Spis treści

    AKT I
    1. Scena I
    2. SCENA II
    3. SCENA III
    4. SCENA IV
    5. SCENA V
    6. SCENA VI
    7. SCENA VII
    8. SCENA VIII
    9. SCENA IX
    10. SCENA X
    11. SCENA XI
    12. SCENA XII
    13. SCENA XIII
  1. AKT II
    1. SCENA I
    2. SCENA II
    3. SCENA III
    4. SCENA IV
    5. SCENA V
    6. SCENA VI
    7. SCENA VII
    8. SCENA VIII
    9. SCENA IX
    10. SCENA X
    11. SCENA XI
    12. SCENA XII
    13. SCENA XIII
    14. SCENA XIV
    15. SCENA XV
    16. SCENA XVI
    17. SCENA XVII
    18. SCENA XVIII
    19. SCENA XIX
    20. SCENA XX
    21. SCENA XXI
  2. AKT III
    1. SCENA I
    2. SCENA II
    3. SCENA III
    4. SCENA IV
    5. SCENA V
    6. SCENA VI
    7. SCENA VII
    8. SCENA VIII
    9. SCENA IX
    10. SCENA X
    11. SCENA XI
    12. SCENA XII
    13. SCENA XIII
    14. SCENA OSTATNIA
  1. Ciało: 1
  2. Kobieta: 1
  3. Matka: 1 2
  4. Małżeństwo: 1 2 3
  5. Milczenie: 1
  6. Miłość: 1 2
  7. Muzyka: 1
  8. Nienawiść: 1 2 3
  9. Ojczyzna: 1
  10. Patriota: 1
  11. Państwo: 1
  12. Piękno: 1 2 3 4
  13. Polityka: 1 2 3
  14. Praca: 1
  15. Społeczeństwo: 1
  16. Starość: 1
  17. Strach: 1
  18. Władza: 1 2
  19. Żart: 1 2 3

Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:

Pisownia łączna/rozdzielna, np: przedewszystkiem -> przede wszystkim; wogóle -> w ogóle; Dowidzenia -> Do widzenia; naprzykład -> na przykład.

Pisownia joty, np: Prawji -> Prawii; konjunktury -> koniunktury; demografji -> demografii; idjotyzm -> idiotyzm.

Fleksja, np.: przedewszystkiem -> przede wszystkim; rozwitemi -> rozwitymi; nieprzemyślanemi -> nieprzemyślanymi.

Inne zmiany: exvice -> ekswice; regime -> reżim.

Interpunkcja została uwspółcześniona zgodnie z obowiązującymi zasadami.

Tekst uzupełniono zgodnie z wydaniem Dramatów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w opracowaniu Anny Boleckiej, Warszawa 1986.

Maria Pawlikowska-JasnorzewskaBaba-dziwoTragikomedia w trzech aktach

Osoby:

  1. VALIDA VRANA, lat 60
  2. BARONOWA LELIKA SKWACZEK, lat 30
  3. PETRONIKA SELEN-GONDOR, lat 28
  4. NORMAN GONDOR, lat 30 do 40
  5. NINIKA, siostra Petroniki, lat 18
  6. HALIMA, znajoma Gondorów, lat 17
  7. KOŁOPUK GENOR, jej narzeczony, lat 25
  8. AGATIKA KORMOR, sąsiadka Gondorów, lat 40
  9. MUK KORMOR, jej mąż, lat 45
  10. MARIATA, służąca Gondorów, lat 50
  11. ADIUTANT I, wierny
  12. ADIUTANT II
  13. DYREKTOR RADIA GENERALNY
  14. DYREKTOR RADIA PROGRAMOWY
  15. NOSZ, szpieg, lat 30
  16. KOMISJA POBOROWA, trzy osoby cywilne
  17. DWÓCH POLICJANTÓW
  18. LEKARZ
PETRONIKA – bardzo przystojna, spokojna, opanowana, chwilami tylko ognista i porywcza. Ubrana poważnie, ale oryginalnie. Wielkie okulary jasne w rogowej oprawie. NORMAN — człowiek w średnim wieku, tragiczna postać bezsilnego, utrącanego karierowicza. Gentleman. Maska kwietyzmu. Powaga, dystynkcja, dyplomacja. VALIDA – starsza kobieta o męskim typie, w mundurze, orderach i butach sznurowanych, dobroduszna i równocześnie przerażająca. SKWACZEK – drobna i chuda degeneratka, brzydka, ale elegancka i urocza w swojej doskonałej brzydocie. NINIKA – nadzwyczaj ujmująca, wrażliwa, dziecinna. Bardzo ładna w swoim przebraniu. HALIMA – bardzo ładna, strojna, cicha. KOŁOPUK – dobry, sympatyczny młodzian, z lekka narwany. AGATIKA – śmieszna kobieta-kwoka, ubrana dziwacznie, godna i ważna. MARIATA – stara służąca, ubrana odpowiednio. ADIUTANT I – „Wierny na śmierć i życie”. DYREKTOR PROGRAMOWY – oddany dyktatorce. ADIUTANT II – niewierzący w Validę. DYREKTOR GENERALNY – lizus pełen nienawiści ukrytej dla Validy.

AKT I

Scena I[1]

Norman i Petronika siedzą przy stole, z którego stara służąca, Mariata, sprząta nakrycia obiadowe. Godzina popołudniowa, początek czerwca, w mieście, stolicy Prawii. Mieszkanie w typowej spółdzielni. Biało, solidnie, trzecie piętro.

MARIATA

1

Czy mogę już podać państwu czarną kawę?

NORMAN

2

Aha, byle prędzej, i poproszę Mariatę o jakąkolwiek gazetę.

MARIATA

3

Mogą być tylko wczorajsze wieczorne. Dziś nic nie wychodzi. Nawet kiosk zamknięty: ostrzejsze to dziś przepisy niż przy niedzieli. z lekka ironicznie No, bo też takie wielkie święto!

NORMAN

4

Pewnie, że wielkie. W swoim rodzaju — wielkie.

PETRONIKA

5

Najjaśniejsze urodziny! podaje znalezioną gazetę Normanowi Wczorajszy kurier, innego pan nie dostanie.

NORMAN

6

Trudno. Ale za to mam wolny dzień, Mariato!

MARIATA

7

To sobie pan trochę wypocznie! I to dobre!

NORMAN

niewesoło
8

Bezczynność nie zawsze bywa odpoczynkiem…

PETRONIKA

siadając przy nim i biorąc drugą gazetę
9

Poczekaj, przeczytam ci coś zabawnego. czyta „W jutrzejszym uroczystym dniu wszystkie serca bić będą tylko dla naszej potężnej, władczej matki ludu… Wszystkie oczy zwrócone w jej stronę, wszystkie uczucia…”

NORMAN

wyrywa jej gazetę z żywą niechęcią
10

Zostawże — no więc co w tym zabawnego? Zwykły oficjalny styl dziennikarski.

PETRONIKA

11

O, ale cóż za przesada! Wszystkie serca, wszystkie oczy? Łaskawy panie redaktorze, z wyjątkiem moich… które mają pilniejsze sprawy!

NORMAN

12

Uważaj!

patrzy na Mariatę

PETRONIKA

13

Nie bądź za ostrożny. Kochana Mariata jest już przeze mnie dobrze wypróbowana! Znamy się nie od dzisiaj. Prawda?

MARIATA

14

No chyba. Myślę.

NORMAN

z ironią
15

Tak, tak, proszę cię bardzo, proszę, zobaczymy.

MARIATA

podaje czarną kawę
16

Tyle na mieście chorągwi, tyle kwiatów! Tylko u nas w oknie flagi nie widać. figlarnie Jedno jedyne okno, co tego języczka nie wywiesiło!

NORMAN

17

To nie ma sensu! Dlaczego nikt o tym nie pomyślał? Proszę cię, Petroniko, aby to było natychmiast zrobione!

PETRONIKA

18

Doprawdy, zapomniałam… Taką już mam wrodzoną słabą pamięć dla tych ważnych spraw! Mariato, proszę pójść na strych i przynieść tę flagę, tylko nie pomylić się i nie znieść czasem tej żałobnej!

MARIATA

19

Co bym się tam miała pomylić! Umiem odróżnić, co czarne, a co w kratkę.

NORMAN

20

Niechże Mariata idzie już na ten strych. Niezbyt to odpowiednie miejsce dla rzeczy, które powinny być jednak pod ręką.

PETRONIKA

udając powagę
21

Ależ tak, bezwarunkowo! Odtąd będą zawsze gdzieś pod ręką —- może chcesz, aby były w łazience? Albo w spiżarni? Mnie wszystko jedno przecież…

Mariata wychodzi.

SCENA II

Petronika, Norman

NORMAN

22

Jakażeś ty nieznośna!

PETRONIKA

łagodząco
23

Bo dlaczego bierzesz zaraz tak poważnie byle głupstwo…

NORMAN

24

Ależ nie — wcale nie tak poważnie! — nawet najchętniej ci przyznaję, że to jest głupstwo, że śmieszne są tego rodzaju manifestacje.

PETRONIKA

25

O, nie wtedy, gdy są szczere…

NORMAN

26

Ale to tak mało kosztuje, prawda? Tak, doprawdy, nie ma nawet o czym mówić. z pewną goryczą Gdyby tylko wszystkie nakazy lojalności były tak łatwe do wypełnienia jak to wywieszenie flagi!

PETRONIKA

27

Tak, tylko że to są pozory entuzjazmu, a właściwe myśli i uczucia ukryte tchórzliwie. Czyż jeden człowiek w naszym mieście szczerze kocha Validę? Ta śmieszna mała baronowa, tak, o tej jednej wiemy, że skoczyłaby za nią w ogień. Ale któż więcej?

NORMAN

28

O, znalazłoby się kilka takich z pewnością. Zresztą, czyż powodzenie u ludzi świadczy o wielkości człowieka? Mniejsza zresztą o to. Patrz, co tu znalazłem: zarzucony list do ciebie, którego nie raczyłaś otworzyć, z syndykatu spraw rodzinnych. Widzisz, widzisz. „Bardzo pilne”. Znowu zaginie, nieprzeczytany. I mogą być przykrości, i będą przykrości…

PETRONIKA

29

Kiedyż brak mi już cierpliwości! Trzeci list od nich w przeciągu miesiąca!

NORMAN

30

Jeśli nie odpisujesz.

PETRONIKA

31

Bo cóż to znowu za opieka nade mną? Nie, ani myślę odpowiadać!

NORMAN

32

Jak chcesz. Nie odpowiadaj. pauza Nie zaproszono nas dziś do pałacu. Zauważyłaś? A będą wszyscy, z wyjątkiem szarych ludzi, niewchodzących w rachubę. I ty, z twoją bądź co bądź urodą, nie masz się już gdzie pokazać.

PETRONIKA

z ironią
33

Niestety! I to mnie nie przerobi!

NORMAN

tak samo
34

O, wiem, wiem, że masz charakter. Piękna to rzecz — siła charakteru, ale widzisz, dziecino najdroższa, dzięki tobie jestem na czarnej liście! Ktoś mi robi opinię wroga rządu – chłód mnie otacza. Wiem, że były anonimy… Tajemnicza antypatia prześladuje mnie, a dlaczego? Bo mąż za żonę odpowiada. w międzyczasie Petronika otworzyła list i czyta A ty przysłużyłaś mi się swoją wolnomyślnością i szczerością „wynurzeń”. No cóż ci tam piszą?

PETRONIKA

odkłada list
35

Mam się stawić do końca tego miesiąca, aby im „wyjaśnić”, dlaczego dotychczas nie dostarczyłam państwu obywatela. To świetne, doprawdy.

NORMAN

po pauzie
36

Pozwalają sobie, pozwalają! Ale trudno z nimi wojować, najlepiej ustąpić, pójść, tak jak i inne…

PETRONIKA

37

O, możesz być spokojny, że nie pójdę!! Uważam cały ten list za obrazę, za gwałt po prostu. Poza tym jakież to prostackie!

NORMAN

38

Ależ oni cię zmuszą, nie ustąpią — wiesz, że Jej Macierzyńska Wysokość nie żartuje.

PETRONIKA

wzburzona
39

Ta zmora, to nasze nieszczęście, ten nieprawdopodobny dziwoląg…

NORMAN

sprawdza, czy kto za drzwiami nie słucha. Domyka okno. Mówi bardzo głośno
40

Cóż chcesz? Żarliwa patriotka! Kobieta, która twórczą swoją wolą ogarnia całokształt narodu i kocha — może nie tyle nas, Prawian, ile samą Prawię, ojczyznę naszą!

PETRONIKA

41

Rozumiem dobrze, dlaczego się tak głośno „wypowiadasz”, ale na miłość boską! Któż nas tu może podsłuchiwać? Już i Mariatę, tę poczciwą babę, podejrzewasz?

NORMAN

42

Przede wszystkim, Petruchno, mówię to, co myślę.

PETRONIKA

43

Co się z tobą dzieje, Normanie, ty, za ostatniego reżimu taki liberalny! Tak szczery wróg wszelkiej tyranii. Ach, cóż to za trucizny w powietrzu, trucizny działające na duszę…

NORMAN

44

Więc mówmy teraz całkiem szczerze. przerywa, bo Mariata weszła i idzie na balkon z wielką kraciastą flagą Zaraz, niech ona skończy wpierw z tą flagą… czeka, patrząc, jak za szklanymi drzwiami Mariata umacnia chorągiew na balkonie. Mariata przechodzi przez pokój z powrotem Otóż, byłem kiedyś zbliżony poglądami raczej do ciebie, ale dziś myślę, że człowiek musi iść naprzód z prądem wraz ze swoim krajem, musi jak on przechodzić różne fazy kolejnych ewolucji…

PETRONIKA

45

A tymczasem nie chcą cię w radzie głównej, nie chcą w propagandzie ani w opiece. Jesteś dla nich powietrzem!

NORMAN

żartobliwie
46

Tym lepiej. Powietrze nasze jest górskie, pierwszorzędne! z ironią i rezygnacją Zresztą komuż podziękować za to wszystko, jak nie tobie? Dziękuję ci serdecznie!

PETRONIKA

47

Normanku, proszę cię, nie rób mi wciąż wyrzutów… To nie moja wina, że się nie mieszczę w tych czasach… Kocham swój kraj, ale nie znoszę Validy, o tak, nie znoszę.

NORMAN

48

Kiedy mnie przepędzą z tej mojej ostatniej posady, nie usłyszysz już ode mnie ani słowa wyrzutu… Przeciwnie, na te lata z goryczą miłej swobody rezerwuję sobie nowy rozkwit naszych uczuć jako miłe zabijanie czasu i niekosztowną rozrywkę! Będziemy bowiem nędzarzami, ostrzegam cię!

PETRONIKA

49

Urocze i romantyczne perspektywy roztaczasz! Niestety, muszę pozostać sobą bez względu na twoją karierę, za co cię bardzo przepraszam! Każdy nerw we mnie protestuje przeciw temu, co się teraz dzieje w Prawii!

NORMAN

50

No, no, no! Jakikolwiek jest rząd, wyżej go stawiam w każdym razie od bezrządu, czyli anarchii.

PETRONIKA

51

Dajże spokój! To, co jest obecnie, to chyba jakaś próba wytrzymałości!

NORMAN

52

Och ty, niebezpieczna istoto. A jednak stroisz się w ten łaskawy uśmiech Prawii! Zasłużony, nie przeczę — owszem, owszem — ale gdzież logika?

wskazuje na jej ordery pod postacią wstążeczek

PETRONIKA

53

Pozwól sobie powiedzieć, że nie robię tego przez próżność — tylko w naszym laboratorium koleżanki są coraz niechętniej widziane przez kolegów, więc te wstążeczki dodają mi trochę pewności siebie. Doprawdy, z dniem każdym rośnie ta nieżyczliwość, ta wzgarda… Koniunktura jest wyraźnie przeciw kobietom! Zresztą to są przecież pamiątki jeszcze z tych pięknych czasów, gdy…

NORMAN

54

Ciszej, proszę cię… Nie jestem głuchy.

PETRONIKA

mówiąc przez duże „O” słowo „ona”
55

Gdy Ona sama jeszcze nie wiedziała, jak ją wysoko jej partia wyniesie!

NORMAN

56

Co tu dużo gadać! Genialny kobiecy łeb. Właśnie dlatego, że się tak umiała wybić! Tego byś ty i tysiące innych nie potrafiły, ręczę ci.

PETRONIKA

57

Tak! Ja bym nie potrafiła zagrać na najniższych instynktach ludu, by wedrzeć się na szczyty z pomocą intryg! Jak się odwdzięczyła za protekcję Anastazowiczowi, co? Jak postąpiła z regentem, tym najlepszym, najuczciwszym z ludzi? Ach, i gada, i gada! Już jako posłanka gadała bez litości.

NORMAN

58

Kto gada, kochanie? Ty przede wszystkim. przystaje pod ścianą. Pauza. Czy wiesz, że przy tym kaloryferze słychać, co na górze mówią? Przyłóż tylko miłe swoje uszko, o, tu, proszę — słyszysz?

PETRONIKA

59

Więc cóż z tego, że słychać?

NORMAN

uprzejmie
60

Babskie myślenie! To z tego, Petruchno, że o piętro wyżej, w tym samym miejscu tak samo słychać, co się u nas mówi — zrozumiałaś nareszcie? No, więc nie jestem ciekaw lochów cytadeli i jeszcze mi się życie słabo, ale w każdym razie uśmiecha.

PETRONIKA

61

Na takim świecie?

NORMAN

melancholijnie
62

Skąd wiesz, czy tamten lepszy? Niedaleko pada jabłko od jabłoni… Ziemia jest tylko owocem wszechświata, a po owocu poznaje się gatunek drzewa. Cierpkie jabłko kuli ziemskiej niezbyt mi jakoś pochlebnie świadczy o gatunku swojego macierzystego szczepu…

W korytarzu dzwonek, rozmowa, potem Mariata się ukazuje.

SCENA III

Mariata, Norman, Petronika i Muk Kormor

MARIATA

63

Pan Kormor pyta się, czy można.

MUK

przepychając się
64

Tak dalece się nie pytam, bo dlaczegóżby nie było można pogadać z własnym rodzonym sąsiadem? wchodząc Valida!

NORMAN

jak wyżej
65

Wielka! Mocna! I czegóż sobie szanowny sąsiad życzy?

MUK

66

Drogi ekswiceministrze… Tak dalece nic sobie nie życzę — chciałem tylko zaproponować pewną rzecz… Ot! projekt do zatwierdzenia wedle uznania pańskiego. Pan wie, że żona przed trzema miesiącami urodziła bliźnięta — niestety — córki, no, dobre i to, zawsze lepsze niż na przykład jeden syn, bo bliźnięta, pan wie, posuwają w randze!

PETRONIKA

z uśmiechem
67

O Boże! Dwa żywe szczeble do kariery!

MUK

68

Toteż postąpiłem w kategorii urzędniczej, nie mówiąc już o tym, że mnie udekorowano. pokazuje O, medal. Złoty. Dla obojga. Ta strona dla mnie pokazuje, zdjąwszy go z napisem: „Mnóż się i pracuj!”. Tamta dla żony: „Powielaj męża”.

NORMAN

ogląda medal
69

Widzę, widzę… Ładny rysunek, owszem… Gratuluję panu!

MUK

70

Złoty. Ale nie masywny. Dęty. No i tak, widzi sąsiad: nagradzają dzieciatych, bo mówią, że liczba urodzin zastraszająco u nas spadła, ale z drugiej strony o mieszkanie coraz to trudniej… Niby mniej się ludzie rodzą, a przybywa ich cudem! Widać jakąś inną filozofię, co? No i nie mogę znaleźć za żadne pieniądze większego lokalu. Czyby mi pan na przykład nie ustąpił jednego pokoju? Chodzi o żonę, aby mogła resztę dzieciarni naszej tam u nas zostawić, a tu z najmłodszymi stanąć… Bo one trochę po nocach beczą i nikomu spać nie dają. Hasłem ich „czuwaj, obywatelu!” hi, hi, hi.

NORMAN

71

A to winszuję! Oto trzecia strona pańskiego medalu!

