Dialog mistrza Polikarpa ze Śmiercią ISBN 978-83-288-6517-4 De morte prologus Gospodzinie wszechmogący, Nade wszytko stworzenie więcszy, Pomoży mi to działo słożyć, Bych je mógł pilnie wyłożyć Ku twej fały rozmnożeniu, Ku ludzkiemu polepszeniu! Wszytcy ludzie, posłuchajcie, Okrutność śmirci poznajcie! — Wy, co jej nizacz nie macie, Przy skonaniu ją poznacie. Bądź to stary albo młody, Żadny nie ujdzie śmiertelnej szkody; Kogo koli śmierć udusi, Każdy w jej szkole być musi; Dziwno się swym żakom stawi, Każdego żywota zbawi. Przykład o tem chcę powiedzieć, Słuchaj tego, kto chce wiedzieć! Polikarpus, tak wezwany Mędrzec wieliki, mistrz wybrany, Prosił Boga o to prawie, By uźrzał śmierć w jej postawie. Gdy się moglił Bogu wiele, Ostał wszech ludzi w kościele, Uźrzał człowieka nagiego, Przyrodzenia niewieściego, Obraza wielmi skaradego, Łoktuszą przepasanego. Chuda, blada, żółte lice Łszczy się jako miednica; Upadł ci jej koniec nosa, Z oczu płynie krwawa rosa; Przewiązała głowę chustą Jako samojedź krzywousta; Nie było warg u jej gęby, Poziewając skrżyta zęby; Miece oczy zawracając, Groźną kosę w ręku mając; Goła głowa, przykra mowa, Ze wszech stron skarada postawa — Wypięła żebra i kości, Groźno siecze przez lutości. Mistrz widząc obraz skarady, Żołte oczy, żywot blady, Groźno się tego przelęknął, Padł na ziemię, eże stęknął. Gdy leżał wznak jako wiła, Śmierć do niego przemowiła. Mors dicit: Czemu się tako barzo lękasz? Wrzekomoś zdrów, a wżdy stękasz! Pan Bog tę rzecz tako nosił, Iżeś go o to barzo prosił, Abych ci się ukazała, Wszytkę swą moc wzjawiła; Otoż ci przed tobą stoję, Oględaj postawę moję: Każdemu się tak ukażę, Gdy go żywota zbawię. Nie lękaj się mie tym razem, Iż mię widzisz przed obrazem. Gdy przydę, namilejszy, k tobie, Tedy barzo zeckniesz sobie: Zableszczysz na strony oczy, Eż ci z ciała pot poskoczy. Rzucęć się jako kot na myszy, Aż twe sirce ciężko wdyszy. Odchoceć się s miodem tarnek, Gdyć przyniosę jadu garnek — Musisz ji pić przez dzięki. Gdy pożywiesz wielikiej męki, Będziesz mieć dosyć tesnice, Odbędziesz swej miłośnice. Ostań tego wszego, tobie wielę, Przez dzięki kaźnią rozdzielę. Mow se mną, boć mam działo, Gdyć się se mną mówić chciało; Widzisz, iżem ci robotnica — Czemu cię wzięła taka tesnica? Ma kosa wisz, trawę siecze, Przed nią nikt nie uciecze. Wstań, mistrzu, odpowiedz, jestli umiesz! Za po polsku nie rozumiesz? Snać ci Sortes nie pomoże, Przelęknąłeś się, nieboże! Już odetchni, nieboraku, Mow se mną, ubogi żaku, Nie boj się dziś mojej szkoły, Nie dam ci czyść epistoły. Magister respondit: Mistrz przemówił wielmi skromnie: Lęknąłem się, eż nic po mnie. Ta mi rzecz barzo niemiła, Iżeś mię tako postraszyła; By była co przykrego przemowiła, Zerwałaby się we mnie każda żyła; Nagle by mię umorzyła I duszę by wypędziła. Proszę ciebie, ostęp mało, Boć nie wiem, coć mi się zstało: Mgleję wszytek i