Spis treści

      Blanka RolandoBiała książkaPiekłoPieśń dwudziesta trzecia. Badb Catha kracze

      1
      Krótkie włosy zachodzą mi na oczy
      nie widzę nic prócz ich ostrych końców
      Badb Catha wspaniała, groźna niezwykle
      kracze w dalekich krainach nieznanych
      5
      Wykształcona w dobrej rodzinie przyzwoitych
      Pani kruk, panienka z dziwnym spojrzeniem
      Studiowałam fotografię z ocenami celującymi
      Lubiłam fotografować w czerni-bieli reportaże
      Potem młodziutka, pachnąca wyjechałam do Afryki
      10
      dokumentować narastającą tam wojnę diamentową
      Dzięki dostępnym mi stale pieniądzom żyłam dobrze
      Poznałam go na wytwornym, cukrowym przyjęciu
      tamtejszego króla plemienia morderczego, wężowego
      Zaoferował mi wielkie złoża kokainy i wina
      15
      Zostaliśmy przyjaciółmi, szanował mnie jak siostrę
      spoglądał w me zaczernione, przekontrastowane oczy
      Mówił, że widzi w nich śmierć, którą on kocha
      Podczas jednego z seansów, gdy oblepieni złotem
      bielusieńkie, magiczne mączki z puzderek
      20
      wpadliśmy razem na zły pomysł, przekrzykując się
      Może podał go nam równocześnie jakiś demon
      ta nasza wspólna zgoda, jednomyślność wtedy
      Wiedział on od dawna, że lubię fotografować śmierć
      niby to przypadkową, to zwierząt, to kwiatów dzikich
      25
      Zajmował się narkotykami oraz ich dystrybucją
      był właścicielem paru magazynów z słodyczami
      miał też żelazną czwórkę zajmującą się zabijaniem
      Śmierć drobnych narkomanów, zbyt głośne prostytutki
      rodziny konkurencyjnych handlarzy i niecni klienci
      30
      wioski nie współpracujące z nim, na śmierć skazane
      Ustanowiliśmy układ, utkwił on w nas, mocno związał
      On mi dozwalał robić zdjęcia tym zamordowanym
      w których jeszcze życie się tli, bym mogła oglądać
      napawając się widokiem ich odchodzenia i cierpienia
      35
      Tę noc spędziłam z Tym, co dał mi władzę oglądania
      W mych nozdrzach już czułam wielką tajemnicę
      Me podniecenie, me drżenie było wielkie, niezwykłe
      Pierwszy raz zdarzyło się to w niedalekim porcie
      podczas przeładunku miał być usunięty jeden oszust
      40
      Jechałam w samochodzie, prawie frunęłam jak kruk
      zobaczyć ciepłe pole bitwy, napawać się widokiem
      Strzelanina była krótka, wyszłam, spoglądając na niego
      Błagał mnie o litość i ratunek, powoli i dostojnie
      ustawiłam aparat, zaczęłam go fotografować cicho
      45
      Modlił się chyba, zasłaniał się przed mym uśmiechem
      Podniecenie ogarnęło mnie wielkie, bo Oto Jestem
      Bogini wojny syci swe kontrasty w skali szarości
      jak walczy się ze śmiercią, jak śmiesznie się ucieka
      Innym razem mój ukochany postanowił wybić wioskę
      50
      Pojechałam wraz z nimi, czekałam w furgonetce
      aż zakończą przygotowania do mej uczty wieczornej
      Krzyki kobiet, wrzaski dzieci i męskie płaczliwe głosy
      podniecały mnie do tego stopnia, że cała piałam
      Nie byłam w stanie zapanować nad euforią
      55
      uśmiechem mego wielkiego spełnienia i radości
      Gdy już otworzyli drzwiczki, kaci całowali mnie po rękach
      Nikt się przede mną nie schroni, zabiorę jego duszę
      do mych skrzynek czarnych i tajemniczo zamykanych
      W fotografiach pozowali zmuszeni do ostatniego uśmiechu
      60
      Widziałam te twarze popaprane, anatomiczne konstrukcje
      Dzieci skulone, wyciągające dłonie do skrzydeł kruka
      Kroczyłam między ich ciałami, ja, królowa ich umierania
      Jakże dziwne kwiaty pokrywają tę łąkę, jakże dziwne pole?