MUK

ugryzł się w język
72

Że co? No, tak dalece jednak nie, tu z pewnością smarkate się poprawią, zmiana topografii, atmosfery. No i państwu też odmieni się trochę klimat! Ja panu zapłacę, ile pan postanowi, w granicach sąsiedzkich, oczywiście…

NORMAN

spokojnie, ale stanowczo
73

Proszę pana, to się jednak nie da zrobić. Sami ledwo się mieścimy w tych trzech pokoikach. Tu mamy jadalnię, rodzaj gabinetu czy jak to nazwać, a tu po obu stronach są nasze sypialnie, mały hall, i oto wszystko, tak samo jak i u was.

MUK

kręcąc głową
74

Nie śpicie państwo razem? Powiedziałbym, że to marnotrawstwo miejsca!

NORMAN

zimno
75

No, no, no, panie Muk!

PETRONIKA

wstaje i przybliża się
76

Jakim prawem pozwala pan sobie na tak niedorzeczne uwagi?

NORMAN

77

Petra, tylko proszę cię, spokojnie! Zostaw to mnie!

MUK

odwracając się od Petroniki, jakby jej nie słyszał
78

Myślałem, że mi pan nie odmówi, boć przecie jestem repopulator… Ojciec i to do kwadratu, dzięki bliźniętom.

PETRONIKA

79

Odmawiamy stanowczo z całym egoizmem normalnych jednostek!

NORMAN

łagodniej
80

Widzi pan, moja żona jest dziś nieusposobiona… Mogła to jakoś umotywować, mogła…. W ogóle, widzi pan, na kobiety nie można się gniewać, tym bardziej, że uczona…

MUK

81

No, tak dalece jednak nie, bo jeśli uczona, to i dobre wychowanie powinno się znaleźć… A zresztą bezdzietna uczona mi nie imponuje!

NORMAN

łagodząco
82

Dobrze, dobrze, sąsiedzie… Dajmy temu spokój.

PETRONIKA

pochylona nad książką
83

Nie pragnę wcale panu imponować!

MUK

kręcąc glową i patrząc na Petronikę
84

Bo też na muchy w nosie jedyna rada — krótko trzymać! Jak niegrzecznemu dziecku parę klapsów dać i skończona parada!

PETRONIKA

85

Norman, wypraw już tego człowieka, proszę cię bardzo!

NORMAN

biorąc pod ramię Muka, prowadzi go do drzwi
86

No więc, kochany sąsiedzie, najlepiej już pożegnajmy się. Zapomniał pan, że robi pan jakieś aluzje do mojej żony, a to bądź co bądź żona państwowego urzędnika. Przykro mi, że muszę panu zrobić tę uwagę.

MUK

87

Trochę racji jest, panie sąsiedzie! Ale jak się tylko mówi, że „uczona”, no to już mnie choroba bierze! Bo jeśli „uczona” tak dalece, to kto uczył? Może nie my, nie mężczyźni? A co to roboty, nim się w taką głowę coś wkuje! Więc co do pokoju, to nie?

NORMAN

chłodno, ale uprzejmie
88

Raczej nie.

MUK

89

Czasem człowiek mówi nie, a wyższa siła zawoła tak! I co wtedy?

NORMAN

z uśmiechem i ukłonem
90

Wtedy — posłuch.

MUK

kłania się
91

Narodowe pozdrowienie.

NORMAN

92

Nawzajem! Do widzenia!

SCENA IV

Petronika, Norman

PETRONIKA

93

Pozwoliłeś najspokojniej obrażać mnie! Odmienili mi cię, odmienili!

NORMAN

z ironią
94

Jakżeby ciebie, wielką Petronikę, mogła dotknąć czy obrazić podobnie pozioma istota! Któż by go brał serio! Najzabawniejsze jest to, że ten biedaczysko czuje się figurą! Czworo dzieci! Potentat! Gdzie nam do niego!

PETRONIKA

przeciąga się zmęczona
95

W takich chwilach odtrutką może być tylko praca… Nienawidzę teraz każdej chwili wolnej od zajęć! siada w fotelu lub kładzie się na sofie Sumak… Sumak jadowity… Marzę o sumaku jadowitym…

NORMAN

z głupia frant[2]
96

To rybka?

PETRONIKA

na to z ironią
97

Niekoniecznie. Roślinka! Drzewko o kwaśnych jagodach! Ale skąd je wydostać… Nie masz pojęcia, jak jest trudno o wszystko… Przez to zamknięcie, przez te cła…

NORMAN

98

Umiesz zatruwać życie i bez sumaka rododendrona… Spróbuj skoncentrować swoje własne kwasy.

PETRONIKA

99

Spróbuję. Najsilniejszą trucizną XVIII wieku był jad zwykłej ropuchy doprowadzonej do pasji!

NORMAN

100

A widzisz, bo złość piękności szkodzi! Ale wiesz co? Chore to wszystko razem, nienormalne! Przewodnica ma trochę racji, że chce was uzdrowić, kobiety. Weź na przykład naszą obecną sytuację: młodzi jesteśmy, sami w mieszkaniu, z własnej nieprzymuszonej woli zaślubieni i co nas dzieli: twoje trutki, twoja alchemia, twoje sumaki, barbitury[3], flogistony[4]!

PETRONIKA

z uśmiechem
101

Miłość, MałżeństwoNajpierw harmonia, szczerość i porozumienie, a potem miłość. Ja nie potrafię równocześnie sprzeczać się i kochać!

NORMAN

pauza
102

Dobrze — ja coś ustąpię z moich przekonań, ty ze swojej buntowniczości i wszystko będzie dobrze. Ale wiesz, że zapomnieliśmy o radiu, tym przyjacielu, który nas godzi i rozbraja — koncert przepadł, bo już czwarta… nastawia radio. Brzmi zakończenie jakiegoś walca

GŁOS SPEAKERA

103

Zakończyliśmy nasz koncert popołudniowy. Za chwilę mówić będzie Marfa Nella, lotniczka.

PETRONIKA

104

O, nasza sławna Marfa! Najdzielniejsza z kobiet!

NORMAN

105

No, tylko nie przesadzajmy. Sławna! Najdzielniejsza! Już to umiecie robić sobie nawzajem reklamę!

PETRONIKA

zimno
106

Przepraszam cię, wolę posłuchać radia… radio mówi. Marfa ma głos złamany, rwący się, jakby mowa ta była dla niej wysiłkiem. Petronika, zdziwiona, mówi równocześnie O! Co się stało z jej głosem? Jakiś złamany, konający…

GŁOS MARFY

z radia
107

Dziś, z okazji wzięcia zaszczytnego udziału w defiladzie lotniczej na cześć Jej Macierzyńskiej Wysokości, Validy Vrany, wolno mi wygłosić tych kilka słów do was, kobiety! Lotnictwo… jest dziedziną męską. Łaską rządu szczególnie wyróżniona… latam jako… wyjątek… jednak każdy sierżant… lepszym jest… pilotem ode mnie… sławnej… rzekomo… lot… niczki… Gdy kobieta lata, choć to źle czyni, każdy podziwia… jakby podziwiał latającą śmiech krótki, nerwowy — szafę czy kanapę… Czyż o taki podziw nam chodzi? Nie. Gdyż kobiety powołaniem jest jedynie macierzyństwo. Jej miejscem najwłaściwszym ognisko domowe, czyli kuchnia. Z miłością kuchcić!

PETRONIKA

108

Nie, chyba narzucono jej te słowa! Te słowa więzną jej w gardle!

GŁOS MARFY

teraz bardzo prędko recytuje
109

Za chwilę wystartuję z wrodzoną kobietom niezaradnością w tej dziedzinie. Proszę, nie idźcie w moje ślady! Siostry! Sto lat życia w dniu Jej urodzin życzymy wielkiej naszej Rodzicy. Valida Wielka!

NORMAN

110

Mówi, jakby miała w gardle mamałygę, przepraszam za śmiałość!

PETRONIKA

z gniewem
111

Nie będę mogła słuchać już teraz naszego radia! gasi aparat Ciężka łapa i na nim już spoczęła. I to kobiece rządy! Kto by się był spodziewał! Zamiast poparcia, solidarności, feminizmu…

NORMAN

112

A widziałaś ty kiedy autentyczną feministkę? Bo ja znam tylko feministów! Siebie między innymi.

SCENA V

Mariata i Petronika

MARIATA

uchyla drzwi
113

Przyszli państwo narzeczeni: panna Halima i pan Kołopuk.

PETRONIKA

114

To dobrze, będzie trochę weselej…

Mariata otwiera drzwi gościom.

SCENA VI

Halima, Kołopuk z bukietem, Petronika i Norman. Przywitanie, Halima milczy.

PETRONIKA

115

Cóż to za bukiet! Jaki piękny!

KOŁOPUK

ofiarowuje Petronice wielki bukiet róż niebieskich
116

Proszę, oto rezultat mojej długoletniej walki i pracy…

PETRONIKA

zachwycona
117

Dziękuję panu, dziękuję! Niebieskie róże! Ach, więc się udało nareszcie! Co za kolor! Najczystszy szafir. Winszuję, serdecznie winszuję kochanemu panu! do korytarza Mariato, wazon na kwiaty… Jak będzie na imię tej odmianie?

KOŁOPUK

bezradnie, patrząc na swoją narzeczoną-towarzyszkę
118

Prywatnie nazwę ją „Halimą Azulą”, a na wystawie oficjalnie musi się nazywać „Valida Vrana”. Niestety! Bo jakżeby inaczej dali dobre miejsce na wystawie… Prawda? Co?

wodzi nieporadnie oczyma po publiczności

NORMAN

119

Najlepiej nie baw się w politykę i uważaj, aby i panna Halima nie mówiła za dużo…

Petronika odbiera z rąk Mariaty w drzwiach wazon i układa w nim róże.

HALIMA

120

Ja? Przecież… Ja nigdy nic…

KOŁOPUK

do Normana
121

Niby tak, masz rację! Lubię srebrne głosiki naszych pań, lubię, gdy, jak to się mówi, beztrosko szczebiocą, ale dzisiaj jest to bardzo niebezpieczne, bardzo rozkładając ręce i nie na czasie. Valida wchodzi, gdzie jej nie posiał. Może się trafić przebrana za przekupkę na targu, może stać i na ulicy, i w ogonku przy kasie — lub wizytę złożyć niespodziewanie — i co z taką począć?

NORMAN

122

Tak. Trzeba przyznać, że umie z nami współżyć! Że nie odgradza się od społeczeństwa.

KOŁOPUK

bezradnie
123

A nie, niestety. Chciałaś coś powiedzieć, Halima? Mów! Tu możesz!

HALIMA

124

Nie, nie, nie mam nic do powiedzenia… Odzwyczaiłam się już. Mówić nie lubię.

KOŁOPUK

125

Przejęła się rozkazem Validy: oszczędność słów…

PETRONIKA

126

Gdyby ona tę ekonomię do siebie samej chciała zastosować…

HALIMA

zmiana nieśmiałego tonu na gwałtowny
127

Nie mówię, bo chciałabym krzyczeć! I nie tu, ale na ulicy! pauza Kiedyś, któregoś dnia…

NORMAN

syka
128

Oj! oj! Niech mnie pani nie rozczarowuje… To takie banalne!

KOŁOPUK

uspokajająco
129

Tak, tak, kochanie, kiedyś i owszem „za wszystkie czasy”. Ale na razie buziuchna stulona i milcząca jak miły i wdzięczny kwiatuszek o zachodzie słońca.

SCENA VII

Ci sami i Mariata
Mariata wnosi tacę z herbatą i podaje. Petronika jej pomaga.

NORMAN

130

No, bo przecież panie nam się rozpuściły i chciały decydować w sprawach narodu. Była chwila nadzwyczajnej dla was koniunktury! W każdej dziedzinie osiągałyście sukcesy poparte urodą, podnoszono krzyk koło każdego waszego występu!

131

Czyż nie zdarzało się, że na przykład w sporcie, dla łatwiejszego zrobienia kariery, mężczyźni udawali kobiety! Przypomnij sobie, Stifens w Ameryce, Walas w Sarmacji. Wreszcie osiągnęłyście szczyt zająkuje się i urywa Tylko, że właśnie ta, dzisiaj u szczytu stanowi przeciwieństwo — ma całkiem męską głowę — i męską garść — i…

PETRONIKA

z ironią
132

I szkoda, że nikt jej tego nie powtórzy! Tyle komplimentów[5]!

KOŁOPUK

133

Najgorsze, powiem, ci, Norman, jest to, że tam właśnie u tego szczytu, zabrano się na serio do prywatnego życia obywateli!

Norman daje znak oczami, że Mariata jest w pokoju.
Pauza. Mariata wychodzi.
134

ciagnie dalej Do małżeństw się wtrącają i do tego, i do owego i… Więc czekamy jeszcze, nie bierzemy ślubu z Halimą… Zresztą nie spieszy nam się zbytnio. bezradnie Może się to wszystko kiedyś uspokoi, reżim zelżeje, inaczej — nie wiem…

NORMAN

demagogicznie
135

W wielkiej przebudowie państwa — cel uświęca środki. Przewodnica chce kraj swój postawić w rzędzie najświetniejszych mocarstw. Czy to nie chwalebne z jej strony? Kobiety muszą to zrozumieć.

KOŁOPUK

spokojnie i mrukliwie
136

Naturalnie, i co dalej? Nadmiar ludności, głód, wojna i co wtedy? Cebulek hiacyntowych nie dostanę ani na lekarstwo.

NORMAN

137

Widzisz, to typowy egoizm jednostki! Cebulki, gdy tu chodzi o Prawię! Prawia musi wezbrać w sobie, zwielokrotnić się, zwielmożnić!

KOŁOPUK

uparcie a niezaradnie, jak wyżej
138

Najlepszy owoc dają drzewa rzadko sadzone! Przecież wiem…

NORMAN

139

Ależ to dzisiaj jeden wielki wyścig narodów!

PETRONIKA

140

Tak, wyścig rozhuśtanych kołysek! Niedaleko zajadą!

Halima, dotąd grająca tylko mimikę zbuntowanego ulicznika, teraz wybucha szczerym śmiechem. Norman zrozpaczony, wstaje, ociera pot z czoła chustką.

KOŁOPUK

ze śmiechem
141

Widzę, że pani kpi sobie z demografii! Owszem, śmiało, ale cóż…

NORMAN

142

Widzisz, Kołopuk. No, sam widzisz. Nie ma rady.

całuje w rękę Halimę
143

Panno Halimo, która tak pięknie i ozdobnie milczysz… Milczenie, KobietaProszę nie bierz z mojej żony przykładu! Jakże szczęśliwym będzie mąż pani! Wychodował sobie najrzadszą z kwiatowych odmian, milczącą towarzyszkę życia całuje jeszcze raz. Gdyby mnie kto zapytał, jaki jest największy urok Wenus z Milo[6], odpowiedziałbym dzisiaj bez wahania: zamknięte usta!

PETRONIKA

uprzejmie
144

Pozostawmy ten urok posągom, mój drogi! Prawda, Halima! I ty się odezwiesz w swoim czasie! A któż wam, panowie i przewodnicy prawdę w oczy powie?

NORMAN

do Kołopuka
145

Słyszysz? I tak jest zawsze, i tak jest wciąż. Miłe, co? A jak mi to pomaga!

PETRONIKA

146

Proszę — jeśli ci przeszkadzam, możemy się rozejść! Ja się nie zmienię!

NORMAN

z goryczą
147

Petra, czyż ja na to zasługuję?

KOŁOPUK

zmartwiony
148

Ależ państwo drodzy, wiadomo przecież, że kochacie się? Więc po co to wszystko?

HALIMA

149

Miłość, MałżeństwoMiejcie litość nad waszym szczęściem… Co tam kariera, co tam różnice zdań! Wenus świeci na niebie, odkąd świat światem, a rozłączać się dla polityki — cóż znowu! Przepraszam — ja naraz tyle, nigdy….

przerażona, że tyle mówi, chowa głowę w ramiona

KOŁOPUK

na boku
150

Polityka! Przyszła makulatura! Stosy starych gazet na strychu! Tysiące niespełnionych wróżb i nieprzewidzianych zdarzeń! bezradnie I co z tym później zrobić?

PETRONIKA

cicho
151

Po groszu kilo sprzedawać!

Mariata wnosi tacę z herbatą i keksami. Stawia na stoliku. Wychodzi.

NORMAN

do milczącej Halimy
152

Niech się pani uspokoi, droga i poetyczna panno Halimo… Jeszcze nam ta, jak pani mówi, Wenus, przyświeca! Petra z czasem straci na ostrości. Każda bezdzietne kobieta jest trochę trudna….

Kołopuk puszcza radio. Brzmi muzyka. Marsz narodowy.

GŁOS SPIKERA

153

Ogłaszamy teraz trzy minuty bezszelestnej medytacji! Jest to chwila uroczysta, bowiem dokładnie przed 60 laty przyszła na świat Valida Vrana dziś o godzinie szesnastej, minut cztery. Uwaga, patrzę na zegarek… Jeszcze jedna sekunda. Ćwierć… Ćwierć sekundy… I już uwaga, moi państwo — minuta podniosłej ciszy…

PETRONIKA

przerywa rozmyślnie ciszę
154

Kto z was chce mocnej, a kto słabszej herbaty?

wstaje i nalewa herbatę

NORMAN

zatrzymuje jej rękę i tłucze filiżankę
155

Pssst! Petruniu!

PETRONIKA

156

Może chcesz? A pan pozwoli?

NORMAN

157

Cicho, bardzo cię proszę!

Milczenie, patrzą na siebie, miny niemądre. Petronika wstydzi się za męża najwidoczniej. Norman patrzy na zegarek.

PETRONIKA

uparcie
158

„Ona” nie słyszy, a herbata stygnie!

Radio gra głośno marsza.

KOŁOPUK

wzdycha
159

Ach! MuzykaMuzyka! Ten najkosztowniejszy z hałasów!

PETRONIKA

z uśmiechem
160

Znam kosztowniejszy — tłuczenie porcelany! Cóż to — przerwali — tak nagle?

GŁOS SPIKERA

161

Halo, halo! Proszę państwa: z lotniska donoszą nam o katastrofie, której uległ przed chwilą samolot Marfy Nella. Podczas krążenia nad miastem samolot wpadł w płaski korkociąg i rozbił się doszczętnie. Lotniczka zginęła na miejscu. Szkoda państwa wynosi 40 tysięcy dukatów.

PETRONIKA

162

Samobójstwo! Miała już dosyć tych upokorzeń, tej barbarii!

NORMAN

163

Jeśli jej chodziło o lotniczy finał, to są o wiele tańsze sposoby, na przykład: skok z trzeciego piętra, a najlepiej — dać sobie spokój.

PETRONIKA

164

Mówisz, jakbyś naprawdę już nie miał serca!

HALIMA

ociera łzy
165

Szkoda, szkoda Marfy!

Za oknem gwar, okrzyki.

NORMAN

wyjrzawszy przez okno, mówi
166

Valida jedzie! Publiczność robi szpaler…. Pełno wszędzie konnej policji…

Wszyscy stają w oknie, oprócz Petroniki.

KOŁOPUK

167

Sama prowadzi samochód….

HALIMA

z nienawiścią
168

A brzydka jest… Och, jaka brzydka!

NORMAN

169

Dlaczego? Pyszna głowa, profil jak u Rzymianki… Oczy wspaniałe, bystre. Atene Glaukopis[7]

KOŁOPUK

170

Patrzcie, sypią jej kwiaty z okien… O, co ten wyprawia! Wasz sąsiad!

NORMAN

171

W zapale nasz repopulator wylał z wazonu kwiaty wraz z wodą! Opryskał policjanta! Patrzą w górę! Muk pewnie się schował ze wstydu! Petronika, masz jakie kwiaty pod ręką, to dawaj! Prędko…

PETRONIKA

172

Nie ma żadnych… Nie, nie, szkoda tych róż! Zostaw!

Norman porywa bukiet niebieskich róż Kołopuka.
173

Co robisz? To cudne róże! Które ja dostała. Nie żal ci było?

Norman rzucił róże z zapałem przez okno Validzie i jest zadowolony z siebie.

NORMAN

174

Dobrze trafiłem, co?!

KOŁOPUK

z żalem
175

Ona się na nich nie pozna!

