł, który ukazał się w lewym skrzydle tryptyku w ten sam sposób, co poprzednio / EWA Nie bardzo mnie bij, Adamie, mężu mój, Przecie się Boga bój! powołując się na Boga, wskazuje na prawe skrzydło Wszakże ty wiesz, że ja jestem twoja żona, Dla ciebie jestem od Boga stworzona… Ale daruj mi to, żem jabłko zerwała, przymila się A tom go sama nie zjadła, tylko i tobie dała… I tom była od czarta pokuszona… tuli się do Adama Teraz się przyznaję, żem jest twoja miła żona… / Adam i Ewa w strapieniu tulą się do siebie / DIABEŁ / słyszany tylko przez Adama / Com czatował, tom uczatował: Przeciem was z tego Raju wyrugował! Nie mogłem na was patrzeć, przykro mi to było, Kiedy się teraz kłopicie, zbyt mi to jest miło. staje na stopniach i szeptem kusi Adama Zabij, Adamie, Ewę, pomścij się swej krzywdy, Bo już do Raju teraz nie powrócisz nigdy! Bo żebyś ty nie miał Ewy, to jest twojej żony, To byłbyś nazad do Raju przypuszczony… ADAM / nie patrząc na Diabła, odpędza go łopatą / Idź precz, kusicielu, czegoć się zachciało? Czy ci znów co nowego do łba zaleciało? Dopieroś mnie w jedno nieszczęście wprowadził, Żeś mnie tak rozkosznego Raju pozbawił, To chcesz, żeby mnie i ziemia pożarła? DIABEŁ / bezczelnie / A chcę!! ADAM Tfu! Bodaj się twa rada wraz z tobą zapadła! DIABEŁ / z innego tonu, poczciwie, dla większej skuteczności kuszenia dobywa gorzałki z koszyka i częstuje nią Adama, sam przybijając, ale Adam, wciąż nań nie patrząc, nie przyjmuje poczęstunku / Wierz mi, Adamie, że cię nie chcę zdradzić, Tylkobym ci tak dobrze życzył, żebyś ty mógł swoją Ewę zabić, Bo żebyś ty nie miał Ewy, to jest twojej żony, To byłbyś nazad do Raju przypuszczony… ADAM / opierając się ostatnim wysiłkiem / Idź precz, kusicielu, nie drzyj ze mnie skóry! DIABEŁ / z jawną radością, wyciągając ku Adamowi szponiaste ręce / Przecie cię mi Bóg dał raz w moje pazury!! / już, już chce się rzucić na Adama, gdy wtem w prawym skrzydle ukazuje się Archanioł-Michał / ARCHANIOŁ MICHAŁ A ty tu co robisz, szatanie przeklęty? Przyszedłeś już dodawać do grzechu zachęty? na te słowa Adam i Ewa padają na kolana i biją się w piersi, a Diabeł ucieka do lewego skrzydła tryptyku Nie mogłeś tam pozostać w tym Piekle gorącym, Nie tutaj kłótnie czynić wraz z pokutującym. Wiesz dobrze, że się Pan Bóg nie gniewa na wieki, Lecz po pokucie przyjmie ich do Swej opieki. / Adam i Ewa westchnęli, doznawszy ulgi / DIABEŁ / kłótliwie / A to im Pan Bóg darował, a mnie to nie podaruje!? ARCHANIOŁ-MICHAŁ / uroczyście / Bądź o tym pewny, Adamie, ja ci deklaruję! mówi na tle preludium organowego, osnutego na temacie „Ach zła Ewa narobiła…” Adam i Ewa składają ręce do modlitwy, z początku oczy ich spuszczone, potem, gdy Archanioł proroctwo wypowiada, spojrzenia ich płyną w górę, a na twarzach ich zachwycenie się pojawia. Diabeł kurczy się w męczarni jak ów Wąż zdeptany stopą Maryi na obrazach religijnych, aż w końcu niknie za zasłoną, którą sam zasuwa. O wężu niecnotliwy, Iżeś tak nieżyczliwy, Nasienie białogłowy Zepsułeś złymi słowy, Wiedz, że się wypełniają Proroctwa i nastają Dawida, Izajasza, Bo Panna Mesjasza Dzisiejszej zrodzi nocy Z Ducha Świętego mocy, Chcąc nas pojednać z Bogiem W takim upadku srogim. / Adam i Ewa wstają z klęczek i, ze złożonymi na piersiach rękoma, wychodzą na prawo / / Anioł, postawszy chwilę, zasłonę zasuwa / / podczas tej akcji za sceną śpiewa chór, wyraźnie oddzielając każde słowo tak, żeby tekst był zrozumiały / 6. CHÓR MĘŻCZYŹNI Ach zła Ewa narobiła, Kłopotu nas nabawiła, Z wężem sama rozmawiała I jabłuszka kosztowała, Narobiła! KOBIETY / w tonacji wyższej / Robak chytry zwiódł mężatkę, Za tę winę sam wpadł w klatkę, Bo mu głowę podeptała, Która od wieków przyjść miała: Białogłowa! SPRAWA DRUGA ZWIASTOWANIE 7. CHORAŁ / chór czterogłosowy za sceną / Archanioł Gabriel z nieba wysokiego Posłan był do Panny z rządzenia Boskiego, Ta w mieście żydowskim, w Nazaret mieszkała, A Józefa męża poślubionego miała. Imię Jej Maria, od wieków przejrzana, Iż porodzić miała niebieskiego Pana, Który by mocą swą moc szatańską zgładził, A wybrane swoje do nieba doprowadził. / podczas tego śpiewu ukazuje się w prawym skrzydle tryptyku Archanioł Gabriel, ubrany podobnie jak Archanioł Michał, tylko skrzydła ma złote / / spokojnie, obrzędowo kroczy ku środkowemu otworowi i odsłania zasłonę, po czym wraca na swoje miejsce / / W razie gdyby śpiew czterogłosowy sprawiał jakiekolwiek trudności, należy chorał ten odegrać na organach. Archanioł wtedy wypowie na tle tej muzyki następujące słowa: „A w miesiącu szóstym posłany jest Anioł Gabriel do miasta Nazaret, do Panny, której imię było Maria”. Wypowiedziawszy to, odsłoni część środkową i wróci na swoje miejsce. / / Część środkowa tryptyku przedstawia komnatkę N. M. Panny. Dekoracja winna wzorować się na najbardziej prymitywnych kompozycjach religijnych. Zaleca się naśladować podhalańskie malowidła na szkle lub za wzór niech posłużą stalle Kościoła Mariackiego w Krakowie. Strój M. P. albo ściśle tradycyjny, przekazany przez malarstwo barokowe, albo też w odróżnieniu od innych, stylizowanych na motywach sztuki ludowej, mógłby łączyć w sobie modę szlachecką XVII-ego stulecia z tradycją religijną, podobnie jak to widzimy w jasełkach tynieckich. Jedyny sprzęt w komnacie stanowi klęcznik, na którym rozłożony modlitewnik. / / Maria podczas śpiewu zatopiona w modłach. / 8. PRELUDIUM ORGANOWE NA TEMATACH ARCHANIOŁ GABRYEL, MAGNIFICAT I Z PORADY TRÓJCY ŚWIĘTEJ / na tle tej muzyki mówią Maria i Archanioł / ARCHANIOŁ GABRIEL Bądź pozdrowiona, Maria, Niepokalana lilia! U domku Twego podwoi Dziewosłęb, dziewosłęb stoi! MARIA Cóż za weselne wołanie Mąci psałterza czytanie? Idźcie inędy, o swaty, Odejdźcie od mojej chaty! ARCHANIOŁ GABRIEL / wchodzi do części środkowej tryptyku, staje po prawej stronie / Zdrowa bądź, Panno Maria, Pełna łask wdzięczna lilia! Pan z Tobą już od stworzenia, Nie lękaj się pozdrowienia! MARIA Jakożeś wszedł tu, panie, Zamknioneć było mieszkanie?… ARCHANIOŁ GABRIEL Nie bój się, nie bój, Maria, Archanioł Gabriel wszak ci ja, Ze swadźbą i zwiastowaniem Przybywam przed dnia świtaniem. MARIA / zmrużyła oczy, olśniona złotawym blaskiem, który bije z całej postaci Archanioła / Stawasz, Panie, w promidłach złocistszych niż zorze, Że oczy me olsnęły i wielce się trwożę. ARCHANIOŁ GABRIEL Nie lękaj się, Maria, łaskiś dostąpiła, Bogu Wszechmogącemu jesteś bardzo miła. Słysz, nie była takowa od wieków nowina: Oto poczniesz w żywocie swym i zrodzisz Syna, A dasz mu imię: Jezus. Pan to będzie wielki, Którego Synem Bożym naród nazwie wszelki. Tak ci w niebiesiech Trójca Święta uradziła. Zdrowa bądź, o Maria, Panno Bogu miła! MARIA A jakoż się to stanie, gdy ja męża nie znam? W mojej cnocie panieńskiej trwać będę, jako trwam. ARCHANIOŁ GABRIEL Rozmierz pola beznasienne, Spytaj, jak zostały plenne, Jak nie siane, ani zryte Żniwo zrodziły obfite! Ziemia wszystka panną była, Gdy ją Stwórcy moc zaćmiła, Cud nad cudy w tym się zdarza, Bóg na nowo świat przetwarza. Duch Święty z wielkiej miłości Sprawi to w Tobie w czystości. / czyni gest zwiastowania / / mistyczne światło złote spływa na M. P. / MARIA / w zachwyceniu / Melodyjna promienność spływa w moją duszę… O siło niepojęta, już ulec ci muszę… ARCHANIOŁ GABRIEL / jakby tekst liturgiczny śpiewał / Poczniesz Panienko Syna przez Ducha Świętego, A moc Ciebie ogarnie Boga Wszechmocnego, A to zaś, co się z Ciebie narodzi świętego, Wszystka ziemia za Zbawcę chwalić będzie swego. MARIA / podczas słów Zwiastowania głowę pochyliła i ręce złożyła na piersiach, teraz jak w półśnie, odwraca twarz ku widzom, oczy utkwione w „niebo” czyli w najwyższy punkt na ścianie głębnej widowni, ręce rozwarte, dłońmi ku patrzącym zwrócone / Owom służka Pana mego, Stań się według słowa Twego! śpiewa z nabożną prostotą i cichą radością „Magnificat anima mea Dominum Et exsultavit spiritus meus In Deo salutari meo!” / w tym wyrazie trwa do końca sprawy / ARCHANIOŁ GABRIEL / wciąż jeszcze na tle organów / Zdrowa bądź Maria Panna, Łaskiś Ty pełna, jak żadna, Niewiast Ty jesteś ozdobą, Pan z Tobą, Maria, Pan z Tobą. / zasuwa wolno, obrzędowymi ruchami zasłonę środkową, wchodzi do prawego skrzydła i znika w nim, zasuwając prawą ręką zasłonę / / podczas tej akcji, za sceną, chór śpiewa następujący chorał: / 9. Chorał / chór czterogłosowy / Z porady Trójcy Świętej Rzekł Anioł do Panny Maryi: Zdrowa bądź, łaskiś pełna, Pan z Tobą jeszcze z dawna. Duch Święty zaraz zstąpił I ciało panieńskie obronił, Przybytek Panny czystej, Matuchny Jezusowej. SPRAWA TRZECIA MARIA I JÓZEF W BETLEJEM NOCLEGU SZUKAJĄ PROLOGUS / wchodzi na przedscenie i mówi tekst Ewangelii: / „I stało się w one dni, że wyszedł dekret od Cesarza Augusta, aby popisano wszystek świat. I wstąpił Józef z Galilei, z miasta Nazaretu, do ziemi judzkiej, do miasta Dawidowego, które zowią Betlejem, aby był popisany z Marią, poślubioną sobie małżonką”. / wychodzi / / Słychać za sceną bębnienie i gromki głos, wywołujący jakiś rozkaz, podobnie jak to dziś jeszcze bywa na jarmarkach małomiasteczkowych. / / Wchodzi Pachoł Heroda. Jak sam Herod i jego gwardia, ubrany jest po łowicku, w odróżnieniu od występującego w tym widowisku ludu, który składa się z krakowiaków, górali i mazurów. Pachoł ma na głowie czako, wyklejone lśniącym papierem. Wali siarczyście w bęben, który wydaje głuchy dźwięk. Ze wszech stron zbiega się gromada gapiów, w której odnajdziemy pasterzy z późniejszej sprawy, Szlachcica, Karczmarkę i Rabina. / PACHOŁ / wrzeszczy wniebogłosy / / a lud, stanąwszy w czterech zbitych gromadkach po obu stronach sceny, słucha go z otwartymi z podziwu gębami / Hej, panowie gospodarze, Oto, co król Heród każe: bębni Kmiotek, włodarz, czy pan możny, Żołdak, mieszczan, klecha zbożny, Item wszyscy rzemieślnicy, Płatnerze, pasamonnicy, Krawczykowie, szewczykowie, Cieśle i koleśnikowie, Miodowary, piwowary, Młodzian czerstwy i grzyb stary, Panieneczki we wianeczku, Niewiasty oraz w rąbeczku, Ktokolwiek w tej ziemi żywie, Służąc Królowi poczciwie, Niech do Betlejem przybywa, Heród go mym bębnem wzywa! bębni Bo w ratuszu będą ninie Spisywać na pergaminie Wszystek lud jeruzalemski, Polski, oraz cudzoziemski, To zaś przeto Król stanowi, Aby swemu narodowi Nakazać surowe czynsze I podatki jeszcze insze! / wychodzi, bębniąc / / za sceną słychać jeszcze przez czas pewien jego krzyk / / Lud rozchodzi się kupkami, szepcąc rytmicznie: „Heród, Heród!” Ton tego pogwaru rośnie, od lęku i troski do gniewu i buntu, botem ginie za sceną. / / Po chwili słychać dźwięki cichutkie poważnego poloneza. / / Z prawej wchodzą Maria i Józef. Strój w stylu omówionym w sprawie drugiej. Józef ma siwe, podgolone na sposób szlachecki włosy, siwe, pokrętne wąsy; żupan biały, pasem słuckim przepasany; zamiast kontusza czy delii, tradycyjna szata; w ręku kij pątniczy, ozdobiony liliami. Idzie z wielką atencją przed Marią, jakby chciał ułatwić jej drogę. Maria, z rękoma złożonymi na piersiach, zawsze znajduje się w pewnym oddaleniu od Józefa. / / Oczy jej utkwione w „niebo”, nie widzą nigdy osoby, do której mówi, choć się do niej uśmiechają lub łagodnie karcą. Józef i Maria bardzo strudzeni, okrążają całą scenę i z powrotem stają na pierwszym planie, po prawej stronie sceny. / / podczas okrążania śpiewają / 10. DWUŚPIEW MARYI I JÓZEFA MARIA / staje / Pomaluśku, Józefie, Pomaluśku proszę, Widzisz, że ja nie mogę Bieżeć w tak daleką drogę. podczas przygrywki idzie staje i śpiewa Owo czas nadchodzi, Że się nam narodzi, Którego mi zwiastował Anioł, gdy mnie pozdrawiał. / idą / JÓZEF / staje / Ach, teraz w miasteczku I w lada domeczku Trudno o kącik będzie, Bowiem ciżba ludu wszędzie. / idą do końca muzyki / JÓZEF / gdy przystanęli, mówi / O, Panno miłościwa i duchowna żono, Kędyż Cię zaprowadzę, srodze utrudzoną? Oblicze twoje siecze poglądając ku lewej, złej stronie Boreasz grudniowy, Kędyż najdę schronienie dla Twej świętej głowy? MARIA O Józefie, staruszku, opiekunie drogi, Wystarczyłby mi dzisia pokoik ubogi, Gdziebym, skoro wybije ta godzina miła, Skarb mój najkosztowniejszy w kolibkę włożyła. JÓZEF Nie alteruj się, proszę, Panno świętobliwa, Pójdę szukać, gdzie tutaj gospoda poczciwa. idzie na lewo, ku wejściu pierwszoplanowemu i lagą trzy razy o ziem uderza Pokój wam, dobrzy ludzie! Otwórzcie podwoje, Niechajże ja z Tą Panną na chłodzie nie stoję! / wchodzi Karczmarka, zażywna jejmość w stroju mieszczki krakowskiej, twarz od trunków rumiana; wziąwszy się pod boki, mówi / KARCZMARKA Ej, nie pukajcie, stary! Mam ja gości dosyć, Na próżno mnie będziecie o gościnę prosić. Sama ci ja w gospodzie nie mam miejsca swego, Taki naród się zwalił tu dnia dzisiejszego. MARIA Panagabóg, babusiu! Będziecie nam radzi? KARCZMARKA Jeśliś mi co przyniosła, pewnie nie zawadzi! MARIA Przyniosłam ci, babuśku, Boga w swym żywocie, O którym to proroctwo było, jako wiecie. KARCZMARKA / rozindyczona / Mojaś ty, bardzo proszę, nie baw się plotkami, A wiedz, że ja nierada gadam z chudziętami! Wyrozumiej, że dziadów i bab nie nocuję, Jeno ślachtę z panięty, bo trzos u nich czuję! / z wielkim hałasem wychodzi / JÓZEF Zatwardziałego serca była to niewiasta… Przecz nam Anioł rozkazał iść do tego miasta? MARIA Wszak głosili Prorocy, że na same Gody Zrodzon będzie w Betlejem Panic świata młody. / znów idą dookoła sceny, coraz bardziej strudzeni, niby noclegu szukają / 10. ŚPIEW JÓZEFA JÓZEF Wolą pijanice I miedne śklenice, Niźli Pannę ubogą, Strudzoną wielką drogą. / podczas przygrywki idą, a potem stają nieopodal lewego skrzydła tryptyku / JÓZEF / patrzy z ogromnym podziwem na tę część tryptyku, jakby przed sobą miał istotnie pałac wspaniały i mówi / Oto pałac przed nami możnego szlachcica, Zobaczmyż, czy ugości Matkę Królewica, podchodzi bliżej i stuka lagą w bramę tryptyku podkręcił wąsa, przybrał bardziej pewną siebie postawę, „równy wojewodzie”, mówi serdecznie Pokój wam, panie bracie, otwórzcie podwoje, Niechajże ja z tą Panną na chłodzie nie stoję! SZLACHCIC / przesadnie, po szlachecku ubrany, nochal fioletowy, czarne zawiesiste wąsiska, krzaczaste brwi, brzuch okazały, czapa na bakier, niby Radziwiłł Panie Kochanku, i Boruta w jednej osobie; rozsuwa gwałtownym ruchem zasłonę w lewym skrzydle tryptyku i stamtąd, sapiąc z gniewu, przemawia / A cóż to za hałasy, tartasy? Zjedz kata! Kto pozwolił ci, dziadu, witać mnie, jak brata? Patrzcie mi tego grzyba: Panieneczkę wodzi, Sam zaledwie na nogach od starości chodzi! JÓZEF Mylisz się, dobry panie, ja się w tym nie czuję, Cnota ma na trybunał boski apeluje. SZLACHCIC Idźcież dachu nad głową poszukać inędy, Fora z mojego dwora! Nie gadam z przybłędy! / z furią zasuwa zasłonę / JÓZEF O jako nieużyty był ten pan bogaty! Pójdźmy szukać, Maria, jakiej lichej chaty. 