Spis treści

      Bianka RolandoBiała książkaNiebo Pieśń siódma. Blu podróżuje znów

      1
      Tchnienie jak wiatr zdmuchnęło mnie czule
      ruszyłem w kierunku cichych konstrukcji
      pełen nieśmiałego oczekiwania na jakieś zaproszenie
      to wszystko przez te kokosy, jak zwykle
      5
      Ich egzotyczna woń kołysała mnie w uśpieniu
      CHODŹ — szepnęło niejęzykiem jakieś nieistnienie
      Wszystko zaczęło się wzajemnie znosić
      ten szum był szeptem miliardów istnień
      Żaden z tych głosów nie był głośniejszy czy cichszy
      10
      dlatego wszystkie były słyszalne równocześnie
      Chodź do nas, chodź do nas, wielość cię woła
      Jesteśmy cudnie przeludnieni
      jakże piękna ta istna katastrofa demograficzna
      w obfitości przelewamy się na wszystko
      15
      Usłyszałem w swoim duchu rwącą tęsknotę
      byłem ścigany z wielką szybkością
      Czułem, jak wszystko ściszone do tej pory
      ryknęło przeciągle z ukrytego schowka
      odpowiadając twierdząco na zawołanie
      20
      zaklęte w tym dźwięku, przenikliwie pytające
      Pozostawiłem wspomnienia, zbędne powidoki
      Nędzne, żebracze wybory zdmuchnięte zostały
      Przymknąłem swoje już nieoczy z powodu blasku
      gdy je otworzyłem, byłem już w czymś innym
      25
      gdzie powietrze było gęste od Wielkiego Jodu
      Oddychało się już tylko nim
      przy pierwszym oddechu poczułem bliskość morza
      Biegnij, biegnij, zaraz je zobaczysz
      Przestrzeń była podobna do niezwykłej plaży
      30
      Na szerokim, ciepłym brzegu zobaczyłem
      w różnych odległościach od siebie postaci
      Jeszcze były w odległościach od siebie
      czekały na przypływ, aby je zabrał
      gdy spojrzałem w stronę morza, poczułem
      35
      AAAAAAbsolutne spełnienie mnie i wszystkiego