bladzieję, Straciłem zdrowie i nadzieję. Racz rzucić od siebie kosę, Ać swoję głowę podniosę! Mors dicit: Darma, mistrzu, twoja mowa, Tegom ci uczynić nie gotowa. Dzirżę kosę na rejistrze, Siekę doktory i mistrze, Zawżdy ją gotową noszę, Przez dzięki noclegu proszę. Wstań ku mnie, możesz mi wierzać, Nie chcęć się dzisia zniewierzać! Wstał mistrz jedwo lelejąc się, Drżą mu nogi, przelęknął się. Magister dicit: Miła Śmierci, gdzieś się wzięła, Dawno liś się urodziła? Rad bych wiedział do ostatka, Gdzie twoj ociec albo matka. Mors dicit: Gdy stworzył Bog człowieka, Iżby był żyw eż do wieka, Stworzył Bog Jewę z kości Adamowi ku radości. Dał jemu moc nad źwierzęty — By panował jako święty — Podał jemu ryby s morza. Chcąc go zbawić wszego gorza Polecił mu rajskie sady; Chcąc ji zbawić wszej biady, To wszytko w jego moc dał, Jedno mu drzewo zakazał, By go owszejki nie ruszał Ani się na nie pokuszał, Rzeknąc jemu: „Jedno ruszysz, Tedy pewno umrzeć musisz!” Ale zły duch Jewę zdradził, Gdy jej owoc ruszyć radził. Ewa się ułakomiła, Śmiałość uczyniła. W ten czas się ja poczęła, Gdy Ewa jabłko ruszyła, Adamowi jebłka dała, A ja w onem jebłku była. A Adam mie w jebłce ukusił, Przeto przez mię umrzeć musił — W tem Boga barzo obraził I wszytko swe plemię zaraził. Magister dicit: Miła Śmirci, racz mi wzjewić, Przecz chcesz ludzie żywota zbawić, Czemu twą łaskę stracili, Zać co złego uczynili? Chcem do ciebie poczty nosić, Aby się dała przeprosić. Dałbych dobry kołacz upiec, Bych mógł przed tobą uciec. Mors dicit: Chowaj sobie poczty swoje, Rozdrażnisz mię tyle dwoje! W pocztach ci ja nie korzyszczę, Wszytki w żywocie zaniszczę. Chcesz li wiedzieć statecznie, Powiem tobie przezpiecznie: Stworzyciel wszego stworzenia Pożyczył mi takiej mocy, Bych morzyła we dnie i w nocy. Morzę na wschód, na południe, A umiem to działo cudnie. Od połnocy do zachodu Chodzę nie pytając brodu. Toć me nawięcsze wiesiele, Gdy mam morzyć żywych wiele: Gdy się jimę z kosą plęsać, Chcę jich tysiąc pokęsać. Toć jest mojej mocy znamię — Morzę wszytko ludzskie plemię: Morzę mądre i też wiły, W tym skazuję swoje siły; I chorego, i zdrowego Zbawię żywota każdego; Lubo stary, lubo młody, Każdemu ma kosa zgodzi; Bądź ubodzy i bogaci, Szwytki ma kosa potraci; Wojewody i czestniki, Wszytki świecskie miłostniki, Bądź książęta albo grabie, Wszytki ja pobierzę k sobie. Ja z króla koronę semknę, Za włosy ji pod kosę wemknę; Też bywam w cesarskiej sieni, Zimie, lecie i w jesieni. Filozofy i gwiazdarze, Wszytki na swej stawiam sparze; Rzemieślniki, kupce i oracze, Każdy przed mą kosą skacze; Wszytki zradźce i lifniki, Zostawię je nieboszczyki. Karczmarze, co źle piwa dają, Nieczęsto na mię wspominają; Jako swe miechy natkają, W ten czas mą kosę poznają; Kiedy nawiedzą mą szkołę, Będę jem lać w gardło smołę. Jedno się poruszę, Wszytki nagle zdawić muszę. Naprzod zdawię dziewki, chłopce, Aż