Lukian z Samosaty Dialogi wybrane Zgromadzenie bogów tłum. Władysław Witwicki 1. Zeus: Już nie pomrukujcie, bogowie, i po kątach się nie zbierajcie, i niech jeden drugiemu do ucha nie szepce wyrazów oburzenia o to, że wielu niegodnych z nami zasiada do stołu. Skoro się w tych sprawach zwołało zgromadzenie, to niech każdy mówi otwarcie, co myśli i niech wygłasza oskarżenie. Ty bądź heroldem, Hermesie — obwieszczenie według prawa! Hermes: Słuchajcie, cicho tam! Kto chce przemawiać spośród bogów rzeczywistych, którym przemawiać wolno? Sprawa dotyczy przesiedleńców i obcokrajowców. Momos: Ja, Momos, jeżelibyś mi, Zeusie, głosu udzielił. Zeus: Już samo ogłoszenie pozwala mówić; mnie do tego wcale nie będzie potrzeba. 2. Momos: Mówię tedy, że niektórzy z nas robią źle i to jest niebezpieczne, bo nie dość im, że sami stali się bogami z ludzi, ale jeszcze, jeśli który swoich towarzyszów i służących nie każe otaczać czcią równą naszej, to zdaje mu się, że niczego wielkiego nie dokazał i nie dowiódł, że jest młody. Uważam, Zeusie, że powinieneś mi pozwolić mówić otwarcie. Ja bym nawet nie potrafił inaczej — wszyscy wiedzą, że mam język nieskrępowany i nie potrafiłbym niczego zamilczeć, jeżeli się dzieje coś, co nie jest w porządku. Ja wyśledzam wszystko i wypowiadam swoje zdanie publicznie; ani się nie boję kogokolwiek, ani ze wstydu nie ukrywam swego zdania. Toteż nieznośny się wydaję niejednemu i niby wyglądam na donosiciela z urodzenia — oni mnie nazywają jakby oskarżycielem publicznym. Zresztą, skoro wolno jest i to jest ogłoszone, i ty, Zeusie, pozwalasz mówić swobodnie, to będę mówił śmiało, nie tając niczego. 3. Więc powiadam, że wielu jest takich, którym nie dość tego, że sami biorą udział w naszych zebraniach i bankietach na równi z nami, chociaż są w połowie śmiertelni, to jeszcze swoich służących i uczestników procesji wprowadzili do nieba i wpisali do ksiąg, i oni teraz na równi z nami uczestniczą w podziałach i w ofiarach, a nawet nam nie zapłacili taksy za pobyt. Zeus: Żadnych zagadek, Momosie, tylko jasno i wyraźnie mów i podawaj nazwiska; teraz twoja mowa pada na środek zgromadzenia i niejeden zacznie się domyślać tego lub owego i przystosowywać sobie to, co się mówi; jeden tak, drugi inaczej. Ktoś taki otwarty jak ty nie powinien się wahać mówić niczego. 4. Momos: To doskonale, Zeusie, że jeszcze mnie pobudzasz do otwartości. To jest z twojej strony krok naprawdę królewski i wspaniałomyślny. Zatem będę wymieniał i nazwiska. Więc taki oto najwyżej urodzony Dionizos — to jest półczłowiek i nawet nie Hellen po kądzieli, tylko Syrofenicjanin, syn córki jakiegoś kupca, Kadmosa. Skoro mu przyznano nieśmiertelność — jaki on tam jest, już nie mówię, ani o tej jego mitrze, ani o pijaństwie, ani o tym, jak chodzi — myślę, że wszyscy widzicie, jaki jest zniewieściały i kobiecy z natury, półobłąkany i od rana pachnie mocnym winem. Otóż on tutaj całe bractwo wprowadził do nas i jest tu razem z całą procesją, którą za sobą wodzi, i bogiem ogłosił Pana i Sylena, i satyrów, jakichś dzikusów i kozopasów bez liku, jakichś skoczków o niesamowitych kształtach — jeden ma rogi na głowie i od połowy w dół do kozy podobny, a brodę długą zapuścił, tak że mało się różni do capa; drugi znowu łysy staruszek, z perkatym nosem, przeważnie na ośle jeździ: to Lidyjczyk — a satyrowie mają uszy kończyste i też łyse głowy a rogate. Takie im rożki rosną jak nowo narodzonym koźlętom. To są jacyś tam Frygijczycy. A ogony mają wszyscy też. Widzicie, jakich nam bogów robi ten panicz? 5. Potem my się dziwimy, jeżeli nami ludzie gardzą, kiedy patrzą na takich śmiesznych bogów i cudacznych. Ja już nie mówię, że i dwie kobiety tutaj na górę sprowadził: jedna była jego kochanką — Ariadna — i jej wianek też włączył do chóru gwiazd, a druga to córka chłopa, Ikariosa. A co ze wszystkiego najśmieszniejsze, bogowie, to to, że on i psa Erigony, i jego też tu na górę sprowadził, aby się kobietka nie nudziła, jeżeli nie będzie miała w niebie swojego pieska, do którego się przyzwyczaiła i bardzo go lubi. Czy wam się to nie wydaje krokiem śmiałym, a trochę po pijanemu i na śmiech? A słyszeliście o innych też. 6. Zeus: Nic, Momosie, nie mów ani o Asklepiosie, ani o Heraklesie. Bo ja widzę, do czego ty zmierzasz. A oni przecież — jeden kuruje i chorych stawia na nogi, i jest „wart tyle, co moc ludzi innych”, a Herakles to mój syn i niemałymi trudami kupił sobie nieśmiertelność. Więc nie skarż na nich! Momos: Ja zamilczę, Zeusie, chociaż w związku z tobą dużo mogę powiedzieć. Już, jeśli nie co innego, to znaki od ognia oni jeszcze mają. A gdyby wolno było mówić otwarcie o tobie samym, to dużo miałbym do powiedzenia. Zeus: O, tak! O mnie samym można śmiało. Chyba ty mnie też nie skarżysz o obce pochodzenie? Momos: To, to można tylko na Krecie usłyszeć — tam i co innego o tobie mówią, i grób twój pokazują. Ja im nie wierzę; ani tym, którzy mówią, że jesteś podrzutkiem — mówią o mieście Ajgion i o Achai. 