Spis treści

    AKT PIERWSZY
    1. SCENA PIERWSZA
    2. SCENA DRUGA
    3. SCENA TRZECIA
    4. SCENA CZWARTA
    5. SCENA PIĄTA
    6. SCENA SZÓSTA
  1. AKT DRUGI
    1. SCENA PIERWSZA
    2. SCENA DRUGA
    3. SCENA TRZECIA
    4. SCENA CZWARTA
    5. SCENA PIĄTA
    6. SCENA SZÓSTA
    7. SCENA SIÓDMA
    8. SCENA ÓSMA
    9. SCENA DZIEWIĄTA
  2. AKT TRZECI
    1. SCENA PIERWSZA
    2. SCENA DRUGA
    3. SCENA TRZECIA
    4. SCENA CZWARTA
    5. SCENA PIĄTA
    6. SCENA SZÓSTA
    7. SCENA SIÓDMA
    8. SCENA ÓSMA
    9. SCENA DZIEWIĄTA
    10. SCENA DZIESIĄTA
    11. SCENA JEDENASTA
  1. Kłótnia: 1
  2. Mąż: 1
  3. Obyczaje: 1
  4. Przemoc: 1
  5. Żona: 1

Uwspółcześnienia:

Pisownia łączna/rozdzielna, np.: niedarmo > nie darmo, Toćżeś > Toć żeś, niema > nie ma, z podemnie > spode mnie, po prostu > poprostu, pocóż > po cóż, jakto > jak to, zwolna > z wolna, którąby > którą by.

Pisownia joty, np.: djabli > diabli, komedja > komedia, serjo > serio, genjusz > geniusz, warjat > wariat, laboratorjum > laboratorium itp.

Pisownia głosek dźwięcznych i bezdźwięcznych: z podemnie > spode mnie itp.

Fleksja: czem > czym, którem > którym, zielonem > zielonym; byłożby możebnem > byłożby możebne itp.

Inne zmiany: paskustwo > paskudztwo; wciurności > wciórności.

Zmodernizowano interpunkcję.

MolièreLekarz mimo wolitłum. Tadeusz Boy-Żeleński

OSOBY:

  1. GERONT, ojciec Lucyndy
  2. LUCYNDA, córka Geronta
  3. LEANDER, zalotnik Lucyndy
  4. SGANAREL, mąż Marcyny
  5. MARCYNA, żona Sganarela
  6. PAN ROBERT, sąsiad Sganarela
  7. WALERY, sługa Geronta
  8. ŁUKASZ, mąż Jagusi
  9. JAGUSIA, mamka u Geronta a żona Łukasza
  10. THIBAUT, ojciec Piotrusia, wieśniak
  11. PIETREK, wieśniak

AKT PIERWSZY

Scena przedstawia las.

SCENA PIERWSZA

SGANAREL, MARCYNA wchodzą na scenę, kłócąc się.

SGANAREL

1

Powiadam ci, nic z tego, lubciu: jestem panem w domu i ja tu jeden mam prawo rozkazywać!

MARCYNA

2

A ja ci powiadam, że musisz robić, co zechcę, i że nie po to cię wzięłam, aby znosić twoje wybryki.

SGANAREL

3

Mąż, Żona, Kłótnia, Przemoc, ObyczajeA cóż to za utrapienie mieć żonę na karku! Jakże słusznie powiada Arystoteles, że kobieta gorsza jest od diabła!

MARCYNA

4

Patrzcie mi mądralę z jego durnym Arystoklesem!

SGANAREL

5

Aha, mądrala. Znajdźże mi, proszę, drugiego z mojej profesji, coby umiał tak jak ja rozprawiać o świecie. Toć nie darmo człek obsługiwał sześć lat sławnego lekarza i za młodu gryzł łacinę jak rzepę.

MARCYNA

6

Widział kto takiego bałwana!

SGANAREL

7

Widział kto taką jędzę!

MARCYNA

8

Przeklęty niech będzie dzień i godzina, w której zgodziłam się wyjść za ciebie!

SGANAREL

9

Przeklęty niech będzie krzywy pysk rejenta, co mnie nakłonił do podpisania mego nieszczęścia!

MARCYNA

10

I ty jeszcze masz czoło[1] narzekać! Toć żeś ty powinien od rana do nocy dziękować niebu, że mnie masz za żonę! Warteś może był[2] takiej?

SGANAREL

11

To pewna, żeś mi zrobiła za wiele zaszczytu; istotnie, miałem się z czego cieszyć w noc po ślubie! Ej, do licha, nie ciągnij mnie za język, bo mógłbym łatwo powiedzieć coś…

MARCYNA

12

No? Cóż takiego?

SGANAREL

13

Basta! Skończmy o tym. Wystarczy, że wiemy, co wiemy, i że ci się szczęśliwie udało mnie złapać.

MARCYNA

14

Gdzież niby to szczęście? Żem znalazła człowieka, który mnie zapędzi do szpitala; rozpustnika, gałgana, który przejada wszystko, co posiadam!…

SGANAREL

15

Kłamiesz, szelmo; trochę i przepijam.

MARCYNA

16

Który sprzedaje po kawałku wszystko, co jest w mieszkaniu!…

SGANAREL

17

To się nazywa żyć z gospodarstwa.

MARCYNA

18

Który wyciągnął nawet łóżko spode mnie!…

SGANAREL

19

Wcześniej będziesz wstawać.

MARCYNA

20

Który po prostu ani jednego sprzętu nie zostawił w domu.

SGANAREL

21

Łatwiej się nam będzie przeprowadzać.

MARCYNA

22

I który od rana do nocy nic nie robi, tylko gra i pije!

SGANAREL

23

To żeby się nie nudzić.

MARCYNA

24

I cóż ty sobie wyobrażasz, co ja mam począć z całym kramem?

SGANAREL

25

Co ci się podoba.

MARCYNA

26

Mam na ręku czworo drobnych dzieci…

SGANAREL

27

Postaw je na ziemi.

MARCYNA

28

…które bez ustanku wołają o chleb.

SGANAREL

29

Daj im kije: kiedy ja dobrze podpiłem i podjadłem, chcę, aby wszystko było pijane w mym domu.

MARCYNA

30

I ty sobie wyobrażasz, pijaku, że to cięgle będzie szło w ten sposób?

SGANAREL

31

Spokojnie, żoneczko, jeśli łaska.

MARCYNA

32

Że wiecznie będę znosić twą bezczelność i twoje łajdactwa?

SGANAREL

33

Żoneczko, nie unośmy się.

MARCYNA

34

I nie potrafię znaleźć sposobu, aby ci przypomnieć twoje obowiązki?

SGANAREL

35

Moja lubciu, wiesz, że ja nie jestem zbyt cierpliwy i rękę mam wcale krzepką.

MARCYNA

36

Drwię sobie z pogróżek.

SGANAREL

37

Żoneczko, aniołku, znowu cię skóra świerzbi, jak zwykle.

MARCYNA

38

Już ja ci pokażę, że się ciebie wcale nie boję.

SGANAREL

39

Moja droga połowico, ty koniecznie chcesz coś oberwać.

MARCYNA

40

Czy ty myślisz, że ja się zlęknę twego gadania?

SGANAREL

41

Słodki przedmiocie mych uczuć, ja tobie uszy oberwę.

MARCYNA

42

Ty pijanico!

SGANAREL

43

Zbiję cię.

MARCYNA

44

Ty kufo!

SGANAREL

45

Na kwaśne jabłko.

MARCYNA

46

Łotrze!

SGANAREL

47

Kości ci połamię.

MARCYNA

48

Hultaju! nicponiu! oszuście! gałganie! wisielcze! ty dziadu! włóczęgo! złodzieju! draniu!

SGANAREL

49

A, więc chcesz koniecznie!

Bierze kij i bije ją.

MARCYNA

krzyczy
50

Au, au, au!

SGANAREL

51

To jedyny sposób, aby cię uspokoić.

SCENA DRUGA

PAN ROBERT, SGANAREL, MARCYNA.

PAN ROBERT

52

Hola! Cóż to! Pfe! Co to ma znaczyć? Fe, paskudztwo! A cóż to za gałgan: walić tak swoją żonę!

MARCYNA

wziąwszy się pod boki, podchodzi do pana Roberta, który się cofa
53

A właśnie ja chcę, żeby mnie walił!

PAN ROBERT

54

Ależ i owszem, z całego serca.

MARCYNA

55

Czego się pan wtrąca?

PAN ROBERT

56

Zbłądziłem, wyznaję.

MARCYNA

57

Pańska sprawa?

PAN ROBERT

58

Ma pani słuszność.

MARCYNA

59

Widzicie tego gbura: chce zabronić mężowi walić własną żonę!

PAN ROBERT

60

Odwołuję.

MARCYNA

61

Cóż to pana może obchodzić?

PAN ROBERT

62

Nic.

MARCYNA

63

Pańska rzecz nos wściubiać?

PAN ROBERT

64

Nie.

MARCYNA

65

Patrz pan swego zajęcia.

PAN ROBERT

66

Nie mówię już ani słowa.

MARCYNA

67

Ja chcę, aby mnie bito.

PAN ROBERT

68

Ależ owszem.

MARCYNA

69

Nie pańska szkoda.

PAN ROBERT

70

Ma pani rację.

MARCYNA

71

Trzeba być błaznem, aby się mieszać do rzeczy, które pana nic nie obchodzą.

Daje mu policzek.

PAN ROBERT

do Sganarela
72

Sąsiedzie, przepraszam was z całego serca. Wal, bij, pierz swoją żonę, ile ci się podoba; jeżeli sobie życzysz, pomogę ci.

SGANAREL

73

Właśnie że mi się nie podoba.

PAN ROBERT

74

A, to inna sprawa.

SGANAREL

75

Chcę ją bić, kiedy chcę, a nie chcę bić, kiedy nie chcę.

