Juliusz Słowacki Kordian Część pierwsza trylogii Spisek koronacyjny ISBN 978-83-288-2856-8 Więc będę śpiewał i dążył do kresu; Ożywię ogień, jeśli jest w iskierce. Tak Egipcjanin w liście z aloesu Obwija zwiędłe umarłego serce; Na liściu pisze zmartwychwstania słowa; Chociaż w tym liściu serce nie ożyje, Lecz od zepsucia wiecznie się zachowa, W proch nie rozsypie… Godzina wybije, Kiedy myśl słowa tajemną odgadnie, Wtenczas odpowiedź będzie w sercu — na dnie. Juliusza Słowackiego — Lambro PRZYGOTOWANIE Roku 1799 dnia 31 grudnia w nocy / Chata sławnego niegdyś czarnoksiężnika Twardowskiego w górach Karpackich — przy chacie obszerny dziedziniec — dalej skały — w dole bezlistne bukowe lasy. Ciemność przerwana błyskawicami. / / Czarownica czesze włosy i śpiewa… / CZAROWNICA Z gwiazd obłąkanych, Z włosów czesanych Iskry padają Jak z polskiej szabli; Widzą je diabli, Odpowiadają Błyskami chmur. Lecą — świst piór Buki ugina. / Szatan zlatuje w postaci pięknego anioła / SZATAN Ha, czarownico! czy biła godzina? CZAROWNICA Która? SZATAN Godzina, której żaden człowiek Dwa razy w życiu nie słyszy. CZAROWNICA Uderzy Za dziesiątym mgnieniem powiek Z babilońskiej ludów wieży. A gdy bić będzie, choć głucha, usłyszę. Lecz gdzież są, panie, twoi towarzysze? Leniwo śpieszą z błękitu podniebień; Żółw, z którego to zgrzebło utoczył mi tokarz Prędzej chodził… SZATAN To zgrzebło, pokaż mi je — pokaż!… Łzy mi płyną… poznaję Twardowskiego grzebień, On mię zgrzebłem tym czesał, gdy w psa wlazłszy skórę U nóg mu się łasiłem. Odejdź, moja pani; Goście sproszeni zlecą się na Łysą Górę. / Czarownica odchodzi / / Szatan woła: / Szatani! / Błyska dziesięć razy i dziesięć tysięcy szatanów spada / Spadł z nieba deszcz szatanów, niech ziemię polewa; Jeśli jeszcze na ziemi są edeńskie drzewa, Niech rosną, to jesienią człowiek owoc zbierze… Siadajcie! cóż między wami Nie widać Mefistofela? ASTAROTH Zaszedł na grób przyjaciela. Na grobie Twardowskiego odmawia pacierze. SZATAN Taki się teraz zrobił czuły i pobożny Jak poeta… Lecz księżyc zabłysnął dwurożny, Czas przystąpić do dzieła… DIABLI Co nam król rozkaże? SZATAN Obejrzeć trzeba koła w wiekowym zegarze, Krwią dziecięcia namaścić gwichty i sprężyny; Niech nam bije wyraźnie lata, dnie, godziny. Przynieście go, postawcie… Co? czy nie zepsuty? ASTAROTH Wszystkie koła, wszystkie druty Całe, rdza wieków nie trawi; Godzinnik z hostii, co dławi, Po nim żądło Lewiatana Przez wieki wieków się toczy, Na dnie wskazuje ząb smoczy, Na godziny żądło osy; I dotąd trwa nieprzerwana Włosień siwa z kós szatana, Któremu zbielały włosy Od strachu, gdy grom z obłoku… Pamiętacie?.. A sprężyna Z ojczyzny Tella, Kalwina, Na ludzkim wsadzona oku, Chodzi jak na dyjamencie W kołek i sprężyn zamęcie Zamknięta grzesznika dusza, Kurant po kurancie jąka. Noga kossacza pająka Wszystkie sprężyny porusza Jak wahadło… SZATAN Dość opisów. Gehenno, Astarocie, najstraszliwsi z bisów, Jak asesory sądu, gdy zegar bić zacznie, Liczcie wieki, dnie, lata… / Zegar bije, szatani liczą / Świecie! świecie! świecie! Wąż wieczności łuskami w okrąg ciebie gniecie, Zębem zatrutym boki ogryza nieznacznie; I wieki mrą nad tobą, zasypując pyłem Umarłych pamiątek. Ja widziałem twój początek. Ta garść gliny, powietrzem opasana zgniłem, Ten trup chaosu, w trumnie zamknięty błękitów, Strawiony zgnilizną czasów, Okrył się rdzami kruszców i kością granitów, Porósł mchem kwiatów i lasów; Potem wydał robaki, co mu łono toczą I myślą. Biada im! jeśli marzeń ziemią nie okryślą, Kołem widzenia — biada, jeśli je przekroczą… GEHENNA Królu, wiek dziewiętnasty uderzył. SZATAN Astaroth Niech liczy lata; może ten, co za obłokiem Gromy ciska, chcąc wesprzeć jaki ziemski naród, Może wiek który ludziom skrócił jednym rokiem, Może ukradł szatanom dzień jeden, godzinę; Więc się o nią upomnę u Boga Lub buntowną chorągiew rozwinę. We mnie i w przyrodzeniu zgwałconym ma wroga. ASTAROTH Tysiąc ośmset lat wybiło. SZATAN Więc się koło tortury całe obróciło? Każdy ząb jej rozdziera, każda szruba ciśnie. Teraz, gdy niebo zabłyśnie, Błyskawica trwa dłużej niż te wszystkie lata, Zbiegłe męczarnią dla świata; A każdy rok jak ślimak sunął się leniwo Dla nędzarzy, dla głupich kochanków nadziei; A gdy śliną osrebrzył ślad zbiegłej kolei, Ślizgał się po niej człowiek pamiątką przerżchliwą. Obłąkani w przeszłości żeglarze Brali imię dziejopisów; Sztuką ich było pisać wielkie kalendarze, Pełne królewskich imion i dat, i napisów. Inni myślą ścigali treść myśli, Filozofy — głęboko myśleli, Aż nad ciemną przepaścią zawiśli, Obudzili się, w przepaść spojrzeli I zawołali: «Ciemno! ciemno! ciemno!» To hosanna dla nas szatanów, To śpiew naszych kościelnych organów; Kto myślał przez godzinę, jest lub będzie ze mną. Wiek, co przyjdzie, ucieszy szatany. / Mefistofel wchodzi / MEFISTOFEL Nasz szatan prorokuje w cudotwornym stroju, Ma płaszcz cały Woltera dziełami łatany I pióro gęsie Russa sterczy na zawoju. SZATAN Mefistofelu, przyszła do działania pora, Wybierz jaką igraszkę wśród ziemskiej czeredy. Już nie znajdziesz cichego wśród Niemców doktora, Po szwajcarskich się górach nie snują Manfredy I mnichy długim postem po celach nie chudną. Więc obłąkaj jakiego żołnierza. MEFISTOFEL Trudno!… Żołnierz to ryba, która kruczkom nie dowierza I ma rozsądek zdrowy, przy takiej latarni Obaczy kurzą nogę diabła kusiciela. SZATAN Samiż tylko rycerze ujdą nam bezkarni? Słuchaj! wśród narodów wiela Jednemu się ludowi dzień ogromny zbliża. Idź tam, jego rycerze noszą krzywe szable Jako księżyc dwurożny, jako rogi diable; I rękojeść tych kordów nie ma kształtu krzyża. Pomóż im — oni mają walkę rozpoczynać Taką, jakąśmy niegdyś z panem niebios wiedli. Oni się będą modlić, zabijać, przeklinać. Oni na ojców mogiłach usiedli I myślą o zemsty godzinie. Ten naród się podniesie, zwycięży i zginie; Miecze na wrogach połamie, A potem wroga myślą zabije, Bo myśl jego ogniste ma ramię, Ona jak powróz wrogi uwiąże za szyje I związanych postawi na takim pręgierzu, Że wszystkie ludy wzrokiem dosięgną i plwaniem. MEFISTOFEL Królu, niechaj poszukam w diabelskim psałterzu Modlitwy na dzień, co się zowie zmartwychwstaniem; Zmówię ją za ów naród… Dziś pierwszy dzień wieku, Dziś mamy prawo stwarzać królów i nędzarzy Na całą rzekę stuletniego cieku. Więc temu narodowi stwórzmy dygnitarzy, Aby nimi zapychał każdą rządu dziurę. A gdy wzrośnie ich potęga, Ten naród, jak piękna księga, W starą oprawiona skórę, Pargaminowym świecić będzie czołem. SZATAN Dobra rada, stańcie kołem, Stwarzajmy ludzi do rządu. Zawołajcie czarownicy… / Szatan daje rozkazy, diabli pracują / Żywioły ziemi i lądu, W atmosferowej szklennicy Zamknięte i w jeden zlane, Przez chemików połamane; Kwasorody, gaz węglowy Zlewam w kocioł platynowy; Dmijcie, duchy!… / Gromy biją w kocioł / W żywioł ziemi Dorzucić szpilek Kaprala Z główkami laku, któremi Kreśli plany, królów zwala, Szpilek czterdzieście tysięcy Rzućcie w kocioł… DIABLI I nic więcéj? SZATAN Nic… DIABLI Coś z rozumu Kaprala?… SZATAN Nic. DIABLI Skończony. SZATAN Niechaj leci! / Gromy biją, duch ulatuje / Stary — jakby ojciec dzieci, Nie do boju, nie do trudu; Dajmy mu na pośmiewisko Sprzeczne z naturą nazwisko, Nazwijmy od słowa ludu, Kmieciów, czyli nędznych chłopów. Teraz, jak z niebieskich stropów, Rzućcie wodza ludziom biednym. DIABLI Panie! czy skończysz na jednym? SZATAN Wrzucić do kotła dyjament, Dyjament w ogniu topnieje; Wylać sekretny atrament Z Talleyranda kałamarza, Co w niewidzialność blednieje Od okularów rozsądku… I dąć w kocioł… w kotła wrzątku Obaczemy, co się stwarza. DIABLI Już gotowy! mimo czary Wyszedł jakiś człowiek godny, Złe w tym kotle były wary, Płyn za rzadki lub za chłodny. SZATAN To nic — to nic! takich trzeba Biednym ludziom rzucać z nieba; Będą przed nim giąć kolana, Jest to stara twarz Rzymiana, Na pieniądzu wpół zatarta. Dajmy mu na pośmiewisko Sprzeczne z naturą nazwisko; Ochrzcijmy imieniem Czarta. Teraz puśćcie! niechaj leci! DIABLI Lepszy będzie człowiek trzeci. SZATAN Teraz z konstelacji raka Odłamać oczy i nogi, Dodać kogucie ostrogi I z trwożliwego ślimaka Oderwane przednie rogi… Cóż tam w kotle? DIABLI Ktoś z rycerzy. SZATAN Wódz! chodem raka przewini, Jak ślimak rogiem uderzy, Sprobuje — i do skorupy Schowa rogi, i do skrzyni Miejskiej zniesie planów trupy, Czekając, aż kur zapieje. Rzucić w kocioł Lachów dzieje, Słownik rymowych końcówek; Milijon drukarskich czcionek, Sennego maku trzy główek. Coż tam? DIABLI Starzec, jak skowronek, Zastygły pod wspomnień bryłą, Na pół zastygłą, przegniłą. Poeta — rycerz — starzec — nic, Dziewięciu Feba sułtanic Eunuch… SZATAN Przyśpieszajmy dzieła, Bo z tamtej krakowskiej wieży Słyszę dzwon rannych pacierzy; W powietrzu się rozpłynęła Woń kadzideł katedralnych. CZAROWNICA Przeklęte wasze dzieło! Wicher diablej mowy Rozczesał z mojej chaty włos słomianej głowy; Czy mi na nią dachówek dacie z hostii mszalnych? Zawierucha wierzbowe gałązki obrywa, Ludzie nie znajdą rószczek na kwietną niedzielę. SZATAN Milcz, padalcze! — Czas upływa, Twórzmy razem wielkich wiele. Co nakażę, rzucać w tygle. Rdzę pozostałą Na Omfalii igle, Od krwią wilgotnych Herkulesa palców; Z rdzy się narodzi niemało Wymuskanych rycerzy — ospalców — DIABLI Tłum, tłum, tłum poleciał na ziemię Jak chmura… SZATAN Spieszmy nowe tworzyć brzemię, Nim jutrznia błyśnie ponura; Nim się żywioły ochłodzą, Rzucić język Balaama oślicy; A ci, co się z niego wyrodzą, Narodowej się chwycą mównicy. Mówców plemię… DIABLI Tłum! tłum! tłum poleciał na ziemię Jak zwichrzone szpaków stado. SZATAN Widzicie tę postać bladą, Z mętów kotła już na pół urodną; Twarz uwiędła i wzrok w czarnym kole; Paszczę myśli otwiera wciąż głodną, Wiecznie dławi księgarnie i mole; I na krzywych dwóch nogach się chwieje Jak niepewne rządowe systema. Chce mówić; posłuchajmy, co na świat posieje?… TWÓR / pokazując z kotła głowę / Czy lepiej, kiedy jest król? czy kiedy go nie ma?… SZATAN Precz z tym sfinksem, co prawi zagadki! Sam jej diabeł rozwiązać nie umie; Niech w szkolarzów zasiewa ją tłumie, Oplątaną w dziejowe wypadki; Niech z ministerialnej ławy, Nad rozlewem żyźniącym krwi Nilu, Ze złamanych kolumien podstawy Gada hieroglifem stylu. ASTAROTH Panie! Patrz, tam z kotła pary Znów się jakiś twór wylęga. Twarz ma okropnej poczwary, Przez pierś jeneralska wstęga. SZATAN Witajcie go! oto twór Niszczyciel, jakby horda Nogajca. On w stolicy owłada dział mur, On z krwi na wierżch wypłynie — to zdrajca! A gdy zabrzmi nad miastem dział huk, On rycerzy ginących porzuci; Z arki kraju wyleci jak kruk, Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci… Kraj przedany on wyda pod miecz. GŁOS W POWIETRZU W imię Boga! precz stąd! precz!… / Wszystko znika / CHÓR ANIOŁÓW Ziemia — to plama Na nieskończoności błękicie; Ciemna gwiazda w słonecznych gwiazd świcie, Grób odwieczny potomków Adama. ARCHANIOŁ Onego czasu jedna z gwiazd wiecznego gmachu Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem, Czułem w dłoni jej serce bijące z przestrachu, Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem; I drzącą położyłem przed tronem Jehowy. A Bóg rzekł do mnie świato-tworzącymi słowy: «Krew ludzka skrzydła twoje rumieni». Padłem twarzą na boskie podnóże, Na proch gwiazd, na kobierce z promieni… «Boże! Boże! Boże! Skrzydeł pióry otarłem o ziemię, Krwawa była — widziałem! widziałem! Za grzechy ojców w groby kładące się plemię, Lud konał… gwiazda gasła… za gwiazdą leciałem — Lud skonał… Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał. A jeśli Twoja dłoń ich nie ocali, Spraw, by krwi więcej niżli łez wylali… Zmiłuj się nad nimi, Panie!» A Bóg rzekł: «Wola moja się stanie…» CHÓR ANIOŁÓW Ziemia — to plama Na nieskończoności błękicie, A Bóg ją zetrze palcem lub wleje w nią życie Jak w posąg gliniany Adama. PROLOG PIERWSZA OSOBA PROLOGU Boże! zeszlij na lud twój, wyniszczony bojem, Sen cichy, sen przespany, z pociech jasnym zdrojem; Niechaj widmo rozpaczy we śnie go nie dręczy. Rozwieś nad nim kotarę z rąbka niebios tęczy, Niech się we łzach nie budzi przed dniem zmartwychwstania; A mnie daj łzy ogromne i męki niespania, Po mękach wręcz mi trąbę sądnego anioła; A kogo przed tron Boga ta trąba zawoła, Niechaj stanie przed Tobą. Daj mi siłę, Boże, A komu palec przekleństw na czoło położę, Niech nosi znak na czole… Pozwól, Panie, tuszyć, Że słowem zdołam cielce złote giąć i kruszyć… Z brązu wzniosę posągi, gdzie pokruszę gipsy. A kto ja jestem? — Jestem duch Apokalipsy — Obróćcie ku mnie oczu zamglonych i twarzy… Oto stoję wśród siedmiu złocistych lichtarzy Podobny do człowieka… szata w długość szczodra Spływa do stóp; pas złoty przewiązał mi biodra, Głowę kryje włos biały, jak śniegi, jak wełna; Z oczu skra leci ogniów dyjamentu pełna, Nogi mam jak miedź świeżym ogniskiem czerwona, Głos huczy jako woda wezbraniem szalona, W ręku siedem gwiazd niosę, a z ust mi wytryska Miecz ostry obosieczny, a twarz moja błyska Jak słońce w całej mocy wyświecone kołem. A gdy przede mną na twarz upadniecie czołem, Powiem wam: «Jestem pierwszy… i ostatnim będę…» DRUGA OSOBA PROLOGU Ja wam zapał poety na nici rozprzędę, Wy śmiejcie się z zapału mego towarzysza… Kto on? — do tureckiego podobny derwisza; Owe siedem lichtarzy, jest to siedem grodów, Stoi wśród siedmiu złotem nalanych narodów, Wygnaniec. — A włos czarny w siwość mu zamienia Nie wiek, ale zgryzota… W oczach blask natchnienia, W ręku gwiazdy… to myśli, z których jasność dniowa; Miecz w ustach obosieczny, jest to sztylet słowa, Którym zabija ludzi głupich… albo wrogów. TRZECIA OSOBA PROLOGU Zwaśnionych obu spędzam ze scenicznych progów. Dajcie mi proch zamknięty w narodowej urnie, Z prochu lud wskrzeszę, stawiam na mogił koturnie I mam aktorów wyższych o całe mogiły. Z przebudzonych rycerzy zerwę całun zgniły, Wszystkich obwieję nieba polskiego błękitem, Wszystkich oświecę duszy promieniem i świtem Urodzonych nadziei — aż przejdą przed wami Pozdrowieni uśmiechem, pożegnani łzami. CZĘŚĆ PIERWSZA AKT PIERWSZY SCENA I / Kordian, młody 15-letni chłopiec, leży pod wielką lipą na wiejskim dziedzińcu, Grzegorz, stary sługa, nieco opodal czyści broń myśliwską. Z jednej strony widać dóm wiejski, z drugiej ogród… za ogrodzeniem dziedzińca staw, pola — i lasy sosnowe / KORDIAN / zadumany / Zabił się — młody… Zrazu jakaś trwoga Kładła mi w usta potępienie czynu, Była to dla mnie posępna przestroga, Abym wnet gasił myśli zapalone; Dziś gardzę głupią ostrożnością gminu, Gardzę przestrogą, zapalam się, płonę, Jak kwiat liściami w niebo otwartemi Chwytam powietrze, pożeram wrażenia. Myśl Boga z tworów wyczytuję ziemi I głazy pytam o iskrę płomienia. Ten staw odbite niebo w sobie czuje I myśli nieba błękitem. Ta cicha jesień, co drzew trzęsie szczytem, Co na drzewach liście truje I różom rozwiewa czoła, Podobna do śmierci anioła, Ciche wyrzekła słowa do drzew: Gińcie drzewa! Zwiędły — opadły. Myśl śmierci z przyrodzenia w duszę się przelewa; Posępny, tęskny, pobladły, Patrzę na kwiatów skonanie I zdaje mi się, że mię wiatr rozwiewa. Cicho. Słyszę po łąkach trzód błędnych wołanie. Idą trzody po trawie chrzęszczącej od szronu I obracają głowy na niebo pobladłe, Jakby pytały nieba: «Gdzie kwiaty opadłe? Gdzie są kwitnące maki po wstęgach zagonu?» Cicho, odludnie, zimno… Z wiejskiego kościoła Dzwon wieczornych pacierzy dźwiękiem szklannym bije, Ze skrzepłych traw modlitwy żadnej nie wywoła, Ziemia się modlić będzie, gdy słońcem ożyje… Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści, Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści; Ilekroć wiatr silniejszy wionie, zrywa tłumy. Celem uczuć — zwiędnienie; głosem uczuć — szumy Bez harmonii wyrazów… Niech grom we mnie wali! Niech w tłumie myśli jaką myśl wielką zapali… Boże! zdejm z mego serca jaskółczy niepokój, Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj… Jedną myśl wielką roznieć, niechaj pali żarem, A stanę się tej myśli narzędziem, zegarem, Na twarzy ją pokażę, popchnę serca biciem, Rozdzwonię wyrazami i dokończę życiem. / po chwili / Jam się w miłość nieszczęsną całym sercem wsączył… / myśli — potem nagle obraca się do Grzegorza: / Grzegorzu, porzuć strzelbę czyścić… GRZEGORZ Jużem skończył. Co mi panicz rozkaże? KORDIAN Chodź tutaj, mój stary… Nudzę się… GRZEGORZ Nie nowina; cóż ja pocznę na to? Chcesz panicz, powiem bajkę, szlachetnie bogatą, Mam ja w szkatule mózgu dykteryjki, czary Po babce mojej starej, co w Bogu spoczywa. — Chcesz pan tej, co się gada? czy tej, co się śpiéwa?