10. ŚPIEW MARYI MARIA Pomaluśku, Józefie, Pójdźmy w inne strony, Kędy żywie w ubóstwie Ludek wiejski, nieuczony. / znów, dopóki trwa muzyka, krążą dokoła sceny / JÓZEF / strudzony, przystaje, dalej iść nie może, mówi ze łzami w oczach / Już ci ja, Panno Święta, dalej iść nie mogę, wskazując na część środkową tryptyku Jeno do tej zagrody ukazujęć drogę. Tu ostanę, nie zdolę dłużej w tę śnieżycę, Wiera, nierad opuszczam mą Oblubienicę. / Maria stoi na pierwszym planie, po prawej, twarzą do widowni zwrócona, Józef ociężałym krokiem wlecze się ku prawemu skrzydłu tryptyku i tam, na stopniach usiadłszy, ze znużenia zasypia / 11. MELODRAM: SEN JÓZEFA / scena mówiona na tle cichej muzyki / / w prawym skrzydle, w niebieskawym świetle, zjawia się Archanioł Gabriel, tuż koło Józefa / ARCHANIOŁ GABRIEL / mówi szeptem do Józefa a dobrotliwie jak do dziecka, ten słucha go z zamkniętymi powiekami i tylko w miarę słów twarz zmienia się, widoczny na niej smutek, a potem łzy i uśmiech, Maria zapatrzona w „niebo” / Nie zamyślaj odstąpić tej Panny bez zmazy! Oznajmowałem tobie wszak mało sto razy, Że z dekretu boskiego masz być opiekunem Maluczkiego Mesjasza i czułym piastunem. A któż będzie owijał Dzieciątko w pieluszki? Kto lalki będzie strugał dla Jezusa-duszki? Kto w ucieczce, gdy Heród zabić was uradzi, Osiołka za uzdeczkę pięknie poprowadzi? Jeśli wytrwasz w niedoli, będą ciebie wszędy Po krajach chrześcijańskich głosiły kolędy, Wizerunek twój mieć będzie nad głową glorię I wsławisz po wsze czasy cieśli profesję. / znika za zasłoną, muzyka cichnie, Józef budzi się, przeciera oczy, rozgląda się dookoła, a poznawszy, że to był sen, żwawszym już nieco krokiem idzie ku M. Pannie / JÓZEF Daruj, Maria, słabość, już Cię nie odstąpię, Sam pierwszy do chatynki onej biednej wstąpię. MARIA / prowadzona przez Józefa ku środkowej części tryptyku, mówi słabym głosem / Pójdź! miły Józefie, abym nie omdlała, Proś, niech dadzą komnatkę, matką bym się stała. melodyjnie, w ekstazie Czuję, jako się moje zginają kolana, Spieszno mi nowotnego witać już hetmana. / stanęli przed stopniami środkowej części, Maria po prawej stronie, Józef po lewej / JÓZEF / stukając mocno lagą / Pokój wam, dobrzy ludzie, otwórzcie podwoje, Niechajże ja z tą Panną na chłodzie nie stoję! CHŁOPEK / staje w rozporze środkowej opony / Radzi wam, moi państwo, w tej chacie będziemy, Jeno czym was częstować? sami z głodu mrzemy. Jedną ci mam izdebkę, w niej dziecisków siła, Nie użyje waść wczasu, zdejmując czapkę ni ta Panna miła! JÓZEF / westchnął / Bóg zapłać, gospodarzu, za poczciwe słowo… Pójdźmy dalej, Maria, na wędrówkę nową. CHŁOPKA / podczas ostatnich słów swojego męża uchyliła nieco zasłony i usłyszała odmowę; wchodzi, staje bliżej cokolwiek M. Panny, Chłopek bliżej Józefa, Chłopka patrzy z wielkim nabożeństwem na M. Pannę, jakby przeczuwała w niej Matkę Bożą / Czyś ty rozum postradał, czy śpisz jeszcze, chłopie? Nie ma miejsca w alkierzu, to znajdzie się w szopie. do Józefa Nie szukajcie już, panie, po mieście gospody, wygrażając ku lewej stronie Połają was, sfukają, miasto dać wygody. Prosimy ichmośćpaństwa do domku naszego, Będziemy wam służyli z serca ochotnego. CHŁOPEK / drapiąc się w głowę / Może tam jest w komorze okruszyna chleba… CHŁOPKA / ostro do męża / Najdzie się i dzban mleka, jeżeli potrzeba. / obydwoje rozchylają zasłonę, zapraszając do wejścia / JÓZEF / półgłosem do Maryi / Frasuję się i trapię, zali rzecz godziwa, z odrobiną szlacheckiej godności Byś w szopie spoczywała, Panno Świętobliwa? MARIA / z pobłażliwym uśmiechem / O Józef, miły Józef, kiedyż zbędziesz pychy? Toć Prorocy wróżyli, że w stajence lichej Niebiański mój Królewic ma być dziś zrodzony I na ostrym sianeczku w jasłach położony. / Józef zawstydzony pochylił głowę / / Z daleka odzywa się muzyka dzwonów. Orkiestra gra śpiew aniołów „Hej, hej, lelija”. Mrok zapada na scenie. W głębi widowni zapala się czerwone światło, które rośnie niby łuna i zalewa scenę wraz ze stojącymi na niej postaciami. / CHŁOPKA Będzie wola waćpaństwa wejść pod strzechę naszą! patrząc na widownię Widno już Aniołowie gwiazdy niebne gaszą… Patrzajta, jaka jutrznia nad Betlejem wschodzi, Całe miasto w tej łonie, niby we krwie brodzi! CHŁOPEK / przerażony / Słyszyta? Kieby dzwonów srebrnych turlikanie… Ej, zawrzyjmy już dźwierza, wchodźta prędzej, panie! / wchodzą do środkowej części: nasamprzód Maria i Józef, za nimi Chłopek z żoną, zasuwając szczelnie zasłonę / / Przez chwilę scena pusta. Łuna na widowni gaśnie. Teraz niebieskawe światło sączyć się zaczyna przez prosceniowe otwory. Z lewego otworu na pierwszym planie wchodzi Pierwszy Półchór Aniołów. Strój ich wzorowany może być na polichromii matejkowskiej kościoła Mariackiego w Krakowie, lub na rzeźbach Wita Stwosza. Skrzydła kolorowe. / 12. ŚPIEW ANIOŁÓW I PÓŁCHÓR / jakby szukał miejsca, gdzie się Pan Jezus narodził, dochodzi tylko do połowy sceny / Hej, hej, lelija, Panna Maryja! Gdzie porodziła Pana Jezusa Panna Maryja? II PÓŁCHÓR / wchodząc z prawej, podobnie jak I Półchór; śpiewa radośnie, wskazując na część środkową tryptyku / Hej, hej, lelija, Panna Maryja! Tam między dwoma Bydlątkoma, Tam leży słoma, Barłożeczkoma, Tam porodziła Pana Jezusa Panna Maryja! I PÓŁCHÓR Hej, hej, lelija, Panna Maryja! W co powijała Pana Jezusa Panna Maryja? II PÓŁCHÓR Hej, hej, lelija, Panna Maryja! W Najświętszej Panny Pogłowniczek, W Świętego Józefa Przypaśniczek, W to powijała Pana Jezusa Panna Maryja! I PÓŁCHÓR Hej, hej, lelija, Panna Maryja! W czym kołysała Pana Jezusa Panna Maryja? II PÓŁCHÓR Hej, hej, lelija, Panna Maryja! Tam między dwoma Ołtarzykoma, Tam kolebeczka Jest zawieszona, Tam kołysała Pana Jezusa Panna Maryja! / Dzwony kościelne cichną. Daje się słyszeć dzwonienie mszalnych dzwoneczków jak podczas Podniesienia. Aniołowie klękają, do samej ziemi pochylając głowy. Zwróceni są twarzami ku środkowej części tryptyku, gdzie przez szpary przebłyskuje złotawe światło. Przód sceny ściemniony. Chwila wielkiej ciszy. / SPRAWA CZWARTA ADORACJA ANIELSKA / Józef rozsunął środkową zasłonę. Buchnęło rzęsiste światło. Zabrzmiała ochocza muzyka. W środkowej części tradycyjna scena jasełkowa. Maria kołysze Dzieciątko w kolebce, sporządzonej ze żłobu. U jej stóp „bydlątka”: osioł i wół. Są to właściwie tylko głowy zwierzęce, na podobieństwo „turoniów”, prymitywnie zrobione, umocowane na kiju, zakrytym barwnym czaprakiem, pod którym skryte są osoby, udające głosy i ruchy wołu i osła. Pod dolną szczęką każdego z tych łbów przytwierdzony dzwoneczek. Józef, rozsunąwszy zasłonę, wchodzi do wnętrza, staje obok M. Panny, po lewej stronie. / 13. ŚPIEW I TANIEC ANIOŁÓW ANIOŁOWIE / powstają z klęczek i klaszcząc w ręce z radości, poczynają tańczyć i śpiewać na pierwszym planie sceny / Nuż my teraz Aniołkowie, Nuż ptaszkowie z nieba, Kolędujmy Dzieciąteczku Wesoło, jak trzeba: Hojże, hojże, Panie Jezu, Hojże, hojże, hoc, hoc! Będziem śpiewać, Salty czynić Przy jasłkach całą noc! tańczą, potem w tempie wolniejszym podchodzą ku przodowi sceny Potem polecim zwiastować Wesolą nowinę; uroczyście, podnosząc w górę prawe ręce Że Maria, Virgo-Mater Powiła Dziecinę! znów prędzej Hojże, hojże… / tańczą / 14. TRÓJŚPIEW WOŁU, OSŁA I JÓZEFEM WOŁEK / podnosi się, poruszając w takt łbem i podzwaniając, śpiewa, Aniołowie, stojąc po obu bokach pierwszego planu, z podziwem przypatrują się temu / Panie Boże mój, Jam jest wołek twój, Nie umiem nic, tylko orać, I to trzeba na mnie wołać: Nu, nu, wołku, nu! Nie gardź mną, wołkiem, Chudym pachołkiem, Będę cię grzał swoim chuchu, Chocia pustki będą w brzuchu: Chu, chu, chu, chu! OSIOŁEK / śpiewa jak tamten / Nuże nieboże, Osioł pomoże, Będę przecie Pana dźwigał, Rycząc pocieszny madrygał: I ja, i ja! JÓZEF / głaszcząc ich łby / Nu, wierni słudzy, Ośle i drudzy Przyjmie Pan waszą ochotę, Hojnie płacąc za robotę, Cyt, zwierzątka, cyt! / uspokojone zwierzątka kładą się na ziemię / 15. ROZMOWA ANIOŁÓW Z JÓZEFEM / śpiewana / / Aniołowie wchodzą teraz do tryptyku, jedni do części środkowej, inni do bocznych skrzydeł i grupują się malowniczo. Józef siada na stopniach w części środkowej po lewej stronie żłobka. / ANIOŁOWIE O Józefie! JÓZEF Czego chcecie? ANIOŁOWIE Powiedzże nam, czemu Jezus ubogi? JÓZEF Bo drogi, bo drogi! ANIOŁOWIE Chwała Tobie, Jezu Chryste, Za Twe narodzenie czyste, Leluja! Leluja! ANIOŁOWIE O Józefie! JÓZEF Czego chcecie? ANIOŁOWIE Powiedzże nam, kto z pokłonem przybędzie? JÓZEF / wskazując tę stronę widowni, skąd później wejdą pastuszkowie i królowie, dla podkreślenia honoru, jaki biedną szopkę spotyka, śpiewa po łacinie, a Aniołowie z podziwu kiwają główkami / Pastores et Reges! ANIOŁOWIE Chwała Tobie… / Maria pochyla się nad kołyską, jakby zaniepokojona płaczem Dzieciątka i natychmiast cały chór anielski też się nachyla / ANIOŁOWIE O Józefie! JÓZEF Czego chcecie? ANIOŁOWIE Słyszysz? oto Dzieciąteczko się kwili… JÓZEF / bierze skrzypeczki do rąk, niby je stroi / Więc mu zagram: li, li, li, Na skrzypeczkach: li, li, li. ANIOŁOWIE / wciąż nachyleni nad kolebką, pomagają M. Pannie Dzieciątko kołysać / Nynaj, nynaj Dzieciąteczko, Ukołyszem Cię piosneczką: cichutko Leluja! Leluja! 16. KOLĘDA NA SKRZYPECZKACH JÓZEF / zapatrzony w dal, jakby natchnienie brał z pól, lasów, rzek i obłoków, które przed sobą widzi, gra i śpiewa najpiękniejszą z pięknych, ni to rzewną, ni wesołą, pełną niewypowiedzianej słodyczy melodię mazowiecką / Lir, lir, lir, Lir, lir, lir… ANIOŁOWIE Aa, aa, aa, Aa, aa, aa… / zasłuchali się w pieśń własną i też w tę dal nieokreśloną patrzą / 17. KOŁYSANKA MARYI PANNY / gdy czar się skończy, Maria pocznie Dzieciątku śpiewać; podczas jej śpiewu wszyscy klęczą / MARIA Teraz, synaczku, będęć kołysała, Z wdzięcznym weselem całą noc śpiewała: Lili, lili, laj, mój wonny kwiateczku, Lili, lili, laj, w ubogim żłobeczku. CHOR Lili, laj… MARIA / niespokojnie zwraca głowę ku prawej stronie i ręką niby wiatr stamtąd wiejący odgania, wszyscy ten gest powtarzają / Cicho, wietrzyku, cicho południowy, Cicho powiewaj, niech śpi Panic nowy. znów się nachyla nad kołyską, z nią wszyscy Lili, lili, laj, mój drogi kanaczku, Lili, lili, laj, miluchny robaczku. CHÓR Lili, laj… / podczas śpiewu Józef cichutko, na palcach wstaje i wolno zasuwa zasłonę części środkowej, to samo czynią Aniołowie w obu skrzydłach bocznych / SPRAWA PIĄTA ACTUS PASTORALIS PROLOGUS / wchodzi z prawej i mówi / „A byli pasterze w onej krainie, w polu nocujący i straż nocną trzymający nad stadem swoim”. / wychodzi na prawo / / Z lewej wchodzi Korydon — pastuch. Pasterze mogą być ubrani z krakowska, góralska lub też inaczej, byle nie po łowicku, gdyż ten strój zachować należy dla Heroda i jego dworu. Strój nie powinien być doprowadzony do stuprocentowości okazu etnograficznego, owszem, niech posiada wszystkie odmiany spotykane w życiu, oczywiście w czasach, kiedy tak jeszcze się ubierano. / / Korydon siada na stopniach środkowej części i rozkraczywszy nogi, zaczyna dąć w długą, podhalańską „trąbitę”. Musi to więc być góral. / 18. ŚPIEWKA KORYDONA KORYDON / Majorową część wstępu gra buńczucznie, trąbitę podniósłszy do góry, podczas minorowej smętnie ją w dół opuszcza. Aż pokraśniał z zadęcia. Śpiewa baranim głosem. Jego dykcja łacińska przypomina wymowę wiejskich ministrantów lub starej daty organistów. / Ite armenta, Mea jumenta, Per arva laeta Et per dumeta Silva-(ha-)-rum! Silvae resonent, Plausus intonent, Mei sodales, Ferte vocales Thy-bi-(i)-jas! / i znów w podobny sposób gra / / Wchodzi z lewej inny pastuch, Maścibrzuch, ubrany z krakowska, z kijem i kobiałką. Ciemno, więc nie widzi dobrze. / MAŚCIBRZUCH Kto tu gra? KORYDON / niefrasobliwie / Ja, Korydon, na rożku gram sobie. MAŚCIBRZUCH A toć widzę na świecie sama rozkosz tobie: Siedzisz sobie, próżnujesz, nam cię szukać trzeba! KORYDON / z powagą / Takci mi dał sam Pan Bóg próżnowanie z nieba! MAŚCIBRZUCH / już zły / A wieszże ty, gdzie teraz twa trzoda się pasie? Ujrzysz rychło, że będziesz w wielkim ambarasie! KORYDON Zamilcz, mości Maścibrzuch, jam jest znamienity Pasterz na całe sioło słynny z tej trąbity! MAŚCIBRZUCH A dudlij sobie, dudo, na dudlącej dudzie, A tam zdrajca wilczysko plądruje w twej budzie! / Korydon gotów juź walić Maścibrzucha w łeb swą trąbą, ten broni się kijem sękatym, gdy wchodzi inny pasterz, Dameta, znów z innych stron Polski / DAMETA / z lewej / Przestańcie już tych swarów, kłótni zaniechajcie, Siądźcie sobie na ziemi, inszą zaczynajcie. tamci ochłonęli, siadają w trójkę na stopniach środkowej części tryptyku Nie wywołujta wilka z lasu, przyjaciele! filuternie, trącając łokciem w bok Maścibrzucha Lepiej dobądź, Maścibrzuch, antałka z kobiele, Albo ty, Korydonie, olejku żytniego Poszukaj, a poczęstuj mnie sturbowanego… / Maścibrzuch dobywa gorzały z kobiałki; dosyć długa scena mimiczna: nasamprzód rozkoszują się wyglądem samej flaszki, patrzą pod światło, obmacują, po odkorkowaniu wąchają, upajają się aromatem, idzie im ślinka i oczy wyłażą z uciechy, głośno cmokają i mlaskają językiem / KORYDON Jakaż to jest, Maścibrzuch? Maciczna? Miętowa? MAŚCIBRZUCH / tajemniczo / Ej, pij, a nie uważaj, choćby anyżkowa. / Korydon uroczyście zaczyna pić, a ma „spust” tęgi, Dameta zniecierpliwiony chce mu wyrwać flaszkę / DAMETA On dopóty nie zgadnie, póki nie wygoli! KORYDON / aż mu oko zbielało, oddaje flaszkę Damecie / Musi to być alkiermes, bo na wnątrzu boli… / chucha, żeby żar z siebie wytchnąć / DAMETA / ledwo przytknął butelkę do ust, już się zakrztusił, spluwa / Dyć to wiercipępkowa!… tamci śmieją się Tak ją nazywają, A nasze ją niewiasty bardzo dobrze znają. / Teraz cała trójka pije łapczywie, ocierając rękawem szyjkę butelki i plując po każdym łyku. Inwencję tej sceny pozostawia się fantazji i humorowi aktorów. / MAŚCIBRZUCH / wreszcie odbierając flachę / Dosyć tego chłeptania! Teraz spać pójdziewa, A jutro raniusieńko łebsko paść będziewa. KORYDON Idźta spać, ja z fujarą zostanę na stróży, ziewa Choć to, prawdę mówiący, oko mi się mruży. / Dameta wychodzi na lewo, Maścibrzuch kładzie się spać na stopniach pod lewym skrzydłem, ziewa, przeciąga się, czochra, przewraca z boku na bok, nakrywa się sukmaną i zaczyna chrapać. / / Tymczasem Korydon wchodzi wzdłuż sceny, tam i na powrót, grając tym razem ma fujareczce. Trąbitę postawił w kącie. / 19. SCENA ŚPIEWANA KORYDON A jeszczeć nie baczę, żeby moje oczy Oglądały kiedy takiej ślicznej nocy, Jak dzisiejsza nocka, nie wiem, co się dzieje? Jeszcze gwiazdy świecą, już na niebie dnieje… / chodzi i gra na fujarce / / Część środkowa tryptyku stopniowo rozświetla się, światło przebija przez zasłonę. / / Jeden z Aniołów, od wewnątrz nagłym ruchem rozsuwa zasłonę. Widać we wnętrzu cały chór anielski, malowniczo ugrupowany, na tle niebieskim. / KORYDON / przerażony / Weno, weno, słońce świeci, Jakieś wojsko z nieba leci! jak oszalały biega po scenie Zdaje mi się, że śpiewają, Ogniem ziemię zapalają! / oślepiony światłem, przypadł do ziemi / ANIOŁOWIE Angelus pastoribus Dixit vigilantibus: Nuntio vobis magnum gaudium, Salvatorem omnium In terris genitum. / Korydon budzi zaspanego Maścibrzucha: bije go w plecy, a wielki bęben te uderzenia naśladuje / DWUŚPIEW KORYDON Maścibrzuch! MAŚCIBRZUCH / jeszcze przez sen / A czego? KORYDON / z płaczem / Gwałtu! MAŚCIBRZUCH Co złego? KORYDON Nie złeć to, tylko gdzieś wdzięczne głosy! MAŚCIBRZUCH Baj baju! Baj baju! KORYDON Ach wierz mi, bo w ogniu są niebiosy! MAŚCIBRZUCH / odwraca się na drugi bok, ziewając / Ogrzej się, ogrzej się! KORYDON / znów go grzmotnął w plecy / Żart na stronę! MAŚCIBRZUCH / odwrócił się / Czy prawda? KORYDON Widzisz łonę? MAŚCIBRZUCH / zobaczył z daleka / A-a-a-a-a- to co? stracił głowę do szczętu Daj mi sukmanę, Co wskok wstanę… Korydon pomaga mu wdziać sukmanę, oczywiście kłopot z rękawami Niech oko zobaczy, Co to znaczy? / podeszli nieco bliżej ku środkowej części tryptyku, ale porażeni światłością, aż wrzasnęli ze strachu / MAŚCIBRZUCH I KORYDON / twarzą w twarz, śpiewają tonem dziadów na odpuście, rytmicznie przykucając; kolana drżą, zęby szczękają / Oj, nieszczęśliwa taka godzina, Smutnać to będzie jakaś nowina! / podczas tego jeden z Aniołów zasłonę zasuwa, lecz światło przez nią przenika / MAŚCIBRZUCH / mówi / Mój Korydonie miły, cóż więc uczyniwa? KORYDON Najlepiej, jeśli drugich zaraz pobudziwa. / Korydon porywa za swoją trąbę, ale z wielkiego strachu nie dmie w nią, tylko ustami ton udaje, Maścibrzuch, nie mając instrumentu, dmie w kułak / / Znajdują się obydwaj po prawej stronie pierwszego planu, a wołają ku lewej. Podczas śpiewu wykonywują kroki mazurowe, siarczyście przytupując. Ale ruch ten nie powinien hamować swobody gry. Więc twarze ich wyrażają pocieszne przerażenie, rękami komicznie wzywają pomocy lub chwytają się za głowę, a nogi, jakby nigdy nic, najspokojniej w świecie wycinają mazura, okraszonego hołubczykami. / MAZUREK KORYDON / wysoko / Tru-tru! MAŚCIBRZUCH / basem / Tru-tru! KORYDON A śpisz Bartek, Szymek, Wojtek, Maciek, Walek, Tomek, Kuba, Stachu? MAŚCIBRZUCH / odebrał trąbę Korydonowi i jak on, w podobny sposób udaje, że na niej gra / Tru-tru! KORYDON / znów porwał trąbę / Tru-tru! MAŚCIBRZUCH Ozwijże się przecie który z was, bo umrę od wielkiego strachu porwał trąbę Tru-tru! KORYDON / odebrał trąbę / Tru-tru! RAZEM Owo coś takiego, Jak słońce jasnego Świeci na niebie! / teraz w szybkim tempie wyrywają sobie instrument / MAŚCIBRZUCH Tru-tu-tu!? KORYDON Tru-tu-tu / tak czynią po kilkakroć / / wreszcie razem usiłują dąć w trąbitę / RAZEM Tru-tru!!! / Wpadają na scenę z lewego wejścia pierwszoplanowego: Dameta, Chleburad i inni pasterze w strojach z różnych stron Polski. Rozczochrani, niektórzy na pół ubrani, dopiero teraz próbują się przyodziać. Snać ze