Norwid, Cyprian Kamil
Białe kwiaty
Kozioł, Paweł
Bogajczyk, Maja
Niedziałkowska, Marta
Choromańska, Paulina
Fundacja Nowoczesna Polska
Romantyzm
Liryka
Poemat
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez fundację Nowoczesna Polska z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Marty Niedziałkowskiej. Utwór powstał w ramach "Planu współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 roku" realizowanego za pośrednictwem MSZ w roku 2014. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o "Planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą w 2014 r.".
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/norwid-biale-kwiaty
Cyprian Kamil Norwid, Pisma wierszem i prozą, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1984.
Domena publiczna - Cyprian Kamil Norwid zm. 1883
1954
xml
text
text
2013-01-18
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2167.jpg
Black & White Flower Pattern, VinothChandar@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2167
Cyprian Kamil Norwid
Białe kwiaty
MilczenieNa pewno tego nie pamiętam, gdzie widziałem płaskorzeźbpłaskorzeźb --- dziś popr. w r. ż.: płaskorzeźba. wyobrażający wychodzącego z Świątyni ZachariaszaZachariasz (bibl.) --- kapłan żydowski, ojciec Jana Chrzciciela., a nie mogącego otaczającym
mówić, iż zaniemiał do czasu narodzenia się Jana ś. Chrzciciela, syna jego;
zdaje mi się, że to we Florencji, na tych brązowych bramach Chrzcielnicy
ś. Jana, o których Michał Anioł Buonarroti rzekł był, iż oczekującymi raju
na ziemi bramami są, które przenieść jeszcze, gdzie raj jest, zaniechano.
Za pewne jednak uważam, iż tak trudnej rzeczy, jaką jest rzeźba-chrześcijańska, to niewątpliwie najpiękniejszy może przedmiot.
Starzec niemy jest --- cisza wielka wokoło --- wszystkie osoby słuchają i
pytają razem, i odpowiadają razemrazem --- tu: jednocześnie.... milcząc...
Otóż --- w jednej nieskończenie ważnej kwestii estetycznej pod obecne
czasy, u nas i na świecie, w kwestii, dlaczego (sumiennie rzecz biorąc) nie
ma nigdzie prawdziwego dramatu, przyszedł mi na pamięć ze
względu na sztukę, mówię, ów płaskorzeźb florencki.
Kto się nic zgorszy prostotą szczerej prawdy, ten zgadnie łatwo bardzo,
dlaczego w literaturze naszej dramatu być nie może... Ale dlaczego
w żadnej innej dziś go nic ma? --- Na to (doprawdy, że bawi mię, iż ja jeden)
śmiem odpowiedzieć, te kwiaty białe zapisując, aby Francuz z czasem
i inny obcy literat przełożył sobie na język swój wiadomość, skąd ta u nich
nieobecność prawdziwego-dramatu powstała.
Kobieta, SztukaU nas bowiem to z przyczyny niezmiernie prostej, czyli iż literatura
nasza nie określiła jeszcze ani jednego skończonego typu kobiety, a jakoż
bez kobiety dramat być ma? Nawet sama Maria Malczewskiego to tylko
krzyk jeden kobiety, która kochanką nie śmiała być jeszcze, żoną nie
miała i nie mogła. Aldona jest to wieża śpiewająca --- Grażyna w hełmie
swym zamkniętym nic a nic już nie mówi nawet... Inne zaś innych kobiety
są tylko przegrywkami w antraktach opery poza ich udziałem
dziejącej się. --- Najjaśniej przeto widać przyczynę estetyczną nieobecności
pełnego dramatu u nas, lubolubo (daw.) --- chociaż. najniejaśniej mistyczne i realne, to jest
społeczne, wyjątkowego zjawiska tego źródło, i zupełną naturę jego, tak
dalece, iż skrzętnie bardzo skracam to.
Ależ --- u dzisiejszych pisarzów innego narodu, gdzie ze wszech miar
szeroko każdy romansistaromansista --- tu: powieściopisarz. najmniej sławny na wszelaki możebny i
niemożebny sposób przedmiot ten traktuje i uprawia!!!... czemu? --- mówię --- tam, serio uważając, pełnej dramy nie ma, tego, ile wiem,
nikt dotąd niezbicie nie okazał...