… / Kordian milczy; Grzegorz mówi następującą bajkę: / Było sobie niegdyś w szkole Piękne dziecię, zwał się Janek. Czuł zawczasu bożą wolę, Ze starymi suszył dzbanek. Dobry z niego byłby wiarus, Bo w literach nie czuł smaku; Co dzień stary bakalarus Łamał wierzby na biedaku, I po setnej, setnej próbie Rzekł do matki: «Oj, kobiéto! Twego Janka w ciemię bito, Nic nie wbito — weź go sobie!…» Biedna matka wzięła Jana, Szła po radę do plebana, Przed plebanem w płacz na nowo; A księżulo słuchał skargi I poważnie nadął wargi, Po ojcowsku ruszał głową. Wysłuchawszy pacierz złego: «Patrz mi w oczy» — rzekł do żaka — «Nic dobrego! nic dobrego!» Potem hożą twarz pogładził, Dał opłatek i piętaka I do szewca oddać radził… Jak poradził, tak matczysko I zrobiło… Szewc był blisko… Lecz Jankowi nie do smaku Przy szewieckiej ślipać igle. Diabeł mięszał żółć w biedaku, Śniły mu się dziwy, figle; Zwyciężyła wilcza cnota, Rzekł: «W świat pójdę o piętaku!» A więc tak jak był — hołota, Przed terminem rzucił szewca I na strudze do Królewca Popłynął… Jak do wody wpadł i zginął… Matka w płacz, łamała dłonie; A ksiądz pleban na odpuście Przeciw dziatkom i rozpuście Grzmiał jak piorun na ambonie; W końcu dodał: «Bogobojna Trzódko moja, bądź spokojna, Co ma wisieć, nie utonie». Mały Janek gdzie się chował Przez rok cały, zgadnąć trudno. Wsiadł na okręt i żeglował, I na jakąś wyspę ludną Przypłynąwszy — wylądował… Owdzie król przechodził drogą. Jaś pokłonił się królowi I dworzanom, i ludowi; A kłaniając szastał nogą Tak układnie, że król stary Włożył na nos okulary. I wnet tymże samym torem, Dwór za królem, lud za dworem Powkładali szkła na oczy… Owoż król ten posiadł sławę, Jakoby miał wzrok proroczy; I choć stracił oko prawe, Tak kunsztownie lewym władał, Że człowieka zaraz zbadał, Na co mierzy, na co zdatny: Czy zeń ma być rządca kraju, Czy podstoli, czy też szatny Lecz tą razą, wbrew zwyczaju… Król pan oczom nie dowierza, Czy żak Janek na tancerza? Czy na rządcę dobry kraju? Więc zapytał: «Mój kochanku, Jak masz imię?» «Janek». «Janku, Coż ty umiesz?» «Psom szyć buty». «A czy dobrze?» «Oj tatulu! Czyli raczej, panie królu! Jak szacuję, ręczyć mogę, Że but każdy ostro kuty I na jedną zrobię nogę, Czyli raczej na łap dwoje… To na zimę. — Z letnich czasów But o jednym szwie wystroję. Na opłatku, bez obcasów; A robota takiej wiary, Że psy puszczaj na moczary, Suchą nogą przejdą stawy». «Masz więc służbę, złotem płacę» — Rzekł do Janka pan łaskawy I za sobą wiódł w pałace. A gdy dzień zaświtał czwarty, Szły na łowy w butach charty; A szewc chartów w aksamicie Przy królewskiej jechał świcie; Złoty order miał na szyi, W trzy dni został szambelanem, W sześć dni rządcą prowincyji, W dni dwanaście został panem. Starą matkę wziął z chałupy, Król frejliną ją mianował. A plebana pożałował W biskupy… KORDIAN Cha! cha! cha! przednia powieść. GRZEGORZ A widzi pan, widzi, Jak zabawiłem gadką… Niech się pan nie wstydzi, W tej powieści moralna kryje się nauka. KORDIAN Jaka? Powiedz mi, stary. GRZEGORZ A któż jej wyszuka? Dość, że jest sens, powiadam. KORDIAN Wierzę. GRZEGORZ Trzeba wiary. Bo widzi panicz, kiedy gada sługa stary, To w słowach dziecku dawać nie będzie trucizny. Błąkałem się ja długo z dala od ojczyzny I tak mi było ciężko od tęsknego żalu, Że żołnierze ciesali kołki na wąsalu; Odcinając się szablą, nie brałem pociechy, Bo żadnych kłosów ludziom nie wysieją śmiechy, A smutek niby mądra książka w sercu żyje I mówi wiele rzeczy, i człowiek nie gnije Jak muchomor pod sosną, lecz zbiera po szczypcie Przestrogę do przestrogi… Byłem ja w Egipcie! Ponoś no o tej walce nie mówiłem panu? Czy wolno? KORDIAN Mów! mów, stary. GRZEGORZ / kręcąc wąsa / Daj go tam szatanu Kaprala… tęgi człowiek!… Wywiódł wojsko w pole, Nie w pole, w piaski raczej; równo jak po stole, Otwarto na wsze strony, kędyś wzrok obrócił, Oko biegnąc po piaskach Boga szuka w niebie. Wódz szyki w pięć kwadratów sprawił ku potrzebie I niby pięć gwiazd jasnych na pustynię rzucił. Mnie, świecącemu w jednej, widać było cztery. Przed walką, przypominam, śmiech nas ruszył szczery; Bo, trzeba panu wiedzieć, na wojska ogonie Snuły się z bagażami osły… przy bagażach Przywlekli się z Francyji w bagnetów zachronie Mędrkowie, co to baśnie piszą w kalendarzach. Gardziliśmy jak Niemcem tą chmurą komorów, Tą psiarnią, co jak truflów wietrzyła kamieni; Więc gdy do walki wiele stanęło pozorów, Zawołaliśmy głośno: «Osły i uczeni, Chowajcie się w kwadraty! dalej za pas nogi!» Dalibóg, korzystali z łagodnej przestrogi; Przyznam się jednak panu, że choć żołnierz bitny, Przed walką byłem nieco nad zwyczaj ponury. — Jak dziś pamiętam, z dala lał się Nil błękitny, Dalej jakiegoś miasta widać było mury; I nad głowami niebo czyste, bez obłoku, A powietrze, choć bardzo jasne, grało w oku, Nad katafalkiem niby od gromnic płomyki… Lecz co najbardziej ludu zadziwiło szyki, To były owe wielkie, murowane góry; Stąd by je było widzieć, gdyby nie Karpaty I gdyby z nieba można zetrzeć wszystkie chmury. Wtem wódz przyjechał konno… zagrzmiały wiwaty, Acz bez winnych kielichów. Wódz wskazał na wieże I rzekł: «Soldats!», co znaczy, powiedział: «Żołnierze!» Słyszałem wszystko; wódz rzekł: «Patrzcie, wojownicy! Ze szczytu piramidy — co znaczy: z dzwonnicy — Ze szczytu tych piramid sto wieków was widzi». Więc spojrzałem, gdzie wskazał po nieba błękicie; Aż tu patrz… niech kto ze mnie jak z prostaka szydzi, Opowiem… Klnę się panu, na piramid szczycie, Jak w kościołach sławnego malują Michała, Taki stał rycerz w zbroi, promiennego ciała, I płomienistą dzidą przebijał z wysoka Wijącego się z dala na pustyni smoka, Co ku nam leciał w chmurze kurzawy i piasku. Sto dział zagrzmiało, oczy zgubiłem od blasku. A kiedym wzrok odpytał, aż tu mameluki Krzywymi nas szablami dziobią gdyby kruki, To końmi do ucieczki obróceni wrzkomo, Siadają na bagnetach jak małpy. KORDIAN Coż daléj?… GRZEGORZ A wstydźże się pan pytać, każdemu wiadomo, Żeśmy zawsze łamane parole wygrali, I gdyby nie ta dżuma… Ale pan nie słucha!… KORDIAN / zamyślony, mówi sam do siebie / Wstyd mi! Starzec zapala we mnie iskrę ducha. Nieraz z myślą zburzoną w ciemne idę lasy, Szczęk broni rzucam w sosen rozchwianych hałasy, Widzę siebie wśród świateł czarodziejskich sławy. Wśród promienistych szyków; szyki wstają z ziemi. Ziemia wstaje jak miasto odgrzebane z lawy… Głupstwo… dzieciństwo marzeń… myślami takiemi Nie śmiałbym się wynurzyć przed starców rozsądkiem, Więc szukam — kogo? — sługi, co rozwlekłym wątkiem Snuje głupie powieści. / myśli… potem nagle do Grzegorza / Idź sobie, Grzegorzu! Jak się panna na konną przechadzkę wybierze, Dasz mi znać. GRZEGORZ Panicz może dziś nie dospał w łożu? Bo starego odpędza jak natrętne zwierzę. Bywszy niegdyś w niewoli, znałem ja młodziana, Co miał wiele nauki, nie gardził mną przecie I dziękował za powieść, gdy dobrze dobrana Było to piękne wcale i szlachetne dziecię! Smutno skończył! KORDIAN Cóż, umarł? GRZEGORZ A gdzie tam, mój panie! KORDIAN Więc żyje! GRZEGORZ Oj nie żyje! Gdy nas Rosyjanie Wzięli w dwunastym roku, spędzili jak trzodę I na Sybir zawiedli… Dwóchset naszych było. Wiarusy kęs nadpsute, oficerstwo młode; A jak wzajem sprzyjali, wspomnieć starcu miło; Jeden drugiemu nigdy nie powie jak «Bracie», Chleb łamią jak opłatki, w jednej chodzą szacie. Ten, o którym rzecz wiodę, zwał się Kazimierzem. Otóż kiedy się Moskal pastwił nad żołnierzem, Pan Kazimierz za wszystkich cierpiał, potem z głowy Dobył myśli — zawołał na tajemne zmowy I odkrył zamiar wcale dostojny, bo śmiały. Nie szydź, panie, kto kupi niewolą włos biały, Ten rozpaczy szalonej w ludziach nie potępi. Więc on myślał, że straże kozackie wytępi, Zmarłym wydrze żelazo i polskie wiarusy Do Polski odprowadzi… Poznali się Rusy Na malowanych lisach; wywiedli na pole; Cały nas pułk Baszkirów ostąpił w półkole, Wołga stała za nami… pułkownik tatarski Przeczytał głośno niby jakiś dekret carski, A w tym dekrecie stało, aby polskie jeńce Rozdzielić na dziesiątki i w pułki powcielać. Wtenczas nasze wiarusy wziąwszy się za ręce Krzyknęli: «Nie pójdziemy!…» — Zamiast nas wystrzelać, Czy wierzysz pan, że owe tatarskie szatany Rzucali nam na szyje rzemienne arkany, Właśnie jakby na koni zdziczałych tabuny. Oh! co czułem, to z sobą poniosę do truny! Związaliśmy się wszyscy rękoma co siły… Pamiętam, z prawej strony — nie, z lewej, od serca — Stał przy mnie żołnierz wiekiem, ranami pochyły, Ku niemu zwinął koniem baszkirski morderca; Więc biedak rękę moją na kształt szabli ścisnął. Potem ociężał na niej, bezwładny obwisnął, Patrzę mu w twarz, posiniał cały na kształt trupa, Oczy wybiegły, szyja związana powrozem. Tu Baszkir zaciął konia, koń spięty dał słupa, Skoczył — a starzec jak koń uwiązany lozem Pociągnął się po piasku, po krzemiennej warście. Widziałem na krzemieniach włosów siwych garście, Z krwi wyrwane kroplami… Koń leciał jak strzała, Już trup zniknął — a jeszcze widać było konia I myśl przy koniu starca krwawego widziała. Staliśmy jak garść kłosów pożółkłych śród błonia; Głuche było milczenie, zgroza, obłąkanie. Piszcząc, kołem jak krucy krążyli poganie, Wybierali oczyma, gdzie powrozem skiną, Śmierć dając, chcieli zabić przedśmiertną godziną. Wtem, panie! nasz Kazimierz! ów Kazimierz młody! Skoczył w tłumy Baszkirów i z tłumu wyskoczył Z pułkownikiem tatarskim, rzucił się do wody; Tak ujętego wroga między dwie kry wtłoczył, A kry się zbiegły, głowa z Baszkira odpadła Jak mieczem odrąbana i na krze usiadła Z otwartymi oczyma… KORDIAN A Kazimierz? GRZEGORZ Zginął… KORDIAN Grzegorzu, czy nie pomnisz zmarłego nazwiska? GRZEGORZ Nie wiem: On pod imieniem Kazimierza słynął, Co mu tam dziś nazwisko po śmierci? Pan ściska Rękę starego sługi… KORDIAN Boże! jak ten stary Rósł zapałem w olbrzyma; lecz ja nie mam wiary, Gdzie ludzie oddychają, ja oddech utracam. Z wyniosłych myśli ludzkich niedowiarka okiem Wsteczną drogą do źródła mętnego powracam. Dróg zawartych przesądem nie przestąpię krokiem. Teraz czas świat młodzieńca zapałem przemierzyć I rozwiązać pytanie: żyć? alboli nie żyć? Jam bezsilny! nie mogę, jak Edyp zabójca, Rozwiązać wszystkich sfinksów zagadki na świecie; Rozmnożyły się sfinksy, dziś tajemnic trójca Liczna jak ziarna piasku, jak łąkowe kwiecie; Wszędzie pełno tajemnic, świat się nie rozszerzył, Ale zyskał na głębi… wierzchem człowiek płynie, Lecz jeśli drogi węzłem żeglarskim nie mierzył, Nie wie, czy bieg jest biegiem, gdy brzeg z oczu ginie… Chyba, że w owej drodze jak milowe słupy Mija stare przesądy — zbladłe wieków trupy. Nie, to są raczej krzyże przy ubitej drodze, Prostak przy nich koniowi zatrzymuje wodze I żegna się, i pokłon oddaje — gdy mija… Potem mędrkowie prostsze wytkną ludziom szlaki, Z wolna na drogę nową zjeżdżają prostaki; Na zapomnianym krzyżu bocian gniazdo zwija, Mech rośnie, pod nim dzieci w piasku sadzą kwiaty; Nieraz krzyż, u stóp samych podgryziony laty, Pada, zabija dzieci z sielskiego pobliża, A lud płacze, że zwalić nie pamiętał krzyża. Więc idę na świat rąbać nadpróchniałe drewna. Miłość? zapomnę o niej — wśród światowej burzy Pozostanie głos wspomnień… jak pieśń dzika, rzewna, Jak pieśń żurawia, co się opóźnił w podróży I samotny szybuje po błękicie nieba. Ostatni, z licznych szczęsnych tłumów odbłąkany. Trzeba mi nowych skrzydeł, nowych dróg potrzeba. Jak Kolumb na nieznane wpływam oceany Z myślą smutną i z sercem rozbitym… LAURA / wołając z ganka / Kordianie!… KORDIAN Ten głos rozwiewa złote zapału świtanie. Zamknięty jestem w kole czarów tajemniczem, Nie wyjdę z niego… Mogłem być czymś… będę niczem… SCENA II / Ogród. — Lipowe aleje krzyżują się w różne strony — wśród drzew widać dom opuszczony z wybitymi oknami… Jesień — liście opadają — wietrzno… Kordian i Laura zsiadają z koni, przy których Grzegorz zostaje, i wchodzą do alei… Długo nic do siebie nie mówią / LAURA / z uśmiechem na pół szyderczym / Czemu Kordian tak smutny? / Kordian patrzy na nią oczyma zamglonymi — i milczy / Znalazłam dziś rano W imionniku wierszami kartę zapisaną, Poznałam rękę, pióro — o! nie, raczej duszę… / Kordian zarumieniony schyla się ku ziemi / Czemu się pan mój schyla? KORDIAN Odmiatam i kruszę Gałązki, ciernie, chwasty spod stóp twoich, pani. — Cierń, co mi zrani rękę, nikogo nie zrani! LAURA Kordian zapomniał, że ma matkę, matkę wdowę. Cóż to? Kordian brwi zmarszczył, chmurzy się, rumieni? KORDIAN Zapytaj się drzew, pani, dlaczego w jesieni, Szronem dotknięte, noszą liście purpurowe? To tajemnica szronu… LAURA Usiądźmy w alei. Któż z nas pierwszy obaczy gwiazdę dobrze znaną?… KORDIAN Nie ujrzę jej, jeżeli to gwiazda nadziei!…. LAURA A jeśli gwiazda wspomnień? KORDIAN O! dla mnie za rano Na bladą gwiazdę wspomnień!