      Setek zdjęć, ujęć z różnych śmierci i cierpień wielu
      65
      Me suknie w czarnej krwi umoczone jak opłatek łamany
      Mogłabym ratować ich przed odchodzeniem, tamować
      ich krwotoki, sklejać tętnice przerwane w jednej chwili
      ale białe oblicze wyniosłe unosiło się nad nimi
      Tylko na pamiątkę zachowywałam ich wizerunki, portrety
      70
      portrety trumienne nieznanych żołnierzy, cichych rodzin
      W zielonej, soczystej wilgocią dżungli schowana śmierć
      której i tak nikt nie zauważy, nie osądzi, bezkarne me hobby
      Król koki sprowadził mi nawet chłopca umiejącego wywoływać
      zdjęcia w żółtych kuwetach, suszył je na ciepłym powietrzu
      75
      Wisiały te zdjęcia na sznurkach jak prania, drżały na wietrze
      Zefir muskał je, kołysał te wizerunki, co litości nie doznały
      Mój techniczny wkrótce sam się powiesił na tych sznurkach
      Na którejś z fotografii rozpoznał swe dziecko i żonę dawną
      Wisiał wraz z tymi zdjęciami, kołysał się na ciepłym wietrze
      80
      Nadużywałam słodkich narkotyków, pod rzęsami je nosząc
      Zwycięska w czarnych sukniach u królów afrykańskich
      Sprzedawaliśmy im najlepsze wyroby cukiernicze w okolicy
      wraz z bronią do wojen krwawych i potępiających rzesze
      Nad czarnymi łepkami płynęła biała królowa, język maczająca
      85
      przygryzając z podniecenia do krwi oczy zachodzące mgłą
      na wspaniałych wypoczynkach sprowadzanych z mediolanów
      Mój wielki król zawsze prosił mnie o podjęcie decyzji
      strategiczne było me krakanie głodne śmierci i krwi
      Opowiadałam mu często, jak odchodzą jego wrogowie
      90
      Pokazywałam mu zdjęcia dawnych niepodporządkowanych
      Śmialiśmy się wtedy, pijąc szampan wyborny, kochając się
      na tych zdjęciach, jak na niebie czerwonym bóstwa razem
      a ludy prymitywne odczytują to z konstelacji gwiazd
      Mordowaliśmy wzajemnie swych kochanków z dziczy
      95
      przygodnych, obustronnych, śmiejąc się, ćpając
      Biała jak kokaina królowa nocy rozkoszą i towarzyszem
      Miałam parę tysięcy zdjęć z różnymi trupami pozującymi
      w ekstazach cierpienia, bólu zatrzymanego na papierze
      Śmierć zdarzyła się porą deszczową, gdy odpoczywaliśmy
      100
      po nocnych eskapadach na dachach świata bezkarnego
      Do naszego pilnie obserwowanego pałacu wjechała armia
      Byli wśród nich zbójcy wyszkoleni do przerywania uczt
      W pałacu wszyscy zostali zastrzeleni, nawet psy w ogrodzie
      Gdy wtargnęli do sypialni byłam nieprzytomna, naga
      105
      Podszedł do mnie sędzia, strzelając z hebanowego pistoletu
      w głowę jasną, całą w lokach z dawna zapętlonych w kołtuny
      Zdążyłam usłyszeć tylko krzyk zdziwienia króla mego
      Eksplozje nabojów w mej głowie zapukały krzykiem
      Leżałam jeszcze chwilę na polu bitwy, słysząc swój ból
      110
      napełniając się obficie krwią, dławiąc się nią histerycznie
      Me oczy zamarły i odzyskałam świadomość, znów byłam
      Poczułam wielką moc, mój lot kruka znów był uwolniony
      Poczułam obecność innego boga niedaleko stąd za rogiem
      Uciekłam od niego jak najdalej, moje spojrzenie było przesycone
      115
      Uciekłam do jakiegoś ciernistego gniazda
      gorycz się w nim lęgnie na wiosnę
      Rozbiłam się o bramę, na której rozpoznałam dawne wizerunki
      dawnej świetności, boskości nurkującej w bólu
      Pióropusz został mi zabrany, nagość też została zabrana
      120
      Badb Catha, kiedyś nasycająca się widokiem bitwy
      ucięte ma skrzydła i dziób, i wszystko ucięte
      jestem kadrowana
      skadrowana idealnie
      do ostatniej fotografii