Kraszewski, Józef Ignacy
Anafielas. Pieśń I. Witolorauda
Kowalska, Dorota
Choromańska, Paulina
Fundacja Nowoczesna Polska
Pozytywizm
Epika
Epos
Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Utwór powstał w ramach konkursu "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013", realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w roku 2013. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013". Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może byc utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/kraszewski-anafielas-piesn-i
Józef Ignacy Kraszewski, Anafielas. Pieśń z podań Litwy. Pieśń I (z 50 Drzeworytami), wydanie Adama Zawadzkiego, nakł. i druk Józefa Zawadzkiego, Wilno 1846.
Domena publiczna - Józef Ignacy Kraszewski zm. 1887
1958
xml
text
text
2013-08-21
pol
http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2716.jpg
Glory, Snake3yes@Flickr, CC BY 2.0
http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2716
Józef Ignacy Kraszewski
AnafielasAnafielas a. Anafiel (mit. litew.) --- Góra Wieczności, stroma skała, na którą wspinają się dusze zmarłych, aby na szczycie poddać się sądowi i trafić do nieba lub piekła. Grzechy i bogactwa, nazbierane za życia, obciążają duszę i utrudniają jej wspinaczkę.
Pieśń z podań Litwy
Uwspółcześniono pisownię łączną/rozdzielną: pocichu > po cichu; nanowo > na nowo; naoścież > na oścież; codzień > co dzień; co rok > co rok; podziśdzień > po dziś dzień; bezustanku > bez ustanku; zamłodu > za młodu; zawcześnie > za wcześnie; zatrudne > za trudne; naprzemian > na przemian; napróżno > na próżno; nadarmo > na darmo;
gdzieindziéj > gdzie indziéj; po nad > ponad; po za > poza; z po za > zpoza; z nad > znad; z po nad > sponad; z za > zza; za nim > zanim; wpoprzek > w poprzek;
jabym > ja bym; namby > nam by; chętniebym > chętnie bym;
zdala > z dala; zcicha > z cicha; zwolna > z wolna; zdawna > z dawna;
wdali > w dali;
niéma > nié ma; niedosyć > nie dosyć;
niebardzo > nie bardzo; nie jednéj > niejednéj; nie prędko > nieprędko; nie wart > niewart;
nawpół > na wpół; napoły > na poły; wpół > w pół ('do połowy': w pół ściany wysoko); po jutrze > pojutrze; zasłaby > za słaby; dla tego > dlatego;
sam-na-sam > sam na sam; napół-martwa > na pół martwa; wpół-martwych > wpółmartwych; wielko-xiążęcą > wielkoxiążęcą;
dziesięć kroć > dziesięćkroć; Podwakroć > Po dwakroć; powtóre > po wtóre; podziśdzień > po dziś dzień; nienadarmo > nie na darmo itp.
Pozostawiono niemal bez zmian dawną pisownię (np. piérwszy, mlékiem macierzyńskiém, spójrzenie, Bogóm, bobr, xiężyc, męztwo, zpod, rospacz, biedz, zwyciężca, źwierzę (w pieśni II zgodnie z pisownią źródła: zwierzę), miłośny, radośny, jutrzeńka, tańcerz, tentent, puhacz, zmięszany itp.) i fleksję (np. imie, prostemi słowy, wilcy, biegąc itp.), aby nie zaburzać rymów (np. wyśpiéwa --- odzywa), rytmu i atmosfery utworu. Formy te opatrzono przypisami. Zmieniono: Świentosław > Świętosław.
Ujednolicono pisownię: morz, mórz > mórz; świéży, świeży > świéży; spiące, uśpionych > śpiące, uśpionych; chrześciańskiéj, chrześcjan, Chrześcijanin; Chrześcjańskiemu > chrześcijański, chrześcijanin;
Pergrubją, Pergrubie > Pergrubią, Pergrubie; Sigonota, Sygonota, Sigonnota, Sigonotta > sigonota; Olgerd, Olgierd > Olgierd; Świdrygiełł, Swidrygiełł > Świdrygiełł; Wilia, Wilja > Wilia, Marja, Maria > Maria.
Do przypisów autorskich dodano kwalifikatory, np. (mit. litew.), (z litew. Mėnulis) itp.
Uwspółcześniono pisownię nazw własnych i przymiotników od nich pochodzących: Litewski, litewski > litewski; Kowieński > kowieński; Trocki > trocki; Niemiecki > niemiecki; Żmudzki > żmudzki; Połocki > połocki; Moskiewski > moskiewski; Krzyżacki > krzyżacki;
Wschodniéj krainy > Wschodniéj Krainy (mit.); Wschodniéj ziemi > Wschodniéj Ziemi; z ziemi wschodniéj > z Ziemi Wschodniéj;
Białém morzu > Białém Morzu; Świętą rzekę > Świętą Rzekę; Świętéj góry > Świętéj Góry; Trockie jezioro > Trockie Jezioro;
Xsiążęcą czapkę> xiążęcą czapkę; Boska moc > boska moc; piorun Boży > piorun boży;
Chrześcjański > chrześcijański; Żmudzinów (o koniach) > żmudzinów; pogoń Litewska > Pogoń litewska; Wileńce > wileńce; itp.
Zmieniono pisownię formy grzecznościowej Panie > panie, np. w zdaniu: Nie czyń złego, puść mnie, Panie!
Zmieniono pisownię słów obcych oznaczających wyrazy pospolite, tj. zniesiono wielką literę, dodano kursywę (tagi "słowo_obce"): Kiemas (wieś), Kiemów,
Wietów (dymnik),
Numa (chata),
Wiżos (łapcie),
Lajwach (łodzie),
Dajnos (śpiewy),
Mieciones (napój z krup i miodu),
Lietauros (kotły),
Wałundę (chwila),
Alus (piwo),
Smerda (zastępca księcia, gospodarz dworu), Keleweża (woźnica), Swalgon, Wurszajt, Lingussoni, Kunigas, Wejdalota, Sigonota, Krewe, Krewule, Burtynicy/Burtinikaj, Puttones, Ewarte, Bajoras/Bojar; Rajtar, Knecht, Komtur, Mistrz, Papież. Pozostawiono pisownię wielką literą tych wyrazów tam, gdzie wskazują konkretnego bohatera: Krewe Krewejta (o wychowawcy Witola), Kunigas (o Mindowe) itp. Zniesiono też wielką literę w nazwach klas/funkcji ludzi, np. Kapłan, Xiążę, Bojar, Pan, Rycerz, Monarcha, Król, Mnich, a także Chrześcjanin > chrześcijanin itp.
Pozostawiono pisownię wielką literą słów obcych oznaczających nazwy własne (klas) istot fantastycznych i personifikacji (animizowanych zwierząt, roślin, zjawisk przyrody itp.):
Kabirowie, Murgowie, Kunkietoj, Jodsy;
Dejwa i Dejwas, Bogowie;
Giwojte, Aszwa, Gajdis, Gieguze, Peleda, Żaltis, Didalis;
Karwilis (kwiecień: "Kiedy Karwilis ze snu zbudzi drzewa"), Sutinkaj;
Lelus-Słońce, Menes-Xiężyc, Aussra-Jutrzeńka, Linxmina (tęcza), Udegita (kometa), Wanda i Wieja (woda i wiatr), Nendry (trzciny), Maras (mór, zaraza) itp.
Interpunkcja --- skorygowano dystrybucję przecinków, np.: patrząc w Wschód wieczności stronę > patrząc w Wschód, wieczności stronę; Ryngold umierał, jak żył w ciężkim boju > Ryngold umierał, jak żył, w ciężkim boju; Uchem nie czekał rychło róg zadzwoni > Uchem nie czekał, rychło róg zadzwoni; Bo jéj wróg dotknąć, nie będzie śmiał długo > Bo jéj wróg dotknąć nie będzie śmiał długo; Dał znak, a Trajnys, po bracie jął mówić > Dał znak, a Trajnys po bracie jął mówić; Matką mi, przeszłość, a piastunką, życie > Matką mi --- przeszłość, a piastunką --- życie itp.
Ujednolicono pisownię Krewe-Krewejta, Krewe Krewejta > Krewe Krewejta
; Arcy-Biskup > arcybiskup.
Poprawiono błąd źródła: LX > XL (numeracja rozdziału 40 w pieśni II).
Pieśń piérwszaPieśń piérwsza --- Pieśń pierwsza ukazała się w 1846 r., poprzedzona przez drugą (1843) i trzecią (1845). Numeracja pieśni podyktowana jest chronologią opisywanych zdarzeń: pierwsza, Witolorauda, dotyczy czasów mitycznych, druga, Mindows, rozgrywa się w XIII w., a trzecia, Witoldowe boje, w XIV i XV w.. WitoloraudaPieśń piérwsza. Witolorauda --- wydanie źródłowe z 1846 r. zawiera dodatkowo ilustracje, drzeworyty Wincentego Smokowskiego (1797--1876) oraz zapis nutowy muzyki Stanisława Moniuszki (1819--1872). Książka ukazała się w drukarni Józefa Zawadzkiego, prowadzonej wówczas przez jego syna Adama (1814--1875).
Wstęp
I
Prostemi słowy do prostych serc ludu/
Idę z piosenką, kołatam do duszy,/
I słucham, pragnąc największego cudu,/
Czy piosnka serca zdrętwiałe poruszy?/
Czy Bogów dawnych i ojców wspomnienie/
Łzę choć wyżebrze, wymodli westchnienie?
II
Prostemi słowyprostemi słowy --- dziś popr. forma N. lm: prostymi słowami. śpiewam pieśni stare./
Na twojéj, Litwo, wzrosły one ziemi,/
Sławiły męztwomęztwo --- dziś popr. pisownia: męstwo., wstyd, cnotę i wiarę,/
I ojców waszych kołysano niemi./
Śpiew, Poezja, HistoriaPieśni to z mlékiem macierzyńskiémmacierzyńskiém --- dziś popr. forma N. lp. przym.: macierzyńskim. ssane,/
Krwią bojów, łzami nieszczęścia skąpane.
III
Pieśni to, które burtynicy starzy/
Na ojców waszych nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić. pogrzebie,/
U BogómBogóm --- dziś popr. forma C. lm: Bogom. waszym święconych ołtarzy;/
Pieśni-sokoły, co po waszém niebie,/
Dopóki słońce świeciło pogodne,/
Latały silne, wesołe, swobodne.
IV
Upadek, PrzemijanieLecz wieki przeszły --- świątynie zrzucone,/
Zapadłe groby pług synowski orze,/
I zamki klękłyklękły --- dziś popr. forma: klęknęły. siwizną omszone,/
I wilcywilcy --- dziś popr. forma M. lm: wilki. wyją na xiążęcymxiążęcy --- dziś popr. pisownia: książęcy. dworze,/
A wały grodów, blizny ran zgojone,/
Dźwigają sosny i dęby zielone.
V
Słuchajcie pieśni! Pieśń ta z grobu wstała/
Przeszłości waszéj dzieje wam wyśpiéwawyśpiéwa (...) odzywa --- autor zdecydował się na taki rym
ze względu na ówczesną reg. wymowę wyśpiéwa, z é zbliżonym do i.;/
Na świecie wschodnim pradziadów widziała,/
I ich się głosem do synów odzywa;/
Pieśń to urodzin, wesela i bitwy,/
Staréj kolebki, starych mogił Litwy.
Witolorauda
U brzegu Niemna jest gaj poświęcony,/
Stary, jak Litwa, jak Litwinów BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie../
Niemen ramionyramiony sinemi --- dziś popr. forma N. lm: sinymi ramionami (tj. niebieskimi odnogami rzecznymi). objął go sinemi,/
Zielone łąki padły mu pod nogi./
Wzgórzem się ciągnie i ku niebu wspina./
A na wierzchołku, wpośród lip zielonych,/
W gęstwinie krzewiem splecioném podszytéj,/
Gdzie tylko ptacyptacy swobodni --- dziś popr. forma M. lm: ptaki swobodne. swobodni mieszkają,/
A człowiek rzadko dociśnie się kiedy,/
Jest ołtarz z darnadarn (tu r.m.) --- darń (r.ż.). i dzikich kamieni./
Wiejski to ołtarz, i wiejskie ofiary/
Palą się na nim: bo wiele ołtarzy,/
Wiele po Litwie świątyń pięknéj MildyMilda (mit. litew.) --- bogini miłości../
Tu tylko wieśniak wśród nocy, po cichu,/
Przyjdzie ukradkiem z ubogą ofiarą,/
Koźlęciem młodém, lub gołębiąt parą./
I sam je spali na Bóstwa ołtarzu;/
A jeśli dym z nich na DungusDungus (litew. Dangus) --- Niebo. nie wzleci,/
Jeśli modlitwy Milda nie usłyszy,/
To lip RaganyRagany (mit. litew.) --- bóstwa drzew w nich ukryte. potém jéj doniosą,/
Lub KaunisKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości. karzeł poszepnie do ucha./
A Milda ładną nie gardzi ofiarą,/
Nikogo zemstą i gniewem nie ściga,/
Szczęściem nagradza, zapomnieniem karze./
Raz w rok tu z Kowna mnogi lud się tłoczy,/
Kiedy Karwiliskarwilis (z litew.) --- miesiąc kwiecień [por. litew. karvelis: jedna ze starych nazw kwietnia. Red. WL]. ze snu zbudzi drzewa,/
Kiedy się kwiaty w nowe suknie stroją,/
Łąki w majowe ubierają szaty./
Gdy cała Litwa święto Mildy święci,/
I tu naówczas cisną się pobożni./
Lecz prędko potém zarosną drożyny,/
I znowu przez rok głucho u ołtarza.
Czemuż ten człowiek wpośród nocy ciemnéj,/
Co dzień tą górą ponad Niemna brzegiem,/
Czy MenesMenes (z litew. Mėnulis) --- xiężyc. świeci, czy noc zajdzie czarna,/
Zawsze posłuszny cierpieniómcierpienióm --- dziś popr. forma C. lm: cierpieniom., nadziei,/
Do Mildy gaju sam jeden przychodzi? ---/
Pewnie go piękna zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. Kowna dziewczyna/
Tu na miłośnemiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny. zwabiła spotkanie?/
Pewnie to miłość noce w dni przemienia/
I głuchą puszczę ożywia dla niego?/
A może zemsta jeszcze krwią niezlana?/
Może wspomnienia, których tutaj szuka?/
Może pobożność? Lecz tylu ma Bogów,/
Czemuż ten ołtarz samotny polubił?/
Nad brzegiem morza, świątynia PraurymyPrauryma (litew. Praurimė) --- według XIX-wiecznego historyka T. Narbutta litewska bogini świętego ognia, jej istnienia nie potwierdzają inne źródła historyczne ani tradycja ludowa.,/
Na Swintorozie płonie Znicz odwieczny,/
Gdzieś u DubissyDubissa (litew. Dubysa) --- rzeka w środkowej części Litwy, dopływ Niemna. jest drugie RomnoweRomnowe, częściej Romowe, litew. Romovė --- miejsce kultu pogańskich Bałtów, gdzie pośrodku stał wielki dąb z wyobrażeniami trzech najważniejszych bogów; siedziba Krewe. Takich miejsc było na terenie Prus i Litwy kilka.,/
W KiernowieKiernów (litew. Kernavė) --- miasteczko na Litwie, położone ok. 40 km na płn. zachód od Wilna, uważane za najdawniejszą stolicę Litwinów, w średniowieczu ważny ośrodek pogańskiego kultu bogów litewskich. świecą stare Bogów twarze,/
Jest dąb z jemiołą w Zantir u Perkuna,/
W Rikajoth ołtarz kapłana kapłanów ---/
Czemuż tam modlić, czemuż do nich prosić,/
Czemuż się kłaniać nie pójdzie tam lepiéj?/
Czemuż ten prosty ołtarz wiejskiéj Mildy/
Milszy mu nawet od świątyń kowieńskich,/
Gdzie drogi bursztyn wonnémi wstęgami/
Płynie z różami usłanych ołtarzów?
Kto jest ten człowiek? nie poznasz po suknisuknia --- tu daw.: ubranie, strój (także męski)../
Prosty go ubiorubior --- dziś popr. pisownia: ubiór. wieśniaka okrywa:/
Na nogach wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie. z kory wyplecione,/
Łuk ze strzałami przypięty na plecach,/
A głowę paszcza niedźwiedzia osłania,/
Rudemi włosyrudemi włosy --- dziś popr. forma: rudymi włosami. jeżąc się na skroni./
Szłykszłyk (daw.) --- czapka z futra. jego, odzież, obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie. Litwina,/
Jak gdyby z numynuma (z litew.) --- chata. wychodził na łowy,/
Lub wieść o wojnie niósł od kunigasówkunigas (z litew.) --- xiążę./
Do chat wieśniaczych rozpierzchłych śród lasów./
Tylko mu laski poselskiéj brak w dłoni,/
Tylko pośpiechu brak krokómkrokóm --- dziś popr. forma C. lm: krokom., i czoło/
Chmurą się myśli sępi i osłania.
Znana mu widać dobrze okolica,/
Zatoka Niemna i każda drożyna,/
Każdy krzak róży rosnący nad wodą,/
I każda ścieżka wijąca się w górę.
Idzie --- nie patrzy --- same idą nogi,/
A myśl daleko gdzieś od niego lata;/
Błądzi tam, kędy białe MurgówMurgowie (mit. litew.) --- duchy szczęśliwe, rycerze polegli w boju. cienie/
Z ojcami w złotych rogach alusalus (litew.) --- piwo. piją/
I na skrzydlatych rumakach latają;/
Ale zaledwie w lipowy gaj wchodzi,/
Gdzie pod leszczyną słowiki śpiewają/
I białe róże słodką woń rozlały,/
Oczy przed siebie niespokojne zwrócił/
I z obcych myśli otrząsłotrząsł --- dziś popr. forma: otrząsnął. skroń zmarszczoną./
Po ścieżce wązkiéjwązki --- dziś popr. pisownia: wąski. i dziko zarosłéj/
Drze się po ciemku, iż do MildorohuMildoroh (trad. litew.) --- ołtarz Mildy./
Gęstemi krzaki szarpie i przemyka./
Suknię szmatami po głogach rozdziera,/
I ręce krwawi, i piersi kaleczy,/
A ciągle z okiem na ołtarz zwróconém/
Zdyszany śpieszy, przedziera do niego./
Przedarł się wreściewreście --- dzię popr. pisownia: wreszcie., gdzie ołtarz dokoła/
Zielona łąka otacza kwiatami;/
Stanął; wtém światło z ołtarza zabłysło,/
Jak piérwsza gwiazda na zachodniém niebie,/
Blade i małe; lecz rosło, jaśniało,/
Jak xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. młody, lub jak chmurka biała,/
Która go czasem swą szatą osłoni/
I jego blaskiem z nieba się uśmiecha./
BoginiJuż ołtarz cały jaśniał mu srébrzysto,/
Światło się coraz zwiększało, mieniło,/
Aż wreście postać kobiéty przybrało./
Postać to Bóstwa z uśmiechem na ustach,/
Z miłością w oczach, różami na skroni,/
Naga, jak dziécię; w jedném ręku trzyma/
Czaszę z bursztynu, a w niéj napój wonny./
Nie miód to słodki z kowieńskich pszczół barci,/
Nie alusalus (litew.) --- piwo. biały, który w niebie piją,/
I nie miecionesmieciones (z litew.) --- napój z wywaru krup z miodem., którym chorych poją:/
Bo woń nieznana nad nim się unosi,/
Przed którą milczą dzikie róże białe,/
I lipy zapach swych kwiatów schowały.
Ujrzał ją Litwin, ona go ujrzała;/
Postąpił, ona podbiegła ku niemu,/
Czarę na świętym ołtarzu rzuciła,/
A sama w jego objęcia upadła;/
I jak wąż wierzbę opasuje sobą,/
Jak powój, co się na olchach zawiesza,/
Jak chmiel, co płoty miłośnie owija,/
Tak ona jego oplotła uściskiem,/
I drżąc, jak gdyby z boleści, krzyknęła./
--- O Romois --- woła --- o Romois mój drogi!/
Jeszcze noc jedna, jeszcze noc roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.!/
Może ostatnia! bo czyż wiém, jak długo/
Miłość się nasza przed DewajmiDejwas (z litew. dievas) --- bóg. skryje?/
O! jeszcze jedna! dzięki ci i za nią!/
Dzięki, żeś przyszedł jeszcze raz, najdroższy,/
I mocniéj kochał, niż się lękał Bogów. ---/
--- Ja bym się lękał! O Mildo Królowo!/
Ja, co cię kocham tak, że na skinienie/
Poszedłbym z JodsyJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. walczyć w tamte światy,/
Z DidalisamiDidalis (mit. litew.) --- Smok. po czarnych jaskiniach,/
Ja, co bym wyzwał braci twoich, Bogów,/
Ja bym się lękał! ---/
--- Cicho! Romois! cicho!/
Bóg, Kondycja ludzkaO! nie wiész, nie wiész, jak straszne są Bogi!/
Chcesz walczyć z nieminiemi --- dziś popr. forma N. lm: nimi.! Oni i bez boju,/
Bez łuku, miecza, oszczepu i procy,/
Na biednych ludzi, gdy zechcą, to skiną,/
Jedném skinieniem do ziemi przygniotą,/
Jedném spójrzeniemspójrzenie --- dziś popr. pisownia: spojrzenie. słabego zabiją./
Cicho! bo gdyby głos twój usłyszeli,/
Naówczas noc ta byłaby ostatnią;/
Ostatnią szczęścia, a piérwszą boleści;/
Żalu bez końca i łez nieśmiertelnych./
Cicho! Bogowie każde słowo słyszą./
Poszept ich każdy uszu dolatuje,/
Każdą myśl ludzką przynoszą im duchy./
RaganaRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. jaka, co w drzewie podsłucha,/
Żaltisżaltis (z litew. žaltys) --- wąż., co się gdzieś czołga pod liściamiliściami --- dziś popr. forma N. lm: liśćmi.,/
Woda, co płynie, PucisPucis (mit. litew.) --- wiatr łagodny., co powiewa,/
I gdyby światła promyk się przecisnął./
Światło, mój miły, nas by oskarżyło. ---
Milda skończyła pocałunkiem mowę./
Romois zamilkł, na pierś spuścił głowę,/
I w jéj objęciu nie o niéj już myślał./
Ona poznała, co się w myślach działo./
--- Mój miły! --- rzecze --- krótka noc wiosenna,/
A Ty choć ze mną, nie mój jesteś cały,/
I myślą smutną ode mnie uciekasz./
Gdy ja dla ciebie niosę napój Bogów,/
Gdy ja dla ciebie z między nich uciekam,/
Bogini, Samolubstwo, MiłośćOni tam myślą, że ja ponad ziemią/
Sypię sny słodkie mężóm i niewiastómmężóm i niewiastóm --- dziś popr. forma C. lm: mężom i niewiastom.,/
Że młodych żenię i roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. rozdaję./
Jam tutaj z tobą, a ten świat już dawno/
Nie zna miłości. Ja próśb ich nie słucham,/
Nikomu w serce miłości nie wleję;/
Wszystkąbym jeszcze odebrała ziemi,/
Ażeby sobie zabrać, oddać tobie./
O mój najdroższy! wkrótce to poznają,/
Bo w Litwie już się biją, rozdzierają,/
Bo w Litwie już nié ma miłości i zgody./
Lecz co mi po tém, kiedym ja szczęśliwa!/
Kiedyśmy razem, jak nie siostra Bogów,/
Prosta LitewkaLitewka (daw.) --- Litwinka. i twoja kochanka./
O, czemuż prostą nie jestem dziewczyną,/
I z tobą zawsze?! ---/
--- Mildo! nie narzekaj./
Co twoim smutkiem, to jest szczęściem mojém./
Jestże na płaskiéj a szérokiéj ziemi,/
W dziewięciu naszéj Litwy pokoleniach,/
Taka, którą bym, jak ciebie, ukochał?/
Pamiętam jeszcze najpiérwsze spotkanie,/
Kiedym tu z Kowna przychodził ofiarą,/
I noc mnie w gaju pod lipą zapadła;/
Pamiętam, gdym cię piérwszy raz zobaczył,/
Wówczas, jakbym się urodził na nowo,/
Piérwszy raz oczy na słońce otworzył./
Cały świat innym zaświecił przed niemi,/
I inne serce w piersi uderzyło,/
I w oczach jaśniéj i weseléj było./
Prędkom się potém, za prędko dowiedział,/
Żeś ty nie z ziemi, lecz z Bogów krainy;/
Że gdy ja tutaj wlokę się znużony,/
Pracując gorzko na spoczynku chwilę,/
Ty w gajach LajmyLajma a. Laima (mit. litew.) --- Słońce [Laima jest litewską boginią losu, przedstawianą w postaci kukułki lub staruszki, jej ulubionym drzewem była lipa. Red. WL]. królujesz w Dungusie;/
Ty, w złotéj chmurze nad ziemią ciągniona,/
Lecisz białemi gołębiów skrzydłami/
Nad wonne gaje, błyszczące ołtarze./
Teraz ja jestem jakby Jodsów dusze,/
Skazany cierpieć, i widzieć cierpienia/
Długie, bez końca, w przyszłości przede mną;/
A tobie zawsze lud kłaniać się będzie,/
Palić ofiary, posyłać modlitwy;/
Ty zawsze szczęście niosąc na swych rękuna swych ręku --- dziś popr. forma Msc. lm: na swych rękach.,/
Wzlatywać będziesz nad Litwą wesołą. ---/
--- Nie bój się, Romois, bo piorun Perkuna,/
Nim w ciebie, wprzódy na córkę uderzy./
I ty nie zginiesz, bo ten napój Bogów/
Bratem cię naszym nieśmiertelnym czyni. ---/
To mówiąc, Milda objęła kochanka/
I do ust wonną czarę podawała;/
Śmierć bohaterska, Kondycja ludzka, BógLecz on odepchnął biały napój Bogów,/
W ustach jéj szukał słodszego napoju./
--- Nie chcę --- rzekł do niéj --- nie chcę ja być Bogiem./
Nie chcę ja, jak wy, nieśmiertelnym zostać,/
Ażeby cierpieć bez nadziei końca/
I patrzeć zawsze w chmurne Bogów twarze;/
Wolę tak umrzeć, jak ojcowie nasi,/
Umrzeć z oszczepem w ręku, w polu bitwy,/
I pójść do ojców do wschodniéj krainy./
Nie chcę napoju, bo z twoich ust płynie/
Słodszy nad ziemi i nieba napoje./
Nad wonie jego, milsze tchnienie twoje;/
Nad całą wieczność, droższa chwila jedna,/
Którą ja w twoim uścisku przeżyję. ---/
To mówiąc, Romois na piersiach twarz tulił,/
A ona, smutno patrzając na niego,/
--- Miły mój! --- rzekła --- wkrótce będę matką,/
Godnego ciebie urodzę ci syna. ---/
--- Syna?! mnie syna?! ty masz mi dać dziécię?!/
Zawołał Romois i ręce załamał:/
Bo wieść ta w serce, jak kamień na wodę/
Rzucony dziecka swawolnego dłonią,/
Padła: jak fale, tak serce rozbiła./
--- Nie chcesz go? --- Milda smutnie go zapyta./
--- Ja, syna nie chcieć?! lecz gdzież się z nim skryję?/
Kiedy w nim będzie choć iskra niebieska,/
Czyliż go Pramżu nie dójdzie na ziemi?/
Czyliż żyć dadzą swéj hańby pamiątce?/
Czyż go potrafię wychować, obronić,/
I ja, człek jeden, od Bogów zasłonić? ---/
--- O mnieś zapomniał --- wszak matkę mieć będzie. ---/
--- Gdzież się z nim skryję? kędy go podzieję? ---/
--- Ty bylebyś go od Bogów oblicza/
Przez młode lata potrafił zasłonić./
Proroctwo, LosŚwiat nic boskiemu nie zrobi dziecięciu./
Wilk go i niedźwiedź przyjmą w dzikim borze,/
Pszczoły miód usta nosić będą biały,/
Łanie go karmić, koźlęta go bawić,/
Pucis go chłodzić, RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. okrywać,/
Kwiaty się kłaniać, słowiki mu śpiewaćokrywać (...) śpiewać --- słowa te w ustach autora mogły uchodzić za rym ze względu na ówczesną reg. wymowę śpiéwać, z é zbliżonym do i, co nie zostało oznaczone w druku (por. formę wyśpiéwa we wstępie)../
Syn Mildy z ręki ludzi nie zaginie,/
Ani paszczęką źwierzźwierz --- dziś popr. forma: zwierz, zwierzę. go dotknie krwawą./
Jeden mu straszny jest piorun Perkuna. ---/
--- Lecz czyż go Perkun, co z góry pogląda,/
Pomiędzy dziećmi ludzi nie odkryje? ---/
--- Będziesz go chował śród puszczy głębokiéj./
Z dala od oka wróżbitów, kapłanów,/
Z dala od miejsc tych, w które Perkun patrzy,/
Póki nie wzrośnie, nie nabierze siły;/
Potém go oddasz woli przezaczenia./
On sam potrafi walczyć z swoim losem./
O Romois! czyliż dla twego dziecięcia/
W miłości ojca nie znajdziesz osłony,/
W ojcowskiéj trwodze nie znajdziesz ukrycia??/
Już czuję, jak on na świat się wyrywa./
Jeszcze dzień tylko, a spójrzy na słońce./
MatkaO! czemuż dłużéj nosić go nie mogę?!/
Czemuż zaledwie piérwszy raz zapłacze,/
Już obca ręka usta mu zatuli/
I piersi obce pokarm mu podadzą?!/
Cierpienie matki w urodzenia chwili/
Stokroć jest mniejsze, jak drugie, gdy potém/
Dziécię jéj losy na wieki odbiorą,/
I ten, którego pod sercem nosiła,/
Co żył jéj życiem, od niéj oderwany,/
Twarzą ku światu zwróci się cudzemu,/
Myślą ku ludziómludzióm --- dziś popr. forma C. lm: ludziom. obcym się nakłoni,/
Sercem za sercmisercmi --- dziś popr. forma N. lm: sercami. nieznanych pogoni. ---
Gdy im w uściskach, rozmowie czas płynie,/
Noc uszła prędko i AussraAussra (mit. litew.: Aušros deivė) --- Jutrzeńka. już wstaje,/
Błyszcząca toczy na niebo od wschodu,/
I już jéj promień do lasu zagląda,/
Ujrzał go Litwin, zerwał się wybladły./
Wskazał na niebo rumieniące w dali,/
Wyrwał z uścisku i z gaju ucieka./
Ale już Aussra ujrzała ich wprzódy,/
Ujrzała Mildę w objęciu człowieka;/
Bieży w obłoki, gdzie Dungus gwiazdzistygwiazdzisty --- dziś popr. pisownia: gwiaździsty./
Ponad wysoką górą się rozpina./
Tam Perkun w chmurach, w których śpią pioruny,/
Leży, patrzając na świat pod nogami,/
Jeszcze ciemnością i snami spowity,/
Jeszcze na łonie nocy kołysany./
Aż Aussra wbiega, rozdziera podwoje,/
I przed Perkurnem zrumieniona staje./
Groźny Bóg okiem przed siebie zatoczył,/
I brwi namarszczył, ujrzawszy Boginię./
--- Cóż to? ty tutaj, gdy czas na świat tobie? ---/
--- Wracam ja ztamtądztamtąd --- dziś popr. pisownia: stamtąd., Ojcze! Com widziała! ---/
Rzekła, i oczy złociste zakryła./
--- Cóżeś widziała? --- groźnie Perkun woła,/
I wskazał na świat./
--- Ojcze! straszne rzeczy!/
Wiesz, gdzie jest Milda? ---/
--- Zapewne na ziemi. ---/
--- Prawda, w swym gaju; lecz co ją tam trzyma? ---/
--- Noc, to jéj pora. W niéj serca rozgrzewa,/
I usta spaja, i sypie roskoszeroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.. ---/
--- Ona! A spójrzcie, co się w Litwie dzieje!/
Nié ma miłości, ni małżeństw, ni zgody./
Ona w swym gaju nie ofiar wygląda,/
Lecz u ołtarza pieści się z człowiekiem!!/
Oboje razem widziałam przed chwilą,/
Kiedy zaledwie uścisk ich się zrywał,/
A świętokradźca uciekł Niemna brzegiem./
Ojcze mój! kary na Mildę! piorunu! ---
Zatrząsł się Perkun, zagrzmiały niebiosa,/
I góry wschodnie zadrżały w posadach,/
Czarne się chmury na wiatrach podniosły,/
I warcząc, burze i zniszczenie niosły./
Wszyscy Bogowie pobledli, a ludzie/
Zbudzeni ze snu, padli na modlitwę./
Porwał się ojciec, i co w ręku trzymał,/
Z gniewem wyrzucił na przelękłą ziemię./
Leciał słup ognia i utonął w morzu,/
Aż morze prysło, ziemia się strzaskała./
--- Gdzież jest ten człowiek? gdzie Milda? --- zawołał;/
I wnet dwa duchy zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. nóg jego wstały;/
Skinął --- już oba na ziemię leciały./
Aussra na nieba znowu śpieszy wschodnie,/
Ażeby słońce wstające z kąpieli/
Uprzedzić chwilą i światu zwiastować./
Tymczasem niebo chmurzyło się, wrzało,/
Słońce wschodzące w obłok się nurzało;/
Z północy, wschodu, zachodu, południa,/
Czarne osłony kryły niebo jasne;/
W chmurach już Perkun buczał groźbą straszną./
Przed któréj głosem, co żyje na ziemi,/
Od drobnych muszek aż do dębów świętych,/
Tuląc się, płaszcząc, zginało i drżało.
Wiatr, ŻywiołyDwa duchy w chmurach leciały na ziemię,/
I, jak dwa czarne słupy, się spuściły,/
I na przeciwne strony się rozbiegłszy,/
Na rękach wiatru winnych pogoniły./
Zemsta, DuchGrajtasGrajtas (z litew.) --- Prędki. od Mildy gaju się zawrócił,/
Puszczą się łamiąc, jak ogar za źwierzem,/
A w drodze drzewa walił poza sobą,/
Wysuszał błota, wodą zlewał pola,/
Piaskami kręcił, mącił rzeki do dna./
Ponad nim chmury, jak nad ścierwem krucykrucy --- dziś popr. forma: kruki.,/
Pod nim zniszczenie i postrach leciały./
Biegł, potém stanął, jakby śladu szukał,/
I niecierpliwy rył ziemię do głębi,/
Kręcąc się w miejscu; potém znowu ruszył,/
I stanął znowu. Romois szedł przez puszczę/
Z oszczepem w ręku i łukiem napiętym./
Uczuł go Grajtas po woni, uścisku,/
Po tchu zaprawnym Bogini oddechem,/
I warknął w górze, a potém się groźny/
Zwalił na niego, jak dąb na krzewinę./
Lecz Romois, jakby przykuty do ziemi,/
Nie zadrżał nawet. Duch podniósł się znowu,/
Dokoła obiegł, cisnął wodą w oczy,/
Piaskiem i błotem, i drzewydrzewy całemi --- dziś popr. forma N. lm: całymi drzewami. całemi/
Miotał na niego, jak deszczem na skałę./
On jedną ręką pociski odpychał,/
Drugą, jak gdyby widział zemsty posła,/
Groził, podnosząc twardą ragotinęragotina (z litew.) --- oszczep..
Ale już Grajtas postać swą odmienił,/
Leciał na niego ogromnym niedźwiedziem./
Podobnego mu nadniemeńskie puszcze/
Od potopowych czasów nie widziały./
Na grzbiecie czarna sierść mu się jeżyła,/
Oczy, jak główniegłównia (daw. reg.) --- głownia, płonący kawałek drzewa. nocnego ogniska,/
Łapy, jak dębu świętego gałęzie./
Stanął, zaryczał; lecz nim padł na niego./
Już Romois, oszczep podniosłszy do góry./
Zwalił go w głowę i czaszkę roztrzaskał./
Wnet Grajtas zrzucił z siebie meszkimeszka --- tu: niedźwiedź. postać,/
I znowu dzikim wilkiem się ukazał./
Zawył, padając pod Romoisa nogi./
On krok odstąpił, ragotinę rzucił,/
Oburącz źwierzę za gardło pochwycił./
Strząsnął, i o pień odwiecznego dębu/
Nieprzyjacielem z całych sił uderzył;/
A w oczach jego nie przestrach milczący,/
Lecz gniew wrzał zjadły, z jakim straszne Bogi/
W chwili nieszczęścia na ziemię patrzają./
Walka, Potwór, SamobójstwoA Grajtas jeszcze przywdział smoka postać,/
I jak DidalisDidalis (mit. litew.) --- smok. w powietrze się wznosił./
Żółtą miał głowę, koronę na głowie;/
Łuskowy pancerz połyskał na grzbiecie/
I ogon w sploty zwinięty okrywał;/
Na barkach skrzydła skórzane rozpięte,/
Pod brzuchem dwoje orlich szpon wisiało./
Świsnął, a ptacyptacy --- dziś popr. forma M. lm: ptaki. padali nieżywi,/
I źwierz przelękły gnał się w knieje ciemne./
Ujrzał go Romois, lecz się już nie bronił;/
Uczuł, że ludzką nie zmoże go siłą./
I próżno walczyć, i paść by wstyd było./
Porwał swój oszczep, ostrzem w pierś skierował;/
A nim smok z góry spuścił się na niego./
Trup tylko krwawy drgał, leżąc pod drzewem./
Grajtas zobaczył, gdy duch ulatywał,/
I znowu wichrem w niebo się zawrócił.
Drugi brat olbrzym gonił Mildy śladem./
Lecz KierszusKierszus (z litew.) --- mściwy. cięższą obrał część dla siebie:/
Bo któż wyśledzi, kto Bóstwo odkryje./
Co tysiąc kształtów, tysiące postaci/
Zmieni na chwilę w jedno oka mgnienie./
Światy przeleci i mija przestrzenie?/
Kierszus się ubrał długą szatą chmury,/
I czarném okiem mierząc ziemię z góry,/
Na próżno badał znikłéj Mildy śladów./
To na południe twarzą się obracał,/
To ku północy wybiegał zajadły./
To do zachodu z wiatrami się gonił,/
I wracał na wschód, a wszystko na próżno./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. drżący od gniewu i znoju,/
Wrócił na Dungus, padł u stóp Perkuna,/
I warczał tylko, nie śmiejąc przemówić./
--- Zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. wracasz? --- spytał straszny Bogów ojciec./
--- Biegłem za Mildą, byłem na północy,/
Byłem na świata południowym kraju,/
I tam, gdzie słońce do kąpieli schodzi,/
I kędy ze swych wyjeżdża pałaców./
Nigdzie jéj śladu, nigdzie po niéj znaku,/
I wieści nawet nigdzie nie złapałem. ---/
A Perkun skinął, i Kierszus pod nogi/
Padł znowu, jak pies na skinienie pana./
Grajtas czekając, aż go ojciec spyta,/
Podnosił głowę i patrzał mu w oczy./
--- Cóżeś ty zrobił? Gdzie teraz ten człowiek? ---/
--- Leży zabity w nadniemeńskiéj puszczy ---/
Rzekł, i pod stopy pana się położył.
Milda wybiegła ze świętego lasu,/
I zaraz mieniącmienić --- zmieniać. piękną postać swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/
Niepostrzeżona, to gwiazdą leciała,/
To listkiem, wiatrómwiatróm --- dziś popr. forma C. lm: wiatrom. unosić się dała,/
To w chmurach deszczem wilgotnym przesiękłychprzesiękły --- dziś: przesiąknięty./
Skryta, nie wiedząc, gdzie się kierowała./
W sercu jéj smutno, ciężko, niespokojnie,/
A w łonie dziécię gwałtownie się rzuca;/
Głowę myśl ściska, ciało mróz przejmuje./
Choć nieśmiertelna, a jednak się lęka,/
Bo nadzwyczajną boleść w sobie czuje./
W chwili, gdy Grajtas, rozpostarłszy skrzydła,/
Smokiem się z góry na Romoisa rzucał,/
Kiedy pierś jego oszczepem rozbita/
Ze zwłok zmęczonych uwolniła ducha,/
Milda uczuła śmierć swego kochanka./
Duch jego lecąc do wschodniego kraju,/
Zaszumiał blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. i mignął koło niéj./
Lecz tyle strachu było w sercu Mildy,/
Że nowa boleść już jéj nie dotknęła./
Spójrzałaspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. tylko, jękłajękła --- dziś popr. forma: jęknęła. i leciała ---/
Gdzie? --- sama nie wié. A chmury ją niosą,/
A nad nią niebo zagniewane, czarne,/
Milczące, jakby przed burzy nadejściem.
Nagle jéj dziécię rzucając się w łonie,/
Obudza Mildę z zdrętwiałej rozpaczy./
Czuje, że wkrótce da życie synowi,/
Że czas mu począć utrapione życie,/
I matce z nim się na wieki rozdzielić./
Lecz gdzie go złoży? komu go powierzy?/
I gdzie się skryje, by go na świat wydać?/
Myśli, wtém pamięć przychodzi jéj w smutku.
W głębi PragarasPragaras (mit. litew.) --- Piekło. jest Poklus, Bóg zemsty./
Twarz jego blada; słupem oczy stoją;/
Na głowie siwy włos płachtą pokryty;/
Czérwona broda na piersi mu spływa,/
W których litości nie znajdziesz kropelki./
On męczy duchy, gdy wynijdąwynijść (daw.) --- wyjść. z ludzi;/
On zbrodniówzbrodzień (daw.) --- zbrodniarz, przestępca. straszyć zstępuje na ziemię;/
On trzykroć stając w oczach występnemu,/
Grozi mu póty, aż krwawą ofiarą/
Gniewu i zemsty jego nie przebłaga./
Władzca otchłani ma żonę Nijołę./
Niegdyś on sercem namiętném ją kochał;/
Lecz młodą jeszcze uniósłszy od matki,/
W zastygłém sercu miłość dla niéj stracił,/
I zamiast raju, który obiecywał,/
Dręczył Nijołę, jak podwładne duchy.
Nieraz już ona zbiegłszy po kryjomu,/
Prosiła Mildy, by kroplę miłości,/
Choćby kropelkę wlała w serce męża,/
I osłodziła wieczność utrapioną,/
Bez końca i bez nadziei męczarnie./
Miłosierdzie, InteresLecz wówczas Milda, Bogini roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.,/
Nie chciała zstąpić na chwilę w otchłanie./
Miléj jéj było nad Kownem wzlatywać,/
Miłośnych dajnosmiłośne dajnos (z litew.) --- miłośne śpiewy [z lit. daina: pieśń, piosenka. Red. WL.] słuchać z Niemna brzegów,/
Z ołtarzy wonne odbierać ofiary,/
I sypiąc szczęście, krążyć ponad ziemią,/
Błogosławieństwy i dziękibłogosławieństwy i dzięki --- dziś popr. forma N. lm: błogosławieństwami i dziękami (podziękowaniami). się pojąc./
Teraz, gdy Milda boleści poznała,/
Kiedy już nad nią ręka ojca mściwa/
Wisi i grozi nieuchronną karą,/
Kiedy się nié ma schronić gdzie z dziecięciem,/
Wspomniała przecię na prośby Nijoły./
Może Romoisa duch lecąc w tę stronę,/
Za sobą biédną pociągnął kochankę./
W chwili się z chmury zsunęła ku ziemi,/
I już przed wrotyprzed wroty --- dziś popr. forma N. lm: przed wrotami. Pragaru stanęła.
Zaświaty, OtchłańNie było straży u wejścia otchłani:/
Bo wszystko od niéj z dala uciekało,/
Duchy wysoko ponad nią leciały,/
Źwierzętaźwierzęta --- dziś popr. forma: zwierzęta. wrota straszliwe mijały,/
I ludzie mimo przechodzić nie śmieli;/
A duchy do niéj wepchnięte za karę,/
Przykute w głębi na wieki, jęczały,/
I wrót już więcéj nigdy nie widziały./
Z paszczy otchłani buchał jęk stłumiony,/
Jakby tysiąca nieszczęśliwych głosy,/
Którzy po bitwie na polu konają,/
I śmierci prędkiéj, cierpiąc, wyzywają./
Milda drżąc w progi piekielne wstąpiła./
Piérwszy raz jeszcze w nieśmiertelnym życiu/
Słysząc, jak jęczy, jak woła cierpienie,/
Wybladła, w otchłań głęboką leciała,/
Drżąca, jak listek osiny od burzy./
Pomiędzy duchów uwięzionych tłumy,/
Których jęk w smutném sercu się odbijał,/
Dwoił w niém, ściskał przestraszoną duszę./
Stanęła wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. przed Poklusa żoną./
Lecz w niéj zaledwie Boginię poznała./
Blade jéj lica męczarnie zorały;/
Włos miała siwy i oczy przygasłe;/
Kłosisty wieniec usechł na jéj skroni;/
I szata czarna, pomięta, zbroczona,/
Tuliła kości od boleści wyschłe;/
Łono zapadłe i wychudłe ciało;/
Na dłoni sparte utrzymując czoło,/
Głęboko, smutnie w przeszłości dumała,/
Że Mildy nawet wejścia nie słyszała;/
Lecz jakby bytność Bogini przeczuła,/
Oczy ożyły, wzrok się zapromienił,/
I oddech prędszy podniósł piersi wyschłe./
Zadrżała Nijoła, i zwróciwszy głowę,/
Padła przed Mildą z krzykiem na kolana./
--- Przeciężprzecięż --- dziś popr. pisownia: przecież. ty tutaj! litość cię prowadzi!/
Patrz na mnie, siostro! Jam tu, jak te duchy,/
Jak Jodsów dusze, w otchłani przykuta,/
Cierpię, i nie wiém, za co te cierpienia!/
Cierpię, i nie wiém, kiedy koniec męce!/
Siostro! miéj litość! Ty skinieniem jedném/
Możesz odmienić los i nędzę mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją./
W szczęście, jakiem się tobie mili poją! ---/
--- Co zechcesz, każesz --- Milda jéj odpowié ---/
Zrobię ci wszystko; lecz, siostro, jam sama,/
Jak ty, dziś biédna! jak ty! stokroć gorzéj!/
Na mnie już Perkun pioruny gotuje,/
Za mną olbrzymi wysłani latają;/
Tu nawet mogą napaść mnie ukrytą./
O! nie ja ciebie, ty mnie ratuj, siostro!/
Mego kochanka zabił ojca poseł./
I za mną gonią; a choć nie zabiją./
Dziécię mi wydrą, rzucą gdzie w przepaści./
Na dziką wyspę, między dzikie źwierzę,/
A mnie za karę na morza wygnają,/
Wkują do łodzi bez wiosła i stéru,/
Na całą wieczność płakać, i łzy moje/
Mięszaćmięszać --- dziś popr. pisownia: mieszać. z białego morza słoną wodą./
Ja ciebie błagam, ratuj mnie, Nijoło!/
W serce Poklusa wszystką miłość wleję;/
Co mam, ci oddam: młodość nieśmiertelną,/
Roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz., nadzieje, co chcesz, czego pragniesz;/
Ja twoje włosy zsiwiałe odżywię,/
Serce rozgrzeję, lica zarumienię,/
Ciało odżywię i młodość przywrócę./
Lecz ocal dziécię! ocal dziécię moje!/
Błagam cię, siostro! --- To mówiąc, upadła,/
Wzywając LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa., rodzących Bogini,/
I tak, jak prosta niewiasta, jęczała./
Ale nie boleść jęki jéj wyrwała:/
Ona już syna trzymając na ręku,/
Łzami tak jego oblewała przyszłość,/
Nad ojca losem i nad nim jęczała.