snu się zerwali. Ale wszyscy wchodzą mazurowym krokiem. / DAMETA / wpadł pierwszy / Obyżeś spał, czego wrzeszczysz, czy cię pono niefortuna łupi? / podchodzi ku Maścibrzuchowi i Korydonowi, a ci trąbią mu do ucha, ogłuszając go / CHLEBURAD / wpada, tnąc hołubca / Śpisz, a gadasz, marzy ci się lada Judasz, a ty bajesz głupi! / ta sama scenka mimiczna, jak wyżej / / wbiegają inni pasterze w ten sam sposób / KORYDON I MAŚCIBRZUCH Prędzej uciekajwa, Bracia, postradajwa Już i tych owiec! / muzyka urywa / / pasterze stanęli, ale z wielkiego przerażenia podrygują na miejscu jakby tańczyli mazura / KORYDON / w podskokach mazurowych / Dziwy, dziwy, bratkowie, ziemia się zapala! MAŚCIBRZUCH / jak Korydon / Juże na świat caluśki nieszczęście się zwala! KORYDON Ktoś na nas z hań-tej strony wołał: Ej, pastores! Ażem zląkł się, ja, który nie wiem, co to mores! MAŚCIBRZUCH Widzita te promidła, co hań błyszczą wszędy? Oj, pasterze, drapaka trza nam dać w te pędy! DAMETA Słusznie prawi. RYCZYWÓŁ Uciekać nigdy nie zawadzi! / wszyscy pasterze w panicznym strachu rzucają się do ucieczki ku lewemu wyjściu / CHLEBURAD / złapał ostatniego za kapotę i mocno pociągnął, a ponieważ się w ucieczce za sukmany, gunie, kożuchy i kierezje trzymali, więc całe bractwo runęło na ziemię pośladkami, nogi zadzierając w górę: Chleburad pierwszych z brzega połaskotał kijem i mówi / Stójże, tchórzem podszyta i głupia czeladzi! Nie chodźta! Ja zawołam, wy pilnie słuchajcie, W której stronie się ozwie, dobrze uważajcie! / Pasterze jako tako pozbierali się, stają dokoła Chleburada, wciąż w śmiertelnym strachu / 20. ROZMOWA Z ECHEM / Chleburad podczas pierwszych akordów zatacza na ziemi kręgi czarodziejskie swoją lagą. Potem woła, nie odwracając głowy ku części środkowej. Pasterze zdumieni. / CHLEBURAD Hej, ozwijże się, ozwij, powiedz, co-ć potrzeba? ANTOŁOWIE / za zasłoną / Z nieba, z nieba! CHLEBURAD / prześcipnie / A po coś tu zlazł z nieba? Wej, jakie paniątko! / pasterze śmieją się / ANIOŁOWIE Dzieciątko! Dzieciątko! / pasterze patrzą na siebie ogłupiałym wzrokiem / CHLEBURAD A gdzież ono Dzieciątko? Powiadaj-no, chłopie! ANIOŁOWIE W szopie, w szopie… / pasterze jw. / CHLEBURAD Z kogóż ono się rodzi o tej porze rannej? ANIOŁOWIE Z Panny! Z Panny! / ten i ów pasterz zdjął czapkę, jakby w przeczuciu świętości słów późniejszych / CHLEBURAD / żegnając się zabobonnie / Mów, jakie jego miano, jeśliś nie kusiciel? / pasterze z Chleburadem czynią znaki krzyża / ANTOŁOWIE / a głos ich jak dzwony, coraz potężniejszy, potem cichnie w radosnych, uroczystych akordach / Zbawiciel! Zbawiciel! Zbawiciel! Zbawiciel! Zbawiciel!… 21. GLORIA ANIOŁ / intonuje / Gloria in excelsis Deo! CHÓR ANIOŁÓW / podchwycił nutę i śpiewa dalej / Et in terra pax hominibus bonae voluntatis! / Aniołowie stoją nieruchomo, czyniąc gest błogosławienia / / pasterze z wolna odzyskują przytomność, dźwigają się i odchodzą dwiema grupami nieco na przód sceny / CHLEBURAD / wielce skonfundowany, że czary jego nic nie wskórały, mówi / Nijak nie wyrozumiem, co mamidło gada… nagle mu przyszła do głowy myśl Może to i szatańska jakowa jest zdrada? / pasterze w krzyk: „Gwałtu! Rety! O la Boga!” — i już chcą uciekać / KORYDON / zatrzymuje ich, widząc nadchodzącego z lewej strony Bartosa / Dyć idzie stary Bartos, to człowiek piśmienny, Jemu godzi się wierzyć, bo jest dość sumienny. / wchodzi Bartos, ubrany „z waszecia”, czamara szaraczkowa, pas, na głowie magierka, ma w sobie coś z organisty / / wszyscy obstąpili go i jeden przez drugiego mówią tak, że Bartos uszy sobie zatyka; gwar rośnie z każdym wierszem / MAŚCIBRZUCH A mój miły Bartosie, cóż na to mówicie? PASTERZE / szybko powtarzają to zdanie, ale nie jednocześnie, tylko każdy po kolei w ten sposób, że pierwszy pasterz początek zdania wypowiada dopiero wtedy, gdy Chleburad powie: „miły Bartosie”, drugi zacznie, gdy te słowa wymówi pierwszy itd. zawsze z tym samym opóźnieniem / KORYDON / nie czekając na koniec kolejki / Cóż nam czynić trzeba, jakże nam radzicie? PASTERZE / powtarzają to zdanie w ten sam sposób / DAMETA / nie czekając, aż wszyscy skończą / Waść najlepiej nam powie, jako człowiek stary… PASTERZE / jak wyżej / RYCZYWÓŁ / podobnie jak Dameta / Który chodził za młodu z tablicą do fary… PASTERZE / jak wyżej / BARTOS / nie mogąc się im opędzić i nie mogąc dojść do głosu, stuknął laską; ale gwar nie od razu ustał, owszem kilka powtórek ostatniego zdania zazębia się z pierwszym zdaniem Bartosa / Poczekajcie jeno, bracia, aż człek pomiarkuje… włożył wolno okulary na nos i podchodzi ku środkowej części; zdjął czapkę, inni to samo czynią, ale nie ruszają się z miejsc To światło płynie z nieba, co hań połyskuje… PASTERZE / szeptem, mniej więcej na ten temat: / Acha! Z nieba!… A widzisz, Chleburad, cóżeś bajał? BARTOS To zasie śliczne wojsko, co tam stoi w bieli, Jako mój rozum sądzi… przypatruje się uważniej to Pańscy Anieli! PASTERZE / cichuteńko, z westchnieniem ulgi / Janieli!… BARTOS / z rozrzewnieniem / Patrzajta, przyfrunęły niebiańskie ptasięta… Prośmy, niech się odezwą boskie pacholęta. My, bracia, na kolana kornie poklękajwa, Czego po nas żądają, dobrze uważajwa! / klęka, inni za nim, po obu stronach części środkowej, tak jednak, żeby środek był odsłonięty / 22. KOLĘDA ANIOŁÓW ANIOŁOWIE Pasący owce, woły U zielonej dąbrowy, Pasterze nie mieszkajcie, Do Betlejem biegajcie. Pójdźże, Bartosie, wprzódy, Bartos przysuwa się na klęczkach i zajmuje wolną przestrzeń środkową, pasterze szeptem wyrażają radość z powodu takiego wyróżnienia Bartosa Korydonie, bierz dudy, Korydon przysuwa się do Bartosa, pasterze szeptem dziwią się, że Korydona taki zaszczyt spotkał Ty za nim, Maścibrzuchu, Maścibrzuch przysuwa się do Korydona, strasznie uradowany pasterze szeptem: „Co? I Maścibrzuch też? A to ci dopiero!” Tą steczką pędź co duchu! Zagraj, Dameta, w rożek… Dameta, jak jego poprzednicy; pasterze kiwają głowami: „no, no!” Aż zagrzmi leśny bożek… Ty, Chleburad, w fujarę, ale Chleburad, klęczący na samym końcu, zasnął, budzą go kułakami; przepraszając Aniołów na migi, przysuwa się do klęczących na środku, pasterze szeptem: „Widzicie go, jaki to niemrawiec! nawet Janieli z takim nie wskórają” Wziąwszy od niego miarę. teraz Aniołowie dają polecenia pasterzom, wbijając im w głowę, jak nauczyciel dzieciom Jedną piosnkę zagrajcie, A drugą zaśpiewajcie. pasterze cichuteńko: „Uważajcie, jedną strofkę mamy zagrać, a drugą zaśpiewać… Pamiętajcie! Temu Panu naszemu, Nowo narodzonemu! / Jeden z Aniołów znów zasłonę zasuwa. Światło za oponą powoli gaśnie. Śpiew cichnie, tylko organy przeciągłym echem dudnią jeszcze. Pasterze w miłym odrętwieniu trwają chwilę, po czym powstają z klęczek. / KORYDON / jeszcze zasłuchany w oddalające się dźwięki muzyki anielskiej / Wej, jaka luba nuta, jak wdzięczna kapela, Niby ten organ farny serce rozwesela… CHLEBURAD / do natrząsających się zeń pastuchów / Dobrze, że po naszemu ten Janioł zagadał, Bom przódziej nie mógł pojąć, co do nas powiadał. / pasterze sekują go: „Hale! widzicie go, jaki teraz mądry!” / / wszyscy gromadzą się znów na przodzie sceny, dokoła Bartosa / BARTOS Owóż mili bratkowie, samiście słyszeli, Jaki to cantus słodko śpiewali Angeli. z powagą Dzisiejszej nocy zrodzon świata Odkupiciel, Przez Proroki ogłoszony Chrystus Pan Zbawiciel! pasterze: „A-a-a!…” Jemu to od prostaczków ma być cześć oddana… pasterze z dziecinną radością: … „od nas!!” Pójdźmyż więc do Betlejem witać tego Pana! / na łeb, na szyję biegną na widownię, Bartos uśmiecha się, daje Maścibrzuchowi znak, by ich zatrzymał, Maścibrzuch, śród tupotu biegnącej gromady, woła na widownię: „hola! wróćta się, chłopy! / / wracają / MAŚCIBRZUCH / z góry na nich / Jakże, a podarunków żadnych nie weźmiemy? Czyż z gołami rękami przed Panem staniemy? BARTOS Nuż tedy gospodarze, biegnijcie do domu, A przygotujcie dary, jakie Bóg dał komu, Bardziej jest miłe Panu ubóstwo poczciwe, Niźli zbiory, bogactwa a niesprawiedliwe! rozbiegają się w te pędy na prawo i na lewo, drzwiami pierwszoplanowymi zostaje tylko garstka parobczaków, drapią się w głowy, frasują się, że nic do ofiarowania nie mają, Bartos pociesza ich Wy zasię, parobczaki, którzy nic nie macie, Na surmeczkach, amorkach, fajferach zagracie… w lot wybiegli na prawo i na lewo, został tylko jeden, wciąż drapie się w głowę A ty, miły Pakosie, na twej ducymeli Będziesz nam mruczał basem przy wdzięcznej kapeli! PAKOS / w siódmym niebie, aż mu się oczy iskrzą / Oj, będę, będę, będę! / wybiega / / Bartos siada na stopniach pod prawym skrzydłem tryptyku. Odzywają się skoczne dźwięki krakowiaka. Rytmicznie, a swobodnie, z obu stron pierwszego planu wchodzą pasterze. Stają po obu bokach przedscenia i w takt muzyki zaczynają się szykować do drogi. Naznosili kobiałek, tłomoczków, naładowanych różnymi podarunkami, o których mowa w każdej kantyczce. Są tu i klatki z ptactwem i drobiem, pękate gary, faski i gąsiory. Jedni krzątają się koło prowiantów, inni zawzięcie czyszczą odzież, smarują czernidłem buty, a sadłem włosy. Wszystko z humorem, a w rytmie. Każdy ze śpiewających występuje na środek sceny, a po śpiewie wraca do gromady. Podczas śpiewu reszta podryguje nieustannie w takt krakowiaka, robiąc stosowne kroki. / 23. KRAKOWIAK KORYDON Oj, Bóg ci zapłać, Bartos, iżeś nam wyjawił, Jużeś nas też smutków i trosków pozbawił. MAŚCIBRZUCH Dla radości i wesela pójdźmy więc w drożynę, Ale, bracia, śmiało mówię, że karczmy nie minę. Napiję się i wyskoczę z moimi bratkami, Opowiem im, oznajmię im: niechaj idą z nami! RYCZYWÓŁ / wolniej, przygrywając na skrzypkach / Oj du du du, hoca, hoca, kumotrowie mili, Radujmy się, weselmy się tej dzisiejszej chwili! WSZYSCY / bardzo żywo, tańcząc / Oj du du du, hoca, hoca, kumotrowie mili, Radujmy się, weselmy się tej dzisiejszej chwili! KORYDON Brać dudki! MAŚCIBRZUCH Sztofik wódki! DAMETA Gomółki w kobiele! CHLEBURAD Bo Anieli nieweseli, wyschły im gardziele. RYCZYWÓŁ Niębożęta jak ptasięta, cieniuchno śpiewali… MAŚCIBRZUCH Bośmy miodu ani wina łyknąć im nie dali! PAROS Kopet weźmie szałamaje, KOPET Chruściel rzewną lirę, CHRUŚCIEL Miś marynę, MIŚ Grześ tołumbas… DAMETA / pokazując na Maścibrzucha, który pakuje tęgi kawał słoniny do gęby / A Maścibrzuch spyrę! GRZEŚ Griger zadmie na puzonie… KORYDON / perswadując, że się nie godzi / I obudzi Pana! MAŚCIBRZUCH Z CHLEBURADEM A my, krzesząc podkówkami, zanucim: oj dana! WSZYSCY / w bardzo żywym tempie powtarzają dwa ostatnie wiersze, pokrzykując: „huha!” i tańczą / / Po śpiewie pędzą obydwie grupy na widownię z wielkim rwetesem. Bartos został na przedsceniu i śmiejąc się, czeka, co z tego będzie? Naraz wśród gromady na widowni konsternacja: „Czekajta, chłopy! Wróćta się! A kanyż to Betlejem? Gdzie Bartos? Niech powie! Bez Bartosa nie uradzimy” itp. Bartos zanosi się od śmiechu. Wszyscy pasterze wracają na przedscenie. / MAŚCIBRZUCH A kędyż to Betlejem? My dobrze nie wiemy… DAMETA Bartoszeńku, idźcie przodem, za wami pójdziemy! / Obydwie grupy skupiły się teraz. Bartos staje na czele całej kompanii i pokazując laską, w którą stronę iść mają, mówi z fałszywą powagą, a uśmiecha się pod wąsem. / BARTOS / prowadzi gromadę w prawy róg widowni, tuż koło sceny / Ano, trza iść do Wieliczki… namyśla się, potem prowadzi w przeciwległą stronę potem do Pińczowa… A z Pińczowa… namyśla się, biegnie w głąb widowni na Bielany!… gromada za nim truchcikiem, krzycząc z uciechy, że to Bielany ledwo bractwo odsapnęło, Bartos pędzi ku przodowi sceny, pod same stopnie Potem do Głogowa… gromada za nim, ale już ociężale, ten i ów kuleć zaczyna i z cicha pomstować Zaś z Głogowa do Mogiły… prowadzi ich ku lewym drzwiom pierwszoplanowym; gromada ma już tego dosyć, odgraża się, że nie pójdzie dalej, siadają na ziemi, Ryczywół zdejmuje but, mocno przyciasny, inni wyciągają prowianty z kobiałek, biorą się do gorzały, gwar Będzie już pół drogi, Jeno, bracia, weźcie sadła, by smarować nogi! Zaś z Mogiły… lament, pomstowania, ale idą za Bartosem, który prowadzi ich ku prawym drzwiom przedsceniowym do Skalmierza… A potem… na Tyniec… szybko biegnie na front sceny, ku środkowi, gdzie bywa budka suflera, gromada wlecze się i siada tam w zbitej kupce, Ryczywół rozzuł się zupełnie, idzie luzem, niosąc buty na kiju A zaś z Tyńca… pauza nikt nie drgnął, nawet nie patrzą, kędy im Bartos iść każe, strasznie źli, Bartos, który stoi nad nimi i laską wskazuje w stronę środkowej części tryptyku, wolniusieńko, drocząc się z nimi, cedzi każdą sylabę do… Bet-le-jem… patrzy, co na to powiedzą a oni nie dowierzają, więc tylko pomału odwracają głowy w kierunku wskazanym Bartos kończy szybko To już drogi koniec! / zerwali się z krzykiem, pobiegli ku środkowej części tryptyku / / grajkowie stroją instrumenty / CHLEBURAD Już dudy nastrojone, lecz cóż będziem grali? KORYDON Uradźmy, żebyśmy się na jedno zgadzali! MAŚCIBRZUCH Dobrze by także było piosneczkę zaśpiewać pieszcząc pękatą butlę I po każdej strofeczce miodkiem się zagrzewać! / śmiech / BARTOS Ano to ja tak myślę, że najlepiej będzie szukając w grubym kancjonale Zagrać ową piosenkę, co to po kolędzie. wszyscy od razu zmiarkowali, jaką Nie szczędzić mi gardzieli! Dobyć głosu z brzucha! grożąc kijem A patrzajta na takty mojego obucha! / stają w ordynku na przedzie sceny, twarzami do widowni, pośrodku Bartos / BARTOS / włożył okulary i niezbyt wprawnie czyta tytuł jednej z kolęd, umieszczonych w kancjonale / Kapela generalna Omnis generis musicorum Tak Wokalistów jak i Instrumentalistów Przez Pastuszków Betlejemskich Praktykowana z Chorałem / teraz zaczynają śpiewać / 24. KAPELA GENERALNA PASTERZE Hej nam hej! Hej nam hej! Pasterzęta, niebożęta, Porwijmy za instrumenta, Hej nam hej! Hej nam hej! Poustawiajmy się w szyki I bierzwa się do muzyki, Hej nam hej! Hej nam hej! / Teraz dzielą się na dwie grupy. Na początku każdej muzykanci. Bartos prowadzi lewą, wymachując lagą jak kapelmistrz. Rozpoczyna się pochód. Schodzą po schodach na widownię i przejściami po obydwu stronach krzeseł idą ku drzwiom głębnym, wychodzą do sieni, okrążają część korytarza. Potem grupa prawa wchodzi drzwiami głębnemi z lewej, rozminąwszy się z grupą lewą, która znajdzie się teraz po prawej stronie widowni. Po czym obydwie grupy zmierzają po schodach ku scenie. Idąc, śpiewają. / Hej nam hej! Hej nam hej! Korydonie, ty na rogu Rżnijże chwałę Panu Bogu, Hej nam hej! Hej nam hej! Walku chudy, nuże w dudy, Wit niech bzdurzy na bandurze, Hej nam hej! Hej nam hej! Hej nam hej! Hej nam hej! Sobek sobie w kobzę skrobie, Wojtek ryczy na basicy, Hej nam hej! Hej nam hej! Kopet kraje w szałamaje, Furgoł wali na regali, Hej nam hej! Hej nam hej! Hej nam hej! Hej nam hej! Kontraalty i tenory Podzielimy na dwa chory, Hej nam hej! Hej nam hej! A trębaczów na partie, Ów nad tego lepiej wyje! Hej nam hej! Hej nam hej! znów stoją na scenie w tym samym szyku, co poprzednio Hej nam hej! Hej nam hej! wyrzucając czapki w górę Na to Boże narodzenie Wesel się wszystko stworzenie, Hej nam hej! Hej nam hej! śpiewając ostatnie wiersze, wychodzą dwójkami przez środkową część tryptyku na prawo I my się dzisiaj weselmy, Wypijmy po szklance pełnej, Hej nam hej! Hej nam hej! / Ostatni idzie Chleburad i zasuwa zasłonę środkową. Obejrzał się wstecz, bo usłyszał krzyk na widowni. Wzruszył ramionami. Zasunął zasłonę. Ale, po chwili, nie mogąc wytrzymać z ciekawości, wyścibia głowę przez rozpór kotary. Zobaczywszy Ryczywoła, pokazuje mu język i znika za oponą. Wciąż jeszcze słychać oddalającą się muzykę pasterską: zwłaszcza basy i bęben. / RYCZYWÓŁ / który okulał nie na żarty i nie może dogonić gromady, drze się wniebogłosy na końcu widowni / Ho, ho! Ho, ho! Czekajta, kumotrowie! Nie mogę iść dalej! Gwoździska kłują w pięty, bucisko mnie pali… idzie, kulejąc i skarży się Biedaż z kopyciarzami! Płacić trzeba drogo, Włożysz but — musisz ano: kustyk, kustyk nogą! woła płaczliwie Czekajta, Banek, Werduł!… Zmiłujta się, chłopy!