Kazimierz Przerwa-Tetmajer Na szczycie P. Franciszkowi Kvapilowi. Wkoło złomy granitów dzikie i olbrzymie, pode mną gdzieś jeziora, a tam niżej, niżej świat, życie, nędza ludzka, tłumy nieszczęśliwych i garstka panów świata — i tych zagrożonych tysiącem niebezpieczeństw, cierpień, nędz i bólów! Nad wszystkim jest cierpienie… O! gdybym z tej góry sięgnąwszy ręką, schwycić mógł kołowrót świata i bieg mu zmienić, ażby jedna pieśń olbrzymia, jedna pieśń szczęścia w niebo runęła i gwiazdy zdumiała, jakby nagle ziemia, czerwonymi wybuchając ogniami, między nie wybiegła szalona i podobna do racy puszczonej między ciche łabędzie na spokojnej wodzie… O pieśni! pieśni szczęścia! czyż nigdy nie zabrzmisz? Czy nigdy tryumfalny twój głos się nie wmiesza do cudownej melodii wichrów, mórz i lasów? Czy nigdy oczy ludzkie nie będą, jak kwiaty, uśmiechnięte ku słońcu? Nigdy ludzkie piersi, jak łąki, co oparem oddychają złotym O świcie w dzień wiosenny? Nigdy ludzkie myśli nie będą jak obłoki swobodnie płynące, zanurzone w topieli błękitu i światła? I nigdy dusza ludzka nie będzie jak słońce promienna i gorąca, jednym tylko czuciem przejęta, aby ciepło rozrzucać i świecić? Nigdy?… I wieczny, wieczny będzie rozdźwięk w świecie między tym, co śni człowiek, i tym, co snem nie jest?… Tak! Tysiące już ludzi zło życia wskazało, tysiące już ból ludzki wykrwawiło w słowach, nigdy jednak nikt Dobra i Szczęścia nie stworzył. Cóż, choć nam filozofia i poezja cały bezmiar, całą głąb złego przed oczy postawi, pokaże całą nędzę ludzkiego żywota, całą niemoc człowieczej samoistnej woli, całą jego zawisłość od Woli Tajemnej, i wszystkich jego pragnień źródła i maszynę wszystkich jego postępków, uczynków i myśli na najdrobniejsze cząstki składowe rozbierze? Czyż przez to ludzkość będzie szczęśliwszą? zło mniejszym?… Są, którzy ukochali ludzkość: czyż nie widzą, że ta miłość jest niczym?… Najstraszliwsze z uczuć, najstraszliwsze, najgorsze, najsroższe uczucie niemocy woli ludzkiej, bezsilności ludzkiej wobec Woli Tajemnej i Jej głuchej Siły! Czym jest życie ludzkości? Od tysięcy wieków patrzeniem wciąż w zwierciadło jedno i to samo i ciekawym śledzeniem w tym jednym odbiciu coraz nowych wyrazów bólu i rozpaczy. O góry! o jeziora, które tutaj widać! Jak jesteście szczęśliwe wy, co nie możecie nic czuć, nic myśleć, nic chcieć!… Jesteście bezwładne jak my, lecz bezwładności swojej nieświadome: I to jest szczęście wasze!.. — O! Cóż bym dał za to, gdybym mógł, jak wy, nie mieć wiedzy mojej doli! Wietrzeje granit szczytów, piorun go rozbija, od lawin głazów zwolna znikają jeziora, ale *nie wiedzą* o tym. Tak ziemia się cała od swoich pierwopłodów, od praepok swoich rozwija bezświadomie, naprzód ciągle dąży, bez pamięci, co przeszło, bez troski, co będzie, nie obarczona gorzkim ciężarem doświadczeń. A my, bogaci przodków naszych doświadczeniem, wiemy, że nas nie czeka nic, prócz tego tylko, co było — i bogactwo to jest straszną nędzą, jest Strachem, który pęta ramiona Odwadze. Przed niedolą rozwagi, przed niedolą wiedzy dwie są tylko ucieczki: szał i wyobraźnia. Kiedy kobietę, ciało, nazywam aniołem, gdy dla idei życie poświęcam bez żalu, kiedy mnie twórcza władza w zaświaty uniesie, w nigdzie nieistniejące idealne światy, gdy stracę pamięć: wtedy mogę być szczęśliwy. Lecz jest to abdykacja ducha, który przecież jest we mnie czymś najwyższym — zaprzeczenie Myśli, najszlachetniejszej cząstce mojego istnienia — gdyby wznieść się tak Myślą, ażby ponad wszystkim zawisnąć, niedostępnym niczemu, co ziemskie… Być czystą myślą… Przebóg! Co za widmo wstało z czarnej czeluści skalnej?! Okiem jak sztyletem przebija mnie i krew mi swym uśmiechem ścina, swym okropnym uśmiechem!… Ktoś ty jest?!