Samotność, Przemiana, SłońceGdy Zaratustra trzydziestu lat dożył, opuścił kraj swój i jezioro ojczyste i poszedł w góry. Tu radował się duchowi swemu i samotności swej, a dziesięć lat tak żyjąc, nie umęczył się nimi. Mędrzec, Słońce, DarWreszcie przemieniło się serce jego, — i pewnego zaranku[1] wstawszy wraz z jutrznią, wystąpił przed słońce i tak rzekł do niego:
2— Światłości ty olbrzymia! czymże byłoby twe szczęście, gdybyś nie miała tych, komu jaśniejesz?
3Dziesięć lat wchodziłaś tu do mej jaskini; znużyłabyś się i jaśnieniem twym, i drogą twą beze mnie, bez mego orła i bez węża mego.
4Lecz my oto oczekiwaliśmy ciebie każdego zaranku[2] i, biorąc nadmiar światła twego, błogosławiliśmy cię za to.
5MędrzecSpojrzyj! Jam jest umęczony mą mądrością jako pszczoła, co za wiele miodu zebrała; pożądam rąk, które by się po nią wyciągnęły.
6Pragnąłbym rozdarowywać i obdzielać, aż póki mądrych pośród ludzi nie uraduje ponownie własne szaleństwo, a ubogich własne bogactwo.
7Lecz na to w głębię znijść[3] muszę, jako ty co wieczór to czynisz, gdy poza morze wstępujesz, aby i podziemnym światom swej udzielić jasności, — światło ty przehojne!
8Oto muszę, jako ty, zajść, wedle ludzkiego nazwania, znijść ku tym, których wola ma pożąda.
9Pobłogosławże ty mnie, wejrzenie spokojne, co nawet na nadmiar szczęścia bez zawiści patrzeć możesz!
10Błogosław kielich przepełniony, aby złotymi rozpłynął się strugi[4] i twej świetności odblask wszędzie poroznosił.
11Spojrzyj! kielich ten chce znowu być opróżnion[5] i Zaratustra chce znów być człowiekiem.
12— Tako[6] się poczęło znijście[7] Zaratustry.
Samotnik, Przemiana, Góry, OgieńZaratustra zstępował samotny z gór, nie spotykając po drodze nikogo. Gdy jednak w las się zanurzył, stanął nagle przed nim starzec, co opuścił chatę swą świętą, aby korzonków szukać po lesie. I rzekł starzec do Zaratustry tymi słowy[8]:
14Samotność, Góry, Przemiana, Dziecko, Morze— Nie jest mi obcy ten wędrowiec; przed laty przechodził on tędy. Zaratustra zwie się; jednakże przeobraził się on.
15Wonczas niosłeś swój popiół w góry; chceszże dzisiaj swój ogień nieść w doliny? Nie obawiasz się kary podpalacza?
16O tak, poznaję Zaratustrę! Czyste jest jego oko, a wokół ust jego nie czai się wstręt. Czyż nie stąpa on jako tancerz?
17Przeobrażony jest Zaratustra, dziecięciem stał się Zaratustra, ocknięty jest Zaratustra. I czegóż ty chcesz pośród śpiących?
18Miłość, DarŻyłeś w samotności jako w morzu i morze niosło ciebie. Biada, chcesz teraz na ląd stąpić[9]. Biada, chceszże znowu o własnych siłach wlec twe ciało?
19 20 21— Czemuż — odparł starzec — usunąłem się i ja niegdyś w lasy i w głusz[10] samotną? Czyż nie dlatego, żem ludzi nazbyt ukochał?
22Teraz miłuję Boga, nie kocham ludzi. Człowiek jest rzeczą zbyt niedoskonałą. Miłość ku ludziom zabiłaby mnie.
23 24Bieda— Cóżem ja o miłości mówił[11]! Niosę ludziom dar.
25— Nie dawaj im nic — rzekł święty. — Raczej ujmij im nieco i dźwigaj z nimi społem[12]. Tym najbardziej im wygodzisz[13]: obyś sobie jeno[14] tym dogodził!
26A jeśli chcesz ich koniecznie obdarzać, nie dawaj więcej nad jałmużnę i każ im jeszcze żebrać o nią!
27— Nie — odparł Zaratustra — nie dawam[15] jałmużny. Nie jestem na to dosyć ubogi.
28Święty zaśmiał się z Zaratustry i rzekł w te słowa:
29— Bacz[16], aby przyjęto twe skarby. Nieufni są oni względem samotników i nie wierzą, abyśmy przychodzili, by obdarzać.
30Kroki nasze dźwięczą im zbyt samotnie po pustych ulicach. A gdy po nocy w swoich łożach, na długo przed wschodem słońca czyjeś kroki zasłyszą, pytają wówczas: dokąd zmierza ten złodziej? Samotnik, Święty, Zwierzęta, Kondycja ludzkaNie chodź do ludzi, pozostań w lesie! Udaj się raczej do zwierząt! Czemu nie chcesz być jako ja, — niedźwiedziem pośród niedźwiedzi, ptakiem pośród ptaków?
31Dar, Bóg, Święty, Śmiech— I cóż robi święty w lesie? — zapytał Zaratustra.
32 33— Pieśni składam i śpiewam je, a gdy pieśni składam śmieję się i płaczę, i pomrukuję z cicha: tako Boga chwalę.
34Śpiewem, płaczem, śmiechem i pomrukiem chwalę Boga, który jest moim Bogiem. Lecz cóż to niesiesz ty nam w darze?
35Gdy Zaratustra te słowa usłyszał, pokłonił się świętemu i rzekł:
36— Czymże was mógłbym ja obdarzyć? Pozwólcie mi jednak odejść czym prędzej, abym wam czego nie odebrał.
37I tako rozstali się ze sobą starzec i mąż, śmiejąc się jako dwa żaki[17].
38Gdy Zaratustra sam pozostał, rzekł do swego serca: „Czyżby to było możliwe! Wszak ten święty starzec nic jeszcze w swym lesie nie słyszał o tym, że Bóg już umarł!”
Gdy Zaratustra zaszedł do najbliższego miasta, co u skraju lasów leżało, znalazł tam wiele ludu zgromadzonego na rynku, gdyż było obwieszczone, iż linoskok[18] da widowisko. Kondycja ludzkaI Zaratustra tako rzekł do ludu:
40— Ja was uczę nadczłowieka. Człowiek jest czymś, co pokonanym być powinno. Cóżeście uczynili, aby jego pokonać?
41Wszystkie istoty stworzyły coś ponad siebie; chcecież być odpływem tej wielkiej fali i raczej do zwierzęcia powrócić, niźli człowieka pokonać?
42Czymże jest małpa dla człowieka? Pośmiewiskiem i sromem[19] bolesnym. I tymże powinien być człowiek dla nadczłowieka: pośmiewiskiem i wstydem bolesnym.
43Przebyliście drogę od robaka do człowieka i wiele jest w was jeszcze z robaka. Byliście niegdyś małpami i dziś jest jeszcze człowiek bardziej małpą, niźli jakakolwiek małpa.
44Kto zaś jest pośród was najmędrszym, ten jest dwurodkiem i mieszańcem rośliny i upiora. Mówięż ja wam, byście się upiorami lub roślinami stali?
45Patrzcie, ja wam wskazuję nadczłowieka.
46Ziemia, Ciało, Dusza, Kondycja ludzkaNadczłowiek jest treścią ziemi. Wasza wola niech rzeknie: bodajby się nadczłowiek treścią ziemi stał.
47Zaświaty, TruciznaZaklinam was bracia pozostańcie wierni ziemi i nie wierzcie tym, co wam o nadziemskich mówią nadziejach! Truciciele to są, wiedni[20] czy nieświadomi!
48Wzgardziciele to ciała, wymierający i sami zatruci, którymi ziemia się umęczyła; obyż się prędzej precz wynieśli!
49BógNiegdyś było bluźnierstwo wobec Boga największym zuchwalstwem, lecz Bóg umarł, a z nim zmarli i ci bluźniercy. Ziemi bluźnić jest rzeczą najstraszniejszą, jako też cenić bardziej wnętrzności niezbadanego, niźli treść tej ziemi.
50Dusza, Ciało, PogardaNiegdyś spoglądała dusza wzgardliwie na ciało; naonczas[21] była ta wzgarda czymś najwyższym; chciała mieć dusza ciało chudym, wstrętnym, zagłodzonym. Tako myślała, iż się ciału i ziemi umknie.
51O, ta dusza była sama jeszcze chuda, wstrętna i zagłodzona i okrucieństwo było rozkoszą tej duszy.
52BrudLecz wy nawet jeszcze, bracia moi, powiedzcież wy mi: co wam ciało wasze o duszy waszej zwiastuje? Nie jestże wasza dusza ubóstwem i brudem, i żałosną błogością?
53MorzeZaprawdę, brudnym stworzeniem jest człowiek. Trzeba być morzem, aby brudne strumienie w siebie przyjmować i samemu się nie zakalać[22].
54Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka: ten jest morzem, w nim wasza wielka wzgarda zatonąć zdoła.
55Pogarda, Rozum, Szczęście, Cnota, Bieda, BrudCo jest największym z ducha, czego wy doświadczyć możecie? Jest to godzina wielkiej wzgardy.
56Godzina, w której wasze szczęście wstrętem was przejmie, zarówno jak rozum wasz oraz cnota wasza. Godzina, kiedy powiecie: „I cóż z mego szczęścia! Jest ono ubóstwem i brudem i żałosną błogością. Lecz me szczęście powinno samo istnienie usprawiedliwiać!”
57Godzina, kiedy powiecie: „I cóż z mego rozumu! Pożądaż on wiedzy, jako lew karmu[23]. Ubóstwem jest on i brudem, i żałosną błogością.
58Godzina, kiedy powiecie: „I cóż z mej cnoty! Jeszcze mnie ona o szaleństwo nie przyprawiła. Jakżem umęczony mym złem i dobrem! Wszystko to — ubóstwo i brud, i błogość żałosna!
59Sprawiedliwość, Ogień, Piorun, SzaleństwoGodzina, kiedy powiecie: „I cóż z mej sprawiedliwości! Nie baczę[24], abym się żarem i węglem stał. Lecz sprawiedliwy jest żarem i węglem!
60Współczucie, MiłosierdzieGodzina, kiedy powiecie: „I cóż z mego współczucia! Nie jestże współczucie krzyżem, do którego przygwożdżony zostaje ten, co ludzi ukochał. Lecz me współczucie nie jest ukrzyżowaniem”.
61Mówiliście już tak? Krzyczeliście już tak? Och, gdybym ja od was już takie zasłyszał wołania!
62Grzech, SkąpiecNie grzechy wasze — wasze przystawanie[25] na małym woła do nieba, wasze skąpstwo nawet i w grzechu, oto co woła do nieba!
63Piorun, SzaleństwoGdzież jest ten piorun, który by was liznął swym językiem? Gdzież jest ten obłęd, który by wam zaszczepić należało?
64Patrzcie, ja was uczę nadczłowieka. On jest tym piorunem, on jest tym obłędem!
65Gdy Zaratustra tako zakończył, krzyknął jeden z ludu:
66— Słyszeliśmy już dosyć o linoskoku, pokażcież nam go wreszcie!
67I lud cały śmiał się z Zaratustry. Jakoż linoskok, sądząc, że na niego przyszła kolej, imał się swego dzieła[26].
Zaratustra jednak spoglądał na lud i dziwił się. Po czym rzekł tymi słowy:
69Kondycja ludzka, Droga, Niebezpieczeństwo— Człowiek jest liną rozpiętą między zwierzęciem i nadczłowiekiem, — liną ponad przepaścią.
70Niebezpieczne to przejście, niebezpieczne podroże[27], niebezpieczne wstecz poglądanie[28], niebezpieczne trwożne zachwianie i zatrzymywanie się.
71Oto co wielkim jest w człowieku, iż jest on mostem, a nie celem; oto co w człowieku jest umiłowania godnym, że jest on przejściem i zanikiem.
72Kocham tych, którzy żyć nie umieją inaczej niż w zaniku, albowiem oni są tymi, którzy przechodzą.
73TęsknotaKocham wielkich wzgardzicieli, gdyż to są wielcy wielbiciele i strzały tęsknoty na brzeg przeciwny.
74Ziemia, OfiaraKocham tych, którzy nie szukają aż poza gwiazdami powodów, aby zaniknąć i ofiarą się stać, lecz ziemi się ofiarują, aby ziemia własnością nadczłowieka kiedyś się stała.
75Kocham tego, który żyje, aby poznawał, i który poznawać chce, aby kiedyś nadczłowiek żył. Tako pragnie on swego zaniku.
76Kocham tego, który pracuje i odkrycia czyni, aby nadczłowiekowi dom wystawił oraz mierzwę, zwierzę i roślinę jemu zgotował: gdyż tako chce on swego zaniku.
77CnotaKocham tego, który cnotę swą kocha, gdyż cnota jest wolą zaniku i strzałą tęsknoty.
78Kocham tego, który ani kropli ducha sobie nie pozostawia, lecz chce być całkowicie duchem swej cnoty: tako przekracza on most jako duch.
79Kocham tego, co ze swej cnoty czyni skłonność ducha i przeznaczenie własne: i tako k'woli[29] swej cnoty chce żyć jeszcze i przestać już żyć.
80Kocham tego, co nie chce zbyt wiele cnót posiadać. Jedna cnota jest większą cnotą niźli dwie, ponieważ bardziej staje się onym węzłem, na którym zawiesza się przeznaczenie.
81DarKocham tego, czyja dusza udziela się rozrzutnie, który podzięki nie chce i nie zwraca: gdyż on obdarza ustawicznie, a siebie zachować nie pragnie.
82Kocham tego, który wstydzi się, gdy kości jemu na szczęście padną[30] i pyta: — zalim jest[31] fałszywym graczem? — gdyż on zaginąć chce. Kocham tego, który złotymi słowy swe czyny uprzedza i zawsze więcej dotrzymuje, niźli był obiecał: gdyż on swego zaniku pragnie.
83Kocham tego, co przyszłych usprawiedliwia i przeszłych wyzwala: gdyż on chce od współczesnych zaginąć[32].
84Bóg, Kondycja ludzkaKocham tego, co Boga swego gromi, ponieważ Boga swego kocha: gdyż on od gniewu swego Boga zaginąć musi.
85Kocham tego, czyja dusza jest głęboką[33], nawet poranioną będąc, i którego drobne nawet przejście zgubić może: tako chętnie przez most on przechodzi.
86Kocham tego, czyja dusza jest przepełna, aże samego siebie człowiek zapomina; tylko rzeczy wszystkie życie w nim mają: tak oto rzeczy wszystkie zanikiem jego będą.
87Wolność, Dusza, SerceKocham tego, co wolnego jest ducha i wolnego serca; głowa takiego jest tylko trzewiem[34] serca, serce wszakże prze go ku zagładzie.Deszcz, Kondycja ludzka
88Kocham tych wszystkich, co są jako ciężkie krople, spadające pojedynczo z ciemnej chmury zawisłej nad człowiekiem: zwiastują one błyskawicę i jako zwiastuny giną.
89Patrzcie, jam jest zwiastunem błyskawicy, jam jest ciężką kroplą z chmury: ta błyskawica zwie się nadczłowiekiem.
Śmiech, Słowo, Nauczyciel, LudGdy Zaratustra wyrzekł te słowa, spojrzał na lud wokół i zamilkł. „Oto stoją głusi, — rzekł do swego serca, — i oto śmieją się: nie rozumieją mnie. Jam nie jest językiem dla tych uszu.
91Czyżby należało wprzódy uszy im poniszczyć, aby się nauczyli słuchać oczyma? Czyżby oczekiwali, bym brutalne łoskoty czynił jako odpustowe kotły lub kaznodzieje pokutni? Lub może ufają tylko jąkałom?
92Duma, PogardaWszakże mają coś, z czego się pysznią? Jakże zwie się to, co ich tak dumnymi czyni? Wykształceniem zwą ten skarb duszy swojej; toć ono wyróżnia ich od pasterzy kóz?
93A więc dlatego tak niechętnie słuchają słowa »wzgarda«. Niechajże i tak będzie: — przemówię i ja do ich dumy!
94Będę im mówił o czymś najgodniejszym pogardy, będę im mówił o ostatnim człowieku”.
95I Zaratustra w te słowa zwrócił się do ludu:
96— Czas, by człowiek cel sobie wytknął; czas, by zasiał ziarno swej najwyższej nadziei.
97Jeszcze ziemia dość bogata, lecz przyjdzie czas, gdy się stanie tak biedna, tak oswojona i łagodnie jałowa, że z tego ziarna nadziei żadne już wyższe drzewo nie wyrośnie.
98Tęsknota, UpadekBiada! Zbliża się czas, gdy człowiek niezdolny będzie wyrzucić strzały tęsknoty ponad człowieka, gdy zwiotczeje cięciwa łuku jego.
99Gwiazda, TaniecPowiadam wam, trzeba mieć chaos w sobie, by porodzić tańczącą gwiazdę. Powiadam wam, wiele chaosu jest jeszcze w was.
100Biada! Zbliża się czas, gdy człowiek żadnej gwiazdy porodzić nie będzie zdolen[35]. Biada! Zbliża się czas po tysiąckroć wzgardy godnego człowieka, — człowieka, co nawet samym sobą już gardzić nie zdoła.
101Obraz świata, Upadek, Kondycja ludzka, SzczęściePatrzcie! wskazuję wam ostatniego człowieka.
102„Czym jest miłość? Czym jest twórczość? Czym jest tęsknota? Czym jest gwiazda?” — tak pyta ostatni człowiek i mruży wzgardliwie oczy.
103Ziemia się skurczyła, a po niej skacze ostatni człowiek, który wszystko zdrabnia. Rodzaj jego jest nie do wytępienia, jako pchła ziemna; ostatni człowiek żyje najdłużej.
104„Myśmy szczęście wynaleźli”, — mówią ostatni ludzie i mrużą niedbale oczy.
105Opuszczają okolice, gdzie życie twarde było: gdyż ciepła potrzeba. Kocha się jeszcze sąsiada i trze się o niego; — gdyż ciepła potrzeba!
106Cierpienie i nieufność uchodzą za rzeczy grzeszne: ostatni człowiek baczy troskliwie na siebie. Głupiec chyba tylko potyka się jeszcze o kamienie i o ludzi!
107TruciznaNieco trucizny kiedy niekiedy — to darzy słodkimi snami. A w końcu — dużo trucizny, aby mile zemrzeć.
108PracaPracuje się jeszcze, gdyż praca jest rozrywką. Dba się jednak o to, by ta rozrywka nie stała się zbyt uciążliwa.
109Bogactwo, Bieda, WładzaNikt już nie jest bogatym ani biednym: jedno i drugie jest zbyt uciążliwe. Któż by jeszcze chciał panować? Któż by jeszcze chciał podlegać? To zbyt uciążliwe.
110Szaleństwo, MądrośćŻadnego pasterza, sama trzoda! Każdy jest równy, każdy chce działu równego. Kto inaczej czuje, idzie dobrowolnie do domu obłąkanych.
111„Dawniej cały świat był szalony”, — mówią najsubtelniejsi i mrużą mądrze oczy.
112Jest się mądrym i wie się wszystko, co się zdarzyło, więc w wydrwiwaniu wszystkiego nie zna się miary. Sprzeczają się jeszcze, lecz godzą się niebawem, gdyż niezgoda psuje żołądek.
113Ma się swą przyjemnostkę na dzień i swą przyjemnostkę na czas nocy; lecz zdrowie ceni się nade wszystko.
114„Myśmy szczęście wynaleźli”, — mówią ostatni ludzie i mrużą oczy. —
115Tu zakończył Zaratustra swą pierwszą mowę (zwą ją również i „przedmową”), gdyż w tym miejscu przerwał mu krzyk i radość tłumu: „Daj nam, Zaratustro, ostatniego człowieka, — wołali społem, — uczyń z nas ostatnich ludzi, a darujemy ci twego nadczłowieka”. Lud cały radował się i mlaskał językiem. Zaratustrę wszakże smutek ogarnął; rzekł do serca swego:
116Słowo, Śmiech, Nauczyciel„Nie rozumieją mnie: nie jestem językiem dla tych uszu.
117Za długo w istocie żyłem w górach, zanadto wsłuchiwałem się w szelesty drzew i w poszumy strumieni: I oto mowa ma jest dla nich mową pasterzy kóz.
118Dusza ma nieporuszona jest i jasna jako wzgórza o poranku. Oni jednak sądzą, żem jest zimny i żem szyderca w żartach okrutnych.
119I teraz oto spozierają wciąż na mnie i śmieją się. A śmiejąc się, nienawidzą mnie jeszcze. Lód jest w ich śmiechu”.
Lecz oto wydarzyło się coś, wobec czego wszystkie usta niemiały[36] i wszystkie oczy słupem stawały. Błazen, Zabawa, Śmierć, TłumLinoskok rozpoczął właśnie swe dzieło; wyszedł on spoza małych drzwiczek i posuwał się po linie, rozciągniętej między dwiema wieżami, i tak oto zawisał ponad rynkiem i ludem. Kiedy się w połowie drogi znajdował, roztworzyły się nagle małe drzwi i jakieś pstre pacholę[37], niby śmieszek jarmarczny, wyskoczyło na linę i szybkimi kroki zbliżało się do poprzednika. — „Naprzód, włóczynogo, – wołał straszny jego głos, — naprzód, ciemięgo, czołgaczu, tchórzu! Abym cię piętą nie połechtał! Cóż ty tu marudzisz pomiędzy wieżami! Do wieży by cię zamknąć należało, lepszemu od siebie drogę tylko zawalasz!” — I z każdym słowem posuwał się bliżej, coraz to bliżej; a gdy już tylko krok jeden oddzielał obu, wówczas stała się rzecz potworna, wobec której wszystkie usta oniemiały i wszystkie oczy słupem stanęły; błazen wydał wrzask szatański i przeskoczył przez tego, co mu stał na drodze. Ów zaś, widząc zwycięstwo zapaśnika, stracił głowę, a zarazem i linę pod sobą; odrzucił drąg, który trzymał w rękach, a sam, w spadku jeszcze prędszy od niego, runął w głębię jako kłębowy wir ramion i nóg. Rynek i lud stał się jako morze, gdy weń nawałnica uderzy; rozpierzchły się tłumy i zafalowały w burzliwym ścisku, najbardziej zaś wokół tego miejsca, gdzie ciało prysło o ziemię.
121Śmierć, Niebezpieczeństwo, Kondycja ludzka, ZaświatyZaratustra wszakże stał na miejscu i tuż koło niego spadło ciało, okaleczone śmiertelnie, połamane, ale jeszcze nie martwe. Po jakimś czasie powrócił zdruzgotany do przytomności i ujrzał klęczącego nad sobą Zaratustrę.
122— Czegóż ty tu chcesz? — rzekł wreszcie, — wiedziałem ja dawno, że mi diabeł nogę kiedyś podstawi. Teraz oto zawlecze mnie do piekła, chceszże mu wzbraniać?
123— Na mą cześć, przyjacielu, nie masz tego wszystkiego, o czym mówisz: nie ma diabła, nie ma piekła. Dusza twa umrze prędzej jeszcze, niźli twe ciało: zbądź więc lęku.
124Człowiek spoglądał nieufnie. — Jeśli prawdę mówisz, — rzekł w końcu, — w takim razie nie tracę nic, tracąc życie. Jestem nieomal jako zwierzę, które nauczono tańczyć kijem i skąpym kęsem. —
125— Zaniechaj tych myśli, — odparł Zaratustra, tyś z niebezpieczeństwa uczynił powołanie, tym się nie gardzi. I oto przez twe powołanie giniesz; za to własnymi pochowam cię rękoma.
126Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, konający już nie odpowiadał; lecz poruszała się jeszcze ręka jego i, jakby dziękując, szukała dłoni Zaratustry.
Tymczasem wieczór nadszedł i ciemność zaległa rynek; wonczas rozbiegł się lud, gdyż nawet i ciekawość wraz z przerażeniem nużą się wreszcie. Zaratustra jednak, zatopiony w myślach, siedział przy trupie na ziemi; zapomniał o czasie. Wreszcie nastała noc i mroźny wiatr owiał samotnika. Wówczas podjął się[38] Zaratustra z ziemi i rzekł do swego serca:
128,Nauczyciel, Trup,Zaprawdę, piękny połów miał dziś Zaratustra. Człowieka nie złowił ani jednego, natomiast trupa złapał.
129Kondycja ludzka, NauczycielPonure jest istnienie ludzkie i wciąż jeszcze bez ducha: śmieszek jarmarczny stać się dlań może przeznaczeniem. Chcę ludzi nauczyć duchowej treści ich istnienia, którą jest nadczłowiek, błyskawica z ciemnej chmury: człowiek.
130Lecz jeszczem ja od nich daleki i mój duch do ich ducha nie przemawia. Dla ludzi jestem jeszcze czymś pośrednim między błaznem i trupem.
131Ciemna jest ta noc, ciemnymi drogi chadza Zaratustra. Chodźże, ty mój zimny i sztywny towarzyszu! Zawiodę cię tam, gdzie cię własnymi rękoma pochowam”.
TrupCo rzekłszy do swego serca, wziął Zaratustra trupa na plecy i ruszył w drogę. Błazen, Diabeł, Niebezpieczeństwo, Tłum, NauczycielStu kroków jeszcze nie uszedł, gdy podkradł się do niego człowiek jakiś i począł coś szeptać na ucho, — był to ów śmieszek z wieży. „Uciekaj, o Zaratustro, z tego miasta, — szeptał doń, — zbyt wielu nienawidzi cię tutaj. Nienawidzą cię dobrzy i sprawiedliwi i zwą cię swoim wrogiem a wzgardzicielem; nienawidzą cię wierzący wiary prawej i zwą cię niebezpieczeństwem tłumu. Całe twe szczęście, że śmiano się z ciebie: i zaprawdę, mówiłeś jako śmieszek. Całe twe szczęście, żeś się do tego zdechłego psa przyłączył; a żeś się tak poniżył, uratowałeś się jeszcze na dzisiaj. Uchodź jednak precz z tego miasta, gdyż jutro przeskoczę przez ciebie ja, żywy — poprzez umarłego”. — Powiedziawszy to, przepadł człowiek; Zaratustra szedł dalej w ciemne zaułki.
133U wrót miejskich zaczepili go grabarze; zaświeciwszy pochodnią w twarz, poznali Zaratustrę i szydzili z niego. „Zaratustra wynosi zdechłego psa: pięknie, że Zaratustra stał się grabarzem! Gdyż nasze ręce są, jak na tę pieczeń, za czyste. Pragnież Zaratustra diabłu kąsek jego ukraść? Powodzenia! I szczęśliwej wieczerzy! Bodaj jednak, że diabeł lepszym jest złodziejem od Zaratustry! — porwie ich obu, pożre ich obu!” I śmieli się tak społem i szeptali ze sobą.
134Zaratustra nie odparł ani słowa i swoją szedł drogą. GłódGdy tak dwie godziny skrajem lasów i bagien wędrował, za wiele nasłuchał się wycia zgłodniałych wilków, więc i jego głód nawiedził. Zatrzymał się przeto u samotnej chaty, w której płonęło światło.
135„Głód mię opada — rzekł Zaratustra — jak zbój. W lasach i na bagniskach opada mię głód po nocy[39] głębokiej.
136Przedziwne kaprysy miewa głód mój. Często po wieczerzy nawiedza mię dopiero, dziś w ciągu dnia nie przychodził: gdzież bawił on?”
137Gospodarz, Gospodarz, JedzenieTo mówiąc, uderzał Zaratustra we wrota. Wyszedł starzec; światło niósł on w ręku i pytał:
138— Któż to nawiedza mnie i zły mój sen?
139— Żywy i umarły — odparł Zaratustra. — Dajcież mi jeść i pić, zapomniałem o tym za dnia. Kto głodnego karmi, duszę własną orzeźwia: tak mówi mądrość.
140Stary odszedł, powrócił jednak niebawem i częstował Zaratustrę chlebem i winem. „Złe to strony dla zgłodniałych — mówił — dlatego też ja tu mieszkam. Zwierzę i człowiek przychodzi tu do mnie samotnika. Lecz każże jeść i pić towarzyszowi twemu, bardziej on od ciebie znużony”. Zaratustra odparł: „Martwym jest mój towarzysz, trudno go będzie do tego namówić”. — „To mnie nic nie obchodzi — odparł stary mrukliwie; kto do mego domu zapuka, winien przyjmować, czym go ugaszczam. Jedzcież i bywajcie zdrowi!”
141Podróż, TrupPo czym wędrował Zaratustra jeszcze dwie godziny, zawierzając się drodze i światłu gwiazd: gdyż z nawyknienia był nocnym łazęgą i upodobał był sobie spoglądanie śpiącym w oblicza. Gdy ranek szarzeć począł, znalazł się Zaratustra w głębokim borze, gdzie gubiły się już drogi. Wówczas złożył trupa w dziuplaste drzewo u swego wezgłowia, gdyż pragnął go od wilków uchronić; sam zaś spoczął na ziemi we mchu. Niebawem zasnął, zmęczony ciałem, lecz z nieporuszoną duszą.
Długo spał Zaratustra; nie tylko jutrznia, lecz i przedpołudnie zajrzało w jego oblicze. Wreszcie rozchylił powieki i ze zdziwieniem spojrzał wokół siebie: zadziwił go las i cisza samotna, ze zdziwieniem spojrzał w samego siebie. Po czym zerwał się szybko, jako żeglarz, gdy nagle ląd spostrzeże. Rozradowało się serce jego, gdyż nową prawdę ujrzał. I tako rzekł wonczas do serca swego:
143„Nauczyciel, Trup, Lud, Uczeń, WolnośćNowe wzeszło mi światło: towarzyszy potrzebuję, ludzi żywych, — nie martwych towarzyszy lub trupów, których tam niosę, dokąd zechcę.
144Żywych ludzi potrzebuję, którzy dlatego ze mną pójdą, iż taka jest ich wola, by pójść tam, dokąd i ja podążam.
145Nowe wzeszło mi światło. Nie do ludu, lecz do towarzyszy niechaj przemawia Zaratustra. Psem trzody lub jej pasterzem niechaj być nie pragnie.
146Wiara, Religia, Nauczyciel, RewolucjaWielu z trzody wynęcać: — oto do czegom doszedł. Niechaj mnie lud i trzoda nienawidzą. Niech się zwę zbójem u pasterzy.
147Pasterzy, powiadam, lecz oni zwą się dobrymi i sprawiedliwymi. Pasterzy, powiadam, lecz oni zwą się wierzącymi wiary prawdziwej.
148Patrzcie na tych dobrych i sprawiedliwych! Kogóż oni najbardziej nienawidzą? Tego, kto kruszy tablice ich wartości, tego burzyciela, tego niszczyciela — a ten jednak jest twórcą.
149Twórczość, Nauczyciel, RewolucjaPatrzcie na tych wierzących wszelkich wiar! Kogóż oni najbardziej nienawidzą? Tego, kto kruszy tablice ich wartości, tego burzyciela, tego niszczyciela — a ten jednak jest twórcą.
150Towarzyszy szuka twórca, nie trupów, ani trzody, ani wierzących. Towarzyszy w dziele swym twórczym, tych, co nowe wartości na nowych wypiszą tablicach.
151Towarzyszy szuka twórca, spółżniwiarzy, gdyż wszystko u niego już do żniwa gotowe. Brak mu jednak stu sierpów: z gniewem wyrywa tedy kłosy.
152Towarzyszy szuka twórca, takich towarzyszy, co sierpy swe ostrzyć potrafią. Nazwą ich niszczycielami, wzgardzicielami dobra i zła, lecz ci są, którzy plony żną, ci są, którzy dożynki święcą.
153Trup, NauczycielWspółtworzących szuka Zaratustra, współżniwiarzy i wespółświętujących. Cóż on ma wspólnego z trzodą, z pasterzami i trupami!
154A ty, pierwszy mój towarzyszu, bywaj zdrów! Dobrze pochowałem cię w pustym drzewie, dobrzem od wilków cię ukrył.
155Lecz rozstać się nam pora; czas mnie woła. Między dwiema jutrzniami wzeszło mi światło nowej prawdy.
156Nie pasterzem mi być, ani grabarzem. Nie będę odtąd nawet do ludu przemawiał: po raz ostatni mówiłem do trupa.
157Przywódca, NauczycielDo tworzących, do żniwiarzy, do tych, którzy plony żną i dożynki święcą, do nich się przyłączę: wskażę im tęczę i wszystkie szczeble nadczłowieka.
158DrogaDo celu swego podążam, drogą swą idę. A przez zwlekających, przez niezdecydowanych — przeskoczę! I niechaj ten pochód mój zanikiem ich będzie!”
Mówił to Zaratustra do serca swego, gdy słońce na południu stało. Zwierzęta, Mądrość, DumaNagle spojrzał pytająco w górę, gdyż usłyszał ostry krzyk ptaka. Patrzy! — oto orzeł ciągnie górą, szerokie zataczając koliska; zawisa na nim wąż, wszakże nie jako łup, lecz jako druh: gdyż owija mu się wokół szyi pierściennymi kręgi.
160— Moje to zwierzęta! — wołał Zaratustra, radując się serdecznie.
161„Najmądrzejsze zwierzę pod słońcem i najroztropniejsze zwierzę pod słońcem — na wywiady wyruszyły one.
162Wywiedzieć się pragną, zali[40] Zaratustra żyje jeszcze. Zaprawdę, żywięż ja[41] jeszcze?
163Niebezpieczniej było mi śród ludzi, niźli pośród zwierząt, niebezpiecznymi drogi idzie Zaratustra. Niechże mię zwierzęta moje wiodą!”
164Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, wspomniał nagle na słowa świętego z lasu, westchnął i rzekł do swego serca:
165„Obym był rozważniejszy! Obym był aż do głębi rozważny, jako wąż mój!
166Lecz o niemożebną upraszam ja rzecz: błagam więc mą dumę, aby zawsze szła w parze z mą roztropnością!
167A gdy mię ma roztropność opuści — och, lubi ona odlatywać! — wówczas niech się ma duma z szaleństwem mym poniesie”.
168— Tak się poczęło znijście[42] Zaratustry.
Dusza, Zwierzęta, SiłaNazwę wam trzy przemiany ducha: jako duch wielbłądem się staje, wielbłąd lwem; wreszcie lew dziecięciem.
170Siła, DuszaWiele jest ciężaru dla ducha, dla silnego jucznego ducha, w którym pokora zamieszka: wszystkiego, co ciężkie i najcięższe pożąda jego siła.
171Cóż jest ciężkie? pyta juczny duch i klęka jako wielbłąd, aby go dobrze obładowano.
172Cóż jest najcięższe dla was, bohaterzy? pyta juczny duch, abym to na siebie wziął i radował się sile swej.
173Nie jestże to: siebie poniżać, aby swej wyniosłości ból sprawić? Pozwolić świecić swemu szaleństwu, aby móc drwić ze swej mądrości?
174Nie jestże to: z własną wonczas rozstawać się sprawą, gdy ona zwycięstwo święcić poczyna. Na wysokie wspinać się góry, aby kusiciela kusić?
175Lub może to: żywić się żołędźmi i trawą poznania i w imię prawdy na głód duszy cierpieć?
176Lub może to: chorym być, a pocieszycieli odprawiać, z głuchymi przyjaźń zawierać, którzy nigdy nie usłyszą, czego pragniesz?
177PrawdaLub może to: w brudną leźć wodę, jeśli taką jest woda prawdy, i zimnych żab oraz ropuch gorących nie odpychać od siebie?
178Lub może to: kochać tych, co nami gardzą, do upiora rękę wyciągać, gdy ten straszyć nas zechce?
179Pustynia, Przemiana, Dusza, Wolność, ZwierzętaWszystko to najcięższe bierze na siebie juczny duch i jako wielbłąd, co na pustynie podąża, tako śpieszy i on na swą pustynię.
180Lecz na samotnej pustyni dzieje się druga przemiana: lwem staje się tu duch, wolność pragnie sobie złupić i panem być na własnej pustyni.
181Ostatniego swego władcy szuka on tutaj: wrogiem chce mu być, jako i Bogu swemu ostatniemu; z wielkim smokiem chce się o zwycięstwo potykać[43].
182Czymże jest ów wielki smok, któremu duch jako panu i Bogu ulegać nie chce? „Musisz” zwie się ów smok. Lecz duch lwa mówi „chcę”.
183Złotolśniące „musisz” legło mu oto w poprzek drogi, — łuskowiec, na którego każdej łusce lśni się złote: „musisz”.
184Tysiącletnie wartości lśnią się na tych łuskach. I tak oto przemawia najpotężniejszy ze wszystkich smoków: „Wszelka wartość rzeczy — ona na mnie błyszczy”.
185„Wszelka wartość stworzonąć już jest[44], a wszelką stworzoną wartością — jam jest. Zaprawdę, nie powinno być więcej «ja chcę!»” — Tako mówi smok.
186Bracia moi, na cóż potrzeba lwa w duchu? Czemu nie podoła jeszcze zwierzę, co samo w zaparciu i pokorze żyje?
187Nowe tworzyć wartości — tego i lew nie dokona: lecz stworzyć sobie wolność nowego tworzenia — temu lwia potęga podoła.
188Dziecko, Dusza, PrzemianaStworzyć sobie wolność i święte „nie” nawet o obowiązku: na to, bracia moi, lwa potrzeba.
189Wziąć sobie prawo do nowych wartości — to najstraszniejszy łup dla jucznego i pokornego ducha. Zaprawdę, łupieżna[45] to sprawa i drapieżnego zwierzęcia rzecz.
190Jako swą największą świętość ukochał on niegdyś swe „powinieneś”: teraz oto musi dojrzeć szaleństwo i dowolność nawet i w najświętszym, aby swą wolność miłości swej wydrzeć: lwa do tego rabunku potrzeba.
191Lecz powiedzcież mi, bracia, cóż zdoła dziecię, gdzie lew nawet nie podołał? Czemu lew drapieżny dziecięciem stać się jeszcze winien?
192Niewinnością jest dziecię i zapomnieniem, jest nowopoczęciem, jest grą, jest toczącym się pierścieniem, pierwszym ruchem, świętego „tak” mówieniem.
193O tak, do gry tworzenia, bracia moi, należy i święte „tak” nauczyć się wymawiać: swojej woli pożąda duch, swój świat odnajduje, kto się w świecie zatracił.
194Nazwałem wam trzy przemiany ducha: jako duch wielbłądem się staje, wielbłąd lwem, wreszcie lew dziecięciem.
195Tako rzekł Zaratustra. A bawił on wówczas w mieście, zwanym „pstrą krową”.
Mędrzec, Cnota, SenWysławiano przed Zaratustrą mędrca, co dobrze o śnie i o cnotach mówić potrafił. Szanowano go powszechnie i nagradzano obficie; wszystka młodzież zasiadła przed jego kazalnicą. Do niego poszedł Zaratustra i zasiadł wśród młodzieży. A mędrzec tak pouczał:
197Cześć dla snu i wstyd przed nim! To jest rzecz główna! Poza tym schodzić z drogi wszystkim, co źle sypiają i po nocach czuwają.
198Wstydliwy jest złodziej wobec snu: cicho zakrada się wśród nocy. Bezwstydny jest jednak stróż nocny, bezwstydnie róg swój niesie.
199Niemała to sztuka dobry sen: nie lada mozół oczekiwać nań wśród całodziennej jawy.
200Dziesięć razy na dzień samego siebie przemóc musisz: to darzy dobroczynnym zmęczeniem i jest makiem dla duszy.
201Dziesięć razy z sobą pogodzić się musisz; gdyż samopokonanie jest goryczą; a źle sypia niepogodzony ze sobą.
202Dziesięć prawd za dnia posiąść musisz: inaczej prawdy po nocach szukać będziesz i dusza twa głodną pozostanie.
203Dziesięć razy na dzień śmiać się musisz i weselić. Jeśli tego nie uczynisz, będzie ci po nocy dokuczał żołądek, ten ojciec przygnębienia.
204Niewielu wie o tym: trzeba jednak wszystkie cnoty posiadać, by dobrze sypiać. Będęż ja dawał fałszywe świadectwo? Będęż cudzołożył?
205Będęż pożądał służebnicy bliźniego mego? Wszystko by to dobry sen zmącić mogło.
206Cnota, Kobieta, WalkaNawet gdy się posiada wszystkie cnoty, jeszcze jedną zdobyć trzeba koniecznie: aby wszystkie swe cnoty we właściwym czasie do snu układać.
207Aby się między sobą nie kłóciły te miłe kobietki! I to o ciebie, nieszczęsny!
208Sąsiad, SenZgoda z bogiem i z sąsiadem: tego wymaga dobry sen. Zgoda również z diabłem sąsiada! Inaczej po nocy straszyć cię będzie.Władza, Sen
209Zwierzchności cześć i posłuszeństwo. Nawet krętej zwierzchności! Dobry sen tego wymaga. I cóż ja na to poradzę, że władza chętnie krzywo kroczy?
210Ten zwie się u mnie najlepszym pasterzem, kto owce swoje na najzieleńsze wyprowadza łęgi[46]: tu zgadza się z dobrym snem.
211Umiarkowanie, SenWielkich honorów nie żądam, ani wielkich skarbów: to zapala wątrobę. Źle sypia się jednak bez dobrego imienia i bez skarbu drobnego.
212Małe towarzystwo jest mi milsze od wielkiego. Musi ono jednak przychodzić i odchodzić we właściwym czasie. Tego wymaga dobry sen.
213Upodobałem sobie ubogich duchem: oni sen przyśpieszają. Błodzy to ludzie, zwłaszcza gdy się im zawsze słuszność przyznaje.
214SenTak ubiega dzień cnotliwemu. I oto noc się zbliża. Jednak wystrzegam się przyzywać sen! Niewołanym pragnie być ów władca dusz cnotliwych!
215Leżę tedy i rozważam, com za dnia czynił i myślał. Przeżuwając cierpliwie jak krowa, pytam się w duchu: jakichże to było dziś twych dziesięć pokonań?
216Jakichże było twych dziesięć pogodzeń się ze sobą! twych dziesięć prawd, dziesięć uśmiechów, którymi zbudowało się serce twe?
217Gdy tak oto rozważam, ukołysany czterdziestoma myślami, spada na mnie sen, ten niewołany pan i władca dusz cnotliwych.
218Sen uderzył w powieki moje: opadają ciężko. Sen dotknął ust moich: rozchylają się wargi.
219Zaprawdę, na miękkich podeszwach zbliża się do mnie ten najukochańszy ze złodziei i kradnie mi myśli moje. I oto głupi stoję przed wami, jako ta kazalnica.
220Niedługo jednak tak stoję: oto leżę już. —
221Gdy Zaratustra te słowa usłyszał, zaśmiał się w duchu, gdyż nowe światło mu wzeszło. I tak oto rzekł do swego serca:
222Mędrzec, Błazen, Cnota, SenBłaznem jest mędrzec ten wraz ze swymi czterdziestoma myślami. Sądzę jednak, iż na spaniu zna się znakomicie.
223Szczęśliwy, kto mieszka w bliskości takiego mędrca! Taki sen od niego bije, iż przez ścianę grubą zarazić może.
224Urok udziela się nawet jego kazalnicy. I nie darmo siedziała młodzież przed tym kaznodzieją cnoty!
225Mądrością jego: czuwać, by móc dobrze sypiać. I zaprawdę, gdyby życie żadnego sensu nie miało, a miałbym wśród bezmyślności wybierać, — ta bezmyślność byłaby najbardziej godna wyboru.
226Teraz pojmuję jasno, czego szukano, szukając nauczycieli cnoty. Szukano snu dobrego wraz z makowymi cnotami.
227Całą wiedzą tych sławionych mędrców z kazalnicy moralności był sen bez snów: lepszego celu w życiu nie znali.
228I dziś jeszcze znajdzie się niejeden taki prorok cnoty, aczkolwiek nie zawsze tak uczciwie szczery. Lecz czas ich mija. I niedługo stać będą: oto leżą już. —
229Błogosławieni są ci senni: albowiem oni zdrzemną się niezadługo. —
Obraz świata, Stworzenie, Bóg, Kondycja ludzka, PozoryWyrzucił raz i Zaratustra swój omam poza człowieka, jako wszyscy zaświatowcy to czynią. Dziełem cierpiącego i zamęczonego Boga wydał mu się wówczas świat.
232Snem świat mi się wydał i Boga marzeniem; barwistym dymem przed oczyma bosko niezadowolonego.
233Dobro i zło, radość i cierpienie, ja i ty — barwnym dymem wydałoć mi się to przed twórczymi oczyma. Chciał Stwórca spojrzenie od siebie precz odwrócić, — i wonczas świat ten stworzył.
234Pijana to rozkosz cierpiącego móc odwrócić spojrzenie od swych cierpień i siebie zatracić. Pijaną rozkoszą i samozatraceniem wydał mi się niegdyś świat.
235Ten wiecznie niedoskonały, wiecznej sprzeczności obraz, obraz niedoskonały, — pijana rozkosz niedoskonałego twórcy: — oto czym mi się świat niegdyś wydał.
236I tak oto wyrzuciłem i ja swój omam poza człowieka, jako wszyscy zaświatowcy to czynią. Poza człowieka — w prawdę?
237Bóg, Upiór, Cierpienie, Stworzenie, ZaświatyO, bracia, Bóg, któregom stworzył, był ludzkim dziełem i obłędem, jako wszyscy bogowie.
238Człowiekiem był on, biednym ułomkiem człowieka i jaźni: z własnego popiołu i żaru stworzyłem tego upiora, i zaprawdę, nie nawiedził on mnie z zaświatów!
239I cóż się oto stało, bracia moi? Przemogłem siebie, cierpiącego, zaniosłem mój popiół w góry, jaśniejszy wynalazłem sobie płomień. I patrzcie! ustąpił upiór ode mnie.
240Cierpieniem by było mi to teraz i męką dla ozdrowiałego w takie wierzyć upiory: cierpieniem by było mi to teraz i poniżeniem. Tako mówię zaświatowcom.
241Cierpienieć to było[47] i niemoc — co stworzyło wszystkie zaświaty; i ów krótki obłęd szczęścia, którego zaznaje tylko cierpiący.
242Znużenie to było, co jednym skokiem chciało dotrzeć do ostatnich krańców, krokiem śmiertelnym; biedne, w niewiedzy pozostające znużenie, co nawet już chcieć nie chce: ono to stworzyło bogów i zaświaty.
243Ciało, ZaświatyWierzajcie mi, bracia moi! Ciało to było, co o ciele zwątpiło, — ono to palcami ogłupiałego ducha macało po ostatnich ścianach.
244ZaświatyWierzajcie mi, bracia moi! Ciało to było, co o ziemi zwątpiło, — ono to słyszało, jako brzuch bytu doń przemawia.
245Ono to chciało przebić głową ostatnie mury i przedostać się nie tylko głową — poza nie, w „tamten świat”.
246Kondycja ludzka, Obraz świata, Ciało, Ziemia, WiedzaLecz „tamten świat” dobrze jest ukryty przed człowiekiem, ów odczłowieczający, ów nieludzki świat; zaś żywot bytu wcale do człowieka nie przemawia, chyba że czyni to jako człowiek.
247Zaprawdę, trudno jakiegokolwiek bytu dowieść i trudno do przemówienia go zmusić. Powiedzcież mi bracia, czyż z rzeczy wszelkich najcudowniejsza nie jest jeszcze najlepiej dowiedziona?
248Tak, to „ja” i tego „ja” sprzeczność i zawrotność cała mówi jeszcze najrzetelniej o swym bycie, to twórcze, chcące, wartości nadające „ja”, które jest miarą i wartością rzeczy.
249A ten byt najrzetelniejszy, to „ja” — ono mówi o ciele i ciała chce nawet wówczas, gdy marzy, po błękitach buja i połamanymi skrzydły[48] łopocze.
250Coraz rzetelniej mówić się uczy to „ja”: zaś im więcej się uczy, tym więcej znajduje słów i chwał dla ciała i ziemi.
251Nowej dumy uczyło mnie me „ja”, jej to ludzi uczę: nie wtykać nadal głowy w piasek rzeczy niebieskich, lecz wznosić ją wolno: głowę ziemską, co ziemską stwarza treść!
252Choroba, CiałoNowej woli uczę ja ludzi: tej chcieć drogi, którą dotychczas na oślep człowiek chadzał, uznawać ją za dobrą i nie przemykać się nadal bocznymi ścieżki[49], jako to czynią chorzy i zamierający.
253Chorzy to byli i zamierający, co wzgardzili ciałem i ziemią i wynaleźli rzeczy niebiańskie oraz zbawcze krople krwi: lecz nawet i te słodkie a ponure trucizny zaczerpnęli wszak z ciała i ziemi!
254Niedoli swej umknąć się dziś chcieli, a gwiazdy były im za dalekie. Wzdychali przeto: „O, gdybyż były drogi niebiańskie, którymi by można było się przekraść w inny byt i szczęście!” — wówczas wynaleźli sobie swe ścieżki kryte i napitki krwawe!
255Marzy się im, niewdzięcznikom tym, że się ciała i ziemi wyzbyli. Lecz czemuż zawdzięczają oni dreszcz i błogość tego wyzbycia się? Ciału swemu i ziemi tej.
256Łagodnym jest Zaratustra wobec chorych. Zaprawdę, nie złorzeczy on ich sposobom pocieszania i niewdzięczności. Obyż się oni ozdrowiałymi stali, przemagającymi i oby wyższe stworzyli sobie ciało.
257Nie złorzeczy też Zaratustra ozdrowiałemu, gdy się za swym omamem tkliwie obziera, i gdy się o północy wokół grobu swego Boga skrada: lecz chorobą i chorym ciałem są dlań nawet i łzy jego.
258Wiara, Wiedza, Szaleństwo, Ksiądz, Poeta, Grzech, Zaświaty, CiałoWiele chorego ludu bywało zawsze wokół tych, co poezje tworzą i bogożądnymi są: zawziętą pałają oni nienawiścią przeciw poznającemu i przeciw tej najmłodszej cnocie, która zwie się: rzetelność.
259Wstecz spoglądają oni zawsze ku ciemnym czasom: wonczas były oczywiście i szał, i wiara czymś innym; miotanie się rozumu było bogopodobieństwem, a wątpienie grzechem.
260Zbyt dobrze znam ja tych bogopodobnych: chcą oni, aby w nich wierzono, i aby wątpienie grzechem było. Zbyt dobrze wiem też, w co oni sami najgłębiej wierzą.
261Religia, ŚmierćZaprawdę, nie w zaświaty i wyzwalające krwi krople: w ciało wierzą i oni najbardziej, zaś własne ciało jest dla nich rzeczą samą w sobie.
262Lecz zarazem schorzałą rzeczą jest ono dla nich: chętnie by więc ze skóry wyleźli. Przeto radzi słuchają kaznodziei śmierci i sami każą[50] o zaświatach.
263Ciało, Ziemia, WiedzaSłuchajcież raczej, bracia moi, głodu zdrowego ciała: rzetelniejszy i czystszy to głód.
264Rzetelniej mówi czyste i zdrowe ciało, ciało doskonałe i udałe[51]: a ono o treści ziemi powiada. —
Ciało, Rozum, CzynGardzicielom ciała chcę słowo me rzec. Nie na to wszakże, aby siebie lub innych oduczali, lecz aby ciału swemu „bywaj zdrowe!” rzekli — i tako oniemieli.
267Kondycja ludzka„Ciałem jestem i duszą” — powiada dziecko. I dlaczegóż by nie należało mawiać jako dzieci?
268Lecz człek ocknięty i uświadomiony powiada: ciałem jestem na wskroś i niczym ponadto; zaś dusza jest tylko słowem na coś do ciała należącego.
269Ciało jest wielkim rozumem, mnogością o jednej treści, jest wojną i pokojem, jest trzodą i pasterzem.
270Narzędziem twego ciała jest twój mały rozsądek, bracie mój, który zwiesz „duchem”, narzędziem jest on i igraszką twego wielkiego rozumu.
271„Ja” powiadasz i chełpisz się z tego słowa. Lecz rzeczą większą — w co wierzyć nie chcesz — jest twe ciało i jego wielki rozum: ono nie mówi: „ja”, ono „ja” czyni.
272Dusza, Ciało, Wiedza, MądrośćCo zmysł wyczuwa, co duch poznaje, nigdy temu końca nie masz. Lecz zmysł i duch przekonać by cię rade, iż one to są końcem rzeczy wszelkich: tak bardzo próżne są.
273Narzędziem i igraszką jest zmysł i duch, poza nimi jest jeszcze samotność. Samotność szuka oczyma zmysłów, słucha uszami ducha.
274Zawszeć samość słucha i szuka: porównywa[52], zniewala, zdobywa i burzy. Panuje i jest też władcą jaźni.
275Poza twymi myślami i uczuciami, bracie mój, stoi władca potężny, mędrzec nieznany — zwie się on „ty sam”. W twoim ciele on mieszka, twoim jest ciałem.
276Więcej rozsądku jest w twym ciele, niźli w twej największej mądrości. I któż wiedzieć może, ku czemu twe ciało swej największej właśnie potrzebuje mądrości?
277Twa samość śmieje się z twego „ja” i jego dumnych skoków. „Czymże mi są te skoki i poloty myśli? — powiada sobie. Zboczeniem podrożnym[53] ku memu celowi. Jam jest, co twe „ja” na pasku wiedzie i jego pojęcia weń wdycha.
278Samość mówi do jaźni: „tu ból czuję”. I wówczas cierpi ona i myśli, jakby usunąć cierpienie, — i po to właśnie myśleć powinna.
279Samość mówi do jaźni: „tu radość czuję”. I wówczas weseli się ona i myśli, jakby się częściej weselić, — i po to właśnie myśleć powinna.
280Gardzicielom ciała chcę słowo rzec. Iż gardzą, dzieje się to dlatego, iż poważają. Boć czymże to jest, co stworzyło poważanie, wzgardę, wartość i wolę?
281Twórcza samość stworzyła sobie poważanie i wzgardę, ona stworzyła sobie rozkosz i boleść. Twórcze ciało stworzyło sobie ducha, jako ramię woli swej.
282Nawet w waszym nierozsądku i wzgardzie, wy ciała gardziciele, służycie swej samości. Powiadam ja wam: samość wasza umrzeć chce i odwraca się precz od życia.
283Nie podoła ona już temu, czego najserdeczniej pragnie — tworzyć ponad siebie już nie zdoła. Tego ona pragnie najbardziej, to jest żarem wnętrznym. Lecz za późno już na to dla niej: — przeto chce wasza samość zaniknąć, wy ciała gardziciele.
284Zaniknąć chce wasza samość i temu[54] staliście się wy ciała gardzicielami! Gdyż nie zdołacie wy już ponad samych siebie tworzyć.
285I przeto złorzeczycie życiu i ziemi. Nieświadoma zawiść jest w kosym[55] wejrzeniu waszej wzgardy.
286Drogą waszą ja nie pójdę, wy, ciała gardziciele! Nie jesteście wy dla mnie mostem ku nadczłowiekowi! —
Cnota, Słowo, ImięBracie mój, jeśli cnotę posiadasz, a jest ona twoją cnotą, masz ją nie społem z kimkolwiek, lecz dla siebie wyłącznie.
289Lecz, — oczywiście! — ty pragniesz ją po imieniu nazywać, pieścić, za uszy ją psotnie targać i z nią baraszkować.
290I oto patrz! Posiadasz imię jej na spółkę z ludem, stałeś się tłumem i trzodą wraz z cnotą twoją!
291Lepiej byś uczynił, mówiąc: „niewypowiedzialne i bezimienne jest to, co męką jest i słodyczą ducha mego, głodem wnętrzności mych”.
292Niech cnota twa za wysoka będzie, aby się z nią przez imię spoufalać; a gdy cię zmuszą do mówienia o niej, nie wstydź się, że się wówczas jąkasz.
293Jąkając się, powiedz wtedy: „Dobro, Kondycja ludzkaTo jest moje dobro, które ukochałem; upodobałem je sobie całkowicie, jakim jest, i takim jedynie chcę mieć dobro.
294Nie pragnę go jako boskiego przykazania, jako ludzkiego przepisu lub potrzeby koniecznej: nie chcę również, aby mi było drogowskazem do zaświatów i obiecanką raju.
295PtakZiemską jest cnota, którą kocham; niewiele w niej mądrości, a najmniej rozsądku ogółu.
296Lecz ptak ten zbudował gniazdo u mnie, — polubiłem go serdecznie i oto siedzi przy mnie na swych złotych jajach”.
297Tak jąkaj się i tak tylko chwal swą cnotę.
298Zło, Cnota, PrzemianaDawniej miałeś namiętności i zwałeś je złymi. Teraz masz jedynie swe cnoty: wyrosły one z twych namiętności.
299Wytknąłeś cel najwyższy swym namiętnościom: i oto stały się cnotami i uciechą twoją.
300I choćbyś był z rodu zapalczywych w gniewie, w lubieżności tonących, z wiary się wściekających, pomsty żądnych:
301Wszystkie twe namiętności stały się twymi cnotami, wszystkie twe diabły — aniołami.
302Dawniej dzikie psy miałeś w podziemiach swych, zmieniły się one w ptaki i śpiewaczki miłe.
303Ze swych trucizn wywarzyłeś sobie balsam; doiłeś swoją krowę, udręczenie, — dziś pijasz słodkie mleko jej wymion.
304I żadne zło już w tobie nie dojrzeje, chyba to zło, które z walki twych cnót wyrosnąć może.
305Cnota, Zazdrość, Kondycja ludzkaBracie mój, jeśli z szczęśliwych jesteś, to posiadasz jedną tylko cnotę, a nie więcej: przez taki most łatwiej się przechodzi.
306Czcigodny jest ten, co wiele cnót posiada. Ciężki to jednak los. Niejeden szedł na pustynię i zabijał się tam, gdyż umęczyło go — być ciągle bitwą i pobojowiskiem cnót własnych.
307Bracie mój, czyż wojna i bitwa nie jest złem? Jednak konieczne jest to zło, konieczna jest zazdrość, konieczne jest niedowierzanie, konieczna jest potwarz między cnotami.
308Patrz, jak każda z twych cnót najwyższego pożąda: chce ona całego ducha twego, aby był jej heroldem, chce całej twej siły w gniewie, nienawiści i miłowaniu.
309Jedna cnota drugiej zazdrości. A zazdrość jest straszną rzeczą. Nawet cnoty ginąć mogą z zawiści.
310Kogo płomień zawiści obejmie, ten jako skorpion zwraca w końcu żądło przeciwko sobie samemu.
311Ach, bracie mój, czyliż nie widziałeś nigdy, jak cnota cnotę spotwarzać i na śmierć zażgać umie?
312Człowiek jest czymś, co powinno być pokonane: dlatego też powinieneś swe cnoty kochać, — gdyż przez nie zaginiesz. —
Sąd, Zbrodniarz, Wina, Śmierć, SędziaNie chcecie zabijać, sędziowie i ofiarnicy, zanim zwierzę karku nie nagnie? Patrzcież, blady[56] przestępca pochylił głowę: z oczu jego przemawia wielka wzgarda.
315„Moje «ja» jest czymś, co pokonanym być winno, moje «ja» jest dla mnie wielkim wzgardzeniem człowieka” — tak oto mówią jego oczy.
316Iż samego siebie on zasądził, najwznioślejszą to było jego chwilą: nie dopuśćcież, aby wyniosły powracał do swej niskości.
317Nie masz wyzwolenia dla tego, co tak nad samym sobą boleje, prócz śmierci chyba rychłej.
318Sąd, SędziaWasze uśmiercanie, sędziowie, winno być litością, a nie zemstą. A gdy zabijacie, baczcież, abyście sami życie usprawiedliwiali.
319Bo nie dosyć, gdy się pojednacie z tym, kogo uśmiercacie. Waszym smutkiem niechaj będzie miłość ku nadczłowiekowi: tym tylko usprawiedliwić zdołacie wasze przy życiu pozostawanie.
320„Wróg” winiliście mawiać, lecz nie „złoczyńca”; „chory” winniście powiadać, lecz nie „łotr”; „głupiec” winniście głosić, lecz nie „grzesznik”.
321A ty, czerwony sędzio, gdybyś ty głośno powiedzieć chciał to wszystko, cóżeś w myślach już popełnił, zawołałby każdy: „Precz z tym plugastwem, precz z tym czerwiem jadowitym!”
322Czyn, Zbrodnia, Zbrodniarz, Szaleństwo, CierpienieLecz czymś innym jest myśl, czymś innym czyn, a czymś zgoła odmiennym czynu obraz. Kolisko przyczyn nie toczy się między nimi.
323Obraz to uczynił bladym tego bladego[57] człeka. Dorósł on był do miary swego postępku, gdy go popełniał: lecz jego obrazu nie zniósł, gdy czyn popełniony już został.
324Odtąd widział siebie zawsze tylko jako jednego postępku sprawcę. Obłędem zwię to: wyjątek przeistoczył on w zasadę.
325Kreska jarzmi kurę; krecha, którą on przeciągnął ujarzmiła jego biedny rozum: — obłędem po czynie zwę ja to.
326Słuchajcież, sędziowie! Jest jeszcze inny obłęd: a ten jest przed czynem. Och, nie dość głęboko wpełzliście mi w tę duszę.
327Morderstwo, Kradzież, Krew, Szaleństwo, Rozum, WinaTak oto mówi czerwony sędzia: „Czemuż zamordował ten złoczyńca? Rabować chciał!” Lecz ja powiadam wam: dusza jego chciała krwi, nie rabunku: on tu żył za szczęściem noża!
328Jego biedny rozum nie pojął tego obłędu i podmówił go[58]. „I cóż ci z krwi przyjdzie! — szeptał — czyż nie zechcesz co najmniej rabunku przy tym popełnić? Zemsty wywrzeć?”
329I usłuchał biednego rozumu swego: jako ołów ciężyła na nim ta podmowa i oto zrabował, zamordowawszy. Nie chciał się wstydzić swego obłędu.
330I znów ołów winy cięży na nim, i znowu jego biedny rozum jest tak sztywny, tak drętwy, tak ciężki.
331Gdybyż głową tylko potrząsnąć zdołał, zwaliłby z siebie to brzemię: lecz któż tą głową potrzęsie?
332Czymże jest ten człowiek? Kupą chorób, co przez ducha sięgają w świat: i tam oto łupu swego szukają.
333Wąż, WinaCzymże jest ten człowiek? Kłębem dzikich węży, które rzadko w spokoju się kupią[59]: i oto rozpełzają się one wszędy i szukają łupu po świecie.
334Pożądanie, Rozkosz, Dobro, Zło, Cnota, ZbrodniaSpojrzyjcież na to biedne ciało! Co cierpiało, czego pożądało, to wszystko wyłożyła sobie ta biedna dusza — wyłożyła sobie, jako rozkosz i żądzę za szczęściem noża.
335Kto teraz zachorzeje, tego opada to zło, które teraz jest złem: ból chce przyczyniać tym, co jemu ból sprawia. Były jednak inne czasy, inne zło i dobro.
336Niegdyś złem było wątpienie i wola samoistności. Wówczas stawał się chory kacerzem[60] lub czarownicą: jako kacerz i czarownica cierpiał i pragnął sprawiać cierpienia.
337Lecz to się w uszy wasze mieścić nie chce: waszemu dobru to szkodzi, powiadacie mi. Lecz czymże mi wasze „dobro”!
338Wiele z waszego dobra budzi we mnie wstręt, i zaprawdę nie ich zło. Chciałem wszak, abyście mieli obłęd, który by was do zaguby dowiódł, jako tego bladego przestępcę!
339Zaprawdę chciałem, aby się ten obłęd wasz prawdą zwał lub wiernością, lub też sprawiedliwością: lecz wy macie waszą cnotę, aby długo żyć, w własnym żyć zadowoleniu.
340Jam jest poręczą ponad wartkim prądem: chwytaj się mnie, kto pochwycić mnie zdoła. Kosturem waszym nie jestem. —
Słowo, Książka, KrewZe wszystkiego, co czytam, lubię to tylko, co krwią było pisane. Pisz krwią, a dowiesz się, że krew jest duchem.
343Niełatwo cudzą krew zrozumieć: nienawidzę też czytających leniwców.
344Kto zna czytelnika, ten dla niego nic robić nie będzie. Jeszcze jedno stulecie czytelników — i duch nawet śmierdzieć zacznie.
345Duch, Bóg, TłumŻe każdemu wolno nauczyć się czytać i pisać, to psuje z czasem nie tylko pisanie, lecz i myśli. Niegdyś duch był bogiem, potem przedzierzgnął się w człowieka, dziś staje się motłochem.
346Nauczyciel, Uczeń, Słowo, Śmiech, MądrośćKto krwią i w przypowieściach pisze, nie chce, by go czytano, żąda, by się go na pamięć uczono.
347W górach najbliższą drogą jest droga od wierzchołka do wierzchołka: lecz na to trzeba mieć długie nogi. Przypowieści niechaj tu będą wierzchołkami, a ci, do których się mówi, wielcy i rośli.
348Powietrze rzadkie i czyste, niebezpieczeństwo bliskie i duch pełen radosnej złośliwości: to godzi się dobrze jedno z drugim.
349Chcę mieć psotne duchy wokół siebie, gdyż odważny jestem. Odwaga, co upiory wystrasza, sama psotne duchy sobie stwarza, — odwaga śmiać się chce.
350Ja z wami razem już nic nie odczuwam: ta chmura, którą widzę pod sobą, ta czarność i ciężkość, z której się śmieję, — to wasza chmura brzemienna burzą.
351Wy spoglądacie w górę, gdy chcecie podniesienia. Ja patrzę na dół, bom jest wyniesiony.
352ŚmiechKtóż jest między wami, co zarazem i śmiać się potrafi i wzniesionym się czuć?
353Kto szczytów najwyższych dosięgnie, ten śmieje się z wszelkich tragikomedii i tragicznych powag.
354Mądrość, Kobieta, Mędrzec, Rycerz, ŻołnierzMężnymi, niedbającymi o nic, drwiącymi i gwałtownymi — takimi chce nas mieć mądrość: ona jest kobietą i pokochać zdoła tylko wojownika.
355Mówicie mi: „życie jest ciężkiem jarzmem”. Lecz na cóż byście mieli rankiem swą dumę, a wieczorem swą uległość?
356Kondycja ludzka, Zwierzę, KwiatyŻycie jest ciężkim jarzmem: ale nie bądźcież mi tacy tkliwi. Jesteśmy wszyscy zdatnymi jucznymi osłami i oślicami.
357Cóż mamy wspólnego z pąkiem róży, który drży pod kilkoma kroplami rosy, gdy te nań padną?
358Miłość, Kondycja ludzkaPrawdą jest: kochamy życie nie dlatego, żeśmy do życia, lecz żeśmy do kochania przywykli.
359Nieco obłąkania jest zawsze w miłości, lecz i w obłąkaniu jest zawsze nieco rozsądku.
360MotylI mnie, com przychylny życiu, wydaje się, że motylki, bańki mydlane oraz ludzie podobnego gatunku najwięcej wiedzą o szczęściu.
361Widok tych lekkich, głupiutkich, łagodnych a ruchliwych duszyczek, bujających w powietrzu — doprowadza Zaratustrę aż do łez i do pieśni.
362Bóg, Szatan, TaniecWierzyłbym tylko w boga, który by tańczyć potrafił.
363Gdym szatana swego ujrzał, był on poważny, ponury i głęboki: był to duch ciężkości, — przezeń wszystko ginie.
364Gniew, ŚmiechNie gniewem, lecz śmiechem się zabija. Naprzód, zabijmyż ducha ciężkości!
365Nauczyłem się chodzić: odtąd biegam. Nauczyłem się latać: odtąd nie potrzebuję popchnięcia, by z miejsca ruszyć.
366Teraz lekki jestem, teraz bujam, teraz widzę siebie przed sobą, teraz tańczy bóg jakiś we mnie.
