Kazimierz Przerwa-Tetmajer Na wiosnę I Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska wstaje wiosna. Już w kępie lianów, palm i wici jaguar cętkowaną, lśniącą skórą błyska i iskrzącym bursztynem wielkich oczu świéci. Jakoby liść potworny z olbrzymiego drzewa, któremu na gałęziach gwiazdy lśnią jak rosa; leży płaski, błyszczący, a przez gąszcz się wlewa ku niemu fali słońca tęcza złotokosa. Pod nim woda spleśniała, ruda i zielona, przesycona tak światłem, iż zda się metalem, lilie, których olbrzymia złotawa korona świeci oczu jaszczurek miedzią i koralem. Toń zielona, przepastna, gęsta, straszna, lepka, wydająca woń duszną, wilgotną i parną; tam purpurowych kwiatów wznosi się wysepka, tam purpurowe ptaki lecą rzeszą gwarną. Ówdzie bagnistej wody nie wzruszając prawie, potworny kajman płynie wolno i leniwie; tam połoza podłużny łeb dźwignął się w trawie i przesunął się jeleń o wełnistej grzywie. Jaguar bok, pragnieniem miłosnym wychudły, ogonem raz po razu uderza niedbale, patrząc na swoje szpony, w których świecą kudły samicy, wyszarpane w nocnych uciech szale. II Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska wstaje wiosna, dusząca od światła i żaru; i z głębi leśnej wody nagle kształt wytryska, podobny do róż leśnych i do nenufaru. Jest to zacisze leśne, zewsząd osłonięte, nie wmyka się tam słońce, tylko z góry pali; jest to zacisze leśne, urocze i święte, splecione dachem roślin nad zwierciadłem fali. Kształt, co się z niej wynurza, podobnym się zdaje kobiecie, ale łuską biodra mu srebrnieją i włosy ma zielone, jak wiklowe gaje, i pół kobietą zda się, pół wodą i knieją. Rusałka… Jej żywiczne, smagłe, gibkie ciało w zielonych włosach świeci od pasa nad wodą; rozgląda się zuchwale razem i nieśmiało, nęcąc i strasząc razem swą dziwną urodą. Nagle z ust tak czerwonych, jak owoc jarzębin, błysnęły białe zęby, oczy żarem strzelą, piersi wzniosły się żądzą i w zwierciadle głębin znikła, tylko się fale zapienione bielą. I to zacisze leśne, zewsząd osłonięte, ciche jest, jako pierwej; słońce z góry pali, a wody stawu ciemne, milczące i święte odbijają gąszcz dębów i cień jodeł w fali. III Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska, od ludzkich klęsk, tryumfów, z daleka od ludzi wstaj, wiosno, w której oczach wieczny płomień błyska, wstaj, wiosno, ponad sercem, które ziemia nudzi! Niech pijana fantazja swoich barw przepychem zasłania nędzną, szarą, biedną kolej rzeczy; wstań, wiosno, z purpurowym twoich warg uśmiéchem, z ręką kwiaty siejącą, która smutek leczy. Niech szara, rzeczywista, omartwiała nuda pierzchnie przed tobą, wiosno, przed barw twoich kołem; jasno świeci twych włosów grzywa złoto-ruda jak u lwa — i ognista gwiazda nad twym czołem! Olbrzymie twoje ciało zasłania mi oczy, głowa twa na niebiosach obłoki roztrąca; gdy wkroczysz, wre i kipi brzeg morskich roztoczy, a w rękach twych, jak kwiatów kosz, płonie krąg słońca. Z potopu twych nawałnic, z grzmotu twej ulewy, podnosi się duch jasny i epoka świeża; z olbrzymich czar kwiatowych, jak cudowne śpiewy, podnoszą się zapachy i biją w bezbrzeża; naturalny bieg zjawisk, nudny, smutny, szary, pryska pod twoją stopą, zjawisko olbrzymie — w kołysanej fantazji płyną cudy, czary, i wam, o dumne zjawy, wam wiosna na imię!… IV Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska, z daleka od wszystkiego, co się życiem zowie, tam, na łodzi bez steru, na toń bez nazwiska płynie duch, a łódź wiodą wiosny aniołowie. Są to duchy niewidne, zjawiska eteru, tylko zda się, że skrzydła ich słychać szumiące; wiodą łódź po odmęcie bez zmarszczki, bez szmeru, pod ogromne, spokojne, nieruchome słońce. Jest to kraina ciszy, spokoju zatoka; z zielonych kęp wysepnych dym błękitny dymi i podnosi się dymu girlanda szeroka, zda się: ofiary bóstwu zatlili pielgrzymi. Ale nie ma tu ludzi: tu natura święta Bogu, który ją stworzył, śle dymiące wonie; tu z bezdni schodzi Boga moc nieogarnięta spoczywać na stworzonym z siebie świata łonie. Tu piękno w nieprzebranej, niezmąconej fali toczy się jasną rzeką, niewidne nikomu, którego nigdy wzrokiem ludzie nie skalali — to są wspaniałe wrota do Boskiego Domu. Tu piękno, owo wieczne, przeczuwane, skryte, wieczną świeci się wiosną, czyste, jak mgła ranna, a dusze rozklęczone, wzrokiem w niebo wbite, wznoszą ku niemu ręce, wołając: hosanna!