Spis treści

      Bianka RolandoBiała książkaPiekło Pieśń czwarta. Winna śmierć

      1
      Sącząc z gąbki prawie octowe wino, leżakowałam
      Z bólem krzyża wylegiwałam się na skórach
      szukając kolejnych ofiar mych kaprysów lata
      wśród pięknego i młodego korowodu blondynów
      5
      Oto byli z prawej, lewej strony piękni phoibosi
      grali jakieś stare, wierszowane pieśni z lutniami
      Myślałam, jak rytmicznie wybijam im te nutki z ust
      Czy jako bezzębni będą tak samo umuzykalnieni?
      Uśmiechałam się do siebie, obmyślałam plan śmierci
      10
      wtedy podeszła do mnie półnaga piękność z owocami
      czarownie pachniała nienawiścią, nierozpoznaniem
      Oj, te panny malowane, oj, te panny szykownie roztrzaskane
      Zdziwiona tą odwagą zmieszałam się jej obecnością
      Zmieszany kielich powrócił do ust, niosąc ze sobą truciznę
      15
      Pijąc winną przynętę, poczułam się senna i zmieniona
      Krzyknęłam z nagłego bólu, rozrywającego mnie w środku
      Wiedziałam, że zostałam otruta, krzyczałam o pomoc
      Nikt z ucztujących nie przerywał biesiadowania śpiewnego
      Na ich posągowych, marmurowych twarzach trwała cisza
      20
      z wolna dostrzegłam jednak delikatne uśmiechy rysujące się
      Wybiegłam na korytarz i leżałam jak skulona ślimaczyca
      plując siebie wokół, zsikując się z boleści przygodnej
      Tak odchodzi bogini wraz ze swym postumentem na kołach
      Winna trucizna zdobywała mnie w licznych żołądkach
      25
      cięła mnie na fragmenty, toczyła eksplozjami mą biel
      urojoną i wymyśloną na potrzeby wizerunku wykutego
      W ciągu jednego momentu mój chłodny oddech spadł
      Oczy wytrzeszczyłam w marszczący się mrok czyhający
      Wtedy poczułam do siebie nieprawdopodobny wstręt
      30
      Szept dziwny nie do zniesienia, przekrzykiwałam go
      Całym swoim wściekłym rykiem królowej zagłuszyć go
      Tylko to odezwało się we mnie, wielki mój wrzask
      Odsunęłam się sama tam, gdzie najdalej, gdzie nie słychać
      nic prócz mego głosu królującego nad śmiercią i nad łaską
      35
      którą odrzuciłam na wieczność od siebie, w przepaście kredowe
      Ściąganie do punktu najmniejszego, prawie niewidocznego
      Myślałam, że się rozpadnę, zniknę w jakichś śmietanach nagle
      Tak bardzo byłam, za mocno trwało we mnie coś twardego
      Zza moimi plecami, gdy odchodziłam, słyszałam lamenty
      40
      Głosy z dala wzywały jeszcze Brunę rozczochraną
      zamieniły się z czasem w przedziwną odwrotność
      Patrzcie, jak nadchodzę, najpiękniejsza