Dostrzegło oko Zaratustry, że jeden młodzieniec unika go. Gdy któregoś wieczora szedł samotny po wzgórzach okalających miasto zwane „pstrą[61] krową”, spostrzegł wśród tej wędrówki owego młodzieńca; siedział on wsparty o drzewo i znużonym wzrokiem spoglądał w dolinę. Drzewo, Kondycja ludzkaZaratustra chwycił oburącz pień drzewny, o który wspierał się młodzieniec, i rzekł w te słowa:
369— Choćbym wysiłkiem rąk obu wstrząsnąć zapragnął tym drzewem, nie zdołam przecie tego uczynić.
370Lecz wiatr, którego nie dostrzegamy, dręczy je i przegina, jako zechce. Najnielitościwiej dręczą nas i poginają niewidzialne dłonie.
371Zło, DuszaI oto zerwał się młodzieniec spłoszony i rzekł:
372— Słyszę Zaratustrę, właśnie o nim myślałem.
373 374— I czemuż cię to przeraża? — Nauczyciel, UczeńJednak człowieka dola jest jako tego drzewa.
375Im bardziej garnie się ku górze i ku jasności, tym gwałtowniej zapuszczają się jego korzenie w ziemię, w dół, w ciemnię w głąb, — w zło!
376— Tak jest, w zło! — wykrzyknął młodzieniec. — Jakimże to cudem odkryłeś mą duszę?
377Zaratustra uśmiechnął się i odparł:
378— Niejednej duszy nigdy się nie odkrywa, chyba że się ją wprzódy wymyśli.
379— Tak jest, w zło! — wykrzyknął młodzieniec po raz wtóry. — Prawdę rzekłeś, Zaratustro. Nie dowierzam ja sobie od czasu, gdy się ku wyżynom garnę i nikt mi już nie dowierza, — czemuż to się dzieje?
380Przeobrażam się zbyt szybko: moje dziś obala me wczoraj. Przeskakuję często stopnie, wspinając się wzwyż; — tego mi żaden stopień nie wybacza.
381Gdy na wyżynie jestem, samego siebie tylko znajduję. Nikt do mnie nie przemawia, mróz samotności dreszczem mnie przejmuje. I czegóż ja chcę na wyniosłościach?
382Drzewo, Góry, Piorun, Samotnik, WiedzaMoja wzgarda i tęsknota ma wzrastają równomiernie; im wyżej się wspinam, tym bardziej gardzę tym, kto się wspina. I czegóż on chce na wyniosłościach?
383Jakże ja się wstydzę wspinania i potykania mego! Jakże szydzę z mego gwałtownego zasapania! Jakże nienawidzę polotnych! O, jakżem umęczony na wyżynie!
384Tu zamilkł młodzieniec. A Zaratustra, spoglądając na drzewo, przy którym stali, rzekł tymi słowy:
385— To drzewo stoi samotnie na wzgórzu, wyrosło ono wysoko ponad głowami ludzi i zwierząt.
386A gdyby mówić zapragnęło, nie miałoby wokół nikogo, kto by je zrozumiał: tak wysoko wyrosło.
387I oto wyczekuje i wyczekuje, — na cóż ono czekać może? Chmur siedliska zamieszkało zbyt blisko: snadź[62] pierwszego oczekuje ono gromu.
388Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, zawołał młodzieniec w gwałtownym wybuchu:
389Wolność, Nauczyciel, Uczeń— O tak, Zaratustro, prawdęś ty mi rzekł! Zaniku swego pożądałem, gdym ku wyżynom chęcią zmierzał, a tyś jest piorunem, którego wyczekiwałem! Spojrzyj, czymże ja jestem od czasu, gdyś się ty zjawił? Zawiść ku tobie zniweczyła mnie! —
390Tak oto powiedział młodzieniec i zapłakał gorzko. Zaratustra jednak objął go ramieniem i uwiódł[63] ze sobą.
391Czas jakiś szli tak społem, wreszcie Zaratustra rozpoczął w te słowa:
392— Serce mi tym rozdzierasz. Wymowniej niźli twe słowa wypowiedziały mi twe oczy całe twe niebezpieczeństwo.
393Nie jesteś jeszcze wolny, ty szukasz dopiero wolności. Bezsennie czuwającym i nadczułym w nieustannej jawie uczyniło cię to poszukiwanie.
394Ku wolnej garniesz się wyżynie, gwiazd łaknie twa dusza. Lecz i twe złe skłonności łakną również swobody.
395Twe dzikie psy rwą się na swobodę; ujadają po twych piwnicach w ochocie szalonej, widząc jako twój duch burzy wszystkie więzienia.
396Filozof, Uczeń, BohaterstwoJeszcześ mi jest więźniem, co o wolności marzy: och, przebiegłą staje się dusza u tych więźni[64], lecz zarazem wykrętną i nikczemną.
397Oczyścić winien się jeszcze wyzwolony duchem. Wiele z więzienia i zatęchlizny pozostało w nim jeszcze: oko jego czystym stać się winno.
398BohaterO tak, znam ja niebezpieczeństwo twoje. Lecz na miłość moją i nadzieję mą zaklinam cię, bracie: nie odrzucaj precz miłości i nadziei twej!
399Szlachetnym czujesz się jeszcze, szlachetnym czują cię jeszcze i ci nawet, co głuchą niechęć i złe spojrzenia ślą za tobą. Wiedz, iż wszystkim stoi szlachetny na zawadzie.
400Nawet i dobrym stoi szlachetny na zawadzie: a jeśli go nawet dobrym zowią, to pragną go tym właśnie z drogi usunąć.
401TwórczośćRzecz nową pragnie tworzyć szlachetny i nową cnotę. Starego pragnie dobry i aby stare zachowane było.
402Lecz nie to jest niebezpieczeństwem szlachetnego, iż się dobrym uczyni, lecz że się stanie zuchwalcą, szydercą i burzycielem.
403Duch, UpadekOch, znałem ja szlachetnych, co stracili swą najwyższą nadzieję. I oto spotwarzać poczęli wszystkie nadzieje.
404I oto żyją czelnie[65] w krótkich rozkoszach, i poza granicę dnia jednego nieomal że nie wyrzucają już swych zamierzeń.
405„I duch jest rozpustą” — wygłosili. I wonczas połamali skrzydła duchowi swemu: i oto pełza wszędy i plugawi wszystko dogryzaniem.
406Niegdyś marzyli, żeby zostać bohaterami: lubieżniki są to dzisiaj. Bohater jest dla nich grozą i utrapieniem.
407Lecz na miłość i nadzieję moją zaklinam cię, bracie: nie wyrzucaj bohatera z twej duszy! Dzierżyj święcie twą najwyższą nadzieję! —
KsiądzBywają kaznodzieje śmierci: a ziemia jest przepełniona takimi, których by należało nawoływać do odwrotu od życia.
410Pełna jest ziemia zbytecznych, zepsute jest powietrze od tych nader licznych. Niechże ich „żywotem wiecznym” z życia tego precz wywabią.
411„Żółci”: tako zwą kaznodziejów śmierci, lubo też „czarni”. Ja zaś pokażę wam ich w innych jeszcze barwach.
412Okrutnicy to są, co drapieżne zwierzę w sobie kryją i żadnego już nie mają wyboru prócz chuci i samoudręczenia. Lecz nawet ich chuci są tylko rozszarpywaniem się za żywa[66].
413Oni jeszcze ludźmi nawet się nie stali, okrutnicy ci: niechże nawołują do odwrotu od życia i niech się sami precz wynoszą.
414To są suchotnicy na duszy: ledwie zrodzeni i już umierać poczynający i roztęsknieni ku naukom znużenia i samozaparcia.
415Pragnęliby nie żyć, zaś my mamy przytakiwać tej ich woli! Miejmy się na baczności i nie budźmy tych trupów, nie uszkadzajmy tych żywych trumien.
416Napotyka ich schorzały, starzec lub trup, wnet rzeką[67]: życie jest pokonane.
417Lecz to oni jedynie są pokonani oraz te ich oczy, co tylko jedno oblicze bytu widzieć są w stanie.
418Ksiądz, Śmierć, Życie snem, Ziemia, ZaświatyOtuleni w grubą osmętnicę[68] udręki, chciwi tych drobnych wydarzeń, które śmierć wiodą: tako oczekują, zacisnąwszy zęby.
419Lub też chwytają się błahostek i szydzą przy tym ze swego dzieciństwa: zawieszają się na kruchej słomce swego życia i drwią, iż oto na słomce tylko wiszą.
420Głupota, Obraz świata, Cierpienie, SamobójstwoIch mądrość brzmi: „Głupiec, kto żyje, lecz tak bardzo jesteśmy bezmyślni, że przy życiu trwamy! I to jest właśnie największym nierozsądkiem życia!”
421„Życie jest tylko cierpieniem” — mówią inni i nie kłamią przy tym: baczcież więc, abyście sami żyć przestali. Baczcież, aby ustało to życie, które jest tylko cierpieniem.
422Tako więc niech brzmi cnoty waszej nauka: „powinieneś samego siebie zabić! Powinieneś samego siebie z życia wykraść!”
423„Rozpusta jest grzechem”, — powiadają jedni z tych kaznodziejów śmierci — „usuńmy się przeto i nie płódźmy dzieci!”
424„Rodzenie jest mozolne, — mówią inni — i po cóż jeszcze rodzić? Rodzi się wszak tylko nieszczęśliwych!” I ci są kaznodziejami śmierci.
425„Litość jest potrzebą niezbędną — wołają inni. — Bierzcie, co posiadam! Bierzcie nawet i to, czym jestem. Tym mniej wiązać mnie będzie życie!”
426Gdyby ci ludzie z głębi ducha swego litościwi byli, obmierziliby[69] raczej życie swym bliźnim. Złym być — oto jak by im nakazywała ich prawa dobroć.
427Oni jednak pragną usunąć się od życia: cóż ich to obchodzi, że swymi łańcuchy i dary[70] wiążą innych tym mocniej.
428PracaLecz i wy, dla których życie jest wściekłą pracą i niepokojem: czyście wy nie umęczeni życiem? Czyście wy nie dojrzeli do kaznodziejstwa o śmierci?
429Wy, coście umiłowali pracę gwałtowną oraz wszystko, co prędkie, nowe, obce, — samych siebie wy znieść nie możecie, wasza pilność jest klątwą i chęcią zapomnienia o samym sobie.
430Gdybyście życiu więcej ufali, nie oddawalibyście się na pastwę chwili. Nie macie jednak dosyć treści w sobie, aby móc czekać, — nie dość nawet, by móc próżnować!
431Zewsząd rozlegają się głosy tych, co o śmierci każą[71]: a ziemia jest pełna takich, którym o śmierci kazać należy.
432Lub „o życiu wiecznym”: co mi na jedno wynosi[72], — obyż tylko czym prędzej precz się wynieśli! —
Wróg, Wojna, Nienawiść, Zazdrość, Wiedza, PrawdaPrzez naszych najlepszych wrogów oszczędzani być nie pragniemy, zarówno jak i przez tych, których umiłowaliśmy z głębi duszy. Zezwólcież mi zatem prawdę wam rzec!
435Bracia moi w wojnie! Umiłowałem was z głębi duszy, byłem i jestem waszym człowiekiem. Jestem też i najlepszym wrogiem waszym. Zezwólcież mi zatem prawdę wam rzec!
436Nieobca mi nienawiść i zazdrość serca waszego. Nie jesteście mi dość wielcy, aby nienawiści i zazdrości nie znać. Bądźcież mi więc dosyć wielcy, aby się ich nie wstydzić!
437A jeśli nie możecie być świętymi poznania, bądźcież mi przynajmniej jego wojownikami. Towarzysze to są i poprzednicy owej świętości.
438StrójWielu żołnierzy widzę: obyż to byli wojownicy! „Jedno-form[73]” nazywa się wszak ich strój, obyż to nie był jedno-kształt, który pod nim ukrywają!
439Wróg, Wojna, ZwycięstwoWinniście mi być z tych, których oko ustawicznie wroga wypatruje — waszego wroga. A w niejednym z was rodzi się nienawiść z pierwszego wejrzenia.
440Waszego wroga szukać powinniście, waszą wieść wojnę o wasze myśli! A gdy myśl wasza polegnie, winna wasza rzetelność jeszcze tryumf tego święcić!
441Winniście miłować pokój jako środek nowej wojny. Zaś pokój krótki bardziej, niźli długi.
442Was nie wzywam ja do pracy, lecz do walki. Was nie nawołuję do pokoju, lecz do zwycięstwa. Waszą pracą niech będzie walka, waszym pokojem zwycięstwo!
443Można milczeć i siedzieć cicho tylko wówczas, gdy się ma łuk i strzały przy sobie: w przeciwnym razie gawędzi się tylko i swarzy. Wasz pokój niech będzie zwycięstwem.
444Powiadacie, iż słuszna sprawa uświęca nawet wojnę? Ja wam mówię: dobra wojna uświęca każdą sprawę.
445Wojna i męstwo uczyniły więcej wielkich rzeczy, niźli miłość bliźniego. Nie wasza litość, lecz waleczność wasza ratowała dotychczas w potrzebie będących.
446DobroCóż jest dobrem? — pytacie. Walecznym być. Niech młode dziewczęta gaworzą sobie: „dobre to jest to, co jest ładne i wzruszające zarazem”.
447Nazywają was ludźmi bez serca: lecz wasze serce jest prawdziwe, a ja kocham wstydliwość waszej serdeczności. Wy wstydzicie się waszego przypływu, jako inni wstydzą się swego odpływu.
448Szpetni jesteście? Niechże i tak będzie, bracia moi! Weźmijcież na się wyniosłość, ów płaszcz szpetności!
449A gdy się dusza wasza wielką stanie, uczyni się i zuchwałą, a w waszej wyniosłości jest złośliwość. Znam ja was.
450W złośliwości napotykają się zuchwały i mdły. Lecz nie rozumieją się oni. Znam ja was przecie.
451Wróg, Nienawiść, PogardaWam wolno mieć tylko wrogów, których nienawidzieć należy, przenigdy takich, którymi gardzić trzeba. Winniście być dumni z wroga: wówczas stają się wroga waszego powodzenia i waszym powodzeniem.
452Żołnierz, BuntBunt — to dostojeństwo w niewolniku. Waszym dostojeństwem niech będzie posłuszeństwo! Wasze rozkazywanie nawet niech będzie posłuszeństwem.
453Dobremu wojownikowi brzmi milej „musisz”, niźli „chcę”. I wszystko, co wam jest drogie, winniście sobie wprzódy pozwolić nakazać.
454Wasze umiłowanie życia, niech będzie miłością waszej najwyższej nadziei: a najwyższą nadzieją waszą niech będzie najwyższa myśl życia!
455Zaś najwyższą myśl waszą winniście mnie pozwolić sobie rozkazać, — a brzmi ona: człowiek jest czymś, co pokonanym być winno.
456ŻołnierzŻyjcież tedy waszym życiem posłuszeństwa i wojny! I cóż z długiego żywota! Jakiż wojak pragnie, by go oszczędzano!
457Ja was nie oszczędzam, ja was z głębi duszy miłuję, bracia moi w wojnie! —
Państwo, NaródIstnieją jeszcze gdzieś narody i stada, wszakże nie u nas, bracia moi: tu istnieją państwa.
460Państwo? Cóż to jest? Baczność! Uszy mi roztwórzcie, abym wam słowo me rzekł o śmierci ludów.
461Państwem zwie się najzimniejszy ze wszystkich zimnych potworów. Zimny kłam głosi ono, i ta oto łeż[74] pełznie z jego ust: „Ja, państwo, jestem narodem”.
462Łeż to! Twórcy to byli, co stworzyli narody i zawiesili ponad nimi wiarę i miłość: i tak oto życiu służyli.
463Niszczyciele to są, co sidła na wielu nastawili i przezwali je państwem: miecz zawiesili oni ponad nimi wraz z tysiącem żądz.
464Gdzie jeszcze istnieje naród, tam nie pojmuje on państwa i nienawidzi go, jako złego spojrzenia i grzechu w obyczajach i prawach.
465Ten ci znak daję ja wam: każdy naród mówi swoim językiem dobra i zła: nie rozumie sąsiad mowy tej. Własną mowę wynalazł sobie naród każdy w prawach i obyczajach.
466Państwo wszakże łże we wszystkich językach dobra i zła; cokolwiek rzeknie, skłamie — a cokolwiek posiada, skradzionym to jest.
467Wszystko w nim jest fałszem; kradzionymi zęby kąsa, ukąśliwe. Fałszywe są nawet trzewia jego.
468Pomieszanie języków dobra i zła: ten ci znak daję wam, jako znak państwa. Zaprawdę, wolę śmierci znamionuje znak ten! Zaprawdę, kaznodziei śmierci nawołuje on!
469Potwór, Państwo, BógAż nazbyt wielu rodzi się: dla tych zbytecznych wynaleziono państwo!
470Spojrzyjcież mi, jak ono ich przynęca tych nader licznych! Jak ono ich chłonie, żuje i przeżuwa!
471„Nie masz na ziemi nic większego nade mnie: jam palec Boga rządzący” — tako ryczy potwór ten.
472I nie tylko wszystko, co długouche i krótkowzrocze, pada przed nim na kolana.
473Och, nawet i w was, wy dusze wielkie, syczy ono ponure swe kłamstwa! Och, odgaduje ono serca bogate, co rade się roztrwaniają!
474Tak więc i was odgadł, pogromcy starego boga! Znużyliście się w walce i oto znużenie wasze służy nowemu bożkowi!
475Bohaterów i czcigodnych rad by wokół siebie poustawiał ów nowy bożek! Chętnie wygrzewa się on w słonecznym świetle dobrych sumień, — potwór ten zimny!
476Wszystko gotów wam dać ów bożek nowy, skoro tylko jego uwielbiać zechcecie: za tę cenę kupuje on sobie blask cnoty waszej i wejrzenie waszych oczu dumnych.
477Wami to przynęcić on pragnie tych nader licznych! Szatański to pomysł wynaleziono tu: konia śmierci, brzęczącego w przepychu boskich czci!
478O, śmierć dla wielu wynaleziono tu, śmierć co się sama jako życie sławi: zaprawdę, serdeczna to wysługa wszystkim kaznodziejom śmierci!
479PaństwoPaństwem zwę ja to, gdzie wszyscy trucizny piją, dobrzy i źli: państwem, gdzie wszyscy siebie zatracają, dobrzy i źli: państwem, gdzie powolne samobójstwo wszystkich — „życiem” się zwie.
480Patrzcież mi na tych zbytecznych! Kradną sobie wszystkie dzieła wynalazców, wszystkie skarby mędrców: wykształceniem zwą tę kradzież swą — a wszystko staje się w nich chorobą i dolegliwością!
481Patrzcież mi na tych zbytecznych! Chorzy są oni zawsze: rzygają żółcią i zwą to gazetą. Pożerają się wzajemnie, a strawić się nawet nie zdołają.
482Patrzcież mi na tych zbytecznych! Zdobywają bogactwa i stają się dzięki nim biedniejsi. Potęgi chcą i przede wszystkim oskarda tej potęgi, wiele złota, — ci bezsilni!
483Patrzcie jak się pną, zwinne te małpy! Pną się poprzez siebie nawzajem i strącają się wzajemnie w błota i głębie.
484Do tronu pchają się oni wszyscy: omam to ich; — jakoby szczęście na tronie zasiadało! Nieraz błoto spoczywa na tronie, — a nierzadko i tron na błocie.
485Opętańcy to są, zwinne to małpy, i gorączką przepaleni. Cuchnie mi ich bożek, ów bożek zimny, cuchną mi oni społem, ci bałwochwalcy.
486Bracia moi, chcecież się udusić w wyziewach ich paszczy i żądz! Raczej okna wyłamcie i wyskoczcie na wolność.
487Unikajcież tej złej woni! Uchodźcież od tego bałwochwalstwa zbytecznych!
488Unikajcież tej złej woni! Uchodźcież od oparu tych ofiar ludzkich!
489Otworem stoi jeszcze ziemia dla dusz wielkich. Dla samotnych i samowtórnych jest jeszcze wiele niezamieszkałych siedlisk, wokół których wieje woń cichych mórz.
490Wolność, WłasnośćOtworem stoi jeszcze dla dusz wielkich życie wolne. Zaprawdę, kto mało posiada, tym mniej będzie posiadany: błogosławione niech będzie małe ubóstwo!
491PaństwoGdzie państwo się kończy, tam dopiero zaczyna się człowiek, który nie jest zbyteczny: tam się poczyna pieśń niezbędnego, jednokrotną i niezastąpioną nutą.
492Gdzie państwo ustaje, — spojrzyjcież mi, bracia moi! Czyż nie dostrzegacie tam tęczy i mostów nadczłowieka? —
Samotnik, SamotnośćUciekaj, przyjacielu, do samotni twej. Widzę, żeś ogłuszony hałasem wielkich ludzi i żądłem małych.
495Godnie umieją milczeć wraz z tobą las i skała. Upodobnij się znów drzewu, które ukochałeś, drzewu gałęzistemu: ciche i zasłuchane zawisło oto nad morzem.
496Lud, Tłum, SławaGdzie samotność się kończy, tam się zaczyna targ, a gdzie się targi poczynają, tam się wszczyna hałas wielkich aktorów i rojne bzykanie much jadowitych.
497Niczym są na świecie najlepsze nawet rzeczy bez tego, który je na widownię wywiedzie: wielkimi ludźmi zwie lud tych wystawców.
498Mało pojmuje lud wszystko, co wielkie, to jest: twórcze. Ma on jednak zmysł ku wszelkim wystawcom i aktorom rzeczy wielkich.
499Sława, PrawdaWokół odkrywców nowych wartości obraca się świat ten: — obraca się niewidocznie. Jednakże wokół aktorów krąży lud i sława: takie są „koleje świata tego”.
500Nie brak aktorowi ducha, lecz mało posiada on sumienia swego ducha. Wierzy zawsze w to, czym najsilniejszą wiarę wzbudzić zdoła, — wiarę w siebie!
501Jutro mieć będzie nową wiarę, a pojutrze nowszą. Szybkie ma on zmysły, podobnie jak i tłum, i zmienna jest jego pogoda.
502Obalić — znaczy dlań dowieść. Rozwścieczyć — znaczy przekonać. Zaś krew jest dlań wśród wszystkich dowodów najlepszym.
503Prawdę, co wślizguje się tylko w subtelne uszy, zwie kłamstwem lub nicością. Zaprawdę, wierzy on tylko w tych bogów, co wielkie hałasy na świecie czynią!
504Roi się rynek od uroczystych szarlatanów, a lud chełpi się wielkimi ludźmi swymi: oni są dlań panami godziny.
505Lecz godzina nagli ich, naglą przeto i ciebie. I ciebie nagabują[75] o twe „tak” lub „nie”. Biada, jeśli zechcesz między „za” i „przeciw” wcisnąć swój stołek.
506Bądźże, prawdy miłośniku, bez zawiści dla tych bezwzględnych i naglących! Nigdy jeszcze nie wieszała się prawda na ramieniu bezwzględnego.
507Uchodź od tych nagłych w twe schronisko bezpieczne: tylko na rynkach grożą ci napaści o „tak” lub „nie”.
508Powolne jest dożycie wszystkich głębokich studzien: długo czekać one muszą, aby wiedziały, co w głębie ich padło.
509Samotnik, Tłum, Cierpienie, MuchaZ dala od rynku i sławy dzieje się wszystko, co wielkie: z dala od rynku i sławy mieszkają z dawien dawna odkrywcy nowych wartości.
510Uciekaj, przyjacielu, do samotni twej: widzę, żeć pokąsały jadowite muchy. Umykaj tam, gdzie wieje ostre i tęgie powietrze!
511Uciekaj do samotni! Żyłeś zbyt blisko małych i mizernych. Uciekaj od ich zemsty niewidocznej! Przeciw tobie są oni zemstą tylko.
512I nie podnoś na nich ramienia! Niezliczone są ich mrowia, zaś nie twoim jest udziałem być oganką[76] na muchy.
513Niezliczeni są mali i mizerni; zaś nie jedną dumną budowę zniszczyły krople deszczowe i chwasty czepne.
514Głazem nie jesteś, a jednak jużeś mi wydrążon od licznych kropel. Połamiesz mi się i pokruszysz od tych kropel licznych.
515Widzę, żeć umęczyły muchy jadowite, setki krwawych zadzierek na tobie widzę; a duma twa oburzać się nawet nie chce.
516Krwi z ciebie pragną w całej niewinności, krwi pożądają ich bezkrwiste dusze, kłują tedy w całej niewinności.
517Lecz ty, głęboki, cierpisz zbyt głęboko od drobnych nawet ran; i jeszcześ się uleczyć nie zdołał, a już taki sam robak jadowity prześlizgnął się po twej dłoni.
518Zbyt dumny mi jesteś, by zabijać tych złakomionych. Strzeż się jednak, abyć się nie stało przeznaczeniem fatalnym dźwiganie wszystkich tych krzywd jadowitych!
519Pochlebstwo, TchórzostwoBączą[77] wokół ciebie chwalbą ustawiczną: natręctwo jest ich pochwałą. Chcą oni tylko bliskości krwi twej i skóry twojej.
520Schlebiają tobie jako Bogu lub szatanowi, skwierczą przed tobą jako przed Bogiem lub szatanem. Nie dbaj! Pochlebce to są i skoleńce, i nic ponadto.
521Jako mili i ujmujący zabiegać będą przed tobą. Ale to było zawsze mądrością trwożliwych. O, tchórze bywają mądrzy!
522Wiele rozmyślają o tobie w swych ciasnych duszach — wątpliwym jesteś dla nich zawsze. Wszystko, co bardzo rozważane bywa, staje się wreszcie wątpliwe.
523Pokarzą cię za wszystkie twe cnoty. Przebaczą ci z całej duszy tylko twe — zbłądzenia.
524Ponieważ jesteś łagodny i sprawiedliwego ducha, mówisz przeto: „niewinni są oni w drobnym istnieniu swym”. Lecz ich ciasna dusza myśli: „Winą jest każde wielkie życie”.
525Nawet wówczas, gdy jesteś dla nich łagodny, czują się wzgardzonymi przez ciebie i zwracają ci twe dobrodziejstwa z ukrytym złodziejstwem.
526Twa bezsłowna duma wzbudza w nich zawsze niesmak; tryumfują, gdy twą skromność stać będzie wreszcie na próżność.
527Co w człowieku poznać jesteśmy w stanie, to też w nim i rozogniamy. Strzeż się więc przed małymi!
528Małymi czują się przed tobą, a ich niskość tli się i żarzy zemstą niewidoczną przeciw tobie.
529Czyś nie postrzegał, jako niemieją nagle, ilekroć zbliżałeś się do nich, i jako opuszczała ich siła, niby dym dogasającego ogniska.
530SumienieTak więc, przyjacielu, jesteś złym sumieniem bliźnich twoich: gdyż nie są warci ciebie. Nienawidzą cię przeto i krew by twą żłopać radzi.
531Bliźni twoi będą dla ciebie zawsze jadowitymi muchami; co wielkiego jest w tobie, to właśnie jadem napawać ich będzie i muchy z nich czynić.
532Uciekaj, bracie, do samotni twej i tam, gdzie wieją ostre i surowe tchnienia. Nie twoim to udziałem być oganką na muchy.
Miasto, Pożądanie, Zwierzę, ZmysłyUkochałem las. Ciężko żyć po miastach: zbyt wielu tam jurnych[78].
535Czyż nie lepiej wpaść w ręce zbrodniarza, niźli w marzenia chutliwej kobiety?
536Patrzcież mi na te otroki[79]! — wszak ich oczy mówią wyraźnie, — nie znają oni nic lepszego na świecie nad wylegiwanie się z kobietą.
537Namuł osadził się na dnie tych dusz; biada, gdy ten namuł ducha jeszcze posiada!
538Obyście byli przynajmniej jako zwierzęta doskonali! Lecz udziałem zwierzęcia jest niewinność.
539Radzęż ja wam, abyście zabili w sobie zmysły? Ja wam doradzam zmysłów niewinność!
540Wzywamż ja was ku czystocie? Czystota ta jest u niektórych cnotą, lecz u wielu nieomal występkiem.
541Ci uprawiają powściągliwość: jednakże ta suka zmysłowości przeziera zawistnie ze wszystkiego, co czynią.
542Nawet na wyżyny ich cnoty, nawet w chłód ducha wlecze się ten potwór wraz ze swym niepokojem.
543Jak się ta suka zmysłowości przymilać potrafi, żebrząc o źdźbło ducha, gdy jej kawału mięsa odmówią!
544Lubujecie się w tragediach oraz we wszystkim, co serce rozdziera? Jam jest jednak pełen niewiary do tej suki waszej.
545Macie mi za okrutne wejrzenie i spoglądacie pochutnie[80] w stronę cierpiących. Czy tu nie zamaskowała się aby lubieżność wasza, przezwawszy się uprzednio litością?
546DiabełI tę przypowieść daję wam jeszcze: niejeden, co diabła z siebie wypędzić pragnął, sam przy tym w świnię wstąpił.
547Dla kogo powściągliwość jest zbyt ciężkim brzemieniem, temu odradzać ją należy, aby się dlań nie stała drogą do piekła, do namułu i rui dusznej.
548PrawdaMówięż ja może o sprawach brudnych? Nie jest to jeszcze dla mnie rzeczą najgorszą.
549Bo nie wówczas gdy prawda jest brudna, lecz gdy jest płytka, zanurza się badacz niechętnie w jej wody.
550ŚmiechZaprawdę, bywają czystotni z natury swej: ci są łagodniejszego serca, śmieją się chętniej i częściej, niźli wy.
551Ci śmieją się także i z czystoty i pytają: „Czymże jest czystota!
552Czyż ona nie jest głupstwem? Lecz to głupstwo przyszło oto do nas, nie zaś my do niego.
553Daliśmy gościowi temu przytułek i serce: i oto zamieszkał u nas, — niechże pozostaje, póki zechce”.
Samotnik, Przyjaciel„Jednego mam wokół siebie zawsze za wiele — myślał pustelnik. — Zawsze tylko: jeden razy jeden — to uczynić wreszcie gotowe dwa!”
556„Ja” i „mnie” są zawsze w zbyt żarliwej ze sobą gawędzie; jakżeby to wytrzymać się dało, gdyby nie było przyjaciela?
557Dla pustelnika przyjaciel jest zawsze trzecim: trzeci jest korkiem niedopuszczającym, by rozmowa dwóch zapadła w głębie.
558Och, zbyt wiele głębin czyha na wszystkich pustelników. Dlatego też tęsknią do przyjaciela i do jego wyżyn.
559Nasza wiara w innych pokazuje, w co pragnęlibyśmy uwierzyć w samych sobie. Tęskota za przyjacielem jest naszym zdrajcą.
560Miłość, WrógCzęsto pragnie się miłością przeskoczyć tylko zawiść. Często również urażamy, czynimy sobie wroga, aby ukryć, iż sami jesteśmy urażalni.
561Przyjaźń, Przyjaciel, Wróg„Bądźże przynajmniej mym wrogiem!” — tako mówi prawdziwa pokora, co o przyjaźń prosić nie śmie.
562Kto chce mieć przyjaciela, winien chcieć i wojować za niego: a kto wojny pragnie, winien potrafić być wrogiem.
563Należy w druhu swoim czcić jeszcze i wroga. Czyż nie możesz przystąpić do przyjaciela bez przejścia na jego stronę?
564W przyjacielu winieneś mieć najlepszego wroga. A w sercu swoim najbardziej skłonnym być mu wówczas, gdy mu się opierasz.
565Przyjaciel, Strój, BógNie chcesz występować w szatach wobec przyjaciela twego? Masz to być uczczeniem druha, gdy mu się dajesz, jakim jesteś? Lecz on cię za to właśnie do diabła posłać gotów!
566Kto się z sobą nie tai, wzbudza oburzenie: tak wielkie macie powody do lękania się swej nagości! O, gdybyście bogami byli, wówczas by wolno wam było wstydzić się szat swoich!
567Dla przyjaciela swego nie możesz nigdy dosyć strojnie się przyodziać: gdyż winieneś mu być strzałą i tęsknotą ku nadczłowiekowi.
568Sen, PrzyjacielCzyś widział przyjaciela twego, gdy śpi, — abyś się wreszcie dowiedział, jako wygląda? Bo czymże jest na jawie twarz druha twego? Własne to twoje oblicze na chropowatym i niedoskonałym zwierciadle.
569Czyś widział przyjaciela twego, gdy śpi? Czyś się nie przeraził, że druh twój tak oto wygląda? O, przyjacielu mój, człowiek jest czymś, co pokonanym być winno!
570WspółczucieW odgadywaniu i przemilczaniu mistrzem powinien być przyjaciel: nie powinieneś pragnąć być wszystkim zarazem. Sen niech ci objawia, co czyni przyjaciel twój na jawie.
571Odgadywanie niech będzie twym współczuciem: abyś wprzódy wiedział, czy przyjaciel twój pożąda współczucia. Może upodobał on sobie niezmącone twe oko i wejrzenie nieskończoności.
572Współczucie dla druha niech się pod twardą ukrywa skorupą, winien sobie ząb nad nim wygryźć. — Tako będzie ono miało wytworność swą i słodycz.
573Przyjaźń, PrzyjacielCzyś jest powietrzem czystym i samotnością, i chlebem, i lekiem dla druha swego? Niejeden własnych kajdan zerwać nie zdołał, a stał się zbawcą dla przyjaciela.
574Niewolnikiem jesteś? Nie możesz być przyjacielem. Jesteś tyranem? Nie możesz mieć przyjaciół.
575Przyjaźń, Miłość, Kobieta, MężczyznaZbyt długo tkwił w kobiecie niewolnik i tyran. Przeto nie dojrzała jeszcze kobieta do przyjaźni: zna ona tylko miłość.
576W miłości kobiety jest niesprawiedliwość i zaślepienie przeciw wszystkiemu, czego nie kocha. Nawet w świadomej miłości kobiety jest nagłość i błyskawica, i noc obok światła.
577Nie dojrzała jeszcze kobieta do przyjaźni. Kotem jest jeszcze kobieta i ptakiem. Lub w najlepszym razie krową.
578Jeszcze jest kobieta niezdolna do przyjaźni. Lecz powiedzcie wy mi, mężczyźni, kto z was jest zdolny do przyjaźni?
579O, to wasze ubóstwo, wy mężczyźni, to skąpstwo duszy waszej! Co wy przyjacielowi dajecie, tym ja wroga mego obdarzę i jeszcze przeto nie zubożeję.
580Wszak bywa kamractwo: obyż i przyjaźń była.
Naród, Dobro, Zło, Wróg, SąsiadWiele krain widział Zaratustra i ludów wiele: tak odkrył zło i dobro wielu ludów. I nie znalazł Zaratustra większej potęgi na świecie ponad zło i dobro.
583Żyć by nie zdołał żaden naród, który by wprzódy nie był oceniał; który wszakże zachować się pragnie, winien oceniać inaczej, niźli sąsiad to czyni.
584Wiele, co się zwie dobrem u jednego narodu, jest pośmiewiskiem i sromotą u drugiego. Wiele, co się tu złem zwie, ówdzie w purpurę czci zdobnym bywa.
585Nigdy sąsiad sąsiada nie pojmował, zawsze dziwiła się jego dusza szaleństwu i złości sąsiada.
586Tablica dóbr wisi ponad każdym narodem. Patrz, oto jest tablica jego przezwyciężeń; patrz, oto głos jego woli mocy.
587Chwalebne jest dlań wszystko, co jest trudne do osiągnięcia; co jest niezbędne a ciężkie zwie się dobrem; co zaś z ostatecznej niewoli wyzwala, wszystko najrzadsze, najcięższe czci jako świętość.
588Wszystko co sprawia, iż panuje, zwycięża i olśniewa, sąsiadom na trwogę i zawiść: wszystko to jest dlań szczytne, pierwszorzędne, miarodajne, treść rzeczy wszelkich.
589Zaprawdę, bracie mój, gdyś poznał pewnego narodu niedolę, krainę, niebo i sąsiada: odgadniesz łacno prawo jego przezwyciężeń oraz przyczynę, dlaczego po tej drabinie wspina on się ku swej nadziei.
590„Będziesz zawsze pierwszy; innych będziesz przewyższał: niech twa zawistna dusza nikogo nie kocha oprócz przyjaciela chyba”, — drżeniem nawiedzało to duszę Greka i wiodło go na drogę wielkości.
591„Prawdę mów, a dobrze łuk i strzały dzierż” — to zadanie wydawało się drogie i ciężkie zarazem onemu ludowi, z którego imię moje się wywodzi — to imię, które jest mi zarazem i drogie, i ciężkie.
592„Ojca i matkę czcić i aż po korzenie duszy być skłonnym ich woli”: — tę tablicę przemożeń zawiesił oto inny lud ponad sobą i stał się przez to potężny i wieczny.
593„Wiernym być i w imię tej wierności cześć i krew swą oddawać nawet w sprawach złych i zbędnych”: — tako pouczając, przemagał się inny naród i tako przemagając się, stał się brzemienny i ciężki od wielkich nadziei.
594Dobro, Zło, Twórczość, Kondycja ludzkaZaprawdę, ludzie sami nadali sobie wszelkie swe zło i dobro. Zaprawdę, nie przejęli go, ani go nie znaleźli, nie spadło im też ono jako głos z nieba.
595Wartości nadał rzeczom człowiek w potrzebie samozachowawczej, — on dopiero stworzył rzeczom treść, treść człowieczą. Przeto zwie się „człowiek” czyli: oceniający.
596Oceniać znaczy tworzyć: słuchajcież mi, twórcy! Ocena jest wszelkich ocenianych rzeczy skarbem i klejnotem.
597Przez ocenę powstaje dopiero wartość: bez oceny pustym byłby orzech bytu. Baczcież mi, twórcy!
598Zmienność wartości — to zmienność tworzącego. Niszczy zawsze, kto twórcą być musi.
599Naród, Dobro, Zło, TwórczośćTwórcze były przede wszystkim ludy, znacznie później dopiero jednostki; zaprawdę, jednostka jest sama tworem najmłodszym.
600Narody zawiesiły niegdyś tablice dobra ponad sobą: miłość, co chce panować, oraz miłość, co pragnie ulegać, stworzyły społem te tablice.
601Starsze jest radosne poczuwanie się do trzody, niźli ochotne poczucie swej jaźni: i póki dobre sumienie zwie się trzodą, złe tylko sumienie mówi: „ja”.
602Zaprawdę, przebiegłe „ja”, ja bezmiłosne, co swej korzyści w pożytku wielu szuka: ono nie jest początkiem trzody, lecz jej zanikiem.
603Miłujący to byli zawsze i twórcy, co stwarzali dobro i zło. Płomię[81] miłości goreje w imionach cnót wszystkich i ogień gniewu.
604Wiele krain widział Zaratustra i ludów wiele: większej na świecie potęgi nie znalazł Zaratustra ponad dzieła miłujących: „zło” i „dobro” to ich imiona.
605Zaprawdę, potworna jest potęga takiego chwalenia i przyganiania. Powiedzcież mi, bracia, kto ujarzmi tę potęgę, kto temu zwierzęciu zarzuci jarzmo na tysiąc jego grzbietów?
606Tysiąc celów było dotychczas, gdyż i narodów było tysiące. Brak jeszcze tylko jarzma dla tego grzbietów tysiąca, brak jednego celu.
607Powiedzcież mi jednak, bracia: jeśli ludzkości celu jeszcze brak, zali nie brak jeszcze — jej samej?
MiłośćTłoczycie się koło bliźnich i macie piękne słowa na to. Ja zaś powiadam wam: to wasze ukochanie bliźnich jest złym umiłowaniem samego siebie.
610Pierzchacie ku bliźnim przed samymi sobą i pragniecie cnotę z tego uczynić: przezieram na wskroś tę bezlicowość waszą.
611Starsze jest „ty”, niźli „ja”, nadto „ty” uświęcone już zostało, „ja” zaś czeka wciąż jeszcze na uświęcenie: i oto tłoczy się człowiek ku bliźniemu.
612Wzywałżbym ja was ku miłości bliźniego? Wolę stokroć podmawiać was ku ucieczce od najbliższych i umiłowaniu najdalszych.
613UpiórPonad umiłowaniem najbliższych stoi miłość ku najdalszym i przyszłym; a bardziej jeszcze, niźli umiłowanie człowieka, waży mi ukochanie rzeczy i upiorów.
614Upiór, co przed tobą majaczy, o bracie mój, jest stokroć piękniejszy od ciebie; czemu ty ciała i krwi swojej jemu nie oddasz? Lecz ty oto lękasz się widma swego i pierzchasz ku bliźniemu.
615Z samymi sobą podołać nie zdołacie, siebie nie dość umiłowawszy, i oto pragniecie zwieść bliźniego ku ukochaniu was i ozłocić siebie tym jego zbałamuceniem.
616Pragnąłbym, abyście wreszcie ścierpieć nie mogli żadnych bliźnich ani ich sąsiadów, tak oto musieli byście przyjaciela dla się we wnętrzu swym stworzyć i jego serce pałające.
617KłamstwoZapraszacie sobie świadka, ilekroć dobrze o sobie mówić pragniecie, a gdyście go podeszli i zwiedli ku temu, że dobrze o was sądzi, mniemacie i wy dobrze o samych sobie.
618Kłamie nie tylko ten, kto wbrew własnej wiedzy mówi, czyni to stokrotniej, kto przeciw swej niewiedzy głosi. Lecz tako głosicie o sobie w stosunkach z ludźmi i tako okłamujecie sobą sąsiada.
619Samotnik, MiłośćRzecze sowizdrzał: „stosunki z ludźmi psują charakter, zwłaszcza gdy się go wcale nie posiada”.
620Jeden idzie do bliźniego, ponieważ siebie szuka; drugi, ponieważ siebie zatracić pragnie. Zła miłość wasza ku sobie czyni wam samotność więzieniem.
621Dalsi to płacą za waszą miłość tu bliższym; gdzie bodaj pięciu z was znajdzie się w gromadzie, tam szósty umrzeć musi.
622Nie lubię was, ani uczt waszych: zbyt wielu aktorów zastawałem przy nich i zbyt wielu widzów nawet o zachowaniu aktorskim.
623Nie bliźniego więc wskazuję ja wam, lecz przyjaciela. Przyjaciel niech wam będzie ucztą tej ziemi i przeczuciem nadczłowieka.
624Pouczam was o przyjacielu i jego sercu rozlewnym. Należy jednak umieć być gąbką, jeśli się przez wezbrane serce kochanym być pragnie.
625Pouczam was o przyjacielu, w którym świat skończony na was czeka: czara dobra wszelakiego, — twórczego wskazuję przyjaciela, który ma zawsze skończony świat w sobie do rozdania.
626I jako się komu świat rozpierzchł i niby motek rozwinął, tako zwija się znowu pierściennymi nawroty[82], stawaniem się dobra przez zło, stawaniem się celu przez przypadek.
627Miłość, Przyjaciel, Kondycja ludzkaPrzyszłość i dale co najodleglejsze niech ci będą przyczyną twego dziś, w przyjacielu twym będziesz kochał nadczłowieka jako twoją przyczynę.
628Bracia moi, nie ku miłości bliźnich i bliskich wzywam ja was: wołam ku umiłowaniu dalekich i co najdalszych!
Samotnik, Tłum, SumienieChcesz więc, bracie mój, w osamotnienie iść? Chcesz drogi ku samemu sobie szukać? Uczyń zwłokę krótką i posłuchaj mnie.
631„Kto szuka, łatwo sam się gubi. Każde osamotnienie jest przewinieniem”: tak oto mawia trzoda. A tyś długo należał do trzody.
632Głos trzody długo odzywać się w tobie jeszcze będzie. I gdy nawet mówić poczniesz „nie mam już z wami wspólnego sumienia”, będzie to głosem skargi i bólem twym.
633I oto patrz: ten ból nawet porodziło owo wspólne sumienie: tego sumienia ostatnie przebłyski żarzą się jeszcze w twym smętku.
634Lecz ty chcesz drogą tego smętku pójść, jako iż jest to droga do ciebie samego. Pokażże mi więc twe prawo i twe siły ku temu!
635Czyś jest nową siłą i nowym prawem? Czyś jest nowym ruchem? Z siebie toczącym się kołem? Czy możesz zmusić gwiazdy, aby wokół ciebie krążyły?
636Ach, tyle jest pochutliwości ku wyżynom! Bywa tyle pokurczy próżności! Pokaż mi, żeś nie jest z pożądliwych a próżnych!
637Ach, jest tyle wielkich myśli, co są jako miechy tylko: nadymają i jeszcze bardziej pustymi czynią.
638WolnośćZwiesz się wolnym? Myśl, co tobą włada, usłyszeć pragnę nie zaś, iż z jarzma jakiego umknąć się zdołałeś.
639Czyś jest z tych, którym z jarzma umykać się wolno? Niejeden ostatnią swą wartość precz odrzucił, gdy odrzucił swą służebność.
640Wolny — od czego? Lecz cóż to Zaratustrę obchodzić może! Jasno niech mi twe oczy zwiastują: ku czemu wolny?
641SamotnikZali[83] zdołasz nadać sobie swe zło i dobro i zawiesić wolę swą nad sobą jako zakon[84]? Zali potrafisz sędzią być sobie i mścicielem własnego zakonu?
642Straszne jest to sam na sam z sędzią i mścicielem własnego zakonu. Tako zostaje wyrzucona gwiazda w przestrzeń pustą i w lodowate tchnienie osamotnienia.
643Dziś jeszcze cierpisz z powodu wielu, ty jeden: dziś jeszcze masz całkowitą otuchę i nadzieje wszystkie.
644Lecz przyjdzie czas, gdy cię umęczy samotność, gdy się twa duma nagnie, a otucha trzeszczeć pocznie. Wówczas krzyczeć będziesz: „Jestem sam!”
645Przyjdzie czas, gdy nie dojrzysz twej wybujałości, zaś na twą niskość zbyt bliskim okiem patrzeć poczniesz; nawet twa wzniosłość straszyć cię będzie niby upiór. I krzyczeć będziesz kiedyś: „Wszystko jest fałszem!”
646Są uczucia, co samotnika zamordować pragną; gdy im się to nie udaje, wówczas same zamrzeć muszą! Zali zdobędziesz się na to, zdołasz być mordercą?
647Pogarda, Sprawiedliwość, SamotnikZali poznałeś już, bracie mój, słowo: „wzgarda”? Oraz męczarnię twego poczucia słuszności, gdy zechcesz być sprawiedliwym dla tych, co tobą gardzą?
648Zmuszasz wielu, aby, zbywszy dawnych o tobie mniemań, uczyli się ponownie sądzić ciebie: ciężko ci to policzą. Zbliżyłeś się do nich i minąłeś ich: tego ci nigdy nie wybaczą.
649Wschodzisz ponad nich: lecz im wyżej się wspinasz, tym mniejszym widzi cię oko zawiści. Najbardziej jednak znienawidzeni bywają polotni.
650„Jakżebyście wy zdołali oddać mi sprawiedliwość! — tako mawiać winieneś — obieram sobie waszą niesprawiedliwość, jako mnie przypadający udział”.
651Niesprawiedliwość i brud miotają za samotnikiem: jednakże, bracie mój, jeśli gwiazdą chcesz być, musisz im mimo to świecić.
652A strzeż się dobrych i sprawiedliwych! Oni zawsze radzi ukrzyżować tych, co własną sobie wynajdują cnotę, — nienawidzą samotnika.
653Miej się na baczności przed świętą prostodusznością. Wszystko, co nie prostoduszne, jest dla niej nieświęte; chętnie przy tym ogniem ona igra, ogniem — stosu.
654I wystrzegaj się porywów swej miłości! Zbyt szybko wyciąga samotnik rękę ku temu, kogo napotyka.
655Niektórym ludziom nie wolno ci podawać dłoni, lecz łapę: chcę przy tym, aby twa łapa i pazury miała.
656Samotnik, Przemiana, Pogarda, Miłość, TwórczośćLecz najgorszym wrogiem, jakiego napotkać możesz, będziesz zawsze ty oto dla samego siebie; sam czyhasz na siebie po jaskiniach i lasach.
657Idziesz, samotniku, drogą ku samemu sobie! Tuż obok ciebie droga twa wiedzie i tuż obok twych siedmiu diabłów.
658Kacerzem będziesz dla siebie i czarownicą, będziesz i wróżbiarzem, i błaznem, i wątpicielem, i nieświętym, i złoczyńcą.
659Winieneś pragnąć, abyś się spalił we własnym ogniu: bo jako odnowić się chcesz, jeśliś się wprzódy w popiół nie zamienił.
660Idziesz, samotniku, drogą tworzącego: boga chcesz sobie stworzyć z siedmiu diabłów swoich.
661Idziesz, samotniku, drogą miłującego: samegoś siebie umiłował i gardzisz przeto sobą, jako gardzą, którzy kochają.
662Tworzyć pragnie kochający, jako że wzgardził! Cóż ten wie o miłości, co nie musiał gardzić tym właśnie, co ukochał.
663Z miłością swą idź do samotni i z twórczością twą, o bracie mój; — późno powlecze się wreszcie za tobą kulawa sprawiedliwość.
664I ze łzami mymi idź w samotnię swą, o bracie mój! Kocham tego, co ponad siebie samego tworzyć pragnie i tak oto zanika. —
„Czemuż, Zaratustro, przemykasz się tak płochliwie o zmierzchu? Cóż to osłaniasz tak troskliwie swym płaszczem?
667Jestże to skarb, który ci darowano? czy też dziecię, które ci się narodziło? Lub też poczynasz może sam drogami złodziei chadzać, ty przyjacielu zła?” —
668Zaprawdę, bracie mój! — rzekł Zaratustra — darowano mi skarb: małą prawdę, którą oto dźwigam.
669Jest wszakże niesforna jak małe dziecko; a gdy dłonią ust jej nie przysłaniam, wrzeszczy zbyt głośno.
670KobietaDzisiaj, gdy samotny drogą swą o zachodzie słońca szedłem, spotkałem starą babinę, co tymi słowy przemówiła do mej duszy:
671„Wiele mówił Zaratustra i do nas kobiet, wszakże nigdy jeszcze nie mówił o kobiecie”.
672Odparłem jej: „O kobiecie należy mówić tylko do mężczyzn”.
673„Mów i do mnie o kobiecie — rzekła — jestem dosyć stara, aby wnet o tym zapomnieć”.
674Uczyniłem zadość starce i rzekłem do niej w te słowa:
675Wszystko w kobiecie jest zagadką i wszystko w kobiecie ma jedno rozwiązanie: zwie się ono brzemiennością.
676Mężczyzna, Kobieta, MiłośćMężczyzna jest dla kobiety tylko środkiem: celem jest zawsze dziecko. Lecz czymże jest kobieta dla mężczyzny?
677Dwóch rzeczy pragnie prawdziwy mężczyzna: niebezpieczeństwa i igraszki. Przeto pożąda kobiety, jako najniebezpieczniejszej igraszki.
678Ku wojnie wychowany ma być mąż, niewiasta zaś ku wytchnieniu wojownika: wszystko inne jest głupstwem.
679Zbyt słodkich owoców — wojak nie znosi. Dlatego też pragnie kobiety; gorzka jest najsłodsza nawet kobieta.
680Lepiej niźli mężczyzna rozumie dzieci kobieta, lecz mężczyzna jest bardziej dziecinny niż kobieta.
681W prawdziwym mężczyźnie tkwi dziecko, co igrać rade. Dalej więc, kobiety, odkryjcież mi dziecko w mężczyźnie!
682Igraszką niech będzie kobieta: czystą i subtelną, jako diament opromieniony cnotami świata, którego jeszcze nie ma.
683Promień gwiazdy niechaj lśni w waszej miłości! Nadzieja wasza niech brzmi: „obym porodziła nadczłowieka!”
684W miłości waszej niech będzie waleczność! Miłością uderzajcie na tych, co w was trwogę niecą.
685W miłości waszej niech będzie i cześć wasza! Mało rozumie się zresztą kobieta na czci. Lecz to winno być czcią waszą: zawsze bardziej kochać, niźli bywacie kochane i nie być nigdy wtórymi.
686Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta kocha: wówczas ponosi ona wszelkie ofiary, a wszystko inne wydaje się jej bez wartości.
687Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta nienawidzi: gdyż mężczyzna jest w głębi duszy swej tylko zły, kobieta jest tu licha.
688Kogóż najbardziej nienawidzi kobieta? — Rzekło raz żelazo do magnesu: „nienawidzę cię najbardziej za to, że pociągasz ku sobie, lecz nie jesteś dość silne, aby przyciągnąć do siebie”.
689Kobieta, Mężczyzna, MizoginiaSzczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce.
690„Spójrz, jakże doskonałym staje się oto świat!” — tak myśli każda kobieta, gdy z całą miłością ulega.
691A ulegać musi kobieta, aby znalazła głębię dla swej powierzchni. Powierzchnią jest duch kobiety, ruchliwą, burzliwą powłoką płytkich wód.
692Duch mężczyzny głęboki jest: prądy jego szumią w podziemnych jaskiniach: kobieta przeczuwa jego siłę, lecz jej nie pojmuje. —
693Wówczas odparła mi starka: „Wiele rzeczy uprzejmych powiedział Zaratustra, osobliwie dla tych, które są jeszcze dosyć młode na to.
694Rzecz szczególna, Zaratustra mało zna kobiety, a jednak ma słuszność, gdy o nich mówi! Dziejeż się to dlatego, że w kobiecie każda rzecz jest możliwa?
695A teraz weź oto w podzięce małą prawdę! Wszak jestem dosyć stara na nią.
696Otul ją tylko i zatkaj jej usta: w przeciwnym razie krzyczeć zwykła zbyt głośno ta moja mała prawda”.
697„Dajże mi, kobieto, twą małą prawdę!” — rzekłem jej. — I stara kobieta rzekła te słowa:
698„Idziesz do kobiet? Nie zapomnij bicza!” —
WążPewnego razu w dzień upalny zasnął Zaratustra pod drzewem figowym, zarzuciwszy ramiona na głowę. I oto podpełzła żmija i ukąsiła go w szyję tak mocno, że Zaratustra krzyknął z bólu. Gdy odjął ramię sprzed twarzy, ujrzał żmiję, która, poznawszy oczy Zaratustry, zwinęła się niezręcznie i chciała umknąć. „Stój — rzekł Zaratustra — jeszczem ci podziękować nie zdążył. Zbudziłaś mnie w porę, długa oczekuje mnie droga”. — „Krótka jest już twa droga — rzekła żmija smutnie; — mój jad zabija”. Roześmiał się Zaratustra. „Kiedyż to umarł smok od wężowego jadu? Lecz weźże z powrotem twą truciznę! Nie jesteś mi dosyć bogata w jady, abyś je rozdawać mogła”. I oto żmija rzuciła mu się ponownie na szyję i lizała zadaną ranę.
701Gdy Zaratustra jednego razu opowiadał to uczniom swoim, pytali go: „I jakiż, o Zaratustro, jest morał twej powieści?” Zaratustra odparł na to:
702Dobro, Zło, SprawiedliwośćBurzycielem moralności zwą mnie dobrzy i sprawiedliwi: moja opowieść jest niemoralna.
703Skoro więc wroga macie, nie odpłacajcież mu dobrem za zło: gdyżby to zawstydzało. Dowiedźcież mu raczej, iż wyświadczył wam coś dobrego.
704A raczej gniewem zapłońcie, niżbyście zawstydzać mieli! A gdy was przeklinają, niechętny widzę, gdy błogosławić w zamian chcecie. Klnijcież mi raczej społem!
705A gdy się wam wielka stała krzywda, dodajcież mi szybko pięć drobnych! Odrażający jest widok tego, kogo niegodziwość ludzka niepodzielnie dławi.
706Czyście wiedzieli już o tym? Wzajemne bezprawie jest połową prawa. I niechże mi ten tylko bezprawie na się bierze, kto je udźwignąć zdoła!
707Mała zemsta jest bardziej ludzka, niźli żadna. A jeśli kara nie jest również prawem i zaszczytem dla przestępcy, wówczas nie znoszę i karania waszego.
708Godniej jest odmówić sobie słuszności, niźli ją zachować, zwłaszcza gdy się ma słuszność za sobą. Lecz trzeba być dość bogatym na to.
709Nie znoszę waszej zimnej sprawiedliwości; z oczu sędziów waszych wyziera zawsze kat i jego zimne żelazo.
710Powiedzcież mi, gdzież jest tu sprawiedliwość, która jest miłością o oczach widzących?
711Wynajdźcież mi tę miłość, co nie tylko wszelką karę, lecz i wszelką winę podźwignie!
712Wynajdźcież mi tę sprawiedliwość, co każdego uniewinni, wyjąwszy sprawującego sądy!
713Chcecie i tego jeszcze posłuchać? Kto z głębi duszy sprawiedliwym być pragnie, u tego nawet kłamstwo staje się przychylnością dla ludzi.
714Lecz jakże ja bym mógł być sprawiedliwym z głębi duszy! Jakżebym ja mógł oddać każdemu, co jest jego! Niechże mi to wystarcza: daję oto każdemu, co jest ze mnie.
715SamotnikWreszcie, bracia moi, baczcie, abyście nie czynili krzywdy samotnikom! Jakże by samotnik mógł zapomnieć! Jakże by on mógł się odwzajemnić!
716Samotnik jest jako studnia głęboka. Łatwo kamień weń wrzucić; lecz gdy dna on dopadł, któż kamień stamtąd dobędzie?
717Baczcie, byście nie obrażali samotnika! Skoroście jednak to uczynili, dobijcież go czym prędzej!
Mam jedno pytanie dla ciebie jedynie, bracie mój. Rzucam je jako ołowiankę w twą duszę, abym jej głębię zmierzył.
720Dziecko, Mężczyzna, Kondycja ludzkaJesteś młody i życzysz sobie dziecka, i o małżeństwie zamyślasz. Ja zaś pytam ciebie: zaliś jest człowiekiem, któremu wolno życzyć sobie dziecka?
721Zaliś jest zwycięzcą, samopogromcą, rozkazodawcą zmysłów, panem cnót swoich? Tako cię pytam.
722Czy też przemawia z twego życzenia zwierzę i jego potrzeba? Lub też osamotnienie? Albo też niezgoda z samym sobą?
723Pragnę, by twe zwycięstwo i twa wolność tęskniły za dzieckiem. Żywe pomniki stawiać winieneś swemu zwycięstwu i swemu wyzwoleniu.
724Ponad siebie budować winieneś. Lecz przede wszystkim musisz mi być sam zbudowany, umierny[85] na ciele i duchu.
725Nie tylko w liczbę mnożyć się winieneś, lecz wzwyż. I niech ci ku temu służy ogrójec[86] małżeństwa!
726Wyższe ciało stworzyć winieneś, pierwszy ruch, z siebie toczące się koło, — tworzącego stworzyć powinieneś.
727MałżeństwoMałżeństwo: tak oto zowię wolę dwojga, aby stworzyć jedno, co stanie się czymś więcej, niźli ci, co je stworzyli. Pokorą wzajemną zowię małżeństwo, pokorą przed piastującymi wolę taką.
728To niechaj będzie treścią i prawdą twego małżeństwa. Lecz co ci nader liczni, ci zbyteczni małżeństwem zowią, — och, jakże bym ja to nazwać miał?
729O, to ubóstwo dusz we dwoje! Ten brud dusz we dwoje! Ta żałosna błogość we dwoje!
730Małżeństwem zwą oni to wszystko i twierdzą przy tym, że ich małżeństwa w niebie zostały zawarte.
731Obmierzły mi niebiosa tych zbytecznych! Obmierzły mi te, w niebiańskie sieci zaplątane, pary zwierząt!
732Obcym niechaj mi będzie i ten Bóg, co oto przykulał, aby pobłogosławić, czego nie połączył!
733Nie śmiejcie mi się z tych małżeństw! Któreż by dziecko nie miało powodu płakać nad swymi rodzicami?
734Godnym wydał mi się ten człowiek i dojrzałym ku ziemskiej treści życia; gdym jednak żonę jego ujrzał, wydała mi się ziemia domem obłąkanych.
735O, bodajżeby ziemia w posadach swych drżała, ilekroć się święty z gęsią parzy.
736Ten oto wyruszał jak bohater po zdobycze prawd, wreszcie powrócił z łupem małego strojnego kłamstwa: zwie to małżeństwem swoim.
737Ów był nieprzystępny i czynił wybredny wybór. Lecz oto za jednym zamachem zepsuł raz na zawsze swe towarzystwo: zwie to małżeństwem swoim.
738Tamten poszukiwał dziewki z cnotami anioła. Lecz oto za jednym zamachem stał się dziewką kobiety; brak tylko, aby się sam w tej służbie nie rozanielił.
739Pełnymi troski widzę dziś kupczących, a wszyscy oni mają przebiegłe oczy. Lecz żonę kupuje najprzebieglejszy w worku.
740Wiele krótkich szaleństw, — oto co się zwie u was miłością. Zaś wasze małżeństwa czynią tym wielu krótkim szaleństwom ostateczny koniec, jako jedno długie głupstwo.
741Miłość, Kobieta demoniczna, Mężczyzna, MałżeństwoWasza miłość dla kobiety i miłość kobiety dla mężczyzny: o, gdybyż one były współczuciem dla cierpiących i ukrytych bóstw! Lecz zazwyczaj odgaduje się wzajemnie para zwierząt.
742Lecz nawet wasza najlepsza miłość jest tylko zachwytliwą przenośnią i żarem bolesnym. Pochodnią jest ona, co wam na wyższe drogi przyświecać powinna.
743Ponad samych siebie winniście się kiedyś umiłować! Więc się wprzódy kochać nauczcie. I dlatego właśnie winniście byli wypić gorzki kielich waszego kochania.
744Gorycz jest w kielichu najlepszej nawet miłości: i tym oto rodzi ona tęsknotę ku nadczłowiekowi, tym nieci pragnienie twórcze.
745Pragnieniem twórcy, strzałą i tęsknotą ku nadczłowiekowi: o powiedz, bracie mój, jestże li tym twe pragnienie małżeństwa?
746Święta jest niewola taka, święte takiego małżeństwa śluby. —
Śmierć, ŚwiętoWielu umiera za późno, niektórzy umierają zbyt wcześnie. Obco brzmi jeszcze nauka: „umieraj w porę!”
749Umieraj w porę: tako poucza Zaratustra.
750Oczywiście, kto nigdy w porę nie żył, jakżeby ten miał w porę umrzeć? Obyś raczej nigdy narodzonym nie był! — Tako radzę zbytecznym.
751Lecz i zbyteczni ważą sobie wielce swą śmierć: nawet najbardziej pusty orzech pragnie, aby go wyłuskano.
752Niepomiernie ważą sobie wszyscy skon swój; lecz śmierć nie jest jeszcze świętem uroczystym. Jeszcze się ludzie nie nauczyli, jako się święci najpiękniejsze gody.
753Ja wam wskazuję skon dokonywujący, skon co dla żywych bodźcem i ślubowaniem się staje.
754Własną śmiercią umiera dokonywujący, umiera zwycięski w otoczeniu ślubujących i nadziei pełnych.
755Tako umierać powinni się ludzie uczyć. I nie powinno być żadnej uroczystości tam, gdzie taki ślubujący nie uświęca ślubowania żywych.
756Tako umierać jest rzeczą najlepszą; rzeczą wtórą jest: w walce umrzeć i wielką duszę roztrwonić.
757Lecz znienawidzona, zarówno przez wojującego jak i przez zwycięzcę, jest śmierć, co zęby szczerzy i niby złodziej się skrada, — mimo że jako władca zawsze przychodzi.
758Śmierć, Wolność, DziedzictwoMoją śmierć sławię ja wam, śmierć wolną, która po mnie przyjdzie, ponieważ ja tego chcę.
759Lecz kiedyż to ja zechcę? Kto ma cel swój i puściznę po sobie, ten pragnie śmierci w porę dla celu i puścizny.
760Z pokory przed celem i puścizną nie zechce zawieszać zeschłych wieńców na świątyni życia.
761Zaprawdę, nie chcę być jako powroźnicy, co wysnuwają nić coraz dłuższą, sami przy tym wstecz się cofając.
762Starość, PrawdaNiejeden staje się zbyt stary dla własnych prawd i zwycięstw; bezzębne usta nie mają prawa do każdej prawdy.
763Sława, ŚmierćZaś kto sławę mieć pragnie, powinien zawczasu z czcią się pożegnać i ćwiczyć się w ciężkiej sztuce — odchodzenia w porę.
764Starość, Śmierć, OwocNależy nie dopuszczać, aby nas zjadano doszczętnie wtedy właśnie, kiedy najlepiej smakujemy; wiedzą o tym ci, co pragną, aby ich długo kochano.
765Bywają wprawdzie kwaśne jabłka, których dola chce, aby oczekiwały aż do ostatniego dnia jesieni: wówczas stają się równocześnie dojrzałe, żółte i pomarszczone.
766Jednym starzeje się wprzódy serce, drugim duch. Bywają wreszcie i zgrzybiałe za młodu: lecz późna młodość czyni długą młodość.
767Niejednemu chybiło życie: robak jadowity toczy mu serce. Niechże więc tym bardziej baczy, aby mu się skon udał.
768Niejeden nigdy słodkim się nie stanie, on już latem gnije. Tchórzostwo jedynie trzyma go na gałęzi.
769Zbyt wielu żyje i zbyt długo wisi na gałęziach. Obyż przyszła nawałnica, która by to wszystko zgniłe i robaczywe z drzew pootrząsała!
770Obyż przyszli kaznodzieje rychłej śmierci! To by mi były wichry pożądane i otrząsacze drzewa życia! Zewsząd słyszę jednak tylko kaznodziejów powolnej śmierci i cierpliwości na wszystko, co „ziemskie”.
771Ach, wy to każecie cierpliwość na wszystko, co ziemskie? Wszak to ziemskie zbyt długo was cierpi, wy języki bluźniercze!
772Chrystus, Śmierć, DojrzałośćZaprawdę, zbyt wcześnie umarł ów Hebrajczyk, którego czczą kaznodzieje powolnej śmierci, dla wielu stała się ta wczesna śmierć jego przeznaczeniem fatalnym.
773On poznał zaledwie łzy i posępność Hebrajczyka wraz z nienawiścią dobrych i sprawiedliwych, — ów Hebrajczyk Jezus: i oto opadła go tęsknica za śmiercią.
774Gdybyż on na pustyni pozostał z dala od dobrych i sprawiedliwych! Może by wówczas nauczył się żyć i ziemię kochać, — i dar śmiechu pozyskałby może nadto.
775Wierzajcie mi, bracia! Za wcześnie on umarł, sam by odwołał swą naukę, gdyby do mego wieku dożył! Dość szlachetny był on na to, by potrafić odwoływać!
776Lecz on nie dojrzał był jeszcze. Młodość, Dorosłość, Śmierć, WolnośćNiedojrzale kocha młodzieniec, niedojrzale nienawidzi ludzi i świata. Spętane i ciężkie są jego czucia oraz skrzydła ducha jego.
777W mężczyźnie jest więcej dziecka niźli w młodzieńcu i mniej posępności: lepiej rozumie się on na życiu i śmierci.
778ŚmierćWolny na śmierć i wolny w śmierci: święty głosiciel prawego „nie”, gdy już nie czas na „tak”: oto jak się on na życiu i śmierci rozumie.
779Niechże skon wasz nie będzie bluźnierstwem człowiekowi i ziemi, przyjaciele moi: upraszam to sobie od miodu dusz waszych.
780W skonie waszym niech płonie duch i cnota wasza, jako zorza wieczorna ponad ziemią, — w przeciwnym razie nie udał się wam skon.
781I tako ja sam umrzeć pragnę, abyście, przyjaciele, w imię moje tym bardziej ukochali ziemię; w ziemię się oto obrócę, abym znalazł pokój w tej, która mnie zrodziła.
782Zaprawdę, cel miał Zaratustra, piłkę swą wyrzucił: i oto wy, przyjaciele moi, jesteście celu mego dziedzice, wam też przerzucam piłkę swą złotą.
