Przybyszewski, Stanisław
2017-12-08
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl).
xml
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-snieg/
pol
Fundacja Nowoczesna Polska
Domena publiczna - Stanisław Przybyszewski zm. 1927
1998
Stanisław Przybyszewski, Śnieg, Stefan Demby druk. Piotra Laskauera i S-ki, Warszawa, 1903.
http://kpbc.umk.pl/dlibra/doccontent?id=11982&from=FBC
Dramat
Modernizm
Dramat współczesny
Śnieg
text
Głuszak, Sylwia
Robert Lachowski
veges
Małgosia
Choromańska, Paulina
Fedorowicz, Magda
Kopeć, Aleksandra
https://redakcja.wolnelektury.pl/media/cover/image/5855.jpg
Snowflake macro, AKX_@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/5855
http://wolnelektury.pl/media/book/pdf/przybyszewski-snieg.pdf
ISBN-978-83-288-5340-9
ISBN
application/pdf
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przybyszewski-snieg.html
ISBN-978-83-288-5341-6
ISBN
text/html
http://wolnelektury.pl/media/book/txt/przybyszewski-snieg.txt
ISBN-978-83-288-5342-3
ISBN
text/plain
http://wolnelektury.pl/media/book/epub/przybyszewski-snieg.epub
ISBN-978-83-288-5343-0
ISBN
application/epub+zip
http://wolnelektury.pl/media/book/mobi/przybyszewski-snieg.mobi
ISBN-978-83-288-5344-7
ISBN
application/x-mobipocket-ebook
Śnieg Stanisława Przybyszewskiego to realistyczno-symboliczny dramat wystawiony po raz pierwszy w 1903 r. Prezentuje wątki i postaci typowe dla epoki modernizmu.
Na scenie spotykają się nerwowy wrażliwy dekadent Kazimierz, jego ogarnięty pasją życiową, witalny brat Tadeusz --- ofiara nieszczęśliwej niszczącej miłości do kobiety fatalnej (Ewy) --- oraz szlachetna i naiwna Bronka (żona Tadeusza). Bronka, chcąc nie chcąc, samą swoją kobiecością i pragnieniem stworzenia domu podcina skrzydła mężowi, który w skrytości ducha tęskni za dawnymi uniesieniami i byłą kochanką Ewą. Akcja dzieje się w ziemiańskim dworku, zimą. Kazimierz i Ewa są gośćmi Bronki i Tadeusza --- w realistycznej warstwie dramatu Kazimierz skrycie kocha Bronkę (miłością niespełnioną i idealną), a Ewa Tadeusza (w sposób zaborczy i niszczący). Każde z nich ma interes w tym, aby prawda wyszła na jaw. Jak łatwo się domyślić, finał nie może być szczęśliwy, co od razu można odczytać w warstwie symbolicznej. Prawdę o kondycji bohaterów ukrywa w sposób symboliczny śnieg --- wzmianki o jego opadaniu i odgarnianiu wpływają na dynamikę dramatu. Ostatecznie okazuje się, że odkrycie prawdy (odśnieżanie stawu) nie prowadzi do wyzwolenia, chyba że za nie uznamy samobójczą śmierć.
Stanisław Przybyszewski
Śnieg
Uwspółcześnienia
pisownia łączna / rozdzielna: bądź-że > bądżże; pozwól-że > pozwólże
co raz > coraz; cobyś > co byś; gdziebym > gdzie bym; niema > nie ma; z za > zza; nietylko > nie tylko; przedewszystkim > przede wszystkim; tobym > to bym; czemużby > czemuż by; jakto > jak to; zapóźno > za późno; zwolna > z wolna; na prawdę > naprawdę; codzień > co dzień; mimowoli > mimo woli; niebardzo > nie bardzo; po za > poza; dlaczegobym > dlaczego bym; nie zdolny > niezdolny; napowrót > na powrót; jaknaprzyładniej > jak najprzykładniej; naoścież > na oścież; itp.
pisownia wielką / małą literą: żyd > Żyd; murzyn > Murzyn; wielki piątek > Wielki Piątek; wielka sobota > Wielka Sobota; itp.
pisownia joty: galerje > galerie, oranżerja > oranżeria; anomalja > anomalia
żonglerją > żonglerią; teorji > teorii; serjo > serio; melancholja > melancholia; portjery > portiery; Epipsychidjonami > Epipsychidionami; kopją > kopią; itp
leksyka i pisownia poszczególnych wyrazów: przypruszył > przyprószył; dwuch > dwóch; giestami > gestami; Conquistadorów > konkwistadorów, ślep' > ślep, szezląg > szezlong.
interpunkcja, np.: kapryśną, jak tyran > kapryśną jak tyran; przez cały wieczór, jak półtora nieszczęścia > przez cały wieczór jak półtora nieszczęścia; A twoje oczy, jak węgle, płoną > A twoje oczy jak węgle płoną; ja bym chciała latać, latać wysoko, jak ptak > ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak (...); itp. [usunięcie przecinka przed "jak"];
Prostuje się, mocny i silny i nagle z wesołym śmiechem głośno klaszcze w ręce > Prostuje się, mocny i silny, i nagle z wesołym śmiechem głośno klaszcze w ręce; A pamiętasz, gdym cię tak schwycił i na piersi podrzucił
i obnosił dokoła pokoju? > A pamiętasz, gdym cię tak schwycił i na piersi podrzucił, i obnosił dokoła pokoju?; Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko, jak ptak, a tylko tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię i tak pragnę, pragnę się wzbić, a skrzydła, jak ołów... > Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak, a tylko tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię, i tak pragnę, pragnę się wzbić, a skrzydła jak ołów...; itp. [dodanie przecinka przed drugim "i"];
(...) jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to, pomimo wstrętu, wypija raz po raz (...) > (...) jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to pomimo wstrętu wypija raz po raz (...); I na to też powiesiłeś w pracowni obraz, przeze mnie malowany, który ci darowałam? > I na to też powiesiłeś w pracowni obraz przeze mnie malowany, który ci darowałam? [usunięcie zbędnych przecinków];
A czymże jest życie? snem we śnie... > A czymże jest życie? Snem we śnie...;
Ewciu! Ewciu! zdawało mi się, że coś mnie ściga > Ewciu! Ewciu! Zdawało mi się, że coś mnie ściga; Och, Jak Tadeusz się ucieszy > Och, jak Tadeusz się ucieszy! [wstawienie dużych liter po kropce, mała litera po przecinku];
Zmiany w zapisie didaskaliów > likwidacja nawiasów, didaskalia wewnątrztekstowe od nowego akapitu, aby odróżnić je od dialogów.
Błąd źródła: cala > cała
OSOBY
TADEUSZ
BRONKA --- jego żona.
EWA --- jej przyjaciółka.
KAZIMIERZ --- brat Tadeusza.
MAKRYNA
LOKAJ
AKT PIERWSZY
SCENA I
KAZIMIERZ---BRONKA
Widz patrzy na wytworny pokój jadalny, z którego poprzez wielkie, wysokie okna i przez oszkloną, zimową oranżerię, widać nagie, szronem okryte drzewa ogrodu
i płaty gęste śniegu. W kącie wielki staroświecki komin, obok polana sosnowe,
które Kazimierz dorzuca nerwowym ruchem raz po raz do ognia. Bronka stoi przy oknie, niespokojnie zapatrzona w śnieżycę.
KAZIMIERZ
Coś ty taka niespokojna? Nie bądźże dzieciakiem. Czego
się lękasz?
BRONKA
Ale, bój się Boga, Kaziu, czy nie widzisz, jaka śnieżyca?
Prawie cały dzień sypie i sypie. Zaspy się potworzyły. Tam za
miastem droga bez drzew na jaki kilometr. Niechże stangret
pobłądzi. Sanki się w rów przewrócą...
KAZIMIERZ
przerywa jej
I cóż z tego? Tadeusz wypadnie w rów. Będzie mu
miękko.
BRONKA
O, jakiś ty brzydki.
KAZIMIERZ
No, nie gniewaj się. Ale patrzę rzeczywiście na was, jak na
dwoje dzieciaków. Wasz stosunek --- to rzadka anomalia. Rok już
jesteście pobrani, a bawicie się w takie czułostki, jakbyście się
dopiero wczoraj poznali.
BRONKA
Ależ to, to właśnie robi nasze życie tak pięknym.
KAZIMIERZ
Oczywiście, oczywiście. Ale powiedz mi, kochana Bronko,
ile miłosnych listów otrzymałaś od twego Tadzia przez ten jeden tydzień, odkąd go w domu nie ma?
BRONKA
Ach, gdybyś wiedział, jaki on piękny list mi napisał! Gdybyś wiedział, jak ja te listy kocham. Tak pięknych słów nikt nie
umie powiedzieć.
KAZIMIERZ
No --- o słowa nietrudno. Ale Tadeusz cię rzeczywiście kocha.
zamyślony
Tak, on cię bardzo kocha. Zazdroszczę wam
waszej miłości i waszego szczęścia.
po chwili
NudaCałkiem
się tu przy was rozmazgaję. Coraz częściej śnią mi się
sentymentalne idylle o jakimś zakątku, gdzie bym przy ukochanej, pieszczonej i pieszczącej kobiecie mógł swobodnie
pracować. Znużyła, znudziła mnie ta wieczna włóczęga
po całym świecie. Zresztą to wszystko blaga. Wrażenie
artystyczne, muzea, teatr, cyrk, Włochy, Paryż --- to blaga, blaga,
blaga. Tylko coraz większa nuda. Wszędzie jedno i to samo,
i tak człowiek wlecze się z kąta w kąt z tą samą ustawiczną
nudą...
BRONKA
Kaziu, Kaziu, jakiś ty smutny. Takiego bezdennego smutku jeszcze nie widziałam.
KAZIMIERZ
A tak.
BRONKA
A gdybyś się zakochał, Kaziu, co?
KAZIMIERZ
Chyba w tobie. Tak, czy tak, już mi do tego niedaleko.
BRONKA
żartując
Ej, ty głuptasie, co byś ty robił z taką prostą dziewczyną,
jak ja. Takie proste, szlacheckie dziewczę to nie dla ciebie.
KAZIMIERZ
ironicznie
Kobieta, MizoginiaOtóż właśnie dla mnie. Mam dosyć tych głupich, próżnych
samiczek pawich, które grają rolę demonów i pieprzą ją mozolną i niesmaczną żonglerią temperamentu i namiętności, dosyć
tych maślankowatych i ckliwych aniołów natchnienia. Dosyć
tych zgarbionych wiedźm, co się rozbijają na łysej górze nauki,
wiedzy i pracy społecznej. Och, wierz mi szczerze, strasznie
zmęczony jestem tymi EpipsychidionamiEpipsychidion --- tytuł utworu Epipsychidion. Wiersze poświęcone szlachetnej, a nieszczęśliwej Emilii Viviani, zamkniętej obecnie w klasztorze św. Anny w Pizie autorstwa Percy'ego Shelleya (1792--1822) ang. poety i dramaturga, jednego z najważniejszych twórców angielskiego romantyzmu., połowami i połowiczkami dusz męskich.
Pociera czoło i rzuca nerwowo parę gałęzi do kominka, chodzi wokół pokoju.
Oto właśnie, czego mi potrzeba, takiej prostej dziewczyny, takiej białej, szlacheckiej
dziewczyny, tak... wieczory całe spędzać z nią razem przy
kominie, z taką niepokalaną, nieświadomą ni grzechu, ni cnoty.
Czuć kobietę przy sobie, która nie zna ani zasad, ani teorii, ani
kierunków, ani żadnych izmów, tylko jest sercem, gorącym, czystym sercem. Ha! zapomniałoby się wtedy o bladze i nudzie.
BRONKA
Och, jak ty się okłamujesz. Dwa dni bawiłaby cię taka
szlachecka dziewczyna, a potem... No, a co potem, to już sobie w duszy dośpiewaj...
KAZIMIERZ
Tak sądzisz?... Ale to dziwna, że ja z taką prostą dziewczyną, jak się nazwałaś, przez cały dzień rozmawiam, ze wszystkiego się jej spowiadam, każdą myśl z nią dzielę i nie tylko
że ani na sekundę nie uczułem nudy, ale przeciwnie, nigdy nie
zaznałem tak dobrych, kochanych dni, jak tu u brata i razem z tobą...
lekko
Wiesz, Bronka, ja się na serio w tobie pokocham.
BRONKA
naśladując ton jego mowy
Gdybyś nie mówił tego wszystkiego tak znudzony, troszkę
smutny, a przede wszystkim zamyślony o całkiem innych sprawach, to bym cię gotowa posądzić o jakiś flircik, który ze mną
chciałbyś rozpocząć.
KAZIMIERZ
śmiejąc się
FlirtA czemuż by nie moja piękna bratowo? Sztuka takiego
niewinnego podniecania siebie i drugich może być bardzo piękną i wytworną... to tak, jakby się człowiek napił kieliszek
ognistego AmontiladoAmontilado (właśc.
Amontillado) --- odmiana sherry, hiszpańskiego wzmocnionego wina..
BRONKA
Ja nie mam ochoty kosztować tego ognistego Amontilado.
roztargniona
Ale co to ma znaczyć, że Tadeusz nie przyjeżdża? Powiadam ci, Kaziu, że stangret rzeczywiście sanki
w rów przewrócił.
KAZIMIERZ
Ale nie bądź tak niecierpliwa, sanna jest utrudniona, śnieg
głęboki, no, a przecież koni nie można na śmierć zajeździć.
BRONKA
No tak, masz słuszność. Swoją drogą, Kaziu, ty twoim
znudzeniem i twoją zimną melancholią tak człowieka rozdrażniasz, tak przygnębiasz, że...
urywa.
KAZIMIERZ
No, że co? Że co?
BRONKA
Że gotowam pobiec i obudzić Ewę... Nie pojmuję, dlaczego ona wiecznie śpi?
KAZIMIERZ
A może i nie śpi.
BRONKA
Więc unika nas.
KAZIMIERZ
Nie, ale czuje, że nam lepiej bez niej.
BRONKA
Brzydki jesteś. To była zawsze moja najbliższa, najserdeczniejsza przyjaciółka. Nie masz wyobrażenia, jak jestem
szczęśliwa, że wreszcie przyjechała, dwa lata jej nie widziałam.
Ale wiesz, Kaziu, doszczętnie się zmieniła. Nie wiedziałam, że
w tak krótkim czasie natura ludzka może się tak całkiem na rębyna ręby (daw.) --- na odwrót, na nice. przewrócić.
KAZIMIERZ
Jak to, zmieniła się?
BRONKA
trochę zakłopotana
Widzisz... ja właściwie mam taki... wstyd pensjonarki...
o tym wszystkim mówić. No, ale tobie wszystko powiedzieć
można, bo ty jakbyś nie był mężczyzną.
KAZIMIERZ
Bardzo słuszna uwaga. Ale opowiedz mi coś o pannie
Ewie, to mnie bardzo zaciekawia.
BRONKA
PrzyjaźńWidzisz, ona sierota i bardzo bogata. I to całe jej nieszczęście, że każdy swój kaprys zadowolnićzadowolnić --- dziś popr.: zadowolić. mogła... Ale nie o tym
chciałam mówić. Byłyśmy razem na pensji i łączyła nas dziwna
jakaś miłość. Ona kochała mnie do szaleństwa, tak, że miłość
jej czasami była dla mnie udręczeniem i męką. To znowu była
tak nieskończenie dobrą, była jagnięciem, z którym się bawić
mogłam: niewolnicą, która myśli na mym czole czytała, to znowu kapryśną jak tyran, zazdrosną o każdą myśl moją, o każde
drgnienie serca.
KAZIMIERZ
No i co potem?
BRONKA
Opiekun odebrał ją po śmierci swojej żony z pensjonatu
i odtąd stała się panią swej woli, swego majątku, swej melancholii,
a może i nudy... Ot, widzisz, Kaziu, to byłaby żona dla ciebie.
KAZIMIERZ
Hm, hm. Ale jeszcze nic o tej zmianie nie mówiłaś, która
tak nagle w niej zaszła.
BRONKA
No, widzisz, widzisz, jaka ja roztrzepana. Zdania dokończyć nie mogę.zamyśla się
Otóż mimo wszystkich swych
kaprysów i gwałtownych wybuchów była ogromnie wesoła, rej
między nami wszystkimi wodziła. Wszystko i wszystkich
umiała wykpić, w pole wyprowadzić A teraz... tak dokładnie
sobie sprawy nie zdaję, tylko czuję, że... wiesz, Kaziu, wstydzę się przyznać; że mi jest jakaś obca... Nie jestem już z nią
tak swobodna, jak byłam, i takie mam jakieś nieuchwytne uczucie lęku i... Ach, jaka ona piękna, widziałeś, jaka ona piękna?