--- Siostro! weź --- rzekła --- weźmij mego syna./
Niech go gdzie prosta kobiéta wychowa;/
Niech nie wié, kto mu ojcem, a kto matką;/
Niech długo nie wié! Ja ponad nim z dala/
Będę czuwała macierzyńskiém okiem./
Dając mu życie, ciężki los mu dałam;/
Serca o przyszłość wówczas nie pytałam;/
Ale do walki ja udzielę siły./
Wzrośnie on! wówczas drżyjcie nawet Bogi!/
Olbrzymy! ludzie! uderzcie mu czołem!/
Wszystkich on ziemi mieszkańców zwycięży./
Króle i duchy zdumieni upadną/
I harde głowy u stóp jego skłonią./
W kolebce wrogi mogłyby go zdusić./
Ty, siostro, ukryj niepoznane dziécię;/
A za to jakiéj zapragniesz ofiary./
Jakiéj zażądasz ode mnie nagrody./
Wszystko dla ciebie, dla niego uczynię! ---/
Rzecze Nijoła: --- Wróć mi męża miłość!/
Ja syna twego ocalę, ukryję,/
Najlepszéj straży tajemnie poruczę,/
I za to tylko chcę kroplę miłości./
O! gdybyś mego życia tajemnice,/
Mąk moich wszystką okropność wiedziała!/
Co mi z tych ofiar, które ludzie święcą?/
Co mi z tych modłów do mnie się cisnących?/
Co mi z ołtarzy, które biédni stawią?/
Lepiéj mi było, gdym nie żoną Boga,/
Lecz wolną była litewską dziewczyną./
Krumine matka próżno się cieszyła,/
I z méj młodości na przyszłość wrółyża/
Mnie szczęścia wiele, a sobie pociechy./
Porwał mnie Poklus sponad brzegów Rosi./
Płakałam biédna, lecz nie dzisiejszemi,/
Nie temi łzami, któremi dziś płaczę./
Tamto łzy były za matką kochaną,/
Dzisiejsze moje za przeszłością całą./
W początkach jeszcze los mój był znośniejszy./
Choć już nie taki, jaki był u matki,/
Kiedy po łąkach zielonych biegałam,/
I w łzy nie wierząc, z cudzych łez się śmiałam./
Wówczas ja byłam młodą i szczęśliwą,/
Póki znad Rosi przeklętego brzegu/
Poklus przez sine nie ujrzał mnie wody,/
I do otchłani nie porwał za sobą./
Rok ledwie cały w piekle mi upłynął,/
Zaledwie matka z odwiedzin wróciła/
Królować w swoim ponad Rosią kraju,/
A szczęście moje zaraz się zmieniło,/
Zsiwiał włos wcześnie, łzy oczy wyjadły,/
Westchnienia pieni dziewicze rozbiły./
Ciału zabrakło i zdrowia i siły,/
A duszy szczęścia, którém człowiek żyje./
Poklus ode mnie dzieci poodbierał/
I miłość swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. odebrał na wieki,/
Samą mnie tylko z pamięcią zostawił!/
O siostro! wróć mi choć kroplę miłości!/
Wróć, jeśli możesz, szczęście choć na krótko! ---/
A Milda rzekła, wyciągając ręce:/
--- Podaj mi czarę, z któréj Poklus pije. ---/
Nijoła spiesznie złoty róg podała./
Bogini nad nim długi włos czesała,/
Szeptała słowa i czyniła znaki./
--- Z téj czary --- rzekła --- gdy Poklus wypije,/
Znowu cię piérwszą miłością pokocha./
A miłość jego już nigdy nie minie./
Teraz weź syna! Ja na Dungus lecę;/
Tam sama stanę w groźne ojca oczy;/
A jeśli na mnie piorunem uderzy,/
Jeśli na wieczne męki mnie odrzuci/
I nieśmiertelną do Pragaru skaże,/
To syn mój, syn mój przynajmniéj zostanie;/
A może kiedy za ojca, za matkę./
Może się pomści. ---/
To mówiąc, ściskała,/
Nie mogąc jeszcze z dziecięciem się rozstać;/
Rzuciła potém na ręce Nijoły,/
I jęcząc, oczy od niego zwróciła,/
Żeby nie widząc, łatwiéj go porzucić./
Łzy, KwiatyLeciała, więcéj nie zwracając głowy,/
A drogę łzami srébrnemi skapiała;/
I gdzie łza padła, kwiat wyrósł na ziemi,/
Z spuszczoną głową, a listki blademi.
Stanęła drżąca Milda przed Perkunem./
Wokoło niego siedzieli w milczeniu/
Bogi, Boginie i niebieskie duchy./
Wszyscy zadrżeli, gdy na Dungus weszła;/
Zdziwienie usta otwarte zamknęło;/
Szmer nawet ucichł; i jak się przed burzą/
Ciszy szum wiatrów i chmur kołysanie./
Tak w niebie wszystko głębokiém milczeniem/
Okryte, burzy czekało ze drżeniem./
A Milda, złote rozpuściwszy włosy,/
Z rozdartą suknią, z zapłakaném okiem,/
Śmiała stanęła przed ojca obliczem;/
I jakby sądu bezbronna czekała,/
Niema, wśród Bogów zadziwionych stała.
Wtém Pramżu, który wié, co jest i było,/
Pramżu, którego sam Perkun szanuje,/
Stary jak światy, a mądry jak wieki,/
Podniósł głos cichy wśród milczących dzieci.
Zemsta, Los--- Synu mój! --- rzecze, patrząc na Perkuna ---/
Na przeznaczenia kamieniu wyryto,/
Że Milda będzie raz kochać człowieka,/
Że się z niéj wielki bohatér urodzi,/
I że Bogowie tę miłość przebaczą./
Wiesz, że co ręka Przedwieczna wyryła,/
Żaden z nas tego, synu, nie przemoże;/
Ani ty, ni ja, nie zmienim wyroku./
Nie sądźmy Mildy. Ona już skarana:/
Ten, co ją kochał, wszak leży zabity,/
I czoło wstydem zranione, i dusza/
Boleje ciężko za przestępstwo swoje.
A Perkun zadrżał, piorunami strząsnął,/
I wzrok rzucając na Mildę gniewliwy,/
Dziecko--- Nie! --- rzecze. --- Jeśli kamień przeznaczenia/
Nosił te słowa, wyryte od wieka,/
Że Milda syna mieć będzie z człowieka,/
Że Mildzie Bogi jéj zbrodnie przebaczą,/
Nié ma tam pewnie dziecku przebaczenia!/
Niech powié, gdzie je rzuciła kryjomo./
Porwać je zaraz i utopić w morzu,/
Albo na pastwę dać dzikiéj potworze./
Wówczas swobodna na Dungus powróci./
Jeśli nie ona, niech dziecko nieprawe,/
Zrzucone z ziemi do otchłań Poklusa,/
Tysiąc lat płacze nad matki występkiem./
Tak, Pramżu! jeśli jednemu przebaczym,/
Wszyscy ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. pójdą po kochanków ludzi,/
I świat zarzucą olbrzymów potomstwem,/
Które się kiedyś na Dungus dobędziedobyć się --- dostać się, wtargnąć.. ---
A Pramżu, siwą pogładziwszy brodę,/
Rzekł znowu:/
--- Synu! daj pokój dziecięciu./
Jest napisanojest napisano --- dziś popr.: jest napisane. na odwiecznym głazie,/
Że go i Perkun nawet nie zwycięży,/
Aż on wprzód wszystkich na ziemi połamie,/
I imieimie --- dziś popr. forma: imię. swoje na świat cały wsławi.Jest napisano na odwiecznym głazie,
że go i Perkun nawet nie zwycięży,
aż on wprzód wszystkich na ziemi połamie,
i imie swoje na świat cały wsławi. --- napis na głazie przeznaczenia stanowi, że Perkun będzie mógł zwyciężyć syna Mildy dopiero wtedy, kiedy ten pokona wszystkich nieprzyjaciół na ziemi./
Gdy nic mu zemsta twoja nie zaszkodzi,/
Za cóż go nękać, jéj serce rozdzierać? ---
--- Jest napisano, że ja, pan piorunu,/
Ja, co gdy w ziemię uderzę, drży cała,/
Ja, co gdy ześlę dwóch tylko olbrzymów,/
Morza jéj z brzegów na ludzi wyleję,/
Ja, co skinieniem gniotę głów tysiące,/
I, jak robactwo, oddechem wymiatam,/
Ja nic nie zrobię? i komuż? dziecięciu?!
--- Jest napisano na przeznaczeń głazie./
Tego wyroku nikt z nas nie odmieni. ---/
Słysząc to Milda, dziękowała Pramżu/
Po cichu sercem, wzrokiem i westchnieniem;/
A potém śmielsza o dziécię kochane,/
Groźnemu Bogu w oczy przystąpiła./
Wina, Kara--- Ojcze mój! --- rzekła --- takżeś to dziecięciu,/
Takżeś to Mildzie, córce twojéj, srogi?/
Czyżem na taką zasłużyła karę,/
Że raz w lat tysiąc, ja, co miłość daję,/
Ja, co nią życie na ziemi osładzam,/
Rzucając między tyle cierpień, znoju,/
Żem jéj dla siebie jedną kroplę wzięła?/
Czyż wina moja nie do przebaczenia?/
Bogini morza kochała rybakaBogini morza kochała rybaka --- w mit. litew. Jurata (Jūratė, od litew. jūra: morze), bogini Bałtyku, zakochała się w rybaku, za co Perkun zniszczył jej bursztynowy pałac i pozbawił ją władzy. ---/
Piorun twój, Ojcze, strzaskał jéj pałace/
I nad wodami odebrał królestwo./
Toż będzie ze mną? toż będzie z dziecięciem?/
Nigdyż nikomu nie przebaczysz? Ojcze!/
Człowiek przez twego posła dziś zabity,/
Wart był miłości. Nie prosty to wieśniak./
Oblicze boskie w urodzenia chwili/
Dała mu LajmaLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa., i duszę tak czystą,/
Jak duchów, które na Dungusie siedzą./
Romois, Perkunie, wart był téj miłości,/
I on się do niéj przeznaczony zrodził./
Jak on, drugiego nie widziała Litwa;/
Od tego morza, co jéj brzegi płóczepłókać --- dziś popr. pisownia: płukać.,/
Aż po te drugie, którém świat się kończy,/
Jak on, drugiego nigdy nie zobaczy./
Za cóż mnie karać? za co dziécię moje?/
Jeśli kto winien, winno przeznaczenie,/
A po niém, Ojcze, nie dziécię --- ja, matka! ---
A Perkun na to zawoła ze złością:/
--- Twój syn się kiedyś, jako syn Bogini,/
W niebo bić będzie. Ziemia mu za mała,/
Świst mu za ciasny i morza za płytkie;/
Wszystko tam będzie dla niego nikczemném./
Zechce tu głową dostać do Dungusu,/
Pod nogi moje będzie bił ciemieniem,/
A wówczas może i ja go nie zmogę. ---/
--- Ojcze mój! syn to słabego człowieka./
Od nigdy wzrokiem nie sięgnie wysoko./
Dosyć mu będzie świata, wody, ziemi./
Nigdy on nad to więcéj nie zapragnie! ---/
--- Jeśli po ojcu wziął serce potomek,/
On tak, jak ojciec, sięgać będzie Bogów./
Nie! ścigać za nim będą duchy moje./
Gdziekolwiek Grajtas to dziécię odkryje,/
Niech je utopi, zamęczy, ubije,/
Niech je do morza głodnym rybómrybóm --- dziś popr. forma C. lm: rybom. rzuci,/
Niech puszcz źwierzętómźwierzętóm --- dziś popr. pisownia: zwierzętom. odda na pożarcie,/
Lub duchóm w piekieł zapędzi otchłanie,/
Byleby wstyd ten nie mieszkał na ziemi./
Tobie przebaczam, lecz nigdy dziecięciu./
Biada mu, jeśli Grajtas je odkryje!/
Puszczam go za niém, jak za dzikim źwierzem/
Puszczają strzelcy zajadłe ogary./
Niechaj przetrzęsie ziemię z końca w koniec,/
Niechaj go szuka wszędzie, i w otchłani,/
I w głębi wody, na paszczach u źwierza,/
Gdzie tylko żywych głos jaki usłyszy,/
Gdzie ziemia rodzi, a twór jaki dyszy. ---/
Słysząc to Pramżu, potrząsł głową siwą,/
I milczał stary, a mówił oczami:/
--- Nic mu nic zrobi duch zemsty Perkuna,/
Aż wprzódy wszystkich zwycięży na ziemi/
I największego z swych wrogów pokona. ---
Mildzie się z oczu srébrne łzy puściły,/
A serce piersią wezbraną rzucało./
Boleść jéj widząc zazdrośni Bogowie,/
Szeptali z śmiechem, zemstą się cieszyli,/
Palcem zajadli, szydząc, wytykali./
A Grajtas, głowę zwiesiwszy z obłoka,/
Wzrokiem zabójczym patrzał się na ziemię./
Wtém usnął Pramżu, w Dungusie milczenie,/
Perkun twarz groźną od Mildy odwrócił/
I nogą duchy na ziemię wyrzucił.
Milda zleciała z KaunisemKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości. na Litwę,/
Nad martwe ciało swojego kochanka./
Łatwo ślad było znaleźć, kędy bieżał;/
Bo Grajtas, goniec, drzewa powywracał,/
Bo ziemię porył, porozlewał wody,/
Széroką drogę rozesłał za sobą./
Śladem więc biegła Milda, kędy ciało/
Martwe, bez duchu, w głębi puszcz leżało.
A tam już ojciec, i bracia, i siostry,/
Nad trupem jego łzy lejąc od rana,/
Kładli stos wielki ze smolnéj sośniny,/
W dolinie, którą głuchy las otaczał,/
W pośrodku któréj pagórek zielony/
Wznosił się darnem i krzewem okryty./
Na nim to łoże Romoisa usłano,/
I zimne ciało z oczy zwróconemi/
Ku wschodniéj ojców leżeć miało ziemi./
PogrzebKapłani, z Kowna na pogrzeb wezwani,/
Siedém kroć białym pasem przepasani,/
Mieczem na duchy piekielne machając,/
Krzycząc, od ciała precz je odpędzali;/
Potém je kładli na wierzchołek stosu,/
Gdzie go już łoże słomiane czekało./
Na niém w wojenném spoczywał ubraniu,/
Z mieczem u boku, łukiem i oszczepem./
Na szyi jego ręcznik wisiał biały,/
A w węźle pieniądz na wieczności drogę./
Przy nim kładziono oręże rycerza,/
Gięty łuk jego, sahajdak i strzały./
Drzewce, oszczepy, i dwa miecze białe./
Drogie dwa miecze, jakim w Litwie całéj/
Może dwóch drugich podobnych nie było,/
Chyba na skarbcu u piérwszego xięciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę../
Kładli dokoła sprzęt jego wojenny,/
Krzycząc na duchy starzy lingussonilingussoni (trad. litew.) --- kapłani pogrzebowi.;/
A krewni wiedli psy jego najmilsze,/
Białe sokoły, które pieścić lubił,/
Konia siostrzyną karmionego ręką,/
I brańców kędyś z dalekiego kraju,/
Których wziął Romois u białego morza,/
Gdy z wielkich łodzi wypadli na Litwę./
Kapłan miał węgiel ze Znicza ołtarzów;/
Modląc się, dmuchał i ogień podłożył;/
A płomień, skwarcząc, stos z dołu opasał,/
I żółtém objął dokoła ramieniem./
Naówczas dwakroć boleśniejsze głosy/
Z tłumu się krewnych i przyjaciół wzbiły;/
I Milda, lecąc smutna ponad ziemią,/
Łzę nieśmiertelną nad stosem wylała;/
A łza jéj padła na piersi zmarłego/
I pożegnanie ostatnie im dała;/
A duch je uczuł we wschodniéj krainie,/
I za żywotem westchnął upłynionym./
Daleko w puszczy rozległy się głosy,/
Raz cichsze, znowu wrzaskliwe, płaczące,/
To w śpiew zmienione, to w jęki boleści./
Krewni z oczyma na stos wlepionemi/
Taką pieśń smutku z kapłanyz kapłany --- dziś popr. forma N. lm: z kapłanami. nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić.:
Rauda
Czy ci co brakło? czy ci źle było?/
Po coś nas, bracie, porzucił?/
Czy głodno w domu, z nami niemiło?/
Czyliczyli (tu daw.) --- czy, czyż. cię z nas kto zasmucił?
Czyś nie miał w źwierza bogatych lasów?/
Nie miał oszczepu na łowy?/
Czyś nie miał w twojéj chacie zapasów?/
Czyś nie miał złożyć gdzie głowy?
Czyśmy cię, bracie, nie dość kochali?/
Czyliś niewierną miał żonę?/
Czy dzieci twoje cię nie słuchali,/
Żeś uciekł w daleką stronę?
Po cóżeś, po co samych zostawił?/
Po coś nas, bracie, porzucił?/
Matce i żonie serce zakrwawił,/
Braci i siostry zasmucił?
Rauda II.
Wejdalota
Poszedł, gdzie cienie ojców wołały,/
Na wieczności góry wschodnie,/
Puszczać na JodsówJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. zatrute strzały,/
Pić z ojcami alusalus (litew.) --- piwo. biały,/
Źwierza uganiać swobodnie.
Rzucam ci na stos rysie pazury,/
Jastrzębie i orle szpony./
Niemi się wdrapiesz na strome góry,/
Przejdziesz przepaści, przebijesz chmury,/
Wejdziesz w kraj ci przeznaczony.
Rauda III. Tilussoni i Lingussoni
Widzim ducha --- na wschód leci;/
Dziarski pod nim koń;/
Na nim zbroja srébrna świeci;/
W złotym hełmie skroń.
Już po płaskiéj drodze ściga/
Przez nieba na wschód;/
W każdym ręku trzy gwiazd dźwiga,/
Które z nieba zmiótł.
Na ramienia sokoł siada,/
I pies bieży w ślad,/
I przyjaciół z nim gromada/
W wschodni lecą świat.
Za nim ojców cienie płyną,/
Gwiazdy świecą z gór ---/
Lecą, lecą, lecą, giną/
W złotym płaszczu chmur.
Rauda IV.
Lingussoni
Nie płaczcie po nim --- tam kraj swobody,/
Tam ojców naszych świat;/
Tam wiecznie silny, na wieki młody,/
Nie przeżyje swych lat.
Raj, ZaświatyNie płaczcie za nim --- jemu tam lepiéj:/
Bo Lachów nié ma tam;/
Rusin i Niemiec go nie zaczepi;/
Ze swemi będzie sam.
Z cieniami ojców, z KunkietojamiKunkietojowie (mit. litew.) --- cienie rycerzy./
Jodsy tam będzie gnał;/
Będzie miał dzikich źwierząt stadami,/
Sto łuków, tysiąc strzał.
Będzie pił alusalus (litew.) --- piwo. żubrów rogami;/
Cienie wrogów będzie bił;/
Siędzie do uczty wielkiéj z MurgamiMurgowie (mit. litew.) --- duchy szczęśliwe [niżej autor daje objaśnienie: rycerze polegli w boju; Red. WL]./
Będzie jadł, strzelał i pił.
Rauda V.
Wejdalota
Duch jego już się na AnafielAnafiel (mit. litew.) --- Góra wieczności. drapie/
Po śliskiéj drodze szponami jastrzębia,/
Pazury wilcze i rysie zagłębia,/
A koń drży, parska i chrapie.
Na próżno WiżunWiżun (mit. litew.) --- smok pilnujący góry Anafielas. wygląda z pieczary,/
Z paszczą otwartą patrzy na rycerza./
On w górę patrzy, nie widzi poczwary,/
W górę on patrzy i zmierza.
Oto już wdarł się, psy za nim i sługi,/
I sokoł leci, i trzy gwiazdy świecą,/
I orszak cieniów wlecze się z nim długi/
Wszyscy razem na wschód lecą.
Ogień, ObrzędySłuchając pieśni, płakali przytomniprzytomny (tu daw.) --- obecny.;/
A płomień, coraz wyżéj wznosząc głowę./
Konia, i trupa, i psy, i sokoły,/
Gęstemi sploty dokoła otaczał;/
Potém, gdy wiater na dół go odrzucił,/
Czarne na stosie skwarczyły się ciała,/
Których już nawet przyjaciela oko/
I serce matki rozpoznać nie mogło.
A niewolnicy, wyciągając ręce,/
Jęcząc boleśnie, rzucali się z stosu/
Ku swoim żonómżonóm --- dziś popr. forma C. lm: żonom., co biedne płakały,/
Ku dziecióm, które na nich zawołały,/
Ku bracióm tęsknie patrzącym za niemi;/
I koń się zrywał na pasze zielone/
W stepy i lasy do rżącego stada;/
Psy wyły smutnie za braćmi ogary,/
Brzęcząc łańcuchem, co je w ogniu więził;/
I sokoł próżno skrzydły wzniesionemi/
W chmury chciał lecieć z ptaki krążącemi./
Wszystko płonęło, aż Romoisa ciało/
Wkrótce się w zgliszcze i popiół zmięszałozmięszać --- dziś popr. pisownia: zmieszać.,/
I z niemi razem tocząc się na ziemię,/
Nierozpoznane sprzed oczu zniknęło./
I było słychać tylko ognia głosy,/
To syk, to chrzęsty, to główni trzaskanie;/
Czarny dym wlókł się głęboko w dolinie;/
Stos obalony słał się węgla kupą/
I gasł powoli./
Wówczas przyjaciele/
Poszli i kości szukali w popiele;/
Zebrali szczątki, w naczynie zamknęli/
I do naddziadów ponieśli mogiły./
Tam razem, co kto najdroższego nosił,/
Złoto i bursztyn, łańcuchy, pierścienie,/
Rzucano na grób, by na tamtym świecie/
Znalazł, co tutaj za życia używał./
I łzy zebrane, po zmarłym wylane,/
W naczyniach u stóp jego położyli;/
Na skroń mu węża kładli święconego,/
Który troistémtroisty --- potrójny. opasał je kołem,/
Jak wał od duchów wznosząc się nad czołem.
A gdy mogiłę zaparto kamieniem,/
Gdy tilussonitilusson (z litew.) --- kapłan pogrzebowy. modlitwy skończyli,/
Kiedy KabirómKabirowie (mit. litew.) --- duchy podziemne. [Kabiróm --- dziś popr. forma C. lm: Kabirom. Red. WL]. wylano ofiary,/
Młodzież, na grobie goniąc z oszczepami,/
Zmarłego mienie bojem zdobywała,/
I smutną kończąc ten obrzęd biesiadą/
Na grobie, ojców śpiewami żegnała,/
Kości od uczty i Romoisa cząstkę/
Bogóm podziemnym kładąc na ofiarę.
Aż zgasły ognie, rozpierzchły gromady,/
I pusto znowu w dolinie i w lesie./
Z krewnych nie jeden żal na sercu niesie,/
I wspominając o Romoisa czynach,/
Smutny do chaty bezpańskiéj powraca,/
Gdzie z sutą ucztą stypa gości czeka./
A próżny stołek, miska wywrócona,/
Zmarłego oczóm i sercu wspomina.
Milda na wszystko z wysoka patrzała,/
I nieśmiertelna, kryjąc boleść w sercu,/
Poszła do Kowna, gdzie ją nad ołtarze/
Próżno pieśniami stęskniony lud wzywał.
Nijoła dziécię ukryła do nocy;/
Zeszła na ziemie, gdy Poklus usypiał,/
Niosąc je z sobą, nie wiedząc, co począć,/
Tuląc płacz dziecka uściskiem trwożliwym./
Szła pustym światem, bez myśli przed siebie./
Smutna noc w czarnéj ponad nią osłonie,/
I chmury płyną od północy ciężkie,/
I wiatr wierzchołki drzew zgina do ziemi./
Aż drogi w troje przed nią się rozłamią./
Stała, i myśli, którą pójść, Nijoła./
A wtém na pamięć matka jéj przychodzi,/
Matka tak dawno przez nią zapomniana,/
Do któréj dotąd nie śmiała zaglądać,/
Żeby jéj swoich nie odkryć boleści./
Więc w prawo ku niéj prędko się zawróci,/
I bieży bez tchu ponad Rosi brzegi,/
Gdzie gród Kruminy i zamek na górze./
Sen, SielankaWszystko tam razem z słońcem spać się kładło,/
Wszystko spokojnym snem już spoczywało,/
A BreksztaBrekszta (mit. litew.) --- bogini snów. lała słodkie sny na głowy,/
Które po ciężkiéj pracy koło roli,/
Nim w niebie Aussra, xiężycaxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. kochanka,/
Uśmiechem dniowi otworzyła wrota,/
Krótkiéj roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. w spoczynku szukały./
Wokoło zamku, wiatrami drażnione,/
Zboża na łanach także spać się zdały,/
I jakby do snu lekko kołysały,/
Wirszajtos domu i chlewów pilnował;/
A Usparinia, siedząc nad granicą,/
Zbłąkane stada bydląt odpędzała/
Od plennych łanów i kwiecistych grządek.
Weszła Nijoła na ojczyste progi./
Młodość, Wspomnienia, Kondycja ludzkaSerce wspomnieniem młodości jéj biło,/
A w oczach łzami zroszonych się ćmiło:/
Bo przypomniała te młodości lata,/
Których i w niebie zapomnieć nie można;/
Chwile złocone, które Bogi ludziom/
Kładną na brzegu czary przeznaczenia,/
By ich wspomnieniem reszty życia słodzić;/
Chwile złocone, które im są daléj,/
Im je człek głębiéj za sobą porzucił,/
Tém częściéj pamięć w przeszłości je ściga.
U wrót się czujne psy szczekiem ozwały,/
Lecz, jakby córkę swéj pani poznały,/
Padły jéj u stóp i nogi lizały;/
Czujni parobcy, pałacowi stróże,/
Z snu poczętego z strachem się zerwali;/
Krumine sama uwieńczoną głowę/
Podniosła z łożu, w podwórzec wyjrzała./
O! gdzież dziecięcia macierzyńskie oko/
Nie ujrzy z dala, z dala nie przeczuje?/
Nim na krużganki Nijoła wstąpiła,/
Już ku niéj matka biegła niespokojna/
I w progu jeszcze uściskiem witała;/
Lecz widząc dziécię na ręku Nijoły,/
--- Cóż to jest? --- rzecze --- to niemowlę twoje?/
Czyli cię Poklus z niém razem wypędził? ---/
--- Nie, matko! --- rzekła --- dawno nie mam dzieci,/
I wnuki moje ode mnie odbiegli!/
To obce dziécię, to dziécię Bogini,/
Pod twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją., matko, przynoszę opiekę. ---
Naówczas długo jęła opowiadać/
Naprzód o Mildzie, a potém o sobie,/
Swojego życia i losu nie tając./
Nieraz Krumine łzami się oblała;/
Lecz kiedy wolę przedwieczną wspomniała,/
Którą w StaubunówStaubunów las (mit. litew.) --- Smoków las. wyczytała lesie,/
Wyrytą ręką Pramżu na kamieniu,/
Cieszyła córkę, nie śmiała wstrzymywać;/
I polecając BudintojBudintoj (mit. litew.) --- bóstwo czuwania, opieki, straży. opiece,/
Nazad do męża ze łzami wysłała.
Krumine dziécię w głębiąw głębią --- dziś popr. forma B. lp. wyrazu głębia: w głębię. Obecnie raczej użyłoby się sformułowania w głąb lub w głębinę. puszcz oddała/
Prostéj kobiécie, żeby ukrytego/
Perkun nie dojrzał w nieznanym zakącie,/
W prostéj, ubogiéj niewolnika numienuma (z litew.) --- chata../
Tam ssąc pierś czarną, w chłodzie i ubóstwie,/
Szmatą okryty, syn Mildy Bogini/
Z dzieciństwa wyssał bogactwa pogardę/
I siły w życiu do walki potrzebne./
A dzicy jego przybrani rodzice/
Widzieli nieraz z przestrachem i trwogą,/
Jak święty Żaltisświęty żaltis (z litew. žaltys) --- wąż święty. w kolebce go pieścił;/
Jak psy się przed nim korząc, kładły drżące;/
Jak nieraz, kiedy sam jeden na dworze/
Igrał z swojemi braćmi i siostrami,/
Wilk wyszedł z lasu i pełznął ku niemu,/
A przypełznąwszy, lizał jego ręce;/
Nieraz też orły, puszcz odwiecznych dzieci,/
Niosły mu z krajów dalekich podarki,/
Z drzew nieznajomych gałązki zielone,/
Z nieznanych brzegów kwiaty niewidane;/
Gdy usnął w cieniu u dębu starego,/
Gołębie dzikie wokoło siadały/
I do snu słodkim głosem wyzywały./
Widzieli biedni, i pojąć nie mogli;/
A dziécię obce mieniąc jakimś Bogiem,/
Puszczy mieszkańcy kłaniali się przed niém/
I troskliwemi słonilisłonić --- dziś: osłaniać, chronić. pieszczoty.
Już młody Witol, bo tak go nazwano,/
Rósł w siły, swoich rówiennychrówienny --- rówieśnik, równolatek. prześcigał,/
Co dzień postawy nabierając męzkiéjmęzkiéj --- dziś popr. pisownia: męskiej../
Probował łuku, probował oszczepu,/
I rad by dawno poleciał na łowy,/
By z dzikim wilkiem lub czarnym niedźwiedziem/
Piérwszy raz siły i serca sprobować./
Nieraz na klęczkach ojca o to prosił;/
Lecz on się lękał, od dnia do dnia zwlekał,/
Namawiał jeszcze, by większych sił czekał./
Jemu już nudno w ciemnéj chacie było,/
Ciasno w ogródku, podwórku, dolinie,/
I wzgórza nie miał, zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. spójrzeć daleko,/
A roił piękne oddalone kraje,/
Przygody, walki, inne jakieś życie./
Na próżno stary do roli namawiał,/
Próżno mu woły do jarzma zaprzęgał,/
I owce kazał pędzać w lesnelesny --- dziś popr. pisownia: leśny. pasze./
Witol go słuchał; lecz smutny, milczący,/
Czuł, że nie o tém serce mu gadało,/
Że insze losy, życie miał przed sobą./
Bracia i siostry próżno go pytali./
On milczał, albo od rozmów uciekał,/
I dumał, patrząc na głębię puszcz ciemną./
Na próżno matka, któréj pierś ssał dziéckiemdziéckiem --- tu: będąc dzieckiem; w dzieciństwie.,/
Chciała wesołém słowem go rozchmurzyć./
Milczał, i jakby słów jéj nie usłyszał,/
Jak wprzódy smutny, jak wprzód, czegoś dumał.
Raz wieczór, ojciec gdy z łowów powrócił./
I dziką sarnę przyniósł ustrzeloną,/
A wilczą skórę, świéżą krwią zbroczoną./
Rozścielał, żeby obeschła z posoli,/
Witol ognistym zmierzywszy go wzrokiem,/
Rzekł doń:/
--- Ojcze mój! nie wytrzymam dłużéj/
W chacie tak zawsze siedzieć u ogniska./
Czemu ja z tobą nie idę na łowy?/
Czemu sam jeden mam roli pilnować,/
Albo gnać trzody i wilki odstraszać?/
Czy nie mam siły? czy mi brak odwagi? ---/
--- Lat nie masz --- ojciec odpowiedział stary./
--- Jeśli mam siłę, do czegoż mi lata? ---/
Wrąc, niecierpliwie Witol na to rzecze ---/
Na co mam gnuśnieć i dymić się w domu,/
Tak, jak kobiéta, nie odstąpić progu,/
I życie nudne bydlęcia w zagrodzie/
Wlec bez ustanku? O ojcze mój drogi!/
Weź ty mnie z sobą! pozwól mi oszczepu!/
Zobaczysz, jeili śmiało nie uderzę,/
Jeśli ci skóry świéżéj nie przyniosę. ---/
--- Jeszcześ za słaby --- znów stary odpowié./
--- Jeszczem za słaby? Ojcze! patrzaj siłt! ---/
To mówiąc, oszczep wiszący na ścianie/
Porwał i strzaskał zgięty na kolanie,/
A reszty jego, jak trzcinę, odrzucił;/
I spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. dumny, a pierś mu westchnieniem/
Wzniosła się, ogniem blada twarz spłonęła;/
Otrząsnął włosy i stanął milczący./
A stary patrzał na drzazgi oszczepu,/
To na młodzieńca, to na swoje dzieci,/
I już nie wiedział, jak ma odpowiedzieć./
--- Ojcze! mam siłę! Jutro dzień mój piérwszy ---/
Zawołał Witol i uklęknął przed nim;/
A silne ręce ścisnąwszy, wejrzeniem/
Błagał, ażeby znów mu nie odmówił./
--- Jutro, wszak prawda? ---/
--- Jutro dzień złowrogi. ---/
--- Pojutrze, ojcze! pojutrze, lub nigdy!/
Pozwolisz, albo już ja sam polecę,/
Pójdę, a więcéj nie powrócę nigdy;/
Będę się błąkał po puszczy głębokiéj,/
Bo mi kobiéce obmierzło już życie;/
Pójdę i dam się zabić gdzie na wojnie./
Bo dom mi obrzydł i spokój nasycił,/
Bo serce w świat się od dawna wyrywa,/
I nad to życie, śmierć bym wolał raczéj. ---
Naówczas matka przybiegła i wzrokiem/
Mężowi jakiś tajemny znak dała;/
A starzec wyrzekł cicho i nieśmiało:/
--- Jutro złowrogi dzień --- nie ruszym z domu./
Pojutrze, synu, twoje piérwsze łowy. ---/
Witol z radości nogi mu całował./
I matkę ściskał, i z braćmi się pieścił,/
I drugi oszczep smalił i probował,/
Łuki naciągał, ragotinę rzucał./
Już wszyscy we śnie szukali posiłku,/
A on w noc poźną przy zgasłém ognisku/
Jeszcze tak czuwał, dumając o łowach,/
O owym świecie nieznanym, dalekim,/
Rad, że swéj siły w zapasach sprobuje,/
I pocznie życie, którego tak żądał.
Gdy on tak duma, Grajtas świat przebiega,/
Nad każdém długo przesiada dziecięciem./
Na próżno chaty, zamczyska, chrominy,/
Na próżno budy odwiedza wieśniacze ---/
Nigdzie nie może znaleźć Mildy syna./
Gdy się tak biedzi i na próżno szuka,/
Spomniałspomnieć --- wspomnieć, przypomnieć sobie, pomyśleć o czymś. nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. o prządkach żywota,/
Które nić życia każdego człowieka/
Snują, wieszając gwiazdkę w końcu nici,/
A z reszty łkają płótno jego losu.
Spomniał, i poszedł, gdzie na górze w lesie,/
Z wschodzącém światłem kochanka jutrzeńki,/
Siadały Bóstwa na siedmiu kamieniach./
Piérwsza Werpeja z niebieskiéj kądzieli/
Przędła nić długą, jak przez ziemię całą,/
Na niéj gwiazdeczki błyszczące wieszała,/
I nici resztę Metantiéj dawała./
Ta snuła przędzę na płótno Audietoj./
Nukirptoj, w ręku trzymajac nożyce,/
Czekała chwili, kiedy Pramżu z góry/
Wyznaczył śmierci godzinę dla człeka;/
Wówczas odcięła płótno, nić od gwiazdy;/
I gwiazda, gasnąc, na grób poleciała,/
Padła na stosie i znikła na wieki./
Ykształoj płótno życia w świętéj rzece/
Z brudów obmywszy, oddawała Bogóm./
Lecz pośród pracy Gadintoj złośliwa/
Coraz to siostry gadaniem odrywa,/
Plecie im dawne światów, Bogów dzieje./
Nieraz, słuchając, gdy płótno porzucą./
Znajdą pocięte, poszarpane przez nią./
Próżno Sargietoj siostry upomina./
Próżno je budzi, do roboty wzywa./
One o wszystkiém zapomną zdumione,/
Słuchając zdradnéj Gadintoj piosenki,/
Albo odwiecznych powieści o Bogach./
Do nich szedł Grajtas do świętego gaju,/
Nad święty strumień; niewidzialny stanął;/
I kiedy siostry Witola nić przędły,/
Kiedy Audietoj czyste płótno tkała,/
W usta Gadintoj kładł dzikie powieści/
I cudne piosnki do ucha podawał./
Sama Sargietoj umilknąć musiała,/
A on nić życia rwał, targał i plątał.
--- Znacie --- wołała --- weselną pieśń ziemi? ---/
--- O! cicho! siostro! --- Sargietoj błagała ---/
Do pracy żywo! nie piosnek nam słuchać!/
Jeszcze tak wiele do rana zostało,/
A wkrótce Ausan dnia otworzy wrota./
Pracujmy skorzéj, dajmy pokój pieśni! ---/
Sargietoj woła, a Gadintoj śpiewa,/
Wszystkie słuchają, rzuciwszy robotę,/
A Grajtas targa, plącze nić żywota.
Pieśń weselna ziemi
Nie dziś to, ani wczora, w piérwszą wiosnę ziemi,/
Kiedy była dziewicą, niebo ją kochało;/
Słońce z xiężycemxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. radami wspólnemi/
Gwiazdy za orszak weselny jéj dało.
Kto na weselu koła tańcerzytańcerz --- dziś popr. pisownia: tancerz. powiedzie,/
I kto im wieńce uplecie na czole?/
Ty, słońce, pójdziesz z śpiewaki na przodziepowiedzie (...) przodzie --- autor zdecydował się na taki rym, zatem prawdopodobnie wymawiał: na przedzie.,/
Promienie twe rozsypiesz po taneczném kole.
Kto przed dziewicą ślubną poniesie pochodnię,/
Aby z nią do miłości mogła trafić kraju?/
Srébrno-włosy xiężycu, świecący pogodnie!/
Do zielonych lip LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. zaprowadzisz gaju.
A kto nam będzie śpiewał do tańca i skoków/
Przez dziewięć dni wesela, w radośneradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. godziny?/
Ty, jutrzeńkojutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka., co świecisz z porannych obłoków,/
Ty rozbudzisz twą pieśnią lasy i doliny.
Któż nam przyszłość wywróży naszéj pannie młodéj?/
Oto wieszcz występuje, zza chmury wypływa;/
Stary prorok, kometa, idzie sinobrody,/
Idzie, i tak się odzywa:
Dziś deszcze, jutro śniegi,/
Na łąkach owce pasą się stadami,/
Złoto i perły biją o jeziora brzegi,/
Ale nie zawsze będzie pokój z nami.
Be złe przyjdzie od dzieci,/
Bo bracia się pokłócą,/
Dwa serca zerwie trzeci,/
Ręce się popchną, serca się porzucą.
Ciemno będzie na niebie,/
Xiężyc na pół się skryje./
Gwiazdy pójdą od siebie,/
Ciemność ziemię obwije.
A matka rano wyjrzy na niebiosy,/
Będzie płakała i czesała włosy,/
A czarny obłok ramiona rozszérzy,/
I z niego piorun ojcowski uderzy. ---
Ledwie skończyła, a już nócinócić --- dziś popr. pisownia: nucić. drugą:/
--- Słuchajcie, siostry, jutrzeńki wesela,/
Słuchajcie, siostry, nieszczęścia jutrzeńki:
Na wesele jutrzeńki/
Perkun jedzie przez wrota,/
Dąb zielony druzgotadruzgota --- dziś popr. forma 3os. lp cz.ter.: druzgocze a. druzgoce..
--- I zbroczył mi sukienki!/
Krew, co z dębu wytrysła,/
Na wianeczek mój prysła. ---
Trzy lata słońca dziécię/
Chodziło i płakało,/
Poschłe liście zbierało.
Pyta matki: --- Gdzie w świecie/
Znajdę wodę, by zmyła/
Krew, co suknię zbroczyła? ---
--- Idź, córko moja miła!/
Jezioro w cudzéj stronie,/
A w niém dziewięć rzek tonie. ---
--- A gdzież będę suszyła,/
Gdzie wywieszę wypraną,/
By wiatr bielił zwalaną!? ---
--- Powiesisz ją w ogrodzie,/
W którym dziewięć róż w kwiecie/
Zobaczysz, moje dziécię! ---
--- Kiedyż włożę na siebie/
W cudnéj wodzie zmoczoną,/
Cudnym wiatrem suszoną? ---
--- W tym dniu, kiedy na niebie/
Ukażą, dziécię moje,/
Dziewięć słońc lica swoje. ---
Jeszcze głos pieśni płynął po dolinie,/
Jeszcze go prządki, dumając, słuchały,/
Kiedy Sargietoj, załamując ręce,/
Nić poplątaną z przestrachem wskazała./
Lecz DejwasDejwas (z litew. deivė: bogini) --- Boginie. próżno chciały ją rozplątać,/
Bo już Gadintoj, któréj Grajtas szeptał,/
Taką powiastkę zaczynała prawić:
Żaltisowa żona
Poszła EgłeEgłe (litew. Eglė) --- jodła [właśc.: świerk. Red. WL]. z siostrami o wieczornéj porze/
Kąpać się niedaleko od sioła w jeziorze./
Biegły w rozmowach wieczorne godziny,/
Tyle tam siostry do mówienia miały./
Już Menes świecił, kiedy trzy dziewczyny/
Do swoich koszul wracały./
Lecz Egłe, krzycząc, na drugie zawoła:/
--- Patrzajcie, siostry! dziwna rzecz się stała;/
Koszula moja leżała na trawie,/
Teraz wąż siedzi w rękawie./
Jak go wypędzić? co na siebie włożę?/
Któż mi da radę? kto mi tu pomoże?
Starsza mówiła: --- Kijem go zabiję. ---/
Młodsza mówiła: --- Wystraszę kamieniem. ---/
Lecz wszystkie stały, wyciągały szyje,/
I nic nie śmiejąc, patrzały ze drżeniem./
A wąż, co w rękawie siedział,/
Tak, sycząc, Egle powiedział:/
--- Wyjdę sam, jeśli dasz słowo,/
Że zostaniesz moją żoną. ---/
Przestraszona taką mową,/
Egłe kryje twarz spłonioną.
--- Ach! ach! czyż to być może?/
Na cóż żartować ze mnie?/
Wyjdź! tak zimno na dworze,/
Wyjdź! niech koszulę włożę,/
I nie męcz mnie daremnie. ---/
A wąż, potrząsając głową,/
Powtarzał wciąż jednakowo:/
--- Daj mi słowo, daj mi słowo!! ---/
Przysięga--- Proś sobie ojca, matki./
Oni myślą o mężu./
Mnie czas wracać do chatki./
Wynijdźwynijść (daw.) --- wyjść. z rękawa, wężu! ---/
A wąż, potrząsając głową,/
Mówił ciągle jednakowo:/
--- Daj mi słowo, daj mi słowo! ---/
Aż Egłe płakać zaczęła./
Starsza jéj szepce do ucha:/
--- Daj mi słowo, on usłucha./
Ty, byleś koszulę wzięła./
Cóż ci przyrzec mu zaszkodzi? ---/
Egłe się niby uśmiechauśmiecha (...) z cicha --- autor zdecydował się na taki rym prawdopodobnie ze względu na ówczesną reg. wymowę uśmiécha, z é zbliżonym do i, co nie zostało oznaczone w druku.,/
--- Będę twoją! --- rzekła z cicha,/
A wąż z rękawa wychodzi.
Ledwie wrócili do chaty,/
Krzyk na sielesioło --- wieś., krzyk na dwone:/
--- Jadą swaty! jadą swaty! ---/
Egłe kryje się w komorze./
Trzech wężów na necce jedzie/
Z podniesioną w górę głową,/
I jeden starszy na przedzie/
Z taką występuje mową:/
--- Żaltis o swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. prosi narzeczoną./
Dała słowo, jest mu żoną./
Stu nas świadków to słyszało./
Pobłogosławcie rodzice/
I oddajcie nam dziewicę,/
Bo co się stało, to stało. ---
A ojciec z matką płakali w komorze./
--- Biedna Egłe dała słowo,/
Ale czyliż to być może,/
By była żoną wężową?/
Nie! --- I biegną do sąsiady./
--- Ragutieno! daj nam rady,/
Co począć z temi swatami? ---/
Stara w głowę się skrobała/
I taką im radę dała./
Podstęp--- Byle co węża omami./
Zamiast córki, gęś im dajcie,/
I co prędzéj wyprawiajcie. ---/
Jak kazała, tak zrobili./
Swaty w neckę gęś wsadzili,/
Dziękowali i sykali,/
Wsiedli i pojechali./
Jechali aż w koniec sioła,/
I sioło przejechali,/
I ciągnęliby daléj,/
Aż kukułka im woła:
--- Kuku! kuku! kuku!/
Co to się wam stało?/
Wzięliście gęś białą!/
Kochanka wężowa/
W komorze się chowa./
Boją się rodzice/
Oddać wam dziewicę./
Lecz dłużéj nie schronią./
Wróćcie, swaty, po nią./
Kuku! kuku! kuku! ---
Jak jechali, wrócili,/
I stanęli przed chatą,/
Z gniewem gęś wyrzucili./
--- My jechali nie na to!/
Ale po narzeczoną,/
Po Żaltisową żonę./
Błogosławcie rodzice,/
A oddajcie dziewicę. ---
Znów rodzice w rospaczyrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz../
--- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/
Ona w głowę się skrobie./
--- Gęś, to trochę za mała,/
Owca by oszukała./
Niech z owcą jadą sobie. ---
Rodzice owcę dali./
Oni siedli, jechali,/
Jechali w koniec sioła,/
I sioło przejechali,/
I ciągnęliby daléj,/
Aż kukułka znów woła:
--- Kuku! kuku! kuku!/
Co to się im stało?/
Wzięli owcę białą!/
Kochanka wężowa/
W komorze się chowa./
Nic chcieli rodzice/
Oddać wam dziewicę./
Lecz już jéj nie schronią./
Wracajcie się po nią./
Kuku! kuku! kuku!
Znów powrócili swaty,/
Pojechali do chaty,/
Córki gwałtem żądają, /
I siedzą i czekają. /
A rodzice w rospaczy ---/
--- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/
Ona w głowę się skrobie./
--- Kiedy owca za mała,/
Oszuka krowa biała./
Niechaj z nią jadą sobie. ---/
Rodzie krowę dali,/
Oni siedli, jechali,/
Jechali w koniec sioła,/
I ciągnęliby daléj,/
Aż Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. [W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć. Red. WL]. znów woła:
--- Kuku! kuku! kuku! /
A cóż się im stało? /
Wzięli krowę białą! /
Kochanka wężowa /
W komorze się chowa. /
Dłużéj jéj nie schronią. /
Powracajcie po nią. /
Kuku! kuku! kuku!