783Nade wszystko drogi jest mi wasz widok, przyjaciele, kiedy złotą rzucacie piłką! I dlatego też pobędę jeszcze nieco na ziemi; wybaczcież mi to, proszę! —
Gdy Zaratustra pożegnał miasto, ku któremu skłonne było serce jego, miasto, zwane „pstrą krową” — podążyli za nim ci, co się uczniami jego zwali, liczną towarzysząc mu drużyną. Tako doszli społem do rozstaju dróg: wówczas rzekł Zaratustra, iż dalej samotny pójść pragnie, jako że umiłował był chadzanie samotne. Uczniowie wręczyli mu na pożegnanie posoch[87], w którego złotej rękojeści wił się wąż wokół słońca. Zaratustra uradował się posochowi i wsparł się na nim; po czym zwrócił się tymi słowy do drużyny uczniów swoich:
786Powiedzcież mi: czemu złoto zdobyło sobie wartość najwyższą? Ponieważ jest niepospolite, niepożyteczne, jaśniejące i w blasku swym łagodne; ono się zawsze darowuje.
787Cnota, DarTylko jako odzwierciedlenie najwyższej cnoty, zdobyło złoto wartość najwyższą. Jako złoto świeci spojrzenie darzącego. Złota blask czyni przymierze między księżycem i słońcem.
788Niepospolita jest najwyższa cnota i niepożyteczna, jaśniejąca jest ona, a w blasku łagodna: cnota darząca jest najwyższą cnotą.
789Zaprawdę, zgaduję ja was, uczniowie moi: dążycie, jako ja, ku cnocie obdarzającej. Cóż wy mieć możecie wspólnego z kotami i wilkami?
790I takie jest pragnienie wasze, aby stać się ofiarą i darem: i dlatego też łakniecie zgromadzenia dóbr i bogactw wszelkich we własnej duszy.
791Nienasycenie pożąda dusza wasza skarbów i klejnotów, gdyż nienasycona jest cnota wasza w pragnieniu obdarzania.
792Pociągacie wszystkie rzeczy ku sobie i wmuszacie je w siebie, aby z waszych studzien biły źródłem waszych darów miłosnych.
793Zaprawdę, rabusiem wobec wszystkich wartości czyni cnota darząca, jednak błogosławię ja i uświęcam samolubstwo takie. —
794Samolubstwo, Głód, Złodziej, DarBywa wszakże inne samolubstwo, nad miarę ubogie, głodne, zawsze kraść gotowe, — chciwość chorych, chore samolubstwo.
795Oczyma złodzieja spogląda ono na wszystko świecące; żarłocznością głodu mierzy tych wszystkich, którzy mają obfite pokarmy; zawsze pełza ono wokół hojnych stołów.
796Choroba przemawia z takiej pożądliwości i ukryte zwyrodnienie; o mdłym ciele mówi żarłoczność tego samolubstwa.
797Powiedzcież mi bracia: cóż jest dla nas złe i najgorsze? Nie jestże nim zwyrodnienie? Zaś zwyrodnienie odgadujemy wszędzie tam, gdzie brak duszy obdarzającej.
798Wzwyż wiedzie nasza droga od gatunku do nadgatunku. Ohydę wszakże budzą w nas te zwyradniające się skłonności, co wołają: „Wszystko dla mnie”.
799Dusza, CiałoWzwyż wzlatują ducha naszego zamysły: i tym[88] są one przenośnią naszego ciała; są przenośnią jego wywyższenia. Takich wywyższeń przenośnie są imionami cnót.
800Tako przechodzi ciało szlakiem dziejów, jako stające się i walczące. Zaś duch — czymże jest dlań duch? Jego walk i zwycięstw heroldem, towarzyszem i oddźwiękiem.
801Dobro, ZłoPrzenośniami są wszystkie imiona zła i dobra: one nie dowodzą, lecz napomykają jedynie. Głupiec, kto w nich wiedzy szuka!
802Baczcież mi, bracia, na tę godzinę, gdy duch wasz w przenośniach mówić zechce: gdyż owo jest zaczątek cnoty waszej.
803Cnota, Wolność, Dobro, Zło, Siła, WiedzaDźwignięte staje się naonczas wasze ciało i wywyższone; a błogością swoją tako ducha zachwyca, że czyni zeń twórcę, nadawcę wartości, miłującego i wszechrzeczy dobroczyńcę.
804Gdy przepełne serce wasze wzburzy się rozlewnie jako strumień, co jest błogosławieństwem i trwogą dla przybrzeżnych: owo jest zaczątek cnoty waszej.
805Gdyście ponad pochwałę się wznieśli i przygany, i gdy wola wasza rzeczom wszystkim rozkazywać zapragnęła jako wola miłującego: owo jest zaczątek cnoty waszej.
806Gdyście wzgardzili wszystkim, co przyjemne, gdy wam obmierzło miękkie łoże, gdy od wszelkiego miękczenia nigdy wam dosyć daleko łoża waszego nie ścielą: owo jest zaczątek cnoty waszej.
807Gdyście jednej woli zwoleni i gdy ta wszelkiej odwrótnica niedoli jest wam musem doli niechybnym: owo jest zaczątek cnoty waszej.
808Zaprawdę, nowym złem i nowym dobrem jest takowa cnota! Zaprawdę, jest ona jako nowe głębokie poszumy, nowego źródliska podziemny głos!
809Potęga to jest; myśl to władna, a wokół niej dusza mądra: złote to słońce, a na nim w krąg poznania wąż.
Tu zamilkł Zaratustra i spojrzał z miłością na uczniów swoich. Niebawem podjął w te słowa: — a przemienił się głos jego.
811Ziemia, Ciało, DziedzictwoPozostańcie wierni ziemi, bracia moi, wierni potęgą waszej cnoty! Wasza miłość darząca i wasze poznanie niechaj służą ziemskiej treści! Tako proszę i zaklinam was.
812Nie dozwalajcież jej odlatywać od ziemi i skrzydłami o ściany wieczności łopotać! Och, bywało zawsze tyle cnót w locie zbłąkanych!
813Wiedźcież zbłąkaną cnotę na ziemię, jako ja to czynię, wiedźcież ją nawrotem ku ciału i ziemi: aby ziemi właściwą treść nadała, treść ludzką!
814Stokrotnie zbłąkiwały się w polotach i chybiały zarówno duch, jak i cnota. Och, w ciele naszym tkwią wciąż jeszcze wszystkie te urojenia i złudy: ciałem i wolą stały się tu one.
815Stokrotnie doświadczały się i błądziły zarówno duch, jak i cnota. O tak, próbą człowiek był. Och, ileż niewiedzy i błędu naszym stało się ciałem!
816Nie tylko rozum tysiącleci, lecz i ich szaleństwo wybucha oto w nas. Niebezpiecznie jest być spadkobiercą.
817Jeszcze walczymy krok za krokiem z olbrzymem przypadku, a ponad całą ludzkością sprawowały dotychczas rządy nierozum i niedorzeczność.
818Duch wasz, bracia moi, oraz cnota wasza ziemskiej niech służą treści: zaś rzeczy wszelkich wartość niech przez was na nowo nadaną zostanie. Przeto winniście być walczącymi! Przeto twórczymi być powinniście!
819CiałoWiedzą oczyszcza się ciało; wśród wiedzy doświadczeń wywyższa się ono. Poznającego popędy uświęcają się społem; wywyższonego dusza radosną się staje.
820Siebie zlecz, lekarzu: tako i chorym najlepiej pomożesz. Niech to będzie twą najlepszą pomocą, że oczy jego ujrzą, jakeś się sam uleczył.
821Kondycja ludzka, Obraz świataJest dróg tysiące, którymi jeszcze nie chadzano, tysiączne zdrowia przejawy i tysiące ukrytych ogrójców życia. Niewyczerpany i nieodkryty jest jeszcze człowiek, a wraz i ziemia ludzka.
822SamotnikBaczcie i czuwajcie, samotnicy! Z tajemnym skrzydeł łopotem przyszłości ciągną wiewy; czujnym uszom dobra zwiastuje się nowina.
823Samotnicy dnia dzisiejszego, wy, odosobniający się, ludem wy kiedyś będziecie: z was, którzyście się sami wybrali, powstanie lud wybrany: — a z niego nadczłowiek.
824Zaprawdę, siedliskiem uzdrowienia stać się jeszcze winna ziemia! Oto unosi się już nad nią nowa woń zwiastującej się szczęśliwości, — i nowa wróży się nadzieja!
Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, zamilkł wonczas, jako milknie, kto ostatniego słowa jeszcze nie wygłosił; pełen niezdecydowania ważył długo posoch w dłoni. Wreszcie tako się odezwał: — a przemienił się głos jego.
826Nauczyciel, Uczeń, Wiedza, WiaraSam oto idę dalej, młodzi moja! I wy takoż idźcie stąd, a samopas! Tako chcę.
827Zaprawdę, radzę ja wam: idźcie precz ode mnie i brońcie się przeciw Zaratustrze! Lub lepiej jeszcze: wstydźcie się jego! Może on was oszukał.
828Człowiek oddany wiedzy i poznaniu winien nie tylko kochać swych wrogów, lecz i umieć nienawidzić swych przyjaciół.
829Źle się wywdzięcza mistrzowi, kto zawsze tylko jego uczniem zostaje. I czemuż nie chcecie z wieńca mego uszczknąć?
830Uwielbiacie mnie, lecz cóż się stanie, gdy to wasze uwielbienie któregoś dnia runie? Baczcież, aby was posąg nie przygniótł!
831Mówicie, iż wierzycie w Zaratustrę? Lecz cóż zależy na Zaratustrze! Jesteście mymi wyznawcami: lecz cóż zależy na wszelkich wyznawcach!
832Jeszczeście samych siebie nie szukali: a oto jużeście mnie znaleźli. Tak czynią wszyscy wyznawcy; przeto tak niewiele waży wszelka wiara.
833Tak więc wzywam was, abyście mnie zgubili, a w zamian samych siebie znaleźli; i kiedy wszyscy mnie się zaprzecie, naonczas dopiero do was powrócę.
834Zaprawdę, innymi oczyma, bracia moi, szukać wonczas będę mych straconych; inną pokocham was wtedy miłością.
835I raz jeszcze przyjaciółmi mymi się staniecie oraz dziećmi jednej nadziei: zaczem po raz trzeci nawiedzę was, abyśmy społem wielkie święcili południe.
836Słońce, WiedzaI tym jest to wielkie południe, iż człowiek staje wówczas na połowie drogi między zwierzęciem i nadczłowiekiem i swą drogę ku zachodowi święci, jako swą najwyższą nadzieję: jako że ta jest droga, wiodąca do nowego zaranka.
837Naonczas zachodzący sam siebie błogosławić będzie, iż jest poza rubieżą przechodzących; a słońce jego poznania stać będzie na południu.
838Bóg, Śmierć, Kondycja ludzka„Pomarli bogowie wszyscy, niechże więc za wolą naszą nadczłowiek żyje” — taką niechaj będzie czasu wielkiego południa nasza ostatnia wola! —
Zaratustra: O cnocie darzącej (I, str. 105).
Zaczem powrócił Zaratustra w góry i do samotni swej jaskini, a odosobniwszy się od ludzi, czekał jako siewca, gdy swój posiew rzuci. Wzbierała wszakże jego dusza niecierpliwością i pożądaniem tych, których ukochał: gdyż wiele miał im jeszcze do rozdania. Jakowoż najcięższą to dolą: z miłości zawrzeć dłoń otwartą i jako darodawca wstydu się nie wyzbyć.
841Tako mijały samotnikowi miesiące i lata. Mądrość jego wzrastała wszelako i dolegała mu boleśnie pełnią swoją.
842Sen, Nauczyciel, Nauka, Uczeń, UpadekLecz oto pewnego zaranka zbudził się wraz z jutrznią, myślał długo na swym posłaniu i rzekł wreszcie do swego serca:
843„Jakiż to sen mnie tak przeraził, żem się aż oto zbudził? Nie zjawiłoż mi się dziecię, przystępujące do mnie ze zwierciadłem?
844»O, Zaratustro — rzekło do mnie dziecię — przejrzyj się w zwierciadle!«
845A gdym w owo lustro spojrzał, krzyknąłem z przerażenia i ścisnęło się serce moje: gdyż nie siebie tam ujrzałem, lecz diabła maszkarę i śmiech jego szyderczy.
846Zaprawdę, aż nadto pojmuję tego snu przestrogę i znak: nauka moja jest w niebezpieczeństwie, zielsko za pszenicę się podaje!
847Spotężnieli wrogowie moi i spotwornili obraz mej nauki tak, że najdrożsi moi wstydzić się muszą darów, którymi ich obdarowałem.
848Straciłem przyjaciół mych; nastała godzina, abym szukał straconych! —
849Z tymi słowy zerwał się Zaratustra, lecz nie jako przepłoszony, co ucieczki szuka, raczej jako jasnowidz i pieśniarz, na którego duch zstąpił. W zdumieniu spoglądały na niego orzeł i wąż: gdyż jako jutrznia promieniało mu na obliczu zbliżające się szczęście.
850SzczęścieCóż to się ze mną stało, zwierzęta me? — rzekł do nich Zaratustra. Czyżem nie przeistoczony? Nie naszłaż na mnie ma szczęśliwość jako wichura?
851Szaleńcze jest to moje szczęście i szalone rzeczy głosić będzie: za młode jest ono jeszcze, — pobłażanie miejcie! Ranny jestem szczęściem moim: cierpiący wszyscy niechże mi lekarzami będą!
852Do przyjaciół wolno mi znijść ponownie i do wrogów moich! Wolno znowuż Zaratustrze przemawiać, darowywać, miłować i rzecz najdroższą czynić!
853Miłość, Słowo, Nauczyciel, Rzeka, Woda, GóryMiłość ma niecierpliwa potokami zlewa się na niże, na wschód i zachód. Z milczących gór, z boleści burz prądem rwie ma dusza na doliny.
854Za długo tęskniłem i wyzierałem w dal. Zbyt długo władała mną samotność: i tak oto oduczyłem się milczenia.
855Ustami jam się stał wskroś, wzburzonym na graniach stałem się strumieniem: chcę mą mowę zwalić na doliny, w dół!
856I niechże mi ten potok miłości na bezdroża nawet runie: jakżeby nie miał potok drogi ku morzu wreszcie odnaleźć!
857Mam ja wprawdzie jezioro w duszy pustelnicze i na sobie przestające; lecz nurty mej miłości porwą je wraz z sobą — ku morzu, hen!
858Nowymi drogi idę, nowa nawiedza mnie mowa; jako wszystkich twórców, stare znużyły mnie języki. Nie chce mi duch mój już więcej na zdartych podeszwach biegać.
859Zbyt wolno wlecze mi się wszelka mowa: — w twój wóz skaczę, nawałnico! I ciebie jeszcze chłostać będę, a naglić moją złośliwością!
860Jako krzyk i zawołanie radosne, popłynę po toni mórz dalekich, hen, ku wyspom szczęśliwości, gdzie przyjaciele moi bawią: —
861I wrogi me pośród nich! Wróg, MiłośćJakże ja kocham każdego, do kogo przemawiać mi wolno! I wrogi me przyczyniają mi szczęścia!
862A gdy najdzikszego z mych koni dosiąść pragnę, włócznia mi moja najlepiej wonczas wygadza: ona mej nodze każdego czasu rada służy: —
863Ta włócznia, którą w mych wrogów cisnę! Jakżem wdzięczny nieprzyjaciołom moim, że wreszcie włócznią miotać mogę!
864BurzaZbyt wielkie było napięcie mojej chmury: między jednym a drugim uśmiechem błyskawicy chcę popłoch gradobicia cisnąć na doliny. Potężnie dźwignie się ma pierś, burzą swą zadmie potężnie ponad górami: ulgę jej to przyniesie.
865Zaprawdę, jako burza nadciąga me szczęście i wolność moja! Niechże myślą wrogowie, że to zły szaleje ponad ich głowami.
866Lecz i wy, przyjaciele moi, przerazicie się mej dzikiej mądrości; i może mi umkniecie wraz z wrogami.
867Och, bodajżebym ja potrafił fletnią pasterczą przywabić was z powrotem! Mądrość, MatkaOch, bodajżeby ma lwia mądrość tkliwych nauczyła się poryków! Wszak tyle nauczyliśmy się już społem!
868Ma dzika mądrość brzemienną się stała w górach samotnych, na surowym głazie porodziła swe młode, swe najmłodsze.
869Tako biega szalona po twardym pustkowiu, a miękkiej darni szuka i szuka daremnie — ma stara, dzika mądrość!
870W serc waszych przyjaciele, łagodną darń, w waszą miłość pragnie ona złożyć najdroższy swój płód! —
Jesień, Nauka, NauczycielFigi padają z drzew, dobre są one i słodkie; a gdy padają, pęka na nich skóra czerwona. Jestem wichrem północnym dla dojrzałych fig.
873I jako figi spadają ku wam, przyjaciele, nauki me: pijcież ich sok i słodką ich miąższ[89]! Jesień naokół, niebiosa pogodne, a pora jest popołudniowa.
874Spojrzyjcież, jaka tu bujność wokół nas! A spoza tej obfitości jakże błogo wyjrzeć w dal na toń morza daleką.
875Bóg, Twórczość, Kondycja ludzkaNiegdyś mawiano Bóg, gdy spoglądano na dalekie morze; ja was nauczyłem mawiać: nadczłowiek.
876Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie sięgały dalej, niźli wasza wola twórcza.
877Czybyście zdołali Boga stworzyć? — Więc milczcież mi o wszystkich bogach! Wszakże nadczłowieka stworzyć zdołacie.
878Być może, iż nie wy sami, bracia moi! Lecz na ojców i przodków nadczłowieka przetworzyć się możecie: niechże więc to będzie waszą najlepszą twórczością! —
879Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie wykraczały poza granicę pomyślanego.
880Czybyście zdołali wyobrazić sobie Boga? — Lecz niech wam to wolę prawdy znamionuje, iż wszystko przeistoczone zostaje w ludzko wyobrażalne, ludzko widome, ludzko wyczuwalne! Wasze własne zmysły powinniście domyśleć do końca!
881Zaś to, coście światem zwali, to przez was dopiero stworzone być winno: waszym rozumem, waszą wolą i miłością, obrazem was samych stać się to winno! I zaprawdę, dla waszej szczęśliwości, wy poznający!
882Jakżebyście mogli znieść to życie bez takiej nadziei, — wy poznający? Was zakorzenić ono nie mogło w niepojętność, ani też w niedorzeczność.
883Wreszcie, abym wam, przyjaciele, całkowicie me serce objawił: jeśliby bogowie byli, jakżebym ja zniósł, abym bogiem nie był! A więc nie ma bogów.
884Wyciągnąłem wprawdzie wniosek; lecz oto on mnie pociąga.
885Bóg, Czas, NieśmiertelnośćBóg jest domniemaniem: lecz któż zdoła wypić całą mękę tego domniemania, nie przypłaciwszy jej życiem. Więc masz być odebraną tworzącemu jego wiara, orłu jego poloty po orlich dalach?
886Bóg jest myślą, co wszystko proste krzywym czyni, a wszystko, co stoi, krętym. Jakże to? Więc by czas miał się zaprzepaścić, a wszystko przemijające miałożby być tylko kłamstwem?
887Myśl taka jest krętym zawrotem dla nóg nawet ludzkich, dla żołądka mdłością: zaprawdę, kołowacizną zwę takie domniemania.
888Złe są mi one i wrogie dla ludzkości: te wszystkie nauki o jednym, pełnym, nieruchomym, sytym i wiekuistym.
889Nieznikomość wszelka — przenośnia to tylko! — A poeci łżą zbyt wiele. —
890Czas, Twórczość, OdrodzenieLecz o czasie i stawaniu się winny mówić najlepsze przenośnie: chwałą winny być one i usprawiedliwieniem wszelkiej znikomości!
891Twórczość — oto jest wielkie wyzwolenie z cierpień i ulżenie życia. Lecz, żeby twórca powstał, wiele cierpień tu trzeba i wiele przeistoczeń.
892Wiele gorzkiego zamierania musi być w waszym życiu, wy twórcy! I tako stajecie się orędownikami i obrońcami wszelkiej znikomości.
893Aby twórca dziecięciem się stał, dziecięciem nowo narodzonym, na to musi być rodzicielką i bolami rodzicielki.
894Zaprawdę, przez sto dusz wiodła ma droga, przez sto kołysek i boli porodowych. Niejednom pożegnanie przeżyć musiał i znam rozdzierające serce ostatnie godziny.
895Lecz tako chce ma wola twórcza, dola ma. Lub obym wam rzetelniej powiedział: takiej właśnie doli — pożąda wola ma.
896Wszystko czujące cierpi we mnie i jest w więzieniu zamknięte: lecz wola ma zjawia mi się zawsze, jako wybawca i zwiastun radosny. Wola wyswabadza: oto jest prawdziwa nauka o woli i wolności; — tak was uczy Zaratustra.
897Już nie chcieć niczego, już niczego nie cenić nawet, już nie tworzyć więcej! och, gdybyż to wielkie zmęczenie omijało mnie zawsze z daleka!
898Bóg, Kondycja ludzka, Twórczość, WiedzaI w poznawaniu czuję tylko mej woli pochopność do tworzenia i stawania się; a jeśli niewinność jest w poznaniu mym, dzieje się to dlatego, iż jest w nim wola twórcza.
899Precz od Boga i od bóstw wabi mnie ma wola twórcza; cóż by bo pozostawało do tworzenia, gdyby bogowie byli!
900Lecz do człowieka pociąga mnie raz po raz ma płomienna wola twórcza: tako pociąga młot ku głazowi.
901W kamieniu, o ludzie, drzemie posąg mój, posąg mych posągów! O, że też w najtwardszym głazie tkwić on musi!
902I oto wali mój młot okrutnie w to więzienie. Z głazu pryskają odłamy: lecz nie dbam ja o to!
903Dzieła mego dokonać chcę, gdyż mara nawiedziła mnie: co w rzeczach wszelkich jest najcichsze, a najdoskonalsze, wszystko to nawiedziło mnie!
904Piękno nadczłowieka marą ku mnie przyszło. O, bracia moi, cóż mnie wobec tego obchodzić mogą — bogowie! —
Kondycja ludzkaPrzyjaciele moi, głos mowy szyderczej dobiegł do waszego druha: „patrzcież na Zaratustrę! czyż nie obcuje on z nami, jako ze zwierzętami?”
907Lecz tak oto słuszniej rzec by należało: „poznający przebywa pośród ludzi, jako pośród zwierząt”.
908Człowiek zasie jest dla poznającego: zwierzęciem o czerwonych policzkach.
909Jakże mu na to przyszło? Czyż nie dlatego, że zbyt często sromać się musiał?
910MiłosierdzieO, przyjaciele moi! Te są słowa poznającego: wstyd, wstyd, wstyd — oto dzieje człowieka!
911Przeto ślubuje sobie szlachetny, iż nigdy zawstydzać nie będzie: ślubuje on sobie wstyd przed wszystkim, co cierpi.
912Zaprawdę, nie znoszę ja tych miłosiernych, których własna litość błogością przejmuje: zbyt mało wstydu mają mi ci ludzie.
913Jeśli litościwym być muszę, nie chcę się nim zwać; a skoro nim jestem, pragnę nim być z daleka.
914Rad głowę osłonię i precz się umknę, zanim poznanym być mogę: tako i wam czynić przykazuję, przyjaciele moi!
915Obyż mię dola wiodła na drogę życia ludzi wolnych od cierpień oraz takich, z którymi by wolno było mieć wspólny posiłek, nadzieję i miód.
916Cierpienie, RadośćZaprawdę, tym i owym wygodziłem cierpiącym: lecz bodaj, iż zawsze rzecz lepszą czyniłem, gdym się uczył, jakbym się lepiej radował.
917Od czasu gdy ludzie istnieją, za mało weselił się człowiek: to jedynie, bracia moi, jest naszym grzechem pierworodnym!
918Miłosierdzie, DarA skoro się nauczymy lepiej weselić, oduczymy się tym najskuteczniej innym boleści przyczyniać i bolesności zamyślać.
919Przeto umywam rękę, co wspomagała cierpiących, przeto bym rad obmył i duszę.
920Bo iżem cierpiącego w cierpieniu widział, tego się wstydzę w imię jego wstydu, a gdym mu pomagał, zawiniłem ciężko przed jego dumą.
921Wielkie zobowiązania nie czynią wdzięcznym, lecz mściwym; zaś gdy małe dobrodziejstwo zapomnianym rychło nie bywa, staje się ono łacno zaczerwiem toczącego robaka.
922„Bądźcie hardzi w przyjmowaniu — Umiejcie wyróżniać tym, że przyjmować raczycie!” — tako radzę tym, co nie mają nic do darowania.
923Ja wszakże jestem darodawcą: rad rozdaję, jako przyjaciel przyjaciołom. Obcy zaś i ubodzy niechże sobie sami owoc z mego drzewa zerwą: mniej ich to zawstydzać będzie.
924Żebraków jednak by należało całkowicie usunąć! Zaprawdę, gniewa to, gdy im się daje, i gniewa, gdy im się nie daje.
925Podobnież i grzeszników oraz złe sumienia! Wierzajcie mi, przyjaciele, zgryzoty sumienia uczą gryźć.
926Zło, CzynZasie rzeczą najgorszą są małe myśli. Zaprawdę, lepszy jest zły czyn, niźli mała myśl.
927Wprawdzie powiadacie: „rozkosz małych złośliwości oszczędza nam niejeden wielki czyn”. Lecz tu nie należy chcieć oszczędzać.
928Zły czyn jest jako wrzód: swędzi, drapie, wreszcie na zewnątrz przebija, — mowa jego jest rzetelna. „Patrz, jam jest chorobą” — tak mówi zły czyn; i to jest jego uczciwość.
929Lecz mała myśl jest jako grzybowa plecha: pełznie, przeciska się i, zda się, nigdzie jej nie ma — aż póki całe ciało nie staje się zmurszałe i więdłe[90] od małych grzybów.
930DiabełKtórego zaś diabeł opętał, temu szepnę te słowa na ucho: „lepiej snadnie uczynisz, gdy wyhodujesz swego diabła ku wybujałości. I dla ciebie jest jeszcze droga do wielkości!” —
931WiedzaOch, bracia moi! O każdym wie się nieco za wiele! Zaś niejeden staje się dla nas wprost przezroczysty; wszakże mimo to przejść wskroś niego bynajmniej nie można.
932Trudno żyć z ludźmi, ponieważ milczenie jest tak trudne.
933A nie dla tych jesteśmy najbardziej niewyrozumiali, którzy nam są obmierzli, lecz dla tych, którzy nas zgoła nie obchodzą.
934Przyjaźń, Cierpienie, WspółczucieGdy masz cierpiącego przyjaciela, bądźże dla jego cierpienia miejscem spoczynku, lecz zarazem twardym łożem, łożem polowym: tak oto najlepiej mu się wysłużysz.
935A gdy przyjaciel krzywdę ci wyrządzi, mawiaj wonczas: „wybaczam, coś mi uczynił, lecz żeś ty to sobie wyrządził, — jakżebym ci to mógł wybaczyć!”
936Tak oto mawia wielka miłość: ona przezwycięża nawet i przebaczenie wraz z współczuciem.
937SerceNależy krzepko dzierżyć serce swe; jeśli mu pozwolić rządzić, jako zechce, zaprzepaści się wraz z sercem i głowa!
938Współczucie, Miłość, Bóg, Koniec świataOch, gdzież na świecie działy się większe szaleństwa, niźli pośród litościwych? I cóż stworzyło więcej cierpień na świecie, nad szaleństwa litościwych?
939Biada wszystkim kochającym, którzy nie mają wyżyny, sięgającej ponad litość!
940Tak oto przemówił raz do mnie diabeł: „i Bóg ma swe piekło: jest nim miłość dla ludzi”.
941Zaś niedawno te słowa zasłyszałem: „Bóg nie żyje; litość nad człowiekiem przyprawiła Boga o śmierć”. —
942Więc miejcież się na baczności przed litością; stąd oto zwiastuje się jeszcze człowiekowi ciężka chmura. Zaprawdę, znam ja się na znakach, zwiastujących niepogodę!
943MiłośćZważcież i to słowo jeszcze: każda wielka miłość jest ponad współczuciem: gdyż ona chce rzecz ukochania dopiero — stworzyć!
944Miłość, Twórczość„Samego siebie mą miłością darzę i mych bliźnich, jako siebie” — taka jest mowa wszystkich, co tworzą. Zaś twórcy wszyscy twardzi są.
Razu pewnego Zaratustra dał znak uczniom swoim i rzekł tymi słowy:
947„Kapłani tu są: aczkolwiek to wrogowie moi, mijajcie ich w ciszy, i niech spoczywa oręż wasz!
948I między nimi są bohaterzy; wielu z nich cierpiało zanadto: — pragną przeto innym cierpienia przyczyniać.
949Źli to wrogowie: nic mściwszego nad ich pokorę. I łatwo kala się ten, kto ich dotyka.
950Lecz krwią spokrewniony jestem z nimi; i chcę mą krew nawet w nich uszanować”. —
951Lecz gdy minęli ich, ból ogarnął Zaratustrę; niedługo borykał się wszakże ze swym bólem, niebawem rzekł tymi słowy:
952Żałosnym zda mi się ten kapłan. Nie w smak są mi też oni; wprawdzie od czasu gdy między ludźmi bawię, jest mi to rzecz najbłahsza.
953Lecz ja cierpiałem i cierpię wraz z nimi: więźnie to są i piętnowani. Ten, którego zbawicielem zowią, zakuł ich w okowy: —
954W okowy fałszywych wartości i słów obłędnych! Och, gdybyż wybawił ich kto od ich zbawiciela!
955Ongi, gdy ich morze ponosiło, zdawało się im, że oto do wyspy przybili; lecz niestety był to potwór śpiący!
956Fałszywe wartości i słowa obłędne: najgorsze to potwory dla śmiertelnych, — długo drzemie i ukrywa się w nich klęska.
957Wreszcie jawi się ona, budzi się potwór, pożera i chłonie wszystkich, co na nim pobudowali schroniska.
958Patrzcież mi na te schroniska kapłanów! Świątyniami zwą oni te słodkowonne jaskinie.
959Och, to fałszowane światło, to zdławione powietrze! Tu duszy do własnych wyżyn — wzbijać się nie wolno!
960Gdyż tak oto brzmi nakaz wiary: „na klęczkach wstępujcie na schody, grzesznicy!”
961Zaprawdę, chętniej widzę bezwstydnego, niźli te zezujące oczy ich wstydu i nabożności!
962Któż to stworzył sobie takie jaskinie i te schody pokutne? Zaliż nie byli to ci, co się ukryć pragnęli, co się jasnego nieba wstydzili?
963Gdy jasne niebo znowuż poprzez zburzone sklepienie wejrzy na murawę i kraśne[91] maki, porastające rozwalone mury — wonczas dopiero serce swe skłonię ku przybytkom tego Boga.
964Bóg, Kondycja ludzkaPrzezwali Bogiem wszystko, co im się przeciwiało i sprawiało ból: zaprawdę wiele bohaterstwa było w tym ich bohomolstwie[92]!
965Zaś inaczej Boga swego kochać nie umieli, niż przybijając do krzyża człowieka!
966Jako trupy żyć pragnęli, kirem czernili trupy swe; nawet w ich mowach wietrzę przykre zaduchy trupiarni.
967A kto w ich bliskości przebywa, zamieszkuje w bliskości czarnych stawów, z których kumaki pieśń swą zawodzą słodkim głębokiej zadumy przyśpiewem.
968Lepsze pieśni śpiewać mi winni, abym w ich wyzwoliciela uwierzyć zdołał: bardziej wyzwolonymi jawić mi się winni jego wyznawcy!
969Nago pragnąłbym ich ujrzeć: gdyż piękno jedynie winno wzywać na pokutę. Lecz któż podmówi ku temu ten zakapturzony posępek!
970Zaprawdę, ich zbawiciele nawet nie przybyli z wolności i z siódmego tej wolności nieba! Zaprawdę, oni nie wędrowali nigdy po dywanach poznania!
971Z luk składał się duch tych zbawicieli; a w każdej takiej luce umieszczali oni swój omam, swego pokutnika duchowych niedostatków, którego Bogiem przezwali.
972Litość ich sprawiła, że ich duch zatonął, a gdy pęcznieli i rozpęczniali litowaniem, wypływało zawsze ku górze wielkie głupstwo.
973Krzętnie i wrzaskliwie pędzali swe trzody poprzez swoją ścieżkę: jak gdyby ku przyszłości tylko jedna ścieżka wiodła! Zaprawdę, i pasterze ci należeli do owiec!
974Małe duchy a obszerne dusze posiadali ci pasterze: lecz, bracia moi, jakże małymi krainami bywały dotychczas najobszerniejsze dusze!
975Krew, Nauka, PrawdaKrwawe znaki wypisywali na drodze, po której chadzali, a ich szaleństwo pouczało, że krwią dowodzi się prawdy.
976Lecz krew jest najgorszym świadkiem prawdy; krew zatruwa najczystszą nawet naukę, czyniąc z niej obłęd i nienawiść serc.
977Ogień, Poświęcenie, Prawda, NaukaA jeśli ktoś w imię swej nauki przez ogień przejdzie, — czegóż to dowodzi! Zaprawdę, więcej waży to, gdy własna nauka z własnego rodzi się żaru!
978Serce pałające, a głowa zimna: gdzie one się zetkną, tam się rodzi nawałnica, tam powstaje „wybawiciel”.
979Bywali więksi i zaprawdę, bardziej wysoko urodzeni od tych, których lud zbawicielami zowie, te ponoszące nawałnice!
980Lecz i od tych większych, niźli wszyscy wyzwoliciele, winniście się wyzwolić bracia moi, abyście drogę ku wolności znaleźli!
981Kondycja ludzkaNigdy nie istniał jeszcze nadczłowiek. Nago ujrzałem ich obu, największego i najmniejszego człowieka: —
982Zbyt podobni są obaj. Zaprawdę, i największy był mi — nadto ludzki! —
PiorunPiorunami i ogniem niebieskim należy przemawiać do śpiących i do sennych umysłów.
985Lecz głos piękności cichy jest: on wkrada się tylko do najczujniejszych dusz.
986Lekko zadrżała i zaśmiała się dziś tarcza ma; to piękna święty śmiech i drżenie.
987Z was, cnotliwi, śmiało się dziś me piękno. I tak oto nawiedził mię głos jego: „oni pragną jeszcze — zapłaty!”
988Wy chcecie jeszcze zapłaty, wy cnotliwi! Chcecie nagrody za cnotę, nieba za ziemię i wieczności za wasze dziś?
989I oto złorzeczycie mi za to, że pouczam, iż nie ma zapłaty, nie masz płatmistrza? I zaprawdę, uczyłem ja nieraz, że cnota jest własną swą nagrodą.
990Och, tym jest smutek mój: iż na dno rzeczy wtłaczano nagrodę i karę — i wreszcie na dno dusz waszych, wy cnotliwi!
991Lecz jako kieł dzika niechaj słowa me będą i niech wam dusze aż do dna rozerwą; lemieszem chcę wam być.
992Wszystkich skrytości waszych głębi na światło dobędę; a gdy tak lemieszem przeorani i skruszeni na słońcu legniecie, wówczas kłamstwo wasze od prawdy łacno się oddzieli.
993Gdyż tym jest prawda wasza: jesteście za schludni na brud słów takich, jak: zemsta, kara, nagroda, odwet.
994Kochacie swą cnotę, jak matka dziecię kocha; i któż słyszał kiedy, żeby matka za tę miłość opłacona być chciała?
995CnotaCnota wasza — to wasze najdroższe własne ja. Pragnienie pierścienia jest w was: by samego siebie dosięgnąć, toczy się i obraca każdy pierścień.
996Jako gwiazda, co gaśnie, jest każdy postępek cnoty waszej: światło jej wciąż jeszcze w drodze, wędruje wciąż — i kiedyż ono drogę swą ukończy?
997Tak i światło cnoty waszej wciąż jeszcze jest w drodze, choć dzieło już dokonane jest. Niechaj zapomniane będzie, niech zamrze: promień światła jego wciąż jeszcze wędruje.
998Że cnota wasza jest waszą samością, nie zaś czymś obcym, ani skórą, ani płaszczem: to prawda, ze dna duszy wam wydarta, wy cnotliwi! —
999Bywają wprawdzie i tacy, których cnotą jest kurcz pod biczem: baczyliście mi zanadto na krzyk takich cnotliwców!
1000Bywają i tacy, którzy cnotą zwą zleniwienie swych nałogów: a gdy ich zemsta oraz ich zawiść członki swe prężą, ożywia się wówczas ich „sprawiedliwość”; przeciera zaspane oczy.
1001Bywają i tacy, którzy wstecz bywają pociągani: ciągną ich własne diabły. Lecz im głębiej padają tym płomienniej żarzą się ich oczy oraz pożądanie Boga.
1002Och, i takie wołania dobiegły uszu waszych, wy cnotliwi: „czym ja nie jestem, to jest mi Bogiem, i cnotą!”
1003Bywają i tacy, co wloką się ciężko i zgrzytliwie, jako wozy, kamienie w dół zwożące: ci mówią wiele o cnocie i godności — hamulec swój cnotą zowiąc!
1004Bywają i tacy, co są jako zegary powszedniości nakręcane codziennie; cykają i chcą, by się to cykanie — cnotą zwało.
1005Zaprawdę, uciechę mi oni gotują: gdzie ujrzę zegar taki, będę go nakręcał mym szyderstwem; i warczeć mi oni przy tym jeszcze winni!
1006Bywają też i dumni z pełnej garści sprawiedliwości, aby w jej imię pastwić się nad każdą rzeczą: tak iż świat w ich niesprawiedliwości tonie.
1007Och, jakże fałszywie wypada słowo „cnota” z ich ust! A gdy mówią „jestem sprawiedliwy” brzmi to jak: „jestem pomszczony!”
1008Cnotą swą radzi wrogom swoim oczy wydrapać; wywyższają się na to tylko, aby innych poniżyć.
1009Bywają również i tacy, co w bagnie siedząc, tak z sitowia przemawiają: „Cnotą — jest cicho w bagnie siedzieć.
1010Nie kąsamy nikogo i schodzimy z drogi każdemu, co gryźć chce; we wszystkim jesteśmy tego przekonania, jakie nam dadzą”.
1011Bywają również i tacy, co umiłowawszy gesty, mniemają: cnota jest pewnego rodzaju gestykulacją.
1012Ich kolana zawsze nabożeństwa czynią; dłonie są sławieniem cnoty, lecz serce nic nie wie o tym.
1013Bywają wreszcie i tacy, co głosić zwykli o cnocie: „cnota jest konieczna”; w głębi duszy wierzą jednak w to tylko, iż policja jest niezbędna.
1014A niejeden, co wyżyn człowieczych dojrzeć nie jest w stanie, zwie to cnotą, iż niskość ludzką zbyt blisko ogląda: i ten zły swój wzrok chrzci mianem cnoty.
1015Niektórzy chcą być zbudowani i wydźwignięci i zwą to cnotą, inni znów pragną być powaleni — i zwą to również cnotą.
1016Tak oto mniemają nieomal wszyscy, iż biorą udział w cnocie; zaś co najmniej każdy chce być znawcą w rzeczach „dobra” i „zła”.
1017Lecz nie na to przyszedł Zaratustra, by tym łgarzom i błaznom powiadać: „I cóż wy wiecie o cnocie! I cóż wy o niej wiedzieć możecie!” —
1018Lecz obyście się starymi słowy znużyli, przyjaciele moi, słowy nabytymi od błaznów i łgarzy. Umęczcie się słowami: „nagroda”, „odwet”, „kara”, „zemsta w sprawiedliwości” —
1019Umęczcie się mówieniem „że ten postępek jest dobry, ponieważ jest niesamolubny”.
1020Och, przyjaciele moi! Że wasza samość tkwi w postępku, jak matka w dziecięciu: takimi niech będą wasze słowa o cnocie!
1021Zaprawdę, zabrałem wam setkę słów miłych i lube igraszki waszej cnoty; i oto dąsacie się na mnie jak dzieci.
1022Igrały oto nad morzem, — przyszła fala i porwała im igraszkę w głębie: płaczą tedy.
1023Lecz ta sama fala przyniesie im nowe igraszki i wyrzuci przed nimi nowe barwiste muszelki!
1024Pocieszą się wnet dzieci; podobnież i wy, przyjaciele moi, znajdziecie niebawem swe pocieszenia — i nowe barwiste muszelki! —
Życie jest krynicą rozkoszy; lecz gdzie i hołota pija, tam wszystkie studnie są zatrute.
1027Sprzyjam wszystkiemu, co schludne; ale tych wyszczerzonych pysków ścierpieć nie mogę, nie znoszę pragnienia niechlujnych.
1028Rzucili spojrzenie w głąb studni: i oto wyziera mi ze studni ich przemierzły chichot.
1029Świętą wodę zatruli swą lubieżnością; a gdy swe brudne sny rozkoszą nazwali, zatruli nawet i słowa.
1030Niechętnym staje się i płomień, gdy oni swe wilgłe serca do ognia znoszą. Nawet duch dymi i swąd dawać poczyna, gdzie się hołota do ognia tłoczy.
1031Mierźle słodkawym i omiękłym staje się w ich dłoniach każdy owoc: spojrzenie ich czyni każde drzewo owocne uschłym na wierzchołku i wywrotnym pod lada wiatr.
1032A niejeden, co się z życia wycofał, wycofał się tylko od hołoty: nie chciał z nią wspólności przy studni, ognisku i owocach.
1033A niejeden, co na pustynię poszedł i z drapieżnymi zwierzęty[93] pragnienie cierpiał, nie chciał tylko wraz z niechlujnymi poganiaczami wielbłądów zasiadać u cysterny.
1034A niejeden, co jako burzyciel przychodził, jako gradobicie pola uprawne nawiedzał, chciał tylko hołocie nogę wetknąć w paszczę i tako gardziel jej zatkać.
1035Owym kęsem, przy którym namordowałem się najbardziej, nie była wątpliwość, zali życie potrzebuje koniecznie wróżdy[94], śmierci i krzyżów męczeńskich: —
1036TłumLecz, żem się pytał samego siebie i dusił nieomal mym pytaniem: czyżby? czyżby życie potrzebowało nawet i hołoty?
1037TruciznaSąże konieczne studnie zatrute, ogniska cuchnące, marzenia skalane i czerwie w chlebie życia?
1038Nie nienawiść moja, lecz mój wstręt żerował głodny na życiu! Och, i ducham sobie obmierził, gdym spostrzegł, że i hołota miewa błyskotliwego ducha!
1039I do panujących tyłem się odwróciłem, gdym ujrzał, co oni zwą panowaniem swym: szacherkę i targi o władzę — z hołotą!
1040Wśród ludów obcej mieszkałem mowy z zatulonymi uszy: aby mi język ich szacherki obcym pozostawał oraz ich targi o władzę.
1041Nos sobie przysłaniając, mijałem niechętny wszelkie wczoraj i dziś: zaprawdę, wszelkie dziś i wczoraj cuchnie piszącą hołotą!
1042Jako kaleka, — głuchy, niemy i ślepy: tak oto przeżywałem długie czasy, abym nie potrzebował żyć pośród hołoty rządzącej, piszącej i używającej.
1043Mozolnie wspinałem się na stopnie i ostrożnie przy tym; liche jałmużny rozkoszy orzeźwieniem mi były; przy kiju spełzło ślepcowi życie.
1044I cóż się stało ze mną? Jakżem się ja wyzwolił ze swego wstrętu? Jakżem odmłodził swe oko? Jakżem się ja wzbił na te wyżyny, gdzie żadna hołota u studzien nie zasiada?
1045Nadarzyłże mnie wstręt własny skrzydłami i źródliska wyczuwającymi siłami? Rozkosz, Lato, GóraZaprawdę, na najwyższe szczyty wzlecieć musiałem, aby odnaleźć krynicę rozkoszy!
1046O, znalazłem ja ją, bracia moi! Tu na wyniosłościach najwyższych tryska mi krynica rozkoszy! — Jest więc życie, do którego spragniona nie ciśnie się hołota!
1047Zbyt gwałtownie bijesz ty mi, rozkoszy źródło! I często kielich opróżniasz dlatego tylko, że go ponownie napełnić pragniesz!
1048I uczyć się jeszcze muszę z większą do ciebie zbliżać się skromnością: zbyt gwałtownie rwie się me serce ku tobie: —
1049To serce moje, na którym lato w słońcu płonie, lato krótkie, gorące i posępne, a tak ogromnie szczęśliwe: jakże me serce latowe twojej pożąda ochłody!
1050Minął ociągający się smętek mej wiosny! Minęła złośliwość płatów śniegu czerwcowych! Latem stałem się na wskroś i letnim południem!
1051Latem na wzniesieniach najwyższych i chłodnymi źródły, i błogą ciszą: o, chodźcież, przyjaciele moi, aby się ta cisza jeszcze bardziej błogą stała!
1052Gdyż to jest nasza wyżyna i nasza ojczyzna: za wysoko i zbyt stromo mieszkamy dla wszystkich niechlujnych oraz dla ich pragnienia.
1053Czyste oczy wasze, przyjaciele, niechże wejrzą w krynicę mojej rozkoszy! Jakżeby się ona tym zmącić miała! Odeśmieje się ona wam własną swą czystością.
1054Samotnik, Tłum, JedzenieNa drzewie przyszłości zbudujemy swe gniazdo; orły niech samotnikom pokarm w dziobach znoszą!
1055Zaprawdę, nie jest to strawą, którą by i niechlujni spożywać z nami mogli! Zdawałoby się im, że ogień żrą i pyski popalić sobie gotowi!
1056Zaprawdę, nie masz tu u nas przytułku dla niechlujnych. Lodową jaskinią zda się nasze szczęście ich ciałom i duchom!
1057WiatrI jako wichry ponad nimi przebywać będziemy, sąsiedzi orłów, sąsiedzi śniegu, sąsiedzi słońca: tako żyją wichry.
1058I jako wicher wionę ja kiedyś między nich, a własnym duchem odbiorę tchnienie ich duchowi: przyszłość ma tego chce.
1059Zaprawdę, wichrem jest Zaratustra dla wszelkich nizin; i tą radą radzę wrogom moim oraz wszystkiemu, co tam pluje i śliną miota: „strzeżcie się plucia pod wiatr!” —
Pająk, Sprawiedliwość, ZemstaPatrz, oto jest jaskinia tarantul! Chceszże samo zwierzę ujrzeć? Tu wisi jego pajęczyna: dotknij tylko, aby zadrżała.
1062Otóż i ona: witaj, tarantulo! Czarno tkwi na twym grzbiecie twój trójkąt i znak wróżebny; ja zaś wiem nawet, co w twej duszy tkwi.
1063Zemsta tkwi w twojej duszy: gdziekolwiek ugryziesz, tam wyrasta czarny strup; jadem twoim o kołowaciznę zemsty przyprawiasz ty duszę!
1064Tako mówię w przypowieści do was, którzy o kołowaciznę przyprawiacie dusze, wy kaznodzieje równości! Tarantulami jesteście wy dla mnie i ukrytymi mściwcami!
1065Lecz dobędę ja wnet na jaw kryjówki wasze: i przeto rzucam wam w twarz swój wyżyn śmiech.
1066I przeto szarpię tę waszą pajęczynę, aby wasza wściekłość wywabiła was z jaskini kłamstwa, i aby zemsta wasza wyskoczyła spoza waszego słowa „sprawiedliwość”.
1067Gdyż wyzwolenie człowieka z uczucia zemsty: oto co mi jest mostem ku najwyższej nadziei i tęczą po długiej słocie.
1068Lecz tarantule pragną oczywiście inaczej. „To właśnie niech nam będzie sprawiedliwością, że świat się wypełnia burzami zemsty naszej” — tak oto mawiają między sobą.
1069„Darzmy zemstą i spotwarzaniem tych wszystkich, którzy nie są nam równi” — tak oto ślubują sobie serca tarantul.
1070Nadto „wola sprawiedliwości” ona to winna być nadal imieniem cnoty; zaś przeciw wszystkiemu, co władzę posiada, wszczynajmy swój krzyk!
1071Kaznodzieje wy równości, tyraństwa, to obłęd w niemocy woła tak przez was „sprawiedliwość”: wasze najskrytsze zachcianki tyraństwa kapturzą się tak oto słowami cnoty!
1072Utrapieńcza pycha i tłumiona zawiść, może ojców waszych pycha i zawiść: oto co z was płomieniem bucha i zemsty obłędem.
1073Co ojciec przemilczał, to się w synu głosi; i nieraz był mi syn tylko obnażoną tajemnicą ojca.
1074Zdają się pełnymi zapału: lecz nie serce zapał w nich nieci — lecz zemsta. A gdy się subtelni i zimni stają, nie duch, lecz zawiść subtelnymi i zimnymi ich czyni.
1075Zawiść wiedzie ich na ścieżki myślicieli; i to jest znamieniem ich zawiści — zawsze ona idzie za daleko: że wreszcie ich znużenie zlec musi na śniegu.
1076W każdej ich skardze brzmi zemsta, w każdej pochwale dokuczliwość; a być sędzią zda im się snadnie najwyższą błogością.
1077SprawiedliwośćAliści radzę ja wam, przyjaciele moi: nie dowierzajcie nikomu, w kim popęd do karania jest zbyt silny!
1078Lud to złego obyczaju i złego rodu: z twarzy jego wyziera kat i wyżeł tropiący.
1079Nie dowierzajcie nikomu, co o swej sprawiedliwości mawiać rad! Zaprawdę, ich duszom brak nie tylko miodu.
1080A gdy się sami za „dobrych a sprawiedliwych” podają, nie zapominajcie, że, aby stać się faryzeuszami, brak im tylko — władzy!
1081Przyjaciele moi, ani pomieszany z innymi, ani uchodzić za kogo innego nie pragnę.
1082Bywają i tacy, co głoszą mą naukę o życiu: lecz są zarazem kaznodziejami równości i tarantul.
1083A że k'woli[95] życia przemawiają, aczkolwiek, z życia wycofani, w norach swych tkwią, pająki te jadowite! — czynią to dlatego, że chcą tym właśnie bólu przyczyniać.
1084Dokuczyć chcą tym, co teraz władzę mają: gdyż u tych ludzi kaznodziejstwa śmierci najchętniej bywają widziane.
1085Gdyby inaczej było, inaczej by też pouczały i tarantule; wszak to one właśnie były niegdyś najlepszymi zaprzańcami życia i podpalaczami stosów kacerskich.
1086Z tymi kaznodziejami równości pomieszany być nie chcę, ani za jednego z nich uchodzić nie pragnę. Gdyż tak oto mówi mi sprawiedliwość: „ludzie równi nie są”.
1087I stać się równymi nawet nie powinni! Czymże by była ma miłość nadczłowieka, gdybym pouczał inaczej?
1088Na tysiącu mostów i po stopni tysiącu winni się tłoczyć ku przyszłości, coraz więcej wojny a nierówności niecić między nimi należy: tak mi ma wielka miłość mówić każe!
1089Wynalazcami obrazów i upiorów stawać się winni w zwalczaniu się wzajemnym, i tymi obrazami a upiorami winni najwyższe walki staczać!
1090Dobro i zło, bogactwo i ubóstwo, wyniosłość i gminność, oraz wszystkie imiona wartości: orężem winny być one, a zbrojnym swym poszczękiem znamionować, iż życie samo siebie ustawicznie przezwyciężać musi!
1091Na wysokościach w stopnie i kolumny spiętrzać się pragnie życie samo: w odległe chce spoglądać dale, ku błogim chce wyzierać pięknościom, — przeto wyży[96] potrzebuje!
1092A że wyniosłości wymaga, wymaga też i stopni, oraz przeciwieństwa stopni i wstępujących! Wspinać się pragnie życie, a wspinając, przezwyciężać siebie.
1093I patrzcież mi, przyjaciele! Tu oto, gdzie tarantuli nora, wznoszą się ku górze ruiny starej świątyni, — spojrzyjcież mi tylko rozjaśnionymi oczy!
1094Zaprawdę, kto tu niegdyś myśli swoje w kamieniu spiętrzył, ten życia tajemnicę pojmował, jako najwięksi pojmują mędrcy!
1095Że walka i nierówność w pięknie nawet bywa, oraz wojna o moc, a przemoc: o tym poucza on nas w dobitnej przenośni.
1096Jakże się tu bosko załamują w zapasach łuki i sklepienia: jakże światłem i cieniem prą i dążą przeciw sobie, boskimi usiłowaniami dążne!
1097Tako pewnie i tak pięknie bądźmyż i my wrogami sobie, przyjaciele moi! Dążmyż bosko przeciw sobie! —
1098Biada! oto ugryzła mnie tarantula, ma stara nieprzyjaciółka! Z boską pewnością i pięknie ugryzła mnie w palec!
1099„Kara być musi i sprawiedliwość, — myśli tarantula, — nie darmo będziesz mi na cześć wróżdy[97] swe pieśni tu głosił!”
1100Zemściła się przecie! I biada! teraz jej jad zemsty mą duszę o kołowaciznę przyprawić gotów!
1101Ażebym w ów kołowrót nie wpadł, przywiążcież mnie, przyjaciele, do tego słupa! Wolę być raczej świętym u słupa, niźli wirem mściwości!
1102Zaprawdę, zamiecią ani wichurą Zaratustra nie jest; a jeśli tancerzem bywa, przenigdy być nie chce tarantul tancerzem! —
Lud, Pies, Prawda, Wolność, Niewolnik, MędrzecLudowi służyliście i ludu przesądom, mędrcy wy wszyscy sławni! — a nie prawdzie! I za to właśnie hołdowano wam w pokorze.
1105I dlatego też cierpiano i waszą niewiarę, gdyż była ona wybiegiem i wykrętem w stronę ludu. Tako pan niewolnikom swoim na niejedno zezwala i raduje się jeszcze ich zuchwalstwu.
1106Lecz kto przez lud nienawidzony bywa, jako wilk przez psy: oto duch wolny, ten wróg pęt, nieczołobitnik ten, ów po lasach mieszkający.
1107Jego z kryjówek przepędzić — to było dla ludu zawsze „poczuciem sprawiedliwości”: przeciw niemu szczuł on zawsze swe psy o najostrzejszych zębach.
1108„Gdyż prawda jest: skoro lud jest przecie! Biada, biada szukającym!” — tak oto rozbrzmiewało z dawien dawna.
1109Lud, Mędrzec, PrawdaLudowi swemu chcecie wywalczyć słuszność dla jego uwielbień: to było waszą „wolą prawdy”, mędrcy wy sławni!
1110A serce wasze mawiało zawsze do siebie: „z ludu pochodzę, stamtąd też i głos Boga mnie dochodzi.
1111Uporni a roztropni, na podobieństwo osła, byliście mi zawsze jako ludu orędownicy.
1112Zaś niejeden możny, co dobrze z ludem wychodzić pragnął, zaprzęgał przed swe rumaki jeszcze i — osiołka, mędrca sławnego.
1113I oto pragnę, mędrcy wy sławni, abyście nareszcie skórę lwa precz z siebie zrzucili!
1114Futro zwierza drapieżnego barwiste oraz kudły badającego, poszukiwacza, zdobywcy!
1115Och, ażebym ja w waszą „prawdziwość” uwierzyć miał, musielibyście mi wprzódy skruszyć waszą uwielbiającą wolę.
1116Prawdziwy — tak oto zwę tego, co w bezbożną pustynię idzie i swe żądne uwielbień serce kruszy.
1117Z żółtych piasków, spod słonecznej spiekoty spoziera i on wprawdzie spragniony w stronę źródłopłynnych ogrójców, gdzie żywe twory pod ciemnymi spoczywają drzewy[98].
1118Lecz pragnienie nie skusi go nigdy, ażeby się zrównał z tymi opieszałymi: bo gdzie oazy, tam są i bożyszcz posągi.
1119Zgłodniałą, przemoc czyniącą, samotną i bezbożną: taką chce się mieć lwia wola.
1120Wyzbytą ze szczęścia pachołków, wyzwoloną od bogów i bogomolstwa[99], nieustraszoną i straszliwą, wielką a samotną: taką jest wola prawdziwego.
1121Pustynia, Miasto, MędrzecNa pustyni przebywali z dawien dawna rzetelne duchy wolne[100] jako pustyni władcy; lecz po miastach mieszkają dobrze odkarmiani sławni mędrcy — zwierzęta pociągowe.
1122Jakoż zawsze ciągną oni, niby osły — ludu taczkę!
1123Sługa, Mędrzec, PanNie przeto[101] powiadam, abym im za to złorzeczył: wszakże służebnymi i zaprzęgowymi pozostaną mi oni mimo wszystko, nawet wówczas, gdy ich uprząż od złota połyskuje.
1124Dobra to bywała nieraz służba i ceny swej warta. Gdyż tak mówi cnota: „skoro masz być sługą, szukajże takiego, komu twa służba największą przyniesie korzyść!
1125Duch i cnota twego pana winny wzrastać przez to, że tyś jest jego sługą: tak oto wzrastasz i sam wraz z jego duchem i cnotą!”
1126I zaprawdę, wy sławni mędrcy, wy ludu sługi! Wyście wzrośli ludu duchem i cnotą — a lud przez was wzrastał! Tymi słowy godność wam świadczę!
1127Lecz ludem jesteście mi nawet w cnotach waszych, ludem z głupawymi oczy[102], — ludem niewiedzącym, czym jest duch!
1128Duch jest życiem, co się sam w życie wrzyna: we własnej męce mnoży on swą wiedzę, — czyście wiedzieli już o tym?
1129Zaś szczęściem ducha jest: namaszczonym być i uświęconym łzami na zwierzę ofiarne, — czyście wiedzieli już o tym?
1130I ślepota ślepca, i jego szukanie, i błąkanie omackiem winny świadczyć o potędze słońca, w które wejrzał, — czyście wiedzieli już o tym?
1131Górami winien poznający uczyć się budować! Zbyt mało to, że duch góry z posad porusza, — czyście wiedzieli już o tym?
1132Wy znacie zaledwie ducha błyski: lecz nie widzicie kowadła, którym on zasię jest, oraz okrucieństwa jego młota!
1133Zaprawdę, obca wam jest duma ducha! Lecz tym bardziej nie znieślibyście skromności ducha, gdyby ona przemówić zechciała!
1134I nigdy jeszcze nie wolno wam było rzucić ducha w jamę śniegową: nie jesteście na to dosyć gorący! Przeto obce wam są też jego chłodu oczarowania.
1135A we wszystkim zbyt poufale obcujecie mi z duchem; a z mądrości czyniliście często przytułek i szpital dla złych poetów.
1136Orłami nie jesteście: przeto nie zaznaliście i szczęścia w przerażeniu ducha. A kto orłem nie jest, nad przepaściami spoczywać nie powinien.
1137Jesteście mi letni: lecz zimnym jest prąd[103] głębokiego poznania. Jako lód mroźne bywają najgłębsze studnie ducha: orzeźwienie cudowne dla dłoni gorących, czynnych.
1138Wiatr, MądrośćCzcigodnie stoicie mi oto tutaj, sztywno i z wyprostowanym karkiem, mędrcy wy sławni! — was żaden silny wicher i wola silna nie porywa.
1139Czyście nie widzieli nigdy żagla, jak po morzu sunie; wypuklony, napięty i drżący od niepohamowania wichrowego pędu?
1140Jako żagiel od niepohamowania ducha, drżąca ponosi się ma mądrość po morzu — dzika ma mądrość!
1141Lecz wy ludu sługi, sławni wy mędrcy, — jakżebyście zdołali za mną podążyć! —
Nastała noc: zagadały głośniej wszystkie źródła bijące. I dusza moja jest źródłem bijącym.
1144Nastała noc: ocknęły się wszystkie pieśni kochających. I dusza moja jest pieśnią kochającego.
1145Coś nieukojonego, ukoić się niedającego jest we mnie; i owo głosić się pragnie. Pożądanie miłości jest we mnie; onoć to mową przemawia miłości.
1146Jam światłem jest: och, gdybymż ja był nocą! Lecz tym jest samotność moja, żem światłem w krąg opasan.
1147O, bodaj żebym ja był ciemnym a ponocnym! Jakżebym ja ssał u piersi światła!
1148I was błogosławiłbym nawet roziskrzone gwiazd mrowia i łuki świetlne na podniebiu! — a błogosławiąc, uszczęśliwiał ducha waszymi dary świetlnymi.
1149Lecz ja we własnym świetle żyję, spijam z powrotem te płomienie, co ze mnie buchają.
1150Nie znam ja szczęścia biorących; i nie raz marzy mi się, iż kradzenie bodaj że bardziej jeszcze uszczęśliwiać winno, niźli branie.
1151Tym jest me ubóstwo, że ma dłoń od obdarzania nigdy nie wypoczywa; tym jest ma zawiść, że wyczekujące widzę oczy i rozjaśnione noce tęsknoty.
1152O, niedolo wszystkich obdarzających! O, przyćmienie słońca mego! O, upragnienie pożądania! O, głodzie trawiący w sytości!
1153Biorą wprawdzie ode mnie: lecz czy poruszam ja jeszcze ich dusze? Rozłam jest między dawaniem a braniem, a najmniejszy rozłam przekroczyć bywa najtrudniej.
1154Głód wyrasta z mego piękna: ból rad bym sprawiać tym, komu świecę, zrabować pragnąłbym swoich obdarzonych: — tak oto łaknę złośliwości.
1155Rad bym cofał rękę w chwili, gdy się ku niej cudza dłoń już wyciąga; ociągając się jako w dół lecąca kaskada, co się w spadzie swoim wciąż jeszcze ociąga: — tak oto łaknę złośliwości.
1156Taką zemstę wydumała ma pełnia: taka przebiegłość wyłania się z mej samotności.
1157Me szczęście obdarzania zmarło w obdarowywaniu, umęczyła się sobą ma cnota w nadmiarze własnym!
1158Kto zawsze obdarza, niebezpieczeństwo mu grozi, iż wstyd zatraci; kto zawsze rozdaje, tego dłoń i serce mają twarde odciski od ustawicznego rozdawania.
1159Nie zwilża się już me oko wobec wstydu proszących; ręka moja stała się zbyt twarda dla drżenia wypełnionych dłoni. Skądże ta łza na mym oku i to serca zmiękczenie nagłe? O, samotności wszystkich obdarzających! O, niemowna skrytości wszystkich świecących!
1160Wiele słońc krąży w pustej przestrzeni: do wszystkiego, co ciemne, przemawiają one swym światłem, — mnie nic one nie mówią.
1161O, taka jest wróżda światła względem wszystkiego, co świeci: bezlitośnie krąży ono swymi drogi.
1162Niesprawiedliwe w głębi serca względem wszystkiego, co świeci, zimne dla słońc innych, — tak oto krąży każde słońce.
1163Jako nawałnica ponoszą się słońca drogi swymi i tym jest ich krążenie. Nieubłaganej woli swej ulegają one i tym jest ich chłód.
1164O, wy to wszak, ciemni i ponocni, wytwarzacie dopiero ciepło ze wszystkiego, co świeci! O, wy to wszak spijacie dopiero mleko i błogie nektary z wymion światła!
1165Och, lód jest naokół mnie, dłoń moją lodowate parzą dotknięcia! Och, pragnienie mi dolega, a łaknie ono waszego pragnienia!
1166Nastała noc: och, że też światłem ja być muszę! I pragnieniem pragnień ponocnych! I samotnością!
1167Nastała noc: i oto wytryskiem krynicy zrywa się we mnie pożądanie me, — przemawiać pragnę.
1168Nastała noc: zagadały głośniej wszystkie źródła bijące. I dusza moja jest źródłem bijącym.
1169Nastała noc: ocknęły się wszystkie pieśni kochanków. I dusza moja jest pieśnią kochanka. —
Pewnego wieczoru szedł Zaratustra wraz z uczniami poprzez las, a gdy zboczył z drogi w poszukiwaniu źródła, ujrzał się nagle na zielonej polanie otoczonej zacisznie drzewami i zaroślą[104]. Taniec, Bóg, DiabełNa murawie tańcowały dziewczęta, lecz skoro tylko spostrzegły Zaratustrę, zaniechały tańca. Zaratustra wszakże zbliżył się do nich przyjaźnie i rzekł w te słowa:
1172„Nie przerywajcież sobie tańca, miłe dziewczęta! Nie zbliża się ku wam psowacz zabawy o złym spojrzeniu, ani też dziewcząt wróg.
1173Jam jest Boga obrońcą przed diabłem: ten zasię jest duchem ociężałości. Jakżebym ja, o lekkie, mógł być wrogiem boskich tańców? Lub też nóżek dziewczęcych o pięknych kostkach?
1174Lasem wprawdzie jestem i nocą drzew ciemnych: lecz kto się ciemni mej nie trwoży, znajdzie i girlandy róż pod mymi cyprysami.
1175Znajdzie również i tego boga małego, który dziewczętom jest najdroższy: przy źródle spoczął on cicho z zamkniętymi oczy[105].
1176Zaprawdę, wśród jasnego dnia zasnął mi nicpoń! Czyżby za motylami zbytnio się uganiał?
1177Nie dąsajcież się na mnie, piękne tanecznice, jeśli skarcę nieco małego boga! Krzyczeć pewno będzie i płakać, — lecz śmiechu wart on i wtedy nawet, gdy płacze!
1178Ze łzami w oczach winien was w tan prosić; zaś wam do tańca ja sam pieśń zaśpiewam:
1179Pieśń taneczną i naigrawającą się z boga ociężałości, mego przenajwyższego, wielce potężnego diabła, o którym powiadają, jakoby był »panem świata«”.
1180Taka jest pieśń, którą zaśpiewał Zaratustra, gdy Kupido[106] z dziewczętami tańcowali społem:
OkoW oczy twe spojrzałem niedawno, o życie! I w bezdeń, zda mi się, zapadłem.
1182Lecz ty wyciągnęłaś mnie złotą twą wędką, śmiejąc się drwiąco z tego, żem cię zwał bezdennym.
1183„Taka jest mowa wszystkich ryb, — rzekłaś, — czego one nie zgłębią, jest bezdennym.
1184A jam jest tylko zmienna, dzika, i we wszystkim kobieta, i bynajmniej nie cnotliwa.
1185Aczkolwiek pośród was mężczyzn uchodzę za »głęboką«, »wierną« i »tajemniczą«.
1186Lecz wy mężczyźni obdarzacie nas zawsze własnymi cnoty — o, wy cnotliwcy!”
1187I tak oto śmiała się, niepojęta; lecz ja nie dowierzam ani jej, ani jej śmiechowi, ilekroć źle o sobie mówi.
1188A gdym raz z mą dziką mądrością sam na sam o niej rozmawiał, odparła mi gniewnie: ty pragniesz, ty pożądasz, ty kochasz, i dlatego tylko chwalisz życie.
1189PrawdaOmal że w złość nie wpadłem i nie powiedziałem prawdy nadąsanej; a nie można złośliwiej odpowiedzieć, niż kiedy się własnej prawdzie „raz prawdę w oczy powie”.
1190MądrośćMiędzy nami trojgiem tak oto rzeczy stoją: z głębi serca kocham tylko życie — i, zaprawdę, najbardziej wówczas, kiedy go nienawidzę!
1191Że zaś jestem skłonny i mądrości, często zbyt nawet skłonny: dzieje się to dlatego, że tak bardzo przypomina mi ona życie!
1192Ma ona jej oczy, jej uśmiech, a nawet jej złotą wędkę czarowną: i cóżem ja winien, że one obie tak bardzo są do siebie podobne!
1193A gdy mnie raz zagadnęło życie: „Któż to jest ta twoja mądrość? Odpowiedziałem czym prędzej: „Ach! mądrość!
1194Pragnie się jej, lecz się nią nigdy nie nasyca; widzi się poprzez zasłony, chwyta poprzez sieci.
1195Czy jest piękna? Alboż ja wiem! Lecz najstarszych karpi[107] brano na tę przynętę brano na tę przynętę.
