Wprowadzono uwspółcześnienia w następującym zakresie:
Pisownia łączna/rozdzielna, np: przedewszystkiem -> przede wszystkim; wogóle -> w ogóle; Dowidzenia -> Do widzenia; naprzykład -> na przykład.
Pisownia joty, np: Prawji -> Prawii; konjunktury -> koniunktury; demografji -> demografii; idjotyzm -> idiotyzm.
Fleksja, np.: przedewszystkiem -> przede wszystkim; rozwitemi -> rozwitymi; nieprzemyślanemi -> nieprzemyślanymi.
Inne zmiany: exvice -> ekswice; regime -> reżim.
Interpunkcja została uwspółcześniona zgodnie z obowiązującymi zasadami.
Tekst uzupełniono zgodnie z wydaniem Dramatów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej w opracowaniu Anny Boleckiej, Warszawa 1986.
Mogą być tylko wczorajsze wieczorne. Dziś nic nie wychodzi. Nawet kiosk zamknięty: ostrzejsze to dziś przepisy niż przy niedzieli. z lekka ironicznie No, bo też takie wielkie święto!
Najjaśniejsze urodziny! podaje znalezioną gazetę Normanowi Wczorajszy kurier, innego pan nie dostanie.
Poczekaj, przeczytam ci coś zabawnego. czyta „W jutrzejszym uroczystym dniu wszystkie serca bić będą tylko dla naszej potężnej, władczej matki ludu… Wszystkie oczy zwrócone w jej stronę, wszystkie uczucia…”
O, ale cóż za przesada! Wszystkie serca, wszystkie oczy? Łaskawy panie redaktorze, z wyjątkiem moich… które mają pilniejsze sprawy!
Nie bądź za ostrożny. Kochana Mariata jest już przeze mnie dobrze wypróbowana! Znamy się nie od dzisiaj. Prawda?
Tyle na mieście chorągwi, tyle kwiatów! Tylko u nas w oknie flagi nie widać. figlarnie Jedno jedyne okno, co tego języczka nie wywiesiło!
To nie ma sensu! Dlaczego nikt o tym nie pomyślał? Proszę cię, Petroniko, aby to było natychmiast zrobione!
Doprawdy, zapomniałam… Taką już mam wrodzoną słabą pamięć dla tych ważnych spraw! Mariato, proszę pójść na strych i przynieść tę flagę, tylko nie pomylić się i nie znieść czasem tej żałobnej!
Niechże Mariata idzie już na ten strych. Niezbyt to odpowiednie miejsce dla rzeczy, które powinny być jednak pod ręką.
Ależ tak, bezwarunkowo! Odtąd będą zawsze gdzieś pod ręką —- może chcesz, aby były w łazience? Albo w spiżarni? Mnie wszystko jedno przecież…
Ależ nie — wcale nie tak poważnie! — nawet najchętniej ci przyznaję, że to jest głupstwo, że śmieszne są tego rodzaju manifestacje.
Ale to tak mało kosztuje, prawda? Tak, doprawdy, nie ma nawet o czym mówić. z pewną goryczą Gdyby tylko wszystkie nakazy lojalności były tak łatwe do wypełnienia jak to wywieszenie flagi!
Tak, tylko że to są pozory entuzjazmu, a właściwe myśli i uczucia ukryte tchórzliwie. Czyż jeden człowiek w naszym mieście szczerze kocha Validę? Ta śmieszna mała baronowa, tak, o tej jednej wiemy, że skoczyłaby za nią w ogień. Ale któż więcej?
O, znalazłoby się kilka takich z pewnością. Zresztą, czyż powodzenie u ludzi świadczy o wielkości człowieka? Mniejsza zresztą o to. Patrz, co tu znalazłem: zarzucony list do ciebie, którego nie raczyłaś otworzyć, z syndykatu spraw rodzinnych. Widzisz, widzisz. „Bardzo pilne”. Znowu zaginie, nieprzeczytany. I mogą być przykrości, i będą przykrości…
Jak chcesz. Nie odpowiadaj. pauza Nie zaproszono nas dziś do pałacu. Zauważyłaś? A będą wszyscy, z wyjątkiem szarych ludzi, niewchodzących w rachubę. I ty, z twoją bądź co bądź urodą, nie masz się już gdzie pokazać.
O, wiem, wiem, że masz charakter. Piękna to rzecz — siła charakteru, ale widzisz, dziecino najdroższa, dzięki tobie jestem na czarnej liście! Ktoś mi robi opinię wroga rządu – chłód mnie otacza. Wiem, że były anonimy… Tajemnicza antypatia prześladuje mnie, a dlaczego? Bo mąż za żonę odpowiada. w międzyczasie Petronika otworzyła list i czyta A ty przysłużyłaś mi się swoją wolnomyślnością i szczerością „wynurzeń”. No cóż ci tam piszą?
Mam się stawić do końca tego miesiąca, aby im „wyjaśnić”, dlaczego dotychczas nie dostarczyłam państwu obywatela. To świetne, doprawdy.
O, możesz być spokojny, że nie pójdę!! Uważam cały ten list za obrazę, za gwałt po prostu. Poza tym jakież to prostackie!
Cóż chcesz? Żarliwa patriotka! Kobieta, która twórczą swoją wolą ogarnia całokształt narodu i kocha — może nie tyle nas, Prawian, ile samą Prawię, ojczyznę naszą!
Rozumiem dobrze, dlaczego się tak głośno „wypowiadasz”, ale na miłość boską! Któż nas tu może podsłuchiwać? Już i Mariatę, tę poczciwą babę, podejrzewasz?
Co się z tobą dzieje, Normanie, ty, za ostatniego reżimu taki liberalny! Tak szczery wróg wszelkiej tyranii. Ach, cóż to za trucizny w powietrzu, trucizny działające na duszę…
Więc mówmy teraz całkiem szczerze. przerywa, bo Mariata weszła i idzie na balkon z wielką kraciastą flagą Zaraz, niech ona skończy wpierw z tą flagą… czeka, patrząc, jak za szklanymi drzwiami Mariata umacnia chorągiew na balkonie. Mariata przechodzi przez pokój z powrotem Otóż, byłem kiedyś zbliżony poglądami raczej do ciebie, ale dziś myślę, że człowiek musi iść naprzód z prądem wraz ze swoim krajem, musi jak on przechodzić różne fazy kolejnych ewolucji…
A tymczasem nie chcą cię w radzie głównej, nie chcą w propagandzie ani w opiece. Jesteś dla nich powietrzem!
Tym lepiej. Powietrze nasze jest górskie, pierwszorzędne! z ironią i rezygnacją Zresztą komuż podziękować za to wszystko, jak nie tobie? Dziękuję ci serdecznie!
Normanku, proszę cię, nie rób mi wciąż wyrzutów… To nie moja wina, że się nie mieszczę w tych czasach… Kocham swój kraj, ale nie znoszę Validy, o tak, nie znoszę.
Kiedy mnie przepędzą z tej mojej ostatniej posady, nie usłyszysz już ode mnie ani słowa wyrzutu… Przeciwnie, na te lata z goryczą miłej swobody rezerwuję sobie nowy rozkwit naszych uczuć jako miłe zabijanie czasu i niekosztowną rozrywkę! Będziemy bowiem nędzarzami, ostrzegam cię!
Urocze i romantyczne perspektywy roztaczasz! Niestety, muszę pozostać sobą bez względu na twoją karierę, za co cię bardzo przepraszam! Każdy nerw we mnie protestuje przeciw temu, co się teraz dzieje w Prawii!
Och ty, niebezpieczna istoto. A jednak stroisz się w ten łaskawy uśmiech Prawii! Zasłużony, nie przeczę — owszem, owszem — ale gdzież logika?
Pozwól sobie powiedzieć, że nie robię tego przez próżność — tylko w naszym laboratorium koleżanki są coraz niechętniej widziane przez kolegów, więc te wstążeczki dodają mi trochę pewności siebie. Doprawdy, z dniem każdym rośnie ta nieżyczliwość, ta wzgarda… Koniunktura jest wyraźnie przeciw kobietom! Zresztą to są przecież pamiątki jeszcze z tych pięknych czasów, gdy…
Co tu dużo gadać! Genialny kobiecy łeb. Właśnie dlatego, że się tak umiała wybić! Tego byś ty i tysiące innych nie potrafiły, ręczę ci.
Tak! Ja bym nie potrafiła zagrać na najniższych instynktach ludu, by wedrzeć się na szczyty z pomocą intryg! Jak się odwdzięczyła za protekcję Anastazowiczowi, co? Jak postąpiła z regentem, tym najlepszym, najuczciwszym z ludzi? Ach, i gada, i gada! Już jako posłanka gadała bez litości.
Kto gada, kochanie? Ty przede wszystkim. przystaje pod ścianą. Pauza. Czy wiesz, że przy tym kaloryferze słychać, co na górze mówią? Przyłóż tylko miłe swoje uszko, o, tu, proszę — słyszysz?
Babskie myślenie! To z tego, Petruchno, że o piętro wyżej, w tym samym miejscu tak samo słychać, co się u nas mówi — zrozumiałaś nareszcie? No, więc nie jestem ciekaw lochów cytadeli i jeszcze mi się życie słabo, ale w każdym razie uśmiecha.
Skąd wiesz, czy tamten lepszy? Niedaleko pada jabłko od jabłoni… Ziemia jest tylko owocem wszechświata, a po owocu poznaje się gatunek drzewa. Cierpkie jabłko kuli ziemskiej niezbyt mi jakoś pochlebnie świadczy o gatunku swojego macierzystego szczepu…
Tak dalece się nie pytam, bo dlaczegóżby nie było można pogadać z własnym rodzonym sąsiadem? wchodząc Valida!
Drogi ekswiceministrze… Tak dalece nic sobie nie życzę — chciałem tylko zaproponować pewną rzecz… Ot! projekt do zatwierdzenia wedle uznania pańskiego. Pan wie, że żona przed trzema miesiącami urodziła bliźnięta — niestety — córki, no, dobre i to, zawsze lepsze niż na przykład jeden syn, bo bliźnięta, pan wie, posuwają w randze!
Toteż postąpiłem w kategorii urzędniczej, nie mówiąc już o tym, że mnie udekorowano. pokazuje O, medal. Złoty. Dla obojga. Ta strona dla mnie pokazuje, zdjąwszy go z napisem: „Mnóż się i pracuj!”. Tamta dla żony: „Powielaj męża”.
Złoty. Ale nie masywny. Dęty. No i tak, widzi sąsiad: nagradzają dzieciatych, bo mówią, że liczba urodzin zastraszająco u nas spadła, ale z drugiej strony o mieszkanie coraz to trudniej… Niby mniej się ludzie rodzą, a przybywa ich cudem! Widać jakąś inną filozofię, co? No i nie mogę znaleźć za żadne pieniądze większego lokalu. Czyby mi pan na przykład nie ustąpił jednego pokoju? Chodzi o żonę, aby mogła resztę dzieciarni naszej tam u nas zostawić, a tu z najmłodszymi stanąć… Bo one trochę po nocach beczą i nikomu spać nie dają. Hasłem ich „czuwaj, obywatelu!” hi, hi, hi.
