Spis treści

      Bianka RolandoBiała książkaPiekło Pieśń dwudziesta szósta. Set Seta

      1
      Zagrzmijcie w trąby odwrócone, zostałem ukoronowany
      Gronostaje łaszą się, kłaniają się zgruchotanymi ciałkami
      Tak się powinno władcy cześć oddawać, skłonami
      Zasłaniając twarze przed mym obliczem Najwyższego
      5
      Chorągwie szykujcie, flagi ze wstęgami, twórzcie pochody
      śpiewając hymny ku fortunie, która mą fikcyjną nałożnicą
      Rogi obfitości wypełnione słowami, udają one owoce
      Grajcie, śpiewajcie piosenki przymuszone siłą i złotem
      siłą i złotem wygięte ich słowa, melodie, modlitwy głośne
      10
      Z pochodzenia jestem Set, z rodu wielkich generałów
      Ojciec spoglądał na moje ślinienie się astmatyczne ze wzgardą
      Od dziecka byłem przygotowany do bycia kimś niezwykłym
      służyłem w wojsku, tam zabijałem, pojedynczo, proszę
      Nauczyłem się manipulować gęstwiną pokrak w kombinezonach
      15
      już wtedy byłem oszustem błogosławionym, wywyższanym
      Set kradł im dusze, sprzedawał taniej, niż kupił na giełdach
      Rysowały się już utopie podpiwniczone jeszcze uczuciami
      lecz z czasem te podziemia wilgotne zostały zasypane pyłem
      Przyszła wojna, jej postać, suknia w najsilniejsze wzory
      20
      Wyciąga się do mnie, prowokuje mnie pod sklepem z alkoholem
      Oszołomiony jej hałasem mianowałem się Głównym Konstruktorem
      Zacząłem wydawać pierwsze rozkazy i niszczyć swych wrogów
      we wnętrzności ich ingerując, implikując im nowe funkcje
      dla nich mój jad wcierany, by być nieuchwytnym w walce, śliskim
      25
      Rozdawany przeze mnie chleb z ziarnami nabojów, z musli
      Wielkie szkoły przyuczające przedszkolaków do walki wręcz
      Ich czarne usta od zjadanego atramentu straszyły się wzajemnie
      Przepływała przeze mnie świadomość władzy, przyszłe królowanie
      Zacząłem zszywać sobie nowe płaszcze, nowe miecze wykuwać
      30
      Zostałem wrysowany do atlasu dzikich zwierząt występujących
      Litość — gangreną zdrowia kolosów i nowych olbrzymów
      Straszyłem grupy płochliwe pochowane w norach przede mną
      Wydawałem rozkazy zabójstw mych przeciwników i przyjaciół
      rozkazy zabójstw w ilościach hurtowych, nie detalicznych
      35
      Uniform skrywał wielkie tajemnice, wygniecione i spocone
      tatuowałem się mapami, których nikt nie potrafił rozczytać
      Przygodne kochanki ginęły przerażone widokiem mych planów
      daty, miejsca na przegubach, ostateczne rozwiązania pod ręką
      Pornograficzne zespolenie i pozycje wykorzystywania śmierci
      40
      nie nazywajmy tego nawet tańcem, to ja prowadzę ją na parkiet
      Przeciwnicy znikali podczas wycieczek szkolnych w lasach
      Set we mnie wzrastał, coraz silniejszy prężył się dniami, nocami
      Zmieniało się moje oblicze na coraz surowsze, kamienne w dotyku
      Taki był ze mnie nowoczesny faraon, wielki złodziej w nocy śniący
      45
      Dokumenty zawierały coraz dłuższe listy do rozstrzelania
      ich podpisywanie, charakter pisma, ciężar ostatniej pieczęci
      Nacisk mej dłoni na papier czerpany ze skóry i włosów z kwiatami
      Armia coraz głodniejsza, bardziej wściekła podbijała dalekie krainy
      Pochody na moją cześć wydłużały się, wzbogacane były w pieśni
      50
      W usta wpływały miody pozyskiwane z uzurpacji pszczelarzy
      Złoto sklejało mi palce i lutowało me dziury w słabych zębach
      Pszenny brzuch pęczniał i coraz bardziej gniewny byłem
      Z wielką zapalczywością paliłem świątynie dawnych bóstw
      Ołtarze ich roztrzaskiwałem, ciąłem w bloki kamienne dla Seta
      55
      Gdzież są one milczące i zamyślone, niech zejdą i toczą spór
      Niech schodzą z krzyżów, niech z komór gazowych się uwalniają
      Niech wybiegają w panice z kolorowych glorii, co je otaczają
      Zostawcie swe hula-hoopy mieniące się tęczami, bijcie się ze mną
      Statuy wasze przerabiałem na swoje pomniki zalewane kwiatami
      60
      kadzidłami różnymi ubłagiwany jestem, jestem tym złotym cielcem
      z fałszywymi wymionami, mleka nie wydadzą ni bogactwa nikomu
      Mój wzrok pada właśnie na ciebie, czy czujesz jego szorstką surowość?