1196Jest zmienna i uparta; nieraz widziałem, jak gryzła wargi, lub jak wiodła grzebień pod włos.
1197Może jest złą, fałszywą i zgoła kobietą; lecz gdy o sobie źle mówi, wówczas nęci najbardziej”.
1198Gdym to życiu powiedział, roześmiało się złośliwie i przymrużyło oczy. „O kimże ty to mówisz? Czy nie o mnie czasem?
1199A gdybyś nawet miał słuszność, — to czyż takie rzeczy mówi się prosto w oczy! No, ale teraz mówże wreszcie i o swojej mądrości!
1200Och, i znowuż oczyś twe rozchyliło, o życie ukochane! I w otchłań bezdenną, zda się, znowuż zapadłem. —
1201Tako śpiewał Zaratustra. Lecz gdy taniec się skończył i dziewczęta się rozeszły, nawiedził go smutek.
1202Wieczór„Słońce dawno już zaszło — rzekł wreszcie — rośną stała się łąka, a z lasów chłodem powiało.
1203Coś nieznanego jest wkoło mnie i spoziera[108] w zadumie. Jak to! Więc ty żyjesz jeszcze, Zaratustro?
1204Dlaczego? Po co? Przez co? Dokąd? Gdzie? Jak? Czyż to nie szaleństwo żyć jeszcze? —
1205Och, przyjaciele moi, wieczór to we mnie tak smutnie pyta. Wybaczcież mi to zasępienie!
1206Wieczór nastał: wybaczcież mi, że wieczór nastał!”
„Tam wyspa grobów leży milcząca; na niej są też i groby młodości mej. Niewiędnący wieniec życia zaniosę ja tam”.
1209Co postanowiwszy w sercu swoim, przeprawiłem się przez morze. —
1210Młodość, Wspomnienia, DziedzictwoO, wy młodości mojej oblicza i zjawy! O, wy wejrzenia miłości, o boskie wy mgnienia! Jakżeście rychło mi pomarły! I oto wspominam was, jako nieboszczyków swoich.
1211Od was to, najdrożsi zmarli, bije ku mnie błoga woń, co serce i łzy zniewala. Zaprawdę, wstrząsa ona do głębi i zniewala serce samotnego żeglarza.
1212Otom jest wciąż jeszcze najbogatszy i najbardziej zazdrości godny — ja, najbardziej samotny! Gdyż ja miałem was przecie, zasię wy macie mnie jeszcze: powiedzcież, komu padły, jako mnie, takie jabłka różane z drzewa?
1213Otom jest wciąż jeszcze waszej miłości dziedzicem i światem jej całym, ku waszej pamięci kwitnący w barwiste, dziko wzrosłe cnoty, o wy serdecznie umiłowani!
1214O, wszak my stworzeni byliśmy do bliskiego współżycia, wy miłe, dziwne cuda; bo nie jako ptactwo płochliwe zbliżaliście się ku mnie i ku mojej żądzy, — szliście, jako idą żałobnicy ku żałobnikowi!
1215Ku wierności niezłomnej stworzeni byliście jako i ja, i ku tkliwym wiecznościom: mamże was teraz wedle sprzeniewierzeń waszych zwać, boskie wy wejrzenia i mgnienia: otom nie nauczył się jeszcze innych dla was imion.
1216Zaprawdę, za wcześnie pomarliście mi, zbiegowie pierzchliwi. Wszakże ani wy odbiegliście mnie, anim ja was nie opuścił: bez winy jesteśmy wobec siebie w sprzeniewierzeniu swoim.
1217Aby mnie zabić, duszono was, ptaki śpiewające mej nadziei! Ku wam, umiłowaniu memu, padała zawsze strzała złośliwości, aby w me serce trafić!
1218I trafiała przecie! Wyście to wszak byli zawsze mego serca miąższą[109], władaniem i obezwładnieniem moim: dlatego też umrzeć musieliście za młodu — i nazbyt wcześnie!
1219W coś najboleśniej wrażliwego ze wszystkiego, com posiadał, miotano strzały: wyście to byli, wy, których naskórek jest jako puch wrażliwy, lub jak ów uśmiech, co od jednego spojrzenia zamiera!
1220Morderstwo, Młodość, Wróg, PrzekleństwoLecz to słowo chcę wrogom moim rzec: czymże są wszystkie morderstwa ludzkie wobec tego, coście mnie uczynili!
1221Rzecz gorszą uczyniliście mi, niźli wszystkie morderstwa ludzkie, rzecz niepowetowaną odebraliście mi: — wam to mówię, wrogowie moi!
1222Zamordowaliście mi mej młodości oblicza i umiłowane cuda! Rówieśników dziecięctwa odebraliście mi, te błogie wspomnieniom duchy. Im to tu pamięci składam ten wieniec i klątwę tę.
1223Tę klątwę na wasze głowy, wrogowie moi! Wyście to wszak uczynili mą „wieczność” kruchą jako glina, co pęka w mroźną noc! Zaledwie jako olśnienie boskich oczu nawiedziło mnie ono, — jako powiek mgnienie!
1224MłodośćTymi słowy mówiła raz w dobrą godzinę ma czystość: „boskimi niechaj mi będą wszystkie istoty”.
1225Wówczas opadliście mnie brudnymi upiory; och, dokądże pierzchła owa dobra godzina!
1226„Dnie wszystkie niech mi uświęcone będą” — mawiała niegdyś mądrość mej młodości: zaprawdę, radosnej mądrości to mowa!
1227Lecz wówczas ukradliście mi, wrogowie, me noce, aby je zaprzedać bezsennej męce: och, dokądże pierzchła owa mądrość radosna?
1228Pożądliwie wyglądałem niegdyś z ptasich polotów znaków szczęścia na niebie wróżebnych: wonczas wywiedliście mi w poprzek drogi potwora — sowę ohydną. Och, dokądże pierzchło me tkliwe pragnienie?
1229Ofiarowałem się niegdyś wyrzec wszelkiego wstrętu: i oto zamieniliście mych bliskich i najbliższych we wrzody ropne. Och, dokądże pierzchła najszlachetniejsza ma obiata[110]?
1230Jako ślepiec szedłem niegdyś błogosławionymi drogi: wonczas rzucaliście plugastwa ślepemu na drogę: i oto obmierził sobie stare ścieżki ślepca.
1231A gdym najcięższą rzecz czynił i swych przemożeń zwycięstwa święcił: zdziałaliście tako, iż ci, których miłowałem, zawodzić jęli, iż im to sprawiam ja ból najdokuczliwszy.
1232Zaprawdę, takimi były zawsze zdziaływania wasze: zatruwaliście mi żółcią me najlepsze miody i pilność mych pszczół najskrzętniejszych.
1233Memu miłosierdziu nasyłaliście zawsze najbezczelniejszych żebraków; wokół mej litości czyniliście zawsze natłok nieuleczalnie bezwstydnych. I tako okaleczyliście mą cnotę na jej własnej wierze.
1234A gdym swą największą świętość na ofiarę złożył, wasza „pobożność” dołożyła czym prędzej swych tłustych datków: tak, że w wyparach waszych tłuszczy zdusiła się ma żertwa najświętsza.
1235Taniec, ŚpiewI zatańczyć chciałem niegdyś, jakom nigdy jeszcze nie tańcował: poprzez wszystkie nieba w tan pójść chciałem. Wówczas podmówiliście najdroższego mi śpiewaka.
1236I oto wszczął pieśń ohydną, zahuczała mi ona w uszach jako głuchy róg!
1237Śpiewaku morderczy! złośliwości narzędzie! ty najniewinniejszy! Otom stał już w pogotowiu do najlepszego tańca: zamordowałeś nutą swoją me zachwytliwe natchnienie!
1238W tańcu tylko wypowiadać potrafię najwyższych rzeczy przenośnie: — i oto ma najwyższa nadzieja utkwiła niewypowiedziana w członkach mych!
1239Niewypowiedziana i niewyzwolona pozostała ma najwyższa nadzieja! A zmarły mi wszystkie oblicza i ukojenia młodości!
1240Odrodzenie, SiłaJakżem ja to zniósł? Jakżem przebolał i zmógł takie dopuszczenia? Jakże powstała ma dusza z tych grobów?
1241Jest we mnie coś nierannego, co się pogrześć nie da, a skały kruszyć zdolne: zwie się to mą wolą. Milcząc kroczy ona niezmienna poprzez lata.
1242W swoim pochodzie na moich nogach kroczyć ona pragnie, wola ma stara; hartownego jest ona ducha i nierannej siły.
1243Nieranny jestem jedynie na pięcie mojej. Wciąż żyjesz ty mi jeszcze, ma wolo, i zawsześ mi jednaka, — ty przenajcierpliwsza! Zawszeć przebijałaś mi się poprzez wszystkie groby!
1244W tobie żywie jeszcze wszystko dotychczas niewyzwolone z mej młodości; jako młodość i życie siedzisz, nadziei pełna, na żółtych grobów rumowiskach.
1245Jeszcześ ty mi jest wszystkich grobów burzycielką: chwała ci, ma wolo! A gdzie groby, tam tylko bywają zmartwychpowstania. —
„Wolą prawdy” zwiecie wszak, wy najmądrzejsi, to, co was zapałem i gorliwością darzy?
1248Wola wyrozumienia wszelkiego bytu: tak oto mianuję wolę waszą!
1249Wszelki byt chcecie uczynić możliwym do pomyślenia: gdyż wątpicie dobrym niedowierzaniem, zali on da się pomyśleć.
1250Lecz musi się on nakłonić i nagiąć! Tak chce wola wasza. Wygładzić się on musi i stać się duchowi uległy, jako jego zwierciadło i obraz lustrzany.
1251Tym jest wola wasza cała, jako wola mocy; i nawet wówczas, gdy o złym i dobrym mówicie oraz o nadawaniu wartości.
1252Stworzyć chcecie dopiero świat, przed którym byście uklęknąć mogli: tym jest wasza ostatnia nadzieja i upojenie ostatnie.
1253Nie uczeni, oczywiście, lud, — ci są, jako rzeka, po której łódź się niesie: w łodzi zaś siedzą uroczyste i zakapturzone wyobrażenia wartości.
1254Waszą wolę i wasze wartości rzucacie na rzekę stawania się; starą wolę mocy znamionuje mi to, w co lud, jako w zło i dobro, wierzy.
1255Wyście to byli, wy najmądrzejsi, którzy tych gości w łodzi umieścili, nadawszy im świetność oraz dumne imiona, — wy oraz wola wasza władna!
1256Rzeka dalej łódź waszą unosi: unosić ją musi. Nic to, że się rozbita fala pieni i gniewnie statkowi przeciwi[111]!
1257Nie rzeka jest waszym niebezpieczeństwem i końcem waszego zła i dobra, wy najmędrsi: lecz własna wola wasza, wola mocy — niewyczerpana, twórcza wola życia.
1258Lecz, abyście pojęli me słowo o dobru i złu: chcę wam ku temu me słowo o życiu rzec oraz o przyrodzeniu wszystkiego, co żyje.
1259W ślady żyjącego szedłem, chadzałem wielkimi i małymi drogi[112], abym jego przyrodzenie poznał.
1260Stokrotnymi zwierciadły[113] łowiłem jego spojrzenie, wonczas gdy usta miał zamknięte: aby mi oko jego mówiło. I mawiałoć do mnie oko jego.
1261Władza, Przemoc, Sługa, PanLecz, gdzie żywe znalazłem istoty, tam też słyszałem i mowę o posłuszeństwie. Wszystko, co żyje, jest posłuszne.
1262A to jest rzeczą wtórą: Rozkazują temu, kto samemu sobie ulegać nie zdoła. Takie jest przyrodzenie wszystkiego, co żywie.
1263Zaś to jest rzecz trzecia, którą zasłyszałem: iż rozkazywanie cięższe jest, niźli uleganie. I nie przeto tylko, iż rozkazujący bierze na się brzemię wszystkich posłusznych, i że go to brzemię łatwo zmiażdżyć może: —
1264Próbą i ważeniem się zuchwałym wydawałoć mi się zawsze rozkazywanie; ilekroć kto żywy rozkazywał, zawszeć swe istnienie ważył on zuchwale.
1265I wówczas nawet, gdy samemu sobie rozkazywał: i wtedy jeszcze odpokutować musiał swe rozkazywanie. Własnego prawa stać się musi sędzią, mścicielem i ofiarą.
1266Jakże się to dzieje! — pytałem się nieraz. Któż to zdoła nakłonić wszystko, co żyje, aby ulegało, rozkazywało i, rozkazując nawet, posłuszeństwo świadczyło?
1267Baczcież mi na to słowo moje, wy najmędrsi! Zgłębcież poważnie, zalim ja życiu w serce nie wpełznął, w najskrytsze tego serca kryjówki!
1268Gdziem żywe istoty znalazł, tamem też znajdował wolę mocy; i nawet w woli służebnych znajdowałem wolę panowania.
1269Aby silniejszemu słabsze służyło, ku temu podmawia własna wola słabszego, która jeszcze wątlejszego panem w zamian być pragnie: bez tej jedynie rozkoszy obejść się ono nie może.
1270I jako się małe większemu oddaje, w zamian za rozkosz przewagi nad najmniejszym: tak też oddaje się i największe, poświęcając k'woli[114] mocy — życie własne.
1271I tym jest poświęcanie się największego, iż ono jest zuchwałym pokuszeniem i niebezpieczeństwem, grą w kości o cenę śmierci.
1272I gdzie jest ofiarność, usłużność i wejrzenia miłosne: i tam też wola panowania. Na krętych ścieżkach wkrada się tu słabszy w warownię i serce potężniejszego i wykrada — przemoc.
1273I z tej tajemnicy zwierzyło mi się życie samo: „Patrz, jam jest tym, co się zawsze samo pokonywać musi.
1274Aliści zwiecie wy to wolą tworzenia, popędem ku celowi, ku czemuś wyższemu, odległemu, wielorakiemu: wszakże wszystko to jednym jest tylko i jedną tajemnicą.
1275Raczej zaniknę, niźli się tego jednego wyrzeknę; i zaprawdę, gdzie bywa zanik i liści opadanie, spojrzyj! tam oto życie w ofierze się daje — w zamian za moc!
1276Iż walką być muszę i stawaniem się i celem, i wielu celów sprzecznością: — och, kto wolę moją odgadnie, odgadnie zarazem, jak krętymi drogi chadzać ja muszę!
1277Cokolwiek stwarzam i jakkolwiek to umiłuję, — wnet przeciwnikiem stawać się muszę tworowi memu i miłości mej: tak chce ma wola.
1278I nawet ty, poznający, jesteś tylko ścieżką i miedzą[115] mojej woli: zaprawdę, ma wola potęgi chadza na nogach twej woli prawdy!
1279Aliści prawdy nie utrafił, kto za nią strzelił słowami »wola istnienia« takiej woli — nie masz!
1280Jakowoż: czego nie ma, to chcieć nie może; zaś co w istnieniu już jest, jakżeby to mogło do tego istnienia chęcią się jeszcze wyrywać!
1281Tam tylko gdzie życie, tam jest i wola: wszakże nie wola życia, lecz — tak oto uczę ciebie — wola mocy!
1282Niejedno ceni sobie żyjący wyżej ponad własne życie; lecz nawet i z tejże oceny przemawia — wola mocy!” —
1283Tak oto pouczało mnie niegdyś życie: a z tego pouczania wyłuszczę ja wam, najmędrsi, jeszcze i zagadkę serc waszych.Dobro, Zło
1284Zaprawdę, powiadam ja wam: zło i dobro, które by nieprzemijające być miały — tego nie masz! Ze zła i dobra wyrastać muszą ich pokonania.
1285Waszymi wartości i słowy[116] o złym i dobrym czynicie przemoc, wy twórcy wartości: i tym jest wasza ukryta miłość i dusz waszych blaski, drżenia i rozlewność.
1286Lecz silniejsza jeszcze przemoc wyrasta z wartości waszych i nowe przezwyciężenie: na niej kruszy się jaje i skorupa.
1287A kto twórcą być musi w złym i dobrym: zaprawdę, burzycielem być on wprzódy musi i winien kruszyć wartości.
1288I tak oto nieodłączne jest najwyższe zło od najwyższej dobroci: ta jednak jest twórcza. —
1289Mówmy wszakże o tym, wy najmędrsi, aczkolwiek i to jest zgubne. Milczenie jest gorsze; wszystkie przemilczane prawdy stają się jadowite.
1290I niechże się wszystko pokruszy, co w prawdach naszych — pokruszyć się może! Niejeden dom zbudować nam jeszcze należy! —
Morze, PotwórCiche jest dno mego morza: któż by odgadł, że kryją się na nim kapryśne potwory!
1293Nieporuszona jest ma głębia: jednakże lśni się ona od pływających zagadek i uśmiechów.
1294Wzniosłego widziałem dziś, uroczystego, — pokutnika ducha: o, jakże śmiała się ma dusza z jego brzydoty!
1295O piersi wzdętej jako ów, co oddech w sobie zaparł: tak oto stał tutaj wzniosły i milczący:
1296Obwieszony szpetnymi prawdy[117], tym łupem łowów swoich, w potargane szaty zasobny; wiele też i cierni na nim widziałem, — wszakże róży jeszcze nie dostrzegłem.
1297Śmiech, PięknoNie nauczył się on jeszcze śmiechu i piękna jeszcze nie pojął. Ponury powrócił ten łowca z lasu poznania.
1298Powrócił on z walki z dzikimi zwierzęty[118], lecz z jego powagi wyziera jeszcze dzikie zwierzę, — nieprzezwyciężone!
1299Oto stoi on tu jako tygrys, gotów do skoku; nie znoszę ja jednak tych napiętych dusz, nie do gustu są mi ci wszyscy powściągliwi!
1300KonfliktPowiadacie mi, przyjaciele, że o gusty i smaki spierać się nie podobna? Ależ wszelkie życie jest waśnią o gusty i smaki!
1301Smak: to jest waga zarazem i ciężarki i ważący; a biada żyjącemu, który by żyć zechciał bez waśni o wagę, ciężarki i ważących!
1302Bodaj żeby się on znużył swą wzniosłością, ów wzniosły: wówczas dopiero jego piękno świtać pocznie, — wtedy ja go skosztuję i zasmakuję w nim.
1303I wówczas dopiero, kiedy się od siebie odwróci, przeskoczy on swój cień własny — i zaprawdę! we własne skoczy on słońce. Zbyt długo w cieniu siedział, wyblakły lica pokutnikowi ducha; nieomal że się nie zagłodził na oczekiwaniach swoich.
1304Wzgarda kryje się jeszcze w jego oku, a wstręt okala usta jego. Spoczywa wprawdzie teraz, lecz jego spokój nie ułożył się jeszcze w słońcu.
1305Jako byk czynić powinien; a szczęście jego ziemią pachnieć powinno, nie zaś wzgardą ziemi.
1306Jako białego byka widzieć bym go pragnął, gdy parskając i rycząc lemiesz[119] wiedzie: a ryk jego powinien wszystko, co ziemskie, sławić!
1307Ciemne jest jeszcze jego oblicze, cień dłoni błąka się po nim. Ocienionym jest jeszcze zmysł oka jego.
1308Czyn jego jest jeszcze cieniem na nim samym: dłoń przyciemnia działacza. Jeszcze czynu swego on nie przezwyciężył.
1309Lubię ja wprawdzie jego kark byka: chcę jednak i oczy anioła w nim ujrzeć.
1310I swej woli bohaterstwa oduczyć się jeszcze musi: wzniesionym być mi powinien, a nie wzniosłym[120]: — bezwolnego winien eter unosić!
1311PotwórPoskramiał potwory, rozwiązywał zagadki: lecz wyzwolić winien on jeszcze nawet i swoje potwory oraz zagadki, niebiańskimi dziećmi uczynić je winien.
1312Piękno, ŚmiechJeszcze się jego poznanie śmiać nie nauczyło i niezawistnym być; jeszcze się jego rwąca namiętność nie ukoiła w pięknie.
1313PięknoZaprawdę, nie w sytości winno zamilknąć i zatonąć jego pożądanie, lecz w pięknie! Wdzięk jest właściwy wspaniałomyślności wielkodusznego.
1314Ramię założywszy ponad głowę tak oto spoczywać powinien bohater, tako winien przemagać i spoczynek nawet.
1315Lecz właśnie dla bohatera piękno jest rzeczą najtrudniejszą. Niedościgłe jest piękno dla wszelkiej gwałtownej woli.
1316Nieco mniej, nieco więcej: to właśnie stanowi to wiele, jest niemal wszystkim.
1317O zwiotczałych mięśniach stać i o wyprzęgniętej woli: to jest dla was wszystkich rzecz najcięższa, wy wzniośli!
1318Gdy się moc łaskawą staje i znijść[121] raczy ku widoczności: pięknym mianuję znijście takie.
1319Bohater, Siła, PięknoOd nikogo tak piękna nie pragnę, jak od ciebie, ty potężny: dobroć twa winna być twym ostatnim pokonaniem samego siebie.
1320Sądzę, iż jesteś zdolny do wszelkiego złego: przeto właśnie chcę dobra od ciebie!
1321Śmiałem się nieraz z tej słabizny, co się za dobrą uważa, ponieważ ma wątłe łapy.
1322Cnotę kolumny naśladować winieneś: w miarę jak wzwyż sięga, staje się ona piękniejsza i coraz to bardziej smukła, a wnętrznie coraz to twardsza i wytrzymalsza.
1323Pięknym stać mi się jeszcze winieneś, ty wzniosły, a pięknu własnemu zwierciadło w pogotowiu trzymać.
1324Wówczas dusza twoja boskimi zapłonie pożądaniami; a uwielbienie będzie nawet i w twej próżności!
1325Gdyż to jest tajemnicą duszy: wprzódy bohater opuścić ją musi, zanim nawiedzi ją w marzeniu — nadbohater. —
Za daleko wybiegłem w przyszłość: dreszcz zgrozy mnie przejął.
1328Bo kiedym się obejrzał, oto czas tylko był jedynym moim współcześnikiem!
1329Pierzchnąłem czym prędzej wstecz, w czasy ojczyste i z coraz to większym pośpiechem: takem do was trafił, współcześni moi, w krainę oświaty.
1330Po raz pierwszy przyniosłem ze sobą oczy gwoli[122] wam i szczere pożądanie: zaprawdę, z tęsknotą w sercu przybyłem między was.
1331Lecz cóż się ze mną stało? Choć trwogę czuję, śmiać się muszę! Przenigdy oczy moje nie widziały takiej pstrokacizny!
1332Śmiałem się, wciąż się śmiałem, choć nogi mi jeszcze drżały, choć serce się zżymało[123]. „Ależ to jest ojczyzna garnków z farbami”, — rzekłem do siebie.
1333Pięćdziesięcioma kleksami pomazani na twarzy i członkach: takich ujrzałem was ze szczerym zdumieniem, współcześni moi!
1334I pięćdziesiąt luster wokół was, co te pstre plamy powtarzają bez końca i schlebiają wam nimi!
1335Dalibóg, lepszych byście masek nie mogli znaleźć, moi współcześni, nad własne wasze twarze. I któż by mógł was — poznać!
1336Zapisani od góry do dołu znakami przeszłości, zaś te znaki zasmarowane nowymi znakami: takeście się znakomicie ukryli przed wszystkimi, co znaki tłumaczyć umieją!
1337I choćby się było badaczem nerek: któż by uwierzył, że wy nerki posiadacie! Z farb was upieczono i ze sklejonych świstków.
1338Wszystkie czasy i ludy wyzierają pstro spoza waszych zasłon; wszystkie obyczaje i wiary wołają natrętnie z gestów waszych.
1339A gdyby kto z was wyzbył się swych zasłon, zawojów, barw swych i gestów swoich, — pozostałoby właśnie dość, aby straszyć ptaki tą pozostałością.
1340Zaprawdę, sam jestem tym wystraszonym ptakiem, co niegdyś nago was ujrzał i bez farby; i uciekałem w popłochu, gdy ten kościotrup miłośnie mnie przyzywał.
1341Wolałbym raczej być wyrobnikiem w jakimś dawnym piekle u cieniów. — Pełniejsi, jędrniejsi od was byli z pewnością nawet ci podziemnicy!
1342To, tak, to jest goryczą trzewi moich, że — nagich czy odzianych — znieść was nie mogę, współcześni moi!
1343Cała tajemnicza groza przyszłości, i to wszystko, co kiedykolwiek trwożyło ptaki zabłąkane w polotach, jest stokroć pewniejsze, przytulne niemal, w porównaniu z tą waszą „rzeczywistością”!
1344Wiara, PrawdaBo oto gdy mówicie: „Jesteśmy rzeczywiści, na wskroś prawdziwi, bez wiary i bez przesądów”: wydymacie chełpliwie piersi — ach, piersi nawet nie mając!
1345Jakże byście wy mogli wierzyć, wy pstrokacizną wszelaką zbryzgani! — wy, co jesteście malowanymi obrazami wszystkiego, w co kiedykolwiek wierzono!
1346Jesteście żywym zaprzeczeniem samej wiary i torturowym kołem dla wszelkich myśli. Niewiarogodni! tako zwę was, wy rzeczywiści!
1347Wszystkie czasy swarzą się kłótliwie w waszych duchach; a wszystkich czasów sny i gawędy były stokroć prawdziwsze od waszych rzeczywistości!
1348Bezpłodni jesteście: dlatego wiary wam brak. Kto tworzyć musiał, ten miewał zawsze swe sny prawdziwe i znaki gwiezdne na swoim niebie: on wierzył w wiarę! —
1349Jesteście na pół otwartymi wrotami, u których czuwają grabarze. Jedyna wasza rzeczywistość: „Wszystko wokół jest godne, aby zniszczało”.
1350O, gdy tak na was patrzę, wy, jałowi, na tę nędzę żeber waszych! A niejeden z was wejrzał zapewne nieraz już na tę nędzę swoją.
1351I rzekł do siebie: „zapewne jakiś bóg zabrał mi coś tajemnie podczas snu mego. Zaprawdę, dość, aby sobie z tego ulepić samiczkę!
1352Przedziwne jest ubóstwo żeber moich!” — tak mawiał zapewne niejeden ze współczesnych.
1353ŚmiechO, pośmiewiskiem jesteście mi, współcześni moi! I osobliwie, gdy samym sobie się dziwujecie!
1354I biada mi, gdybym śmiać się nie umiał z waszych zdumień nad sobą, gdybym wszelki wstręt z czar waszych wypijać musiał!
1355Lecz oto lżej was brać muszę, bo mam rzecz ciężką do dźwigania. Krzywdy mi nie uczynią żuki i robactwo skrzydlate, gdy na mym węzełku osiądą!
1356Zaprawdę, nie zaciążą mi one w pochodzie moim! I nie przez was, współcześni moi, ogarnie mnie zmęczenie wielkie. —
1357Ojczyzna, Dziedzictwo, Dziecko, Wygnanie, OjciecO, dokądże dążyć mi jeszcze, dokąd się wspinać z tęsknotą swoją? Z gór wszystkich, ze szczytów wszelkich, spozieram na ziemie ojczyste i macierzyste.
1358Ale ojczyzny nie znalazłem nigdzie. Przechodniem jestem w każdym mieście, tułaczem pod każdą bramą.
1359Obcy mi są i godni pośmiewiska współcześni, do których niedawno jeszcze rwało się serce! I oto wygnany jestem z ziem ojczystych i macierzystych.
1360I kocham jeszcze tylko ziemię dzieci swoich, tę nieodkrytą, na wielkich rozłogach mórz dalekich. Tej ziemi, tej krainy nakażę żaglom moim szukać i szukać bez końca.
1361Na dzieciach moich chcę naprawić to, żem jest dzieckiem ojców mych: na wszelkiej przyszłości — taką teraźniejszość! —
Księżyc, Prawda, KotWczoraj gdy księżyc wschodził, mniemałem, że chyba słońce porodzi: tak szeroko i brzemiennie zaległ on na widnokręgu.
1364Lecz kłamcą był on wraz ze swoją brzemiennością; zaś ja raczej w owego chłopa na księżycu gotów jestem uwierzyć, niźli w kobietę.
1365Oczywiście, niewiele z męża jest w tym płochliwym łazędze nocnym. Zaprawdę, ze złym sumieniem snuje on się po dachach.
1366Jako że lubieżny i zazdrosny jest ów mnich w księżycu, on tuży za ziemią i za wszystkimi uciechami kochanków.
1367Nie! znieść ja nie mogę tego koczura na dachach! Wstręt budzą we mnie ci wszyscy, co wokół odchylonych okiennic szwendają się po nocach!
1368Pobożnie i milcząco sunie oto księżyc po gwiezdnym dywanie: — nie cierpię ja jednak wszelkich cicho stąpających męskich nóg, przy których ostroga nie szczęka.
1369Krok rzetelnego głosi się, kot wszakże pomyka ponad ziemią. Patrz, kocim pomykaniem zbliża się oto księżyc, zbliża się nierzetelnie. —
1370Tę przypowieść daję wam, tkliwe obłudniki „czystego poznania”! Was to zwę — lubieżnikami!
1371I wy kochacie ziemię oraz wszystko, co ziemskie: przejrzałem ja was przecie! — lecz wstyd jest w tej waszej miłości i złe jest jej sumienie, — jesteście mi jako księżyc!
1372Wiedza, Ziemia, Wzrok, Oko, Pożądanie, TwórczośćKu wzgardzie rzeczy ziemskich podmówiono ducha waszego, lecz nie trzewia wasze: one jednak potężniejszymi w was są!
1373I oto sroma[124] się duch wasz, iż trzewiom powolny być musi, i ze wstydu bocznymi skrada się ścieżki i kłamliwymi drogi.
1374„To by było dla mnie najszczytniejsze, — mawia do siebie zakłamany duch, — móc spoglądać na życie bez pożądania, a nie jako pies z wywieszonym językiem:
1375Szczęśliwym się czuć w przypatrywaniu, z obumarłą spozierać wolą, bez chwytu i żądzy samolubstwa — zimny, spopielony na całym ciele, lecz z pijanymi księżycowymi oczy[125]!
1376To by było dla mnie najmilsze, — zwodzi siebie zwiedziony, — ukochać ziemię, jako księżyc ją kocha, i tylko oczyma dotykać jej piękna.
1377I to niech mi będzie rzeczy wszelkich niepokalanym poznaniem, iż niczego od nich nie pożądam, oprócz możności spoczywania przed nimi jako zwierciadło o stu źrenicach”. —
1378O, wy tkliwe obłudniki, wy lubieżni! Brak wam niewinności pożądania: oto dlaczego spotwarzacie pożądanie!
1379Zaprawdę, nie jako tworzący, płodzący, stawający się ochotnie, ukochaliście mi ziemię!
1380Gdzież jest niewinność? Tam, gdzie jest wola płodzenia. Kto ponad siebie tworzyć pragnie, ten ma mi wolę najczystszą.
1381Piękno, Miłość, Twórczość, ŚmierćGdzież jest piękno? Tam, gdzie całą wolą chcieć muszę, gdzie kochać i zginąć pragnę, aby obraz nie tylko obrazem pozostał.
1382Kochać i zginąć: od wieków idzie to w parze. Wola miłości: znaczy to być powolnym i śmierci wezwaniu. Wam to mówię, tchórze!
1383Lecz to wasze niemęskie zezowanie ma się zwać „rozpamiętywaniem”! A co się tchórzliwymi oczyma omacać pozwala, ochrzczonym ma być jako „piękno”! O, wy, brudziciele imion szlachetnych!
1384Lecz to niechaj klątwą waszą będzie, wy niepokalani, czystego poznania hołdownicy, iż nigdy rodzić nie będziecie: chociażbyście nie wiem jak szeroko i brzemiennie zalegli na widnokręgu!
1385Zaprawdę, pełne są usta wasze słów szlachetnych, a my wierzyć mamy, iż wam, łgarze, serce tako wezbrało?
1386Lecz słowa moje, to słowa liche, wzgardzone, ułomne: chętnie podejmuję, co z ust waszych pod stoły padło.
1387Aliści zdołam ja nimi jeszcze — wam, obłudnicy, prawdę w oczy rzec! O tak, te ości moje, małżowiny i liście kolczaste — jeszcze one wam, obłudnicy, — nosy połechczą!
1388Złe powietrze jest zawsze wokół was i wokół uczt waszych: wasze myśli lubieżne, wasze kłamstwa i skrytości obciążają powietrze!
1389Ciało, KłamstwoOdważcież się wreszcie samym sobie zaufać, — sobie i trzewiom własnym! Kto sobie nie ufa, kłamie zawsze.
1390Bóg, Maska, WążBoga maskę zawieszacie przed własnym obliczem, wy „czyści”: w larwę[126] boga wpełzła wasza ohydna pierściennica.
1391Zaprawdę, łudzicie wy się, wy „rozpamiętujący”! I Zaratustra był niegdyś błaznem boskich wylin[127] waszych; nie odgadł przecie wężowych pierścieni, którymi one wypchane były.
1392Zdawało mi się, że tu Boga jakiegoś dusza gra, w tej grze waszej, wy mistrze „czystego poznania!” I mniemałem, że nie masz sztuki lepszej ponad te wasze sztuki!
1393Plugastwo wężowe i woń nieznośna utaiły przede mną dale: oraz i to, że tu gdzieś jaszczurcza chytrość przemykała się lubieżnie.
1394Księżyc, Słońce, Świt, Miłość, ŚwiatłoLecz zbliżyłem ja się ku wam: i oto dzień mi nastał, — nastaje on wreszcie i dla was, — przyszło wreszcie na koniec księżycowym miłostkom!
1395Spojrzyjcież bo tylko! Przydybany i blady stoi oto księżyc — wobec jutrzni!
1396Gdyż oto nadchodzi już, płomienna! — nadchodzi jej miłość ku ziemi! Niewinnością i twórczym pożądaniem jest wszelka miłość słoneczna!
1397Patrzcież, jak niecierpliwa wschodzi ona ponad morzem! Nie czujecież jej pragnienia i gorącego oddechu jej miłości?
1398Morze chce ona wyssać i głębię jego ku swojej wyżynie wypić: i oto morza pożądanie podnosi się ku niej tysiącznymi piersi[128].
1399Całowane chce być ono i pite przez słoneczne pragnienie; powietrzem stać się chce i wyżyną, ścieżką światła być pragnie i samo światłem się stać!
1400Zaprawdę, jako słońce kocham ja życie i wszystkie morza głębokie.
1401WiedzaZaś dla mnie poznaniem jest to: wszelka głębia dźwignięta ma być — ku mojej wyżynie! —
Ciało, SenGdym we śnie spoczywał, pożerała owca wieniec bluszczowy mego ciała, — pasła się i mówiła przy tym: „Zaratustra nie jest już uczonym”.
1404Co rzekłszy, odeszła precz, nadęta i dumy pełna. Opowiedziało mi to dziecko.
1405Chętnie spoczywam tutaj, gdzie dzieci igrają, pod rozwalonym murem pośród pokrzyw i maków kraśnych[129].
1406Uczonym jestem jeszcze dla dzieci, dla pokrzyw i dla maków kraśnych. Niewinne są one nawet w złośliwości swej.
1407Lecz dla owiec jestem już niczym: dola ma tak chciała, — błogosławiona niech będzie ma dola!
1408Gdyż prawdą jest to: wyprowadziłem się z domu uczonych i drzwi za sobą zatrzasnąłem w dodatku.
1409Zbyt długo siedziała ma dusza o głodzie przy ich stole; nie jestem ja, jak oni, ułożony do poznania, niby do łuskania orzechów.
1410Swobodę kocham i świeże tchnienie ziemi i raczej na skórach wołowych spoczywać zechcę, niźli na ich godnościach i dostojeństwach.
1411Jam jest zbyt gorący, własnymi myślami spalony: nieraz mi oddech one zapierają. Wówczas na wolne powietrze uciekać muszę, z dala od wszystkich zakurzonych pokoi.
1412Oni jednak siedzą chłodni w chłodnym cieniu: zawsze pragną być tylko widzami i wystrzegają się, aby tam nie siąść, gdzie słońce stopnie przypala.
1413Jako ci, co na ulicach wystawając[130], gapią się na przechodniów, tako wyczekują i oni, gapiąc się na te myśli, które inni pomyśleli.
1414Gdy się ich dłońmi chwyci, pylą jako wory mączne, pylą niewolnie[131]: lecz któż odgadnie, że ten pył z ziaren pochodzi i z żółtego przepychu letnich pól?
1415MędrzecGdy się za mędrców podają, wówczas mrozi mnie od ich drobnych powiedzeń i prawd; i taka woń czepia się nieraz ich prawd, jak gdyby one z bagna pochodziły: zaprawdę, słyszałem również i żabę, co z nich rechocze!
1416Zręczni są i mają mądre palce: czymże jest moja prostota w ujęciu wobec ich złożonych chwytów. Na wszelkim nizaniu, supłaniu i snowaniu rozumieją się ich palce: i tak oto zgotowują pończochy ducha!
1417Dobre to zegary: należy je tylko umiejętnie nakręcać! Wówczas bez omyłki wskażą godzinę, czyniąc przy tym skromny zresztą hałas.
1418Pracują, jako młyny stępakowe, należy im tylko płodnych ziaren dorzucać! — sami już umieją rozemleć na drobne owe ziarna i biały kurz z nich uczynić.
1419Dobrze baczą sobie wzajem na palce i nie dowierzają sobie nadto. Wynalazcy w małych podstępach czyhają na tych, których wiedza na chromych nogach stąpa, — czyhają jako pająki.
1420Widziałem, z jak wielką przezornością przyrządzali zawsze trucizny, nakładając przy tym na swe palce szklane rękawice.
1421I w fałszywe kości grać także potrafią; widziałem ich tak gorliwie oddanych grze, iż pocili się aż przy tym.
1422Obcymi jesteśmy dla siebie: zaś ich cnoty obrażają mój smak bardziej jeszcze, niźli ich fałsze i kości fałszywe.
1423Sprawiedliwość, Kondycja ludzkaA gdym u nich mieszkał, mieszkałem ponad nimi. To ich rozgoryczyło ku mnie.
1424Słyszeć o tym nie chcą, że ktoś ponad ich głowami kroczy; ułożyli przeto drwa, mierzwę i śmieć wszelaki między mną i głowami swymi.
1425I tak oto zagłuszyli oddźwięk kroków moich: najgorzej słuchano mnie dotychczas pośród najbardziej uczonych.
1426Wszystkie ludzkie słabostki i niedomagania ułożyli między mną i sobą: — „fałszywą posadzką” zwą to w domach swoich.
1427Lecz mimo to kroczę oto wraz z myślami mymi ponad ich głowami; i gdybym nawet po własnych błędach kroczył, znajdowałbym się wciąż jeszcze ponad nimi i ponad ich głowami.
1428Gdyż ludzie jednakowymi nie są: tak mówi sprawiedliwość. I czego ja chcę, tego im chcieć nie wolno.
— Od czasu gdym ciało lepiej poznał, — mówił Zaratustra do jednego z uczni[132] swoich, — jest mi duch już tylko niejako duchem; zaś wszystko „nieznikome” — przenośnią jest tylko.
1431— Słyszałem już raz o tym — odparł uczeń; — lecz wówczas dodałeś: „poeci jednak kłamią za wiele”! Dlaczego rzekłeś wówczas, iż za wiele kłamią poeci?
1432Wiedza, Pamięć— Dlaczego? — odparł Zaratustra. — Pytasz dlaczego? Nie należę do tych, których wolno nagabywać o ich „dlaczego”.
1433Czyż me doświadczenia życiowe datują się od wczoraj? Dawno już temu, gdy przeżywałem powody mych zapatrywań.
1434Czyżbym nie musiał się stać beczką pamięci, abym swe powody miał zawsze przy sobie?
1435Już mi tego nieomal za wiele, że wszystkie swe zapatrywania zachowywać muszę; wymyka mi się przy tym niejeden ptak.
1436Przytrafia mi się też, że znajduję w mym gołębniku i przylotne, obce mi zwierzę, co drży, gdy nań dłoń położę.
1437Poeta, BógLecz cóż takiego rzekł ci Zaratustra? Że poeci kłamią za wiele? — Lecz i Zaratustra jest poetą. Wierzyszże wobec tego, że on tu prawdę mówił? Czemu w to wierzysz?
1438Uczeń odparł: „wierzę w Zaratustrę”. Zaratustra jednak kiwał głową i uśmiechał się.
1439— Wiara nie zbawia — odparł — zwłaszcza wiara we mnie.
1440Przypuśćmy jednak, że ktoś z całą powagą twierdzi, że poeci kłamią zbyt wiele: ten człowiek ma rację, — my kłamiemy zbyt wiele.
1441Umiemy zbyt mało i licha jest nasza ochoczość do nauki: przeto kłamać musimy.
1442Wino, PoezjaI któryż z nas poetów nie fałszował swego wina? Niejedna trująca mieszanina zdziałana była w naszych piwnicach, stała się tam niejedna rzecz nie do opisania.
1443Kobieta, PoetaA ponieważ mało wiemy, upodobaliśmy sobie ubogich w duchu, osobliwie zaś młode niewiasty.
1444I nawet tych rzeczy jesteśmy pożądliwi, o których stare babiny wieczorami gawędzą. A zwiemy to w sobie wieczną kobiecością.
1445Lud, Poeta, Wiedza, MądrośćJak gdyby było jakieś tajemnicze dojście do wiedzy, które zasypuje się przed każdym, kto się czegokolwiek nauczył: tak mocno wierzymy w lud i w jego „mądrość”.
1446Poeta, NaturaWszakże w to wierzą wszyscy poeci: że kto na samotnym skłonie w trawie legnie i uszu nastawi, dowie się czegoś o rzeczach, które są między niebem a ziemią.
1447A gdy ich tkliwe nawiedzają wzruszenia, wierzą wówczas poeci, że sama natura jest w nich zakochana:
1448I że oto przyłasza się do ich uszu, aby w nie szeptać skrytości tajemnicze i miłosne pochlebstwa: z tego tak się pysznią i chełpią przed wszystkimi śmiertelnikami!
1449Och, tyle jest rzeczy między niebem i ziemią, o których tylko poetom coś niecoś śnić się raczyło!
1450A zwłaszcza ponad niebem: gdyż wszyscy bogowie są poetów przenośnią, poetów podejściem!
1451Zaprawdę, wiecznie nas coś pociąga, — w krainę chmur mianowicie: na nich też królować każemy jaskrawym bałwanom swoim, zwąc ich bogami i nadludźmi: —
1452Wszakże są dosyć lekcy na takie właśnie trony! — ci wszyscy bogowie i nadludzie!
1453Och, jakżem ja znużony tym wszystkim nieosiągalnym, co koniecznie ma się stać zjawiskiem! Och, jakżem znużony poetami! —
1454 1455Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, żachnął się nań uczeń, wszakże się nie odzywał. Milczał też i Zaratustra; zaś oczy jego obróciły się ku wnętrzu, jak gdyby w odległe patrzały dale. Wreszcie westchnął i zaczerpnął oddechu.
1456Jam jest z dzisiaj i niegdyś, — rzekł wreszcie, — lecz jest we mnie coś, co jest z jutra, pojutrza i kiedyś.
1457Poeta, Bóg, MorzeUmęczyli mnie poeci, starzy i nowi: powierzchnie to są tylko i płytkie morza.
1458Nie myśleli dostatecznie w głąb: przeto ich uczucie nie spadło aż do dna rzeczy.
1459Nieco rozpusty i nieco znudzenia: to było dotychczas ich najlepszym zastanowieniem.
1460Upiorne tchnienia i widm upiorne pomykania: — tym są dla mnie ich harfowe pobrzęki; cóż oni wiedzieli dotychczas o wnętrznym żarze tonów! —
1461I nie dość mi są schludni: mącą swe wody, aby się głębszymi wydały.
1462A chętnie podają się przy tym jako pojednawcy: lecz dla mnie są to zawsze wypośrodkowywacze, zgatawiacze przedziwnych mieszanin, jako tako zbywający i nierzetelni! —
1463Och, zanurzałem i ja swe sieci w ich morze w nadziei dobrego połowu; lecz za każdym razem wyciągałem z toni głowę starego boga.
1464Tak oto zgłodniałemu dawało morze kamień. I oni sami bodaj że z morza pochodzą.
1465Oczywiście i perły znajdują się w nich: tym bardziej podobnymi są do twardych małży. I zamiast duszy znajdowałem w nich często słony śluz.
1466Poeta, Morze, Ptak, PróżnośćOd morza nauczyli się przy tym jego próżności: bo czyż morze nie jest pawiem pawi?
1467Przed najszpetniejszym ze wszystkich bawołów roztacza ono swój ogon, nie nużąc się nigdy swym koronkowym wachlarzem z jedwabiu i srebra.
1468Tępo spogląda na to bawół, czując się w swej duszy bliski piachów, jeszcze bliższy gąszczy, a najbliższy bagna.
1469Bo czymże jest dlań morze, i czym są pawie ozdóbki! Tę przypowieść daję poetom.
1470Zaprawdę, ich duch jest pawiem pawi i morzem próżności!
1471Widzów pragnie duch poety: chociażby to były nawet woły! —
1472Lecz umęczon jestem duchem tym: i przeczuwam, że on sam sobą się umęczy.
1473Przeistoczonych widziałem już poetów i zwracających wzrok przeciw samym sobie.
1474Pokutników ducha widziałem nadchodzących: z poetów oni wyrośli. —
Leży wyspa na morzu — niedaleko wysp szczęśliwości Zaratustry — na której góra ognista dymi ustawicznie; opowiada o niej lud, osobliwie stare spośród ludu babiny, że jest to zwał skalny położony u wrót podziemia: zaś wskroś przez górę prowadzi w głąb wąska ścieżyna aż do wrót podziemnego świata.
1477Czasu, gdy Zaratustra bawił na wyspach szczęśliwości, przyjezdny okręt zarzucił kotwicę u wyspy z górą ognistą; a załoga jego przybiła do lądu na łowy królików. W południowej porze, gdy kapitan z ludźmi swymi powrócili już na pokład, ujrzano nagle w powietrzu postać człowieka i usłyszano zarazem głos wyraźny: „czas już! czas najwyższy!” Gdy postać owa zbliżyła się do okrętu, — a niosła się ona chyżo, sunąc jako cień w stronę góry ognistej, — poznano ku wielkiemu przerażeniu, że to Zaratustra; gdyż widzieli go już oni wszyscy, wyjąwszy kapitana, i polubili go nawet, jako lud zwykł kochać: uczuciem, w którym miłość z obawą w parze idą.
1478„Patrzcież mi! wołał stary sternik, — oto Zaratustra pomyka do piekła!” —
1479O tymże czasie obiegała na wyspach szczęśliwości pogłoska, że Zaratustra zniknął; a gdy pytano jego przyjaciół, odpowiadali, że poszedł nocą na okręt, nie mówiąc, dokąd odjechać zamierza.
1480Tak oto zrodził się niepokój; po trzech dniach przyłączyła się do tego niepokoju opowieść marynarzy, — że wreszcie lud cały rozpowiadać jął, że diabeł porwał Zaratustrę. Uczniowie jego śmiali się z tej gadaniny; jeden z nich rzekł nawet: „uwierzyłbym raczej, że to Zaratustra porwał sobie diabła”. Jednak w głębi duszy byli wszyscy uczniowie pełni troski i tęsknoty: toteż wielka była ich radość, gdy piątego dnia zjawił się nagle Zaratustra pośród nich.
1481DiabełI oto jest opowieść o rozmowie Zaratustry z psem ognistym:
1482Obraz świataZiemia — mówił on — ma skórę; na skórze tej są choroby. Jedna z tych chorób zwie się, na przykład „człowiek”.
1483Inna znowuż spośród tych chorób zwie się „pies ognisty”: o nim nakłamali ludzie zbyt wiele i nad miarę obełgiwać[133] się pozwalali.
1484Tajemnica, PrawdaAby tę tajemnicę zgłębić, przeprawiłem się przez morze: ujrzałem prawdę nagą, zaprawdę! bosą aż po szyję.
1485Co znaczą gawędy o psie ognistym, wiem teraz, wiem również, co mniemać o tych wyrzutkowych i przewrotowych diabłach, których obawiają się nie tylko stare babiny.
1486„Bywaj, psie ognisty, wołałem, wyłaź ze swej głębi! wyznaj, jak głęboka jest twa głębia! Z jakich to czeluści ziejesz ku górze?
1487Obficie poisz się u morza: świadczy o tym twa przesolona wymowa! Zaprawdę, jak na psa z głębin, czerpiesz karm[134] nadto z powierzchni!
1488Mam cię co najwyżej za brzuchomówcę ziemi: ilekroć przewrotowych i wyrzutkowych diabłów słyszeć mi się zdarzało, bywali mi zawsze jednacy: słoni, kłamliwi i płytcy.
1489Potraficie ryczeć i popiołem przyciemniać! Jesteście najlepszymi pyskaczami i posiedliście aż nadto sztukę warzenia błota aż do rozgaru.
1490Gdzie wy jesteście, tam błoto musi być w pobliżu i wiele plechowego, jaskiniowego, zdławionego, co się na swobodę rwie.
1491Krzyk, Słowo, Cisza, Obraz świata„Wolność” ryczycie najchętniej: lecz ja wyzbyłem się wiary w „wielkie wydarzenia”, ilekroć wiele ryku i dymu wokół nich się wszczyna.
1492I wierzaj mi, luby wrzasku piekielny! Największe wydarzenia — to nie nasze najgłośniejsze, lecz nasze najcichsze godziny.
1493Nie wokół wynalazców nowej wrzawy: wokół twórców nowych wartości obraca się świat ten; obraca się niesłyszalnie.
1494Rewolucja, OdrodzenieI wyznajcież mi! Niewiele stawać się zwykło w końcu, gdy wrzawa i dym rozwiały się wreszcie. I cóż z tego, że jedno miasto mumią się stało, że jeden posąg w błocie legł!
1495I to słowo jeszcze powiadam posągoburcom. Największe to szaleństwo sól w morze sypać i posągi w błoto zwalać.
1496W błocie wzgardy waszej leżał posąg: lecz to właśnie jest jego prawem, że ze wzgardy wykwita dlań nowe życie i nowe żywe piękno!
1497Z boskimi swymi rysy[135] powstaje on oto, tak boleśnie ponętny; i zaprawdę, dziękować on wam jeszcze będzie, żeście go wywrócili, wywrotowcy!
1498Tą radą służę królom, kościołom oraz wszystkiemu, co na uwiąd starości i cnoty cierpi, — pozwólcie się tylko wywrócić! Abyście znowuż do życia powrócili, a do was — cnota! —
1499Państwo, Religia, Pycha, DiabełTak oto mówiłem przed psem ognistym: wówczas przerwał mi mrukliwie i pytał: „Kościół? Cóż to jest?”
1500„Kościół, odpowiedziałem, jest rodzajem państwa i to najbardziej zakłamanym. Lecz milcz, ty psie obłudny! Znasz przecie najlepiej to wszystko, co twego jest pokroju!
1501Państwo jest, jako ty, psem obłudnym; jako ty, głosi się ono chętnie dymem i rykiem, — aby, jako ty to czynisz, wzbudzić mniemanie, iż przemawia z brzucha rzeczy wszelkich.
1502Gdyż chce być ono najważniejszym zwierzęciem na ziemi; i ludzie wierzą mu”. —
1503GniewSkorom to wyrzekł, pies ognisty jął się zachowywać, jak opętany z zawiści. „Co? krzyczał, najważniejszym zwierzęciem na ziemi? I wierzą mu ludzie nawet?” I tyle pary i ohydnych wygłosów dobywać się poczęło z jego gardzieli, że myślałem, iż gniewem i zawiścią udławi się wnet.
1504Wreszcie uciszył się i uspokoił się jego krztusiec. Skoro się wreszcie uspokoił, rzekłem do niego ze śmiechem:
1505„Gniewasz się, psie ognisty: słuszne są zatem me mniemania o tobie!
1506Obraz świataAbym tę słuszność zachował, posłuchaj i o innym psie ognistym, ten przemawia rzeczywiście z serca ziemi.
1507Złoto wyziewa tchnienie jego i deszcz złocisty: tak chce serce jego. Czymże dlań popiół, dym i namuł gorący!
1508Śmiech wylatuje z niego jak obłok barwisty; niechętny jest on wszelkiemu rzężeniu, pluciu oraz zżymaniu się trzewi!
1509Złoto wszakże i śmiech — czerpie on z serca ziemi: gdyż, abyś wiedział o tym, — serce ziemi jest ze złota”.
1510Gdy pies ognisty usłyszał to, nie wytrzymał już dłużej. Pełen zawstydzenia podwinął ogon, rzekł cienko i żałośnie ham, ham! i wpełznął z powrotem do swej jaskini. —
1511Tak opowiadał Zaratustra. Uczniowie jego zaś nieomal, że puszczali to wszystko mimo uszu: tak wielka była ich pożądliwość opowiadania mu o żeglarzach, królikach i o latającym człowieku.
1512Cień— I cóż mam sądzić o tym! — rzekł Zaratustra. — Zaliż[136] jestem upiorem?
1513Lecz był to może mój cień. Słyszeliście chyba coś nie coś o pielgrzymie i jego cieniu?
1514To pewna tylko: krócej muszę go trzymać, — gdyż gotów mnie on jeszcze zniesławić.
1515I po raz wtóry potrząsł Zaratustra głową i dziwił się.
1516— I cóż mam sądzić o tym!” — rzekł powtórnie. Czemu to krzyczał ów upiór: „Czas już! Czas najwyższy”?
1517Nuda„— i widziałem, jako wielkie zasmucenie nawiedziło ludzi. Najlepsi umęczyli się dzieły[137] swymi.
1520Nastała nauka, wiara tuż obok śpieszyła, iż »wszystko puste, wszystko jednakie, wszystko już było!«
1521I ze wszystkich pagórków odzywało się echem: »wszystko puste, wszystko jednakie, wszystko już było!«
1522Zebraliśmy wprawdzie plon: lecz czemu owoce nasze wszystkie stały się gnilne a brunatne? Jakiż to urok padł z księżyca ostatniej nocy?
1523Daremna była wszystka praca, trucizną wino stało się nasze, złe spojrzenie zwarzyło pola i serca nasze na więdłą żółciznę.
1524Suchymi staliśmy się wszyscy; nawet gdy ogień na nas padnie, pylimy, jako popiół: — i ogień nawet umęczyliśmy sobą.
1525Studnie wszystkie wyschły nam, — i morze nawet się cofnęło. Wszystkie podwaliny zawaleniem grożą, a głębia nie chce pochłaniać!
1526»Och, gdzież jest to morze, w którym by zatonąć można«: tak rozbrzmiewa skarga nasza — ponad płytkimi bagnami.
1527Zaprawdę, nawet na skon nas nie stać, zbyt jesteśmy umęczeni: czuwamy przeto wciąż jeszcze i żyjemy wciąż — w konurach grobowych!” —
1528 1529Tymi słowy mówił wróżbiarz do Zaratustry; a te jego proroctwa padły Zaratustrze na serce i przeistoczyły je. Chadzał smutny i zmęczony; i stał się podobny do tych, o których wróżbiarz powiadał.
1530Zaprawdę, rzekł do swych uczniów, niewiele brakuje, a nastanie ów długi zmrok. Och, jakże tu uratować me światło!
1531Aby się ono nie zdusiło w tym zasmętnieniu! Odległym wszak winno światom świecić i nocom jak najdalszym!
1532SenTako w sercu zatroskany chadzał Zaratustra, trzy dni napoju i pokarmu nie przyjmował, spokoju nie zaznawał i utracił mowę. Wreszcie stało się, iż zapadł w sen głęboki. Uczniowie jego zasiedli wokół łoża i w długich nocnych czuwaniach wyglądali w niepokoju, zali się nie zbudzi, mówić znów nie pocznie i nie zleczy swej osmętnicy.
1533Lecz oto jest mowa, którą wygłosił Zaratustra, gdy się był przebudził; zaś głos jego dochodził do uczniów jakoby z wielkiej dali:
1534„Posłuchajcież, przyjaciele, snu, który mi się przyśnił i pomóżcież odgadnąć jego znaczenie!
1535Zagadką jest mi jeszcze ten sen; znaczenie jego tkwi w nim ukryte lub polatuje ponad nim na wolnych skrzydłach.
1536Wszelkiego życia wyrzekłem się był we śnie. Stróżem nocy i grobów stałem się, tam na samotnej opoce[138], gdzie śmierci zamczysko.
1537Jej trumien strzegłem tam na górze: pełne były głuche sklepienia tych znaków zwycięstwa. Ze szklanych trumien spoglądało ku mnie pokonane życie.
1538Wdychałem zakurzonych wieczności woń: w zaduchu i w kurzu spoczywała ma dusza. I któż by tam zdołał przewietrzyć swą duszę!
1539Jasność północy była wokół mnie, samotność przyczaiła się tuż obok, a w samotności rechotała cisza śmiertelna, najdokuczliwsza z mych przyjaciółek.
1540Kluczem dźwigał, najbardziej ordzewiałe ze wszystkich kluczy; i potrafiłem najbardziej skrzypiące wrota nimi otwierać.
1541Jako złowieszcze krakanie przebiegał dźwięk długimi lochy[139], gdym skrzydła wrót podźwignął: niechętnie darł się ten ptak, nierad dawał się on budzić.
1542Lecz straszniejszą jeszcze i bardziej przytłaczającą stawała się chwila, gdy echa milkły, cisza zalegała naokół i gdy sam oto pozostawałem w przyczajonym milczeniu.
1543I tak oto wlókł się i pełzł czas, jeśli czas był jeszcze: lecz cóżem ja o tym wiedział! Wreszcie stało się to, co mnie zbudziło.
1544Trzykrotny łom uderzył we wrota jako piorun; zahuczały i zawyły sklepienia we wtór trzykrotny: wówczas zbliżyłem się do wrót. Alpa! wołałem, kto niesie swój popiół na górę? Alpa! Alpa! Kto wnosi swój popiół na górę?
1545Obróciłem klucze, próbuję podźwignąć wrota: mozolę się. Lecz jeszczem ani na szczelinę rozewrzeć ich nie zdołał:
1546Gdy wicher huczący rozerwał na oścież oba skrzydła wrót: gwiżdżąc, świszcząc i mroźnym tchnieniem biczując, odrzucił mnie na czarną trumnę:
1547Z łoskotem, poświstem i skowytem załamała się trumna i zionęła tysiąckrotnym chichotem.
1548Tysiączne dziwotworów dzieci, aniołów, sów, błaznów jak dzieci wielkich motyli śmiały się, szydziły i huczały ku mnie.
1549Okrutnie przerażonego powaliło mnie na ziemię. Począłem krzyczeć ze zgrozy, jakem nigdy jeszcze nie krzyczał.
1550Lecz własny krzyk zbudził mnie: — i otom przyszedł do siebie —”.
1551Tako opowiedział Zaratustra swój sen i zamilkł potem: gdyż nie wiedział, jako ma sobie wykładać to widzenie senne. Lecz uczeń, którego najbardziej miłował, powstał szybko, schwycił rękę Zaratustry i rzekł:
1552„Twe życie, o Zaratustro, wykłada nam twój sen!
1553Nie jestżeś ty wichrem, co z ostrym poświstem wywala wrota w zamczysku śmierci? Nie jestżeś trumną pełną jaskrawych szyderstw i anielskich dziwotworów życia?
1554Zaprawdę, tysiąckrotnym śmiechem dziecięcym nawiedza Zaratustra wszystkie konury śmierci, śmiejąc się ze wszystkich stróży nocy i grobów, i z każdego, kto tam głuchymi poszczekuje kluczy.
1555Przerazić i obalić pragniesz swym śmiechem; bezwładny opad i przebudzenie dowiedzie twej nad nimi potęgi.
1556A nawet i wonczas, gdy ów długi zmrok i znużenie śmiertelne nadejdą, nie zajdziesz ty nam jeszcze na niebie naszym, życia ty orędowniku!
1557Nowe gwiazdy ujrzeć nam pozwoliłeś i nowe czary nocy; zaprawdę, śmiech rozpiąłeś ty ponad naszymi głowy jako sklepienie barwiste.
1558Odtąd śmiech dziecięcy z trumien tryskać będzie, odtąd wszystkie znużenia śmiertelne wicher zwycięski zawsze nawiedzi: tegoś ty nam jest poręką i wróżbiarzem!
1559Zaprawdę, o nich to właśnie śniłeś, o wrogach swoich: — i sen to był twój najcięższy!
1560Lecz jakoś ty się zbudził i do siebie przyszedł, tako i oni ze swego istnienia przebudzić się winni i przyjść — do ciebie!” —
1561Tako mówił uczeń: zaś wszyscy inni cisnęli się do Zaratustry, chwytali jego ręce, pragnąc go namówić, aby porzucił łoże, zaniechał posępnicy i powrócił do nich. Zaratustra siedział jednak wyprostowany na łożu i spoglądał nieswoim wejrzeniem. Jako ten, co z długiej obczyzny powraca, przypatrywał się swym uczniom, badał ich oblicza i nie poznawał ich. Gdy go wszakże podnieśli z łoża i postawili na nogi — patrzą! — aż tu przemieniły się nagle jego oczy; pojął wszystko, co się przytrafiło, pogładził brodę i rzekł mocnym głosem:
1562„Sen, UcztaDalej więc! czas bo najwyższy zaniechać tego! Baczcież mi, drodzy, abyśmy dobrą spożyli wieczerzę, a rychło! Tako chcę czynić pokutę za niedobre sny!
1563Wróżbiarz zasię niech przy moim boku je i pije: i zaprawdę, wskażę ja mu jeszcze morze, w którym zatonąć można!”
Tako rzekł Zaratustra. — Po czym wszakże spojrzał na ucznia, co jako wykładacz snu wystąpił, długo mu w oblicze patrzał i kiwał przy tym głową. —
KalekaGdy Zaratustra przechodził pewnego dnia przez most, otoczyli go kalecy i żebracy, a pewien garbaty zagadnął go tymi słowy:
1566Spojrzyj, Zaratustro! Oto i lud uczy się od ciebie i zaczyna ufać twej nauce: lecz aby całkowicie w ciebie uwierzył, potrzeba na to jednego — winieneś przekonać i nas, kaleki wszelkie. Tu oto masz piękny dobór i sposobność do roboty z niejednym czubem! Ślepców możesz zleczyć, kulawych do biegu przysposabiać; zaś temu, co zbyt wiele na sobie dźwiga, mógłbyś ująć coś niecoś z grzbietu: — Oto według mnie najwłaściwsza droga, aby i kalecy uwierzyli w Zaratustrę!
1567Zaratustra zaś odparł onemu w te słowa: „Gdy się garbatemu odbiera jego garb, odbiera mu się jego ducha, — tak uczy lud. Gdy się ślepemu wzrok przywraca, widzi zbyt wiele złego na świecie: tak, iż przeklina tych, co go zleczyli. Ten zaś, kto kulawemu zdolność biegu przywróci, czyni mu największą krzywdę: gdyż ledwo biegać się nauczy, a rozbiegną się wraz z nim i jego niecnoty — tak oto poucza lud o kalekach. I czemuż by nie miał Zaratustra uczyć się od ludu, skoro lud uczy się od Zaratustry?
1568Jest mi to jednak rzeczą najbłahszą jeszcze, iż od czasu, gdy pośród ludzi przebywam, widzę raz po raz, że temu brakuje oka, tamtemu ucha, trzeciemu nogi; lub też, że inni stracili język, nos lub głowę.
1569Widuję i widywałem rzeczy gorsze, nieraz tak ohydne, że nie o każdej mówić mogę, a niejednej bym nawet widzieć nie pragnął: widuję mianowicie ludzi, którym brak wszystkiego oprócz jednego członka, który jest w takich razach zwykle za wielki, ludzi, którzy niczym już więcej nie są, tylko wielkim okiem, wielkim pyskiem, wielkim brzuchem, zgoła czym bądź wielkim, — kalekami na wywrót zwę ja takich.
1570Gdy, powracając z mej samotni, po raz pierwszy przechodziłem przez ten most: nie dowierzałem oczom własnym: spoglądam, patrzę i mówię wreszcie: „toż to jest ucho! ucho wielkości człowieka!” Przyglądam się jeszcze lepiej: pod uchem porusza się coś żałośnie małego, ubożuchnego i mizernego. I rzeczywiście, potworne uszysko było osadzone na malutkiej, cienkiej łodyżce; łodyżka ta była — człowiekiem! Gdym szkła do oczu podniósł, mogłem dojrzeć nawet maleńką, zazdrosną twarzyczkę i to nawet, że na łodydze kiwała się nadęta duszyczka. Lud zaś pouczył mnie, że to wielkie ucho to nie tylko człowiek, lecz człowiek wielki, geniusz.
1571Lecz ja nie dowierzam nigdy ludowi, gdy o wielkich ludziach mówi — i pozostałem przy swoim przekonaniu, że to jest kaleka na wywrót, który ma wszystkiego za mało, a jednego za wiele”.
1572Gdy Zaratustra tak oto odparł garbusowi oraz tym wszystkim, których on był głosem i orędownikiem, zwrócił się pełen głębokiej goryczy do uczniów swoich i rzekł:
1573„KalekaZaprawdę, przyjaciele moi, obracam ja się między ludźmi jak pośród ułomków i członków ludzkich!
1574To jest dla mego oka rzeczą najstraszniejszą, iż widzę człowieka podruzgotanego o porozpraszanych członkach niby na pobojowisku lub na podwórzu rzeźni.
1575A gdy się me oko umknie od »teraz« ku »niegdyś«, znajduje zawsze to samo: ułomki, członki i okrutne przypadki — ludzi nie widzi.
1576Owo »teraz« i »niegdyś« na ziemi, — och! przyjaciele moi — to jest moje brzemię, najdokuczliwsze; i żyć bym przecie nie zdołał, gdybym nie był jasnowidzem tego, co przyjść musi.
1577Wieszczący, chcący, tworzący, sam przyszłością i sam sobie mostem ku przyszłości — i niestety! również i kaleką przy tymże moście: oto czym jest Zaratustra.
1578I wy zagadywaliście nieraz samych siebie: »kimże jest Zaratustra? Czymże ma być on dla nas?« I dawaliście sobie, jako ja to czynię, w odpowiedzi — pytania.
1579Jestże on zwiastunem? Czy dokonawcą? Zdobywcą? Czy też dziedzicem? Jestże jesienią? Lemieszem? Lekarzem? Czy też ozdrowiałym?
1580Jestże on poetą? Czy też prawdomówcą? Wyzwolicielem? Czy też pogromcą? Jestże dobrym? — Złym?
1581CzasBłąkam się między ludźmi jak pośród ułomków przyszłości: przyszłości, którą ja oglądam.
1582I tym są me sny i zabiegi, iż w jedność wymarzam i w jedność czynnie znoszę, co jest ułomkiem i zagadką i okrutnym przypadkiem.
1583Jakże bym ja zniósł, żem jest człowiekiem, gdyby człowiek nie był wieszczem i zagadek odgadywaczem, i wyzwolicielem przypadku!
1584Przeszłych wyzwolić, wszelkie »Było« przetworzyć w »Takom ja właśnie chciał!« — oto co bym dopiero wyzwoleniem zwał!
1585Wola — tako zwie się oswobodziciel i zwiastun radosny: tako i ja was pouczam, przyjaciele moi! Douczcież się wszakże i tego jeszcze: wola sama jest jeszcze więźniem.
1586Chęć oswobadza: lecz jakże się to zwie, co nawet i oswobodziciela w kajdany zakuwa? »To było«”: oto zębów zgrzytanie i zgryzota samotna dla woli. Bezsilna wobec wszystkiego, co już dokonane, jest wszelkiej przeszłości niechętnym widzem.
1587Bo że wstecz wola chcieć nie może; że czasu przełamać nie zdoła, ani czasu pożądliwości, — tym jest woli zgryzota samotna.
1588Wola oswobadza: cóż więc obmyśli sobie ona, aby się pozbyła własnego postępku i szydziła z własnego więzienia?
1589Och, błaznem staje się każdy więzień! Szaleńczo wyzwala się też i więziona wola.
