Bianka RolandoBiała książkaPiekłoPieśń trzecia Bruna storia

    1
    Trzecia pozostałość po rozstrzygnięciu
    po próbach ognia, wody i pryzmatu
    upadła najgłębiej w siebie, w obłęd
    z którego nie ma wyjścia ewakuacyjnego
    5
    choć wejść była mnogość zachęcająca
    Jestem częścią odrzucającą oblubieńca
    Trzepotał on swoimi rzęsami w moją stronę
    z frędzlami, z jasnym uwielbieniem k'mnie
    Jego obietnice szeptane niech porwą zwierzęta
    10
    stwory leśne, które lubią te słoniny na patykach
    Mając je w pyskach, obserwowały mój rozprysk
    Odrzuciło mnie daleko od niego, w norę
    krecią dziuplę szalonego, ślepego posuwania się
    tylko naprzód, bez zawracania i odwracania się
    15
    Tony ziemi zakrywają moje górnicze szczebioty
    w nieodkrytych do tej pory głębinach gnilnych
    Upojona denaturatem filtrowanym przez watę
    z trupią czaszką na okładce objawiam się wam
    nieprzenajświętsza, nieprzenajświętszy mój śmiech
    20
    Chciałbyś może, abym była dziewicą waleczną
    konającą w imię boga milczącego za chmurkami
    które maluje chaos i przypadek zmyślnie złośliwy?
    Wolę być Bruną, z jej ust para zimna ucieka
    w wielkie przestrzenie ciepła, miękkości waszej
    25
    Gdy cesarstwo kwitło girlandami, krwią krzepliwą
    byłam nałożnicą rzymskich cesarzowych i cesarzy
    Głaskali swe tygrysy po głowach, głaskali mnie
    Miałam wielką władzę panowania, zabijania
    Władam wielkimi tronami, potęgami, armiami
    30
    Mordowałam swe służki wdzięczne, nieśmiałe
    Trucizny kwieciste w sprayach rozpylanych
    W me łoże wsiąkały coraz to nowsze smaki i soki
    Mój kielich ciągle był nadpity mimo przepełnienia
    Wymyślałam krwawe uczty, gdzie mordowano dziewice
    35
    niewolnicy ginęli podczas hucznych, gwiaździstych nocy
    Osobiście ich biczowałam, doprowadzałam do ujadania
    Osobiście, z zaangażowaniem obłędnym biłam jaśminy
    Wbijałam ich miękkie ciała w glebę, w marmur
    a wtedy kosmyki włosów uciekały mi spod koka
    40
    Me jedwabne tuniki czerwonymi wzorami okrywały się
    Tak wygląda Maxima-Optima, Szalona zwana Wielką
    Ssij mnie mocno, truj się mym sokiem cierpkim
    z bzu czarnego i nasion odrzuconych za gorycz
    Panny składane mi w comiesięcznych ofiarach
    45
    bym była łaskawa dla ich miast dopiero utkanych
    W najczarniejszych arkadach przechodziłam, tupiąc
    niszcząc, gwałcąc wszystkie porządki zastane
    doryckie, korynckie i porządki jońskie też
    Nokturnowe szaleństwa do wczesnych godzin
    50
    z bufiastymi sukniami, z poduszkami w ramionach
    Bym się zdała bardziej bóstwem, co nienawidzą go
    Oskarżana przez kuzynów, synów za spółkowanie
    z literami przekrzywionymi i z przecinkami w nocy
    Dowodami na to miały być kosze martwych maślaków
    55
    z którymi powracałam jako morderczyni skryta
    Chcieli mnie ująć za zbrodnie i zasztyletować
    ale moje gniewne, czarne spojrzenie spod czoła
    prześwietlało ich spiski na moje ciało i władzę
    zatruwszy ich, cały świat zatruwając, patrzyłam
    60
    patrzyłam na agonię pełni i tej niby-nieśmiertelności
    młodzieży, kwiatów, małych piesków, owadów
    Te ramiona zgarniały wszystko dla siebie, dla mnie
    Stałam się prawie legendą, żmijową panią ptaków
    choć ma postura wykluczała aż takie okrucieństwo
    65
    Oleje wylewane pod me stopy, ścierane włosami
    Popełniali samobójstwa przy białych winach
    oni opiewający nieskończone, niedokończone
    A ja chichotałam, patrząc, jak zdycha świat
    piszczący i wznoszący ostatnie spojrzenia po litość
    70
    Na mych pobielonych pudrem dłoniach zdychasz
    Teraz ty zdychasz