Zygmunt Krasiński Psalm miłości Choćbym mówił językami ludzkimi i anielskimi, a miłości bym nie miał, stałem się jako miedź brząkająca albo cymbał brzmiący. Choćbym miał proroctwo i wiedziałbym wszystkie tajemnice i wszelką umiejętność i choćbym miał wszystką wiarę, tak, żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, nicem nie jest. Św. Paweł, List do Koryntian, rozdz. XIII, 1–2 Przeciw piekłu podnieść kord! Bić szatanów czarny ród! Rozciąć szablą krwawy knut Barbarzyńskich w świecie hord! Lecz nie nęcić polski Lud, By niósł Szlachcie polskiej mord! Marne wrzaski — próżne mowy — Z krwi i z błota stary świat! My do innych idziem lat, Promień z Niebios spadł już nowy! Gdy z kolebki duch się budzi, Niemowlęctwem wolnych ludzi Gilotyna i grabieże! Dzieciom luby wściekły gniew! I w wylaną, bratnią krew Wierzą, ciemne, w ślepej wierze! Nie wolności dotąd człowiek, To wolności wstało zwierzę! Lecz czas łuskom odpaść z powiek — Czas już przejrzeć Boga wolę! Czas anielski podjąć trud, Czas odrzucić wszelki brud, I tym samym znieść niewolę! — Nie jest czynem — rzeź dziecinna! Nie jest czynem — wyniszczenie! Jedna prawda boska, czynna, To przez miłość przemienienie! Jeden tylko, jeden cud: Z Szlachtą polską — polski Lud, Jak dwa chóry — jedno pienie! — Wszystko inne — złudą złud! Wszystko inne — plamą plam! I Ojczyzna tylko tam! — Jeden tylko, jeden cud: Z Szlachtą polską — polski Lud. Dusza żywa z żywym ciałem Zespojone świętym szałem; Z tego ślubu jeden Duch, Wielki naród polski sam, Jedna wola, jeden ruch, O! zbawienie tylko — tam! — Kto chce iskier z czarta kuźni, By przepalić czarta moc, Ten świat w gorszą wpycha noc, Ten mądrości wiecznej bluźni. — Choćby nie był Moskal rodem, Ten Moskalem stał się z ducha, Ten mongolskich natchnień słucha — Moskwa-piekło mu narodem. — Szata Polski nieskalana, Przenajczystsza i świetlana — Jak niewinność trudu trudów, Jako odkup wszystkich Ludów Dotąd w Polski grobie leży! — Ten, kto wzniesie pierwszy rękę, By śnieg zetrzeć z tej odzieży, Kto przemieni w zbrodnią — mękę, Kto przekuje w nóż kajdany, A nie w szablę — ten przeklęty! — Tego straszna gna pokusa — Ni mu rozwój światów znany — Ni objawion mu Duch Święty, Ni pamiętan duch Chrystusa! — On bez myśli, on bez serca — W Boga skarbcach nic nie kupi — On nieszczęsny i on głupi, Jak kat każden i morderca! Gdy zstępują w świat geniusze, Innym sprawę wiodą torem! Nikt przez mordy i katusze Nie był wieków Dyktatorem! Raczej żyją niebezpiecznie, Raczej w końcu giną sami, Lecz zwycięstwo ich trwa wiecznie — A z nich żaden się nie splami Terroryzmem — by do szaty Purpurowej brał szkarłaty Z braci swoich zżętej głowy — — Ani Cezar stary w Rzymie! Ani Francji Cezar nowy! Każde krwawe w dziejach imię, Ach! nosiła mierna dusza! Słaby tylko rzeź wybiera: Czy mu imię jest — Mariusza, Czy mu imię — Robespierra! W poświęcenia świętej dumie Poprowadzi Lud do bitwy, Kto prowadzić Lud ten umie: Szlachta Polski — Rusi — Litwy! Pierśże czyja kwitnie w blizny? Kto się palił wciąż ofiarą Na ołtarzach tej Ojczyzny? Kto nad Ludu błędną marą, Nad przepaścią ciemną jeszcze, Skrzył się cały w żary wieszcze? Kto sam z władz swych się rozbierał, Narodowi