1590Że czas wstecz się nie cofnie, to rodzi jej gniew zawzięty. »To, co było« — tak zwie się kamień, którego nie zdoła potoczyć.
1591Toczy więc kamienie zawziętości i niechęci i wywiera zemstę na wszystkim, co wraz z nią nie odczuwa zawziętości i niechęci.
1592Zemsta, KaraI tak oto staje się wola oswobodzicielka sprawczynią bólu: na wszystkim, co cierpieć zdolne, wywiera zemstę za to, iż cofnąć się nie może.
1593I tym oto, wyłącznie tym tylko, jest i zemsta sama: woli niechęcią do czasu i jego »to było«.
1594Zaprawdę, wielkie szaleństwo tkwi w naszej woli; zaś dla wszystkiego, co ludzkie, klątwą się stało, iż to szaleństwo ducha sobie zdobyło!
1595Duch zemsty: przyjaciele moi, to było dotychczas najlepszym zastanowieniem się człowieka; a gdzie cierpienie było, tam kara zawsze być musiała.
1596»Kara«, tym słowem przezwała zemsta samą siebie: słowem kłamliwym udaje ona obłudnie dobre sumienie.
1597A że w chcącym jest wiele cierpienia, iż wstecz chcieć nie może, — przeto i chęć sama, i życie wszelkie — winny być karą!
1598Szaleństwo, Czas, PrzemijanieI oto chmura za chmurą zachodziły na ducha: aż wreszcie obłęd kazać począł: »Wszystko zanika, przeto wszystko zaniku jest warte!«
1599»I tym jest sprawiedliwość sama: owo prawo czasu, co dzieci swoje pożerać musi«: tak kazał obłęd.
1600»Moralnym stoją rzeczy ładem wedle prawa i kary. Och, gdzież jest wyzwolenie z toku rzeczy i z kary «istnienia»?« Tako kazał obłęd.
1601»Czyż możebne jest wyzwolenie, skoro jest wieczne prawo? Och, nie do dźwignięcia jest ów kamień to «było»: wieczne muszą być też i wszelkie kary!« Tako kazał obłęd.
1602»Żaden czyn zniszczonym być nie może: jakżeby on mógł dzięki karze stać się niedokonanym! To, to właśnie jest wiecznym w karze «istnienia», iż istnienie wiecznie i czynem, i karą być musi!
1603Chyba że wola wreszcie samą siebie wyzwoli, że chcenie niechceniem się stanie« —: lecz wszak wy znacie, bracia moi, tę starą piosnkę obłędu!
1604Odwodziłem was od tych starych baśni, gdym uczył: »wola jest twórcą«.
1605Wszelkie »to było« jest ułomkiem, zagadką, okrutnym przypadkiem, póki twórcza wola na to nie powie: »lecz tak ja właśnie chciałam!«
1606— aż póki twórcza wola na to nie rzeknie: »lecz tako chcę właśnie! Tako chcieć będę!«
1607Lecz czyż mówiła ona już tak? I kiedyż się to stanie? Czy wola jest już odprzęgnięta od własnego szaleństwa?
1608Stałaż się już wola zbawcą i zwiastunem radosnym dla samej siebie? Oduczyłaż się ona ducha zemsty i zębów zgrzytania?
1609I któż nauczył ją pojednania z czasem i czegoś wyższego ponad wszelkie pojednanie?
1610Czegoś wyższego ponad wszelkie pojednanie chcieć musi wola, która jest wolą mocy —: lecz jakże jej na to przyjdzie? Któż pouczył ją nawet i o chceniu wstecz?”
1611 1612— Lecz w tym miejscu przerwał Zaratustra nagle swą mowę, czyniąc wrażenie człowieka, którego ostateczne przerażenie ogarnia. Przestraszonymi oczyma wodził po uczniach swoich, a oczy te przebijały jak strzały ich myśli jawne i ukryte. Po chwili zaśmiał się jednak i rzekł w dobroci:
1613„Słowo, MilczenieTrudno żyć z ludźmi, ponieważ milczenie jest tak trudne. Osobliwie dla gaduły”. —
1614Tako rzekł Zaratustra. SłowoGarbus jednak przysłuchiwał się rozmowie, przysłoniwszy przy tym twarz; gdy usłyszał śmiech Zaratustry, wejrzał ciekawie i rzekł powoli.
1615„Lecz dlaczegóż to Zaratustra mówi inaczej do nas, niźli do uczniów swoich?”
1616Zaratustra odparł: „Cóż dziwnego! Z koszlawym[140] wolno i koszlawo pogadać!”
1617„Pięknie, — odparł garbus; — zaś wobec uczniów wolno bajać, jak w uczelni.
1618Lecz czemuż to Zaratustra mówi inaczej do swych uczniów, niźli do samego siebie?” —
OtchłańNie wyż: urwa[141] jest rzeczą straszną!
1620Urwa, gdzie spojrzenie w dół zapada, a ręka wzwyż chwyta. Zawrót wówczas serce ogarnia od tej podwójnej jego chęci.
1621Och, przyjaciele, odgadujecież serca mego wolę podwójną?
1622Tym jest me urwisko i niebezpieczeństwo moje, że spojrzenie me wzwyż pada, podczas gdy dłoń trzymać się pragnie i wesprzeć — na głębi!
1623Człowieka czepia się ma wola, kajdanami skuwam się z człowiekiem, ponieważ porywa mnie wzwyż ku nadczłowiekowi: jako że tam pragnie inna ma wola.
1624I dlatego też żyję ja ślepy między ludźmi; jakobym ich nie znał wcale: aby ma dłoń nie straciła wiary w mocne oparcie.
1625Nie znam was, ludzie: ta oćma i otucha zalega wokół mnie.
1626Kłamstwo, Kondycja ludzkaSiedzę przy gościńcu dla każdego łotra dostępny i pytam: kto chce mnie oszukać?
1627Tym jest ma pierwsza roztropność ludzka, że się oszukiwać pozwalam, aby nie mieć się na baczności przed oszustami.
1628Och, gdybym na baczności przed człowiekiem mieć się musiał: jakżeby mógł człowiek być bani mej kotwicą! Zbyt łatwo oderwałoby mnie wzwyż i odniosło precz!
1629LosTa opatrzność jest nad mą dolą, że bez przezorności być muszę.
1630SzczęścieZaś kto pośród ludzi zmarnieć nie chce, musi się nauczyć z każdej pijać szklanicy; kto zaś między ludźmi czystym pozostać pragnie, winien potrafić i w brudnej umywać się wodzie.
1631I tak oto mawiałem nieraz ku swej otusze: „Dalejże! Dalej! Stare serce! Chybiło ci nieszczęście: zażywaj go więc jako swego — szczęścia!
1632Próżność, Duma, AktorLecz oto ma druga roztropność ludzka: oszczędzam próżnych bardziej niźli dumnych.
1633Czyż urażona próżność nie jest matką wszelkich tragedii? Lecz gdzie duma urażona bywa, tam zwykło wyrastać jeszcze i coś lepszego niźli duma.
1634Aby widok życia znośnym się wydał, winna być gra życiowa dobrze odgrywana: lecz na to dobrych potrzeba aktorów.
1635Dobrymi aktorami byli mi zawsze ludzie próżni: oni grają i pragną, aby im się chętnie przyglądano, — cały ich duch tkwi w tej chęci.
1636Oni wystawiają się na widownię, oni odkrywają samych siebie; lubię w ich bliskości przyglądać się życiu, — to leczy z przygnębienia.
1637Przeto oszczędzam próżnych, iż mi są lekarzami — w przygnębieniu i przywiązują do człowieka jako do widowiska.
1638A wreszcie: któż wymierzy całą głąb skromności u próżnego! Jestem dlań dobry i pełen współczucia, dla tej jego skromności.
1639Od was pragnie on zaczerpnąć wiary w samego siebie; on pasie się waszymi spojrzeniami, pożera pochwały z waszych rąk.
1640Nawet i kłamstwom waszym rad uwierzy, jeśli dobrze o nim kłamiecie; gdyż w najskrytszej głębi wzdycha jego serce: „czymże ja bo jestem!”
1641A skoro ta cnota jest prawdziwa, która nie wie o sobie: — otóż, próżny nie wie o swej skromności! —
1642Zło, SłońceI tym jest ma trzecia roztropność ludzka, że widoku ludzi złych nie pozwalam obmierzić sobie waszą lękliwością.
1643Szczęśliw widzę te dziwy, które wylęga słońce upalne: tygrysy, palmy i grzechotniki.
1644I pośród ludzi jest wiele pięknego wylęgu upalnego słońca i wiele godnego podziwu u złych. Wprawdzie, jako i wasi najmędrsi nie wydają mi się bynajmniej tak bardzo mądrymi, podobnież i złość ludzka jest mi znacznie mniejsza od jej osławienia.
1645I nieraz dziwiłem się, kiwając głową: i czegóż wy jeszcze grzechoczecie, grzechotniki?
1646Zaprawdę, i zło nawet ma przyszłość przed sobą! A najgorętszych południ jeszcze nie odkryto dla człowieka.
1647PotwórWszakże niejedno zwie się dziś ostateczną złośliwością, co jest zaledwie dwanaście stóp szerokie i trzy miesiące długie! Kiedyś będą się większe rodziły smoki.
1648Aby nadczłowiekowi nie zbrakło jego smoka, nadsmoka, który by jego był godzien, lecz na to wiele słońca upalnego prażyć musi wilgotne puszcze!
1649Wasze dzikie koty przedzierzgnąć się wprzódy muszą w tygrysy, a wasze ropuchy jadowite w krokodyle: aby dobrego myśliwca dobre oczekiwały łowy!
1650DiabełZaprawdę, wy dobrzy i sprawiedliwi! Wiele w was śmiechu jest godne, a osobliwie wasz lęk przed tym, co się dotychczas „diabłem” zwało!
1651Tak dalecy jesteście w duszach swoich wszelkiej wielkości, że nawet nadczłowiek w swej dobroci wydałby się wam strasznym!
1652Zaś wy, mędrcy i uczeni, ucieklibyście przed słonecznym pożarem mądrości, w której nadczłowiek ochoczo swą nagość pławić będzie!
1653Wy najszczytniejsi, których oczy me napotkały! Tym oto jest me zwątpienie o was i śmiech mój ukryty: przewiduję wszak, nadczłowieka nazwalibyście diabłem!
1654Przebranie, Kondycja ludzkaOch, umęczyłem się tymi najszczytniejszymi i najlepszymi: z ich „szczytów” parło mnie wzwyż, w dal, precz — ku nadczłowiekowi!
1655Dreszcz zgrozy przebiegł mnie, gdym tych najlepszych ujrzał nago: i oto wyrosły mi skrzydła, aby odlecieć w dalekie przyszłości!
1656W dalsze przyszłości, w bardziej południowe południa, niźli je kiedykolwiek jaki twórca wymarzył: tam, gdzie bogowie szat wszelkich się wstydzą!
1657Lecz was w przebraniu widzieć pragnę, wy bliscy i bliźni moi, pięknie przyobleczonymi i próżnymi, i godnymi chcę was widzieć, jako „dobrych i prawiedliwych”.
1658I sam w przebraniu pośród was zasiądę, abym was i siebie nie poznawał: oto ma ostatnia roztropność człowiecza. —
Cóż to się ze mną stało, przyjaciele? Patrzcie, jakem jest wzburzony, gdzieś przed się party, niewolnie[142] uległy, gotów do odejścia, — och, do odejścia od was!
1661Niestety, raz jeszcze musi Zaratustra do swej powracać samotni: lecz niechętnie wraca tym razem niedźwiedź do swej jaskini!
1662Cóż to się ze mną stało! Któż mi to nakazuje? — Och, ma gniewna pani życzy sobie tego, przemówiła ona do mnie; — czyż nie nazwałem wam jeszcze jej imienia?
1663Wczoraj na podwieczerz przemówiła do mnie ma najcichsza godzina: oto imię mej strasznej pani.
1664A stało się to tak, — gdyż wszystko opowiedzieć wam muszę, aby się nie zasklepiły serca wasze dla tak nagle was odchodzącego!
1665Sen, CiszaZnacie przestrach w chwili zasypiania?
1666Aż po palce stóp przeraża się zasypiający, iż ziemia usuwa się przed nim, a sen się poczyna.
1667Mówię to wam jako przenośnię. Wczoraj, w najcichszą godzinę usunęła się pode mną ziemia: sen się rozpoczął.
1668Cisza, Słowo, StrachPomknęła się wskazówka, zegar mego życia zaczerpnął oddechu — nigdym takiej ciszy wokół siebie nie słyszał: aże przeraziło się serce.
1669Naonczas rzecze bez głosu do mnie: „Ty wiesz wszak o tym, Zaratustro? —
1670Jam krzyknął w przerażeniu, zasłyszawszy to szeptanie, a krew mi z oblicza precz odbiegła: milczałem przecie.
1671Rzecze raz wtóry bez głosu do mnie: „Ty wiesz o tym, Zaratustro, a jednak nie mówisz!” —
1672Jam odparł nareszcie, rzekąc przekornie: „Wiem ci ja, lecz mówić nie chcę!”
1673I rzecze znowuż bez głosu do mnie: „Ty nie chcesz, Zaratustro? Jestże to prawda? Nie chowaj ty mi się poza twą przekorność!” —
1674Płacząc, drżę jako dziecko i powiadam: „Och rad bym ja, lecz jakże ja to mogę! Uchyl to tylko ode mnie! Ponad moje to siły!”
1675I rzecze znowuż bez głosu do mnie: „I cóż po tobie, Zaratustro! Słowo swe powiedz i złam się!” —
1676Jam odparł: „Och, moje to wszak słowo? Kimże ja jestem! Godniejszego czekam; jam nie godzien złamać się nawet na onym”.
1677I rzecze znowuż bez głosu do mnie: „I cóż po tobie! Nie jesteś mi jeszcze dosyć kornym. Pokora ma najtwardszą skórę”.
1678Jam odparł: „Czegóż nie wytrzymała skóra mej pokory! U podnóża swej jaskini mieszkam: jak wysoko wybujały me wierzchołki? Nikt mi o tym jeszcze nie powiadał. Atoli dobrze znam swe doliny”.
1679I rzecze znowuż bez głosu do mnie: „O, Zaratustro, kto ma góry z posad wyważać, ten przenosi takoż doliny i niże”. —
1680Jam odparł: „Jeszcze me słowo nie wyważyło żadnej góry, zaś to co mówię, ludzi jeszcze nie dosięga. Wyszedłem ja wprawdzie ku ludziom, jeszczem ja jednak do nich nie dotarł”.
1681I rzecze znowuż bez głosu do mnie: „Cóż ty o tym wiesz! CiszaRosa pada na murawę, gdy noce są w przemilczeniach najcichsze”. —
1682Jam odparł: „Szydzili ze mnie, gdym własną drogę znalazł i nią poszedł; i prawdziwie drżały wonczas nogi moje.
1683Co widząc powiadali: zbyłeś drogi, zbędziesz i chodzenia!”
1684Słowo, Cisza, WładzaRzecze znowuż bez głosu do mnie: „I czymże ich szyderstwa! Jesteś z tych, co się posłuszeństwa oduczyli: teraz winieneś rozkazywać!
1685Zali nie wiesz, kto im wszystkim jest najbardziej ku potrzebie? Kto rzecz wielką rozkaże. Ciężko rzeczy wielkiej dokonać: przecie ciężej rzecz wielką rozkazać.
1686To jest najbardziej niewybaczalnym w tobie: posiadasz moc, a panować nie chcesz”. —
1687Jam odparł: „Brak mi głosu lwa do rozkazywania”.
1688Władza, Nauczyciel, OwocRzecze znowu, jakby w szeptaniu do mnie: „Najcichsze to słowa są, co burzę niosą. Myśli, co na gołębich przychodzą nóżkach, światem kierują.
1689O Zaratustro, tyś powinien iść jako cień tego, co przyjść musi: tako będziesz rozkazywał, a rozkazując przodował”. —
1690Jam odparł: „Sromam się[143]”.
1691DzieckoI rzecze znowuż bez głosu do mnie: „Dziecięciem stać się jeszcze musisz, a niewstydliwym.
1692Duma młodzieńcza jest jeszcze w tobie, późnoś młodym się stał: lecz kto dziecięciem stać się chce, ten i młodość swoją przezwyciężyć powinien”. —
1693Namyślałem się długo i drżałem w sobie. Wreszcie rzekłem, com wprzódy był powiedział: „Nie chcę ja”.
1694Wonczas uczynił się śmiech wokół mnie. O, jakże mi ten śmiech trzewia targał i serce rozdzierał!
1695I rzecze po raz ostatni do mnie: „O, Zaratustro, dojrzały twe owoce, lecz tyś nie dojrzał do owoców swoich!
1696Przeto do samotni ponownie iść musisz, abyś omiękł[144]. —
1697Zaśmiało się ponownie i pierzchło: wonczas cisza uczyniła się wokół mnie w zdwojonej jakby cichości. Ja zaś na ziemi leżałem i pot spływał z mych członków.
1698— Otoście wszystko słyszeli, i czemu do samotni iść muszę. Niczegom przed wami, przyjaciele, nie zataił.
1699Więc i to usłyszeliście ode mnie, którym jest przed wszystkimi ludźmi najskrytszy — i nim pozostać pragnący.
1700Och, przyjaciele moi! Miałbym wam jeszcze coś do powiedzenia, miałbym jeszcze coś do darowania. Czemuż więc nie daję? Byłżebym skąpy?” —
1701Gdy Zaratustra te słowa wyrzekł, opanowała go tak boleśnie potęga bólu i bliskość rozłąki z przyjaciółmi, że zapłakał głośno. A nie było, kto by go ukoić umiał. Nocą wszakże odszedł samotny i opuścił swych przyjaciół.
Zaratustra, O czytaniu i pisaniu (I, 43).
Południe było, gdy Zaratustra wstąpił na drogę wiodącą przez górzysty grzbiet wyspy, aby wczesnym rankiem na przeciwległym stanąć wybrzeżu i na okręt się przeprawić. Dobra tam była przystań w zatoce i obce okręty chętnie zarzucały w niej kotwice, odpływając brały one na pokład tych, co z wysp szczęśliwości przez morze przeprawić się pragnęli. PielgrzymGdy Zaratustra wspinał się pod górę, wspominał po drodze wiele swych wędrówek samotnych w młodości oraz wszystkie te wzgórza, grzbiety górskie i wierzchołki, na które się niegdyś wspinał.
1703— Pielgrzymem jestem i ochotnym po górach wędrownikiem, rzekł do swego serca; nie lubię płaszczyzn i zda mi się, że niedługo na miejscu wysiedzieć zdołam.
1704I wszelka dola, wszelkie wydarzenie, które mi się przytrafić może, — coś z pielgrzymki w nich będzie i z wędrowań po szczytach: przeżywa bo wszak człowiek samego siebie jedynie.
1705Spłynął już czas, kiedy przypadki napotykać mnie mogły; cóż by dziś jeszcze przytrafić mi się mogło, co by nie było już moim!
1706Nawróci ona tylko, ku swej siedzibie cofnie się wreszcie — ma samość oraz to wszystko, co z niej na obczyźnie przebywało, rozproszone pośród wszelkich rzeczy i przypadków.
1707Droga, PielgrzymI to jedno wiem jeszcze: oto staję przed swym ostatnim szczytem, przed tym, co mi najdłużej zaoszczędzonym było. Och, na najtwardszą mą drogę wstępuję obecnie! Och, począłem ja mą najsamotniejszą wędrówkę!
1708Lecz kto z mego jest rodu, ten się takiej nie umknie godzinie, godzinie, która doń rzecze: „Aliści teraz dopiero idziesz drogą swej wielkości! Szczyt i przepaść — w jedno się to teraz zwarło!
1709Idziesz drogą swej wielkości: ostatnią twą ucieczką stało się to, coć było dotychczas największym niebezpieczeństwem!
1710Idziesz drogą swej wielkości: odtąd najlepszą winno ci być otuchą, iż poza tobą nie ma już drogi! Idziesz drogą swej wielkości: nikt tu za tobą nie popełza! Twa noga gasiła sama ślady drogi poza sobą, drogi, nad którą widnieje napis: niemożebność.
1711A gdy ci obecnie wszelkich drabin zbrakło, winieneś się rozumieć i na tym, jako się na głowę własną wspinać należy: jakżebyś ty inaczej wspinać się zdołał?
1712Na głowę własną i ponad własne serce! Co najłagodniejszego jest w tobie, największą tężyzną stać się to jeszcze musi.
1713Choroba, PracaKto się zanadto zwykł oszczędzać, chorzeje wreszcie z oszczędzania tego. Chwała wszystkiemu, co twardym czyni! Nie sławię ja krainy miodem i mlekiem — opływającej!
1714Wzrok, DrogaOd siebie — w dal nauczyć się spoglądać, aby wiele móc widzieć: — ta oto tężyzna niezbędna jest dla każdego, kto się na góry wspina.
1715Kto zaś, jako poznający, oczyma natrętny bywa, jakżeby on mógł dojrzeć w rzeczach coś więcej nad ich powierzchowne zarysy.
1716Ty jednak, o Zaratustro, chcesz dojrzeć rzeczy wszelkich spody i podspody: musisz więc przeto ponad samego siebie się wspinać, — w górę, wzwyż, aż póki gwiazd własnych nie ujrzysz pod sobą!
1717O tak! Na dół spozierać na samego siebie i na gwiazdy własne: to niechaj mi dopiero szczytem moim będzie, pozostało mi to jeszcze do osiągnięcia, jako szczyt mój ostatni! —
1718 1719Tako przemawiał do siebie Zaratustra, wspinając się na górę, twardymi przypowieściami krzepiąc swe serce: gdyż okaleczone było ono, jako nigdy przedtem nie bywało. Gdy zaś na przełęcz wstąpił, patrzy, oto w dali widnieje rozłogiem inne morze: Zaratustra stanął i milczał długo. Noc zaś mroźna była na tej wysokości, widna i gwiaździsta.
1720— Poznaję dolę mą, rzekł wreszcie w smutku. Niech się stanie! Jam gotów. Oto poczęła się w tej chwili ma ostatnia samotność.
1721Och, to czarne, smutne morze pode mną! Och, ten brzemienny ponocny[145] smętek mój! O, dolo ma i morze! Ku wam to zstąpić muszę!
1722Przed najwyższą swą górą staję i przed najdłuższą pielgrzymką: przeto głębiej zstąpić muszę, niźlim kiedykolwiek zstępował: — głębiej w ból, niźlim kiedykolwiek to czynił, w najczarniejszą zanurzać się muszę falę! Dola ma tego chce. Niech się ma dola dokona! Jam gotów.
1723Skąd pochodzą największe góry? — pytałem się niegdyś. Nauczono mnie, że z morza one pochodzą.
1724Świadectwo to w głazie wypisane mają i w skalnych ścianach swych wierzchołków. Z największej głębi muszą najwyższe szczyty ku swojej wydźwigać się wyży[146]. —
Tako mówił Zaratustra, stojąc na szczycie góry, gdzie chłód panował; gdy jednak w pobliże morza zeszedł i gdy wreszcie samotny pośród skał przybrzeżnych stanął, zdrożonym się wówczas poczuł i jeszcze bardziej roztęsknionym[147].
1726Morze, Sen, PotwórOto wszystko we śnie jeszcze spoczywa, rzekł; i morze śpi jeszcze. Sennie i obco spoziera ku mnie jego źrenica.
1727Oddycha wszakże ciepło, czuję to. I to czuję jeszcze, że ono śni. Oto wije się śniące na twardym podłożu.
1728Słuchaj! bacz! Jak od złych wspomnień jęczy ono! Lub od złych przeczuć może?
1729Och, jam jest pełen smutku wraz z tobą, ciemny ty potworze; trapię się również i o ciebie.
1730Och, że też ma dłoń nie dość siły posiada! Chętnie, zaprawdę, wyzwoliłbym ja cię ze złych snów twoich! —
1731Gdy Zaratustra te słowa rzekł, zaśmiał się z samego siebie pełen smętku i goryczy. Jakże to, Zaratustro! więc i morzu nawet chcesz śpiewać ukojenia?
1732Samotnik, MiłośćOch, ty szaleńcze, z nadmiaru miłości, radosnym zaufaniem pijany! Lecz takim byłeś mi zawsze: zbliżałeś się zawsze ufnie ku wszelkim okropnościom.
1733PotwórKażdego potwora nawet rad byś głaskać. Jedno tchnienie ciepłego oddechu, nieco miękkich kudłów na łapie —: a wnet gotów bywałeś ukochać to i ku sobie wabić.
1734Miłość jest niebezpieczeństwem samotnika, miłość ku wszystkiemu, co tylko żyje! Śmiechu warte, zaprawdę, me szaleństwo i me umiarkowanie w miłości! —
Tako rzekł Zaratustra i zaśmiał się po raz wtóry: lecz oto wspomniał opuszczonych przyjaciół, — i zdało mu się, że swymi myślami im się sprzeniewierzył, zapłonął przeto gniewem przeciw własnym myślom. I stało się niebawem, że śmiejący się płakał: — z gniewu i tęsknoty płakał gorzko Zaratustra.
Gdy pośród żeglarzy gruchnęła wieść, że Zaratustra bawi na okręcie, — wraz z nim wsiadł był na okręt jeden człowiek z wysp szczęśliwości, — powstała wonczas ciekawość wielka i oczekiwanie. Smutek, MilczenieLecz Zaratustra milczał dwa dni, był tak zimny i głuchy w zasmuceniu swym, że na spojrzenia i pytania nie odpowiadał zgoła. Pod wieczór wszakże dnia drugiego, aczkolwiek milczał wciąż jeszcze, rozwarł przecie uszy swoje: gdyż wiele rzeczy dziwnych a niebezpiecznych usłyszeć można było na tym okręcie, co, z dalekich stron wracając, w dalekie udawał się kraje. Zaratustra zaś miłował tych wszystkich, co dalekie podróże czynią i bez niebezpieczeństwa żyć nie potrafią. I tak oto w słuchaniu rozwiązał się wreszcie i jego język, a lody wokół serca stopniały: — wonczas w te przemówił słowa:
Wam, odważni poszukiwacze, usiłowacze, wam wszystkim, którzy, podstępnym powierzając się żaglom, na groźne wypływacie morza, — wam, upojeni zagadką, radośni zmrokiem, wam, których duszę w każdą błędną czeluść fletnie wabią:
1738— bo tchórzliwą dłonią dzierżyć się[148] nici przewodnich wy wszak nie pragniecie; a gdzie odgadnąć zdołacie, tam nienawidzicie dochodzenia —
1739— wam to wyłącznie opowiem zagadkę, którą ujrzałem, — widmo najsamotniejszego. —
1740Słońce, SmutekPonury szedłem oto poprzez trupio siny zmierzch, ponury i twardy na duchu, z zaciśniętymi wargi[149]. Niejedno bo słońce zaszło było już dla mnie.
1741Ścieżka, co hardo po żwirze się wspina, ścieżka złośliwa, samotna, której już ani chwast, ani krzew nie dogadza: perć[150] górska zgrzytała pod hardym stąpaniem nogi mojej.
1742Kroczyłem niemy pośród szyderczego zgrzytu krzemieni, depcząc nogą kamienie, które w ruch wprawiałem: tak oto zmagały się me nogi ku górze.
1743Wzwyż: — temu duchowi na przekorę, co je wstecz, w przepaść ciągnął, duchowi ciężkości, szatanowi memu i wrogowi najzaciętszemu.
1744Wzwyż: — aczkolwiek na mnie on siedział, na poły karzeł, na poły kret, bezwładny, obezwładniający; ołów w uszy mi sączący, kroplisto[151] ołowiane myśli w mózg mój.
1745„O, Zaratustro, syczał szyderczo zgłoska w zgłoskę, ty kamieniu mądrości! Wysokoś ty się wyrzucił, lecz każdy wyrzucony kamień musi — opadnąć[152]!
1746O, Zaratustro, kamieniu mądrości, ty kamieniu z kuszy, gwiazdy druzgoczący kamieniu! Samegoś siebie wyrzucił tak wysoko, — lecz każdy wyrzucony kamień — opadnąć musi!
1747Skazany na samego siebie i na samoukamienowanie: o, Zaratustro, wysokoś kamień ty wyrzucił, — lecz na ciebie kamień ten opadnie!
1748Po czym zamilkł karzeł i przycichł na długo. Milczenie, SamotnośćMilczenie jego dławiło mnie wszakże; będąc tak oto we dwóch, jest się zaprawdę samotniejszym, niźli sam ze sobą!
1749Wspinałem się, wspinałem wciąż, marzyłem, rozmyślałem, — lecz wszystko przygniatało mnie. Byłem jak człowiek chory, którego bolesne katusze męczą, a zły sen raz po raz z zasypiania budzi. —
1750Jest we mnie jednak coś, co się odwagą zowie: zabijała ona zawsze wszelkie pognębienie. Odwaga ta nakazała mi wreszcie stanąć i zapytać: „Karle! Ty! Albo ja!”
1751Odwaga jest najlepszym zabójcą, — odwaga, która naciera: gdyż w każdym natarciu dźwięczy surma[153].
1752Człowiek jest najdzielniejszym zwierzęciem: tym przemaga każde zwierzę. Dźwiękiem surmy[154] przemagał nawet ból każdy; a ból człowieczy jest bólem najgłębszym.
1753Odwaga, OtchłańOdwaga zabija również i zawrót nad przepaścią; a gdzież nie staje człowiek nad brzegami przepaści! Nie jestże widzenie — widzeniem przepaści?
1754Odwaga jest najlepszym zabójcą: odwaga zabija nawet litość. Zasię litość jest najgłębszą przepaścią: im głębiej człowiek wejrzy w cierpienie, tym głębiej wgląda w cierpienie.
1755Odwaga jest najlepszym zabójcą: odwaga, co naciera: ona zabija nawet śmierć, gdyż mawia: „Byłoż to życie? Dalejże! Jeszcze raz!”
1756A w takim rzeknięciu[155] jest wiele z dźwięcznej surmy. Niech słucha, kto ma uszy!
„Stój! karle! — rzekłem. — Ja! Albo ty! Jam silniejszy z nas dwóch —: ty nie znasz mej myśli przepaścistej! Jej byś udźwignąć nie zdołał! —
1758Wówczas stało się coś, co mnie lżejszym uczyniło: zeskoczył mi z ramion karzeł ciekawy! I przykucnął na kamieniu tuż przede mną. Gościniec wiódł właśnie pod bramę w tym miejscu, gdzieśmy się zatrzymali.
1759„Spojrzyj, karle, na ten gościniec pod bramą! — mówię do niego: dwa oblicza ma on w tym miejscu. Dwie drogi zbiegają się tutaj: nikt jeszcze dróg tych do końca nie zeszedł.
1760Droga, CzasTa długa droga wstecz: po wieczność ciągnie się ona. Owa zaś droga przed się — to druga jest wieczność.
1761Przeczą sobie te drogi; zderzają się one ze sobą głowami: — i tu oto przy tej bramie zbiegają się ze sobą. Imię podbramia stoi oto wypisane: „chwila”.
1762Lecz gdyby ktoś jedną z tych dróg poszedł dalej, jeszcze dalej i wciąż jeszcze dalej: sądzisz, karle, że te drogi wiecznie sobie przeczą? —
1763„Wszystko proste kłamie — odparł karzeł wzgardliwie. — Wszelka prawda jest krzywa, czas nawet jest kołem”.
1764„Ty duchu ciężkości! — odparłem gniewnie, — nie ułatwiajże sobie zbytnio! Albo cię tu pozostawię, gdzie utkwiłeś, kuternogo! — a zaniosłem cię wszak wysoko!
1765Spojrzyj — mówię dalej — na tę chwilę! Od tego podbramia chwili bieży[156] długa wieczna droga wstecz: poza nami leży wieczność.
1766Nie przebiegłoż wszystko, co z rzeczy wielkich biec tylko zdoła już raz tą drogą? Nie musiałoż wszystko, co pośród rzeczy wszelkich stać się może, już raz się stawać, dokonywać, przebiegać?
1767A skoro wszystko już było: co sądzisz, karle, o tej oto chwili? Czyż to podbramie — nie było już raz niegdyś?
1768I czy rzeczy wszelkie nie są tym ładem ze sobą zwikłane, że ta oto chwila wszystkie przyszłe rzeczy za sobą wlecze? A więc — — i samą siebie na domiar?
1769Gdyż co z rzeczy wszelkich biec może: i tę długą drogę, przed się wiodącą, raz jeszcze przebiec musi!
1770I ten pająk powolny, co w świetle księżycowym pełza, i ta poświata księżycowa, i ja, i ty na gościńcu pod bramą zaszeptani obaj, o rzeczach wiecznych zaszeptani, — czyż my wszyscy nie musieliśmy już niegdyś tu oto być?
1771— i czyż nie musieliśmy powrócić, — tą oto drogą wciąż na nowo biec, aby tamtą długą, okrutną drogą — wiecznie na nowo powracać?” —
1772Takom mówił, a coraz to ciszej: gdyż trwożyły mnie myśli me jawne i ukryte. PiesI oto, nagle, usłyszałem psa wyjącego.
1773Czyżbym ja już słyszał psa tak wyjącego? Myśl ma wstecz pobiegła. Tak jest! Ongi, gdy dziecięciem byłem, w najodleglejszym dzieciństwie:
1774— wówczas słyszałem psa tak oto wyjącego. I widziałem go wówczas o zjeżonej sierści, z głową do góry zadartą, drżącego na całym ciele, w tę najcichszą widziałem go noc, kiedy i psy, zda się, w upiory wierzą:
1775— aż mnie litość zdjęła. Właśnie księżyc o tę porę[157] w pełni wschodził, w milczeniu grobowym stanął ponad domem krągłą żagwią, — stanął cicho na płaskim dachu, jako na cudzej własności: —
1776przeto przeraził się wonczas pies: gdyż psy wierzą w złodziei i upiory. A gdym go po raz drugi tako wyjącego słyszał, zdjęła mnie litość ponownie.
1777Lecz gdzież się karzeł podział teraz? Gdzie podbramie? I pająk? I szeptanie nasze? Śniłbymże ja? Czyżbym się przebudził? Oto pośród dzikich zwałów skalnych staję nagle samotny w głuszy okólnej, w najgłuchszej poświacie księżyca.
1778Pies, Wąż, NiebezpieczeństwoLecz tam oto leży człowiek! Zaś tu! Pies najeżony skacze do pana, — a skoro mnie tylko ujrzał — zawył ponownie, zakrzyczał: — czyżbym już słyszał niegdyś psa tak o pomoc wołającego?
1779I, zaprawdę, com ujrzał, tegom nigdy jeszcze nie widział. Ujrzałem młodego pastucha, miotającego się po ziemi, dławiącego się w kurczowych podnietach, o twarzy potwornie wykrzywionej: długi czarny wąż zwisał mu z gęby.
1780Czyżem widział kiedykolwiek tyle wstrętu i bladego przerażenia w cudzej twarzy? On spał zapewne? I wąż wpełzł mu w gardziel — i wgryzł się w nią mocno.
1781Dłoń moja targała węża, targała co sił: — daremnie! wydrzeć węża z gardzieli nie zdołała. Wówczas krzyknęło coś ze mnie: „Ukąś! Gryź!”
1782„Głowa precz! Gryź!” — tak oto krzyczały ze mnie przerażenie, nienawiść, wstręt i litość społem: wszystko me zło i dobro krzyknęło ze mnie tym jednym okrzykiem. —
1783Do mnie, odważni! Wy poszukiwacze, usiłowacze, wy wszyscy, co, podstępnym powierzając się żaglom, na niezbadane wypływacie morza! Wy zagadką weselni!
1784Zgadnijcież mi oto zagadkę, na którą wonczas patrzałem, wytłumaczcież mi to widmo największego samotnika!
1785Śmiech, PrzemianaGdyż widmem to było i przyszłości widzeniem, — com wonczas w przenośni widział? I kim jest ten, co kiedyś przyjść jeszcze musi.
1786Kim jest ów pastuch, któremu wąż w gardziel wpełzł? Kim jest ten człowiek, któremu tak oto wszystko, co najcięższe, najczarniejsze, w gardziel wpełznie?
1787— Pastuch wszakże ugryzł, jak mu to krzyk mój radził; przygryzł dobrym kęsem! Daleko od siebie wypluł głowę węża —: i skoczył na nogi. —
1788Nie pasterz to, nie człowiek już, — przeistoczony, olśniony, co śmiał się wraz! Przenigdy nie śmiał się na świecie człowiek, jako ten się śmiał.
1789O, bracia moi, śmiech jam słyszał, co człowieczym nie był śmiechem, — i oto pragnienie mnie pali, tęsknota, co się nigdy nie ukoi.
1790Tęsknota za owym śmiechem trawi mnie: och, jakże ja zdołam żyć jeszcze! I jakżebym zdołał teraz umrzeć! —
Z takimi zagadkami i goryczami na dnie serca przeprawiał się Zaratustra przez morze. Gdy jednak cztery już tylko doby oddzielało go od wysp szczęśliwości i od przyjaciół, wówczas pokonał wszystek ból swój —: zwycięską i pewną nogą stanął znowuż na swej doli. I wówczas przemówił Zaratustra tymi słowy[158] do swego weselnego sumienia.
1793 1794SamotnośćSam jestem znowuż i sam chcę pozostać, sam z niebem czystym i morzem wolnym; i znowuż popołudniowa stoi wokół pora.
1795Czas, Szczęście, DorosłośćW popołudniową godzinę spotkałem po raz pierwszy mych przyjaciół, o tejże porze po raz wtóry: — w godzinę, kiedy się wszelkie światło ucisza.
1796Gdyż wszystko, co ze szczęścia jest jeszcze w drodze między niebem i ziemią, szuka sobie przytułku w świetlanej duszy: w szczęściu uciszyło się teraz światło wszelkie.
1797O popołudniu życia mego! Niegdyś zstąpiło i moje szczęście w niziny, aby przytułku sobie poszukać: i znalazło te oto otwarte i gościnne dusze.
1798O popołudniu życia mego! Czegóżem ja nie oddał, com niegdyś posiadał: ten żywy posiew mych myśli i ten blask poranny mej najwyższej nadziei!
1799Twórczość, DzieckoTowarzyszy szukał niegdyś twórca i dzieci swej nadziei: i oto tego się wreszcie doszukał, że ich nigdzie znaleźć nie zdoła, chyba że ich wprzódy sam potworzy.
1800I tak oto jestem w połowie dzieła swego: od dzieci moich idący i do nich powracający: k'woli[159] dzieciom swym winien Zaratustra samego siebie wydoskonalać.
1801Drzewo, Szczęście, WalkaGdyż z głębi duszy kocha się tylko własne dziecię i dzieło własne; a gdzie jest wielka miłość ku samemu sobie, tam jest i wróżebne znamię brzemienności: takom ja znajdował.
1802Zielenią mi się jeszcze dziatki moje w pierwszej wiośnie swej, w gęstej gromadzie skupione i społem jednymi miotane wichry[160]: owe drzewa ogrodu mego i mej nadziei ogrójca[161].
1803I zaprawdę! Gdzie drzewa takowe zwarto stoją tam są wyspy szczęśliwości!
1804Lecz rozsadzę ja kiedyś drzewa moje i każde na osobności postawię, aby się tako samotności uczyło, zuchwalstwa a baczenia.
1805Sękate a pokrzywione, jako drzewo górskie o podatnej twardości niechaj nad morzem stoi, niby wieża ogniowa niepokonanego życia.
1806Tam, gdzie nawałnice w morze się walą, gdzie olbrzymia trąba gór wodę spija, tam oczekują każdego dzienne straże i nocne czuwania, aby samego siebie poznał i doświadczył.
1807Poznawanym i doświadczanym ma być każdy, zali jest z mego rodu i pochodzenia, — zali jest panem woli długiej, milczącym nawet wówczas, gdy mówi, i ustępstwa w taki sposób dającym, że w dawaniu bierze: —
1808— aby kiedyś moim towarzyszem się stał, współtwórcą Zaratustry i wespół z nim świętującym —: aby się stał takim, co moją mi wolę na moich wypisze tablicach: ku rzeczy wszelkich doskonalszemu dokonaniu.
1809W imię więc jego i jemu podobnych samego siebie udoskonalić muszę: przeto szczęścia się swego teraz oto uchylam i wszelkiej ofiaruję niedoli — k'woli[162] swemu ostatniemu doświadczeniu i poznaniu.
1810Dziecko, Pożądanie, MiłośćI zaprawdę, czas był już po temu, abym dalej szedł: i pielgrzyma cień i najdłuższa chwila i najcichsza godzina — wszystko mówiło mi: „czas to najwyższy!”
1811Wionął mi wiatr poprzez szczelinę zamku i powiedział: „Chodź!” Rozwarły się drzwi podstępnie i rzekły: „Pójdź!”
1812A jam leżał, skowany[163] miłością ku dzieciom swoim: pożądanie zarzuciło na mnie tę pętlę, pożądanie miłości: abym się dzieciom własnym łupem stał i dla nich zaprzepaścił.
1813Pożądać — znaczy mi to: już się zaprzepaścić; Ja was mam, dzieci moje! W tym posiadaniu niechaj wszystko będzie pewnością i niepożądaniem niczego.
1814Zapładniająco leżało na mnie słońce mej miłości, we własnych sokach prażył się Zaratustra, — i oto pomknęły ponade mną cienie i wątpliwości.
1815Stałem się już żądny zimy i mrozu: „O, gdybyż mróz i zima zżymać się znów i parskać mi kazały!” tak oto wzdychałem: — i wnet lodowate mgły wystąpiły ze mnie.
1816Ma przeszłość groby swe zburzyła, ocknął się niejeden za żywa pochowany ból —: przespał on się tylko w całuny spowity.
1817I tak oto nawoływało mnie wszystko wiecznymi znaki: „czas już!” Lecz ja — nie baczyłem na to: aż wreszcie przepaść ma drgnęła i ukąsiła mnie myśl moja.
1818O myśl przepaścista, któraś moją jest myślą! Kiedyż znajdę tę siłę, aby słysząc, jak się przekopujesz, nie drżeć w sobie?
1819Aż pod gardło tłucze się we mnie serce, gdy słyszę, jak się przekopujesz! Nawet twe milczenie dusi mnie, ty, przepastnie milcząca!
1820Jeszczem się nigdy nie ważył wywoływać ciebie: wystarczało mi już to, żem cię — dźwigał! Nie dosyć jam jeszcze silny był na to lwie zuchwalstwo i ochoczość hardą.
1821Dosyć grozy było mi zawsze w twoim ciężarze: lecz znajdę ja kiedyś siły ku temu i ten głos lwa znajdę, co ciebie wywoła!
1822Gdy się ku temu przezwyciężę, przemogę się jeszcze ku czemuś wyższemu, a zwycięstwo niech mi będzie pieczęcią dokonania! —
1823Tymczasem snuję się jeszcze po niepewnych morzach; zdradliwy schlebia mi przypadek; przed się i wstecz spozieram —, wszakże końca jeszcze nie widzę.
1824Jeszcze nie wybiła godzina mej ostatniej walki, — lub czyżby się ona teraz oto zbliżała. Zaprawdę, podstępnym pięknem spogląda na mnie zewsząd morze i życie!
1825Czas, Szczęście, WieczórO, popołudniowa życia mego godzino! O, szczęście me na podwieczerz! O, przystani na pełnym morzu! O, spokoju wpośród niepewności. Jakże ja wam wszystkim nie dowierzam!
1826Zaprawdę, nie ufam ja podstępnemu pięknu waszemu! Jestem jak ów kochający, co na zbyt aksamitny uśmiech podejrzliwie baczy.
1827I swą kochankę od siebie odpycha, w surowości nawet jeszcze tkliwy, zazdrośnik ten, — tako i ja odpycham od siebie tę błogą godzinę.
1828Precz mi stąd, błoga ty godzino! Wraz z tobą nawiedza mnie szczęśliwość wbrew woli! Oto staję tu zwolon[164] ku najgłębszemu cierpieniu: — nie w porę nawiedzasz mnie ty!
1829Precz mi stąd, błoga ty godzino! Zagość raczej tam — pośród dzieci mych! A śpiesz się! i błogosław je na ten podwieczór i moim szczęściem!
1830Oto wieczór się zbliża: chyli się słońce. Przepadło — me szczęście! —
Tako rzecze Zaratustra. — I oczekując noc całą na swą niedolę, oczekiwał daremnie. Noc była jasna i cicha, i oto szczęście zbliżało się ku niemu: bliżej, coraz bliżej. Nad ranem zaśmiał się Zaratustra z całego serca i rzekł drwiąco: „szczęście ugania się za mną. Pochodzi to stąd, że nie uganiam się za kobietami. Szczęście wszakże jest kobietą”.
Niebo, PięknoO niebo ponade mną przeczyste! Głębokie! Świetlana ty przepaści! Ku tobie spozierającego, dreszcz boskich przejmuje mnie pożądań.
1833W twą wyż siebie rzucić — oto moja głębia! W twą czystość siebie ukryć — oto moja niewinność!
1834Boga własne przysłania piękno: tako i ty gwiazdy swe ukrywasz. Ty się mową nie głosisz: i tak oto zwiastujesz mi swą mądrość.
1835Nieme nad rozfalowanym wzeszłoś mi dziś morzem, twa miłość i wstyd twój rzecze objawieniem do mej rozfalowanej duszy.
1836A żeś piękne ku mnie wzeszło, przysłonione[165] pięknem swym, że niemo do mnie przemawiasz, objawione w swej mądrości:
1837O, jakże bym ja mógł nie odgadnąć całej wstydliwości twej duszy! Przed słońcem wzeszłoś ku mnie, najsamotniejszemu.
1838Myśmy przyjaciele od przedpoczątku: nam troska, groza i dno rzeczy jest wspólne; i okrom[166] tego słońce naszą jest spólnotą.
1839My nie przemawiamy do siebie, jako że zbyt wiele wiemy —: wzajemnym milczeniem i uśmiechy[167] ślemy sobie wiedzę naszą.
1840Nie jesteżeś ty światłem mego ognia? Nie maszże ty siostrzanej duszy dla mego wnikania?
1841Społem uczyliśmy się wszystkiego, społem nauczyliśmy się ponad siebie ku sobie wstępować i bezobłocznie uśmiechać: —
1842— uśmiechać bezobłocznie z świetlanych źrenic, a milowych dali, wonczas gdy na poniżach przymusy, cele i winy, jako deszcze, dymią.
1843A gdym samotny wędrował, czegóż łaknęła ma dusza po nocach i na ścieżkach swych błędnych? A gdym na góry się wspinał, kogóż, jeśli nie ciebie, szukałem ja na górach?
1844A wszystkie te moje wędrowania i po górach wędrówki: niedołęstwem były wszak one i wybiegiem niezaradnego: latać chciała jedynie wola ma cała, w ciebie oto wlecieć!
1845Obłok, Niebo, NienawiśćI czegóżem ja bardziej nienawidził ponad rozwłóczone chmury i wszystko, co ciebie plami? I swą nienawiść nienawidziłem ponadto, iże ona ciebie kalała!
1846Dla tych rozwłóczonych chmur złobym[168] ja pełen, dla tych pełzających kotów drapieżnych: mnie i tobie kradną one nasze wspólne, olbrzymie, nieogarnięte „tak”! i „amen”!
1847Błogosławieństwo, PrzekleństwoDla tych pośredników i mątw pełni jesteśmy złoby[169], dla tych chmur rozwłóczonych: dla owych połowicznych, co ani błogosławić, ani kląć nie potrafią.
1848Niebo, ObłokRaczej pod zamkniętym niebem w beczce tkwić, raczej bez nieba na dnie przepaści trwać, niźli ciebie, świetlany niebios stropie, rozwłóczonymi chmury zbrukanym widzieć!
1849Po tylekroć brała mnie ochota złotym zygzakiem błyskawicy przygwoździć je do nieba, aby, jako piorun, na ich kałdunach, niby na kotłach, zabębnić: —
1850— tym gniewem mściwy pałkierz, że mi twe tak! i twoje amen! kradną — niebios ty stropie ponade mną przeczysty! Świetlany! Światła ty przepaści! — że mi me tak! i moje amen! zrabować chcą.
1851Bo ścierpię ja raczej łoskoty, gromy i wszystkie klątwy nawałnicy, niźli ten przebiegły, wątpiący spokój kotów; a i pośród ludzi najserdeczniej nienawidzę wszystkich lekko stąpających, połowicznych i wątpiących: te ociągające się rozwłóczone chmury.
1852Błogosławieństwo, NieboA „kto błogosławić nie umie, niechaj kląć się nauczy!” — ta jasna nauka z jasnego spadła mi nieba, ta gwiazda pośród czarnych nawet nocy świeci na moich niebiosach.
1853Ja zaś jestem błogosławiącym i zawołanie „tak” głoszącym, skoro ty tylko jesteś ponade mną, przeczyste! Świetlane! Światła ty przepaści! — we wszystkie otchłanie wniosę ja jeszcze me błogosławiące „tak”!
1854Błogosławiącym jam się stał; zawołanie „tak” głoszącym: przetom tak długo się borykał[170], aby mieć kiedyś wolne dłonie ku błogosławieństwu.
1855A tym jest błogosławieństwo me: ponad rzeczą wszelką jako własne jej niebo stać, jako dach jego krągły, jako dzwon jego lazurowy i pewność jego wieczna: błogosławiony zasię ten, kto tak błogosławi!
1856Dobro, Zło, Obraz świataGdyż rzeczy wszelkie ochrzczone są przy krynicy wieczności i poza złem a dobrem: dobro zaś i zło międzycienie są to tylko i wilgłe smętki i chmury rozwłóczone.
1857Niebo, Obraz świataZaprawdę, błogosławieństwo to, a nie lżenie, gdym pouczał: „ponad rzeczami wszystkimi stoi niebo przypadku, niebo bezwiny, niebo trafu, niebo zuchwałego pokuszenia”.
1858Los, Rozum, Mądrość, Taniec„Z łaski trafu” — oto najstarsze szlachectwo świata, jam je zwrócił rzeczom wszelkim, wyzwoliłem ja rzeczy spod jarzma celu.
1859Tę swobodę i niebios radosność postawiłem jako dzwon lazurowy ponad rzeczami wszelkimi, gdym pouczał: „wśród wszystkiego jedno niemożebne — rozsądek!”
1860Nieco rozumu wprawdzie, siemię[171] mądrości rozproszone jest od gwiazdy do gwiazdy, — zaczyn ten domieszany jest rzeczom wszelkim: w imię szaleństwa domieszana jest mądrość rzeczom wszelkim!
1861Nieco mądrości jest wprawdzie możebne: lecz tę błogą pewność znalazłem pośród rzeczy wszelkich: że one bardziej jeszcze rade na nogach przypadku — zatańczyć.
1862Niebo, ŚwitO niebios stropie ponade mną przeczysty! Wyniosły! Tym jest mi oto twa czystość, że wieczne pająki rozumu i rozumu pajęczyny nie istnieją wcale: —
1863— i żeś tanecznym ty boiskiem dla boskich przypadków, żeś mi boskim jest stołem dla boskich kości i graczy! —
1864Lecz ty rumienisz się oto? Zalimż powiadał o niewypowiadalnym? Zalimż bluźnił, chcąc ciebie błogosławić?
1865Lub jest to może ów wstyd we dwoje, co nam rumienić się każe? — Nakazujesz mi może odejść i zamilknąć, jako — że dzień się zbliża?
1866Świat głębią jest —: a głębszą, niźli myślał dzień. Nie wszystkiemu wobec dnia słowem głosić się wolno. Wszakże dzień nadchodzi: rozłączmyż się tedy!
1867O niebios stropie ponade mną wstydliwy! Płomienny! O, szczęście ty moje przedsłoneczne! Idzie dzień: nam się rozstać należy! —
Rzeka, SłowoGdy Zaratustra znowuż do stałego lądu przybił, nie ruszył on na schwał w góry ku jaskini swej, lecz na drogach okólnych i wśród pytań wielu czynił wywiady o tym i owym, aż wreszcie zaśmiał się z siebie w te słowa: „rzeka, która w wielu skrętach płynie wstecz, ku źródłom!” W wywiadach swych pragnął zasięgnąć języka, co w czasach nieobecności jego stało się z człowiekiem: zali większym się stał, czy też zmalał jeszcze. Razu pewnego ujrzał szereg nowych domów; zadziwił się wówczas i rzekł:
1870Dom, Obraz świata„Co oznaczają te domy? Zaprawdę, niewielka postawiła je dusza, sobie na podobieństwo!
1871Zda się, ogłupiałe dziecko wyjęło je z pudełka swych zabawek? Obyż czym prędzej przyszło drugie, by je nazad do pudła schować!
1872Och, te pokoiki i komory: mogąż tu krzątać się mężczyźni? Wydają mi się one raczej zrobione dla lalek jedwabnych lub dla tych kotek łakotniś, co rade łasoniom same za łakotkę[172] wysłużyć”.
Zaratustra zatrzymał kroku i popadł w zadumę. Wreszcie rzekł chmurnie: „Wszystko zmalało!
1874Wszędzie widzę niższe wrota: kto mojego jest rodu, przejdzie przez nie wprawdzie, lecz — pochylić się musi!
1875Och, kiedyż powrócę do mej ojczyzny, gdzie nie będę potrzebował przechylać się, pochylać — przed małością!” — Zaratustra westchnął i spojrzał w dal. —
1876Wszakże tegoż dnia jeszcze wygłosił mowę swą o zmalającej cnocie.
Cnota, ObcyChadzam ja pośród tego ludu i otwartymi spoglądam oczyma: nie wybaczą mi tego nigdy, żem nie jest zazdrosny o ich cnoty.
1878Gryźć mnie chcą za to, że pouczam: dla małych ludzi potrzebne są małe cnoty, — oraz że z trudem przyswajam sobie tę mądrość, iż mali ludzie są potrzebni!
1879Zwierzęta, Grzeczność, ObcyJeszczem jest jako kogut na cudzym podwórzu, którego kury nawet dziobem bodą; wszakże nie jestem tym kwokom niechętny.
1880Jestem dla nich pełen ugrzecznienia, jak dla każdej małej zgryźliwości; najeżać się wobec błahostek wydaje mi się mądrością jeży.
1881SłowoWszyscy oni mawiać zwykli o mnie, gdy wieczorem wokół ogniska zasiądą, — mówią o mnie, lecz nikt o mnie nie myśli!
1882Oto nowa cisza, której zaznałem: „ich gwary wokół mnie rozpościerają płaszcz na myślach moich”.
1883Czynią więc gwary między sobą: „co znaczy ta ponura chmura? baczmyż, aby nam zarazy nie przyniosła!”
1884Zaś niedawno porwała kobieta dziecko, co się do mnie garnęło: „zabierajcie dzieci precz! — wołała — takie oczy urzekają dusze dziecięce”.
1885Słowo, WiatrPokasłują, gdy przemawiam: mniemają, że kasłanie jest zarzutem przeciw silnym wiatrom, — nie odgadują oni wzburzenia mego szczęścia!
1886Czas„Nie mamy jeszcze czasu na Zaratustrę” — przeciwiają mi się; lecz cóż zależy na takim czasie, który dla Zaratustry „nie ma czasu”?
1887Sława, PochlebstwoA nawet gdy mnie sławią: jakże bym ja mógł na ich sławie spocząć? Kolczastym pasem jest mi ich chwalba: drapie mię wówczas jeszcze, gdy go precz odrzucę.
1888I tego jeszcze nauczyłem się pośród nich: chwalący, zda się, zwraca, w rzeczywistości chce być jeszcze bardziej obdarzonym!
1889Zapytajcie stopy mej, zali jej dogadzają te wabienia i chwalb sposoby! Zaprawdę, w taki takt i w rytmy takie ani tańczyć nie zechce, ani w miejscu stać nie zapragnie.
1890Ku małej cnocie chcieliby mnie przywabić i przychwalić; do taktu małego szczęścia radzi by stopę mą podmówić.
1891CnotaChadzam pośród tego ludu i otwartymi oczyma spoglądam: zmaleli mi oni i maleją coraz bardziej: — sprawia to ich nauka o szczęściu i cnocie.
1892Albowiem i w cnocie nawet skromni są, — gdyż pragną lube uczucia niecić. Z lubością wszakże godzi się wyłącznie skromna cnota.
1893Uczą się wprawdzie i oni kroczyć na swój sposób, kroczyć naprzód: chromaniem zwę to u nich. Tym stają się też przeszkodą dla każdego, komu pilno.
1894A niejeden z nich przed się patrzy, a prężąc szyję wstecz się obziera. Takiego w mym biegu rad z nóg powalam.
1895Noga i oczy kłamać nie powinny, ani sobie kłamu zadawać. Wiele jest wszakże kłamliwości pośród małych ludzi.
1896Niektórzy pośród nich mają chęci, większość wszakże podlega chęciom. Niektórzy z nich są prawdziwi, większość jest złymi aktorami.
1897Bywają między nimi aktorzy wbrew wiedzy i aktorzy wbrew woli —, prawdziwi są zawsze rzadkością, osobliwie prawdziwi aktorzy.
1898Kobieta, MężczyznaMęskości w tym wszystkim niewiele i dlatego też wymężniają swe kobiety. Lecz ten tylko, kogo na twardą męskość stać, zdoła w kobiecie kobietę — wyzwolić.
1899Zaś ta obłuda zda mi się u nich najgorszą: że nawet i ci, którzy rozkazują, naśladują cnoty tych, co służą.
1900Sługa, Pan„Ja służę, ty służysz, my służymy” — tak modli się tu obłuda panujących, — a biada, gdy pierwszy pan jest tylko pierwszym sługą!
1901Szczęście, MuchaI śladem ich obłudy wybiegało również oko mej ciekawości; i dobrzem ja odgadł całe to ich szczęście much, oraz to ich bzykanie po słonecznych szybach.
1902Ile dobroci, tyle słabości widzę. Ile sprawiedliwości i współczucia, tyle słabości.
1903Gładcy, poczciwi i dobroduszni bywają między sobą; jako ziarnka piasku, gładko, poczciwie i dobrodusznie przylegają do ziarn piasku.
1904Skromnie małe szczęście przygarnąć — to się u nich nazywa „poddaniem się”! a przy tym już zerkają skromnie w stronę nowego małego szczęścia.
1905Cnota, TchórzostwoZ głębi serca pragną najpoczciwiej jednego tylko: aby im nikt dolegliwości nie przyczyniał. Uprzedzają tedy każdego, czyniąc mu miło.
1906Jest to wszakże tchórzostwem: aczkolwiek zwie się „cnotą”. —
1907A gdy nagle szorstko przemówią owi mali ludzie, ja słyszę tu tylko ich chrypkę, — każde wiatru tchnienie przyprawia ich o chrypkę.
1908Cnota, Umiarkowanie, SiłaRoztropni oni są, ich cnoty mają mądre palce. Lecz brak im pięści, ich palce nie potrafią pod pięściami się przyczajać.
1909Cnotą jest dla nich to, co skromnym i obłaskawionym czyni: i tak oto robią z wilka psa, a z człowieka najlepsze zwierzę domowe.
1910„My w złotym usadawiamy się środku — tyle mi mówią ich umizgi — równie daleko od umierających zapaśników, jak i od zadowolonych świni”.
1911Jest to wszakże miernością: aczkolwiek zwie się umiarkowaniem.
SłowoChadzam ja pośród ludu tego i niejedno słowo po drodze rzucam: lecz oni brać nie potrafią, ani zachować nie umieją.
1913Dziwią się, żem nie przyszedł chuci i występki gromić; i zaprawdę, nie na tom ja przyszedł, abym przed złodziejami kieszonkowymi ostrzegał!
1914Dziwią się, żem nie jest pochopny do wysubtelniania i zaostrzania mędrkowań ich rozsądku: jak gdyby nie dość mieli tych mędrków, których głos jest dla mnie jak zgrzyt szyfra[173] po tablicy!
1915A gdy wołam: „Przekleństwo wszystkim tym tchórzliwym diabłom w was, co skwierczą, ręce składają i bogomolstwa[174] czynić gotowi”: wonczas krzyczą: „Zaratustra jest bezbożnikiem”.
1916Osobliwie mistrze uległości —; lecz im to właśnie najchętniej w uszy krzyczę: Tak! Jam jest Zaratustra, bezbożnik!
1917Ci mistrze uległości! Gdziekolwiek jest tylko mizernie, chorowicie i parszywie, tam pełzają jak wszy; i wstręt jedynie powstrzymuje mnie od ich rozgniatania.
1918Oto jest moje kazanie dla ich uszu: jam jest Zaratustra, ów bezbożnik, który powiada: któż jest bardziej bezbożnym ode mnie, abym się od niego pouczał.
1919Jam jest Zaratustra, bezbożnik: przypadkowe nawet zdarzenia przegotowuję ja we własnym garnku. I wówczas dopiero, kiedy mi się ugotowały, rad je pożywam jako mój pokarm.
1920I zaprawdę, niejeden przypadek zbliżał się do mnie władczo: lecz bardziej jeszcze władcza przemawiała doń ma wola, — i oto leżał wnet błagalnie na klęczkach —
1921— błagając, zali[175] przytułku i serca u mnie nie znajdzie i przymawiając się pochlebczo: „spojrzyjże, Zaratustro, jak druh do druha przychodzi!” —
1922Lecz po cóż ja to głoszę, skoro nikt moich uszu tu nie ma! Będę więc wołał na wszystkie wiatry:
1923Malejecie mi coraz bardziej, wy mali ludzie! Odkruszacie się, wy samozadowoleni! Zniszczejecie wy mi jeszcze zgoła —
1924— od tych wielu małych cnót swoich, od wielu swoich małych zaniechań, od wielu małych uległości!
1925Nazbyt oszczędzające, nazbyt ulegające: takim jest królestwo wasze! Lecz, aby drzewo wielkim wyrosło, winno wokół twardych skał twarde zarzucić korzenie!
1926I to nawet, czego nie chcecie, snowa[176] tkaninę wszelkiej przyszłości człowieczej; nawet wasze nic jest pajęczyną i pająkiem, co z krwi przyszłości żywie[177].
1927A gdy bierzecie, jest to jako kradzież, wy mali cnotliwcy; lecz nawet pośród łotrów powiada honor: „nie należy kraść tam, gdzie zrabować można”.
1928„Jakoś to będzie” — taka jest nauka waszego poddania się. Lecz powiadam ja wam, wygodni poczciwcy: coś ubędzie i pocznie z was coraz bardziej ubywać!
1929Och, bodaj żeście się wyzbyli wszelkiego półchcenia i stali się wolą stanowczą, zarówno do bezczynu, jak i do dzieła!
1930Och, bodajeście to słowo me pojęli: „czyńcież mi, co zechcecie, — lecz bądźcież mi wprzódy takimi, co chcieć mogą!
1931Miłość„Kochajcież swych bliźnich, jako samych siebie, — lecz bądźcież mi wprzódy takimi, którzy samych siebie kochają —
1932— wielką miłością i wielką wzgardą miłujący!” Tak mówi Zaratustra, bezbożnik.
1933Lecz po cóż ja to głoszę, skoro nikt moich uszu tu nie posiada. Jeszczem ja tu o godzinę za wczesny.
1934Własnym ja tu poprzednikiem pośród tego ludu, własnym kura[178] pieniem po ciemnych zaułkach.
1935Lecz ich godzina wybije! Nadejdzie wonczas i moja! Z godziny na godzinę stawać się będą mniejsi, ubożsi, bezpłodniejsi, — biedne zielsko, biedna kraina!
1936I niebawem będą mi jak sucha trawa i step, i zaprawdę! sobą umęczeni i bardziej niźli wody, ognia żądni!
1937O, błogosławiona godzino błyskawicy! O, tajemnico przedpołudniowej pory! — Biegnące ognie uczynię z nich kiedyś i zwiastunów o płomiennych językach: —
1938— aby zwiastowały kiedyś płomiennymi języki: Oto idzie, zbliża się, wielkie idzie południe.
ZimaZima, gość dokuczliwy, przebywa w domu moim; posiniały dłonie me od jej przyjacielskiego uścisku.
1941Godność ja mu świadczę, gościowi memu złemu, lecz rad pozostawiam go samego. Rad precz go odbiegam; a kto szybko biega, ten umknąć mu się zdoła!
1942Na ciepłych nogach i z gorącymi myślami biegnę tam, gdzie wiatr się ucisza, do słonecznego zakątka mej góry Oliwnej.
1943Tam śmieję się z surowego gościa i wdzięczny mu nawet jestem, że mi muchy z domu powymiata i wiele małych zgiełków uciszy.
1944Cierpieć on mianowicie nie może, gdy komar śpiewać zechce lub zgoła dwa komary; i ulicę tak mi przy tym osamotni, że księżycowa poświata trwoży się w niej po nocy.
1945Surowy to gość, — cześć mu wszakże oddaję, bo nie modlę się ja, jako piecuchy, do kałduniastych bałwanów ogniska.
1946Raczej zębami nieco podzwonić, niźli bałwanom się kłaniać! — mój to obyczaj. A osobliwie złobym[179] jest pełen dla tych gnuśno kiernożących się, pełnych swędu i zatęchlizny bałwanów ogniska.
1947A gdy kocham, kocham lepiej zimą niźli latem; lepiej i serdeczniej drwię ja z wrogów swoich od czasu, gdy zima u mnie gości.
1948Serdecznie, zaprawdę, czynię ja to nawet o tej jeszcze porze, gdy w łoże zapełznę —: wówczas śmieje się jeszcze i swawoli me zapełzłe szczęście; śmieje się jeszcze sen mój łżywy[180].
1949KłamstwoJa — pełzaczem? Przenigdy nie pełzałem przed potężnymi, a jeślim kłamał kiedy, kłamałem z miłości. Przetom jest radosny i w zimowym nawet łożu.
1950Zima, NieboLiche łoże grzeje mnie lepiej, niźli łoże bogate, gdyż jestem zazdrosny o ubóstwo swoje. Zaś zimą jest mi ono najwierniejsze.
1951Złośliwością dzień każdy poczynam: drwię z zimy chłodną kąpielą: mruczy przeto surowy mego domu przyjaciel.
1952Rad go przy tym łechczę świeczką woskową: aby mi niebo wreszcie wyzwolił z popielistego zmierzchu.
1953Osobliwie złośliwy bywam rankiem: o wczesnej godzinie, gdy kubeł przy studni zgrzyta, a konie ciepło po szarej ulicy parskają: —
1954Niecierpliwie wyczekuję wonczas, póki mi jasne nie wzejdzie niebo, niebo zimy śnieżnobrode, starzec ów białogłowy, —
1955— niebo zimy, milczące, co nieraz i słońce swe przemilcza!
1956Od niego to nauczyłem się ja snadź długiego światłego milczenia? Lub ono ode mnie przejęło je może? Lub czyżby każdy z nas sam je sobie wynalazł?
1957Wszelkich dobrych rzeczy poczynanie tysiąckrotnym bywa, — wszelkie dobre, ochocze rzeczy w skok się ujawniają, sama ochota do istnienia je woła: jakżeby one miały czynić to — raz jeden tylko!
1958Milczenie, ZimaDobrą, ochoczą rzeczą jest i długie milczenie; jako zimowe niebo spozierać światłym, krągłookim obliczem: —
1959— jak ono, słońce swe przemilczać i swą nieugiętą wolę słoneczną: zaprawdę, sztukę tę i tę zimy swawolę przejąłem ja dobrze!
1960Najdroższą mą złośliwością i sztuką mą jest to, że się me milczenie nauczyło, jakby się milczeniem nie zdradzać.
1961Słowami i kośćmi grzechocząc, zwiodłem wszystkich wyczekiwaczy uroczystych: wszystkim tym surowym baczycielom wymknąć się winna ma wola i cel mój.
1962Aby mi nikt na dno me i wolę ostatnią nie zajrzał, — ku temu oto wynalazłem swe długie światłe milczenie.
1963Niejednegom widział z przezornych, co lice swe przysłaniał i wodę swą mącił, aby go nikt wskroś i wgłąb nie przejrzał.