Że co? No, tak dalece jednak nie, tu z pewnością smarkate się poprawią, zmiana topografii, atmosfery. No i państwu też odmieni się trochę klimat! Ja panu zapłacę, ile pan postanowi, w granicach sąsiedzkich, oczywiście…
Proszę pana, to się jednak nie da zrobić. Sami ledwo się mieścimy w tych trzech pokoikach. Tu mamy jadalnię, rodzaj gabinetu czy jak to nazwać, a tu po obu stronach są nasze sypialnie, mały hall, i oto wszystko, tak samo jak i u was.
Myślałem, że mi pan nie odmówi, boć przecie jestem repopulator… Ojciec i to do kwadratu, dzięki bliźniętom.
Widzi pan, moja żona jest dziś nieusposobiona… Mogła to jakoś umotywować, mogła…. W ogóle, widzi pan, na kobiety nie można się gniewać, tym bardziej, że uczona…
No, tak dalece jednak nie, bo jeśli uczona, to i dobre wychowanie powinno się znaleźć… A zresztą bezdzietna uczona mi nie imponuje!
Bo też na muchy w nosie jedyna rada — krótko trzymać! Jak niegrzecznemu dziecku parę klapsów dać i skończona parada!
No więc, kochany sąsiedzie, najlepiej już pożegnajmy się. Zapomniał pan, że robi pan jakieś aluzje do mojej żony, a to bądź co bądź żona państwowego urzędnika. Przykro mi, że muszę panu zrobić tę uwagę.
Trochę racji jest, panie sąsiedzie! Ale jak się tylko mówi, że „uczona”, no to już mnie choroba bierze! Bo jeśli „uczona” tak dalece, to kto uczył? Może nie my, nie mężczyźni? A co to roboty, nim się w taką głowę coś wkuje! Więc co do pokoju, to nie?
Jakżeby ciebie, wielką Petronikę, mogła dotknąć czy obrazić podobnie pozioma istota! Któż by go brał serio! Najzabawniejsze jest to, że ten biedaczysko czuje się figurą! Czworo dzieci! Potentat! Gdzie nam do niego!
W takich chwilach odtrutką może być tylko praca… Nienawidzę teraz każdej chwili wolnej od zajęć! siada w fotelu lub kładzie się na sofie Sumak… Sumak jadowity… Marzę o sumaku jadowitym…
Niekoniecznie. Roślinka! Drzewko o kwaśnych jagodach! Ale skąd je wydostać… Nie masz pojęcia, jak jest trudno o wszystko… Przez to zamknięcie, przez te cła…
A widzisz, bo złość piękności szkodzi! Ale wiesz co? Chore to wszystko razem, nienormalne! Przewodnica ma trochę racji, że chce was uzdrowić, kobiety. Weź na przykład naszą obecną sytuację: młodzi jesteśmy, sami w mieszkaniu, z własnej nieprzymuszonej woli zaślubieni i co nas dzieli: twoje trutki, twoja alchemia, twoje sumaki, barbitury[3], flogistony[4]!
Miłość, MałżeństwoNajpierw harmonia, szczerość i porozumienie, a potem miłość. Ja nie potrafię równocześnie sprzeczać się i kochać!
Dobrze — ja coś ustąpię z moich przekonań, ty ze swojej buntowniczości i wszystko będzie dobrze. Ale wiesz, że zapomnieliśmy o radiu, tym przyjacielu, który nas godzi i rozbraja — koncert przepadł, bo już czwarta… nastawia radio. Brzmi zakończenie jakiegoś walca
No, tylko nie przesadzajmy. Sławna! Najdzielniejsza! Już to umiecie robić sobie nawzajem reklamę!
Przepraszam cię, wolę posłuchać radia… radio mówi. Marfa ma głos złamany, rwący się, jakby mowa ta była dla niej wysiłkiem. Petronika, zdziwiona, mówi równocześnie O! Co się stało z jej głosem? Jakiś złamany, konający…
Dziś, z okazji wzięcia zaszczytnego udziału w defiladzie lotniczej na cześć Jej Macierzyńskiej Wysokości, Validy Vrany, wolno mi wygłosić tych kilka słów do was, kobiety! Lotnictwo… jest dziedziną męską. Łaską rządu szczególnie wyróżniona… latam jako… wyjątek… jednak każdy sierżant… lepszym jest… pilotem ode mnie… sławnej… rzekomo… lot… niczki… Gdy kobieta lata, choć to źle czyni, każdy podziwia… jakby podziwiał latającą śmiech krótki, nerwowy — szafę czy kanapę… Czyż o taki podziw nam chodzi? Nie. Gdyż kobiety powołaniem jest jedynie macierzyństwo. Jej miejscem najwłaściwszym ognisko domowe, czyli kuchnia. Z miłością kuchcić!
Za chwilę wystartuję z wrodzoną kobietom niezaradnością w tej dziedzinie. Proszę, nie idźcie w moje ślady! Siostry! Sto lat życia w dniu Jej urodzin życzymy wielkiej naszej Rodzicy. Valida Wielka!
Nie będę mogła słuchać już teraz naszego radia! gasi aparat Ciężka łapa i na nim już spoczęła. I to kobiece rządy! Kto by się był spodziewał! Zamiast poparcia, solidarności, feminizmu…
Dziękuję panu, dziękuję! Niebieskie róże! Ach, więc się udało nareszcie! Co za kolor! Najczystszy szafir. Winszuję, serdecznie winszuję kochanemu panu! do korytarza Mariato, wazon na kwiaty… Jak będzie na imię tej odmianie?
Prywatnie nazwę ją „Halimą Azulą”, a na wystawie oficjalnie musi się nazywać „Valida Vrana”. Niestety! Bo jakżeby inaczej dali dobre miejsce na wystawie… Prawda? Co?
Niby tak, masz rację! Lubię srebrne głosiki naszych pań, lubię, gdy, jak to się mówi, beztrosko szczebiocą, ale dzisiaj jest to bardzo niebezpieczne, bardzo rozkładając ręce i nie na czasie. Valida wchodzi, gdzie jej nie posiał. Może się trafić przebrana za przekupkę na targu, może stać i na ulicy, i w ogonku przy kasie — lub wizytę złożyć niespodziewanie — i co z taką począć?
Tak, tak, kochanie, kiedyś i owszem „za wszystkie czasy”. Ale na razie buziuchna stulona i milcząca jak miły i wdzięczny kwiatuszek o zachodzie słońca.
No, bo przecież panie nam się rozpuściły i chciały decydować w sprawach narodu. Była chwila nadzwyczajnej dla was koniunktury! W każdej dziedzinie osiągałyście sukcesy poparte urodą, podnoszono krzyk koło każdego waszego występu!
131Czyż nie zdarzało się, że na przykład w sporcie, dla łatwiejszego zrobienia kariery, mężczyźni udawali kobiety! Przypomnij sobie, Stifens w Ameryce, Walas w Sarmacji. Wreszcie osiągnęłyście szczyt zająkuje się i urywa Tylko, że właśnie ta, dzisiaj u szczytu stanowi przeciwieństwo — ma całkiem męską głowę — i męską garść — i…
Najgorsze, powiem, ci, Norman, jest to, że tam właśnie u tego szczytu, zabrano się na serio do prywatnego życia obywateli!
ciagnie dalej Do małżeństw się wtrącają i do tego, i do owego i… Więc czekamy jeszcze, nie bierzemy ślubu z Halimą… Zresztą nie spieszy nam się zbytnio. bezradnie Może się to wszystko kiedyś uspokoi, reżim zelżeje, inaczej — nie wiem…
W wielkiej przebudowie państwa — cel uświęca środki. Przewodnica chce kraj swój postawić w rzędzie najświetniejszych mocarstw. Czy to nie chwalebne z jej strony? Kobiety muszą to zrozumieć.
Naturalnie, i co dalej? Nadmiar ludności, głód, wojna i co wtedy? Cebulek hiacyntowych nie dostanę ani na lekarstwo.
Widzisz, to typowy egoizm jednostki! Cebulki, gdy tu chodzi o Prawię! Prawia musi wezbrać w sobie, zwielokrotnić się, zwielmożnić!
Panno Halimo, która tak pięknie i ozdobnie milczysz… Milczenie, KobietaProszę nie bierz z mojej żony przykładu! Jakże szczęśliwym będzie mąż pani! Wychodował sobie najrzadszą z kwiatowych odmian, milczącą towarzyszkę życia całuje jeszcze raz. Gdyby mnie kto zapytał, jaki jest największy urok Wenus z Milo[6], odpowiedziałbym dzisiaj bez wahania: zamknięte usta!
Pozostawmy ten urok posągom, mój drogi! Prawda, Halima! I ty się odezwiesz w swoim czasie! A któż wam, panowie i przewodnicy prawdę w oczy powie?
Miłość, MałżeństwoMiejcie litość nad waszym szczęściem… Co tam kariera, co tam różnice zdań! Wenus świeci na niebie, odkąd świat światem, a rozłączać się dla polityki — cóż znowu! Przepraszam — ja naraz tyle, nigdy….
Polityka! Przyszła makulatura! Stosy starych gazet na strychu! Tysiące niespełnionych wróżb i nieprzewidzianych zdarzeń! bezradnie I co z tym później zrobić?
Niech się pani uspokoi, droga i poetyczna panno Halimo… Jeszcze nam ta, jak pani mówi, Wenus, przyświeca! Petra z czasem straci na ostrości. Każda bezdzietne kobieta jest trochę trudna….
Ogłaszamy teraz trzy minuty bezszelestnej medytacji! Jest to chwila uroczysta, bowiem dokładnie przed 60 laty przyszła na świat Valida Vrana dziś o godzinie szesnastej, minut cztery. Uwaga, patrzę na zegarek… Jeszcze jedna sekunda. Ćwierć… Ćwierć sekundy… I już uwaga, moi państwo — minuta podniosłej ciszy…
Halo, halo! Proszę państwa: z lotniska donoszą nam o katastrofie, której uległ przed chwilą samolot Marfy Nella. Podczas krążenia nad miastem samolot wpadł w płaski korkociąg i rozbił się doszczętnie. Lotniczka zginęła na miejscu. Szkoda państwa wynosi 40 tysięcy dukatów.
Jeśli jej chodziło o lotniczy finał, to są o wiele tańsze sposoby, na przykład: skok z trzeciego piętra, a najlepiej — dać sobie spokój.
W zapale nasz repopulator wylał z wazonu kwiaty wraz z wodą! Opryskał policjanta! Patrzą w górę! Muk pewnie się schował ze wstydu! Petronika, masz jakie kwiaty pod ręką, to dawaj! Prędko…
Nikt nie zauważy! A nie, a jednak! Ta, ta jej baronowa schwyciła, no proszę! Poznała się! Widać, nie taka głupia, jak wygląda! I jaka zachwycona, poczciwa moja! Złoto nie kobita!
