Kraszewski, Józef Ignacy Anafielas. Pieśń I. Witolorauda Kowalska, Dorota Choromańska, Paulina Fundacja Nowoczesna Polska Pozytywizm Epika Epos Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Utwór powstał w ramach konkursu "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013", realizowanego za pośrednictwem MSZ RP w roku 2013. Zezwala się na dowolne wykorzystanie utworu, pod warunkiem zachowania ww. informacji, w tym informacji o stosowanej licencji, o posiadaczach praw oraz o konkursie "Współpraca w dziedzinie dyplomacji publicznej 2013". Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może byc utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP. http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/kraszewski-anafielas-piesn-i Józef Ignacy Kraszewski, Anafielas. Pieśń z podań Litwy. Pieśń I (z 50 Drzeworytami), wydanie Adama Zawadzkiego, nakł. i druk Józefa Zawadzkiego, Wilno 1846. Domena publiczna - Józef Ignacy Kraszewski zm. 1887 1958 xml text text 2013-08-21 pol http://redakcja.wolnelektury.pl/media/dynamic/cover/image/2716.jpg Glory, Snake3yes@Flickr, CC BY 2.0 http://redakcja.wolnelektury.pl/cover/image/2716 Józef Ignacy Kraszewski AnafielasAnafielas a. Anafiel (mit. litew.) --- Góra Wieczności, stroma skała, na którą wspinają się dusze zmarłych, aby na szczycie poddać się sądowi i trafić do nieba lub piekła. Grzechy i bogactwa, nazbierane za życia, obciążają duszę i utrudniają jej wspinaczkę. Pieśń z podań Litwy Uwspółcześniono pisownię łączną/rozdzielną: pocichu > po cichu; nanowo > na nowo; naoścież > na oścież; codzień > co dzień; co rok > co rok; podziśdzień > po dziś dzień; bezustanku > bez ustanku; zamłodu > za młodu; zawcześnie > za wcześnie; zatrudne > za trudne; naprzemian > na przemian; napróżno > na próżno; nadarmo > na darmo; gdzieindziéj > gdzie indziéj; po nad > ponad; po za > poza; z po za > zpoza; z nad > znad; z po nad > sponad; z za > zza; za nim > zanim; wpoprzek > w poprzek; jabym > ja bym; namby > nam by; chętniebym > chętnie bym; zdala > z dala; zcicha > z cicha; zwolna > z wolna; zdawna > z dawna; wdali > w dali; niéma > nié ma; niedosyć > nie dosyć; niebardzo > nie bardzo; nie jednéj > niejednéj; nie prędko > nieprędko; nie wart > niewart; nawpół > na wpół; napoły > na poły; wpół > w pół ('do połowy': w pół ściany wysoko); po jutrze > pojutrze; zasłaby > za słaby; dla tego > dlatego; sam-na-sam > sam na sam; napół-martwa > na pół martwa; wpół-martwych > wpółmartwych; wielko-xiążęcą > wielkoxiążęcą; dziesięć kroć > dziesięćkroć; Podwakroć > Po dwakroć; powtóre > po wtóre; podziśdzień > po dziś dzień; nienadarmo > nie na darmo itp. Pozostawiono niemal bez zmian dawną pisownię (np. piérwszy, mlékiem macierzyńskiém, spójrzenie, Bogóm, bobr, xiężyc, męztwo, zpod, rospacz, biedz, zwyciężca, źwierzę (w pieśni II zgodnie z pisownią źródła: zwierzę), miłośny, radośny, jutrzeńka, tańcerz, tentent, puhacz, zmięszany itp.) i fleksję (np. imie, prostemi słowy, wilcy, biegąc itp.), aby nie zaburzać rymów (np. wyśpiéwa --- odzywa), rytmu i atmosfery utworu. Formy te opatrzono przypisami. Zmieniono: Świentosław > Świętosław. Ujednolicono pisownię: morz, mórz > mórz; świéży, świeży > świéży; spiące, uśpionych > śpiące, uśpionych; chrześciańskiéj, chrześcjan, Chrześcijanin; Chrześcjańskiemu > chrześcijański, chrześcijanin; Pergrubją, Pergrubie > Pergrubią, Pergrubie; Sigonota, Sygonota, Sigonnota, Sigonotta > sigonota; Olgerd, Olgierd > Olgierd; Świdrygiełł, Swidrygiełł > Świdrygiełł; Wilia, Wilja > Wilia, Marja, Maria > Maria. Do przypisów autorskich dodano kwalifikatory, np. (mit. litew.), (z litew. Mėnulis) itp. Uwspółcześniono pisownię nazw własnych i przymiotników od nich pochodzących: Litewski, litewski > litewski; Kowieński > kowieński; Trocki > trocki; Niemiecki > niemiecki; Żmudzki > żmudzki; Połocki > połocki; Moskiewski > moskiewski; Krzyżacki > krzyżacki; Wschodniéj krainy > Wschodniéj Krainy (mit.); Wschodniéj ziemi > Wschodniéj Ziemi; z ziemi wschodniéj > z Ziemi Wschodniéj; Białém morzu > Białém Morzu; Świętą rzekę > Świętą Rzekę; Świętéj góry > Świętéj Góry; Trockie jezioro > Trockie Jezioro; Xsiążęcą czapkę> xiążęcą czapkę; Boska moc > boska moc; piorun Boży > piorun boży; Chrześcjański > chrześcijański; Żmudzinów (o koniach) > żmudzinów; pogoń Litewska > Pogoń litewska; Wileńce > wileńce; itp. Zmieniono pisownię formy grzecznościowej Panie > panie, np. w zdaniu: Nie czyń złego, puść mnie, Panie! Zmieniono pisownię słów obcych oznaczających wyrazy pospolite, tj. zniesiono wielką literę, dodano kursywę (tagi "słowo_obce"): Kiemas (wieś), Kiemów, Wietów (dymnik), Numa (chata), Wiżos (łapcie), Lajwach (łodzie), Dajnos (śpiewy), Mieciones (napój z krup i miodu), Lietauros (kotły), Wałundę (chwila), Alus (piwo), Smerda (zastępca księcia, gospodarz dworu), Keleweża (woźnica), Swalgon, Wurszajt, Lingussoni, Kunigas, Wejdalota, Sigonota, Krewe, Krewule, Burtynicy/Burtinikaj, Puttones, Ewarte, Bajoras/Bojar; Rajtar, Knecht, Komtur, Mistrz, Papież. Pozostawiono pisownię wielką literą tych wyrazów tam, gdzie wskazują konkretnego bohatera: Krewe Krewejta (o wychowawcy Witola), Kunigas (o Mindowe) itp. Zniesiono też wielką literę w nazwach klas/funkcji ludzi, np. Kapłan, Xiążę, Bojar, Pan, Rycerz, Monarcha, Król, Mnich, a także Chrześcjanin > chrześcijanin itp. Pozostawiono pisownię wielką literą słów obcych oznaczających nazwy własne (klas) istot fantastycznych i personifikacji (animizowanych zwierząt, roślin, zjawisk przyrody itp.): Kabirowie, Murgowie, Kunkietoj, Jodsy; Dejwa i Dejwas, Bogowie; Giwojte, Aszwa, Gajdis, Gieguze, Peleda, Żaltis, Didalis; Karwilis (kwiecień: "Kiedy Karwilis ze snu zbudzi drzewa"), Sutinkaj; Lelus-Słońce, Menes-Xiężyc, Aussra-Jutrzeńka, Linxmina (tęcza), Udegita (kometa), Wanda i Wieja (woda i wiatr), Nendry (trzciny), Maras (mór, zaraza) itp. Interpunkcja --- skorygowano dystrybucję przecinków, np.: patrząc w Wschód wieczności stronę > patrząc w Wschód, wieczności stronę; Ryngold umierał, jak żył w ciężkim boju > Ryngold umierał, jak żył, w ciężkim boju; Uchem nie czekał rychło róg zadzwoni > Uchem nie czekał, rychło róg zadzwoni; Bo jéj wróg dotknąć, nie będzie śmiał długo > Bo jéj wróg dotknąć nie będzie śmiał długo; Dał znak, a Trajnys, po bracie jął mówić > Dał znak, a Trajnys po bracie jął mówić; Matką mi, przeszłość, a piastunką, życie > Matką mi --- przeszłość, a piastunką --- życie itp. Ujednolicono pisownię Krewe-Krewejta, Krewe Krewejta > Krewe Krewejta ; Arcy-Biskup > arcybiskup. Poprawiono błąd źródła: LX > XL (numeracja rozdziału 40 w pieśni II). Pieśń piérwszaPieśń piérwsza --- Pieśń pierwsza ukazała się w 1846 r., poprzedzona przez drugą (1843) i trzecią (1845). Numeracja pieśni podyktowana jest chronologią opisywanych zdarzeń: pierwsza, Witolorauda, dotyczy czasów mitycznych, druga, Mindows, rozgrywa się w XIII w., a trzecia, Witoldowe boje, w XIV i XV w.. WitoloraudaPieśń piérwsza. Witolorauda --- wydanie źródłowe z 1846 r. zawiera dodatkowo ilustracje, drzeworyty Wincentego Smokowskiego (1797--1876) oraz zapis nutowy muzyki Stanisława Moniuszki (1819--1872). Książka ukazała się w drukarni Józefa Zawadzkiego, prowadzonej wówczas przez jego syna Adama (1814--1875). Wstęp I Prostemi słowy do prostych serc ludu/ Idę z piosenką, kołatam do duszy,/ I słucham, pragnąc największego cudu,/ Czy piosnka serca zdrętwiałe poruszy?/ Czy Bogów dawnych i ojców wspomnienie/ Łzę choć wyżebrze, wymodli westchnienie? II Prostemi słowyprostemi słowy --- dziś popr. forma N. lm: prostymi słowami. śpiewam pieśni stare./ Na twojéj, Litwo, wzrosły one ziemi,/ Sławiły męztwomęztwo --- dziś popr. pisownia: męstwo., wstyd, cnotę i wiarę,/ I ojców waszych kołysano niemi./ Śpiew, Poezja, HistoriaPieśni to z mlékiem macierzyńskiémmacierzyńskiém --- dziś popr. forma N. lp. przym.: macierzyńskim. ssane,/ Krwią bojów, łzami nieszczęścia skąpane. III Pieśni to, które burtynicy starzy/ Na ojców waszych nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić. pogrzebie,/ U BogómBogóm --- dziś popr. forma C. lm: Bogom. waszym święconych ołtarzy;/ Pieśni-sokoły, co po waszém niebie,/ Dopóki słońce świeciło pogodne,/ Latały silne, wesołe, swobodne. IV Upadek, PrzemijanieLecz wieki przeszły --- świątynie zrzucone,/ Zapadłe groby pług synowski orze,/ I zamki klękłyklękły --- dziś popr. forma: klęknęły. siwizną omszone,/ I wilcywilcy --- dziś popr. forma M. lm: wilki. wyją na xiążęcymxiążęcy --- dziś popr. pisownia: książęcy. dworze,/ A wały grodów, blizny ran zgojone,/ Dźwigają sosny i dęby zielone. V Słuchajcie pieśni! Pieśń ta z grobu wstała/ Przeszłości waszéj dzieje wam wyśpiéwawyśpiéwa (...) odzywa --- autor zdecydował się na taki rym ze względu na ówczesną reg. wymowę wyśpiéwa, z é zbliżonym do i.;/ Na świecie wschodnim pradziadów widziała,/ I ich się głosem do synów odzywa;/ Pieśń to urodzin, wesela i bitwy,/ Staréj kolebki, starych mogił Litwy. Witolorauda U brzegu Niemna jest gaj poświęcony,/ Stary, jak Litwa, jak Litwinów BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie../ Niemen ramionyramiony sinemi --- dziś popr. forma N. lm: sinymi ramionami (tj. niebieskimi odnogami rzecznymi). objął go sinemi,/ Zielone łąki padły mu pod nogi./ Wzgórzem się ciągnie i ku niebu wspina./ A na wierzchołku, wpośród lip zielonych,/ W gęstwinie krzewiem splecioném podszytéj,/ Gdzie tylko ptacyptacy swobodni --- dziś popr. forma M. lm: ptaki swobodne. swobodni mieszkają,/ A człowiek rzadko dociśnie się kiedy,/ Jest ołtarz z darnadarn (tu r.m.) --- darń (r.ż.). i dzikich kamieni./ Wiejski to ołtarz, i wiejskie ofiary/ Palą się na nim: bo wiele ołtarzy,/ Wiele po Litwie świątyń pięknéj MildyMilda (mit. litew.) --- bogini miłości../ Tu tylko wieśniak wśród nocy, po cichu,/ Przyjdzie ukradkiem z ubogą ofiarą,/ Koźlęciem młodém, lub gołębiąt parą./ I sam je spali na Bóstwa ołtarzu;/ A jeśli dym z nich na DungusDungus (litew. Dangus) --- Niebo. nie wzleci,/ Jeśli modlitwy Milda nie usłyszy,/ To lip RaganyRagany (mit. litew.) --- bóstwa drzew w nich ukryte. potém jéj doniosą,/ Lub KaunisKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości. karzeł poszepnie do ucha./ A Milda ładną nie gardzi ofiarą,/ Nikogo zemstą i gniewem nie ściga,/ Szczęściem nagradza, zapomnieniem karze./ Raz w rok tu z Kowna mnogi lud się tłoczy,/ Kiedy Karwiliskarwilis (z litew.) --- miesiąc kwiecień [por. litew. karvelis: jedna ze starych nazw kwietnia. Red. WL]. ze snu zbudzi drzewa,/ Kiedy się kwiaty w nowe suknie stroją,/ Łąki w majowe ubierają szaty./ Gdy cała Litwa święto Mildy święci,/ I tu naówczas cisną się pobożni./ Lecz prędko potém zarosną drożyny,/ I znowu przez rok głucho u ołtarza. Czemuż ten człowiek wpośród nocy ciemnéj,/ Co dzień tą górą ponad Niemna brzegiem,/ Czy MenesMenes (z litew. Mėnulis) --- xiężyc. świeci, czy noc zajdzie czarna,/ Zawsze posłuszny cierpieniómcierpienióm --- dziś popr. forma C. lm: cierpieniom., nadziei,/ Do Mildy gaju sam jeden przychodzi? ---/ Pewnie go piękna zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. Kowna dziewczyna/ Tu na miłośnemiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny. zwabiła spotkanie?/ Pewnie to miłość noce w dni przemienia/ I głuchą puszczę ożywia dla niego?/ A może zemsta jeszcze krwią niezlana?/ Może wspomnienia, których tutaj szuka?/ Może pobożność? Lecz tylu ma Bogów,/ Czemuż ten ołtarz samotny polubił?/ Nad brzegiem morza, świątynia PraurymyPrauryma (litew. Praurimė) --- według XIX-wiecznego historyka T. Narbutta litewska bogini świętego ognia, jej istnienia nie potwierdzają inne źródła historyczne ani tradycja ludowa.,/ Na Swintorozie płonie Znicz odwieczny,/ Gdzieś u DubissyDubissa (litew. Dubysa) --- rzeka w środkowej części Litwy, dopływ Niemna. jest drugie RomnoweRomnowe, częściej Romowe, litew. Romovė --- miejsce kultu pogańskich Bałtów, gdzie pośrodku stał wielki dąb z wyobrażeniami trzech najważniejszych bogów; siedziba Krewe. Takich miejsc było na terenie Prus i Litwy kilka.,/ W KiernowieKiernów (litew. Kernavė) --- miasteczko na Litwie, położone ok. 40 km na płn. zachód od Wilna, uważane za najdawniejszą stolicę Litwinów, w średniowieczu ważny ośrodek pogańskiego kultu bogów litewskich. świecą stare Bogów twarze,/ Jest dąb z jemiołą w Zantir u Perkuna,/ W Rikajoth ołtarz kapłana kapłanów ---/ Czemuż tam modlić, czemuż do nich prosić,/ Czemuż się kłaniać nie pójdzie tam lepiéj?/ Czemuż ten prosty ołtarz wiejskiéj Mildy/ Milszy mu nawet od świątyń kowieńskich,/ Gdzie drogi bursztyn wonnémi wstęgami/ Płynie z różami usłanych ołtarzów? Kto jest ten człowiek? nie poznasz po suknisuknia --- tu daw.: ubranie, strój (także męski)../ Prosty go ubiorubior --- dziś popr. pisownia: ubiór. wieśniaka okrywa:/ Na nogach wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie. z kory wyplecione,/ Łuk ze strzałami przypięty na plecach,/ A głowę paszcza niedźwiedzia osłania,/ Rudemi włosyrudemi włosy --- dziś popr. forma: rudymi włosami. jeżąc się na skroni./ Szłykszłyk (daw.) --- czapka z futra. jego, odzież, obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie. Litwina,/ Jak gdyby z numynuma (z litew.) --- chata. wychodził na łowy,/ Lub wieść o wojnie niósł od kunigasówkunigas (z litew.) --- xiążę./ Do chat wieśniaczych rozpierzchłych śród lasów./ Tylko mu laski poselskiéj brak w dłoni,/ Tylko pośpiechu brak krokómkrokóm --- dziś popr. forma C. lm: krokom., i czoło/ Chmurą się myśli sępi i osłania. Znana mu widać dobrze okolica,/ Zatoka Niemna i każda drożyna,/ Każdy krzak róży rosnący nad wodą,/ I każda ścieżka wijąca się w górę. Idzie --- nie patrzy --- same idą nogi,/ A myśl daleko gdzieś od niego lata;/ Błądzi tam, kędy białe MurgówMurgowie (mit. litew.) --- duchy szczęśliwe, rycerze polegli w boju. cienie/ Z ojcami w złotych rogach alusalus (litew.) --- piwo. piją/ I na skrzydlatych rumakach latają;/ Ale zaledwie w lipowy gaj wchodzi,/ Gdzie pod leszczyną słowiki śpiewają/ I białe róże słodką woń rozlały,/ Oczy przed siebie niespokojne zwrócił/ I z obcych myśli otrząsłotrząsł --- dziś popr. forma: otrząsnął. skroń zmarszczoną./ Po ścieżce wązkiéjwązki --- dziś popr. pisownia: wąski. i dziko zarosłéj/ Drze się po ciemku, iż do MildorohuMildoroh (trad. litew.) --- ołtarz Mildy./ Gęstemi krzaki szarpie i przemyka./ Suknię szmatami po głogach rozdziera,/ I ręce krwawi, i piersi kaleczy,/ A ciągle z okiem na ołtarz zwróconém/ Zdyszany śpieszy, przedziera do niego./ Przedarł się wreściewreście --- dzię popr. pisownia: wreszcie., gdzie ołtarz dokoła/ Zielona łąka otacza kwiatami;/ Stanął; wtém światło z ołtarza zabłysło,/ Jak piérwsza gwiazda na zachodniém niebie,/ Blade i małe; lecz rosło, jaśniało,/ Jak xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. młody, lub jak chmurka biała,/ Która go czasem swą szatą osłoni/ I jego blaskiem z nieba się uśmiecha./ BoginiJuż ołtarz cały jaśniał mu srébrzysto,/ Światło się coraz zwiększało, mieniło,/ Aż wreście postać kobiéty przybrało./ Postać to Bóstwa z uśmiechem na ustach,/ Z miłością w oczach, różami na skroni,/ Naga, jak dziécię; w jedném ręku trzyma/ Czaszę z bursztynu, a w niéj napój wonny./ Nie miód to słodki z kowieńskich pszczół barci,/ Nie alusalus (litew.) --- piwo. biały, który w niebie piją,/ I nie miecionesmieciones (z litew.) --- napój z wywaru krup z miodem., którym chorych poją:/ Bo woń nieznana nad nim się unosi,/ Przed którą milczą dzikie róże białe,/ I lipy zapach swych kwiatów schowały. Ujrzał ją Litwin, ona go ujrzała;/ Postąpił, ona podbiegła ku niemu,/ Czarę na świętym ołtarzu rzuciła,/ A sama w jego objęcia upadła;/ I jak wąż wierzbę opasuje sobą,/ Jak powój, co się na olchach zawiesza,/ Jak chmiel, co płoty miłośnie owija,/ Tak ona jego oplotła uściskiem,/ I drżąc, jak gdyby z boleści, krzyknęła./ --- O Romois --- woła --- o Romois mój drogi!/ Jeszcze noc jedna, jeszcze noc roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.!/ Może ostatnia! bo czyż wiém, jak długo/ Miłość się nasza przed DewajmiDejwas (z litew. dievas) --- bóg. skryje?/ O! jeszcze jedna! dzięki ci i za nią!/ Dzięki, żeś przyszedł jeszcze raz, najdroższy,/ I mocniéj kochał, niż się lękał Bogów. ---/ --- Ja bym się lękał! O Mildo Królowo!/ Ja, co cię kocham tak, że na skinienie/ Poszedłbym z JodsyJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. walczyć w tamte światy,/ Z DidalisamiDidalis (mit. litew.) --- Smok. po czarnych jaskiniach,/ Ja, co bym wyzwał braci twoich, Bogów,/ Ja bym się lękał! ---/ --- Cicho! Romois! cicho!/ Bóg, Kondycja ludzkaO! nie wiész, nie wiész, jak straszne są Bogi!/ Chcesz walczyć z nieminiemi --- dziś popr. forma N. lm: nimi.! Oni i bez boju,/ Bez łuku, miecza, oszczepu i procy,/ Na biednych ludzi, gdy zechcą, to skiną,/ Jedném skinieniem do ziemi przygniotą,/ Jedném spójrzeniemspójrzenie --- dziś popr. pisownia: spojrzenie. słabego zabiją./ Cicho! bo gdyby głos twój usłyszeli,/ Naówczas noc ta byłaby ostatnią;/ Ostatnią szczęścia, a piérwszą boleści;/ Żalu bez końca i łez nieśmiertelnych./ Cicho! Bogowie każde słowo słyszą./ Poszept ich każdy uszu dolatuje,/ Każdą myśl ludzką przynoszą im duchy./ RaganaRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. jaka, co w drzewie podsłucha,/ Żaltisżaltis (z litew. žaltys) --- wąż., co się gdzieś czołga pod liściamiliściami --- dziś popr. forma N. lm: liśćmi.,/ Woda, co płynie, PucisPucis (mit. litew.) --- wiatr łagodny., co powiewa,/ I gdyby światła promyk się przecisnął./ Światło, mój miły, nas by oskarżyło. --- Milda skończyła pocałunkiem mowę./ Romois zamilkł, na pierś spuścił głowę,/ I w jéj objęciu nie o niéj już myślał./ Ona poznała, co się w myślach działo./ --- Mój miły! --- rzecze --- krótka noc wiosenna,/ A Ty choć ze mną, nie mój jesteś cały,/ I myślą smutną ode mnie uciekasz./ Gdy ja dla ciebie niosę napój Bogów,/ Gdy ja dla ciebie z między nich uciekam,/ Bogini, Samolubstwo, MiłośćOni tam myślą, że ja ponad ziemią/ Sypię sny słodkie mężóm i niewiastómmężóm i niewiastóm --- dziś popr. forma C. lm: mężom i niewiastom.,/ Że młodych żenię i roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. rozdaję./ Jam tutaj z tobą, a ten świat już dawno/ Nie zna miłości. Ja próśb ich nie słucham,/ Nikomu w serce miłości nie wleję;/ Wszystkąbym jeszcze odebrała ziemi,/ Ażeby sobie zabrać, oddać tobie./ O mój najdroższy! wkrótce to poznają,/ Bo w Litwie już się biją, rozdzierają,/ Bo w Litwie już nié ma miłości i zgody./ Lecz co mi po tém, kiedym ja szczęśliwa!/ Kiedyśmy razem, jak nie siostra Bogów,/ Prosta LitewkaLitewka (daw.) --- Litwinka. i twoja kochanka./ O, czemuż prostą nie jestem dziewczyną,/ I z tobą zawsze?! ---/ --- Mildo! nie narzekaj./ Co twoim smutkiem, to jest szczęściem mojém./ Jestże na płaskiéj a szérokiéj ziemi,/ W dziewięciu naszéj Litwy pokoleniach,/ Taka, którą bym, jak ciebie, ukochał?/ Pamiętam jeszcze najpiérwsze spotkanie,/ Kiedym tu z Kowna przychodził ofiarą,/ I noc mnie w gaju pod lipą zapadła;/ Pamiętam, gdym cię piérwszy raz zobaczył,/ Wówczas, jakbym się urodził na nowo,/ Piérwszy raz oczy na słońce otworzył./ Cały świat innym zaświecił przed niemi,/ I inne serce w piersi uderzyło,/ I w oczach jaśniéj i weseléj było./ Prędkom się potém, za prędko dowiedział,/ Żeś ty nie z ziemi, lecz z Bogów krainy;/ Że gdy ja tutaj wlokę się znużony,/ Pracując gorzko na spoczynku chwilę,/ Ty w gajach LajmyLajma a. Laima (mit. litew.) --- Słońce [Laima jest litewską boginią losu, przedstawianą w postaci kukułki lub staruszki, jej ulubionym drzewem była lipa. Red. WL]. królujesz w Dungusie;/ Ty, w złotéj chmurze nad ziemią ciągniona,/ Lecisz białemi gołębiów skrzydłami/ Nad wonne gaje, błyszczące ołtarze./ Teraz ja jestem jakby Jodsów dusze,/ Skazany cierpieć, i widzieć cierpienia/ Długie, bez końca, w przyszłości przede mną;/ A tobie zawsze lud kłaniać się będzie,/ Palić ofiary, posyłać modlitwy;/ Ty zawsze szczęście niosąc na swych rękuna swych ręku --- dziś popr. forma Msc. lm: na swych rękach.,/ Wzlatywać będziesz nad Litwą wesołą. ---/ --- Nie bój się, Romois, bo piorun Perkuna,/ Nim w ciebie, wprzódy na córkę uderzy./ I ty nie zginiesz, bo ten napój Bogów/ Bratem cię naszym nieśmiertelnym czyni. ---/ To mówiąc, Milda objęła kochanka/ I do ust wonną czarę podawała;/ Śmierć bohaterska, Kondycja ludzka, BógLecz on odepchnął biały napój Bogów,/ W ustach jéj szukał słodszego napoju./ --- Nie chcę --- rzekł do niéj --- nie chcę ja być Bogiem./ Nie chcę ja, jak wy, nieśmiertelnym zostać,/ Ażeby cierpieć bez nadziei końca/ I patrzeć zawsze w chmurne Bogów twarze;/ Wolę tak umrzeć, jak ojcowie nasi,/ Umrzeć z oszczepem w ręku, w polu bitwy,/ I pójść do ojców do wschodniéj krainy./ Nie chcę napoju, bo z twoich ust płynie/ Słodszy nad ziemi i nieba napoje./ Nad wonie jego, milsze tchnienie twoje;/ Nad całą wieczność, droższa chwila jedna,/ Którą ja w twoim uścisku przeżyję. ---/ To mówiąc, Romois na piersiach twarz tulił,/ A ona, smutno patrzając na niego,/ --- Miły mój! --- rzekła --- wkrótce będę matką,/ Godnego ciebie urodzę ci syna. ---/ --- Syna?! mnie syna?! ty masz mi dać dziécię?!/ Zawołał Romois i ręce załamał:/ Bo wieść ta w serce, jak kamień na wodę/ Rzucony dziecka swawolnego dłonią,/ Padła: jak fale, tak serce rozbiła./ --- Nie chcesz go? --- Milda smutnie go zapyta./ --- Ja, syna nie chcieć?! lecz gdzież się z nim skryję?/ Kiedy w nim będzie choć iskra niebieska,/ Czyliż go Pramżu nie dójdzie na ziemi?/ Czyliż żyć dadzą swéj hańby pamiątce?/ Czyż go potrafię wychować, obronić,/ I ja, człek jeden, od Bogów zasłonić? ---/ --- O mnieś zapomniał --- wszak matkę mieć będzie. ---/ --- Gdzież się z nim skryję? kędy go podzieję? ---/ --- Ty bylebyś go od Bogów oblicza/ Przez młode lata potrafił zasłonić./ Proroctwo, LosŚwiat nic boskiemu nie zrobi dziecięciu./ Wilk go i niedźwiedź przyjmą w dzikim borze,/ Pszczoły miód usta nosić będą biały,/ Łanie go karmić, koźlęta go bawić,/ Pucis go chłodzić, RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. okrywać,/ Kwiaty się kłaniać, słowiki mu śpiewaćokrywać (...) śpiewać --- słowa te w ustach autora mogły uchodzić za rym ze względu na ówczesną reg. wymowę śpiéwać, z é zbliżonym do i, co nie zostało oznaczone w druku (por. formę wyśpiéwa we wstępie)../ Syn Mildy z ręki ludzi nie zaginie,/ Ani paszczęką źwierzźwierz --- dziś popr. forma: zwierz, zwierzę. go dotknie krwawą./ Jeden mu straszny jest piorun Perkuna. ---/ --- Lecz czyż go Perkun, co z góry pogląda,/ Pomiędzy dziećmi ludzi nie odkryje? ---/ --- Będziesz go chował śród puszczy głębokiéj./ Z dala od oka wróżbitów, kapłanów,/ Z dala od miejsc tych, w które Perkun patrzy,/ Póki nie wzrośnie, nie nabierze siły;/ Potém go oddasz woli przezaczenia./ On sam potrafi walczyć z swoim losem./ O Romois! czyliż dla twego dziecięcia/ W miłości ojca nie znajdziesz osłony,/ W ojcowskiéj trwodze nie znajdziesz ukrycia??/ Już czuję, jak on na świat się wyrywa./ Jeszcze dzień tylko, a spójrzy na słońce./ MatkaO! czemuż dłużéj nosić go nie mogę?!/ Czemuż zaledwie piérwszy raz zapłacze,/ Już obca ręka usta mu zatuli/ I piersi obce pokarm mu podadzą?!/ Cierpienie matki w urodzenia chwili/ Stokroć jest mniejsze, jak drugie, gdy potém/ Dziécię jéj losy na wieki odbiorą,/ I ten, którego pod sercem nosiła,/ Co żył jéj życiem, od niéj oderwany,/ Twarzą ku światu zwróci się cudzemu,/ Myślą ku ludziómludzióm --- dziś popr. forma C. lm: ludziom. obcym się nakłoni,/ Sercem za sercmisercmi --- dziś popr. forma N. lm: sercami. nieznanych pogoni. --- Gdy im w uściskach, rozmowie czas płynie,/ Noc uszła prędko i AussraAussra (mit. litew.: Aušros deivė) --- Jutrzeńka. już wstaje,/ Błyszcząca toczy na niebo od wschodu,/ I już jéj promień do lasu zagląda,/ Ujrzał go Litwin, zerwał się wybladły./ Wskazał na niebo rumieniące w dali,/ Wyrwał z uścisku i z gaju ucieka./ Ale już Aussra ujrzała ich wprzódy,/ Ujrzała Mildę w objęciu człowieka;/ Bieży w obłoki, gdzie Dungus gwiazdzistygwiazdzisty --- dziś popr. pisownia: gwiaździsty./ Ponad wysoką górą się rozpina./ Tam Perkun w chmurach, w których śpią pioruny,/ Leży, patrzając na świat pod nogami,/ Jeszcze ciemnością i snami spowity,/ Jeszcze na łonie nocy kołysany./ Aż Aussra wbiega, rozdziera podwoje,/ I przed Perkurnem zrumieniona staje./ Groźny Bóg okiem przed siebie zatoczył,/ I brwi namarszczył, ujrzawszy Boginię./ --- Cóż to? ty tutaj, gdy czas na świat tobie? ---/ --- Wracam ja ztamtądztamtąd --- dziś popr. pisownia: stamtąd., Ojcze! Com widziała! ---/ Rzekła, i oczy złociste zakryła./ --- Cóżeś widziała? --- groźnie Perkun woła,/ I wskazał na świat./ --- Ojcze! straszne rzeczy!/ Wiesz, gdzie jest Milda? ---/ --- Zapewne na ziemi. ---/ --- Prawda, w swym gaju; lecz co ją tam trzyma? ---/ --- Noc, to jéj pora. W niéj serca rozgrzewa,/ I usta spaja, i sypie roskoszeroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.. ---/ --- Ona! A spójrzcie, co się w Litwie dzieje!/ Nié ma miłości, ni małżeństw, ni zgody./ Ona w swym gaju nie ofiar wygląda,/ Lecz u ołtarza pieści się z człowiekiem!!/ Oboje razem widziałam przed chwilą,/ Kiedy zaledwie uścisk ich się zrywał,/ A świętokradźca uciekł Niemna brzegiem./ Ojcze mój! kary na Mildę! piorunu! --- Zatrząsł się Perkun, zagrzmiały niebiosa,/ I góry wschodnie zadrżały w posadach,/ Czarne się chmury na wiatrach podniosły,/ I warcząc, burze i zniszczenie niosły./ Wszyscy Bogowie pobledli, a ludzie/ Zbudzeni ze snu, padli na modlitwę./ Porwał się ojciec, i co w ręku trzymał,/ Z gniewem wyrzucił na przelękłą ziemię./ Leciał słup ognia i utonął w morzu,/ Aż morze prysło, ziemia się strzaskała./ --- Gdzież jest ten człowiek? gdzie Milda? --- zawołał;/ I wnet dwa duchy zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. nóg jego wstały;/ Skinął --- już oba na ziemię leciały./ Aussra na nieba znowu śpieszy wschodnie,/ Ażeby słońce wstające z kąpieli/ Uprzedzić chwilą i światu zwiastować./ Tymczasem niebo chmurzyło się, wrzało,/ Słońce wschodzące w obłok się nurzało;/ Z północy, wschodu, zachodu, południa,/ Czarne osłony kryły niebo jasne;/ W chmurach już Perkun buczał groźbą straszną./ Przed któréj głosem, co żyje na ziemi,/ Od drobnych muszek aż do dębów świętych,/ Tuląc się, płaszcząc, zginało i drżało. Wiatr, ŻywiołyDwa duchy w chmurach leciały na ziemię,/ I, jak dwa czarne słupy, się spuściły,/ I na przeciwne strony się rozbiegłszy,/ Na rękach wiatru winnych pogoniły./ Zemsta, DuchGrajtasGrajtas (z litew.) --- Prędki. od Mildy gaju się zawrócił,/ Puszczą się łamiąc, jak ogar za źwierzem,/ A w drodze drzewa walił poza sobą,/ Wysuszał błota, wodą zlewał pola,/ Piaskami kręcił, mącił rzeki do dna./ Ponad nim chmury, jak nad ścierwem krucykrucy --- dziś popr. forma: kruki.,/ Pod nim zniszczenie i postrach leciały./ Biegł, potém stanął, jakby śladu szukał,/ I niecierpliwy rył ziemię do głębi,/ Kręcąc się w miejscu; potém znowu ruszył,/ I stanął znowu. Romois szedł przez puszczę/ Z oszczepem w ręku i łukiem napiętym./ Uczuł go Grajtas po woni, uścisku,/ Po tchu zaprawnym Bogini oddechem,/ I warknął w górze, a potém się groźny/ Zwalił na niego, jak dąb na krzewinę./ Lecz Romois, jakby przykuty do ziemi,/ Nie zadrżał nawet. Duch podniósł się znowu,/ Dokoła obiegł, cisnął wodą w oczy,/ Piaskiem i błotem, i drzewydrzewy całemi --- dziś popr. forma N. lm: całymi drzewami. całemi/ Miotał na niego, jak deszczem na skałę./ On jedną ręką pociski odpychał,/ Drugą, jak gdyby widział zemsty posła,/ Groził, podnosząc twardą ragotinęragotina (z litew.) --- oszczep.. Ale już Grajtas postać swą odmienił,/ Leciał na niego ogromnym niedźwiedziem./ Podobnego mu nadniemeńskie puszcze/ Od potopowych czasów nie widziały./ Na grzbiecie czarna sierść mu się jeżyła,/ Oczy, jak główniegłównia (daw. reg.) --- głownia, płonący kawałek drzewa. nocnego ogniska,/ Łapy, jak dębu świętego gałęzie./ Stanął, zaryczał; lecz nim padł na niego./ Już Romois, oszczep podniosłszy do góry./ Zwalił go w głowę i czaszkę roztrzaskał./ Wnet Grajtas zrzucił z siebie meszkimeszka --- tu: niedźwiedź. postać,/ I znowu dzikim wilkiem się ukazał./ Zawył, padając pod Romoisa nogi./ On krok odstąpił, ragotinę rzucił,/ Oburącz źwierzę za gardło pochwycił./ Strząsnął, i o pień odwiecznego dębu/ Nieprzyjacielem z całych sił uderzył;/ A w oczach jego nie przestrach milczący,/ Lecz gniew wrzał zjadły, z jakim straszne Bogi/ W chwili nieszczęścia na ziemię patrzają./ Walka, Potwór, SamobójstwoA Grajtas jeszcze przywdział smoka postać,/ I jak DidalisDidalis (mit. litew.) --- smok. w powietrze się wznosił./ Żółtą miał głowę, koronę na głowie;/ Łuskowy pancerz połyskał na grzbiecie/ I ogon w sploty zwinięty okrywał;/ Na barkach skrzydła skórzane rozpięte,/ Pod brzuchem dwoje orlich szpon wisiało./ Świsnął, a ptacyptacy --- dziś popr. forma M. lm: ptaki. padali nieżywi,/ I źwierz przelękły gnał się w knieje ciemne./ Ujrzał go Romois, lecz się już nie bronił;/ Uczuł, że ludzką nie zmoże go siłą./ I próżno walczyć, i paść by wstyd było./ Porwał swój oszczep, ostrzem w pierś skierował;/ A nim smok z góry spuścił się na niego./ Trup tylko krwawy drgał, leżąc pod drzewem./ Grajtas zobaczył, gdy duch ulatywał,/ I znowu wichrem w niebo się zawrócił. Drugi brat olbrzym gonił Mildy śladem./ Lecz KierszusKierszus (z litew.) --- mściwy. cięższą obrał część dla siebie:/ Bo któż wyśledzi, kto Bóstwo odkryje./ Co tysiąc kształtów, tysiące postaci/ Zmieni na chwilę w jedno oka mgnienie./ Światy przeleci i mija przestrzenie?/ Kierszus się ubrał długą szatą chmury,/ I czarném okiem mierząc ziemię z góry,/ Na próżno badał znikłéj Mildy śladów./ To na południe twarzą się obracał,/ To ku północy wybiegał zajadły./ To do zachodu z wiatrami się gonił,/ I wracał na wschód, a wszystko na próżno./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. drżący od gniewu i znoju,/ Wrócił na Dungus, padł u stóp Perkuna,/ I warczał tylko, nie śmiejąc przemówić./ --- Zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. wracasz? --- spytał straszny Bogów ojciec./ --- Biegłem za Mildą, byłem na północy,/ Byłem na świata południowym kraju,/ I tam, gdzie słońce do kąpieli schodzi,/ I kędy ze swych wyjeżdża pałaców./ Nigdzie jéj śladu, nigdzie po niéj znaku,/ I wieści nawet nigdzie nie złapałem. ---/ A Perkun skinął, i Kierszus pod nogi/ Padł znowu, jak pies na skinienie pana./ Grajtas czekając, aż go ojciec spyta,/ Podnosił głowę i patrzał mu w oczy./ --- Cóżeś ty zrobił? Gdzie teraz ten człowiek? ---/ --- Leży zabity w nadniemeńskiéj puszczy ---/ Rzekł, i pod stopy pana się położył. Milda wybiegła ze świętego lasu,/ I zaraz mieniącmienić --- zmieniać. piękną postać swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/ Niepostrzeżona, to gwiazdą leciała,/ To listkiem, wiatrómwiatróm --- dziś popr. forma C. lm: wiatrom. unosić się dała,/ To w chmurach deszczem wilgotnym przesiękłychprzesiękły --- dziś: przesiąknięty./ Skryta, nie wiedząc, gdzie się kierowała./ W sercu jéj smutno, ciężko, niespokojnie,/ A w łonie dziécię gwałtownie się rzuca;/ Głowę myśl ściska, ciało mróz przejmuje./ Choć nieśmiertelna, a jednak się lęka,/ Bo nadzwyczajną boleść w sobie czuje./ W chwili, gdy Grajtas, rozpostarłszy skrzydła,/ Smokiem się z góry na Romoisa rzucał,/ Kiedy pierś jego oszczepem rozbita/ Ze zwłok zmęczonych uwolniła ducha,/ Milda uczuła śmierć swego kochanka./ Duch jego lecąc do wschodniego kraju,/ Zaszumiał blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. i mignął koło niéj./ Lecz tyle strachu było w sercu Mildy,/ Że nowa boleść już jéj nie dotknęła./ Spójrzałaspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. tylko, jękłajękła --- dziś popr. forma: jęknęła. i leciała ---/ Gdzie? --- sama nie wié. A chmury ją niosą,/ A nad nią niebo zagniewane, czarne,/ Milczące, jakby przed burzy nadejściem. Nagle jéj dziécię rzucając się w łonie,/ Obudza Mildę z zdrętwiałej rozpaczy./ Czuje, że wkrótce da życie synowi,/ Że czas mu począć utrapione życie,/ I matce z nim się na wieki rozdzielić./ Lecz gdzie go złoży? komu go powierzy?/ I gdzie się skryje, by go na świat wydać?/ Myśli, wtém pamięć przychodzi jéj w smutku. W głębi PragarasPragaras (mit. litew.) --- Piekło. jest Poklus, Bóg zemsty./ Twarz jego blada; słupem oczy stoją;/ Na głowie siwy włos płachtą pokryty;/ Czérwona broda na piersi mu spływa,/ W których litości nie znajdziesz kropelki./ On męczy duchy, gdy wynijdąwynijść (daw.) --- wyjść. z ludzi;/ On zbrodniówzbrodzień (daw.) --- zbrodniarz, przestępca. straszyć zstępuje na ziemię;/ On trzykroć stając w oczach występnemu,/ Grozi mu póty, aż krwawą ofiarą/ Gniewu i zemsty jego nie przebłaga./ Władzca otchłani ma żonę Nijołę./ Niegdyś on sercem namiętném ją kochał;/ Lecz młodą jeszcze uniósłszy od matki,/ W zastygłém sercu miłość dla niéj stracił,/ I zamiast raju, który obiecywał,/ Dręczył Nijołę, jak podwładne duchy. Nieraz już ona zbiegłszy po kryjomu,/ Prosiła Mildy, by kroplę miłości,/ Choćby kropelkę wlała w serce męża,/ I osłodziła wieczność utrapioną,/ Bez końca i bez nadziei męczarnie./ Miłosierdzie, InteresLecz wówczas Milda, Bogini roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.,/ Nie chciała zstąpić na chwilę w otchłanie./ Miléj jéj było nad Kownem wzlatywać,/ Miłośnych dajnosmiłośne dajnos (z litew.) --- miłośne śpiewy [z lit. daina: pieśń, piosenka. Red. WL.] słuchać z Niemna brzegów,/ Z ołtarzy wonne odbierać ofiary,/ I sypiąc szczęście, krążyć ponad ziemią,/ Błogosławieństwy i dziękibłogosławieństwy i dzięki --- dziś popr. forma N. lm: błogosławieństwami i dziękami (podziękowaniami). się pojąc./ Teraz, gdy Milda boleści poznała,/ Kiedy już nad nią ręka ojca mściwa/ Wisi i grozi nieuchronną karą,/ Kiedy się nié ma schronić gdzie z dziecięciem,/ Wspomniała przecię na prośby Nijoły./ Może Romoisa duch lecąc w tę stronę,/ Za sobą biédną pociągnął kochankę./ W chwili się z chmury zsunęła ku ziemi,/ I już przed wrotyprzed wroty --- dziś popr. forma N. lm: przed wrotami. Pragaru stanęła. Zaświaty, OtchłańNie było straży u wejścia otchłani:/ Bo wszystko od niéj z dala uciekało,/ Duchy wysoko ponad nią leciały,/ Źwierzętaźwierzęta --- dziś popr. forma: zwierzęta. wrota straszliwe mijały,/ I ludzie mimo przechodzić nie śmieli;/ A duchy do niéj wepchnięte za karę,/ Przykute w głębi na wieki, jęczały,/ I wrót już więcéj nigdy nie widziały./ Z paszczy otchłani buchał jęk stłumiony,/ Jakby tysiąca nieszczęśliwych głosy,/ Którzy po bitwie na polu konają,/ I śmierci prędkiéj, cierpiąc, wyzywają./ Milda drżąc w progi piekielne wstąpiła./ Piérwszy raz jeszcze w nieśmiertelnym życiu/ Słysząc, jak jęczy, jak woła cierpienie,/ Wybladła, w otchłań głęboką leciała,/ Drżąca, jak listek osiny od burzy./ Pomiędzy duchów uwięzionych tłumy,/ Których jęk w smutném sercu się odbijał,/ Dwoił w niém, ściskał przestraszoną duszę./ Stanęła wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. przed Poklusa żoną./ Lecz w niéj zaledwie Boginię poznała./ Blade jéj lica męczarnie zorały;/ Włos miała siwy i oczy przygasłe;/ Kłosisty wieniec usechł na jéj skroni;/ I szata czarna, pomięta, zbroczona,/ Tuliła kości od boleści wyschłe;/ Łono zapadłe i wychudłe ciało;/ Na dłoni sparte utrzymując czoło,/ Głęboko, smutnie w przeszłości dumała,/ Że Mildy nawet wejścia nie słyszała;/ Lecz jakby bytność Bogini przeczuła,/ Oczy ożyły, wzrok się zapromienił,/ I oddech prędszy podniósł piersi wyschłe./ Zadrżała Nijoła, i zwróciwszy głowę,/ Padła przed Mildą z krzykiem na kolana./ --- Przeciężprzecięż --- dziś popr. pisownia: przecież. ty tutaj! litość cię prowadzi!/ Patrz na mnie, siostro! Jam tu, jak te duchy,/ Jak Jodsów dusze, w otchłani przykuta,/ Cierpię, i nie wiém, za co te cierpienia!/ Cierpię, i nie wiém, kiedy koniec męce!/ Siostro! miéj litość! Ty skinieniem jedném/ Możesz odmienić los i nędzę mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją./ W szczęście, jakiem się tobie mili poją! ---/ --- Co zechcesz, każesz --- Milda jéj odpowié ---/ Zrobię ci wszystko; lecz, siostro, jam sama,/ Jak ty, dziś biédna! jak ty! stokroć gorzéj!/ Na mnie już Perkun pioruny gotuje,/ Za mną olbrzymi wysłani latają;/ Tu nawet mogą napaść mnie ukrytą./ O! nie ja ciebie, ty mnie ratuj, siostro!/ Mego kochanka zabił ojca poseł./ I za mną gonią; a choć nie zabiją./ Dziécię mi wydrą, rzucą gdzie w przepaści./ Na dziką wyspę, między dzikie źwierzę,/ A mnie za karę na morza wygnają,/ Wkują do łodzi bez wiosła i stéru,/ Na całą wieczność płakać, i łzy moje/ Mięszaćmięszać --- dziś popr. pisownia: mieszać. z białego morza słoną wodą./ Ja ciebie błagam, ratuj mnie, Nijoło!