1964Lecz do niego to właśnie zbliżali się najprzebieglejsi z nieufnych i orzechów najlepsi wyłuskiwacze: jemu to właśnie wyławiano najbardziej ukryte ryby!
1965Lecz ci jaśni, ci żwawi, ci przejrzyści, — oto mi są najmądrzejsi z przemilczających: których dno tak głębokie bywa, że nawet najjaśniejsza woda dna tego nie — zdradzi. —
1966Śnieżnobrode, milczące zimy ty niebo, krągłooka biała ty głowo ponade mną! O, ty niebiańska przenośnio duszy mojej oraz jej swawoli!
1967Zalim nie powinien się ja ukrywać, jako ktoś, co złoto połknął, — aby mi duszy nie rozpłatano?
1968Zalim[181] ja koszturów[182] dźwigać nie powinien, aby długie me nogi przeoczyli, — wszyscy ci zawistnicy i litośnicy wokół mnie będący.
1969Te dymiące, piecuchowe, zużyte, przekwitłe, utrapione dusze — jakżeby ich zawiść mogła znieść me szczęście!
1970Przeto pokazuję im tylko lody i zimę na wierzchołkach swych — zaś nie to, że góra moja jeszcze i słońca wszystkie zawoje wokół siebie zarzuca!
1971Słyszą wszak tylko mych zimowych zamieci poświsty: zaś nie to, że i ja ponad ciepłymi niosę się wody, jako tęskne, ciężkie i gorące wichry południa.
1972Litują się nad mymi wypadki i przypadki[183]: — lecz moje słowo brzmi: „pozwólcie przypadkowi przyjść do mnie: niewinny jest on, jako dziecię!”
1973Jakżeby me szczęście oni znieść mogli, gdybym wypadkami, zimy niedolą, czapicami niedźwiedzi białych i śnieżnego nieba osłonami szczęścia mego nie osłaniał!
1974— i gdyby mnie samemu luto[184] się nie stało od ich litowania: od litości tych zawistników i litośników!
1975— i gdybym sam się przed nimi nie uskarżając i zębami nie podzwaniając, nie zezwalał cierpliwie, aby mnie ich litość otulała!
1976ZimaTym jest mej duszy swawola i dobra dla ludzi wola: że swej zimy i mroźnych swych zamieci nie ukrywa; nie ukrywa ona i odmrożeń swoich.
1977Samotność, ChorobaSamotność jednych to ucieczka chorego, samotność innych jest ucieczką przed chorym.
1978ZimaNiechże więc słyszą, jak oto zębami podzwaniam i wzdycham na zimowym mrozie, niech słyszą ci wszyscy, krzywo na mnie spozierający poczciwcy! Z takim oto wzdychaniem i zębów podzwanianiem uciekam precz od ich nagrzanych izb.
1979Niechże mi współczują i wespół wzdychają nad tymi odmrozinami mymi: „przy lodzie poznania zamarznie on nam jeszcze!” — tak oto wyrzekają.
1980Tymczasem biegam ja na ciepłych nogach tam i siam po wzgórzu swym Oliwnym: w słonecznym zakątku mej góry Oliwnej śpiewam i szydzę z wszelkiej litości.
1981Drogi okólne wiodły Zaratustrę przez ludów i miast wiele, w powolnej wędrówce zbliżał się tak oto ku górom swym i ku jaskini. Błazen, MałpaAż tu nagle ujrzał przed sobą bramę wielkiego miasta: wyskoczył z niej błazen spieniony i, rozwarłszy ramiona, zastąpił mu drogę. Był to ten sam błazen, którego lud zwał, „małpą Zaratustry”: gdyż przejął był on nieco ze zdań Zaratustry i zapożyczał się chętnie ze skarbnicy jego mądrości. Błazen zwrócił się do Zaratustry w te słowa:
1983Miasto— O, Zaratustro, tu jest wielkie miasto: ty nie znajdziesz tu niczego, a stracić możesz wszystko.
1984Czemuż to chcesz w tym mule grząźć? Pożałowanie miej dla nogi własnej! Spluń lepiej na bramę miejską i — zawróć!
1985To piekło jest dla myśli samotnika: tu wielkie myśli za żywa[185] warzą[186] i na miałkość gotują.
1986Tu gniją wszystkie wielkie uczucia: tu wolno tylko wyschłym na wióry czułostkowościom kołatać!
1987Zali[187] nie czujesz już rzeźni i garkuchni ducha? Czyż nie dymi to miasto wyparem zarżniętego ducha?
1988Zali nie widzisz, jak tu dusze wiszą niby zwiotczałe, brudne łachmany? — A oni jeszcze gazety z tych łachmanów robią!
1989Zali nie słyszysz, jak się tu duch stał już tylko słów igraszką? Wstrętnymi słów pomyjami rzyga on tylko! A oni jeszcze gazety z tych pomyj robią!
1990Szczują się nawzajem, a nie wiedzą, dokąd? Rozgorączkowywują się wzajemnie, a nie wiedzą, czemu? Pobrzękują swymi brzękadły[188], podzwaniają swym złotem.
1991Bywają zimni i szukają ciepła w wodach wyskokowych; bywają rozpaleni i szukają ochłody u zamarzłych duchów; wszyscy oni są mdli i ochorzali od opinii publicznych.
1992Wszystkie występki i chuci są tu u siebie w domu; lecz i tu bywają cnotliwi, jest tu wiele podatnej, urzędy sprawującej, cnoty: —
1993Wiele cnoty podatnej o palcach piszących, o wysiadach twardych i cierpliwych, cnoty, błogosławionej małymi gwiazdy na piersiach i wypchanymi bez kupra córami.
1994Władza, Służalczość, HandelJest tu też i wiele pobożności, a wśród bohomolstwa[189] wiele śliny połykania i pochlebstw zgotowywania dla Boga hufów orężnych.
1995„Z góry” wszak pada gwiazda na pierś i ślina łaskawa; ku górze tęskni każda bezgwiezdna pierś.
1996Za księżycem gwiazdy, a za dworem dworskie cielęta: do wszystkiego, co z dworu, modli się plemię żebracze i podatna żebraków cnota.
1997„Ja służę, ty służysz, my służymy” — takie oto modły zanosi każda podatna cnota ku księciu: aby zasłużona gwiazda uczepiła się wreszcie wąskiej piersi!
1998KsiężycKsiężyc obraca się wokół wszystkiego, co ziemskie: tako obraca się książę wokół rzeczy najbardziej ziemskiej —: jest nią złoto kramarzy.
1999Bóg hufów orężnych nie jest bogiem targów pieniężnych; książę układa, zaś kramarz — włada!
2000Na wszystko, co jasne, silne, dobre w tobie, O Zaratustro! spluń na miasto kramarzy i zawróć czym prędzej!
2001Tu przez wszystkie żyły płynie krew gnilna, ciepława, pienna: spluń na wielkie miasto, które jest wielkim ściekiem, gdzie wszystkie szumowiny spieniają się do kupy.
2002Spluń na miasto wgniecionych dusz, wąskich piersi, zawistnych oczu i lepkich palców —
2003— na miasto natrętów, bezczelników, krzykaczy a bazgraczy i próżnością rozjątrzonych: —
2004— gdzie wszystko skażone, osławione, zmurszałe, owrzodzone, spiskujące, w ropień wielki zbiera: —
2005— spluń na wielkie miasto i zawróć! — —
Tu przerwał Zaratustra spienionemu błaznowi i zatkał mu usta dłonią.
2007— Zaprzestań wreszcie! — krzyknął Zaratustra — mierzi mnie i mowa twa i osoba twoja!
2008Czemuś tak długo u bagna przebywał, żeś sam żabą i ropuchą się stał?
2009Czy w twoich oto żyłach nie płynie już ta gnilna i pienna krew bagniska, żeś się nauczył tak rechotać i złorzeczyć? Czemuś w lasy nie poszedł?
2010Czemu ziemi nie orzesz? Wszak pełne są morza ogrójców zielonych?
2011PogardaGardzę ja twym gardzeniem; a zanim mnie ostrzegać, — przecz[190] siebie samego nie ostrzegłeś?
2012Z miłości jedynie winna wzbijać się ma wzgarda i ptak mój ostrzegawczy: lecz nie z bagna! —
2013BłazenZwą cię moją małpą, błaźnie ty spieniony: lecz ja zwę cię świnią mą rechczącą, — rechtaniem twym popsujesz ty mi me sławienie błazeństwa.
2014Lecz cóż to cię przede wszystkim rechtać nauczyło? Że ci nie dość schlebiano: — i przetoś przy tym ścieku zasiadł, abyś miał powody do rechtania, —
2015— abyś miał powody do wielorakiej zemsty! Zemstą oto, błaźnie ty próżny, jest twe pienienie się całe, — odgadłem ja cię przecie!
2016Lecz twe słowa błazeńskie szkodę mi czynią, nawet wówczas, gdy słuszność jest za tobą. I gdyby słowo Zaratustry po stokroć prawem było: jedno twoje słowo zawsze by tylko — nieprawość czyniło!
2017Tako rzekł Zaratustra, spojrzał na miasto wielkie i zamilkł na długo. Wreszcie w te odezwał się słowa:
MiastoObmierzłe jest mi to miasto wielkie i nie tylko błazen ten. I tu, i tam nic polepszyć, nic pogorszyć się nie da.
2019Biada temu wielkiemu miastu! — Chciałbym już widzieć ten słup ognisty, w którym ono spłonie!
2020Gdyż takie słupy ogniste poprzedzać muszą wielkie południe. Lecz to ma własnych dziejów czas i dolę swą własną. —
2021MiłośćLecz tę ci naukę daję, błaźnie, na pożegnanie: gdzie kochać nie można, tam należy — mijać!
Tako rzekł Zaratustra i minął błazna oraz miasto wielkie.
Młodość, ZmęczenieBiada, więdło[191] i brunatnie rozpościera się oto błonie, tak niedawno jeszcze zielone i barwiste! Ileż miodu i nadziei zebrałem ja z niego w ule swe!
2024Postarzała się cała ta młodzież, — lub bodaj że nie postarzała się nawet! Stała się tylko zmęczona, pospolita, wygodna: — zwą to oni „pobożnymi staliśmy się znowuż”.
2025Wszak niedawno jeszcze patrzałem na to, jak na skore nogi o wczesnym zrywali się zaranku: lecz pomęczyły się ich nogi, a teraz oto wypierają się nawet męstwa swego jutrzennego!
2026Zaprawdę, niejeden z nich podnosił niegdyś swe nogi jako tancerz, wabił go śmiech w mej mądrości: — lecz oto namyślił się inaczej. Widziałem go właśnie, jak w pałąk zgięty — do krzyża się czołgał.
2027Wokół światła trzepotali się niegdyś jak ćmy i młodzi poeci. Nieco starsi, nieco chłodniejsi: a już oto zacofańcy, nury i piecuchy.
2028Struchlało im może serce na widok, jak mnie oto samotność, niby wieloryb, połknęła? Lub może uszy ich oczekiwały długo tęsknie, a daremnie na mojej trąbki głos i heroldowe wołania?
2029Odwaga, Tchórzostwo— Och! niewielu zawsze takich bywało, których serce zdolne jest do długiej odwagi i otuchy; takich ludzi duch cierpliwym bywa. Pozostali to tchórze.
2030Pozostali: to są zawsze ci najliczniejsi, ci codzienni, zbyteczni, ci, których jest o wiele za wiele, — oni wszyscy tchórzami są! —
2031Kondycja ludzkaKto mojego jest zachowania, temu tylko moje wydarzenia przytrafiać się mogą: tak, że za pierwszych towarzyszy mieć będzie trupa i poliszynela[192].
2032Wtórymi towarzyszami zaś będą mu jego wyznawcy: żywotny to rój, wiele tam miłości, wiele szaleństwa, wiele gołowąsego uwielbienia.
2033Do tych wyznawców sercem lgnąć nie powinien, kto między ludźmi mojego jest zachowania; w te wiosny i łany barwiste wierzyć nie powinien, kto płochość i tchórzliwość ludzkiej zna natury!
2034Gdyby inaczej mogli, inaczej by też chcieli. Połowiczni psują wszystko całe. A że liście więdną, — czegóż tu biadać!
2035Zaniechaj więc ich, o Zaratustro, i nie biadaj już! Raczej zadmij gwałtowniejszymi wichry[193] między nich, —
2036— zadmij między te liście, o Zaratustro, aby wszystko powiędłe jeszcze prędzej ciebie odbiegło! —
Pobożność„Pobożni staliśmy się znowu” — wyznają dziś ci odszczepieńcy; zaś niejeden z nich jest nawet zbyt tchórzliwy, aby to wyznał.
2038Takim w oczy zaglądam, — takim powiadam w oczy i w sromną[194] krasę ich policzków: jesteście tacy, którzy się znowu modlą!
2039Aliści hańbą jest modlenie się! Acz nie dla wszystkich, wszelako dla ciebie i dla mnie, oraz dla tych, którzy swe sumienie w głowie mają. Dla ciebie hańbą jest modlenie się!
2040Wiesz wszak o tym: tchórzliwy to diabeł w tobie rad ręce składa, rad ręce zakłada i wygodniej sobie czyni: — diabeł ten tchórzliwy szepcze ci: istnieje Bóg!
2041Lecz tym oto zaliczyłeś się do onego plemienia, pierzchającego przed światłem, które wobec światła nigdy spokoju nie zaznaje; i oto musisz nurzać głowę coraz głębiej w noc i oćmę!
2042I zaprawdę, dobrą obrałeś sobie porę: gdyż właśnie nocne wylatują znów ptaki. Nastała godzina wszelkiemu stworzeniu, które płoszy się przed światłem, wieczorna godzina odpoczynku, kiedy ono nie — „spoczywa”.
2043Słyszę ja to i czuję: nastała godzina łowów i krążenia; — nie dzikich wszakże to łowy, lecz swojskie, niemrawe cuchanie ostrożnych i cichych świętoszków, —
2044— nastała godzina łowów na uczuciowych utrapieńców: wszystkie pułapki na serca nastawiono znowuż! A gdziekolwiek zasłony uchylę, zewsząd ćma nocna wypada.
2045Ukrywała się tam snadź wraz z inną ćmą? Gdyż wszędzie węszę małe ukryte gminy; a gdzie tylko komórki są, tam bywają też i bractwa oraz tuman bogomolców[195].
2046W długie wieczory zasiadają oni społem i mawiają: „bądźmy znowuż jako dzieci i wołajmy: „Panie Boże!” — rozkapryszone mają oni wargi i popsute żołądki przez pobożnych lukierników.
2047Lub też przypatrują się długimi wieczory[196], jak chytry przyczajony pająk krzyżak pająków rozumu uczy i każe: „pod krzyżami dobrze snuć pajęczyny!”
2048Lub też całymi dniami z wędką nad bagnami siedzą, mając się za głębokich; lecz kto tam wędkę zarzuca, gdzie ryb nie ma, ten nawet powierzchownym dla mnie nie jest!
2049Lub też uczą się pobożnie i ochoczo o harfę brząkać u poety pieśniarza, który by młodym samiczkom rad w serce się wharfił: — gdyż znużyły go stare samiczki oraz ich chwalby.
2050Lub też uczą się trwożnych dreszczy u na poły obłąkanego mędrka, oczekującego w ciemnych pokojach, aż go duchy nawiedzą — a duch zgoła go opuści!
2051Lub też przysłuchują się staremu bzdurnemu mruczydłu, które od ponurych wichrów posępku tonów się nauczyło; a teraz oto wichrom tym we wtór w swe dudy dmie i w ponurych tonach posępek wieści.
2052Niejedni z nich stali się nawet nocnymi stróżami: potrafią w rogi dąć, po nocy się błąkać i budzić stare rzeczy, co już dawno zasnęły.
2053Pięć słów o starych rzeczach zdarzyło mi się słyszeć wczoraj nocą pod murem ogrodowym: pochodziły one z ust tych oto starych, posępnych, zasuszonych stróży nocnych.
2054Ojciec, Dziecko, Starość, Bóg, Zwątpienie, Śmierć, Śmiech„Jak na ojca, troska się on zbyt mało o swe dzieci: ojcowie pośród ludzi czynią to lepiej!” —
2055„Za stary już on! Nie troszczy się już wcale o swe dzieci” — odparł drugi stróż.
2056„Ma on aby dzieci? nikt tego nie dowiedzie, jeśli on sam tego nie uczyni! Pragnąłem z dawna, aby dowiódł on tego niezbicie”.
2057„Dowieść? Jak gdyby on czegokolwiek dowodził kiedy! Dowodzenie z trudem mu przychodzi; wielce on sobie ceni, aby mu wierzono”.
2058„Oj tak! tak! Wiara go uszczęśliwia, wiara w niego. Rzecz zwykła u starych ludzi! I nasza to dola! —
2059— Tak oto mówili dwaj starzy nocni stróże i płoszydła światła, po czym smętnie w rogi swe zadęli; działo się to wczoraj nocą pod murem ogrodowym.
2060Mnie wszakże skręcało się serce ze śmiechu i pęknąć chciało, nie wiedziało, kędy? i wreszcie w przeponę zapadło.
2061Zaprawdę, śmiercią to moją kiedyś będzie, że się śmiechem udławię, patrząc na pijanych osłów lub słuchając, jak oto stróże nocy o Bogu swoim wątpią.
2062Czy nie minął już dawno czas i na takie wątpliwości. Komuż bo wolno budzić dziś jeszcze te stare śpiące rzeczy, trwożące się światła.
2063Starym bogom już dawno na koniec przyszło: — i zaprawdę, na dobry weselny koniec bogów!
2064Nie „zmierzchli” oni na śmierć, — kłamliwe to powieści! Raczej razu pewnego na śmierć się oni — zaśmiali!
2065Stało się to wonczas, gdy najbardziej bezbożne słowo z ust Boga padło, — słowo: „Jam jest Bóg, nie będziesz miał innych bogów obok mnie!” —
2066— stary ponury Bóg, Bóg zawistny, zapomniał się tak dalece: —
2067A wszyscy bogowie śmiali się wonczas, chwiali się na swych stolcach, wołając: „Nie jestże to właśnie boskością, że są bogowie, a nie ma Boga?”
2068 2069Tak mówił do siebie Zaratustra w mieście, które ukochał, a które mianowane jest „pstra krowa”. Stąd pozostawało mu już tylko dwa dni drogi do jaskini i do zwierząt nań oczekujących; dusza jego weseliła się nieustannie rychłym powrotem. —
SamotnośćO samotności! Ojczyzno ty moja, samotności! Za długom ja przebywał na głuchej obczyźnie, abym bez łez do ciebie miał powracać!
2071Pogróźże mi palcem, jako matki grożą, uśmiechnij mi się, jako matki uśmiechać się zwykły, i rzeknij: „Któż to to był, co niegdyś jak wichura stąd się wyrwał? —
2072— co, rozstając się, wołał: za długo siadywałem przy boku samotności, otom milczeć się oduczył! Teraz nauczyłeś się chyba tego?
2073O Zaratustro, wiem ci ja wszystko: wiem, że pośród wielu bardziej byłeś opuszczony, niźli u mnie!
2074Rzeczą inną jest opuszczenie, inną zaś samotność: to — pojąłeś wszak teraz! Oraz i to, że pomiędzy ludźmi coraz to bardziej głucho i obco czuć się będziesz.
2075— głucho i obco i tam nawet jeszcze, gdzie cię kochają: gdyż przede wszystkim chcą oni, aby ich oszczędzano!
2076Tu wszakże jesteś u siebie i w domu; tu wszystko wypowiedzieć możesz, wszystkie twe racje wynurzyć, nic się tu nie sroma[197] utajonych, zatamowanych uczuć.
2077Tu rzeczy wszelkie garną się pieściwie ku tobie i przymilają ci się: gdyż pragną one na twoich barkach pocwałować. Na każdej przenośni cwałujesz ku jakiejś prawdzie.
2078Prostomównie i otwarcie wolno ci tu do rzeczy wszelkich przemawiać: i zaprawdę, brzmi to ich uszom jak pochwała, gdy ktoś z rzeczami wszelkimi — gada prosto!
2079Inną wszakże rzeczą jest opuszczenie. Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Wonczas, gdy ptak ponad twą głową pokrzykiwał, gdy w lesie stałeś, niezdecydowany, dokąd? nieświadom, kędy? z trupem zbratany: —
2080— i gdy rzekłeś: niechże mnie zwierzęta me powiodą. Niebezpieczniej było mi pośród ludzi, niźli pośród zwierząt: — Oto było opuszczenie!
2081Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Gdyś na wyspie swej siedział między próżnymi kubły, wina studnia, dając i rozdawając pomiędzy spragnionymi, darując i rozdarowując:
2082— aż póki nie znalazłeś się sam spragniony pośród pijanych, by po nocy zawodzić: »zali[198] branie nie jest bardziej błogie, niźli dawanie? Zali kradzenie nie czyni bardziej szczęśliwym, niźli branie?« — Oto było opuszczenie!
2083Wszak pomnisz jeszcze, Zaratustro? Gdy twa najcichsza godzina nadeszła i od samego siebie cię poniosła, złym szeptem mówiąc: »Rzeknij i złam się!« —
2084— i gdy się nad twym czekaniem i milczeniem rozżaliła, rozbrajając otuchę twą pokorną: Oto było opuszczenie!” —
2085O samotności! Ojczyzno ty moja, samotności! Jak błogo i pieściwie przemawia do mnie twój głos!
2086Nie zwykliśmy rozpytywać się wzajemnie, ani użalać się przed sobą, między nami drzwi wszystkie otworem wszak stoją.
2087Gdyż widne i jawne jest u ciebie wszystko; i godziny nawet na lżejszych biegają tu stopach. Albowiem po ciemku ciężej czas się znosi, niźli w świetle.
2088Tu wszelkiego bytu słowa i słów skrzynie rozwierają się przede mną: wszelkie stawanie się uczyć się chce u mnie, jakby się głosiło.
2089Tam na dole jednak — tam mowa jest daremna! Tam zapominanie i mijanie jest najlepszą mądrością: i tego — nauczyłem się przecie!
2090WiedzaKto by w człowieku wszystko zrozumieć zechciał, wszystkiego by dotykać się musiał. Lecz na to mam ja zbyt schludne dłonie.
2091Oddechu ich nawet wdychać ja już nie mogę; och, że też tak długo żyć zdołałem w tym ich gwarze i w złych oddechach!
2092Cisza, Słowo, DźwiękO, ciszo wokół mnie błoga! O, czyste wokół mnie wonie! O, jakże ta cisza z głębokiej piersi czysty oddech czerpie! O, jakże ona nadsłuchuje, cisza ta błoga!
2093Lecz tam na dole — tam wszystko gada, tam puszcza się wszystko mimo uszu. Choćby kto swą mądrość dzwonami wydzwaniał: kramarz na rynku zagłuszy ją brzękiem miedziaków!
2094Wszystko u nich gada, nikt rozumieć już nie potrafi. Wszystko w wodę spływa, nic w głębokie nie wpada studnie.
2095Wszystko u nich gada, nic im się już nie udaje i niczemu końca już nie patrzyć. Wszystko gdacze, lecz któż w gnieździe siedzieć chce i jaja wylęgać?
2096Wszystko u nich gada, wszystko bywa zagadywane. I co wczoraj jeszcze było za twarde dla czasu samego i jego zęba, rozżute i rozmamlane wisi dziś na pyskach współczesnych.
2097Wszystko u nich gada, wszystkiemu zdrada się gotuje. I co wczoraj jeszcze było tajemnicą i skrytością dusz głębokich, należy dziś do trąbowców ulicznych oraz innych motyli.
2098O naturo ty ludzka, przedziwna! Hałasie ty pośród ulic ciemnych! Z dala poza sobą pozostawiłem cię wreszcie: — minąłem me największe niebezpieczeństwo!
2099WspółczucieOszczędzanie i współczucie było zawsze mym największym niebezpieczeństwem; zaś każda istota ludzka chce, aby ją oszczędzano i cierpiano z nią społem.
2100Z przytłumionymi prawdy, z ręką głupca i ogłupiałym sercem, zasobny w małe kłamstwa współczucia: — tak oto żyłem ja między ludźmi.
2101W przebraniu siedziałem pośród nich, gotów samego siebie nie poznawać, aby ich móc znieść, i rad w siebie wmawiając: „głupcze, ty nie znasz ludzi!”
2102Przestaje się ludzi rozumieć, gdy się między ludźmi żyje: za wiele planów przednich jest we wszystkich ludziach, — cóż by miały tu do czynienia dalekowidzące, dalekodążne oczy!
2103Mucha, Miłosierdzie, Kłamstwo, CierpienieA gdy mnie oni nie poznawali: oszczędzałem ich, głupiec, bardziej, niźli siebie samego: nawykły do surowości dla siebie i nieraz jeszcze na sobie się mszczący za to oszczędzanie.
2104Od much jadowitych zakłuty, wydrążony jak kamień od wielu kropel złośliwości, tak oto tkwiłem między nimi, mawiając jeszcze do się: „niewinne jest wszystko małe małości swej!”
2105Osobliwie zaś między tymi, których „dobrymi” zwą, znajdowałem muchy najjadowitsze: ci kłują z całą niewinnością, kłamią z całą niewinnością; jakżeby oni zdołali być dla mnie — sprawiedliwi!
2106Kto między dobrymi żyje, tego litość uczy kłamać. Litość zagęszcza powietrze wszystkim wolnym duszom. Głupota dobrych jest snadź niezgłębiona.
2107Samego siebie ukrywać i własne swe bogactwo, — oto, czego się nauczyłem tam na dole: gdyż każdy okazał mi się tam ubogim na duchu. I tym było kłamstwo litości mej, żem co do każdego świadom był,
2108— żem widział i przeczuwał, ile z ducha było dlań dosyć, a ile z ducha było już za dużo!
2109Mędrzec, Błoto, Słowo, ChorobaSztywnych mędrców ich: zwałem mędrcami, nie sztywnymi: i tak oto nauczyłem się słowa połykać. Grabarzy ich: zwałem badaczami i zgłębiaczami, — tak oto nauczyłem się słowa zmieniać.
2110Grabarze chorób się dokopują. Pod starym gruzem złe czyhają wonie. Nie należy poruszać bagniska. Na górach żyć należy.
2111Dusza, GóryRadosnymi nozdrzami rad górską wdycham swobodę! Wyzwolony jest mój nos od wszelkiej woni człowieczej!
2112Ostrym łachotana powietrzem, niby winem piennym, kicha ma dusza, — kicha i woła do się radośnie: zdrowia! —
Sen, Obraz świataWe śnie, w ostatnim śnieniu przedporannym stałem na wzgórzu, — poza rubieżą świata i ważyłem świat.
2115O, że też tak wcześnie jutrznia dziś weszła: zbudziła mnie, zazdrosna, płomieniem swym! Zazdrosna bywa ona zawsze o żar mych snów przedporannych.
2116Wymierny dla tego, kto ma czas, dobremu ważycielowi zważyć się dający, skrzydłom potężnym dosiężny, boskim orzechów wyłuskiwaczom odgadnąć się dający: takim jawił mi się świat we śnie moim: —
2117Sen mój, żeglarz zuchwały, na poły okręt, na poły wietrznica, jak motyl milczący, jak łowczy sokół niecierpliwy: jakże go to stać było na cierpliwość i skupienie do światów ważenia!
2118Zachęciła go snadź ma mądrość, ma śmiejąca się mądrość dziennej jawy, co z „nieskończonych światów” szydzi? Gdyż mawiać ona zwykła: „gdzie jest siła, tam i liczba stanie się mistrzynią: ona ma więcej siły”.
2119Jakże pewnie spozierał mój sen na ten świat skończony, ani ciekawie, ani starczo pożądliwie, ani lękliwie, ani też błagalnie: —
2120Jabłko— niby krągłe jabłko, co się dłoni mej podaje, złote jabłko dostałe o chłodnie łagodnym aksamitnym naskórku: takim jawił mi się świat: —
2121— niby drzewo mnie wabiące, drzewo gałęziste, wolą mocne, wygięte w oparcie i podnóże dla zdrożonego: tak oto stał świat na przedgórzu mym: —
2122— niby wątłymi dłońmi podawana mi skrzynia, — skrzynia otwarta dla zachwytu wstydliwych uwielbiających oczu: takim jawił mi się dziś świat: —
2123— nie dosyć zagadkowy, aby miłość ludzką od siebie przepłoszyć, nie dość odgadnięty, aby ludzką mądrość uśpić: — człowieczą, dobrą rzeczą zdał mi się dziś świat, o którym tyle powiadają złego!
2124Jakżem ja wdzięczny sennemu zwidzeniu, żem o tak wczesnej porze świat dziś ważył! Jako człowiecza dobra rzecz, nawiedził mnie dziś ten sen i serca koiciel!
2125I aby za jawy dziennej nauczyć się jego rzeczy najlepszej i naśladować go w niej: rzucę na wagę trzy rzeczy najgorsze i postaram się dobrze, po człowieczemu je odważyć. —
2126Ktokolwiek błogosławić uczył, uczył i przeklinać: jakież więc są na świecie najdoskonalej klęte rzeczy? Chcę je na wagę rzucić.
2127Rozkosz, żądza panowania, samolubstwo: te trzy oto były dotychczas najbardziej przeklinane, osławiane i zniesławiane, — chcę je dobrze, po człowieczemu odważyć.
2128Dalej więc! Tu me przedgórze, tam zaś morze się roztacza: przewala się oto ku mnie kudłate i łaszące się, — wierny, stary stugłowy potwór, któregom umiłował.
2129Dalej więc! Wagę mą trzymać będę ponad przewalającym się morzem: i świadka obieram sobie, aby baczył na mnie, — ciebie, drzewo pustelnicze wonne i szerokopienne, ciebie, którem umiłował! —
2130Po jakim to moście przechodzi obecność ku kiedyś? Jakim to musem zmusza się wzniosłość ku niskości? I co znaczy, że największej nawet wyniosłości — w górę jeszcze rość? —
2131Oto równo i spokojnie stoi teraz waga: trzy ciężkie pytania rzuciłem na nią, trzy ciężkie odpowiedzi dźwiga druga szala.
RozkoszRozkosz: dla wszystkich włosiennicowych ciała gardzicieli ich żądło i pręgierz, jako „świat” klęta przez wszystkich zaświatowców: gdyż szydzi ona i drwi ze wszystkich błędnych i obłędnych mistrzów.
2133Rozkosz: dla hołoty ogień powolny, na którym się ona spala; dla wszelkiego robaczywego drzewa, wszystkich łachmanów cuchnących gotowy piec do grzania się i wrzenia.
2134Rozkosz: dla serc wolnych niewinna i wolna, ogrójcowe szczęście ziemi, wszelkiej przyszłości nadmiar dziękczynienia, składany chwili.
2135Rozkosz: dla więdłych[199] tylko słodka to trucizna, dla lwią wolą sobą władnych wielkie to serca skrzepienie[200] i kornie strzeżone wino win.
2136Mężczyzna, Kobieta, Małżeństwo, ObcyRozkosz: wielka szczęścia przenośnia dla wyższego szczęścia i najwyższej nadziei. Gdyż wielu rzeczom sądzonym jest małżeństwo i coś więcej niż małżeństwo, —
2137— rzeczom bardziej sobie obcym, niźli mężczyzna i kobieta: — a któż pojął kiedy całkowicie, jak obcymi są niewiasta i mąż!
2138Rozkosz: — lecz chcę wokół myśli swych opłoty mieć i wokół słów swoich: aby mi w ogrody me nie wtargnęły świnie i gnuśniki! —
2139WładzaŻądza panowania: rózga to płomienna najtwardszych z zatwardziałych serc, okrutne męczarnie, które najokrutniejsi dla samych siebie zachowują, ponury płomień żywych stosów.
2140Żądza panowania: złośliwy hamulec, nakładany najpróżniejszym ludom; szyderczym z wszelkiej cnoty niepewnej, co na każdym rumaku i na każdej dumie cwałuje.
2141Żądza panowania: trzęsienie ziemi, co wszystko zmurszałe i czcze obala, gromem się tocząca, karząca pobielanych grobów burzycielka; błyskawicowy znak zapytania obok przedwczesnych odpowiedzi.
2142Żądza panowania: pod jej to wzrokiem człowiek gnie się, pełza, parobcze służby sprawuje i nikczemniejszym się staje od węża i świni: — aż póki wielka wzgarda krzykiem z niego nie buchnie.
2143Żądza panowania: okrutna mistrzyni wszelkiej wzgardy, która miastom i państwom w oblicza każe: „precz z tobą! — aż póki ich krzyk nie odpowie: „precz ze mną!
2144Żądza panowania: ta, co wabiąco aż do czystych i samotnych, aż ku samym sobie wystarczającym wyżom sięga, płomienna jako miłość, co purpurowe szczęśliwości na ziemskim maluje niebie.
2145Żądza panowania: lecz któżby to żądzą zwał, gdy się wyże w dół ku mocy pociągane czują! Zaprawdę, nie masz nic chorowitego, ani schorzałego w pożądaniach i znijściach takich!
2146Samolubstwo, CnotaAby samotna wyż nie osamotniała się wiecznie i samej sobie wystarczała; aby góra w dolinę zstąpiła, a wichry wyżyn na niziny: —
2147Och, któż znajdzie mi właściwe imię chrzestne, imię cnoty dla takiej tęsknicy! „Cnota darząca” — tymi słowy rzecz nienazwalną[201] nazwał niegdyś Zaratustra.
2148I wonczas stało się — i zaprawdę, stało się to po raz pierwszy! —, że słowo jego uświęciło samolubstwo, krzepkie, zdrowe samolubstwo, co z potężnej duszy tryska: —
2149— z duszy potężnej, z którą ciało bujne w parze chodzi: piękne, zwycięskie, rześkie, wokół którego rzecz każda zwierciadłem się staje:
2150— ciało giętkie i przekonywające, ciało taneczne, którego przenośnią i streszczeniem jest dusza ochocza. Takich ciał i dusz ochoczość zwie się sama: „cnotą”.
2151Swymi słowy[202] o dobru i złu osłania się taka ochoczość niby gajami świętymi; imieniem szczęścia swego rzuca klątwę na wszystko, co pogardy godne.
2152Rzuca klątwę na wszystko, co gnuśne; powiada ona: Źle — to znaczy tchórzliwie! Pogardy godnymi zdają jej się ci zawsze troskający się, wzdychający, żałośni i co najlichszej korzyści nie omieszkają skrzętnie zebrać.
2153Gardzi ona również wszelką do biadań skorą mądrością: gdyż bywa, zaprawdę, i taka mądrość, co w ciemności rozkwita: mądrość nocnych cieni: a wzdycha ona nieustannie: „Wszystko jest marnością!”
2154Lękliwa nieufność wydaje się jej czymś miałkim oraz każdy, co pragnie przysiąg, zamiast spojrzeń i rąk: podobnież i wszelka zbyt nieufna mądrość, — gdyż jest ona właściwością tchórzliwych dusz.
2155Podlejszym snadnie[203] od rychło[204] przypochlebnego zda się jej człek psi, co wnet na grzbiecie leży, pokorny; a bywa i mądrość taka: pokorna, psia, pobożna i rychło przypochlebna.
2156Nienawistnym i wstrętnym jest dlań ten, co bronić się nie chce, kto jadowitą ślinę i złe spojrzenia połyka, ten nazbyt cierpliwy, wszystko znoszący, na byle czym przestający: gdyż służalczego ducha to rzecz.
2157Służalczość, Samolubstwo, WiedzaA czy kto przed bogami i boskimi pomiataniami służalczo się gnie, czy też przed ludźmi i matołkowatymi sądami ludzkimi: na wszelkie służalstwo ducha plwa ono, samolubstwo owo błogosławione!
2158Złe: tym słowem zwie ono wszystko, co w pałąk zgięte, czołobitnie służalcze, owe niewolnie mrużące się oczy, zdławione serca i ów fałszywej uległości obyczaj, co szerokimi, gnuśnymi wargami całuje.
2159Oraz mędrkostwo: tym słowem zwie wszystko, co służalce, starce[205] i zmęczeni mędrkują, osobliwie to zgubne, przebiegłe, przechytre kuglarstwo kapłanów!
2160Zaś półmędrki te, ci kapłani, ci światem umęczeni oraz ci wszyscy, których dusza ma coś z kobiety i niewolnika, — o jakże ich chóry dawały się samolubstwu we znaki!
2161I to właśnie cnotą miało być oraz cnotą się zwać, że się samolubstwu wstręty czyniło! I „w zaparciu się siebie” — takimi widzieć się pragnęli nie bez powodu wszyscy ci światem umęczeni tchórze i krzyżaki w pajęczynach!
2162Lecz wszystkiemu temu wybije godzina, nastanie odmiana i miecz nastanie sędziowski, przyjdzie wielkie południe: w którym niejedno objawionym będzie!
2163A kto ludzkie ja uzdrowi i uświęci, samolubstwo wyzwoli, zaprawdę, wywróży on wróżbiarz i to, co się jemu zwiastuje: „Patrzcie, oto idzie, oto się zbliża, wielkie idzie południe! —
Słowo, LudMe usta — ludu to usta: nadto z gruba, nadto serdecznie gadam ja dla jedwabistych zajęcy. A bardziej jeszcze obco brzmi ma mowa atramentnicom oraz lisom biurkowym.
2166Ma dłoń — sowizdrzała to dłoń: biada wszystkim stołom i ścianom, oraz wszystkiemu, co miejsca użyczyć gotowe sowizdrzalskim ozdóbkom i pisankom!
2167Ma noga — konia to noga: nią to tępam i cwałuję poprzez wykrot i głaz: przed się, w pola, w schwał; a diabła uciechy pod skórą mam w szalonym pędzie tym.
2168PtakŻołądek mój — snadź orła to jest żołądek? Gdyż najchętniej żywi się on jagnięciną. Więc, po prawdzie, ptaka to tylko żołądek.
2169Niewinnym karmem[206] syty, karmem nieobfitym, zawsze gotów i niecierpliwy do lotu, do odlotu — mego to obyczaju rzecz: jakżeby więc we mnie coś z ptaka być nie miało!
2170Osobliwie, żem jest duchowi ciężkości tak wrogi: ptasiego rodu to znamię: — i zaprawdę, temu duchowi jam wrogiem śmiertelnym, pierworodnym wrogiem od prapoczątku!
2171Och, dokądże nie latała i nie polatywała ma wróżda[207]!
2172O tym niejedną mógłbym zaśpiewać pieśń — i zaśpiewam ją wraz: aczkolwiek sam jeden w pustym siedzę domu i własnym tylko uszom śpiewać muszę.
2173Bywają wprawdzie inni śpiewacy, którym dopiero pełne sale rozmiękczają gardło, czynią im dłoń wymowną, oko wyrazistym, serce czujnym: — jam nie jest, jak ci śpiewacy. —
Kondycja ludzka, Ptak, Obraz świata, LotKto człowieka kiedyś latać nauczy, ten wszystkich rubieży kamienie przesunie; wszystkie kamienie graniczne w powietrze mu się uniosą, a ziemię na nowo ochrzcić on będzie musiał — jako „lekką”.
2175Miłość, Kondycja ludzkaStruś biega prędzej, niźli najbystrzejszy koń, wszakże i on w ciężką ziemię ociężale głowę chowa: tako i człowiek, co latać nie potrafi.
2176Ciężką jest mu ziemia, ciężkim życie; tak duch ciężkości chce! Kto zaś lekkim chce się stać i ptakiem być, samego siebie kochać powinien: — tako ja pouczam.
2177Aliści nie miłością schorzałych i chorzejących: gdyż u nich cuchnie nawet i miłość własna!
2178Należy nauczyć się samego siebie miłować — tako ja pouczam — czerstwą i zdrową miłością: aby człek z samym sobą rad przestawał i nie wałęsał się wszędy.
2179Takie wałęsanie się chrzci siebie „miłością bliźniego”: słowem tym dotychczas i kłamano, i obłudy wszelkie czyniono najudatniej, osobliwie pośród tych, którzy całemu światu ciążyli.
2180I zaprawdę, przykazanie to nie na dziś i nie na jutro, samego siebie kochać się nauczyć. Sztuka to raczej najwykwintniejsza, w podstępy najbardziej zasobna, sztuka ostatnia i najcierpliwsza.
2181Dobro, Zło, Kondycja ludzkaPrzed swym właścicielem jest wszelka własność dobrze ukryta, a ze wszystkich skarbów bywa ten własny najpóźniej odkopanym, — duch ciężkości to sprawia.
2182Nieomal że w kołysce dają nam już ciężkie słowa i wartości, jak oto: „dobro” i „zło” — tak się posag nasz zwie. W imię jego wybaczają nam to, że żyjemy.
2183I przeto pozwala się dziatkom do siebie przychodzić, aby ich zawczasu ostrzec, by siebie nie kochały: tako zdziaływa duch ciężkości.
2184Zaś my — wleczemy sumiennie to, co nam przydano, na twardych wleczemy barkach i poprzez ciężkie drogi! A gdy potniejemy w trudzie, powiadają nam: „O tak, życie jest ciężkim brzemieniem!”
2185Lecz człowiekowi samego siebie tylko dźwigać jest ciężko! Jako że zbyt wiele obcego władował na swe barki. Jako wielbłąd przyklęka on i pozwala się dobrze obładowywać!
2186Osobliwie silny, juczny człowiek, w którym pokora zamieszka: za wiele cudzych ciężkich słów i wartości władowuje on na siebie, — i oto życie pustynią mu się zdaje!
2187I zaprawdę! Nawet niejedna rzecz własna jest ciężka do dźwigania. A wiele wnętrznego[208] w człowieku jest, jako ostryga: wstrętne, śliskie i trudne do uchwycenia — ,
2188— tak, że szlachetna skorupa ze szlachetnymi ozdoby[209] orędować tu musi. I tej jeszcze sztuki należy się nauczyć: małżowinę swą mieć i piękny pozór i ślepotę przezorną!
2189Tysiąckrotnie zwodzi co do człowieka i to, że niejedna skorupa bywa pospolita i smutna, i przy tym zanadto skorupą. Za wiele dobroci i siły nigdy odgadniętym nie bywa; najsmakowitsze kęski nie znajdują smakoszy!
2190Wiedzą o tym kobiety najsmakowitsze: nieco tłustsza, nieco chudsza — och, ileż doli jest w takiej błahostce!
2191Ciężko odkryć człowieka, najciężej zaś samego siebie; nieraz duch o duszy kłamie. Duch ciężkości to sprawia.
2192Ten zaś samego siebie odkrył, kto powiada: oto jest moje dobro i zło: tym zmusił do milczenia kreta i karła mówiącego: „wszystkim dobry, wszystkim zły”.
2193DobroZaprawdę, nie znoszę ja i tych, dla których rzecz każda jest dobra, a świat zgoła najlepszy. Takich zwę ja nadto skromnymi.
2194Niewybredność, co wszystko smakować potrafi: to nie jest smak najwykwintniejszy! Szanuję oporne i wybredne języki i żołądki, które nauczyły się mówić „ja”, „tak” i „nie”.
2195Wszystko w gębę kłaść i wszystko trawić — prawdziwie świński to obyczaj! Zawsze „ta-ak” mówić, tego się osieł tylko nauczył oraz kto z jego jest ducha! —
2196Głęboka żółtość i czerwień gorąca: tak mi smak mój nakazuje, — krew on miesza do wszystkich barw. Zaś kto dom swój pobiela, o pobielanej mówi mi to duszy.
2197Ci w mumiach zakochani, tamci w upiorach; i jedni i drudzy wrodzy ciału i krwi: — och, jakże się to z moim kłóci poczuciem! Gdyż ja lubię krew.
2198I tam też mieszkać, ani przebywać nie chcę, gdzie wszystko spluwa i plwa, — raczej bym żył pośród złodziei i krzywoprzysiężców. Nikt złota w ustach nie nosi.
2199Miłość, Kondycja ludzkaWstrętniejszymi są mi jednak śliny zlizywaczy; zaś najohydniejsze zwierzę ludzkie, którem kiedykolwiek spotkał, nazwałem pasożytem: zwierzę, co kochać nie chciało, a z miłości żyć pragnęło.
2200Nieszczęsnymi zwę tych, którym jedno tylko do wyboru pozostaje: albo złymi zwierzętami się stać, albo złymi poskramiaczami: pośród nich nie zbudowałbym ja chaty.
2201Nieszczęsnymi zwę i tych, którzy ciągle czekać muszą, — i ci sprzeciwiają się smakowi memu: wszyscy ci celnicy, kramarze i króle oraz inni krain i sklepów dozorcy.
2202Zaprawdę, poznałem ja do głębi czekanie, — lecz tylko czekanie na siebie. A przede wszystkim uczyłem się stać i chodzić, i biec, i skakać, wspinać się, a tańczyć.
2203LotLecz oto ma nauka: kto się kiedyś chce lotu nauczyć, winien się wprzódy nauczyć stać, chodzić, biegać, wdrapywać i tańczyć: — nie wzlatujeż bo się od razu do lotu!
2204Po węzłowych drabinach do niejednego wdrapywałem się okna, rączymi nogi[210] wspinałem się na niejeden wysoki maszt: na wysokich masztach poznania siadywać wydało mi się niemałą rozkoszą, —
2205— jako małe płomyki na wysokich masztach migać: drobne wprawdzie to światła, lecz wielkie pocieszenie dla zbłąkanych i rozbitków! —
2206Na wielu drogach i wieloma sposoby[211] doszedłem ja do swojej prawdy: nie na jednej tylko drabinie wspiąłem się ja na mą wyżynę, skąd me oko w moje dale wybiega.
2207DrogaI niechętnie o drogi pytałem, — przeciwiało się to zawsze smakowi memu! Chętniej zapytywałem drogi same i doświadczałem ich.
2208Doświadczaniem i pytaniem było wszelkie me chadzanie: — i zaprawdę, nauczyć się też trzeba odpowiadać na pytania takie! Lecz takim jest — mój smak:
2209— ni zły, ni dobry to smak, lecz mój własny, czego się nie wstydzę i z czym się nawet nie taję.
2210„Oto — moja droga, — a gdzież jest wasza? tak odpowiadam tym wszystkim, którzy mnie „o drogę” pytają. Drogi? — nie maż jej zgoła! —
Oto siedzę tu i czekam, wokół mnie stare połamane tablice, zarówno jak i nowe na poły zapisane. Kiedyż godzina ma nadejdzie?
2213— godzina mego znijścia i zajścia: gdyż raz jeszcze chcę ja do ludzi zejść.
2214Czekam tedy: gdyż wprzódy znak zwiastować mi musi, że moja to godzina, — lew nadejść winien uśmiechnięty w chmarze gołębiej.
2215Tymczasem jak ktoś, co czas ma jeszcze, mówię z samym sobą. Nikt mi nic nowego nie opowiada: opowiem więc siebie sobie samemu. —
Dobro, Zło, Pycha, Śmiech, RewolucjaGdym między ludzi poszedł, zastałem ich osiadłych na starej pysze: wszyscy mniemali, że wiedzą już z dawien dawna, co dla człowieka jest dobrem, a co złem.
2217Starą zamęczoną rzeczą wydawały im się wszelkie gawędy o cnocie; a kto dobrze spać pragnął, ten przed pójściem na spoczynek rozprawiał jeszcze o „dobrym” i o „złym”.
2218Śpiączkę tę zakłóciłem ja, pouczając: co jest złem, a co dobrem, tego nikt jeszcze nie wie: wyjąwszy twórcę jedynie!
2219— Ten ci zaś jest twórcą, kto człowieczy cel stwarza, ziemi zaś treść i przyszłość nadaje: on dopiero stwarza, że coś jest dobrem lub złem.
2220Wzywałem ich, aby stare obalali kazalnice oraz wszystko, na czym stara rozpierała się pycha; wzywałem ich do śmiechu z ich wielkich mistrzów cnoty, ich świętych, ich poetów, ich świata odkupiciel.
2221Z ponurych nut tych mistrzów śmiać się nakazywałem, i zgoła ze wszystkiego, co, niby czarne na ptaków straszydła, obsiadało drzewo życia.
2222Na ich wielkim gościńcu grobowców przysiadłem między padliną i sępy[212] — i śmiałem się z całej grobów powagi oraz ich zmurszałej, w gruzy rozpadającej się świetności.
2223Zaprawdę, jako kaznodzieje pokutni lub sowizdrzały zawodziłem w gniewie i lamencie nad wszystkim, co w nich jest wielkie i co małe, i że ich najlepsze bywa tak mizerne! I że ich najgorsze jest tak bardzo małe! — oto jakom ja się śmiał.
2224Tęsknota, Obraz świata, Bóg, Taniec, Dobro, Zło, TwórczośćMa mędrca tęsknica wyrywała się ze mnie krzykiem i śmiechem, na górach zrodzona tęsknica, dzika, zaprawdę, ma mądrość! — ma wielka skrzydlata, a rwąca tęsknica.
2225I porywała mnie nieraz wzwyż i precz wpośród śmiechu mego: i poniosła mnie przecie, trwogą oczekiwań zdjętego, poniosła strzałą poprzez słoneczno upojne zachwycenie:
2226— hen, w dalekie przyszłości, których żaden sen jeszcze nie oglądał, w gorętsze południe, niźli je kiedykolwiek malarze śnili: tam, gdzie bogowie tańczący szat wszelkich się wstydzą: —
2227abym wam to w przenośni rzekł, i jako poeta słaniał się i jąkał: i zaprawdę, wstydzę się ja, że poetą być jeszcze muszę! —
2228Tam gdzie wszelkie stawanie się bogów tańcem i bogów swawolą mi się zdało, gdzie świat wolny i rozpętany[213], i do samego siebie ponownie pierzchający: —
2229— był jak wieczne pierzchanie i odnajdowanie się wielu bogów, jako szczęśliwości pełne przeczenie sobie, ponowne uleganie i ponowne do się przynależenie wielu bogów: —
2230Gdzie czas wszelki zdał mi się błogim szyderstwem z chwili, gdzie konieczność wolnością snadnie[214] była, kolcem wolności błogo igrającą[215]: —
2231SzatanGdziem szatana swego i prawiecznego wroga odnalazł: ducha ciężkości i wszystkie jego stwory: przymus, przepis, troskę i skutek, i cel, i wolę, i dobro, i zło: —
2232Bo czyż nie powinno istnieć to, ponad czym tańczyć i pląsać się będzie? Czyż gwoli[216] lekkim i najlżejszym nie powinny — krety i karły ciężkie istnieć?
Tam też i słowo „nadczłowiek” na drodze podjąłem oraz i to, że człowiek jest czymś, co przezwyciężonym być winno,
2234— że człowiek jest mostem, a nie celem: sławiącym swe szczęście za to południe i wieczór, jako że to jest droga ku nowym jutrzniom:
2235— podjąłem słowo Zaratustry o wielkim południu wraz z tym wszystkim, com ponad człowiekiem zawiesił niby purpurowe wtórne zorze.
2236Zaprawdę, nowe ich oczom odkryłem gwiazdy i nowe noce; a ponad chmurami, ponad dniem i nocą rozpiąłem nadto śmiech, jako namiot gwiaździsty.
2237Nauczyłem ich wszystkich swych myśli i zabiegów: marzeniem i czynem w jedność sprzęgać, co ułomkiem było w człowieku, i zagadką, i okrutnym przypadkiem, —
2238— jako poeta, zagadek odgadywacz i wyzwoliciel przypadku, uczyłem ich, jak dzieła przyszłości twórczo się imać, i wszystko, co było —, tworząc wyzwolić.
2239Przeszłość w człowieku wyzwolić i wszelkie „To było” przetworzyć, póki wola nie rzeknie: „Tak właśnie chciałam! Tak chcieć będę —”
2240— wyzwoleniem to nazwałem, to jedynie wyzwoleniem zwać ich nauczyłem. — —
2241A teraz swojego czekam wyzwolenia —, abym po raz ostatni do nich poszedł.
2242Słońce, DarGdyż raz jeszcze chcę ja między ludzi: pośród nich umrzeć pragnę, konając, chcę im dać dar swój najbogatszy!
2243Od słońcam się tego nauczył, gdy zachodzi przebogate: złoto sypie ono podówczas w morze z niewyczerpanej skarbnicy bogactwa, —
2244— tak, że najuboższy nawet rybak złotym wiosłem wiosłuje. Ujrzałem ja to niegdyś i przy tym patrzeniu łzami nasycić się nie mogłem. — —
2245Jako słońce, tako zajść chce Zaratustra: oto siedzi teraz i chwili swej czeka, a wokół niego stare połamane tablice, zarówno jak i nowe — na poły zapisane.
Patrz, oto jest nowa tablica: lecz gdzież są bracia moi, aby mi ją pomogli w doliny znieść i w mięsne serca? —
2247MiłośćTak mi ma wielka miłość ku najdalszym nakazuje: nie oszczędzaj swych bliźnich! Człowiek jest czymś, co przezwyciężonym być winno.
2248Jest wiele dróg i sposobów przezwyciężenia: bacz więc! Bo tylko kuglarz myśli: „człowieka można również przeskoczyć”.
2249PrawoPrzezwyciężaj samego siebie nawet i w bliźnim swoim: zaś prawo, które zrabować sobie możesz, dawanym ci być nie powinno!
2250Co ty czynisz, tym ci nikt odwzajemnić nie może. Zważ, odwetu nie ma.
2251WładzaKto samemu sobie rozkazywać nie potrafi, ten ulegać powinien. Zaś niejeden umie sobie rozkazywać, aliści wiele do tego brak, aby siebie usłuchał!
Takim jest oto szlachetnych dusz obyczaj: niczego nie chcą mieć one darmo, najmniej zaś życia samego.
2253Kto z motłochu jest, darmo żyć ten pragnie; my zaś, którym się życie dało, — rozważamy nieustannie, co byśmy w zamian dać mogli!
2254I zaprawdę, dostojna to mowa, co powiada: „co nam życie obiecuje, dotrzymajmyż tego — życiu!
2255Nie należy chcieć używać, gdy się samego używania nie daje. I — nie należy chcieć używać!
2256Użycie i niewinność to najwstydliwsze są twory: nie powinno się ich szukać. Należy je mieć —, lecz bardziej jeszcze należy bólu i winy szukać! —
Ofiara, PrzemianaO, bracia moi, kto pierwszym jest płodem, ten na ofiarę zawsze idzie. Lecz oto my pierworodnymi jesteśmy.
2258Krwawimy wszak wszyscy od utajonych razów ofiary; płoniemy i spalamy się wszyscy na cześć starych bożyszcz.
2259Co najlepsze jest w nas, młode to jest jeszcze: drażni to stare podniebienia. Ciało nasze jest wątłe, skóra jest futrem jagnięcia: — jakżebyśmy starych bożyszcz kapłanów drażnić sobą nie mieli.
2260W nas samych mieszka on, ten starych bałwanów kapłan, który wszystko, co w nas jest najlepszego, na ucztę sobie warzy. Och, bracia moi, jakżeby pierwsze płody ofiarami być nie miały!
2261Lecz tego właśnie ród nasz pragnie; ja zaś kocham tych, co trwać nie chcą. Kocham zachodzących całą swą miłością: gdyż oni to za rubież[217] przechodzą. —
PrawdaPrawdziwymi być — mogą tylko nieliczni! Kto zaś nim być może, daleki jeszcze jest od chęci! Najmniej zaś być nimi potrafią ludzie dobrzy.
2263Och, ci dobrzy! — Dobrzy ludzie nigdy prawdy nie mówią; dla ducha jest takowa dobroć chorobą.
2264Ustępują oni, ci dobrzy, poddają się wnet, ich serce ulega, ich natura do dna posłuszna bywa: lecz kto innych słucha, ten samego siebie nie słyszy!
2265Wszystko, co się w dobrych złem zwie, zjednoczyć się musi, aby jedna prawda zrodzona była: och, bracia moi, jesteścież wy mi aby dosyć źli ku tej oto prawdzie?
2266Zuchwałe pokuszenie, długa nieufność, okrutne „nie!”, przesyt i cięcie w żywe ciało — jakże to rzadko społem się zbiega! Z takich jednak nasion — prawda się rodzi!
2267Wiedza, SumienieObok złego sumienia wyrastała dotychczas wszelka wiedza! Łamcie, poznający, łamcie mi stare tablice!
Wiosna, Zima, Rzeka, Obraz świata, Dobro, ZłoGdy kłody na wodzie leżą, gdy kładki i poręcze przerzucają się ponad rzeką: zaprawdę, nikt wonczas wiary nie znajdzie, kto głosić zechce: „wszystko płynie!”
2269Bo nawet i matołki przeczyć mu wówczas zechcą. „Jakże to? — powiadają matołki — wszystko by rzeką płynąć miało? Wszak kłody i poręcze są ponad rzeką!
2270Ponad rzeką wszystko jest nieruchome, wszystkie wartości rzeczy, mosty, pojęcia, »dobro« i »zło« wszelkie: to wszystko jest nieruchome!”
2271A gdy surowa zima nadejdzie, ów rzek poskramiacz, wówczas i najprzemyślniejsi uczą się nieufności; i zaprawdę, nie tylko matołki powiadają wówczas: „Nie miałożby wszystko — w miejscu stać?”
2272„W gruncie rzeczy wszystko w miejscu stoi” — , oto prawdziwa nauka zimowa, rzecz dobra dla czasów bezpłodnych, dobra pociecha dla zapadających w sny zimowe i dla piecuchów.
2273„W gruncie rzeczy wszystko w miejscu stoi” —: przeciw tej nauce każe wiatr wiosenny!
2274Wiatr wiosenny, ów byk, co wołem do orki nie jest, — byk rozwścieczony, burzyciel, co gniewnym rogiem lód rozbija! Lód jednak — — kładki burzy!
2275O, bracia moi, czyż teraz wszystko nie płynie? Czyż poręcze i kładki w rzekę nie wpadły? Któż by się teraz utrzymać zdołał, za „dobro” i „zło” się chwytając?
2276„Biada nam! Sława nam! Wiatr wiosenny wieje!” — Tak oto głoście, bracia moi, po wszystkich drogach!
Istnieje stary omam, co się dobrem i złem zowie. Wokół wróżbiarzy i gwiazdarzy[218] obracało się dotychczas koło tego omamu.
2278Niegdyś wierzono w gwiazdarzy i wróżbiarzy: przeto wierzono też, iż „Wszystko jest przeznaczeniem: powinieneś, gdyż musisz!”
2279Po czym nie ufano znów wróżbiarzom i gwiazdarzom: i przeto wierzono: „Wszystko jest wolnością: możesz, ponieważ chcesz!”
2280O bracia moi, o gwiazdach i przyszłości rojono dotychczas, brakło jeszcze o nich wiedzy: i przeto o dobru i o złu rojono tylko, nic o nich nie wiedząc!
Kradzież, Morderstwo, Obraz świata, Prawda„Nie będziesz rabował! Nie będziesz zabijał!” — słowa te uważano niegdyś za święte, przed nimi chylono kolana i głowy, i zzuwano obuwie z nóg.
2282Lecz pytam ja was: gdzież byli gorsi na świecie rabusie i zabójcy, niż te słowa święte?
2283Czyż wszelkie życie nie jest samo przez się — rozbojem i zabójstwem? A gdy słowa powyższe uświęcono, czyż tym samym prawda nie została — zabita?
2284Lub byłoż to może kaznodziejstwo śmierci, uświęcające wszystko, co życiu przeczyło, od życia odmawiało?
2285— O, bracia moi, łamcież mi, łamcie stare tablice!
Czas, TłumTym jest me współczucie dla wszelkiej przeszłości, iż oto widzę: na pastwę oddana jest ona, —
2287na pastwę łaski, ducha i urojeń pokoleń następnych, które wszystko „co było” na most swój przeinaczają!
2288Wielki, przemocny władca nastać by mógł, niecnotą przemyślny, co by swą łaską i niełaską wszelką przeszłość przemógł i zmógł, aż póki jego mostem nie stałaby się ona, jego zwiastowaniem, heroldem i koguta pianiem.
2289Lecz oto drugie niebezpieczeństwo i wtóra litość moja: Szlachcic, Dziedzictwo— kto z motłochu jest, tego myśli sięgają wstecz do dziada, — a z dziadem i czas się kończy.
2290I tak oto wszelka przeszłość na łup jest wydana: gdyż zdarzyć się może kiedyś, że motłoch panem się stanie, i w płytkich wodach czas wszelki zatopi.
2291Przeto, o bracia moi, nowego potrzeba szlachectwa, które wszelkiemu motłochowi i wszelkim przemocom — władnym przeciwnikiem będzie i na nowych tablicach wypisze słowo „szlachetnie”.
2292Wielu szlachetnych potrzeba i wielorakich szlachetnych, aby szlachta była! Lub, jak to już niegdyś w przypowieści rzekłem: „To właśnie jest boskością, że są bogowie, a boga nie ma!”
SzlachcicO, bracia moi, wyświęcam ja was i wiodę ku nowemu szlachectwu: bądźcież mi rodzicielami i hodowcami, i siewcami przyszłości, —
2294— zaprawdę, nie ku temu wiodę ja szlachectwu, które kupić możecie jako kramarze, za grosz kramny: gdyż małej wartości jest to wszystko, co cenę posiada.
2295Dworzanin, SzlachcicNie to, skąd się wywodzicie, cześć waszą nadal stanowić ma, lecz dokąd zmierzacie! Wasza wola i noga wasza, co ponad was samych wywieść pragną — oto co nową cześć waszą stanowić będzie!
2296I zaprawdę, nie to, żeście się księciu wysługiwali — cóż na książętach zależy! — lub żeście byli przedmurzem tego, co stoi, aby mocniej jeszcze stało!
2297I nie to, że wasz ród na dworach dworackim się stał, a wyście się nauczyli, podobni do pstrego czerwonaka[219], długie godziny na płytkich wystawać wodach:
2298— gdyż umieć stać jest zaletą dworaków; wszyscy zasię dworacy wierzą, że błogości pośmiertnej należy — móc siedzieć! —
2299I nie to również, że duch, którego oni świętym zowią, wiódł waszych przodków do ziemi obiecanej, której ja nie sławię, krainy, w której rosło najgorsze ze wszystkich drzew, — krzyż, takiej krainy nie ma czego sławić! —
2300i zaprawdę, gdziekolwiek ów „duch święty” rycerzy swoich wiódł, tam pochodom przodowały zawsze kozy i gęsi, i wszelkie krzyżowe dziwadła i półgłówki! —
2301Szlachcic, OjczyznaO bracia moi, nie wstecz szlachectwo wasze oglądać się powinno, lecz przed się wyzierać! Banitami być powinniście ze wszelkich ojczyzn i praojcowizn!
2302Dziedzictwo, Ojciec, DzieckoZiemię dzieci waszych ukochać powinniście: ta miłość niechaj będzie waszym nowym szlachectwem, — ziemią dziatek waszych nieodkrytą, na rozłogach mórz najdalszych. Krainy tej żaglom waszym nakazuję szukać i szukać bez końca!
2303Na dzieciach waszych naprawić macie to, żeście dziećmi ojców waszych: wszelką przeszłość tak oto wyzwolić winniście! Tę nową tablicę stawiam nad wami!
Vanitas, Starość, Dziecko, Dziedzictwo, Mądrość„Po cóż żyć? Wszystko jest marnością! Żyć — to słomę młócić; żyć — to spalać się nieustannie i nigdy się nie zagrzać”. —
2305Takie staroświeckie gadanie uchodzi wciąż jeszcze za „mądrość”; a że stare jest i stęchłą ma woń, tym bardziej czczone bywa. Nawet zbutwiałość uszlachca. —
2306Dzieciom wolno by tak mawiać: one trwożą się ognia, ponieważ ogień je sparzył! Jest wiele dzieciństwa w starych księgach mądrości.
2307A kto wiecznie „słomę młóci”, jakżeby ten młoćbie złorzeczyć miał! Takiemu błaznowi należałoby gębę zatkać!
2308Uczta, VanitasTacy zasiadają do stołu, nic ze sobą nie przynosząc, nawet głodu nie przynoszą: — i oto złorzeczą „wszystko jest marnością!”
2309Lecz dobrze jeść i pić, o, bracia moi, nie jest to czcza[220] sztuka. Łamcież mi, łamcie stare tablice tych nigdy niezadowolonych.
Brud, Obraz świata„Dla schludnego wszystko schludne” — powiada lud. Ja zaś rzekę wam: „świnia wszystko oświni!”
2311Przeto każą gnuśniki i zwieszające głowę świętoszki, którym i serce już obwisło: „Świat jest plugawym potworem”.
2312Gdyż oni wszyscy są niechlujnego ducha, osobliwie zaś ci, co nie zaznają ani wytchnienia, ani spoczynku, aż póki świata od tyłu nie zajdą — ci zaświatowcy!
2313Tym to powiadam w oczy, aczkolwiek niemiło im to zadźwięczy: świat jest w tym podobny do człowieka, że ma zad, — i tyle waszej słuszności!
2314Jest wiele plugastwa na świecie: i tyle waszej słuszności! Lecz nie jest świat przeto plugawym potworem!
2315Mądrość tkwi w tym, że tyle rzeczy na świecie cuchnie: sam wstręt stwarza skrzydła i siły wyczuwające krynice!
2316W najlepszym jest jeszcze coś wstrętnego; i najlepszy jest czymś, co przezwyciężonym być winno! —
2317O, bracia moi, wiele mądrości jest w tym, że tyle plugastwa jest na świecie! —
Takimi gawędy — słyszałem — przemawiają pobożni zaświatowcy do swego sumienia i, zaprawdę, bez złości i fałszu, — aczkolwiek nic fałszywego i bardziej złego na świecie nie ma.
2319„Niech świat swoją idzie koleją! Palca przeciw temu nawet nie podnoś!”
2320„Niech tam kto chce ludzi dusi, żga, łupi i skórę z nich zdziera: palca nawet przeciw temu nie podnoś! Nauczy to ich jeszcze wyrzeczenia się świata”.
2321„Zaś rozum twój własny — tyś sam zdławić i zdusić powinien; gdyż jest to rozum z tego świata — on cię to nauczył wyrzeczenia się świata”. —
2322— Łamcież mi, łamcie, o bracia moi, te stare tablice świętoszków! Rozsadźcież mi słowy te gawędy czernicieli świata!
Nauka, Mądrość, Jedzenie, Pożądanie, Rozkosz„Kto uczy się wiele, wyzbywa się wszystkich gwałtownych pożądań”, szepczą to sobie dziś po wszystkich ciemnych zaułkach.
2324„Mądrość nuży, nie opłaca się — nic zgoła; nie powinieneś pożądać!” — tę nową tablicę widywałem nawet na tłumnych targach.
2325Połamcie, o bracia moi, połamcież mi i tę nową tablicę! Znużeni światem zawiesili ją, oraz śmierci kaznodzieje, zarówno jak i mistrze kija: gdyż patrzcie! jest ona zarówno kaznodziejstwem, do uległego wzywającym służalstwa: —
2326Że się źle uczyli, a najlepszego zaniechali, że uczyli wszystkiego za wcześnie i za szybko: że źle jadali, oto co im zepsuło żołądek, —
2327— zepsutym żołądkiem jest snadź ich duch, co śmierć doradza! Gdyż, zaprawdę, bracia moi, duch jest żołądkiem!
2328Życie jest krynicą rozkoszy: lecz z kogo zepsuty przemawia żołądek, ten rodzic przygnębienia, dla tego wszystkie źródła są zatrute.
2329Poznawać: oto rozkosz dla lwią władającego wolą! Lecz kto znużonym się stał, ten już „pastwą woli” bywa, tym wszystkie igrają fale.
2330Błądzenie, ZmęczenieI taka jest zawsze słabych ludzi kolej: gubią się oni na własnych drogach. A na ostatek pyta wreszcie ich zmęczenie: „i po cóżeśmy chadzali jakimikolwiek drogi! Wszystko jest zarówno obojętnym!”
2331Im to mile w uszach dźwięczy, gdy słyszą kazania: „Nie opłaca się nic! Nie powinniście chcieć!” Lecz to są kazania, wzywające do uległego służalstwa.
2332O, bracia moi, świeżym wiatru zawiewem jest Zaratustra dla wszystkich zdrożonych; wiele nosów przyprawi on jeszcze o kichanie!