…/ ------------------------------------------------ Ironia… ------------------------------------------------ Znam cię, o znam cię, widmo! Ty z pierwszym promieniem słońca przychodzisz rano, w południowym dzwonie ty dźwięczysz ponade mną, ty o zmroku we mgłach wieczornych nad mą głową zawisasz w przestworze, ty z nocnych cieniów i z gwiazd wychylasz się ku mnie, znam cię!… Niegdyś alpejski ów samotnik, władca duchów elementarnych, słyszał ponad sobą rzuconą klątwę życia za zbrodnię spełnioną, lecz jakaż moja zbrodnia? Jedna chyba tylko: wątpienie… Tak zaiste, pierwszym fundamentem, pierwszą podstawą dzieła: wiara w jego koniec. Tylko kto ślepo wierzy, potrafi iść naprzód, zwycięży, albo padnie, ale z raną w piersiach, jak rycerz… Żyć, to tworzyć, a tworzyć, to wierzyć… Nie wierzyć, wątpić: lepiej znicestwieć i przepaść!… ------------------------------------------------ Płynę cichy i świetlany przez przestrzenie nieskończone, przez wieczności oceany w nadświatową płynę dal; w gwiazd otchłanie, w mgieł oponę patrzę jasnym, świetnym wzrokiem, widzę światła, co potokiem w bezmiar rwą się z pramgły fal… Przy mnie ziemie się rodziły ze słońc swoich pryskające; widzę ciche ich mogiły, jak szybują ścięte w lód i padają znów na słońce: giną, aby wstać z kolei, wstają, aby w lat zawiei zginąć, jak powstały wprzód… Wieczny ruch, przemianę bytu, wieczną śmierć i życie wieczne widzę, płynąc wskróś błękitu przez bezdenie pustych sfer; bryły toczą się słoneczne, grzmiąc i hucząc na przestworza, szumią lotnych mgławic morza, brzmią miliardy świetlnych skier… W ponadziemskich gędźb tych toni płynę cichy, niewidzialny, u stóp moich czas się kłoni i z gwiazd gwiazdy tworzą się… Gdzie wszechmocny, tryumfalny ruch istnienia koło toczy: w sfer głębinie mknąc przezroczej, cicho, słodko, bosko śnię… ------------------------------------------------ O dziwny głosie, jak gdyby w mej duszy słyszany własnej, a razem w przestworze płynący kędyś… Dziwny, słodki śpiewie! Świetlana struno przestrzennego światła! Brzmisz tak nade mną, jednak mi się zdaje, jakobyś wespół brzmiał w mej własnej duszy… Dusza człowieka! Czyli nie jest ona częścią wszechduszy świata oderwaną i w część zamkniętą wszechmaterii świata? Lecz czemuż, czemuż, ah! czemuż tak bardzo, tak strasznie więzom materii podległą?!… ------------------------------------------------ Ciszy! Przestrzeni! Światło! o ty święta ojczyzno ducha! Wszystkiemu odjęty w was on jest taki, jak wy, czysty, święty! W was, kiedy skrzydła związane rozpęta, tęcze z nich biją i płomienne łuny, usta są jego, jak wichrowe struny, oczy, jak gwiazdy, serce, jak kwiat z pola, ramiona jego są jak pioruny, jak oceanu przypływ — jego wola! Wtenczas on stwarza Piękno, Dobro świata, zło, wstręt, brzydotę skrzydłem jak pył zmiata, leci, jak anioł pokoju po ziemi, jak anioł szczęścia ku ludzkości zlata, rany jej koi ustami własnemi, własnego serca darzy ją pokojem, krew jej oczyszcza własnej krwi swej zdrojem, jest dla niej chlebem i różdżką oliwy… I gdyby przez swą boleść i męczeństwo mógł wieczne kupić jej błogosławieństwo, wieczną szczęśliwość: umarłby szczęśliwy… Lecz owa klątwa, co się ciałem zowie, to pęto ducha, to upokorzenie, budzi go ze snów, jak orła, co ranny śnił, że ma słońca purpurę na głowie, pod skrzydłem wichry, pod piersią bezdenie, i gdzieś w błotnistym ocknął się parowie… Na próżno! Nie ma mocy zwyciężenia, nie ma zwycięstwa nad życia przemocą… O wieczny ducha ból! ból nieustanny! Na próżno!… Skrzydła, co się tu szamocą, do piersi łańcuch ziemski opierścienia. Ciszy! Przestrzeni! Światło! O ty święta trójco mej duszy! Do ciebie ramiona wznoszę bolesne… Otom jak w pustyni: wiatr na pierś piasku mi rzuca brzemiona, nogi me tuman rozżarzony pęta, strach w kość mi wchodzi, w oczach noc się czyni… Co jest przed światem? Co jest przed człowiekiem? Co jest przed duchem?… Milczenie!… Milczenie!… W uszach mych huczy rwący wiek za wiekiem… Pędzą… Przelata cała ludzka fala, przelata całe odwieczne Istnienie… Jak się lawina głazów w przepaść zwala z skalnego zrębu: tak wieki się toczą z hukiem i grzmotem i giną w Bezdeni— — a ponad ziemią niebo lśni przezroczo i słońce wiecznie jasno się płomieni… Słowa, oh, słowa!