… LAURA Gdzież gwiazda Kordiana? / Kordian wznosi oczy na twarz Laury i odwraca się / Jak się nazywa? KORDIAN Przyszłość. LAURA / z uśmiechem / W której stronie nieba? KORDIAN O! nie wiem! nie wiem — jest to gwiazda obłąkana, Co dnia ją trzeba tracić, co dnia szukać trzeba… LAURA Kordian ma piękną przyszłość, talenta, zdolności… KORDIAN Tak, gdy mię spalą męczarnie, To będę świecił ludziom próchnem moich kości. Talenta są to w ręku szalonych latarnie, Ze światłem idą prosto topić się do rzeki. Lepiej światło zagasić i zamknąć powieki, Albo kupić rozsądku, zimnych wyobrażeń, Zapłacić za ten towar całym skarbem marzeń… LAURA Jaki dziś Kordian gorzki? / Usiada na ławce darniowej — Kordian u nóg jej się kładzie i mówi, patrząc na niebo / KORDIAN Czarowna natura! Jak koń Apokalipsy szara leci chmura, Jesiennym gnana wiatrem; a w chmurze myśl gromu, Omdlała zimnem, iskry wydobyć nie może; Więc co ma w łonie gniewu, nie powie nikomu? I przepłynie nad światem… Z gromem myśli złożę, Niechaj płyną nad światem zimne i bez głosu… / zrywa kwiat — i obraca się z uśmiechem do Laury / Pani, weź tę gałązkę purpurową wrzosu, Ale jej nie otrząsaj ze szronu brylanta… / zamyślony patrzy na niebo / Pani — patrz tam na niebo… oto duchy Danta. Tam się na starym drzewie wichrzy szpaków stado, Zaleciały przelotem i do snu się kładą, Wiatr przez noc będzie liście zbijał — one prześnią Noc całą, drzew ginących kołysane pieśnią; Anioł przeczucia śpiącym wskaże lotu szlaki, A gdy się zbudzą, drzewo powie: «Lećcie, ptaki! Nie mam już dla was liści, jam się zestarzało Przez noc, kiedyście spały…» LAURA Cóż stąd za nauka?… KORDIAN Cha! cha! nauka smutku, że drzewo nie spało, A ptaki spały… LAURA Kordian, co przyszłości szuka, Powinien spać jak ptaki… KORDIAN Gdzież anioł przeczucia? Czy przyjdzie? poprowadzi? Więc myśli i czucia Trzeba skąpca przykładem na lata rozłożyć I nigdy zmysłów w jednej nie utracić burzy. Trzeba się dziś zwyciężyć, aby jutra dożyć. Dziwna ciekawość życia prowadzi w podróży, A za ciekawość trzeba nieszczęściami płacić I nigdy zmysłów w jednej burzy nie utracić… / gwałtownie / Jam je utracił! Boże! zmiłuj się nade mną! LAURA Kordianie!… / Kordian milczy / Czas powracać, już wietrzno i ciemno… KORDIAN O pani! zostań jeszcze… LAURA Więc pan mi przyrzeka, Że będzie spokojniejszy? KORDIAN / z obłąkaniem / Tak… LAURA Przyszłość daleka, Póki jesteśmy młodzi, wszystko jest przed nami… KORDIAN / zamyślony, patrząc na niebo / Ciemny się błękit nieba wyświeca za mgłami, Ach księżyc! patrz tam, pani! księżyc srebrny, pełny Stanął i patrzy na nas, chmur srebrzyste wełny Spadły nań — leci, jakby wyrywał się z chmury; Teraz go na pół gałąź rozcina spróchniała, Teraz śród czarnych liści krąg chowa ponury… Pani! gdy kiedyś! kiedyś! twarz księżyca biała Błyśnie wśród chmur lecących na jesiennym niebie; Będziesz mój cień natrętny odpędzać od siebie. / po chwili / Bóg promień duszy wcielił w nieskończone twory, Dusza się rozprysnęła na uczuć kolory, Z których pięć wzięło zmysły cielesne za sługi, Inne zagasły w nicość… ale jest świat drugi! Tam z uczuć razem zlanych wstanie anioł biały, Mniejszy może niż człowiek, atom, środek koła Rozpryśnionych promieni; ale jasny cały I plam ludzkich nie będzie na sercu anioła. Nieskończoności zmysłem dusza się pomnoży, Bóg aniołowi oczy na przyszłość otworzy, Aż przestanie zaglądać w ciemną wspomnień trumnę. Bóg mu pod nogi światła wywróci kolumnę, Po niej gwiazd mirijady zapali i słońca; Anioł je przejrzy wzrokiem nadziei do końca I do gwiazdy podobny będzie w przyszłość płynął… O! duch mój chce się wyrwać! już pióra rozwinął. Dusza z ust zapalonych leci w błękit nieba… / opuszcza ręce i z rozpaczą / Na jednego anioła dwóch dusz ziemskich trzeba!… LAURA Źle, jeśli się pan będzie marzeniem zapalał, Prawdziwie nie pojmuję, co mu jest?… KORDIAN / ze wzgardą / Oszalał!… / Laura odchodzi ku drzwiom ogrodu, siada na koń… i odjeżdża z Grzegorzem. Kordian zostaje sam w ogrodzie nieruchomy / KORDIAN / sam / Światła nocy błyskają na nieba szafirze, Myśl zbłąkana w błękity niebieskie upadła, Oto ją gwiazdy w kręgi porywają chyże I kręcą, aż zmęczona, posępna, pobladła, Powróci z tańcu niebios w nudne serce moje… Czekam — nad otchłaniami niebieskimi stoję, Zalękniony o myśli w gwiazd tonące wirze. Gwiazdy! wy gdzieś lecicie jak żurawi stada! Gwiazdy! polecę z wami po niebios szafirze! / dobywa pistoletu / Nabity — niechaj krzemień na żelazo pada… Ból, chwila jedna, ciemno — potem jasność błyśnie. Lecz jeśli nie zaświeci nic?… i ból przeminie? Jeśli się wszystko z chwilą boleści rozpryśnie? A potem ciemność… potem nawet ciemność ginie, Nic — nic — i sobie nawet nie powiem samemu, Że nic nie ma — i Boga nie zapytam, czemu Nic nie ma?… Ha! więc będę zwyciężony niczem?… Śmierć patrzy w oczy moje dwustronnym obliczem, Jak niebo nad głowami i odbite w wodzie… Prawda lub omamienie — lecz wybierać trudno, Gdzie nie można zrozumieć… / przykłada broń do czoła / Nie… nie w tym ogrodzie. Znajdę śród lasów łąkę kwietną i odludną. / wychodzi z ogrodu / SCENA III / Noc. Laura sama w pokoju przy lampie / LAURA Dotąd Kordian nie wrócił, jedynasta biła. Natrętna niespokojność w serce się zakrada, Gdybym też dziecię płochym szyderstwem zabiła? Dmucham w różę, co słońcem palona opada? A jeśli jego serce z takich kruszców lane, Że co na nim napiszę, przetrwa napisane Na wieki wieków? Boże! jeśli jego oczy Przywykną do ciemności i do łez? Co gorsza! Jeśli miasto łez, w dzieciach zapalonych skorsza Duma gorzkie uśmiechy na twarz mu wytłoczy?… / zamyśla się, potem bierze sztambuch i przewraca / Nudnymi grzecznościami zapisane karty, Ten mię równa do kwiatu, ci do gwiazd — a czwarty Do Dyjanny bogini — on sam jak bóg Apis Zwierzęcą nosi głowę. — Ten kwiat chce rozkwitać… Rysunek siostry mojej. — Ach! Kordiana napis; Spojrzałam mimowolnie, muszę raz odczytać… / czyta wiersz Kordiana / «O! przypłynę ja kiedyś we wspomnień łańcuchu, Zatrzymam się… wspomnienia krokiem się nie ruszą… Aż powiesz: »Natrętny duchu! Ciężysz na duszy mojej twoją cichą duszą Jak księżyc, mórz oczyma podnoszący ciemnie. Jesteś wszędzie, koło mnie, nade mną i we mnie…« Luba, jam koło ciebie i z tobą i w tobie… Nie przychodzę wyrzucać ani przypominać, Ani śmiem błogosławić, ani chcę przeklinać; Przyśniło mi się tylko kilka pytań w grobie… Słuchaj, niegdyś ze szczęściem brałaś zaręczyny, Pokaż mi ów pierścień złoty; Ha! szczerniał? szczerniał pierścień? — to nie z mojej winy! Dlaczego na twarz włosów rozpuszczasz uploty?… Spostrzegłem we włosów chmurze… Bladość twarzy i coś błyska!… Może to blask w pereł sznurze? Może światło brylanta? albo kornaliny? Może rozgrane słońcem topazu ogniska? Może to łzy? — ty płaczesz? — to nie z mojej winy!… Mój aniele! mój aniele! Kwiat ci niegdyś wieńczył głowę, A było kwiatów tak wiele, Że nim zwiędły, brałaś nowe. Dlaczegóż dzisiaj w stroju zmianę widzę jawną? Wszak kwiaty przeżyć burze musiały i spieki; Prócz jednej bladej róży, która dawno! dawno! Nie pomnę, z jakiej przyczyny, Zwiędła na wieki… Jeśli tak wszystkie zwiędły? — to nie z mojej winy!…» / przestaje czytać / Słyszę tętent… to Kordian! — więc okno otworzę — Nie, może bym za zbytnią troskliwość wydała… Co nikt drzwi nie odmyka? / otwiera okno / Boże! wielki Boże! Koń przeleciał bez jezdca… Co to jest? Drżę cała! / dzwoni, Panna pokojowa wchodzi / Gdzie Grzegorz? PANNA Nie wiem, pani, nie siadł do wieczerzy, Widać było, bo dzbankiem z nami się nie dzielił Jak Żyd płaszczem Chrystusa. LAURA Szukaj go! niech bieży! GRZEGORZ / wchodząc / Nieszczęście! Oh nieszczęście! panicz się zastrzelił!… AKT DRUGI. ROK 1828. WĘDROWIEC / James Park w Londynie — wieczór… Kordian siedzi pod drzewem — wokoło łąki zielone — dalej sadzawka ocieniona drzewami, trzody — dokoła parku pałace i dwie wieże Westminsteru / KORDIAN Wyspę łąk porzucono na pałaców stepy, Uciekam tu opodal od wrącego gminu; Lud woli pić dym węgli i zaglądać w sklepy; A ten ogród, czarowna sielanka Londynu, Jak ustęp złoty w nudnym ginie poemacie. Ludzie! wy się tym drzewom przypatrywać macie Jak cudom Boga obok cudów waszej ręki. Drzewa nietknięte, rajskie zachowały wdzięki; Nieraz mgły nadpłynione w kłęby czarne zwiną I liściowym wachlarzem na miasto odwieją. Po sadzawkach łabędzie rozżaglone płyną. Ludzie piaskiem Paktolu węże ścieżek sieją, A łąki flamandzkiego aksamitu puchem. Tam! miasto… Zegar ludzkim kręcący się ruchem, A tu cisza — tu ludźmi nie kwitną ogrody, Ale się po murawach wyperliły trzody… Był wiek, żem ja w dziecinnych marzeniach budował Wszystkie stolice ziemskie, dziś je widzę różne; Alem pierwszych obrazów w myśli nie zepsował, Są dziś porównań celem jak księgi podróżne. Rzeczywistości naga, wynagrodź marzenie! Obym się sam ocenił, skoro świat ocenię… Kto wie? może w szczęśliwych grono mię powoła… Chciałbym bliznę Kaima zmazać z mego czoła, Pierwszy wzrok ludzi czoło samobójcy bada… / Zbliża się Dozorca ogrodu, biorący opłatę za krzesła / DOZORCA A Panie mój! pens za krzesło!… / Kordian daje szyling i nie przyjmuje reszty / Pan mój jak lord płaci, A jak lord siąść nie umie! KORDIAN Jakże więc lord siada? DOZORCA Na trzech krzesłach zarazem siadają magnaci: Na jednym lord się kładzie, a na drugim nogi, A na trzecim kapelusz, to trzech pensów suma. KORDIAN Dziękuję, bracie! będę korzystał z przestrogi. DOZORCA Szlachetny to jest zwyczaj, żyzna ludziom duma, Lękam się, by go nowa reforma nie zniosła. / Ściemnia się / KORDIAN Tam, gdzie gęstymi drzewy sadzawka zarosła, Jakiś człowiek samotny jak cień się przesuwa, Patrzy na księżyc, wzdycha — to miłośnik czuły, Zapewne wielkie serce smutkami zatruwa; Może mu się marzenia złotym wątkiem snuły I przerwały się nagle — od świata ucieka. Chciałbym go poznać… Bracie, znasz tego człowieka? DOZORCA To pewien dłużnik, bankrut potępion wyrokiem. KORDIAN Dlaczegóż nie w więzieniu duma, lecz w ogrodzie? DOZORCA Prawo w domy nie wchodzi; po słońca zachodzie Nie biega po ulicach za dłużnika krokiem; Więc dłużnik we dnie sypia, a chodzi po nocy. Myślałem, że pan także przy Boga pomocy Mijasz się z prawem. KORDIAN Nędzny!… DOZORCA Pan jakby lord płaci. Mam honor mu polecić siebie, moich braci… Jeden, jak ja, przedaje krzesła w parlamencie, Drugi, jak ja, przedaje groby w Westminsterze; Trzeci robi na przedaż herbowe pieczęcie, Na każdej ryje łokieć, szalki i dwie wieże, Podobne kształtem do wież dłużników więzienia. Czwartego lud nazywa Garrikiem tragicznym; Prawdziwie małpi talent wziął od urodzenia I Punsza bohatera przed tłumem ulicznym Pokazuje, przez Punsza usta opowiada, Jak zabił żonę, dziecię wyrzucił przez okno, Obwiesił kata, wreszcie w szpony diabła wpada; A gdy go diabeł porwie, widzę we łzach mokną… / Kordian odchodzi / / Dover. Kordian siedzi na białej kredowej skale nad morzem, czyta Szekspira — wyjątek z tragedii pod tytułem: „Król Lear” / KORDIAN / czyta / «Chodź! oto szczyt, stój cicho… Zakręci się w głowie, Gdy rzucisz wzrok w przepaści ubiegłe spod nogi… Wrony przelatujące w otchłani półowie Mało większe od żuków… a tam — na pół drogi Czepia się ktoś… chwast zbiera… z ciężkiej żyje pracy!… Stąd go nie większym widać od człowieka głowy. A owi, co się snują po brzegu, rybacy Wydają się jak mrówki… Okręt trójmasztowy, Spoczywający w porcie, widać stąd, bez żagli, Łupinę tylko, mniejszą od węzła kotwicy… A szum zhukanej fali, którą wicher nagli I pokłada na brzegów skalistej granicy, War piany i kamieni, równy głośnej burzy, Ucha tu nie dochodzi… O! nie patrzę dłużej, Bo myśl skręcona głową w otchłań mię zanurzy…» / przestaje czytać / Szekspirze! duchu! zbudowałeś górę Większą od góry, którą Bóg postawił. Boś ty ślepemu o przepaści prawił, Z nieskończonością zbliżyłeś twór ziemi. Wolałbym ciemną mieć na oczach chmurę I patrzeć na świat oczyma twojemi. / wstaje / Próżno myśl genijuszu świat cały pozłaca, Na każdym szczeblu życia rzeczywistość czeka. Prawdziwie jam podobny do tego człowieka, Co zbiera chwast po skałach życia. — Ciężka praca!… / odchodzi / / Willa włoska — pokój cały zwierciadłami wybity — kobierce — wazony rznięte z lawy, pełne kwiatów — przez okna widać piękną okolicę. — Kordian i Wioletta, młoda i piękna Włoszka / KORDIAN Duszo! niechaj ci włosy na czole rozgarnę! Weź mię w twoje ramiona, rozkoszą odkwitnę. Patrz na mnie! Twoje oczy jasne, skrzące, czarne, Białka oczu jak perły śnieżystobłękitne. Gdy rzucasz wzrok omdlony, padam, słabnę, mdleję; Tak na przesłodkiej róży mrą złote motyle; A gdy spojrzysz iskrami twych oczu — szaleję! I ożywam na całą pocałunku chwilę. WIOLETTA Puść mię! omdlewam. KORDIAN Luba! gdy padasz omdlona, Odpychając mię falą kołysaną łona, Wtenczas gdy z rozkwitłego na pół ust koralu Płomień z niewysłowionym wybłyska wyrazem, W którym miłość złączyła wszystkie głosy razem, Dźwięk strun urwanych, wstydu głos i skargę żalu, Jęk, śmiech dziecka, westchnienie… wtenczas, moja droga, Ty mię kochasz… WIOLETTA Nad życie! Wszak lorda i Boga Porzuciłam dla ciebie, czyż wątpisz, szalony? KORDIAN Wierzę! na koralowych ustach zawieszony Jako motyl na róży. Twoja szyja płonie, A perły takie zimne na płomiennym łonie! Rozerwij perły — czekaj, rozgryzę nić!… WIOLETTA Szkoda!… KORDIAN Perły po twoich piersiach leją się jak woda; Boisz się łaskotania pereł, moja miła? Drżysz jak liść… Czy mię kochasz?… WIOLETTA Jam stokroć mówiła, Żeś mi droższy nad życie; wiszę u twej szaty Jak kropla rosy, strząśniesz? rozprysnę się cała. KORDIAN / coraz zimniej i z większym zamyśleniem / Patrzę na wazon z lawy, w którym rosną kwiaty; Niegdyś ta lawa ogniem zapalona wrzała, Skoro ostygła, snycerz kształt jej nadał drogi… Świat jest nieraz snycerzem, a serce kobiety Lawą ostygłą. WIOLETTA Wyrzut dla płci naszej srogi! Nie zasłużony wiernym sercem Wioletty… KORDIAN Luba! gdzieś na północy stał zamek wiekowy, Herby pradziadów moich świeciły na bramie, W salach portrety dziadów w ozłoconej ramie Patrzały na mnie; dzisiaj wzrok ojców surowy Aż tu, do włoskiej willi, ściga za mną — goni. Bo zamek ojców moich stopiłem na złoto, A z tego złota nosisz przepaskę na skroni. WIOLETTA Luby! zatruwasz serce niewczesną zgryzotą. KORDIAN Droga! gdybym pałace mógł nazad odzyskać Jedną łzą twoją, nie chcę, abyś łzę wylała. Luba! tobie przystoi brylantami błyskać. Tak droga mleczna światów milijonem biała. Chciałbym w tej pięknej willi przeżyć z tobą wieki Wśród laurów, wodospadów, róż, brązów, zwierciadeł; A kto wie? jutro może otworzysz powieki I spojrzysz w lice nędzy, najsroższej z widziadeł… Przekleństwo! jam utracił wszystko! WIOLETTA Mio caro, Co się to znaczy? KORDIAN U drzwi stoją wierzyciele! Lecz bogactwo w miłości znikomą jest marą, Dawałem ci brylanty, dziś sercem się dzielę. WIOLETTA Ach brylanty… Gdzie klucze?… KORDIAN Stój! stój, moje życie! Wczoraj — aby opóźnić majątku rozbicie, Z twoimi brylantami siadłem do gry stoła; Gra mi wszystko pożarła… Lecz serce anioła!… WIOLETTA / ze łzami i gniewem / Ach! ach! ja nieszczęśliwa, zabrał mi klejnoty! KORDIAN Zabijasz mię, kochanko, niewczesnymi łzami — Serce twoje przekładam nad wszelki dar złoty. WIOLETTA Przegrałeś moje serce razem z klejnotami!! Nędza! nędza mię czeka!… KORDIAN Mnie zaś koń mój czeka. WIOLETTA Jedź z diabłem!