PETRONIKA

176

Coś ty zrobił! Moje kwiaty. I żeby to przynajmniej było szczere!

KOŁOPUK

z żalem
177

Nikt nie zauważy! A nie, a jednak! Ta, ta jej baronowa schwyciła, no proszę! Poznała się! Widać, nie taka głupia, jak wygląda! I jaka zachwycona, poczciwa moja! Złoto nie kobita!

NORMAN

178

Widzisz! Co za sukces! Patrzcie!

KOŁOPUK

179

Wskazują sobie nasze okno… No i co to będzie? Rozmawiają. Asystent wyskakuje. Co? Ona też się gramoli…

NORMAN

nerwowo
180

Tak! Idą! Pewnie tutaj, Petro, słyszysz?

PETRONIKA

wychylając się przez okno, zaniepokojona
181

Boże, gotowa zwalić się tu z wizytą, aby tak jak to ona lubi węszyć, rozglądając się i zrobić spis inwentarza rodzinnego… Byle jaki pretekst wystarcza… I już ją macie! Ale mnie nie ma w domu!

NORMAN

182

Na litość boską. Jesteś w domu!

PETRONIKA

183

Uciekam!

Chce wyjść, ale Norman chwyta ją za ręce

NORMAN

184

Zostaniesz… No przecież zastanów się! No, nie rób mi tego, proszę cię, taki zaszczyt, a ty….

KOŁOPUK

w drodze ku drzwiom
185

My w każdym razie… Bo… Nieprawdaż….

NORMAN

zatrzymuje go również
186

Jak to wyglada! Uciekać, jak konspiratorzy! Już was widzieli… Zresztą oni pewnie nie do nas… Zostańcie! Mariata! dzwoni gwałtownie

SCENA VIII

Norman i Mariata

NORMAN

187

Gdzie jest Mariata? Trochę porządku. Ze stołu zebrać! Bo nuż naprawdę przyjdą? Prędzej! To i to!

MARIATA

188

Co się dzieje! Nic nie wiem!

sprząta ze stołu gorączkowo

NORMAN

nadsłuchuje
189

Widzicie, nie przychodzą… Widać gdzie indziej… Mariata! Proszę wyjrzeć! najgorzej, że winda dziś nie funkcjonuje!

Mariata wybiega.

SCENA IX

Norman, Halima, Petronika, Adiutant I i Adiutant II
Pukanie, po czym Adiutant I, bardzo miły i ładny, ukazuje się w drzwiach, za nim Adiutant II.

ADIUTANT I

wesoło, jasno
190

Przepraszam bardzo… Czy stąd rzucone były błękitne róże do auta Jej Wysokości?

NORMAN

191

Tak jest, panie majorze! Ja rzuciłem!

ADIUTANT I

z uśmiechem
192

Wolno mi zakomunikować państwu, że Jej Wysokość zechciała osobiście i niezwłocznie za kwiaty podziękować!

NORMAN

193

Jesteśmy wszyscy głeboko wzruszeni, panie majorze! Pozwoli major: jestem Norman Gondor. Miałem przyjemność kiedyś w pałacu…

ADIUTANT I

194

Wiem, poznałem pana natychmiast!

Podają sobie ręce.

NORMAN

Zapoznaje Adiutanta I i Petronikę.
195

Petroniko, pan major — adiutant Kamir.

cicho na boku
196

A ty hamuj się — dobrze?

PETRONIKA

197

Dziekuję ci za dowód zaufania.

HALIMA

niechętnie, kwaśna
198

Czy mam zrobić dworski dyg? Czy co?

NORMAN

199

Nie, nie, stań tylko wyprostowana jak żołnierz — patrz w oczy. Ona to lubi.

Adiutant II otwiera drzwi na rozcież przed Validą, która ciężkim krokiem wkracza w towarzystwie małej baronowej, Skwaczek, drepczącej za nią i wpatrzonej w nią jak w tęczę. Valida jest w mundurze, krótkiej spódnicy i butach wysokich, sznurowanych, z ostrogami. Ordery i wstęga przez pierś.

SCENA X

Ci sami, Valida i Skwaczek

VALIDA

sapiąc trochę, kontraltem, z prostotą i niby dobrodusznie
200

Winda zepsuta… uf! A czemu nie naprawiona? Co? No, pozdrowienia narodowe. Nic się nie krępujcie! Matka nie pyta, tylko wchodzi i nikt nie wie dnia ani godziny! No, kto nam to niebieskie zielsko rzucił, co? Podobno to co fenomenalnego! Ale nie pachnie! A to moja jedyna słabość — pachnidła! Kto rzucił? Ty?

NORMAN

wyprostowany
201

Ja, Wasza Macierzyńska wysokość.

VALIDA

z uśmiechem, siadając
202

To ładnie, to poczciwie. Ale kwiat bez zapachu, to jak kobieta piękna, ale głupia, co zresztą idzie zwykle w parze. Dla mnie — nieciekawe! Chciałam wam to powiedzieć. A kto to wyhodował?

KOŁOPUK

wystraszony
203

Ja, Wasza Wysokości!

SKWACZEK

204

Proszę mi oddać ten bukiet, Wasza Wysokości. To trzeba umieć trzymać, aby się nie pokłuć.

VALIDA

205

Więc to z ciebie taki botanik? Nie wygląda na to, co? Jakby do trzech zliczył, tobym się dziwiła! I co? Nie szkoda to czasu? Państwu niewiele z tego przyjdzie, a co za tym idzie, i tobie! Jak ci na imię, mój filucie?

KOŁOPUK

206

Kołopuk Genor.

VALIDA

207

Więc mój kochany Kołopuk, nie czas nam teraz na takich amatorów, hodowców, szaradzistów i innych zbieraczy znaczków pocztowych! Nie jest to chwila na niebieskie róże i niebieskie migdały! Czasy są jakie? No, jakie?

KOŁOPUK

208

Poważne! Wielkie… Nie, nie..zwykłe.

VALIDA

209

A widzisz! Masz swój rozumek inspektowy! „Niezwykłe” voila!

KOŁOPUK

210

Ależ i piękna potrzeba nam zawsze trochę, Wasza Wysokość, piękna dla naszych zmysłów!

VALIDA

211

Piękna? PięknoPiękno to słabość, piękno to zepsucie, piękno to zarzewie niezgody! Kołopuk, mój dobry synu, twój wytwór nie dorówna pożytecznej cukrowej róży. Idź, Kołopuk, i nie grzesz więcej. Bo szkoda czasu na twoje grzechy! Oddaj mu to, Lelika!

SKWACZEK

212

Ach, szkoda! Jednak pachną trochę — porankiem, rosą, błękitem, Prawda? Prosze sprawdzić!

ADIUTANT I

wąchając
213

Nic a nic, baronowo.

bo chce być zdania Validy

VALIDA

krzepko
214

Moja Skwaczek! Mnie potrzeba tak silnych zapachów, żeby słabeuszów przyprawiały o zemdlenie! Dystylacja tuberoz albo storczyków! Piżmo! Olejek sandałowy! PięknoOto jest piękno jedyne, które uznaję — sam zapach, bo ono nie ma widzialnego kształtu. Mniejsza o piękną formę, którą lekceważę!

KOŁOPUK

215

Przepraszam bardzo ja… Co mogłem, to…

VALIDA

216

Widać niewiele mogłeś!

do Normana
217

A ty kto jesteś? Brat tamtego? Ach, no przecież cię znam! Przypomnij nazwisko….

NORMAN

pełen nadziei, nie bez godności
218

Jestem Norman Gondor. Byłem senatorem, przewodniczącym kapitułu Orderu Złotej Wilczycy, delegatem na konferencji w Rapallo, szefem propagandy estetyki, wiceministrem komunikacji… Obecnie jestem komisarzem rządowym w kartelu stalowni.

VALIDA

219

Ach tak, nawet już przypominam sobie… Naturalnie… Tak — jasny blondyn.

SKWACZEK

220

Głośny mąż stanu swego czasu….

VALIDA

podchwyciwszy to „głośny” parska krótkim śmiechem, który dekoncentruje Normana
221

Głośny!

NORMAN

222

Tak jest, bo pracuję rzetelnie, niezależnie od posterunku, i sił mi dodaje wiara w sprawiedliwość i nieomylny sąd Waszej Macierzyńskiej Wysokości, dla której tyle uczucia żywię…

ADIUTANT II do ADIUTANTA I

półironicznie
223

Tak jest! Wiara i miłość! Tymi kardynalnymi cnotami powinniśmy żyć! Co zaś do trzeciej — nadziei…

wzdycha lekko. Zapala Validzie papierosa.

VALIDA

zaciągając się
224

Aha… No tak… Gondor. I naturalnie wielkość, i naturalnie krzywda.

NORMAN

smutnie i gorąco
225

Wasza Wysokość, krzywda dzieje mi się rzeczywiście… To wrogowie moi urabiają opinię, śmią wprowadzić w błąd Waszą Wysokość… Komuś zależy na tym, aby mnie utrącić!

VALIDA

226

Utrącić! Takich życie samo utrąca! Posągom — nielitościwy czas utrąca nosy i odstające uszy, społeczeństwom — odstających ludzi! Odstawałeś! I co gorsza, chciałeś odstawać! Nie wybitnych wyjątków nam potrzeba, ale ogólnego poziomu.

ADIUTANT I

gorąco
227

Silne i kapitalne porównanie, co?

patrzy na Adiutanta II, który wzdycha.
Kołopuk też wzdycha

NORMAN

228

A jednak, Wasza Wysokość —- moja praca…

VALIDA

z przekąsem
229

Niedoceniona, naturalnie! Praca, SpołeczeństwoWięc ty dla oceny pracujesz! Dla glorii! Przypomniał mi się kłaczek pierza, co się wydarł z mieszczańskiej pierzyny i fruwa… Wznosi się ponad nią, wyobrażając sobie, że jest orłem… Ale krótka to radość, gdyż go wkrótce wraz z innymi śmieciami bezlitosna miotła wymiecie na śmietnik! Bo jego rzeczą nie było latać, unosić się w przestworzach, ale pracować w pierzynie, z całym ogółem pierza! Niech pierze nie myśli o sławie ani o swojej krzywdzie!

SKWACZEK

wzdycha
230

Cudownie mówi! Ach gdzież ten stenograf!

ADIUTANT II

udając głupszego niż jest
231

O, ja zapamiętałem dosłownie! Niech orzeł nie wyobraża sobie, że jest kłaczkiem pierza i… Przepraszam, pomyliłem wszystko! To za trudne!

VALIDA

232

Tuman!

NORMAN

chce mówić dalej
233

Wasza Wysokość…

VALIDA

przerywa mu
234

Gordonku! Karierę kochasz, a nie nas!

wskazuje swoją pierś błyszczącą orderami. Petronika blada z odczuwanej antypatii zbliża się i stając, patrzy jej oko w oko

PETRONIKA

twardo
235

A cóż by w tym było dziwnego! Chyba każdy ma prawo domagać się sprawiedliwości? Praca i jej wyniki powinny każdego z nas posuwać naprzód w randze społecznej niezawodnie i że tak powiem — automatycznie! Nie możemy być zależni od…

NORMAN

przerywa jej i wzdycha
236

Petra!

VALIDA

237

A ty, wygadana, coś za jedna??

NORMAN

cicho z rozpaczą
238

Petra!

głośno
239

Moja żona, Wasza Wysokość… Chemiczka, Petronika Selen-Gondor.

SKWACZEK

podnosi się, wyciąga rączkę
240

Szalenie miło mi poznać sławną uczoną!

VALIDA

241

Skwaczek, nie pleć! Nie wyrywaj się!

przygląda się Petronice i mówi do Gondora
242

Aha, chemiczka i taka ładna! Dla ciebie, Gondor, pewnie ważniejsze, że ładna niż to, że uczona!

bierze Petronikę za rękę i mówi dalej do niej jak do dziecka
243

Kochasz męża?

Petronika milczy.

VALIDA

do obecnych
244

Wstydzi się powiedzieć. No, a piękne sukienki lubisz, co? Lubisz, lubisz, ha, figlarko? Cała pensja męża na to idzie, co? Czemuś sobie brwi nie podskubała jak inne dzisiejsze „piękności” — co? Petronika milczy Dzieci dobrze mi wychowujesz?

PETRONIKA

245

Nie mam dzieci, Wasza Wysokość.

VALIDA

246

Dlaczego?

PETRONIKA

247

Nie wiem.

VALIDA

248

To musisz się leczyć, kochanie! Chcesz mnie okraść z kilku poddanych? Dziękuję ci! Wstydź się, pszczoło, która masz wypełniać żywym miodem komórkę państwową! Żebyś mi się poprawiła i mnie, królową ula, niedługo zaprosiła na chrzciny trojaczków! Petronika wybucha szczerym śmiechem. A śmiać się umiesz, widzisz! To już dobrze! Powiedz no mi, a co to za wstążeczki? wskazuje jej dekoracje Jak uważasz, Gondor, czy ona na to zasługuje? Dużo gada? Tego to nie lubię! A gotować umie? Nie? Nie umie? No, to odbieram ordery!

NORMAN

249

Umie, umie, w każdym razie stara się, Wasza Wysokość! Nie dalej jak wczoraj nawet waha się, przypomina sobie wreszcie sama usmażyła jajecznicę… Dobre chęci są…

PETRONIKA

250

Normanie! Dajże spokój!

Adiutanci parskają dyskretnym śmiechem.

VALIDA

251

Jajecznicę! To się wysiliła! Tylko proszę pamiętać o moim zakazie nadużywania jaj! No, pamiętasz, na ile pozwalam tygodniowo na głowę?

PETRONIKA

252

Nie, Wasza Macierzyńska Wysokość. Mam słabą pamięć.

NORMAN

253

Ależ pamiętamy, naturalnie! Pięć na głowę tygodniowo. Nadzwyczaj słusznie!

VALIDA

254

No to marsz do kuchni, dziewczęta, zrobić mi naleśników na egzamin! Należy mi się od was poczęstunek, a mam właśnie ochotę na crêpes à la Vrana… do Halimy Idź i ty, co tak rasowo milczysz! Ucz się być pożyteczną! Tylko mi ręce wpierw umyć jedna i druga! No jazda! Z humorem!

SKWACZEK

zrywając się
255

Ja dopilnuje, Wasza Wysokość! Patelnię czosnkiem przetrzeć?

VALIDA

256

A jakże! A jakże! wskazując drzwi Chemiczko, tam jest kobiece laboratorium. Tam wynalazki robić! Z miłością kuchcić! Z miłością! Oszczędnie i twórczo! Lelika, jeśli chcesz iść, to dopilnuj, aby mi podano z patelnią — po prostu, bez ceremonii… Wiecie, co lubię: skromność i prostotę nade wszystko!

NORMAN

cicho, do stojącej bez ruchu Petroniki
257

Idź, moja najdroższa, bądź tak dobra… Dla mnie…

Petronika z westchnieniem wychodzi wraz z baronową, Halimą i z Kołopukiem.

SCENA XI

Valida, Norman, Adiutant I i Adiutant II

VALIDA

258

Tak, mój drogi Normanie! Zgorzkniałeś mi… A dla zgorzkniałych nie ma u mnie miejsca. No, uśmiechnij się… Nie tak. Czynisz to nieszczerze. Jak pies wargę bokiem unosisz… Normanie, tyś przepadł! Staraj się więc o synów! Buduj ponad siebie! Ja się nimi kiedyś zajmę. Zobaczysz.

ADIUTANT I

259

O tak! Oby Wasza Wysokość wszystkich nas przeżyła!

ADIUTANT II

do Adiutanta I z ukrytą satyrą w głosie i udanym podziwem
260

Wspaniałe zjawisko! Pełne poczucia zasłużonej nieśmiertelności!

NORMAN

zdesperowany
261

Wasza Wysokość, czuję, że padłem ofiarą nieporozumienia… Ja… ja… Zawsze… całą duszą… Co można mi…

VALIDA

262

A kto się starał o protekcję zeszłego roku? Mama wskazuje na siebie bardzo tego nie lubi! I wie o wszystkim, choć czasem udaje roztargnioną! Ja, widzisz, nienawidzę takiej struktury duchowej! Brzydzę się protekcyjnym systemem! Znajomy kolega minister, co? Piękna pani, popierając kuzyna, całuje się z wpływowym starym jegomościem, a taki pocałunek równy jest zbrodni gwałtu w moim pojęciu! Nie, nie, za takie rzeczy stawiam moje dzieci do kąta! Lojalność, lojalność.

ADIUTANT I

263

Lojalność! Łatwy, prosty gościniec.

ADIUTANT II

jak wyżej
264

Bity gościniec!

NORMAN

265

Tak jest — ale…

VALIDA

266

Ale co? Ojczyzna, PatriotaOjczyzna, mój kochany, ma swoją pedagogię. Żąda od ciebie na przykład wypracowania na temat: a gdybym był wzgardzony? Skrzywdzi, nie doceni i patrzy w oczy: kochasz mnie jeszcze? Wybaczyłeś? Pracujesz dla mnie? I tak próbuje swoich najlepszych. Ty próby tej nie wytrzymujesz, bo ty się niecierpliwisz!

SCENA XII

Ci sami i Mariata. Służąca Mariata wchodzi z talerzami. Traci głowę na widok Validy, robi różne śmieszności. Nakrywa serwetą stolik, składa ukłon itp. Valida patrzy na nią — chwila pauzy. Norman się zastanawia, co odpowiedzieć.

VALIDA

do Mariaty
267

No, cóż tam, naleśniki spaliły na panewce?

MARIATA

próbuje złożyć ukłon narodowy i odpowiada urywanym szeptem, bo jej głosu ze wzruszenia zabrakło
268

Na wszystko trzeba czasu…

NORMAN

macha na nią ręką, aby odeszła. Z rozpaczą
269

Jakże, Wasza Wysokość, czy to się zgadza: rzetelność i próba?! Wiara — i brak zaufania?

VALIDA

270

A cicho! A po łapach dostaniesz! A słuchać i nie odpowiadać! I nie garbić się… A te ramiona wypchane! Garbi się, a na atletę pozuje! Wyprujemy watę z tych ramion!

NORMAN

zimno, zesztywniały
271

To już krawiec zrobi, Wasza Wysokość!

ADIUTANT I

Adiutant II uśmiecha się zgorszony
272

No, wie pan!

SCENA XIII

Ci sami. Wraca Halima, Petronika, Kołopuk i Skwaczek, niosąc triumfalnie patelnię z naleśnikami i talerze. Valida chwyta palcami ociekający masłem naleśnik i żarłocznie go zjada.

VALIDA

273

Smakują mi te naleśniki! Ty tam, uczona, winszuję ci! Adiutanci, po jednym.

podaje im naleśniki w palcach, co Adiutanci przyjmują ze wzruszonym uśmiechem

ADIUTANT I

274

Świetne! Mam sentyment do tej potrawy… Przejdzie do historii…

ADIUTANT II

cicho
275

A zjeść trzeba…

wzdycha

VALIDA

276

Widzisz, Normanie, tak oto należy łowić drobne jasne chwile życia!

SKWACZEK

277

Ale znów Wasza Wysokość pokapała strój, jak zwykle, a upilnować nie sposób. Naleśnik nie wróg, nie ucieknie, po co się tak śpieszyć.

wyciera chusteczką przód jej munduru

VALIDA

wstając, za nią wszyscy
278

Nudzisz, Lelika! Nic wielkiego! ŻartTen mundur splamić może tylko właśnie naleśnik lub coś równie niegroźnego. Są plamy — dozwolone! Naleśnik nie plami honoru! Czy nie? No, w drogę, żegnajcie, daj rękę, Petronika! Spójrz mi w oczy: bądź posłuszna, Petroniko! Między jednym a drugim synem stwórz perfumy, esencję, jakiej nie było jeszcze! Na to ci pozwalam!

PETRONIKA

z uwagą
279

Zastosuję się do woli Jej Macierzystej Wysokości. Pomyślę o tych perfumach. Przyślę je do oceny Waszej Wysokości.

