Jarosław Lipszyc dyptyk obłędny (albo rozprawka z językiem) zaczyna się Jerzy Krzysztoń, *Obłęd* Wzejście obłędu na horyzoncie renesansu daje nasamprzód o sobie znać poprzez zniweczenie symboliki gotyckiej; jak gdyby zakotłował się ów świat o gęstej sieci znaczeń duchowych i jakby stamtąd wynurzyły się postacie o znaczeniu uchwytnym już tylko w kategoriach bezsensu. Gotyckie formy trwają jeszcze przez jakiś czas, ale z wolna milkną, przestają wyrażać, przypominać i nauczać - prezentują jedynie swą fantastyczną obecność nie ujętą żadnym możliwym wykładem, chociaż dobrze znajomą oczom. Wyzwolony z reguł mądrości i nauki, obraz zaczyna się sprowadzać do własnej niedorzeczności. Michel Foucault *Historia szaleństwa w dobie klasycyzmu* część pierwsza coś co zmienia punkt widzenia jak 200 watowa żarówka ciąg nie dotrzymanych umów obietnic terminów jak termity lęgnące się w głowie jak głaskanie po włosach kolejnych prezydentów posłów raz na kadencję zmieniających tonację w dur brzuszny i zgrzytanie niesmarowanych pieniędzmi z reklamy trybów pręgierzy trybunałów wewnątrz i zewnątrz ogolonej głowy rekruta zatrutych jestem pragmatykiem mówi co oznacza praktyczną gramotność szczęśliwe zramolenie spanie do piątej rano i świeży oddech pora z selerem selenem snem se m niech gruchnie ta klatka ze światłem i niech zmieni się pryzmatem przez który patrząc zupełnie inaczej pomyślimy o tym wszystkim ta nadzieja wszystkich etosowców ludzi o zbyt dużej głowie i zaskakująco małym wyczuciu taktu społecznego który rytmicznie połyka prawie wszystkich i wszystkie pierwsze naiwne myśli co jest co co co dobrze to tylko kolejna perseweracja kolejny ślepy zaułek ciągu myśli teraz już się nie dam już będzie dobrze już wiem że jest po prostu źle zacząłem od samego początku że pociąg do pięknych brzmień nie zastąpi tylko nadepnie rozplaska blask klakierów i dekoratorów mój język dogoni go i obejmie jak klamra jak spoiwo zatrzyma nie pozwoli uciec rozpłynąć do kanałów zamknąć wszystkie wielkoformatowe zawory kulowe skulić się nie pa trzeć ten blask uciekł tak daleko by nas nie oślepić nie olśnić byliśmy jesteśmy będziemy się kulgać ze śmiechu jak nas okpiono i kopano kto nas prześladuje i prześwietla oby był błogosławiony musiałem stanąć z tobą twarzą w twarz nosem w nos zębem za zęby językiem po czole włosach szyi i dalej zgodnie z logiką i nic z ciebie nie zrozumiałem i z siebie i logiki bezradność opuszczająca moje ręce w kierunku jądra rzeczy ciekawość którą trudno i nudno wtłoczyć w cienkie rurki norm ram i mar które żyją na mózgach umysłach i nawet (choć to słowo dawno wyszło z życia i jest naocznym typem idealnym bez żadnego desygnatu karabinu do zabijania niedowiarków niewiernych miernych i marnych i niemierzalnych i) duszy mężatki z dwojgiem dzieci która pewnego dnia wstaje zza stołu od komputera taśmy montażowej biurka i bura idzie i naburmuszona w stronę najbliższego jej oczom wyjścia ewakuacyjnego oczywisty sytuacyjny protest sprzeciw przejście na stronę opozycji gra w piłkę rozdanie podanie o przeniesienie wyciąg z konta i wyciągnięte ręce nogi półka z fiszkami stan badań błogosławiony trybunał stanu i standard wyjątkowy na szczęście pani sprawę rozpatrzono na strzępy ale pozytywnie rozproszono między ludzi którzy przyjdą się źle bawić grać w karty dań tańczyć dancing i cafe cologne wielki bal z otwarcia ognia i wody stołowej zza którego dopiero co wstaliśmy ale to już pani nie dotyczy pani status jest wyjątkowy a tatuś nie przypomina dzieci om nic znanego wcześniej niż zdołaliśmy o uciekinierze pomyśleć stara wiara mówiła z pewnością w głosie da się wyróżnić elementy porządku nadprzyrodzonego to nie tylko mentalne zjawisko to fakt niewzruszony bez żadnych uczuć prawo objawienie spotkanie nie wymaga wzruszeń tylko porządku podporządkowania żółte znaki ostrzegawcze odwrócony do góry dnem trójkąt wiadro ostrzegawczy znak stop a dalej mówiła wiara rozum nie jest bezkresny jeśli tej zimowej kampanii tej zmowy zgody przyrody z przyrodzonym nam poczuciem godności mocarstwowej nie da się wygrać to odwrót rojem pod pewnym kątem patrzenia to lepiej mocniej ale żadnego poczucia