Z szumem, krzykiem i zwadą/
Nazad swaty znów jadą,/
Krowę białą odwożą/
I rodzicómrodzicóm --- dziś popr. forma C. lm: rodzicom. tak grożą:/
--- Tak zwodzić się nie godzi!/
Źle, kto Żaltisa zwodzi! ---
Znów rodzice w rospaczy ---/
--- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/
Ona w głowę się skrobie./
--- Jak tu zrobić, poradzić?/
Starszą córkę im wsadzić./
Z nią pojadą już sobie. ---/
Rodzice córkę dali./
Swaty siedli, jechali,/
Jechali w koniec sioła,/
I sioło przejechali,/
I ciągnęliby daléj,/
Aż Gieguze znów woła:
--- Kuku! kuku! kuku!/
Znów nas oszukano./
Starszą córkę dano./
Kochanka wężowa/
W komorze się chowa./
Rodzice ją chronią./
Wróćcie jeszcze po nią./
Kuku! kuku! kuku! ---
Z hałasem jadą swaty,/
Powracają do chaty,/
Starszą córkę rzucili/
I rodzicóm grozili:/
Swaty, Szantaż--- Ej rodzice! rodzice!/
Oddajcie nam dziewicę,/
Bo jakeśmy wężami,/
Źle daléj będzie z wami!/
Ługiług --- tu: łąka. woda zapławizapławić --- zalać.,/
Statekstatek --- tu: dostatek, dobytek, tj. zwierzęta hodowlane. wilk wam podławi,/
Chatę burza rozwali,/
Zboże susza wypali./
Ej! oddajcie nam naszą! ---/
Gdy tak grożą i straszą,/
Ojciec, matka płakali;/
I długo jeszcze radzą:/
Czy dadzą, czy nie dadzą?/
Aż nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. oddali./
Swaty w neckę wsadzili,/
Siedli i pojechali;/
Ale już nie wrócili:/
Bo kukułka spotkała/
I tak do nich śpiewała:
--- Kuku! kuku! kuku!/
Śpieszcie, swaty, bo pora,/
Śpieszcie się do jeziora./
Mąż wygląda z daleka./
Narzeczonéj swéj czeka./
Kuku! ---/
A Egłe we łzach cała/
Na jezioro patrzała./
I już blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. topieli,/
I już swaty stanęli./
A Żaltis na nią czeka;/
Lecz nie wąż to szkaradny,/
Ale młody i ładny/
Bóg wód w ciele człowieka.
Kiedy Gadintoj od pracy odrywa,/
Próżno Sargietoj przeszkadza jéj, prosi,/
Próżno popsutą pokazuje przędzę./
Jak gdyby głuche, na powieść zdradliwą/
I uszy mają i uwagę całą./
Ledwie skończyła, nim ręce podniosły,/
Ona je znowu odrywać zaczyna./
--- A wiécie --- rzecze --- co się potém stało?/
Słuchajcie tylko, zaraz się dowiécie./
Wszak będzie jeszcze dość czasu do pracy ---/
Xiężyc wysoko, dzień jeszcze daleko.
Bracia Żaltisowéj żony
Pięć lat potém upływa,/
Jak Egłe już szczęśliwa,/
I Żaltis jéj, pod wodą/
Roskoszneroskoszny --- dziś popr. pisownia: rozkoszny. życie wiodą./
Pięć lat i pięć upływa,/
Nie tak Egłe szczęśliwa;/
Bo choć dzieci ma troje,/
Choć na niczém nie zbywa,/
Lecz wspomni sioło swoje,/
Żal jéj za rodzicami,/
I zalewa się łzami./
Wszystko miała,/
Co chciała;/
Ale kiedy już komu/
Tęskno do swych, do domu,/
Nic nie syci, nie poi,/
Dom a dom w oczach stoi./
I biednéj Egle było,/
Choć w dostatku, niemiło./
Prosiła męża co dnia,/
I co dzień odpowiadał:/
--- Idź przyszłego tygodnia. ---/
Tak lat kilka odkładał.
Czas na prośbach upływa./
Egłe, mniéj już szczęśliwa,/
Męża prosi i nudzi./
--- Puść-bo mnie w odwiedziny/
Do swoich, do rodziny,/
Puść mnie na świat do ludzi./
Ja cię tu nie porzucę,/
Za dzień, u dwa powrócę. ---/
Mąż nie mógł wstrzymać daléj,/
Dał się wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. uprosić;/
Lecz wprzódy kazał znosić/
Trzewiki kute z stali./
Krugis je z BudrajcamiKrugis z Budrajcami (mit. litew.) --- bóstwa kowali, główne i posługacze./
Ogromnemi młotami/
Na jéj nóżki zrobili.
Wzięła, myśli; po chwili/
Na ogień je rzuciła,/
Na żużel przepaliła./
Pochodziła dzień cały ---/
Trzewiki popadały./
--- Ot, trzewików już nié ma!/
Teraz nic mnie nie wstrzyma./
Gotowam już do drogi ---/
Egłe do męża rzekła ---/
Teraz tylko piérogi/
Dziś jeszcze będę piekła. ---/
On cóś czoło zachmurzył,/
I rzekł żonie: --- Myśl o tém:/
Wszystkiem cebry ponurzyłWszystkiem cebry ponurzył --- wszystkie wiaderka potopiłem.;/
Nośże wodę rzeszotem./
A nie spiekłszy piéroga,/
Za nic i twoja droga. ---/
Egłe łamała głowę,/
Rozczynę zamieniła,/
Rzeszoto oblepiła,/
Wody niém nanosiła,/
I piérogi gotowe./
Żallis żegnał ze łzami,/
Całował dzieci swoje,/
Wyprawił wszystko troje,/
I rzekł: --- Gdy wróci z sioła/
I stanie nad wodami,/
Wprzód mnie żona zawoła/
Trzykroć temi słowami:
--- Mężu mój! mężu! żona ciebie czeka!/
Jeżeliś żywy, wynijdź z pianą z mléka;/
Jeżeli ciebie na świecie już nié ma,/
Krwią się objaw przed oczyma. ---
Co tam było witania!/
Jaka radość na siele!/
Jak ciekawe pytania!/
Jakie różne! jak wiele!/
Jak witali wężową/
Od dawna opłakaną,/
I jak każde jéj słowo/
Z ust do ust podawano!/
Tak jéj trzy dni przebyło./
Nie myśli o powrocie./
Oj! po długiéj tęsknocie,/
Swoich ujrzeć tak miło!/
--- Jeszcze trzy dni --- prosili ---/
Trzy dni zostań w gościnie./
Dawno z tobą nie byli./
Nim przyjdziesz, długo minie. ---/
I została wężowa.
Bracia wieczór jechali/
Na nocleg w głuchy las,/
Chłopca jéj namawiali:/
--- Jedź z nami, zbudzisz nas. ---/
Pojechał starszy z niemi./
Gdzieś daleko, w dolinie,/
Pokładli się na ziemi/
I ogień rozłożyli,/
I z chłopcem się pieścili;/
A jeść dając chłopczynie,/
Zadawali pytania:/
--- Kiedy wrócicie z sioła/
Do waszego mieszkania,/
Jak tam matka zawoła,/
Żeby ojciec otworzył? ---/
A chłopce ręce złożył,/
I potrząsając głową,/
Powtarzał im to słowo:/
--- Ja nic nie wiém, wujowie!/
Matka wié, matka powié. ---/
Potém prosić zaczęli,/
Naokoło stanęli./
--- Ty musisz, chłopcze, wiedzieć,/
A nie chcesz nam powiedzieć;/
Tylko nie żartuj z nami,/
Do wysieczem rózgami. ---/
On wciąż mówił: --- Wujowie!/
Matka wié, ona powié. ---/
Dziesięć mioteł nacięto/
I chłopca bić zaczęto./
Chłopiec płakał --- Wujowie!/
Niechaj matka wam powié. ---/
I na próżno go zbili./
A gdy z rana wrócili,/
Egłe pytała syna:/
--- Co to oczy czérwone? ---/
--- Smolna była łuczynałuczyna --- pochodnia, płonący kawałek drzewa służący do oświetlania.,/
Wiatr dym pędził w tę stronę. ---
Bracia wzięli młódszegomłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy../
Zbili znowu na próżno./
Nie powiedział im tego,/
Jak ojca wyzwać możno./
Potém wzięli dziewczynę,/
I zawieźli w dolinę,/
Prosili i pytali./
Długo, długo milczała;/
Lecz rózgi pokazali,/
I ze strachu wydała./
Bracia śpieszyli skoro/
Za sioło nad jezioro,/
Kosy z sobą pobrali,/
I stanąwszy, wołali:
--- Mężu mój! mężu! żona ciebie czeka./
Jeżeliś żywy, wynijdź pianą z mléka;/
Kiedy cię na świecie nié ma./
Krwią się objaw przed oczyma. ---
Prysły ciche wód łożyska,/
Mléczną pokryły się pianą,/
A z piany Żaltis wytryska,/
Powitać żonę kochaną;/
I już na brzeg się toczy,/
Z brzegu sunie się daléj./
Wtém go młodzież oskoczy,/
I w sztuki rozsiekali.
Minął w gościach dzień trzeci./
Egłe, zabrawszy dzieci,/
Tęskna wraca do męża./
Już ujrzała jezioro./
Pośpiesza z dziećmi skoro,/
Staje i woła węża./
Pękły ciche wód łożyska;/
Lecz krew na falach połyska,/
A głos wychodzący z fali/
Woła do niéj raz ostatni:/
--- Tę krew masz z ręki bratniéj./
Bracia mnie rozsiekali. ---/
Egłe słupem stanęła,/
Z oczyma łez pełnemi./
--- Cóż ja pocznę? --- krzyknęła ---/
Z sobą, z dziećmi mojemi?/
Powrócęż żyć z zbójcami?/
Bracia, zbójcy mężowi,/
Wyśmieją płacz mój wdowi./
Gdzież ja pójdę ze łzami?/
Ach! lepiéj by nam było/
Spać pod jedną mogiłą,/
Lub wrosnąć z dziećmi memi/
Na wieki do téj ziemi. ---/
Ledwie rzekła te słowa,/
Stała jodłą wężowaStała jodłą wężowa --- żona węża stała się jodłą.,/
Z gałęźmi spuszczonemi,/
Jak ręce załamane./
Przy niéj dzieci spłakane/
BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie. w drzewa zmieniły:/
Starszy dębem się staje,/
I zawsze pełen siły,/
Wiatrómwiatróm --- dziś popr. forma C. lm: wiatrom. się nie podaje;/
Młódszymłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. w korze jesiona/
Rozpościera ramiona;/
A mdłe ciałko dziewczyny/
Drży listkami osiny.
Kiedy Gadintoj powieść tę kończyła,/
A Grajtas życia Witola nić plątał,/
Późno Audietoj na płótno spójrzała,/
I z krzykiem wątek poczęła naprawiać./
Sargietoj jęła siostry upominać./
Ze wstydem wszystkie rwały się do przędzy./
Ale już Witol, którego nić życia/
Splątana w ręku robotnic leżała,/
Najpiérwszą próbę przebywał na świecie,/
Którą mu Grajtas zdradliwie zgotował;/
A sam, wróciwszy do Perkuna tronu,/
Spokojny u nóg jego się położył.
Ranek był, kiedy Witol ojca zbudził;/
Ledwie się Aussra rumieniąc na niebie,/
Słońca niebieski ogień rozkładała./
Jeszcze trzy konie słonecznego wozu/
Niezaprzężone pasły się na górze;/
A xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. smutny, z twarzą wpół-rozciętą,/
Przyzostał chwilę, by swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. kochankę,/
Rumianą gwiazdę poranku zobaczyć./
Głuche milczenie w głębiach puszcz leżało;/
Szérokie knieje, ostępy i bory,/
A w nich źwierz dziki, snem porannym spały,/
Tylko ptaszyny SwieczpauksztynisSwieczpauksztynis (mit. litewska) --- bożek opiekujący się ptakami. budził./
One, świergocąc, niechętnie wstawały,/
I nazad w ciepłe gniazdko się tuliły./
BreksztaBrekszta (mit. litew.) --- bogini nocy i ciemności. wszelkiego stworzenia powieki/
Snem jeszcze słodkim cisnęła łagodnie./
Próżno BudintojBudintoj (mit. litew.) --- bóstwo czuwania, opieki, straży., dla gnuśnych złowroga,/
Myślą o pracy ludzi chciała budzić./
Spali spowici potrzebą spoczynku./
Lecz Witol nie spał; przemarzył noc całą;/
Bóstwómbóstwóm --- dziś popr. forma C. lm: bóstwom. się lesnymlesny --- dziś popr. pisownia: leśny. modliłmodlić się bóstwom --- dziś popr.: modlić się do bóstw. i RaganomRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa.:/
Prosił Sznejbrata i dzikiéj MiedziojnyMiedziojna (litew. Medeina) --- bogini lasów.,/
Żeby mu w piérwszych poszczęścili łowach;/
Prosił puszcz duchów i lesnych straszydeł,/
By do ostępów, w których źwierz się kryje,/
Gristis i JodsyJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. nie broniły wstępu./
Słyszał on często, że łowiecłowiec --- łowca, myśliwy. zbłąkany/
Spotkał się w puszczy gdzie z dzikim człowiekiem,/
Lub ptak go uwiódł, padając co chwila,/
Lub jeleń z wolna w ostępy prowadził,/
Aż potém więcéj łowca nie ujrzano,/
Tylko gdzieś w puszczy garstka białych kości/
Pod starym dębem na wieki została,/
Postrach myśliwych, niebacznym nauka.
Wstał ojciec, przetarł rozespane oczy;/
A matka smolne paliła łuczywo,/
Placków na drogę, nabiału i chleba,/
Rad macierzyńskich nie skąpiąc młodemu./
--- Nie wiesz --- mówiła --- nie wiesz, co to łowy!/
To nie igraszka, jak w podwórku chaty,/
Nie w gnieździe wróbli, nie z pliszką to sprawa./
A któż wié, co tam w puszczach się ukrywa?/
Tyle straszydeł! niebezpieczeństw tyle!/
Tyle srogiego i dzikiego źwierza!/
Już brat mój jeden zginął od niedźwiedzi;/
Drugiego koza lekko ustrzelona/
Wiodła w ostępy, aż zbłądził, i potém/
Ledwie w dni kilka wybladły i głodny/
Późną się nocą do chaty powrócił;/
Ale co widział w Miedziojny krainie,/
Nikomu nigdy nie mówił ni słowa,/
I więcéj potém nie poszedł na łowy./
Jut lepsza bitwa, niż walka z źwierzęty./
Któż wié, co się tam pod skórą ukrywa?/
Czasem zły człowiek wilczą skórę wdzieje,/
Czasem czarownik w niedźwiedzia się zmieni,/
Lub potwór jaki zastąpi ci drogę,/
Albo duch, albo... I kto to odgadnie? ---/
A Witol słuchał, próbując oszczepu,/
I głową tylko potrząsał powoli,/
Jak gdyby za nic miał matki przestrogi./
Ojciec tymczasem łuk podjął, wziął strzały,/
Wdział wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., skórą grzbiet okrył niedźwiedzią,/
A Witolowi wyniósł strój podobny/
Z twardych skór źwierza na łowach odartych./
Piérwszy raz chłopiec szaty męzkiemęzki --- dziś popr. pisownia: męski. włożył;/
Piérwszy raz uczuł, że mu wolno było/
Przestać nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. być tylko dziecięciem./
Wyglądał oknem. Już się świt zabielił,/
Słońce ze swoich pałaców za chwilę/
Na złotym wozie miało wyjść z kąpieli./
Wyszli, a jeszcze Bogóm się domowym/
Długo modlili i ofiarę leli./
Stary z szałasu wypuścił psy swoje./
Skoczyły, czując, że pójdą na łowy;/
Jeden drugiego z radości porywał,/
I, jakby tylko sam chciał iść za panem,/
Gryząc go za kark, warczał i wstrzymywał.
Wyszli. Był ranek wiosenny, srébrzysty,/
Las milczał jeszcze, czekał słońca wschodu,/
Rosa na trawach ciężyła i wonny/
Kielich się kwiatów powoli otwierał./
Na wschód się starzec milczący obrócił,/
Znajomą sobie skierowawszy drogą./
Witol szedł za nim, całemi piersiami/
Łakomie chłodne chwytając powietrze./
Szli puszczą, w któréj śladu ludzkiéj nogi,/
Śladu człowieka, ni źwierza nie było./
Ogromne dęby z konaryz konary gęstemi --- dziś popr. forma N. lm: z gęstymi konarami. gęstemi,/
Pokryte gniazdygniazdy --- dziś popr. forma N. lm: gniazdami. i świętą jemiołą,/
Wysoko ponad brzeźniak się wznosiły./
Poniżéj, brzozy schylone, pogięte,/
Jak lud pod panem, niewolnik posłuszny,/
Tęsknie za słońca promieniem patrzały./
U spodu, młodéj Lazdony dziedzinaLazdony dziedzina --- zarośla leszczynowe; Lazdona była bóstwem opiekuńczym tego drzewa.,/
Gęstemi splotygęstemi sploty --- dziś popr. forma N. lm: gęstymi splotami. wiła się leszczyna,/
Wdzięcznemi łuki gnąc na różne strony./
Z pośrodku dębów, gdzieniegdzie wysmukła/
Sosna, u wierzchu ozdobna koroną,/
Jakby dziewica do ślubu ubrana,/
Wesoło wieńcem niezwiędłym szumiała./
Tu ówdzie biała osina i klony,/
I poświęcone LajmieLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. lipy stare,/
Pod poważnemi wyrastały dęby./
A rzadko chwojniak skurczony i biedny,/
Jak lud od roli, chérlał na piasczysku./
U stóp drzew kwiaty rozliczne się słały:/
Jedne, co jadu strzałóm dostarczały;/
Drugie, któremi mądrzy sigonocisigonota --- zielarz.,/
Żebrząc po wioskach, od chorób leczyli;/
I inne jeszcze, co nieraz do wieńca/
Śmiały parobek przynosił Litewce;/
Ponad strumyki kwitły owe modre,/
Których Nijoła nieszczęsna zachciała,/
Które Krumine gorzko opłakała./
Środkiem ostępów rznęły się strumienie,/
Okryte gęstém gałęzi sklepieniem,/
I uciekały, lękając się ciszy,/
Tęskniąc za ludźmi i zieloną łąką./
Szli, a las milczał; tylko czasem krucy/
Wrzeszczeli, z wierzchu sosen się zrywając;/
To dzięcioł stuknął, wróbel zaświergotał,/
To z nich Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć., śmiejąc się, szydziła;/
Psy cicho u nóg z spuszczonemi głowy/
Szły, znaku tylko pańskiego czekały,/
A pyski wznosząc ku kniei zwrócone,/
Nosem powietrze łapczywie chwytały./
Omen, PolowanieWtém łomłom --- tu: obszar leśny z dużą ilością wiatrołomów, poprzewracanych drzew. zaszumiał i coś się przemknęło./
Witol poskoczył, starzec go zatrzymał ---/
--- Liszkaliszka (tu daw.) --- lis.! --- zawołał --- powrócim do domu. ---/
--- I po cóż wracać z próżnemi rękoma? ---/
--- Przestroga Bogów, byśmy nie szli daléj;/
Bo komu tylko liszka przejdzie drogę,/
Powinien wrócić, gdy mu spokój miły. ---/
--- Więc w inną stronę, idźmy w inną stronę. ---/
---Wrócić potrzeba. ---/
--- O! ja nie powrócę,/
Póki chociażby najlichszego źwierza./
Choćby ptaszyny małéj nie ubiję. ---/
Tak mówił Witol, a jego zapałem/
Starzec niechętny przekonać się musiał./
--- Chodźmyż! niech będzie przeznaczenia wola ---/
Rzekł, i na drugą stronę się zawrócił./
I znowu cicho: bo oba myśliwi,/
Okiem po lesie patrzając ostrożnie,/
Nic nie mówili; psy dech wstrzymywały,/
Jak gdyby źwierza spłoszyć się lękały./
--- Słuchaj --- rzekł starzec --- jest ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko/
Starego dziada niedźwiedzi łożysko/
Pod wielkim łomem. W zimie łapy liże,/
A latem skryty na pastwę czatuje./
Jeśli usłyszy nas, jeśli napadnie,/
Będziem się bronić; lecz straszno zaczepiać./
Wiele on ludzi we wnętrznościach nosi,/
I wiele kości bieleje pod łomem,/
I strzał niemało próchnieje dokoła./
Radbym go obszedł, lecz w lewo i prawo
Głęboki strumień zagradza nam drogę./
Mądry, na saméj ścieżce sidła stawi./
Lecz można cicho ominąć łożysko,/
Dech zatrzymując, żeby go nie spłoszyć,/
I ostróżnemiostróżny --- dziś popr. pisownia: ostrożny. minąć go krokami. ---
--- Ojcze! --- rzekł Witol --- na cóż się go lękać?/
Dwóch nas na niego, czyż nie damy rady?/
Wszak to najlepszy na łowy początek. ---/
--- Szaleńcze! cicho! --- Witol oszczep podniósł,/
i lekko trzęsąc głową, się uśmiechał./
Wtém na łom naszli; za łomem chrzęstnęło;/
Psy wzniosy uszy i oczy wywarły;/
Ogromny pysk się zza drzewa wychylił,/
Potém dwie łapy na łomie oparte,/
I czarny niedźwiedź spójrzał na myśliwych./
Stary szedł chyłkiem; lecz Witol z radością/
Łuk swój naciągnął i pomiędzy oczy/
Strzałę mu ostrą zapuścił głęboko./
ZwycięstwoRyknął źwierz dziki i przez łom przeskoczył/
Prosto na niego. Stał Witol z oszczepem;/
I kiedy niedźwiedź ku niemu się zbliżył,/
W czaszkę go dwakroć z całych sił uderzył;/
Wierne psy z tyłu szarpać go poczęły;/
On się otrząsnął i na nie zawrócił;/
A łowiec młody już mu na kark skoczył,/
I w silne ręce za gardło ująwszy,/
Stłumił ryk prędko, a z rykiem i życie./
Padli obadwa. Z twarzą rozognioną/
Porwał się Witol, nie wierząc źwierzęciu,/
I bił go jeszcze, aż na twardym pysku/
Skrwawiony oszczep w trzaski podruzgotał;/
Naówczas krzyknął radośnie, aż w lesie/
Sto razy głos się daleko powtórzył./
Stary, patrzając na łatwe zwycięztwozwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo.,/
Osłupiał, mierząc bojaźliwem okiem/
Nieprzyjaciela drgającego jeszcze./
Z radością Witol na pierś mu się rzucił /
I ściskał ojca; a łzy mu płynęły,/
A piersi oddech wzdymał przyśpieszony;/
Potém niedźwiedzia, biegł, deptał nogami,/
Szalony piérwszem w swém życiu zwycięztwem.
Siedli ze starcem skórę z niego zdzierać;/
Łapy na przysmak odcięli wieczorny,/
A ścierwo ptastwu leśnemu rzucili./
--- Śpieszmy! --- rzekł ojciec. --- Obudzone rykiem/
Jut puszczy pewnie biegną meszekmeszka --- tu: niedźwiedź. siada./
Trzeba uciekać! Bierz psy i idź za mną. ---/
Wstali, a Witol wziął skórę skrwawioną,/
I jeszcze drżący wzruszeniem, odwagą,/
Szedł, patrząc tylko, zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. znów dójrzydójrzeć --- dziś popr. pisownia: dojrzeć. czego?
Stary na coraz gęstsze wiódł go puszcze;/
Czasem z rozmysłem obejrzał się wkoło,/
I, jakby dążył po znajoméj drodze,/
To tu, to ówdzie kręcił się i zbaczał,/
Silném ramieniem gałęzie drzew trzaskał,/
Chróstychrósty --- dziś popr. pisownia: chrusty. rozgniatał, przeskakiwał łomy,/
I przez strumienie przewodził głębokie./
Aż wyszli wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. w széroką dolinę./
Dokoła czarnym otoczoną lasem./
Łąka to była zielona, jak rola,/
Kiedy ją młoda wiosny ruń okryje;/
Gdzieniegdzie tylko złociły się kwiatki,/
I łoza młode puszczała gałązki./
Tu siedli spocząć; a Witol swą skórę,/
Pełen radości, na wietrze rozesłał.
Już było słońce podeszło wysoko,/
Śpiesząc do swojéj wieczornéj kąpieli;/
Obeschły rosy; na niebios błękicie/
Chmury, jak wojska, jęły się gromadzić./
Łowcy posiłek południowy wzięli;/
I gwarząc, jak to myśliwcómmyśliwcóm --- dziś popr. forma C. lm: myśliwcom. się gwarzy,/
Z wiernemi psami jadłem się dzielili;/
A kości, Bogóm podziemnym ofiarę,/
Szepcąc modlitwy, pod ziemię zagrzebli./
Potém szli znowu. Lecz stary, na słońce/
Spójrzawszyspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., drogę ku domu zawrócił/
Inszemi lasy i dalszemi ścieżki.
--- Tu --- rzekł do syna --- inszy źwierz nas czeka:/
Wilk, lis, ryś może, sarna bojaźliwa./
Niechaj psy idą. --- Świsnął --- niecierpliwe/
Prędko się w knieje, przeganiając, wdarły;/
A on, wskazując ręką Witolowi,/
--- Czekaj --- rzekł --- aż cię głosem uwiadomią,/
Gdzie się masz ruszyć. Stój. Ja daléj idę./
Kiedy zawołam, ozwij się, przybywaj. ---
Witol zaledwie słowa starca schwytał,/
Słuchał psów głosu, za niemi się zrywał,/
Zazdrościł wolnych po puszczy przegonów;/
Lecz kiedy ojciec, łamiąc się przez chrósty,/
Odszedł, a jego samego zostawił,/
Uczuł się jakby swobodniejszym jeszcze,/
I jak do walki, sparłszy się o drzewo,/
Czekał i czekał. A psy gdzieś już w dali/
Słabym się głosem raz po raz ozwały./
I cicho znowu; tylko drzewa szumią/
I ptacy krzyczą na sosen wierzchołkach./
Wtém zza Witola nagle się wyrywa/
Jeleń wysmukły; spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., w górę skoczył;/
Lecz nim w las pierzchnął, uwięzła w nim strzała./
Padł. Witol za nim. On porwał się znowu,/
I szedł, kulejąc. Drugą za nim strzałę/
Posłał myśliwiec, i drugą go trafił./
A jeleń coraz szedł wolniéj, rogami/
Gałęzie łamiąc. Witol coraz bliżéj/
Ściga go z drzewcem, doścignąć nie może./
Drą się po lesie przez mokre bagniska,/
O stajestaje --- daw. jednostka długości, licząca w różnych czasach i regionach od 100 do 1000 m. tylko od siebie, to bliżéj,/
To daléj znowu: bo jeleń poskoczy/
I znów ustanie; myśliwiec pośpieszy,/
Wstrzymają gąszcze. Wiele strzał w sajdaku/
Miał Witol, wszystkie za nim powysyłał;/
A jedne poszły po drzewach i lesie,/
Raniąc niewinne starych lip RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa.,/
Inne go z lekka po skórze drasnęły,/
Lub padły słabe pod nogi jelenia./
Wciął gonił łowiec, wciąż jeleń uciekał./
Witol rozjadły, z wlepionim weń okiem,/
Zapomniał ojca, i przestróg, i puszczy,/
Co go dokoła nieznana, tajemna,/
Coraz straszniejsza, ciemniejsza, objęła./
Zziajany stanął i chciał dobyć głosu./
Długo się męczył, nim piersi znużone/
Słabe huknięcie, obumarłe w puszczy,/
Ku stronie ojca z westchnieniem wydały./
Ale daleko ojciec już od niego/
Pozostał psami, i glos go nie doszedł./
A jeleń skoczył w głąb kniei i zniknął./
Zmęczony łowiec upadł odpoczywać,/
Nie śmiał już krzyczeć i począł rozmyślać./
Słońce się coraz na zachód skłaniało;/
Ledwie czérwony promień przez gęstwinę/
Jeszcze się tylko obłędny przeciskał./
Las, LabiryntCóż począć było? Witol myślał wracać/
Śladem jelenia; leci szukając drogi,/
Którą strzałami i krwią był poznaczył,/
Nie znalazł nigdzie złamanéj gałęzi/
I nigdzie śladu. Wszystko się już było/
Znowu poza nim splątało, zamknęło,/
Jakby od wieka ni człowiek, ni źwierzę,/
Jednéj gałęzi nie poruszył z miejsca,/
I ziemi nogą nie dotknął dziewiczéj./
Naówczas Witol odwagi żałował,/
I ojca rady za późno przypomniał;/
A myśląc, jak by z puszczy się wydobyć,/
Próżno dokoła patrzał niespokojny./
Wtém ujrzał dziką barć na staréj sośnie,/
W rozwartém dziupludziupel (daw. reg.) --- dziupla., rojem otoczoną./
Wszystko zjadł z sakiew, pragnienie paliło/
I głód go męczył; ale straszno było/
Te dzikie pszczoły Bogini Austhei/
Wydrzeć, ażeby miodem głód ugasić./
Podnosił jeszcze oczy na barć chciwie./
Wtém zśródzśród --- dziś: spośród, spomiędzy. gałęzi nad głową zwieszonych/
Śmiech jakiś dziki usłyszał, szyderskiszyderski --- dziś: szyderczy../
Myślał, że jaki ptak się ozwał z sosny?/
Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć. może próżniaczka wesoła?/
Lecz znowu cicho i pusto dokoła,/
I czuje w duszy: --- Nie taki głos ptaka! ---/
A puszcza milczy, tylko drzewa szumią./
Gdy po nich Witol jeszcze raz pogląda,/
Ujrzał nad barcią okropne straszydło./
Byt to człek dziki. Włosami okryty,/
Na łbie dwa rogi zakręcone nosił;/
Twarz miał poczwarną, dwoje lśniących oczu,/
I zęby długie, jak wilczéj paszczęki;/
Nogami drzewo objąwszy czarnemi,/
Rękoma drażnił Witola, i z góry/
Świecące, długie zakrzywiał pazury./
Witol łuk porwał, lecz strzał brakowało;/
NiebezpieczeństwoChwycił za oszczep --- ten leżał strzaskany./
I drzewce u nóg złamane leżało./
Nie było nawet czém się widmu bronić./
Straszny Girystys po drzewie się spuszczał,/
I coraz głośniéj, coraz śmiał się dziczéj;/
A zęby ostrząc, pazurami krzywiąc,/
Jak gdyby pastwępastwa (daw.) --- ofiara. rozdzierał już swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/
Oka z młodego nie spuścił myśliwca./
Witol odstąpił, skórę z ramion zrzucił,/
Rękę wyciągnął i czekał go śmiało;/
Lecz gdy już walkę ma począć zuchwałą/
W szarym pomroku, ujrzy, aż dokoła/
Na każdém drzewie, na każdéj gałęzi/
Świecą się oczy, drżą ostre pazury,/
I rogi krzywe po liściach szeleszczą./
Pełno ich było, w którą spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. stronę./
Walczyć z wszystkiemi? --- pomyśleć nie można./
Pobladł młodzieniec, lecz serca nie stracił;/
Stanął i czekał. A oni siedzieli,/
Szyderskim śmiechem do siebie gadali,/
I pazurami sobie wskazywali/
Biednego chłopca, który stojąc wryty,/
Trzymał łuk próżny i drzewce złamane./
Już skórą świéżą zarzuciwszy plecy,/
Myślał się cofać, gdy mu pod stopami/
Cóś się ruszyło. Ogromna ropucha,/
Jak gdyby mlékiem święconém karmiona,/
Dwoje weń oczu wlepiała zielonych./
Rzucił się w stronę. Tu karzeł wyskoczył/
Stary, garbaty; na łokieć miał brodę;/
Sparty na kiju, sunął się powoli,/
I Witolowi sobą zaparł drogę./
Próżno chciał przebić te żywe zapory./
Gdziekolwiek myślą, oczyma się zwrócił./
Zewsząd go dziwne objęły potwory./
Jakby nie w puszczy nadniemeńskiéj błądził,/
Lecz w tajemniczym Staubunów gdzieś lesie./
Zamknął już oczy, wyciągając ręce,/
I śmiało naprzód rzucił się w gęstwinę./
Wtém puszcza śmiechem tysiącznym zawrzała;/
A na ramionach uczuł nieszczęśliwy,/
Jak mu się dwoje ostrych szpon wciskało./
Spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. --- nad głową dwoje óczócz --- dziś popr. forma D. lm: oczu. ognistych,/
Jak dwa pioruny ze chmury, wisiało./
Chciał strząsaj, porwać, nie dostał rękami./
Już Johds go dusił, do gardła dostawał./
Gdy zebrał siły, lecz nie na obronę,/
Na krzyk ostatni. Puszcza jęk odbiła,/
I nagła jasność spuściła się z góry,/
Na białéj chmurze promienista postać/
Kobiéty w bieli, przed którą straszydła,/
I Johds, co za kark już dusił Witola,/
I karzeł, który drogę mu zastąpił,/
I Giristysy w gałęziach wiszące,/
Wszystko zniknęło i jak sen pierzchnęło,/
Tylko krew ciepła po plecach płynęła,/
I serce biło, i oczy pałały./
Zdziwiony Witol upadł na kolana,/
Bo nigdy, w dzikiéj wychowany chacie,/
Takiéj kobiéty, takiego uśmiechu/
I takiéj twarzy nie widział, nie marzył./
A gdy ją ujrzał, serce mu zabiło,/
Nie strachem, jakiémś uczuciem nieznaném.
--- Ktoś ty? --- zawołał. --- Jam ci winien życie!/
Zbłąkany w puszczy, piérwszy raz na łowach,/
Byłbym tu nędznie bez stosu, mogiły,/
Skonał, jak bydlę, pod potwórpotwora (daw.) --- potwór. zębami./
Ktoś ty? o Dejwa! Czyliś ty LazdonaLazdona --- bóstwo opiekuńcze leszczyn.?/
Czyli tych dębów RaganaRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. gościnna?/
Czyli MiedziojnaMiedziojna (litew. Medeina) --- bogini lasów., myśliwych Bogini?/
Czyli Austheja pszczół tych opiekunka? ---
--- Jam matka twoja --- zawołała Milda. ---/
Leciałam górą, kiedy jęk twój, synu,/
Boleśnie w serce tęsknie mnie uderzył./
Jam matka twoja! ---/
--- Tyś jest matką moją!/
Nie! Jam jest synem ubogiéj kobiéty./
Małda jéj imieimie --- dziś popr. forma: imię.. Ojciec mnie dziś stary/
Piérwszy raz, nie chcąc, na łowy prowadził./
On tam gdzieś w puszczy szuka mnie na próżno,/
Nie śmié sam jeden do chaty powrócić./
Jam chłopek biédny, ty jesteś Bogini! ---/
--- Ci ludzie nie są to twoi rodzice./
Jam matka twoja. --- To mówiąc, troskliwa/
Milda go szatą śnieżystą osłania,/
Szatą, za któréj dotknięciem cudowném/
Najsroższe rany posłuszne się goją;/
Krew jego ściera, pocałunkiem blizny,/
Uściskiem serce bijące ulecza./
Na próżno Witol zdziwiony się broni,/
Próżno się z matki objęcia wyrywa./
Ona, jak w upał jeleń upragnionyupragniony --- tu: spragniony.,/
Którego strzały od wód nie odpędzą,/
Ani się zraża Witola zdumieniem,/
Ni zimną jego dla siebie bojaźnią.
Woła nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie.: --- Nie czujeszże, synu,/
Nie czujesz matki? Czyż serce nie bije/
I krew ci żywiéj po żyłach nie płynie?/
Czyliż nic tobie nie mówi przeczucie? ---
Chłopiec milczący bał się i nie wierzył./
--- O Dejwa! --- mówił --- nie chciéj mnie uwodzić./
Jam się w ubogiéj wyrobnika chacie,/
Jam się ubogi, nieznany urodził./
Gdybym był twojém, o Dejwa, dziecięciem,/
Czegoż bym w puszczy na ciężkiém wygnaniu/
Tak nędzne życie, tak długo wlókł biedny? ---/
--- Nie wiész ty, synu, dlaczego cię matka/
Daleko oddać i ukryć musiała:/
Bo nad twą głową jest zemsta Perkuna,/
Na ciebie duchy mściciele czyhają,/
I wszędzie stawią zasadzki i sidła./
Musiałam ciebie w obcych oddać ręce,/
W dalekie puszcze, żebyś niepoznany/
Przeżył dzieciństwo, aż do lat młodzieńczych,/
Pod skrzydłem swego ubóstwa tajemnic./
Tutaj spokojnie przepędziłeś lata,/
Które gdzie indziéj już by walką były./
Może by Grajtas, szukając po święcie./
Odkrył cię dawno, w kolebce udusił,/
A moje serce zakrwawił na wieki! ---
--- Matko! a za cóż ta zemsta Perkuna? ---/
--- Bo ojcem twoim był nie Bóg, leci człowiek. ---/
--- Gdzież jest mój ojciec? ---/
--- Dawno już zabity./
Gdyś ty się rodził, on, bojąc się zemsty,/
Dumny, sam sobie zadał śmierć okrutną! ---/
--- A gdzież jest jego mogiła! o matko! ---/
--- W puszczy nad Niemnem, na wzgórzu zieloném. ---/
--- Pójdźmy tam do niéj, poprowadź mnie, Dejwa! ---/
--- Nie! Tam od dawna Grajtas już czatuje,/
Bo wié, że syna najłatwiéj mu znaleźć/
U grobu ojca ze łzą i ofiarą./
Kiedyś w noc ciemną polecim tam razem./
Lecz teraz, synu, czas gdzie indziéj tobie./
Nie możesz zawsze w téj chacie pozostać./
Nie dość masz siły na zwalczenie Bogów./
Trzeba, byś poznał świat i jego tajnie,/
I wszystko, co się przed tłumem ukrywa,/
Co tylko starzy ołtarzów kapłani/
Z ust do ust sobie od wieków podają./
Chodź ze mną! --- rzekła. Lecz Witol się wzbrania./
--- Pozwól mi --- rzecze --- pożegnać się z ojcem. ---/
--- Jeszcze go potém obaczysz, mój synu! ---/
--- Pozwól mi z matką pożegnać się starą,/
I z braćmi memi, siostry, i tą chatą,/
W któréj lat tyle spędziłem spokojnie. ---/
--- Nie! Czas nam lecieć! Jeszcze ich zobaczysz./
Kiedyś tu późniéj zawędrujesz może./
Lecz nie płacz po nich, za życiem dziecięcém;/
Zapomnij! Inne gotuję ci życie,/
Piękne, jak SauleSaule (z litew. Saulė) --- Słońce., gdy świeci w południe,/
Wielkie, jak niebo nad morzem rozpięte,/
Głośne, jak grzmoty starego Perkuna./
Syn Mildy miałby płakać lat spędzonych/
W pogardzie, w nędzy?! żegnać towarzyszy/
Sromoty swojéj?! --- To rzekła Bogini,/
Witola szatą śnieżystą osłania./
Młodzieniec zadrżał, spogląda zdziwiony,/
Tuli się drżący do matki, i wzlata/
Ponad drzew wierzchy, wyżéj, ponad chmury,/
I nic z wysoka nie widzi już ziemi,/
Którą westchnieniem pożegnał żałośném.
Długo oboje lecieli w milczeniu./
Pod niemi słońce upadło czérwone/
I WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna. weszła na niebiosa;/
Pod niemi słychać było tysiąc głosów/
W jeden głos zlanych, zmięszanychzmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. z wiatrami./
Kiedy się czasem ku ziemi zbliżyli,/
Światła migały i szumiały rzeki;/
Lasy, czarnemi kołysząc głowami,/
Cóś z przelotnemi gwarzyły chmurami./
Oni lecieli ciągle ku północy,/
Aż się nad zbiegiem u dwóch rzek spuścili/
Nad wielką, cichą, zieloną doliną./
Tu się dąb wznosił stary, rozłożysty,/
Sam jeden, jakby strażnik tego miejsca./
Mur sześciościenny wkoło go otaczał,/
Jak orszak, który xiążątxiążę --- dziś popr. pisownia: książę. w bitwie strzeże./
W jednéj z ścian były wrota do świątyni./
Tam połyskały straszne Bogów twarze:/
Perkuna, który grom w rękach piastował,/
Czarne Pokole, olbrzyma Atrimpa./
Inni Bogowie dokoła ścian stali./
Tam był Wirssajtos, Sznejbrato, Ziemiennik./
Przy nich ofiarne ołtarze rzędami,/
Od krwi i dymu okopciałe, czarne,/
Ognia i ofiar jutrzejszych czekały./
U stóp ich jeszcze walały się kości,/
I popiół ziemię ubitą pokrywał./
Poza murami wielkie drzewa stosy/
Przygotowano na ołtarz Perkuna,/
Przed ojca dębów poważne konary./
I widać było świetny blask od Znicza/
Wśród ciemnéj nocy, jak xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. u wschodu/
Połyskujący na murach czérwonych./
A nad ołtarzem, z spuszczonemi głowy,/
Strażnicy ognia w milczeniu siedzieli.
Na prawo bramy dom Krewe Krewejty;/
Na lewo stała podróżnych gospoda;/
Daléj czerniały wejdalotów domy/
I sigonotów ubogie chrominy,/
I wędrowników pobożnych szałasy./
Wszystko tam spało, tylko u ołtarza/
Dwóch wejdalotów ogień podsycało;/
Drzewem, bursztynem, żywicą karmiony,/
Błyskał i żółtym wznosił się płomieniem;/
Niekiedy ostry, jak strzała myśliwca,/
To zwity w kłęby, jak chmura wiatrami/
Szybko pędzona po zachodniém niebie./
Nad nim dym wonny w górę się unosił,/
A w jego mglistych, sinawych zasłonach/
I twarze Bogów i strażników twarze,/
Zmięszanezmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany., żyć się i ruszać zdawały.
Milda stanęła: bo Witol zdumiony,/
Choć nieraz słyszał o Bogów świątyni/
Dziwne powieści przy ogniu wieczornym,/
Ciekawe oczy na wszystko otwierał/
I chciwie niemi nowy świat pożerał./
--- Dość patrzeć, synu! --- rzekła doń łagodnie ---/
Lecą godziny, mnie nazad potrzeba./
W tych murach, które pożerasz oczami,/
Mieszka najpiérwszy, najmędrszy z kapłanów./
Jego nie tylko litewski lud słucha,/
Lecz barbarzyńskich krajów kunigasy;/
Króle północni o radę go proszą/
I co rok hołdy i ofiary znoszą./
On godzi swary, wojnę wypowiada,/
On wróży szczęście, nieszczęście przepowié,/
Bo on wié wszystko i u Bogów może./
Do niego ciebie na naukę wiodę,/
Żeby ci odkrył wszystkie tajnie życia,/
I dał ci poznać Dungus, Bogów ziemię./
Ten Dungus, który ponad głową twoją/
Piorunem grozi i zemstą Perkuna./
Tu sił nabierzesz do walki potrzebnych;/
Walki tak długiéj, jak żywot twój cały./
Ten kapłan ojca twojego jest bratem./
W imieimie --- dziś popr. forma: imię. go brata zaklnę, będę prosić,/
Żeby cię przyjął i schronił od burzy:/
Bo to jest jedno miejsce, gdzie cię Grajtas/
Szukać nie będzie, domyślić się nie śmié;/
Jedno, w którém ty mądrości zaczerpniesz,/
Nasłuchasz dziejów i nauczysz świata,/
W którém naostrzysz twój oszczep do walki,/
I serce twoje na cios zahartujesz,/
A umysł młody wprawisz do przebiegów./
Teraz tyś jeszcze jak koźlątko słabe./
Które, gdy w kniei ogary posłyszy./
Stanie zdziwione, uciekać zapomni;/
A gdy napadną, nie umié się bronić./
Trzeba ci siły i w ręku i w sercu ---/
Tak mówiąc Milda, ku drzwióm się zbliżyła,/
Tchnęła, i wnet się rozwarły na dwoje./
Oni przed Krewe Krewejtą stanęli.
Starzec był siwy, z pochyloną głową;/
Włos u niéj rzadki bielił się srébrzysty;/
Zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. wpadłych twarzy oczy mu świeciły/
Ostatkiem ognia, resztkami żywota;/
Usta, jak gdyby odwykłe od mowy,/
W brodzie ukryte, ściśnięte, milczały./
Białą miał szatę, i lniany pas biały/
Siedémkroć siedém biodra przepasywał./
Sparty na ręku modlił się w milczeniu/
Przed drobnym Boga wielkiego posągiem,/
Który na szacie rozpostartéj leżał./
W ciemnéj komnacie blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. niego stała/
Trójzębna laska, dostojeństwa godło,/
I czarna jakaś wojenna chorągiew,/
I czapka strojna w perły i łańcuchy./
On siedział, spójrzał; milcząc, podniósł oczy,/
I czekał, aby piérwsi się ozwali./
--- Ojcze! --- Bogini po cichu wyrzekła ---/
Raz to już drugi w kobiécéj postaci/
Oczómoczóm --- dziś popr. forma C. lm: oczom. się twoim objawiam zdumionym;/
Piérwszy, gdy brat twój umarł stąd daleko. ---
--- Bądź pozdrowiona, wielka Dejwa Mildo! ---/
Zawołał, wstając, i padł na kolana/
Starzec; lecz Milda skinieniem znać dała ---/
Podniósł się z wolna, i, złożywszy ręce,/
Z spuszczoną głową słuchał jéj rozkazu.
--- Oto jest --- rzecze --- syn twojego brata./
Wiész, jakie losy Perkun mu gotuje./
Chceszli go przyjąć, wyuczyć tajemnic,/
I wlać mu mądrość, którą sam posiadasz,/
Do przyszłéj walki uzbroić go w siły? ---
--- Straszny --- rzekł starzec --- straszny gniew Perkuna!/
Zemście się jego nie oprą i BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie../
Gdzież skryć się przed nim? dokąd nie dosięże?/
Dokąd posłańcy jego nie dolecą?/
Przez siedém światów piorun jego bije,/
Za siedém mórz się prawica wyciąga,/
A jego duchy do pieczar Poklusa/
I do krainy wschodniéj dolatują./
O Dejwa! straszny, wielki gniew Perkuna!/
Bo w jednéj chwili w proch ludzi druzgotadruzgota --- dziś popr. forma 3os. lp cz.ter.: druzgocze a. druzgoce.! ---/
--- Lękasz się --- Milda odrzekła powolnie, ---/
Nikt tu dziecięcia nie znajdzie u ciebie,/
Ja ducha zemsty w inną stronę zwiodę;/
Inne, daleko, w drugim końcu świata,/
Naznaczę dziécię na zgubę i zemstę./
Przyjm go! Siérota, on nie ma nikogo,/
Ni matki nawet! bo i ja dla niego/
Zrzec się go muszę, by, kryjąc, nie zgubić!/
Na pamięć brata, co w śmierci godzinie,/
Kiedy duch jego na wschód ulatywał,/
Jeszcze o tobie wspominał przed zgonem,/
Ty przyjm go, starcze! ocal od zagłady! ---
Słuchał jéj Krewe w posępném milczeniu./
--- O wielka Dejwa! niechaj się tak stanie ---/
Rzekł wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. --- taka na mnie losów wola./
Ja go przyjmuję. Będzie moim synem./
Jeśli na starość przyjdą z nim nieszczęścia,/
Jeśli mi skończyć ciężko przeznaczono,/
Wolą się moją wyroki nie zmienią./
Niechaj zostanie. Tak Pramżu napisał. ---/
Powiedział starzec, i na znak przysięgi/
Ręką się prawą za gardło uchwycił./
--- Przysięgam, Dejwa, wszystko w niego wleję,/
Cokolwiek długie doświadczenia lata/
Przed mojém okiem tajemnic odkryły;/
Wszystko mu oddam po sobie w puściźnie;/
Co już od dawna w méj duszy zamarło,/
Co się w pamięci zatarło latami,/
Dobędę znowu wszystko i przypomnę,/
Wszystkiém do walki strasznéj go uzbroję:/
Bo całe jego życie widzę z czoła,/
A życie jego będzie długim bojem. ---
Skończył i oczy podniósł; a Bogini,/
Szatą się mglistą osłoniwszy cała,/
Rzuciła uśmiech w nagrodę starcowi,/
Znikła; a Witol sam się z nim pozostał.