… z rozpaczą Nie usłyszą grający, idąc do tej szopy… idzie bezradnie, nagle stanął, zgłupiał, zobaczył, że nie jest sam, patrzy na widzów, wstydzi się, zdejmuje czapkę, miętosi ją w rękach, przestępuje z nogi na nogę, a kiedy się ośmielił, uśmiechnął się, szczerząc zęby i mówi Ej… chyba między państwem odpocznę krzyneczkę, Dla lepszej krotochwili zagram kolędeczkę. / siada na stopniach przedscenia, lub w jakimkolwiek bądź miejscu widocznym, a niezbyt od widzów odległym, wyciąga zza pazuchy skrzypki i zaczyna grać, wybijając takt nogą, na każdą sylabę jedno uderzenie; filuternie do widzów uśmiechnięty, śpiewa iście baranim głosem / 25. KOLĘDA RYCZYWOŁA RYCZYWÓŁ Weselcie się ludzie, Już nam dobrze będzie, Bóg zwalczył szatana, Co zdradził Jadama. Wszystko się zmieniło, Jak nigdy nie było, Wino rzeką ciecze, Ciepło jakby w lecie, Lwami drzewo wożą, Niedźwiedziami orzą, Liszka pasie kury, Kot myszy i szczury: Ej leluja, leluja! Ej leluja, leluja! Ptacy też wspomnieli, Co przedtem umieli, Gdyż fraktem śpiewają, Na muzyce grają. Drzewa się zmieniają, Opak owoc dają, Bez zakwitł figami, Jesion rozenkami Gruda też grudniowa, Jak marcepan zdrowa, Śnieg i lód styczniowy, Słodki jak cukrowy: Ej leluja, leluja! Ej leluja… lelu… nagle urywa, łapie się za nos, rozgląda podejrzliwie dokoła, węszy i mówi Wej… cóż to za aroma? Czosnek czy cebula? spostrzega Żydka, który z głębi widowni z kozą nadchodzi / idzie w głąb sceny / / Żydek wygląda jak laleczka emausowa, kupiona w Krakowie na Zwierzyńcu. Wchodzi z „Kozą” czyli „Turoniem”. Kozę udaje chłopiec, przykryty barwnym czaprakiem, tak wszakże, że mu nogi widać. Pysk Kozy, z drzewa sporządzony, ma kłapiące szczęki, spomiędzy których zwisa jęzor z czerwonego sukna. Pod dolną szczęką dzwonek. Pysk umieszczony na kiju, który chłopiec w ręku trzyma, stukając nim w chwili, kiedy koza się cieszy lub złości. Żydek gramoli się na scenę, każe kozie paść się po lewej stronie przedscenia. Kłania się w pas widzom i zaczyna śpiewać. Koza tymczasem pocieszne figle stroi, zwrócona pyskiem do widowni. / 26. ŚPIEW ŻYDKA Miły siabes pomiłuj, Mojej straty nie żałuj, A ja sobie bockiem, bockiem, Przed panem Potockiem. Laj, laj, laj! tańczy A ja sobie tańcuje, Nóżek moich spróbuje, Bo moje nóżki ciężkie są, Przed panem Potockiem tańcują. Laj, laj, laj! / tańczy / / Ryczywół w głębi sceny, po prawej, zanosi się od śmiechu / ŻYDEK Wi hajst? Co sze stało takiego? Co mi psijdzie z tego? RYCZYWÓŁ Dokąd to mość żydowska o północku chodzi? Jeszcze kozę brodatą jak psa z sobą wodzi! ŻYDEK Siulem lajchem! Git siabes! Witam, panie Marek! Na Kleparz, do Krakowa idę na jarmarek. RYCZYWÓŁ Bóg mi cię zesłał, parchu! Na tę kozę wsiadnę, Do Betlejem zawiezie mnie bydle paradne. ŻYDEK Ny? Co sze stało takiego? Co mnie psijdzie z tego? 27. DWUŚPIEW RYCZYWOŁA I ŻYDKA / Ryczywół gra na skrzypeczkach i ostro naciera na Żydka, który, umykając, czyni pocieszne obroty, skoki i „prysiudy”; koza kłapie pyskiem, dzwoni i stuka kijem o podłogę / RYCZYWÓŁ Żydzie, żydzie, Pan Jezus się rodzi, Więc go tobie, więc go tobie przywitać się godzi! ŻYDEK A gdzie go jest? a gdzie go jest? rad bym wiedzieć tego, Będziem kłaniać, będziem witać, jeśli co łebskiego. Laj, laj, jeśli co łebskiego. / tańczą / RYCZYWÓŁ Żydzie, żydzie, w Betlejem miasteczku, Tam jest złożon, tam jest złożon, w szopie na sianeczku. ŻYDEK Łżesz jak piesek, łżesz jak piesek, idź do diabła chłopie! Pan tak wielki, Pan tak wielki, coby robił w szopie? Laj, laj, coby robił w szopie? / tańczą / RYCZYWOŁ Żydzie, żydzie, Trzech Króle witają, Mirę, złoto, mirę, złoto i kadzidło dają. ŻYDEK Wim ja o tym, wim ja o tym, u mnie w kramie buli, Trochu z mirem i z kadzidłem u mnie zakupiuli. Laj, laj, u mnie zakupiuli. / tańczą / RYCZYWÓŁ Żydzie, żydzie, otóż jawnie widzisz, A czemu się, a czemu się Mesjasza wstydzisz? ŻYDEK Ja starego Pana Boga, jak nalezi umiem, Ale tego, maleńkiego — jesce nie rozumiem. Laj, laj, jesce nie rozumiem! / tańczą, ale Ryczywół zły / RYCZYWÓŁ / porywając się na Żyda ze smyczkiem / Żydzie, żydzie, wnet ja cię nauczę, Jak cię z przodu, jak cię z tyłu tym smykiem wymłócę! / bije go rytmicznie / ŻYDEK / jak może stara się umknąć przed praniem, koza przychodzi mu z pomocą i atakuje Ryczywoła / Aj waj, gewałt! Aj waj gewałt! Albo to tu rozbój? Co wirabiasz, głupi chłopie? Pana Boga sze bój! prosząc jak piesek Laj, laj, Pana Boga sze bój! mówi Nie kłóćwa sie, pogódźwa sie, Mam wódeczke na szynkwasie: cmoka i mówi śpiewnie Malinówke, anyziówke, Co od niego boli główke… RYCZYWÓŁ Jak dasz arak, zgoda, żydzie! Ale teraz ratuj w biedzie: Sromotnie mnie boli noga, Do Krakowa setna droga, Daj mi dosiąść capa tego, A dostaniesz pół złotego. ŻYDEK To jest bardzo dżykie capie! koza robi wszystko, o czym Żydek mówi Uno piskiem cięgiem kłapie, Podriguje, podskikuje, Niech pan Marek sam spróbuje… woła na kozę Kim capku-lubuniu! / Zaczyna się pantomina. Treść jej dowolna. Tekst przerywający akcję mimiczną może być improwizowany przez aktorów. W przedstawieniach „Reduty” scena ta tak mniej więcej wyglądała: / RYCZYWÓŁ / podchodząc do kozy / Co ty myślisz, żółtku, że ja sie boje? ŻYDEK Jo nic nie mówie, jo tylko cekam, co bedzie z tego? RYCZYWÓŁ / chce wsiąść na kozę jak na konia, ale z powodu nagłego jej podskoku, spada na siedzenie własne, nogi zadzierając do góry / O ty psia… A żeby cie wciórności! ŻYDEK / śmieje się / Aj waj! dumer goj! RYCZYWÓŁ / grożąc mu / Poczkaj, ja ci sie pośmieje! ŻYDEK Ny, panie Marek — fue (fur)! Spróbuj pan od frontu! RYCZYWÓŁ / podchodzi do kozy i próbuje wsiąść przez łeb, ale koza ubodła go w brzuch tak, że znów runął i stłukł sobie pośladek / Cie choroba-ty bestio! Jakaś nieczysta siła! / odchodzi na stronę, żegnając się / ŻYDEK / pęka ze śmiechu / Aj waj! Hasty gewidział? Taki zabijaka, taki rabuśnik mojego capełe sie boić! RYCZYWÓŁ Kiej zaczarowany… ŻYDEK To ja go odczaruje — tylko niech pan Marek da takie maleńkie, błyszczące, dzwoniące, co to ma za pazuchem… RYCZYWÓŁ / zrozumiał, że o pieniądze chodzi / O ty judasie! / niechętnie wyciąga zza pazuchy chustkę czerwoną, mocno na trzy węzły zawiązaną, w zębach ją rozsupłał i wyciąga jakąś drobną monetę, koza skacze z radości / ŻYDEK Sztyl, capuniu! RYCZYWÓŁ / daje Żydkowi monetę / Masz! ŻYDEK / bierze, ale mało mu / Cy wenig! / koza irytuje się / RYCZYWÓŁ / daje więcej / O ty krwiopijco. ŻYDEK / widzi, że dość / Sy git, panie Marek! podchodzi do kozy i pieszczotliwie do niej przemawia, pokazując pieniądze Capuniu! Lubuniu! Sis dy? Gełd! całuje kozę w pysk Ryczywół pluje Żydek udaje, że kładzie kozie pieniądze do pyska i chce je schować do kieszeni, wtedy chłopiec, siedzący pod czaprakiem, chwyta go za rękę, Żydek daje mu po łapie Gaj weg, dy paskidnik! koza sierdzi się, staje dęba, beczy Żydek znów ją całuje Nu, uno juz teraz bedzie spokojne! Uno bedzie jechać. Auf majne munes! Niech pan Marek wsiadnie! RYCZYWÓŁ / nie dowierzając / Siadaj ty pierwszy, żydzie… ŻYDEK Niech bedzie pirsy! Ny, wjo! / siada od tyłu, trzymając się za ogon, spleciony ze słomy, Ryczywół siada zwyczajnie, trzymając się za rogi; śpiewają, podrygując na jednym miejscu, podczas refrenu i przygrywki objeżdżają scenę dokoła / 28. JAZDA NA TURONIU RYCZYWÓŁ Na kłapaczu, na Turoniu, Jadę sobie, jak na koniu, Laj konisiu, laj, laj, laj, A ty żydku poganiaj! / jadą / ŻYDEK Cymes, cymes taka jazda, Ino szmiało, panie gazda! Laj konisiu, laj, laj, laj, A ty żydku poganiaj! / znów jadą, ale chłopak pod czaprakiem ma już dość tego wszystkiego i ucieka Żydkowi przez nogi / ŻYDEK Uj, ty łobuźnik, ja ciebie dam! / chłopiec ucieka pierwszym planem na lewo / / Ryczywół nie widział tego i z wielkim ukontentowaniem cwałują, zmierzając ku pierwszoplanowemu wyjściu z prawej strony, nagle szarpnął silnie powłoką Turonia, tak, że Żydkowi został w ręku tylko ogon, a on sam galopem wybiega przez prawe drzwi / ŻYDEK / upadł na ziemię / Gewałt! Rozbój! Ty ganef! wstaje, patrzy smętnie na ogon Turonia Ny, co mnie przyjdzie z tego? / wybiega prawymi drzwiami / SPRAWA SZÓSTA ADORACJA PASTERSKA 29. CHORAŁ CHÓR / czterogłosowy śpiewa za sceną / Królu Anielski, Panie niebieski, Tyś jest wonny kwiat! Jezu miły, Synu Maryi, Racz nas wysłuchać! W pieluszkach leżysz, Niebiosa rządzisz, Tyś jest wonny kwiat, Jezu miły, Synu Maryi, Racz nas wysłuchać! / Odsłania się część środkowa, w której widać Najświętszą Rodzinę w asyście Aniołów. / / Aniołowie stoją także w bocznych skrzydłach. / 30. KOŁYSANKA ANIOŁÓW JEDEN A cóż z tą Dzieciną Będziem czynili, Aniołkowie mili, Że się nam kwili. WSZYSCY Zaśpiewajmy jej wesoło I obróćmy się z nią wkoło! Hoc hoc, hoc hoc! / czynią taneczne ruchy dokoła żłobka / JEDEN Albo pacholęciu W dudki zagrajmy I na piszczałeczkach Rozweselajmy. WSZYSCY / naśladując palcami fujarki / Li li li li, moje dudki, Skacz, robaczku mój malutki, Li li, li li… / po kołysance następuje: / ZABAWA PRZY NOWONARODZONYM PANU JEZUSIE / scena mówiona / MARIA W tym rajskim sadeczku Lipka zielona, A pod tą lipką zieloną Studzienka cembrowa, Maryja się umyła, Syna porodziła… JÓZEF / śpiewnie / Oj, stało nam się wesele: Boże Narodzenie! MARIA Porodziła, powiła, W jasełka włożyła I zakołysała: A lulu, lulu, synku, Już by ja śniadała… JEDEN Z ANIOŁÓW / niby głosem Dzieciątka / A cóż byś, Matuchno, śniadała? MARTA A rybki, żebym miała… Oj rybki, rybeczki, Drobne szczupiałeczki! ANIOŁ Poczkaj, Matusiu, za chwilę, Za małą godzinę, Jeno się spuszczę do rzeczek, Nałowię ci rybeczek. JÓZEF Oj, stało się nam wesele: Boże Narodzenie! ANIOŁOWIE Anieli ogień składali, Rybki gotowali 1) I stał się ogień lodowy… 2) A płomień wiatrowy… 3) Stolec „malmurowy”… 4) Obrus drelichowy… 5) Obrus drelichowy, Talerz miesiącowy… 6) Talerz miesiącowy, Łyżeczki cynowe… A noże gwiazdowe… ANIOŁOWIE I JÓZEF Oj, stało się nam wesele, Boże Narodzenie! JEDEN Z ANIOŁÓW / naśladujący głos Dzieciątka / A już, Matuchno, śniadanie, Na Twoje rozkazanie, Siadaj, proszę, do stołu, Bo już rybka gotowa. MARIA Jakby to, Synu, mogło być, Żebyś ty miał rybki łowić? Jeszcze nie wyszło dwóch godzin, Jakeś się, Synu, narodził, Jeszcze nie wyszła godzina, Jakem cię, Synu, powiła… JEDEN Z ANIOŁÓW A Ty, Matuchno, nie wierzysz, Żebym ja miał być Syn Boży, Syn Boży, Matuś, Syn Boży, Ten sam, co wszystek świat stworzył! Urodziłem się z lelije, Z tej Panny Maryje, Urodziłem się, kieby kwiat, Stworzyłem cały świat… JÓZEF Oj, stało się nam wesele, Boże Narodzenie! JEDEN Z ANIOŁÓW Stworzyłem ptactwo, robactwo, Ludziom na bogactwo… Stworzyłem piaski, kamienie, Ludziom zbawienie… Stworzyłem żarna, stępę, Ludziom na pociechę… Stworzyłem wszystek dobytek, Ludziom na pożytek… MARIA, JÓZEF I ANIOŁOWIE Oj, stało nam się wesele: Boże Narodzenie! / Dialog ten, klejnot poezji ludowej, zagrali Aniołowie z Marią i Józefem, gwoli zabawienia Dzieciątka, którego przedtem w inny sposób z płaczu utulić nie mogli. Rozrzewniająco proste wierszyki wypowiadali tak, jak się dzieciom bajeczki opowiada, z pewną przesadą, humorem, rytmicznie i melodyjnie. W tonie ich słychać znane nam akcenty naiwnej powagi: „Był sobie raz…” — „Szła czapla na wysokich nogach…” — „Aż tu pewnego razu…” — „I ja tam byłem, miód i wino piłem…” itp. Rozmawiając tak ze sobą nieustannie, patrzą w kolebkę, czy się Dzieciątko uśmiecha, czy się uspokoiło. Po odegraniu tej sceny, wszyscy pochylają się nad kołyską. / MARIA / nad kolebką pochylona mówi / Dormi, dormi, o Puelle, Nullae te turbant procellae, Non clamores, Non dolores, Non phantasmatum horrores. ANIOŁOWIE Tu solus Deus es, Ita est! JÓZEF Dormi, dormi, auctor vitae, Caritaris infinitae, Dormi Jesu, Eia dormi In praesepio hoc difformi. ANIOŁOWIE Tu solus noster es, Ita est! 30. KOŁYSANKA ANIOŁÓW / ostatnia strofa / JEDEN ANIOŁ / śpiewa / Już ci nie chce płakać Dziecina dłużej, Ale ukojone oczęta mruży. ANIOŁOWIE Zaśpiewajmy mu piosneczkę I kołyszmy kolebeczkę, Lu, lu, lu, lu… / kołyszą żłobek, nie dotykając rękami / / Nagle z oddali dobiegają dźwięki wiejskiej orkiestry. Dominuje bas i bęben. Słychać śpiew. Ten sam, którzy pasterze śpiewali, idąc do Betlejem. Poruszenie wśród Aniołów. Szykują się na przyjęcie gości. Poprawiają włosy, układają fałdy szatek swoich. Józef patrzy, czy wszystko w porządku. Najświętsza Rodzina układa się teraz w obraz tradycyjny. Z głębi widowni, z lewej strony od aktorów, nadchodzi gromada pasterzy z Bartosem na czele. Jest tam i Ryczywół. Śpiewają głośno. Ale wchodząc na widownię, przestają śpiewać i uciszają tych, co są jeszcze we drzwiach. / / Pierwsze słowa tekstu mówionego zazębiają się jeszcze ze śpiewem tych, co są za drzwiami lub co dopiero weszli na widownię. Pasterze zbliżają się wolnym krokiem ku scenie, onieśmieleni, zawstydzeni. / BARTOS A dyć to już Betlejem, dalibóg ci pono! KORYDON A kędyż Dzieciąteczko, gdzie spoczywa ono? BARTOS Leżyć przecie w jasłeczkach, w tej oto stajence. DAMETA / ze współczuciem / Cóż zaś, takie komnaty bywają Panięce? MAŚCIBRZUCH A jak piękna tam stoi przy Nim Panieneczka! KORYDON Staruszek też pilnuje tego Dzieciąteczka. CHLEBURAD / nagle krzyknął z radością / Wej! widzita z dzwonyszkiem tego kłapoucha? / śmieje się na całe gardło / / inni uciszają go i strofują, bo mówili dotychczas półgłosem / RYCZYWÓŁ A tam przy żłobku wołek parą ciepłą pucha! BARTOS Klęknijcie teraz wszyscy przed Świętym Dzieciątkiem, A co ja prawić będę, powtórzcie porządkiem: / Wszyscy runęli na kolana, aż jękła podłoga i za Bartosem suną na klęczkach, po schodach, ku głównej części tryptyku. Przypominają kompanie pątników kalwaryjskich albo lud nabożny przed Bożym Grobem w Wielki Piątek. Rozdzielają się na dwie grupy, klęczące po obu stronach części środkowej tak, żeby środek był wolny i dla każdego widza widoczny. Podczas tego zbliżania się Bartos mówi z rozrzewnieniem: / BARTOS Salve, śliczne pacholę, a cóż się to stało, Iże Cię niebo górne tu do nas zesłało? Porzuciłeś firmament osuty gwiazdami, Przekładając stajenkę z tymi bydlątkami. Robak nędzny swój kąt ma, łożyska zwierzęta, Ryby w wodzie swe lochy, a gniazda ptaszęta, Ty jeno, Pan Wszechmocny stworzenia wszystkiego, Nie masz na tej ziemicy skłonienia słusznego! daje znak pasterzom, aby teraz za nim powtarzali, a oni nie robią tego jednocześnie, tylko z opóźnieniem; Bartos nowe wiersze powitania wypowiada więc stale na tle szmeru swoich słów poprzednich Witamy cię, Dziedzicu Mościwy, witamy… powtarzają Pod Twe stopy poddański żywot nasz rzucamy… powtarzają Racz przyjąć, Królewicu, hołd braci pastuszej… powtarzają A czym chata bogata, to dajemy z duszy… / powtarzają / / Teraz zaczyna się składanie darów na stopniach części głównej. Każdy pasterz, powstawszy z klęczek, idzie ku środkowi, pochylony nisko jak przed Najświętszym Sakramentem, składa swój dar, wypowiada parę słów i w tym samym pochyleniu odchodzi na swoje miejsce, gdzie klęka. Bartos po ostatnich słowach swojego przemówienia złożył kancjonał . / KORYDON / podchodzi, a mówi z takim uczuciem, jakby nie garnuszek masła, lecz serce swoje ofiarowywał / Naści, Panie, ode mnie ten masła garnuszek, Jeszcze ci też przydaję wór suszonych gruszek. / odchodzi / MAŚCIBRZUCH / zbliża się, mówi tym samym tonem / Ja bym ci dał ten serek, lecz suchy, nieboże, A ten, kto ząbków nie ma, ugryźć go nie może, Ale ci za to jutro, kiedy nie masz ząbków, Na rosołek przyniosę choć parę gołąbków. / odchodzi / DAMETA / podchodzi / Ja ci zaś ofiaruję to małe jagniątko, Iż byś sobie z nim igrał, miluchne Dzieciątko. Nie żałowałbym nawet tłustego barana… nie wie, czy mu wypada powiedzieć, ogląda się na pasterzy, ci dają mu znaki, żeby powiedział prawdę, a on skarży się i tłumaczy, jak żaczek w szkole Ale… go… kwestarz… zabrał… wczorajszego rana… pasterze żywo potakują, niektórzy jakby nawet oskarżali owego kwestarza, że przed samym Bożym Narodzeniem ośmielił się to uczynić, Dameta odchodzi CHLEBURAD / który klęczy na końcu prawej grupy, już od dłuższego czasu grzebie w swej kobiałce i nic wygrzebać nie może; medytuje, czy mu się godzi ofiarować jedyną rzecz, jaką ma przy sobie, to jest okazałą flachę gorzały; obwąchuje ją, trochę mu żal, trochę się boi… wreszcie zdecydował się, idzie śmiało — ale, biedaczysko, zapomniał zdjąć kapelusza z głowy, więc pasterze jak go nie ofukną! — stropił się Chleburad, ale nic, podchodzi do żłobu i mówi / A ja, Państwo Niebiescy, cóż Wam podaruję? Mam żydowską siwuchę, to Was poczęstuję… straszna konsternacja w gromadzie pasterskiej, sykają na niego, dają mu znaki, żeby sobie poszedł, oburzają się: „widzieliście, moi ludzie” a on nic, tylko dalej mówi Napijcie się Staruszku z Matuchną boć drżycie… częstuje Świętego Józefa, ten, uśmiechając się pod wąsem, wymawia się, że nie pije, pasterze rozszarpaliby Chleburada w kawałki; Chleburad brnie dalej i tak argumentuje Gorzała na konkokcją robi znakomicie! gromada machnęła ręką: „nie ma z takim rady!”, a Chleburad składa butlę pod żłobkiem i odchodzi, mówiąc Przyjmijcież, pięknie proszę, ten podarek mały… wraca na swoje miejsce bardzo dumny i zadowolony z siebie, w połowie drogi odwraca się i mówi poufnie do Józefa A sprawcież to, by lepsze gorzałki bywały! 