pootwierał Przyszłe, wielkie bytu niwy? Ani kupcy — ni Żydowie — Ani mieszczan też synowie — Lecz ród szlachty nieszczęśliwy! — Ród, co nie znał z wrogiem miru, Żniwem trupim ścinan w boju, Lub zapędzan do Sybiru — Oni tylko — dotąd oni, Z Polską w sercu — z mieczem w dłoni — Dniem i nocą bez pokoju! Któż zachwycon zdarzeń ściekiem, Nie popełnił nigdy winy? Chyba jeden — ten Jedyny, Co był Bogiem a Człowiekiem! Jakiż naród — jakiż stan — Wiekże jaki z czystym czołem Krzyknąć może: «Jam Aniołem! Jam nie zadał drugim ran!» Lecz się grzechy mazać winny, Gdy z grzesznika człowiek inny Wylatuje śród cierpienia — Tak jak Feniks, co się zmienia — Nieśmiertelny — śród płomienia! A wyleciał ptak ten nowy, Syn zbudzonych z snu rozbiorem! Ani zasnął ojców wzorem! Zjeżył skrzydła — ścisnął szpony — I w powietrzu gryzł korony, Berła, miecze i okowy, Które trzyma ptak dwugłowy! Wszędzie, wszędzie na planecie Braci moich ryty ślad! Wy go słówmi nie zmażecie, Bo tchnie w dziejach Boży ład! Ich za Polskę — ścigał świat, Ich za Polskę — męczył kat — Nie od wczoraj — od lat wiela Pierś im palił skwarny brzeg — Lub krył oczy wygnań śnieg I więziła Cytadela! Na alpejskich skał wyżynie, Po śródziemnych fal błękicie, Na italskim Apeninie, Na hiszpańskich Sierrów szczycie, Na germańskich niw równinie, Po moskiewskich wszystkich lodach, Na francuskim każdym polu, Po wszech ziemiach — po wszech wodach, Sieli przyszłej Polski siew Boże ziarna — własną krew — — I wy syny tego bólu! — Tam Lud święty, Szlachta święta Nie kto inny — prowadziła! — A ją natchnień wiodła siła; Bez niej dzisiaj wam by pęta Ducha żarły, a nie ciało — Bo Lud martwy sam — to mało — Ogrom leży, a bez czucia — Jeszcze trzeba iskry z nieba, A nie z ziemi do rozkucia Marzącego w śnie olbrzyma — I bez Szlachty — Ludu nié ma! Z życiem wiernie przechowanem Ona stoi na mogile, W której zmartwychwstańców tyle! — Ona Ludu dziś kapłanem! Dzierży w ręku moc ofiary — Gróźb nie lęka się ni kary — Bo zdeptała świat wasz stary, Świat zawiści — mordu — ciemna — W którym tylko moc ujemna. Wie się ona przeznaczoną Do noszenia tu korony! Lecz jedyną tu koroną Wylać Ducha na miliony! Ciałom wszystkim rozdać chleba — Duszom wszystkim — myśli z nieba! Nic nie spychać nigdy w dół, Lecz do coraz wyższych kół Iść przez drugich podnoszenie — Tak Bóg czyni we wszechświecie! Bo cel światów — szlachetnienie! Wy, co wyższe zniżać chcecie, Patrzcie! patrzcie! — Od kamienia Jak stopniami Pan przemienia Duchy stworzeń. — Zrazu senny Wszczątek życia, aż powoli Wydobędzie się z niewoli, — Walka trudna i trud boli — Lecz podnosi się kształt zmienny — Wreszcie przywian Duch z daleka Wdziewa na się pierś człowieka. — Głaz, kwiat, zwierzę śniły z cicha — On ku niebu pnie już głowę — Do Aniołów pieśnią wzdycha Między gwiazdy eterowe! Wszystko, wszystko, wiecznie, wszędzie Rwie się w górę z Bożej myśli! Z wiecznym Bogiem ten nie będzie, Kto inaczej świat swój kryśli! Kto nie zszlachcić naród cały, Lecz chce szlachtę zedrzeć z chwały — Może chwilkę w gruzach siędzie, Braci schłopi lub obali — Lecz nie wzniesie Ludu daléj. — Bo wszechświata prawom wbrew Sennych zbudzi nie na ludzi — Zbudzi sennych