7. Ale to, co by moim zdaniem najbardziej należało zbadać i zganić, to powiem. Bo początek przekroczeniom tego rodzaju i przyczynę tego, że się nasze zgromadzenie zaroiło od nieuprawnionych, dałeś ty, Zeusie, obcując z kobietami śmiertelnymi i schodząc do nich raz w tej, raz w innej postaci. Tak że my się boimy, żeby cię kto nie zabił na ofiarę, jak cię złapie, kiedy będziesz bykiem, albo cię opracować gotów jaki złotnik, kiedy złotem będziesz, i zamiast Zeusa zrobi się nam naszyjnik albo naramiennik, albo kolczyk. I zapełniłeś niebo tymi półbogami. Już nie mogę inaczej powiedzieć. To bardzo zabawna rzecz, kiedy ktoś nagle usłyszy, że Herakles został między bogów przyjęty, a Eurysteus, który mu rozkazy dawał, umarł i blisko świątyni Heraklesa, który był sługą, leży grób Eurysteusa, jego pana. Albo znowu w Tebach Dionizos jest bogiem, a jego kuzyni, Penteus i Akteon, i Learch, to najwięksi biedacy spośród wszystkich ludzi. 8. Odkąd ty, Zeusie, otworzyłeś drzwi dla takich typów i zacząłeś się interesować kobietami śmiertelnymi, wszyscy cię naśladują i to nie tylko mężczyźni, ale, co największy wstyd, boginie również. Któż bo nie wie o Anchizesie i o Titonosie, i o Endymionie, i o Jazjonie, i innych? Tak że to już wolę pominąć. Bo długo by trzeba mówić, żeby to przebadać całkowicie. Zeus: Tylko nic nie mów o Ganimedesie, mój Momosie, bo będę się gniewał, jeżeli obrazisz chłopaka, kiedy mu wyjedziesz na familię. Momos: Nieprawdaż — w takim razie o orle też nie mam mówić, że ten również jest w niebie, na berle królewskim siada i omal że ci gniazda na głowie nie zrobi, bo uchodzi za boga? Czy i temu mamy dać spokój ze względu na Ganimedesa? 9. A taki Attis, Zeusie, i Korybas, i Sabazjos — skąd ci weszli w nasze koło — i ten Mitra, Med, w kaftanie z długimi rękawami i z tiarą na głowie? Nawet mówić po grecku nie umie. Tak że kiedy ktoś pije w jego ręce, on nic nie rozumie. Toteż Scytowie i Getowie, widząc, że oni tacy, przestali się w ogóle na nas oglądać i sami obdarzają nieśmiertelnością i wybierają na bogów, kogo chcą. W ten sam sposób, jak to Zamolksis, choć był niewolnikiem, został w poczet bogów wpisany — sam nie wiem, jak to się mogło stać tak po cichu. 10. Chociaż, moi bogowie, to jeszcze wszystko pół biedy, ale *ty* z psią twarzą, *ty* prześcieradłami poobwijany Egipcjaninie, *ty* kto jesteś, dobra duszo, i jak *ty* śmiesz podawać się za boga — szczekając? A czego chce ten łaciaty byk z Memfis, przed którym biją pokłony i on udziela wyroczni, i ma swoich proroków? Już mi wstyd wymieniać ibisy i małpy, i capy, i inne stwory, jeszcze bardziej zabawne — ja nie wiem, jak się to z Egiptu napchało do nieba i jak wy, bogowie, możecie na to patrzeć, kiedy się im ludzie po równi z wami, a nawet bardziej niż wam kłaniają? Albo ty, Zeusie, jak *ty* to znosisz, kiedy ci baranie rogi rosną? 11. Zeus: To jest rzeczywiście wstyd — to z tym Egiptem. Ale wiesz, Momosie, tam u nich jest wiele rzeczy zagadkowych i nie bardzo trzeba to wyśmiewać, kiedy się nie jest wtajemniczonym. Momos: Bardzo nam tajemnic potrzeba, żeby wiedzieć, że bogowie to bogowie, a pawiany to pawiany! Zeus: Daj spokój, mówię, zostaw sprawy egipskie. Innym razem to rozpatrzymy, przy wolnym czasie. A ty wymieniaj innych. 12. Momos: Wymieniam, Zeusie, Trofoniosa, a co mnie najwięcej gnębi, to Amfilochos. Przecież to syn człowieka obłożonego klątwą, człowiek, który matkę rodzoną zabił, a udał się i wróżb udziela w Cylicji, kłamie często i szarlatanerią się bawi dla tych dwóch obolów. Dlatego ty, Apollinie, już nie masz dawnej sławy, bo dzisiaj każdy kamień i każdy ołtarz udziela wyroczni, jeżeli go tylko oblać oliwą i powiesić na nim wianek, a znajdzie się do niego jakiś szarlatan, których jest wielu. Już i posąg Polydamasa, atlety, leczy gorączki w Olimpii, a Teagenesa — na Tazos, i Hektorowi składają ofiary w Ilionie, a Protesilaosowi naprzeciw, na Chersonezie. Odkądeśmy się tacy zrobili, przybyło wiele krzywoprzysięstwa i świętokradztwa na świecie i w ogóle gardzą nami ludzie, i dobrze robią. 13. Tyle o tych nieprawego pochodzenia i później wpisanych. Ale ja oprócz tego słyszę już wiele obcych nazw, chociaż ani u nas nie ma nikogo takiego, ani w ogóle ktoś taki w ciele i kościach istnieć nie może i bardzo się, Zeusie, tym również bawię. Bo doprawdy, gdzież jest ta Dzielność, o której się tyle mówi, i Przyroda, i Dola, i Przeznaczenie? To są nazwy, pod które żaden konkretny przedmiot nie podpada, nazwy puste, bez desygnatów, powymyślane przez głupich ludzi, przez filozofów. I chociaż to są postacie zaimprowizowane, to jednak taki mają wpływ na ludzi bezmyślnych, że wam już nikt nawet ofiar składać nie chce, bo wie, że choćby wam i tysiące hekatomb przyprowadził, to jednak Los zrobiłby to, co przeznaczone i co dla każdego od początku zostało wyprzędzone. Rad bym ciebie, Zeusie, zapytał, czyś już gdzieś widział albo Dzielność, albo Przyrodę, albo Przeznaczenie? Bo że o nich wciąż słyszysz w dyskusjach filozofów, to wiem — przecieżeś nie głuchy, żeby nie słyszeć, kiedy oni tak o tym krzyczą. Miałbym jeszcze wiele do powiedzenia, ale dam spokój. Ja widzę, że wielu się na mnie gniewa za to, co mówię, i sykają — ci najwięcej, których dotknęła otwartość moich słów. 14. Poza tym, jeżeli pozwolisz, Zeusie, to odczytam uchwałę w tej sprawie — mam ją już napisaną. Zeus: Przeczytaj. Nie wszystkie punkty twojego oskarżenia były głupie. Trzeba niejednemu koniec położyć, żeby się tak więcej dziać nie mogło. 