2333Nawet i poprzez mury dmie to świeże tchnienie moje, w więzienia się przedostaje i do więzionych duchów!
2334Nauka, TwórczośćChcenie oswobadza: gdyż chcieć znaczy tworzyć. I tylko ku tworzeniu uczyć się winniście!
2335I nawet uczenia się ode mnie nauczyć się winniście, dobrego uczenia! — Kto uszy ma, niech słucha!
Oto czeka łódź, — tędy to w wielkie Nic płynie się może. — Lecz któż w to „być może” zstąpić zechce?
2337Nikt z was w łódź śmierci zstąpić nie pragnie! Jakże to znużonymi światem chcecie wy się zwać!
2338Światem znużeni! A nawet wyrzekającymi się świata nie staliście się jeszcze! Pełnymi lubieżności ku ziemi widywałem was zawsze, zakochanymi nawet i w tym własnym znużeniu!
2339Nie darmo zwisa wasza warga: — małe ziemskie pragnienie siedzi jeszcze na niej! Zaś w oku waszym — czyż nie snuje się tam jeszcze obłoczek niezapomnianej rozkoszy ziemskiej?
2340Obraz świata, KobietaJest na tym padole wiele dobrych wynalazków: jedne z nich są pożyteczne, inne znów miłe: za nie też i ziemię miłować należy.
2341Zaś niejedno jest tak dobrze wynalezione, że jest jako pierś kobieca: i pożyteczne, i miłe zarazem.
2342Melancholia, LenistwoWy światem znużeni! Wy przyziemne leniwce! Rózgami smagać by was należało! Smaganiem rózeg należałoby was na ochocze postawić znów nogi.
2343Albowiem: skoroście nie chorzy lub zużyci nędznicy, których ziemia sobie znużyła, jesteście przebiegłe leniwce lub łakome, w kątach przyczajone i lubieżne koty. A gdy mi znowuż ochoczo biegać nie zaczniecie, wówczas macie mi się z tego świata — precz wynosić!
2344ChorobaPrzy wszystkim, co nieuleczalne, lekarzem być nie należy: tako poucza Zaratustra: — a więc wynoścież mi się precz!
2345Lecz więcej odwagi potrzeba na to, aby uczynić wreszcie koniec, niż aby wiersz nowy zrobić: wiedzą o tym wszyscy lekarze i poeci. —
Zmęczenie, BohaterstwoO, bracia moi, bywają tablice znużenia i tablice, które lenistwo stworzyło leniwe: aczkolwiek jednakowo one przemawiają, odmiennie słuchanymi być winny.
2347Spojrzyjcież na tego ginącego! Zaledwie staja[221] drogi oddziela go od celu, a ze zmęczenia położył się oto przekornie w pyle: — ten ci waleczny!
2348Ze zmęczenia ziewa na drogę swą, na ziemię, na cel swój i na samego siebie: ani kroku dalej uczynić już nie chce, — ten ci waleczny!
2349I oto słońce go praży, psy pot jego liżą: lecz on leży oto uparcie i raczej zmarnieć tu gotów: —
2350— o staję od swego celu zmarnieć! Zaprawdę, będziecie go jeszcze musieli wciągnąć za włosy do własnych jego niebios, — bohatera tego!
2351Lepiej uczynicie, pozostawiwszy go tam, gdzie zległ, niechaj sen nań zejdzie, sen ukoiciel, z ochłodnym deszczu poszumem:
2352Zostawcież go w spokoju, póki sam się nie ocknie, — póki sam nie odwoła zmęczenia oraz tego wszystkiego, czym zmęczenie zeń przemawiało! Baczcie tylko, bracia moi, abyście psy od niego odpędzali, gnuśne płoszyli płazy i wszelkie rojne czerwie[222]: — — wszelkie te rojne czerwie „wykształconych”, co się potem każdego bohatera — raczyć zwykły! —
Kręgi wokół siebie zataczam i granice święte; coraz to nieliczniejsi wspinają się ze mną na coraz to wyższe góry: piętrzę szczyty z coraz to bardziej uświęconych gór. —
2354Robak, Zmęczenie, DuszaGdziekolwiek wszakże ze mną wspinać się będziecie, o bracia moi, baczcie, aby wraz z wami nie wznosił się pasożyt!
2355Pasożyt: to robak pełzny, przylepny, co utuczyć się pragnie na ran waszych zatajonych cierpieniach.
2356I tym jest jego sztuka, że wspinające się wietrzy on dusze, naonczas gdy je zmęczenie ogarnia: w ich trosce, przygnębieniu, we wrażliwym ich wstydzie ściele on swe gniazdo ohydne.
2357Gdzie silny słabym się staje, szlachetny zbyt łagodnym, — tam oto ściele on swe gniazdo ohydne: pasożyt tam się zagnieżdża, gdzie człowiek wielki ma drobne zatajone rany.
2358Jakiż jest najszczytniejszy rodzaj wszelkiego bytu, jaki zaś najnikczemniejszy? Pasożyt jest najnikczemniejszym; kto zaś jest najszczytniejszym, ten najliczniejsze żywi pasożyty.
2359Dusza, RobakTak więc i dusza, co najdłuższe ma drabiny i najgłębiej zstępować może: — jakżeby na niej pasożyty sadowić się nie miały? —
2360— dusza najbardziej nieogarnięta, która w sobie samej najdalej biegać, błądzić i błąkać się może; dusza najbardziej musowa, która z ochoczości samej w traf na ślepo się rzuca: —
2361— dusza istniejąca, która w stawanie się zanurza; dusza posiadająca, która chcenia i pożądania chce: —
2362— dusza przed sobą pierzchająca, która, najszersze zataczając kręgi, samą siebie dogania; dusza najmędrsza, dla której sowizdrzalstwo jest rzeczą najsłodszą: —
2363— dusza siebie najbardziej miłująca, w której wszystkie rzeczy swe prądy i przeciwprądy, swój przypływ i odpływ mają: — och, jakżeby najszczytniejsza dusza najzgubniejszych pasożytów mieć nie musiała?
O bracia moi, zalimż ja okrutny? Wszakże pouczam: co pada, pchnąć to jeszcze należy!
2365To wszystko dzisiejsze pada i rozpada się: któż by to podtrzymywać zechciał. Ja wszakże — pragnę to jeszcze pchnąć.
2366Znacie rozkosz staczania kamieni w przepastne głębie? — Ci ludzie dzisiejsi: patrzcież jak oni w moje staczają się głębie!
2367Przegrywką jestem dla lepszych graczy, o bracia moi! Przykładem jestem! Naśladujcież przykład mój!
2368Lot, UpadekO, kogo latać nie nauczycie, nauczcież mi go — padać co prędzej! —
WalkaKocham walecznych: nie dosyć to jednak kordem[223] być tylko rąbiącym, — należy też wiedzieć „rąb, a bacz, kogo zacz!”
2370Wróg, NaródCzęsto więcej waleczności jest w tym, że się ktoś przemoże i minie: aby się dla godniejszego zaoszczędził wroga.
2371Winniście mieć takich tylko wrogów, których nienawidzić można, nie zaś którymi gardzić należy: winniście być dumni z wroga swego: pouczałem już raz tako.
2372Dla godniejszego wroga, o przyjaciele moi, zaoszczędzać się winniście: przeto wiele rzeczy mijać wam należy, —
2373— osobliwie wielu z tej hołoty, co wam w uszy wrzeszczy o narodzie i narodach.
2374Niech wam oka ich „za” i „przeciw” nie zamącą! Wiele tam słuszności, wiele niesłuszności: kto w to wejrzy, gniew go ogarnia.
2375Wejrzeć i bić czym prędzej — nieodłączne tam to bywa: przeto w lasy idźcie i do snu miecz wasz ułóżcie!
2376Idźcie własnymi drogi[224]! I niechaj naród i narody swoimi idą! — ciemne to drogi, zaprawdę, na których ani jedna nadzieja zarnicą już nie błyska!
2377Naród, Interes, WładzaNiechże kramarz tam panuje, gdzie wszystko, co świeci — kramarza jest złotem! Nie są to już czasy królów: co się dziś narodem zwie, nie zasługuje na królów.
2378Patrzcież mi, jako narody dziś nawet, niby kramarze, czynią: najmizerniejsze korzyści z każdego podejmują one śmietnika!
2379Dybią oto na siebie, wydybią coś niecoś od siebie, — i zwą to „dobrym sąsiedztwem”. O, błogosławioneż te czasy odległe, kiedy naród mawiał do się: „chcę nad innymi ludami — panem być!”
2380Albowiem, bracia moi: najlepsze powinno panować, najlepsze chce też panować! A gdzie inaczej brzmi nauka, tam — brak najlepszego.
Praca, Zabawa, ChlebGdybyż oni — chleb za darmo mieli, — biada! O co by krzyczeli wówczas! Ich zarobkowanie jest ich najlepszym zabawianiem; niechże im więc ono lekko nie przychodzi!
2382Drapieżne to zwierzęta: nawet w swej „pracy” i tam nawet jest drapieżnictwo, w ich „zarobkowaniu” — i tam jest chytrość! Przeto niech im to wszystko ciężko przychodzi!
2383Lepszymi drapieżniki[225] stać się więc mają, bardziej przebiegłymi, mądrzejszymi, bardziej człowieczymi: Kondycja ludzkaalbowiem człowiek jest najlepszym drapieżnikiem.
2384Wszystkie zwierzęta obrabował już człowiek z ich cnót: jako że ze wszystkich zwierząt żyło się człowiekowi najciężej.
2385Ptaki tylko są nad nim. LotA gdyby się człowiek latać jeszcze nauczył, — biada! dokądże by wzbiła się jego drapieżność!
Kobieta, Mężczyzna, TaniecTakimi chcę mieć męża i niewiastę: bitnym on niechaj będzie, rodną ona, oboje zaś głową i nogami do tańca ochoczy.
2387Taniec, ŚmiechI stracony niech dla nas będzie dzień, w którym choć raz jeden się nie pląsało! Fałszywą każda prawda, która choć jednym nie obdarzyła uśmiechem!
MałżeństwoWasze małżeństw zawieranie: — baczcież, aby ono nie było złym zawarciem[226]! Bo gdybyście za wcześnie zawarli: złamanie z tego wyniknie — wiary małżeńskiej złamanie!
2389A lepszym zasię jest ono, niźli naginanie małżeństwa, kłamanie małżeństwa! — Tak rzekła raz do mnie kobieta: „złamałam ja wprawdzie wiarę małżeńską, lecz wprzódy małżeństwo złamało — mnie!”
2390Źle skojarzone pary były mi zawsze najgorszej mściwości pełne: całemu światu odwzajemnić się starały za to, że samopas iść już nie mogą.
2391Przeto chcę, aby rzetelni tak oto do siebie mawiali: „miłujemy się: baczmyż, abyśmy miłowali się i nadal. Nie jestże to nasze przyrzeczenie niebacznością[227] czasami?”
2392— „Zwólcież[228] nam czas próbny i małżeństwo małe, abyśmy wiedzieli, zali[229] nadajemy się do wielkiego małżeństwa! Wielka to rzecz być zawsze społem we dwoje!”
2393Tako radzę wszystkim rzetelnym; bo czymże by była ma miłość nadczłowieka oraz wszystkiego, co przyjść winno, gdybym inaczej mawiał a doradzał!
2394Bo nie pienić mi się tylko macie, lecz rozradzać wzwyż, — ku temu, bracia moi, niech wam służy ogrójec[230] małżeństwa!
Kto starych przedpoczątków świadom się stał, ten wreszcie nowych źródeł przyszłości szuka i nowych przedpoczątków. —
2396Katastrofa, OdrodzenieO bracia moi, niedalekie to już czasy gdy nowe ludy wytrysną i nowe źródła w nowe potoczą się głębie.
2397Trzęsienie ziemi wszak, co wiele zasypuje studzien i wiele zagłady ze sobą niesie, ono wnętrzne siły i tajniki na światło dzienne wydźwiga.
2398Trzęsienie ziemi nowe źródła objawia. W trzęsieniu ziemi starych ludów nowe wytryskują źródła.
2399Naród, Obraz świata, Państwo, WładzaI kto oto wołać będzie: „Spojrzyj, oto studnia dla wielu spragnionych, oto serce dla wielu tęskniących, oto wola dla wielu narzędzi”: — wokół tego zbiera się naród, czyli: wielu doświadczających.
Kto rozkazywać może, kto słuchać powinien, — tam się tego doświadcza! Och, w jakże długim dzieje się to poszukiwaniu i zgadywaniu, pośród jakich prób nieudanych, pouczań i nowych doświadczeń!
2401Społeczność ludzka: próbą jest ona i doświadczaniem, tako ja pouczam, — długim poszukiwaniem: szuka ona rozkazodawcy! —
2402— próbą, o bracia moi! Nie zaś „umową”. Złamcież mi, złamcie to słowo miękkich serc i dusz połowicznych!
Dobro, Sprawiedliwość, TwórczośćO bracia moi! Gdzież jest największe niebezpieczeństwo dla wszelkiej ludzkiej przyszłości? Nie znajdujeż się ono pośród dobrych i sprawiedliwych? —
2404— jako tych, co mawiają i w sercach swych czują: „wiemy zacz co dobrym jest i co sprawiedliwym, mamy to wszak już; biada tym, którzy tu jeszcze szukają!
2405Jakąkolwiek by szkodę zrządzić zdołali źli: szkoda czyniona przez dobrych jest najszkodliwszą szkodą!
2406Jakąkolwiek by szkodę zrządzić zdołali świata zaprzańcy: szkoda czyniona przez dobrych jest najszkodliwszą szkodą.
2407O, bracia moi, dobrym i sprawiedliwym ten oto w serce zajrzał, kto ongi rzekł: „faryzeusze to są”. Nie rozumiano go jednak.
2408Sami nawet dobrzy i sprawiedliwi zrozumieć go nie mogli: duch ich jest zniewolony przez ich dobre sumienie. Głupota dobrych jest bezdennie roztropna.
2409Lecz to oto jest prawdą: dobrzy muszą być faryzeuszami, — oni innego wyboru nie mają!
2410Dobrzy muszą ukrzyżowywać tych, co własną sobie wynajdują cnotę! Oto co jest prawdą!
2411Wtórym, co oną krainę odnalazł, krainę serca i królestwa dobrych i sprawiedliwych, był ten, co oto pytał: „kogóż oni nienawidzą najbardziej?”
2412Tworzącego nienawidzą oni najbardziej: tego, kto stare tablice i stare wartości łamie, burzyciela tego, — złoczyńcą zwą go oni.
2413Dobrzy bowiem — tworzyć nie mogą: oni są zawsze początkiem końca: —
2414— ukrzyżowują tych, co nowe wartości na nowych wypisują tablicach, sobie przyszłość oni poświęcają, — przybijają do krzyża wszelką przyszłość ludzką!
2415Dobrzy bywali zawsze początkiem końca. —
O, bracia moi, czyście i to słowo pojęli? Oraz com niegdyś mówił „o ostatnim człowieku”?
2417Pośród jakich to ludzi czyha największe niebezpieczeństwo na wszelką przyszłość ludzką? Nie czyhaż ono pośród dobrych i sprawiedliwych?
2418Łamcież mi, złamcie dobrych i sprawiedliwych! — O, bracia moi, czyście[231] i to słowo pojęli?
Pierzchacie przede mną? Jesteście przerażeni? Drżycie przed tym słowem?
2420Kondycja ludzka, Dziedzictwo, DzieckoO, bracia moi, gdym was wzywał, abyście złamali dobrych i ich tablice: wówczas dopiero wywiozłem ja człowieka na jego pełne morze.
2421I oto teraz dopiero opada go wielka trwoga, wielkie obzieranie się wokół, wielka choroba, wielki wstręt, wielka choroba morska.
2422O fałszywych lądach pouczali was dobrzy i fałszywych nauczyli pewności; w kłamstwie dobrych byliście zrodzeni i chowani. Wszystko jest aż do dna zakłamane i wykrzywione przez dobrych.
2423Lecz kto krainę „Człowiek” odkrył, ten odkrył również i krainę „Przyszłość ludzka”. Żeglarzami bądźcież mi więc dzielnymi i cierpliwymi!
2424Zawczasu chadzajcież mi prosto, o bracia moi, zawczasu uczcie się chodzić nieugięcie! Burzy się morze: wielu przy was wyprostować się pragnie.
2425Burzy się morze: wszystko już w morzu! Dalej więc! Śmiało! Krzepkie serca wy żeglarskie!
2426I cóż nam z ziemi ojców! Tam ster nasz kierować chce, gdzie naszych dzieci jest ziemia! Tam oto, nad morze burzliwsza, rwie się nasza tęsknica! —
„Czemuż tak twardo! — rzekł raz do diamentu węglik kuchenny; czyż nie jesteśmy blisko powinowaci?”
2428Czemuż tak miękko? O, bracia moi: ja was tak oto pytam: czyż nie jesteście — braćmi mymi?
2429Czemuż tak miękko, tak ulegle, tak ustępczo? Czemuż tyle zaprzeczeń, tyle zaparcia jest w sercach waszych? Czemuż tak mało przeznaczenia jest w waszym wejrzeniu?
2430Los, ZwycięstwoA jeśli przeznaczeniami być nie chcecie nieubłaganymi: jakże byście wraz ze mną mieli kiedyś — zwyciężać?
2431A gdy twardość wasza ani błysnąć, ani przedzielić, a przeciąć nie zdoła: jakżebyście wraz ze mną mieli kiedyś — tworzyć?
2432Twórcy bowiem twardzi są. I błogością zdawać się wam winno dłoń waszą na tysiącleciach niby na wosku wyciskać, —
2433— błogością na woli tysiącleci niby na spiżu ryć, — twardszymi będąc niźli spiż, szlachetniejszymi nad spiż. Zupełnie twarda jest tylko rzecz najszlachetniejsza.
2434Tę nową tablicę, o bracia moi, stawiam ponad wami: twardym bądź! —
Los, Kondycja ludzkaO wolo ma! Wszelkiej odwrótnico[232] niedoli, ty mojej doli musie niechybny! Uchylże ode mnie wszelkie małe zwycięstwa!
2436Ty duszy mojej zrządzenie, które przeznaczeniem zowię! Ty we mnie będące! Ty nade mną! Zaoszczędź i zachowajże ty mnie ku jednemu wielkiemu przeznaczeniu!
2437ZwycięstwoA swą ostatnią wielkość, o wolo ma, zaoszczędź na czyn swój ostatni, — abyś nieubłagalna była w swym zwycięstwie! Och, któż nie ulegał własnemu zwycięstwu!
2438Och, czyjegoż oka nie zamroczył ten zmierzch opojny! Och, czyjaż noga nie zachwiała się i nie zbyła w zwycięstwie — stania! —
2439— Abym gotów i dojrzały był w czas wielkiego południa, gotów i dojrzały jako spiż płomienny, jako chmura gromami ciężarna z obrzmiałym mleka wymieniem: —
2440— gotów do samego siebie i do woli swej najskrytszej: łukiem strzały swej żądnym, strzałą gwiazdy swej żądną: —
2441— gwiazdą gotową i dojrzałą ku swemu południu, płomienną, przebitą i tymi niszczącymi strzały słońca — szczęsną: —
2442— słońcem żebym był samym i nieubłaganą wolą słoneczną, gotową do zniszczenia w zwycięstwie!
2443O wolo, wszelkiej odwrótnico niedoli, ty doli mojej musie niechybny! Zachowajże ty mnie ku jednemu wielkiemu zwycięstwu! — —
2444 2445Pewnego poranku, w jakiś czas po powrocie do jaskini, zerwał się Zaratustra ze swego posłania jak opętany, krzyczał strasznym głosem i zachowywał się tak, jak gdyby na posłaniu pozostał jeszcze ktoś, co żadną miarą powstać nie chce. Głos Zaratustry rozbrzmiewał tak donośnie, że zwierzęta jego zbiegły się przestraszone; zaś ze wszystkich pieczar i kryjówek wokół jaskini Zaratustry powypłaszał się zwierz wszelaki i latał, trzepotał się, pełzał lub skakał, jak mu przyrodzenie nóg lub skrzydeł pozwalało. A Zaratustra mówił tymi słowy:
Bywaj, myśli przepaścista, z mojej wynurzaj się głębi! Jam twym kogutem i świtem, zaspany nicponiu! Bywaj! bywaj! Mój głos dopieje się przecie ocknienia twego!
2448Zerwij więzy z uszu swoich! Słuchaj! Gdyż ja słuchać cię pragnę! Bywaj! bywaj! Gromu tu dosyć, aby i groby do słuchania zmusić!
2449Przetrzyj sen oraz wszystko gnuśne i ślepe z oczu swoich! Słuchaj mnie i oczyma swymi: mój głos jest lekiem nawet dla ślepo urodzonych.
2450A gdy raz się ockniesz, masz mi czuwać wiecznie. Nie mój to obyczaj prababki ze snu budzić, aby je znów — do snu układać!
2451Poruszyłaś się, przeciągasz się, rzęzisz? Bywaj! bywaj! Nie rzęzić — lecz mówić mi masz! Woła cię Zaratustra, bezbożnik!
2452Ja, Zaratustra, orędownik życia, orędownik cierpienia, orędownik koliska[233] — wołam cię, myśli ma przepaścista!
2453Chwała mi! Zbliżasz się — słychać już! Bezdeń ma przemawia, ma ostatnia głębia dobyła się na światło dzienne!
2454Chwała mi! Bliżej tu! Dłoń mi podaj — ha! puszczaj! — Haha! — Wstręt, wstręt, wstręt — biada mi!
Zaledwie jednak Zaratustra te słowa wygłosił, zwalił się z nóg jak martwy i jak martwy długi czas na ziemi leżał. Gdy przyszedł wreszcie do siebie, blady był na twarzy, drżący na ciele, z łoża podnosić się nie chciał i wzbraniał się długo jeść i pić. Trwało to dni siedm[234]; zwierzęta nie opuszczały go dniem i nocą, orzeł tylko wylatywał raz po raz, aby pokarm mu znieść. Co zaś znalazł i zrabował układał na posłaniu Zaratustry: tak że Zaratustra leżał wreszcie pod stosem żółtych i czerwonych jagód, gron, jabłek różanych, wonnych ziół i szyszek piniowych. U nóg zaś jego leżało jagniąt dwoje, które orzeł z trudem porwał pastuchowi.
2456Wreszcie po siedmiu dniach podjął się Zaratustra z łoża, wziął jabłko różane do ręki i lubował się jego wonią. Wówczas, mniemały zwierzęta, nastał czas, kiedy do niego przemówić należało.
„O, Zaratustro, rzekły, oto już siedm dni z ciężką leżysz powieką: nie zechciałbyś wreszcie podjąć się na nogi?
2458Wyjdź z jaskini swej: świat na cię, jako ogród, czeka. Wiatr igra ciężkimi wonnościami, co do cię garnąć się pragną; wszystkie strumienie gonić cię chcą.
2459Rzeczy wszelkie tęskniły za tobą, czasu gdyś ty siedm dni sam pozostawał, — wynijdź z jaskini swej! Rzeczy wszelkie lekarzami chcą ci być!
2460Zali nowe nawiedziło cię poznanie, gorzkie i ciężkie. Jako kwaśny zaczyn leżałeś tu oto, dusza wezbrała w tobie i pęczniała poza brzegi wszelkie”. —
2461— O, zwierzęta me, odparł Zaratustra, gawędźcież dalej, a mnie słuchać zwólcie! Skrzepia mnie to, gdy waszej słucham gawędy; gdzie się gawędzi, tam świat staje się wnet dla mnie ogrodem.
2462Słowo, DźwiękJakże rozkosznym jest to, że słowa i dźwięki na świecie są: czyż słowa i dźwięki nie są to tęcze i mosty złudne nad wieczną rozłąką rzeczy?
2463Dusza, Kondycja ludzka, Obraz świata, Dźwięk, Słowo, Kłamstwo, SamotnośćDo każdej duszy odrębny świat przynależy; dla każdej duszy jest inna dusza zaświatem. Między największymi zwłaszcza podobieństwami kłamie pozór najpiękniej; zaś przez najmniejszą szczelinę najtrudniej mosty przerzucać.
2464Dla mnie — jakżeby „poza mną” być mogło? Nie masz „na zewnątrz”! Lecz zapominamy o tym przy dźwiękach; i jakże rozkosznym jest to, że zapominamy!
2465Czyż rzeczy wszelkie nie obdarzono nazwy i dźwięki,[235] aby się człowiek przy rzeczach orzeźwiał? Pięknąż bo pustotą jest mowa: pląsa nią człowiek nad rzeczami wszelkimi.
2466Jakże rozkoszna jest wszelka mowa i wszystkie kłamstwa dźwięków! Dźwiękami pląsa miłość nasza po barwistych tęczach. —
2467Obraz świata, Odrodzenie, Czas— „O, Zaratustro, rzekły na to zwierzęta, przed takimi, co jak my myślą, rzeczy wszelkie same pląsają: wszystko to jawi się, dłonie sobie podaje, śmieje się, pierzcha — i powraca.
2468Wszystko idzie, wszystko powraca; wiecznie toczy się koło bytu. Wszystko zamiera, wszystko zakwita; wiecznie rok bytu bieży.
2469Wszystko się łamie, wszystko znów się spaja; jednakie buduje się wiecznie domostwo bytu. Wszystko się rozłącza, wszystko wita się ponownie; wiernym pozostaje sobie wiecznie bytu kolisko.
2470W każdym mgnieniu poczyna się byt; wokół każdego „tu” toczy się kula: „tam”. Środek jest wszędzie. Krzywy jest szlak wieczności”. —
2471— O, wy sowizdrzały i katarynki! — odparł Zaratustra i śmiał się znowuż, jakże wy dobrze wiecie, co się w ciągu dni siedmiu dokonać musiało: —
2472— i jak mi ów potwór w gardziel wpełznął i dusił! Lecz ja odgryzłem mu głowę i wyplułem ją precz.
2473A wy — wyście już piosnkę z tego uczyniły? Lecz ja oto leżę tu, wyczerpany ukąszeniem i wypluciem tym, chory jeszcze z własnego wyzwolenia.
2474Okrucieństwo, WspółczucieA wyście rade przyglądały się temu? O, zwierzęta me, więc i wy jesteście okrutne? Więc widokiem wielkiego bolu pragnęłyście się napawać, jak to ludzie czynią? Albowiem człowiek jest najokrutniejszym zwierzęciem.
2475Wobec tragedii, walk byków i ukrzyżowań czuł się dotychczas najrozkoszniej; a gdy piekło sobie wynalazł, patrz! stało się ono jego niebem na ziemi.
2476Gdy wielki człowiek krzyknie —: mały wnet się tu znajdzie; i język z gęby lubieżnie wywiesi. Zwie on to wszakże „współczuciem” swoim.
2477PoetaMały człowiek, osobliwie poeta — jakże on zapamiętale życie oskarża! Słuchajcież go, lecz baczcież[236], abyście się nie przesłyszały i wyczuły tę rozkosz, która w tych wszystkich oskarżeniach tkwi!
2478Ci oskarżyciele życia! ich życie zwycięża jednym mrugnięciem oka: „Kochasz mnie? pyta czelnie; poczekaj nieco, jeszcze ja czasu dla ciebie nie mam”.
2479Cierpienie, RozkoszCzłowiek jest dla samego siebie najokrutniejszym zwierzęciem; i pośród tych wszystkich, co się „grzesznikami”, „krzyża swego dźwigaczami” i „pokutnikami” zwą, baczcie mi na tę rozkosz, która w ich skargach i oskarżeniach tkwi!
2480Kondycja ludzkaZaś ja sam — chcęż ja tymi słowy oskarżycielem być człowieka? Och, zwierzęta me, to jedno przeświadczenie zdobyłem dotychczas, że człowiekowi to jego „najgorsze” niezbędnym jest do najlepszego; —
2481— że wszystko najgorsze jest najwyższą siłą i najtwardszym kamieniem dla najwyższego twórcy; oraz że człowiek lepszym i gorszym stać się musi: —
2482Nie do tego torturowego łoża przykuty byłem, iż wiedziałem: „człowiek jest zły”, — lecz przeciwnie: jam wołał, jako nikt dotychczas jeszcze nie wołał:
2483„Och, że też to jego »najgorsze« jest tak bardzo małe! Och, że też to jego »najlepsze« jest tak bardzo małe!
2484Wielki przesyt człowiekiem — on to mnie dławił i w przełyk zapełzał: oraz i to, o czym wróżbiarz wróżył: „wszystko jest obojętne, nie opłaca się nic, wiedza dławi”.
2485Wielki zmrok wlókł się przede mną, długi, śmiertelnie znużony i śmiercią pijany smutek, co ziewającymi usty przemawiał.
2486„Wiecznie powraca on, ów człowiek, którymś ty się znużył, człowiek mały”, — tak ziewał mój smutek i powłóczył nogą, a zasnąć nie mógł.
2487W piekło przeistoczyła mi się ziemia ludzka, zapadła się pierś jej, wszystko, co żyło, stało mi się próchnicą ludzką, i kością trupią, i zmurszałą przeszłością.
2488Siadywało me wzdychanie na wszystkich grobowcach człowieczych, a wstawać nie mogło; pytania i westchnienia me rechotały, dusiły i trawiły mnie, skarżąc się dniem i nocą:
2489— „och, człowiek wiecznie powraca! Człowiek mały powraca wiecznie! ”—
2490Nago ujrzałem raz obu, największego i najmniejszego człowieka: nazbyt podobni byli do siebie, — nazbyt ludzki nawet i ten największy!
2491Nazbyt mały największy! — to mi omierzłym uczyniło człowieka! A wieczny wrot[237] nawet i tego, co najmniejsze — omierziło mi to istnienie wszelkie!
2492Och, wstręt! wstręt! wstręt! — — Tako rzekł Zaratustra, westchnął i przeraził się, gdyż przypomniał sobie chorobę swą. Lecz zwierzęta jego przerwały mu tu dalszą mowę.
Słowo, Śpiew, Choroba, Zdrowie„Nie mów już, ty do zdrowia powracający! — odparły mu zwierzęta, raczej wyjdź z jaskini, gdzie świat na cię jako ogród czeka.
2494Między róże i pszczoły wyjdź i między roje idź gołębie! Osobliwie do ptaków idź śpiewających: abyś się śpiewu od nich nauczył!
2495Śpiewać bo pragnie ozdrowiewający; zdrowy niech przemawia. A gdy i zdrowy pieśni zapragnie, innych zechce on pieśni, niźli do zdrowia powracający”.
— „O, wy sowizdrzały i dudy niemilknące, zamilczcież wreszcie! — odparł Zaratustra i śmiał się ze swych zwierząt. — Jakże wy dobrze wiecie, jaką to pociechę wymyśliłem sobie w ciągu tych dni siedmiu!
2497Iż znowuż śpiewać oto muszę, — tę pociechę wynalazłem sobie i to uzdrowienie: chcecież i na to wnet piosnkę ułożyć lutniową?”
2498— „Nie mów już, odparły zwierzęta ponownie; zdziałaj raczej, ozdrowiały, nową wprzódy lutnię dla swych pieśni nowych!
2499Gdyż zważ to, Zaratustro! Nowym twym pieśniom nowej potrzeba lutni.
2500Śpiew, LosŚpiewaj i płoń, o Zaratustro, zlecz nowymi pieśni duszę swą: abyś swe wielkie udźwignął przeznaczenie, które jeszcze żadnego człowieka przeznaczeniem nie było!
2501Gdyż zwierzęta twe wiedzą wszak, o Zaratustro, kim jesteś i stać się musiałeś: patrz, tyś jest nauczycielem wiecznego wrotu[238] —, oto twe przeznaczenie!
2502A żeś pierwszym, co tę naukę wieścić musi, — jakżeby przeznaczenie to nie miało być snadnie[239] twym największym niebezpieczeństwem i chorzeniem twym!
2503Czas, Obraz świataPatrz, my wiemy, czego ty uczysz: że rzeczy wszelkie wiecznie powracają, a my wraz z nimi, i że wieczne razy jużeśmy tu były, a rzeczy wszelkie wraz z nami.
2504Uczysz, że jest wielki rok stawania się, olbrzymi, potworny rok, co jako zegar piaseczny, wciąż na nowo wrotnie nastawiać się musi, aby na nowo się osypywał i do końca dobiegał: —
2505— tako, iż wszystkie te roki są sobie równe w wielkim i małym zarazem, — tako iż my sami w każdym wielkim roku jesteśmy jednacy w wielkim i w małym zarazem.
2506Śmierć, Odrodzenie, Obraz świataA gdybyś ty teraz zemrzeć chciał, o Zaratustro, wiemy i to, jakbyś w tej chwili do się przemawiał: — wszakże zwierzęta twe błagają cię — abyś jeszcze nie umierał!
2507Przemawiałbyś bez drżenia, raczej z przydechem błogości: gdyżby wielkie brzemię i zdławienie zdjęte były wreszcie z ciebie, ty najcierpliwszy!
2508»Oto umieram i zanikam, mówiłbyś wówczas, jedno mgnienie, a stanę się nicością. Dusze są równie śmiertelne, jak i ciała.
2509Lecz powróci ten węzeł przyczyn, w który i ja wplątany jestem, — stworzy on mnie ponownie! Jać sam należę do przyczyn wiecznego wrotu[240].
2510Powtórzę się wrotnie wraz z tym słońcem, tą ziemią, tym orłem i wężem tym — nie do nowego, ani lepszego życia, ani też do podobnego:
2511— powracać będę wiecznie do zawsze jednakiego i zawsze tego samego życia, zarówno w rzeczach wielkich jak i małych, tak, abym znowuż o rzeczy wszelkich wiecznym wrocie nauczał, —
2512— abym znowuż me słowo głosił o wielkim dla świata i ludzi południu, abym znowuż ludziom nadczłowieka zwiastował.
2513Rzekłem me słowo i łamię się na słowie mym: tako chce ma dola wieczna —, jako zwiastun ginę!
2514Nastała godzina, w której schodzący samego siebie błogosławi. — Tako — kończy się znijście Zaratustry«. — —”
MilczenieSkoro zwierzęta te słowa rzekły, zamilkły i oczekiwały, aby Zaratustra do nich przemówił: Zaratustra wszakże nie słyszał, że one milczą. Leżał oto z zamkniętymi oczyma, na pozór śpiący, aczkolwiek od zaśnięcia daleki: gdyż z duszą własną rozmowę wówczas wiódł. Wąż i orzeł, widząc go tako milczącym, uszanowały wielką wokół niego ciszę i oddaliły się oględnie.
Dusza, TwórczośćO duszo ma, jam cię nauczył mawiać „dziś”, jako „niegdyś” lub „ongi” i ponad wszelkim „tu”, „tam” i „ówdzie” w pląsach się ponosić.
2517O duszo ma, jam cię wyzwolił ze wszystkich starych zakamarków, omiotłem z ciebie pył, pajęczynę i mroki.
2518O duszo ma, omyłem cię z drobnej wstydliwości i podmówiłem, abyś naga w oczach słońca stanęła.
2519Nawałnicą, która zwie się „duchem”, zadąłem ponad twym rozfalowanym morzem; wszystkie chmury zdmuchnąłem precz, zdławiłem nawet tego dławca, co się „grzechem” zowie.
2520O duszo ma, nadałem ci prawo powiadać „nie!” jako nawałnica, i głosić „tak!”, jako się jasne głoszą niebiosa: oto jesteś mi cicha jak światło, i cicha przechodzisz przez nawałnice przeczenia.
2521O duszo ma, zwróciłem ci wolność nad wszystkim, co stworzone i jeszcze niezdziałane: któż zasię zna, jako ty znasz, rozkosz rzeczy przyszłych?
2522PogardaO duszo ma, nauczyłem cię wzgardy, co się nie rodzi, jako zaczerw[241] toczący, uczyłem cię wielkiego miłującego gardzenia, które najbardziej kocha, gdzie najbardziej gardzi.
2523O duszo ma, uczyłem cię tak przekonywać, abyś i słuszności same ku sobie nakłaniała: jako słońce, co nawet i morze ku swojej podmawia wyżynie.
2524O duszo ma, odjąłemć[242] wszelką uległość, wszelkie kolan uginanie i „jasny pan” mawianie; sam ci nadałem imiona: „odwrótnica niedoli” i „przeznaczenie”.
2525O duszo ma, dałem ci nowe imiona i jaskrawe bawidełka, zwałem cię „przeznaczeniem” i „obszarem obszarów” i „pępowiną czasu” i „dzwonem lazurowym”.
2526O duszo ma, krainę twą poiłem wszelką mądrością, dawałem ci wszelkie nowe moszcze oraz wszystkie prastare, tęgie wina mądrości.
2527O duszo ma, każde słońce zlewałem na cię, każdą noc, każde milczenie i tęsknotę każdą: — i oto wyrosłaś mi jako winny krzew.
2528O duszo ma, przebogatą i brzemienną stałaś mi się, krzewem stałaś się winnym o nabrzmiałych wymionach, krzewem gęstym od brunatno-złotych gron: —
2529— gęstym i uginającym się pod własnego szczęścia ciężarem, wyczekującym w nadmiarze swym, a w tym oczekiwaniu jeszcze wstydliwym.
2530O duszo ma, nie maż bo nigdzie[243] duszy, która by była bardziej i miłująca, i ogarniająca i nieogarnięta. Gdzieżby bo przeszłość i przyszłość w bliższym były zespole, niźli u ciebie?
2531DarO duszo ma, dałemć wszystko, wszystkie me dłonie opróżniły się dla cię: — a teraz oto! Teraz rzeczesz mi uśmiechnięta i smętku pełna: „Któż z nas dwojga dziękować tu winien? —
2532— czyż dający nie powinien dziękować, że biorący przyjął? Czyż darowywanie nie jest potrzebą piekącą? Czyż branie nie jest — zmiłowaniem?” —
2533O duszo ma, pojmuję ja uśmiech twego smętku: nadmiar twego bogactwa wyciąga oto dłonie tęskniące!
2534Pełnia twa zapatrzyła się na morza wzburzone i szuka, i oczekuje; tęsknota przepełni[244] wyziera z oczu twych niebios uśmiechniętych!
2535Dusza, AniołI zaprawdę, o duszo ma! Jakież by oczy, uśmiech twój ujrzawszy, we łzach nie zatonęły? Aniołowie łzami opływają nad przedobrocią uśmiechu tego.
2536Dobroć i przedobroć twa, one to skarżyć się nie chcą i płakać nie umieją: a jednak uśmiech twój, o duszo ma, tęskni do łez, a drżące twe usta do załkania.
2537„Nie jest płacz wszelki skargą, a wszelaka skarga oskarżeniem? Tako do się przemawiająca, wolisz, o duszo ma, uśmiechać się raczej, niźli żal swój wynurzać,
2538— wytryskiem łez wynurzać rozżalenie swe całe nad własną pełnią i nad tym krzewu winnego wnętrznym parciem do winobrańcy i noża winobrańczego!
2539A skoro nie chcesz płakać, nie chcesz wypłakać purpurowego smętku swego, śpiewać więc będziesz musiała, o duszo ma! — Patrz, ja sam się uśmiecham, ja, coć na to wróżę:
2540— śpiewać będziesz musiała, śpiewem jak fala wzburzonym, póki wszystkie nie uciszą się morza, aby twojej nadsłuchiwały tęsknicy,
2541— póki na uciszonych tęsknych morzach nie zakołysze się łódź, złocisty czar, a wokół tego złota wszystkich dobrych a złych przedziwnych rzeczy pląs: —
2542— i liczna rzesza wielkich i małych stworzeń, oraz wszystko, co tak lekkie przedziwne posiada stopy, że po fiołkowych ścieżkach potrafią biec, —
2543— hen, do złocistego czaru zbiec, do łodzi ochotnej i do łodzi onej pana: ten zaś jest winobrańcą, co z diamentowym nożem winobrania oczekuje, —
2544— twój wielki wyzwoliciel, o duszo ma, ów bezimienny — — któremu przyszłe pieśni imię dopiero nadadzą! I zaprawdę, już oddech twój niesie woń przyszłych pieśni, —
2545— już płoniesz i marzysz, już pijesz spragniona u wszystkich głębokich dźwięcznych studzien ukojenia, już zległ twój smętek w błogości przyszłych gędźb! — —
2546O duszo ma, oto oddałem ci wszystko, nawet to, co mi jedynie jeszcze pozostało, wszystkie me dłonie opróżniły się przy tobie: — a żem ci śpiewać nakazał, patrz, to był dar mój ostatni!
2547A żem cię do śpiewu zwał, powiedz, mów: z dwojga nas — dziękować komu tu? — Lub słuszniej czyń: śpiewaj, o śpiewaj duszo ma! A mnie dziękować każ! —
W oczy twe spojrzałem wreszcie, o życie: złoto błysnęło mi w twym nocnym oku, — i zamarło serce me od rozkoszy tej:
2550— złota łódź błysnęła mi na nocnych wodach, tonąca, chłonąca i znów oto wabiąca złotej łodzi kołyska!
2551Na nogi me, które szał taneczny ogarniał, rzuciłaś jedno spojrzenie, — drwiące, pytające, rozkoszą kołyszące spojrzenie:
2552Dwukrotnie zaledwie poruszyłaś grzechotki drobną dłonią swą: już kołyszą się me nogi, już w taneczny wpadły szał. —
2553I wspinały się już stopy, palce już słuchały, by zrozumieć cię: bo wszak tancerz czujny słuch — w palce stóp swych śle!
2554Kiedy żądny k'tobie[245] skoczę: wioniesz wstecz, płochliwa; jako język szydzi zwiewna włosów twoich grzywa!
2555A kiedy od ciebie, od węży twych odskoczę: w pół zwróconych ku mnie oczach pożądliwość zoczę[246].
2556Oko, DrogaZdradne twoje oczy — na zdradne wiodą drogi; na twych zdradnych ścieżkach — podstępów uczę nogi!
2557Kiedyś bliska — lękiem zdjęty, gdy daleka — kochający; twą ucieczką przywabiony, a gdy szukasz przepłoszony: — cierpię, lecz czegóż bym nie przebolał dla cię bolejący!
2558A że chłód twój rozpłomienia, nienawiść uwodzi, że ucieczka twoja pęta, twój szyd[247] — tkliwość rodzi:
2559— więc któż tobie nie złorzeczy doświadczeń omocie, poszukiwań i znajdywań mistrzyni jedyna! Któż więc ciebie raz nie kochał, wichrolotny trzpiocie, ty niewinna, z okiem dziecka — ladaczna dziewczyno!
2560Dokąd ciągniesz mnie niestatku, dokąd niesfornico? Jużeś prysła, zło niewdzięczne, uroczne ty lico?
2561Wciąż za tobą błędny tańczę, pląsam w każdy ślad. Gdzie jesteś? — mów! I rękę daj! Choć palec podaj mi na zwiad!
2562Tu haszcze wokół są i jamy: zbłądzenia czuję lęk! — Hejże, stój! I słysz: jak warczy skrzydło sów i nietoperzy sięg.
2563Sowo ty! — nietoperzu! Więc zwodzić chcesz mnie? — mów! Tych skoleń i brzechotań nabyłaś snadź od psów!
2564I już w uśmiechu ślesz swych ząbków błysk perlisty; a złe się ku mnie oczy rwą spod grzywy twej falistej!
2565Hej, radosny to jest tan poprzez turnie wschwał: jam łowcą! Chcesz psem mi być, czy kozicą skał?
2566Chyżo więc! Złośliwa kozico, skacz na skalny próg! — Biada mi! W skokach tych szalonych zwaliłem się z nóg!
2567Spojrzyj na mnie, o niestatku: do nóg powalony, błagam, abym ciebie — w milsze wywiódł strony!
2568— na miłosne wywiódł szlaki, na barwisty łan, na jeziora ciche brzegi, nad ryb złotych tan!
2569Bardzo widzęć umęczoną: — tam na dole zorze płoną, owce pasą się: wszakże śpi się tak rozkosznie, kiedy pastuch hen, rozgłośnie na fujarce dmie.
2570Zdrada, WążBardzoś widzę umęczoną! Opuść tylko swe ramiona, ogarnij mą szyję. Lecz gdy pragniesz, — mojej wody, wiem niestety, tej ochłody warga twa nie pije! —
2571— O przeklęty giętki wężu! — Prysłaś, skrętna czarownico! Na mej twarzy, po twych dłoniach dwie czerwone plamy świecą!
2572Już znużyły mnie zaprawdę pasterki fletniowe! Teraz, wiedźmo opiewana, krzyczże, co się zowie!
2573W śmig biczyska pląsająca, zaśpiewać mi chciej! Swegom bicza nie zapomniał? — Nie zapomniał! — Hej! —
Dobro, ZłoA życie mi na to, przysłaniając swe wdzięczne uszka:
2575„O, Zaratustro! nie trzaskajże tak strasznie swym biczyskiem! DźwiękWiesz przecie: hałas myśli zabija. A nawiedzają mnie właśnie łagodne myśli.
2576Jesteśmy oboje prawdziwie dwoje »nicdobrego« i »niczłego«. Poza rubieżą dobra i zła znaleźliśmy swą ziemię obiecaną i swe łany zielone; — my oboje tylko! Wypada nam być w zgodzie!
2577A jeśli się nie kochamy całą duszą, — to czyliż mamy się dlatego wciąż trapić wzajemnie, że się nie kochamy całą duszą?
2578A żem ci jest szczerze skłonna i niekiedy zbyt skłonna, wiesz wszakże o tym: przyczyną jest to, żem zazdrosna o twoją mądrość. Och, o tę szaloną dziewkę — mądrość twoją!
2579Jeśliby cię twa mądrość kiedykolwiek odbiec miała, o, wiedz, że wówczas i miłość ma wnet cię opuści”. —
Potem spojrzało życie w zamyśleniu poza siebie i rzekło cicho: „O, Zaratustro, tyś nie dość mi wierny!
2581Nie kochasz mnie wcale tak bardzo, jako mówisz; toć wiem, że o tym tylko myślisz, jak by mnie niebawem opuścić.
2582Jest jeden, prastary, ciężki, ogromnie ciężki dzwon-mruk: nocą bije głuchy jego pomruk wzwyż aż do twej jaskini: —
2583— gdy o północnej godzinie dzwon ten słyszysz, o tym myślisz między pierwszym a dwunastym uderzeniem —
2584— o tym myślisz, Zaratustro, och, ja wiem, że mnie niebawem opuścić chcesz!” —
2585 2586„Tak jest, — odparłem z wahaniem, — ale wiesz także” — Szepnąłem jej coś na ucho, w tę puszystą, płową, uroczną matnię złotych jej włosów.
2587„Więc: ty wiesz o tym, Zaratustro? Tego nikt nie wie. — —”
MądrośćSpojrzeliśmy na siebie, potem przenieśliśmy wzrok na zieloną łąkę, ponad którą biegł właśnie wieczór tchnieniem wilgotnym. I zapłakaliśmy oboje. — O, wówczas było mi życie stokroć droższe nad wszystką mądrość moją. —
2589 2590Jeślim wróżbiarzem jest, onego ducha wieszczego pełen, co na wysokim jarzmie między dwoma morzami się snuje, —
2615między przeszłością i przyszłością, jako ciężka snująca się chmura, — wrogi nizinom parnym oraz wszystkiemu, co znużone, co ani umrzeć, ani żyć już nie potrafi:
2616do gromu z łona ciemnego gotów i do wyzwalających zarnicy lśnień, w te grzmoty brzemienny, co „tak!” głoszą, — „tak!” się śmieją, do wyzwalających gotów błyskawic: —
2617— a błogosławion niech będzie tako brzemienny! I zaprawdę, długo jako ciężka chmura nad górami zawisać ten musi, co kiedyś przyszłości światło rozniecić ma! —
2618o, jakżebym ja nie miał być żądnym wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć!
2619Kobieta, WiecznośćNigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał; snadź ta jest kobietą, którą kocham: albowiem kocham cię, o wieczności!
2620Albowiem kocham cię, o wieczności!
Jeśli gniew mój groby kiedykolwiek burzył i, stare krusząc tablice, w przepastne spychał głębie:
2622jeśli szyd[250] mój zmurszałe rozpylał słowa, jeśli był jako miotła dla krzyżowych pająków i jako wicher przewiewny dla grobowisk:
2623jeślim zasiadał tryumfujący, gdzie stare pogrzebano bogi, ja światu błogosławiący, świat miłujący obok posągów starych świata oszczerców:
2624— a kocham nawet świątynie i bogów grobowce, skoro tylko nieba jasne oko poprzez wybite przeziera sklepienie; jako murawa i maki kraśne[251] rad na zburzonych zasiadam świątyniach —
2625o, jakżebym nie miał być żądnym wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć?
2626Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą kocham, albowiem kocham cię, o wieczności!
2627Albowiem kocham cię, o wieczności
Jeśli choć jedno tchnienie z twórczego nawiedziło mnie tchnienia, z onego musu niebiańskiego, co przypadki nawet zmaga i w gwiezdne koliska pląsać je zniewala:
2629Śmiech, Czynjeśli śmiałem się kiedykolwiek onym błyskawicowym śmiechem, po którym długi grzmot czynu ponuro, lecz ulegle się toczy:
2630jeślim kiedykolwiek na boskim stole ziemi w boskie grał kości, aż ziemia drżała i rozwierając się, ogniste wywnętrzała rzeki: —
2631— a stołem boskim jest ziemia, drżącym od twórczych nowych słów i boskich kości: —
2632o, jakżebym nie miał być żądnym wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć?
2633Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą kocham, albowiem kocham cię, o wieczności!
2634Albowiem kocham cię, o wieczności!
Jeślim kiedykolwiek pełnym pijał zaciągiem z onego korzenno-pienistego dzbana, w którym rzeczy wszelkie dobrze rozczynione są:
2636jeśli dłoń ma dolewała kiedy dale najdalsze do bliży najbliższych i ogień do ducha, i ochotę do cierpienia, i rzecz najgorszą do najlepszej: jeślim jest ziarnem onej wyzwalającej soli, która sprawia, że w moszczowym dzbanie rzeczy wszelkie dobrze rozczynione są: —
2637Dobro, Zło— a istnieje sól taka, co dobre ze złym wiąże; zasię rzecz najgorsza jest zdatna do zaprawy i do ostatniego zmusowania: —
2638o, jakżebym nie miał być żądnym wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć?
2639Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą kocham: albowiem kocham cię, o wieczności!
2640Albowiem kocham cię, o wieczności!
MorzeJeślim morzu jest skłonny oraz wszystkiemu, co morza tchnienie z sobą niesie, a najskłonniejszy wówczas, gdy mi się ono gniewnie przeciwi[252]:
2642jeśli owa poszukiwań pochopność jest we mnie, co żagle ku nieodkrytym krainom wydyma, jeśli żeglarza pochopność w mojej jest ochocie,
2643jeślim, radością pijany, wołał kiedy: „ląd sprzed oczu ginie — ostatnie opadają łańcuchy —
2644— bezmiar tylko wokół mnie szumi, hen w dali lśni jeno czas i przestrzeń, dalejże! przed się! dzielne ty serce! —
2645o, jakżebym ja nie miał żądnym być wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu[253] nie pragnąć?
2646Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą kocham: albowiem kocham cię, o wieczności!
2647Albowiem kocham cię, o wieczności!
Jeśli cnota ma tancerza jest cnotą, jeślim skokiem nóg obu wskakiwał często w złoto-szmaragdowe olśnienie:
2649jeśli ma złośliwość śmiejącym się jest szydem[254], zagnieżdżonym pośród róż pnących i liliowych zagąszczy:
2650Śmiech, Zło— a w śmiechu zło wszelkie jednoczy się, lecz uświęcone i rozgrzeszone własną błogością: —
2651jeśli alfą i omegą mą jest, że wszystko ciężkie lekkim, każde ciało tancerzem, każdy duch ptakiem stać się winien: a zaprawdę, toć jest alfą i omegą moją! —
2652o, jakżebym nie miał być żądnym wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć?
2653Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą ukochałem: albowiem kocham cię, o wieczności!
2654Albowiem kocham cię, o wieczności!
Ptak, Lot, Mądrość, TaniecJeślim kiedykolwiek ciche ponad sobą rozpinał niebiosa i o własnych skrzydłach we własne wzbijał się nieba:
2656jeślim, igrając, w głębokich światła pławił się dalach, gdzie mej wolności mądrość, — mądrość ptaka nawiedziła mnie: —
2657— a tak oto rzecze mądrość ptaka: „Patrz, nie maż[255] tu góry, nie ma dołu! Rzuć się wokół, wybij się hen, podaj wstecz, o lekki! Śpiewaj! nie mawiaj już!
2658— czyż słowa wszelkie me są dla ciężkich stworzone? Nie kłamiąż lekkiemu słowa wszelkie? Śpiewaj! nie mawiaj już!” —
2659o, jakżebym nie miał żądnym być wieczności i weselnego pierścienia pierścieni, — pierścienia wrotu nie pragnąć?
2660Nigdym nie napotykał kobiety, z którą bym dzieci chciał, snadź ta jest kobietą, którą kocham: albowiem kocham cię, o wieczności!
2661Albowiem kocham cię, o wieczności!
Och, gdzież na świecie działy się większe szaleństwa, niźli pośród litościwych? I cóż stworzyło więcej cierpień na świecie, nad szaleństwa współczujących?
Biada wszystkim kochającym, którzy nie mają wyżyny, sięgającej ponad litość!
Tak oto przemówił raz do mnie diabeł: „i Bóg ma swe piekło: jest nim miłość dla ludzi”.
Zaś niedawno te słowa zasłyszałem: „Bóg nie żyje; litość nad człowiekiem przyprawiła Boga o śmierć”.
Tako rzecze Zaratustra, tom II.
— I znowuż minęły i miesiące, i lata ponad duszą Zaratustry, nie baczył na nie; wszakże osiwiał włos jego. Pewnego dnia, gdy zasiadł na kamieniu przed jaskinią swoją i przed się wyglądał, — a wyziera się stamtąd na morze i ponad kręte skaliste wybrzeże —, wówczas zwierzęta obchodziły go kołem w zadumie i wreszcie ustawiły się przed nim.
2664Szczęście„O Zaratustro, rzekły, snadź szczęścia swego wypatrujesz? — „I cóż mi z szczęścia! odparł, od dawna już szczęścia nie baczę, dzieła mego baczę”. — „O Zaratustro, rzekły zwierzęta po raz wtóry, mówisz jak ten, co ma aż nadto dobra tego. StarośćCzyż nie pławisz się w błękitnym jeziorze szczęścia? — „O, sowizdrzały, zaśmiał się Zaratustra, jakeście dobrze utrafiły tym porównaniem! Wszakże wiecie i to, że szczęście me ciężkie, że nie jest ono, ako płynna fala: dławi mnie, zejść ze mnie nie chce i jest jako roztopiona smoła”. —
2665Wówczas zwierzęta poczęły znów krążyć wokół niego w zamyśleniu i ustawiły się przed nim powtórnie. „O, Zaratustro, rzekły, więc to stąd pochodzi, że stajesz się coraz to żółtszy i ciemniejszy, aczkolwiek włos twój nabiera siwego i konopiastego wyglądu? Patrz, oto tkwisz w swej smolnej mazi!” — „O czymże wy to mówicie, zwierzęta me, zaśmiał się Zaratustra, — zaprawdę, bluźniłem, gdym o smolności powiadał. To, co się ze mną staje, stawać się zwykło ze wszystkimi owocami, które dojrzewają. Miód to w mych żyłach zgęszcza mi krew i ucisza duszę”. — „Słusznie snadź powiadasz, Zaratustro, odparły zwierzęta i garnęły się doń; czybyś nie zechciał jednak na wysoką wejść dziś górę? Powietrze czyste, i widzi się dziś ze szczytów więcej świata, niźli kiedykolwiek”. — „Chętnie, me zwierzęta, odparł, doskonała jest wasza rada i jakby z serca mi dobyta: wejdę dziś na wysoką górę! Baczcież jednak, aby miód był tam pod ręką, żółto-biały, lodowo świeży plaster miodu złotego. Gdyż wiedzcie, chcę tam na górze obiatę[256] złożyć miodową”. —
2666Gdy Zaratustra na górze się znalazł, odprawił zwierzęta, które mu towarzyszyły, i znalazł się wreszcie sam ze sobą: — wówczas śmiał się z całego serca, obejrzał się raz jeszcze i tak oto przemówił:
Żem o obiacie i o miodowej mówił obiacie, zaprawdę, mowy mej podstęp był to tylko i przydatne, zaprawdę, szaleństwo! Tu na górze wolniej mówić mogę, niźli przed jaskiniami pustelników i przed zadomowionymi pustelników zwierzęty[257].
2668I na cóż obiaty! Czyż nie roztrwaniam, co mi darowanym bywa, ja rozrzutnik o dłoniach tysiącu: jakżebym ja to — ofiarą mógł zwać!
2669A gdym miodu pożądał, pożądałem wszak tylko przynęty, i słodkiej, a lipkiej[258] patoki[259], po którą nawet mrukliwe niedźwiedzie i ponure złe ptaki językiem sięgną:
2670— najlepszej pożądałem nęty[260], jako myśliwce i rybołowce jej łakną. Obraz świata, MorzeBo jeśli świat ciemną jest puszczą i wszystkich dzikich łowców ogrójcem, dla mnie jest on raczej przepaścistym i bogatym morzem,
2671— morzem pełnym pstrych ryb i raków, wobec których bogów nawet pokusa ogarnąć może, aby rybakami i niewodołowcami się stać: tak pełen jest świat dziwotworów wielkich i małych!
2672Osobliwie świat człowieczy, morze ludzkie: — w jego to wody zanurzam swą złotą różdżkę wędkową i mówię: roztwórz się, ludzka ty przepaści!
2673Roztwórz się i wyrzuć mi swe ryby i raki błyskotliwe! Najlepszą nętą wabię dziś najdziwaczniejsze ryby ludzkie!
2674— nawet szczęście swe rozrzucam na wszystkie dale i odległości, między wschodem, południem i zachodem, zali nie nauczą się ryby ludzkie dorywać do szczęścia mego i trzepotać się wokół niego,
2675póki, wgryzłszy się w ukryte me ostrza, nie zostaną zniewolone ku mojej wyży, te najbarwistsze przepastne twory dna do najzłośliwszego ze wszystkich łowców ludzi.
2676Albowiem tym ci jestem z głębi duszy i z przedpoczątku: pociągającym, przyciągającym, naprowadzającym, — ja przewódca[261], hodowca, sfornego chowu mistrz, co nie darmo samego siebie niegdyś nawoływał: „Stań się, kim jesteś!”
2677Przeto niechaj ku mnie oto wschodzą: gdyż na znak jeszcze oczekuję, zali nie nadszedł czas mego znijścia; jeszcze sam między ludzi nie schodzę, jako to uczynić będę musiał.
2678CierpienieNa toż to oczekuję podstępnie i szyderczo na wysokich górach, ani zniecierpliwiony, ani też cierpliwy, raczej jako ten, co się cierpliwości oduczył, — ponieważ już nie „cierpi”.
2679Los, CzasAlbowiem dola ma czas mi pozostawia, zapomniała mnie ona snadź? Lub też może gdzieś za wielkim głazem w cieniu przysiadła i muchy może łapie?
2680I zaprawdę, wdzięczny jej za to jestem, tej swojej doli wiecznej, że mnie nie szczuje i nie prze, pozostawiając czas na psoty i złośliwości: tak iż dziś dla połowu ryb na tę wysoką wspiąłem się górę.
2681Czy ławiał człowiek kiedykolwiek ryby na wysokiej górze? I choć to nawet szaleństwem jest, co tu zamierzam i sprawuję: lepszeć to, niźli tam na dole stać się w oczekiwaniu uroczystym, zzielenieć i zżółknąć przy tym —
2682Gniew, Śmiech— stać się w oczekiwaniu rozfukanym i gniewem dyszącym, — zawyciem z gór idącej, niby świętej, nawałnicy, niecierpliwcem się stać, co w doliny woła: „Słuchajcie, albo was bożym biczem wychłostam!”
2683Nie złorzeczę ja wszakże gniewcom tym! zaledwie śmiechu są oni warci! Niecierpliwe muszą być te wielkie hałaśliwe bębny, głoszące się tylko dziś lub nigdy!
2684Ja zaś i dola ma — nie przemawiamy do dziś, nie przemawiamy też i do nigdy: do przemawiań mamy i cierpliwość, i czas, i nadmiar czasu. Gdyż kiedyś nadejść musi i minąć nas nie może.
2685Cóż to nadejść musi i minąć nie powinno? Nasz wielki hazard, nasze wielkie dalekie królestwo człowiecze, królestwo Zaratustry, tysiącletnie — —
2686Jakże daleka może być ta „dal”? cóż mnie to obchodzi! Krzepko stojęć mimo to —, obu nogami stoję mocno na tej podwalinie,
2687— na wiecznej podwalinie, na twardym pragłazie, na tym najwyższym, najtwardszym pragórzu, do którego wszystkie wichry ciągną, jak do burzowej rubieży, pytając: Gdzie? i Skąd? i Kędy[262]?
2688ŚmiechŚmiej się tu, śmiej, ma jasna, krzepka złośliwości! Z wysokich gór rzuć swój migotliwy szydu[263] śmiech! Przynęć mi twym migotaniem najpiękniejsze ryby ludzkie!
2689Oraz wszystko, co w morzach wszelkich do mnie należy, me „dla mnie i przeze mnie” w rzeczach wszelkich — wyłówże mi to wszystko, dowiedźcie to ku mnie: na toż czekam wszak najzłośliwszy ze wszystkich rybołowców.
2690W dal, w dal sięgaj, wędko ma! W dół, w głąb, nęto szczęścia mego! Zrośże rosą swą najsłodszą serca mego miód! Zarwij, wędko ma, w brzuchy wszystkich czarnych smętków!
2691W dal, w dal sięgaj, oko me! O, jakaż mnogość mórz wokół mnie, ileż świtających przyszłości ludzkich! Zaś nade mną — jakaż cisza różana! Jakież bezobłoczne milczenie!
Następnego dnia siedział znowuż Zaratustra na głazie przed jaskinią swą, podczas gdy zwierzęta krążyły po świecie, szukając nowego pokarmu i nowego miodu: jako że stary miód roztrwonił Zaratustra i rozdał doszczętnie. Cień, Spotkanie, StrachTak oto siedział z kijem w dłoni i cień własnej postaci na ziemi odrysowywał w zadumie, — a myślał, zaprawdę! nie o swym cieniu, — wtem przestraszył się i zadrżał: gdyż obok swego cienia spostrzegł nagle drugi cień. Gdy się na nogi zerwał i szybko poza siebie obejrzał, ujrzał owego wróżbiarza, którego ongi przy stole swym karmił i poił, zwiastuna wielkiego znużenia, co pouczał wówczas: „Wszystko jest obojętne, nie opłaca się nic, świat jest bez myśli, wiedza dławi”. Lecz oblicze jego zmieniło się od tego czasu; a gdy Zaratustra w oczy mu spojrzał, przeraziło się serce jego po raz wtóry: tyle złowieszczych zwiastowań i popielnych błysków przemykało po jego twarzy.
2693Wróżbiarz, widząc, co się dzieje w duszy Zaratustry, przetarł dłonią swe lice, jak gdyby zetrzeć je chciał; podobnież uczynił i Zaratustra. A gdy się tak obaj w milczeniu przemogli i skrzepili, podali sobie dłonie na znak, iż pragną się sobie przypomnieć.
2694„Bądź mi pozdrowiony, rzekł Zaratustra, ty wróżbiarzu wielkiego znużenia, chcę, byś nie darmo zasiadał owego czasu jako gość przy stole mym. Jedzże więc i pij dzisiaj, a wybacz, gdy do stołu wraz z tobą zasiądzie ochoczy starzec! — „Ochoczy starzec? — odparł wróżbiarz i kiwał głową: kimkolwiek jesteś lub być pragniesz, o Zaratustro, dotrwałeś do ostateczności tu na górze, — łódź twa już niedługo tkwić będzie na mieliźnie!” — „Tkwięż na mieliźnie?” — pytał Zaratustra ze śmiechem. — „Fale wokół twej góry, odparł wróżbiarz, sięgają coraz wyżej i wyżej, fale wielkiej niedoli i pognębienia: podejmą one niebawem łódź twoją i uniosą ją w dal”. — Zaratustra zamilkł na to i dziwił się. — „Czyż nie słyszysz jeszcze? — dopytywał wróżbiarz: jak szumi i burzy się ku górze z głębi?” — Zaratustra milczał wciąż i nadsłuchiwał: wreszcie usłyszał długi, przeciągły krzyk, który przepaści przerzucały sobie wzajemnie, odsyłając go w dal, gdyż żadna zatrzymać go w sobie nie chciała: tak złe brzmienie było w nim.
2695„Ty zły zwiastunie, rzecze wreszcie Zaratustra, to jest wołanie o ratunek, krzyk człowieka, — wzbija się on snadź z jakiegoś czarnego morza. Lecz cóż mnie człowiecza obchodzi niedola! WspółczucieMa ostatnia godzina, co mi sądzona jest, — wieszże ty, jak się ona zowie?”
2696— Współczucie! — odparł wróżbiarz w serdecznym okrzyku i wzniósł oba ramiona, — o, Zaratustro, przychodzę, abym ciebie do twej ostatniej godziny zwiódł! —
2697Zaledwie te słowa wyrzeczono, rozległ się krzyk ponownie, tym razem dłuższy, trwożniejszy i o wiele bliższy, niż przedtem. „Słyszysz? słyszysz, Zaratustro? wołał wróżbiarz, do ciebie wzbija się ten krzyk, ciebie on nawołuje: chodź, chodź, chodź, czas już, czas najwyższy!” —
2698Zaratustra milczał, zmieszany i wzburzony do głębi, wreszcie zapytał, jak ten, co się z postanowieniem waha: „I któż to jest, co mnie tam woła?”
2699„Wszak ty sam wiesz o tym, odparł wróżbiarz, czemu się ukrywasz? Wyższy człowiek wzywa cię krzykiem!”
2700„Wyższy człowiek?” krzyknął Zaratustra, grozą przejęty: „czegóż on chce? Czegóż on chce? Wyższy człowiek! Czegóż on chce tutaj?” — i cały potem się pokrył.
2701Wróżbiarz nie odpowiadał wszakże na trwogę Zaratustry, lecz słuchał i nadsłuchiwał ku głębi. Gdy jednak przez długi czas cisza tam zalegała, zwrócił swe spojrzenie i ujrzał, jak Zaratustra, z miejsca nieporuszony, drży na całym ciele.
2702Taniec„O, Zaratustro — wszczął więc smutnym głosem — nie wyglądasz jako ten, co szczęście swe w obrót puszcza: będziesz musiał tańczyć, abyś mi się nie obalił!
2703Lecz gdybyś nawet przede mną zatańczyć zechciał i wszystkie swe uskoki wyczyniał: nikt mi tu nie powie: »Oto tańczy ostatni człowiek radosny!«
2704SzczęścieDaremnie by wchodził na te wyżyny, kto by takiego tu szukał: jaskinie by znalazł on wprawdzie i w jaskiniach tylne pieczary, skrytki dla skrytek, lecz nie szczęścia podziemne krużganki i komory skarbów i nowego szczęścia złote żyły.
2705Szczęście — jakże tu znaleźć szczęście u takich zakopańców i pustelników! Mamże ostatniego szczęścia na wyspach szczęśliwości szukać, hen, pośród zapomnianych mórz?
2706Lecz nic i po tym, nie opłaca się nic zgoła, nie pomoże i szukanie, nie ma nawet i wysp szczęśliwości!” — —
Tako wzdychał wróżbiarz; przy ostatnim jego westchnieniu rozjaśniał Zaratustra i stał się znowuż pewnym siebie, jak ktoś, co z głębokiego podziemia na światło nagle wyjrzy. — Nie! nie! Po trzykroć nie! — wołał głosem silnym i gładził brodę swą — o tym ja wiem lepiej! Istnieją jeszcze wyspy szczęśliwości! Milcz o tym, wzdychający ty miechu!