O wieku młody! Tyś wiosną człowieka!/
Na tobie ziarno przyszłości on sieje!/
Twoim on ogniem resztę wieku żyje!/
Biada, kto młody na świat patrzy staro, /
Zimnemi piersi, obojętném okiem,/
I nic nie znając, nic poznać nie żąda,/
Nic nie uczuwszy, nic uczuć nie pragnie!/
Lecz błogo, błogo, gdy z duszą młodzieńczą/
Wynijdzie na świat chciwy świata człowiek;/
Wszystkiego żąda; wszystko chciałby w chwili/
Pożreć i objąć, pojąć i zrozumieć!/
O! wówczas życie, to podróż wesoła!/
Co chwila nowe objawią się kraje,/
I coraz świéże wabią go obrazy;/
Świat rąk tysiącem serce mu opłata,/
Tysiącem myśli głowę mu uwieńcza,/
Tysiącem żądzy duszę mu kołysze./
O wówczas młodość jest słodką godziną!/
Człowiek się uczy, pragnie i spodziewa./
A czegóż więcéj do szczęścia potrzeba?/
Pragnienia tylko, zapału, nadziei.
Tu Witol młody, gdy w insze wszedł życie,/
Gdy świat tak wielkim zrozumiał, obaczył,/
Gdy tysiąc cudów odgadnąć zapragnął,/
Chciwy na starca nauki się rzucił;/
A on, jak gdyby niepotrzebne skarby,/
Długiemi laty mądrość przyzbieraną,/
Któréj nikt nie chciał, nikt mu nie zazdrości,/
W gorącą duszę Witola wylewał,/
Jak drogi napój w kosztowne naczynie./
Słodko mu było u życia zachodu/
Widzieć, jak myśli, które w nim przygasły, /
W młodzieńczéj duszy kwitnęły rumiane,/
I nową siłą pojone, ożyły;/
Słodko mu było widzieć, jak to ziarno,/
Ledwie zasiane, zielono bujało;/
Słodko mu było w téj dziewiczéj duszy/
Drugiego siebie uczuć, z złotém skrzydłem,/
Z odważną piersią i długą nadzieją.
Starzec powoli w wieczorne godziny/
Dawne mu ojców opowiadał dzieje;/
O Dejwach uczył, o przodkach, o duchach,/
I o tych gwiazdach, co duszy człowieczéj,/
Patrząc się z góry, strzegą i pilnują./
Nieraz wśród ciszy, gdy spało Romnowe,/
A święty ogień gasnął na ołtarzach,/
Gdy Menes smutny, z porąbaną twarzą./
Szedł wolno w chmurach, czatując jutrzeńkijutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka.,/
Oni czuwali; i w długiéj rozmowie/
Noc im przebiegła, jak strzała do celu;/
Noc, jaką człowiek kiedy raz przeczuwa,/
Będzie ją potém do śmierci wspominał.
--- Ten świat tak wdzięczny --- mówił do Witola/
Krewe Krewejto, siwą gładząc brodę ---/
Ten świat już tak jest odwieczny, tak stary!/
Tysiąc tysiąców lat po nim stąpało;/
Tysiąc tysiąców pokoleń przepełzło,/
A pamięć czasów i ludzi wspomnienia/
Wody rozmyły i wiatry rozwiały;/
I ludzkie kości w mogiłach spróchniały,/
I na mogiłach puszcze powzrastały./
Tam, gdzie się świeci złota gwiazda wschodu,/
Tam ojców naszych, i naszych nadziei,/
Przeszłości naszéj, przyszłości kraina./
Skłoń głowę --- ojców tam mieszkają cienie./
W tamtéj to stronie dziadów naszych kości/
Śpią, nogą obcych wdeptane do ziemi./
I my tam pójdziem połączyć się z niemi./
Dawno to, dawno, ojców naszych dziady/
Z braćmi się swemi darli w tamtym kraju./
Ciasno im było; głód ich nękał ciężki;/
I gdy się dziécię rodziło, płakali:/
Bo dziecku miejsca nie było w ojczyźnie./
Tak co dzień gorzéj, głodniéj, ciaśniéj było,/
Co dzień się mnożył niepokój i zwady./
Trupy się braci walały po drogach./
O garstkę zboża, o dzikie owoce,/
Rodzeni bracia bili się, jak źwierzęźwierzę --- prawdopodobnie powinno być w lm: źwierze (tj. jak zwierzęta)../
Naówczas starszy kapłan lud swój zwołał,/
I płacząc, mówił, żeby szli na zachód;/
Że tam jest ziemia pusta i dostatnia./
Która ich wszystkich przyjmie i wyżywi./
Ale nikt nie chciał w tak daleką drogę,/
Nikt nie chciał swoich i kraju porzucić,/
I mogił ojców, i chaty pradziadów./
Każdy chciał zostać, a choćby i umrzeć,/
Byleby w swojéj ziemi, między swemi./
Lecz kapłan młódszéjmłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. braci iść rozkazał;/
Przyrzekł, że wrócą do ojców krainy,/
A duch ich do niéj po śmierci przyleci,/
Jeśli się wzajem zabijsć nie będą,/
I o swéj wierze i ojczystych Bogach/
Dis obcéj ziemi nie stracą pamięci./
Wyszli więc młódsi. Szli długo przez góry,/
I szli przez rzeki, i po morza brzegach,/
Aż przyszli w Litwę, i znużeni drogą,/
U morza, Niemna i Neris osiedli.
Widziałeś, synu, mogiły wysokie,/
Które po lasach wznoszą się, dębami,/
Sosny staremi i lipysosny staremi i lipy --- dziś popr. forma N. lm: starymi sosnami i lipami. pokryte./
Upadek, Złoty wiekTu ojców groby. W nich leżą olbrzymi./
Myśmy skarlałe wielkoludów szczątki,/
Myśmy potomki ojców, których kości/
W dziecinnych naszych nie udźwigniem ręku./
BogiBogi skarały --- dziś popr. forma: Bogowie skarali (ukarali). skarały, i ogromne ludy/
Zeszły na karły bezsilne, trwożlie,/
Z duszą tak małą, jak drobne ich ciała./
Spójrz w te mogiły. Gdy je wiatr rozwieje,/
W nich kość, jak dębu stary pień, bieleje;/
Czaszka, miedzianym wężem uwieńczona,/
Strzaskana w czworo, większa, niż ty cały;/
A wielka dusza gdzieś w ojców krainie/
Płacze, bo się już nie odrodzi w syniew synie --- dziś popr. forma Msc. lp: w synu.,/
Bo dziecióm z woli Bogów się dostało/
Dusza zmalała i zdrobniałe ciało.
Dawno już Pramżu ten stary świat stworzył,/
I piérwsze lata młodéj jeszcze ziemi/
Słodkie, jak każda młodość, być musiały./
Ale niedługo ludzie się popsuli:/
Bo tyle złego sama ziemia płodzi/
Z temi darami, które dla nas rodzi!/
PotopPowstały wojny, nienawiści, zdrady ---/
Brat zabił brata, ojciec przeklął syna,/
A matka córkę, a dzieci rodziców./
Naówczas Pramżu spójrzał z okna niebios;/
Spójrzał, i swojéj nie mógł poznać ziemi./
--- Toż to jest świat mój?! toż to moje dzieci!/
Gdzież jest ta zgoda, która ja posiałem?/
Gdzież są te cnoty, które w dusze wlałem? ---/
Rzekł, ręką wrota otchłani odrzucił,/
Gdzie duchy, siedząc, rozkazów czekały;/
Dwa z nich wywołał, kazał im na ziemię./
Wanda i WiejaWanda i Wieja (litew. Vanduo, Vėjas) --- woda i wiatr. poszły; w ręce wzięły,/
Zaczęły światem kołysać i chytać,/
Aż wszystkie morza do góry się wzdęły/
I z brzegów swoich na ziemię się lały./
Zalały wzgórza, doliny zrównały./
Przez dni dwadzieścia, przez dwadzieścia nocy,/
Trwał potop wielki. Ludzie z gór na góry/
Próżno się biedni rzucali, płynęli;/
Nigdzie im Pramżu suchego kawałka,/
Nigdzie suchego nie zostawił kraju:/
Bo na przeznaczeń kamieniu odwiecznym/
Wyryto było, że wszyscy wyginą./
Lecz kiedy wyjrzał na skaraną ziemię,/
Widział ją Pramżu pustą i zalaną,
Widział, jak morskie pląsały potwory/
I ponad całą ziemią panowały,/
Żal mu był ludzi. A jeszcze ich dwoje/
Gdzieś na wierzchołku góry jednéj drżało./
Pramżu jadł właśnie niebieskie orzechy,/
I rzucił z góry orzecha łupinę./
Wsiedli w nią starzy. Pramżu zamknął duchy/
I znowu wrota u otchłań zarzucił./
Morza do brzegów, rzeki do łożyska,/
Wszystko, jak dawniéj, na miejsce wróciło,/
I ziemia znowu zielenieć zaczęła,/
A trawa kości skaranych pokrywać.
Dwojgu tym ludzióm na znak pojednania/
Pramżu na niebie zawiesił LinxminęLinxmina (mit. litew.) --- tęcza.,/
Laskę pokoju, obietnicę zgody./
Lecz z tylu ludzi tysiąców zostało/
Dwoje ich tylko, i to starców dwoje:/
Niewiasta, która rodzić już przestała,/
I mąż, co władać oszczepem nie zdążał./
Linxmine woląwolą --- dziś popr. forma B. lp: wolę. Bogów im przyniosła./
Ona im rzekła: --- Skaczcie przez kamienie,/
A każdy kamień w człeka się przemieni. ---/
Ilekroć stara skoczyła niewiasta,/
Tyle się kobiét narodziło młodych;/
A ile razy ów starzec przeskoczył,/
Tyle się synów od ziemi podniosło./
Tak od nich dziewięć par powstało ludzi,/
I dziewięć piérwsze Litwy pokolenia,/
Które po dziś dzień mieszkają na ziemi;/
Dziewięć pokoleń, jak dziewięć jest maści/
Koni ofiarnych, które święcą Bogóm./
Było to dobrze przed ojców podróżą./
Jeszcześmy wszyscy we wschodniéj krainie,/
Na swojéj ziemi długi czas mieszkali;/
Jeszcze naówczas nie skarlały ludy,/
I rosły wyżéj głową ponad lasy,/
A morze było w kolano olbrzymómolbrzymóm --- dziś popr. forma C. lm: olbrzymom; morze było w kolano olbrzymóm --- morze sięgało olbrzymom do kolan../
Cięższe już było po potopie życie./
Człowiek za grzechy piérwszych pokutował:/
Bo ziemia była niepłodna i mokra,/
A błót i jezior z potopu zostało/
Więcéj niż lasu i suchego pola./
Ludzie pomiędzy puszcze się tulili,/
W budach i dołach od burz się chronili,/
Żołędzią spiekłą i mięsem surowym/
Nędzne swe życie krzepiąc, jak źwierzęta./
Bronią im pałka, a odzieżą skóra,/
A chatą były lasy niedostępne./
Jeszcze dziś ujrzysz podobnych, co dziko/
Poza błotami w ostępach się kryją,/
I z dzikiém źwierzem, jak źwierz dziki, żyją.
Leci gdy lat wiele spokojnie tak przeszło,/
Królowa krajów znad morza białegomorze białe (trad. litew.) --- tu: Bałtyk.,/
Krumine, córkę powiła Nijołę,/
W zamku nad rzeką Rossą zbudowanym./
Kraj bowiem z dawna miał swych kunigasówkunigas (z litew.) --- xiążę.,/
Co temi ludy po puszczach rządzili;/
Ale, jak one, nędzni także byli./
Nijoła piękną wyrosła dziewczyną;/
Ale się matka nie cieszyła długo ---/
Ujrzał ją Poklus wielki Bóg podziemny,/
Straszną miłością w sercu się zapalił,/
I przysiągł, że ją mieć będzie za żonę./
Czatował na nią, ale porwać nie mógł ---/
Matka jéj strzegła jak skarbu drogiego./
Rzadko Nijoła wyrwała się straży,/
Żeby z dziewczętyz dziewczęty --- dziś popr. forma N. lm: z dziewczętami. pobiegać wiejskiemi./
Raz tylko wyszła dla matki po kwiaty,/
Co ponad brzegiem rzeki rozkwitały;/
Chciała je sama własną zerwać ręką;/
Na suchéj trawie zrzuciła obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie../
Wstąpiła w wodę --- już Poklus czatował,/
Chwycił i zaniósł na ręku do piekła./
Naówczas krzykiem rozbiegły się brzegi./
Pobiegły dziéwki, leciała Krumine,/
Przyszła nad rzekę, lecz zastała tylko/
W zielonéj trawie zrzucone obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie../
I nikt nie widział, gdzie córka najdroższa,/
Kędy się młoda Nijoła podziała./
Królowa w gniewie córki swojéj sługi/
Zaklęła w Nendrynendry (z litew. nendrė) --- trzciny., co rzeki pilnują./
Suche, smutnemi kołysząc głowami./
Patrzą i swojéj królewnéjkrólewnéj --- dziś popr. forma D. lp: królewny. czekają,/
Czyliczyli (tu daw.) --- czy, czyż. się znowu nie pokaże z wody.
Krumine wyszła córki swojéj szukać./
Przeszła świat płaski, nigdzie jéj nie było./
Płacząc, się nazad do Litwy wróciła./
PostępAle z podróży przyniosła do kraju/
Drogie nasiona zbóż, uprawę roli./
Wówczas się Litwa w żyzny kraj zmieniła./
Wycięto puszcze, podniesiono skiby./
Zasiano ziarno, i dzicy raz piérwszy/
Zeszli się w kiemaskiemas (litew. kaimas) --- wieś. na insze już życie./
Odtąd powoli dzicz znikać zaczęła;/
Ludy z daleka przyszły tu handlować;/
Jedni na lajwachlajwas (litew. laivas) --- łódź, statek. ku nam przypływali,/
Drudzy przez kraje dobiegli sąsiednie,/
Niosąc nam srébro i złoto za bursztyn,/
Za skóry źwierząt i wosk naszych barci.
Ale gdy obcy wypatrzyli u nas/
Lud silny, ziemię, co długi len rodzi,/
I drogi bursztyn, który morze daje,/
Pozazdrościli nam Litwy, i wkrótce/
Wiele ich zbrojnych na lajwach przybyło./
Zaczęli Litwę bezbronną mordować,/
Gwałcić niewiasty, mężów pętać w łyka,/
Bo kraj nasz posiąść zwyciężony chcieli./
Przestrach po Litwie poleciał jak strzała./
Jedni w las biegli, drudzy w progu domu/
Płakali, myśląc, co się z niemi stanie./
Wtém poseł Krewy z laską kraj przeleciał./
Krewe się wszystkim rozkazał gromadzić./
Zwycięstwo, ZemstaKażdy wziął oszczep, i pożegnał żonę,/
Dzieci uściskał, jakby na stos idąc:/
Wszyscy się bowiem napastników bali,/
I pewnéj śmierci lub pęt wyglądali./
Nikt nie śmiał nawet myśleć o zwycięztwiezwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../
Lecz Perkun KhawęKhawa (mit. litew.) --- bóg wojny. udst im os wodza./
Litwini wpadli na oboz wśród nocy./
Pobili obcych, zatopili łodzie,/
A resztę w ciężką zaprzęgli niewolę./
Długo ich potém widziano na Litwie/
Wiodących życie z bydlętyz bydlęty --- dziś popr. forma N. lm: z bydlętami. po chlewach,/
Lub pług ciągnących ciężki po nowinachnowina --- tu: ziemia świeżo wykarczowana, uprawiana po raz piérwszy.. ---
Tak mówił starzec, wpatrując się w niebo./
A Witol, słowa połykając chciwie,/
Siebie i świta dla nich zapominał./
Potém mu starzec cześć Bogów tłómaczyłtłómaczyć --- dziś popr. pisownia: tłumaczyć.:
--- Ten niewidzialny, odwieczny, niezmienny,/
Który napisał przed laty, co będzie,/
Którego wyrok na włos się nie zmieni,/
Jest Okkapirmas, Bóg nad wszystkie Boginad wszystkie Bogi --- dziś popr. forma B. lm: nad wszyskich Bogów../
Syn jego Pramżu panuje nad ziemią,/
Strzeżącstrzeżąc --- dziś popr. forma: strzegąc. spełnienia ojcowskich przeznaczeń;/
Czyta, co ojciec wyrył na kamieniu,/
I wié, co będzie; lecz co jest, nie zmieni./
Perkun nad ludźmi panuje przestrachem;/
On w ręku trzyma pioruny i burze;/
On grozi, kiedy cześć Bogów się zmniejsza;/
Piorunem karze, gdy go człek rozgniewa./
Pramżu nie patrzy na ludów mrówiskomrówisko --- dziś popr. pisownia: mrowisko.;/
On czyta losy w przeznaczenia głazie,/
Co było, będzie, przed wieki, na wieki./
Lecz rzadko oczy na ziemię odwraca./
Perkuna piorun ludzi tylko ściga,/
Drzewa obala i puszcze druzgoce;/
Lecz Pramżu kiedy uderzy o ziemię,/
Kiedy ją pocznie ćwiczyć silną dłonią,/
Drży ziemia z strachu i trzęsie się całaLecz Pramżu kiedy uderzy o ziemię (...) drży ziemia z strachu i trzęsie się cała --- trzęsienie ziemi../
Perkun z innemi władzę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. dzieli:/
Sotwar oświeca, Atrimp wód pilnuje,/
A Poklus piekieł, w których jęczą dusze,/
Ziemiennik głody lub urodzaj daje. ---
I jął mu starzec liczyć Bogów wiele,/
Obrzędy ofiar, tajemnic i wróżby.
--- Kiedy rok nową wiosną się zaczyna,/
Karwiliskarwilis (z litew.) --- miesiąc gołębi, maj [wyżej autor podaje, że karwilis to kwiecień. W języku litewskim karvelis to jedna ze starych nazw kwietnia. Red. WL]. łąkóm świéżą odzież daje,/
Twéj matki Mildy obchodzimy święto./
Wielkie to Bóstwo, co węzłem braterskim/
Łączy nas wszystkich i uściskiem spaja;/
Co przypomina, że dziewięć pokoleń/
Z jednéj się pary w jednym dniu zrodziło;/
Wielkie to Bóstwo, co małżeństwóm świeci,/
Zsyła im zgodę i roskoszeroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. mnoży./
Ciągną się starce, młodzieńcy, dójrzali,/
Przed ołtarz Mildy z ofiarą nabożną;/
Stary, co miłość doznaną wspomina;/
Młody, co jeszcze miłości wygląda;/
Dójrzałydójrzały --- dziś popr. pisownia: dojrzały., co jéj trwanie chce przedłużyć./
Nawet źwierzęta jéj władzy posłuszne/
Płaszczą się przed nią; dzicy puszcz mieszkańcemieszkańce --- dziś popr. forma M. lm: mieszkańcy./
Zapomną walki, łagodni się staną,/
Gdy na nich Bóstwo okiem tylko rzuci./
Na wiosnę także PergrubiąPergrubie (mit. litew.) --- bogini wiosny, kwiatów [Pergrubrijus a. Pergrubius był też męskim bóstwem wiosny. Na jego cześć 22 marca składano ofiary ze zwierząt. Red. WL]. witamy;/
Prosim Perkuna, by powściągnął burze;/
SwajstyxaSwajstyx, dziś Sveistiks, litew. Svaikstikas (mit. litew.) --- bóg gwiazd., żeby światła nam nie skąpił;/
PilwityPilwite (mit. litew.) --- bóstwo dostatku, bogactwa., żeby dary swe mnożyła;/
A Mildy, żeby wszystko osłodziła,/
I dała zgodę, pokój między bracią,/
i miłość droższą nad Pilwity skarby.
W piérwszy dzień wiosny, kiedy słońce wstaje,/
Litewskich kiemówkiemas a. kiem (litew. kaimas) --- wieś. dziewczęta się budzą,/
Biegącbiegąc --- dziś popr. forma: biegnąc. u wschodu powitać Pergrubie/
W wozie LelusaLelus (mit. litew.) --- Słońce. przez nieba jadącą./
Zda się naówczas, że wszystko odżywa:/
Bo to dzień wielki, dzień to tajemniczy./
Wszystko stworzenie jemu się raduje./
Kwiaty ku słońcu wesoło patrzają;/
I więcéj w tym dniu jednym ich rozkwita,/
Kiedy SutinkajSutinkaj (trad. litew.) --- pierwszego dnia roku nazwanie. nad niemi zaświeci,/
Niżeli potém przez całe miesiące./
Dzień to wesela --- wszystko po wsiach żyje;/
Młodź i kobiéty ofiary składają;/
Każdy się do niéj choć cząstką przyłoży;/
A kiedy Dejwie wiosny kozła biją,/
Krew jego lejąc, te słowa śpiewają:
--- O Pani nasza! Bogini Pergrubie!/
Ty, która zimę precz od nas odpędzasz,/
Ty, która trawy i kwiaty ożywiasz,/
Prosim cię, spójrzyj i na zboża nasze,/
Pomnóż nam plony, wytęp chwasty szkodne,/
I podnieś kłosy, jak podnosisz trawy. ---
Jeśli ich nędza, ciężki głód uciska,/
Inną modlitwą Auszlawisa proszą,/
Żeby im rękę podał i uzdrowił;/
Lub Puschajtisa podziemnego Boga,/
Żeby się do swéj starszéj braci wstawił./
Kondycja ludzka, Modlitwa, PobożnośćO ciemni ludzie! zamiast się poprawić/
I zemstę Bogów od siebie odwrócić,/
Oni Bóstw nowych w Dubgusie szukają,/
Niezasłużonéj prosząc u nich łaski./
Nim Pilwit nowe zeszlezeszle --- dziś popr. forma: ześle. im dostatki,/
Oni na uczcie, oni na weselu/
Drogi czas pracy przetrawią i zgubią.
Na wiosnę także jest pastusze święto./
W trzodzie wieśniaka bogactwo i doba./
Proszą, ażeby GoniglisGoniglis (mit. litew.) --- bóstwo pastusze. jéj bronił,/
A LelusLelus (mit. litew.) --- Słońce. swojém światłem dobroczynném/
Drapieżne źwierzę od trzody odganiał,/
Kiedy się w puszczy zdradliwe zakrada.
Ujrzysz ty kiedyś te wiejskie obrzędy./
Co się na uczcie kończą i biesiadzie/
Szałem pijanych, młodzieży rozpustą;/
Posłyszysz kiedyś tę piosnkę pastuszą,/
Którą, pamiętam, w zielonych dolinach/
Słyszałem kiedyś, biegając chłopięciembiegając chłopięciem --- biegając, kiedy byłem małym chłopcem.:
--- Goniglu Bożku! paś moje stado,/
Paś mi buhajka i krowę;/
Nie puść złodzieja wilka, o Lado,/
W łąki nasze i dąbrowę.
Owoce pasiemy po błoni,/
Ciebie, wilku, nie lękamy ---/
Bóg z złotym włosem na skroni/
Nasze stado pasie z nami. ---
Latem przychodzi wielkie święto Rosy./
Jest to odwieczna uroczystość nasza,/
Święto nad święta, którego początku/
W dalekich wiekach za nami nie widać:/
Bo je przodkowie ze wschodniéj krainy/
Przynieśli tutaj z Bogami swojemi./
Wielkie to święto, wielka radość ludu!/
--- Lado! --- wołają, biegając szaleni,/
I ognie palą, cieszą się, weselą,/
Całą noc krótką czuwając na dworze./
Noc ta jest nocą tajemnic i cudów;/
Lecz tłum choć czuwa, nic nie widzi wkoło,/
Biesiadą tylko zajęty i gwarem./
Biada tym, którzy to święto znieważą!/
Ludzie odepchną, BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie. ich ukarzą,/
I pójdą nędzni gdzieś w pogańskie kraje/
Dokonać reszty nędznego żywota/
Z przeklęctwemprzeklęctwo --- dziś: przekleństwo. braci ciężącémciężący --- dziś popr. forma: ciążący. na karku/
I zemstą Bogów wyrytą na czole./
LosTéj nocy ludzie mogli, gdyby chcieli,/
Dostać od Bogów mądrości i siły;/
Lecz oni wolą przy ogniach ucztować./
I tak jest dobrze --- takie przeznaczenie.
Gdy piérwsza kosa dotknie zbóż dojrzałych,/
Obchodzą po wsiach wesołe zażynki/
Ofiarą wielkiéj Królowéj Krumine,/
Która im piérwsze przyniosła nasiona.
Gdy Sillu miesiąc na niebo się wtoczy,/
A w polu wszystkie roboty skończone,/
Naówczas wielką dziękczynną ofiarę/
Ziemiennikowi ze źwierząt składają;/
Biją je, warzą, przy śpiewach wesołych/
I przy modlitwach wiejskiego wurszajtawurszajt (trad. litew.) --- kapłan wiejski.,/
Którego na ten obrzęd uroczysty/
Zpośrodkazpośrodka --- spomiędzy, spośród. starszych na wiosce wybiorą./
Szczęście, ObrzędyJest w Szwenta-Mesta posąg Ziemiennika,/
Który co roku, kiedy z pola zbiorą,/
Stary zdejmują i tłuką w kawałki,/
A nowy święcą, bijąc mu ofiary./
Jest to nauką, by lat, co skonały,/
Zapomnieć nieszczęść, żyć jutra nadzieją./
Może to cała szczęścia tajemnica.
Jest potém święto na ojców pamiątkę./
Dzień to Wellony. Jéj krewni wzywają,/
Ażeby braci, ojców, matek, żony/
Duchómduchóm --- dziś popr. forma C. lm: duchom. na ziemię zstąpić dozwoliła,/
I znowu zasiąść za stołem ze swemi./
Święto Chauturej jest świętem pamiątek./
Wszyscy się ciągną na ojców mogiły,/
Umarłym jadło i napój przynoszą,/
I płacząc po nich, do uczty spraszają./
Ten dzień nas łączy z umarłym już światem./
Nieraz naówczas ze wschodniego kraju,/
Wyrwane jękiem, prośbą i modlitwą,/
Duchy nad ziemię naszą się zniżają,/
I łzawym oczóm potomków się jawią:/
Albo jak mara, co w nocy przelata,/
Albo jak ptaszek, co na bzach świergoce,/
Albo jak LejlasLejlas (z litew.) --- motyl., na którego skrzydłach/
Duch śmierci wyrył tajemnicze runy./
Ubodzy potém, po zmarłych dziedzice,/
Resztki biesiady z mogił zabierają.
Na Ilgi święto Perkuna przypada,/
W wielkim miesiącu. Po nim na wsiach Litwy/
Święto Wajżganta kobiéty obchodzą:/
Bo len jest także bogactwem Litwina./
Dni Messedrines są Bożka Raguta./
Pora to szału, rozpusty, pijaństwa./
Ode wsi do wsi srokatym zaprzęgiem/
Wiozą bałwanabałwan --- tu: bożek, kukła a. rzeźba przedstawiająca bóstwo., wykrzykując pieśni,/
Cichych przechodniów ciągnąc do biesiady,/
Którą kapłani Potinikaj święcą./
Z dala za tłumem starce i staruchy/
Wloką się, pieśnióm wtórując pijanym,/
Skacząc i krzycząc: --- Ragutas, Ragutas! ---/
PobożnośćLud w owym szale pracy zapomina,/
I resztę siły na jutro potrzebnéj/
W długiéj rozpuście rozprasza niebaczny,/
Myśląc, że tego wymagają BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie..
Potém już koniec trzynastu miesięcy/
Obchodzim w święcie największém Kolady./
Naówczas lud się od grzechów oczyszcza/
Kozłem ofiarnym, gorącą modlitwą;/
Kapłan ofiarną krwią skrapia zebranych;/
A po godzinie ciszy i spokoju,/
Znowu do szału i biesiad wracają;/
I w Blukku Wakars paląc rok przeżyty,/
Cieszą się, że już daleko za niemi;/
A nowy bałwan ubrawszy w błyskotki,/
Jako skarb drogi, do domów odnoszą./
Radość, Kondycja ludzkaO! lud nasz, synu, lubi się weselić;/
Nawet ofiary, naszych Bogów święta,/
Ucztą, biesiadą i szałem zamyka;/
Bitny on w polu, pracowity w domu,/
Ale na jutro i siebie niepomny;/
Czci dzień dzisiejszy, jak ojców wspomnienie,/
A burza, która nad głowy się zbiera,/
Dopiéro straszna, kiedy weń uderzy./
Nigdy jéj Litwin przewidzieć nie żąda,/
Nigdy się od niéj uchronić nie stara./
Gdy pełne chaty, nabite stodoły,/
Jedzą i piją, dopóki wystarcza;/
Przyjdzie głód potém --- wszyscy się rozbiegąrozbiegą --- dziś popr. forma: rozbiegną./
I pójdą chleba daleko gdzieś szukać. ---
Tak mówił starzec; a Witol spragniony/
Słuchał go duszą młodą i ciekawą./
Drugi raz patrząc w niebo mądry Krewe,/
W błyszczące gwiazdy zgasłe oczy wlepiał,/
I Witolowi dawne prawił dzieje/
Xiężycaxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc., słońca i gwiazd ich orszaku:
--- Słońce Bogini jest xiężyca żoną./
Co dzień powstaje ze wschodniego kraju,/
Z mokréj kąpieli, na wozie złocistym,/
W którym trzy konie wprzężone hasają./
Powolnie niebo przejeżdża dzień cały,/
Aż znowu wróci na łoże spokojne./
Z ich się małżeństwa gwiazdy porodziły./
Co jaśniejszemi promieniami świecą./
Mniejsze, ich wnuki, niedorosła dziatwa./
Synowie słońca zaludnili niemi,/
Wprzód puste jeszcze, te nieba szérokie./
Zdrada, Zemsta, Słońce, Księżyc, MałżeństwoNiedługo xiężyc został żonie wierny,/
Jak piérwszéj wiosny, piérwszego dnia ziemi;/
Wkrótce on córkę jutrzeńkę pokochał,/
Unikał słońca, w nocy zaczął chodzić,/
I pod dzień biały na niebie się bawić.
Słońce raz wyszło wcześniéj z łoża swego,/
I niewiernego z jutrzeńką zastało;/
Naówczas miecz swój ogromny porwało,/
Oblicze męża rozcięło na dwoje,/
I odtąd Menes skarany na wieki,/
Co miesiąc dawne powtarzając dzieje,/
Wschodzi rozcięty, póki nie uprosi,/
Aż słońce twarz mu zrąbaną przywróci.
Ta wielka gwiazda jest to WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna.,/
Gwiazda wieczorna, co w piérwszym dniu ziemi,/
Z piérwszych uścisków słońca i xiężyca,/
Zmrokiem się zaraz na niebo wtoczyła./
Ona przychodzi świecić od wieczora;/
Pod ranek niknie, na słoneczném łożu/
Odpocząć przez dzień do nowéj podróży.
Każda z gwiazd mniejszych jest GulbiGulbi (mit. litew.) --- stróż [duch opiekuńczy; Red. WL]. człowieka./
Z wierzchu żywota nici przywiązana/
Świeci, dopóki on żyje na ziemi;/
Odcięta ręką Nukirptoj, upada./
Ilekroć, synu, tę gwiazdę postrzeżesz,/
Co się gasnąca ku ziemi przybliża,/
Człek to umiera, a duch jego wzlata/
W paszczę Wiżuna, lub na wschodnie góry.
Ten starzec z brodą, to prorok jest świata,/
To UdegitaUdegita (z litew. uodega: ogon) --- kometa., co przyszłość zwiastuje./
Kiedy ku ziemi z brodą się nachyli,/
Głód, mór lub wojnę otrzęsa ze włosów./
On to w noc piérwszą po słońca weselu/
Piérwszy niewierność xiężyca wywróżył,/
I zamiast pieśni weselnéj tańcerzómtańcerzóm --- dziś popr. forma C. lm: tancerzom.,/
Nieszczęścia wróżby na głowy im rzucił./
Patrzaj na północ --- tam Griżułas świeci,/
Wóz tajemniczy bez rumaków stoi./
Dawno to, dawno, na słońca weselu,/
Wioząc dziewicę do lip LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. gaju,/
Złamany, w drodze na wieki pozostał./
Ta biała pręga zwie się ptaków drogą./
Nią dusze lecą do krainy wschodu./
To jest Juksztandis, to Tikutis świetny;/
Gwiazda, LosTa wielka gwiazda jest gwiazdą Perkuna,/
Jak on odwieczna, jak on nieśmiertelna./
Inne są takie, która Bogóm naszym/
Na jasnych czołach stupromienne świecą;/
Mniejsze zwieszone ponad ludu głową./
Ile ich w górze widzisz tam błyszczących,/
Tyle jest duchów, i Bogów, i ludzi,/
A każdy w niebie mieszka gwiazdą swoją./
Ponad wszystkiemi ma rząd Żwajgżdunoka./
Ona je zrzuca, gdy człowiek umiera;/
Ona zapala, gdy dziécię się rodzi;/
Ona im światła z wozu słońca bierze/
I co dzień świéże na plecach roznosi./
Gwiazd Boga żona z nim razem swą trzodę/
Po modréj pasie co nocy równinie. ---
Tak mówił starzec; co dzień, co wieczora,/
Nową naukę w młodzieńca przelewał;/
I jak jaskinia ponad morza brzegiem,/
W którą od wieków morze skarby składa,/
Bursztyn, korale i drogie kamienie,/
Póki ich rybak znalazłszy nie wydrze,/
Tak starzec wieści, które sto lat zbierał,/
Teraz dopiéro wylał ze swéj duszy./
A Witol z całym młodzieńca zapałem/
Wszystko połykał, i zawsze łakomy,/
Nowego żądał i o więcéj prosił./
Tak mu spłynęły dwa lata w Romnowe;/
Zmieniły myśli, rozszérzyły serce./
Widział już świat ten, w który miał się rzucić,/
Przeczuciem młodych, a nauką starca./
Śmielszy do boju, kiedy przyszłość marzył,/
Nie tak ją straszną i czarną już widział;/
I już starego ojca nie żałował,/
Ni chaty w puszczy, ni zabaw dziecięcych,/
Które nie jeden raz wprzódy opłakał;/
A w sercu uczuł ten zapał do boju,/
I to pragnienie walki z ciężkim losem,/
Których któż w życiu choć raz nie doświadczył?
Starość, PrzemijanieTymczasem prędko płynął czas w Romnowe./
Krewe Krewejtę pochylały lata;/
I jak ta kropla, co pełne naczynie/
Jedna przepełni, tak jemu godziny,/
Które długiego domierzały życia,/
Już się na próżno wezbrane zlewały./
Nie czuł ich starzec; ni w życiu roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.,/
Ni w duszy swojéj sił na dalsze życie,/
Ni w sercu węzła, coby go do świata,/
Coby go jeszcze do ludzi krępował./
Wszystkie już dawno pęknięte leżały./
Wzdychał za cichym spoczynkiem w mogile,/
Za połączeniem z ojcami swojemi;/
Płakał nad Litwą; to znowu bezsilny/
Często wśród ofiar usnął i spoczywał,/
Jakby już duszą w wschodni kraj ulatał.
Gdy się rok skończył, w Oczyszczenia święto,/
Po raz ostatni zawołał Witola./
--- Synu! --- rzekł --- czas już, bym życia dokonał,/
Tak, jak przede mną wszyscy poprzednicy./
Stanę na stosie i za lud mój spłonę,/
Którego grzechów nie kozieł ofiarny,/
Ni modły żadne od kar nie zasłonią./
Krwi méj potrzeba --- oddam im krew mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją../
Tobie, Witolu, zostawuję skarby/
Najdroższe z skarbów --- doświadczeń owoce./
W ciebie przelałam myśl moję i duszę./
Idź w świat, i niech cię pioruny Perkuna/
Miną w godzinie świętéj jego zemsty./
Ja z ojcem twoim i z ojcyz ojcy naszemi --- dziś popr. forma N. lm: z naszymi ojcami. naszemi/
Idę się złączyć. --- Gdy tak mówił Krewe,/
Błyszczącém okiem w młodzieńca poglądał;/
A on łzę srébrną ukradkiem z powieki/
Ręką ocierał, i kraj starca szaty,/
W milczeniu cisnąc i płacząc, całował./
--- Ojcze! --- rzekł --- cóż się ze mną biednym stanie?/
Gdzież się podzieję? Matka się wyrzekła,/
Duchy mnie gonią i zemsta nade mną! ---/
--- Oto --- rzekł starzec --- miecz, którym ty duchy/
I nieprzyjaciół pokonasz najsroższych.
Miecz to wielkiego na Litwie rycerza./
Nigdy on ręki nie zawiódł walecznéj./
Nie tylko ziemskich przemoże on wrogów,/
Lecz duchów nawet odpędzi od ciebie./
Weź go. To druga jest po mnie puściznapuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna../
Gdy się stos święty zawali pode mną,/
Idź z nim w stronę, w którą cię powiedzie/
Piérwszy liść wiatrem przed tobą pędzony./
On przeznaczenia pokaże ci drogę. ---
To rzekł, i zwołał starzec wejdalotów,/
Przyszli z nieszczerą obłudników twarzą,/
Spuszczoném okiem i kornym pokłonem./
Dawno już oni téj chwili czekali,/
Bo jeden z nich miał nastąpić po Krewie.
--- Zwołajcie lud mój --- rzekł starzec. --- Ja czuję,/
Że czas mi spłonąć na śmiertelnym stosie./
Wielką zgotujecie ucztę i ofiarę,/
Bo pora Bogów straszny gniew przebłagać. ---/
Upadli przed nim i poszli z rozkazem./
Każdy przed sobą niósł laskę poselską,/
I ze wsi do wsi, od chaty do chaty,/
Lud zwoływali na obrzęd w Romnowe.
Wszyscy śpieszyli, zewsząd lud się cisnął./
W puszczach głębokich wieścią obudzony/
Zrywał się Litwin, i z oszczepem w ręku,/
Z ofiarą w sakwach, biegł oglądać Krewy,/
Ostatnią chwilę i obrzęd ostatni.
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. nadszedł dzień ów uroczysty./
Ponad rzekami tłum ludu dolinę/
Gwarny, ciekawy, zmięszanyzmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. zalegał./
Za świętym dębem z najdroższego drzewa/
Stos wejdaloci układliukładli --- dziś popr. forma: ułożyli. wysoki./
Do niego słane białemi płótnami,/
Sypane kwieciem prowadziły wschodywschody (daw.) --- dziś: schody../
Po rogach stosu ofiarne ołtarze/
I ognie święte trzy doby płonęły./
W blizkiéjblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. zagrodzie podarki, ofiary/
Które lud znosił, składali kapłani./
Cztérech ewarte przy ołtarzach stało;/
Przy każdym po dwóch Krewe w białych szatach,/
W wieńcach na skroni i laskami w ręku;/
Za nimi rzędem pomniejsi krewule/
I wejdalotów gmin niepoliczony,/
Wiejscy wróżbici, sigonoci biedni,/
Co się po siołach za jałmużna włóczą,/
I burtinikaj z gęślami na ręku,/
Puttones, którzy zwaśniony lud godzą./
Wszyscy tam przyszli za jałmużną lichą,/
Z gęślami, wróżbą, z miłośnemi lekiz miłośnemi leki --- dziś popr. forma: z miłosnymi lekami; tj. z ziołami wywołującymi miłość.,/
Ubóstwem swojem i prośbą na ustach.
Powstało słońce wielki dzień oświecić/
Krewe Krewejty ofiary i śmierci./
Już wejdaloci krzątali się wkoło,/
A lud u stosu cisnął się ciekawy./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. drzwi się świątyni rozwarły,/
Starzec niesiony na ręku kapłanów/
Wyszedł do ludu --- lud upadł na twarze,/
I panowało milczenie nad tłumem./
Wokoło Krewy gęślarze, śpiewacy,/
I grajków orszak szedł z pieśnią poważną;/
Za nim kapłani, kapłanki, dziewice;/
Niesiono Bogów posągi straszliwe,/
I zielonemi liśćmi drogę słano./
Krewe Krewejto w białéj siedział szacie;/
Siedémkroć siedém pas go opasywał;/
Przez prawe ramieramie --- dziś popr. forma: ramię. przepaska wisiała;/
Na skroni czapka wysoka, błyszcząca/
Złotem i drogich kamieni wyborem,/
I zielonością świéżą uwieńczona.
Szli aż do stosu w milczeniu głębokiém,/
Które gęślarze przerywali smutnie./
Lud patrzał cichy i pochylił głowy;/
A wejdaloci świętéj rzeki wodą/
Tłumy zebrane, śpiewając, kropili,/
Kapłani starca już na stos podnieśli,/
I wszyscy zeszli; on został sam jeden./
Znów cisza --- czeka lud słowa w milczeniu./
Starzec ostatni raz z piersi wydobył/
Głos, co za chwilę na wieki miał zgasnąć.
--- Ludu mój! --- rzecze --- klęski na was spadły!/
Wróg niszczy Litwę i brańców zabiera!/
Co dzień mniéj ludzi z wyprawy powraca,/
I co dzień sioła szérocéj pustująsioła szerocéj pustują --- szerzej (tj. na coraz większym obszarze) pustoszeją wsi.,/
I co dzień pola szérzéj chwast pokrywa!/
Głód na was patrzy! Bogi gościnności/
Mór ciężki, karę na winnych zesłały!/
Leci na Litwą i płachtą powiewa;/
A gdzie się czarny pokaże posłaniec,/
Sypią mogiły i po numachnuma (z litew.) --- chata. płaczą!/
Grad wasze pola, ulewa ogrody,/
A burza lasy co dzień niszczy straszniéj!/
I jeszczeż o swych występkach wątpicie?/
Jeszcze o gniewie Bogów swych nie wiecie?/
Co dzień, to gorzéj! co dzień klęski srogie/
Idą, jak płomień po lesie puszczony!/
Ludzie padają i sioła się walą!/
I Udegita płomienistą brodę/
Zwiesił na niebie, czerwonemi oczyczerwonemi oczy --- dziś popr. forma: czerwonymi oczami./
Spogląda na was i zemstę wam wróży!/
Jeszczeż to Bogów błagać wam nie pora?
Oto ja za was na święty stos idę./
Może śmierć moja gniew Bogów ukoi,/
Może krew moja zemstę zaspokoi./
Idę i spłonę za was, ludu Litwy!/
Lecz bądźcie godni przebaczenia Bogów./
Długo ich zemsta nad ludem się zwleka,/
I długo Perkun z piorunami czeka;/
A kiedy piérwszy wyrzuci z swéj dłoni,/
Nieprędko, dzieci, ujrzycie ostatni!/
Trzeba wam wrócić do ojców prostoty,/
Do pobożności, do zgody i cnoty;/
A wówczas Bogi oblicze rozświecą/
I łaski swoje na głowy wam zleją.
O dzieci! nie tak za ojców bywało,/
Jako się teraz w naszéj Litwie dzieje!/
Częściéj lud Bogów odwiedzał ołtarze,/
Lepszemi dary zemstę ich zaklinał/
I szczérszém sercem niósł dla nich ofiary./
Insze też czasy przeszły po téj ziemi ---/
Lata spokojne. Wróg jéj nie napadał,/
I mór do pogan daleko gdzieś leciał,/
I Perkun burzą nie niszczył zasiewów,/
I Ziemiennikas dawał urodzaje,/
I Atrymp wody utrzymywał w brzegach;/
Podziemne duchy pobożnym służyły./
Nie, jak dziś dla was, szkodliwemi były./
Teraz PilwitePilwite (mit. litew.) --- bóstwo dostatku, bogactwa. twarz od was odwraca,/
Auszlawis chorób nasyła tysiące,/
Których ni popiół ze Znicza ołtarzów,/
Ani kapłanów nie leczy zaklęcie./
O dzieci moje! czas się upamiętać!/
Niechaj podróżni swobodni wędrują;/
Niech nikt gościowi nie odmówi chleba,/
Ni dachu w słotę, ni w nocy posłania,/
Ani ogniska, by osuszyć szaty;/
Niech zgoda dzieci z ojcami połącza;/
Niecił się brat z bratem nie waśni zajadle;/
A wówczas Bogi twarz do was obrócą,/
I miecz przez połyprzez poły (daw.) --- w połowie, do połowy. wyjęty nad wami/
Nie dotknie karków litewskiego ludu. ---
Tak mówił starzec; lud płakał, słuchając;/
A wejdaloci na cztérech ołtarzach/
Palili Bogóm błagalne ofiary./
Ofiara, Poświęcenie, Samobójstwo, ObrzędyPotém znów Krewe podniósł głos do ludu,/
I długo mówił, i mówił ze łzami,/
I żegnał wszystkich; wszyscy go żegnali,/
Padali na twarz i łkając płakali./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. ustał starzec, ręką skinął,/
Stanął na stosie, wzniósł oczy do nieba,/
Modlił się długo i lud błogosławił./
Usiadł; a ogień wziąwszy poświęcony,/
Sam stos, ostatnią ofiarę, podpalił./
Wyschłe się drzewo zajęło, i w chwili/
Gęsty dym starca osłonił dokoła./
Niekiedy tylko wiaterwiater (reg.) --- dziś popr.: wiatr. go rozpędzał;/
I wówczas widać było na wierzchołku,/
Jak siedział niemy bez krzyku, bez jęku,/
I zdał się wolno w płomieniach usypiać.
Trąby i rogi, śpiewy i piszczałki,/
Razem z płomieniem dokoła zawrzały./
Nim BodziawołosBodziawołos --- zegar. wałundęwałunda (z litew.) --- chwila, pewny rozmiar czasu. dosypałNim Bodziawołos Wałundę dosypał --- zegar Bodziawołos był zatem zegarem piaskowym, klepsydrą.,/
Popioły tylko zostały z ofiary,/
A starca tylko u ludu pamiątka./
I już nowego krewe wejdaloci/
W wrota świątyni wesoło przywiedli;/
Tłum go odgłosem powitał wesołym,/
I łez wylanych przed chwilą zapomniał.
Kiedy ostatnia główniagłównia (daw., reg.) --- głownia, płonący kawałek drzewa. dogasała,/
Witol, z łez mokre ocierając oko,/
Westchnął i spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. --- przed nim liść wzlatywał;/
I on za liściem w nieznajomą stronę/
Puścił się, modląc do Boga podróżnychBóg podróżnych (mit. litew.) --- Kielo Dewas..
Szedł smutny Wilol ze spuszczeną głową;/
A miecz Krewejty zwieszony u pasa/
Wlókł się po trawie, brzęczał po kamykach./
Za nim z Romnowe pomięszanepomięszany --- dziś popr. pisownia: pomieszany. głosy./
Jakby wspomnienia przeszłości, goniły./
Szedł ku południu, bo tam liść przewodnik/
Leciał, wiatrami po drodze niesiony./
Piérwszy raz sam się puszczał w podróż długą;/
Lecz chociaż świata mało widział okiem,/
Przeczuł go duszą i zmierzył myślami./
Marząc, do lasu dostał się gęstego,/
I usiadł spocząć na zieloném wzgórzu,/
Pod wielką jakiejś rodziny mogiłą./
Na niéj, jak gdyby gwiazda z niebios spadła,/
Leżały siwe w sześć promieni głazy./
Z strony południa zawarte kamieniem/
Wrota mogiły, na resztę rodziny,/
Ns dzieci ojców i ta mężów żony,/
Zieloném darniemzieloném darniem (daw. reg.) --- w dzisiejszej polszczyźnie wyraz darń jest r.ż., więc popr. forma: zieloną darnią. kryjąc się, czekały.