… KORDIAN Droga moja nie nazbyt daleka, Koń ma złote podkowy, tysiąc czątych warte; Wygrałem je był wczoraj na ostatnią kartę, Przed wierzycieli okiem w podkowach uniosę. Przez noc całą galopem popędzę przez błonia, Złotymi kopytami srebrną bijąc rosę. Potem w najbliższym mieście każę rozkuć konia I za cztery podkowy uczt wyprawię cztery; A potem, jako czynią modne bohatery, W łeb sobie strzelę… Panią na uczty śmiem prosić. A jeśli po kochanku chcesz żałobę nosić, Upewniam, że ci będzie do twarzy z żałobą… Pani! czy jedziesz ze mną?… WIOLETTA / po chwili / Luby! jadę z tobą… / Wychodzą / / Droga publiczna. Kordian na koniu, za nim Wioletta, przelatują czwałem — koń ślizga się i pada, Kordian zsadza z konia Wiolettę / WIOLETTA Cóż to? KORDIAN Nic… koń rozkuty upadł. WIOLETTA Koń rozkuty? KORDIAN To nic… Kazałem słabo przybić mu podkowy. Nie przybić, raczej związać spróchniałymi druty, Zgubił je przy wyjeździe… WIOLETTA / z gniewem / Wężu Adamowy! KORDIAN Ewo moja! Adama zastąpią ci drudzy, A ja cieszę się z serca, że gdzieś moi słudzy, Wygnani z willi, z czołem spuszczonym ku ziemi Pójdą tą samą drogą, za ślady mojemi, I będą zbierać złoto, tam gdzie łzy upadną. WIOLETTA Niech ludzie z pistoletów kule ci wykradną! Niechaj cię głód zabije, zapali pragnienie!… / Odbiega drogą, Kordian siada na konia i patrzy za nią z uśmiechem wzgardy / KORDIAN Prawdziwie, ta kobieta kocha mię szalenie, Poszła szukając śladów kochanka po drodze… Dalej, mój koniu! leć, gdzie zechcesz! puszczam wodze… / odjeżdża / / Sala adamaszkami wybita w Watykanie. Papież siedzi na krześle w złocistych pantoflach, koło niego na złotym trójnogu tiara, a na tiarze papuga z czerwoną szyją. Szwajcar, odmykając drzwi dla Kordiana, krzyczy głośno / SZWAJCAR Graf Kordian, Polak! PAPIEŻ Witam potomka Sobieskich. / wyciąga nogę — Kordian przyklęka i całuje / Polska musi doznawać zawsze łask niebieskich? Dziękczynień modły niosę za ów kraj szczęśliwy, Bo cesarz jako anioł z gałązką oliwy Dla katolickiej wiary chęci chowa szczere; Powinniśmy hosanna śpiewać… PAPUGA / cienko i chrapliwie / Miserere!!! KORDIAN W darze niosę ci, Ojcze, relikwiją świętą, Garść ziemi, kędy dziesięć tysięcy wyrżnięto Dziatek, starców i niewiast… Ani te ofiary Opatrzono przed śmiercią chlebem eucharisti; Złóż ją tam, kędy chowasz drogie carów dary, W zamian daj mi łzę, jedną łzę… PAPUGA Lacryma Christi… PAPIEŻ / z uśmiechem do papugi, machając chustką / Precz, Luterku, precz mówię… Cóż, synu Polonie, Byłeśże w Piotra gmachu? w Cyrku, w Panteonie? Ostrzegam, bądź w niedzielę w chórze Bazyliki, Bo właśnie nowy śpiewak przyjechał z Afryki, Dej mi go przysłał fezki… Jutro z majestatu Dam wielkie przeżegnanie Rzymowi i światu, Ujrzysz, jak całe ludy korne krzyżem leżą; Niech się Polaki modlą, czczą cara i wierzą… KORDIAN Lecz garści krwawej ziemi nikt nie błogosławi. Cóż powiem?… PAPUGA De profundis clamavi! clamavi! PAPIEŻ / zmieszanie śmiechem pokryć usiłuje i spędza papugę / Precz, szatanku! Z tiary na pastorał rusza, Przeklęte zwierzę ptasie… o mało nie powiem, Że w niej zaklęta Lutra pokutuje dusza, Pełna przysłówków ergo, ponieważ, albowiem. Raz, za firanką skryta, wdała się w dysputy Z kardynałem, prezesem dataryji biura. Rozumiał, że mu doktor jakiś tęgo kuty Odpowiadał na kwestie — ona trzęsła pióra, A kardynał rwał włosy i nadrabiał krzykiem; Papuga odrzucała odpowiedzi ślepe; Na koniec go zabiła hebrajskim językiem Krzycząc: «Pappe satan! pappe satan! aleppe…» Głupie stworzeńko! Tak to czasem Bóg pozwala, Że słaby Golijatów rozumu obbala… No, mój synu, idź z Bogiem, a niechaj wasz naród Wygubi w sobie ogniów jakobińskich zaród, Niech się weźmie psałterza i radeł, i sochy… KORDIAN / rzucając na powietrze garść ziemi / Rzucam na cztery wiatry męczennika prochy! Ze skalanymi usty do kraju powrócę… PAPIEŻ Na pobitych Polaków pierwszy klątwę rzucę. Niechaj wiara jak drzewo oliwkowe buja, A lud pod jego cieniem żyje. PAPUGA Alleluja!… / Kordian odchodzi / / Kordian sam, z założonymi na piersiach rękoma, stoi na najwyższej igle góry Mont Blanc / KORDIAN Tu szczyt… lękam się spojrzeć w przepaść świata ciemną. Spojrzę… Ach! pod stopami niebo i nad głową Niebo… Zamknięty jestem w kulę kryształową; Gdyby ta igła lodu popłynęła ze mną Wyżej — aż w niebo… nie czułbym, że płynę. Stąd czarne skrzydła myśli nad światem rozwinę. Ciszej! słuchajmy… o te lody się ociera Modlitwa ludzka, po tych lodach droga Myślom płynącym do Boga. Tu dźwięk nieczysty głosu ludzi obumiera, A dźwięk myśli płynie dalej. Tu pierwszy zginę, jeśli niebo się zawali, A ten kryształ powietrza, by tchnieniem rozbity, Kręgami się rozpłynie na nieba błękity I gwiazdy w nieznajomą uciekną krainę, I znikną, jakby ich nigdy nie było… Spróbuję — westchnę i zginę… / patrzy w dół / Ha! przypominasz mi się, narodów mogiło! Oto się przedarły chmury, Igły lodu wytrysły z chmur kłębów; Tam las ogromny sosen i dębów Jak garść mchu w szczelinie góry, A ta plamka biała — blada — To morze. Silniej wzrok napnę — oczy rozedrę, otworzę, Chciałbym stąd widzieć człowieka. Tam koło jednej igły krążą orłów stada, Jak pierścionki żałobne na perłowych lodach; A ode mnie błękitna płynie szczelin rzeka, Każda w jedną otchłań zlata I nikną jak w morza wodach… Jam jest posąg człowieka na posągu świata. O, gdyby tak się wedrzeć na umysłów górę, Gdyby stanąć na ludzkich myśli piramidzie I przebić czołem przesądów chmurę, I być najwyższą myślą wcieloną… Pomyśleć tak — i nie chcieć? o hańbo! o wstydzie! Pomyśleć tak — i nie móc? w szmaty podrę łono! Nie móc? to piekło! Mogęż siłą uczucia serce moje nalać, Aby się czuciem na tłumy rozciekło I przepełniło serca nad brzegi, I popłynęło rzeką pod trony — obalać? Mogęż zruszyć lawiny? potem lawin śniegi, Zawieszone nad siołem, Zatrzymać ręką lub czołem? Mogęż, jak Bóg w dzień stworzenia, Ogromnej dłoni zamachem Rzucać gwiazdy nad świata zbudowanym gmachem, Tak by w drodze przeznaczenia Nie napotkały nigdy kruchej świata gliny I nie strzaskały w żegludze? Mogę — więc pójdę! ludy zawołam! obudzę! / po chwili — z wyrazem zniechęcenia / Może lepiej się rzucić w lodowe szczeliny?… / po chwili — zrazu spokojnie, potem z zapałem / Uczucia po światowych opadały drogach… Gorzkie pocałowania kobiety — kupiłem… Wiara dziecinna padła na papieskich progach… Nic — nic — nic — aż w powietrza błękicie Skąpałem się… i ożyłem, I czuję życie! Lecz nim myślą olbrzymią rozpłonę, Posągu piękność mam — lecz lampy brak. Więc z ognia wszystkich gwiazd uwiję na czoło koronę, W błękicie nieba sfer, ciało roztopię tak, Że jak marmur, jak lód słonecznym się ogniem rozjaśni… Potem piękny jak duch baśni, Pójdę na zimny świat i mogę przysiąc, Że te na czole tysiąc gwiazd i w oczach tysiąc, Że posągowy wdzięk — narodów uczucia rozszerzy I natchnie lud; I w serca jak myśl uderzy, Jak Boga cud… Nie — myśli wielkiej trzeba z ziemi lub z błękitu. Spojrzałem ze skały szczytu, Duch rycerza powstał z lodów… Winkelried dzidy wrogów zebrał i w pierś włożył, Ludy! Winkelried ożył! Polska Winkelriedem narodów! Poświęci się, choć padnie jak dawniej! jak nieraz! Nieście mię, chmury! nieście, wiatry! nieście, ptacy! / chmura znosi go z igły lodu / CHMURA Siadaj w mgłę — niosęć… Oto Polska — działaj teraz!… KORDIAN / rzucając się na rodzinną ziemię z wyciągniętymi rękoma woła: / Polacy!!! AKT TRZECI. SPISEK KORONACYJNY SCENA I / Plac przed zamkiem królewskim w Warszawie, okna dokolnych domów przystrojone kobiercami, pełne widzów. — Wielkie rusztowanie, czerwonym suknem nakryte, zalega większą część placu — na nim siedzą rzędami przystrojone kobiety… Najbliżej widza kolumna Zygmunta, na podstawie lud zasiadł… Ludzie różnego stanu stoją dokoła i patrząc na zamek rozmawiają / PIERWSZY Z LUDU No! patrzaj, panie kumie, co przed zamkiem stoi… To car nasz miłościwy kazał stawić w nocy Te wielkie rusztowanie… jeśli naród zbroi, To będą ścinać głowy… DRUGI Z LUDU Waść rzucasz jak z procy Niepomyślane baje… na te rusztowanie Wchodzą wielmożni nasi i wielmożne panie, Co na koronacyją chcą patrzeć z wysoka… PIERWSZY MŁODZIENIEC Kwiatem dam się pokrywa estrada szeroka. DRUGI MŁODZIENIEC Estrada! jakie słowo! — Ja przyswoić wolę Wyraz wschodowidownia. PIERWSZY MŁODZIENIEC Zgoda, mój purysto. Lecz patrzaj, pióra, kwiaty, tiule, parasole, To istna łąka. — Chciałbym zostać ziemną glistą I pełzać po tych kwiatach. DRUGI MŁODZIENIEC Wolisz zostać carem I chodzić po tych głowach. SZEWC Uf! jak duszno! tłumnie! Siła miejsca ubyło z grubym piwowarem, Odkąd się przy Zygmunta zatoczył kolumnie. SZLACHCIC Toć ten sam, który niegdyś jak koń w taczkach chodził Za jakieś przewinienie, z woli księcia pana, Tak wychudł biedak wówczas i tak się wygłodził, Że, jak mówią, aż własne obaczył kolana I łzami się rozpłakał. SZEWC Któż mu tu przyjść radził? Wstyd mu biją te kotły i wstydem gra trąba, Chyba żywot kulami i siarką nasadził I chce się u nóg cara rozprysnąć jak bomba. SZLACHCIC Ten szewc pojął honoru i zemsty prawidła. Prawidła… Mój kalambur upadł — o! lud głupi! Nie podjął kalamburu! o! zgrajo przebrzydła, Kto twoje berło kupi, kij pastucha kupi… SZEWC Cha! cha! cha! jak się szlachcic czerwony jendyczy!… PIERWSZY Z LUDU Cicho! słuchajcie — oto pierwszy szereg krzyczy, Cesarz przechodzi — krzyczmy. KILKU Z LUDU Niech żyje! niech żyje! PIERWSZY Z LUDU Nic nie widać… Chorągiew z wiatrami się bije I posuwa się z wolna… DRUGI Z LUDU Idzie jakiś starzec, Siwy cały — oh, siwy jak srebrzysty marzec, Niesie złotą poduszkę, na niej szabla leży… ŻOŁNIERZ Oj, dobrze cesarzowi, że polskie szablice Śpią sobie na poduszkach… PIERWSZY Z LUDU Wielki Książę bieży I nakazał gardłowej przegrywać muzyce. / Słychać śpiew na nutę: God save the king. / ŻOŁNIERZ Ha! ha! dmą sobie ludzie w gardła jak w oboje. PIERWSZY Z LUDU Sypnęły się zielone szambelanów roje, Pożółciałe haftami, niby pszczoły z ula… Ha, idzie… KILKU Kto? PIERWSZY Z LUDU Król. ŻOŁNIERZ / śpiewa / Boże, pochowaj nam króla! SZEWC Nie w takt śpiewasz i nie w sens… ŻOŁNIERZ Ha! nie moja wina, Pod Maciejowicami ogłuchłem od kuli I przyznam się, że nie znam, jak w mariasza króli; Gdy się z nimi kozyrna połączy dziewczyna, To sobie ze czterdziestu choć na dyszlu walę… SZEWC Ciszej no! waść o królach gadasz tak zuchwale, Jak gdyby szpiegi butów nie umieli skroić? Wierz mi, waść — co masz gadać, to wolałbyś broić, A kiedy nie masz dratwy, to dziur nie kol szydłem… KILKU Cha! cha! cha! PIERWSZY Z LUDU To go wstrzymał skórzanym wędzidłem. GARBATY ELEGANT Pozwólcie też, panowie, spojrzeć człowiekowi… KILKU Garbuś! garbuś! Ustąpcie miejsca garbusiowi… Wsadzić go na ramiona… SZEWC Zgodziłby się mały! Wszak o nim historyja świat obiegła cały. Wracając nocą nie mógł rynsztoka przeskoczyć; Sajetowego sukna nie chciało się zmoczyć; Czeka… Aż tu przechodzi drogą pozytywek, Więc w prośby, by go ludzie zanieśli do domu, Zgodzili się, na skrzyni konno usiadł krzywek; Gdy go tam przywiązali jak garść suchą łomu, Nuż korbą kręcić, różne muzyki wygrywać I do szynków zachodzić… musiał biedak śpiéwać, A nie śpiewać, to ludziom grać jak z dobrej woli… KILKU Cha! cha! cha! ŻOŁNIERZ Ze starego śmiejcie się żołnierza, Lecz wara z ułomnego przedrwiwać niedoli. Gdzie on?… PIERWSZY Z LUDU At w inną stronę poszła sobie wieża… DRUGI Z LUDU Car przeszedł, a my wszyscy patrzali jak głupce Na garb i nie widzieli cara… PIERWSZY Z LUDU Wielka szkoda! Idźmy lepiej po bruku wybijać hołupce, Mówią, że z beczek wino leje się jak woda. / Lud się rozchodzi / SCENA II / Wnętrze kościoła katedralnego — ołtarz wielki rzęsiście oświecony. — Prymas z bogato przybraną asystencją odprawia mszę. — Muzyka… Cesarz stoi pod szkarłatnym baldakimem, na szczeblach tronu polscy dygnitarze państwa i jenerałowie moskiewscy… Prymas lud żegna i przystępując do cesarza podaje mu koronę, cesarz kładzie ją na głowę. — Kanclerz podaje na wezgłowiu miecz państwa, cesarz mieczem robi znak krzyża na cztery strony świata. Prymas podaje księgę konstytucyjną / CESARZ / kładąc rękę na księdze / Przysięgam!… / Znów cisza głęboka… Prymas odchodzi do ołtarza i intonuje psalm Te Deum / SCENA III / Plac przed zamkiem i lud jak w scenie pierwszej. Muzyka gra pieśń God save: Boże, zachowaj króla nam. / PIERWSZY Z LUDU Car się ukoronował, wychodzi z kościoła, Przysiągł konstytucyją święcić jak pacierze. DRUGI Z LUDU Wróciwszy, pewnie w zamku zasiądzie do stoła? Choć królem, to jeść musi jak i każde zwierzę. SZLACHCIC A wiecież, co jeść będzie? DRUGI Z LUDU A proszę waszmości? Toć zapewne nie będzie ogryzał tam kości, Toż królowi na pokarm dostateczny stawa. SZLACHCIC Będzie zjadał bażanty, a na wety — prawa. SZEWC Waćpan musisz zagadki słać do Kuryjera. Co to za krzyk? PIERWSZY Z LUDU Zapewne żandarm tłum przeciera. STOJĄCY NA KOLUMNIE O! nie, to się sam książę wdał z babami w boje. GŁOS DALEKI KOBIECY Dziecię moje! o! dziecię! dziecię! dziecię moje! PIERWSZY Z LUDU / do stojącego na kolumnie / Coż to za krzyk? Waszmości czoło aż pobladło. STOJĄCY NA KOLUMNIE Książę uderzył starą kobietę z dziecięciem, Potknęła się i dziecko do rynsztoka padło. Zbiegł się tłum… teraz cały ucieka przed księciem I tylko widać starą nad dzieckiem kobiétę, Ciałem dziecię zakrywa… To odwaga rzadka! GŁOS DALEKI Dziecko zabite… GŁOS BLIŻSZY Dziecko zabite… STOJĄCY NA KOLUMNIE / do dalszych / Zabite… LUD A matka?… STOJĄCY NA KOLUMNIE Kto wie, czy to matka. LUD O! to matka, Inna by już uciekła; co się tam z nią stało!?… STOJĄCY NA KOLUMNIE Czekajcie! Dwóch żandarmów niebogę porwało, Zamietli przed cesarzem krwią polane bruki… / Lud częścią się rozchodzi ponury… Orszak koronacyjny powraca do zamku… Lud przerzedzony milczy — muzyka gra — ściemnia się. Lud rzuca się na sukno pokrywające estradę / LUD To dla nas sukno! dla nas! rozerwać je w sztuki!… / Ściemnia się coraz bardziej. — Ludzie rozerwali sukno i w czerwone płachty okryci rozchodzą się po ulicach… Przy beczkach z winem, widać jeszcze garstkę pijących... Człowiek, czarnym płaszczem okryty, miesza się między nich i śpiewa / *ŚPIEW NIEZNAJOMEGO* Pijcie wino! pijcie wino! Nie wierzycie, że to cud, Gdy strumienie wina płyną, Choć nie sadzi winnic lud. Pij, drużyno! pij, drużyno! Chrystus wodę mienił w wino, Gdy weselny słyszał śpiew, Gdy wesele było w Kanie… / głośniej / A gdy przyszło zmartwychwstanie, Chrystus wino mienił w krew… Jutro błyśnie jutrznia wiary, Pijcie wino! idźcie spać! My weźmiemy win puchary, By je w śklanny sztylet zlać. Niech ten sztylet silne ramię W piersi wbije i załamie… Pijcie wino! idźcie śnić! Lecz się będzie świt promienić, Trzeba wino w krew przemienić, Przemienione wino pić!