Ja też nie dowiodę bynajmniej po akademicku, bo tu wcale nie myślę o
tym, tak dalece, iż wynikiem tylko jest prawie bezwłasnowolnym ta o
nieobecności dramatu u cudzoziemców i przyczynie jej głównej uwaga.
Powiem jednak pokrótce, dlaczego to jest tak, z powodu iż odpowiedź na
to krytyczne zapytanie posłuży mi do toku głównej rzeczy w tych kilku
kartkach zawartej.
Dramy prawdziwej nie może być, ilekroć się zatraci pojęcie dramatyczne ciszy i pojęcia jej natur --- czyli, jaśniej tłumacząc, albo raczej
szerzej tłumacząc założenie powyższe: kiedy się zatraci basso w
muzyce, a kolor biały na palecie malarza, a pion w rysunku. Cóż
zupełnego tak niezupełne środki otrzymać są w stanie? Nadanie stanowczego kierunku i stopnia ciszy w dramatyzowaniu jest dla dzieła tej
natury tym, czym w obrocie planety niedotkliwaniedotkliwy --- tu: niedający się dotknąć. i niewidzialna planety
oś.
Kto ma uszy ku wysłuchaniu prawdy, ten niech całość jej wysłucha. Ja,
że za wstęp jedynie użyłem jej tu do prostego spisu kilku wrażeń, wspomnę
tylko, dla korzystać chcącego innostronnie z wzmianki powyższej czytelnika, iż nie wiem, który by dziś autor, bez potknięcia się w śmieszność,
potrafił dociągnąć tam aż dramy pochód, gdzie Calderon zamyka swój i
wychodzi już sam na scenę mówiąc:
,,Dalej --- pisarz dramatu podnieść się nie będąc w stanie... skończył".
U Szyllera bezmowne zupełnie chwile dramy może najwyższymi są
poetycznymi jego polotami. Zdaje się, że to nie inądinąd (daw.) --- którędy indziej., ale tędy drama w
rzeźbę przechodzi --- co zazwyczaj w tańcu raczej poszukiwano,
akrobatyzując przeto monumentalną rzeźbiarstwa powagę. Jakiż barbarzyński błąd tych systematyzujących tak estetyków!...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Gdzieżby Niobe podziała swoją twarz, gdyby rzeźbiarstwo przez sam taniec z dramą ożenione było?...
Albo --- zapytanie rubaszne i beztreściwe, nic nie opiewające jako myśl,
zapytanie Hamleta patrzącego, gdy aktor łzy wylewa, zapytanie to: ,,...Co
jemu do Hekuby?..." --- byłożby tak wysokie w prozie jego?...
Jakoż --- słysząc dopiero natury cichości rozmaitych, przychodzi się
potem do usłyszenia dramy i głębokości wyrazów bezmyślnych, bezkolorowych, białych (że tak je nazwę), i to zda się być wątkiem wszelkiego
dramatyzowania prawdziwego.
Tędy idąc --- doszedłbym jeszcze do daleko ważniejszej rzeczy --- to jest do
mianownikowania filologicznego, i że to jedynie tą drogą kres
swój znachodzićznachodzić (daw.) --- znajdować. może, czego zasłużony i genialny Kamiński nie wiedział
jeszcze, acz my przez jego zasługi położone w rozkładaniu wyrazów
dowiedzieliśmy się --- ale byłoby to za wiele o tym pisać --- wspomnę tylko,
że-ć głąb wszelka jest to i kłąb, i gołąb, ale dalej... uciszam się już jako
Calderon w dramie swej... wiadomo jest wszelako, iż w tej pracy to, co jest
filozoficznym jej kamieniem, to właśnie że ta znajomość kresu, do
którego, rozkładając wyrazy, objaśnia się, a od którego
już, rozkładając je, zaciemnia się zamiast objaśnienia --- i ten to
kres mianownikiem ja zowię.
Patetyczność nie pochodzi od páthos (choroba). Patetyczność pochodzi
od páscho.
ChorobaTylko zdrowe-cierpienia dramatycznymi zdają się być... choroba ma na polu wiedzy patologię raczej, nie patetyczność.