/ W serce Poklusa wszystką miłość wleję;/ Co mam, ci oddam: młodość nieśmiertelną,/ Roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz., nadzieje, co chcesz, czego pragniesz;/ Ja twoje włosy zsiwiałe odżywię,/ Serce rozgrzeję, lica zarumienię,/ Ciało odżywię i młodość przywrócę./ Lecz ocal dziécię! ocal dziécię moje!/ Błagam cię, siostro! --- To mówiąc, upadła,/ Wzywając LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa., rodzących Bogini,/ I tak, jak prosta niewiasta, jęczała./ Ale nie boleść jęki jéj wyrwała:/ Ona już syna trzymając na ręku,/ Łzami tak jego oblewała przyszłość,/ Nad ojca losem i nad nim jęczała. --- Siostro! weź --- rzekła --- weźmij mego syna./ Niech go gdzie prosta kobiéta wychowa;/ Niech nie wié, kto mu ojcem, a kto matką;/ Niech długo nie wié! Ja ponad nim z dala/ Będę czuwała macierzyńskiém okiem./ Dając mu życie, ciężki los mu dałam;/ Serca o przyszłość wówczas nie pytałam;/ Ale do walki ja udzielę siły./ Wzrośnie on! wówczas drżyjcie nawet Bogi!/ Olbrzymy! ludzie! uderzcie mu czołem!/ Wszystkich on ziemi mieszkańców zwycięży./ Króle i duchy zdumieni upadną/ I harde głowy u stóp jego skłonią./ W kolebce wrogi mogłyby go zdusić./ Ty, siostro, ukryj niepoznane dziécię;/ A za to jakiéj zapragniesz ofiary./ Jakiéj zażądasz ode mnie nagrody./ Wszystko dla ciebie, dla niego uczynię! ---/ Rzecze Nijoła: --- Wróć mi męża miłość!/ Ja syna twego ocalę, ukryję,/ Najlepszéj straży tajemnie poruczę,/ I za to tylko chcę kroplę miłości./ O! gdybyś mego życia tajemnice,/ Mąk moich wszystką okropność wiedziała!/ Co mi z tych ofiar, które ludzie święcą?/ Co mi z tych modłów do mnie się cisnących?/ Co mi z ołtarzy, które biédni stawią?/ Lepiéj mi było, gdym nie żoną Boga,/ Lecz wolną była litewską dziewczyną./ Krumine matka próżno się cieszyła,/ I z méj młodości na przyszłość wrółyża/ Mnie szczęścia wiele, a sobie pociechy./ Porwał mnie Poklus sponad brzegów Rosi./ Płakałam biédna, lecz nie dzisiejszemi,/ Nie temi łzami, któremi dziś płaczę./ Tamto łzy były za matką kochaną,/ Dzisiejsze moje za przeszłością całą./ W początkach jeszcze los mój był znośniejszy./ Choć już nie taki, jaki był u matki,/ Kiedy po łąkach zielonych biegałam,/ I w łzy nie wierząc, z cudzych łez się śmiałam./ Wówczas ja byłam młodą i szczęśliwą,/ Póki znad Rosi przeklętego brzegu/ Poklus przez sine nie ujrzał mnie wody,/ I do otchłani nie porwał za sobą./ Rok ledwie cały w piekle mi upłynął,/ Zaledwie matka z odwiedzin wróciła/ Królować w swoim ponad Rosią kraju,/ A szczęście moje zaraz się zmieniło,/ Zsiwiał włos wcześnie, łzy oczy wyjadły,/ Westchnienia pieni dziewicze rozbiły./ Ciału zabrakło i zdrowia i siły,/ A duszy szczęścia, którém człowiek żyje./ Poklus ode mnie dzieci poodbierał/ I miłość swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. odebrał na wieki,/ Samą mnie tylko z pamięcią zostawił!/ O siostro! wróć mi choć kroplę miłości!/ Wróć, jeśli możesz, szczęście choć na krótko! ---/ A Milda rzekła, wyciągając ręce:/ --- Podaj mi czarę, z któréj Poklus pije. ---/ Nijoła spiesznie złoty róg podała./ Bogini nad nim długi włos czesała,/ Szeptała słowa i czyniła znaki./ --- Z téj czary --- rzekła --- gdy Poklus wypije,/ Znowu cię piérwszą miłością pokocha./ A miłość jego już nigdy nie minie./ Teraz weź syna! Ja na Dungus lecę;/ Tam sama stanę w groźne ojca oczy;/ A jeśli na mnie piorunem uderzy,/ Jeśli na wieczne męki mnie odrzuci/ I nieśmiertelną do Pragaru skaże,/ To syn mój, syn mój przynajmniéj zostanie;/ A może kiedy za ojca, za matkę./ Może się pomści. ---/ To mówiąc, ściskała,/ Nie mogąc jeszcze z dziecięciem się rozstać;/ Rzuciła potém na ręce Nijoły,/ I jęcząc, oczy od niego zwróciła,/ Żeby nie widząc, łatwiéj go porzucić./ Łzy, KwiatyLeciała, więcéj nie zwracając głowy,/ A drogę łzami srébrnemi skapiała;/ I gdzie łza padła, kwiat wyrósł na ziemi,/ Z spuszczoną głową, a listki blademi. Stanęła drżąca Milda przed Perkunem./ Wokoło niego siedzieli w milczeniu/ Bogi, Boginie i niebieskie duchy./ Wszyscy zadrżeli, gdy na Dungus weszła;/ Zdziwienie usta otwarte zamknęło;/ Szmer nawet ucichł; i jak się przed burzą/ Ciszy szum wiatrów i chmur kołysanie./ Tak w niebie wszystko głębokiém milczeniem/ Okryte, burzy czekało ze drżeniem./ A Milda, złote rozpuściwszy włosy,/ Z rozdartą suknią, z zapłakaném okiem,/ Śmiała stanęła przed ojca obliczem;/ I jakby sądu bezbronna czekała,/ Niema, wśród Bogów zadziwionych stała. Wtém Pramżu, który wié, co jest i było,/ Pramżu, którego sam Perkun szanuje,/ Stary jak światy, a mądry jak wieki,/ Podniósł głos cichy wśród milczących dzieci. Zemsta, Los--- Synu mój! --- rzecze, patrząc na Perkuna ---/ Na przeznaczenia kamieniu wyryto,/ Że Milda będzie raz kochać człowieka,/ Że się z niéj wielki bohatér urodzi,/ I że Bogowie tę miłość przebaczą./ Wiesz, że co ręka Przedwieczna wyryła,/ Żaden z nas tego, synu, nie przemoże;/ Ani ty, ni ja, nie zmienim wyroku./ Nie sądźmy Mildy. Ona już skarana:/ Ten, co ją kochał, wszak leży zabity,/ I czoło wstydem zranione, i dusza/ Boleje ciężko za przestępstwo swoje. A Perkun zadrżał, piorunami strząsnął,/ I wzrok rzucając na Mildę gniewliwy,/ Dziecko--- Nie! --- rzecze. --- Jeśli kamień przeznaczenia/ Nosił te słowa, wyryte od wieka,/ Że Milda syna mieć będzie z człowieka,/ Że Mildzie Bogi jéj zbrodnie przebaczą,/ Nié ma tam pewnie dziecku przebaczenia!/ Niech powié, gdzie je rzuciła kryjomo./ Porwać je zaraz i utopić w morzu,/ Albo na pastwę dać dzikiéj potworze./ Wówczas swobodna na Dungus powróci./ Jeśli nie ona, niech dziecko nieprawe,/ Zrzucone z ziemi do otchłań Poklusa,/ Tysiąc lat płacze nad matki występkiem./ Tak, Pramżu! jeśli jednemu przebaczym,/ Wszyscy ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. pójdą po kochanków ludzi,/ I świat zarzucą olbrzymów potomstwem,/ Które się kiedyś na Dungus dobędziedobyć się --- dostać się, wtargnąć.. --- A Pramżu, siwą pogładziwszy brodę,/ Rzekł znowu:/ --- Synu! daj pokój dziecięciu./ Jest napisanojest napisano --- dziś popr.: jest napisane. na odwiecznym głazie,/ Że go i Perkun nawet nie zwycięży,/ Aż on wprzód wszystkich na ziemi połamie,/ I imieimie --- dziś popr. forma: imię. swoje na świat cały wsławi.Jest napisano na odwiecznym głazie, że go i Perkun nawet nie zwycięży, aż on wprzód wszystkich na ziemi połamie, i imie swoje na świat cały wsławi. --- napis na głazie przeznaczenia stanowi, że Perkun będzie mógł zwyciężyć syna Mildy dopiero wtedy, kiedy ten pokona wszystkich nieprzyjaciół na ziemi./ Gdy nic mu zemsta twoja nie zaszkodzi,/ Za cóż go nękać, jéj serce rozdzierać? --- --- Jest napisano, że ja, pan piorunu,/ Ja, co gdy w ziemię uderzę, drży cała,/ Ja, co gdy ześlę dwóch tylko olbrzymów,/ Morza jéj z brzegów na ludzi wyleję,/ Ja, co skinieniem gniotę głów tysiące,/ I, jak robactwo, oddechem wymiatam,/ Ja nic nie zrobię? i komuż? dziecięciu?! --- Jest napisano na przeznaczeń głazie./ Tego wyroku nikt z nas nie odmieni. ---/ Słysząc to Milda, dziękowała Pramżu/ Po cichu sercem, wzrokiem i westchnieniem;/ A potém śmielsza o dziécię kochane,/ Groźnemu Bogu w oczy przystąpiła./ Wina, Kara--- Ojcze mój! --- rzekła --- takżeś to dziecięciu,/ Takżeś to Mildzie, córce twojéj, srogi?/ Czyżem na taką zasłużyła karę,/ Że raz w lat tysiąc, ja, co miłość daję,/ Ja, co nią życie na ziemi osładzam,/ Rzucając między tyle cierpień, znoju,/ Żem jéj dla siebie jedną kroplę wzięła?/ Czyż wina moja nie do przebaczenia?/ Bogini morza kochała rybakaBogini morza kochała rybaka --- w mit. litew. Jurata (Jūratė, od litew. jūra: morze), bogini Bałtyku, zakochała się w rybaku, za co Perkun zniszczył jej bursztynowy pałac i pozbawił ją władzy. ---/ Piorun twój, Ojcze, strzaskał jéj pałace/ I nad wodami odebrał królestwo./ Toż będzie ze mną? toż będzie z dziecięciem?/ Nigdyż nikomu nie przebaczysz? Ojcze!/ Człowiek przez twego posła dziś zabity,/ Wart był miłości. Nie prosty to wieśniak./ Oblicze boskie w urodzenia chwili/ Dała mu LajmaLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa., i duszę tak czystą,/ Jak duchów, które na Dungusie siedzą./ Romois, Perkunie, wart był téj miłości,/ I on się do niéj przeznaczony zrodził./ Jak on, drugiego nie widziała Litwa;/ Od tego morza, co jéj brzegi płóczepłókać --- dziś popr. pisownia: płukać.,/ Aż po te drugie, którém świat się kończy,/ Jak on, drugiego nigdy nie zobaczy./ Za cóż mnie karać? za co dziécię moje?/ Jeśli kto winien, winno przeznaczenie,/ A po niém, Ojcze, nie dziécię --- ja, matka! --- A Perkun na to zawoła ze złością:/ --- Twój syn się kiedyś, jako syn Bogini,/ W niebo bić będzie. Ziemia mu za mała,/ Świst mu za ciasny i morza za płytkie;/ Wszystko tam będzie dla niego nikczemném./ Zechce tu głową dostać do Dungusu,/ Pod nogi moje będzie bił ciemieniem,/ A wówczas może i ja go nie zmogę. ---/ --- Ojcze mój! syn to słabego człowieka./ Od nigdy wzrokiem nie sięgnie wysoko./ Dosyć mu będzie świata, wody, ziemi./ Nigdy on nad to więcéj nie zapragnie! ---/ --- Jeśli po ojcu wziął serce potomek,/ On tak, jak ojciec, sięgać będzie Bogów./ Nie! ścigać za nim będą duchy moje./ Gdziekolwiek Grajtas to dziécię odkryje,/ Niech je utopi, zamęczy, ubije,/ Niech je do morza głodnym rybómrybóm --- dziś popr. forma C. lm: rybom. rzuci,/ Niech puszcz źwierzętómźwierzętóm --- dziś popr. pisownia: zwierzętom. odda na pożarcie,/ Lub duchóm w piekieł zapędzi otchłanie,/ Byleby wstyd ten nie mieszkał na ziemi./ Tobie przebaczam, lecz nigdy dziecięciu./ Biada mu, jeśli Grajtas je odkryje!/ Puszczam go za niém, jak za dzikim źwierzem/ Puszczają strzelcy zajadłe ogary./ Niechaj przetrzęsie ziemię z końca w koniec,/ Niechaj go szuka wszędzie, i w otchłani,/ I w głębi wody, na paszczach u źwierza,/ Gdzie tylko żywych głos jaki usłyszy,/ Gdzie ziemia rodzi, a twór jaki dyszy. ---/ Słysząc to Pramżu, potrząsł głową siwą,/ I milczał stary, a mówił oczami:/ --- Nic mu nic zrobi duch zemsty Perkuna,/ Aż wprzódy wszystkich zwycięży na ziemi/ I największego z swych wrogów pokona. --- Mildzie się z oczu srébrne łzy puściły,/ A serce piersią wezbraną rzucało./ Boleść jéj widząc zazdrośni Bogowie,/ Szeptali z śmiechem, zemstą się cieszyli,/ Palcem zajadli, szydząc, wytykali./ A Grajtas, głowę zwiesiwszy z obłoka,/ Wzrokiem zabójczym patrzał się na ziemię./ Wtém usnął Pramżu, w Dungusie milczenie,/ Perkun twarz groźną od Mildy odwrócił/ I nogą duchy na ziemię wyrzucił. Milda zleciała z KaunisemKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości. na Litwę,/ Nad martwe ciało swojego kochanka./ Łatwo ślad było znaleźć, kędy bieżał;/ Bo Grajtas, goniec, drzewa powywracał,/ Bo ziemię porył, porozlewał wody,/ Széroką drogę rozesłał za sobą./ Śladem więc biegła Milda, kędy ciało/ Martwe, bez duchu, w głębi puszcz leżało. A tam już ojciec, i bracia, i siostry,/ Nad trupem jego łzy lejąc od rana,/ Kładli stos wielki ze smolnéj sośniny,/ W dolinie, którą głuchy las otaczał,/ W pośrodku któréj pagórek zielony/ Wznosił się darnem i krzewem okryty./ Na nim to łoże Romoisa usłano,/ I zimne ciało z oczy zwróconemi/ Ku wschodniéj ojców leżeć miało ziemi./ PogrzebKapłani, z Kowna na pogrzeb wezwani,/ Siedém kroć białym pasem przepasani,/ Mieczem na duchy piekielne machając,/ Krzycząc, od ciała precz je odpędzali;/ Potém je kładli na wierzchołek stosu,/ Gdzie go już łoże słomiane czekało./ Na niém w wojenném spoczywał ubraniu,/ Z mieczem u boku, łukiem i oszczepem./ Na szyi jego ręcznik wisiał biały,/ A w węźle pieniądz na wieczności drogę./ Przy nim kładziono oręże rycerza,/ Gięty łuk jego, sahajdak i strzały./ Drzewce, oszczepy, i dwa miecze białe./ Drogie dwa miecze, jakim w Litwie całéj/ Może dwóch drugich podobnych nie było,/ Chyba na skarbcu u piérwszego xięciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę../ Kładli dokoła sprzęt jego wojenny,/ Krzycząc na duchy starzy lingussonilingussoni (trad. litew.) --- kapłani pogrzebowi.;/ A krewni wiedli psy jego najmilsze,/ Białe sokoły, które pieścić lubił,/ Konia siostrzyną karmionego ręką,/ I brańców kędyś z dalekiego kraju,/ Których wziął Romois u białego morza,/ Gdy z wielkich łodzi wypadli na Litwę./ Kapłan miał węgiel ze Znicza ołtarzów;/ Modląc się, dmuchał i ogień podłożył;/ A płomień, skwarcząc, stos z dołu opasał,/ I żółtém objął dokoła ramieniem./ Naówczas dwakroć boleśniejsze głosy/ Z tłumu się krewnych i przyjaciół wzbiły;/ I Milda, lecąc smutna ponad ziemią,/ Łzę nieśmiertelną nad stosem wylała;/ A łza jéj padła na piersi zmarłego/ I pożegnanie ostatnie im dała;/ A duch je uczuł we wschodniéj krainie,/ I za żywotem westchnął upłynionym./ Daleko w puszczy rozległy się głosy,/ Raz cichsze, znowu wrzaskliwe, płaczące,/ To w śpiew zmienione, to w jęki boleści./ Krewni z oczyma na stos wlepionemi/ Taką pieśń smutku z kapłanyz kapłany --- dziś popr. forma N. lm: z kapłanami. nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić.: Rauda Czy ci co brakło? czy ci źle było?/ Po coś nas, bracie, porzucił?/ Czy głodno w domu, z nami niemiło?/ Czyliczyli (tu daw.) --- czy, czyż. cię z nas kto zasmucił? Czyś nie miał w źwierza bogatych lasów?/ Nie miał oszczepu na łowy?/ Czyś nie miał w twojéj chacie zapasów?/ Czyś nie miał złożyć gdzie głowy? Czyśmy cię, bracie, nie dość kochali?/ Czyliś niewierną miał żonę?/ Czy dzieci twoje cię nie słuchali,/ Żeś uciekł w daleką stronę? Po cóżeś, po co samych zostawił?/ Po coś nas, bracie, porzucił?/ Matce i żonie serce zakrwawił,/ Braci i siostry zasmucił? Rauda II. Wejdalota Poszedł, gdzie cienie ojców wołały,/ Na wieczności góry wschodnie,/ Puszczać na JodsówJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. zatrute strzały,/ Pić z ojcami alusalus (litew.) --- piwo. biały,/ Źwierza uganiać swobodnie. Rzucam ci na stos rysie pazury,/ Jastrzębie i orle szpony./ Niemi się wdrapiesz na strome góry,/ Przejdziesz przepaści, przebijesz chmury,/ Wejdziesz w kraj ci przeznaczony. Rauda III. Tilussoni i Lingussoni Widzim ducha --- na wschód leci;/ Dziarski pod nim koń;/ Na nim zbroja srébrna świeci;/ W złotym hełmie skroń. Już po płaskiéj drodze ściga/ Przez nieba na wschód;/ W każdym ręku trzy gwiazd dźwiga,/ Które z nieba zmiótł. Na ramienia sokoł siada,/ I pies bieży w ślad,/ I przyjaciół z nim gromada/ W wschodni lecą świat. Za nim ojców cienie płyną,/ Gwiazdy świecą z gór ---/ Lecą, lecą, lecą, giną/ W złotym płaszczu chmur. Rauda IV. Lingussoni Nie płaczcie po nim --- tam kraj swobody,/ Tam ojców naszych świat;/ Tam wiecznie silny, na wieki młody,/ Nie przeżyje swych lat. Raj, ZaświatyNie płaczcie za nim --- jemu tam lepiéj:/ Bo Lachów nié ma tam;/ Rusin i Niemiec go nie zaczepi;/ Ze swemi będzie sam. Z cieniami ojców, z KunkietojamiKunkietojowie (mit. litew.) --- cienie rycerzy./ Jodsy tam będzie gnał;/ Będzie miał dzikich źwierząt stadami,/ Sto łuków, tysiąc strzał. Będzie pił alusalus (litew.) --- piwo. żubrów rogami;/ Cienie wrogów będzie bił;/ Siędzie do uczty wielkiéj z MurgamiMurgowie (mit. litew.) --- duchy szczęśliwe [niżej autor daje objaśnienie: rycerze polegli w boju; Red. WL]./ Będzie jadł, strzelał i pił. Rauda V. Wejdalota Duch jego już się na AnafielAnafiel (mit. litew.) --- Góra wieczności. drapie/ Po śliskiéj drodze szponami jastrzębia,/ Pazury wilcze i rysie zagłębia,/ A koń drży, parska i chrapie. Na próżno WiżunWiżun (mit. litew.) --- smok pilnujący góry Anafielas. wygląda z pieczary,/ Z paszczą otwartą patrzy na rycerza./ On w górę patrzy, nie widzi poczwary,/ W górę on patrzy i zmierza. Oto już wdarł się, psy za nim i sługi,/ I sokoł leci, i trzy gwiazdy świecą,/ I orszak cieniów wlecze się z nim długi/ Wszyscy razem na wschód lecą. Ogień, ObrzędySłuchając pieśni, płakali przytomniprzytomny (tu daw.) --- obecny.;/ A płomień, coraz wyżéj wznosząc głowę./ Konia, i trupa, i psy, i sokoły,/ Gęstemi sploty dokoła otaczał;/ Potém, gdy wiater na dół go odrzucił,/ Czarne na stosie skwarczyły się ciała,/ Których już nawet przyjaciela oko/ I serce matki rozpoznać nie mogło. A niewolnicy, wyciągając ręce,/ Jęcząc boleśnie, rzucali się z stosu/ Ku swoim żonómżonóm --- dziś popr. forma C. lm: żonom., co biedne płakały,/ Ku dziecióm, które na nich zawołały,/ Ku bracióm tęsknie patrzącym za niemi;/ I koń się zrywał na pasze zielone/ W stepy i lasy do rżącego stada;/ Psy wyły smutnie za braćmi ogary,/ Brzęcząc łańcuchem, co je w ogniu więził;/ I sokoł próżno skrzydły wzniesionemi/ W chmury chciał lecieć z ptaki krążącemi./ Wszystko płonęło, aż Romoisa ciało/ Wkrótce się w zgliszcze i popiół zmięszałozmięszać --- dziś popr. pisownia: zmieszać.,/ I z niemi razem tocząc się na ziemię,/ Nierozpoznane sprzed oczu zniknęło./ I było słychać tylko ognia głosy,/ To syk, to chrzęsty, to główni trzaskanie;/ Czarny dym wlókł się głęboko w dolinie;/ Stos obalony słał się węgla kupą/ I gasł powoli./ Wówczas przyjaciele/ Poszli i kości szukali w popiele;/ Zebrali szczątki, w naczynie zamknęli/ I do naddziadów ponieśli mogiły./ Tam razem, co kto najdroższego nosił,/ Złoto i bursztyn, łańcuchy, pierścienie,/ Rzucano na grób, by na tamtym świecie/ Znalazł, co tutaj za życia używał./ I łzy zebrane, po zmarłym wylane,/ W naczyniach u stóp jego położyli;/ Na skroń mu węża kładli święconego,/ Który troistémtroisty --- potrójny. opasał je kołem,/ Jak wał od duchów wznosząc się nad czołem. A gdy mogiłę zaparto kamieniem,/ Gdy tilussonitilusson (z litew.) --- kapłan pogrzebowy. modlitwy skończyli,/ Kiedy KabirómKabirowie (mit. litew.) --- duchy podziemne. [Kabiróm --- dziś popr. forma C. lm: Kabirom. Red. WL]. wylano ofiary,/ Młodzież, na grobie goniąc z oszczepami,/ Zmarłego mienie bojem zdobywała,/ I smutną kończąc ten obrzęd biesiadą/ Na grobie, ojców śpiewami żegnała,/ Kości od uczty i Romoisa cząstkę/ Bogóm podziemnym kładąc na ofiarę. Aż zgasły ognie, rozpierzchły gromady,/ I pusto znowu w dolinie i w lesie./ Z krewnych nie jeden żal na sercu niesie,/ I wspominając o Romoisa czynach,/ Smutny do chaty bezpańskiéj powraca,/ Gdzie z sutą ucztą stypa gości czeka./ A próżny stołek, miska wywrócona,/ Zmarłego oczóm i sercu wspomina. Milda na wszystko z wysoka patrzała,/ I nieśmiertelna, kryjąc boleść w sercu,/ Poszła do Kowna, gdzie ją nad ołtarze/ Próżno pieśniami stęskniony lud wzywał. Nijoła dziécię ukryła do nocy;/ Zeszła na ziemie, gdy Poklus usypiał,/ Niosąc je z sobą, nie wiedząc, co począć,/ Tuląc płacz dziecka uściskiem trwożliwym./ Szła pustym światem, bez myśli przed siebie./ Smutna noc w czarnéj ponad nią osłonie,/ I chmury płyną od północy ciężkie,/ I wiatr wierzchołki drzew zgina do ziemi./ Aż drogi w troje przed nią się rozłamią./ Stała, i myśli, którą pójść, Nijoła./ A wtém na pamięć matka jéj przychodzi,/ Matka tak dawno przez nią zapomniana,/ Do któréj dotąd nie śmiała zaglądać,/ Żeby jéj swoich nie odkryć boleści./ Więc w prawo ku niéj prędko się zawróci,/ I bieży bez tchu ponad Rosi brzegi,/ Gdzie gród Kruminy i zamek na górze./ Sen, SielankaWszystko tam razem z słońcem spać się kładło,/ Wszystko spokojnym snem już spoczywało,/ A BreksztaBrekszta (mit. litew.) --- bogini snów. lała słodkie sny na głowy,/ Które po ciężkiéj pracy koło roli,/ Nim w niebie Aussra, xiężycaxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. kochanka,/ Uśmiechem dniowi otworzyła wrota,/ Krótkiéj roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. w spoczynku szukały./ Wokoło zamku, wiatrami drażnione,/ Zboża na łanach także spać się zdały,/ I jakby do snu lekko kołysały,/ Wirszajtos domu i chlewów pilnował;/ A Usparinia, siedząc nad granicą,/ Zbłąkane stada bydląt odpędzała/ Od plennych łanów i kwiecistych grządek. Weszła Nijoła na ojczyste progi./ Młodość, Wspomnienia, Kondycja ludzkaSerce wspomnieniem młodości jéj biło,/ A w oczach łzami zroszonych się ćmiło:/ Bo przypomniała te młodości lata,/ Których i w niebie zapomnieć nie można;/ Chwile złocone, które Bogi ludziom/ Kładną na brzegu czary przeznaczenia,/ By ich wspomnieniem reszty życia słodzić;/ Chwile złocone, które im są daléj,/ Im je człek głębiéj za sobą porzucił,/ Tém częściéj pamięć w przeszłości je ściga. U wrót się czujne psy szczekiem ozwały,/ Lecz, jakby córkę swéj pani poznały,/ Padły jéj u stóp i nogi lizały;/ Czujni parobcy, pałacowi stróże,/ Z snu poczętego z strachem się zerwali;/ Krumine sama uwieńczoną głowę/ Podniosła z łożu, w podwórzec wyjrzała./ O! gdzież dziecięcia macierzyńskie oko/ Nie ujrzy z dala, z dala nie przeczuje?/ Nim na krużganki Nijoła wstąpiła,/ Już ku niéj matka biegła niespokojna/ I w progu jeszcze uściskiem witała;/ Lecz widząc dziécię na ręku Nijoły,/ --- Cóż to jest? --- rzecze --- to niemowlę twoje?/ Czyli cię Poklus z niém razem wypędził? ---/ --- Nie, matko! --- rzekła --- dawno nie mam dzieci,/ I wnuki moje ode mnie odbiegli!/ To obce dziécię, to dziécię Bogini,/ Pod twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją., matko, przynoszę opiekę. --- Naówczas długo jęła opowiadać/ Naprzód o Mildzie, a potém o sobie,/ Swojego życia i losu nie tając./ Nieraz Krumine łzami się oblała;/ Lecz kiedy wolę przedwieczną wspomniała,/ Którą w StaubunówStaubunów las (mit. litew.) --- Smoków las. wyczytała lesie,/ Wyrytą ręką Pramżu na kamieniu,/ Cieszyła córkę, nie śmiała wstrzymywać;/ I polecając BudintojBudintoj (mit. litew.) --- bóstwo czuwania, opieki, straży. opiece,/ Nazad do męża ze łzami wysłała. Krumine dziécię w głębiąw głębią --- dziś popr. forma B. lp. wyrazu głębia: w głębię. Obecnie raczej użyłoby się sformułowania w głąb lub w głębinę. puszcz oddała/ Prostéj kobiécie, żeby ukrytego/ Perkun nie dojrzał w nieznanym zakącie,/ W prostéj, ubogiéj niewolnika numienuma (z litew.) --- chata../ Tam ssąc pierś czarną, w chłodzie i ubóstwie,/ Szmatą okryty, syn Mildy Bogini/ Z dzieciństwa wyssał bogactwa pogardę/ I siły w życiu do walki potrzebne./ A dzicy jego przybrani rodzice/ Widzieli nieraz z przestrachem i trwogą,/ Jak święty Żaltisświęty żaltis (z litew. žaltys) --- wąż święty. w kolebce go pieścił;/ Jak psy się przed nim korząc, kładły drżące;/ Jak nieraz, kiedy sam jeden na dworze/ Igrał z swojemi braćmi i siostrami,/ Wilk wyszedł z lasu i pełznął ku niemu,/ A przypełznąwszy, lizał jego ręce;/ Nieraz też orły, puszcz odwiecznych dzieci,/ Niosły mu z krajów dalekich podarki,/ Z drzew nieznajomych gałązki zielone,/ Z nieznanych brzegów kwiaty niewidane;/ Gdy usnął w cieniu u dębu starego,/ Gołębie dzikie wokoło siadały/ I do snu słodkim głosem wyzywały./ Widzieli biedni, i pojąć nie mogli;/ A dziécię obce mieniąc jakimś Bogiem,/ Puszczy mieszkańcy kłaniali się przed niém/ I troskliwemi słonilisłonić --- dziś: osłaniać, chronić. pieszczoty. Już młody Witol, bo tak go nazwano,/ Rósł w siły, swoich rówiennychrówienny --- rówieśnik, równolatek. prześcigał,/ Co dzień postawy nabierając męzkiéjmęzkiéj --- dziś popr. pisownia: męskiej../ Probował łuku, probował oszczepu,/ I rad by dawno poleciał na łowy,/ By z dzikim wilkiem lub czarnym niedźwiedziem/ Piérwszy raz siły i serca sprobować./ Nieraz na klęczkach ojca o to prosił;/ Lecz on się lękał, od dnia do dnia zwlekał,/ Namawiał jeszcze, by większych sił czekał./ Jemu już nudno w ciemnéj chacie było,/ Ciasno w ogródku, podwórku, dolinie,/ I wzgórza nie miał, zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. spójrzeć daleko,/ A roił piękne oddalone kraje,/ Przygody, walki, inne jakieś życie./ Na próżno stary do roli namawiał,/ Próżno mu woły do jarzma zaprzęgał,/ I owce kazał pędzać w lesnelesny --- dziś popr. pisownia: leśny. pasze./ Witol go słuchał; lecz smutny, milczący,/ Czuł, że nie o tém serce mu gadało,/ Że insze losy, życie miał przed sobą./ Bracia i siostry próżno go pytali./ On milczał, albo od rozmów uciekał,/ I dumał, patrząc na głębię puszcz ciemną./ Na próżno matka, któréj pierś ssał dziéckiemdziéckiem --- tu: będąc dzieckiem; w dzieciństwie.,/ Chciała wesołém słowem go rozchmurzyć./ Milczał, i jakby słów jéj nie usłyszał,/ Jak wprzódy smutny, jak wprzód, czegoś dumał. Raz wieczór, ojciec gdy z łowów powrócił./ I dziką sarnę przyniósł ustrzeloną,/ A wilczą skórę, świéżą krwią zbroczoną./ Rozścielał, żeby obeschła z posoli,/ Witol ognistym zmierzywszy go wzrokiem,/ Rzekł doń:/ --- Ojcze mój! nie wytrzymam dłużéj/ W chacie tak zawsze siedzieć u ogniska./ Czemu ja z tobą nie idę na łowy?/ Czemu sam jeden mam roli pilnować,/ Albo gnać trzody i wilki odstraszać?/ Czy nie mam siły? czy mi brak odwagi? ---/ --- Lat nie masz --- ojciec odpowiedział stary./ --- Jeśli mam siłę, do czegoż mi lata? ---/ Wrąc, niecierpliwie Witol na to rzecze ---/ Na co mam gnuśnieć i dymić się w domu,/ Tak, jak kobiéta, nie odstąpić progu,/ I życie nudne bydlęcia w zagrodzie/ Wlec bez ustanku? O ojcze mój drogi!/ Weź ty mnie z sobą! pozwól mi oszczepu!/ Zobaczysz, jeili śmiało nie uderzę,/ Jeśli ci skóry świéżéj nie przyniosę. ---/ --- Jeszcześ za słaby --- znów stary odpowié./ --- Jeszczem za słaby? Ojcze! patrzaj siłt! ---/ To mówiąc, oszczep wiszący na ścianie/ Porwał i strzaskał zgięty na kolanie,/ A reszty jego, jak trzcinę, odrzucił;/ I spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. dumny, a pierś mu westchnieniem/ Wzniosła się, ogniem blada twarz spłonęła;/ Otrząsnął włosy i stanął milczący./ A stary patrzał na drzazgi oszczepu,/ To na młodzieńca, to na swoje dzieci,/ I już nie wiedział, jak ma odpowiedzieć./ --- Ojcze! mam siłę! Jutro dzień mój piérwszy ---/ Zawołał Witol i uklęknął przed nim;/ A silne ręce ścisnąwszy, wejrzeniem/ Błagał, ażeby znów mu nie odmówił./ --- Jutro, wszak prawda? ---/ --- Jutro dzień złowrogi. ---/ --- Pojutrze, ojcze! pojutrze, lub nigdy!/ Pozwolisz, albo już ja sam polecę,/ Pójdę, a więcéj nie powrócę nigdy;/ Będę się błąkał po puszczy głębokiéj,/ Bo mi kobiéce obmierzło już życie;/ Pójdę i dam się zabić gdzie na wojnie./ Bo dom mi obrzydł i spokój nasycił,/ Bo serce w świat się od dawna wyrywa,/ I nad to życie, śmierć bym wolał raczéj. --- Naówczas matka przybiegła i wzrokiem/ Mężowi jakiś tajemny znak dała;/ A starzec wyrzekł cicho i nieśmiało:/ --- Jutro złowrogi dzień --- nie ruszym z domu./ Pojutrze, synu, twoje piérwsze łowy. ---/ Witol z radości nogi mu całował./ I matkę ściskał, i z braćmi się pieścił,/ I drugi oszczep smalił i probował,/ Łuki naciągał, ragotinę rzucał./ Już wszyscy we śnie szukali posiłku,/ A on w noc poźną przy zgasłém ognisku/ Jeszcze tak czuwał, dumając o łowach,/ O owym świecie nieznanym, dalekim,/ Rad, że swéj siły w zapasach sprobuje,/ I pocznie życie, którego tak żądał. Gdy on tak duma, Grajtas świat przebiega,/ Nad każdém długo przesiada dziecięciem./ Na próżno chaty, zamczyska, chrominy,/ Na próżno budy odwiedza wieśniacze ---/ Nigdzie nie może znaleźć Mildy syna./ Gdy się tak biedzi i na próżno szuka,/ Spomniałspomnieć --- wspomnieć, przypomnieć sobie, pomyśleć o czymś. nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. o prządkach żywota,/ Które nić życia każdego człowieka/ Snują, wieszając gwiazdkę w końcu nici,/ A z reszty łkają płótno jego losu. Spomniał, i poszedł, gdzie na górze w lesie,/ Z wschodzącém światłem kochanka jutrzeńki,/ Siadały Bóstwa na siedmiu kamieniach./ Piérwsza Werpeja z niebieskiéj kądzieli/ Przędła nić długą, jak przez ziemię całą,/ Na niéj gwiazdeczki błyszczące wieszała,/ I nici resztę Metantiéj dawała./ Ta snuła przędzę na płótno Audietoj./ Nukirptoj, w ręku trzymajac nożyce,/ Czekała chwili, kiedy Pramżu z góry/ Wyznaczył śmierci godzinę dla człeka;/ Wówczas odcięła płótno, nić od gwiazdy;/ I gwiazda, gasnąc, na grób poleciała,/ Padła na stosie i znikła na wieki./ Ykształoj płótno życia w świętéj rzece/ Z brudów obmywszy, oddawała Bogóm./ Lecz pośród pracy Gadintoj złośliwa/ Coraz to siostry gadaniem odrywa,/ Plecie im dawne światów, Bogów dzieje./ Nieraz, słuchając, gdy płótno porzucą./ Znajdą pocięte, poszarpane przez nią./ Próżno Sargietoj siostry upomina./ Próżno je budzi, do roboty wzywa./ One o wszystkiém zapomną zdumione,/ Słuchając zdradnéj Gadintoj piosenki,/ Albo odwiecznych powieści o Bogach./ Do nich szedł Grajtas do świętego gaju,/ Nad święty strumień; niewidzialny stanął;/ I kiedy siostry Witola nić przędły,/ Kiedy Audietoj czyste płótno tkała,/ W usta Gadintoj kładł dzikie powieści/ I cudne piosnki do ucha podawał./ Sama Sargietoj umilknąć musiała,/ A on nić życia rwał, targał i plątał. --- Znacie --- wołała --- weselną pieśń ziemi? ---/ --- O! cicho! siostro! --- Sargietoj błagała ---/ Do pracy żywo! nie piosnek nam słuchać!/ Jeszcze tak wiele do rana zostało,/ A wkrótce Ausan dnia otworzy wrota./ Pracujmy skorzéj, dajmy pokój pieśni! ---/ Sargietoj woła, a Gadintoj śpiewa,/ Wszystkie słuchają, rzuciwszy robotę,/ A Grajtas targa, plącze nić żywota. Pieśń weselna ziemi Nie dziś to, ani wczora, w piérwszą wiosnę ziemi,/ Kiedy była dziewicą, niebo ją kochało;/ Słońce z xiężycemxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. radami wspólnemi/ Gwiazdy za orszak weselny jéj dało. Kto na weselu koła tańcerzytańcerz --- dziś popr. pisownia: tancerz. powiedzie,/ I kto im wieńce uplecie na czole?/ Ty, słońce, pójdziesz z śpiewaki na przodziepowiedzie (...) przodzie --- autor zdecydował się na taki rym, zatem prawdopodobnie wymawiał: na przedzie.,/ Promienie twe rozsypiesz po taneczném kole. Kto przed dziewicą ślubną poniesie pochodnię,/ Aby z nią do miłości mogła trafić kraju?/ Srébrno-włosy xiężycu, świecący pogodnie!/ Do zielonych lip LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. zaprowadzisz gaju. A kto nam będzie śpiewał do tańca i skoków/ Przez dziewięć dni wesela, w radośneradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. godziny?/ Ty, jutrzeńkojutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka., co świecisz z porannych obłoków,/ Ty rozbudzisz twą pieśnią lasy i doliny. Któż nam przyszłość wywróży naszéj pannie młodéj?/ Oto wieszcz występuje, zza chmury wypływa;/ Stary prorok, kometa, idzie sinobrody,/ Idzie, i tak się odzywa: Dziś deszcze, jutro śniegi,/ Na łąkach owce pasą się stadami,/ Złoto i perły biją o jeziora brzegi,/ Ale nie zawsze będzie pokój z nami. Be złe przyjdzie od dzieci,/ Bo bracia się pokłócą,/ Dwa serca zerwie trzeci,/ Ręce się popchną, serca się porzucą. Ciemno będzie na niebie,/ Xiężyc na pół się skryje./ Gwiazdy pójdą od siebie,/ Ciemność ziemię obwije. A matka rano wyjrzy na niebiosy,/ Będzie płakała i czesała włosy,/ A czarny obłok ramiona rozszérzy,/ I z niego piorun ojcowski uderzy. --- Ledwie skończyła, a już nócinócić --- dziś popr. pisownia: nucić. drugą:/ --- Słuchajcie, siostry, jutrzeńki wesela,/ Słuchajcie, siostry, nieszczęścia jutrzeńki: Na wesele jutrzeńki/ Perkun jedzie przez wrota,/ Dąb zielony druzgotadruzgota --- dziś popr. forma 3os. lp cz.ter.: druzgocze a. druzgoce.. --- I zbroczył mi sukienki!/ Krew, co z dębu wytrysła,/ Na wianeczek mój prysła. --- Trzy lata słońca dziécię/ Chodziło i płakało,/ Poschłe liście zbierało. Pyta matki: --- Gdzie w świecie/ Znajdę wodę, by zmyła/ Krew, co suknię zbroczyła? --- --- Idź, córko moja miła!/ Jezioro w cudzéj stronie,/ A w niém dziewięć rzek tonie. --- --- A gdzież będę suszyła,/ Gdzie wywieszę wypraną,/ By wiatr bielił zwalaną!? --- --- Powiesisz ją w ogrodzie,/ W którym dziewięć róż w kwiecie/ Zobaczysz, moje dziécię! --- --- Kiedyż włożę na siebie/ W cudnéj wodzie zmoczoną,/ Cudnym wiatrem suszoną? --- --- W tym dniu, kiedy na niebie/ Ukażą, dziécię moje,/ Dziewięć słońc lica swoje. --- Jeszcze głos pieśni płynął po dolinie,/ Jeszcze go prządki, dumając, słuchały,/ Kiedy Sargietoj, załamując ręce,/ Nić poplątaną z przestrachem wskazała./ Lecz DejwasDejwas (z litew. deivė: bogini) --- Boginie. próżno chciały ją rozplątać,/ Bo już Gadintoj, któréj Grajtas szeptał,/ Taką powiastkę zaczynała prawić: Żaltisowa żona Poszła EgłeEgłe (litew. Eglė) --- jodła [właśc.: świerk. Red. WL]. z siostrami o wieczornéj porze/ Kąpać się niedaleko od sioła w jeziorze./ Biegły w rozmowach wieczorne godziny,/ Tyle tam siostry do mówienia miały./ Już Menes świecił, kiedy trzy dziewczyny/ Do swoich koszul wracały./ Lecz Egłe, krzycząc, na drugie zawoła:/ --- Patrzajcie, siostry! dziwna rzecz się stała;/ Koszula moja leżała na trawie,/ Teraz wąż siedzi w rękawie./ Jak go wypędzić? co na siebie włożę?/ Któż mi da radę? kto mi tu pomoże? Starsza mówiła: --- Kijem go zabiję. ---/ Młodsza mówiła: --- Wystraszę kamieniem. ---/ Lecz wszystkie stały, wyciągały szyje,/ I nic nie śmiejąc, patrzały ze drżeniem./ A wąż, co w rękawie siedział,/ Tak, sycząc, Egle powiedział:/ --- Wyjdę sam, jeśli dasz słowo,/ Że zostaniesz moją żoną. ---/ Przestraszona taką mową,/ Egłe kryje twarz spłonioną. --- Ach! ach! czyż to być może?/ Na cóż żartować ze mnie?/ Wyjdź! tak zimno na dworze,/ Wyjdź! niech koszulę włożę,/ I nie męcz mnie daremnie. ---/ A wąż, potrząsając głową,/ Powtarzał wciąż jednakowo:/ --- Daj mi słowo, daj mi słowo!! ---/ Przysięga--- Proś sobie ojca, matki./ Oni myślą o mężu./ Mnie czas wracać do chatki./ Wynijdźwynijść (daw.) --- wyjść. z rękawa, wężu! ---/ A wąż, potrząsając głową,/ Mówił ciągle jednakowo:/ --- Daj mi słowo, daj mi słowo! ---/ Aż Egłe płakać zaczęła./ Starsza jéj szepce do ucha:/ --- Daj mi słowo, on usłucha./ Ty, byleś koszulę wzięła./ Cóż ci przyrzec mu zaszkodzi? ---/ Egłe się niby uśmiechauśmiecha (...) z cicha --- autor zdecydował się na taki rym prawdopodobnie ze względu na ówczesną reg. wymowę uśmiécha, z é zbliżonym do i, co nie zostało oznaczone w druku.,/ --- Będę twoją! --- rzekła z cicha,/ A wąż z rękawa wychodzi. Ledwie wrócili do chaty,/ Krzyk na sielesioło --- wieś., krzyk na dwone:/ --- Jadą swaty! jadą swaty! ---/ Egłe kryje się w komorze./ Trzech wężów na necce jedzie/ Z podniesioną w górę głową,/ I jeden starszy na przedzie/ Z taką występuje mową:/ --- Żaltis o swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. prosi narzeczoną./ Dała słowo, jest mu żoną./ Stu nas świadków to słyszało./ Pobłogosławcie rodzice/ I oddajcie nam dziewicę,/ Bo co się stało, to stało. --- A ojciec z matką płakali w komorze./ --- Biedna Egłe dała słowo,/ Ale czyliż to być może,/ By była żoną wężową?/ Nie! --- I biegną do sąsiady./ --- Ragutieno! daj nam rady,/ Co począć z temi swatami? ---/ Stara w głowę się skrobała/ I taką im radę dała./ Podstęp--- Byle co węża omami./ Zamiast córki, gęś im dajcie,/ I co prędzéj wyprawiajcie. ---/ Jak kazała, tak zrobili./ Swaty w neckę gęś wsadzili,/ Dziękowali i sykali,/ Wsiedli i pojechali./ Jechali aż w koniec sioła,/ I sioło przejechali,/ I ciągnęliby daléj,/ Aż kukułka im woła: --- Kuku! kuku! kuku!/ Co to się wam stało?/ Wzięliście gęś białą!/ Kochanka wężowa/ W komorze się chowa./ Boją się rodzice/ Oddać wam dziewicę./ Lecz dłużéj nie schronią./ Wróćcie, swaty, po nią./ Kuku! kuku! kuku! --- Jak jechali, wrócili,/ I stanęli przed chatą,/ Z gniewem gęś wyrzucili./ --- My jechali nie na to!/ Ale po narzeczoną,/ Po Żaltisową żonę./ Błogosławcie rodzice,/ A oddajcie dziewicę. --- Znów rodzice w rospaczyrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz../ --- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/ Ona w głowę się skrobie./ --- Gęś, to trochę za mała,/ Owca by oszukała./ Niech z owcą jadą sobie. --- Rodzice owcę dali./ Oni siedli, jechali,/ Jechali w koniec sioła,/ I sioło przejechali,/ I ciągnęliby daléj,/ Aż kukułka znów woła: --- Kuku! kuku! kuku!/ Co to się im stało?/ Wzięli owcę białą!/ Kochanka wężowa/ W komorze się chowa./ Nic chcieli rodzice/ Oddać wam dziewicę./ Lecz już jéj nie schronią./ Wracajcie się po nią./ Kuku! kuku! kuku! Znów powrócili swaty,/ Pojechali do chaty,/ Córki gwałtem żądają, / I siedzą i czekają. / A rodzice w rospaczy ---/ --- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/ Ona w głowę się skrobie./ --- Kiedy owca za mała,/ Oszuka krowa biała./ Niechaj z nią jadą sobie. ---/ Rodzie krowę dali,/ Oni siedli, jechali,/ Jechali w koniec sioła,/ I ciągnęliby daléj,/ Aż Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. [W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć. Red. WL]. znów woła: --- Kuku! kuku! kuku! / A cóż się im stało? / Wzięli krowę białą! / Kochanka wężowa / W komorze się chowa. / Dłużéj jéj nie schronią. / Powracajcie po nią. / Kuku! kuku! kuku! Z szumem, krzykiem i zwadą/ Nazad swaty znów jadą,/ Krowę białą odwożą/ I rodzicómrodzicóm --- dziś popr. forma C. lm: rodzicom. tak grożą:/ --- Tak zwodzić się nie godzi!/ Źle, kto Żaltisa zwodzi! --- Znów rodzice w rospaczy ---/ --- Radź, sąsiadko, inaczéj. ---/ Ona w głowę się skrobie./ --- Jak tu zrobić, poradzić?