VALIDA

280

Ohoho! Takaś skora? Ale wpierw przejdą przez moją kancelarię wzdłuż nosów cenzury! Normanie, weź sobie do serca to, com ci rzekła o pierzu. Kołopuk, pozostaw róże w spokoju! Nie tobie do róż, jak i nie tobie do kobiet się wtrącać! Minę masz znudzoną! Zażywaj żelazo, boś anemiczny! I duszy twojej potrzeba żelaza! Świstu szrapneli! Od których krew szybciej krąży, oko nabiera wyrazu, życie wartości, bo to jedynie kochamy, co możemy każdej chwili utracić! Ty do Halimy milczałaś, a więc continuez, mademoiselle, continuez[8]!

AKT II

SCENA I

Petronika i Norman. Godzina popołudniowa w końcu czerwca. Dekoracja ta sama. Petronika przy osobnym stole wbudowanym w róg pokoju. Ma na nim zaimprowizowane małe dygestorium (rodzaj oszklonej szafy z rurą do wentylatora), biały stół kuchenny, retorty, mikroskop, stosy książek, suwak logarytmowy. Trochę posępnie, nieporządek, pracownia. Pracuje pochylona w fartuszku i okularach nad retortą. Norman wchodzi w domowym stroju smutny, zniechęcony.

PETRONIKA

281

Chodź tu bliżej, Norman, pokażę ci coś bardzo ciekawego: dwie trucizny nieznoszące się wzajemnie.

NORMAN

282

Dziękuję ci, widzę, widzę z daleka. Owszem, bardzo ciekawe, że się nie znoszą, bardzo. Chciałem usnąć — nie mogę… Boże, co począć z tym czasem!

PETRONIKA

283

Bardzo mi cię żal, ale jak ci poradzić! Moje prace cię nie interesują… pracuje chwilę, po czym podnosi głowę Norman, zobaczysz, że jeszcze wypłyniesz, ja to czuję, Norman. Masz w sobie tyle możliwości! Zajmij się na przykład ekonomiką — interesowałeś się nią kiedyś.

NORMAN

284

W tych warunkach?

PETRONIKA

285

Do czasu! Cierpliwości trochę!

NORMAN

286

Nie rozumiesz mnie — moja pracownia to ten kraj, to społeczeństwo! Nie zadowolnię się tak jak ty ciasnym kącikiem na uboczu. Ja zależę! Niestety, zależę!

PETRONIKA

ze smutkiem
287

Zależysz. W tym całe nieszczęście!

NORMAN

288

Daj mi lepiej coś na uspokojenie, na „pogodę ducha”. Tyle masz tych specyfików.

PETRONIKA

289

Nie, poślij Mariatę po walerianę! Mój najniewinniejszy analeptyk to eter, a najłagodniejszy narkotyk — opium.

NORMAN

290

Wszystko jedno, choćby nawet i kurara[9]! Niewiele mam do stracenia! PETRONIKA Ha, gdybyśmy chcieli przenieść się na tamten świat, to mam tu bogaty wybór możliwości: Cicuta virosa[10], w tej oto fiolce… tu starożytna, przeze mnie odtworzona Aqua Toffana[11], tu Lachesis[12] Datura Stramonium[13] i kurarę mam także.

NORMAN

291

Trucicielka! Druga La Voisin[14]! I na co to wszystko! Jak ty możesz się w tym babrać! Niby gardzisz kuchnią, a cóż innego od ciebie robi zła kucharka? Także trucizny przyprawia.

PETRONIKA

zamyślona
292

Nie mogę dojść składu pewnej trutki osiemnastego wieku, którą nasycano kwiaty, chustki, rękawiczki…

NORMAN

bez goryczy
293

Dlaczego oni nie wyzyskują twojego zapału i dobrej woli w państwowych wytwórniach chemicznych?

PETRONIKA

wzrusza ramionami
294

Nigdy bym się na to nie zgodziła! Mówisz tak, jakbyś mnie nie znał!

NORMAN

295

Prawda, prawda, żeś ty pięknoduch! Zapomniałem, przepraszam. Ach więc ty ważysz te… zbliża się i ogląda flaszki jakże tam? „Tojady mordowniki” dla pokoju i dla dobra ludzkości!

PETRONIKA

296

Aha. Dla dobra. Właśnie myślę, czy by nie stworzyć dla nas wszystkich nieszczęśliwych jakiegoś środka ułatwiającego przeniesienie się na tamten świat? I jak to zrobić — i czy to możliwe? Najwyższy czas na taką pociechę — dałabym jej na imię „Niketeria[15]”, czyli „Nagroda Zwycięstwa”.

NORMAN

z goryczą
297

Jak zawsze, przeczysz życiu! A ono mogłoby być tak piękne!

PETRONIKA

w natchnieniu
298

Reakcja czasów! uśmiecha się A gdy się pracuje z dobrą intencją, to można mieć nadzieję, że nas poprze najwyższa władza macierzyńska czy ojcowska, ale tam, w górze, naprawdę w górze, nie ta nasza! Powiedz mi, dlaczego nie mogłoby u nas być rządów sprawiedliwych, tak jak na przykład w Sarmacji, mocarstwie silnym, a jednak etycznym?

NORMAN

zgryźliwie
299

Mów takie rzeczy, mów, tylko głośniej i w dodatku przy otwartym oknie. Dobrze?

PETRONIKA

wstaje i zamyka okno, po czym siada obok Normana
300

Powiedz mi, czy ty naprawdę nigdy nic złego nie powiesz o Przewodnicy? Skazała cię na bezrobocie! Innemu dała twoje miejsce — a ty nic? Siedzisz, nudzisz się i milczysz.

NORMAN

301

Milczenie jest złotem!

PETRONIKA

302

Nawet teraz…

NORMAN

wybuchając wreszcie
303

Tyś mnie zgubiła! Nie ona! Ty, twoim rozpuszczonym językiem, twoją swadą pensjonarską! Są kobiety, które instynktownie dopomagają mężom, szczęście niosą w dom — ale to są te kochane, bezosobowe, przeciętne istoty! W naszym małżeństwie jest o jedną indywidualność za wiele! Sypnęłaś mnie i równocześnie samą siebie też, a Validzie cóż zaszkodziłaś?

PETRONIKA

304

A jednak dziś w nocy i ty krzyczałeś przez sen: „Valida! Ten potwór! Ta ohyda!”. W moim pokoju to usłyszałam i przybiegłam zobaczyć, co się z tobą dzieje. figlarnie A gdyby tak kaloryfer podsłuchał?

NORMAN

305

Za sny nikt nie odpowiada! Tylko, że ja w nocy i przez sen, a ty — jawnie, w biały dzień. Choć wiesz, jak jestem uzależniony, jak muszę zęby zaciskać i czekać na zmianę —- pogody…

PETRONIKA

306

Więc ty, Normanie, ty masz jeszcze jakieś nadzieje, liczysz na jej łaskę.! O, bo jest w tobie pycha, ale nie ma dumy!

NORMAN

zmęczony
307

Może być, jak uważasz. Może masz rację. Ale mnie to wszystko męczy. Chcesz, abym się kompletnie załamał?

PETRONIKA

wzruszona
308

Nie, ach nie, mój biedny Normanku, żal mi cię! Przepraszam…

obejmuje go, pełna szczerego współczucia

NORMAN

wzruszony
309

Widzisz, taką, taką gdybyś była częściej! Kiedyż będziesz znowu moją dawną kochaną Petrą?

PETRONIKA

310

Nie wiem, nie wiem… Może jeszcze wrócimy do dawnej prostoty i równowagi, ale wpierw trzeba się uporać z tymi zmorami… Dopóki one straszą, nie może być mowy o jakiejś radości życia.

NORMAN

rozczulony
311

Więc jednak kochasz mnie jeszcze trochę? Nie czesz się tak — odsłoń bardziej skronie — ręce masz zniszczone od jakichś kwasów — uważaj, szkoda moich cudownych rączek…

całuje ją w rękę

PETRONIKA

312

Małżeństwo, Strach, WładzaKochanie… Jesteś przecież moim towarzyszem życiowym — życzę ci jak najlepiej… Tylko, doprawdy, bywasz czasem nieszczery…. I to ze mną! Dlaczego?

NORMAN

szeptem
313

Dlatego, że chcę myśli moje i uczucia przestroić, zmienić, rozumiesz? Bo dyktatorka czyta w myślach! Ta czarownica przejrzy każdego na wylot! Ja na razie nie chcę myśleć! Bo ja chcę żvć i pracować, Petra! Ja czuję skierowane na siebie jakieś niewidzialne reflektory! Prześwietlają mnie! Petra!

PETRONIKA

314

Jesteś szalenie zdenerwowany — czuję, że i mnie się to udzieli. Trzeba się zabrać do roboty.

zasiada do swojego stołu, bierze swoje retorty i mówi grubym głosem Validy: „Z miłością kuchcić! Z miłością!”. Dzwonek w sieni.

SCENA II

Mariata, Norman, Petronika.

MARIATA

315

Proszę państwa! Policja na schodach! Powiem, że państwo wyszli, dobrze?

NORMAN

prędko
316

Nie, nie, Mariata… Przeciwnie, jak miłych gości proszę tych panów przyjąć. Przecież oni spełniają tylko swoje obowiązki.

MARIATA

317

Jak pan uważa, ale czy to dobrze… Miłych gości!

wychodzi śpiesznie. Powtórny dzwonek, wejście policji.

SCENA III

Petronika, Norman i Policjanci. Jeden Policjant w drzwiach otwartych, drugi rozmawia.

NORMAN

318

Widzisz, Petronika, widzisz!

PETRONIKA

319

Widzę, ale cóż z tego. Nie mam nic na sumieniu!

POLICJANT I

czytając jakiś papier
320

Pani Petronika Gondor, to zdaje się tu?

PETRONIKA

321

Czego sobie panowie życzą ode mnie?

POLICJANT I

chłodno, ale uprzejmie
322

Mam rozkaz pisemny sprowadzenia pani do Urzędu Spraw Rodzinnych.

PETRONIKA

323

Jak to? Nie rozumiem pana.

POLICJANT I

324

Pani nie dotrzymała zeszłego miesiąca terminu. Nie stawiła się.Wezwanie pani otrzymała i to kilkakrotnie. Musiała je pani rozmyślnie zlekceważyć…

PETRONIKA

325

Prawdopodobnie. Niech mi pan poradzi, co robić, bo ja się na tym nie znam!

POLICJANT I

grzecznie
326

No, teraz już musi pani jechać. Samochód czeka.

PETRONIKA

327

Nie, to niemożliwe. Po pierwsze nie mam czasu, po drugie trochę bezczelnie nie chce mi się!

POLICJANT I

z uśmiechem
328

Niestety… Pani będzie łaskawa zrozumieć i moją trudną sytuację.

PETRONIKA

z uśmiechem
329

Rozumiem pana, ale to bardzo śmieszne. Nie do przyjęcia humorystyczne.

POLICJANT I

jak wyżej
330

Proszę panią, ostrzegam, że każde pani słowo będzie wliczone i naznaczone grzywną. Taki jest paragraf.

PETRONIKA

z irytacją
331

A, cóż za imponująca przezorność! Proszę pana! Więc w Urzędzie Spraw Rodzinnych nie wiedzą, że jestem pracującą kobietą, chemiczką z zawodu, że moje nazwisko ma pewne znaczenie w sferach naukowych? Mam chyba prawo do spokoju, do odrobiny szacunku? A nie, aby mnie sprowadzano pod eskortą jak zbrodniarkę.

NORMAN

polubownie
332

Tak, to chyba nieporozumienie…. Właśnie pójdziesz i sama im to wszystko oświadczysz…

POLICJANT II

333

77 słów powiedziała pani już…

PETRONIKA

do Policjanta I
334

Oświadczam panu, że protestuję i że mnie chyba przemocą zabierzecie. wybucha O, najwidoczniej nie ma szaleństwa, którego by się nie dało narzucić ludzkości! Poczciwy człowieku, czy pan nigdy nie odważył się dotychczas pomyśleć o śmieszności istnienia Urzędu Spraw Rodzinnych?

POLICJANT I

335

Policjantowi nie wolno myśleć. Byłoby może lepiej, gdyby i pani mniej myślała… Moją rzeczą jest sprowadzić panią. Nic więcej…

PETRONIKA

336

I nie wstyd panu tak mówić? Policjant II notuje słowa Niechże pan od razu wpisze tysiąc słów i zamknie ten swój głupi notes! Ależ to farsa! A jaka brutalna! Niesłychane! Czy pana samego to nie oburza? Przecież pan nie jest maszyną?

POLICJANT I

do Policjanta II
337

Cóż pan na to?

POLICJANT II

338

Nic. Zapisujemy tylko ilość, a nie sens słów. Treści nie staramy się uchwycić, bo musielibyśmy wówczas jeszcze stenografować…

NORMAN

339

Bardzo słusznie pan mówi. Widzę, że na pewno sam jest pan żonaty i wie, jak to kobieta potrafi na wiatr czasem słowa rzucać… bez złej intencji.

POLICJANT II

340

Właśnie, właśnie…

PETRONIKA

341

Czy wyście wszyscy opętani?! Kiedyż się to skończy?!

POLICJANT II

342

Pani będzie łaskawa trochę wolniej, bo nie mogę zliczyć… Będzie 88!

PETRONIKA

343

Zaręczam panu, że dużo więcej!

NORMAN

344

Ośmieszasz się tylko! ciszej I kto to będzie płacił — pytam się, bo wiesz, że mnie nie stać na to!

POLICJANT I

345

Od 200 słów, ostrzegam państwa, zaczyna się podwójna taksa. Dlatego radziłbym już jechać. Zapewne i w drodze dojdzie jeszcze kilka słóweczek… Przepraszam panią, że spełnię powinność…

Petronika się broni.

POLICJANT I

wyjmując kajdanki, uprzejmym ruchem proponuje
346

Skoro pani nie chce po dobroci…

NORMAN

347

Nie, Petroniko, tego wstydu mi nie zrobisz! Policjant chowa kajdanki Zaraz panowie, chwileczkę, niechże coś na siebie nałoży! Mariata! Płaszcz, kapelusz pani! Boże, Boże, czego ona się dowojuje!

PETRONIKA

348

Właśnie że pójdę, jak stoję. A wolałabym nago! Ja się nie wstydzę. Niech całe miasto widzi, że mnie gwałtem porywacie!

przestaje się miotać, zmęczona

POLICJANT I

349

Komisja urzęduje do szóstej. Krótka konferencja z panem referentem nie zabierze pani tak wiele czasu…

Mariata wchodzi z płaszczem i kapeluszem, Policjant II odbiera je od niej, bo Petronika włożyć nie chce. Mariata cofa się osłupiona, trzymając się oburącz za głowę, w głąb sieni.

NORMAN

do Petroniki
350

No i dlaczego patrzysz tak na mnie… No i dlaczego? Czy to ja wymyśliłem? Czy to moja wina?

PETRONIKA

351

Powiedz, że to idiotyzm! Powiedz! Krzycz!

NORMAN

352

W jakim celu? Wciąż skrzypieć jak but od złego szewca! Wciąż zgrzytać jak piła! Jęczeć jak wiatr w kominie! Po co?

Policjanci uprowadzają Petronikę. Norman po jej wyjściu daje upust swojej rozpaczy i nienawiści wyrażonej gestem i wyrazem twarzy. Tłucze coś umyślnie. Słysząc kroki, opanowuje się.

SCENA IV

Norman, Mariata. Mariata wraca, załamuje ręce. Norman patrzy przez okno, nagle postarzały, zwiędły, gryząc pięść z gniewu.

MARIATA

353

Święta Marianno! Panią ministrową „miłe goście” zabrali! I to za co? Pewnie za jakieś znowu nowe podatki! Biedny pan! Taki smutny.

Pauza

NORMAN

uśmiechnął się z rozpaczą i ocknął z zamyślenia
354

Kochana Mariato! Są u nas podatki, które płaci się ambicją i godnością ludzką…

MARIATA

355

Dwa razy dzwoniła do nas Kormorowa. Ale, że tu właśnie policja u nas była, to jej kazałam przyjść później. Ale coś mi się ona nie podoba! Z jakimiś gratami chciała nam tu wmaszerować! Potem też i ciekawa była, co tu policjanci robią. Ledwo jej się pozbyłam.

NORMAN

356

Tylko nie za ostro z ludźmi, Mariata, mamy i tak dosyć wrogów. Zawszeć to sąsiadka… dzwonek raz, drugi raz Jeśli to ona, wpuścić!

Mariata idzie otwierać drzwi.

SCENA V

Agatika, Norman, Mariata. Wchodzi Agatika, wielka, gruba kobieta, popycha wózek dziecinny, niesie tłumok pod pachą i ciągnie za sobą pościel.

MARIATA

357

Bój się pani Boga! Co to ma być?

AGATIKA

z góry na Mariatę, uprzejmie do Normana
358

To ma być tłumok, a to mają być bliźnięta! A to ma być moja pościel puchowa. A to ma być wskazuje na Mariatę głupia Mariata!

kładzie pościel na kanapie

MARIATA

oburzona
359

Święta Nino!

NORMAN

360

O co pani chodzi?

MARIATA

361

Co mi pani tu kładzie?

AGATIKA

362

Tu, czy gdzie indziej, jak państwu wygodniej!

kładzie drugi tłumok na krześle przy stole Petroniki

MARIATA

363

Jeszcze mi pani co potrąci i stłucze na stole mojej pani!

AGATIKA

364

A choćby? Wypadki chodzą po ludziach! Czynię pana byłego wiceministra uważnym, że pańska pracownica domowa zraża panu gości. I to kogo? Wpływowe osoby! A oto papier do pana byłego wiceministra…

NORMAN

365

Cóż to za papier?

AGATIKA

366

A że pan jako bezdzietny ma mi oddać jeden pokój na własność.

NORMAN

czyta
367

Co? Jak pani mówi? Pokój… czyta A, rzeczywiście…

AGATIKA

368

Wolno panu wybrać który, a ja się zaraz rozlokuję, bo u nas czad z pieca kuchennego. To dla dzieci i karmiącej matki niestosowne.

NORMAN

czyta z rosnącym zdumieniem i gniewem
369

Co… Co… Ha ha ha! Matka bliźniąt ma prawo do czego? Do eugeniki i euforii? A, wobec tego!

AGATIKA

370

No. ŻartPrawo do „euforii i eugeniki” mam i mieć będę!

NORMAN

uśmiechając się
371

Euforia… No, no…! Poniekąd i słusznie… dla zamaskowania niepokoju, nerwowo Naturalnie, naturalnie…

MARIATA

372

Pokój nam zabierają! Widział to kto?!

NORMAN

373

No, bardzo pięknie, ale może zechce pani jeszcze trochę poczekać?

AGATIKA

374

Ja, matka, nie nadaję się do żadnego czekania.

MARIATA

375

Ależ uprzątnąć trzeba, rzeczy nasze wynieść!

AGATIKA

376

Bądź pani spokojna! Nic państwu nie ubędzie! A lokator z gotówką to grzeje jak piec amerykański. U państwa zaś to pewnie emeryturka jak mucha, a za to wielki podatek od bezdzietności, co? No, ale ja mam miękkie serce: nie tylko biednym po prośbie nie odmawiam, ale nawet i tym, co chcą pożyczyć! Któryż więc pokój pan oddaje?

MARIATA

377

Pani wyszła. Nie pozwolę zajmować pokoju, dopóki nie wróci.

AGATIKA

szyderczo
378

Widziałam ją, w jakiej kompanii wasza pani wyszła. Nie ma czym tak imponować, że „wyszła”. Pytanie, kiedy wróci. Nastąpić się!

MARIATA

379

Święty Wraczu!

NORMAN

380

Mariata, proszę się uspokoić! Co to jest?!

Mariata rezygnuje z oporu.

AGATIKA

pochylona nad wózkiem
381

Tylko patrzeć, jak mi się bliźnięta rozkrzyczą równocześnie!

MARIATA

382

Chyba do pokoju pana te graty zaniesiemy, a pan się do pani przeniesie.

idzie ku drzwiom na lewo

AGATIKA

oburzona
383

Graty! Daj ci, Boże, takie graty albo raczej nie daj ci, Boże, boś nie zasłużyła! wtacza wózek do otwartego pokoju za Mariatą i rzuca za nią pościel —rozkazująco Łóżko mi pościelić!

GŁOS MARIATY

384

Ależ tak!