… / Pieśń ustaje — nieznajomy odchodzi / PIERWSZY Z LUDU Kto to śpiewał? DRUGI Z LUDU Śpiew huczał we mnie i pode mną… TRZECI Z LUDU Idźmy do domu… Jest coś strasznego… tak ciemno… SCENA IV / Loch podziemny w kościele Św. Jana, wkoło trumny królów polskich, w głębi mały ołtarz. Przed ołtarzem stół okrągły — jedna lampa i krzesło. Prezes spisku sam jeden siedzi za stołem — w czarnej masce i z siwymi jak śnieg włosami… Widać schody prowadzące na górę do korytarzów kościelnych, na schodach Szyldwach widny do połowy / PREZES / sam / Ciemna jaskinio trumien, znam ja ciebie! Nieraz w te prochy iskrę myśli kładłem, Budziłem królów, serca ich odgadłem, Działali… w dziejach jak na jasnym niebie Nigdzie czerwone nie padały plamy. — Gdybyście, króle, z trumien dziś powstali, Ludzie by rzekli: «O, znamy was! znamy! Starzec nam o was mówił, żeście biali Jako anieli… Tak nam starzec prawił». Jaż bym tron nieskalany Polaków zakrwawił? Rzuciłem się w otchłani spisków czarne cienie, Zapalonej młodzieży sztyletami władam, Mam sto rąk, sto sztyletów… gdy chcę, sto ran zadam; Wzrok mój przytępiał długim wiekiem, lecz sumnienie Ma bystre oczy, widzę, że światło zagasło. Lepiej przy Waszyngtonie było umrzeć… SZYLDWACH Hasło!… GŁOS Winkelried! SZYLDWACH Tędy! / schodzi do lochu zamaskowany w ubiorze księdza / KSIĄDZ Prezes wszystkich nas ubiegłeś. PREZES Nie dziw się, że mię w grobach pierwszego spostrzegłeś, Starość mię prowadziła. KSIĄDZ Powiedz mi, prezesie, Jak się to skończy? PREZES Nie wiem. KSIĄDZ Burza nie rozniesie Sztyletów tak jak liści… Byle się udało! PREZES Pomnij, że nosisz szatę Zbawiciela białą! Splamisz ją. KSIĄDZ Głos twój drżący… PREZES Zimno mi i ciemno… KSIĄDZ A mnie krew pali… PREZES Boże! zmiłuj się nade mną… Księże! powiedz mi, wiele lat masz?… KSIĄDZ Pięćdziesiąty… PREZES Gdyś się rodził, rok miałem dwudziesty dziewiąty I biłem się za wolność… KSIĄDZ Cóż stąd? PREZES Nic… wspomnienie. KSIĄDZ Zachwiałeś duszą moją — zbudziłeś sumnienie, Cóż rozkażesz? co robić? PREZES / z zapałem / Wstrzymać ich, na Boga! Niech myśl młodych ciemnicy nie przestąpi proga, Niech spisek z czarną twarzą na świat nie wychodzi, Bo tam na świecie białym błyszczy Boga słońce! Zwołałem tu szalonych, bo wiatr grobów chłodzi, Bo mogę wezwać prochy królów za obrońce. Jam niegdyś z piersi moich lał poety pienia, Dziś bym je chętnie wydarł z kart wiekowej sławy I spaliłbym je w ogniu, gdyby z ich płomienia Myśl wydobyć głośniejszą nad młodzieńcze wrzawy, Myśl łamiącą sztylety. KSIĄDZ Źle począłeś sobie, Oni tu miecze jasne wyostrzą na grobie. PREZES Na grobie królów naszych? O hańbo! o wstydzie! Ostrzyć miecz królobójczy? sztylety? SZYLDWACH Kto idzie? GŁOS Winkelried. SZYLDWACH Tędy droga. / Schodzi zamaskowany Podchorąży / PREZES / do Księdza cicho / Wesprzyj mię, biskupie. KSIĄDZ Poznany jestem… Maski zdradzają nas trupie. PODCHORĄŻY Ile się w trumnach królów robactwa wypasło? Chciałbym podnieść te wieka, zajrzeć w prochy… SZYLDWACH Hasło! GŁOS Winkelried! / Schodzi zamaskowany Pierwszy z ludu / PIERWSZY Z LUDU Ha, prezesa głowa, chociaż stara, Dobre obrała miejsce… Bo kościół otwarty Na czterdziestogodzinne pacierze za cara, A przy bramie kościelnej stoją szpiegów warty I spisują pochwały dla człeka, co wchodzi Pomodlić się za cara. — Więc to nic nie szkodzi, Można jednym krzesiwem dwie hubki zapalić, Będzie nas i kraj kochać, i szpieg cara chwalić. SZYLDWACH Kto idzie? ludzie, kto wy? hasło… GŁOS Winkelriedy! / Schodzi wielu maskowych różnego stanu / PIERWSZY Z LUDU Co to znaczy Winkelried? DRUGI Z LUDU Jakieś słowo czarów. PODCHORĄŻY Był to niegdyś dowodzca u wolnych Szwajcarów. Śród walki w obie dłonie zgarnął wrogów dzidy I wbił we własne serce, i drogę rozgrodził. PIERWSZY Z LUDU To by się dziś ów rycerz dobrze z nami zgodził! PREZES Cicho! módlcie się raczej! miejsce nie do gwarów, Zeszliśmy się w grobowce składać sąd na carów, Patrzcie więc w serca wasze! patrzcie w serca wasze! Aby je wiecznej ludów nie przedać ohydzie. Niech nas Bóg wieńcem prawdy gwiaździstej opasze, Niech anioł cichy zejdzie pośród nas… SZYLDWACH Kto idzie? GŁOS Winkelried! / Tu słychać ciągle głos szyldwacha i odpowiadanie spiskowych. Ludzie różnego ubioru zamaskowani schodzą po szczeblach i siadają w milczeniu na ławach — głosy szyldwacha, coraz rzadsze, ustają zupełnie… cisza głęboka. — Zegar na wieży kościelnej bije z wolna… godziną dziesiątą / PREZES Bracia, w imię Boga sąd otwarty. / Chwila milczenia / PIERWSZY Z LUDU W imię Boga sztyletem piszę zemsty słowo… DRUGI Z SPISKOWYCH W imię Boga ja drugi. INNY Ja trzeci. INNY Ja czwarty… PREZES Ludzie, stoję przed wami z osiwiałą głową I powiadam: czekajcie! Moje oczy stare Widziały wielkich mężów i mówię wam święcie, Żeście wy niepodobni do nich! Jeśli wiarę Boga chowacie w sercu? na Boga zaklęcie Wzywam was, ludzie: stójcie! i sztylety wasze Zamieńcie na święcone w kościołach pałasze, A kiedyś uderzemy w zmartwychwstania dzwony, Tak że odgłosem królów zachwieją się trony Jak drzewa podrąbane. PODCHORĄŻY W przeszłość patrzę ciemną I widzę cień kobiety w żałobie — kto ona? Patrzę w przyszłość — i widzę tysiąc gwiazd przede mną, A cień przeszłości ku nim wyciąga ramiona; Te gwiazdy to sztylety… Kraj nasz dawny widzę. Mądrość rządców na starym zaszczepiła drzewie Kraj młody, oba kwitły na jednej łodydze Jako dwie róże barwą różne w jednym krzewie. Jak dwaj równi rycerze w jednakowej zbroi Chodzili pierś przy piersi z wrogiem staczać bitwy… Jako dwie w łonie Boga tonące modlitwy, Jedną natchnięte myślą — jak dwa pszczelnych roi, Które pasiecznik zlewa w jednych ulów ściany… Onego czasu wielkie południa Tytany Powstali przeciw Bogu — królom — i niewoli. Bóg uśmiechnął się tylko na tronie szafirów, Lecz króle padły na kształt zrąbanej topoli; Gilotyna, okryta łachmanami kirów, Niezmordowana, ręką wahała stalową, A ilekroć skinęła, tłum umniejszał głową. I widzieli ją króle, bo ta gilotyna Była tragedią ludu, a króle widzami. Więc zemsta! Nierządnica i car Katarzyna Zabijające oko trzymała nad nami; Osądziła nas wartych męczeńskiego wieńca, Wymyśliła męczeństwo… Wziąwszy czaszkę spadłą Z Burbońskiego tułowu — krwawą i pobladłą, Wsadziła ją na tułów swego oblubieńca I dała nam za króla, króla z trupią głową. Potem spod niego kradła dziedzinę grobową, A on ręką nie ruszył… I nie stało kiru Na szatę matki naszej, więc w troje pocięto. A dziś — zapytaj mewy lecącej z Sybiru, Ilu w kopalniach jęczy? a ilu wyrżnięto? A ilu przedzierżgniono w zdrajców i skalano? A wszystkich nas łańcuchem z trupem powiązano, Bo ta ziemia jest trupem. Brat się wściekł carowi, Więc go rzucił na Polskę, niech pianą zaraża! Zębem wściekłym rozrywa. Mściciele! spiskowi! Gdy car wkładał koronę u stopni ołtarza, Trzeba go było jasnym państwa mieczem zgładzić I pogrzebać w kościele, i kościół wykadzić Jak od dżumy tureckiej, i drzwi zamurować, I rzec: O Boże! racz się nad grzesznym zmiłować!… To wszystko — i nic więcej… Teraz car za stołem, Satrapy nasze korni pokładli się czołem, Win tryskają brylanty z kielichów tysiąca I palą się pochodnie, a muzyka grzmiąca Gipsy ze ścian oprósza. Kobiety dokoła Rozkwitłe, świeże, wonne jak Saronu róże, Na rosyjskich ramionach opierają czoła. / silnie / Idźmy tam… i wypalmy ogniami na murze Wyrok zemsty, zniszczenia, wyrok Baltazara. Carowi niedopita z rąk wypadnie czara, Błękitnym blaskiem mieczów napisane słowa Wytłumaczy śmierć mędrsza niż głos Danijela. A potem kraj nasz wolny! potem jasność dniowa! Polska się granicami ku morzom rozstrzela I po burzliwej nocy oddycha i żyje. Żyje! czy temu słowu zajrzeliście w duszę? Nie wiem… w tym jednym słowie jakieś serce bije, Rozbieram je na dźwięki, na litery kruszę, I w każdym dźwięku słyszę głos cały ogromny! Dzień naszej zemsty będzie wielki — wiekopomny! A dzień pierwszy wolności gdy radość roznieci, Ludzie wesela krzykiem o niebo uderzą, A potem długą ciemność niewoli przemierzą, Siądą… i z wielkim łkaniem zapłaczą jak dzieci, I słychać będzie płacz ogromny zmartwychwstania. / Słychać szmer zapału / PREZES Piekielna myśl złoconym obrazom przygania, Nie śmiałbyś zgłębić myśli — sumnienia oczyma, Ciebie młodzieńczy zapał nad przepaścią trzyma. Patrz, car zabity — we krwi — zabita rodzina — Bo to następstwo zbrodni… lecz nas Bóg ukarze! PODCHORĄŻY Z Cezara karła weźmy zemstę Rzymianina. PREZES A gdy jaki Antoniusz Europie pokaże Płaszcz skrwawiony Cezara?… i do zemsty zbudzi? A kiedy się na Polskę wszystkie ludy zwalą, Wielu przeciw postawisz wojska? wielu ludzi? Czym zbrojnych? Czy sztyletu zakrwawioną stalą? KSIĄDZ Coż powie głos z mównicy? gdy ciało mocarza, Który swym berłem trony Europy podważa, Wśród kadzidł, świec jarzących na katafalk wniosą, O ludy! ludy! płaczcie łez rzęsistą rosą I za ziemię Lechitów w prochy bijcie czołem, I posypujcie czoła prochem i popiołem, Bo ta ziemia Jaheli uzbrojona ćwiekiem, Niegodnie… PODCHORĄŻY Strój cię świętym wydaje człowiekiem. Miałeś na cara pogrzeb mowę napisaną. Wiatr jakiś chorągiewkę okręcił blaszaną, Obosieczne kazanie przeciw nam obrócił. Miało być tak w kazaniu: «Naród więzy zrzucił, Więc przed ziemią Lechitów, ludy, bijcie czołem, A króle niechaj głowy posypią popiołem I wyją na ulicach». SPISKOWCY Cha! cha! cha! PREZES Przeklęty, Kto śmiechem groby królów znieważa… KSIĄDZ Wyklęty! PIERWSZY Z LUDU Zwołali nas, ażeby naśmiać się do woli, Obłąkać i przeklinać… KSIĄDZ Sam Bóg nie pozwoli, Aby zbrodnia, w kościelnym rozwinięta domu, Miała ogień błyskawic ze skrzydłami gromu. Bóg! co zabójców rzuca w piekielne ogniska! STARZEC Z LUDU Wiele potrzeba zabójstw, nim się kraj odzyska? GŁOS Z TŁUMU Car… STARZEC To jedne… GŁOS Carowa żona… STARZEC Drugie… GŁOS I dwóch braci… STARZEC Cztery… Licz dalej, bracie, bo się liczba straci… GŁOS Syn cara… STARZEC Piąte… GŁOS I już wszyscy. STARZEC Zabijajcie!!! A krew niech na mnie spada… PREZES Masz włos biały, starcze! STARZEC Do ciebie nic nie mówię… Spiskowi, słuchajcie! Jeśli krwi ciężarowi jeden nie wystarczę, Syny moje i córki za was się poświęcą. Krew dziecka i kobiety sam wezmę — książęcą Syny wezmą. — Dwóm córkom nieszczęsnym na głowy, Na dwie — bo słabe — rzucę lekką krew cesarza. A kiedy Bóg zawoła w straszny dzień sądowy, Stanę przed Bogiem obok jakiego mocarza, Co się codzienną zbrodnią we łzach ludu pławi; I powiem: «Boże! Boże, patrz, otośmy krwawi! Zdjęliśmy tę krew z ludzi, aby drzewo krzyża Lżejsze było płaczącym na ziemskim padole; A teraz się na Twoję opuszczamy wolę…» PODCHORĄŻY O! Błogosław mi, starcze! KSIĄDZ On Bogu ubliża, Sprawiedliwości boskiej… PODCHORĄŻY Milcz, księże! milcz, księże! Myśli w niebo lecącej twój wzrok nie dosięże… Więc oto jest ogromna poświęceń nauka! Mnie samego ten starzec nową natchnął wiarą. Chyba was po tych słowach sam szatan oszuka, Chybam ja Boga jakąś obciążony karą, Jeśli wyrazy sieję jak kwiat bezowocny. Wierzcie mi! wierzcie, ludzie! jam jest wielki, mocny. Jedyną słabość zamknę w sercu tajemniczym, Robak smutku mię gryzie… tak że mówiąc z wami, Chciałbym przestać… i usiąść, i zalać się łzami; Lecz ten smutek — to żałość dziecinna po niczym, Może po kraju… Ludzie, wierzyć powinniście Człowiekowi, co cierpi… nie siadać pod drzewem, Któremu wiek spróchniałe poobrywał liście… / z rozpaczą / O gdyby lutni! ja bym was poruszył śpiewem; Gdyby historii księga!… przeczytałbym kartę O Polszcze, kiedy była kwitnąca, szczęśliwa, A wstalibyście wszyscy jak groby otwarte, Rzucające mścicieli… Mnie zapał rozrywa, Zdaje mi się, że piersi otworzył na poły, Że powinniście widzieć czyste serce moje… Nie przyszedłem was błąkać jak ciemne anioły Ani się waham myślą przecięty na dwoje, Jestem cały i jeden… A gdy kraj ocalę, Nie zasiądę na tronie, przy tronie, pod tronem, Ja się w chwili ofiarnej jak kadzidło spalę! Imienia nie zostawię po ciele spalonem, Tylko echo… i miejsce jakieś wielkie! próżne! A dzieje będą memu imieniowi dłużne Pochwałą, a zapłacą tylko zapomnieniem. Nic! nic po mnie!… lecz imię ON i tym imieniem Piastunki na królewskie dzieci będą swarzyć, Królątka zaczną płakać i nocami marzyć O bezimiennym duchu, co zrywa korony… Dla was życie, kraina wolna, dla was trony; Ja wszystko skończę z chwilą ogromną odrodu. Lecz dajcie mi się w ręce, zamiast trzymać berło Niechaj piastuję siłę olbrzymią narodu! A koronę Jehowy przyozdobię perłą Ludu zmartwychwstałego… Dajcie mi się w ręce! Ani mię duma wstrzyma, ani sny zwierzęce, Póki długiej wolności nie zaszczepię wieki, Niechaj się sen do moich powiek nie przybliża. Lękacie się? — więc weźcie, przybijcie do krzyża, Niech mam jako Regulus obcięte powieki, Niechaj wiecznie bezsenny na kraj patrzę mrący, Potem nieście przed sobą godło — krzyż cierpiący Nie zgubi was… Przysięgam na ojcowskie cienie! I na mękę Chrystusa!… Przysięgam, że wiara Mówi wam: «Wy jesteście krainy sumnienie, Zburzcie się — i z dusz waszych odrzućcie grzech cara». I przysięgam wam jeszcze! że przysięgłem szczerze! Jak chcę zbawienia duszy mojej! jak w nią wierzę! Tak dajcie mi się w ręce… PREZES O! głos mi zastyga, Nie mogę mówić… / siada i płaszczem twarz zakrywa / PODCHORĄŻY Starcze! zapał cię prześciga? Oto pierwsze zwycięstwo… pokonam! lub zginę!… Ha! carze, ty nam polską ukradłeś krainę? Za to śmierć! bo wiedziałeś kradnąc, żeś wart śmierci! Ha! carze, tyś ją zabił i rozdarł na ćwierci, Potem kawały, spadłe z gilotyny ścienic, Przybiłeś do trzech tronów jak do trzech szubienic, Gdzie na nie patrzą wzgardą królewscy zbrodniarze; Carze! gdybyś dwa razy mógł umrzeć? O! carze, Dwa razy ciebie przed sąd Boga zapozywam!… / Słychać szmer w tłumie… podnoszą sztylety… wstają z ław / PREZES / zrzuca płaszcz z głowy… Wstaje i robi znak umywania rąk, potem mówi z wolna i poważnie / Róbcie, jak chcecie… Lecz ja ręce z krwi umywam. PODCHORĄŻY / do spiskowych / A wy?… / Milczenie długie / SZYLDWACH / przy wejściu / Kto idzie? hasło? / Milczenie / SPISKOWI Zginęliśmy! zdrada! PODCHORĄŻY Ciszej… / Słychać odgłos padającego człowieka / SZYLDWACH Nie wiedział hasła… PIERWSZY SPISKOWY Trup po schodach spada. PODCHORĄŻY Nie drżyj, prezesie! wszakże z krwi umyłeś dłonie? / zbliża się z lampą do trupa / Dajcie mi lampę… sztylet w zabitego łonie… Na piersiach jakiś papier pomięty, rozdarty… Tak… jest to zdanie sprawy ze szpiegowskiej warty. To szpieg… Więc go zakopać tam — w kącie ciemnicy. / Dwóch ze spiskowych unoszą w kąt trupa, zapalają dwie latarnie — i grób kopią / PREZES Rozchodźmy się ze schadzki… drugiej nie naznaczam. PODCHORĄŻY Starcze, umiesz korzystać z losu błyskawicy? Z marnego przerażenia? Lecz ja nie rozpaczam, Każdy z osobna cara osądzi zbrodniarza, Rozłam myśli na głosów pojedyńcze wota, A obaczemy, zapał, trwogali przeważa? PREZES Niech tak będzie… przeważy staropolska cnota. Czymże będziem głosować?