/ Starszą córkę im wsadzić./ Z nią pojadą już sobie. ---/ Rodzice córkę dali./ Swaty siedli, jechali,/ Jechali w koniec sioła,/ I sioło przejechali,/ I ciągnęliby daléj,/ Aż Gieguze znów woła: --- Kuku! kuku! kuku!/ Znów nas oszukano./ Starszą córkę dano./ Kochanka wężowa/ W komorze się chowa./ Rodzice ją chronią./ Wróćcie jeszcze po nią./ Kuku! kuku! kuku! --- Z hałasem jadą swaty,/ Powracają do chaty,/ Starszą córkę rzucili/ I rodzicóm grozili:/ Swaty, Szantaż--- Ej rodzice! rodzice!/ Oddajcie nam dziewicę,/ Bo jakeśmy wężami,/ Źle daléj będzie z wami!/ Ługiług --- tu: łąka. woda zapławizapławić --- zalać.,/ Statekstatek --- tu: dostatek, dobytek, tj. zwierzęta hodowlane. wilk wam podławi,/ Chatę burza rozwali,/ Zboże susza wypali./ Ej! oddajcie nam naszą! ---/ Gdy tak grożą i straszą,/ Ojciec, matka płakali;/ I długo jeszcze radzą:/ Czy dadzą, czy nie dadzą?/ Aż nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. oddali./ Swaty w neckę wsadzili,/ Siedli i pojechali;/ Ale już nie wrócili:/ Bo kukułka spotkała/ I tak do nich śpiewała: --- Kuku! kuku! kuku!/ Śpieszcie, swaty, bo pora,/ Śpieszcie się do jeziora./ Mąż wygląda z daleka./ Narzeczonéj swéj czeka./ Kuku! ---/ A Egłe we łzach cała/ Na jezioro patrzała./ I już blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. topieli,/ I już swaty stanęli./ A Żaltis na nią czeka;/ Lecz nie wąż to szkaradny,/ Ale młody i ładny/ Bóg wód w ciele człowieka. Kiedy Gadintoj od pracy odrywa,/ Próżno Sargietoj przeszkadza jéj, prosi,/ Próżno popsutą pokazuje przędzę./ Jak gdyby głuche, na powieść zdradliwą/ I uszy mają i uwagę całą./ Ledwie skończyła, nim ręce podniosły,/ Ona je znowu odrywać zaczyna./ --- A wiécie --- rzecze --- co się potém stało?/ Słuchajcie tylko, zaraz się dowiécie./ Wszak będzie jeszcze dość czasu do pracy ---/ Xiężyc wysoko, dzień jeszcze daleko. Bracia Żaltisowéj żony Pięć lat potém upływa,/ Jak Egłe już szczęśliwa,/ I Żaltis jéj, pod wodą/ Roskoszneroskoszny --- dziś popr. pisownia: rozkoszny. życie wiodą./ Pięć lat i pięć upływa,/ Nie tak Egłe szczęśliwa;/ Bo choć dzieci ma troje,/ Choć na niczém nie zbywa,/ Lecz wspomni sioło swoje,/ Żal jéj za rodzicami,/ I zalewa się łzami./ Wszystko miała,/ Co chciała;/ Ale kiedy już komu/ Tęskno do swych, do domu,/ Nic nie syci, nie poi,/ Dom a dom w oczach stoi./ I biednéj Egle było,/ Choć w dostatku, niemiło./ Prosiła męża co dnia,/ I co dzień odpowiadał:/ --- Idź przyszłego tygodnia. ---/ Tak lat kilka odkładał. Czas na prośbach upływa./ Egłe, mniéj już szczęśliwa,/ Męża prosi i nudzi./ --- Puść-bo mnie w odwiedziny/ Do swoich, do rodziny,/ Puść mnie na świat do ludzi./ Ja cię tu nie porzucę,/ Za dzień, u dwa powrócę. ---/ Mąż nie mógł wstrzymać daléj,/ Dał się wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. uprosić;/ Lecz wprzódy kazał znosić/ Trzewiki kute z stali./ Krugis je z BudrajcamiKrugis z Budrajcami (mit. litew.) --- bóstwa kowali, główne i posługacze./ Ogromnemi młotami/ Na jéj nóżki zrobili. Wzięła, myśli; po chwili/ Na ogień je rzuciła,/ Na żużel przepaliła./ Pochodziła dzień cały ---/ Trzewiki popadały./ --- Ot, trzewików już nié ma!/ Teraz nic mnie nie wstrzyma./ Gotowam już do drogi ---/ Egłe do męża rzekła ---/ Teraz tylko piérogi/ Dziś jeszcze będę piekła. ---/ On cóś czoło zachmurzył,/ I rzekł żonie: --- Myśl o tém:/ Wszystkiem cebry ponurzyłWszystkiem cebry ponurzył --- wszystkie wiaderka potopiłem.;/ Nośże wodę rzeszotem./ A nie spiekłszy piéroga,/ Za nic i twoja droga. ---/ Egłe łamała głowę,/ Rozczynę zamieniła,/ Rzeszoto oblepiła,/ Wody niém nanosiła,/ I piérogi gotowe./ Żallis żegnał ze łzami,/ Całował dzieci swoje,/ Wyprawił wszystko troje,/ I rzekł: --- Gdy wróci z sioła/ I stanie nad wodami,/ Wprzód mnie żona zawoła/ Trzykroć temi słowami: --- Mężu mój! mężu! żona ciebie czeka!/ Jeżeliś żywy, wynijdź z pianą z mléka;/ Jeżeli ciebie na świecie już nié ma,/ Krwią się objaw przed oczyma. --- Co tam było witania!/ Jaka radość na siele!/ Jak ciekawe pytania!/ Jakie różne! jak wiele!/ Jak witali wężową/ Od dawna opłakaną,/ I jak każde jéj słowo/ Z ust do ust podawano!/ Tak jéj trzy dni przebyło./ Nie myśli o powrocie./ Oj! po długiéj tęsknocie,/ Swoich ujrzeć tak miło!/ --- Jeszcze trzy dni --- prosili ---/ Trzy dni zostań w gościnie./ Dawno z tobą nie byli./ Nim przyjdziesz, długo minie. ---/ I została wężowa. Bracia wieczór jechali/ Na nocleg w głuchy las,/ Chłopca jéj namawiali:/ --- Jedź z nami, zbudzisz nas. ---/ Pojechał starszy z niemi./ Gdzieś daleko, w dolinie,/ Pokładli się na ziemi/ I ogień rozłożyli,/ I z chłopcem się pieścili;/ A jeść dając chłopczynie,/ Zadawali pytania:/ --- Kiedy wrócicie z sioła/ Do waszego mieszkania,/ Jak tam matka zawoła,/ Żeby ojciec otworzył? ---/ A chłopce ręce złożył,/ I potrząsając głową,/ Powtarzał im to słowo:/ --- Ja nic nie wiém, wujowie!/ Matka wié, matka powié. ---/ Potém prosić zaczęli,/ Naokoło stanęli./ --- Ty musisz, chłopcze, wiedzieć,/ A nie chcesz nam powiedzieć;/ Tylko nie żartuj z nami,/ Do wysieczem rózgami. ---/ On wciąż mówił: --- Wujowie!/ Matka wié, ona powié. ---/ Dziesięć mioteł nacięto/ I chłopca bić zaczęto./ Chłopiec płakał --- Wujowie!/ Niechaj matka wam powié. ---/ I na próżno go zbili./ A gdy z rana wrócili,/ Egłe pytała syna:/ --- Co to oczy czérwone? ---/ --- Smolna była łuczynałuczyna --- pochodnia, płonący kawałek drzewa służący do oświetlania.,/ Wiatr dym pędził w tę stronę. --- Bracia wzięli młódszegomłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy../ Zbili znowu na próżno./ Nie powiedział im tego,/ Jak ojca wyzwać możno./ Potém wzięli dziewczynę,/ I zawieźli w dolinę,/ Prosili i pytali./ Długo, długo milczała;/ Lecz rózgi pokazali,/ I ze strachu wydała./ Bracia śpieszyli skoro/ Za sioło nad jezioro,/ Kosy z sobą pobrali,/ I stanąwszy, wołali: --- Mężu mój! mężu! żona ciebie czeka./ Jeżeliś żywy, wynijdź pianą z mléka;/ Kiedy cię na świecie nié ma./ Krwią się objaw przed oczyma. --- Prysły ciche wód łożyska,/ Mléczną pokryły się pianą,/ A z piany Żaltis wytryska,/ Powitać żonę kochaną;/ I już na brzeg się toczy,/ Z brzegu sunie się daléj./ Wtém go młodzież oskoczy,/ I w sztuki rozsiekali. Minął w gościach dzień trzeci./ Egłe, zabrawszy dzieci,/ Tęskna wraca do męża./ Już ujrzała jezioro./ Pośpiesza z dziećmi skoro,/ Staje i woła węża./ Pękły ciche wód łożyska;/ Lecz krew na falach połyska,/ A głos wychodzący z fali/ Woła do niéj raz ostatni:/ --- Tę krew masz z ręki bratniéj./ Bracia mnie rozsiekali. ---/ Egłe słupem stanęła,/ Z oczyma łez pełnemi./ --- Cóż ja pocznę? --- krzyknęła ---/ Z sobą, z dziećmi mojemi?/ Powrócęż żyć z zbójcami?/ Bracia, zbójcy mężowi,/ Wyśmieją płacz mój wdowi./ Gdzież ja pójdę ze łzami?/ Ach! lepiéj by nam było/ Spać pod jedną mogiłą,/ Lub wrosnąć z dziećmi memi/ Na wieki do téj ziemi. ---/ Ledwie rzekła te słowa,/ Stała jodłą wężowaStała jodłą wężowa --- żona węża stała się jodłą.,/ Z gałęźmi spuszczonemi,/ Jak ręce załamane./ Przy niéj dzieci spłakane/ BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie. w drzewa zmieniły:/ Starszy dębem się staje,/ I zawsze pełen siły,/ Wiatrómwiatróm --- dziś popr. forma C. lm: wiatrom. się nie podaje;/ Młódszymłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. w korze jesiona/ Rozpościera ramiona;/ A mdłe ciałko dziewczyny/ Drży listkami osiny. Kiedy Gadintoj powieść tę kończyła,/ A Grajtas życia Witola nić plątał,/ Późno Audietoj na płótno spójrzała,/ I z krzykiem wątek poczęła naprawiać./ Sargietoj jęła siostry upominać./ Ze wstydem wszystkie rwały się do przędzy./ Ale już Witol, którego nić życia/ Splątana w ręku robotnic leżała,/ Najpiérwszą próbę przebywał na świecie,/ Którą mu Grajtas zdradliwie zgotował;/ A sam, wróciwszy do Perkuna tronu,/ Spokojny u nóg jego się położył. Ranek był, kiedy Witol ojca zbudził;/ Ledwie się Aussra rumieniąc na niebie,/ Słońca niebieski ogień rozkładała./ Jeszcze trzy konie słonecznego wozu/ Niezaprzężone pasły się na górze;/ A xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. smutny, z twarzą wpół-rozciętą,/ Przyzostał chwilę, by swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. kochankę,/ Rumianą gwiazdę poranku zobaczyć./ Głuche milczenie w głębiach puszcz leżało;/ Szérokie knieje, ostępy i bory,/ A w nich źwierz dziki, snem porannym spały,/ Tylko ptaszyny SwieczpauksztynisSwieczpauksztynis (mit. litewska) --- bożek opiekujący się ptakami. budził./ One, świergocąc, niechętnie wstawały,/ I nazad w ciepłe gniazdko się tuliły./ BreksztaBrekszta (mit. litew.) --- bogini nocy i ciemności. wszelkiego stworzenia powieki/ Snem jeszcze słodkim cisnęła łagodnie./ Próżno BudintojBudintoj (mit. litew.) --- bóstwo czuwania, opieki, straży., dla gnuśnych złowroga,/ Myślą o pracy ludzi chciała budzić./ Spali spowici potrzebą spoczynku./ Lecz Witol nie spał; przemarzył noc całą;/ Bóstwómbóstwóm --- dziś popr. forma C. lm: bóstwom. się lesnymlesny --- dziś popr. pisownia: leśny. modliłmodlić się bóstwom --- dziś popr.: modlić się do bóstw. i RaganomRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa.:/ Prosił Sznejbrata i dzikiéj MiedziojnyMiedziojna (litew. Medeina) --- bogini lasów.,/ Żeby mu w piérwszych poszczęścili łowach;/ Prosił puszcz duchów i lesnych straszydeł,/ By do ostępów, w których źwierz się kryje,/ Gristis i JodsyJodsy (mit. litew.) --- złe duchy. nie broniły wstępu./ Słyszał on często, że łowiecłowiec --- łowca, myśliwy. zbłąkany/ Spotkał się w puszczy gdzie z dzikim człowiekiem,/ Lub ptak go uwiódł, padając co chwila,/ Lub jeleń z wolna w ostępy prowadził,/ Aż potém więcéj łowca nie ujrzano,/ Tylko gdzieś w puszczy garstka białych kości/ Pod starym dębem na wieki została,/ Postrach myśliwych, niebacznym nauka. Wstał ojciec, przetarł rozespane oczy;/ A matka smolne paliła łuczywo,/ Placków na drogę, nabiału i chleba,/ Rad macierzyńskich nie skąpiąc młodemu./ --- Nie wiesz --- mówiła --- nie wiesz, co to łowy!/ To nie igraszka, jak w podwórku chaty,/ Nie w gnieździe wróbli, nie z pliszką to sprawa./ A któż wié, co tam w puszczach się ukrywa?/ Tyle straszydeł! niebezpieczeństw tyle!/ Tyle srogiego i dzikiego źwierza!/ Już brat mój jeden zginął od niedźwiedzi;/ Drugiego koza lekko ustrzelona/ Wiodła w ostępy, aż zbłądził, i potém/ Ledwie w dni kilka wybladły i głodny/ Późną się nocą do chaty powrócił;/ Ale co widział w Miedziojny krainie,/ Nikomu nigdy nie mówił ni słowa,/ I więcéj potém nie poszedł na łowy./ Jut lepsza bitwa, niż walka z źwierzęty./ Któż wié, co się tam pod skórą ukrywa?/ Czasem zły człowiek wilczą skórę wdzieje,/ Czasem czarownik w niedźwiedzia się zmieni,/ Lub potwór jaki zastąpi ci drogę,/ Albo duch, albo... I kto to odgadnie? ---/ A Witol słuchał, próbując oszczepu,/ I głową tylko potrząsał powoli,/ Jak gdyby za nic miał matki przestrogi./ Ojciec tymczasem łuk podjął, wziął strzały,/ Wdział wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., skórą grzbiet okrył niedźwiedzią,/ A Witolowi wyniósł strój podobny/ Z twardych skór źwierza na łowach odartych./ Piérwszy raz chłopiec szaty męzkiemęzki --- dziś popr. pisownia: męski. włożył;/ Piérwszy raz uczuł, że mu wolno było/ Przestać nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. być tylko dziecięciem./ Wyglądał oknem. Już się świt zabielił,/ Słońce ze swoich pałaców za chwilę/ Na złotym wozie miało wyjść z kąpieli./ Wyszli, a jeszcze Bogóm się domowym/ Długo modlili i ofiarę leli./ Stary z szałasu wypuścił psy swoje./ Skoczyły, czując, że pójdą na łowy;/ Jeden drugiego z radości porywał,/ I, jakby tylko sam chciał iść za panem,/ Gryząc go za kark, warczał i wstrzymywał. Wyszli. Był ranek wiosenny, srébrzysty,/ Las milczał jeszcze, czekał słońca wschodu,/ Rosa na trawach ciężyła i wonny/ Kielich się kwiatów powoli otwierał./ Na wschód się starzec milczący obrócił,/ Znajomą sobie skierowawszy drogą./ Witol szedł za nim, całemi piersiami/ Łakomie chłodne chwytając powietrze./ Szli puszczą, w któréj śladu ludzkiéj nogi,/ Śladu człowieka, ni źwierza nie było./ Ogromne dęby z konaryz konary gęstemi --- dziś popr. forma N. lm: z gęstymi konarami. gęstemi,/ Pokryte gniazdygniazdy --- dziś popr. forma N. lm: gniazdami. i świętą jemiołą,/ Wysoko ponad brzeźniak się wznosiły./ Poniżéj, brzozy schylone, pogięte,/ Jak lud pod panem, niewolnik posłuszny,/ Tęsknie za słońca promieniem patrzały./ U spodu, młodéj Lazdony dziedzinaLazdony dziedzina --- zarośla leszczynowe; Lazdona była bóstwem opiekuńczym tego drzewa.,/ Gęstemi splotygęstemi sploty --- dziś popr. forma N. lm: gęstymi splotami. wiła się leszczyna,/ Wdzięcznemi łuki gnąc na różne strony./ Z pośrodku dębów, gdzieniegdzie wysmukła/ Sosna, u wierzchu ozdobna koroną,/ Jakby dziewica do ślubu ubrana,/ Wesoło wieńcem niezwiędłym szumiała./ Tu ówdzie biała osina i klony,/ I poświęcone LajmieLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. lipy stare,/ Pod poważnemi wyrastały dęby./ A rzadko chwojniak skurczony i biedny,/ Jak lud od roli, chérlał na piasczysku./ U stóp drzew kwiaty rozliczne się słały:/ Jedne, co jadu strzałóm dostarczały;/ Drugie, któremi mądrzy sigonocisigonota --- zielarz.,/ Żebrząc po wioskach, od chorób leczyli;/ I inne jeszcze, co nieraz do wieńca/ Śmiały parobek przynosił Litewce;/ Ponad strumyki kwitły owe modre,/ Których Nijoła nieszczęsna zachciała,/ Które Krumine gorzko opłakała./ Środkiem ostępów rznęły się strumienie,/ Okryte gęstém gałęzi sklepieniem,/ I uciekały, lękając się ciszy,/ Tęskniąc za ludźmi i zieloną łąką./ Szli, a las milczał; tylko czasem krucy/ Wrzeszczeli, z wierzchu sosen się zrywając;/ To dzięcioł stuknął, wróbel zaświergotał,/ To z nich Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć., śmiejąc się, szydziła;/ Psy cicho u nóg z spuszczonemi głowy/ Szły, znaku tylko pańskiego czekały,/ A pyski wznosząc ku kniei zwrócone,/ Nosem powietrze łapczywie chwytały./ Omen, PolowanieWtém łomłom --- tu: obszar leśny z dużą ilością wiatrołomów, poprzewracanych drzew. zaszumiał i coś się przemknęło./ Witol poskoczył, starzec go zatrzymał ---/ --- Liszkaliszka (tu daw.) --- lis.! --- zawołał --- powrócim do domu. ---/ --- I po cóż wracać z próżnemi rękoma? ---/ --- Przestroga Bogów, byśmy nie szli daléj;/ Bo komu tylko liszka przejdzie drogę,/ Powinien wrócić, gdy mu spokój miły. ---/ --- Więc w inną stronę, idźmy w inną stronę. ---/ ---Wrócić potrzeba. ---/ --- O! ja nie powrócę,/ Póki chociażby najlichszego źwierza./ Choćby ptaszyny małéj nie ubiję. ---/ Tak mówił Witol, a jego zapałem/ Starzec niechętny przekonać się musiał./ --- Chodźmyż! niech będzie przeznaczenia wola ---/ Rzekł, i na drugą stronę się zawrócił./ I znowu cicho: bo oba myśliwi,/ Okiem po lesie patrzając ostrożnie,/ Nic nie mówili; psy dech wstrzymywały,/ Jak gdyby źwierza spłoszyć się lękały./ --- Słuchaj --- rzekł starzec --- jest ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko/ Starego dziada niedźwiedzi łożysko/ Pod wielkim łomem. W zimie łapy liże,/ A latem skryty na pastwę czatuje./ Jeśli usłyszy nas, jeśli napadnie,/ Będziem się bronić; lecz straszno zaczepiać./ Wiele on ludzi we wnętrznościach nosi,/ I wiele kości bieleje pod łomem,/ I strzał niemało próchnieje dokoła./ Radbym go obszedł, lecz w lewo i prawo Głęboki strumień zagradza nam drogę./ Mądry, na saméj ścieżce sidła stawi./ Lecz można cicho ominąć łożysko,/ Dech zatrzymując, żeby go nie spłoszyć,/ I ostróżnemiostróżny --- dziś popr. pisownia: ostrożny. minąć go krokami. --- --- Ojcze! --- rzekł Witol --- na cóż się go lękać?/ Dwóch nas na niego, czyż nie damy rady?/ Wszak to najlepszy na łowy początek. ---/ --- Szaleńcze! cicho! --- Witol oszczep podniósł,/ i lekko trzęsąc głową, się uśmiechał./ Wtém na łom naszli; za łomem chrzęstnęło;/ Psy wzniosy uszy i oczy wywarły;/ Ogromny pysk się zza drzewa wychylił,/ Potém dwie łapy na łomie oparte,/ I czarny niedźwiedź spójrzał na myśliwych./ Stary szedł chyłkiem; lecz Witol z radością/ Łuk swój naciągnął i pomiędzy oczy/ Strzałę mu ostrą zapuścił głęboko./ ZwycięstwoRyknął źwierz dziki i przez łom przeskoczył/ Prosto na niego. Stał Witol z oszczepem;/ I kiedy niedźwiedź ku niemu się zbliżył,/ W czaszkę go dwakroć z całych sił uderzył;/ Wierne psy z tyłu szarpać go poczęły;/ On się otrząsnął i na nie zawrócił;/ A łowiec młody już mu na kark skoczył,/ I w silne ręce za gardło ująwszy,/ Stłumił ryk prędko, a z rykiem i życie./ Padli obadwa. Z twarzą rozognioną/ Porwał się Witol, nie wierząc źwierzęciu,/ I bił go jeszcze, aż na twardym pysku/ Skrwawiony oszczep w trzaski podruzgotał;/ Naówczas krzyknął radośnie, aż w lesie/ Sto razy głos się daleko powtórzył./ Stary, patrzając na łatwe zwycięztwozwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo.,/ Osłupiał, mierząc bojaźliwem okiem/ Nieprzyjaciela drgającego jeszcze./ Z radością Witol na pierś mu się rzucił / I ściskał ojca; a łzy mu płynęły,/ A piersi oddech wzdymał przyśpieszony;/ Potém niedźwiedzia, biegł, deptał nogami,/ Szalony piérwszem w swém życiu zwycięztwem. Siedli ze starcem skórę z niego zdzierać;/ Łapy na przysmak odcięli wieczorny,/ A ścierwo ptastwu leśnemu rzucili./ --- Śpieszmy! --- rzekł ojciec. --- Obudzone rykiem/ Jut puszczy pewnie biegną meszekmeszka --- tu: niedźwiedź. siada./ Trzeba uciekać! Bierz psy i idź za mną. ---/ Wstali, a Witol wziął skórę skrwawioną,/ I jeszcze drżący wzruszeniem, odwagą,/ Szedł, patrząc tylko, zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. znów dójrzydójrzeć --- dziś popr. pisownia: dojrzeć. czego? Stary na coraz gęstsze wiódł go puszcze;/ Czasem z rozmysłem obejrzał się wkoło,/ I, jakby dążył po znajoméj drodze,/ To tu, to ówdzie kręcił się i zbaczał,/ Silném ramieniem gałęzie drzew trzaskał,/ Chróstychrósty --- dziś popr. pisownia: chrusty. rozgniatał, przeskakiwał łomy,/ I przez strumienie przewodził głębokie./ Aż wyszli wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. w széroką dolinę./ Dokoła czarnym otoczoną lasem./ Łąka to była zielona, jak rola,/ Kiedy ją młoda wiosny ruń okryje;/ Gdzieniegdzie tylko złociły się kwiatki,/ I łoza młode puszczała gałązki./ Tu siedli spocząć; a Witol swą skórę,/ Pełen radości, na wietrze rozesłał. Już było słońce podeszło wysoko,/ Śpiesząc do swojéj wieczornéj kąpieli;/ Obeschły rosy; na niebios błękicie/ Chmury, jak wojska, jęły się gromadzić./ Łowcy posiłek południowy wzięli;/ I gwarząc, jak to myśliwcómmyśliwcóm --- dziś popr. forma C. lm: myśliwcom. się gwarzy,/ Z wiernemi psami jadłem się dzielili;/ A kości, Bogóm podziemnym ofiarę,/ Szepcąc modlitwy, pod ziemię zagrzebli./ Potém szli znowu. Lecz stary, na słońce/ Spójrzawszyspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., drogę ku domu zawrócił/ Inszemi lasy i dalszemi ścieżki. --- Tu --- rzekł do syna --- inszy źwierz nas czeka:/ Wilk, lis, ryś może, sarna bojaźliwa./ Niechaj psy idą. --- Świsnął --- niecierpliwe/ Prędko się w knieje, przeganiając, wdarły;/ A on, wskazując ręką Witolowi,/ --- Czekaj --- rzekł --- aż cię głosem uwiadomią,/ Gdzie się masz ruszyć. Stój. Ja daléj idę./ Kiedy zawołam, ozwij się, przybywaj. --- Witol zaledwie słowa starca schwytał,/ Słuchał psów głosu, za niemi się zrywał,/ Zazdrościł wolnych po puszczy przegonów;/ Lecz kiedy ojciec, łamiąc się przez chrósty,/ Odszedł, a jego samego zostawił,/ Uczuł się jakby swobodniejszym jeszcze,/ I jak do walki, sparłszy się o drzewo,/ Czekał i czekał. A psy gdzieś już w dali/ Słabym się głosem raz po raz ozwały./ I cicho znowu; tylko drzewa szumią/ I ptacy krzyczą na sosen wierzchołkach./ Wtém zza Witola nagle się wyrywa/ Jeleń wysmukły; spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., w górę skoczył;/ Lecz nim w las pierzchnął, uwięzła w nim strzała./ Padł. Witol za nim. On porwał się znowu,/ I szedł, kulejąc. Drugą za nim strzałę/ Posłał myśliwiec, i drugą go trafił./ A jeleń coraz szedł wolniéj, rogami/ Gałęzie łamiąc. Witol coraz bliżéj/ Ściga go z drzewcem, doścignąć nie może./ Drą się po lesie przez mokre bagniska,/ O stajestaje --- daw. jednostka długości, licząca w różnych czasach i regionach od 100 do 1000 m. tylko od siebie, to bliżéj,/ To daléj znowu: bo jeleń poskoczy/ I znów ustanie; myśliwiec pośpieszy,/ Wstrzymają gąszcze. Wiele strzał w sajdaku/ Miał Witol, wszystkie za nim powysyłał;/ A jedne poszły po drzewach i lesie,/ Raniąc niewinne starych lip RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa.,/ Inne go z lekka po skórze drasnęły,/ Lub padły słabe pod nogi jelenia./ Wciął gonił łowiec, wciąż jeleń uciekał./ Witol rozjadły, z wlepionim weń okiem,/ Zapomniał ojca, i przestróg, i puszczy,/ Co go dokoła nieznana, tajemna,/ Coraz straszniejsza, ciemniejsza, objęła./ Zziajany stanął i chciał dobyć głosu./ Długo się męczył, nim piersi znużone/ Słabe huknięcie, obumarłe w puszczy,/ Ku stronie ojca z westchnieniem wydały./ Ale daleko ojciec już od niego/ Pozostał psami, i glos go nie doszedł./ A jeleń skoczył w głąb kniei i zniknął./ Zmęczony łowiec upadł odpoczywać,/ Nie śmiał już krzyczeć i począł rozmyślać./ Słońce się coraz na zachód skłaniało;/ Ledwie czérwony promień przez gęstwinę/ Jeszcze się tylko obłędny przeciskał./ Las, LabiryntCóż począć było? Witol myślał wracać/ Śladem jelenia; leci szukając drogi,/ Którą strzałami i krwią był poznaczył,/ Nie znalazł nigdzie złamanéj gałęzi/ I nigdzie śladu. Wszystko się już było/ Znowu poza nim splątało, zamknęło,/ Jakby od wieka ni człowiek, ni źwierzę,/ Jednéj gałęzi nie poruszył z miejsca,/ I ziemi nogą nie dotknął dziewiczéj./ Naówczas Witol odwagi żałował,/ I ojca rady za późno przypomniał;/ A myśląc, jak by z puszczy się wydobyć,/ Próżno dokoła patrzał niespokojny./ Wtém ujrzał dziką barć na staréj sośnie,/ W rozwartém dziupludziupel (daw. reg.) --- dziupla., rojem otoczoną./ Wszystko zjadł z sakiew, pragnienie paliło/ I głód go męczył; ale straszno było/ Te dzikie pszczoły Bogini Austhei/ Wydrzeć, ażeby miodem głód ugasić./ Podnosił jeszcze oczy na barć chciwie./ Wtém zśródzśród --- dziś: spośród, spomiędzy. gałęzi nad głową zwieszonych/ Śmiech jakiś dziki usłyszał, szyderskiszyderski --- dziś: szyderczy../ Myślał, że jaki ptak się ozwał z sosny?/ Gieguzegieguze (z litew. gegutė) --- kukułka. W mit. litew. kukułka była ulubionym ptakiem Laimy, bogini losu, znała przeznaczenie i potrafiła je przepowiedzieć. może próżniaczka wesoła?/ Lecz znowu cicho i pusto dokoła,/ I czuje w duszy: --- Nie taki głos ptaka! ---/ A puszcza milczy, tylko drzewa szumią./ Gdy po nich Witol jeszcze raz pogląda,/ Ujrzał nad barcią okropne straszydło./ Byt to człek dziki. Włosami okryty,/ Na łbie dwa rogi zakręcone nosił;/ Twarz miał poczwarną, dwoje lśniących oczu,/ I zęby długie, jak wilczéj paszczęki;/ Nogami drzewo objąwszy czarnemi,/ Rękoma drażnił Witola, i z góry/ Świecące, długie zakrzywiał pazury./ Witol łuk porwał, lecz strzał brakowało;/ NiebezpieczeństwoChwycił za oszczep --- ten leżał strzaskany./ I drzewce u nóg złamane leżało./ Nie było nawet czém się widmu bronić./ Straszny Girystys po drzewie się spuszczał,/ I coraz głośniéj, coraz śmiał się dziczéj;/ A zęby ostrząc, pazurami krzywiąc,/ Jak gdyby pastwępastwa (daw.) --- ofiara. rozdzierał już swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/ Oka z młodego nie spuścił myśliwca./ Witol odstąpił, skórę z ramion zrzucił,/ Rękę wyciągnął i czekał go śmiało;/ Lecz gdy już walkę ma począć zuchwałą/ W szarym pomroku, ujrzy, aż dokoła/ Na każdém drzewie, na każdéj gałęzi/ Świecą się oczy, drżą ostre pazury,/ I rogi krzywe po liściach szeleszczą./ Pełno ich było, w którą spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. stronę./ Walczyć z wszystkiemi? --- pomyśleć nie można./ Pobladł młodzieniec, lecz serca nie stracił;/ Stanął i czekał. A oni siedzieli,/ Szyderskim śmiechem do siebie gadali,/ I pazurami sobie wskazywali/ Biednego chłopca, który stojąc wryty,/ Trzymał łuk próżny i drzewce złamane./ Już skórą świéżą zarzuciwszy plecy,/ Myślał się cofać, gdy mu pod stopami/ Cóś się ruszyło. Ogromna ropucha,/ Jak gdyby mlékiem święconém karmiona,/ Dwoje weń oczu wlepiała zielonych./ Rzucił się w stronę. Tu karzeł wyskoczył/ Stary, garbaty; na łokieć miał brodę;/ Sparty na kiju, sunął się powoli,/ I Witolowi sobą zaparł drogę./ Próżno chciał przebić te żywe zapory./ Gdziekolwiek myślą, oczyma się zwrócił./ Zewsząd go dziwne objęły potwory./ Jakby nie w puszczy nadniemeńskiéj błądził,/ Lecz w tajemniczym Staubunów gdzieś lesie./ Zamknął już oczy, wyciągając ręce,/ I śmiało naprzód rzucił się w gęstwinę./ Wtém puszcza śmiechem tysiącznym zawrzała;/ A na ramionach uczuł nieszczęśliwy,/ Jak mu się dwoje ostrych szpon wciskało./ Spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. --- nad głową dwoje óczócz --- dziś popr. forma D. lm: oczu. ognistych,/ Jak dwa pioruny ze chmury, wisiało./ Chciał strząsaj, porwać, nie dostał rękami./ Już Johds go dusił, do gardła dostawał./ Gdy zebrał siły, lecz nie na obronę,/ Na krzyk ostatni. Puszcza jęk odbiła,/ I nagła jasność spuściła się z góry,/ Na białéj chmurze promienista postać/ Kobiéty w bieli, przed którą straszydła,/ I Johds, co za kark już dusił Witola,/ I karzeł, który drogę mu zastąpił,/ I Giristysy w gałęziach wiszące,/ Wszystko zniknęło i jak sen pierzchnęło,/ Tylko krew ciepła po plecach płynęła,/ I serce biło, i oczy pałały./ Zdziwiony Witol upadł na kolana,/ Bo nigdy, w dzikiéj wychowany chacie,/ Takiéj kobiéty, takiego uśmiechu/ I takiéj twarzy nie widział, nie marzył./ A gdy ją ujrzał, serce mu zabiło,/ Nie strachem, jakiémś uczuciem nieznaném. --- Ktoś ty? --- zawołał. --- Jam ci winien życie!/ Zbłąkany w puszczy, piérwszy raz na łowach,/ Byłbym tu nędznie bez stosu, mogiły,/ Skonał, jak bydlę, pod potwórpotwora (daw.) --- potwór. zębami./ Ktoś ty? o Dejwa! Czyliś ty LazdonaLazdona --- bóstwo opiekuńcze leszczyn.?/ Czyli tych dębów RaganaRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. gościnna?/ Czyli MiedziojnaMiedziojna (litew. Medeina) --- bogini lasów., myśliwych Bogini?/ Czyli Austheja pszczół tych opiekunka? --- --- Jam matka twoja --- zawołała Milda. ---/ Leciałam górą, kiedy jęk twój, synu,/ Boleśnie w serce tęsknie mnie uderzył./ Jam matka twoja! ---/ --- Tyś jest matką moją!/ Nie! Jam jest synem ubogiéj kobiéty./ Małda jéj imieimie --- dziś popr. forma: imię.. Ojciec mnie dziś stary/ Piérwszy raz, nie chcąc, na łowy prowadził./ On tam gdzieś w puszczy szuka mnie na próżno,/ Nie śmié sam jeden do chaty powrócić./ Jam chłopek biédny, ty jesteś Bogini! ---/ --- Ci ludzie nie są to twoi rodzice./ Jam matka twoja. --- To mówiąc, troskliwa/ Milda go szatą śnieżystą osłania,/ Szatą, za któréj dotknięciem cudowném/ Najsroższe rany posłuszne się goją;/ Krew jego ściera, pocałunkiem blizny,/ Uściskiem serce bijące ulecza./ Na próżno Witol zdziwiony się broni,/ Próżno się z matki objęcia wyrywa./ Ona, jak w upał jeleń upragnionyupragniony --- tu: spragniony.,/ Którego strzały od wód nie odpędzą,/ Ani się zraża Witola zdumieniem,/ Ni zimną jego dla siebie bojaźnią. Woła nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie.: --- Nie czujeszże, synu,/ Nie czujesz matki? Czyż serce nie bije/ I krew ci żywiéj po żyłach nie płynie?/ Czyliż nic tobie nie mówi przeczucie? --- Chłopiec milczący bał się i nie wierzył./ --- O Dejwa! --- mówił --- nie chciéj mnie uwodzić./ Jam się w ubogiéj wyrobnika chacie,/ Jam się ubogi, nieznany urodził./ Gdybym był twojém, o Dejwa, dziecięciem,/ Czegoż bym w puszczy na ciężkiém wygnaniu/ Tak nędzne życie, tak długo wlókł biedny? ---/ --- Nie wiész ty, synu, dlaczego cię matka/ Daleko oddać i ukryć musiała:/ Bo nad twą głową jest zemsta Perkuna,/ Na ciebie duchy mściciele czyhają,/ I wszędzie stawią zasadzki i sidła./ Musiałam ciebie w obcych oddać ręce,/ W dalekie puszcze, żebyś niepoznany/ Przeżył dzieciństwo, aż do lat młodzieńczych,/ Pod skrzydłem swego ubóstwa tajemnic./ Tutaj spokojnie przepędziłeś lata,/ Które gdzie indziéj już by walką były./ Może by Grajtas, szukając po święcie./ Odkrył cię dawno, w kolebce udusił,/ A moje serce zakrwawił na wieki! --- --- Matko! a za cóż ta zemsta Perkuna? ---/ --- Bo ojcem twoim był nie Bóg, leci człowiek. ---/ --- Gdzież jest mój ojciec? ---/ --- Dawno już zabity./ Gdyś ty się rodził, on, bojąc się zemsty,/ Dumny, sam sobie zadał śmierć okrutną! ---/ --- A gdzież jest jego mogiła! o matko! ---/ --- W puszczy nad Niemnem, na wzgórzu zieloném. ---/ --- Pójdźmy tam do niéj, poprowadź mnie, Dejwa! ---/ --- Nie! Tam od dawna Grajtas już czatuje,/ Bo wié, że syna najłatwiéj mu znaleźć/ U grobu ojca ze łzą i ofiarą./ Kiedyś w noc ciemną polecim tam razem./ Lecz teraz, synu, czas gdzie indziéj tobie./ Nie możesz zawsze w téj chacie pozostać./ Nie dość masz siły na zwalczenie Bogów./ Trzeba, byś poznał świat i jego tajnie,/ I wszystko, co się przed tłumem ukrywa,/ Co tylko starzy ołtarzów kapłani/ Z ust do ust sobie od wieków podają./ Chodź ze mną! --- rzekła. Lecz Witol się wzbrania./ --- Pozwól mi --- rzecze --- pożegnać się z ojcem. ---/ --- Jeszcze go potém obaczysz, mój synu! ---/ --- Pozwól mi z matką pożegnać się starą,/ I z braćmi memi, siostry, i tą chatą,/ W któréj lat tyle spędziłem spokojnie. ---/ --- Nie! Czas nam lecieć! Jeszcze ich zobaczysz./ Kiedyś tu późniéj zawędrujesz może./ Lecz nie płacz po nich, za życiem dziecięcém;/ Zapomnij! Inne gotuję ci życie,/ Piękne, jak SauleSaule (z litew. Saulė) --- Słońce., gdy świeci w południe,/ Wielkie, jak niebo nad morzem rozpięte,/ Głośne, jak grzmoty starego Perkuna./ Syn Mildy miałby płakać lat spędzonych/ W pogardzie, w nędzy?! żegnać towarzyszy/ Sromoty swojéj?! --- To rzekła Bogini,/ Witola szatą śnieżystą osłania./ Młodzieniec zadrżał, spogląda zdziwiony,/ Tuli się drżący do matki, i wzlata/ Ponad drzew wierzchy, wyżéj, ponad chmury,/ I nic z wysoka nie widzi już ziemi,/ Którą westchnieniem pożegnał żałośném. Długo oboje lecieli w milczeniu./ Pod niemi słońce upadło czérwone/ I WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna. weszła na niebiosa;/ Pod niemi słychać było tysiąc głosów/ W jeden głos zlanych, zmięszanychzmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. z wiatrami./ Kiedy się czasem ku ziemi zbliżyli,/ Światła migały i szumiały rzeki;/ Lasy, czarnemi kołysząc głowami,/ Cóś z przelotnemi gwarzyły chmurami./ Oni lecieli ciągle ku północy,/ Aż się nad zbiegiem u dwóch rzek spuścili/ Nad wielką, cichą, zieloną doliną./ Tu się dąb wznosił stary, rozłożysty,/ Sam jeden, jakby strażnik tego miejsca./ Mur sześciościenny wkoło go otaczał,/ Jak orszak, który xiążątxiążę --- dziś popr. pisownia: książę. w bitwie strzeże./ W jednéj z ścian były wrota do świątyni./ Tam połyskały straszne Bogów twarze:/ Perkuna, który grom w rękach piastował,/ Czarne Pokole, olbrzyma Atrimpa./ Inni Bogowie dokoła ścian stali./ Tam był Wirssajtos, Sznejbrato, Ziemiennik./ Przy nich ofiarne ołtarze rzędami,/ Od krwi i dymu okopciałe, czarne,/ Ognia i ofiar jutrzejszych czekały./ U stóp ich jeszcze walały się kości,/ I popiół ziemię ubitą pokrywał./ Poza murami wielkie drzewa stosy/ Przygotowano na ołtarz Perkuna,/ Przed ojca dębów poważne konary./ I widać było świetny blask od Znicza/ Wśród ciemnéj nocy, jak xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. u wschodu/ Połyskujący na murach czérwonych./ A nad ołtarzem, z spuszczonemi głowy,/ Strażnicy ognia w milczeniu siedzieli. Na prawo bramy dom Krewe Krewejty;/ Na lewo stała podróżnych gospoda;/ Daléj czerniały wejdalotów domy/ I sigonotów ubogie chrominy,/ I wędrowników pobożnych szałasy./ Wszystko tam spało, tylko u ołtarza/ Dwóch wejdalotów ogień podsycało;/ Drzewem, bursztynem, żywicą karmiony,/ Błyskał i żółtym wznosił się płomieniem;/ Niekiedy ostry, jak strzała myśliwca,/ To zwity w kłęby, jak chmura wiatrami/ Szybko pędzona po zachodniém niebie./ Nad nim dym wonny w górę się unosił,/ A w jego mglistych, sinawych zasłonach/ I twarze Bogów i strażników twarze,/ Zmięszanezmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany., żyć się i ruszać zdawały. Milda stanęła: bo Witol zdumiony,/ Choć nieraz słyszał o Bogów świątyni/ Dziwne powieści przy ogniu wieczornym,/ Ciekawe oczy na wszystko otwierał/ I chciwie niemi nowy świat pożerał./ --- Dość patrzeć, synu! --- rzekła doń łagodnie ---/ Lecą godziny, mnie nazad potrzeba./ W tych murach, które pożerasz oczami,/ Mieszka najpiérwszy, najmędrszy z kapłanów./ Jego nie tylko litewski lud słucha,/ Lecz barbarzyńskich krajów kunigasy;/ Króle północni o radę go proszą/ I co rok hołdy i ofiary znoszą./ On godzi swary, wojnę wypowiada,/ On wróży szczęście, nieszczęście przepowié,/ Bo on wié wszystko i u Bogów może./ Do niego ciebie na naukę wiodę,/ Żeby ci odkrył wszystkie tajnie życia,/ I dał ci poznać Dungus, Bogów ziemię./ Ten Dungus, który ponad głową twoją/ Piorunem grozi i zemstą Perkuna./ Tu sił nabierzesz do walki potrzebnych;/ Walki tak długiéj, jak żywot twój cały./ Ten kapłan ojca twojego jest bratem./ W imieimie --- dziś popr. forma: imię. go brata zaklnę, będę prosić,/ Żeby cię przyjął i schronił od burzy:/ Bo to jest jedno miejsce, gdzie cię Grajtas/ Szukać nie będzie, domyślić się nie śmié;/ Jedno, w którém ty mądrości zaczerpniesz,/ Nasłuchasz dziejów i nauczysz świata,/ W którém naostrzysz twój oszczep do walki,/ I serce twoje na cios zahartujesz,/ A umysł młody wprawisz do przebiegów./ Teraz tyś jeszcze jak koźlątko słabe./ Które, gdy w kniei ogary posłyszy./ Stanie zdziwione, uciekać zapomni;/ A gdy napadną, nie umié się bronić./ Trzeba ci siły i w ręku i w sercu ---/ Tak mówiąc Milda, ku drzwióm się zbliżyła,/ Tchnęła, i wnet się rozwarły na dwoje./ Oni przed Krewe Krewejtą stanęli. Starzec był siwy, z pochyloną głową;/ Włos u niéj rzadki bielił się srébrzysty;/ Zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. wpadłych twarzy oczy mu świeciły/ Ostatkiem ognia, resztkami żywota;/ Usta, jak gdyby odwykłe od mowy,/ W brodzie ukryte, ściśnięte, milczały./ Białą miał szatę, i lniany pas biały/ Siedémkroć siedém biodra przepasywał./ Sparty na ręku modlił się w milczeniu/ Przed drobnym Boga wielkiego posągiem,/ Który na szacie rozpostartéj leżał./ W ciemnéj komnacie blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. niego stała/ Trójzębna laska, dostojeństwa godło,/ I czarna jakaś wojenna chorągiew,/ I czapka strojna w perły i łańcuchy./ On siedział, spójrzał; milcząc, podniósł oczy,/ I czekał, aby piérwsi się ozwali./ --- Ojcze! --- Bogini po cichu wyrzekła ---/ Raz to już drugi w kobiécéj postaci/ Oczómoczóm --- dziś popr. forma C. lm: oczom. się twoim objawiam zdumionym;/ Piérwszy, gdy brat twój umarł stąd daleko. --- --- Bądź pozdrowiona, wielka Dejwa Mildo! ---/ Zawołał, wstając, i padł na kolana/ Starzec; lecz Milda skinieniem znać dała ---/ Podniósł się z wolna, i, złożywszy ręce,/ Z spuszczoną głową słuchał jéj rozkazu. --- Oto jest --- rzecze --- syn twojego brata./ Wiész, jakie losy Perkun mu gotuje./ Chceszli go przyjąć, wyuczyć tajemnic,/ I wlać mu mądrość, którą sam posiadasz,/ Do przyszłéj walki uzbroić go w siły? --- --- Straszny --- rzekł starzec --- straszny gniew Perkuna!/ Zemście się jego nie oprą i BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie../ Gdzież skryć się przed nim? dokąd nie dosięże?/ Dokąd posłańcy jego nie dolecą?/ Przez siedém światów piorun jego bije,/ Za siedém mórz się prawica wyciąga,/ A jego duchy do pieczar Poklusa/ I do krainy wschodniéj dolatują./ O Dejwa! straszny, wielki gniew Perkuna!/ Bo w jednéj chwili w proch ludzi druzgotadruzgota --- dziś popr. forma 3os. lp cz.ter.: druzgocze a. druzgoce.! ---/ --- Lękasz się --- Milda odrzekła powolnie, ---/ Nikt tu dziecięcia nie znajdzie u ciebie,/ Ja ducha zemsty w inną stronę zwiodę;/ Inne, daleko, w drugim końcu świata,/ Naznaczę dziécię na zgubę i zemstę./ Przyjm go! Siérota, on nie ma nikogo,/ Ni matki nawet! bo i ja dla niego/ Zrzec się go muszę, by, kryjąc, nie zgubić!/ Na pamięć brata, co w śmierci godzinie,/ Kiedy duch jego na wschód ulatywał,/ Jeszcze o tobie wspominał przed zgonem,/ Ty przyjm go, starcze! ocal od zagłady! --- Słuchał jéj Krewe w posępném milczeniu./ --- O wielka Dejwa! niechaj się tak stanie ---/ Rzekł wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. --- taka na mnie losów wola./ Ja go przyjmuję. Będzie moim synem./ Jeśli na starość przyjdą z nim nieszczęścia,/ Jeśli mi skończyć ciężko przeznaczono,/ Wolą się moją wyroki nie zmienią./ Niechaj zostanie. Tak Pramżu napisał. ---/ Powiedział starzec, i na znak przysięgi/ Ręką się prawą za gardło uchwycił./ --- Przysięgam, Dejwa, wszystko w niego wleję,/ Cokolwiek długie doświadczenia lata/ Przed mojém okiem tajemnic odkryły;/ Wszystko mu oddam po sobie w puściźnie;/ Co już od dawna w méj duszy zamarło,/ Co się w pamięci zatarło latami,/ Dobędę znowu wszystko i przypomnę,/ Wszystkiém do walki strasznéj go uzbroję:/ Bo całe jego życie widzę z czoła,/ A życie jego będzie długim bojem. --- Skończył i oczy podniósł; a Bogini,/ Szatą się mglistą osłoniwszy cała,/ Rzuciła uśmiech w nagrodę starcowi,/ Znikła; a Witol sam się z nim pozostał. O wieku młody! Tyś wiosną człowieka!