AGATIKA

rozkazuje
385

Dywanik mi przed łóżko podsunąć. Bliźniętami się nie interesować! Przewodnicę ostrożnie powiesić! Zrozumiano?

Z okien dolatuje krzyk. Rozruchy uliczne, gwizdy, dalekie strzały, płacz histeryczny.

GŁOS GAZECIARZY

386

Dodatek nadzwyczajny! Ostatnie rozporządzenie Jej Macierzyńskiej Wysokości!

NORMAN

przez okno
387

Daj tu prędko! Biegiem!

Nim gazeciarz wbiegnie na trzecie piętro.

AGATIKA

wychylając się przez okno
388

Ojejej, co się stało, czego się wydzierają! Jakieś rozporządzenie… Nic dobrego zdaje się…

NORMAN

389

Zaraz, zaraz się dowiemy… Z pewnością jakaś pożyteczna uchwała, która jak każda nowość wywołuje sprzeciwy, opory…

AGATIKA

w oknie
390

No, mnie tam nic nie będzie ani Mukowi. Możemy patrzeć jak na teatr… O! Idą, idą, machaja rękami! Norman w drzwiach odbiera gazetę, Agatika wyrywa ją z ręki Normanowi Pokaż no pan nareszcie… Co? Kobieta upaństwiona.

NORMAN

poprawia ją
391

Upaństwowiona.

AGATIKA

392

To znaczy, że co? czyta Dwuletnia służba dla zaludnienia kraju… Aha! Rozporządzenie poboru weszło w życie od dzisiejszego południa… A pan co na to?

NORMAN

czyta
393

Zaraz, dajże pani i mnie przeczytać… No cóż? Widać potrzebne to, skoro tak postanowiono.

AGATIKA

przygląda mu się bacznie
394

I czegóż to pana tak prześladują, jak zawsze powiada Muk, kiedy pan taki prawomyślny! Ciekawe!

NORMAN

395

Nikt mnie nie prześladuje, pani Agatiko. Co za pomysł!

MARIATA

w drzwiach
396

Już gotowe. Może się pani rozgościć.

znika w drzwiach

NORMAN

397

Niechże sąsiadka będzie jak u siebie, swobodniejsza ode mnie, bo ja tu, jak widzę ze wszystkiego, nie jestem panem we własnym mieszkaniu! „Mój dom nie jest moją twierdzą”[16].

Dzwonek niekończący się. Mariata biegnie otwierać, żegnając się znakiem krzyża. Nagle wpada jak burza przez główne wejście młoda dziewczyna w baletowym różowym krótkim stroju. Długie skrzydła, z których jedno złamane i podarte wlecze się za nią, ma przyszyte do stanika. Twarz tragiczna, blada, oczy pełne łez.

SCENA VI

Ninika, Agatika, Norman

AGATIKA

398

Alem się zlękła! Czupiradło jedno! Jakże można tak wpadać. Dobrze, że nie jestem przy piątej nadziei!

NINIKA

z rozpaczą
399

Norman! Norman!

NORMAN

400

Ninika! Co to znaczy?

NINIKA

zdyszana
401

Zaraz, zaraz… Tak się śpieszyłam! Poczekaj, niech odetchnę… Skakałam przez parkany, aby się do was dostać przez ogrody… O, podarła mi się suknia… Tam u nas, w Instytucie, była dziś próba generalna bajki scenicznej — na zakończenie roku szkolnego, dlatego tak wyglądam… To wszystko mocno przyszyte… Oj, kłuje mnie w lewym boku…

NORMAN

uspokajająco
402

To śledziona.

NINIKA

chce oderwać skrzydła, ale nie może
403

Musiałam tak przelecieć, jak jestem, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy czytają afisze… Wszyscy krzyczą! Ty wiesz! Wiesz już, prawda? Więc właśnie do naszej szkoły weszła komisja… Komisja poborowa! Rozumiesz!

AGATIKA

404

Oj, biedna panienko! W tym wieku! Jakieś pobory!

NINIKA

405

Skończyłam osiemnaście lat. To już dla nich dosyć. mam poświęcić dwa lata życia! Ach, Norciu drogi!

NORMAN

skrępowany ze względu na Agatikę, ale przygnębiony
406

Czytałem, tak, no bardzo cię żałuję… Jest w tym trochę bezwzględności zgnębiony urywa, ale cóż…

NINIKA

407

Pomyśl, chcą mi dać jakiegoś przelotnego improwizowanego męża, urzędowego kochanka, a dziecko, które urodzę, zabierze rząd! Nie wolno mi o nim pomyśleć później… Jako odszkodowanie pozostaje mi zaszczytny tytuł Panny Prawii, który wolno mi nosić obok własnego nazwiska! przedrzeźniając „Panna Praawia”! Bardzo dziękuję!

śmieje się gorzko

AGATIKA

408

Się mi zdaje, że Prawianka nie powinna tak mówić!

NORMAN

409

I ja jestem tego zdania.

NINIKA

410

Zabrali wszystkie, które były na sali i na scenie! Innych szukają… Sprawdzają metryki… Ratuj mnie, Norman!

AGATIKA

411

Oj, po cóżem tyle córek na ten świat wydała!

NORMAN

gładząc Ninikę po głowie
412

Ależ cicho, Ninka! Nie desperuj tak… Wniesiesz podanie, Valida jest przecież kobietą, zrozumie cię… Ułożymy razem list… Postaramy się użyć odpowiednich frazesów.

NINIKA

413

Co to pomoże! Czy wiesz, że ona za wymigiwanie się od nowych praw grozi nam sądem? Siedzieć w więzieniu, gdy się ma osiemnaście lat!

NORMAN

414

Siedzieć w więzieniu jest zawsze smutno, bez względu na wiek, kochanie — zresztą… Bądź sprawiedliwa: przyznaj, że kobieca swoboda w traktowaniu najpoważniejszych problemów ludzkości doprowadziła do tych represji! Świat chce się bronić przed waszą lekkomyślnością! My, jako rekruci, poświęciliśmy bez względu na nasz zawód, na nasze upodobania, kilka lat życia, przerywając swoje nauki, wy zaś byłyście sobiepańskie istoty, niczym nie krępowane, nieraz istne pasożyty… Weźże to pod uwagę…

NINIKA

415

Może być, ale ja nie jestem żadnym pasożytem, chcę być tancerką, to jest też ciężka praca!

AGATIKA

416

Panienka to by wolała kino i konkurencje piękności! Co? A tu kobieta sama do obowiązków zagania!

NINIKA

wzburzona
417

To nie jest kobieta! Ja nie wiem, co to jest, diabeł? Potwór? Ale to nie kobieta! Jak ona nas prześladuje! A wiesz, że listy adresowane do żon mają być doręczane mężom!

NORMAN

418

To, to już jest drobiazg! Żadna uczciwa żona o to się nie pogniewa!

AGATIKA

419

I panienka uważa, że to jest nie w porządku, co? A panienka wie, że kretykować zabronięte jest surowo?

NINIKA

420

Ech! Co mi tam!

NORMAN

421

Pani Agatiko, nikt tu nie krytykuje nikogo, ta młoda osoba jest tylko bardzo, nieprawdaż, zmartwiona!

Krzyk tłumu wzrasta. Głosy zmieszane: „Niech żyje premier!”, „Precz z Validą!”. Po czym słychać kilka wystrzałów — zgiełk, płacz.

AGATIKA

w oknie
422

Stąd nic nie widać… Nie poszedłby pan zobaczyć, co się stało? przeczący gest Normana Kobieta-matka musi się fatygować, bo taki nie pójdzie!

Wychodzi.

SCENA VII

Norman i Ninika

NINIKA

423

Boję się o Petronikę. Podczas rozruchów niedobrze jest być w mieście…

NORMAN

424

Nie poszła sama. Mamy lojalną policję, nie dopuści do poważniejszych ekscesów.

NINIKA

patrząc na Normana, stojącego w oknie
425

Norman, w tej chwili widzę, jak źle, jak fatalnie wyglądasz! Postarzałeś się o 10 lat! Co oni z ciebie zrobili! Nie martw się tak, Norman!

NORMAN

posępnie
426

Złe oświetlenie, nic więcej.

SCENA VIII

Agatika, Norman, Ninika

AGATIKA

wraca zziajana pędem
427

Trochę już wiem, ale zaraz idę po więcej. Więc te wystrzały, to podobno dwie się zastrzeliły, a jedna jeszcze żyje — może ją uratują.

NINIKA

428

Co pani mówi! Ach Boże! To okropne! Rogate dusze!

AGATIKA

429

Za moich czasów największa bieda to było znowuż staropanieństwo. Same nie wiecie, czego chcecie. O! Idzie nareszcie stróżowa — chwała Bogu!

Wybiega.

SCENA IX

Ninika i Norman

NINIKA

430

Więc one się zabiły. Miały tę odwagę.! Norman, co się z moim pulsem dzieje… Proszę cię, zobacz… Chyba ze 200 na minutę… Jezus! Mówmy już o czym innym… Więc Petronika przeniosła tu swoje laboratorium…

NORMAN

431

Tak, bo ją, widzisz, jako mężatkę zredukowano w instytucie chemii… Jest bezrobotna jak i ja. Nie ruszaj tego, proszę cię… Po pierwsze, że ona nie pozwala, a po drugie, że są tu rzeczy nawet w dotknięciu niebezpieczne.

NINIKA

nie dotykając, ogląda flaszeczki
432

Agaricus muscatis[17] — o, cały muchomor w słoiku… Jakieś amylum nitrosumRana moebida[18]— żaba, czy co tam takiego pływa? Powiedz mi, czy ona bardzo rozpacza, że ją tak źle obecnie traktują?

NORMAN

433

Przede mną nie, bo się wstydzi, że mnie nie umiała zrozumieć, gdy miałem swoje zmartwienia.

NINIKA

434

No tak, to prawda i miałeś, i masz… Przecież ty jesteś emeryt! W twoim wieku!

NORMAN

435

W każdym razie zrównano nas z Petroniką… A już zaczynałem wstępować w zaszczytną i miłą rolę księcia małżonka.

NINIKA

436

Biedna, kochana Petra! Taka wiedza! Taki umysł!

NORMAN

437

Kochana, urocza, ale życiowo — większe jeszcze dziecko niż ty!

SCENA X

Ninika, Norman, Petronika
Cicho wsuwa się Petronika. Głowa zwieszona. Staje, patrzy na swój stół. Nie okazuje zdziwienia na widok Niniki.

NORMAN

niepewnie
438

No najdroższa, widzisz, jużeś z powrotem.

PETRONIKA

439

O, jak się masz, Ninika!

NINIKA

440

Petra! Widziałaś, wiesz już prawda?

Petronika

obojętnie
441

Aha.

znowu patrzy na swój stół

NORMAN

442

Słuchaj no, Petra. Kormorowa, ta sąsiadka, wprowadziła się do nas. Zyskaliśmy więc współlokatorkę.

ciszej
443

Ma upoważnienie. Przyjm to jak najpogodniej.

PETRONIKA

444

Owszem… Dlaczegóż by nie… Niech będzie i to…

znowu bierze jedną flaszeczkę do ręki, stawia ją z dreszczem znowu na stole
445

Słuchajcie moi drodzy… Schowajcie przede mną te wszystkie moje flaszeczki i próbówki…. Dobrze schowajcie, nawet zamknijcie na klucz! Chcę żyć jeszcze, choć tej głupoty mam potąd pokazuje szyję. Prędzej, zabierajcie to wszystko, tylko ostrożnie, nie stłuczcie mi czego, błagam was!

Norman i Ninika spiesznie sprzątają i zamykają całe laboratorium.
446

Mój pokój jest jeszcze moim pokojem? Mogę tam iść?

NORMAN

447

Ależ naturalnie! Ja swój oddałem!

PETRONIKA

zimno
448

Dziękuję ci.

zatrzymuje się w progu
449

Matka, WładzaSzkoda, Niniko, żeś nie widziała tych poczciwych zresztą starych bonzów[19], perorujących o tym, że nauka przeszkadza mi w szczęściu rodzinnym, że przedstawiałabym idealny materiał na matkę, gdyby nie moje nerwy! Cóż za komedia! Te pytania, te moje odpowiedzi stenografowane! Mój Boże, czemuż ja mam tak mało poczucia humoru! Powinnam się śmiać teraz, śmiać do utraty przytomności. Ninika, w tej chwili dopiero zauważyłam, że jesteś przebrana…. Widocznie powoli wraca mi przytomność, bo przed chwilą nic mnie nie mogło zadziwić, nic zająć.. Bardzo ci nawet ładnie w tych kwiatach i skrzydełkach, powinnaś się stale tak ubierać…

oglada ją z bliska
450

Ninika, ale jedno skrzydełko ci zwisa: moja dziewczynko, któż ci je złamał? Podczas ucieczki, co?

chmurnieje, zamyśla się

NINIKA

oglądając się na swoje skrzydło złamane
451

To jakby symbol tego, co się stało! Wiesz co mi grozi? Czytałaś?

PETRONIKA

452

Nie, nie. Nie przypominaj mi tego… Ach, chwili zapomnienia po tych wszystkich błazeństwach. Dajcie mi spokój!

wychodzi do siebie

NORMAN

453

Wyglada jakby była na mnie obrażona! Prawda?

SCENA XI

Norman i Ninika

NORMAN

454

Ale co z tobą będzie? Przecież nie możemy cię tu u nas przechowywać, bo nas zaaresztują!

NINIKA

miękko i rzewnie
455

Normanku jedyny, pamiętaj, że jestem siostrą Petroniki!

NORMAN

456

Tak, najdroższa, tak motylku kochany… Zaraz… Co robić, doprawdy nie wiem… Trzeba się zastanowić…

NINIKA

ze łzami
457

Nie wrócę do domu! Za nic w świecie! Oni mnie tam odnajdą i zabiorą! W szkole zapisali sobie adresy uczennic! Nie, Norman, byłeś zawsze taki dobry, nie wypędzaj mnie! Proszę cię na wszystko…

Agatika zagląda przez drzwi boczne.

NORMAN

458

Powtarzam ci, nie wiem, zobaczymy.

SCENA XII

Ninika, Agatika i Norman

AGATIKA

459

Więc, wiecie państwo, jedna ta co jeszcze żyje, to córka radcy, jakiegoś lewicowca. I to ciekawa historia, bo choć się o tym głośno nie mówi, ale…

NORMAN

460

Nie jesteśmy ciekawi.

AGATIKA

461

Patrzcie państwo! Więc co? Nie opowiadać?

NORMAN

462

Nie!

AGATIKA

463

Miałam aż pięć wiadomości murowanych i trzy niestwierdzone!

NORMAN

464

Ani jednej nam nie potrzeba!

AGATIKA

465

A ja myślałam, że pan człowiek światowy z konwersacją!

SCENA XIII

Ci sami i Petronika

PETRONIKA

Uchyla drzwi.
466

Dlaczego tak płaczesz, Ninika — miejże litość nade mną — chciałam wypocząć, zebrać myśli! na ukłon Agatiki Dobry wieczór pani!

AGATIKA

467

Aaa! Już z powrotem? Tak prędko? Kłaniam się pani pięknie.

PETRONIKA

468

Ninika! Przestań.

NINIKA

469

Norman nie wie, czy może mnie zatrzymać… Ja nie chcę wracać! Petra, dlaczego ty nic nie mówisz i tyllko się tak uśmiechasz! Przecież ujmij się za mną, widzisz, że Norman — to już jakiś obcy Norman! Trzyma z nimi, nie ze mną!

AGATIKA

470

Moje dziecko, zrozum to, że pan były eks-minister trzyma z rządem, bo rząd z nim nie trzyma!

NINIKA

płacząc
471

Petronika! Mam stąd iść, to daj mi trucizny!

PETRONIKA

dziwnie
472

O! Nie! Moje chemikalia mają o wiele wyższe ambicje! Tyś nie dla nich!

AGATIKA

473

Cichoże bądź nareszcie, panienko, nie maż się jak moje bliźniaki! Uważaj, co mówię, schowam cię u siebie!

NORMAN

474

Bardzo bym się cieszył!

AGATIKA

uspokaja go gestem
475

I nie tu, ale u nas w mieszkaniu! Bądź pan spokojny! Ja mogę sobie na to pozwolić! Mnie to wybaczą. Mam brata szofera, z własną taksówką, to panienkę jutro wywiezie na wieś, gdzie jej nikt nie będzie szukał… Aż się wszystko odmieni.

NORMAN

prędko
476

Na to się wcale nie zanosi!

AGATIKA

nie zważając na niego
477

Odmieni, powiadam, cóż to, czy się u nas prędko nie odmienia? Tylko panienkę na razie przebierzemy za chłopca, pomocnika szofera…

NINIKA

ociera ostatnie łzy, promieniejąc
478

O, to doskonale, ja lubię i umiem się przebierać! Proszę, niech mi pani odpruje te skrzydła, dobrze?

NORMAN

z przekąsem
479

Widzi pani! Usłyszała o przebraniu i już łezki oschły! Szczęśliwa młodość!

PETRONIKA

obejmuje Agatikę
480

Dziękuję pani. Jest pani lepszym człowiekiem niżby się zdawało.

AGATIKA

zadowolona
481

Ano, człowiek niby jak człowiek! Pani Gondorowa, przepraszam, że przy tylu zmartwieniach jeszcze i ja z tym pokojem, ale mąż mi kazał! Co ja zrobię? pruje skrzydła Niniki Niełatwo, mocno przyszyte, co…

PETRONIKA

482

Ninka, tracisz skrzydła jak skrzydlata mrówka po dniach wesela i swobody — schowaj je na pamiątkę tego dnia! Świat zamienia się w szare mrowisko — oto koniec miłości, szczęścia i wszelkiej nadziei… Oszalały matriarchat… Owadzia aberracja…

SCENA XIV

Ci sami bez Petroniki i Mariata. Wchodzi Mariata, przenosząc rzeczy Gondora z jego do środkowego pokoju. Petronika pomaga jej i znika przy tej sposobności w swoim pokoju, widać, że ją głowa boli, bo przykłada sobie kompres z chustki.

MARIATA

mruczy pod nosem
483

No, wyobrażam sobie, jak się nasza pani po powrocie ucieszyła z sublokatorki… na widok Niniki upuszcza poduszki trzymane Kto panienkę tak ubrał! O, bezczelni! O, niegodziwi! To pewnie też przymusowe! A może… Może panienka zwariowała? O święta Nino! Oj, to proszę też uważać, aby sobie czy drugim czego złego nie zrobić! Uważać! No bo któż powinien na każdym kroku uważać jak nie wariat! popłakując, wychodzi

Agatika wychodzi ze skrzydłami. Mariata idzie otworzyć drzwi, bo ktoś dzwoni.

SCENA XV

Ci sami bez Mariaty i Kołopuk

KOŁOPUK

blady, wzburzony, zdenerwowany
484

No słuchaj, Norman, no to już… To przekracza wszelkie granice! Jestem jeszcze w Europie, tak czy nie? No co? Co to znaczy? Już wiesz? I cóż ty na to?

NORMAN

485

Niby… obojętny gest ręki Cóż!

KOŁOPUK

jak szalony
486

Patrz, kamień podniosłem w parku, sam nie wiem, po co to w ręku trzymam… Odruch po przodkach z ludu, a może po jaskiniowcach! Co, mam szyby wybijać czy wrzeszczeć na ulicy… Co się robi w takim wypadku, jaki może być opór, jaki protest…

kładzie kamień na stole

NORMAN

487

Pije się herbatę i czeka, co będzie dalej.

KOŁOPUK

488

Dobryś sobie. A nasze kobiety? Bez obrony, tak, pozwolić? Rzucić na pastwę rozbestwionych instynktów? I co dalej…

NORMAN

489

Petronice ani Halimie nic nie grozi, o ile dobrze zrozumiałem, bo są już, nieprawdaż, pod męską opieką. Tylko z naszą małą Niniką mogą być przykrości. Niestety, nie mogę służyć protekcją… Cóż poradzę… Trudno zrozumieć doprawdy, co skłoniło nasz rząd do takich postanowień. Chyba zbytek dobrej woli…

KOŁOPUK

w gorączce
490

Dobra wola, rzeczywiście! Bezeceństwo! Doprawdy, jestem nieprzytomny — dotychczas się z panią nie przywitałem!