15. W imię boże! Na zgromadzeniu legalnym, odbytym siódmego tego miesiąca pod przewodnictwem Zeusa, gdy na pierwszym miejscu siedział Posejdon, nadzór pełnił Apollo, a sekretarzem był Momos, syn Nocy, Sen podał wniosek następujący: Ponieważ wielu obcokrajowców, nie tylko Hellenów, ale i barbarzyńców, którzy żadną miarą nie zasługują na to, żeby uczestniczyli w naszym ustroju, wpisani do gminy później — nie wiadomo jakim sposobem — i uchodzący za bogów, napełnili niebo tak, że przy stole roi się tłum hałaśliwy, różnojęzyczna jakaś zbieranina i zabrakło ambrozji i nektaru, tak że kwaterka już kosztuje minę — takie mnóstwo teraz pije — a ci, o sobie tylko myśląc, odpychają na bok bogów dawnych i prawdziwych, i rozsiadają się na pierwszych miejscach wbrew wszystkim tradycjom ojczystym, i chcą odbierać największą cześć na ziemi — postanowiła Rada i Lud zwołać zgromadzenie na Olimpie czasu przesilenia zimowego i wybrać na sędziów najwyższego trybunału siedmiu bogów bez zarzutu: trzech z dawnej Rady z czasów Kronosa, a czterech spośród dwunastki, pomiędzy nimi i Zeusa. Ci sędziowie będą zasiadali sami, złożywszy prawem przepisaną przysięgę na Styks, Hermes będzie zebranie ogłaszał i sprowadzał wszystkich, którzy się uważają za upoważnionych do zasiadania w zgromadzeniu, i ci przyjdą, prowadząc ze sobą zaprzysiężonych świadków i dowody osobiste dotyczące pochodzenia. Dlatego powinni się zgłaszać po jednemu, a sędziowie rozpatrzą sprawę każdego i bądź to ogłoszą kogoś bogiem, bądź też odeślą go do jego mogiły i do grobowców rodzinnych. A gdyby ktoś z nieukwalifikowanych, kogo trybunał raz z listy bogów wykreślił, został schwytany na tym, że idzie na górę do nieba, takiego wrzucić do Tartaru. 16. I każdy powinien się zająć swoją robotą, a więc ani Atena nie powinna leczyć, ani Asklepios udzielać wyroczni, ani Apollo robić tylu rzeczy na raz, tylko sobie jakąś jedną rzecz wybrać i być albo wieszczkiem, albo kitarzystą, albo lekarzem. 17. A filozofom zapowiedzieć. żeby nie wymyślali nazw pustych i nie pletli o tym, na czym się nie znają. 18. A którym już przyznano świątynie albo ofiary, tych posągi usunąć, a powstawiać posągi Zeusa albo Hery, albo Apollina, albo kogoś innego, a tamtym niech państwo każdemu usypie mogiłę i postawi na niej słup zamiast ołtarza. A gdyby ktoś puścił to ogłoszenie mimo uszu i nie zechciał się stawić przed trybunałem, na takiego wyda się wyrok zaocznie. Taki jest nasz wniosek. 19. Zeus: Bardzo sprawiedliwy, Momosie. Kto jest za tym, niech podniesie rękę. Albo lepiej niech tak będzie — bo ja wiem, że wielu jest tutaj takich, którzy nie podniosą rąk. Więc teraz idźcie sobie wszyscy, a dopiero jak Hermes ogłosi, przyjdzie każdy i przyniesie ze sobą wyraźne dokumenty i jasne dowody osobiste: imię ojca i matki, i skąd który pochodzi, i jak został bogiem, i plemię, i ród. Jeżeli ktoś takich dokumentów nie dostarczy, trybunał nie będzie się oglądał na to, czy ktoś ma wielką świątynię na ziemi i czy go ludzie uważają za boga, czy nie. Objaśnienia Do Rzymu kulty wschodnie przenikały już od czasów Hannibala, a do Aten od wojen perskich i wcześniej. Dialog zawarty w Politei Platona odbywa się z okazji wprowadzenia do Aten trackiej bogini Bendis. Z biegiem wieków ilość kultów rosła w państwie rzymskim, bo przybyli oprócz greckich i azjatyckich jeszcze bogowie z Egiptu, a naiwna wiara zanikała coraz bardziej. Coraz trudniej było osłaniać niedorzeczności zawarte w mitach i nieuniknione w ich treści. Przecież mity nie były wytworem trzeźwych uczonych, tylko były wytworem półsennej, dziecięcej świadomości ludu i poetów z czasów zamierzchłych i późniejszych. Człowiek pierwotny, jeżeli przeczuwał w którymś micie niedorzeczność, osłaniał ją przed samym sobą i przed drugimi powagą tajemnicy, czcią, zakazem mówienia o tych rzeczach, a co za tym idzie: i myślenia przytomnego. Takie zakazy mało mogą, kiedy jednostka ludzka dojrzewa albo oświata w jakiejś grupie wzrasta. Tak i w Rzymie, w epoce cesarstwa, niemoc intelektualna postaci i zdarzeń mitycznych stała odsłonięta przed oczyma każdego oświeconego z owych czasów i Olimp, zaludniony wtedy obficiej niż kiedykolwiek, stał się otwartym i łatwym polem dla śmieszności. Lukianowi wolno było pisać o tym, jak mu się przedstawiali bogowie i sprawy bogów; toteż ostrzył sobie na nich język w swoich bardzo licznych Rozmowach bogów. Efekt komiczny polegał w nich