2708Zaprzestań o tym pluskać, chmuro ty deszczowa przed południem! Czy nie stoję oto już zmoczony twym utrapieniem i zalany ulewą jak pies?
2709Otrząsam się oto i uciekam precz, abym wysechł czym prędzej: zdumiewać cię to nie powinno! Zdam ci się nieuprzejmym? Lecz tu moje jest podwórze.
2710Co się zaś twego wyższego człowieka tyczy: dobrze więc! poszukam go czym prędzej w onych lasach: stamtąd dobiegał jego krzyk. Być może, iż złe zwierzę napastuje go.
2711W moich jest on obszarach: tu go nic złego spotkać nie może! Zaprawdę, jest tu wiele złych zwierząt u mnie”. —
2712Gospodarz, GośćZ tymi słowy zwrócił się Zaratustra do odejścia. Wówczas rzecze wróżbiarz: „O Zaratustro, jesteś przebiegły!
2713Wiem ja wszak: chcesz się mnie pozbyć! Raczej w lasy uciekniesz i złe zwierzęta tropić zechcesz!
2714Lecz na cóż ci się to zda? Wieczorem ujrzysz mnie ponownie; w twej własnej jaskini siedzieć będę, cierpliwy i ciężki jak kłoda, — na ciebie tak oczekiwać będę!”
2715„Niechże i tak będzie! — odparł Zaratustra na odchodnym: co zaś w jaskini mego jest, należy i do ciebie, gościa mego!
2716A gdybyś tam i miodu nieco znalazł, śmiało! zliżże go, mrukliwy ty niedźwiedziu, i osłódź duszę swoją! Chcę, byśmy wieczorem dobrej byli myśli,
2717— dobrej myśli i uradowani tym, że skończył się ten dzień! Zaś ty będziesz mi tańczył do mych pieśni jako niedźwiedź mój tańczący.
2718Nie wierzysz temu? Głową kiwasz? Hejże! Hej! Stary niedźwiedziu! Wszakże i ja jestem — wróżbiarzem”. —
KrólZaratustra nie bawił jeszcze godziny w swych górach i lasach, gdy spostrzegł nagle dziwny pochód. Po tej drodze, którą zejść właśnie zamierzał, wchodzili dwaj królowie, w korony i pasy purpurowe strojni i barwni, jak ptaki flamingi, pędzili oni przed sobą objuczonego osła. „Czegóż chcą królowie w mym państwie?” rzecze Zaratustra w zdumieniu do swego serca i ukrył się czym prędzej w zaroślu. Gdy jednak królowie zbliżyli się doń, rzekł półgłosem jak ten, kto do samego siebie mówi: „Dziwne! Dziwne! Jakże to się godzi? Dwóch królów widzę — i jednego tylko osła!”
2721Wówczas zatrzymali się królowie, spojrzeli uśmiechnięci w tę stronę, z której głos dochodził, a potem sobie w oblicza. „Takie rzeczy myśli się wprawdzie i między nami, rzekł król po prawej, ale głośno nie wypowiada się tego”.
2722GrzecznośćZaś król po lewej wzruszył ramionami i odparł: „Będzie to zapewne jakiś pasterz kóz. Lub pustelnik, co zbyt długo przebywał pośród drzew i skał. Brak towarzystwa psuje bowiem również dobre obyczaje”.
2723— Dobre obyczaje? — odparł niechętnie i gorzko drugi król — od czegóż to umykamy? Czyż nie od „dobrych obyczajów”? Od naszego „dobrego towarzystwa”?
2724Szlachcic, Chłop, TłumLepiej, zaprawdę, pośród pustelników i kóz pasterzy być, niźli pośród naszego wyzłoconego fałszywego blichtrowego motłochu, — aczkolwiek zwie się on „dobrym towarzystwem”,
2725— aczkolwiek „szlachtą” się zwie. Wszak tam wszystko jest fałszywe i zgniłe, a przede wszystkim krew, dzięki starym złym chorobom i jeszcze gorszym znachorom.
2726Najlepszym jeszcze i najmilszym jest mi dziś zdrowy chłop: grubiański, chytry, uparty i wytrzymały: to jest dziś najdostojniejszy gatunek ludzi.
2727Chłop jest dziś najlepszy: chłopstwo panami być powinno! Lecz tamto, to państwo motłochu, nie dam się już łudzić co do tego. Motłoch wszakże zwie się: mieszanina.
2728Mieszanina motłochu: w niej wszystko wskroś i społem jest zmieszane, święty i łotr, szlachetka i Żyd, oraz wszelakie zwierzęta z arki Noego.
2729FałszDobre obyczaje! Wszystko u nas fałszywe i zgniłe. Nikt czcić już nie potrafi: temu właśnie uchodzimy wszak z drogi. To są mdłe, natrętne psy, one ozłacają liście palmowe.
2730I ten wstręt dławi mnie, że i my królowie staliśmy się fałszywi, obciążeni i strojni starym, wyblakłym przepychem pradziadów, że jesteśmy jako numizmaty dla najgłupszych i najprzebieglejszych, oraz dla wszystkich, kto dziś szachrajstwem o władzę się trudni.
2731Nie jesteśmy pierwsi, — a musimy pierwszych znamionować: to oszustwo przyprawiło nas wreszcie o przesyt i wstręt.
2732Hołocie uszliśmy z drogi, wszystkim tym gardłaczom i bazgraczom, tym muchom pstrzącym, tej woni kramarskiej, tym pokurczom próżności, temu cuchnącemu oddechowi —: pfe, żyć pośród hołoty,
2733— pfe! pośród hołoty znamionować pierwszych! Och, wstręt! wstręt! wstręt! Cóż na nas królach zależy! —
2734— Twa stara niemoc opada cię — rzekł król po lewej — wstręt cię opada, biedny mój bracie. Lecz, wiesz przecie, ktoś tu nas podsłuchuje.
2735Zaratustra, który na tę królów rozmowę oczy i uszy rozwierał, podniósł się czym prędzej ze swego ukrycia, wystąpił przed króli i rzekł:
2736— Kto was podsłuchuje, kto rad was podsłuchuje, o królowie, zowie się Zaratustra.
2737Jam jest Zaratustra, który niegdyś nauczał: „I cóż po królach! Wybaczcież mi więc, uradowałem się, słysząc was mówiących do się: „I cóż po królach!”
2738Tu zaś moje jest państwo i moje władanie: czegóż w moim szukacie państwie? A może znaleźliście po drodze to, czego ja szukam: mianowicie wyższego człowieka?
2739Gdy królowie usłyszeli te słowa, uderzyli się w piersi i rzekli jednogłośnie:
2740— Przejrzano nas! Mieczem tego słowa przebijasz serc naszych najgłębsze ciemnie. WładzaOdkryłeś niedolę naszą, gdyż patrz oto! wyruszyliśmy w drogę, aby znaleźć wyższego człowieka —
2741— człowieka, co by wyrastał ponad nas: którzy królami wszak jesteśmy. Do niego też wiedziemy tego osła. Albowiem człowiek najwyższy winien być najwyższym panem na ziemi.
2742Nie masz bo cięższego nieszczęścia w żadnej doli ludzkiej ponad to, gdy najpotężniejszy na ziemi nie jest zarazem pierwszorzędnym człowiekiem. Wówczas wszystko staje się fałszywe, koślawe i potworne.
2743A cóż dopiero gdy taki jest zgoła ostatnim i raczej bydlęciem niż człowiekiem: wówczas motłoch rośnie i wyrasta w cenie, aż póki cnota motłochu nie rzecze: „patrz, ja wyłącznie jestem cnotą!” —
2744— Co słyszę? — odparł Zaratustra — jakaż mądrość pośród króli! Jestem zachwycony i, zaprawdę, chętka mnie już bierze, by rymy na to złożyć: —
2745— aczkolwiek nie będą to rymy dla wszystkich uszu przydatne. Z dawna oduczyłem się mieć wzgląd na długie uszy. Hejże więc! Słuchajcież!
2746(Tu stało się jednak, że osieł[264] odezwał się nagle: oto rzekł dobitnie i ze złą wolą: ta-ak! )
2747Proroctwo, Obraz świata, Upadek, AntysemityzmNiegdyś — zda się, w pierwszym Roku Pana, —
2748Rzekła Sybilla, bez wina pijana:
2749„Teraz wszystko pójdzie wspak!
2750Biada! biada! Nigdy świat nie marniał tak!
2751Rzym sczezł na dziewkę, na zamtuz[265] się zdał,
2752Rzymu cezar na bydlę, Bóg — Żydem się stał!”
Na tych rymach Zaratustry paśli się królowie; zaczem[266] król po prawej rzecze:
2754— O, Zaratustro, jakżeśmy dobrze uczynili, wybrawszy się w drogę, aby ciebie ujrzeć!
2755Wróg, LustroAlbowiem wrogowie twoi pokazali nam obraz twój w swoim zwierciadle: oto spojrzałeś ku nam maszkarą diabła szyderczego: tak iż przestraszyliśmy się ciebie.
2756Lecz na cóż się to zdało! Przypowieści swymi zapuszczałeś raz po raz żądła w uszy i serca nasze. Aż wreszcie rzekliśmy: cóż z tego, jak on wygląda!
2757Słyszeć go musimy, tego co poucza: „winniście miłować pokój jako środek ku nowym wojnom, zaś krótki pokój bardziej, niż długi!”
2758Nikt tak wojowniczych słów nie głosił: „cóż jest dobrze? Dobrze mężnym być. Dobra to wojna każdą rzecz uświęca”.
2759O Zaratustro, ojców naszych krew zawrzała w ciałach naszych na te słowa: była to mowa wiosny do starych kadzi winnych.
2760Gdy miecze migotały, jak krwawo plamiste węże, wonczas to ojcowie nasi życiu radzi bywali; każdego pokoju słońce zdało im się mdłe, gnuśne, zaś długi pokój rodził srom.
2761Jakże wzdychali oni, ojcowie ci nasi, gdy oglądali na ścianach biało lśniące, wyschłe miecze! I jako miecze, tak krwi wonczas łaknęli. Bo krwi miecz łaknie i błyskami tej żądzy płonie. — —
2762Gdy królowie tak oto o szczęściu ojców swych mówili i gawędzili, opadła Zaratustrę chętka zadrwić z ich gorliwości: gdyż najoczywiściej byli to pokojowo usposobieni królowie o starych i wytwornych obliczach. Przemógł się jednak.
2763— Dobrze więc! — rzekł — tędy oto wiedzie droga do jaskini Zaratustry; zaś dniu temu na długi niechaj przyjdzie wieczór! Teraz wszakże wołanie na ratunek przynagla mnie, abym was opuścił.
2764KrólZaszczyci to jaskinię mą, gdy królowie w niej zasiądą i oczekiwać zechcą: wypadnie wam wszakże długo czekać!
2765Chociażby! I cóż z tego! Gdzież to dziś lepiej uczy się czekać, niż na dworze? Zaś królów ostatnia cnota — czyż nie zwie się ona: potrafić czekać? —
I Zaratustra zanurzał się w zamyśleniu coraz dalej i głębiej w lasy, mijając przydroża bagienne. Jak to się temu przytrafia, co w ciężkiej zadumie przed się na ślepo idzie, nastąpił niespodzianie na człowieka. I oto w jednej chwili parsknęły mu w twarz: okrzyk bólu, dwie klątwy i ze dwadzieścia ciężkich przekleństw: tak że Zaratustra kij podniósł i począł bić nadeptanego. Opamiętał się wszakże natychmiast i zaśmiał się w sercu z szaleństwa, które w tej chwili popełnił.
2768— Daruj — rzecze do nadeptanego, który podnosił się chmurnie i przysiadał — daruj i weź przede wszystkim tę oto przypowieść.
2769Pies, Wróg, StrachJako wędrowiec, o dalekich rzeczach marzący, niespodzianie na samotnej drodze śpiącego psa potrąci, psa, co się w słońcu wygrzewa:
2770— jak oba przerażeni rzucą się na siebie, niby wrogowie śmiertelni, ci dwaj śmiertelnie przerażeni: tak oto i nam się przytrafiło.
2771A jednak! Jednak — jak niewiele brakowało do tego, aby garnęli się ku sobie, ów pies i ten samotnik! Są wszak oba — samotnikami!
2772— Kimkolwiek jesteś — odparł nadeptany wciąż jeszcze chmurny — następujesz na mnie i przypowieścią swą, a nie tylko nogą!
2773Spojrzyj, czyż psem jestem? — przy czym siedzący wyciągnął nagie ramię z bagna — i podniósł się. Na początku leżał on był na ziemi ukryty i niewidoczny, jak ktoś na dzicz bagienną zaczajony.
2774— Cóżeś ty tu czynił! — krzyknął Zaratustra przerażony, ujrzawszy, że nagie jego ramię opływało obficie krwią, — cóż ci się wydarzyło? Ugryzłoż cię, nieszczęsny, jakie złe zwierzę?
2775Krwawiący zaśmiał się, wciąż jeszcze gniew tłumiąc.
2776— Cóż ciebie to obchodzi! — rzekł i chciał odejść. — Jestem tu w swoich obszarach. SłowoNiech mnie pyta, kto zechce: dla gamonia wszakże odpowiedzi nie mam.
2777— Mylisz się, — rzekł Zaratustra i zatrzymał go, — mylisz się: nie u siebie tu jesteś, lecz w moim państwie, i nikomu krzywda stać się tu nie może.
2778Zwij mnie wszakże jako chcesz, — jestem, kim być muszę. Samego siebie zwę Zaratustra.
2779Spójrz! Tędy górą wiedzie droga do jaskini Zaratustry: niedaleko ona stąd. Nie zechciałbyś u mnie ran twych doglądać?
2780Na złe ci przyszło nieszczęsny w twym życiu: naprzód ugryzło cię zwierzę, potem nadeptał cię jeszcze człowiek! — —
2781Gdy nadepnięty usłyszał imię Zaratustry, przeistoczył się nagle.
2782Robak, Krew— Jakaż dola mnie ściga! — wykrzyknął,— któż bo obchodzi mnie jeszcze w życiu, prócz tego jednego człowieka, prócz Zaratustry i tego zwierzęcia, co krwią żyje: prócz pijawki?
2783Łowiąc pijawki, leżałem w tym oto bagnie i już zanurzone me ramię dziesięć razy ukąszone było, gdy oto wgryza się po krew moją jeszcze jedna piękna zdobycz, sam Zaratustra!
2784O szczęście! O cudzie! Sławię dzień, co mnie w to bagno zwabił! Sławioną niech będzie najlepsza żywa bańka z tych, co dziś żyją, sławioną największa pijawka sumienia, Zaratustra! —
2785Tak oto mówił nadeptany. Zaratustrę radowały te jego słowa oraz słów tych subtelna pokora.
2786— Kim jesteś? — pytał i podał mu dłoń;— między nami wiele wyjaśnionym i wypogodzonym być winno: lecz, zda mi się, już się czysty jasny dzień poczyna.
2787Wiedza— Jam jest sumienny z ducha,— odparł zagadnięty,— a w rzeczach ducha nikt chyba sumienniej, ciaśniej i twardziej sobie nie poczyna ode mnie, wyjąwszy tego chyba, od kogom się takowych poczynań nauczył: wyjąwszy samego Zaratustrę.
2788Lepiej nic nie wiedzieć, niźli wiele, a połowicznie! Głupota, MądrośćLepiej być głupcem na własną rękę, niźli mędrcem według cudzego mniemania! Ja — sięgam dna:
2789— i cóż na tym zależy, czy jest ono wielkim, czy małym? Czy zwie się bagnem, czy też niebem? Jedna piędź podstawy wystarcza mi całkowicie: aby tylko była dnem i podstawą!
2790— jedna piędź podstawy: na niej utrzymać się już można. W prawej sumienności wiedzy, nie maż[267] nic wielkiego ani małego.
2791— Więc jesteś może poznawcą pijawek; do ostatnich den pijawkowych sięgasz może, ty sumienny?
2792— O, Zaratustro,— odparł nadeptany,— to by było zbyt olbrzymim przedsięwzięciem, jakżebym na coć podobnego mógł się poważyć!
2793Mózg pijawki, oto w czym jestem mistrzem i znawcą: — oto świat mój!
2794I jest to rzeczywiście świat cały! Wybacz mi, lecz w tym miejscu duma moja wypowiedzieć się pragnie, gdyż tu nie mam równego sobie. Przetom rzekł: »tu jestem u siebie«.
2795Jakże długo zabiegam wokół tego jednego, wokół mózgu pijawki, aby mi ta śliska prawda się nie wyślizgnęła! Tu jest moje panowanie!
2796— dlatego też odrzuciłem wszystko inne, dlatego wszystko inne stało mi się obojętnym; i tuż obok mej wiedzy spoczywa ma czarna niewiedza.
2797WiedzaMe sumienie ducha wymaga ode mnie, abym jedno znał, a o wszystkim innym nie wiedział: wstręt budzą we mnie ci wszyscy połowiczni z ducha, mgliści, bałamutni, rojący.
2798Gdzie ma rzetelność się kończy, tam ślepy jestem, tam też ślepym być pragnę. Gdzie zaś wiedzieć chcę, pragnę być też i rzetelnym, a mianowicie twardym, surowym, ciasnym, okrutnym i nielitościwym.
2799Wiedza, KrewA żeś raz wyrzekł, o Zaratustro: »Duch jest życiem, co samo w życie się wrzyna«, więc te oto słowa zwiodły mnie i przywiodły do nauki twej. Bo, zaprawdę, krwią własną mnożyłem wiedzę swą!
2800— Jak o tym poucza oczywistość — wpadł mu Zaratustra w słowa; gdyż krew ociekała wciąż jeszcze z nagiego ramienia człowieka sumiennego. Dziesięć pijawek wpiło się weń.
2801O, człeku ty dziwaczny, jakże wiele poucza mnie ta oto oczywistość: mianowicie ty sam! A nie wszystko może wolno by mi było wlać w twe uszy surowe!
2802Tak więc, — rozstańmy się! Wszakże bym rad ujrzał cię raz jeszcze. Tędy górą wiedzie droga do mej jaskini: chcę, byś dzisiejszej nocy gościem był moim!
2803Rad bym i ciału twemu wynagrodzić, że Zaratustra nogą cię nadeptał: i o tym myślę. Teraz wszakże wołanie na ratunek przynagla mnie, abym cię opuścił.
Szaleniec, BógGdy Zaratustra minął skałę na zboczu, ujrzał nieopodal na pochyłości drogi człowieka miotającego się jak opętany i powalającego się wreszcie twarzą na ziemię. „Baczność! — rzekł Zaratustra do swego serca, snadź[269] ten jest wyższym człowiekiem, jego to krzyk rozpaczny dobiegał do mnie, — obaczę, zali mu pomóc w czym zdołam”. Gdy podbiegł do tego miejsca, gdzie człowiek na ziemi leżał, ujrzał drżącego starca o błędnym wejrzeniu; daremnie trudził się Zaratustra, aby go podnieść i na nogi postawić. Nieszczęsny zdawał się nie spostrzegać nawet, że ktoś koło niego zabiega; gdyż raz po raz oglądał się tkliwie poza siebie, jak człowiek opuszczony i przez świat cały zaniechany. Wreszcie po długich drgawkach, wstrząsach i skurczach począł tak oto zawodzić:
Fałsz, Prawda, Aktor— Tu jednak Zaratustra dłużej pohamować się nie zdołał, pochwycił kij i począł z całych sił bić biadającego. „Zaprzestań! — wołał z jadowitym śmiechem,— zaprzestań, ty aktorze! Ty fałszerzu! Ty łgarzu z głębi duszy! Poznaję ja ciebie!
2907Zagrzeję ja ci wnet nogi, ty zły guślarzu, znam się dobrze na tym, jak takich — zagrzewać!”
2908— Dajże pokój,— rzekł starzec i skoczył na nogi,— nie bijże, Zaratustro! Czyniłem to tylko dla igraszki!
2909To wszystko należy do mojej sztuki; ciebie samego na próbę wystawić chciałem, gdym ci tę próbę zadawał! I, zaprawdę, przejrzałeś mnie na wskroś!
2910Lecz i ty oto — dałeś mi próbę samego siebie: twardy jesteś, mądry Zaratustro! Twardo bijesz swymi »prawdy«, twój drąg wymusza ze mnie — tę oto prawdę!”
2911— Nie schlebiaj,— odparł Zaratustra, wciąż jeszcze wzburzony i chmurny,— ty aktorze do cna! Fałszywy jesteś: cóż ty mi powiadasz — o prawdzie!
2912Ty pawiu pawi, ty morze próżności, i cóżeś ty grał przede mną, zły czarowniku, kogóż to wyobrażać sobie miałem, widząc cię tak zawodzącego?
2913— Pokutnika ducha,— odparł starzec,— jego to — grałem ja: ty sam wymyśliłeś niegdyś to słowo —
2914— poetę i czarodzieja, co wreszcie przeciw samemu sobie ducha swego zwraca, przeistoczonego, którego własna zła wiedza i złe sumienie mrozi.
2915I wyznaj tylko: długo wszak trwało, o Zaratustro, zanim przejrzałeś mą sztukę i kłamstwo! Wierzyłeś w mą niedolę, gdyś mi głowę oburącz podtrzymywał, —
2916— słyszałem, jakeś zawodził: „nie dość go kochano, nie dość go kochano!” Żem cię aż tak dalece oszukać zdołał, radowała się w skrytości złośliwość ma.
2917Kłamstwo, Fałsz, Czary— Przebieglejszych ode mnie mogłeś był oszukiwać,— odparł twardo Zaratustra.— Ja nie mam się na baczności przed oszustami, ja muszę być bez ostrożności: tak chce dola ma.
2918Ty wszakże — musisz oszukiwać: na tyle znam cię! Ty musisz być zawsze dwuznaczny, trzy-, cztero- i pięcioznaczny. Nawet i to, coś mi wyznał przed chwilą, nie było mi ani dość prawdziwe, ani dość fałszywe!
2919Ty zły fałszerzu, jakżebyś ty mógł inaczej czynić! Ubarwiałbyś nawet i chorobę swą, gdybyś nago przed doktorem stanął.
2920Podobnie ubarwiałeś swe kłamstwo, mówiąc mi przed chwilą: „czyniłem to tylko dla igraszki!” Była i prawda w tym, w tobie jest coś z pokutnika ducha!
2921Odgaduję cię wszak: stałeś się czarodziejem dla wszystkich, lecz dla samego siebie nie starczyło ci już ani kłamstwa, ani podstępu żadnego, — dla samego siebie stałeś się odczarowany!
2922Żniwem twym był wstręt, jako twa jedyna prawda. Żadne słowo w twych ustach nie jest prawdziwe, prawdą jedyną są chyba twe usta, a raczej wstręt, co do nich przywarł. — —
2923— Kimże ty jesteś! — krzyknął stary wiła hardym głosem.— Któż to ośmiela się do mnie tak przemawiać, do największego z pośród żyjących? — i zielone błyski strzeliły z jego oczu ku Zaratustrze. Lecz wnet potem przeistoczył się i rzekł smutnie:
2924Prawda, Kłamstwo— O Zaratustro, znużony jestem, wstrętem przejmują mnie własne sztuki, ja nie jestem wielkim; i po cóż udawać! Jednakże, ty wiesz wszak o tym — ja szukam wielkości!
2925Wielkiego człowieka udawać chciałem i obałamuciłem wielu: wszakże kłamstwo to przerasta siły me. Łamię się na nim.
2926O, Zaratustro, wszystko we mnie jest kłamstwem, lecz to, że się łamię — to złamanie moje jest prawdziwe —
2927— Cześć ci to przynosi,— rzekł Zaratustra ponuro, nie patrząc na niego, — cześć ci to przynosi, że szukasz wielkości, lecz zdradza cię to zarazem. Wielkim nie jesteś.
2928Zły stary ty wiło, oto co w tobie najlepsze i najrzetelniejsze, i co w tobie cenię: żeś się umęczył sobą i rzekłeś: »ja nie jestem wielki«.
2929Za to właśnie poważam cię jako pokutnika ducha: a choć to przelotne było tylko mgnienie, wszakże przez tę jedną chwilę byłeś — prawdziwy.
2930Lecz mów, czego szukasz pośród moich lasów i skał? A gdyś mi w poprzek drogi zległ, na jaką to próbę wystawić mnie chciałeś? —
2931 2932Tako rzecze Zaratustra, a oczy jego skry rzucały. Stary wiła milczał czas jakiś, wreszcie rzekł:
2933— Zalim ja kusił ciebie? Ja — szukam tylko.
2934O, Zaratustro, szukam człowieka prawdziwego, prawego, czystego, prostego, jednoznacznego, człowieka wszelkiej rzetelności, naczynie mądrości, świętego w poznawaniu, szukam wielkiego człowieka!
2935Czyż nie wiesz o tym, o Zaratustro? Ja szukam Zaratustry.
— Tu nastało długie między nimi milczenie; Zaratustra zatonął w myślach tak głęboko, że aż oczy przymknął. Po czym, zwróciwszy się do wiły, pochwycił jego rękę i rzekł pełen ugrzecznienia i przebiegłości:
2937Dobrze więc! Tędy górą wiedzie droga, tam leży jaskinia Zaratustry. W niej możesz szukać tego, kogo znaleźć pragniesz.
2938A pytaj zwierzęta me o radę, orła i węża mego: niech ci one szukać pomogą. Jaskinia ma wszakże wielka jest.
2939Sława, Pycha, Kondycja ludzkaJa wprawdzie — jam nie widział jeszcze wielkiego człowieka. Co wielkim jest, na to oko najsubtelniejszego jest dziś grubym narzędziem. Motłochu to królestwo.
2940Niejednegom widział, co się prężył i wydymał, a lud wolał: „Patrzcie, oto wielki człowiek!” Lecz na cóż się pęcherze zdały! Koniec końców powietrze z nich uchodzi.
2941Koniec końców pęka żaba, co się zbyt długo wydymała: dech z niej uchodzi. Nadętym brzuchy przekłuwać: nie lada to uciecha. Słuchajcież, chłopaki!
2942To „dziś” należy do motłochu: któż tu wie, co jest wielkim, co zaś małym! Któż by tu mógł być szczęśliwym w poszukiwaniu wielkości! Szaleniec chyba tylko: szaleńcom szczęści się w tym.
2943Wielkiego człowieka szukasz, przedziwny ty szaleńcze? Któż cię nauczył tego? Zali pora dziś ku temu? O, zły poszukiwaczu, czemu — doświadczasz mnie? — —
Tako rzekł Zaratustra, a ukoiwszy serce, śmiejąc się, ruszył w drogę.
Pozbywszy się wiły, ujrzał Zaratustra niebawem znowuż kogoś na drodze, po której szedł. Nieopodal siedział czarny, smukły człowiek o chudej bladej twarzy: ten przygnębiał swoją postacią. „Biada, rzekł Zaratustra do swego serca, oto siedzi zakapturzony posępek, kapłańskim zda mi się to jego zachowanie: czegóż tacy w moim chcą królestwie?
2946DiabełCóż znowu! Zaledwie jednemu wile się umknąłem: już oto drugi czarnoksiężnik drogę mi zabiega, —
2947— pewno jakiś czarownik, zamówienia czyniący, ciemny cudotwórca z bożej łaski, namaszczony świata zaprzaniec, — — niechby go diabeł porwał!
2948Lecz diabła nigdy nie masz na tym miejscu, gdzie by było jego miejsce właściwe: zawsze zjawia się za późno to przeklęte karlisko i kuternoga ten! —
2949Tak oto klął Zaratustra niecierpliwie w duszy i rozmyślał nad tym, jakby to z odwróconymi oczyma prześlizgnąć się obok czarnego człowieka: lecz oto stało się inaczej, niż zamierzał. W tejże chwili spostrzegł go siedzący; porwał się z miejsca i zastąpił mu drogę, czyniąc nieomal wrażenie człowieka, którego niespodziane szczęście spotyka.
2950— Kimkolwiek jesteś, wędrowcze, rzekł, pomóż zbłąkanemu i szukającemu starcowi, któremu tu łatwo coś złego przytrafić się może!
2951Obcy mi świat ten i daleki, słyszę też i zwierząt dzikich poryki; zaś ten, kto by mi schronienia udzielić mógł, nie istnieje już.
2952Religia, BógSzukałem ostatniego pobożnego człowieka, świętego i samotnika jedynego, co w lesie swoim nic jeszcze nie słyszał o tym, o czym cały świat dziś wie.
2953— O czymże to wie dziś cały świat? pytał Zaratustra. Czy nie o tym, że stary Bóg, w którego cały świat niegdyś wierzył, już nie żyje?”
2954— Rzekłeś! — odparł starzec posępnie. A temu staremu Bogu służyłem ja do ostatniej jego godziny.
2955I otom jest wysłużony: bez pana, a jednak nie wolny, o żadnej godzinie życia już nie radosny, chyba tylko we wspomnieniach.
2956Przeto wstąpiłem na te góry, abym nareszcie gody znów święcił, jak staremu papieżowi i ojcu kościoła przystoi: gdyż wiedz, ja jestem ostatnim papieżem! — gody wspomnień pobożnych i służby bożej.
2957Lecz oto i on już nie żyje, ten człowiek najpobożniejszy, ów święty w lesie, co Boga swego śpiewem i pomrukiem ustawicznie chwalił.
2958Nie znalazłem go już; znalazłszy chatę jego, zastałem w niej tylko dwa wilki, wyjące nad jego śmiercią — wszystkie bo zwierzęta miłowały go. Uciekłem z chaty.
2959Czyżbym daremnie w te góry i lasy przychodził? Wówczas postanowiło serce me, abym szukał kogo innego, najpobożniejszego z tych, co w Boga już nie wierzą —, abym szukał Zaratustry!
2960Tako rzecze starzec, bystrym okiem patrząc na tego, co przed nim stał; Zaratustra pochwycił dłoń starego papieża i przyglądał się jej długo z podziwem.
2961— Spojrzyj, wielebny, jakaż piękna i długa dłoń! To dłoń człowieka, co zawsze błogosławieństwa rozdawał. Lecz teraz oto trzyma ona tego, kogo szukasz, trzyma Zaratustrę.
2962Jam jest ów bezbożny Zaratustra, który powiada: któż jest bardziej ode mnie bezbożny, abym się jego pouczeniem radował? —
2963Tako rzecze Zaratustra, wejrzeniem swym przenikając wskroś najskrytsze myśli starego papieża. Ów zaś podjął wreszcie:
2964— Kto najbardziej kochał i posiadał, najbardziej go też i utracił —:
2965— patrz, z nas dwóch, ja jestem obecnie bardziej chyba bezbożny? Lecz któż by mógł radować się z tego! —
2966— Służyłeś mu aż do ostatka,— rzekł Zaratustra w zadumie po długim milczeniu — czy wiesz jak on umarł? Zali prawdą jest to, co ludzie mówią, iż zdławiła go litość,
2967— że ujrzał, jako człowiek na krzyżu wisi i nie zniósł, aby miłość dla człowieka stała się dlań piekłem i śmiercią wreszcie? — —
2968Stary papież nie odpowiadał i odwodził lękliwie swe spojrzenie, ukrywając bolesny i ponury wyraz.
2969— Zaniechaj go — rzekł Zaratustra po długim namyśle, patrząc ciągle starcowi prosto w oczy.
2970Zaniechaj go, nie istnieje on już. I aczkolwiek cześć ci to świadczy, że o tym zmarłym dobrze tylko mówisz, wiesz wszakże zarówno jak i ja, kim on był, i że dziwacznymi chadzał on drogi.
2971— Mówiąc w trzy oczy,— odparł rozweselony stary papież (jako, że na jedno oko był on ślepy) — rzeczy boskich jestem bardziej świadom, niźli Zaratustra — i powinienem nim być.
2972Sługa, PanMiłość ma służyła mu długie lata, ma wola była każdej jego woli uległa. Dobry sługa wie jednak wszystko, niejedno nawet, co Pan przed samym sobą ukrywa.
2973Był to skryty Bóg, pełen tajemniczości. I syna wszak posiadł nie inaczej, niż krętymi drogi. Na progu jego wiary widnieje wiarołomstwo.
2974Kto go jako Boga miłości sławi, ten niezbyt szczytnie myśli o samej miłości. Czyż Bóg ten nie chciał być zarazem i sędzią? Atoli kochający miłuje poza nagrodą i odwetem.
2975Za młodu był ów Bóg ze wschodnich krain twardy, mściwy i piekło sobie zbudował ku rozkoszy swych ulubieńców.
2976W końcu zestarzał się jednak, stał się miękki, kruchy i współczujący, raczej do dziadka podobny, niźli do ojca, zaś najpodobniejszy do starej chwiejnej babki.
2977ŚmierćI oto siedział na zapiecku, pełen zgryzoty, spowodowanej słabością nóg, światem i wolą własną umęczony i udusił się pewnego dnia nadmiarem litości. — —
2978— Stary papieżu — wtrącił tu Zaratustra — czyś ty to własnymi oczyma oglądał? Być może, iż tak się to działo: tak, lub też inaczej. Gdy bogowie umierają, konać zwykli wieloraką śmiercią.
2979Wszakże, stało się! Tak czy owak, tak i owak — nie masz go już! Uszom i oczom moim był on nie w smak; nierad źle bym o nim powiadał.
2980PobożnośćKocham wszystko, co spoziera jasno i przemawia rzetelnie. Jednakże on — wszak wiesz o tym, stary kapłanie, coś z waszego, z kapłańskiego zachowania było w nim — był wieloznaczny.
2981Był też niewyraźny. Jakże gromił on nas za to gniewem pałający, żeśmy go źle pojmowali! Lecz czemuż nie przemawiał dobitniej?
2982A jeśli uszu naszych w tym wina, czemuż dał nam takie uszy, co go źle rozumiały? Jeśli namuł w uszach naszych tkwił, któż go w nasze uszy włożył?
2983Stworzenie, Pobożność, BuntZbyt wiele nie udało się temu garncarzowi, co wprawy jeszcze nie nabrał! Że jednak mścił się na garnkach i stworzeniach swych za to, że mu się one nie udały — to było już grzechem przeciw dobremu smakowi.
2984Gdyż i w pobożności istnieje dobry smak, który wreszcie powiada: „precz z takim Bogiem! Lepiej żadnego Boga, lepiej na własną rękę dolę swą zdziaływać, lepiej szaleńcem być, lepiej samemu Bogiem się stać!”
— Co słyszę! — rzekł stary papież, nastawiwszy czujnie uszu; o Zaratustro, tyś pobożniejszy, niźli sam myślisz, wraz z taką niewiarą! Jakowyś Bóg w tobie nawrócił cię do twej bezbożności.
2986Czy nie twa pobożność w Boga wierzyć ci nie daje? Zaś twa nadmierna rzetelność wywiedzie cię jeszcze poza dobro i zło!
2987Patrz, cóż to cię jeszcze oczekuje? Masz oczy, dłoń i usta, przeznaczone od wieków do błogosławieństwa. Nie samą dłonią błogosławi się.
2988W bliskości twej, aczkolwiek najbezbożniejszym chcesz mi być, czuję kadzidlne wonie tajemne ciągłych błogosławieństw: rozkosz i żal ogarniają mnie wobec tego.
2989Pozwól, o Zaratustro, abym gościem twym był bodaj na jedną noc! Nigdzie na ziemi lepiej czuć się dziś nie będę, niż przy twoim boku! —
2990— Amen! Niech się tak stanie! — rzekł Zaratustra w wielkim zdumieniu — tędy górą wiedzie droga do jaskini Zaratustry.
2991Chętnie, czcigodny, zawiódłbym cię sam, gdyż kocham wszystkich ludzi pobożnych. Wszakże teraz wołanie na ratunek zmusza mnie, abym cię opuścił.
2992W królestwie mym nikt krzywdy zaznać nie powinien; jaskinia ma dobrą jest przystanią. Zaś najchętniej każdego smutnego na twardą stawiałbym ziemię i na mocne nogi.
2993Któż jednak zdejmie ten posępek z ramion twych? Jam na to za słaby. Długo, zaprawdę, czekać będziesz, aż póki ci ktoś twego Boga wskrzesi.
2994Gdyż stary ten Bóg nie żyje; zgoła martwy jest on już. —
— I znowuż biegły stopy Zaratustry poprzez góry i lasy, a oczy jego szukały wokół, wszakże nigdzie dojrzeć nie mogły tego, kogo znaleźć pragnęły: wielkiego cierpiącego i wołającego na ratunek. W drodze tej radosnego był serca i pełnego wdzięczności. „Ileż dobrego, mówił, darował mi dzień ten, wynagradzając swój zły początek! Z jakimiż dziwnymi ludźmi wiodłem dziś rozmowy!
2997Długo przeżuwać pragnę ich słowa, jako dobre ziarna; niechże mi zęby tak drobno je zmielą i rozetrą, aż mi one mlekiem w duszę spłyną!” —
2998Gdy droga znowuż wokół skał zatoczyła, zmienił się widok od razu, i Zaratustra wstąpił w krainę śmierci. Sterczały tu czarne i czerwone turnie: naokół ani źdźbła, ani krzewu, ani ptasiego głosu. Była to dolina, której unikał zwierz wszelki, stroniły od niej nawet drapieżniki; tylko pewien gatunek szpetnych, grubych, zielonych węży, przypełzywać tu zwykł w starości, aby zdechnąć. Dlatego też zwali tę dolinę pastuchy: Wężym[271] Skonem.
2999Zaratustrę ogarnęły czarne wspomnienia, gdyż zdało mu się, iż niegdyś był już w tej dolinie. I wiele ciężkich myśli zległo mu na duchu: tak, iż idąc powoli, zwalniał kroku coraz bardziej, wreszcie przystanął. PotwórWówczas, otworzywszy oczy, ujrzał coś na drodze siedzącego: z kształtu niby człowiek, wszakże mało do człowieka podobne, ujrzał coś niewypowiedzialnego. I w jednej chwili opadł Zaratustrę wielki wstyd, iż coś podobnego własnymi oczyma oglądać musi: zarumienił się aż po siwy włos, odwrócił spojrzenie i uniósł już nogę, aby to złe miejsce opuścić. SłowoLecz oto martwa głusz ocknęła się głosem: na ziemi zabuzowało coś w bełkocie i rzężeniu, jak woda, gdy nocą w na wpół zatkanych rurach bełkocze i rzęzi; wreszcie wyłonił się z tego głos ludzki i ludzka mowa: — brzmiała ona tak:
3000Morderstwo, Zbrodniarz, Miłosierdzie, Zemsta„Zaratustro! Zaratustro! Zgadnij mą zagadkę! Powiadaj! Mów! Czym jest zemsta na świadku?
3001Ja cię wstecz przywabiam, gładki tu jest lód! Baczże, bacz, aby duma twa nóg tu nie połamała!
3002Mądrym się mniemasz[272], dumny Zaratustro! Odgadnijże mi tę zagadkę, ty twardy orzechów łuskaczu, zagadkę, którą ja przedstawiam! Powiadaj więc: kimże jestem ja!”
3003— Gdy Zaratustra te słowa usłyszał — jak sądzicie, co działo się w duszy jego? Opadła go litość; i runął nagłe, jak się powala dąb, co długo licznym drwalom się opierał, — ciężko, raptownie, ku trwodze tych, którzy go ściąć pragnęli. Lecz za chwilę stał znów na nogach, a oblicze jego przybrało twardy wyraz.
3004— Poznaję ja cię — rzekł spiżowym głosem:— tyś jest mordercą Boga! Puśćże mnie.
3005Nie zniosłeś tego, kto ciebie widział, — kto cię zawsze na wskroś przezierał, ty najszpetniejszy człowieku! Zemściłeś się na świadku!
3006Tako rzekł Zaratustra i chciał odejść precz; lecz owo niewypowiedzialne pochwyciło go za brzeg szaty, poczęło znów bełkotać i szukać słów. „Pozostań!” — rzekło wreszcie —
3007— pozostań! Nie mijaj mnie! Zgadłem, jaka to siekiera powaliła cię z nóg: Chwała ci, o Zaratustro, że znowu stoisz!
3008Odgadłeś, wiem to dobrze, jak temu jest na duszy, co jego zabił, mordercy Boga. Pozostań! Przysiądź się do mnie, nie po próżnicy tu siądziesz.
3009Do kogóż bo udać się pragnąłem, jeśli nie do ciebie? WzrokPozostań, siądź tutaj! Nie patrz jednak na mnie! Uczcij w ten sposób — brzydotę mą!
3010Prześladują mnie oni: tyś się stał mą ostatnią ucieczką. Nie swą nienawiścią, nie szpiegi swymi: — z takich prześladowań szydząc, stałbym się dumny i radosny!
3011Czyż wszelkie powodzenie nie było dotychczas po stronie dobrze prześladowanych? Zaś kto dobrze prześladuje, śladem uległości łacno chadzać się uczy: — wszakże zwykł się znajdować — z tyłu! Miłosierdzie, PogardaLecz ich litość to zdziałała —
3012— od ich litości umknąłem i do ciebie przystałem. O, Zaratustro, chrońże mnie, ostatnia ty moja ucieczko, ty jedyny, któryś mnie odgadł:
3013— tyś odgadł, jak temu na duszy, kto jego zabił. Pozostań! A jeśli odejść chcesz, niecierpliwy: nie idź tą drogą, którą ja przybyłem. Ta droga jest zła.
3014Złorzeczysz mi może w duchu, że cię tak długo gawędą swą udręczam? Że ci rad już udzielam? Wiedz jednak, jam jest najszpetniejszym człowiekiem,
3015— co ma zarazem największe i najcięższe nogi. Kędy ja przechodziłem, droga złą się stała. Ja wszystkie drogi zadeptuję na śmierć i pohańbienie.
3016A że mijałeś mnie milczący; żeś się zaczerwienił na mój widok, widziałem wszak to dobrze: po tym poznałem, żeś jest Zaratustra.
3017ŻebrakKażdy inny rzuciłby mi jałmużnę litości wejrzeniem i mową swą. Lecz na to jam nie dość żebraczy, tyś to odgadł —
3018— na tom zbyt bogaty, bogaty we wszystko, co wielkie, okrutne, szpetne, niewypowiedzialne! Wstydem swym, o Zaratustro, uczciłeś mnie!
3019Z wysiłkiem dobyłem się z natłoku litościwych, — aby znaleźć jedynego, co dziś poucza: „litość jest natrętna” — aby znaleźć ciebie, o Zaratustro!
3020— natrętna, zarówno Boża, jak i człowiecza litość: litość wstydowi się przeciwi. Zaś nie chcieć pomóc bywa nieraz rzeczą dostojniejszą, niźli owa cnota, zawsze do pomocy skora.
3021Lecz ona to jest dzisiaj imieniem samej cnoty pośród wszystkich małych ludzi, litość owa: — ci nie znają korności wobec wielkiego nieszczęścia, wielkiej brzydoty, wielkiego chybienia.
3022Ponad tymi wszystkimi spozieram ja górą, jako pies ponad grzbietami rojnego stada owiec. Drobne to, miękką wełną porosłe, dobrochętne i szare plemię.
3023Jako czapla, z zarzuconą w tył głową, wzgardliwie na miałkie spogląda stawy: tako spozieram ja ponad miałkie fale, chęci i dusze.
3024Prawda, PychaZbyt długo przyznawano słuszność tym małym ludziom: tak, iż wreszcie dano im nawet i władzę — i oto pouczają teraz: „dobre jest to, co mali ludzie dobrem zwą”.
3025Zaś „prawdą” zwie się dziś to, o czym mawiał ów kaznodzieja, co sam z nich pochodził, ów przedziwny święty i orędownik małych ludzi, który o samym sobie świadczył: „ja — jestem prawda”.
3026Ten nieskromny z dawna wbija już w pychę małych ludzi — on, co nie lada błąd głosił, pouczając: „ja — jestem prawda”.
3027Czyż nieskromnemu odpowiedziano kiedykolwiek grzeczniej? — Tyś, o Zaratustro, przeszedł mimo niego, mówiąc: „Nie! nie! Po trzykroć nie!”
3028Tyś ostrzegał przed tym błędem, tyś pierwszy ostrzegał przed litością — ostrzegałeś nie wszystkich, ani też nikogo, lecz siebie jedynie, oraz tych, co z twego są rodu.
3029Wstydziłeś się wobec wstydu wielkich cierpiących, i zaprawdę, skoro mówisz: „od strony litości zbliża się wielka chmura, miejcie się na baczności, ludzie!”
3030— skoro pouczasz: „wszyscy twórcy twardzi są, każda wielka miłość jest wyższa od swego współczucia”: — o Zaratustro, snadź świadom ty jesteś znaków zwiastujących burzę!
3031Sam jednak — przestrzeż siebie przed własną swą litością! Gdyż wielu jest już w drodze ku tobie: wielu cierpiących, wątpiących, rozpaczających, tonących, marznących. —
3032Ostrzegam cię i przed sobą. Odgadłeś wszak mą najlepszą i najzgubniejszą zagadkę, odgadłeś mnie samego i wszystko, com czynił. Znam ja siekierę, która ciebie obali.
3033Kondycja ludzka, Bóg, ŚmierćOn jednak — umrzeć musiał: oczyma, które wszystko widzą, — widział człowiecze głębie i dna, całą jego zatajoną sromotę i szpetność.
3034Jego litość wstydu nie znała: wpełzał w me najbrudniejsze zakątki. Ten najciekawszy, nad miarę natrętny, ten nadlitościwy umrzeć musiał.
3035On zawsze mnie widział: na takim świadku zemstę wywrzeć musiałem — lub też sam przestać żyć.
3036Bóg, co widział wszystko, nawet i człowieka, Bóg ten umrzeć musiał! Człowiek nie ścierpi, aby taki świadek żył.
Tak oto mówił najszpetniejszy człowiek. Zaratustra wszakże powstał w zamiarze odejścia: gdyż mroziło go aż do głębi trzew[273].
3038— Ty niewypowiedzialny — rzekł — ostrzegasz mnie przed swoją drogą. W podzięce za to sławię ci swoją drogę. Patrz, tam oto znajduje się jaskinia Zaratustry.
3039Jaskinia ma jest wielka i głęboka, posiada też i wiele wnęk, najskrytszy znajdzie tam dla się kryjówkę.
3040Zaś tuż obok niej sto nor i przełazów dla pełzającego, latającego i skaczącego zwierza.
3041O wytrącony, coś samego siebie wytrącił, nie chcesz przebywać pośród ludzi i ludzkiej litości? Czyń więc tak, jako ja czynię! I tak oto uczyć się będziesz zarazem ode mnie; tylko czyniący społem uczy się.
3042Lecz pomów pierwej i przede wszystkim ze zwierzęty mymi. Najdumniejsze zwierzę i zwierzę najprzebieglejsze — one dla nas obu będą snadź nalepszymi[274] doradcami! — —
3043Tako rzekł Zaratustra i ruszył w drogę w większej niż przedtem zadumie i powolniejszym krokiem: gdyż zapytywał siebie o wiele rzeczy i nie łatwo znajdował odpowiedź.
3044„Jakże ubogi jest człowiek! myślał w swym sercu, jakże szpetny, bełkotliwy i jakże pełen ukrytego wstydu!
3045Powiadają mi, że człowiek samego siebie kocha: och, jakże wielka musi być ta miłość siebie! Ileż wzgardy ma ona przeciw sobie!
3046I tamten kochał też siebie, zarówno jak i nienawidził się, — wielkim miłośnikiem jest mi on i wielkim gardzicielem.
3047Nie spotkałem nikogo, kto by głębiej gardził sobą: i to jest wyżyną. Biada, byłżeby to ów wyższy człowiek, którego krzyk słyszałem?
3048Kocham wielkich gardzicieli. Człowiek jest czymś, co przezwyciężonym być winno”. — —
Gdy Zaratustra opuścił najszpetniejszego człowieka, ogarnął go chłód i poczucie samotności: snuło mu się w myślach tyle rzeczy zimnych i samotnych, że aż członki jego przy tym oziębły. Gdy jednak — dalej i coraz dalej przed się kroczył, wspinając się w górę, to znów na dół zstępując, tuż obok łanów zielonych, to znów poprzez dzikie kamieniste zwały, w których niecierpliwy strumień łoże sobie niegdyś słał: w wędrówce tej uczyniło mu się nagle cieplej i serdeczniej na duchu.
3050„Cóż to się dzieje ze mną? — pytał samego siebie, — coś ciepłego i żywego orzeźwia mnie nagle, snadź w pobliżu jest coś takiego.
3051Mniej samotny czuję się nagle; nieświadomi towarzysze i bracia snują się wokół mnie, ciepłe ich tchnienie już mą duszę zatrąca”.
3052Zwierzęta, Kondycja ludzkaGdy jednak, szukając oczyma tych ukoicieli samotności, oglądał się naokół: patrzy, — krów zbita gromada stoi na pagórku; ich to bliskość i woń ogrzały mu serce. Krowy te zdawały się bacznie przysłuchiwać przemawiającemu do nich człowiekowi i nie zwracały uwagi na Zaratustrę. Gdy bliżej przystąpił, usłyszał najwyraźniej głos ludzki, dochodzący z gromady krów; do mówiącego zwracały krowy najoczywiściej łby swoje.
3053Zaratustra poskoczył wobec tego czym prędzej i rozegnał zwierzęta, obawiając się, że tu przytrafiło się komu coś złego, czemu współczucie krów zaradzić chyba nie zdoła. Omylił się jednak. Na ziemi siedział człowiek i, zdawało się, przekładał zwierzętom, aby się go nie obawiały, człek zgodny, kaznodzieja górski, z którego oczu dobroć sama za siebie przemawiała.
3054— Czegóż ty tu szukasz? — wołał Zaratustra zdumiony.
3055— Czego szukam tutaj? — odparł — tegoż, czego i ty, który mi spokój oto zakłócasz! szukam szczęścia na ziemi.
3056K'woli temu chciałbym się od tych krów niejednego nauczyć. Wiedzże, iż pół dnia przemawiam już do nich, i teraz właśnie miały mnie one pouczyć. I po cóżeś im przeszkodził?
3057Jeśli nie nawrócimy się i nie staniemy jako krowy, nie wnijdziemy do królestwa niebieskiego. Winniśmy nauczyć się od nich jednego: mianowicie przeżuwania.
3058I zaprawdę, gdyby człowiek cały świat posiadł, a przeżuwania się nie nauczył: na cóż zda mu się to wszystko! Utrapienia swego nie pozbędzie się on
3059— wielkiego utrapienia: a zwie się ono dziś wstrętem. Czyjeż bo serce, usta i oczy nie są dziś pełne wstrętu? I twoje! I twoje także! Lecz spojrzyj, proszę, na te krowy! —
3060Tak oto mówił kaznodzieja górski i teraz dopiero zwrócił spojrzenie na Zaratustrę, — dotychczas spoczywało ono z lubością na krowach —: spojrzawszy jednak, zmienił się nagle.
3061— Z kimże to ja mówię? — zawołał przerażony i skoczył na równe nogi. — Wszak to człowiek bez wstrętu, to sam Zaratustra, pogromca wielkiego wstrętu. Zaratustry to oko, jego to usta, jego serce.
3062Mówiąc to, z załzawionymi oczyma, całował dłonie Zaratustry i zachowywał się, jak ktoś, komu drogocenny dar i klejnot niespodzianie z nieba spada. Krowy zaś przyglądały się temu wszystkiemu i dziwiły się niewymownie.
3063— Nie mów o mnie, ty dziwny! przypochlebny człecze! — rzekł Zaratustra, broniąc się od tych czułości — powiadaj mi przede wszystkim o sobie! Żebrak, DarCzy nie jesteś czasami tym dobrowolnym żebrakiem, co niegdyś wielkie bogactwa porzucił, —
3064— co powstydził się niegdyś i bogactw swych i bogaczy, i uciekł do biednych, aby im swą pełnię i serce swe ofiarować? Lecz oni nie przyjęli pono tych darów.
3065— Lecz nie przyjęli mnie oni — rzekł dobrowolny żebrak — wiesz wszak o tym. Zwróciłem się więc do zwierząt i do tych krów oto.
3066Tłum, Bogactwo, Bieda, Dar— Nauczyłeś się snadź tego, — przerwał mu Zaratustra — o ile trudniejsze jest właściwe dawanie — od właściwego brania, i że umieć dobrze darowywać jest sztuką i ostatnim najprzebieglejszym mistrzostwem dobroci.
3067— Osobliwie dzisiaj, — odparł dobrowolny żebrak — dziś, gdy wszystko niskie staje się butownicze, trwożliwe i butne: na sposób ciżby mianowicie.
3068Gdyż nastała, jak wiesz, godzina wielkiego, złowróżbnego, długiego i powolnego buntu motłochu i niewolników: rośnie on i wzmaga się!
3069Dziś oburza niskich wszelkie dobrodziejstwo i drobne oddawanie; nad miarę bogaci niech się mają na baczności!
3070Kto dziś jak pękata butla z nadto wąskich szyjek sączy: — takim butelkom chętnie urywa się dziś szyję.
3071Lubieżna chciwość, żółciowa zawiść, zgryźliwa mściwość, pycha plebejuszowska: wszystko to skakało mi do oczu. Nieprawdą stało się już, że ubodzy są błogosławieni. Królestwo niebieskie jest wszakże pośród krów.
3072— A czemu nie pośród bogaczy? — rozpytywał Zaratustra badawczo, odganiając krowy, które obwąchiwały poufale poczciwca.
3073— Czemu doświadczasz mnie? — odparł zagadnięty. — Wszak wiesz o tym lepiej niźli ja. Cóż to przygnało mnie do najbiedniejszych, o Zaratustro? Czyż nie wstręt do naszych najbogatszych?
3074— do tych więźni[275] bogactwa, którzy swą korzyść z każdego śmietnika podjąć umieją, ludzi o zimnym oku i jurnych myślach, do tej hołoty ku niebu cuchnącej,
3075— do tego pozłocistego sfałszowanego motłochu, którego ojcowie byli długopalcymi złodziejami, ścierwnymi ptaki lub gałganiarzami, — z kobietami dziś tak powolni, lubieżni, tak łatwo zapominający: — wszak oni wszyscy są bliscy nierządnicy. —
3076Motłoch w górze, motłoch na dole! Czymże są dziś „ubodzy” i „bogaci”! Tej różnicy oduczyłem się już, — i oto umknąłem od nich, umykałem coraz dalej, aż wreszcie do tych oto krów trafiłem.
3077Tak mówił poczciwiec, sapał zaś przy tym i pocił się przy swych słowach: tak, że krowy dziwiły się ponownie. Zaratustra wszakże przy tych twardych jego słowach spoglądał mu w twarz z uśmiechem i potrząsał głową w milczeniu.
3078— Przemoc czynisz ty sobie, kaznodziejo górski, używając słów tak twardych. Do takiej tężyzny nie dorosły twoje usta i oko.
3079I, jak sądzę, nawet i żołądek twój: nie służy jemu wszelki gniew, nienawiść i wszelkie wzburzenie. Żołądek twój pragnie łagodniejszej strawy: ty nie jesteś mięsożernym.
3080Wydajesz mi się raczej jaroszem i miłośnikiem korzonków. Może nawet ziarna mielesz. Lecz z pewnością uciechom mięsnym skłonny nie jesteś i bardzo lubisz miód.
3081— Odgadłeś mnie doskonale — odparł dobrowolny żebrak z uczuciem ulgi na sercu. — Lubię miód, mielę też i ziarna, gdyż poszukiwałem zawsze strawy o miłym smaku i czystym tchnieniu:
3082— oraz takiej, co długiego potrzebuje czasu, jako dzieło ruchu całodziennego dla łagodnych bezczyńców i nicponi.
3083Najdalej oczywiście zaszły pod tym względem krowy: one wynalazły przeżuwanie i wylegiwanie się w słońcu. Powstrzymują się one również od wszelkich ciężkich myśli, które rozdymają serce.
3084— Dobrze więc! — rzekł Zaratustra — winieneś wobec tego ujrzeć i moje zwierzęta: orła mego i węża, — nie masz bo dziś równych im na świecie.
3085Patrz, tędy oto wiedzie droga do jaskini Zaratustry: bądź gościem u mnie tej nocy. I mów ze zwierzęty[276] mymi o szczęściu zwierząt,
3086aż póki ja nie powrócę. Gdyż teraz oto wołanie na ratunek każe mi spiesznie cię opuścić. Znajdziesz i miód świeży u mnie: lodowo świeży plastrowy miód złocisty: jedzże go!
3087A teraz pożegnaj czym prędzej swe krowy, ty dziwaczny! ujmujący! aczkolwiek niełatwo ci to pożegnanie przyjść winno. Gdy są to wszak najcieplejsi twoi przyjaciele i mistrze! —
3088— Wyjąwszy jednego, którego jeszcze bardziej miłuję — odparł dobrowolny żebrak. — Ty sam jesteś dobry, lepszy nawet niż krowa, o Zaratustro!”
3089— Precz, precz ode mnie, nieznośny pochlebco! — wołał Zaratustra złośliwie — czemu psujesz mnie tą pochwałą i tym miodem przypochlebnym?
3090„Precz, precz ode mnie!” — krzyknął raz jeszcze, wymachując kijem w stronę tkliwego żebraka: ów zaś umykał co tchu.
Ledwie że dobrowolny żebrak uciekł i Zaratustra na chwilę sam pozostał, gdy odezwał się za nim inny głos: Cień„Stój Zaratustro! Poczekajże chwilę! to ja jestem, Zaratustro, ja, twój cień!” Lecz Zaratustra nie czekał, gdyż ogarnęła go nagła niechęć do tego zbiegowiska i natłoku w jego górach. „Gdzież się podziała ma samotność?” rzecze do siebie.
3092„Zaprawdę, nadto mi już tego; te góry roją się od ludzi, me królestwo już nie jest z tego świata, innych potrzebuję gór.
3093Cień mój woła mnie? Lecz czymże mi mój cień! Niech mnie goni! ja zaś — ucieknę mu”.
3094Co rzekłszy do swego serca, pobiegł naprzód. Lecz ten, co za nim szedł, przyśpieszył również kroku: tak, iż niebawem widać było trzech goniących się: przodem śpieszył dobrowolny żebrak, za nim Zaratustra, na ostatku biegł cień jego. Niedługo wszakże gonili się tak, gdyż Zaratustra przyszedł wnet do zastanowienia nad własnym szaleństwem, i otrząsnął z siebie natychmiast wszelką niechęć i przesyt wszelki.
3095„Tam do licha! — rzekł — czyż nie działy się z dawien dawna najśmieszniejsze rzeczy pomiędzy nami, starymi pustelnikami i świętymi?
3096Zaprawdę, nierozsądek mój wyrósł wysoko pośród gór! Oto słyszę, jak sześć starych błazeńskich nóg skrzypi w gonitwie za sobą!
3097Czyż godzi się Zaratustrze lękać cienia? I zda mi się wreszcie, że posiada on dłuższe nogi, niźli ja”.
3098Tako rzekł Zaratustra, śmiejąc się śmiechem oczu i trzewi, po czym zatrzymał się i zawrócił nagle — i omal że nie zwalił z nóg swego naśladowcę i cienia: tak blisko następował mu on na pięty i tak wątły był on zarazem. Gdy Zaratustra oczyma go zmierzył, przeraził się jego, jak upiora: tak chudy, sczerniały, czczy i przeżyty wydał mu się ten jego naśladowca.
3099— Kim jesteś? — pytał Zaratustra gwałtownie — i czego tu się snujesz? I dlaczego zwiesz się moim cieniem? Nie podobasz ty mi się.
3100— Daruj, — odparł cień — że ja to jestem; a jeślim ci się nie spodobał, wiedzże, Zaratustro, chwalę za to ciebie i dobry twój smak.
3101Pielgrzym, BłądzeniePielgrzymem jestem, który z dawna już wędruje śladem twoich stóp: zawszem ja w podróży, a zawsze bez celu, i nigdzie nie jestem u siebie: tak iż, zaprawdę, niewiele się różnię od Żyda wiecznego tułacza, prócz tym chyba, żem ani wieczny, ani Żyd.
3102Jakże to? Mamże być zawsze w podróży? Każdym wichrem miotany, chwiejny, przed się party? O ziemio, stałaś mi się zbyt krągła!
3103Na każdej powierzchni siadywałem już, jako znużony kurz zasypiałem na zwierciadłach i szybach okiennych: wszystko bierze ode mnie, nic nie obdarza, staję się cienki, — do cienia jestem nieomal podobny.
3104Za tobą wszakże, o Zaratustro, latałem i krążyłem najdłużej, i aczkolwiek dobrze się przed tobą ukrywałem, byłem wszakże twym najlepszym cieniem: gdzieś ty siadywał, tam siedziałem i ja.
3105Wraz z tobą obchodziłem najodleglejsze, najmroźniejsze światy jako upiór, co dobrowolnie po zimowych dachach i po śniegu lata.
3106Wraz z tobą dążyłem do wszystkiego zakazanego, najgroźniejszego, najdalszego: i jeśli cośkolwiek we mnie cnotą jest, będzie nią snadź ten brak trwogi przed wszelkim zakazem.
3107Wraz z tobą burzyłem to wszystko, co kiedykolwiek me serce czciło, obalałem wszystkie kamienie rubieżne i posągi, ubiegałem się za najniebezpieczniejszymi pragnieniami, — zaprawdę, poprzez wszelaki występek przeskakiwałem ja niegdyś.
3108Wraz z tobą oduczyłem się wiary w wielkie słowa, wartości i imiona. Gdy diabeł linieje, czyż nie odpada wówczas i jego imię? I ono jest również wyliną. I diabeł sam jest może — naskórkiem.
3109„Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone”, — tak oto przekonywałem siebie. W najchłodniejsze wody rzucałem się głową i sercem. Och, jakże często wystawałem potem nagi, jak rak czerwony!
3110Och, dokądże pierzchło wszelkie dobro, wszelki wstyd, wszystka wiara w dobrych! Och, gdzież się zapodziała owa zakłamana niewinność, jaką niegdyś posiadałem, niewinność dobrych i ich szlachetne kłamstwa! Zbyt często, zaprawdę, prawdzie na pięty następowałem: i oto zwracała się nagle, uderzałem w nią głową. Nieraz zdawało mi się, iż kłamię, lecz oto, wtedy dopiero utrafiałem — prawdę.
3111Zbyt wiele wyjaśniło mi się: obecnie nic już mnie nie obchodzi. Nie żyje już nic, co bym kochał, — jakżebym miał samego siebie jeszcze kochać?
3112„Żyć wedle swych chęci, lub wcale nie żyć”: tego pragnę, nawet najświętszy człowiek takie ma pragnienie. Lecz, biada mi! skądże wezmę jeszcze — chęci?
3113Mamże ja — jeszcze cel? Mamże ja przystań, do której mój żagiel wiedzie?
3114Mamże ja pomyślne wiatry? Och, ten tylko, który wie, dokąd żegluje, wie zarazem, który wiatr jest dobry i dla jego żeglugi pomyślny.
3115I cóż mi pozostało? Serce znużone i bezczelne; wola niestateczna; skrzydła łopoczące; złamany krzyż.
3116To szukanie mojej siedziby: O, Zaratutro, wierzaj mi, całe to poszukiwanie było tylko siedziby szukaniem i pokuszeniem mym; — trawi mnie ono.
3117Gdzież jest — moja siedziba? O tom pytał, tegom szukał i szukał bez końca, — nie znalazłem jej. O, wieczne „wszędy”, wieczne „nigdzie”, o wieczne — „daremnie!”
3118 3119Tak oto mówił cień, a Zaratustry oblicze wydłużyło się przy tych słowach.
3120— Ty jesteś mym cieniem! — rzekł wreszcie, ze smutkiem. — Niemałe jest twe niebezpieczeństwo, duchu ty wolny i pielgrzymi! Zły miałeś dzień, bacz, aby jeszcze gorszy wieczór po nim nie nastąpił!
3121Więzienie, BezpieczeństwoTakim niestatecznym zda się wreszcie więzienie nawet błogim schroniskiem. Czyś widział kiedy, jak śpią schwytani przestępcy? Śpią oni spokojnie: korzystają z nowego bezpieczeństwa.
3122Droga, Wiara, Niewola, Fałsz, Motyl, BłądzenieStrzeż się, aby cię nie zniewoliła w końcu jakaś ciasna wiara, twardy i surowy omam! Ciebie zwodzi i doświadcza obecnie wszystko, co jest zwarte i mocne.
3123Straciłeś cel: biada, jakże przebolejesz teraz tę stratę lekkomyślną? Wraz z nim — zgubiłeś i drogę swą sprzed oczu!
3124Biedny ty, bałamutnie i kapryśnie bujający, znużony motylu! Czybyś nie zechciał na ten oto wieczór znaleźć odpoczynek i schronisko? Idźże więc do mej jaskini!
3125Tędy mknie droga do mej jaskini. A teraz uciekam czym prędzej od ciebie. Zległo to wszystko na mnie jako cień.
3126Sam chcę teraz pobiec, aby znów jasno uczyniło się wokół mnie. K'woli temu[277] muszę długo i raźno krzątać się na nogach. Zaś dziś wieczorem — tańce będą u mnie! — —
— Śpieszył więc Zaratustra i śpieszył coraz dalej, i nie spotykał już nikogo, i był sam jeden, i raz wraz myślą do siebie powracał, i rozkoszował się samotnością, i chłonął ją, i rozmyślał o wielu dobrych rzeczach, — całymi godzinami. Czasu południa, gdy słońce wprost nad głową Zaratustry stało, mijał on krzywe, sękate drzewo, bujną miłością winnego krzewu tak ogarnięte, że aż przed samym sobą ukryte: z krzewu tego zwieszały się ku wędrowcowi obfite żółte grona. SenWówczas wzięła go ochota ugasić niewielkie pragnienie i zerwać takie grono; gdy jednak ramię już wyciągnął, zrodziła się w nim inna, jeszcze większa chętka: mianowicie zlec pod tym drzewem w tę godzinę doskonałego południa i zasnąć.
3129Tak też uczynił; i zaledwie zległ na ziemię w ciszę i przytulność barwistej murawy, już o swym niewielkim pragnieniu zapomniał i zasnął. Gdyż, jak głosi przysłowie Zaratustry: jedno jest niezbędniejsze od drugiego. Tylko że oczy jego pozostały otwarte: — nie mogły się one nasycić widokiem drzewa i miłości winnego krzewu, — nasycić i nauwielbiać. W zasypianiu jednak przemawiał Zaratustra tak oto do swego serca:
„Sen, DuszaCicho! Cicho! Czyż nie doskonałym stał się właśnie świat? Cóż to ze mną dzieje się?
3131Jak pieściwe wiatru tchnienie po taflowej morza toni tańczy niewidzialnie, lekko, jak puch zwinnie: tak oto — sen po mnie pląsa.
3132Oka mi nie zmruży, duszę w jawie pozostawia. Lekki jest, zaprawdę! ten puchowy sen.
3133Podmawia mnie on, nie wiem jak to czyni? dotyka mnie wnętrznie przypochlebną dłonią i zniewala mnie. Zniewala mnie sen, by się dusza wyciągnęła: — — jak się nuży i wyciąga, ma przedziwna dusza! Czyżby dnia siódmego wieczór zaszedł ją w południe? Czy za długo już pośród dobrych, źrzałych rzeczy szczęsna się snowała[278]?
3134Tak się pręży i wyciąga, — i wydłuża wciąż! w spokoju już zległa, ma przedziwna dusza. Za wiele dobrego smakowała już, dławi smutek ją ten złoty, więc się krzywi usty[279].
3135— Jako nawa[280], co w swą cichą wpłynęła zatokę: — o ziemię wsparła się wreszcie, długą drogą umęczona i niepewną tonią. Wszakże ziemia najwierniejsza?
3136Gdzie się nawa taka do lądu przygarnie, do lądu przytuli: — tam pająka z lądu starczy, jednej jego nici. Mocniejszej tu liny zgoła nie potrzeba.
3137Jak znużona taka łódź w najcichszej zatoce, tak spoczywam ziemi bliski, wierny, ufny, czekający, najniklejszą nicią do niej przywiązany.
3138