NINIKA

podaje mu rękę
491

Dziękuję panu z całej duszy za to szlachetne oburzenie!

NORMAN

492

Wracaj do swoich grządek, a podlewając je nie zapomnij i o własnej głowie! Zamkną cię, Kołopuk, zamkną, zobaczysz!

SCENA XVI

Ci sami i Agatika

AGATIKA

wpada
493

Państwo, państwo! Komisja idzie po tą małą! Już nic nie pomoże, już idą! Stróżka wszyściutko wyśpiewała!

Dzwonek w korytarzu. Słychać wchodzenie.

NINIKA

494

Nie dajcie mnie, schowajcie…

w przerażeniu rozgląda się, po czym chce wyskoczyć przez okno, na którym stoją doniczki z kwiatami

KOŁOPUK

pierwszy odruch i okrzyk
495

Połamie pani kwiaty, na Boga! chwyta ją, bełkocąc Jak można! Przecież to trzecie piętro!

SCENA XVII

Ci sami i Komisja poborowa złożona z trojga osób cywilnych, w tym brzydka i starsza kobieta. Kołopuk puszcza Ninikę, trzymają się już tylko za ręce.

NINIKA

szeptem
496

Pan mnie rozumie, moją krzywdę… Nie tak jak Norman! Niech mnie pan ratuje…

KOŁOPUK

uspokajająco
497

Spokojnie, różyczko moja, spokojnie, konwalijko…

Wejście Komisji.

JEDEN Z URZĘDNIKÓW

498

Według relacji dozorczyni tego domu znajduje się u państwa osoba w wieku poborowym uchylająca się od rejestracji.

URZĘDNICZKA

do Niniki
499

To zapewne pani, sądząc podług rysopisu dozorczyni…

NORMAN

chłodno, spokojnie
500

Ależ moi państwo, dajcież obywatelom oswoić się z tą myślą nowej, nagłej, choć bardzo chwalebnej uchwały… Zaledwie kilka godzin minęło od jej ogłoszenia i musicie zrozumieć popłoch i oszołomienie… Nikt nie był jednak przygotowany…

URZĘDNICZKA

nerwowo
501

Mamy nakazany jak największy pośpiech! Liczyć się trzeba z masową ucieczką za granicę, nieprawdaż, przez źle rozumiejące interesy kraju obywatelki. Musimy panią wpisać, zarejestrować na razie, będzie pani łaskawa wypełnić te rubryki wskazuje jej papiery Ach, cóż to wielkiego, prosta formalność.

NINIKA

w popłochu szuka ratunku, chwytając się silnie Kołopuka
502

Nie, nie! Nie mogę. Nic z tego. Bo… bo… aha, tak, bo mam kochanka! Przepadło! Tak. Przepadło!

NORMAN

zgorszony załamuje ręce
503

Ninika!

URZĘDNICZKA

504

A to pięknie! Taka młoda i taka cyniczna! Gdzież on? Pan?

KOŁOPUK

kłania się
505

Do usług.

NORMAN

wzdycha jak wyżej.
506

Kołopuk!

NINIKA

507

Nie macie do mnie prawa! Jemu, jemu przysługuje wszelka władza nade mną!

URZĘDNICZKA

z niesmakiem
508

Po co to wszystko! Nie jesteśmy w kinie! podsuwa Ninice książkę rejestracyjną No, wpisać proszę…

KOMISARZ I

509

O, przepraszam, uchwały nowego statutu przewidują rzeczywiście w podobnych wypadkach te same względy, co i dla mężatek, więc o ile to prawda i są odpowiedzialni świadkowie…

KOŁOPUK

510

To prawda. Ta dziewczyna jest pod moją wyłączną strażą.

URZĘDNICZKA

511

Odkąd?

KOŁOPUK

512

To panią nie obchodzi!

URZĘDNICZKA

syczy
513

Obchodzą mnie interesy Państwa! Obchodzą mnie rozkazy Przewodnicy. Sama jestem gotowa stanąć w szeregach rekrutek! I robię o to gorące starania!

KOMISARZ I

514

Trudno… W takim razie sprawa tej panienki przechodzi w ręce Urzędu Spraw Rodzinnych, który zażąda od państwa przede wszystkim unormowania stosunków w imię moralności publicznej. Świadkowie?

AGATIKA

515

Świadczę się sumieniem i lojalnością państwową, że ta pani i ten pan to jak dwa gołąbeczki. Aż przykro patrzeć. I to panienka z zacnej i starej rodziny. A zachowanie ani stare, ani zacne!

Ninika i Kołopuk patrzą na siebie w olśnieniu nagłego uczucia.

URZĘDNICZKA

oschle
516

A jakież pani ma dane, aby stanowić poważnego świadka?

AGATIKA

517

Jakie dane? Bliźnięta mam dane i prawo do euforii i eugenii!

URZĘDNICZKA

najczulej
518

Przepraszam, nie wiedziałam!

Obaj komisarze duże wrażenie. Ukłony.

KOMISARZ I

zwracając się do Kołopuka
519

Nazwisko pańskie?

KOŁOPUK

520

Kołopuk Genor.

KOMISARZ I

521

Pani?

NINIKA

522

Antonina Selen.

KOMISARZ I

523

Matki? Ojca?

NINIKA

524

Cymbarka, Józafat.

KOMISARZ II

525

Adresy zamieszkania? Pański? Kołopuk podaje bilet. Zapisują. Pani?

KOŁOPUK

526

Od jutra zamieszkamy razem.

URZĘDNICZKA

527

Idziemy dalej, panie komisarzu. Tracimy dużo czasu. tu Agatika parska śmiechem I nerwów.

KOMISARZ II

528

Pozdrowienie Prawii!

Wychodzą.

SCENA XVIII

KOŁOPUK

puszcza rękę Niniki
529

Ja…

NINIKA

przerażona
530

Gdzie! Gdzie! Nie, nie puszczę pana! Boję się! Proszę nie odchodzić! A może pan się będzie śmiał teraz ze mnie. Ja straszne rzeczy mówiłam… Przepraszam!

KOŁOPUK

zająkliwie, patrząc na nią
531

Panno Niniko — jak ja to pani powiem — ach, Boże! Norman, ty rozumiesz, co się stało? W takich chwilach wzburzenia, fermentu, zamętu… Może się zdarzyć w nas samych przewrót, nieoczekiwana już ta wielka życiowa przygoda…

NORMAN

532

Kołopuk, co się z tobą dzieje… Wyglądasz, jakbyś był niespełna rozumu…

KOŁOPUK

533

Bo my… z Niniką już się rozstać nie możemy… Gdy powiedziałem — zamieszkamy razem… To była prawda. Co, Ninika? Znamy się kilka lat, ale trzeba było tej fali obłędu ludzkiego, abyśmy… zrozumieli…

NINIKA

534

O tak, ja też bardzo, bardzo chcę pozostać z panem… Ja się już bez pana boję…

NORMAN

535

Tak? To prędko! A co będzie z Halimą?

NINIKA

z rozpaczą
536

Ach prawda! Halima!

KOŁOPUK

bardzo podniecony, wymachując kamieniem w ręku trzymanym
537

Z Halimą? Co mnie to obchodzi? A przecież ja jestem głęboko zdemoralizowany! A przecież nauczono mnie właśnie nie liczyć się z drugimi! Cóż ja? Rozbitek porządku społecznego! Świat się wykoleił i ja też z nim razem! Ninika! Na zgliszczach cywilizacji, w tym moralnym trzęsieniu ziemi, nie rozumiejąc już nic z tego świata, chcę już tylko z tobą zapomnieć o wszystkim, moja Ninika, a wy, reszta biedaków, radźcie sobie, jak chcecie…

NINIKA

przerywanym glosem, nerwowo
538

Chodźmy stąd, chodźmy!

KOŁOPUK

539

Do kawiarni, do parku — gdzie chcesz!

NINIKA

540

Norman, opowiedz Petronice, że wyszłam stąd — najszczęśliwszą z kobiet!

Wybiegają jak wariaci, nieweseli i zdziczali.

NORMAN

z ironią za odchodzącymi
541

Wariaci! Wariaci, słowo daję! Ale Halima to pięknie milcząca dziewczyna, nie będą z nią mieli kłopotu! Okropne!

SCENA XIX

Agatika ziewa i rozgląda się po ścianach.

NORMAN

uprzejmie
542

O której chodzi pani spać?

AGATIKA

wesoło
543

Ach! Wyprasza mnie pan! Wiecie państwo! No dobrze, to dobranoc, a gdyby tu nadszedł Muk z resztą moich rzeczy, to proszę go do mnie skierować. Dzięki Bogu, żeśmy tę pannę Ninikę wybawili. wzdycha Ciężko na świecie, ale w cudzym mieszkaniu wygodnie!

wychodzi

SCENA XX

NORMAN

po namyśle puka do drzwi Petroniki. Próbuje je otworzyć, ale są zamknięte
544

Petra… Nie ma już nikogo. Otwórz… Może wyjdziemy do miasta? Jesteś dotychczas bez kolacji. Petra, zamykasz się? Przede mną? Dlaczego? Za co?

Petronika wychodzi w pięknym stroju negliżowym z włosami rozwitymi, czoło owiązane chustką.

NORMAN

obejmuje ją czule i sadza w fotelu. Klęka przed nią. Załamuje się w milczeniu
545

Czego chcesz ode mnie? Czemuś tak zimna,Petroniko! Kochanie!

PETRONIKA

wzruszona, po czym nagle mówi twardo
546

Normanie, wiesz co? Nie wróciłabym już nawet pod twój dach, gdyby nie to moje biedne laboratorium…

NORMAN

uspokaja ją
547

To nic… To nerwy, to przejdzie… zresztą, na szczęście — rozwodu u nas nie ma… Nie odzyskasz wolności, nie! całuje ją po rękach Zrozum, najdroższa, ja muszę, muszę być czasem dyplomatą…

SCENA XXI

Ci sami i Muk Kormor. Muk Kormor staje w drzwiach, niosąc resztę rzeczy swojej żony: lichtarz, pantofle ranne, można i nocne naczynie, zawinięte w gazetę. Norman na jego widok wstaje szybko z kolan.

MUK

z ukłonem
548

Valida… Wielka…

wyczekuje

NORMAN

po krótkiej walce ze sobą, jakby się przełamywał
549

Mocna!

AKT III

SCENA I

Valida, Skwaczek, dwaj Dyrektorzy, dwaj Adiutanci. Gabinet w gmachu radia prawiańskiego. Okien nie widać. Okiennice szczelnie suknem opięte dla celów akustycznych. Z boku aparat mikrofonowy, obok kanapy fotele, rząd krzeseł dla muzyki. Całość bardzo celowa, ale i reprezentacyjna. Wchodzi Valida z Baronową i dwoma Adiutantami oraz dwoma Dyrektorami radia: Generalnym i Programowym.

VALIDA

550

Tu sobie wypocznę, może się nawet położę. kadzie się na otomanie[20] Przejdzie! Chwilowa niedyspozycja.

DYREKTOR GENERALNY

zatroskany
551

Czym można służyć teraz Waszej Macierzyńskiej Wysokości? Herbatą czy mokką?

ADIUTANT I

552

Mokka byłaby bardziej wskazana ze względu właśnie na serce…

DYREKTOR PROGRAMOWY

553

Ja bym jednak błagał o pozwolenie sprowadzenia lekarza dla mojego spokoju!

VALIDA

554

Kto się w mojej obecności poważa wspominać lekarzy?

DYREKTOR PROGRAMOWY

555

Ja, Wasza Wysokość — powodowany głęboką troską o Waszą Wysokość, troską i bólem… że to nasze przyjęcie, że nasz skromny obiadek tak zaszkodził! Biedny mój kucharz… On tego chyba nie przeżyje!

BARONOWA

556

Ja coś powiem: przynieście nam sody. Ja dam po prostu sody Jej Wysokości Macierzyńskiej.

DYREKTOR GENERALNY

557

Na serce! Baronowo!

BARONOWA

tupie
558

Już ja wiem, co mówię, mój dyrektorze! Proszę tylko prędko! Sody!

Jeden Adiutant i Dyrektor Generalny znikają.

SCENA II

Ci sami bez jednego Adiutanta i Dyrektora Generalnego

VALIDA

559

Tu, tu, w dołku skręca!

kładzie się na kanapie i jęczy z cicha

ADIUTANT II

pochylając się nad nią
560

Ośmielę się zwrócić uwagę: Wasza Wysokość, może jednak rozsądniej byłoby wrócić do domu. O ile zdrowie Waszej Wysokości na to pozwoli i zechce mówić, wstawi się jak zwykle mikrofon do jej apartamentów…

VALIDA

ponuro
561

Daj matce narodu święty spokój!

DYREKTOR PROGRAMOWY

562

Może by herbatkę z kminku i rumianku!

VALIDA

563

Zabieraj mi się stąd ze swoim kminkiem! Mówiłam już, że pragnę spokoju!

Adiutant II i Dyrektor Programowy wychodzą jak niepyszni, z ukłonami.

SCENA III

Valida, Skwaczek

SKWACZEK

564

Oni wierzą święcie, że to serce! A Wasza Wysokość wie, co to jest! Przecież tyle razy mówiłam: naleśniki to nie na jej żołądek, i nie taka ilość.

VALIDA

565

Siedem tylko. Nie pogodziły się widać z rogaczem i pierogami a la russe[21]!

SKWACZEK

566

Zwłaszcza że Wasza Wysokość należycie nie przeżuwa. Może to nauczy Waszą Wysokość słuchać swojej Leliki. Swojego jedynego lekarza.

VALIDA

567

A jedynego, po cóż ma kto inny znać rozliczne moje defekty!

Pukanie. Skwaczek idzie otworzyć drzwi. Dyrektor Generalny wysuwa się na środek otwartych drzwi i podaje Baronowej Skwaczek szklankę i łyżeczkę na tacce, w tyle pozostają Adiutanci.

SCENA IV

Valida, Skwaczek i obaj Dyrektorzy w progu

SKWACZEK

w drzwiach
568

Dziękuję — ja sama podam…

Podaje sodę i szklankę z wodą Validzie

DYREKTOR PROGRAMOWY

rzewnie, w drzwiach
569

To wielkie serce, przemęczone obowiązkami, to serce bijące dla tylu tysięcy…

VALIDA

słabym głosem do Baronowej
570

Czemu on tyle plecie? Zapytaj ich, kiedy ma być to gadanie…

SKWACZEK

571

O której będzie przemawiać Jej Wysokość?

DYREKTOR GENERALNY

572

Za równe dwadzieścia minut, o piątej, pani baronowo, jeśli rzeczywiście ten zaszczyt nas spotka…

VALIDA

po zażyciu sody
573

Spotka, spotka, bo będę mówić. Choć czuję jeszcze zmęczenie po ataku, ale przemogę się.

DYREKTOR GENERALNY

korząc się
574

Dziękujemy za tę łaskę — przecież cała Prawia czeka… Wszyscy jak zwykle żyją tylko nadzieją tej audycji. Jestem obok, w oczekiwaniu najwyższych rozkazów…

Cofa się przed lokajem wnoszącym kawę, po czym obaj wychodzą.

SCENA V

Skwaczek nalewa sobie kawę.

VALIDA

575

To mój wilczy apetyt temu winien. Lubię jeść! Mój stryj znachor mawiał zawsze, że mózg to pasożyt, który w pudle czaszki osiada i z żołądka czerpie soki. Daj matce narodu święty spokój! Ach, już mi lepiej, Lelika, już mi nawet całkiem dobrze. Biedacy, przykro im było, tak się przecież wysadzili na ten uroczysty obiad… No, Lelika, gdzie ta moja mowa?

SKWACZEK

576

Proszę, jest. Trzymałam się ściśle tekstu Waszej Wysokości, ale obawiam się, czy to nie zrobi złego wrażenia, zagranica też gotowa się poznać na tym…

VALIDA

577

To nic! Akcja musi wywołać reakcję! Niełatwo jest nastawić taką nową zwrotnicę!

SKWACZEK

ze smutkiem
578

Wolałabym łagodniejszy program… Od jakiegoś czasu Wasza Wysokość wprost bombarduje społeczeństwo nowymi ustawami…

VALIDA

surowo
579

A cóż to za śmiałość? Kto cię natchnął, co?

SKWACZEK

całując jej ręce
580

To tylko objaw przyjaźni, którą żywię dla Waszej Wysokości, poza uwielbieniem!

VALIDA

rzewnie, siadając
581

Lelika, brzydulo ty jedyna, głodu całego mojego życia przyjaźnią swoją nie oszukasz! Piękno, CiałoAle to nic, Lelika! I ja cię lubię, a za co? Boś jeszcze brzydsza ode mnie… Natura cię poniżyła, ale ja cię wywyższam! Wiesz co? Uczę się teraz podziwiania właśnie asymetrii, właśnie dysharmonii, ropuszego uroku, degeneracji, humorystyki małego wzrostu lub ciężkiej budowy, jednym słowem, wszystkich twoich i moich atutów, aby się wyzbyć uczucia upokorzenia, w którym wzrosłam...

SKWACZEK

582

Tylko bardzo silny człowiek mógłby się upajać brzydotą.

VALIDA

583

Silny i nieszczęśliwy! Zbuntowany przeciw prawom piękności, którym nie może się przeciwstawić ani siła pięści, ani moc ducha!

SKWACZEK

ze smutkiem
584

Wasza Wysokość! Czy nie powinnam się obawiać, że kobieta jeszcze brzydsza ode mnie mogłaby mi łaski Waszej Wysokości odebrać?

VALIDA

z uśmiechem, uderzając się w pierś ptifurem
585

Nie widzę takiej, Lelika! Piękno, ŻartJesteś niedościgniona, jedyna w całym moim państwie! Przynajmniej w moich oczach! Okropnie mi się nie podobasz! I budzisz przez to mój nowy rodzaj zachwytu!

SKWACZEK

586

Nie wiem, czy mam się cieszyć, czy płakać?

VALIDA

zapalając papierosa
587

Jak chcesz! Możesz płakać bez obawy, że ci się nosisko zaczerwieni, bo już jest czerwone. Lelika, coraz mi lepiej: każ, abyśmy tu usłyszeli trochę muzyki…

Lelika wychodzi na korytarz i zaraz powraca. Brzmi muzyka, bo otwarto jakieś drzwi sali koncertowej, ale muzyka jest cicha, tylko jako nikłe tło do rozmowy.

VALIDA

588

Zatańcz, Lelika! Wytańcz swój entuzjazm dla mnie! Lelika, moja najcudniej szkaradna! Tylko tańcz jak najbrzydziej! Na złość, na złość Piękności, tej zmorze na przekór!

SKWACZEK

589

Dobrze, tylko zdejmę mój kapelusz i te lisy.

Zaczyna tańczyć, najfantastyczniej i najdziwniej. Taniec śmierci od topora. We drzwiach ukazują się czasem przez szparę twarze ciekawych, ale dyskretnych i trwożliwych osób.

VALIDA

590

Lelika, Lelika! Moja karłowata Salome[22]! Czego chcesz za ten taniec? Mów, pókim dobra!

SKWACZEK

przystaje, zamyka z gniewem drzwi i klęka obok Validy
591

Chciałabym jednej rzeczy od Waszej Wysokości! Aby zniosła karę śmierci od topora.

VALIDA

592

O, moja droga, uszanowanie tradycji cechuje cywilizowane narody… Zresztą ja mam dosłownie… z niektórymi osobami na pieńku!

SKWACZEK

593

Ależ kiedy społeczeństwo tego nie pochwala! To byłoby tak piękne, aby właśnie Valida Vrana zniosła ten obyczaj!

VALIDA

594

Strzeżmy się sentymentalstwa, Skwaczek! Zawsze to mówię. Można łatwo dojść do tego, że się pchły nie zabije, kwiatka nie zerwie, a nad potrawką z kury łzy się wylewa! Zresztą — pamiętaj, że nie wolno się wtrącać. Sprawy państwa okrążaj z daleka, ty mój najmniejszy z nietoperzy, Pipistrellus małouszek[23]!

SKWACZEK

595

Oto mowa Waszej Wysokości. Proszę przeczytać może jeszcze przedtem. Za kilka minut już będzie pewnie mówiła Wasza Wysokość… Może teraz pastylkę anyżową… częstuje ją swoją bombonierką maleńką, srebrną To tak dobrze robi na głos, a zresztą i na żołądek…

Pukanie. Skwaczek idzie do drzwi. Odwraca się.