… KSIĄDZ Radzi sługa boży, Kto jest za śmiercią cara, rzuci na stół kulę, Kto za uniewinnieniem, niechaj grosz położy… Ten grosz znajdzie się zawsze w ubogich szkatule… / Rzuca pieniądz — za nim prezes pieniądz kładzie, potem spiskowi kolejno rzucają z brzękiem kule lub pieniądze… / PIERWSZY ZE SPISKOWYCH Za prezesa przykładem niechaj grosz utracę. INNY Nie mam grosza przy duszy, a więc kulę kładę, Niech żyje wolność! INNY A ja grosza nie zapłacę Za cara życie… INNY Może kupujemy zdradę, Niech z grosiwa nasz prezes zda sprawę, czas przyjdzie. PIERWSZY ZE SPISKOWYCH / do ludzi kopiących grób / Wy, co tam grób kopiecie, chodźcie… rzecz tu idzie O to, czy grosz, czy kulę rzucić. KOPIĄCY GRÓB Wiemy! Wiemy! My dla głuchego człeka mogiłę kopiemy, Lecz sami z łaski Boga nie głuszce. PIERWSZY ZE SPISKOWYCH Grosz dali; Widać, że się w grabarzy nie chcą pisać cechu, Lękają się, by carom grobu nie kopali. Obaczemyż, z którego wiatr powieje miechu I pogra na organach? / Wszyscy koleją przeszli… Prezes liczy… / PREZES Świećcie mi pochodnią — Dzięki ci, Boże, tylko pięć głosów za zbrodnią. PODCHORĄŻY Więc car zginie… PREZES Młodzieńcze, pięć kul tylko padło… Stu pięćdziesięciu przeciw zbrodni głosowało… PODCHORĄŻY Jakże mi nagle w oczach życie moje zbladło! Na jedną kartę przyszłość postawiłem całą, I nic… Olbrzymy spadli ze szczudeł — to karły! Ludzie, warto by przejrzeć wszystkich trumien wieka, Czy w każdej leży człowiek przed wiekiem umarły? Czy z której trumny nie wstał ten szkielet człowieka? / do Prezesa / Starcze, gdy w twoje myśli zaglądam zgrzybiałe, Widzę, żeś się ty w inne urodził stolecie, Po co ta maska? ciebie nikt nie zna na świecie. PREZES Wszak maski nie włożyłem na me włosy białe. PODCHORĄŻY Wiecznie śpiewasz to samo! hymn starości piejesz; Jako bakałarz szkolny w duszę dzieci siejesz Naukę, aby wstali przed zbielałym włosem. — Pamiętaj, że są ludzie tknięci nieszczęść ciosem, Ludzie z bijącym sercem i z duszą płomienną, Których włosy zbielały w jedną noc bezsenną; Więc ich uszanuj — wstań przed nimi, stare dziécię… / do Spiskowych / A wam wszystkim śmiem długie przepowiedzieć życie, Boście umieli wybrać gwiazdę przewodnika; Idźcie za srebrną głową w noc niewoli czarną — We mnie wszystka nadzieja upada i znika; Boście z tłumu wysiani jak największe ziarno, A tak mali jesteście… Idźcie! gardzę wami! Kto nie śmiał się poświęcić, może zdradę knuje? Więc na znak wzgardy, ludziom okrytym maskami Rzucam pod nogi życie moje… i daruję… / zrywa maskę z twarzy / SPISKOWI To Kordian! Kordian! Kordian! nie znasz nas, Kordianie!… Nie ma tu zdrajcy! nie ma! Patrzaj w nasze twarze. / Wszyscy demaskują się… Kordian rzuca wzrok dokoła, zamyśla się i potem wznosząc głowę mówi z wolna / KORDIAN Pośród szlachetnych Kordian zwycięzcą zostanie. Wy oblicza, on myśli i serce pokaże. Kordian ma wartę w zamku tej nocy… słyszycie? Kordian ma wartę w zamku w nocy… / zbliża się do stoła; na kawałku papieru pisze słów kilka i rzuca je Spiskowym / PIERWSZY ZE SPISKOWYCH / czyta / «Narodowi Zapisuję, co mogę… Krew moją i życie, I tron do rozrządzenia próżny». KORDIAN / opiera się o ołtarz i patrzy z obłąkaniem na milczących Spiskowych… potem macha ręką i mówi: / Precz, spiskowi! / Rozchodzą się wszyscy w milczeniu… Kordian stoi oparty o ołtarz pogrążony w myślach… Dwaj grabarze zakopali ciało i zostawiwszy na mogile palące się latarnie odchodzą… Prezes sądu sam zostaje — i klęka u stopni ołtarza za stojącym Kordianem / PREZES Kordianie! KORDIAN / obraca się i mówi z obłąkaniem coraz wzrastającym: / Któż mię budzi? czy godzina biła? Przychodzę do pamięci… latarnie — mogiła… Jesteś jednym z grabarzy i żądasz zapłaty? Ha — oto masz z Najświętszą Panną dwa dukaty, Które mi dała matka, błogosławiąc syna. Musisz mieć dzieci? Słuchaj! niech twoja rodzina Westchnie za mną do Boga. PREZES Och! ja nie mam dzieci! KORDIAN Nie masz? a włos twój biały jako srebro świeci; Tyś nic za twoje życie nie odpłacił Bogu. PREZES Kordianie! oto klęczę na ołtarza progu, Lecz nie przed Bogiem, klęczę, Kordianie, przed tobą. Jam cię na śmierć poświęcił, teraz walczę z sobą, Z sumnieniem, jam sąd zmroził sumnieniem… KORDIAN Ha! stary! Kładziesz zbrodnią na zbrodnią, klękłeś przed zbrodniarzem. Chodź ze mną — zajrzym w księgi i światu wykażem, Że Polska cała żadnej nie godna ofiary, Że ja będę zbrodniarzem… PREZES Na Boga, Kordianie! Ty masz gorączkę, w oczach dziwne obłąkanie… KORDIAN To nic, starcze… To włos mi siwieje i boli, Włos każdy cierpi, czuję zgon każdego włosa; To nic… Na grobie wsadzisz dwie rószczki topoli I różę… Potem spadnie łez rzęsistych rosa, To mi włosy ożyją… Masz pióro przy sobie? Chciałbym spisać imiona płaczących nade mną. — Ojciec w grobie — i matka w grobie — krewni w grobie, Ona — jak w grobie… Więc nikt po mnie! wszyscy ze mną! A szubienica będzie pomnikiem grobowym… PREZES Kordianie! oto pismo, któreś dał spiskowym, Schowaj je, spal, bądź wolnym od przyrzeczeń słowa. KORDIAN Raz, dwa, trzy, broń na ramię, warta pałacowa… Czujność… Głupie wyrazy, stąpać, jak nakażą? Starcze, nudzisz mię! nudzisz nieruchomą twarzą, Nie będę mógł zapomnieć, że starym nie będę. Jeśli cię kiedy z kołem mych dzieci obsiędę, Pluń mi na siwe włosy. / Zegar na wieży bije jedynastą / To z nieba wołanie. / Wybiega. Prezes za nim wyciąga ręce / PREZES Kordianie — stój, na Boga zaklinam… Kordianie! / wychodzi za nim / SCENA V / Sala tak nazwana koncertowa w zamku królewskim, oświecona lampą — wkoło kolumny z marmuru, ściany zamalowane arabeskami — widać przez drzwi otwarte na przestrzał ciąg długich ciemnych pokojów, w końcu błyska słabe światło sypialnej komnaty cara. Kordian oparty na bagnecie karabinu. Różne widma / KORDIAN / idąc naprzód z karabinem / Puszczajcie mię! puszczajcie! jam carów morderca; Idę zabijać… ktoś mię za włos trzyma. IMAGINACJA Słuchaj! ja mówię oczyma. STRACH Słuchaj! mówię biciem serca. KORDIAN Nikogo nié ma, Ktoś gada… IMAGINACJA Nie patrz na mnie, lecz patrzaj, gdzie ja palcem wskażę. KORDIAN Palca twego nie widzę, lecz mój wzrok upada Tam, gdzie wskazujesz palcem. Widzę jakieś twarze. To arabeski, ścienne malowidła. STRACH Przekonaj się! wpatrzaj się w ściany. Ściana gadem się rusza… przebrzydła… Każdy wąż złota ogniem nalany, Pierścieniami rozwija się z muru. Kolumny potrząsają wężów zwitych grzywę; Sfinksy straszliwe Spełzły z marmuru; Sfinksy płaczą jak dzieci — węże jak wiatr świszczą. Nie nastąp na nie… patrzaj… wiją się i błyszczą. IMAGINACJA Jako motyl płocha, powiewna, Odleciała od ściany dziewica; Może jakaś zaklęta królewna? Królewna — lub czarnoksiężnica? Przypomnij! widziałeś jej lica, Przypomnij! do kogoś podobna, Przypomnij! Tamta była posępna i patrzała skromniej, U tej szata gwiazdami ozdobna, To gwiazdy prawdziwe — to światy, Błyszczą na szafirze szaty… Jest to pasterka z gwiazd sioła, Kosz na głowie, w koszu kwiaty, I twarz anioła. STRACH Lecz patrz na oczy! nieruchome oczy! Gdzie się obrócisz, patrzą za tobą. IMAGINACJA Czy czujesz woń jej warkoczy? STRACH Rozgniotłeś węża pod sobą. Pękła żmija. KORDIAN Jezus Maryja!!! / przeciera oczy / Sen zniknął… Naprzód! naprzód z bagnetem w pierś cara! / Wchodzi do następującej sali — zupełnie ciemnej. Na lewo drzwi otwarte do gabinetu konferencyjnego. Pokój ten, w kształcie wyzłoconego jaja, zupełnie księżycem oświecony. W środku stoi trójnóg sztucznie ze złota urobiony — a na nim leży carska korona / OBIE WŁADZE Stój!… KORDIAN Puśćcie! Boska cięży na mnie kara!… OBIE WŁADZE Słuchaj! szum głuchy z milczeniem się bije, Jak gdyby wicher wleciał w komnat szyje. Niby szum suchego drzewa, Niby ulewa Grzmi o dachy pałacu… grzmi… a księżyc świeci! KORDIAN / patrząc do gabinetu konferencyjnego / Ta komnata srebrnego nalała się blasku, Trójnóg złoty — korona leży na trójnogu, Jest to korona carów dzisiaj — lecz o brzasku Ta korona należeć będzie tylko — Bogu… Idźmy! Nie mogę oczu odpiąć od korony. IMAGINACJA Patrz dłużej — krew z niej kapie, a pod nią schylony Człowiek czarny jak smoła, Zajęty pracą… STRACH Dwa rogi wytrysły mu z czoła, Oczy jak żar — bez powiek… Skąd on? i na co? KORDIAN Skąd? i na co ten człowiek? WIDMO Koronę nosił car, Krew Piotrów, krew Iwana Leje się z niej jak z czar; Podłogę polską czyszczę, Bo krwią carów zwalana; Ale śladu nie zniszczę, Chyba za drugi wiek!… KORDIAN Jeśli nie zmyjesz wodą z polskich rzek, Przyniosę krwi — podłogę całą Wymyjemy, będzie białą Jak twarz trupa. / po chwili / Jeszcze jedną komnatę przejść trzeba. / wchodzi do sali tronowej / Ciemno — i czarne okna; żadnej gwiazdy z nieba — Tam wiedzie — droga na kształt ognistego słupa. Lampa strzeże cesarza, oświeca mu łoże I leje światło na posadzki szkliste, Jak księżyc po wód jeziorze. Chwyta łódź moją w kręgi ogniste… Płynę zawrotem głowy… któż doda podniety? IMAGINACJA Twój bagnet łysnął… płomienne bagnety Zleciały się w powietrzu i z ostrzem się zbiegły… Jak rybki, gdy w krysztale kruszynę spostrzegły… Zleciały się i stal szczypią, I palą. W powietrze uderzasz stalą, Z powietrza jak iskry się sypią. Czekaj, aż się ul cały płomyków wyroi… STRACH Nie patrz tylko za siebie — bo tam u podwoi… / Kordian obraca się / IMAGINACJA Dwie z malakitu wazy, w nich dwa drzewa rosną Zimą i wiosną. Patrz! liście z ludzkich uszu, z oczu ludzkich kwiaty, I zwykły nasionami języków się plemić, Lecz cesarz rwie nasiona, by drzewa oniemić… Więc jak nieme hajduki przy wejściu komnaty Patrzą kwiatem — liściem słyszą; A wszystko z grobową ciszą W grubiejący pień się wlewa… KORDIAN Widzą! i słyszą! drzewa… STRACH Nie zaglądaj przez okna na ciemną ulicę! / Kordian patrzy przez okno / IMAGINACJA Z kościoła aż do zamku orszak zmarłych długi, Niosą żółte gromnice, Wiele trupów… jeden, drugi, Setny, nie przeliczysz więcej… Tysiąc tysięcy… Berła — korony — szaty króleskie. Z gromnic dymy niebieskie Mglą trupom twarze kościane. A trumien, ile trupów — każdy niesie trumnę; Rzucają pod zamku ścianę, Budują wschodów kolumnę, Wysoko jak stogi gumien… Trumny się kruszą, Lecz tyle trumien! Wejść muszą. KORDIAN Gdzie idą? IMAGINACJA Tu. KORDIAN Czy cara trumnami uduszą? IMAGINACJA Ciszej! patrz… jakieś straszydło Z ognistą twarzą wyszło z sypialnej komnaty. Nie słychać kroku jego, choć posadzek kraty Rozstępują się — łamią pod nogą obrzydłą. STRACH Czuć krew! Wyszedł z tamtej komnaty… Tam śpi cesarz w łożu białem, Ten człowiek stamtąd wyszedł… IMAGINACJA Widziałeś? KORDIAN Widziałem? STRACH Co on tam robił? KORDIAN Co on tam robił? DIABEŁ Zdławiłem cara — i byłbym go dobił, Lecz tak we śnie do ojca mojego podobny. IMAGINACJA Słyszysz dzwonów jęk żałobny… Po całym mieście i na wszystkie strony?… KORDIAN / z przerażeniem / Słyszę — dzwony — IMAGINACJA Błysk w szybach sali… Po trumnach wszedł trup i stoi cichy w oknie, Gromnicą szyby pali. Wiatr zrywa mu płaszcz — a robak w każdym włóknie Jak nić biała… Gdzie oczu blask, tam świeci kość spróchniała. To trupów kat… wykona, co uchwalą… Patrz, w okno bije… rozbija… KORDIAN Jezus! Maryja! IMAGINACJA Zniknął… trumny się walą Jak grom. STRACH Wracaj, tu czarta dom… KORDIAN Pójdę mimo diabłów głosy, Abym się we krwi ochłodził. Tłum jakiś drogę zagrodził, Przejść nie można… jak przez kłosy Trzeba deptać… nie roztrącę. Widma blade i milczące Jak stooki strażnik pawi Zaglądają w tamte drzwi, Gdzie śpi cesarz… Czy ciekawi, Jaka barwa carskiej krwi?… Ha… mówcie… czy się nie budzi… Pożarłbym teraz mowę stu tysiąca ludzi… Jak w grobie głucho… / Słychać dzwon na jutrznią / Ktoś mi przez ucho Do mózgu sztylet wbija… Jezus! Maryja! / wymawiając ostatnie słowo, pada bez czucia krzyżem na bagnecie u drzwi sypialnego cara pokoju / / Car wychodzi z sypialnego pokoju z lampą nocną w ręku / CAR Słyszałem jakiś stuk i czułem we snów burzy, Jakby mię ktoś za gardło cisnął szarfą. Czułem, co niegdyś ojciec mój, lecz czułem dłużej. Czyż zawsze sen ma być sumnienia harfą, Po której grają wichry strachu?… Idźmy. — Lecz nie znam dróg, zabłądzę w gmachu. / chce iść i potyka się o leżącego Kordiana / Coż to? co to się znaczy?… tu trup jakiś leży… Z bagnetem w ręku, mundur polskich ma żołnierzy Ze szkoły podchorążych. Pewnie stał na warcie I szedł do mnie zabijać?… Padł na samym progu… Wszak brat mi za nich ręczył? Kusicielu! czarcie! Nie natrącaj mi na myśl brata — w każdym wrogu Pokazujesz mi brata, nie, to być nie może… O gdyby wstał ten człowiek i przemówił słowo!… Ciepły… Wstań! mów! bo szpadą gardło ci otworzę. Mów, czy to brat ci kazał? / szpadą rani w rękę Kordiana, który oczy otwiera / KORDIAN / z obłąkaniem / Z pochodnią grobową Trupy w oknie. CAR Przemówił… Otwórz jeszcze usta, Wymów: brat? — słowo krótkie… brat? KORDIAN Blady jak chusta Car śpi… Jezus Maryja!… świt zaczął pobielać… CAR Nic z niego się nie dowiem ni z ust, ani z twarzy… O! to brat… brat mój pewnie… / woła / Straży! moja straży! / Wbiegają żołnierze. Car pokazuje na Kordiana / Jeśli nie zwaryjował ten żołnierz… rozstrzelać… SCENA VI. SZPITAL WARIATÓW / Widać klatki, w których siedzą łańcuchami powiązani waryjaci, niektórzy chodzą wolno. — Kordian leży na łóżku w gorączce. Dozorca szpitalu. — Doktor obcy / DOZORCA / do Doktora / Waćpan przyszedłeś zwiedzić szpital waryjatów? DOKTOR Oto jest pozwolenie. / daje dukata / DOZORCA Z podpisem dukatów… Wolno panu, gdzie zechcesz, zazierać do klatek, Tu waryjaci, dalej sala waryjatek… Cały szpital rozłożę jak zegar po sztuce… Pan zapewne w medycznej ćwiczysz się nauce? DOKTOR Tak. DOZORCA Jakież systemata pan doktor zachwala? DOKTOR Macanie głów… DOZORCA Rozumiem, to systemat Galla. DOKTOR Tak. DOZORCA Ciekawość mię bierze, czy się pan przekona Z głów, która tutaj głowa najostrzej szalona? DOKTOR O! ja odgadnę z twarzy sądem Lawatera. / wskazując na Kordiana / Ot — ta… DOZORCA Wzrok eskulapa niedobrze przeziera, Ten młodzieniec wszedł tutaj, bo cesarz osądził, Że musi być szalony — lecz cesarz pobłądził. Ten młody ma gorączkę, lecz rozsądek zdrowy, Zdrowszy niż twój, doktorze, niż mój nawet. DOKTOR Nawet? DOZORCA Ha! obraziłem ciebie, paluszku Gallowy! Chciałbyś mi ostrym słówkiem odpalić wet za wet I abyś dowiódł, że ten młody pstro ma w głowie, Może dowiedziesz, żem ja szalony? DOKTOR Któż to wie?