- Kłótnia: 1
- Mąż: 1
- Obyczaje: 1
- Przemoc: 1
- Żona: 1
Uwspółcześnienia:
Pisownia łączna/rozdzielna, np.: niedarmo > nie darmo,
Toćżeś > Toć żeś, niema > nie ma, z podemnie > spode mnie,
po prostu > poprostu, pocóż > po cóż, jakto > jak to, zwolna > z wolna, którąby > którą by.
Pisownia joty, np.: djabli > diabli, komedja > komedia,
serjo > serio, genjusz > geniusz, warjat > wariat, laboratorjum > laboratorium itp.
Pisownia głosek dźwięcznych i bezdźwięcznych:
z podemnie > spode mnie itp.
Fleksja: czem > czym, którem > którym, zielonem > zielonym; byłożby możebnem > byłożby możebne itp.
Inne zmiany: paskustwo > paskudztwo; wciurności > wciórności.
Zmodernizowano interpunkcję.
MolièreLekarz mimo wolitłum. Tadeusz Boy-Żeleński
OSOBY:
-
GERONT, ojciec Lucyndy
-
LUCYNDA, córka Geronta
-
LEANDER, zalotnik Lucyndy
-
SGANAREL, mąż Marcyny
-
MARCYNA, żona Sganarela
-
PAN ROBERT, sąsiad Sganarela
-
WALERY, sługa Geronta
-
ŁUKASZ, mąż Jagusi
-
JAGUSIA, mamka u Geronta a żona Łukasza
-
THIBAUT, ojciec Piotrusia, wieśniak
-
PIETREK, wieśniak
AKT PIERWSZY
Scena przedstawia las.
SCENA PIERWSZA
SGANAREL, MARCYNA wchodzą na scenę, kłócąc się.
SGANAREL
1Powiadam ci, nic z tego, lubciu: jestem panem w domu i ja tu jeden mam prawo rozkazywać!
MARCYNA
2A ja ci powiadam, że musisz robić, co zechcę, i że nie po to cię wzięłam, aby znosić twoje wybryki.
SGANAREL
MARCYNA
4Patrzcie mi mądralę z jego durnym Arystoklesem!
SGANAREL
5Aha, mądrala. Znajdźże mi, proszę, drugiego z mojej profesji, coby umiał tak jak ja rozprawiać o świecie. Toć nie darmo człek obsługiwał sześć lat sławnego lekarza i za młodu gryzł łacinę jak rzepę.
MARCYNA
6Widział kto takiego bałwana!
SGANAREL
MARCYNA
8Przeklęty niech będzie dzień i godzina, w której zgodziłam się wyjść za ciebie!
SGANAREL
9Przeklęty niech będzie krzywy pysk rejenta, co mnie nakłonił do podpisania mego nieszczęścia!
MARCYNA
10I ty jeszcze masz czoło[1] narzekać! Toć żeś ty powinien od rana do nocy dziękować niebu, że mnie masz za żonę! Warteś może był[2] takiej?
SGANAREL
11To pewna, żeś mi zrobiła za wiele zaszczytu; istotnie, miałem się z czego cieszyć w noc po ślubie! Ej, do licha, nie ciągnij mnie za język, bo mógłbym łatwo powiedzieć coś…
MARCYNA
SGANAREL
13Basta! Skończmy o tym. Wystarczy, że wiemy, co wiemy, i że ci się szczęśliwie udało mnie złapać.
MARCYNA
14Gdzież niby to szczęście? Żem znalazła człowieka, który mnie zapędzi do szpitala; rozpustnika, gałgana, który przejada wszystko, co posiadam!…
SGANAREL
15Kłamiesz, szelmo; trochę i przepijam.
MARCYNA
16Który sprzedaje po kawałku wszystko, co jest w mieszkaniu!…
SGANAREL
17To się nazywa żyć z gospodarstwa.
MARCYNA
18Który wyciągnął nawet łóżko spode mnie!…
SGANAREL
19Wcześniej będziesz wstawać.
MARCYNA
20Który po prostu ani jednego sprzętu nie zostawił w domu.
SGANAREL
21Łatwiej się nam będzie przeprowadzać.
MARCYNA
22I który od rana do nocy nic nie robi, tylko gra i pije!
SGANAREL
23To żeby się nie nudzić.
MARCYNA
24I cóż ty sobie wyobrażasz, co ja mam począć z całym kramem?
SGANAREL
MARCYNA
26Mam na ręku czworo drobnych dzieci…
SGANAREL
MARCYNA
28…które bez ustanku wołają o chleb.
SGANAREL
29Daj im kije: kiedy ja dobrze podpiłem i podjadłem, chcę, aby wszystko było pijane w mym domu.
MARCYNA
30I ty sobie wyobrażasz, pijaku, że to cięgle będzie szło w ten sposób?
SGANAREL
31Spokojnie, żoneczko, jeśli łaska.
MARCYNA
32Że wiecznie będę znosić twą bezczelność i twoje łajdactwa?
SGANAREL
33
Żoneczko, nie unośmy się.
MARCYNA
34I nie potrafię znaleźć sposobu, aby ci przypomnieć twoje obowiązki?
SGANAREL
35Moja lubciu, wiesz, że ja nie jestem zbyt cierpliwy i rękę mam wcale krzepką.
MARCYNA
36Drwię sobie z pogróżek.
SGANAREL
37Żoneczko, aniołku, znowu cię skóra świerzbi, jak zwykle.
MARCYNA
38Już ja ci pokażę, że się ciebie wcale nie boję.
SGANAREL
39Moja droga połowico, ty koniecznie chcesz coś oberwać.
MARCYNA
40Czy ty myślisz, że ja się zlęknę twego gadania?
SGANAREL
41Słodki przedmiocie mych uczuć, ja tobie uszy oberwę.
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
48Hultaju! nicponiu! oszuście! gałganie! wisielcze! ty dziadu! włóczęgo! złodzieju! draniu!
SGANAREL
49A, więc chcesz koniecznie!
Bierze kij i bije ją.
MARCYNA
krzyczy
SGANAREL
51To jedyny sposób, aby cię uspokoić.
SCENA DRUGA
PAN ROBERT, SGANAREL, MARCYNA.
PAN ROBERT
52Hola! Cóż to! Pfe! Co to ma znaczyć? Fe, paskudztwo! A cóż to za gałgan: walić tak swoją żonę!
MARCYNA
wziąwszy się pod boki, podchodzi do pana Roberta, który się cofa
53A właśnie ja chcę, żeby mnie walił!
PAN ROBERT
54Ależ i owszem, z całego serca.
MARCYNA
PAN ROBERT
MARCYNA
PAN ROBERT
MARCYNA
59Widzicie tego gbura: chce zabronić mężowi walić własną żonę!
PAN ROBERT
MARCYNA
61Cóż to pana może obchodzić?
PAN ROBERT
MARCYNA
63Pańska rzecz nos wściubiać?
PAN ROBERT
MARCYNA
65Patrz pan swego zajęcia.
PAN ROBERT
66Nie mówię już ani słowa.
MARCYNA
67Ja chcę, aby mnie bito.
PAN ROBERT
MARCYNA
PAN ROBERT
MARCYNA
71Trzeba być błaznem, aby się mieszać do rzeczy, które pana nic nie obchodzą.
Daje mu policzek.
PAN ROBERT
do Sganarela
72Sąsiedzie, przepraszam was z całego serca. Wal, bij, pierz swoją żonę, ile ci się podoba; jeżeli sobie życzysz, pomogę ci.
SGANAREL
73Właśnie że mi się nie podoba.
PAN ROBERT
SGANAREL
75Chcę ją bić, kiedy chcę, a nie chcę bić, kiedy nie chcę.
PAN ROBERT
SGANAREL
77
Moja żona, nie pańska.
PAN ROBERT
SGANAREL
79Nic pan tu nie masz do rozkazywania.
PAN ROBERT
SGANAREL
81Nikt pana nie prosi o pomoc.
PAN ROBERT
SGANAREL
83I jesteś pan dureń, aby się mieszać w cudze sprawy. Dowiedz się, że już Cycero mówi, że nie trzeba wkładać drzwi między palce[3].
Bije go i wypędza.
SCENA TRZECIA
SGANAREL, MARCYNA.
SGANAREL
84No, teraz zgoda. Dawaj łapę.
Wyciąga rękę.
MARCYNA
85Tak, teraz, kiedyś mnie zwalił.
SGANAREL
86Nic nie znaczy. Przybij!
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
SGANAREL
92
Chodź, kiedy ci mówię.
MARCYNA
SGANAREL
MARCYNA
SGANAREL
96
O takie głupstwo! No, daj już spokój.
MARCYNA
SGANAREL
98Daj rękę, kiedy ci mówię.
MARCYNA
SGANAREL
100Więc dobrze; przepraszam: daj rękę.