Wskazują sobie nasze okno… No i co to będzie? Rozmawiają. Asystent wyskakuje. Co? Ona też się gramoli…
Boże, gotowa zwalić się tu z wizytą, aby tak jak to ona lubi węszyć, rozglądając się i zrobić spis inwentarza rodzinnego… Byle jaki pretekst wystarcza… I już ją macie! Ale mnie nie ma w domu!
Jak to wyglada! Uciekać, jak konspiratorzy! Już was widzieli… Zresztą oni pewnie nie do nas… Zostańcie! Mariata! dzwoni gwałtownie
Widzicie, nie przychodzą… Widać gdzie indziej… Mariata! Proszę wyjrzeć! najgorzej, że winda dziś nie funkcjonuje!
Wolno mi zakomunikować państwu, że Jej Wysokość zechciała osobiście i niezwłocznie za kwiaty podziękować!
Jesteśmy wszyscy głeboko wzruszeni, panie majorze! Pozwoli major: jestem Norman Gondor. Miałem przyjemność kiedyś w pałacu…
Winda zepsuta… uf! A czemu nie naprawiona? Co? No, pozdrowienia narodowe. Nic się nie krępujcie! Matka nie pyta, tylko wchodzi i nikt nie wie dnia ani godziny! No, kto nam to niebieskie zielsko rzucił, co? Podobno to co fenomenalnego! Ale nie pachnie! A to moja jedyna słabość — pachnidła! Kto rzucił? Ty?
To ładnie, to poczciwie. Ale kwiat bez zapachu, to jak kobieta piękna, ale głupia, co zresztą idzie zwykle w parze. Dla mnie — nieciekawe! Chciałam wam to powiedzieć. A kto to wyhodował?
Więc to z ciebie taki botanik? Nie wygląda na to, co? Jakby do trzech zliczył, tobym się dziwiła! I co? Nie szkoda to czasu? Państwu niewiele z tego przyjdzie, a co za tym idzie, i tobie! Jak ci na imię, mój filucie?
Więc mój kochany Kołopuk, nie czas nam teraz na takich amatorów, hodowców, szaradzistów i innych zbieraczy znaczków pocztowych! Nie jest to chwila na niebieskie róże i niebieskie migdały! Czasy są jakie? No, jakie?
Piękna? PięknoPiękno to słabość, piękno to zepsucie, piękno to zarzewie niezgody! Kołopuk, mój dobry synu, twój wytwór nie dorówna pożytecznej cukrowej róży. Idź, Kołopuk, i nie grzesz więcej. Bo szkoda czasu na twoje grzechy! Oddaj mu to, Lelika!
Moja Skwaczek! Mnie potrzeba tak silnych zapachów, żeby słabeuszów przyprawiały o zemdlenie! Dystylacja tuberoz albo storczyków! Piżmo! Olejek sandałowy! PięknoOto jest piękno jedyne, które uznaję — sam zapach, bo ono nie ma widzialnego kształtu. Mniejsza o piękną formę, którą lekceważę!
Jestem Norman Gondor. Byłem senatorem, przewodniczącym kapitułu Orderu Złotej Wilczycy, delegatem na konferencji w Rapallo, szefem propagandy estetyki, wiceministrem komunikacji… Obecnie jestem komisarzem rządowym w kartelu stalowni.
Tak jest, bo pracuję rzetelnie, niezależnie od posterunku, i sił mi dodaje wiara w sprawiedliwość i nieomylny sąd Waszej Macierzyńskiej Wysokości, dla której tyle uczucia żywię…
Tak jest! Wiara i miłość! Tymi kardynalnymi cnotami powinniśmy żyć! Co zaś do trzeciej — nadziei…
Wasza Wysokość, krzywda dzieje mi się rzeczywiście… To wrogowie moi urabiają opinię, śmią wprowadzić w błąd Waszą Wysokość… Komuś zależy na tym, aby mnie utrącić!
Utrącić! Takich życie samo utrąca! Posągom — nielitościwy czas utrąca nosy i odstające uszy, społeczeństwom — odstających ludzi! Odstawałeś! I co gorsza, chciałeś odstawać! Nie wybitnych wyjątków nam potrzeba, ale ogólnego poziomu.
Niedoceniona, naturalnie! Praca, SpołeczeństwoWięc ty dla oceny pracujesz! Dla glorii! Przypomniał mi się kłaczek pierza, co się wydarł z mieszczańskiej pierzyny i fruwa… Wznosi się ponad nią, wyobrażając sobie, że jest orłem… Ale krótka to radość, gdyż go wkrótce wraz z innymi śmieciami bezlitosna miotła wymiecie na śmietnik! Bo jego rzeczą nie było latać, unosić się w przestworzach, ale pracować w pierzynie, z całym ogółem pierza! Niech pierze nie myśli o sławie ani o swojej krzywdzie!
O, ja zapamiętałem dosłownie! Niech orzeł nie wyobraża sobie, że jest kłaczkiem pierza i… Przepraszam, pomyliłem wszystko! To za trudne!
A cóż by w tym było dziwnego! Chyba każdy ma prawo domagać się sprawiedliwości? Praca i jej wyniki powinny każdego z nas posuwać naprzód w randze społecznej niezawodnie i że tak powiem — automatycznie! Nie możemy być zależni od…
Wstydzi się powiedzieć. No, a piękne sukienki lubisz, co? Lubisz, lubisz, ha, figlarko? Cała pensja męża na to idzie, co? Czemuś sobie brwi nie podskubała jak inne dzisiejsze „piękności” — co? Petronika milczy Dzieci dobrze mi wychowujesz?
To musisz się leczyć, kochanie! Chcesz mnie okraść z kilku poddanych? Dziękuję ci! Wstydź się, pszczoło, która masz wypełniać żywym miodem komórkę państwową! Żebyś mi się poprawiła i mnie, królową ula, niedługo zaprosiła na chrzciny trojaczków! Petronika wybucha szczerym śmiechem. A śmiać się umiesz, widzisz! To już dobrze! Powiedz no mi, a co to za wstążeczki? wskazuje jej dekoracje Jak uważasz, Gondor, czy ona na to zasługuje? Dużo gada? Tego to nie lubię! A gotować umie? Nie? Nie umie? No, to odbieram ordery!
Umie, umie, w każdym razie stara się, Wasza Wysokość! Nie dalej jak wczoraj nawet waha się, przypomina sobie wreszcie sama usmażyła jajecznicę… Dobre chęci są…
Jajecznicę! To się wysiliła! Tylko proszę pamiętać o moim zakazie nadużywania jaj! No, pamiętasz, na ile pozwalam tygodniowo na głowę?
No to marsz do kuchni, dziewczęta, zrobić mi naleśników na egzamin! Należy mi się od was poczęstunek, a mam właśnie ochotę na crêpes à la Vrana… do Halimy Idź i ty, co tak rasowo milczysz! Ucz się być pożyteczną! Tylko mi ręce wpierw umyć jedna i druga! No jazda! Z humorem!
A jakże! A jakże! wskazując drzwi Chemiczko, tam jest kobiece laboratorium. Tam wynalazki robić! Z miłością kuchcić! Z miłością! Oszczędnie i twórczo! Lelika, jeśli chcesz iść, to dopilnuj, aby mi podano z patelnią — po prostu, bez ceremonii… Wiecie, co lubię: skromność i prostotę nade wszystko!
Tak, mój drogi Normanie! Zgorzkniałeś mi… A dla zgorzkniałych nie ma u mnie miejsca. No, uśmiechnij się… Nie tak. Czynisz to nieszczerze. Jak pies wargę bokiem unosisz… Normanie, tyś przepadł! Staraj się więc o synów! Buduj ponad siebie! Ja się nimi kiedyś zajmę. Zobaczysz.
Wasza Wysokość, czuję, że padłem ofiarą nieporozumienia… Ja… ja… Zawsze… całą duszą… Co można mi…
A kto się starał o protekcję zeszłego roku? Mama wskazuje na siebie bardzo tego nie lubi! I wie o wszystkim, choć czasem udaje roztargnioną! Ja, widzisz, nienawidzę takiej struktury duchowej! Brzydzę się protekcyjnym systemem! Znajomy kolega minister, co? Piękna pani, popierając kuzyna, całuje się z wpływowym starym jegomościem, a taki pocałunek równy jest zbrodni gwałtu w moim pojęciu! Nie, nie, za takie rzeczy stawiam moje dzieci do kąta! Lojalność, lojalność.
Ale co? Ojczyzna, PatriotaOjczyzna, mój kochany, ma swoją pedagogię. Żąda od ciebie na przykład wypracowania na temat: a gdybym był wzgardzony? Skrzywdzi, nie doceni i patrzy w oczy: kochasz mnie jeszcze? Wybaczyłeś? Pracujesz dla mnie? I tak próbuje swoich najlepszych. Ty próby tej nie wytrzymujesz, bo ty się niecierpliwisz!
A cicho! A po łapach dostaniesz! A słuchać i nie odpowiadać! I nie garbić się… A te ramiona wypchane! Garbi się, a na atletę pozuje! Wyprujemy watę z tych ramion!
Ale znów Wasza Wysokość pokapała strój, jak zwykle, a upilnować nie sposób. Naleśnik nie wróg, nie ucieknie, po co się tak śpieszyć.
Nudzisz, Lelika! Nic wielkiego! ŻartTen mundur splamić może tylko właśnie naleśnik lub coś równie niegroźnego. Są plamy — dozwolone! Naleśnik nie plami honoru! Czy nie? No, w drogę, żegnajcie, daj rękę, Petronika! Spójrz mi w oczy: bądź posłuszna, Petroniko! Między jednym a drugim synem stwórz perfumy, esencję, jakiej nie było jeszcze! Na to ci pozwalam!
Zastosuję się do woli Jej Macierzystej Wysokości. Pomyślę o tych perfumach. Przyślę je do oceny Waszej Wysokości.
Ohoho! Takaś skora? Ale wpierw przejdą przez moją kancelarię wzdłuż nosów cenzury! Normanie, weź sobie do serca to, com ci rzekła o pierzu. Kołopuk, pozostaw róże w spokoju! Nie tobie do róż, jak i nie tobie do kobiet się wtrącać! Minę masz znudzoną! Zażywaj żelazo, boś anemiczny! I duszy twojej potrzeba żelaza! Świstu szrapneli! Od których krew szybciej krąży, oko nabiera wyrazu, życie wartości, bo to jedynie kochamy, co możemy każdej chwili utracić! Ty do Halimy milczałaś, a więc continuez, mademoiselle, continuez[8]!
Chodź tu bliżej, Norman, pokażę ci coś bardzo ciekawego: dwie trucizny nieznoszące się wzajemnie.
Dziękuję ci, widzę, widzę z daleka. Owszem, bardzo ciekawe, że się nie znoszą, bardzo. Chciałem usnąć — nie mogę… Boże, co począć z tym czasem!
Bardzo mi cię żal, ale jak ci poradzić! Moje prace cię nie interesują… pracuje chwilę, po czym podnosi głowę Norman, zobaczysz, że jeszcze wypłyniesz, ja to czuję, Norman. Masz w sobie tyle możliwości! Zajmij się na przykład ekonomiką — interesowałeś się nią kiedyś.
