Spis treści

      Bianka RolandoBiała książkaPiekłoPieśń dwudziesta. Lukrecja nuci na bezdechu

      1
      Podnoszę swój głos nisko, za nisko podnoszę znów
      spod czoła gniewnego i zachmurzonego Lukrecji
      noszącej w sobie same trucizny w ustach, w języku
      Ona w sukienkach przewiewnych nosiła paczuszki
      5
      Moja pieśń ma smak fałszywy, trujący śmiertelnie
      Pocałuj mnie namiętnie w usta, a dam ci ich smak sobą
      Spróbuj, zasmakuj tych związków we mnie chemicznych
      Mojej cierpkości wonie zagubione degustuj swobodnie
      Mając dwadzieścia parę lat urodziłam zgniły owoc
      10
      Córka, zakradła się do mego brzucha i tam spała
      Ja wtedy studiowałam medycynę w białym kołnierzu
      Ona przerwała mi swym krzykiem wszystko, me plany
      Urodziłam ją, choć marzyłam o aborcjach kwiecistych
      Całoczerwony potwór, ciągle domagał się mnie bardziej
      15
      Rosa, tak ją nazwała moja matka, ja jej nie chciałam
      nie chciałam jej nazywać, wołać po imieniu do siebie
      Nie przytulałam jej, nie karmiłam, nie patrzyłam na nią
      nienawidząc jej najbardziej na świecie, za tę jej niewinność
      za uzależnienie od Lukrecji zwaną dalej Potężną
      20
      Nie przerwie mi planów jej byt jasny, złożony do łóżeczka
      w te pościele, w ubranka dla najmniejszych, tkanych
      Dziecko nie lubiło mej obecności bliskiej i dalekiej
      Unikała mnie, płakała, gdy przychodziłam z pracy, z apteki
      Praca sprzątaczki, wycieraczka po nocach, po nogach
      25
      Miałam być królową, królową cennych skarbów ukrytych
      szmaragdowych buteleczek, odważników miedzianych
      Wracałam do sutereny, gdzie była ona czuwająca
      Spoglądała na mnie coraz rozumniejsza, wiedziała wszystko
      jak bardzo jej nienawidzę, jak bardzo jej nie chcę i nie kocham
      30
      W cichości swego serca wymyśliłam pewnego dnia śmierć
      Zatruję swą córkę najjaśniejszą Rosę, zabierającą mi władzę
      orędującą, taką nieskazitelną, pewną swej obecności
      Zaplanowałam to w szczegółach, obmyśliłam skład
      Znałam się trochę na tych substancjach, na ich brzmieniach
      35
      Postanowiłam wyśpiewać nową pieśń głosem pewnym
      Plan dawał mi energię do życia i radość wielką
      Tego wieczora nie było mej matki stróżującej cierpliwie
      Przygotowałam kaszkę z morelami, z dodatkami skrytymi
      Skradłam je z apteki cichutko, niezauważalnie w nocy
      40
      Nakarmiłam jej twarz, nie chciała jeść mi z rąk
      Wykręcała główkę na boki, nieświadomie się broniąc
      przed nieznanym smakiem matczynej ręki, z dzikimi owocami
      Za mamusię jeszcze pięć, łyżeczkę za mamusię, ta ostatnia
      Umyłam ją pierwszy raz, z pewną dozą uczucia dla odchodzącej
      45
      ceremonialne, tkliwe obmywanie prawie że trupa
      Spoglądała na mnie prawie ciepło, głaszcząc mnie po policzku
      Ułożyłam ją do łóżka i czekałam z niecierpliwością na jej sen
      W głowie plotłam już nowe historie bez dwuletniej córki
      Próbowałam ją budzić, a gdy nie usłyszałam oddechu
      50
      owinęłam małe ciało kocem i zawiozłam na działkę
      Zakopałam ją pod zwiędniętymi porami, z zimna umierającymi
      mrucząc kołysanki, uśmiechając się do siebie w nocnej aurze
      W mieszkaniu zaaranżowałam włamanie nieznajomego i zniknięcie
      Nie odkryto intrygi skrytej, przez lata córka była poszukiwana
      55
      Pogrążona w fałszywym żalu cieszyłam się spokojem i ciszą
      tylko matka spoglądała czasem tak samo niepewnie
      tak, jak kiedyś spoglądała ona, ten okropny bachor zaginiony
      Już śpij, kochanie, Lukrecja założyła własną firmę kosmetyczną
      o nazwie Rosa, widzisz osiągnęłam sukces rynkowy i medialny
      60
      Zaprawdę powiadam wam, świetna nazwa firmy produkującej róż
      Wyszłam za mąż za chłodnego człowieka, on umiał liczyć
      za człowieka, którego nie kochałam, a on nie kochał mnie
      Nie posiadałam dzieci, Lukrecja się wysterylizowała na zawsze
      W wielkich, chłodnych wnętrzach o różanych odcieniach trwałam
      65
      Odpoczywałam, nakładając tłuste kremy na mój rozkład powolny
      Ostatecznie zginęłam tragicznie, w wypadku samochodowym
      mając niecałe pięćdziesiąt lat i doczekawszy bajecznej fortuny
      W zimowy wieczór jadąc swym luksusowym autem lustrzanym
      wpadłam w poślizg, rozbiłam wóz o drzewo olbrzymie
      70
      Poczułam wielki huk i ból, ostatnie, co zobaczyłam w lusterku
      to były gałęzie tego drzewa, wyglądały jak pory zziębnięte
      takie rosły kiedyś na owej działce, gnijące i martwe już
      od niespodziewanych przymrozków