Różnice tu, na polu sztuki, są takie między powyższymi określnikami,
jak na polu życia np. między historycznym a histerycznym
fenomenem jakim...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jeżeli mówię: cisze różne, to i wyrazy one białe, bezmyślne, nie
opowiadające nic, a których kilka tu i owdzie słyszałem, albo którym
raczej świadkiem byłem, bo od tła, na którym miejsca swe znajdowały,
nieodłącznymi są.
To --- pamiętam, że dawno, dawno --- było to jeszcze w roku około 1836,
kiedy tak odmienne było całe tło myśli w Europie, a Dziady pana Adama
były mi potężną, jedyną nutą myśli i uczuć, jak każdemu... te
czytałem... Było to w dzień najprozaiczniejszej barwy, ni suchy, ni
dżdżysty, o dobiedoba --- tu: pora. około południowej i bardzo powszednią barwę mającej,
na zagrodzie ubogiej ojców moich, gdzie urodziłem się --- na prostej,
bezpoetycznej, obwodu stanisławowskiego w Mazowszu, równej jak
piaski ziemi. ŚpiewSzedłem wzdłuż alei, która sad owocowy od warzywnej
ogrodu części przedzielała --- alei bynajmniej z drzew sędziwych i sadu
wcalewcale (daw.) --- całkiem. szczupłego --- nie myśliłem o niczym w tak nijakim miejscu pod
każdym względem --- gdy naraznaraz (daw.) --- tu: nagle. dziewczyna, za aleją w ogrodzie warzywnym onym pieląc, głosem bynajmniej pięknym i niedokończonym tokiem
urwanej pieśni zanuciła:
... a odjechać od niej nudno,/
a przyjechać do niej trudno!...
Stanąłem jak wryty, myśląc, że głos do naczytania się w dramacie pana
Adama piosenki onej zastosowałem w sobie słuchem moim --- ale po chwili
znowu najwyraźniej też słowa tym głośniej mię doszły:
... a odjechać od niej nudno,/
a przyjechać do niej trudno!...
,,Prosta pieśń --- rzekłem --- ale dobrą myśl zawiera... (widać stąd także,
że Mickiewicz z pieśni gminnej ją przybrał).
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Niebieskiej uroczystości cisze są w Albanoza Rzymem, nad jeziorem,
które odbija w sobie Castel Gandolfo --- tam, kiedy zadzwonią na
AngelusAngelus --- Anioł Pański., a niebo jest chmurki nieświadome i jezioro nieświadome
zmarszczki, laury wtedy wiśniowe nieporuszonymi i szerokimi liśćmi
swymi cień, jak one cichącień, jak one cichą --- dziś popr.: cień, jak one cichy., rozrzucają po ścieżce krętej nad wodą, a przy
skale, jak gzyms u gmachu starożytnego, uczepionej. --- Po ścieżce tej
pojechałem był raz o południu ku Grotta Ferrata i powracałem
wieczór tąż samą ścieżką, a jadąc na ośle, zwłaszcza w górach, pamięta się
dobrze szczegół wszelki na drodze spotkany. Dzwoniono na Angelus,
kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa
zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w
rozmowę wprowadzeni. --- Widząc albowiem, wieśniak ów, Włoch, że
katolik jestem, nie myślił, abym był obcym człowiekiem, i mówić
poczęliśmy, jadąc społem, o tym i o owym --- nawet o niedoperzachniedoperz --- dziś popr.: nietoperz., które
już świstać poczęły nam wkoło kapeluszów, że mrok zapadał... Jakoż
pomnę, iż Włoch ludowym opowiadał mi sposobem starożytną bajkę
grecką o Prometeuszu i EpimeteuszuPrometeusz i Epimeteusz (mit. gr.) --- dwaj bracia, pierwszy z nich podarował ludziom skradziony bogom ogień, drugi, chcąc ich obdarować, otworzył wypełnioną nieszczęściami puszkę Pandory., przetłumaczoną na ten sposób, iż
Pan Bóg ptaszka stwarzając błogosławił mu, a zły duch, coś lepszego
wymyślić chcąc, dał życie niedoperzowi... Takie to różne rzeczy mówiliśmy, nogi mając wolno w strzemionach naszych i opuściwszy cugle
niepotrzebne, gdy osiołki po wąskiej jak miedza polska, skalistej wiszarzewiszar (daw.) --- skała, urwisko. --- pod spadzistą skałą, a nad jeziorem --- próbowały uważnym kopytem
raźno zdążać...