… Pozwól mi pan zapalić cygaro hawańskie… DOZORCA Nie mam ognia. / rzucając dukat / Do kroćset! dukat dłoń mi piecze. DOKTOR / podejmuje dukat i zapala przy nim cygaro — potem go oddaje Dozorcy… / Dziękuję. DOZORCA O! na Boga, to sztuki szatańskie! DOKTOR Tak ci się to wydało, rozumny człowiecze, Patrz, dukat zimny jak lód, pali, bo czerwony. DOZORCA Czy mi się zdało? czym ja doprawdy szalony? Niech mię Najświętsza Panna w swej opiece trzyma! DOKTOR Nie patrz nigdy na dukat rozsądku oczyma, Dukat jest elementem, żywiołem… DOZORCA Prawdziwie! Odejść muszę, gdy słucham, rozum sobie krzywię. / Dozorca odchodzi / DOKTOR Wypędziłem go przecie, jutro oszaleje Myśląc o tym dukacie; teraz mam nadzieję, Że sam na sam z szalonym pogadam młodzieńcem. / siada na łóżku Kordiana / KORDIAN Ktoś ty jest? brat mój? krewny? DOKTOR Jestem zapaleńcem. KORDIAN Musiałeś się więc chyba urodzić dziś rano? Wszyscy dotąd mówili, żem jeden na świecie. DOKTOR Ciebie znali, mnie jeszcze dotąd nie poznano, Siedziałem sobie cicho zamknięty w sztylecie. KORDIAN Daj mi pić… mam gorączkę… słów twych nie rozumiem. DOKTOR Natęż uwagę… jasno tłumaczyć się umiem, Ale natęż uwagę mocno! mocno! mocno! KORDIAN Natężyłem… Znam ciebie… DOKTOR W godzinę północną Wychodziłem z sypialnej cesarza komnaty. KORDIAN Cóż tam robiłeś? DOKTOR Ha! nic, polewałem kwiaty… KORDIAN Co? Owe drzewa pełne uszu, bez języków… DOKTOR Tak, to klony… a inne rosną w liść krzyżyków Jak gwoździki maltańskie; inne jako trzciny Pełne kolan i puste, a cesarza syny Na pustych kolankowych trzcinach grać się uczą. KORDIAN Czemu twoje wyrazy tak brzęczą i huczą? Gadaj ciszej… Czy jakiej nie umiesz modlitwy? DOKTOR Umiem jedną, co ludzi popycha do bitwy. KORDIAN Nie chcę… za głośna będzie, a może bezbożna? DOKTOR To modlitwa turecka, jak księżyc dwurożna, Jednym rogiem zabija wroga, drugim siebie… KORDIAN Wszak potrzeba bić wrogów? DOKTOR Wiem o tej potrzebie… Naród ginie, dlaczego? — aby wieszcz narodu Miał treść do poematu, a wieszcz rym odlewał, Aby nieliczną iskrę ognia pośród lodu Z pieśni wygrzebał anioł i w niebie zaśpiewał. Widzisz, jak cenię wieszczów gromowładne plemię. KORDIAN Nie — to nie tak… inaczej… idź z nieba na ziemię. DOKTOR Rozumiem. Hymn anioła w wieszcza się przelewa, Zaśpiewał — naród ginie, bo poeta śpiewa. KORDIAN Głupiś! Mów co ze starych testamentów księgi. DOKTOR Faraon kiedy stanął na szczycie potęgi, Śniło mu się, że siedem wypasionych wołów Siedem chudych pożarło. KORDIAN Nie! to nie tak było… DOKTOR Ale tak jest, zapytaj potomka Mogołów… KORDIAN Mów o czym innym, Pismo święte mię zabiło. Czy nie jesteś botanik?… DOKTOR Żądam tajemnicy, A zwierzę się, żem wcale nowe odkrył ziele; Rośnie na moim oknie, w rycerskiej przyłbicy, Posiane w stu miast dawnych ostygłym popiele. Wkrótce, jak się spodziewam, wyda pączek liczny Jak myśli milijonów… a potem kwiat śliczny, Czerwony jak krew ludzi, a potem nasienie W strąkach wielkich zawarte, które pękną z trzaskiem Jak milijony harmat… Wpadasz w zachwycenie? Oczy twe poetycznym zapłonęły blaskiem. KORDIAN Czy ta roślina kwitnie? plemi się?… DOKTOR Już wschodzi. KORDIAN Wschodzi dopiero? DOKTOR Tak jest, a że mróz jej szkodzi, Więc ją do czasu garnkiem przykryłem kuchennym. KORDIAN Dręczysz mię — nudzisz — łamiesz — gryziesz — jestem sennym… Gadaj mi nie o kwiatach. DOKTOR Trzy są elementa, Które składają rozum, trzy wielkie myślniki. Przez nie wytłumaczona jasno Trójca święta. Myślnik jedność — urodził wielości liczniki, Z nieskończoności starszej określność wypływa; A związek między nimi, myśl, co porównywa, Jest trzecim elementem, z trzech trójca się składa; Bez wyobrażeń liczby wnet jedność upada; Bez określności bytu — nieskończoność niknie; Więc jedna równa drugiej jak Ojciec Synowi, Względność ich dała życie świętemu Duchowi, A wszystkie trzy idee są trójcą — rozumem. KORDIAN Napełniłeś mi uszy oceanu szumem, Mam gorączkę… Człowieku, co prawisz, u kata? DOKTOR Wyleczę ciebie… Teraz o stworzeniu świata, Czy o stworzeniu ludów… Świat przed ludźmi ginie; Ziemia to orzech, w chmurnej zawarty łupinie. Bóg przez sześć dni wiekowych stwarzał ziemskie ludy. W pierwszym dniu stworzył państwo modlące się Judy, To była ziemia, na niej wyrosły narody. W drugim dniu porozlewał wschodnich ludów wody, W trzecim — jak drzewa greckie wyrosły plemiona; W czwartym dniu zaświeciło z gór Sokrata słońce; W piątym wzleciały orłów rzymiańskich znamiona, To były ptaki — a na dnia piątego końce Padła noc wieków średnich, długa, zachmurzona, W szóstym człowieka zlepił Bóg… Napoleona. Dziś dzień siódmy, Bóg rękę na rękę założył, Odpoczywa po pracy, nikogo nie stworzył. KORDIAN Łżesz, podły! Każdy człowiek, który się poświęca Za wolność — jest człowiekiem, nowym Boga tworem. DOKTOR Cha! cha! wolność gancarskie koło dziś pokręca, Dobrze mówisz, te koło nowym idzie torem, Wyda gliniany garnek. KORDIAN Wyda wielkich ludzi!… DOKTOR Widzisz, jak ci się płomień gorączkowy studzi, Gadasz wcale do rzeczy… KORDIAN Słuchaj! powiedz szczerze, Czy nie widziałeś nigdy człowieka? anioła? Co swe cierpienia ludom przynosi w ofierze I gromom spadającym wystawia cel czoła, I śmierć za Zbawiciela ponosi przykładem Za lud cierpiąc… DOKTOR Ten człowiek szedł tu moim śladem. Zawołam go. / woła dwóch waryjatów, jeden z nich trzyma rozkrzyżowane ręce, drugi jedną rękę podniesioną ma do góry / Dwóch widzisz, za lud cierpią oba; A jak cierpią, powiedzą, abyś sam ocenił… / do waryjata z rozkrzyżowanymi rękoma / Bracie! powiedz mi, coś ty za wielka osoba? PIERWSZY WARYJAT Jam nie osoba, jam się dawno w krzyż zamienił. Ja byłem krzyżem w Chrystusa męce, Do mnie zmarłego przybili; A jam Go zamiast ćwieków unosił za ręce Jak małe dziecię, gdy kwili. Jestem krzyżem; gdy papież daje krzyża drzewo, Nie wierzcie! ja mam nogi, rękę prawą, lewą, Nic ze mnie nie ubyło, niech kto części liczy… / smutnie mówi odchodząc / Boże! odwróć ode mnie ten kielich goryczy. DOKTOR / do Kordiana / Widzisz, on się poświęcił za lud. KORDIAN Zwaryjował!… DOKTOR / do waryjata z podniesioną ręką / A ty czemuś tak ręką w niebo wygórował?… DRUGI WARYJAT Ciszej mów! Nieba sufit lazurowy Trzymając na tej dłoni, zasłaniam świat cały. Niebo, słońce, księżyc biały Chcą upaść ludziom na głowy; Lecz ja stoję pod nieba nachylonym stropem, Znużony, tęskny, bezsenny. Módlcie się do mnie, jam zbawca codzienny, Zasłaniam ludy przed nieba potopem… Śpijcie, ludzie! dobrej nocy! / odchodzi / DOKTOR A cóż? to wielki człowiek! za lud się poświęcił! KORDIAN To waryjat!… DOKTOR Bluźnierstwa rzucasz z ustnej procy! KORDIAN To waryjaty oba! i tyś sam mózg skręcił. DOKTOR A cóż wiesz, że nie jesteś jak ci obłąkani? Ty chciałeś zabić widmo, poświęcić się za nic. O! złota rybko w kryształowej bani, Tłucz się o twarde brzegi niewidzianych granic; Mały kryształ powietrza, w którym pluszczesz skrzelą, Jest wszystkim, a świat cały nicości topielą. KORDIAN Myślę. DOKTOR Więc świat jest myślą twoją. KORDIAN Cierpię. DOKTOR Nie myśl. KORDIAN Nie mogę… DOKTOR Możesz, sposób niemyślenia przemyśl, Oszalej, będziesz świętym w Stambule. KORDIAN Szatanie! Przyszedłeś tu zabijać duszy mojej duszę; Ostatni skarb wydzierasz, własne przekonanie; Ostatni promień gasisz. DOKTOR Glinę boską kruszę… KORDIAN Niechaj Bóg litościwy wyrwie z twej paszczęki. / Wielki Książę Konstanty wpada z żołnierzami i wskazuje na Kordiana / WIELKI KSIĄŻĘ Wziąść go, prowadzić zaraz na śmierć i na męki! KORDIAN To głos ludzi, o! Boże, raczyłeś mię przecie Choć śmiercią wyswobodzić od tego człowieka… / pokazuje na miejsce, z którego Doktor zniknął / Gdzież on? gdzież on? WIELKI KSIĄŻĘ Skoro go w mundur ubierzecie… Prowadzić na Plac Saski… / wychodzi / KORDIAN Gdzież on? ŻOŁNIERZ Książę czeka. SCENA VII. PLAC SASKI / Wojsko polskie, jeszcze nieustawione… W jednej stronie placu widać grono jenerałów, pośród nich Car, Wielki Książę Konstanty niecierpliwy przechadza się… Z dala naokoło placu lud warszawski / CHÓR Tysiące żołnierzy, bagnetów tysiące, Obwisłe sztandary, bagnety niedrżące, Cicho jak w ostatni sąd. WIELKI KSIĄŻĘ / komenderując / Do frontu! równać front!… CHÓR W jeden rząd długi, prosty piechota się zwarła. Gdybyś o cal z szeregu wykazał pierś cara, A z drugiej strony szyku miał Tella Szwajcara; Strzała by się o każdą pierś polską otarła I nie raziwszy żadnej, zbiła jabłko carskie. WIELKI KSIĄŻĘ Grać! CHÓR I zagrzmiały muzyki janczarskie, Ucichły znowu… dają głos carowi. CAR / do Żołnierzy / Zdrowiście, dzieci? GŁOS ŻOŁNIERZY Z łaski Boga zdrowi. CHÓR Co powiedzieli gwarem, Bóg tylko zrozumie, Jak modlitwę rozbita w morza głuchym szumie. / Sześciu Żołnierzy przyprowadzają bladego Kordiana. Stawią przed Carem… Wielki Książę przybiega z wściekłością / WIELKI KSIĄŻĘ / do Kordiana, pieniąc się / Ha! psie polski! przyszedłeś — czemuś taki blady? Przewidziałeś, co czeka? Kacie! roskolniku!… Ty nosisz szlify? precz! precz! precz! Rozciskam gady. Rzucę cię pod kopyta trójrzędnego szyku Albo tu zwalę w piasek… i moją ostrogą Napiszę «wor» na czole. Car ciebie darował Zemście mojej… Car ciebie sam w grobie pochował! Z książęcej dłoni diabły wydobyć nie mogą! CAR / na stronie / Myśli, że mię oszuka? WIELKI KSIĄŻĘ Dać tu cztery konie! Ha, ty psie, masz gorączkę, ale ciało zdrowe? Każdy z członków zostawisz na końskim ogonie, A koń mój najsilniejszy zerwie z karku głowę. Milczysz!… Ha, ja się wścieknę… ten pies ciągle milczy. / uderza kułakiem w pierś Kordiana / Słuchaj, do twego ciała głód uczułem wilczy, Kąsałbym. / zgrzyta zębami / Cha! cha! Carze, lubisz konne sztuki? Pokażę ci ogromny skok… Znieść karabiny, Ustawić w piramidę, posczepiać za kruki Ostrzem do góry — związać jak snopy, jak trzciny. / Żołnierze ustawili piramidę z karabinów / Teraz, psie! siadaj na koń… i leć z nim do diabła! Ty milczysz… co? Na widok dusza ci osłabła? Myślisz, że się zlituję. — Wszak poświęcam konia, Konia poświęcam, słyszysz? A ciebie? No! w drogę! No! ruszaj! ruszaj! ruszaj! Czemuż trąbą słonia Wziąść ciebie i na kolce zarzucić nie mogę? Wrzuciłbym… / ostygając / No, posłuchaj, Lachu, wstydem płonę… Mówiłem o Polakach, że chłopy szalone, Gotowi z królewskiego zamku w Wisłę skoczyć… / z wściekłością / Skacz! bo każę cię w lochy karmelitów wtłoczyć! Głodem zamorzę! wsadzę pomiędzy szkielety! / proszącym tonem / No, Lachu! jeśli żywy przeskoczysz bagnety, To daruję ci życie… KORDIAN Dzięki, książę! dzięki, Żeś mi powiedział wszystko… Gdyby dar żywota Można zyskać ruszeniem palca u tej ręki, To nie ruszyłbym palcem. WIELKI KSIĄŻĘ Boi się hołota! CAR Jeśli o to ci chodzi, ręczę, że choć zdrowy Jako ptaszek przelecisz nad las bagnetowy, To kule cię nie miną… Książę, on się boi!… WIELKI KSIĄŻĘ Widzisz! więc car zaręczył… zginiesz… martwy stoi!… Żołnierze! kto z was skoczy, dam krzyż świętej Anny, Świętego Stanisława… jeśli wyjdzie ranny, Tysiąc złotych pensyji… tysiąc — dwa tysiące, Cztery tysiące… O, wy psy! nie psy — zające! Polaki!… KORDIAN Niech mi konia podadzą… / siada na konia i odjeżdża w koniec placu / WIELKI KSIĄŻĘ / woła Kurutę / Kuruta! O gdyby on przeskoczył!… KURUTA Ten człowiek wart knuta. WIELKI KSIĄŻĘ Niechaj przeskoczy! słuchaj! ja chcę, niech przeskoczy! Car ujrzy, jak mój żołnierz nad Moskale lotny… Patrz! jedzie… zatrzymał się… tam obraca oczy, Do ludu… tam lud stoi cichy, czarny, błotny. / marszczy się jak tygrys / Nie lubię tego ludu… Patrz, chustkami wieje, Kapelusze podrzuca… Kruta! masz nadzieję? KURUTA Jak wasza książęca mość… WIELKI KSIĄŻĘ / gwałtownie / Patrz! patrz! piasku chmura! Nie widzę… Spinaj konia! Ha! przeskoczył… WOJSKO / krzyczy / Urra! LUD / krzyczy z dala / Żyje! / Żołnierze przyprowadzają chwiejącego się Kordiana, książę bierze go w swoje objęcia / WIELKI KSIĄŻĘ Cóż ci, mój druhu? No! no! chwat młodzieniec! Nieprawda, koń mój żartki? skacze jak szaleniec? Musiałeś nie czuć skoku? — Wasza mość cesarska Widziałeś. — Odprowadzić konia, niech wyparska. / do Kordiana / Ręczę za twoje życie… idź! tyś chory? senny? Wziąść go… odnieść do łóżka… / Odprowadzają Kordiana / CAR / do jenerałów tak, że książę nie słyszy / Złożyć sąd wojenny, Godził na moje życie… Rozstrzelać… WIELKI KSIĄŻĘ / wesoło / Trębacze! Niech grają Dąbrowskiego, książę sam poskacze… / Parada na Placu Saskim / SCENA VIII / Izba klasztorna obrócona na więzienie, okno kratowe, stół i łóżko drewniane. Kordian skazany na śmierć gada z Księdzem zakonnym. Grzegorz, stary sługa, chodzi po pokoju ze łzami w oczach / GRZEGORZ / do siebie / Ten ksiądz już od godziny dręczy mego pana, Ot! dajcie mu przed śmiercią pokój! dajcie pokój! Jaki tam Bóg powiedział: «Dziecko w więzy okuj»? Nie ma Boga, przystaję do cechu szatana… KORDIAN Grzegorzu, módl się za mnie. / Grzegorz jak skarcone dziecko pada na kolana i modli się… Kordian klęka u stóp Księdza, ten błogosławi… i mówi podnosząc Kordiana / KSIĄDZ Synu! powstań z prochu I leć do Boga, ale przebacz światu. Bóg cię wyrywa z lwiej paszczy i z lochu, W którym byś uwiądł na kształt mdłego kwiatu… Teraz, mój synu, przed wieczności drogą Nie masz co komu przekazać na ziemi? KORDIAN Nic. KSIĄDZ I nikogo na ziemi? KORDIAN Nikogo. KSIĄDZ Nie byliż ludzie przyjaciółmi twemi?… KORDIAN Nikt. KSIĄDZ Tyś mi tego nie powiedział grzechu! Zlituj się nad nim, Boże! Wielki Boże! KORDIAN Nim zimne ciało do grobowca złożę, Jakiś głos tęskny słyszę w duszy echu; Pamiątek woła… i śladu na świecie… KSIĄDZ I to grzech, synu… Wy, młodzieńcy, chcecie Schodząc ze świata ślad wieczny zostawić, Myślą wypalić lub mieczem wykrwawić; Po cóż ta żądza? Ani te opady Liści uwiędłych chciwa rola zbierze, Ani pomogą duszy jak pacierze W ustach przechodnia… I po coż te ślady?… Jam cię zasępił… przebacz! bo ja może Jestem za stary, a ty dziecię wiosen… Więc nie rozumiem… Słuchaj… przy klasztorze Jest ciemny ogród, szpalerami sosen Różnie pocięty… dzisiaj w tym ogrodzie Zasadzę różę miesięczną i twojem Nazwę imieniem… by zakwitła w chłodzie Posępna, blada… KORDIAN Niech ci pociech zdrojem Bóg wynagrodzi… I nazwiesz tę różę Moim imieniem? I może nie zwiędnie!… / Ksiądz odchodzi / Spłyńcie się teraz w jednej myślnej chmurze Wszystkie sny marzeń latające błędnie! I bądźcie ze mną! Niebo! ty mi zapal Słońce i księżyc, i gwiazdy, bo konam! Bo tam przed ludźmi, choćby wbity na pal, Zamknę cierpienia i bóle pokonam; Lecz tu łez moich duma nie zatrzyma… O! gdybym wiedział, że tak bez powrotu Ziemię żegnałem; przed chwilą odlotu Patrzałbym na świat innymi oczyma, Dłużej! ciekawiej, a może ze łzami… Bo tam pomiędzy ogrodu kwiatami Jest pewnie piękny kwiat… a ja go nie znam!… Może dźwięk jaki nowy struna daje… A jam nie słyszał… Czegoś mi nie staje! Ludzi znać nie chcę, lecz niech się obeznam Z ziemią, piastunką ludzi!… O! ty ziemio! Byłażeś dla mnie piastunką troskliwą? / po chwili ze wzgardą / Niech się rojami podli ludzie plemią I niechaj plwają na matkę nieżywą, Nie będę z nimi! — Niechaj z ludzkich stadeł Rodzą się ludziom przeciwne istoty I świat nicują na złą stronę cnoty, Aż świat, jak obraz z przewrotnych zwierciadeł, Wróci się w łono Boga, niepodobny Do tworu Boga… Niechaj tłum ów drobny! Jak mrówki drobny! ludem siebie wyzna! Nie będę z nimi! — Niech słowo ojczyzna Zmaleje dźwiękiem do trzech liter cara; Niechaj w te słowo wsięknie miłość, wiara, I cały język ludu w te litery, Nie będę z nimi! — Niech szubienic drzewa W ogrodach miejskich rosną jak szpalery, Niech się w ogrody takie tłum wylewa Śmiechom przyjazny, a łzom nienawistny; Niech niańki w ogród szubienic bezlistny Prowadzą dziatki, by tam dla zabawy Grzebały piasek krwią męczeńską rdzawy… Nie będę z nimi! — O zmarli Polacy, Ja idę do was!… Jam jest ów najemny, Któremu Chrystus nie odmówił płacy, Chociaż ostatni przyszedł sadzić grono; A tą zapłatą jest grób cichy, ciemny; Tak wam płacono… GRZEGORZ Panie! nie mogę skończyć pacierza, co każe Przebaczyć wrogom. Bóg ich na ziemi ukarze! Oj paniczu mój drogi, na cóż tobie było Ten pistolet przykładać do białego czoła?