MARCYNA
101Przebaczam.
Po cichu, na stronie
102Ale mi to zapłacisz.
SGANAREL
103Masz źle w głowie, aby takie rzeczy brać na serio. Takie drobnostki nieuniknione są w miłości; między ludźmi, którzy się kochają, parę kijów od czasu do czasu tylko odświeża serdeczność. No, teraz idę w las i przyrzekam ci więcej niż setkę wiązek.
SCENA CZWARTA
MARCYNA
sama
104Nie bój się, już ja swego nie zapomnę; łamię sobie tylko głowę, jak ci odpłacić kije, którymiś mnie uraczył[6]. Wiem dobrze, że żona ma zawsze pod ręką sposób zemsty; ale to za delikatna kara dla tego obwiesia; chcę zemsty, którą by uczuł nieco dotkliwiej; to byłoby mało za to, co on mi zrobił
SCENA PIĄTA
WALERY, ŁUKASZ, MARCYNA.
ŁUKASZ
do Walerego, nie widząc Marcyny
105Wciórności! Ładna zabawa, nie ma co gadać! akurat tyle, co gdyby nam kto kazał szukać wiatru w polu.
WALERY
do Łukasza, nie widząc Marcyny
106Cóż chcesz, poczciwcze? musimy być posłuszni swemu panu. A zresztą, w naszym interesie jest starać się, by jego córka a nasza pani rychło wróciła do zdrowia; toć z pewnością jej małżeństwo, odwleczone przez tę chorobę, nie będzie dla nas bez jakiego obrywku[7]. Horacy, hojne panisko, największe ma widoki na ten związek, i, jakkolwiek pannie wpadł w oczko niejaki Leander, wiesz dobrze, że ojciec nie chce i słyszeć o takim zięciu.
MARCYNA
nie widząc ich, na stronie, zamyślona
107Coby tu wymyślić, aby się zemścić?
ŁUKASZ
do Walerego
108Ale co stary za ćwieka zabił sobie w głowę, kiedy już wszystkie dochtory na darmo wygadały nad nią całą swą mądrość!
WALERY
do Łukasza
109Czasem, dobrze szukając, trafi się na to, czego nie można było znaleźć od razu: nieraz tam, gdzie byśmy się najmniej spodziewali…
MARCYNA
j.w., nie widząc ich
110Tak, muszę się zemścić, żeby nie wiedzieć co! Czuję te kije w dołku aż pod samym sercem; nie mogę ich strawić…
Mówiąc to, w zamyśleniu natyka się niechcący na Walerego i Łukasza, których potrąca
111Och, przepraszam, nie spostrzegłam panów, głowę mam tak nabitą kłopotami…
WALERY
112Każdy ma swoje troski; my także szukamy czegoś, cobyśmy bardzo byli radzi znaleźć.
MARCYNA
113Czy mogłabym w czym pomóc?
WALERY
114Bardzo możliwe. Szukamy jakiegoś zdatnego człowieka, niezwykłego lekarza, który by zdołał co pomóc córce naszego pana, dotkniętej nagłą niemocą. Wielu lekarzy wyczerpało już przy niej całą swą umiejętność; ale zdarza się niekiedy spotkać ludzi znających jakieś cudowne sekrety, szczególne środki, za pomocą których umieją osiągnąć to, co dla innych było niepodobieństwem; kogoś takiego właśnie chcielibyśmy znaleźć.
MARCYNA
na stronie po cichu
115Ha! jakiż wspaniały pomysł zsyła mi niebo, aby się zemścić na obwiesiu!
głośno
116Nie mogliście lepiej trafić: mamy tu właśnie takiego człowieka, niezrównanego wręcz, gdy chodzi o leczenie najrozpaczliwszych chorób.
WALERY
117Przez litość, i gdzie go znaleźć?
MARCYNA
118Znajdziecie go, o, w tej stronie; zabawia się właśnie rąbaniem drzewa.
ŁUKASZ
119Dochtór, co drzewo rąbie?
WALERY
120Zbieraniem ziół, chcecie powiedzieć?
MARCYNA
121Gdzie tam! To skończony dziwak, który lubuje się w takich zajęciach: chimeryk, oryginał, pełen szczególnych narowów; słowem, nigdy nie wzięlibyście go za to, czym jest w istocie. Chodzi ubrany w najosobliwszy sposób, niekiedy lubi udawać zupełnego nieuka, ukrywa swą wiedzę i niczego się tak nie chroni, jak tego, aby mu nie kazano rozwinąć zdumiewających talentów lekarskich, którymi obdarzyło go niebo.
WALERY
122Szczególna rzecz, że wszyscy wielcy ludzie mają jakieś dziwactwo, jakieś ziarnko szaleństwa domieszane do swego geniuszu.
MARCYNA
123U niego szaleństwo idzie dalej, niżby kto przypuszczał; nieraz dochodzi do tego, iż tylko za pomocą kija można go zmusić, aby zrobił użytek ze swych zdolności. Mówię wam z góry, że, jeżeli przyjdzie nań taka fantazja, nie dojdziecie do niczego, nie przyzna się wam nigdy, że jest lekarzem, póki nie weźmiecie kija i nie zmusicie go tęgą porcją, aby się wreszcie zdradził. Wszyscy tak postępujemy, gdy potrzebujemy jego pomocy.
WALERY
124Doprawdy szczególne szaleństwo!
MARCYNA
125To prawda; ale potem, zobaczycie, że robi prawdziwe dziwy.
WALERY
MARCYNA
127Sganarel. Zresztą, łatwo go poznać: duża czarna broda, kryza na szyi, ubranie żółte z zielonym.
ŁUKASZ
128Żółte z zielonym! To jakiś dochtór dla papugów?
WALERY
129Ale czy naprawdę taki zdatny, jak mówicie?
MARCYNA
130Jakże! ten człowiek robi prawdziwe cuda. Przed pół rokiem była tu kobieta, którą opuścili wszyscy lekarze; od sześciu godzin uważano ją za umarłą: już mieli ją grzebać, kiedy sprowadzono jeszcze do niej przemocą tego człowieka. Obejrzał ją i wlał do ust jakąś kropelkę, sama nie wiem czego? w tej chwili wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać tak, jakby jej nigdy nic nie brakowało.
ŁUKASZ
WALERY
132To musiała być chyba kropla płynnego złota.
MARCYNA
133Bardzo być może. Nie ma znów trzech tygodni, jak dwunastoletni chłopiec zleciał z samej dzwonnicy i potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi. Przyprowadzono doń tego człowieka; natarł mu całe ciało maścią, którą sam tylko umie przyrządzać; dziecko zerwało się natychmiast i pobiegło bawić się w piłkę.
ŁUKASZ
WALERY
135Ależ ten człowiek zna chyba jakieś cudowne środki!
MARCYNA
136A któż by o tym wątpił?
ŁUKASZ
137Do diaska! takiego właśnie było nam trzeba. Chodźmyż go szukać.
WALERY
138Dziękujemy pani bardzo za uprzejmość.
MARCYNA
139Ale pamiętajcie o tym, co wam mówiłam.
ŁUKASZ
140Do stu czartów! nie troskajcie się, matusiu: jeśli tylko o bicie chodzi, to krówka już w oborze.
WALERY
do Łukasza
141Doprawdy, nie mogliśmy szczęśliwiej trafić: jestem pełen najlepszej otuchy.
SCENA SZÓSTA
SGANAREL, WALERY, ŁUKASZ.
SGANAREL
śpiewa za sceną
WALERY
143Słychać rąbanie drzewa i śpiew.
SGANAREL
wchodzi z butelką w ręce, nie widząc ich
144La, la, la… No, dość się chyba człowiek napracował, aby pociągnąć łyczek. Trzeba nabrać trochę oddechu.
popiwszy
145Słone musi być to drzewo jak diabli, takie człowiek ma po nim pragnienie.
śpiewa
Flaszeczko moja miła,
Jakaż czarowna siła
Jest w słodkim twym bul bul!
Zaledwie je usłyszę,
150Już radość mną kołysze,
Wesołym jest jak król.
Lecz ach, moja miła flaszeczko,
Czemuż tak prędko widać twe deneczko?
154Tam do kata! nie trzeba dawać przystępu tak smutnym rozmyślaniom.
WALERY
do Łukasza
ŁUKASZ
156Ja też tak myślę; zdaje się, żeśmy wdepli[8] prosto na niego.
WALERY
157Przyjrzyjmyż mu się bliżej.
SGANAREL
ściskając butelkę
158A szelmeczko, jak ja cię lubię, ty flaszczyno mała.
zaczyna śpiewać; spostrzegając Walerego i Łukasza, którzy go śledzą, zniża głos:
widząc, iż śledzą go coraz bliżej
160Cóż u diaska! czegóż chcą te dryblasy?