      Padaj na kolana podcięte przeze mnie, wołaj, wołaj do nowego boga
      Set obwieszcza swe imię, które jest już złą nowiną nazywane
      65
      na wszystkich odrzwiach, na wszystkich powypisywane
      Wielkie strategie gniecenia ludzkich ciał wobec innych
      Wybrałem sobie dobrze wroga nazwałem go, dla nich
      Nie potrafiłem i nie chciałem z nikim się dzielić władzą
      Jabłka władzy zachłannie jadłem, nie pozostawiając nic
      70
      Nawet ogryzek nie został z niewidocznym mym zgryzem
      po którym można się zorientować, że jestem ludzki i zły
      Pęczniały me złowrogie usta zapalczywe, cyniczne
      Oni słuchali i gotowali się, by zanieść innym śmierć
      Śmierć przysyłana, jeszcze tego samego dnia ją dostaniesz
      75
      nie musisz się niecierpliwić, na pewno ją dostaniesz od nich
      Otaczałem się wokół dziećmi, można je ścinać bukietami
      z ich ściętych łodyg ambrozja, nektar bez dodatku cukru
      otoczony szczelnie, wyciągałem swe dłonie do nich
      głaskałem po jasnych głowach i karciłem za brak dyscypliny
      80
      pouczałem ich właściwie, opowiadając przypowieści o sile
      Me podium liczyło tysiące pilastrów zawiniętych w sobie
      Tylko ja wygrażający niebu i skarżący je za zbyt jasne noce
      za zbyt trzeźwe poranki po bitwach
      Nad małymi, skarłowaciałymi pochodami widnieję rozciągnięty
      85
      Ochraniała mnie gwardia milczących, mroźnych morszczuków
      która często się zjadała wzajemnie, zachowując dynamikę nocy
      Wielokrotnie próbowano mnie zabić eksplozjami komet
      Pewna trajektoria meteorytu zawarła się we mnie, zahaczając
      Przejeżdżałem swym wozem, gdy wpadliśmy w zasadzkę
      90
      Widziałem twarz młodego chłopca celującego, zdenerwowanego
      ledwo utrzymywał karabin, rozdawany za darmo na pochodach
      Strzelił mi w twarz zupełnie amatorsko, celując za 10 punktów
      Rozerwało się me oblicze niepoświęcone, krwawe relikwie
      Żołnierze zastrzelili go szybko, próbowali ratować wodza
      95
      tamować mą krew, która uwolniona z użylnienia kipiała
      Umierałem może pięć minut, skuwany mój wizerunek
      tłuczony mój pomnik, moja statua 700-metrowa zniszczona
      tak można zabić boga ze złotą twarzą Seta na polnej drodze
      Ukryłem tętniące ranami oblicze w tkaninach, dłoniach
      100
      Odchodziłem od swojego ciała jakoś tak daleko, niespokojnie
      Usłyszałem ryk, przyrost wielki mej drobnej figurki
      Lustrzane drzwi do piekła zwabiły mnie swym odbiciem
      Czerwone dywany witały Seta, w tle słyszałem ich głosy
      kłaniające się nisko, uznające mą zwierzchność nad nimi
      105
      Jednak gdy bramy się zamknęły, zrozumiałem ich odwrócenie
      łowiły mnie z dna i pożerały moje resztki, śpiewając hucznie