Widziałeś?
KAZIMIERZ
Nie patrzałem dotychczas na nią.
BRONKA
Człowieku, czyś ty ślepy? Nie, rzeczywiście przestałeś być
mężczyzną.
KAZIMIERZ
Przypuszczam, że masz słuszność, ale twój gość poczyna
mnie interesować. No i czemu przypisujesz tę zmianę? Złamanemu sercu? Zawiedzionej miłości?
BRONKA
Ona?... Nie --- nie --- mój Kaziu.
KAZIMIERZ
Jak możesz to tak na pewno twierdzić?
BRONKA
Bo znam wszystkich młodych ludzi, którzy ją otaczali ---
wiem, że się tylko nimi bawiła, a jedyny człowiek, który ją zajmował, to był Tadeusz; ale przeciwnie coś ich od siebie odpychało.
KAZIMIERZ
Jak to, Tadeusz ją znał?
BRONKA
Oczywiście, znał ją, zanim mnie poznał.
KAZIMIERZ
lekko
No i nie pokochali się w sobie?
BRONKA
cofa się, jakby czymś nagle przykro dotknięta
Więc ty sądzisz, że byłabym ją tak gorąco i tak serdecznie
do nas w gościnę prosiła, gdyby nie ta absolutna pewność, że
byli sobie zupełnie obcy?
KAZIMIERZ
Tak, to prawda, a raczej może być prawdą, bo tak dalece
serca niewieściego nie znam.
BRONKA
Lękam się tylko, czy jakiej przykrości Tadeuszowi nie
zrobiłam, że bez jego wiedzy tak ją nagle, gwałtownie do siebie zaprosiłam. Może chciałby przynajmniej przez parę dni po
powrocie być tylko z nami razem... Dla mnie jest ona milszą
od siostry, kocham ją nade wszystko, ale dla Tadeusza jest
obcą.
Słychać dzwonki u sanek zajeżdżających na podwórze.
BRONKA
z radosnym wykrzykiem
Tadek jedzie! Tadek jedzie! O, wreszcie! Wybiega przez
drzwi na lewo.
SCENA II
KAZIMIERZ
Siedzi i patrzy z niewymownym smutkiem za nią, kręci
niespokojnie wąsa, dorzuca gałęzi do kominka, chodzi wszerz i wzdłuż
pokoju, przystaje, chwyta się za głowę i mówi cichym szeptem:
Tak, tak --- za późno --- za późno.
Siada, pali papierosa, apatyczny, zamyślony. --- W przedpokoju słychać
głos Bronki: ,,Mój Tadek najdroższy, mój Tadek?". Kazimierz drgnął
gwałtownie. --- Głos Tadeusza: ,,Ach, jak ja za tobą tęskniłem". Twarz
Kazimierza kurczy się bolesnym, przykrym uśmiechem.
SCENA III
BRONKA
Chodź, chodź, kochanie moje; jak ty przemarzłeś --- chodź,
ogrzejesz się przy kominku.
TADEUSZ
Ale mnie wcale nie jest zimno, dziecko drogie.
Wita się z Kazimierzem.
No, Kaziu kochany, strzegłeś dobrze domu?
Nie zawracałeś Bronce głowy metafizyką i sztuką?
KAZIMIERZ
Gdzież tam, starałem się przede wszystkim Bronkę przygotować na to, że się już od was nie ruszę.
TADEUSZ
A co, dobrze ci tu?
BRONKA
Ale chodźże, Tadziu, chodź do kominka, tyś taki cały
przeziębnięty.
TADEUSZ
Pięknie ci dziękuję za twój kominek, ale z rozkoszą po
tym mrozie zjadłbym coś, bom bardzo głodny.
BRONKA
Dobrze, dobrze, w tej chwili
wybiega.
SCENA IV
TADEUSZ
wesoły i szczęśliwy
Nuda, SzczęścieA co, Kaziu, znalazłem szczęście i spokój. Nigdym nie
śmiał nawet zamarzyć o takim raju. A zanim Bronkę poznałem, zdawało mi się, żem już wszystkie siły do życia stracił.
Serce było suchą jak wiór, dusza obolała i ta straszliwa, piekielna nasza nuda rodowa z wolna już się kładła na mnie, jak ciężka zmora.
KAZIMIERZ
NudaA wiem, wiem, w jakim strasznym, beznadziejnym stanie
znajdowałeś się wówczas. Każdy twój list czytałem z niepokojem, bom lękał się wyczytać: ,,Bądź zdrów, kochany bracie, zanudzam się na śmierć, więc przenoszę się na łono wieczności..." Właściwie się nie lękałem, bo na nudę to jedyny
środek. Ale zawsze to nieprzyjemnie podobny list od brata
swego odebrać... nagle Ale powiedz mi, dlaczego ty, którego
znałem takim dziarskim, kochanym chłopakiem, takim pełnym życia i siły, popadłeś w tę piekielną rozterkę? Mnie
się nie dziwić; bo byłem mazgajem i niedołęgą od dziecka,
ale ty, ty?
TADEUSZ
Długo musiałbym ci o tym mówić, znudziłbyś się opowiadaniem tych strasznych męczarni, które przeżyłem. Byłbym
zmarniał, gdybym nie był Bronki poznał.
KAZIMIERZ
niedbale
Czy kobieta była tego przyczyną?
TADEUSZ
Tak i nie... Czy ja wiem... Nieokreślona jakaś tęsknota,
za kim i za czym --- nie wiem.
KAZIMIERZ
Czy kobieta ta była zła? Przewrotna?
TADEUSZ
Nie, przeciwnie. Ona tylko straciła zdolność do życia.
Zamęcza siebie i innych. Opanowało ją jakieś obłędne pragnienie zniszczenia. Ach, jak ja się męczyłem!
KAZIMIERZ
No, i co potem?
TADEUSZ
Potem?... Hm... Chciała być niewolnicą, a musiała być
panią. A ja za bardzo lękałem się utracić ją, a okiełzać jej nie
umiałem. Pogardzałem sobą. Nienawidziłem jej i siebie. Na
nic się nie zdało.
KAZIMIERZ
No --- i...?
TADEUSZ
Skończyła się rozpaczna ballada.
KAZIMIERZ
No i odtąd nigdy jej już nie widziałeś?
TADEUSZ
Ostatni znak życia dostałem w dzień ślubu. Otrzymałem
od niej tak serdeczny, gorący i wylany list, że o wszystkich
krzywdach zapomniałem.
KAZIMIERZ
A może to był tylko zły i mściwy podstęp kobiecy?
TADEUSZ
O, nie. Była Bronki przyjaciółką, kochała ją namiętną miłością i była rzeczywiście szczęśliwą, że Bronka wychodzi za
człowieka, którego ona, jak pisała, co najwyżej mogłaby unieszczęśliwić.
KAZIMIERZ
badawczo
I już jej potem nie widziałeś?
TADEUSZ
Nie.
KAZIMIERZ
I nigdy o niej nie myślisz?
TADEUSZ.
Nie. W moim sercu i mózgu tylko dla Bronki miejsce.
KAZIMIERZ
A gdybyś ją nagle ujrzał?
TADEUSZ
zamyślony
Gdybym ją ujrzał? Nie... to by już na mnie żadnego wrażenia nie zrobiła. Miłość ku niej dawno się już spopieliła.
A zresztą, czy ja wiem, czy to miłość była. Może to tylko junacza ambicja człowieka, który nigdy oporu nie doznał, i który
się do szału tym rozdrażnił, że nie mógł zdobyć zupełnie kobiety, którą chciał posiąść. Dodaj do tego wstyd, jaki czułem
przed samym sobą, uczucie niepewności i niezaspokojonych
pragnień, a może będziesz miał dokładny obraz ówczesnego
stanu mojej duszy. Wstaje, przechadza się po pokoju. Gdybym ją ujrzał... tak nagle... hm... Może by tam coś na dnie
mojej duszy drgnęło...
KAZIMIERZ
Zdaje się --- że nie jesteś bardzo pewnym siebie.
TADEUSZ
Gdybym Bronki nie miał przy sobie. Ale widzisz, ja z moją energiczną i silną naturą nie czułem się dobrze w tych średniowiecznych, zimnych i smutnych murach, w których tamta
tylko żyć umiała. Tam straszyło po nocach. Tam zagościły
widma i mary. Energia topiła się jak wosk w ogniu. A ta
wściekła melancholia wyżerała mi tuktuk --- szpik kostny. z kości. A patrz: mój łeb
stworzony na to, by się w słońcu kąpać, a moje pięści na to, by
z większą jeszcze potęgą ode mnie iść w zapasy, jeżeliby tego
zaszła potrzeba.
Prostuje się, mocny i silny, i nagle z wesołym
śmiechem głośno klaszcze w ręce.
A bywajże, Bronka, bywaj!
BRONKA
zza sceny
Zaraz --- zaraz.
KAZIMIERZ
Gdzieś ty Bronkę poznał?
TADEUSZ
A u wuja mojego. W lesie, jechała konno, koń jej się spłoszył czymś przestraszony. Patrzę, dziwię się takiemu szalonemu pędowi, alem zrozumiał, że takiego galopu amazonka nie
pragnęła, chociaż się bardzo dzielnie trzymała. W jaki sposób
konia osadziłem na miejscu, tego już nie wiem. Odleżałem awanturę przez parę tygodni, alem zyskał Bronkę, spokój i szczęście.
KAZIMIERZ
z ironicznym uśmiechem
Ciekawa przygoda.
TADEUSZ
A tak, ciekawa. Tak ciekawa, że dopókim o tych przygodach czytał w romansach, bo z rozpacznej nudy czytywałem nieraz romanse, nie myślałem, że takie historie i w życiu zdarzyć się mogą.
SCENA V
Wchodzi Bronka, a za nią lokaj z tacą pełną przekąsek i nalewek.
BRONKA
Tuląc się pieszczotliwie do Tadeusza, głaszcze go ręką
po twarzy.
Jakiś ty niecierpliwy. Przecież ja sama chciałam ci to
wszystko przyrządzić.
TADEUSZ
Ale na co tak dużo?
BRONKA
Do kolacji jeszcze daleko, jedz --- jedz.
TADEUSZ
nalewa wódkę i pije de Kazimierza, je zakąski i mówi
jedząc
A też to śnieżyca, że świata przed oczami nie widać. Zaspy po pas.
BRONKA
Ach, jak ja się o ciebie lękałam.
KAZIMIERZ
żartem
A tak, najstraszniejsze obrazy twoich mąk i cierpień pod
przewróconymi sankami majaczyły jej się przed oczami.
TADEUSZ
obejmuje jej głowę
O, ty, niepoprawny dzieciaku, ani na krok się od ciebie
ruszyć nie mogę.
BRONKA
Bo wiem, że przy mnie nic ci się złego nie stanie.
TADEUSZ
zrywa się nagle
Ależ to dziwne! Pamięć moja gorsza niż u kury. Zaraz
zaraz przyjdę
idzie ku drzwiom.
BRONKA
Dokąd idziesz?
TADEUSZ
Zaraz, zaraz, kochanie... niespodzianka
Znika w przedpokoju.
Za sceną silny głos Tadeusza: Paweł, Paweł!
SCENA VI
BRONKA
wesoła jak dziecko
Pewno mi znowu zrobił jaką kosztowną niespodziankę.
Muszę się na prawdę na niego pogniewać, bo już mam w bród
aksamitów, jedwabi, tych kosztownych materii, którymi mnie
zasypuje.
KAZIMIERZ
Kocha cię, a dla kochającego mężczyzny to wielka rozkosz takie niespodzianki robić. Ale słuchaj, Bronka, tyś mu też
taką niespodziankę zrobiła. Myślałem teraz nad tym, czy mu
będzie przyjemna. Tadeusz teraz taki szczęśliwy, a to szczęście
we dwoje jest zazdrosne i egoistyczne. Lękam się czasami, że
ja wam zawadzam, a cóż dopiero kobieta, która, jak mówiłaś,
jest Tadeuszowi obcą...
BRONKA
żywo
Nie... nie... właśnie nie. W tym tkwi cała nasza przebiegłość kobieca. Jeżeli się chce zachować miłość mężczyzny,
to trzeba go raz po raz od siebie odsuwać, raz po raz samopas
go puścić. Dobrze zrobiłam, dobrze zrobiłam. Ja z Ewą będę
się bawiła, grała, czytała, a on niech się włóczy po polowaniu,
odwiedza sąsiadów, targuje się z Żydami o ceny zboża i wraca
co dzień z większą jeszcze tęsknotą.
KAZIMIERZ
ze smutną ironią
Nie myślałem, żebyś umiała się posługiwać tak wyrafinowaną taktyką.
BRONKA
ze śmiechem
Wcale nie wyrafinowaną, tylko dobrze wypróbowaną przez
nasze matki i babki.
KAZIMIERZ
Dobrze, dobrze, tylko się lękam, żeby coś Tadeuszowi dziś
humoru nie popsuło. Kocham go, gdy widzę w nim tę siłę
i ten rozmach życiowy, i tę spokojną równowagę człowieka
pewnego siebie, którą posiadł przy tobie.
BRONKA
O Tadeusza się nie lękaj. Bylebyś ty tylko nie chodził
przez cały wieczór jak półtora nieszczęścia, i bylebyś mnie samej humoru nie psuł. Przeproś, pocałuj w rękę.
KAZIMIERZ
trzyma jej rękę, ale nie całuje i patrzy jej w oczy
BRONKA
No, co to ma znaczyć?
KAZIMIERZ
Nic, pozwalam sobie tylko na ten luksus, by potrzymać
twoją dobrą, kochaną, ciepłą rączkę dziecka. To tak, jakby mi
coś wokoło serca tajało.
Całuje ją w rękę. Bronka patrzy na
niego przeciągle.
BRONKA
Ty, Kaziu, jesteś rzeczywiście bardzo smutny i znużony.
KAZIMIERZ
Tak to bywa, jeżeli się człowiek nie narodzi pod tym czepkiem szczęścia, pod którym się Tadeusz urodził.
SCENA VII
Wchodzi Tadeusz, rozwija kosztowny jedwabny szal u nóg Bronki.
Tym szalem powinienem był zasiać drogę od sanek aż do
progu naszego domu, gdyś przed chwilą wybiegła na moje
spotkanie. Tymczasem ja, ostatni z ostatnich, zapakowałem tę
cudowną tkaninę pod siedzenie i całkiem o niej zapomniałem.
BRONKA
rzuca mu się na szyję
Mój złoty, mój ty słodki, mój ty niepoprawny rozrzutniku!
KAZIMIERZ
patrzy na nich chwilkę, potem wstaje
No zostawiam was waszemu szczęściu, ja tymczasem parę
listów napiszę. do Bronki
A na kolację, na tę wielką uroczystość, trzeba będzie chyba frak przywdziać.
BRONKA
A jakbyś ty mi się śmiał inaczej na oczy pokazać?
KAZIMIERZ
A więc do widzenia!
Wychodzi, zatrzymuje się chwilę przy
oknie i mruczy.
Och, kiedyż ten śnieg padać przestanie!
Obraca się do Tadeusza: Ej, Tadeuszu, jakiś ty szczęśliwy, że śnieg
ci duszy smucić nie potrzebuje wychodzi.
SCENA VIII
BRONKA
patrząc za Kazimierzem
MelancholiaCo Kaziowi brak? On taki dziwnie smutny, zamyślony.
TADEUSZ
Źle ci z nim? Jeszcześ się do niego nie przyzwyczaiła?
BRONKA
Ach, wiesz przecie, jak mi dobrze. On tak działa, jak to
łagodne, bezżarne słońce jesienne. Trochę z nim smutno, ale
dobrze i cicho.
TADEUSZ
A tak, tak. Ród nasz ginie. On i ja, myśmy ostatnie, słabe,
jesienne latorośle na starym, a kiedyś tak krzepkim pniu naszego rodu.
BRONKA
W Kazimierzu ród wasz ginie, tak, ale nie w tobie. Ach,
jakiś ty silny, mocny, jak ci szczęście i moc z twarzy bije.
TADEUSZ
obejmuje ją, prowadzi do kominka i sadza obok siebie
To twoja miłość, twoja miłość dała mi tę moc i siłę.
BRONKA
A twoje oczy jak węgle płoną, jakbyś cały świat chciał
zagarnąć, to znowu takie słodkie i dobre, bierze jego głowę,
tuli do piersi i całuje jego oczy
żebym je mogła całować ---
całować bez końca --- bez pamięci...