Nie rozumiesz mnie — moja pracownia to ten kraj, to społeczeństwo! Nie zadowolnię się tak jak ty ciasnym kącikiem na uboczu. Ja zależę! Niestety, zależę!
Nie, poślij Mariatę po walerianę! Mój najniewinniejszy analeptyk to eter, a najłagodniejszy narkotyk — opium.
Wszystko jedno, choćby nawet i kurara[9]! Niewiele mam do stracenia! PETRONIKA Ha, gdybyśmy chcieli przenieść się na tamten świat, to mam tu bogaty wybór możliwości: Cicuta virosa[10], w tej oto fiolce… tu starożytna, przeze mnie odtworzona Aqua Toffana[11], tu Lachesis…[12] Datura Stramonium[13] i kurarę mam także.
Trucicielka! Druga La Voisin[14]! I na co to wszystko! Jak ty możesz się w tym babrać! Niby gardzisz kuchnią, a cóż innego od ciebie robi zła kucharka? Także trucizny przyprawia.
Nie mogę dojść składu pewnej trutki osiemnastego wieku, którą nasycano kwiaty, chustki, rękawiczki…
Prawda, prawda, żeś ty pięknoduch! Zapomniałem, przepraszam. Ach więc ty ważysz te… zbliża się i ogląda flaszki jakże tam? „Tojady mordowniki” dla pokoju i dla dobra ludzkości!
Aha. Dla dobra. Właśnie myślę, czy by nie stworzyć dla nas wszystkich nieszczęśliwych jakiegoś środka ułatwiającego przeniesienie się na tamten świat? I jak to zrobić — i czy to możliwe? Najwyższy czas na taką pociechę — dałabym jej na imię „Niketeria[15]”, czyli „Nagroda Zwycięstwa”.
Reakcja czasów! uśmiecha się A gdy się pracuje z dobrą intencją, to można mieć nadzieję, że nas poprze najwyższa władza macierzyńska czy ojcowska, ale tam, w górze, naprawdę w górze, nie ta nasza! Powiedz mi, dlaczego nie mogłoby u nas być rządów sprawiedliwych, tak jak na przykład w Sarmacji, mocarstwie silnym, a jednak etycznym?
Powiedz mi, czy ty naprawdę nigdy nic złego nie powiesz o Przewodnicy? Skazała cię na bezrobocie! Innemu dała twoje miejsce — a ty nic? Siedzisz, nudzisz się i milczysz.
Tyś mnie zgubiła! Nie ona! Ty, twoim rozpuszczonym językiem, twoją swadą pensjonarską! Są kobiety, które instynktownie dopomagają mężom, szczęście niosą w dom — ale to są te kochane, bezosobowe, przeciętne istoty! W naszym małżeństwie jest o jedną indywidualność za wiele! Sypnęłaś mnie i równocześnie samą siebie też, a Validzie cóż zaszkodziłaś?
A jednak dziś w nocy i ty krzyczałeś przez sen: „Valida! Ten potwór! Ta ohyda!”. W moim pokoju to usłyszałam i przybiegłam zobaczyć, co się z tobą dzieje. figlarnie A gdyby tak kaloryfer podsłuchał?
Za sny nikt nie odpowiada! Tylko, że ja w nocy i przez sen, a ty — jawnie, w biały dzień. Choć wiesz, jak jestem uzależniony, jak muszę zęby zaciskać i czekać na zmianę —- pogody…
Więc ty, Normanie, ty masz jeszcze jakieś nadzieje, liczysz na jej łaskę.! O, bo jest w tobie pycha, ale nie ma dumy!
Może być, jak uważasz. Może masz rację. Ale mnie to wszystko męczy. Chcesz, abym się kompletnie załamał?
Nie wiem, nie wiem… Może jeszcze wrócimy do dawnej prostoty i równowagi, ale wpierw trzeba się uporać z tymi zmorami… Dopóki one straszą, nie może być mowy o jakiejś radości życia.
Więc jednak kochasz mnie jeszcze trochę? Nie czesz się tak — odsłoń bardziej skronie — ręce masz zniszczone od jakichś kwasów — uważaj, szkoda moich cudownych rączek…
Małżeństwo, Strach, WładzaKochanie… Jesteś przecież moim towarzyszem życiowym — życzę ci jak najlepiej… Tylko, doprawdy, bywasz czasem nieszczery…. I to ze mną! Dlaczego?
Dlatego, że chcę myśli moje i uczucia przestroić, zmienić, rozumiesz? Bo dyktatorka czyta w myślach! Ta czarownica przejrzy każdego na wylot! Ja na razie nie chcę myśleć! Bo ja chcę żvć i pracować, Petra! Ja czuję skierowane na siebie jakieś niewidzialne reflektory! Prześwietlają mnie! Petra!
Nie, nie, Mariata… Przeciwnie, jak miłych gości proszę tych panów przyjąć. Przecież oni spełniają tylko swoje obowiązki.
Pani nie dotrzymała zeszłego miesiąca terminu. Nie stawiła się.Wezwanie pani otrzymała i to kilkakrotnie. Musiała je pani rozmyślnie zlekceważyć…
Proszę panią, ostrzegam, że każde pani słowo będzie wliczone i naznaczone grzywną. Taki jest paragraf.
A, cóż za imponująca przezorność! Proszę pana! Więc w Urzędzie Spraw Rodzinnych nie wiedzą, że jestem pracującą kobietą, chemiczką z zawodu, że moje nazwisko ma pewne znaczenie w sferach naukowych? Mam chyba prawo do spokoju, do odrobiny szacunku? A nie, aby mnie sprowadzano pod eskortą jak zbrodniarkę.
Oświadczam panu, że protestuję i że mnie chyba przemocą zabierzecie. wybucha O, najwidoczniej nie ma szaleństwa, którego by się nie dało narzucić ludzkości! Poczciwy człowieku, czy pan nigdy nie odważył się dotychczas pomyśleć o śmieszności istnienia Urzędu Spraw Rodzinnych?
Policjantowi nie wolno myśleć. Byłoby może lepiej, gdyby i pani mniej myślała… Moją rzeczą jest sprowadzić panią. Nic więcej…
I nie wstyd panu tak mówić? Policjant II notuje słowa Niechże pan od razu wpisze tysiąc słów i zamknie ten swój głupi notes! Ależ to farsa! A jaka brutalna! Niesłychane! Czy pana samego to nie oburza? Przecież pan nie jest maszyną?
Nic. Zapisujemy tylko ilość, a nie sens słów. Treści nie staramy się uchwycić, bo musielibyśmy wówczas jeszcze stenografować…
Bardzo słusznie pan mówi. Widzę, że na pewno sam jest pan żonaty i wie, jak to kobieta potrafi na wiatr czasem słowa rzucać… bez złej intencji.
Ośmieszasz się tylko! ciszej I kto to będzie płacił — pytam się, bo wiesz, że mnie nie stać na to!
Od 200 słów, ostrzegam państwa, zaczyna się podwójna taksa. Dlatego radziłbym już jechać. Zapewne i w drodze dojdzie jeszcze kilka słóweczek… Przepraszam panią, że spełnię powinność…
Nie, Petroniko, tego wstydu mi nie zrobisz! Policjant chowa kajdanki Zaraz panowie, chwileczkę, niechże coś na siebie nałoży! Mariata! Płaszcz, kapelusz pani! Boże, Boże, czego ona się dowojuje!
Właśnie że pójdę, jak stoję. A wolałabym nago! Ja się nie wstydzę. Niech całe miasto widzi, że mnie gwałtem porywacie!
Komisja urzęduje do szóstej. Krótka konferencja z panem referentem nie zabierze pani tak wiele czasu…
W jakim celu? Wciąż skrzypieć jak but od złego szewca! Wciąż zgrzytać jak piła! Jęczeć jak wiatr w kominie! Po co?
Święta Marianno! Panią ministrową „miłe goście” zabrali! I to za co? Pewnie za jakieś znowu nowe podatki! Biedny pan! Taki smutny.
Dwa razy dzwoniła do nas Kormorowa. Ale, że tu właśnie policja u nas była, to jej kazałam przyjść później. Ale coś mi się ona nie podoba! Z jakimiś gratami chciała nam tu wmaszerować! Potem też i ciekawa była, co tu policjanci robią. Ledwo jej się pozbyłam.
Tylko nie za ostro z ludźmi, Mariata, mamy i tak dosyć wrogów. Zawszeć to sąsiadka… dzwonek raz, drugi raz Jeśli to ona, wpuścić!
To ma być tłumok, a to mają być bliźnięta! A to ma być moja pościel puchowa. A to ma być wskazuje na Mariatę głupia Mariata!
A choćby? Wypadki chodzą po ludziach! Czynię pana byłego wiceministra uważnym, że pańska pracownica domowa zraża panu gości. I to kogo? Wpływowe osoby! A oto papier do pana byłego wiceministra…
Wolno panu wybrać który, a ja się zaraz rozlokuję, bo u nas czad z pieca kuchennego. To dla dzieci i karmiącej matki niestosowne.
Euforia… No, no…! Poniekąd i słusznie… dla zamaskowania niepokoju, nerwowo Naturalnie, naturalnie…
Bądź pani spokojna! Nic państwu nie ubędzie! A lokator z gotówką to grzeje jak piec amerykański. U państwa zaś to pewnie emeryturka jak mucha, a za to wielki podatek od bezdzietności, co? No, ale ja mam miękkie serce: nie tylko biednym po prośbie nie odmawiam, ale nawet i tym, co chcą pożyczyć! Któryż więc pokój pan oddaje?
Widziałam ją, w jakiej kompanii wasza pani wyszła. Nie ma czym tak imponować, że „wyszła”. Pytanie, kiedy wróci. Nastąpić się!
Graty! Daj ci, Boże, takie graty albo raczej nie daj ci, Boże, boś nie zasłużyła! wtacza wózek do otwartego pokoju za Mariatą i rzuca za nią pościel —rozkazująco Łóżko mi pościelić!
Dywanik mi przed łóżko podsunąć. Bliźniętami się nie interesować! Przewodnicę ostrożnie powiesić! Zrozumiano?
Zaraz, zaraz się dowiemy… Z pewnością jakaś pożyteczna uchwała, która jak każda nowość wywołuje sprzeciwy, opory…
No, mnie tam nic nie będzie ani Mukowi. Możemy patrzeć jak na teatr… O! Idą, idą, machaja rękami! Norman w drzwiach odbiera gazetę, Agatika wyrywa ją z ręki Normanowi Pokaż no pan nareszcie… Co? Kobieta upaństwiona.
To znaczy, że co? czyta Dwuletnia służba dla zaludnienia kraju… Aha! Rozporządzenie poboru weszło w życie od dzisiejszego południa… A pan co na to?
Niechże sąsiadka będzie jak u siebie, swobodniejsza ode mnie, bo ja tu, jak widzę ze wszystkiego, nie jestem panem we własnym mieszkaniu! „Mój dom nie jest moją twierdzą”[16].