Tu usiadł Witol spocząć i podumać./
Gaj, szumiąc cicho, do snu go wyzywał;/
I strumień święty, nad którego brzegiem/
Choroby starte na szmatach wisiały,strumień święty, nad którego brzegiem
choroby starte na szmatach wisiały --- opis wierzeń: wytarcie się skrawkiem materiału i pozostawienie go nad wodą uważaną za leczniczą miało uwolnić człowieka od choroby./
Szemrał, w gęstwinę lasu się wdzierając./
Zaledwie oczy lekki sen przymykał/
I stos mu Krewy marzyć się zaczynał,/
Usłyszał łoskot. Górą ptak przeleciał;/
Kracząc, zawisnął ponad nim wysoko,/
I znowu zniknął za drzew gałęziami./
Lecz w głosie ptaka, i locie, i pierzu,/
Poznał, że puszczy nie był to mieszkaniec,/
Ale duch zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. stop Perkuna puszczony,/
Który po świecie zemstę jego nosił;/
Powstał więc, jakby do walki wyzywał,/
I oparł rękę na rękojeść miecza/
Wtém białą drogą, wijącą się w gaju,/
Ujrzał ku sobie idącego starca./
Siwą miał brodę, ubogie odzienie,/
Laskę podróżną, nogi bez obówiaobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie.,/
Na plecach sakwy, nakrycie na głowie,/
Co sigonotów włóczęgów znaczyło/
Zbliżał się, chwiejąc, powoli, i mruczał,/
I na Witola zpodezpode --- dziś popr. pisownia: spode. łba spozierał;/
Stawał, szedł mowo; a gdy się z nim zrównał,/
Odetchnął chwilę i tak go powitał:/
--- W imieimie --- dziś popr. forma: imię. Bentisa, w imię Kielo-DewasKielo Dewas (mit. litew.) --- bóg podróżnych.,/
Bądź pozdrowiony, wędrowniku młody!/
Wszak pewnie idziesz od strony Romnowe? ---/
--- Z Romnowe, ojcze! --- I ja się tam ciągnę./
Ale za późno: bo Krewe Krewejto,/
święty nasz ojciec, pewnie się już spalił? ---/
--- Kiedy ostatnia głównia stosu gasła,/
Jam wówczas, starcze, z Romnowe wychodził. ---/
--- Szkoda! straciłem do ludu przemowę!/
A tak z daleka szedłem na ten obrzęd,/
I po jałmużnę, którą już zapewne/
Pomiędzy naszych rozdzielić musieli. ---/
--- Śpiesz się, a może trafisz na jałmużnę./
Ja nie mam, czém ci dopomódzdopomódz --- dziś popr. forma bezokol.: dopomóc. na drogę,/
Sam jestem biedny, a idę daleko. ---/
--- Niechaj cię Bogi szczęśliwie prowadzą./
Dokądże idziesz? ---/
--- Na Litwę głęboką. ---/
--- Wojak, czy dworak, czyś poseł xiążęcyxiążęcy --- dziś popr. pisownia: książęcy.? ---/
--- Podróżny tylko. --- Wolny, czy poddany? ---/
--- Spójrzyjspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. na włosy, dość ci tego będzie;/
Spójrzyj mi w oczy, ja ci nie odpowiém. ---/
--- Do swoich pewnie, do ojca, do matki? ---/
--- Jestem sierota, idę --- do mogiły. ---/
--- Do ojca? ---/
--- Prawda. Zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. wiész to? starcze! ---/
--- Zkąd? Wszak mówiłeś, bym ci spójrzał w oczy;/
A ja z twych oczu więcéj cóś poznałem,/
Niż może chciałeś, żebym się dowiedział. ---/
--- Nie mam tajemnic, z niczém się nie kryję. ---/
--- Z niczém? Żartujesz ze starca, młodzieńcze!/
Wielem ja ludzi widział już na świecie,/
Wielem ja rzeczy ukrytych odgadnął;/
I w twém jest sercu wielka tajemnica. ---/
--- Może. Idź, starcze! Niech cię Kielo wiedzie./
Trafisz w Romnowe jeszcze na jałmużnę./
Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko. Nie bawbawić się (tu daw.) --- zatrzymywać się w jakimś miejscu, przebywać. się, pośpieszaj./
Na prawo droga wiedzie na dolinę,/
Kładka na rzece, i ujrzysz dąb święty. ---/
--- Chwilę, mój młody! Czegoż się mam śpieszyć?/
Wszakże usiadłeś spocząć pod mogiłą./
Spoczniemy oba. Bentis dopomoże,/
I my się lepiéj zapoznamy z sobą. ---
Witol nieufnie na starca poglądał:/
Bo z oczu jego jakiś blask złowrogi,/
Jakaś myśl dzika zdawała się łyskać;/
Lecz na Bentisa zatrzymał się imieimie --- dziś popr. forma: imię.;/
Nie śmiejąc ruszyć, pozostał na miejscu./
Starzec swe sakwy na ziemi porzucił,/
A sam powoli usiadł pod mogiłą./
Milczeli oba, spoglądali tylko./
Z podróżnych węzłów dobył sigonota/
Mizerną strawę, i, szepcąc modlitwy,/
Rzucił ofiarę, nim zaczął pożywać.
Witol w milczeniu spoglądał na niego./
--- Idziesz daleko --- rzekł mu wróżbitwróżbit --- dziś popr.: wróżbita. stary ---/
A z czémżeś, bracie, wybrał się na drogę?/
Czy masz ty zapas? czy ufasz w gościnę? ---/
--- W imie Nemejas i Peskis gdy wezwę,/
Któż mi ogniska i chleba odmówi? ---/
--- O! jest już MarasMaras (z litew.) --- Mór [tj. zaraza. Red. WL]. na Litwie od dawna,/
A to znak przecię jest niegościnności./
Źleś się, mój młody, wybrał w długą drogę. ---/
--- Mam łuk, by ptaka w południe zastrzelić,/
I miecz, by drzewa na ogień narąbać. ---/
--- Nie zawsze ptaki na podróżnych lecą,/
Nie zawsze lasy będziesz miał na drodze./
A wiészże drogę do ojca mogiły? ---/
--- Wiém --- odpowiedział Witol zadziwiony,/
Zmierzając starca oczy ciekawemi./
Lecz sigonota na dół spuścił głowę,/
I znów spokojny jedzenie pożywał./
--- Pozwól --- rzekł potém --- powróżyć na drogę. ---/
--- Nie mam, mój ojcze, czém za wróżbę płacić. ---/
--- A kiedy nie chcę od ciebie zapłaty? ---/
--- To i ja wróżby od ciebie nie żądam. ---/
--- Dasz mi twycb włosów garsteczkę w zastawie. ---/
--- Nic nie dam, ojcze! --- Witol powstał z ziemi/
I chciał odchodzić. Lecz i starzec powstał;/
Ale nie starcem; wzniósł się na mogile,/
Urósł w wielkiego za chwilę olbrzyma,/
I głową dosiągł najwyższego dębu,/
A ręce długie, jak dębu konary,/
Ku młodzieńcowi wyciągnął skwapliwie./
On za miecz porwał, i o drzewo sparty/
Czekał napadu śmiało i spokojnie./
--- Dasz mi twych włosów! --- krzyknął duch szydersko --- /
dasz mi ich z głową razem, Mildy synu!/
Znam cię, kto jesteś! Dwadzieścia lat szukam,/
Zbiegałem puszcze, i zamki, i numynuma (z litew.) --- chata.,/
Niedźwiedzie łomy, Staubunów pieczary,/
A nigdzie dotąd nie odkryłem ciebie./
Lecz kiedy dusza Krewejty leciała,/
Na białéj sukni Perkun postrzegł plamę./
Plamę tę twoje łzy na niéj zrobiły./
I po niéj przecie do ciebie doszedłem:/
Bo któż by cię był u dębu Perkuna/
Pod płaszczem Krewy mógł szukać i znaleźć?/
Teraz tyś moim! ---/
I Grajtas poskoczył,/
Wyciągnął ręce; lecz Witol go mieczem/
Popchnął tak silnie, że upadł na ziemię,/
Porwał się Grajtas drżący, rozzłoszczony;/
Widać, obrony takiéj się nie spodział/
I takiéj siły w młodzieńca ramieniu;/
Odskoczył, przypadł i pełznął pod nogi,/
Chcąc go wywrócić. On w stronę się umknął./
Naówczas Grajtas, zmieniwszy się w ptaka,/
Trzepnął skrzydłami, podnosząc wysoko,/
Wzbił się do góry, w powietrzu zawiesił,/
I nagle z świstem, jak kamień, upadał,/
Dziobdziob (daw. reg.) --- dziś popr. pisownia: dziób. roztworzywszy, nasrożywszy szpony;/
Lecz Witol ostrze cudownego miecza/
Ku górze zwrócił i przebił nim ptaka./
Znów krzycząc Grajtas, podniósł się do góry,/
Długiego węża skórę wdział na siebie,/
Pełznął po drzewie, syczał smoczym głosem,/
Chciał go pochwycić, uwikłać i zdusić;/
Ale się Witol ucieczką ratował,/
I miecz podniosłszy, uciął głowę gadu.
Wtém wszystko znikło, jak senne marzenie,/
I krwi na mieczu nawet nie zostało./
Grajtas gdzieś z wichrem uciekł zawstydzony./
Witol szedł daléj./
Już blisko noc była,/
Ale zawady spotykał co chwila:/
Droga się coraz w ścieżynę zmieniała;/
Łomy ją, w poprzek leżące, grodziły;/
Rzeki, jak gdyby umyślnie, pod nogi,/
Pieniąc i szumiąc, biegły, podpływały;/
Przez nie zaledwie wązkawązki --- dziś popr. pisownia: wąski. wiodła kładka,/
Lud dąb spróchniały z gałęźmi rzucony,/
Co się pod nogą chylił i uginał./
Ze śmiałém sercem szedł Witol przed siebie,/
Łamał gałęzie grodzące mu drogę/
I wązkie kładki jednym mijał skokiem.
Noc coraz bliżéj, a nie widać chaty,/
Ni dróg do sioła, ani życia znaku,/
Nie spotkał bydła idącego z paszy,/
Ani wieśniaka z wozem smolnych drewek./
Zewsząd go głucha objęła pustynia./
Już noc gwiazdzistagwiazdzisty --- dziś popr. pisownia: gwiaździsty. ponad nim wisiała,/
A co krok nowe i cięższe zawady:/
To wąż ogromny, sycząc, pełznął drogą;/
To wilk otwartą paszczę zpozazpoza --- dziś popr. pisownia: spoza. krzaku/
Wychylał, mierząc go okiem błyszczącém,/
Jakby chciał poznać, czy ma się czém bronić;/
To po dolinie niedźwiedź się przesuwał,/
I ukrył w puszczy, rycząc przeraźliwie,/
Jak gdyby braci na pomoc przyzywał;/
To ptacyptacy (...) krakali (daw.) --- dziś popr. forma: ptaki krakały. jacyś nieznanemi głosynieznanemi głosy --- dziś popr. forma N. lm: nieznanymi głosami./
Z wierzchołka dębów żałobnie krakali,/
I ponad głową Witola skrzydłami,/
Lecąc, powietrze z szumem rozbijali./
Podstęp, BłądzenieNareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. słabe w oddali światełko/
Mignęło, ludzkie mieszkanie zwiastując;/
Mdłe i białawe pod lasem błyskało./
Witol ku niemu zwrócił się radośnie;/
Lecz szukał ścieżki, a ścieżki nie było./
Za gęstym łomem, pomiędzy pniakami,/
Niekiedy tylko z dala zaświeciło;/
Lecz w lewo, w prawo zdawało się błąkać,/
I podróżnego naumyślnie zwodzić./
Stanął, i wspomniał Grajtasa wybiegi,/
A potém nazad ku drodze się zwrócił./
Natrafił ścieżkę, i światła nie patrząc,/
Z dobytym mieczem szedł daléj drożyną./
Światło zniknęło, znów ciemność dokoła, /
I głucha cisza, przerywana tylko/
Szelestem liści, krzykami PeledyPeleda (z litew. pelėda) --- sowa..
Długo tak Witol pośród nocy ciemnéj/
Drapał się puszczą i pola przebiegał,/
Błota przegrzęzał i rzeki przebywał./
I zdało mu się, że ta podróż nocna/
Dłużéj niżeli przez noc zwykłą trwała,/
Jakby dwie nocy bez końca zimowe./
Spoglądał na wschód, upatrując ranku:/
A ranek z AussrąAussra (mit. litew.: Aušros deivė) --- Jutrzenka. jeszcze nie przychodził./
Ludzi i wiosek nie było ni śladu,/
Ani mogiły nad drogą wyniosłéj,/
Ani świętego kamienia podróżnych,/
Ani pastwiska zbitego trzodami,/
Ani ogniska wiejskich nocleżanów;/
Tylko go dzikie otaczały bory/
I błota trawą wysoką zarosłe,/
I puste pola okryte wrzosami.
Długo tak błądził. Aż się las otworzył./
Małemi krzakimałemi krzaki --- dziś popr. forma N. lm: małymi krzakami. i trawą usłane/
Szérokie pole przed nim się ciągnęło./
Na polu w dali widać było wioskę,/
W któréj już ranne łuczywa świeciły,/
I dym z wietówwiet (z litew.) --- dymnik. ku niebu się zwijał./
Lżéj mu się stało: bo już odpoczynku/
Po nocnym trudzie i chleba zapragnął./
Śpieszył do sioła/
U brzegu strumienia/
Leżały numynuma (z litew.) --- chata., wiśniowemi drzewywiśniowemi drzewy --- dziś popr. forma N. lm: wiśniowymi drzewami.,/
Bzy i lipami osłonione wkoło./
Po jednéj stronie chrominy wieśniacze,/
Po drugiéj gumna i obory stały./
Kręta ulica wiodła środkiem sioła./
W ogródkach ujrzał przy świetle poranka/
Rutę zieloną, poświęcone śmiecia,/
Które zrzucają na cześć Mahslu Babie,/
I krzywe wiśnie pod KirnisaKirnis (mit. litew.) --- bożek, stróż drzew wiśniowych. strażą./
Piały koguty, witając jutrzeńkęjutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka.,/
A skrzętny lud już do pracy powstawał;/
Pastusipastusi --- dziś popr. forma M. lm: pastuchy (częściej: pasterze). trzodę pędzili na łąki,/
GoniglisowiGoniglis (mit. litew.) --- bożek pastuchów. składając ofiary.
Gospodarz, GośćDo sioła tego ostatniéj chrominy/
We drzwi ubogie zapukał podróżny,/
I w imieimie --- dziś popr. forma: imię. Peskia o gościnę prosił./
Przyszedł gospodarz i rygiel odsunął,/
Ku podróżnemu wyciągając rękę,/
--- Bracie! --- zawołał, patrząc przelękniony ---/
Cóż cię to nocą przez te puszcze gnało?/
Jakiémże szczęściem przebyłeś je cało?/
Czyli cię duchy w drodze nie zbłąkały?/
Chodź, usiądź z nami, i przyjmij, co mamy. ---/
To mówiąc, powiódł do chaty Witola./
Uboga była, dymem zakopcona./
DomNad progiem Kobol, Bożek domu, wisiał./
W ognisku smolne płonęło łuczywo,/
I oświecał wnętrze, ściany czarne,/
Ławy przy ogniu i siwe kamienie,/
Stół zbity z desek, i bydląt zagrodny,/
I chlebną dzieżę, poważnie siedzącą/
Na piérwszem miejscu, pod Bożków opieką,/
Okrytą białym zwieszonym ręcznikiem./
U okien błoną zaciągnionych żółtą/
W maleńkich kubkach stał popiół ze Znicza,/
Woda ze świętych strumieni czerpana,/
I krew ofiarna, co bydła zarazę,/
Mór i nieszczęścia od chaty odgania./
Daléj wisiały szaty ich ubogie,/
Mała kolebka ze śpiącą dzieciną,/
Oszczep starego i kądziel niewieścia./
Po ziemi kury chodziły swobodnie,/
Krzycząc i dziobiąc ziarno rozsypane.
Ledwie podróżny przestąpił próg chaty/
I przed Kobolem wiszącym się schylił,/
Wyszła kobiéta, i zagrzała wodę,/
Ażeby nogi obmyć mu znużone;/
Parobcy z siana wysłali mu łoże;/
A młoda dziéwka już się u ogniska,/
Śpiewając, koło jadła zakrzątnęła./
Gospodarz słuchał Witola powieści,/
Dziwił się jego przez puszcze podróży,/
I prosił spocząć przy ogniu gościnnym;/
Lecz Witol śpieszył, i na pół dnia ledwie/
Dał spocząć nogóm, przyjąwszy gościnę;/
Znów się z południa w dalszą puścił drogę./
Sam gdzie nie wiedząc, wędrował jak wczora./
Ranek był letni, świéży i pogodny./
Wszyscy na pola do pracy wybiegli;/
On jeden tylko bez myśli i celu,/
Nie wiedząc dokąd szedł, nie wiedząc po co./
I w duszy smutno Witolowi było,/
Że nigdzie swoich, że nigdzie ojczyzny,/
I krewnych sobie, przyjaciół nie znajdzie,/
Że nie ma dokąd, nie ma iść do kogo./
Los, Kondycja ludzka, BohaterstwoCzasem wzrok tęskny ku niebu podnosił,/
Jak gdyby matki nieśmiertelnéj wzywał;/
A czasem ludu prostemu zazdrościł/
Cichego życia u siebie, ze swemi./
Na całym świecie on nie miał nikogo,/
Prócz jednéj ojca mogiły na Litwie;/
Ale gdzie była, i o niéj nie wiedział;/
I tam go może zasadzki czekały./
Myślał; i myśląc, na wspomnienie boju,/
Czuł, jakby go coś do ziemi wiązało;/
Czuł roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. jakąś w swojem przeznaczeniu,/
W walce z duchami, w nieskończonéj walce,/
Co go nad prostych wynosiła ludzi,/
Z nieśmiertelnemi bratając Bogami.
Reszta dni zeszła na dalszéj podróży./
Nic w niéj nowego Witol nie postrzegał./
Przechodził sioła i chaty pomijał,/
I gęste lasy porzucał za sobą,/
Darł się przez bory, przepływał przez rzeki;/
A ciągle w jedną kierując się stronę,/
Nie wiedział nawet, wielewiele --- tu: ile. od Romnowe/
Kraju go, błota i puszczy dzieliło.
Znów nadszedł wieczór. Ponad święteą rzeką,/
Która wśród gajów lipowych płynęła,/
Na Auszlawisa natrafił świątynię,/
I pustą, ale spokojną gospodę,/
A w niéj starego tylko wejdalotę,/
Co tam nad brzegiem żył z lichéj jałmużny/
I wędrowników pobożnych przyjmował./
Z nim święte jego GiwojteGiwojte (mit. litew.) --- gady święte. mieszkały,/
Kilku Żaltisów i stara RaupużeRaupuże (z litew. rupūžė) --- Ropucha../
On z niemi gadał, za nadrąza nadrą --- za pazuchą, w zanadrzu. je chował;/
Karmiąc i pieszcząc, Bogów w nich szanował./
Kapłan był stary. Stąpając po grzbiecie,/
Lata go zgniotły i w pół przełamały,/
I na policzkach, w zmarszczkach napisały/
Wszystko, co doznał, przebył i przecierpiał./
Zapadłe oczy jak przez mgłę patrzały/
Na świat, którego nie żądał już starzec;/
A usta w skargach i żalu skrzywione/
Zdały się boleć, nawet gdy milczały./
Suknię miał zwykłą wędrownych kapłanów,/
Starą, podartą. Ledwie na niéj ślady/
Białego szycia i pętlic potrójnych;/
A szerśćszerść --- sierść; tu zapewne: paski krowiej skóry, którymi obszyto brzeg ubrania. bydlęca od dawna po ziemi/
Wlokąc się, wszystka wytarła po krajach.
Smutny był wieczór w kapłańskiéj gospodzie./
Starzec wyglądał zwyczajnéj jałmużny,/
Prosił o litość, wzywał do wód świętych,/
Wróżbą go nęcił za małą zapłatę;/
Lecz widząc, że się młodzieniec opierał/
I kątek tylko w gospodzie uprosił/
Na niedowiarstwo i oziębłość ludu,/
I na zepsucie powszechne narzekał./
Sen nie brał powiek smutnego Witola;/
Nie czuł się jeszcze podróżą znużony./
A starzec smolne zażegał łuczywa;/
Ze skargi w skargę przechodząc i żale,/
Jął swego życia powiadać przygody.
Dawno już, temu lat nie wiém jak wiele,/
Urodziłem się na litewskiém siele,/
Z ojca i matki ubogich wieśniaków,/
Do roli, znoju, pracy przeznaczony./
Ale Auszlawis, co mnie wybrał z tłumu,/
Inną mi dolę na przyszłość gotował:/
Bo kiedym ojca trzodę gnał w pastwiska,/
Kiedy do żniwa młodego mnie brano,/
Nie czułem, żebym w tém życiu wieśniaczém/
Wytrwał do śmierci. Było Bogów wolą/
Wezwać mnie, żebym ludziómludzióm --- dziś popr. forma C. lm: ludziom. dopomagał/
Nie pracą moją, lecz modłami memi./
Kiedym lat doszedł, na poblizkiéjpoblizki --- dziś popr. pisownia: pobliski. wiosce/
Ojciec dorodną opatrzył mi żonę,/
I zapowiedział, że mi ją przeznaczył./
Posłali do niéj Pirszle i PirszlisaPirszle i Pirszlis (trad. litew.) --- swaty./
Nie była ona, tak, jak my, uboga,/
A jednak swatów przyjęto od ojca,/
I dano słowo, i piwem zapito./
Mnie nic jednakże do niéj nie wiązało:./
Bo chociaż młoda i piękna Baniuta,/
Choć nam jéj mieniem polepszyć się miało,/
Mnie cóś innego wówczas się marzyło:/
Co nocy bowiem Żaltis, Bogów poseł,/
Przychodził do mnie, kładł mi się na piersi,/
Spał ze mną, pokarm z méj ręki przyjmował,/
I znów nad rankiem w podziemia uchodził./
Poznałem, że mnie Bogowie wzywali,/
Ażebym kiedyś został ich kapłanem;/
Ale staremu nie mówiłem ojcu:/
Bo on ubogi nie byłby pozwolił,/
Mnie tylko mając pomocą na starość.
Po zapoinach długo się ciągnęło./
Ojciec na wojnę po zdobycz wyprawiał./
Mnie się na wojnę, równie jak do pracy,/
Serce gdzie indziéj wezwane, wzdrygało./
Lecz gdy kunigaskunigas (z litew.) --- xiążę., przez braci ścigany, /
Ognie wojenne po górach zapalił,/
Gdy w wszystkich wioskach zapłonęły stosy/
I młodzież nasza z oszczepyz oszczepy --- dziś popr. forma N. lm: z oszczepami. wybiegła,/
I jam iść musiał ze swojego sioła./
Wszystkich nas razem w bratni kraj wysłano/
Burzyć i palić, nim się wróg pozbiera./
I myśmy z łupem i jeńcy wrócili,/
Nim oni ognie wojenne zażegli;/
A siół spalonych dymiące się zgliszcza/
Za stosy wojny już im posłużyły.
Jam z częścią łupu do domu powrócił./
Było to mego przyborem wesela./
Obyczaje, ŚlubOjciec oznajmił rodzicóm Baniuty,/
Że w przyszły tydzień córkę im porwiemy/
I dwie sztuk bydła za posag zapłacim.
Nadszedł dzień. Stryja syn, mój keleweżekeleweże (trad. litew.) --- woźnica wojenny.,/
Dwa dziarskie konie do wozu założył/
I z przyjaciółmi po dziewkę pojechał./
Wzięli Baniutę na jéj chaty progu/
I wieźli do nas. Na naszéj granicy/
Ja sam, porwawszy żagiew zapaloną,/
A w drugą rękę kubek z piwem białém,/
OmenBiegłem ich spotkać. Trzykroć wóz obiegłem/
I trzykroć piosnkę zwyczajną śpiewałem:
Nie płacz, nie płacz po kryjomu,/
Łzómłzóm --- dziś popr. forma C. lm: łzom. swym nie daj biedzbiedz --- dziś popr. forma bezokol.: biec../
Jakeś strzegła ognia w domu,/
Będziesz u nas strzedzstrzedz --- dziś popr. forma bezokol.: strzec..
Ale, śpiewając, na twarz jéj patrzałem./
Łez tam nie było! Zaraz źle wróżyłem./
Która nie płacze po rodziców domu,/
I po mężowskiéj nie zapłacze śmierci./
Biegłem przed niemi, wróciłem do chaty,/
I smutny siadłem za zasłanym stołem./
Wtem Żaltis święty zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. ławy swą głowę/
Pokazał żółtą i do rąk mi przyszedł./
Smutniejszy jeszcze wziąłem go na piersi./
I we drzwi chaty niespokojném okiem/
Patrzałem. Aż ci turkot na podwórku./
--- Już keleweże wiezie pannę młodą! ---/
Wołają wszyscy i naprzeciw biegną./
On u drzwi konie zhukane porzucił,/
Wbiegł w izbę, i chciał na stołek wyskoczyć,/
Na który późniéj sadzą panną młodą;/
Ale się noga sękata złamała,/
Zśliznąłzśliznąć --- dziś popr.: ześliznąć. się, upadł, i z rozbitą głową/
W komorze z strachu ukryć się poleciał./
Zła to jest wróżba. A gdy weszli drużby,/
Musiano drugi stołek przygotować,/
Żeby Baniutę pośród nich posadzić./
Tak Mergu WakarsMergu Wakars (trad. litew.) --- Dziewic wieczór. przeszedł niewesoło:/
Bo przyjaciele biegali za bratem,/
Chcieli go wybić za złą wróżbę skoku;/
A stary swalgonswalgon (trad. litew.) --- kapłan weselnych obrzędów. kiwał smutnie głową;/
I, chociaż milczał, dość mówił wejrzeniem;/
Odmową wróżby już dla nas źle wróżył./
Obyczaje, Pozycja społecznaSzły potém dziéwki z Baniutą do dworu,/
Z ofiarą panu, smutną pieśń śpiewając,/
Prosząc, ażeby dziewictwo poddanki,/
Dał się przebłagać, mężowi darował,/
Albo datkami pozwolił okupić./
Lecz srogi pan nasz śmiał się z dziéwek pieśni,/
Len, miód i kury, podarki wykupne,/
Nazad dziewczętóm wyrzucił pod nogi,/
A narzeczonéj kazał na noc zostać.
Jam smutny siedział, kiedy brat przyleciał/
Zdyszany, niosąc od dworu nowinę:/
--- Baniuta na noc we dworze została./
Wykupnym datkiem pan wzgardził, nie przyjął,/
Wianek zielony podeptał nogami,/
Na płacz i jęki śmiechem odpowiedział. ---
Cała się chata krzykami rozległa./
Zeszli się starcy, zbieżeli się młodzi;/
Swalgon cóś mruczał, nie mogąc poradzić;/
Staruchy cicho po kątach szeptały;/
A jam sam jeden za stołem pozostał./
Widziałem, jak się młodzież ze mnie śmiała,/
Jak wszyscy na mnie ukosem patrzali./
Jak ojciec, chodząc, załamawszy ręce,/
Próżno do Bogów modlił się domowych,/
A matka w kącie przy ogniu płakała.
--- I ja --- myślałem --- od pańskiego łoża/
Wezmę Baniutę z wiankiem rozerwanym!/
Ja miałbym żyć z nią! przyjąć ją za żonę!/
Nigdy! nie? nigdy! Lepiéj uciec z domu! ---
Ta myśl ucieczki nie piérwszy raz w głowie/
Stawała mojéj. Nieraz mnie chęć brała/
Uciec od ojca do świętych ołtarzów./
Teraz to był mój ostatni ratunek./
Żaltis, co mi się na piersiach rozgrzewał./
Zdawał się jeszcze dodawać odwagi,/
Zdawał się wzywać do świętéj podróży.
Noc była, kiedy wyszedłem przed chatę./
Wokoło ludzie gwarzyli po cichu;/
Opodal znowu swawolny śmiech młodych/
Serce mi krajał, twarz wstydem oblewał./
Niepostrzeżony odszedłem od chaty,/
Biegłem do piérwszéj świątyni do Kowna,/
I w Antos służbę ołtarzy przyjąłem.
Wielem tam cierpiał w piérwszych lat posłudze!/
Bogowie moi przez ręce kapłanów/
Ciężkich prób po mnie z początku żądali./
Nie było nawet na modlitwę czasu ---/
Wodę mi nosić, drwa rąbać kazano,/
Ognia pilnować, kiedy wszyscy spali,/
Lub wejdalotómwejdalotóm --- dziś popr. forma C. lm: wejdalotom. sporządzać jedzenie./
Trudno tam piérwsze lata wytrwać było;/
Ale Auszlawis dodawał mi siły./
Karmiąc GiwojteGiwojte (mit. litew.) --- święte gady., łaskę ich zyskałem./
Ja jeden potém służyć im chodziłem,/
I mnie jednego w podziemnéj świątyni/
Nie sykiem, ale pieszczotą witały./
Z sługi zostałem świątyni strażnikiem./
Lżejsze to życie. Ale mi niedługo/
Ostatek siły odebrały Bogi./
Musiałem tutaj, żebrając jałmużny,/
Nad świętą rzeką usiąść śmierci czekać. ---
Tęsknota, Ojczyzna--- I więcéj swego nie widziałeś sioła? ---/
Zapytał Witol starego kapłana./
--- O! raz tam byłem przechodem --- rzekł cicho,/
W lat dziesięć może po ucieczce z domu./
W jesienny wieczór ujrzałem przed sobą/
Rodzinną wioskę; i anim z radością,/
Anim ją z żalem ujrzawszy, powitał;/
Byłem jéj obcy: bo tu moja dusza/
Srodze się łzami i wstydem napiła./
Szedłem bez myśli; a ludzie przede raną/
Nizkonizko --- dziś popr. pisownia: nisko. się, prosząc o zdrowie, kłaniali./
Niejeden podał ubogą ofiarę,/
Niejeden prosił o popiół z ołtarzy,/
Nikt mnie nie poznał, jam wszystkich zapomniał.
Tak wolnym krokiem przyszedłem przed chałę;/
Alem ją znalazł pustą, drzwi podparte,/
Dymnik zwalony, płoty wywrócone,/
I sadek pusty; tylko śmiecia kupa/
Zielonym chwastem porasta wysoko;/
Psa nawet w chacie opuszczonéj szczeku,/
Ni żywéj duszy odgłosumodgłosum nie słyszał --- nie słyszałem odgłosu. nie słyszał.
--- Cóż to --- spytałem --- w téj chacie się stało?/
Czy Krajwa umarł? gdzie żona i córka? ---/
--- Wszyscy umarli --- rzekł mi jakiś starzec ---/
Wszyscy, bo straszny był tu mór przed rokiem./
Mówią, że Bogi za syna się mściły,/
Który gdzieś uciekł od żony daleko,/
Uciekł w dzień ślubu i więcéj nie wrócił. ---
Poszedłem daléj; i nic mnie już we wsi,/
I nic na świecie nigdzie nie wiązało./
Więcéj do sioła nigdym już nie wrócił. ---
Tak mówił starzec; a Witol go słuchał/
I jego myśli ze swojemi bratał:/
Bo i on także sam jeden był w świecie;/
Ale inaczéj czuł sieroctwo swoje,/
Które na piersi srodze mu ciężyło.
Znużony kapłan usnął, pieszcząc węża;/
A Witol, widząc wschodzącą jutrzeńkę,/
Nadziawszy wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., wziął miecz i szedł daléj.
Trzeci dzień drogi, jak piérwsze, upłynął;/
Lecz kraj weselszy roztoczył się wkoło,/
I lud weselszy śpiewał pieśni żniwa;/
Po drodze uczty dożynek spotykał;/
Wszędzie go sioła w gościnę wzywały;/
Chętnie z nim każdy rozłamał się chlebem/
I u ogniska piérwsze miejsce dawał./
Lecz gościnności Witol nie zażądał,/
Ani, przyjąwszy, odpoczywał długo:/
Nadludzka bowiem siła w nim mieszkała./
Szedł, nie czuł znoju, nie chciał odpoczynku,/
I brnął przez rzeki, cisnął się przez lasy,/
Gałęźmi wkoło uściełając drogę./
Jeśli mu w ręku nie starczyło siły,/
To miecz, cudowny dar Krewe Krewejty,/
Jak najwierniejszy druh mu dopomagał,/
I drogę trzebił, i wrogów odganiał.
Znowu się miało do zmroku, gdy Witol/
Szukał oczyma na nocleg gospody./
Ale dokoła nigdzie jéj nie było./
Wśród lasu tylko wydarte nowinynowina --- tu: ziemia świeżo wykarczowana, uprawiana po raz piérwszy./
Świeciły, kopy żółtemi nasiane,/
Których nikt nie strzegł od źwierza i szkody./
Głuche milczenie zaległo opodal./
Dziwił się Witol, nigdzie budy, nawet/
Biednéj strażnika nie widząc chrominy;/
Aż na zakręcie ujrzał dwór wysoki/
Na wzgórzu, które dwie rzeki odnogi/
Pomiędzy siebie, ściskając się, wzięły./
Dokoła z dębu i sośniny bite/
Wysokie płoty wejścia jego strzegły,/
Czarnemi ściany dworzec opasując./
Nad niemi nigdzie zielonéj gałęzi,/
Nigdzie nie było wierzchołka drzewiny./
Który by smutny wierzch góry umajał./
Biały dwór tylko zza płotów wyglądał./
Ściany miał z cisu, dębu i modrzewia./
Dach czarném darnemdarn (tu r.m.) --- darń (r.ż.). wysoko ubity;/
A dymnik jeden, jak paszczęka smoka,/
Wysoko ponad górą się wynosił./
Przez wązkiewązki --- dziś popr. pisownia: wąski. rzeki od drogi koryto/
Wątły most wewnątrz zamczyska prowadził./
Na nim straż zbrojna w oszczepy okute,/
Z łukiem na plecach i procą u pasa,/
Milcząca stała i wejścia broniła.
Tę niegościnna górę z podziwieniem/
Zmierzył podróżny; potém na most śmiało/
Wszedł i jednego ze straży zapytał:/
--- Czyj to dwór? bracie! Czy pan wasz gościnnie/
Przyjmie na nocleg błędnego wędrowca? ---
Strażnicy oba po sobie spójrzeli;/
A jeden potém na szaty przychodnia/
Zwróciwszy oczy, potrząsnąwszy głową,/
--- Idź --- rzekł mu --- daléj. Tu przyjmą podróżnych/
Ale nie takich, jakoś ty, mój bracie! ---/
--- Jakichże przecię? --- zapytał go Witol./
--- Przyjmują u nas bogatych, z orszakiem./
Wówczas kunigas z napełnionym rogiem/
Sam na most wyjdzie witać w Peskij imieimie --- dziś popr. forma: imię../
Ubogich każe na sioła odprawiać./
Albo.... --- I reszty nie dokończył strażnik./
--- Czyliż to nié ma --- Witol odpowiedział --- /
Ubogim u was położyć gdzie głowy? ---/
--- O, jest! --- z uśmiechem rzekł strażnik szyderskim ---/
Ale na twardém w podziemiach posłaniu./
Kunigas Raudon niewolników łapie,/
I niemi puste wioski i zamczyska/
Osadza swoje; lub w tłumie żołnierza/
Pędzi ich potém w dalekie wyprawy./
Kto tu raz obcy przez ten most przechodzi,/
Nazad się chyba z dybami powróci,/
Płacząc nad stratą najdroższéj swobody,/
Próżno w rodzimą poglądając stronę./
Chcesz gościnności? --- dodał żołnierz cicho ---/
W imię Nemejas daję radę tobie:/
Uciekaj prędzéj i szukaj jéj daléj./
Teraz wiész wszystko. Idź, wędrowcze, zdrowo,/
Ani się nawet na zamek oglądaj./
Aby cię jeszcze daleko na drodze/
Nie postrzegł Raudon i gonić nie kazał. ---
A Witol na miecz u boku zwieszony/
Spójrzał, pomyślał, i nie chciał uciekać./
--- Idź --- mówił strażnik. --- Wieczór się przybliża,/
Kunigas z łowów powróci niedługo;/
Biada ci będzie, gdy cię tu zasianie. ---/
--- Jam wolny człowiek --- Witol odpowiedział./
--- Cudzyś, czy wolny, nie będzie się pytał./
Wolny być możesz, tak jak kot Liethuwy,/
A on cię w dyby zabije dlatego:/
Bo mu potrzeba wiele jeszcze ludzi./
Bo się nikogo na świecie nie boi,/
W litewskich Bogów potęgę nie wierzy. ---
Witol się oparł na mosta poręczy/
I słuchał straży. Wtém z lasu świstanie/
Dało znać, że już kunigas przybywał,/
I na sokoły wzlatujące wołał,/
Aby na pięści sokolnika siadły.
Witol stał jeszcze. Na próżno go straże/
Pchały od mostu. Zszedł tylko na drogę/
I siadł na świętym podróżnych kamieniu./
Wtém z lasu kilka puściło się koni./
Jeden na przedzie. Na nim jechał krępy,/
Barczysty, włosem, jak niedźwiedź, porosły,/
Kunigas zamku i siół okolicznych./
Pod brwią rzęsistą małe jasne oko,/
Jak ślepie wilcze wśród nocy, błyskało./
Brodę miał rudą, i rude kędziory/
Po barkach jego na suknię spływały./
Na głowie kołpak szkarłatny ze złotem,/
Na piersi łańcuch misterną robotą,/
Miecz miał u boku wielki obosieczny./
Siedział na koniu pod niedźwiedzią skórą,/
Która po ziemi srébrnemi pazury/
Wlokła się, pyły podnosząc po drodze./
Z prawego boku, na złocistym sznurze,/
Łuk w sahajdaku ze strzałami wisiał,/
Siekierka z stali i nożnoż --- dziś popr. pisownia: nóż. w srébrnéj pochwie./
Za nim jechali bajoras i smerdybajoras i smerdy --- dworzanie księcia, wasale.,/
Na małych koniach, w bogatéj odzieży,/
W szłykach wysokich, z łukami, drzewcami;/
Za niemi dworscy z oszczepami w ręku:/
Sokolnik, wabiąc świstaniem sokoły;/
Psiarz, co ogary ciągnął na łańcuchu,/
I kilku lóznychlózny --- tak w tekście źródłowym; dziś popr. pisownia: luźny (tu określenie sługi nie pełniącego żadnej wyznaczonej funkcji)., wlokących się z tyłu.
Już się zbliżali. Wtém Raudon, ujrzawszy,/
Że któś na drodze przeciw zamku siedział,/
Przypuścił konia i zbliżył się nagle./
--- Ktoś ty? --- zapytał zagniewanym głosem./
--- O wielki Panie! --- Witol odpowiedział ---/
Jestem ubogi, z daleka podróżny. ---/
--- I zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. idziesz? --- Raudon nań zawoła./
--- Z świętego idę Romnowe, gdzie właśnie/
Krewe Krewejto za nasz lud się spalił. ---/
--- A dokąd? po co? czy cię kto posyła? ---/
Kunigas głosem zbadywałzbadywać --- dziś: badać, wypytywać. go groźnym./
--- Idę, gdzie zechcę --- rzekł Witol spokojnie./
--- Słyszysz?! --- znów Raudon do swego orszaku. ---/
A! na Perkuna! jeszczem w mojem życiu/
Takich słów do mnie rzeczonych nie spotkał! ---/
I śmiał się dziko. Pochlebcy patrzali,/
I na wzór pański śmieli się półgłosem,/
Wzgardliwém okiem patrząc na młodzieńca./
--- Gdzie chcesz, tam idziesz; lecz dokąd i po co?/
Na to mi musisz odpowiedzieć przecię./
Czy służby szukasz? czyś uciekł od pana? ---/
--- Ja nie mam pana, nikomu nie służę ---/
Odrzekł mu na to Witol z oburzeniem./
--- Otoż Liethuwi kot siedzi przed nami! ---/
Zakrzyknął Raudon, zbliżając się jeszcze./
--- Wolny! bez pana! nie służy nikomu! ---/
A wzrok wlepiając w młodzieńca, pomruknął:/
--- Szpieg może jaki od moich sąsiadów?! ---
Witol, nie wstając z kamienia, go słuchał,/
I, jakby nie chcąc, z wolna odpowiadał./
--- Kędyż na nocleg idziesz? mój podróżny! ---/
--- Gdzie zechcę. Może tutaj przenocuję. ---/
--- A mnie nie prosisz nawet o gospodę?/
Moja to ziemia, mój to zamek przecię;/
Gdzie złożysz głowę, kraj to mój jest cały./
Uderz mi czołem i proś mojéj łaski. ---/
--- Zamku nie proszę, a droga każdemu/
Wolna jest wszędzie. Wszakże Kielo-DewasKielo Dewas (mit. litew.) --- bóg podróżnych.,/
Nie wy, téj ziemi kawałka jest panem./
Jeśli wśród drogi spocznę utrudzony,/
To jego, nie was, będę o to prosił,/
I jemu, nie wam, za to podziękuję. ---
Kunigas słuchał; małe jego oko/
Coraz jaskrawiéj z gęstych brwi błyskało;/
I do swych ludzi nieraz się obrócił,/
Usta otwierał i znowu zamykał./
--- Lecz --- rzekł, miarkując rosnący gniew w sobie ---/
Kiedy kunigas do zamku poprosi,/
Kiedy wyniesie gościnności czarę,/
Czyliż podróżny obojga odmówi,/
I woleć będzie kamienne posłanie/
Nad miękkie łoże na zamku gościnnym,/
I zimny nocleg nad moje ognisko,/
A rosę nieba nad róg z piwem białém? ---/
--- Jeśli kunigas --- rzekł Witol spokojnie ---/
Do swego zamku podróżnego zwabi,/
Żeby go okuć w dyby, w loch posadzić,/
Albo go gwałtem potrącić w niewole,/
Czyż ma podróżny za miękkie postanie./
Miejsce u ognia i róg z piwem białém/
Swobodę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. na wieki zaprzedać? ---
--- Co?! --- wrzasnął Raudon --- a zkadżeśzkądżeś --- dziś popr. forma: skądżeś. to słyszał?/
Zkąd wieści takiéj, nieszczęsny, dostałeś?/
Na swoję zgubę wyrzekłeś te słowa!/
Sameś już wyrok napisał na siebie./
Pójdziesz mi za to w podziemia zamkowe! ---/
Skinął na sługi. Skoczyli ku niemu;/
Ale, jak gdyby niewidzialną siłą/
Pchnięci, czekali, aż znowu rozkaże./
--- Wziąć go i okuć, wsadzić do ciemnicy ---/
Wrzeszczał kunigas, wskazując go ręką./
Znam go. To zbiegły z moich siół niewolnik,/
Wojenny jeniec, poganin z północy,/
Co przyszedł jeszcze urągać się ze mnie./
Słyszycie! --- Słudzy rzucili się śmiało;/
Lecz Witol dobył miecz Krewe Krewejty,/
Który, jak piorun, w rękach jego błysnął,/
Pokrwawił śmielszych, zdruzgotał oszczepy,/
I wszystkich strachem odepchnął od siebie;/
Sam się znów oparł na świętym kamieniu,/
I, poglądając w Raudona oblicze,/
--- Taka to --- rzecze --- jest Litwy gościnność!/
Tak to, kunigas, wolnych łapiesz ludzi!/
Tysiąc ich może spętałeś zdradliwie./
Mnie mieć nie będziesz, ja ci się obronię. ---/
Słyszał to Raudon i podniósł siekierę,/
Sam już z nią piérwszy na Witola leciał;/
Tuż za nim ciżba sług się posunęła,/
Z hałasem, krzykiem, wzniesionemi drzewy./
On stał, i mieczem słoniącsłonić --- dziś: osłaniać, chronić. się święconym,/
Czekał napaści. --- Widzieli Bogowie,/
Żem cię nie wyzwał --- rzekł --- szedłem swą drogą,/
Piérwszym cię słowy złemi nie znieważył.Piérwszym cię słowy złemi nie znieważył (daw.) --- nie znieważyłem cię jako pierwszy złymi słowami./
Niechaj mi teraz Kawas dopomoże,/
I Kielo-Dewas opiekun podróżnych!/
Niechaj przez moje ręce Perkun mściwy/
Za tyle ofiar pomstę ci wymierzy! ---
Mówił, i pędem rzucił się na niego,/
Konia za głowę pochwycił, powalił,/
A wzniósłszy oręż, Raudona za kudły/
Czérwone strząsnął i na cięcie mierzył./
Gdy słudzy z tyłu chwycili za nogi,/
I oba razem walczący upadli./
Naówczas walka wszczęła się zajadła./
Silny, jak niedźwiedź, kunigas go chwycił,/
Rękami na wpół przejął i ucisnął;/
Ale w téj chwili uczuł miecz na gardle,/
I chrapiąc --- Przebacz! --- ze strachem zawołał./
--- Precz! słudzy! z dala odstąpcie ode mnie! ---/
Rzekł Witol. --- Jeśli dotknie z was mnie który,/
Ja go zabiję! Precz! --- powtórzył jeszcze./
I --- Precz! --- wybąknął drżącym gniewu głosem,/
Szarpiąc się Raudon pod mieczem cudownym,/
Który już zimném ostrzem go dotykał./
Pierzchnęli słudzy, a Witol kolanem/
Ścisnął mu piersi, nie zdejmując miecza./
--- Przysiąż mi --- rzecze --- na ojca i matkę,/
I na Perkuna, i na głowę twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją.,/
Że więcéj słabych nie skrzywdzisz podróżnych,/
Że tych, coś okuł, rozpuścisz dziś jeszcze;/
Przysiąż; lub chwila, a duch twój Pokole/
Poniesie szarpać w podziemnym Pragarze. ---
Z przestrachem słudzy, stojąc w oddaleniu,/
Przysięgi pana swojego słuchali;/
A Raudon, drżący z wstydu, niewyraźnie,/
--- Kad man Perkunas sumusztuKad man Perkunas sumusztu (z litew.) --- Bodaj mnie Perkun zabił. --- wyjąknął.
Naówczas Witol zdjął z piersi kolano/
i miecz od gardła cudowny odsunął./
Kunigas, złością i wstydem miotany,/
Strząsnął pył z sukni; a potém, spójrzawszyspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć.,/
Jak Witol w inną odwraca się stronę,/
Znów się nań rzucił i znów go pochwycił.
--- Słyszeli BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie., przysięgałeś krzywo! ---/
Zawołał Witol, znów za miecz cudowny/
Chwycił się. Słudzy do pana przybiegli./
--- Precz! --- rzekł im Raudon --- ja go sam zabiję./
Śmiałeś mnie krzywoprzysiężcą nazywać!/
Albożemalbożem przysiągł --- tu: czyżbym przysiągł; przecież nie przysięgałem. przysiągł, że się mścić nie będę? ---
WalkaI oba znowu darli się, rzucali,/
Razem po ziemi, szarpiąc się, tarzali;/
A Witol miecza nie upuszczał z dłoni,/
I drugą ręką za barki chwyciwszy,/
Suknię mu przedarł i ciało wydzierał./
Zębami twarz mu rozognioną krwawił,/
Nogami trzymał i deptał pod sobą.
Naówczas łucznik najlepszy Raudona,/
Co nieraz strzelał jaskółki w polocie,/
Zmierzył się z dala do piersi Witola;/
A wtém się Raudon wysunął zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. niego ---/
Strzała mu w oku uwięzła żelazem.