… Słowa rozwiązania zagadki bytu, cierpień tajemnicy! Pociechy w chwili szału i konania!… Chryste! Na górę wchodzisz mi olbrzymią! Pod nią się morza kotłują i dymią, wąż ją opasał światła błyskawicy… Chryste! Dlaczego masz tę twarz straszliwą? Włosy jak z miedzi? oczy jak ze grzmotów? Dlaczego ręką wstrząsasz jak lew grzywą? Dlaczego usta twe pełne milczenia gorszego, niźli pożarnych łoskotów? Dlaczego milczysz? Na górze z płomienia dlaczego milczysz?!… Chryste! Chryste! Chryste! Przez męki świata i bóle wieczyste, przemów!… Posągu olbrzymi na stropie! Straszna Światłości w błyskawic potopie! Straszna Białości na nieba błękitach! Straszliwa Głuszo wśród jęków i zgrzytów! Straszliwa Góro na chmurach i szczytach! Straszna Kolumno wśród wieków i bytów!… Chryste! Patrz! Niezmiar, ogrom Twej Miłości jest czymś nadludzkim tak i niepojętem, że co być miało żywotem ludzkości, staje się trwogą, otchłanią i wstrętem… Nie mogąc zdążyć za Tobą, upada! Spod nieba w piekieł upada płomienie, a Ty jej nikniesz i odchodzisz z oczu, i gdzieś w błękitnym, dalekim przezroczu postać się Twoja ukazuje blada i niedościgła rośnie w Przerażenie… Chryste!… ------------------------------------------------ O! Matko! Naturo! Wszechwierna, wszędy obecna, wszechmocna, niezmierna, Naturo, Matko, co szumiącem drzewem duszę unosisz z błękitów powiewem; co rzeczną falą niesiesz ją w bezdenie za rubież ziemi i za gwiazd świecenie; co wierchem górskim dźwigasz ją w bezmiary, skąd widać obrót kołowrotu świata; której szum głuchy podziemnej pieczary woła w praczasie przeminione lata i zmartwychwstawać im przed oczy każe; Naturo! Matko! co Bogu ołtarze stawiasz na górach, pustyniach i morzach, kurzem wulkanów śląc kadzidła mszalne, grzmotami Boga sławiąc na przestworzach: do ciebie ręce wyciągam błagalne! Naturo! Matko! Oto w twoim łonie wszechwiernym istność niech moja zatonie; w twojej potędze, pod twoim ogromem, niech się ma dusza uczuje atomem, cząstką tych szumów, które w drzewach szumią, cząstką tej fali, która w rzece płynie, cząstką tych głosów, co się w grotach tłumią, cząstką gry słońca na górskiej dolinie… Naturo! Matko! Tak pragnę dla ducha tej świętej chwili, gdy czysty i szczytny jak orzeł, co się wzniesie w sklep błękitny, gdy pod nim huczy burzy zawierucha: wydarty burzom, w które krew go ciska, wzniesie się w czystej myśli uroczyska, na Cisz zawrotnych wwiedziony krawędzie, tylko twą piękność czuć i widzieć będzie, tylko pięknością twoją żyć się zgodzi, podobny dumnej i spokojnej łodzi, co przewalczywszy wiry i orkany, żaglem na toni błyszczy zwierciadlanej. Wówczas niech biali przyjdą aniołowie rozmawiać z duszą; wówczas im odpowie nie jękiem bólu, nie klątwą, nie krzykiem, ale odpowie im cichym spokojem wód, co się w lesie kołyszą, językiem, mową drzew górskich pod mgławic zawojem. Chcę lecieć wolny, jak światło w błękicie, chcę duszę rozbić na bezkresną przestrzeń, chcę być jak cisza na łąk pierwobycie… O duszo! Wzbij się! Skrzydła twe rozprzestrzeń! Wzbijaj się! Wyżej!… Pękajcie więzadła ramion i skrzydeł! Lecz wpierw tam, z zenitu, raz, jak Bóg spojrzyj na otchłanie bytu, a jeśli runiesz, toś spod nieba spadła!… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przerwa-tetmajer-na-szczycie. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Wybór poezji, nakł. Gebethner i Wolff, Warszawa-Lublin-Łódź 1897. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Śląską z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BŚ. Utwór powstał w ramach "Planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku" realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o "Planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.". Opracowanie redakcyjne i przypisy: Paulina Choromańska, Katarzyna Dug, Karolina Kozioł.