/ Na tobie ziarno przyszłości on sieje!/ Twoim on ogniem resztę wieku żyje!/ Biada, kto młody na świat patrzy staro, / Zimnemi piersi, obojętném okiem,/ I nic nie znając, nic poznać nie żąda,/ Nic nie uczuwszy, nic uczuć nie pragnie!/ Lecz błogo, błogo, gdy z duszą młodzieńczą/ Wynijdzie na świat chciwy świata człowiek;/ Wszystkiego żąda; wszystko chciałby w chwili/ Pożreć i objąć, pojąć i zrozumieć!/ O! wówczas życie, to podróż wesoła!/ Co chwila nowe objawią się kraje,/ I coraz świéże wabią go obrazy;/ Świat rąk tysiącem serce mu opłata,/ Tysiącem myśli głowę mu uwieńcza,/ Tysiącem żądzy duszę mu kołysze./ O wówczas młodość jest słodką godziną!/ Człowiek się uczy, pragnie i spodziewa./ A czegóż więcéj do szczęścia potrzeba?/ Pragnienia tylko, zapału, nadziei. Tu Witol młody, gdy w insze wszedł życie,/ Gdy świat tak wielkim zrozumiał, obaczył,/ Gdy tysiąc cudów odgadnąć zapragnął,/ Chciwy na starca nauki się rzucił;/ A on, jak gdyby niepotrzebne skarby,/ Długiemi laty mądrość przyzbieraną,/ Któréj nikt nie chciał, nikt mu nie zazdrości,/ W gorącą duszę Witola wylewał,/ Jak drogi napój w kosztowne naczynie./ Słodko mu było u życia zachodu/ Widzieć, jak myśli, które w nim przygasły, / W młodzieńczéj duszy kwitnęły rumiane,/ I nową siłą pojone, ożyły;/ Słodko mu było widzieć, jak to ziarno,/ Ledwie zasiane, zielono bujało;/ Słodko mu było w téj dziewiczéj duszy/ Drugiego siebie uczuć, z złotém skrzydłem,/ Z odważną piersią i długą nadzieją. Starzec powoli w wieczorne godziny/ Dawne mu ojców opowiadał dzieje;/ O Dejwach uczył, o przodkach, o duchach,/ I o tych gwiazdach, co duszy człowieczéj,/ Patrząc się z góry, strzegą i pilnują./ Nieraz wśród ciszy, gdy spało Romnowe,/ A święty ogień gasnął na ołtarzach,/ Gdy Menes smutny, z porąbaną twarzą./ Szedł wolno w chmurach, czatując jutrzeńkijutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka.,/ Oni czuwali; i w długiéj rozmowie/ Noc im przebiegła, jak strzała do celu;/ Noc, jaką człowiek kiedy raz przeczuwa,/ Będzie ją potém do śmierci wspominał. --- Ten świat tak wdzięczny --- mówił do Witola/ Krewe Krewejto, siwą gładząc brodę ---/ Ten świat już tak jest odwieczny, tak stary!/ Tysiąc tysiąców lat po nim stąpało;/ Tysiąc tysiąców pokoleń przepełzło,/ A pamięć czasów i ludzi wspomnienia/ Wody rozmyły i wiatry rozwiały;/ I ludzkie kości w mogiłach spróchniały,/ I na mogiłach puszcze powzrastały./ Tam, gdzie się świeci złota gwiazda wschodu,/ Tam ojców naszych, i naszych nadziei,/ Przeszłości naszéj, przyszłości kraina./ Skłoń głowę --- ojców tam mieszkają cienie./ W tamtéj to stronie dziadów naszych kości/ Śpią, nogą obcych wdeptane do ziemi./ I my tam pójdziem połączyć się z niemi./ Dawno to, dawno, ojców naszych dziady/ Z braćmi się swemi darli w tamtym kraju./ Ciasno im było; głód ich nękał ciężki;/ I gdy się dziécię rodziło, płakali:/ Bo dziecku miejsca nie było w ojczyźnie./ Tak co dzień gorzéj, głodniéj, ciaśniéj było,/ Co dzień się mnożył niepokój i zwady./ Trupy się braci walały po drogach./ O garstkę zboża, o dzikie owoce,/ Rodzeni bracia bili się, jak źwierzęźwierzę --- prawdopodobnie powinno być w lm: źwierze (tj. jak zwierzęta)../ Naówczas starszy kapłan lud swój zwołał,/ I płacząc, mówił, żeby szli na zachód;/ Że tam jest ziemia pusta i dostatnia./ Która ich wszystkich przyjmie i wyżywi./ Ale nikt nie chciał w tak daleką drogę,/ Nikt nie chciał swoich i kraju porzucić,/ I mogił ojców, i chaty pradziadów./ Każdy chciał zostać, a choćby i umrzeć,/ Byleby w swojéj ziemi, między swemi./ Lecz kapłan młódszéjmłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. braci iść rozkazał;/ Przyrzekł, że wrócą do ojców krainy,/ A duch ich do niéj po śmierci przyleci,/ Jeśli się wzajem zabijsć nie będą,/ I o swéj wierze i ojczystych Bogach/ Dis obcéj ziemi nie stracą pamięci./ Wyszli więc młódsi. Szli długo przez góry,/ I szli przez rzeki, i po morza brzegach,/ Aż przyszli w Litwę, i znużeni drogą,/ U morza, Niemna i Neris osiedli. Widziałeś, synu, mogiły wysokie,/ Które po lasach wznoszą się, dębami,/ Sosny staremi i lipysosny staremi i lipy --- dziś popr. forma N. lm: starymi sosnami i lipami. pokryte./ Upadek, Złoty wiekTu ojców groby. W nich leżą olbrzymi./ Myśmy skarlałe wielkoludów szczątki,/ Myśmy potomki ojców, których kości/ W dziecinnych naszych nie udźwigniem ręku./ BogiBogi skarały --- dziś popr. forma: Bogowie skarali (ukarali). skarały, i ogromne ludy/ Zeszły na karły bezsilne, trwożlie,/ Z duszą tak małą, jak drobne ich ciała./ Spójrz w te mogiły. Gdy je wiatr rozwieje,/ W nich kość, jak dębu stary pień, bieleje;/ Czaszka, miedzianym wężem uwieńczona,/ Strzaskana w czworo, większa, niż ty cały;/ A wielka dusza gdzieś w ojców krainie/ Płacze, bo się już nie odrodzi w syniew synie --- dziś popr. forma Msc. lp: w synu.,/ Bo dziecióm z woli Bogów się dostało/ Dusza zmalała i zdrobniałe ciało. Dawno już Pramżu ten stary świat stworzył,/ I piérwsze lata młodéj jeszcze ziemi/ Słodkie, jak każda młodość, być musiały./ Ale niedługo ludzie się popsuli:/ Bo tyle złego sama ziemia płodzi/ Z temi darami, które dla nas rodzi!/ PotopPowstały wojny, nienawiści, zdrady ---/ Brat zabił brata, ojciec przeklął syna,/ A matka córkę, a dzieci rodziców./ Naówczas Pramżu spójrzał z okna niebios;/ Spójrzał, i swojéj nie mógł poznać ziemi./ --- Toż to jest świat mój?! toż to moje dzieci!/ Gdzież jest ta zgoda, która ja posiałem?/ Gdzież są te cnoty, które w dusze wlałem? ---/ Rzekł, ręką wrota otchłani odrzucił,/ Gdzie duchy, siedząc, rozkazów czekały;/ Dwa z nich wywołał, kazał im na ziemię./ Wanda i WiejaWanda i Wieja (litew. Vanduo, Vėjas) --- woda i wiatr. poszły; w ręce wzięły,/ Zaczęły światem kołysać i chytać,/ Aż wszystkie morza do góry się wzdęły/ I z brzegów swoich na ziemię się lały./ Zalały wzgórza, doliny zrównały./ Przez dni dwadzieścia, przez dwadzieścia nocy,/ Trwał potop wielki. Ludzie z gór na góry/ Próżno się biedni rzucali, płynęli;/ Nigdzie im Pramżu suchego kawałka,/ Nigdzie suchego nie zostawił kraju:/ Bo na przeznaczeń kamieniu odwiecznym/ Wyryto było, że wszyscy wyginą./ Lecz kiedy wyjrzał na skaraną ziemię,/ Widział ją Pramżu pustą i zalaną, Widział, jak morskie pląsały potwory/ I ponad całą ziemią panowały,/ Żal mu był ludzi. A jeszcze ich dwoje/ Gdzieś na wierzchołku góry jednéj drżało./ Pramżu jadł właśnie niebieskie orzechy,/ I rzucił z góry orzecha łupinę./ Wsiedli w nią starzy. Pramżu zamknął duchy/ I znowu wrota u otchłań zarzucił./ Morza do brzegów, rzeki do łożyska,/ Wszystko, jak dawniéj, na miejsce wróciło,/ I ziemia znowu zielenieć zaczęła,/ A trawa kości skaranych pokrywać. Dwojgu tym ludzióm na znak pojednania/ Pramżu na niebie zawiesił LinxminęLinxmina (mit. litew.) --- tęcza.,/ Laskę pokoju, obietnicę zgody./ Lecz z tylu ludzi tysiąców zostało/ Dwoje ich tylko, i to starców dwoje:/ Niewiasta, która rodzić już przestała,/ I mąż, co władać oszczepem nie zdążał./ Linxmine woląwolą --- dziś popr. forma B. lp: wolę. Bogów im przyniosła./ Ona im rzekła: --- Skaczcie przez kamienie,/ A każdy kamień w człeka się przemieni. ---/ Ilekroć stara skoczyła niewiasta,/ Tyle się kobiét narodziło młodych;/ A ile razy ów starzec przeskoczył,/ Tyle się synów od ziemi podniosło./ Tak od nich dziewięć par powstało ludzi,/ I dziewięć piérwsze Litwy pokolenia,/ Które po dziś dzień mieszkają na ziemi;/ Dziewięć pokoleń, jak dziewięć jest maści/ Koni ofiarnych, które święcą Bogóm./ Było to dobrze przed ojców podróżą./ Jeszcześmy wszyscy we wschodniéj krainie,/ Na swojéj ziemi długi czas mieszkali;/ Jeszcze naówczas nie skarlały ludy,/ I rosły wyżéj głową ponad lasy,/ A morze było w kolano olbrzymómolbrzymóm --- dziś popr. forma C. lm: olbrzymom; morze było w kolano olbrzymóm --- morze sięgało olbrzymom do kolan../ Cięższe już było po potopie życie./ Człowiek za grzechy piérwszych pokutował:/ Bo ziemia była niepłodna i mokra,/ A błót i jezior z potopu zostało/ Więcéj niż lasu i suchego pola./ Ludzie pomiędzy puszcze się tulili,/ W budach i dołach od burz się chronili,/ Żołędzią spiekłą i mięsem surowym/ Nędzne swe życie krzepiąc, jak źwierzęta./ Bronią im pałka, a odzieżą skóra,/ A chatą były lasy niedostępne./ Jeszcze dziś ujrzysz podobnych, co dziko/ Poza błotami w ostępach się kryją,/ I z dzikiém źwierzem, jak źwierz dziki, żyją. Leci gdy lat wiele spokojnie tak przeszło,/ Królowa krajów znad morza białegomorze białe (trad. litew.) --- tu: Bałtyk.,/ Krumine, córkę powiła Nijołę,/ W zamku nad rzeką Rossą zbudowanym./ Kraj bowiem z dawna miał swych kunigasówkunigas (z litew.) --- xiążę.,/ Co temi ludy po puszczach rządzili;/ Ale, jak one, nędzni także byli./ Nijoła piękną wyrosła dziewczyną;/ Ale się matka nie cieszyła długo ---/ Ujrzał ją Poklus wielki Bóg podziemny,/ Straszną miłością w sercu się zapalił,/ I przysiągł, że ją mieć będzie za żonę./ Czatował na nią, ale porwać nie mógł ---/ Matka jéj strzegła jak skarbu drogiego./ Rzadko Nijoła wyrwała się straży,/ Żeby z dziewczętyz dziewczęty --- dziś popr. forma N. lm: z dziewczętami. pobiegać wiejskiemi./ Raz tylko wyszła dla matki po kwiaty,/ Co ponad brzegiem rzeki rozkwitały;/ Chciała je sama własną zerwać ręką;/ Na suchéj trawie zrzuciła obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie../ Wstąpiła w wodę --- już Poklus czatował,/ Chwycił i zaniósł na ręku do piekła./ Naówczas krzykiem rozbiegły się brzegi./ Pobiegły dziéwki, leciała Krumine,/ Przyszła nad rzekę, lecz zastała tylko/ W zielonéj trawie zrzucone obówieobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie../ I nikt nie widział, gdzie córka najdroższa,/ Kędy się młoda Nijoła podziała./ Królowa w gniewie córki swojéj sługi/ Zaklęła w Nendrynendry (z litew. nendrė) --- trzciny., co rzeki pilnują./ Suche, smutnemi kołysząc głowami./ Patrzą i swojéj królewnéjkrólewnéj --- dziś popr. forma D. lp: królewny. czekają,/ Czyliczyli (tu daw.) --- czy, czyż. się znowu nie pokaże z wody. Krumine wyszła córki swojéj szukać./ Przeszła świat płaski, nigdzie jéj nie było./ Płacząc, się nazad do Litwy wróciła./ PostępAle z podróży przyniosła do kraju/ Drogie nasiona zbóż, uprawę roli./ Wówczas się Litwa w żyzny kraj zmieniła./ Wycięto puszcze, podniesiono skiby./ Zasiano ziarno, i dzicy raz piérwszy/ Zeszli się w kiemaskiemas (litew. kaimas) --- wieś. na insze już życie./ Odtąd powoli dzicz znikać zaczęła;/ Ludy z daleka przyszły tu handlować;/ Jedni na lajwachlajwas (litew. laivas) --- łódź, statek. ku nam przypływali,/ Drudzy przez kraje dobiegli sąsiednie,/ Niosąc nam srébro i złoto za bursztyn,/ Za skóry źwierząt i wosk naszych barci. Ale gdy obcy wypatrzyli u nas/ Lud silny, ziemię, co długi len rodzi,/ I drogi bursztyn, który morze daje,/ Pozazdrościli nam Litwy, i wkrótce/ Wiele ich zbrojnych na lajwach przybyło./ Zaczęli Litwę bezbronną mordować,/ Gwałcić niewiasty, mężów pętać w łyka,/ Bo kraj nasz posiąść zwyciężony chcieli./ Przestrach po Litwie poleciał jak strzała./ Jedni w las biegli, drudzy w progu domu/ Płakali, myśląc, co się z niemi stanie./ Wtém poseł Krewy z laską kraj przeleciał./ Krewe się wszystkim rozkazał gromadzić./ Zwycięstwo, ZemstaKażdy wziął oszczep, i pożegnał żonę,/ Dzieci uściskał, jakby na stos idąc:/ Wszyscy się bowiem napastników bali,/ I pewnéj śmierci lub pęt wyglądali./ Nikt nie śmiał nawet myśleć o zwycięztwiezwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../ Lecz Perkun KhawęKhawa (mit. litew.) --- bóg wojny. udst im os wodza./ Litwini wpadli na oboz wśród nocy./ Pobili obcych, zatopili łodzie,/ A resztę w ciężką zaprzęgli niewolę./ Długo ich potém widziano na Litwie/ Wiodących życie z bydlętyz bydlęty --- dziś popr. forma N. lm: z bydlętami. po chlewach,/ Lub pług ciągnących ciężki po nowinachnowina --- tu: ziemia świeżo wykarczowana, uprawiana po raz piérwszy.. --- Tak mówił starzec, wpatrując się w niebo./ A Witol, słowa połykając chciwie,/ Siebie i świta dla nich zapominał./ Potém mu starzec cześć Bogów tłómaczyłtłómaczyć --- dziś popr. pisownia: tłumaczyć.: --- Ten niewidzialny, odwieczny, niezmienny,/ Który napisał przed laty, co będzie,/ Którego wyrok na włos się nie zmieni,/ Jest Okkapirmas, Bóg nad wszystkie Boginad wszystkie Bogi --- dziś popr. forma B. lm: nad wszyskich Bogów../ Syn jego Pramżu panuje nad ziemią,/ Strzeżącstrzeżąc --- dziś popr. forma: strzegąc. spełnienia ojcowskich przeznaczeń;/ Czyta, co ojciec wyrył na kamieniu,/ I wié, co będzie; lecz co jest, nie zmieni./ Perkun nad ludźmi panuje przestrachem;/ On w ręku trzyma pioruny i burze;/ On grozi, kiedy cześć Bogów się zmniejsza;/ Piorunem karze, gdy go człek rozgniewa./ Pramżu nie patrzy na ludów mrówiskomrówisko --- dziś popr. pisownia: mrowisko.;/ On czyta losy w przeznaczenia głazie,/ Co było, będzie, przed wieki, na wieki./ Lecz rzadko oczy na ziemię odwraca./ Perkuna piorun ludzi tylko ściga,/ Drzewa obala i puszcze druzgoce;/ Lecz Pramżu kiedy uderzy o ziemię,/ Kiedy ją pocznie ćwiczyć silną dłonią,/ Drży ziemia z strachu i trzęsie się całaLecz Pramżu kiedy uderzy o ziemię (...) drży ziemia z strachu i trzęsie się cała --- trzęsienie ziemi../ Perkun z innemi władzę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. dzieli:/ Sotwar oświeca, Atrimp wód pilnuje,/ A Poklus piekieł, w których jęczą dusze,/ Ziemiennik głody lub urodzaj daje. --- I jął mu starzec liczyć Bogów wiele,/ Obrzędy ofiar, tajemnic i wróżby. --- Kiedy rok nową wiosną się zaczyna,/ Karwiliskarwilis (z litew.) --- miesiąc gołębi, maj [wyżej autor podaje, że karwilis to kwiecień. W języku litewskim karvelis to jedna ze starych nazw kwietnia. Red. WL]. łąkóm świéżą odzież daje,/ Twéj matki Mildy obchodzimy święto./ Wielkie to Bóstwo, co węzłem braterskim/ Łączy nas wszystkich i uściskiem spaja;/ Co przypomina, że dziewięć pokoleń/ Z jednéj się pary w jednym dniu zrodziło;/ Wielkie to Bóstwo, co małżeństwóm świeci,/ Zsyła im zgodę i roskoszeroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. mnoży./ Ciągną się starce, młodzieńcy, dójrzali,/ Przed ołtarz Mildy z ofiarą nabożną;/ Stary, co miłość doznaną wspomina;/ Młody, co jeszcze miłości wygląda;/ Dójrzałydójrzały --- dziś popr. pisownia: dojrzały., co jéj trwanie chce przedłużyć./ Nawet źwierzęta jéj władzy posłuszne/ Płaszczą się przed nią; dzicy puszcz mieszkańcemieszkańce --- dziś popr. forma M. lm: mieszkańcy./ Zapomną walki, łagodni się staną,/ Gdy na nich Bóstwo okiem tylko rzuci./ Na wiosnę także PergrubiąPergrubie (mit. litew.) --- bogini wiosny, kwiatów [Pergrubrijus a. Pergrubius był też męskim bóstwem wiosny. Na jego cześć 22 marca składano ofiary ze zwierząt. Red. WL]. witamy;/ Prosim Perkuna, by powściągnął burze;/ SwajstyxaSwajstyx, dziś Sveistiks, litew. Svaikstikas (mit. litew.) --- bóg gwiazd., żeby światła nam nie skąpił;/ PilwityPilwite (mit. litew.) --- bóstwo dostatku, bogactwa., żeby dary swe mnożyła;/ A Mildy, żeby wszystko osłodziła,/ I dała zgodę, pokój między bracią,/ i miłość droższą nad Pilwity skarby. W piérwszy dzień wiosny, kiedy słońce wstaje,/ Litewskich kiemówkiemas a. kiem (litew. kaimas) --- wieś. dziewczęta się budzą,/ Biegącbiegąc --- dziś popr. forma: biegnąc. u wschodu powitać Pergrubie/ W wozie LelusaLelus (mit. litew.) --- Słońce. przez nieba jadącą./ Zda się naówczas, że wszystko odżywa:/ Bo to dzień wielki, dzień to tajemniczy./ Wszystko stworzenie jemu się raduje./ Kwiaty ku słońcu wesoło patrzają;/ I więcéj w tym dniu jednym ich rozkwita,/ Kiedy SutinkajSutinkaj (trad. litew.) --- pierwszego dnia roku nazwanie. nad niemi zaświeci,/ Niżeli potém przez całe miesiące./ Dzień to wesela --- wszystko po wsiach żyje;/ Młodź i kobiéty ofiary składają;/ Każdy się do niéj choć cząstką przyłoży;/ A kiedy Dejwie wiosny kozła biją,/ Krew jego lejąc, te słowa śpiewają: --- O Pani nasza! Bogini Pergrubie!/ Ty, która zimę precz od nas odpędzasz,/ Ty, która trawy i kwiaty ożywiasz,/ Prosim cię, spójrzyj i na zboża nasze,/ Pomnóż nam plony, wytęp chwasty szkodne,/ I podnieś kłosy, jak podnosisz trawy. --- Jeśli ich nędza, ciężki głód uciska,/ Inną modlitwą Auszlawisa proszą,/ Żeby im rękę podał i uzdrowił;/ Lub Puschajtisa podziemnego Boga,/ Żeby się do swéj starszéj braci wstawił./ Kondycja ludzka, Modlitwa, PobożnośćO ciemni ludzie! zamiast się poprawić/ I zemstę Bogów od siebie odwrócić,/ Oni Bóstw nowych w Dubgusie szukają,/ Niezasłużonéj prosząc u nich łaski./ Nim Pilwit nowe zeszlezeszle --- dziś popr. forma: ześle. im dostatki,/ Oni na uczcie, oni na weselu/ Drogi czas pracy przetrawią i zgubią. Na wiosnę także jest pastusze święto./ W trzodzie wieśniaka bogactwo i doba./ Proszą, ażeby GoniglisGoniglis (mit. litew.) --- bóstwo pastusze. jéj bronił,/ A LelusLelus (mit. litew.) --- Słońce. swojém światłem dobroczynném/ Drapieżne źwierzę od trzody odganiał,/ Kiedy się w puszczy zdradliwe zakrada. Ujrzysz ty kiedyś te wiejskie obrzędy./ Co się na uczcie kończą i biesiadzie/ Szałem pijanych, młodzieży rozpustą;/ Posłyszysz kiedyś tę piosnkę pastuszą,/ Którą, pamiętam, w zielonych dolinach/ Słyszałem kiedyś, biegając chłopięciembiegając chłopięciem --- biegając, kiedy byłem małym chłopcem.: --- Goniglu Bożku! paś moje stado,/ Paś mi buhajka i krowę;/ Nie puść złodzieja wilka, o Lado,/ W łąki nasze i dąbrowę. Owoce pasiemy po błoni,/ Ciebie, wilku, nie lękamy ---/ Bóg z złotym włosem na skroni/ Nasze stado pasie z nami. --- Latem przychodzi wielkie święto Rosy./ Jest to odwieczna uroczystość nasza,/ Święto nad święta, którego początku/ W dalekich wiekach za nami nie widać:/ Bo je przodkowie ze wschodniéj krainy/ Przynieśli tutaj z Bogami swojemi./ Wielkie to święto, wielka radość ludu!/ --- Lado! --- wołają, biegając szaleni,/ I ognie palą, cieszą się, weselą,/ Całą noc krótką czuwając na dworze./ Noc ta jest nocą tajemnic i cudów;/ Lecz tłum choć czuwa, nic nie widzi wkoło,/ Biesiadą tylko zajęty i gwarem./ Biada tym, którzy to święto znieważą!/ Ludzie odepchną, BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie. ich ukarzą,/ I pójdą nędzni gdzieś w pogańskie kraje/ Dokonać reszty nędznego żywota/ Z przeklęctwemprzeklęctwo --- dziś: przekleństwo. braci ciężącémciężący --- dziś popr. forma: ciążący. na karku/ I zemstą Bogów wyrytą na czole./ LosTéj nocy ludzie mogli, gdyby chcieli,/ Dostać od Bogów mądrości i siły;/ Lecz oni wolą przy ogniach ucztować./ I tak jest dobrze --- takie przeznaczenie. Gdy piérwsza kosa dotknie zbóż dojrzałych,/ Obchodzą po wsiach wesołe zażynki/ Ofiarą wielkiéj Królowéj Krumine,/ Która im piérwsze przyniosła nasiona. Gdy Sillu miesiąc na niebo się wtoczy,/ A w polu wszystkie roboty skończone,/ Naówczas wielką dziękczynną ofiarę/ Ziemiennikowi ze źwierząt składają;/ Biją je, warzą, przy śpiewach wesołych/ I przy modlitwach wiejskiego wurszajtawurszajt (trad. litew.) --- kapłan wiejski.,/ Którego na ten obrzęd uroczysty/ Zpośrodkazpośrodka --- spomiędzy, spośród. starszych na wiosce wybiorą./ Szczęście, ObrzędyJest w Szwenta-Mesta posąg Ziemiennika,/ Który co roku, kiedy z pola zbiorą,/ Stary zdejmują i tłuką w kawałki,/ A nowy święcą, bijąc mu ofiary./ Jest to nauką, by lat, co skonały,/ Zapomnieć nieszczęść, żyć jutra nadzieją./ Może to cała szczęścia tajemnica. Jest potém święto na ojców pamiątkę./ Dzień to Wellony. Jéj krewni wzywają,/ Ażeby braci, ojców, matek, żony/ Duchómduchóm --- dziś popr. forma C. lm: duchom. na ziemię zstąpić dozwoliła,/ I znowu zasiąść za stołem ze swemi./ Święto Chauturej jest świętem pamiątek./ Wszyscy się ciągną na ojców mogiły,/ Umarłym jadło i napój przynoszą,/ I płacząc po nich, do uczty spraszają./ Ten dzień nas łączy z umarłym już światem./ Nieraz naówczas ze wschodniego kraju,/ Wyrwane jękiem, prośbą i modlitwą,/ Duchy nad ziemię naszą się zniżają,/ I łzawym oczóm potomków się jawią:/ Albo jak mara, co w nocy przelata,/ Albo jak ptaszek, co na bzach świergoce,/ Albo jak LejlasLejlas (z litew.) --- motyl., na którego skrzydłach/ Duch śmierci wyrył tajemnicze runy./ Ubodzy potém, po zmarłych dziedzice,/ Resztki biesiady z mogił zabierają. Na Ilgi święto Perkuna przypada,/ W wielkim miesiącu. Po nim na wsiach Litwy/ Święto Wajżganta kobiéty obchodzą:/ Bo len jest także bogactwem Litwina./ Dni Messedrines są Bożka Raguta./ Pora to szału, rozpusty, pijaństwa./ Ode wsi do wsi srokatym zaprzęgiem/ Wiozą bałwanabałwan --- tu: bożek, kukła a. rzeźba przedstawiająca bóstwo., wykrzykując pieśni,/ Cichych przechodniów ciągnąc do biesiady,/ Którą kapłani Potinikaj święcą./ Z dala za tłumem starce i staruchy/ Wloką się, pieśnióm wtórując pijanym,/ Skacząc i krzycząc: --- Ragutas, Ragutas! ---/ PobożnośćLud w owym szale pracy zapomina,/ I resztę siły na jutro potrzebnéj/ W długiéj rozpuście rozprasza niebaczny,/ Myśląc, że tego wymagają BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie.. Potém już koniec trzynastu miesięcy/ Obchodzim w święcie największém Kolady./ Naówczas lud się od grzechów oczyszcza/ Kozłem ofiarnym, gorącą modlitwą;/ Kapłan ofiarną krwią skrapia zebranych;/ A po godzinie ciszy i spokoju,/ Znowu do szału i biesiad wracają;/ I w Blukku Wakars paląc rok przeżyty,/ Cieszą się, że już daleko za niemi;/ A nowy bałwan ubrawszy w błyskotki,/ Jako skarb drogi, do domów odnoszą./ Radość, Kondycja ludzkaO! lud nasz, synu, lubi się weselić;/ Nawet ofiary, naszych Bogów święta,/ Ucztą, biesiadą i szałem zamyka;/ Bitny on w polu, pracowity w domu,/ Ale na jutro i siebie niepomny;/ Czci dzień dzisiejszy, jak ojców wspomnienie,/ A burza, która nad głowy się zbiera,/ Dopiéro straszna, kiedy weń uderzy./ Nigdy jéj Litwin przewidzieć nie żąda,/ Nigdy się od niéj uchronić nie stara./ Gdy pełne chaty, nabite stodoły,/ Jedzą i piją, dopóki wystarcza;/ Przyjdzie głód potém --- wszyscy się rozbiegąrozbiegą --- dziś popr. forma: rozbiegną./ I pójdą chleba daleko gdzieś szukać. --- Tak mówił starzec; a Witol spragniony/ Słuchał go duszą młodą i ciekawą./ Drugi raz patrząc w niebo mądry Krewe,/ W błyszczące gwiazdy zgasłe oczy wlepiał,/ I Witolowi dawne prawił dzieje/ Xiężycaxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc., słońca i gwiazd ich orszaku: --- Słońce Bogini jest xiężyca żoną./ Co dzień powstaje ze wschodniego kraju,/ Z mokréj kąpieli, na wozie złocistym,/ W którym trzy konie wprzężone hasają./ Powolnie niebo przejeżdża dzień cały,/ Aż znowu wróci na łoże spokojne./ Z ich się małżeństwa gwiazdy porodziły./ Co jaśniejszemi promieniami świecą./ Mniejsze, ich wnuki, niedorosła dziatwa./ Synowie słońca zaludnili niemi,/ Wprzód puste jeszcze, te nieba szérokie./ Zdrada, Zemsta, Słońce, Księżyc, MałżeństwoNiedługo xiężyc został żonie wierny,/ Jak piérwszéj wiosny, piérwszego dnia ziemi;/ Wkrótce on córkę jutrzeńkę pokochał,/ Unikał słońca, w nocy zaczął chodzić,/ I pod dzień biały na niebie się bawić. Słońce raz wyszło wcześniéj z łoża swego,/ I niewiernego z jutrzeńką zastało;/ Naówczas miecz swój ogromny porwało,/ Oblicze męża rozcięło na dwoje,/ I odtąd Menes skarany na wieki,/ Co miesiąc dawne powtarzając dzieje,/ Wschodzi rozcięty, póki nie uprosi,/ Aż słońce twarz mu zrąbaną przywróci. Ta wielka gwiazda jest to WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna.,/ Gwiazda wieczorna, co w piérwszym dniu ziemi,/ Z piérwszych uścisków słońca i xiężyca,/ Zmrokiem się zaraz na niebo wtoczyła./ Ona przychodzi świecić od wieczora;/ Pod ranek niknie, na słoneczném łożu/ Odpocząć przez dzień do nowéj podróży. Każda z gwiazd mniejszych jest GulbiGulbi (mit. litew.) --- stróż [duch opiekuńczy; Red. WL]. człowieka./ Z wierzchu żywota nici przywiązana/ Świeci, dopóki on żyje na ziemi;/ Odcięta ręką Nukirptoj, upada./ Ilekroć, synu, tę gwiazdę postrzeżesz,/ Co się gasnąca ku ziemi przybliża,/ Człek to umiera, a duch jego wzlata/ W paszczę Wiżuna, lub na wschodnie góry. Ten starzec z brodą, to prorok jest świata,/ To UdegitaUdegita (z litew. uodega: ogon) --- kometa., co przyszłość zwiastuje./ Kiedy ku ziemi z brodą się nachyli,/ Głód, mór lub wojnę otrzęsa ze włosów./ On to w noc piérwszą po słońca weselu/ Piérwszy niewierność xiężyca wywróżył,/ I zamiast pieśni weselnéj tańcerzómtańcerzóm --- dziś popr. forma C. lm: tancerzom.,/ Nieszczęścia wróżby na głowy im rzucił./ Patrzaj na północ --- tam Griżułas świeci,/ Wóz tajemniczy bez rumaków stoi./ Dawno to, dawno, na słońca weselu,/ Wioząc dziewicę do lip LajmyLajma, właśc. Laima (mit. litew.) --- bogini losu, wzywana w przełomowych chwilach, takich jak ślub, poród i śmierć. Przedstawiano ją w postaci staruszki, a czasem kukułki, jej ulubionym drzewem była lipa. gaju,/ Złamany, w drodze na wieki pozostał./ Ta biała pręga zwie się ptaków drogą./ Nią dusze lecą do krainy wschodu./ To jest Juksztandis, to Tikutis świetny;/ Gwiazda, LosTa wielka gwiazda jest gwiazdą Perkuna,/ Jak on odwieczna, jak on nieśmiertelna./ Inne są takie, która Bogóm naszym/ Na jasnych czołach stupromienne świecą;/ Mniejsze zwieszone ponad ludu głową./ Ile ich w górze widzisz tam błyszczących,/ Tyle jest duchów, i Bogów, i ludzi,/ A każdy w niebie mieszka gwiazdą swoją./ Ponad wszystkiemi ma rząd Żwajgżdunoka./ Ona je zrzuca, gdy człowiek umiera;/ Ona zapala, gdy dziécię się rodzi;/ Ona im światła z wozu słońca bierze/ I co dzień świéże na plecach roznosi./ Gwiazd Boga żona z nim razem swą trzodę/ Po modréj pasie co nocy równinie. --- Tak mówił starzec; co dzień, co wieczora,/ Nową naukę w młodzieńca przelewał;/ I jak jaskinia ponad morza brzegiem,/ W którą od wieków morze skarby składa,/ Bursztyn, korale i drogie kamienie,/ Póki ich rybak znalazłszy nie wydrze,/ Tak starzec wieści, które sto lat zbierał,/ Teraz dopiéro wylał ze swéj duszy./ A Witol z całym młodzieńca zapałem/ Wszystko połykał, i zawsze łakomy,/ Nowego żądał i o więcéj prosił./ Tak mu spłynęły dwa lata w Romnowe;/ Zmieniły myśli, rozszérzyły serce./ Widział już świat ten, w który miał się rzucić,/ Przeczuciem młodych, a nauką starca./ Śmielszy do boju, kiedy przyszłość marzył,/ Nie tak ją straszną i czarną już widział;/ I już starego ojca nie żałował,/ Ni chaty w puszczy, ni zabaw dziecięcych,/ Które nie jeden raz wprzódy opłakał;/ A w sercu uczuł ten zapał do boju,/ I to pragnienie walki z ciężkim losem,/ Których któż w życiu choć raz nie doświadczył? Starość, PrzemijanieTymczasem prędko płynął czas w Romnowe./ Krewe Krewejtę pochylały lata;/ I jak ta kropla, co pełne naczynie/ Jedna przepełni, tak jemu godziny,/ Które długiego domierzały życia,/ Już się na próżno wezbrane zlewały./ Nie czuł ich starzec; ni w życiu roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz.,/ Ni w duszy swojéj sił na dalsze życie,/ Ni w sercu węzła, coby go do świata,/ Coby go jeszcze do ludzi krępował./ Wszystkie już dawno pęknięte leżały./ Wzdychał za cichym spoczynkiem w mogile,/ Za połączeniem z ojcami swojemi;/ Płakał nad Litwą; to znowu bezsilny/ Często wśród ofiar usnął i spoczywał,/ Jakby już duszą w wschodni kraj ulatał. Gdy się rok skończył, w Oczyszczenia święto,/ Po raz ostatni zawołał Witola./ --- Synu! --- rzekł --- czas już, bym życia dokonał,/ Tak, jak przede mną wszyscy poprzednicy./ Stanę na stosie i za lud mój spłonę,/ Którego grzechów nie kozieł ofiarny,/ Ni modły żadne od kar nie zasłonią./ Krwi méj potrzeba --- oddam im krew mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją../ Tobie, Witolu, zostawuję skarby/ Najdroższe z skarbów --- doświadczeń owoce./ W ciebie przelałam myśl moję i duszę./ Idź w świat, i niech cię pioruny Perkuna/ Miną w godzinie świętéj jego zemsty./ Ja z ojcem twoim i z ojcyz ojcy naszemi --- dziś popr. forma N. lm: z naszymi ojcami. naszemi/ Idę się złączyć. --- Gdy tak mówił Krewe,/ Błyszczącém okiem w młodzieńca poglądał;/ A on łzę srébrną ukradkiem z powieki/ Ręką ocierał, i kraj starca szaty,/ W milczeniu cisnąc i płacząc, całował./ --- Ojcze! --- rzekł --- cóż się ze mną biednym stanie?/ Gdzież się podzieję? Matka się wyrzekła,/ Duchy mnie gonią i zemsta nade mną! ---/ --- Oto --- rzekł starzec --- miecz, którym ty duchy/ I nieprzyjaciół pokonasz najsroższych. Miecz to wielkiego na Litwie rycerza./ Nigdy on ręki nie zawiódł walecznéj./ Nie tylko ziemskich przemoże on wrogów,/ Lecz duchów nawet odpędzi od ciebie./ Weź go. To druga jest po mnie puściznapuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna../ Gdy się stos święty zawali pode mną,/ Idź z nim w stronę, w którą cię powiedzie/ Piérwszy liść wiatrem przed tobą pędzony./ On przeznaczenia pokaże ci drogę. --- To rzekł, i zwołał starzec wejdalotów,/ Przyszli z nieszczerą obłudników twarzą,/ Spuszczoném okiem i kornym pokłonem./ Dawno już oni téj chwili czekali,/ Bo jeden z nich miał nastąpić po Krewie. --- Zwołajcie lud mój --- rzekł starzec. --- Ja czuję,/ Że czas mi spłonąć na śmiertelnym stosie./ Wielką zgotujecie ucztę i ofiarę,/ Bo pora Bogów straszny gniew przebłagać. ---/ Upadli przed nim i poszli z rozkazem./ Każdy przed sobą niósł laskę poselską,/ I ze wsi do wsi, od chaty do chaty,/ Lud zwoływali na obrzęd w Romnowe. Wszyscy śpieszyli, zewsząd lud się cisnął./ W puszczach głębokich wieścią obudzony/ Zrywał się Litwin, i z oszczepem w ręku,/ Z ofiarą w sakwach, biegł oglądać Krewy,/ Ostatnią chwilę i obrzęd ostatni. Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. nadszedł dzień ów uroczysty./ Ponad rzekami tłum ludu dolinę/ Gwarny, ciekawy, zmięszanyzmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. zalegał./ Za świętym dębem z najdroższego drzewa/ Stos wejdaloci układliukładli --- dziś popr. forma: ułożyli. wysoki./ Do niego słane białemi płótnami,/ Sypane kwieciem prowadziły wschodywschody (daw.) --- dziś: schody../ Po rogach stosu ofiarne ołtarze/ I ognie święte trzy doby płonęły./ W blizkiéjblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. zagrodzie podarki, ofiary/ Które lud znosił, składali kapłani./ Cztérech ewarte przy ołtarzach stało;/ Przy każdym po dwóch Krewe w białych szatach,/ W wieńcach na skroni i laskami w ręku;/ Za nimi rzędem pomniejsi krewule/ I wejdalotów gmin niepoliczony,/ Wiejscy wróżbici, sigonoci biedni,/ Co się po siołach za jałmużna włóczą,/ I burtinikaj z gęślami na ręku,/ Puttones, którzy zwaśniony lud godzą./ Wszyscy tam przyszli za jałmużną lichą,/ Z gęślami, wróżbą, z miłośnemi lekiz miłośnemi leki --- dziś popr. forma: z miłosnymi lekami; tj. z ziołami wywołującymi miłość.,/ Ubóstwem swojem i prośbą na ustach. Powstało słońce wielki dzień oświecić/ Krewe Krewejty ofiary i śmierci./ Już wejdaloci krzątali się wkoło,/ A lud u stosu cisnął się ciekawy./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. drzwi się świątyni rozwarły,/ Starzec niesiony na ręku kapłanów/ Wyszedł do ludu --- lud upadł na twarze,/ I panowało milczenie nad tłumem./ Wokoło Krewy gęślarze, śpiewacy,/ I grajków orszak szedł z pieśnią poważną;/ Za nim kapłani, kapłanki, dziewice;/ Niesiono Bogów posągi straszliwe,/ I zielonemi liśćmi drogę słano./ Krewe Krewejto w białéj siedział szacie;/ Siedémkroć siedém pas go opasywał;/ Przez prawe ramieramie --- dziś popr. forma: ramię. przepaska wisiała;/ Na skroni czapka wysoka, błyszcząca/ Złotem i drogich kamieni wyborem,/ I zielonością świéżą uwieńczona. Szli aż do stosu w milczeniu głębokiém,/ Które gęślarze przerywali smutnie./ Lud patrzał cichy i pochylił głowy;/ A wejdaloci świętéj rzeki wodą/ Tłumy zebrane, śpiewając, kropili,/ Kapłani starca już na stos podnieśli,/ I wszyscy zeszli; on został sam jeden./ Znów cisza --- czeka lud słowa w milczeniu./ Starzec ostatni raz z piersi wydobył/ Głos, co za chwilę na wieki miał zgasnąć. --- Ludu mój! --- rzecze --- klęski na was spadły!/ Wróg niszczy Litwę i brańców zabiera!/ Co dzień mniéj ludzi z wyprawy powraca,/ I co dzień sioła szérocéj pustująsioła szerocéj pustują --- szerzej (tj. na coraz większym obszarze) pustoszeją wsi.,/ I co dzień pola szérzéj chwast pokrywa!/ Głód na was patrzy! Bogi gościnności/ Mór ciężki, karę na winnych zesłały!/ Leci na Litwą i płachtą powiewa;/ A gdzie się czarny pokaże posłaniec,/ Sypią mogiły i po numachnuma (z litew.) --- chata. płaczą!/ Grad wasze pola, ulewa ogrody,/ A burza lasy co dzień niszczy straszniéj!/ I jeszczeż o swych występkach wątpicie?/ Jeszcze o gniewie Bogów swych nie wiecie?/ Co dzień, to gorzéj! co dzień klęski srogie/ Idą, jak płomień po lesie puszczony!/ Ludzie padają i sioła się walą!/ I Udegita płomienistą brodę/ Zwiesił na niebie, czerwonemi oczyczerwonemi oczy --- dziś popr. forma: czerwonymi oczami./ Spogląda na was i zemstę wam wróży!/ Jeszczeż to Bogów błagać wam nie pora? Oto ja za was na święty stos idę./ Może śmierć moja gniew Bogów ukoi,/ Może krew moja zemstę zaspokoi./ Idę i spłonę za was, ludu Litwy!/ Lecz bądźcie godni przebaczenia Bogów./ Długo ich zemsta nad ludem się zwleka,/ I długo Perkun z piorunami czeka;/ A kiedy piérwszy wyrzuci z swéj dłoni,/ Nieprędko, dzieci, ujrzycie ostatni!/ Trzeba wam wrócić do ojców prostoty,/ Do pobożności, do zgody i cnoty;/ A wówczas Bogi oblicze rozświecą/ I łaski swoje na głowy wam zleją. O dzieci! nie tak za ojców bywało,/ Jako się teraz w naszéj Litwie dzieje!/ Częściéj lud Bogów odwiedzał ołtarze,/ Lepszemi dary zemstę ich zaklinał/ I szczérszém sercem niósł dla nich ofiary./ Insze też czasy przeszły po téj ziemi ---/ Lata spokojne. Wróg jéj nie napadał,/ I mór do pogan daleko gdzieś leciał,/ I Perkun burzą nie niszczył zasiewów,/ I Ziemiennikas dawał urodzaje,/ I Atrymp wody utrzymywał w brzegach;/ Podziemne duchy pobożnym służyły./ Nie, jak dziś dla was, szkodliwemi były./ Teraz PilwitePilwite (mit. litew.) --- bóstwo dostatku, bogactwa. twarz od was odwraca,/ Auszlawis chorób nasyła tysiące,/ Których ni popiół ze Znicza ołtarzów,/ Ani kapłanów nie leczy zaklęcie./ O dzieci moje! czas się upamiętać!/ Niechaj podróżni swobodni wędrują;/ Niech nikt gościowi nie odmówi chleba,/ Ni dachu w słotę, ni w nocy posłania,/ Ani ogniska, by osuszyć szaty;/ Niech zgoda dzieci z ojcami połącza;/ Niecił się brat z bratem nie waśni zajadle;/ A wówczas Bogi twarz do was obrócą,/ I miecz przez połyprzez poły (daw.) --- w połowie, do połowy. wyjęty nad wami/ Nie dotknie karków litewskiego ludu. --- Tak mówił starzec; lud płakał, słuchając;/ A wejdaloci na cztérech ołtarzach/ Palili Bogóm błagalne ofiary./ Ofiara, Poświęcenie, Samobójstwo, ObrzędyPotém znów Krewe podniósł głos do ludu,/ I długo mówił, i mówił ze łzami,/ I żegnał wszystkich; wszyscy go żegnali,/ Padali na twarz i łkając płakali./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. ustał starzec, ręką skinął,/ Stanął na stosie, wzniósł oczy do nieba,/ Modlił się długo i lud błogosławił./ Usiadł; a ogień wziąwszy poświęcony,/ Sam stos, ostatnią ofiarę, podpalił./ Wyschłe się drzewo zajęło, i w chwili/ Gęsty dym starca osłonił dokoła./ Niekiedy tylko wiaterwiater (reg.) --- dziś popr.: wiatr. go rozpędzał;/ I wówczas widać było na wierzchołku,/ Jak siedział niemy bez krzyku, bez jęku,/ I zdał się wolno w płomieniach usypiać. Trąby i rogi, śpiewy i piszczałki,/ Razem z płomieniem dokoła zawrzały./ Nim BodziawołosBodziawołos --- zegar. wałundęwałunda (z litew.) --- chwila, pewny rozmiar czasu. dosypałNim Bodziawołos Wałundę dosypał --- zegar Bodziawołos był zatem zegarem piaskowym, klepsydrą.,/ Popioły tylko zostały z ofiary,/ A starca tylko u ludu pamiątka./ I już nowego krewe wejdaloci/ W wrota świątyni wesoło przywiedli;/ Tłum go odgłosem powitał wesołym,/ I łez wylanych przed chwilą zapomniał. Kiedy ostatnia główniagłównia (daw., reg.) --- głownia, płonący kawałek drzewa. dogasała,/ Witol, z łez mokre ocierając oko,/ Westchnął i spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. --- przed nim liść wzlatywał;/ I on za liściem w nieznajomą stronę/ Puścił się, modląc do Boga podróżnychBóg podróżnych (mit. litew.) --- Kielo Dewas.. Szedł smutny Wilol ze spuszczeną głową;/ A miecz Krewejty zwieszony u pasa/ Wlókł się po trawie, brzęczał po kamykach./ Za nim z Romnowe pomięszanepomięszany --- dziś popr. pisownia: pomieszany. głosy./ Jakby wspomnienia przeszłości, goniły./ Szedł ku południu, bo tam liść przewodnik/ Leciał, wiatrami po drodze niesiony./ Piérwszy raz sam się puszczał w podróż długą;/ Lecz chociaż świata mało widział okiem,/ Przeczuł go duszą i zmierzył myślami./ Marząc, do lasu dostał się gęstego,/ I usiadł spocząć na zieloném wzgórzu,/ Pod wielką jakiejś rodziny mogiłą./ Na niéj, jak gdyby gwiazda z niebios spadła,/ Leżały siwe w sześć promieni głazy./ Z strony południa zawarte kamieniem/ Wrota mogiły, na resztę rodziny,/ Ns dzieci ojców i ta mężów żony,/ Zieloném darniemzieloném darniem (daw. reg.) --- w dzisiejszej polszczyźnie wyraz darń jest r.