Wrzasnął straszliwie, łucznik w las uciekał,/
Słudzy gonili, popłoch między dworem./
Witol, chwytając za gardło raz drugi,/
Miecz mu na sercu oparł, przebił suknie,/
I już się zmierzał ostatni cios zadać./
Usłyszał zdrajca chłodny pocałunek,/
I krew, jak ciepła, po piersiach spływała./
--- Puszczaj umie! --- wrzasnął --- puszczaj mnie! na Bogi!/
Jeśli masz ojca, na ojca zaklinam;/
Jeśli masz matkę, na wnętrzności maiki;/
Jeśli masz żonę, na pamięć twéj żony;/
Na imieimie --- dziś popr. forma: imię. Pramżu, na imie Perkuna,/
W imie litości! Ratujcie mnie, Bogi!/
O Markopole! wyrwij mnie od śmierci!/
Puszczaj! a powiedz, czego chcesz ode mnie?/
Przysięgi?? --- ja ci na wszystko przysięgnę. ---/
A Witol, mieczem cisnąc, rzekł powoli:/
--- Przysiężesz, żebyś połamał przysięgi!/
Nie chcę ja przysiąg; znam, co ci kosztująznam, co ci kosztują --- wiem, ile są dla ciebie warte.;/
Chcę śmierci twojéj i kary za zbrodnię. ---/
--- Któż jesteś? człeku! --- jękł Raudon boleśnie ---/
Czy duch Perkuna na zemstę przysłany?/
Czy brat mój, czyli niewolnik, co wczora?..../
Któś ty? Ach! puść mnie! Chceszli skarbów moich? ---/
--- Nic, tylko śmierci twéj, krzywoprzysiężco! ---/
A Raudon jęczał i rwał się zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. niego,/
Lecz słabiéj coraz. Krew płynęła z oka,/
Miecz mu tkwił w piersi, kolano cisnęło,/
I ręka wroga barki mu szarpała.
Opodal, w strachu zmięszanizmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. dworzanie,/
Jedni do zamku biegli, drudzy w lasy,/
Tamci krzyczeli, insi straż wołali./
Na most się ludu wielki tłum wytoczył;/
Co kto miał, porwał, i na pomoc biegli;/
Ale niespiesznie: bo wszyscy zarówno; ---/
Nienawidzili okrutnego xięciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę../
Wrzask jego, jakby ryk dzikiego źwierza./
Daleko się aż po lasach rozlegał./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. Witol chęć zemsty odmienił./
--- Puszczam cię --- rzecze --- lecz na noc dzisiejszą/
Przysiąż mi jeszcze bezpieczną gościnę. ---/
--- O, na me gardło przysięgam! lecz puszczaj!
Skrwawiony powstał, wyrwał z oka strzałę,/
Wlókł się do zamku; a za nim zwycięzca/
Szedł z wolna, milcząc; zwalane odzienie/
Otrząsał z pyłu i ze krwi ocierał./
Wszystek dwór pierzchnął na widok Raudona,/
Przed gniewem jego; dwóch tylko strażników/
Na moście stało w ponurem milczeniu./
Przeszli most razem, weszli na podwórzec./
Tu niewolników wynędzniałych tłumy/
Zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. wrót blademi patrzały twarzami/
I kląć się zdały milczącemi ustymilczącemi usty --- dziś popr. forma N. lm: milczącymi ustami..
Szedł Raudon naprzód, ściąwszy usta sine;/
Jęku nie wydał, nie przemówił słowa;/
W milczeniu tylko krew z oka wysączał,/
A drugiem czasem patrzał na Witola,/
Jakby go szukał i spotkać się lękał.
W przysionku słudzy naprzeciw wybiegli./
Jednych odepchnął, a drugich skinieniem/
W głąb domu Raudon przed siebie odprawił./
Witol, przeszedłszy próg piérwszéj komnaty/
I powitawszy Kobole zamkowe,/
Usiadł przy ogniu, który się wpośrodku/
Szérokim, smolnym płomieniem podnosił./
Wkoło ogniska ławy i kamienie,/
I stoły były z cisowego drzewa;/
Ponad nim otwór, przez który dym czarny/
Wijąc się, w kłęby ku górze unosił.
Raudon, chcąc ukryć wstyd i boleść swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/
Uciekł daleko do izby nałożnic./
Słudzy przynieśli miód w złoconym rogu,/
I ciepłą wodę na znużone nogi;/
Przyszły kobiéty pył otrząśćotrząść --- dziś popr.: otrząsnąć. z odzienia,/
Obmyć Witola i do stołu służyć./
Kunigas, hańbę swą kryjąc w komnacie,/
Już przed zwycięzcą więcéj się nie stawił;/
Lecz słychać było krzyk jego z podwórca,/
I widać było biednych niewolników,/
Skrwawionych ręką okrutnego paua,/
Pod gołém niebem w podwórzu leżących,/
Nagich i sinych od smagań i chłodu./
Najstarszy smerdasmerda --- wasal, dworzanin. z Witolem wieczerzał,/
Ale milczący, nie bawił rozmową,/
Ani do uczty wesoło zapraszał;/
Ledwie, podając, w róg usta umoczył,/
Ledwie mięsiwo podnosząc pieczone/
I placki białe, dotknął ich wargami./
Kobiéty także służebne milczały./
I nic nie było słychać, oprócz jęków,/
Które z podwórca przez okna wpadały,/
Szelestu kroków i trzaskania ognia./
Tak, choć wieczerza zostawiona suto,/
Choć nie brak było ni piwa, ni miodu,/
Przymusu tylko jéj nie dostawało./
Wszystko bez niego złém się wydawało.
Lecz noc nadbiegła, czas już spocząć było./
Smerda Witola do izby gościnnéj,/
Na drugi koniec domu poprowadził./
Tam go już ze skór niedźwiedzich posłanie,/
Ciepłe ognisko i dzban piwa czekał./
Witol się z mieczem u boku położył,/
I sen udając, dał wypocząć ciału/
Po trudach drogi i walki z Raudonem;/
Lecz sen prawdziwy nie zszedł mu na oczy./
Na próżno mrużył; znowu je odmykał,/
I niespokojny z łoża się porywał./
Słuchał, jak sowy, latając, huczały,/
I ogień trzaskał, i koguty piały./
Cicho na dworze; tylko czasem straże/
Wołały, budząc hasłem jedna drugą./
Wszystkie ich krzyki syn Mildy policzył,/
I wszystkie kurów piania, co, jak straże,/
Wśród cichéj nocy, wróżąc dzień, krzyczały./
Pomiędzy piérwszém a drugiém ich pianiem/
U drzwi powolne usłyszał stąpanie/
I jakby ciche szepty kilku ludzi;/
Powstał z pościeli, miecz w rękę pochwycił,/
Nastawił ucho --- znowu cicho było./
--- Czyli tam słudzy drzwi strzegli, czy może/
Raudon już jaką zasadzkę gotował ---/
Myślał, bo jego przysiędze nie wierzył./
Lecz cichość znowu, i szepty ustały,/
A wkrótce drugi raz Gajdisgajdis (z litew. gaidys) --- kur [kogut]. zaśpiewał.
Naówczas jakby kto ku drzwióm się zbliżał,/
Miękkiemi wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry. po podłodze stąpał,/
I szeptał cicho --- zdało mu się znowu./
Chwila --- podwoje cicho zaskrzypiały,/
I resztki ognia oświeciły twarze/
Raudona, smerdy i kilku siepaczy./
Nieśli oszczepy, siekiery i miecze,/
Dyby i powróz z łyka upleciony./
Weszli, stanęli u drzwi. Witol leżał,/
A dłonią drżącą od gniewu i złości/
Ściskał miecz, aż mu własną rękę krwawił./
Stali, patrzyli. Raudon krok postąpił/
I dał znak zbójcómzbójcóm --- dziś popr. forma C. lm: zbójcom.. Już go chwytać mieli,/
Gdy nagle Witol z łoża się pochwycił,/
I miecz podnosząc nad głową Raudona,/
Walka, Sługa--- Giń! zdrajco! --- krzyknął; i za jedném cięciem/
Szkaradna głowa, z wyłupioném okiem,/
Padła, tocząc się po twardéj podłodze./
Kadłub stał chwilę i chwiał się na nogach,/
Potém padł. Słudzy z krzykiem się cofnęli./
A ogień, nagle wznosząc płomień jasny,/
Drgające cielsko na ziemi oświecił,/
I miecz skrwawiony, i krew rozbryzganą.
Naówczas smerda i słudzy xiążęciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę./
Do stóp Witola czołem się rzucili./
--- Przebacz! --- wołali. --- Tyś pewnie jest Bogiem./
Przebacz nam! Myśmy rozkazów słuchali,/
Myśmy niewinni, on winien za wszystkich ---
--- Wynieście trupa --- Witol im odpowie ---/
Rzućcie w podwórzec, a moich rozkazów/
Czekajcie do dnia. Gdy dzień wejdzie biały./
Wstanę z posłania i wynijdęwynijść (daw.) --- wyjść. do was. ---
Wyszli, unosząc z sobą trup Raudona./
Witol gasnące podsycił ognisko/
I na zbroczonéj skórze się położył.
Ale zaledwie śmierci kunigasa/
Wieść się rozeszła, wszyscy się zbudzili,/
Krzykiem radosnym zamek się rozlega,/
Zażegli ognie, biegną niewolnicy,/
Ze łzami w oczach, płacząc, się ściskają,/
Kobiéty także i dzieci porwane/
Z siół okolicznych w tłumy się gromadzą,/
I jedni drugim nowinę tę niosą,/
I jedni drugim swobody winszują.
--- On krzywo przysiągł! Bogi go skarały! ---/
Wołają wszyscy. --- Będziemy znów wolni,/
Pójdziem do swoich, pójdziem do rodziny. ---
A kunigasa podli ulubieńce,/
Co wolę jego nad ludem spełniali,/
Okuci przez nich, związani, wybledli./
Wyroku śmierci zwyciężcyzwyciężca --- dziś popr.: zwycięzca. czekali./
Lecz i dzień nadszedł, Witol wstał z postania,/
Wyszedł w podwórzec i rzecze do ludu:/
--- Wy, niewolnicy, wracajcie do swoich;/
Tamci niech życie unoszą daleko./
Nic chcę ich karać. Ukarzą ich Bogi./
Łzy wezmą za łzy, krew za krew przelaną./
Nim ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. ujdziecie, w cztéry zamku rogi/
Podłóżcie ogień, dzielcie się skarbami./
Mnie tylko topór, łuk, i róg, i konia,/
Białe sokoły, psy jego zostawić./
Resztę wam daję. Niech z téj wilczéj nory/
Nic nie zostanie, prócz garści popiołu. ---/
Rzekł, a radośnymradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. krzykiem tłum powtórzył/
Rozkaz i dzięki. Rozbiegli się razem./
Co kto mógł, chwytał, zabierał, unosił:/
Ci drogie skóry, bursztynowe czary,/
I szaty jasne, i konie, i miecze;/
Inni sztabami kruszec drogi nieśli,/
Drogie kamienie przygarściami brali,/
Sobolém futrem grzbiety nawieszali,/
Świetnemi szłyki ubierali głowy./
Zgiełk, zamięszaniezamięszanie --- dziś popr. pisownia: zamieszanie. w podwórcu zamkowym./
A Witolowi topór złotem kuty,/
I łuk przynieśli ogromny Raudona,/
I róg, z którego białe piwo spijał,/
I dwa sokoły do łowów uczone,/
I dwa ogary, za które przed rokiem/
Raudon stu ludzi zaprzedał w niewolę./
Koń, BogactwoPotém mu konia przywiedli zza morza,/
Którego Raudon, jak drogiego skarbu,/
Pilnował okiem matki i złodzieja,/
W ozdobnéj stajni trzymał, z rąk go karmił,/
Zrebiec był wielki, czarny, białogrzywy;/
Łeb na wyniosłym karku dumnie nosił;/
A z niego dwojgiem zapalonych oczu,/
Jak król, wzgardliwie po światu spoglądał;/
U kopyt złote brzęczały podkowy;/
Na grzbiecie skóra nieznanego źwierza,/
Połyskująca włosem najeżonym,/
Aż ponad ziemię zwieszona spływała;/
Uzdę ze złota czystego miał laną,/
Drogim kamieniem na głowie sadzoną.
Tego mu konia niewolnicy wiedli,/
I, bijąc czołem, całując po nogach,/
Uzdę do ręki Witola podali./
--- Dla ciebie, Panie, koń ten --- powiedzieli ---/
Pewnie się zrodził, chodowałchodować --- dziś popr. pisownia: hodować. i czekał./
Tobie, kunigas, dosiąść go przystoi./
On cię, gdzie skiniesz, poniesie na wojnę,/
Albo do twoich, do twojéj rodziny./
Raudon go niegdyś nad wszystkie przekładał./
Nie było w stadach, i w skarbie nie było,/
Coby on więcéj, coby równie cenił./
Dawno już jakiś czarownik go xięciuxiążę --- dziś popr. pisownia: książę./
Przywiódł zza morza; i wziął tyle złota,/
Ile go cztéry pociągnęło byki./
Pieścił go Raudon, a rzadko nań wsiadał:/
Bo Jodź, gdy uczuł pana na swym grzbiecie,/
Zżymał się, spinał i o ziemię zrzucał./
Mówili ludzie, że w nim duch zaklęty/
Mieszka, i przezeń nawet się odzywa./
Często kunigas w nocy szedł do stajni;/
Ludzie słyszeli, jak z koniem rozmawiał. ---
Wziął Witol uzdę, za grzywę pochwycił,/
Jodź go powąchał i potrząsnął sobą,/
Potém uklęknął i rękę polizał./
Naówczas słudzy, co na to patrzali,/
Znów przed Witolem upadli na twarze./
--- To Bóg jest pewnie! Bóg to jest --- wołali!
On na posłuszny grzbiet rumaka skoczył;/
A widząc, że już uniesiono skarby,/
Że lud się w pola radosny rozbiegał,/
Rozkazał ogień podłożyć w zamczysko,/
Ażeby pamięć tylko po Raudonie/
Została w zgliszczu, zwaliskach i rumierum --- tu: rumowisko, ruiny.;/
Skinął --- i zewsząd ognie wybuchnęły;/
Zerwał się wicher, co je gnał ku sobie/
I kręcił niemi, po dachach i ścianach/
Rozdymał płomień, a zemstę przyśpieszał./
Ludzie już z zamku tłumem uciekali,/
Wiodąc i niosąc, co komu przypadło:/
Ten konie, tamten bydło, tamten szaty,/
Ów oręż, inny kruszec, inny zboże./
Witol, usiadłszy na Jodzia, powoli/
Wyjeżdżał z niemi, wpośród tłumu krzyków/
I błogosławieństw, któremi mu drogę/
Usłali ludzie, wiodąc go oczami,/
Jak bóstwo jakie. Kiedy już ostatni/
Przez most przebiegli, runęły mośnice,/
I ściany zamku, dachy i dymniki;/
Gęsty dym w górę puścił się kłębami,/
Potém buchnęły płomienie, objęły/
I całkiem w sobie ukryły zamczysko,/
Nad którem tylko sowy i --- puhaczepuhacz (daw., por. ros. pugat': straszyć) --- dziś popr. pisownia: puchacz.,/
I głodni krucygłodni krucy --- dziś popr. forma: głodne kruki., krakając, wzlatali.
Gdy się znów Witol obejrzał za siebie,/
Kupę już gruzów dymiącą się tylko/
I lud w dolinie ujrzał rozpierzchniony./
Naówczas konia na drogę skierował./
Jodź potrząsłpotrząsł --- dziś popr. forma: potrząsnął. głową, podniósł ją, poleciał.
Leciał koń, leciał z nozdrzyz nozdrzy rozdartemi --- dziś popr. forma N. lm: z rozdartymi (tj. rozszerzonymi) nozdrzami. rozdartemi,/
Spienionym pyskiem, rozpuszczoną grzywą;/
Pod kopytami jego tuman pyłu/
Wznosił się, kręcił i jeźdźca okrywał,/
Potém za koniem zostawał daleko,/
Gonił go chwilę i padał bezsilny./
Wiatry, po bokach chyląc się, świszczały,/
I, dziwiąc biegu, w tyle zostawały./
A z oczu jeźdźca prędko znikły zgliszcza,/
I okolica, i włości Raudona./
Jakby na skrzydłach ptaka uniesiony,/
Dziwił się Witol szybkiemu lotowi:/
Bo koń i ziemi, zda się, nie dotykał,/
Nie czuł wędzidła, jeździec mu nie ciężył,/
Przez drogi, bez dróg, doliny i gaje/
Silną się piersią przedzierał, jak strzału.
Lot, Koń, PodróżZaledwie Witol ujrzał wieś przed sobą,/
Już jéj nie było, już za nim znikała./
Rzeki jak wstęgi migały srébrzyste;/
Gaje, jak wieńce z zieloności wite;/
Pola, jak żółte i czerwone plamy./
Ponad nim chmury pędzone wiatrami/
Stać się zdawały, i milcząc poglądać; /
A ziemia, jakby zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. stóp uciekała,/
Kręcić się, zwijać, w tył cofać zdawała./
Ogary jego daleko zostały,/
Sokół gdzieś w lesie uwiązł na gałęzi./
Sam jeden Witol leciał bez oddechu,/
Nie wiedząc, gdzie go dziki koń poniesie./
Coraz przez nowy pędząc kraj nieznany,/
Czuł, jak mil wiele za nim już zostało./
Wieczór, SłońceSłońce się nawet na zachód skłaniało,/
I w chmur drużynie różowych, złocistych,/
Jak młoda xiężnaxiężna --- dziś popr. pisownia: księżna. śród swych dziewek dworu,/
Kiedy ją wiodą do chłodnéj kąpieli,/
Coraz łagodniéj na ziemię patrzało,/
Coraz się miléj ziemi uśmiechało./
Widać, już wozu jego gasły ognie,/
Już odpoczynku zbliżała się chwila;/
Nad lasów wierzchy czerwone od znoju/
Chylić się zacznie, i patrzy, i stoi,/
Jak gdyby jeszcze żałowało ziemi/
Opuścić drogiéj, jakby ją żegnało;/
I jeszcze długo patrzało pół-okiem,/
Tęskno, łagodnie; aż nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. tylko/
Koronę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. zostawia na niebie,/
A samo wpadło do chłodnéj kąpieli./
Potém się odblask ognistego wozu/
Świecił czerwono na srébrnych obłokach./
Po drugiéj stronie ukradkiem twarz bladą/
Niewierny słońca mąż, xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc., pokazał,/
I smutny wyszedł z skrwawioném obliczem/
Błądzić po niebie do wschodu jutrzenki./
A WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna. wyszła go szpiegować,/
I Żwajgzdunokiéj zapalone ręką/
Tysiąc gwiazd innych błysło z chmur osłony./
Drużyna słońca, obłoki złocone,/
Z niém razem zeszły do mokréj kąpieli,/
Czysty już błękit; czasem tylko czyja/
Gwiazda upadnie; drogę złotolitą/
Za sobą pisząc, leci do mogiły,/
I gaśnie blada z ostatnim oddechem/
Tego, którego przyświecała głowie.
Noc była cicha i niebo pogodne,/
Szumiały lasy. Nie wiatr rzucał niemi,/
Same tak sobie po cichu szeptały,/
Kołysząc do snu gałęźmi staremi/
RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. pod ich czarną korą skryte./
A koń, parskając, biegł daléj i daléj./
Nic go zatrzymać nie mogło śródśród (daw.) --- wśród; tu: w czasie, podczas. biegu./
Zdawał się coraz nowycb sił nabierać,/
Zdawał się coraz prędzéj lecieć jeszcze./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. zwolnił błyskawicy biegu,/
I coraz stąpał powolniéj, ostróżniéjostróżniéj --- dziś popr. pisownia: ostrożniej../
Przebywał puszczę; wybiegł na dolinę,/
Na któréj wielka ciemniała mogiła;/
Parsknął i stanął; a Witol odgadnął./
Po biciu serca, po duszy przeczuciu,/
Że to był ojca jego grób, Romojsa./
Koń, WiernośćKoń pysk spieniony ku panu zawrócił,/
Stanął; a Witol, zeskoczywszy z niego,/
Zdjął uzdę, i rzekł, wolno go puszczając:/
--- Czuję, że to jest ojcowska mogiła./
Ty, coś mnie tutaj przyniósł na swym grzbiecie,/
Bądź za to wolny; leć, gdzie stada dzikie;/
Leć, o mój Jodziu, kędyśkędyś się urodził --- tam gdzie się urodziłeś. się urodził. ---
A koń, jak gdyby tę mowę rozumiał,/
Podniosłszypodniosłszy --- dziś popr.: podniósłszy. głowę, oczy nań obrócił,/
Potrząsnął grzywą i zakopał nogą,/
I znów szedł za nim do ojca mogiły./
Kiedy się Witol ku niemu obrócił, /
On głowę oparł na ramieniu pana,/
I stanął smutny, jakby myśli jego/
Pojmować umiał, potrafił podzielać;/
A okiem w oczy Witola wlepioném/
Mówił mu: --- Panie! nie chcę cię porzucić,/
Pójdę za tobą, nie odstąpię ciebie.
Niepewny, drżący szedł Witol do grobu,/
Szukał drzwi jego z południowéj strony,/
I znalazł kamień, który je przypierał,/
Dzikiemi chwasty pokryty i zielem./
Xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. się właśnie podnosił zza chmury/
I dał mu runy wyczytać grobowe./
Ze drżeniem serca ujrzał ojca imieimie --- dziś popr. forma: imię./
Jeszcze starości nieporosłe mchami,/
W górze dwa węże, godło jego rodu./
Padł syn naówczas, i gorzkiemi łzami/
Polał mogiłę, jęknąwszy boleśnie;/
Modlił się BogómBogóm --- dziś popr. forma C. lm: Bogom., cieni ojca wzywał.
--- Ojcze! --- zawołał --- zlituj się nad synem!/
Zejdź z tamtych światów na twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją. mogiłę/
I ukaż mu się w dawniejszéj postaci!/
Oto cię błagam! oto cię przyzywam/
Usty i sercem, modlitwą i łzami!/
Ojcze mój! pokaż twarz swoję z mogiły!/
Niech ją raz ujrzę, raz na życie całe./
Potém polecę, w sercu ją poniosę,/
Jak złoty pieniądz, co do grobu kładą/
Na długą drogę wieczności umarłym./
Jeśli żal tobie dziadów twoich cienie,/
Albo wesołą biesiadę z MurgamiMurgowie (mit. litew.) --- rycerze polegli w boju [tj. duchy szczęśliwe; Red. WL].,/
I łowy miłe na chwilę porzucić,/
Powrócisz, ojcze! na wieczność powrócisz!/
Niechaj ja ujrzę twoję twarz promienną,/
Choćby tak krótko, jak blask błyskawicy./
Jak strzałę gromu, co pada i znika./
Matka raz do mnie z nieba się spuściła,/
A tyż ni razu mnie się nie ukażesz?/
Ja zemstę Bogów tu za ciebie noszę,/
Ja zn twą winę błąkam się po ziemi/
I walczę z duchem wysłańcem Perkuna./
Ojcze! ty wszystko nagrodzisz synowi,/
Życie zasłodziszzasłodzić --- tu: osłodzić., do walki zagrzejesz,/
Jeśli mu tylko ukażesz twarz swoję! ---/
Westchnął i spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., płakał i narzekał./
Wizja, Modlitwa, Ojciec, SpotkanieWtém na niebiosach coś błyskać zaczęło,/
I białe cienie na białych rumakach,/
Krając powietrze skrzydłami białemi,/
Ponad mogiłę wzleciały. Syn spójrzał,/
Wyciągnął ręce, srébrne łzy wylewał./
A drogą mléczną lecieli ku niemu:/
Ojciec na przedzie, w złotem litéj szacie,/
Promienny cały; po trzy gwiazd miał w ręku,/
Jedną na czole, a na piersi jedną;/
U boku jego złoty miecz zwieszony,/
I łuk z strzałami chwiał mu się na barkach;/
Zniżał się, zniżał, stanął na mogile;/
A za nim orszak jego towarzyszy,/
Jak on, na koniach białych i skrzydlatych./
Stanęli. Witol padł na twarz przed ojcem./
--- Ojcze! --- rzekł, wznosząc spłakane oblicze ---/
Dozwól się dosyć napatrzyć twéj twarzy./
Niech się jéj obraz na duszy wyryje,/
Abym go nosił życie moje całe;/
Ażebym, jeśli na Dungus przylecę,/
Jeśli do wschodniéj powrócę krainy./
Piérwszego poznał, piérwszego powitał!/
O, lżéj mi będzie walczyć teraz z duchem,/
Lżéj będzie cierpieć i zginąć na ziemi,/
Kiedym cię w życiu mojém raz zobaczył. ---/
Mówił i ręce do ducha wyciągał;/
A duch, jak gdyby chciał, nie mógł się zbliżyć;/
Chwiał się na białym, skrzydlatym rumaku;/
I gdyby w kraju, z którego przeleciał,/
Mógł się żal rodzić, łzy mogły popłynąć,/
Rzekłbyś, że mu się łzy w oczach świeciły./
Otworzył usta i tak rzekł do syna:
--- Śmiało idź, synu, śmiało idź po ziemi!/
Choć zemsta Bogów niewinnego ściga,/
Jeśli się zbrodnią nie skalasz ni razu,/
Wrócisz do ojców, do wschodniéj krainy,/
Przejdziesz Anafiel; a pamięć o tobie,/
Jak złote ziarno posiane na ziemi,/
Zostanie tutaj; i z niéj się urodzi/
Potomstwo wielkie, bohatery sławne./
Śmiało idź! synu! Ja ojcowską ręką/
Do boju życia błogosławię tobie. ---/
Rzekł ojciec. Potém znowu orszak duchów/
Z mogiły ruszył, popłynął ku niebu;/
Bielał przez chwilę; na tle nocy czarnéj/
Świecił, jak gwiazda, i malał, i zniknął./
Pozostał Witol, uderzył się w rękę, ---/
I krew swą lejąc na ojca mogile,/
Modląc się, krwawą święcił mu ofiarę.
Tak noc ubiegła. Piérwszy raz od dawna/
Usnął podróżny; a wierny koń jego/
Z rozdartém nozdrzem wartował na straży/
l rżeniem równo z jutrzeńką obudził./
Witol przypomniał na ducha zasadzki;/
Dłużéj na grobie nie mogąc pozostać,/
Oblał go jeszcze łzami, i żegnając,/
Znów w swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. drogę puścił się przez lasy.
Smutny szedł krętą w zarośla drożyną;/
Jodź za nim, jakby sługa szedł za panem/
Powoli; kroki mierzył z jego chodem;/
Czasem się srożył i najeżał grzywę,/
To znów spokojny trawę gryzł i liście;/
Jak pies, co rękę zna, co go karmiła,/
i szuka śladu, i tęskni za panem,/
Tak on drożyną za nim postępował;/
I próżno łąki wabiły zielone, /
Próżno do niego dzikie stada rżały ---/
On nawet ku nim oczu nie obrócił,/
Na chwilę nawet pana nie porzucił.
Tak długo w głębiąw głębią --- dziś popr. forma B. lp. wyrazu głębia: w głębię. Obecnie raczej użyłoby się sformułowania w głąb lub w głębinę. puszczy się ciągnęli./
A Witol kraj ten jakby przez sen widział,/
Zdał się poznawać, zdał się przypominać./
I zdało mu się, jak gdyby za młodu/
Ścieżki podobne i podobne gaje,/
Też same rzeczki, doliny też same/
Kiedyś już widział i dawniéj przebiegał./
Witał je z jakiemś uczuciem radości,/
A sam uczucia nie pojmował swego./
Coraz biegł prędzéj. Na ścieżki zawrocie/
Wyszedł w dolinę, i ujrzał przed sobą/
Chatę --- tę samą, w któréj się wychował./
Też same wiśnie dach jéj ocieniały,/
Też same płoty dokoła ogródka,/
Taż sama wkoło zielona dolina,/
Taż sama sosna z barcią niedaleko,/
Kamień, na którym z pastuszki ofiarę/
Palił on niegdyś GoniglowiGoniglis (mit. litew.) --- bożek pastuchów. Bogu;/
A w dali tenże las, na który chciwie,/
Rwąc się do łowów, patrzał tyle razy,/
Też same dęby z gałęźmi krzywemi,/
I sosny smukłe, i brzozy schylone,/
Blada osina, splątane leszczyny,/
Taż sama niwka pod lasem zasiana./
I, jakby wczora odszedł ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. dopiéro,/
Nic się tu jeszcze nie zmieniło wkoło ---/
Cicho, jak było, i pusto, jak było.
Ranek, więc matka musi być w oborze,/
Ojciec na łowach, z bydłem poszły dzieci,/
Parobcy w lesie, w polu, na nowinach./
Psia buda stoi otworem i pusta./
Też same nawet sroki i śmieciuchy/
Skaczą przed progiem i ziania szukają./
Witol, jak gdyby tylko z łowów wracał,/
Śpieszył, i stając na chrominy progu./
Modlił się naprzód Kobolóm i duchómModlił się naprzód Kobolóm i duchóm --- dziś popr. rekcja: modlił się do Koboli i duchów.,/
Co go dziecięciem pod tym dachem strzegły;/
Zapukał potém. Wyszła stara Małda;/
Ale pod pięknéj postaci młodzieńcem/
Owego dziecka, co się gdzieś zbłąkało,/
Już nie poznała. On poznać się nie dał,/
I prosił tylko, jak łowiec zbłąkany,/
Aby się chwilę ogrzać przy ognisku/
I do podróży dalszéj mógł wypocząć./
Poszła mu stara wodę grzać na nogi/
I placków upiec świątecznych pod żarem,/
Plaster mu miodu na stół postawiła,/
I sér, i mléko na misie drewnianéj;/
Lecz choć na niego sto razy spójrzała,/
Choć głos słyszała, nie poznała przecię,/
Że się ten niegdy jéj synem nazywał,/
i na jéj ręku piosenką dziecinną,/
Straszony cieniem Pokola, usypiał.
Wtém na podwórku psy się odezwały/
I któś zagadał. Rozpoznał po głosie/
Witol starego i łowcze ogary./
Wybiegła Małda gościa mu zwiastować;/
Ale po Jodziu wiedział już gospodarz,/
Że jakiś obcy w chacie odpoczywa./
--- Któż to? --- zapytał żony w progu chaty./
--- Kto? --- Bogi wiedzą! Zaszedł, jak zbłąkany,/
Piękny młodzieniec. Miecz wielki u boku,/
Łuk ma na plecach i topor u pasa,/
I wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry. drogim sznurem oplatane,/
I twarz wesołą, a piękną jak SauleSaule (z litew. Saulė) --- Słońce.. ---/
--- Nie bluźńże, stara! A toć byłby bogiem. ---/
--- Kto wié! Prawdziwie na niego wygląda./
Widziałam dawniéj kunigasów wielu./
Ludzie to, jak my; to, nie jak my człowiek./
I mało darów gościny skosztował,/
Milczy i patrzy, jakby na co czekał. ---/
Stary porzucił oręż swój u proga,/
Proch z nóg otrząsnął, zdjął szłykszłyk --- czapka. z siwéj głowy,/
I, uchylając drzwi, gościa powitał:/
--- Niechaj wam będzie błogo w naszym domu. ---/
--- I tobie, starcze, niech Bogi przyczynią ---/
Odrzekł mu Witol --- niechaj wam Puschajtis/
U Markopola dostatki wyprosi./
Z łowów wracacie? --- zapytał po chwili./
--- Z łowów --- rzekł starzec --- idę, miły gościu! ---/
A mówiąc, pilnie w twarz mu się wpatrywał;/
I, jakby sobie głos ten przypominał,/
Jakby pod męzkąmęzki --- dziś popr. pisownia: męski. chciał odgadnąć twarzą/
Rysy dziecięcia, patrzał z podziwieniem./
--- Jakże wam łowy dziś się poszczęściły? ---/
Znowu go Witol zapytał z uśmiechem./
--- Nie bardzo, Panie! Od lat to już kilku,/
Jak wychowaniec mój, biedny sierota,/
Gdzieś mi na łowach, przez duchy zbłąkany,/
Zginął, że nawet i śladu żadnego/
Znaleźć nie mogłem, od tego mi czasu/
Ani na łowach, ni się szczęści w domu./
A Bogi wiedzą, jakem go przestrzegał./
Lecz w las młodemu, jak rybie do wody./
Ani pamiętał na moje przestrogi./
--- Liszkaliszka (tu daw.) --- lis. nam drogę przebiegła --- mówiłem ---/
Wróćmy się nazad --- on nie chciał powracać;/
Stać mu kazałem, puściwszy ogary ---/
On w las poleciał i zginął gdzieś w lesie. ---
--- Dawnoż to temu? --- znów Witol się pyta./
--- Lat nie liczyłem, lecz kilka ich mija./
Oszczep strzaskany znalazłem śród kniei,/
Lecz ani słychu, co się z młodym stało./
Gdyby go źwierzę pożarło, to szaty/
Znalazłbym może, lub kości pogrzebał;/
A wszystkiem lasy przetrząsnął dokoła,/
I nié ma miejsca, gdzie bym go nie szukał. ---
--- Któż to był? zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. wzięty był sierota? ---/
Znów Witol starca zapytał ciekawy./
--- Jeszcze go dzieckiem przynieśli z daleka,/
Z dworu Kruminy; kobiéta służebna,/
Tajemnie, w białe spowitego płótno./
Żonie oddała, i mieli nagrodzić./
Ale gdy chłopiec z mojéj zginął winy,/
Nikt się o niego nie dopomniał więcéj./
Myśmy nagrody i prosić nie śmieli./
Nie było za co. Baliśmy się kary./
Wielka Krumine straszna, gdy jest w gniewie. ---/
--- I nikt o niego u was nie zapytał? ---/
Powtórzył Witol z westchnieniem bolesném./
--- Nikt; tylko lata przeszłego kobiéta/
Taż sama w polu spotkała mnie znowu./
--- Dziecka już nié ma? --- powiedziała do mnie./
--- Nié ma! --- odrzekłem, i chciałem uciekać./
--- Wiém! --- zawołała, idąc daléj drogą./
Lecz nie groziła zemstą, ani karą,/
Ani się więcéj u mnie rozpytała./
Jam dumał: ona zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. wiedziała o tém?/
Dlaczego nic mi nie mówiła za to?/
Chociaż go swoi nie płakali może,/
Ja nieraz po nim szczére łzy wylałem./
Ach! byłby teraz w domu mi pomocą./
Siłę niedźwiedzia, a rozum miał węża,/
Odwagę wilków szalonych i rysia./
Młody, a już mu w piersi boje wrzały,/
I nie mógł z braćmi trzody gnać na pole,/
Rwał się do łuku, oszczepem się bawił,/
O łowach marzył i tęsknił za niemi./
Ja teraz stary! Czemuż go tu nié ma?! ---
A Witol słuchał starca i żałował./
Stara ze swoim przyszła znowu żalem;/
Z założonemi rękami, podparta,/
Przypominała biednego sierotę,/
Który z jéj piersi ssał przed laty życie. /
--- Jam go, jak własne dziécię, ukochała ---/
Płacząc, mówiła, potrząsając głową ---/
Jak swoje dziecko piersiami karmiłam./
Ale znać było, że nie nasze dziécię./
Insza twarz, serce, i inna w nim dusza./
Jemu niesmaczne dziecinne zabawki,/
Jemu niemiłe dziecinne swawole;/
O łowach tylko i bitwach od młodu/
Marzył i gadał, przez sen nawet, biedny. ---
--- I jemu przyszło --- rzekł starzec --- tak zginąć!/
Nie darmo liszka przebiegła nam drogę./
Prosiłem: wróćmy! On nie chciał powracać;/
Zaledwie w inną dał się zwrócić stronę./
Poszedł i zginął! O! żal mi sieroty. ---
--- Nie żałuj, ojcze! --- rzekł Witol do niego,/
I wstał z za stołu, szedł, uściskał starca. ---/
Jam to jest Witol, ja to ów sierota. ---/
--- Ty!! --- zawołali z wykrzykiem oboje. ---/
Ty? Panie! --- Zaraz wszystko zapomnieli,/
Ściskać go, płacząc, i pytać zaczęli./
Witol się cieszył, jak gdyby rodzinę/
Własną odzyskał --- tak czule witali,/
Ze łzami w oczach, z uśmiechem radości./
A stary patrzał, Witola oglądał,/
Dziwił wzrostowi, mieczowi, ubraniu,/
O wszystko pytał, wszystkiego ciekawy,/
I stokroć jedno powtarzać mu kazał.
Zaraz się dzieci starca dowiedziały./
--- Witol powrócił! --- Biegają pastuszki,/
Wołają, trzody puścili samopas,/
I wszyscy biegną zobaczyć do chaty,/
Jak ich rowieśnikrowieśnik --- dziś popr. pisownia: rówieśnik. na wielkiego męża/
I na wojaka wyrósł potężnego,/
Jakiego konia, jaki miecz u boku,/
Jakie miał piękne, bogate ubranie.
Tak gdy ptak z gniazda daleko uleci/
I w obcych gajach pierzem się okryje/
A potém znowu na gniazdo powróci,/
Pozna go matka, dziwią mu się bracia,/
I w obcym dawną witają znajomość.
Na próżno Małda troskliwa Jodziowi/
Najczystszy owies sypała na trawie;/
Próżno mu dzieci, głaszcząc go, nosiły/
Wody najświświéższéj z krynicy od boru ---/
On nic jeść nie chciał, niczego się napić,/
Hasał w dolinie, znów do chaty wracał,/
I, u drzwi stojąc, kopał ziemię nogą,/
Rżał i Witola ku sobie wyzywał.
A w chacie radość, a w chacie wesele./
Nie śmieli pytać: --- Czy zostaniesz z nami? ---/
Mógłżeby teraz Witol z niemi zostać,/
Ubogiém życiem z niciernimie się podzielić?/
Już oni nawet o tém nie myślili;/
Tylko prosili: --- Zostań dzionek z nami,/
Zostań dni dziewięć, potém miesiąc cały. ---/
--- A potém, może --- myśleli --- on sobie/
Podobaon sobie podoba z nami (daw.) --- spodoba mu się u nas. z nami i zawsze zostanie. ---
Ale Witola insze czeka życie./
Potrzeba było walczyć z zemsty duchem,/
I świat przebiegać, i wojenny sławę/
Pozyskać głośną. Czuł, że mądra BudteBudte (mit. litew.) --- bogini mądrości./
I ŁajbegełdaŁajbegełda, właśc. Laibegelda a. Luibegelda (mit. litew.) --- bóstwo sławy. stuustna mu w duszy/
Żądzą miotały i walki i sławy./
On się już nie mógł tém życiem spokojném/
Łowów, spoczynku, odludnéj pustyni,/
Dosyć nakarmić. Głos Krewe Krewejty/
Szérzéj mu świata dokoła pokazał,/
Inną mu przyszłość daleką zwiastował./
Młodzieńczym duchem piął się Witol w górę,/
Marzył o walkach z posłami Perkuna,/
Dalekich krajach i rozgłośnéj sławie./
I próżno w chacie prosił ojciec stary,/
Próżno go bracia o trzy dni prosili./
Jodź kopał nogą, pode drzwi przychodził,/
Swém rżeniem panu odjazd przypominał/
I do podróży wyzywał go nowéj./
A każde rżenie konia w jego sercu,/
Jak róg do boju wzywający, brzmiało./
Musiał się Witol pożegnać ze starcem./
--- Wróciszże kiedy? --- smutnie pytał stary./
--- Nie wiém, mój ojcze! --- Któż wié, czy powróci,/
Kiedy na wojny leci przeciw śmierci? ---/
Rozstanie--- Daleko jedziesz szukać boju, synu!/
Cicho dokoła, nie słychać tu wojny. ---/
--- Znajdę ją, ojcze! Ona na mnie czeka./
Gdzie ja, tam ona. Pójdę w świat przed siebie./
Wspomnijcie o mnie, kiedy mnie nie będzie./
Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko jest w lesie mogiła./
Mego tam ojca złożone popioły./
Kiedy Chauturej przyjdzie zmarłych święto,/
Przez pamięć dla mnie złóżcie tam ofiarę. ---
Przyrzekli wszyscy; z łzami go żegnali./
Wyjechał. Długo za nim spoglądali;/
Długo, przed chatą stojąc na podwórku,/
O sobie, o nim gwarzyli po cichu./
Zniknął im z oczu, i każdy do swojéj/
Z cichém westchnieniem powrócił roboty.
Chmurny był wieczór, kiedy Jodź Witola/
Uniósł przez puszcze od wieśniaczéj chaty;/
Na niebie, jakby podartemi szmaty,/
Brudne obłoki, rozpierzchłe, wisiały;/
Wiatr w górze szumiał; wielkiemi kroplami/
Deszcz się niekiedy oznajmował ziemi;/
A piorun, tocząc się ze chmury w chmurę,/
Warczał, nim upadł na przelękłych głowy.
Jodż, jakby burzę czy wroga przeczuwał,/
Coraz biegł prędzéj, coraz chyżéj ścigał./
Ledwie się za nim migały w oddali/
Puszcze, Witola młodości schronienie;/
I Niemen, w którym niebo się odbiło,/
Jako pas czarny pozostał za niemi./
Oni lecieli. Nad Witola głową/
Już Grajtas czyhał pod ptaka postacią,/
Skrzydła rozpuścił, szyję na dół zwiesił,/
Rozwarł dziob ostry i zakrzywił szpony;/
A Jodź najeżał rozczochraną grzywę,/
Rzucał się, parskał i pędził szalony;/
Lecz duch Perkuna prześcignąć się nie dał,/
Ciągle nad niemi przez chmury szybował,/
Ciągle ich okiem ognistém pilnował./
Tymczasem burze warczały po chmurach;/
Huk wprzód daleki, teraz bliższy coraz,/
Gęstszą co chwila błyskawicą groził;/
I wicher ku nim wiał ciepły, siarczysty,/
Z powietrzem ciężkiém, gęstemi wyziewy.
Oni lecieli coraz chyżéj, chyżéj./
Jodź głową w górę potrząsnął i stanął./
--- Panie mój! --- rzecze --- duch nad tobą krąży./
Duch to Perkuna. Przed nim nie ucieczem./
Wejdź w mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją. głowę i schowaj się przed nim./
Ja z tobą wówczas lżéj jeszcze polecę;/
A on, gdy ciebie nie ujrzy pod sobą,/
Może się nazad na Dungus zawróci. ---/
--- Wejść w głowę twoję? --- Witol go zapytał ---/
Jakże ja w głowie pomieszczę się twojéj? ---/
--- Panie! --- koń rzecze --- jest w niéj pałac wielki./
Każdy naszego rodu koń go z sobą nosi./
A gdy pan jego siadzie na spoczynek,/
On leci daléj, kędy mu rozkaże. ---/
--- Zkądżeśzkądżeś --- dziś popr. forma: skądżeś; zkądżeś ty rodem --- skąd pochodzisz. ty rodem? cudowny mój koniu! ---/
--- Z daleka, Panie! z północnéj krainy./
Naszego rodu jest już tylko dwoje./
Jeden król tylko ma klacz mnie podobną./
Lecz nie trać czasu. Stanę, pysk otworzę,/
Wnijdźwnijść (daw.) --- wejść. do pałacu i uśnij spokojnie. ---/
Stanął, a Witol spuścił się na ziemię./
Jodź, białą pianą zlany, pysk otworzył./
Skoczył syn Mildy, i znalazł się cudem,/
W gmachu przepysznym, który okien dwoje/
(Dwa oczy Jodzia) jasno oświecało./
Wszystko tam było do jego wygody:/
Z skór miękkich łoże, stół i miodu czasze,/
Na stole pieczeń, zubrzyzubrzy (daw.) --- żubrzy a. żubrowy, tj. związany z żubrem. róg złocony,/
I ogień nawet palił się w ognisku,/
A dym przez nozdrza konia się wywijałI ogień nawet palił się w ognisku, a dym przez nozdrza konia się wywijał --- podanie o koniu Witola tak mówi./
Kiedy Jodź stawał, Grajtas już się spuszczał,/
Wymierzył w środek na Witola głowę/
I ostrym dziobem już ku niéj kierował,/
Spójrzał raz jeszcze --- nie było Witola,/
Kod tylko pędził. Ptak za nim poleciał,/
Na próżno pastwypastwa (daw.) --- ofiara. upatrując swojéj./
To się raz spuszczał nad głowę rumaka,/
To wkoło niego kręcił i szybował./
Nigdzie Witola. Myślał: --- Koń go zrzucił,/
Pozostał w tyle, a jam go ominął. ---/
Spuścił się nizkonizko --- dziś popr. pisownia: nisko. i leciał nad drogą.
Jodź spójrzał w górę --- jeszcze burze grzmiały,/
Potopy deszczu lały się na ziemię,/
Ale już ptaka nad nimi nie było./
Jeszcze dwie mile, a daléj pogoda/
I odpoczynek w zielonéj dolinie./
Skoczył dwie mile i stanął zdyszany./
--- Panie! --- rzekł --- wynijdźwynijść (daw.) --- wyjść., bo już niema ducha. ---/
Witol ze swego wyskoczył pałacu,/
I, głaszcząc konia, usiadł na murawie./
--- Cóż ty chcesz, koniu, za twoje usługi? ---/
--- Nic, o mój Panie! Chciałbym ja raz tylko/
Swojego rodu klacz odwiedzić cudną,/
Która na dworze północnego króla,/
Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. jest daleko. Potém bym ci za to/
Służył tak wiernie, jak dotąd służyłem,/
Póki twojego życia lylko sianie,/
I póki życia we wschodniéj krainie./
Uciekać nie chcę, rzucić cię nie mogę./
Czarownik jeden zaklął mnie w niewolę./
Iż komu cugle raz w ręce oddane,/
Tego na wieki sługą pozostanę. ---/
--- Gdzież ta klacz cudna? i długaż to droga? ---/
--- Trzy razy trzy dni będziemy lecieli,/
Siedémkroć siedém będziemy powracać. ---/
--- Odpocznij, Jodziu. Polecimy za nią. ---/
Jodź wstrząsł się cały. --- Nie trzeba spoczynku./
Siadaj! mój Panie! siadaj! Jam gotowy. ---
Jechali ciągle ku chmurnemu niebu,/
Na północ, przeciw Griżulas świecących;/
I chociaż prędko jak piorun lecieli,/
Już się im droga długą zdała obu./
Kraj się odmienił. Znikły Litwy gaje;/
Śnieg ziemię przysułprzysuć (daw.) --- zasnuć, spowić.; białych brzóz i jodeł/
Chwiały się bory pod płatami śniegu,/
Pod białą zimy śmiertelną koszulą:/
A niebo mgliste wisiało nad nimi,/
I rzeki martwe u stóp ich głazami/
Leżały, jakby trupy na smętarzusmętarz (daw. reg.) --- cmentarz../
Nigdzie człowieka. Czasami źwierz biały/
Gdzieś się z daleka po śniegach im migał/
I bojaźliwy po zaspach przesuwał,/
A w borze czarnym kryjąc się głęboko,/
Znikał w gęstwinach, z splątanych gałęzi/
Śniegiem strzęsionym zasypując ślady./
W nocy miljonymiljony --- dziś popr. pisownia: miliony. gwiazd świeciły z nieba,/
Ale nieznane Witolowym oczóm./
Innych to ludzi i innego świata/
Strażnice były, inaczéj świeciły./
W północnéj stronie co nocy olbrzymy/
W czerwonéj zorzy wbiegali na niebo/
I krwawe walki wiedli, i krwią swoją/
Na długo jeszcze pole walk broczyli;/
Czasem przez wielkie pędzili jeziora,/
Martwe i lśniące, które pod kopytem/
Chicho i straszno w głębinach tętniały;/
To znów przez zaspy śniegu się kopali, /
Które, jak góry wznosząc się olbrzymie,/
Tysiącem pyłów gwiaździstych błyskały./
Pochmurne niebo czasem się iskrzyło,/
Jak drugie szkliste nad głową jezioro;/
Czasem się w siwe ubierało szaty;/
Lub białym śniegiem wiatr kręcąc nad ziemią./
Chmurą ich zewsząd śnieżną opasywał./
W niéj jak gdyby się ziemi nie tykali,/
Jakby w obłoku jasnym się pędzilipędzić się (daw. reg.) --- pędzić../
Lecz Jodź z rozdartém nozdrzem nigdy drogi/
Nie szukał nawet: ciągle wprost przed siebie,/
Przez góry, doły, i zaspy śnieżyste,/
I przez zamarzłe pędził się jeziora./
Ni jemu w nocy spoczynku gdzie w lesie./
Owsa ni wody nie trzeba mu było./
Jakby cudowną ożywiany siłą,/
Im dłużéj leciał, t sięm raźniéj i chyżéj,/
Czując, że coraz był od celu bliżéj./
Wiele dni w drodze podróżnym ubiegło./
Dni tylko mrokiem i światłem liczyli:/
Bo rzadko słońce widzieli nad sobą,/
I rzadko xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. zza chmury twarz bladą/
Pokazał, i znów wśród zamieci śniegu/
Okrył się płaszczem tumanów i zniknął.