Alem się zlękła! Czupiradło jedno! Jakże można tak wpadać. Dobrze, że nie jestem przy piątej nadziei!
Zaraz, zaraz… Tak się śpieszyłam! Poczekaj, niech odetchnę… Skakałam przez parkany, aby się do was dostać przez ogrody… O, podarła mi się suknia… Tam u nas, w Instytucie, była dziś próba generalna bajki scenicznej — na zakończenie roku szkolnego, dlatego tak wyglądam… To wszystko mocno przyszyte… Oj, kłuje mnie w lewym boku…
Musiałam tak przelecieć, jak jestem, ale nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Wszyscy czytają afisze… Wszyscy krzyczą! Ty wiesz! Wiesz już, prawda? Więc właśnie do naszej szkoły weszła komisja… Komisja poborowa! Rozumiesz!
Skończyłam osiemnaście lat. To już dla nich dosyć. mam poświęcić dwa lata życia! Ach, Norciu drogi!
Pomyśl, chcą mi dać jakiegoś przelotnego improwizowanego męża, urzędowego kochanka, a dziecko, które urodzę, zabierze rząd! Nie wolno mi o nim pomyśleć później… Jako odszkodowanie pozostaje mi zaszczytny tytuł Panny Prawii, który wolno mi nosić obok własnego nazwiska! przedrzeźniając „Panna Praawia”! Bardzo dziękuję!
Zabrali wszystkie, które były na sali i na scenie! Innych szukają… Sprawdzają metryki… Ratuj mnie, Norman!
Ależ cicho, Ninka! Nie desperuj tak… Wniesiesz podanie, Valida jest przecież kobietą, zrozumie cię… Ułożymy razem list… Postaramy się użyć odpowiednich frazesów.
Co to pomoże! Czy wiesz, że ona za wymigiwanie się od nowych praw grozi nam sądem? Siedzieć w więzieniu, gdy się ma osiemnaście lat!
Siedzieć w więzieniu jest zawsze smutno, bez względu na wiek, kochanie — zresztą… Bądź sprawiedliwa: przyznaj, że kobieca swoboda w traktowaniu najpoważniejszych problemów ludzkości doprowadziła do tych represji! Świat chce się bronić przed waszą lekkomyślnością! My, jako rekruci, poświęciliśmy bez względu na nasz zawód, na nasze upodobania, kilka lat życia, przerywając swoje nauki, wy zaś byłyście sobiepańskie istoty, niczym nie krępowane, nieraz istne pasożyty… Weźże to pod uwagę…
To nie jest kobieta! Ja nie wiem, co to jest, diabeł? Potwór? Ale to nie kobieta! Jak ona nas prześladuje! A wiesz, że listy adresowane do żon mają być doręczane mężom!
I panienka uważa, że to jest nie w porządku, co? A panienka wie, że kretykować zabronięte jest surowo?
Pani Agatiko, nikt tu nie krytykuje nikogo, ta młoda osoba jest tylko bardzo, nieprawdaż, zmartwiona!
Stąd nic nie widać… Nie poszedłby pan zobaczyć, co się stało? przeczący gest Normana Kobieta-matka musi się fatygować, bo taki nie pójdzie!
Norman, w tej chwili widzę, jak źle, jak fatalnie wyglądasz! Postarzałeś się o 10 lat! Co oni z ciebie zrobili! Nie martw się tak, Norman!
Trochę już wiem, ale zaraz idę po więcej. Więc te wystrzały, to podobno dwie się zastrzeliły, a jedna jeszcze żyje — może ją uratują.
Za moich czasów największa bieda to było znowuż staropanieństwo. Same nie wiecie, czego chcecie. O! Idzie nareszcie stróżowa — chwała Bogu!
Więc one się zabiły. Miały tę odwagę.! Norman, co się z moim pulsem dzieje… Proszę cię, zobacz… Chyba ze 200 na minutę… Jezus! Mówmy już o czym innym… Więc Petronika przeniosła tu swoje laboratorium…
Tak, bo ją, widzisz, jako mężatkę zredukowano w instytucie chemii… Jest bezrobotna jak i ja. Nie ruszaj tego, proszę cię… Po pierwsze, że ona nie pozwala, a po drugie, że są tu rzeczy nawet w dotknięciu niebezpieczne.
Agaricus muscatis[17] — o, cały muchomor w słoiku… Jakieś amylum nitrosum… Rana moebida[18]— żaba, czy co tam takiego pływa? Powiedz mi, czy ona bardzo rozpacza, że ją tak źle obecnie traktują?
W każdym razie zrównano nas z Petroniką… A już zaczynałem wstępować w zaszczytną i miłą rolę księcia małżonka.
Słuchaj no, Petra. Kormorowa, ta sąsiadka, wprowadziła się do nas. Zyskaliśmy więc współlokatorkę.
Owszem… Dlaczegóż by nie… Niech będzie i to…
Słuchajcie moi drodzy… Schowajcie przede mną te wszystkie moje flaszeczki i próbówki…. Dobrze schowajcie, nawet zamknijcie na klucz! Chcę żyć jeszcze, choć tej głupoty mam potąd pokazuje szyję. Prędzej, zabierajcie to wszystko, tylko ostrożnie, nie stłuczcie mi czego, błagam was!
Matka, WładzaSzkoda, Niniko, żeś nie widziała tych poczciwych zresztą starych bonzów[19], perorujących o tym, że nauka przeszkadza mi w szczęściu rodzinnym, że przedstawiałabym idealny materiał na matkę, gdyby nie moje nerwy! Cóż za komedia! Te pytania, te moje odpowiedzi stenografowane! Mój Boże, czemuż ja mam tak mało poczucia humoru! Powinnam się śmiać teraz, śmiać do utraty przytomności. Ninika, w tej chwili dopiero zauważyłam, że jesteś przebrana…. Widocznie powoli wraca mi przytomność, bo przed chwilą nic mnie nie mogło zadziwić, nic zająć.. Bardzo ci nawet ładnie w tych kwiatach i skrzydełkach, powinnaś się stale tak ubierać…
Ninika, ale jedno skrzydełko ci zwisa: moja dziewczynko, któż ci je złamał? Podczas ucieczki, co?
Nie, nie. Nie przypominaj mi tego… Ach, chwili zapomnienia po tych wszystkich błazeństwach. Dajcie mi spokój!
Nie wrócę do domu! Za nic w świecie! Oni mnie tam odnajdą i zabiorą! W szkole zapisali sobie adresy uczennic! Nie, Norman, byłeś zawsze taki dobry, nie wypędzaj mnie! Proszę cię na wszystko…
Więc, wiecie państwo, jedna ta co jeszcze żyje, to córka radcy, jakiegoś lewicowca. I to ciekawa historia, bo choć się o tym głośno nie mówi, ale…
Dlaczego tak płaczesz, Ninika — miejże litość nade mną — chciałam wypocząć, zebrać myśli! na ukłon Agatiki Dobry wieczór pani!
Norman nie wie, czy może mnie zatrzymać… Ja nie chcę wracać! Petra, dlaczego ty nic nie mówisz i tyllko się tak uśmiechasz! Przecież ujmij się za mną, widzisz, że Norman — to już jakiś obcy Norman! Trzyma z nimi, nie ze mną!
Cichoże bądź nareszcie, panienko, nie maż się jak moje bliźniaki! Uważaj, co mówię, schowam cię u siebie!
I nie tu, ale u nas w mieszkaniu! Bądź pan spokojny! Ja mogę sobie na to pozwolić! Mnie to wybaczą. Mam brata szofera, z własną taksówką, to panienkę jutro wywiezie na wieś, gdzie jej nikt nie będzie szukał… Aż się wszystko odmieni.
Odmieni, powiadam, cóż to, czy się u nas prędko nie odmienia? Tylko panienkę na razie przebierzemy za chłopca, pomocnika szofera…
O, to doskonale, ja lubię i umiem się przebierać! Proszę, niech mi pani odpruje te skrzydła, dobrze?
Ano, człowiek niby jak człowiek! Pani Gondorowa, przepraszam, że przy tylu zmartwieniach jeszcze i ja z tym pokojem, ale mąż mi kazał! Co ja zrobię? pruje skrzydła Niniki Niełatwo, mocno przyszyte, co…
Ninka, tracisz skrzydła jak skrzydlata mrówka po dniach wesela i swobody — schowaj je na pamiątkę tego dnia! Świat zamienia się w szare mrowisko — oto koniec miłości, szczęścia i wszelkiej nadziei… Oszalały matriarchat… Owadzia aberracja…
No, wyobrażam sobie, jak się nasza pani po powrocie ucieszyła z sublokatorki… na widok Niniki upuszcza poduszki trzymane Kto panienkę tak ubrał! O, bezczelni! O, niegodziwi! To pewnie też przymusowe! A może… Może panienka zwariowała? O święta Nino! Oj, to proszę też uważać, aby sobie czy drugim czego złego nie zrobić! Uważać! No bo któż powinien na każdym kroku uważać jak nie wariat! popłakując, wychodzi
No słuchaj, Norman, no to już… To przekracza wszelkie granice! Jestem jeszcze w Europie, tak czy nie? No co? Co to znaczy? Już wiesz? I cóż ty na to?
Patrz, kamień podniosłem w parku, sam nie wiem, po co to w ręku trzymam… Odruch po przodkach z ludu, a może po jaskiniowcach! Co, mam szyby wybijać czy wrzeszczeć na ulicy… Co się robi w takim wypadku, jaki może być opór, jaki protest…
Dobryś sobie. A nasze kobiety? Bez obrony, tak, pozwolić? Rzucić na pastwę rozbestwionych instynktów? I co dalej…
Petronice ani Halimie nic nie grozi, o ile dobrze zrozumiałem, bo są już, nieprawdaż, pod męską opieką. Tylko z naszą małą Niniką mogą być przykrości. Niestety, nie mogę służyć protekcją… Cóż poradzę… Trudno zrozumieć doprawdy, co skłoniło nasz rząd do takich postanowień. Chyba zbytek dobrej woli…
Dobra wola, rzeczywiście! Bezeceństwo! Doprawdy, jestem nieprzytomny — dotychczas się z panią nie przywitałem!
Wracaj do swoich grządek, a podlewając je nie zapomnij i o własnej głowie! Zamkną cię, Kołopuk, zamkną, zobaczysz!
Państwo, państwo! Komisja idzie po tą małą! Już nic nie pomoże, już idą! Stróżka wszyściutko wyśpiewała!
Według relacji dozorczyni tego domu znajduje się u państwa osoba w wieku poborowym uchylająca się od rejestracji.
Ależ moi państwo, dajcież obywatelom oswoić się z tą myślą nowej, nagłej, choć bardzo chwalebnej uchwały… Zaledwie kilka godzin minęło od jej ogłoszenia i musicie zrozumieć popłoch i oszołomienie… Nikt nie był jednak przygotowany…
Mamy nakazany jak największy pośpiech! Liczyć się trzeba z masową ucieczką za granicę, nieprawdaż, przez źle rozumiejące interesy kraju obywatelki. Musimy panią wpisać, zarejestrować na razie, będzie pani łaskawa wypełnić te rubryki wskazuje jej papiery Ach, cóż to wielkiego, prosta formalność.