ż., więc popr. forma: zieloną darnią. kryjąc się, czekały. Tu usiadł Witol spocząć i podumać./ Gaj, szumiąc cicho, do snu go wyzywał;/ I strumień święty, nad którego brzegiem/ Choroby starte na szmatach wisiały,strumień święty, nad którego brzegiem choroby starte na szmatach wisiały --- opis wierzeń: wytarcie się skrawkiem materiału i pozostawienie go nad wodą uważaną za leczniczą miało uwolnić człowieka od choroby./ Szemrał, w gęstwinę lasu się wdzierając./ Zaledwie oczy lekki sen przymykał/ I stos mu Krewy marzyć się zaczynał,/ Usłyszał łoskot. Górą ptak przeleciał;/ Kracząc, zawisnął ponad nim wysoko,/ I znowu zniknął za drzew gałęziami./ Lecz w głosie ptaka, i locie, i pierzu,/ Poznał, że puszczy nie był to mieszkaniec,/ Ale duch zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. stop Perkuna puszczony,/ Który po świecie zemstę jego nosił;/ Powstał więc, jakby do walki wyzywał,/ I oparł rękę na rękojeść miecza/ Wtém białą drogą, wijącą się w gaju,/ Ujrzał ku sobie idącego starca./ Siwą miał brodę, ubogie odzienie,/ Laskę podróżną, nogi bez obówiaobówie --- dziś popr. pisownia: obuwie.,/ Na plecach sakwy, nakrycie na głowie,/ Co sigonotów włóczęgów znaczyło/ Zbliżał się, chwiejąc, powoli, i mruczał,/ I na Witola zpodezpode --- dziś popr. pisownia: spode. łba spozierał;/ Stawał, szedł mowo; a gdy się z nim zrównał,/ Odetchnął chwilę i tak go powitał:/ --- W imieimie --- dziś popr. forma: imię. Bentisa, w imię Kielo-DewasKielo Dewas (mit. litew.) --- bóg podróżnych.,/ Bądź pozdrowiony, wędrowniku młody!/ Wszak pewnie idziesz od strony Romnowe? ---/ --- Z Romnowe, ojcze! --- I ja się tam ciągnę./ Ale za późno: bo Krewe Krewejto,/ święty nasz ojciec, pewnie się już spalił? ---/ --- Kiedy ostatnia głównia stosu gasła,/ Jam wówczas, starcze, z Romnowe wychodził. ---/ --- Szkoda! straciłem do ludu przemowę!/ A tak z daleka szedłem na ten obrzęd,/ I po jałmużnę, którą już zapewne/ Pomiędzy naszych rozdzielić musieli. ---/ --- Śpiesz się, a może trafisz na jałmużnę./ Ja nie mam, czém ci dopomódzdopomódz --- dziś popr. forma bezokol.: dopomóc. na drogę,/ Sam jestem biedny, a idę daleko. ---/ --- Niechaj cię Bogi szczęśliwie prowadzą./ Dokądże idziesz? ---/ --- Na Litwę głęboką. ---/ --- Wojak, czy dworak, czyś poseł xiążęcyxiążęcy --- dziś popr. pisownia: książęcy.? ---/ --- Podróżny tylko. --- Wolny, czy poddany? ---/ --- Spójrzyjspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć. na włosy, dość ci tego będzie;/ Spójrzyj mi w oczy, ja ci nie odpowiém. ---/ --- Do swoich pewnie, do ojca, do matki? ---/ --- Jestem sierota, idę --- do mogiły. ---/ --- Do ojca? ---/ --- Prawda. Zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. wiész to? starcze! ---/ --- Zkąd? Wszak mówiłeś, bym ci spójrzał w oczy;/ A ja z twych oczu więcéj cóś poznałem,/ Niż może chciałeś, żebym się dowiedział. ---/ --- Nie mam tajemnic, z niczém się nie kryję. ---/ --- Z niczém? Żartujesz ze starca, młodzieńcze!/ Wielem ja ludzi widział już na świecie,/ Wielem ja rzeczy ukrytych odgadnął;/ I w twém jest sercu wielka tajemnica. ---/ --- Może. Idź, starcze! Niech cię Kielo wiedzie./ Trafisz w Romnowe jeszcze na jałmużnę./ Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko. Nie bawbawić się (tu daw.) --- zatrzymywać się w jakimś miejscu, przebywać. się, pośpieszaj./ Na prawo droga wiedzie na dolinę,/ Kładka na rzece, i ujrzysz dąb święty. ---/ --- Chwilę, mój młody! Czegoż się mam śpieszyć?/ Wszakże usiadłeś spocząć pod mogiłą./ Spoczniemy oba. Bentis dopomoże,/ I my się lepiéj zapoznamy z sobą. --- Witol nieufnie na starca poglądał:/ Bo z oczu jego jakiś blask złowrogi,/ Jakaś myśl dzika zdawała się łyskać;/ Lecz na Bentisa zatrzymał się imieimie --- dziś popr. forma: imię.;/ Nie śmiejąc ruszyć, pozostał na miejscu./ Starzec swe sakwy na ziemi porzucił,/ A sam powoli usiadł pod mogiłą./ Milczeli oba, spoglądali tylko./ Z podróżnych węzłów dobył sigonota/ Mizerną strawę, i, szepcąc modlitwy,/ Rzucił ofiarę, nim zaczął pożywać. Witol w milczeniu spoglądał na niego./ --- Idziesz daleko --- rzekł mu wróżbitwróżbit --- dziś popr.: wróżbita. stary ---/ A z czémżeś, bracie, wybrał się na drogę?/ Czy masz ty zapas? czy ufasz w gościnę? ---/ --- W imie Nemejas i Peskis gdy wezwę,/ Któż mi ogniska i chleba odmówi? ---/ --- O! jest już MarasMaras (z litew.) --- Mór [tj. zaraza. Red. WL]. na Litwie od dawna,/ A to znak przecię jest niegościnności./ Źleś się, mój młody, wybrał w długą drogę. ---/ --- Mam łuk, by ptaka w południe zastrzelić,/ I miecz, by drzewa na ogień narąbać. ---/ --- Nie zawsze ptaki na podróżnych lecą,/ Nie zawsze lasy będziesz miał na drodze./ A wiészże drogę do ojca mogiły? ---/ --- Wiém --- odpowiedział Witol zadziwiony,/ Zmierzając starca oczy ciekawemi./ Lecz sigonota na dół spuścił głowę,/ I znów spokojny jedzenie pożywał./ --- Pozwól --- rzekł potém --- powróżyć na drogę. ---/ --- Nie mam, mój ojcze, czém za wróżbę płacić. ---/ --- A kiedy nie chcę od ciebie zapłaty? ---/ --- To i ja wróżby od ciebie nie żądam. ---/ --- Dasz mi twycb włosów garsteczkę w zastawie. ---/ --- Nic nie dam, ojcze! --- Witol powstał z ziemi/ I chciał odchodzić. Lecz i starzec powstał;/ Ale nie starcem; wzniósł się na mogile,/ Urósł w wielkiego za chwilę olbrzyma,/ I głową dosiągł najwyższego dębu,/ A ręce długie, jak dębu konary,/ Ku młodzieńcowi wyciągnął skwapliwie./ On za miecz porwał, i o drzewo sparty/ Czekał napadu śmiało i spokojnie./ --- Dasz mi twych włosów! --- krzyknął duch szydersko --- / dasz mi ich z głową razem, Mildy synu!/ Znam cię, kto jesteś! Dwadzieścia lat szukam,/ Zbiegałem puszcze, i zamki, i numynuma (z litew.) --- chata.,/ Niedźwiedzie łomy, Staubunów pieczary,/ A nigdzie dotąd nie odkryłem ciebie./ Lecz kiedy dusza Krewejty leciała,/ Na białéj sukni Perkun postrzegł plamę./ Plamę tę twoje łzy na niéj zrobiły./ I po niéj przecie do ciebie doszedłem:/ Bo któż by cię był u dębu Perkuna/ Pod płaszczem Krewy mógł szukać i znaleźć?/ Teraz tyś moim! ---/ I Grajtas poskoczył,/ Wyciągnął ręce; lecz Witol go mieczem/ Popchnął tak silnie, że upadł na ziemię,/ Porwał się Grajtas drżący, rozzłoszczony;/ Widać, obrony takiéj się nie spodział/ I takiéj siły w młodzieńca ramieniu;/ Odskoczył, przypadł i pełznął pod nogi,/ Chcąc go wywrócić. On w stronę się umknął./ Naówczas Grajtas, zmieniwszy się w ptaka,/ Trzepnął skrzydłami, podnosząc wysoko,/ Wzbił się do góry, w powietrzu zawiesił,/ I nagle z świstem, jak kamień, upadał,/ Dziobdziob (daw. reg.) --- dziś popr. pisownia: dziób. roztworzywszy, nasrożywszy szpony;/ Lecz Witol ostrze cudownego miecza/ Ku górze zwrócił i przebił nim ptaka./ Znów krzycząc Grajtas, podniósł się do góry,/ Długiego węża skórę wdział na siebie,/ Pełznął po drzewie, syczał smoczym głosem,/ Chciał go pochwycić, uwikłać i zdusić;/ Ale się Witol ucieczką ratował,/ I miecz podniosłszy, uciął głowę gadu. Wtém wszystko znikło, jak senne marzenie,/ I krwi na mieczu nawet nie zostało./ Grajtas gdzieś z wichrem uciekł zawstydzony./ Witol szedł daléj./ Już blisko noc była,/ Ale zawady spotykał co chwila:/ Droga się coraz w ścieżynę zmieniała;/ Łomy ją, w poprzek leżące, grodziły;/ Rzeki, jak gdyby umyślnie, pod nogi,/ Pieniąc i szumiąc, biegły, podpływały;/ Przez nie zaledwie wązkawązki --- dziś popr. pisownia: wąski. wiodła kładka,/ Lud dąb spróchniały z gałęźmi rzucony,/ Co się pod nogą chylił i uginał./ Ze śmiałém sercem szedł Witol przed siebie,/ Łamał gałęzie grodzące mu drogę/ I wązkie kładki jednym mijał skokiem. Noc coraz bliżéj, a nie widać chaty,/ Ni dróg do sioła, ani życia znaku,/ Nie spotkał bydła idącego z paszy,/ Ani wieśniaka z wozem smolnych drewek./ Zewsząd go głucha objęła pustynia./ Już noc gwiazdzistagwiazdzisty --- dziś popr. pisownia: gwiaździsty. ponad nim wisiała,/ A co krok nowe i cięższe zawady:/ To wąż ogromny, sycząc, pełznął drogą;/ To wilk otwartą paszczę zpozazpoza --- dziś popr. pisownia: spoza. krzaku/ Wychylał, mierząc go okiem błyszczącém,/ Jakby chciał poznać, czy ma się czém bronić;/ To po dolinie niedźwiedź się przesuwał,/ I ukrył w puszczy, rycząc przeraźliwie,/ Jak gdyby braci na pomoc przyzywał;/ To ptacyptacy (...) krakali (daw.) --- dziś popr. forma: ptaki krakały. jacyś nieznanemi głosynieznanemi głosy --- dziś popr. forma N. lm: nieznanymi głosami./ Z wierzchołka dębów żałobnie krakali,/ I ponad głową Witola skrzydłami,/ Lecąc, powietrze z szumem rozbijali./ Podstęp, BłądzenieNareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. słabe w oddali światełko/ Mignęło, ludzkie mieszkanie zwiastując;/ Mdłe i białawe pod lasem błyskało./ Witol ku niemu zwrócił się radośnie;/ Lecz szukał ścieżki, a ścieżki nie było./ Za gęstym łomem, pomiędzy pniakami,/ Niekiedy tylko z dala zaświeciło;/ Lecz w lewo, w prawo zdawało się błąkać,/ I podróżnego naumyślnie zwodzić./ Stanął, i wspomniał Grajtasa wybiegi,/ A potém nazad ku drodze się zwrócił./ Natrafił ścieżkę, i światła nie patrząc,/ Z dobytym mieczem szedł daléj drożyną./ Światło zniknęło, znów ciemność dokoła, / I głucha cisza, przerywana tylko/ Szelestem liści, krzykami PeledyPeleda (z litew. pelėda) --- sowa.. Długo tak Witol pośród nocy ciemnéj/ Drapał się puszczą i pola przebiegał,/ Błota przegrzęzał i rzeki przebywał./ I zdało mu się, że ta podróż nocna/ Dłużéj niżeli przez noc zwykłą trwała,/ Jakby dwie nocy bez końca zimowe./ Spoglądał na wschód, upatrując ranku:/ A ranek z AussrąAussra (mit. litew.: Aušros deivė) --- Jutrzenka. jeszcze nie przychodził./ Ludzi i wiosek nie było ni śladu,/ Ani mogiły nad drogą wyniosłéj,/ Ani świętego kamienia podróżnych,/ Ani pastwiska zbitego trzodami,/ Ani ogniska wiejskich nocleżanów;/ Tylko go dzikie otaczały bory/ I błota trawą wysoką zarosłe,/ I puste pola okryte wrzosami. Długo tak błądził. Aż się las otworzył./ Małemi krzakimałemi krzaki --- dziś popr. forma N. lm: małymi krzakami. i trawą usłane/ Szérokie pole przed nim się ciągnęło./ Na polu w dali widać było wioskę,/ W któréj już ranne łuczywa świeciły,/ I dym z wietówwiet (z litew.) --- dymnik. ku niebu się zwijał./ Lżéj mu się stało: bo już odpoczynku/ Po nocnym trudzie i chleba zapragnął./ Śpieszył do sioła/ U brzegu strumienia/ Leżały numynuma (z litew.) --- chata., wiśniowemi drzewywiśniowemi drzewy --- dziś popr. forma N. lm: wiśniowymi drzewami.,/ Bzy i lipami osłonione wkoło./ Po jednéj stronie chrominy wieśniacze,/ Po drugiéj gumna i obory stały./ Kręta ulica wiodła środkiem sioła./ W ogródkach ujrzał przy świetle poranka/ Rutę zieloną, poświęcone śmiecia,/ Które zrzucają na cześć Mahslu Babie,/ I krzywe wiśnie pod KirnisaKirnis (mit. litew.) --- bożek, stróż drzew wiśniowych. strażą./ Piały koguty, witając jutrzeńkęjutrzeńka --- dziś popr. pisownia: jutrzenka.,/ A skrzętny lud już do pracy powstawał;/ Pastusipastusi --- dziś popr. forma M. lm: pastuchy (częściej: pasterze). trzodę pędzili na łąki,/ GoniglisowiGoniglis (mit. litew.) --- bożek pastuchów. składając ofiary. Gospodarz, GośćDo sioła tego ostatniéj chrominy/ We drzwi ubogie zapukał podróżny,/ I w imieimie --- dziś popr. forma: imię. Peskia o gościnę prosił./ Przyszedł gospodarz i rygiel odsunął,/ Ku podróżnemu wyciągając rękę,/ --- Bracie! --- zawołał, patrząc przelękniony ---/ Cóż cię to nocą przez te puszcze gnało?/ Jakiémże szczęściem przebyłeś je cało?/ Czyli cię duchy w drodze nie zbłąkały?/ Chodź, usiądź z nami, i przyjmij, co mamy. ---/ To mówiąc, powiódł do chaty Witola./ Uboga była, dymem zakopcona./ DomNad progiem Kobol, Bożek domu, wisiał./ W ognisku smolne płonęło łuczywo,/ I oświecał wnętrze, ściany czarne,/ Ławy przy ogniu i siwe kamienie,/ Stół zbity z desek, i bydląt zagrodny,/ I chlebną dzieżę, poważnie siedzącą/ Na piérwszem miejscu, pod Bożków opieką,/ Okrytą białym zwieszonym ręcznikiem./ U okien błoną zaciągnionych żółtą/ W maleńkich kubkach stał popiół ze Znicza,/ Woda ze świętych strumieni czerpana,/ I krew ofiarna, co bydła zarazę,/ Mór i nieszczęścia od chaty odgania./ Daléj wisiały szaty ich ubogie,/ Mała kolebka ze śpiącą dzieciną,/ Oszczep starego i kądziel niewieścia./ Po ziemi kury chodziły swobodnie,/ Krzycząc i dziobiąc ziarno rozsypane. Ledwie podróżny przestąpił próg chaty/ I przed Kobolem wiszącym się schylił,/ Wyszła kobiéta, i zagrzała wodę,/ Ażeby nogi obmyć mu znużone;/ Parobcy z siana wysłali mu łoże;/ A młoda dziéwka już się u ogniska,/ Śpiewając, koło jadła zakrzątnęła./ Gospodarz słuchał Witola powieści,/ Dziwił się jego przez puszcze podróży,/ I prosił spocząć przy ogniu gościnnym;/ Lecz Witol śpieszył, i na pół dnia ledwie/ Dał spocząć nogóm, przyjąwszy gościnę;/ Znów się z południa w dalszą puścił drogę./ Sam gdzie nie wiedząc, wędrował jak wczora./ Ranek był letni, świéży i pogodny./ Wszyscy na pola do pracy wybiegli;/ On jeden tylko bez myśli i celu,/ Nie wiedząc dokąd szedł, nie wiedząc po co./ I w duszy smutno Witolowi było,/ Że nigdzie swoich, że nigdzie ojczyzny,/ I krewnych sobie, przyjaciół nie znajdzie,/ Że nie ma dokąd, nie ma iść do kogo./ Los, Kondycja ludzka, BohaterstwoCzasem wzrok tęskny ku niebu podnosił,/ Jak gdyby matki nieśmiertelnéj wzywał;/ A czasem ludu prostemu zazdrościł/ Cichego życia u siebie, ze swemi./ Na całym świecie on nie miał nikogo,/ Prócz jednéj ojca mogiły na Litwie;/ Ale gdzie była, i o niéj nie wiedział;/ I tam go może zasadzki czekały./ Myślał; i myśląc, na wspomnienie boju,/ Czuł, jakby go coś do ziemi wiązało;/ Czuł roskoszroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. jakąś w swojem przeznaczeniu,/ W walce z duchami, w nieskończonéj walce,/ Co go nad prostych wynosiła ludzi,/ Z nieśmiertelnemi bratając Bogami. Reszta dni zeszła na dalszéj podróży./ Nic w niéj nowego Witol nie postrzegał./ Przechodził sioła i chaty pomijał,/ I gęste lasy porzucał za sobą,/ Darł się przez bory, przepływał przez rzeki;/ A ciągle w jedną kierując się stronę,/ Nie wiedział nawet, wielewiele --- tu: ile. od Romnowe/ Kraju go, błota i puszczy dzieliło. Znów nadszedł wieczór. Ponad święteą rzeką,/ Która wśród gajów lipowych płynęła,/ Na Auszlawisa natrafił świątynię,/ I pustą, ale spokojną gospodę,/ A w niéj starego tylko wejdalotę,/ Co tam nad brzegiem żył z lichéj jałmużny/ I wędrowników pobożnych przyjmował./ Z nim święte jego GiwojteGiwojte (mit. litew.) --- gady święte. mieszkały,/ Kilku Żaltisów i stara RaupużeRaupuże (z litew. rupūžė) --- Ropucha../ On z niemi gadał, za nadrąza nadrą --- za pazuchą, w zanadrzu. je chował;/ Karmiąc i pieszcząc, Bogów w nich szanował./ Kapłan był stary. Stąpając po grzbiecie,/ Lata go zgniotły i w pół przełamały,/ I na policzkach, w zmarszczkach napisały/ Wszystko, co doznał, przebył i przecierpiał./ Zapadłe oczy jak przez mgłę patrzały/ Na świat, którego nie żądał już starzec;/ A usta w skargach i żalu skrzywione/ Zdały się boleć, nawet gdy milczały./ Suknię miał zwykłą wędrownych kapłanów,/ Starą, podartą. Ledwie na niéj ślady/ Białego szycia i pętlic potrójnych;/ A szerśćszerść --- sierść; tu zapewne: paski krowiej skóry, którymi obszyto brzeg ubrania. bydlęca od dawna po ziemi/ Wlokąc się, wszystka wytarła po krajach. Smutny był wieczór w kapłańskiéj gospodzie./ Starzec wyglądał zwyczajnéj jałmużny,/ Prosił o litość, wzywał do wód świętych,/ Wróżbą go nęcił za małą zapłatę;/ Lecz widząc, że się młodzieniec opierał/ I kątek tylko w gospodzie uprosił/ Na niedowiarstwo i oziębłość ludu,/ I na zepsucie powszechne narzekał./ Sen nie brał powiek smutnego Witola;/ Nie czuł się jeszcze podróżą znużony./ A starzec smolne zażegał łuczywa;/ Ze skargi w skargę przechodząc i żale,/ Jął swego życia powiadać przygody. Dawno już, temu lat nie wiém jak wiele,/ Urodziłem się na litewskiém siele,/ Z ojca i matki ubogich wieśniaków,/ Do roli, znoju, pracy przeznaczony./ Ale Auszlawis, co mnie wybrał z tłumu,/ Inną mi dolę na przyszłość gotował:/ Bo kiedym ojca trzodę gnał w pastwiska,/ Kiedy do żniwa młodego mnie brano,/ Nie czułem, żebym w tém życiu wieśniaczém/ Wytrwał do śmierci. Było Bogów wolą/ Wezwać mnie, żebym ludziómludzióm --- dziś popr. forma C. lm: ludziom. dopomagał/ Nie pracą moją, lecz modłami memi./ Kiedym lat doszedł, na poblizkiéjpoblizki --- dziś popr. pisownia: pobliski. wiosce/ Ojciec dorodną opatrzył mi żonę,/ I zapowiedział, że mi ją przeznaczył./ Posłali do niéj Pirszle i PirszlisaPirszle i Pirszlis (trad. litew.) --- swaty./ Nie była ona, tak, jak my, uboga,/ A jednak swatów przyjęto od ojca,/ I dano słowo, i piwem zapito./ Mnie nic jednakże do niéj nie wiązało:./ Bo chociaż młoda i piękna Baniuta,/ Choć nam jéj mieniem polepszyć się miało,/ Mnie cóś innego wówczas się marzyło:/ Co nocy bowiem Żaltis, Bogów poseł,/ Przychodził do mnie, kładł mi się na piersi,/ Spał ze mną, pokarm z méj ręki przyjmował,/ I znów nad rankiem w podziemia uchodził./ Poznałem, że mnie Bogowie wzywali,/ Ażebym kiedyś został ich kapłanem;/ Ale staremu nie mówiłem ojcu:/ Bo on ubogi nie byłby pozwolił,/ Mnie tylko mając pomocą na starość. Po zapoinach długo się ciągnęło./ Ojciec na wojnę po zdobycz wyprawiał./ Mnie się na wojnę, równie jak do pracy,/ Serce gdzie indziéj wezwane, wzdrygało./ Lecz gdy kunigaskunigas (z litew.) --- xiążę., przez braci ścigany, / Ognie wojenne po górach zapalił,/ Gdy w wszystkich wioskach zapłonęły stosy/ I młodzież nasza z oszczepyz oszczepy --- dziś popr. forma N. lm: z oszczepami. wybiegła,/ I jam iść musiał ze swojego sioła./ Wszystkich nas razem w bratni kraj wysłano/ Burzyć i palić, nim się wróg pozbiera./ I myśmy z łupem i jeńcy wrócili,/ Nim oni ognie wojenne zażegli;/ A siół spalonych dymiące się zgliszcza/ Za stosy wojny już im posłużyły. Jam z częścią łupu do domu powrócił./ Było to mego przyborem wesela./ Obyczaje, ŚlubOjciec oznajmił rodzicóm Baniuty,/ Że w przyszły tydzień córkę im porwiemy/ I dwie sztuk bydła za posag zapłacim. Nadszedł dzień. Stryja syn, mój keleweżekeleweże (trad. litew.) --- woźnica wojenny.,/ Dwa dziarskie konie do wozu założył/ I z przyjaciółmi po dziewkę pojechał./ Wzięli Baniutę na jéj chaty progu/ I wieźli do nas. Na naszéj granicy/ Ja sam, porwawszy żagiew zapaloną,/ A w drugą rękę kubek z piwem białém,/ OmenBiegłem ich spotkać. Trzykroć wóz obiegłem/ I trzykroć piosnkę zwyczajną śpiewałem: Nie płacz, nie płacz po kryjomu,/ Łzómłzóm --- dziś popr. forma C. lm: łzom. swym nie daj biedzbiedz --- dziś popr. forma bezokol.: biec../ Jakeś strzegła ognia w domu,/ Będziesz u nas strzedzstrzedz --- dziś popr. forma bezokol.: strzec.. Ale, śpiewając, na twarz jéj patrzałem./ Łez tam nie było! Zaraz źle wróżyłem./ Która nie płacze po rodziców domu,/ I po mężowskiéj nie zapłacze śmierci./ Biegłem przed niemi, wróciłem do chaty,/ I smutny siadłem za zasłanym stołem./ Wtem Żaltis święty zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. ławy swą głowę/ Pokazał żółtą i do rąk mi przyszedł./ Smutniejszy jeszcze wziąłem go na piersi./ I we drzwi chaty niespokojném okiem/ Patrzałem. Aż ci turkot na podwórku./ --- Już keleweże wiezie pannę młodą! ---/ Wołają wszyscy i naprzeciw biegną./ On u drzwi konie zhukane porzucił,/ Wbiegł w izbę, i chciał na stołek wyskoczyć,/ Na który późniéj sadzą panną młodą;/ Ale się noga sękata złamała,/ Zśliznąłzśliznąć --- dziś popr.: ześliznąć. się, upadł, i z rozbitą głową/ W komorze z strachu ukryć się poleciał./ Zła to jest wróżba. A gdy weszli drużby,/ Musiano drugi stołek przygotować,/ Żeby Baniutę pośród nich posadzić./ Tak Mergu WakarsMergu Wakars (trad. litew.) --- Dziewic wieczór. przeszedł niewesoło:/ Bo przyjaciele biegali za bratem,/ Chcieli go wybić za złą wróżbę skoku;/ A stary swalgonswalgon (trad. litew.) --- kapłan weselnych obrzędów. kiwał smutnie głową;/ I, chociaż milczał, dość mówił wejrzeniem;/ Odmową wróżby już dla nas źle wróżył./ Obyczaje, Pozycja społecznaSzły potém dziéwki z Baniutą do dworu,/ Z ofiarą panu, smutną pieśń śpiewając,/ Prosząc, ażeby dziewictwo poddanki,/ Dał się przebłagać, mężowi darował,/ Albo datkami pozwolił okupić./ Lecz srogi pan nasz śmiał się z dziéwek pieśni,/ Len, miód i kury, podarki wykupne,/ Nazad dziewczętóm wyrzucił pod nogi,/ A narzeczonéj kazał na noc zostać. Jam smutny siedział, kiedy brat przyleciał/ Zdyszany, niosąc od dworu nowinę:/ --- Baniuta na noc we dworze została./ Wykupnym datkiem pan wzgardził, nie przyjął,/ Wianek zielony podeptał nogami,/ Na płacz i jęki śmiechem odpowiedział. --- Cała się chata krzykami rozległa./ Zeszli się starcy, zbieżeli się młodzi;/ Swalgon cóś mruczał, nie mogąc poradzić;/ Staruchy cicho po kątach szeptały;/ A jam sam jeden za stołem pozostał./ Widziałem, jak się młodzież ze mnie śmiała,/ Jak wszyscy na mnie ukosem patrzali./ Jak ojciec, chodząc, załamawszy ręce,/ Próżno do Bogów modlił się domowych,/ A matka w kącie przy ogniu płakała. --- I ja --- myślałem --- od pańskiego łoża/ Wezmę Baniutę z wiankiem rozerwanym!/ Ja miałbym żyć z nią! przyjąć ją za żonę!/ Nigdy! nie? nigdy! Lepiéj uciec z domu! --- Ta myśl ucieczki nie piérwszy raz w głowie/ Stawała mojéj. Nieraz mnie chęć brała/ Uciec od ojca do świętych ołtarzów./ Teraz to był mój ostatni ratunek./ Żaltis, co mi się na piersiach rozgrzewał./ Zdawał się jeszcze dodawać odwagi,/ Zdawał się wzywać do świętéj podróży. Noc była, kiedy wyszedłem przed chatę./ Wokoło ludzie gwarzyli po cichu;/ Opodal znowu swawolny śmiech młodych/ Serce mi krajał, twarz wstydem oblewał./ Niepostrzeżony odszedłem od chaty,/ Biegłem do piérwszéj świątyni do Kowna,/ I w Antos służbę ołtarzy przyjąłem. Wielem tam cierpiał w piérwszych lat posłudze!/ Bogowie moi przez ręce kapłanów/ Ciężkich prób po mnie z początku żądali./ Nie było nawet na modlitwę czasu ---/ Wodę mi nosić, drwa rąbać kazano,/ Ognia pilnować, kiedy wszyscy spali,/ Lub wejdalotómwejdalotóm --- dziś popr. forma C. lm: wejdalotom. sporządzać jedzenie./ Trudno tam piérwsze lata wytrwać było;/ Ale Auszlawis dodawał mi siły./ Karmiąc GiwojteGiwojte (mit. litew.) --- święte gady., łaskę ich zyskałem./ Ja jeden potém służyć im chodziłem,/ I mnie jednego w podziemnéj świątyni/ Nie sykiem, ale pieszczotą witały./ Z sługi zostałem świątyni strażnikiem./ Lżejsze to życie. Ale mi niedługo/ Ostatek siły odebrały Bogi./ Musiałem tutaj, żebrając jałmużny,/ Nad świętą rzeką usiąść śmierci czekać. --- Tęsknota, Ojczyzna--- I więcéj swego nie widziałeś sioła? ---/ Zapytał Witol starego kapłana./ --- O! raz tam byłem przechodem --- rzekł cicho,/ W lat dziesięć może po ucieczce z domu./ W jesienny wieczór ujrzałem przed sobą/ Rodzinną wioskę; i anim z radością,/ Anim ją z żalem ujrzawszy, powitał;/ Byłem jéj obcy: bo tu moja dusza/ Srodze się łzami i wstydem napiła./ Szedłem bez myśli; a ludzie przede raną/ Nizkonizko --- dziś popr. pisownia: nisko. się, prosząc o zdrowie, kłaniali./ Niejeden podał ubogą ofiarę,/ Niejeden prosił o popiół z ołtarzy,/ Nikt mnie nie poznał, jam wszystkich zapomniał. Tak wolnym krokiem przyszedłem przed chałę;/ Alem ją znalazł pustą, drzwi podparte,/ Dymnik zwalony, płoty wywrócone,/ I sadek pusty; tylko śmiecia kupa/ Zielonym chwastem porasta wysoko;/ Psa nawet w chacie opuszczonéj szczeku,/ Ni żywéj duszy odgłosumodgłosum nie słyszał --- nie słyszałem odgłosu. nie słyszał. --- Cóż to --- spytałem --- w téj chacie się stało?/ Czy Krajwa umarł? gdzie żona i córka? ---/ --- Wszyscy umarli --- rzekł mi jakiś starzec ---/ Wszyscy, bo straszny był tu mór przed rokiem./ Mówią, że Bogi za syna się mściły,/ Który gdzieś uciekł od żony daleko,/ Uciekł w dzień ślubu i więcéj nie wrócił. --- Poszedłem daléj; i nic mnie już we wsi,/ I nic na świecie nigdzie nie wiązało./ Więcéj do sioła nigdym już nie wrócił. --- Tak mówił starzec; a Witol go słuchał/ I jego myśli ze swojemi bratał:/ Bo i on także sam jeden był w świecie;/ Ale inaczéj czuł sieroctwo swoje,/ Które na piersi srodze mu ciężyło. Znużony kapłan usnął, pieszcząc węża;/ A Witol, widząc wschodzącą jutrzeńkę,/ Nadziawszy wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., wziął miecz i szedł daléj. Trzeci dzień drogi, jak piérwsze, upłynął;/ Lecz kraj weselszy roztoczył się wkoło,/ I lud weselszy śpiewał pieśni żniwa;/ Po drodze uczty dożynek spotykał;/ Wszędzie go sioła w gościnę wzywały;/ Chętnie z nim każdy rozłamał się chlebem/ I u ogniska piérwsze miejsce dawał./ Lecz gościnności Witol nie zażądał,/ Ani, przyjąwszy, odpoczywał długo:/ Nadludzka bowiem siła w nim mieszkała./ Szedł, nie czuł znoju, nie chciał odpoczynku,/ I brnął przez rzeki, cisnął się przez lasy,/ Gałęźmi wkoło uściełając drogę./ Jeśli mu w ręku nie starczyło siły,/ To miecz, cudowny dar Krewe Krewejty,/ Jak najwierniejszy druh mu dopomagał,/ I drogę trzebił, i wrogów odganiał. Znowu się miało do zmroku, gdy Witol/ Szukał oczyma na nocleg gospody./ Ale dokoła nigdzie jéj nie było./ Wśród lasu tylko wydarte nowinynowina --- tu: ziemia świeżo wykarczowana, uprawiana po raz piérwszy./ Świeciły, kopy żółtemi nasiane,/ Których nikt nie strzegł od źwierza i szkody./ Głuche milczenie zaległo opodal./ Dziwił się Witol, nigdzie budy, nawet/ Biednéj strażnika nie widząc chrominy;/ Aż na zakręcie ujrzał dwór wysoki/ Na wzgórzu, które dwie rzeki odnogi/ Pomiędzy siebie, ściskając się, wzięły./ Dokoła z dębu i sośniny bite/ Wysokie płoty wejścia jego strzegły,/ Czarnemi ściany dworzec opasując./ Nad niemi nigdzie zielonéj gałęzi,/ Nigdzie nie było wierzchołka drzewiny./ Który by smutny wierzch góry umajał./ Biały dwór tylko zza płotów wyglądał./ Ściany miał z cisu, dębu i modrzewia./ Dach czarném darnemdarn (tu r.m.) --- darń (r.ż.). wysoko ubity;/ A dymnik jeden, jak paszczęka smoka,/ Wysoko ponad górą się wynosił./ Przez wązkiewązki --- dziś popr. pisownia: wąski. rzeki od drogi koryto/ Wątły most wewnątrz zamczyska prowadził./ Na nim straż zbrojna w oszczepy okute,/ Z łukiem na plecach i procą u pasa,/ Milcząca stała i wejścia broniła. Tę niegościnna górę z podziwieniem/ Zmierzył podróżny; potém na most śmiało/ Wszedł i jednego ze straży zapytał:/ --- Czyj to dwór? bracie! Czy pan wasz gościnnie/ Przyjmie na nocleg błędnego wędrowca? --- Strażnicy oba po sobie spójrzeli;/ A jeden potém na szaty przychodnia/ Zwróciwszy oczy, potrząsnąwszy głową,/ --- Idź --- rzekł mu --- daléj. Tu przyjmą podróżnych/ Ale nie takich, jakoś ty, mój bracie! ---/ --- Jakichże przecię? --- zapytał go Witol./ --- Przyjmują u nas bogatych, z orszakiem./ Wówczas kunigas z napełnionym rogiem/ Sam na most wyjdzie witać w Peskij imieimie --- dziś popr. forma: imię../ Ubogich każe na sioła odprawiać./ Albo.... --- I reszty nie dokończył strażnik./ --- Czyliż to nié ma --- Witol odpowiedział --- / Ubogim u was położyć gdzie głowy? ---/ --- O, jest! --- z uśmiechem rzekł strażnik szyderskim ---/ Ale na twardém w podziemiach posłaniu./ Kunigas Raudon niewolników łapie,/ I niemi puste wioski i zamczyska/ Osadza swoje; lub w tłumie żołnierza/ Pędzi ich potém w dalekie wyprawy./ Kto tu raz obcy przez ten most przechodzi,/ Nazad się chyba z dybami powróci,/ Płacząc nad stratą najdroższéj swobody,/ Próżno w rodzimą poglądając stronę./ Chcesz gościnności? --- dodał żołnierz cicho ---/ W imię Nemejas daję radę tobie:/ Uciekaj prędzéj i szukaj jéj daléj./ Teraz wiész wszystko. Idź, wędrowcze, zdrowo,/ Ani się nawet na zamek oglądaj./ Aby cię jeszcze daleko na drodze/ Nie postrzegł Raudon i gonić nie kazał. --- A Witol na miecz u boku zwieszony/ Spójrzał, pomyślał, i nie chciał uciekać./ --- Idź --- mówił strażnik. --- Wieczór się przybliża,/ Kunigas z łowów powróci niedługo;/ Biada ci będzie, gdy cię tu zasianie. ---/ --- Jam wolny człowiek --- Witol odpowiedział./ --- Cudzyś, czy wolny, nie będzie się pytał./ Wolny być możesz, tak jak kot Liethuwy,/ A on cię w dyby zabije dlatego:/ Bo mu potrzeba wiele jeszcze ludzi./ Bo się nikogo na świecie nie boi,/ W litewskich Bogów potęgę nie wierzy. --- Witol się oparł na mosta poręczy/ I słuchał straży. Wtém z lasu świstanie/ Dało znać, że już kunigas przybywał,/ I na sokoły wzlatujące wołał,/ Aby na pięści sokolnika siadły. Witol stał jeszcze. Na próżno go straże/ Pchały od mostu. Zszedł tylko na drogę/ I siadł na świętym podróżnych kamieniu./ Wtém z lasu kilka puściło się koni./ Jeden na przedzie. Na nim jechał krępy,/ Barczysty, włosem, jak niedźwiedź, porosły,/ Kunigas zamku i siół okolicznych./ Pod brwią rzęsistą małe jasne oko,/ Jak ślepie wilcze wśród nocy, błyskało./ Brodę miał rudą, i rude kędziory/ Po barkach jego na suknię spływały./ Na głowie kołpak szkarłatny ze złotem,/ Na piersi łańcuch misterną robotą,/ Miecz miał u boku wielki obosieczny./ Siedział na koniu pod niedźwiedzią skórą,/ Która po ziemi srébrnemi pazury/ Wlokła się, pyły podnosząc po drodze./ Z prawego boku, na złocistym sznurze,/ Łuk w sahajdaku ze strzałami wisiał,/ Siekierka z stali i nożnoż --- dziś popr. pisownia: nóż. w srébrnéj pochwie./ Za nim jechali bajoras i smerdybajoras i smerdy --- dworzanie księcia, wasale.,/ Na małych koniach, w bogatéj odzieży,/ W szłykach wysokich, z łukami, drzewcami;/ Za niemi dworscy z oszczepami w ręku:/ Sokolnik, wabiąc świstaniem sokoły;/ Psiarz, co ogary ciągnął na łańcuchu,/ I kilku lóznychlózny --- tak w tekście źródłowym; dziś popr. pisownia: luźny (tu określenie sługi nie pełniącego żadnej wyznaczonej funkcji)., wlokących się z tyłu. Już się zbliżali. Wtém Raudon, ujrzawszy,/ Że któś na drodze przeciw zamku siedział,/ Przypuścił konia i zbliżył się nagle./ --- Ktoś ty? --- zapytał zagniewanym głosem./ --- O wielki Panie! --- Witol odpowiedział ---/ Jestem ubogi, z daleka podróżny. ---/ --- I zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. idziesz? --- Raudon nań zawoła./ --- Z świętego idę Romnowe, gdzie właśnie/ Krewe Krewejto za nasz lud się spalił. ---/ --- A dokąd? po co? czy cię kto posyła? ---/ Kunigas głosem zbadywałzbadywać --- dziś: badać, wypytywać. go groźnym./ --- Idę, gdzie zechcę --- rzekł Witol spokojnie./ --- Słyszysz?! --- znów Raudon do swego orszaku. ---/ A! na Perkuna! jeszczem w mojem życiu/ Takich słów do mnie rzeczonych nie spotkał! ---/ I śmiał się dziko. Pochlebcy patrzali,/ I na wzór pański śmieli się półgłosem,/ Wzgardliwém okiem patrząc na młodzieńca./ --- Gdzie chcesz, tam idziesz; lecz dokąd i po co?/ Na to mi musisz odpowiedzieć przecię./ Czy służby szukasz? czyś uciekł od pana? ---/ --- Ja nie mam pana, nikomu nie służę ---/ Odrzekł mu na to Witol z oburzeniem./ --- Otoż Liethuwi kot siedzi przed nami! ---/ Zakrzyknął Raudon, zbliżając się jeszcze./ --- Wolny! bez pana! nie służy nikomu! ---/ A wzrok wlepiając w młodzieńca, pomruknął:/ --- Szpieg może jaki od moich sąsiadów?! --- Witol, nie wstając z kamienia, go słuchał,/ I, jakby nie chcąc, z wolna odpowiadał./ --- Kędyż na nocleg idziesz? mój podróżny! ---/ --- Gdzie zechcę. Może tutaj przenocuję. ---/ --- A mnie nie prosisz nawet o gospodę?/ Moja to ziemia, mój to zamek przecię;/ Gdzie złożysz głowę, kraj to mój jest cały./ Uderz mi czołem i proś mojéj łaski. ---/ --- Zamku nie proszę, a droga każdemu/ Wolna jest wszędzie. Wszakże Kielo-DewasKielo Dewas (mit. litew.) --- bóg podróżnych.,/ Nie wy, téj ziemi kawałka jest panem./ Jeśli wśród drogi spocznę utrudzony,/ To jego, nie was, będę o to prosił,/ I jemu, nie wam, za to podziękuję. --- Kunigas słuchał; małe jego oko/ Coraz jaskrawiéj z gęstych brwi błyskało;/ I do swych ludzi nieraz się obrócił,/ Usta otwierał i znowu zamykał./ --- Lecz --- rzekł, miarkując rosnący gniew w sobie ---/ Kiedy kunigas do zamku poprosi,/ Kiedy wyniesie gościnności czarę,/ Czyliż podróżny obojga odmówi,/ I woleć będzie kamienne posłanie/ Nad miękkie łoże na zamku gościnnym,/ I zimny nocleg nad moje ognisko,/ A rosę nieba nad róg z piwem białém? ---/ --- Jeśli kunigas --- rzekł Witol spokojnie ---/ Do swego zamku podróżnego zwabi,/ Żeby go okuć w dyby, w loch posadzić,/ Albo go gwałtem potrącić w niewole,/ Czyż ma podróżny za miękkie postanie./ Miejsce u ognia i róg z piwem białém/ Swobodę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. na wieki zaprzedać? --- --- Co?! --- wrzasnął Raudon --- a zkadżeśzkądżeś --- dziś popr. forma: skądżeś. to słyszał?/ Zkąd wieści takiéj, nieszczęsny, dostałeś?/ Na swoję zgubę wyrzekłeś te słowa!/ Sameś już wyrok napisał na siebie./ Pójdziesz mi za to w podziemia zamkowe! ---/ Skinął na sługi. Skoczyli ku niemu;/ Ale, jak gdyby niewidzialną siłą/ Pchnięci, czekali, aż znowu rozkaże./ --- Wziąć go i okuć, wsadzić do ciemnicy ---/ Wrzeszczał kunigas, wskazując go ręką./ Znam go. To zbiegły z moich siół niewolnik,/ Wojenny jeniec, poganin z północy,/ Co przyszedł jeszcze urągać się ze mnie./ Słyszycie! --- Słudzy rzucili się śmiało;/ Lecz Witol dobył miecz Krewe Krewejty,/ Który, jak piorun, w rękach jego błysnął,/ Pokrwawił śmielszych, zdruzgotał oszczepy,/ I wszystkich strachem odepchnął od siebie;/ Sam się znów oparł na świętym kamieniu,/ I, poglądając w Raudona oblicze,/ --- Taka to --- rzecze --- jest Litwy gościnność!/ Tak to, kunigas, wolnych łapiesz ludzi!/ Tysiąc ich może spętałeś zdradliwie./ Mnie mieć nie będziesz, ja ci się obronię. ---/ Słyszał to Raudon i podniósł siekierę,/ Sam już z nią piérwszy na Witola leciał;/ Tuż za nim ciżba sług się posunęła,/ Z hałasem, krzykiem, wzniesionemi drzewy./ On stał, i mieczem słoniącsłonić --- dziś: osłaniać, chronić. się święconym,/ Czekał napaści. --- Widzieli Bogowie,/ Żem cię nie wyzwał --- rzekł --- szedłem swą drogą,/ Piérwszym cię słowy złemi nie znieważył.Piérwszym cię słowy złemi nie znieważył (daw.) --- nie znieważyłem cię jako pierwszy złymi słowami./ Niechaj mi teraz Kawas dopomoże,/ I Kielo-Dewas opiekun podróżnych!/ Niechaj przez moje ręce Perkun mściwy/ Za tyle ofiar pomstę ci wymierzy! --- Mówił, i pędem rzucił się na niego,/ Konia za głowę pochwycił, powalił,/ A wzniósłszy oręż, Raudona za kudły/ Czérwone strząsnął i na cięcie mierzył./ Gdy słudzy z tyłu chwycili za nogi,/ I oba razem walczący upadli./ Naówczas walka wszczęła się zajadła./ Silny, jak niedźwiedź, kunigas go chwycił,/ Rękami na wpół przejął i ucisnął;/ Ale w téj chwili uczuł miecz na gardle,/ I chrapiąc --- Przebacz! --- ze strachem zawołał./ --- Precz! słudzy! z dala odstąpcie ode mnie! ---/ Rzekł Witol. --- Jeśli dotknie z was mnie który,/ Ja go zabiję! Precz! --- powtórzył jeszcze./ I --- Precz! --- wybąknął drżącym gniewu głosem,/ Szarpiąc się Raudon pod mieczem cudownym,/ Który już zimném ostrzem go dotykał./ Pierzchnęli słudzy, a Witol kolanem/ Ścisnął mu piersi, nie zdejmując miecza./ --- Przysiąż mi --- rzecze --- na ojca i matkę,/ I na Perkuna, i na głowę twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją.,/ Że więcéj słabych nie skrzywdzisz podróżnych,/ Że tych, coś okuł, rozpuścisz dziś jeszcze;/ Przysiąż; lub chwila, a duch twój Pokole/ Poniesie szarpać w podziemnym Pragarze. --- Z przestrachem słudzy, stojąc w oddaleniu,/ Przysięgi pana swojego słuchali;/ A Raudon, drżący z wstydu, niewyraźnie,/ --- Kad man Perkunas sumusztuKad man Perkunas sumusztu (z litew.) --- Bodaj mnie Perkun zabił. --- wyjąknął. Naówczas Witol zdjął z piersi kolano/ i miecz od gardła cudowny odsunął./ Kunigas, złością i wstydem miotany,/ Strząsnął pył z sukni; a potém, spójrzawszyspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć.,/ Jak Witol w inną odwraca się stronę,/ Znów się nań rzucił i znów go pochwycił. --- Słyszeli BogiBogi --- dziś popr. forma M. lm: Bogowie., przysięgałeś krzywo! ---/ Zawołał Witol, znów za miecz cudowny/ Chwycił się. Słudzy do pana przybiegli./ --- Precz! --- rzekł im Raudon --- ja go sam zabiję./ Śmiałeś mnie krzywoprzysiężcą nazywać!