31. MELODRAM. ROZMOWA MARYI I JÓZEFA Z PASTERZAMI / wszyscy powstają z klęczek / JÓZEF / mówi na tle muzyki organowej / A witajcież, pastuszkowie, goście nam mili, Bóg wam zapłać, żeście nas tu dziś nawiedzili. / za każdym razem, gdy Maria mówi, wszyscy, nawet Józef i Aniołowie, klękają i z uwielbieniem patrzą na Nią / MARIA Co tam słychać między ludźmi i co się dzieje? Jeśli mają o pokoju jaką nadzieję? BARTOS Będzie pokój na niskości, Panno Święta, Jeno człowiek swej mizerii zrzuci pęta. / wszyscy wstają / JÓZEF A które po kryształowej pławają wodzie, Ryby z sobą, jeśli żyją w wielkiej swobodzie? KORYDON Ryby same w więcierz idą rybakowi, Na tę świętą wigilią, cóż Waść powie? / znów klękają / MARIA A te, którym odzież sprawia Trójca Święta, Jeśli z sobą żyją w zgodzie miłe ptaszęta? MAŚCIBRZUCH Zgodnym chórem ptaszki w niebo podlatują, Jezuskowi: Gloria! Gloria! wyśpiewują. MARIA Podziękujcież, pastuszkowie, memu Synowi, Który wam się dzisia zrodził ku pokojowi. / organy milkną / / wszyscy powstali / BARTOS / do parobczaków półgłosem / Do was piją, parobczaki, nuże grajcie, Jeśli macie podarki, też oddajcie! rzucają się hurmem ku żłobkowi Nie ciśnijta się jak bydło z fujarami! do Ryczywoła, który stroi skrzypki Bacz, Ryczywół, byś popisał się skrzypkami, Toć w Koronie całej nie gra tak nikt, jak ty… do gromady Zaśpiewamy pastorałkę na dwa takty! / Już wiedzą, o co chodzi, w lot obydwie grupy ustawiają się po obu stronach pierwszego planu. Na czele lewej grupy Korydon, na czele prawej Maścibrzuch. Śpiewając, mają zawsze twarze lekko zwrócone w stronę Najświętszej Rodziny, gdyż dla niej tylko swym kunsztem się popisują. Jest w tych spojrzeniach trochę zawstydzenia, ale i nieco dobrodusznego humoru. / 32. PASTORAŁKA KORYDON Tusząc, pasterze, że dzień blisko, Wygnali owce na pastwisko. PASTERZE / naśladują poganianie bydła / Z obory, z obory, z obory, Zapędzili pod bory, pod bory. KORYDON Tam znaleźli miękką trawę, Pokładli się na murawę. PASTERZE / tulą się do siebie i niby zasypiają / Posnęli, posnęli, posnęli. / Teraz chór mruczy na kwincie, rytmicznie trzęsąc głowami; zgodnie z muzyką to przykuca, to podnosi się w górę i pociesznie naśladuje pasące się bydło. Na tle tego pomruku góruje głos Korydona, który słowa: „jadło, jadło” z początku śpiewa wolno, potem coraz szybciej, kończąc każdy wiersz fermatą. Słów tych wyrzuca z siebie dowolną ilość, niemal do utraty tchu. Pasterze dostosowują ruchy głowy do tempa Korydona, stale patrząc na audytorium święte i dbając, by mu się ich figle podobały. / KORYDON A bydło jadło, jadło, jadło…. jadło, PASTERZE Aaa… KORYDON A bydło jadło, jadło, jadło…. jadło, PASTERZE Aaa.. KORYDON A bydło jadło, jadło, jadło …. jadło, PASTERZE Aaa… / głos rogu / KORYDON / wolniej / Potem się pokładło, PASTERZE / jeszcze wolniej / Potem się pokładło. / kładą się pokotem na ziemię i niby zasypiają / / chwila milczenia / / nagle budzi się Korydon, przeciera oczy i z lękiem patrzy w stronę Szopki / MAŚCIBRZUCH / to samo czyni / Korydon na pół umarł zgoła, Słyszy spod niebios głos Angioła… / Obydwie grupy budzą się i niby z przerażeniem patrzą na Aniołów / ANIOŁOWIE / z uśmiechem przypominają im, jak to było / Gloria!… PASTERZE / potakują radośnie, że tak było, wpadają w ich śpiew i znów udają przestrach / Gloria!… Gloria!… MAŚCIBRZUCH / przedrzeźniając Korydona, trochę za głośno, śpiewa: „A toć i ja”, gdy pasterze za to nań sarkają, na migi przeprasza świętych słuchaczy i następne „toć i ja” śpiewa ciszej, zasłaniając sobie usta ręką, by nie przestraszyć Dzieciątka / A toć i ja… toć i ja… toć i ja… płaczliwie Z trzodą razem zginąć muszę, Nie wiem, czy mą zbawię duszę, Bom grzesznik, bom grzesznik, bom grzesznik! / z każdym „bom” wali się mocno w piersi, inni to samo czynią, kajając się przed świętymi widzami, a bęben każde „bom” tęgim uderzeniem podkreśla / / Teraz chór mruczy kwintę, tak samo jak poprzednio, a Maścibrzuch, udając rękami trzepot skrzydeł ptasich, zaczyna śpiewać wolno, potem coraz prędzej, coraz prędzej, jak tylko może. Przy ostatnim słowie każdego wiersza głos zawiesza na długo wytrzymanej nucie. Szybkość ruchów rąk dostosowana do tempa śpiewu. Pasterze robią to samo, co Maścibrzuch. Wszyscy zwróceni lekko twarzami do Szopki, podnoszą w pierwszym wierszu trzepocące dłonie w górę, w drugim opuszczają je na dół. / MAŚCIBRZUCH A Angioł leci, leci, leci… leci! PASTERZE Aaa… MAŚCIBRZUCH A Angioł leci, leci, leci… . leci! PASTERZE / razem / Aaa… MAŚCIBRZUCH / w geście adoracji, podnosząc ręce ku górze, śpiewa wolniej / Jasnością swą świeci. PASTERZE / jeszcze wolniej, w tej samej pozie / Jasnością swą świeci. / skończyli, powstali z klęczek, czekają zawstydzeni, mnąc czapki w rękach, na pochwałę lub naganę świętego audytorium / JÓZEF Bóg wam zapłać, pasterze, za wasze kantyczki, Panic także rad słuchał tej wdzięcznej muzyczki, Nawet się uśmiechnęła smętna Święta Panna… A teraz, nim aurora zapali się ranna, Zanim stąd odejdziecie ku waszym szałasom, Chętnie się przypatrować będziem obertasom… głośna radość wszystkich Józef tłumaczy z godnością Albowiem i taneczkiem można sławić Pana. RYCZYWÓŁ / na całe gardło i z całej duszy / Nuże teraz, gajdusy, naszego: oj dana! 33. POLONEZ I KRAKOWIAK / Pasterze ustawiają się parami. Każda para opiera obie ręce na plecach znajdującej się przed nią pary. Odstępy dosyć wąskie, tak że gromada robi wrażenie przeładowanego wozu. Pasterze posuwać się będą w pierwszym tańcu drobnymi krokami, niby chłopskie konie z trudem ciężki wóz ciągnące. Zaczynając od prawej strony pierwszego planu, „jadą wzdłuż przedscenia, zakręcają na lewo, potem równolegle do tryptyku i wracają na miejsce wyjazdu. Podczas przygrywki cmokają ustami jak furmani na konie. Podczas śpiewu, jazdy i tańca głowy ich automatycznie, niejako wojskowo, stale zwracają się ku tryptykowi. Ten sam ruch obowiązuje na skrętach i wtedy, gdy są tyłem do świętego audytorium odwróceni. W pierwszej części strofy, w Śpiewie i w krokach należy akcentować mocną część każdego taktu, w drugiej części kłaść nacisk na każdą nutę ćwierciową pierwszego taktu: „Graj mó–wi”; „Oj do–brze”. / PASTERZE / jadą i śpiewają w rytmie rubasznego poloneza / My też pastuszkowie, Jak wielcy królowie, Na wozie, Na wozie, Jedziemy z kapelą, Niech nas rozweselą Na mrozie, Na mrozie. „Graj — mówi Jezus— Marku, swoje” — „Oj dobrze, jeno gęśl nastroję” „I smyczek”, „I smyczek!” / Dojechali do miejsca wyjazdu i zaczynają tańczyć zawrotnie szybkiego krakowiaka. Skończywszy pierwszą figurę, ustawiają się swoim zwyczajem w dwie grupy i z miejsca śpiewają następne strofy poloneza. / KORYDON Bartos ci się troska, Że nie ma i włoska Na smyku, PASTERZE Na smyku! MAŚCIBRZUCH A nie myśląc wiele, Szast ogon kobyle, Do szyku, PASTERZE Do szyku! DAMETA Jak zarżnie w swoje szałamaje, Aż Jezus paluszkami łaje: „Powoli”, PASTERZE „Powoli!” / znów tańczą krakowiaka, drugą figurę, po czym ustawiają się jak poprzednio / RYCZYWÓŁ Chleburad pijany Zadął ci w organy Na brzuszku, PASTERZE Na brzuszku! CHLEBURAD Wit zaś z burych kotów Narobił fagotów, Po włosku, PASTERZE Po włosku. BARTOS Bum, bum, bum — to ci koncert włoski, Aż Dziecię bierze się za boczki: Ha, ha, ha! PASTERZE Ha, ha, ha! / trzecia figura krakowiaka, potem śpiew / / Wykonanie tych pastorałek inne niż poprzednich. Więcej swobody. Pasterze rozkrochmalili się, są śmielsi. Soliści zwłaszcza folgują sobie, docinając jedni drugim. Aktorzy mają tu pole do inwencji mimicznej i naśladowania różnych głosów. / / po krakowiaku obydwie grupy klękają, pośrodku Dameta / DAMETA Bądź zdrów, Panie młody, Trza nam iść do trzody Ścieżeczką, PASTERZE / wskazuje na lewe wyjście / Ścieżeczką. DAMETA Jezus, mrużąc brewki, Daje miód z konewki I z beczką, PASTERZE I z beczką! / Oczywiście Dameta i pasterze mają na myśli łaski, jakie na nich przez obcowanie z Jezusem spływają. Atoli, choć posługują się symbolami, rozmiary beczki pokazują bardzo realistycznie, chwalą się, że taka wielka, a śpiewając o miodzie, mlaskają językiem. Połączenie tych dwóch tonów: surowego realizmu z bardzo delikatnym, pełnym lirycznego uroku mistycyzmem — to istota i styl tego widowiska. / KORYDON / wszyscy chylą czoła do ziemi / Dziękujmy Panience, pastuchy, Nalawszy po gardła swe brzuchy: Chwała to– Bie, Panie! PASTERZE Chwała to– Bie, Panie! / Kładą czapki na głowy i w krakowiaku, okrążając scenę, wybiegają parami na lewo. Każda para, mijając Szopkę, kłania się do ziemi. Aniołowie i Józef zasuwają zasłony. / SPRAWA SIÓDMA O HERODZIE OKRUTNIKU 34. CHORAŁ CHÓR / czterogłosowy, za sceną śpiewa / W dzień Bożego Narodzenia Weseli ludzie, Błogo im będzie: Z czystej Panny Pan nad Pany Dziś nam oddany, O Herodzie, okrutniku, Cóż za przyczyna, Że Maryi Syna Nie uznajesz, Nań nastajesz? Wielka twa wina! / Podczas śpiewu wchodzą dwaj pachołowie Herodowi. Strój parobczaków łowickich, tylko na głowach mają hełmy lub czaka, na sposób kolędniczy, papierem kolorowym wyklejone. W ręku trzymają drewniane halabardy, również wyklejone papierem. Miny ich głupawe. Skłonni są do śmiechu z byle czego, pomimo grozy i zapalczywości Heroda. Najwyraźniej kpią z niego. Wnoszą bez najmniejszego uszanowania tron Heroda tj. ozdobne krzesło chłopskie i stawiają je przed stopniami środkowej części tryptyku. Sami stają po obu bokach tronu w postawie warty królewskiej. Teraz wchodzi Herod. Bogaty włościanin łowicki, niby wójt. W odświętnym stroju. Jest to chłop na schwał. Barczysty i brzuchaty. Pomimo roli „czarnego charakteru”, jaką w tym widowisku ma odegrać, twarz jego nalana i jak burak czerwona nie ma w sobie nic z okrucieństwa, owszem jest raczej dobroduszna i jowialna, a tylko grozę udaje. W ogóle nie trzeba zapominać — i to jest zasadnicza koncepcja Pastorałki — że wszystkie role wykonywują kolędnicy. To musi być zaznaczone w tonie i w formie. A więc nie chodzi wcale o „udawanie' Maryi, Józefa lub Aniołów, lecz o to, jak się te postacie w wyobraźni ludowej załamują, jak wyglądają przepuszczone przez pryzmat uczuciowy ludu wiejskiego, oczywiście epoki minionej. Z tego wynika, że, odtwarzając role „Święte”, należy wprawdzie z całą szczerością oddawać ich przeżycia radosne lub smutne, ale zarazem w pewnych momentach trzeba umieć oderwać się od tych osób i stać się niejako kaznodzieją, tłumacząc sens głębszy ich losu, ich smutków i radości. Większość powiedzeń M. Panny, skierowanych do postaci działających na scenie, posiada wartość symboliczną i odnosi się głównie do słuchaczów na widowni. Dlatego to Maria prawie zawsze twarzą do publiczności jest zwrócona. W realizacji scenicznej tych zwłaszcza ról powinno być widoczne nabożeństwo, z jakim aktorowie prymitywni do ich wykonania przystąpili. Co się tyczy roli Heroda, to jednoczy ona w sobie trzy elementy: istotny, grubą kreską zaznaczający charakter tyrana, religijny, uwypuklający stosunek aktora, zespołu aktorskiego i widowni do danej postaci lub faktu, wreszcie kolędniczy, wyrażający się w nieukrywaniu wszystkich defektów i niezręczności, tak typowych dla prymitywnych zespołów teatralnych. Naturalnie, jeżeli Pastorałkę taki właśnie zespół wykonywać będzie, ostatni element odpada. Mówiąc o owych defektach, mam na myśli onieśmielenie wobec widzów (tzw. „tremę” i szereg pociesznych kontrastów, jakie to podniecenie nerwowe spowodować może). Za defekt przenigdy nie mogą być uważane właściwości ludowej interpretacji scenicznej, jako to: pewna surowość wyrazu, rytmika i melodyka recytacji, zupełnie od miejskiej odmienna, albo też skłonność do upraszczania wszelkich zawiłości. Reżyser, względnie instruktor zespołów ludowych, musi baczną uwagę zwrócić na to, by utrzymać równowagę między tonem poważnym a groteskowym, między prawdą a udaniem i między kunsztem a prymitywem. „Rzeźby z chleba” — tym mianem ochrzciłem nasze kompozycje pastorałkowe w Reducie w r. 1923. Muszą więc te rzeźby posiadać zapach wiejskiego chleba. Oto cały sekret! / HEROD / Wchodzi z lewej drzwi pierwszego planu. Jego „marszruta” sceniczna obejmuje podobnie jak w szopce marionetkowej linię prostą, pociągniętą równolegle do widowni, od lewych drzwi pierwszoplanowych do prawych, i prostopadłą od tej linii. / / Figury sceniczne w tej „sprawie” chodzą, jakby były kukiełkami szopkowymi, zmuszonymi posuwać się tylko między wykrojami, sporządzonymi w podłodze, czyli że wszystkie sytuacje należy układać albo równolegle, albo prostopadle do ramy scenicznej. Sytuacji skośnych nie używać. Herod, rozkraczywszy nogi, siada sztywno na tronie i trzymając w jednej ręce pozłocone jabłko drewniane, a w drugiej takież berło, mówi tonem kolędników, chodzących po wsi z Gwiazdą i Herodem. / Owom ja sam król Heród okrągłego świata Ze złotem i faworem kwitną moje lata Afryki antypody i podziemne kraje Wszystko to w mojej mocy królewskiej zostaje Mnie hołdują na klęczkach i Hannibalowie Mogoł i macedońscy też Aleksandrowie! Znaków przestankowych nie postawiono, albowiem Herod w podobnych tyradach przeważnie ich nie uznaje. Cały ten ustęp wypowiedział, a raczej wykrzyczał, jednym tchem. Odsapnął i dalej ciągnie rzecz swoją. Trzeba dodać, że Herod celuje również w stawianiu niewiarogodnie fałszywych akcentów logicznych. Efekty te zaznaczamy przez podkreślenie danego słowa. Ale nie wiem *co* się dzieje, Że się tron *pode mną* chwieje? Dopiero po tych słowach — nie wcześniej! — Pachoł pierwszy i drugi trzęsą rytmicznie, kilka razy, krzesłem. Herod wstaje, patrzy ciekawie na siedzenie krzesła, potem znów siada i najspokojniej w świecie mówi. Czemu *jestem* niespokojny, Chociaż *nie ma* głodu, wojny? pauza, nie wiadomo dlaczego akcenty *Hej* dworzanie, *feld*marszały, Nucić mi tu *mad*rygały, Bom *pogrążon* w smutku cały! 35. ŚPIEW PACHOŁÓW HERODA PACHOŁY / śpiewają „baranimi” głosy, zupełnie po wiejsku, gęby uśmiechnięte od ucha do ucha, a śpiew niemrawy, choć hałaśliwie do taktu stukają halabardami o podłogę / Dziś dzień, Herodzie, dziś dzień, bogaczu, Dziś dzień wesela, ale nie płaczu! Jak słońce świeci w słonecznym kole, Ujrzysz rozkosze na tym padole! / stuk halabard podczas przygrywki / PACHOŁ I Wszak się król Heród pod szczęściem rodzi… PACHOŁ II Wszak Herodowi nic nie zaszkodzi… PACHOŁ I Po całym świecie famona słynie… PACHOŁ II Króla Heroda wszelka złość minie… / z ostatnimi słowy pieśni łączy się krzyk Pachoła III / / muzyka urywa, nie dociągając do końca frazy muzycznej / PACHOŁ III / biegnie z głębi widowni na scenę, po drodze drze się wniebogłosy, potem staje na lewo od Heroda / Najjaśniejszy monarcho-o-o-o! klepie szybko; złe akcenty logiczne i fałszywie akcentowane słowa, mówi z chłopska przed *twoimi* wroty Stanął *ufiec* Trzech Królów altembaśny — złoty *Każdy* z nich ma koronę *jakoby* gwiazdzistą Każdy *kroczy* z dworaków *przystojną* asystą Są tam *także* wielbłądy i *ucieszne* simiae Monstra *oraz* noszące niezna*ne* nam imię Pierwszy z *ziem* uriańskich drugi z *Ara*bii Trzeci *król* z czarnej pono przybył *Et*iopii Gęby *ich* tak cudaczne *jakoby* maszkary *Mięsopustne* przywdziali nie wiem *zali* czary To są *albo* wesołków miejskich *kro*tochwile… HEROD / wpadł w zupełnie ten sam ton / Jakożkolwiekby *było*, *podejme* ich mile. poufnie do Pachołów, stojących obok Dziś, gdy *memu* imperium *grozi* rokosz dziki, Trzeba *mi* też zażywać inszej *polityki*. do Pachoła III Idź, sługo… nie czekając na dalszy ciąg rozkazu, Pachoł III pędzi na widownię, ku głębnemu wyjściu; Herod wrzeszczy, przytknąwszy ręce do ust jak ten, co w górach na drugiego woła …i przyprowadź ich tutaj dostojnie, Może mi wieści niosą o jakowej woj-nie-e-e-e-e!! 36. DRABANT / na wejście 3-ch Królów / / Starodawny ten taniec składa się, jak wiadomo, z 2-ch części. Pierwsza, uroczysta, w