na zwierzęta! — Miasto świateł wielkiej burzy Ujrzy ziemskiej dno kałuży I w niej polską, spiekłą krew! — To nie polskie będą święta! * Powiedz orle! orle mój! Białoskrzydlny, niezmazany, Skąd tych czarnych myśli rój? One rosną — gdzie kajdany! Ach! niewola sączy jad, Co rozkłada Duchów skład! Niczym Sybir — niczym knuty I cielesnych tortur król! Lecz narodu duch otruty — To dopiero bólów ból! — Wiecznie stoi Przywłaszczyciel Przed wszystkich oczyma! — Tym, że stoi, już kusiciel: — Chyba Boga nié ma! — Sprosnościami hydnej dumy Pomięszał rozumy! Rozwiązuje sam sumienia, Przez ogrom cierpienia! Sieje kłamstwo i ciemnotę, Zmieni zbrodnią — w cnotę! Bohatyrów on przekaci Na trupach ich braci! On przyuczy dzieci małe Wierzyć w mord jak w chwałę! Wezmą sztylet mdłe panienki, Jak różę do ręki! Powie siostra: «Bracie, weź, Bo zbawieniem rzeź!!» Oszaleją, jego szałem Rozwściekną — wścieklizną! Jak on będą — piekłem całem, Nie niebem, ojczyzną! — Precz tym złudom, o ma Święta! Złej godziny to są mary! Ty zostaniesz niedotknięta! Ty nie zbędziesz dawnej wiary, Że ten tylko więzy przetnie, Kto namaszczon cnoty znakiem; Że na ziemi być Polakiem To żyć bosko i szlachetnie! Niechaj szepczą jezuity, Niechaj wrzeszczą demagogi, Że cel wielki a ukryty Odwszetecznia podłe drogi — Że przypadków idąc kołem, Wolno w bagna zajść szatana! Potem dusza w nich skąpana Znów odnajdzie się aniołem — Że się zmaże hańby kartę! Że królestwo Boże z czarta — Że wszechdobro — złego warte, Że wszechmiłość — zbrodni warta! Precz tym złudom, o ma Święta! A otacza cię ich wiele — Wszystkie świata chcą zwierzęta W zwierzę zmienić cię, Aniele! U stóp świętych twej Golgoty Wszystkie złości zgromadzone! Wszystkie fałsze i ciemnoty — Wszystkie czarne wieku Duchy! Ci z nożami — ci z łańcuchy — A chcą wszystkie mąk koronę Zwiać ci z czoła w piekieł stronę — Byś zmartwychwstań wielkim czynem Nie zabłysła Serafinem! — By krwi twojej i łez strugi Nie mieszkały w przyszłym niebie! By się na nic nie przydało Chrystusowe w tobie ciało, Umęczone po raz drugi! By z najdroższej Panu — z ciebie, Pozostała w dziejach świata Jakaś brudna tylko szata — By ty znikła — ty, zbawczyni, Córko Boża, ty — daremno — I w sławiańskich niw pustyni Już na wieki było ciemno! — Jakież straszne ich postaci, Tych kuszących bezbożników! Tysiącami wściekłych ryków Proszą ciebie o mord braci! Inni każą w imię Cara Wierzyć tobie — żeś ty mara! Kościotrupie u nich lice — Boże! Boże! — to upiory Z smętarzowej wyszłe nory! — W oczach żądła — nie zrzenice — Pod żebrami serca nié ma — W miejscu serca wąż się zżyma I wyłażą z piersi gady, Wszystkie hańby — wszystkie zdrady — Obrzydliwym gnąc się ruchem, Każda wije się łańcuchem, Z drugą wiąże się w przestrzeni! Już się coraz bardziej zbliża Tłum plugawy ten do ciebie! Łańcuchami żmij złączeni, Do twojego idą krzyża, Co na wzgórzu, w czystym niebie. Już stanęli — wznoszą głowę — Plwają śliny swe nieczyste Na twe ciało promieniste, Zarzucają z wężów wieńce Na przebite twoje ręce, Na twe stopy marmurowe! Oni ciebie by rozdarli, Ciebie przyszłą — ci z przeszłości — Ciebie żywą — ci umarli, Co nie wejdą do twych włości! — * Polsko moja! Polsko