O, przepraszam, uchwały nowego statutu przewidują rzeczywiście w podobnych wypadkach te same względy, co i dla mężatek, więc o ile to prawda i są odpowiedzialni świadkowie…
Obchodzą mnie interesy Państwa! Obchodzą mnie rozkazy Przewodnicy. Sama jestem gotowa stanąć w szeregach rekrutek! I robię o to gorące starania!
Trudno… W takim razie sprawa tej panienki przechodzi w ręce Urzędu Spraw Rodzinnych, który zażąda od państwa przede wszystkim unormowania stosunków w imię moralności publicznej. Świadkowie?
Świadczę się sumieniem i lojalnością państwową, że ta pani i ten pan to jak dwa gołąbeczki. Aż przykro patrzeć. I to panienka z zacnej i starej rodziny. A zachowanie ani stare, ani zacne!
Gdzie! Gdzie! Nie, nie puszczę pana! Boję się! Proszę nie odchodzić! A może pan się będzie śmiał teraz ze mnie. Ja straszne rzeczy mówiłam… Przepraszam!
Panno Niniko — jak ja to pani powiem — ach, Boże! Norman, ty rozumiesz, co się stało? W takich chwilach wzburzenia, fermentu, zamętu… Może się zdarzyć w nas samych przewrót, nieoczekiwana już ta wielka życiowa przygoda…
Bo my… z Niniką już się rozstać nie możemy… Gdy powiedziałem — zamieszkamy razem… To była prawda. Co, Ninika? Znamy się kilka lat, ale trzeba było tej fali obłędu ludzkiego, abyśmy… zrozumieli…
Z Halimą? Co mnie to obchodzi? A przecież ja jestem głęboko zdemoralizowany! A przecież nauczono mnie właśnie nie liczyć się z drugimi! Cóż ja? Rozbitek porządku społecznego! Świat się wykoleił i ja też z nim razem! Ninika! Na zgliszczach cywilizacji, w tym moralnym trzęsieniu ziemi, nie rozumiejąc już nic z tego świata, chcę już tylko z tobą zapomnieć o wszystkim, moja Ninika, a wy, reszta biedaków, radźcie sobie, jak chcecie…
Wariaci! Wariaci, słowo daję! Ale Halima to pięknie milcząca dziewczyna, nie będą z nią mieli kłopotu! Okropne!
Ach! Wyprasza mnie pan! Wiecie państwo! No dobrze, to dobranoc, a gdyby tu nadszedł Muk z resztą moich rzeczy, to proszę go do mnie skierować. Dzięki Bogu, żeśmy tę pannę Ninikę wybawili. wzdycha Ciężko na świecie, ale w cudzym mieszkaniu wygodnie!
Petra… Nie ma już nikogo. Otwórz… Może wyjdziemy do miasta? Jesteś dotychczas bez kolacji. Petra, zamykasz się? Przede mną? Dlaczego? Za co?
Normanie, wiesz co? Nie wróciłabym już nawet pod twój dach, gdyby nie to moje biedne laboratorium…
To nic… To nerwy, to przejdzie… zresztą, na szczęście — rozwodu u nas nie ma… Nie odzyskasz wolności, nie! całuje ją po rękach Zrozum, najdroższa, ja muszę, muszę być czasem dyplomatą…
Tu sobie wypocznę, może się nawet położę. kadzie się na otomanie[20] Przejdzie! Chwilowa niedyspozycja.
Ja, Wasza Wysokość — powodowany głęboką troską o Waszą Wysokość, troską i bólem… że to nasze przyjęcie, że nasz skromny obiadek tak zaszkodził! Biedny mój kucharz… On tego chyba nie przeżyje!
Ośmielę się zwrócić uwagę: Wasza Wysokość, może jednak rozsądniej byłoby wrócić do domu. O ile zdrowie Waszej Wysokości na to pozwoli i zechce mówić, wstawi się jak zwykle mikrofon do jej apartamentów…
Oni wierzą święcie, że to serce! A Wasza Wysokość wie, co to jest! Przecież tyle razy mówiłam: naleśniki to nie na jej żołądek, i nie taka ilość.
Zwłaszcza że Wasza Wysokość należycie nie przeżuwa. Może to nauczy Waszą Wysokość słuchać swojej Leliki. Swojego jedynego lekarza.
Dziękujemy za tę łaskę — przecież cała Prawia czeka… Wszyscy jak zwykle żyją tylko nadzieją tej audycji. Jestem obok, w oczekiwaniu najwyższych rozkazów…
To mój wilczy apetyt temu winien. Lubię jeść! Mój stryj znachor mawiał zawsze, że mózg to pasożyt, który w pudle czaszki osiada i z żołądka czerpie soki. Daj matce narodu święty spokój! Ach, już mi lepiej, Lelika, już mi nawet całkiem dobrze. Biedacy, przykro im było, tak się przecież wysadzili na ten uroczysty obiad… No, Lelika, gdzie ta moja mowa?
Proszę, jest. Trzymałam się ściśle tekstu Waszej Wysokości, ale obawiam się, czy to nie zrobi złego wrażenia, zagranica też gotowa się poznać na tym…
Wolałabym łagodniejszy program… Od jakiegoś czasu Wasza Wysokość wprost bombarduje społeczeństwo nowymi ustawami…
Lelika, brzydulo ty jedyna, głodu całego mojego życia przyjaźnią swoją nie oszukasz! Piękno, CiałoAle to nic, Lelika! I ja cię lubię, a za co? Boś jeszcze brzydsza ode mnie… Natura cię poniżyła, ale ja cię wywyższam! Wiesz co? Uczę się teraz podziwiania właśnie asymetrii, właśnie dysharmonii, ropuszego uroku, degeneracji, humorystyki małego wzrostu lub ciężkiej budowy, jednym słowem, wszystkich twoich i moich atutów, aby się wyzbyć uczucia upokorzenia, w którym wzrosłam...
Silny i nieszczęśliwy! Zbuntowany przeciw prawom piękności, którym nie może się przeciwstawić ani siła pięści, ani moc ducha!
Wasza Wysokość! Czy nie powinnam się obawiać, że kobieta jeszcze brzydsza ode mnie mogłaby mi łaski Waszej Wysokości odebrać?
Nie widzę takiej, Lelika! Piękno, ŻartJesteś niedościgniona, jedyna w całym moim państwie! Przynajmniej w moich oczach! Okropnie mi się nie podobasz! I budzisz przez to mój nowy rodzaj zachwytu!
Jak chcesz! Możesz płakać bez obawy, że ci się nosisko zaczerwieni, bo już jest czerwone. Lelika, coraz mi lepiej: każ, abyśmy tu usłyszeli trochę muzyki…
Zatańcz, Lelika! Wytańcz swój entuzjazm dla mnie! Lelika, moja najcudniej szkaradna! Tylko tańcz jak najbrzydziej! Na złość, na złość Piękności, tej zmorze na przekór!
O, moja droga, uszanowanie tradycji cechuje cywilizowane narody… Zresztą ja mam dosłownie… z niektórymi osobami na pieńku!
Ależ kiedy społeczeństwo tego nie pochwala! To byłoby tak piękne, aby właśnie Valida Vrana zniosła ten obyczaj!
Strzeżmy się sentymentalstwa, Skwaczek! Zawsze to mówię. Można łatwo dojść do tego, że się pchły nie zabije, kwiatka nie zerwie, a nad potrawką z kury łzy się wylewa! Zresztą — pamiętaj, że nie wolno się wtrącać. Sprawy państwa okrążaj z daleka, ty mój najmniejszy z nietoperzy, Pipistrellus małouszek[23]!
Oto mowa Waszej Wysokości. Proszę przeczytać może jeszcze przedtem. Za kilka minut już będzie pewnie mówiła Wasza Wysokość… Może teraz pastylkę anyżową… częstuje ją swoją bombonierką maleńką, srebrną To tak dobrze robi na głos, a zresztą i na żołądek…
Wasza Wysokość, Nosz się pyta, czy Wasza Wysokość go nie potrzebuje. Nawet tu nie daje nam spokoju!
Bezowocne usiłowamia jednych zbrodniarzy zniechęciły drugich — na razie cicho. Tylko w sprawie oczekiwanego przemówienia Waszej Wysokości mam do powiedzenia to, co następuje: byłem przed chwilą w kawiarni Centralnej, kontrolując, ile razy kto powiedział „Valida Wielka”. Tam zauważyłem osobników, którzy przeglądając programy radiowe w gazetach…
Powiedzieli, że zgaszą radio na czas trwania audycji Waszej Wysokości, że zabronią żonom i córkom słuchać ich. Wyrazili się nawet okropnie… Ale nie śmiem…
Drugi dyrektor wydziału tantiem ziewnął przed chwilą na całe gardło, gdy była mowa o nagraniu mów Waszej Wysokości na płytach gramofonowych: albo jest śpiący, albo państwowo szkodliwy!
Złoży pan swoje spostrzeżenia szefowi tajnej kancelarii. Zaraz, w moim notesie są zapiski dla ciebie, mój Nosz… wyciąga z kieszeni swój notes, szuka w nim Otóż: weźmie pan pod obserwację: Ajana, ministra oświaty, profesora Abdułę i Gondora… No, byłego Gondora…
Aha, właśnie. Jestem ciekawa, co oni teraz wygadują na mnie, gdy ich tak trochę przykręciłam, jak to dawniej przykręcało się knoty w naftowych lampach… O, bo oni mi już „filowali”. Ambitne knoty! Mam zresztą takich więcej! Wszystkich utemperuję!
Wiem o Gondorze tylko to, że on jednak przy każdej sposobności zaznacza swoją lojalność wobec Waszej Wysokości. „Valida Wielka” mówi do dziesięciu razy na dzień. Stolarz Muk Kormor, tajny dozorca kamienicy, w której zamieszkują Gondorowie — jest, owszem, zadowolony z niego…
A może zakochał się we mnie? Cóż byś na to powiedziała, Skwaczek? O, dzisiaj to bym znalazła przyjaciela, co? Bo mam coś, co na panów silnie działa! tajemniczo, syczącym głosem Awansy, ordery i subwencje w ręku! Nie! Już teraz się obejdę!
Wiem, że mi niektórzy przyznają teraz dużo subtelnego uroku. Malarze, rzeźbiarze mówią, że mam pyszną głowę! A dawniej nikt tego nie widział, choć przez tyle lat nosiłam ją cierpliwie! No, a powiedz mi, Nosz, jeszcze o tym Gondorze, cóż tam ta jego chemiczka uroczysta i nadłamana w swojej wielkości, co z nią słychać?
No cóż — gada sobie nieszkodliwe komunały, a od macierzyństwa zwolniona na skutek wielkiej nerwowości… No i zdaje się, że chce się separować z Gondorem.
