Rolando, Bianka Pieśń trzydziesta ósma. Rysunek III Kozioł, Paweł Kopeć, Aleksandra Choromańska, Paulina Szejko, Jan Fundacja Nowoczesna Polska Współczesność Liryka Wiersz Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-trzydziesta-osma-rysunek-iii Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Licencja Wolnej Sztuki 1.3 http://artlibre.org/licence/lal/pl/ xml text text 2017-07-18 pol https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg Oops!, steve p2008@Flickr, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772 Bianka Rolnado Biała książka Piekło Pieśń trzydziesta ósma. Rysunek III Zagadka rysunku trzeciego przed nami/ którego punkty nie tworzą żadnej całości/ Wszystkie linie rysunkowe zwiędły/ jak je połączyć ornamentami w czytelny rysunek?/ Poprośmy, może ktoś z widowni nam pomoże/ może komuś uda się to, uda się to uczynić ręcznie/ zgadnąć cokolwiek z domniemanego rysunku/ Trzy szkice w teczkach woskowych noszę/ spoglądam sobie na nie czasem nerwowo/ Próbowałam łączyć te paprochy, te zabrudzenia/ w solidne całości, ale umyka wszystko śpiesznie/ Tych gwiazd w żadne gwiazdozbiory nie złożysz/ umieralność ich największa w przestrzeniach/ Z trzecim rysunkiem były same problemy/ wpierw został zgnieciony, potem zapomniany/ Kryję w spoconych dłoniach jego przechowywanie/ Oto rysunek niemożliwy, lękliwie uciekający/ uciekający samochodami dalekobieżnymi w dal/ Rysunek rwie się, napinany do granic nieprzekraczalnych/ lepi się do wszystkiego, pieczętuje swoją obecnością/ Me pisaki są tu porzucone, wielki śmietnik ustników/ W ogniu pieśni zakrywają swe śpiewne oblicza przed sobą/ wobec tego brunatnego nowotworu tu ulokowanego/ Paczki dobrze sklejone dochodzą do piekła w trzy dni/ Mamo, prześlij mi, proszę, te ciepłe kapcie uszyte z wełny/ do grobu prześlij mi je, bym mogła szurać po parkietach/ woskowanych na wysoki połysk z okazji śmierci wiecznej/ Rysowanie rozpada się mi w rękach, one też się rozpadają/ Nic tu nie bywa odcinkami, odległości uciekły zawstydzone/ Już w sumie próbowałam ciężki rysunek nanosić na ziemię/ za pomocą schodołazu, chodzików dziecięcych, starczych/ za pomocą swych niewidocznych podpórek szkicować jakiś kres/ wszystkie były pokryte białym aksamitem i czekoladą/ tym bardziej były luksusowymi materiałami plastycznymi/ Patrzę przez ich nieszczelne struktury na mą słabość/ na moje potykanie się, czołganie ze wzrokiem ku ziemi/ Chodzę z głową gniecioną do dołu, przyglądając się wykopom/ Te linie prowadzone na końce jak zagony gnilne, zmrożone/ rytmicznie i równo rozkopywane ze znikomymi śladami pulchności/ Zagony rytmiczne umykają teraz już pomału, w zaciemnieniu/ zachodzą z blaskiem słońc schowanych za horyzontami/ liniami się w nas wrysowują, dzieląc nas ozdobnie w okolicach zera