/ Albożemalbożem przysiągł --- tu: czyżbym przysiągł; przecież nie przysięgałem. przysiągł, że się mścić nie będę? --- WalkaI oba znowu darli się, rzucali,/ Razem po ziemi, szarpiąc się, tarzali;/ A Witol miecza nie upuszczał z dłoni,/ I drugą ręką za barki chwyciwszy,/ Suknię mu przedarł i ciało wydzierał./ Zębami twarz mu rozognioną krwawił,/ Nogami trzymał i deptał pod sobą. Naówczas łucznik najlepszy Raudona,/ Co nieraz strzelał jaskółki w polocie,/ Zmierzył się z dala do piersi Witola;/ A wtém się Raudon wysunął zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. niego ---/ Strzała mu w oku uwięzła żelazem. Wrzasnął straszliwie, łucznik w las uciekał,/ Słudzy gonili, popłoch między dworem./ Witol, chwytając za gardło raz drugi,/ Miecz mu na sercu oparł, przebił suknie,/ I już się zmierzał ostatni cios zadać./ Usłyszał zdrajca chłodny pocałunek,/ I krew, jak ciepła, po piersiach spływała./ --- Puszczaj umie! --- wrzasnął --- puszczaj mnie! na Bogi!/ Jeśli masz ojca, na ojca zaklinam;/ Jeśli masz matkę, na wnętrzności maiki;/ Jeśli masz żonę, na pamięć twéj żony;/ Na imieimie --- dziś popr. forma: imię. Pramżu, na imie Perkuna,/ W imie litości! Ratujcie mnie, Bogi!/ O Markopole! wyrwij mnie od śmierci!/ Puszczaj! a powiedz, czego chcesz ode mnie?/ Przysięgi?? --- ja ci na wszystko przysięgnę. ---/ A Witol, mieczem cisnąc, rzekł powoli:/ --- Przysiężesz, żebyś połamał przysięgi!/ Nie chcę ja przysiąg; znam, co ci kosztująznam, co ci kosztują --- wiem, ile są dla ciebie warte.;/ Chcę śmierci twojéj i kary za zbrodnię. ---/ --- Któż jesteś? człeku! --- jękł Raudon boleśnie ---/ Czy duch Perkuna na zemstę przysłany?/ Czy brat mój, czyli niewolnik, co wczora?..../ Któś ty? Ach! puść mnie! Chceszli skarbów moich? ---/ --- Nic, tylko śmierci twéj, krzywoprzysiężco! ---/ A Raudon jęczał i rwał się zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. niego,/ Lecz słabiéj coraz. Krew płynęła z oka,/ Miecz mu tkwił w piersi, kolano cisnęło,/ I ręka wroga barki mu szarpała. Opodal, w strachu zmięszanizmięszany --- dziś popr. pisownia: zmieszany. dworzanie,/ Jedni do zamku biegli, drudzy w lasy,/ Tamci krzyczeli, insi straż wołali./ Na most się ludu wielki tłum wytoczył;/ Co kto miał, porwał, i na pomoc biegli;/ Ale niespiesznie: bo wszyscy zarówno; ---/ Nienawidzili okrutnego xięciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę../ Wrzask jego, jakby ryk dzikiego źwierza./ Daleko się aż po lasach rozlegał./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. Witol chęć zemsty odmienił./ --- Puszczam cię --- rzecze --- lecz na noc dzisiejszą/ Przysiąż mi jeszcze bezpieczną gościnę. ---/ --- O, na me gardło przysięgam! lecz puszczaj! Skrwawiony powstał, wyrwał z oka strzałę,/ Wlókł się do zamku; a za nim zwycięzca/ Szedł z wolna, milcząc; zwalane odzienie/ Otrząsał z pyłu i ze krwi ocierał./ Wszystek dwór pierzchnął na widok Raudona,/ Przed gniewem jego; dwóch tylko strażników/ Na moście stało w ponurem milczeniu./ Przeszli most razem, weszli na podwórzec./ Tu niewolników wynędzniałych tłumy/ Zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. wrót blademi patrzały twarzami/ I kląć się zdały milczącemi ustymilczącemi usty --- dziś popr. forma N. lm: milczącymi ustami.. Szedł Raudon naprzód, ściąwszy usta sine;/ Jęku nie wydał, nie przemówił słowa;/ W milczeniu tylko krew z oka wysączał,/ A drugiem czasem patrzał na Witola,/ Jakby go szukał i spotkać się lękał. W przysionku słudzy naprzeciw wybiegli./ Jednych odepchnął, a drugich skinieniem/ W głąb domu Raudon przed siebie odprawił./ Witol, przeszedłszy próg piérwszéj komnaty/ I powitawszy Kobole zamkowe,/ Usiadł przy ogniu, który się wpośrodku/ Szérokim, smolnym płomieniem podnosił./ Wkoło ogniska ławy i kamienie,/ I stoły były z cisowego drzewa;/ Ponad nim otwór, przez który dym czarny/ Wijąc się, w kłęby ku górze unosił. Raudon, chcąc ukryć wstyd i boleść swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/ Uciekł daleko do izby nałożnic./ Słudzy przynieśli miód w złoconym rogu,/ I ciepłą wodę na znużone nogi;/ Przyszły kobiéty pył otrząśćotrząść --- dziś popr.: otrząsnąć. z odzienia,/ Obmyć Witola i do stołu służyć./ Kunigas, hańbę swą kryjąc w komnacie,/ Już przed zwycięzcą więcéj się nie stawił;/ Lecz słychać było krzyk jego z podwórca,/ I widać było biednych niewolników,/ Skrwawionych ręką okrutnego paua,/ Pod gołém niebem w podwórzu leżących,/ Nagich i sinych od smagań i chłodu./ Najstarszy smerdasmerda --- wasal, dworzanin. z Witolem wieczerzał,/ Ale milczący, nie bawił rozmową,/ Ani do uczty wesoło zapraszał;/ Ledwie, podając, w róg usta umoczył,/ Ledwie mięsiwo podnosząc pieczone/ I placki białe, dotknął ich wargami./ Kobiéty także służebne milczały./ I nic nie było słychać, oprócz jęków,/ Które z podwórca przez okna wpadały,/ Szelestu kroków i trzaskania ognia./ Tak, choć wieczerza zostawiona suto,/ Choć nie brak było ni piwa, ni miodu,/ Przymusu tylko jéj nie dostawało./ Wszystko bez niego złém się wydawało. Lecz noc nadbiegła, czas już spocząć było./ Smerda Witola do izby gościnnéj,/ Na drugi koniec domu poprowadził./ Tam go już ze skór niedźwiedzich posłanie,/ Ciepłe ognisko i dzban piwa czekał./ Witol się z mieczem u boku położył,/ I sen udając, dał wypocząć ciału/ Po trudach drogi i walki z Raudonem;/ Lecz sen prawdziwy nie zszedł mu na oczy./ Na próżno mrużył; znowu je odmykał,/ I niespokojny z łoża się porywał./ Słuchał, jak sowy, latając, huczały,/ I ogień trzaskał, i koguty piały./ Cicho na dworze; tylko czasem straże/ Wołały, budząc hasłem jedna drugą./ Wszystkie ich krzyki syn Mildy policzył,/ I wszystkie kurów piania, co, jak straże,/ Wśród cichéj nocy, wróżąc dzień, krzyczały./ Pomiędzy piérwszém a drugiém ich pianiem/ U drzwi powolne usłyszał stąpanie/ I jakby ciche szepty kilku ludzi;/ Powstał z pościeli, miecz w rękę pochwycił,/ Nastawił ucho --- znowu cicho było./ --- Czyli tam słudzy drzwi strzegli, czy może/ Raudon już jaką zasadzkę gotował ---/ Myślał, bo jego przysiędze nie wierzył./ Lecz cichość znowu, i szepty ustały,/ A wkrótce drugi raz Gajdisgajdis (z litew. gaidys) --- kur [kogut]. zaśpiewał. Naówczas jakby kto ku drzwióm się zbliżał,/ Miękkiemi wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry. po podłodze stąpał,/ I szeptał cicho --- zdało mu się znowu./ Chwila --- podwoje cicho zaskrzypiały,/ I resztki ognia oświeciły twarze/ Raudona, smerdy i kilku siepaczy./ Nieśli oszczepy, siekiery i miecze,/ Dyby i powróz z łyka upleciony./ Weszli, stanęli u drzwi. Witol leżał,/ A dłonią drżącą od gniewu i złości/ Ściskał miecz, aż mu własną rękę krwawił./ Stali, patrzyli. Raudon krok postąpił/ I dał znak zbójcómzbójcóm --- dziś popr. forma C. lm: zbójcom.. Już go chwytać mieli,/ Gdy nagle Witol z łoża się pochwycił,/ I miecz podnosząc nad głową Raudona,/ Walka, Sługa--- Giń! zdrajco! --- krzyknął; i za jedném cięciem/ Szkaradna głowa, z wyłupioném okiem,/ Padła, tocząc się po twardéj podłodze./ Kadłub stał chwilę i chwiał się na nogach,/ Potém padł. Słudzy z krzykiem się cofnęli./ A ogień, nagle wznosząc płomień jasny,/ Drgające cielsko na ziemi oświecił,/ I miecz skrwawiony, i krew rozbryzganą. Naówczas smerda i słudzy xiążęciaxiążę --- dziś popr. pisownia: książę./ Do stóp Witola czołem się rzucili./ --- Przebacz! --- wołali. --- Tyś pewnie jest Bogiem./ Przebacz nam! Myśmy rozkazów słuchali,/ Myśmy niewinni, on winien za wszystkich --- --- Wynieście trupa --- Witol im odpowie ---/ Rzućcie w podwórzec, a moich rozkazów/ Czekajcie do dnia. Gdy dzień wejdzie biały./ Wstanę z posłania i wynijdęwynijść (daw.) --- wyjść. do was. --- Wyszli, unosząc z sobą trup Raudona./ Witol gasnące podsycił ognisko/ I na zbroczonéj skórze się położył. Ale zaledwie śmierci kunigasa/ Wieść się rozeszła, wszyscy się zbudzili,/ Krzykiem radosnym zamek się rozlega,/ Zażegli ognie, biegną niewolnicy,/ Ze łzami w oczach, płacząc, się ściskają,/ Kobiéty także i dzieci porwane/ Z siół okolicznych w tłumy się gromadzą,/ I jedni drugim nowinę tę niosą,/ I jedni drugim swobody winszują. --- On krzywo przysiągł! Bogi go skarały! ---/ Wołają wszyscy. --- Będziemy znów wolni,/ Pójdziem do swoich, pójdziem do rodziny. --- A kunigasa podli ulubieńce,/ Co wolę jego nad ludem spełniali,/ Okuci przez nich, związani, wybledli./ Wyroku śmierci zwyciężcyzwyciężca --- dziś popr.: zwycięzca. czekali./ Lecz i dzień nadszedł, Witol wstał z postania,/ Wyszedł w podwórzec i rzecze do ludu:/ --- Wy, niewolnicy, wracajcie do swoich;/ Tamci niech życie unoszą daleko./ Nic chcę ich karać. Ukarzą ich Bogi./ Łzy wezmą za łzy, krew za krew przelaną./ Nim ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. ujdziecie, w cztéry zamku rogi/ Podłóżcie ogień, dzielcie się skarbami./ Mnie tylko topór, łuk, i róg, i konia,/ Białe sokoły, psy jego zostawić./ Resztę wam daję. Niech z téj wilczéj nory/ Nic nie zostanie, prócz garści popiołu. ---/ Rzekł, a radośnymradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. krzykiem tłum powtórzył/ Rozkaz i dzięki. Rozbiegli się razem./ Co kto mógł, chwytał, zabierał, unosił:/ Ci drogie skóry, bursztynowe czary,/ I szaty jasne, i konie, i miecze;/ Inni sztabami kruszec drogi nieśli,/ Drogie kamienie przygarściami brali,/ Sobolém futrem grzbiety nawieszali,/ Świetnemi szłyki ubierali głowy./ Zgiełk, zamięszaniezamięszanie --- dziś popr. pisownia: zamieszanie. w podwórcu zamkowym./ A Witolowi topór złotem kuty,/ I łuk przynieśli ogromny Raudona,/ I róg, z którego białe piwo spijał,/ I dwa sokoły do łowów uczone,/ I dwa ogary, za które przed rokiem/ Raudon stu ludzi zaprzedał w niewolę./ Koń, BogactwoPotém mu konia przywiedli zza morza,/ Którego Raudon, jak drogiego skarbu,/ Pilnował okiem matki i złodzieja,/ W ozdobnéj stajni trzymał, z rąk go karmił,/ Zrebiec był wielki, czarny, białogrzywy;/ Łeb na wyniosłym karku dumnie nosił;/ A z niego dwojgiem zapalonych oczu,/ Jak król, wzgardliwie po światu spoglądał;/ U kopyt złote brzęczały podkowy;/ Na grzbiecie skóra nieznanego źwierza,/ Połyskująca włosem najeżonym,/ Aż ponad ziemię zwieszona spływała;/ Uzdę ze złota czystego miał laną,/ Drogim kamieniem na głowie sadzoną. Tego mu konia niewolnicy wiedli,/ I, bijąc czołem, całując po nogach,/ Uzdę do ręki Witola podali./ --- Dla ciebie, Panie, koń ten --- powiedzieli ---/ Pewnie się zrodził, chodowałchodować --- dziś popr. pisownia: hodować. i czekał./ Tobie, kunigas, dosiąść go przystoi./ On cię, gdzie skiniesz, poniesie na wojnę,/ Albo do twoich, do twojéj rodziny./ Raudon go niegdyś nad wszystkie przekładał./ Nie było w stadach, i w skarbie nie było,/ Coby on więcéj, coby równie cenił./ Dawno już jakiś czarownik go xięciuxiążę --- dziś popr. pisownia: książę./ Przywiódł zza morza; i wziął tyle złota,/ Ile go cztéry pociągnęło byki./ Pieścił go Raudon, a rzadko nań wsiadał:/ Bo Jodź, gdy uczuł pana na swym grzbiecie,/ Zżymał się, spinał i o ziemię zrzucał./ Mówili ludzie, że w nim duch zaklęty/ Mieszka, i przezeń nawet się odzywa./ Często kunigas w nocy szedł do stajni;/ Ludzie słyszeli, jak z koniem rozmawiał. --- Wziął Witol uzdę, za grzywę pochwycił,/ Jodź go powąchał i potrząsnął sobą,/ Potém uklęknął i rękę polizał./ Naówczas słudzy, co na to patrzali,/ Znów przed Witolem upadli na twarze./ --- To Bóg jest pewnie! Bóg to jest --- wołali! On na posłuszny grzbiet rumaka skoczył;/ A widząc, że już uniesiono skarby,/ Że lud się w pola radosny rozbiegał,/ Rozkazał ogień podłożyć w zamczysko,/ Ażeby pamięć tylko po Raudonie/ Została w zgliszczu, zwaliskach i rumierum --- tu: rumowisko, ruiny.;/ Skinął --- i zewsząd ognie wybuchnęły;/ Zerwał się wicher, co je gnał ku sobie/ I kręcił niemi, po dachach i ścianach/ Rozdymał płomień, a zemstę przyśpieszał./ Ludzie już z zamku tłumem uciekali,/ Wiodąc i niosąc, co komu przypadło:/ Ten konie, tamten bydło, tamten szaty,/ Ów oręż, inny kruszec, inny zboże./ Witol, usiadłszy na Jodzia, powoli/ Wyjeżdżał z niemi, wpośród tłumu krzyków/ I błogosławieństw, któremi mu drogę/ Usłali ludzie, wiodąc go oczami,/ Jak bóstwo jakie. Kiedy już ostatni/ Przez most przebiegli, runęły mośnice,/ I ściany zamku, dachy i dymniki;/ Gęsty dym w górę puścił się kłębami,/ Potém buchnęły płomienie, objęły/ I całkiem w sobie ukryły zamczysko,/ Nad którem tylko sowy i --- puhaczepuhacz (daw., por. ros. pugat': straszyć) --- dziś popr. pisownia: puchacz.,/ I głodni krucygłodni krucy --- dziś popr. forma: głodne kruki., krakając, wzlatali. Gdy się znów Witol obejrzał za siebie,/ Kupę już gruzów dymiącą się tylko/ I lud w dolinie ujrzał rozpierzchniony./ Naówczas konia na drogę skierował./ Jodź potrząsłpotrząsł --- dziś popr. forma: potrząsnął. głową, podniósł ją, poleciał. Leciał koń, leciał z nozdrzyz nozdrzy rozdartemi --- dziś popr. forma N. lm: z rozdartymi (tj. rozszerzonymi) nozdrzami. rozdartemi,/ Spienionym pyskiem, rozpuszczoną grzywą;/ Pod kopytami jego tuman pyłu/ Wznosił się, kręcił i jeźdźca okrywał,/ Potém za koniem zostawał daleko,/ Gonił go chwilę i padał bezsilny./ Wiatry, po bokach chyląc się, świszczały,/ I, dziwiąc biegu, w tyle zostawały./ A z oczu jeźdźca prędko znikły zgliszcza,/ I okolica, i włości Raudona./ Jakby na skrzydłach ptaka uniesiony,/ Dziwił się Witol szybkiemu lotowi:/ Bo koń i ziemi, zda się, nie dotykał,/ Nie czuł wędzidła, jeździec mu nie ciężył,/ Przez drogi, bez dróg, doliny i gaje/ Silną się piersią przedzierał, jak strzału. Lot, Koń, PodróżZaledwie Witol ujrzał wieś przed sobą,/ Już jéj nie było, już za nim znikała./ Rzeki jak wstęgi migały srébrzyste;/ Gaje, jak wieńce z zieloności wite;/ Pola, jak żółte i czerwone plamy./ Ponad nim chmury pędzone wiatrami/ Stać się zdawały, i milcząc poglądać; / A ziemia, jakby zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. stóp uciekała,/ Kręcić się, zwijać, w tył cofać zdawała./ Ogary jego daleko zostały,/ Sokół gdzieś w lesie uwiązł na gałęzi./ Sam jeden Witol leciał bez oddechu,/ Nie wiedząc, gdzie go dziki koń poniesie./ Coraz przez nowy pędząc kraj nieznany,/ Czuł, jak mil wiele za nim już zostało./ Wieczór, SłońceSłońce się nawet na zachód skłaniało,/ I w chmur drużynie różowych, złocistych,/ Jak młoda xiężnaxiężna --- dziś popr. pisownia: księżna. śród swych dziewek dworu,/ Kiedy ją wiodą do chłodnéj kąpieli,/ Coraz łagodniéj na ziemię patrzało,/ Coraz się miléj ziemi uśmiechało./ Widać, już wozu jego gasły ognie,/ Już odpoczynku zbliżała się chwila;/ Nad lasów wierzchy czerwone od znoju/ Chylić się zacznie, i patrzy, i stoi,/ Jak gdyby jeszcze żałowało ziemi/ Opuścić drogiéj, jakby ją żegnało;/ I jeszcze długo patrzało pół-okiem,/ Tęskno, łagodnie; aż nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. tylko/ Koronę swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. zostawia na niebie,/ A samo wpadło do chłodnéj kąpieli./ Potém się odblask ognistego wozu/ Świecił czerwono na srébrnych obłokach./ Po drugiéj stronie ukradkiem twarz bladą/ Niewierny słońca mąż, xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc., pokazał,/ I smutny wyszedł z skrwawioném obliczem/ Błądzić po niebie do wschodu jutrzenki./ A WakarinneWakarinne (z litew. Vakarinė) --- Gwiazda wieczorna. wyszła go szpiegować,/ I Żwajgzdunokiéj zapalone ręką/ Tysiąc gwiazd innych błysło z chmur osłony./ Drużyna słońca, obłoki złocone,/ Z niém razem zeszły do mokréj kąpieli,/ Czysty już błękit; czasem tylko czyja/ Gwiazda upadnie; drogę złotolitą/ Za sobą pisząc, leci do mogiły,/ I gaśnie blada z ostatnim oddechem/ Tego, którego przyświecała głowie. Noc była cicha i niebo pogodne,/ Szumiały lasy. Nie wiatr rzucał niemi,/ Same tak sobie po cichu szeptały,/ Kołysząc do snu gałęźmi staremi/ RaganyRagana (mit. litew.) --- tu: bóstwo drzewa. pod ich czarną korą skryte./ A koń, parskając, biegł daléj i daléj./ Nic go zatrzymać nie mogło śródśród (daw.) --- wśród; tu: w czasie, podczas. biegu./ Zdawał się coraz nowycb sił nabierać,/ Zdawał się coraz prędzéj lecieć jeszcze./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. zwolnił błyskawicy biegu,/ I coraz stąpał powolniéj, ostróżniéjostróżniéj --- dziś popr. pisownia: ostrożniej../ Przebywał puszczę; wybiegł na dolinę,/ Na któréj wielka ciemniała mogiła;/ Parsknął i stanął; a Witol odgadnął./ Po biciu serca, po duszy przeczuciu,/ Że to był ojca jego grób, Romojsa./ Koń, WiernośćKoń pysk spieniony ku panu zawrócił,/ Stanął; a Witol, zeskoczywszy z niego,/ Zdjął uzdę, i rzekł, wolno go puszczając:/ --- Czuję, że to jest ojcowska mogiła./ Ty, coś mnie tutaj przyniósł na swym grzbiecie,/ Bądź za to wolny; leć, gdzie stada dzikie;/ Leć, o mój Jodziu, kędyśkędyś się urodził --- tam gdzie się urodziłeś. się urodził. --- A koń, jak gdyby tę mowę rozumiał,/ Podniosłszypodniosłszy --- dziś popr.: podniósłszy. głowę, oczy nań obrócił,/ Potrząsnął grzywą i zakopał nogą,/ I znów szedł za nim do ojca mogiły./ Kiedy się Witol ku niemu obrócił, / On głowę oparł na ramieniu pana,/ I stanął smutny, jakby myśli jego/ Pojmować umiał, potrafił podzielać;/ A okiem w oczy Witola wlepioném/ Mówił mu: --- Panie! nie chcę cię porzucić,/ Pójdę za tobą, nie odstąpię ciebie. Niepewny, drżący szedł Witol do grobu,/ Szukał drzwi jego z południowéj strony,/ I znalazł kamień, który je przypierał,/ Dzikiemi chwasty pokryty i zielem./ Xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. się właśnie podnosił zza chmury/ I dał mu runy wyczytać grobowe./ Ze drżeniem serca ujrzał ojca imieimie --- dziś popr. forma: imię./ Jeszcze starości nieporosłe mchami,/ W górze dwa węże, godło jego rodu./ Padł syn naówczas, i gorzkiemi łzami/ Polał mogiłę, jęknąwszy boleśnie;/ Modlił się BogómBogóm --- dziś popr. forma C. lm: Bogom., cieni ojca wzywał. --- Ojcze! --- zawołał --- zlituj się nad synem!/ Zejdź z tamtych światów na twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją. mogiłę/ I ukaż mu się w dawniejszéj postaci!/ Oto cię błagam! oto cię przyzywam/ Usty i sercem, modlitwą i łzami!/ Ojcze mój! pokaż twarz swoję z mogiły!/ Niech ją raz ujrzę, raz na życie całe./ Potém polecę, w sercu ją poniosę,/ Jak złoty pieniądz, co do grobu kładą/ Na długą drogę wieczności umarłym./ Jeśli żal tobie dziadów twoich cienie,/ Albo wesołą biesiadę z MurgamiMurgowie (mit. litew.) --- rycerze polegli w boju [tj. duchy szczęśliwe; Red. WL].,/ I łowy miłe na chwilę porzucić,/ Powrócisz, ojcze! na wieczność powrócisz!/ Niechaj ja ujrzę twoję twarz promienną,/ Choćby tak krótko, jak blask błyskawicy./ Jak strzałę gromu, co pada i znika./ Matka raz do mnie z nieba się spuściła,/ A tyż ni razu mnie się nie ukażesz?/ Ja zemstę Bogów tu za ciebie noszę,/ Ja zn twą winę błąkam się po ziemi/ I walczę z duchem wysłańcem Perkuna./ Ojcze! ty wszystko nagrodzisz synowi,/ Życie zasłodziszzasłodzić --- tu: osłodzić., do walki zagrzejesz,/ Jeśli mu tylko ukażesz twarz swoję! ---/ Westchnął i spójrzałspójrzeć --- dziś popr. pisownia: spojrzeć., płakał i narzekał./ Wizja, Modlitwa, Ojciec, SpotkanieWtém na niebiosach coś błyskać zaczęło,/ I białe cienie na białych rumakach,/ Krając powietrze skrzydłami białemi,/ Ponad mogiłę wzleciały. Syn spójrzał,/ Wyciągnął ręce, srébrne łzy wylewał./ A drogą mléczną lecieli ku niemu:/ Ojciec na przedzie, w złotem litéj szacie,/ Promienny cały; po trzy gwiazd miał w ręku,/ Jedną na czole, a na piersi jedną;/ U boku jego złoty miecz zwieszony,/ I łuk z strzałami chwiał mu się na barkach;/ Zniżał się, zniżał, stanął na mogile;/ A za nim orszak jego towarzyszy,/ Jak on, na koniach białych i skrzydlatych./ Stanęli. Witol padł na twarz przed ojcem./ --- Ojcze! --- rzekł, wznosząc spłakane oblicze ---/ Dozwól się dosyć napatrzyć twéj twarzy./ Niech się jéj obraz na duszy wyryje,/ Abym go nosił życie moje całe;/ Ażebym, jeśli na Dungus przylecę,/ Jeśli do wschodniéj powrócę krainy./ Piérwszego poznał, piérwszego powitał!/ O, lżéj mi będzie walczyć teraz z duchem,/ Lżéj będzie cierpieć i zginąć na ziemi,/ Kiedym cię w życiu mojém raz zobaczył. ---/ Mówił i ręce do ducha wyciągał;/ A duch, jak gdyby chciał, nie mógł się zbliżyć;/ Chwiał się na białym, skrzydlatym rumaku;/ I gdyby w kraju, z którego przeleciał,/ Mógł się żal rodzić, łzy mogły popłynąć,/ Rzekłbyś, że mu się łzy w oczach świeciły./ Otworzył usta i tak rzekł do syna: --- Śmiało idź, synu, śmiało idź po ziemi!/ Choć zemsta Bogów niewinnego ściga,/ Jeśli się zbrodnią nie skalasz ni razu,/ Wrócisz do ojców, do wschodniéj krainy,/ Przejdziesz Anafiel; a pamięć o tobie,/ Jak złote ziarno posiane na ziemi,/ Zostanie tutaj; i z niéj się urodzi/ Potomstwo wielkie, bohatery sławne./ Śmiało idź! synu! Ja ojcowską ręką/ Do boju życia błogosławię tobie. ---/ Rzekł ojciec. Potém znowu orszak duchów/ Z mogiły ruszył, popłynął ku niebu;/ Bielał przez chwilę; na tle nocy czarnéj/ Świecił, jak gwiazda, i malał, i zniknął./ Pozostał Witol, uderzył się w rękę, ---/ I krew swą lejąc na ojca mogile,/ Modląc się, krwawą święcił mu ofiarę. Tak noc ubiegła. Piérwszy raz od dawna/ Usnął podróżny; a wierny koń jego/ Z rozdartém nozdrzem wartował na straży/ l rżeniem równo z jutrzeńką obudził./ Witol przypomniał na ducha zasadzki;/ Dłużéj na grobie nie mogąc pozostać,/ Oblał go jeszcze łzami, i żegnając,/ Znów w swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. drogę puścił się przez lasy. Smutny szedł krętą w zarośla drożyną;/ Jodź za nim, jakby sługa szedł za panem/ Powoli; kroki mierzył z jego chodem;/ Czasem się srożył i najeżał grzywę,/ To znów spokojny trawę gryzł i liście;/ Jak pies, co rękę zna, co go karmiła,/ i szuka śladu, i tęskni za panem,/ Tak on drożyną za nim postępował;/ I próżno łąki wabiły zielone, / Próżno do niego dzikie stada rżały ---/ On nawet ku nim oczu nie obrócił,/ Na chwilę nawet pana nie porzucił. Tak długo w głębiąw głębią --- dziś popr. forma B. lp. wyrazu głębia: w głębię. Obecnie raczej użyłoby się sformułowania w głąb lub w głębinę. puszczy się ciągnęli./ A Witol kraj ten jakby przez sen widział,/ Zdał się poznawać, zdał się przypominać./ I zdało mu się, jak gdyby za młodu/ Ścieżki podobne i podobne gaje,/ Też same rzeczki, doliny też same/ Kiedyś już widział i dawniéj przebiegał./ Witał je z jakiemś uczuciem radości,/ A sam uczucia nie pojmował swego./ Coraz biegł prędzéj. Na ścieżki zawrocie/ Wyszedł w dolinę, i ujrzał przed sobą/ Chatę --- tę samą, w któréj się wychował./ Też same wiśnie dach jéj ocieniały,/ Też same płoty dokoła ogródka,/ Taż sama wkoło zielona dolina,/ Taż sama sosna z barcią niedaleko,/ Kamień, na którym z pastuszki ofiarę/ Palił on niegdyś GoniglowiGoniglis (mit. litew.) --- bożek pastuchów. Bogu;/ A w dali tenże las, na który chciwie,/ Rwąc się do łowów, patrzał tyle razy,/ Też same dęby z gałęźmi krzywemi,/ I sosny smukłe, i brzozy schylone,/ Blada osina, splątane leszczyny,/ Taż sama niwka pod lasem zasiana./ I, jakby wczora odszedł ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. dopiéro,/ Nic się tu jeszcze nie zmieniło wkoło ---/ Cicho, jak było, i pusto, jak było. Ranek, więc matka musi być w oborze,/ Ojciec na łowach, z bydłem poszły dzieci,/ Parobcy w lesie, w polu, na nowinach./ Psia buda stoi otworem i pusta./ Też same nawet sroki i śmieciuchy/ Skaczą przed progiem i ziania szukają./ Witol, jak gdyby tylko z łowów wracał,/ Śpieszył, i stając na chrominy progu./ Modlił się naprzód Kobolóm i duchómModlił się naprzód Kobolóm i duchóm --- dziś popr. rekcja: modlił się do Koboli i duchów.,/ Co go dziecięciem pod tym dachem strzegły;/ Zapukał potém. Wyszła stara Małda;/ Ale pod pięknéj postaci młodzieńcem/ Owego dziecka, co się gdzieś zbłąkało,/ Już nie poznała. On poznać się nie dał,/ I prosił tylko, jak łowiec zbłąkany,/ Aby się chwilę ogrzać przy ognisku/ I do podróży dalszéj mógł wypocząć./ Poszła mu stara wodę grzać na nogi/ I placków upiec świątecznych pod żarem,/ Plaster mu miodu na stół postawiła,/ I sér, i mléko na misie drewnianéj;/ Lecz choć na niego sto razy spójrzała,/ Choć głos słyszała, nie poznała przecię,/ Że się ten niegdy jéj synem nazywał,/ i na jéj ręku piosenką dziecinną,/ Straszony cieniem Pokola, usypiał. Wtém na podwórku psy się odezwały/ I któś zagadał. Rozpoznał po głosie/ Witol starego i łowcze ogary./ Wybiegła Małda gościa mu zwiastować;/ Ale po Jodziu wiedział już gospodarz,/ Że jakiś obcy w chacie odpoczywa./ --- Któż to? --- zapytał żony w progu chaty./ --- Kto? --- Bogi wiedzą! Zaszedł, jak zbłąkany,/ Piękny młodzieniec. Miecz wielki u boku,/ Łuk ma na plecach i topor u pasa,/ I wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry. drogim sznurem oplatane,/ I twarz wesołą, a piękną jak SauleSaule (z litew. Saulė) --- Słońce.. ---/ --- Nie bluźńże, stara! A toć byłby bogiem. ---/ --- Kto wié! Prawdziwie na niego wygląda./ Widziałam dawniéj kunigasów wielu./ Ludzie to, jak my; to, nie jak my człowiek./ I mało darów gościny skosztował,/ Milczy i patrzy, jakby na co czekał. ---/ Stary porzucił oręż swój u proga,/ Proch z nóg otrząsnął, zdjął szłykszłyk --- czapka. z siwéj głowy,/ I, uchylając drzwi, gościa powitał:/ --- Niechaj wam będzie błogo w naszym domu. ---/ --- I tobie, starcze, niech Bogi przyczynią ---/ Odrzekł mu Witol --- niechaj wam Puschajtis/ U Markopola dostatki wyprosi./ Z łowów wracacie? --- zapytał po chwili./ --- Z łowów --- rzekł starzec --- idę, miły gościu! ---/ A mówiąc, pilnie w twarz mu się wpatrywał;/ I, jakby sobie głos ten przypominał,/ Jakby pod męzkąmęzki --- dziś popr. pisownia: męski. chciał odgadnąć twarzą/ Rysy dziecięcia, patrzał z podziwieniem./ --- Jakże wam łowy dziś się poszczęściły? ---/ Znowu go Witol zapytał z uśmiechem./ --- Nie bardzo, Panie! Od lat to już kilku,/ Jak wychowaniec mój, biedny sierota,/ Gdzieś mi na łowach, przez duchy zbłąkany,/ Zginął, że nawet i śladu żadnego/ Znaleźć nie mogłem, od tego mi czasu/ Ani na łowach, ni się szczęści w domu./ A Bogi wiedzą, jakem go przestrzegał./ Lecz w las młodemu, jak rybie do wody./ Ani pamiętał na moje przestrogi./ --- Liszkaliszka (tu daw.) --- lis. nam drogę przebiegła --- mówiłem ---/ Wróćmy się nazad --- on nie chciał powracać;/ Stać mu kazałem, puściwszy ogary ---/ On w las poleciał i zginął gdzieś w lesie. --- --- Dawnoż to temu? --- znów Witol się pyta./ --- Lat nie liczyłem, lecz kilka ich mija./ Oszczep strzaskany znalazłem śród kniei,/ Lecz ani słychu, co się z młodym stało./ Gdyby go źwierzę pożarło, to szaty/ Znalazłbym może, lub kości pogrzebał;/ A wszystkiem lasy przetrząsnął dokoła,/ I nié ma miejsca, gdzie bym go nie szukał. --- --- Któż to był? zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. wzięty był sierota? ---/ Znów Witol starca zapytał ciekawy./ --- Jeszcze go dzieckiem przynieśli z daleka,/ Z dworu Kruminy; kobiéta służebna,/ Tajemnie, w białe spowitego płótno./ Żonie oddała, i mieli nagrodzić./ Ale gdy chłopiec z mojéj zginął winy,/ Nikt się o niego nie dopomniał więcéj./ Myśmy nagrody i prosić nie śmieli./ Nie było za co. Baliśmy się kary./ Wielka Krumine straszna, gdy jest w gniewie. ---/ --- I nikt o niego u was nie zapytał? ---/ Powtórzył Witol z westchnieniem bolesném./ --- Nikt; tylko lata przeszłego kobiéta/ Taż sama w polu spotkała mnie znowu./ --- Dziecka już nié ma? --- powiedziała do mnie./ --- Nié ma! --- odrzekłem, i chciałem uciekać./ --- Wiém! --- zawołała, idąc daléj drogą./ Lecz nie groziła zemstą, ani karą,/ Ani się więcéj u mnie rozpytała./ Jam dumał: ona zkądzkąd --- dziś popr. forma: skąd. wiedziała o tém?/ Dlaczego nic mi nie mówiła za to?/ Chociaż go swoi nie płakali może,/ Ja nieraz po nim szczére łzy wylałem./ Ach! byłby teraz w domu mi pomocą./ Siłę niedźwiedzia, a rozum miał węża,/ Odwagę wilków szalonych i rysia./ Młody, a już mu w piersi boje wrzały,/ I nie mógł z braćmi trzody gnać na pole,/ Rwał się do łuku, oszczepem się bawił,/ O łowach marzył i tęsknił za niemi./ Ja teraz stary! Czemuż go tu nié ma?! --- A Witol słuchał starca i żałował./ Stara ze swoim przyszła znowu żalem;/ Z założonemi rękami, podparta,/ Przypominała biednego sierotę,/ Który z jéj piersi ssał przed laty życie. / --- Jam go, jak własne dziécię, ukochała ---/ Płacząc, mówiła, potrząsając głową ---/ Jak swoje dziecko piersiami karmiłam./ Ale znać było, że nie nasze dziécię./ Insza twarz, serce, i inna w nim dusza./ Jemu niesmaczne dziecinne zabawki,/ Jemu niemiłe dziecinne swawole;/ O łowach tylko i bitwach od młodu/ Marzył i gadał, przez sen nawet, biedny. --- --- I jemu przyszło --- rzekł starzec --- tak zginąć!/ Nie darmo liszka przebiegła nam drogę./ Prosiłem: wróćmy! On nie chciał powracać;/ Zaledwie w inną dał się zwrócić stronę./ Poszedł i zginął! O! żal mi sieroty. --- --- Nie żałuj, ojcze! --- rzekł Witol do niego,/ I wstał z za stołu, szedł, uściskał starca. ---/ Jam to jest Witol, ja to ów sierota. ---/ --- Ty!! --- zawołali z wykrzykiem oboje. ---/ Ty? Panie! --- Zaraz wszystko zapomnieli,/ Ściskać go, płacząc, i pytać zaczęli./ Witol się cieszył, jak gdyby rodzinę/ Własną odzyskał --- tak czule witali,/ Ze łzami w oczach, z uśmiechem radości./ A stary patrzał, Witola oglądał,/ Dziwił wzrostowi, mieczowi, ubraniu,/ O wszystko pytał, wszystkiego ciekawy,/ I stokroć jedno powtarzać mu kazał. Zaraz się dzieci starca dowiedziały./ --- Witol powrócił! --- Biegają pastuszki,/ Wołają, trzody puścili samopas,/ I wszyscy biegną zobaczyć do chaty,/ Jak ich rowieśnikrowieśnik --- dziś popr. pisownia: rówieśnik. na wielkiego męża/ I na wojaka wyrósł potężnego,/ Jakiego konia, jaki miecz u boku,/ Jakie miał piękne, bogate ubranie. Tak gdy ptak z gniazda daleko uleci/ I w obcych gajach pierzem się okryje/ A potém znowu na gniazdo powróci,/ Pozna go matka, dziwią mu się bracia,/ I w obcym dawną witają znajomość. Na próżno Małda troskliwa Jodziowi/ Najczystszy owies sypała na trawie;/ Próżno mu dzieci, głaszcząc go, nosiły/ Wody najświświéższéj z krynicy od boru ---/ On nic jeść nie chciał, niczego się napić,/ Hasał w dolinie, znów do chaty wracał,/ I, u drzwi stojąc, kopał ziemię nogą,/ Rżał i Witola ku sobie wyzywał. A w chacie radość, a w chacie wesele./ Nie śmieli pytać: --- Czy zostaniesz z nami? ---/ Mógłżeby teraz Witol z niemi zostać,/ Ubogiém życiem z niciernimie się podzielić?/ Już oni nawet o tém nie myślili;/ Tylko prosili: --- Zostań dzionek z nami,/ Zostań dni dziewięć, potém miesiąc cały. ---/ --- A potém, może --- myśleli --- on sobie/ Podobaon sobie podoba z nami (daw.) --- spodoba mu się u nas. z nami i zawsze zostanie. --- Ale Witola insze czeka życie./ Potrzeba było walczyć z zemsty duchem,/ I świat przebiegać, i wojenny sławę/ Pozyskać głośną. Czuł, że mądra BudteBudte (mit. litew.) --- bogini mądrości./ I ŁajbegełdaŁajbegełda, właśc. Laibegelda a. Luibegelda (mit. litew.) --- bóstwo sławy. stuustna mu w duszy/ Żądzą miotały i walki i sławy./ On się już nie mógł tém życiem spokojném/ Łowów, spoczynku, odludnéj pustyni,/ Dosyć nakarmić. Głos Krewe Krewejty/ Szérzéj mu świata dokoła pokazał,/ Inną mu przyszłość daleką zwiastował./ Młodzieńczym duchem piął się Witol w górę,/ Marzył o walkach z posłami Perkuna,/ Dalekich krajach i rozgłośnéj sławie./ I próżno w chacie prosił ojciec stary,/ Próżno go bracia o trzy dni prosili./ Jodź kopał nogą, pode drzwi przychodził,/ Swém rżeniem panu odjazd przypominał/ I do podróży wyzywał go nowéj./ A każde rżenie konia w jego sercu,/ Jak róg do boju wzywający, brzmiało./ Musiał się Witol pożegnać ze starcem./ --- Wróciszże kiedy? --- smutnie pytał stary./ --- Nie wiém, mój ojcze! --- Któż wié, czy powróci,/ Kiedy na wojny leci przeciw śmierci? ---/ Rozstanie--- Daleko jedziesz szukać boju, synu!