Tylko żadnych separacji! Żadnych rozwodów! Niech cierpi! Skoro go sobie wybrała! Żadnych ułatwień! Przeszkody wyrabiają jednych, a unieszkodliwiają drugich, gatunkowo gorszych! Nie róbmy z życia papki dla bezzębnych! Cóż jeszcze powiesz, Nosz?
Wasza Wysokość, przebąkują o jakimś buncie, który przygotowują rekrutki… Jakaś odezwa z Ligi Przeciwbarbarzyńskiej kursuje wśród nich, będę ją miał.
Koniecznie, Nosz, konieczne znaleźć mi to pismo. Dobra sobie ta Liga! Wszyscy chcą lepiej wiedzieć ode mnie, co w naszym kraju kogo uszczęśliwi, a w gruncie rzeczy zazdroszczą nam śmiałych postanowień. Właśnie na ten temat będę mówić przez radio. Idź już do diabła, Nosz!
Tu Radio Prawia 1. Jej Macierzyńska Wysokość raczyła zaszczycić swoją łaskawą obecnością uroczystość poświęcenia nowego gmachu Radio Prawii 1. Za minutę przemówi Jej Wysokość do kobiet Prawianek. Obywatelki, zebrane przy radioodbiornikach, uwaga! Oto oddaję mikrofon Jej Wysokości!
Kobiety Prawianki! Posłuchajcie mnie, Validy, poświęcającej wam dzisiejszą audycję z serca wprost płynącą. patrzy w papier zapisany Matka, Polityka, PaństwoOd niedawna koszary żeńskie zapełniają się wielotysięczną rzeszą kobiet i dziewcząt poborowych. Niestety, zamiast śpiewu i radości, których się spodziewaliśmy, słyszę o niezadowoleniu wynikającym z niezrozumienia szczytnej misji i z ubocznego działania niebezpiecznych wpływów. Kobiety! Istotnie na przeciąg dwu lat przestajecie być paniami swojej woli, ale za to ileż szczęścia da wam ta myśl, żeście pożyteczne! Kobiety! Mówię do was wprost z serca! Nieprzemyślanymi słowami! patrzy w papier z mową Pomyślcie! W Prawii wzrost ludności obniżył się w ostatnich latach! I wy możecie spać spokojnie? Prawii dzieje się krzywda! Czyjaż to wina? Wasza! Ale wy ją naprawicie! Kładę kres błędnej dotychczasowej moralności! Mieszczańskim fanaberiom! Brutalne na pozór nowe prawo wkrótce wyda wam się natchnione wielkością. Będziecie dumne, że Prawia pierwsza wprowadziła w czyn ten olbrzymi projekt! pije wodę Jak ogrodnik przyśpiesza owocowanie, przyginając gałęzie i przywiązując je do pnia, tak i my przyginamy na krótki czas dumne wasze ciała, kobiety! A zresztą powiedzcie sobie: dopust Validy. Jak dawniej mawiałyście: dopust Boży.
Jej Wysokość raczyła zakończyć podniosłe przemówienie. Jako naczelny dyrektor Radio Prawii 1 wzywam was, kobiety, abyście podniesieniem ręki złożyły hołd wielkim zaletom macierzyńskiego serca Jej Wysokości. Valida! Wielka! daje sygnał wyłączenia mikrofonu, po czym zwraca się do Validy Jej Wysokość powiedziała wspaniałą mowę! Nie jestem skłonny do łez, jednak…wyciera chustką oko
Co? Nieźle? Prawda? Hę? Chcę wiedzieć, jakie wrażenie zrobiły moje słowa. Zarządziłam telefoniczne meldunki tu, do rozgłośni. Moim adiutantom proszę powiedzieć, że za chwilę opuszczę rozgłośnię. Tylko jeszcze tego papierosa skończę.
No, a co będzie, jeśli mężczyźni odmówią współudziału w tych zarządzeniach — a przecież od nich to wszystko bądź co bądź zależy!
Nie bój się, pójdą na lep łatwego użycia. Dlaczegóż by nie? Rzadko się zdarza, aby się tak uwzięli na którąś z kobiet, że jej żaden nie chce. O! Ale bywa to! Wówczas — jakby się wszyscy zmówili! ciche pukanie do drzwi, Skwaczek wstaje Cóż tam znowu? Tylko nie puszczaj obcych!
Ach! Kwiaty! Tyle kwiatów! Aha! Dobrze. Co, który? Ten? Czy z prośbą? Nie? Aha. Powtórzę! wraca z koszami kwiatów. Jeden bukiet wielki reprezentacyjny zwraca uwagę od razu: owinięty jest szczelnie w białą gazę. Rozmarzonym głosem, odwijając bukiet Jak zwykle Wasza Wysokość wzbudza entuzjazm kobiet! Przysłano i to, i jeszcze to — związek nauczycielek — klub kobiecy — a ten bukiet anonimowy: ofiarodawczyni prosiła portierów, aby oddać Waszej Wysokości do rąk własnych i zwrócić łaskawą uwagę na ich nadzwyczajną wonność… Zaraz — czy w nich nie ma jakiej bomby albo listu — nie! bezpieczny! wącha, odwijając kwiaty z bibuły I rzeczywiście pachną!
Pokaż no… Cóż by to mogło być? Pachną? Pokaż? Ach! To prawda! Pachną mocniej od nardu[24]… wącha Masz rację, że trudno się od tego zapachu oderwać… Co to jest? Jakby jaśmin? Jakby opoponaks[25]…
Daj! wącha Poczekaj, siądźmy blisko siebie i wdychajmy. Ten zapach trafił mi do przekonania jak nigdy żaden dotychczas… Tej esencji szukałam. Lelika, ona mnie rozmarza i pobudza równocześnie…
A mnie się wydaje, jakbym się zmieniła w lotną materię… Lelika Skwaczek w stanie gazowym! Wkrótce mnie już wcale nie będzie…
Lelika, trzeba się jednak „obowiązkowo” przemóc. Poczekaj, zawołam, bo to niewyraźna historia z tym zapachem… Halo! Nie, nie usłyszą, a głośniej nie mogę… chrapliwie Halo! Nniejsza o to…
Wszelki strach jest ode mnie tak daleko jak jeszcze nigdy, nigdy… Będę ci mówić: ty — bo mam już dosyć tych wszystkich „macierzyńskich wysokości”! To takie śmieszne! z wybuchem zdziecinniałego śmiechu A głupie! Ach, jakie głupie!
Aha! Śmieszne i głupie. Masz rację. Że ja tego dotychczas nie zakazałam… Skwaczek, zrobię jeszcze ten wielki wysiłek, wstanę — i podnosi osłabiony głos zaaresztować tę kobietę, która ten bukiet przyniosła! Nie dać jej uciec! E! A dlaczegóż by nie? Chce, to niech ucieka! zmiana tonu na rozmarzony Och! Skwaczek, jak mi dobrze… Daremnie szukałam szczęścia w życiu, ale oto jest…
Ech, co tam twoje rozkazy! niechętnie, z wysiłkiem Baronowa odrywa się od róż i chwiejnym krokiem, chwytając się ścian rękami, jak w ciemności, trafia na dzwonek. Dzwoni Prędzej! Prędzej dopaść z powrotem tego cudu…
Nie i nie nudź, staruszeczko! Pozwól mi zapominać o bożym świecie! Ach, jak to łatwo! Tak posuwiście, tak rozkosznie odpływa się od niego…
Zaraz, chwileczkę, dyrektorze… Aha, chciałam, abyś mi powiedział, robasiu, kto jest ta przemiła osoba, która nam te piękne pachnące kwiaty przysłała? Zasługuje na najwyższą pochwałę! Na order!
Nie wiem, nie zauważyłem — jedna z wielu nieznanych wielbicielek… O, ale Wasza Wysokość wciąż się źle czuje, jak widzę… Takich oczu w życiu moim nie widziałem, nie miałem zaszczytu widzieć…
Iii! Co pleciesz o zaszczytach! Nie kłaniaj się tak, bo nie ma przed czym, i siadaj, o tu, przysuń się, Lelika! Dobrze nam będzie tak ściśniętym jak wronom na szubienicy. Wysoko ponad światem! patrzy z bliska na Baronową Lelika, ależ ty masz zwężone źrenice. Śmiesznie to wygląda!
Dlaczego się nie rozsiądziesz porządnie? Nie krępuj się, grubasie, ja ci to mówię, ja, Franika Mruk, recte Valida! Powiedz mi, co myślisz na przykład o władzy?
Bajki! Władca przestaje widzieć dusze, widzi pionki, głupie jak ty! A teraz słuchaj: gdybyś się nie bał, czy nie powiedziałbyś o mnie: zwariowana baba? Pokraka? Powiedz! Mam lat przeszło 55, życie jest poza mną… Nie byłam i nie będę już nigdy kobietą, więc możesz sobie rozpuścić jęzor!
Wasza Wysokość wciąż raczy żartować ze swojego pokornego sługi… Cóż, że 55 lat… To, to jeszcze wiosna życia! A co do urody, to przecież… Rysy… Przecież postawa wybucha śmiechem… Dostojeństwo… No i wiekopomne zasługi — hart ducha… śmiech, po czym przytomnieje Pani baronowo, może sody? Co się dzieje? Co robić?
Pokraka! Zrozumiałam. Ale — nie zrezygnowałam…! Moje siły — moc sił — poszły w innym kierunku… Potęga celibatu, powiadają… Może to i prawda… Ale to tkwi we mnie… Z pasją tyranizuję teraz młode kobiety… Z pasją! Za moje serce zmarnowane! Moje serce! Mała rzecz, co? Co? tak uważasz, stary łotrze?
StarośćŻycia nie oszukasz frazesami! Społecznictwem nie ukoisz dumy zduszonych, zdegenerowanych instynktów! Dziś już wszystko we mnie zarasta tkanką tłuszczową, wszystko ucicha na wieki! Prócz żółciotwórczej wątroby! Została nienawiść!
Nic nie rozumiesz. A oto obrazek z lat dawnych: dziewczęta tańczą — ja pod ścianą. Brzydka, więc nie proszona. Zawsze pod ścianą. Ach, ilu ja podczas rewolucji za to właśnie, dziś dopiero widzę, że za to, posłałam pod ścianę, młodych, pięknych ludzi… Hahaha! Pod ścianę!
A wie pani, że to możliwe — mnie już tak jakoś — jakoś całkiem słabo… I właśnie dziwię się, z czego… zatyka usta chustką i ostrożnie wyjmuje z rąk Validy bukiet, po czym rzuca go daleko Idę wołać pomocy…
Zdaje mi się, Valido czy tam Franiko, że za wiele powiedziałaś… Ale mniejsza o to… Świat zmienił się w mały kielich kwiatu, w którym jestem najszczęśliwszym z robaczków…
Wasza Wysokość, boję się doprawdy, czy mam prawo dalej słuchać… Moja stuprocentowa lojalność nie pozwala mi wykorzystywać stanu podniecenia Waszej Wysokości… Muszę się poradzić majorów-adiutantów.
Ani się waż! Zaraz mi tu przygotujesz mikrofon, rozumiesz! Taka jest moja wola. Chcę jeszcze raz przemówić do ludu. Spiesz się, bo ja jeszcze żyję!
