Spis treści

      Bolesław LeśmianPoematy zazdrosneOgród zaklęty

      1
      Tak mi mówili aniołowie,
      Co znają prawdę, skrytą w słowie,
      Że tam, gdzie, wisząc nad przestrzenią,
      Brzegi wieczności się zielenią,
      5
      Przedarłszy czasu mdłe osłony,
      Wzgórzami tęsknot otoczony,
      Zakwita ogród niezbadany,
      Zaczarowany, obłąkany —
      Zaczarowany skonem zorzy
      10
      I obłąkany mgłą bezdroży!
      Więc, wizyą skrzydeł spromieniony,
      Szedłem w cudowne owe strony,
      Poprzez stężałych snów urwiska,
      Przez dawnych bytów uroczyska,
      15
      I napotkałem w swej podróży
      Zerwanej niegdyś widmo róży,
      I mary lilij, co w przestworze
      Na widziadlanem tkwią jeziorze.
      I spotykałem śród rozdołów
      20
      Omszone zwłoki tych aniołów,
      Których Bóg strącił w te bezdenie
      Za potępieńcze serc płomienie.
      I spotykałem senne kraje,
      Gdzie wszystko mgłą i mgłą się staje,
      25
      Gdzie się kołysze w mgieł odmęcie
      Dziwaczny okręt przy okręcie,
      A melancholii słodkie fale
      Przez ich pokłady mkną niedbale
      I w bezpowrotne płyną dale!..
      30
      Aż wreszcie, depcząc pierś obłoku,
      Jakiegoś Boga mając w oku,
      Z duszą na wschodzie i zachodzie,
      Stanąłem blady w tym ogrodzie!
      Tam każde drzewo jest zaklęte,
      35
      Tam są topole wniebowzięte,
      Kaskady drętwe, w snach skąpane,
      Mocą obłędów sfałdowane,
      I takich jezior tonie sine,
      Że straszno spojrzeć w ich głębinę,
      40
      Że straszno spojrzeć w ich zwierciadła,
      By twarz ci nagłe nie pobladła,
      Gdy ujrzysz skryte w nich widziadła.
      Pod jednem drzewem niezbadanem,
      Zaczarowanem, obłąkanem,
      45
      Gdzie każdy liść od marzeń kona,
      Nawpół stworzona, wpół wyśniona,
      Królewna cudna odpoczywa!
      Z skroni jej warkocz wonny spływa,
      Spływa i wpływa w alej głębie,
      50
      Zwisa na każdej skały zrębie,
      Po wszystkich ścieżkach tak się ściele,
      Jak czarodziejskie jakieś ziele,
      A w górze — srebrem pałająca,
      Niewyczerpana głąb miesiąca!
      55
      Mów mi, królewno moja blada,
      W jaki się mrok twój sen zapada?
      I z jakich stron twych oczu dale?
      I z jakich mórz twych warg korale?
      I z jakich piekieł twe warkocze,
      60
      Po których drżący teraz kroczę?
      I mów mi, w jaką wiodą stronę
      Warkocze twoje nieskończone, —
      Bo mnie na wiek, na wiek już cały
      Warkocze twoje opętały!
      65
      Ach! idźcie wszyscy, idźcie ze mną
      Ku niej — w krainę ponadziemną,
      Lecz nie pytajcie mnie (o, Boże!
      I któż mnie spytać o to może?)
      Gdzie jest ten ogród, gdzie te światy,
      70
      Do których wszystkie tęsknią kwiaty,
      I wszystkie dusze snem ozdobne,
      Co są do kwiatów tak podobne!
      I skąd ta powieść moja zwiewna?
      I czem jest cudna ta królewna?
      75
      Bo choć mi serce rozpłomienia, —
      Już nie pamiętam jej imienia!
      I choć mi zawsze taka bliska, —
      Już nie pamiętam jej nazwiska!
      Lecz wiem, że ogród ten istnieje,
      80
      Że tai własne moje dzieje,
      Ach! dzieje straszne, niezbadane,
      Zaczarowane, obłąkane,
      Bo mi mówili aniołowie,
      Co znają prawdę, skrytą w słowie,
      85
      Żem tam, gdzie wisząc nad przestrzenią
      Brzegi wieczności się zielenią,
      Przedarłszy czasu mdłe osłony,
      Wzgórzami tęsknot otoczony,
      Zakwita ogród niezbadany,
      90
      Zaczarowany, obłąkany!
      Zaczarowany skonem zorzy
      I obłąkany mgłą bezdroży!