/ Cicho dokoła, nie słychać tu wojny. ---/ --- Znajdę ją, ojcze! Ona na mnie czeka./ Gdzie ja, tam ona. Pójdę w świat przed siebie./ Wspomnijcie o mnie, kiedy mnie nie będzie./ Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. niedaleko jest w lesie mogiła./ Mego tam ojca złożone popioły./ Kiedy Chauturej przyjdzie zmarłych święto,/ Przez pamięć dla mnie złóżcie tam ofiarę. --- Przyrzekli wszyscy; z łzami go żegnali./ Wyjechał. Długo za nim spoglądali;/ Długo, przed chatą stojąc na podwórku,/ O sobie, o nim gwarzyli po cichu./ Zniknął im z oczu, i każdy do swojéj/ Z cichém westchnieniem powrócił roboty. Chmurny był wieczór, kiedy Jodź Witola/ Uniósł przez puszcze od wieśniaczéj chaty;/ Na niebie, jakby podartemi szmaty,/ Brudne obłoki, rozpierzchłe, wisiały;/ Wiatr w górze szumiał; wielkiemi kroplami/ Deszcz się niekiedy oznajmował ziemi;/ A piorun, tocząc się ze chmury w chmurę,/ Warczał, nim upadł na przelękłych głowy. Jodż, jakby burzę czy wroga przeczuwał,/ Coraz biegł prędzéj, coraz chyżéj ścigał./ Ledwie się za nim migały w oddali/ Puszcze, Witola młodości schronienie;/ I Niemen, w którym niebo się odbiło,/ Jako pas czarny pozostał za niemi./ Oni lecieli. Nad Witola głową/ Już Grajtas czyhał pod ptaka postacią,/ Skrzydła rozpuścił, szyję na dół zwiesił,/ Rozwarł dziob ostry i zakrzywił szpony;/ A Jodź najeżał rozczochraną grzywę,/ Rzucał się, parskał i pędził szalony;/ Lecz duch Perkuna prześcignąć się nie dał,/ Ciągle nad niemi przez chmury szybował,/ Ciągle ich okiem ognistém pilnował./ Tymczasem burze warczały po chmurach;/ Huk wprzód daleki, teraz bliższy coraz,/ Gęstszą co chwila błyskawicą groził;/ I wicher ku nim wiał ciepły, siarczysty,/ Z powietrzem ciężkiém, gęstemi wyziewy. Oni lecieli coraz chyżéj, chyżéj./ Jodź głową w górę potrząsnął i stanął./ --- Panie mój! --- rzecze --- duch nad tobą krąży./ Duch to Perkuna. Przed nim nie ucieczem./ Wejdź w mojęmoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: moją. głowę i schowaj się przed nim./ Ja z tobą wówczas lżéj jeszcze polecę;/ A on, gdy ciebie nie ujrzy pod sobą,/ Może się nazad na Dungus zawróci. ---/ --- Wejść w głowę twoję? --- Witol go zapytał ---/ Jakże ja w głowie pomieszczę się twojéj? ---/ --- Panie! --- koń rzecze --- jest w niéj pałac wielki./ Każdy naszego rodu koń go z sobą nosi./ A gdy pan jego siadzie na spoczynek,/ On leci daléj, kędy mu rozkaże. ---/ --- Zkądżeśzkądżeś --- dziś popr. forma: skądżeś; zkądżeś ty rodem --- skąd pochodzisz. ty rodem? cudowny mój koniu! ---/ --- Z daleka, Panie! z północnéj krainy./ Naszego rodu jest już tylko dwoje./ Jeden król tylko ma klacz mnie podobną./ Lecz nie trać czasu. Stanę, pysk otworzę,/ Wnijdźwnijść (daw.) --- wejść. do pałacu i uśnij spokojnie. ---/ Stanął, a Witol spuścił się na ziemię./ Jodź, białą pianą zlany, pysk otworzył./ Skoczył syn Mildy, i znalazł się cudem,/ W gmachu przepysznym, który okien dwoje/ (Dwa oczy Jodzia) jasno oświecało./ Wszystko tam było do jego wygody:/ Z skór miękkich łoże, stół i miodu czasze,/ Na stole pieczeń, zubrzyzubrzy (daw.) --- żubrzy a. żubrowy, tj. związany z żubrem. róg złocony,/ I ogień nawet palił się w ognisku,/ A dym przez nozdrza konia się wywijałI ogień nawet palił się w ognisku, a dym przez nozdrza konia się wywijał --- podanie o koniu Witola tak mówi./ Kiedy Jodź stawał, Grajtas już się spuszczał,/ Wymierzył w środek na Witola głowę/ I ostrym dziobem już ku niéj kierował,/ Spójrzał raz jeszcze --- nie było Witola,/ Kod tylko pędził. Ptak za nim poleciał,/ Na próżno pastwypastwa (daw.) --- ofiara. upatrując swojéj./ To się raz spuszczał nad głowę rumaka,/ To wkoło niego kręcił i szybował./ Nigdzie Witola. Myślał: --- Koń go zrzucił,/ Pozostał w tyle, a jam go ominął. ---/ Spuścił się nizkonizko --- dziś popr. pisownia: nisko. i leciał nad drogą. Jodź spójrzał w górę --- jeszcze burze grzmiały,/ Potopy deszczu lały się na ziemię,/ Ale już ptaka nad nimi nie było./ Jeszcze dwie mile, a daléj pogoda/ I odpoczynek w zielonéj dolinie./ Skoczył dwie mile i stanął zdyszany./ --- Panie! --- rzekł --- wynijdźwynijść (daw.) --- wyjść., bo już niema ducha. ---/ Witol ze swego wyskoczył pałacu,/ I, głaszcząc konia, usiadł na murawie./ --- Cóż ty chcesz, koniu, za twoje usługi? ---/ --- Nic, o mój Panie! Chciałbym ja raz tylko/ Swojego rodu klacz odwiedzić cudną,/ Która na dworze północnego króla,/ Ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd. jest daleko. Potém bym ci za to/ Służył tak wiernie, jak dotąd służyłem,/ Póki twojego życia lylko sianie,/ I póki życia we wschodniéj krainie./ Uciekać nie chcę, rzucić cię nie mogę./ Czarownik jeden zaklął mnie w niewolę./ Iż komu cugle raz w ręce oddane,/ Tego na wieki sługą pozostanę. ---/ --- Gdzież ta klacz cudna? i długaż to droga? ---/ --- Trzy razy trzy dni będziemy lecieli,/ Siedémkroć siedém będziemy powracać. ---/ --- Odpocznij, Jodziu. Polecimy za nią. ---/ Jodź wstrząsł się cały. --- Nie trzeba spoczynku./ Siadaj! mój Panie! siadaj! Jam gotowy. --- Jechali ciągle ku chmurnemu niebu,/ Na północ, przeciw Griżulas świecących;/ I chociaż prędko jak piorun lecieli,/ Już się im droga długą zdała obu./ Kraj się odmienił. Znikły Litwy gaje;/ Śnieg ziemię przysułprzysuć (daw.) --- zasnuć, spowić.; białych brzóz i jodeł/ Chwiały się bory pod płatami śniegu,/ Pod białą zimy śmiertelną koszulą:/ A niebo mgliste wisiało nad nimi,/ I rzeki martwe u stóp ich głazami/ Leżały, jakby trupy na smętarzusmętarz (daw. reg.) --- cmentarz../ Nigdzie człowieka. Czasami źwierz biały/ Gdzieś się z daleka po śniegach im migał/ I bojaźliwy po zaspach przesuwał,/ A w borze czarnym kryjąc się głęboko,/ Znikał w gęstwinach, z splątanych gałęzi/ Śniegiem strzęsionym zasypując ślady./ W nocy miljonymiljony --- dziś popr. pisownia: miliony. gwiazd świeciły z nieba,/ Ale nieznane Witolowym oczóm./ Innych to ludzi i innego świata/ Strażnice były, inaczéj świeciły./ W północnéj stronie co nocy olbrzymy/ W czerwonéj zorzy wbiegali na niebo/ I krwawe walki wiedli, i krwią swoją/ Na długo jeszcze pole walk broczyli;/ Czasem przez wielkie pędzili jeziora,/ Martwe i lśniące, które pod kopytem/ Chicho i straszno w głębinach tętniały;/ To znów przez zaspy śniegu się kopali, / Które, jak góry wznosząc się olbrzymie,/ Tysiącem pyłów gwiaździstych błyskały./ Pochmurne niebo czasem się iskrzyło,/ Jak drugie szkliste nad głową jezioro;/ Czasem się w siwe ubierało szaty;/ Lub białym śniegiem wiatr kręcąc nad ziemią./ Chmurą ich zewsząd śnieżną opasywał./ W niéj jak gdyby się ziemi nie tykali,/ Jakby w obłoku jasnym się pędzilipędzić się (daw. reg.) --- pędzić../ Lecz Jodź z rozdartém nozdrzem nigdy drogi/ Nie szukał nawet: ciągle wprost przed siebie,/ Przez góry, doły, i zaspy śnieżyste,/ I przez zamarzłe pędził się jeziora./ Ni jemu w nocy spoczynku gdzie w lesie./ Owsa ni wody nie trzeba mu było./ Jakby cudowną ożywiany siłą,/ Im dłużéj leciał, t sięm raźniéj i chyżéj,/ Czując, że coraz był od celu bliżéj./ Wiele dni w drodze podróżnym ubiegło./ Dni tylko mrokiem i światłem liczyli:/ Bo rzadko słońce widzieli nad sobą,/ I rzadko xiężycxiężyc --- dziś popr. pisownia: księżyc. zza chmury twarz bladą/ Pokazał, i znów wśród zamieci śniegu/ Okrył się płaszczem tumanów i zniknął. A Witol pytał konia: --- Czy tak długo/ Biedzbiedz --- dziś popr. forma bezokol.: biec. jeszcze mieli, czy jeszcze daleko? ---/ --- Jeszcześmy, Panie, ubiegli pół drogi. ---/ I znowu leciał tak prędko, jak wprzódy./ PodróżA kraj się coraz dzikszy ukazywał./ Czasem w ustroni chata między drzewymiędzy drzewy --- dziś popr. forma N. lm: między drzewami.,/ I człek brodaty, śniegiem opruszonyopruszony --- dziś popr. pisownia: oprószony./ Wieku i zimy, wychylał twarz czarną,/ Na widok jeźdźca schyloném bił czołem,/ I, ozierając, z przestrachem uciekał./ Czasami stada głodnych wilków, wyjąc,/ Stały na wzgórzach, oczami świeciły,/ Z otwartym pyskiem na jeźdźca patrzyły;/ Lecz Jodź poskoczył, i w tyle zostały;/ Wiatr tylko wycie przynosił z daleka./ Potém znów było cicho, jak przed chwilą./ Znowu wędrują przez morza śnieżyste./ A Witol pyta: --- Daleko? mój koniu! ---/ --- Panie mój! jeszcze do króla daleko. ---/ ZimaI znowu jadą i pędzą śniegami,/ A mroźny wicher wkoło nich się zwija./ Już twarz i suknie Witola przemarzły,/ I oręż jego posiwiał u boku,/ I koń, jak gdyby kamieńmi drogiemi/ Okryty, w pyłach zamarzłych połyskał./ --- Zimno nam, koniu! --- mówił Witol znowu./ --- Nie mnie: bo pędzę do swojéj kochankikochanka (tu daw.) --- ukochana../ Ani mnie nogi od biegu martwieją,/ Ani mi siły od znoju ustają;/ Bo czuję AszwęAszwa (z litew.) --- klacz. kochankę przed sobą./ Ty tylko, Panie, musisz być znużony./ Tobie i mroźny wiatr musi dokuczać./ Tobie i nudno i ciężko być musi:/ Bo do nikogo i po nic nie jedziesz. ---/ --- O, mnie nie nudno, mnie droga nie długa;/ Lecz przyśpiesz biegu, bo odpocząć trzeba. ---/ --- Czemuż wejść nie chcesz do swego pałacu? ---/ Bo lubię patrzeć na ten świat północny,/ I chcę na jego napatrzeć się dziwy,/ Ażeby o nim w starości pamiętać/ I przy ognisku kiedyś opowiadać. --- Znowu więc biegli. Jodż począł ustawać./ --- Blizkoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. już? koniu! --- Witol go zapytał./ --- Blizko już, Panie! --- koń mu odpowiedział. Za mgłą, na górze wysokiéj, nad rzeką,/ Wysoki, biały gmach się ukazywał;/ U spodu góry wielki las sosnowy/ Zielonym wieńcem miasto opasywał;/ Świeciły dachy i wieże wysokie;/ Dymy na bokach góry się zwijały,/ I w czarnych kłębach, nad wierzchołkiem lasu,/ Jak szata ciemna, z wiatrem kołysały./ Jodź zarżał, patrząc na górę wysoką,/ I jeszcze chyżéj biegł po krętéj drodze./ Pomiędzy lasem széroko ubitéj:/ Wspinał się silny i na skały drapał;/ Z nozdrza mu ogień, zda się, wyparskiwał;/ Uszy nastawił i nasrożył grzywę;/ Tak aż do bramy zamkowéj doleciał./ Tu Witol porwał zwieszony u pasa/ Róg i zatrąbił. Zaraz służba mnoga/ Biegła, ciekawie patrząc na wędrowca./ --- Swemu królowi powiedzcie ode mnie ---/ Rzekł Witol, stojąc u zapartéj bramy ---/ Że z południowych oddalonych krajów/ Przybywam prosić gościny u niego. ---/ Od wrót pobiegli na zamek dworzanie./ Król oknem wyjrzał; poznał po postawie,/ Że gość to musiał być wielkiego rodu/ Rozkazał puścić na zamek, do siebie;/ Sam nawet wyszedł naprzeciw spotykać. Stary i siwy, na łokieć miał brodę./ Złocistą suknię, na głowie koronę,/ Długi miecz w pochwach u boku zwieszony;/ Krzepki, barczysty. Znać, że długie lata/ Siły w nim wielkiéj jeszcze nie przybiły:/ Bo kiedy dłoń swą Witolowi podał,/ W uścisku jego znać było nie starca,/ Lecz w kwiecie wieku silnego wojaka./ Co był zwyklejszybył zwyklejszy (daw.) --- był bardziej przyzwyczajony, przywykł bardziej; był zwyklejszy miecz pieścić w swéj dłoni niż przyjacielską podawać u proga --- był bardziej przyzwyczajony do walki niż do przyjaznego witania gości. miecz pieścić w swéj dłoni/ Niż przyjacielską podawać u proga. Potém obadwa do komnat bogatych/ Poszli i siedli. Liczni słudzy króla/ Jadło, napoje, biały miód i mléko,/ I piwo nieśli srébrnemi konwiami./ Na drogich skórach siedzieli za stołem,/ A niewolnicy, klęcząc, im służyli./ Wpośrodku uczty zwołani śpiewacy/ Z gęślą i pieśnią wesołą nadeszli;/ Inni na rogach i trąbach im grali,/ W lietauroslietauros, częściej litaury (z gr. polytauréa) --- bębny, kotły. bili, jak gdyby do wojny/ Wojenną pieśnią rozgrzewając serca,/ Wspomnieniem zwycięztwzwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo. rozjaśniając czoła./ I tak weseli, do wieczora oba/ O swoich krajach, o Bogach, o wojnach,/ I król i Witol pospołu gwarzyli. Gdy noc nadeszła, najstarszy dworzanin/ Powiódł Witola w komnatę osóbną,/ Bogatą bardzo i bardzo ozdobną./ Dziewięciu sług mu dał król na rozkazy,/ Którzy noc całą pod drzwiami czuwali./ Nazajutrz szaty przynieśli bogate/ I miecz złocisty w podarku od króla./ Przywdział je Witol, lecz Krewe Krewejty/ Miecza nie rzucił, choć oka nie wabił,/ Ani się świecił bogatą pozłotą./ Znowu, jak wczoraj, dzień minął wesoło,/ W uczcie i śpiewach, nad dzbanami miodu./ W samo południe na podwórzec wyszli/ Przygotowaném bawić się igrzyskiem. W środku ścian cztérech z białego kamienia,/ Które podwórzec wielki otaczały,/ Spuszczono naprzód niedźwiedzia z ogaryz ogary --- dziś popr. forma N. lm: z ogarami../ Niedźwiedź był głodny; a psy rozjuszone/ Wpadły nań, wyjąc; lecz lasów mieszkaniec,/ Z starości siwy, podniósł się na łapach./ Przypuścił zjadłe ku sobie ogary,/ Potém, jak muchy, w uścisku rozszarpał./ Naówczas większe drugie psy puszczono./ Te, kiedy wroga przed sobą postrzegły/ I ciała braci w posoce drgające,/ Wyjąc, pobiegły ukryć się pod murem,/ I bojaźliwém poglądając okiem,/ Zdały się, patrząc do góry, litości/ Żałosnym jękiem od ludzi wyzywać. Naówczas Witol zaczął króla prosić:/ --- Pozwól sam na sam z niedźwiedziem się zmierzyć. ---/ --- Gościu mój! --- rzekł król --- gdybyś był mi wrogiem,/ Chętnie bym na śmierć pewną cię wyprawił./ Chyba jéj żądasz. Lecz szukaj gdzie indziéj./ Nie ściągaj na mnie zemsty swoich Bogów/ Za połamane gościnności prawa. ---/ --- Nie żądam śmierci --- Witol odpowiedział. ---/ Chcę ci pokazać naszych krajów łowy,/ I siłę naszą pokazać, o Królu! ---/ A król ogromne od bramy wrzeciądze/ Rozkazał przynieść, i w ręce ująwszy,/ Milcząc, z łatwością, jak słomę, rozkruszył./ --- I ja mam siłę --- rzekł --- ale nie człeku/ Z dzikiém źwierzęciem mierzyć się i walczyć. ---/ --- Królu! --- znów Witol --- lat już temu wiele,/ Jeszczem był ledwie u ojca chłopięciem,/ Kiedym takiego położył niedźwiedzia,/ Co był postrachem okolicznéj puszczy./ Którego łoże pomijali łowce,/ Bo się od kości z daleka bielało./ Jeżeli zginę, ni żony, ni dzieci,/ Nikogo nie mam, ojca, coby płakał,/ Ni krewnych, coby pogrzeb mi sprawili./ Dozwól mi, Królu! a wówczas zobaczysz,/ Jakiegoś jeszcze nie widział, igrzysko. ---/ --- Nieraz --- król rzecze --- widziałem podobne,/ Kiedy niewolnik za zbrodnię skazany/ Z psami lub dzikim niedźwiedziem się ścierał./ Nigdym nie widział, by zwyciężył człowiek./ Rzuć tę myśl, gościu, i nie chciéj probowaćprobować --- dziś popr. pisownia: próbować.. --- A Witol naglił, prosił, aż król stary/ Rzekł: --- Chcesz umierać, wolno ci, idź walczyć:/ Lecz jeśli padniesz, krew twoja nie na mnie,/ Ani na dom ten nie spadnie niewinny./ Sam chciałeś, wolnyś, i sam się zabijesz. --- Gdy tak mówili, wyły psy u bramy,/ Niedźwiedź rozdartych wnętrzności wydzierał,/ Leżał, i łapy liżąc, je pożerał./ Z podziwem wszyscy patrzali, gdy młody/ Wędrowiec, z lichym orężem u boku,/ Bez zbroi, łuku, oszczepu i drzewca,/ Przeszedł wśród wszystkich, podwórzec otworzył,/ I stanął śmiało przed siwym niedźwiedziem./ Tamten zaledwie mordę zakrwawioną/ Podniósł i oczy wytrzeszczył czerwone./ Potém spokojny wrócił do swéj pastwy./ Witol z dobytym mieczem się przybliżał;/ I niedźwiedź, mrucząc, psie cielsko porzucił,/ Zaryczał, stanął, na niego się zwrócił./ Spójrzeli stojąc nieruchomi oba./ Wtém cudownego oręża zamachem/ Syn Mildy łeb mu na dwoje rozpłatał:/ Potém, porwawszy za kark, poza mury/ Ogromne cielsko, zlane krwią, przerzucił. Milczeli wszyscy, i sam król osłupiał./ W chwilę, jak gdyby oczóm nie wierzyli,/ Jedni na drugich patrzali, nie śmiejąc/ Ni ust otworzyć, ni nawet się dziwić./ A Witol z wolna na miejsce powrócił,/ I resztę gonitw w milczeniu przesiedział,/ Ani się słowem odezwał do króla,/ Ani z łatwego chlubił się zwycięztwazwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../ Lecz król północny, dziwiąc się téj sile,/ Igrzysko zamknął, do zamku powrócił./ Czary--- Tyś czarnoxiężnikczarnoxiężnik --- dziś popr. pisownia: czarnoksiężnik. --- rzecze do Witola. ---/ Dobrze! W téj sztuce i jam nie poślednipośledni (daw.) --- ostatni; gorszy../ Jednak, choć młody, tyś mnie w niéj przesadził./ --- Nie umiém czarów, i nie znam, co czary ---/ Rzekł Witol. --- Siła, moja tajemnica;/ Taką mam, jaką Bogowie mi dali;/ Anim jéj sztuką powiększył, ni zmienił. --- --- Król słuchał, głową trzęsąc, i nie wierzył./ --- Nie chcesz mi, gościu, wydać swych tajemnic,/ Dlatego czarów sztuki się zapierasz./ Jednak téj siły nikt nie ma pod słońcem,/ Z taką się jednak nikt z ludzi nie rodzi./ Kto ją posiada, czarami pozyskał,/ Modły, ofiarą, zaklęciem uprosił. Próżno się Witol przed królem zapierał./ On, złość swą kryjąc i gniew w serca głębi,/ Choć przyjaznemi przemawiał słowami,/ Zazdrośnémzazdrośném --- dziś popr. pisownia: zazdrosnym. sercem źle gościowi życzył,/ I na miecz patrzał u boku zwieszony,/ Jeszcze niedźwiedzia posoką zbroczony./ --- Gościu mój! --- rzecze --- sto za jeden mieczów,/ Stu niewolników, jeśli chcesz, w zamianę. ---/ --- Ten miecz --- rzekł Witol --- pamiątka jedyna./ Braci, rodziny nie mam w swoim kraju./ On bratem moim, przyjacielem, sługą,/ On mi po ojcu przybranym puściznąpuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna../ Za twą koronę, i kraj twój, o Królu,/ Miecza mojego nie oddam w zamianę. ---/ Umilkł; a stary spójrzał nań ponuro/ I wzrok pochmurny przed siebie utopił. Kiedy za stołem usiedli i piją,/ Słudzy gorące roznoszą mięsiwa,/ Dworscy im w rogi białe miody leją,/ Gęślarze pieśni wojennemi bawią,/ A stary, ślepy, odwieczne im dzieje/ Przeciągłym głosem wśród pieśni powtarza./ Nagle, jak gdyby góra się zatrzęsła,/ Stu koni biegiem i stu koni rżeniem/ W okno zamczyska bije tententtentent --- dziś popr. pisownia: tętent. wielki/ I po powietrzu rżenie się rozlega./ Król klaczy swojéj poznał głos miłośnymiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny.,/ A Witol Jodzia zapalczywe rżenie./ Król, gniewem płonąc, porwał się od stoła./ --- Kto klacz cudowną puścił na dolinę?!/ Śmierć mu! Już za nią żrebiecżrebiec (daw.) --- koń, ogier. się upędza! ---/ I biegł do okna, i oczyma szukał./ Pod górą zamku oba konie stały;/ Już miłośnemi złączone pyskami/ Wzajem poznawać i cieszyć się zdały./ Klacz króla rżała do swego kochanka,/ Grzywa jéj wiatrem wzniesiona latała,/ Oczy płonęły, a nozdrze rozdarte/ Zdało się ogniem buchać, wiać płomieniem./ Pobladł król stary i przeklinał sługi,/ Którzy na twarze padali w milczeniu./ Potém, nim Witol miał czas go zrozumieć,/ On czarodziejskie jął czynić zaklęcia,/ I, zabiegając, by olbrzymich koni/ Ród się na ziemi z téj pary nie mnożył,/ Skinął --- zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. zamku runął kawał góry/ I urwiskami zarzucił ich dwoje. --- A! --- wrzasnął --- teraz śmierć na tego sługę./ Który cudowną klacz z stajni wypuścił!/ Ja po niéj będę do méj śmierci płakał,/ Bo jéj podobnéj nie było na świecie./ Lecz zkądżezkądże --- dziś popr. forma: skądże. sobie równego kochanka/ Aszwa znalazła? Powiązać stajennych/ I rzucić dzikim źwierzómźwierzóm --- dziś popr. forma C. lm: zwierzom, tj. zwierzętom. na pożarcie. --- Mówił; a Witol ku niemu poskoczył/ Ziejący gniewem, zrospaczonyzrospaczony --- dziś popr. pisownia: zrozpaczony. żalem./ --- Królu! --- zawołał --- najdroższego skarbu,/ Koniaś mnie mego pozbawił zdradliwie./ Gdybyś za niego królestwo oddawał,/ Niczém mi takiéj nie nagrodzisz straty! --- Król zadumiony próżno się wymawiał./ --- Patrz --- rzecze --- na mnie; i ja równą tobie/ Stratę poniosłem: klacz mi ukochaną/ Razem z twym koniem własnemi rękami,/ Zbójca, zagrzebłem pod górą zamkową!/ Biada mi! biadał --- I rwał siwe włosy,/ I sługi swoje odpychał od siebie./ Po ziemi tarzał z jękiz jęki bolesnemi --- dziś popr. forma N. lm: z bolesnymi jękami. bolesnemi./ A Witol także, po srogiéj utracie,/ Po Jodziu swoim, płakał łzyłzy rzewnemi --- dziś popr. forma N. lm: rzewnymi łzami. rzewnemi;/ Ale, na boleść królewską patrzając,/ Zabyłzabyć (daw. reg.) --- zapomnieć. on swojéj, uśmierzył ją w duszy,/ Podał mu rękę. --- Królu! --- z żalem rzecze ---/ Stało się! Nie czas na próżno się trapić./ Obaśmy winni, obadwa skarani./ Podaj mi rękę, i przebaczmy sobie. ---/ Nic nie rzekł stary, lecz jęczał strapiony/ I sługi swoje od siebie odpychał,/ A koniuszego do wilczéj zagrody/ Wrzucić rozkazał./ Noc była nadeszła./ Kobiéty króla pocieszać przybiegły./ Wrzawą i płaczem szumiał zamek cały./ Witol do swojéj précz uszedł świetlicy./ Po drogim koniu tęskniąc, przyjacielu;/ I długo, długo siedząc u ogniska,/ Wspominał o nim, próżny żal podsycał. Tymczasem starca nie pocieszą słudzy./ Próżno piosenki młoda córka nócinócić --- dziś popr. pisownia: nucić.,/ Bojarybojar --- rycerz, członek drużyny księcia, wasal. jego łudzą go nadzieją,/ Że w świat pobiegną i klacz taką drugą/ Od czarodzieja zza morza dostaną./ Król wié, że drugiéj takiéj nié ma w świecie,/ I ciężko wzdycha, i targa włos biały,/ Do snu się nawet, choć północ, nie kładzie./ A córka słowy przemawia czułemi,/ I pyta ojca: co począć rozkaże,/ Czém gniew ukoić, uspokoić żale?/ On rzekł do córki: --- A po Aszwie mojéj/ Żal nie ustanie póki mego życia./ Lecz byłby mniejszy, gdybym cudownego/ Dostać mógł miecza od gościa mojego./ Miecz ten u boku bezustannie nosi,/ I za nic oddać nie chciał go w zamianę. ---/ --- Miecz ten od niego ja, ojcze, dostanę ---/ Rzekła mu córka. Z siedzenia się zrywa,/ Do staréj mamki czarownicy śpieszy,/ Szepce z nią długo, długo się naradza,/ Wraca do ojca i powtarza znowu:/ --- Miecz ten od niego ja, ojcze, dostanę./ Jutro go rano u łoża twojego/ Ujrzysz, mój ojcze! Usypiaj spokojny. ---/ I poszła córka; w podwórcu zamkowym/ Zebrała sługi; śle ich do świetlicy,/ Kędy sam jeden Witol odpoczywał./ --- Kto miecz cudowny od gościa dostanie./ Swoboda jemu i dziecióm na wieki,/ Stu niewolników na sto gonów ziemi! ---/ Rzekła, i słudzy upadli na twarze./ Biją im serca na obietnic tyle./ Wszyscy pobiegli do gościa świetlicy./ Witol nie usnął, jeszcze na posłaniu/ Siedział i płakał na nieszczęście swoje,/ Gdy drzwi széroko otwarli posłani,/ Wpadną na niego i więzy narzucą,/ A starszy smerda, ulubieniec pani,/ Miecz mu od pasa chce oderwać siłą;/ Lecz pas go trzyma u Witola boku,/ I, jakby przyrósł, odjąć się nie daje./ Na próżno szarpią, próżno się szamocą./ Nie wziąśćwziąść --- dziś popr.: wziąć. go ręką, nie oderwać mocą./ A Witol walczy z siepaczy wszystkiemi,/ I co dwóch rzuci, podepce na ziemi,/ To cztérech znowu do niego przyskoczy,/ Targa, i wiąże, i siłą ugniata./ Miecza do ręki Witol wziąść nie może ---/ Ręce spętane; jeszcze spętanemi/ Broni się silny, niewolników rzuca;/ Aż wysilony matkę przypomina,/ I, wzniósłszy oczy, zawoła z rospacząrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz.:/ --- Ratuj mnie! Mildo! matko! ratuj syna! ---/ I w chwili padną na stronę siepacze./ Drzwi się rozwarły, jasna postać w bieli/ Weszła, skinęła. Witol poznał matkę,/ I ręce do niéj wyciąga żebrzące./ --- Ratuj mnie! --- woła. --- Zgwałcono gościnę./ Król ze mną chlebem rozłamał się białym,/ Pił z jednéj czary, a zdradę uknował,/ Konia mnie zbawiłzbawić (tu daw.) --- pozbawić., i miecz chce cudowny/ Wyrwać mi gwałtem. Wśród nocy podeszli/ Słudzy wysłani, więzy narzucili!/ Matko! --- A matka rękę mu podała./ I wstał z posłania, otrząsnąwszy łykałyka --- tu: więzy../ --- Biada ci! Królu! wam --- krzyknął --- siepacze!/ Jam wolny. Idę. Lecz gdy tu powrócę,/ Nie z jednym mieczem, nie sam jeden tylko! ---/ To mówiąc, z siebie zrywał króla dary,/ Bogate suknie, jaśniejące szaty,/ Wdział swoje na się, i z matką wybiega./ --- Matko! ty syna przeniesiesz na Litwę./ Mam w sercu zemstę, dokonać jéj muszę./ Muszę się pomścić, kraj jego zwojować./ Zabrać w niewolę jego, żony, dzieci,/ I niemowlętóm nawet nie daruję,/ A z jego zamkiem i z krajami jego/ To, co z Raudona uczynię sadybą./ O matko moja! jeśli w twojém ręku/ Jest jeszcze jaka zemsta najstraszniejsza,/ I téj dla syna nie odmawiaj twego! --- Wówczas Bogini, litując się syna,/ Którego w gniewie i żalu tuliła,/ Na kraj północny przeklęctwoprzeklęctwo --- dziś: przekleństwo. rzuciła,/ Żeby w nim, póki zemsta się nie spełni,/ Iskierki nawet miłości nie było,/ Ani roskoszyroskosz --- dziś popr. pisownia: rozkosz. miłośnychmiłośny --- dziś popr. pisownia: miłosny. uczucia. --- Niech, jak te lody, ostygną! --- wyrzekła ---/ Niech żadne czucie serca nie rozgrzeje!/ I, póki zemście twéj dosyć nie będzie,/ Niech w walkach, sporze i bez zgody żyją!/ Niechaj się sami szarpią, zabijają!/ Mąż żonę niechaj odpycha od siebie,/ A córka ojca, starych dziadów dzieci!/ Niechaj, dopóki ty im nie przebaczysz,/ Przeklęctwo moje ciężyciężyć --- dziś popr.: ciążyć. im nad głową! --- Tak mówiąc, syna uniosła od ziemi,/ I polecieli nad Litwę rodzinną./ Tu Milda w puszczy, ponad Niemna brzegiem,/ Syna ze swego wysadziła wozu/ I skarby wielkie na wojsko mu dała./ Przejęty żalem, pałający gniewem,/ Witol z puszcz dzikich zaczął lud zwoływać./ Posłańcy jego poszli w cztéry strony,/ Na wszystkie dziewięć pokoleń litewskich./ Zewsząd, ujęty nadzieją nagrody,/ Lud się naciskał tłumnie i gromadził./ Biegli, oszczepy niosąc, drzewce, łuki,/ I rzadkie jeszcze żelazne oręże. ---/ U chaty starca Witol stanowisko/ I obóz wybrał w zielonéj dolinie./ Dzień za dniem coraz rosły jego siły;/ Dzień za dniem z dala przybiegali ludzie/ Ze stron dalekich, dziwnie uzbrojeni/ W proce i groty, kamienne siekiery;./ Dzikich; dalekich, głuchych puszcz mieszkańce,/ Okryci skórą pobitego źwierza,/ W szłykacb z łbów dziczych, niedźwiedzi i wilków,/ Stali na rozkaz do boju gotowi./ Jednych nadzieja bogatego łupu,/ Drugich zapłaty wielkiéj obietnica,/ Innych krew młoda i do boju wrząca,/ Do Witolowéj napędzały zgrai./ Od swych kapłanów wziąwszy wróżbę drogi,/ Biegli młodzieńcy, rodzinne ogniska/ Starych rodziców, narzeczone młode/ Ochotném sercem wesoło żegnając,/ A prędki powrót i łupy bogate/ Z północnych krajów obiecując swoim./ Wkrótce na puszczy pełno ludu było./ TłumObóz daleko wyszedł za dolinę,/ Ciągnął się w lasy głęboko, że Witol/ Wojska swojego zliczyć nie potrafił./ Kiedy ruszali z wojennemi Bogi/ I wróżbitami na długą wyprawę./ Każdy wziął tylko na prawą dłoń piasku,/ I rzucił, kędy był obóz w dolinie./ Nim wszyscy przeszli, stanęła mogiła,/ Co drzew wierzchołki głową przewyższyła. Wiosną się z Litwy na wojnę wybrali;/ Lecz zimą ledwie, przez śniegi i lody/ Ciągle na północ idąc, doszli góry,/ Na któréj zamek był króla północy./ Omen, Obyczaje, Obrzędy, Okrucieństwo, ProroctwoNaówczas Witol kazał chwycić jeńca/ I wieszczą zrobić kapłanóm ofiarę./ Złapany wieśniak stanął w wojska kole;/ A wejdalota piersi mu obnażył,/ Potém nóż podniósł i wpośrodek serca/ Uderzył; spójrzał --- krew czerwoną strugą/ Na dobrą wróżbę, jak woda, płynęła;/ Krzyknął do wojska --- radosnym odgłosem/ Wojsko za wróżbę Bogóm dziękowało,/ Wznosząc oszczepy i łuki do góry,/ Rzucając szłyki kosmate w powietrze./ Jeńca na stosie pod górą spalono./ I najpiękniejszą z kobiét tego kraju/ Bogóm ofiarą dać Witol ślubował./ Potém zamkową otoczyli górę. A król północy z wysokiego gmachu/ Ujrzał ogromne wojsko na dolinie,/ I zląkł się bardzo, i wysłał swe posłyswe posły --- dziś popr. forma B. lm: swych posłów.,/ Żeby pytali, czego chcą od niego? --- Zemsty za Jodzia --- Witol odpowiedział. ---/ Król wasz pogwałcił gościnności prawa,/ I najdroższego konia mnie pozbawił./ Idę po zemstę na jego królestwo,/ Jego i dzieci chcę zabrać w niewolę./ Zamek rozburzyć, kraj jego spustoszyć. --- Odeszli posłyposły --- dziś popr. forma M. lm: posłowie. z straszną odpowiedzią./ Słońce krok uszło, król nowych przysyła./ Wszystkie swe skarby Witolowi daje,/ Córkę w zamężciezamężcie --- dziś popr. pisownia: zamęście; w zamężcie --- tu: za żonę. z królestwem przyrzeka,/ Lecz prosi, żeby nie pustoszył kraju,/ Życiem go zbawił i nie mścił się więcéj. --- Nie chcę ja jego córki, ni korony,/ Chcę jego głowy --- Witol odpowiedział. ---/ Głowa za głowę! a i to za mało./ Za jedną Jodzia tysiąc wziąśćwziąść --- dziś popr.: wziąć. nie wiele./ Ród zdrajców waszych chcę wyplenić z ziemi,/ Aby się po nim mogiła została/ I kupa kości nauką sąsiadómsąsiadóm --- dziś popr. forma C. lm: sąsiadom, tj. dla sąsiadów.. --- Znowu posłowie odeszli z przestrachem./ Dar, BogactwoSłońce krok uszło, znowu posły śpieszą. / Przez nich król drogie podarki wysyła:/ Konie litemi kobiercami kryte,/ I futra drogie, wielkie bydła stada,/ Sto jak śnieg białych na łowy sokołów,/ Sto wozów złota i drogich kamieni,/ Sto szat cudownych, gdzieś we wschodnim kraju/ Duchów nie ludzi mądrą ręką tkanych. A Witol nazad podarki odsyła/ Z śmiechem pogardy, zelżywemi słowy./ --- Nie podarunkiem zemstę on przebłaga,/ Nie złotem swojém za Jodzia zapłaci./ Głowa za głowę! i tego za mało./ Śmierć mu za zdradę, jemu i ludowi,/ Żeby się zły ród nie szérzył po ziemi! --- Widząc król, że już nic go nie ocali,/ Bez wojska, ludu, na łasce Witola,/ Posłał swą córkę na obóz zwyciężcyzwyciężca --- dziś popr.: zwycięzca.,/ Żeby go łzami i prośbą błagała/ Albo wdziękami serce mu zmiękczyła; / Ale gdy orszak niewieści postrzegli/ I starsi o nim wodzowi znać dali, / Jak gdyby łez się dziewiczych przestraszył/ Lub serca swego stałości nie wierzył, / Zamknął się w swoim namiocie, a posłów/ Nazad do zamku odpędzić rozkazał. Ruszyło wojsko, okrążając górę./ Kapłani z tyłu świętą pieśń nócilinócić --- dziś popr. pisownia: nucić./ Do Khawy Boga wojny i zwycięztwazwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo../ Biją w Lietaury, a rogi i trąbyl/ O strasznym boju odgłosem znać dały. Pod górą, którą król narzucił konie,/ Smok Pukis, z ciała tych źwierząt zrodzony,/ Mieszkał i skarbów niezmiernych pilnował./ Spał, kiedy w jego jaskinię odgłosy/ Wojny znak dały. Obudził się, wyjrzał,/ I widząc ludu niezliczone tłumy,/ Na twardych szponach oparł się o skalę,/ Skórzane skrzydła strząsnął, i z jaskini,/ Świszcząc, wypełznął naprzeciw Witola./ Był to jedyny téj góry obrońca:/ Bo nikt się nie śmiał przeciw wojsku stawić./ A nowe posły już spiesznie ciągnęli:/ Lecz, widząc smoka, zdumieni stanęli./ Sam jeden Witol wystąpił na niego,/ Miecz swój cudowny w prawém podniósł ręku,/ Procę u pasa, łuk miał i siekierę./ Lecz nieprzyjaciel miał żądło zatrute,/ I wzrok, którego wejrzeniem zabijał,/ Skrzydła, któremi mógł się wznieść do góry,/ I do szarpania swéj pastwy pazury,/ I ostre zęby, błyskające w paszczy./ Witol się jednak nie uląkł przed wrogiem,/ Do Boga wojny ślub w sercu uczynił/ I szedł ku niemu. Smok i on stanęli,/ Jasnemi oczyjasnemi oczy --- dziś popr. forma N. lm: jasnymi oczami. na siebie patrzali,/ I krok stąpili, znów się mierzą wzrokiem,/ Straszą się tylko, ten orężem groźnym,/ Tamten ostremi zęby i pazuryostremi zęby i pazury --- dziś popr. forma N. lm: ostrymi zębami i pazurami../ A wojsko, patrząc w milczeniu glębokiém,/ Drżało z przestrachu przed walki widokiem. Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. smok się skórzanemi skrzydły/ Ku górze podniósł, paszczękę rozdziera,/ I z góry lecąc, na wodza uderzył./ Gotów do walki Witol, oszczep twardy/ W pysk mu zabiwszy, ciął mieczem po głowie;/ Ale miecz na łbie w iskry się posypał,/ A w zębach pałka jak próchno się zgniotła./ Ustąpił na krok Witol, odpiął procę,/ Podniósł się, ręką między oczy zmierzył,/ I z bukiem w głowę poczwary uderzył./ Ze świstem kamień przeszywał powietrze;/ Ale, dotknąwszy ledwie smoczéj głowy,/ Tocząc się, upadł bezsilny na ziemię./ I smok, jak wprzódy, sunął się na niego/ Sycząc straszliwie, przeraźliwym wzrokiem/ Szukając oczu swego przeciwnika,/ Ażeby przestrach wlać do jego duszy./ Lecz Witol wzroku smoczego unikał,/ I, łuk napiąwszy, w tył się cofnął jeszcze/ Potém, zatrutą wypuszczając strzałę,/ W samą paszczękę roztwartą ją posłał./ Znikła gdzieś w głębi wnętrzności pożarta;/ Ale znać było i z oczu i z syku,/ Że smok już boleść uczuł, poznał wroga./ Sparty o górę Witol nie uciekał;/ A kiedy Pukis rzucił się ku niemu,/ On na kark jego, jak na konia, skoczył,/ A w ręku pancerz łuskowy ścisnąwszy,/ Język i oczy na wierzch mu wysadził./ Wówczas potwora, szybując skrzydłami,/ Z Witolem razem w powietrze się wzbiła,/ I coraz nikła na pochmurném niebie,/ Aż gdzieś za szarym obłokiem się skryła. Wojsko patrzało w ponurem milczeniu,/ I dwór królewski z zamczyska poglądał,/ I posły, stojąc na góry wierzchołku,/ Czekali z strachem, kto na ziemię zleci?/ Zwycięstwo, Trup, PotwórŚwist tylko przeszył spokojne powietrze,/ A potéw głuche nad wojskiem milczenie./ Wszystkich się oczy do góry zwracały,/ Gdy z chmury czarna wysunęła bryła,/ Pędem ku ziemi lecąc ze krwi strugą. Smok to był, ale z paszczęką obwisłą;/ Skrzydła obcięte, nogi miał skurczone:/ Z karku się czarna sączyła posoka:/ A oczy zgasłe i z powiek wyparte,/ Jak dwa owoce na drzewie, wisiały./ Na szyi jego z podniesionym mieczem/ Siedział zwyciężca we krwi ubroczony./ Bez szłyka, łuku, w podarłem odzieniu,/ Ale sam cały, nieranny i zdrowy,/ Jak gdyby jechał na koniu z wyprawy./ Upadł na ziemię wpośród wojska swego/ Wielkim okrzykiem radości witany;/ A król północy, który z okien zamku/ Patrzał na walkę, i smoka mściciela/ Swą czarodziejską posiłkował mocą,/ Kiedy go ujrzał zabitym i trupem,/ Stracił ostatnią, jedyną nadzieję./ Padł na twarz, jęcząc, i ręce załamał./ Jednym się jękiem góra odezwała;/ Kobiéty, dzieci płakały z przestrachu,/ I posły z góry wierzchołka z popłochem/ Spiesznie się nazad do zamku wrócili. Tymczasem Witol do smoczéj jaskini/ Szedł ze swoimi; a króla starszyzna/ Na wielką radę zbiegła się do niego./ Jedni się poddać i błagać litości,/ Drudzy mu posłać radzili królewnę,/ Inni skarbami wojsko kupić chcieli,/ Inni go zgładzić tajemnie wnosili;/ Ale gdy przyszło zabójcę wybierać,/ Najśmielsi nawet na drugich składali. Tak dzień upływał. Witol skarby smocze/ Pomiędzy wojsko porozdzielał swoje,/ A trupa kazał zawlec do jaskini/ I otwór wielkim kamieniem przywalić. Kiedy powraca, ujrzy, aż znów z góry/ Sam jeden poseł, z białą laską w dłoni,/ Z rozdartą szatą i okrytą głową,/ Ku obozowi z wolna kroki zmierza./ Był to wieszcz stary, mędrzec tego kraju,/ Który ostatni szedł słowysłowy --- dziś popr. forma N. lm: słowami. pokoju/ Serca zwyciężcy jeszcze raz probować. --- Wodzu! --- rzekł starzec, nachylając głowę/ I bijąc czołem --- czyliż serca twego/ Żadna już prośba nie zmiękczy, nie dotknie?/ Czyliżeś sroższy od dzikiego źwierza,/ Które się łzami człeka da ubłagać?/ I za cóż zemstą dotykasz nas swoją?/ Za cóż te wojska na nasze zniszczenie/ Z dalekich krajów aż tutaj przygnałeś?/ Król gdy na konia twego górę rzucił,/ Razem z nim zabił najdroższą klacz swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją.,/ A że był twoim, o koniu nie wiedział./ ZemstaSłudzy bez jego napadli rozkazów;/ By panu swemu żalu ulżyć z serca,/ Chcieli miecz dostać; lecz winni skarani:/ Głowy ich dawno bieleją po polu,/ A członki końmi rozdarto dzikiemi,/ Ciałem się spaśli sępy i sokoły./ Król nic nie winien. Za cóż zemsty z niego?/ Czyż za to karać kraj cały, nas wszystkich?/ Czyżeś tak żalem serce twe skamienił,/ Że ni głos króla, ni niewieście płacze,/ Ni dary ciebie przebłagać nie mogą?/ Wodzu! pokornym daj miłość uprosić:/ Bo z kimże walczyć, z kim będziesz potykać?/ Z starcy siwemi? z kobiéty słabemi?/ Z służbą zlęknioną? drżącemi kapłany?/ Gdyby choć garstka wojska przy nas była,/ Walczyć by można i dać ci zwycięztwo;/ Lecz kiedy nié ma komu spotkać z mieczem,/ Jakież to będzie zwycięztwo i walka?/ Chcesz mścić się? wyznacz, na kim pomsty żądasz?/ I padną głowy, które ty naznaczysz;/ Lecz nie burz zamku i nie niszcz nam kraju;/ Starcu królowi daj życie mizerne/ Spokojnie skończyć: bo mu już niewiele/ Bogi zapewne wyznaczyły życia./ Ty, coś i smoki i dzikie źwierzęta/ Pokonał, Wodzu! czyż się skalasz teraz/ Krwią słabych niewiast i bezsilnych starców?/ Chciéj nam przebaczyć! a i tak zwyciężysz. --- Rzekł starzec, umilkł; błagającym wzrokiem/ Zdawał się strasznéj odpowiedzi czekać./ A Witol dumał na mieczu oparty,/ I tak nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. starcu odpowiedział:/ --- Powiedz królowi, że upokorzony/ Znalazł przede mną łaskę, przebaczenie./ Ja wojsko moje nazad poprowadzę./ On niech na przyszłość gościnności prawo/ Święciéj dla drugich przychodniów zachowa./ Mógłbym za konia, za skarb mój najdroższy, / Mógłbym za zdradę i sromotę moje/ Całe królestwo zburzyć i spustoszyć,/ I jego okuć w haniebne kajdany,/ I córkę spalić na ofiarnym stosie./ Lecz mu przebaczam. Nieś, starcze, odpowiedź. --- Stary wieszcz upadł twarzą przed Witolem,/ Kraj szaty jego całował ze łzami,/ I z odpowiedzią na zamek pośpieszył./ Cały dwór płakał w podwórcu zamkowym;/ I król, rozdarłszy szały, jęczał, leżąc;/ Dokoła córki szlochały i żony:/ Bo już od wroga nie było nadziei,/ A góra, zewsząd wojskiem opasana,/ Nawet ucieczki przed zemstą nie dała. Lecz przyszedł starzec z wesołą nowiną,/ I radośnemi głosy góra cała,/ Jakby ożyła, nagle się ozwała./ Powstał król stary i córkę uściskał;/ Bogate dary jął zaraz wyprawiać:/ Sto wozów złota i sto srébra wozów,/ Sto skór kosztownych i sto szat złocistych,/ Sto wozów mieczy i zbroi bogatych,/ Sto koni kazał na obóz prowadzić;/ Stu niewolników szło przed temi dary,/ I sto niewolnic w purpurowych szatach./ Wszystko to stary król posłał zwyciężcy./ A Witol wojsku pół darów rozdzielił,/ I najpiękniejszą dziéwkę na ofiarę/ Na stosie spalił Bogóm nieśmiertelnym. Potém się obóz ruszył na południe;/ A Witol próżno do zamku wzywany/ Nie chciał przestąpić więcéj jego progów./ Nie chciał ni króla starego zobaczyć,/ Ni córki jego, którą mu za żonę,/ Z całém swém państwem, korząc się, oddawał. Z radośnąradośny --- dziś popr. pisownia: radosny. pieśnią szło wojsko do kraju./ Ale niejeden nie doszedł znużony,/ I w śniegach zasnął, żegnając ze swemi,/ Płacząc, że leżeć będzie w obcéj ziemi,/ Kędy łza żadna mogiły nie skropi,/ Ani ofiara ducha nie wywoła./ Długo tak, długo szli nazad do Litwy;/ A kiedy Niemen niebieski ujrzeli,/ Padli na ziemię, Bogóm dziękowali,/ I wszyscy poszli rodziny powitać. Lecz Witol nie miał, nie witał rodziny;/ Znów jeden został, bez celu dla życia,/ Bez dachu, coby przyjął go gościnny,/ I sług, którzy by tęsknotę pieśniami/ Rozerwać mogli, czarną myśl rozproszyć. Nad sinym Niemnem błąkał się on długo,/ I zapominał o Perkuna duchu,/ Który ponad nim, wyglądając chwili,/ Z zemstą we szponach, krakając, wzlatywał./ Śmielszy zwycięztwyzwycięztwy --- dziś popr. forma N. lm: zwycięstwami; zwycięztwo --- dziś popr. pisownia: zwycięstwo., jakby go wyzywał,/ Nie krył się więcéj, nad rodzinną rzeką/ Usiadł i skinął. Na zielonéj górze/ Gród z cisowego drzewa stawić każe./ Z białych kamieni mur dokoła wznosi,/ Puszczają wodę w przekopy Niemnową,/ Biją zaborol, mostem łączą brzegi;/ I, jak zażądał, stoi gród potężny,/ Z pogardą patrzy na dalekie kraje,/ A wały swemi zakrywa lud mnogi, / Który się zbieżał na zamkowe progi. Naówczas w Litwie był olbrzym potężny./ Alcis miał imieimie --- dziś popr. forma: imię.. Kędy się urodził,/ Kto mu był ojcem, i kto matką jego,/ Próżne domysły; nikt o tém nie wiedział;/ Ale po całéj Litwie jego imie,/ Groźne i straszne, z ust do ust latało./ SiłaWielu on xiążątxiążę --- dziś popr. pisownia: książę. z zamków powyrzucał,/ Wielu zwyciężył, porozwalał grody,/ Wojska zamachem jednym porozbijał,/ Statki, o skały rzuciwszy, zgruchotał,/ Gdy uciśniony szedł z płaczem do niego,/ Biegł, niosąc pomstę. Straszna zemsta była!/ Bo on sam jeden więcéj niżli wojska,/ Niż zagon wrogów, mógł spustoszyć kraju,/ Był to ostatni z litewskich olbrzymów,/ Szczątek --- dawnego zgasłego ich rodu./ On jeden jeszcze miał naddziadów siłę,/ I wzrost swych ojców, dziwowisko ludu. Gdy chodził, wielką sosną się podpierał;/ A brnąc przez rzeki, ledwie się zamoczył;/ Głową nad puszcze litewskie przenosił;/ Wielkiemi skały, wrosłemi do ziemi,/ Jak dzieci piaskiem, przerzucał na dłoni./ Biada złym było, którędy przechodził!/ Bo zbrodnie karał, i całe krainy,/ Jak straszna burza, niszczył i pustoszył. Zawsze w podróży, szukał walk i przygód./ Nie miał ni dworu, ni rodzinnéj ziemi,/ Ani zamczyska, coby go przyjęło / Utrudzonego daleką podróżą./ Ciągle, jak Bogów mścicieli posłaniec,/ Litewskie kraje wzdłuż i w szérz przechodził. Raz, w długiéj drodze, smok z czarnéj jaskini,/ Didalisdidalis (mit. litew.) --- smok., drogę zastąpił olbrzyma;/ Ale o skałę wysoką rozbity,/ Skarby mu swoje w puściźniepuścizna (daw.) --- spadek, dziedzictwo, spuścizna. zostawił,/ Skarby, na których od wieków wylęgły/ Leżąc, czuwając, dniem, nocą pilnował./ Znalazł tam Alcis wielkie złota bryły, / I stosy srébra, i góry bursztynu,/ I kubły pełne najdroższych kamieni./ Wielkim więc głazem jaskinię przywalił,/ I sam znów daléj szedł w Litwę wędrować. UrodaW rok potém przybył na dwór kunigasa,/ I trafem córkę obaczył jedyną,/ Ze wszystkich dziewic w Litwie najpiękniejszą./ Twarzy jéj samo słońce zazdrościło,/ A oczy miała jak błękitne niebo,/ A włosy jakby z bursztynu przędzione,/ A ciało jakby z najbielszego płótna/ Palcami duchów na Dungusie tkane. Próżno ją ojciec zazdrośny ukrywał./ Alcis przez okno pańskiego domostwa/ SiłaUjrzał dziewicę, miłością pokochał./ I ona miału siłę niezwyczajną./ Nieraz się bawiąc z dziewczęty w dolinie,/ Przyszła przed stado, i wołu za rogi/ Porwawszy, przez się, jak ptaszka, rzuciła./ Ale nie siłę Alcis w niéj ukochał,/ Tylko cudowną dziewiczą urodę,/ Jasny blask oczu i wdzięk słodkiéj mowy. W nocy on podszedł pod okna ZjedynyZjedyna (z litew.) --- kwiecista./ I widząc oczy jéj w oknie jak gwiazdy,/ Takiemi słowy miłość swą objawił:/ --- Piękna Zjedyno! ty słyszałaś o mnie./ Na Litwie jestem największym mocarzem:/ Bo nikt przeciwko mnie się nie postawi,/ Nikogo nié ma, coby mnie zwyciężył./ Lecz nie mam ziemi, domu, ni zamczyska./ Bo wszystko moje, i gdzie chcę, wędruję./ Ja ciebie kocham! Chceszli, żebym wielkie/ Twojemu ojcu dał skarby za ciebie?