Fryderyk Schiller Nurek tłum. Jan Nepomucen Kamiński ISBN 978-83-288-2783-7 «Rycerz lub giermek, kto z męskiej ochoty W tej się otchłani zanurzyć ośmieli? Oto w nią rzucam puchar szczerozłoty, Już go połknęła czarna paszcz topieli. Kto mi ten puchar wydobędzie z wody, Weźmie go w darze, jako znak nagrody!» Król tak ogłasza i w tej samej porze Ze szczytu skośnej, chropowatej skały, Co się w otwarte wychyliła morze, Ciska w głąb puchar, między wściekłe wały. «Któż się odważy, powtarzam pytanie, Poznać i zgłębić te wodne otchłanie?» Słyszy to orszak giermków i rycerzy I wszyscy milczą bojaźnią przejęci, Bezdenność morza każdy okiem mierzy, Lecz puchar zyskać żaden nie ma chęci. A król się pyta po trzeci raz znowu: «Nie masz nikt serca do tego połowu?» Wszyscy zostają w milczeniu głębokiem: Wtem stąd, gdzie giermków strwożonych drużyna, Skromny młodzieniec śmiałym idzie krokiem, Zrzuca pas z siebie, żywo płaszcz odpina; A ta odwaga wkoło przestrach szerzy, Zdziwia niewiasty i mężnych rycerzy. Młodzieniec staje na pochyłej skale, W otwartą przepaść mocno wlepia oczy, Wtem wir te same, które połknął, fale Z okropnym rykiem na powierzchnię toczy I jakby gromem bijąc zawierucha, Z czarnej zatoki straszny wał wybucha. I wre, i kipi, i huczy, i pryska Właśnie jak woda, gdy się z ogniem zetrze, Aż pod obłoki szumną pianą ciska, Dmą się bez końca bałwany w powietrze, Niewyczerpany miecie wał przestworze, Jak gdyby z morza miało powstać morze. Wszelako wściekłość skromić się poczyna, A z białej piany, razem, niespodzianie, Rozziewa paszczę czarna rozpadlina Bezdenna, jakby szła w piekieł otchłanie: Kręcą się fale i warczą w zatopie, Wir je w głąb ciągnie i skwapliwie żłopie. Tu się, nim wybuch znowu wrócić zdoła, Młodzieniec boskiej poleca obronie I… przeraźliwy słychać krzyk dokoła. Już się zanurzył, już w odmęcie tonie: Pełna tajemnic paszcza się zamyka, Odważny nurek z oczu nagle znika. Wraz na powierzchni panuje milczenie, Pod wodą tylko stęka huk daleki, Dokoła słychać głębokie westchnienie: «Dzielny młodzieńcze, zginąłeś na wieki!» Wir coraz niżej wyje po głębinie, Każdy drżąc czeka, czy nurek wypłynie. Gdybyś koronę chciał rzucić w te tonie I rzekł: kto zdoła wydobyć ją z wody, Zostanie królem, osiędzie na tronie, Ja bym tak drogiej wyrzekł się nagrody, Bo co ta przepaść w swej głębi ukrywa, Tego nie powie żadna dusza żywa. Nieraz od wiru pochwycona nawa Skryje się nagle w tej strasznej głębiźnie, Lecz grób żarłoczny łupu nie oddawa, Ledwie się czasem jaki szczęt wyśliźnie. Tu coraz bliżej odzywa się burza I mocniej ryczy, i już się wynurza. I wre, i kipi, i huczy, i pryska Właśnie jak woda, gdy z ogniem się zetrze, Aż pod obłoki szumną pianą ciska, Dmą się bez końca bałwany w powietrze I jakby gromem bijąc zawierucha, Z czarnej zatoki straszny wał wybucha. I oto z ciemnych nurtów topieliska Coś się wybija bielszego od śniegu, Wywija ramię, jasnym grzbietem łyska I co ma siły porze się do brzegu. Aż to on! Puchar trzyma w lewej dłoni, Już nim wywija, wyskakuje z toni. Oddycha długo, oddycha głęboko, Światło dnia wita i modły zasyła. Krzyk się radośny rozlega szeroko: «Żyje, ach żyje! Otchłań go wróciła! Z mokrego grobu, z przepaścistej wody Wydobył duszę, powrócił bez szkody!» On się przez natłok przebija do króla I śród okrzyków pada na kolana: «Oto jest puchar, spełniona twa wola!» A król znak daje: córa ukochana Aż pod wierzch w puchar nalewa mu wina; Tu dzielny młodzian tak mówić zaczyna: «Żyj długo, królu! Niech szczęścia używa, Kto tu oddycha i widzi dzień miły! Lecz tam pod wodą mieszka śmierć