PAN ROBERT

76

Doskonale.

SGANAREL

77

Moja żona, nie pańska.

PAN ROBERT

78

Bez wątpienia.

SGANAREL

79

Nic pan tu nie masz do rozkazywania.

PAN ROBERT

80

Ależ naturalnie.

SGANAREL

81

Nikt pana nie prosi o pomoc.

PAN ROBERT

82

Bardzo przepraszam.

SGANAREL

83

I jesteś pan dureń, aby się mieszać w cudze sprawy. Dowiedz się, że już Cycero mówi, że nie trzeba wkładać drzwi między palce[3].

Bije go i wypędza.

SCENA TRZECIA

SGANAREL, MARCYNA.

SGANAREL

84

No, teraz zgoda. Dawaj łapę.

Wyciąga rękę.

MARCYNA

85

Tak, teraz, kiedyś mnie zwalił.

SGANAREL

86

Nic nie znaczy. Przybij!

MARCYNA

87

Nie chcę.

SGANAREL

88

Nie?

MARCYNA

89

Nie.

SGANAREL

90

Żonciu!

MARCYNA

91

Nie i nie.

SGANAREL

92

Chodź, kiedy ci mówię.

MARCYNA

93

Ani mi w głowie.

SGANAREL

94

No, chodź już, chodź.

MARCYNA

95

Nie, gniewam się.

SGANAREL

96

O takie głupstwo! No, daj już spokój.

MARCYNA

97

Zostaw mnie.

SGANAREL

98

Daj rękę, kiedy ci mówię.

MARCYNA

99

Nadtoś mi zalał[4] sadła za skórę[5].

SGANAREL

100

Więc dobrze; przepraszam: daj rękę.

MARCYNA

101

Przebaczam.

Po cichu, na stronie
102

Ale mi to zapłacisz.

SGANAREL

103

Masz źle w głowie, aby takie rzeczy brać na serio. Takie drobnostki nieuniknione są w miłości; między ludźmi, którzy się kochają, parę kijów od czasu do czasu tylko odświeża serdeczność. No, teraz idę w las i przyrzekam ci więcej niż setkę wiązek.

SCENA CZWARTA

MARCYNA

sama
104

Nie bój się, już ja swego nie zapomnę; łamię sobie tylko głowę, jak ci odpłacić kije, którymiś mnie uraczył[6]. Wiem dobrze, że żona ma zawsze pod ręką sposób zemsty; ale to za delikatna kara dla tego obwiesia; chcę zemsty, którą by uczuł nieco dotkliwiej; to byłoby mało za to, co on mi zrobił

SCENA PIĄTA

WALERY, ŁUKASZ, MARCYNA.

ŁUKASZ

do Walerego, nie widząc Marcyny
105

Wciórności! Ładna zabawa, nie ma co gadać! akurat tyle, co gdyby nam kto kazał szukać wiatru w polu.

WALERY

do Łukasza, nie widząc Marcyny
106

Cóż chcesz, poczciwcze? musimy być posłuszni swemu panu. A zresztą, w naszym interesie jest starać się, by jego córka a nasza pani rychło wróciła do zdrowia; toć z pewnością jej małżeństwo, odwleczone przez tę chorobę, nie będzie dla nas bez jakiego obrywku[7]. Horacy, hojne panisko, największe ma widoki na ten związek, i, jakkolwiek pannie wpadł w oczko niejaki Leander, wiesz dobrze, że ojciec nie chce i słyszeć o takim zięciu.

MARCYNA

nie widząc ich, na stronie, zamyślona
107

Coby tu wymyślić, aby się zemścić?

ŁUKASZ

do Walerego
108

Ale co stary za ćwieka zabił sobie w głowę, kiedy już wszystkie dochtory na darmo wygadały nad nią całą swą mądrość!

WALERY

do Łukasza
109

Czasem, dobrze szukając, trafi się na to, czego nie można było znaleźć od razu: nieraz tam, gdzie byśmy się najmniej spodziewali…

MARCYNA

j.w., nie widząc ich
110

Tak, muszę się zemścić, żeby nie wiedzieć co! Czuję te kije w dołku aż pod samym sercem; nie mogę ich strawić…

Mówiąc to, w zamyśleniu natyka się niechcący na Walerego i Łukasza, których potrąca
111

Och, przepraszam, nie spostrzegłam panów, głowę mam tak nabitą kłopotami…

WALERY

112

Każdy ma swoje troski; my także szukamy czegoś, cobyśmy bardzo byli radzi znaleźć.

MARCYNA

113

Czy mogłabym w czym pomóc?

WALERY

114

Bardzo możliwe. Szukamy jakiegoś zdatnego człowieka, niezwykłego lekarza, który by zdołał co pomóc córce naszego pana, dotkniętej nagłą niemocą. Wielu lekarzy wyczerpało już przy niej całą swą umiejętność; ale zdarza się niekiedy spotkać ludzi znających jakieś cudowne sekrety, szczególne środki, za pomocą których umieją osiągnąć to, co dla innych było niepodobieństwem; kogoś takiego właśnie chcielibyśmy znaleźć.

MARCYNA

na stronie po cichu
115

Ha! jakiż wspaniały pomysł zsyła mi niebo, aby się zemścić na obwiesiu!

głośno
116

Nie mogliście lepiej trafić: mamy tu właśnie takiego człowieka, niezrównanego wręcz, gdy chodzi o leczenie najrozpaczliwszych chorób.

WALERY

117

Przez litość, i gdzie go znaleźć?

MARCYNA

118

Znajdziecie go, o, w tej stronie; zabawia się właśnie rąbaniem drzewa.

ŁUKASZ

119

Dochtór, co drzewo rąbie?

WALERY

120

Zbieraniem ziół, chcecie powiedzieć?

MARCYNA

121

Gdzie tam! To skończony dziwak, który lubuje się w takich zajęciach: chimeryk, oryginał, pełen szczególnych narowów; słowem, nigdy nie wzięlibyście go za to, czym jest w istocie. Chodzi ubrany w najosobliwszy sposób, niekiedy lubi udawać zupełnego nieuka, ukrywa swą wiedzę i niczego się tak nie chroni, jak tego, aby mu nie kazano rozwinąć zdumiewających talentów lekarskich, którymi obdarzyło go niebo.

WALERY

122

Szczególna rzecz, że wszyscy wielcy ludzie mają jakieś dziwactwo, jakieś ziarnko szaleństwa domieszane do swego geniuszu.

MARCYNA

123

U niego szaleństwo idzie dalej, niżby kto przypuszczał; nieraz dochodzi do tego, iż tylko za pomocą kija można go zmusić, aby zrobił użytek ze swych zdolności. Mówię wam z góry, że, jeżeli przyjdzie nań taka fantazja, nie dojdziecie do niczego, nie przyzna się wam nigdy, że jest lekarzem, póki nie weźmiecie kija i nie zmusicie go tęgą porcją, aby się wreszcie zdradził. Wszyscy tak postępujemy, gdy potrzebujemy jego pomocy.

WALERY

124

Doprawdy szczególne szaleństwo!

MARCYNA

125

To prawda; ale potem, zobaczycie, że robi prawdziwe dziwy.

WALERY

126

Jak on się zowie?

MARCYNA

127

Sganarel. Zresztą, łatwo go poznać: duża czarna broda, kryza na szyi, ubranie żółte z zielonym.

ŁUKASZ

128

Żółte z zielonym! To jakiś dochtór dla papugów?

WALERY

129

Ale czy naprawdę taki zdatny, jak mówicie?

MARCYNA

130

Jakże! ten człowiek robi prawdziwe cuda. Przed pół rokiem była tu kobieta, którą opuścili wszyscy lekarze; od sześciu godzin uważano ją za umarłą: już mieli ją grzebać, kiedy sprowadzono jeszcze do niej przemocą tego człowieka. Obejrzał ją i wlał do ust jakąś kropelkę, sama nie wiem czego? w tej chwili wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać tak, jakby jej nigdy nic nie brakowało.

ŁUKASZ

131

Ba!

WALERY

132

To musiała być chyba kropla płynnego złota.

MARCYNA

133

Bardzo być może. Nie ma znów trzech tygodni, jak dwunastoletni chłopiec zleciał z samej dzwonnicy i potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi. Przyprowadzono doń tego człowieka; natarł mu całe ciało maścią, którą sam tylko umie przyrządzać; dziecko zerwało się natychmiast i pobiegło bawić się w piłkę.

ŁUKASZ

134

Ba, ba!

WALERY

135

Ależ ten człowiek zna chyba jakieś cudowne środki!

MARCYNA

136

A któż by o tym wątpił?

ŁUKASZ

137

Do diaska! takiego właśnie było nam trzeba. Chodźmyż go szukać.

WALERY

138

Dziękujemy pani bardzo za uprzejmość.

MARCYNA

139

Ale pamiętajcie o tym, co wam mówiłam.

ŁUKASZ

140

Do stu czartów! nie troskajcie się, matusiu: jeśli tylko o bicie chodzi, to krówka już w oborze.

WALERY

do Łukasza
141

Doprawdy, nie mogliśmy szczęśliwiej trafić: jestem pełen najlepszej otuchy.

SCENA SZÓSTA

SGANAREL, WALERY, ŁUKASZ.

SGANAREL

śpiewa za sceną
142

La, la, la…

WALERY

143

Słychać rąbanie drzewa i śpiew.

SGANAREL

wchodzi z butelką w ręce, nie widząc ich
144

La, la, la… No, dość się chyba człowiek napracował, aby pociągnąć łyczek. Trzeba nabrać trochę oddechu.

popiwszy
145

Słone musi być to drzewo jak diabli, takie człowiek ma po nim pragnienie.