rytmie 4/4, druga w rytmie 3/4, jest rodzajem obertasa, z początku wolnego, potem zawrotnie szybkiego, pod koniec znów wolnego. Pierwszą część gra się kilkakrotnie, tak długo, dopóki Kacper i Melchior nie wejdą na scenę. / / Druga towarzyszy wejściu Baltazara i jego świty. / / Pantomina. Pochód 3-ch Królów. Stroje magów i ich otoczenia przypominają kostiumy krakowskiego „Lajkonika” (Konika zwierzynieckiego) i towarzyszących mu „włóczków” (flisaków). Pochód rozpoczynają dwaj słudzy w granatowych czamarach, palonych butach; na głowach mają stożkowate czapki z lśniącego papieru kolorowego, owinięte u spodu wzorzystą chustą krakowską niby turbanem. W ręku niosą buńczuki tj. kije czerwone, zakończone półksiężycem i zwisającymi kolorowo pomalowanymi końskimi ogonami. Tymi kijami tłum gapiów rozpędzają. Za nimi tak samo ubrana „orkiestra”, składająca się z dwóch „grajków”: jeden ma na plecach przytroczony duży kocioł, a drugi wali weń do taktu pałkami. / / Potem idzie król Kacper w czapie Lajkonikowej na głowie, w stroju, będącym mieszaniną motywów ludowych i wschodnich, i w bardzo długim płaszczu, którego tren niosą pachołkowie w kostiumach „włóczków”. Na końcu kroczy „Słoń”. Jest to właściwie tylko łeb słonia, bardzo prymitywny, osadzony na kiju, zasłoniętym wzorzystą kapą, pod którą schowany jest chłopiec, tak, że widać doskonale jego portki i buty z cholewami. Idą w tempie wolnym, uroczystym, naśladując chód koński. Kacper i dwaj, tren niosący, wchodzą na scenę i ustawiają się na prawo od Heroda. Włóczkowie z buńczukami, bębnista z pałkierzem i słonionoścą ustawiają się na stopniach po prawej stronie tuż przy ramie scenicznej, uważając, aby widzom nie zasłaniać widoku. / / Muzyka zmienia tempo pierwszej części drabanta na prędsze o połowę. Bijący w kocioł stosuje się do tego tempa. Teraz idzie król Melchior. Strój jego jest odmianą Kacprowego. Ogon płaszcza niosą tak samo ubrani słudzy. Za nimi „Wielbłąd”, sporządzony w podobny sposób jak „Słoń”. Twarz Melchiora nieco zabarwiona na czekoladowo, ale dosyć niedołężnie. Idą drobnym truchcikiem, naśladując bieg koni. Melchior z dwoma niewolnikami wchodzi na scenę i staje po lewej stronie Heroda. Wielbłąd przystanął na stopniach, po lewej stronie, tuż przy ramie scenicznej. / / Teraz muzyka rżnie drugą część drabanta: siarczystego obertasa. Galopem, również kroki końskie naśladując, cwałuje król Baltazar z dwoma niewolnikami, niosącymi tren jego płaszcza i „Żyrafą”. Baltazar wygląda zupełnie jak murzynek, wyobrażony na domu „pod murzynem” w Krakowie, tylko twarz ma sadzami uczernioną i to nie dość wprawnie. Niewolnicy jego to znowu włóczkowie, ale z poczernionemi twarzami. Baltazar wbiega ze sługami na scenę, gdzie naprzeciw tronu Heroda siadają, po turecku złożywszy nogi. Żyrafa przyłącza się do Wielbłąda. / / Herod i jego asysta z wielkim ukontentowaniem i ciekawością przypatrywali się pochodowi dwóch pierwszych orszaków. Ale gdy zabrzmiały ochocze dźwięki obertasa, gdy jeszcze zobaczyli takie dziwo jak czarny, malutki, a pękaty król Baltazar, aż ich poderwało! Niepomni na srogą etykietę dworską, poczynają wycinać obertasa, pokrzykując „hu ha!” — z wielkiej uciechy. Ten szał taneczny udzielił się także Kacprowi, Melchiorowi i ich dworakom, kapeli i zwierzętom. Całe pstrokate bractwo rozpląsało się teraz, przytupując i pokrzykując tak długo, dopóki Baltazar nie przycupnie przed tronem. Wtedy muzyka jak ręką uciął urywa, bez względu na sens muzyczny. Wszyscy przyjmują postawę urzędowo dostojną. / KACPER / oddając pokłon Herodowi, mówi / Salve, królu Herodzie, mój sąsiedzie możny, Jestem król Orientu, Gaspar, magus zbożny. / Herod salutuje jabłkiem / / Pachoły prezentują halabardy / MELCHIOR We mnie widzisz Melchiora, cara arabskiego I gwiazdarza w swej sciencji nader uczonego. / Herod salutuje jabłkiem / / Pachoły prezentują halabardy / BALTAZAR / mówi pociesznym dyszkantem / Jam jest cesarz murzyński, szpetne me oblicze I znam, jak moi bracia, kunszta tajemnicze. / Herod wita go podniesieniem nogi nad jego głową schyloną, trzęsąc się ze śmiechu, Pachoły nie prezentują broni, bo aż ich kolki ze śmiechu sparły / HEROD Witam regem Orientis i arabskich włości, A królewskiej Murzynów też rad jestem Mości. Mówcie, co was przywiodło do mojego państwa? Czyli trzeba mi bronić… wstaje i niby z wielką czcią zdejmuje koronę z głowy świętego pogaństwa? / znów siada / KACPER Insze zgoła przywiodły nas do ciebie sprawy, Tuszę, iże nam raczysz dać posłuch łaskawy. 37. MELODRAM. WIDZENIE KRÓLA KACPRA / Kacper mówi na tle cichej muzyki organowej, zwrócony twarzą do widowni, patrzy w jej punkt najdalszy i najwyższy, „niebo”, i stamtąd widzenie odbiera, przeżywając je powtórnie. Wszyscy w tamtą stronę patrzą, z wyjątkiem Heroda. Nawet Baltazar odwraca się z wolna, zgodnie ze słowami Kacpra, ku widowni. Herod ponuro łeb ku ziemi opuścił. W chwili, gdy Kacper wypowiada słowa Anioła, wszyscy, nie wyłączając sług Heroda i zwierząt, klękają i zdejmują nakrycie głowy, patrzą nabożnie w „niebo” i niby anielskiego głosu słuchają. / KACPER Będzie już rok bez mała, jak na szczycie wieży, Śledząc komet obiegi po niebieskiej ścieży, Wpatrzony w ów świetlisty Cherubinów thronus, Ujrzałem, jako ku mnie Angelus Polonus Spuszczał się uroczyście z wyżyny nadchmurnej I w te słowa rzekł do mnie poseł złotopiórny: „Jest w cichej Sarmacyi Betleem-Ephrata, Miasteczko bardzo podłe, tam Salvator świata, Emanuel, przez Pismo od wieków głoszony, W lichej szopie, w jasłeczkach będzie narodzony. Jest ci to Król nad Króle, jest to Pan nad Pany, On z jęctwa wyswobodzi nieszczęsne ziemiany, Z pierworodnego grzechu świat wszystek wybawi, Rajski upad męczeńskim żywotem naprawi”. wszyscy wracają do pierwotnej postawy i słuchają Kacpra z przejęciem Co rzekłszy, Anioł Polski znikł na firmamencie, Jam zaś peregrynacją przysiągł odbyć święcie Do onego miasteczka, do biedoty owej, Kędy ma się objawić Duch Wolności Nowej! / muzyka milknie, wszyscy nakrywają głowy / HEROD Co mówisz, królu *Kacprze*, czylim dobrze *słyszał*? Któż się tu, krom *Heroda*, będzie królem *pisał*? Melchiorze i *Balcerze*, a skądże to *wiecie*, że król ma być *zrodzon* w tutejszym *powiecie*? MELCHIOR Mnie takoż był się we śnie ów Angioł pokazał I do szopy betlejskiej pątować rozkazał. HEROD / szyderczo / I gdzież to, jeśli łaska, jest ów król zrodzony? Powiedzcież, abym i ja oddał mu pokłony! / śmieje się na całe gardło, Pachoły śmiech Heroda przedrzeźniają, lecz zgromieni jego surowym wzrokiem, milkną i spode łba patrzą na niecnotę / BALTAZAR / dyszkantem, z żakowska, fałszywie akcentując niektóre słowa / O Panie Herodzie, my sami nie wiemy, Jeno za promienidłem Gwiazdy wędrujemy. Dzisiaj Gwiazda *nie* świeciła, Więc nam drogę *za*gubiła, Ale z powr*o*tym Powiemy ci *o* tym… / w ostatnim wierszu daje ton taki, jakby to nie był koniec zdania i jakby miał jeszcze dalej mówić / 36. DRABANT / Trzej Królowie, nie żegnając się z Herodem, odchodzą w ten sam sposób i w tym samym porządku, jak przyszli. Wychodzą na prawo, drzwiami bliżej sceny umieszczonymi. Podczas obertasa Herod nieruchomy. Pachołom nogi drgają do tańca, lecz boją się Heroda. / HEROD / po odejściu Trzech Królów wstaje z tronu i, biegając wzdłuż linii równoległej do widowni, klepie mechanicznie następującą częstochowszczyznę / Ha niestety *co* za trwoga Duszę moją *wskroś* przeszywa Nie wiem gdzie mam *szukać* wroga Ale hetman *mój* przybywa… FELDMARSZAŁ / Wchodzi z pierwszego planu, z lewej, ubrany jest po łowicku; kask, akselbanty, epolety i patrontasz z papieru, szabla drewniana. Podobnie jak jego pierwowzór w szopce krakowskiej stale salutuje; ręka prawa jakby przylepiona do daszka hełmu. Wyprężony wojskowo do połowy ciała, bo nogi trzęsą się ze strachu. / / mówi z chłopska, jednym tchem, fałszywie akcentując / Stawam przed tobą *mi*łościwy panie Składam ci hołd mój *i* uszanowanie A choć cię widzę w *o*krutnej boleści Niosę tobie *ta*kowe wieści Które *prze*rażą twą duszę I sam *na* nie zadrżeć muszę… HEROD / zapomniał snać o niedawnej trwodze, bo mówi łagodnie, identycznie tym samym tonem, co Feldmarszał / Co takiego, *mów* mi śmiele Choćby się *niebo* zaćmiło Ty na to nie *zwa*żaj wcale Byle moim *do*brem było… / nie kończy zdania / FELDMARSZAŁ Najjaśniejszy monarcho, świat ci *hoł*dujący Rebelią dziś czyni ciebie *nie*znający… HEROD / łagodnie zdziwiony / I cóż za rebelia w królestwie nastaje, Że jemperatórowi godności nie daje? Idź, zbieraj skrzętnie wieści, rebelia czyja, A powiedz rokoszanom… nagle wpadł w pasję i, przykładając berło do własnej grdyki, wrzeszczy …że w tych rzeczach szyja!!! FELDMARSZAŁ / zdejmuje kask z głowy, trzyma go w ręce jak żołnierze w kościele, robi pół obrotu w lewo i, patrząc w „niebo”, mówi poważnie, nogi już mu się nie trzęsą; Pachoły również zdejmują czaka i nabożnie patrzą w „niebo”; Herod obojętny / W całym państwie twoim słynie Wieść o zrodzonej Dziecinie. Nie wiedzieć, z jakiej rodziny, Przewyższa królewskie syny. Okazują się w niej cudy, Ma być król nad wszystkie ludy. Nawet stanu wyższego wszyscy się zbiegają, Z wiejskim gminem pospołu hołdy mu oddają. HEROD / odwrócił się od niego / Toć słyszałem od królów jakoweś ambaje, Ale dubom smalonym król wiary nie daje! FELDMARSZAŁ / jw. / Królu, w Betlejem mieście już on narodzony I w stajence na sianku wonnym położony. / Feldmarszał nakrywa głowę i wraca do dawnej postawy, podobnie Pachoły / HEROD / znów biega po swoim torze / Ach, co ja słyszę, aby mój poddany Miał zostać panem nad pany? Poniżył moje berło i koronę? Niech w tej chwili ogniem spłonę, Żem się doczekał takiej niesławy! nachyla się, aby szepnąć na ucho Feldmarszałowi, lecz ten tak się przestraszył, że jak był wyprężony, tak zwalił się na Heroda, wobec tego Herod mówi w powietrze Sługo mój wierny i hetmanie prawy, Idź żywo, zbierz zewsząd żołnierskie orszaki, Wybijcie wszystkie dzieci — i niechaj mam znaki! ciszej, grobowym głosem A gdy dasz rzezi hasło, by wyrżnąć dzieciny, Niechaj też zginie… i syn mój jedyny! / aż się załamał / FELDMARSZAŁ / w postawie zwykłej / Idę dopełnić, panie, co kazałeś, Za kilka godzin spać będziesz bezpieczno, A gdy tak wielki rozkaz mi wydałeś, W pamięci ludu noc ta będzie wieczną. / wojskowy zwrot w tył, wychodzi, z ręką wciąż „przylepioną” do daszka hełmu, pierwszym planem na lewo / 38. MELODRAM. ANIOŁ — ŚMIERĆ — DIABEŁ / Organy. Herod naprawdę sposępniał. Siada na tronie. Twarz w rękach ukrył. Na scenie światło przygasa. W ledwo rozchylonym rozporze opony środkowej ukazuje się w słabym złotawym świetle Anioł. Pachoły zdejmują czaka i klękają. / ANIOŁ / mówi na tle muzyki / Ach, królu, królu, bój się Pana Boga, Stoi oto koścista Śmierć u twego proga! Nie zawierzaj koronie, nie ufaj w bogactwa, Wszystko stanie się rychło zdobyczą robactwa. / Gdy Anioł zniknie, w prawym skrzydle, przez szparę między oponą a słupem, wysuwa się kosa drewniana, wapnem pobielona, na tle trupio-zielonego światła. Głos Śmierci dobiega spoza zasłony. Jest to szept, podkreślający wszystkie muzyczne efekty wiersza. Pachoły chowają się za tron. / ŚMIERĆ Cza-a-a-as, Czas, Już niosą trunę, Pó-ó-ó-ójdź, Odbierz fortunę! Za zbrodnie tego świata Czeka-ć hojna zapłata. Już miotają czarci losy, Chrapliwe już słychać głosy: Na-a-a-a-asz wiecznie będzie! brzęk jakby ostrzonej kosy Pro-o-o-och, Proch Twych strojów moda, Pro-o-o-och Proch Twoja uroda! Trup straszliwy na twarzy, Ropa w uściech się smaży, Za perfumy smród nieznośny, Za kapelę dzwon żałosny, Za pałac ja-a-a-ma! / kosa znika za oponą / DIABEŁ / ukazuje się w lewym skrzydle, przez szparę widać tylko widły na tle czerwonego światła / Nie bój się, Herodeńku, ja twym adiutorem, Rzezaj wszystkie młodzianki betlejskie wieczorem. / widły znikają / ANIOŁ / ukazuje się tam, gdzie pierwej / / Pachoły wyłażą z ukrycia i na klęczkach słuchają / Gotuj mary, całuny, żałobne gromnice, Pierwej padniesz, nim sięgniesz Synaczka Dziewice! / znika za oponą, na scenie rozjaśnia się / / Pachoły wracają na swoje miejsca / / Herod budzi się z drętwoty / / muzyka milknie / HEROD Sam już odchodzę od rozumu swego… Hej straże! zawołajcie rabina starego, Niech Mosiek arendarz zaraz tu przychodzi I rzecz całą wyłoży z biblii, jak się godzi. PACHOŁ I / stukając halabardą, woła w stronę lewych drzwi pierwszoplanowych / Mojsi kime *ra*! PACHOŁ II / jak pierwszy / Mojsi kim*era*!! OBYDWAJ / jw. / Mojsi ki-me-*ra*!!! / Wchodzi z lewej strony stary Rabin z grubą biblią pod pachą. Z postaci podobny do „żydków emausowych”. Ruchy sztywne, kanciaste, sprężynowe. Twarz martwa. / RABIN / głosem niskim, kiwając się rytmicznie / Klaniam sie, panie królu, klaniam bardzo nisko, Choć z daleka stoi, psiecie nózki ściskam. Po co jegomościnku króle po mnie tutaj psisłał? Zebym z tego książecka bublije psiecytał? HEROD / tragicznie / O nie dziwuj się, Mośku, żem *przywołał* ciebie, Mnogie *są* bowiem znaki na ziemi i niebie, Że się w naszej parafii *narodził* Mesjasz, Bóg istny, król żydowski, a pono *też* i nasz… RABIN / jowialnie / Ja… znam tilko król Heród, co szedzi na tronie… A „bób” — to wun sze rodzi w polu, na zagonie… śpiewnie, podskakując W piątek żydki go zbirają, W siabas do barszczu wrzucają… HEROD / flegmatycznie / Straże, bijcie tego żyda, Niechaj zaraz sekret wyda! / Pachoły również flegmatycznie podchodzą do Rabina i mechanicznymi ruchami walą go po grzbiecie halabardami, po czym spokojnie wracają na swoje miejsce / RABIN / pod ciosami halabard obraca się to w prawo to w lewo / Aj waj!! ja zaraz powim… „buk” sze w lesie rodzi, Z niego sze robi pałkie, co po kościach chodzi… HEROD / jw. / Bijcież mi cybucha tego, Co zdradził króla samego! / Pachoły jw. / RABIN Wus ist? Po co robić takie brewerie? z rezygnacją Ja psiecytam, co stoi w tej nowej bublije! otwiera księgę i czyta, kiwając się modlitewnie rodzaj śpiewu „Psijdzie Mesjasz, najstarszy między książętami, „I wun odbierze wsistkich rzędziech nad żydkami. „Odunaj sze naziwa… to paniątko nowe… kończy szybko, zamyka oczy, aby skuteczniej znieść bicie, które go niewątpliwie czeka, skurczył się, aż przykucnął do ziemi „I coby sze król Herod bojał o swą głowę…” / ale tym razem Pachoły go nie biją / HEROD / z patosem / Już dosyć… dosyć, Mośku!