TADEUSZ
kładzie głowę na jej piersi
Ty moje szczęście jedyne, jak ja kocham tę twoją piękną
miłość.
BRONKA
bawi się jego włosami
Ach, jakie ty masz dziwnie miękkie włosy. Wiesz, mam
wrażenie, że się włosów nie dotykam, tylko jakiejś nieskończenie miękkiej, puszystej roślinności... Wiesz, przed dworem
mego ojca był kłąb takiej delikatnej, puszystej trawy, nie uwierzysz, z jaką rozkoszą tarzałam się w niej. Tak bym się w twoich włosach tarzać chciała.
Całuje jego włosy.
TADEUSZ
A pamiętasz, jak się wtedy koń pod tobą spłoszył?
BRONKA
Byłam w śmiertelnym lęku, straciłam przytomność, a równocześnie czułam dziwną rozkosz być niesioną przez to silne,
nieokiełznane, harde, piękne zwierzę.
TADEUSZ
A pamiętasz, gdym cię tak schwycił i na piersi podrzucił,
i obnosił dokoła pokoju?
Bierze ją na kolana, ona obejmuje
rękoma jego szyję.
BRONKA
Mój ty --- ty jedyny. Podobno jest jakiś zwyczaj, że młoda
dziewczyna powinna przy ołtarzu płakać, rozpaczać, alem ja nie
płakała --- krzyczeć, krzyczeć pragnęłam ze szczęścia i uniesienia,
krzyczeć z radości, że niezadługo popędzimy sankami w uprzęży twych dzikich ogierów do ciebie, do twego domu...
TADEUSZ
Pamiętasz tę noc styczniową, niebo się skrzyło, zmarzły
śnieg się skrzył, a konie pędziły, że całe pianą były zlane.
Obejmuje ją coraz silniej.
BRONKA
Och, przytul mnie tak, przytul do siebie, tak jak wtedy,
gdyś mnie całą pod twoje wilczurywilczura --- wyprawiona skóra z wilka używana jako okrycie. schował. Odsuwa się nagle od niego.Ale powiedz, dlaczegoś ty, gdyśmy już w domu
stanęli, dostał nagle takiego zimnego, stalowego błysku w oczach?
TADEUSZ
Kładłem krzyżyk na moją przeszłość.
BRONKA
Jakąś ty miał przeszłość?
TADEUSZ
Jaką przeszłość... Ho... bogatą i strasznie smutną przeszłość... Całą Golgotę męczarni i bólu, całą Gehennę wewnętrznych walk, szamotań się ze sobą, upadków, rozpaczy, pogardy
dla siebie i całego świata...
BRONKA
Kochałeś kiedy?
TADEUSZ
Czy ja wiem, czy to była miłość? Może być, że mi się zdawało, że kocham. Nie chcę stawiać teorii, co jest miłością, a co
nią nie jest, ale zdaje mi się, że w każdej miłości musi być duma, królewska pewność siebie i tej istoty, którą się kocha, a tę
pewność uczułem jedynie przy tobie.
BRONKA
głaszcze go
Tadek, bądź szczerym. Mówiłam dziś z Kazimierzem dużo
o Ewie.
TADEUSZ
zdziwiony, trochę chmurny
O Ewie?
BRONKA
Tak, o Ewie. Co się pan mój tak zachmurzył?
TADEUSZ
Nie, tylko mi się przypomniało, że już w pierwszych tygodniach po ślubie chciałaś się przed nią pochwalić naszym
szczęściem, a ja niczego nie pragnę, tylko żyć z tobą, jedynie
z tobą, bo szczęście w miłości jest niezmiernie delikatne i może
być zakłócone lada drobnostką.
BRONKA
lękliwie
Jaką?
TADEUSZ
Najczęściej atmosferą obcego człowieka. A ty wiesz, że
Ewa bardzo się zmieniła... Kazimierz cichy i smutny, słusznie
powiedziałaś, działa dobrze i łagodnie jak słońce jesienne, ale
ona jak krater wygasły na pozór, ogień z niego lada chwila wybuchnąć może.
BRONKA
Skąd ją tak dobrze znasz?
TADEUSZ
Skąd? Przecież wiesz, że ją raz po raz widywałem. Zaciekawiła mnie, jak Kazimierza jeszcze do niedawna zaciekawiał jakiś nieznany obraz albo jakiś okaz egzotyczny, kwiat
lub zwierzę.
BRONKA
nieśmiało i lękliwie
Tadziu! Tadziu!
TADEUSZ
zdziwiony
No, co, moje dziecko, co?
BRONKA
Widzisz, słyszałam, że miłość słabnie, gdy ludzie zawsze
są ze sobą razem, że potrzeba im chwilowego rozłączenia, że trzeba im raz po raz iść samopas, by miłość w ustawicznej świeżości podtrzymać i by z większą jeszcze tęsknotą do
siebie wracali... Nie wiem, co mi tę myśl podsunęło, ale ja
chciałabym, byś teraz na polowanie jeździł, byś sąsiadów odwiedzał... a znowu nie mogłabym tak sama cały dzień siedzieć,
na ciebie czekać...
SCENA IX
Odchylają się ciężkie portiery prowadzące do przybocznego pokoju
i w drzwiach staje Ewa. Patrzy, trupioblada, z wyrazem zaciekłego
smutku na Tadeusza i Bronkę, którzy, zwróceni w stronę kominka,
nie widzą jej.
BRONKA
Czy mam słuszność, Tadziu, co? Powiedz, wszak tak?
TADEUSZ
Ależ, dziecko drogie, skąd ci się takie myśli wzięły? Czyż
może człowiek po całorocznym pożyciu więcej kobietę kochać,
niż ja cię kocham, i więcej za nią tęsknić niż ja za tobą?
BRONKA
Tadziu, twoje listy, twoje najukochańsze, drogie listy...
A ten ostatni --- taki piękny, jeszcze go na piersiach noszę.
Wyjmuje list zza stanika i całuje go gorąco.
EWA
która się na chwilę wycofała za portierę przyległego pokoju
stanowiącego zimową oranżerię, przechadza się tam i z powrotem
w nerwowym niepokoju. Nagle:
Słyszę głosy w pokoju. Dywany wasze za miękkie, byście
mogli moje kroki posłyszeć.
TADEUSZ
zrywa się
Co to? Kto to?
EWA
Można wejść?
BRONKA
Tadek, co ci się stało? Patrzy na niego przeciągle i idzie
ku drzwiom. Ale chodźże, chodźże, Ewo, chodź. Och, jak Tadeusz się ucieszy! Rozchyla na oścież portiery. Tadeusz patrzy jakby śnił. Ewa wchodzi i równocześnie kurtyna zapada.
Koniec aktu pierwszego.
AKT DRUGI
SCENA I
Ten sam pokój. Zmrok popołudnia zimowego. Za oknem skrzy się biały całun
śniegu, na kominku ogień. Scena przez chwilę pusta. Po chwili wchodzą: Tadeusz i Ewa.
EWA
podbiega do kominka i grzeje sobie ręce
Och, jak mi zimno, jak mi zimno, a zdawało mi się, że się
przy was rozgrzeję.
TADEUSZ
Ty się nigdzie nie rozgrzejesz.
EWA
Co? Przecież na to przyjechałam, żeby przy waszym
szczęściu moje serce rozgrzać.
TADEUSZ
ironicznie
Aby je móc nagrzać, trzeba nasamprzód je mieć.
EWA
przeciągle
Ta-a-k?...
TADEUSZ
A tak... Ale dajmy temu wreszcie spokój. Przez cały czas
naszej przechadzki,patrzy na zegareka trwało to przeszło
trzy godziny, dosyć już chyba komplementów sobie nagadaliśmy, może zaczniemy o czym innym mówić.
EWA
Zacznij ty... ale naprzód każ światło zapalić... tu zmrok,
melancholijny ogień na kominku... skrzący blask śniegu za
oknami, te miękkie dywany, portiery... Ha --- ha... to niebezpieczne --- to budzi niepokój, wznieca tęsknotę... Zamyślona,
ogląda się dokoła.Czyś ty sam to mieszkanie urządzał?
TADEUSZ
Sam.
EWA
Z całą świadomością tego, co robisz?
TADEUSZ
Z całą.
EWA
A wiesz, że twoje mieszkanie jest kopią mojego.
TADEUSZ
Wiem.
EWA
A dlaczegoś to zrobił?
TADEUSZ
By moich sił spróbować, przekonać się, żem już odwykł,
zapomniał, zdusił zmorę w sobie.
EWA
uśmiechając się
I na to też powiesiłeś w pracowni obraz przeze mnie malowany, który ci darowałam?
TADEUSZ
Byłaś w mojej pracowni?
EWA
Przez noc całą w przeddzień twego przyjazdu.
TADEUSZ
I coś tam robiła?
EWA
Com ja robiła?... Byłam szczęśliwa, że mnie kochasz
i za mną tęsknisz.
TADEUSZ
Tym razem mocno się pomyliłaś.
EWA
Nie, nie, ja się nie pomyliłam. Twoja pracownia wygląda
raczej na tę świątynię, w której godzinami całymi odrywasz się
od twojego szczęścia, od twego ciepłego zakątka, od koralowych ust Bronki, aby tam szarpać sobie serce i tęsknić
za tym, co ci dziwną rozkosz sprawia, wszystkimi siłami
pragnąć tego, co ci krew w szał wpędza. Och! pragnąć, tęsknić, tęsknić...
TADEUSZ
Za czym?
EWA
Za tym, co ci ból i pragnienie niezaspokojone sprawia.
Tyś do walki stworzony --- tyś marzył kiedyś być wodzem, nowe
światy tworzyć. Przystanąć na to tylko, by śród trupów i rumowisk zdjąć szyszak z głowy, by tylko uznojone czoło
obetrzeć... Nie dla ciebie ciche zakątki, miękkie dywany,
wesołe kominki. Dobre to dla twego brata, któremu dusza spopielała.
TADEUSZ
patrzy na nią poważnie
Przede wszystkim, powiedz mi, po coś tu przyjechała? Bo
przecież chyba nie masz takich zbrodniczych instynktów, by
przemocą burzyć szczęście dwojga ludzi, i to człowieka, któremu o mało co życia nie zniszczyłaś.
EWA
śmiejąc się pusto
O mało co... Jaka szkoda, żem cię tak prędko z moich
rąk wypuściła.
TADEUSZ
Tyś mnie nie puszczała, ja się sam oderwałem.
EWA
zamyślona patrzy nieruchomie w ogień
Tak, to prawda. Podziwiałam twoją siłę i wtedy dopiero
cię pokochałam...
TADEUSZ
śmieje się szyderczo
Wiem już, wiem. Ale pozwól tylko, bo mi ustawicznie
przerywasz. Odpowiedz mi wreszcie na moje pytanie: po coś
tu przyjechała?
EWA
To nie wiesz, że Bronka usilnie mnie prosiła? Że może nawet uciekła się do niewinnego kłamstwa, by mnie tu sprowadzić: pisała mi, że jest chora.
TADEUSZ
Nie powinnaś była przyjeżdżać.
EWA
zdziwiona
Dlaczego? Przecież mnie ustawicznie wołałeś, przecież
ustawicznie za mną tęskniłeś!
TADEUSZ
Ja za tobą tęskniłem, ja ciebie wołałem!? Ależ ja zupełnie
o tobie zapomniałem.
EWA
smutno
Tyś o mnie nie zapomniał. Cały twój dom jest mną przesiąknięty. Jak tylko przekroczyłam próg twego domu, czułam,
że to mój dom, że tu niepodzielnie panuję, że sama jedna wypełniam wszystko naokół.
TADEUSZ
Ha... ha... myślisz o meblach. No, więc ci powiem, że
umyślnie starałem się wzorować na twoich pokojach, bo, widzisz,
jeżeli na przykład pijak odzwyczaja się od wódki i chce się
przekonać, czy się rzeczywiście odzwyczaił, to pomimo wstrętu
wypija raz po raz jeden, dwa kieliszki. Jeżeli nie zapragnie całej
flaszki, to znak, że się z pęt nałogu wyzwolił. Rozumiesz? Umyślnie tak się urządziłem, by wszystko mi ciebie przypominało...
EWA
złośliwie
A jednak...
TADEUSZ
Jednak nigdy o tobie nie myślałem, nawet we śnie mi się
nie zamajaczyłaś.
EWA
dorzuca gałęzi do ognia, jakby nie słyszała, co Tadeusz
mówi
Nacierpiałeś się, biedaku. W twojej duszy musiała być
straszna kłótnia i swar, i rozterka. Mieć wszystkie warunki do
szczęścia i być bogatym, mieć wszystko na skinienie, przy tym
żonę, która kocha i którą się kocha... A kochasz ty ją rzeczywiście? Możeś ty tylko syt walki i bólu, i cierpień, a teraz
przez chwilę śród trupów i rumowisk zdjąłeś bojowy szyszak
i ocierasz potem uznojone czoło?
TADEUSZ
szyderczo
Bawiły mnie kiedyś twoje przenośnie, dziś mi już nic nie
mówią.
EWA
nie zważając
Tyś tylko dlatego szczęśliwy, by móc spocząć w najzieleńszej z dolin, by góry szturmować... Odwraca się znowu zamyślona do komina.Ach, jakbym ja cię wtedy kochała.
TADEUSZ
Słuchaj, Ewa, ty musisz opuścić mój dom. Przestańmy
się bawić w domyślniki i niedopowiedziane słówka. Wiesz, jak
cię kochałem. Śnieg, biały, miękki śnieg, przyprószył wszystkie
wspomnienia, i ból, i walki, i cierpienia, a gdy śnieg zniknie...
EWA
No, to i cóż?
TADEUSZ
To byłoby źle.
EWA
Dla kogo?
TADEUSZ
Dla ciebie, dla mnie, a przede wszystkim dla Bronki.
EWA
przeciera sobie czoło
Dla Bronki, dla Bronki. Och, ja ją bardzo kocham... po
chwiliBronka będzie bardzo nieszczęśliwą...
TADEUSZ
podchodzi ku niej i siada obok niej
Słuchaj, ale słuchaj dobrze i postaraj się zrozumieć to, co
ci powiem. Masz zwyczaj udawać, że nie słyszysz, ale teraz
bądź łaskawa poświęcić ten piękny zwyczaj, bo ta zabawka nie
na miejscu.
EWA
obojętnie
Słucham i postaram się zrozumieć.
TADEUSZ
Przyznam się szczerze, że jestem rzeczywiście rozdrażniony i zaniepokojony, więcej ci jeszcze powiem, często nawet myślałem o tobie, tęskniłem nawet za tym cierpieniem, któreś mi
dawała, być może tęskniłem za tą męką, którą przy tobie przeżyłem, ale teraz zostaw mnie w spokoju. Bronkę kocham, przy
Bronce zostanę.
EWA
Kobieta demonicznaZostaniesz, to ją zamęczysz. Rany w twoim sercu odnowiły się, lecisz w ogień jak ćma, od chwili, jak posłyszałeś mój
głos za tą kotarą, runął od razu ten pałac z kart, który tak mozolnie i z takim trudem wybudowałeś, a nazwałeś swoim
szczęściem.ironicznieHe... he... mnie nie okłamiesz. Tobie ciasno tu w tym cichym, ciepłym zakątku. W tobie rwie się
wszystko, zapory łamać, światy zdobywać! Tyś ostatni z tego
wielkiego, pięknego rodu konkwistadorów, którym głupi zakątek, zwany Europą, nie wystarczał.
TADEUSZ
zgryźliwie
Pięknie dziękuję za te nowe światy, które mogę zdobyć
tym, że wyrżnę jakieś niewinne, głupie stado baranów.
EWA
To nie to. Trzeba nasamprzód morze ujarzmić, góry rozkopać, trzeba przejść wszystkie męczarnie i wszystkie rozkosze,
by się ten nowy świat przed oczyma odsłonił, a to, że przypadkowo taki konkwistador żelazną nogą nastąpi na jakiś kwiat,
cóż to znaczy.przeciągle i jakby ospaleCóż z tego,
że wytnie się, choćby najpiękniejszy las, by oczy swoje nowym
i nieznanym jeszcze cudem upoić...
TADEUSZ
I cóż dalej... dalej...
EWA
Z wolna... z wolna... Nagle śmieje się.Ha... ha... jak
się w tobie ustawicznie burzy namiętna, żarna krew konkwistadora. patrzy na niego i znowu opada Trzeba naprzód morze
ujarzmić, góry rozkopać, żelazną stopą zgnieść jakiś kwiat.
TADEUSZ
groźnie
O Bronce myślisz?