… V Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska kołyszą się na piórach płomiennych ulewy; z okrzepłego lodami w górach uroczyska wichry wznoszą łby śnieżne i straszliwe gniewy. Kocham was, o żywioły rozpętane, wściekłe, szalone moce świata i piękności tęcze! Kocham was, piorunami ulewy rozciekłe, wichry w przepaść lecące przez kaskad obręcze! Kocham was, wy spienione górskie białe wody, ziemio, darta orkanem spośród leśnych głazów! Kocham was, mgieł piorunnych ciemne korowody, malowane w kształt tęsknych, niezmiernych obrazów… Kocham was, wywracane lasy, pnie strzaskane, kocham was, wiry jezior, grzmoty na gór szczytach! Kocham mętną, ryczącą wodospadów pianę i czarną, niemą grozę, wspiętą na błękitach! Kocham was, o zjawiska potężne, olbrzymie, nadludzkie moce, straszne, stargane żywioły! I w lasów, zapalonych od piorunu, dymie jam gotów wielbić Boga i grzmotów anioły! Boże wiosny! O Boże pierwopotęg świata: czuję Cię, nimeś jeszcze objawił się światu, i która pierwsza do Cię modlitwa wylata, z tą modlę się do Twego piękna majestatu! VI Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska, arystokraci swego ja i swojej woli, chodźmy, o pani, w wieczór, gdzie na trzęsawiska wybiega błędny ognik wśród świateł luczioli. Chodźmy, o pani, w wieczór, gdzie się cicho sieje pomiędzy pola strumień i gwiazdy unosi, szum cichy i głęboki przysyłają knieje, i sierp księżyca trawę szklistym blaskiem kosi. Tłum urękawiczony i ukrochmalony, kolorem parasolek, staników i krawat zdumiewający żaby, słowiki i wrony i gaszący narcyzy, mak polny i bławat: Pożegnajmy, o pani, wraz z jego codzienną nudną inteligencją i mieszczańskim sprytem, i chodźmy gdzieś na ziemię patrzeć cichą, senną, zamajoną zielenią, gajami i żytem. I będziemy mówili o lesie, o wiośnie, o cudownych obrazach, co z etyką miejską nie mają nic wspólnego, lecz jak obłok rośnie na niebie: tak i one rosną czarodziejsko. Nic nie szkodzi, o pani, choć twe sztuczne kwiaty zapylą się od kurzu lub na deszczu zmiękną: w polu rosną prawdziwe maki i bławaty, a zamiast twych znajomych, spotka panią piękno. VII Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska mówić będziem o pięknie, tym wielkim i świętym, które zarówno greckie rodziły igrzyska, jak mieści się w Bezbrzeżnym, Mocnym, Niepojętym. O pięknie mówić będziem, co zarówno świeci na obliczu Madonny i w niezmiernych stepach, w pieśniach, które składają genialni poeci, i w ogromnych, milczących, starych zamków sklepach. Mówić będziem, lecz dawnych, prostych ludzi głosem, a ty, angielskich rożków nawykła i pianin, podniesiesz brwi z ukosa i mrukniesz pod nosem z bardzo wdzięcznym uśmiechem: pan jesteś poganin. O tak! zawsze pogańskiej, dawnej jestem wiary! Niech się modlą, niech pieją wniebowstępne chóry! Dla mnie święte są skryte wśród bluszczów pieczary i tajemna, niezmierna poezja natury! Wsłuchuję się w najlżejszy wiatru szmer przelotny, tonę oczyma w każdym wód błękitnym drgnieniu, a jeśli się tam czasem uczuwam samotny, to, bo słucham, czy kto się nie ozwie w Milczeniu… I gdybym się był zrodził przed trzydziestu wieki, to wraz z tobą, nad greckim szafirowym morzem, mówilibyśmy w gaju oliwnym, w czas spieki, że wszystko, co Bóg stworzył, jest czystem i bożem. VIII Z daleka od ludzkiego zgiełku i mrowiska czasem dusza kobiety jest, jak w gór załomie, pod niedostępnym szczytem i ścianą urwiska woda głębokich jezior, skryta niewidomie. Przecudowne gry światła na przejrzystej fali, noce, gdy gwiazdy schodzą czerpać na dół wodę, dni, kiedy się powierzchnia kolorami pali, burze w czas wichru, cisze przesłodkie w pogodę; łabędzie, które, lecąc, na toni przypadną, cień orlich skrzydeł, co się z obłoków odbija, mgły, co się na zwierciadłach nieruchome kładną: tych cudów tam źrenica nie widzi niczyja. A ci, co marzą wielkie piękności na ziemi, którzy by chcieli o nie piersiami uderzyć i wchłaniać je w głąb duszy zmysłami wszystkiemi: nie znajdując ich w życiu — przestają w nie wierzyć. Wtem ktoś, jakby wewnętrzne przeczucie go wiodło, odkrywa załom skalny i staje w zachwycie — i serce, które w piersi miał za próżne godło, obudzone zachwytem, nowe czuje życie. Z piękna albowiem wstaje duch świeży i młody, rosnąc lub straconego żałując ogromu… Czasem dusza kobiety jest, jak owe wody przecudownej piękności, nieznane nikomu. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przerwa-tetmajer-na-wiosne-z-daleka. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Wybór poezji, nakł. Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Kraków 1897 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paweł Kozioł, Aleksandra Mikołajczyk, Marta Niedziałkowska.