się chłop po sircu smekce. Ja zabiła Golijasza, Annasza i Kajifasza; Ja Judasza obiesiła I dwu łotru na krzyż wbiła; Alem kosy naruszyła, Gdym Krystusa umorzyła, Bo w niem była Boska siła. Ten jeden mą kosę zwyciężył, Iż trzeciego dnia ożył; Z tegom się żywotem biedziła, Potem jużem wszytkę moc straciła. Mam moc nad ludźmi dobremi, Ale więcej nade złemi; Kto nawięcej czyni złości, Temu słamię kości. Chcesz li, jeszcze wzjawię tobie, Jedno bierz na rozum sobie: Powiem ci o mej kosie, Jedno jej powąchaj w nosie, Chcesz li spatrzać jako ostra, Zapłacze nad tobą siostra, Mistrzostwać nic nie pomogą, W ocemgnieniu wezdrżysz nogą; Jedno wyjmę z puzdra kosy, Natychmiast smienisz głosy. Dał ci mi to Wszechmogący, Bych morzyła lud żywiący. Zawżdy wsłynie moja siła, Jam obrzymy pomorzyła: Salomona tak mądrego, Absolona nadobnego, Sampsona wielmi mocnego I Wietrzycha obrzymskiego; Ja się nad niemi pomściła, A swą kosę ucieszyła. Jać też dziwy poczynam, Jedny wieszam, drugie ścinam. Magister respondit: Jać nie wiem, z kim się ty zbracisz, Gdy wszytki ludzie potracisz; Gdy wszytki ludzie posieczesz, A gdzież sama ucieczesz! Wszędyć trzeba ludzkiej przyjaźni, By cię zgrzeli w swojej łaźni, Aby się w niej napociła, Gdyby się urobiła — A potem lepiej czyniła. Mors dicit: Owa, ja tu ciebie smyję, W ocemgnieniu setnę szyję. Czemu się tako z rzeczą wciekasz, Snać tu jutra nie doczekasz! Mówisz mi to tako śmiele, Utnęć szyję i w kościele! Otoż, mistrzu barzo głupi, Nie rozumiesz o tej kupi: Nie korzyszczęć ja w odzieniu Ani w nawięcszem jimieniu, Twe rozynki i migdały Zawżdyć mi za mało stały, Eksamity i postawce — Tych się mnie nigdy nie chce. W grzechu się ludzkiem kocham, A tego nigdy nie przeniecham. Duchownego i świecskiego, Zbawię żywota każdego, A każdego morzę, łupię, O to nigdy nie pokupię: Kanonicy i proboszcze Będą w mojej szkole jeszcze, I plebani s miąszą szyją, Jiżto barzo piwo piją I podgardłki na pirsiach wieszają; Dobre kupce, rostocharze, Wszytki moja kosa skarze; Panie i tłuste niewiasty, Co sobie czynią rozpasty, Mordarze i okrutniki, Ty posiekę nieboszczyki; Dziewki, wdowy i mężatki Posiekę je za jich niestatki; Szlachcicom bierzę szypy, tulce, A ostawiam je w jenej koszulce; Żaki i dworaki, Ty posiekę nieboraki; Wszytki, co na ostre gonią, Biegam za nimi z pogonią; Kto się rad ku bitwie miece, Utnę mu rękę i plece, Rozdzielę ji z swoją miłą, A ostawię ji prawym wiłą; Chcę mu sama trafić włosy, Iże smieni głosy. Magister dicit: By mię chciała trocha słuchać, Chciałbych cię nieco pytać: Czemu się lekarze stają, Gdy z twej mocy nie wybawiają, I też powiedają, Eże wieliką moc zioła mają. Mors respondit: Otoć każdy lekarz faści, Nie pomogą jego maści; Pożywają mistrzostwa swego, Poki nietu czasu mego, A poki jest wola Boża, Poty człowiek praw niezboża. Nie pomogą apoteki, Przeciw mnie żadne leki, A wżdy umrzeć każdy