Prus, Bolesław
Cienie
Kozioł, Paweł
Kotwica, Wojciech
Kozioł, Agnieszka
Rawska, Aneta
Choromańska, Paulina
Fundacja Nowoczesna Polska
Pozytywizm
Epika
Nowela
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Doroty Kowalskiej.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/prus-cienie
Bolesław Prus, Nowele Warszawskie, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich, Londyn 1946
Domena publiczna - Bolesław Prus zm. 1912
1983
xml
text
text
2013-01-10
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2103.jpg
Untitled, Kuba Bożanowski@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2103
http://wolnelektury.pl/media/book/pdf/prus-cienie.pdf
ISBN-978-83-288-0725-9
ISBN
application/pdf
https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/prus-cienie.html
ISBN-978-83-288-1707-4
ISBN
text/html
http://wolnelektury.pl/media/book/txt/prus-cienie.txt
ISBN-978-83-288-2662-5
ISBN
text/plain
http://wolnelektury.pl/media/book/epub/prus-cienie.epub
ISBN-978-83-288-3721-8
ISBN
application/epub+zip
http://wolnelektury.pl/media/book/mobi/prus-cienie.mobi
ISBN-978-83-288-4807-8
ISBN
application/x-mobipocket-ebook
,,Kiedy gaśnie słońce, armia zmroków gęstymi szeregami wysuwa się ze swych ucieczek, cicha i ostrożna. Zapełnia korytarze domów, sienie i źle oświecone schody".
Wieczór, starcie dnia z nocą, triumf ciemności. Mrok wkrada się wszędzie, jedyna nadzieja w latarniku, który rozpala uliczne światła. Kim jest i czy można go odnaleźć?
Poetyckie, zachęcające do refleksji opowiadanie, odbiegające od standardowego wyobrażenia o prozie Prusa.
Bolesław Prus (właściwie Aleksander Głowacki) był świetnym obserwatorem, co znalazło odzwierciedlenie w jego twórczości --- nikt tak jak on nie opisywał nastrojów i mechanizmów społecznych. Współpracował z wieloma gazetami, m.in. ,,Niwą" i ,,Tygodnikiem Ilustrowanym", a ukazujące się w ,,Kurierze Warszawskim", opisujące życie miasta, ,,Kroniki" cieszyły się dużą popularnością. Większość jego utworów była publikowana najpierw na łamach prasy. Brał udział w licznych inicjatywach społecznych i oświatowych.
Bolesław Prus
Cienie
Kiedy na niebie dogasają blaski słońca, z ziemi wynurza się
zmierzch. Zmierzch --- wielka armia nocy, o tysiącach niewidzialnych kolumn i miliardach żołnierzy. Potężna armia,
która od niepamiętnych czasów pasuje siępasować się --- walczyć, zmagać się (por.: zapasy). ze światłem, pierzcha
każdego poranku, zwycięża każdego wieczoru, panuje od zachodu
do wschodu słońca, a w dzień, rozbita, chowa się po kryjówkach
i czeka.
Czeka w górskich przepaściach i miejskich piwnicach, w gąszczu
lasu i w głębi ciemnych jezior. Czeka, kryjąc się w przedwiecznych
jaskiniach ziemi, w kopalniach, po rowach, w kątach domów,
w załamkach murów. Rozproszona i na pozór nieobecna, wypełnia
jednak wszystkie skrytki. Jest w każdej szczelinie kory drzew,
w fałdach ludzkiego odzienia, leży pod najmniejszym ziarnem
piasku, czepia się najcieńszej nici pajęczej i czeka. Wypłoszona
z jednego miejsca, w oka mgnieniu przenosi się na inne,
korzystając z lada sposobności, aby powrócić tam, skąd ją
wygnano, wedrzeć się na niezajęte stanowiska i zalać ziemię.
Kiedy gaśnie słońce, armia zmroków gęstymi szeregami
wysuwa się ze swych ucieczek, cicha i ostrożna. Zapełnia
korytarze domów, sienie i źle oświecone schody; spod szaf i
stołów wypełza na środek pokojów i obsiada firanki; przez
lufty piwnic i szyby okien wysuwa się na ulice, w głuchym
milczeniu szturmuje ściany i dachy, i zaczajona na szczytach,
cierpliwie czeka, aż na zachodzie zbledną różowe obłoki.
