Rolando, Bianka
Pieśń dwudziesta szósta. Obsługująca zakład spalania odpadów śpiewa
Kozioł, Paweł
Kopeć, Aleksandra
Choromańska, Paulina
Szejko, Jan
Fundacja Nowoczesna Polska
Współczesność
Liryka
Wiersz
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów autora. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/rolando-piesn-dwudziesta-szosta-obslugujaca-zaklad-spalania-odpadow-spiewa
Bianka Rolando, Biała książka, Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznan 2009.
Licencja Wolnej Sztuki 1.3
http://artlibre.org/licence/lal/pl/
xml
text
text
2017-07-26
pol
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5772.jpg
Oops!, steve p2008@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5772
Bianka Rolando
Biała książka
Czyściec
Pieśń dwudziesta szósta.
Obsługująca zakład spalania odpadów śpiewa
Czy już dobrze teraz widzisz mnie?/
Czy już dobrze słyszysz mnie?/
Między bandażami jestem rozkopana/
Tutaj uczę się segregować jak grabarz/
mak od piasku, zafajdane pościele, bandaże/
Muszę je przekładać pieczołowicie na kupki/
wrzucać do odpowiednich pieców gotowych/
Układam z nich różne rzeźby i wzory/
szukając nieustannie jakieś reguły/
porządkującej ten smród, utrapienie/
Me kiedyś delikatne i pachnące dłonie/
pokryły się trądem, bąblami pełnymi trucizny/
Przypominam sobie teraz me pukle włosów/
włosów spadających na ciepłe ramiona/
były obwinięte pachnącymi szalami/
Pamiętam, jak szłam w pełnym słońcu/
po Oranienstrasse w popołudnie, na obcasach/
z błękitnego zamszu, lekko i swobodnie/
wszyscy patrzyli wtedy na mnie/
na piękno, na mą młodość w błękicie/
a ja miałam głowę podniesioną wysoko/
Wiesz, to było bardzo dawno temu/
ledwo pamiętam te moje filmy zerwane/
Lubiłam segregować już wtedy ludzi/
przebywałam tylko w miłym towarzystwie/
pachnących, nacieranych olejami bogactwa/
Podobali mi się tacy wysocy blondyni/
zajmują się oni typowymi polowaniami/
w ustach mają waniliowe lody i smaki/
Wraz z mym mężem mieliśmy piękny dom/
wszystko było takie jasne, pastelowe/
tylko jedna rzecz nam nie pasowała do końca/
nasza służąca, która tak dziwnie patrzyła/
Prowokowała moje rumienienie, wstyd nagły/
Miała czarne włosy spięte i brodę wystającą/
Czarne oczy pachnące doszczętną spalenizną/
Podczas jednego z przyjęć, kiedy degustowaliśmy/
kuleczki z orzechami i markowy koniak/
znajomi nasi zwrócili uwagę, że jest to żydówka/
tylko udaje blondynkę o niebieskich oczach/
Brudne jej ciało, myśli brudne, a tam, gdzie brud/
przyda się TisztitószerTisztitószer --- z węgierskiego: płyn do czyszczenia., co rozpuści i w niwecz obróci/
te dziwne problemy w kuchni/
Jakoś się tak złożyło, że zaczynała się wojna/
korzystając z wywozu śmieci, pozbyliśmy się jej/
za pomocą Tisztitószerów, tej czarnookiej dziwaczki/
Potem z radości płodziliśmy naszych potomków/
W sumie zmarłam ze starości, w domu starców/
obsługiwana przez piękną blond dziewczynę/
noszącą błękitne obcasiki do jasnych sukienek/
Me słabe serce zgasło, gdy oglądałam program/
w jaki bestialski sposób transportowane są zwierzęta/
zwierzęta hodowlane, tak było mi przykro wtedy/
Umieranie trwało chwilę mojej nieuwagi/
Zerwałam się jak napięta struna, jednym uderzeniem/
obśliniona, zsikana poczułam smród spalenizny/
Spytano mnie w dziwnym miejscu, w jakimś holu/
po żydowsku, ale ja nie rozumiałam tego języka/
Gdybym wtedy miała przy sobie moją dawną służkę/
to by mi wytłumaczyła te dziwnie skręcone zdania/
Znalazłam ucieczkę przed popiołem tutaj/
spalając te śmieci pełne wojennych historii/
dawnych zranień zewnętrznych, wewnętrznych/
Ciągle widzę w palenisku ten przerażony wzrok/
dziewczyny, co kusiła, co ją odrzuciłam za oczy/
za to, że musiałam się wstydzić przed znajomymi/
na przyjęciu, na którym podawane były kuleczki/
z orzechami, z koniakiem w małych kieliszkach/
z cienką nóżką, prawie drżącą na tle płomienia/
Teraz segreguję, śmierdzę zgnilizną słoną/
od łez, wylewów, nagłych potopów łzawych/
Kiedy oddzielę te wszystkie rzeczy od siebie/
okaże się, że wszystkie są tym samym skrawkiem/
ubrudzonym w tym samym miejscu, tak samo/
Wtedy może ktoś z litości wrzuci mnie do pieca/
bym się spaliła ze wstydu i zapłonęła rumieńcem/
jeszcze raz