/ Pójdziesz ty ze mną? Ja ciebie na plecach/ Przenosić będę, żebyś białéj nogi/ Po ciężkich drogach chodem nie znużyła;/ Na noc ci łóżko z wonnych ziół uścielę;/ Z ogromnych dębów ognisko rozłożę;/ Z białych brzóz co dzień nowy gmach wysławię./ Ty z ramion moich będziesz świat oglądać,/ I czasem w drodze chmurne czoło moje/ Rozjaśnisz piosnką, pieszczotą, spójrzeniem./ Oświadczyny, Małżeństwo, ŚlubChceszli pójść ze mną? Chcesz, piękna Zjedyno,/ Żebym cię porwał i ojcu twojemu/ Wielkiemi skarby za ciebie zapłacił? --- Zjedyna nic mu nie odpowiedziała,/ Ale od okna przed nim nie uciekła./ Alcis zrozumiał, wziął ją na ramiona,/ Poniósł daleko; i w lipowym gaju/ Piérwszą miłości noc na wonném łożu,/ Wpośród słowików pieśni i róż woni,/ Pod Alexoty opieką spędzili. Nazajutrz ojciec stroskany rwał włosy,/ Kiedy sto wozów zaszło na podwórze,/ I wielkie skarby za córkę oddali,/ A poseł ojcu małżeństwo oznajmił./ Kunigas złotem łatwo się pocieszył./ Alcis, swą żonę wziąwszy na ramiona,/ Daléj po Litwie, jak przedtem, wędrował;/ Tylko gdy walkę miał stoczyć, naówczas/ Córkę pod ojca opieką zostawiał. Raz, idąc kędyś przez północne kraje,/ Słyszał od ludzi o najściu Witola,/ O jego bitwie ze srogim niedźwiedziem,/ O jego walce ze smokiem Pukisem;/ Potém na Litwie, u zgliszczów Raudona,/ Spotkał pieśń ludu o jego zwycięztwie,/ O jego zemście na krzywoprzysiężcy,/ Spaleniu zamku, uwolnieniu ludzi;/ Słyszał, jak wieśniak opowiadał stary/ Cuda o wielkiéj Witola prawicy;/ I znów nad Niemnem, u Witola góry,/ Ujrzał z daleka bielejący zamek;/ Ujrzał, i w duszy powiedział, że jeszcze/ Braknie mu w Litwie zwyciężyć Witola./ Wtém Grajtas, który bezsilny czatował,/ Jak GulbiGulbi (mit. litew.) --- duch, stróż człowieka., który nie opuszcza człeka,/ I ślad w ślad za nim, pilnując go, chodzi,/ Grajtas się w starca ubogiego zmienił. »/ I temi słowy jął judzić Alcisa:/ --- O Dzidziawirze wielki! na téj górze/ Widzisz ten zamek? --- to zamek Witola;/ Widzisz tę ziemię dokoła podbitą? ---/ To jego ziemia. Tu on skarbów wielkich,/ Które w północnym zawojował kraju,/ Strzeże, i co dzień łupami przymnaża./ Nié ma na Litwie, prócz ciebie, o Panie,/ Jemu równego w mądrości i sile,/ Czyliż przed sobą dasz jemu przodkować?/ Czyli z nim także nie zechcesz się zmierzyć? --- / A Alcis milczał, i sosną wstrząsając,/ --- Na Bogi! --- krzyknął po chwili namysłu --- / Trzeba go wyzwać, zwyciężyć i zabić./ Żeby nikt nie śmiał mnie z nim porównywać. --- / I szedł do zamku, u wrót w róg uderzył,/ Aż się daleko wstrzęsły puszcz wnętrzności,/ I góry z strachu zadrżały w posadach,/ A wody rzeczne wstrzymały się w biegu./ Sam Witol wyszedł przeciw Dzidziawira;/ A choć go Alcis przenosił postawą,/ Chociaż pod dachem w zamku Witolowym/ Nie mógł się nawet Dzidziawir położyć,/ Przecięż syn Mildy nie zatrząsł się przed nim./ --- Wielki Alcisie! --- rzekł, kiedy z postaci/ Poznał olbrzyma --- czego żądasz u mnie?/ Czy gościnności? --- wszystko, co mam, twoje./ Czyli pomocy? --- skarby ci otwarte./ Mam wojsko mnogie, oręże żelazno./ Powiedz, co żądasz, do czego mnie wzywasz? ---/ A Alcis dumnym odpowiedział głosem:/ --- Chcę z tobą walczyć: bo na całéj Litwie/ Jest nas dwóch równych, a jeden być musi./ Jeden drugiemu swoją sławą szkodzi./ Niech jeden będzie. Ja chcę walczyć z tobą. ---/ Witol mu na to: --- Pozwól mi wziąć oręż./ Pójdę, i oba wynijdziem na pole;/ A tam nas Bogi i siły rozsądzą,/ Komu pójść na śmierć, a komu pozostać. --- Olbrzym Witola okiem tylko zmierzył,/ I śmiał się, wcześnie gotując zwyciężyć;/ Odrzucił sosnę, którą trzymał w ręku,/ I bez oręża stawił się do boju./ Witol wziął procę, oszczep, miecz cudowny,/ I chociaż ufał na zręczność i siłę,/ Straszna Alcisa postawa, wejrzenie,/ Trudną i ciężką walkę zwiastowały;/ Więc Bogu wojny i matce swéj Mildzie/ Wylał ofiarę, nim do boju stanął. Wyszli obadwa. Wielkie ludu tłumy/ Ze stron się wszystkich zebrały przyglądać;/ I okoliczne wzgórza mnogą zgrają,/ Jak pola kłosów niezliczoném mnóstwem,/ Okryte były; a jak lasy szumią,/ Tak uciszony lud, czekając walki,/ Po cichu szemrał i z przestrachem gwarzył./ Nigdy takiego jeszcze przeciwnika/ Witol przed sobą i mieczem nie widział:/ Bo łatwiéj było dzikie puszcz niedźwiedzie,/ Smoka, mieszkańca jaskini głębokiéj,/ Niżli olbrzyma Alcisa zwyciężyć. Z spuszczonym mieczem, łukiem tylko w dłoni,/ Witol olbrzyma spotkać się gotował./ Alcis, széroko rozwarłszy ramiona,/ Walka, OkrucieństwoAlcis, co grody wywracał pod nogą,/ Szedł przeciwnika w objęciach zgruchotać./ Lecz Witol w prawe oko z łuku zmierzył,/ I trafna strzała utkwiła w źrenicy./ Oburącz Alcis za twarz się pochwycił;/ A Witol, z chwili korzystając błogiéj,/ Nogę mu porwał, pociągnął, powalił,/ I z nim się razem na ziemię wywrócił./ Oślepły Alcis szukał wroga wkoło./ On się przypełznął aż do jego głowy,/ I, obie ręce kładnąc w oczu dwoje,/ Jął je wydzierać, a gardło nogami/ Deptać obiema. Jeszcze Alcis z dziwu/ Nie mógł powrócić do sił i pamięci,/ Kiedy syn Mildy, już jego zwyciężca,/ Na twarzy, oczach i na gardle siedział,/ Cudownym mieczem dotykając szyi. --- Chciałeś --- rzekł --- walki, więc masz ją, Alcisie!/ Bogi widziały, że raczéj gościny/ I dobréj z tobą żądałem przyjaźni. ---/ Czując miecz chłodny, olbrzym się potrząsnął;/ Ale, upadkiem zgruchotawszy ciało,/ Oko przebite mając ostrą strzałą,/ Która daleko zawisła mu w głowie,/ Z bolubolu --- dziś popr. pisownia: bólu. bezwładny, za gardło ciśniony,/ Nie mógł się podnieść. Próżno silną dłonią/ Witola chwytał i precz chciał odrzucić./ Witol się wężem do gardła uczepił/ I rękę wpoił pod krwawe powieki. --- Dosyć już walki! Przebacz! Dzidziawirze!/ Daruj mi życie! Przyjaciółmi bądźmy. ---/ Te słowa jęcząc gdy Alcis wymówił,/ Witol go puścił, i piérwszy, klęknąwszy,/ Jął mu krew z oka i ranę obmywać. Podniósł się Alcis; lecz wstyd od krwi gorzéj/ Oblał mu dotąd nieskalane czoło;/ Smutny przed Mildy synem się pochylił/ I rzekł: --- Tyś większy, boś ty mnie zwyciężył./ Ty jesteś Bogiem, ja tylko olbrzymem. --- Tymczasem jedném Witola skinieniem/ Zbiegły się tłumy, i nad Niemna brzegiem/ Z ogromnych dębów szałas wysławili,/ Wielkie ognisko smolne rozłożyli;/ A z zamku rogi przynieśli złocone,/ Miody, mięsiwo i kosztowne dary./ Z ziół wyciśniętym sokiem sigonota/ Olbrzyma oko na klęczkach polewał,/ I sto niewolnic nogi jego myło./ Alcis przyjazną dłoń do Mildy syna/ Wyciągnął, ścisnął, i przyrzekł na wieki/ Być z nim i za nim, nigdy przeciw niemu./ --- Teraz --- rzekł --- tyś jest piérwszy, a jam drugi./ Jam wielki ciałem i siłą, ty duszą,/ Którą Bogowie odwieczni ci dali./ Nie chcę twych darów, żądam drużby twojéj. --- Grajtas z obłoku poglądal na bitwę,/ Z rospaczyrospacz --- dziś popr. pisownia: rozpacz. świstał wichrami i burzą;/ A kiedy ujrzał, jak olbrzym upadał,/ Jak gdyby upadł zwyciężony razem,/ Jęknął i przed tron Perkuna powrócił./ Tam, milcząc, w myślach utonął głęboko./ --- Czemuż on --- dumał --- silniejszy ode mnie?/ Silniejszy niż smok, silniejszy niż olbrzym?/ Czyli mu Milda swojęswoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: swoją. siłę dała?/ Czy tajemnice dał Krewe Krewejto?/ Lecz jam duch wieczny, a on tylko człowiek ---/ Czemuż i ja go nie mogę zwyciężyć?/ Próżno się smoczą skórą obszywałem,/ Próżno niedźwiedzią szerściąszerść --- sierść. okrywałem./ Zawsze ze wstydem uciekłem pobity./ Czyli go Gulbi niewidzialny strzeże?/ Czyli płaszcz Mildy od ciosów zasłania?/ Czy, choć syn człeka, a przecię jest Bogiem? ---/ Tak myślał Grajtas, do walki nie śpieszył,/ Nie czuł sił w sobie, bo odwagę stracił. A Alcis poszedł za morze wędrować,/ I gdzieś w dalekiéj ukrył się północy,/ Kędy nikt jego nie wyrównał sławie/ I z jego siłą nie ważył się mierzyć. Spokojny Witol, ponad Niemna brzegiem,/ W krainie matki, pędził życie błogie./ Chociaż mu tysiąc zasadzek zdradliwych/ Duch niewidzialny rozścielał na drodze,/ Wszystkie orężem i mądrością swoją/ Zwyciężał lekko; z wszystkich wyszedł cały./ Jednak choć sławę jego Łajbegelda/ Széroko wszędzie rozniosła po Litwie,/ Choć z jego mieczem nikt nie śmiał się mierzyć,/ On nieraz tęskny, w przyjaciół swych tłumie,/ Niepojętego czegoś szukał wkoło;/ A sam nie wiedząc, czego mu brak było,/ Czuł jednak, iż mu czegoś brakowało,/ I myślał wówczas: --- Nie skarbów ja żądam./ Mam, ile zechcę. One mnie nie cieszą./ Zgłodniałéj duszy nie nasycę złotem,/ Ani zwycieztwy, ani sławą wielką./ Ni niewolników i licznych sług tłumem./ Ci mi się na nic do szczęścia nie zdali./ Byłem sam jeden, i sam jeden sobie/ Umiałem przecię służyć i wystarczyć./ Nie żądza sławy serce moje wzburza./ Miałem ja dosyć zwycięztwa i sławy./ Nie znajdziesz w Litwie na puszczach chrominy,/ Gdzie by me imieimie --- dziś popr. forma: imię. już nie doleciało,/ Gdzie by nie znano pieśni o Wilolu./ I czegoż żądam? czego mi brakuje? ---/ Sam nie pojmował, i myślał, że zrosły/ W wojnie i walkach, znów tęsknił za niemi. Kiedy tak tęskni i noce bezsenne/ W grodu swojego wrotach przesiaduje,/ Znów matki wezwał sercem nie ustami,/ I po raz trzeci ujrzał ją przed sobą./ Chciał mówić --- Bóstwo usta mu zawarło./ --- O synu! twojętwoję --- daw. forma B. lp, dziś popr.: twoją. wiémtwoję wiém ja tajemnicę (reg.) --- znam twoją tajemnicę. ja tajemnicę,/ Znam boleść tajną, rozumiém tęsknicę./ Tyś sam na świecie. Gorzko sercu twemu./ Za drugiém sercem wkoło się oglądasz./ Znajdziesz, Witolu, znajdziesz, czego żądasz./ Ale mi smutno: bo duchy swą władzą/ Długiego szczęścia kosztować nie dadzą!/ Rozjaśnij czoło, nie szukaj: bo samo/ Przed ciebie przyjdzie przeznaczenie twoje. ---/ Rzekła, i szatą osłoniona białą/ Zniknęła w chmurce, co na wschód leciała. Raz, kiedy słudzy spali jeszcze, rano./ Wdział Witol wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., prostą odzież włożył,/ I miecz przypasał, i łuk przypiął krzywy,/ I procę wartką zawiesił u pasa,/ A potém wyszedł, nie wiedząc, gdzie idzie./ Jesienny ranek przed zimy uśpieniem/ Lasy w rozliczne szaty ufarbował:/ Tam jakby świéżą krwią polane drzewa,/ Ówdzie jak złote liście powiewały,/ I słabe z wiatrem w powietrzu igrały;/ A wpośród lasów pożółkłych i zbladłych/ Gdzieniegdzie dąb się zielony podnosił,/ Lub sosna czarna, jodła, co gałęźmi/ Płacząc ku ziemi, los żony wężowéj/ I wieczne łzy jéj ludzióm przypomina;/ Niżéj na krzewiach głóg błyszczał czérwony,/ Dojrzałych kalin grona zrumienione,/ I jarzębiny żółtawe jagody,/ Ponad któremi wzlatywali ptacy./ Nigdzie już kwiatu. Pożółkłe rośliny/ Równo z drzewami owocem się gięły;/ Dąb, suchy żołądź otrząsając z siebie,/ Zrzucał na pastwę stadóm dzików głodnych;/ Drzewo LazdonyDrzewo Lazdony --- leszczyna; Lazdona była bóstwem opiekuńczym tego drzewa., przez chłopców odarte,/ Wysmukłe laski wznosiło do góry,/ Jakby opieki pod dębów konarem/ I bezpieczeństwa dla siebie szukało;/ Pożółkły pola; trawy pozsychały;/ Wody się mętne w koryta zebrały;/ A wiatr, choć niebo świeciło pogodą,/ Szumiał po lasach i liście otrząsał,/ I źwierza z gajów wypędzał na pole./ Sam jeden Witol szedł z myślami swemi,/ I, nie pilnując drogi, między puszczę,/ W ostęp się gęsty, kędy jesień nawet/ Jeszcze nie doszła, powoli przeciskał./ Szedł długi ranek, kiedy źródło czyste/ Na chwilę jego wędrówkę wstrzymało./ Ujrzał doń ścieżkę wijącą się z góry,/ A wpośród drzewek na górze dom biały;/ Stanął; wtém piosnkę usłyszał wesołą,/ Dobrze na Litwie dziewczętóm znajomą: Hola ptaszki! hola źwierzę!/ Chodźcie do mnie tu!/ Mój pan dzisiaj żonę bierze ---/ Trzeba służyć mu. W szaréj świcieświta (daw.) --- kurtka. ty, kwiczole,/ Siodłaj konie nam;/ Bobrbobr (dwa. reg.) --- bóbr. ma kuni szłyk na czole,/ Jemu wieźć nas dam; Zając przed końmi pobieży;/ Słowik śpiewak nasz;/ Sroka wodzem dla tancerzy;/ Wilk będzie dudarz; Niedźwiedzia ja będę prosić,/ Będzie kłóć nam drwa;/ A kruk wodę musi nosić,/ Bo grzbiet krzywy ma; Jaskółka z fartuchem białym/ Będzie miski myć;/ A ogonem wybujałym/ Wiewiórka stół trzéć; Lis, co w futrze, jak pan, chodzi,/ Może za stół wieść,/ Siąść, gdzie siądą państwo młodzi,/ Z jednéj miski jeść. Hola ptaszki! hola źwierzę!/ Chodźcie do mnie tu!/ Mój pan dzisiaj żonę bierze ---/ Trzeba służyć mu. Witol, wesołéj słuchając piosenki,/ Nie wiedział, czemu uczuł lżéj na sercu./ Głos ten, jak gdyby czarnoxięzkączarnoxięzki --- dziś popr. pisownia: czarnoksięski. władzą,/ Stęsknioną duszę powoli kołysał./ Przed nim po ścieżce szła młoda LitewkaLitewka (daw.) --- Litwinka./ Z dzbanem po wodę; za nią koni para,/ Z spuszczoną głową, wlokła się powoli;/ I trzodka owiec, becząc, po drożynie/ Za panią swoją goniła wesoło;/ I koziełkozieł --- dziś: kozioł. czarny, z brodą na piędźpiędź --- daw. miara długości, ok. 20 cm. długą,/ Poważny, swoich małżonek pilnował;/ A krówka biała dwór wiejskiéj dziewczyny,/ Z srokatym ciołkiemciołek (daw., reg.) --- cielak. idąca, kończyła./ Uroda, SielankaDziewczyna miała bieluchną koszulę,/ Trzy sznury wielkich na szyi bursztynów;/ U jéj fartucha maleńkie dzwoneczki/ Za każdym ruchem wesoło brzęczały;/ W włosach wetkniętych kilka liści ruty/ I piękne grono czerwonéj kaliny;/ Warkocz, spadając, aż do stóp dosięgał,/ Pozaplatany kwiatkami jesieni,/ Jak długa wstęga poza nią powiewał. Kiedy Witola ujrzała, stanęła,/ Chciała ociekać i do domu wrócić;/ Ale syn Mildy z łagodnym uśmiechem/ Strach jéj słodkiemi uspokoił słowy:/ --- Nie bój się, dziewczę! nie jestem AjtwarosAjtwaros, Giristis, Erajczyn (mit. litew.) --- bóstwa i duchy, które napastowały kobiety./ Ani Giristis, co kobiéty straszy,/ Ani Erajczyn, co czyha w ogrodzie./ Blizkiegoblizki --- dziś popr. pisownia: bliski. zamku ponad Niemna brzegiem/ Jestem ja panem. Chodź napoić trzodę,/ A ja ci wody naczerpać pomogę. ---/ Stanęło dziewczę, nie wiedząc, co czynić./ Czy nazad wracać, czy do źródła schodzić./ Ale Witola łagodne wejrzenie/ Uspokoiło jéj bojaźń dziewiczą./ Zeszła, ukradkiem patrzając na niego./ A on jéj dzbanem wodę lał w koryto/ I tak powoli pytania zadawał:/ --- Jak się nazywasz? o piękna dziewczyno! ---/ --- RomussaRomussa (z litew.) --- Skromna., Panie! --- Kto twoi rodzice? ---/ --- Tutaj na górze, w téj chacie, mieszkają. ---/ --- Któż jest twój ojciec i kto twoja matka? ---/ --- Ojciec jest strzelcem; był kiedyś żołnierzem,/ Ale już teraz z dzikiemi źwierzęty,/ Z sarną, zającem i wilkiem się bije. ---/ --- Tyś u nich jedna? --- O! są u nas bracia./ Jeden już nawet starszy był na wojnie,/ A młódszymłódszy --- dziś popr. pisownia: młodszy. jeszcze przy rodzicach w domu./ Ojciec go na dwór jaki kunigasa/ Chciałby już wysłać; lecz boi się stary,/ Aby pan jaki bezduszny i chciwy/ Za niewolnika sobie nie przyswoił./ Wolał go jeszcze przy sobie zostawić. ---/ --- Mogę zajść z tobą do waszego domu? ---/ --- A czemuż? Panie! Rodzice gościnnie/ Każdego w domu, czém mogą, przyjmują./ Pewnieś strudzony i odpocząć zechcesz. --- I Witol poszedł, niosąc dzban dziewczyny,/ Krętą drożyną do domku białego./ Stał on wpośród drzew i gęstéj leszczyny,/ Białemi okny do wschodu pozierał./ Za nim ogródek, w którym jesień płowa/ Łodygi tylko i chwasty wyniosłe/ W osieroconych grzędach zostawiła./ U progu matka córki wyglądała,/ A ojciec stary z synem cóś rozmawiał,/ Który kamienną łupał drwa siekierą./ --- Oto wam gościa przyprowadzam, matko! ---/ Prześcigając go, wołała Romussa. ---/ Rycerz to jakiś, bo ma miecz u boku,/ I łuk na plecach, i procę u pasa./ Znać z jego twarzy, że to pan być musi;/ A mówił, że tu ma nad Niemnem zamek. --- Matka do domu pobiegła, a ojciec/ Powstał, i siwą obnażywszy głowę,/ Gościa, dziękując za łaskę, powitał./ Weszli do chały, a Witol Kobolóm/ Naprzód u proga izby się pokłonił./ I zaraz na stół podali miód biały,/ Pieczone koźlę, sér i mléko świéże./ Witol, dla Bogów wylawszy ofiarę,/ I gospodarza z sobą jeść poprosił./ --- Słyszałem, ojcze --- rzekł --- od waszéj córki,/ Że chcecie syna oddać na dwór pański;/ Ale się tylko boicie, by potém/ Pan w niewolnika nie chciał go obrócić? ---/ --- Prawda to, Panie! --- odpowiedział stary. ---/ Ma lata słuszne, niechby szedł na wojnę./ Może by z wojny bogatszy powrócił,/ Przyniósłby może za co się ożenić./ Ale strach teraz. Nieraz człek swobodny/ Na całe życie pozostanie sługą./ Pstry dzięcioł, bardziéj pstre jest ludzkie życiePstry dzięcioł, bardziéj pstre jest ludzkie życie --- przysłowie../ Bogi nam losy złe i dobre dają;/ Lecz przeciw losu nie godzi się śpieszyć/ I naumyślnie z nieszczęściem probować. ---/ --- Czyliż --- rzekł Witol --- nie znajdziecie pana,/ któremu byście powierzyli syna? ---/ --- Jeden jest tylko. Ten siedzi spokojny,/ O wojnie więcéj nie myśli podobno. ---/ --- Któż to jest? / --- Witol./ --- Dziękuję za słowo./ Ja to nim jestem. ---/ --- Kto? ty jesteś? Panie! ---/ I starzec powstał z przestrachem od stołu;/ Ale go Witol za rękę powstrzymał./ --- Zostań tu ze mną. Chcę pomówić z wami. ---/ --- Ja bym śmiał? Panie! ---/ --- Siadaj! bądź spokojny./ Syna do dworu wezmę i obdarzę./ Będzie się za co miał za rok ożenić:/ Bo chociaż z wojną nie idę w kraj obcy,/ Umiém swym sługóm ze skarbcuze skarbcu --- dziś popr. forma D. lp: ze skarbca. nagrodzić. ---/ To mówiąc, wstawał, chciał odejść, znów siadał;/ Nie wiedział, co go w téj chacie trzymało;/ Lecz niespokojny, jakby czekał na co,/ Chciał próg przestąpić, a coś go trzymało./ Wtém ze świronkaświronek (reg.) --- spiżarnia., na misce drewnianéj,/ Piękna Romussa wyniosła orzechy;/ Pod jego wzrokiem płomieniąc się cała,/ Ledwie oddawszy, wnet nazad uciekła. Pożegnał łowcałowiec --- łowca, myśliwy. Witol i szedł daléj;/ Stanął u źródła, stał i myślał długo:/ Powoli potém na zamek powrócił./ Całą noc mu się Romussa marzyła,/ Całą noc widział, jak trzodę poiła,/ Z misą orzechów jak biegła ku niemu,/ I swój rumieniec ucieczką taiła. Ledwie przywiodła ranek biały Anssrn,/ Witol od zamku znów się puszczą gonił;/ Znowu u źródła, jak gdyby niechcący,/ Usiadł i czekał na przyjście dziewczyny./ Chwila tak zbiegła, nic nie słychać było;/ Potém się znowu ozwała piosenka: O! sama nie wiém, co się dzieje ze mną!/ W sercu mi smutno i tu oczach mi ciemno!/ Piosnkę przerywam westchnieniem!/ Uśmiech kończę łez strumieniem!/ Powiédz, kukułko,/ Powiédz, przyjaciółko,/ Co to jest? --- Może źle w chacie? --- kukułka mówiła ---/ Może cię matka za szkodę wybiła?/ Może ojciec stary gdéra?/ Lub brat tobą poniewiéra? ---/ --- O, nie, kukułko,/ Nie to, przyjaciółko,/ Nie to jest! --- --- Może ci ruta w ogródku uwiędła?/ Możeś ślubnego płótna nie doprzędła?/ Może twój luby na wojnie?/ Tobie w sercu niespokojnie? ---/ --- O, nie, kukułko,/ Nie to, przyjaciółko,/ Nie to jest! --- --- Może ci nudno? --- kukułka mówiła ---/ Może ci chata ojcowska niemiła?/ I swatów wyglądasz?/ I kochanka żądasz? ---/ --- Może, kukułko,/ Może, przyjaciółko,/ Może to! --- Kiedy ostatnie dośpiewała słowa,/ Podniosła oczy, i znowu u źródła/ Dumającego Witola ujrzała;/ I znowu uciec i wracać myślała./ Sama nie wiedząc, jak poradzić sobie./ Twarz jéj rumieńcem kaliny płonęła,/ Siała, a Witol ośmielać ją zaczął./ --- O! nie bójże się, Romusso! zejdź śmiało./ Ja i dziś trzodę napoić pomogę. ---/ Pomimo woli, w milczeniu schodziła./ Nie wiedząc sama dziewczyna, co czyni./ Potém oboje napajali trzodę,/ Nie śmiejąc mówić; tylko czasem wzrokiem/ Ku sobie strzelą, i znów spuszczą oczy./ Tak gdy się bydło, napiwszy, wróciło,/ Poszła i młoda za trzodą Romussa./ Witol, jak wczoraj, nie poszedł w gościnę,/ Ale milczący na zamek powrócił. Nazajutrz on już nie poszedł do źródła,/ Lecz we śnie widział znów piękną Romussę,/ I z jéj obrazem w głowie się obudził./ Znów więc się zerwał następnego ranka./ Wziął wiżoswiżos (z litew.) --- łapcie, buty plecione z łyka lub skóry., łuk swój przez plecy przerzucił,/ I, czarodziejskim urokiem ciągniony,/ Biegł ścieżką w puszczę do znanego źródła,/ A biegącbiegąc --- dziś popr. forma: biegnąc., w duszy tak mówił do siebie:/ --- Czy Milduwniki czarownym napojem/ Serce tam moje ciągną do dziewczyny?/ Czy jaki urok jéj wzrok na mnie rzucił,/ Żem dla niéj pokój, sny moje spokojne,/ I żądzę sławy nawet z duszy stracił? ---/ Tuk Witol myślał, biegąc ku zdrojowi,/ I usiadł przy nim. Aż znowu z daleka/ Piosnka dziewczyny nad krętą drożyną/ Temi się słowy, dźwięcząc, odezwała: Oj polecę ja daleko!/ Bo mnie serce ciągnie ztądztąd --- dziś popr. pisownia: stąd../ Tam za górą, tam za rzeką,/ Czyjeś czary duszę wleką/ W nieznajomy ziemi kąt. Oj polecę! oj porzucę!/ Niechaj płacze ojciec, brat./ Ja się tutaj próżno smucę./ I weselsza tu powrócę,/ Kiedy ze mną przyjdzie swat. Chcę ja lecieć, chcę, nie mogę ---/ Serce ciągnie, w oczach łzy,/ I już na próg stawię nogę,/ I boję się sama w drogę./ O KaunisieKaunis (mit. litew.) --- bożek miłości.! pomóż mi. Ja nie pójdę. Lepiéj mego/ Tu młodzieńca przyszlijprzyszlij --- dziś popr. forma: przyślij. nam./ Próżno czekam ja na niego./ Serce wzdycha, łzy mi biegąbiegą --- dziś popr. forma: biegną.,/ I złe myśli o nim mam. O Kaunisie! Mildo Pani!/ Zlitujcie się moim łzóm,/ Niech przyjdą swaty wysłani,/ I rodzice zastrzygani/ Poprowadzą w jego dóm! Pieśń kończąc, spójrzy --- zlękła się dziewczyna:/ Witol, u źródła siedząc zamyślony,/ Czekał już na nią. Pieśń jéj w ustach kona./ Romussa bieży i w krzaki się chowa./ Na próżno Witol łagodnie jéj wołał./ Ona, się kryjąc w leszczyny gałęziach,/ Patrzyła, cała zrumieniona wstydem,/ A wyjść nie śmiała jemu się pokazać./ Witol ją, biegąc drożyną, dogonił./ --- Czegóż się lękasz? --- rzekł --- czego? dziewczyno!/ Czyli się wstydzisz śpiewanéj piosenki? ---/ --- O! nie! mój Panie! lecz ciebie się wstydzę. ---/ Końcem fartucha twarz piękną zakryła,/ I szła powoli, patrzającpatrzając --- dziś popr. forma: patrząc. zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. oka./ Jak Witol za nią w ślad nazad powracał./ Zeszli i trzodę u źródła poili./ --- Kochasz ty kogo? --- zapytał --- dziewczyno! ---/ --- Ojca, i matkę, i siostry, i braci. ---/ --- A więcéj? ---/ --- Więcéj? --- więcéj już nikogo./ --- Czyli do ciebie słano kiedy w swaty? ---/ --- Jeszcze ni razu. Jestem taka młoda!/ --- A chceszże, żebym przysłał ich? Romusso! ---/ Ona spójrzała, dzbanek się potoczył,/ I nic nie mówiąc, do chaty uciekła;/ A trzoda, rycząc, biegła za nią śladem;/ A Witol, milcząc, do domu powrócił. Nazajutrz przez las, przez gęstą dąbrowę./ Jechali swaty do leśnika chaty,/ Ale bogato przybrani i strojno,/ Na pięknych koniach. Za nimi szły wozy./ Wieźli dla ojca i dla przyszłéj żony/ Bogate dary i piękne ubiory./ Witol ich posłał. Stanęli przed domom./ Szedł ojciec ku nim i oczóm nie wierzył. --- Witol nas, Pan nasz, do ciebie przysyła,/ On twoją córkę, Romussę, pokochał./ Prosi was, ojcze i matko dziewczyny,/ Żebyście mu ją za żonę oddali. ---/ Siany rodzice słuchali, milczeli./ Pobiegli bracia Romussy się pytać./ Ona się skryła gdzieś w głębi świronka,/ I jedném okiem płakała po domu,/ A drugiém szczęściu przyszłemu się śmiała./ --- Wielkie to szczęście --- ojciec odpowiedział ---/ OświadczynyWielkie to szczęście; lecz, panowie swaty,/ Może kunigas z ubogiego szydzi? ---/ --- Nie --- rzekł najstarszy smerda Witolowy. ---/ Na dowód chęci dary wam przysyła./ Dobrem je sercem przyjmijcie od niego./ Jutro wóz zajdzie, jutro keleweże/ Górkę na zamek u Niemna powiezie,/ I zięć wam za nią, jak chcecie, zapłaci. --- Ojciec i matka w zadumieniu stali,/ Jakby im szczęście tak wielkie się śniło./ Już Witolowe swaty odjechali,/ A oni jeszcze do siebie nie przyszli;/ Lecz gdy zaczęto podarki wyjmować,/ I drogie szaty, i sznury bursztynu,/ Złote łańcuchy, i szuby bogate./ Oni, jak cudze, ostrożnie wznosili,/ I jak na cudze, dziwiąc się, patrzali./ Dzień przeszedł w ciągiem zdumieniu i gwarze./ Romussa ciągle w świronku płakała./ Nadeszło jutro --- drużki pieśni smutne/ Nócićnócić --- dziś popr. pisownia: nucić. jéj, czesząc długi włos, zaczęły: O mój ojcze drogi!/ Moja matko miła!/ Kto będzie mył nogi,/ Które córka myła? Kto łoże uściele?/ Zgotuje wieczerzę?/ Córkę obcy bierze,/ Wiezie za mil wiele. O ogniu domowy!/ Kto ciebie rozpali?/ Swaty przyjechali/ Z ślubnemi namowy. Kury! kury moje!/ Kto wam ziarna rzuci,/ Kiedy wasza pani/ Do was już nie wróci? Krówko moja biała!/ Kto ciebie napoi?/ Ty będziesz ryczała./ Nié ma pani twojéj! Gdy tak śpiewali, na wozie złocistym,/ Strojny bogato, wjechał na podwórek/ Smerda Witola, jego keleweże./ A w wozie białych czétry konie było./ Ledwie woźnica utrzymał je w ręku./ Kiedy Romussę wsadziły dziewczęta,/ I wóz, i konie, ruszyły z łoskotem,/ Mignęły tylko i znikły wśród lasu./ Ledwie przez chwilę słychać turkot było./ Po chwili wszystko dokoła ucichło./ Rodzice, stojąc na progu, płakali;/ A jedno drugie cieszyło jéj losem./ Tymczasem leciał piorunem woźnica./ Już do granicy zbliżał się Witola,/ Ku niemu rycerz wyjechał na koniu,/ W ręku miał żagiew, w drugiém kubek miodu. / Trzykroć wóz z ogniem obleciał dokoła,/ Dał narzeczonéj miodu pokosztować,/ I znikł z pochodnią na drodze zamkowéj./ Jadą; aż wreściewreście --- dziś popr. pisownia: wreszcie. na drogi zawróciezawrót --- zakręt.,/ Gdzie las rozrzedniał, pole się rozlega,/ Ujrzeli zamek, który światłem błyska,/ I bucha kłęby czarnemi z dymników,/ I gwarem z dala weselnym już gada;/ Odbity jeszcze w Niemnowéj odnodze,/ Dwakroć się dziwniéj Romussie zaświecił;/ I hałas dwakroć zdawał jéj się sroższy./ Aż strach jéj serce dziewicze ucisnął,/ I łzy się z oczu puściły gorące,/ I, jakby domu i swoich żal było,/ Głowę ku swojéj obróciła stronie,/ Za rodzicami wzdychając Romussa. Pod kopytami zatętnił podwórzec./ Zniknął woźnica. Dziewczynę porwali,/ Wiedli do pięknéj zamkowéj komnaty./ Kędy się wielkie paliło ognisko./ Swalgoniswalgon --- kapłan obrzędów weselnych. w bieli, nócącnócić --- dziś popr. pisownia: nucić. pieśń weselną,/ Kobiéty, starce i tłum wielki ludu,/ Ściśnieni w głębi, ciekawie patrzali./ Witol za stołem pokrytym obrusem/ Siedział milczący. Romussę wiedziono,/ I na kobierzec, na szyte wezgłowie,/ Na postrzyżyny drużki posadziły./ Zdjęto ruciany wianek jéj dziewiczy,/ I na ramiona spłynęły warkocze,/ A zpodzpod --- dziś popr. pisownia: spod. rzęs czarnych białe łzy upadły./ Drużki już smutną pieśń znowu nóciłynócić --- dziś popr. pisownia: nucić.: Biedna, biedna dziewczyno!/ Gdzie jest wianek twój?/ Żegnałaś się z rodziną!/ Z oczu twoich łzy płyną!/ Nie wrócisz już do domu!/ Ni pocieszać cię komu!/ Teraz tutaj dom twój! Biedna! Lepiéj ci było/ W chacie z matką żyć./ Wszystko cię porzuciło./ Co było, jak nie było./ Teraz idziesz to niewolę,/ Zaczynasz ciężką dolę,/ Bo z mężem będziesz żyć! O Romusso! płacz łzami!/ Jest czego łzy lać./ Za twemi rodzicami,/ Swobodą, wspomnieniami,/ I za braćmi drogiemi,/ I za Bogi twojemi,/ Mąż ci łez nie da lać! Potém podeszli rodzice przybrani/ I przez obrączkę włosów nadpalili./ Składaną Bogóm ofiarę zbierali. / Miód i pieniądze na progu rzucili. / I znowu pieśni nócili. A Witol/ Siedział za stołem, i na narzeczoną/ Patrzał wpół smutku, wpół nadziei okiem./ Wiedli ją potém około ogniska,/ I, zawiązawszy oczy, od drzwi do drzwi/ Chodząc, u progów zboże i pieniądze/ Starzy swalgoni, śpiewając, sypali./ Potém najstarszy z weselnych kapłanów,/ Róg miodu wziąwszy, połączył ich ręce;/ A pijąc, do nich wołał: --- Niech wam Bogi/ Szczęście, dostatek dadzą, i potomstwo,/ I długie lata w miłości i zgodzie! --- Od izby drugiéj rozwarto podwoje./ Tam na cisowym zgotowano stole/ Ucztę weselną. Już starzy rodzice/ Na młodą parę za stołem czekali./ Wśród pieśni tłum się do izby przeciskał./ Zasiedli młodzi; uderzono w rogi;/ Piszczałki, trąby z śpiewem się ozwały;/ A taneczników postrojonych koło/ Wesołym skokiem okrążyło stoły. Witol, przy pięknéj usiadłszy Romussie,/ Choć czoło jasne, oblicze spokojne,/ Chociaż miał szczęściem rozjaśnione oczy, / Wspomniał w téj chwili na zemstę Perkuna,/ I mimowolnie czoło zaszło chmurą,/ A oręż smutnie zabrzęczał u boku. Grajtas się patrzał zwieszony nad gmachem,/ Grajtas, co zemstą i gniewem oddychał. Szumiała daléj weselna biesiada;/ Krążyły rogi; pieśń ucztę stroiła,/ Jak skroń dziewczyny stroi ruty wianek:/ Starzy swalgoni długie szczęścia lata/ Wróżyli wnukóm ich wnuków przez wieki;/ A Grajtas leciał pod stopy Perkuna,/ Jęknął boleśnie, aż go pan usłyszał./ --- Co ci jest? duchu! ---/ --- Spójrz, ojcze, na ziemię/ Spójrz, ojcze, tylko! --- nie będziesz mnie pytać./ Synowi Mildy zemstę poprzysiągłeś,/ Mnie z nią zesłałeś słabego na ziemię./ Twoja się zemsta o niego rozbiła,/ Jak kropla wody o skalę odwieczną./ Milda mu dała silę niepożytą,/ Kapłani mądrość, odwagę nadludzką./ Ja go nie mogę zwyciężyć, o panie!/ A on na ziemi z twéj się zemsty śmieje./ Czemuż nie spuścisz na niego piorunu?/ Ty grozisz tylko, a on się weseli;/ Ty ducha za nim wysyłasz z swą zemstą,/ On ślubowiny ponad Niemna brzegiem,/ Ucztę wesołą, spokojnie obchodzi./ Wszędziem go ścigał, nigdziem nie zwyciężył./ I twój posłaniec pohańbione czoło/ Nieraz milczący ukrył w czarnéj chmurze./ Mamże się poddać, przyznać mu zwycięztwo?/ Daszże ty, ojcze, tak mu szydzić z siebie?/ Ludzie powiedzą: --- Perkun się zestarzał,/ Nie umie nawet i pioruna rzucić. ---/ I lud odejdzie od twoich ołtarzy,/ Innego Boga będzie sobie szukać./ Ojcze! dlaczego, przysiągłszy na zemstę,/ Jednemu człeku dajesz szydzić z siebie?/ Tyś go swym palcem na zgubę naznaczył;/ Bogi i duchy siły mu dodały ---/ Twój wyrok poszedł, jak dziecięce słowo,/ Jak wiater, co się po wierzchołkach lasu,/ Nie śmiejąc ruszyć gałęzi, kołysze./ Ojcze! pozwolisz, aby ród przeklęty/ Z niego na twojéj ziemi się rozmnożył?/ Czy nie masz więcéj piorunu w twém ręku?/ Lepszego, niż ja, twojéj zemsty posła? --- Mówił, a lice Perkuna pałało,/ I oczy jego, jak zarzewie krwawe,/ Coraz błyszczały pod chmurną powieką;/ Mówił, a ręka Boga się wznosiła/ I drżała długo, aż z niéj piorun błysnął./ Warpelis łoskot po niebach roztoczył,/ A w błyskawicy ponad Niemna brzegiem/ Zajaśniał zamek Witoia płomieniem:/ Bo piorun upadł w nowożeńców parę,/ I, świętym gmachy objąwszy pożarem,/ Weselną ucztę w stos śmiertelny zmienił. Piorun, co upadł na Witola głowę,/ Odbił się w sercu nieszczęśliwéj matki./ Ona nieszczęście uczuła z daleka,/ Zadrżała, okiem powiodła przed siebie,/ I, rozpuściwszy wonnéj szaty skrzydła,/ Leciała ponad syna swego zamek./ Płonął on, żółtym płomieniem objęty./ Dusza Witola na Jodziowym cieniu/ Leciała na wschód, do ojców krainy./ Z mieczem Krewejty i głową zwieszoną./ Smutny, na zgliszcza zamczyska patrzając,/ Powoli mléczną odjeżdżał już drogą./ Spójrzała matka, zalała się łzami,/ I szatą mglistą cień syna owiała;/ Mówić nie mogąc, łkała i płakała./ Tęsknota--- Ty jedziesz, synu, z ojcem się połączyć./ Czemuż ja z tobą polecieć nie mogę/ Do wschodniéj ziemi, ojców waszych kraju?! ---/ --- O matko! --- rzekł duch --- dawniéj ku wschodowi,/ Jakby ku szczęściu, poglądałem chciwie;/ Teraz powoli jadę, patrzę w ziemię,/ Bom cóś drogiego na ziemi zostawił. ---/ --- Żal tobie świata? nie płacz gonie płacz go --- dziś raczej: nie płacz po nim, nie żałuj go., mój synu!/ Żal skarbów lobie? tam ich nie potrzeba./ Żal może sławy? pójdzie ona z tobą. ---/ --- O matko! nie żal mi świata i życia,/ Nie żal mi skarbów --- ja ich nie kochałem,/ Nie żal mi sławy --- sława idzie z duchem,/ Lecz żal mi młodéj narzeczonéj mojéj,/ Która tam za mną srébrne łzy wylewa/ I w dzień wesela z popiołem się żeni;/ Żal mi: bom życia nie dożył swojego,/ Bo się u Niemna serce pozostało,/ Co mnie w tył, nawet od ojców krainy,/ Ciągnie do żony, która po mnie płacze. --- Matka, słuchając mowy téj, dumała;/ Potém mu rzekła: --- Zaczekaj w tym gaju./ Nim się trzy razy słońce do kąpieli/ Spuści, i wyjdzie obmyte i świéże,/ Ja wrócę tutaj. Na Dungus polecę./ Zapytam Pramżu o wyrok kamienny,/ I u Perkuna może co wybłagam. ---/ Rzekła, uściskiem pożegnała syna,/ I znów ku nieba Milda poleciała;/ A cień Witola u ojca mogiły/ Trzy dni i nocy na Jodziu się błąkał./ Na próżno czekał i jęczał na próżno:/ Bo dnia piérwszego nie wróciła matka,/ I dnia drugiego nie widać jéj było,/ I trzeci dzień się kłonił do wieczora,/ I wieczór przyszedł, zeszło z paszy bydło./ Niebo już coraz ciemniało i zachodu,/ A jeszcze matki z Dungusu nie było./ Na próżno Witol wyglądał po niebie ---/ Nic nie mignęło, nikł nie przelatywał./ Nareścienareście --- dziś popr. pisownia: nareszcie. Aussra czwarty dzień już wiodła,/ Kiedy cień biały zsunął się ku niemu/ I Milda ręce otwarła do syna. --- Pramżu przeczytał odwieczne wyroki,/ Na starym w Dungus wyryte kamieniu./ Ty życia swego pod inną postacią/ Możesz tu dożyć, nim na wschód powrócisz./ Twoja Romussa dla ciebie orlicą/ Resztę żywota dopędzić wzleciała./ Ty za nią orłem polecisz, mój synu!/ A kiedy łowiec orlicę zastrzeli,/ Albo na gnieździe od starości skona,/ Ty wolny skrzydła orle tu otrząśniesz/ I wrócisz wówczas do ojców krainy. --- Jeszcze mówła, już się duch Witola/ Orlemi skrzydły uniósł w nowe życie;/ A przeciw niemu leciała orlica,/ Krzykiem wesołym Witola wołając./ Spójrzała matka, ale za chmurami/ Nie było widać nic, tylko z daleka/ Krzyk ją milośnéj pary dolatywał. Płynęły lata szczęścia, jak godziny./ Witol z Romussą, skrzydłami białemi/ Pod chmury razem wznosząc się swobodnie,/ Lecieli, coraz nowe kraje, światy,/ Oglądać z góry./ Siedém mórz minęli,/ Na siódméj ziemi na chwilę spoczęli,/ I słali gniazdo na wyniosłéj skale. Ale na obcym niemiło im brzegu./ Nie ta już ziemia, którą ukochali,/ I nie to sionce, które Litwie świeci./ Tęskno za puszczą obu nadniemnową./ Podnieśli skrzydła i na wschód wędrują./ Sześć mórz mijają, siódme białe morze,/ I brzeg znajomy, i litewską mowę/ Słyszą pod sobą. Usiedli na dębie,/ Skrzydła spuścili, pozwieszali głowy. Ale niedługo i tu pozostali./ Orłu piersiami chce się próćpróć --- dziś popr. pisownia: pruć. powietrze,/ Orzeł chce nowych krajów, nowych światów./ Wierna orlica orła nie porzuci./ I lecą jeszcze na wschód, ojców kraju/ Szukać, i mogił zapomnianych dziadów,/ Które nad drugiém morzem się podnoszą. A tam znów tęskno za Litwą kochaną./ To się wracają i na zachód płyną,/ i posiadali nad Niemnowym brzegiem. Tak wieki płyną, wydając się chwilą;/ Lata migają, jak piorunów błyski./ Oni dziś w gnieździe na litewskiéj ziemi,/ Jutro daleko w cudzy kraj wędrują,/ I lecą jeszcze i wracają znowu./ Aż orle pióra od słońca zbielały./ Szpony osłabły i piersi mu wyschły./ I począł tęsknić za duchów krainą,/ Kędy go czekał ojciec i dziadowie./ Roztoczył skrzydła, chciał lecieć --- Romussa/ Jękliwym głosem Witola wstrzymała./ --- Dokąd? mój luby! ---/ --- Czas do ojców ziemi. ---/ I tęskno z Litwy, i tęskno za niemi;/ Tęskno: bo cóż się po mnie pozostanie?/ Gniazdo na dębie, w gruzach gród mój stary,/ Pamięć zagasła i piosnka u ludu! ---/ --- I dziécię --- cicho Romussa mu powié. ---/ Spójrzyj --- to syn twój. --- Roztoczyła skrzydła ---/ Rozbite jaje na gnieździe leżało;/ W niém dziécię białe, jak w kolebce, spało./ Witol nań oczy spoglądał orlemi,/ I czuł, że nie tak żal mu było ziemi./ Ale na czyjąż zda dziécię opiekę?/ Myślał, i siwe roztoczywszy skrzydła,/ Wzbił się w powietrze, nad puszcze poleciał./ A matka siedzi i tuli piersiami/ Dziécię kochane, i ojca wygląda/ Dzień jeden, dwa dni; głosem go przyzywa;/ Strach ją przejmuje; coraz częściéj woła./ Wabi Witola; ale puszcza głucha/ Szumem jéj tylko dzikim odpowiada;/ I nic nie słychać, nic widać nikogo. CudSiedém dni mija, słychać tententtentent --- dziś popr. pisownia: tętent. w lesie ---/ Stu jeźdźców zbrojnych przez gościniec jedzie,/ A stary orzeł przed niemi ich wiedzie./ Stali u drzewa i patrzą do góry./ Orzeł swe gniazdo ścisnął w silne szpony/ I z dzieckiem razem u stóp wodza złożył./ Spójrzeli, krzykną zdziwieni rycerze./ Śpi dziécię w gnieździe pod orłów skrzydłami./ Kunigas Witen do niego się zbliża,/ Patrzy na cudo, i orla siwego,/ Jak Bóstwo, wita, uderzywszy czołem./ Ptak głos radośny ostatni wydaje,/ Wzleciał, nie ptakiem --- rycerz to na koniu/ Złotemi skrzydły pędzi wschodnią drogą;/ Z gwiazdą na czole i gwiazdą na piersi,/ Z białym na ręku sokołem, z ogary,/ Na Anafielas odważny się wspina./ Za nim tuż tęskny duch orlicy leci;/ Spogląda na wschód, to na dziécię swoje,/ To znów na niego, dzieląc się na dwoje./ Znikli. A chłopię w gnieździe się obudzi,/ Z strachem pogląda na stojących ludzi,/ Wyciąga ręce za matką orlicą./ Witen do piersi przytula je swojéj./ --- Boski dar --- rzecze --- radośnie przyjmuję./ Niechaj na Bogów służbę się wychowa./ W gnieździć znalezion, gniazdo da mu imieimie --- dziś popr. forma: imię../ LizdajkonLizdajkon --- litew. lizdas: gniazdo; patrz w Stryjkowskim podaniu o przodku Radziwiłłów Lezdejce, albo właściwiéj Lizdajkonie. będziesz zwał się, orli synu!