SKWACZEK

596

Wasza Wysokość, Nosz się pyta, czy Wasza Wysokość go nie potrzebuje. Nawet tu nie daje nam spokoju!

VALIDA

597

Nosz? Niech włazi. On zawsze jest atrakcją! Mamy jeszcze chwilę czasu.

SCENA VI

Valida, Skwaczek, Nosz

NOSZ

stojąc z daleka i korząc się
598

Wasza Wysokość…

VALIDA

zajadając ciastka
599

Cóż tam ciekawego, Nosz? Opowiadaj! Nie planują gdzie jakiego nowego zamachu na mnie?

NOSZ

600

Bezowocne usiłowamia jednych zbrodniarzy zniechęciły drugich — na razie cicho. Tylko w sprawie oczekiwanego przemówienia Waszej Wysokości mam do powiedzenia to, co następuje: byłem przed chwilą w kawiarni Centralnej, kontrolując, ile razy kto powiedział „Valida Wielka”. Tam zauważyłem osobników, którzy przeglądając programy radiowe w gazetach…

SKWACZEK

601

O, już czuję, że zrobi pan przykrość Jej Wysokości! Proszę lepiej nie mówić…

VALIDA

602

Dlaczego? Baba jestem mimo wszystko i lubię nad życie plotki, donosiki i komerażki.

NOSZ

603

Powiedzieli, że zgaszą radio na czas trwania audycji Waszej Wysokości, że zabronią żonom i córkom słuchać ich. Wyrazili się nawet okropnie… Ale nie śmiem…

VALIDA

604

No? Słucham.

NOSZ

605

Że… będzie… skandaliczna!

VALIDA

606

O! Aż tak?

SKWACZEK

607

Niech pan da spokój! Irytacja! Po obiedzie!

NOSZ

608

Wiem już, kto oni są.

VALIDA

chmurnie
609

Tak, głosu ojczyzny słuchać nie chcą, wolą muzyczne pitu-pitu! Skasuję muzykę!

NOSZ

610

Drugi dyrektor wydziału tantiem ziewnął przed chwilą na całe gardło, gdy była mowa o nagraniu mów Waszej Wysokości na płytach gramofonowych: albo jest śpiący, albo państwowo szkodliwy!

SKWACZEK

611

Śpiący, dzień dziś mamy taki deszczowy… No niechże pan już nie jątrzy. Panie Nosz!

VALIDA

612

Złoży pan swoje spostrzeżenia szefowi tajnej kancelarii. Zaraz, w moim notesie są zapiski dla ciebie, mój Nosz… wyciąga z kieszeni swój notes, szuka w nim Otóż: weźmie pan pod obserwację: Ajana, ministra oświaty, profesora Abdułę i Gondora… No, byłego Gondora…

NOSZ

613

Gondora… Normana oczywiście… Znam go dobrze…

VALIDA

614

Aha, właśnie. Jestem ciekawa, co oni teraz wygadują na mnie, gdy ich tak trochę przykręciłam, jak to dawniej przykręcało się knoty w naftowych lampach… O, bo oni mi już „filowali”. Ambitne knoty! Mam zresztą takich więcej! Wszystkich utemperuję!

NOSZ

615

Wiem o Gondorze tylko to, że on jednak przy każdej sposobności zaznacza swoją lojalność wobec Waszej Wysokości. „Valida Wielka” mówi do dziesięciu razy na dzień. Stolarz Muk Kormor, tajny dozorca kamienicy, w której zamieszkują Gondorowie — jest, owszem, zadowolony z niego…

VALIDA

616

Hm… więc Gondor taki wytrzymały?!

NOSZ

617

Pozostał posłusznym poddanym, pomimo wyraźnej niełaski, jaką go stale darzy Wasza Wysokość.

VALIDA

618

Chytrość! Wie, jak z ludźmi gadać!

NOSZ

619

Wygląda to raczej na cichy kult, wbrew własnym interesom…

VALIDA

620

A może zakochał się we mnie? Cóż byś na to powiedziała, Skwaczek? O, dzisiaj to bym znalazła przyjaciela, co? Bo mam coś, co na panów silnie działa! tajemniczo, syczącym głosem Awansy, ordery i subwencje w ręku! Nie! Już teraz się obejdę!

SKWACZEK

smutno
621

Wzruszająca rezygnacja.

VALIDA

622

Wiem, że mi niektórzy przyznają teraz dużo subtelnego uroku. Malarze, rzeźbiarze mówią, że mam pyszną głowę! A dawniej nikt tego nie widział, choć przez tyle lat nosiłam ją cierpliwie! No, a powiedz mi, Nosz, jeszcze o tym Gondorze, cóż tam ta jego chemiczka uroczysta i nadłamana w swojej wielkości, co z nią słychać?

NOSZ

623

No cóż — gada sobie nieszkodliwe komunały, a od macierzyństwa zwolniona na skutek wielkiej nerwowości… No i zdaje się, że chce się separować z Gondorem.

VALIDA

624

Tylko żadnych separacji! Żadnych rozwodów! Niech cierpi! Skoro go sobie wybrała! Żadnych ułatwień! Przeszkody wyrabiają jednych, a unieszkodliwiają drugich, gatunkowo gorszych! Nie róbmy z życia papki dla bezzębnych! Cóż jeszcze powiesz, Nosz?

NOSZ

625

Wasza Wysokość, przebąkują o jakimś buncie, który przygotowują rekrutki… Jakaś odezwa z Ligi Przeciwbarbarzyńskiej kursuje wśród nich, będę ją miał.

VALIDA

626

Koniecznie, Nosz, konieczne znaleźć mi to pismo. Dobra sobie ta Liga! Wszyscy chcą lepiej wiedzieć ode mnie, co w naszym kraju kogo uszczęśliwi, a w gruncie rzeczy zazdroszczą nam śmiałych postanowień. Właśnie na ten temat będę mówić przez radio. Idź już do diabła, Nosz!

Nosz cofając się, wychodzi.

DYREKTOR GENERALNY

ukazuje się, po dyskretnym zapukaniu, w drzwiach
627

Wasza Wysokość zechce zasiąść przed mikrofonem.

SCENA VII

Valida, Dyrektor Generalny, Skwaczek

DYREKTOR GENERALNY

mówi do mikrofonu
628

Tu Radio Prawia 1. Jej Macierzyńska Wysokość raczyła zaszczycić swoją łaskawą obecnością uroczystość poświęcenia nowego gmachu Radio Prawii 1. Za minutę przemówi Jej Wysokość do kobiet Prawianek. Obywatelki, zebrane przy radioodbiornikach, uwaga! Oto oddaję mikrofon Jej Wysokości!

VALIDA

czyta z zapisanego arkusza, głosem silnym i pełnym zapału, udając, że improwizuje, a patrząc na rękopis
629

Kobiety Prawianki! Posłuchajcie mnie, Validy, poświęcającej wam dzisiejszą audycję z serca wprost płynącą. patrzy w papier zapisany Matka, Polityka, PaństwoOd niedawna koszary żeńskie zapełniają się wielotysięczną rzeszą kobiet i dziewcząt poborowych. Niestety, zamiast śpiewu i radości, których się spodziewaliśmy, słyszę o niezadowoleniu wynikającym z niezrozumienia szczytnej misji i z ubocznego działania niebezpiecznych wpływów. Kobiety! Istotnie na przeciąg dwu lat przestajecie być paniami swojej woli, ale za to ileż szczęścia da wam ta myśl, żeście pożyteczne! Kobiety! Mówię do was wprost z serca! Nieprzemyślanymi słowami! patrzy w papier z mową Pomyślcie! W Prawii wzrost ludności obniżył się w ostatnich latach! I wy możecie spać spokojnie? Prawii dzieje się krzywda! Czyjaż to wina? Wasza! Ale wy ją naprawicie! Kładę kres błędnej dotychczasowej moralności! Mieszczańskim fanaberiom! Brutalne na pozór nowe prawo wkrótce wyda wam się natchnione wielkością. Będziecie dumne, że Prawia pierwsza wprowadziła w czyn ten olbrzymi projekt! pije wodę Jak ogrodnik przyśpiesza owocowanie, przyginając gałęzie i przywiązując je do pnia, tak i my przyginamy na krótki czas dumne wasze ciała, kobiety! A zresztą powiedzcie sobie: dopust Validy. Jak dawniej mawiałyście: dopust Boży.

Daje znak ręką Dyrektorowi radia, że przemówienie skończone. Skończywszy, zasapana Valida siada i zapala papierosa.

DYREKTOR GENERALNY

podchodzi do mikrofonu
630

Jej Wysokość raczyła zakończyć podniosłe przemówienie. Jako naczelny dyrektor Radio Prawii 1 wzywam was, kobiety, abyście podniesieniem ręki złożyły hołd wielkim zaletom macierzyńskiego serca Jej Wysokości. Valida! Wielka! daje sygnał wyłączenia mikrofonu, po czym zwraca się do Validy Jej Wysokość powiedziała wspaniałą mowę! Nie jestem skłonny do łez, jednak…wyciera chustką oko

VALIDA

631

Co? Nieźle? Prawda? Hę? Chcę wiedzieć, jakie wrażenie zrobiły moje słowa. Zarządziłam telefoniczne meldunki tu, do rozgłośni. Moim adiutantom proszę powiedzieć, że za chwilę opuszczę rozgłośnię. Tylko jeszcze tego papierosa skończę.

Dyrektor wychodzi, natyka się na kogoś za drzwiami i robi znak w stronę Skwaczek.

SCENA VIII

Valida, Skwaczek

SKWACZEK

zatroskana
632

No, a co będzie, jeśli mężczyźni odmówią współudziału w tych zarządzeniach — a przecież od nich to wszystko bądź co bądź zależy!

VALIDA

zamyślona
633

Nie bój się, pójdą na lep łatwego użycia. Dlaczegóż by nie? Rzadko się zdarza, aby się tak uwzięli na którąś z kobiet, że jej żaden nie chce. O! Ale bywa to! Wówczas — jakby się wszyscy zmówili! ciche pukanie do drzwi, Skwaczek wstaje Cóż tam znowu? Tylko nie puszczaj obcych!

SKWACZEK

idzie otworzyć i mówi w drzwiach z Lokajem
634

Ach! Kwiaty! Tyle kwiatów! Aha! Dobrze. Co, który? Ten? Czy z prośbą? Nie? Aha. Powtórzę! wraca z koszami kwiatów. Jeden bukiet wielki reprezentacyjny zwraca uwagę od razu: owinięty jest szczelnie w białą gazę. Rozmarzonym głosem, odwijając bukiet Jak zwykle Wasza Wysokość wzbudza entuzjazm kobiet! Przysłano i to, i jeszcze to — związek nauczycielek — klub kobiecy — a ten bukiet anonimowy: ofiarodawczyni prosiła portierów, aby oddać Waszej Wysokości do rąk własnych i zwrócić łaskawą uwagę na ich nadzwyczajną wonność… Zaraz — czy w nich nie ma jakiej bomby albo listu — nie! bezpieczny! wącha, odwijając kwiaty z bibuły I rzeczywiście pachną!

VALIDA

dalej snuje swoje myśli i dym z papierosa
635

No cóżeś się tak, Skwaczuniu, nosem zaryła w ten głupi bukiet? Cóż ci tam tak pachnie?

SKWACZEK

znużonym głosem, z głową w bukiecie
636

Niech się Wasza Wysokość sama przekona… Pachną, aż w sercu ściska.

VALIDA

637

Pokaż no… Cóż by to mogło być? Pachną? Pokaż? Ach! To prawda! Pachną mocniej od nardu[24]wącha Masz rację, że trudno się od tego zapachu oderwać… Co to jest? Jakby jaśmin? Jakby opoponaks[25]

SKWACZEK

638

I gorzkie migdały, prawda?

VALIDA

639

Skwaczuniu, to nie jest zapach róży — te kwiaty są uperfumowane… Lelika, słuchaj, rzućmy to…

SKWACZEK

wstaje, bierze bukiet i zatrzymuje się, rozmarzona silnym zapachem
640

To nie tak łatwo… Ja nie potrafię…

VALIDA

641

Daj! wącha Poczekaj, siądźmy blisko siebie i wdychajmy. Ten zapach trafił mi do przekonania jak nigdy żaden dotychczas… Tej esencji szukałam. Lelika, ona mnie rozmarza i pobudza równocześnie…

SKWACZEK

ze śmiechem
642

A mnie się wydaje, jakbym się zmieniła w lotną materię… Lelika Skwaczek w stanie gazowym! Wkrótce mnie już wcale nie będzie…

VALIDA

z humorem
643

Lelika, trzeba się jednak „obowiązkowo” przemóc. Poczekaj, zawołam, bo to niewyraźna historia z tym zapachem… Halo! Nie, nie usłyszą, a głośniej nie mogę… chrapliwie Halo! Nniejsza o to…

SKWACZEK

644

Wszelki strach jest ode mnie tak daleko jak jeszcze nigdy, nigdy… Będę ci mówić: ty — bo mam już dosyć tych wszystkich „macierzyńskich wysokości”! To takie śmieszne! z wybuchem zdziecinniałego śmiechu A głupie! Ach, jakie głupie!

VALIDA

przytakując
645

Aha! Śmieszne i głupie. Masz rację. Że ja tego dotychczas nie zakazałam… Skwaczek, zrobię jeszcze ten wielki wysiłek, wstanę — i podnosi osłabiony głos zaaresztować tę kobietę, która ten bukiet przyniosła! Nie dać jej uciec! E! A dlaczegóż by nie? Chce, to niech ucieka! zmiana tonu na rozmarzony Och! Skwaczek, jak mi dobrze… Daremnie szukałam szczęścia w życiu, ale oto jest…

SKWACZEK

półsennie
646

Błogosławiona ta nieznajoma za nirwanę, której nam przysporzyła…

VALIDA

walcząc z rozmarzeniem i osłabieniem
647

Gdzieś ty instynkcie samozachowawczy… Idź ty, Lelika, wstań! Zawołaj…

SKWACZEK

648

Spróbuj… Sama sobie wstań! Dobraś sobie!

VALIDA

jak wyżej.
649

Lelika, ja rozkazuję! Lelika!

SKWACZEK

ze śmiechem kapryśnym
650

Ech, co tam twoje rozkazy! niechętnie, z wysiłkiem Baronowa odrywa się od róż i chwiejnym krokiem, chwytając się ścian rękami, jak w ciemności, trafia na dzwonek. Dzwoni Prędzej! Prędzej dopaść z powrotem tego cudu…

Wraca i zanurza twarz w róże. Pukanie.

VALIDA

651

Wejść!

DYREKTOR GENERALNY

652

Co Wasza Macierzyńska Wysokość rozkaże?

SCENA IX

Valida, Skwaczek, Dyrektor Generalny

VALIDA

653

Co rozkażę — a czy ja wiem? Pamiętasz, o co nam chodziło, Lelika?

SKWACZEK

654

Nie i nie nudź, staruszeczko! Pozwól mi zapominać o bożym świecie! Ach, jak to łatwo! Tak posuwiście, tak rozkosznie odpływa się od niego…

DYREKTOR GENERALNY

przerażony patrzy na Baronową, szepcząc
655

Co? Co? Babulu? Zwariowała? Obie zwariowały?

VALIDA

z rozmarzeniem coraz silniejszym
656

Zaraz, chwileczkę, dyrektorze… Aha, chciałam, abyś mi powiedział, robasiu, kto jest ta przemiła osoba, która nam te piękne pachnące kwiaty przysłała? Zasługuje na najwyższą pochwałę! Na order!

DYREKTOR GENERALNY

657

Nie wiem, nie zauważyłem — jedna z wielu nieznanych wielbicielek… O, ale Wasza Wysokość wciąż się źle czuje, jak widzę… Takich oczu w życiu moim nie widziałem, nie miałem zaszczytu widzieć…

VALIDA

658

Iii! Co pleciesz o zaszczytach! Nie kłaniaj się tak, bo nie ma przed czym, i siadaj, o tu, przysuń się, Lelika! Dobrze nam będzie tak ściśniętym jak wronom na szubienicy. Wysoko ponad światem! patrzy z bliska na Baronową Lelika, ależ ty masz zwężone źrenice. Śmiesznie to wygląda!

Dyrektor przerażony siada na kanapie, Valida zatopiona twarzą w bukiecie, Baronowa, obok niej Dyrektor.

SKWACZEK

659

No! Nie zabieraj całego bukietu dla siebie… Nieznośna jesteś!

VALIDA

do Dyrektora
660

Dlaczego się nie rozsiądziesz porządnie? Nie krępuj się, grubasie, ja ci to mówię, ja, Franika Mruk, recte Valida! Powiedz mi, co myślisz na przykład o władzy?

DYREKTOR GENERALNY

jąkając się
661

Wasza Wysokość… Myślę, że to wielkie szczęście być kierowniczką dusz…

VALIDA

662

Bajki! Władca przestaje widzieć dusze, widzi pionki, głupie jak ty! A teraz słuchaj: gdybyś się nie bał, czy nie powiedziałbyś o mnie: zwariowana baba? Pokraka? Powiedz! Mam lat przeszło 55, życie jest poza mną… Nie byłam i nie będę już nigdy kobietą, więc możesz sobie rozpuścić jęzor!

DYREKTOR GENERALNY

w podnieceniu wybucha co chwila śmiechem
663

Wasza Wysokość wciąż raczy żartować ze swojego pokornego sługi… Cóż, że 55 lat… To, to jeszcze wiosna życia! A co do urody, to przecież… Rysy… Przecież postawa wybucha śmiechem… Dostojeństwo… No i wiekopomne zasługi — hart ducha… śmiech, po czym przytomnieje Pani baronowo, może sody? Co się dzieje? Co robić?

SKWACZEK

664

Musi pan jej wyrwać ten bukiet i rzucić.

VALIDA

z niezwykłą swadą, ale zająkliwie i przerywanie
665

Pokraka! Zrozumiałam. Ale — nie zrezygnowałam…! Moje siły — moc sił — poszły w innym kierunku… Potęga celibatu, powiadają… Może to i prawda… Ale to tkwi we mnie… Z pasją tyranizuję teraz młode kobiety… Z pasją! Za moje serce zmarnowane! Moje serce! Mała rzecz, co? Co? tak uważasz, stary łotrze?

Uderza go w kark.

DYREKTOR GENERALNY

klękając, oszołomiony
666

Wasza Wysokość… Gdzież bym śmiał, gdzież bym mógł…

VALIDA

667

StarośćŻycia nie oszukasz frazesami! Społecznictwem nie ukoisz dumy zduszonych, zdegenerowanych instynktów! Dziś już wszystko we mnie zarasta tkanką tłuszczową, wszystko ucicha na wieki! Prócz żółciotwórczej wątroby! Została nienawiść!

DYREKTOR GENERALNY

udaje zainteresowanie, niespokojny
668

Aha, aha… Wątroby? Tak, rozumiem…

przeciera czoło ręką

VALIDA

wdycha chwilę zapach róż i mówi dalej
669

Nic nie rozumiesz. A oto obrazek z lat dawnych: dziewczęta tańczą — ja pod ścianą. Brzydka, więc nie proszona. Zawsze pod ścianą. Ach, ilu ja podczas rewolucji za to właśnie, dziś dopiero widzę, że za to, posłałam pod ścianę, młodych, pięknych ludzi… Hahaha! Pod ścianę!

SKWACZEK

podśpiewuje z cicha
670

Odbierz jej pan ten bukiet, ale uważać proszę — w tym bukiecie — truuutka! No taak! Pan nie wie?

DYREKTOR GENERALNY

671

A wie pani, że to możliwe — mnie już tak jakoś — jakoś całkiem słabo… I właśnie dziwię się, z czego… zatyka usta chustką i ostrożnie wyjmuje z rąk Validy bukiet, po czym rzuca go daleko Idę wołać pomocy…

VALIDA

672

Gdzie się wybierasz? Stać! Jeszcze nie skończyłam!