WALERY
do Łukasza
ŁUKASZ
do Walerego
SGANAREL
Na stronie. Stawia butelkę na ziemi; gdy Walery pochyla się do ukłonu, on myśli, że chcą mu zabrać butelkę i przestawia ją na drugą stronę; gdy Łukasz czyni to samo, podnosi ją i przyciska komicznymi ruchami do żołądka:
163Patrzą na mnie i naradzają się. O co im może chodzić?
WALERY
164Szanowny panie, czy nie pan przypadkiem nosi imię Sganarela?
SGANAREL
WALERY
166Pytam, czy pan się nie nazywasz Sganarel?
SGANAREL
obracając się do Walerego, potem do Łukasza
167Tak i nie, zależnie od tego czego chcecie.
WALERY
168Nic, pragniemy jedynie dać panu dowody uznania i życzliwości.
SGANAREL
169W takim razie, tak; imię moje Sganarel.
WALERY
170Panie, szczęśliwi jesteśmy, iż pana widzimy. Zwrócono nas do pana w naszym kłopocie; przychodzimy błagać pomocy, której nam bardzo trzeba.
SGANAREL
171Jeśli to coś, co leży w zakresie mego skromnego rzemiosła, służę najchętniej.
WALERY
172Bardzo pan uprzejmy, doprawdy. Ale, proszę, chciej pan nakryć głowę, jeśli łaska; słońce mogłoby panu dokuczyć.
ŁUKASZ
173Wsadźże pan ten kapciuch na łeb.
SGANAREL
na stronie
174Grzeczni ludzie, ale straszne jacyś ceremonianty.
Kładzie kapelusz.
WALERY
175Panie, niech się pan nie dziwi, że się zwracamy do niego, ale zdatni ludzie zawsze są poszukiwani, a my już wiemy o pańskich talentach.
SGANAREL
176To prawda, panowie, że, co się tyczy drewek, nie mam równego w świecie.
WALERY
SGANAREL
178Nie żałuję fatygi i odrabiam tak, że no!…
WALERY
179Nie o to chodzi, proszę pana.
SGANAREL
180Ale też sprzedaję po sto dziesięć su setka.
WALERY
181Dajmy temu pokój, jeśli łaska.
SGANAREL
182Z góry mówię, że taniej nie mogę.
WALERY
183My już wiemy wszystko.
SGANAREL
184Skoro wiecie wszystko, to wiecie, że zawsze tyle biorę.
WALERY
185Panie, po cóż takimi żartami…
SGANAREL
186Wcale nie żartuję, nie mogę opuścić ani grosza.
WALERY
187Mówmy z innej beczki: bardzo pana proszę.
SGANAREL
188Gdzie indziej może dostaniecie taniej: są wiązki i wiązki; ale te, które ja daję…
WALERY
189Ech, panie, dajmy już pokój.
SGANAREL
190Przysięgam wam, nie dostaniecie taniej, choćby o jeden grosz.
WALERY
SGANAREL
192Sumiennie, tyle musicie zapłacić. Mówię otwarcie, nie mam zwyczaju zaceniać.
WALERY
193Czy to się godzi, aby tego rodzaju osoba uciekała się do tak grubych sztuczek, poniżała się do takich sposobów! aby człowiek tak uczony, tak znakomity lekarz jak pan, upierał się kryć przed oczyma świata i chować pod korcem swe piękne talenty?
SGANAREL
na stronie
WALERY
195Zaklinam, nie graj z nami komedii.
SGANAREL
ŁUKASZ
197Wszystkie te siacherki na nic; jus my ta wiemy, co potrza.
SGANAREL
198Co u licha! Co to znaczy? Za kogo wy mnie bierzecie?
WALERY
199Za to, czym pan jest; za wielkiego lekarza.
SGANAREL
200Sameś lekarz! nie jestem i nie byłem niczym takim.
WALERY
po cichu
201A to twarde szaleństwo.
głośno
202Panie, nie chciej trwać dłużej w uporze; nie doprowadzaj nas, jeśli łaska, do przykrej ostateczności.
SGANAREL
WALERY
204Do pewnych środków, których użycie sprawiłoby nam najżywszą boleść.
SGANAREL
205Cóż u licha! róbcie sobie, co wam się podoba; nie jestem lekarzem i nie wiem, czego ode mnie chcecie.
WALERY
na stronie
206Widzę, że się nie obejdzie bez tego środka.
głośno
207Panie, raz ostatni jeszcze proszę, byś przyznał, czym jesteś.
ŁUKASZ
208Nie zawracaj no, bratku, głowy i śpiewaj, jak należy, żeś dochtór i tyla.
SGANAREL
na stronie
WALERY
210Po cóż przeczyć temu, o czym wszyscy wiedzą?
ŁUKASZ
211Na co te lary fary? Na co to się zdało?
SGANAREL
212Moi panowie, po raz pierwszy, drugi i tysiączny powiadam, że nie jestem lekarzem.
WALERY
213Nie jest pan lekarzem?
SGANAREL
ŁUKASZ
215Nie jesteście likarzem?
SGANAREL
WALERY
217Skoro pan chcesz koniecznie, zaczniemy inaczej.
Chwytają obaj kije i biją go.
SGANAREL
218Au, au! panowie, jestem już wszystkim, czego sobie życzycie.
WALERY
219I po cóż, proszę pana, zmuszać nas do tak brutalnego kroku?
ŁUKASZ
220Po kiego licha? Czy was grzbiet tak świerzbi?
WALERY
221Zaręczam panu, że mi niezmiernie przykro.
ŁUKASZ
222I mnie to było jakoś markotno, na mą duszę.
SGANAREL
223Cóż u diaska, panowie! Powiedzcież mi, czy to kpiny? Co wam się uroiło, że ja jestem lekarzem?
WALERY
224Jak to! jeszcze pan nie chce ustąpić? Znowu wmawiasz, że nie jesteś lekarzem?
SGANAREL
225Niech mnie licho porwie, jeślim jest czymś podobnym.
ŁUKASZ
226Więc prawicie, żeście nie dochtór?
SGANAREL
227Nie, do cholery!
zaczynają go bić na nowo
228Au, au! Dobrze już, panowie, dobrze, skoro chcecie, jestem już, jestem lekarzem; aptekarzem w dodatku, jeżeli wam zależy. Wolę się na wszystko zgodzić, niż dać sobie kości połamać.
WALERY
229No, chwała Bogu, drogi panie; cieszę się, żeś pan przyszedł do rozsądku.
ŁUKASZ
230Jak tak gadacie, to się aż serce w człeku śmieje.
WALERY
231Uprzejmie proszę, chciej mi pan wybaczyć.
ŁUKASZ
232Przepraszamy pięknie za naszą poufałość.
SGANAREL
na stronie
233Ejże! Czyżbym to ja się mylił i, sam o tym nie wiedząc, został w istocie lekarzem?
WALERY
234Panie, nie pożałuje pan tego, iż zgodziłeś się wyznać, kim jesteś; mogę pana upewnić, będziesz zadowolony.
SGANAREL
235Ależ panowie, powiedzcie, czy wy się nie mylicie? Czy to całkiem pewne, że ja jestem lekarzem?
ŁUKASZ
236Jak to, że słonko dziś świeci!
SGANAREL
WALERY
SGANAREL
239Niech mnie diabli porwą, jeślim o tym wiedział.
WALERY
240Jakże! pan jesteś najzdatniejszym lekarzem w świecie!
SGANAREL
ŁUKASZ
242Lekarzem, który wykurował nie wiem ile choróbsków.
SGANAREL
WALERY
244Pewną kobietę uważano od pół dnia za umarłą; już miano ją pochować, kiedy pan, za pomocą jakiejś małej kropelki, postawiłeś ją na nogi, tak że zaczęła chodzić po pokoju.
SGANAREL
ŁUKASZ
246Dwunastoletni pędrak zleciał z dzwonnicy, potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi; i wy, jakąś cudowną maścią, sprawiliście, że zaraz wstał i poleciał grać w piłkę.
SGANAREL
WALERY
248Słowem, panie, nie będzie pan miał powodu narzekać: zarobisz, ile sam zechcesz, jeśli pozwolisz się zaprowadzić tam, gdzie cię czekają.
SGANAREL
WALERY
SGANAREL
251Ależ jestem lekarzem, bez sprzeczki. Zapomniałem o tym, ale już mi się przypomniało. O cóż chodzi? Gdzież mam wędrować?
WALERY
252Zaprowadzimy pana. Chodzi o jedną pannę, która zgubiła mowę.
SGANAREL
253Nie znalazłem jej, daję słowo.
WALERY
po cichu do Łukasza
254
Lubi żartować.
do Sganarela:
255
Chodźmy, panie.
SGANAREL
256Tak? Bez togi lekarskiej?