na tym, że przed oczyma oświeconego czytelnika nadawał postać konkretną, dokładną, realistyczną jakiejkolwiek sprawie z mitologii, uplastyczniał antropomorfizmy. To, co w bajce opowiadanej potrafi się pomieścić w głowie słuchającego, okryte szatą słowa, wiersza, rytmu, przenośni, skrótu — wychodzi często śmiesznie, gdy to zamieniać na realistyczny obraz albo rzeźbę, albo model przestrzenny, podchodząc do tego przytomnie i trzeźwo. Podobnie i sny nieraz wypadają głupio, gdy je opowiadać na drugi dzień, szukając ładu i sensu w tym, co nas wzruszało, a nie dziwiło wcale w treści marzenia sennego. Najbardziej uroczych meduz nie można wydobywać z wody morskiej na suchy piasek wybrzeża. Zmieniają się w tej chwili i gasną, i przepada ich poprzedni urok. W tym dialogu jesteśmy świadkami budzącego się nacjonalizmu w gminie bogów — na tle ekonomicznym. Zgromadzenie organizuje się i przebiega w ramach urzędowego formalizmu gmin greckich pod panowaniem rzymskim. Zeus zachowuje się jak prokonsul, ale bogowie mają jednak autonomię, wolno im obradować, wybierać i głosować — z łaski Zeusa. Widzimy, że gmina bogów ma swoją konstytucję, ale z czasem wkradły się w życie tej gminy nielegalności i te się teraz mszczą. Zeus, widać, boi się, żeby tłumione niezadowolenie bogów olimpijskich nie doprowadziło do spisku i rewolucji, więc pragnie dać legalne ujście niezadowoleniu — w obradach parlamentarnych. Bogowie dzielą się widocznie na członków rzeczywistych zgromadzenia, czyli osiadłych obywateli Olimpu, którzy mają prawo głosu na zebraniach ogólnych — i na członków nadzwyczajnych, bez prawa głosu. To są metojkowie. Tak się nazywali w Atenach przesiedleńcy z obcych stron, obywatele drugiej klasy. Momos to bóstwo znane już z Hezjoda. Jest to uosobienie nagany i satyry. Jest synem Nocy. Bierze udział w naradach bogów w roli jakby redaktora pisma humorystycznego albo dyrektora kabaretu, wywleka wszystkie skandale i omawia je publicznie z humorem. U Lukiana występuje często w podobnej roli. Odpowiedź Zeusa świadczy, że władca Olimpu jest zdenerwowany i robi się opryskliwy. 2. Widać, że Momos pije od razu do Dionizosa, choć nie wymienia go jeszcze. Momos, według własnej charakterystyki, odgrywa rolę komediopisarza, dziennikarza z opozycji, felietonisty o zacięciu satyrycznym, takiego jak Lukian sam w swoich pismach. 3. Kiedy Zeus żąda nazwisk, a zastrzega się przeciw zarzutom ogólnym i bezimiennym, to dlatego, że pod zarzut tego rodzaju ogólny podpadają i jego ulubieńcy, i potomkowie. O nich nie pozwoli mówić po imieniu. 4, 5. Wspaniałomyślność Zeusa polega na tym, że pozwala mówić krytycznie o sobie samym. Nie boi się satyry, bo czuje się dość mocno na swoim tronie, Dionizos, bóg wina, upojenia i bujnej wiosennej przyrody, był zrazu bóstwem trackim, jego kult nie od razu przyjął się w Helladzie; natrafiał na przeszkody. Stąd legendy o Penteusie, królu tebańskim, który zabraniał dzikich nocnych pochodów na cześć Dionizosa i za to go rozszarpały menady — i o córkach króla Minyasa, przemienionych za coś podobnego w nietoperze. Pochody na cześć Dionizosa odbywały się po nocach na stokach gór, przy pochodniach, wśród dzikich wrzasków i tańców. Menady to kobiety biorące udział w tych orgiach, ubrane w skóry sarnie, ustrojone w wieńce z bluszczu, z tyrsami i bębenkami w rękach. Tyrsos to kij prosty, obwinięty bluszczem, z szyszką na końcu. Menada znaczy tyle, co szalona. Szarpały, rozdzierały i zjadały na surowo jakieś koźlęta — w ten sposób jednoczyły się z Dionizosem. Kozły jeszcze w czasach chrześcijańskich wydawały się wcieleniem potęg niesamowitych. Dionizosa wyobrażano sobie w ciągłych wędrówkach po lądzie i po morzu. Wędrował na wozie zaprzężonym w lamparty, ubrany długo, czerwono, w wieńcu z bluszczu i z winogron, brodaty, włosy długie chował pod czapką wschodnią, tzw. mitrą albo tiarą. Na wzór króla perskiego, który nosił jedno i drugie na raz. Mitra to jakiś zawój, chustka w turban związana, a tiara to walcowaty kapelusz bez kres, którym się król perski różnił od swoich poddanych, bo ci nosili tiarę frygijską, tzn. czapkę, której wierzchołek był zgięty ku przodowi, a przytrzymywał ją pasek spinany pod brodą. Tiarę prostą, filcową, bez paska pod brodą noszą do dziś na głowie duchowni greccy. Spod niej wystają im warkocze z wstążeczkami, jak u dziewcząt. Kapłanów Dionizosa z fryzurami kobiecymi widzieć można na starych płaskorzeźbach w muzeach. Dionizosa podczas jednej z jego podróży morskich porwali korsarze, ale ich pozamieniał w delfiny. Tę scenę przedstawia fryz na znanym pomniku Lizykratesa w Atenach. Dionizos na posągach i na rysunkach miał zwykle czarę z winem w ręku. I on sam był winem. Kto pił, brał tego boga w siebie. Dionizos był patronem teatru. Miewał rogi koźle na głowie i rogi nosiło całe jego, bardzo liczne towarzystwo męskie. Należał do niego Pan, Seilenos (zwany u nas Sylenem) i satyrowie. W chrześcijaństwie odziedziczyli po nich te koźle