śpiewa
Flaszeczko moja miła,
Jakaż czarowna siła
Jest w słodkim twym bul bul!
Zaledwie je usłyszę,
150
Już radość mną kołysze,
Wesołym jest jak król.
Lecz ach, moja miła flaszeczko,
Czemuż tak prędko widać twe deneczko?
154

Tam do kata! nie trzeba dawać przystępu tak smutnym rozmyślaniom.

WALERY

do Łukasza
155

To on.

ŁUKASZ

156

Ja też tak myślę; zdaje się, żeśmy wdepli[8] prosto na niego.

WALERY

157

Przyjrzyjmyż mu się bliżej.

SGANAREL

ściskając butelkę
158

A szelmeczko, jak ja cię lubię, ty flaszczyno mała.

zaczyna śpiewać; spostrzegając Walerego i Łukasza, którzy go śledzą, zniża głos:
Już radość mną kołysze…
widząc, iż śledzą go coraz bliżej
160

Cóż u diaska! czegóż chcą te dryblasy?

WALERY

do Łukasza
161

To on, na pewno.

ŁUKASZ

do Walerego
162

On, jak wykapany.

SGANAREL

Na stronie. Stawia butelkę na ziemi; gdy Walery pochyla się do ukłonu, on myśli, że chcą mu zabrać butelkę i przestawia ją na drugą stronę; gdy Łukasz czyni to samo, podnosi ją i przyciska komicznymi ruchami do żołądka:
163

Patrzą na mnie i naradzają się. O co im może chodzić?

WALERY

164

Szanowny panie, czy nie pan przypadkiem nosi imię Sganarela?

SGANAREL

165

Hę?

WALERY

166

Pytam, czy pan się nie nazywasz Sganarel?

SGANAREL

obracając się do Walerego, potem do Łukasza
167

Tak i nie, zależnie od tego czego chcecie.

WALERY

168

Nic, pragniemy jedynie dać panu dowody uznania i życzliwości.

SGANAREL

169

W takim razie, tak; imię moje Sganarel.

WALERY

170

Panie, szczęśliwi jesteśmy, iż pana widzimy. Zwrócono nas do pana w naszym kłopocie; przychodzimy błagać pomocy, której nam bardzo trzeba.

SGANAREL

171

Jeśli to coś, co leży w zakresie mego skromnego rzemiosła, służę najchętniej.

WALERY

172

Bardzo pan uprzejmy, doprawdy. Ale, proszę, chciej pan nakryć głowę, jeśli łaska; słońce mogłoby panu dokuczyć.

ŁUKASZ

173

Wsadźże pan ten kapciuch na łeb.

SGANAREL

na stronie
174

Grzeczni ludzie, ale straszne jacyś ceremonianty.

Kładzie kapelusz.

WALERY

175

Panie, niech się pan nie dziwi, że się zwracamy do niego, ale zdatni ludzie zawsze są poszukiwani, a my już wiemy o pańskich talentach.

SGANAREL

176

To prawda, panowie, że, co się tyczy drewek, nie mam równego w świecie.

WALERY

177

Ależ, panie…

SGANAREL

178

Nie żałuję fatygi i odrabiam tak, że no!…

WALERY

179

Nie o to chodzi, proszę pana.

SGANAREL

180

Ale też sprzedaję po sto dziesięć su setka.

WALERY

181

Dajmy temu pokój, jeśli łaska.

SGANAREL

182

Z góry mówię, że taniej nie mogę.

WALERY

183

My już wiemy wszystko.

SGANAREL

184

Skoro wiecie wszystko, to wiecie, że zawsze tyle biorę.

WALERY

185

Panie, po cóż takimi żartami…

SGANAREL

186

Wcale nie żartuję, nie mogę opuścić ani grosza.

WALERY

187

Mówmy z innej beczki: bardzo pana proszę.

SGANAREL

188

Gdzie indziej może dostaniecie taniej: są wiązki i wiązki; ale te, które ja daję…

WALERY

189

Ech, panie, dajmy już pokój.

SGANAREL

190

Przysięgam wam, nie dostaniecie taniej, choćby o jeden grosz.

WALERY

191

Ech, do diaska!

SGANAREL

192

Sumiennie, tyle musicie zapłacić. Mówię otwarcie, nie mam zwyczaju zaceniać.

WALERY

193

Czy to się godzi, aby tego rodzaju osoba uciekała się do tak grubych sztuczek, poniżała się do takich sposobów! aby człowiek tak uczony, tak znakomity lekarz jak pan, upierał się kryć przed oczyma świata i chować pod korcem swe piękne talenty?

SGANAREL

na stronie
194

Wariat.

WALERY

195

Zaklinam, nie graj z nami komedii.

SGANAREL

196

Hę?

ŁUKASZ

197

Wszystkie te siacherki na nic; jus my ta wiemy, co potrza.

SGANAREL

198

Co u licha! Co to znaczy? Za kogo wy mnie bierzecie?

WALERY

199

Za to, czym pan jest; za wielkiego lekarza.

SGANAREL

200

Sameś lekarz! nie jestem i nie byłem niczym takim.

WALERY

po cichu
201

A to twarde szaleństwo.

głośno
202

Panie, nie chciej trwać dłużej w uporze; nie doprowadzaj nas, jeśli łaska, do przykrej ostateczności.

SGANAREL

203

Co takiego?

WALERY

204

Do pewnych środków, których użycie sprawiłoby nam najżywszą boleść.

SGANAREL

205

Cóż u licha! róbcie sobie, co wam się podoba; nie jestem lekarzem i nie wiem, czego ode mnie chcecie.

WALERY

na stronie
206

Widzę, że się nie obejdzie bez tego środka.

głośno
207

Panie, raz ostatni jeszcze proszę, byś przyznał, czym jesteś.

ŁUKASZ

208

Nie zawracaj no, bratku, głowy i śpiewaj, jak należy, żeś dochtór i tyla.

SGANAREL

na stronie
209

Wściec się można!

WALERY

210

Po cóż przeczyć temu, o czym wszyscy wiedzą?

ŁUKASZ

211

Na co te lary fary? Na co to się zdało?

SGANAREL

212

Moi panowie, po raz pierwszy, drugi i tysiączny powiadam, że nie jestem lekarzem.

WALERY

213

Nie jest pan lekarzem?

SGANAREL

214

Nie.

ŁUKASZ

215

Nie jesteście likarzem?

SGANAREL

216

Nie, do kroćset!

WALERY

217

Skoro pan chcesz koniecznie, zaczniemy inaczej.

Chwytają obaj kije i biją go.

SGANAREL

218

Au, au! panowie, jestem już wszystkim, czego sobie życzycie.

WALERY

219

I po cóż, proszę pana, zmuszać nas do tak brutalnego kroku?

ŁUKASZ

220

Po kiego licha? Czy was grzbiet tak świerzbi?

WALERY

221

Zaręczam panu, że mi niezmiernie przykro.

ŁUKASZ

222

I mnie to było jakoś markotno, na mą duszę.

SGANAREL

223

Cóż u diaska, panowie! Powiedzcież mi, czy to kpiny? Co wam się uroiło, że ja jestem lekarzem?

WALERY

224

Jak to! jeszcze pan nie chce ustąpić? Znowu wmawiasz, że nie jesteś lekarzem?

SGANAREL

225

Niech mnie licho porwie, jeślim jest czymś podobnym.

ŁUKASZ

226

Więc prawicie, żeście nie dochtór?

SGANAREL

227

Nie, do cholery!

zaczynają go bić na nowo
228

Au, au! Dobrze już, panowie, dobrze, skoro chcecie, jestem już, jestem lekarzem; aptekarzem w dodatku, jeżeli wam zależy. Wolę się na wszystko zgodzić, niż dać sobie kości połamać.

WALERY

229

No, chwała Bogu, drogi panie; cieszę się, żeś pan przyszedł do rozsądku.

ŁUKASZ

230

Jak tak gadacie, to się aż serce w człeku śmieje.

WALERY

231

Uprzejmie proszę, chciej mi pan wybaczyć.

ŁUKASZ

232

Przepraszamy pięknie za naszą poufałość.

SGANAREL

na stronie
233

Ejże! Czyżbym to ja się mylił i, sam o tym nie wiedząc, został w istocie lekarzem?

WALERY

234

Panie, nie pożałuje pan tego, iż zgodziłeś się wyznać, kim jesteś; mogę pana upewnić, będziesz zadowolony.

SGANAREL

235

Ależ panowie, powiedzcie, czy wy się nie mylicie? Czy to całkiem pewne, że ja jestem lekarzem?

ŁUKASZ

236

Jak to, że słonko dziś świeci!

SGANAREL

237

Na dobre?

WALERY

238

Rozumie się.

SGANAREL

239

Niech mnie diabli porwą, jeślim o tym wiedział.

WALERY

240

Jakże! pan jesteś najzdatniejszym lekarzem w świecie!

SGANAREL

241

Doprawdy?

ŁUKASZ

242

Lekarzem, który wykurował nie wiem ile choróbsków.

SGANAREL

243

Tam do licha!

WALERY

244

Pewną kobietę uważano od pół dnia za umarłą; już miano ją pochować, kiedy pan, za pomocą jakiejś małej kropelki, postawiłeś ją na nogi, tak że zaczęła chodzić po pokoju.

SGANAREL

245

Psiakość!

ŁUKASZ

246

Dwunastoletni pędrak zleciał z dzwonnicy, potrzaskał sobie głowę, ręce i nogi; i wy, jakąś cudowną maścią, sprawiliście, że zaraz wstał i poleciał grać w piłkę.

SGANAREL

247

To ci dopiero!

WALERY

248

Słowem, panie, nie będzie pan miał powodu narzekać: zarobisz, ile sam zechcesz, jeśli pozwolisz się zaprowadzić tam, gdzie cię czekają.

SGANAREL

249

Zarobię, ile zechcę?

WALERY

250

Z pewnością.

SGANAREL

251

Ależ jestem lekarzem, bez sprzeczki. Zapomniałem o tym, ale już mi się przypomniało. O cóż chodzi? Gdzież mam wędrować?