SKWACZEK

słabym głosikiem, ale prędko, podniecona
673

Zdaje mi się, Valido czy tam Franiko, że za wiele powiedziałaś… Ale mniejsza o to… Świat zmienił się w mały kielich kwiatu, w którym jestem najszczęśliwszym z robaczków…

DYREKTOR GENERALNY

674

Wasza Wysokość, boję się doprawdy, czy mam prawo dalej słuchać… Moja stuprocentowa lojalność nie pozwala mi wykorzystywać stanu podniecenia Waszej Wysokości… Muszę się poradzić majorów-adiutantów.

Chce wyjść, ale Valida przyzywa go gestem ręki.

VALIDA

675

Ani się waż! Zaraz mi tu przygotujesz mikrofon, rozumiesz! Taka jest moja wola. Chcę jeszcze raz przemówić do ludu. Spiesz się, bo ja jeszcze żyję!

DYREKTOR GENERALNY

prędko, uniżony
676

Ależ tak, ależ święty jest dla mnie każdy rozkaz Waszej Wysokości! uchyla drzwi do dalszych sal i słychać jego głos Panie Allinie! Zapowiedzieć powtórne przemówienie Jej Wysokości i włączyć mikrofon z głównego studia! Tak! Natychmiast!

VALIDA

odsuwa krzesło i mówi stojąc
677

Teraz uwaga, chers auditeurs[26], mówi jeszcze raz Franika Mruk! Nie matka, ale macocha narodu! A dlaczego tak jest? Łzy trzymać w pogotowiu i słuchać: opowiem. Ale przede wszystkim, dla uczczenia nowej rozgłośni wypalę wam prawdę, że kpię z was! Polityka, NienawiśćKpię z was, baranki moje ciche, posłuchu wyuczone. Kpię z was, zrozpaczone kobiety-rekrutki. z tragicznym patosem Wiedzcie, że ja osobiście byłabym kiedyś dawniej uszczęśliwiona z takiego przymusowego poboru, jaki dla was obecnie zaprowadziłam! Tak wielka była moja nędza kobieca! Tak ciężka do zniesienia! Rozumiecie mnie? Cóż, ja byłabym wówczas za entuzjastką takiej Validy, która by mi wmusiła przemocą kochanka i dziecko! O, jeszcze do niedawna tęskniłam…

DYREKTOR GENERALNY

cicho, błagalnie
678

Wasza Wysokość! Na miłość boską! Ależ to słychać na całym świecie! O Boże łaskawy, co to się dzieje! widać i na nim podniecenie wywołane bliskością tajemniczych róż. Chwilami zaczyna podskakiwać, chwilami podtańcowywać trochę

VALIDA

679

Słuchajcie dalej: rewolucja wyniosła mnie jak fala w górę. Dopełniłam mojego triumfu wyrokami śmierci — niezawodny to system, aby zdobyć resztę opornych serc! Okrzyczano mnie geniuszem! Przesada! Blaga! Połowa mojego geniuszu — to cudza głupota! Nienawiść, PolitykaŚmiać mi się chce z was, bo co sobie przyznaję, to zmysł humoru! Nie żadna miłość kraju, ale nienawiść do kobiet szczęśliwych, do mężczyzn kochających i zakochanych kierowała mną! Odwołuję wszystkie moje fałszywe tromtadracje[27], w które sama wierzyłam zresztą — wierzyłam szczerze! Zaraz… zadyszana, robi pauzę Niech odsapnę… Słuchajcie! Topcie brzydkie dziewczęta, cóż im z życia! Będą się okłamywały, jak ja się okłamywałam! Albo jeszcze lepiej: topcie piękne i niech brzydota zatriumfuje, spokojna i bezpieczna. Tak! Tak!

SCENA X

Ci sami, Dyrektor Programowy i Adiutanci. Najpierw miganie znaków świetlnych na ścianie, potem pukanie coraz głośniejsze, wreszcie głosy: „Halo! Panie dyrektorze! Halo! Dyrektorze!” Po czym wpadają obaj Adiutanci i Dyrektor Programowy. Za nimi, w głębi i w drzwiach widać różne zdumione twarze radiowych funkcjonariuszy.

DYREKTOR PROGRAMOWY

głośnym szeptem prędko
680

Wyłączyć mikrofon! Nie można pozwolić!

ADIUTANT I

681

Wyłączyć!

DYREKTOR GENERALNY

tak samo
682

Nie wyłączę! Czekaj pan! Zobaczymy! Właśnie dobrze!

ADIUTANT II

683

Właśnie dobrze!

DYREKTOR PROGRAMOWY

684

Wyłączyć, powiadam!

ADIUTANT II

685

Nie! Nie wolno. Zresztą — za późno!

VALIDA

686

Cicho! Co to jest! Precz! mówi dalej Skwaczek też z cicha coś deklamuje, wiersze lub przemowę, i gestykuluje.

VALIDA

687

Ale wielką drogę odbyłam, co? Od pomywaczki, szwaczki, nauczycielki, przez posłankę w randze kaprala do najwyższej władzy! Je suis faite pour la marche[28]! Z tą energią byłabym urodziła może ze sześciu synów! Byłam magazynem sił rozrodczych! Ale w polityce — oprócz siły — dopomagał mi węch, mój węch najdoskonalszy! Moje rządy — to ilustracja przysłowia: chcieć to móc! NienawiśćMoje rządy to osobiste porachunki, kobiet nienawidzę, mężczyzn nienawidzę, sztuki i literatury, mniejszości i większości narodowych nienawidzę, całej naszej planety nienawidzę! Prawda moja eksploduje w tej chwili — moje tajne rezerwuary! Moje życie…

Siada w fotelu. Siedzi prosto, oczy szeroko otwarte, uśmiech szczęścia.

ADIUTANT I (wierny)

gorączkowo, do Dyrektora Generalnego
688

Co wyście z nią zrobili? Dlaczego pogotowia jeszcze nie ma?

DYREKTOR GENERALNY

ogłupiony
689

Pogotowie? Jakie? Po co?

ADIUTANT I

690

Ależ ja, ja dzwoniłem!

DYREKTOR GENERALNY

odurzony
691

Na co pogotowie? Przecież wesoło jest! przytomniejąc Ja bo kompletnie głowę tracę, panie majorze. No, mikrofon już wyłączony!

DYREKTOR PROGRAMOWY

do Skwaczek, która leży z jedną różą, deklamując z cicha, na dwóch krzesłach lub na kanapie
692

Na miłość boską, baronowo, niechże pani wstanie, powie, pocieszy mnie, że panie raczyły się po prostu upić!

Adiutanci ostrożnie podchodzą do Validy, przyglądają się jej z bliska. Adiutant I w szczerej rozpaczy, wybiega, wbiega, telefonuje.

ADIUTANT I

693

Powietrza! Co? Tu nie ma okien!

DYREKTOR GENERALNY

694

Tam, okiennice! Za kotarą!

Otwierają okiennice, okna, wpada zgiełk i krzyk z ulicy, głuszony poprzednio przez urządzenie specjalne gabinetu rozgłośni.

DYREKTOR PROGRAMOWY

695

Cały nasz gmach już otoczony tłumem! Co to znaczy!

ADIUTANT II

696

I to tłumem uszczęśliwionym! Podnieconym! Wiwatującym! Już się rozeszła wiadomość, że zwariowała!

DYREKTOR PROGRAMOWY

697

Dyktatorka? Moje serce tego nie wytrzyma! U nas!

ADIUTANT II

698

To pachnie rewolucją! Ciekawe, co z nami będzie, majorze?

ADIUTANT I

699

Mniejsza o nas! Przede wszystkim uratować Jej Macierzyńską Wysokość!

SCENA XI

Ci sami i Profesor. Wchodzi lekarz-profesor, sława.

DYREKTOR PROGRAMOWY

700

Doktorze! Jej Wysokość! Jej Macierzyńska Wysokość zaniemogła!

ADIUTANT I

z pasją
701

Och! A nie mógł się pan prędzej zebrać?

PROFESOR

702

Jakież tu okropne powietrze! Pomimo otwartego okna! Ciekawe — gorzkie migdały. Kwas pruski czy cyjanek potasu? Wasza Wysokość! Proszę pozwolić…

Chce badać serce Validy, rozpiąć jej mundur, ale Valida wymierza mu cios pięścią w piersi i kopie go z siłą nieprzewidzianą. Lekarz cofa się.

VALIDA

703

I lekarzy też nienawidzę!

PROFESOR

potykając się
704

A to potwór drapieżny! Proszę, dzwońcie sobie, panowie, po psychiatrę, a w ogóle, kogo tu ratować? Baba z wozu, koniom lżej!

Wychodzi oburzony, obecni prędko otwierają drzwi na przestrzał.

SCENA XII

Ci sami bez Profesora

DYREKTOR GENERALNY

705

No, moja żona da na mszę dziękczynną, jeśli to naprawdę już… Koniec tej baby- dziwo! Chociaż to nic nie wiadomo! Silne to jak Rasputin[29]!

DYREKTOR PROGRAMOWY

płacząc szczerze
706

Daj pan spokój… Cała nasza poezja, cała nasza legenda!

Mdleje, wyprowadzają go.

SCENA XIII

Ci sami bez Dyrektorów, Petronika, Norman, Adiutanci i Statyści. Petronika wchodzi i odrzuca z twarzy czarną zasłonę. Za nią Norman. Norman podchodzi do Validy i wpatruje się w nią, założywszy ręce na piersiach i przytakując głową.

VALIDA

Jakby się ocknęła, patrzy jak sowa na niego, tocząc szeroko otwarte oczy w prawo i w lewo. Przez ten czas Petronika przygotowuje jakieś flakony. Do Normana.
707

Ach, to ty, wiecznie pokrzywdzony! Widzisz, nareszcie patrzysz na mnie szczerze. Z antypatią. A jaki pokorny był twój niedawny liścik do mnie: kto się rozpłaszczył przede mną? Kto nadskakiwał? Hop! hop! Pchełko, gdybyś wiedziała, z jakiej wyżyny patrzę na ciebie!

NORMAN

otrząsając się
708

Zmoro! Upiorze!

Petronika, odratowawszy wpierw Lelikę Skwaczek, odsuwa Normana i pochyla się nad Validą, przytykając jej do ust flakon. Adiutant I pomaga jej. Valida bije to tego, to owego.

PETRONIKA

709

Niech pan potrzyma jej ręce!

NORMAN

szczery, wściekły, odciąga Petronikę
710

Co robisz? Chcesz ją ratować? Spróbuj tylko!

VALIDA

broniąc się zaciekle
711

Nie! Nie rozbudzajcie mnie! Zabraniam! A ty odstąp! Inaczej wiesz, co z tobą będzie: sporuczniczejesz! Rozkazuję ci siąść tam na krześle, aż do odwołania…

Adiutant I siada złamany.

PETRONIKA

712

Puść mnie, Norman! No, puśćże mnie!! Muszę ja ocucić!

NORMAN

dusząc się z nienawiści do Validy
713

Petronika, przekląłbym cię!

PETRONIKA

714

Norman! Zastanów się! Uspokój! Wprawdzie chciałam ją zabić, ale moja „Niketeria” podziałała inaczej. Mądrzej! Lepiej! wyszarpując się Czyż nie widzisz, że to, co się stało, wystarcza już do śmierci cywilnej… Nie przewidziałam takiego dobrodusznego rozwiązania kwestii!

VALIDA

jak przez sen
715

A więc to się nazywa „Niketeria”… A może by coś mniej grecko-pretensjonalnego? Ty, jak ci tam… Gondorowa… Chodź tu! Mów do mnie… Lubię cię, bo to twój wynalazek, co? Ale dlaczego taki średniowieczny pomysł z tym bukietem? Co?

PETRONIKA

z siłą
716

A ty, czyś nie cofnęła naszej kultury w mroki średniowiecza? łagodniej, klepie ją po ramieniu No, wszystko będzie dobrze… Pojedziemy sobie w góry, odpoczniemy pod dobrą opieką, męką rządzenia zajmą się inni…

NORMAN

patrząc na Validę
717

O, to nie dosyć kary! O, ja bym z nią inaczej postąpił. Valido! Bestio o łagodnym imieni! Uśmiechasz się! Wesoło ci? Winszuję! Powiedz tylko jeszcze, ty sowiooki dziwolągu, za coś mnie tak uparcie i konsekwentnie prześladowała? Niechże się nareszcie dowiem!

VALIDA

mizdrzy się potwornie
718

A bez powodu! A bez! Bo taki był mój kobiecy kaprys! Bo jestem już taka niesprawiedliwa! uśmiecha się słodko i zwraca twarz jak sowa na lewo i prawo A może, może mi się kiedyś podobałeś? Lubię blondynów! do Petroniki Żeś ty go jeszcze nie struła! Podziwiam twoją cierpliwość!

ADIUTANT II

719

I cóż? Pan siedzi i płacze? Nie wiedziałem, że pan tak kocha Przewodnicę.

ADIUTANT I

720

Nie ją! Moją wierność kocham!

Norman wpatruje się w Validę upojony wstrętem.

SKWACZEK

przez cały czas deklamuje półszeptem jakieś poezje, pobudzona do mówienia
721

Najdrożsi! Łaski! Żyjemy na progu nieopisanych dziwów… Pchnijcie nam tylko te ciężkie drzwi, bo nam sił brak… Chcę umrzeć.

śpiewa półgłosem

PETRONIKA

klęcząc przy Baronowej
722

„Niketeria” nie przestaje działać…

Cuci ją.

VALIDA

obraca ku niej twarz, wytrzeszczając oczy
723

Lelika, mój skarbie brzydoty… Zdaje mi się, że moje miejsce jest wśród najsławniejszych aktorek… Ze sceny świata schodzi uroczy talent…

NORMAN

z pasją
724

Macie ją! Neronia! do Validy Dosyć z tą manią wielkości, królico doświadczalna! Jedyną i jakże drobną twoją zasługą jest, żeś się przysłużyła młodej uczonej! Cóż na to Wasza Wysokość?

VALIDA

trzeźwiejąc z wolna
725

Bardzo mi było miło. No, Gondor, mój niesympatyczny Gondor, nie gadaj tyle, za to wyciągaj wreszcie twój rewolwer… Tacy tchórze noszą zwykle broń przy sobie!

Wzrusza ramionami.
Adiutant I wstaje i staje z bronią w ręku, patrząc na Normana.

VALIDA

726

Garstko nicości! No, dosyć tej zabawy! Adiutanci za mną! trzeźwo Zdrzemnęłam się na chwilę, jak znużona lwica — a będę znała nazwiska tych, co się ważyli uśmiechnąć, jeśli przypadkiem chrapałam! Śpiąca matka — to świętość! Wołać wszyscy: Valida Wielka! wstaje z pomocą Adiutanta I, groźna, wyprostowana No! Valida Wielka! Mocna! wkoło cisza. W drzwiach roześmiane twarze Co? Cicho? Nikt? Więc — nie wielka? Więc — bezbronna? Opuszczona? Żałośnie śmieszna? Mała?

Załamuje się i śmieje się obłąkańczo. Sanitariusze otaczają ją i zabierają, a tłum za drzwiami wybucha okrzykami radości.

PETRONIKA

patrzy za nią i mówi z lekką ironią
727

Do sanatorium! Na wypoczynek dobrze zasłużony! Na dobry wikt i medytacje o przeszłości!

SCENA OSTATNIA

Słychać wołania: Przewodnica ustępuje! Zamach stanu! Potwór otruty!

DYREKTOR GENERALNY

wbiega, ciągnie Normana za rękę do okna
728

Tłum żąda, aby mu pokazać tego bohatera, co unieszkodliwił Przewodnicę. Pokazać się. Pokazać! Pokazać tłumowi! Pani nie! Dosyć mieliśmy kobiet!

NORMAN

broniąc się
729

Ależ to nie ja… To ona! Ja tylko z pasją nienawidziłem!

DYREKTOR GENERALNY

730

To nic, to nic! Mąż za żonę odpowiada!

PETRONIKA

731

Ależ ja się z radością usuwam! Norman, możesz zacząć nowe życie! Zastąp mnie! No! Śmiało!

Norman oszołomiony ukazuje się w oknie tłumowi, który wita go entuzjastycznie.
Kurtyna

Przypisy

[1]

Scena I — Uwaga dla Pana Reżysera: dialog (kłótnia małżeńska) powinien być cały czas uprzejmy: dwoje doskonale wychowanych ludzi, dużo uśmiechów, dużo opanowania. [przypis autorski]

[2]

frant (daw.) — spryciarz. [przypis edytorski]

[3]

barbitury — przekręcona forma słowa barbituraty, oznaczającego pochodne kwasu barbiturowego. [przypis edytorski]

[4]

flogistony — Norman odwołuje się tutaj do teorii flogistonu, popularnej w XVIII wieku koncepcji alchemicznej dotyczącej spalania. [przypis edytorski]

[5]

kompliment (daw.) — dziś: komplement. [przypis edytorski]

[6]

Wenus z Milo — starożytna, marmurowa rzeźba, przedstawiająca boginię miłości i piękna, znana z tego, że nie posiada rąk. [przypis edytorski]

[7]

Atene Glaukopis (mit.) — Atena sowiooka lub lśniącooka, jeden z przydomków bogini mądrości. [przypis edytorski]

[8]

continuez, mademoiselle, continuez (fr.) — kontynuu, panienko, kontynuuj. [przypis edytorski]

[9]

kurara — neurotoksyna, często wykorzystywana przez Indian do zatruwania strzał. [przypis edytorski]

[10]

Cicuta virosa (łac.) — szalej jadowity. [przypis edytorski]

[11]

Aqua Toffana — nazwa trucizny na bazie arszeniku. [przypis edytorski]

[12]

Lachesis — zapewne chodzi o jad Lachesis muta (groźnicy niemej). [przypis edytorski]

[13]

Datura Stramonium (łac.) — bieluń dziędzierzawa. [przypis edytorski]

[14]

La Voisin — francuska trucicielka i wróżbitka z XVII wieku. [przypis edytorski]

[15]

Niketeria — nazwa dnia zwycięstwa, obchodzonego w starożytnych Atenach. [przypis edytorski]

[16]

„Mój dom nie jest moją twierdzą” — przekształcenie angielskiego idiomu My home is my castle (pl. „Mój dom jest moją twierdzą”). [przypis edytorski]

[17]

Agaricus muscatis — właśc. Agaricus muscarius, muchomor czerwony. Przekręcenie łacińskiej nazwy wynika zapewne z nieznajomości tego języka przez Ninikę. [przypis edytorski]

[18]

amylum nitrosum…, rana moebida — właśc. Amylium nitrosum (azotyn amylu), Rana morbida (żaba zwyczajna). Przekręcenie łacińskich nazyw wynika zapewne z nieznajomości tego języka przez Ninikę. [przypis edytorski]

[19]

bonza — buddyjski mnich. [przypis edytorski]

[20]

otomana — rodzaj kanapy. [przypis edytorski]

[21]

pierogi a la russe — pierogi ruskie. [przypis edytorski]

[22]

Salome (bibl.) — wnuczka Heroda, znana z udziału w skazaniu na śmierć Jana Chrzciciela. Zachwycony tańcem Salome Herod Antypas, tetrarcha Galilei i Perei, obiecał spełnić każde jej życzenie, a ta — na polecenie matki — zażądała głowy żydowskiego proroka. [przypis edytorski]

[23]

Pipistrellus małouszek — karlik malutki (łac. Pipistrellus pipistrellus), najmniejszy gatunek nietoperza. [przypis edytorski]

[24]

nard — roślina, z której wytwarza się olejek eteryczny podobny w zapachu do piżma. [przypis edytorski]

[25]

opoponaks — żywica o słodkim, balsamicznym zapachu. [przypis edytorski]

[26]

chers auditeurs (fr.) — drodzy słuchacze. [przypis edytorski]

[27]

tromtadracja — tu: krzykliwe, przesadne i nastawione na wywarcie wrażenia hasła, często pozbawione treści. [przypis edytorski]

[28]

Je suis faite pour la marche (fr.) — Jestem stworzona do maszerowania. [przypis edytorski]

[29]

Grigorij Rasputin (1816–1916) — rosyjski kaznodzieja, rzekomy jasnowidz, mistyk i egzorcysta; faworyt rodziny cara rosyjskiego Mikołaja II i jeden z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji pod koniec jego rządów. [przypis edytorski]