znamiona diabli. I tak te postacie przetrwały, choć zmieniła się ich nazwa i podupadła opinia. Kadmos, syn Fojniksa, Fenicjanina, brat Europy, którą Zeus uwiódł w postaci byka, założyciel Teb w Beocji, był ojcem Semeli. Ta się spaliła żywcem od piorunów Zeusowych, kiedy na uwodzicielu swej ciotki niemądrze wymusiła to, żeby do niej przyszedł z niebezpiecznymi oznakami swej godności. Zeus wyrwał z jej płonących zwłok niedonoszony płód — Dionizosa — donosił go sam w udzie i urodziwszy go w końcu, oddał go na wychowanie do nimf góry, czy też kraju, Nysy, gdzieś na Wschodzie. Że już maleńki Dionizos objawiał pociąg do wina, to widać na znanej rzeźbie Praksytelesa w Olimpii, gdzie młodziutki Hermes zabawia małego Dionizoska winnym gronem. Dionizos, zwany też Bakchosem, Iakchosem, Zagreusem i licznymi innymi oznaczany przydomkami, jak Eleutherios (Wyzwalający), ożenił się raz z Ariadną, córką króla Krety Minosa, na wyspie Naksos, gdzie ją był zostawił Tezeusz, zabiwszy przy jej pomocy Minotaura w labiryncie kreteńskim. Ariadna to było zrazu bóstwo wegetacji wiosennej — dlatego wliczana do orszaku Dionizosa. W Attyce opowiadano też o związku Dionizosa z Erigoną, córką Ikariosa. Ten Ikarios, mityczny protoplasta attyckiej gminy Ikarii, pierwszy rozpowszechnić miał wino w Attyce, a nauczył się uprawy tej rośliny od Dionizosa. Jednakże chłopi attyccy, nieprzyzwyczajeni do tego napoju, byli przekonani, że się potruli, kiedy po raz pierwszy wina zakosztowali i nadużyli go przez nieświadomość. Oburzeni, zabili Ikariosa i pochowali go po cichu i nieznacznie. Jego córka, Erigone, odnalazła grób ojca przy pomocy swego psa, Majry, i powiesiła się na tym grobie z rozpaczy. Dionizos przeniósł na niebo pomiędzy gwiazdy wszystko troje: Ikariosa, Erigonę i jej psicę Majrę, a przez zemstę zesłał obłąkanie na panny attyckie, które się wszystkie skutkiem tego powiesiły. Taką smutną bajkę opowiadano w związku z dawnym świętem, podczas którego trzeba było zawieszać na drzewach i huśtać lalki, figurki i maski. U stóp Akropoli miał niedużą świątynię Dionizos Eleutherios. Dziś niedaleko od Akropoli można zobaczyć niedużą cerkiewkę bizantyńską świętego Eleftiriosa. Fryz na niej starszy niż reszta jej rzeźbionych kamieni. Fryz jeszcze pamięta dobre czasy rzeźby starożytnej. Być może ten święty Eleftirios powstał tutaj z dawnego Eleutheriosa tak samo, jak się na wielu punktach Grecji święty Eliasz zrobił z dawnego Heliosa. Bogowie nie umierają tak prędko jak ludzie. Częściej zmieniają nazwiska. 6. Asklepios, po rzymsku Eskulap, był bogiem lecznictwa, specjalistą od uzdrawiania wszelkich chorób. Główną świątynię miał w Epidauros w Argolidzie; to miało być jego miejsce urodzenia. Nazywano go Zbawicielem (Soter) i mówiono, że wskrzeszał umarłych. Na wyspie Kos była przy jego świątyni główna szkoła lekarska; utrzymywało ją bractwo Asklepiadów, zajmujące się praktycznie i teoretycznie medycyną. W Epidauros i gdzie indziej zachowało się mnóstwo wotów oraz opisów jego uzdrowień, wykutych w kamieniu. W Rzymie miał świątynię na wyspie tybrowej od roku 293 przed Chr. Ojcem jego miał być Apollo, a matką Koronis, córka Flegiasa z Tesalii, siostra Iksjona, który nieprzyzwoicie chciał zaczepiać Herę i przez pomyłkę spłodził z Chmurą centaura. Chmurę w sam czas podstawił mu Zeus, a za karę kazał mu się na wieki kręcić w ognistym kole w Tartarze. Otóż z siostrą tego Iksjona, Koronidą, Apollo miał stosunki bardzo bliskie. Tak, że Koronida zaszła w ciążę. Mimo to romansowała właśnie w tym okresie z Ischysem, synem Elatosa w Arkadii. Ischys znaczy po grecku siła, a Koronis wrona, ale ani jedno, ani drugie nie usprawiedliwia siostry Iksjona. Tego samego zdania musiał być i kruk, który o wszystkim doniósł Apollinowi. Od tej chwili pióra mu sczerniały na zawsze, a dotąd miał pióra białe. Apollo poskarżył się swej siostrze Artemidzie i ta zastrzeliła Koronidę od razu. Inni mówili, że zrobił to sam Apollo. Z ciała umierającej Koronidy Apollo jeszcze wydobył żywego syna, Asklepiosa, i oddał go na wychowanie do mądrego centaura Chirona. Chłopak odziedziczył talenty lekarskie po ojcu, a od zżytego z przyrodą centaura nauczył się lecznictwa tak doskonale, że zaczął nawet umarłych wskrzeszać. Za to go Zeus spalił piorunem. Inaczej byłby brat jego Hades utracił dopływ poddanych. Widocznie Hellenowie uważali, że najbardziej humanitarna działalność może być niebezpieczna, gdy uszczupla interesy najlepszych nawet rządzących. Tak było i z Asklepiosem. Asklepios rzeźbiony opierał się prawą pachą na lasce. Wokół laski oplatał się wąż. Herakles znowu z innego powodu nosił znaki od ognia. Dlatego że sam się spalił na stosie, kiedy znieść nie mógł cierpień, jakie mu zadawała zazdrosna Dejanira, przysławszy mu zatrutą koszulę, ufarbowaną we krwi centaura Nessosa. Nie zrobiła tego ze złej woli. Nessos, który ją chciał porwać dla siebie, ale zginął od strzały Heraklesa, powiedział jej przed śmiercią, że