Noc, ŚwiatłoJeszcze chwilka, i nagle zerwie się olbrzymi wybuch ciemności,
sięgającej od ziemi do nieba. Zwierzęta skryją się po legowiskach,
człowiek ucieknie do domu; życie, jak roślina bez wody, skurczy
się i pocznie usychać. Barwy i kształty rozpłyną się w nicestwie;
trwoga, błąd i występek obejmą panowanie nad światem.
W takiej chwili na pustoszejących ulicach Warszawy ukazuje
się dziwna postać ludzka, z drobnym płomykiem nad głową.
Szybko biegnie przez chodnik, jakby ją ścigały ciemności, przy
każdej latarni zatrzymuje się na mgnienie i roznieciwszy wesołe
światło, znika jak cień.
I tak każdego dnia w roku. Czy na polach wiosna dyszy
zapachem kwiatów, czy sroży się lipcowa burza, czy rozhukane
na ulicach jesienne wichry motają tumanami kurzu, czy w
powietrzu kłębią się zimowe śniegi --- on zawsze, skoro tylko
nadejdzie wieczór, ze swym płomykiem przebiega miejskie
chodniki, roznieca światło, a potem znika, jak cień.
Skąd się ty bierzesz, człowieku, i gdzie kryjesz się, że nie
znamy twoich rysów, ani słyszymy głosu? Czy masz ty żonę
albo matkę, która czeka twego powrotu? Albo dzieci, które
postawiwszy w kącie twoją latarkę, wdzierają ci się na kolana
i obejmują cię za szyję? Czy ty masz przyjaciół, którym
opowiadasz swoje pociechy i zgryzoty, albo choć znajomych,
z którymi możesz porozmawiać bodaj o codziennych zdarzeniach?
Czy ty w ogóle posiadasz jaki dom, w którym by cię znaleźć
można? imię, którym można by ciebie zawołać? potrzeby i
uczucia, które by cię robiły takim, jak my, człowiekiem? Czyliczyli --- czy z partykułą -li.
też jesteś naprawdę istotą bezkształtną, milczącą i nieujętą, co
ukazuje się tylko o zmroku, roznieca światło, a potem znika,
jak cień?
Odpowiedziano mi, że jest naprawdę człowiek, a nawet dano
jego adres. Poszedłem do wskazanego domu i zapytałem stróża:
--- Czy u was mieszka ten, co zapala latarnie po ulicach?
--- U nas.
--- A gdzie?
--- W tamtej komórce.
Komórka była zamknięta. Spojrzałem przez okna, alem tylko
zobaczył tapczan przy ścianie, a obok niego na wysokim kiju
latarkę. Latarnika nie było.
--- Powiedz mi przynajmniej, jak on wygląda?
--- Kto go tam wie! --- odparł stróż, wzruszając ramionami. --- Sam go nawet dobrze nie znam --- dodał --- bo po dniu nigdy
w izbie nie siedzi.
W pół roku przyszedłem drugi raz.
--- A dziś nie ma w domu latarnika?
--- Oho! --- rzekł stróż --- nie ma i nie będzie. Wczoraj go
pochowali. Umarł.
Stróż zamyślił się.
Zapytawszy o kilka szczegółów, pojechałem na cmentarz.
--- Pokażcie mi, grabarzu, gdzie tu wczoraj pochowano
latarnika?
--- Latarnika?... --- powtórzył. --- Kto go tam wie! Trzydziestu pasażerów było wczoraj.
--- Ależ on pochowany w oddziale najuboższych.
--- Takich zwaliło się dwudziestu pięciu.
--- Ale on leżał w niemalowanej trumnie.
--- Takich zwieźli szesnaście.
Tym sposobem nie poznałem ani twarzy, ani nazwiska, ani
nawet nie widziałem jego grobu. I został tym po śmierci, czym
był za życia: istotą widzialną tylko o zmroku, niemą i
niepochwytną, jak cień.
Kondycja ludzkaW pomroce życia, gdzie po omacku błądzi nieszczęsny rodzaj
ludzki, gdzie jedni rozbijają się o zawadyzawada --- przeszkoda., inni spadają w otchłań,
a pewnej drogi nikt nie zna; gdzie na skrępowanego przesądami
człowieka poluje zły przypadek, nędza i nienawiść --- po ciemnych
manowcach życia również uwijają się latarnicy. Każdy niesie
drobny płomyk nad głową, każdy na swojej ścieżce roznieca
światło, żyje nie poznany, trudzi się nie oceniony, a potem
znika, jak cień...