Rolando, Bianka Pieśń trzydziesta piąta. Pieśń Wija Kozioł, Paweł Kopeć, Aleksandra Choromańska, Paulina Szejko, Jan Fundacja Nowoczesna Polska Współczesność Liryka Wiersz Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-trzydziesta-piata-piesn-wija Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009. Licencja Wolnej Sztuki 1.3 http://artlibre.org/licence/lal/pl/ xml text text 2017-07-26 pol https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg Oops!, steve p2008@Flickr, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772 Bianka Rolando Biała książka Piekło Pieśń trzydziesta piąta. Pieśń Wija chóralnie ludzkim głosem Padnijcie na kolana, pozdrówcie z piekła Pana, w pląsach/ Z tłustą falą me ćwierkanie zalewa wasze gardła pąsowe/ Czyż ktoś jest większy z was ode mnie, niech teraz wystąpi/ Wszystkie dusze wasze nie potrafią pełzać tak jak ja, uroczo/ Pan wielkiego majestatu, król nad króle wasze, nad królowe/ Na wszystkich scenach świata mam przystawione mikrofony/ wzburzając tłumy do pieśni wojennych oraz ekstatycznych/ Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy spragnieni mych gron jesteście/ ja was przyjmę i dam wam władzę na ziemi, nad latyfundiami/ nie wymagając od was żadnych męczeńskich gimnastyk, rozdaję/ Chcę zarobaczyć te wasze mleczne spojrzenie, różowe policzki/ zanim poznacie mą wijącą się naturę, opisującą się na sobie/ Pulchne cherubiny ludzkie, zniszczę te nóżki przebierane/ W czerniach, szarościach lub tęczach barwnych, przyjdę do was/ Znam ja te wszystkie wyrażenia nagradzające i usypiające/ aż raz niespodziewanie zdarzy się wam śmierć jak deszczowa pora/ Posypani proszkiem do pieczenia wzrośniecie wysoko, potem w dół/ strzepnę te wasze sztucznie wyciągnięcia, och, zakalcami będziecie/ Podziwiajcie, jakże wielką nienawiścią was darzę w systemie ratalnym/ Ja także, jak bóg, rozlewam się, żerując na waszym rozgnieceniu/ Na waszych zemdlałych, zaśluzionych pyskach karpiowych składam całusy/ szukające powietrza, łapcie rytmicznie śmierć w swe oskrzela płaskie/ Pan wielkiego majestatu głosi dziś całemu światu śmierć/ W mych ustach wieczna wzgarda, a w środku lepiej się nie pytać/ Lepiej o to nie pytać mych ministrantów i padlinożernych dostojników/ Oni nawet nie podejrzewają, z jakich głębokości nigdy nie zawołam/ tylko antypsalmy wyśpiewuję, bawiąc się ich odwracaniem/ Widocznie jestem nowym typem psalmisty, Dawida charczącego/ wzbudzając w sobie Saula gniewnego, niszczącego instrumenty/ Śpiewam po to, by niweczyć śpiewanie, to taka błyskotliwa gra z poezją/ Któż za to mi wręczy nagrody doroczne z okazji dożynek wojennych?/ Któż mi wypisze dyplomy uznania dla mych innowacyjnych rozwiązań?/ Cóż mi dacie na pamiątkę waszej śmierci, wazony kryształowe/ bombonierki zapakowane w wasze nekrologi ze wstęgami/ wieczny odpoczynek racz mu dać, czarny Panie, będziecie śpiewać?/ Sami wbiegacie w me pachy kudłate, uciekając od Niego/ Poczęstuję się waszymi bombonierkami, zjadając wszystko/ i was/ Oto królestwo uczynione na znak rozliczenia administracyjnego/ Jaskinia Sezama, gdzie tysiące rozbójników ciągle się tutaj chroni/ Głazy-płazy pilnują wejścia do tego pałacu, tylko ja znam hasło/ Na hasło te uchylają się szczeliny i można skraść coś z ziemi znów/ porywać was do worków jutowych, przewozić nocami zaklętymi/ Przed oblicze przychodzicie sami, szepcąc w lęku swe imiona dawne/ nadawał wam inny te imiona, emanuele męskie, nutelle żeńskie/ Ja was wytapiam, na me płaszcze, na jesionki w słodkich odcieniach/ potem przejdę się w nich po centrach handlowych, powodując zazdrość/ Po centrach świata przechadzam się, dzieląc was/ jaśnie oświecony, faszystowski gla-mór/ prawie morelowy