święta! Nad zwycięstwa stoisz progiem; Kres to męki twój ostatni! Niechaj tylko uwydatni, Żeś wszechzłego wiecznym wrogiem! Potem prysną śmierci pęta I ty będziesz wniebowzięta, Bo aż w śmierci byłaś z Bogiem! Gdy ostatnia chwila Zgon w życie przesila, Najsroższy bój! Szloch zwątpień — jęk skargi Jęczą mrące wargi — O! Boże mój! — W męczeńskiej twej sile Pokonaj tę chwilę, Ten zwycięż ból — A wstaniesz na nowo, A wstaniesz Królową Sławiańskich pól! — Moskiewskie mamidła Obietnice, sidła Nie zwodzą już! Dziesięć Ludów czeka Na myśl — lub człowieka — Myśl twoja — tuż! — Nie zsamobójczona, Z własną krwią u łona, Przed Bogiem stań! By wziął cię z kolei W poczet swych idei, Tych świata pań! — Dziś wschodni ląd Dwóch bójką wiar — — Ty i Car. — Car, życia trąd — Ty, życia prąd, Ty, życia dar! Niech miłośnie Jak ku wiośnie W twą patrzą twarz! Bądź mistrzynią, Co krzywości Świata prości; Przewodczynią Wszechmiłości! Grzech wszelki maż — Łzę wszelką susz — Depcz ziemski szał — Rządź światem dusz, Gardź państwem ciał. — Nieś dech Pana, Nieskalana Żadnym kałem! Ludy z trzody Stwórz w narody: Stań nad niemi Ich na ziemi Ideałem! Przeciw piekłu podnieść kord! Bić szatanów czarny ród! Rozciąć szablą krwawą knut Barbarzyńskich w świecie hord! Lecz nie nęcić polski Lud, By niósł Szlachcie polskiej mord! Jedno tylko, ach! zbawienie, Jeden tylko — jeden cud: Z szlachtą polską — polski Lud, Jak dwa chóry — jedno pienie! — Hajdamackie rzućcie noże I oszczerstwa, i bluźnierstwa! By Carycy w grobie kości Nie skleiły się z radości, Trup nie parsknął w śmiech szyderstwa! Hajdamackie rzućcie noże, By nie klęły na was wieki, Że cel wieków — znów daleki! Żeście w dumie — żeście w szale Przewrócili losów szale I rozbili się na skale, Kędy wiecznie się wyrodni Rozbić muszą — bo na zbrodni! — Hajdamackie rzućcie noże, Jeśli w głębi serca wiecie, Że w planety tego dzieje Pan wciąż z niebios myśl swą sieje. — Nie przypadek rządzi w świecie — Nikt nie stawia gmachu z błota I najwyższy rozum — cnota! — Hajdamackie rzućcie noże! Bo gdy miną fale godzin, Co nas dzielą od odrodzin, Będzie Polska zmartwychwstała Wszystkich zbójców przeklinała! — Tamci lepsi — i mniej śmieli, Skradli ziemię — czci nie tknęli, Sławy wieków nie zatarli! Niech głos Ludów to opowie! My jaśnieli, choć umarli, Jako jaśnią aniołowie! Hajdamackie rzućcie noże! A gdy zagrzmi — o żniw porze, Wtedy naprzód — w imię Boże! Bierzcie szable — sierpy — kosy — Dać żniwiarzom wszystkim grunt — Rozpłomienić święty bunt. Lecieć będą, lecieć kłosy, Ziemię zbroczy gęsty wróg, Twierdz i więzień prysną mury — Duchem zatlon, ogrom zgorze Jak suchego siana stóg! A patrzący wiecznie z góry Nie odwróci twarzy Bóg! ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/krasinski-poezje-psalmy-przyszlosci-psalm-milosci/. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Zygmunt Krasiński, Poezje Zygmunta Krasińskiego, Biblioteka pisarze polskich, t. 3, Lipsk 1873. Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Uniwersytecką w Toruniu z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów Biblioteki. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Aleksandra Kopeć-Gryz, Aleksandra Sekuła.