Naraz --- osiołki stanowczo wstrzymały się, a my siedząc na nich
poczuliśmy, że o zaporę uderzamy, lubo, dla mroku zupełnego, dostrzec
od razu trudno było, co zamurowało ścieżkę wąską, tam jadąc tak dobrze
już poznaną. Był to zaiste odłam skały, tak jak szeroka droga, na którą się
ze szczytu gór stoczył, wielki, zupełnie więc zamykający przejście... Kiedy
przeto, siodła opuściwszy, oprowadzaliśmy, jak można było, osły nasze,
sami przez głaz przełażąc... rzekłem do towarzysza Włocha:. ,,... Przed
kilkoma godzinami przejeżdżałem tędy cwałem za dnia i pamiętam na
pewno, iż tego głazu nie było tu... A on chwilę przemilczał --- potem,
uchylając nieco kapelusza (jak przy zagajeniu rozmowy naszej na
Angelus), wpół monologowym akcentem rzekł: ,,... Ten kamieni rodzaj nie
upada, kiedy chrześcijanie są na drodze... ale... kiedy nikogo nie ma, to one
się tu staczają z wierzchu skał... bywało..."
Teatr i drama współczesna, aby sądzić, do ila, z tego punktu widzenia
uważając je, krytyki nie wytrzymują i umarłymi są, to trzeba i innej
natury ciszę jaką, z teatru deskami zbliżoną, uczuć i dotknąć jej.
Śmierć, KsiężycKiedy --- o południu, wśród tłoku i gwaru, na wschodachwschody (daw.) --- schody. do izby
poselskiej wiodących śmiercią Cezaraśmiercią Cezara --- tj. zasztyletowany w zamachu. upadł minister Rossi, a krew wstęgą
krzywą od szyi mu się na ścianę zatoczyła, do odpasanej szarfy podobna...
nadszedł po niewielu godzinach i on harmonijny wieczór włoski, i księżyc
za nim o chwili sobie właściwej wytoczył się na niebo, tylko że
przesłoniony (pamiętam) chmurą wąską, jak kiedy prosty człek rękawem
ociera czoło swoje --- albo oczy przysłania...
Minister miał był zwyczaj w znanym kącie loży, czerwonym aksamitem
wybitej, jemu tylko należnej, w teatrze o spóźnionej godzinie siadywać; a
ktokolwiek uczęszczał na operę, pamiętał mimowolnie, że medalowej
czystości rysów profil, z wiadomej strony, od wchodu do sali, o pewnej
godzinie należy mu się widzieć. Nocy tej --- takim, jako się rzekło,
księżycem oświeconej --- czemu grano po pierwszy raz na operę
przerobionego Macbetha... to kazuistycznekazuistyczny --- (o argumentacji itp.) skomplikowany, drobiazgowy, zależny od konkretnego przypadku. tylko dziejów teatru filiacjefiliacja --- związek oparty na pochodzeniu.
wytłumaczyć by (nie najzupełniej na próżno) może i potrafiły.
Pamiętam --- że przez ciche, bez pieśni i mandorlinówmandorlin --- dziś: mandolina., i rozmów
zazwyczaj raźnych, ulice --- może i nie ja jeden dlatego się udałem do
teatru, aby publiczność widzieć...
Chwila otworzenia kortynykortyna --- dziś popr.: kurtyna. wedle codziennego programu gdy nadeszła,
znaczna liczba widzów w przysionku teatru nie najjaśniej oświeconym i po
kawiarniach bliskich, gdzie nikt dziennika ze stołu nie
podejmował, nieporządnie przechadzała się... Po niejakim czasie
weszła garstka, a połowa jej wyszła i weszła znów --- muzyka rozpoczęła
uwerturę... W wyższych lożach, tu, owdzie, parę osób niestrojnych albo
niespodziewanie strojnych dam parę pokazało się. Niektórzy wychylali się
i oglądali naokoło, jakoby afektującafektować (daw.) --- starać się o coś, pożądać czegoś., iż widzieć chcą oblicze i liczbę
publiczności; nareszcie za rozwinięciem opery sformowała się pewna
całość gości używających teatru z nawyknienia, jak gdy o pewnej dobie
higienicznie kto nawykł w wiadomym kierunku bez celu przechadzać
się...