A Witol pytał konia: --- Czy tak długo/
Biedzbiedz --- dziś popr. forma bezokol.: biec. jeszcze mieli, czy jeszcze daleko? ---/
--- Jeszcześmy, Panie, ubiegli pół drogi. ---/
I znowu leciał tak prędko, jak wprzódy./
PodróżA kraj się coraz dzikszy ukazywał./
Czasem w ustroni chata między drzewymiędzy drzewy --- dziś popr. forma N. lm: między drzewami.,/
I człek brodaty, śniegiem opruszonyopruszony --- dziś popr. pisownia: oprószony./
Wieku i zimy, wychylał twarz czarną,/
Na widok jeźdźca schyloném bił czołem,/
I, ozierając, z przestrachem uciekał./
Czasami stada głodnych wilków, wyjąc,/
Stały na wzgórzach, oczami świeciły,/
Z otwartym pyskiem na jeźdźca patrzyły;/
Lecz Jodź poskoczył, i w tyle zostały;/
Wiatr tylko wycie przynosił z daleka./
Potém znów było cicho, jak przed chwilą./
Znowu wędrują przez morza śnieżyste./
A Witol pyta: --- Daleko? mój koniu! ---/
--- Panie mój! jeszcze do króla daleko. ---/
ZimaI znowu jadą i pędzą śniegami,/
A mroźny wicher wkoło nich się zwija./
Już twarz i suknie Witola przemarzły,/
I oręż jego posiwiał u boku,/
I koń, jak gdyby kamieńmi drogiemi/
Okryty, w pyłach zamarzłych połyskał./
--- Zimno nam, koniu! --- mówił Witol znowu./
--- Nie mnie: bo pędzę do swojéj kochankikochanka (tu daw.) --- ukochana../
Ani mnie nogi od biegu martwieją,/
Ani mi siły od znoju ustają;/
Bo czuję AszwęAszwa (z litew.) --- klacz. kochankę przed sobą./
Ty tylko, Panie, musisz być znużony./
Tobie i mroźny wiatr musi dokuczać./
Tobie i nudno i ciężko być musi:/
Bo do nikogo i po nic nie jedziesz. ---/
--- O, mnie nie nudno, mnie droga nie długa;/
Lecz przyśpiesz biegu, bo odpocząć trzeba. ---/
--- Czemuż wejść nie chcesz do swego pałacu? ---/
Bo lubię patrzeć na ten świat północny,/
I chcę na jego napatrzeć się dziwy,/
Ażeby o nim w starości pamiętać/
I przy ognisku kiedyś opowiadać. ---
Znowu więc biegli. Jodż począł ustawać./
--- Blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. już? koniu! --- Witol go zapytał./
--- Blizko już, Panie! --- koń mu odpowiedział.
Za mgłą, na górze wysokiéj, nad rzeką,/
Wysoki, biały gmach się ukazywał;/
U spodu góry wielki las sosnowy/
Zielonym wieńcem miasto opasywał;/
Świeciły dachy i wieże wysokie;/
Dymy na bokach góry się zwijały,/
I w czarnych kłębach, nad wierzchołkiem lasu,/
Jak szata ciemna, z wiatrem kołysały./
Jodź zarżał, patrząc na górę wysoką,/
I jeszcze chyżéj biegł po krętéj drodze./
Pomiędzy lasem széroko ubitéj:/
Wspinał się silny i na skały drapał;/
Z nozdrza mu ogień, zda się, wyparskiwał;/
Uszy nastawił i nasrożył grzywę;/
Tak aż do bramy zamkowéj doleciał./
Tu Witol porwał zwieszony u pasa/
Róg i zatrąbił. Zaraz służba mnoga/
Biegła, ciekawie patrząc na wędrowca./
--- Swemu królowi powiedzcie ode mnie ---/
Rzekł Witol, stojąc u zapartéj bramy ---/
Że z południowych oddalonych krajów/
Przybywam prosić gościny u niego. ---/
Od wrót pobiegli na zamek dworzanie./
Król oknem wyjrzał; poznał po postawie,/
Że gość to musiał być wielkiego rodu/
Rozkazał puścić na zamek, do siebie;/
Sam nawet wyszedł naprzeciw spotykać.
Stary i siwy, na łokieć miał brodę./
Złocistą suknię, na głowie koronę,/
Długi miecz w pochwach u boku zwieszony;/
Krzepki, barczysty. Znać, że długie lata/
Siły w nim wielkiéj jeszcze nie przybiły:/
Bo kiedy dłoń swą Witolowi podał,/
W uścisku jego znać było nie starca,/
Lecz w kwiecie wieku silnego wojaka./
Co był zwyklejszybył zwyklejszy (daw.) --- był bardziej przyzwyczajony, przywykł bardziej; był zwyklejszy miecz pieścić w swéj dłoni niż przyjacielską podawać u proga --- był bardziej przyzwyczajony do walki niż do przyjaznego witania gości. miecz pieścić w swéj dłoni/
Niż przyjacielską podawać u proga.
Potém obadwa do komnat bogatych/
Poszli i siedli. Liczni słudzy króla/
Jadło, napoje, biały miód i mléko,/
I piwo nieśli srébrnemi konwiami./
Na drogich skórach siedzieli za stołem,/
A niewolnicy, klęcząc, im służyli./
Wpośrodku uczty zwołani śpiewacy/
Z gęślą i pieśnią wesołą nadeszli;/
Inni na rogach i trąbach im grali,/
W lietauroslietauros, częściej litaury (z gr. polytauréa) --- bębny, kotły. bili, jak gdyby do wojny/
Wojenną pieśnią rozgrzewając serca,/
Wspomnieniem zwycięztwzwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo. rozjaśniając czoła./
I tak weseli, do wieczora oba/
O swoich krajach, o Bogach, o wojnach,/
I król i Witol pospołu gwarzyli.
Gdy noc nadeszła, najstarszy dworzanin/
Powiódł Witola w komnatę osóbną,/
Bogatą bardzo i bardzo ozdobną./
Dziewięciu sług mu dał król na rozkazy,/
Którzy noc całą pod drzwiami czuwali./
Nazajutrz szaty przynieśli bogate/
I miecz złocisty w podarku od króla./
Przywdział je Witol, lecz Krewe Krewejty/
Miecza nie rzucił, choć oka nie wabił,/
Ani się świecił bogatą pozłotą./
Znowu, jak wczoraj, dzień minął wesoło,/
W uczcie i śpiewach, nad dzbanami miodu./
W samo południe na podwórzec wyszli/
Przygotowaném bawić się igrzyskiem.
W środku ścian cztérech z białego kamienia,/
Które podwórzec wielki otaczały,/
Spuszczono naprzód niedźwiedzia z ogaryz ogary --- dziś popr. forma N. lm: z ogarami../
Niedźwiedź był głodny; a psy rozjuszone/
Wpadły nań, wyjąc; lecz lasów mieszkaniec,/
Z starości siwy, podniósł się na łapach./
Przypuścił zjadłe ku sobie ogary,/
Potém, jak muchy, w uścisku rozszarpał./
Naówczas większe drugie psy puszczono./
Te, kiedy wroga przed sobą postrzegły/
I ciała braci w posoce drgające,/
Wyjąc, pobiegły ukryć się pod murem,/
I bojaźliwém poglądając okiem,/
Zdały się, patrząc do góry, litości/
Żałosnym jękiem od ludzi wyzywać.
Naówczas Witol zaczął króla prosić:/
--- Pozwól sam na sam z niedźwiedziem się zmierzyć. ---/
--- Gościu mój! --- rzekł król --- gdybyś był mi wrogiem,/
Chętnie bym na śmierć pewną cię wyprawił./
Chyba jéj żądasz. Lecz szukaj gdzie indziéj./
Nie ściągaj na mnie zemsty swoich Bogów/
Za połamane gościnności prawa. ---/
--- Nie żądam śmierci --- Witol odpowiedział. ---/
Chcę ci pokazać naszych krajów łowy,/
I siłę naszą pokazać, o Królu! ---/
A król ogromne od bramy wrzeciądze/
Rozkazał przynieść, i w ręce ująwszy,/
Milcząc, z łatwością, jak słomę, rozkruszył./
--- I ja mam siłę --- rzekł --- ale nie człeku/
Z dzikiém źwierzęciem mierzyć się i walczyć. ---/
--- Królu! --- znów Witol --- lat już temu wiele,/
Jeszczem był ledwie u ojca chłopięciem,/
Kiedym takiego położył niedźwiedzia,/
Co był postrachem okolicznéj puszczy./
Którego łoże pomijali łowce,/
Bo się od kości z daleka bielało./
Jeżeli zginę, ni żony, ni dzieci,/
Nikogo nie mam, ojca, coby płakał,/
Ni krewnych, coby pogrzeb mi sprawili./
Dozwól mi, Królu! a wówczas zobaczysz,/
Jakiegoś jeszcze nie widział, igrzysko. ---/
--- Nieraz --- król rzecze --- widziałem podobne,/
Kiedy niewolnik za zbrodnię skazany/
Z psami lub dzikim niedźwiedziem się ścierał./
Nigdym nie widział, by zwyciężył człowiek./
Rzuć tę myśl, gościu, i nie chciéj probowaćprobować --- dziś popr. pisownia: próbować.. ---
A Witol naglił, prosił, aż król stary/
Rzekł: --- Chcesz umierać, wolno ci, idź walczyć:/
Lecz jeśli padniesz, krew twoja nie na mnie,/
Ani na dom ten nie spadnie niewinny./
Sam chciałeś, wolnyś, i sam się zabijesz. ---
Gdy tak mówili, wyły psy u bramy,/
Niedźwiedź rozdartych wnętrzności wydzierał,/
Leżał, i łapy liżąc, je pożerał./
Z podziwem wszyscy patrzali, gdy młody/
Wędrowiec, z lichym orężem u boku,/
Bez zbroi, łuku, oszczepu i drzewca,/
Przeszedł wśród wszystkich, podwórzec otworzył,/
I stanął śmiało przed siwym niedźwiedziem./
Tamten zaledwie mordę zakrwawioną/
Podniósł i oczy wytrzeszczył czerwone./
Potém spokojny wrócił do swéj pastwy./
Witol z dobytym mieczem się przybliżał;/
I niedźwiedź, mrucząc, psie cielsko porzucił,/
Zaryczał, stanął, na niego się zwrócił./
Spójrzeli stojąc nieruchomi oba./
Wtém cudownego oręża zamachem/
Syn Mildy łeb mu na dwoje rozpłatał:/
Potém, porwawszy za kark, poza mury/
Ogromne cielsko, zlane krwią, przerzucił.
Milczeli wszyscy, i sam król osłupiał./
W chwilę, jak gdyby oczóm nie wierzyli,/
Jedni na drugich patrzali, nie śmiejąc/
Ni ust otworzyć, ni nawet się dziwić./
A Witol z wolna na miejsce powrócił,/
I resztę gonitw w milczeniu przesiedział,/
Ani się słowem odezwał do króla,/
Ani z łatwego chlubił się zwycięztwazwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../
Lecz król północny, dziwiąc się téj sile,/
Igrzysko zamknął, do zamku powrócił./
Czary--- Tyś czarnoxiężnikczarnoxiężnik --- dziś popr. pisownia: czarnoksiężnik. --- rzecze do Witola. ---/
Dobrze! W téj sztuce i jam nie poślednipośledni (daw.) --- ostatni; gorszy../
Jednak, choć młody, tyś mnie w niéj przesadził./
--- Nie umiém czarów, i nie znam, co czary ---/
Rzekł Witol. --- Siła, moja tajemnica;/
Taką mam, jaką Bogowie mi dali;/
Anim jéj sztuką powiększył, ni zmienił. ---
--- Król słuchał, głową trzęsąc, i nie wierzył./
--- Nie chcesz mi, gościu, wydać swych tajemnic,/
Dlatego czarów sztuki się zapierasz./
Jednak téj siły nikt nie ma pod słońcem,/
Z taką się jednak nikt z ludzi nie rodzi./
Kto ją posiada, czarami pozyskał,/
Modły, ofiarą, zaklęciem uprosił.
Próżno się Witol przed królem zapierał./
On, złość swą kryjąc i gniew w serca głębi,/
Choć przyjaznemi przemawiał słowami,/
Zazdrośnémzazdrośném --- dziś popr. pisownia: zazdrosnym. sercem źle gościowi życzył,/
I na miecz patrzał u boku zwieszony,/
Jeszcze niedźwiedzia posoką zbroczony./
--- Gościu mój! --- rzecze --- sto za jeden mieczów,/
Stu niewolników, jeśli chcesz, w zamianę. ---/
--- Ten miecz --- rzekł Witol --- pamiątka jedyna./
Braci, rodziny nie mam w swoim kraju./
On bratem moim, przyjacielem, sługą,/
On mi po ojcu przybranym puściznąpuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna../
Za twą koronę, i kraj twój, o Królu,/
Miecza mojego nie oddam w zamianę. ---/
Umilkł; a stary spójrzał nań ponuro/
I wzrok pochmurny przed siebie utopił.
Kiedy za stołem usiedli i piją,/
Słudzy gorące roznoszą mięsiwa,/
Dworscy im w rogi białe miody leją,/
Gęślarze pieśni wojennemi bawią,/
A stary, ślepy, odwieczne im dzieje/
Przeciągłym głosem wśród pieśni powtarza./
Nagle, jak gdyby góra się zatrzęsła,/
Stu koni biegiem i stu koni rżeniem/
W okno zamczyska bije tententtentent --- dziś popr. pisownia: tętent. wielki/
I po powietrzu rżenie się rozlega./
Król klaczy swojéj poznał głos miłośnymiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny.,/
A Witol Jodzia zapalczywe rżenie./
Król, gniewem płonąc, porwał się od stoła./
--- Kto klacz cudowną puścił na dolinę?!/
Śmierć mu! Już za nią żrebiecżrebiec (daw.) --- koń, ogier. się upędza! ---/
I biegł do okna, i oczyma szukał./
Pod górą zamku oba konie stały;/
Już miłośnemi złączone pyskami/
Wzajem poznawać i cieszyć się zdały./
Klacz króla rżała do swego kochanka,/
Grzywa jéj wiatrem wzniesiona latała,/
Oczy płonęły, a nozdrze rozdarte/
Zdało się ogniem buchać, wiać płomieniem./
Pobladł król stary i przeklinał sługi,/
Którzy na twarze padali w milczeniu./
Potém, nim Witol miał czas go zrozumieć,/
On czarodziejskie jął czynić zaklęcia,/
I, zabiegając, by olbrzymich koni/
Ród się na ziemi z téj pary nie mnożył,/
Skinął --- zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. zamku runął kawał góry/
I urwiskami zarzucił ich dwoje.
--- A! --- wrzasnął --- teraz śmierć na tego sługę./
Który cudowną klacz z stajni wypuścił!/
Ja po niéj będę do méj śmierci płakał,/
Bo jéj podobnéj nie było na świecie./
Lecz zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. sobie równego kochanka/
Aszwa znalazła? Powiązać stajennych/
I rzucić dzikim źwierzómźwierzóm --- dziś popr. forma C. lm: zwierzom, tj. zwierzętom. na pożarcie. ---
Mówił; a Witol ku niemu poskoczył/
Ziejący gniewem, zrospaczonyzrospaczony --- dziś popr. pisownia: zrozpaczony. żalem./
--- Królu! --- zawołał --- najdroższego skarbu,/
Koniaś mnie mego pozbawił zdradliwie./
Gdybyś za niego królestwo oddawał,/
Niczém mi takiéj nie nagrodzisz straty! ---
Król zadumiony próżno się wymawiał./
--- Patrz --- rzecze --- na mnie; i ja równą tobie/
Stratę poniosłem: klacz mi ukochaną/
Razem z twym koniem własnemi rękami,/
Zbójca, zagrzebłem pod górą zamkową!/
Biada mi! biadał --- I rwał siwe włosy,/
I sługi swoje odpychał od siebie./
Po ziemi tarzał z jękiz jęki bolesnemi --- dziś popr. forma N. lm: z bolesnymi jękami. bolesnemi./
A Witol także, po srogiéj utracie,/
Po Jodziu swoim, płakał łzyłzy rzewnemi --- dziś popr. forma N. lm: rzewnymi łzami. rzewnemi;/
Ale, na boleść królewską patrzając,/
Zabyłzabyć (daw. reg.) --- zapomnieć. on swojéj, uśmierzył ją w duszy,/
Podał mu rękę. --- Królu! --- z żalem rzecze ---/
Stało się! Nie czas na próżno się trapić./
Obaśmy winni, obadwa skarani./
Podaj mi rękę, i przebaczmy sobie. ---/
Nic nie rzekł stary, lecz jęczał strapiony/
I sługi swoje od siebie odpychał,/
A koniuszego do wilczéj zagrody/
Wrzucić rozkazał./
Noc była nadeszła./
Kobiéty króla pocieszać przybiegły./
Wrzawą i płaczem szumiał zamek cały./
Witol do swojéj précz uszedł świetlicy./
Po drogim koniu tęskniąc, przyjacielu;/
I długo, długo siedząc u ogniska,/
Wspominał o nim, próżny żal podsycał.
Tymczasem starca nie pocieszą słudzy./
Próżno piosenki młoda córka nócinócić --- dziś popr. pisownia: nucić.,/
Bojarybojar --- rycerz, członek drużyny księcia, wasal. jego łudzą go nadzieją,/
Że w świat pobiegną i klacz taką drugą/
Od czarodzieja zza morza dostaną./
Król wié, że drugiéj takiéj nié ma w świecie,/
I ciężko wzdycha, i targa włos biały,/
Do snu się nawet, choć północ, nie kładzie./
A córka słowy przemawia czułemi,/
I pyta ojca: co począć rozkaże,/
Czém gniew ukoić, uspokoić żale?/
On rzekł do córki: --- A po Aszwie mojéj/
Żal nie ustanie póki mego życia./
Lecz byłby mniejszy, gdybym cudownego/
Dostać mógł miecza od gościa mojego./
Miecz ten u boku bezustannie nosi,/
I za nic oddać nie chciał go w zamianę. ---/
--- Miecz ten od niego ja, ojcze, dostanę ---/
Rzekła mu córka. Z siedzenia się zrywa,/
Do staréj mamki czarownicy śpieszy,/
Szepce z nią długo, długo się naradza,/
Wraca do ojca i powtarza znowu:/
--- Miecz ten od niego ja, ojcze, dostanę./
Jutro go rano u łoża twojego/
Ujrzysz, mój ojcze! Usypiaj spokojny. ---/
I poszła córka; w podwórcu zamkowym/
Zebrała sługi; śle ich do świetlicy,/
Kędy sam jeden Witol odpoczywał./
--- Kto miecz cudowny od gościa dostanie./
Swoboda jemu i dziecióm na wieki,/
Stu niewolników na sto gonów ziemi! ---/
Rzekła, i słudzy upadli na twarze./
Biją im serca na obietnic tyle./
Wszyscy pobiegli do gościa świetlicy./
Witol nie usnął, jeszcze na posłaniu/
Siedział i płakał na nieszczęście swoje,/
Gdy drzwi széroko otwarli posłani,/
Wpadną na niego i więzy narzucą,/
A starszy smerda, ulubieniec pani,/
Miecz mu od pasa chce oderwać siłą;/
Lecz pas go trzyma u Witola boku,/
I, jakby przyrósł, odjąć się nie daje./
Na próżno szarpią, próżno się szamocą./
Nie wziąśćwziąść --- dziś popr.: wziąć. go ręką, nie oderwać mocą./
A Witol walczy z siepaczy wszystkiemi,/
I co dwóch rzuci, podepce na ziemi,/
To cztérech znowu do niego przyskoczy,/
Targa, i wiąże, i siłą ugniata./
Miecza do ręki Witol wziąść nie może ---/
Ręce spętane; jeszcze spętanemi/
Broni się silny, niewolników rzuca;/
Aż wysilony matkę przypomina,/
I, wzniósłszy oczy, zawoła z rospacząrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz.:/
--- Ratuj mnie! Mildo! matko! ratuj syna! ---/
I w chwili padną na stronę siepacze./
Drzwi się rozwarły, jasna postać w bieli/
Weszła, skinęła. Witol poznał matkę,/
I ręce do niéj wyciąga żebrzące./
--- Ratuj mnie! --- woła. --- Zgwałcono gościnę./
Król ze mną chlebem rozłamał się białym,/
Pił z jednéj czary, a zdradę uknował,/
Konia mnie zbawiłzbawić (tu daw.) --- pozbawić., i miecz chce cudowny/
Wyrwać mi gwałtem. Wśród nocy podeszli/
Słudzy wysłani, więzy narzucili!/
Matko! --- A matka rękę mu podała./
I wstał z posłania, otrząsnąwszy łykałyka --- tu: więzy../
--- Biada ci! Królu! wam --- krzyknął --- siepacze!/
Jam wolny. Idę. Lecz gdy tu powrócę,/
Nie z jednym mieczem, nie sam jeden tylko! ---/
To mówiąc, z siebie zrywał króla dary,/
Bogate suknie, jaśniejące szaty,/
Wdział swoje na się, i z matką wybiega./
--- Matko! ty syna przeniesiesz na Litwę./
Mam w sercu zemstę, dokonać jéj muszę./
Muszę się pomścić, kraj jego zwojować./
Zabrać w niewolę jego, żony, dzieci,/
I niemowlętóm nawet nie daruję,/
A z jego zamkiem i z krajami jego/
To, co z Raudona uczynię sadybą./
O matko moja! jeśli w twojém ręku/
Jest jeszcze jaka zemsta najstraszniejsza,/
I téj dla syna nie odmawiaj twego! ---
Wówczas Bogini, litując się syna,/
Którego w gniewie i żalu tuliła,/
Na kraj północny przeklęctwoprzeklęctwo --- dziś: przekleństwo. rzuciła,/
Żeby w nim, póki zemsta się nie spełni,/
Iskierki nawet miłości nie było,/
Ani roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. miłośnychmiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny. uczucia.
--- Niech, jak te lody, ostygną! --- wyrzekła ---/
Niech żadne czucie serca nie rozgrzeje!/
I, póki zemście twéj dosyć nie będzie,/
Niech w walkach, sporze i bez zgody żyją!/
Niechaj się sami szarpią, zabijają!/
Mąż żonę niechaj odpycha od siebie,/
A córka ojca, starych dziadów dzieci!/
Niechaj, dopóki ty im nie przebaczysz,/
Przeklęctwo moje ciężyciężyć --- dziś popr.: ciążyć. im nad głową! ---
Tak mówiąc, syna uniosła od ziemi,/
I polecieli nad Litwę rodzinną./
Tu Milda w puszczy, ponad Niemna brzegiem,/
Syna ze swego wysadziła wozu/
I skarby wielkie na wojsko mu dała./
Przejęty żalem, pałający gniewem,/
Witol z puszcz dzikich zaczął lud zwoływać./
Posłańcy jego poszli w cztéry strony,/
Na wszystkie dziewięć pokoleń litewskich./
Zewsząd, ujęty nadzieją nagrody,/
Lud się naciskał tłumnie i gromadził./
Biegli, oszczepy niosąc, drzewce, łuki,/
I rzadkie jeszcze żelazne oręże. ---/
U chaty starca Witol stanowisko/
I obóz wybrał w zielonéj dolinie./
Dzień za dniem coraz rosły jego siły;/
Dzień za dniem z dala przybiegali ludzie/
Ze stron dalekich, dziwnie uzbrojeni/
W proce i groty, kamienne siekiery;./
Dzikich; dalekich, głuchych puszcz mieszkańce,/
Okryci skórą pobitego źwierza,/
W szłykacb z łbów dziczych, niedźwiedzi i wilków,/
Stali na rozkaz do boju gotowi./
Jednych nadzieja bogatego łupu,/
Drugich zapłaty wielkiéj obietnica,/
Innych krew młoda i do boju wrząca,/
Do Witolowéj napędzały zgrai./
Od swych kapłanów wziąwszy wróżbę drogi,/
Biegli młodzieńcy, rodzinne ogniska/
Starych rodziców, narzeczone młode/
Ochotném sercem wesoło żegnając,/
A prędki powrót i łupy bogate/
Z północnych krajów obiecując swoim./
Wkrótce na puszczy pełno ludu było./
TłumObóz daleko wyszedł za dolinę,/
Ciągnął się w lasy głęboko, że Witol/
Wojska swojego zliczyć nie potrafił./
Kiedy ruszali z wojennemi Bogi/
I wróżbitami na długą wyprawę./
Każdy wziął tylko na prawą dłoń piasku,/
I rzucił, kędy był obóz w dolinie./
Nim wszyscy przeszli, stanęła mogiła,/
Co drzew wierzchołki głową przewyższyła.
Wiosną się z Litwy na wojnę wybrali;/
Lecz zimą ledwie, przez śniegi i lody/
Ciągle na północ idąc, doszli góry,/
Na któréj zamek był króla północy./
Omen, Obyczaje, Obrzędy, Okrucieństwo, ProroctwoNaówczas Witol kazał chwycić jeńca/
I wieszczą zrobić kapłanóm ofiarę./
Złapany wieśniak stanął w wojska kole;/
A wejdalota piersi mu obnażył,/
Potém nóż podniósł i wpośrodek serca/
Uderzył; spójrzał --- krew czerwoną strugą/
Na dobrą wróżbę, jak woda, płynęła;/
Krzyknął do wojska --- radosnym odgłosem/
Wojsko za wróżbę Bogóm dziękowało,/
Wznosząc oszczepy i łuki do góry,/
Rzucając szłyki kosmate w powietrze./
Jeńca na stosie pod górą spalono./
I najpiękniejszą z kobiét tego kraju/
Bogóm ofiarą dać Witol ślubował./
Potém zamkową otoczyli górę.
A król północy z wysokiego gmachu/
Ujrzał ogromne wojsko na dolinie,/
I zląkł się bardzo, i wysłał swe posłyswe posły --- dziś popr. forma B. lm: swych posłów.,/
Żeby pytali, czego chcą od niego?
--- Zemsty za Jodzia --- Witol odpowiedział. ---/
Król wasz pogwałcił gościnności prawa,/
I najdroższego konia mnie pozbawił./
Idę po zemstę na jego królestwo,/
Jego i dzieci chcę zabrać w niewolę./
Zamek rozburzyć, kraj jego spustoszyć. ---
Odeszli posłyposły --- dziś popr. forma M. lm: posłowie. z straszną odpowiedzią./
Słońce krok uszło, król nowych przysyła./
Wszystkie swe skarby Witolowi daje,/
Córkę w zamężciezamężcie --- dziś popr. pisownia: zamęście; w zamężcie --- tu: za żonę. z królestwem przyrzeka,/
Lecz prosi, żeby nie pustoszył kraju,/
Życiem go zbawił i nie mścił się więcéj.
--- Nie chcę ja jego córki, ni korony,/
Chcę jego głowy --- Witol odpowiedział. ---/
Głowa za głowę! a i to za mało./
Za jedną Jodzia tysiąc wziąśćwziąść --- dziś popr.: wziąć. nie wiele./
Ród zdrajców waszych chcę wyplenić z ziemi,/
Aby się po nim mogiła została/
I kupa kości nauką sąsiadómsąsiadóm --- dziś popr. forma C. lm: sąsiadom, tj. dla sąsiadów.. ---
Znowu posłowie odeszli z przestrachem./
Dar, BogactwoSłońce krok uszło, znowu posły śpieszą. /
Przez nich król drogie podarki wysyła:/
Konie litemi kobiercami kryte,/
I futra drogie, wielkie bydła stada,/
Sto jak śnieg białych na łowy sokołów,/
Sto wozów złota i drogich kamieni,/
Sto szat cudownych, gdzieś we wschodnim kraju/
Duchów nie ludzi mądrą ręką tkanych.
A Witol nazad podarki odsyła/
Z śmiechem pogardy, zelżywemi słowy./
--- Nie podarunkiem zemstę on przebłaga,/
Nie złotem swojém za Jodzia zapłaci./
Głowa za głowę! i tego za mało./
Śmierć mu za zdradę, jemu i ludowi,/
Żeby się zły ród nie szérzył po ziemi! ---
Widząc król, że już nic go nie ocali,/
Bez wojska, ludu, na łasce Witola,/
Posłał swą córkę na obóz zwyciężcyzwyciężca --- dziś popr.: zwycięzca.,/
Żeby go łzami i prośbą błagała/
Albo wdziękami serce mu zmiękczyła; /
Ale gdy orszak niewieści postrzegli/
I starsi o nim wodzowi znać dali, /
Jak gdyby łez się dziewiczych przestraszył/
Lub serca swego stałości nie wierzył, /
Zamknął się w swoim namiocie, a posłów/
Nazad do zamku odpędzić rozkazał.
Ruszyło wojsko, okrążając górę./
Kapłani z tyłu świętą pieśń nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić./
Do Khawy Boga wojny i zwycięztwazwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../
Biją w Lietaury, a rogi i trąbyl/
O strasznym boju odgłosem znać dały.
Pod górą, którą król narzucił konie,/
Smok Pukis, z ciała tych źwierząt zrodzony,/
Mieszkał i skarbów niezmiernych pilnował./
Spał, kiedy w jego jaskinię odgłosy/
Wojny znak dały. Obudził się, wyjrzał,/
I widząc ludu niezliczone tłumy,/
Na twardych szponach oparł się o skalę,/
Skórzane skrzydła strząsnął, i z jaskini,/
Świszcząc, wypełznął naprzeciw Witola./
Był to jedyny téj góry obrońca:/
Bo nikt się nie śmiał przeciw wojsku stawić./
A nowe posły już spiesznie ciągnęli:/
Lecz, widząc smoka, zdumieni stanęli./
Sam jeden Witol wystąpił na niego,/
Miecz swój cudowny w prawém podniósł ręku,/
Procę u pasa, łuk miał i siekierę./
Lecz nieprzyjaciel miał żądło zatrute,/
I wzrok, którego wejrzeniem zabijał,/
Skrzydła, któremi mógł się wznieść do góry,/
I do szarpania swéj pastwy pazury,/
I ostre zęby, błyskające w paszczy./
Witol się jednak nie uląkł przed wrogiem,/
Do Boga wojny ślub w sercu uczynił/
I szedł ku niemu. Smok i on stanęli,/
Jasnemi oczyjasnemi oczy --- dziś popr. forma N. lm: jasnymi oczami. na siebie patrzali,/
I krok stąpili, znów się mierzą wzrokiem,/
Straszą się tylko, ten orężem groźnym,/
Tamten ostremi zęby i pazuryostremi zęby i pazury --- dziś popr. forma N. lm: ostrymi zębami i pazurami../
A wojsko, patrząc w milczeniu glębokiém,/
Drżało z przestrachu przed walki widokiem.
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. smok się skórzanemi skrzydły/
Ku górze podniósł, paszczękę rozdziera,/
I z góry lecąc, na wodza uderzył./
Gotów do walki Witol, oszczep twardy/
W pysk mu zabiwszy, ciął mieczem po głowie;/
Ale miecz na łbie w iskry się posypał,/
A w zębach pałka jak próchno się zgniotła./
Ustąpił na krok Witol, odpiął procę,/
Podniósł się, ręką między oczy zmierzył,/
I z bukiem w głowę poczwary uderzył./
Ze świstem kamień przeszywał powietrze;/
Ale, dotknąwszy ledwie smoczéj głowy,/
Tocząc się, upadł bezsilny na ziemię./
I smok, jak wprzódy, sunął się na niego/
Sycząc straszliwie, przeraźliwym wzrokiem/
Szukając oczu swego przeciwnika,/
Ażeby przestrach wlać do jego duszy./
Lecz Witol wzroku smoczego unikał,/
I, łuk napiąwszy, w tył się cofnął jeszcze/
Potém, zatrutą wypuszczając strzałę,/
W samą paszczękę roztwartą ją posłał./
Znikła gdzieś w głębi wnętrzności pożarta;/
Ale znać było i z oczu i z syku,/
Że smok już boleść uczuł, poznał wroga./
Sparty o górę Witol nie uciekał;/
A kiedy Pukis rzucił się ku niemu,/
On na kark jego, jak na konia, skoczył,/
A w ręku pancerz łuskowy ścisnąwszy,/
Język i oczy na wierzch mu wysadził./
Wówczas potwora, szybując skrzydłami,/
Z Witolem razem w powietrze się wzbiła,/
I coraz nikła na pochmurném niebie,/
Aż gdzieś za szarym obłokiem się skryła.
Wojsko patrzało w ponurem milczeniu,/
I dwór królewski z zamczyska poglądał,/
I posły, stojąc na góry wierzchołku,/
Czekali z strachem, kto na ziemię zleci?/
Zwycięstwo, Trup, PotwórŚwist tylko przeszył spokojne powietrze,/
A potéw głuche nad wojskiem milczenie./
Wszystkich się oczy do góry zwracały,/
Gdy z chmury czarna wysunęła bryła,/
Pędem ku ziemi lecąc ze krwi strugą.
Smok to był, ale z paszczęką obwisłą;/
Skrzydła obcięte, nogi miał skurczone:/
Z karku się czarna sączyła posoka:/
A oczy zgasłe i z powiek wyparte,/
Jak dwa owoce na drzewie, wisiały./
Na szyi jego z podniesionym mieczem/
Siedział zwyciężca we krwi ubroczony./
Bez szłyka, łuku, w podarłem odzieniu,/
Ale sam cały, nieranny i zdrowy,/
Jak gdyby jechał na koniu z wyprawy./
Upadł na ziemię wpośród wojska swego/
Wielkim okrzykiem radości witany;/
A król północy, który z okien zamku/
Patrzał na walkę, i smoka mściciela/
Swą czarodziejską posiłkował mocą,/
Kiedy go ujrzał zabitym i trupem,/
Stracił ostatnią, jedyną nadzieję./
Padł na twarz, jęcząc, i ręce załamał./
Jednym się jękiem góra odezwała;/
Kobiéty, dzieci płakały z przestrachu,/
I posły z góry wierzchołka z popłochem/
Spiesznie się nazad do zamku wrócili.
Tymczasem Witol do smoczéj jaskini/
Szedł ze swoimi; a króla starszyzna/
Na wielką radę zbiegła się do niego./
Jedni się poddać i błagać litości,/
Drudzy mu posłać radzili królewnę,/
Inni skarbami wojsko kupić chcieli,/
Inni go zgładzić tajemnie wnosili;/
Ale gdy przyszło zabójcę wybierać,/
Najśmielsi nawet na drugich składali.
Tak dzień upływał. Witol skarby smocze/
Pomiędzy wojsko porozdzielał swoje,/
A trupa kazał zawlec do jaskini/
I otwór wielkim kamieniem przywalić.
Kiedy powraca, ujrzy, aż znów z góry/
Sam jeden poseł, z białą laską w dłoni,/
Z rozdartą szatą i okrytą głową,/
Ku obozowi z wolna kroki zmierza./
Był to wieszcz stary, mędrzec tego kraju,/
Który ostatni szedł słowysłowy --- dziś popr. forma N. lm: słowami. pokoju/
Serca zwyciężcy jeszcze raz probować.
--- Wodzu! --- rzekł starzec, nachylając głowę/
I bijąc czołem --- czyliż serca twego/
Żadna już prośba nie zmiękczy, nie dotknie?/
Czyliżeś sroższy od dzikiego źwierza,/
Które się łzami człeka da ubłagać?/
I za cóż zemstą dotykasz nas swoją?/
Za cóż te wojska na nasze zniszczenie/
Z dalekich krajów aż tutaj przygnałeś?/
Król gdy na konia twego górę rzucił,/
Razem z nim zabił najdroższą klacz swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/
A że był twoim, o koniu nie wiedział./
ZemstaSłudzy bez jego napadli rozkazów;/
By panu swemu żalu ulżyć z serca,/
Chcieli miecz dostać; lecz winni skarani:/
Głowy ich dawno bieleją po polu,/
A członki końmi rozdarto dzikiemi,/
Ciałem się spaśli sępy i sokoły./
Król nic nie winien. Za cóż zemsty z niego?/
Czyż za to karać kraj cały, nas wszystkich?/
Czyżeś tak żalem serce twe skamienił,/
Że ni głos króla, ni niewieście płacze,/
Ni dary ciebie przebłagać nie mogą?/
Wodzu! pokornym daj miłość uprosić:/
Bo z kimże walczyć, z kim będziesz potykać?/
Z starcy siwemi? z kobiéty słabemi?/
Z służbą zlęknioną? drżącemi kapłany?/
Gdyby choć garstka wojska przy nas była,/
Walczyć by można i dać ci zwycięztwo;/
Lecz kiedy nié ma komu spotkać z mieczem,/
Jakież to będzie zwycięztwo i walka?/
Chcesz mścić się? wyznacz, na kim pomsty żądasz?/
I padną głowy, które ty naznaczysz;/
Lecz nie burz zamku i nie niszcz nam kraju;/
Starcu królowi daj życie mizerne/
Spokojnie skończyć: bo mu już niewiele/
Bogi zapewne wyznaczyły życia./
Ty, coś i smoki i dzikie źwierzęta/
Pokonał, Wodzu! czyż się skalasz teraz/
Krwią słabych niewiast i bezsilnych starców?/
Chciéj nam przebaczyć! a i tak zwyciężysz. ---
Rzekł starzec, umilkł; błagającym wzrokiem/
Zdawał się strasznéj odpowiedzi czekać./
A Witol dumał na mieczu oparty,/
I tak nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. starcu odpowiedział:/
--- Powiedz królowi, że upokorzony/
Znalazł przede mną łaskę, przebaczenie./
Ja wojsko moje nazad poprowadzę./
On niech na przyszłość gościnności prawo/
Święciéj dla drugich przychodniów zachowa./
Mógłbym za konia, za skarb mój najdroższy, /
Mógłbym za zdradę i sromotę moje/
Całe królestwo zburzyć i spustoszyć,/
I jego okuć w haniebne kajdany,/
I córkę spalić na ofiarnym stosie./
Lecz mu przebaczam. Nieś, starcze, odpowiedź. ---
Stary wieszcz upadł twarzą przed Witolem,/
Kraj szaty jego całował ze łzami,/
I z odpowiedzią na zamek pośpieszył./
Cały dwór płakał w podwórcu zamkowym;/
I król, rozdarłszy szały, jęczał, leżąc;/
Dokoła córki szlochały i żony:/
Bo już od wroga nie było nadziei,/
A góra, zewsząd wojskiem opasana,/
Nawet ucieczki przed zemstą nie dała.
Lecz przyszedł starzec z wesołą nowiną,/
I radośnemi głosy góra cała,/
Jakby ożyła, nagle się ozwała./
Powstał król stary i córkę uściskał;/
Bogate dary jął zaraz wyprawiać:/
Sto wozów złota i sto srébra wozów,/
Sto skór kosztownych i sto szat złocistych,/
Sto wozów mieczy i zbroi bogatych,/
Sto koni kazał na obóz prowadzić;/
Stu niewolników szło przed temi dary,/
I sto niewolnic w purpurowych szatach./
Wszystko to stary król posłał zwyciężcy./
A Witol wojsku pół darów rozdzielił,/
I najpiękniejszą dziéwkę na ofiarę/
Na stosie spalił Bogóm nieśmiertelnym.
Potém się obóz ruszył na południe;/
A Witol próżno do zamku wzywany/
Nie chciał przestąpić więcéj jego progów./
Nie chciał ni króla starego zobaczyć,/
Ni córki jego, którą mu za żonę,/
Z całém swém państwem, korząc się, oddawał.
Z radośnąradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. pieśnią szło wojsko do kraju./
Ale niejeden nie doszedł znużony,/
I w śniegach zasnął, żegnając ze swemi,/
Płacząc, że leżeć będzie w obcéj ziemi,/
Kędy łza żadna mogiły nie skropi,/
Ani ofiara ducha nie wywoła./
Długo tak, długo szli nazad do Litwy;/
A kiedy Niemen niebieski ujrzeli,/
Padli na ziemię, Bogóm dziękowali,/
I wszyscy poszli rodziny powitać.
Lecz Witol nie miał, nie witał rodziny;/
Znów jeden został, bez celu dla życia,/
Bez dachu, coby przyjął go gościnny,/
I sług, którzy by tęsknotę pieśniami/
Rozerwać mogli, czarną myśl rozproszyć.
Nad sinym Niemnem błąkał się on długo,/
I zapominał o Perkuna duchu,/
Który ponad nim, wyglądając chwili,/
Z zemstą we szponach, krakając, wzlatywał./
Śmielszy zwycięztwyzwycięztwy --- dziś popr. forma N. lm: zwycięstwami;
zwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo., jakby go wyzywał,/
Nie krył się więcéj, nad rodzinną rzeką/
Usiadł i skinął. Na zielonéj górze/
Gród z cisowego drzewa stawić każe./
Z białych kamieni mur dokoła wznosi,/
Puszczają wodę w przekopy Niemnową,/
Biją zaborol, mostem łączą brzegi;/
I, jak zażądał, stoi gród potężny,/
Z pogardą patrzy na dalekie kraje,/
A wały swemi zakrywa lud mnogi, /
Który się zbieżał na zamkowe progi.
Naówczas w Litwie był olbrzym potężny./
Alcis miał imieimie --- dziś popr. forma: imię.. Kędy się urodził,/
Kto mu był ojcem, i kto matką jego,/
Próżne domysły; nikt o tém nie wiedział;/
Ale po całéj Litwie jego imie,/
Groźne i straszne, z ust do ust latało./
SiłaWielu on xiążątxiążę --- dziś popr. pisownia: książę. z zamków powyrzucał,/
Wielu zwyciężył, porozwalał grody,/
Wojska zamachem jednym porozbijał,/
Statki, o skały rzuciwszy, zgruchotał,/
Gdy uciśniony szedł z płaczem do niego,/
Biegł, niosąc pomstę. Straszna zemsta była!/
Bo on sam jeden więcéj niżli wojska,/
Niż zagon wrogów, mógł spustoszyć kraju,/
Był to ostatni z litewskich olbrzymów,/
Szczątek --- dawnego zgasłego ich rodu./
On jeden jeszcze miał naddziadów siłę,/
I wzrost swych ojców, dziwowisko ludu.
Gdy chodził, wielką sosną się podpierał;/
A brnąc przez rzeki, ledwie się zamoczył;/
Głową nad puszcze litewskie przenosił;/
Wielkiemi skały, wrosłemi do ziemi,/
Jak dzieci piaskiem, przerzucał na dłoni./
Biada złym było, którędy przechodził!/
Bo zbrodnie karał, i całe krainy,/
Jak straszna burza, niszczył i pustoszył.
Zawsze w podróży, szukał walk i przygód./
Nie miał ni dworu, ni rodzinnéj ziemi,/
Ani zamczyska, coby go przyjęło /
Utrudzonego daleką podróżą./
Ciągle, jak Bogów mścicieli posłaniec,/
Litewskie kraje wzdłuż i w szérz przechodził.
Raz, w długiéj drodze, smok z czarnéj jaskini,/
Didalisdidalis (mit. litew.) --- smok., drogę zastąpił olbrzyma;/
Ale o skałę wysoką rozbity,/
Skarby mu swoje w puściźniepuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna. zostawił,/
Skarby, na których od wieków wylęgły/
Leżąc, czuwając, dniem, nocą pilnował./
Znalazł tam Alcis wielkie złota bryły, /
I stosy srébra, i góry bursztynu,/
I kubły pełne najdroższych kamieni./
Wielkim więc głazem jaskinię przywalił,/
I sam znów daléj szedł w Litwę wędrować.
UrodaW rok potém przybył na dwór kunigasa,/
I trafem córkę obaczył jedyną,/
Ze wszystkich dziewic w Litwie najpiękniejszą./
Twarzy jéj samo słońce zazdrościło,/
A oczy miała jak błękitne niebo,/
A włosy jakby z bursztynu przędzione,/
A ciało jakby z najbielszego płótna/
Palcami duchów na Dungusie tkane.
Próżno ją ojciec zazdrośny ukrywał./
Alcis przez okno pańskiego domostwa/
SiłaUjrzał dziewicę, miłością pokochał./
I ona miału siłę niezwyczajną./
Nieraz się bawiąc z dziewczęty w dolinie,/
Przyszła przed stado, i wołu za rogi/
Porwawszy, przez się, jak ptaszka, rzuciła./
Ale nie siłę Alcis w niéj ukochał,/
Tylko cudowną dziewiczą urodę,/
Jasny blask oczu i wdzięk słodkiéj mowy.
W nocy on podszedł pod okna ZjedynyZjedyna (z litew.) --- kwiecista./
I widząc oczy jéj w oknie jak gwiazdy,/
Takiemi słowy miłość swą objawił:/
--- Piękna Zjedyno! ty słyszałaś o mnie./
Na Litwie jestem największym mocarzem:/
Bo nikt przeciwko mnie się nie postawi,/
Nikogo nié ma, coby mnie zwyciężył./
Lecz nie mam ziemi, domu, ni zamczyska./
Bo wszystko moje, i gdzie chcę, wędruję./
Ja ciebie kocham! Chceszli, żebym wielkie/
Twojemu ojcu dał skarby za ciebie?/
Pójdziesz ty ze mną? Ja ciebie na plecach/
Przenosić będę, żebyś białéj nogi/
Po ciężkich drogach chodem nie znużyła;/
Na noc ci łóżko z wonnych ziół uścielę;/
Z ogromnych dębów ognisko rozłożę;/
Z białych brzóz co dzień nowy gmach wysławię./
Ty z ramion moich będziesz świat oglądać,/
I czasem w drodze chmurne czoło moje/
Rozjaśnisz piosnką, pieszczotą, spójrzeniem./
Oświadczyny, Małżeństwo, ŚlubChceszli pójść ze mną? Chcesz, piękna Zjedyno,/
Żebym cię porwał i ojcu twojemu/
Wielkiemi skarby za ciebie zapłacił? ---
Zjedyna nic mu nie odpowiedziała,/
Ale od okna przed nim nie uciekła./
Alcis zrozumiał, wziął ją na ramiona,/
Poniósł daleko; i w lipowym gaju/
Piérwszą miłości noc na wonném łożu,/
Wpośród słowików pieśni i róż woni,/
Pod Alexoty opieką spędzili.
Nazajutrz ojciec stroskany rwał włosy,/
Kiedy sto wozów zaszło na podwórze,/
I wielkie skarby za córkę oddali,/
A poseł ojcu małżeństwo oznajmił./
Kunigas złotem łatwo się pocieszył./
Alcis, swą żonę wziąwszy na ramiona,/
Daléj po Litwie, jak przedtem, wędrował;/
Tylko gdy walkę miał stoczyć, naówczas/
Córkę pod ojca opieką zostawiał.
