Kazimierz Przerwa-Tetmajer Salamandra Przez obcy szedłem las — posępny stał; ciemniał w nim dzień — wilgotne mchy słały się u mych nóg, z nadwodnych skał zwisały zimne, brudne, ślisko szły w parowów głąb. Potoku pienny nurt po progach wył wzdłuż drogi, to znów cichł, z kamiennych w toń się przelewając furt. Wśród gonnych drzew tu owdzie, jakby mnich (dalekich Tatr widziadło), karli smrek, obrosły gąszczem konarów aż do stóp, w milczeniu stał i ciszy leśnej strzegł. I nic nie rwało jej; jak ciemny grób milczał ten las, tonąc w ponury mrok. Tam szedłem sam — szeleścił w ścieli krok, to patyk trząsł, to bełkło trzęsawisko. Gdziem był? — tak, wiem: ja byłem ludziom blisko, ale mój duch, jak niegdyś na Jeziorze Królewskim, zszedł z kolisk ludzkiego świata, i wszystkie w tłum zbiegły się ku mnie lata, przeżytych dni, przeżytych godzin morze… Wszystko, com czuł, czegom przepragnął w życiu, zbiegło się ku mnie w tłum — wszystkie tęsknice, chęci; widziałem tam, jak pasmo wzgórz w odbiciu kliszy: zebrane współ epoki mej pamięci. I moja krew, i mózg mój, i marzenia, porywy duszy, woli mojej sny, nadzieje, wiary: wśród tego milczenia ozwały się, przyszły i ze mną szły mówiące do mnie, w mrok. A głos to jeden był, ogromne, straszne jedno zapytanie: Co pozostało z nich?… Ze skalnych brył, gdy spadną w dół, skruszony rum zostanie, kamieni stos — lecz co zostało z nich? Co z duszy mej i z mojej krwi żywota? Czyliż, jak kurz od koła leci szprych, tak z życia duszy treść odlata i robota? Wewnętrznej pracy wóz przetoczy się wśród dróg, i nie zostaje nic, jakby nie przebiegł wcale? I gorzki żal się wśród czeredy wzmógł mych myśli, czuć. Po cóż — mówiły — po co byłyśmy, jeśli mniej trwania w nas, niźli w skale podłej, z której się żwir i głazy wygruchocą? Po coś ty rodził nas i my rodziły ciebie? Pytały tak, a ja, jak gdybym na pogrzebie pochodnią tylko był i więcej niczym, wkoło świecąc na smutku mrok i na zgryzotne kiry, tak szedłem — — milczał las, woń stęchłą zioło dawało z błot, i mchy, nad wodne wiry zwisłe, dławiły dech… I ciągły szum: Gdzie my? Gdzie żywot twój, co z nas się plótł, jak z sita plecie się kosz? Gdzie my: twe myśli, sny, gdzie żywot twój?… Cóż powiem? Pod kopyta wtrącił was Czasu rumak i Nicości? Zdeptał was, jako koń Atylli złém kopytem deptał wsie? Kędyście w toń tej czczości, co się przeszłością zwie, kędyście w grób, w pokłady strawionych ludzkich rzeczy zapadły — czyż ja wiem?… Wtem u mych stóp, pod zboczem usypiska, wśród mokrych nor, patyków, jako gady pełznących w las, nad miejscem, gdzie połyska bagienka szkło: ujrzałem nieruchomie stojącą salamandrę. Czarne ciało, pomalowane w żółte plamy, słało się tuż nad ziemią i w leśnym ogromie wiązało do się wzrok, jak świeca w ciemnej sali. Przez długą chwilę przeciweśmy stali, aż mi się zdało, że w tej wędrownicy pustkowi leśnych, w tej wiecznego cienia mieszkance niemej: wszystkie me pragnienia i cały bezmiar żywota tęsknicy, i wszystko, co się w mym życiu nie stało, wraz się skupiło i wraz zamieszkało, ażeby błądzić tu, w wiecznej mrocznicy obcego lasu… Dni, godziny, lata, co za mną z głuchym zapytaniem gnacie, widma cmentarne, czyliż wy w warsztacie natury wiecie, jakim kręgiem lata koło wszechbytu? Czy znacie pierścienia początek i kres? Czy wiecie, że współ wraz może wam wszystkim ten odpowiedź daje las ? Że wszystkie zżyte sny, sny zżyte i natchnienia i cały skarb, co człowiek w sobie miał, może się taką ot straconą rzeczą stał, jak salamandra ta wśród lasu mrocznych głębi? Więc nie pytajcie mnie, kędy jesteście, ani pytajcie mnie, czy się z was co zezrębi, ani się za mną w tłum tych mar żałobnych nieście, bo nie wiem nic — — widzicie: milczy las… Jeżeli tu przez wszystek bytu czas błądzić człowieka los — może i to, co zżył, wieczyście błądzi kędyś — tuman sił straconych w wieczny mrok… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przerwa-tetmajer-salamandra. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Wybór poezji, nakł. Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Kraków 1897 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paweł Kozioł, Marta Niedziałkowska, Maria Ługowska.