W miarę jednak jak opera przez treść swą w dramę i tragedię
przechodzić z czasem zaczynała, pusta loża ministra Rossi, nie oświecona
jako inne (iż familijna była), ciemnopurpurowe, aksamitne wnętrze swoje
ku światłu, jak wielka rana, odmykając, uprzedziła wrażeniem magiczną
oną Shakespeare'owskiej tragedii chwilę, kiedy cień zasztyletowanego
Banka na pustym krześle przy uczcie teatralnej zasiadać ma... I poczęło się
grać pomiędzy publicznością a sceną to, co Shakespeare w Hamlecie
obmyślił był, aby zagrać tragedię na dworze, scenę na scenie dając... i kto
wtedy publiczność a scenę widzieć tam przyszedł był, to w czasie, kiedy
aktor Banka cień przedstawiający wynika z trapy swej, ranę czerwoną
pokazując, znajdował się sam pomiędzy teatru pełnią a pustką loży
ministra, jako Hamlet u nóg Ofelii... i nie dowierzał sobie sam, że widzem
przytomnymprzytomny (daw.) --- obecny. jest, albo: i tu, i tam Shakespeare'a tylko aktorów grających
widząc, baczył, azaliazali (daw.) --- czy. sam jeden Shakespeare chyba widzem prywatnym
gdzie nic stoi...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Takich to cisz akordy straszne są samą głębokością sądnych kombinacji swych, przytoczyłem zaś onon (daw.) --- ten. powyższy zarys na to, aby Białe kwiaty
stosowny sobie miały cień, lubo nic tu się nie pisze, co by nie
było uszczknięte, że tak powiem, z niw natury rzeczy, i
jeżeli mniejsza jest cokolwiek nieobecność stylu, jaką użyłem w Czarnych
kwiatach, to o tyle tylko, o ile jest wcale niemożebnym uniknąć sztuki,
owszem, o ile ta w tej sferze sprawuje prawdę przedstawienia.
SłowoBłogosławiony i szczęśliwy pisarz, który prawdziwej patetyczności
bezbarwne słowa zna i strzeże --- pisarz i człowiek każdy! --- lubo
często te nieledwo wcale od nas zależeć nie zdają się. --- A są tym
piękniejsze, z tego je stanowiska ceniąc, im mniej jako idea i myśl
zawierające w sobie --- im nijaksze...
Często: że je określać trudno, zapominane są i mało baczonebaczony (daw.) --- zauważany....
zaiste --- nie kryję, iż uprzytomnianie ich sztuką pisania bacznej bardzo
pilności wymaga...
Mniemam wszakże, że byłoby zarówno pięknie, jak, zdaje mi się,
koniecznie prawie, aby sztuka polska, pod tym względem pierwszą się w europejskiej dzisiejszej literaturze jawiąc, słupy swe żelazne
zakopywała stanowczo i wyraźnie. Nowego budynku estetyki niebezpieczna jest systematami, najbezpieczniejsza prostotliwą paraboląparabola --- przypowieść., z życia
bezstronnie przyjętą uczuciem, utwierdzać... A zaś świadomość
paraboli sama przez się coraz dalsze pokaże kresy, braki, dobytki...
Pamiętam kilka słów zaszłych mi w drogę tu i owdzie, które najdobitniej
uprzytomnieć mogą ogólny zarys moralny i estetyczny tych notatek. A
przytacza się je (jako każdy dobrej woli czytelnik zauważyć potrafi) z
wdzięcznością nawet, iż za wskazówkę poszukiwań prawd estetycznych
posłużyły. Żadnej myśli nie określające słowa powiedział mi raz jeden z
najpoważniejszych obywateli w Europie, kiedy w onych niedawnych,
łunami rewolucji świetnych latach przybyłem z Rzymu do Paryża. --- Starzec ów znakomity, pogodnie rozmowę zagaiwszy, pytał mię o Rzym
starożytny: ile? --- gdzie? --- jako? odkopywanie starożytności postąpiło...