Raz, idąc kędyś przez północne kraje,/
Słyszał od ludzi o najściu Witola,/
O jego bitwie ze srogim niedźwiedziem,/
O jego walce ze smokiem Pukisem;/
Potém na Litwie, u zgliszczów Raudona,/
Spotkał pieśń ludu o jego zwycięztwie,/
O jego zemście na krzywoprzysiężcy,/
Spaleniu zamku, uwolnieniu ludzi;/
Słyszał, jak wieśniak opowiadał stary/
Cuda o wielkiéj Witola prawicy;/
I znów nad Niemnem, u Witola góry,/
Ujrzał z daleka bielejący zamek;/
Ujrzał, i w duszy powiedział, że jeszcze/
Braknie mu w Litwie zwyciężyć Witola./
Wtém Grajtas, który bezsilny czatował,/
Jak GulbiGulbi (mit. litew.) --- duch, stróż człowieka., który nie opuszcza człeka,/
I ślad w ślad za nim, pilnując go, chodzi,/
Grajtas się w starca ubogiego zmienił. »/
I temi słowy jął judzić Alcisa:/
--- O Dzidziawirze wielki! na téj górze/
Widzisz ten zamek? --- to zamek Witola;/
Widzisz tę ziemię dokoła podbitą? ---/
To jego ziemia. Tu on skarbów wielkich,/
Które w północnym zawojował kraju,/
Strzeże, i co dzień łupami przymnaża./
Nié ma na Litwie, prócz ciebie, o Panie,/
Jemu równego w mądrości i sile,/
Czyliż przed sobą dasz jemu przodkować?/
Czyli z nim także nie zechcesz się zmierzyć? --- /
A Alcis milczał, i sosną wstrząsając,/
--- Na Bogi! --- krzyknął po chwili namysłu --- /
Trzeba go wyzwać, zwyciężyć i zabić./
Żeby nikt nie śmiał mnie z nim porównywać. --- /
I szedł do zamku, u wrót w róg uderzył,/
Aż się daleko wstrzęsły puszcz wnętrzności,/
I góry z strachu zadrżały w posadach,/
A wody rzeczne wstrzymały się w biegu./
Sam Witol wyszedł przeciw Dzidziawira;/
A choć go Alcis przenosił postawą,/
Chociaż pod dachem w zamku Witolowym/
Nie mógł się nawet Dzidziawir położyć,/
Przecięż syn Mildy nie zatrząsł się przed nim./
--- Wielki Alcisie! --- rzekł, kiedy z postaci/
Poznał olbrzyma --- czego żądasz u mnie?/
Czy gościnności? --- wszystko, co mam, twoje./
Czyli pomocy? --- skarby ci otwarte./
Mam wojsko mnogie, oręże żelazno./
Powiedz, co żądasz, do czego mnie wzywasz? ---/
A Alcis dumnym odpowiedział głosem:/
--- Chcę z tobą walczyć: bo na całéj Litwie/
Jest nas dwóch równych, a jeden być musi./
Jeden drugiemu swoją sławą szkodzi./
Niech jeden będzie. Ja chcę walczyć z tobą. ---/
Witol mu na to: --- Pozwól mi wziąć oręż./
Pójdę, i oba wynijdziem na pole;/
A tam nas Bogi i siły rozsądzą,/
Komu pójść na śmierć, a komu pozostać. ---
Olbrzym Witola okiem tylko zmierzył,/
I śmiał się, wcześnie gotując zwyciężyć;/
Odrzucił sosnę, którą trzymał w ręku,/
I bez oręża stawił się do boju./
Witol wziął procę, oszczep, miecz cudowny,/
I chociaż ufał na zręczność i siłę,/
Straszna Alcisa postawa, wejrzenie,/
Trudną i ciężką walkę zwiastowały;/
Więc Bogu wojny i matce swéj Mildzie/
Wylał ofiarę, nim do boju stanął.
Wyszli obadwa. Wielkie ludu tłumy/
Ze stron się wszystkich zebrały przyglądać;/
I okoliczne wzgórza mnogą zgrają,/
Jak pola kłosów niezliczoném mnóstwem,/
Okryte były; a jak lasy szumią,/
Tak uciszony lud, czekając walki,/
Po cichu szemrał i z przestrachem gwarzył./
Nigdy takiego jeszcze przeciwnika/
Witol przed sobą i mieczem nie widział:/
Bo łatwiéj było dzikie puszcz niedźwiedzie,/
Smoka, mieszkańca jaskini głębokiéj,/
Niżli olbrzyma Alcisa zwyciężyć.
Z spuszczonym mieczem, łukiem tylko w dłoni,/
Witol olbrzyma spotkać się gotował./
Alcis, széroko rozwarłszy ramiona,/
Walka, OkrucieństwoAlcis, co grody wywracał pod nogą,/
Szedł przeciwnika w objęciach zgruchotać./
Lecz Witol w prawe oko z łuku zmierzył,/
I trafna strzała utkwiła w źrenicy./
Oburącz Alcis za twarz się pochwycił;/
A Witol, z chwili korzystając błogiéj,/
Nogę mu porwał, pociągnął, powalił,/
I z nim się razem na ziemię wywrócił./
Oślepły Alcis szukał wroga wkoło./
On się przypełznął aż do jego głowy,/
I, obie ręce kładnąc w oczu dwoje,/
Jął je wydzierać, a gardło nogami/
Deptać obiema. Jeszcze Alcis z dziwu/
Nie mógł powrócić do sił i pamięci,/
Kiedy syn Mildy, już jego zwyciężca,/
Na twarzy, oczach i na gardle siedział,/
Cudownym mieczem dotykając szyi.
--- Chciałeś --- rzekł --- walki, więc masz ją, Alcisie!/
Bogi widziały, że raczéj gościny/
I dobréj z tobą żądałem przyjaźni. ---/
Czując miecz chłodny, olbrzym się potrząsnął;/
Ale, upadkiem zgruchotawszy ciało,/
Oko przebite mając ostrą strzałą,/
Która daleko zawisła mu w głowie,/
Z bolubolu --- dziś popr. pisownia: bólu. bezwładny, za gardło ciśniony,/
Nie mógł się podnieść. Próżno silną dłonią/
Witola chwytał i precz chciał odrzucić./
Witol się wężem do gardła uczepił/
I rękę wpoił pod krwawe powieki.
--- Dosyć już walki! Przebacz! Dzidziawirze!/
Daruj mi życie! Przyjaciółmi bądźmy. ---/
Te słowa jęcząc gdy Alcis wymówił,/
Witol go puścił, i piérwszy, klęknąwszy,/
Jął mu krew z oka i ranę obmywać.
Podniósł się Alcis; lecz wstyd od krwi gorzéj/
Oblał mu dotąd nieskalane czoło;/
Smutny przed Mildy synem się pochylił/
I rzekł: --- Tyś większy, boś ty mnie zwyciężył./
Ty jesteś Bogiem, ja tylko olbrzymem. ---
Tymczasem jedném Witola skinieniem/
Zbiegły się tłumy, i nad Niemna brzegiem/
Z ogromnych dębów szałas wysławili,/
Wielkie ognisko smolne rozłożyli;/
A z zamku rogi przynieśli złocone,/
Miody, mięsiwo i kosztowne dary./
Z ziół wyciśniętym sokiem sigonota/
Olbrzyma oko na klęczkach polewał,/
I sto niewolnic nogi jego myło./
Alcis przyjazną dłoń do Mildy syna/
Wyciągnął, ścisnął, i przyrzekł na wieki/
Być z nim i za nim, nigdy przeciw niemu./
--- Teraz --- rzekł --- tyś jest piérwszy, a jam drugi./
Jam wielki ciałem i siłą, ty duszą,/
Którą Bogowie odwieczni ci dali./
Nie chcę twych darów, żądam drużby twojéj. ---
Grajtas z obłoku poglądal na bitwę,/
Z rospaczyrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz. świstał wichrami i burzą;/
A kiedy ujrzał, jak olbrzym upadał,/
Jak gdyby upadł zwyciężony razem,/
Jęknął i przed tron Perkuna powrócił./
Tam, milcząc, w myślach utonął głęboko./
--- Czemuż on --- dumał --- silniejszy ode mnie?/
Silniejszy niż smok, silniejszy niż olbrzym?/
Czyli mu Milda swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. siłę dała?/
Czy tajemnice dał Krewe Krewejto?/
Lecz jam duch wieczny, a on tylko człowiek ---/
Czemuż i ja go nie mogę zwyciężyć?/
Próżno się smoczą skórą obszywałem,/
Próżno niedźwiedzią szerściąszerść --- sierść. okrywałem./
Zawsze ze wstydem uciekłem pobity./
Czyli go Gulbi niewidzialny strzeże?/
Czyli płaszcz Mildy od ciosów zasłania?/
Czy, choć syn człeka, a przecię jest Bogiem? ---/
Tak myślał Grajtas, do walki nie śpieszył,/
Nie czuł sił w sobie, bo odwagę stracił.
A Alcis poszedł za morze wędrować,/
I gdzieś w dalekiéj ukrył się północy,/
Kędy nikt jego nie wyrównał sławie/
I z jego siłą nie ważył się mierzyć.
Spokojny Witol, ponad Niemna brzegiem,/
W krainie matki, pędził życie błogie./
Chociaż mu tysiąc zasadzek zdradliwych/
Duch niewidzialny rozścielał na drodze,/
Wszystkie orężem i mądrością swoją/
Zwyciężał lekko; z wszystkich wyszedł cały./
Jednak choć sławę jego Łajbegelda/
Széroko wszędzie rozniosła po Litwie,/
Choć z jego mieczem nikt nie śmiał się mierzyć,/
On nieraz tęskny, w przyjaciół swych tłumie,/
Niepojętego czegoś szukał wkoło;/
A sam nie wiedząc, czego mu brak było,/
Czuł jednak, iż mu czegoś brakowało,/
I myślał wówczas: --- Nie skarbów ja żądam./
Mam, ile zechcę. One mnie nie cieszą./
Zgłodniałéj duszy nie nasycę złotem,/
Ani zwycieztwy, ani sławą wielką./
Ni niewolników i licznych sług tłumem./
Ci mi się na nic do szczęścia nie zdali./
Byłem sam jeden, i sam jeden sobie/
Umiałem przecię służyć i wystarczyć./
Nie żądza sławy serce moje wzburza./
Miałem ja dosyć zwycięztwa i sławy./
Nie znajdziesz w Litwie na puszczach chrominy,/
Gdzie by me imieimie --- dziś popr. forma: imię. już nie doleciało,/
Gdzie by nie znano pieśni o Wilolu./
I czegoż żądam? czego mi brakuje? ---/
Sam nie pojmował, i myślał, że zrosły/
W wojnie i walkach, znów tęsknił za niemi.
Kiedy tak tęskni i noce bezsenne/
W grodu swojego wrotach przesiaduje,/
Znów matki wezwał sercem nie ustami,/
I po raz trzeci ujrzał ją przed sobą./
Chciał mówić --- Bóstwo usta mu zawarło./
--- O synu! twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją. wiémtwoję wiém ja tajemnicę (reg.) --- znam twoją tajemnicę. ja tajemnicę,/
Znam boleść tajną, rozumiém tęsknicę./
Tyś sam na świecie. Gorzko sercu twemu./
Za drugiém sercem wkoło się oglądasz./
Znajdziesz, Witolu, znajdziesz, czego żądasz./
Ale mi smutno: bo duchy swą władzą/
Długiego szczęścia kosztować nie dadzą!/
Rozjaśnij czoło, nie szukaj: bo samo/
Przed ciebie przyjdzie przeznaczenie twoje. ---/
Rzekła, i szatą osłoniona białą/
Zniknęła w chmurce, co na wschód leciała.
Raz, kiedy słudzy spali jeszcze, rano./
Wdział Witol wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., prostą odzież włożył,/
I miecz przypasał, i łuk przypiął krzywy,/
I procę wartką zawiesił u pasa,/
A potém wyszedł, nie wiedząc, gdzie idzie./
Jesienny ranek przed zimy uśpieniem/
Lasy w rozliczne szaty ufarbował:/
Tam jakby świéżą krwią polane drzewa,/
Ówdzie jak złote liście powiewały,/
I słabe z wiatrem w powietrzu igrały;/
A wpośród lasów pożółkłych i zbladłych/
Gdzieniegdzie dąb się zielony podnosił,/
Lub sosna czarna, jodła, co gałęźmi/
Płacząc ku ziemi, los żony wężowéj/
I wieczne łzy jéj ludzióm przypomina;/
Niżéj na krzewiach głóg błyszczał czérwony,/
Dojrzałych kalin grona zrumienione,/
I jarzębiny żółtawe jagody,/
Ponad któremi wzlatywali ptacy./
Nigdzie już kwiatu. Pożółkłe rośliny/
Równo z drzewami owocem się gięły;/
Dąb, suchy żołądź otrząsając z siebie,/
Zrzucał na pastwę stadóm dzików głodnych;/
Drzewo LazdonyDrzewo Lazdony --- leszczyna; Lazdona była bóstwem opiekuńczym tego drzewa., przez chłopców odarte,/
Wysmukłe laski wznosiło do góry,/
Jakby opieki pod dębów konarem/
I bezpieczeństwa dla siebie szukało;/
Pożółkły pola; trawy pozsychały;/
Wody się mętne w koryta zebrały;/
A wiatr, choć niebo świeciło pogodą,/
Szumiał po lasach i liście otrząsał,/
I źwierza z gajów wypędzał na pole./
Sam jeden Witol szedł z myślami swemi,/
I, nie pilnując drogi, między puszczę,/
W ostęp się gęsty, kędy jesień nawet/
Jeszcze nie doszła, powoli przeciskał./
Szedł długi ranek, kiedy źródło czyste/
Na chwilę jego wędrówkę wstrzymało./
Ujrzał doń ścieżkę wijącą się z góry,/
A wpośród drzewek na górze dom biały;/
Stanął; wtém piosnkę usłyszał wesołą,/
Dobrze na Litwie dziewczętóm znajomą:
Hola ptaszki! hola źwierzę!/
Chodźcie do mnie tu!/
Mój pan dzisiaj żonę bierze ---/
Trzeba służyć mu.
W szaréj świcieświta (daw.) --- kurtka. ty, kwiczole,/
Siodłaj konie nam;/
Bobrbobr (dwa. reg.) --- bóbr. ma kuni szłyk na czole,/
Jemu wieźć nas dam;
Zając przed końmi pobieży;/
Słowik śpiewak nasz;/
Sroka wodzem dla tancerzy;/
Wilk będzie dudarz;
Niedźwiedzia ja będę prosić,/
Będzie kłóć nam drwa;/
A kruk wodę musi nosić,/
Bo grzbiet krzywy ma;
Jaskółka z fartuchem białym/
Będzie miski myć;/
A ogonem wybujałym/
Wiewiórka stół trzéć;
Lis, co w futrze, jak pan, chodzi,/
Może za stół wieść,/
Siąść, gdzie siądą państwo młodzi,/
Z jednéj miski jeść.
Hola ptaszki! hola źwierzę!/
Chodźcie do mnie tu!/
Mój pan dzisiaj żonę bierze ---/
Trzeba służyć mu.
Witol, wesołéj słuchając piosenki,/
Nie wiedział, czemu uczuł lżéj na sercu./
Głos ten, jak gdyby czarnoxięzkączarnoxięzki --- dziś popr. pisownia: czarnoksięski. władzą,/
Stęsknioną duszę powoli kołysał./
Przed nim po ścieżce szła młoda LitewkaLitewka (daw.) --- Litwinka./
Z dzbanem po wodę; za nią koni para,/
Z spuszczoną głową, wlokła się powoli;/
I trzodka owiec, becząc, po drożynie/
Za panią swoją goniła wesoło;/
I koziełkozieł --- dziś: kozioł. czarny, z brodą na piędźpiędź --- daw. miara długości, ok. 20 cm. długą,/
Poważny, swoich małżonek pilnował;/
A krówka biała dwór wiejskiéj dziewczyny,/
Z srokatym ciołkiemciołek (daw., reg.) --- cielak. idąca, kończyła./
Uroda, SielankaDziewczyna miała bieluchną koszulę,/
Trzy sznury wielkich na szyi bursztynów;/
U jéj fartucha maleńkie dzwoneczki/
Za każdym ruchem wesoło brzęczały;/
W włosach wetkniętych kilka liści ruty/
I piękne grono czerwonéj kaliny;/
Warkocz, spadając, aż do stóp dosięgał,/
Pozaplatany kwiatkami jesieni,/
Jak długa wstęga poza nią powiewał.
Kiedy Witola ujrzała, stanęła,/
Chciała ociekać i do domu wrócić;/
Ale syn Mildy z łagodnym uśmiechem/
Strach jéj słodkiemi uspokoił słowy:/
--- Nie bój się, dziewczę! nie jestem AjtwarosAjtwaros, Giristis, Erajczyn (mit. litew.) --- bóstwa i duchy, które napastowały kobiety./
Ani Giristis, co kobiéty straszy,/
Ani Erajczyn, co czyha w ogrodzie./
Blizkiegoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. zamku ponad Niemna brzegiem/
Jestem ja panem. Chodź napoić trzodę,/
A ja ci wody naczerpać pomogę. ---/
Stanęło dziewczę, nie wiedząc, co czynić./
Czy nazad wracać, czy do źródła schodzić./
Ale Witola łagodne wejrzenie/
Uspokoiło jéj bojaźń dziewiczą./
Zeszła, ukradkiem patrzając na niego./
A on jéj dzbanem wodę lał w koryto/
I tak powoli pytania zadawał:/
--- Jak się nazywasz? o piękna dziewczyno! ---/
--- RomussaRomussa (z litew.) --- Skromna., Panie! --- Kto twoi rodzice? ---/
--- Tutaj na górze, w téj chacie, mieszkają. ---/
--- Któż jest twój ojciec i kto twoja matka? ---/
--- Ojciec jest strzelcem; był kiedyś żołnierzem,/
Ale już teraz z dzikiemi źwierzęty,/
Z sarną, zającem i wilkiem się bije. ---/
--- Tyś u nich jedna? --- O! są u nas bracia./
Jeden już nawet starszy był na wojnie,/
A młódszymłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. jeszcze przy rodzicach w domu./
Ojciec go na dwór jaki kunigasa/
Chciałby już wysłać; lecz boi się stary,/
Aby pan jaki bezduszny i chciwy/
Za niewolnika sobie nie przyswoił./
Wolał go jeszcze przy sobie zostawić. ---/
--- Mogę zajść z tobą do waszego domu? ---/
--- A czemuż? Panie! Rodzice gościnnie/
Każdego w domu, czém mogą, przyjmują./
Pewnieś strudzony i odpocząć zechcesz. ---
I Witol poszedł, niosąc dzban dziewczyny,/
Krętą drożyną do domku białego./
Stał on wpośród drzew i gęstéj leszczyny,/
Białemi okny do wschodu pozierał./
Za nim ogródek, w którym jesień płowa/
Łodygi tylko i chwasty wyniosłe/
W osieroconych grzędach zostawiła./
U progu matka córki wyglądała,/
A ojciec stary z synem cóś rozmawiał,/
Który kamienną łupał drwa siekierą./
--- Oto wam gościa przyprowadzam, matko! ---/
Prześcigając go, wołała Romussa. ---/
Rycerz to jakiś, bo ma miecz u boku,/
I łuk na plecach, i procę u pasa./
Znać z jego twarzy, że to pan być musi;/
A mówił, że tu ma nad Niemnem zamek. ---
Matka do domu pobiegła, a ojciec/
Powstał, i siwą obnażywszy głowę,/
Gościa, dziękując za łaskę, powitał./
Weszli do chały, a Witol Kobolóm/
Naprzód u proga izby się pokłonił./
I zaraz na stół podali miód biały,/
Pieczone koźlę, sér i mléko świéże./
Witol, dla Bogów wylawszy ofiarę,/
I gospodarza z sobą jeść poprosił./
--- Słyszałem, ojcze --- rzekł --- od waszéj córki,/
Że chcecie syna oddać na dwór pański;/
Ale się tylko boicie, by potém/
Pan w niewolnika nie chciał go obrócić? ---/
--- Prawda to, Panie! --- odpowiedział stary. ---/
Ma lata słuszne, niechby szedł na wojnę./
Może by z wojny bogatszy powrócił,/
Przyniósłby może za co się ożenić./
Ale strach teraz. Nieraz człek swobodny/
Na całe życie pozostanie sługą./
Pstry dzięcioł, bardziéj pstre jest ludzkie życiePstry dzięcioł, bardziéj pstre jest ludzkie życie --- przysłowie../
Bogi nam losy złe i dobre dają;/
Lecz przeciw losu nie godzi się śpieszyć/
I naumyślnie z nieszczęściem probować. ---/
--- Czyliż --- rzekł Witol --- nie znajdziecie pana,/
któremu byście powierzyli syna? ---/
--- Jeden jest tylko. Ten siedzi spokojny,/
O wojnie więcéj nie myśli podobno. ---/
--- Któż to jest? /
--- Witol./
--- Dziękuję za słowo./
Ja to nim jestem. ---/
--- Kto? ty jesteś? Panie! ---/
I starzec powstał z przestrachem od stołu;/
Ale go Witol za rękę powstrzymał./
--- Zostań tu ze mną. Chcę pomówić z wami. ---/
--- Ja bym śmiał? Panie! ---/
--- Siadaj! bądź spokojny./
Syna do dworu wezmę i obdarzę./
Będzie się za co miał za rok ożenić:/
Bo chociaż z wojną nie idę w kraj obcy,/
Umiém swym sługóm ze skarbcuze skarbcu --- dziś popr. forma D. lp: ze skarbca. nagrodzić. ---/
To mówiąc, wstawał, chciał odejść, znów siadał;/
Nie wiedział, co go w téj chacie trzymało;/
Lecz niespokojny, jakby czekał na co,/
Chciał próg przestąpić, a coś go trzymało./
Wtém ze świronkaświronek (reg.) --- spiżarnia., na misce drewnianéj,/
Piękna Romussa wyniosła orzechy;/
Pod jego wzrokiem płomieniąc się cała,/
Ledwie oddawszy, wnet nazad uciekła.
Pożegnał łowcałowiec --- łowca, myśliwy. Witol i szedł daléj;/
Stanął u źródła, stał i myślał długo:/
Powoli potém na zamek powrócił./
Całą noc mu się Romussa marzyła,/
Całą noc widział, jak trzodę poiła,/
Z misą orzechów jak biegła ku niemu,/
I swój rumieniec ucieczką taiła.
Ledwie przywiodła ranek biały Anssrn,/
Witol od zamku znów się puszczą gonił;/
Znowu u źródła, jak gdyby niechcący,/
Usiadł i czekał na przyjście dziewczyny./
Chwila tak zbiegła, nic nie słychać było;/
Potém się znowu ozwała piosenka:
O! sama nie wiém, co się dzieje ze mną!/
W sercu mi smutno i tu oczach mi ciemno!/
Piosnkę przerywam westchnieniem!/
Uśmiech kończę łez strumieniem!/
Powiédz, kukułko,/
Powiédz, przyjaciółko,/
Co to jest?
--- Może źle w chacie? --- kukułka mówiła ---/
Może cię matka za szkodę wybiła?/
Może ojciec stary gdéra?/
Lub brat tobą poniewiéra? ---/
--- O, nie, kukułko,/
Nie to, przyjaciółko,/
Nie to jest! ---
--- Może ci ruta w ogródku uwiędła?/
Możeś ślubnego płótna nie doprzędła?/
Może twój luby na wojnie?/
Tobie w sercu niespokojnie? ---/
--- O, nie, kukułko,/
Nie to, przyjaciółko,/
Nie to jest! ---
--- Może ci nudno? --- kukułka mówiła ---/
Może ci chata ojcowska niemiła?/
I swatów wyglądasz?/
I kochanka żądasz? ---/
--- Może, kukułko,/
Może, przyjaciółko,/
Może to! ---
Kiedy ostatnie dośpiewała słowa,/
Podniosła oczy, i znowu u źródła/
Dumającego Witola ujrzała;/
I znowu uciec i wracać myślała./
Sama nie wiedząc, jak poradzić sobie./
Twarz jéj rumieńcem kaliny płonęła,/
Siała, a Witol ośmielać ją zaczął./
--- O! nie bójże się, Romusso! zejdź śmiało./
Ja i dziś trzodę napoić pomogę. ---/
Pomimo woli, w milczeniu schodziła./
Nie wiedząc sama dziewczyna, co czyni./
Potém oboje napajali trzodę,/
Nie śmiejąc mówić; tylko czasem wzrokiem/
Ku sobie strzelą, i znów spuszczą oczy./
Tak gdy się bydło, napiwszy, wróciło,/
Poszła i młoda za trzodą Romussa./
Witol, jak wczoraj, nie poszedł w gościnę,/
Ale milczący na zamek powrócił.
Nazajutrz on już nie poszedł do źródła,/
Lecz we śnie widział znów piękną Romussę,/
I z jéj obrazem w głowie się obudził./
Znów więc się zerwał następnego ranka./
Wziął wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., łuk swój przez plecy przerzucił,/
I, czarodziejskim urokiem ciągniony,/
Biegł ścieżką w puszczę do znanego źródła,/
A biegącbiegąc --- dziś popr. forma: biegnąc., w duszy tak mówił do siebie:/
--- Czy Milduwniki czarownym napojem/
Serce tam moje ciągną do dziewczyny?/
Czy jaki urok jéj wzrok na mnie rzucił,/
Żem dla niéj pokój, sny moje spokojne,/
I żądzę sławy nawet z duszy stracił? ---/
Tuk Witol myślał, biegąc ku zdrojowi,/
I usiadł przy nim. Aż znowu z daleka/
Piosnka dziewczyny nad krętą drożyną/
Temi się słowy, dźwięcząc, odezwała:
Oj polecę ja daleko!/
Bo mnie serce ciągnie ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd../
Tam za górą, tam za rzeką,/
Czyjeś czary duszę wleką/
W nieznajomy ziemi kąt.
Oj polecę! oj porzucę!/
Niechaj płacze ojciec, brat./
Ja się tutaj próżno smucę./
I weselsza tu powrócę,/
Kiedy ze mną przyjdzie swat.
Chcę ja lecieć, chcę, nie mogę ---/
Serce ciągnie, w oczach łzy,/
I już na próg stawię nogę,/
I boję się sama w drogę./
O KaunisieKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości.! pomóż mi.
Ja nie pójdę. Lepiéj mego/
Tu młodzieńca przyszlijprzyszlij --- dziś popr. forma: przyślij. nam./
Próżno czekam ja na niego./
Serce wzdycha, łzy mi biegąbiegą --- dziś popr. forma: biegną.,/
I złe myśli o nim mam.
O Kaunisie! Mildo Pani!/
Zlitujcie się moim łzóm,/
Niech przyjdą swaty wysłani,/
I rodzice zastrzygani/
Poprowadzą w jego dóm!
Pieśń kończąc, spójrzy --- zlękła się dziewczyna:/
Witol, u źródła siedząc zamyślony,/
Czekał już na nią. Pieśń jéj w ustach kona./
Romussa bieży i w krzaki się chowa./
Na próżno Witol łagodnie jéj wołał./
Ona, się kryjąc w leszczyny gałęziach,/
Patrzyła, cała zrumieniona wstydem,/
A wyjść nie śmiała jemu się pokazać./
Witol ją, biegąc drożyną, dogonił./
--- Czegóż się lękasz? --- rzekł --- czego? dziewczyno!/
Czyli się wstydzisz śpiewanéj piosenki? ---/
--- O! nie! mój Panie! lecz ciebie się wstydzę. ---/
Końcem fartucha twarz piękną zakryła,/
I szła powoli, patrzającpatrzając --- dziś popr. forma: patrząc. zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. oka./
Jak Witol za nią w ślad nazad powracał./
Zeszli i trzodę u źródła poili./
--- Kochasz ty kogo? --- zapytał --- dziewczyno! ---/
--- Ojca, i matkę, i siostry, i braci. ---/
--- A więcéj? ---/
--- Więcéj? --- więcéj już nikogo./
--- Czyli do ciebie słano kiedy w swaty? ---/
--- Jeszcze ni razu. Jestem taka młoda!/
--- A chceszże, żebym przysłał ich? Romusso! ---/
Ona spójrzała, dzbanek się potoczył,/
I nic nie mówiąc, do chaty uciekła;/
A trzoda, rycząc, biegła za nią śladem;/
A Witol, milcząc, do domu powrócił.
Nazajutrz przez las, przez gęstą dąbrowę./
Jechali swaty do leśnika chaty,/
Ale bogato przybrani i strojno,/
Na pięknych koniach. Za nimi szły wozy./
Wieźli dla ojca i dla przyszłéj żony/
Bogate dary i piękne ubiory./
Witol ich posłał. Stanęli przed domom./
Szedł ojciec ku nim i oczóm nie wierzył.
--- Witol nas, Pan nasz, do ciebie przysyła,/
On twoją córkę, Romussę, pokochał./
Prosi was, ojcze i matko dziewczyny,/
Żebyście mu ją za żonę oddali. ---/
Siany rodzice słuchali, milczeli./
Pobiegli bracia Romussy się pytać./
Ona się skryła gdzieś w głębi świronka,/
I jedném okiem płakała po domu,/
A drugiém szczęściu przyszłemu się śmiała./
--- Wielkie to szczęście --- ojciec odpowiedział ---/
OświadczynyWielkie to szczęście; lecz, panowie swaty,/
Może kunigas z ubogiego szydzi? ---/
--- Nie --- rzekł najstarszy smerda Witolowy. ---/
Na dowód chęci dary wam przysyła./
Dobrem je sercem przyjmijcie od niego./
Jutro wóz zajdzie, jutro keleweże/
Górkę na zamek u Niemna powiezie,/
I zięć wam za nią, jak chcecie, zapłaci. ---
Ojciec i matka w zadumieniu stali,/
Jakby im szczęście tak wielkie się śniło./
Już Witolowe swaty odjechali,/
A oni jeszcze do siebie nie przyszli;/
Lecz gdy zaczęto podarki wyjmować,/
I drogie szaty, i sznury bursztynu,/
Złote łańcuchy, i szuby bogate./
Oni, jak cudze, ostrożnie wznosili,/
I jak na cudze, dziwiąc się, patrzali./
Dzień przeszedł w ciągiem zdumieniu i gwarze./
Romussa ciągle w świronku płakała./
Nadeszło jutro --- drużki pieśni smutne/
Nócićnócić --- dziś popr. pisownia: nucić. jéj, czesząc długi włos, zaczęły:
O mój ojcze drogi!/
Moja matko miła!/
Kto będzie mył nogi,/
Które córka myła?
Kto łoże uściele?/
Zgotuje wieczerzę?/
Córkę obcy bierze,/
Wiezie za mil wiele.
O ogniu domowy!/
Kto ciebie rozpali?/
Swaty przyjechali/
Z ślubnemi namowy.
Kury! kury moje!/
Kto wam ziarna rzuci,/
Kiedy wasza pani/
Do was już nie wróci?
Krówko moja biała!/
Kto ciebie napoi?/
Ty będziesz ryczała./
Nié ma pani twojéj!
Gdy tak śpiewali, na wozie złocistym,/
Strojny bogato, wjechał na podwórek/
Smerda Witola, jego keleweże./
A w wozie białych czétry konie było./
Ledwie woźnica utrzymał je w ręku./
Kiedy Romussę wsadziły dziewczęta,/
I wóz, i konie, ruszyły z łoskotem,/
Mignęły tylko i znikły wśród lasu./
Ledwie przez chwilę słychać turkot było./
Po chwili wszystko dokoła ucichło./
Rodzice, stojąc na progu, płakali;/
A jedno drugie cieszyło jéj losem./
Tymczasem leciał piorunem woźnica./
Już do granicy zbliżał się Witola,/
Ku niemu rycerz wyjechał na koniu,/
W ręku miał żagiew, w drugiém kubek miodu. /
Trzykroć wóz z ogniem obleciał dokoła,/
Dał narzeczonéj miodu pokosztować,/
I znikł z pochodnią na drodze zamkowéj./
Jadą; aż wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. na drogi zawróciezawrót --- zakręt.,/
Gdzie las rozrzedniał, pole się rozlega,/
Ujrzeli zamek, który światłem błyska,/
I bucha kłęby czarnemi z dymników,/
I gwarem z dala weselnym już gada;/
Odbity jeszcze w Niemnowéj odnodze,/
Dwakroć się dziwniéj Romussie zaświecił;/
I hałas dwakroć zdawał jéj się sroższy./
Aż strach jéj serce dziewicze ucisnął,/
I łzy się z oczu puściły gorące,/
I, jakby domu i swoich żal było,/
Głowę ku swojéj obróciła stronie,/
Za rodzicami wzdychając Romussa.
Pod kopytami zatętnił podwórzec./
Zniknął woźnica. Dziewczynę porwali,/
Wiedli do pięknéj zamkowéj komnaty./
Kędy się wielkie paliło ognisko./
Swalgoniswalgon --- kapłan obrzędów weselnych. w bieli, nócącnócić --- dziś popr. pisownia: nucić. pieśń weselną,/
Kobiéty, starce i tłum wielki ludu,/
Ściśnieni w głębi, ciekawie patrzali./
Witol za stołem pokrytym obrusem/
Siedział milczący. Romussę wiedziono,/
I na kobierzec, na szyte wezgłowie,/
Na postrzyżyny drużki posadziły./
Zdjęto ruciany wianek jéj dziewiczy,/
I na ramiona spłynęły warkocze,/
A zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. rzęs czarnych białe łzy upadły./
Drużki już smutną pieśń znowu nóciłynócić --- dziś popr. pisownia: nucić.:
Biedna, biedna dziewczyno!/
Gdzie jest wianek twój?/
Żegnałaś się z rodziną!/
Z oczu twoich łzy płyną!/
Nie wrócisz już do domu!/
Ni pocieszać cię komu!/
Teraz tutaj dom twój!
Biedna! Lepiéj ci było/
W chacie z matką żyć./
Wszystko cię porzuciło./
Co było, jak nie było./
Teraz idziesz to niewolę,/
Zaczynasz ciężką dolę,/
Bo z mężem będziesz żyć!
O Romusso! płacz łzami!/
Jest czego łzy lać./
Za twemi rodzicami,/
Swobodą, wspomnieniami,/
I za braćmi drogiemi,/
I za Bogi twojemi,/
Mąż ci łez nie da lać!
Potém podeszli rodzice przybrani/
I przez obrączkę włosów nadpalili./
Składaną Bogóm ofiarę zbierali. /
Miód i pieniądze na progu rzucili. /
I znowu pieśni nócili. A Witol/
Siedział za stołem, i na narzeczoną/
Patrzał wpół smutku, wpół nadziei okiem./
Wiedli ją potém około ogniska,/
I, zawiązawszy oczy, od drzwi do drzwi/
Chodząc, u progów zboże i pieniądze/
Starzy swalgoni, śpiewając, sypali./
Potém najstarszy z weselnych kapłanów,/
Róg miodu wziąwszy, połączył ich ręce;/
A pijąc, do nich wołał: --- Niech wam Bogi/
Szczęście, dostatek dadzą, i potomstwo,/
I długie lata w miłości i zgodzie! ---
Od izby drugiéj rozwarto podwoje./
Tam na cisowym zgotowano stole/
Ucztę weselną. Już starzy rodzice/
Na młodą parę za stołem czekali./
Wśród pieśni tłum się do izby przeciskał./
Zasiedli młodzi; uderzono w rogi;/
Piszczałki, trąby z śpiewem się ozwały;/
A taneczników postrojonych koło/
Wesołym skokiem okrążyło stoły.
Witol, przy pięknéj usiadłszy Romussie,/
Choć czoło jasne, oblicze spokojne,/
Chociaż miał szczęściem rozjaśnione oczy, /
Wspomniał w téj chwili na zemstę Perkuna,/
I mimowolnie czoło zaszło chmurą,/
A oręż smutnie zabrzęczał u boku.
Grajtas się patrzał zwieszony nad gmachem,/
Grajtas, co zemstą i gniewem oddychał.
Szumiała daléj weselna biesiada;/
Krążyły rogi; pieśń ucztę stroiła,/
Jak skroń dziewczyny stroi ruty wianek:/
Starzy swalgoni długie szczęścia lata/
Wróżyli wnukóm ich wnuków przez wieki;/
A Grajtas leciał pod stopy Perkuna,/
Jęknął boleśnie, aż go pan usłyszał./
--- Co ci jest? duchu! ---/
--- Spójrz, ojcze, na ziemię/
Spójrz, ojcze, tylko! --- nie będziesz mnie pytać./
Synowi Mildy zemstę poprzysiągłeś,/
Mnie z nią zesłałeś słabego na ziemię./
Twoja się zemsta o niego rozbiła,/
Jak kropla wody o skalę odwieczną./
Milda mu dała silę niepożytą,/
Kapłani mądrość, odwagę nadludzką./
Ja go nie mogę zwyciężyć, o panie!/
A on na ziemi z twéj się zemsty śmieje./
Czemuż nie spuścisz na niego piorunu?/
Ty grozisz tylko, a on się weseli;/
Ty ducha za nim wysyłasz z swą zemstą,/
On ślubowiny ponad Niemna brzegiem,/
Ucztę wesołą, spokojnie obchodzi./
Wszędziem go ścigał, nigdziem nie zwyciężył./
I twój posłaniec pohańbione czoło/
Nieraz milczący ukrył w czarnéj chmurze./
Mamże się poddać, przyznać mu zwycięztwo?/
Daszże ty, ojcze, tak mu szydzić z siebie?/
Ludzie powiedzą: --- Perkun się zestarzał,/
Nie umie nawet i pioruna rzucić. ---/
I lud odejdzie od twoich ołtarzy,/
Innego Boga będzie sobie szukać./
Ojcze! dlaczego, przysiągłszy na zemstę,/
Jednemu człeku dajesz szydzić z siebie?/
Tyś go swym palcem na zgubę naznaczył;/
Bogi i duchy siły mu dodały ---/
Twój wyrok poszedł, jak dziecięce słowo,/
Jak wiater, co się po wierzchołkach lasu,/
Nie śmiejąc ruszyć gałęzi, kołysze./
Ojcze! pozwolisz, aby ród przeklęty/
Z niego na twojéj ziemi się rozmnożył?/
Czy nie masz więcéj piorunu w twém ręku?/
Lepszego, niż ja, twojéj zemsty posła? ---
Mówił, a lice Perkuna pałało,/
I oczy jego, jak zarzewie krwawe,/
Coraz błyszczały pod chmurną powieką;/
Mówił, a ręka Boga się wznosiła/
I drżała długo, aż z niéj piorun błysnął./
Warpelis łoskot po niebach roztoczył,/
A w błyskawicy ponad Niemna brzegiem/
Zajaśniał zamek Witoia płomieniem:/
Bo piorun upadł w nowożeńców parę,/
I, świętym gmachy objąwszy pożarem,/
Weselną ucztę w stos śmiertelny zmienił.
Piorun, co upadł na Witola głowę,/
Odbił się w sercu nieszczęśliwéj matki./
Ona nieszczęście uczuła z daleka,/
Zadrżała, okiem powiodła przed siebie,/
I, rozpuściwszy wonnéj szaty skrzydła,/
Leciała ponad syna swego zamek./
Płonął on, żółtym płomieniem objęty./
Dusza Witola na Jodziowym cieniu/
Leciała na wschód, do ojców krainy./
Z mieczem Krewejty i głową zwieszoną./
Smutny, na zgliszcza zamczyska patrzając,/
Powoli mléczną odjeżdżał już drogą./
Spójrzała matka, zalała się łzami,/
I szatą mglistą cień syna owiała;/
Mówić nie mogąc, łkała i płakała./
Tęsknota--- Ty jedziesz, synu, z ojcem się połączyć./
Czemuż ja z tobą polecieć nie mogę/
Do wschodniéj ziemi, ojców waszych kraju?! ---/
--- O matko! --- rzekł duch --- dawniéj ku wschodowi,/
Jakby ku szczęściu, poglądałem chciwie;/
Teraz powoli jadę, patrzę w ziemię,/
Bom cóś drogiego na ziemi zostawił. ---/
--- Żal tobie świata? nie płacz gonie płacz go --- dziś raczej: nie płacz po nim, nie żałuj go., mój synu!/
Żal skarbów lobie? tam ich nie potrzeba./
Żal może sławy? pójdzie ona z tobą. ---/
--- O matko! nie żal mi świata i życia,/
Nie żal mi skarbów --- ja ich nie kochałem,/
Nie żal mi sławy --- sława idzie z duchem,/
Lecz żal mi młodéj narzeczonéj mojéj,/
Która tam za mną srébrne łzy wylewa/
I w dzień wesela z popiołem się żeni;/
Żal mi: bom życia nie dożył swojego,/
Bo się u Niemna serce pozostało,/
Co mnie w tył, nawet od ojców krainy,/
Ciągnie do żony, która po mnie płacze. ---
Matka, słuchając mowy téj, dumała;/
Potém mu rzekła: --- Zaczekaj w tym gaju./
Nim się trzy razy słońce do kąpieli/
Spuści, i wyjdzie obmyte i świéże,/
Ja wrócę tutaj. Na Dungus polecę./
Zapytam Pramżu o wyrok kamienny,/
I u Perkuna może co wybłagam. ---/
Rzekła, uściskiem pożegnała syna,/
I znów ku nieba Milda poleciała;/
A cień Witola u ojca mogiły/
Trzy dni i nocy na Jodziu się błąkał./
Na próżno czekał i jęczał na próżno:/
Bo dnia piérwszego nie wróciła matka,/
I dnia drugiego nie widać jéj było,/
I trzeci dzień się kłonił do wieczora,/
I wieczór przyszedł, zeszło z paszy bydło./
Niebo już coraz ciemniało i zachodu,/
A jeszcze matki z Dungusu nie było./
Na próżno Witol wyglądał po niebie ---/
Nic nie mignęło, nikł nie przelatywał./
Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. Aussra czwarty dzień już wiodła,/
Kiedy cień biały zsunął się ku niemu/
I Milda ręce otwarła do syna.
--- Pramżu przeczytał odwieczne wyroki,/
Na starym w Dungus wyryte kamieniu./
Ty życia swego pod inną postacią/
Możesz tu dożyć, nim na wschód powrócisz./
Twoja Romussa dla ciebie orlicą/
Resztę żywota dopędzić wzleciała./
Ty za nią orłem polecisz, mój synu!/
A kiedy łowiec orlicę zastrzeli,/
Albo na gnieździe od starości skona,/
Ty wolny skrzydła orle tu otrząśniesz/
I wrócisz wówczas do ojców krainy. ---
Jeszcze mówła, już się duch Witola/
Orlemi skrzydły uniósł w nowe życie;/
A przeciw niemu leciała orlica,/
Krzykiem wesołym Witola wołając./
Spójrzała matka, ale za chmurami/
Nie było widać nic, tylko z daleka/
Krzyk ją milośnéj pary dolatywał.
Płynęły lata szczęścia, jak godziny./
Witol z Romussą, skrzydłami białemi/
Pod chmury razem wznosząc się swobodnie,/
Lecieli, coraz nowe kraje, światy,/
Oglądać z góry./
Siedém mórz minęli,/
Na siódméj ziemi na chwilę spoczęli,/
I słali gniazdo na wyniosłéj skale.
Ale na obcym niemiło im brzegu./
Nie ta już ziemia, którą ukochali,/
I nie to sionce, które Litwie świeci./
Tęskno za puszczą obu nadniemnową./
Podnieśli skrzydła i na wschód wędrują./
Sześć mórz mijają, siódme białe morze,/
I brzeg znajomy, i litewską mowę/
Słyszą pod sobą. Usiedli na dębie,/
Skrzydła spuścili, pozwieszali głowy.
Ale niedługo i tu pozostali./
Orłu piersiami chce się próćpróć --- dziś popr. pisownia: pruć. powietrze,/
Orzeł chce nowych krajów, nowych światów./
Wierna orlica orła nie porzuci./
I lecą jeszcze na wschód, ojców kraju/
Szukać, i mogił zapomnianych dziadów,/
Które nad drugiém morzem się podnoszą.
A tam znów tęskno za Litwą kochaną./
To się wracają i na zachód płyną,/
i posiadali nad Niemnowym brzegiem.
Tak wieki płyną, wydając się chwilą;/
Lata migają, jak piorunów błyski./
Oni dziś w gnieździe na litewskiéj ziemi,/
Jutro daleko w cudzy kraj wędrują,/
I lecą jeszcze i wracają znowu./
Aż orle pióra od słońca zbielały./
Szpony osłabły i piersi mu wyschły./
I począł tęsknić za duchów krainą,/
Kędy go czekał ojciec i dziadowie./
Roztoczył skrzydła, chciał lecieć --- Romussa/
Jękliwym głosem Witola wstrzymała./
--- Dokąd? mój luby! ---/
--- Czas do ojców ziemi. ---/
I tęskno z Litwy, i tęskno za niemi;/
Tęskno: bo cóż się po mnie pozostanie?/
Gniazdo na dębie, w gruzach gród mój stary,/
Pamięć zagasła i piosnka u ludu! ---/
--- I dziécię --- cicho Romussa mu powié. ---/
Spójrzyj --- to syn twój. --- Roztoczyła skrzydła ---/
Rozbite jaje na gnieździe leżało;/
W niém dziécię białe, jak w kolebce, spało./
Witol nań oczy spoglądał orlemi,/
I czuł, że nie tak żal mu było ziemi./
Ale na czyjąż zda dziécię opiekę?/
Myślał, i siwe roztoczywszy skrzydła,/
Wzbił się w powietrze, nad puszcze poleciał./
A matka siedzi i tuli piersiami/
Dziécię kochane, i ojca wygląda/
Dzień jeden, dwa dni; głosem go przyzywa;/
Strach ją przejmuje; coraz częściéj woła./
Wabi Witola; ale puszcza głucha/
Szumem jéj tylko dzikim odpowiada;/
I nic nie słychać, nic widać nikogo.
CudSiedém dni mija, słychać tententtentent --- dziś popr. pisownia: tętent. w lesie ---/
Stu jeźdźców zbrojnych przez gościniec jedzie,/
A stary orzeł przed niemi ich wiedzie./
Stali u drzewa i patrzą do góry./
Orzeł swe gniazdo ścisnął w silne szpony/
I z dzieckiem razem u stóp wodza złożył./
Spójrzeli, krzykną zdziwieni rycerze./
Śpi dziécię w gnieździe pod orłów skrzydłami./
Kunigas Witen do niego się zbliża,/
Patrzy na cudo, i orla siwego,/
Jak Bóstwo, wita, uderzywszy czołem./
Ptak głos radośny ostatni wydaje,/
Wzleciał, nie ptakiem --- rycerz to na koniu/
Złotemi skrzydły pędzi wschodnią drogą;/
Z gwiazdą na czole i gwiazdą na piersi,/
Z białym na ręku sokołem, z ogary,/
Na Anafielas odważny się wspina./
Za nim tuż tęskny duch orlicy leci;/
Spogląda na wschód, to na dziécię swoje,/
To znów na niego, dzieląc się na dwoje./
Znikli. A chłopię w gnieździe się obudzi,/
Z strachem pogląda na stojących ludzi,/
Wyciąga ręce za matką orlicą./
Witen do piersi przytula je swojéj./
--- Boski dar --- rzecze --- radośnie przyjmuję./
Niechaj na Bogów służbę się wychowa./
W gnieździć znalezion, gniazdo da mu imieimie --- dziś popr. forma: imię../
LizdajkonLizdajkon --- litew. lizdas: gniazdo; patrz w Stryjkowskim podaniu o przodku Radziwiłłów Lezdejce, albo właściwiéj Lizdajkonie. będziesz zwał się, orli synu!