musi, Kto jich lekarstwa zakusi; Na mały czas mogą pomoc, Iż niemocny weźmie swą moc. A wżdy koniec temu będzie, Gdy lekarz w mej szkole siędzie, Bowiem przeciw śmirtelnej szkodzie Nie najdzie ziela na ogrodzie. Darmo pożywasz lubieszczka, Jużci zgotowana deszczka; Nie pomoże kurzenie piołyna, Gdy przydzie moja godzina; Nie pomogą i szełwije — Wszytko śmirć przez ługu smyje. Jać nie dbam o żadne ziele, A wżdy już lat przeszło wiele, Gdy pożywam swego państwa, A nie dbam o żadne lekarstwa; Swe poczwy nad ludźmi stroję, A wżdy w jenej mierze stoję. Morzę sędzie i podsędki, Zadam jim wielikie smętki. Gdy swą rodzinę sądzą, Często na skazaniu błądzą — Ale gdy przydzie sąd Boży, Sędzia w miech piszczeli włoży: Już nie pojedzie na roki, Czyniąc niesprawie otwłoki, Co przewracał sądy wierne, Bierząc winy nieumiernie, Bierząc od złostnikow dary, Sprawiając jich niewiery — To wszytko będzie wzjawiono I ciężko pomszczono. Magister dicit: Proszę ciebie, słuchaj tego, A niechaj mówienia swego. Twoja kosa wszytki siecze, Tako szlachtę, jako kmiecie; Dawisz wszytki prze lutości, Nie czyniąc żadnej miłości. Chciałbych otmowić z tobą: Mogł li bych się skryć przed tobą, Gdybych się w ziemi chował Albo twardo zamurował? Zali bych uszedł twej mocy, Gdybych strzegł we dnie i w nocy? Temu bych uczynił wrożą I postawił dobrą strożą. Mors dicit: Chcesz li tego skosztować, Dam ci się w żelezie skować I też w ziemi zakopać — Ale cię pewno potrzepię, Jedno sobie kosę sklepię. Uwijaj się, jako umiesz, Aza mej mocy ujdziesz. Jużem ci naostrzyła kosę, A darmo jej nie podniosę, Ciebie ją podgolić muszę. Magister dicit: Miła Śmierci, nie mow mi tego, Zbawisz mię żywota mego; Już ci nie wiem, coć mi się złego zstało: Głowa mi się wkoło toczy, S niej chcą wypaść oczy. Mors dicit: Czemu się tak wiele przeciwiasz, Mirziączki se mną nabywasz! Nikt się przede mną nie skryje, Wszytkiem żywem utnę szyje: Sama w lisie jamy łażę, Wszytki liszki w zdrowiu każę; Za kunami łażę w dzienie, Łupieże dam na odzienie; Ja dawię gronostaje I wiewiorkam się dostaje; Jać też kosą siekę wilki, Sarny łapam drugiej filki; Przez płoty chłopie Gonię żorawie i dropie; Z gęsi też wypędzam duszki, Pierze dawam na poduszki — Zwierzęta i wszytki ptaki Ja posiekę nieboraki. Co koli martwym niosą, Ci byli pod mą kosą. Przetoć ten przykład przywodzę, Każdego w żywocie szkodzę: By się podnosił na powietrze, Musisz płacić świętopietrze; Jen ma grody i pałace, Każdy przed mą kosą skacze; By też miał żelazna wrota, Nie udzie se mną kłopota. Wszytki sobie za nic ważę, Z każdego duszę wydłabię: Stojić za mało papież I naliszszy żebrak takież, Kardynali i biskupi — Zadam jim wielikie łupy, Pogniatam ci kanoniki, Proboszcze, sufragany, Ani mam o to przygany; Wszytki mnichy i opaty Posiekę przez zapłaty. Dobrzy mniszy się nie boją, Którzy żywot dobry mają, Acz mą kosę poznają, Ale się jej nie lękają. To