WALERY
SGANAREL
podając Waleremu butelkę
258Trzymaj pan to; tam chowam swoje ulepki.
zwraca się do Łukasza, plując na ziemię
259A ty, stary, maszeruj tu, przez to; z przepisu lekarza.
ŁUKASZ
260Wciórności, podoba mi się ten dochtór; myślę, że zrobi swoje, bo tęgi z niego kpiarz.
AKT DRUGI
Pokój w domu Geronta.
SCENA PIERWSZA
GERONT, WALERY, ŁUKASZ, JAGUSIA.
WALERY
261Tak, panie, myślę, że pan będzie zadowolony: przyprowadziliśmy największego lekarza w świecie.
ŁUKASZ
262Ho, ho! po tym, to już nie ma co i szukać: szyćkie inne doktory nie warte mu butów czyścić.
WALERY
263Dokonał mnóstwa cudownych kuracji.
ŁUKASZ
264Zratował ludzi, co już byli na marach.
WALERY
265To wielki dziwak, mówiłem już panu: przychodzą chwile, w których umysł jego się mroczy, nie wygląda na to, czym jest.
ŁUKASZ
266Tak, lubi sobie pobłaznować; czasem można by myśleć, że on, z przeproszeniem, upadł w młodości na głowę.
Pokazuje na głowę.
WALERY
267Ale, w gruncie, to prawdziwa studnia wiedzy; nieraz mówi rzeczy wprost objawione.
ŁUKASZ
268Jak się weźmie gadać, to tak fajnie, jakbyś w książce czytał.
WALERY
269Sława jego już się rozeszła po okolicy: ze wszystkich stron się doń cisną.
GERONT
270Nie mogę się doczekać; przyprowadźcież go co prędzej.
WALERY
SCENA DRUGA
GERONT, JAGUSIA, ŁUKASZ.
JAGUSIA
272Na mą duszę, mówię panu, że ten tyle uzdoli co i tamci. Znowu będzie wyprawiał swoje fidrygały; a ja wiem, że najlepsze lekarstwo dla panienki, to dać jej ładnego i śwarnego chłopca, który by jej przypadł do gustu.
GERONT
273Ho, ho, moja mamko, widzę, że mieszasz się do wszystkiego!
ŁUKASZ
274Cichajże, Jagulu, nie twoja rzecz nos do tego wtykać.
JAGUSIA
275Mówię panu i powiadam, że te szyćkie dochtory to ino zawracanie głowy; pannie trza czego inszego niż senesu i rabarby; mąż to plaster, który skutkuje u dziewcząt na każdą chorość.
GERONT
276I któż by chciał ją wziąć z tym nieszczęsnym kalectwem? A wówczas gdym chciał ją wydać, czyż się nie sprzeciwiła mej woli?
JAGUSIA
277Myślę sobie; chciał ją pan dać za człowieka, którego nie znosi. Czegóż pan nie wziął pana Leandra, co jej tak przypadł do serca? ani chybi, byłaby bardzo posłuszna; a i on, idę o zakład, wziąłby ją jak jest, gdyby mu ją pan zechciał oddać.
GERONT
278Leander nie dla niej; ani się równa z tamtym co do majątku.
JAGUSIA
279Ma wuja bogacza: gadają, że mu zapisze.
GERONT
280To są dobra na księżycu. To tylko pewne, co w garści; łatwo człowiek może się zawieść, gdy rachuje na majątki, na których siedzi kto inny. Śmierć nie zawsze ma uszy otwarte na prośby i westchnienia panów spadkobierców: może dobrze schudnąć, kto, aby miał z czego żyć, musi czekać, aż drugi umrze.
JAGUSIA
281Ja bo zawsze słyszałam, że w małżeństwie, jak w inszej rzeczy, lubość więcej warta od bogactwa. Rodzice mają ten przeklęty obyczaj, że zawsze pytają: „co on ma” albo „co ona ma”. Niedawno kum Piotr wypchał swoją Kasię za grubego Tomka dla ćwierć morgi winnicy, co miał więcej od młodego Kacperka, który jej przypadł do serca; biedne stworzenie pożółkło jak cytryna ze zgryzoty i wcale jej to nie wyszło na dobre. Niech to panu służy za przykład. Nic nie ma w świecie ponad lubość; wolałabym dać córce dobrego chłopa, który by się jej udał[9], niż wszystkie majątki całej okolicy.
GERONT
282Do licha, dużo gadacie, pani mamko! Siedźcie no cicho, proszę was; nadto się troskacie, jeszcze się wam pokarm zagrzeje.
ŁUKASZ
uderzając przy każdym zdaniu Geronta po ramieniu
283Zamknijże gębę, ty pyskata. Pan się nie pyta o zdanie i sam wie, co ma robić. Pilnuj, żebyś porządnie nakarmiła bębna, a nie baw się w mądralę. Pan jest ojcem swej córki i sam ma dość rozumu, aby wiedzieć, co jej potrza.
GERONT
ŁUKASZ
jeszcze uderzając Geronta po ramieniu
285Ano chcę jej trochę przytrzeć rogów i nauczyć respektu dla pana.
GERONT
286Dobrze; ale te gesty są zbyteczne.
SCENA TRZECIA
WALERY, SGANAREL, GERONT, ŁUKASZ, JAGUSIA.
WALERY
287Panie, baczność! Idzie już lekarz.
GERONT
do Sganarela
288Panie, szczęśliwy jestem, że go widzę u siebie; pomoc pańska jest nam bardzo potrzebna.
SGANAREL
w todze lekarskiej, w kapeluszu jak najbardziej szpiczastym
289Hipokrat powiada… żebyśmy obaj nakryli głowy.
GERONT
SGANAREL
GERONT
292W którym rozdziale, jeśli łaska?
SGANAREL
293W rozdziale… o kapeluszach.
GERONT
294Skoro Hipokrat powiada, trzeba tak uczynić.
SGANAREL
295Panie lekarzu, słysząc tak cudowne rzeczy…
GERONT
296Do kogo pan mówi, jeśli łaska?
SGANAREL
GERONT
298Ja nie jestem lekarzem.
SGANAREL
299Nie jest pan lekarzem?
GERONT
SGANAREL
GERONT
302
Z pewnością.
Sganarel bierze kija i bije Geronta, tak jak jego wprzódy obito
303
Au, au, au!
SGANAREL
304Teraz już jesteś lekarzem; ja też nie mam innych egzaminów.
GERONT
do Walerego
305Cóżeście mi tu za kaduka przyprowadzili?
WALERY
306Mówiłem panu, że on lubi żartować.
GERONT
307Widzę; ale ja bym go wyrzucił na łeb z jego żarcikami.
ŁUKASZ
308Niech panoczek nie zważa; to tylko tak, dla śmiechu.
GERONT
309Nie lubię takich śmieszków.
SGANAREL
310Panie, chciej mi pan wybaczyć mą śmiałość.
GERONT
311Panie, do usług pańskich…
SGANAREL
312Jest mi niezmiernie przykro…
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
316Które miałem zaszczyt panu wsypać.
GERONT
317Nie mówmy już o tym. Panie doktorze, mam córkę, która popadła w szczególną chorobę.
SGANAREL
318Szczęśliwy jestem, że pańska córka potrzebuje mej pomocy; pragnąłbym z serca, abyś i pan jej potrzebował, pan i cała pańska rodzina, abym mógł okazać swą ochotę usłużenia panu.
GERONT
319Wdzięczen jestem za te uczucia.
SGANAREL
320Upewniam, że mówię to z szczerej duszy.
GERONT
321Zbyt wiele zaszczytu mi pan świadczy.
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
324Lucynda! Ach! Ładne imię do kurowania! Lucynda!
GERONT
325Idę na chwilę zajrzeć, co robi.
SGANAREL
326Któż jest ten kawał kobiety?
GERONT
327To mamka mego najmłodszego malca.
SCENA CZWARTA
SGANAREL, JAGUSIA, ŁUKASZ.
SGANAREL
na stronie
328Ej, do licha! to mi ładny egzemplarz.
głośno
329Pani mamko, urocza mamko, moja medycyna jest najniższą sługą waszego mamczarstwa; chciałbym być tym szczęśliwym bachorkiem, który by ssał mleczko twojej przychylności.
kładzie jej rękę na piersiach
330Wszystkie moje środki, cała wiedza, cała zdatność są na pani rozkazy; jeżeli…
ŁUKASZ
331Za pozwoleniem, panie dochtór, zostaw moją babę w spokoju.
SGANAREL
ŁUKASZ
SGANAREL
334A, doprawdy; nie wiedziałem; cieszę się niezmiernie, przez przyjaźń dla obojga.
Udaje że chce uściskać Łukasza i ściska mamkę.
ŁUKASZ
odciągając Sganarela i stając między nim a żoną
SGANAREL
336Zapewniam pana, jestem uszczęśliwiony z widoku tak godnej pary: pani winszuję z całego serca że ma męża takiego jak pan; panu zaś, iż posiadasz żonę tak piękną, tak cnotliwą, tak kształtną jak pani.