WALERY

252

Zaprowadzimy pana. Chodzi o jedną pannę, która zgubiła mowę.

SGANAREL

253

Nie znalazłem jej, daję słowo.

WALERY

po cichu do Łukasza
254

Lubi żartować.

do Sganarela:
255

Chodźmy, panie.

SGANAREL

256

Tak? Bez togi lekarskiej?

WALERY

257

Postaramy się o nią.

SGANAREL

podając Waleremu butelkę
258

Trzymaj pan to; tam chowam swoje ulepki.

zwraca się do Łukasza, plując na ziemię
259

A ty, stary, maszeruj tu, przez to; z przepisu lekarza.

ŁUKASZ

260

Wciórności, podoba mi się ten dochtór; myślę, że zrobi swoje, bo tęgi z niego kpiarz.

AKT DRUGI

Pokój w domu Geronta.

SCENA PIERWSZA

GERONT, WALERY, ŁUKASZ, JAGUSIA.

WALERY

261

Tak, panie, myślę, że pan będzie zadowolony: przyprowadziliśmy największego lekarza w świecie.

ŁUKASZ

262

Ho, ho! po tym, to już nie ma co i szukać: szyćkie inne doktory nie warte mu butów czyścić.

WALERY

263

Dokonał mnóstwa cudownych kuracji.

ŁUKASZ

264

Zratował ludzi, co już byli na marach.

WALERY

265

To wielki dziwak, mówiłem już panu: przychodzą chwile, w których umysł jego się mroczy, nie wygląda na to, czym jest.

ŁUKASZ

266

Tak, lubi sobie pobłaznować; czasem można by myśleć, że on, z przeproszeniem, upadł w młodości na głowę.

Pokazuje na głowę.

WALERY

267

Ale, w gruncie, to prawdziwa studnia wiedzy; nieraz mówi rzeczy wprost objawione.

ŁUKASZ

268

Jak się weźmie gadać, to tak fajnie, jakbyś w książce czytał.

WALERY

269

Sława jego już się rozeszła po okolicy: ze wszystkich stron się doń cisną.

GERONT

270

Nie mogę się doczekać; przyprowadźcież go co prędzej.

WALERY

271

Idę.

SCENA DRUGA

GERONT, JAGUSIA, ŁUKASZ.

JAGUSIA

272

Na mą duszę, mówię panu, że ten tyle uzdoli co i tamci. Znowu będzie wyprawiał swoje fidrygały; a ja wiem, że najlepsze lekarstwo dla panienki, to dać jej ładnego i śwarnego chłopca, który by jej przypadł do gustu.

GERONT

273

Ho, ho, moja mamko, widzę, że mieszasz się do wszystkiego!

ŁUKASZ

274

Cichajże, Jagulu, nie twoja rzecz nos do tego wtykać.

JAGUSIA

275

Mówię panu i powiadam, że te szyćkie dochtory to ino zawracanie głowy; pannie trza czego inszego niż senesu i rabarby; mąż to plaster, który skutkuje u dziewcząt na każdą chorość.

GERONT

276

I któż by chciał ją wziąć z tym nieszczęsnym kalectwem? A wówczas gdym chciał ją wydać, czyż się nie sprzeciwiła mej woli?

JAGUSIA

277

Myślę sobie; chciał ją pan dać za człowieka, którego nie znosi. Czegóż pan nie wziął pana Leandra, co jej tak przypadł do serca? ani chybi, byłaby bardzo posłuszna; a i on, idę o zakład, wziąłby ją jak jest, gdyby mu ją pan zechciał oddać.

GERONT

278

Leander nie dla niej; ani się równa z tamtym co do majątku.

JAGUSIA

279

Ma wuja bogacza: gadają, że mu zapisze.

GERONT

280

To są dobra na księżycu. To tylko pewne, co w garści; łatwo człowiek może się zawieść, gdy rachuje na majątki, na których siedzi kto inny. Śmierć nie zawsze ma uszy otwarte na prośby i westchnienia panów spadkobierców: może dobrze schudnąć, kto, aby miał z czego żyć, musi czekać, aż drugi umrze.

JAGUSIA

281

Ja bo zawsze słyszałam, że w małżeństwie, jak w inszej rzeczy, lubość więcej warta od bogactwa. Rodzice mają ten przeklęty obyczaj, że zawsze pytają: „co on ma” albo „co ona ma”. Niedawno kum Piotr wypchał swoją Kasię za grubego Tomka dla ćwierć morgi winnicy, co miał więcej od młodego Kacperka, który jej przypadł do serca; biedne stworzenie pożółkło jak cytryna ze zgryzoty i wcale jej to nie wyszło na dobre. Niech to panu służy za przykład. Nic nie ma w świecie ponad lubość; wolałabym dać córce dobrego chłopa, który by się jej udał[9], niż wszystkie majątki całej okolicy.

GERONT

282

Do licha, dużo gadacie, pani mamko! Siedźcie no cicho, proszę was; nadto się troskacie, jeszcze się wam pokarm zagrzeje.

ŁUKASZ

uderzając przy każdym zdaniu Geronta po ramieniu
283

Zamknijże gębę, ty pyskata. Pan się nie pyta o zdanie i sam wie, co ma robić. Pilnuj, żebyś porządnie nakarmiła bębna, a nie baw się w mądralę. Pan jest ojcem swej córki i sam ma dość rozumu, aby wiedzieć, co jej potrza.

GERONT

284

Z wolna, no, z wolna!

ŁUKASZ

jeszcze uderzając Geronta po ramieniu
285

Ano chcę jej trochę przytrzeć rogów i nauczyć respektu dla pana.

GERONT

286

Dobrze; ale te gesty są zbyteczne.

SCENA TRZECIA

WALERY, SGANAREL, GERONT, ŁUKASZ, JAGUSIA.

WALERY

287

Panie, baczność! Idzie już lekarz.

GERONT

do Sganarela
288

Panie, szczęśliwy jestem, że go widzę u siebie; pomoc pańska jest nam bardzo potrzebna.

SGANAREL

w todze lekarskiej, w kapeluszu jak najbardziej szpiczastym
289

Hipokrat powiada… żebyśmy obaj nakryli głowy.

GERONT

290

Hipokrat to powiada?

SGANAREL

291

Tak.

GERONT

292

W którym rozdziale, jeśli łaska?

SGANAREL

293

W rozdziale… o kapeluszach.

GERONT

294

Skoro Hipokrat powiada, trzeba tak uczynić.

SGANAREL

295

Panie lekarzu, słysząc tak cudowne rzeczy…

GERONT

296

Do kogo pan mówi, jeśli łaska?

SGANAREL

297

Do pana.

GERONT

298

Ja nie jestem lekarzem.

SGANAREL

299

Nie jest pan lekarzem?

GERONT

300

Nie.

SGANAREL

301

Z pewnością?

GERONT

302

Z pewnością.

Sganarel bierze kija i bije Geronta, tak jak jego wprzódy obito
303

Au, au, au!

SGANAREL

304

Teraz już jesteś lekarzem; ja też nie mam innych egzaminów.

GERONT

do Walerego
305

Cóżeście mi tu za kaduka przyprowadzili?

WALERY

306

Mówiłem panu, że on lubi żartować.

GERONT

307

Widzę; ale ja bym go wyrzucił na łeb z jego żarcikami.

ŁUKASZ

308

Niech panoczek nie zważa; to tylko tak, dla śmiechu.

GERONT

309

Nie lubię takich śmieszków.

SGANAREL

310

Panie, chciej mi pan wybaczyć mą śmiałość.

GERONT

311

Panie, do usług pańskich…

SGANAREL

312

Jest mi niezmiernie przykro…

GERONT

313

To nic.

SGANAREL

314

Z powodu tych kijów…

GERONT

315

Nic nie szkodzi.

SGANAREL

316

Które miałem zaszczyt panu wsypać.

GERONT

317

Nie mówmy już o tym. Panie doktorze, mam córkę, która popadła w szczególną chorobę.

SGANAREL

318

Szczęśliwy jestem, że pańska córka potrzebuje mej pomocy; pragnąłbym z serca, abyś i pan jej potrzebował, pan i cała pańska rodzina, abym mógł okazać swą ochotę usłużenia panu.

GERONT

319

Wdzięczen jestem za te uczucia.

SGANAREL

320

Upewniam, że mówię to z szczerej duszy.

GERONT

321

Zbyt wiele zaszczytu mi pan świadczy.

SGANAREL

322

Jak się nazywa córka?

GERONT

323

Lucynda.

SGANAREL

324

Lucynda! Ach! Ładne imię do kurowania! Lucynda!

GERONT

325

Idę na chwilę zajrzeć, co robi.

SGANAREL

326

Któż jest ten kawał kobiety?

GERONT

327

To mamka mego najmłodszego malca.

SCENA CZWARTA

SGANAREL, JAGUSIA, ŁUKASZ.

SGANAREL

na stronie
328

Ej, do licha! to mi ładny egzemplarz.

głośno
329

Pani mamko, urocza mamko, moja medycyna jest najniższą sługą waszego mamczarstwa; chciałbym być tym szczęśliwym bachorkiem, który by ssał mleczko twojej przychylności.

kładzie jej rękę na piersiach
330

Wszystkie moje środki, cała wiedza, cała zdatność są na pani rozkazy; jeżeli…

ŁUKASZ

331

Za pozwoleniem, panie dochtór, zostaw moją babę w spokoju.

SGANAREL

332

Jak to! pańska żona?…

ŁUKASZ

333

Tak.

SGANAREL

334

A, doprawdy; nie wiedziałem; cieszę się niezmiernie, przez przyjaźń dla obojga.

Udaje że chce uściskać Łukasza i ściska mamkę.

ŁUKASZ

odciągając Sganarela i stając między nim a żoną
335

Powoli, jeśli łaska.

