Tadeusz MicińskiStrąceni z niebiosówOrland Szalony

    1
    Kwiat purpurowy marznie w lodowni
    w upiornych snach —
    dusza się błąka z zarzewiem głowni,
    by odgnać strach.
    5
    Tam — na Golgoty krzyżu zawisnął
    skrwawiony kruk —
    harfa gra cicho — skrzydłami błysnął —
    u Jego nóg.
    A więc ty dziki śmiechu zwątpienia
    10
    składasz Mu łzy?
    lecz to kość ludzką gryzły wśród cienia
    zgłodniałe psy.

    *

    Hej, z maurytańskich śpiewnych sal
    wybiega do mnie hurysa —
    15
    czarny płomienny jedwabny szal
    z nagiego łona się zwisa.
    Cyprysy — księżyc — fontann szmer —
    zaczarowane ganki —
    oddałem wszystkie gwiazdy sfer
    20
    za uścisk — Maurytanki.

    *

    Newady śnieżne zimne szczyty,
    gdzie orły z wrzaskiem krążą głodne,
    sosen pachnących malachity,
    mórz turkusowych szlaki wodne —
    25
    — widzę — czerwony mam puginał
    i krwi na ciele mojem plama,
    gdym ją w uścisku już przeginał
    ona o śmierć prosiła sama.

    *

    Na szafirowej snów głębinie
    30
    toną żałobne gwiazd mych łodzie.
    A cień olbrzymi jest na wodzie
    od chmury, która za mną płynie.
    . . . . . . . . . . . . . . . . . .
    Oh, w ciemnym borze
    35
    słowiki nucą —
    oh, na przestworze
    gwiazdy!
    Polecę — polecę — polecę —
    i umrę — u Twoich nóg —
    40
    w głębokiej zimnej rzece —
    śniąc, że u Twych nóg.
    Dusza jak płomień biały
    przez morza leci w dal —
    ja rycerz Boga — lecz o skały
    45
    zmiażdżyłem święty Gral.
    W przydrożnej wisiał iwie
    skrwawiony za mnie Mistrz —
    ja mam ran więcej! — orły żywię
    mem sercem — burzo świszcz!

    *

    50
    Ach, w modrzewiowym dworze
    gdzie na kominku płonie żar
    (obroń tej myśli, Boże!)
    podejdę w ciemny jar —
    — — wilkołak! będę pił twą krew —
    55
    i twoje dziatki — —
    wydrę im z trzew
    ten jęk — co serce opiekielni —
    matki!
    — — — Zawyje wicher, zawierucha —
    60
    i ujrzysz mojego ducha,
    jak twojego męża głowę
    będę wlókł —
    i uderzę nią o przydrzwia bronzowe.
    . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
    65
    i ujrzysz mię wśród zamieci,
    jak będę go wlókł i krwawił —
    i wyć będziesz — ty — i twoje dzieci —
    a szatan będzie z borów błogosławił
    tej mocnej — jak śmierć — zemście.