jego krew jest doskonałym środkiem na miłość. Ona chciała Heraklesa mieć dla siebie za każdą cenę i na wszelki sposób. Herakles wziął ten prezent i ubrał się. Potem już rady nie było. Tak pokazywali Hellenowie, jak nieostrożnie bywa przyjmować prezenty od zazdrosnych i jak się nieraz można ubrać, kiedy się zaufa osobie zakochanej. Herakles był synem Zeusa i Alkmeny, żony Tebańczyka Amfitriona. Kiedy Amfitrion był na wyprawie wojennej, zakradł się do niej Zeus, przyjąwszy postać nieobecnego męża. Ponieważ Zeus nie lubił się śpieszyć, ta noc trwała trzy doby. Gdy minęły trzy kwartały, Zeus, zadowolony z siebie, zaczął się wobec Hery cieszyć, że dziś przyjdzie na świat człowiek wielki, mocniejszy niż ludzie i niż inne dzieci Zeusa. Hera już wiedziała, co to znaczy, i w tej chwili posłała dwa węże, aby zabiły bliźnięta Alkmeny. Nie było wiadomo, czy oba bliźniaki pochodzą od Zeusa, ponieważ Amfitrion nie zginął na tej wyprawie, tylko wrócił do domu po owej długiej nocy i nic nie mąciło jego dobrych stosunków z Alkmeną. Otóż jeden z bliźniaków, Ifikles, uciekł z kołyski ze strachu przed wężami — bo był tylko synem Amfitriona — a drugi „dzieckiem w kolebce” zdusił oba węże. To był Herakles, syn Zeusa. Ten grób Zeusa na Krecie przytacza Lukian wiele razy. Ale na Wschodzie boże groby były częstym zjawiskiem, a Kreta zostawała pod silnymi wpływami Wschodu. 7. U Eurysteusza, króla Argos, musiał Herakles służyć za pokutę, ponieważ w obłąkaniu pozabijał swoje dzieci, a obłąkanie zesłała na niego zawzięta Hera. I tak ciężko pokutował Herakles za złośliwość zazdrosnej Hery. W postaci byka uwiódł Zeus Europę, córkę Fojniksa, i miał z nią synów Minosa i Radamantysa, którzy zrazu panowali na Krecie, a później sądzili umarłych w Hadesie. W postaci deszczu złotego uwiódł Zeus Danae, córkę króla Argos Akrizjosa, którą ojciec był zamknął pod ziemią w wieży z brązu. Okno jakieś musiał jej zostawić i to wystarczyło. Zawsze się znajdzie jakaś droga, przez którą trafi złoty deszcz. Penteus to ten król tebański, wnuk Kadmosa, którego bakchantki rozszarpały za to, że zabraniał orgii dionizyjskich. Akteona znowu, innego wnuka Kadmosa, rozszarpały jego własne psy, kiedy go Artemis przemieniła w jelenia za to, że ją podglądał w kąpieli. Learchos, brat Melikertesa, to syn Atamasa, króla Orchomenos. Matką ich obu była Ino, druga żona Atamasa. Ta Ino nienawidziła dwojga innych dzieci Atamasa: Friksosa i Helli, ponieważ Atamas miał je z inną kobietą, z Nefelą. Nefele, chcąc dzieci uratować, wsadziła Friksosa i Hellę na baranka o złotym runie i wyprawiła je przez morze na drugą stronę. Złoty baranek pływał bardzo dobrze, ale po drodze Hella utonęła w Hellesponcie, który od niej dostał swą nazwę, a Friksos szczęśliwie dopłynął do Kolchidy u stóp Kaukazu nad Morzem Czarnym. Atamas po stracie tych dwojga dzieci oszalał i w obłąkaniu zabił swojego Learcha. Wtedy Ino rzuciła się w morze razem z drugim synem, Melikertesem. Oboje zyskali nieśmiertelność. Ona została Leukoteą, bóstwem morskim, a jej syn Palemonem, który też na morzu panował. Te opowiadania przypominają straszne sny dziecięce — na temat kolonizacji helleńskiej i przykrych stosunków w rodzinach. 8. Anchizes, syn Kapysa i Temiste, król Dardanii, czyli najstarszej Troi, był kochankiem Afrodyty, o czym wiedział Zeus i sam im schadzki ułatwiał. Za to Anchizes nie wiedział zrazu, z kim miał do czynienia, bo Afrodyta udawała córkę Otreusa, a przyznała się, kim jest, dopiero, kiedy zaszła w ciążę. Przy tym zakazała Anchizesowi nazywać siebie po imieniu i nie pozwoliła mu przyszłemu synowi wyjawiać imienia matki. Ponieważ niedyskretny Anchizes tego zakazu nie usłuchał, zabił go Zeus później, a przynajmniej skaleczył lub oślepił piorunem. Jego syn, Ajneias, zwany u nas Eneaszem, wyratował go z płonącej Troi i wywiózł ze sobą na wędrówkę. Grób Anchizesa pokazywali starożytni w wielu różnych miejscowościach. Titonos podobał się Jutrzence, Eos, więc go dla siebie porwała i uprosiła dla niego u Zeusa nieśmiertelność. Ponieważ jednak zapomniała równocześnie poprosić dla niego o wieczną młodość, więc Titonos żył wiecznie, ale zestarzał się tak strasznie, że sama Eos zaczęła go unikać. Widać fatalne skutki roztargnienia i to, że śmierć w sam czas nie jest taka zła, jakby się wydawać mogło. Endymion to syn Aetliosa i Kalyke. Inni mówili, że Zeusa. Kochała się w nim Selene, bogini księżyca, rodzona siostra Jutrzenki. Temu już Zeus dał, oprócz nieśmiertelności, jeszcze i wieczną młodość, i naprawdę dobre zdrowie, bo miał z Seleną pięćdziesiąt córek i wielu synów do tego. Dużo sypiał, oczywiście — mówiono, że w grocie góry Latmos w Karii — i tam go znajdowała Selene. Z Jazjosem albo Jazjonem miała stosunek Demeter na Krecie, ale nic o nim bliżej nie wiadomo. Ganimedes to syn Laomedonta Trojańczyka, pastuszek, którego Zeus w postaci orła, albo za pomocą orła, porwał i uniósł go na Olimp i tam go zrobił podczaszym. Kochał się w nim, jak stale twierdzili starożytni pederaści. Laomedon nie płacił robotnikom, i nawet dwóm bogom został winien 30 drachm za budowę murów trojańskich. „O mury, nieśmiertelnych ręku roboto”, mówi o tych murach Kasandra w Odprawie posłów Kochanowskiego. 