SGANAREL

336

Zapewniam pana, jestem uszczęśliwiony z widoku tak godnej pary: pani winszuję z całego serca że ma męża takiego jak pan; panu zaś, iż posiadasz żonę tak piękną, tak cnotliwą, tak kształtną jak pani.

Udając znowu że chce uścisnąć Łukasza, który mu otwiera ramiona, podchodzi pod nie i ściska mamkę.

ŁUKASZ

odciągając go znowu
337

Ej, do licha, bez tych serdeczności, bardzo proszę.

SGANAREL

338

Nie pozwalasz pan, bym się radował z wami z tak pięknego związku?

ŁUKASZ

339

Ze mną, ile pan chce, ale z żoną dość tych ceremoniów.

SGANAREL

340

Biorę jednaki udział w szczęściu obojga: jeżeli pana ściskam, aby mu wyrazić swą radość, ściskam również i panią, aby i jej okazać toż samo.

Powtarza tę samą grę.

ŁUKASZ

odciągając go po raz trzeci
341

Ej, do kata, panie dochtór, cóż za uprzykrzenie!

SCENA PIĄTA

GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA.

GERONT

342

Panie, za chwilę przyprowadzę panu córkę.

SGANAREL

343

Panie, oczekuję jej z całym mym laboratorium.

GERONT

344

Gdzież ono?

SGANAREL

dotykając palcem czoła
345

Tu.

GERONT

346

Wybornie.

SGANAREL

usiłując mamkę pomacać po piersiach
347

Ale, ponieważ obchodzi mnie cała pańska rodzina, muszę wprzód spróbować mleka pańskiej mamki i zbadać jej piersi.

Zbliża się do Jagusi.

ŁUKASZ

odciągając go i okręcając w koło
348

Nie, nie, obeńdzie się.

SGANAREL

349

Obejrzeć piersi mamki jest obowiązkiem lekarza.

ŁUKASZ

350

Nijakich tu obowiązków nie trza.

SGANAREL

351

Co! ty się ośmielasz sprzeciwiać lekarzowi? Precz mi zaraz!

ŁUKASZ

352

Kpię sobie z tego.

SGANAREL

patrząc nań spod oka
353

Spuszczę na ciebie febrę.

JAGUSIA

biorąc Łukasza za ramię i również go okręcając w miejscu
354

Wynoś się stąd; czy ja nie mam lat po temu, aby się sama obronić, gdyby chciał zrobić coś, co się nie godzi?

ŁUKASZ

355

On tu nie ma nic do macania.

SGANAREL

356

Pfe, paskudnik, zazdrosny o swoją żonę!

GERONT

357

Oto córka.

SCENA SZÓSTA

GERONT, SGANAREL, ŁUKASZ, JAGUSIA, LUCYNDA, WALERY.

SGANAREL

358

Czy to jest chora?

GERONT

359

Tak. To moja jedyna córka, byłbym w rozpaczy, gdyby umarła.

SGANAREL

360

Niechże ją Bóg broni! Nie wolno jej umrzeć bez przepisu lekarza.

GERONT

361

Dajcież krzesło.

SGANAREL

siedząc między Gerontem a Lucyndą
362

Wcale sobie niczego ta chora; myślę, że nawet zdrowy zadowoliłby się nią zupełnie.

GERONT

363

Rozśmieszyłeś ją pan, panie doktorze.

SGANAREL

364

Tym lepiej, to najlepszy znak, gdy lekarz rozśmiesza chorego.

do Lucyndy
365

No i cóż? O co chodzi? Co pannie jest? Gdzie co dolega?

LUCYNDA

odpowiada na migi dotykając kolejno ręką ust, głowy i podbródka
366

Hą, hi, hę, hą.

SGANAREL

367

Hę? Co ona powiada?

LUCYNDA

wykonuje te same ruchy
368

Hą, hi, hą, hi, hą.

SGANAREL

369

Co?

LUCYNDA

370

Hą, hi, hą.

SGANAREL

przedrzeźniając ją
371

Hą, hi, hą. Nic nie rozumiem. Cóż to za diabelski język?

GERONT

372

To właśnie jej choroba. Oniemiała nagle, i to bez przyczyny; ten właśnie wypadek stał się powodem odwłoki małżeństwa.

SGANAREL

373

A to czemu?

GERONT

374

Ten, którego ma zaślubić, chce czekać wyleczenia, nim dobije umowy.

SGANAREL

375

I cóż to za głupiec, który nie chce, aby żona jego była niema? Dałby Bóg, aby moja cierpiała tę chorobę! pewnie bym się nie silił jej uleczyć!

GERONT

376

Słowem, prosimy, chciej pan użyć całej sztuki, aby ulżyć jej cierpieniu.

SGANAREL

377

Ba, ba, niech się pan nie kłopocze. Powiedz mi tylko wprzódy: czy to bardzo jej dolega?

GERONT

378

Tak, panie doktorze.

SGANAREL

379

Tym lepiej. Doznaje wielkich boleści?

GERONT

380

Bardzo wielkich.

SGANAREL

381

Doskonale. Czy chodzi tam, gdzie pan wiesz?

GERONT

382

Owszem.

SGANAREL

383

Obficie?

GERONT

384

Na tym się nie rozumiem.

SGANAREL

385

Wydzieliny czy posiadają miłą powierzchowność?

GERONT

386

Nie znam się na tym.

SGANAREL

do chorej
387

Daj mi panna rękę.

do Geronta
388

Wyraźnie widać z pulsu, że jest niema.

GERONT

389

Tak, panie, tak; to właśnie: odgadł pan od pierwszego dotknięcia.

SGANAREL

390

Ho, ho!

JAGUSIA

391

Patrzcie, jak on przejrzał tę chorość!

SGANAREL

392

My, wielcy lekarze, umiemy poznać się na rzeczy od pierwszego rzutu oka. Nieuk znalazłby się może w kłopocie, mówiłby panu: „to, owo”; ale ja, ja idę do celu prosto, od razu, i powiadam bez ogródek, że pańska córka jest niema.

GERONT

393

Tak, ale chciałbym, abyś mi pan mógł powiedzieć, skąd to pochodzi.

SGANAREL

394

Nic łatwiejszego; stąd, że postradała mowę.

GERONT

395

Wybornie. Ale jaka może być przyczyna, jeśli łaska, że postradała mowę?

SGANAREL

396

Najdzielniejsze powagi twierdzą, że to wskutek zastanowienia czynności języka.

GERONT

397

Dobrze, ale jakże się pan zapatruje na takie zastanowienie czynności języka?

SGANAREL

398

Arystoteles powiada o tym… śliczne rzeczy.

GERONT

399

Bardzo wierzę.

SGANAREL

400

Ach! to był wielki człowiek!

GERONT

401

Bez wątpienia.

SGANAREL

402

Całą gębą wielki człowiek…

podnosząc ramię do łokcia
403

Człowiek o tyle większy ode mnie samego. Aby więc wrócić do naszego wywodu, sądzę, że to zatamowanie czynności języka zależne jest od pewnych humorów, które my uczeni nazywamy humorami złośliwymi; tym bardziej, że wapory uformowane przez wyziewy soków tworzących się w ogniskach choroby i dążące do… że się tak wyrażę… do… Rozumiesz pan po łacinie?

GERONT

404

Ani słówka.

SGANAREL

zrywając się nagle
405

Nie rozumiesz po łacinie?

GERONT

406

Nie.

SGANAREL

przybierając różne komiczne pozy
407

Cabricias, arci thuram, catalamus, singulariter, nominativo, haec musa, niby muza, bonus, bona, bonum. Deus sanctus, est ne oratio latinas? Etiam, tak, i owszem. Quare? Dlaczego? Quia substantivo et adjectivum, concordat in generi, numerum, et casus.

GERONT

408

Ach, czemuż się nie uczyłem!

JAGUSIA

409

A to ci prześcipny człowiek!

ŁUKASZ

410

Nie ma co, piekne bo piekne, człek nie kapuje ani słowa.

SGANAREL

411

Otóż, gdy te wapory, o których mówię, przechodzą od lewej strony, po której leży wątroba, ku prawej stronie, w której znajduje się serce, może się zdarzyć, że płuco, które nazywamy po łacinie armyan, mając komunikację z mózgiem, który nazywamy po grecku nasmus, za pośrednictwem żyły wrotnej, którą nazywamy po hebrajsku kubil, spotyka na swej drodze pomienione wapory, wypełniające komory łopatki; że zaś właśnie te wapory… staraj się pan dobrze schwycić to rozumowanie, proszę o to; że zaś te wapory mieszczą w sobie pewną złośliwość… słuchaj pan tylko dobrze, zaklinam.

GERONT

412

Słucham.

SGANAREL

413

…mieszczą w sobie pewną złośliwość, która jest spowodowana… wytęż pan całą uwagę, z łaski swojej.

GERONT

414

Wytężam.

SGANAREL

415

…która jest spowodowana przez ostrość humorów wylęgłych we wklęsłości diafragmy, zdarza się, iż te wapory… Ossabandus, nequeis, nequer, potarinum, quipsa millus. I oto właśnie przyczyna, że pańska córka jest niema.

JAGUSIA

416

O, jak on uczenie gada!

ŁUKASZ

417

Czemu to u mnie ozór tak nie chodzi!

GERONT

418

W istocie, nie można lepiej tego wywieść. Jedna tylko rzecz mnie uderzyła: to ustęp o sercu i wątrobie. Zdaje mi się, że pan je mieścisz inaczej, niż są; że serce jest po lewej stronie, a wątroba po prawej.

SGANAREL

419

W istocie; tak było dawniej: ale myśmy to zmienili, i teraz uprawiamy medycynę zupełnie nowym systemem.

GERONT

420

Nie wiedziałem, i przepraszam za swoje nieuctwo.

SGANAREL

421

Nic nie szkodzi; nie ma pan wszak obowiązku dotrzymywać nam kroku co do wykształcenia.

GERONT

422

Oczywiście. Ale, panie doktorze, co pan sądzi, iż trzeba czynić w tej chorobie?

SGANAREL

423

Co ja sądzę…

GERONT

424

Tak.

SGANAREL

425

Moje zdanie jest, aby ją położyć z powrotem do łóżka i dać jej jako lekarstwo dużo chleba maczanego w winie.

GERONT

426

A to czemu?

SGANAREL

427

Ponieważ w chlebie i winie, zmieszanych razem, mieszczą się własności sympatyczne, pobudzające do mówienia. Nie widzisz pan, że ten właśnie pokarm daje się papugom i że w ten sposób nabierają zdatności mowy?

GERONT

428

Prawda! Oczywiście! Ach, cóż za wielki człowiek! Prędko, dużo chleba i wina.

SGANAREL

429

Wrócę nad wieczorem, aby zbadać jej stan.

SCENA SIÓDMA

GERONT, SGANAREL, JAGUSIA.

SGANAREL

do Jagusi
430

Pomału, nie spiesz no się.

do Geronta
431

Panie, tej oto mamce muszę zaaplikować parę środeczków.

JAGUSIA

432

Co? Mnie? Jestem najzdrowsza w świecie.

SGANAREL

433

Tym gorzej, mameczko, tym gorzej. Ten zbytek zdrowia jest wielce zastraszający i nie byłoby źle zaaplikować ci delikatne puszczeńko krwi albo wsunąć łagodną lewatywkę.

GERONT

434

Ależ, panie, tego systemu to już nie rozumiem. Po cóż krew puszczać tam, gdzie nie ma choroby?

SGANAREL

435

Dobry system; najlepszy system; tak jak się pije, aby zapobiec pragnieniu, tak samo trzeba krew puszczać, aby zapobiec chorobie.

JAGUSIA

odchodząc
436

O, co to, to nici z tego. Nie będzie pan robił apteki z mego cielska.

SGANAREL

437

Oporna jesteś na leczenie, ale już my cię potrafimy przyprowadzić do rozsądku.

SCENA ÓSMA

GERONT, SGANAREL.

SGANAREL

438

Zatem żegnam.

GERONT

439

Zaczekaj pan chwilę, jeśli łaska.

SGANAREL

440

Czego pan sobie życzy?

GERONT

441

Wręczyć panu zapłatę.

SGANAREL

chowa rękę w tył pod suknię, podczas gdy Geront otwiera sakiewkę
442

Nie przyjmę ani szeląga.

GERONT

443

Ależ panie…

SGANAREL

444

Ani trochę.

GERONT

445

Chwileczkę.

SGANAREL

446

Nie ma mowy.

GERONT

447

Pozwól pan.

SGANAREL

448

Pan chyba żartuje.

GERONT

449

Rzecz załatwiona.

SGANAREL

450

Nic z tego.

GERONT

451

Ech!

SGANAREL

452

Nie robię tego dla pieniędzy.

GERONT

453

Ależ wierzę.

SGANAREL

wziąwszy pieniądze
454

Ważne?

GERONT

455

Oczywiście.

SGANAREL

456

Nie jestem z tych lekarzy, co to patrzą na zapłatę.

GERONT

457

Wiem o tym.

SGANAREL

458

Nie kieruje mną chęć zysku.

GERONT

459

Ani mi to w myśli nie postało.

SGANAREL

sam, oglądając otrzymane pieniądze
460

Daję słowo, wcale nieźle, i byle…

SCENA DZIEWIĄTA

LEANDER, SGANAREL.

LEANDER

461

Od dawna czekam na pana, panie doktorze, chcę pana błagać o pomoc.

SGANAREL

biorąc go za puls
462

Ten puls mi się nie podoba.

LEANDER

463

Nie jestem wcale chory i nie po to przychodzę.

SGANAREL

464

Jeżeli nie jesteś chory, czegóż, u licha, zaraz nie mówisz?

LEANDER

465

Nie. Przedstawię rzecz w dwóch słowach. Nazywam się Leander i kocham się w Lucyndzie, którą pan odwiedził przed chwilą. Ponieważ zaś, wskutek niełaski ojca, wzbroniono mi do niej wszelkiego przystępu, ośmielam się prosić pana, byś zechciał przyjść z pomocą mej miłości i ułatwił mi przeprowadzenie planu, którym obmyślił, aby jej móc powiedzieć dwa słowa mające stanowić o szczęściu mego życia.

SGANAREL

z udanym gniewem
466

Za kogo mnie pan bierze? Jak to! ważysz się zwracać do mnie, aby uzyskać pomoc w swych miłostkach? Ośmielasz się poniżać godność lekarza do tego rodzaju posług!

LEANDER

467

Niech pan nie robi hałasu.

SGANAREL

nacierając nań
468

Właśnie, że będę robił. Jesteś zuchwalec!

LEANDER

469

No, no, spokojnie tylko.

SGANAREL

470

Gbur!

LEANDER

471

Za pozwoleniem!

SGANAREL

472

Ja panu pokażę, że źle się pan wybrałeś i że to jest bezczelna śmiałość…

LEANDER

wyciągając sakiewkę
473

Panie doktorze…

SGANAREL

474

Chcieć mnie używać…

biorąc sakiewkę
475

Nie mówię tutaj o panu, gdyż pan jesteś porządny człowiek i byłbym szczęśliwy, gdybym mógł panu w czym pomóc: ale zdarzają się na świecie takie bałwany, które biorą człowieka za co innego, niż jest, i wyznaję, że mnie to wścieka.

LEANDER

476

Przepraszam bardzo za śmiałość, z jaką…

SGANAREL

477

Żartuje pan. O cóż chodzi?

LEANDER

478

Trzeba więc panu wiedzieć, że ta choroba, którą chcesz uleczyć, jest udana. Lekarze namędrkowali się już nad nią co wlezie i nie szczędzili dowodów, aby wykazać, że pochodzi to z mózgu, to z wnętrzności, to ze śledziony, to z wątroby; ale faktem jest, iż prawdziwą przyczyną tego cierpienia jest miłość i że Lucynda wymyśliła je jedynie po to, aby się uwolnić od małżeństwa, do którego ją chciano zmusić. Ale usuńmy się stąd, aby nas nie widziano razem, a w drodze panu powiem, o co chcę prosić.

SGANAREL

479

Chodźmy zatem: wzbudziłeś pan we mnie niepojętą czułość dla swej miłości; choćbym miał z siebie wyprzeć całą mą medycynę, albo chorą diabli wezmą, albo też będzie twoją.

AKT TRZECI

Scena przedstawia miejsce w pobliżu domu Geronta.

SCENA PIERWSZA

LEANDER, SGANAREL.

LEANDER

480

Zdaje mi się, że nieźle wyglądam jako aptekarz; że zaś ojciec nigdy mnie nie widział, sądzę, że to przebranie i peruka wystarczą, aby go oszukać.

SGANAREL

481

Z pewnością.

LEANDER

482

Chciałbym tylko jeszcze umieć parę szumnych terminów medycznych, aby ozdobić swoje dyskursy i nadać sobie pozór uczonego.

SGANAREL

483

Daj pan pokój, to niepotrzebne; wystarczy ubranie; ja sam nie więcej wiem od pana.

LEANDER

484

Jak to?

SGANAREL

485

Niech mnie diabli porwą, jeżeli cokolwiek rozumiem się na medycynie. Pan jesteś zacnym człowiekiem: otworzę panu serce, jak pan mnie otwarłeś swoje.

LEANDER

486

Jak to! pan nie jesteś…

SGANAREL

487

Ależ nie, upewniam; zrobili mnie lekarzem przemocą. Nigdy mi w głowie nie postały takie mądrości; wszystkie moje nauki doszły zaledwo do sexty. Nie wiem, skąd oni to sobie uroili, ale, skoro spostrzegłem, że chcą koniecznie, abym był lekarzem, zgodziłem się nim zostać na ich odpowiedzialność. A, ba! nie wyobrazisz pan sobie, jak się ta brednia rozeszła; każdy wprost gwałtem chce się we mnie dopatrzeć wielkiego uczonego. Przychodzą ze wszystkich stron po radę, i jeżeli dalej będzie szło tak samo, mam zamiar trzymać się medycyny całe życie. Uważam, że to najlepszy zawód ze wszystkich: czy bowiem robić dobrze, czy źle, zawsze się bierze jednaką zapłatę. Fuszerka nigdy nie spada na nas; przykrawamy materię, jak się nam żywnie podoba. Szewcowi, który robi buty, nie wolno zepsuć kawałka skóry, żeby nie musiał zapłacić; ale tu wolno zepsuć całego człowieka zupełnie darmo. Omyłki nie dotyczą nigdy nas; to zawsze wina tego, co umiera. Wreszcie największa zaleta tego zawodu to to, że nieboszczyki to ludzie niezrównanej wprost uprzejmości i dyskrecji i jeszcze nikt nie słyszał, aby się który poskarżył na lekarza, który go sprzątnął.

LEANDER

488

To prawda, że umarli są bardzo grzeczni w tej mierze.

SGANAREL

widząc ludzi zbliżających się ku niemu
489

Ci ludzie wyglądają mi, jak gdyby chcieli porady.

do Leandra
490

Zaczekaj na mnie w pobliżu mieszkania panny.

SCENA DRUGA

THIBAUT, PIETREK, SGANAREL.

THIBAUT

491

Panie dochtór, przyszliśwa tu do pana, ja i mój Pietrek.

SGANAREL

492

O cóż chodzi?

THIBAUT

493

Jego biedna matka, imieniem Piotrusia, leży chora już pół roku.

SGANAREL

wyciągając rękę jakby po pieniądze
494

I cóż wy chcecie, abym na to poradził?

THIBAUT

495

Chcielibyśwa, aby pan dochtór dał nam jakie liki, aby ją zratować.

SGANAREL

496

Trzeba by wprzód wiedzieć, co jej brakuje.

THIBAUT

497

Cierpi na hipokryzje, panie dochtór.

SGANAREL

498

Hipokryzję?

THIBAUT

499

Tak; to znaczy niby, że cała jest opuchła. Powiadają, że ma moc wody w cielsku i że jej wątroba i brzuch, czy ślidziona, jak to tam państwo nazywają, zamiast robić krew, robią samą wilgoć. Raz na dwa dni trzęsie ją okrutna frybra i wtedy zesłabnie i darcie ma w nogach straszliwe. Flegma się jej pcha do gardła, mało ją nie zadusi, a czasem to ją tak zemgli i rzuci nią, że się widzi, że już koniec. Jest we wsi japtykarz, uczciwszy uszy, co jej już dawał liki Bóg wi nie jakie, więcej niż dwanaście dobrych talarów kosztują mnie te syćkie z przeproszeniem lewatywy, a te czyszczenia, a te odwary z hiacyntu, a krople krzepiące. Ale to niby syćko, jak to mówią, ani zaszkodzi, ani pomoże. Chciał jej dać jednego liku, co go nazywają ludzie hametykiem; alem się strachał, prawdę rzekłszy, żeby jej na tamten świat nie wyprawił. Powiadają ludzie, że te wielkie dochtory nie wiem ile ludzi zakatrupili już tym nowym wymysłem.

SGANAREL

wyciągając rękę i potrząsając nią na znak, iż żąda pieniędzy
500

Do rzeczy, przyjacielu, do rzeczy.

THIBAUT

501

Rzecz jest ta, że przychodzimy prosić pana, abyś powiedział, co trza teraz robić.

SGANAREL

502

Nie rozumiem zupełnie, o co wam chodzi.

PIETREK

503

Panie dochtór, moja matka jest chora; macie tu dwa talary, żebyście nam dali jakie liki.

SGANAREL

504

O, tak, to rozumiem. Ten chłopak przynajmniej mówi jasno i wysławia się jak należy. Powiadasz, że matka chora jest na puchlinę, że obrzękła na całym ciele, ma gorączkę i bóle w nogach? Od czasu do czasu napadają ją kurcze i drgawki, to znaczy omdlenia?

PIETREK

505

To, to, panie dochtór, właśnie.

SGANAREL

506

Ciebie zrozumiałem od razu; nie tak jak ojca, który plecie sam nie wie co. A teraz, chciałbyś lekarstwa?

PIETREK

507

Tak, panie dochtór.

SGANAREL

508

Lekarstwa, aby ją wyleczyć?

PIETREK

509

Niby tak.

SGANAREL

510

Masz tu kawałek sera; dajcież go jej zaraz zażyć.

PIETREK

511

Niby syra?

SGANAREL

512

Tak, to jest ser szczególnie przyprawiony: wchodzi w to złoto, korale, perły i mnóstwo innych kosztownych rzeczy.

PIETREK

513

Panie dochtór, dziękujem piknie; zaraz to damy matuli do zbuchania.

SGANAREL

514

Do widzenia. Gdyby przypadkiem umarła, starajcież się ją przystojnie pogrzebać.

Zmiana dekoracji; scena przedstawia, jak w akcie drugim, pokój w domu Geronta.

SCENA TRZECIA

JAGUSIA, SGANAREL; ŁUKASZ w głębi.

SGANAREL

515

Otóż i urocza karmicielka. Ach, karmicielko mego serca, oczarowany jestem tym spotkaniem; widok twój to rabarba, kasja i senes, które czyszczą mą duszę z wszelkiej melancholii.

JAGUSIA

516

Na mą duszę, panie lekarzu, to za piekne dla mnie. Nie rozumiem ani słówka z pańskiej łaciny.

SGANAREL

517

Rozchoruj się, piękna mamko, błagam; rozchoruj się dla mej miłości. Leczyć cię byłoby dla mnie największą rozkoszą.

JAGUSIA

518

Całuję rączki panu, już ja tam wolę, żeby mnie nikt nie leczył.

SGANAREL

519

Jakże mi cię żal, piękna żywicielko, że masz tak zazdrosnego i przykrego męża!

JAGUSIA

520

Cóż robić? To widać za moje grzechy; gdzie kozę przywiążą, tam się jej trzeba paść.

SGANAREL

521

Taki gbur! brutal, który cię pilnuje nieustannie i nie pozwala nikomu zbliżyć się do ciebie!

JAGUSIA

522

Ach! ach! pan jeszcze nic nie widział; to tylko mały smaczek tego, co on potrafi, kiedy go giez ukąsi.

SGANAREL

523

Czy podobna? Możeż być człowiek, który by miał duszę tak nikczemną, aby się znęcać nad taką istotą? Ach, znam takich, piękna karmicielko, i to niedaleko stąd, którzy uważaliby się za szczęśliwych, gdyby mogli ucałować bodaj same koniuszki twoich nóżek! I czemuż tak powabna kobieta musiała popaść w takie ręce! Żeby takie proste bydlę, bałwan, brutal, cymbał… wybacz, piękna mamko, jeśli w ten sposób wyrażam się o twoim mężu…

JAGUSIA

524

Ech, panie lekarzu, ja wiem dobrze, że on nie wart czego inszego.

SGANAREL

525

Bez wątpienia, piękna mamko, zasługuje na to; i zasługiwałby jeszcze, abyś mu czymś przystroiła głowę, by go ukarać za jego podejrzliwość.

JAGUSIA

526

To pewna, że gdyby tylko o niego mi chodziło, mógłby się doczekać brzydkiej rzeczy.

SGANAREL

527

Na honor, nic by nie było w tym złego, gdybyś się na nim zemściła w czyimś towarzystwie. Mówię ci, w zupełności mu się to należy; i gdybym ja był tym szczęśliwym, piękna karmicielko, wybranym przez ciebie do…

Gdy Sganarel wyciąga ręce, aby uścisnąć Jagusię, Łukasz podchodzi pod spodem i staje między nimi. Sganarel i Jagusia patrzą na Łukasza i oddalają się, każde w inną stronę; doktor w sposób nader komiczny.

SCENA CZWARTA

GERONT, ŁUKASZ.

GERONT

528

Słuchaj no, Łukaszu, nie widziałeś przypadkiem doktora?

ŁUKASZ

529

Ech, do wszystkich diabłów, widziałem i jego, i moją babę.

GERONT

530

Gdzież on się podział?

ŁUKASZ

531

Nie wiem, ale chciałbym, żeby się podział do wszystkich diabłów.

GERONT

532

Idź no zajrzeć, co porabia córka.

SCENA PIĄTA

SGANAREL, LEANDER, GERONT.

GERONT

533

Ach, to pan, panie doktorze, właśnie pytałem, gdzie jesteś.

SGANAREL

534

Zabawiałem się na dziedzińcu wydzielaniem nadmiaru przyjętych napojów. Jak się miewa chora?

GERONT

535

Nieco się jej pogorszyło po lekarstwie.

SGANAREL

536

Tym lepiej; znak, że działa.

GERONT

537

Tak, ale boję się, aby jej nie zadusiło.

SGANAREL

538

Niech pana głowa nie boli. Mam lekarstwa, które drwią sobie ze wszystkiego; czekam jej przy agonii.

GERONT

wskazując Leandra
539

Cóż to za człowiek z panem? …

SGANAREL

robiąc ręką znaki mające objaśnić, że to aptekarz
540

To…

GERONT

541

Co?

SGANAREL

542

Ten, który…

GERONT

543

Hę?

SGANAREL

544

Który…

GERONT

545

A, rozumiem.

SGANAREL

546

Będzie potrzebny pańskiej córce.

SCENA SZÓSTA

LUCYNDA, GERONT, LEANDER, JAGUSIA, SGANAREL.

JAGUSIA

547

Panie, idzie tu panienka; chce się przejść troszeczkę.

SGANAREL

548

To jej dobrze zrobi. Idź no pan, panie aptekarzu, zmacać puls, abym mógł później pomówić z tobą o jej chorobie.

Odciąga Geronta w głąb, obejmuje ręką za szyję i bierze go za brodę zwracając jego głowę ku sobie, ile razy Geront chce popatrzyć, co porabia córka z aptekarzem; zarazem, aby go zabawić, mówi co następuje:
549

Tak, panie, to ważna i subtelna kwestia sporna między lekarzami, czy łatwiej leczyć kobiety niż mężczyzn. Proszę, chciej pan posłuchać. Jedni mówią, że nie, drudzy, że tak; ja zaś mówię, że tak i nie; ile że, ponieważ oporność zmąconych wilgotności, pojawiających się we wrodzonych temperamentach kobiety, będąc przyczyną, iż strona zwierzęca dąży ustawicznie do zapanowania nad stroną czującą, pewne jest, iż nierówność ich usposobienia zależną jest od skośnego ruchu kręgu księżyca; że zaś słońce, które kieruje promienie na wklęsłość ziemi, natrafia…

LUCYNDA

do Leandra
550

Nie, niezdolna jestem odmienić się w uczuciach.

GERONT

551

Przemówiła! O wspaniała potęgo lekarstwa! O boski lekarzu! Jakąż wdzięczność winienem ci, doktorze, za to cudowne uleczenie! Czym potrafię ci odpłacić takie dobrodziejstwo?

SGANAREL

przechadzając się po scenie i wachlując kapeluszem
552

Ha! ta choroba kosztowała mnie niemało trudu!

LUCYNDA

553

Tak, ojcze, odzyskałam mowę; lecz odzyskałam ją po to, aby ci powiedzieć, iż nigdy nie zaślubię innego niż Leandra i że próżno się starasz narzucić mi na męża Horacego.

GERONT

554

Ależ…

LUCYNDA

555

Nic nie zdoła zachwiać mego postanowienia.

GERONT

556

Co!

LUCYNDA

557

Próżno przedkładasz mi swoje argumenty.

GERONT

558

Jeżeli…

LUCYNDA

559

Wszystkie wywody nie zdadzą się na nic.

GERONT

560

Ja…

LUCYNDA

561

Rzecz rozstrzygnięta.

GERONT

562

Ale…

LUCYNDA

563

Żadna ojcowska władza nie zmusi mnie do małżeństwa wbrew mej woli.

GERONT

564

Mam…

LUCYNDA

565

Próżne usiłowania.

GERONT

566

To…

LUCYNDA

567

Serce moje nie podda się nigdy przemocy.

GERONT

568

To…

LUCYNDA

569

I raczej zagrzebię się w klasztorze, niż zaślubię człowieka, którego nie kocham.

GERONT

570

Ależ…

LUCYNDA

ogłuszającym głosem
571

Nie. W żaden sposób. Nie ma o tym mowy. Tracisz czas próżno. Nie uczynię tego. Rzecz postanowiona.

GERONT

572

Ach, cóż za nawał słów! Nie ma sposobu się obronić.

do Sganarela:
573

Panie, proszę pana, abyś ją uczynił na powrót niemą.

SGANAREL

574

To niemożliwe. Jedyna usługa, jaką mogę panu oddać, to jest uczynić pana głuchym, jeżeli pan sobie życzy.

GERONT

575

Ślicznie dziękuję.

do Lucyndy
576

I ty myślisz…

LUCYNDA

577

Nie; wszystkie perswazje, ojcze, do niczego nie prowadzą.

GERONT

578

Zaślubisz Horacego jeszcze dziś wieczór.

LUCYNDA

579

Raczej zaślubię śmierć.

SGANAREL

do Geronta
580

Mój Boże, przestań pan, pozwól pan mnie objąć tę kurację; to są wszystko objawy choroby i wiem, jakie lekarstwo zastosować.

GERONT

581

Byłożby możebne, abyś pan uleczył także i tę chorobę jej umysłu?

SGANAREL

582

Tak; pozwól mi pan działać. Mam lekarstwo na wszystko, aptekarz zaś pomoże nam w kuracji.

do Leandra
583

Jedno słowo. Widzisz, że miłość jej do tego Leandra jest zupełnie sprzeczna z wolą ojca; nie ma czasu do stracenia, humory są bardzo wzburzone; niezbędne jest tedy znaleźć szybko lekarstwo na tę chorobę, która mogłaby się przez opóźnienie pogorszyć. Co do mnie, widzę tylko jedno, to znaczy dawkę przeczyszczającą fugas chrustas[10], którą zmieszasz jak należy z dwiema drachmami matrimonium[11] w pigułce. Może będzie stawiała pewne trudności w zażyciu tego lekarstwa; jednakże, ponieważ jesteś człekiem biegłym w swym zawodzie, twoją rzeczą będzie ją nakłonić i podać ten specyfik, jak zdołasz najlepiej. Idź się z nią nieco przejść po ogrodzie, aby przygotować humory, podczas gdy ja będę zabawiał ojca; ale przede wszystkim, nie trać czasu. Lekarstwo jak najprędzej! Lekarstwo specyficzne!

SCENA SIÓDMA

GERONT, SGANAREL.

GERONT

584

Cóż to są za środki, panie doktorze, które wymieniłeś przed chwilą? Zdaje mi się, że nigdy o nich nie słyszałem.

SGANAREL

585

Środki te bywają stosowane tylko w gwałtownej potrzebie.

GERONT

586

Widziałeś pan kiedy podobne zuchwalstwo?

SGANAREL

587

Dziewczęta bywają niekiedy uparte.

GERONT

588

Nie wyobrażasz sobie, jak ona jest zacietrzewiona w tym Leandrze.

SGANAREL

589

Gorącość krwi oddziaływa w ten sposób na młode umysły.

GERONT

590

Co do mnie, od chwili jak odkryłem gwałtowność tego uczucia, trzymałem córkę ustawicznie pod kluczem.

SGANAREL

591

Mądrze pan czyniłeś.

GERONT

592

Nie dopuszczałem między nimi do najmniejszego zbliżenia.

SGANAREL

593

Bardzo słusznie.

GERONT

594

Gdybym ścierpiał, aby się choć raz zobaczyli, jeszcze by z tego wynikło jakie szaleństwo.

SGANAREL

595

Bez wątpienia.

GERONT

596

Obawiam się, iż byłaby zdolna z nim uciec.

SGANAREL

597

Roztropna przezorność.

GERONT

598

Ostrzeżono mnie, że on czyni wszelkie wysiłki, aby się z nią porozumieć.

SGANAREL

599

A to szelma!

GERONT

600

Ale mu się nie uda.

SGANAREL

601

Rozumie się.

GERONT

602

Potrafię temu zapobiec.

SGANAREL

603

Nie na głupiego trafił: musiałby wstać bardzo rano, aby pana oszukać.

SCENA ÓSMA

ŁUKASZ, GERONT, SGANAREL.

ŁUKASZ

604

Oj, do licha, panie, a to ci historia; córka pańska drapła ze swoim Liandrem. To on był aptekarzem, a ten tu pan dochtór przygotował całą operację.

GERONT

605

Jak to! Zarzynać mnie w ten sposób! Dalej, prędko, komisarza i nie wypuszczać z domu tego draba. A, łotrze, pójdziesz pod sąd.

ŁUKASZ

606

Tak, tak, panie dochtór, będziesz dyndał; nie waż mi się stąd ruszyć ani na tyle.

SCENA DZIEWIĄTA

MARCYNA, SGANAREL, ŁUKASZ.

MARCYNA

do Łukasza
607

Ach, Boże! ledwom trafiła do tego domu! Powiedzcież mi, co się stało z lekarzem, którego wam poleciłam?

ŁUKASZ

608

Właśnie go będą wieszać.

MARCYNA

609

Co! Wieszać mego męża! Boże! I cóż on uczynił?

ŁUKASZ

610

Pomógł wykraść córkę naszego pana.

MARCYNA

611

Jak to! Drogi mężu, to prawda, że mają cię powiesić?

SGANAREL

612

Sama widzisz. Ach, ach!

MARCYNA

613

I ty dałbyś się uśmiercić w obecności tylu osób?

SGANAREL

614

A cóż mam robić?

MARCYNA

615

Gdybyś choć skończył rąbać nasz las, miałabym jakąś pociechę.

SGANAREL

616

Oddal się stąd, rozdzierasz mi serce.

MARCYNA

617

Nie, zostanę tu, aby ci dodawać odwagi. Nie oddalę się, póki nie ujrzę, jak wisisz.

SGANAREL

618

Och, och!

SCENA DZIESIĄTA

GERONT, SGANAREL, MARCYNA.

GERONT

do Sganarela
619

Komisarz przybędzie tu natychmiast, aby cię umieścić w bezpiecznym schronieniu.

SGANAREL

na kolanach z kapeluszem w ręku
620

Och! och! Nie można by tego zmienić na porcję kijów?

GERONT

621

Nie, nie; o tym sąd rozstrzygnie. Ale co widzę?

SCENA JEDENASTA

GERONT, LEANDER, LUCYNDA, SGANAREL, ŁUKASZ, MARCYNA.

LEANDER

622

Panie, Leander staje przed twoim obliczem i oddaje Lucyndę pod twą ojcowską władzę. Mieliśmy zamiar uciec i wziąć ślub potajemnie; ale postanowienie to ustąpiło miejsca uczciwszym zamiarom. Nie chcę panu kraść córki, pragnę ją otrzymać jedynie z twej ręki. Dodam tylko, że przed chwilą otrzymałem listy donoszące mi, że wuj umarł i że jestem spadkobiercą całego jego majątku.

GERONT

623

Panie, niezmiernie wysoko cenię przymioty pańskie i z radością oddaję panu córkę.

SGANAREL

na stronie
624

Medycynie się upiekło.

MARCYNA

625

Skoro nie będziesz już wisiał, podziękuj mi za to, żeś został lekarzem, bo to ja sprowadziłam na ciebie ten zaszczyt.

SGANAREL

626

Tak? To ty sprowadziłaś na mnie tyle kijów, że ich sam zliczyć nie potrafię?

LEANDER

do Sganarela
627

Skutek jest zbyt piękny, abyś mógł chować urazę.

SGANAREL

628

Niech będzie.

do Marcyny
629

Wybaczam ci więc te kije ze względu na dostojeństwo, do któregoś mnie wyniosła; ale staraj się na przyszłość mieć szacunek dla człowieka mojej wagi i pamiętaj, że gniew lekarza jest straszliwszą rzeczą, niż ktokolwiek przypuszcza.

Przypisy

[1]

mieć czoło — mieć czelność; mieć śmiałość. [przypis edytorski]

[2]

warteś był — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: wart byłeś. [przypis edytorski]

[3]

wkładać drzwi między palce — właśc. wkładać palce między drzwi; erudycja Sganarela ma swoje ograniczenia. [przypis edytorski]

[4]

nadtoś mi zalał — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: nadto mi zalałeś. [przypis edytorski]

[5]

zalać sadła za skórę — dokuczyć komuś. [przypis edytorski]

[6]

którymiś mnie uraczył — konstrukcja z ruchomą końcówką czasownika; inaczej: którymi mnie uraczyłeś. [przypis edytorski]

[7]

obrywek — tu: korzyść uzyskana przy okazji czegoś. [przypis edytorski]

[8]

wdepli — popr.: wdepnęli. [przypis edytorski]

[9]

udać się komuś (gw.) — podobać się komuś. [przypis edytorski]

[10]

fugas chrustas — ucieczka w krzaki; żart. naśladowanie łaciny. [przypis edytorski]

[11]

matrimonium (łac.) — małżeństwo. [przypis edytorski]