… do Pachołów Dobrze więc zrobiłem, Że okrutne mandata rycerstwu zleciłem… / Rabin przykucnięty wychodzi na lewo / / z prawej wchodzi Pachoł III i w dosyć poufałym tonie odzywa się do Heroda / PACHOŁ III Panie! na twe komnaty królowa wstępuje, Jak zawdy, tak i dzisiaj srodze lamentuje. HEROD / niechętnie / Wpuścić! Chocia mnie mierżą te babskie lamenty, Wysłucham raz ostatni, bym miał spokój święty! / Pachoł III podchodzi ku drzwiom prawym, stuka niby uroczyście halabardą, potem ją komicznie „prezentuje”, a po wejściu Królowej odchodzi prawymi drzwiami / / Wchodzi Herodowa w odświętnym stroju bogatej Łowiczanki. Na głowie korona ze złotego papieru. Mówi głosem piskliwym, afektowanym, „robi” strasznie wielką damę. Heroda traktuje z góry, uważając się za lepiej urodzoną i wychowaną. Najlepiej, by tę rolę grał mężczyzna, co zresztą zgodne byłoby z tradycją teatru religijno-ludowego. Mężczyzna, mówiący dyszkantem, najłatwiej uchwyci ton kolędników i szopkarzy, odtwarzających tę rolę z nieporównanym tragikomizmem. Królowa trzyma w ręce w sposób arcywytworny chusteczkę, niczym elegantka z XVIII wieku. Nie rozstaje się z nią i wciąż oczy lub nos uciera. Herod, gdy zobaczył swoją magnifikę, odwrócił się do niej plecyma i tak już stale z nią rozmawiać będzie. / HERODOWA / z akcentami też krucho / Rzuciłam froncymeru *mojego* zabawy, Bo mnie *tu* przywabiły te *zgiełkliwe* wrzawy, Które pospół z dworaki mąż mój *wy*prawuje. I znowu cię srogiego, *Herodzie*, znajduje! HEROD Daruj mi *jejmość*, daruj, iż przez *lat* tak wiele Wyrządzam *tobie* jeno *żałobne* wesele, Oto ból *nieużyty* dręczy *moją* duszę, dumnie Z *przyczyny* polityki *przecież* milczeć muszę! HERODOWA / klęka / Żebrze twej *łaski*, o panie, Byś kończąc *swe* panowanie, Wspomniawszy na mnie… Herod jeszcze bardziej się od niej odwraca i na syna swego, Dał wolność pokazując na widownię dla *ludu* twego. poczciwie *Niech cię* wielbią, *niech* szanują, Dobroć *twoją* w sercach czują, Bądź *dla* nich ojcem i panem! HEROD / wymachując w zacietrzewieniu berłem / Pogardzam, pogardzam, pogardzam takowym stanem!! podnosząc berło w górę Wolność dła mnie dziś żywiołem! opuszczając berło ku ziemi a nie dla narodu mego! HERODOWA / z perswazją / O królu, bądź rodu bohaterskiego! Herod na to całkiem się odwrócił, siedzi teraz tyłem do widzów pauza; królowa, widząc, że nic nie wskóra, wstaje z klęczek i trzymając chusteczkę przy oczach, z godnością wielką odchodzi na prawo Więc cię *żegnam*, mężu drogi, I *opuszczam* twoje progi, Idę do *swego* mieszkania W celu *syna* powitania. / wychodzi / HEROD / piorunem odwraca się, mówi poufale, nie bez pewnej wesołości do Pachołów / Byłbym się z inszym spotkał jejmości przyjęciem, Gdyby znała, com z lubym począł jej dziecięciem! / Pachoły śmieją się / / wpada Feldmarszał z lewej, trzymając wyciągnięty, czerwoną farbą pomazany pałasz drewniany w prawej ręce, a lewą salutując / FELDMARSZAŁ Najjaśniejszy Herodzie, spełnione mandata: Wyrżnęliśmy dziatki, co im i trzy lata! PACHOŁ III / wpada z lewej z takim samym pałaszem i staje obok Feldmarszała / Już się stało zadość rozkazu twojego: Wszystkie ścięte bachory aż co do jednego! / stoją nieruchomo, salutując i trzymając wyciągnięte zbroczone pałasze; wpada Pachoł IV z lewej i tak samo staje / PACHOŁ IV Starszej pani Racheli synyśmy stracili, By się twoim hónorem więcej nie szczycili! / wpada z lewej Pachoł V, robi to, co tamci / PACHOŁ V Na ostatek najlepsza czeka cię nowina: Ścięliśmy oto głowę waścinego syna! / grzmot potężny na wielkim bębnie / / Feldmarszał z trzema Pachołami w szyku wojskowym wychodzą na lewo / / światło na scenie przygasa / 39. MELODRAM. HEROD — ANIOŁ — ŚMIERĆ I DIABEŁ / organy / HEROD / powstał z tronu, chwycił się oburącz za głowę i kiwając nią rytmicznie, lamentuje / Ach, biada, biada mnie, Herodowi, Utrapionemu wielce królowi, Którym szczerze miłował jedynego syna, Teraz go utraciwszy — nieszczęsna godzina! tupie kilkakrotnie w podłogę Ach, rozstąp się ziemio, a pochłoń mnie swego Potępieńca piekielnego! do widzów ze skruchą Chciała Bożego Syna zabić moja ręka, A teraz-ci mnie czeka piekieł sroga męka! / stoi nieruchomo ze spuszczoną głową / ANIOŁ / w środkowej części tryptyku zjawia się tak jak pierwej / Koniec twego imperium zbliża się, Herodzie, Już pokój, przez Anioły głoszon, jest w narodzie! / znika / ŚMIERĆ / wysuwa kosę w prawym skrzydle jak poprzednio, Pachoły kryją się za tronem / Patrzcie, patrzcie, bogacze, na te nędze wasze, Które w grobie czekają na rozkoszne pasze! Już się wam z rąk dostatki na wieki wyślizgły, Gdy rdza złoto, a szaty wasze mole zgryzły, A wy sobie za to pomsty naskarbili, Gdyście za rozkosze wieczny gniew kupili. przeciągłym głosem Tak wo-ła Ja-kub Świę-ty!! / znika / DIABEŁ / jak w poprzedniej scenie, w lewym skrzydle / Ostrzę ja moje widły na ciebie, pohańcze, I śmiertelną galardę wnet z tobą zatańczę! / znika / ANIOŁ / zjawia się jw. / / Pachoły znów wysuwają się spoza tronu i nabożnie klęczą / Nie pora jeszcze, diable, ustąp precz, koścista, Większa kaźń zgotowana jest dla Ancykrysta: Póki żyw, niech wie o tym, jak Pan triumfuje, Jak lud wszystek od kata swego odstępuje, Korząc się przed ubóstwa świętym majestatem W lichej szopce, gdzie Jezus biedaczynie bratem. / znika / / Herod ze spuszczonym nisko łbem, wolnym krokiem wychodzi na lewo, Pachoły idą za nim, wlokąc po ziemi tron / / scena rozjaśnia się / SPRAWA ÓSMA ADORACJA KRÓLÓW / Aniołowe i Święty Józef rozsuwają zasłony w tryptyku. / / Widok jak w Adoracji pasterskiej. / 40. CHÓR ANIOŁÓW Infinitae bonitatis Et immensae Maiestatis Scenam recludit praesepium. Hic amor riget, Hic ignis friget, Hic Deus iacet, Hic Verbum tacet Hic Immortalis Nascitur mortalis! / Po śpiewie odbywa się / KROTOFILA DUSZY POBOŻNE Z NOWONARODZONYM JEZUSEM / Jede. z Aniołów w tym dialogu mówi słowa Duszy, inny Anioł za Dzieciątko przemawia. Anioł I klęczy przed żłobkiem, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Anioł II, zanim wypowie słowa Chrystusowe, pochyla się nad kolebką, jakby słuchał, co mu Dzieciątko szepce, potem, zwrócony twarzą do widowni jak kapłan mszę odprawiający, ręce rozwiera i mówi głosem melodyjnym a pełnym dobroci. Podczas jego strof wszyscy klęczą. / ANIOŁ I Co to za sekret, mój Jezu kochany, Żeś się narodził z Przenajświętszej Panny, Będąc wszechmocnym Bóg z Boga przed wiekiem, Jesteś człowiekiem? ANIOŁ II Rozmawiaj śmiele ze mną, duszo moja, Niechaj się chętka uspokoi twoja: Stałem się człekiem, abym człeka w niebie Mógł mieć u siebie. ANIOŁ Kiedyś Dzieciną, jakoż niebo trzymasz Na trzech paluszkach, gdy tej mocy nie masz? Jeśliś jest mocny, czemu ustępujesz, A nie królujesz? ANIOL II Lubom Dzieciną, lecz jestem wszechmocny, Ze wszech monarchów któryż jest tak mocny? A w tym ubóstwie chwały mej nie tracę, Inszych bogacę. ANIOŁ I Jeśliś jest ogniem, czemu drżysz we żłobie? Zapal, o Jezu, w sercu moim sobie, Rozgrzej członeczki, o pociecho droga, Bo zima sroga. ANIOŁ II Twoje mnie, duszo, ziębią oziębłości, Że nie masz ku mnie gorącej miłości, Przytul mnie k'sobie, zaraz się rozgrzejesz I roztopniejesz. ANIOŁ I Z Ciebie Anieli pociechę swą mają, Czemuż się oczka łzami zalewają? Po twej gębusi toczą się kropelki, Jako perełki. ANIOŁ II Bardzoś się duszo, bardzo ubrudziła, Trzeba, byś kąpiel z moich łez sprawiła, Zanim się sama nad swymi grzechami Zalejesz łzami. ANIOŁ I O przebacz, Jezu, żem się ośmieliła, Abym się z tobą ustnie rozmówiła, Żem się tak wielkiej rzeczy poważyła, Miłość sprawiła. ANTOŁ II Wdzięczna mi, duszo, krotofila twoja, Rozmawiać z tobą jest to rozkosz moja, Już się nie puszczaj mej, duszo, opieki, Po wszystkie wieki. 41. POLONEZ TRZECH KRÓLÓW / Po skończonym dialogu anielskim odzywają się dźwięki posuwistego, poważnego poloneza. Aniołowie ustawiają się w zwykłym porządku, a Józef gorliwie szykuje się na przyjęcie dostojnych gości. Nasamprzód w głębi widowni ukazuje się kolędnik z odkrytą głową, niosący Gwiazdę na kiju. Kroczy poważnie ku scenie, gdy na nią po schodach wejdzie, uklęknie przed Szopką i przez chwilę w tej pozycji pozostanie. Potem przejdzie na prawą stronę sceny i tam stać będzie, trzymając Gwiazdę wysoko. Za nim uroczyście, a w wielkim skupieniu, idą Trzej Królowe, niosąc dary tradycyjne. Asystę ich stanowią tylko pacholicy, niosący treny ich kap wzorzystych. Królowie, wszedłszy na scenę, klękają w lewym narożu pierwszego planu. / / podczas tego pochodu śpiewa / CHÓR ANIOŁÓW Trzej królowie jadą Z królewską paradą Z dalekiej krainy Do Dzieciny. Wiozą mirrę z Saby, Kadzidło z Araby, Złoto od Mogoła, Dań dla Króla. Złoto Pana, Kadzidło Kapłana, Mirra smakiem Męki Pańskiej — znakiem. Infant się uśmiecha, Wielka to uciecha, Prezenta przyjmuje, Applauduje! / po skończonej muzyce / KACPER / mówi / Venientes Betleem, padłszy na kolana, Cum gaudio salutamus Nowotnego Pana. Salve noster niebieski Paniczu malutki, Totus delectabilis, bardzo rumianiutki: Cur tak ubogo leżysz, inclyte Parvule? Cur non habes pulvinar, nec białej koszule? Ecce ab Oriente jesteśmy królowie, Acz-ci nie katolicy, przecież wierni w Słowie. Munera symboliczne w darze Ci składamy: Męczennika, kapłana i króla witamy! / podchodzi ku Szopce, z nabożeństwem składa dary i wraca na dawne miejsce, gdzie klęka / Melchior Emanuelu, Synu Maryi, Co jest powodem Twej mizerii? Wszak Emanuel znaczy: „Bóg z nami!” Za cóż wół, osieł asystentami? Jeżeliś Pan Bóg, czemu łzy, żale, Jako Jonasza na morzu fale, Tak napastliwie Cię atakują, Istoty Boskiej w Tobie nie czują? odwracając się nieco ku widzom i do nich mówiąc „Bóg z nami!” — wiemy, co to już znaczy: Że Jezus z nami cierpieć dziś raczy. „Bóstwo” — „ubóstwo”, przecież nie wielą, Jeno się jedną literką dzielą. Ach, jakiż afekt dla nas, jakie ma Serce Bóg, kiedy w szopie systema Obrawszy sobie, za przykład służy Tobie, człowiecze, w ziemskiej podróży. / pochyliwszy głowę, idzie ku Szopce z darami, składa je na stopniach i wraca na swoje miejsce, gdzie klęka / BALTAZAR / z dziecinną prostotą odmawia modlitewkę / Salve pia Genitrix, ozdobo pudoris, Niech Cię wychwala język Angelici oris. Panną będąc, poczęłaś — Virgo genuisti, Panną po narodzeniu Filii mansisti. Boże nasz, involute carne puerili, Omnes Cię wyznawamy cum prece humili, Wołając: Miserere, miserere nobis, Sancta Maria et Joseph, orate pro nobis! / składa dary jak jego poprzednicy / / Maria powstaje, podczas jej przemówienia Józef i Aniołowie klęczą / MARIA Nie umie to Dzieciątko przemówić, mój panie, Przeto ja, Matka Jego, zań podziękowanie Uczynię, On zaś tobie na wysokim niebie Zapłaci tę uczynność, gdy weźmie do siebie. / Aniołowie i Józef powstają / JÓZEF Dziękujemy za wasze ofiary mistyczne, A także za podarki kosztowne i śliczne. Przydadzą się nam one w mizerii naszej, Zwłaszcza czasu tej zimy, która mrozem straszy. Dzięki za altembasy, bławaty, baczmagi, Będzie miał sutą odzież ten Chłopczyna nagi! A teraz, hej, grajkowie, uderzcie w kornety, Śpiewacy, nuż motety, skoczkowie, balety! 42. ŚPIEW I TANIECH TRZECHKRÓLOWEGO ORSZAKU / Królowie stoją na uboczu, przypatrują się / / Śpiewają pacholęta w orszaku Królów / / do ich tańca po każdej strofie przyłączają się Aniołowie z bocznych skrzydeł tryptyku / / refren śpiewają wszyscy / / Taniec powinien mieć charakter hołdu składanego Dzieciątku i utrzymany być winien w stylu „chodzonego”. / Jam jest dudka Jezusa mojego, Będę mu grał z serca uprzejmego. Graj, dudka, graj, Graj Panu, graj! Na piszczałce i na multaneczkach, Na bandurze oraz na skrzypeczkach. Graj… Na fujarze, arfie i cymbale, Szałamai i wdzięcznym regale, Graj… Na klarnetkach i do lutni zmierzę, W trąby, kotły na wiwat uderzę. Graj… Jać będę grał, póki sił mi stanie, I sam Ci się za instrument daję. Graj sobie, graj. Graj, Panie, graj! Jak tylko chcesz, dla uciechy Twojej, Ciągnij strony z ciała, z duszy mojej! Graj sobie, graj, Graj, Panie, graj! Bij jak w bęben, aż tubalne głosy Serce wyda, niech idą w niebiosy! Bij, Panie, bij, Bij w serce, bij! / po tańcu inna muzyka / 43. ODEJŚCIE TRZECHKRÓLOWEGO ORSZAKU / Organy. Królowie, oddawszy niski pokłon, kolejno odchodzą ku prawym drzwiom na widowni. Idąc, twarze mają zwrócone w stronę Szopki, jakby nie mogli rozstać się z tym widokiem. Po ich wyjściu kolędnik z Gwiazdą klęka przed Szopką, schylając głowę do samej ziemi. Józef i Aniołowie zasuwają opony. Kolędnik z Gwiazdą wychodzi prawymi drzwiami prosceniowymi. / SPRAWA DZIESIĄTA KAŹŃ HERODA 44. CHÓR / za sceną / JEDEN GŁOS / intonuje / Crudelis Herodes, Deum WSZYSCY / ciągną dalej / Regem venire quid times? Non eripit mortalia, Qui regna dat coelestia. / chór milknie / / odzywa się / 45. MUZYKA ŻAŁOBNA / Organy. Wchodzą z lewej: Pachoł I i II, wlokąc tron po podłodze. Podchodzą ku środkowej części i rozsuwają oponę. Ukazuje się dekoracja, żywcem skopiowana z Szopki krakowskiej: czarne tło, na którym odcinają się srebrny, staniolowy katafalk i takież wysokie świeczniki. Żałobne te przedmioty są płaskie i po prostu przylepione do tła. Pachoły stoją na warcie. Z prawej wchodzi Królowa. Na koronę zarzucony długi, czarny welon. / HERODOWA / szlocha i trzymając się za głowę, zawodzi / Ach nieba, ach nieba, cóżem *do*czekała! Bogdajbym była tronu nigdy *nie* poznała! pokazując na katafalk I cóż mi *przedstawia* dzisiejsza godzina? Oto mi z *rąk* wydarto *najmilszego* syna! Nie znam *ulgi* nijakiej, próżno łez potoki Karmią *skonane* serce i mój *żal* głęboki! organy milkną Herodowa spostrzegła Heroda, wchodzącego ze spuszczonym łbem z lewej. Ten, gdy żonę zobaczył, natychmiast odwrócił się do niej tyłem. Stoi tak podczas całej rozmowy, łeb mając stale opuszczony. Pachoły zasuwają oponę i stają przy tronie Herodowa mówi do widzów, palcem pokazując Heroda To mąż? zwraca się do Heroda, jak się to mówi „z pyskiem” To tyran!! kat swego dziecięcia!!! Z macierzyńskiego *syna* wyrwał on objęcia!!! tupiąc w podłogę, z podniesionymi pięściami O, niechaj ten król pełen niecnoty Wstąpi w *potępione* groty! / Pachoły cieszą się / HEROD / zawstydzony tym, że małżonka tak się awanturuje wobec teatralnych widzów, łagodnie ją upomina, stara się być jak najbardziej wytwornym, ale z chęcią pomówiłby inaczej / Przecz to, *jejmość*, przekleństwa na mą *głowę* zsyłasz? I *mężowi* złorzeczysz, gdy przy *marach* czuwasz? Oto cię *zaklinam*, żono ma jedyna, Wspomnij *proszę* na zwłoki najdroższego syna, Wspomnij, *czy to* przystoi twojemu stanowi I czym *na* gniew zasłużył, niech ci serce powie… / swoim zwyczajem nie kończy wiersza / / Znów ta sama muzyka żałobna, która trwa aż do wyjścia Herodowej. / HERODOWA / lamentuje jak pierwej / Ach, ach, żal *nowy* oto, nowy *ból* mnie bierze, Gdy się na *pogrzeb* syna *zbierają* rycerze! podchodzi ku środkowej oponie i patrzy przez szparę Wszyscy po*kryci* *czarnymi* czechłami, Ze *świecącymi* idą dworzany głowniami! Wnet, *wnet* wybije ostatnia godzina, W której *zwłoki* wyniosą najdroższego syna. tym samym tonem, jakim mówiła w „sprawie” siódmej, tyłem do Heroda Więc cię *żegnam*, mężu drogi, I *opuszczam* twoje progi, Idę do *mego* mieszkania, Celem *syna* pogrzebania. / odchodzi na prawo / / Herod siada na tronie / / z lewej wchodzi Pachoł III / PACHOŁ III Królu! Mosiek Arendarz, jako Rabin znany, Pragnie, aby przez ciebie był dziś wysłuchany. HEROD Niech wejdzie. Acz pogardzam Żydowinów nacją, Lubię się czasem z nimi bawić konwersacją. / Pachoł III stuka halabardą, wchodzi Rabin, Pachoł wychodzi na lewo / HEROD / jakby się bawił z dzieckiem w zagadki / Powiedz mi, uczony Rabi, Jakie miewaliście znaki I ucztę przygotowali, Kiedyście się Mesjasza na świat spodziewali? RABIN / ponuro, tajemniczo, a śpiewnie / Groch z midłem, Kluski z powidłem, Sciupak drew-nian-nnn-ny, Octem zapra-wian-nnn-ny, coraz groźniej Takie my wino pili, Co gięsi dwaścia śtyr-rrr-ry lat dzioby w nim mocyli! HEROD O ty śmiały zuchwalcze, kpisz z króla samego? RABIN / z płaczem, dramatycznie / A na co mi zabjuli Abram-mmm-mka małejgo? HEROD / bagatelizując / To uczynili z rozkazu mojego! RABIN / z wyrzutem / I co miłoszciwejmu Panu przisło z tejgo? HEROD / zamierza się jabłkiem / Czyś przyszedł badać króla potężnego? RABIN A co mi psijdzie z tejgo, Kiedy go weźmie tragicznie krzycząc Ryjoch, jako swejgo?! HEROD / zamierza się berłem / Znikaj z mych oczu, ciemny, nierozumny człecze! RABIN / stawia się i wykrzywiając pociesznie twarz, mówi bezczelnie i z gniewem do Heroda / Psiecie mnie świcka pod podesew nie piece!! HEROD / udręczony tym gadaniem żałośnie do Pachołów / O weźcie tego Żyda, okujcie go w pęta Który zasmucił życia mojego momenta! / ale Pachoły nie chcą słyszeć o tym, wzruszyli ramionami i odwrócili się od Heroda, jeden w prawo, drugi w lewo, po żołniersku / RABIN / grożąc pięścią / Mnie wezmą, ale psijdzie Malkamufes taki, Co sze da tobie, królu Herodzie, we znaki! HEROD / zrywa się aby bić Rabina, który ucieka na lewo / Bogdajeś przepadł, judaszu, po ziemi nie chodził!