… Pamiętam, w lesie oko miesięczne świeciło, Szedłem, a ciągle za mną ktoś: «Grzegorzu!» — woła. Szedłem po lesie… nagle widzę me dzieciątko Na wrzosach, krew czerwona płynie jak rubiny… KORDIAN Nie wspominaj mi o tym… GRZEGORZ Szatańską pieczątką Pan naznaczyłeś czoło, giniesz z owej winy. Widzi pan… Człowiek siebie nad brata miłuje, Gdy Bóg karał Kaima, a on zabił brata; Więc każdy, co się kulą zabija lub truje… / zatrzymuje się i z rozpaczą: / Przewidziałem nieszczęście… lecz śmierć z ręki kata!!! O! o! o! Panie drogi! pociesz mię, mów do mnie! Pisarzowi napisać każę twoje słowa, W życiu je stary Grzegorz na piersi przechowa; Każę je dzieciom w grobie położyć — koło mnie, Blisko… bo słowa dziecka — to staremu kwiaty… KORDIAN Czy ty masz dzieci? GRZEGORZ Och! mam syna… KORDIAN Czy żonaty? / Grzegorz daje znak głową, że tak / Więc jeśli się synowi twemu syn narodzi, To go ochrzcij imieniem moim, Kordian… GRZEGORZ Panie, Będę płakał wołając na wnuczka: Kordianie! KORDIAN O nie! tak nie nazywaj… imię mu zaszkodzi… Nie nazywaj Kordianem… GRZEGORZ Paniczu mój drogi, Nie wydzieraj, coś dawał; jam się już oswoił Z tą myślą, że mój malec, choć nędzarz, ubogi, Ja go będę nazywał Kordian… jeśli zbroił, Ja go nie będę karał… Niech rośnie jak kwiatek Kordianek mały! mój Kordianek! mój bławatek!… / śmieje się ze łzami w oczach / O panie! panie! czemuż ty go nie zobaczysz? KORDIAN Boże! dziecka za imię ukarać nie raczysz, Ani mu stworzysz życie, równe memu życiu? To dziwne! że jak człowiek tonący w rozbiciu Chwytam się każdej słomki… szukam przeżyć siebie… / zamyślony / Więc gdy mi wezmą życie… a starzec pogrzebie!… Kiedyś!… za błędnym dzieckiem po łąkach lub w borze Głos matki wołać będzie: Kordian! Kordian! — długo… Dziecię śmiechem odpowie nad kwiecistą strugą… A pośród ciemnych murów, gdzieś w cichym klasztorze, Róża moja zakwitnie… Ksiądz w czarnym habicie Pacierze nad nią zmówi… Więc róża — i dziecię. — / Oficer wchodzi z Księdzem zapłakanym / KSIĄDZ Synu!… KORDIAN Na jaką idę śmierć?… OFICER Na rozstrzelanie… / Grzegorz pada na kolana. Kordian bierze w obie ręce jego siwą głowę i całując mówi przerywanym głosem / KORDIAN Bądź zdrów — mój wierny — ojcze… / odchodzi / GRZEGORZ / wyciągając ręce / Panie! panie! panie! / pada na ziemię… Potem zrywa się i wybiega spiesznie za Kordianem / SCENA IX. POKÓJ W ZAMKU KRÓLEWSKIM CAR / sam / Nudno! Szkoda, żem puścił tego szambelana, Co jak mops na dwu łapach przede mną tańcował. Skacz! skacz! skacz! Rad bym dostać Machmuda sułtana, Aby skakał przede mną… Będę go częstował Dymami siarki, prochu, aż w dymie uduszę… / patrzy na ściany / Cóż to, na ścianach gmachu pył spostrzegam brudny? Tam w końcu pająk sidła zastawuje musze. Pył… pył… Ten pył mię bawi, świadczy gmach odludny, To chwast na grobie wroga… Polska już ostygła, Umarła, i na wieki. — Jak magnesu igła Na północ obrócona, w Sybir patrzy mroźny. Z dala trup tego kraju zdawał mi się groźny… Marzące o podbojach myśli nieraz zwichnął… Przyjechałem… trup zadrżał, nawet się uśmiéchnął… Łez nie widziałem… domy kobiercami kwietne? Dalej więc… Europę jak jabłko rozetnę, A nóż zatruty obie zatruje połowy. Króle! dajcie mi pokłon koronami z głowy!… Ha! ha! albom ja wielki? albo świat ten mały? Albo głupi świat cały? albom ja rozumny?… Część ogromnego kraju Szach mi oddał dumny; Garść tej ziemi kazałem spłomienić w kryształy I kryształowe łoże Szach dostał, i wdzięczny. O wielki synu słońca! o bracie miesięczny! Czy ci nie zimno w łożu kryształowym cara? Na zachodzie stugłowa wyrasta poczwara, Lecz wkrótce w petersburgskiej każę ulać hucie Łoże drugie z kryształu dla ludów zachodu; Miarę na długość wezmę z moskiewskiego rodu, A który naród dłuższy nad łoża okucie, Kryształu nie rozciągnę, lud skrócę o głowę. Ludy! poszlę wam! poszlę łoże kryształowe. Któż to?… Brat mój! / Książę Konstanty wbiega zadyszany / Jak się masz, Kostusiu! co słychać? WIELKI KSIĄŻĘ Wasza cesarska mość… niech… CAR Nie możesz oddychać? Widać, żeś się tu spieszył! Czemuż ci tak śpieszno? Zapewne mi przynosisz jaką wieść pocieszną? WIELKI KSIĄŻĘ Ha, wasza cesarska mość… kazałeś… CAR Mów śmiało… WIELKI KSIĄŻĘ Rozstrzelać… Ha! CAR Tak mi się, bracie, podobało… WIELKI KSIĄŻĘ Niech wasza cesarska mość odwoła! niech raczy Odwołać wyrok śmierci. CAR Książę, co to znaczy? WIELKI KSIĄŻĘ Proszę waszej cesarskiej mości, niech ten człowiek Żyje… Nie traćmy czasu — chwili, mgnienia powiek, Oto ułaskawienie, pióro… CAR Pióro moje Spisałem na wyroku śmierci, przy nim stoję. WIELKI KSIĄŻĘ Wasza carska mość niech stawi żyda na papierze, Byle podpis… do kroćset… CAR Bracie, mówmy szczerze. Chcesz ocalić Kordiana? WIELKI KSIĄŻĘ Chcę! chcę! chcę! CAR I właśnie Dlatego zginie. WIELKI KSIĄŻĘ / z zadziwieniem / Co? Co? CAR Bracie, skończmy waśnie, Spać mi się chce… / Książę chodzi po sali, widać w nim burzę wściekłości… bierze z kominka porcelanę i rozciska w dłoni… / WIELKI KSIĄŻĘ Dlaczegóż wasza mość cesarska Nie chce tej małej łaski? — Jam ci tron darował!… CAR Bracie, pohamuj wściekłość, co nozdrzami parska. WIELKI KSIĄŻĘ Przebacz, wasza cesarska mość, będę hamował, Lecz proszę, niech ten człowiek żyje. CAR Tyś morderca, Jeśli on nie morderca… Odejdź, bracie miły, Nie chce mi się zaglądać w brudy twego serca; Wolałbym dwumiesięczne rozrzucać mogiły. WIELKI KSIĄŻĘ Co? Nie rozumiem… CAR No! no! idź i bądź spokojny. WIELKI KSIĄŻĘ Bracie! bracie, z tygrysem nie zaczynaj wojny! Jam ci tron dał, na którym siedzisz, ja przy tronie Leżę jak lew brązowy; jeśli ja zawyję? Jeśli usłyszą ludy, że lew ryczy? żyje? Ludy przypomną, żem ja winien żyć w koronie, A ty w stajni, w kazernie musztrować szeregi… CAR Książę! widzę, że wina przelałeś nad brzegi; Co, tyś mi tron darował? Było go wziąść, bracie, Boś ty się w purpurowej urodził komnacie, Sto dział grzmiało nad twoją złocistą kołyską I dano ci greckiego cesarza nazwisko; Lecz potem matka twoja, żona Pawła cara, Zbrzydziła cię, wyrodku! Tyś miał nos Tatara, Zamiast ssać łono, tyś je pokąsał jak szczenię… Wyrosłeś. Przyszła matka i rzekła: «Tyś głupi» — A tobie powiedziało to samo sumnienie. Rzekła ci: «Daj tron bratu!», rzekłeś: «Niech brat kupi…» Więc kupiono u ciebie zrzeczenie się tronu. Było go wziąść… a co by ci zostało z plonu? Czy śmiałbyś w oczy matki spojrzeć okiem cara? A uśmiech jej? a słowo: Tyś głupi? a czara Nalana zmarszczonymi rękami twej matki?… WIELKI KSIĄŻĘ Carze! carze! truciznę schowaj na ostatki. Znałem was dobrze, katów bezczestnych i dumnych, Was matka nauczyła zabijać słowami. Dwóch było mądrych, trzeci głupi; do rozumnych Ktoś rzekł: «Waszego ojca udusim szarfami», Odpowiedzieli: «Dobrze». — Poszli… udusili… Pomnisz, Beningsen przyszedł i rzekł: «Pawła cara Udusiliśmy…» — rzekli: «Amen…» — Więc zabili, Sami zabili ojca — a na szarfy kara… Ha! szarfy wyrzucili jak zużyte sprzęty Za granice moskiewskie, na kraje sąsiadów; Darowali Europie gniazdo żółtych gadów. A do lochu rzucili zewłok ojca święty, Zaledwo ksiądz odszeptał jeden pacierz prędki. Nie wynieśliście trupa na tron złotolity? Bo spod nogi zabójców wyszedł zmięty, zbity, Podobny do tygrysa z błękitnymi cętki. Lecz naród krzyczał: «Syny! wyście nam ukradli Komedyją pogrzebu, łzy wasze książęce I widok miły królów, co tak nisko spadli… Wynieście ojca ciało; całujcie mu ręce! Bo my chcemy obaczyć, jakie to są cary, Których można zabijać bez sądu i kary?» Pamiętasz, jak zduszony kadzideł wyziewy Całowałeś tę rękę i całun żałobny?… A potem myłeś usta całą wodą Newy. O! jak ty jesteś, bracie, do ojca podobny, Patrzeć nie mogę! Zmyj twarz! zmyj twarz, podobieństwo… Bo ja patrzeć nie mogę… Bo rzucę przekleństwo, Które aż Bóg usłyszy… CAR To królewska zbrodnia. WIELKI KSIĄŻĘ A wszakże ci Sybircy, których karzesz co dnia, Mogą krzyczeć z kibitek: «Carze! z nami razem! Jedź z nami! bo zabiłeś ojca; niechaj katy Pocałują cię w czoło czerwonym żelazem…» Lecz ty lud trzymasz głupi, bez żadnej oświaty. Kilka kłosów z gwardyjskiej wyrosło równiny; Więc na Turków! — «Michale, wiedź ich…» — on nie umie… «Wiesz, czego chcę po tobie?» — Michał nie rozumie. «Głupcze — krzyknąłeś — podsadź pod szeregi miny I wysadź na powietrze!…» — Brat Michał dwa palce Do czoła — pokłon niemy — i odszedł — a w miesiąc Pod gwardią zatopione saletry padalce Wybuchnęły jak piorun… aż grunt musiał przesiąc Krwią ruską… Car się uśmiał… i rzekł: «To pomyłka!…» A wiesz, carze? że za to mało knuty! zsyłka!… Katorgi nawet mało!… CAR Bracie, twego serca Powstydziłby się może najęty morderca. Przypomnę ci zdarzenie… WIELKI KSIĄŻĘ Co? jakie? CAR Nie skłamię. Znałeś? / mówi kilka słów do ucha Księciu / WIELKI KSIĄŻĘ Carze! milcz! milcz! milcz! CAR Nie! aż cię połamię Słowami knutowymi… aż czoło wypiekę Do mózgu myśli twoich. WIELKI KSIĄŻĘ Carze! ja się wściekę! Milcz! CAR Milczeć?… Wszak nie jestem sumnieniem książęcia Ani pochlebcą płatnym… WIELKI KSIĄŻĘ Na wszystkie zaklęcia!… Milcz!… CAR Gdzie się owa piękna Angielka podziała? Lat szesnaście, dziecinna, płocha, jak śnieg biała, Z błękitnymi oczyma, na balach szczęśliwa, Na pół smutna, wesoła, mdlejąca i żywa; Tak nieświadoma uczuć i światowej burzy, Że mogłaby się kochać sercem w białej róży I bronić się kotarą zakrytego łoża Przed róż kwitnących wzrokiem… / Książę siada — i trzyma oczy wlepione w ściany / Na nią ręka boża Wysypała brylanty wszystkie i gwiazd ognie… Lekki twór kryształowy złamie się, nie pognie — Tak właśnie ona… WIELKI KSIĄŻĘ Ona… widzę ją… CAR W dzień pewny Przed dóm Angielki dworska zajeżdża kareta; Zapraszają lokaje na bal do królewny. W lekkich szatach niemyślna jak motyl kobieta Przyjeżdża, wiodą w zamek — w nieznane komnaty. Pyta, gdzie bal? gdzie światła? gdzie muzyka? kwiaty? Wszędzie cicho… prowadzą… wiesz, gdzie wprowadzona? Nie starłeś jeszcze z czoła śliny, którą plwała. Mściwy — wołasz… żołnierzy wściekłych rota cała… Wali się… WIELKI KSIĄŻĘ Nie kończ, carze! bo ci język skona! CAR Siedź i słuchaj! Wiem koniec zabawnej powieści. Na piękny żart się zdobył lubownik niewieści; Jak ukryć trupa? lato — nie włożyć do lodu? A trzeba skryć przed carem, przed posłem narodu, Z którego książę ukradł człowieka — gdzież schować? Jeden z przyjaciół księcia podjął się usługi, Nie zaniedbał wszelako włosów przemalować, Twarzy przekształcić… potem jak Pylades drugi, Wziąwszy odzież bogatą, krzyże, tytuł grafa, Najął w mieście część domu i zapłacił z góry. Do pokojów z meblami weszła wielka szafa; Co było w szafie? nie wiem — odźwiernego córy Myślały, że w niej szaty wieszano dziewicze. Zamknąwszy drzwi na zamek zniknął Pylad wierny. Upływa tydzień — drugi… szmery tajemnicze… Przez szpary do pokojów zagląda odźwierny, Nikogo… nagle krzyknął: «Zaraza! zaraza!», Więc drzwi wywalił, z szafy odbija żelaza, Okropnego coś razem wszystkie zmysły bije; W szafie szkielet człowieka topi się i gnije… Na trupie zapomniany brylant ogniem błyska. Ten pierścień mówił… i dwa powiedział nazwiska: Jej i twoje. — WIELKI KSIĄŻĘ / budzi się z głębokiego osłupienia — i mówi z wyciem stłumionym zrywając się z krzesła / Ha! carze! carze! znasz mordercę? Ja ci muszę te słowa nazad w gardło wdławić! Połknąłeś tajemnicę i nie możesz strawić? Pomogę mieczem… Ona w sercu? wydrę serce! Ona w mózgu? więc z mózgiem na ściany rozprysnę! Czy wiesz, że skoro szpadą z okna tego błysnę, Wnet czterdzieście tysięcy bagnetów poruszę. Na co? ja ci na gardle siądę i uduszę, Do szaf zamknę królewskich i wyjdę wesoły. Na ulicach Warszawy tłum ludu natrafię, «Cha! cha! cha! — zapytają — gdzie brat? gdzie car?» — «W szafie!» Cha! cha! Cara zamknąłem jak miecz kata goły W pochwę zgnilizny… Cha! cha! niechaj go rdza toczy! Niech lud czuje w powietrzu! A co? drżysz, mój bracie? Wiesz, żem silny jak tygrys… wiesz, że w tej komnacie Jesteś sam na sam ze mną… A co? patrz mi w oczy!… / Car spogląda w oczy brata… i patrzą długo na siebie, jeden drugiego chce wzrokiem przełamać… Konstanty pierwszy spuszcza oczy… i oddala się… chodzi po sali. Car uważa każde jego poruszenie i mówi do siebie… / CAR Dobrze! wyszedłem cało… ta moskiewska żmija Buntu dźwignąć nie mogła… myślą się zabija… Gdyby zamiast słów szpady dobył, już bym nie żył… Zamyślony — w zmarszczone czoło się uderzył; Muszę tę myśl uprzedzić… Konstanty!… WIELKI KSIĄŻĘ / odpasuje szpadę i podaje bratu / Niech wasza Cesarska mość tę szpadę weźmie… CAR Brat przeprasza… / Konstanty stoi milczący z czołem spuszczonym ku ziemi. Car bierze szpadę jego… potem podpisuje ułaskawienie Kordiana i zatknąwszy je na koniec szpady podaje księciu mówiąc: / Weź je razem ze szpadą. / Książę schyla głowę — bierze szpadę, potem dzwoni gwałtownie. Adiutant wchodzi… książę daje mu ułaskawienie / WIELKI KSIĄŻĘ Leć na plac Marsowy! Weź mego konia, zabij w galop — a leć ptakiem… Zanieś to… Biada! jeśli włos z Kordiana głowy Spadnie, nim ty dojedziesz. — / Adiutant wychodzi / CAR / ściskając dłoń wściekle / Mój brat… już Polakiem. SCENA OSTATNIA. PLAC MARSOWY / Z dala widać Kordiana przed plutonem żołnierzy. Na przodzie sceny Lud rozmawia / PIERWSZY Z LUDU Patrz! teraz kat nad głową łamie lśniącą szpadę. DRUGI Z LUDU Jaki to krzyk? czy krzyknął?… PIERWSZY Z LUDU Nie, usta ma blade I nic nie mówi — ale gdy kat szpadę łamał, Jakiś starzec padł z jękiem, może stary sługa?… DRUGI Z LUDU Więc mu wzięli szlachectwo… TRZECI Z LUDU Dekret dobrze skłamał: On jako chłop nie pójdzie do chłopskiego pługa, Pług po nim orać będzie… PIERWSZY Z LUDU Chcą zawiązać oczy — Nie pozwolił… DRUGI Z LUDU Oficer wystąpił po przedzie… Już ma komenderować… coś mi serce tłoczy! Podnieśli broń do oka… KRZYK W TŁUMIE Stój! Adiutant jedzie! PIERWSZY Z LUDU Oficer go nie widzi… rękę podniósł w górę. ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/kordian. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury. Wszystkie zasoby Wolnych Lektur możesz swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać pod warunkiem zachowania warunków licencji i zgodnie z Zasadami wykorzystania Wolnych Lektur. Ten utwór jest w domenie publicznej. Wszystkie materiały dodatkowe (przypisy, motywy literackie) są udostępnione na Licencji Wolnej Sztuki 1.3: https://artlibre.org/licence/lal/pl/ Fundacja Wolne Lektury zastrzega sobie prawa do wydania krytycznego zgodnie z art. Art.99(2) Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych. Wykorzystując zasoby z Wolnych Lektur, należy pamiętać o zapisach licencji oraz zasadach, które spisaliśmy w Zasadach wykorzystania Wolnych Lektur: https://wolnelektury.pl/info/zasady-wykorzystania/ Zapoznaj się z nimi, zanim udostępnisz dalej nasze książki. Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Dramaty [Maria Stuart ; Kordian ; Horsztyński ; Balladyna], wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1974 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Marta Niedziałkowska, Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska. ISBN-978-83-288-2856-8