EWA milczy, rozgrzebuje łopatką ogień i dorzuca świeżych gałęzi.
TADEUSZ
tajemniczo
O Bronce?
EWA
obojętnie
Zgadłeś.
Milczenie, podczas którego Tadeusz wzburzony przechadza się
po pokoju.
TADEUSZ
podchodzi ku niej
Ewo, proszę cię, błagam, zostaw nas w spokoju.
EWA
Ależ ty już spokoju mieć nie będziesz.
TADEUSZ
Wiem, wiem już o tym, ale Bronka go będzie przynajmniej miała.
EWA
Widzisz, Tadeuszu, tyś już oślepł na wszystko, co cię otacza. Czy nie widziałeś, jak cię śledziła niespokojnymi oczyma,
jak jej oczy wylękłe jak spłoszone jaskółki spoczywały na mnie
i na tobie... Och, ja ją bardzo kocham... Nie widziałeś, jak
była podniecona tym nienaturalnym podrażnieniem, jak się ustawicznie zwracała do Kazimierza, jakby u niego pomocy szukać
chciała...
Milczenie, Tadeusz chodzi ustawicznie wzdłuż i wszerz pokoju.
TADEUSZ
Hm... sądzisz więc, żem na to stworzony, by nowe światy zdobywać. Po co?
EWA
By żyć pięknie i być pięknym.
TADEUSZ
A jeżeli się nie umie zdobyć?
EWA
To legnie się, i to jest pięknym.
TADEUSZ
A jeżeli to wszystko jest daremną szarpaniną, bezmyślnym
niszczeniem siebie i wszystkiego naokół?
EWA
I to jest piękne. Człowiek, który się szarpie i targa, męczy
i pragnie czegoś, chociaż nie osiągnie nigdy celu, jest piękny.
TADEUSZ
A jeżeli pragnie tylko ciszy, spokoju, cichego zakątka, ciepłego kominka?
EWA
To dla Kazimierza.
TADEUSZ
A dla mnie?
EWA
patrzy przeciągle na niego i uśmiecha się
Dla ciebie? --- ja --- tylko ja --- jedyna ja.
Kobieta demonicznaTADEUSZ
zatrzymuje się przed nią; stłumionym głosem
Dlaczego, dlaczego wtedy, gdym wszystko kładł u twych
stóp, wtedy, gdym z tobą i przez ciebie mógł był zdobyć te
nowe światy, o których mi teraz mówisz, dlaczegoś mnie wtedy
odpychała i odrzucała?
EWA
Boś nie umiał być moim panem.
TADEUSZ
A teraz?
EWA
Teraz cię kocham, kocham za to, żeś chciał o mnie zapomnieć, za to, żeś chciał się przełamać, bo tylko silni umieją się
przełamać. Kocham cię całą tęsknotą i lękiem, że nie zechcesz być moim.
TADEUSZ
śmieje się nerwowo
Trzeba lampę zapalić. Bronka lada chwila nadejdzie. Gotowa twoje literackie urojenia urzeczywistnić i mnie posadzić,
że spędzani z tobą słodkie heures de confidenceheures de confidence (fr.) --- godziny zaufania..
Zapala
lampę. Milczenie.
EWA
obojętnie
Długo się tak po świecie włóczyłeś?
TADEUSZ
patrzy na nią zdziwiony, ale wpada w ten sam ton
A długo, prawie dwa lata.
EWA
Podobno w Afryce byłeś?
TADEUSZ
szyderczo
Byłem, ale tam wszystko, co było do odkrycia, to już
StanleyStanley Henry Morton, właśc. John Rowlands (1841--1904) --- pisarz, dziennikarz, badacz Afryki. Brał udział m.in. w krwawej kolonizacji Kongo. odkrył, a ja się zabawiałem polowaniem na tygrysy...
Masz rację... ha... ha... ha... Ja jestem stworzony na konkwistadora. Kiedy w moich oczach tygrys dwóch Murzynów
rozszarpał, tom doprawdy nie miał uczucia triumfu...
EWA
szyderczo
Tylko?
TADEUSZ
I... najprostsza myśl przeleciała mi przez głowę, że teraz
na mnie kolej przyjdzie.
EWA
drwiąco
I nie miałeś broni przy sobie?
TADEUSZ
tym samym tonem
Naboje zamokły.
EWA
I nie lękałeś się śmierci?
TADEUSZ
Pragnąłem jej. Toć to także piękne --- być rozszarpanym
przez jakieś królewskie zwierzę.
EWA
Tak, to piękne... Ale słyszę, że Bronka wraca.
Słychać,
jak drzwi od przedpokoju się otwierają; głośna rozmowa Bronki z Kazimierzem.
SCENA II
Bronka i Kazimierz wchodzą.
BRONKA
sztucznie podniecona
Ach, gdybyście wiedzieli, co za cudna jazda była. Och, te
skry śniegu zmarzłego na lodzie, księżyc, księżyc... ach, jakie
to cudowne. Co, Kaziu, sam mówiłeś, że to cudowne. zwrócona do Ewy Jutro koniecznie musisz iść z nami, to wszystko
jakby dla ciebie stworzone: śnieg, księżyc i Kazio, Kazio. Ha...
ha... ha... patrz, Kazio taki znudzony, a nie widziałam człowieka, który by się tak pięknie ślizgał.
KAZIMIERZ
Bronka, jak zwykle, przesadza, wcale tak cudownie nie
było. Staw nie był cały zamieciony, a kochana moja bratowa
bawiła się tym, żeby brnąć w śniegu po kolana.
BRONKA
roztargniona
Ach, jak on kłamie, jak on kłamie... O ty niedobry...
nagle do Tadeusza
Tadziu, możeś niezadowolony, że tak
długo pozwoliłam sobie wolności używać? Ale widzisz, kochanie, wiedziałam, że jesteś z moją drogą Ewą, chciałam umyślnie, byście razem zostali, chciałam, żebyś wreszcie po roku zrzucił ten kitel chreczkosieja i z Ewą pobujał tam, gdzie mnie
biednej za wysoko. Tuli się do Ewy.Och, jakaś ty, Ewo, szczęśliwa, tyś całkiem inna niż my wszystkie. Ach, jak cię dobrze
pamiętam, wtedy, gdy po moich zaręczynach przyjechałam
do ciebie. Słyszysz, Tadziu? Pokój był taki sam, taki samiuteńki, jak ten, w którym teraz siedzimy...jakby się ze
snu budziłaEwa, to dziwne, ten pokój był zupełnie tak samo
umeblowany jak nasz.
EWA
Ależ, Broniu, cóż w tym dziwnego, to chyba już zupełnie
przypadkowe.
TADEUSZ
zimno
Widocznie ten sam tapicer urządzał mieszkanie panny Ewy
i moje.
BRONKA
Hm... oczywiście. Pamiętasz, Ewciu, jak siedziałyśmy
przy kominku? Patrzyłaś w ogień, a ja ci opowiadałam bez
końca, bez końca, nie wiem już nawet, co paplałam, tyś była
taka dobra, taka cierpliwa... Wybucha nagle śmiechem, Tadeusz podchodzi ku niej czule.
TADEUSZ
Co tobie, dziecko kochane, coś ty dziś taka nerwowa?
BRONKA
Widzisz, ja bym chciała latać, latać wysoko jak ptak, a tylko
tak biję skrzydłami o ziemię i tak tęsknię, i tak pragnę, pragnę
się wzbić, a skrzydła jak ołów... do EwyAch, Ewo, jakaś
ty szczęśliwa.
KAZIMIERZ
Widzisz, nie mówiłem ci, że taki forsowny sport jest
niezdrowy? Tyle cię nabłagałem, naprosiłem, nie chciałaś mnie
słuchać, a teraz będziesz musiała tę całą romantyczną ślizgawkę odpokutować.
BRONKA
uparcie
Otóż nie, właśnie nie, ja mam dosyć tych nerwowych przypadłości, jestem głupie, rozkapryszone dziecko
Wybucha nagle
płaczem, wybiega do przyległego pokoju. Ewa się zrywa, chce
iść za nią.
TADEUSZ
Niech pani tu pozostanie, ja ją sam wkrótce uspokoję.
Wychodzi za Bronką.
SCENA III
KAZIMIERZ
niespokojny
Bronka chyba chora, cały dzień była niespokojna, taka jakaś sztucznie podniecona...
EWA.
Sama jestem zdziwiona, nie widziałam jej jeszcze takiej.
KAZIMIERZ
nagle
Ale pani zauważyła, że Bronka od wczoraj się zmieniła?
EWA
Przed chwilą powiedziałam to samo bratu pana.
KAZIMIERZ
Zauważyła pani jej niepokój wczoraj podczas wieczerzy
i dziś przez cały dzień?
EWA
Właśnie, zdziwiona jestem.
KAZIMIERZ
I nie przypuszcza pani, co by mogło być przyczyną tej
nagłej zmiany?
EWA
Nie.
KAZIMIERZ
Hm... Ale pani zauważyła pewno, że i Tadeusz nieswój,
zamyślony, roztargniony...
EWA
Innego go nie znałam.
KAZIMIERZ
Ale ja za to: przyjechał wesoły, szczęśliwy, stęskniony za
Bronką, dawno go już nie widziałem tak pewnego siły i wiary
w siebie i swe szczęście.
EWA
Więc co?
KAZIMIERZ
patrząc bystro na nią
Otóż nie rozumiem takiego nagłego przełomu.
EWA
Pan, zdaje mi się, mnie przypisuje winę tej nagłej zmiany
humoru?
KAZIMIERZ
Czy zauważyła pani, że Bronka dziś na śniadanie przyszła
z zaczerwienionymi oczyma? Mógłbym przysiąc, że całą noc
płakała.
EWA
Pan sądzi, że ja temu jestem winna?
KAZIMIERZ
PrzeczucieAle gdzież tam, ani mi przez głowę nie przeszło panią
o coś posądzać... Otóż tu chodzi zupełnie o co innego... Nie
chciałbym, aby pani choć na sekundę myślała, że ja mam zamiar
panią badać, ale od wczoraj tak dziwnie i widocznie sytuacja
się zmieniła... Czuję w powietrzu jakąś mglistą zagadkę, którą
rad bym rozwiązać... Widzi pani, jestem człowiekiem nerwowym, a tacy ludzie nie znoszą parności przed burzą.
EWA
Parności przed burzą?
KAZIMIERZ
Tak, tak, wszystko jedno jak to nazwiemy, w każdym razie, jest coś w powietrzu, co taka wrażliwa dusza jak Bronka
instynktem odczuwa... O, słyszy pani, jak płacze?
W przyległym pokoju widać Tadeusza, jak tuli Bronkę do siebie i stara
się ją uspokoić. Milczenie.
KAZIMIERZ nasłuchując z coraz większym niepokojem.
EWA zrywa się i chodzi również niespokojnie po pokoju.
KAZIMIERZ idzie za nią.
Słyszy pani?
EWA
Cicho... cicho...
KAZIMIERZ
bierze ją za rękę, prowadzi ku oknu
Bądźmy szczerzy, ja pani nie znam, ale to, co słyszałem od
Bronki i od Tadeusza wystarczy mi, by sobie dość jasne pojęcie o duszy pani odtworzyć.
EWA
obojętnie
Panie, nie męcz mnie pan teraz. Ja wiem przecież wszystko, co mi pan chce powiedzieć.
KAZIMIERZ
Nie, nie, pani tego nie wie... Ja nigdy się nie mieszałem
do niczyich spraw, nawet do takich, które moich najbliższych,
najukochańszych, a więc Bronki i Tadeusza dotyczą...
EWA
Więc mówmy otwarcie: pan wie od Tadeusza, że jego
i mnie łączyły ścisłe stosunki, wiem, że często do pana listy pisywał, w których oczywiście odsłonił przed panem stan swojej
duszy sprzed trzech, czterech lat. Pan wie o tym, że mnie kochał. Pan wie również, że taką miłość śnieg przyprószyć może,
ale na to, by ją ogrzać, silniejszą i namiętniejszą jeszcze uczynić.
KAZIMIERZ
To właśnie chciałem powiedzieć.
EWA
Bronka opowiadała panu, że ją szalenie kochałam, że byłyśmy nierozdzielne w pensjonacie. Wszak to wszystko panu
powiedziała?
KAZIMIERZ
Tak. Wczoraj długo o tym mówiła.
EWA
Szczery pan jesteś, więc i ja będę szczerą. W parę lat później przyjechała jeszcze do mnie jako narzeczona Tadeusza,
rozkoszna, szczęśliwa, och, tak szczęśliwa, że chociaż moje serce darło się na strzępy, pogodziłam się z tą myślą, że zostanie
żoną człowieka, którego ja tak namiętnie kochałam.
Kobieta demonicznaKAZIMIERZ
Pani go kochała?
EWA
Tak, wtedy, gdym go utraciła... Patrzą chwilę na siebie.
A teraz pan chce się zapytać, dlaczego przyjeżdżam burzyć
szczęście mojej przyjaciółki, nieprawdaż?
KAZIMIERZ
Może być, że przez chwilę nasunęło mi się takie pytanie,
ale to przecież zupełnie niedorzeczne... mówię otwarcie, że
zbytniej sympatii do pani nie żywię. Nie, nie, nie to chciałem
powiedzieć. Tylko, że mamy bardzo mało wspólnych cech, ale
to mi nie przeszkadza być sprawiedliwym...naglePani
zawsze tęskniła?
EWA głowę oparła o szyby okna, milczy.
KAZIMIERZ
Pani zawsze rwała się do czegoś, o czym pani wiedziała,
że dosięgnąć nie może.
EWA odwraca się ku niemu i milczy.
KAZIMIERZ
Całym pragnieniem życia pani --- związać i wlec za
sobą człowieka, który z nigdy nieugaszoną tęsknotą na oślep
za panią pójdzie.
EWA
gorąco
Tak.
KAZIMIERZ
bystro
I tym człowiekiem jest Tadeusz?
EWA
z siłą
Tak!
KAZIMIERZ
bystro
A Bronka?
EWA
Słyszy pan, jak się teraz szczęśliwie śmieje... Wie pan,
co teraz nastąpi?
KAZIMIERZ
No?
EWA
Wejdzie Bronka, rzuci mi się na szyję i będzie mnie tak
gorąco, gorąco przepraszać, że scenę zrobiła... Panie... księżyc
świeci --- podaj mi pan moje futro... przejdźmy się trochę...
znajdziemy może jeszcze szczersze akcenty w naszych zwierzeniachPatrzy długo na Kazimierza.Pan --- wszak się pan nie
zaprze tego?
KAZIMIERZ
Czego?
EWA
Pan Bronkę kocha!
KAZIMIERZ
patrzy przeciągle na nią
Tak.
EWA
Słyszy pan jej śmiech? Och ten piękny, srebrny, dziewczęcy śmiech.
KAZIMIERZ
Chodźmy już, chodźmy.
SCENA IV
Bronka i Tadeusz wchodzą, trzymając się pod rękę, weseli i szczęśliwi --- na pozór.
Przeczucie, Omen, ŚmierćBRONKA
do Ewy
Droga, kochana moja Ewciu. Tak dawno przecież już mnie
znasz. Wyście wszyscy byli za dobrzy dla mnie. Tyś mnie
psuła swoją dobrocią. Tadeusz doszczętnie mnie zepsuł. Ewuchna, ty wiesz, że ja jestem wariatka, mam takie chwile, w których
jestem całkiem niepoczytalna.
EWA
Czemuś taka smutna, za co ty mnie przepraszasz?Głaszcze ją po twarzy.Och, ty mimozo moja, jakaś ty nerwowa
i przeczulona...
BRONKA
Dzieciakowi można było wybaczyć, że nie może zapanować
nad swoimi kaprysami, ale mnie --- nie wolno. nerwowo, szybko
i bezładnieWidzisz, czasem mnie takie ciężkie myśli opadają.
Nie, to nie to, to nie to. To tak jest, jak wtedy... Nie, to nie
jest właściwie przeczucie nieszczęścia... to tylko dalekie, dalekie wspomnienie tych strasznych godzin, jakie dzieckiem przeżyłam, kiedy nadaremnie po całym folwarku szukałam mej siostry. Wiedziałam, że się coś złego z nią stało. Czułam to, czułam. Las cały obszukałam, cały brzeg rzeki obleciałam, wróciłam przerażona i zdyszana do domu. Coraz więcej przerażona,
tuli się coraz silniej do Ewy.Ewciu! Ewciu! Zdawało mi się,
że coś mnie ściga, że coś mnie targa za włosy... padłam przed
werandą w trawę. Twarz całą wtuliłam w dłonie, aby nie spojrzeć za siebie, a oni szli... szli...
EWA
Kto?
BRONKA
Chłopi, a przy nich niańka moja, i nieśli na noszach moją
ukochaną siostrę... utopiła się w stawie...
EWA
mimo woli
W stawie?
BRONKA
Tak --- tak --- w stawie.do TadeuszaKaż zasypać ten staw.
Ustawicznie przypomina mi się ten czarny, głęboki ślep naszego stawu...
TADEUSZ
Uspokój się Bronka, uspokój się, zrobię wszystko, czego
zapragniesz. Chcesz, to wszystko tu naokół z ziemią zrównam.
Nagle poirytowany, patrząc bystro na Ewę, czego Bronka,
przytulona do Ewy, widzieć nie może.Tak, zrobię to. Stawy
ziemią zasypię, drzewa powycinam...
EWA
A może pan i śnieg z ziemi zmieść każe? Och dzieci,
dzieci... Teraz na pana Tadeusza przyszła kolej podrażnienia.
BRONKA
Tadziu, czym ja cię dziś podrażniłam?
TADEUSZ
Ależ, Bronuś kochana, tyś mnie niczym nie podrażniła,
wiesz tylko, żem zawsze smutny, gdy widzę, że o tych wszystkich bolesnych wrażeniach swego dzieciństwa przy mnie zapomnieć nie możesz.
EWA
głaszcząc ją po twarzy
Zapomnij, zapomnij. Pozostawcie mnie, panowie na chwilę
z Bronką, uspokoi się przy mnie.
KAZIMIERZ
Pani ma słuszność, chodź, Tadeuszu.
TADEUSZ
Uspokój się, uspokój, Bronuś.
BRONKA
Patrz, już jestem spokojna, ale idźcie już, mnie tu z Ewą
będzie dobrze, ona jedyna umiała mnie zawsze uspokoić.
Kazimierz i Tadeusz wychodzą.
KAZIMIERZ
zwraca się przy drzwiach
Panno Ewo, pani miała ochotę przejść się po parku!
EWA
O, później, później, jak Bronka już całkiem będzie spokojna.
BRONKA
A to pójdziemy wszyscy razem.
EWA
Nie, nie, kochanie, ja chcę ci być miłym gościem, młodemu małżeństwu gość może bardzo przeszkadzać, gdy za dużo
zmusza ich do tego, by go bawić. wciąż ją głaszczeCiebie czarny ślep stawu straszy, a tu tak miluchno w tym kąciku
z mężem razem.
Kazimierz wychodzi już przy pierwszych słowach.
SCENA V
BRONKA
Ewciu, czy ja jestem bardzo nieznośna?
EWA
zamyślona
Nie, nie, tylko mnie dziwi ten twój nagły wybuch.
BRONKA
Nie bierz mi niczego za złe, Ewciu.
EWA.
Nie. Nawet wtedy...
BRONKA
jakby odgadując jej myśl
Kiedy?
EWA
Nawet wtedy, gdyby ta zmiana, która zaszła w tobie...
urywaBądź szczerą, ty masz jakiś nieokreślony lęk... może
to nie lęk, ale nie widzę tego zaufania, które miałaś zawsze do
mnie.
BRONKA
po chwili
Jestem szczera, wszystko ci szczerze powiem... Widzisz,
tyś się tak zmieniła...
EWA
uśmiechając się
Zmieniłam się?
BRONKA
Tak mi trudno doszukać się w tobie mojej ukochanej Ewy
sprzed paru lat. Mam chwile, że mi się zdaje, iż cała wieczność spłynęła od tego czasu, kiedyś mnie tak serdecznie do siebie tuliła i moją radość odczuwała, że Tadeusz bierze mnie za
żonę.
EWA
mimo woli
Tak, to już cała wieczność spłynęła.
BRONKA
Widzisz, ja patrzę tak bezradnie i z takim lękiem na dno
tej wieczności. Widzisz, widzisz, dlatego mi się ten czarny ślepślep (daw.) --- ślepie, oko.
stawu przypomniał. Ewa głaszcze ją po włosach.Może
się trochę zaziębiłam. Może nie jestem całkiem przytomna,
ale dotknięcie twych rąk czuję inne, inne niż dawniej. Dawniej
było to, jakbyś mnie miłości stygmatem przepalić chciała, bo
wiesz, są dotknięcia, które parzą jak rozpalone żelazo, a teraz
takie obce i dalekie... Wiesz, wiesz. O, czekaj tylko: to jakby
tęsknota jesieni z kasztanowych alei żółte listowie zgarniała...
EWA
Tęsknota?
BRONKA
Tęsknota, StrachTak, tęsknota! Ach, jak mnie przeraża twoja tęsknota! Pamiętasz, gdyśmy były razem w pensjonacie, lękałam się twojej
gwałtownej i zazdrosnej miłości, teraz się twojej tęsknoty obawiam. Powiedz mi tylko, Ewa, dlaczego ja się zawsze ciebie
lękać musiałam?
EWA
Posłuchaj mnie, ty jesteś teraz rozdrażniona, ale ja wszystko w tobie rozumiem. Nie czuję świadomie najmniejszej zmiany wobec ciebie, ale może być, że rzeczywiście się zmieniłam...
Nie jesteś moją, niepodzielnie moją, jak dawniej... ty kochasz
męża, może nieświadomie lękasz się czegoś nieuchwytnego...
A ja wiem.Nagle śmieje się.A może ty, kochanie, jesteś zazdrosną? No, co? Powiedz mi szczerze.
BRONKA
Nie, nie, nie jestem zazdrosną, ale rzeczywiście czegoś się
lękam...
EWA
Czego?
BRONKA
Twojej piękności...
EWA
Co to znaczy?
BRONKA
Kobieta demonicznaCo to znaczy? Widzisz, mogłaby być kobieta piękną,
o, najpiękniejszą ze wszystkich kobiet na świecie, a nigdy bym
się nie lękała, bo wiem, że Tadeusz ani okiem na taką piękność nie rzuci. Aleś ty inaczej piękna... Przy tobie budzą się
tęsknoty i pragnienia, których się nie znało. Ty możesz przykuć
i ciągnąć za sobą człowieka, choć nie wiesz, że ktoś w twoje
ślady idzie, a on znów nie wie, dokąd go twój urok zaprowadzi... a jednak idzie na ślepo... przed siebie... dalej... dalej...
EWA
I dokąd?
EWA
Ja nie wiem, nie wiem. Widzisz, ja tego wszystkiego
nie rozumiem, ja tylko umiem czuć. Coś mi całą duszę
rozpiera, głowę mi rozsadza, a ja nie wiem, co to jest...
zamyślonaKazio mówił mi dzisiaj, że jest jakiś punkt,
w którym wszystkie sprzeczności z sobą się zlewają... nie pamiętam dobrze, jak on to powiedział, ale coś takiego, że sfera
nieskończenie wielka staje się płaszczyzną, a ja myślałam o tym,
że ten czarny lej stawu może się tak w nieskończoność pogłębić, że to, co było dołem, zlewa się z niebem...zamyślonaDokąd? Albo w czarną otchłań stawu, albo wzwyż, wzwyż, ku
majestatowi nieba...
EWA
Skąd ci te myśli?
BRONKA
patrzy nagle bystro na nią, a potem się uśmiecha
Tak, tak, Ewciu, nie możemy siebie odnaleźć...nagle
tkliwiePatrz, teraz, kiedy się coś jaśniejszego wyłoniło z moich przeczuć, lęków, kiedy poczynam odgadywać to, co w głębi
mojej nurtowało, a na wierzch wydobyć się nie mogło, teraz
tak ci jestem wdzięczną... znowu wydajesz mi się bliższą... Ale
dziwne... i we mnie poczyna się jakaś tęsknota budzić... A może
ja za słaba, by móc tęsknić? By móc znieść męczarnię tęsknoty?
EWA
Za czym ty możesz tęsknić? Czyż wszystkie twoje tęsknoty nie zostały już spełnione?
BRONKA
Jedna jeszcze nie.
EWA
Wiesz jaka? Znasz ją?
BRONKA
Jeszcze nie, jeszcze nie!
Milczenie.
SCENA VI
KAZIMIERZ
wchodzi, niespokojny do Bronki
No, już się kochana moja bratowa uspokoiła?
BRONKA
przeskakując nagle do wesołości
Idź sobie, chcesz mnie znowu podrażnić. Dosyć już mam
twojej filozofii o tych sprzecznościach, które się w jakimś punkcie ze sobą zlać muszą.
KAZIMIERZ
żartobliwie
Nie bardzo ściśle się wyraziłaś, ale swoją drogą sama na
sobie możesz ten fakt zauważyć. Przed chwilą smutna, kapryśna, już jesteś teraz wesoła...
BRONKA
Tobie tego doprawdy nie mam do zawdzięczenia, bo ty
swoją znudzoną miną możesz człowieka do rozpaczy doprowadzić?
KAZIMIERZ
Czekaj, jutro jeszcze więcej znudzoną minę u mnie zobaczysz.
BRONKA
Pięknie dziękuję.
KAZIMIERZ
do Ewy
No, może się pani teraz ze mną przejdzie. Tadeusza zaprzągłem na chwilę do roboty w jakiejś majątkowej sprawie,
o której żadnego nie mam wyobrażenia.
EWA
A ty, Bronka, zapomnij twych urojeń, spocznij, spocznij...
obejmuje Bronkę, kładzie ją na szezlongu i przykrywa szalem.
BRONKA
Och, jak mi dobrze, jak mi dobrze.
Ewa i Kazimierz wychodzą.
SCENA VII
BRONKA
leży chwilę, podnosi się z wolna na szezlongu, nasłuchuje
trwożnie, potem zza stanika wyjmuje list, patrzy na niego, całuje
go, zakrywa twarz listem i płacze cicho.
Tadziu, mój Tadziu jedyny!
Zasłona spada.
AKT TRZECI
SCENA I
BRONKA, TADEUSZ
Przez okna, jasno oświetlone, widać, jak z wolna idą przez oszkloną oranżerię do
salonu. Wczesny poranek. Słońce czerwieni się na śniegu poza oknami. Bronka
wchodzi pierwsza, opiera się o szezlong.
BRONKA
Nigdzie spokoju, nigdzie spokoju znaleźć nie mogę.
Nigdzie, nigdzie. A tak się chciałam do ciebie przytulić i ukojenie przy tobie znaleźć... Tadziu --- Tadziu... Co się z nami
stało?
TADEUSZ
Ależ, dziecko drogie, kochane... Czy nie możesz zrozumieć, że jesteś podrażniona? Czyś zapomniała już, jak płakałaś, gdym na jeden tydzień odjeżdżał od ciebie?
BRONKA
O nie, nie. To było co innego... Wtedy to był tylko taki
żal rozpieszczonej kobiety i obawa tej strasznej tęsknoty, gdy
cię przez tydzień cały, pomyśl tylko, przez tydzień cały widzieć
przy sobie nie będę.
TADEUSZ
A teraz, cóż teraz? Przecież jestem przy tobie, dniem i nocą jestem przy tobie.
BRONKA
A dusza twoja gdzie błąka?
TADEUSZ
Moja dusza? poważnieZawsze i zawsze przy tobie.
BRONKA
gwałtownie
Przy mnie? Powiedz mi raz jeszcze; że zawsze; zawsze
dusza twoja przy mnie.
TADEUSZ
mocno
Zawsze!
Chodzi wzdłuż i wszerz pokoju, głęboko zamonyślony, Bronka śledzi jego ruchy.
BRONKA
Zawsze przy mnie?
TęsknotaTADEUSZ
Mówię ci szczerze, żem raz po raz dawniej już czuł taką
wielką tęsknotę, która mi serce i mózg szarpała...
BRONKA
przerywa gwałtownie
Tęsknotę!? I ty czułeś tęsknotę. Za czym, za czym ty czułeś tęsknotę?
TADEUSZ
Uspokój się, Bronuś, wiesz nadto dobrze, jak cię kocham.
Tęsknoty za nikim czuć nie mogłem, prócz...
BRONKA
z krzykiem
Prócz... powiedz mi!
TADEUSZ
głaszcze ją
Prócz... za tęsknotą...
BRONKA
wstaje
Co? --- tęsknotę za tęsknotą!! Co to ma znaczyć?
TADEUSZ
Tęsknota, Nuda, IdealistaNie bądź tylko tak przerażona. Pozwólże z sobą spokojnie pomówić... Siądź, Broniu, moja ukochana, siądź, ja ci
wszystko opowiem... tęsknota za tęsknotą... hm... hm. Ot,
widzisz, jak byłem młody, tom szarpał ziemię z tęsknoty, nie
wiedziałem, co począć, bom tęsknił, by spełnić coś tak wielkiego, mocnego i pięknego, czego dotychczas żaden człowiek
nie spełnił...
BRONKA
A może ja ci przeszkodziłam?
TADEUSZ
Nie, nie, Bronka, nie. To dawno, dawno już temu... Czułem wtedy taki nadmiar sił, że zdawało mi się, że cały świat ze
siebie wyłonię... Ha... ha... ha... Chłonąłem w siebie naukę,
grzebałem w odwiecznych śmieciach wiedzy ludzkiej, świat cały
zjechałem, by spełnić zakon w duszy mej wypisany, stworzyć
jakiś wielki czyn...
BRONKA
I ja, ja marna kobieta przeszkodziłam ci w tym?
TADEUSZ
Och nie, stokroć razy nie --- to zupełnie co innego. Kazimierz i ja, myśmy ostatni z naszego rodu... Kazimierz tęsknoty
nie znał, a może ją znał... Ja nic nie wiem o Kazimierzu...
Chwila milczenia.
BRONKA
Mów, mów dalej.
TADEUSZ
Nic więcej nie mam do powiedzenia.
BRONKA
Tadziu! Czyś ty przy mnie utracił tę tęsknotę?
TADEUSZ
Widzisz --- jak ja ci mam na twoje pytanie odpowiedzieć?
Ja jąkając sięuczułem nagle taką niemoc w sobie, byłem znużony, zrezygnowany --- i czułem takie nieskończenie wielkie
pragnienie spokoju, ukojenia...
BRONKAA więc ja byłam tylko tą niemą poduszką pod twą skołataną głowę?
TADEUSZ
smutno
Czemu ty, Bronka, rzucasz się tak na mnie?
BRONKA
Ja się na ciebie nie rzucam, ale we mnie burzy się wszystko na myśl, żem była dotychczas tylko twoim pieścidełkiem,
twoją towarzyszką, z którą tak miło było gawędzić w tym piekielnym, przeklętym kątku przy kominie...
TADEUSZ
Uspokój się, Bronka, uspokój. Dlaczego nie możesz słuchać spokojnie tego, co ci mówię. Przecież ja nic więcej nie
chciałem powiedzieć nad to, że przy tobie znalazłem spokój
i szczęście, że przy tobie zapomniałem tęsknić, boś ty wszelką
moją tęsknotę zaspokoić zdołała.
BRONKA
patrzy na niego długo i chwyta go za ręce
A dlaczegoś począł tęsknić za twoją tęsknotą?
TADEUSZ
z cichym uśmiechem
Dlaczego ty teraz tęsknisz za tym, żeś nigdy przedtem nie
tęskniła?Milczenie.
BRONKA
zamyślona
A prawda.po chwiliPytałeś się mnie przed chwilą,
dlaczego teraz jestem smutna i podrażniona, teraz, kiedy już
wróciłeś taki mocny, taki szczęśliwy, taki piekielnie stęskniony... za twoją Ewą!
TADEUSZ
przerażony
Ewą?
BRONKA
nie hamując się już
Ewą! Ewą! Tak, Ewą! Sądzisz, żem nie widziała, jak
drgnąłeś, jak się przeraziłeś, gdy ona stanęła tam na progu naszego domu? Sądzisz, że ja tylko na to jestem, by być twoim pieścidełkiem, poduszką pod twą zmęczoną głowę, i nie czuć, nie
czuć tej straszliwej tęsknoty, która ciebie ode mnie odrywa!?
Szarpie go, ale nagle opada bezsilna i patrzy na niego zdumiona i prawie nieprzytomna.Tadziu, przepraszam cię, zdaje
mi się, żem robiła ci wyrzuty z twojej tęsknoty... wiesz, to niesprawiedliwe wyrzuty, bo i moja tęsknota wybiegła daleko
poza ciebie.
TADEUSZ
tajemniczo
Bronka, za czym?
BRONKA
z silnym wybuchem
Za Ewą, za Ewą, za Ewą!
TADEUSZ
tajemniczo
To i ciebie też zaraziła?
BRONKA
opadając
Tak i mnie też...
SCENA II
Kazimierz wchodzi, patrzy zdziwiony.
KAZIMIERZ
Co, wyście już na nogach? Cóż tak wcześnie?
TADEUSZ
siląc się na swobodę
Właśnie chciałem się ciebie zapytać: Ty już na nogach?
Co tak wcześnie?
KAZIMIERZ
Hm, ja czytałem całą noc, potem chciałem się orzeźwić,
poszedłem na przechadzkę. Wracając z parku, widzę ze zdumieniem światło w oknach salonu, wstąpiłem zobaczyć, co się
tu stało niezwykłego, a teraz pójdę spać.
BRONKA
Nic, nic się nie stało. Co się miało stać? Tylko te wasze
zagadnienia o celach życia, o wyjściu samego z siebie, szukanie
czegoś, co się uchwycić nie da, a co może wcale nie istnieje,
tak mnie ze snu wybiły i tak rozdrażniły, że całkiem Tadeuszowi spać nie pozwoliłam.
TADEUSZ
troskliwie
A może, Bronuś, teraz położysz się spać?
Całuje ją w rękę.
Idź, idź Bronuś, połóż się; widzisz, ja także spocznę.
BRONKA
żywo
Nie, nie... i ty Kaziu, też zostań, zostań. Nam tak dobrze
z tobą...
KAZIMIERZ
śmieje się z przymusem
Słyszysz, Tadeuszu? Teraz, jak ty tu jesteś, to Bronce dobrze ze mną, teraz jestem parawanikiem, to znowu wygodnym
mebelkiem, który dyskretnie sam siebie usuwa, wie, kiedy
wejść, kiedy wyjść...
BRONKA
Ty, niegodziwy.
KAZIMIERZ
do Tadeusza
A gdy ciebie nie było, to powiedziała, żem nieznośny, żem
wniósł atmosferę nudy i zmęczenia w twój dom, co chwila biegła budzić pannę Ewę...
BRONKA
nagle z udanym zdumieniem
Wiesz, Tadeusz, jakie to niepojęte. Przez cały czas, jak
ciebie tu nie było, to Ewa cierpiała na ustawiczną senność, cały
dzień spala.
TADEUSZ
roztargniony
Spała?... Cały dzień spała? Hm...Wstaje, idzie wzdłuż
i wszerz pokoju.Więc słuchaj, Kaziu, ten twój interes majątkowy rzeczywiście bardzo zagmatwany. Myślę i myślę ustawicznie, albo brak jakichś papierów, albo też rachunki się nie
zgadzają. wesołoSłuchaj, Bronka, ubierz się, każ przygotować
śniadanie, każ zaprząc do sanek, potem co koń wyskoczy poprzez pole, poprzez lasy...
BRONKA
Tak, tak... poprzez pole --- poprzez lasy --- och, jak to piękne,
rozwiązuje gwałtownym ruchem włosya w tym wietrze, w tym
pędzie, moje włosy, patrz, tak, o tak.Rozwiewa swoje włosy, zakręca je znowu szybko, zrywa się.I tak całą piersią wdychać,
wchłaniać w siebie tę otchłań niebieską przed nami.Oddycha
głęboko i wyciąga ramiona... nagle z filuternym uśmiechem do
Tadeusza.Patrz tylko, jaki Kazimierz zdziwiony, on myślał,
że ja całkiem nie umiem tęsknić za burzą wichru, za niebieską
otchłanią...
KAZIMIERZ
Ależ, przeciwnie, ja nie patrzyłem zdumiony, ja tylko zazdroszczę ludziom, którzy za czymś jeszcze tęsknić umieją.
BRONKA
Słyszysz, Tadziu, ach jaki on naiwny, zazdrości ludziom,
którzy tęsknią. No, ale idź, Tadziu, idź, załatw tę sprawę, to
chyba długo nie potrwa.
TADEUSZ
Pół godziny najwyżej.
BRONKA
sztucznie
A ja będę tymczasem uczyła Kazia tęsknić.
TADEUSZ
Dobry pomysł, dobry pomysł.
Wychodzi.
SCENA III
BRONKA, KAZIMIERZ
BRONKA
podchodzi ku portierom, przez które Tadeusz wyszedł,
rozgląda się, a potem podchodzi do Kazimierza i chwyta go za rękę.
Czy ty wiesz, dokąd on teraz poszedł?
KAZIMIERZ
Wiem.
BRONKA
Ty wiesz? Ty tego nie możesz wiedzieć Czy ty sądzisz, że
on poszedł twoje sprawy załatwiać?
KAZIMIERZ
Wiem, że nie.
BRONKA
z mocą
Do Ewy poszedł, do Ewy, do Ewy!
Milczenie.
BRONKA
To tak być musi?
KAZIMIERZ
Kondycja ludzka, Tęsknota, Kobieta demonicznaHa, taki los człowieczy, jak człowieka szarpnie taka straszna tęsknota, by wyjść poza siebie i wszystko, gdy żadne szczęście, żadna rozkosz nie wypełni duszy, nie jest w stanie ujarzmić
tego wewnętrznego niepokoju, okiełzać tego wściekłego rozpędu, który gna, gna i gna człowieka na oślep, po trupach, po
ofiarach swej zbrodni, przed siebie naprzód...
BRONKA
przestraszona
To silniejsze niż huragan, co odwieczne dęby z korzeniami wyrywa?
KAZIMIERZ
Silniejsze.
BRONKA
Nieprzezwyciężalne?
KAZIMIERZ
Nie.
BRONKA
tajemniczo
Ale silniejsze od Ewy, nieprawda?
KAZIMIERZ
potrząsa głową
Niestety, nie.
BRONKA
zrywa się
Nie, mówisz, nie.zrozpaczonaPowiedz mi, czemu nie,
czemu nie?
KAZIMIERZ
Bo Ewa jest tą tęsknotą. On za nią nie tęskni, on może jej wcale nie widzi, nic o niej nie wie, ale widzisz to tak,
jakby była w nim, jakby go szarpała, jakby go smagała w jakiś
straszliwy pościg.
BRONKA
Za czym, powiedz mi, za czym?
KAZIMIERZ
Tego nikt nie wie, nie wiedział, nie rozumiał ani nie zrozumie. Milczenie.
BRONKA
Cóż ja pocznę nieszczęśliwa? Och i ja tęsknię, i ja tęsknię,
ale za jego duszą. Boże najdroższy, jaka ja ślepa byłam, jak
moja dusza oślepła od tego szału i teraz dopiero zrozumiała,
że on nigdy do mnie nie należał.
KAZIMIERZ
smutno
Słuchaj, Bronka, ja na oczach twojej duszy tej operacji
robić nie chciałem. Wiedziałem dobrze i widziałem, że on nigdy twoim nie był, dlatego byłem tak smutny. Głęboki smutek
pokrywałem maską nudy i zobojętnienia, co mi się zresztą nie
zawsze udawało, ale myślałem, że się te chmury rozproszą...
BRONKA
Czemuś mi tego nie powiedział, czemuś mi tego zaraz nie
powiedział? Byłabym miała czas ochłonąć, a tak to spadło nagle jak grom. Dusza moja jak piorunem roztrzaskana wierzba,
tysiąc szczap wokół korzeni, które się już też z ziemi wynurzają. Czemuś mi nie powiedział? Czemuś mi oczu nie roztworzył?
KAZIMIERZ
Słuchaj mnie, Bronka, spokojnie, zaraz zrozumiesz, dlaczego.
BRONKA
Kaziu, jakiś ty dziwny, co ci się stało?
KAZIMIERZ
Co mi się stało? Toś ty też dopiero teraz przejrzała, coś
już od tygodnia powinna była wiedzieć?
BRONKA nieśmiało patrzy na niego wylęknionymi oczyma.
KAZIMIERZ
Miłość niespełnionaNie lękaj się, Bronka, nic strasznego... Powiem ci prosto
i szczerze. Z wolna w ciągu długich tygodni pokochałem cię
moją pierwszą miłością, bom, Bronka, nigdy dotąd nie kochał.
A dusza moja była zimna, biała i czysta jak ten śnieg, tam, na
polu. Dlaczegom cię pokochał, dlaczego z godziny na godzinę
miłość moja się pogłębiała i silniej, silniej się we mnie rozrasta,
toś może zrozumiała z tego wszystkiego, com ci o sobie mówił.
Zresztą, to zupełnie obojętne...Patrzy na nią z cichym uśmiechem.tylko nie bądź tak przerażona. Mogłabyś wtedy z przerażeniem się cofać i z pokoju uciekać, gdybym ja liczył na twoją wzajemność, ale ja na nią nie liczę ani też jej nie chcę. Chociażbym wiedział, żeś mi wzajemna, tobym ani na chwilę się
nie wahał wzajemność twoją ze wstrętem odrzucić. Nie dlatego, żeś moją bratową, ale dlatego, że dusza twoja o inną się
otarła, silniejszą może od mojej.
BRONKA
Cicho, Kaziu, ja ciebie nie rozumiem.
KAZIMIERZ
zmęczony
To nic nie szkodzi, umiem myśleć dzień i noc o tobie, kochać cię i pieścić, i umiem nie myśleć o tym, że jesteś żoną
mego brata, i umiem ani na chwilę, choćby najodleglejszą myślą
nie zbrukać ciebie w godności pani domu moich praojców
i żony mego brata, którego tak samo kocham, jak ty.
BRONKA
podchodzi ku niemu i głaszcze cicho jego włosy
Nie mów już o tym, nie mów.
KAZIMIERZ
Oczywiście, że ci już o mojej miłości mówić nie będę.
Tylko rozumiesz tę tęsknotę człowieka, który przeważnie żył
w mętach, w brudach życia, w całym tym błocie, co się światem i życiem nazywa? Zapragnąłem schwycić to błędne światło, co mknie nad tym bagnem i kałużą życia, chciałem odczuć
tę rozkosz, gdy wypowiem to słowo ,,kocham".
Milczenie, trzymają się za ręce i siedzą obok siebie. Po długiej
chwili.
KAZIMIERZ
Jestem szczęśliwy, że zrobiłem taki piękny obrachunek
z całym moim życiem... Jedna moja troska, jeden straszny ból:
jak ty to ścierpisz?
BRONKA
przerażona
Co ścierpię, co?
KAZIMIERZ
Słuchaj, Bronka, z rozkoszą patrzałem, jak człowiek w tobie w ciągu ostatnich dni rósł i potężniał, jak walczyłaś z sobą,
z jakim strasznym trudem jęłaś sobie uświadamiać wszystko to,
co na dnie twej duszy drzemało. Cieszyłem się już, nie jak
człowiek, który kocha, ale jak artysta, gdyś nowe słowa tworzyła
dla wszystkiego tego, co dusza twoja w tych cierpieniach rodziła... Bronka, bądź silną i piękną, pochwyć w górze w sam
czas ten obuch, który ci ma głowę zmiażdżyć.
BRONKA
rozdrażniona
Co mnie może zmiażdżyć?
KAZIMIERZ
twardo
Tadeusz twoim nie był i nie będzie. Dusza jego poleci,
a chcesz trupa mieć przy sobie, to miej.
BRONKA
Kłamiesz.
KAZIMIERZ
smutno
Gdybym nie gardził twoją wzajemnością, to może bym się
do tak nędznych środków uciekał; gdybym ciebie nie kochał,
gdybym nie miał tej krwi w sobie, która we mnie płynie, to
może bym się cieszył, że ci mogę serce rozranić. Nie mówiłem
ci tego wszystkiego, chociaż o wszystkim wiedziałem, a teraz,
gdy już nic zmienić się nie da, pragnąłbym zahartować twoją
duszę...
BRONKA
patrzy na pół błędnie na Kazimierza
Więc dobrze! Będę teraz silną, będę piękną. A ty, ty mi
pomożesz?
KAZIMIERZ
W czym ja ci mogę pomóc?
BRONKA
z tłumionym krzykiem
Ja ją zabiję, zabiję, zabiję! I ty mi pomożesz!
KAZIMIERZ
Ja --- nie.
BRONKA
śmieje się wzgardliwie
I ty, ty powiedziałeś, że mnie kochasz? I ty, z którego
słów wyczuwałam, że wszystko jesteś w stanie dla mnie zrobić
i każdą ofiarę dla mnie z siebie ponieść, teraz się cofasz?
KAZIMIERZ
Ja się wcale nie cofam, nie pojmuję tylko, dlaczego bym
miał przykładać rękę do takiej bezcelowej i bezmyślnej zbrodni, którą może co najwyżej obłęd samiczki podyktować, ale
nigdy prawdziwa siła i piękność kobiety.
BRONKA
coraz gwałtowniej
Człowieku, co ty mówisz; czy ty nie masz krwi i serca?
Powiedz, jak ty kochasz, czym ty kochasz? Ta twoja miłość
nie jest niczym więcej, jak tylko pieszczeniem się dźwiękiem
pięknych słów i niczym więcej, jak tylko rozkoszą sennych rojeń i majaczeń.
KAZIMIERZ
patrzy na nią przeciągle
Obłędny ból przemawia przez ciebie, a zresztą masz słuszność, niezdolny jestem, a może za silny do waszej krwiożerczej miłości, jej krwiożerczej cnoty i jej krwiożerczej zbrodni...
Podnosi się i z wolna idzie ku wyjściu. Bronka patrzy za nim,
potem podbiega do niego, chwyta go za rękę i ciągnie na powrót
do pokoju.
BRONKA
Nie odchodź, nie odchodź, mój bracie jedyny. Widzisz,
już oprzytomniałam, tyś, tyś jeden przemówił do mojej duszy.
Widzisz, ja też mam duszę, Kaziu, taką skołataną duszę, ale
dosyć dużą na to, by ogarnąć całą piękność i dobroć twoich
słów, by pomieścić chociaż cząstkę twojego smutku i twojej
tęsknoty. Bo, powiedz szczerze, Kaziu, ty też tęsknisz?
KAZIMIERZ
Teraz nie, teraz nie. Przez ciebie dokonała się we mnie
moja tęsknota.
BRONKA
powtarza bezmyślnie
Przeze mnie... przeze mnie... przeze mnie... nagle
Przeskakuje do wesołości.Kaziu, czyś ty mi rzeczywiście
mówił, że mnie kochasz?
KAZIMIERZ
zamyślony
Mówiłem.
BRONKA
I mówiłeś, że gardziłbyś mną, gdybym ci się odwzajemniła?
KAZIMIERZ
Mówiłem.
BRONKA
I mówiłeś, żeś za dumny, za czysty, by najlżejszą myślą
pożądania skalać panią domu twych praojców i żonę brata
twego?
KAZIMIERZ
Mówiłem --- i to jest całą treścią mej duszy.
BRONKA
chwyta go nagle za ręce
Och, ty, bracie mój.
Obejmuje nagle jego szyję, tuli jego
głowę do swych piersi, potem przechyla się na ramię Kazimierza na pól sennie.Tak mi się dusza wyczerpała, takam senna,
tak bym chciała, byś mnie kołysał, kołysał bez końca, do takiego cichego, wiecznego snu, boś taki nieskończenie, nieskończenie dobry...
Nagle zrywa się.Kaziu, ty wiesz, czym ja jestem?
KAZIMIERZ
Wiem.
BRONKA
Powiedz mi, powiedz, czym jestem?
KAZIMIERZ
Białym, czystym śniegiem, który na zmarzłą grudę ziemi
opadnie, ugrzeje, otuli tego trupa, dopóki nie odżyje, budzić się nie pocznie, i z ciepłego już łona, z ziarn, zda się
zmarzłych ziarn, nowe, świeże kiełki puszczać pocznie...
BRONKA
w zamyśleniu
A zdawało się, że to ziarno w ziemię zasiane dawno już
wymarzło.
KAZIMIERZ
Wymarzło w mrozie, wygniło w błocie...
BRONKA
Ziarno kiełkuje, a śnieg taje... Masz rację --- jestem śniegiem.
Zrywa się nagle.Dlaczego Ewa nie śpi? Słyszysz?
Kazimierz nasłuchuje.
BRONKA
Słyszysz? Teraz idzie po schodach na dół... Za chwilę
tu będzie.
Przechodzi nagle do sztucznej wesołości.Ach, Kaziu, jaka ja dziwnie wesoła i szczęśliwa. Obejmuje go w ramiona stara się go przechylać w tę i ową stronę.Lulu, lulu,
mój maleńki, lulu... No, śpijże wreszcie, niesforny dzieciaku.W drzwiach staje Ewa i patrzy pozornie rozbawiona na scenę.
SCENA IV
BRONKA
patrzy na nią
Lulu, lulu, mój maleńki. No, nie chcesz spać, to powiedz
przynajmniej pannie Ewie: dzień dobry!
KAZIMIERZ
ze sztuczną wesołością
Dzień dobry, pani.
BRONKA
wita Ewę
Pomyśl tylko, Ewciu, jak zerwaliśmy się dziś wszyscy
wcześnie. Zdaje mi się, że to dzień Bożego Narodzenia... U nas
był taki zwyczaj, że ten dzień dzieciom rózgami przypominano, dlatego tak rychło zrywaliśmy się z łóżek.
EWA
Ależ, bój się Boga, to w Wielki Piątek, czy w Wielką
Sobotę.
BRONKA
E, to wszystko jedno... Patrz tylko na tego mego wielkiego, łagodnego, dobrego niedźwiedzia. Ach, to poczciwe Kazimierzysko...
KAZIMIERZ
OmenBronka obudziła się dziś w wybornym usposobieniu.
BRONKA
Masz słuszność... zdaje mi się, że jestem młodym dzieciakiem, gdym jeszcze pięła się na najwyższe szczyty topoli nad
tym przeklętym czarnym stawem.
EWA
I znowu ten czarny staw?
BRONKA
macha ręką
E --- wszystko jedno. Staw, nie staw, brzytwa czy szubienica, pod kołami pociągu czy też jak najprzykładniej w świecie
w swoim łóżeczku... Śmierć śmiercią. Wszystko jedno, jak
i kiedy... urywa naglePatrz tylko, Ewciu, to poczciwe
Kazimierzysko wygląda jak rosochata topola, ach nie, jak ten
mój olbrzymi wuj, na którego plecach tak często otrząsałam
sobie wnętrzności.
EWA
Coś ty taka wesoła?
BRONKA
chwyta ją za ręce, pieszczotliwie
Widzisz, Ewciu, ja mam często takie jakieś głupie smutki,
głupie tęsknoty, którymi sobie i innym życie zatruwam, ale to
wszystko mija i wtedy jestem podwójnie wesoła... trochę zmęczonaAle patrz tylko, ten Kazimierz do niczego. Ach, jaki ty,
Kaziu nudny, jaki nudny... Ewo, wiesz co, gdybyśmy tak razem teraz wybiegły do ogrodu, śnieg po pas głęboki... Och,
co za rozkosz brnąć w tym śniegu, rozrywać go piersią i nogami, by tylko, co prędzej zakiełkowała ta martwa, a teraz już odchuchana ozimina...
EWA
udaje, że nie zważa, pobłażliwie
Bronka znowu szaleje. Teraz, w śnieg, w porannej sukni,
w pantofelkach?
BRONKA
No i cóż z tego, jam zahartowana. A tyś przecie już
ubrana... Chodź, kochana Ewciu, tyś taka zimna, tak marzniesz, a ja cię tak w śniegu rozgrzeję. Całymi garściami śniegu
będę tarła twoją twarz, będę myła śniegiem twoje włosy, ach,
gdybyś ty wiedziała, jak śnieg umie przytulić, odchuchać, rozgrzać zziębnięte ręce i wymarzłe serce...
EWA
Nie, Bronko,zawsze z tym samym tajemniczym uśmiechemja nie potrzebuję śniegu, mnie dobrze z moimi zziębniętymi rękami i zmarzłym sercem. Mojej duszy jeszcze żaden
śnieg nie potrzebował przyprószać, by ją ogrzać.
BRONKA
patrzy na nią przeciągle
Nie? Rzeczywiście nie?... No, to chodź, Kaziu, to razem w śnieg polecimy, a pozwolisz się kulać w śniegu? Takiego cudnego bałwana z ciebie zrobię.ilustruje gestamiTu ci
dwa węgle włożę, będziesz miał oczy, tu ci kawałek błota przylepię, będziesz miał nos, a tu zrobię tak i będziesz miał usta,
taką fajkę ci do ust włożę... Och Ewciu, Ewciu, że ty
z nami iść nie chcesz. No, chodżże, Kaziu, chodźCiągnie Kazimierza za sobą.Ewciu, Tadeusz tu zaraz przyjdzie.Wybiega
do przedsionka razem z Kazimierzem.
Głos Bronki z przedpokoju.
Tadeusz! Tadeusz! Ewa sama, przygotujcie nam śniadanie.
SCENA V
Ewa sama --- podchodzi ku oknu, patrzy chwilę, uderzając palcami
w szybę, zimna i surowa, podchodzi do kominka, rozgrzebuje haczykiem żar, potem siada nieruchoma, wpatrzona w ogień.
SCENA VI
TADEUSZ
wchodzi, rozgląda się po pokoju, podchodzi do Ewy, bierze
fotel i siada obok
Powiedzieć ci dzień dobry?
EWA milczy.
TADEUSZ
Spytać się ciebie, kto mnie wołał?
EWA
podnosi sennie głowę
Bronka cię wołała. Pobiegła w rannej sukni i w pantofelkach bawić się z Kazimierzem w śniegu... Mówiła, że to pięknie brodzić w śniegu po pas, rozrywać swoją piersią fale śniegu... Nie lękasz się, że się zaziębi?
TADEUSZ
jakby we śnie
To wszystko jedno.
EWA
Nie jesteś zazdrosny o Kazimierza?
TADEUSZ
patrzy na nią, ale nic nie odpowiada
EWA
Gdzie byłeś teraz?
TADEUSZ
Sam z sobą.
EWA
Przy mnie, ze mną?
TADEUSZ
wściekły
Nie, mówię ci: byłem sam z sobą.
EWA
głaszcze go po rękach
Dlaczego się tak wściekasz, że odtąd już raz na zawsze
musisz zostać ze mną i wiecznie być przy mnie.
TADEUSZ
Być z tobą? Przy tobie? Śmierć mi stokroć razy milsza.
EWA
zamyślona
Kobieta demonicznaGdym weszła w twój dom --- ach nie nie, nie o tym chciałam mówić. Tak, ta chwila... To była jedna tylko chwila...
Wtedy, gdyś wrócił, a ja stałam w tym oto pokoju, nie słyszałam coście mówili z sobą, ale czułam, że jesteście szczęśliwi,
zawahałam się chwilę, zanim przestąpiłam RomoweRomowe --- miejsce święte, centrum kultu w religii Bałtów. waszego
szczęścia i spokoju.
TADEUSZ
jakby się ze snu budził
Gdzie Bronka?
EWA
Bronka poszła sama i z dobrej woli rozorywać śnieg, by
ozimina zasiana w grudzie zmarzłej twojej duszy prędzej kiełkować mogła.
TADEUSZ
waha się, patrzy na nią, patrzy w ogień, a potem nagle
Czegóż więc chcesz?
EWA
twardo
Czego? Ty jeszcze nie wiesz, czego?
Chwila milczenia.
TADEUSZ
To się nigdy nie stanie!wściekłyPrędzej ci głowę skruszę, prędzej cię jak robaka zdepczę, sam sobie z tęsknoty za
tobą, ty wściekły szatanie, łeb rozbiję, zanim bym pozwolił,
żeby się to stać miało.
EWA
patrzy z zachwytem na niego
Jakiś ty piękny, że mnie taką straszną siłą kochasz.
TADEUSZ
chwyta ją za ręce
Nienawidzę cię.
EWA.
Wiem o tym i tym więcej kocham twoją miłość.
TADEUSZ
Nie wypieram się mojej miłości, nie wypieram się mojej
strasznej, strasznej tęsknoty za tobą, ale tej ofiary dla ciebie
nie poniosę, i to, przysięgam ci, nigdy, nigdy się nie stanie.
EWA
Stać się musi.
TADEUSZ
przerażony z tłumionym okrzykiem
Raz jeszcze ci powiadam, nigdy, nigdy.
EWA
nieruchoma, z szeroko rozwartymi oczyma
Dziś jeszcze się stanie.
Słychać gwar na korytarza, parę kłócących się głosów.
TADEUSZ
nasłuchuje
Co to ma znaczyć?
dzwoni.
Po chwili wchodzi lokaj.
SCENA VII
TADEUSZ
Co to za hałas i kłótnia?
LOKAJ
Wielmożny panie, to przyszła jakaś kobieta i chce się koniecznie z wielmożną panią widzieć.
TADEUSZ
Dlaczego nie kazałeś jej puścić do kuchni i poczekać?
LOKAJ
Powiedziałem jej, ale ona nie chce iść do kuchni; mówi, że
ma takie same prawo do wielmożnej pani, jak rodzona jej matka.
TADEUSZ
przeciera sobie czoło
Wpuść ją
Lokaj wychodzi.
Pauza.
SCENA VIII
Wchodzi obca kobieta, posępna, rozgląda się, a potem mówi spokojnie,
bez śladu uniżoności.
MAKRYNA
Nie chciano mnie tędy wpuścić, kazano mi wejść do
kuchni i czekać, ale ja mam prawo wchodzić tymi drzwiami,
przez które do domu pana panowie i panie, a choćby najwięksi
mocarze tego świata wchodzą.
TADEUSZ
podchodzi przerażony do niej
Co to ma znaczyć?
EWA tyłem odwrócona do Tadeusza i do Makryny wybucha nagie
śmiechem.
TADEUSZ
nie słysząc śmiechu Ewy, chwyta za rękę Makrynę
w coraz większym lęku
Mówcie przecież, co to ma znaczyć.
MAKRYNA
wskazuje palcem na Ewę i mówi bardzo spokojnie
i poważnie
Ja tę panią znam i ona mnie dobrze zna.Ewa przestaje
się śmiać, ogląda się nagle i mierzą się spojrzeniem.Pan pozwoli, że ja tu sobie w kącie usiądę i poczekam, aż moja pani przyjdzie, żona pańska --- to najdroższe dziecko moje, które wypieściłam i wychowałam.Siada w kącie, przy drzwiach, Tadeusz cofa się ku Ewie, ale Ewa, już znowu odwrócona do komina, nie widzi go. Nagle wbiega Bronka, cała ośnieżona,
rzuca się na Tadeusza i obejmuje go z całej siły ramionami.
SCENA IX
BRONKA
Rozgrzej mnie, Tadziu. W ogień mnie włóż, drżę na całym ciele. Tadziu, rozgrzej mnie.
TADEUSZ
uwalnia się z jej uścisku
Niańka twoja przyszła.
BRONKA
odskakuje przerażona od Tadeusza, rozgląda się dokoła,
widzi nagle kobietę, która z swego miejsca powstała, rzuca się
ku niej
Ty, ty, moja jedyna, ty, matko moja kochana! Ach, jak
dobrze, żeś przyszła! O, jak dobrze, że tu jesteś!
Zasłona spada.
Koniec aktu trzeciego.
AKT CZWARTY
SCENA I
Za oknami bieleje śnieg w mroku popołudniowym późnej zimy, na scenę wchodzi
z wolna Bronka zbolała i jakby męką oszołomiona, trzyma w ręku zmięty list, podchodzi ku oknu, patrzy długo w park, a potem rozwija list, głaszcze go rękami
i czyta, tyłem do publiczności odwrócona.
BRONKA
cichym szeptem czyta
,,Moja ty jedyna, najukochańsza Bronko..."
Opuszcza list i kwili.,,jedyna Bronka, mój Boże... A tak, tak, jedyna. Prawda, prawda, jedyna, jedyna na całym świecie.Odwraca się.Tak,
to rzeczywiście prawda. Ja teraz rzeczywiście sama jedna na
świecie... A! Makryna, Makryna! Dzwoni, patrzy błędnie przed
siebie.Makryna, piastunka --- siostrę też wypiastowała, potem
do trumienki włożyła... och, ten staw, ten czarny staw...
SCENA II
LOKAJ
wchodzi
Wielmożna pani dzwoniła?
BRONKA
Tak, każ niech ludzie zmiotą śnieg ze stawu...
LOKAJ stoi i milczy.
BRONKA
niecierpliwie
Czegóż czekasz?
LOKAJ
Wielmożna pani, była tak straszna zamieć przed paru godzinami, że śnieg leży na metr wysoki, robota parę godzin
potrwa.
BRONKA
niecierpliwie
Co to ma znaczyć. Całą wieś zwołaj, staw musi być czysty jak szkło i każ przeręble wyrąbać, rybaka zawołaj, każ przygotować pochodnie, dziś będzie połów ryb.
LOKAJ
Zrobię, jak wielmożna pani rozkazała.
BRONKA
bardzo rozdrażniona
Ale to musi być zaraz, zaraz, zaraz!
LOKAJ kłania się i chce wychodzić.
BRONKA
Gdzie pan Kazimierz?
LOKAJ
Zamknął się w swoim pokoju i kazał powiedzieć...
BRONKA
Co kazał powiedzieć?
LOKAJ
Że dziś już nie zejdzie, bo musi pracować.
BRONKA
przeciągle
Ta-ak? Więc poprosisz go, żeby za chwilę zechciał tu
zejść.
LOKAJ kłania się i chce znowu odchodzić.
BRONKA
A widziałeś pana?
LOKAJ
Wielmożny pan poszedł przed chwilą do lasu.
BRONKA
niespokojnie
Sam?
LOKAJ
Nie, z panią, która tu u nas jest.
BRONKA
patrzy na niego
Aha, no dobrze... zamyślonaPoproś Makrynę, żeby do mnie przyszła, a pamiętaj, żeby jak najszybciej zmieciono
śnieg ze stawu, wyrąbano przeręble i przygotowano pochodnie,
a Makrynę poproś, niech zaraz przyjdzie.
Lokaj wychodzi.
SCENA III
BRONKA
sama, chwyta, się za głowę i chodzi po pokoju
Sama, sama, sama... On poszedł z Ewą... Kazio się zamknął... w całym domu Makryna i ja... ha... ha... ha...Chodzi po pokoju.I dwa dni temu byłam jego jedną, jedyną,
a dziś, a dziś...
znowu rozwija list i czyta cicho,,tydzień zaledwie minął, a ja tak strasznie stęskniony za tobą, tak ciebie
spragniony...rzuca list na ziemiękłamstwo! kłamstwo!
Po
chwili namysłu schyla się i podnosi list, całuje go.Nie, nie, to
nie kłamstwo.Pieści list, siada na otomanie.Tak Bóg chciał,
tak Bóg chciał...
SCENA IV
Wchodzi Makryna i stoi cicho przy drzwiach.
BRONKA
nie widząc Makryny, opada coraz więcej
Tak Bóg chciał.
Milczenie.
BRONKA
zrywa się nagle z przerażeniem
Kto tu jest?Ujrzała nagle Makrynę.Ach, to ty, Makryno, dobrze, dobrze, że tu jesteś.Podchodzi ku niej, bierze
ją za rękę i sadza obok siebie.To bardzo dobrze, żeś przyszła, Makryno, bardzo dobrze...Patrzy nagle bystro na Makrynę. Powiedz mi tylko, skąd ci nagle ta myśl przyszła, iść
tyle dni w taką zawieję, w taki mróz, aby mnie odwiedzić? Tyle
lat nie myślałaś o tym, by zobaczyć to dziecko, dla którego od
chwili sieroctwa byłaś najlepszą matką, skąd nagle?...Przerywa i patrzy zdumiona na Makrynę.
MAKRYNA
zamyślona
O, to nie było nagle. Wychuchałam cię, strzegłam jak
źrenicy w oku, byłam dla ciebie taką, że lepszą nie mogłaby być
rodzona matka dla dziecka.
BRONKA
Od kołyski mnie chowałaś... i gdy byłam taką małą, maleńką --- swoim mlekiem mnie karmiłaś --- wiesz, Makryna,
nic a nic się nie postarzałaś i jesteś taka sama spokojna, dobra i cicha.
MAKRYNA
kiwa głową
Spokojna, dobra i cicha.
BRONKA
Makryna, czy pamiętasz, jak ostrożnie wyjmowałaś mnie
z kołyski, gdym była niespokojna, i całymi nocami chodziłaś ze
mną po pokoju i chuchałaś, i tuliłaś.
MAKRYNA
Pamiętam cię przed tym, zanim cię do kołyski złożyłam.
BRONKA
nagle
Co ty mówisz?
Śmierć, Strach, Kondycja ludzkaMAKRYNA
spokojnie
Znam cię, zanim na świat przyszłaś. Tuliłam cię, pieściłam, całowałam, by cię do życia ocknąć.zamyślonaTeraz
przychodzę, by te same powieki, które moim pocałunkiem do
życia budziłam, zamknąć, zamknąć... ale już nie pocałunkiem,
tylko tymi, tymi palcami...
BRONKA
zrywa się
Czy ja śnię?
MAKRYNA
Czy ty śnisz? A czymże jest życie? Snem we śnie... To
samo światło gwiazdy jakiejś, które cię do życia budzi, wędruje,
wędruje błędne i nieświadome swych przeznaczeń ani przeznaczeń ludzi, na których swą łaskę zlewało, gdy na świat przychodzili, a potem wraca po wielu, wielu latach, by zniszczyć
życie, które wskrzesiło.
BRONKA
posuwa się z wolna do dzwonka
MAKRYNA
z uśmiechem
Czemu ty się mnie lękasz? Chcesz wołać swoich lokai.
Może byś mnie stąd wypędzić chciała...? Chwyta Bronkę za
rękę.
BRONKA
z przerażeniem
Jaka twoja ręka zimna, jaka zimna...
MAKRYNA
patrzy na nią czule
Bronka, jak mi teraz swego ojca przypominasz... Wtedy
siedział w swojej pracowni, siedział, a nagle jakby piorun weń
uderzył, zerwał się...
BRONKA
Czemu się zerwał?
MAKRYNA
Twoja siostra się utopiła...
BRONKA
Co? co? co?
MAKRYNA
Twoja siostra się utopiła. Sama ją ze stawu wyłowiłam,
z takiego samiuteńkiego, jak ten wasz przed oknami. Wzięłam
na rękę biedne trupiątko: chuchałam, ogrzewałam, tuliłam, całowałam --- nic nie pomogło... Obudziłam ją do życia pocałunkiem, a zgasłe powieki palcami moimi zamykałam... Twój ojciec stał we drzwiach werandy jak słup kamienny, tyś leżała
twarzą w trawę wtulona, gdy z tym moim kosztownym ciężarem przeszłam obok ciebie.
BRONKA
patrzy na Makrynę wpół błędnie
Makryna, zdaje mi się, że jestem chora, nie rozumiem
tego, co mówisz. Na to obudziłaś siostrę moją i mnie pocałunkiem swoim do życia, by potem nam zimnymi palcami powieki zamknąć? Wszak tak powiedziałaś? Nieprawda? A potem mówiłaś, że są takie gwiazdy, które ludzi budzą do życia,
idą dalej błędną drogą ciemnych przeznaczeń i wracają znowu,
by zniszczyć życie swym własnym światłem wskrzeszone? Tak
powiedziałaś? Ach, jakie piękne bajki opowiadasz... O, opowiedz mi tę jedną; czekaj --- czekaj... ja taka dziwnie senna...
Prawda! Są takie gwiazdy, które rwą, ciągną, szarpią człowieka,
trzeba iść za nimi wzwyż ku niebu, w dół ku otchłani; wszerz
po wszystkich oceanach, ale trzeba iść za nimi, trzeba...Tuli się
do Makryny.On poszedł za swoją gwiazdą, a ja, Makryno,
ja... samiuteńka; wszak weźmiesz mnie na swoje ręce i poniesiesz mnie w swoich ramionach, by złożyć mnie u stóp mojego
ojca. Siostrę zobaczę... matkę zobaczę... Makryno, tyś taka spokojna i dobra, i cicha... Och, jaka ja senna... Siedź przy mnie,
Makryno...Słania się, wyciąga się na otomanie. Zamyka oczy.
MAKRYNA wstaje po cichu, patrzy na nią, a potem wychodzi
poważnie z pokoju.
Chwila głębokiego milczenia. Bronka zdaje się spać, wchodzi
Kazimierz, podchodzi do Bronki.
SCENA V
KAZIMIERZ
Bronka, co tobie jest?
BRONKA
jak ze snu zbudzona
Och, Kaziu, Kaziu, jak to dobrze, żeś przyszedł.
KAZIMIERZ
Broniu, czy ty spałaś?
BRONKA
Nie wiem, nie wiem, nie wiem. Moja głowa taka ciężka, a ja taka sama, samiuteńka. Tadeusz poszedł z Ewą do lasu,
a ja taka sama. Kaziu, czemu ja taka sama?
KAZIMIERZ
i lękiem
Przecież Makryna była tu przy tobie?
BRONKA
przecierając oczy i skronie
Makryna? Co ty mi mówisz? Makryna? Śniła mi się
Makryna, śnił mi się mój ojciec, śniła mi się moja matka...
Kaziu, Kaziu, moja matka mi się śniła! Wiesz, jak to było:
szłam, szłam, szłam jakimś pustym, stromym ugorem. Wokół
w szarym mroku tylko krzyże majaczą, a naraz, na drodze, siedzi jakaś kobieta, nie widziałam, nie słyszałam nic, tylko czułam, że tam moja matka siedzi i tuli do łona jedno zmarłe dziecko. Ha --- ha --- ha! Kaziu, czemuś ty taki przerażony? Słuchaj --- i patrzy, jak drugie dziecko błądzi bosymi nogami poprzez
cierniste ścieżki i ścieżyny... z mozołem w górę, w górę. I tak
idę i idę, jakby mnie ktoś wlókł przed siebie. A wtem matka
moja opuszcza dziecko, które do siebie tuliła i wyciąga do
mnie ramiona, a ja już śmiertelnie znużona rzucam się na pierś
matki... naraz, naraz, jakby wiatr całun mgły z niej zwiał, i leżę w strasznym, żelaznym uścisku kości i piszczeli trupich...
O...!
KAZIMIERZ
Broniu, Broniu, tyś chora.
BRONKA
Ha... ha... ha... chora, chora. Co to znaczy być chorą?!
Patrzy na Kazimierza długo, a potem mówi tajemniczo.Kaziu,
Kaziu, mówiłeś mi dziś rano, że mnie kochasz. Czy mi się śniło,
czy to rzeczywiście prawda, żeś mi mówił, że mnie kochasz?
KAZIMIERZ
A tak, tak, mówiłem ci i raz jeszcze ci to powtarzam, że
cię kocham.
BRONKA
Ach, jak to dobrze, że ty mnie kochasz. Ty mnie nie opuścisz. Kaziu? Wszak nie?
KAZIMIERZ
Nie.
BRONKA
A wiesz ty, dlaczego mnie Tadeusz opuścił?
KAZIMIERZ
Wiem.
BRONKA
I ja też wiem. Wszak tak, Kaziu, nieprawdaż?
KAZIMIERZ
Co?
BRONKA
Ja byłam śniegiem, takim dobrym białym śniegiem, co tuli
biedną ziemię, rozgrzewa ją, czy nie tak, Kaziu?
KAZIMIERZ
zamyślony.
Tak... A może byłaś dobrą, kojącą ręką, co przytuliła jakiegoś zranionego ptaka... tak mu było dobrze przy tobie, dopóki był chory, a teraz mu skrzydła nowym pierzem porosły ---
mięśnie wzmocniały i gotuje się do lotu... gotować się nie potrzebuje, bo już strzepnął swoje skrzydła...
BRONKA
przerażona
Nie mów, nie mów tego!
KAZIMIERZ
rozdrażniony
Otóż właśnie będę o tym mówił. Tadeusz odleci od ciebie
z Ewą.
BRONKA
Z Ewą? Z Ewą? Kto to jest Ewa? Czym ona jest!
KAZIMIERZ
Kto to jest, czym ona jest? Moim snem, twoją bolesną
zmorą, a piekielnym pragnieniem Tadeusza. Tym, otóż tym jest
Ewa.uśmiecha sięJeszcze nie rozumiesz? Więc słuchaj: Ewa
jest moim snem, bo potrzebowałem jej na to, by cię ujrzeć
w całej twej sile i piękności. Dla ciebie jest Ewa lękiem i przerażeniem, bo czujesz, że cię w czarną otchłań rozpaczy prowadzi, czujesz, że ci porywa Tadeusza, dla którego jest piekielnym pragnieniem jakiejś wielkiej mocy i potęgi, jest niepokojącą tęsknotą, która go zawsze rwała wzwyż --- wzwyż ku
niebu.
BRONKA
zrywa się i prostuje
Patrz, jam silna, jam dosyć mocna i zimna, by ją i jego
zniszczyć, stratować! Ja silniejsza od nich wszystkich. Ja rozszarpię i zabiję ją, bo ja jestem jedyną, jedyną jego tęsknotą!
KAZIMIERZ
Oszczep jego tęsknoty wybiegł poza ciebie.
BRONKA
oszalała
Ale, Kaziu, patrz na mnie, patrz! Patrz, jam też młoda,
piękna... wieczność całą powtarzał mi to słowo: jakaś ty piękna. Dlaczego jego tęsknota ma wybiec poza mnie?
KAZIMIERZ
ujmuje jej ręce i mówi cicho, i łagodnie
Dla mnie jesteś piękną i wielkim a świętym ukojeniem...
BRONKA
patrzy na niego, a potem nagle
Kusisz mnie?
KAZIMIERZ
Nie, Bronka, nie, już ci dziś rano powiedziałem, że gardziłbym tobą, gdybyś mi była wzajemną, ale ja cię kocham taką
piękną, jaką jesteś w całej twojej niemocy i rozpaczy... Coś
złego się dzieje w tym domu, a ja chcę ci być bratem, przyjacielem, czym chcesz...
BRONKA
Kaziu, czy ty naprawdę to mówisz?
KAZIMIERZ
Nie znasz mnie na tyle?
BRONKA
głaszcze go
Znam cię, Kaziu, znam. Ja jedna, jedyna na świecie, i tyś
jeden, jedyny... ciebie nie kocham, ale kocham twoją dobrą,
piękną miłość. Powiedz mi, Kaziu, co to znaczy, żem taka
senna, taka zmęczona?
KAZIMIERZ
tkliwie
Całą noc nie spałaś.
BRONKA
Och, jak ja go męczyłam i jak on mnie męczył.
KAZIMIERZ
Co ci mówi!?
BRONKA
Nic, nic, nic. By! dobry, był słodki, był kochany, zrozumiałam tylko, że oszczep jego tęsknoty padł daleko, daleko poza mną.
nagle z krzykiemKaziu, gdzie Tadeusz?
KAZIMIERZ
Poszedł z Ewą do lasu.
BRONKA
nagle, zamyślona
Poprzez lasy, poprzez góry, poprzez morza... Ach, i poprzez Bronkę, poprzez tę jedyną, ukochaną Bronkę, a teraz taką
osamotnioną Bronkę, dokąd? dokąd?!
KAZIMIERZ
głaszcze jej ręce
Nie wiem.
BRONKA
Kaziu, Kaziu, czy mi się śniło, ale zdaje mi się, że Makryna tu była?
KAZIMIERZ
Otarłem się o nią w korytarzu.
BRONKA
Ta-a-k? Otarłeś się o nią?... Powiedz, czym ty
jesteś?
KAZIMIERZ
uśmiecha się tajemniczo
Ha... może bratem Makryny, bo nikt ciebie tak nie kochał i nie kocha, jak Makryna i ja.
BRONKA
To prawda, to prawda.
KAZIMIERZ
Prawda, z daleka przyszła Makryna do ciebie, z daleka
przyszedłem ja do ciebie, by ci powiedzieć, że cię kocham...
Milczenie.
BRONKA
Tak, tak, ty i Makryna.
SCENA VI
Lokaj wchodzi.
LOKAJ
Wielmożna pani, śnieg odmieciony.
BRONKA
Och, jak ci jestem za to wdzięczna... Przeręble wyrąbane?
LOKAJ
Tak.
BRONKA
Rybaków kazałeś zwołać?
LOKAJ
Tak.
BRONKA
Pochodnie przygotowane?
LOKAJ
Tak, wielmożna pani.
BRONKA
Dziękuję. Możesz iść.
Lokaj wychodzi.
SCENA VII
KAZIMIERZ
Co to ma znaczyć?
BRONKA
Nic nie ma znaczyć, idę na połów ryb... badawczoKaziu, idziesz ze mną?
KAZIMIERZ
Pojdę, gdzie chcesz.
Milczenie.
BRONKA
nagle wesoła
Pamiętasz naszą cudowną przejażdżkę po stawie wczoraj
i przedwczoraj?
KAZIMIERZ
zamyślony i w dal wpatrzony
Pamiętam.
BRONKA
szybko, potem coraz wolniej
Coś tak się nagle zamyślił i tak wpatrzył w siną dal, dal
śniegu i w te czarne ugory, na których zakiełkuje zielona ozimina, gdy śnieg zniknie...
KAZIMIERZ
gdyby echo
Gdy śnieg zniknie...
BRONKA
Kaziu, ty mnie rzeczywiście kochasz?
KAZIMIERZ.
Kocham!
BRONKA
Ale ty wiesz, że ja tylko Tadeusza kocham?
KAZIMIERZ
Wiem.
BRONKA
I tyś taki piękny, że mógłbyś mną gardzić, gdybym ci była
wzajemną?
KAZIMIERZ.
A tak, gardziłbym tobą, gdybyś mi jednym, jedynym ruchem wzajemność okazała.
BRONKA
Ale gdybym cię o coś bardzo, bardzo prosiła, czy jesteś
w stanie to spełnić?
KAZIMIERZ.
Co?
BRONKA
badawczo
Nawet to?
Chwila milczenia, patrzą długo na siebie.
KAZIMIERZ
zamyślony
Wszystko, wszystko.
BRONKA
nagle
Gdzie są łyżwy?
KAZIMIERZ
Na co łyżwy?
BRONKA
Dla pozoru, dla pozoru...
KAZIMIERZ
Dobrze. Jak chcesz.
BRONKA
Niech się stanie.
KAZIMIERZ
Hm. Niech się stanie.
BRONKA
w najwyższym przerażeniu
Ma się stać?
KAZIMIERZ
Tak!uśmiecha sięAle po cóż kazałaś zwoływać rybaków?
Na co ludzie? Pochodnie?
BRONKA
patrzy na Kazimierza
Prawda, prawda! Przecież to można wszystko tak zrobić,
że nikt nie będzie wiedział. Ha, ha, ha, co za głupi pomysł!
Gotowi jeszcze człowieka w ostatniej chwili wyratować ---
ha, ha, ha --- och, co za głupią komedyjkę podyktowało mi moje
rozżalone serce... Dzwoni.
SCENA VIII
Lokaj wchodzi.
LOKAJ
Co wielmożna pani rozkaże?
BRONKA
Powiedz, że nie będzie dziś połowu ryb. Jutro rano --- jutro rano --- rozumiesz?
LOKAJ
zdziwiony
A już wszystko przygotowane.
BRONKA
To bardzo dobrze. Ale dopiero jutro rano odbędzie się
połów ryb --- ha, ha, niezwykłych ryb...
LOKAJ
Więc pochodnie niepotrzebne?
BRONKA
Czyś mnie jeszcze nie zrozumiał?
LOKAJ
Rozumiem, wielmożna pani. Ale staw już zamieciony.
BRONKA
Bardzo dobrze.
LOKAJ
Przeręble wyrąbane.
BRONKA
Jeszcze lepiej.
LOKAJ
Więc odwołać?
BRONKA
Przecież ci to już tysiąc razy powiedziałam.
LOKAJ kłania się i wychodzi.
SCENA IX
KAZIMIERZ
Więc chodźmy!
BRONKA
Chodźmy! --- Tobie przecież wszystko jedno, czy tu, czy
tam będziesz się nudził? Śmieje się histerycznie.
KAZIMIERZ
Jak najzupełniej --- no a zresztą moją osobą upozoruję jak najpiękniej dziwny, a raczej bardzo zwyczajny wypadek, że
dwoje ludzi dostaje się pod przerębel. Śmieją się.
KAZIMIERZ
Nawet testamentu pisać nie potrzebujemy...
BRONKA
zbiera się nerwowo
Ha, ha, ha --- bez testamentu, bez testamentu... Już jesteś
gotów?
KAZIMIERZ
Dawno już.
BRONKA
Chodźmy, chodźmy... Ogląda się dokoła, żegna pokój
wzrokiem --- wychodzą.
SCENA X
Scena przez chwilę pusta. Wchodzi Makryna, rozgląda się po wszystkich kątach.
MAKRYNA
Poszli, już poszli... Moje żniwo... moje żniwo... jedną
niosłam na moich rękach... a teraz drugą... drugą...
Podchodzi do otomany, obchodząc z wolna dokoła pokój.Tu siedział
ten kochany, biały gołąbek... tu... A ją najwięcej kochałam...
Obchodzi dalej pokój, po kolei dotyka mebli.Tu... tu moja
gołębica kryła swoje łzy.
Podchodzi do fotelu.Tu jeszcze dziś
rano siedziała Bronka... Bronka... Bronka... I już nie wróci,
nie wróci... I ten piękny sokół nie wróci... Tak stać się musiało... Białe widmo jej matki chodzi po pałacu i woła... woła... Nie wrócą już, nie wrócą już nigdy... A teraz ja tu już pozostanę...
Siada nieruchoma i pozostaje.
Zasłona spada.