… siada na tronie i wypowiada przekleństwo, które w ustach kolędnika brzmi nieśmiało, jakby za nie Jezusa i widzów przepraszał Jako ten… co w Betlejem… dzisia… się narodził… / Pachoły uciekają, jeden w prawą, drugi w lewą stronę / / Ściemnia się. W skrzydle prawym gwałtownym szarpnięciem rozsuwa oponę Śmierć, ubrana wedle tradycji bajkowej lub tak, jak się ją w szopce przedstawia. Białe czechło płócienne, spryskane wapnem, okrywa całą postać. Widoczna tylko beznosa twarz i puste oczodoły. W ręku długa kosa, pobielona. / ŚMIERĆ / mówi głosem „dalekim”, jakby przez ścianę, niektóre samogłoski przeciąga / Królu Hero-odzie! Za te niegodziwe słowa Będzie na pla-acu ścięta twa hydliwa głowa! Stawam przed tobą, z kpinami monarcho potężny: Zstępuj zaraz z stolca twego, Potrzebny nam jest bohater tak mężny Na pokojowca dla cza-arta samego! Potom w te miejsce przybyła, Abym cię na dno pie-ekieł pogrążyła! HEROD / trzymając się oburącz tronu / A śmiałabyś się porwać na króla możnego, Co ma wielki majestat wedle boku swego, Beczki pełne czerwieńców, złociste korony, Wojska, jak gwiazd na niebie, do swojej obrony? Jako księżyc mocniejszy nad gwiazdami świeci, Tak ja Heród na ziemi mocniejszy od śmierci. ŚMIERĆ / melodyjnym echowym głosem / Księżyc razem z gwiazdami Pod moje-emi stopa-ami! pochyla nieco kosę i mówi dalej, akcentując wszystkie spółgłoski, sycząc tak, żeby głos jej podobny był do brzęku ostrzonej kosy Chocia*ż*e*ś* tak potę*ż*ny, na nic ci to wy*sz*ło, Mu*s*i*sz* dać pod mą ko*s*ę *s*woją głowę py*sz*ną! HEROD / próbuje zalotności / Pani jasnokoścista i jak tyczka chuda, Może mi się przebłagać luty gniew twój uda? ŚMIERĆ / ostrzy kosę / Dawnom tę oto b*rz*ytew, dawnom już o*strz*yła, I*ż*bym ciebie, raka*rz*u, i do piekła *s*trąciła! HEROD / czołga się ku prawemu skrzydłu na klęczkach i głosem żałosnym stara się Śmierć udobruchać / Ach, droga pani, wstrzymaj się w twej złości, Dam ci złota, purpury, okryj nagie kości! Dam ci wielkie urzędy, kosztowne bławaty, Dam ci berło, koronę, złotogłowne szaty… niemal dobrotliwie namawiając Weź sobie moją żonę i synaczka mego… chciałby wszystko w żart obrócić Ale wstydź się zabijać króla potężnego… ŚMIERĆ Ja się wstydzić nie umie-em, To nie w mym zwycza-aju, Lecz przyjdzie tu człeczyna Z wstydliwe-ego kraju. kiwając palcem w stronę lewego skrzydła Pó-ójdź ino tu, Amorku, wnuczku Lucype-era, Weź z sobą na mieszkanie tego bohate-era! Nie nie pomo-oże, Pó-ójdź sam niebo-oże! Herod, dawszy za wygraną, przysuwa się bliżej do stóp Śmierci Śmierć mówi melodyjnym, echowym głosem Miesiąc z gwiazdami Pod moje-emi stopa-ami! podnosi kosę w górę Ostatni dekret i ortel powiadam: Na szyję kosę zakładam! Herod zdejmuje koronę i rzuca ją precz Przez rozkaz Boski Łeb ścięty królewski! / wymawiając ostatnie słowo, udaje, że ścina Herodowi głowę z wielkim rozmachem, a on czym prędzej łeb opuszcza i płaszcz nań zasuwa / / w tejże samej chwili Diabeł gwałtownym ruchem odsłania lewe skrzydło i wpada na scenę z widłami / DIABEŁ / przyskoczył do Heroda, kłuje go widłami w pośladki; Herod pociesznie podryguje i na czworakach pełza wzdłuż rampy scenicznej ku lewemu wyjściu; Diabeł przez całą tę drogę pokrzykuje, nie żałując wideł / Tyś to?… Coś to?… Zabij się!… Nabij się!… Dawnom na ciebie ja tu czekał ptaszka, Chodź ino na kwaterę do mego wujaszka! Pójdź, pójdź do mojej szkoły, Dam ci stągiew smoły! Królu Herodzie, za twe niegodziwe zbytki, Pójdź do piekła, boś ty brzydki! / wychodzą / 46. MELODRAM. ŚMIERĆ SENTENCJE WYGŁASZA ŚMIERĆ / schodzi wolnym krokiem, siada na tronie i mówi pod wtór organów / O jak jest nędzny ten żywot człowieka, Ledwie się zrodzi, a już grób go czeka: Śmierć nie ma względu — wszystkich z tego świata Zarówno zmiata. Przeminą, człecze, godziny cukrowe, Miną momenta i dni koronowe, Anima jeno po wiek wieków żyje, A corpus zgnije. Otom ci purpurata z tronu wysadziła, Sama się będę sceptrem królewskim bawiła: Wszelki, co mieczem jeno, albo rządzi złotem, Legnie pokotem! / organy milkną / / wraca z lewej Diabeł / DIABEŁ A cóżeś tu zasiadła, ty chudokoścista? Coś się tak wybieliła, coś tak bardzo czysta? Jam Heroda następcą, mnie ten tron przystoi, Groźniejsze moje widły od kosicy twojej! ŚMIERĆ Po cóż się mamy wadzić, po co procesować? Przedsię spolnie nasz urząd możemy sprawować. DIABEŁ Ba cóż, kiedy ślesz w piekło same li grzeszniki, Obżartuchy, opoje, insze zbereźniki. na ucho Wolałbym, wierzaj aśćka, co tu wiele gwarzyć, Pobożniejsze persony w moim kotle smażyć. ŚMIERĆ / z oburzeniem / Rzecz ci to niebywała i niedozwolona, Żeby w piekle cnotliwa gorzała persona; Duszy zbożnej po śmierci rostą śliczne pierza, Pod postacią Anioła w górne leci dźwierza, DIABEŁ / machnął ręką / Ano, panienko łaskawa, Widzę, trudna z tobą sprawa. Poniechajmy swarów, sprzeczek, Puśćma lepiej się w taneczek! ŚMIERĆ / wstaje i szykuje się do tańca / Bijże o ziem swą racicą, Miły piekieł bębennico! Ja zasie, dzwoniąc w piszczele, Będę udawała żele! 47. TANIEC ŚMIERCI I DIABŁA / Zgodnie z muzyką Diabeł tupie nogą w podłogę, a Śmierć ostrzy kosę. Nasamprzód popisuje się Śmierć, potem Diabeł. Wreszcie razem tańczą, kopiąc berło, jabłko i koronę, leżące na ziemi. Po skończonym tańcu Śmierć wybiega prawym skrzydłem tryptyku, Diabeł lewym. / EPILOG / Kolędnicy wchodzą z obydwu stron widowni, tak jak w Prologu. W gromadzie znajdują się wszyscy aktorowie tego widowiska. Ustawiają się na scenie, z Gwiazdarzem pośrodku. / 48. ŚPIEW KOLĘDNIKÓW Coraz to dalej, Szopa się wali, Józef nieborak Kijem podpiera. Wiatr zewsząd wieje, Nic nie zagrzeje, Wicher do reszty Strzechę obdziera… nabożnie Wiwat Pan Jezus! Wiwat Maryja! wesoło Wiwat Święty Józef! Cała kompania! Amen, amen, Amen, amen, amen, Amen, amen, Amen! / oddając pokłon widzom / Za kolędę dziękujemy, Zdrowia, szczęścia winszujemy Na ten Nowy Rok! Bądźcie, państwo, szczęśliwymi, Oraz błogosławionymi Na ten Nowy Rok! KONIEC Pomysł Pastorałki i różne próby jej wykonania Pomysł Pastorałki powstał na wiele lat przed wojną. Misterium o Bożym Narodzeniu miało rozpocząć łańcuch widowisk obrzędowych, w skład których weszłyby misteria pasyjne i wielkanocne, obrzędy czterech pór roku, wesele wiejskie oraz tzw. „tańce śmierci”. Inny cykl stanowić miały ballady ludowe i piosenki staropolskie w kształt sceniczny ujęte. Przemyśliwałem także nad reinscenizacją dawnych komedio-oper, wodewilów mieszczańskich itp. antyków scenopisarskich. Te romantyczne odloty w przeszłość wytłumaczyć się dają moim „wychowaniem krakowskim”. Kraków w latach mojego dzieciństwa był jeszcze sceną, na której przez cały rok odgrywała się większość owych widowisk ludowych, a te, które zaginęły, łatwo dawały się w imaginacji odbudować na podstawie ustnej lub pisemnej tradycji . A tak się jeszcze złożyło, że od dziecka mogłem grzebać w „Kolbergach”, różnych zbiorach pieśni, w starych nutach i egzemplarzach teatralnych. Wkrótce potem rozbiła się „bania z poezją” nad Krakowem i szary kopersztych zmienił się w wielobarwną malowankę. To Wyspiański wkroczył do gmachu, wzniesionego na placu Świętego Ducha (!), tuż obok starożytnego kościołka Świętego Krzyża (!). I natychmiast teatr krakowski stał się Wawelem, a Wawel w teatr się przemienił. Za poetą-guślarzem wcisnął się przez zapadnie, spłynął z paldamentów na stalowych „flugach” i kręgiem scenę opasał korowód dobrze nam znanych, a jakby zapomnianych postaci. Spotykaliśmy je w szopce, na Rynku, w kościołach i wioskach okolicznych, a nie wiedzieliśmy, że są tak piękne i na coś w sztuce przydać się mogą. Zaraz też w „żywym teatrze” wszystko się przeobraziło i głębszego sensu nabrało: procesja i Lajkonik, wesela chłopskie, cwałujące z Bronowic do Mariackiego kościoła środkiem rynku, wianki i odpusty, a przede wszystkim Wawel i szopka. Wawel, wprowadzony na scenę w obydwu Legendach, Wyzwoleniu, Bolesławie Śmiałym, Akropolis; Wawel, mający zastąpić Elsinor w inscenizacji Hamleta, Wawel, pomyślany jako Akropolis Krakowski, z teatrem monumentalnym (niby Dionizosa), na południowym stoku wzgórza zbudowanym! A szopka krakowska, która zapożyczyła część swej architektury od katedry wawelskiej; szopka, której wpływ na fakturę sceniczną Wesela, Bolesława i większości dramatów Wyspiańskiego ślepy by zobaczył! Cóż dziwnego, że niektórym teatrologom, między innymi i mnie, rzucić się musiała w oczy pewna filjacja, zachodząca między rudymentami polskiej sztuki scenicznej a mickiewiczowską koncepcją teatru słowiańskiego przyszłości? Trójpiętrowość szopki, jej dramat, obejmujący w zarysie całokształt poezji ludowej, a kończący się „wielkim proroctwem” — czyż nie o takim teatrze marzył Mickiewicz w Kolegium Francuskim? Czyż nie pod taki właśnie teatr podwaliny kłaść począł Wyspiański? I wierzyliśmy wtedy, nieliczni fanatycy polskiego teatru monumentalnego, w rychłą możliwość jego realizacji. Wtedy to nosiłem się z myślą opracowania scenicznego szeregu widowisk ludowych na cały „rok krakowski”, a w plany moje wtajemniczałem kolegę z ławy szkolnej, początkującego wówczas aktora, Juliusza Osterwę. Nie potrzebuję chyba dodawać, że chodziło mi jedynie o ukazanie nowych możliwości scenicznych i przygotowanie materiału formalnego do inscenizacji wielkiego repertuaru polskiego. Stan bowiem tej inscenizacji w owej epoce wołał o pomstę do nieba. Nie miałem żadnych aspiracji dramatopisarskch i nie ambicjonowałem na punkcie naukowego „pobielania grobów” czyli rekonstrukcji starożytności teatralnych. Z konieczności jednak musiałem teoretyzować. Ale w moich podróżach po całym obszarze dziejów teatru, odbywanych pod kierunkiem mistrza mojego i przyjaciela, Edwarda Gordona Craiga, nie straciłem łączności z marzeniem dawnym. Owszem, myśl przeciwstawienia teatru monumentalnego rozpanoszonej na ziemiach polskich tandecie pseudo-literackiej, pseudo-polskiej i pseudo-realistycznej, dziś jeszcze, najspokojniej w świecie, zatruwającej widownie naszych teatrów „eklektycznych” — myśl ta pogłębiła się we mnie i wzmocniła moją postawę estetyczną wobec przestarzałego, bezmyślnego i szablonowego niby-realizmu techniki dramatopisarskiej, gry aktorskiej i formy inscenizacyjnej. Wojna — i to, co po niej nastąpiło, nauczyła pracowników sztuki, że zadania ich nie mogą ograniczać się li tylko do wysiłków czysto artystycznych, że „Sztuka jest bronią” i że pierwej należy organizować „teatr wojujący, zanim się plany „teatru triumfującego” kreśli. Ten nowy pogląd na społeczne zadania teatru nie od razu wycisnął piętno na mojej pracy reżyserskiej i inscenizacyjnej. Dosyć osamotniony na drodze do reformy teatru konwencjonalnego, musiałem przyjąć taktykę posuwania się naprzód etapami. Wynikł stąd przymus chwilowego cofnięcia się i odrobienia rzeczy jeszcze niezrealizowanych, a dla dalszego rozwoju koniecznych (stylizacja „starego teatru”, inscenizacja widowisk nierealistycznych, abstrakcjonizm inscenizacyjny). Z tego właśnie okresu datuje się Pastorałka, oraz szereg widowisk religijnych, ludowych, stylizowanych komedio-oper itp., grywanych w Reducie i w pierwszych miesiącach Teatru im. Bogusławskiego. Pastorałka jest tylko dokumentem pewnego okresu mej pracy teatralnej, Niczym więcej. Temat zasadniczy Pastorałki, ozdobiony licznymi intermediami i bardziej szopkowo niż misteryjnie ujęty, ukazał się po raz pierwszy na scenie Teatru Polskiego w Warszawie w r. 1919. Konstrukcja sceny, pomysłu W. Drabika, naśladowała szopkę krakowską, pozwalając akcji rozwijać się na dwóch piętrach i w bocznych wieżycach. Tekst i forma nowej wersji kształtowały się w latach 1923 i 1924 w Reducie. Tu zadecydowałem się uwypuklić wszystkie momenty misteryjne, a folklor przedstawić, że się tak wyrażę, „na surowo”, bez kunsztownych wymysłów i burleskowych przejaskrawień „zawodowego” teatru. Zamierzeniom moim sprzyjało znakomicie ubóstwo środków technicznych, a jeszcze więcej młodość i entuzjazm Redutowców. Ton, osiągnięty przez Redutę, był czymś jedynym w swoim rodzaju i na innych scenach, w innych warunkach artystycznych i w innym nastroju nie dał się powtórzyć. Godzi się zaznaczyć, że aktorzy redutowi w owym czasie z humorem ludzi świętych uprawiali cnotę niewiarogodnej wprost nędzy, co nie przeszkadzało im śpiewać, tańczyć, grać najmniejsze role, statystować, sporządzać rekwizyty i kostiumy — bezimiennie, gdyż afisz nie podawał ich nazwisk. Nie mogąc inaczej tym arcydoskonałym kolędnikom wyrazić mej nieskończonej wdzięczności, dekonspiruję po raz pierwszy nazwiska głównych wykonawców „Pastorałki”: MARIA — Mysłakowska, JOSEPH — śp. Turczyński i Zbyszewski, ARCHANIOŁ MICHAŁ — Żabczyńska i Knobelsdorf, ARCHANIOŁ GABRYEL — Żabczyński, ADAM — Jaracz i Brodzikowski, EWA — Perzanowska, Kuncewiczówna, Wiercińska, KRÓL KACPER — Kochanowicz, KRÓL Melchior — Wierciński, KRÓL BALTAZAR — Miciński, KORYDON — śp. Poręba i Al. Wasiel, MAŚCIBRZUCH — Zbyszewski i Arnoldt, DAMETA — Zawistowski, CHLEBURAD — Żabczyński, RYCZYWÓŁ — Bog. Wasiel, BARTOS — Kiernicki, ŻYDEK — Jamiński, RABIN — Janicki, HEROD — Chmielewski, HERODOWA — Hohendlinger i Kunina, KARCZMARKA — Jakubowska, ŚMIERĆ — Hollakowa, Hohendlinger i Życzkowska, DIABEŁ — Zawistowski. Reduta w swych pierwszych podróżach po całej Polsce opierała repertuar przeważnie na Pastorałce, Misterium Wielkanocnym i piosenkach ludowych i staropolskich, przeze mnie inscenizowanych (Pochwała wesołości). Poza Redutą wystawiały Pastorałkę następujące teatry: krakowski, toruński, bydgoski, lubelski (pod dyr. St. Wysockiej), dwukrotnie Teatr Nowy w Poznaniu i Teatr im. Bogusławskiego w Warszawie. Muzykę do Szopki Staropolskiej, (granej w r. 1919 w Teatrze Polskim), w liczbie 80 numerów, skomponowałem sam, Częścią tego materiału, odpowiednio zmodyfikowanego, posłużyłem się w roku 1923 w Reducie. Nie mając pieniędzy na orkiestrę, kierownictwo Reduty orzekło, abym ja do śpiewów na fortepianie, ustawionym na widowni, akompaniował i, jak twierdzili Osterwa i Limanowski, tak było najlepiej. W r. 1924 skorzystaliśmy ze współpracy naszego „brata muzycznego'', świetnego organisty i choralisty, Bronisława Rutkowskiego. Wówczas to część muzyczna Pastorałki wzbogaciła się o szereg chorałów z r. 1635, a muzykę ludową zinstrumentował Rutkowski na zespół smyczkowy i klarnet. W teatrze im. Bogusławskiego wykonano Pastorałkę z muzyką w układzie moim i jednego z najwybitniejszych dziś przedstawicieli młodszej muzyki polskiej, Jana Maklakiewicza. Warszawa, listopad 1929 Leon Schiller Słowo od wydawcy Jednym z najistotniejszych i najpilniejszych zadań Instytutu Teatrów Ludowych jest wypracowanie dla zespołów ludowych odpowiedniego repertuaru, i to w najróżnorodniejszych jego kształtach, z uwzględnieniem całej, jakżeż, rozległej! — skali artystycznych możliwości. A chodzi tu o sprawę kulturalnej wagi, bo o podniesienie owych wielotysięcznych, corocznie we wszystkich zakątkach kraju coraz skwapliwiej uprawianych prac teatralnych, do poziomu sztuki. Rozpoczynamy zaś ten dział wydawnictw od najwyższego w repertuarowej skali tonu, od misterium. Czynimy to z rozmysłu: by od razu chwycić niejako szerszy i pełniejszy oddech, a tym samym by sprawę teatru ludowego do poważniejszej roli wydźwignąć. Że zaś Pastorałka, mimo misteryjnego charakteru, jest oparta na bardzo popularnych, do dziś w Polsce żywych tradycjach kolędniczych, że jest związana ściśle z najpiękniejszym u nas w treści i formach świętowaniem, z Godami, to można się spodziewać, że jej wysoki poziom artystyczny, jeżeli nie w zupełności, to przynajmniej w znacznym stopniu nawet dla wiejskich zespołów będzie osiągalny. Zresztą należy z góry przewidywać, że wykonawcy czyli kolędnicy ludowi, realizując w miarę sił choćby tylko wybrane „sprawy, nie całe misterium, niekoniecznie będą się trzymać ściśle tekstów zestawionych w Pastorałce, że często niektóre kolędy będą zastąpione miejscowymi, tradycyjnie w danej okolicy śpiewanymi, że niejeden motyw muzyczny w wykonaniu prawdziwej wiejskiej kapeli uzyska inne, własne, góralskie czy kurpiowskie, przyozdobienia. Zapewne w podobny sposób zaznaczą się przy tym i odrębności ludowej gwary. To już będzie sprawa rozwoju i żywotności nie tylko teatru ludowego, ale w ogóle ludowej kultury. Wróćmy do samej Pastorałki. Rzecz, ujęta w formę ludowego misterium, jako synteza polskich tradycji kolędniczych z obszaru kilku wieków, z wyzyskaniem materiałów etnograficznych, jest nie tylko owocem źródłowych studiów autora w zakresie tekstów religijnych i muzyki, ale i zdecydowaną w stylu kompozycją literacko-widowiskową, wyposażoną w szczegółowy, a w swej plastyce teatralnej wnikliwy komentarz inscenizacyjny i reżyserski. Nadto całość misterium jest pomyślana w jednolitym, swojskim, wybitnie polskim charakterze. Tę właśnie swojskość treści i jej artystycznego wyrazu ma podkreślać prosta, ale pieczołowicie obmyślana szata graficzna wydawnictwa. Niech wolno będzie sobie tuszyć, że dzięki tym wartościom „Pastorałkę” naszą będziemy co rok na Gody nie tylko w zespołach kolędniczych odgrywać, ale i w polskich rodzinach powszechnie śpiewać, a także że szczerym, nabożnym wzruszeniem czytać, jako „księgę ubogich”, prostą, a przecież w owej prostocie piękną, sercu polskiemu miłą i bliską. Warszawa, czerwiec 1931 Instytut Teatrów Ludowych ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/schiller-pastoralka/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Schiller, Pastorałka Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja zrealizowana w ramach biblioteki Wolne Lektury (wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła.