Bianka Rolando Biała książka Piekło Pieśń siedemnasta. Rugewit nabrzmiewa Me słowa przenoszone są w lektyce zbutwiałej Ostatni raz je przenoszę, ich wątłe brzmienia na mych plecach odciśnięte są po nich ślady między przerwami wciśnięte i rozkładające Oto jestem — zawołam rozdartym otworem lecz nie jako sługa nasłuchujący do rana lecz jako Pan wyróżniony i alabastrowy cały Mało znane bóstwo znalazło bowiem sposób na wielki powrót do słynniejszych i silnych Chowałem się w dziuplach szarych wiewiórek Me dzieciństwo było idealnie świetlano-miodne gdy zmężniałem, zacząłem pracować, wyjeżdżając na wakacje do kurortów dla tych najbogatszych Któregoś dnia, widząc młode kobiety, zrozumiałem W kostiumach kąpielowych się śmiały, smarowały Margaryną pachnące, głaszczące się, całujące się Widząc mnie podglądającego, drwiły ze mnie Zuzanny w kąpielach obfitych z kwiatami, z winem do których nigdy nie pozwoliły mi dołączyć się Zrozumiałem, że mogę je skraść w ciemności nocnej że mogę skraść te napoje niebiańskie z nich wytłoczone bardzo drogie, niedostępne w tanich marketach Przygotowałem się do tamtego dnia starannie latami oglądając przewodniki po wielkich miastach oglądając rozkraczone łona, co tam zamieszkują Zapuściłem w mym sercu gęste ziarno bluszczu obrosło mnie w środku, zakrywało mój strach Wszystko dzięki temu było jeszcze bardziej tajemnicze Rugewit wzrastał w domu jaskółek lęgnących się Na starym strychu się lęgły, a ja z wysoka spoglądałem Tak namacalne były me ofiary przechadzające się Wiłem się bardzo blisko terenów mieszkalnych i osiedli Pierwsza ma ofiara złożona na ołtarzu była dziewicą taka jak ja, na wakacjach z rodzicami odpoczywająca Opowiedziała mi to przy szklance gorzkiej lemoniady Ona wypiła lemoniadę przed tym, jak ją zgwałciłem i zabiłem Muszą mi podlegać te wyszarpywania się gołębi ofiarnych ofiary jaskółeczek składanych, bym był spokojniejszy raczej Nikt nie usłyszał jej wtedy, nawet ja jej nie usłyszałem W wielkim uniesieniu mord rozkoszy i nieprzyzwolenia Orałem jej ciało gładkie, poczułem się bezkarny w szale trzaskając w jej morskie loki młotkiem remontowym Zakopałem ją cichutko, uciekłem do swojej skrytki Rugewit nadchodził we mnie z hukiem, drżeniem ziemi nikt tego nie czuł, tylko ja znałem dziwne wibracje Podsycałem w sobie te pragnienia unhappy endów podniecając się tą wielką gromnicą na zigguracie wetkniętą Śliskie były ryby wielokolorowe, ciągle na nie polowałem Miałem władzę nad ich ławicami parskającymi śmiechem Drugi raz udało mi się zabić młodą studentkę prawa karnego Zadźgałem jej ciało nożem ostrym, z dalekich krain zdobytym Trzecia to była sprzedawczyni mięsa i podrobów z okolicy Zgwałciłem ją, zatłukłem kijem stalowym w norze lisa Strzaskałem jej golonki, noszące jej ciężar na spacery Czwarta zabita, dziewczyna w parku z pieskiem lękliwym Poleżeliśmy chwilę po miłosnym uniesieniu na trawie Choć ona już wtedy wielkimi oczami spoglądała martwo na sosny wysokie, zupełnie jak żywa, odpoczywająca Piąta była bardziej tłusta, w seksownych dodatkach Była prostytutką tanią, dostępną w każdej chwili, nawet tej Żywcem zakopałem tę kruszonkę słodką z nadzieniem Szóstą goniłem długo, aż me zmęczenie było wielkie zdążyłem rozbić jej czaszkę kamieniem, jak goliatce Miała być ta siódma, która miała być zwieńczeniem Mieć mitologicznych siedem głów niezniszczalnych Ja, wielki Rugewit, pan życia najpiękniejszego Jednej mi brakowało, by zyskać ten szlif brylantowy na ostatnim polowaniu ofiara zbiegła w busz okazała się odważną dziewicą Joanną d'Arc, postępową Znała jakieś wschodnie sztuki walki i motywacji Nie zdążyłem zdobyć jej białego ciała jeszcze chłopca Uciekając przed mą histerią, wydała mnie w ręce policji Sprowadziła armię rewolucjonistów, oni nie chcieli boga któremu składa się takie drogocenne podarki w święta Oskarżyciel wpadł na ślady mej konstrukcji bolesnej odkrył te wcześniejsze, zużyte materiały budowlane Wszyscy wykrzywiali swe twarze surowe, wyniosłe w ocenie gdy oglądaliśmy zdjęcia, ich portrety w ramkach, z wykopalisk Jakże się zmieniły od naszego spotkania w leśnych zaułkach Jednak brak miłości nie wpływa dobrze, zaniedbują swą urodę Prychnąłem śmiechem, widząc ich zdziwienie okrucieństwem Rugewit musi składać sobie ofiary, takie jego przeznaczenie Gdy wyrok przeczytano, byłem z siebie dumny, zachwycony Te tytuły i osiągnięcia małego człowieczka — wiewiórki Zostałem skazany na krzesło elektryczne, które sprowadzono ze stanu Nebraska, krzesło stalowe, na lekcję niby-dyscypliny pożyczone od kolegi, który akurat go nie potrzebował teraz Oto krzesło — to mój tron Salomonowy, ma sześć stopni i pół W gazetach było me zdjęcie powiększone jak portret papieża Przysłali mi księży w różowych podszewkach, w koroneczkach katolickiego Anglika, islamskiego pastora, nawet rabina czarnego Wobec nich ogłosiłem nową religię, której byłem wyznawcą Całe me królestwo rozkoszy mieści się między literą J i A Potem było wnętrze sterylnie niebieskie, chłodne w nastroju Troszkę obawiałem się bólu rozkosznego w natłoku Za szybą widziałem rozwścieczone twarze rodzin mych ofiar Zabrałem ich córy do łoża leśnego i rozgrzebanego, ha bóstwo wylosowane, teraz odchodzę w obłoku w błyskach glorii, w chwale na tronie, ponad słabymi Przywiązany, w kapturze czarnym ustawiony król Według żelaznych zasad ustawiony do zdjęcia Ono rozjaśnić ma boską twarz z mroku Przez me ciało przeszły wielkie fale i huki Głowa opadła lecz poczułem nieśmiertelność uzyskaną w dziwny sposób, miałem siedem głów znów nieuchwytnie dziki, wielki niebotycznie zbliżałem się do miejsca mej nowej świątyni Czy o tej porze będzie jeszcze otwarty kościół poświęcony memu straszliwemu orędownictwu? ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-siedemnasta-rugewit-nabrzmiewa. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Aleksandra Kopeć, Paweł Kozioł, Jan Szejko.