Kazimierz Przerwa-Tetmajer Muszla Niewielka, stara muszla na mym stole leży, jest to jeden z mych skarbów, choć warta tak mało; nie wiem, z jakiego morza pochodzi wybrzeży, ni jak dawno jej morze szumieć już przestało. Odkąd siebie — i muszlę tę pamiętam starą, i dziś, ilekroć tylko spojrzę na nią razy: owiane jakąś smętną, głęboką mgłą szarą, stają mi przed oczyma dawnych lat obrazy. Ale najlepiej lubię, przymknąwszy powieki, przyłożyć ją do ucha i słuchać jak szumi: wtenczas całą mą duszą wracam w świat daleki, w toń wspomnień, które życie zaciera i tłumi. Przypominają mi się pola i ogrody, dom pośród ciemnych smreków i różanych krzewów, pastwiska i wikliny, bystre górskie wody, jasność kamyków na dnie albo męt wylewów. Przypominają mi się tajemnicze mroki wśród szpalerów wieczorem, gdym pełen obawy szedł, słysząc czyjeś szepty, słysząc jakieś kroki, ciche, lotne, zaledwo tykające trawy. Przypominają mi się dziwne baśnie, dziwy, które mi szły z gór ciemnych przez lasy i łany, i groza, kiedy wichry, rozpuściwszy grzywy, wiozły z nich chmury gradu lub śniegu tumany. Przypominają mi się me pierwsze marzenia: amerykańskie bory i dzicy Indyanie, bezludne wyspy, pełne palmowego cienia, lwy w sitowiach i śmieszne małpy na platanie. Przypominają mi się te białe okręty płynące w wyobraźni gdzieś morską bezdenią; błękitna, straszna cisza albo burzą wzdęty ocean, gdy się fale pod obłoki pienią. Przypominają mi się pierwsze uczuć świty, pierwsze miłości moje z bajek Andersena; pierwszy ten nieświadomy pociąg do kobiety, która nęci jak w falach niewidna syrena. Pierwszą moją miłością była świtezianka, zakochana w młodzieńcu pięknym z okolicy, co, by zawsze być blisko swojego kochanka, stratą głosu kształt ziemski kupiła kobiecy. I ta mała dziewczynka wśród śniegów i lodu, na stepie renifery karmiąca rogate, co miała wał śniegowy za mur do ogrodu, w nim lodowe zarośla i lodową chatę. Inna, kędyś łabędzi powieziona parą, nie wzięła nic ze sobą, tylko piosnkę rzewną: spotkała w lesie smoka, czarownicę starą, i wróżka ją cudowna zrobiła królewną. Tym wszystkim wyobraźni kochankom dziecin dawałem duże, jasnoszafirowe oczy, białe ciało o linii falistej i płynnej, blond włosy i głos pełen melodii uroczej. Jeszcze słyszę, jak mówią, jak dźwięczą nade mną kryształem tego głosu, co o srebro trąca — spotkałem głos ten później — i dziś nocą ciemną zda mi się, że na szybie zabrzmiał w łzach miesiąca. Zdaje mi się, że głos ten sam do mnie przylata powiedzieć mi te słowa, które słyszeć miałem — — zabrzmiał i jak jaskółka odbiega skrzydlata, i martwy blask po oknie pełznie oniemiałem… Zdawało mi się niegdyś — i któż z nas tak nie śni? — zdawało mi się niegdyś, żem szedł w toń różaną; człowiek się ze snu budzi, tym lepiej im wcześniej, i taki sam zostaje — z jedną tylko zmianą. Dusza jego na pozór zostaje jednaka, jak kwiat, stuliwszy liście, znowu je roztula, tylko będzie jak skrzydło postrzelone ptaka: wygoiło się wprawdzie, ale tkwi w nim kula. Więc nie ma już ptak taki odwagi do lotu, a jeśli to był żuraw, przeraża go morze; lęka się ciemnych głębi głuchego łoskotu i długiej nad niezmierne wędrówki bezdroże… Zdawało mi się niegdyś… Dziś, kiedy do ucha przytknę tę starą muszlę: gdzieś w dalekie kraje wiedzie mnie, kędy pustka rozciąga się głucha i gdzie nigdy od wschodu słońce nie powstaje. Błąkam się kędyś w lasach i puszczach dziewiczych, w jakichś górach przepastnych, w jakichś pieczar sklepach, po jakichś zadumanych wodach tajemniczych, niezmierzonych jeziorach, bezgranicznych stepach. Jakie tam dziwne świecą na niebie księżyce — — po kilka naraz, błyszczą nad ziemią tak nisko, odbijają się w wodzie i w srebrne źrenice obejmują milczących pustek uroczysko. Rosną tam dziwne drzewa, jodły tak olbrzymie, że sięgają gór wierzchów, a niebo nad niemi w wilgotnych, szarych mgławic falującym dymie, jakby martwe, zmarłej przygląda się ziemi. Tam nic nie ma… Pustynia, stepy, góry, morze i duszy mojej smętna, zadumana mara; patrzę wokoło i nieraz sam w sobie się trwożę — gdzie jestem?!… To mi szepce moja muszla stara. Jestli to ten świat dawny, który przed milionem wieków ona pamięta? Sąż to urojenia obłąkanej fantazji, co w oku szalonem ma jakieś dziwne, nigdy niebyłe widzenia?… Tam jednak w tej pustyni, tam jest mi najlepiej, tam dusza moja siada na omglonym głazie, i gdy się cała w sobie skupi i zasklepi, tonie w ogromnych milczeń i głębin ekstazie. Lubię tonąć w otchłaniach bezgranicznej głuszy, w abstrakcyjnym pojęciu żywego bezbytu, gdzie wszystko się jednoczy i jest w jednej duszy, gdzie w duszy ma się wieczność, ziemię, sklep błękitu. Lubię patrzeć oczyma wewnątrz zwróconemi w świat, co się niezmierzony sam w człowieku stwarza, tak wielki, tak odległy, tak różny od ziemi, świat bez wrzawy, bez zgiełku, bez krwi i cmentarza. Ale najlepiej lubię, gdy szumiąca głucho stara muszla mię wiedzie w wspomnień kraj daleki; szumi mi, jak me serce — — gdy doń przytknę ucho, słyszę, jak smutno szepce: na wieki, na wieki… ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/przerwa-tetmajer-muszla/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Wybór poezyj czwarty, nakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa [1919] Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Śląską z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BŚ. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Emanuel Modrzejewski, Aneta Rawska, Aleksandra Sekuła, Weronika Trzeciak.