Bianka RolandoBiała książkaNiebo Pieśń siedemnasta. Uszy stają się mleczne

    1
    W dniu swojej śmierci miałem dziewiętnaście lat
    dwie plomby w zębach, jeden ubytek
    Nastrojowy zachód słońca w mojej głowie
    Była zima i wcześniej zachodziło słońce
    5
    Była zima, więc szybciej zachodziłem i ja
    Wybuch gwiazdy, katastrofa astronomiczna
    wylew w mózgu, wylew na ten brzeg tutaj
    Zadano mi tylko jedno pytanie w przejściu
    uśmiechnąłem się, znając odpowiedź
    10
    Anarchistyczne echo we mnie się odezwało
    śpiewne spojrzenia we mnie, na mnie
    Poślubiony z czarną oblubienicą, ulubienicą
    patrzę na jej cichy rytm, leżąc tutaj, słuchając
    Oto idę mleczny i zależny już teraz od niej
    15
    tylko moje białe uszy jeszcze tu pozostały
    nie są już czerwone, usłyszały nowe rzeczy
    Noc poślubna tylko dla mnie, z morską tonią
    Połóż się przy mnie towarzyszu, głowę oprzyj
    Patrzmy na naszą nieznaną piękność schowaną
    20
    przed światem tutaj skrytą, niepodglądaną
    Chowa się ona przed nami, kusząc nas
    swoim egzotycznym spojrzeniem niewinnej
    Nie musisz degustować, dzisiaj jest szwedzki stół
    kosztuj mnie z ciała bez ciała, ile chcesz
    25
    można wywalić ten pachnący wilgocią ręcznik
    do wiecznego podcierania krocza
    Leżę więc bez ręcznika na lśniącym piasku
    Kto zna takie trudne pieśni?
    Kto zna ich smak, gdy melodia jest wymagająca
    30
    od piejącego odpowiedniego, niemożliwego głosu?