Udając znowu że chce uścisnąć Łukasza, który mu otwiera ramiona, podchodzi pod nie i ściska mamkę.
ŁUKASZ
odciągając go znowu
337Ej, do licha, bez tych serdeczności, bardzo proszę.
SGANAREL
338Nie pozwalasz pan, bym się radował z wami z tak pięknego związku?
ŁUKASZ
339Ze mną, ile pan chce, ale z żoną dość tych ceremoniów.
SGANAREL
340Biorę jednaki udział w szczęściu obojga: jeżeli pana ściskam, aby mu wyrazić swą radość, ściskam również i panią, aby i jej okazać toż samo.
Powtarza tę samą grę.
ŁUKASZ
odciągając go po raz trzeci
341Ej, do kata, panie dochtór, cóż za uprzykrzenie!
SCENA PIĄTA
GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA.
GERONT
342Panie, za chwilę przyprowadzę panu córkę.
SGANAREL
343Panie, oczekuję jej z całym mym laboratorium.
GERONT
SGANAREL
dotykając palcem czoła
GERONT
SGANAREL
usiłując mamkę pomacać po piersiach
347Ale, ponieważ obchodzi mnie cała pańska rodzina, muszę wprzód spróbować mleka pańskiej mamki i zbadać jej piersi.
Zbliża się do Jagusi.
ŁUKASZ
odciągając go i okręcając w koło
348Nie, nie, obeńdzie się.
SGANAREL
349Obejrzeć piersi mamki jest obowiązkiem lekarza.
ŁUKASZ
350Nijakich tu obowiązków nie trza.
SGANAREL
351Co! ty się ośmielasz sprzeciwiać lekarzowi? Precz mi zaraz!
ŁUKASZ
SGANAREL
patrząc nań spod oka
353Spuszczę na ciebie febrę.
JAGUSIA
biorąc Łukasza za ramię i również go okręcając w miejscu
354Wynoś się stąd; czy ja nie mam lat po temu, aby się sama obronić, gdyby chciał zrobić coś, co się nie godzi?
ŁUKASZ
355On tu nie ma nic do macania.
SGANAREL
356Pfe, paskudnik, zazdrosny o swoją żonę!
GERONT
SCENA SZÓSTA
GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA, LUCYNDA, WALERY.
SGANAREL
GERONT
359Tak. To moja jedyna córka, byłbym w rozpaczy, gdyby umarła.
SGANAREL
360Niechże ją Bóg broni! Nie wolno jej umrzeć bez przepisu lekarza.
GERONT
SGANAREL
siedząc między Gerontem a Lucyndą
362Wcale sobie niczego ta chora; myślę, że nawet zdrowy zadowoliłby się nią zupełnie.
GERONT
363Rozśmieszyłeś ją pan, panie doktorze.
SGANAREL
364Tym lepiej, to najlepszy znak, gdy lekarz rozśmiesza chorego.
do Lucyndy
365No i cóż? O co chodzi? Co pannie jest? Gdzie co dolega?
LUCYNDA
odpowiada na migi dotykając kolejno ręką ust, głowy i podbródka
SGANAREL
LUCYNDA
wykonuje te same ruchy
SGANAREL
LUCYNDA
SGANAREL
przedrzeźniając ją
371Hą, hi, hą. Nic nie rozumiem. Cóż to za diabelski język?
GERONT
372To właśnie jej choroba. Oniemiała nagle, i to bez przyczyny; ten właśnie wypadek stał się powodem odwłoki małżeństwa.
SGANAREL
GERONT
374Ten, którego ma zaślubić, chce czekać wyleczenia, nim dobije umowy.
SGANAREL
375I cóż to za głupiec, który nie chce, aby żona jego była niema? Dałby Bóg, aby moja cierpiała tę chorobę! pewnie bym się nie silił jej uleczyć!
GERONT
376Słowem, prosimy, chciej pan użyć całej sztuki, aby ulżyć jej cierpieniu.
SGANAREL
377Ba, ba, niech się pan nie kłopocze. Powiedz mi tylko wprzódy: czy to bardzo jej dolega?
GERONT
SGANAREL
379Tym lepiej. Doznaje wielkich boleści?
GERONT
SGANAREL
381Doskonale. Czy chodzi tam, gdzie pan wiesz?
GERONT
SGANAREL
GERONT
384Na tym się nie rozumiem.
SGANAREL
385Wydzieliny czy posiadają miłą powierzchowność?
GERONT
SGANAREL
do chorej
387Daj mi panna rękę.
do Geronta
388Wyraźnie widać z pulsu, że jest niema.
GERONT
389Tak, panie, tak; to właśnie: odgadł pan od pierwszego dotknięcia.
SGANAREL
JAGUSIA
391Patrzcie, jak on przejrzał tę chorość!
SGANAREL
392My, wielcy lekarze, umiemy poznać się na rzeczy od pierwszego rzutu oka. Nieuk znalazłby się może w kłopocie, mówiłby panu: „to, owo”; ale ja, ja idę do celu prosto, od razu, i powiadam bez ogródek, że pańska córka jest niema.
GERONT
393Tak, ale chciałbym, abyś mi pan mógł powiedzieć, skąd to pochodzi.
SGANAREL
394Nic łatwiejszego; stąd, że postradała mowę.
GERONT
395Wybornie. Ale jaka może być przyczyna, jeśli łaska, że postradała mowę?
SGANAREL
396Najdzielniejsze powagi twierdzą, że to wskutek zastanowienia czynności języka.
GERONT
397Dobrze, ale jakże się pan zapatruje na takie zastanowienie czynności języka?
SGANAREL
398Arystoteles powiada o tym… śliczne rzeczy.
GERONT
SGANAREL
400Ach! to był wielki człowiek!
GERONT
SGANAREL
402Całą gębą wielki człowiek…
podnosząc ramię do łokcia
403Człowiek o tyle większy ode mnie samego. Aby więc wrócić do naszego wywodu, sądzę, że to zatamowanie czynności języka zależne jest od pewnych humorów, które my uczeni nazywamy humorami złośliwymi; tym bardziej, że wapory uformowane przez wyziewy soków tworzących się w ogniskach choroby i dążące do… że się tak wyrażę… do… Rozumiesz pan po łacinie?
GERONT
SGANAREL
zrywając się nagle
405Nie rozumiesz po łacinie?
GERONT
SGANAREL
przybierając różne komiczne pozy
407Cabricias, arci thuram, catalamus, singulariter, nominativo, haec musa, niby muza, bonus, bona, bonum. Deus sanctus, est ne oratio latinas? Etiam, tak, i owszem. Quare? Dlaczego? Quia substantivo et adjectivum, concordat in generi, numerum, et casus.
GERONT
408Ach, czemuż się nie uczyłem!
JAGUSIA
409A to ci prześcipny człowiek!
ŁUKASZ
410Nie ma co, piekne bo piekne, człek nie kapuje ani słowa.
SGANAREL
411Otóż, gdy te wapory, o których mówię, przechodzą od lewej strony, po której leży wątroba, ku prawej stronie, w której znajduje się serce, może się zdarzyć, że płuco, które nazywamy po łacinie armyan, mając komunikację z mózgiem, który nazywamy po grecku nasmus, za pośrednictwem żyły wrotnej, którą nazywamy po hebrajsku kubil, spotyka na swej drodze pomienione wapory, wypełniające komory łopatki; że zaś właśnie te wapory… staraj się pan dobrze schwycić to rozumowanie, proszę o to; że zaś te wapory mieszczą w sobie pewną złośliwość… słuchaj pan tylko dobrze, zaklinam.
GERONT
SGANAREL
413…mieszczą w sobie pewną złośliwość, która jest spowodowana… wytęż pan całą uwagę, z łaski swojej.
GERONT
SGANAREL
415…która jest spowodowana przez ostrość humorów wylęgłych we wklęsłości diafragmy, zdarza się, iż te wapory… Ossabandus, nequeis, nequer, potarinum, quipsa millus. I oto właśnie przyczyna, że pańska córka jest niema.
JAGUSIA
416O, jak on uczenie gada!
ŁUKASZ
417Czemu to u mnie ozór tak nie chodzi!
GERONT
418W istocie, nie można lepiej tego wywieść. Jedna tylko rzecz mnie uderzyła: to ustęp o sercu i wątrobie. Zdaje mi się, że pan je mieścisz inaczej, niż są; że serce jest po lewej stronie, a wątroba po prawej.
SGANAREL
419W istocie; tak było dawniej: ale myśmy to zmienili, i teraz uprawiamy medycynę zupełnie nowym systemem.
GERONT
420Nie wiedziałem, i przepraszam za swoje nieuctwo.
SGANAREL
421Nic nie szkodzi; nie ma pan wszak obowiązku dotrzymywać nam kroku co do wykształcenia.