wszytkim dobrem pospolno — Jidą przed mą kosą rowno, Bo dobremu mało płaci, Acz umrze, nic nie straci: Pozbędzie świecskiej żałości, Pojdzie w niebieskie radości. Prostynią w niebo ciągnie, A żadny mu nie przeciągnie; Wziął ot wszytkich wzgardzenie, Świeczszczy mu się naśmiewali, Za prawego ji wiłę mieli. Ale gdy przydzie dzień sądny, Gdzie się nie skryje żadny, Uźrzą mądrzy tego świata, Iż dobra Boska odpłata; Chowali tu żywot swoj ciasno, Alić jich sirca nad słońce jasno; Jidą w niebieskie radości, A nie w piekielne żałości. Co nam pomogło odzienie Albo obłudne jimienie, Cośmy się w niem kochali, A swe dusze za nie dali? Przeminęło jak obłoki, A my jidziem przez otwłoki. Jinako morzę złe mnichy, Którzy mają zakon lichy, Co z klasztora uciekają, A swej wolej pożywają. Gdy mnich pocznie dziwy strojić, Nikt go nie może ukojić; Kto chce czynić co na świecie, Zły mnich we wszytko się miece. Jestli wsiędzie na szkapicę, Wetknie za nadrę kapicę, Zawodem na koniu wraca, A często kozielce przewraca. Kiedy mnich na koniu skacze, Nie weźrzałby na nalepsze kołacze; Umaże się jako wiła, A wżdy mu ta rzecz barzo miła. Gdy piechotą jimie biegać, Muszę mu naprzod zabiegać. Azaż ci ji czarci niosą, Jedwo ji pogonię z kosą! Nie dba, iż go kijem biją, Zawod biega z krzywą szyją; A drugdy mu zbiją plece, A wżdy się w niem coś złego miece — A wżdy za niem biegać muszę, Aż s niego wypędzę duszę. Mówię to przez kłamu wierę, Dam ji czartom na ofierę. Kustosza i przeora Wezmę je do swego dwora; Z opata sejmę kapicę, Dam komu na nogawicę; Z szkaplerza będą pilśnianki, Suknia będzie pachołkom na lanki; Odejmę mu torłop kuni, A nie wiem, gdzie się okuni; Odejmę mu kożuch lisi I płaszcz, co nazbyt wisi; Koniecznie mu sejmę imfułę I dam za szyję poczpułę. Magister dicit: Chcę cię pytać, Śmirci miła, By mię tego nauczyła: Panie, co czystość chowają, Jako się u Boga mają? Mors respondit: Azaś nie czytał świętych żywota, Co mieli ciężkie kłopoty? Jako panny mordowano, Sieczono i biczowano, Nago zwłoczono, ciało żżono I pirsi rzezano — Potem do ciemnice wiedziono, Niektóre głodem morzono, Potem w powrozie wodzono, Okrutnemi dręcząc mękami, Targano je osękami. Ja się temu dziwowała, Gdym w nich tę śmiałość widziała — Dziwno jest nie dbać okrutności, Cirzpiąc tako ciężkie boleści. (dalszego ciągu brak) ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rozmowa-mistrza-polikarpa-ze-smiercia/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Dialog mistrza Polikarpa ze Śmiercią (przedruk), Chrestomatia staropolska: teksty do roku 1543, oprac. Wiesław Wydra, Wojciech Ryszard Rzepka, red. Wiesław Wydra, Wojciech Ryszard Rzepka, Zakład Narodowy Ossolińskich, Wrocław 1995. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana dzięki uprzejmości Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć, Wojciech Kotwica, Aleksandra Sekuła. ISBN-978-83-288-6517-4