Spis treści

      Bianka RolandoBiała książkaCzyściecPieśń pierwsza. Pralnia chemiczna

      Nic już nie pozostało po dawnych wizerunkach
      po wielkich ucztach, na których maczałeś swe usta
      dostojnie i powoli, dostojnie i powoli
      1
      W pustce, w znużeniu rysują się nowe kształty
      musisz przyzwyczaić swój wzrok do mroku
      by zauważyć ich śladowe muśnięcia na boku
      Oto leżę teraz w ciemności mnogiej, wielokrotnej
      5
      Me usta zawiązane są w kokardy drapowane
      Tak wygląda drugi początek końca
      w zapomnianej przez wszystkich odlewni żeliwa
      które kiedyś miało służyć na zbroje, na mundury
      tych najsłabszych i niezrównoważonych psychicznie
      10
      co to się mieli plątać się właśnie w Czyśćcu
      Niech mi to udowodni ktoś wywazelinowany
      że nie może istnieć druga strona postrzępiona
      Niech weźmie te chrzanione lupy, skanery czułe
      niech wybada wielkie braki wszystkiego
      15
      Stoję, prężę się w chórze dziwnych uczniów
      z przekrzywionymi głowami śpiewają
      Głowy i głosy przekrzywione ze zdziwienia
      sobą w nowych, oczekiwanych funkcjach
      na pasie dzielącym krainy niedostępne
      20
      Szczelne nory schowane, zapomniane
      Syk chłodu i potępienia tylko rozrzedza
      oddychanie innych, niezwykle intensywne
      Idę ze szczotką drucianą na siebie i ciebie
      Uciekaj, uciekaj ode mnie w podskokach
      25
      Widzisz moje oblicze pełne zacietrzewienia
      masz się czego bać, kochanie, masz
      Ostre szczotki, środki pielęgnacji drażniące
      dzierżę w wysuszających się ciągle dłoniach
      Druciana szczotka spoczywa już w kącie
      30
      w pewnym podkuchennym schowku porzucona
      Szczotka druciana w mych dłoniach, berło
      Powoli dostrzegam swoje brudactwo
      Przecieram tory moich własnych wędrówek
      zarastają one bardzo szybko kurzem
      35
      Biorę metalowy druciak do mycia naczyń
      przypalonych garnków ze szwedzkiej stali
      nigdy nie miała się przypalać, a jednak
      Z wielką zawziętością szoruję ich głębokie dno
      zobaczyć, jaka była ich pierwotna kolorystyka
      40
      Z drutu kolczastego korony, suknie me strojne
      pochowanie w garderobach, pochowane w ziemi
      Higieniczna misja pielęgnacji wszystkich
      podmywanie w wodzie rumiankowej, nasiadówka
      Rozdaję więc mydło z osobistego tłuszczu
      45
      z dodatkami pachnących słów zatopionych w nim
      Możecie się teraz mną myć, moim woskowym ciałem
      Płyny rozdaję do tych jeszcze bardziej intymniejszych
      miejsc niż krocza, narażone są na reakcje alergiczne
      na ciągłe informacje o tych drobnoustrojach, bakteriach
      50
      atakują nas one w ramach cichej wojny podjazdowej
      w której jest tu ciągły remis, zero do zera
      Mleczko kokosowe do powierzchni delikatnych
      choć ślady zawsze jakieś zostaną w formie blizn
      Czyść mnie, szoruj szczotkami, gąbkami syntetycznymi
      55
      Szoruj brud czystości tego wiecznego dbania o higienę
      wewnętrzną i osobistą
      Niech więc brudas we mnie jeszcze bardziej czarny
      zaprzeczy mi w każdym słowie, zapełni arbuzami
      Demontaż tak pięknie wysprzątanej konstrukcji
      60
      takiego niezwykle zdyscyplinowanego wysiłku
      z zaciśniętymi zębami i zmęczeniem
      z nadludzkim wysiłkiem poczynionej
      z lubością ją zniweczyć, miękko
      z impetem i namiętnością roztrzaskać w pył
      65
      dla miejsca, gdzie wszystko jest między
      trzeba by znaleźć jeszcze lepszy środek czyszczący
      aby usunąć mnie
      Moje istnienie z mokradeł, z tłuszczów
      moje istnienie z kurzu i bakterii rozpuścić
      70
      w odwiecznie śmierdzącym chlorze