9. Attis to bóstwo syryjskie, które przez Frygię i Lydię przeszło na Zachód. Był kochankiem Kybeli, bogini już w bardzo podeszłym wieku, którą utożsamiano z Reą i nazywano ją Wielką Matką. Zakochał się w córce strumienia Sangariosa. Za karę zesłała na niego Kybele obłąkanie. Oszalały Attis wykastrował się sam, ale i tak spokoju nie uzyskał; Kybele woziła go ze sobą po całym świecie. Śmierć Attisa opłakiwali kapłani Kybeli, zwani gallami, co roku z wielkim wrzaskiem i hałasem instrumentów, kastrowali się przy tym sami, a później obchodzili jego zmartwychwstanie. Korybantami nazywano hałasujących kapłanów Kybeli. Sabazjos był bogiem frygijskim zrazu, ale kult jego, podobnie orgiastyczny jak kult Dionizosa, przeszedł do Grecji i do Rzymu. Utożsamiano go często z Dionizosem. Mitra to prastary perski bóg światła. Jego kult rozpowszechnił się za pośrednictwem wojska rzymskiego w drugim i trzecim wieku po Chrystusie po najdalsze krańce państwa rzymskiego, na równi z chrześcijaństwem. Tym łatwiej, że popierali go cesarze. Dopiero Konstantyn zadał mu cios na korzyść chrześcijaństwa. Wyznawcy Mitry wierzyli, że bóg najwyższy mieszka nad gwiazdami i nie interesuje go bliżej świat ziemski. On nim rządzi nieodwołalnie, on jest tym samym co Czas, niemający początku i końca, Kronos, Saturn, Los. Ma w ręku berło, pioruny, klucz, ma skrzydła u ramion i „saturnowego” węża przy sobie. Ten wąż może oznaczał ekliptykę, a może nieskończoność, jeżeli nie coś innego. Najwyższy bóg stworzył wiele istot nadprzyrodzonych. Pomiędzy nimi Dzielność, Zwycięstwo i znanych dawnych bogów greckich. Jego przeciwnikiem odwiecznym jest Aryman (Angra Mainju), Hades, Pluton, Zły Duch ciemności, panujący nad mnóstwem diabłów. Te duchy ciemne szturmowały kiedyś niebo, ale zostały pokonane i odtąd błąkają się po świecie, i powodują ludźmi na złe. Można je opanowywać zaklęciami. Każda z planet ma związek z którymś dniem tygodnia (do dziś to zostało w języku francuskim i włoskim), gwiazdy i konstelacje zodiaku wpływają też na losy ludzkie. Pośrednikiem pomiędzy bogiem najwyższym i ludźmi jest świetlisty Mitra, urodzony ze skały. Adorują go pasterze i przynoszą mu pierwsze plony pól. On sam też ma, jak pasterz frygijski, na głowie czapkę zgiętą wierzchem ku przodowi i podwiązaną pod brodą, w ręku ma pochodnię i nóż. Pochodnię, bo mówiono, że światło w ciemnościach świeci i ciemności go nie pochłaniają, a ono oświeca każdego człowieka, który przychodzi na ten świat. Nóż, bo młody Mitra rozpoczął walkę z duchami ciemności. Dał słońcu koronę z promieni i zabił strasznego byka. Pomógł mu przy tym mały psiak. Ginący byk przemienił się w zboże i w gołębie. Zły duch wyprawił skorpiona, mrówkę i węża, które się uczepiły jąder ginącego byka, ale cała jego przemiana wyszła ludziom na dobre. Mitra w ciągu swego krótkiego życia zwalczał wciąż duchy złe i odszedł w końcu do nieba po swej ostatniej wieczerzy. Na tę pamiątkę zbierali się jego wyznawcy i wtajemniczeni na wspólne kolacje uroczyste o tajemniczym znaczeniu. Mitra w dalszym ciągu pomaga ludziom z nieba w walce ze złem. Po śmierci człowieka walczą o duszę ludzką duchy dobre i złe, ale Mitra jest Niezwyciężony (Aniketos, Invictus). Dusza musi przejść po śmierci czyściec, w którym zrzuca z siebie stopniowo wady i plamy grzechów, zanim czysta wejdzie do nieba. Przy końcu świata Mitra przyjdzie znowu, spali stary świat i wszystko zło na nim ogniem powszechnym i świat odnowi z gruntu. Wyznawcy Mitry musieli naprzód odbyć ceremonię chrztu, który z nich zmywał grzechy, schodzili się na wspólne niby to ofiary, na których kapłan dawał im do spożycia poświęcany chleb i wodę, utrzymywali stały święty ogień w przybytku Mitry, modlili się do słońca i obchodzili jego urodziny 25 grudnia. Koszty związane z kultem opędzano z pomocą dobrowolnych składek, w których udział brali nawet najubożsi. Oprócz pospolitych wyznawców byli najbliżsi słudzy Mitry — wtajemniczeni, którzy się nazywali braćmi. Dzielili się na szereg stopni o dziwnych nazwach. Wtajemniczony najniższego stopnia nazywał się „kruk”, potem szedł „zatajony”, wyższy był „żołnierz”, „lew”, „Pers”, „biegus”, a najwyższy „ojciec”. Na czele ojców stał tzw. ojciec ojców. Właściwie tyle, co dziadek. Przystępujący do tajemniczych obrzędów Mitry odmawiał ustaloną formułę wobec braci. Ta brzmiała: „Ja jestem gwiazda, która wespół z wami błądzi i wybłyska z głębi”. W pierwszym wieku po Chrystusie przyszedł ten kult do Rzymu. Najwięcej wyznawców znalazł w wojsku, pośród niewolników, drobnych kupców i urzędników — między ludźmi, którym było źle i dużo mieli do czynienia z wszelkim złem. Mitrę nierzadko utożsamiano ze słońcem. Przy końcu drugiego wieku