GERONT
422Oczywiście. Ale, panie doktorze, co pan sądzi, iż trzeba czynić w tej chorobie?
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
425Moje zdanie jest, aby ją położyć z powrotem do łóżka i dać jej jako lekarstwo dużo chleba maczanego w winie.
GERONT
SGANAREL
427Ponieważ w chlebie i winie, zmieszanych razem, mieszczą się własności sympatyczne, pobudzające do mówienia. Nie widzisz pan, że ten właśnie pokarm daje się papugom i że w ten sposób nabierają zdatności mowy?
GERONT
428Prawda! Oczywiście! Ach, cóż za wielki człowiek! Prędko, dużo chleba i wina.
SGANAREL
429Wrócę nad wieczorem, aby zbadać jej stan.
SCENA SIÓDMA
GERONT, SGANAREL, JAGUSIA.
SGANAREL
do Jagusi
430Pomału, nie spiesz no się.
do Geronta
431Panie, tej oto mamce muszę zaaplikować parę środeczków.
JAGUSIA
432Co? Mnie? Jestem najzdrowsza w świecie.
SGANAREL
433Tym gorzej, mameczko, tym gorzej. Ten zbytek zdrowia jest wielce zastraszający i nie byłoby źle zaaplikować ci delikatne puszczeńko krwi albo wsunąć łagodną lewatywkę.
GERONT
434Ależ, panie, tego systemu to już nie rozumiem. Po cóż krew puszczać tam, gdzie nie ma choroby?
SGANAREL
435Dobry system; najlepszy system; tak jak się pije, aby zapobiec pragnieniu, tak samo trzeba krew puszczać, aby zapobiec chorobie.
JAGUSIA
odchodząc
436O, co to, to nici z tego. Nie będzie pan robił apteki z mego cielska.
SGANAREL
437Oporna jesteś na leczenie, ale już my cię potrafimy przyprowadzić do rozsądku.
SCENA ÓSMA
GERONT, SGANAREL.
SGANAREL
GERONT
439Zaczekaj pan chwilę, jeśli łaska.
SGANAREL
440Czego pan sobie życzy?
GERONT
SGANAREL
chowa rękę w tył pod suknię, podczas gdy Geront otwiera sakiewkę
442Nie przyjmę ani szeląga.
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
452Nie robię tego dla pieniędzy.
GERONT
SGANAREL
wziąwszy pieniądze
GERONT
SGANAREL
456Nie jestem z tych lekarzy, co to patrzą na zapłatę.
GERONT
SGANAREL
458Nie kieruje mną chęć zysku.
GERONT
459Ani mi to w myśli nie postało.
SGANAREL
sam, oglądając otrzymane pieniądze
460Daję słowo, wcale nieźle, i byle…
SCENA DZIEWIĄTA
LEANDER, SGANAREL.
LEANDER
461Od dawna czekam na pana, panie doktorze, chcę pana błagać o pomoc.
SGANAREL
biorąc go za puls
462Ten puls mi się nie podoba.
LEANDER
463Nie jestem wcale chory i nie po to przychodzę.
SGANAREL
464Jeżeli nie jesteś chory, czegóż, u licha, zaraz nie mówisz?
LEANDER
465Nie. Przedstawię rzecz w dwóch słowach. Nazywam się Leander i kocham się w Lucyndzie, którą pan odwiedził przed chwilą. Ponieważ zaś, wskutek niełaski ojca, wzbroniono mi do niej wszelkiego przystępu, ośmielam się prosić pana, byś zechciał przyjść z pomocą mej miłości i ułatwił mi przeprowadzenie planu, którym obmyślił, aby jej móc powiedzieć dwa słowa mające stanowić o szczęściu mego życia.
SGANAREL
z udanym gniewem
466Za kogo mnie pan bierze? Jak to! ważysz się zwracać do mnie, aby uzyskać pomoc w swych miłostkach? Ośmielasz się poniżać godność lekarza do tego rodzaju posług!
LEANDER
467Niech pan nie robi hałasu.
SGANAREL
nacierając nań
468Właśnie, że będę robił. Jesteś zuchwalec!
LEANDER
469No, no, spokojnie tylko.
SGANAREL
LEANDER
SGANAREL
472Ja panu pokażę, że źle się pan wybrałeś i że to jest bezczelna śmiałość…
LEANDER
wyciągając sakiewkę
SGANAREL
474Chcieć mnie używać…
biorąc sakiewkę
475Nie mówię tutaj o panu, gdyż pan jesteś porządny człowiek i byłbym szczęśliwy, gdybym mógł panu w czym pomóc: ale zdarzają się na świecie takie bałwany, które biorą człowieka za co innego, niż jest, i wyznaję, że mnie to wścieka.
LEANDER
476Przepraszam bardzo za śmiałość, z jaką…
SGANAREL
477Żartuje pan. O cóż chodzi?
LEANDER
478Trzeba więc panu wiedzieć, że ta choroba, którą chcesz uleczyć, jest udana. Lekarze namędrkowali się już nad nią co wlezie i nie szczędzili dowodów, aby wykazać, że pochodzi to z mózgu, to z wnętrzności, to ze śledziony, to z wątroby; ale faktem jest, iż prawdziwą przyczyną tego cierpienia jest miłość i że Lucynda wymyśliła je jedynie po to, aby się uwolnić od małżeństwa, do którego ją chciano zmusić. Ale usuńmy się stąd, aby nas nie widziano razem, a w drodze panu powiem, o co chcę prosić.
SGANAREL
479Chodźmy zatem: wzbudziłeś pan we mnie niepojętą czułość dla swej miłości; choćbym miał z siebie wyprzeć całą mą medycynę, albo chorą diabli wezmą, albo też będzie twoją.
AKT TRZECI
Scena przedstawia miejsce w pobliżu domu Geronta.
SCENA PIERWSZA
LEANDER, SGANAREL.
LEANDER
480Zdaje mi się, że nieźle wyglądam jako aptekarz; że zaś ojciec nigdy mnie nie widział, sądzę, że to przebranie i peruka wystarczą, aby go oszukać.
SGANAREL
LEANDER
482Chciałbym tylko jeszcze umieć parę szumnych terminów medycznych, aby ozdobić swoje dyskursy i nadać sobie pozór uczonego.
SGANAREL
483Daj pan pokój, to niepotrzebne; wystarczy ubranie; ja sam nie więcej wiem od pana.
LEANDER
SGANAREL
485Niech mnie diabli porwą, jeżeli cokolwiek rozumiem się na medycynie. Pan jesteś zacnym człowiekiem: otworzę panu serce, jak pan mnie otwarłeś swoje.
LEANDER
486Jak to! pan nie jesteś…
SGANAREL
487Ależ nie, upewniam; zrobili mnie lekarzem przemocą. Nigdy mi w głowie nie postały takie mądrości; wszystkie moje nauki doszły zaledwo do sexty. Nie wiem, skąd oni to sobie uroili, ale, skoro spostrzegłem, że chcą koniecznie, abym był lekarzem, zgodziłem się nim zostać na ich odpowiedzialność. A, ba! nie wyobrazisz pan sobie, jak się ta brednia rozeszła; każdy wprost gwałtem chce się we mnie dopatrzeć wielkiego uczonego. Przychodzą ze wszystkich stron po radę, i jeżeli dalej będzie szło tak samo, mam zamiar trzymać się medycyny całe życie. Uważam, że to najlepszy zawód ze wszystkich: czy bowiem robić dobrze, czy źle, zawsze się bierze jednaką zapłatę. Fuszerka nigdy nie spada na nas; przykrawamy materię, jak się nam żywnie podoba. Szewcowi, który robi buty, nie wolno zepsuć kawałka skóry, żeby nie musiał zapłacić; ale tu wolno zepsuć całego człowieka zupełnie darmo. Omyłki nie dotyczą nigdy nas; to zawsze wina tego, co umiera. Wreszcie największa zaleta tego zawodu to to, że nieboszczyki to ludzie niezrównanej wprost uprzejmości i dyskrecji i jeszcze nikt nie słyszał, aby się który poskarżył na lekarza, który go sprzątnął.
LEANDER
488To prawda, że umarli są bardzo grzeczni w tej mierze.
SGANAREL
widząc ludzi zbliżających się ku niemu
489Ci ludzie wyglądają mi, jak gdyby chcieli porady.
do Leandra
490Zaczekaj na mnie w pobliżu mieszkania panny.
SCENA DRUGA
THIBAUT, PIETREK, SGANAREL.
THIBAUT
491Panie dochtór, przyszliśwa tu do pana, ja i mój Pietrek.
SGANAREL
THIBAUT
493Jego biedna matka, imieniem Piotrusia, leży chora już pół roku.
SGANAREL
wyciągając rękę jakby po pieniądze
494I cóż wy chcecie, abym na to poradził?