Odpowiadałem był jako osobie dotykalnie rzecz znającej i jako się mówi z
kimś, co w rozmowy celu niknie przez to, iż przedmiot szczerze zna. --- Że
taka rozmowa w sobie samej żywot ma, wypadło mi najprościej dla
porównania postępu prac zapytać: ,,A kiedyż książę jegomość
ono Forum-Romanum widziałeś?..." Odpowiedź była najprościejsza, którą jednak w notatki słów onych powyżej określonych zamieściłem --- odpowiedział mi był książę: ,,To było w przeszłym stuleciu". Trzeba być zaiste wywikłanym z fałszów estetyki schorzałej
formułek, aby śmieć wytykać i poszukiwać dróg odbudowania szkoły
nowej w sztuce czy to w literaturze-sztuce, wszelako coraz bliżej
(śmiem to zapowiadać) zobaczycie już w Europie kierunki te na jaw
wychodzące; trzeba więc, aby młoda szkoła polska baczną była.
A inne znowu słowa, w Londynie np. które przytrafiły mi się, dały mi to
dostrzec, jak jest łatwo poddać się formułkom czczym bezpatetycznej
dramy.
Artysta, też i ludowego pierwiastku czciciel, mieszkałem tam w
najuboższym prawie domku najuboższej miasta części. --- Wieczorem raz,
przy świetle sam zostając, nie uważałem, iż ktoś wszedł, zwłaszcza iż
angielski klimat wilgocią swą przygłuchnięcie moje chwilowe zwiększył...
Mąż postaci zacnej (i rycerskiej nawet twardością rysów swych) stał przede
mną, laskę grubą trzymając --- wstałem i przywitałem. Grzeczność,,Nie wiem --- rzekł
gość --- jak się odezwać mam: obywatelu, ziomku, rodaku czy
panie". Dekoracje tej sceny były więcej niż zaniedbane, a ja mniej
starannie od gościa osłonięty.
,,Proszę usiąść" --- odrzekłem. ,,Nie! --- na to przychodzień --- pierwej
niech wiem odpowiedź..." ,,Otóż --- rzekłem --- widzi pan, można powiedzieć panie i powiedzieć bracie, powiedzieć bracie i rzec przez to
panie, i wszystko w tym (wedle estetyki polskiej) zależy od tego, jako się
powiada albo słyszy --- a k’temu, aby widziano, dotykano i słyszano słusznie, toć są sztuki piękne odpowiadające
wzrokowi, dotykaniu, słuchowi... tych sprawiedliwe uprawianie
czyni..........a muzyka już u nas przecie kwitnie..."
Tak oto coś począłem mówić --- gdy przychodzień pięknym męskim
głosem rzecze: ,,To najlepiej: rodaku!" --- ale przyciskprzycisk --- tu: akcent. taki był na literze
pierwszej, iż w głuchocie mej dalsze mi zniknęły, światło przy tym mdłe i
postawa, i laska gruba uczyniły razem, iż zdało mi się nie rodaku, ale
rrrobaku! usłyszeć.
Że bez śmiechu to notuję, jako potrzebny odcień w zarysie tym, proszę
również tak przyjąć; nie celem mi tu śmiech, ani środkiem
nawet. Innych, pewniejszych środków bliskie jest to pisemko z siebie
samego. Biały-ć i to kwiat!... bo zarysem jego było serio i drama, ale
widno, do ilado ila --- do jakiego stopnia. własnego tu wyrobu estetycznego i pojęcia patetyczności
własnej zbywazbywać (daw.) --- brakować.! Może w innych poszukiwaniach innych dróg na innych
polach posłużę i ja komu za objaśniające śmiesznością swą światełko...
wszyscy służymy... estetyka zaiste że narodowa polega na tym...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Kto by myślił, że poszukiwania świadome nowych estetyki zdobytków
byłoby na polu szerszym, po francusku na przykład, stosowniej wypowiedzieć, myli się. Swobodnie tu jest i przystępne wszystko w tym wielkim i
zacnym narodzie, dla którego szacunek mam świadomy siebie, ale... może
by trzeba władzę pierw mieć albo systemat sławny na to, a obie te
rzeczy wprost przeciwne są celom takowej i mojej pracy. --- Mistrze zaś
wielcy w sztuce, choć to i usłyszą, i zrozumieją, cierpieć będą, że nic
k’temu nie uczynili, a nie uczynią nic!... czekając zawsze, aż
uczeń mistrza, a pokolenie zakasuje pokolenie, skąd ciągu nic ma i mieć
nie może tak rozwijana sztuka... Konkurencja na polu postępowi
jedynie dostępnym jest najprostszym absurdum, a emulacjęemulacja (z łac.) --- konkurowanie z czyimiś osiągnięciami poprzez ich twórcze naśladownictwo. zabije
zawsze konkurencja i energię twórczą wyniszczy.
KonfliktLubo --- nie ma co się tam przecie ścigać, gdzie dróg jest nieskończona
liczba --- to tylko, jak się jedną drogę widzi, ścigać się może jest koniecznym, i to jeszcze: może!... Przy tym nieświadomość wartości
elementów komiki i satyry wyniszczy tu zawsze siew tej
niwy...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Ciszy w najkolosalniejszym słowa tego tonie nie doznałem nigdzie
jeszcze wyższej nad ciszę o jednej nocy, acz zimowej, na Oceanie... że słów
na to nie ma, mimo iż twarda to i prawie głodna podróż dwumiesięczna
przeszło była i uprozaiczniała dobrze... pomnę, iż obejrzawszy się wkoło
ani modlić się nawet słownie miałem --- i zapłakałem tylko... że
może być tak wielka cichość... a przecież tyle mórz pierw innych
znałem...
Izraelicie, towarzyszowi podróży, którego raz w życiu napotkałem, i to
na okręcie, patetyczne rzeczywiście winienem także słowo. Był to
młodzieniec światły, w filologii i filozofii także niemieckiej biegły, historię
też znał i o sztuce miał wyobrażenie --- umiał on i po polsku parę wyrazów,
bo, acz za granicą wzrósł, pamiętał, że dziecięciem w Polsce był; jak to
mówi się czasem u nas szlachty: był to żydziak.
Jedliśmy nieraz razem z jednego naczynia ryż gotowany, zwłaszcza
kiedy trudno było gotować, z powodu iż burze kuchnię rozbijały, a fale
wyższe masztów przechodniem na statku pomiatały. Bo to była też
niebezpieczna żegluga: dwa okręta współpłynące rozbiły się, jeden
rozbity widzieliśmy na własne oczy.
Wiele razy na zwojach sznurów z Izraelitą owym całe noce rozmawialiśmy po francusku o polityce, historii, filozofii, estetyce, o Religii
Chrystusa Pana, i o TalmudzieTalmud --- obszerne dzieło stanowiące podsumowanie doktrynalno-religijnego, pobiblijnego dorobku judaizmu., i o Mojżeszowym prawie, i o nie wiem już
czym. Gdy nadeszła niedziela (jedna z tylu niedziel!), że, ubierając się w
kajucie, przymknąłem nieco drzwi, patrzę, aż ręka się przez szparę z
niedomknięcia drzwi wynikłą wsuwa, podając mi różową flaszkę
olejku do włosów i bieliznę świeżą: rzeczy, domyślić się łatwo,
jak kosztowne i rzadkie tam, gdzie już wodę bardzo oszczędnie rozdawano, i przy broni nabitej, aby ludzie się o wodę nie pobili... Izraelita
wszakże, przynosząc mi te rzeczy, wiedział z innych niedziel, po samej
książce do nabożeństwa spotykanej u mnie, iż dzień ten wyróżniać
zwykłem. Otóż mówiłem z nim wiele, wiele różnych rzeczy...
Jednego razu, wpodłużwpodłuż --- dziś popr.: wzdłuż. statku miotanego ogromnymi falami chodząc, że
spodziewano się znaczniejszej burzy w nocy, ruch był wielki i krzyki
rozkazów szczególniejsze niż dotąd... a że chodząc tak przed oną
oczekiwaną burzą mówiliśmy żwawo coś o Bożoczłowieczeństwie Chrystusa Pana naszego, interlokutorinterlokutor (z łac.) --- rozmówca. mój przymilkł jakoś na chwilę, i ja za
nim; potem, wskazując mi na fale, rzekł: ,,A więc wierzysz i w to, że
Mesjasz chodził po falach, jak po ziemi?..."
,,Wierzę" --- odpowiedziałem...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Po niejakim przestanku obustronnym, widząc, iż mój interlokutor
izraelskiego jest wyznania, a światły człek, dodałem:
Cud, Pokora,,Przypominasz sobie zapewne moment i okoliczność, w których Pan
przez morze szedł (boć czytujesz Ewangelię ze mną razem, kiedy mi
hebrajskie czytanie na tłumaczeniu Nowego Testamentu w wolnych
chwilach pokazujesz), był to więc moment, kiedy już rzesze całe w
najwyższym stopniu zaczęły się za Chrystusem Panem porywać w
zapale tłumnym --- lada chwila królem już ziemskim mógł być
okrzyknięty... otóż uchadzał w ten czas drogami najmniej od rzeszy
znanymi... w takim to położeniu raz przez powierzchnię morza szedł... akt
był logicznie naturalny, wynikł z rzeczy samej, jeżeli, jako widzisz, na
maleńkiej ziemi syryjskiej zostawszy Panem, to wystarczyło już, aby
panem oto był wszechziem --- tam więc, gdzie owa ziemia maleńka,
kończyła się też i cała ziemia z lądami swymi, a zaczynało się morze...
Powiesz mi (lubolubo (daw.) --- chociaż. filozof jesteś): ,,A czemu to tak nie pójdziesz, bracie, aby
pokazać mi, że tak jest? --- Zmierz-że pierwej proporcję moją
do Pana mego, tudzież uważ, azaliazali (daw.) --- czy. on, aby pokazać to, czynił
tę sprawę, czy nie raczej, aby ukryć dostojność swą..."
,,To jedno ci powiem --- (mile tu wspominany, a raz spotkany)
Izraelita rzecze mi --- że jużci Chrystus wasz był to może
najidealniejszy człowiek..."
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Książę pewny, z zacnego a wielmożnie historycznego szczepu (bo
hetmanów rycerskich między swymi dziady mający), był też od niejakiego
czasu w Ameryce, obywatelem Rzeczypospolitej zostawszy, i
na pięknym przedmieściu miasta New-York, które to przedmieście zowie
się Brooklyn, zamieszkiwał. Wiele mu winienem chwil przyjemnych i
przyjacielskich usług, a usługi mówię dlatego, bo jest rzadkiej uprzejmości serca człowiek. Kiedy wielkim smutkiem dotknięty po onym
wybrzeżu przechadzał się raz ze mną, a słońce właśnie ku zachodowi
miało się, chmurą mocnymi promieniami przeszytą osłonięte, widać było
opodal wzgórze małe, zielonym wówczas porosłe żytem, w kłosach
właśnie będącym --- dalej szeroka rzeka srebrzyła się pod słońca jasnością,
fortecy małej mury na brzegu jej i okrętu tuż resztka
czerniły się...
Nie pamiętam, o czym mówiliśmy... ale mówiąc rzeczy rozmaite
pamiętaliśmy, dokoła spozierając, że okręt ten zachowała do dziś Ameryka na pamiątkę męża, co na nim przypłynął z Europy...
Wzgórze zielone i forteczka pamiątkami są narodowymi, kędykędy (daw.) --- gdzie. mąż ów
Anglików zbił, a cofających się żołnierzy swych utrzymał tam nieraz
odwagą osobistą... I pamiętaliśmy jeszcze, że towarzysz przechadzki mej, z
poważnie historycznego a książęcego rodu pochodząc, liczył pomiędzy
żeńskimi przodki swymi właśnie że onego wsławionego w Ameryce
polskiego bohatyra najukochańszego ulubioną...
Bohater ów --- łacnołacno (daw.) --- łatwo. jest wiedzieć, że Kościuszko, a zaś [książę Marceli
Lubomirski, powinowaty] ulubionej wielkiego wygnańca tego (przez ród
jej niegdyś wzgardzonego)... był właśnie ze mną tam wygnańcem i
zamieszkałym nieledwienieledwie (daw.) --- prawie. że na pobojowisku, które sławę Kościuszce
zjednało!
Książę obywatel Rzeczypospolitej Amerykańskiej
przyjmował radośnie to wet za wet po wieku...