cesarze, nawet na monetach, przybierali tytuł przysługujący Mitrze: Invictus i kazali się utożsamiać z nim, względnie ze słońcem. Taki przydomek nosił jeszcze Ludwik XIV w czasach, kiedy zupełnie zapomniano o bogu Mitrze, a wyraz „mitra” oznaczał już tylko czapkę biskupów wschodnich i książąt świeckich. W podziemiach kościoła San Clemente w Rzymie można i dziś zobaczyć zachowany dawny sklepiony przybytek Mitry z płaskorzeźbą przedstawiającą tego boga w kamieniu i trzema szeregami kamiennych legowisk w podkowę — dla uczt mistycznych. Pewne składniki z religii Mitry zachowały się do dziś, choć mało kto myśli o tym, skąd się wzięły właściwie. Scytami nazywano w starożytności koczowniczą ludność, która mieszkała w stepach między Donem a Dniestrem i Dunajem. Don nazywał się po grecku Tanais, Dniestr Tyras, a Dunaj — Ister. Getowie to szczep tracki, zamieszkały nad dolnym Dunajem na Bałkanach. Byli to również koczownicy i dobrzy jeźdźcy. Ich bogiem był Zamolksis. Grecy bajali, że on był kiedyś człowiekiem, służył u Pitagorasa, wrócił między Traków, cywilizował ich, a w końcu zapadł się pod ziemię. Mówi o nim Platon w Charmidesie. 10. Bóg egipski z psim pyskiem to Anubis z głową szakala, utożsamiany z Hermesem. Byk z Memfis to Apis. Zeus z baranimi rogami to Zeus-Amon, utożsamiany z miejscowym bogiem Teb w Egipcie. 11. Zeus daremnie próbuje zrobić z postaci bóstw egipskich „tajemnicę wiary”; Momos powołuje się na zasadę tożsamości. Zbitek sprzecznych wewnętrznie nie potrafi i nie chce przyjąć — bo jest i chce zostać trzeźwy. Odmawia sobie tym samym uroku wielu snów i poezji. 12. Trofonios to bóg mieszkający w jaskini górskiej koło Lebadei w Beocji. Tam miał świątynię i posąg, roboty Praksytelesa, i tam udzielał wyroczni. Amfilochos był synem Amfiaraosa i Eryfili. Amfiaraos miał dar wróżenia, ponieważ był przyjacielem Apollina i Zeusa. Nie chciał iść na wyprawę siedmiu przeciw Tebom, bo przewidywał, że zginie. Jednakże Polinejkes namówił Eryfilę, dając jej naszyjnik złoty, żeby męża koniecznie skłoniła do wyprawy. To się jej udało. Amfiaraos byłby też zginął niechybnie, gdyby nie to, że Zeus w ostatniej chwili otworzył przed nim przepaść i w nią się Amfiaraos zapadł, poleciwszy jeszcze przedtem swemu synowi, żeby zamordował Eryfilę. Pod Tebami była znana wyrocznia Amfiaraosa, w której zmarły, czy zapadły w przepaść, dalej przepowiadał przyszłość za niewielką opłatą. Syn jego, Amfiloch, zabójca Eryfili, miał też sławną wyrocznię w Mallos w Cylicji, gdzie jego głos wychodził z jakiejś skrzyni, a kosztowało to tylko dwa obole. Jest o nim mowa w Niedowiarku Lukiana. Teagenes z Tazos był zwycięzcą na igrzyskach olimpijskich w r. 480 przed Chr. Miał na rynku w Tazos posąg z brązu, który się raz przewrócił i zabił jednego z przeciwników Teagenesa. Za to zaskarżono ten posąg i skazano go wyrokiem sądowym. Mimo to zachował zdolność do cudownych uleczeń. Protesilaos padł z ręki Hektora pod Troją. 13. W tym rozdziale Lukian zajmuje stanowisko skrajnego nominalisty, twierdząc, że wyrazy takie jak: „dzielność”, „przyroda” itd. nie oznaczają niczego w ogóle; ma rację, że nie oznaczają poszczególnych przedmiotów zmysłowych. Daremnie Lukian czytał tak pilnie Platona. Więcej do niego przemawiał Antystenes, mistrz cyników, który uznawał tylko poszczególne przedmioty zmysłowe. Lukian w dialogu pt. Zeus ma trudności w dyskusji sam mówi o Przeznaczeniu i o jego stosunku do ofiar i modlitw tak właśnie, jak się to Momosowi nie podoba. 14. Ciekawe, że wniosek Momosa nie jest jego własny. Podał go Sen, Hypnos — ten Sen był snem Lukiana. Przeludnienie i drożyzna zaogniły nienawiść do obcych nie tylko na Olimpie. 15. Rada i Lud — to Senatus Populusque Romanus. Formalizm urzędowy obowiązuje i na Olimpie. 16. Nakaz ścisłej specjalizacji zgodny z naczelną tendencją Politei Platona. 17, 18, 19. Zeus ma jeszcze nawyki demokratyczne — dlatego chce zaraz zarządzić głosowanie. W sam czas poprawia się i organizuje swój „parlament” na nowej zasadzie. Zmierza do silnych rządów. Lukian bawi się w tej satyrze niesłychanym bogactwem mitów starożytnych na gruncie rzymskim w pierwszych wiekach naszej ery. Trzeba pamiętać, że mity to nie były przymusowe dogmaty. Nikogo nie karano, jeśli nie wierzył w prace Heraklesa. Podobnie jak dziś nikt nie jest obowiązany wierzyć w opowiadanie o Madeju zbóju ani o Krakusie i Wandzie. Mity nie były przedmiotami przekonań, tylko przedmiotami supozycji dla ludzi oświeconych w starożytności. Satyra Lukiana jest też pozbawiona jadu i żółci, i buntu. Jest tylko zabawką bez żądła. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lukian-zgromadzenie-bogow/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Lukian z Samosaty, Dialogi wybrane, tłum. Władysław Witwicki, Wrocław, Książnica-Atlas, 1949 Wydawca: Fundacja Wolne Lektury Publikacja wydana w ramach biblioteki Wolne Lektury (wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Wojciech Kotwica.