THIBAUT
495Chcielibyśwa, aby pan dochtór dał nam jakie liki, aby ją zratować.
SGANAREL
496Trzeba by wprzód wiedzieć, co jej brakuje.
THIBAUT
497Cierpi na hipokryzje, panie dochtór.
SGANAREL
THIBAUT
499Tak; to znaczy niby, że cała jest opuchła. Powiadają, że ma moc wody w cielsku i że jej wątroba i brzuch, czy ślidziona, jak to tam państwo nazywają, zamiast robić krew, robią samą wilgoć. Raz na dwa dni trzęsie ją okrutna frybra i wtedy zesłabnie i darcie ma w nogach straszliwe. Flegma się jej pcha do gardła, mało ją nie zadusi, a czasem to ją tak zemgli i rzuci nią, że się widzi, że już koniec. Jest we wsi japtykarz, uczciwszy uszy, co jej już dawał liki Bóg wi nie jakie, więcej niż dwanaście dobrych talarów kosztują mnie te syćkie z przeproszeniem lewatywy, a te czyszczenia, a te odwary z hiacyntu, a krople krzepiące. Ale to niby syćko, jak to mówią, ani zaszkodzi, ani pomoże. Chciał jej dać jednego liku, co go nazywają ludzie hametykiem; alem się strachał, prawdę rzekłszy, żeby jej na tamten świat nie wyprawił. Powiadają ludzie, że te wielkie dochtory nie wiem ile ludzi zakatrupili już tym nowym wymysłem.
SGANAREL
wyciągając rękę i potrząsając nią na znak, iż żąda pieniędzy
500Do rzeczy, przyjacielu, do rzeczy.
THIBAUT
501Rzecz jest ta, że przychodzimy prosić pana, abyś powiedział, co trza teraz robić.
SGANAREL
502Nie rozumiem zupełnie, o co wam chodzi.
PIETREK
503Panie dochtór, moja matka jest chora; macie tu dwa talary, żebyście nam dali jakie liki.
SGANAREL
504O, tak, to rozumiem. Ten chłopak przynajmniej mówi jasno i wysławia się jak należy. Powiadasz, że matka chora jest na puchlinę, że obrzękła na całym ciele, ma gorączkę i bóle w nogach? Od czasu do czasu napadają ją kurcze i drgawki, to znaczy omdlenia?
PIETREK
505To, to, panie dochtór, właśnie.
SGANAREL
506Ciebie zrozumiałem od razu; nie tak jak ojca, który plecie sam nie wie co. A teraz, chciałbyś lekarstwa?
PIETREK
SGANAREL
508Lekarstwa, aby ją wyleczyć?
PIETREK
SGANAREL
510Masz tu kawałek sera; dajcież go jej zaraz zażyć.
PIETREK
SGANAREL
512Tak, to jest ser szczególnie przyprawiony: wchodzi w to złoto, korale, perły i mnóstwo innych kosztownych rzeczy.
PIETREK
513Panie dochtór, dziękujem piknie; zaraz to damy matuli do zbuchania.
SGANAREL
514Do widzenia. Gdyby przypadkiem umarła, starajcież się ją przystojnie pogrzebać.
Zmiana dekoracji; scena przedstawia, jak w akcie drugim, pokój w domu Geronta.
SCENA TRZECIA
JAGUSIA, SGANAREL; ŁUKASZ w głębi.
SGANAREL
515Otóż i urocza karmicielka. Ach, karmicielko mego serca, oczarowany jestem tym spotkaniem; widok twój to rabarba, kasja i senes, które czyszczą mą duszę z wszelkiej melancholii.
JAGUSIA
516Na mą duszę, panie lekarzu, to za piekne dla mnie. Nie rozumiem ani słówka z pańskiej łaciny.
SGANAREL
517Rozchoruj się, piękna mamko, błagam; rozchoruj się dla mej miłości. Leczyć cię byłoby dla mnie największą rozkoszą.
JAGUSIA
518Całuję rączki panu, już ja tam wolę, żeby mnie nikt nie leczył.
SGANAREL
519Jakże mi cię żal, piękna żywicielko, że masz tak zazdrosnego i przykrego męża!
JAGUSIA
520Cóż robić? To widać za moje grzechy; gdzie kozę przywiążą, tam się jej trzeba paść.
SGANAREL
521Taki gbur! brutal, który cię pilnuje nieustannie i nie pozwala nikomu zbliżyć się do ciebie!
JAGUSIA
522Ach! ach! pan jeszcze nic nie widział; to tylko mały smaczek tego, co on potrafi, kiedy go giez ukąsi.
SGANAREL
523Czy podobna? Możeż być człowiek, który by miał duszę tak nikczemną, aby się znęcać nad taką istotą? Ach, znam takich, piękna karmicielko, i to niedaleko stąd, którzy uważaliby się za szczęśliwych, gdyby mogli ucałować bodaj same koniuszki twoich nóżek! I czemuż tak powabna kobieta musiała popaść w takie ręce! Żeby takie proste bydlę, bałwan, brutal, cymbał… wybacz, piękna mamko, jeśli w ten sposób wyrażam się o twoim mężu…
JAGUSIA
524Ech, panie lekarzu, ja wiem dobrze, że on nie wart czego inszego.
SGANAREL
525Bez wątpienia, piękna mamko, zasługuje na to; i zasługiwałby jeszcze, abyś mu czymś przystroiła głowę, by go ukarać za jego podejrzliwość.
JAGUSIA
526To pewna, że gdyby tylko o niego mi chodziło, mógłby się doczekać brzydkiej rzeczy.
SGANAREL
527Na honor, nic by nie było w tym złego, gdybyś się na nim zemściła w czyimś towarzystwie. Mówię ci, w zupełności mu się to należy; i gdybym ja był tym szczęśliwym, piękna karmicielko, wybranym przez ciebie do…
Gdy Sganarel wyciąga ręce, aby uścisnąć Jagusię, Łukasz podchodzi pod spodem i staje między nimi. Sganarel i Jagusia patrzą na Łukasza i oddalają się, każde w inną stronę; doktor w sposób nader komiczny.
SCENA CZWARTA
GERONT, ŁUKASZ.
GERONT
528Słuchaj no, Łukaszu, nie widziałeś przypadkiem doktora?
ŁUKASZ
529Ech, do wszystkich diabłów, widziałem i jego, i moją babę.
GERONT
530Gdzież on się podział?
ŁUKASZ
531Nie wiem, ale chciałbym, żeby się podział do wszystkich diabłów.
GERONT
532Idź no zajrzeć, co porabia córka.
SCENA PIĄTA
SGANAREL, LEANDER, GERONT.
GERONT
533Ach, to pan, panie doktorze, właśnie pytałem, gdzie jesteś.
SGANAREL
534Zabawiałem się na dziedzińcu wydzielaniem nadmiaru przyjętych napojów. Jak się miewa chora?
GERONT
535Nieco się jej pogorszyło po lekarstwie.
SGANAREL
536Tym lepiej; znak, że działa.
GERONT
537Tak, ale boję się, aby jej nie zadusiło.
SGANAREL
538Niech pana głowa nie boli. Mam lekarstwa, które drwią sobie ze wszystkiego; czekam jej przy agonii.
GERONT
wskazując Leandra
539Cóż to za człowiek z panem? …
SGANAREL
robiąc ręką znaki mające objaśnić, że to aptekarz
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
546Będzie potrzebny pańskiej córce.
SCENA SZÓSTA
LUCYNDA, GERONT, LEANDER, JAGUSIA, SGANAREL.
JAGUSIA
547Panie, idzie tu panienka; chce się przejść troszeczkę.
SGANAREL
548To jej dobrze zrobi. Idź no pan, panie aptekarzu, zmacać puls, abym mógł później pomówić z tobą o jej chorobie.
Odciąga Geronta w głąb, obejmuje ręką za szyję i bierze go za brodę zwracając jego głowę ku sobie, ile razy Geront chce popatrzyć, co porabia córka z aptekarzem; zarazem, aby go zabawić, mówi co następuje:
549Tak, panie, to ważna i subtelna kwestia sporna między lekarzami, czy łatwiej leczyć kobiety niż mężczyzn. Proszę, chciej pan posłuchać. Jedni mówią, że nie, drudzy, że tak; ja zaś mówię, że tak i nie; ile że, ponieważ oporność zmąconych wilgotności, pojawiających się we wrodzonych temperamentach kobiety, będąc przyczyną, iż strona zwierzęca dąży ustawicznie do zapanowania nad stroną czującą, pewne jest, iż nierówność ich usposobienia zależną jest od skośnego ruchu kręgu księżyca; że zaś słońce, które kieruje promienie na wklęsłość ziemi, natrafia…
LUCYNDA
do Leandra
550Nie, niezdolna jestem odmienić się w uczuciach.