winy kolejny ze świtów drapie ja lekko uniesiony świadek dużych złości i uzasadnionych pretensji kwitnących słów sadzonek bez szans na zło czy dobro fabuły ociekające potem świat czy antyświat dożywany powoli i bezwolnie trochę ekstrawagancji wakacje od pracy praca w wakacje prasa codzienna wyciskająca z czoła małe słone krople tyle się trzeba było najeść tyle wstydu ale tego nikt nie powie nie powierzy wstyd wstydu samozaciskająca pętla pluskanie w butach ta druga strona błękitnej metalicznej kuli frazy o których prawie zapomniałem zwoje map bezkreśnie wypełnianych przez kartografów nadprzyrodzone ręce mapy oplatające rzeczywistość jej kopią kalką technicznym żargonem tych kilku liczących się języków liżących demony maxwella po brudnych zapracowanych brodach niewierna więc pociągająca namiastka szwadronów dźwięków i pustyń koloru i piwnice zamknięte za powiekami loki dymu znaczącego siną farbą braki w tlenie baraki powiedzeń znaków i tymczasowe zatrzymanie czasu akcji na rzecz con templum tego dość żenującego królestwa i partackiej sprawczości popartej szumnym sprawozdaniem stosownie do kondycji i treningu już już starczy ten tren musi się skończyć skoczyć w niebyt zostawić odrobinę posadzki terrrakoty linoleum ziemi której proste zasadnicze linie mają jeszcze wiele innych perspektyw część druga unikać ludzi i skazać się na galerię typów mówisz stateczny ojciec dzieciom będący jednocześnie dynamicznym biznesmenem niezatapialna telewizja klasy średniej i wagi przyciężkawej ciążowe sukienki i przerażające dane statystyczne dynamo-dzieci pożerające produkt krajowy brud na papieże umysłu trzeba mieć metodę togę kombinezon skafander osłonięty pleksiglasem nos nie rozglądać się do przodu cordon sanitaire mózgu skazać się na galery statki szaleńców infamię ograniczenie wolności to bezcenne bezecne ta wiara w pierwsze zasady i kwasy pruskie ostateczne rozwiązania i rozwiązłe ostatki halsem przez rozbiegane oczy rozpierzchnięte usta rozdarte nozdrza to ciągle te same twarze i te same myśli którym coś się stało a zaczęło się jak zawsze od języka wysuwanego powoli na pozycje zasady naczelnej w gardło zapchać słowa samymi sobą spetryfikować sny i sunąć w martwicę białej poparzonej snami skóry rzeczy dźwięku to okazało się nagle wyjściem awaryjnym język ujściem dusznej rzeki pomarańczowymi językami ognia i językami pon tonów kamiennych słów na tym statku statecznie odkrywała się uderzenie po uderzeniu jak archeologia bramka znaczenia to znaczy dla mnie więcej niż myślisz niż jesteś w stanie pomyśleć znaki tak stare nie udają nikt nie ma złudzeń nie przekraczają barier dźwięku i artykulacji są jak puszka muszkat uniesiony w powietrze lewitujący mózg rzesza moich uniesień zamknięta w stałych związkach niezbyt frazeologicznych zawsze urwaną frazą „koniec — aktorzy — są niepotrzebni w tej sztuce latania — wypowiem to jasno i prosto — jak pęk granatów myśl rzucę a ta — jak bunkier wiadomością radosną wybuchnie i runą tłumy w ramiona wieczystym obłędom i w wieczystym tańcu — na scenie pozostanie smutny samotnie brzęczący łańcuch” dobrze nic nie będę rzucać mięsa na rynek kartek na przemiał głowy na tory serca na pożarcie panzernym brykietom ognia jestem umiarkowany jak ubek i jak ubikacja wierny przesądom mój język zostanie pokaleczony będę owijał głową bandażem elastycznym (co słowo tysiąc wersów) pokornie pokornie w końcu nie posunąłem się ciągle o krok zaparzam herbatę w szklance kalkuluję samochód nieuchwytne choć ociera się o szyję nie może przeciąć skóry i głowa trzyma się ciągle prosto niech opadnie ta głowa i głos mi się podniesie do stanu krzyku ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/lipszyc-poczytalnia-dyptyk-obledny/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest udostępniony na licencji Licencja Wolnej Sztuki 1.3: http://artlibre.org/licence/lal/pl/ Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Jarosław Lipszyc, Poczytalnia, Lampa i Iskra Boża, Warszawa 2000. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Opracowanie redakcyjne i przypisy: Martyna Cichecka, Aleksandra Kopeć-Gryz, Paweł Kozioł, Aleksandra Sekuła.