Ależ tak, ależ święty jest dla mnie każdy rozkaz Waszej Wysokości! uchyla drzwi do dalszych sal i słychać jego głos Panie Allinie! Zapowiedzieć powtórne przemówienie Jej Wysokości i włączyć mikrofon z głównego studia! Tak! Natychmiast!
Teraz uwaga, chers auditeurs[26], mówi jeszcze raz Franika Mruk! Nie matka, ale macocha narodu! A dlaczego tak jest? Łzy trzymać w pogotowiu i słuchać: opowiem. Ale przede wszystkim, dla uczczenia nowej rozgłośni wypalę wam prawdę, że kpię z was! Polityka, NienawiśćKpię z was, baranki moje ciche, posłuchu wyuczone. Kpię z was, zrozpaczone kobiety-rekrutki. z tragicznym patosem Wiedzcie, że ja osobiście byłabym kiedyś dawniej uszczęśliwiona z takiego przymusowego poboru, jaki dla was obecnie zaprowadziłam! Tak wielka była moja nędza kobieca! Tak ciężka do zniesienia! Rozumiecie mnie? Cóż, ja byłabym wówczas za entuzjastką takiej Validy, która by mi wmusiła przemocą kochanka i dziecko! O, jeszcze do niedawna tęskniłam…
Wasza Wysokość! Na miłość boską! Ależ to słychać na całym świecie! O Boże łaskawy, co to się dzieje! widać i na nim podniecenie wywołane bliskością tajemniczych róż. Chwilami zaczyna podskakiwać, chwilami podtańcowywać trochę
Słuchajcie dalej: rewolucja wyniosła mnie jak fala w górę. Dopełniłam mojego triumfu wyrokami śmierci — niezawodny to system, aby zdobyć resztę opornych serc! Okrzyczano mnie geniuszem! Przesada! Blaga! Połowa mojego geniuszu — to cudza głupota! Nienawiść, PolitykaŚmiać mi się chce z was, bo co sobie przyznaję, to zmysł humoru! Nie żadna miłość kraju, ale nienawiść do kobiet szczęśliwych, do mężczyzn kochających i zakochanych kierowała mną! Odwołuję wszystkie moje fałszywe tromtadracje[27], w które sama wierzyłam zresztą — wierzyłam szczerze! Zaraz… zadyszana, robi pauzę Niech odsapnę… Słuchajcie! Topcie brzydkie dziewczęta, cóż im z życia! Będą się okłamywały, jak ja się okłamywałam! Albo jeszcze lepiej: topcie piękne i niech brzydota zatriumfuje, spokojna i bezpieczna. Tak! Tak!
Cicho! Co to jest! Precz! mówi dalej Skwaczek też z cicha coś deklamuje, wiersze lub przemowę, i gestykuluje.
Ale wielką drogę odbyłam, co? Od pomywaczki, szwaczki, nauczycielki, przez posłankę w randze kaprala do najwyższej władzy! Je suis faite pour la marche[28]! Z tą energią byłabym urodziła może ze sześciu synów! Byłam magazynem sił rozrodczych! Ale w polityce — oprócz siły — dopomagał mi węch, mój węch najdoskonalszy! Moje rządy — to ilustracja przysłowia: chcieć to móc! NienawiśćMoje rządy to osobiste porachunki, kobiet nienawidzę, mężczyzn nienawidzę, sztuki i literatury, mniejszości i większości narodowych nienawidzę, całej naszej planety nienawidzę! Prawda moja eksploduje w tej chwili — moje tajne rezerwuary! Moje życie…
Na co pogotowie? Przecież wesoło jest! przytomniejąc Ja bo kompletnie głowę tracę, panie majorze. No, mikrofon już wyłączony!
Na miłość boską, baronowo, niechże pani wstanie, powie, pocieszy mnie, że panie raczyły się po prostu upić!
I to tłumem uszczęśliwionym! Podnieconym! Wiwatującym! Już się rozeszła wiadomość, że zwariowała!
Jakież tu okropne powietrze! Pomimo otwartego okna! Ciekawe — gorzkie migdały. Kwas pruski czy cyjanek potasu? Wasza Wysokość! Proszę pozwolić…
A to potwór drapieżny! Proszę, dzwońcie sobie, panowie, po psychiatrę, a w ogóle, kogo tu ratować? Baba z wozu, koniom lżej!
No, moja żona da na mszę dziękczynną, jeśli to naprawdę już… Koniec tej baby- dziwo! Chociaż to nic nie wiadomo! Silne to jak Rasputin[29]!
Ach, to ty, wiecznie pokrzywdzony! Widzisz, nareszcie patrzysz na mnie szczerze. Z antypatią. A jaki pokorny był twój niedawny liścik do mnie: kto się rozpłaszczył przede mną? Kto nadskakiwał? Hop! hop! Pchełko, gdybyś wiedziała, z jakiej wyżyny patrzę na ciebie!
Nie! Nie rozbudzajcie mnie! Zabraniam! A ty odstąp! Inaczej wiesz, co z tobą będzie: sporuczniczejesz! Rozkazuję ci siąść tam na krześle, aż do odwołania…
Norman! Zastanów się! Uspokój! Wprawdzie chciałam ją zabić, ale moja „Niketeria” podziałała inaczej. Mądrzej! Lepiej! wyszarpując się Czyż nie widzisz, że to, co się stało, wystarcza już do śmierci cywilnej… Nie przewidziałam takiego dobrodusznego rozwiązania kwestii!
A więc to się nazywa „Niketeria”… A może by coś mniej grecko-pretensjonalnego? Ty, jak ci tam… Gondorowa… Chodź tu! Mów do mnie… Lubię cię, bo to twój wynalazek, co? Ale dlaczego taki średniowieczny pomysł z tym bukietem? Co?
A ty, czyś nie cofnęła naszej kultury w mroki średniowiecza? łagodniej, klepie ją po ramieniu No, wszystko będzie dobrze… Pojedziemy sobie w góry, odpoczniemy pod dobrą opieką, męką rządzenia zajmą się inni…
O, to nie dosyć kary! O, ja bym z nią inaczej postąpił. Valido! Bestio o łagodnym imieni! Uśmiechasz się! Wesoło ci? Winszuję! Powiedz tylko jeszcze, ty sowiooki dziwolągu, za coś mnie tak uparcie i konsekwentnie prześladowała? Niechże się nareszcie dowiem!
A bez powodu! A bez! Bo taki był mój kobiecy kaprys! Bo jestem już taka niesprawiedliwa! uśmiecha się słodko i zwraca twarz jak sowa na lewo i prawo A może, może mi się kiedyś podobałeś? Lubię blondynów! do Petroniki Żeś ty go jeszcze nie struła! Podziwiam twoją cierpliwość!
Najdrożsi! Łaski! Żyjemy na progu nieopisanych dziwów… Pchnijcie nam tylko te ciężkie drzwi, bo nam sił brak… Chcę umrzeć.
Lelika, mój skarbie brzydoty… Zdaje mi się, że moje miejsce jest wśród najsławniejszych aktorek… Ze sceny świata schodzi uroczy talent…
Macie ją! Neronia! do Validy Dosyć z tą manią wielkości, królico doświadczalna! Jedyną i jakże drobną twoją zasługą jest, żeś się przysłużyła młodej uczonej! Cóż na to Wasza Wysokość?
Bardzo mi było miło. No, Gondor, mój niesympatyczny Gondor, nie gadaj tyle, za to wyciągaj wreszcie twój rewolwer… Tacy tchórze noszą zwykle broń przy sobie!
Garstko nicości! No, dosyć tej zabawy! Adiutanci za mną! trzeźwo Zdrzemnęłam się na chwilę, jak znużona lwica — a będę znała nazwiska tych, co się ważyli uśmiechnąć, jeśli przypadkiem chrapałam! Śpiąca matka — to świętość! Wołać wszyscy: Valida Wielka! wstaje z pomocą Adiutanta I, groźna, wyprostowana No! Valida Wielka! Mocna! wkoło cisza. W drzwiach roześmiane twarze Co? Cicho? Nikt? Więc — nie wielka? Więc — bezbronna? Opuszczona? Żałośnie śmieszna? Mała?
Tłum żąda, aby mu pokazać tego bohatera, co unieszkodliwił Przewodnicę. Pokazać się. Pokazać! Pokazać tłumowi! Pani nie! Dosyć mieliśmy kobiet!
Scena I — Uwaga dla Pana Reżysera: dialog (kłótnia małżeńska) powinien być cały czas uprzejmy: dwoje doskonale wychowanych ludzi, dużo uśmiechów, dużo opanowania. [przypis autorski]
barbitury — przekręcona forma słowa barbituraty, oznaczającego pochodne kwasu barbiturowego. [przypis edytorski]
flogistony — Norman odwołuje się tutaj do teorii flogistonu, popularnej w XVIII wieku koncepcji alchemicznej dotyczącej spalania. [przypis edytorski]
Wenus z Milo — starożytna, marmurowa rzeźba, przedstawiająca boginię miłości i piękna, znana z tego, że nie posiada rąk. [przypis edytorski]
Atene Glaukopis (mit.) — Atena sowiooka lub lśniącooka, jeden z przydomków bogini mądrości. [przypis edytorski]
kurara — neurotoksyna, często wykorzystywana przez Indian do zatruwania strzał. [przypis edytorski]
„Mój dom nie jest moją twierdzą” — przekształcenie angielskiego idiomu My home is my castle (pl. „Mój dom jest moją twierdzą”). [przypis edytorski]
Agaricus muscatis — właśc. Agaricus muscarius, muchomor czerwony. Przekręcenie łacińskiej nazwy wynika zapewne z nieznajomości tego języka przez Ninikę. [przypis edytorski]
amylum nitrosum…, rana moebida — właśc. Amylium nitrosum (azotyn amylu), Rana morbida (żaba zwyczajna). Przekręcenie łacińskich nazyw wynika zapewne z nieznajomości tego języka przez Ninikę. [przypis edytorski]
Salome (bibl.) — wnuczka Heroda, znana z udziału w skazaniu na śmierć Jana Chrzciciela. Zachwycony tańcem Salome Herod Antypas, tetrarcha Galilei i Perei, obiecał spełnić każde jej życzenie, a ta — na polecenie matki — zażądała głowy żydowskiego proroka. [przypis edytorski]
Pipistrellus małouszek — karlik malutki (łac. Pipistrellus pipistrellus), najmniejszy gatunek nietoperza. [przypis edytorski]
nard — roślina, z której wytwarza się olejek eteryczny podobny w zapachu do piżma. [przypis edytorski]
tromtadracja — tu: krzykliwe, przesadne i nastawione na wywarcie wrażenia hasła, często pozbawione treści. [przypis edytorski]
Grigorij Rasputin (1816–1916) — rosyjski kaznodzieja, rzekomy jasnowidz, mistyk i egzorcysta; faworyt rodziny cara rosyjskiego Mikołaja II i jeden z najbardziej wpływowych ludzi w Rosji pod koniec jego rządów. [przypis edytorski]