GERONT
551Przemówiła! O wspaniała potęgo lekarstwa! O boski lekarzu! Jakąż wdzięczność winienem ci, doktorze, za to cudowne uleczenie! Czym potrafię ci odpłacić takie dobrodziejstwo?
SGANAREL
przechadzając się po scenie i wachlując kapeluszem
552Ha! ta choroba kosztowała mnie niemało trudu!
LUCYNDA
553Tak, ojcze, odzyskałam mowę; lecz odzyskałam ją po to, aby ci powiedzieć, iż nigdy nie zaślubię innego niż Leandra i że próżno się starasz narzucić mi na męża Horacego.
GERONT
LUCYNDA
555Nic nie zdoła zachwiać mego postanowienia.
GERONT
LUCYNDA
557Próżno przedkładasz mi swoje argumenty.
GERONT
LUCYNDA
559Wszystkie wywody nie zdadzą się na nic.
GERONT
LUCYNDA
GERONT
LUCYNDA
563Żadna ojcowska władza nie zmusi mnie do małżeństwa wbrew mej woli.
GERONT
LUCYNDA
GERONT
LUCYNDA
567Serce moje nie podda się nigdy przemocy.
GERONT
LUCYNDA
569I raczej zagrzebię się w klasztorze, niż zaślubię człowieka, którego nie kocham.
GERONT
LUCYNDA
ogłuszającym głosem
571Nie. W żaden sposób. Nie ma o tym mowy. Tracisz czas próżno. Nie uczynię tego. Rzecz postanowiona.
GERONT
572Ach, cóż za nawał słów! Nie ma sposobu się obronić.
do Sganarela:
573Panie, proszę pana, abyś ją uczynił na powrót niemą.
SGANAREL
574To niemożliwe. Jedyna usługa, jaką mogę panu oddać, to jest uczynić pana głuchym, jeżeli pan sobie życzy.
GERONT
575Ślicznie dziękuję.
do Lucyndy
576
I ty myślisz…
LUCYNDA
577Nie; wszystkie perswazje, ojcze, do niczego nie prowadzą.
GERONT
578Zaślubisz Horacego jeszcze dziś wieczór.
LUCYNDA
579Raczej zaślubię śmierć.
SGANAREL
do Geronta
580Mój Boże, przestań pan, pozwól pan mnie objąć tę kurację; to są wszystko objawy choroby i wiem, jakie lekarstwo zastosować.
GERONT
581Byłożby możebne, abyś pan uleczył także i tę chorobę jej umysłu?
SGANAREL
582Tak; pozwól mi pan działać. Mam lekarstwo na wszystko, aptekarz zaś pomoże nam w kuracji.
do Leandra
583Jedno słowo. Widzisz, że miłość jej do tego Leandra jest zupełnie sprzeczna z wolą ojca; nie ma czasu do stracenia, humory są bardzo wzburzone; niezbędne jest tedy znaleźć szybko lekarstwo na tę chorobę, która mogłaby się przez opóźnienie pogorszyć. Co do mnie, widzę tylko jedno, to znaczy dawkę przeczyszczającą fugas chrustas[10], którą zmieszasz jak należy z dwiema drachmami matrimonium[11] w pigułce. Może będzie stawiała pewne trudności w zażyciu tego lekarstwa; jednakże, ponieważ jesteś człekiem biegłym w swym zawodzie, twoją rzeczą będzie ją nakłonić i podać ten specyfik, jak zdołasz najlepiej. Idź się z nią nieco przejść po ogrodzie, aby przygotować humory, podczas gdy ja będę zabawiał ojca; ale przede wszystkim, nie trać czasu. Lekarstwo jak najprędzej! Lekarstwo specyficzne!
SCENA SIÓDMA
GERONT, SGANAREL.
GERONT
584Cóż to są za środki, panie doktorze, które wymieniłeś przed chwilą? Zdaje mi się, że nigdy o nich nie słyszałem.
SGANAREL
585Środki te bywają stosowane tylko w gwałtownej potrzebie.
GERONT
586Widziałeś pan kiedy podobne zuchwalstwo?
SGANAREL
587Dziewczęta bywają niekiedy uparte.
GERONT
588Nie wyobrażasz sobie, jak ona jest zacietrzewiona w tym Leandrze.
SGANAREL
589Gorącość krwi oddziaływa w ten sposób na młode umysły.
GERONT
590Co do mnie, od chwili jak odkryłem gwałtowność tego uczucia, trzymałem córkę ustawicznie pod kluczem.
SGANAREL
GERONT
592Nie dopuszczałem między nimi do najmniejszego zbliżenia.
SGANAREL
GERONT
594Gdybym ścierpiał, aby się choć raz zobaczyli, jeszcze by z tego wynikło jakie szaleństwo.
SGANAREL
GERONT
596Obawiam się, iż byłaby zdolna z nim uciec.
SGANAREL
597Roztropna przezorność.
GERONT
598Ostrzeżono mnie, że on czyni wszelkie wysiłki, aby się z nią porozumieć.
SGANAREL
GERONT
SGANAREL
GERONT
602Potrafię temu zapobiec.
SGANAREL
603Nie na głupiego trafił: musiałby wstać bardzo rano, aby pana oszukać.
SCENA ÓSMA
ŁUKASZ, GERONT, SGANAREL.
ŁUKASZ
604Oj, do licha, panie, a to ci historia; córka pańska drapła ze swoim Liandrem. To on był aptekarzem, a ten tu pan dochtór przygotował całą operację.
GERONT
605Jak to! Zarzynać mnie w ten sposób! Dalej, prędko, komisarza i nie wypuszczać z domu tego draba. A, łotrze, pójdziesz pod sąd.
ŁUKASZ
606Tak, tak, panie dochtór, będziesz dyndał; nie waż mi się stąd ruszyć ani na tyle.
SCENA DZIEWIĄTA
MARCYNA, SGANAREL, ŁUKASZ.
MARCYNA
do Łukasza
607Ach, Boże! ledwom trafiła do tego domu! Powiedzcież mi, co się stało z lekarzem, którego wam poleciłam?
ŁUKASZ
608Właśnie go będą wieszać.
MARCYNA
609Co! Wieszać mego męża! Boże! I cóż on uczynił?
ŁUKASZ
610Pomógł wykraść córkę naszego pana.
MARCYNA
611Jak to! Drogi mężu, to prawda, że mają cię powiesić?
SGANAREL
612Sama widzisz. Ach, ach!
MARCYNA
613I ty dałbyś się uśmiercić w obecności tylu osób?
SGANAREL
MARCYNA
615Gdybyś choć skończył rąbać nasz las, miałabym jakąś pociechę.
SGANAREL
616Oddal się stąd, rozdzierasz mi serce.
MARCYNA
617Nie, zostanę tu, aby ci dodawać odwagi. Nie oddalę się, póki nie ujrzę, jak wisisz.
SGANAREL
SCENA DZIESIĄTA
GERONT, SGANAREL, MARCYNA.
GERONT
do Sganarela
619Komisarz przybędzie tu natychmiast, aby cię umieścić w bezpiecznym schronieniu.
SGANAREL
na kolanach z kapeluszem w ręku
620Och! och! Nie można by tego zmienić na porcję kijów?
GERONT
621Nie, nie; o tym sąd rozstrzygnie. Ale co widzę?
SCENA JEDENASTA
GERONT, LEANDER, LUCYNDA, SGANAREL, ŁUKASZ, MARCYNA.
LEANDER
622Panie, Leander staje przed twoim obliczem i oddaje Lucyndę pod twą ojcowską władzę. Mieliśmy zamiar uciec i wziąć ślub potajemnie; ale postanowienie to ustąpiło miejsca uczciwszym zamiarom. Nie chcę panu kraść córki, pragnę ją otrzymać jedynie z twej ręki. Dodam tylko, że przed chwilą otrzymałem listy donoszące mi, że wuj umarł i że jestem spadkobiercą całego jego majątku.
GERONT
623Panie, niezmiernie wysoko cenię przymioty pańskie i z radością oddaję panu córkę.
SGANAREL
na stronie
624Medycynie się upiekło.
MARCYNA
625Skoro nie będziesz już wisiał, podziękuj mi za to, żeś został lekarzem, bo to ja sprowadziłam na ciebie ten zaszczyt.
SGANAREL
626Tak? To ty sprowadziłaś na mnie tyle kijów, że ich sam zliczyć nie potrafię?
LEANDER
do Sganarela
627Skutek jest zbyt piękny, abyś mógł chować urazę.
SGANAREL
628Niech będzie.
do Marcyny
629Wybaczam ci więc te kije ze względu na dostojeństwo, do któregoś mnie wyniosła; ale staraj się na przyszłość mieć szacunek dla człowieka mojej wagi i pamiętaj, że gniew lekarza jest straszliwszą rzeczą, niż ktokolwiek przypuszcza.