straszliwa. Bogów doświadczać jest zamiar nad siły! Próżno chce człowiek odkryć to przemocą, Co oni grozą pokryli i nocą. Gdy mnie wir chwycił, piorunem leciałem, Wtem rwący strumień spod wodnej opoki Wściekłym na poprzecz buchnął na mnie wałem, Wraz mnie ujęły podwójne potoki I bystrym pędem, wylękłego strachem, Kręciły w koło potężnym zamachem. Tu Bóg, któremu me usta zdrętwiałe W tej strasznej trwodze zasyłały śluby, Wskazał mi z głębi w bok sterczącą skałę, Jąłem się chyżo i uszedłem zguby. Tu się i puchar zaplątał w koralach I tak w bezdennych nie zaginął falach. Bo jeszcze bardzo głębokie przestrzenie Kryła pode mną szkarłatna powłoka, A choć tu wieczne mieszkało uśpienie, Przecież widziałem z wstrętem mego oka, Że smoki, żmije i różne poczwary W piekielnej paszczy snuły się jak mary. W najszkaradniejsze pozwijane kłęby, Rojem kipiały okropne straszydła: To roch kolczasty, to tracz ostrozęby, To młot, potwora straszna i obrzydła; Kły wyszczerzając, już się ku mnie wlekła Morska hiena, haj, poczwara wściekła. Tam ja wisiałem, okropnością drżący, Ludzkiej pomocy całkiem pozbawiony, Między potwory jeden czuciem tchnący, W strasznej samocie, śmiercią otoczony, W głębokiej puszczy, śród gadu łożyska, Gdzie ludzkiej mowy odgłos się nie wciska. Tak zostawałem w okropnej obawie. Aż tu coś pełznie, sto pomyka członków, Chce mnie pochwycić; ja, bez zmysłów prawie, Puszczam się jętych korala korzonków! Wnet mnie z wściekłością chwyta woda wrząca, Ale, na szczęście, do góry wytrąca». Król go wysłuchał z wielkim podziwieniem, A potem rzecze: «Weź ten puchar złoty! I tym cię jeszcze obdarzę pierścieniem, W którym, jak widzisz, są drogie klejnoty, Gdy znowu wskoczysz i powiesz dokładnie, Co tam w tym wirze ukrywa się na dnie». Słyszy to córka nadobna i tkliwa: «Ach! Drogi ojcze — rzecze rozczulona — Niech ci się srogich igrzysk nie zachciwa! Co on wykonał, żaden nie wykona, A gdy większego męstwa chcesz w ofierze, Rozkaż, niech giermka zawstydzą rycerze». Ale tej prośby król nie ma na względzie, Porywa puchar, w przepaść wiru ciska: «Jeśli go śmiałość twoja wydobędzie, Staniesz się godnym rycerza nazwiska I z tą, co teraz mej litości wzywa, Dziś jeszcze ślubne złączą cię ogniwa». To go przenika, jakby błyskawica, Z ócz mu się iskrzy, odwagą goreje, Spojrzy na przedmiot, bardziej się zachwyca, Widzi, jak płonie, mieni się i mdleje! Piękność nagrody wzmaga w nim żądanie, Po śmierć lub życie rzuca się w otchłanie! Że wybuch wraca, słychać to z daleka, Ogromnym hukiem ogłasza się wprzody, Królewna z łzami schyla się i czeka: Wszystkie a wszystkie powracają wody, Toczą się w górę, toczą w głąb powodzie, Ale młodzieniec zostaje na spodzie. Przekład Jana Nepomucena Kamińskiego ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/schiller-nurek. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Fryderyk Schiller, Ballady, tłum. K. Brodziński, W. Chłędowski i in., wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 1954. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska z książki udostępnionej przez Dorotę Kowalską. Wydano z finansowym wsparciem Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Eine Publikation im Rahmen des Projektes Wolne Lektury. Die digitale Reproduktion wurde von der Stiftung Fundacja Nowoczesna Polska anhand eines Exemplars aus der Sammlung von Dorota Kowalska ausgeführt. Herausgegeben mit finanzieller Unterstützung der Stiftung für deutsch-polnische Zusammenarbeit. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Wojciech Kotwica, Paweł Kozioł. ISBN-978-83-288-2783-7